[Event] Komplikacje
- Rokuramen Sennin
- Support
- Posty: 1033
- Rejestracja: 12 lut 2015, o 13:07
- Multikonta: Akihiko Maji i Jugo Misaki
Re: [Event] Komplikacje
MAPA MIASTA. Aktualnie znajdujecie się na placu w lewym dolnym rogu miasta. Dokładniejsze miejsca będę pokazywać w następnych postach.
Wasze wstępy były lekko skrócone, lecz jest to zastosowane głównie ze względu na jakieś "wprowadzenie" gdzie wasze postacie są i co robią. Później te zapisy oczywiście będą poszerzone.
0 x
Support i twórca najlepszego ramen w świecie shinobi
Re: [Event] Komplikacje
I oto nadeszła rewolucja. Rewolucja, która - tak jak każda poprzednia i każda następna - nie przyniosła ze sobą nic, poza krwią i śmiercią. Rewolucja, która zdejmując obrożę, założyła kolejną, jeszcze mocniej pozbawiającą oddechu.
Złudne poczucie bezpieczeństwa zgubiło Kami no Hikage. Nie trzeba było żelaznych bram, aby powstrzymać nadchodzących wrogów. Serce Świata było przeżarte złem od środka. Na własnym organizmie hodowało mrok myśląc, że otuliwszy się w jego całunie nic mu nie będzie grozić. Nie zdawało sobie sprawy, jak wielki błąd popełniło.
Aka stał nieruchomo, wpatrując się w scenę tępym, pustym wzrokiem. Jak zahipnotyzowany przyglądał się kolejnym czynom Shiro Ryu. Był świadkiem największego skurwysyństwa wszechświata i... nie mógł w to uwierzyć. Nie mógł pojąć faktu, że ktoś mógł popełnić tak podstępne, tak obrzydliwe plugastwo jak Suzumura Hanji. Brzydził się nim, gdyby mógł - splunąłby mu w ten żmijowaty pysk. Czarnowłosy nie potrafił dopuścić do siebie myśli, że na jego oczach zmienia się cały świat. Nie mógł uwierzyć, że fundamenty królestwa właśnie runęły w dół, pogrzebując ze sobą całą ich przeszłość.
Nie mogla uwierzyć i Ayame, czerwonowłosa z klanu Uchiha. Jej oczy zalały się łzami. Akiego przeszedł strach, ogromny strach, przerażenie którego nigdy wcześniej nie czuł i zapewne nigdy nie poczuje. Oto widział, jak umiera kolejna z jego rodu. Oto widział, jak ginie kobieta z jego rodu, nie zdążywszy pożegnać się nawet z bliskimi. Oto widział, jak gaśnie kolejny Ogień Uchiha.
Chciał ruszyć do przodu, lecz nogi zastygły w miejscu. Chciał wrzeszczeć z całych sił, lecz nieznana moc zacisnęła mu dłoń na gardle i nie chciała puścić. Trzymała go za gardziel i kazała mu przyglądać się, jak kolejna kobieta z jego rodziny ginie. Jedyne co mógł, to otworzyć usta w niemym krzyku.
Śmierć zebrała żniwo. Lecz jej oczodoły nie były puste, Shikarui się mylił. Jej oczy były przesycone złem i nienawiścią. Nie była łagodna, nie brała w objęcia. Ona z hukiem wyrywała duszę, śmiejąc się przy tym złowieszczo, a jej śmiech rozbijał się echem o mury Kami no Hikage.
Ruszyła maszyna, której nigdy nie mógł zatrzymać. Ayame upadła jako trzecia - jej ciało upadło na scenę, tępym grzmotnięciem wywołując u Akiego ból, którego prawdopodobnie nie zapomni do końca życia. Ból niemocy. Ogarnęła go potworna żałość, że nie zrobił nic, aby uratować swoją krewną. Że stojąc tak blisko sceny sparaliżował go strach. Bo co innego mogło być tego przyczyną? Dlaczego nikt nie ruszył na pomoc radnym?
Lekko otwarte usta zdradzały wszystko. Jego oczy były puste, zaszklone, jakby spoglądające gdzieś daleko poza horyzont. Był w szoku. Chciało mu się... po prostu płakać. Tak, bardzo tego potrzebował. Chciał po prostu paść na ziemię i zacząć ryczeć. Ogarniała go panika, oddech był szybki i nierówny, dławił się własnym powietrzem. Zaczął się trząść wiedząc, że nikt już mu nie pomoże. Choć stał pewnie, wyprostowany, to niewiele brakowało aby nogi mu się ugięły. Ostatkami sił bronił się przed upadkiem. Targały nim wewnętrzne krzyki, każdy mówiący co innego. Nie wiedział już, co czuje. Widział przed sobą strach, złość i bezsilność. Czuł wszystkie emocje jednocześnie, lecz każda twarz mówiła mu co innego. Chciał wyrzucić to wszystko z siebie.
Oto upadło jego królestwo - świat, w którym został wychowany.
Przerażająca cisza trwała nienaturalnie długo. Jak gdyby ktoś pozbawił cały świat dźwięku, zatrzymał czas w miejscu, nie pozwolił powietrzu drgać.
I wtedy się zaczęło.
Tłum ryknął wieloma głosami, które połączone ze sobą utworzyły niezrozumiały jazgot, przypominający swym dźwiękiem kwik zarzynanej świni. I nie było to wcale dalekie od prawdy, bowiem ludzie zaczęli padać - jeden pod drugim. Pędzili ślepo przed siebie, jak bydło gnane na rzeź. Słyszał, jak tratują się wzajemnie. Nie patrzyli, co robią. Uciekali, ile tylko sił mieli w nogach. Ich celem nie była walka, lecz przetrwanie. Uciekali za wszelką cenę, zabijając tych, którzy jeszcze przed chwilą stali obok nich.
Uchiha przymknął oczy, jak gdyby chcąc odciąć się od tych przerażających widoku. Lecz nie mógł. Słyszał, jak kolejne kości łamią się pod ciężarem ludzkiego ciała, jak ludzie depczą się, skręcają karki, jak wrzeszczą o pomoc. Lecz ona nie nadchodziła. Nie mogła nadejść. Jeśli upadłeś, nie było już dla Ciebie ratunku. I tylko ta myśl, tak bardzo głęboko zakorzeniona w jego przekonaniach o życiu pozwoliła mu utrzymywać się dalej na nogach. To był jego Ogień, który wciąż płonął. Choć próbowano go stłamsić, on na przekór wciąż odradzał się na nowo.
Gdy otworzył oczy, nie zastał już tego co poprzednio. Świat był spowity mgłą i dymem, które skutecznie mąciły w umysłach ludzi, nie pozwalając im na skuteczną orientację w terenie. Gdzie był? Czy to Piekło, czy dopiero droga do niego? Nie wiedział. Lecz każdą ścieżkę można zmienić, nigdy nie jest za późno.
Pięści zacisnęły się mocno, naciągając skórę do granic możliwości. Aka odwrócił się w stronę swoich towarzyszy. Pustym wzrokiem po Inoshi i Shikaruiu, ogarniając ich od góry do dołu. Zatrzymał swoje spojrzenie na jego pierwszym towarzyszu, spoglądając się w lawendowe oczy. Nic nie mówił, nic nie szeptał, jego twarz zdradzała jedynie smutek. Wiedział, co powinien zrobić. Wiedział, co musi zrobić. Odwrócił się do nich plecami.
I bez słowa puścił się w tłum.
Nasłuchiwał wołania Smoków.
Złudne poczucie bezpieczeństwa zgubiło Kami no Hikage. Nie trzeba było żelaznych bram, aby powstrzymać nadchodzących wrogów. Serce Świata było przeżarte złem od środka. Na własnym organizmie hodowało mrok myśląc, że otuliwszy się w jego całunie nic mu nie będzie grozić. Nie zdawało sobie sprawy, jak wielki błąd popełniło.
Aka stał nieruchomo, wpatrując się w scenę tępym, pustym wzrokiem. Jak zahipnotyzowany przyglądał się kolejnym czynom Shiro Ryu. Był świadkiem największego skurwysyństwa wszechświata i... nie mógł w to uwierzyć. Nie mógł pojąć faktu, że ktoś mógł popełnić tak podstępne, tak obrzydliwe plugastwo jak Suzumura Hanji. Brzydził się nim, gdyby mógł - splunąłby mu w ten żmijowaty pysk. Czarnowłosy nie potrafił dopuścić do siebie myśli, że na jego oczach zmienia się cały świat. Nie mógł uwierzyć, że fundamenty królestwa właśnie runęły w dół, pogrzebując ze sobą całą ich przeszłość.
Nie mogla uwierzyć i Ayame, czerwonowłosa z klanu Uchiha. Jej oczy zalały się łzami. Akiego przeszedł strach, ogromny strach, przerażenie którego nigdy wcześniej nie czuł i zapewne nigdy nie poczuje. Oto widział, jak umiera kolejna z jego rodu. Oto widział, jak ginie kobieta z jego rodu, nie zdążywszy pożegnać się nawet z bliskimi. Oto widział, jak gaśnie kolejny Ogień Uchiha.
Chciał ruszyć do przodu, lecz nogi zastygły w miejscu. Chciał wrzeszczeć z całych sił, lecz nieznana moc zacisnęła mu dłoń na gardle i nie chciała puścić. Trzymała go za gardziel i kazała mu przyglądać się, jak kolejna kobieta z jego rodziny ginie. Jedyne co mógł, to otworzyć usta w niemym krzyku.
Śmierć zebrała żniwo. Lecz jej oczodoły nie były puste, Shikarui się mylił. Jej oczy były przesycone złem i nienawiścią. Nie była łagodna, nie brała w objęcia. Ona z hukiem wyrywała duszę, śmiejąc się przy tym złowieszczo, a jej śmiech rozbijał się echem o mury Kami no Hikage.
Ruszyła maszyna, której nigdy nie mógł zatrzymać. Ayame upadła jako trzecia - jej ciało upadło na scenę, tępym grzmotnięciem wywołując u Akiego ból, którego prawdopodobnie nie zapomni do końca życia. Ból niemocy. Ogarnęła go potworna żałość, że nie zrobił nic, aby uratować swoją krewną. Że stojąc tak blisko sceny sparaliżował go strach. Bo co innego mogło być tego przyczyną? Dlaczego nikt nie ruszył na pomoc radnym?
Lekko otwarte usta zdradzały wszystko. Jego oczy były puste, zaszklone, jakby spoglądające gdzieś daleko poza horyzont. Był w szoku. Chciało mu się... po prostu płakać. Tak, bardzo tego potrzebował. Chciał po prostu paść na ziemię i zacząć ryczeć. Ogarniała go panika, oddech był szybki i nierówny, dławił się własnym powietrzem. Zaczął się trząść wiedząc, że nikt już mu nie pomoże. Choć stał pewnie, wyprostowany, to niewiele brakowało aby nogi mu się ugięły. Ostatkami sił bronił się przed upadkiem. Targały nim wewnętrzne krzyki, każdy mówiący co innego. Nie wiedział już, co czuje. Widział przed sobą strach, złość i bezsilność. Czuł wszystkie emocje jednocześnie, lecz każda twarz mówiła mu co innego. Chciał wyrzucić to wszystko z siebie.
Oto upadło jego królestwo - świat, w którym został wychowany.
Przerażająca cisza trwała nienaturalnie długo. Jak gdyby ktoś pozbawił cały świat dźwięku, zatrzymał czas w miejscu, nie pozwolił powietrzu drgać.
I wtedy się zaczęło.
Tłum ryknął wieloma głosami, które połączone ze sobą utworzyły niezrozumiały jazgot, przypominający swym dźwiękiem kwik zarzynanej świni. I nie było to wcale dalekie od prawdy, bowiem ludzie zaczęli padać - jeden pod drugim. Pędzili ślepo przed siebie, jak bydło gnane na rzeź. Słyszał, jak tratują się wzajemnie. Nie patrzyli, co robią. Uciekali, ile tylko sił mieli w nogach. Ich celem nie była walka, lecz przetrwanie. Uciekali za wszelką cenę, zabijając tych, którzy jeszcze przed chwilą stali obok nich.
Uchiha przymknął oczy, jak gdyby chcąc odciąć się od tych przerażających widoku. Lecz nie mógł. Słyszał, jak kolejne kości łamią się pod ciężarem ludzkiego ciała, jak ludzie depczą się, skręcają karki, jak wrzeszczą o pomoc. Lecz ona nie nadchodziła. Nie mogła nadejść. Jeśli upadłeś, nie było już dla Ciebie ratunku. I tylko ta myśl, tak bardzo głęboko zakorzeniona w jego przekonaniach o życiu pozwoliła mu utrzymywać się dalej na nogach. To był jego Ogień, który wciąż płonął. Choć próbowano go stłamsić, on na przekór wciąż odradzał się na nowo.
Gdy otworzył oczy, nie zastał już tego co poprzednio. Świat był spowity mgłą i dymem, które skutecznie mąciły w umysłach ludzi, nie pozwalając im na skuteczną orientację w terenie. Gdzie był? Czy to Piekło, czy dopiero droga do niego? Nie wiedział. Lecz każdą ścieżkę można zmienić, nigdy nie jest za późno.
Pięści zacisnęły się mocno, naciągając skórę do granic możliwości. Aka odwrócił się w stronę swoich towarzyszy. Pustym wzrokiem po Inoshi i Shikaruiu, ogarniając ich od góry do dołu. Zatrzymał swoje spojrzenie na jego pierwszym towarzyszu, spoglądając się w lawendowe oczy. Nic nie mówił, nic nie szeptał, jego twarz zdradzała jedynie smutek. Wiedział, co powinien zrobić. Wiedział, co musi zrobić. Odwrócił się do nich plecami.
I bez słowa puścił się w tłum.
Nasłuchiwał wołania Smoków.
ATRYBUTY PODSTAWOWE:
SIŁA 41
WYTRZYMAŁOŚĆ 41
SZYBKOŚĆ 45
PERCEPCJA 45
PSYCHIKA 1
KONSEKWENCJA 1
KONTROLA CHAKRY C
MAKSYMALNE POKŁADY CHAKRY: 104%
SIŁA 41
WYTRZYMAŁOŚĆ 41
SZYBKOŚĆ 45
PERCEPCJA 45
PSYCHIKA 1
KONSEKWENCJA 1
KONTROLA CHAKRY C
MAKSYMALNE POKŁADY CHAKRY: 104%
0 x
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: [Event] Komplikacje
[youtube]https://www.youtube.com/watch?v=vhwDxNqWtxk[/youtube]
Pamiętasz? Niektóre słowa były trucizną. Sączyły się do uszu i oszałamiały. Inne zabijały natychmiast. Sama nie wiem, która z tych opcji dotknęła Radę Dwunastu. Nie wiem też, co musiał czuć Sau – i Shikarui też tego nie wiedział. Emocje biegające po twarzach, emocje błyszczące w oczach i czystość łez wylewanych – tylko po co? Nad czym tu płakać? Nad własnym losem? Zdradą? Nie wiemy, czy ta śmierć nie była zbyt gwałtowna, albo czy czasem nie wydłużano jej do katuszy. Śmieszne, że główny aktor tego teatru nie zdążył jeszcze wypowiedzieć zbyt wielu słów, a już wszyscy biorący udział w przedstawieniu byli sparaliżowani. Niektórzy powiedzieliby, że tragiczne, a Ty? Shikarui nie był na tyle wesoły, żeby śmiać się z obłoków dymu i jadu zabijającego od środka – nie był też jednak na tyle empatyczny, by uznać to za tragedię. Świat się po prostu toczył – tak jak zawsze, a on przechodził gdzieś obok. Nie widząc przyjaźni i strzaskanego zaufania, które rozbiło się w pył na deskach teatru i nie potrafiąc docenić kunsztu gry aktorskiej. Łez, które czystym strumieniem płynęły bez słowa i gniewu, który słusznie rozpalał drewno pod nogami. Widzieć a dostrzegać to dość mocna różnica. Oczy czarnowłosego widziały naprawdę bardzo wiele – czy to wystarczyło, skoro nadal był jak ślepiec puszczony z barankami na rzeź? Nie pytał o to, co to wszystko ma znaczyć, bo dla niego nie znaczyło nic. Tak jak nic dla niego nie znaczył dramat, który krwistym kwiatem rozkwitał coraz bardziej – miasto płonęło a wraz z nim płonęły marzenia, sny i nadzieje – na co? Pewnie na jakieś lepsze jutro. Głosy łatwo w tej wrzawie tonęły. Muzyka przepełniona agresją, muzyka dla uszu tych, którzy uwielbiają królować, rozkładać swe ręce nad barankami bożymi, obwieszczając się nowym bóstwem. I chociaż nic go to wszystko nie obchodziło – nadal czuł się dokładnie tak, jak to opisał Sau – trafiony cegłą w czoło. Zastój został przerwany przez nagły zryw. Zimny dreszcz, który wcześniej Shikarui poczuł na karku i który zjechał wzdłuż jego kręgosłupa nie miał niczego wspólnego z panującą tutaj pogodą. Powiadają, że im bliżej drugiego człowieka tym cieplej. I nie potrzebował być empatą, żeby wiedzieć, że zarówno Aka jak i Inoshi tego ciepła teraz potrzebowali. A on sam? Cóż, przecież nikt jeszcze nie widział lodu, który lubiłby jakiekolwiek ciepło. Co jakiś czas popychał niesforną dwójkę. Zmuszał ich do tego, by szli. By nie oglądali się z siebie. I byli w takim szoku, że rzeczywiście szli bez żadnego mruknięcia, bez żadnego sprzeciwu. Byli dość blisko wody, portu, tylko czy to rozsądne udawać się tam teraz? Jeśli tutaj nastąpił zamach, prawdopodobnie wszelkie drogi ucieczki zostały odcięte. Sądząc po tym, co było mówione na scenie... Shiro ryu – tutejsi strażnicy w płaszczach. Strażnik ze złotym smokiem. Sanada się nad tym nie rozwodził, nie dumał, nie zastanawiał się. Jedyne, nad czym się zastanawiał to jak znaleźć schronienie, które pozwoli przeczekać najgorszy gwałt. I jak to mówią – najciemniej pod latarnią! Inoshi mogła krzyczeć ile chciała. Wykrzykiwać wszystkie pytania w przestrzeń, które i tak ginęły całkowicie w krzyku wszystkich pozostałych ludzi. Tak jak Shikarui nie dbał o to, co czuli ludzie z Rady i liderzy klanów, tak i nie troszczył się o to, co czuła ta dwójka, z którą zatrzymał się w końcu w boku alejki, rozglądając wokół, próbując znaleźć miejsce, którym najlepiej będzie wyjść – gdziekolwiek! Wejście do katakumb? Czy podziemia były tutaj rozwiązaniem? Shikarui spojrzał w dół, pod siebie, uderzając mocniej nogą w twardą glebę. Nie było nawet pewności, czy takowe się tutaj znajdują.
A czas uciekał.
Wyłapywał kolejne słowa. Słuchał, obserwował otoczenie i szukał jednocześnie drogi wyjścia z tej klatki dla szczurów. Żadne okno w domu, żadne drzwi nie otwierały się. Zresztą pakowanie się do domu też mogło nie być najbardziej bezpieczne. Mieli do czynienia z drapieżnikami, które przerastały lwy, tygrysy, wilki i żmije. Wobec nich nie było silnych – byli tylko wystarczająco głupi albo wystarczająco odważni. Shikarui go słuchał, a w pewnym momencie zapatrzył się na niego niby oczarowany. Nie był Meduzą, choć kąsał trucizną słów. Nie zamrażał spojrzeniem, choć zamroził wszystkich Radnych. Więc kim? Jego słowa nie wpuszczały trucizny do krwi Jugo, a jednak hipnotyzowały. Brzmiały tak słodko jak słodki był hibiskus z miodem. Nowa era. Nowa era bez zwierzchnictw, bez głupców pętających węzy na szyi. Czy nie to samo mówił jeszcze wczoraj Aka? I czy to aby na pewno było wczoraj? Wyplenienie zła ogniem i błyskawicami. Tylko... co to było? Czym było to przerażenie? Kim był...
Shikarui nawet nie mrugnął, kiedy z palca Hanjiego wystrzelił promień, który przeszył zdumionego mężczyznę. Naprawił swój błąd – zniszczył to, co było niedoskonałe.
Oto wspaniały świat nie dyktowany przez głupców.
Mężczyzna wyciągnął coś podczas swojej bogatej przemowy, nacisnął, a wybuch wstrząsnął okolicą. To już sprawiło, że Sanada przymknął oczy, rażony nagłą jasnością buchających płomieni, które sięgnęły po najbliżej stojących ludzi. Zaraz za płomieniami ruszyli ci, których mężczyzna opisał swoimi Jeźdźcami.
Dojrzał Kaito z jakimś chłopakiem w tym tłumie – byli dość blisko. Dalej była również Chise z Shigą, który zapewne zaraz wyrwie w przód. Czuł zapach krwi, prawda? Na pewno tak samo wyraźnie, jak Shikarui czuł zapach popiolu i dymu. Parę osób stało na dachach. Jednego z nich doskonale rozpoznawał – Murai, znany ze sławnego turnieju na pustyni. Jak rzeźba zbudowana z kamienia obserwował wszystko z góry ze swoimi towarzyszami. Byli nawet tacy odważni, co wyzywali Jeźdźców. Ci chyba jednak nic sobie z tego nie robili. Tak samo jak z tego, że jeden samozwaniec, wielki, rosły mężczyzna, dobrnął pod samą scenę. Większość ludzi pytałaby pewnie siebie w tym momencie o to, kto jest tu wrogiem a kto przyjacielem. Bo – kto? W kogo lepiej było wymierzyć ostrze miecza? Shikarui nie rozważał tego na płaszczyźnie całkowicie ludzkiej. Chłodna logika dyktowała kolejne posunięcia. Szukaj zwyciężonych i to w nich nie strzelaj. Pozbawiony jakichkolwiek zasad moralności Jugo nie miał z tym najmniejszego problemu. Zresztą w sytuacjach takich jak ta ludzie bardzo często zamieniali się w zwierzęta. Widząc wszystko, co tutaj się dzieje, jedyną sensowną opcją było oddalenie się i nie branie udziału w tych walkach. Tylko że Aka zadecydował za niego. Jego smutna twarz i puste spojrzenie. Wypalone. Panika i kolejna burza we wnętrzu Inoshi. Te chłodne kalkulacje nie brały pod uwagę tak gorących i wybuchowych uczuć. To, że ciągle miał na nich oko niczego nie zmieniało. A już na pewno nie zmieniało ich uczuć i decyzji podjętej przez przedstawiciela rodu Uchiha.
- Aka! – Warknął Sanada, wyciągając po niego dłoń, ale te już śmignął do przodu. To był pierwszy raz, kiedy zwrócił się do niego po imieniu.
Oby nie ostatni.
- Za mną. – Rzucił krótką komendę do Inoshi.
Shikarui sięgnął po łuk i ruszył za Uchihą, gotów strzelać do każdego, kto stanie na drodze Akiego lub uniesie na niego broń. Nawet jeśli będzie musiał strzelić do samych Jeźdźców, choć... dobrze wiedział, jakie to samobójstwo. Zwracanie na siebie uwagi tych ludzi to samobójstwo. Plątanie się tutaj to samobójstwo. Czyli... idealne miejsce, w którym wszyscy powinni się znaleźć, czyż nie? Przede wszystkim zamierzał jednak dogonić chłopaka. Chłodna mgła opadała na ciało, wilgoć skraplała się na krańcach rzęs i wsiąkała w ubranie. Ciężko było powiedzieć, czy Aka cokolwiek widział w tej mgle. Stop me.
Say you wanna stop me... STATY:
Ukryty tekst
PRZEDMIOTY PRZY SOBIE (WIDOCZNE): Średni łuk, kołczan - 20 strzał, torba na tyłku, mały zwój przytroczony do pasa, czarny płaszcz
TECHNIKI:
Ukryty tekst
Ukryty tekst
UŻYTE TECHNIKI:
Ukryty tekst
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
- Kaito
- Gracz nieobecny
- Posty: 462
- Rejestracja: 11 sty 2018, o 21:08
- Wiek postaci: 17
- Ranga: Dōkō
- Krótki wygląd: ♠ kruczoczarne włosy
♠ błękitne oczy
♠ rekinie kły
♠ 178 cm wzrostu, szczupły
♠ ubiór: szara koszulka, niebieska zbroja z białym futerkiem wokół kołnierza, bojówki z wieloma kieszeniami, czarne trapery - Widoczny ekwipunek: ♠ czarne rękawiczki z blaszką, bez palców
♠ torba umieszczona tam, gdzie plecy kończą swą szlachetną nazwę
♠ kabura umieszczona na prawym udzie
♠ sztylet u boku - Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=4734
Re: [Event] Komplikacje
Chaos… to jedno słowo oddawało praktycznie sedno wydarzeń, w których sercu znalazło się nie tylko rodzeństwo Hozuków, ale i tłumy przedstawicieli innych członków różnych rodów i szczepów, a także cywili. Bracia dopięli swego i uciekali ile sił w nogach jak najdalej od sceny, przez co do uszu Kaito dochodziły już tylko urywki rozmów oficjeli, a z czasem i one nie mogły się przebić przez wzgląd na sporą odległość i przejmujące wrzaski spanikowanych gości. Chyba nikt nie spodziewał się, że ten festiwal przerodzi się w największy z sennych koszmarów, a przy tym pochłonie tyle nieskalanych istnień. Lwia część ludności przybyła tutaj tylko po to, by dobrze zjeść, zaznać trochę rozrywki, a nagle okazało się, że muszą walczyć o życie własne i swoich bliskich. Krok za krokiem Ame i jego czarnowłosy braciszek zbliżali się do bezpieczniejszego miejsca, a przynajmniej w taką wersję wydarzeń wierzyli. Droga jednak wcale nie była taka prosta, być może Kaito miał przewagę dzięki swym wrodzonym zdolnościom, ale już niebieskowłosemu o wiele trudniej było się poruszać w tym zamieszaniu, szczególnie po tym jak wilgotna aura zaczęła unosić się w powietrzu, skutecznie ograniczając wszystkim widoczność. Ame wpadł na jakąś blondwłosą kobietę z Zakonu i stracił równowagę, ale młodszy z rodzeństwa cały czas baczył na jego bezpieczeństwo i w ostatniej chwili zdołał go uratować przed bolesnym upadkiem. Całe szczęście, bo w tym przypadku poobijane kolana byłyby ich najmniejszym zmartwieniem. Zważywszy na liczbę uciekinierów, niebieskowłosy mógł zostać po prostu zadeptany na śmierć. Cholera, kto by pomyślał, że ta podróż sprawi, że wpakują się w taki syf.
Nie trzeba było długo czekać na rozwój wydarzeń. Po chwili całą okolicą wstrząsnął wybuch roznoszący się mniej więcej z okolic pałacu. Kaito nawet nie musiał się specjalnie koncentrować, by odnaleźć jego źródło. W końcu wszystkie, jak się wydawało, najgorsze i najbardziej niebezpieczne jednostki skupiły się właśnie wokół wcześniej unieruchomionej Rady. Mimo tego szesnastolatek odwrócił wzrok w tamtym kierunku, jakby z nadzieją, że zdoła zauważyć coś pośród mlecznej mgły. Niestety samo wykrywanie i rozpoznawanie wcześniej poznanych źródeł chakry, jakkolwiek użyteczne, kompletnie go nie uspokajało i nie wystarczało mu do realnej oceny sytuacji. Pozbawiony zmysłu wzroku czuł się jeszcze bardziej zagubiony, a słysząc to przeraźliwsze i głośniejsze wrzaski, zdał sobie sprawę z tego, że to nie był wcale najlepszy plan. Może i dzięki unoszącej się aurze pozostawali w jakimś stopniu niewykrywalni, ale czy w tym momencie miało to jakiekolwiek znaczenie? Za to ta nieprzejrzysta para uniemożliwiała im obserwację pobliskiego terenu, a co gorsza, utrudniła ucieczkę wielu innym tu zebranym i jak łatwo się było domyślić, przyczyniła się do spotęgowania liczby ofiar. Czarnowłosy Kantańczyk chciał się skonsultować z bratem, naprawić ten błąd, kiedy nagle usłyszał krzyk; głos należał do jakiejś młodej kobiety, ale Kaito niestety jej nie widział. Mógł się tylko domyślać, że należała do osadniczej straży lub tych członków Zakonu, którzy nie zostali owładnięci manią wybijania każdego po kolei. Słyszał jak wzywała wszystkich zdolnych do niesienia oręża, by pomogli w ewakuacji miasta. To właśnie wtedy coś go tchnęło. Z jednej strony chciał się znaleźć jak najdalej tego rozgardiaszu, ale z drugiej… czy nie po to został shinobim, by nie pomóc bezbronnym istotom, kiedy okoliczności ewidentnie tego od niego wymagały? W ogólnej panice zapomniał chyba o najważniejszych wartościach i rzucił się z bratem w bezsensowną pogoń. Nie tylko zachował się jak tchórz… ba, ich działania wręcz zagrażały bezpieczeństwu tych, którzy nie mogli poszczycić się sprytem, umiejętnością wykonywania zaawansowanych technik, czy niezwykle wyćwiczonym ciałem.
- To chyba nie był najlepszy pomysł, Ame. – Mruknął do brata niezbyt głośno, ale w jego głosie słyszalna była nuta stanowczości i może… pewnej dojrzałości? Nie zamierzał też przesadnie obwiniać siebie i starszego brata o to w jaki sposób zareagowali wcześniej na nie wiadomego pochodzenia zagrożenie. Byli przecież jeszcze młodymi, niedoświadczonymi wojownikami, a teraz można by powiedzieć i nie byłaby to nawet przenośnia, że poruszali się niczym dzieci we mgle. Zadziałał instynkt przetrwania, ale sumienie nie pozwalało Kaito brnąć dalej w nieznanym sobie kierunku, kiedy jedynym co po sobie pozostawiali, były tylko zgliszcza.
Nie był nadal pewien, co powinien zrobić. Nawet jeżeli wcześniej starał się zapamiętać chakrę istotnych w jego mniemaniu osób, to i tak nie wiedziałby przecież do kogo powinni się zbliżyć lub kogo powinni unikać. Nie miał pojęcia, kto z tutaj obecnych stanąłby po stronie jego i Ame, o ile w ogóle dla kogokolwiek mogli mieć jakieś znaczenie. Poza tym… czy nadal można było tutaj mówić o jakichś stronach konfliktu? Ta myśl sprawiła, że czarnowłosy Kantańczyk podjął ostateczną decyzję.
- Jak chcesz, to wiej, ale słyszałeś słowa tej kobiety. Nie zostaliśmy ninja po to, by przez całe życie uciekać. – Mruknął do starszego brata, pozwalając mu samodzielnie rozegrać ten scenariusz. Co prawda nie chciał go zostawiać samego i w głębi duszy liczył na to, że Ame ruszy za nim, ale nawet jeśli by tak nie było, to Kaito nie mógł przystać na ich wcześniejszy plan. Nie na darmo wspomniał też o „ucieczce przez całe życie”. W przeszłości mieli może sporo szczęścia podczas krwawej jatki w Piaskach, ale jak dalej wyglądała ich historia? Włóczyli się z jakąś karawaną, ukrywając się przed wojownikami Novum Ordo. Byli wiecznymi uciekinierami, a chyba nie po to tak ciężko trenowali, nie po to uczyli się tych wszystkich technik, by do końca swych dni pozostać bezużytecznymi karaluchami.
Nie wiedział czy podjął właściwy wybór. Tak naprawdę wiele ryzykował, zważywszy na to, że był wyspiarzem na obcych włościach. Odnosił jednak wrażenie, że w tym chaosie nikogo już nie obchodziła przynależność do rodu czy szczepu, czy zrodzenie się na konkretnej ziemi. Kobieta z Zakonu uświadomiła mu, że niezależnie od tego pomiędzy kim a kim rozgrywała się ta wojenka, cierpieli niewinni, bezbronni ludzie, a on nie mógł na to pozwolić. Jego serce wreszcie zaczęło wyrywać się z piersi, być może pchając go niepotrzebnie i brawurowo w sam wir brutalnych wydarzeń, ale przynajmniej w tym momencie sumienie podpowiadało mu, że podjął słuszną decyzję.
Dzięki wcześniejszemu krzykowi różowowłosej (choć tego charakterystycznego koloru prawdopodobnie nie mógł jeszcze dostrzec) mógł mniej więcej zlokalizować pozycję ninja należących do Kręgu. Mimo nadal targających nim wątpliwości, ruszył w ich kierunku, uważając przy tym, by na nikogo nie wpaść, a co ważniejsze: by nie dać się przez innych stratować. Co jakiś czas rozglądał się czy faktycznie Ame podążył za nim, ale starał się oczyścić swoje myśli i nie zamartwiać się, jeżeli ten jednak obrałby inny kierunek. Musiał zachować zimną krew i trzeźwy umysł, jeśli chciał wyjść z tego cało.
- Chciałbym pomóc w ewakuacji cywilów. Proszę o instrukcje. – Wygłosił swą gotowość do walki dopiero, kiedy znalazł się wśród osób proszących wcześniej o pomoc. Nie sądził, że jest ich tylko taka garstka. Wydawało się, że liczba strażników i niesprzymierzonych z agresorem członków Zakonu była zdecydowanie zbyt mała w porównaniu do skali wydarzenia. W tym przypadku faktycznie wsparcie nawet ze strony kogoś tak niedoświadczonego jak on mogła uratować wiele istnień. Problem tkwił jednak w tym, że Kaito nigdy nie miał okazji znaleźć się w tak okrutnych warunkach, a co za tym idzie, nie miał zielonego pojęcia za co powinien się zabrać. Miał nadzieję, że ci bardziej wykwalifikowani shinobi nieco go poinstruują, by mógł podjąć realne działania mające na celu zminimalizowanie niewinnych ofiar. Może i był niedoświadczony, ale nie był przecież słaby! A w tym momencie chciał pokazać, że nawet ktoś taki jak on, wiecznie niedoceniany przez ojca przez wzgląd na nieodziedziczenie klanowego Kekkei Genkai i dawniej o wiele bardziej roztrzepany charakter, też może być „małym bohaterem”. Mimo tego starał się zachować w swej heroicznej akcji czujność i mówić tak, by nie eksponować swojego rekiniego uzębienia. Nie mógł przecież być pewien tego, kto jest wrogiem, a kto przyjacielem i czy ktoś rzeczywiście nie wziął sobie za punkt honoru wymordowanie wszystkich wyspiarzy, którzy śmieli w ogóle pojawić się na uroczystości organizowanej przez Radę.
Nie trzeba było długo czekać na rozwój wydarzeń. Po chwili całą okolicą wstrząsnął wybuch roznoszący się mniej więcej z okolic pałacu. Kaito nawet nie musiał się specjalnie koncentrować, by odnaleźć jego źródło. W końcu wszystkie, jak się wydawało, najgorsze i najbardziej niebezpieczne jednostki skupiły się właśnie wokół wcześniej unieruchomionej Rady. Mimo tego szesnastolatek odwrócił wzrok w tamtym kierunku, jakby z nadzieją, że zdoła zauważyć coś pośród mlecznej mgły. Niestety samo wykrywanie i rozpoznawanie wcześniej poznanych źródeł chakry, jakkolwiek użyteczne, kompletnie go nie uspokajało i nie wystarczało mu do realnej oceny sytuacji. Pozbawiony zmysłu wzroku czuł się jeszcze bardziej zagubiony, a słysząc to przeraźliwsze i głośniejsze wrzaski, zdał sobie sprawę z tego, że to nie był wcale najlepszy plan. Może i dzięki unoszącej się aurze pozostawali w jakimś stopniu niewykrywalni, ale czy w tym momencie miało to jakiekolwiek znaczenie? Za to ta nieprzejrzysta para uniemożliwiała im obserwację pobliskiego terenu, a co gorsza, utrudniła ucieczkę wielu innym tu zebranym i jak łatwo się było domyślić, przyczyniła się do spotęgowania liczby ofiar. Czarnowłosy Kantańczyk chciał się skonsultować z bratem, naprawić ten błąd, kiedy nagle usłyszał krzyk; głos należał do jakiejś młodej kobiety, ale Kaito niestety jej nie widział. Mógł się tylko domyślać, że należała do osadniczej straży lub tych członków Zakonu, którzy nie zostali owładnięci manią wybijania każdego po kolei. Słyszał jak wzywała wszystkich zdolnych do niesienia oręża, by pomogli w ewakuacji miasta. To właśnie wtedy coś go tchnęło. Z jednej strony chciał się znaleźć jak najdalej tego rozgardiaszu, ale z drugiej… czy nie po to został shinobim, by nie pomóc bezbronnym istotom, kiedy okoliczności ewidentnie tego od niego wymagały? W ogólnej panice zapomniał chyba o najważniejszych wartościach i rzucił się z bratem w bezsensowną pogoń. Nie tylko zachował się jak tchórz… ba, ich działania wręcz zagrażały bezpieczeństwu tych, którzy nie mogli poszczycić się sprytem, umiejętnością wykonywania zaawansowanych technik, czy niezwykle wyćwiczonym ciałem.
- To chyba nie był najlepszy pomysł, Ame. – Mruknął do brata niezbyt głośno, ale w jego głosie słyszalna była nuta stanowczości i może… pewnej dojrzałości? Nie zamierzał też przesadnie obwiniać siebie i starszego brata o to w jaki sposób zareagowali wcześniej na nie wiadomego pochodzenia zagrożenie. Byli przecież jeszcze młodymi, niedoświadczonymi wojownikami, a teraz można by powiedzieć i nie byłaby to nawet przenośnia, że poruszali się niczym dzieci we mgle. Zadziałał instynkt przetrwania, ale sumienie nie pozwalało Kaito brnąć dalej w nieznanym sobie kierunku, kiedy jedynym co po sobie pozostawiali, były tylko zgliszcza.
Nie był nadal pewien, co powinien zrobić. Nawet jeżeli wcześniej starał się zapamiętać chakrę istotnych w jego mniemaniu osób, to i tak nie wiedziałby przecież do kogo powinni się zbliżyć lub kogo powinni unikać. Nie miał pojęcia, kto z tutaj obecnych stanąłby po stronie jego i Ame, o ile w ogóle dla kogokolwiek mogli mieć jakieś znaczenie. Poza tym… czy nadal można było tutaj mówić o jakichś stronach konfliktu? Ta myśl sprawiła, że czarnowłosy Kantańczyk podjął ostateczną decyzję.
- Jak chcesz, to wiej, ale słyszałeś słowa tej kobiety. Nie zostaliśmy ninja po to, by przez całe życie uciekać. – Mruknął do starszego brata, pozwalając mu samodzielnie rozegrać ten scenariusz. Co prawda nie chciał go zostawiać samego i w głębi duszy liczył na to, że Ame ruszy za nim, ale nawet jeśli by tak nie było, to Kaito nie mógł przystać na ich wcześniejszy plan. Nie na darmo wspomniał też o „ucieczce przez całe życie”. W przeszłości mieli może sporo szczęścia podczas krwawej jatki w Piaskach, ale jak dalej wyglądała ich historia? Włóczyli się z jakąś karawaną, ukrywając się przed wojownikami Novum Ordo. Byli wiecznymi uciekinierami, a chyba nie po to tak ciężko trenowali, nie po to uczyli się tych wszystkich technik, by do końca swych dni pozostać bezużytecznymi karaluchami.
Nie wiedział czy podjął właściwy wybór. Tak naprawdę wiele ryzykował, zważywszy na to, że był wyspiarzem na obcych włościach. Odnosił jednak wrażenie, że w tym chaosie nikogo już nie obchodziła przynależność do rodu czy szczepu, czy zrodzenie się na konkretnej ziemi. Kobieta z Zakonu uświadomiła mu, że niezależnie od tego pomiędzy kim a kim rozgrywała się ta wojenka, cierpieli niewinni, bezbronni ludzie, a on nie mógł na to pozwolić. Jego serce wreszcie zaczęło wyrywać się z piersi, być może pchając go niepotrzebnie i brawurowo w sam wir brutalnych wydarzeń, ale przynajmniej w tym momencie sumienie podpowiadało mu, że podjął słuszną decyzję.
Dzięki wcześniejszemu krzykowi różowowłosej (choć tego charakterystycznego koloru prawdopodobnie nie mógł jeszcze dostrzec) mógł mniej więcej zlokalizować pozycję ninja należących do Kręgu. Mimo nadal targających nim wątpliwości, ruszył w ich kierunku, uważając przy tym, by na nikogo nie wpaść, a co ważniejsze: by nie dać się przez innych stratować. Co jakiś czas rozglądał się czy faktycznie Ame podążył za nim, ale starał się oczyścić swoje myśli i nie zamartwiać się, jeżeli ten jednak obrałby inny kierunek. Musiał zachować zimną krew i trzeźwy umysł, jeśli chciał wyjść z tego cało.
- Chciałbym pomóc w ewakuacji cywilów. Proszę o instrukcje. – Wygłosił swą gotowość do walki dopiero, kiedy znalazł się wśród osób proszących wcześniej o pomoc. Nie sądził, że jest ich tylko taka garstka. Wydawało się, że liczba strażników i niesprzymierzonych z agresorem członków Zakonu była zdecydowanie zbyt mała w porównaniu do skali wydarzenia. W tym przypadku faktycznie wsparcie nawet ze strony kogoś tak niedoświadczonego jak on mogła uratować wiele istnień. Problem tkwił jednak w tym, że Kaito nigdy nie miał okazji znaleźć się w tak okrutnych warunkach, a co za tym idzie, nie miał zielonego pojęcia za co powinien się zabrać. Miał nadzieję, że ci bardziej wykwalifikowani shinobi nieco go poinstruują, by mógł podjąć realne działania mające na celu zminimalizowanie niewinnych ofiar. Może i był niedoświadczony, ale nie był przecież słaby! A w tym momencie chciał pokazać, że nawet ktoś taki jak on, wiecznie niedoceniany przez ojca przez wzgląd na nieodziedziczenie klanowego Kekkei Genkai i dawniej o wiele bardziej roztrzepany charakter, też może być „małym bohaterem”. Mimo tego starał się zachować w swej heroicznej akcji czujność i mówić tak, by nie eksponować swojego rekiniego uzębienia. Nie mógł przecież być pewien tego, kto jest wrogiem, a kto przyjacielem i czy ktoś rzeczywiście nie wziął sobie za punkt honoru wymordowanie wszystkich wyspiarzy, którzy śmieli w ogóle pojawić się na uroczystości organizowanej przez Radę.
Ukryty tekst
Ukryty tekst
0 x
- Numa
- Martwa postać
- Posty: 618
- Rejestracja: 3 kwie 2018, o 12:12
- Wiek postaci: 16
- Ranga: Wyrzutek
- Krótki wygląd: Brązowooki chłopak, rasy białej. Posiada ciemnobrązowe włosy.
- Widoczny ekwipunek: -Hełm zakrywający twarz pozostawiający jedynie małą szczelinę na jego oczy.
-Czarny płaszcz z kapturem. - Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=79250#p79250
- Multikonta: Ni ma
Re: [Event] Komplikacje
[youtube]https://www.youtube.com/watch?v=b_g8CocJlBE[/youtube]
Numa był obecnie względnie bezpieczny, kiedy jednak uciekał dostrzegł jednak jakąś dziewczynę która chyba chciała aby pomógł jej uciec sprawiło to że poczuł się dziwnie. -Uciekam stąd nie patrząc na tych wszystkich ludzi... Powinienem jej jakoś pomóc, może z podziemi będzie to możliwe. - Numa zdał sobie sprawę że to co robił było wręcz bezduszne. Zapadła mu w pamięci jej zszokowana twarz. Dlatego zamierzał starać się cały czas mieć oko właśnie na nią. Numa czuł się wręcz jak by sam zabijał tych ludzi. Skazując ich na taki los. Sprawy nie poprawiało to że widział przed wkopywaniem się spanikowanych ludzi i ich twarze. Jego samopoczucie było dosłownie podłe. Do tego dostrzegł coś sporego na drodze, mur wykonany z lodu który miał powstrzymać ludzi od ucieczki podczas przedstawienia które działo się na scenie. Pozostawiając ich w zasięgu zamachu. Shinobi mogli uciec jednak zwykli ludzie byli skazani na pozostanie w miejscu które mogło być ich ostatnim. Sprawiło to że Numa nie mógł na to patrzeć bezczynnie musiał działać. Dopóki jeszcze jest w stanie coś zrobić. Rozmyślał zbliżając się do muru co zrobić aby się go pozbyć. -Co ja mogę zrobić w tej sytuacji.. A gdybym... - Zdał sobie sprawę z tego w jaki sposób mógł by chociaż spróbować pomóc. -To nie powinno zaszkodzić... I tak zaszyty pod ziemią Numa rozpoczął operację obalenia mur. W akompaniamencie dzięków które słyszał z góry, gdy spanikowani ludzie starali się wydostać z tej śmiertelnie pułapki. Nie rozumiał jednak do końca co się dzieje dlatego obserwował sytuację, w końcu nadal mógł być potencjalnie zagrożonym zabiciem. Jednak sytuacja na scenie wydawała mu się ważna chciał rozumieć o co właściwie tu chodzi. -O co w tym chodzi ? Wygląda na to że za tą zdradą kryje się coś większego. Jakaś ideologia ? Jakiś cel ? Celem pewnie są obecni na scenie Radni. Właściwie są oni z tego co wiem jednym z filarów społeczeństwa. - Tłumaczył sobie spokojnie Numa przygotowując się do starcia z murem. Niewiele słyszał czasem wyrywki. Następnym co się wydarzyło była egzekucja bo tak to należało nazwać. Coraz to kolejne osoby umierały, odchodząc z tego świata, tracąc swą energię życiową. Numa niewiele rozumiał, w jego myślach zapanowała swoista pustka. Następnym co dostrzegł było przemówienie. W którym to obwieszczono nadejście nowej ery. Zrozumiał tylko dwa słowa. "Nowej ery" Po chwili do Numy docierało. - Nowa Era ? Zabicie liderów ? To spowoduje jedynie chaos, pustkę w której coś będzie rosnąć. - Pomyślał Numa zdając sobie sprawę o co może chodzić w całym tym zajściu. Była to dość typowa sytuacja zamachu stanu. W tym przypadku niszczyło to absolutnie dawne standardy. - To będzie naprawdę nowa era... - Zdał sobie sprawę Numa. -Era bezprawia ? Po co komuś ścieżki ciał ... - Numa podirytował się zdając sobie sprawę z tego że metody które widział na scenie zbyt brutalne. Następnym co usłyszał był wybuch który nieco nim wstrząsnął. Odłamki pałacu ruszyły w kierunku ludzi. Upadając i raniąc wielu z nich. Numa miał już się zabrać za mur aby zrobić wyjście dla ludzi uciekających przed nacierającymi przeciwnikami, kiedy ten został zniszczony przynajmniej tak mu się wydawało, przestał być czymś co wykrywał. Wówczas padły nawoływania do walki, wszystkich którzy mogli. Numa czuł że po części to nie jego sprawa, nie należał do żadnego klanu. Nie był nawet pełnoprawnym Shoobi. Był wędrownym bezdomnym. Mimo tego nie czuł by się jak człowiek gdyby zwyczajnie uciekł, postanowił zadziałać. Jakoś pomóc mimo ryzyka które i tak było ogromne. Wtedy za przedstawieniem powstała kurtyna. Kurtyna z mgły blokującej jego wzrok. - Nie nadążam co się dzieje na powierzchni przez tą mgłę, lepiej stąd uciekać... Czy przeczekać nasłuchując ? Powinienem wydostać się poza tą mgłę. - Mgła niczym kurtyna ocenzurowała mu sporą część widoków. Widział co najwyżej stópki które co jakiś czas wypychały mgłę zawierającą chakrę na rzecz nowej gęstszej podeszwy. Sprawiając że jego wzrok widział lekkie zmiany. Które działy się na powierzchni. Mimo tego czuł że na powierzchni właśnie umiera sporo osób. Był tego zwyczajnie świadomy, jakie jednak miał szanse w walce na powierzchni podczas gdy jakaś mgła odbierała mu widzenie. Rozsądek mówił mu że mgła była dla niego wielkim utrudnieniem. Z drugiej strony zdał sobie sprawę że on również jest dla innych niezbyt widoczny. Docierały do niego jednak dźwięki z zewnątrz. - Jak mam się za to wszystko zabrać ? - Nadal starał się wypatrzyć czy usłyszeć czy ta dziewczyna nadal tam jest. Numa również potrzebował chwili na zebranie się w garść, podjęcie decyzji. Ogarnięcie co jest w stanie zrobić w takim momencie. Mógł spróbować zaatakować nacierających jednak jak odróżnił by ich od wrogów. Pozbycie się mgły wydało się najrozsądniejsze. Jednak jak miał to zrobić ? Czyżby mógł tylko uciec poza mgłę ? Ukryty tekst
0 x
- Myśli Numy -
- Słowa Numy -
[/center]
Nie odpowiadam przed żadną władzą.
Oraz mogę mówić i robić co mi się żywnie podoba.
Bez ponoszenia żadnych konsekwencji !
Nie posiadam siły, wpływów czy pieniędzy.
Mało, nie mam nawet pracy.
Jestem Bezdomnym !
- Słowa Numy -

Nie odpowiadam przed żadną władzą.
Oraz mogę mówić i robić co mi się żywnie podoba.
Bez ponoszenia żadnych konsekwencji !
Nie posiadam siły, wpływów czy pieniędzy.
Mało, nie mam nawet pracy.
Jestem Bezdomnym !
[youtube]https://www.youtube.com/watch?v=-QdgoBYUHBU[/youtube]
Re: [Event] Komplikacje
Ciężko było określić dokładnie i ze szczegółami, co się działo. Oczywiście Kakuzu wyłapywał ogólniki podczas szybkiego biegu i rozglądania się wokoło. Był świadom ogólnego chaosu jaki powstał. Ale największym zagrożeniem, którego chyba tylko on był świadom, byli Jeźdźcy. A przynajmniej tak się mu wydawało. Wojna na pewno pośród nich była, pamiętał doskonale jak dwa lata temu samą swoją aurą, samą morderczą chakrą odebrała wszystkim ochotę do walki. Nawet najpotężniejszemu szermierzowi z jakim miał styczność, Zjawą. Wspomnienia wracały i wracały. Wszystkie one dawały jednoznaczną odpowiedź na temat tych tajemniczych osób. Ba, rozmawiał przecież z NESem twarzą w twarz, kiedy jeszcze nie był świadomy jego prawdziwej tożsamości. Jego przeczucie, wykrycie podobieństwa tej specyficznej osoby na trybunach, okazało się całkowicie poprawne. Ale co Kakuzu mógłby zrobić żeby temu zapobiec? Na wydostanie się było za późno, dodatkowo ściana ludzi skutecznie by temu zapobiegła. Murai podjął ryzyko, wybrał bardziej prawdopodobną opcję opierającą się na przypadkowym podobieństwie. Wokoło działo się dużo, chaos spowodowany niespodziewanym zamachem wywołany całkiem logiczną potrzebą ratowania swojego życia. Zarówno przez ludzi jak i Shinobich. Kakuzu też to odczuwał. Jego życie było najważniejszym dla niego zasobem, który nie mógł zostać utracony. W żadnym wypadku, nawet jeśli położy je na szali w zamian za konkretną korzyść. Nikusui i Shigemi pobiegli za nim. Uczepili się go z uwagi na jego potencjał bojowy, mając nadzieję zwiększyć swoje szanse na przeżycie w jego towarzystwie? Kierowali się jego osądem jako najbardziej doświadczonego? A może niciowiec wyglądał na bardzo zdecydowanego w swoich działaniach, przez co wydawał się doskonale panować nad sytuacją? Bez względu na to, który z wielu wariantów był prawdziwy, faktem było że ta dwójka ruszyła za nim.
- Ruchomy cel ciężej trafić. - odkrzyknął w stronę Niku, stawiając pierwsze kroki na pionowej powierzchni i błyskawicznym tempem wspinając się na dach. Cenił sobie swoje niesamowite tempo, które pozwalało mu na wejście akurat w momencie, żeby móc obserwować resztę widowiska które rozgrywało się w pobliżu czwórki wojowników, którzy pojawili się i wzbudzili chaos. Po chwili dołączyła do niego Nikusui.
- Słudzy Antykreatora. Ta w czarnych włosach to jeden z Jeźdźców, Wojna. Spotkałem się z nią na Hyuo podczas wojny. Na własne oczy widziałem jej potęgę. Reszta prawdopodobnie jest na podobnym poziomie. - odpowiedział spokojnie, mając rozmówczynię obok siebie. Był spokojny. Poddanie się panice było o tyle głupie, co niemożliwe dla Kakuzu. Chłodny osąd był jego naturalnym zachowaniem w takich sytuacjach. Nawet jeśli działo się, to działo. Czemu to powiedział? By ich przestraszyć? Żeby uświadomić skalę zagrożenia. Atak przypadkowych Shinobich nie byłby aż tak tragiczną wizją. Ale jeśli była mowa o Jeźdźcach, sprawa prezentowała się zgoła inaczej. Czy dzięki temu chciał osiągnąć odłączenie się tej dwójki od niego? Nie bezpośrednio, ale rozpatrywał scenariusz w którym sami dojdą do takiego wniosku.
- Skoro nie wiem, to trzymanie się z kimkolwiek jest obarczone ryzykiem. - odpowiedział, patrząc na Nikusui i wyczekując jej reakcji. Ekspresji na twarzy, języka ciała. Spięcia mięśni, może zmarszczonego czoła. Po chwili kontynuował - Jeśli nie będziecie zawadzać, to możemy trzymać się razem. Żeby było jasne, nie obchodzi mnie los całej reszty tutaj zebranej. Priorytetem powinny być nasze życia i zebranie jak największej ilości informacji w celu przekazania ich zgodnie z naszą... - zanim skończył mówić, pałac eksplodował. Ogromny wybuch o ogromnej skali, który dosłownie rozerwał ściany budowli i posłał jej odłamki we wszystkie strony. Ogień i dym były następstwami eksplozji, obejmując swoim zasięgiem coraz więcej terenu. Kakuzu przymrużył oczy i zmienił postawę na bardziej zniżoną, celem uniknięcia podmuchu niosącego ze sobą drobne elementy, które mogły podrażnić mu oczy albo wywołać inne poważne szkody dla jego organizmu. Kątem oka widział znajomą postać w charakterystycznej zbroi. Kenshi. Rozpoznał go doskonale, niewiele czasu minęło od czasu jego rozmowy z Muraiem na arenie w Cesarstwie. Ogrom wniosków i możliwości jego roli w tym wszystkim Kakuzu pozostawił na później, dalej analizując otoczenie. Drugą ważną rzeczą była ściana lodu za nimi. Była, gdyż uległa zniszczeniu i tym samym pozwoliła ludziom uciekać. Trzecia - Shiro Ryu. Jednostki które wydawały się współpracować z mężczyzną który stał za wszystkim rozbiegły się. czy Kenshi też do nich należał? W momencie w którym Jeźdźcy zniknęli, a teren pokrył się mgłą, Kakuzu wiedział, że trzeba działać. Odpieczętował z jednego ze zwojów przy pasie duży wachlarz. Nie pomyślałby, że tak szybko będzie zmuszony użyć jednego ze swoich asów w rękawie.
- Wychodzimy na zewnątrz. Trzymajcie się razem. - odpowiedział, wykonując potężny zamach trzymaną bronią w kierunku w którym mieli uciekać. A właściwie to w kierunku obok wyjścia, w taki sposób żeby wytworzone przez Muraia tornado nie zawadzało ani nie wciągnęło kogoś z tłumu uciekających. Jego cel był prosty - podmuchy wiatru które ściągały powietrze do wnętrza tornada, miałyby pochłonąć także część gęstej mgły i poprawić widoczność. Mimo że niciowiec posiadał dobre możliwości w orientacji w terenie, to warto było zachować zapobiegawczość. Kakuzu ruszył w kierunku wyjścia, schodząc z muru. Dając tym samym znać Nikusui i jej towarzyszowi, żeby szli za nim. Celowo poruszał się nieco wolniej niż zazwyczaj, dostosował swoją prędkość do możliwości tej dwójki. Ale nie do tego stopnia, by iść na równi z nimi. Był nieco na przodzie, swoją osobą nijako wskazywał im drogę. Oczywistym jest także, że podczas biegu stara się wypatrywać wszelkich zagrożeń. Stała czujność w takich momentach była dobrą gwarancją na możliwość reakcji na potencjalne niebezpieczeństwo.
ZDOLNOŚCI
EKWIPUNEK
PRZEDMIOTY PRZY SOBIE (WIDOCZNE):
- Dwie kabury na broń (lewe i prawe udo)
- 2 tonfy obwinięte bandażami (przy pasie)
Serce główne 106/106%
Serce Katon 55/55%
Serce Fuuton 45-9=36/45%
Serce Suiton (nie do użycia) 45%
- Ruchomy cel ciężej trafić. - odkrzyknął w stronę Niku, stawiając pierwsze kroki na pionowej powierzchni i błyskawicznym tempem wspinając się na dach. Cenił sobie swoje niesamowite tempo, które pozwalało mu na wejście akurat w momencie, żeby móc obserwować resztę widowiska które rozgrywało się w pobliżu czwórki wojowników, którzy pojawili się i wzbudzili chaos. Po chwili dołączyła do niego Nikusui.
- Słudzy Antykreatora. Ta w czarnych włosach to jeden z Jeźdźców, Wojna. Spotkałem się z nią na Hyuo podczas wojny. Na własne oczy widziałem jej potęgę. Reszta prawdopodobnie jest na podobnym poziomie. - odpowiedział spokojnie, mając rozmówczynię obok siebie. Był spokojny. Poddanie się panice było o tyle głupie, co niemożliwe dla Kakuzu. Chłodny osąd był jego naturalnym zachowaniem w takich sytuacjach. Nawet jeśli działo się, to działo. Czemu to powiedział? By ich przestraszyć? Żeby uświadomić skalę zagrożenia. Atak przypadkowych Shinobich nie byłby aż tak tragiczną wizją. Ale jeśli była mowa o Jeźdźcach, sprawa prezentowała się zgoła inaczej. Czy dzięki temu chciał osiągnąć odłączenie się tej dwójki od niego? Nie bezpośrednio, ale rozpatrywał scenariusz w którym sami dojdą do takiego wniosku.
- Skoro nie wiem, to trzymanie się z kimkolwiek jest obarczone ryzykiem. - odpowiedział, patrząc na Nikusui i wyczekując jej reakcji. Ekspresji na twarzy, języka ciała. Spięcia mięśni, może zmarszczonego czoła. Po chwili kontynuował - Jeśli nie będziecie zawadzać, to możemy trzymać się razem. Żeby było jasne, nie obchodzi mnie los całej reszty tutaj zebranej. Priorytetem powinny być nasze życia i zebranie jak największej ilości informacji w celu przekazania ich zgodnie z naszą... - zanim skończył mówić, pałac eksplodował. Ogromny wybuch o ogromnej skali, który dosłownie rozerwał ściany budowli i posłał jej odłamki we wszystkie strony. Ogień i dym były następstwami eksplozji, obejmując swoim zasięgiem coraz więcej terenu. Kakuzu przymrużył oczy i zmienił postawę na bardziej zniżoną, celem uniknięcia podmuchu niosącego ze sobą drobne elementy, które mogły podrażnić mu oczy albo wywołać inne poważne szkody dla jego organizmu. Kątem oka widział znajomą postać w charakterystycznej zbroi. Kenshi. Rozpoznał go doskonale, niewiele czasu minęło od czasu jego rozmowy z Muraiem na arenie w Cesarstwie. Ogrom wniosków i możliwości jego roli w tym wszystkim Kakuzu pozostawił na później, dalej analizując otoczenie. Drugą ważną rzeczą była ściana lodu za nimi. Była, gdyż uległa zniszczeniu i tym samym pozwoliła ludziom uciekać. Trzecia - Shiro Ryu. Jednostki które wydawały się współpracować z mężczyzną który stał za wszystkim rozbiegły się. czy Kenshi też do nich należał? W momencie w którym Jeźdźcy zniknęli, a teren pokrył się mgłą, Kakuzu wiedział, że trzeba działać. Odpieczętował z jednego ze zwojów przy pasie duży wachlarz. Nie pomyślałby, że tak szybko będzie zmuszony użyć jednego ze swoich asów w rękawie.
- Wychodzimy na zewnątrz. Trzymajcie się razem. - odpowiedział, wykonując potężny zamach trzymaną bronią w kierunku w którym mieli uciekać. A właściwie to w kierunku obok wyjścia, w taki sposób żeby wytworzone przez Muraia tornado nie zawadzało ani nie wciągnęło kogoś z tłumu uciekających. Jego cel był prosty - podmuchy wiatru które ściągały powietrze do wnętrza tornada, miałyby pochłonąć także część gęstej mgły i poprawić widoczność. Mimo że niciowiec posiadał dobre możliwości w orientacji w terenie, to warto było zachować zapobiegawczość. Kakuzu ruszył w kierunku wyjścia, schodząc z muru. Dając tym samym znać Nikusui i jej towarzyszowi, żeby szli za nim. Celowo poruszał się nieco wolniej niż zazwyczaj, dostosował swoją prędkość do możliwości tej dwójki. Ale nie do tego stopnia, by iść na równi z nimi. Był nieco na przodzie, swoją osobą nijako wskazywał im drogę. Oczywistym jest także, że podczas biegu stara się wypatrywać wszelkich zagrożeń. Stała czujność w takich momentach była dobrą gwarancją na możliwość reakcji na potencjalne niebezpieczeństwo.
ZDOLNOŚCI
KEKKEI GENKAI: Jiongu
NATURA CHAKRY: Doton
STYLE WALKI: Gōken
UMIEJĘTNOŚCI:
ATRYBUTY PODSTAWOWE:
KONTROLA CHAKRY A
MAKSYMALNE POKŁADY CHAKRY:251% [100% bazowe + 6% Wytrzymałości + 55% (Serce Katon B) + 45% (Serce Fuuton C) + 45% (Serce Suiton C)]
MNOŻNIKI:
POZIOM ROZWOJU DZIEDZIN NINPŌ:
NATURA CHAKRY: Doton
STYLE WALKI: Gōken
UMIEJĘTNOŚCI:
- Nabyta -
ATRYBUTY PODSTAWOWE:
- SIŁA 30 (1 poziom)
WYTRZYMAŁOŚĆ 65 (2 poziom)
SZYBKOŚĆ 170 (5 poziom)
PERCEPCJA 155 (4 poziom)
PSYCHIKA 1 (1 poziom)
KONSEKWENCJA 95 (3 poziom)
KONTROLA CHAKRY A
MAKSYMALNE POKŁADY CHAKRY:251% [100% bazowe + 6% Wytrzymałości + 55% (Serce Katon B) + 45% (Serce Fuuton C) + 45% (Serce Suiton C)]
MNOŻNIKI:
POZIOM ROZWOJU DZIEDZIN NINPŌ:
- NINJUTSU E
STYLE WALKI: (2 - dziedzina B)- Goken - S
- Seido - A
DOTON C
FUUIN D
KATON B (Klik)
FUUTON C (Klik)
SUITON E (Klik)
- JUTSU:
NINJUTSU:
Wszystkie E
FUUINJUTSU:
Fūin no Jutsu (E)
Bakuryūgeki (D)
KATON:
Katon: Ryūka no Jutsu (C)
Katon: Endan (C)
Katon: Hibashiri (B)
Katon: Karyū Endan (B)
Katon: Ryūgyō no Jutsu (B) (WT)
FUTON:
Fūton: Fūsajin (D)
Fūton: Furai Uchiwa (D)
Fūton : Zaheru (C) (WT)
Fūton: Kaiten Shuriken (C)
Fūton: Reppūshō (C)
Fūton: Kamaitachi (C)
DOTON:
Doton: Iwa Bunshin no Jutsu (C)
Doton: Ganchūrō no Jutsu (C)
Doton: Doro Kōgeki (C)
Doton: Dochū Eigyo no Jutsu (C)
Doton: Moguragakure no Jutsu (C)
Doton: Retsudo Tenshō (C)
Doton: Doro Tairu (C) (WT)
Doton: Jimen no Ana (C) (WT)
TAIJUTSU
Ogólne:
Dainamikku Akushyon (D)
Dainamikku Entorī (D)
Aian Kurōī (D)
Kage Buyō (C)
Jiongu: Hebi Mōretsuna(A) (WT)
Gōken:
Konoha Senpū (D)
Konoha Reppū (D)
Konoha Shōfū (C)
TAIJUTSU
Seido:
Hokahikō (C)
Samedare Kekka (B)
KLANOWE:
Jiongu (D)
Jiongu: Reberu Di/Shi/Bi/Ei (D/C/B/A)
Ugoku (D) (WT)
Bunri (D) (WT)
Echin Shishi no Jutsu (C)
Jiongu Teashi (C) (WT)
Jiongu Esa (C) (WT)
Jingou Keihō (B) (WT)
Nuuhada no Jutsu (B)
Shinto Numei no Jutsu (B)
Jiongu Hyōshi (B) (WT)
Kyushu Hato (A)
EKWIPUNEK
PRZEDMIOTY PRZY SOBIE (WIDOCZNE):
- Dwie kabury na broń (lewe i prawe udo)
- 2 tonfy obwinięte bandażami (przy pasie)
PRZEDMIOTY SCHOWANE (NIEWIDOCZNE):
- Przy pasie:
- - 2 Tonfy Metalowe
- Kabura na broń |Zapełnienie: 19,5/20 obj.| (prawe udo):
- 2 kunai z notką wybuchową (13)
- 1 kunai z notką oślepiającą (6,5)
- Torba (60/70) (lewy bok):
- Zwój Mały 1 (10/70) (Wypełnienie: 136,75/150):
- Sztylet x2 (20/150)
- Zaostrzony Kastet x2 (16/150)
- Katana (30/150)
- Parasolka z senbonami x125 (51,25/150)
- 1 kunai z notką wybuchową (6,5)
- 3 kunai z notką oślepiającą (13)
- 11 shuriken (21)
- Zwój Mały 2 (10/70) (Wypełnienie: 94/150):
- 1 Fūma Shuriken (90)
- 2 strzykawki (4)
- Zwój Mały 3 (10/70) (Wypełnienie: 135/150):
- Notka wybuchowa x19 (8/150)
- Notka Świetlna x3 (1,5/150)
- 4 porcje Makibishi (40 sztuk) (10/150)
- Dzwoneczki x15 (3,5/150)
- Żyłka 40m (40/150)
- Bomba dymna x1 (2/400)
- 10m żyłki (10/400)
- Kunai x10 (60/400)
- Zwój Średni 1 (30/70) (Wypełnienie: 360/400):
- Gruda z ziemią z doczepioną notką wybuchową na zewnątrz (270)
- Wielki Wachlarz (90)
- Ukryte w ciele:
- 4 notki wybuchowe (1 w każdej kończynie)
- 4 notki oślepiające (1 w każdej kończynie)
- Metalowe kolce - 6 w każdej ręce, 1 w nadgarstku, 3 w każdej nodze
- W Domu:
- Mały Zwój z tajemnicami Kakuzu
- Zwój Mały 1 (10/70) (Wypełnienie: 136,75/150):
- Nazwa
- Fūton: Kamaitachi
- Pieczęci
- Brak
- Zasięg Max.
- 15 metrów
- Koszt
- E: 24% | D: 18% | C: 15% | B: 12% | A: 9% | S: 6% | S+: 3%
- Dodatkowe
- Do wykonania techniki potrzebny jest wachlarz
- Opis Silna technika jak na tę rangę, wymagająca jednak wykorzystania wachlarza w pojedynku. Shinobi przesyła swoją chakrę do wachlarza, po czym wykonuje nim silny zamach. Wytwarza to spore tornado, które zgarnia przeciwnika i wyrzuca wysoko w powietrze. Gdy tam już się znajduje, wykonuje się kolejny zamach, który zamyka przeciwnika wewnątrz tornada. Wiatr ten jest na tyle ostry, że jest w stanie dosyć mocno pociąć ciało przeciwnika.
- Nazwa
- Kinobori no Waza
- Pieczęci
- Brak
- Zasięg
- Na ciało
- Koszt
- Minimalny, nieodczuwalny
- Dodatkowe
- Brak dodatkowych wymagań
- Opis Kolejna z podstawowych jutsu, które potrafią wykorzystać nawet największe świeżaki spomiędzy ninja. Technika ta pozwala na odpowiednią kontrolę i kumulację chakry w z góry określonym miejscu - tu są to stopy. Dzięki temu shinobi jest w stanie poruszać się po powierzchniach pionowych, a nawet poziomych (tylko w sprzeczności z grawitacją), czyli prościej - po ścianach i sufitach, drzewach, gałęziach, i po czym tylko nam przyjdzie ochota - nie wliczając wody.
Uwaga: Odpowiednio skumulowana chakra w stopach nie wyklucza korzystania z innych technik w trakcie jej używania.
Serce główne 106/106%
Serce Katon 55/55%
Serce Fuuton 45-9=36/45%
Serce Suiton (nie do użycia) 45%
0 x
- Kenshi
- Postać porzucona
- Posty: 425
- Rejestracja: 3 sty 2017, o 12:21
- Wiek postaci: 25
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Wysoki, szczupły brunet o jasnych, żółtych tęczówkach. Cechą charakterystyczną jest głęboka blizna przecinająca twarz. Mężczyzna nosi lekki, przewiewy strój w którego skład wchodzą spodnie, tunika, okrycie głowy i szyi - wszystko w odcieniach bieli.
- Widoczny ekwipunek: Płaszcz, tunika, okrycie głowy i szyji, rękawiczki, blaszane plakietki na nadgarstkach oraz pochwa z kataną przypasana u boku.
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33 ... 577#p47577
- Multikonta: Azuma
- Lokalizacja: Atsui
Re: [Event] Komplikacje
[youtube]https://www.youtube.com/watch?v=sGj9roo ... A2E46BBFD7[/youtube]
Maji dalej obserwował z dachu budynku poczynania pobratymców z Zakonu. Na razie nie reagował, dalej nie wiedząc wobec kogo powinien pozostać lojalny, choć w jego wnętrzu coś aż chciało krzyczeć wobec niegodziwości jakiej był świadkiem. Bo to co tu uczyniono, rzeczywiście czymś takim było. Zdradziecką napaścią, atakiem na wartości, które przecież w większości przypadków, pozwalały rozwiązywać konflikty między klanami – bez rozlewu krwi. Często niesprawiedliwie, czasami z poświęceniem osób, ale wyjątkowo rzadko na skalę która by mogło zagrozić życiu setek istnień. Na myśl o tym wszystkim… Kenshi chciał wyć choć twarda gula, która znikąd pojawiła się w gardle, nie pozwoliła mu nawet siarczyście zaklnąć. Pełen rozterek dalej stał gdzie wcześniej i dalej obserwował. Obserwował jak kończy się to czego właśnie poznał, zakosztował i poczuł. Nie wszyscy jednak w ten sposób się zachowali.
Na scenie pojawiła się kolejna osoba, łysy mężczyzna odziany w strój Shiro Ryu, bardziej jednak okazały od Kenshiego. Biały pancerz ze złotymi wstawkami, oznaka przynależności do wewnętrznego Kręgu Zakonu. Ktoś potężny. Oprócz Kenshiego i tego mężczyzny, pozostało kilku zakonników, którzy wydali się nie podzielać działań przywódcy Shiro Ryu, Hanjiego Suzumury. Ci ruszyli w pewnym momencie w kierunku bram, krótkie spojrzenie w tamtym kierunku, upewniło czarnowłosego, że Ci postanowili pomóc w ewakuacji miasta. Czarnowłosy nie podjął nawet po tym swojej decyzji, tylko dalej pozostawał na swoim miejscu. Obserwując, chłonąc kolejne informacje.
Kenshi z tej pozycji, miał doskonały wgląd na sytuację, ale niestety nie wszystko był w stanie usłyszeć. Pomimo jednak tego, przedzierały się do jego uszu strzępy okrzyków, rzuconych pytań, oskarżeń. Człowiek który jawnie postanowił wystąpić przeciwko dawnemu liderowi, w obronie wartości których mieliśmy strzec był Sau - dawny uczeń Hanjiego. Kenshi w końcu oderwał nogi od dachówek i ruszył bliżej skraju, wykorzystując zamieszanie jakie powstało z pojawienia się Sau. I właśnie wtedy usłyszał… Potrzebowałem mięsa armatniego. Silnorękich, zwykłych ludzi, którzy będą bezmyślnie podążać za moimi rozkazami i walczyć z tymi, których im pokażę, a i którzy bez wahania skoczą między mnie a jakąś technikę. Przy pomocy Akuryo i kilku pomocnych eksperymentów, udało mi się przerobić prawie cały zakon na moją modłę...
- Skurwysyn – warknął Kenshi, nie mogąc dłużej wstrzymać swojego wzburzenia, które tym bardziej wzrosło, gdy sobie uświadomił, że na swoich usługach ma dziesiątki świetnie wyszkolonych wojowników. Ludzi, którzy z łatwością i bez skrupułów mogą pozbawić życia setki istnień w mieście. Jedyną w tym pociechą było to, że oprócz czarnowłosego i kilku innych członków Kręgu, z jego łap umknęła również Reiya. Iskierka światła w tunelu pełnym czyhającej śmierci. – Mnie już żywego na pewno nie dostaniesz – postanowił, podejmując w tym właśnie momencie decyzję, po której stronie należy się opowiedzieć.
Nagle, Sazumura pojawił się przed Sau -wciąż będąc plecami do Kenshiego, i coś dawnemu uczniowi powiedział lub pokazał, na co ten zareagował zaskakująco gwałtownie. Padł na kolana. Hanji skrzętnie to wykorzystał. Wyciagnął dłoń, a chwilę później z jego palca błysnął promień energii, który przeszył klatkę piersiową lojalnego względem Rady członka Shiro Ryu, tym samym gasząc jakąkolwiek myśl, że mógłby przerwać to szaleństwo. W następnej chwili Hanji Suzumura odwrócił się w kierunku uciekającego tłumu. Z uśmiechem na twarzy zakomunikował, że to koniec świata jaki znam, że oto nastaje nowa era, nieskrępowana żadnym zwierzchnictwem, po czym rozpoczął prawdziwe piekło…
- KATSU
Potężna eksplozja jaka nastąpiła w pałacu, wyrzuciła w powietrze sterty kamienia, drewna, wszelkiej maści odłamków, które pomknęły w kierunku tłumu, budynków, wszystkiego w koło. Kenshi od siły wybuchu, aż runął plecami na dachówkę, odruchowo zasłaniając twarz, oczy przed gradem jaki mógł w jego kierunku pomknąć. Nie otrzymawszy w pierwszej sekundzie żadnego ciosu, szybko się odwrócił, by zbroją na plecach osłonić bardziej newralgiczne miejsca po czym przeturlał się na drugą stronę zadaszenia. Akurat w porę by dostrzec jak znikąd pojawia mu się pod nogami mgła, powoli zakrywająca wszystko co się tam niżej dzieje. W tym całym kłębisku dostrzegł jeszcze coś, a raczej kogoś. Czarnowłosą członkinię zakonu, która podobnie jak i on, umknęła praniu mózgu. Reiya.
- Nawet nie wiesz… Cieszę się, że widzę Cię wciąż żywą – sapnął, szybko pojawiając się obok niej. Nie była sama, dźwigała ciało Sau, którego klatka piersiowa była przebita na wylot. – Żyje? - odruchowo zapytał, chociaż było to z jego strony chyba nie najmądrzejsze pytanie, w końcu czy by trupa ze sobą dźwigała. Pomógł jej go bezpiecznie ułożyć, choć wiedział, że to nie jest żadne rozwiązanie. Oboje zdawali sobie chyba sprawę z tego, jakimi umiejętnościami władała i o tym, że jeśli Sau miał przeżyć i na cokolwiek się przydać, to musiał stąd zniknąć. Kenshi nie mógł tego zapewnić. Nie tak skutecznie jak Reiya, która przecież znała to miasto i mogła mieć pojęcie gdzie go przenieść. I co najważniejsze, miała dobre predyspozycje do przemieszczania się. – Nie przygotowałaś mnie na to co tu ma miejsce… Ale zrobię to co należy. Zabierz go stąd, postaw na nogi. Ja pomogę w ewakuacji… Zrobię tyle ile będę w stanie – rzucił w kierunku czarnowłosej, podejmując ostateczną decyzję względem tego jak się zachować. Nim jednak odszedł… – Uważaj tylko na siebie... Krótkie, czułe ostrzeżenie. Więcej nie było potrzeba. Zabrał dłoń z jej ramienia i ruszył w kierunku w którym chwilę wcześniej pomknęli nie zindoktrynowani członkowie Kręgu Shiro Ryu.
Przebiegając po dachówkach dostrzegł niedaleko, na innym budynku charakterystyczną postać, Muraia w towarzystwie dwóch, nieznanych osób. Kenshi, nie zatrzymał się jednak, bo nie było na to po prostu czasu. Dalej pędził w kierunku bramy, bo to właśnie tam kierowała się czwórka ocalałych zakonnistów. Będąc już niedaleko, usłyszał charakterystyczne wołanie, więc tam się skierował, a niedługo dostrzegł wśród gęstniejącej mgły, tumany ludzi, którzy pędem przeciskali się przez bramę, mijając członków Kręgu. Kenshi zeskakując z budynku, wylądował tuż przed nimi.
- Poplecznicy Suzumury się zbliżają, pośpieszmy się – rzucił w ich kierunku, zastanawiając się nad tym czy mają jakiś plan. Może takie sytuacje były w zakonie omawiane, ćwiczone, może istniała jakaś wewnętrzna procedura? Bo jeżeli nie…
- Najrozsądniej chyba będzie się podzielić. W grupie stanowimy łakomy kąsek, a rozdzieleni będziemy trudniejsi do zlokalizowania.
- I więcej będziemy mogli zdziałać… Objąć pieczę nad grupkami innych osób chętnych do pomocy. Podobna taktyka całkiem dobrze sprawdziła się w trakcie Bitwy o Mur. Wtedy jednostki wyższe rangą, objęły dowództwem poszczególne oddziały. Każdy oddział wiedział jakie miał zadanie i w ten sposób efektownie można było działać, wzajemnie sobie nie przeszkadzając. Tylko czy i tutaj sprawdziłaby się podobnie przyjęta strategia? Jeżeli Suzumura wypatrzy sobie którąś z grup do zniszczenia… to to zrobi. I raczej nikt nie zdoła go powstrzymać.
EKWIPUNEK
PRZEDMIOTY PRZY SOBIE (WIDOCZNE):
- Katana przypasana z tyłu na wysokości pasa
- Szkarłatny płaszcz Shiro Ryu
- Biała zbroja Shiro Ryu
- Rękawiczki na dłoniach
Ukryty tekst
Ukryty tekst
0 x
Re: [Event] Komplikacje
W sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia, kunoichi klanu Aburame nie szczególnie wsłuchiwała się w wymianę zdań odbywającą się na scenie. Jednak nawet pomimo hałasu przestraszonych ludzi tratujących wszystko na swojej drodze była w stanie dosłyszeć co poniektóre wypowiedzi. Słyszała też dźwięk, który zmroził jej krew w żyłach i choć była niedoświadczona to wyobraźnia podpowiadała jej, co mógł oznaczać. Zostali uwięzieni... nie była w stanie iść dalej, choć z tyłu tłum cały czas na nią napychał jakby siłą próbując przedrzeć się przez mur ciał, a potem mur z lodu. Podążanie za nieznajomym chłopakiem okazało się niezwykle trudne dla Mokuzu, momentami nie mogła się w ogóle ruszyć. Kilka razy zniknął jej z oczu, a gdy nastąpił wybuch sama o nim zapomniała. Instynktownie zasłoniła rękami głowę i przygotowała na agresję przestraszonych do reszty ludzi, którzy w tej chwili gotowi byli ją stratować. Przywarła do jakiegoś stałego obiektu dającego jej nieco ochrony przed tłumem i sama była bliska ataku paniki dostrzegłszy ogień. Aburame i ogień to nie było najlepsze połączenie. Mokuzu miała nadzieję nigdy nie testować tej teorii, ale wydawało jej się, że jest dla niej groźniejszy niż dla zwykłego człowieka. Tym razem sama rzuciła się siłą za tłumem ponownie widząc wśród niego niewyraźną postać chłopca, za którym wcześniej podążała... gdy jednak pobiegła jego śladem, nikogo nie znalazła. Zniknął, uciekł. Była teraz sama i zdana tylko na siebie, straciła jedyny punkt zaczepienia, który nadawał jej poczynaniom jakiś sens. Wokół nie było przyjaznej osoby, żadnego krewnego. Nigdy jeszcze nie była w tak tragicznej sytuacji i co ważniejsze, nigdy nie czuła się tak samotna i bezsilna. Jedno było pewne, musiała iść jego śladem i również się stąd czym prędzej ulotnić. Postępowała impulsywnie, instynktownie... jej ciało zaś nie było zaprawione w walce i nie miało pamięci, jak w takich momentach postępować. Starała się trzymać jakichś stałych elementów krajobrazu, aby zmniejszyć napór tłumu i spróbować chwilę pomyśleć logicznie. Była kunoichi i niezależnie jaką opinię miała na temat własnych umiejętności to wokół byli prawie sami cywile. Słyszała płacz dzieci i krzyki przerażonych kobiet, co w jakiś pokręcony sposób dodawało jej otuchy. Mimo wszystko, nie była taka jak oni i mogła się uratować... miała na to spore szanse. Gdy zapadła mgła, nie przejęła się nią zbytnio... cóż, nie miała doświadczenia przebywać w podobnych warunkach i nie do końca docierały do niej wszystkie implikacje takiego stanu rzeczy. Pozbierała z ziemi trochę godności Aburame, która nie pozwoliła jej rozkopywać ziemi w poszukiwaniu tego chłopaka i zamiast tego ruszyła za głosem wzywającym shinobi do pomocy. Nie, nie po to aby komuś pomóc, gdyż nie czuła się zdolna pomóc nawet samej sobie. Spodziewała się po prostu, że tam będzie najbezpieczniej. Że ktoś powie jej co ma robić, da jakąś wskazówkę jak postępować... Pomimo mgły biegła po prostu za głosem nie rozglądając się na nikogo, starając się ignorować płacz dzieci wzywających swoich rodziców. Było to dla niej dość traumatyczne przeżycie, przechodzić obojętnie obok bezbronnej osoby i wiedzieć, że nie jest się w stanie jej pomóc nawet samemu będąc o wiele silniejszą. Starała się zagłuszyć poczucie winy, to wrażenie że... gdyby tylko zatrzymała się i wyciągnęła rękę to ten jeden gest mógłby w jakiś magiczny sposób zmienić tą sytuację. Wiedziała już teraz, że podobne myśli będą ją trapić przez jeszcze długi czas, jeśli uda jej się wyjść z tego cało. Póki co starała się podążać za głosem tej dziewczyny, licząc że na miejscu spotka ją ratunek. Na pewno czuwają nad nimi jacyś potężni wojownicy, którzy zapanują nad tą sytuacją. Musi się tylko do nich dostać.
SIŁA 5
WYTRZYMAŁOŚĆ 20
SZYBKOŚĆ 5
PERCEPCJA 20
PSYCHIKA 20
KONSEKWENCJA 5
SUMA ATRYBUTÓW FIZYCZNYCH: 50
WYTRZYMAŁOŚĆ 20
SZYBKOŚĆ 5
PERCEPCJA 20
PSYCHIKA 20
KONSEKWENCJA 5
SUMA ATRYBUTÓW FIZYCZNYCH: 50
0 x
- Nikusui
- Gracz nieobecny
- Posty: 1028
- Rejestracja: 17 kwie 2015, o 12:58
- Wiek postaci: 29
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białe, długie włosy, część z nich zapleciona w cztery warkocze - https://i.imgur.com/W0LDdj1.jpg; żółto-zielone oczy; jasna cera
- Widoczny ekwipunek: Bicz przymocowany przy prawym biodrze; torba nad lewym pośladkiem; kabura na broń na prawym udzie
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=283
- Multikonta: Sayuri
Re: [Event] Komplikacje
Zawsze, kiedy w grę wchodziła walka, kierowała się instynktem. Nie inaczej było i tym razem. To był odruch, który pchnął ją do tego, by ruszyła za Kakuzu. Czy to było jednak głupie? Niekoniecznie. Nawet nie przejmowała się tym, co w tej chwili mężczyzna może pomyśleć, chociaż uważała, że nie było to takie najgorsze wyjście. Mogli sobie zapewnić wzajemnie jakąś dawkę bezpieczeństwa, więc dlaczego z tego nie skorzystać? Owszem, nie byli przyjaciółmi, nawet dobrymi znajomymi, ale nie byli dla siebie całkowicie obcy. A takich było tu od groma. Był to naturalny punkt zaczepny dla białowłosej i zapewne też dla Shigemiego, który również za nimi ruszył.
Ta, ruchomy cel ciężko trafić, ale w tym momencie nie wiadomo było, kogo tak naprawdę się mija. Poza tym, skoro czwórka, która się pojawiła, była aż taka dobra, to ich ucieczka mogła wcale nie być dla nich aż taką przeszkodą. No i, mimo wszystko, ciężko było wymyślić jakiś dobry plan w takiej sytuacji, kiedy tłumy wpadły w panikę i próbowały się za wszelką cenę wydostać z placu.
- Niewątpliwie. - odparła z uśmiechem, zerkając przez moment na Muraia. - W tym wypadku ryzykujemy tak samo. Chociaż, gdyby któregokolwiek z nas chciało coś drugiemu zrobić, już była do tego idealna okazja. - dodała, nawiązując do ich powrotu z Hanamury. Owszem, wtedy Murai podróżował z Haną, ale nie można było nie zauważyć, że ta sytuacja była niemalże idealna, by zaatakować. Żadnych świadków i w jakiejś mierze uśpiona czujność. Przynajmniej pozornie. Nikusui zaś nie należała do osób, które cierpliwie czekają na zrealizowanie celu. Wolała działać od razu i zapewne w wielu przypadkach było to jej wadą. Nim jednak cokolwiek jeszcze dodała, wybuch zdążył przerwać wypowiedź Kakuzu. Eksplozja była ogromna. Rozerwała budynek na strzępy, odrzucając jego kawałki we wszystkie strony. Białowłosa odruchowo zasłoniła oczy ramieniem, nieco uginając nogi w kolanach i pochylając głowę. Wsparła się mocniej, nie pozwalając, by podmuch wybuchu w jakikolwiek sposób zakłócił jej równowagę. I w tym momencie zauważyła również rozpadając się bryłę lodu, która blokowała ewakuację. Idealny moment na to, by móc pokusić się o ucieczkę, jeśli chodziło o cywili. Tyle, że teren zaczął pokrywać się mgłą. Gdyby nie ona,, to może nawet zauważyłaby Kisho, który również znajdował się niedaleko muru, ale tak to zostało jej to uniemożliwione. W tym tłumie i tak ciężko byłoby kogokolwiek wyodrębnić.
Cholera. Przeszło jej przez myśl, kiedy zaciskała zęby. Nie była sensorem, musiała uważać i skupić się na zmyśle słuchu. Maksymalne skupienie, by wyczuć zagrożenie. Nie było to łatwe. Jeśli jednak plan Muraia się powiódł, zamierzała oczywiście za nim podążyć, licząc na to, że to samo zrobi Shigemi, który przed pojawieniem się mgły znał ich pozycję. A skoro mieli wyjść na zewnątrz, trzeba było zbiec z muru, oczywiście używając do tego skoncentrowanej z stopach chakry. Sama jednak ciągle była w gotowości, przytrzymując dłoń na rękojeści bicza. Oczywiście dalej starała się uważać i nie pchać jeszcze niepotrzebnie w kłopoty. Starała się dotrzymać tempa Muraiowi, chociaż czuła, że jest różnica w ich szybkości poruszania się, nawet, jeśli starał się poruszać tak, żeby ich nie zgubić.
- Przewrót w przewrocie. - podsumowała całe to zamieszanie. Nawoływanie do wojny z Cesarstwem, zamieniło się w wojnę domową, gdzie ci, co mieli chronić, okazali się tymi, co chcą zabić. Radę, Liderów, kogokolwiek. Nie zapowiadało się na to, żeby mieli pytać, po której stronie kto stoi. Po prostu zabić, tak zapobiegawczo. Co za ironia losu. Większe niebezpieczeństwo kryło się tuż przy Radzie, a nie w czymś, co chciało się po prostu usamodzielnić.
Ogólnie byli na tyle daleko, że nie dało się słyszeć wzniosłych gadek o tym, że trzeba walczyć, bronić i tym podobne. Do tej pory Nikusui patrzyła raczej na własny tyłek. No i swoich towarzyszy. Pewnie dlatego nie byłaby dobrym kandydatem na przywódcę. No cóż, pani swojego losu.
- Wygląda na to, że Shiro Ryu również się podzieliło. Ci, niebędący z Jeźdźcami, pewnie będą chcieli zająć się dalszą ewakuacją. Albo tym i walką. - powiedziała, dalej uważnie się rozglądając, niezależnie od tego, czy udało im się wydostać na zewnątrz, czy też nie udało się rozproszyć mgły. No, tyle, że wtedy po prostu musiała skupić się na wszelkich hałas, których nie było tu zbyt mało. Tylko nawet przy starciu dwóch członków Shiro Ryu, skąd mamy, kurwa, wiedzieć, który po której stronie stoi? Zapytała się w myślach, marszcząc brwi. Nie przypuszczała, by atakowali ich ninja innych klanów i szczepów. Ty głównym wrogiem był Lider Shiro Ryu i jego poplecznicy z Zakonu. Włącznie z Jeźdźcami. Musieli czuć się naprawdę pewnie, skoro wybrali ten moment, kiedy przebywało tu tyle przeróżnych wojowników, włącznie z Liderami. Szalone i zrozumiałe w jednym. Chęć dania wolności, przynajmniej oficjalnie, okupiona śmiercią. Oklepany motyw, który trwa tu od setek lat. Nie mogła jednak zgodzić się z jego słowami. Nie wierzyła w nową erę, z całkowitą swobodę działań. Zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie chciał to ukrócić, komu coś będzie przeszkadzało. Wizja świata Lidera Shiro Ryu była wręcz niemożliwa do osiągnięcia. W większości byłaby utargowana strachem, niczym więcej. - No cóż, trzeba będzie pobawić się z każdym, kto choćby zaostrzy na nas zęby. - dopowiedziała z krzywym uśmiechem, ale ton jej głosu wcale nie wyrażał niezadowolenia. Chyba powoli zaczynała odczuwać adrenalinę z tego, co może się wydarzyć. Strach przed śmiercią bywał straszny. Potrafił uczynić kogoś niebezpiecznym. Może właśnie tak teraz czuła się Nikusui.
Ta, ruchomy cel ciężko trafić, ale w tym momencie nie wiadomo było, kogo tak naprawdę się mija. Poza tym, skoro czwórka, która się pojawiła, była aż taka dobra, to ich ucieczka mogła wcale nie być dla nich aż taką przeszkodą. No i, mimo wszystko, ciężko było wymyślić jakiś dobry plan w takiej sytuacji, kiedy tłumy wpadły w panikę i próbowały się za wszelką cenę wydostać z placu.
- Niewątpliwie. - odparła z uśmiechem, zerkając przez moment na Muraia. - W tym wypadku ryzykujemy tak samo. Chociaż, gdyby któregokolwiek z nas chciało coś drugiemu zrobić, już była do tego idealna okazja. - dodała, nawiązując do ich powrotu z Hanamury. Owszem, wtedy Murai podróżował z Haną, ale nie można było nie zauważyć, że ta sytuacja była niemalże idealna, by zaatakować. Żadnych świadków i w jakiejś mierze uśpiona czujność. Przynajmniej pozornie. Nikusui zaś nie należała do osób, które cierpliwie czekają na zrealizowanie celu. Wolała działać od razu i zapewne w wielu przypadkach było to jej wadą. Nim jednak cokolwiek jeszcze dodała, wybuch zdążył przerwać wypowiedź Kakuzu. Eksplozja była ogromna. Rozerwała budynek na strzępy, odrzucając jego kawałki we wszystkie strony. Białowłosa odruchowo zasłoniła oczy ramieniem, nieco uginając nogi w kolanach i pochylając głowę. Wsparła się mocniej, nie pozwalając, by podmuch wybuchu w jakikolwiek sposób zakłócił jej równowagę. I w tym momencie zauważyła również rozpadając się bryłę lodu, która blokowała ewakuację. Idealny moment na to, by móc pokusić się o ucieczkę, jeśli chodziło o cywili. Tyle, że teren zaczął pokrywać się mgłą. Gdyby nie ona,, to może nawet zauważyłaby Kisho, który również znajdował się niedaleko muru, ale tak to zostało jej to uniemożliwione. W tym tłumie i tak ciężko byłoby kogokolwiek wyodrębnić.
Cholera. Przeszło jej przez myśl, kiedy zaciskała zęby. Nie była sensorem, musiała uważać i skupić się na zmyśle słuchu. Maksymalne skupienie, by wyczuć zagrożenie. Nie było to łatwe. Jeśli jednak plan Muraia się powiódł, zamierzała oczywiście za nim podążyć, licząc na to, że to samo zrobi Shigemi, który przed pojawieniem się mgły znał ich pozycję. A skoro mieli wyjść na zewnątrz, trzeba było zbiec z muru, oczywiście używając do tego skoncentrowanej z stopach chakry. Sama jednak ciągle była w gotowości, przytrzymując dłoń na rękojeści bicza. Oczywiście dalej starała się uważać i nie pchać jeszcze niepotrzebnie w kłopoty. Starała się dotrzymać tempa Muraiowi, chociaż czuła, że jest różnica w ich szybkości poruszania się, nawet, jeśli starał się poruszać tak, żeby ich nie zgubić.
- Przewrót w przewrocie. - podsumowała całe to zamieszanie. Nawoływanie do wojny z Cesarstwem, zamieniło się w wojnę domową, gdzie ci, co mieli chronić, okazali się tymi, co chcą zabić. Radę, Liderów, kogokolwiek. Nie zapowiadało się na to, żeby mieli pytać, po której stronie kto stoi. Po prostu zabić, tak zapobiegawczo. Co za ironia losu. Większe niebezpieczeństwo kryło się tuż przy Radzie, a nie w czymś, co chciało się po prostu usamodzielnić.
Ogólnie byli na tyle daleko, że nie dało się słyszeć wzniosłych gadek o tym, że trzeba walczyć, bronić i tym podobne. Do tej pory Nikusui patrzyła raczej na własny tyłek. No i swoich towarzyszy. Pewnie dlatego nie byłaby dobrym kandydatem na przywódcę. No cóż, pani swojego losu.
- Wygląda na to, że Shiro Ryu również się podzieliło. Ci, niebędący z Jeźdźcami, pewnie będą chcieli zająć się dalszą ewakuacją. Albo tym i walką. - powiedziała, dalej uważnie się rozglądając, niezależnie od tego, czy udało im się wydostać na zewnątrz, czy też nie udało się rozproszyć mgły. No, tyle, że wtedy po prostu musiała skupić się na wszelkich hałas, których nie było tu zbyt mało. Tylko nawet przy starciu dwóch członków Shiro Ryu, skąd mamy, kurwa, wiedzieć, który po której stronie stoi? Zapytała się w myślach, marszcząc brwi. Nie przypuszczała, by atakowali ich ninja innych klanów i szczepów. Ty głównym wrogiem był Lider Shiro Ryu i jego poplecznicy z Zakonu. Włącznie z Jeźdźcami. Musieli czuć się naprawdę pewnie, skoro wybrali ten moment, kiedy przebywało tu tyle przeróżnych wojowników, włącznie z Liderami. Szalone i zrozumiałe w jednym. Chęć dania wolności, przynajmniej oficjalnie, okupiona śmiercią. Oklepany motyw, który trwa tu od setek lat. Nie mogła jednak zgodzić się z jego słowami. Nie wierzyła w nową erę, z całkowitą swobodę działań. Zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie chciał to ukrócić, komu coś będzie przeszkadzało. Wizja świata Lidera Shiro Ryu była wręcz niemożliwa do osiągnięcia. W większości byłaby utargowana strachem, niczym więcej. - No cóż, trzeba będzie pobawić się z każdym, kto choćby zaostrzy na nas zęby. - dopowiedziała z krzywym uśmiechem, ale ton jej głosu wcale nie wyrażał niezadowolenia. Chyba powoli zaczynała odczuwać adrenalinę z tego, co może się wydarzyć. Strach przed śmiercią bywał straszny. Potrafił uczynić kogoś niebezpiecznym. Może właśnie tak teraz czuła się Nikusui.
Ukryty tekst
0 x

"W życiu licz na najlepsze, ale przygotuj się na najgorsze."
- Ame
- Postać porzucona
- Posty: 645
- Rejestracja: 11 sty 2018, o 21:22
- Wiek postaci: 23
- Ranga: Dōkō
- Krótki wygląd: jak na av
- Widoczny ekwipunek: *Zanbato na plecach
*Miecz obosieczny przy pasie
*Torba na zadzie - Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33 ... 902#p70902
Re: [Event] Komplikacje
Ich plan widocznie nie był taki zły, mimo ze był to manewr stworzony na potrzebę tej konkretnej chwili. Udało im się oddalić od sceny i zwiększyć swoje szanse na przetrwanie. Ame od samego początku przewidywał, ze mgła zwiększy ich szanse. Rykoszetem zaś obniży szanse pozostałych ludzi, ale nie za bardzo go to interesowało. Tak samo przestało go obchodzić to co dzieje się na scenie. W narracji pojawiła się już wcześniej wzmianka o tym, ze szpieg z niego marny. To trzeba przyznać. Może i nie zdobędzie żadnych konkretnych informacji, nie zobaczy na własne oczy mordowania radnych, ale przecież i tak ich kompletnie nie kojarzył. Nawet gdyby ktoś próbował go po tym przesłuchać to i tak nic ciekawego nie opowie, bo nawet nie wie kogo mordują. No i najważniejsze jest to, ze trupa nie przesłuchają - przeżycie tego kotła jest absolutnym priorytetem. Jest jeszcze tylko jedna osoba, o która w tym całym bałaganie się martwił, jedyna która chciał z tego wyciągnąć - Kaito. Cala reszta schodziła przy tym jakby na dalszy plan.
W ucieczce opierali się na zdolnościach młodszego, który zmieniał kierunek ich biegu odpowiednio do czekających ich przeszkód. Był w tym na tyle skuteczny, ze nie dal wpaść niebieskowłosemu na jakąś blondynkę, która widocznie należała do Zakonu. Z drugiej strony równie dobrze mógł się okazać na tyle gapowaty, ze nie ostrzegł go w porę. Koniec końców nic się nie stało, wiec nie ma o co się rzucać. Potężna eksplozja prawie go wywróciła, kompletnie się jej nie spodziewał. Nie posiadał żadnych talentów, które mogłyby mu pokazać co się tam stało, nie mógł na to w żaden sposób na to wpłynąć, wiec postanowił zachować się racjonalnie - zignorować w miarę możliwości. Liczył na to, ze najwięksi mąciciele skupia się na centrum wydarzeń i nie będzie ich interesować banda zwiewających młodzików. Gdy prawie zderzył się z kunoichi, rozproszył się i przestał używać swojej techniki. Po prawdzie to tez wydawało się, ze spełniła swoja funkcje i pomogła im wydostać się z najgorszego miejsca. Od teraz byłaby tylko marnowaniem zasobów energii, które na pewno będą miały szanse się jeszcze przydać. Zakładał, ze mgła nie zniknie tak od razu, ale powinna wkrótce zacząć się przerzedzać. Oczy tych, których miał w zasięgu wzroku skierowane były w kierunku sceny. Mogli próbować coś zauważyć, ale Ame wiedział, ze jeszcze przez chwile będzie to bezcelowe. Na swój sposób był dumny ze swojego dzieła, iście perfekcyjne zagranie. Może moralnie kulawe, ale chłopak się nie przejmował. Miał tylko nadzieje, ze Kaito nie zwróci na to uwagi i nie będzie się przejmował czymś tak absurdalnym jak życie innych ludzi. Nie ich cyrk, nie ich małpy. Usłyszał kobiecy głos, który nawoływał do pomocy w ewakuacji miasta. No no, bardzo to ciekawe. Prawie dal się namówić. No dosłownie tyle brakowało. Słabi giną, taka natura tego świata i nie powinni się do tego wtrącać.
- To był najlepszy pomysł na jaki moglem wpaść w ciągu dziesięciu sekund. - odpowiedział na komentarz brata. Ciekawe czy młody byłby taki mądry jakby teraz był stratowany przez ten sam tłum, któremu teraz współczuje. W przypadku Ame bez znaczenia było ile osób będzie musiał poświecić w imię przeżywalności własnej i jedynej osoby na tym lez padole, która go jeszcze w miarę obchodzi. Prawda jest taka, ze nie są w stanie zorientować się kto jest przyjacielem a kto wrogiem i najbezpieczniej jest założyć, ze nikt z tutaj obecnych nie ma wobec nich dobrych intencji. Rozróżniał w tym momencie dwie strony konfliktu. Dwóch braci i cala resztę wszechobecnej swołoczy.
- Czemu ty bogom sądu i kary nie zostawisz? - zapytał w filozoficznym tonie, jednak ten kto zna go lepiej wie, ze jest to rodzaj żartu zrozumiałego tylko dla niego... w jakiś pokrętny sposób. Trochę tym żartem próbował przekonać młodszego, ze pomysł pomagania wszystkim jest co najmniej irracjonalny. Gdy zobaczył, ze Kaito pognał jednak w kierunku zamieszania, jedyne co z siebie wydal to westchnienie. Jeżeli coś mu się stanie, to cywile, którzy przez całkowity przypadek mieli utrudnione życie przez ich zagrywkę, stracili życie i zdrowie na darmo.
Chcąc nie chcąc ruszył za tym matołem, który najwidoczniej wyzbył się wszelkich instynktów samozachowawczych i w związku z tym jego instynkt samozachowawczy musi ruszyć za nim. Oczywiście w postaci Rekina. Biegnąc za nim uważnie rozglądał się za przedmiotami, które ewentualnie umożliwią mu użycie pewnej prostej sztuczki. Atakujący z zasadzki go nienawidzą. Zobacz jak!
W ucieczce opierali się na zdolnościach młodszego, który zmieniał kierunek ich biegu odpowiednio do czekających ich przeszkód. Był w tym na tyle skuteczny, ze nie dal wpaść niebieskowłosemu na jakąś blondynkę, która widocznie należała do Zakonu. Z drugiej strony równie dobrze mógł się okazać na tyle gapowaty, ze nie ostrzegł go w porę. Koniec końców nic się nie stało, wiec nie ma o co się rzucać. Potężna eksplozja prawie go wywróciła, kompletnie się jej nie spodziewał. Nie posiadał żadnych talentów, które mogłyby mu pokazać co się tam stało, nie mógł na to w żaden sposób na to wpłynąć, wiec postanowił zachować się racjonalnie - zignorować w miarę możliwości. Liczył na to, ze najwięksi mąciciele skupia się na centrum wydarzeń i nie będzie ich interesować banda zwiewających młodzików. Gdy prawie zderzył się z kunoichi, rozproszył się i przestał używać swojej techniki. Po prawdzie to tez wydawało się, ze spełniła swoja funkcje i pomogła im wydostać się z najgorszego miejsca. Od teraz byłaby tylko marnowaniem zasobów energii, które na pewno będą miały szanse się jeszcze przydać. Zakładał, ze mgła nie zniknie tak od razu, ale powinna wkrótce zacząć się przerzedzać. Oczy tych, których miał w zasięgu wzroku skierowane były w kierunku sceny. Mogli próbować coś zauważyć, ale Ame wiedział, ze jeszcze przez chwile będzie to bezcelowe. Na swój sposób był dumny ze swojego dzieła, iście perfekcyjne zagranie. Może moralnie kulawe, ale chłopak się nie przejmował. Miał tylko nadzieje, ze Kaito nie zwróci na to uwagi i nie będzie się przejmował czymś tak absurdalnym jak życie innych ludzi. Nie ich cyrk, nie ich małpy. Usłyszał kobiecy głos, który nawoływał do pomocy w ewakuacji miasta. No no, bardzo to ciekawe. Prawie dal się namówić. No dosłownie tyle brakowało. Słabi giną, taka natura tego świata i nie powinni się do tego wtrącać.
- To był najlepszy pomysł na jaki moglem wpaść w ciągu dziesięciu sekund. - odpowiedział na komentarz brata. Ciekawe czy młody byłby taki mądry jakby teraz był stratowany przez ten sam tłum, któremu teraz współczuje. W przypadku Ame bez znaczenia było ile osób będzie musiał poświecić w imię przeżywalności własnej i jedynej osoby na tym lez padole, która go jeszcze w miarę obchodzi. Prawda jest taka, ze nie są w stanie zorientować się kto jest przyjacielem a kto wrogiem i najbezpieczniej jest założyć, ze nikt z tutaj obecnych nie ma wobec nich dobrych intencji. Rozróżniał w tym momencie dwie strony konfliktu. Dwóch braci i cala resztę wszechobecnej swołoczy.
- Czemu ty bogom sądu i kary nie zostawisz? - zapytał w filozoficznym tonie, jednak ten kto zna go lepiej wie, ze jest to rodzaj żartu zrozumiałego tylko dla niego... w jakiś pokrętny sposób. Trochę tym żartem próbował przekonać młodszego, ze pomysł pomagania wszystkim jest co najmniej irracjonalny. Gdy zobaczył, ze Kaito pognał jednak w kierunku zamieszania, jedyne co z siebie wydal to westchnienie. Jeżeli coś mu się stanie, to cywile, którzy przez całkowity przypadek mieli utrudnione życie przez ich zagrywkę, stracili życie i zdrowie na darmo.
Chcąc nie chcąc ruszył za tym matołem, który najwidoczniej wyzbył się wszelkich instynktów samozachowawczych i w związku z tym jego instynkt samozachowawczy musi ruszyć za nim. Oczywiście w postaci Rekina. Biegnąc za nim uważnie rozglądał się za przedmiotami, które ewentualnie umożliwią mu użycie pewnej prostej sztuczki. Atakujący z zasadzki go nienawidzą. Zobacz jak!
Ukryty tekst
0 x
Przez miesiące, patrzył na pełny lili wodnej staw i stawał się świadom, że nie może być to zwykły rekin morski. Element, który zmienił jego charakter to wlasnie wybor bestii. Kiedy wrócił był nieco inny. Nie posiadał jeszcze paktu, jednak już do czegoś się zobowiązał, reprezentowania cechy tego zwierzęcia swoim nastawieniem. - Hakai o Ame.


- Yamanaka Inoshi
- Postać porzucona
- Posty: 3431
- Rejestracja: 12 lut 2018, o 22:35
- Wiek postaci: 18
- Ranga: Dōkō
- Krótki wygląd: - Akcent Karmazynowych szczytów - Francuski
- Blond włosy długością do ramion
- Zielone oczy - w stylu Yamanaka
- Wzrost 161
- Łuskowaty kombinezon
- Widoczne bandaże na dłoniach. - Widoczny ekwipunek: Stalowe elementy pancerza, maska
Duży miecz na plecach
Plecak
Kabura z prawej strony na udzie. - Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=4957
- GG/Discord: Tario#3987/64789656
- Multikonta: Hoshigaki Maname
- Aktualna postać: Jun
- Lokalizacja: Soso