- Ta kobieta. - wskazał na rudowłosą kobietę koło trzydziestki - To Uchiha Ayame. To znaczy, że Katsumi wysłała delegację... - mruknął pod nosem. Nie wiedział do końca, czy ma się cieszyć z tego faktu. Nie miał jednak czasu się nad tym zastanawiać, bo po chwili inny radny zaczął kontynuować przemowę. Niebieskooki z każdym kolejnym słowem był coraz bardziej zestresowany, jakby nie do końca mógł uwierzyć w to co słyszy. - Zabić posłańca? Przecież oni mają immunitet! - Yuki musieli wykazać się sporym dyshonorem, posuwając się do tak haniebnych czynów. Ale byli silni, mogli sobie na to pozwolić. Jak widać jednak było po głośnym gwarze na terenie pałacu, zebrani ludzie byli wprost oburzeni takim zachowaniem. Młody Uchiha również nie mógł pojąć, jak można być tak bezwzględnym w swoich czynach. Chłopak nie wiedział jednak, czy może do końca wierzyć tym ludziom. Byli to w końcu politycy, oni lubili koloryzowanie, naginanie faktów oraz oczywiście kłamstwo. Mimo wszystko jednak ich historia brzmiała wiarygodnie, nie widział też powodu dla którego mieliby kłamać członkowie klanów.
Cóż jednak począć w obliczu zagrożenia, niżeli nie wypowiedzieć wojny? Już pierwsze słowa dobitnie świadczyły o nienawiści do Cesarza, reszta tylko je potwierdziła. Oczywistym było, że rada nie będzie tolerować krwawych dążeń do autonomii. Aka wiedział, że te słowa nadejdą, spodziewał się ich. Ale dopiero, gdy je usłyszał zrozumiał, co to oznacza.
- Nie mogę w to uwierzyć... - mruknął pod nosem. - To się nie dzieje... nie... - pokiwał głową na boki. - Bogowie, nie... nie znowu. Proszę... - wyszeptał. - Dlaczego to znowu się dzieje? - zapytał, lecz nikt mu nie był w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Dlaczego ludzie znowu pragnęli czyjejś krwi? Dlaczego tak bardzo chcieli walczyć? Przecież nic złego nie działo się na świecie! Dlaczego nie mogli sobie po prostu darować?! Czy gdyby widział świat stający w ogniu, spojrzał by w płomień ponownie? Czy może jednak porzuciłby proroctwo, chcąc oszczędzić bólu?
Zebranie najważniejszych ludzi na świecie w jednym miejscu. Co może pójść nie tak?. Czy był więc zaskoczony zamachem/ Nie. Był raczej zaskoczony faktem, że straż w żaden sposób nie kontrolowała ludzi przybywających na plac. Wszak wśród nich byli nie tylko zwykli mieszkańcy, ale też Shinobi, którzy potrafili władać zabójczymi technikami. A jak wiadomo, w tak dużym skupisku ludzi zawsze może się znaleźć świr, który ma w dupie postronne ofiary. Możnowładcy mieli zbyt wielu wrogów, dlatego ten brak rozsądku tym bardziej dziwił bruneta. Nie musiał czekać długo na dalszy rozwój wydarzeń.
Już po chwili rozległ się grzmot, po którym pojawiła się nieznana mu postać. Próbował rozpoznać tych wszystkich ważniaków, oficjeli, jednak to wszytko działo się tak szybko, jakby ktoś z każdym ważnym wydarzeniem zatrzymywał na chwilę upływ czasu albo wręcz go ukradł, nie pozwalając na żadną reakcje. Irys nie rozumiał, dlaczego straż nie rozpoczęła jeszcze interwencji. Oh, jakże był nieświadomy.
- Powinniśmy byli stąd uciekać. - spojrzał się na Shikaruia. - Dlaczego mnie nie posłuchałeś, dlaczego nie wsiadłeś na tą przeklętą łódź... - zacisnął mocno pięści. W głębi duszy czuł, że popełnił błąd. Przez niego znaleźli się tutaj. Mógł winić tylko siebie, w żadnym wypadku Sanadę.
I pewnie obwiniałby się tak dalej, z niepokojem oglądając dalszy przebieg wydarzeń, gdyby nie Shikarui, który stanowczym tonem nakazał mu oddalić się w trybie natychmiastowym. Wręcz użył do tego przymusu, nakazując Yamanace i brunetowi natychmiastową ewakuację. Udali się w boczną uliczkę - tą, przy której wcześniej stali. Starali się unikać innych ludzi za wszelką cenę, zwłaszcza Shinobi. Tu było równie niebezpiecznie jak wszędzie indziej. Mógł wykorzystać ten czas na coś pożytecznego, jak poprawa plecaka czy butów, aby nie przewrócić się, gdy szalony tłum wpadnie w panikę i zacznie wszystko tratować. To była kwestia paru minut.
Złowieszczy cień padł na Serce Świata, pokrywając je ciemnością i zepsuciem, żałością i rozpaczą. I stali w jednym szeregu kupcy, pasterze, wojownicy - wszyscy pogrążeni w strachu. Nie godzi się przeto mężom miecza, by jak tchórz umykać z pola, gdy walka jeszcze nie rozpoczęta. Nie sposób uciekać, gdy krew jeszcze nieprzelana. I przeto rzekł Aka, potomek Ayame, syn Hayato, ostatni z ich rodu.
- Nie ma już którędy spierdalać. Jesteśmy otoczeni ze wszystkich stron. - strażnicy próbowali zaprowadzić porządek. Trudno jednak teraz było powiedzieć kto jest dobry, a kto zły. Wszystko było niewyraźne, rozmywało się we mgle tajemniczości. Było mało danych, a mnóstwo niewiadomych.
Jednak jedno było pewne. Pierwsze pieczęcie zostały otwarte - Zwiastun już nadszedł, teraz będzie zbierać żniwo.
SIŁA 41
WYTRZYMAŁOŚĆ 41
SZYBKOŚĆ 45
PERCEPCJA 45
PSYCHIKA 1
KONSEKWENCJA 1
KONTROLA CHAKRY C
MAKSYMALNE POKŁADY CHAKRY: 104%