Krótki wygląd: - Ma na oko około 1.55 wzrostu - Duże niebieskie oczy - Jak się uśmiecha widać ostre zęby - Granatowe włosy - Strój w granatowych barwach
Widoczny ekwipunek: Torba, plecak, wyrzutnia shuriken, kabura na nóż.
Krótki wygląd: Białe, rozczochrane włosy. Różnokolorowe oczy - prawe czarne jak smoła, lewe czerwone, czarny garnitur, zbroja z białym futrem przy szyi oraz czarny płaszcz z wyhaftowanym szarym logo Klepsydry na plecach
Widoczny ekwipunek: Wakizashi przy lewej nodze. Katana z białą rękojeścią w czerwonej pochwie przy pasie od lewej strony, katana przy lędźwi w czarnej pochwie.
Białowłosy był w swoim żywiole. Znów pomiędzy ludźmi, którzy nie wydawali się znudzeni życiem, a przynajmniej nie w jego towarzystwie. Wyglądało na to, że potrafił ich zainteresować prostymi gestami, a także prostym dialogiem. Niestety, miesiące izolacji w Sogen dały mu się we znaki, jednak teraz wszystko wracało do normy. Do tego potężnie ekstrawertycznego shinobi, który niemal nie czuł presji związanej ze swoją profesją. Był teraz skupiony tylko na tym co było tu i teraz. Co ciekawe, rzeczywiście ciężko było określić siłę szermierza, który był niezwykle nieprzewidywalny. Do tego stopnia, że często lekceważony przechylał szalę zwycięstwa już przed rozpoczęciem walki. Gdy doszło do rozmówek, do których w końcu dołączyć Kuroń, mieli sobie wiele do przekazania. Szczególnie do wyszydzenia obecnego tu czerwonookiego, który nie czuł się z tym niekomfortowo. Wręcz przeciwnie. Na słowa obecnej tu kolorowookiej, odparł na pytanie Kumy, który nie był zadowolony, że to z nim przeżyje ona swój pierwszy raz, co po chwili już zrobiła.
- Ha! Widzisz! Ja byłem pewny, ona była pewna i już jest po. – powiedział z głupim wyrazem twarzy. Jednak musiał się odnieść do słów Misiałę, która wspomniała coś o skoku, w nawiązaniu do Maname – Ja nikomu skakać nie kazałem, ja tylko pomagam w skoku. – dodał dość sarkastycznie, by już po chwili brnąć dalej w kolejny temat, obserwując jak dziewczyna pooglądała jego wakizashi. Był zaciekawiony co ma do powiedzenia i to co widzi. Nie było to jego główne ostrze, raczej używał go jako trzeciego, którym ciskał w przeciwników lub zaskakiwał z bliskiej odległości. Była to jakby broń uzupełniająca jego niecne i nieuczciwe zagrywki podczas walki. Docenił jednak jej słowa, które były jakże prawdziwe. Do tego odniósł się tuż po słowach, gdy ona wspomniała o białowłosych, którzy powinni się trzymać razem.
- No właśnie, białowłosi powinni trzymać się razem, więc z zaufaniem pokazałem ci jeden z moich mieczy. No mam nadzieję Kuroi, bo nigdy nie wydawałeś się nudny, a z każdym spotkaniem robi się ciekawiej. – powiedział, kierując drugie zdanie do swojego kompana z Klepsydry. Właśnie taki był Piaskowy Dziadek, bardzo ciekawy. Inny niż Ichirou, niż Seinaru, a na pewno inny niż Kjudasz. Nie miał tyle energii, ale był inteligentny i przebiegły. To mogło się podobać nawet takiemu Kjoszowi, który nie myślał wiele więcej niż to co by zjadł lub wypił w danej chwili, gdy nie brał udziału w walce. Na wieść o lekcji troszkę się skrzywił. No jak to tak mógł obrażać najlepszego nauczyciela po tej stronie globu i to tak bezpośrednio prosto w twarz. Co za brak szacunku i policzek. Wtem, pojawiła się znów ona. Przekleństwo Kjosza. Ma-ma-me.
- Rozkaz? Nikt nie wydaje mi rozkazów, a tym bardziej taka rozwydrzona małolata! Ale… Pozbyć się Shena? Mówi o tym co napastował to dziecko? – zapytał Kuroia po czym wrócił mową do niebieskowłosej – Jak go zabijesz to dołączę do załogi, o. – powiedział, by znów zwrócić się do Misae, wiedząc, że Maname po prostu stchórzy. Wyzywała od tchórzy to teraz niech zmierzy się ze swoim strachem. – W sumie? Masz coś na oku czy kończymy na tych wstrętnych rybkach na patyku? – zapytał, spoglądając na dwójkę towarzyszy, którzy mogli w końcu zdecydować nad czymś. On totalnie nie znał się na śródmorskiej kuchni.
Krótki wygląd: Średniego wzrostu mężczyzna z kilkudniowym zarostem na twarzy. Widać że jest trochę starszy, jednak nie aż tak znacznie. Głos niski, lekko chrypiący od palenia. Trochę dłuższe, czarne włosy, przy szyi luźno obwiązany bandaż trochę jak szalik
Ah ta dziecinna niewinność, gdy nie zdajesz sobie sprawy z tego jak świat funkcjonuje. Zabawne jest to jak patrzysz na siebie z przeszłości, dziwisz się, że podejmowałeś te decyzje, że przecież świat dawał Ci tyle znaków, a jednak brnąłeś dalej pogrążając się coraz bardziej i bardziej. Patrząc na to z boku zawsze łatwo jest podjąć decyzję, widzisz wszystko inaczej, masz czas, nikt nie wywiera presji, ot rozmyślasz sobie dniami, może nawet miesiącami co zrobiłbyś w tej sytuacji. Może to to, a nie kwestia wieku pozwalała popatrzeć na to inaczej? A może połączenie tych dwóch rzeczy, może to właśnie z czasem nabierało się doświadczenia, które kierowało naszym życiem zawężając wybory ze wszystkich możliwych, do tych kilku akceptowanych przez Twoją świadomość. Dziewczyna chyba nie załapała aluzji Kjudasza, albo po prostu nie chciała jej do siebie dopuścić i po prostu zignorowała ten jakże wykwintny podtekst. -Szybko Ci to poszło, zaskakujesz mnie Kyo - pokiwał głową niczym członek starszyzny, zasiadający na jakimś ogromnym fotelu z kijem w ręku i opowiadającym prawdę, całą prawdę i tylko prawdę młodszym słuchaczom, którzy spijają mądrość z ust starszego wiekiem i rangą. Po prawdzie tak było, ale tylko różnica wieku, bowiem sam Piaskowy Dziadek nie uważał się za alfę i omegę, nie był od prawienia kazań, nie czuł się w takich sytuacjach komfortowo. Był obserwatorem, słuchaczem idealnym, przyglądający się wszystkiemu z boku. -Hah, chyba nie pasuję do waszego grona białowłosych. Do tego jeszcze mi trochę brakuje - cisnęło mu się na usta "mam nadzieję", bo pewnie z czasem pojawią się pierwsze oznaki siwizny na głowie - co wtedy... może łysina? Zerknął na dosłownie wydzierającą się Maname, która zbierała chyba atencję każdego w okolicy. Zaczynała go powoli irytować i w sumie przestawał się dziwić, że szermierz wyrzucił ją chwilę wcześniej za barierkę. Tak szczerze powiedziawszy to w Kumie także wzbierało takie uczucie, którego nie mógł się pozbyć. Brakowało tylko, by na arenie znajdowały się jakieś lwy, piranie, albo rekiny, by pożarły Panią Kapitan tak szybko jak tylko się da. W obecnej sytuacji mogła wrócić na górę i znowu siać zamęt. Miał trochę odmienne zdanie, bo o ile Kuwieciarz był dziwny, tak nie wydawał się niebezpieczny. Kto wie co siedziało w jego głowie, a zagłębianie się w to pewnie przypominać będzie nurkowanie w szambie - po co? -Bardzo możliwe. Nie wiem czy jest warto tracić na niego czas. Z resztą tutaj są od tego straże - wzruszył ramionami, bo nie widział sensu w tym, by ścigali Kuweciarza, skoro ten sam pewnie wyjdzie do walki z Youmu. Miał bardzo żywą nadzieję, że ta sprowadzi go do parteru i zwycięży w walce. Wyglądała mocno niepozornie, chociaż pęd do zwycięstwa silny był w niej. -Może tak, może nie, kto to wie? - puścił jej oczko, bo nie za bardzo chciał chwalić się powiązaniami z Kuwieciarzem, zwłaszcza w tak otwartym miejscu. To że kontrolowali piasek to jedno, a postronni mogli też powiązać to z kontrolą żelaznego pyłu Maji. Twory były całkiem podobne, chociaż skala różniła się znacząco i Sabaku nie używali tyle żelastwa. Do takich rozmów jednak potrzebne było miejsce nieco bardziej odosobnione, skryte przed wzrokiem ludzi, którzy mogliby sobie coś pomyśleć. Nie było sensu robić sobie niepotrzebnej sławy. -Chętnie. Byłem już w Ryokanie, ciekawe miejsce nie powiem, można dobrze zjeść, ale chyba wypadałoby spróbować czegoś nowego, hm? - uniósł brwi spoglądając na dwójkę swoich obecnych towarzyszy próbując jak tylko może ignorować mistrzynię w wydzieraniu się -Możemy po prostu przejść się i zajrzeć do pierwszego miejsca, które nie będzie obskurne, pasuje? Bo raczej takie nie pasuje do kobietki w naszym szanownym gronie
Krótki wygląd: - długie czerwone włosy, stalowoszare oczy - koszula z długim rękawem, długie ciemne spodnie, wygodne buty - cienkie pajęczynki blizn po raitonie pod ubraniem - sygnet na łańcuszku schowany pod koszulą - płaszcz podróżny z kapturem
Widoczny ekwipunek: - torba na biodrze, po prawej - kabury na udach - wakizashi za pasem - manierka z wodą przy pasie
Krótki wygląd: Białowłosa, o dwukolorowych tęczówkach - lewa srebrzysto-biała, a prawa fiołkowa, ubrana w płaszcz, rękawiczki ze stalowym ochraniaczem. Na szyi kwiatowa kolia, powyżej, po prawej stronie pozioma blizna; różowe kanzashi we włosach
Widoczny ekwipunek: Torba na lewym i prawym biodrze;plecak
Pierwszy raz każdego wyglądał nieco inaczej. Jedni mają go w domu, ze swoim ojcem dzieląc się z potomkiem rodzinnym skarbem. Inni mieli go w dojo sensei'a, który uczył ich technik, o których istnieniu młodzi ninja nawet nie sądzili. Inni mieli pierwszy raz taki jak Misae. Z obcym na środku trybun dookoła gapiów. No ale gdzieś trzeba było chwycić pierwszy raz miecz w dłonie i rozpocząć wielką przygodę. -Doceniam to - odparła z lekkim skinieniem głowy. Uśmiechnęła się do niego ponownie tego dnia. Wiedziała ile dla wojownika znaczy jego miecz. Wiedziała jak bardzo powinna czuć się doceniona faktem, że Kyo postanowił pokazać jej swój miecz. Uczynił ją w pewnym sensie częścią czegoś dla niego ważnego... oczywiście o ile należał do tych wojowników co Asagi, którzy swoją duszę i życie zawierzali własnemu ostrzu traktując go niczym przedłużenie ich samych a nie tylko kolejny kawałek żelastwa, od taki co jak się lekko wyszczerbi można zastąpić kolejnym podobnym, bez mrugnięcia okiem. -W sumie biały to nie kolor włosów, co chyba bardziej stan umysłu, więc nic straconego, Kuroi-san - zażartowała, stukając lekko palcem wskazującym z swoją białą czuprynę. Starszy brunet i młody białowłosy. Gdyby ktoś rano jej powiedział, że pozna tak ciekawych jegomości oraz to, że spędzi z nimi miłe popołudnie zapewne przyjęłaby to z pewną dozą ostrożności. Niby nie była wycofaną i zahukaną dziewczynką chowającą się w koncie przed kontaktem ze światem, jednak bywała ostrożna, a tu zdawała się opuścić gardę wyjątkowo szybko. Kuma zdecydował się na zdawkową odpowiedź na jej pełne dedukcji rozważanie. - Rozumiem - odparła uznając, że ma raczej nie kontynuować tematu. Może był to sekret? A może wstydził się powiązań z nastolatkiem o bardzo niezdrowych ciągotach? Aż ją ciarki przechodziły. Jak można było lubować się w czymś takim? Przecież nie była nawet w stanie nazwać tego jednym słowem w swoich myślach - słowem, które dosadnie i prosto wyjaśniało takie postępowanie. Wiedziała, że świat był pełen brutalności. Zabijaj i nie daj się zabić innym. Jednak to było obrzydliwe. Czyste wynaturzenie godne jedynie potępienia. Na szczęście szybko zdecydowała się na zmianę tematu na ten dużo bardziej przyjemny. Jedzenie. Jej brzuch aż zaburczał z entuzjazmem na tą wizję. Szczególnie, że panowie zdawali się pozytywnie przyjąć jej propozycję. Oczywiście białowłosy na tyle na ile umiał bo sporo robiła wcinająca się co rusz z nowymi, równie dziwnymi planami Maname. Yamanaka była bardzo szczęśliwa, że dane jej było już uwolnić się z jej zainteresowania. Na pewno nie potoczyłoby się to dobrze. -Brzmi to jak bardzo dobry plan, Kuroi-san - mądrego, aż dobrze posłuchać. Miała jeszcze tylko jedną rzecz do zrobienia nim ruszy w nieznane z już nie nieznajomymi. Podeszła bliżej przyjaciela. -Minoru-kun, lecę coś zjeść, dołączysz do nas potem? - zakomunikowała jak gdyby nigdy nic. Przytuliła go tylko delikatnie, dodając coś "dobrze cię znowu widzieć", na tyle cicho by tylko on to słyszał i była gotowa. Liczyła, że nie będzie miał jej za złe takiego zniknięcia, ani, że nie będzie się za mocno martwił. W razie czego spotkają się na miejscu. Wierzyła, że ją znajdzie. Wszak ta osada nie mogła być aż tak duża. -To ruszajmy - zakomenderowała pełna ekscytacji. W jedną rękę chwyciła swoje małe zawiniątko, a pod drugą złapała Kyo. O ile Kuroi'a traktowała z dużo większym szacunkiem bo był starszy i poważniejszy o tyle przy białowłosym czuła się wyjątkowo swobodnie i widząc w jaki sposób i on się zachowuje uznała, że nie będzie miał jej za złe takiego spoufalania się. Zamierzała go oczywiście puścić jak tylko zostawią za plecami trybuny, ale mógł to potraktować jako dobry ratunek od nadgorliwej pani kapitan.
Krótki wygląd: Drobnej budowy , nawet jak na jego wiek. Na głowie ma czupryne czarnych włosów, dość matowych i nie świecących się zbytnio, spiętych w kucyk rzemieniem.
Widoczny ekwipunek: Duża torba na pośladkach przyczepiona paskiem.
Mógł nie przyjeżdżać na turniej. Mógł zostać w lesie i odżywiać się korzonkami i tym co by upolował. Mógł podjąć się pracy na farmie i doglądać jak w gorącym słońcu błyszczą owoce jego trudu. Mógł rzucić wszystko w cholerę i pojechać do Daishi, gdzie wedle słów znajomego blondynka czekał na niego jego własny kąt. Wcześniej ten fakt przerażał go, w końcu taka własność, to nic dobrego zwłaszcza jak się nie wie jak go właściwie spożytkować. Ale to wszystko były już zamknięte furtki w jego przeszłości. Zdecydował się zostać sprzedawcą. Przedsiębiorcą. Ba, nawet biznesmenem! W końcu ludzie byli tacy ciekawi… Teraz chyba pierwszy raz naprawdę żałował swojej decyzji. Nadal nie rozumiał do końca w jaki sposób znalazł się w tej sytuacji, choć w głowie wykonywał już dziesiątki jak nie setki analiz jego ostatnich postępowań i nadal nie mógł znaleźć wspólnego mianownika dla tych wszystkich zajść. Co dodatkowo go irytowało, bowiem do tej pory wszystko było proste i logiczne dla dwunastolatka.
Następne zdarzenia potoczyły się szybko. Najpierw kolejne rozkazy, by się nie podnosić z siedzenia. Cóż, ostatnio słuchanie się dorosłych nie przynosiło mu za dużo dobrego, ale chyba nie ma co liczyć na dwa podobne wydarzenia w tak krótkim czasie? To raczej statystycznie niemożliwe. Młoda matka popatrzyła na niego swoimi SZARYMI oczami. Takimi jak jego. Od razu poczuł znane ssanie w żołądku i odruchowo dotknął kolan. Jeszcze czuł jak wbijające się ziarenka kaszy naciskały nerwy w kolanach i łydkach. A to tylko dlatego, że ukłon nie był dość głęboki. Albo pracował zbyt wolno, zbyt niedokładnie. Nigdy dwa razy to samo. Ale często kończyło się w podobny sposób. Raz nawet próbował oszukiwać podkładając gruby materiał, aby jak poduszka chroniła newralgiczne miejsca. Szybko jednak został on wykryty przez jego matkę, której ostatnie lata obecności z Kamiyo nie należały do najprzyjemniejszych doświadczeń. Czy to śmierć małżonka, czy też jej wrodzone predyspozycje? Teraz bardzo trudno byłoby to stwierdzić.
Zadane pytanie spotkało się z białą plamą jego pamięci. Z pustką. Tylko te szare oczy, które patrzyły, oceniały i wychowywały. Ale z drugiej strony uśmiech, to coś co raczej nie pasowało do tego spojrzenia, którym go obdarzała. To pomogło nieco pogmatwanej sieci wydarzeń na nowo nakreślić mapę zdarzeń w głowie chłopaka. Niestety, ciężko było to nazwać odzyskiwaniem bezstratnym. Kiedy elektron biegnąc po neuronie pięć miliardów sto dwadzieścia osiem milionów czterysta dziewięćdziesiąt jeden tysięcy dwieście osiemdziesiąt cztery zdecydował się skręcić w lewo do pięć miliardów sto dwadzieścia osiem milionów czterysta dziewięćdziesiąt jeden tysięcy dwieście osiemdziesiąt trzy, nieopatrznie zrobił mały objazd i wylądował na numerze pięć miliardów sześćset czterdzieści pięć milionów czterysta sześćdziesiąt cztery tysiące pięćset dwadzieścia jeden. Taki typowy błąd, który przecież może każdemu się zdarzyć, zwłaszcza w wielkim stresie spowodował wygenerowanie zupełnie odmiennej przeszłości, niż jakiej doświadczył.
- Tak, oczywiście Proszę Pani. Znęcałem się nad Panem Shenzhenem i musiał przyjść samuraj, by nas rozdzielić. – Tak to właśnie zapamiętał. Następnie, kiedy stalowo oka władczym tonem nakazała Yamiemu przekazać swoją manierkę z wodą, a ten potulnie niczym zbity pies wykonał rozkaz, nawet nie obdarzając go jednym słowem. Takie ignorowanie było nieco bardziej znajomym doświadczeniem dla sierotki, bowiem jeszcze jakieś kilka dni temu nikt nawet by nie zauważył, czy jego klatka piersiowa się podnosi przy każdym oddechu i gdzie właściwie śpi. Ale zaraz z drugiej strony, jakoś specjalnie nie miał ochoty na przyjmowanie płynów. Szczęśliwie z odmownej (sic!) odpowiedzi, która pewnie miała go kosztować jakieś punkty przyjaźni, czy coś w tym rodzaju uratował go tropikalny tajfun Maname. Tam gdzie front nonsensu przegrywał z kretesem z chmurami absurdu tworzyło się niesamowite zjawisko, które porywało wszystko jak leci na swojej drodze. Domy, kamienie czy dzieci. I już sięgało swoją mokrą łapką za rękaw chłopca, by wciągnąć go w swoje niezbadane wichry, ale matczyna rózga, albo raczej saya zatrzymała wszelkie pretensje co do prawa własności. Zdziwienie a potem słowotok, który z siebie wypuściła nie dotarł go głowy malca, który jeszcze nie ogarnął właśnie co się stało, ale rozumiał poszczególne słowa. Taki na przykład „nosiwoda” chociażby.
- Proszę. – Podał niebieskogłowej dziewczynie pojemnik na wodę, który otrzymał od pojemnika na koniodelfina. Taka pojemnikowa incepcja.
Krótki wygląd: - Ma na oko około 1.55 wzrostu - Duże niebieskie oczy - Jak się uśmiecha widać ostre zęby - Granatowe włosy - Strój w granatowych barwach
Widoczny ekwipunek: Torba, plecak, wyrzutnia shuriken, kabura na nóż.
Niebieskowłosa znów dokuczała i widać było, że Sagisa ma tego wszystkiego dość. Za pomocą pochwy od swojego tanto odsuneła napastniczkę i sprawiła jej niezłe kazanie, aż sam medyk uniósł brwi z zaskoczenia. W takim stanie jej jeszcze nie widział i było to całkiem ciekawe. Jemu również znudziły się ciągłe krzyki dziewczyny, jej zaciąganie wszystkich wokół do załogi czy też przezywanie ludzi wokół. Przestał się dziwić Kyoushi'emu, iż ten wyrzucił dziewczynę za barierki. Gdyby Akarui nie miał rąk zajętych, to na pewno sam by przemyślał podobne rozwiązanie. Na szczęście z odsieczą przybył jakiś głos z oddali, który znów wzywał straż do uspokojenia piratki. Medyk podniósł głowę, by zobaczyć, któż to krzyczy, jednak nikogo nie dostrzegł. Zerknął na Yami'ego, który rozsiadł się po turecku. Czy on kiedyś już nie zastosował podobnej sztuczki? Cóż, medyk tylko spojrzał z uśmiechem na swojego przyjaciela. <Click!>
Chłopak się przebudził, napił wody i zaczynał zbierać myśli, by odpowiedzieć na pytanie stalowookiej. Problem w tym, że mówił bez składu i ładu, zaburzając dotychczasowy obraz całej sytuacji. Medyk siedzący do tej pory w kierunku areny odwrócił się w jego stronę i spojrzał w te szare oczy, chcąc złapać z nim kontakt wzrokowy. Jego twarz była dość pogodna, jak zwykle, jednak starał się teraz zachować powagę i skupienie. Gdy chłopak poświęci mu swoja atencję, medyk powie: - Patrz na mnie. Spójrz mi w oczy. Skup się. Widzieliśmy stąd, co tam się działo. Wołałeś pomocy. Pomoc została Ci udzielona. Nic Ci nie jest i jesteś tutaj bezpieczny. Jeśli masz tu jakichś znajomych albo rodziców, to jesteś wolny, możesz iść. Ale najpierw wytęż jeszcze na moment swoje myśli i powiedz nam, proszę, co tam się stało? Kim jest dla Ciebie ten cały Shenzen i czemu potrzebowałeś ratunku?
Całą swoją postawą namawiał młodego Ori'ego do wysilenia szarych komórek i znalezienia odpowiedzi na postawione przed nim pytania. Nie był jednak nachalny. Nie zamierzał nawet zatrzymywać chłopaka, gdyby ten postanowił podziękować, wstać i sobie pójść, nawet z powrotem w ramiona Shenzena. Niektórym pewne dziwne sytuacje odpowiadały i Akarui'emu nic do tego. Walki jednak się skończyły, pora stąd iść. Medyk z chęcią by coś przekąsił i odpoczął... I upewnił się, że Sagisie nic nie jest. To kichnięcie było dość niepokojące! Może już coś jej siedzi w zatokach?
Mieli zdania podobne, to prawda. Byli jednak jedynie dzieciakami. I wyciągnęli swoje małe, pomocne rączki, być może niezdarnie, ale jednak. Ich pomoc została jednak zbyta lub niezauważona. Byli dorośli, którzy mogli więcej zaoferować Oriemu... chociaż, czy aby na pewno? Czy to właśnie towarzystwo dorosłych było mu teraz potrzebne? Czy być może beztroska rówieśników, którzy jednak nie porywają się z motyką na słońce, byłaby czymś lepszym? Na to pytanie nie znali odpowiedzi, ale Azuma i Sayuri pogodzili się z obecną sytuacją. Czerwonowłosa kiwnęła jedynie głową na znak, że zgadza się z pierwsza wypowiedzią młodego Uchihy. Nie było sensu kontynuować tematu, bo nie mieli już na tę sytuację wpływu. No chyba, ze chłopiec sam do nich ponownie zawita. Sayuri odruchowo spojrzała w stronę Pustynnego Medyka, Sagisy i pozostałego towarzystwa, które otaczało Oriego. Była to jedynie krótka chwila, której nikt z nich mógł nie zauważyć. - Tak, tak... ten pan, co zna Kyoushiego! - potwierdziła chłopcu, odruchowo zerkając w stronę Kuroi, nim ten opuścił arenę w towarzystwie Kyoushiego i Misae. Ale i to spojrzenie trwało dosłownie może ze dwie sekundy i zapewne nie zostało nawet odnotowane. - Tylko czarny piasek, a żelastwo? Chociaż... coś było mówione, że to proch? Tak, chyba proch... a jakby to był proch żelazny? Może dlatego można poruszać bronią na odległość? - zadawała pytania Azumie, próbując szukać jakiegoś racjonalnego rozwiązania. Chociaż i to na ten moment wydawało się nieco naciągane. Jednak... czy w świecie shinobi były rzeczy niemożliwe? Oczywiście, że nie! Sayuri spojrzała na Azumę i ponownie kiwnęła energicznie głową, uśmiechając się od ucha do ucha i mrużąc na moment oczy. Tak, Tamaki wygrała, co oznaczało, ze przedstawicielka klanu Hyuuga dostała się do półfinału. To było naprawdę coś! - Jest naprawdę waleczna. - powiedziała, spoglądając na Tamaki, która opuszczała arenę. Nie miała wcale łatwych przeciwników. I mimo tego, że inni uczestnicy turnieju dążyli do walki na dystansie, to ona uparcie zmniejszała ten dystans, nawet jeśli to było niebezpieczne. Nie dawała za wygraną, to też było godne podziwu, bo niewątpliwie nie była faworytem tego turnieju. - Może dango, Azuma-kun? - zapytała, ponownie wyciągając z torby małe zawiniątko, w którym trzymała słodkie kuleczki. Rozwinęła je, podsuwają w stronę chłopca. - Paaaatrz, zbierają się. - powiedziała, samej również zgarniając jedno dango i wkładając je sobie do buzi. Przeżuwała je, spokojnie obserwując, jak czterech ostatnich turniejowiczów wchodzi na arenę. Na dwie areny. Okazało się, że Tamaki Hyuuga miała się zmierzyć z Papierowym Chłopakiem, który naprawdę był groźnym przeciwnikiem. Pokonał w końcu dwóch Uchiha, stojąc niemal na straconej pozycji! Ewidentnie był czarnym koniem tego wydarzenia. - Obie walki zapowiadają się naprawdę niesamowicie. - wymruczała pod nosem, jak już przełknęła dango, po czym zapchała się kolejnym. Wpatrywała się w areny, jakby chciała już się dowiedzieć, kto tu ma większe szanse. Gdzieś podświadomie czuła, że to jednak walka Youmu i Shenzena skradnie całe widowisko. Piach i pył... czy tam proch, cokolwiek to było. Miała wrażenie, że te umiejętności są do siebie podobne... jednak, która okaże się lepsza?
Krótki wygląd: - długie czerwone włosy, stalowoszare oczy - koszula z długim rękawem, długie ciemne spodnie, wygodne buty - cienkie pajęczynki blizn po raitonie pod ubraniem - sygnet na łańcuszku schowany pod koszulą - płaszcz podróżny z kapturem
Widoczny ekwipunek: - torba na biodrze, po prawej - kabury na udach - wakizashi za pasem - manierka z wodą przy pasie
Krótki wygląd: Drobnej budowy , nawet jak na jego wiek. Na głowie ma czupryne czarnych włosów, dość matowych i nie świecących się zbytnio, spiętych w kucyk rzemieniem.
Widoczny ekwipunek: Duża torba na pośladkach przyczepiona paskiem.
Z jednej strony rozszalała matka, z drugiej niebieskowłosa wariatka, z trzeciej skąpy syn kupca z zaburzeniami czasoprzestrzeni a z czwartej jakiś hobbysta psychologii dziecięcej, który nie uważnie orientował się na to co dookoła się dzieje. Ot taki spokojniutki koleżka, który używał dużej ilości słów. Pamiętał taką plujkę na słowa i informacje z ostatniej rozmowy. Towarzysz Białego Pana zasypywał wszystkich taką liczbą słów i wątków, że w obu dłoniach nie wystarczyło by palców, aby chwycić za nie wszystkie i obejrzeć dokładnie. Zwykłe dzieci pewnie by się spytały jeszcze raz, jakby czegoś nie rozumiały. Albo po prostu by o tym zakomunikowały. Ci jednak farciarze, którzy nie bardzo wiedzieli co wypada powiedzieć, albo o co zapytać jak Kamiyo nie mieli jednak tego luksusu. Zwłaszcza jeśli byli wychowani w absolutnym terrorze przed popełnieniem jakiejś gafy. Albo nazwijmy to przyjemniej, pełnej dyscypliny. Ciała i umysłu.
- Nie, Tak, Tak, Taaaak… - Czwarta odpowiedź brzmiała bardziej jak pytanie niż stwierdzenie. Potem się rzucił na niego, aby wytężał myśli. No po prostu śmiech. Nic innego nie robił od momentu wstania za co bardzo chwalił sobie stan nieprzytomności w jakim przed chwilą się znajdował. Dopiero teraz zaschło mu w ustach. W końcu nie wypił ani kropli, wbrew temu co niektórzy twierdzą. Poczuł też znajome kręcenie w głowie, bardzo podobne do tego, co jeszcze niedawno wysłało go na drzemkę. A może to po prostu zmęczenie? Nie wiedział. Pewne było natomiast, że zamiast rozwiązać tą sytuacje to jego krótkie spanko tylko spiętrzyło narastające problemy układając z nich śliczną stertkę. Taka idealną na kopiec lub kurhan. W sumie miał nawet świetne epitafium.
- Musiałem się pomylić Proszę Pana. – Tak to pamiętał. Wszak musiał coś zrobić temu młodzieńcowi z Atsui. Jakoś musiał go urazić. Może skrzywić? Czyżby ubierał się zbyt krzykliwie? Może był zbyt sugestywny? Poniekąd zawdzięczał mu ratunek z rąk strasznego i złego pana samuraja w jedwabnej pidżamie, który nie dość że chciał mu zrobić krzywdę, to jeszcze wszystkich, których znał. Choć miło się uśmiechał, to wiedział to. W końcu czytanie z twarzy klienta to podstawy biznesu. A on był przecież na prostej drodze do sukcesu.
No ale skoro mowa o kupcach, którzy traktują innych jak powietrze, a następnie mówią, że nie ma za co im dziękować, to nie podziękował. Chociaż etykieta nakazywała, ale trochę nie wychwycił momentu w którym coś mu wcisnął w ręce, by zaraz zabrać. Mawiają, że kto daje i odbiera ten się w piekle poniewiera. No, ale co mógł z tym zrobić. Podobno dzieci i wodniaki głosu nie mają, to się nie wypowiadał.
No i jeszcze pojawił się ten uprzejmy samuraj, który najwyraźniej znowu wpadł posprzątać po tym, co sierotka narobiła. Tak jak za pierwszym razem poczucie winy uderzyło go mocno, tak drugim razem ledwo był w stanie rękę unieść. Ale przecież musiał. Tak więc wstał podpierając się rękoma. Sprawa z medyceuszem pseudo pediatrą została zamknięta, inni albo stali jak kołki albo robili kombinacje ze swoimi ciałami w tę i we w tę, to się mordowali albo też permanentnie uszkadzali lub próbowali. Wyjątkowo za to nie mógł się czuć odpowiedzialny. Nawet jego niewykształcony organ instynktu samozachowawczego wręcz krzyczał, by trzymał się z daleka od tej żywiołowej dziewczyny. Mówią, że przeciwieństwa się przyciągają, ale zgodnie z tym musiałby być przeciwieństwem ziemi, gdyż ta go ciągnęła najmocniej. No ale wstał! Zakręciło mu się w głowie, ale trzeba mieć ten jeden element, który różnił go od wytresowanego zwierzęcia.
SAMODYSCYPLINA!
Tylko to mogło mu pomóc. Resztkami sił psychicznych podniósł rękę usiłując przywołać wzrok strażnika samurajewa. Następnie skłonił się w pas, niemal o dziewięćdziesiąt stopni. Niżej chyba był skłon na ziemi, ale póki co nie musiał tego stosować. Nawet nie wiedział, że to zakazane Genjutsu z natury Dotonu. W ogóle niewiele wiedział, ale jedno było pewne. To była jego wina.
- Najmocniej Pana przepraszam. Obawiam się, że przyciągam te wszystkie problemy. – Przełknął głośno ślinę, bo susza w jego ustach osiągnęła stan Samotnych Wydm. No normalnie P U S T Y N I A. – Oddalę się na najbliższy posterunek i oddam w ręce straży. – No i pozamiatane. Krótko zdecydował, że wichrzyciele powinni być kontrolowani przez właściwe urzędy, a nie powodowali jakieś ciężkie inby gdziekolwiek się nie pojawili. Co prawda był młody, ale dość dojrzały, by wziąć za siebie odpowiedzialność. W końcu był przecież samodzielny to trzeba było podjąć męską decyzje. Choć w jego wypadku bardziej dziecięcą, bo w końcu troszkę jeszcze mu brakowało.
z/t chyba, że ktoś zatrzymuje Wątek: Sagisa, Maname, Akarui, Yami i każdy kto ma uszy, niech słucha.