- Wiesz, to naprawdę zabawne. Używasz tu zwrotu "normalni ludzie", jakby normą dla wszystkich musiało być to, do czego sam zostałeś wychowany - Suzia może i nie poznała za dobrze świata poza pustynią, wiedziała jednak, że różne prowincje charakteryzowały się odmiennymi obyczajami - My jesteśmy od was inni. I to jest nasza normalność. Chociaż chyba nie jestem najlepszym przedstawicielem pustyni... Mama zawsze wzdycha ciężko, że to przez krew Rindou - poskrobała się z namysłem po potylicy, gubiąc zaledwie chwilę temu rozpoczęty wątek.
I w tej chwili oczy jej zabłądziły w górę, prosto w stronę nadchodzącej ulewy. Chmurom towarzyszył zresztą gwałtowny wiatr, który z rosnącą siłą od dobrej chwili porywał do tańca luźne elementy ich odzieży oraz kosmyki włosów.
- A niech to skorpion żądli...! - wydusiła z siebie, wyraźnie pod wrażeniem tego, co za chwilę miało nastąpić.
Kap!

Pierwsza gruba kropla rozbiła się o bruk pomiędzy dwójką shinobi. Zaraz za nią ruszyły kolejne, a wśród szumu towarzyszącemu ich zderzaniu z otoczeniem Suzu odepchnęła się lewą ręką i zeskoczyła zręcznie w dół by szybko zamknąć otwartą gurdę. Mokry piach to ciężki piach.
- Jak cudooownie! Pierwszy dzień i od razu deszcz! - zawołała, okręcając się w miejscu, a głos jej niósł w sobie mieszankę tak pozytywnych emocji, że niemal walił kolorem i iskierkami po oczach.
W szumie deszczu, wsłuchana w melodię ze swych wspomnień, Suzia okręciła się dookoła jeszcze kilka razy w tańcu typowym dla jej regionów. Właściwie to na chwilę nawet zapomniała, że ma towarzystwo, zwyczajnie cieszyła się uczuciem kropli uderzających o skórę. Deszczem można się cieszyć albo na nim moknąć. Zielonowłosa zdecydowanie wybierała pierwszą opcję. Wszystko to jednak trwało bardzo krótko, około pięciu oddechów, bo potem pochwyciła ręką szarfę przywiązaną do gurdy, zręcznie zarzuciła sobie wielkie naczynie na plecy i wbiegła na budynek, na którym stał obecnie Shishinori. Odpieczętowała wprawdzie płaszcz, ani myślała jednak założyć go na siebie. Przewiązała go w pasie, by ochronić papierowe zwoje przed wilgocią. Odkleiła mokre włosy od czoła i uśmiechnęła się do Shishinoriego. Nawet jeśli skończy później z katarem, warto było. Uwielbiała deszcz.
- Pewnie jesteś z tych, co na deszczu mokną, prawda? - zagadnęła, siadając około metra od niego, mimo ciężkiego szumu kropli z tej odległości nadal słyszeli się idealnie - Kompletnie nie potrafię cię zrozumieć, ale to pewnie znaczy, że ty mnie też. To tak jakbyś szedł przez ogród wypełniony znajomymi kaktusami i nagle pośród nich odkrył coś zupełnie nowego. Taką hm, koniczynę na przykład. Będę cię wspominać jak już ją kiedyś znajdę. - zadeklarowała tym samym, wciąż pogodnym tonem, niezrażona jego niechętnymi słowami. [/size]