Rika nie chciała z nim walczyć ani robić uników. Przeciwnik mógł być bowiem nieprzewidywalny w swoich ruchach, tak samo jak ci stosujący pijacki styl. Zamiast tego wyczekała przeciwnika i tym razem nie składając żadnych pieczęci, weszła w jego cień, przejmując kontrolę nad ciałem. Samuraj wyhamował rozpęd i zatrzymał się. Rozejrzał swymi załzawionymi oczyma po okolicy. Pewnie wciąż niewiele by widział, gdyby sam sobą kierował.
-Kurde…
-Gdzie ona się podziała? – zapytał niegłośno sam siebie, w gruncie rzeczy kierując wypowiedź do swojego partnera.
Poszurał nieco nogami po ziemi, szeleszcząc liśćmi i rozglądając się za Riką. – wydobyty z liści dźwięk był dowodem na istnienie postaci. To nie iluzja.
-Psst… chyba zniknęła. Jesteś? – powiedział po chwili. Wciąż dzierżył w dłoni swój miecz.
Rika miała nadzieję, że zwabi drugiego z rabusiów, jeśli to nie poskutkuje, ciałem Samuraja skieruje się w stronę obozu, w którym bliźniacy najpewniej opiekują się Kanemochi, a teraz i Namiotem.
Jeśli jednak się zjawi…
-To było dziwne. – stwierdzi chowając miecz do pochwy i raz jeszcze przetrze zaszklone oczy.
-Zaatakowałem ją mieczem i chyba uciekła. – podejmie dalej, zbliżając się do partnera. Cel jest prosty. Podejść możliwie blisko. Podejść możliwie blisko, aby uderzyć go w głowę z byka! Atak, po którym najczęściej cierpią obie strony. Jeśli to się uda przytrzyma go, a nawet obejmie, aby ten nie odleciał za daleko.
Dlatego że z cienia ponownie wyłoni się ona, tym razem aby z pomocą chakry obwiązać razem obu panów stalową żyłką. Nie ma co żałować materiału, zużyje tyle ile ma, oplatając wszystko, a zwłaszcza kostki, kolana, nadgarstki, łokcie… Sama stać będzie kawałek za plecami Samuraja. Jeśli stalowa żyłka spełni swoją rolę, pchnie, a właściwie z krótkiego rozbiegu skoczy, uderzając bokiem o ciało mężczyzny, tak by oni obaj, połączeni, padli na ziemię.