Trybuna wschodnia

Awatar użytkownika
Ichirou
Posty: 4026
Rejestracja: 18 kwie 2015, o 18:25
Wiek postaci: 35
Ranga: Seinin
Krótki wygląd: Chodzące piękno.
Widoczny ekwipunek: Hiramekarei, gurda, fūma shuriken, torba, dwie kabury
Lokalizacja: Atsui

Re: Trybuna wschodnia

Post autor: Ichirou »

  • Dotyczy: Kyoushi, Akarui, Kuroi, Seinaru, Kakita, Asaka
0 x
Obrazek
KP PH bank głos koty dziennik
Awatar użytkownika
Youmu Nanatsuki
Postać porzucona
Posty: 425
Rejestracja: 10 lis 2018, o 20:11
Wiek postaci: 21
Ranga: Akoraito
Krótki wygląd: W KP znajdziesz wszystko.
Widoczny ekwipunek: Po dużej, czarnej torbie nad pośladkami - nieco na boku, rozłożony fūma shuriken na plecach, katana o czarnym wykończeniu przytroczona do lewego boku
Multikonta: Airen Akamori

Re: Trybuna wschodnia

Post autor: Youmu Nanatsuki »

Nie do końca tego się spodziewała, gdy prawiła mu morały. Mówiła tylko po to, aby uświadomić mu jak bardzo się myli, lecz nie w celu naprawienia lub zepsucia jego światopoglądu. Jak kto wolał. Dzieliła się z nim swoimi myślami dlatego, że taki miała kaprys i była przekonana, że tak dosadne słowa go zabolą. Dostrzeże, że jego "konkretny powód", jakim była zemsta, jest jedynie ułudą, w którą chce wierzyć, bo tak jest łatwiej. W końcu ciężko przyznać się przed samym sobą, że jest się złym. Każdy chciał być perfekcyjny i Youmu doskonale o tym wiedziała. Niestety, tytuł idealnej jednostki był już zajęty. Panna Nanatsuki łączyła dwie skrajności. Pierwszą z nich było pogodzenie się z wszystkimi swoimi cechami. Jednak ona niekoniecznie dzieliła je na te dobre oraz złe, a jedynie na te, które przynosiły jej korzyści i te, które powodowały więcej strat. Przyjęła do siebie to, jaką osobą jest, a jednak niekoniecznie było tak, jak myślała. Drugą skrajnością, która pozwoliła jej tak łatwo polubić samą siebie, był narcyzm, nie pozwalający jej na trzeźwe ocenienie którejkolwiek ze swoich cech. Zatem czy pokochała siebie, czy swój wypaczony obraz z odbiciu własnego umysłu?
Perfekcjonizm. Dla Youmu była to klątwa, aczkolwiek ta niedotycząca niej samej. Każdy kto starał się być idealny był na straconej pozycji. Czarnowłosa żyła w przekonaniu, że nikt nie osiągnie tego, co ona mogłaby, a tylko ona miała szansę być perfekcyjną w każdej kwestii. Z drugiej strony - perfekcjoniści stale dążyli do nabrania większej wartości za co nie sposób było ich nie pochwalić. Nawet zadufana w sobie kunoichi mogła to docenić. Rozumiała Toshiro do pewnego stopnia, toteż nie wchodziła z nim w dyskusję. Kiwnęła głową, że rozumie i wróciła do obserwowania walk. Powoli zaczynało jej się nudzić. Znacznie chętniej wyszłaby na arenę i zawalczyła z Nishiyamą, by już przekonać się co chłopak potrafi i jak może wykorzystać jego umiejętności najlepiej. W taki sposób, aby dla niego nie było to przesadą, ale również w taki, który da jej najwięcej korzyści.
Nie dało się nie zauważyć napięcia, które pojawiło się w tym samym momencie, co pojawienie się znajomego czarnookiego. Chociaż niekoniecznie Youmu je odczuwała i może niekoniecznie sam przybyły, ale z pewnością Toshiro nie brzmiał swobodnie. Panna Nanatsuki nie znała go długo, ale poznała go od jednej strony, dlatego taka nagła zmiana nastroju była widoczna jak na gołej dłoni. Ich relacje musiały być źródłem słabych punktów, w które mogłaby uderzać, ale czy warto było wplątywać się w prywatne sprawy dla chwili satysfakcji? Młoda Maji nie miała zamiaru dokładać jakichś starań, by osiągnąć informacje, jednak niektóre zostały jej przedstawione niezależnie od jej woli. Shikarui Sanada. Nic jej nie mówiło to imię i nazwisko. Powinno? Nie wiedziała. Niezbyt dbała o sławę innych ludzi, a nawet o swoją własną. To, że ludzie o niej słyszeli, było zwyczajnie efektem ubocznym jej działań, które były skazane na sukces. Została także przedstawiona, zatem nie miała nic do powiedzenia. No, może oprócz jednej rzeczy. Czerwonooki skłonił się, co natychmiast tylko dodało mu podobieństwa to Nishiyamy. Albo na odwrót. W Atsui nie kłaniano się, w Atsui rzadko było miejsce na grzeczności, a zdecydowanie częściej na konkrety. Lud pustyni był tak surowy, jak tereny które zamieszkiwali. Życie na tych pustkowiach uczyło innych wartości, wśród których szacunek nie był najistotniejszy.
- Toshiro mógłby się nauczyć od Ciebie stylu. - powiedziała beznamiętnie, wpatrując się w cały obraz Shikaruia, by po chwili skupić się na jego oczach. Miał przenikliwe spojrzenie, które w jakiś sposób Youmu wydawało się znajome. Tylko dlaczego? Nie zaprzątała sobie głowy zbędnymi rozmyślaniami - jak gdyby nigdy nic, znów wróciła do przyglądania się walczącym. Chociaż rozmowa działa się tuż obok niej, to nie dotyczyła jej własnej osoby, zatem nie czuła potrzeby bycia "obecną" myślami. Chcąc czy nie, słyszała wiele z niej, aczkolwiek przez większość czasu nie zwracała uwagi. Tknęło ją tylko to, że Sanada dostrzegł jej sztuczkę - namagnesowanie karwaszy. Niczego po sobie nie dała poznać, bo niczego nie wywołała ta informacja. Była jedynie zaciekawiona jak tego dokonał. Był sensorem? Musiał wyczuć chakrę, chociaż nie znał jej pochodzenia. Doskonale. To upewniło Youmu, że może zastosować trik jeszcze raz. Tym razem, magnesując inną część zbroi. To zabawne, że mogła go rozebrać w taki sposób, chociaż Toshiro zapewniał, że nie zdejmie opancerzenia, gdyż daje mu jakąś przewagę. Sęk w tym, że była to przewaga dla panny Nanatsuki, a nie biednego Nishiyamy, wierzącego, że coś bliskiego sercu tak, jak zbroja, mogłoby go zdradzić.
Rozmowa dwóch znajomych trwała w najlepsze, aż w końcu dobiegła końcowi. Wymienili się enigmatycznymi konkretami, które dla postronnych były niejasne, ale dla nich może nawet nazbyt rzeczowe. Jednym uchem wpadało, drugim wylatywało, jednak czarnowłosa coś tak zapamiętywała. Szczątki informacji, które mogły przydać się w kolejnych dedukcjach. Wiedziała już, że Toshiro coś zawalił i to mocno. Widać było po nim, a raczej słychać, że przejmował się tą sprawą. Było to coś istotnego. Tak czy inaczej, najpierw zwrócił się do niej Shikarui, którego słowa dotarły do niej po chwili. Leniwie spojrzała na niego wzrokiem bez wyrazu, kolejny jak obserwując akt grzeczności. Naturalnie, że należało jej się, jednak nie czułą się zobligowana do tego samego. Kiwnęła lekko głową, z beznamiętną miną, a zaraz po tym odezwał się Nishiyama, na którego patrzyła zdecydowanie konkretniej. W jej oku pojawił się błysk, a na ustach wykwitł drobny uśmiech rozbawienia. Wyglądało to tak, jakby w ten uprzejmy sposób Shikarui zabierał Toshiro na karę, która mu się należała i dobrze o tym wiedział. Czarnooki nie prezentował się teraz dobrze i to nie z powodu zbroi. Marna była jego aparycja, stracił jakąś pewność siebie, chociaż robił wrażenie, jakby starał się trzymać w kupie. Tak przynajmniej oceniała go Youmu, która w gruncie rzeczy nieco znała się na ludziach, lecz może niekoniecznie na jej towarzyszu. Znała go w końcu krótko, a okazał się być bardziej intrygujący, niż lwia część społeczeństwa, z którą przyszło jej zamienić chociażby jedno słówko. Mógł grać dobrą minę do złej gry i, jeżeli tak było, to nawet mu wychodziło. Gdyby tylko nie to wstępne zdenerwowanie, gdy pojawił się Shikarui, to może i czarnowłosa by mu uwierzyła.
- Idź. - odparła krótko tonem, który mógł brzmieć jak pozwolenie lub rozkaz. Twarda wypowiedź, aczkolwiek ubarwiona lekką miną, wskazującą, że coś bawi panienkę Nanatsuki. Zaraz po tym pojedynczym słowie, przeniosła wzrok po raz kolejny na arenę. Nie przeszkadzało jej to, że zostanie sama o ile nie przysiądzie się do niej nikt, kto na jej towarzystwo nie zasługiwał. W takim wypadku musiałaby raczej coś zrobić, może po prostu obrazić taką personę, by sobie poszła, bo ona nie zamierzała ruszać swoich czterech liter z powodu potencjalnego ścierwa, które mogłoby zająć siedzisko obok niej.
0 x
Obrazek
| Youmu Nanatsuki |
Embrace | the | Perfection
Awatar użytkownika
Kyoushi
Posty: 2683
Rejestracja: 13 maja 2015, o 12:48
Wiek postaci: 28
Ranga: Sentoki
Krótki wygląd: Białe, rozczochrane włosy. Różnokolorowe oczy - prawe czarne jak smoła, lewe czerwone, czarny garnitur, zbroja z białym futrem przy szyi oraz czarny płaszcz z wyhaftowanym szarym logo Klepsydry na plecach
Widoczny ekwipunek: Wakizashi przy lewej nodze. Katana z białą rękojeścią w czerwonej pochwie przy pasie od lewej strony, katana przy lędźwi w czarnej pochwie.
GG/Discord: Kjoszi#3136
Lokalizacja: Wrocław

Re: Trybuna wschodnia

Post autor: Kyoushi »

  • Było ich tu od członka i jeszcze paru. Będąc na swoim miejscu na pewno nie zorientował się, że jest tu mnóstwo innych osób, które były gdzieś, gdzieś je kiedyś widział, bądź miał (wątpliwą) przyjemność poznać. Jedną z tych osób była choćby Asaka, które pojawiła się gdzieś niedaleko. Białowłosy nie posiadając doskonałej pamięci, jeśli chodziło o ludzi musiał się jej przypatrzeć. Mrużąc oczy gdzieś już widział te białe włosy i tę twarzyczkę drobnej kobietki. "Eeeeee... Może ty coś kojarzysz? Ja to tak jak przez mgłę." To był pewniak, że dziewczyna była pod iglicą, ale była jeszcze z kimś. Zawsze z nim, jednak za nim nie chciało mu się rozglądać. Po co szukać typa. Nie pamiętał wszystkiego w owej chwili, ale mogło mu się zawsze coś rozjaśnić. Szczególnie, gdy ktoś poruszy ten temat - temat morderstwa Shigi i Chise, którzy byli na zleceniu klanu Uchiha. Nie zależało mu na samym klanie, ale nie mógł tego pozostawić bez interwencji. Szpagat u Katsumi był obowiązkowy, gdy tylko będzie mu po drodze by odwiedzić strony, w których płacą mu słono za bycie Jinchuuriki.
    Czerwonooki nie planował wszczynać burd na samej trybunie. Na pewno na arenie, tam planował samym wejściem niczym piorun zrównać ją z ziemią. Niestety, nie miał okazji wykorzystać swoich umiejętności i pięknej, niebezpiecznej chakry demona, którą wspomagał się, gdy chciał stanąć na piedestale. Nie to jednak było teraz najważniejsze, ważne było to, że szybko musiał poprawić swoją pochwę, która zwisała wraz z Mugenem wewnątrz. Widać było, że drugi pasek był za bardzo poluzowany, a po poprawce rękojeść od razu stanęła niemal w pionie. Doskonale poprawiona nadała sens Kyu, który w końcu mógł się szczerze uśmiechnąć do spiętego Kakita. Na przedstawienie się, wykonał piękny i bardzo arystokratyczny gest. Cofnął nogę, prawą rękę wysunął ku górze podczas kłaniania się, jednocześnie nie spuszczając oczu z sylwetki samuraja.
    - Miło mi Kakita-sama. Skoro już jesteśmy na ty, odpuśćmy sobie te niepotrzebne uprzejmości, jeśli mogę? - zapytał dość retorycznie, zwracając się już w następnych zdaniach bezpośrednio do Kakita - Eh, tyle ludzi się zebrało i nikt nie będzie mógł doświadczyć prawdziwej walki.. Co nie Kuroi?! Przecież jak im nie pokażę to nie uwierzą kto jest najsilniejszy! Nie ma czasu! - już po jedzonku, które uzupełniał cały czas nie krzyczał, mówił po prostu donośnie z uśmiechem na ustach, wchodząc w dialog z dziadkiem o kruczoczarnych włosach. Chyba się dogadywali, bo podobnie żartowali. Uniesienie rybek w rękach było tylko dodatkowym gestem, który ukazywał prawdziwą naturę 'mam wyjebane na innych' Kjosza. Nie komentował także słów Asagi, który mówił bardzo oficjalnie. Po prostu nie miał do czego nawiązać, a do tego wjechała szama, która mocno go zainteresowała. Potrafił brać po dwie rybki i wpychać od razu do ust. Był łapczywy i koci, dokładnie taki jaki być powinien. Nie nakruszył, nie upuścił niczego, bo nie lubił marnować jedzenia, jednak jadł jakby nigdy nie widział. - Dobra, dobra już. Nie prowokuj mnie, bo tym razem naprawdę tam zeskoczę! Tak, tak Rui, przecież nie zjem wszystkiego sam! Chociaż bardzo chcę ehehe - powiedział wskazując pusty patyczek po rybce na arenę, przy okazji odpowiadając na pytanie Akaruia czy sobie poradziliby sami. W sumie nie bardzo słuchał, więc odpowiedział automatycznie. Napychając brzuch jak świr.
    Obecność Yamiego była równie naturalna co obecność Akaruia. W końcu tyle czasu ze sobą spędzili, że czuł się z nimi na tyle zintegrowany, że przestawał w ogóle zwracać na to uwagę. Sam Yami było jakiś taki nie w sosie, znudzony i w ogóle odszedł gdzieś dalej. Ruszył do dziewczyny o białych włosach, a gdy szedł, Kyo strzelił w jego stronę: - Tylko nie zniknij mi znowu z oczu co!? - powiedział w jego kierunku wiedząc, że pewnie Yami się zdenerwuje. To był żart i chyba powinien to ogarnąć, ale na to już nie miał wpływu. Gdy on ruszył, Kyo wychylił nieco swój biały łeb by znów spojrzeć na tę dziewczynę. Nic osobistego i nic złego, po prostu popatrzył ukradkiem w jej stronę. By ponownie wrócić do rozmowy i nawiązać do wszystkich tematów, które poruszył Ichirou i Akarui.
    Temat klepsydry jednak był tu najważniejszy i niezwykle priorytetowy. - Czyli tak jak mówiłem, powinienem tam zejść i pokazać jak się walczy, eh.. Piaskowy chłopak? - zainteresował się, obracając dosłownie na dwie sekundy w kierunku areny, nawet dostrzegł jakiś piach, który latał po arenie, ale nic poza tym. W sumie dalsza rozmowa skierowana była do Akaruia, który podjął temat klepsydry Ichirou. Później nawiązanie do siedziby, ale w sumie. Kjosz już mówił o tym, że jest zainteresowany dołączeniem, ale jednoznacznie wciąż nie posiadał informacji na temat tego czy rzeczywiście był członkiem tej potężnej ekipy. - Dobra, ja już nie mogę. Dziękuję! - powiedział, składając ręce do modlitwy, następnie mówiąc do Ichirou - Ichirou, skoro już mowa o Akuraiu, pamiętam naszą rozmowę z wydarzeni pod iglicą. Wy tu tak gadu gadu z Ruiem, jakieś siedziby, a ja miałem się zgłosić do ciebie przy następnym spotkaniu jak przyprowadzę Yamiego. No więc jestem i gdzie jest mój emblemacik na płaszcz? - zagaił z uśmiechem na ustach, a jego szkarłatne oczy pobłyskiwały. To był żart przez powagę, nakreślony na tyle prosto i inteligentnie na ile potrafił. W końcu musiał jakoś zagaić, a to było na tyle naturalne, że wręcz musiał wykorzystać ten moment.
0 x
Posta dajże Kjuszowi, klawiaturą potrząśnij... Obrazek
Awatar użytkownika
Kakita Asagi
Gracz nieobecny
Posty: 1831
Rejestracja: 15 gru 2017, o 17:45
Wiek postaci: 28
Ranga: Samuraj (Hatamoto)
Krótki wygląd: Mężczyzna o ciemnych włosach i niebieskich oczach, wzrostu około 170 cm. Ubrany w kremowe kosode, z brązową hakama oraz granatowym haori z rodowym symbolem. Na głowie wysłużony, ale nadal w dobrym stanie kapelusz.
Widoczny ekwipunek: - Zbroja
- Tachi + Wakizashi
- Długi łuk + Kołczan
GG/Discord: 9017321
Multikonta: Hayabusa Jin
Lokalizacja: Wrocław

Re: Trybuna wschodnia

Post autor: Kakita Asagi »

O, widać "Piaskowy dziadek" nie zamierzał łatwo odpuszczać i próbował dalej. Była to oczywista pułapka. Groźna dla tych, którzy... się tym przejmują. Niebieskooki znał swoje miejsce w szyku, wiedział też, po co się walczy. Walka w turnieju różniła się diametralnie od starcia na śmierć i życie, gdzie zwycięstwo i przegrana nabierały zupełnie innego znaczenia. Tam, na dale areny walka toczyła się o sławę i chwałę. Brały w niej udział "dzieci" - co miały do stracenia? Przegrana oznaczała "tylko" odpadnięcie z turnieju, stanowiła cenną lekcję, ale i gorzkie lekarstwo - ostatecznie jednak, po kilku sińcach, może wybitych zębach niewiele się więcej działo. Czym natomiast było zwycięstwo? Zwycięstwo dawało wielką chwałę, najpewniej i wiele zleceń, ale... mogło też rozleniwić. Błyskotki i chwała jednak na nic się zdadzą, gdy przyjdzie przelewać krew i od decyzji zależeć będzie życie, nie koniecznie swoje własne. Kakita nie walczył nigdy w turnieju, natomiast wielokrotnie na śmierć i życie. Jego ostrze odbierając życie ratowało cudze. Jeden zwycięzca i jeden zwyciężony, cytując za klasykiem - niewiele z tego pożytku czy też straty, ale czy na pewno?
- Wszystko zależy od tego, jak rozumiemy zwycięstwo, Kuroi-san. Wygrać, a zwyciężyć to nie to samo, co wygrać i zwyciężyć czy też przegrać lecz zwyciężyć. - odpowiedział niebieskooki, lekko mrużąc oczy, a przy tym dodając do swoich słów pewną tajemniczą nutkę. Kakita był obeznany z filozofią, a w domu nauczono go, jak toczyć słowne spory. Te niewiele się różnią do walki na miecze - w obu przypadkach trzeba znaleźć najmniejsza lukę w obronie rywala i wyprowadzić tam pchnięcie, nawet w najwęższą szparę. Trzeba jednak było uważać, by nie ulec pokusie triumfowania. Zarówno na drodze miecze jak i na drodze słowa była to natychmiastowa porażka i Kakita zamierzał się tego ustrzec. Ostatecznie jedna i druga była starciem umysłu. Nadmierna chęć wygrywania była i tu i tam równie złowroga jak lęk przed porażką. W tej wymianie Kakita zamierzał zarówno wygrać jak i gotów był przegrać. Wszystko zależało od punktów widzenia...
Kiedy Kyoushi poprawił już swój miecz, który stanął dumnie pionowo Kakita zupełnie się już uspokoił, a kiedy ten zwrócił się do niego zdecydowanie zbyt poważnym tytułem należało zaprostestować, w tym przypadku nieznacznie tylko podnosząc dłonie, jednakże nie pchać się za szybko, bowiem Uchiha-san postanowił zaproponować dużo swobodniejszą formę rozmowy. Nie było sensu się z tym sprzeczać.
- Jak sobie życzysz, Kyoushi-san. Swoją drogą, podejrzewam, że bez większego trudu znajdziesz na Yinzin samuraja, który chciałby sprawdzić z tobą swoje siły. Może nie koniecznie na samym turnieju, ale po ustaniu tego zgiełku, kto wie. - rzekł pogodnie i była to prawda. Yinzin pełne było wszelakich zawadiaków, którzy ze zwyczajnej nudy chętnie sprawdziliby swoje umiejętności przeciwko komuś z zewnątrz. Prawda była taka, że samurajowie przez całe lata, a nie rzadko życie, przygotowywali się do walki, która nigdy nie miała nadejść. To frustrowało, niektórzy ruszali w podróż, inni zostawali roninami, jeszcze inni uzupełniali zbrodnicze bandy. Tak czy inaczej, każdy z nich był tylko człowiekiem wraz z ludzkimi słabościami, a nic tak nie podsyca głupoty jak nuda. Uszczegółówmy: nic tak nie podsyca głupoty uzbrojonej po zęby bandy jak nuda, a tej na Yinzin nie brakowało...
- Bardzo dziękuje Asahi-sama. - odpowiedział Kakita po czym przysiadł się nieco na uboczu, co by nie przeszkadzać "biesiadnikom", a spore grono się ich tutaj zebrało. Poza białowłosym dołączyło jakichś dwóch innych shinobi i kiedy Kyoushi wspomniał o emblemacie Kakita zaczął łączyć fakty - oto właśnie dostał się "zebranie" jakiejś poważniejszej grupki. Sprawa poważna, ale nie na tyle, by jego ucho nie było go godne, co prawda, podsłuchiwał nie ładnie i co więcej, im mniej wiesz, tym krócej cię przesłuchują, więc Asagi nie przywiązywał nadmiernej uwagi do tego, o czym prawili pustynni shinobi, a troszku ich było. Miast tego przeniósł swą uwagę na arenę, a tam stale się działo. Latające ptaszki wybuchały to tu, to tam - ten, jak mu było, Shins był intrygujący. Jeśli Kakita miał jakąś listę wrogów których nie chciał spotkać w starciu, to był to właśnie taki Shins, albo Sabaku - walczący na dystans i zasypujący wroga z daleka. Każdy samuraj był tak groźny jak groźne było jego ostrze, w praktyce oznaczało to, że zachowując dystans 3 metrów było się w miarę bezpiecznym. Pod warunkiem, że się umiało ów dystans zachować...
Jedno ze starć właśnie było taką grą. Jedyny na arenie samuraj mierzył się z wrogiem, który "uciekł" daleko poza jego zasięg. Obaj walczyli aż nazbyt ostrożnie, w każdym razie, w ocenie Kakity. On wolałby doprowadzić do walki na własnych zasadach, zamknąć dystans i rozwiązać to szybką wymiana. Nie można iść przez życie ostrożnie, znaczy się, można, ale jak daleko się zajdzie? Niebieskooki zmrużył lekko oczy, oceniając jak biegłym szermierzem jest Yasuo. Pamiętał go z poprzedniego turnieju, kiedy to miotał chakrowe cięcia na prawo i na lewo. Dzisiaj było inaczej - czyżby ze skrajności w skrajność? Trzeba było uważnie śledzić jak się to rozwinie, nie było tajemnicą, że nieco mu niebieskooki kibicuje - taki, lokalny patriotyzm. W Hanamurze startowało 3 samurajów, a dzisiaj, na "naszej ziemi" honoru bronił tylko jeden. Asagi również przybył zdecydowanie za późno by wziąć udział w zawodach, z resztą, z tego co się wywiedział raczej by mu nie pozwolili wziąć udziału. No nic, pozostawało trzymać kciuki za pobratymca.
- Kei-san, spójrz na Yasuo-san, wiec coś o nim? - zwrócił się do Senpai, niejako "wyrywając" go ze skupienia, po czym dodał. - Jak oceniasz to starcie?

Dotyczy: Kuroi, Kyoushi, Ichirou, Seinaru
0 x
Obrazek

Poza tym, uważam, że należy skasować Henge i Kawarimi.


Heroic battle Theme|Asagi-sensei Theme|Bank|Punkty historii|Własne techniki| Przedmioty z Kuźni | Inne ujęcie | Pieczątka
Lista samurajek, które były na forum, ale nie zostały moimi uczennicami i na pewno przez to nie grają.
  • Mokoto (walczyła na Murze)
  • Mitsuyo (nigdy nie opuściła Yinzin)
  • Inari (była uczennicą Seinara)
  • Sakiko (byłą roninką, obierała ziemniaki na misji D)
Awatar użytkownika
Kuroi Kuma
Posty: 1525
Rejestracja: 23 lis 2017, o 20:52
Wiek postaci: 43
Ranga: Akoraito
Krótki wygląd: Średniego wzrostu mężczyzna z kilkudniowym zarostem na twarzy. Widać że jest trochę starszy, jednak nie aż tak znacznie. Głos niski, lekko chrypiący od palenia. Trochę dłuższe, czarne włosy, przy szyi luźno obwiązany bandaż trochę jak szalik
Widoczny ekwipunek: Gurda
Plecak
Wielki wachlarz
GG/Discord: Michu#5925

Re: Trybuna wschodnia

Post autor: Kuroi Kuma »

-Aha - odpowiedział krótko <Yami>
Tak! W końcu dotarło do niego, myśl przebiła się niczym pocisk przez zasłonę. Akarui, tak brzmiało jego imię. Starszy człowiek, to mu uciekają fakty z życia, co poradzisz Halinka. Ciekawym było jego zainteresowanie Klepsydrą, czyżby szykował się kolejny członek? Organizacja Ocirka chyba zaczynała się rozrastać i szło to w dobrym kierunku. Im ich więcej, tym więcej będą mogli zdziałać. Popatrzył po wszystkich z uznaniem, to naprawdę zaczynało dobrze wyglądać. Byli tutaj ludzi, którzy mimo wszystko, mimo swoich dziwactw umieli współpracować - gdyby do tej mieszanki dodać jeszcze Akaruia, a może nawet i samuraja to kto wie, góry by pewnie mogli przenosić hyhy. Zwrócił wzrok ku arenie, ku wspomnianemu krewniakowi, który miał właśnie walczyć. Miło było widzieć reprezentację Pustyni i to jeszcze z tak wspaniałego rodu. Szkoda że nie znał tego młodzika, może się okaże, że szykuje się kolejny władca piasku, a nie jakiś wymoczek? Obżerał się dalej wybierając smakołyki, ale gdy tylko usłyszał pewne słowa nie mógł sobie odpuścić. Po prostu za bardzo go to korciło, nie byłby sobą, gdyby nie zareagował.
-To ja byłem z polecenia czyjegoś? - kolejna szpileczka wbita, tym razem z jego bardzo dalekiego krewniaka. Bardzo, bardzo dalekiego patrząc na podobieństwa pomiędzy nimi. Kuroi w sumie się wprosił, wszedł z butami do Klepki, chociaż ta w sumie chyba dopiero zaczynała istnieć, bowiem składała się z dwóch osób. Trochę jakby dzieciaki w piaskownicy (hehe) stwierdziły, że zakładają tajną bazę - tak tajną że w sumie nie istnieje, ale nikt inny o tym nie musiał wiedzieć. Fakt faktem, że Piaskowy Dziadek znał się z Diabołkiem już dobrych kilka lat, przyszło im walczyć w naprawdę chujowych warunkach i nie było tutaj przesady. Wojenki, walki z Biju, to jednak zbliżało do siebie ludzi.
-O proszę - złoczyńca, hm? Uniósł rękę do twarzy w zadumie kogo takiego miał na myśli nasz kochany Ociroł. Kuroi nie za bardzo palił się do walki, likwidacja celów po prostu nie była jego w stylu z jednym tylko wyjątkiem. Takim, jak w przypadku wojny Dohito, gdzie przeciwna strona cóż... nie za bardzo miała szacunek dla swoich. Ciągle trzeba było wybierać mniejsze zło, pytanie tylko czy tu faktycznie o nie chodziło? Czasami człowiek chciałby zamknąć się w swoich czterech ścianach, nie przejmować się niczym, tylko żyć podług swoich zasad, na swojej ziemi, gdzie nikt inny nie będzie zakłócać świętego spokoju. Tylko nie Kuma, który po pewnym czasie po prostu nie wytrzymywał. Świat był za mały, by siedzieć w domu, by przyglądać się ścianom. Był ogromny, pewnie za duży, by jeden człowiek mógł ujrzeć go całego, a co dopiero opisać to wszystko. Nie mógł zrozumieć jak Jou mógł siedzieć na pustyni cały ten czas zamknięty w twierdzy, otoczony prze zimne ściany. Przeszedł go dreszcz, że jego także mógł spotkać tak smutny los, lecz na całe szczęście był tu, teraz, w tej chwili i nic więcej się nie liczyło. Otoczony przez grono ludzi, którzy sprawiali dobre wrażenie, a także tych, którym mniej lub bardziej, ale ufał.
-Jakiś bar? - rzucił propozycją na temat siedziby, bowiem nie wyobrażał sobie, by to towarzystwo mogło się spotkać w innych warunkach i to na trzeźwo w dodatku. Do tej pory, gdy zbierali się grupką albo szykowała się jakaś rozróba, albo już trwała i trzeba było ją przerwać. Jeżeli ten turniej zakończy się bez żadnej burdy, to chyba będzie okazja do świętowania. Nie wierzył, że to wszystko przejdzie tak płynnie, prędzej czy później - a patrząc na temperament Kjosza to pewnie prędzej - ktoś lub coś będzie musiał odwalić. Tym bardziej, że Sandały były w pobliżu. Prawie popluł się ze śmiechu słysząc rozmowę szermierza i białowłosego. Uprzejmości odpuszczone, lecz ten pierwszy ciągle jakby trzymał się etykiety, ta po prostu była niczym do niego przypisana. Etykieta bez samuraja mogła istnieć, ale samuraj bez etykiety hmmm...
-Może w czasie przerwy pokażesz im co i jak? Nasz nowy przyjaciel mógłby wtedy przetestować swoją teorię, na temat zwycięstwa. Co wy na to? - nie to żeby podpuszczał Kjosza, ale tak, robił to, chociaż nie sądził że to się uda. Po prostu dalej ciągnął temat i w sumie ciekaw był, czy białowłosy byłby do tego zdolny, by w trakcie przerwy pomiędzy pojedynkami zeskoczyć na dół i wyzwać kogoś na pojedynek. Przerzucił wzrok na chwilę na Asagiego, czy ten odrzuciłby taką propozycję? Zwłaszcza na swoich ziemiach, gdzie to właśnie samurajowie byli Panami. Gościom przecież nie powinno się odmawiać. To co powiedział, to było niczym zaproszenie. Może i mówił o kimś innym, ale czy nie mógł mieć też na myśli siebie? Ciekawe to to, ciekawe.
-Kuroi. Po prostu, uznaj to za przydomek, a jego przecież nie wypada zmieniać, hm? - podsunął Asagiemu tą myśl, bo po prostu nie lubił zbędnych uprzejmości. Etykieta potrzebna była na przyjęciach, na oficjalnych spotkaniach, gdzie ludzie pełni powagi dywagują na temat losów świata. Tak widział liderów, tak ich oceniał i do nich to jak najbardziej pasowało. Tutaj jednak nie było miejsca na takie przepychanki, lecz na po prostu luźną atmosferę. Uprzejmości sprawiały, że to wszystko wydawało się Dziadkowi po prostu sztuczne, przekoloryzowane. Nie można było liczyć, że druga strona odpowie to co myśli, tylko to co powinna powiedzieć. Na tym nie można budować znajomości, nie ma tutaj mowy chociażby o ziarenku szczerości. Rozumiał, że to kwestia wychowania, czy też właśnie bycia Gospodarzem na swoich ziemiach. Przyjąć nieznajomych jak najlepiej, pokazać jak to wszystko wygląda, że cechują się wysoką kulturą tylko... było na to o wiele, wiele więcej ciekawszych i lepszych sposobów. Gdy tylko rozmowa przeszła na emblematy, Kuroi stwierdził, że nieco się zwinie, odejdzie sobie na boczek i zostawi to reszcie. Jakoś nie za bardzo go przekonywało do noszenia emblematu jako ubioru. Lubił to co miał na sobie, to pozwalało mu (względnie, bo hehe gurda) wtopić w tłum i być po prostu jakimś Sabaku. Nie Kuroiem Kumą, Akoraito rodu Sabaku, nie osobą mającą powiązania z mafią, a po prostu Kuroiem. Ot tak, tylko tyle i aż tyle. Widział jak wielu ludzi patrzy na Ichira przez pryzmat tego kim był. Jedni z podziwem, inni pewnie życząc mu wszystkiego co najgorsze. On akurat się w tym odnajdywał, on był właśnie tym, kto błyszczał im więcej ludzi na niego zerkało. Kumie nie było to do szczęścia potrzebne. Zauważył drugą połówkę Piekielnego Małżeństwa, a także no... tego tam, którego imienia nie pamiętał. Podrapał się po łbie próbując znowu sobie przypomnieć, ale ni cholery nic mu nie przychodziło do głowy. Chyba czas wrócić do pisania Staruszku, inaczej każdego na ulicy będziesz dopytywał czy go nie znasz. Opuścili oni jednak dziewczę, zostawione teraz same sobie. Popatrzył na gromadkę zajętą sobą, na Kakita, który obserwował walki i cóż... co mu szkodzi? Wzruszył ramionami zupełnie jakby odpowiadał sam sobie, że jakby nie patrzeć nic, więc ruszył do przodu na łowy nasz Staruszek. Dosiadł się do czarnowłosej, a raczej klapnął na siedzisku tuż obok. Przyglądał się przez chwilę arenie. Odwrócił wzrok ku niej, przez chwilę tak patrzył, nie łypał wzrokiem, nie obserwował, po prostu patrzył, potem znowu arena. Odwrócił się ku niej, znowu to tępe spojrzenie, które przynosiło na myśl, że coś mu chodzi po głowie, że coś tam się odbija od tych pustych ścian i chce się wydostać, ale nie może. Uniósł palec chcąc coś powiedzieć, ale po chwili stwierdził, że to jednak nie to. Znowu wpatrywał się na arenę, patrzył jak jego kuzynek walczy. W końcu odwrócił się po raz trzeci, przyjrzał się jej oczom, które stanowiły w tej całej układance chyba ten element, który go tutaj przywiódł.
-Masz coś z oczami? - zapytał wskazując na jej ślepia, a jego wskazujący palec był tuż przed jej twarzą.

Yamens, Rui, Diaboł, Żuraw, Kociak, Yumumumu
0 x
Obrazek
PH | BANK
Awatar użytkownika
Akarui
Postać porzucona
Posty: 1567
Rejestracja: 8 cze 2017, o 01:03
Krótki wygląd: Jak na avku brązowy płaszcz z kożuszkiem - mamy zimę! ;)

Re: Trybuna wschodnia

Post autor: Akarui »

A więc taka ścieżka czekała osobę, która chciała dołączyć do Klepsydry?

Odpowiedź Ichirou była dość przemyślana i dyplomatyczna, ściśle związana z tym, w jaki sposób patrzył na medyka. Jakby chciał wyłapać wzrokiem każdy szczegół, dowiedzieć się jak najwięcej, przejrzeć przez powłokę ciała i spytać, co jest w środku. Tozawie to nie przeszkadzało. Dużo osób patrzyło na niego podobnie. Kiedyś jego własny ojciec i sensei na wieść, że medyk nie chce zbudować swojej pierwszej marionetki. Że nie chce jej mieć w ogóle. Później koledzy z wioski, którzy wiedzieli o jego pochodzeniu, a się dziwili, że woli siedzieć w bibliotece, niż z nimi bawić się w "teatrzyk kukiełkowy". Nie szkodzi. Niech patrzą. Niech poznają i zrozumieją. Sam Akarui nawet w tym czasem pomagał, odpowiadając na zadane pytania, tak samo jak w tej chwili. Ichirou spytał o zainteresowanie lalkarza. Ten przełknął kawałek ryby i wyciągając wystający kawałek ości, powiedział: - Powiedzmy, że z ciekawości i żywego zainteresowania. O Klepsydrze wiem tyle, że założyłeś ją na ziemiach Atsui, ale jesteście dość niezależni.

Medyk odwrócił wzrok w kierunku areny, gdzie co jakiś czas coś wybuchało, a w jednej jej części zauważył piasek, prawdopodobnie właśnie rodu Sabaku. Kontynuował rozmowę: - Domyślam się, że pojawiasz się wszędzie tam, gdzie może być o Tobie i organizacji dość głośno, jak Iglica, czy właśnie ten turniej. Szukasz rozgłosu, by nabyć klientów? Zawrzeć sojusze? Rozszerzyć wachlarz kontaktów? Może wszystko na raz. A jaki jest cel, który przedstawiasz chętnym do przyłączenia się? Pamiętam, że coś o tym mówiłeś w namiocie medycznym pod Iglicą i zapowiadało się dość interesująco. Akarui chciał dowiedzieć się jak najwięcej. Oczywiście, decyzja o tym, czy zostanie wtajemniczony i czy będzie mógł dołączyć nie należy do niego, jednak mimo wszystko, mógł się dowiedzieć, z czym wiąże się noszenie emblematu Klepsydry? Na pierwszy rzut oka jego pytania nie zachęcały do odpowiadania, ale jednak dało się zauważyć, że troszkę mu zależy. A czy byłby wsparciem dla zespołu? Do takiej rozmowy może dojść w trochę innym miejscu, gdzie medyk będzie mógł opowiedzieć o podróży z Bijudersami, czy swoich poprzednich doświadczeniach: Walkach przy Murze czy Kami no Hikage.

Starszy szpakowaty jegomość postanowił się przesiąść trochę dalej, choć przed odejściem Akarui wyłapał jeszcze, że należy mu mówić Kuroi. Sam Kyoushi wtrącił tez swoje trzy grosze, zdradzając część wcześniejszych ustaleń między nim a Piaskowym Księciem. Czyżby cały wypad z Yami'm miał być jakimś testem dla białowłosego? A co z samym chłopakiem? Medyk zerknął w jego kierunku, a ten właśnie rozpoczął rozmowę z nowo przybyłą parką. Dało się zauważyć, że nie tylko Akarui patrzy na nich dość nieprzychylnym wzrokiem. Spytał więc, dość cicho: - Co do Yami'ego... Znacie tą dwójkę, z która teraz gada? Pamiętał ich z Iglicy i nie miał dobrych wspomnień.

Dotyczy: Ichirou, Kyoushi, kto stoi blisko obok i chce słyszeć.
0 x
MOWA
Awatar użytkownika
Asaka
Postać porzucona
Posty: 1496
Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
Wiek postaci: 27
Ranga: Sentoki
Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
Aktualna postać: Airan

Re: Trybuna wschodnia

Post autor: Asaka »

Nie patrz za siebie. Asaka zorientowała się mniej więcej gdzie nie widzi swojego męża i Toshiro i obróciła się w taki sposób, by mieć ich za swoimi plecami. By musiała obrócić głowę do tyłu, by ich zobaczyć, by nie było to przypadkowe. Przez chwilę po prostu przypatrywała się temu, co działo się na arenie, choć nie widziała w żaden sposób idealnie, to jednak coś tam wyłapywała. Jakieś kartki papieru chyba, albo białe ptaszki i chmura dymu, gdzie indziej wyładowania elektryczne. Latające chmury piasku na jeszcze innej arenie. Młodzi shinobi (bo Asaka sądziła, że uczestnicy mimo-wszystko byli młodsi od niej, nawet jeśli nie wyglądała na swój wiek i łatwo można było ją wziąć za siksę) walczyli ze sobą, prezentując swoje umiejętności. Po to tutaj w sumie była – by obserwować. To i starała się to robić. Na chwilę odwróciła głowę w kierunku klepsydry, wydawało jej się, że ten starszy shinobi, Kuroi nawiązał z nią kontakt wzrokowy i odwzajemnił jej uśmiech. Skinęła mu głową – bo mimo wszystko nic do niego nie miała. Asaka nie przybyła tutaj robić zamieszanie, na Amaterasu, nie miała przy sobie nawet broni, co było widać na pierwszy rzut oka. Po Midori hasała z wielkim wachlarzem na plecach, a tutaj? Nie miała przy sobie nawet torby. Dostrzegła również, że Ichirou też ją zauważył. I jemu odpowiedziała skinieniem głowy. Polubiła gościa, co było zaskoczeniem nawet dla niej, jednak nie zamierzała pchać się do rozmowy. Tym bardziej, że dłużej nie była tutaj sama. Jej samotność została zakłócona, ale w jakże miły sposób.
Od razu rozpoznała jego głos i białowłosa od razu uśmiechnęła się szerzej, jeszcze zanim odwróciła głowę, by spojrzeć na chłopaka, Yamiego. Nie zmienił się wiele od czasu, gdy widzieli się ostatnim razem. Aż trudno było uwierzyć, że to był rok. Rok! Asaka, co pewne, nie zmieniła się prawie w ogóle. Może tylko miała nieco dłuższe włosy, ale poza tym – ani nie przytyła, ani nie schudła. Była tak samo smukła jak w Midori, choć z pewnością zupełnie inaczej ubrana.
- Yami! Jak dobrze cię widzieć! – złość, którą w sobie gniotła od momentu, kiedy Shikarui wspomniał o Toshiro zmalała co najmniej o połowę, a jej czoło rozpogodziło się, gdy patrzyła na chłopaka. Uważnie, ale raczej z troską niż tak, jakby się go obawiała. - Tak, całkiem sporo. Nie spodziewałam się, że w jednym miejscu spotkamy przypadkowo tylu znajomych. Jesteśmy tutaj z Shikaruiem raczej z przypadku – wyjaśniła po krótce. Bo tak było, gdyby nie sugestia Shirei-kana, to pewnie by w ogóle się o turnieju nie dowiedzieli. W Midori nigdzie nie powiedzieli wprost jaka jest między nimi relacja, choć z niektórych, małych gestów ktoś uważniejszy mógł odczytać pewne rzeczy. Yami miał ułatwione zadanie, bo w końcu Asaka na pożegnanie zostawiła mu ich adres. No i nazwiska, bo przecież nigdzie się wcześniej z takowego nie przedstawiali, ani ona ani Shiki. Ale Yami to wiedział. Wiedział też wiele więcej. - Naprawdę się cieszę, że cię widzę. Martwiłam się o ciebie, możesz się zapytać Shikiego – do pewnego momentu nigdy nie skracała jego imienia, ale gdy to już nastąpiło… To zaczęła to robić zdecydowanie częściej. - Jak sobie radzisz? Mam nadzieję, że notki, które od nas dostałeś nie były ci potrzebne – nie to, żeby chciała je odzyskać, skądże znowu! Zresztą jej uśmiech mówił jasno, że pyta z troski. Życie Yamiego wywróciło się do góry nogami po tym, co zdarzyło się w Midori i złotooka zdawała sobie z tego sprawę.
Rozmawiając z chłopakiem tylko na chwilę się zdekoncentrowała, zerkając na to, co działo się na arenie i krótko rzucając spojrzenie na zebraną w grupkę Klepsydrę i znajomych. Dostrzegła tam tego białowłosego, którego widziała później w namiocie szpitalnym, nigdy nie poznała go z imienia, ale wiedziała, że jako jeden z dwójki osób przeżył z tych, którzy od razu zeszli w podziemia Iglicy. I on zdawał się zwrócić na nią uwagę, bo wydawało jej się, że się jej przygląda. Poświęciła mu więc kilka swoich zaintrygowanych spojrzeń, nim wróciła do rozmowy z Yamim.
A raczej wróciłaby, gdyby ktoś im nie przeszkodził. Stała tyłem, więc nie miała szans go zauważyć, poza tym była zajęta rozmową, a i hałas wokół był niemały, nie usłyszała więc jak się zbliżał. Spięła się momentalnie cała, gdy tylko usłyszała tak znajomy głos, uśmiech spłynął z jej twarzy momentalnie, co Yami mógł bez trudu zauważyć. Cześć Yami. Wystarczyło tylko tyle i aż tyle, by resztka jej dobrego humoru i spokoju uleciała w siną dal. A potem dokończył swoją bezczelną wypowiedź. Czyli to kogoś innego pytał o zdanie a nie ją, jakby nie widział, że są zajęci rozmową. Skoro chciał z nią porozmawiać, to chyba wypadałoby ją poprosić na stronę, a nie odprawiać kogoś z kwitkiem, czyż nie?
Nie odwróciła się, by zaszczycić go spojrzeniem. Stała tak jak stała, wlepiając spojrzenie w Yamiego, ale tak naprawdę na niego nie patrzyła. Nie uśmiechała się już, wręcz miała zaciśnięte zęby ze złości. Łatwo było odczytywać z niej emocje i Yami mógł to bez trudu zrobić. Tyle, że złość nie była skierowana do niego, a do tego, który tak nagle się pojawił.
Nim Yami zareagował, odezwała się ona. Nadal stojąc do niego tyłem.
- Nie, nie mógłby. Rozmawiamy, nie widzisz? – nawet się nie przywitała, bo i Toshiro nie przywitał się z nią. Przywitał się tylko z Yamim. - Miałeś rok, żeby sprawę załatwić i wybierasz sobie właśnie ten moment, w którym jestem zajęta. To teraz ty poczekaj sobie rok, aż może będę miała dla ciebie czas, a teraz z łaski swojej zostaw nas samych bo chciałabym porozmawiać z Yamim – tak, sparafrazowała to, co przed chwilą powiedział Toshiro i nie była przy tym miła. Była bardzo nie miła i zdawała sobie z tego sprawę. Ale skoro stawiana była na drugim miejscu, skoro Shikarui musiał podejść do Toshiro by tego w ogóle tknęło, że wypadałoby to rozwiązać, skoro wypraszał Yamiego – to ona wcale nie musiała i nie chciała być miła. No i wcale nie chciała z nim rozmawiać ani go słuchać.
Po kolei: Kuroi Kuma, Ichirou, Yami, Kyoushi, znowu Yami przeplatany z Toshiro
0 x
· ·

Obrazek
· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
Awatar użytkownika
Seinaru
Martwa postać
Posty: 2526
Rejestracja: 5 lip 2017, o 13:55
Wiek postaci: 29
Ranga: Samuraj
Krótki wygląd: Trupioblada cera, charakterystyczny brak głowy
Widoczny ekwipunek: Nagrobek

Re: Trybuna wschodnia

Post autor: Seinaru »

Zabawnie było słuchać potyczki słownej między Asagim i Kuroiem. Mimo że żaden z nich nie miał złych intencji, to mierzyli się w niej jak prawdziwi przeciwnicy, choć każdy z odmienną taktyką. Kuma chciał pozbawić samuraja dobrej odpowiedzi, a ten za cel postawił sobie odpowiadać na wszystko ze spokojem, rozwagą i do tego jeszcze za pomocą przysłów i ludowych mądrości. Dziwne to było spotkanie, lecz przez to że pozbawione wrogości, również bardzo sympatyczne do posłuchania. Kei nie brał w tym jednak bezpośredniego udziału, ponieważ nikt nie znalazł w nim jeszcze swojego kompana do rozmowy. Zasadniczo było mu to w smak, bo jeśli miałby wybierać pomiędzy rozmową ze wszystkimi zebranymi naraz a z nikim, to zdecydowanie wolał to drugie.
Przyglądał się walkom, gdy jego uszu dobiegło pytanie Akaruia i odpowiedź Ichirou dotyczące dołączenia do Klepsydry. Kei zwrócił się na chwilę twarzą do Diaboła Świtu i wymienił się z nim spojrzeniami. W takim tłumie lepiej było powiedzieć dwa słowa za dużo niż za mało, zwłaszcza że na trybunach krążył jeszcze Shikarui. Kei dobrze znał zdolności Ranmaru, dlatego zdawał sobie sprawę, że wszystko o czym mówią może być dla niego doskonale słyszalne i być może wykorzystane w przyszłości. Temat ów był zatem bardzo śliski, choć oczywiście samuraj też chciał rozgłaszać wszem i wobec zalety Klepsydry. Były jednak rzeczy, których nie należało mówić na pierwszej randce i podczas pierwszego spotkania z potencjalnym kandydatem na członka ich niewielkiej grupy.
- Po turnieju możemy się spotkać u mnie na Teiz i wszystko obgadać w kameralnym gronie. - Rzucił pomiędzy wszystkimi do Ichirou, proponując na pierwszą większą schadzkę Klepsydry jego własny dom. Kei był jednak pewien, że Asahi wiedział co robi. Ponadto, tak jak wcześniej zgodnie z prawdą wyznał Tadatoshiemu, to nie Seinaru zajmuje się rekrutacją do Klepsydry. Zazwyczaj jego reakcją był brak reakcji, lub zdecydowany sprzeciw przeciwko komuś, kogo na pewno nie chciałby widzieć w swoim towarzystwie, jak np. Forteca-san, gdyby jeszcze żył.
Sprawę Akaruia Kei zostawił więc ostatecznie poza sobą i wrócił do oglądania walk, a w tych panował równy podział na ciekawe i nieciekawe. Kei nie śledził poczynań jedynego samuraja na arenie z zapartym tchem, jednak gdy siedzący obok niego Kakita poruszył ten temat, Seinaru nie miał nic przeciwko, aby powiedzieć głośno co o nim sądzi.
- Nie kojarzę go. Wygląda na to, że jest nadzwyczaj ostrożny, albo lekceważy przeciwnika. Jeśli chciałby przetestować tego Hana, powinien to zrobić na własnych warunkach, inaczej daje tamtemu czas i miejsce na to, aby go zaskoczył. - Podsumował krótko swoje obserwacje i choć nie był ekspertem szermierki, to taki bierny sposób walki kogoś, kto ewidentnie polegał na cięciach w najkrótszym dystansie było ewidentnie proszeniem się o guza. Chyba że, no właśnie, Yasuo mógł być już na tyle pewny siebie, że myślał, że jego oponent nie jest w stanie nic mu zrobić. Taka pycha często jednak prowadziła do zguby.

// dotyczy: opis o Kuroiu i Asagim, potem o Akaruiu i Ichirou, na koniec Kakita
0 x
Jeśli czytasz ten podpis to znaczy, że jestem już martwy...
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2074
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Trybuna wschodnia

Post autor: Shikarui »

To była pułapka. Pułapka, w którą wpędzał samego siebie. Im więcej czujesz strachu i napięcia, tym szybciej pracują twoje zmysły. To było pobudzające, stymulujące. Toshiro był teraz taki żywy i realny - w swoim poczuciu winy. Wyższy od niego mężczyzna, który zawsze wydawał mu się młodszy. Tylko nie potrafił stwierdzić, na ile dokładnie. Zapytany o swój wiek przez obcych, przecież zawsze miał tylko jedną odpowiedź. 18. I nie dlatego, że rzeczywiście miał 18 lat. Ta magiczna liczba była nałożonym na niego zaklęciem, które utrzymywało się do dziś. Wątpliwe, żeby kiedykolwiek miała zejść. Czy Toshiro mógł mieć mniej niż 18 lat? Niee, wątpliwe. Jego twarz nosiła już męskie rysy, nawet jeśli nadal pozostawała łagodna. Płynne rysy, miękki rys policzka, prosty nos i równo wycięte wargi. Można się było zakochać. Tak jak nigdy nie myślał, ile tak naprawdę ma lat sam i ile lat ma dokładnie Toshiro, bo nawet gdy taka informacja się pojawiła, ulatywała z jego głowy, tak nigdy nie spojrzał na Toshiro przez pryzmat mężczyzny, który by mu się podobał.
Nie zakochałeś się jeszcze we właściwej osobie? - Niestety, Pani Nieba. Moją jedyną miłością pozostaję ja sam.
Pewnie to dlatego, może dlatego, chyba. Jak można kochać samego siebie? Widziałeś już tyle razy własne odbicie w mdłym lustrze wody, a choć krew was nie łączyła, chociaż Shikarui miał ostrzejsze rysy twarzy, choć był marmurem, gdy Toshiro był aksamitem, to ktoś mógłby ich nawet wziąć za braci. Tutaj byłby ten starszy brat i ten młodszy. Ten bardziej lubiony i ten, co zawsze stoi na uboczu. Ten, który lubi zaczepiać i ten, który lubi złamać kark tym, którzy na zaczepki odpowiedzieli zbyt mocno. Tak to w rodzeństwie wypadało. Zamiast tego tworzyli parę przyjaciół, których połączyła jedna kobieta.
Musisz więc być bardzo samotny. - Niekoniecznie. Od czasu do czasu odtrącam się, żeby było ciekawiej.
Gdyby tych podobieństw między nimi było mało, to kochali tę samą kobietę! Ha! I Shikarui nawet nie wiedział, jaka tragedia minęła go bokiem... Znał skryte w głębi serca pragnienia Toshiro, wiedział, jak biło ono w rytm odległego Sogen, słyszał, jak śpiewało do niego dziedzictwo jego rodu i jego własna tragedia. Tymczasem nie wiedział nawet, że odebrał chłopakowi to, co być może było jedyną rzeczą trzymającą go w promieniach słońca. Sprawiającą, że nie myślał o zagłębianiu się w ciemność, bo to, co widoczne tuż przed nim, było zbyt kuszące. Co jeszcze bardziej tragiczne - samo Słońce o tym nie wiedziało. Asaka nie miała bladego pojęcia..! I już pewnie nigdy nie miała się dowiedzieć o dawnych uczuciach. A może obecnych?
Tylko skąd te nerwy? Ten niepokój? Ta obawa? Dlaczego przyjaciel miałby stawać w pion przed przyjacielem?
- Po roku czasu odebrałeś wiadomość? - Nie kłamał więc. Czarnowłosy nie miał powodu, by mu nie wierzyć. Emocje były skomplikowaną i złożoną rzeczą, dlatego nie zamierzał z nimi wchodzić w spór, gdy opisywał je ktoś inny. Ci inni byli bardzo maleńką grupką. Uprzywilejowaną, bo stanowili spis imion, którym czarnowłosy ufał. Tak też ufał Toshiro. Chłopak przez cały ten czas nie dał mu żadnego powodu do tego, by wnosić gardę - dawał jedynie dowód na to, że można było ją opuścić i porozmawiać z nim jak... równy z równym. Kłamczuszek. Teraz najzwyczajniej w świecie zwątpił w to, że po roku czasu w ogóle karczmarz pamiętał, kim był Toshiro, że była jakaś karteczka, a ta karteczka po roku czasu nie rozpuściła się w plamach alkoholu wylewanych z kufli.
Ta rozmowa chyba już brzmiała jak rola policjanta i rzezimieszka, który został niemal przyłapany na gorącym uczynku. Czy nią była? Aj, aj, wiesz, jak to jest... gniewasz się, ale nerwy na wodzy! Czarnowłosy nie był zadowolony i wcale się z tym nie krył. Głównie ze względu Asaki, rzecz jasna, ale gdyby Toshiro był bardziej przypadkową osobą to nie zawracałby sobie nim głowy. I to wcale nie dlatego, że zabrałby jego głowę i dopiero wtedy porozmawiał sobie z nią na osobności - kiedy już milczałaby na wieki. Jakkolwiek byłby gotów nawet obrócić się przeciwko Toshiro, gdyby Asaka obrała sobie go za wroga, to polubił go, na swój wypaczony sposób, na tyle, żeby się w ogóle kłopotać.
- Nie są normalne. Pokrywa je chakra. - Skoro chłopak tego sam nie zrobił, zapewne zrobił to ktoś inny. Dla żarciku, dla własnej przewagi. Shikarui nie potrafił stwierdzić, kto to i nie potrafił tego pojąć, co takiego z tymi karwaszami się stało. Nie znał technik, które by to umożliwiły, chociaż się nad tym dość intensywnie zastanawiał. Zwłaszcza w momencie, gdy wpatrywał się w Youmu jeszcze kilka chwil wcześniej. Chociaż akurat to było czystym przypadkiem. Nazwisko młodej damy nic mu nie mówiło. I dopiero potem zostało mu powiedziane, że to ona będzie przeciwniczką Toshiro.
- Przez niecierpliwość ludzie tracą korony. Przez opieszałość nie odzyskują jej. - Odpowiednia sytuacja, odpowiedni moment, odpowiednie... wszystko. Człowiek czeka na idealne warunki, żeby spełnić swoje cele, mijają lata, a potem okazuje się, że te idealne warunki nigdy już nie nadejdą. Materiał do ich wykonania uległ przedawnieniu. Jedyne, co wymyka się wtedy z ust to niesione z powietrzem: jaka szkoda.
Shikarui skinął głową w kierunku czarnowłosego i postanowił chwilowo zostać na swoim miejscu. Nie towarzyszyć im i tej rozmowie. Wysunął przed siebie rękaw i lekko go naciągnął, by znów leżał idealnie, by czarny aksamit nie giął się tam, gdzie nie powinien. Choć i tak był to bardziej gest odruchowy, niepotrzebny - przecież szyty na miarę i tak układał się doskonale. Ten gest miał wygładzić pomarszczenie myśli. Zsunąć z nich irytację, że Toshiro szukał dla siebie wygodnych wymówek, żeby nie stawać z Asaką twarzą w twarz, zamiast załatwić to od razu i w sposób, który godził się mężczyźnie. Zwłaszcza, że jemu samemu należało. Niemądry chłopiec. Ciekawe, jak wiele musiałoby się zmienić, żeby Shikarui nie spoglądał na niego przez pryzmat młodszego brata, na tle którego sam lśnił? Nigdy nie wykorzystywał tego publicznie, nigdy nikomu o tym nie wspominał. To był jego własny fetysz, wetknięty pośród wszystkie inne paskudne myśli, które nie miały najmniejszej szansy ujrzeć światła dnia. Shikarui jednak preferował ciemność. Czerń była królową wszystkich barw.
Obrócił się w kierunku Toshiro, kiedy ten wymówił jego imię, ale kiedy ten stwierdził, że nie ważne - to nie ważne. Jego wzrok miał już powędrować w stronę areny, ale zamiast tego jego uwagę znów przyciągnęła Youmu. Znów? Och, to byłoby niedopowiedzenie. Shikarui kochał delikatność. Uwielbiał ulotność - i jej zniszczenie. Youmu cała była delikatna, ulotna, smukła i powabna. Każdy jej włos układający się przy miękkiej twarz wydawał się dziełem pajęczej królowej, która obdarzyła ją pojedynczymi nićmi, by zamieniły się w atłas. Drobne usteczka, duże oczy z kuszącą zasłoną rzęs... sęk w tym, że wydawała się młoda, taka strasznie młoda - i jednocześnie zepsuta. Może to przez ten makijaż? Shikarui się nad tym nie zastanawiał. Nie pytał samego siebie, czemu i po co - niemal nigdy tego nie robił. A może wszystko było kwestią tego, że stanowiła w swych barwach przeciwieństwo Asaki, która gościła w jego myślach. W ten czy inny sposób - nie była dla niego pociągająca fizycznie. Lecz, Pani Nieba, ta Oblubienica Czerni była naprawdę piękna. Na jej beznamiętne spojrzenie odpowiedzią było spojrzenie zgoła intensywne.
- Toshiro to mój uczeń. - Spodziewana czy niespodziewana odpowiedź? Słowa Youmu zabrzmiały na komplement i zapewne nim były. Jeśli nawet cokolwiek Shikarui miał dalej mówić, to nie zdążył. Kuroi, kolejna osoba z zasobów tych, które Shikarui nawet lubił, doskonale pamiętając jego dobroć okazaną mu w bardzo dawnych czasach, nieświadom tego, co staruszek sobie ubzdurał w głowie, wepchnął się między niego i Youmu, jakby kompletnie Sanady nie dostrzegał. Gdyby nie to, że czarnowłosy i tak wszystko widział, pewnie doszłoby do jakiegoś zderzenia. A tak czarnowlosy tylko odsunął się gładkim krokiem w bok, robiąc Sabaku miejsce, żeby mógł wejść.
- Dzień dobry, Kuroi. - Przywitał się. I sam odwrócił się w kierunku areny, widząc dziwactwa, które się zaczęły odczyniać. Kto wie, może byli znajomymi?
Znów, znów, znów... ciągle coś. Shikarui nie czuł się bezpiecznie przy Klepsydrze. Wiedząc, że mają oni wątpliwie dobre informacje o jego osobie - nawet jeśli jeden z nich rozumiał. Właściciel psów, który stracił najwięcej. Przynajmniej w mniemaniu czarnowłosego najwięcej. Znacie tę dwójkę? Te słowa sprawiły, że Shikarui zapomniał o Asace, Toshiro, Youmu i arenie. Jego wszystkie zmysły natychmiast skierowały się w stronę grupki... Po turnieju możemy się spotkać u mnie na Teiz i wszystko obgadać w kameralnym gronie. Oj tak, Seinaru oraz Ichirou. Dwie osoby, które były największym zagrożeniem. Silni. Zbyt bystrzy. Zbyt racjonalni. Shikarui spojrzał prosto na Seinaru, choć wcale się w jego kierunku nie obrócił. Nadal stał do niego i do Klepsydry plecami.
Czerwień zniknęła z jego oczu. Pozostała przejrzysta, niezwykle jasna lawenda, która skierowana była na tylko jeden odcinek areny. Na Akiego. Zerknął jeszcze na Toshiro, Yamiego i swoją żonę, ale wciąż nie zamierzał do nich podchodzić i ingerować.
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Awatar użytkownika
Youmu Nanatsuki
Postać porzucona
Posty: 425
Rejestracja: 10 lis 2018, o 20:11
Wiek postaci: 21
Ranga: Akoraito
Krótki wygląd: W KP znajdziesz wszystko.
Widoczny ekwipunek: Po dużej, czarnej torbie nad pośladkami - nieco na boku, rozłożony fūma shuriken na plecach, katana o czarnym wykończeniu przytroczona do lewego boku
Multikonta: Airen Akamori

Re: Trybuna wschodnia

Post autor: Youmu Nanatsuki »

Uczeń? Uśmiechnęła się szerzej, bo Toshiro ani razu nie wspomniał, że miał mistrza. Youmu, chociaż niekoniecznie bez skrępowania, mówiła kilkukrotnie o swojej mistrzyni, która jednak uczyła ją czegoś innego, niż walki. Nie miała pewności, że to właśnie tego uczył się Nishiyama od Shikaruia, aczkolwiek - czego innego? Z pewnością nie podejścia do świata i zachowań, bo byli skrajnie różni. A szkoda, gdyż czerwonooki wydawał się mieć zdecydowanie bardziej konkretne poglądy, wielokrotnie przemyślane i wymuskane. Jakby toczył dziesiątki batalii na słowa z samym sobą. Albo robił takie wrażenie. Zabawniejszym było zrządzenie losu, że akurat na turnieju pojawił się mistrz Toshiro, a nawet na tej trybunie, by podejść do niego i jako jedna z pierwszych wiadomości, oznajmić mu, że coś jest nie tak z jego karwaszami. Że mają chakrę. Dosyć nieistotna informacja jak na tematy, które poruszali później. Panna Nanatsuki czuła się, jakby ktoś pomógł temu losowi. Jakby jednak istniał jakiś bóg, który przywiódł tutaj Shikaruia, by ten pomógł biednemu uczniowi, który znalazł się w tarapatach zanim jeszcze rozpoczęła się walka. Ciekawe ile razy takie szczęśliwe zrządzenie losu uratuje Toshiro, bo Youmu nie zamierzała poprzestać na namagnesowaniu karwaszy. Była przekonana, że je zdejmie, ale przecież miał tyle innych metalowych przedmiotów przy sobie. Pancerz, nogawice, miecze. Mogła raz za razem magnesować wszystko i pozbawiać go nie tylko defensywy, ale także ofensywy. O ile znów Shikarui znajdzie temat do rozmowy, by przekazać mimochodem, iż kolejny element ekwipunku buzuje chakrą.
Nishiyama ruszył w swoim kierunku, zaś czarnowłosa została sama. Sama na tyle, na ile dało się być samotnym na niemalże wypełnionej po brzegi arenie. Nie miała się do kogo odezwać, jednak nie przeszkadzało to jej. W końcu nie każdy był wart, by uraczyć go swoim miękkim głosem i genialnymi przemyśleniami. Spokój nie trwał długo, bo zaraz ktoś usiadł tuż obok Youmu. Nawet Shikarui się do niego odezwał, nazywając go Kuroiem. Nie słyszała o nim. Po raz kolejny spotykała kogoś, kogo nie znała. Ciekawiło ją czy to samo działa w drugą stronę, czy rzeczywiście wszystkie jej znajomości były naprawdę przypadkiem. Chcąc czy nie - w Atsui znano jej osobę, a mężczyzna, który zajął miejsce tuż obok panienki Nanatsuki miał ze sobą gurdę. Nie patrzyła na niego, ale ciężko było nie dostrzec ten charakterystyczny kształt nawet kątem oka.
Nastała cisza, podczas której młoda Maji z zażenowaniem obserwowała, jak Shins ucieka. To był ten niby silniejszy z ich duetu? Sabaku zdawał się radzić sobie bez problemu z wszystkimi jego glinianymi tworami. Nie nadążały za nim i szybko role się odwróciły - to nie on był goniony, a zaczynał gonić. Youmu świadoma była na jakiej zasadzie działa kontrola piasku i wiedziała, że jest to zabieg bardzo kosztowny w chakrę. Jeszcze do niedawna sama miała ten problem. Nie tylko dla niezwykłej skuteczności atakowała wszystkim, co miała. Jej ofensywa zawsze była zmasowana, niepozwalająca walce trwać dłużej, niż kilka chwil. Nie mogła sobie pozwolić na taki obrót sytuacji, bo im dłużej pojedynkowała się, tym mniejsze miała szanse. Całe szczęście wyeliminowała ten problem. Pojedynek Sabaku i Douhito trwał już jakiś czas, zatem lada moment miało się okazać czy użytkownik piasku jest ostrzem ze szkła, czy ze stali. Skruszy się pod własnym naciskiem?
Nie umykało uwadze czarnowłosej, że Kuroi co chwilę na nią spogląda. Nie, on się na nią po prostu gapi. Nie pierwszy raz była obłapiana wzrokiem przez starszych mężczyzn, ale nawet oni byli nieco bardziej dyskretni. Nie przeszkadzało jej to tak długo, jak nie zamierzał coś z tym zrobić, jednak, na jej nieszczęście, posiadacz gurdy wpadł na pewien pomysł. Drgnęła, gdy nagle jego palec znalazł się tuż obok jej twarzy. Spojrzała na niego przez ułamek sekundy, robiąc zwyczajnego zeza, jakby sprawdzając o co mu chodzi. Jej szkarłatne oczka zmrużyły się, a ona powoli odwróciła się w jego stronę. Teraz to ona mogła mu się przyjrzeć. Dojrzały mężczyzna z niechlujnym wyglądem, którego przekrwione oczy były dodatkowo podkrążone. Wyglądał marnie, mizernie, a jednak wciąż był ninja. Musiał być, zważywszy na ekwipunek jaki posiadał ze sobą.
- Masz coś z głową? - warknęła, zaś jej mina zmieniła się z beznamiętnej na zdenerwowaną. Wyglądała na naprawdę wkurzoną, chociaż w gruncie rzeczy była niezmiernie niezadowolona, że jakiś dziad wymachuje jej palcem obok twarzy. - Zabieraj ten brudny palec. - dodała twardo, stanowczo, jakby nie było dyskusji z tym, co mówi. Mogło to wyglądać zabawnie, bo Youmu miała bardzo młodą aparycję, która zdecydowanie ujmowała jej lat. Ich niezbyt pozytywne rozpoczęcie znajomości od boku miało szansę wyglądać na kłótnię ojca z córką. Chociaż nie było między nimi podobieństwa, a czarnowłosa zabiłaby każdego, kto śmiałby porównać ją do Kuroia. - Nie wiedziałam, że żebraków wpuszczają na trybuny. - chciała mu nawet rzucić złamaną monetę gdzieś daleko od niej, by sobie poszedł, ale nawet nie był wart tyle. Zamiast tego patrzyła na niego piorunującym spojrzeniem pełnym nienawiści i obrzydzenia. Tak, jakby naprawdę uważała go za bezdomnego, śmierdzącego menela, który poważył się zbliżyć do jej pełnej gracji osoby. A przecież wiedziała, że jest ninja i to, najpewniej, Sabaku. Albo nawet Maji. I jedni, i drudzy czasami nosili gurdy, chociaż ci pierwsi zdecydowanie częściej.
Momentalnie jej spojrzenie zmieniło się. Złagodniało. Nawet uśmiechnęła się nieznacznie, obracając teraz cała w jego stronę, a nie tylko głową. Co miała na myśli? Ciężko było ją rozgryźć. Fakt faktem - nawet jeżeli obraziłby ją tutaj, to podjęcie jakiegokolwiek działania nie miało sensu. Po pierwsze, to nie był wart jej zachodu. Wolała skorzystać z jakiejkolwiek mniej inwazyjnej metody, aby sobie poszedł, niż po prostu zabić go. A przecież mogłaby teraz skorzystać z tego dużego shurikena między ich siedzeniami, by zgrabnym ruchem podniósł się, wbijając mu prosto w gardło. Nawet te brudne bandaże by nie pomogły z zatamowaniem krwotoku. Po drugie, był to turniej wypełniony ninja, którzy mieli się za dobrych tak, jak Toshiro. Uważali, że zabijanie jest usprawiedliwiane, gdy ma się na celu coś moralnie dobrego. Szybko zostałaby otoczona przez ochotników do spacyfikowania wybuchowej panienki, a także przez strażników, których rolą jest dbanie o spokój na trybunach. Zatem opcje zdecydowanej ofensywy odpadały. Postanowiła zrobić coś innego, pobawić się, skoro miała już okazję.
- Powiedz mi, Kuroi, co miałeś na myśli, pytając o moje oczy? - zapytała wprost, chociaż na jej buźce gościł enigmatyczny uśmiech. Jakby to pytanie było tylko elementem jakiegoś wielkiego podstępu. Ale czy było? Tego mężczyzna nie mógł wiedzieć, a nieoczywista panienka Nanatsuki nie zamierzała zdradzać o co jej chodzi.
0 x
Obrazek
| Youmu Nanatsuki |
Embrace | the | Perfection
Awatar użytkownika
Kuroi Kuma
Posty: 1525
Rejestracja: 23 lis 2017, o 20:52
Wiek postaci: 43
Ranga: Akoraito
Krótki wygląd: Średniego wzrostu mężczyzna z kilkudniowym zarostem na twarzy. Widać że jest trochę starszy, jednak nie aż tak znacznie. Głos niski, lekko chrypiący od palenia. Trochę dłuższe, czarne włosy, przy szyi luźno obwiązany bandaż trochę jak szalik
Widoczny ekwipunek: Gurda
Plecak
Wielki wachlarz
GG/Discord: Michu#5925

Re: Trybuna wschodnia

Post autor: Kuroi Kuma »

Spotkanie u Seinara w hacjendzie? Kiwnął głową w stronę zapraszającego jeszcze nim zmył się od towarzystwa. Ot taki krótki znak, że przyjmuje zaproszenie, zamierza stawić się na miejscu i obgadać wszystko co mogłoby się pojawić. Pytanie kogo z obecnych tutaj miał na myśli samuraj, bowiem obecne grono raczej do kameralnych nie należało, a rozrastało się w całkiem szybkim tempie. To że podzieliło się teraz na grupki tylko pokazywało jak ciężko było utrzymać uwagę tylu osób jednocześnie.
Uśmiechnął się tylko słysząc pytanie dziewczyny. Czy miał coś z głową? Oczywiście, że tak, był przecież shinobim, czy to nie wyjaśniało wszystkiego w tym temacie? Czy fakt, że nosił na plecach jakby nie patrzeć worek z piachem nie mówił sam za siebie? Nie było zdrowych, nie było normalnych, bo jak nazwać normalność. Dla Sabaku normalnym było zobaczyć człowieka z gurdą, w Morskich Klifach żyli ludzie, którzy wyglądali niczym rekiny i też to była pewna "normalność".
-Owszem. Nawet nie chcesz wiedzieć jak bardzo jest z nią źle - pokręcił palcem przed jej twarzą ignorując całkowicie denerwowanie. Jej stanowczość była nawet słodka w pewnym sensie. Dwie głowy niższa dziewojka, która ustawia do pionu takiego starucha. Nie ona pierwsza, nie ona ostatnia chciała wywrzeć na Kumie pewną presję, ale to tylko działało w drugą stronę. Był niczym sprężyna - im mocniej naciśniesz, tym bardziej odpowie. Zabrał jednak swoją dłoń sprzed jej twarzy, ta miała tylko wskazać na rzecz, która go zaintrygowała. Oczy pokryte szkarłatem, prawie takie same, jak człowieka znajdującego się nieopodal, do którego jeszcze sobie wrócimy.
-Nikt mnie nie zatrzymał, ale to pewnie przez fakt, że był ze mną dobrze odwracający uwagę towarzysz. Teraz niestety go nie ma, mam nadzieję, że nikt mnie stąd nie wyrzuci - zrobił zdziwioną minę, rozejrzał się skrycie wypatrując czy w pobliżu nie ma żadnej straży, która mogłaby go zgarnąć, a potem odetchnął z ulgą. Do tej pory nikt go nie zabrał za fraki, więc czemu miałoby się to zmienić? Spoglądał w jej szkarłatne oczy ciągle się zastanawiając skąd ten kolor? Czy to coś w rodzaju oczu, które posiadał Shikarui, może jakieś inne działanie chakry, a może po prostu tak zdecydowała natura? Jego wyraz twarzy wyrażał tylko spokój, był całkowitym przeciwieństwem tego, co reprezentowała Youmu. Posłał jej serdeczny uśmiech. Mogła go uważać za kogokolwiek, miała do tego pełne prawo, bowiem sam Kuma po prostu wiedział na czym stoi, kim jest i do czego zmierza. Nie potrzebował uwagi innych, za stary był już na to, chociaż to podejście wykiełkowało już dawno temu. I nagle coś się zmieniło, odwróciła się ku niemu, lecz ten usłyszał swoje imię.
Ah no i był też i on. Człowiek z kijem w dupie, chaos w czystej postaci, brzydsza część Piekielnego Małżeństwa. Próbował nie zwracać na niego uwagi, może by nie zauważył jego przybycia? Wysokiego, starszego faceta z gurdą na plecach, który nie miał w zwyczaju zamieniać swojego ubioru na coś bardziej odświętnego? Tak, to przecież musiało się udać dziadygo. Dzień dobry? To masz do powiedzenia? Westchnął ciężko i pokręcił głową nie wierząc w to co słyszy. Jednego dnia mordujesz ludzi, spuszczasz kamienie na łeb swoich kompanów, innym razem witasz się jakby przyszedł kolejny dzień, a pozostałe przepadły? Oj nie mój drogi, tak to nie działało.
-Zobaczymy czy będzie taki dobry, gdy się zakończy. Oby taki był. - odpowiedział beznamiętnym głosem pełnym obojętności. Nie chodziło mu o prowokacje, tylko delikatnie dać znać Shikaruiowi, że ten czas zamierza spędzić w spokoju, bez większych ekscesów. Po co utrudniać sobie życie i skazywać któregoś z nich na potępienie? Ich ostatnie spotkanie nie zakończyło się zbyt przyjemnie, w sumie takie zachowanie niepodobne było do Kumy... Może to był właśnie gniew staruszku? Dużo większy, dużo głębszy niż wcześniej odczuwałeś? Im bliżej masz ludzi przy sobie, tym łatwiej cię zranić - tak, to była gorzka lekcja, lecz spojrzał w kierunku członków Klepy. Czasami jednak plusy przeważały nad wadami obecnego rozwiązania -Może tym razem nie będzie trzeba tyle biegać... hm? - dorzucił od siebie malutki żarcik, co by na pewno rozładować ewentualnie spięcia, które mogłyby powstać pomiędzy nimi. Czuł odrazę zachowaniem Shikaruia, ale nie mogło to się odbijać na jego zachowaniu. Następnym razem po prostu nie stanie przy jego boku, nie będzie traktować jak równego, jak kompana połączonego jednym celem. Zawsze będzie podejrzany, zawsze będzie pod obserwacją. Tutaj jednak byli na neutralnym gruncie, więc po co dobierać się sobie do gardeł?
Oczy, ach tak, one! Kuroi ponownie chciał wskazać na nie palcem, lecz powstrzymał się i położył go na kąciku swoich ust i wrócił wzrokiem do dziewczyny. Na te wielkie ślipia, które wlepiały się teraz w niego podobnie jak on robił to chwilę wcześniej. Wziął głębszy oddech, zupełnie tak jakby się zastanawiał, ale wiedział dokładnie o co mu chodzi.
-Są ciekawe. - odpowiedział krótko i dalej studiował te ślipia, by po chwili odsunąć się nieco i zobaczyć jak komponują się one z całą buźką. Wyglądało to zupełnie tak, jakby w całej jej postaci były oczy, a reszta to tylko mniejszy dodatek. Nie minęło wiele czasu, a widział już trzy strony dziewczyny - od obojętności, przez złość, do uśmieszku, za którym coś musiało się skrywać - Zupełnie jak studnia bez dna, wypełniona po brzegi krwią - jego głos był spokojny, chociaż uwaga mogłaby być odebrana na dwojaki sposób. Ten jednak był niewzruszony, to widział, to opisywał, to było jego pierwsze skojarzenie i to wypluły jego usta. Sam miał wrażenie, że z tej studni wydostają się dłonie, które łapią uwagę Kumy i chcą go wciągnąć do środka, lecz nie mogą tego zrobić, póki nie otrzymają jakiegoś przyzwolenia. Wyciągnij tylko dłoń w ich stronę, a te zabiorą cię do środka i pogrążą w bezdennej otchłani.

Pastuszek, Shikarui, Yumumumu
0 x
Obrazek
PH | BANK
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2074
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Trybuna wschodnia

Post autor: Shikarui »

Kuroi był fenomenem. Jeśli cały ogród wypełnisz różami, pnącymi, rabatowymi i piennymi, to on będzie stokrotką. Przejdzie sto osób i zachwycą się właśnie nimi - różami. Przyjdzie sto pierwsza, na pewno dziecko, to zawsze musiało być dziecko i nie dostrzeże róż w ich mieszaninie barw i zapachów. Zobaczy stokrotkę. Trochę przywiędłą, bo inne kwiaty zabrały jej słońce. Trochę suchą, bo wszystkie kwiaty zabrały jej wodę. Trochę pochyloną w dół, ale nie dlatego, że była smutna z braku wody czy słońca. Pochylała się, ponieważ ona również swój własny raj znalazła tam, gdzie nikt inny ich nie szukał. I wolała odwracać od swoich krewnych wzrok, bo za dużo posiadali kolców. Można powiedzieć, że Shikarui sam był wtedy dzieckiem. Wtedy zmęczony, w podartych szatach, chudy jak patyk. Chwast - nie róża. Poznaczony bliznami doznanych dni. Dziś? Paniczysko, na którego niektórzy się oglądali i chociaż nie bali, to wiedzieli, że chaosu, którego nie da się kontrolować, należy się wystrzegać. Jak uważał sam Kuroi. Niestety chociaż oczy Shikiego były bardzo bystre i dostrzegały rzeczy niewidzialne dla normalnych ninja, to nie były w stanie przeczytać myśli. W jego pamięci wciąż była tamta plaża, ciepłe promienie lśniące w szumiącym morzu jak te wieczne diamenty, których tak pożądał i ten smród. Fajki. Z perspektywy był o wiele ładniejszym zapachem niż woń róż.
- Pesymizm źle leży na twoich ustach. - Nie spoglądał już bezpośrednio na Kuroia, bo oglądał walki, ale sam uśmiechnął się lakonicznie pod nosem. Nie odczuwając żadnego przytyku ani nie odczuwając sugestii tego, że subtelnie Sabaku chciał przekazać, że marzy o spokojnym czasie. Kłamstem byłoby powiedzenie, że kilka rozrywkowych pomysłów nie chodziło po jego głowie, ale tłum był jak tarcza - i wbrew podejrzewaniom wszystkich potrafił go powstrzymać... do czasu. Przede wszystkim nie przybył tu przywoływać burz. Chciał oglądnąć to, co osiągali młodsi od niego. Chyba młodsi? Chciał nauczyć się nowych technik oraz poznać nowe rody. W tym świecie nadal tkwiły tajemnice, które łopotały na wietrze jak proporce - możesz zgubić je w gęstym lesie, stracić je z oczu, co nie oznaczało, że ich nie ma. A każda z nich była cenna, bo i wiedza była cenniejsza od jakiejkolwiek z walut.
Shikarui oczekiwał czegoś od Akiego. Czegoś... więcej. Poprawy. Polepszenia. Po innych walkach przesuwał wzrokiem tylko pobieżnie. Wir kartek nie wydawał mu się żadnym wyzwaniem dla kogoś operującym ogniem, a jednak. Jednak mogły być szybsze od niego. Jednak coś mogło pójść nie tak - w nerwach czy... czymkolwiek innym. Obrócił się w stronę Kuroia z uśmiechem, kiedy rzucił lekkim żarcikiem - no tak, tak jak gdyby nigdy nic. Jakby w tamtym miejscu nie zginęło tylu ludzi. Lecz oh, powiedz tylko słówko... Jedno wspomnienie głębi tych wydarzeń, a reakcję będziesz mieć. Jeszcze szerszy uśmiech niż teraz i błysk życia w oku. Albo nie? Pokorę i przeprosiny, że zdecydował się poświęcić jednych, by uratować innych. Tak jak przeprosił wtedy, pełen skruchy za swoje grzechy. Tak, tak, to na pewno byłoby to drugie.
- Gdybym miał składać życzenia, by coś się nie powtórzyło, to bieg byłby ostatnią z nich. - Jego uśmiech nie był wesoły ani przyjacielski. Wyglądał raczej na smutny. Przesunął na moment lawendowe oczy na Youmu, starając się zachować swoją posturę, którą przybył, chociaż jej komentarze wyjątkowo wpadły mu w gust. Jej postawa, jej konkretna szczerość. Była niezadowolona, więc nie mówiła, że dupą na rozżarzonych węglach siadła, tylko że, po prostu ją, kurwa, boli. Szczerość w nim była przeznaczona dla... nie była nawet dla niego samego. Najwięcej szczerości, tej jego własnej, otrzymywała Asaka.
Studnie z krwią..? W pierwszej chwili nasuwała się myśl, że Youmu była Ranmaru. To była tylko pierwsza myśl - jej oczy nie lśniły w ten specyficzny sposób. Obrócił głowę w stronę Asaki i Toshiro... oraz Yamiego, który do nich dołączył. Niefortunnie. Czarnowłosy chyba miał stracić swoją szansę na przeprosiny. A może już dawno ją stracił, odwlekając ją tak w czasie. To miała być jedna z imprez towarzyskich, na których dobrze się bawisz i wyciągasz z nich wszystko. Teraz już może spotkanie z tym, który był w sobie najbardziej zakochany - powabnym Władcą Pustyni. I tym, z którym tak dobrze się rozmawiało - Yamim. Koło Asaki ciężko było przejść obojętnie, kiedy się angażowała, tak przynajmniej uważał Shikarui. Ten brzydszy z małżeństwa. Można było ją lubić albo nienawidzić. Nie było "noo... nie mam o niej nic do powiedzenia". Zawsze było. Rozgadana, pyskata, dumna. Nie bezczelna, ale też nie wystarczająco cicha. Jej ognisty charakter pchał ją do przodu, sprawiając, że zostawiała po każdym swoim kroku wypalone ślady. Biorąc pod uwagę sytuacja, która się w tamtej części skotłowała, ujęła ona uwagę Shikaruiego.
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Awatar użytkownika
Youmu Nanatsuki
Postać porzucona
Posty: 425
Rejestracja: 10 lis 2018, o 20:11
Wiek postaci: 21
Ranga: Akoraito
Krótki wygląd: W KP znajdziesz wszystko.
Widoczny ekwipunek: Po dużej, czarnej torbie nad pośladkami - nieco na boku, rozłożony fūma shuriken na plecach, katana o czarnym wykończeniu przytroczona do lewego boku
Multikonta: Airen Akamori

Re: Trybuna wschodnia

Post autor: Youmu Nanatsuki »

Wszyscy się tutaj znali. Toshiro znał Masako i Shikaruia, zaś ten znów znał Kuroia. Świat niby był duży, ale jednak wystarczająco mały, aby tyle osób spotkało się na tak zaludnionej trybunie. Nawet Youmu znała Shinsa i Yoshimitsu, chociaż raczej było to przelotną znajomością. Ostatecznie duet nie prezentował sobą niczego, co byłoby warte uwagi czarnowłosej. Przyglądała się im z takim zainteresowaniem, z jakim dzieci obserwowały żuka gnojowego, toczącego swoją kulkę łajna. Niby intrygujące, ale to wciąż patrzenie na robactwo zadowolone ze swojego ścierwa. Ich sukces był dla czarnowłosej czymś godnym pożałowania. Już widziała oczyma wyobraźni jak dumny będzie Nendouhito albo Pojeb, gdy zwyciężą którąkolwiek z walk. Tak, jakby to coś zmieniało, cokolwiek znaczyło. Po wszystkim nikt nie zwróci uwagi na finalistę, żaden przeciwnik nie cofnie się, bo przyjdzie mu zmierzyć się z zwycięzcą turnieju. Pusta wartość, którą należało odpowiednio operować, aby cokolwiek zyskać. Subtelniej, niż byłby w stanie ktokolwiek z tutaj zebranych. Dla nich sukces był czymś niemalże rzeczowym, namacalnym. Youmu mogła się założyć, że liczyła się tylko satysfakcja, udowodnienie sobie i innym, że jest się silniejszym niż... niż przypadkowa zgraja uczestników, o których świat nie słyszał. Przynajmniej Toshiro miał inny cel albo tylko udawał.
Huh? Nie stawał okoniem, gdy zwyczajnie go obrażała? Nie takiej postawy spodziewała się od kogoś zdecydowanie starszego od niej. Zazwyczaj wyzywano ją od smarkul, gówniarz albo, po prostu, dziwek. Trochę tak, jak Yoshimitsu - za młodych nawet, by przelecieć. A jednak Kuroi ze spokojem potwierdził, że z jego głową jest coś nie tak, a w dodatku, że został tutaj wpuszczony tylko przez towarzystwo kogoś innego. Zabrał palec sprzed twarzy panny Nanatsuki, zatem element, który ją najbardziej wkurzał, odszedł na bok. To, że miał w sobie tyle zuchwałości, aby dokonać tak haniebnego czynu, to sprawa drugorzędna. Nie miała czasu uczyć kultury i szacunku, który jej się należał, każdego z widowni. Nie miała też przede wszystkim ochoty. Napięcie z niej uszło, a przynajmniej na ten moment. Zdała sobie sprawę, że mężczyzna jest co najwyżej niegroźnym głupcem, którym nie powinna się przejmować. Nie było ku temu powodu nawet jeżeli był shinobim. Co by wygrało w ich starciu? Jej perfekcja i werwa młodości czy jego doświadczenie? W tym momencie był na straconej pozycji, bo znajdował się blisko czarnowłosej. Za blisko, aby mógł czuć się bezpiecznie, gdyby tylko wiedział do czego jest zdolna.
- Nie Tobie decydować co chcę, a czego nie chcę. - odparła chłodno, wracając do swojej znudzonej miny, czyli jak najbardziej naturalnej. Tak, jakby cały świat nie miał jej niczego do zaoferowania. Mógł jedynie ją rozczarować. - Może zatem podzielisz się co z Twoją głową jest nie tak oprócz tego, co zdążyłam już zaobserwować? - dodała, mrużąc oczy. Skoro mówił, że było z nią gorzej, to może miał coś ciekawego na myśli? W najgorszym wypadku było to tylko głupim żartem, o jaki mogła go podejrzewać, chociaż znali się dosłownie kilka sekund. Pierwsze wrażenia były istotniejsze, niż mogłoby się wydawać. Zwróciła uwagę, że ona nie wywarła na nim takiego, jak zazwyczaj na innych. Jej jadowite słowa jakby nie obeszły Kuroia. Miał czelność je ignorować? Tego nie była pewna, aczkolwiek nie zależało jej, by jakiś zapuszczony dziad miał o niej dobre zdanie. Nie zależało jej też, by ktokolwiek, poza Kirino, miał o niej dobre zdanie. Tylko liderka miała znaczenie i to tak długo, jak nią była. To był jej największy atut.
Wymiana słów między Shikaruiem, a Kuroiem wskazała, że niekoniecznie darzą siebie sympatią. Mieli jakieś niewyjaśnione sprawy, a przynajmniej tak wnioskowała Youmu, która chcąc nie chcąc, zasłyszała rozmowę. Nie próbowała rozgryźć o co chodziło, zupełnie to zignorowała tak, jak zdawał się ignorować czerwonookiego mizerny Sabaku swoim obojętnym tonem. I znajomo beznamiętnym. Wyglądało to tak, jakby nie chciał z nim dyskutować i odzywał się tylko dlatego, że mistrz Nishiyamy zrobił to pierwszy. W końcu Kuroi nawet się z nim nie przywitał, a przecież ubrany w aksamit młodzieniec stał tuż obok. Nie dało się go nie zauważyć chociażby dlatego, że nie prezentował się jak przeciętny widz. Zabandażowany jegomość świadomie go ignorował.
Jej oczy były ciekawe. Tylko tyle i aż tyle. Z pewnością nie należały do wpisujących się w normy, chociaż widziała już różne barwy tęczówek czy włosów. Jednak nigdy nie zdarzyła jej się sytuacja, w której ktoś by chciał z nią porozmawiać wyłącznie z powodu szkarłatu jej oczu. Jeżeli już, to było to spowodowane ogólną sylwetką, urodą czy ekstrawaganckim strojem, ale nigdy z tak konkretnego powodu. Prychnęła rozbawiona, gdy skorzystał z porównania do studni wypełnionej krwią. Nie było to coś, z czego zadowolona byłaby zwyczajna kobieta. Jednak Youmu, z całą pewnością, do zwyczajnych nie należała. Jej mina ponownie zmieniła się, oczy otworzyły szerzej, a na usta wypłynął drobny uśmieszek.
- Jesteś starym kawalerem. - rzuciła całkiem wesoło, lekko, by po chwili rozwinąć swoją myśl. - Z takimi komplementami nie może być inaczej. Kobiety raczej nie przepadają za porównaniami ich oczu do dołów wypełnionych juchą. - dodała, przeczesując włosy palcami. Powoli stawało się to jej nowym nawykiem - poprawianie własnej fryzury w ten sposób, aby dobrze się układała i nie była taka oklapnięta, a bardziej puszysta. - Przynajmniej mówisz to, co myślisz. - dodała, wzdychając i przenosząc wzrok z Kuroia na arenę. Sprawdziła sytuację walczących, ale niewiele się zmieniło. Tym razem jej wzrok dłużej zawisł na walce użytkownika Raitonu z wyznawcą Hachimana. Widząc, jak ten obrywa po raz kolejny błyskawicą, zaśmiała się lekko, dziecinnie, jakby ujrzała śmiesznego psikusa, który został komuś wywinięty. Jasnowłosy chłopak wydawał się nie mieć najmniejszych problemów w tym starciu. Tak, jakby los spisał go na zwycięstwo, zaś jego oponenta na sromotną klęskę. Przypadek miał w tym turnieju więcej do gadania, niż mogłoby się wydawać. Gdyby tylko chłopaszek z Raitonem walczył przeciwko niej to... już by nie walczył. A jednak Youmu miała stanąć naprzeciw Toshiro, którego umiejętności pozostawały zagadką w jednakowym stopniu, jak dla niego jej własne. Jej przewaga, jaką zbudowała sobie bez najmniejszych podejrzeń, została zniszczona przez Shikaruia. Niefortunnie. Zdążyła się przyzwyczaić, że wiatr zawsze wiał jej w oczy. Nie mogło być nigdy tak łatwo, jak sobie to zaplanowała, toteż zawsze była gotowa na więcej, by uzupełnić lukę. Zawsze była... sobą, a to było, według niej samej, bardziej niż wystarczające, by osiągnąć sukces. Nawet jeżeli zdjąłby karwasze, to ma na sobie więcej zbroi, a najważniejsze - ma przy sobie miecze. Dosyć zaskakującym byłoby, gdyby własne ostrze zwróciło się przeciwko szermierzowi. Na te elementy liczyła, bo zależało jej nie tylko na szybkich wygranych, ale także takich, które nie ujawniały zbyt wiele jej umiejętności. Nie chciała przygotowywać swoich potencjalnych oponentów na starcie z jej Jitonem czy to w formie oręża, czy żelaznego piachu.
- Twoje oczy wyglądają... nie, cały wyglądasz, jakbyś zdarł z martwego ninja ekwipunek, by stać się kimś, a nie żebrakiem. - rzuciła, powoli wracając do Kuroia wzrokiem. Jej twarz na moment nie wyrażała niczego, jednak szybko nabrała swojego wrednego wyrazu, gdy jej usta wywinęły się w złośliwym uśmiechu. - Wyglądasz po prostu marnie. - sprecyzowała, wpatrując się w jego przekrwione, podkrążone oczy. Mówiła to, co widziała. Wątpiła nawet, że obrażała go teraz bardziej, niż ktokolwiek inny. W końcu nie zwracała uwagi na nic niesamowicie bystrego, a na powierzchowne cechy aparycji, które byłby w stanie ocenić nawet taki głąb jak Yoshimitsu czy, wiecznie mylący się, Akashi. Nie znała go wystarczająco, aby uderzać w tematy bardziej bolesne, a nie chciała strzelać na ślepo, biorąc tematykę jego utraconej młodości. Czas był czymś nad czym nie miała władzy nawet Youmu. I ta władza nie była jej potrzebna. Panienka Nanatsuki przekonana była, że ludzie żyją nawet za długo. Nie wyobrażała sobie samej siebie w podeszłym wieku, gdzie jej uroda przeminęłaby, jej gracja i werwa również. Straciłaby zręczność, wyczucie, jasność umysłu, a to znów uniemożliwiałoby jej poświęcenie się swojej pasji z efektami, które osiągała teraz. Najgorszym było wyobrazić sobie śmierć po prostu ze starości. Nie tylko smutny obraz, w którym ostatnie chwile swego życia dogorywa, łapczywie nabierając powietrza, aby pozwolić sobie zostać na tym parszywym świecie moment dłużej, nie. Był to obraz przede wszystkim obrzydliwy, ukazujący jej upadek, zwycięstwo czasu nad perfekcją. Wolała już odebrać sobie życie, niż dożyć tego momentu.
0 x
Obrazek
| Youmu Nanatsuki |
Embrace | the | Perfection
Awatar użytkownika
Yami
Posty: 2959
Rejestracja: 25 paź 2017, o 20:14
Wiek postaci: 25

Re: Trybuna wschodnia

Post autor: Yami »

Shikarui zdawał się opuścić swoją partnerkę i udać się na rozmowy z inną niewielką grupą w skład której wchodził Toshiro oraz pewna nieznana mi dziewczyna. Biorąc pod uwagę relacje Toshiro z Asaką i Shikaruiem, które prezentowali podczas wyprawy na iglicę najpewniej tak jak ja chciał się przywitać. W końcu widocznie Toshi znalazł swoją połówkę, z którą wolał spędzać czas, najlepiej we dwoje. Była więc to okazja abym mógł zażyć chwili spokojnej, normalnej rozmowy z Asaką, która zdawała się być w pewien sposób przybita. Ciekawe czy była to wina starego sera, który zjadało się czasem na śniadanie czy może jednak pewnych nieprzyjemności podróży. Możliwe, że winą było to, że Shikarui zwyczajnie ją zostawił samopas. Nawet ja, osoba, która z relacji damsko-męskich powinna brać korki wiedziała, że nie zostawia się dziewczyny, z którą się gdzieś przybyło. Wyjątek był tylko jeden i działał w dwie strony - toaleta.
Kiedy zbliżyłem się i rzuciłem ni to pozdrowienie ni to pytanie, raczej twierdzenie białowłosa wróciła do życia. Lico trochę bardziej się zaróżowiło a na twarzy pojawił się uśmiech połączony z życzliwymi słowami. Byłem lekko skonfundowany, nie spodziewałem się tak ciepłego przywitania znaliśmy się nie więcej jak dzień, góra dwa, tak jednak mój widok przyprawił kogoś o uśmiech. Początkowo zacząłem się zastanawiać dlaczego tak właściwie zostałem nim obdarzony. Tak jak wspominałem znaliśmy się dość krótko. Czy była to kwestia śpiącej bestii, która drzemała wewnątrz mych trzewi? Moje dobre zdrowie oznacza, że ta, nie znowu hasa po łąkach i nie niszczy lasów czy nie pali wiosek. To była pierwsza racjonalna możliwość tego uśmiechu. Inna był bardziej ludzka. Już wtedy podczas drogi Asaka zdawała się szybko nawiązać ze mną kontakt. Na pewno kilkukrotne uratowanie sobie życia jest ku temu powodem. Czasem jednak kogoś tak po prostu się lubi bez powodu. Bez powodu czasem się też kogoś nie lubi. Trzecia opcja była taka, że jako pojemnik jestem potencjalnym wartościowym sprzymierzeńcem. Ichirou już tamtego dnia chciał włączyć mnie w swoje szeregi, teraz każdy "przyjaciel" może zwyczajnie chcieć mnie wykorzystać. Taki tok myślenia nie należał do miłych i zostawiał nieprzyjemny posmak w ustach. Poza tym dotyczył jedynie grupy którą znałem. Musiałem martwić się o swoje zdrowie ciut bardziej niż dotychczas, ze względu na mnie i nią. W chwili grozy wiedziałem jednak, że mi pomoże. Wolałem jednak nie uznawać od razu, że każda potencjalna osoba będzie jedynie żądną siły jednostką. Kłóciłoby się to z tym co mówiłem wtedy Piątce. Nie każdy taki jest. Dlaczego więc Asaka taka właśnie miała być?
Kiedy więc Asaka rzucała kolejne słowa pozdrowień pozwoliłem usiąść obok na wolnym miejscu. W końcu było pytanie o tym jak sobie radzę. Nie wiedziałem dokładnie w jakim stopniu powinienem mówić o wydarzeniach. Asaka wciąż była jedną z tych która pomagała przy pieczętowaniu jednak dookoła była masa ludzi, a każda osoba to dwoje ciekawskich uszu. Westchnął lekko.
- Całkiem w porządku i wciąż czekają do zwrotu. Podróż się nam wydłużyła. Trochę pobłądziliśmy i nawet nie wiadomo kiedy ten rok minął. <Asaka>
Cholera to rzeczywiście był rok! Kyoushi dzbanie tak nas prowadziłeś po tym przeklętym lesie? Gdy się tak więcej zastanowić to jedyne co robiliśmy to niewielka potyczka w lesie z bandytami i przejście z Midori do Atsui przez Tajemniczy Las zaś z Atsui do Yinzin. Gdzie ten czas nam do cholery przeleciał? Czyżby dym z tytoniu, które Kyou zwinął przemytnikom skutecznie nas otumaniał i oczyszczał naszą pamięć? Może zapytam Ruia po meczach turniejowych czy rzeczywiście straciliśmy w lesie tyle czasu.
- Z ciekawszych rzeczy to Kyoushi nam wszystko palił i sam się spalił. Trafiliśmy na przemytników przewożących tytoń. Kolega sporo go zwinął, a także na fanatyczkę religijną, która szukała świątyń "dzieci". <Asaka>
Walki trwały podczas przeplatanych rozmową fragmentów ciszy spoglądałem na arenę, gdzie toczyły się pojedynki. Jedna z nich zdawała się być w całości przesądzona kiedy jeden z walczących rażony został techniką dotonu. Na innej arenie przepadł gdzieś młodzian korzystający z gliny, jednak walka wciąż trwała. Czyżby ukrył się pod ziemią tak jak jeden z tamtych zbirów? Rui został wtedy wciągnięty pod ziemię, teraz jednak chyba nie będzie to aż takie proste. Inna walka była iście płomienista kiedy chłopak, który był zrobiony z kartek, tak jak kiedyś chłopak którego spotkałem w Shigashi walczył z płomienistymi technikami. Powiedziałbym, że był na straconej pozycji. Ostatnia walka wydawała się miałka.
- Kyoushim musi teraz targać. Zdajesz sobie sprawę, że chciał się zapisać na turniej, a kiedy ktoś z organizatorów powiedział, że niestety nie ma takiej możliwości to niczym małe dziecko któremu zabrano zabawkę zaczął wydzierać się "Wpuście mnie"? <Asaka>
Chciałem kontynuować wątek niepokornego białowłosego, który został błyskawicznie spacyfikowany wiadrem wody lecz wtedy nadeszła inna osoba. Toshiro. Jego zwrócony ku mnie wzrok ciskał ostre sztylety. Byłem mu tutaj nie na rękę bądź na przestrzeni tego roku musiał czuć do mnie jakąś urazę. Wypowiedziane słowa dały mi jasno do zrozumienia, że nie byłem teraz mile widziany w pobliżu Asaki. Czy to był właśnie powód dla którego Shikarui udał się na rozmowę z nim oraz powód dla którego został rozmawiając z jego towarzyszką? Może rzeczywiście dać czas do rozmowy w sumie... i tak zrobiłem co planowałem, przywitać się.
Chciałem już wstać lecz zwróciłem się w kierunku Asaki, która wbiła we mnie swoje spojrzenie. To spojrzenie mnie przenikało tak jakbym był jedynie pierwszoplanowym tłem, swoją drogą ciekawy oksymoron. Wzrok był pusty szukający ratunku. Ponownie spojrzałem na Toshiro a w uszach zadzwoniły mi nagłe wyrzuty Asaki. Nie były skierowane do mnie lecz do gościa którego przyszedł. Miałem wrażenie, że atmosfera zgęstniała i można by ją kroić nożem, choć biorąc pod uwagę lokalizację, to najpewniej kataną. Tak coś przez ten rok musiało się popsuć między członkami podróży i to niemal od razu po opuszczeniu obozu najemników. Biorąc pod uwagę ciężkie słowa nie musiało to należeć do spraw łatwych.
I CO JA MIAŁEM TERAZ ZROBIĆ W TEJ SPRAWIE?
Westchnąłem i zwróciłem się do Toshiro.
- Wybacz ale chyba rozmowa nie będzie zbyt możliwa do odbycia. Daj Asace chwilę... dzień na zebranie myśli, ok? Poza tym może warto wysłać list aby wiedzieć czy ta... rozmowa obierze dobry tor co? <Toshiro>
0 x
Awatar użytkownika
Kuroi Kuma
Posty: 1525
Rejestracja: 23 lis 2017, o 20:52
Wiek postaci: 43
Ranga: Akoraito
Krótki wygląd: Średniego wzrostu mężczyzna z kilkudniowym zarostem na twarzy. Widać że jest trochę starszy, jednak nie aż tak znacznie. Głos niski, lekko chrypiący od palenia. Trochę dłuższe, czarne włosy, przy szyi luźno obwiązany bandaż trochę jak szalik
Widoczny ekwipunek: Gurda
Plecak
Wielki wachlarz
GG/Discord: Michu#5925

Re: Trybuna wschodnia

Post autor: Kuroi Kuma »

Ah tak, stokrotki i róże, chociaż porównanie było całkiem trafione, ale akurat o nim nikt nie mógł wiedzieć, bo nie zostało wypowiedziane. Nie potrzebował rozgłosu, nie był niczym ta najpiękniejsza róża w ogrodzie, którą pragnął być Ocir. Błyszczeć, pokazywać się każdemu, być wywyższonym i w świetle reflektorów. Jedni ludzie czerpali radość z tego, że mają na sobie uwagę pozostałych, drudzy zaś woleli cień, ciszę, spokój. W tym wszystkim jednak czegoś brakowało, jednego aspektu, który był tutaj dosyć istotny. Nie czuł się osaczony pośród innych, a twierdzenie, że sam nie posiada kolców było mocno nietrafione. Kuma był bardziej jak igła w stogu siana, łatwo było go przegapić, nie wyróżniał się z tłumu, chyba że się na niego natrafiło. Zamiast giętkiego źdźbła, docierałeś do kawałka sztywnego metalu, który nie poddaje się tak łatwo, a przy okazji może cię nieźle pokłóć. Obserwuj z daleka, lecz nie próbuj nawet naciskać, bo taka zabawa może źle się skończyć mój kochany. Pesymizm? Oh nie, to po prostu realne podejście. Zawsze mogłoby być gorzej, tylko o ile Kuma wyszukiwał rzeczy, które pomogą mu jakoś ulepszyć ten dzień, sprawić, by stał się piękniejszy, dodać mu nieco kolorów. Nawet z gównianej palety dało się zrobić coś pięknego. Tak Shikarui cóż... powiedzmy, że Kumie wydawało się, że ten próbował zrobić wszystko, by ten dzień pogorszyć jak tylko się da. Przycisnąć innych niczym chomika czekając na moment, gdy zaczną wyć z bólu, rozkoszować się tym uczuciem, a gdy te przestaną, bowiem ból wyczerpie je do końca - zgnieść niczym robaka i rozmazać paluchem. Może i kiedyś ten sam Shikarui podszedłby do tej samotnej stokrotki, zachwycił się jej odmiennością, zapachem, wyglądem. Tak teraz...
-Wiele rzeczy mi nie leży. Chyba sam sobie zdajesz sobie z tego sprawę. Nie jesteś głupi - i tak, naprawdę tak uważał. Może i nie czuł do niego sympatii, ale trzeba było mu to przyznać. To on bowiem ich prowadził podczas wyprawy, gdyby było inaczej czy ktokolwiek by zaufał w to, co widzą te czerwone niczym krew oczyska? Czasami zastanawiał się co tak naprawdę wtedy widać. Jak bowiem wyjaśnić, że ktoś widzi pomiędzy drzewami, a do tego może spoglądać dookoła siebie w każdym kierunku jednocześnie. Wiele było rzeczy niewytłumaczalnych, lecz to ciągle nie mieściło się w głowie Kumy. Te same ślepia obecnie wyrażały pokorę, lecz na nią cóż... było już za późno. Swoje osobiste porachunki mógł załatwić wtedy, gdy wszyscy będą bezpieczni, gdy nie będzie zagrażać to reszcie ekipki. To był cios poniżej pasa, coś czego nie dało się tak łatwo wybaczyć. Sam żal nie wystarczył, oj nie.
-Bieg był jedną z przyjemniejszych rzeczy tamtego dnia. No i ten... stwór. - i mówił to człowiek, który ostatnie o co mógłby poprosić to właśnie bieganie. Był w głębi swojej duszy leniuszkiem, wolał podróż chmurką niżeli piechotą - wygodniej, mniej wyczerpująco, a człowiek może zająć się cóż... wszystkim innym niżeli chodzeniem. Tamtego dnia jeździł na smoku, na kryształowym smoku! Uczucie nie do zapomnienia, do tego on i jego wierna chmurka. A dzisiaj sam twierdzi, że to było przyjemne?
-Ależ owszem że moja. Chodzi tu o moją głowę. Przyzwyczaiłem się już do niej - oj tak, to było to! Kuma po prostu cóż... lubił siebie. Nie przeszkadzał mu brak towarzystwa, sam potrafił się dobrze bawić w swoim towarzystwie. Nie rozczulał się nad swoim losem, nie patrzył na swoje wady, tylko je akceptował. Dążenie do perfekcji było może i celem dla wielu, ale Piaskowy Dziadek huh... uważał ją za nudną? Nad czym bowiem pracować, gdy nie ma niczego do poprawy? Co można nowego poznać, gdy wszystko się już widziało? - Nie wiem co zdążyłaś już "zaobserwować", dlatego nie wiem od czego zacząć. Może Ty zrobisz mi listę co jest nie tak? - sięgnął do notatnik, który skryty był w jednej z jego toreb. Wyrwał z niego jedną karteczkę, po czym podał Yumumu ołóweczek, by ta mogła wreszcie zacząć notowanie. Zaczynała mu się powolutku podobać ta gra, w którą chyba zaczynali grać. Zupełnie tak jakby dziewczyna co jakiś czas pluła jadem, a Kuma dalej robił swoje mimo rozpuszczającej się skóry na twarzy.
-Lepiej, bym rozpływał się tutaj pięknym językiem, co w nich tak mnie zachwyciło, wychwalał je porównując do cudów świata? - uniósł brew ku górze, bo nie sądził, że ktokolwiek mógłby być tak naiwny, by mu to imponowało. Nie bawił się w wychwalanie czegokolwiek. Obserwował, myślał i tak też oceniał - Chociaż fakt, masz rację malutka damo. Mówię to co myślę. A czy szkarłat nie może być czymś zachwycającym? - krew sama w sobie była ciekawa, nie dało się temu zaprzeczać. Nie czerpał przyjemności, gdy ją widział, lecz niech pierwszy rzuci kamieniem ten, który nie widział jak słońce pada na tą ciecz, jak lśni. Piaskowy nie tolerował kłamstwa, uznawał je za brudne, skażone. Czyż nie miało ono tyle wspólnego z komplementami? Niektóre były szczere, inne za to przepełnione były tylko pretekstem, by osiągnąć dany cel.
-Przynajmniej gurdę mam swoją. Ona mi wystarczy. Ty tez nie wyglądasz zbyt imponująco jeśli pozostajemy w tej ciągłej szczerości. I co to znaczy... kimś? Kimś innym niż sobą? - na jego twarzy pojawiło się prawdziwe zdziwienie. Kompletnie tego nie rozumiał - Po co? - zapytał zupełnie poważnie, bo nie wyobrażał sobie, by coś się w tej kwestii miało zmienić. Ubranie to była tylko powierzchowna sprawa, otoczka, która zakrywała resztę. Czy gdyby na żebraka nałożyć zdobne szaty, nagle zmieniłby się w panisko? Czy tylko trwałby w kłamstwie, przepięknej iluzji, która nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. To był jeden z powodów, dla których nie uznawał etyki. Dla których nie przedstawiał się stopniem czy przynależnością do rodu. Był Kuroiem Kumą - tylko tyle i aż tyle.
-Ty masz za to cudne oczy. Chętnie bym je widywał częściej, ale obecnie tylko przechowam go w pamięci.

Dotyczy: Yumumumu i Koalkens
0 x
Obrazek
PH | BANK
ODPOWIEDZ

Wróć do „Arena Niebiańskiego Lustra”

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości