Zaskoczył ją tym, że rzucił tym listem na ziemię, bardzo niedbale zresztą, a później wstał, zaczął krążyć, a później jej pogroził. Tyle, że kobieta się nie wystraszyła, a po prostu kiwnęła do niego głową.
Gdy już poszedł sama opadła na krzesło i wlepiła oczy w niebo, chcąc ułożyć swoje niespokojne myśli… Na nic się to zdało. Dlatego w końcu wstała z zamiarem wejścia do środka domu, ale nim to – to podniosła zmieciony w kulkę list i… wyprostowała go, wygładziła, a później wsadziła raz jeszcze do koperty i do swojej torby. Próbowała kilku rzeczy, żeby się uspokoić i pozbierać te myśli. Ugotowała obiad dla ich trójki, a później poszła zacząć się pakować na jutrzejszy trzyosobowy wymarsz z domu w stronę miejsca zbiórki. Trzy razy sprawdzała, czy wszystko ma – ubrania na zmianę, potrzebne specyfiki, narzędzia, przedmioty. Czy zbroja dobrze leży pomimo lekkiego brzuszka – na szczęście nie była jeszcze tak gruba, by nie mogła jej na siebie założyć.
Myśli… się układały, choć wiedziała, że minie jeszcze trochę czasu nim to wszystko sobie przyswoi. Ale co sama chciała? Nie chciała się ciągle na Toshiro złościć. W kwestii jego uczuć do niej - nie rozumiała dlaczego nie powiedział nic te kilka lat temu, ale było dla niej jasne, dlaczego nie poczynił żadnych kroków czy uwag, gdy dowiedział się o weselu Asaki i Shikiego. To było jasne, oczywiste i jak najbardziej sprawiedliwe. Reszta, to że źle zachował się na Turnieju była oczywista i nie wymagała większego komentarza czy refleksji, choć dobrze, że sam też to zrozumiał. No a pozostałe kwestie… to jak bardzo Toshiro tkwił w przeszłości nie dostrzegając tego, co tak naprawdę leżało przed jego oczyma… Leżała sobie właśnie na poduszkach w pokoju dziennym, gdy chmura burzowa złych emocji powróciła do domu. Nie zaczepił jej wtedy, tylko wpadł chyba do łazienki, gdzie cumulonimbus pozbył się swojego deszczu i chyba się… uspokoił.
- Myślałam co nim targało przez cały ten czas. Część rozumiem doskonale, części nie, ale… - Asaka cały czas trzymała dłoń na brzuchu, gdy tak się wylegiwała, a drugą zaczęła podpierać się do pozycji półsiedzącej, gdy Shikarui wszedł do pokoju. - Ale chyba masz rację. Tęsknię za nim mimo wszystko. I martwię się o niego, bo czasami nie wiem czy z tym jaki jest roztrzepany to czy się nie pakuje w jakieś niepotrzebne problemy – brzmiała teraz jak taka matka. Albo właśnie jak starsza siostra, ale na pewno nie jak ktoś, kto żywi do drugiej osoby uczucia romantyczne. - O co się tak zezłościłeś? – dopytała, mając w głowie cały czas to, co Shikarui wyczyniał i jak się zachowywał, czyli nie tak, jak na co dzień z tą swoją chłodną i spokojną maską. Dopiero wtedy Asaka zobaczyła jego dłonie i zrobiła duże oczy. Przez moment nie potrafiła wydusić z siebie słowa, ale w końcu podniosła oczy na twarz Shikiego. - Chodź tu. Coś ty zrobił z rękami. Daj, wyleczę ci to… - mruczała teraz pod nosem niezadowolona, jak taka mama co musi sobie pomarudzić.
Nawet niespecjalnie zmieniła swoją pozycję. Nadal na jednej ręce się podpierała, ale drugą, tę, którą trzymała na brzuchu uniosła, by po skumulowaniu chakry dotknąć najpierw jednej a następnie drugiej dłoni Shikiego, zaleczając jego rany. Tak, dokładnie, jedną ręką.