Dom Akiego

Aka

Re: Dom Akiego

Post autor: Aka »

Bukiet. Oh... Aka uwielbiał kwiaty. Ubóstwiał kwiaty. Oczywiście nie te, które mu się wręczało - bo nikt na świecie nigdy tego nie zrobił i zapewne nie zrobi, ale te które rosły w jego ogrodzie, gdy jego matka jeszcze żyła. Kobieta, choć rzeczywiście miała rękę do przyrody, nie robiła tego dla samej siebie. Dbanie o ogród wcale nie było taką przyjemną pracą i gdy się było tak zabieganą osobą, jak ona, to nie spędzało się tam przyjemnych godzin, zwłaszcza w lato. To ciężka robota - pielenie chwastów, cały czas na nogach, albo na kolanach, nawadnianie, przycinanie, polowanie na krety... Sporo tego było. Aka, na jego szczęście, nigdy się tym nie zajmował. Dbała o to Ayame, która (jak chyba wszystko w swoim życiu) robiła to tylko dlatego, że piękny ogród symbolizował sumienność, skrupulatność, dążenie do celu. Nie było łatwo prowadzić przyrody za rączkę - pokazywać jej, gdzie ma rosnąć jaki kwiatek, ile ma być gałązek na drzewach i jak wysokie mają być tamte krzewy. Do wszystkiego potrzeba było czasu i cierpliwości, a jego rodzicielka posiadała przynajmniej jedno z nich. Aka zaś za młodu spędzał tam sporo czasu. Miał do wyboru uczyć się albo w domu, albo na powietrzu. Wybór był oczywisty.
Doprawdy, czasem był gotów zatęsknić za czasami, których nigdy nie przeżył w swym jestestwie. Założyć wianek na głowę i biegać po ogrodzie, szturchając się jakimiś patykami z kolegami, udając, że to walka na miecze. Dokuczać koleżankom, ciągnąć je za włosy i wytykać palcami, udając, że się im dokucza, a tak naprawdę skrycie marzyć o tym, by dały mu buziaka w policzek. Być po prostu takim zwykłym, szarym chłopcem, który mógł się cieszyć tym, co osiągnęli jego rodzice. Niestety nie miał okazji.
Urodziny. Huh. Obchodził urodziny. Hucznie. Z wyjątkiem tych ostatnich, gdy nie miał już nikt przyjść. W końcu dla jego rodziny każdy powód był dobry do zorganizowania bankietu na cześć rodziny. Teraz... nie było rodziny. Nie żyli.
Tak. Aka chciałby dostać bukiet.
Prosta, wydeptana dróżka, ciągnąca się przez las. Było ciemno. Jedynym źródłem światła zdawał się być księżyc, który akurat znajdował się w pełni. Dopiero teraz Aka spostrzegł, że trzyma w dłoni miecz. Nietypowy - długi, czarny, obusieczny. Ciężki. Za ciężki, żeby jego słabe, schorowane ciało było w stanie go teraz podnieść, a mimo to zdawał się trzymać go bez żadnego problemu. Nie widział w co był ubrany, było za ciemno. Aktywny Sharingan na niewiele zdawał się w takich sytuacjach - wszak nie zapewniał widzenia w ciemnościach.
- Muszę iść dalej. - usłyszał głos w swoich myślach i odwrócił się za siebie mimowolnie. Oddychał ciężko, był zmęczony długą podróżą. Las był wyjątkowo gęsty, porośnięty bujną roślinnością, już dawno zapomniany przez ludzkość. A może nigdy nieodkryty...
Duszno. Bardzo duszno. Klepnął się po tyłku, żeby zobaczyć, czy nie ma manierki z wodą. Przeszukał kieszenie. Miewał już sny, w których z niewiadomych przyczyn znajdował rzeczy, klucze, które nigdy nie powinny były się tam znaleźć. Co stało teraz na przeszkodzie? Cóż, może to, że to zupełnie inna opowieść. Nie miał picia, a w gardle robiło się coraz bardziej sucho. - Na co ja czekam?! - przeszedł go dziwny dreszcz, jak gdyby ktoś go obserwował. Rozejrzał się wokół, szukając jakichkolwiek źródeł chakry, ale nic nie znalazł.
Puścił się przed siebie, pędem. Biegł szybciej niż zwykle. Nie... to nie mógł być on. Nie wierzył w to. Był za szybki. Uchiha nie potrafił osiągnąć takiej prędkości. Nie miał kontroli nad swoim ciałem. To wszystko było dziwne.
Poczuł dziwne ukłucie. Jak gdyby nagle coś stracił. Jak gdyby o czymś zapomniał. Dotknął swojej twarzy, przejeżdżając po niej opuszkami palców. Sięgnął do plecaka, szukając czegoś.
Torba była pusta.
Coś się stało. Coś złego. Czuł to, czuł w sercu, w kościach. Jak gdyby coś, czego potrzebował, nagle zniknęło z jego życia. Ale wiedział, że nie mógł się zatrzymać. Jakieś irracjonalne przeczucie, którego nie potrafił wyjaśnić. Przyspieszył. Jego ciało szło samo, jak gdyby zaprogramowane już wcześniej, robił wszystko odruchowo - omijał ułamane gałęzie, powalone pnie drzew, przeskakiwał kamienie. Musiał się pospieszyć, ktoś na niego czekał, czegoś od niego chciał. Liderka miała dla niego jakieś zadanie? Nie... nie. To nie było Sogen. Poznałby to miejsce. Za cicho. Za spokojnie. Wietrzne Równiny były zbyt głośne, zbyt żywe. Tutaj było... strasznie cicho. Jak gdyby w ogóle nie było wiatru, zwierząt.
Nie słyszał niczego, poza krakaniem.
Złoty pierścień powolnie lecący w jego stronę. Leciał i leciał. Całą wieczność.
*** Otworzył oczy, biorąc głęboki wdech, przecierając zmęczone powieki. Poczuł ukłucie. Dziwne, nieprzyjemne. Machnął ręką na bok, chcąc szybko sprawdzić, czy Shikarui leży obok niego. Gdy poczuł, jak jego dłoń zamiast dotykać boku Shikaruia, zderzyła się z pustką w powietrzu, podskoczył do pozycji siedzącej, natychmiast odpychając się nogami i rękoma w tył - tak długo, aż nie uderzył w drewniane kratki jego łóżka.
Lekkie przerażenie wymalowało się na jego twarzy. Z całej siły zacisnął palce na kołdrze i wyskoczył z łóżka, zrzucając posłanie na ziemię. Podbiegł do szafy i zaklął w myślach wściekle widząc, że ciuchy Shikaruia zniknęły. Zamknął oczy i uderzył głową w ścianę. Chyba chciał się oprzeć, ale średnio wyszło.
- To tylko sen... - pokręcił głową, przykładając palec do czoła i masując je. Sięgnął w końcu po czarną koszulkę i ciemne spodnie, ubierając się wreszcie, by nie paradować nago po mieszkaniu. W sumie... po co? Przecież Sanada i tak wyszedł. A że nikt go nie odwiedzał, to wszystko jedno czy będzie ładnie wyglądał.
Wyszedł z pokoju, zamykając za sobą drzwi. I wtedy usłyszał jak ktoś się krzątał na dole. Natychmiast przyspieszył kroku, zmierzając w kierunku schodów. Szybciej i szybciej, aż w końcu dobiegł do nich i jednym susem zeskoczył na połowę wysokości piętra. Już chciał wyskakiwać przez barierkę, chcąc zaskoczyć jakiegoś złodziejaszka, gdy zorientował się, kto siedzi w jego kuchni.
Zatrzymał się na barierce, dłońmi powstrzymując pęd, aby przypadkiem przez nią nie przelecieć.
- Shikarui. - trudno było go nie rozpoznać. - Dlaczego wyszedłeś w tych mokrych ciuchach na zewnątrz? - zapytał, schodząc już spokojnie na dół. - Jeszcze tego brakuje, żeby Ciebie złapało przeziębienie. - wzruszył ramionami, przechodząc obok niego, zbliżając się do wielkiego stołu stojącego za ich plecami. Zachowywał się całkiem... normalnie. Jak gdyby wczoraj nic się nie stało. - Co dostałeś? - zapytał, wskazując na małe zawiniątko leżące na stole. Spojrzał się swoimi błękitnymi oczkami w lawendę i uśmiechnął. Skierował się w kierunku piecyka, uprzednio zgarniając kubki stojące na stole. Rozpalił ogień i przelał wodę do garnuszka, chcąc ugotować im obu herbatę.
0 x
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2074
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Dom Akiego

Post autor: Shikarui »

Rzeczywiście, trudno było go nie rozpoznać. Przecież aktualnie był jedynym mieszkańcem tego domu. Mieszkańcem? Gościem? Był już znajomy czy nadal obcy? Chodząc po powoli budzącym się do życia Kotei, który omijał, zastanawiał się nad tym, na ile tak naprawdę zna Akiego i czy rzeczywiście mógł powiedzieć, że go zna. Co świadczy o tym, że można mówić o człowieku jako o przyjacielu i co ma traktować o tym, że możesz powiedzieć, że drugiego człowieka “znasz”? Shikarui nie znał Akiego - do takiego wniosku doszedł. Nie wiedział, jaki kolor lubi najbardziej i czy lubi kwiaty. Nie wiedział, co lubi jeść i co robił w wolnych chwilach, kiedy nie musiał ani trenować ani zajmować się domem. Właściwie były takie chwile? Obchodził urodziny hucznie czy ich nie lubił? Lubił pić alkohole czy od nich stronił? Lubił jazdę konną czy jej nie znosił, bo jajka wgniatały się w dupsko? Wiedział więcej o jego przeszłości niż o jego teraźniejszości i to głównie tylko “dzięki” rozmowi z Hanem. No, na pewno wiedział, że ma naturę iście kobiecą i kiepskie zdrowie. Albo całkiem niezłe zdrowie, tylko go wykończyły wydarzenia z Kami no Hikage? TYLKO. Jakoś… dla Shikaruiego to było tylko. Nie potrafił tego przeżywać, myśleć o tym i zadręczać się tym. Gdyby to jego gardło podcięto byłoby to po prostu podcięte gardło. Próba mordu - jedno z wielu. Dla niego cała ta agresja i przelana krew były codziennością rozciągniętą na ogromną skalę. Jemu jednak nie robiło różnicy kto zginął i ile ich zginęło. Czy Inoshi pozwoliła cywilom umrzeć czy ich wszystkich wyratowała. Wiedział, że dla Akiego nie było to takie proste tak samo jak zdawał sobie sprawę z tego, że widok krwi, zwłaszcza własnej w takich ilościach, niszczył ludzi, tak samo jak wiedział, że nie chciał, żeby Aka szedł tą ścieżką. By podążał dalej drogą autodestrukcji. Pojawiał się tutaj jednak zgrzyt, w której był zbyt przyzwyczajony do uległości i wędrowaniem cieniem swojego Pana, by podejmować jakiekolwiek kroki i wchodzić mu w drogę a między tym, w którym naprawdę chciał potrząsnąć Akim porządnie i zapytać się, co on najlepszego wyrabia. I zastanawiał się nad tym wszystkim. Przy bolącej głowie, kiedy tętniło mu w skroniach i kiedy przyglądał się uważnie kwiatom. Kiedy zaglądał do swojej sakiewki, w której nie zostało już właściwie ryo i gdy przystawał przy wyrobach ceramicznych, szklanych i glinianych, przyglądając się naczyniom. Nawet wtedy, gdy pytał jedną ze sprzedawczyń, jak w Kotei obchodzi się urodziny. Hucznie. Hucznie, w rodzinnym gronie, wznosząc toast i świętując do rana.
Shikarui nie mógł dać Akiemu żadnej z tych rzeczy prócz toastu.
Usłyszał dziki bieg gospodarza jeszcze zanim ten wbiegł na schody. Nie było o to trudno, prócz szumu drzew żaden huk nie przecinał już rzeczywistości i nie wstrząsał światem. Było spokojnie. Spokojny poranek po niespokojnym dniu… więc tak, zdecydowanie mogliśmy powiedzieć, że byli spokojniejsi. Uniósł chłodne tęczówki na czarnowłosego, który pojawił się na schodach.
- Coś z nimi nie tak? Są tylko mokre. - Zauważył bystrze. No bo nie było problemu, prawda? Dobre, świeże ciuchy, z porządnego materiału, ciepłe. Trzeba było im dać tylko czas, żeby wyschły. - Nic mi nie będzie. Przyzwyczaiłem się. - Pamiętał ciągle, że chciał wydobyć z siebie jakąś złość. Jakąś z tych emocji, które odczuwał wczoraj. Irytację. Niezadowolenie. Zaskoczenie - wręcz szok. Niepokój. Nie czuł jednak niczego. I nie potrafił sięgnąć do tej burzy, której nie można było zamknąć w słoiku i nosić w kieszeni. Przynajmniej mógł to zrobić ze swoim rakiem złośliwym, który już miał przerzuty, a który nazywał się: Aka.
- Zaczekaj. - Sięgnął do Akiego, żeby go złapać za przegub. Nie jakoś mocno, ale jak zwykle - stanowczo. Pociągnął go w kierunku krzesła, przed którym stała paczuszka, równiutko ułożona. - Siadaj. - Wskazał mu krzesło, a sam stanął obok, opierając się ręką o jego oparcie. Puścił Uchihe. Brzmiał śmiertelnie poważnie, jakby chciał obwieścić Akiemu, że właśnie wyruchał mu psa i zamordował jego matkę, ale to żadna sensacja - to była chyba jedyna jego możliwa zmiana intonacji, kiedy nie brzmiał na bezbrzeżnie znudzonego. Odliczając wczorajszy dzień, ale wczorajszy dzień był dziki już u swoich podstaw.
- Nie zgadzam się z tym, że jesteś zły. - Zaczął swoją tyradę, wciąż stojąc za krzesłem Akiego. - I jeśli chcesz iść drogami, które ja przemierzyłem, to będziesz musiał je przejść po moim trupie.- Zamierzał postawić sprawę jasno. Nie cierpiał skomplikowanych sytuacji, które męczyły mu myśli i nie pozwalały na kojącą ciszę. Nie chciał myśleć. Nie lubił myśleć. Nie o takich rzeczach. Brak klarowności w tej drodze porozumienia był problematyczny. Może źle robił, ale w tym wypadku był po prostu sobą. Było to coś, nad czym nie mógł przeskoczyć, nawet jeśli Akiemu nie będzie miło. - Pomogę ci we wszystkim, co sobie wymyślisz, nawet w twojej zemście, ale nie będę oglądał jak zamieniasz swój ogień w lód. - Tylko w sumie dlaczego? - Gówno jeszcze widziałeś i nie zdajesz sobie nawet sprawy z tego, co tak dumnie wczoraj deklarowałeś. - Wyciągnął przed siebie rękę i oparł ją najpierw na czole Akiego, by sprawdzić, jaką ma temperaturę, a potem ułożył ją na pudełeczku. - Przeznaczenia nie da się zmienić, ale ma to do siebie, że nie wiadomo, co jest nam pisane. I to ty wybierasz drogę. - Że niby znajomy Hana miał mu mówić, jak ma żyć? A TFU! Zapluuty sukinsyn! - A klanowe przekleństwa mnie nie ruszają. - Przysunął pudełeczko bliżej Akiego. - Jeśli kiedyś takie myśli będą ci chodzić po głowie, mów od razu. Uderzę cię na tyle mocno, żeby wybić je z twojej głowy. Wyidealizowany aniołek, też sobie wymyśliłeś. Kretyn. - Przesunął się na bok. - A to dla ciebie. Powiedziałeś, że miałeś urodziny. Więc wszystkiego najlepszego. - Równie dobrze mógł powiedzieć: “więc spierdalaj” z tą intonacją, no ale cóż.
W drewnianym pudełeczku owiniętym szarym papierem znajdowała się mała buteleczka z wciąż ciepłym winem i dwie czarki do kompletu. Na talerzyku zaś ułożono wciąż ciepłe placki z czerwonej fasoli polane miodem. Shikarui usiadł na krześle obok, siadając przodem do Akiego.
- Powiedziano mi, że to popularne urodzinowe śniadanie. I że wznosicie tutaj toast za zdrowie jubilata. Więc napiję się z tobą. - Wielki pan łaskawca się znalazł. Bynajmniej nie o łaskę chodziło tylko raczej o szorstkość jego obycia z ludźmi, bo przecież gdyby Aka powiedział, że chce się napić z kimś innym, to nie byłoby żadnego problemu. Do Shikaruiego dotarło już, że Aka był po prostu sam. I sądził, że tylko dlatego jeszcze nie wyrzucił Sanady za drzwi.
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Aka

Re: Dom Akiego

Post autor: Aka »

Ładna pogoda, ładni chłopcy, ładny domek, tylko atmosfera jakaś taka nie do końca ładna. Obydwoje czuli się jakoś nieswojo, ale w tym duecie to chyba Aka - o dziwo - potrafił lepiej udawać, że wszystko jest w porządku. Oczywiście, dzień wcześniej ryczał i był w stanie, lekko mówiąc, irytującym dla otoczenia. Ale dzisiaj? Ot zwyczajny dzień - ubrać się, zaparzyć herbatę, wypić i siedzieć w domu, bo pada. Jak do bólu przeciętny człowiek. Brakowało tylko rosołu, narzekania na politykę i familiady u babci na obiedzie.
Zabawne. Albo Sanada udawał, że nie wie, albo w swoim życiu wędrowca najwyraźniej nigdy nie miał okazji chodzić w przemoczonych ciuchach.
- Jest zimno, a Ty jesteś mokry. Woda lepiej absorbuje ciepło, a więc nie dość, że mniej go trafia do twojego ciała, to jeszcze pozostając na twoich ubraniach sprawia, że pachniesz jak mokry kundel. - wzruszył ramionami. - A ja wolę Twój normalny zapach. - uciekł wzrokiem od Shikaruia, bo wiedział, że gdyby teraz nawiązał z nim kontakt wzrokowy, to strzeliłby buraka jak jeszcze nigdy wcześniej. Ale przecież... to było normalne. Wyrzutek lubił zapach jego włosów, on - jego ciała. Ale żaden z nich się do tego nie przyznawał uważając, że to dziwne. Wbrew pozorom - całkiem normalne. Mało to razy przechodził obok jakiejś kobiety, czując miły kwiatowy zapach, i wydawało mu się, że to jego matka? Niektóre zapachy pozostawały z nami do końca życia, kojarzyły się z pewnymi sytuacjami z przeszłości, wzbudzały w nas nostalgię. A niektóre po prostu nas pociągały.
Nie zdążył odejść, bo poczuł jak ktoś ciągnie go za rękę. oczywiście tym kimś mogła być tylko jedna osoba, która najwyraźniej bardzo upodobała sobie jeden temat do ciągnięcia i ciągnięcia. Aka usiadł na krześle posłusznie, nie mówiąc na początku ani słowa. Pozwolił wyjaśnić Sanadzie, o co właściwie mu się rozchodziło. W głębi duszy był zaskoczony słowami swojego towarzysza - prawdę mówiąc sądził, że to on będzie tym, który czepia się słów. A tutaj było zupełnie inaczej.
- Shikarui... - powiedział cicho, słysząc o warunku jaki miałby spełnić, aby iść jego drogą. - Nie zrobiłeś mi żadnej krzywdy. Nie mam zamiaru Cię atakować. Nigdy bym tego nie zrobił. - wyjaśnił. - Eh... Bo to nie jest takie proste jak Ty myślisz. Dla Ciebie wszystko jest takie czarne i białe. Nie widzisz odcieni szarości? - zapytał. - Jestem Shinobi. Ty jesteś Shinobi. Cieszysz się z tego? - uniósł brew, spoglądając na Shikaruia uważnie. Po chwili kontynuował. - Bo ja nie. Nie jestem też z tego powodu smutny. Taki się po prostu urodziłem, do tego mnie przewidziano już od urodzenia. Nie jestem bezklanowcem, jak mój ojciec. Nie mogłem sobie wybrać, czy chcę być wojownikiem, czy piec słodkie bułeczki w piekarni. - tego nie dało się zaprzeczyć. Wybór drogi wojownika nie należał do niego. W tym świecie po prostu trzeba nim było zostać, jeżeli chciało się przeżyć. - Masz rację. Gówno widziałem, przynajmniej w porównaniu do ciebie. To sprawia, że jestem gorszy? Bo jeśli tak, to nieważne jak wiele przemierzymy, ciągle będę w tyle. Moz br ekhem, przygoda zaczęła się później, niż Twoja. Nigdy nie nadrobię tego czasu. A nie chcę być gorszy od Ciebie, ani od nikogo innego. Chcę być... taki sam. Jak każdy Shinobi. Umieć walczyć, bronić tych, na których mi zależy... - spojrzał na Shikaruia. - A oni zaatakują. Znowu. Prędzej czy później. I ten ogród, ten dom spłonie razem ze wszystkim, jeżeli ja nie będę go potrafił obronić. - zniżył głos, jak gdyby obawiając się tej ponurej wizji przyszłości. - To tylko dom. Trochę drewna, kamienia, stali. Nic niezwykłego. Ale jeżeli chcę jakkolwiek myśleć o przyszłości, muszę mieć do czego wracać. Inaczej nie będę miał nic do stracenia. A stąd już krok do bycia złym. Nie chcę być zły. Ale muszę się nauczyć robić złe rzeczy. Tylko tak mogę przetrwać. - wyjaśnił swój punkt widzenia. W końcu o to chodziło. O przetrwanie. - Złego człowieka z bronią może powstrzymać tylko dobry człowiek z bronią.
Wyzywał go, obrażał w jego własnym domu, a po Akim ściekało to jak wczoraj deszcz po ubraniach Shikaruia. Ale chyba obydwoje zdawali sobie z tego sprawę, że nie robi to na nikim wrażenia. Chłopaki tak mają, że nazwą się chujami, śmieciami, pedałami, a potem idą pić razem wódkę. To był jeden z tych plusów bycia facetem - nikt na nikogo nie obrażał się dłużej, niż kilka minut.
- Ja... - zaciął się, gdy Shikarui obwieścił, że ten prezent jest dla niego. Wziął paczuszkę w ręce i uważnie przyglądając się jej, obkręcił w dłoniach, jak gdyby ktoś właśnie wręczył mu najciekawszą, najbardziej interesującą rzecz na świecie. Odpakował paczuszkę, która okazała się całkiem ładnie wyglądającym śniadaniem. Nieźle. - Dziękuję, Shiki! - uśmiechnął się szczerze, odsłaniając swoje bielutkie zęby. W jego błękitnych oczach widać było radość, gdy spoglądał to na prezent, to na swojego towarzysza. Zacisnął piąstki i przechylił się do przodu i ucałował Shikaruia w czółko. Shikarui był nieco wyższy, więc w tym celu musiał się podeprzeć i stanąć na palcach, ale jakoś się udało! To było takie słodkie, że dał mu prezent! Co z tego, że urodziny miał kilkadziesiąt dni temu. - Ah, mam nadzieję, że nie zapłaciłeś fortuny tylko dlatego, że ma w nazwie "urodzinowe". Poczekaj, zjemy razem! - rzekł i szybko pomknął w kierunku kuchni, biorą dodatkową zastawę dla Sanady. Odłożył mu połowę ze swojego dania i podał sztućce. Podzielił się z nim. Aka bynajmniej nie chciał być sam. - No, to smacznego. - raz jeszcze skierował swój ciepły, serdeczny uśmiech w stronę Shikaruia. Był naprawdę... szczęśliwy. Takim prostym gestem poprawił mu humor. - Hej, Shiki. A ile ty masz właściwie lat? Kiedy się urodziłeś? - zapytał z nieukrywaną ciekawością. - To też Cię zabiorę na obiad. Hej, zaraz, chyba już mieliśmy iść kiedyś, co nie? - zapytał, nalewając im obu wina. Nie pamiętał już, czy rzeczywiście się umawiali, czy tylko chciał, aby tak było. Teraz zdecydowanie wrócił mi humor, a i przy odrobinie wina atmosfera miała szansę się polepszyć!
0 x
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2074
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Dom Akiego

Post autor: Shikarui »

Czepiał się i nie czepiał zarazem. Nie uważał tak jak Aka, że słowa niczego nie znaczyły. Wręcz przeciwnie. Zależało od tego, o jakich słowach mówimy. Słowa wypowiadane przez Akiego były dla niego bardzo istotne, tak samo jak za istotne uważał swoje własne słowa kierowane do niego. Nigdy wcześniej na przykład nikogo szczerze nie przeprosił, tak jak przeprosił Akiego. Nikogo nigdy nie mógł zarzucić tyloma podziękowaniami. I czy to naprawdę nic nie znaczyło? W jego małym świecie, który zawsze obejmował niewielką przestrzeń wokół niego, wszystko, co nie było robione pod publikę, czy wykaraskać się z opałów lub żeby inni dali mu święty spokój - było ważne. Dlatego tak strasznie istotna była wczorajsza rozmowa, która pozostawiła go z mętlikiem w głowie. Aka mógł przejść z tym do porządku dziennego po wykrzyczeniu się i bieaniu, ale Shikarui nie. Powinien wziąć przykład z młodego Uchihy i spróbować wyrzucić z siebie emocje tak, jak on to robił, ale nie potrafił, to wcale nie było takie proste - głównie dlatego, że w ogóle nie był przyzwyczajony do noszenia w sobie jakichkolwiek bardziej rozbudowanych uczuć, a już na pewno nie tak intensywnej mieszanki jak ta wczorajsza. Dlatego nie, nie mógł zrobić kroku nad tym tak po prostu.
- Dobrze. Przebiorę się, jak z tobą skończę. - Jakkolwiek to brzmiało. Bo nie brzmiało jednoznacznie. Tak, tak, zdawał sobe sprawę z tego, dlaczego miał się przebrać. Teraz ciuchy były już na nim właściwie wilgotne, ale rzeczywiście - śmierdziały deszczem. Shikarui czuł opór względem takiego wykorzystywania ubrań ofiarowanych mu przez Akiego, czuł presję, by jak najszybciej odwiedzić krawca i kupić sobie swoją własną garderobę. Czego oczywiście nie powiedział na głos. Zresztą mokre ciuchy jakoś były ostatnią rzeczą, jaką się teraz przejmował. Fakt, nie utrzymywały ciepła, w dodatku łatwo było o obtarcia, dlatego dobrze było je jak najlepiej wysuszyć, a nigdzie nie suszą się tak dobrze, jak na tobie samym. Zwłaszcza, kiedy musisz połazić po mieście, czy innych zakamarkach wszechświata.
- Nie widzę. - Jeśli Aka miał jakiekolwiek złudzenia co do tego, czy Shikarui dostrzegał szarość, to teraz chyba to złudzenie zostało zamiecione. Pewnie gdzieś pod dywan. Za dużo rzeczy było już tam zagarnianych, ale co zrobić? Ktoś ukradł szufelkę, nie było jak śmieci wynieść na zewnątrz i wytrzepać ich za progiem. Niektórych śmieci nawet nie chciało się wyrzucać. Człowiek trzymał się ich kurczowo jak tej żyletki, niby ostatnia deska ratunku! Desek zazwyczaj było bardzo wiele, trzeba się było jedynie uważnie rozejrzeć bez paniki, która przyćmiewała umysł. Z drugiej strony Shiki zawsze widział świat jedynie w szarości. Barwy były mdłe, smaki były mdłe i śpiew ptaków również był mdły. Wszystko było takie samo - jednostajne. Jak tablica w klasie, po której dzieci mogą kreślić kredą swoje wymyślne rysunki i wszyscy zawsze marudzili, że nie ma kolorowej.
- Nie zastanawiałem się nad tym. Nie przeszkadza mi to. - Czy mu się podobało bycie shinobi? Damn. Pytanie było bardzo abstrakcyjne i to w sumie dlatego mógł odpowiedzieć od razu - przecząco. Abstrakcyjność tego pytania polegała na wyobrażeniu sobie, że urodził się nie jako shinobi tylko… tylko w sumie kto? Piekarz? Baletnica? No właśnie. Rodzisz się jako ktoś. Czy nie tym właśnie było przeznaczenie?
Spojrzał na dom, którego mogło zabraknąć. Czemu? Bo jakiś zły pan tupnie nóżką, bo nie będzie się istnienie tego domk zgadzać z jego ideami i… w sumie tyle. Wielki manipulator, o którym opiewały legendy, zgładzi wszystko i spojrzy, jak świat płonie. Choć to ponoć nie na tym mu zależało. Członek jego klanu. Pokręconego, przeklętego Jugo.
- Rozumiem. - Może chociaż tym razem miał to naprawdę na myśli. Odpowiedź Akiego go zadowoliła. Była tym, co chciał usłyszeć, taka prawda. Naprężał mięśnie do lugiej dywagacji, a tu… wszystko stało się klarowne. Aż nazbyt klarowne. Nie myślał w tak szerokiej perspektywie, w której to, co spotkało Kami no Hikage mogło spotkać też Kotei. Po pierwsze dlatego, że nie dbał o to miasto, a po drugie dlatego, że nie dbał o cały ten pokręcony świat. Nie mógł przecież zaprzeczyć, że czuł płomień życia płynący przez jego żyły, kiedy ludzie padali na kolana. Kiedy wiedział, że zwyciężył i lała się strumieniami krew - a krew ta nie była jego. Tak samo jak chyba nie mógłby zaprzeczyć, że nawet do słabości i udręki Akiego czuł mięte. Nie przyznawał się do tego przed samym sobą i udawał, że wcale tak nie jest - nie było to nawet minimalnie trudne, bo bardziej od tego martwił się najzwyczajniej o Uchihe, ale nie dało się zaprzeczyć, że tak było. Perwersyjna przyjemność obserwowania upadku człowieka była wypalona na spodzie jego czaszki. - Nie sprawia, że jesteś gorszy. - Bo nieto miał na myśli. Ale, hej, musiał trochę poobrażać tego dzieciaka. Nie mogło być tak super przyjemnie przez cały czas.
- Nie jestem pewien. Mogło tak być. - Nie cierpiał, kiedy sprzedawcy naciągali go na kasę i przez te trzy lata wędrówki zdążył się już nauczyć podstaw “handlu” samotnego podróżnika. O cenach takich pierdół jednak nie miał bladego pojęcia. Zresztą wydawało się to bezużyteczne… może prócz placuszków. Shikarui uwielbiał słodycze. Kochał wszystko, co słodkie i co miało w sobie chociaż minimalną zawartość cukru. Nie miał jednak pojęcia, czy Aka też słodkości lubił. Wybór był dramatem! Koszmarem! Tylko trochę mniejszym od stanięcia przed kuchnią z wywalonymi garami do góry nogami. Uśmiechnął się lekko, kiedy Aka go ucałował w czoło i zasiadł do stołu.
- Co lubisz jeść? - Shikarui mógłby zrobić cały stos pytań, zapisać je w dzienniczku i nazwać “złote myśli”. Potem dałby ten zeszycik Akiemu i kazał mu się wpisać. Tylko jemu. - 17. - Wypalił w odpowiedzi bez zastanowienia. To, że to 17 miał już od 3 lat to inna sprawa. - ... nie, chyba 18. - Poprawił się po chwili zawieszenia. - Nie jestem pewien. - Dodał na samym końcu, poddając się w błyskawicznym liczeniu, bo jakoś te cyferki nie chciały mu się zebrać w całość. - Jesienią. W… październiku. - Musiał się moment zastanowić, wysilić, cofnąć wspomnieniami do kompletnie bezużytecznych danych przechowywanych w jednej z najbardziej zakurzonych szafek tej biblioteki. - Dobrze. Będzie mi bardzo miło. - Pewnie, co mu miało być niemiło? To naprawdę sympatyczne uczucie, kiedy ktoś chce o tobie pamiętać. Nawet o tak bezużytecznych rzeczach jak data narodzin. - To kiedy ty masz urodziny? I lubisz kwiaty? Śniłeś mi się. Śnił mi się twój ogród cały upstrzony kwiatami.
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Aka

Re: Dom Akiego

Post autor: Aka »

Nie widział. Nie dostrzegał. Albo po prostu nie chciał. Shikarui był tak specyficznym człowiekiem, że momentami trudno było określić, czy mówi prawdę, czy też nieświadomie kłamie. Cóż, w jego profesji całkiem popularna pewnie była taka wizja świata - niczym się nie przejmować, bo jak człowiek za dużo myśli, to zwariować może. Aka taki nie był. Analizował wszystko, ale w zupełnie inne sposób niż Sanada. Podchodził do wszystkiego z emocjami, a nie z dystansem. Przy ważnych wyborach życiowych kierował się sercem, a nie umysłem., co czasami działało na jego niekorzyść - jak na przykład w Kami no Hikage, gdy podcięli mu gardło. Ale z drugiej strony, gdyby kierował się chłodną logiką, to wyrzuciłby czarnowłosego za drzwi. Kto o zdrowych zmysłach trzymałby zabójcę pod swoim dachem?
Ah, te dylematy Shikaruia. Zrobić herbatę czarną, czy może raczej zieloną. Ogień mały, czy duży? Dać jeden ziemniaczek do środka, czy może dwa? Oh i ile tej przyprawy? Uchiha naprawdę pragnąłby mieć takie problemy, z jakimi zmagał się przeklęty chłopiec. Ah, jakże wspaniale byłoby żyć tak jak on teraz - bez żadnych normalnych zmartwień, robić co się chciało, być wolnym. Nie mieć zobowiązań wobec klanu, jedynie być na zawołanie, gdy wojna wzywa. To się nazywa życie, co? Żadnych władców, żadnych panów.
A Aka... cóż. Był inny. Lubił czuć przynależność do czegoś, do kogoś. Może to dlatego tak bardzo mu się spodobało, gdy Shikarui przyssał się do jego szyi, przyozdabiając jego skórę jakże niewinnymi malinkami.
- Hmm... niech się zastanowię. - oparł brodę o dłonie, łokciami zapierając się o stół. Myślał. Poważnie. Intensywnie. Sanada postawił go przed bardzo trudnym pytaniem - dawno o tym z nikim nie rozmawiał, co lubił. Zazwyczaj jadł to, co mu podawali do jedzenia rodzice, starając się nie wybrzydzać bardziej, niż to konieczne. - Chyba skrajności, wiesz? Uwielbiam słodycze, mógłbym jeść je codziennie. Zwłaszcza czekoladę. O tak, czekoladę... - rozmarzył się o małej tabliczce, którą mógłby zagryzać pijąc równie słodką herbatę. Dwie łyżeczki cukru. Zawsze. - No i na ostro. O tak, żarcie to druga moja ulubiona rzecz na ostro. - parsknął śmiechem, spoglądając się najpierw na stół, a potem na siniaki na swoich nadgarstkach. Zerknął na Shikaruia i uniósł brewkę, by po chwili wrócić do jedzenia pysznego placuszka. - Lubię, jak wypala podniebienie. Jak czujesz, że musisz się napić, bo ci zaraz oczy wypłyną na wierzch. Wtedy zwykła woda smakuje jak jakiś nektar bogów. - spojrzał na wino, które stało sobie jeszcze nieruszone. Ah, pić już teraz, czy poczekać aż Shikarui zacznie? - A Ty? Co lubisz jeść?
Wzdrygnął się, gdy usłyszał ile lat ma chłopak. Czy może raczej chłopczyk. Na szczęście Sanada szybko się poprawił, a Akiemu spadł kamień z serca.
- Ale jak to? No to ile w końcu, bo już się pogubiłem. No ja mam dziewiętnaście rocznikowo. W sumie nawet młodo wyglądasz. Dobra, wiesz co? Jak się nie możesz zdecydować, to ja Ci wybiorę. Od teraz jak ktoś Cię pyta, to też masz dziewiętnaście, jak ja. - oznajmił. Skoro chłopakowi nie zależało, to Aka musiał podjąć decyzję za niego. Ktoś w tej relacji musiał nosić spodnie, nawet jeżeli o wiele większą satysfakcję sprawiało ściąganie ich. - Ojejuuuuu... w październiku?! - zajęczał z niezadowoleniem w głosie. - Późnoooo. Nie będę tyle czekał, żeby Ci postawić obiad. Jak tylko znajdziemy się gdzieś za Sogen, to idziemy coś zjeść. Tutejsze jedzenie, choć dobre, już mi się zdążyło przejeść przez tyle lat co tutaj spędziłem.
Ah, pytania. Lubił tę grę. Też mógłby sobie wyjąć notatnik i zapisywać, żeby potem wiedzieć, jak ułożyć idealną... idealne spotkanie.
- Pod koniec listopada. Jesteś odrobinę starszy ode mnie. - słusznie zauważył. - Ale to nic. I tak będę Ci dokuczał. - pokazał mu język, a później zaśmiał się pod nosem. - Tak. Lubię. Bardzo. Moja mama kiedyś bardzo dbała o ten ogród. A Ty? Jeśli chcesz, to możesz mi potem pomóc posprzątać urwane gałęzie. Wczorajsza burza była nadwyraz mocna. - przez okno dało się zauważyć lekki rozgardiasz spowodowany wichurą - ale nic, czego nie dało by się załatwić w parę godzin przy użyciu pracy rąk. - To całkiem dobry początek, żeby Twoje mięśnie wróciły do normalnego funkcjonowania. - słusznie zauważył. Gdy wczoraj niósł blisko siedemdziesiąt kilogramów na rękach, omal się nie zatyrał na śmierć. Jeżeli nadal chciał nosić Akiego na rękach, to wypadałoby zacząć od czegoś lżejszego. - Co lubisz w ludziach? - zapytał w końcu. Teraz chyba jego pora, na zadawanie pytań. - Byłeś kiedyś zakochany? - uśmiechnął się i lekko zarumienił, gdy Sanada opowiedział o swoim śnie. Też chciałby skłamać, że mu się śnił. W sumie nie, wolałby, żeby rzeczywiście mu się śnił. - Oh, doprawdy? A co tam robiliśmy? - zapytał, spoglądając się w lawendowe oczka swojego przyjaciela.
0 x
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2074
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Dom Akiego

Post autor: Shikarui »

Racja, dylematy Sanady były banalne. Ludzie codziennie umierali, mieli rozterki moralne, a największym problemem Shikaruiego było to, jaki kolor dzbanuszka na wino wybrać! Wolał już przekopywać węgiel w kopalni albo zacząć pracować w rzeźni. Ludzkiej rzeźni. Na ubijaniu świń za bardzo się nie znał i nie miałby tam czego wpisać do CV.
- To dobrze. Bo ja też bardzo lubię słodkie rzeczy. - Uf, kamień z serca! Jeśli właśnie tak czuł się z Aka oglądający umierających ludzi to Shikarui mógłby mu teraz naprawdę współczuć. To uczucie przecież było najgorsze! Dylemat, czy czasem nie przyniosłeś na urodzinowe śniadanie, spóźnione o jakieś 4 miesiące, czegoś, czego jubilat nie lubi. - A tak poza tym to lubię wszystko. - Ten placuszek wyglądał na ten przykład bardzo zachęcająco. - Lubię jeść. - Wybrnął z tego w końcu dyplomatycznie. Szczerze. Nie przypominał sobie, żeby zjadł coś, co mu wybitnie nie smakowało, z drugiej strony też nie skosztował zbyt wielu rzeczy.
- Urodziłem się w 366 roku. - Znów super dyplomatyczne wybrnięcie z sytuacji. - Litości, naliczyłem się dzisiaj monet na targu, mam dość cyferek. - Na szczęście Aka okazał się być jeszcze większym dyplomatom od Sanady i wymyślił wyjście idealnych, gdzie nie było poszkodowanych! - Uważaj, bo mogę to wziąć do siebie i do końca życia będę mówił, że 19. - Tak pół żartem, pół serio. Bo cyferki w kalendarzu były tylko ostrzeżeniem o tym, ile kto mógł widzieć i ile doświadczenia zdobyć przez ten czas. Kolejne kartki z kalendarza, wyrywane i odkładane do pamiętniczka, jeśli miały jakiekolwiek znaczenie, o ile cokolwiek zmieniały. - Poza Sogen? - Zainteresował się. Tak, ciągnęło go. Do tej pory nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jak ciągnęło go do podróży. Kiedy jedyne, co masz przed sobą to prosta droga i nie musisz nawet nieść przy sobie mapy - idziesz przed siebie, możesz skręcić w lewo, albo w to następne lewo, iść dalej, dopóki nie znajdziesz skrętu w prawo, albo zawrócić na skrzyżowaniu. Wszystko jedno. Pan swego Losu aż chciałoby się powiedzieć. Gówno prawda, bo przeznaczenie i tak nas ganiało jak smród w gaciach. Złudzenie tej wolności było mimo tego cudowne. Zresztą jedna z tych podróży zawiała go właśnie do Kami no Hikage i umożliwiła poznanie Akiego. - Gdzie chciałbyś się udać? - Mogli pójść wszędzie. Szukając pracy albo chcąc się szkolić. To znaczy - Shikarui mógł. Aka był na tyle mocno związany ze swoim klanem, że raczej nie łatwo mu będzie tak o rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady. To nie był ten typ człowieka. - Mogę zmienić w takim razie datę swoich urodzin, albo obchodzić je na tę okazję kilka razy. - Wyciągnął jeden kącik ust ku górze i ujął czarkę, unosząc ją w górę w geście toastu. - Niech bogowie mają cię w opiece na twoją 19 wiosnę. Wszystkiego najlepszego. - Poziom wylewności nie poprawił się ani o jotę, ale mówiąc “wszystkiego najlepszego” miał właśnie to na myśli. Niech spełnią się wszystkie życzenia, jakie tylko Aka miał pod kopułą swoich ciemnych włosów i niech te życzenia będą tak jasne, jak jasne były jego oczy.
- Lubię. - Potwierdził. - Są kolorowe i ładnie pachną. - I ich płatki były przyjemnie miękkie. - Z chęcią. Zaczyna mnie irytować zastój. Nie jestem do niego przyzwyczajony. - Do trwania w miejscu i mozolnej, powolnej regeneracji, ale wiedział, że pewnych rzeczy się nie przeskoczy. Jak na przykład możliwości własnego ciała. Następne pytanie lekko go zaskoczyło. - Co lubię w ludziach? - Powtórzył machinalnie, odstawiając pustą czarkę na stół. I do jego głowy przychodziły wszystkie te sytuacje, kiedy z ludzi wypływały flaki, sikali krwią i drgali spazmatycznie. Już pośmiertnie. Wiedział jednak, że to nie jest tego typu pytanie. Tylko w sumie co mógł lubić w ludziach? Kolor ich oczu? To, że są mili albo to, że są chujami? - Trudne pytanie. Nie lubię ludzi. - Nawet ciężko mu było powiedzieć o jakiejś dominującej cesze, która by go przyciąg… nie, o takiej cesze akurat potrafił powiedzieć. - Lubię ludzkie słabości. Ale nie ludzi słabych. Ci są tak prości do złamania i zdominowania, że czyni ich to nudnymi. - Chyba mógł uważniej i dokładniej dobrać słowa, ale te wydawały mu się całkiem odpowiednie. Pasujące i treściwie wyjaśniające to, co chciał przekazać. - I lubię ludzkie zdolności do gotowania. Bogowie, pokarajcie mnie, ale jestem przekupny jeśli w grę wchodzą słodycze. - A za dango to już mógł zabić. Dosłowie! - Mam też słabość do ludzi, którzy są mili. Przynajmniej dla mnie. Nigdy nie spoglądałem na jakąś szerszą perspektywę. Tylko czyny i słowa skierowane wobec mnie mają dla mnie znaczenie. Teraz jeszcze wobec ciebie. - Gdyby Aka zginął, Shikarui urządziłby swoją własną krucjatę na Hana. Samobójczą, ale jakoś to straciło dla niego na znaczeniu. Nie zginął jednak i siedział tutaj z nim. Rozmawiali na różne tematy - tak zwyczajnie - przy ciepłym śniadaniu, świętując dawno minione urodziny. - A Ty? Na pierwszym miejscu stawiasz apatię i obojętność? - Zażartował sobe z niego, porównując jego upodobanie co do ludzi do samego siebie i właśnie to, że tutaj gadali. On z nim, nie z Inoshi czy kimkolwiek innym. - Nie byłem. Nie miałem za wiele styczności z ludźmi. - Miłość, ha! A przecież teraz chyba mógłby powiedzieć, że jest zakochany. Uśmiechnął się krótko pod nosem, kiedy Aka się zarumienił, przyglądając mu się.
- Oporządzaliśmy ogród. Potem na chwilę wyszedłeś do domu. Wołałem cię, więc wróciłeś. Chyba byłem bardzo szczęśliwy. Wyszedłem w twoim kierunku, a ty wbiłeś mi miecz w brzuch. Z jakiegoś powodu wydawało mi się to bardzo ważne. Nie próbowałem się nawet bronić. - Mówił o tym całkiem lekko. Nie przerażał go ten sen, już nie. Zdążył się uspokoić od samego przebudzenia. - Po przebudzeniu byłem zlany zimnym potem. Teraz ten syn wydaje mi się bardzo ładny.
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Aka

Re: Dom Akiego

Post autor: Aka »

Przymknął oczy i lekko westchnął, przypominając sobie smak jego ust. Były słodkie. Zupełnie nie przypominały tego, czego mógł się spodziewać. Chyba trochę się rozmarzył, bo w trakcie tego głupiego uśmieszku na jego twarzy zorientował się, że nastąpiła dziwna cisza. Zaśmiał się w końcu pod nosem, bardziej z samego siebie, niż z czegokolwiek co zostało tu wypowiedziane.
Aka nie lubił wielu potraw przeznaczonych dla niższej warstwy społecznej. Nie wyobrażał sobie jeść samego ryżu, albo - o zgrozo - kaszy. Jego dania musiały mieć smak, aromat, być odpowiednio doprawione! Nie zadowalał się byle czym, ale przecież o tym wszyscy wiedzieli. Nie trzeba było tego mówić na głos. Tym bardziej, że po co mieli gadać o negatywnych rzeczach, skoro wokół było tyle pozytywnych rzeczy? Lepiej rozmawiać o rzeczach, które się lubi, niż o tych, których się niecierpi.
Oh, biedny Shikarui. Biedaczek musiał liczyć.
- Nie posądzałem Cię o takie zdolności. - zażartował. - Ile zapłaciłeś za te zioła?- zapytał wreszcie zdając sobie sprawę, że tak naprawdę Shikarui poświęcił na jego zdrowie swoje ciężko zarobione pieniądze. - Oddam Ci. Powinienem tyle mieć. - dodał, próbując sobie przypomnieć, ileż to monet jeszcze zostało w jego sakiewce. Miał nadzieję, że go stać na taki luksus jak lekarstwa. W końcu... w sumie dawno nic nie zarobił. Miał to szczęście, że odziedziczył dom po rodzicach, więc nie musiał się martwić o dach nad głową, ale wyżywienie, czy lekarstwa to już inna sprawa.
- Ważne jest to, na ile się czujesz. - uśmiechnął się do niego. Pewnie go strasznie kusiło, żeby powiedzieć teraz "na osiemdziesiąt cztery. Hah, jak się tyle przeżyło, to można i w ten sposób. W końcu jak się przemierzyło cały kontynent, to już się widziało więcej, niż niektórzy przez całe swoje życie. Ba, chłopi to czasami nawet za swoją wieś nie wyglądali, bo i po co? Ci to mieli życie. Od rana do nocy na polu, wieczorem szybki seks z żoną, a potem zapierdalaj znowu od świtu do zmierzchu. Gdzie im tam w głowie jakieś Wojny Shinobi, przecież ryż sam się nie zbierze, no nie?
- Nie wiem, może jakiś kraj kupiecki? Powiedz mi... słyszałeś kiedyś o Krukach? - zapytał. To miało poniekąd związek z jego planami na przyszłość. Shikarui się trochę mylił co do przywiązania Akiego do Kotei. Aka był przywiązany do swojego klanu, do Uchiha, a nie konkretnie do tego miasta. Jasne, tu był jego dom i rodzina, ale przecież o tym już rozmawiali - i do szli do wniosku, że liczy się człowiek, a nie coś, co można wybudować w każdym innym miejscu na świecie. Kupa kamieni nic dla niego nie znaczyła. Liczyli się ludzie. A zwłaszcza taki jeden, co to siedział przed nim.
Wzniósł czarkę do góry, spoglądając się na towarzysza.
- Za nas. Za naszą wiosnę. - poprawił kompana. Jeżeli już tak bardzo nie dbali o daty, to równie dobrze mogli obchodzić urodzin w ten sam dzień. Co za różnica? Takie rozwiązanie przynajmniej miało pewną zaletę - o jedną datę mniej do zapamiętania.
Aka przechylił kielich i wypił jego zawartość. Słodki smak z nutą alkoholu rozniósł się po jego podniebieniu, przyjemnie podrażniając kubki smakowe. Jeżeli chodzi o młodego Uchihę, to nie było najmniejszej mowy o upiciu się. Po pierwsze: za mało, po drugie: za mocna głowa. Chłopak niestety należał do tej grupy, która żeby poczuć magiczną moc alkoholu, musiała się napierdolić niemal do nieprzytomności. Było to o tyle zaskakujące, że ktoś o jego wadze i budowie raczej nie miał szans na bitwy alkoholowe, a Aka, no cóż. Mało kto był go w stanie przebić, czy raczej przepić.
Irys uśmiechnął się i zamknął oczy. Przez chwilę siedział tak na wprost Shikaruia, w zupełnej ciszy.
- Pomyślałeś życzenie? - zapytał wreszcie. On pomyślał. Nie żeby wierzył w takie rzeczy, ale tak po prostu było... ciekawie? Miło? No, jak nazwać to uczucie, gdy robisz coś dlatego, że tak nakazuje tradycja i w sumie jest wtedy fajnie?
Powoli kończył swoją porcję jedzenia. Zerknął jeszcze, jak tam idzie Shikaruiowi z jego żarciem.
- Mnie też nie luuubisz? - zapytał, dramatycznie przeciągając ostatnie słowo, robiąc słodkie, kocie oczka i patrząc smutnym wzrokiem na towarzysza. Pokiwał głową w tylko sobie zrozumiałym geście. - Cóż. Jeśli o mnie chodzi, to lubię ludzi pewnych siebie, ale nie aroganckich. Konkretnych, ale nie ignorantów. Myślących, ale nie przemądrzałych. Za dużo naoglądałem się w życiu zwłaszcza tego ostatniego. Kurwica mnie bierze, gdy ktoś zaczyna opowiadać ile to on nie widział, czego to nie robił, jaki on mądry i doświadczony, a spróbuj mu zadać jakieś pytanie, to będzie coś w stylu: ohhh, to Ty tego nie wiesz? Jak można tego nie widzieć! - gestykulował i modulował głos, co w jego wydaniu nie musiało być specjalnie trudne, wszak i tak już miał akcent podobny do tych wszystkich szlachciców, w których towarzystwie obracał się przez większą część swego życia.
- Spróbuj kiedyś. To bardzo miłe. Robi Ci się ciepło, gdy zamykasz oczy i o kimś myślisz. Uderzające fale gorąca, przyjemne uczucie w brzuchu, rozchodzące się po całym ciele. Jak gdyby jego ogień działał na Ciebie. - Aka, w przeciwieństwie do Shikaruia, był zakochany. Niestety bez wzajemności, ale czy to miało jakiekolwiek znaczenie?
Powoli przejechał wzrokiem po czarnowłosym, z lekką trwogą słuchając jego opowieści. Nie dał po sobie tego poznać - zachował kamienną twarz. Nie spodobało mu się to. Dlaczego Shikaruiowi w ogóle śniły się takie straszne rzeczy?
- Ale głupoty. - machnął ręką, gdy wyrzutek skończył swoją opowieść. - Akurat bym uwierzył, że zdążę sięgnąć po katanę i wbić Ci ją w brzuch, a Ty byś nie zareagował. No, już pomijając całkowicie fakt, że zabijanie szczęśliwych ludzi to totalnie nie mój styl. Ja za pomoc w ogrodzie to bym Cię pewnie wyściskał. - zaśmiał się pod nosem. - Nie mów tak, bo jeszcze pomyślę, że chcesz umrzeć. Pamiętasz co obiecałeś? No. A poza tym jesteśmy umówieni na obiad w październiku. - słusznie zauważył. Nie wypadało odwoływać spotkania, a taka błahostka jak śmierć nie jest żadnym usprawiedliwieniem. - A, a jak mi uciekniesz znowu w nocy to się pogniewamy. Ty wiesz jak ja się przestraszyłem, że się z tych schodów spieprzysz i kark skręcisz? No. - pogroził paluszkiem. - Łaskawie zapomnę o tym incydencie. Muszę Cię pilnować. Od dzisiaj śpisz ze mną. - zadecydował. - No chyba, że nie chcesz. Spać oczywiście. Bo pilnował i tak Cię będę.
0 x
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2074
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Dom Akiego

Post autor: Shikarui »

- Śmieszek. - Gdyby nie to, że Aka był małym trollem, to właśnie mógłby oskarżyć go o to, że zebrało mu się na śmieszkowanie. - Odmawiam. - Nie chciał brać od niego pieniędzy za leki, lekarza czy cokolwiek innego. Chciał mu pomóc wyzdrowieć. Nie opierałby się, gdyby Aka nalegał bardziej, bo to nie była kwestia honoru. Po prostu… po prostu. Shiki nie potrzebował szukać we wszystkim powodów dla swoich zachowań, zwłaszcza tutaj miał wrażenie, że nie powinien tego robić. Jego egocentryczny świat, w którym nagle pojawiła się inna osoba, stał się zadziwiająco ciasny. Musiał go powiększyć, rozszerzyć ściany. Jego oczy skoncentrowane były na Akim. Za mało? Za bardzo? Chciał go więcej i wiedzieć o nim więcej, tę grę w pytania naprawdę mógłby pokochać. Tak jak mógłby…
- Na dużo. - Osiemdziesiątcztery brzmiało optymalnie. Może trochę mniej? Mimo wszystko nie był przytłoczony tymi latami, nie były ciężarem na jego barkach, nie garbił się z nadmiaru lat. - Przynajmniej dzisiaj. Jesteś pewien, że chcesz zbierać dzisiaj te gałęzie? Nie podskoczy ci znów gorączka? - Shikarui lubił pracować. Zajmować ciało i myśli zadaniem, które zostało ci powierzone. Wolał zapierdzielać z łopatą na ogrodzie niż siedzieć na czterech literach i zajmować się pracą umysłową czy obierać ziemniaki. - Poradzę sobie sam. Z chęcią zjadłbym tę wołowinę, którą tak wczoraj zachwalałeś. - Na pewno w domu było wiele rzeczy do roboty. Cokolwiek się w domu robiło, prócz ścierania kurzy. Aka wspominał, że dbanie o to miejsce zajmowało mu całe dni, a Shikarui nie chciał, żeby Aka łaził po zimnym dworze w taką pogodę, osłabiony, z możliwością, że znów go rozłoży. - Lekarz mówił, że musisz dużo odpoczywać. - Uśmiechnął się. Shiki zaczynał kolekcjonować uśmiechy Akiego jak perły na sznurku - mniejsze, większe, te perłowe i te czarne. Każda z nich była cenna i każda miała swoją wartość. Czemu wcześniej nie dostrzegał, jak pięknie wyginały się kąciki jego ust. Albo widział? Na pewno widział to, że kiedy tylko go dostrzegł czuł, że będą kłopoty. Niemal jak w tej opowiastce. Wiedział, że będą kłopoty, głównie dlatego, że siedział na 11 piętrze, a on spadał. Na szczęście byli teraz na parterze a Aka nigdzie się nie wybierał.
- Za wiosnę. - Odpowiedział miękko, odwzajemniając uśmiech. Nie mógł nie odwzajemnić. W tej chwili ciszy i spełniania życzeń, kiedy wznoszony był toast. Shikarui na pewno nie był godnym kompanem do picia, głównie dlatego, że nie lubił alkoholu i nigdy go nie pijał. Lubił kontrolę, a stan upojenia ją odbierał. W dodatku źle mu się kojarzył. Choć, trzeba przyznać - pijany cel to łatwy cel. Za to akurat duży plus.
- Dobry wybór. To ładne miasta pełne ludzi. - Chociaż akurat Kami no Hikage się za bardzo Akiemu nie podobało, takie wrażenie odebrał Shiki. - Lubisz duże miasta? - przejechał krańcem języka po wargach, zbierając alkohol, jego posmak. Specyficzny, ale nie zły. - Wiem chyba tyle, co wszyscy. Zbierają informacje. Wiesz o nich coś więcej? - O Krukach były tylko plotki, przynajmniej z tego, co Shiki wiedział. Ich niestworzoność wykluczył je z grona tych, których potwierdzenia by szukał. Zresztą jakoś nigdy się nimi nie zainteresował. - Podobno to oni muszą znaleźć ciebie, nie ty ich. - Sięgnął po buteleczkę, żeby dolać im alkoholu, zabierając się za jedzenie. Pyszne jedzenie.
- Życzenie? Jakie życzenie? - Shikarui wierzył w bogów. Wierząc w przeznaczenie i nie wierząc w nich byłby chyba hipokrytą. Nie załapał, że chodzi o to urodzinowe, bo nigdy sam żadnych urodzin nie obchodził i nigdy nie wyłapał tego słodkiego zwyczaju.
- Ciebie uwielbiam. - Niemal szepnął aksamitnym głosem, wyciągając lekko kącik warg ku górze. Przymrużając oczy, jakby samo wypowiadanie tych słów było przyjemne. A czy było? Zamknął oczy, myśląc o Akim dokładnie tak, jak powiedział. Dreszcz przesunął się po jego skórze, gęsia skórka. Zaczął bardzo wyraźnie odczuwać wilgoć swoich ubrań i… taki przyjemny spokój. Ciepło. To rzeczywiście było ciepło, które sprawiało, że człowiek chciał się uśmiechnąć. Zwłaszcza, gdy oczy otworzył i widział, że ta osoba siedzi tuż przed tobą.- Spróbuję. Na pewno spróbuję. - Obiecał. Choć przecież już spróbował.
- Nie spieszy mi się do umierania, zapewniam. I właśnie wyściskania się spodziewam, jak wrócę z ogrodu. I obiadu. - Wykrzywił się paskudnie, arogancko. - Wygrzane łóżko będzie cudownym dodatkiem.
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Aka

Re: Dom Akiego

Post autor: Aka »

Aka zastanawiał się przez chwilę, nad pytaniem które zostało mu postawione. Było bardzo specyficznie sformułowane, nie pasujące wręcz do Sanady. Takie... czułe? Jak gdyby się martwił o Akiego.
- Nie Shiki, nie chcę zbierać tych gałęzi. Ale to trzeba zrobić. Inaczej drewno zacznie próchnieć i gnić, ale jak zostawi się taki bałagan w ogrodzie, wtedy dopiero robi się nieprzyjemnie. - wyjaśnił - A nie wiem w sumie. Gorączka mi chyba powoli przechodzi... - przyłożył sobie dłoń do czoła, żeby zobaczyć, czy nadal jest tak rozpalony jak kilka dni temu. - Ale chyba jest lepiej. Tak mi się wydaje przynajmniej. Myślę, że jeszcze dwa-trzy dni i jakoś się ogarnę. - powiedział, przeciągając się na krześle. - No nie wiem, nie wiem, czy mogę Cię puścić samego. - pokręcił głową, a w jego głosie było słychać lekki sarkazm. - A nie uciekniesz mi przez ogród? Ty przecież też powinieneś leżeć, a nie uganiać się po dworze. - słusznie zwrócił uwagę. Może jednak Sanada czuł się już lepiej, skoro pozwalał sobie na nocne harce po osadzie należącej do Uchiha? Najwyraźniej. - No dobrze, Ty się tym zajmiesz. Ale, ale! Masz się przebrać. Nie będziesz chodził przemoczony. - wstał od stołu, wcześniej jeszcze wznosząc toast za wiosnę. Uśmiechnął się, widząc uśmiech Shikaruia. Jeden napędzał drugiego, sprawiał, że się cieszył, odczuwał radość. Bycie szczęśliwym tylko dlatego, że on był szczęśliwy. Zabawne, Shikarui zawsze się tak uśmiechał, czy to może kwestia alkoholu? Irys nie wiedział, ale miał cichą nadzieję, że jeszcze nie raz przyjdzie mu widzieć jego śliczne ząbki.
Nie musiał długo szukać ubrań - w końcu to był jego dom - któż mógł wiedzieć lepiej od niego, w której szafie co się znajduje? Wybrał nieco cieplejsze ubrania, w ciemnych, stonowanych kolorach.
- Chyba takie lubi? - zapytał sam siebie. Sanada nie należał do ludzi lubiących się wyróżniać wśród tłumu, ale czy to co na siebie założy miało teraz większe znaczenie? I tak nikt poza Uchihą go nie oglądał. I oby jak najdłużej tak pozostało!
Zszedł na dół, kładąc złożone w kosteczkę ubrania przed Shikaruiem. Jasne było, że nie puści go, dopóki nie założy normalnych, czystych i suchych ciuchów.
- Lubię. Ale przede wszystkim oglądać, nie uczestniczyć w ich życiu. Polityka mnie... przeraża. To, jak ludzie mogą być fałszywi, zakłamani, byleby tylko osiągnąć swój cel. - wyjaśnił swojemu kompanowi. - A Ty? - zapytał. - Jeżeli chodzi o Kruki, to niestety, ale wiem tyle co Ty. Chociaż nie zgodzę się z tym, że to oni znajdą Ciebie. To taka gadka dla natrętów, żeby nie węszyli zbyt głęboko. Cóż, jakoś działają, istnieją - potrzebują więc zleceń. No i... informacji. Ktoś je im musi dawać. - spojrzał na Shikaruia. - A my mamy całkiem ciekawe informacje o Kami no Hikage. Moglibyśmy się dowiedzieć czegoś więcej o Hanie... i o Twojej pieczęci. - wyjaśnił swój punkt widzenia.
- Czym jest życzenie...? - powtórzył po czarnowłosym z zaskoczeniem w głosie. Czy wyrzutek był aż tak mocno odizolowany od społeczeństwa, że nie wiedział o co rozchodzi się solenizantowi? - No... jak masz urodziny, to zamykasz oczy i sobie czegoś życzysz. Wiesz, taka... tradycja. Jasne, rzadko się sprawdza, ale jak już się uda, no to... - no to co? - To fajnie chyba, nie? Że jasno postawiłeś przed sobą czego oczekujesz od życia, a to się stało. - wyjaśnienia Akiego mogły być trochę chaotyczne, no ale jak wytłumaczyć komuś, czym jest życzenie sobie samemu? Tak się po prostu robiło. Chyba nikt się nie zastanawiał, dlaczego.
Wstał, zbliżając się do Shikaruia. Pochylił się i chwycił go mocno za biodra, podnosząc z siedziska.
- Też Cię uwielbiam. - odpowiedział szeptem i mocno przytulił się do chłopaka. Położył głowę na jego ramieniu i zamknął oczy. Już samo usłyszenie czegoś takiego z ust bruneta wprawiało go w błogi stan, a bycie trzymanym w jego ramionach... - Najbardziej na świecie. - przyjemne ciepło rozchodziło się po jego ciele, dokładnie tak jak wcześniej opisywał - od brzucha, na wskroś, promieniując przez całe ciało, powodując przyjemne dreszcze, otwierając serce na nowe doznania. Tak, Aka doskonale wiedział co mówi, gdy opisywał zakochanie. Bo przecież to właśnie czuł do Sanady.
- Cieszę się. - uśmiechnął się do niego, ocierając się policzkiem o jego policzek. - Nawet nie wiesz, jak wielką mam ochotę całować się z Tobą. - powiedział wreszcie tak bezpośrednio, że bardziej już chyba się nie dało. - Idź już. Ja posprzątam i zrobię obiad. Tylko wróć szybko, zanim się rozmyślę. - uśmiechnął się do niego zadziornie - Drewno zostaw pod dachem. Jak wyschnie, to może uda się na opał wziąć. - to było na swój sposób słodkie, gdy każdy z nich zaczął się zajmować swoimi obowiązkami. Wojownik wojownikiem, ale żyć jakoś trzeba, no nie?
Oh, Kunoichi to prawdziwe farciary, jeżeli chodzi o życie domowe. Nie musiały się przejmować tym, że muszą przesunąć stół w kąt jadalni, aby dostać się do tej pajęczyny tam wysoko, przy suficie. Po prostu wskakiwały na ściany i biegały po nich, jak gdyby nigdy nic. Tak więc Shikarui mógł dostrzec przez okno komiczny widok Akiego stojącego na suficie jedną ręką zamiatającego kurze do góry nogami, drugą machającego w stronę Shikaruia. A wołowina? Ah tak, tak. Ona oczywiście się gotowała. Drugi raz, bo przecież wczoraj też ją gotował - tylko, że nie zdążyli jej zjeść. Ale hej, to wcale nie znaczy, że jest gorsza. Wręcz przeciwnie - gotowana drugi raz mogła jeszcze mocniej przesiąknąć pysznymi przyprawami i smakiem warzyw. Same pyszności, palce lizać! A jak pachniało! Już się nie mógł doczekać, aż wspólnie zjedzą. Chociaż, czy tak naprawdę chodziło o jedzenie? Jasne, kochał je, ale jeszcze bardziej kochał spędzać czas z Shikaruiem. Było mu przy nim naprawdę dobrze. Mogliby więc razem oglądać, jak trawa rośnie, albo jak farba schnie, a i tak byłoby to nadzwyczaj ekscytujące. Tylko dlatego, że ten cholerny zabójca był obok.
Gdy jadalnia już lśniła na błysk, pozostało ogarnąć górną część domu. Nie wybierał się do sypialni, w której spał Sanada, bo nie było sensu. Musiał ogarnąć ich sypialnie, a zwłaszcza ten rozgardiasz, który zostawił wyskakując z łóżka. Pościelić je ładnie, przyklepać, ułożyć poduszki. No a poza tym ogarnąć swoje wczorajsze ciuchy i zostawić je do wysuszenia.
Zszedł w końcu na dół. Jedzenie chyba było już gotowe, pozostało tylko je nałożyć. Dodać kroplę cytryny dla smaku i nałożyć na talerze. Większa porcja dla Shikaruia oczywiście, przecież narobił się w tym cholernym ogrodzie. Mięso wyglądało naprawdę apetycznie. Do tego ryż, polany sosem z leżącymi obok warzywami. Niestety bez grochu, bo przecież tego Aka nie miał w domu. Miał za to coś lepszego - kogoś, kogo mógł poczęstować jedzeniem.
0 x
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2074
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Dom Akiego

Post autor: Shikarui »

Nawet bardzo mało w jego stylu, bo o nikogo się nie martwił, prócz tej jednej osoby, rzecz jasna, ale o tym już chyba nie trzeba wspominać. Jeszcze przyjdzie mu to nie raz i nie dwa udowodnić, zapewnić Akiego, że kiedy on sam kogoś wybierał, lub kiedy wybierał cokolwiek, to obojętność nagle znikała. Wtedy dopiero drukujący po spokojnym oceanie lodowiec pokazywał, że zatapiał nawet najpotężniejsze okręty. Przynajmniej tak miało być w teorii. Nie udało im się przeskoczyć nad Iwaru, ni Hanem, a tym bardziej nad Cieniem, który pociągnął ostrzem po gardle Akiego. Te wydarzenia krążyły wokół niego jak ta burza, po której dziś został tylko przyjemny zapach ozonu, połamane gałęzie i mokra trawa. Nie drażniła i nie grzmiała, ale była ciągle gdzieś obok tego małego świata. Aka też to tak widział? Po złamanych gałęziach zawsze robił się bałagan, bo gniły, potem nic pod nimi nie rosło, a kiedy nadchodziła jesień były dodatkowo nakrywane liśćmi. Bałagan się powiększał, ale zabójca tego nie widział. W krainie śniegu i lodu wszystko prędzej czy później nakrywała biała płachta. Dlatego dostrzegał, lecz nie widział.
- Pozbieram, a ty siedź w domu. - Nie potrzebował dalszych wyjaśnień, czemu te gałęzie trzeba pozbierać. Potwierdzenie przyszło w słowach Akiego. Za dwa, trzy dni będzie z nim w porządku? I świetnie, więc sobie posiedzi w tym domu grzecznie, dopóki zdrowy nie będzie. - Ja jestem zdrowy. - Oparł dłoń na barku, w miejscu, które pulsowało bólem rozchodzącym się po całym ciele, rozmasowując lekko. Scena wciąż była jak żywa. Ból był żywy. Krew Akiego była żywa. Przypominająca o cieple na dłoniach sprzed dwóch lat. Czy już trzech? To tylko gałęzie i brudne podwórko. Mogło takim być, kiedy inne priorytety pchały się do przodu. - Jeśli zechcę uciec, nie poproszę o pozwolenie. - Odejdę cicho, tak cicho, że nie usłyszysz. Nie będziesz też wiedział gdzie i kiedy. Uśmiechnął się wrednie. Nie planował tego, nie zamierzał, ale w jego oku błysnęło wyzwanie. Nie czuł się lepiej, ale był jednym z tych samców, którzy dopóki trzymali się na nogach to było git. No i dopóki nie dostali kataru, bo wtedy to już na pewno śmierć i najlepiej od razu do grabarza się zgłaszać.
- Pożycz mi proszę jakieś ciuchy. - Będzie musiał w końcu odwiedzić tego krawca, ale to nie dziś. Nie teraz. Poczekał chwilę, kierując wzrok na okno, odsłonięte aktualnie. Wsłuchiwał się w kroki Akiego. Aż dziwnie było tak funkcjonować. Bardzo dziwnie. Dostawać ubrania, ciepły dach nad głową i jedzenie, którym druga osoba się z Tobą dzieli. Aka chyba nie wiedział, ile to dla niego znaczy. Shikaruiego przepełniało bardzo wiele wdzięczności, ale to nie ta chęć odpłacenia się go napędzała. Czy to obowiązek? Odpowiedzialność za siebie, jego i to miejsce? Cokolwiek to było - było dobre. I nagle dawała przystań po tak długiej tułaczce.
- Ja? Ja też jestem fałszywy. - Wiedział, że nie o to pyta Aka. - Robię to, co chcę. Długo walczyłem o taką wolność. Bez fałszu i obłudy by się nie udało. Nie widzę niczego złego w dążeniu po trupach do celu. - Nie potrzebował usprawiedliwienia, nie wstydził się tego i nie żałował. Nie też, żeby był z tego dumny, ot - ciężko w nim było i wstyd. - Miasto jak miasto. Im większe, tym więcej można zarobić, tym więcej się dzieje. Jestem jednak przyzwyczajony do ciszy. Jeszcze nie wiem, jakie miejsca wolę. Mam dużo czasu, żeby się przekonać. - Przyjął ciuchy, ściągnął z siebie koszulkę i zaczął się przebierać. Kiedy Aka zaczął o Krukach, przyjrzał mu się przez dłuższy moment, przeciągłe spojrzenie miało moc przenikania do duszy, prześlizgiwało się po skórze jak pieszczota niezasłużona. Pieniądze. Sprzedawanie informacji. Tak, to był dobry pomysł. Shiki ważył w swoich dłoniach konsekwencje tego czynu.
- To dobry pomysł. Nawet bardzo dobry. - Nie brzmiało to sympatycznie, raczej jak szept Śmierci o zmierzchu, kiedy ostatnia świeca już wygasła i pozostawał tylko smętny dym unoszący się z kąta. Czujność spojrzenia tylko się wzmogła, kiedy Aka ułożył dłonie na jego biodrach i przyciągnął go do siebie. Przyjemny zapach, chwila zbliżenia. Objął go i zamknął w swoich ramionach, wysuwając nos w kosmyki włosów Uchihy.
- Co za bezpośredniość! Może jednak masz gorączkę. - Musnął jego wargi i klepnął go w tyłek na odchodne. - Nie zapomnij o praniu, żono.
Na zewnątrz wciąż było chłodno, ale w trakcie pracy łatwo było o tym zapomnieć. Tak jak i o tym, że bolą cie mięśnie. Że dom jest daleko stąd, ale jednocześnie bliżej niż kiedykolwiek,bo przecież tam dom twój, gdzie twoje serce. Zrobił swoją robotę i porąbał drewno, przynosząc suche klocki do domu. Wreszcie można było napalić w piecu. Przyjemny zapach obiadu wabił. Sprawił, że żołądek bardziej się zaciskał. Ale to było dobre uczucie. Wreszcie czuł, że jest głodny. Dlatego aż oczy mu lśniły, kiedy w końcu wszedł do domu, a tam czekający na stole obiad. No prawie na stole. Mimo zmęczenia przesuwały się po nim cudowne emocje. Może i to zmęczenie w tym wypadku akurat tez zrobiło swoje i dołożyło niezbędny plus. Wzruszający, słodki obrazek i wzruszające, słodkie uczucia. I to naprawdę on brał w tym udział? Ze wszystkich ludzi - właśnie on?
- I nie zamierzasz mnie nakarmić samym ryżem? - Upewnił się, już czyściutki i wymyty, podchodząc do Akiego.
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Aka

Re: Dom Akiego

Post autor: Aka »

Nie lubił, gdy Shikarui tak mówił. Nie lubił tego jego błysku w oku i tej całej jego niezależności. Być może miałby to w nosie, gdyby w pewien sposób nie zaprzeczało to jego wcześniejszym słowom. A może mu się po prostu wydawało i nadinterpretował to, co brunecik lubił sobie pogadać pod nosem?
- Lepiej, żebyś w takim przypadku nie wracał. - uśmiechnał się równie kąśliwie co Sanada. Mówią, że nie ma rzeczy groźniejszej na tym świecie, niż zdradzona kobieta. Cóż, chyba nie spotkali Akiego, wtedy by zmienili zdanie. - Czyli czasami jednak miewasz jakiś cel, huh? - zapytał, czujnie wyłapując jego słówka. Nawet jeśli po trupach, to chociażby tak. - Kłam sobie i oszukuj kogo chcesz. Byle nie mnie. Nienawidzę tego. - wzruszył ramionami, puszczając mimo uszu całą resztę gadki bruneta. Nie chciał sie już denerwować, a takie pierdolenie jakim charakteryzował się jego kompan, doprowadzało go do szału, co było już zresztą widać poprzedniego dnia. Aka po prostu nie lubił rozmawiać o tym, że ktoś jest zły. A tym bardziej z Shikaruiem, który nie ukrywał się z tym wszystkim. Może to i głupie, ale Uchiha wolał myśleć, że jego towarzysz, gdy przyjdzie co do czego, posłucha się jego, a nie swojej chłodnej logiki rządzącej jego światem.
Nadzieja matką głupich, co?
Wiedział, że jego pomysł jest dobry. W końcu zakładał, że zarobią spore pieniądze niewielkim kosztem - co mogło pójść nie tak? Cóż, zapewne wszystko, od początku do końca. Tego jednak jeszcze nie wiedzieli. Oczywiście Aka miał w tym swój ukryty interes, o którym zapewne Sanada wiedział. Chodziło oczywiście o Hanjiego, a nie o jakieś tam śmieszne pieniądze. Nie zamierzał mu odpuszczać. Nie po tym, co przeszedł. Suzumura musiał zapłacić za swoje zbrodnie, i to bynajmnie nie za pomocą tych bezużytecznych monet. Aka pragnął zemsty - oj tak, chłopak był wyjątkowo mściwy, ale ten zwyrodnialec sam sobie na to zasłużył. Mało kto był w stanie zirytować Irysa na tyle, żeby wywołać w nim tyle negatywnych emocji. Uchiha był miły, wyrozumiały, potrafił wybaczać. Ale tego co zrobił ten potwór... po prostu nie można było wybaczyć.
Uśmiechnął się, czując dłoń na swoim pośladku.
- Tak, może Ci jeszcze kanapki do pracy zrobię, hmm? - chyba żadna dupa wcześniej nie robiła mu kanapek do pracy. A już na pewno nie takich zajebisteych. Sielanka, ah, sielanka. Brakowało jeszcze koszulki do bicia żony i narzekania na to, że Twoja drużyna nawet nie wyszła z grupy.
Obydwoje zajmowali się swoimi sprowami, jakoś ze sobą funkcjonowali i o dziwo, nie pozabijali się przez te wszystkie dni, które ze sobą spędzili. A to już sukces, prawda? Przeżyj z zabójcą przez tyle dni pod jednym dachem. Aka powinien być z siebie dumny. I był, ale z nieco innego powodu.
Danie wyglądało idealnie, a smakowało z pewnością jeszcze lepiej. A przynajmniej taką miał nadzieję Aka, gdy z dumą przyglądał się swojemu dziełu. Dobrze dopieczone mięso to połowa sukcesu, reszta to przyprawy i odpowiedni dobór składników, aby stworzyć istną ucztę dla kubków smakowych. Przyjemny zapach rozchodził się po całym domu, a potrawa swym parowaniem jak gdyby krzyczała weź mnie schrup! Ah, juz nie mógł się doczekać, aż zatopi swe zęby w pysznym mięsku i wreszcie zje coś, co jeszcze niedawno biegało sobie po polu. Ah, nie wyobrażał sobie życia jako wegetarianin, jak tak w ogóle można było? Tyle pyszności cię omijało!
- W samą porę. - powiedział, odwracając się w stronę nadchodzącego Shikaruia. Pewnie skręcało im obu żołądek w podobnym stopniu, a Sanadzie może nawet bardziej, zważywszy na fakt, że pracował na zimnie. - Chodź tu do mnie. - powiedział cichutko, zbliżając się w jego kierunku. Wyciągnął dłoń w jego kierunku i delikatnie zbliżył ją do jego twarzy. Przejechał delikatnie opuszkami palców po jego policzkach, spoglądając się w jego lawendowe oczy. Druga ręka powędrowała za jego plecy, mocno dociskając go do siebie. Nie trzeba było długo czekać, aż druga do niej dołączy, zamykając się z nią, oplatając Shikaruia. Aka uśmiechnął się i zbliżył do twarzy chłopaka, ocierając się o nią leciutko. Zacisnął mocniej dłonie i przycisnął go do siebie, z początku lekko, tylko po to, żeby za chwile uściskać go mocno. Błądził dłońmi po jego plecach, co jakiś czas zjeżdżając na barki, ramiona, aż w końcu drogą przez obojczyki i żebra, wracając na swoje dawne miejsce. Dotykał go czule, ale mocno, tak jak zawsze miał w zwyczaju. Obiecał, że go wyściska, i to właśnie robił, gdy z każdą kolejną chwilą byli coraz bliżej siebie, gdy Shikarui czuł ciepły oddech Akiego na swoim karku, gdy palce chłopaka sprytnie wemsknęły się pod jego koszulkę, subtelnie drapiąc go po nagiej skórze.
- Nie. Oczywiście, że nie. - położył głowę na jego ramieniu, chcąc poprzytulać się z nim jeszcze trochę. Przez trochę rozumiał oczywiście cały dzień. - Duża porcja mięcha dla Ciebie. Mam nadzieję, że Ci będzie smakowało. - powiedział, puszczając go wreszcie. Zasiedli do stołu, wreszcie mogąc zjeść coś ciepłego i pożywnego. A czy smacznego? Cóż, danie wyglądało na naprawdę znakomicie zrobione - warzywa miały wyraźne kolory, nie były rozgotowane, mięso ładnie zarumienione, a przyprawy sprawiały, że ślinianki same zaczynały pracować na myśl o zbliżającej się ekstazie dla podniebienia. Pozostało więc tylko życzyć sobie smacznego i pałaszować!
0 x
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2074
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Dom Akiego

Post autor: Shikarui »

Ciepło. Czułość. Bliskość. Na człowieka nie można było liczyć. Ludziom trzeba spoglądać na ręce i upewnić się, że nie stoją za twoimi plecami. Mieć w tym tyle pewności, by zawsze trzymać nóż pod ręką i móc go użyć, kiedy nadejdzie odpowiedni moment, gdy pojawi się zdradliwy ruch. I tej sielance też nie sposób było zaufać, ale było to zupełnie inne zwątpienie. Shikarui nie czuł, jakby ktokolwiek miał go tutaj zabić. Choć przecież powinien. Aka był częścią klanu, który żerował na emocjach. Może był tylko tuczoną owcą przygotowywaną na rzeź? Ładnie opakowaną, żeby jej samej spodobało się otoczenie i żeby nie chciała uciec. W końcu niemal niczego o Akim nie wiedział. Informacje wysypywały mu się z dłoni i nie potrafił z nich ułożyć obrazka. Aka był złożony, skomplikowany. Jak cebula. Ewentualnie jak rafa koralowa, która swoim bogactwem fascynowała i zachwycała. Pełna życia, barw, bez przerwy się zmieniająca. Jednocześnie pełna pułapek, kiedy nie znało się ich tajemnic, a Shikarui po prostu czuł, że Aka jest pełen niedomówień. Że jest wiele rzeczy, o których musi usłyszeć i nie usłyszy o nich, dopóki nie zapyta wprost, a nawet jak zapyta to powinien uważnie dobierać słowa. Aka lubił gry. Albo nie - to Shikarui lubił gry. I tworzył je, kiedy Aka zaczynał swoje testy i próby. Kiedy tak wiele mówił, a ciągle tak wiele trzeba było odpowiedzieć. Tak i w przypadku tych Kruków. Pieniądze? Shikarui nie wiedział, czy to naprawdę takie proste. Sprzedaż informacji i tyle. Jednak to, o czym wspomniał Uchiha, że mogą uzyskać coś w zamian… to zupełnie inna sprawa. Potrzebowali siły. Musieli urosnąć w swoje możliwości, wynieść się ponad wszystkich, żeby być się w stanie bronić. Było tak wiele rzeczy, których musiał się nauczyć, które musiał poznać i jeszcze więcej tych, na które musiał uważać, by… czuwać. By ciągle mieć siły na to wszystko i nie wpaść w pułapkę mirażu, jakie Aka zaczynał tworzyć. Chyba… zawsze tego chciał. Czegoś… takiego. Tego wszystkiego. Jak nazwać? Domem. Dom, w którym na ciebie czekają i z którego mogą cię wyrzucić za byle krzywe spojrzenie. Za to, że jesteś zły, a Aka to przecież obrońca ludzi. Nie ziemi, która była martwa, tylko ludzi, którzy ją tworzą - czy to było dobrze ujęte? Liderka Uchiha umożliwiła mu to, więc może... może był jej winien więcej lojalności. Na razie nie zaprzątał sobie tym głowy.
Zatrzymał się, kiedy zbawiony zachętą Akiego pokonał odległość ich dzielącą i przymknął oczy. Dotyk na ciele, bliskość drugiej osoby. Wyciągnął ręce na spotkanie Irysa. Naprawdę - jego skóra była tak samo miękka jak płatki tamtych kwiatów ze snu. Jak te kwiaty wyglądały..! Ach tak. Niebieskie.
Niebieskie irysy.
Ogień i lód. Taniec nie niszczył rzeczywistości, a jak na razie pozwalał im kwitnąć w harmonii. Na jak długo? Spięcia wydawały się nieuniknione. Docieranie się, by nauczyć się dobrze żyć obok siebie i poznać o drugiej stronie wszystko. W końcu człowieka za wady się ledwo lubiło. Kochało za wady i słabości. Shikarui czuł o wiele więcej niż sympatię. Aka traktował go tak… normalnie. Po ludzku. Nawet kiedy zawiesiła na nim spojrzenie to był to zupełnie inny rodzaj spojrzenia niż to, które słali mu inni ludzie. Wszystko w Akim było tak inne, że czyniło go Niebem, Ogniem i gwiazdami, w których blasku człowiek kąpał się przy modłach im dodawanych.
Lekko ścisnął palce na jego plecach, zginął jego koszulkę. Przesunął policzkiem po jego skroni, przesunął dłoń w dół jego pleców. Dotyk. Nie bał się tego dotyku. Nie bał się oceny Akiego i nie bał się tego, co może powiedzieć. Jego dotyk zapewniał, że wszystko będzie w porządku. Jego aura koiła jego. Zaklinał go jak dzikiego wilka, jak profesjonalista, który dobrze wiedział, którą stronę poruszyć, by uśpić cały instynkt zwierzęcia. Zwierzęcia, w którego naturze było kuszenie królika i obiecywali mu, że pod jego ogonem będzie cieplej. Bezpieczniej. Każdy wie, jak taki królik, zwiedziony obietnicami, kończył. Każdy też wiedział, jak kończyły samotne wilki. Wszystko to było jak ocalenie.
Oparł czoło na ramieniu Akiego i znów chłopak mógł poczuć, jak palce Sanady zaciskają się na jego odcieniu. Nie chciał już dziękować, nie słownie. Mógł powtarzać to słowo w kółko, ale to nie było w stanie wyrazić jego uczuć. Powtarzał je więc w głowie, w kółko i w kółko. Gdzieś zaraz obok modlitwy, żeby to wszystko nie zniknęło.
- Pytałeś, czy czasem miewam cel. Miewam. Czasem. - Wyszeptał mrukliwie, cicho, spokojnie, poddając się klimatowi chwili tworzonej… przez nich? - Kiedy mam cel to zawsze go wypełniam. Jestem bardzo, bardzo cierpliwy. - Rzecz jasna chodziło o te cele, które nie były wytyczone krańcem sakiewki. Nie ufaj mi, Aka. Nie możesz. - Nie mam powodu, by cię okłamywać. Nie chcę Cię okłamywać. Dlatego nigdy cię nie okłamię i nie zdradzę tak długo, jak długo nie zdradzisz mnie ty. - Mógł się czuć na 84 lata a nadal gówno wiedział. Gówno widział. I nie czuł się zmęczony, oj nie. Fizycznie - tak. I ta fizyczna praca pomogła mu z psychiką. Siedzenie w miejscu naprawdę źle na niego działało. - Idziemy jeść? Zaraz umrę z głodu.
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Aka

Re: Dom Akiego

Post autor: Aka »

Aka stał w ciszy, gdy jego towarzysz pogrążał się w coraz to dalej wybiegających myślch. Ah, gdyby tylko Uchiha byli w stanie czytać w myślach, jakże prostsze byłoby życie! Niestety nikt, a już na pewno nie Aka, nie opanował tych umiejętności. Pozostało więc jedynie przyglądanie się dziwacznym uśmiechom i gestom Sanady, które wprowadzały coraz więcej zamętu w jego biednej główce.
Cóż to za związek bez kłótni, huh? Każda relacja wymaga spięć, inaczej jest nudno. Wyobrażasz sobie spędzać całe życie z kimś, kto jest dokładnie taki sam jak ty? Ja bym nie wytrzymał dłużej, niż tydzień, zanim wydłubałbym temu drugiemu sobie oczy. Ludzie na szczęście byli z reguły różni, a już na pewno wyraźnie było widać te różnice między dwójką czarnowłosych chłopców. Jeden jak ogień, drugi jak lód, a mimo to chyba udawało im się znaleźć jakiś wspólny język (i nie mam tu na myśli całowania się w wolnych chwilach). Uchiha jednak traktował Sanadę w nieco inny sposób, nie traktował ich relacji jako gwarantu bezpieczeństwa, ani tym bardziej samemu nie był gwarantem tego bezpieczeństwa. Nie czuł się jak łowca, który (skutecznie) wabi swoją zwierzynę. Nie postrzegał tego w ten sposób - spotkali się przez przypadek i przez przypadek zostali ze sobą na dłużej. Nie widział w tym nic niezwykłego, a już z pewnością nie widział siebie jako kogoś, kto gasił zwierzęce instynkty Shikaruia. Irys był po prostu sobą - ze wszystkimi swoimi zaletami i wadami, i być może właśnie to sprawiało tak złudne wrażenie mamienia Sanady. Aka po prostu taki był - lubił toczyć swoje gierki, mieszając w nie postronne osoby. Czasem nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że to robi - i chyba właśnie tak było w przypadku wyrzutka. Mógł się zachowywać w ten sposób, jednak nie był żadnym zaklinaczem, nie był profesjonalistą, który wie co robić z chłopcami, by dać im złudne poczucie ukojenia. On to robił naprawdę, być może nieświadomie, ale zawsze starał się być szczerym we wszystkim co robi. On naprawdę lubił tego chłopaka, bez względu na to, jakich potwornych czynów dopuścił się w przeszłości.
- Los Ci nie trzeciej szansy. Masz czystą kartę - nie spierdol tego. - tabula rasa, niezapisana tablica. Tym właśnie dla niego był Shikarui - nikim. Ale w pozytywnym znaczeniu znaczeniu tego słowa. Nie widział na nim jego przeszłości, jego morderstw, tego wszystkiego czego dopuścił się dawniej. Mógł zacząć od nowa - zapisać historię na nowo, zacząć nowe życie, przestać być wyrzutkiem, za który spluwają, gdy idzie ulicą. Przestać martwić się o to, czy dożyje jutra. Wiedzieć, że ktoś za nim tęskni, gdy wyrusza na ciemiężną wyprawę po bułki do piekarni, albo artefakt. Spisać swą treść ręką Akiego. Wreszcie zacząć budować, a przestać burzyć. - Mam nadzieję, że tym razem będzie to dobry cel. - dodał po chwili, puszczając swojego kochanka. Jego słowa były... ciężkie. Aka skrzywił się lekko, spoglądając na niego. - Zabawne. Czy przypadkiem nie mówiłeś przed chwilą, że jesteś fałszywy...? - wypunktował chłopakowi. - Nie mam zamiaru Cię okłamywać, czy zdradzać. To nie w moim stylu. - Aka był lojalistą. Nie wyobrażał sobie życia z przyklejoną łatką zdrajcy. - Prędzej podetnę sobie żyły. - dodał, siadając przy stole.
Apetet mu dopisywał. Był nieziemsko głodny.
- Nie umieraj. Byłoby mi smutno. - uśmiechnął się. - Tak. Smacznego. - uśmiechnął się do niego i rozpoczął ucztę. Jadł powoli, dokładnie przeżuwając każdy kęs. Nie tylko dlatego, że rozkoszował się mięskiem rozpływającym się w buzi. Po prostu nie chciał, ażeby coś mu stanęło w gardle, a to, że danie smakowało jak nektar bogów, to już zupełnie inna sprawa. Chociaż, biorąc pod uwagę, że nie jadł od prawie tygodnia, to pewnie i czerstwy chleb smakowałby znakomicie. No, tylko że chleb nie był dobrze przyprawionym mięskiem w pysznych warzywkach. - Co zamierzasz zrobić po tym, gdy zdobędziesz pieniądze? - zapytał, biorąc kolejny kęs.
0 x
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2074
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Dom Akiego

Post autor: Shikarui »

- Nie potrzebuję białej karty. - W tych wszystkich rzeczach, o które chciał zapytać, było też wiele tych, o które pytać nie chciał. Jak to, jakim cudem zbierało mu się na takie czułości i czemu chciał całować wargi tego, który stanowił zbiór rzeczy, które Aka chciał wypalić z tego świata. Mogłabym napisać, że to wcale nie dlatego, że bał się prawdy, ale to nie byłaby do końca prawda, jak myślisz? Strach w nim nigdy nie dominował, dopóki wspomniany Los nie stawiał go przed osobami takimi jak Han. Tylko głupcy nie odczuwali wtedy strachu. Głupcy z życzeniem śmierci. I nie chodziło nawet o przekonanie, że ten człowiek ich zaraz zabije, jednym pstryknięciem rozsadzi tu i teraz, śląc kawałki twojego ciała na wszystkie strony. Chodziło o sam respekt do mocy, którą władał. Han sam w sobie nie był przerażający. Shikarui czuł z nim więź, która nie miała niczego wspólnego z nienawiścią - uspakajała go od momentu, kiedy się pojawił, uwalniając ich z kajdan i coraz mocniej osadzała się czarem w tyle jego głowy, kiedy rozmawiali z Akim. Melancholia. Jakiś rodzaj tęsknoty, tak cichej i drobnej, że znikała w głębinach mięśni i nie zostawał po niej ślad. A jednak była. Gdzieś tam, gdzieś skryta. Sprawiała, że smycz lekko ciągnęła, nie wzywała, nie nakazywała, nawet nie przeszkadzała. To nie było lubienie i koniec końców mógłby powiedzieć, że Han był mu obojętny. Ta osoba, której chakra teraz krążyła w nim i zatruwała jego krew. Sądził, że będzie to powód do zadowolenia, do dumy. Teraz czuł tylko kolejne znamię palące jego skórę, które wyznaczało jego przynależność do kogoś. Blizny potrafiły boleć nawet lata po ich zagojeniu. Ale przecież Aka już to doskonale wiedział. Sam się przekonał, jak to jest nosić na sobie piętno swojej porażki.
- Sam wywalczyłem tą szansę. Teraz obronię ją własnymi rękoma. - Lekko cofnął się w tył, ale tylko tułowiem, by móc spojrzeć w oczy Akiego. Dla niego były to ciężkie tematy, dla Shikaruiego takie same jak te o herbatce. Ciężkie to było to z rana. Kiedy jego słodki czar na moment prysł, kiedy woń Irysa była za daleko i dym z komina zamiast wzbić się w niebo - opadł w dół. Zamieszkał na ulicach, otoczył okna domów. Głucho było wszędzie. I szarość otumaniała. - Choć wiem, że twoje kolana tak łatwo się nie ugną, więc pewnie nie będzie kogo bronić. - Przesunął grzbietem palców po policzku Akiego. Tak, nie musiał się przecież o niego martwić. O zaklinacza dzikich, którego magia była najstraszniejszą na świecie, bo nie istniała na nią kontrująca technika. Był aż sobą. To w zupełności wystarczyło. Ha! To było aż zanadto.
- Mówiłem. - Potwierdził tym aksamitnym tonem, wyginając enigmatycznie jeden kącik warg ku górze. - Jestem też wiernym psem. Tak mnie wytresowano, wiesz? Dlatego, mój Zaklinaczu, ty jedyny możesz mi ufać. Choć przecież już zaufałeś. - Wysunął jeden z palców i zakończył swoją zmysłową wędrówkę po profilu jego twarzy na jego podbródku, lekko podciągając go do góry, by musnąć jego wargi swoimi. Obiecane wyściskanie zostało dopełnione, a Shikarui bardzo chciał mu dać coś od siebie. Zachętę. Podziękowanie. Skromne tylko i wyłącznie dlatego, że żaden z nich nie chciał dać jedzeniu wystygnąć.
- Nadzieja jest matką głupców. - Można było w tym życiu liczyć na wiele rzeczy, lecz na nadzieję? Z drugiej strony lepiej na nią niż na… Shikaruiego. - Co jest dla ciebie dobrym celem? Ratowanie ludzi? Pomaganie im? - Nie pytał, bo kpił. Pytał, bo naprawdę go to interesowało. Ciekawiło. - Chcę Cię uszczęśliwić. I chcę, żebyś wyzdrowiał. Czy to są dobre cele? - Nie pytał też dlatego, że nie wiedział, czym jest dobro. I jakie są szczytne cele w ludzkim rozumieniu. Lecz jeśli o to chodziło Akiemu, to przyjdzie mu się chyba negatywnie zawieść. Shikarui nigdy nie lubił ludzi i nigdy ich nie pokocha, by się o nich zatroszczyć. Troszczył się tylko o Akiego i o samego siebie. To już i tak wymagało wystarczająco wiele uwagi. Zwłaszcza, że Shikarui… lubił widok krwi. Było mu obojętne, czyja to była krew, póki nie była jego własną czy Akiego.
Lubił danse macabre.
- Mógłbym ci to samo powiedzieć. Nie umieraj, Aka. Podróż po ciebie za bramy Nieba byłaby wyczerpująca. - Och, zaczynał czuć się coraz lepiej i powoli obrastał w dawne piórka. Wystarczyło tylko… tylko? Cholera. AŻ. Znowu aż. To wszystko było och i ach, częściowo zapierało dech w piersiach i Shiki na początku naprawdę myślał, że Aka zaraz powie, że żartował i da mu miseczkę ryżu. A miejsce obok zajmie ktoś zupełnie inny.
- Nikt nigdy dla mnie czegoś takiego nie ugotował. Nie podzielił się posiłkiem i nie zaprosił do stołu. - Przyznał. To była dla niego bardzo ważna chwila. Tak samo jak niemal każda, którą dzielili ze sobą od jakiegoś czasu. - Nikt nigdy nie martwił się też o to, czy chodzę w mokrych ciuchach i czy mam cokolwiek do założenia na siebie. Nikt nie przytulił mnie nigdy i nie powiedział, że jestem piękny. Mógłbym tego wymieniać jeszcze bardzo wiele. To wszystko, co robisz, jest dla mnie bardzo ważne. - Tak więc usiadł obok. Przed jedzeniem pachnącym i wyglądającym tak pięknie, że zdumiewało. - Smacznego. - Odparł i sam wziął się za jedzenie. Pierwszy kęs był jeszcze całkowita kulturka, ale kiedy załapał, jakie to jest dobre, to tylko ostatnimi woli nie rzucił się na swój talerz jak dziki zwierz.
- Dokupię notek, muszę zamówić u kowala miecze, rozejrzeć się za truciznami, ale przede wszystkim muszę odkupić twój kubek, zamówić u krawca ubranie i oddać ci część pieniędzy na dom. Będziesz musiał mi powiedzieć, ile. Nie znam się na utrzymaniu gospodarstwa.
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Aka

Re: Dom Akiego

Post autor: Aka »

Uśmiechnął się.
- Nie pytałem Cię, czy jej potrzebujesz. - zauważył słusznie. Z losem można było przekomarzać się, krzyczeć na niego, walczyć, ba, czasem nawet dało się go zmienić, ale pewnym faktom nie dało się zaprzeczyć. Lód spotkał ogień - płomień, który choć gorący, nie stopił Shikaruia. Pozwolił mu istnieć w swym świetle, otaczać się jego ciepłem. Wystarczyło tylko uważać, żeby się nie sparzyć. W jednym tylko brunet miał rację - sam sobie obrał tą drogę. A przynajmniej tak sądził, bo i tak nie wiedział co zaplanowali dla niego bogowie. O ile w ogóle istnieli.
Wyszczerzył kiełki, gdy usłyszał o tym, że miałby paść na kolana.
- Nie pogniewam się, gdy i tak będziesz przy mnie. Zawsze mniejsze szanse na podcięte gardło, huh? - zapytał sarkastycznie, odkrajając kawałek mięsa i ze smakiem pałaszując aromatyczne danie. - To wielkie słowa, zdajesz sobie z tego sprawę, prawda? - dla Akiego wszystkie obietnice, przysięgi, klątwy i inne wyrzeczenia nic nie znaczyły. Słowa były tylko słowami. Szanował jednak inne punkty widzenia na świat, w tym ten Shikaruia, jakoby słowa były ważne. Dlatego też postawił się w jego sytuacji i chciał wiedzieć, czy zdaje sobie z wagi tego, co mówi. Zaufanie, lojalność - to słowa, których nie powinno rzucać się na wiatr dlatego, że tak nakazuje sytuacja, że tak wypada. Sanada nie był też przyparty do muru, zaufanie Akiego nie było kwestią życia i śmierci. Równie dobrze wyrzutek mógł wyrzucić na niego jedzenie, pierdolnąć talerzem i wyjść, przy okazji tłukąc kolejny, drogocenny, porcelanowy kubeczek.
- Byłeś psem. Tak Cię wytresowano. - potwierdził, czy może raczej... poprawił go. - Teraz jesteś człowiekiem. próbował uświadomić Sanadę, że ciągle mylił się co do samego siebie. - A ja ufam Ci, bo to mój wybór. Tak samo jak Twój dotyczący tego, czy odejdziesz w nocy bez słowa. - Shikarui powinien był zrozumieć, że czasy się zmieniły. Nieważne, co wmawiali mu jego stworzyciele z Juugo, nie był tylko zabawką na pokaz. A przynajmniej już nie.
Przymknął oczy, gdy tylko poczuł palec na swoim podbródku. Lekko uchylił usta, pozwalając Shikaruiowi na delikatny pocałunek. Przyjemne ciepło rozeszło się po jego ciele i zniknęło tak samo nagle, jak się pojawiło. Jeżeli to miało być zachętą, to podziałało zaskakująco dobrze, bo Aka aż zarumienił się z wrażenia. Jak niewiele wystarczyło, by Uchiha się uśmiechał. Choć dla niektórych mogło to być bardzo wiele.
Prychnął głośno, gdy usłyszał pytanie Shikaruia.
- Ratowanie ludzi? - powtórzył, przecierając pochlapane usta. - Czy ja Ci wyglądam na dewotkę? - komu jak komu, ale Akiemu brakowało dużo do kogoś, kto klęczy na kolanach przed posążkami i stosuje się do jakichś patetycznych zasad. - Wierzę. Ale to nie znaczy, że będę narażał życie swoje, czy Twoje, dla kogoś kogo nie znam. A już na pewno nie za darmo. - wyjaśnił. - Jaki jest dobry cel? Ciekawe pytanie. Nigdy się nad tym nie zastanawiałem. - odpowiedział szczerze. - Żyj tak, żebyś nie miał z czego się tłumaczyć. Tak. Myślę, że to dobre przesłanie. - uśmiechnął się. - Tak, to całkiem dobre cele, nawet bardzo. Mam tylko nadzieję, że nie będzie już więcej okazji do ich spełniania. - zaśmiał się, choć podcięte gardło wcale tego nie ułatwiało. Przechodzenie po raz kolejny przez piekło również nie było zbyt kuszącą wizją. - A jeśli chcesz mnie uszczęśliwić to... po prostu bądź obok. Blisko mnie. Myślę, że okazja sama się nadarzy i to nie jedna. - przejechał opuszkami palców po jego dłoni i musnął go w policzek. W końcu skoro chciał być źródłem jego szczęścia, musiał dawać znać, że istnieje.
- W takim razie bardzo mi miło, że mogłem być pierwszy. Obym mógł to powtórzyć. - Mama mu gotowała obiad, ojciec uczył szermierki. Raz czy dwa nawet się przytulili, czy powiedzieli sobie czułe słowa. Dostał od nich coś za darmo, teraz chciał przekazać to dalej. Podzielić się tym, czym mógł - z Shikaruiem. - Mam nadzieję, że Ci się podoba? - skierował wzrok na jego lawendowe oczy i już niemal odruchowo uśmiechnął się.
- Żartowałem z tym kubikiem. Twoja wdzięczność i uśmiech będą wystarczającą zapłatą. - odrzekł, wyciągając rękę w kierunku jego głowy. - Nic nie musisz mi oddawać, głupolu. - zaśmiał się, mierzwiąc mu włosy. - Dawno się tak dobrze nie czułem, jak teraz. - nawet pomimo podciętego gardła. - Chcesz ze mną pójść na spacer? Czy może zostajemy w łóżku? - zapytał, ukrywając swoje rumieńce głębokim pochyleniem się nad talerzem z jedzeniem. - Oczywiście jak zjemy. wymówki, ah, wymówki.
0 x
Zablokowany

Wróć do „Lokacje”

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 8 gości