[Event] Komplikacje

W osadzie można odnaleźć wszystkie jednostki organizacyjne konieczne do normalnego trybu życia. Można tu odnaleźć szpital, restauracje, sklepy z różnymi towarami, a także gorące źródła bądź arenę.
Aka

Re: [Event] Komplikacje

Post autor: Aka »

Uchiha szukał liderki swojego klanu, próbując wyłapać migocące gdzieś w oddali czerwone włosy. Na próżno jednak - przywódczyni zdawała się być nieobecna. Chłopak jednak nie rozumiał, dlaczego tak wielu liderów przybyło na zaproszenie rady. Jakby nie patrzeć, rozmowy mogły być prowadzone za pomocą listów, liderzy zatem byli niepotrzebnie zajmowani podróżami. Jak widać jednak, możnowładcy mieli wobec nich inne plany. Jakże się mylił.
- Ta kobieta. - wskazał na rudowłosą kobietę koło trzydziestki - To Uchiha Ayame. To znaczy, że Katsumi wysłała delegację... - mruknął pod nosem. Nie wiedział do końca, czy ma się cieszyć z tego faktu. Nie miał jednak czasu się nad tym zastanawiać, bo po chwili inny radny zaczął kontynuować przemowę. Niebieskooki z każdym kolejnym słowem był coraz bardziej zestresowany, jakby nie do końca mógł uwierzyć w to co słyszy. - Zabić posłańca? Przecież oni mają immunitet! - Yuki musieli wykazać się sporym dyshonorem, posuwając się do tak haniebnych czynów. Ale byli silni, mogli sobie na to pozwolić. Jak widać jednak było po głośnym gwarze na terenie pałacu, zebrani ludzie byli wprost oburzeni takim zachowaniem. Młody Uchiha również nie mógł pojąć, jak można być tak bezwzględnym w swoich czynach. Chłopak nie wiedział jednak, czy może do końca wierzyć tym ludziom. Byli to w końcu politycy, oni lubili koloryzowanie, naginanie faktów oraz oczywiście kłamstwo. Mimo wszystko jednak ich historia brzmiała wiarygodnie, nie widział też powodu dla którego mieliby kłamać członkowie klanów.
Cóż jednak począć w obliczu zagrożenia, niżeli nie wypowiedzieć wojny? Już pierwsze słowa dobitnie świadczyły o nienawiści do Cesarza, reszta tylko je potwierdziła. Oczywistym było, że rada nie będzie tolerować krwawych dążeń do autonomii. Aka wiedział, że te słowa nadejdą, spodziewał się ich. Ale dopiero, gdy je usłyszał zrozumiał, co to oznacza.
- Nie mogę w to uwierzyć... - mruknął pod nosem. - To się nie dzieje... nie... - pokiwał głową na boki. - Bogowie, nie... nie znowu. Proszę... - wyszeptał. - Dlaczego to znowu się dzieje? - zapytał, lecz nikt mu nie był w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Dlaczego ludzie znowu pragnęli czyjejś krwi? Dlaczego tak bardzo chcieli walczyć? Przecież nic złego nie działo się na świecie! Dlaczego nie mogli sobie po prostu darować?! Czy gdyby widział świat stający w ogniu, spojrzał by w płomień ponownie? Czy może jednak porzuciłby proroctwo, chcąc oszczędzić bólu?
Zebranie najważniejszych ludzi na świecie w jednym miejscu. Co może pójść nie tak?. Czy był więc zaskoczony zamachem/ Nie. Był raczej zaskoczony faktem, że straż w żaden sposób nie kontrolowała ludzi przybywających na plac. Wszak wśród nich byli nie tylko zwykli mieszkańcy, ale też Shinobi, którzy potrafili władać zabójczymi technikami. A jak wiadomo, w tak dużym skupisku ludzi zawsze może się znaleźć świr, który ma w dupie postronne ofiary. Możnowładcy mieli zbyt wielu wrogów, dlatego ten brak rozsądku tym bardziej dziwił bruneta. Nie musiał czekać długo na dalszy rozwój wydarzeń.
Już po chwili rozległ się grzmot, po którym pojawiła się nieznana mu postać. Próbował rozpoznać tych wszystkich ważniaków, oficjeli, jednak to wszytko działo się tak szybko, jakby ktoś z każdym ważnym wydarzeniem zatrzymywał na chwilę upływ czasu albo wręcz go ukradł, nie pozwalając na żadną reakcje. Irys nie rozumiał, dlaczego straż nie rozpoczęła jeszcze interwencji. Oh, jakże był nieświadomy.
- Powinniśmy byli stąd uciekać. - spojrzał się na Shikaruia. - Dlaczego mnie nie posłuchałeś, dlaczego nie wsiadłeś na tą przeklętą łódź... - zacisnął mocno pięści. W głębi duszy czuł, że popełnił błąd. Przez niego znaleźli się tutaj. Mógł winić tylko siebie, w żadnym wypadku Sanadę.
I pewnie obwiniałby się tak dalej, z niepokojem oglądając dalszy przebieg wydarzeń, gdyby nie Shikarui, który stanowczym tonem nakazał mu oddalić się w trybie natychmiastowym. Wręcz użył do tego przymusu, nakazując Yamanace i brunetowi natychmiastową ewakuację. Udali się w boczną uliczkę - tą, przy której wcześniej stali. Starali się unikać innych ludzi za wszelką cenę, zwłaszcza Shinobi. Tu było równie niebezpiecznie jak wszędzie indziej. Mógł wykorzystać ten czas na coś pożytecznego, jak poprawa plecaka czy butów, aby nie przewrócić się, gdy szalony tłum wpadnie w panikę i zacznie wszystko tratować. To była kwestia paru minut.
Złowieszczy cień padł na Serce Świata, pokrywając je ciemnością i zepsuciem, żałością i rozpaczą. I stali w jednym szeregu kupcy, pasterze, wojownicy - wszyscy pogrążeni w strachu. Nie godzi się przeto mężom miecza, by jak tchórz umykać z pola, gdy walka jeszcze nie rozpoczęta. Nie sposób uciekać, gdy krew jeszcze nieprzelana. I przeto rzekł Aka, potomek Ayame, syn Hayato, ostatni z ich rodu.
- Nie ma już którędy spierdalać. Jesteśmy otoczeni ze wszystkich stron. - strażnicy próbowali zaprowadzić porządek. Trudno jednak teraz było powiedzieć kto jest dobry, a kto zły. Wszystko było niewyraźne, rozmywało się we mgle tajemniczości. Było mało danych, a mnóstwo niewiadomych.
Jednak jedno było pewne. Pierwsze pieczęcie zostały otwarte - Zwiastun już nadszedł, teraz będzie zbierać żniwo.

ATRYBUTY PODSTAWOWE:

SIŁA 41
WYTRZYMAŁOŚĆ 41
SZYBKOŚĆ 45
PERCEPCJA 45
PSYCHIKA 1
KONSEKWENCJA 1

KONTROLA CHAKRY C
MAKSYMALNE POKŁADY CHAKRY: 104%
0 x
Awatar użytkownika
Kenshi
Postać porzucona
Posty: 425
Rejestracja: 3 sty 2017, o 12:21
Wiek postaci: 25
Ranga: Sentoki
Krótki wygląd: Wysoki, szczupły brunet o jasnych, żółtych tęczówkach. Cechą charakterystyczną jest głęboka blizna przecinająca twarz. Mężczyzna nosi lekki, przewiewy strój w którego skład wchodzą spodnie, tunika, okrycie głowy i szyi - wszystko w odcieniach bieli.
Widoczny ekwipunek: Płaszcz, tunika, okrycie głowy i szyji, rękawiczki, blaszane plakietki na nadgarstkach oraz pochwa z kataną przypasana u boku.
Multikonta: Azuma
Lokalizacja: Atsui

Re: [Event] Komplikacje

Post autor: Kenshi »

Przez chwilę panował spokój, gdyż wciąż oczekiwano na przybycie pewnych osobistości. Wśród oczekującej publiczności, pobrzękiwały od czasu do czasu jakieś wyższe, mrukliwe tony, które można było zwalić na kabał upływającego zniecierpliwienia lub zachwytu nad możliwością ujrzenia na oczy, tylu światłych osobistości. Radni, przywódcy klanów, znaczniejsze osobistości Shiro Ryu - dla zwykłych obywateli których dni upływały przy paraniu się codziennie tym samym zajęciem, była to nie lada gratka. Ten względny spokój nie trwał jednak długo.
Po kilku minutach do reszty przywódców klanów dołączyła reszta oczekiwanych gości – Senu Kazuo, Inuzuka Miyoko ze swoimi wilkorami, a także oficjalna delegatura Rodu Akimichi, która przybyła bez swojego lidera. Na twarzy Kenshiego, pojawił się ledwo dostrzegalny grymas, gdy na wierzch wypłynęły wspomnienia z poszukiwań pewnego ziela. W trakcie wyprawy natknął się na pustynnych wydmach na młodzieńca z klanu Inuzuka, który wraz z swoim niewyrośniętym futrzakiem, próbował okraść czarnowłosego ze znaleziska. Na jego szczęście, nigdy nie słyszał by się ktoś o życie tych dwóch stworzeń, ktoś kiedykolwiek upomniał.
Na mównicę wyszedł przewodniczący Rady Dwudziestu - Takasu Tsuyo, który rozpoczął ceremonia otwarcia festiwalu od… wyniesienia oskarżeń wobec Cesarstwa. W całej tej tyradzie, towarzyszyło mu dwóch innych przedstawicieli Rady, którzy nie tylko wysunęli kolejne oskarżenia, ale również wytłumaczyli takie a nie inne postępowanie obrane względem Cesarstwa Morskich Klifów. Wśród publiczności przebiegała fala co raz głośniejszych szmerów, które apogeum nastąpiło w momencie, gdy padła informacja o wstąpieniu na wojenną ścieżkę. To wszystko wywołało gwałtowne emocje – od euforii co poniektórych, po obojętność a także strach i przerażenie tych, którzy przybyli na festiwal, właśnie z Morskich Klifów. Nawet Liderzy, a także przedstawiciele poszczególnych klanów, wywołali się wstrząśnięci, taką a nie inną decyzją.
- To by było na tyle z finezyjnych działań… – przeszło Majiemu przez myśl, mając ze swojej pozycji, doskonały wgląd w prawdziwy popłoch na placu, wywołany obwieszczeniem Radnych. Jakby to było za mało, w następnej chwili, każdy z tu obecnych mógł poczuć nieprzyjemny dźwięk w uszach, wywołany… hukiem padającego gromu? Kenshi mimowolnie spojrzał w niebo, ale nie dostrzegł nigdzie objawów zbliżającej się burzy. Dźwięk pochodził jednak z obszaru bezpośredniego znajdowania się pałacu, dlatego też przemknął spojrzeniem z budynku… na mównicę. A tam zauważył kolejną osobę – skromnie odzianego mężczyznę, który chwilę wcześniej, znajdował się jeszcze na balkonie pałacu. – To… możliwe? Kenshiego przebiegły dreszcze po plecach, gdy uświadomił sobie, że człowiek ten być może potrafił się poruszać z prędkością gromu. Jak kogoś takiego można było zatrzymać?
Wszyscy takim zachowaniem byli zaskoczeni, ale najbardziej tym co nastąpiło w kolejnej chwili – a mianowicie do wspomnianego mężczyzny, dołączył nie kto inny jak Suzumura Hanji, Lider Shiro Ryu, który nie robiąc sobie nic z zachowania swojego towarzysza, zakomunikował… że „odchodzi”, nie dając jednak czasu do zastanowienia się nad tymi słowami, bo w znak za jego słowami, prawie wszyscy strażnicy, poza kilkoma wyjątkami, opuścili swoje stanowiska i jak na wezwanie, otoczyli plac, odseparowując zwykłych widzów oraz gości, od elity tego festiwalu, czyli Rady Możnowładców jak i Liderów klanów. Na dodatek, mężczyzna który chwilkę wcześniej, błyskawicznie się przemieścił, przy użyciu nieznanej Kenshiemu technice, unieruchomił wszystkich radnych. Tłumiąc w zarodku bunt, który się wśród nich narodził wobec takiego postępowania Lidera Shiro Ryu. W tym momencie, Kenshi sam nie wiedział, jak się ma zachować – wobec kogo pozostać wiernym?
- Reiya, gdzie jesteś? – nieme, nierzucone pytanie aż cisnęło się Kenshiemu na usta. Słyszał w oddali wybuchy, dostrzegał czarne kłęby dymu nad miastem, ale z obecnej pozycji, nie dostrzegał nic, poza dźwiękami eksplozji, szumem wrzasków. Na dachach budynków, pozostała garstka ludzi Zakonu, którzy chyba byli w podobnym szoku co Kenshi. Nie pozostali oni jednak na swoich miejscach, ruszyli natychmiast w kierunku wyjścia, chcąc zapewne zapanować nad tłumem ludzi, którzy próbowali opuścić to miejsce. Czarnowłosy… nie poszedł ich śladem. Uważnie lustrował swoje otoczenie, ale na chwilę obecną, nie dostrzegał bezpośredniego niebezpieczeństwa. Uznał, że zaczeka na dalszy rozwój sytuacji, przynajmniej do chwili aż zostanie zmuszony do podjęcia decyzji. Na razie obserwował, zbierał informację, uczył się zdolności tych, którzy postanowili wystąpić przeciw Możnym tego świata.
- Czyżby to miała Reiya na myśli, mówiąc że nie wszystkim podoba się decyzja podjęta przez Radnych? Praktycznie całe Shiro Ryu się zbuntowało? Ona też?– gonitwa takich myśli, było czymś nieubłaganym, niemożliwym w głowie do zatrzymania. Działo się to wewnątrz Majiego zawsze, gdy uczestniczył w tak zaskakujących, nieprzewidywalnych warunkach. Tak też było gdy towarzyszył Kirino w trakcie walk w Atsui… Tak i teraz postanowił z ewentualnym działaniem zaczekać, zobaczyć co uczyni kobieta, która wydawała się zobojętniała na wieść o wojnie z Cesarstwem.
  Ukryty tekst
0 x
Wiem, że niektórzy mają ser­ca jak dzwon

Silne, głośne, pra­wie niez­niszczal­ne

Lecz zim­ne jak żela­zo, z które­go je odlano
Obrazek
Mokuzu

Re: [Event] Komplikacje

Post autor: Mokuzu »

Aż do momentu, gdy na scenę nie wyszło kilkanaścioro identycznie ubranych ludzi, Mokuzu nie domyśliła się, że Hassam był kimś wyjątkowym. Szczególnie, gdy za jego tło robili liderzy potężnych klanów z całego świata. Choć oczywiście dziewczyna wiedziała kim był ów przywódca, to zobaczenie go na własne oczy wydawało jej się tak nierealne, że w ogóle nie brała takiej możliwości pod uwagę. I cóż, trzeba przyznać, że polityka nie interesowała jej aż w takim stopniu, aby potrafiła rozpoznać z twarzy władców, których nigdy wcześniej nie miała okazji spotkać. Sądząc jednak po reakcjach otaczających ją osób, nie ona jedyna była zafascynowana rozgrywającą się sceną... choć nieporównywalnie lepiej to ukrywała. Ekscytacja Mokuzu zmalała jednak, gdy zaczęto opowiadać o ostatnich wydarzeniach. Może jako kunoichi powinna być dojrzalsza i rozumieć o czym mówili, ale niestety nie wszystko rozumiała... mogła tylko przyswajać wiedzę, którą ją karmili. Próbowała zapamiętać jak najwięcej z wykładu, aby móc później zdać szczegółowy raport liderowi. Nagle poczuła jak zmienia się atmosfera wokół i ze spowolnieniem zaczął i do niej docierać sens słów starca... wojna, pomyślała na sekundy nim jej obawy się potwierdziły. Na chwilę jakby stanęło jej serce. Wojna, śmierć i zniszczenia. Być może przez brak doświadczenia nie w pełni docierały do niej konsekwencje wypowiedzianych właśnie słów, ale rozumiała wystarczająco. Mokuzu miała też świadomość, że z całą pewnością mogły one sięgnąć drzwi jej własnego domu. Podczas gdy na około rozległa się wrzawa, milion nieskładnych myśli kołatało się w głowie młodej adeptki ninja. Rada Dwudziestu została oskarżona o pasywność, która wywołała wcześniejszą wojnę... a odpowiadała na ten zarzut wywołaniem nowej wojny? Mokuzu spoglądała po twarzach radnych z niedowierzaniem, starając się coś z tego zrozumieć. Przemknęło jej przez myśl, że nie powinno jej tu teraz być... była tylko młodą doko. Nie miała doświadczenia, aby poradzić sobie z taką sytuacją. Miała wrócić do osady rodu i przynieść rodzinie wieści o nowej wojnie? Ta myśl wydawała jej się abstrakcyjna... nierealna. Lecz to co działo się dalej... cóż, ta kunoichi nie często miała okazje być naocznym świadkiem tworzenia się historii. Jej dotychczasowe życie obyło się raczej bez podobnych wydarzeń. Tak jak siedzące nieopodal kobiety, wydała z siebie cichy okrzyk, gdy radni zostali zaatakowani. Kto by się ośmielił? Mokuzu poczuła jak po ciele spływa jej pot, a może to kikaichu po niej łaziły? Musiała się stąd jak najszybciej wydostać, musiała wrócić do domu i ostrzec wszystkich. Nie myślała w tej chwili o byciu kunoichi. Nie wierzyła w swoje umiejętności, nie sądziła, aby mogła w tej sytuacji dokonać wiele więcej niż zwyczajnie nie zginąć. Beztroska atmosfera, która powitała ją gdy po raz pierwszy zjawiła się na festynie została dawno zapomniana, a spanikowani ludzie trącali stoiska z jedzeniem uciekając. Ona też uciekała... uciekała, aby ratować swoje życie, aby zrozumieć co się wydarzyło. Przepychała się przez tłum, który nawet nie reagował na ulatujące z jej ciała insekty, zaalarmowane przerażeniem swojej pani. W pewnym momencie potknęła się i w końcu jej umiejętności dały o sobie znać, gdyż udało jej się nie upaść na twarz. Nieopodal zobaczyła chłopca w podobnym wieku, który wydawał się mniej zagubiony od niej samej. Wiedział co robić, a Mokuzu musiała być teraz z kimś kto wiedział co robić. Jak ich uratować... ruszyła w stronę Numy, licząc, że doprowadzi ją w bezpieczne miejsce. Sama nie wiedziała co ze sobą począć, a ktoś w zbliżonym do niej wieku budził w niej więcej zaufania niż dorośli. Była beznadziejna, wiedziała o tym. Jako kunoichi Aburame nie powinna była liczyć na pomoc obcych, ale nie chciała zginąć. Nie każdy mógł być odważny i honorowy, a świat shinobi nie składał się z samych bohaterów. Wśród nich byli też zwykli ludzie tacy jak ona...
SIŁA 5
WYTRZYMAŁOŚĆ 20
SZYBKOŚĆ 5
PERCEPCJA 20
PSYCHIKA 20
KONSEKWENCJA 5
SUMA ATRYBUTÓW FIZYCZNYCH: 50
0 x
Awatar użytkownika
Kisho
Gracz nieobecny
Posty: 455
Rejestracja: 19 paź 2016, o 19:49
Wiek postaci: 20
Ranga: Wyrzutek D
Krótki wygląd: Długie brązowo-blond włosy, błękitne oczy, jasna karnacja, czarne spodnie, czerwono-czarna bluza i jasnobrązowy bezrękawnik z kominem
Widoczny ekwipunek: kabura na broń (na prawym udzie) i torba (na lewym pośladku)

Re: [Event] Komplikacje

Post autor: Kisho »

Jak dotąd wszystko przebiegało tak jak wcześniej - iście normalnie, a przy tym i nudno. Cóż, jak zostało wspomniane, musieli czekać, aż wszyscy przybędą na miejsce. Całe szczęście reszta liderów lub ich wysłanników zjawiła się chwilę później, więc zbytnio nie można było narzekać. Niektórzy przedstawiciele klanów robili na młodym shinobi wrażenie, częściowo dlatego, że większości z nich praktycznie nigdy nie widział na oczy, a po części i dzięki świadomości co do siły tych wybitnych jednostek. Przez moment przed oczyma przebiegł mu obraz Cesarza Wysp, Nastume, gdy spotkał go po raz pierwszy i bynajmniej nie wiedział z kim ma do czynienia. Aż trudno było na pierwszy rzut porównać tego człowieka z Nimi, no, a przynajmniej w chwilach, gdy jest się z nim sam na sam. Być może wszyscy wysoko postawieni tak naprawdę mają dwa oblicza - jedno dla świata, takie oficjalne, a drugie prywatne, własne. Tak było przynajmniej u Cesarza, w zależności od sytuacji prezentował zupełnie różne osobowości.
Dość jednak o Natsume. To przecież nie o niego tutaj chodzi. Chociaż... Nagle całe zainteresowanie nowym władcą wysp z Kisho jakoby przeszło na Radę. Ci, ledwo zaczynając to swoje ważne zebranie, niemal od razu zaczęli szargać jego dobre imię. Oczywiście nie zapomnieli uprzednio wspomnieć o kilku innych elementach i tym samym jeszcze bardziej przedstawić Wyspy w złym świetle. W międzyczasie co rusz zachwalali siebie, swe postępowanie i to jacy to oni są dobrzy. Błazenada i tyle. Trąbią o tym swoim pokoju, że chcą go utrzymać za wszelką cenę, że Cesarstwo wszystko zniszczyło, bo postanowiło się zjednoczyć - w oczach Rady była to rzecz jasna rebelia i najzwyczajniejszy bunt... Mają całkiem ciekawy punkt widzenia, czyż nie? Jakby się wcześniej czegoś nawdychali albo co. - No ogólnie sprawa przedstawiała się prosto - Rada jest dobra, a twór zwany Cesarstwem to zło w czystej postaci. Kropka.
Kisho aż skręcało ze złości na każde kolejne słowo padające z ust co następnego Radnego. Jak oni śmiali tak mówić? Tak kłamać i mieszać Wyspy z błotem? Nie mieli za grosz przyzwoitości? Czyżby faktycznie siedziała w nich jedynie duma i jakieś niespotykane samozaparcie na tle własnej władzy? Naprawdę? Błękitnooki aż pożałował, że kilka minut temu sam bronił Dwudziestu przed, zdawałoby się, niesłusznymi oskarżeniami Satoshiego. Lider jednak faktycznie miał co do nich rację. Niestety nie tylko w tym się nie mylił.
Wojna.
To jedno słowo, zlepek kilku liter wypowiedziane przez Przewodniczącego sparaliżowały chłopaka od stup do głowy, pozwalając jedynie, by odczuwał dreszcz i kropelki zimnego potu przepływającego po grzbiecie. Dla niego czas się zatrzymał, odciął się od wszystkiego. Ludzie podnieśli głosy, reagowali na obwieszczenie o konflikcie, a Kisho stał, jak wryty spoglądając nieruchomo na scenę. To wciąż do niego dochodziło, to co planowała Rada i to, co przewidywał lider Ranamaru. Wojna...
Nagle wszechogarniająca cisza i zastój ustąpiły miejsca panicznym krzykom, rumorowi i gwałtownym ruchom. Kisho wreszcie wrócił do rzeczywistości. Sceneria jednak diametralnie się zmieniła. Ludzie, którzy go otaczali, jak się okazało nie tylko oni, bo i cały plac, biegli. Nie, oni mijali go w panicznej ucieczce i strachu! Gdzieniegdzie wybuchał jakiś huk, a nad miasto zawitał czarny jak smoła dym. Wzrok chłopaka automatycznie skierował się ku scenie i podobnym, instynktownym ruchem cofnął się o krok. Nie uciekał, po prostu coś nakazało mu uważać, wycofać się w momencie, gdy zobaczył co się właściwie dzieje. Czuł strach, choć jeszcze nie pojmował obecnej sytuacji. Wiadomość o wojnie tak nim wstrząsnęła, że niemal „przespał" coś znacznie ważniejszego - wewnętrzny bunt Shiro Ryu.
- Co... się... - próbował na wszelkie sposoby zrozumieć, co się stało, a właściwie dlaczego. Dlaczego zakon kieruje bronią w cywilów, dlaczego Rada została zaatakowana, dlaczego wszyscy uciekają w popłochu, jakby to wojna wybuchła właśnie tutaj w Kami no Hikage, a nie w Cesarstwie. Dlaczego to wszystko wygląda na jakiś popieprzony scenariusz na zamach stanu... Dlaczego...
Dosyć.
Mimo starań, by odrzucić od siebie wszelką świadomość, Kisho tak naprawdę wiedział, o co chodzi. Nie chciał dopuścić do siebie tej myśli, myśli, że właśnie szykuje się przełom zwrotny w historii Rady, ale musiał. Uczynił dwa kolejne kroki w tył, zadając w głowie pytanie: - Co robić? - A w zasadzie. - Co mogę zrobić? - Ucieczka nie wchodziła w grę, przynajmniej nie taka, której celem było porzucenie Wyspy i znajdującej się na niej ludzi na pastwę losu. Pozostanie w miejscu, także nie było dobrą opcją, podobnie miała się sprawa z natychmiastowym ruszeniem na pomoc Radzie. Nawet jeśli w ich oczach, jako jeden z Ranamaru, jest wrogiem, którego najchętniej by się pozbyli, to i tak by to uczynił. Jednak pakowanie się na scenę między tą dziwną mieszankę, zdawało mu się najdurniejszym planem ze wszystkich możliwych. Najpewniej zginąłby, próbując się tam dostać, a przecież nie o to tutaj chodzi. Dawniej kilka razy sam pakował się w niebezpieczne sytuacje, robiąc z siebie żywe mięso armatnie, ale zmądrzał. Nabrał nieco rozumu i odrobinę zmienił swoje podejście. Nadal chce pomagać za wszelką cenę, ale tym razem starając się dodatkowo przeżyć, o ile to możliwe. Dlatego też nie działał pochopnie i postanowił jedynie obserwować dalszy przebieg akcji, ale z nieco dalsze i bezpieczniejszej pozycji.
  Ukryty tekst
  Ukryty tekst

EKWIPUNEK
PRZEDMIOTY PRZY SOBIE (WIDOCZNE):
  • kabura na broń (na prawym i lewym udzie)
  • torba (na lewym i prawym pośladku)
  Ukryty tekst
0 x
Obrazek
Murai

Re: [Event] Komplikacje

Post autor: Murai »

Nawet jeśli świat ważnych person i układów pomiędzy prowincjami nie należał do zainteresowań Kakuzu, to był tym niezwykle zainteresowany. Pasowała mu pozycja pionka, który porusza się zgodnie z wolą gracza dopóty dopóki leży to w jego interesie. Ale poświęcić za inną figurę zdecydowanie się nie da. Jego niezależność i możliwość swobodnego podejmowania działań były cennym towarem, którego część oddał w ręce Mitsuchiego celem późniejszych profitów, możliwości liczenia na niego w przypadku jakiś kłopotów, protekcji w wiosce. Towar musiał być wymieniony z zachowaniem jego wartości. A fakt że lider wysyłał go w miejsca, do których Kakuzu i tak by poszedł? W takim wypadku pozostawały wyłącznie korzyści, czysty zysk. Zda raport i tyle, jego rola się zakończyła. Rozmyślania nad tym, a także wieloma innymi sprawami, były integralną częścią jego życia, głównie w momentach oczekiwania na coś większego, jak w tym przypadku. Nic konkretnego się jeszcze nie zaczęło, dlatego był w stanie swobodnie myśleć bez konieczności skupiania się nad czymkolwiek konkretnym. Poza rozmówcami.
- Teoretycznie. - odpowiedział Shigemiemu na stwierdzenie, jakoby byli tutaj służbowo. Rozsiewanie aury niepewności i tajemniczości w stosunku do mniej ważnych person od niego było jego standardowym zabiegiem. Im mniej ludzie są pewni jego osoby i jego zachowań, tym mniej staje się przewidywalny. A to zawsze prowadzi do zdystansowania, którego Kakuzu w ogromnej części pożądał. Faktycznie w jego słowach była też cząstka prawdy, jak gdyby był tutaj w pewnym celu, faktycznie spełniając swoje pragnienie odnośnie zdobycia wiedzy odnośnie najnowszych wydarzeń. Shigemi i jego komentarze odnośnie oczywistych łapanek i wieszczenie najgorszych scenariuszy w formie żartów nie wpłynęło na Muraia jakkolwiek, jedynie kiwnął głową w jego stronę i zerknął na niego, dając znać że słucha go i poświęca mu swoją uwagę. Ludzie lubią kiedy baczy się na ich słowa i wykazuje zainteresowanie rozmową z nimi. Nikusui była bardziej sceptyczna i ta postawa o wiele bardziej przypadła Kakuzu do gustu, wykazując oczywiste błędy ze strony stwierdzenia tymczasowego kompana.

Ale tego już nicioiec nie skomentował. Nadal zastanawiał się nad podobieństwem tego mężczyzny do jednego z podwładnych Hana. Oczywiście, jak wcześniej już rozważył, zawsze mogła być to jedynie jego nadinterpretacja. Dodatkowo potencjalny terrorysta wolałby raczej się ukryć niż wystawiać na światło dzienne wraz z innymi. Z drugiej strony mógł nie być aż tak znany, albo też posługiwać się drugą tożsamością. Możliwości był ogrom, ale liczyły się fakty i rzeczywistość. Trzeba było obserwować widowisko, które już się zaczęło. Słowa mężczyzny były obserwowane z najwyższą ostrożnością, starał się zapamiętać jak najwięcej z tego wszystkiego. Dla Mitsuchiego i dla siebie samego, żeby odnieść je do swojej aktualnej wiedzy. Chciał wiedzieć więcej niż mu tutaj powiedzą, dojść do własnych wniosków w oparciu o doświadczenie i własne zasoby informacji. Zaczęło się to ekspozycją na temat stosunków Rady i Cesarstwa, a także powodów dojścia do konfliktu pomiędzy nimi. To co mówili mogło rzecz jasna być jedynie czystą propagandą mającą na celu stworzenie negatywnych odczuć względem Cesarstwa. A nawet jeśli były to fakty, to sposób ich przedstawienia wskazywał na jednoznaczną winę Cesarstwa. Rada w końcu, według nich, pomagała w rozbiciu Novum Ordo. Ale było zdecydowanie za wcześnie, żeby stawać po jakiejkolwiek ze stron. Zdecydowanie za wcześnie, Murai zresztą nawet nie miał zamiaru się opowiadać po którejś ze stron. Jego rola bezstronnego obserwatora była w tym momencie najważniejsza. Ale czy Natsume był aż takim szaleńcem? Nie wydawał się niekompetentny, nawet pomimo tego że znał go bardzo słabo i tylko przelotnie rozmawiał z nim podczas turnieju. Kiedyś także nie przejawiał takich cech, był bardzo opanowany. Na wysuwanie wniosków na ten temat Murai też nie mógł sobie pozwolić. Ograniczył gdybania do minimum, skupił się na faktach. A faktem było, że Rada wypowiedziała Cesarstwu wojnę. W powietrzu zawrzało, tak samo jak pośród ludzi zgromadzonych. Rozmowy, krzyki, dywagacje i gorączkowe skrobanie po kartkach. Wszystko to słyszał wokoło siebie, kiedy ludzie gorączkowo zaczęli dyskutować na temat tej deklaracji. Fakt, było to coś niespotykanego, i prawdopodobnie będzie miała największa wojna w jakiej kiedykolwiek uczestniczył Kakuzu. Pod warunkiem, że zechce się opowiedzieć po którejś ze stron, skala wydawała się zbyt duża.
I wtedy zaczęło się coś dziać. Wyczulony na to Kakuzu przerwał jakiekolwiek rozważania i myśli na temat swojej roli w tym zdarzeniu. Skupił się na mężczyźnie, który pojawił się nagle. Tym samym, który wcześniej zwrócił uwagę Kakuzu. Nie było teraz wątpliwości. NES. To musiał być on, wszystko na to wskazywało. Cienie, ogromna szybkość. Specyficzny sposób bycia. Murai nie bał się nigdy, zawsze myślał zanim podjął działanie. Gdyby nie to, to każda nić w jego ciele zaczęłaby trząść się w panice. Ten człek był zupełnie inną ligą. Ale nie skończyło się na nim, gwałtowne pojawienie się kolejnych specyficznych ludzi. Kakuzu był w stanie jedynie stać i patrzeć, widząc kolejną znajomą postać. Obserwować pojawienie się drugiego niezwykle potężnego przeciwnika. Kiedyś Iwaru, teraz Wojna. Obserwował, chłonął całym swoim umysłem ten nietypowy obraz. I pozostałą dwójkę, równie specyficzną co reszta. Pozwolił sobie na jedno pytanie. "Co jeśli cała ta czwórka jest na podobnym poziomie?", a odpowiedź na nie była prosta. Wtedy ktokolwiek by przed nimi nie stanął, prawdopodobnie zginąłby na miejscu. Wybuchł chaos. Ludzie zaczęli uciekać. Popychali się wzajemnie, generowali nieprzebrane może ludzi do ominięcia. Chłodny, analityczny umysł Kakuzu zaczął przetwarzać informacje w tempie iście szalonym, aż doszedł do jednego wniosku - trzeba lepiej rozeznać się w sytuacji. Nawet jeśli jest tutaj NES i Wojna, wraz z pozostałą dwójką dziwolągów. Tłum nie pozwalał mu na swój plan.
- Uciekajcie jeśli życie wam miłe. Ta czwórka może nas zabić bez żadnego wysiłku. - odpowiedział, po czym pognał w kierunku jednego z bliższych dachów, na który wspiął się za pomocą techniki Ninjutsu. Starał się pozostać możliwie niezauważony, dlatego wybrał miejsce z którego ciężko by było komukolwiek go dostrzec. Odrzucił też swój czarny płaszcz. Reszta jego ubioru także była tego koloru, więc powinien nie być aż tak zauważalny. Zapomniał o niedawnych rozmówcach, zapomniał o dywagacjach na temat wojny z Cesarstwem. Teraz liczył się tylko on i jego życie.


ZDOLNOŚCI
KEKKEI GENKAI: Jiongu
NATURA CHAKRY: Doton
STYLE WALKI: Gōken
UMIEJĘTNOŚCI:
  • Nabyta -
PAKT:
ATRYBUTY PODSTAWOWE:
  • SIŁA 30 (1 poziom)
    WYTRZYMAŁOŚĆ 65 (2 poziom)
    SZYBKOŚĆ 170 (5 poziom)
    PERCEPCJA 155 (4 poziom)
    PSYCHIKA 1 (1 poziom)
    KONSEKWENCJA 95 (3 poziom)
SUMA ATRYBUTÓW FIZYCZNYCH: 410
KONTROLA CHAKRY A
MAKSYMALNE POKŁADY CHAKRY:251% [100% bazowe + 6% Wytrzymałości + 55% (Serce Katon B) + 45% (Serce Fuuton C) + 45% (Serce Suiton C)]
MNOŻNIKI:

POZIOM ROZWOJU DZIEDZIN NINPŌ:
  • NINJUTSU E
    STYLE WALKI: (2 - dziedzina B)
    • Goken - S
    • Seido - A
    KLANOWE A
    DOTON C
    FUUIN D
    KATON B (Klik)
    FUUTON C (Klik)
    SUITON E (Klik)

EKWIPUNEK
PRZEDMIOTY PRZY SOBIE (WIDOCZNE):
- Dwie kabury na broń (lewe i prawe udo)
- 2 tonfy obwinięte bandażami (przy pasie)

PRZEDMIOTY SCHOWANE (NIEWIDOCZNE):
  • Przy pasie:
  • Kabura na broń |Zapełnienie: 19,5/20 obj.| (prawe udo):
    • 2 kunai z notką wybuchową (13)
    • 1 kunai z notką oślepiającą (6,5)
  • Torba (60/70) (lewy bok):
    • Zwój Mały 1 (10/70) (Wypełnienie: 136,75/150):
      • Sztylet x2 (20/150)
      • Zaostrzony Kastet x2 (16/150)
      • Katana (30/150)
      • Parasolka z senbonami x125 (51,25/150)
      • 1 kunai z notką wybuchową (6,5)
      • 3 kunai z notką oślepiającą (13)
      • 11 shuriken (21)
    • Zwój Mały 2 (10/70) (Wypełnienie: 94/150):
      • 1 Fūma Shuriken (90)
      • 2 strzykawki (4)
    • Zwój Mały 3 (10/70) (Wypełnienie: 135/150):
      • Notka wybuchowa x19 (8/150)
      • Notka Świetlna x3 (1,5/150)
      • 4 porcje Makibishi (40 sztuk) (10/150)
      • Dzwoneczki x15 (3,5/150)
      • Żyłka 40m (40/150)
      • Bomba dymna x1 (2/400)
      • 10m żyłki (10/400)
      • Kunai x10 (60/400)
    • Zwój Średni 1 (30/70) (Wypełnienie: 360/400):
      • Gruda z ziemią z doczepioną notką wybuchową na zewnątrz (270)
      • Wielki Wachlarz (90)
    • Ukryte w ciele:
      • 4 notki wybuchowe (1 w każdej kończynie)
      • 4 notki oślepiające (1 w każdej kończynie)
      • Metalowe kolce - 6 w każdej ręce, 1 w nadgarstku, 3 w każdej nodze
    • W Domu:
    • Mały Zwój z tajemnicami Kakuzu
Nazwa
Kinobori no Waza
Pieczęci
Brak
Zasięg
Na ciało
Koszt
Minimalny, nieodczuwalny
Dodatkowe
Brak dodatkowych wymagań
Opis Kolejna z podstawowych jutsu, które potrafią wykorzystać nawet największe świeżaki spomiędzy ninja. Technika ta pozwala na odpowiednią kontrolę i kumulację chakry w z góry określonym miejscu - tu są to stopy. Dzięki temu shinobi jest w stanie poruszać się po powierzchniach pionowych, a nawet poziomych (tylko w sprzeczności z grawitacją), czyli prościej - po ścianach i sufitach, drzewach, gałęziach, i po czym tylko nam przyjdzie ochota - nie wliczając wody.
Uwaga: Odpowiednio skumulowana chakra w stopach nie wyklucza korzystania z innych technik w trakcie jej używania.
0 x
Awatar użytkownika
Ame
Postać porzucona
Posty: 645
Rejestracja: 11 sty 2018, o 21:22
Wiek postaci: 23
Ranga: Dōkō
Krótki wygląd: jak na av
Widoczny ekwipunek: *Zanbato na plecach
*Miecz obosieczny przy pasie
*Torba na zadzie

Re: [Event] Komplikacje

Post autor: Ame »

Podchodząc bliżej, aby usłyszeć przemówienia i szczegóły dotyczącego tego po co w ogóle tu przypłynął, nie spodziewał się tego co miało się zaraz wydarzyć. Nie, ze nie spodziewał się kłopotów, w zasadzie był pewny, ze stanie się tutaj coś "ciekawego", ale tego nie przewidział. Gdyby nie to, nigdy nie wysłał by brata po dango.
Gdy zaczęły się przemówienia, upomniał młodszego, aby później nie musieć wysłuchiwać jego debilnych pytań. Niech wszystko usłyszy na własne uszy i dwa razy zastanowi się zanim zada głupie pytanie.
- Czekaj, chyba zaczyna się coś konkretnego, olej to jedzenie. Potem znowu będzie płacz, ze nie zapisałeś się na turniej. - rzucił do młodszego, który jeszcze w zamian za jego dobry plan dotyczący żywności, chciał wysłać go po wodę. Przyciągnął go za naramiennik ze zbroi do siebie, żeby mieć pewność, ze słucha a nie myśli o jedzeniu. W swej niekonsekwencji wyciągnął rękę po przysmak, którym raczył się Kaito i sam zaczął pałaszować te o smaku, który polecił czarnowłosy. Durne kulki, taki badziew a takie dobre. Złapał się na tym, ze to jego myśli zaczęły krążyć wokół żarcia. Faktycznie przydałoby się trochę wody, ale teraz już za późno. Nie chciał stracić nic z oficjalnej części żeby potem nie wyjść na debila, który czegoś nie wie.
Gdy zobaczył kobietę z trzema psami, doszło do niego, ze to musi być ktoś z klanu Inuzuka. Biorąc pod uwagę, ze szla z niewielka obstawa i wkroczyła na scenę wraz z jak mu się wydawało, ważnymi osobistościami, zrozumiał, ze w tym przypadku może mieć do czynienia z liderka tego klanu. Natychmiastowo wywnioskował, ze prawdopodobnie większość przybyłych to liderzy klanów należących do rady. Wreszcie zaczął cokolwiek kapować.
- Popatrz śledziu, to pewnie liderzy klanów rady. - podzielił się swoimi wybitnymi obserwacjami z bratem. Starał się uważnie słuchać, ale coś co zaczyna się od "Cieszymy się, że zechcieliście przybyć na nasze wezwanie", nie może być ciekawe dla młodego chłopaka. Zaczęły się wywody na temat polityki, o której nie miał za dużego pojęcia. Nie do końca rozumiał do czego zmierza przemawiający mężczyzna.
- Gadają coś o wyspach. Nie podoba mi się to. - od tego momentu stal się bardziej czujny. Czyżby liderka klanu wysłała ich w pułapkę? Od razu widać po nich, ze są z wysp i w razie jakiegoś pogromu padną jego ofiara jako jedni z pierwszych.
- Sami jesteście ekstremiści. - mruknął pod nosem, ale w taki sposób żeby Kaito to usłyszał. Wszystko to co musiał wiedzieć o konflikcie na wyspach, już dawno znajdowało się w pamięci jego mózgu i iście podręcznikowe przypomnienie nie było mu za bardzo potrzebne.
- A teraz nagonka na cesarza... - rzucił po raz kolejny swoja uwagę. Rasowy komentator bieżącej polityki. Już w tym momencie wiedział do czego może zmierzać wszystko to co zostało tutaj powiedziane. Już teraz zaczął myśleć jak się z tego wykaraskać.
- Zapamiętaj czakrę każdego, kto jest według ciebie warty zapamiętania. - tym razem szepnął na ucho bratu, gdyż w jego głowie pojawił się plan, który zwiększy ich szanse na ucieczkę, jednocześnie utrudniając życie wszystkim dookoła. Gdy gruchnęła wiadomość o wojnie pomiędzy rada i wyspami, już wiedział, ze nie weźmie udziału w żadnym turnieju ani nawet w festiwalu. Znów chwycił brata za naramiennik i odciągnął go powoli w kierunku portu, tak żeby nie zwrócić na nich zbytniej uwagi. Liczył na to, ze nie będzie trzeba robić nic drastycznego. Wiedział, ze ucieczka przed strażnikami nie zawsze ma sens. Z drugiej strony tutaj nie ma cholernych Ranmaru, co zwiększa jego możliwości dywersyjne.
Przez to, ze się odwrócił nie zobaczył reakcji liderów, zaś okrzyki tłumu nie za bardzo go interesowały. Wiedział, ze nie jest tu bezpieczny, a był odpowiedzialny nie tylko za siebie. Popatrzył znów na scenę, kiedy zgromadzenie znów zamarło, a jego atencje przykuli nowi gracze, którzy pojawili się na arenie. Nie wiedział nic o zakonie. Nie zrozumiał co się działo na scenie. Pojawiło się tylko nowe zamieszanie, które powinno dać im więcej czasu na reakcje. Do głowy przyszło mu, ze to ludzie wysłani przez cesarza, którzy mieli sabotować wydarzenie zwołane przez rade. Co za paskudne mordy. Jeden miał tyle przyzwoitości, ze zakrył się cały za tona żelastwa. Myśli Ame przebiegały bardzo chaotycznie i ze wszystkich możliwości, tylko ta jedna wydawała mu się sensowna. Niezależnie od tego kim są intruzi, niezależnie od tego kto zwycięży, rodzeństwo nie jest tutaj mile widzianymi gośćmi i trzeba stworzyć sobie dogodne warunki żeby z tego wyjść.
- Mam nadzieje, ze coś zapamiętałeś. Będziesz nas musiał z tego wyprowadzić. Upewniaj się, ze jestem przy tobie. - miał nadzieje, ze Kaito zrozumie do czego zmierza i będzie współdziałał z nim tak jak zwykle. Stanął w charakterystycznej dla pewnej techniki pozycji i zaczął swoja część przedstawienia.
- Zwalamy w kierunku morza! - ciężko stwierdzić czy był to jakiś rodzaj instynktu, ale teraz to wydawało się mu najbezpieczniejsze. Detale pozostawiał w rekach brata.
  Ukryty tekst
0 x
Przez miesiące, patrzył na pełny lili wodnej staw i stawał się świadom, że nie może być to zwykły rekin morski. Element, który zmienił jego charakter to wlasnie wybor bestii. Kiedy wrócił był nieco inny. Nie posiadał jeszcze paktu, jednak już do czegoś się zobowiązał, reprezentowania cechy tego zwierzęcia swoim nastawieniem. - Hakai o Ame. Obrazek
Awatar użytkownika
Akarui
Postać porzucona
Posty: 1567
Rejestracja: 8 cze 2017, o 01:03
Krótki wygląd: Jak na avku brązowy płaszcz z kożuszkiem - mamy zimę! ;)

Re: [Event] Komplikacje

Post autor: Akarui »

Kończąc wcinanie ostatniej ryżowej kanapki i słuchając rozpoczynającego się orędzia Rady Dwudziestu, do którego na początku Akarui nie przykłądał większej uwagi, zachciało mu się jakiegoś deseru. Chwilę rozglądał się, czy przez tłumy dostrzega jakieś ciekawe stoisko. Gdy już miał przejść w sobie znanym kierunku, nagle mu się przypomniało, że przecież nie musi wydawać więcej pieniędzy! W końcu od paru dni w jego plecaku leżało sobie spokojnie kruche ciasteczko zawinięte w skromny papier, podarunek od skromnej babuni, która potrzebowała pomocy gdzieś na szlakach. Słodziutkie, miodowe, orzeszki, mmm... Wtedy też zaczeło do niego docierać, co się dzieje na scenie. I to wcale nie było tak słodkie i miłe, jak pałaszowany deserek...

Otóż okazało się, że Rada Dwudziestu podjęła decyzję w sprawie utworzenia się Cesarstwa. Kontynent nie dość, że odcina się od Sąsiadów zza morza, to jeszcze wypowiada im wojnę. No tak... Ostatni fragment ciasta aż nie chciał przejść przez gardło. Na wszystkich żyjących i próbujących zaprowadzić ład po raz kolejny padł cień śmierci i chaosu. I przez co? Przez dumę. Tozawa pokręcił głową nie chcąc nadal uwierzyc w to, co właśnie się stało. Z zamyśleń wyrwał go jednak porządny grzmot, który poczuł nawet pod swoimi nogami. Ale przecież nie zbierało się na burzę, co to mogło być? Nagle zobaczył, że na scenie pojawiło się kolejne kilka osób a większość Shiro Ryu zeskoczyła z dachów. To wyglada jak zamach stanu. Dobra, Akarui, weź się w garść! Wiesz, co jest Ci teraz potrzebne. Zachowanie zimnej krwi. Ludzie próbują uciekać. Oprócz shinobich jest tu też sporo ludzi normalnych, kobiet, dzieci! Ofiar może być co niemiara. Trzeba im pomóc!

Poruszając się blisko murów, przy których wcześniej stał, zaczął kierować ludzi w kierunku wyjść, zaczynając od sobie najbliższych. W tym jednym wielkim krzyku próbował przekazać jedną ważną informację: Spokojnie! Patrzcie pod nogi! Sam musiał obserwować teren blisko siebie, jak też kątem oka pilnować, co dzieje się na głównej scenie. Widział dziwne cienie, któe oplotły randych i jak część Shiro Ryu stoi tam razem z zamachowcami. Z drugiej strony widział innych członków zakonu próbujących wyprowadzić ludzi. Do tego słyszał, że jakieś walki już się zaczęły poza murami. Z deszczu pod rynnę? Upewnił się, że jego wierny kastet leży w kaburze, może się przydać w każdej chwili. Zauważył, że tłum przewrócił małą dziewczynkę. Podniósł ją, otrzepał kolana i posłał dalej, by dobiegła do rodziców. Trzeba tych ludzi wyprowadzić!
Akarui stara się o kontakt z jakimś przedmiotem przy stoiskach, przy których przebywał, dla wykorzystania techniki Kawarimi no jutsu. Stara się obserwować okolicę, by być gotowym na możliwe niebezpieczeństwo.

Użyta technika:
Nazwa
Kawarimi no Jutsu
Pieczęci
Tygrys › Świnia › Wół › Pies › Wąż
Zasięg Max.
30 metrów
Koszt
E: 7% | D: 5% | C: 4% | B: 3% | A: 2% | S: 1% | S+: Niezauważalny
Dodatkowe
W pobliżu musi się znajdować przedmiot możliwy do podmienienia
Opis Kolejna pomocna technika, która niejednokrotnie może uratować życie. Otóż jest to technika podmiany która pozwala w momencie ataku podmienić nasze ciało z zawczasu przygotowaną podmianą z beczką, kłodą bądź innym przedmiotem który znajduje się luźno na powierzchni oraz rozmiarami jak i wagą nie przekracza 1 naszego ciała. Kolejnym ograniczeniem techniki jest świadomość nadchodzącego ciosu. Użytkownik może podmienić się tylko w momencie gdy widzi nadchodzący atak. Wtedy tuż przed zadaniem ciosu następuje podmiana i nasze ciało zajmuje przedmiot wcześniej przez nas wybrany do podmiany.

ZDOLNOŚCI
  Ukryty tekst

EKWIPUNEK
PRZEDMIOTY PRZY SOBIE (WIDOCZNE):
  • Kabura na lewym udzie
  • Kabura na prawym udzie
  • Torba na lewym biodrze
  • Plecak na jedno ramię
  • 2* bukłak z wodą, przyczepiony do paska (jeden prawie pusty, drugi napoczęty)
[/list]
  Ukryty tekst
0 x
MOWA
Awatar użytkownika
Nikusui
Gracz nieobecny
Posty: 1028
Rejestracja: 17 kwie 2015, o 12:58
Wiek postaci: 29
Ranga: Sentoki
Krótki wygląd: Białe, długie włosy, część z nich zapleciona w cztery warkocze - https://i.imgur.com/W0LDdj1.jpg; żółto-zielone oczy; jasna cera
Widoczny ekwipunek: Bicz przymocowany przy prawym biodrze; torba nad lewym pośladkiem; kabura na broń na prawym udzie
Multikonta: Sayuri

Re: [Event] Komplikacje

Post autor: Nikusui »

Ich dywagacje dobiegły końca. Moglu snuć przeróżne scenariusze, ale rzeczywiście białowłosej lepiej wychodziło negowanie innych przypuszczeń, niż udzielanie informacji na temat własnej wersji wydarzeń. Zapewne dlatego, że wolała się przekonać na własnej skórze. Może to było też powodem, że jej wyraz twarzy nie zmieniał się podczas przemówień poszczególnych członków Rady. Mówili dużo, naprawdę sporo. Przedstawiali wersję ich wydarzeń. Na ten moment Nikusui nie mogła stwierdzić, czy jest to całkowitą prawdą, czy też nie. Nie sądziła jednak, że nawet jeśli, to wina leży całkowicie po stronie Cesarstwa. Zawsze dzieje się coś, co do odłamu doprowadza, jakiś mały zapalnik. A przynajmniej tak do tej pory patrzyła na to białowłosa. Owszem, mogła nie mieć racji, mogło być tak, że Wyspy postanowiły był niezależne i w dość brutalny sposób okazały swoje chęci. Co jej jednak były do takich sposób? Na dobrą sprawę, Ryukata sama była za używaniem wszelakich metod, jeśli tylko pozwoliłyby jej osiągnąć cel. I na pewno nie była jedyna. Poza tym, w tych czasach, kogo mogą dziwić przewroty? Ludziom nudziła się stabilizacja, pragnęli władzy i posłuchu. Jednym się udawało, innym nie.
I nie przeszkadzało to białowłosej, o ile nie dotykało jej bezpośrednio. Bo niby czemu? Nie była wybawicielką, nie czuła potrzeby, by zarządzić pokój na całym świecie. To nie było jej powołanie, bo pragnienie siły, a pragnienie władzy, były dla niej odmiennymi rzeczami.
Mówią, że każdy medal ma dwie strony, a strona, którą odsłoniła Rada, to rysunek Cesarstwa na szubienicy. Nawoływanie... nie, oficjalne wypowiedzenie wojny mogło przynieść nic więcej, jak kolejne ofiary. Ofiary, które były, albo i nie były gotowe by poświęcić swoje życie w imię wyższego dobra. W imię kontynentu czy wysp. Wszędzie się tacy znaleźli. Nikusui nie była na to gotowa. Wręcz nie chciała być. Nie czuła, by jej ewentualna śmierć mogła cokolwiek załatwić. Owszem, pewnie byłaby zdolna narazić swoje życie, jeśli chodzi o nieliczne gron bliskich jej osób, ale to wszystko. Nie dla całego rodu, nie dla prowincji, nie dla kontynentu. W to niech się bawi Lider, który nawet się tu nie pojawił. Może wiedział, że nie dowie się niczego specjalnego, nie licząc niechęci Rady względem Cesarstwa? Miał jednak dzięki temu czas, by się zastanowić nad tym, co zrobi z Kaminari. Czy ich w to wplącze, czy w ogóle opisze się po którejkolwiek ze stron.
Tłumy wręcz szalały. Jedni zbulwersowani decyzją Radnych, drudzy jakby rozumieli, że tak trzeba. Tak po prawdzie Nikusui nie znajdowała się w żadnej z tych grup. W ciszy obserwowała co się dzieje, nasłuchując przeróżnych komentarzy. I nagle zaczęło się dziać. Jakby grzmot, jednak dość dziwny. Tuż po nim pojawił się facet, który niedawno stał na balkonie. Niestety, ale białowłosa w przeciwieństwie do Muraia go nie znała. Widziała go pierwszy raz na oczy, więc nie czuła żadnych obaw. Nawet, jeśli sytuacja nie zapowiadała się dobrze. Czyżby bunt? Przynajmniej na to wyglądało, kiedy Lider Shiro Ryu zwracał się do unieruchomionych Radnych. Wojna w wojnie? Białowłosa uniosła jedną brew wyżej, patrząc jak na widoku pojawia się kolejna trójka. Dość specyficzna, ale wciąż z wyglądu nieznajoma dla młodej Ryukaty. Jej ciało, mimo wszystko, nieco się spięło.
Panika. Wszędzie panika. A to nie poprawiało sytuacji. Zwłaszcza, gdy w końcu odezwał się Murai. Nim jednak zareagowała, ten ruszył się z miejsca, prawdopodobnie albo uciekając, albo poszukując miejsca do lepsze obserwacji. W sumie to nie mogli mieć pewności, czy owi przybysze zamierzają atakować wszystkich i urządzając sobie tu rzeź, tak po prostu. Jednak... czy rzeczywiście w tej sytuacji wyjściem była ucieczka? Kiedy nie wiesz, kto tak naprawdę jest wrogiem, a kto nie?
- Nosz kurwa. - warknęła pod nosem i nie bacząc na resztę, energicznie ruszyła się z miejsca. Skoncentrowała swoją chakrę w stopach, nie chcąc stracić z widoku Muraia. On wiedział więcej. A to mogło się przydać. Gdzieś śmignął jej płaszcz, którego się pozbył, ale nie zwróciła na niego zbytnio uwagi. Sama dalej miała swój, ale nie ograniczał jej ruchów w żaden sposób.
- Równie dobrze ucieczka może się nie udać. - powiedziała na tyle głośno, by Murai ją słyszał, kiedy już tylko go dogoniła i znalazła się tuż obok niego na dachu, by i stamtąd móc zaobserwować to, co dalej się dzieje. Dym, huk i krzyki. - Co o nich wiesz? - zapytała, odruchowo łapiąc za swój bicz. Oczywiście, gdyby usłyszała "Jedźcy", to już coś by jej to powiedziało, ale nie widząc ich nigdy, nie mogła mieć pojęcia, że to właśnie oni. A nie miała czasu na przypuszczenia. - Bo na ten moment nie wiesz, kto zechce ci wbić kunai w gardło. Chyba większe szanse nie są w pojedynkę? - zasugerowała, oczekując, wypatrując i reagując, jeśli tego wymaga sytuacja.
  Ukryty tekst
0 x
Obrazek
"W życiu licz na najlepsze, ale przygotuj się na najgorsze."
Awatar użytkownika
Kaito
Gracz nieobecny
Posty: 462
Rejestracja: 11 sty 2018, o 21:08
Wiek postaci: 17
Ranga: Dōkō
Krótki wygląd: ♠ kruczoczarne włosy
♠ błękitne oczy
♠ rekinie kły
♠ 178 cm wzrostu, szczupły
♠ ubiór: szara koszulka, niebieska zbroja z białym futerkiem wokół kołnierza, bojówki z wieloma kieszeniami, czarne trapery
Widoczny ekwipunek: ♠ czarne rękawiczki z blaszką, bez palców
♠ torba umieszczona tam, gdzie plecy kończą swą szlachetną nazwę
♠ kabura umieszczona na prawym udzie
♠ sztylet u boku

Re: [Event] Komplikacje

Post autor: Kaito »

Jak zwykle… on się nałaził za tym całym dango, a jego brat nawet nie kiwnął palcem, żeby załatwić im jakąś wodę. Przez wzgląd na jego lenistwo musieli zajadać przekąski na sucho, co oczywiście było jakimś minusem, ale na szczęście ich smak zdawał się rekompensować wszystko to, co przyprawiało wcześniej o negatywne emocje. W sumie racja, głupie kulki, a jednak skrywały w sobie coś tak rewelacyjnego! Kaito mógłby chyba przy tym zaryzykować stwierdzeniem, że tutejsze dango było nieco lepsze od tego, którego próbował w Hanamurze, rzecz jasna z całą miłością do swej ojczyzny – tam także nie można było przecież na jedzonko narzekać.
Ame przydał się jednak do jednego. Fakt faktem, że dzięki niemu mieli dobrą miejscówkę, z której wszystko dokładnie widzieli i słyszeli. Kiedy tylko rozpoczęły się oficjalne przemówienia, nawet rozweselony czarnowłosy zamilknął, przysłuchując się wszystkiemu temu, co miały im do powiedzenia te ważne osobistości. Kim były zaś one dokładnie? Cóż, tego nie wiedział. Rozpoznał tylko wcześniej w jakiejś kobiecie członkinię rodu Inuzuka po jej psich kompanach. Dopuszczał do siebie myśl o tym, że pojawili się także reprezentanci innych rodów i szczepów, ale czy sami liderzy? Nie miał zielonego pojęcia. Tak czy inaczej musieli być to ludzie wysoko postawieni, o niebagatelnych zdolnościach, bo nie oszukujmy się, jego czy Ame z pewnością nikt na taką uroczystość by nie wysłał. Jasne, dostali wiadomość od swojej liderki, ale jednak mieli się tutaj pojawić w zupełnie innym charakterze.
- Zapewne. – Mruknął tylko do brata, nie kontynuując na razie tematu. Nie chciał wdawać się w żadne żywe dyskusje póki nie usłyszał konkretnych informacji o festiwalowym turnieju, jak i innych rozrywkach zorganizowanych przez Radę. Tak, tak… biedny, naiwny Hozuki nadal myślał, że właśnie tak to wszystko będzie wyglądało. Gdy oficjele zaczęli rozmawiać o polityce, był nieco zawiedziony, ale póki co nie zwietrzył jeszcze żadnego podstępu. Na Wyspach ostatnimi czasy działo się przecież wiele, a wydarzenia te poruszyły praktycznie całym światem. Nie dziwił się więc, że nawet i Rada prowadziła dysputy na temat nowego Cesarstwa Natsume.
Ame uruchomił swoją czujność znacząco wcześniej i starał się tym samym zarazić młodszego brata, który początkowo machnął na jego słowa ręką. Kaito nie spodziewał się jednak, że pesymizm niebieskowłosego w tym przypadku okaże się jednak uzasadniony. Tak jak nie uderzały go zupełnie słowa prowadzącego o ekstremistycznym charakterze Novum Ordo, któremu i tak nigdy nie sprzyjał, tak już kontynuacja wątku Morskich Klifów zdecydowanie nie przypadła mu do gustu. Że niby zniszczyli status quo stworzony przez Radę? I jeszcze ta przemowa o zbrodniach dokonanych przez mieszkańców Wysp, którzy właściwie zostali określeni mianem rebeliantów. Co gorsza, wszystkie te wyzwiska i nieprzyjemności prowadziły do jeszcze bardziej dramatycznego rozwiązania przyjętego przez Radę, które mężczyzna wyjawił jako zwieńczenie swej przemowy. Rada wywołała Cesarstwu wojnę, a trzeba by chyba być idiotą, by nie zrozumieć, że to nie zwiastuje niczego dobrego.
- Szlag by to… – Przeklął cicho w odpowiedzi na komentarz Ame. W tym momencie to niezwykle smaczne dango, czy głupawe przepychanki z bratem przestały mieć jakiekolwiek znaczenie. Wojna. WOJNA. A oni w dodatku byli na nieswoim terenie… Dlaczego stojąca na czele rodu Hozuki wysłała ich w takie miejsce? Zdawałoby się, że na pewną śmierć. „Cholera, Kaito, uspokój się. I nie otwieraj szeroko gęby, póki nikt jeszcze nie zauważył, że jesteś tym, kim jesteś.” – Mówił sobie w myślach, ale tak po prawdzie, zaczął się obawiać o bezpieczeństwo nie tylko swoje, ale i starszego brata. A może właśnie martwił się przede wszystkim o niego? Nie wyobrażał sobie w końcu tego, że zostanie na tym świecie sam. Nie poradziłby sobie, gdyby nagle zabrakło tej jego niebieskawej czupryny.
W głowie czarnowłosego Kantańczyka zaczęły się już rysować najgorsze z możliwych scenariuszy, a chłopak nie przewidywał jeszcze tego, co miało stać się za chwilę. Głośny huk czy raczej grzmot? Instynktownie rozejrzał się dokoła siebie, ale nie był pewien, co było źródłem tego dźwięku. Wydawało mu się, że dochodził z wnętrza pałacu, ale zszokowany nie potrafił w żaden sposób potwierdzić swoich przypuszczeń. Właściwie chyba na moment się wyłączył, nadal nie dowierzając w to wszystko, czego był świadkiem. Po tym widział już tylko spanikowanych ludzi rzucających się w pogoń, podczas gdy jego nogi były praktycznie jak z waty. Co robić? Co mieli tutaj do cholery robić?
Dopiero słowa Ame w jakimś sensie dodały mu otuchy i przypomniały o jego wrodzonych, dość specyficznych zdolnościach. Chłopak starał się dojrzeć w tłumie te osobistości, na które wcześniej zwrócił uwagę i zapamiętać „jak wygląda” źródło ich chakry. Za cel obrał w szczególności tego, który wygłaszał całe przemówienie. Stwierdził bowiem, że to najważniejszy z przedstawicieli Rady. Skupił się także na chakrze dwóch mężczyzn, którzy nie wiadomo skąd pojawili się nagle na scenie i zaatakowali członków Rady. W oczy rzucił mu się także łysy mężczyzna z licznymi kolczykami stojący na dachu i to on był ostatnim celem tej skrzętnej operacji. Trudno było czarnowłosemu ocenić odległość od wskazanych wyżej osób, ale miał nadzieję, że uda mu się dokonać tego, co zamierza, bez dodatkowego skupienia i pieczęci. W końcu nie mieli zbyt wiele czasu. Nie mogli stać jak kołki, bo prędzej czy później rozszalałe mrowie uciekinierów by ich staranowało.
Szczerze mówiąc, był wdzięczny bratu za dobry plan. Starszy z Hozuków co prawda nie powiedział dokładnie co chce zrobić, ale jego wskazówki pozwoliły Kaito domyślić się, jakiej techniki chce użyć. Zarówno umiejętności dywersyjne Ame, jak i sensoryzm młodszego mogły pozwolić im w ucieczce, a nie ma co sobie mydlić oczu - nawet jeśli sytuacja nie była mu do końca obojętna, to jednak najpierw musieli zadbać o własne bezpieczeństwo.
- Ile sił w nogach, nie ma przystanków! – Wreszcie dał bratu znak, że doskonale rozumie, co ma robić. Miał nadzieję, że faktycznie uda mu się w późniejszym czasie rozpoznać trzy osobistości, które wziął na celownik. W tej chwili jednak o wiele ważniejsze było wydostanie się z tego kotła. Kiedy tylko Ame wykonał swoją mglistą technikę, szturchnął go, by ruszał jako pierwszy. Dlaczego chciał, by to niebieskowłosy prowadził? Po prostu wolał, by to on narzucił im tempo. Kaito był bowiem od starszego nieco szybszy, zręczniejszy i drobniejszy i o wiele łatwiej było mu przecisnąć się przed tłumu i w razie czego dogonić swojego towarzysza. Ponadto na tyłach znacznie lepiej, w jego mniemaniu, mógł korzystać ze swoich sensorycznych zdolności, a co za tym idzie, baczyć na ich dokładną pozycję, a także uważać na wszelkiego rodzaju zagrożenia nadchodzące w ich kierunku. Wydawało się, że jak na tak krótki czas do namysłu, plan był całkiem niezły. Stąd młodszy z rodu Hozuki ruszył pędem zaraz za swoim starszym bratem, starając się przy tym trzymać jak najbliżej niego. W duecie byli przecież silniejsi, a nie mogli być pewni tego, jakie niespodzianki napotkają jeszcze na swojej drodze. Teraz szesnastolatek liczył tylko na to, że uda im się dotrzeć w jakieś bezpieczne i spokojne miejsce. Dopiero wtedy będą mogli zastanowić się co dalej.
  Ukryty tekst
0 x
Kei

Re: [Event] Komplikacje

Post autor: Kei »

Nim cała przemowa ruszyła w końcu na dobre trzeba było poczekać na parę szych z różnych klanów. Gdy przedstawiciele w końcu się pojawili Kei cześć osób mógł skojarzyć a część nie, w sumie nie zagłębiał się w to. Właściwie w tej chwili, chciał usłyszeć ten komunikat od rady by zrozumieć co się dzieje i wybrać w stronę bardziej rozrywkowej części festynu. W chwili gdy zebrali się już wszyscy reprezentanci klanów na scenę wkroczyła sama śmietanka towarzyska z rady. Chłopak już był nieco znudzony tym czekaniem, więc miał nadzieję, iż szybko przejdą do rzeczy. Niestety musiał się dość gorzko rozczarować, gdyż radni dość obficie rozwodzili się za "zbrodniami i grzechami" Morskich Klifów. Heh, rozumiem waszą złość i to że parę wydarzeń was zdenerwowało, ale nie obwiniajcie mieszkańców za coś, za co odpowiadają liderzy i przywódcy, z których większość zginęła lub gdzieś zniknęła. Zresztą po prawdzie czy najbardziej nie wkurza was po prostu to, że jakiś region nie wymyka się wam spod kontroli? - Westchnął w myślach wysłuchując tych przemówień. Niektóre kwestie uważał za kpinę lecz tak czy siak nie odważyłby się tego powiedzieć na głos. Kwestię tego, iż Morskie Klify nie chcą działać pokojowo i dlatego rada wypowiada wojnę nie chciał nawet w myślach komentować, gdyż był to argument że aż ręce opadają. Z drugiej strony Keia ogarnął lekki szok na wzmiankę o wojnie. Cóż jakby nie patrzeć rada raczej nie organizowała większych działał militarnych, o ile nie dotyczyło to dzikich plemion z niezbadanych terenów. Tak czy siak brunet miał nadzieję, iż nie zostanie w to wmieszany, cóż nie chciałby mordować ludzi, z którymi jeszcze niedawno świętował.Po w miarę szybkim ochłonięciu rzucił okiem w stronę tłumu i klanów, by mniej więcej ocenić ich reakcje. Trzeba przyznać, iż dostrzegł dość sporą różnorodność. Nie miał jednak czasu zamyślić się nad nimi, gdyż w okolicy rozbrzmiał donośny grzmot. Chwilę potem usłyszał kolejne jakieś słowa i ze zdziwieniem dostrzegł, że na scenę wkroczył jakiś mężczyzna, a za nim kolejny. Kolejne wydarzenia były jednak jeszcze bardziej niepokojące. Jak się okazało radni zostali unieruchomieni a straż zwróciła swą broń przeciw publice. Taki obrót wydarzeń mógłby chłopaka wprowadzić w panikę ale zdając sobie sprawę do czego mogłoby to doprowadzić szybko ochłonął. Cóż w końcu łatwiej się bronić i bezpiecznie wycofać, gdy ma się spokojny umysł. Jeśli zakon nie zablokował wszystkich wyjść, to postanowił, że najlepiej będzie się najpierw ostrożnie wycofać z pozostałymi. Jeśli jednak wszystkie wyjścia są obstawione lub coś innego stoi temu na przeszkodzie to zdecyduje się stanąć z dala od wrogów i poczekać na działania innych by samemu zdecydować co zrobić. Tak czy siak pozostaje czujny i stara się unikać ewentualnych ataków lub zagubionych pocisków.
ATRYBUTY PODSTAWOWE:

SIŁA 35
WYTRZYMAŁOŚĆ 30
SZYBKOŚĆ 30
PERCEPCJA 43
PSYCHIKA 1
KONSEKWENCJA 1

PRZEDMIOTY PRZY SOBIE (WIDOCZNE):
- Plecak

PRZEDMIOTY SCHOWANE (NIEWIDOCZNE):
- Kabura x2 (przymocowane do pasa po bokach jedna po lewej druga po prawej, zwykle ukryte pod kurtką)
Lewa kabura:
- stalowa żyłka 15m,
- 6 shurikenów.

Prawa kabura:
- 4 kunai,
- bombka świetlna.

Plecak:
- 1 kunai,
- mały zwój pieczętujący,
- topaz.
0 x
Shigemi

Re: [Event] Komplikacje

Post autor: Shigemi »

Słowa lały się z podestu niczym potok, w sumie to niczym tsunami, nie wnosiły nic więcej niż tylko nienawiść i manipulację, przewidziałem zachowanie rady, więc lekko nawet mój kącik ust drgnął w triumfalnym, szyderczym uśmieszku. Wiedziałem, że to co tutaj będzie wypowiedziane może na zawsze odmienić ten kontynent, ale nie spodziewałem się że wywołają wojnę, to było takie puste, takie niskie to tylko pokazywało desperację siwych głów, strach przed tym, że ich wizja świata zaczyna się rozpadać na drobne kawałeczki, ale myślałem, że to jeszcze nie ten moment, kompletnie nie ten moment. Wojna mogła poczekać, cóż za groteska, muzyka, śpiew, tańce i libacje wszelakie, które teraz były przerwane lub napędzane przez wypowiedzenie wojny, to było straszne i nie mogłem w to uwierzyć. Założyłem sobie ręce na klatce piersiowej i zamyśliłem się, jednak to nie trwało długo, wszystko co mi pozostało w głowie momentalnie przeleciało w niebyt. Jedyne co byłem w stanie zrobić to otworzyć usta szeroko z wrażenia. To co się teraz działo nie mogło dziać się na prawdę, to było niemożliwe, przecież oni byli elitą, najbardziej zaufanymi z zaufanych, a tutaj takie coś. Z mojej odległości ciężko było dostrzec wiele szczegółów, ale dwa były najważniejsze - ruch cienia oraz paraliż radnych. Tłum stał jak osłupiały aż do momentu, gdy wszyscy zrozumieli co właściwie tutaj się dzieje, następnie grzmot i wtedy tłum zrozumiał, że czas stąd znikać, nie było innej opcji każdy chciał przeżyć, a wiadomo było że ewentualne straże i jacykolwiek pozostali zaufani zaczną bronić wyżej postawionych, a nie szaraczków. Tutaj ważyły się losy znanego nam świata, będzie wiele ofiar to było pewne, zacisnąłem zęby i skupiłem chakrę, bardzo cieszyłem się, że byłem ubrany w drugi strój, będzie mi na pewno łatwiej walczyć. Najważniejszym w takiej sytuacji było zawiązać mały sojusz, im więcej oczu i chakry tym lepiej, zwłaszcza jeśli w tym znajdowałby się ktokolwiek, komu mógłbym zaufać - w tym całym tłumie była to jedna osoba - Venus, musiałem się jej trzymać w innym wypadku mogę nie dożyć jutra, już miałem się spytać, co planujemy w takiej sytuacji, gdy słowa Muraia zmroziły mi krew w żyłach. Nie użył słowa "WAS", tylko "NAS", kurwa...Znalazłem się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie co oznaczało tylko jedno - musiałem za to zapłacić, mam nadzieję, że nie opłacę tego głową lub kalectwem. Jednak Murai ich znał albo coś o nich wiedział, co oznaczało że był dobrym kandydatem na sojusznika. Ruszyłem za Nikusui i przykucnąłem na dachu za nimi tak żeby nie rzucać się w oczy oraz mieć możliwie najlepsze pole widzenia, stałem bokiem, chciałem widzieć to co działo się na placu boju oraz starałem dostrzec ewentualne niebezpieczeństwo z innych kierunków, wsłuchiwałem się głównie w dźwięki, czy huki się zbliżają, czy wręcz odwrotnie, czy są takie same czy brzmią inaczej, wszystko teraz było ważne. Jednak najważniejsze było przeżycie, wyciągnąłem kunai i ustawiłem go na wysokości szyi, prosta garda, jednak chroniła jedną z ważniejszych części ciała. Walki zaraz się rozpoczną lub już trwają w takim rozgardiaszu ciężko będzie ocenić kto jest przeciwnikiem, a kto sojusznikiem.

-Nikusui-chan jesteś jedyna, której ufam, postaram się Cię ubezpieczać. - w trójkę mogliśmy coś zdziałać, chociaż ja przed ukończeniem swojego treningu nie byłem pełnowartościowym członkiem drużyny, więc musiałem postarać się, aby nie przeszkadzać im, więc nic więcej nie mówiłem, aby oni mogli podjąć jakiś plan. Potęga napastników była bardzo niepokojąca, to wszystko było zorganizowane i przemyślane, więc Shiro Ryu i ta czwórka to było zdecydowanie za mało, musieli mieć swoich popleczników. Czyżby Cesarstwo zadziałało szybciej niż się Rada spodziewała? Zamydlili oczy tym prostym festiwalem i turniejem, a w międzyczasie doprowadzali powoli do zdrady stanu. Skala przedsięwzięcia była ogromna, miałem nadzieję, że ofiar będzie jak najmniej, jednak to była tylko nadzieja. W przysiadzie byłem gotowy na unik przed nadchodzącym atakiem.
PRZEDMIOTY PRZY SOBIE (WIDOCZNE):
5x kunai, 5x shuriken, przypięte do pasa wakizashi
Obrazek
PRZEDMIOTY SCHOWANE (NIEWIDOCZNE):

kabura 2x jedno i drugie udo w każdej 2x kunai, 2x shuriken
torba 1x biodro:
1x kunai, 1xshuriken
bandaż 5m
bojowa pigułka x1
pigułka z krwią x1
płaszcz
żyłka 5m
2x wybuchowa notka
2x dymna bombka
KEKKEI GENKAI: Ranton
NATURA CHAKRY: Raiton
STYLE WALKI: Chanbara
UMIEJĘTNOŚCI:
Wrodzona -
Nabyta -
PAKT:
ATRYBUTY PODSTAWOWE:
SIŁA 18
WYTRZYMAŁOŚĆ 25
SZYBKOŚĆ 50
PERCEPCJA 14
PSYCHIKA 5
KONSEKWENCJA10
SUMA ATRYBUTÓW FIZYCZNYCH: 107
KONTROLA CHAKRY D
MAKSYMALNE POKŁADY CHAKRY: 102%
MNOŻNIKI:
POZIOM ROZWOJU DZIEDZIN NINPŌ:
NINJUTSU
GENJUTSU
STYLE WALKI 0 (dziedzina E)
---
---
---
ELEMENTARNE
SUITON D
RAITON D
RANTON B
JUTSU:
[E]Henge no Jutsu
[E]Kai
[E]Kawarimi no Jutsu
[E]Kinobori no Waza
[E]Suimen Hoko no Waza
[E]Nawanuke no Jutsu
[D]]Raiton: Dendō Hando
[D]Raiton: Hiraishin
[D]Suiton: Kirigakure no Jutsu
[D]Suiton: Mizu Kawarimi
[D]Suiton: Mizutetsu no Jutsu
[D]Ranton no Jutsu: Reberu Di
[C]Ranton no Jutsu: Reberu Shi
[B|Ranton no Jutsu: Reberu Bi
[B|Ranton: Raiunkōha
Nazwa
Kinobori no Waza
Pieczęci
Brak
Zasięg
Na ciało
Koszt
Minimalny, nieodczuwalny
Dodatkowe
Brak dodatkowych wymagań
Opis <span style="display: block; margin: 0; padding: 0; text-align: justify;">Kolejna z podstawowych jutsu, które potrafią wykorzystać nawet największe świeżaki spomiędzy ninja. Technika ta pozwala na odpowiednią kontrolę i kumulację chakry w z góry określonym miejscu - tu są to stopy. Dzięki temu shinobi jest w stanie poruszać się po powierzchniach pionowych, a nawet poziomych (tylko w sprzeczności z grawitacją), czyli prościej - po ścianach i sufitach, drzewach, gałęziach, i po czym tylko nam przyjdzie ochota - nie wliczając wody.
Uwaga: Odpowiednio skumulowana chakra w stopach nie wyklucza korzystania z innych technik w trakcie jej używania.</span>
0 x
Megumi Ishida

Re: [Event] Komplikacje

Post autor: Megumi Ishida »

Megumi czekała na jakiekolwiek ciekawsze zdarzenie. Zasiąście tylko ważnych ludzi w jednym miejscu na pewno było takowym. Zaczęła się standardowa gatka szmatka, a potem padła deklaracja wojny. Z jednej szok, ale z drugiej spodziewała się tego. Lepiej, przybywając na turniej sądziła iż walki rozpoczną się już wtedy. Zamach na cesarza to byłaby świetna okazja do pokazania wyższości rady nad zwierzakami z wysp. Ale z drugiej to co usłyszała zmroziło jej krew w żyłach. Obcięta głowa w koszyku? Przecież to się kłóci z jakąkolwiek logiką, to tylko bezsensowne drażnienie przeciwnika, nie pasowało jej to, ale skoro padło takie oskarżenie i nie padło dementi to znaczy że chyba jednak jakieś ziarnko prawdy w tym tkwi. O ile deklaracja wojny, była co najmniej spodziewana, to późniejsze wydarzenia były już szokiem stuprocentowym. Powoli zaczynała tracić zainteresowanie sceną w momencie kiedy do zabawy przyszli jacyś smutni panowie i pani. Bardziej zaciekawiło ją gdzie brać nogi za pas, tak żeby nie wpaść na jakąś uliczkę bez wyjścia z ogłupiałym tłumem. Jasnym było iż zaraz rozpocznie się tutaj jatka. Skoro ktoś zawołał zakonników którzy de facto mieli stać na straży pokoju, a oni nie do końca usłuchali się rozkazu to wiadomo że coś się święci. Jako że na scenie jeszcze odgrywała się jakaś scenka ze zdradą i jakimiś cieniami paraliżującymi ludzi, czy cokolwiek to było, sytuacja stawała się dosyć napięta. Ludzie którzy właśnie na pięcie się obrócili i zaczęli uciekać przypominali zapewne z góry rozdeptane mrowisko gdzie robaki chodzą we wszystkich kierunkach w oszałamiającej ilości. Fuma shuriken na plecach razem z no-dachi i torbami z ekwipunkiem schowanymi pod ubraniem nadawały jej troszkę odwagi. Nie na tyle żeby stać i bezczynnie przyglądać się wybuchowi walki, bo do tego sytuacja musiała doprowadzić, ale raczej do w miarę spokojnej ucieczki. Nie była słaba, jakieś wieśniaki i rycerzyki na posyłki to nie problem, ale już liderzy klanów rzucający jakimiś strasznymi technikami na lewo i prawo stanowili szklany sufit do którego nie dosięgała. Kiedyś będzie silniejsza, ale na razie pora się bezpiecznie ewakuować. Rozglądała się za innymi shinoibimi i kunoichi, najlepiej o podobnym poziomie siły lub troszkę mniejszym. W końcu dwóch podobnych wojowników dosyć mocno zaawansowanych to był łakomy cel dla jakiś złych ludzi. Zaangażowała wszystkie zmysły i umiejętności w ocenę i wyczucie gdzie jest niebezpiecznie, i starać się tam nie biec, oraz znaleźć jakiegoś dzielnego woja który poświęci życie ratując kobietę przy potencjalnych tarapatach. Ale co do zasady uciekła w przeciwnym kierunku niż walczący którzy na pewno w końcu się pojawią. Sama nie zamierzała nawet pokazywać swoim zachowaniem lub swoimi ruchami że jest szkolona. W tym również swoją szybkością. Biegła, i zachowywała się jak typowa chłopka w tarapatach. Ciekawe jak to wszystko się rozwinie.,,,
KEKKEI GENKAI:
NATURA CHAKRY: Katon
STYLE WALKI: Chanbara
UMIEJĘTNOŚCI:
  • Wrodzona - Sensorka
  • Nabyta -
PAKT:
ATRYBUTY PODSTAWOWE:
  • SIŁA 50 (150PH)
    WYTRZYMAŁOŚĆ 100 (350 PH)
    SZYBKOŚĆ 150 (650 PH)
    PERCEPCJA 101 (354 PH)
    PSYCHIKA 1 (3PH)
    KONSEKWENCJA1 (3PH)
SUMA ATRYBUTÓW FIZYCZNYCH:401
KONTROLA CHAKRY C(120PH)
MAKSYMALNE POKŁADY CHAKRY: 110%
MNOŻNIKI:
POZIOM ROZWOJU DZIEDZIN NINPŌ:
  • NINJUTSU
    GENJUTSU
    STYLE WALKI 1 (dziedzina D) (50PH)
    • Chanbara S
    • ---
    • ---
    IRYōJUTSU
    FūINJUTSU
    ELEMENTARNE
    • KATON B (300PH)
      SUITON
      FUUTON
      DOTON
      RAITON
    KLANOWE
0 x
Awatar użytkownika
Saburō Hokusai
Postać porzucona
Posty: 292
Rejestracja: 26 gru 2017, o 14:44
Wiek postaci: 18
Ranga: Wędrowiec
Widoczny ekwipunek: Metalowa kosa na plecach

Re: [Event] Komplikacje

Post autor: Saburō Hokusai »

Wszystko na początku zapowiadało się na wesoły jak i przyjemny festiwal, który porwie serca ludzi, aby mogli zapomnieć o codzienności z jaką wszyscy musieli się mierzyć. Do pewnego momentu... Na początku w niewiadomym dla chłopaka celu, zza kurtyny wyszli wszyscy radni. Już samo to wydawało mu się podejrzane. Wcześniej olał po prostu wszystkie sprawy związane z obserwacją jak i bezpieczeństwem. Był przekonany, że tu mu się nic nie stanie. Jak widać jednak dostał to czego chciał. Jego instynkt działał dobrze... Aż za dobrze. Radni usiedli na swoich miejscach na scenie, gdzie nie owijali w bawełnę. Widać było, że to nie w ich stylu, woleli przedstawić konkrety od razu. Nie uszło to chłopakowi bokiem. Od zawsze cenił szczerych i bezpośrednich ludzi, lecz kto mógł spodziewać, że przychodząc w to miejsce stanie się świadkiem wypowiedzenia wojny rady vs wyspy? Wyznawcę kompletnie to zszokowało. Mimo podróży po świecie, które miały dostarczyć chłopakowi siły jak i informacji, okazało się, że nie wiele wiedział o sytuacji politycznej wszystkich krajów. Jego mętlik w głowie mogło przerwać tylko coś niespodziewanego. Jak się okazało los uraczył chłopaka kolejną niespodzianką. Nagle na scenie pojawiły się tajemnicze osoby. Wyglądało to tak, jakby to było zaplanowane, jednak stali oni po przeciwnej stronie barykady. Wymienili między sobą kilka zdań, lecz również tego nie przedłużali. Cała rada została złapana w cienie, co nawet nie pozwoliło im się ruszyć. No i się zaczęło. Ludzie zaczęli panikować, ogarnął ich strach, wszyscy zaczęli pędzić w swoją stronę, większość do wyjścia. Kłęby gęstych chmur przykryły niebo. Symbolizowały one zniszczenie, wojna już się zaczęła. Nie minęło parę minut od decyzji rady, a spustoszenie zaczęło się siać po mieście szybciej niż się tego można było spodziewać. Jedno trapiło chłopaka. Najważniejsi ludzie na świecie, którzy utrzymują porządek jak i spełniają swoje role będąc na tym stanowisku. Naprawdę wszyscy się zjawili tutaj osobiście? Bez żadnej ochrony? Drogi ucieczki? W tej sytuacji w jakiej się znajdowali, mogli oni jedynie czekać na wyrok. Wciąż jednak był dobrej myśli. Czy na stołkach nie zasiadają ludzie, którzy nie wzięli się znikąd? Musieli sobą reprezentować jakiś poziom. Pytanie, czy wystarczający, aby postawić się tajemniczym napastnikom? Kolejna myśl. Po której stronie niby miał chłopak stanąć? Pewnym było, że nie zostawi tego wszystkiego, bez swojego udziału w tym szalonym chaosie. Jednak na razie skupił się na czymś innym. Wiadomym było, że głupi by został na miejscu nic sobie nie robiąc z obecności tych ludzi. Ich poziom na pewno był nieporównywalny do reszty osób, które zdecydowały się tu przyjść. O ile jeszcze liderzy klanów i jacyś więksi shinobi, mogli coś zdziałać, tak wyznawca znał swoje miejsce w szeregu i nie zamierzał ginąć już na samym starcie. Postanowił uciekać. Szybko wstał z krzesła i wbiegł w jakąś boczną uliczkę omijając tłum ludzi zmierzający do wyjścia główną drogą. On też tam biegł. Obserwował otoczenie w razie jakiegoś ataku, ale wątpił, że ktoś byłby zainteresowany takim pachołkiem. Wolał jednak dmuchać na zimne i pilnował swojego otoczenia. W głowie rodziły się myśli, co teraz. Nie chciał stąd uciec, liczył się jednak z tym, że sam zginie tutaj szybciej niż zdąży podejść bliżej czegokolwiek. Jego pierwszym celem było znalezienie odpowiedniego kompana do działań wszelkiego rodzaju. Miał cichą nadzieję w sercu, że uda mu się tu spotkać Oshiego.
0 x
Awatar użytkownika
Izanagi
Gracz nieobecny
Posty: 144
Rejestracja: 3 kwie 2018, o 14:34
Wiek postaci: 17
Ranga: Akoraito
Krótki wygląd: Tak jak na avatarze.
Widoczny ekwipunek: Katana

Re: [Event] Komplikacje

Post autor: Izanagi »

[youtube]https://www.youtube.com/watch?v=DP3uBByPMtk[/youtube] Rozglądałem się po ludziach, po czym wreszcie rozpoczęło się spotkanie na którym to dowiedziałem się nieco dziwnych rzeczy... o ile oczywiście to dobrze rozumiałem, a nie rozumiałem tego tak do, końca gdyż jakoś w ogóle nie ogarniam politycznych spraw naszego świata przez co chwilę dłużej trawiłem informacje które do mnie dotarły ze sceny. Na scenie doszło do różnych dziwnych scen przez co ja sam natychmiastowo odpaliłem swojego sharingana, złapałem za swoją katanę wstając od stołu wywalając go do góry nogami, czym prędzej postanowiłem wskoczyć na dach, wykorzystując umiejętności ninja, aby widzieć więcej, oczywiście starałem się uważać aby nie zostać zaatakowany przez nie przyjaciela z zaskoczenia gdyż nie znam tutejszych ludzi, przez co nie wiadomo kto jest wrogiem, a kto sprzymierzeńcem. Miałem nadzieje iż mój sharingan nieco mi pomoże dostrzec coś czego inni nie widzą oraz jeżeli będzie taka potrzeba uniknąć jakiegoś ataku. Na dachu mogłem zauważyć wysokiego, brodaty mężczyzna o łysej głowie do którego postanowiłem się odezwać z wyjętą kataną, to było moje jedyne narzędzie do walki, do ataku jak i obrony.
- Ej! Ty... kimś jesteś, do diabła?- krzyknąłem do łysego, nie liczyłem iż odpowie na moje pytanie ale zastanawiałem się czy jest on po mojej stronie czy też nie, po jego ruchach będę mógł określić mniej więcej jakie ma on zamiary. Sam uważam żeby od razu nie przystąpił do ataku niespodziewanego, jako że w mieście wybuchła panika, trzeba uważać by ktoś nie wyskoczył mi na plecy, bo to nigdy nie wiadomo co to się tutaj teraz może stać. Czułem że nieco ryzykuje tak wyskakując do nie znanego mi osobnika, ale po tym wszystkim co tutaj się wydarzyło, poczułem że muszę zainterweniować, w ten czy inny sposób, a że na dachach było to jedna osoba która aktualnie zauważyłem to raczej znaczy iż nie jest to spanikowany przechodzień, a raczej jakiś przeciwnik, ostatecznie sojusznik na co daje jakieś 5%.
  Ukryty tekst
0 x