Ryokan "Królik Inaby"
- Hayami Akodo
- Posty: 1277
- Rejestracja: 20 sie 2017, o 15:45
- Wiek postaci: 26
- Ranga: Samuraj
- Krótki wygląd: https://imgur.com/a/9wDbR
- po lewej stronie aktualne ubranie Hayamiego,
plus kremowy płaszcz i czarne rękawiczki bez palców
- długa blizna na piersi po pojedynku z Megumi Ishidą
- blizna na prawej nodze po walce pod Murem - Widoczny ekwipunek: - włócznia yari
- katana
- plecak - Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=4011
- Multikonta: brak
- Aktualna postać: Hayami Akodo
- Akarui
- Postać porzucona
- Posty: 1567
- Rejestracja: 8 cze 2017, o 01:03
- Krótki wygląd: Jak na avku brązowy płaszcz z kożuszkiem - mamy zimę! ;)
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=54569#p54569
Re: Ryokan "Królik Inaby"
Dziecko w ramionach Akarui'ego nic nie rozumiało. Długo nie pojmie, jaka tragedia towarzyszyła pierwszym dniom jego życia. Nie pozna już ciotki, która dla uspokojenia niemowlęcego płaczu chciała dać mu broń zawinięta w bandaże. Oby tylko dożyło czasu, gdy rodzinna tragedia przerodzi się w angedotkę opowiadaną przez młodego Ryujina przy sake, w gronie przyjaciół... Na razie jednak brzdąc trenował swoje pierwsze odruchy, wierzgania nóżkami, próby zaczepiania się palcami o odzienie medyka, pierwsze jęki i skurcze mięśni twarzy.
Hayami szybko zrozumiał powody, dla których Tozawa nie mógł podzielić się pewnymi informacjami. I całe szczęście. To nie było miejsce na kłótnie i przekrzykiwania się. To było miejsce żałoby, które mogły przerywać jedynie płacze Ryujina. Jednak teraz było dość cicho. Chłopiec potrzebował snu, który powoli wkradał się w jego łaski. Dzieci do szóstego miesiąca życia powinny spać nawet do szesnastu godzin na dobę. Ten słodziak powinien teraz nawet więcej, budząc się tylko na pory karmienia. Więc jak tylko zaśnie, Medyk uszykuje mu wygodne posłanie na miękkim futonie i okryje czym tylko będzie mógł, by ten nie zmarzł. W międzyczasie postara się tez o lepsze relacje z nowo przybyłym nastolatkiem: - Po nazwisku to po pysku, ok? Nie lubię takich zwrotów, mówmy sobie po imieniu, skoro mamy spędzić tu razem trochę czasu, dobrze? Poczęstował chłopaka swoim firmowym uśmiechem i po uwolnieniu się od malca usiadł na jednym z krzesełek przy stole, czemu towarzyszył mocny wdech i wydech powietrza. Oj, to był ciężki dzień dla Akarui'ego... Chciał się trochę odciąć od obecnej sytuacji. Nie pomagało wspominanie przez Hayami'ego zmarłej Tensy. Zamiast podjąć temat, westchnął tylko ciężko i rozmarzył się, uciekając w strefę pragnień: - Ale bym się teraz napił ciepłego sake będąc zanurzonym po szyję w gorących źródłach...
Na tłumaczenia chłopaka co do jego wyjścia na parę chwil odpowiedział jedynie kolejnym uśmiechem, puszczeniem oczka i przytaknięciem, po czym wrócił do obserwacji swoich tymczasowych podopiecznych. Hayami wrócił po chwili, cicho domykając za sobą panele wejściowe i położył się na wolnym futonie. Nie wiedział, ile organizm Sagisy potrzebuje na zregenerowanie sił. Mogła obudzić się za chwilę, albo przespać resztę dnia, noc i bogowie wiedza ile jeszcze. Trzeba było zagospodarować jakoś ten czas. Na szczęście, Akarui nie był już z tym wszystkim sam: - Tez mi się zdawało, że skądś Cie kojarzę. Byłem pod Murem, w oddziale wsparcia. Broniłeś którejś flanki? Wspomnienia walk na granicy Sogen a terenów należących do Dzikich wróciły, by przeskakiwać przed oczami Tozawy jedno za drugim, jak szalony pokaz slajdów. Tam się działo wiele, bardzo wiele... Pułapki, bomby, żywe malunki, ludzie spadający ze ścian Muru, Dziwni przeciwnicy... Ale przeżył, to było najważniejsze.
Hayami szybko zrozumiał powody, dla których Tozawa nie mógł podzielić się pewnymi informacjami. I całe szczęście. To nie było miejsce na kłótnie i przekrzykiwania się. To było miejsce żałoby, które mogły przerywać jedynie płacze Ryujina. Jednak teraz było dość cicho. Chłopiec potrzebował snu, który powoli wkradał się w jego łaski. Dzieci do szóstego miesiąca życia powinny spać nawet do szesnastu godzin na dobę. Ten słodziak powinien teraz nawet więcej, budząc się tylko na pory karmienia. Więc jak tylko zaśnie, Medyk uszykuje mu wygodne posłanie na miękkim futonie i okryje czym tylko będzie mógł, by ten nie zmarzł. W międzyczasie postara się tez o lepsze relacje z nowo przybyłym nastolatkiem: - Po nazwisku to po pysku, ok? Nie lubię takich zwrotów, mówmy sobie po imieniu, skoro mamy spędzić tu razem trochę czasu, dobrze? Poczęstował chłopaka swoim firmowym uśmiechem i po uwolnieniu się od malca usiadł na jednym z krzesełek przy stole, czemu towarzyszył mocny wdech i wydech powietrza. Oj, to był ciężki dzień dla Akarui'ego... Chciał się trochę odciąć od obecnej sytuacji. Nie pomagało wspominanie przez Hayami'ego zmarłej Tensy. Zamiast podjąć temat, westchnął tylko ciężko i rozmarzył się, uciekając w strefę pragnień: - Ale bym się teraz napił ciepłego sake będąc zanurzonym po szyję w gorących źródłach...
Na tłumaczenia chłopaka co do jego wyjścia na parę chwil odpowiedział jedynie kolejnym uśmiechem, puszczeniem oczka i przytaknięciem, po czym wrócił do obserwacji swoich tymczasowych podopiecznych. Hayami wrócił po chwili, cicho domykając za sobą panele wejściowe i położył się na wolnym futonie. Nie wiedział, ile organizm Sagisy potrzebuje na zregenerowanie sił. Mogła obudzić się za chwilę, albo przespać resztę dnia, noc i bogowie wiedza ile jeszcze. Trzeba było zagospodarować jakoś ten czas. Na szczęście, Akarui nie był już z tym wszystkim sam: - Tez mi się zdawało, że skądś Cie kojarzę. Byłem pod Murem, w oddziale wsparcia. Broniłeś którejś flanki? Wspomnienia walk na granicy Sogen a terenów należących do Dzikich wróciły, by przeskakiwać przed oczami Tozawy jedno za drugim, jak szalony pokaz slajdów. Tam się działo wiele, bardzo wiele... Pułapki, bomby, żywe malunki, ludzie spadający ze ścian Muru, Dziwni przeciwnicy... Ale przeżył, to było najważniejsze.
0 x
MOWA
- Misae
- Posty: 1564
- Rejestracja: 17 gru 2017, o 10:38
- Wiek postaci: 28
- Ranga: Akoraito
- Krótki wygląd: Białowłosa, o dwukolorowych tęczówkach - lewa srebrzysto-biała, a prawa fiołkowa, ubrana w płaszcz, rękawiczki ze stalowym ochraniaczem. Na szyi kwiatowa kolia, powyżej, po prawej stronie pozioma blizna; różowe kanzashi we włosach
- Widoczny ekwipunek: Torba na lewym i prawym biodrze;plecak
- Link do KP: viewtopic.php?p=68018#p68018
- GG/Discord: Misae#1695
Re: Ryokan "Królik Inaby"
Tego było zbyt dużo. Ten dzień trwał zbyt długo. Dziewczyna zaczynała powoli powątpiewać w to czy aby na pewno sobie poradzą. Jeśli takie okropieństwa spotkały ich już pierwszego dnia to jak mogło to zapowiadać resztę ich podróży?A może najlepiej po prostu spakować się, zebrać swój sprzęt, znaleźć braci i wrócić do domu udając, że nic tak na prawdę nie miało miejsca? Ale co by na to wszystko powiedziała ich rodzina? Odważni, niesieni młodzieńczym zapałem, teraz poddali się gdy pod nogi trafiła im pierwsza kłoda? Przecież nie tacy byli. To nie strach nimi rządził.Ale to nie o tym powinna teraz myśleć. Teraz leżeli wraz z Kitashi'm w jednym z ryokan'ów. Rozmawiali o tym co jeszcze chwilę temu zmroziło obojgu serce w piersi. Zabawne. Dziewczyna powoli zaczynała mieć wrażenie, że to co przeżyli w gorących źródłach to był jedynie zwykły,nieco straszny, ale sen. Kiedy szatyn zapytał dziewczynę by utwierdzić się co do powodu jej dość dziwnego zachowania. Musiała odpowiedzieć.
-Tak... Nie sądziłam, że poczuję kiedykolwiek tak potężną chakrę... nigdy wcześniej nie wyczułam nikogo na takim poziomie... nawet nasi rodzice nie umywają się do tego chłopaka... to była jakaś "kosmiczna energia" - opowiadała kręcąc głową z niedowierzaniem. Nie sądziła, że w ogóle ktoś tak silny istnieje. A to niespodzianka. Pierwszego dnia ich wesołej wyprawy trafiła właśnie na takiego kogoś. Może to i lepiej? Im szybciej minie wszystko co złe tym szybciej wyjdzie słońce.
Kiedy Koseki mówił o niej w tak niesamowity sposób dziewczyna nawet nie wiedziała kiedy jej policzki zalały się rumieńcem, a cisnące się do tej pory łzy wreszcie dały się opanować i uspokoić. Tego brakowało... tak bardzo brakowało jej tej chwili ciszy wewnętrznej. Zwróciła oczy na bok zawstydzona
-To nic... po prostu gdy Kakita-san pobiegł w kierunku tamtego basenu nie mogłam go zostawić samemu sobie... nie wiedział na co się porywa...- odparła nieco skrępowana tym wszystkim. Jakoś nie sądziła, że myśli on o niej w tak piękny sposób. Po chwili wewnętrznej walki zmusiła się by unieść wzrok na przyjaciela, patrząc mu w oczy.
-Nie wiem skąd w tobie tyle sił. Wiem, że nie wycofałbyś się.Pobiegłeś za mną i nie zostawiłeś mnie samej. Mogłam pobiec za samurajem bo wiedziałam, że ty zawsze będziesz obok - odpowiedziała muskając dłonią jego policzek.
-Tak... Nie sądziłam, że poczuję kiedykolwiek tak potężną chakrę... nigdy wcześniej nie wyczułam nikogo na takim poziomie... nawet nasi rodzice nie umywają się do tego chłopaka... to była jakaś "kosmiczna energia" - opowiadała kręcąc głową z niedowierzaniem. Nie sądziła, że w ogóle ktoś tak silny istnieje. A to niespodzianka. Pierwszego dnia ich wesołej wyprawy trafiła właśnie na takiego kogoś. Może to i lepiej? Im szybciej minie wszystko co złe tym szybciej wyjdzie słońce.
Kiedy Koseki mówił o niej w tak niesamowity sposób dziewczyna nawet nie wiedziała kiedy jej policzki zalały się rumieńcem, a cisnące się do tej pory łzy wreszcie dały się opanować i uspokoić. Tego brakowało... tak bardzo brakowało jej tej chwili ciszy wewnętrznej. Zwróciła oczy na bok zawstydzona
-To nic... po prostu gdy Kakita-san pobiegł w kierunku tamtego basenu nie mogłam go zostawić samemu sobie... nie wiedział na co się porywa...- odparła nieco skrępowana tym wszystkim. Jakoś nie sądziła, że myśli on o niej w tak piękny sposób. Po chwili wewnętrznej walki zmusiła się by unieść wzrok na przyjaciela, patrząc mu w oczy.
-Nie wiem skąd w tobie tyle sił. Wiem, że nie wycofałbyś się.Pobiegłeś za mną i nie zostawiłeś mnie samej. Mogłam pobiec za samurajem bo wiedziałam, że ty zawsze będziesz obok - odpowiedziała muskając dłonią jego policzek.
0 x

- Natsume Yuki
- Postać porzucona
- Posty: 1885
- Rejestracja: 11 lut 2015, o 23:22
- Wiek postaci: 31
- Ranga: Nukenin S
- Link do KP: viewtopic.php?f=33&t=199
- GG/Discord: 6078035 / Exevanis#4988
- Multikonta: Iwan zza Miedzy
Re: Ryokan "Królik Inaby"
Wizyta w więzieniu, nieważne jak krótka by była (i nieważne że jako odwiedzający), nigdy nie mogła być dobra dla humoru. Zwłaszcza, gdy przy okazji pobytu trzeba było na szybko wymyślić jakąś karę dla kogoś próbującego zamącić spokojny przebieg całej tej imprezy. No, ale w końcu po koronacji przypadły mu między innymi tego typu obowiązki, i trzeba było się nimi zająć, niezależnie od tego jak bardzo się "nie chciało" i jak bardzo człowiek wolałby po prostu mieć święty spokój. Ech, gdzie te czasy, kiedy jego jedynym faktycznym zajęciem było albo łażenie po mieście bez większego celu, skupianie się na treningach albo spędzanie całego swojego wolnego czasu na leżeniu na gałęziach drzew i czytaniu książek. Zyskał tytuły stosunkowo niedawno, a już zaczynało mu brakować poprzedniej wolności.
W końcu nazywali go Tygrysem. A koty, niezależnie jakiej wielkości, nie znosiły siedzieć na uwięzi.
W sumie porównanie wymyślone przez Shijimę, w którym Yuki przypominał zwierzę zamknięte w klatce, było zaskakująco i boleśnie trafne.
Szedł spokojnie ulicą, starając się nie pamiętać o tym, że niedaleko za nim szedł Hideo, teoretycznie jego ochroniarz. A który w praktyce tylko przypominał Natsumemu, że nawet na chwilę nie może sobie pozwolić na chwilę spokojnego i bezcelowego wędrowania. Ech, ta radość, że niedługo impreza się skończy, i znów będzie mógł się cieszyć prywatnością... ba, może nawet z tej okazji popłynie potrenować razem z Tygrysami na Hyogashimie? Ostatnimi czasy zaczynał się robić coraz miększy, trzeba będzie sobie przypomnieć jak się tłuc.
Przechodząc jedną z ulic Białego Dystryktu, z zaskoczeniem zauważył jakieś zaniepokojenie wśród ludzi. Najpierw koło onsenu (jak się okazało, utopiły się tam dwie osoby), a później - przy ryokanie. Przy czym wyglądało na to, że sytuacja w "Króliku Inaby" była trochę świeższa, bo służby porządkowe dalej się kręciły po okolicy. Spojrzał na Hideo, który na moment aktywował Tsujitegana i spojrzał do środka. Następnie pokręcił głową i wzruszył ramionami, dając znać że nie widać tam już nic podejrzanego.
No, nie licząc kilku o-fuda, wiszących w pomieszczeniu w którym najwidoczniej ktoś zmarł.
-Trzy trupy. Kuźwa, serio? - mruknął do siebie Yuki, kręcąc głową ze zrezygnowaniem. - I weź tu wpuść taki tumult ludzi do miasta, eh...
Powoli wkroczył do ryokanu, rozglądając się. Cóż, póki co nie widział niczego odstającego od normy, może poza grobową atmosferą panującą w środku. Odruchowo poprawił ozdobny skórzany karwasz, znajdujący się na jego lewym przedramieniu. Zawsze, gdy wchodził do jakiegoś miejsca, upewniał się że całość jego ekwipunku znajdowała się na miejscu. Hideo zaś stanął tylko przy wejściu, opierając się o ścianę obok drzwi, splótł ręce na piersi i opuścił głowę, jak gdyby naszło go na medytowanie. Albo nasłuchiwanie. To brzmiało sensowniej.
-Witam i pozdrawiam - zaczął Natsume pogodnym, ale nienachalnym tonem, patrząc na obecnych pracowników i gości. - Jeśli to nie sekret, co tu się wydarzyło?
W końcu nazywali go Tygrysem. A koty, niezależnie jakiej wielkości, nie znosiły siedzieć na uwięzi.
W sumie porównanie wymyślone przez Shijimę, w którym Yuki przypominał zwierzę zamknięte w klatce, było zaskakująco i boleśnie trafne.
Szedł spokojnie ulicą, starając się nie pamiętać o tym, że niedaleko za nim szedł Hideo, teoretycznie jego ochroniarz. A który w praktyce tylko przypominał Natsumemu, że nawet na chwilę nie może sobie pozwolić na chwilę spokojnego i bezcelowego wędrowania. Ech, ta radość, że niedługo impreza się skończy, i znów będzie mógł się cieszyć prywatnością... ba, może nawet z tej okazji popłynie potrenować razem z Tygrysami na Hyogashimie? Ostatnimi czasy zaczynał się robić coraz miększy, trzeba będzie sobie przypomnieć jak się tłuc.
Przechodząc jedną z ulic Białego Dystryktu, z zaskoczeniem zauważył jakieś zaniepokojenie wśród ludzi. Najpierw koło onsenu (jak się okazało, utopiły się tam dwie osoby), a później - przy ryokanie. Przy czym wyglądało na to, że sytuacja w "Króliku Inaby" była trochę świeższa, bo służby porządkowe dalej się kręciły po okolicy. Spojrzał na Hideo, który na moment aktywował Tsujitegana i spojrzał do środka. Następnie pokręcił głową i wzruszył ramionami, dając znać że nie widać tam już nic podejrzanego.
No, nie licząc kilku o-fuda, wiszących w pomieszczeniu w którym najwidoczniej ktoś zmarł.
-Trzy trupy. Kuźwa, serio? - mruknął do siebie Yuki, kręcąc głową ze zrezygnowaniem. - I weź tu wpuść taki tumult ludzi do miasta, eh...
Powoli wkroczył do ryokanu, rozglądając się. Cóż, póki co nie widział niczego odstającego od normy, może poza grobową atmosferą panującą w środku. Odruchowo poprawił ozdobny skórzany karwasz, znajdujący się na jego lewym przedramieniu. Zawsze, gdy wchodził do jakiegoś miejsca, upewniał się że całość jego ekwipunku znajdowała się na miejscu. Hideo zaś stanął tylko przy wejściu, opierając się o ścianę obok drzwi, splótł ręce na piersi i opuścił głowę, jak gdyby naszło go na medytowanie. Albo nasłuchiwanie. To brzmiało sensowniej.
-Witam i pozdrawiam - zaczął Natsume pogodnym, ale nienachalnym tonem, patrząc na obecnych pracowników i gości. - Jeśli to nie sekret, co tu się wydarzyło?
0 x
Re: Ryokan "Królik Inaby"
[youtube]https://www.youtube.com/watch?v=mtkBU3b ... e=youtu.be[/youtube]
Prawdą było iż ich pierwszy dzień w hanamurze był zdecydowanie tym pechowym, nie dość że dwójka ludzi zginęła praktycznie na ich oczach, to jeszcze tuż obok nich był ktoś kto w sekundę mógłby zabrać też ich życia, lecz chłopak obecnie akurat tą kwestię chwilowo wyrzucał poza swój umysł, całą swą uwagę skupiając na dziewczynie leżącej tuż obok niego. Dla niego w tej chwili tylko ona miała znaczenie i był gotowy zrobić to, co ta postanowi, zaś w tym czasie dziewczyna odpowiedziała na pytanie zadane przez chłopaka. Ten pokiwał głową.
-Rozumiem, dziwna sprawa, ale moim zdaniem jest to też niedopilnowanie wioski, że wpuszczono tu kogoś tak silnego bez dopilnowania czy nie przyniesie kłopotów swoją siłą.
Skomentował krótko Koseki, niebawem mówiąc dalej to co myślał odnośnie całej sytuacji która miała miejsce nie tak dawno temu. Mimo ciemności jego oczom nie umknął rumieniec który wkradł się na policzki białowłosej, podobnie jak nie umknęła mu szybka ucieczka wzrokiem na bok, lecz chłopak chwilowo bardziej z tego, cieszył się że dziewczyna uspokoiła się, a strumień łez wysechł , zaś dziewczyna zaczęła tłumaczyć to czemu ruszyła za samurajem by po chwili znów złączyć ich spojrzenia, chłopak pokiwał głową ze zrozumieniem, podczas gdy przy nastepnych słowach dziewczyny również na twarzy chłopaka pojawił się lekki rumieniec.
-Już Ci mówiłem, łącząca nas więź jest moja siłą, własnie ze względu na nią zawsze możesz liczyć na to że będę obok gdy będziesz mnie potrzebować, nie zawaham się nawet na chwile by pobiec za Tobą, zawszę znajdę w sobie siłę by Ci pomóc, osłonić cię lub najzwyczajniej próbować Cię obronić .
Powiedział z pewnością w głosie, cały czas patrząc prosto w oczy dziewczyny, czując jak jego policzki stają się cieplejsze od napływającej doń krwi. Gdy Misae musnęła lekko jego policzek dłonią Koseki lekko objął dłoń dziewczyny w swoją przytrzymując ją przy policzku, przymykając oczy z cichym mruknięciem. Po chwili chłopak otworzył oczy, lekko puszczając dłoń dziewczyny.
-Ta więź, Ty, jesteś dla mnie najważniejsza.
Powiedział pochylając lekko swoją głowę by lekko oprzeć swoje czoło o czoło dziewczyny, sprawiając że oboje mogli poczuć na twarzy oddech drugiej osoby, a ich oczy oddzielało ledwo kilka centymetrów. Chłopak mimo tego że zachowywał się dość pewnie, to zostawiał dziewczynie luz, gdyby ta jednak chciała się odsunąć, zrozumiałby.
-Rozumiem, dziwna sprawa, ale moim zdaniem jest to też niedopilnowanie wioski, że wpuszczono tu kogoś tak silnego bez dopilnowania czy nie przyniesie kłopotów swoją siłą.
Skomentował krótko Koseki, niebawem mówiąc dalej to co myślał odnośnie całej sytuacji która miała miejsce nie tak dawno temu. Mimo ciemności jego oczom nie umknął rumieniec który wkradł się na policzki białowłosej, podobnie jak nie umknęła mu szybka ucieczka wzrokiem na bok, lecz chłopak chwilowo bardziej z tego, cieszył się że dziewczyna uspokoiła się, a strumień łez wysechł , zaś dziewczyna zaczęła tłumaczyć to czemu ruszyła za samurajem by po chwili znów złączyć ich spojrzenia, chłopak pokiwał głową ze zrozumieniem, podczas gdy przy nastepnych słowach dziewczyny również na twarzy chłopaka pojawił się lekki rumieniec.
-Już Ci mówiłem, łącząca nas więź jest moja siłą, własnie ze względu na nią zawsze możesz liczyć na to że będę obok gdy będziesz mnie potrzebować, nie zawaham się nawet na chwile by pobiec za Tobą, zawszę znajdę w sobie siłę by Ci pomóc, osłonić cię lub najzwyczajniej próbować Cię obronić .
Powiedział z pewnością w głosie, cały czas patrząc prosto w oczy dziewczyny, czując jak jego policzki stają się cieplejsze od napływającej doń krwi. Gdy Misae musnęła lekko jego policzek dłonią Koseki lekko objął dłoń dziewczyny w swoją przytrzymując ją przy policzku, przymykając oczy z cichym mruknięciem. Po chwili chłopak otworzył oczy, lekko puszczając dłoń dziewczyny.
-Ta więź, Ty, jesteś dla mnie najważniejsza.
Powiedział pochylając lekko swoją głowę by lekko oprzeć swoje czoło o czoło dziewczyny, sprawiając że oboje mogli poczuć na twarzy oddech drugiej osoby, a ich oczy oddzielało ledwo kilka centymetrów. Chłopak mimo tego że zachowywał się dość pewnie, to zostawiał dziewczynie luz, gdyby ta jednak chciała się odsunąć, zrozumiałby.
0 x
- Hayami Akodo
- Posty: 1277
- Rejestracja: 20 sie 2017, o 15:45
- Wiek postaci: 26
- Ranga: Samuraj
- Krótki wygląd: https://imgur.com/a/9wDbR
- po lewej stronie aktualne ubranie Hayamiego,
plus kremowy płaszcz i czarne rękawiczki bez palców
- długa blizna na piersi po pojedynku z Megumi Ishidą
- blizna na prawej nodze po walce pod Murem - Widoczny ekwipunek: - włócznia yari
- katana
- plecak - Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=4011
- Multikonta: brak
- Aktualna postać: Hayami Akodo
Re: Ryokan "Królik Inaby"
Przyjazne, ciepłe nastawienie do niego pana Tozawy...och, przepraszam, Akaruiego, sprawiło, że Hayami poczuł się lepiej. Wszystko stało się łatwiejsze, prostsze, bardziej konkretne, nabrało bezpiecznego wymiaru, który warto było utworzyć od nowa, wykreować, jak zwykło się robić to z przyszłością otrzymywaną od samych bogów. Cisza i słodka wygoda miękkiego futonu oraz resztki, echa bólu zachęcały młodego Lwa z Yinzin, żeby zwinął się w kłębek, jak zwykły to zapewne czynić najedzone i nieco chore koty, i zapadł w kojący sen bez snów, jednak wiedział, że na razie nie może tego zrobić. Nie, dopóki nie obudzi się Sagisa i z nią nie porozmawia. Zbyt wiele mieli sobie do wyjaśnienia, zbyt wiele słów musiało paść, by zrozumieli dobrze nawzajem swoje motywy - ale może rzeczywiście lepiej było po prostu współistnieć?
Być obok, nie zważając na to, jak silne będą wiatry i śnieżne zadymki?
Jeśli Sagisa tak właśnie pojmowała miłość, przyjaźń, to powinien był z tego skorzystać...a nawet jeśli nie, u licha, to przecież nie przywiózł jej tu po to, by się z nią żenić i na siłę zakładać harem ze zdobytych branek! Uśmiechnął się ciepło do Akaruia, ale nie wstał z krzesła, wciąż zbyt zmęczony, by się ruszyć. Doceniał otwartość i dobroć tego medyka, to, że był uczciwy wobec niego i potrafił grać w otwarte karty. Takim jak on spokojnie można było zaufać.
- Służyłem bezpośrednio w samej obronie. Moim dowódcą był Kenshi Maji-sama, a w oddziale towarzyszył mi kuglarz Kurusu z Ayatsuri. W tej wojnie walczyli też moi przyjaciele, Shijima z Ranmaru i Seinaru Kei - wyjaśnił oględnie, lekko wzruszając ramionami. - Wcześniej wraz z moim nieżyjącym już ojcem braliśmy udział w walkach pod Atsui. Widziałem zbyt wiele śmierci, by ją zrozumieć, ale...
Przerwał na chwilę, wpatrzył się w drzwi i zniżył głos tak, by słyszał go tylko Akarui, na wypadek, gdyby Saga jednak się obudziła. Zmarszczył lekko brwi.
- My, samurajowie, wierzymy, że musimy w każdej chwili być gotowi na śmierć i przyjąć ją z godnością i honorem, tak jak przyjęlibyśmy w swoim domu pana daimyo albo teściową.
Zamknął na chwilę oczy i już miał zasnąć, odpłynąć we wszechogarniającą ciszę, w której istniała jedynie słodka ciemność i nie było zmartwień, ptaków spadających w ogień, gdy nagle usłyszał męski głos. Zerwał się, w pierwszej chwili wystraszony i zaskoczony (ściany w tym cholernym hotelu musiały być cieńsze niż jedwabne szale jego matki), a w chwili następnej posłał Akaruiowi krótkie spojrzenie. W tej sytuacji bezpieczniej byłoby, gdyby to on poszedł; Tozawa nie zostawiłby go samego z dziewczyną, a Sagisa wciąż jeszcze spała. Skoro zaś głos mężczyzny - chwilowo trudny dla Hayamiego do zidentyfikowania - zaczął zadawać pytania, młody samuraj postanowił wyjść z pokoju i stawić im czoła.
Długo czeka się tylko na lepsze czasy.
A na pewno nie na odpowiedzi.
Wyszedłszy na korytarz, dostrzegł zgromadzonych gości i pracowników, faceta z karwaszami na ramionach i drugiego gościa opartego o drzwi. Czy ten nieznajomy...Moment. Chwila...Ależ tak, to był sam cesarz! Wszyscy inni zapewne albo by spanikowali, mają coś na sumieniu (bo nie ma ludzi niewinnych), albo wykorzystaliby okazję, by zdobyć korzyści dla siebie. Kasztanowowłosy młodzieniec zbliżył się śpiesznie do tubylczego władcy, poprawiając od razu swoje błękitne szaty. Yari została w pokoju, ale katana wciąż znajdowała się przy jego boku, w razie potrzeby mógł z niej zrobić dobry użytek. Stanęli teraz naprzeciw siebie; Hayami przez chwilę nie wiedział, jak powinien się zachować. Wreszcie jednak skłonił krótko, acz z szacunkiem, głowę, i przeszedł do rzeczy.
- Nazywam się Akodo Hayami i jestem samurajem związanym z tą sprawą - oświadczył z niewzruszonym spokojem, aczkolwiek Natsume mógł wyczuć pewnego rodzaju konsternację, zaniepokojenie, a w oczach młodzieńca ujrzeć zmęczenie. - Umarła siostra mojej ukochanej, Tensa, uczestniczka turnieju, Natsume-sama. Szczegółowych informacji może ci udzielić ich medyk, Tozawa Akarui, jeśli zechcesz pójść ze mną do naszego pokoju. Jeżeli chcesz zobaczyć ciało, to jest ono w łaźniach. Jak tylko Saga i jej syn Ryuujin, notabene pierwszy obywatel Cesarstwa urodzony na jego ziemiach, poczują się lepiej, to natychmiast opuszczamy Hanamurę i zabieramy ciało Tensy, by oddać je ich rodzicom w Sogen.
Skłonił się lekko, aczkolwiek nie dumnie; nie, raczej był w tym taki luz człowieka, który nie zwykł zbytnio giąć karku przed możnymi, znając wartość rodu Lwów i samurajów jako kasty, osobnej społeczności, ale i potrafił uszanować wartości innych. Miał nadzieję, że człowiek spod drzwi go nie zaatakuje znienacka za taki gest, a cesarskie rządy nie zaczną się od skracania o głowę.
Jeżeli cesarz zechciał udać się za nim, ruszył w stronę obecnego lokum śpiącej rudowłosej i jej medycznego supportu spod Muru. Góra z górą się nie zejdzie, lecz człowiek z człowiekiem zawsze, powiedziałoby się. Skoro spotkał członka innego oddziału, to może uda się znaleźć jeszcze kogoś znajomego? Uśmiechnął się delikatnie. Szedł dość szybkim krokiem, po drodze zaś, o ile Natsume nie postanowił go zatrzymać tam, w sali, wyjaśniał:
-Owo...niefortunne zdarzenie miało miejsce najprawdopodobniej w momencie, kiedy walczyłem na arenie z Megumi Ishidą lub trochę później. Może wtedy, kiedy byłem w onsenie z Yosuke...Nie wiem. W każdym razie miało miejsce niedawno. Tensa, ja i Sagisa znamy się...znaliśmy się od dzieciństwa. Wychowywaliśmy się razem, spędzałem u nich każde lato. Przyjechaliśmy do Hanamury, bo Saga chciała się wyrwać z domu...
W głosie chłopaka pojawiła się na chwilę czułość i miłość. Widać było, że naprawdę kochał małą, niewinną, rudowłosą Uciapkę. Jednak po tych słowach umilkł, jakby wzniósł na swoich ustach tamę blokującą wylew niebezpiecznie porywczych słów.
Mowa jest srebrem, a milczenie złotem.
Być obok, nie zważając na to, jak silne będą wiatry i śnieżne zadymki?
Jeśli Sagisa tak właśnie pojmowała miłość, przyjaźń, to powinien był z tego skorzystać...a nawet jeśli nie, u licha, to przecież nie przywiózł jej tu po to, by się z nią żenić i na siłę zakładać harem ze zdobytych branek! Uśmiechnął się ciepło do Akaruia, ale nie wstał z krzesła, wciąż zbyt zmęczony, by się ruszyć. Doceniał otwartość i dobroć tego medyka, to, że był uczciwy wobec niego i potrafił grać w otwarte karty. Takim jak on spokojnie można było zaufać.
- Służyłem bezpośrednio w samej obronie. Moim dowódcą był Kenshi Maji-sama, a w oddziale towarzyszył mi kuglarz Kurusu z Ayatsuri. W tej wojnie walczyli też moi przyjaciele, Shijima z Ranmaru i Seinaru Kei - wyjaśnił oględnie, lekko wzruszając ramionami. - Wcześniej wraz z moim nieżyjącym już ojcem braliśmy udział w walkach pod Atsui. Widziałem zbyt wiele śmierci, by ją zrozumieć, ale...
Przerwał na chwilę, wpatrzył się w drzwi i zniżył głos tak, by słyszał go tylko Akarui, na wypadek, gdyby Saga jednak się obudziła. Zmarszczył lekko brwi.
- My, samurajowie, wierzymy, że musimy w każdej chwili być gotowi na śmierć i przyjąć ją z godnością i honorem, tak jak przyjęlibyśmy w swoim domu pana daimyo albo teściową.
Zamknął na chwilę oczy i już miał zasnąć, odpłynąć we wszechogarniającą ciszę, w której istniała jedynie słodka ciemność i nie było zmartwień, ptaków spadających w ogień, gdy nagle usłyszał męski głos. Zerwał się, w pierwszej chwili wystraszony i zaskoczony (ściany w tym cholernym hotelu musiały być cieńsze niż jedwabne szale jego matki), a w chwili następnej posłał Akaruiowi krótkie spojrzenie. W tej sytuacji bezpieczniej byłoby, gdyby to on poszedł; Tozawa nie zostawiłby go samego z dziewczyną, a Sagisa wciąż jeszcze spała. Skoro zaś głos mężczyzny - chwilowo trudny dla Hayamiego do zidentyfikowania - zaczął zadawać pytania, młody samuraj postanowił wyjść z pokoju i stawić im czoła.
Długo czeka się tylko na lepsze czasy.
A na pewno nie na odpowiedzi.
Wyszedłszy na korytarz, dostrzegł zgromadzonych gości i pracowników, faceta z karwaszami na ramionach i drugiego gościa opartego o drzwi. Czy ten nieznajomy...Moment. Chwila...Ależ tak, to był sam cesarz! Wszyscy inni zapewne albo by spanikowali, mają coś na sumieniu (bo nie ma ludzi niewinnych), albo wykorzystaliby okazję, by zdobyć korzyści dla siebie. Kasztanowowłosy młodzieniec zbliżył się śpiesznie do tubylczego władcy, poprawiając od razu swoje błękitne szaty. Yari została w pokoju, ale katana wciąż znajdowała się przy jego boku, w razie potrzeby mógł z niej zrobić dobry użytek. Stanęli teraz naprzeciw siebie; Hayami przez chwilę nie wiedział, jak powinien się zachować. Wreszcie jednak skłonił krótko, acz z szacunkiem, głowę, i przeszedł do rzeczy.
- Nazywam się Akodo Hayami i jestem samurajem związanym z tą sprawą - oświadczył z niewzruszonym spokojem, aczkolwiek Natsume mógł wyczuć pewnego rodzaju konsternację, zaniepokojenie, a w oczach młodzieńca ujrzeć zmęczenie. - Umarła siostra mojej ukochanej, Tensa, uczestniczka turnieju, Natsume-sama. Szczegółowych informacji może ci udzielić ich medyk, Tozawa Akarui, jeśli zechcesz pójść ze mną do naszego pokoju. Jeżeli chcesz zobaczyć ciało, to jest ono w łaźniach. Jak tylko Saga i jej syn Ryuujin, notabene pierwszy obywatel Cesarstwa urodzony na jego ziemiach, poczują się lepiej, to natychmiast opuszczamy Hanamurę i zabieramy ciało Tensy, by oddać je ich rodzicom w Sogen.
Skłonił się lekko, aczkolwiek nie dumnie; nie, raczej był w tym taki luz człowieka, który nie zwykł zbytnio giąć karku przed możnymi, znając wartość rodu Lwów i samurajów jako kasty, osobnej społeczności, ale i potrafił uszanować wartości innych. Miał nadzieję, że człowiek spod drzwi go nie zaatakuje znienacka za taki gest, a cesarskie rządy nie zaczną się od skracania o głowę.
Jeżeli cesarz zechciał udać się za nim, ruszył w stronę obecnego lokum śpiącej rudowłosej i jej medycznego supportu spod Muru. Góra z górą się nie zejdzie, lecz człowiek z człowiekiem zawsze, powiedziałoby się. Skoro spotkał członka innego oddziału, to może uda się znaleźć jeszcze kogoś znajomego? Uśmiechnął się delikatnie. Szedł dość szybkim krokiem, po drodze zaś, o ile Natsume nie postanowił go zatrzymać tam, w sali, wyjaśniał:
-Owo...niefortunne zdarzenie miało miejsce najprawdopodobniej w momencie, kiedy walczyłem na arenie z Megumi Ishidą lub trochę później. Może wtedy, kiedy byłem w onsenie z Yosuke...Nie wiem. W każdym razie miało miejsce niedawno. Tensa, ja i Sagisa znamy się...znaliśmy się od dzieciństwa. Wychowywaliśmy się razem, spędzałem u nich każde lato. Przyjechaliśmy do Hanamury, bo Saga chciała się wyrwać z domu...
W głosie chłopaka pojawiła się na chwilę czułość i miłość. Widać było, że naprawdę kochał małą, niewinną, rudowłosą Uciapkę. Jednak po tych słowach umilkł, jakby wzniósł na swoich ustach tamę blokującą wylew niebezpiecznie porywczych słów.
Mowa jest srebrem, a milczenie złotem.
0 x
- Misae
- Posty: 1564
- Rejestracja: 17 gru 2017, o 10:38
- Wiek postaci: 28
- Ranga: Akoraito
- Krótki wygląd: Białowłosa, o dwukolorowych tęczówkach - lewa srebrzysto-biała, a prawa fiołkowa, ubrana w płaszcz, rękawiczki ze stalowym ochraniaczem. Na szyi kwiatowa kolia, powyżej, po prawej stronie pozioma blizna; różowe kanzashi we włosach
- Widoczny ekwipunek: Torba na lewym i prawym biodrze;plecak
- Link do KP: viewtopic.php?p=68018#p68018
- GG/Discord: Misae#1695
Re: Ryokan "Królik Inaby"
Nie odparła już nic na temat tego, że organizatorzy powinni dopilnować wszystkiego. To nie uległo wątpliwości... Choc z drugiej strony czasem ilość ludzi i zmiennych sprawia, że nie wszystko można było po prostu przewidzieć. Powinni być za to karani. Zapewne tak bo to oni odpowiadali za bezpieczeństwo ludzi, którzy brali udział w tym wielkim wydarzeniu. Wszystkie te granice były bardzo płynne, a nasi bohaterowie powinni się zwyczajnie cieszyć, że skończyli w jednym kawałku
-Jeśli byłaby taka potrzeba oddalabym za ciebie życie - odparła na jego wyznanie. Nie sądziła, że tyle to dla niego znaczy. Że ona tyle dla niego znaczy choć głęboko w sercu na to liczyła. Znali się tyle lat, że przecież miejsce jakie zajmowali w swoim życiu rolę której nikt inny by nie zajął. Kiedy chwycił jej dłoń zadrżała. Nie spodziewała się tego. Tak samo jak słów, które poleciały potem.
Był to dzień pełen niespodzianek. Był to dzień, którego nigdy to nie zapomni. Powoli jednak zaczynała zacierać się granica czy to za sprawą tego co ich spotkało do tej pory, czy tego co miało właśnie miejsce w hotelowym pokoju. Na upartego trudno im się dziwić. Byli w takim wieku kiedy to hormony dochodzą do głosu i zaczynają mieszać w relacjach...
Misae nie wiedziała co właśnie chodziło jej po głowie... Każdy niemal dźwięk zagłuszany był przez bijące w piersi serce... Robiło to z taką siła, że dziewczyna zaczynała czuć niemal ból. Co to za emocje?jakie z nich sprawiało, że czuła drżenie swoich dłoni i delikatne mrowienie na wargach. Powinna się tak czuć? Nigdy wcześniej nie miała takiej pustki w głowie. Byli przyjaciółmi. Czy to było normalne? Czy każda relacja powinna się tak rozwijać.
Trwała tak opierając swoje czoło o czoło chłopaka pozwalając aby jej gorący oddech muskał jego skórę z jej lekko rozchylonych ust. Pustka w głowie odmawiała jej wykonania jakiegokolwiek ruchu. Teraz wszystko było w rękach Kitashiego. W którą stronę pchnie on tą scenę? Nie miał zbyt wiel czasu bo jeżeli będzie zwlekał zbyt długo, ponieważ z tyłu głowy dziewczyny powoli przebiało się skrępowanie
-Jeśli byłaby taka potrzeba oddalabym za ciebie życie - odparła na jego wyznanie. Nie sądziła, że tyle to dla niego znaczy. Że ona tyle dla niego znaczy choć głęboko w sercu na to liczyła. Znali się tyle lat, że przecież miejsce jakie zajmowali w swoim życiu rolę której nikt inny by nie zajął. Kiedy chwycił jej dłoń zadrżała. Nie spodziewała się tego. Tak samo jak słów, które poleciały potem.
Był to dzień pełen niespodzianek. Był to dzień, którego nigdy to nie zapomni. Powoli jednak zaczynała zacierać się granica czy to za sprawą tego co ich spotkało do tej pory, czy tego co miało właśnie miejsce w hotelowym pokoju. Na upartego trudno im się dziwić. Byli w takim wieku kiedy to hormony dochodzą do głosu i zaczynają mieszać w relacjach...
Misae nie wiedziała co właśnie chodziło jej po głowie... Każdy niemal dźwięk zagłuszany był przez bijące w piersi serce... Robiło to z taką siła, że dziewczyna zaczynała czuć niemal ból. Co to za emocje?jakie z nich sprawiało, że czuła drżenie swoich dłoni i delikatne mrowienie na wargach. Powinna się tak czuć? Nigdy wcześniej nie miała takiej pustki w głowie. Byli przyjaciółmi. Czy to było normalne? Czy każda relacja powinna się tak rozwijać.
Trwała tak opierając swoje czoło o czoło chłopaka pozwalając aby jej gorący oddech muskał jego skórę z jej lekko rozchylonych ust. Pustka w głowie odmawiała jej wykonania jakiegokolwiek ruchu. Teraz wszystko było w rękach Kitashiego. W którą stronę pchnie on tą scenę? Nie miał zbyt wiel czasu bo jeżeli będzie zwlekał zbyt długo, ponieważ z tyłu głowy dziewczyny powoli przebiało się skrępowanie
0 x

- Natsume Yuki
- Postać porzucona
- Posty: 1885
- Rejestracja: 11 lut 2015, o 23:22
- Wiek postaci: 31
- Ranga: Nukenin S
- Link do KP: viewtopic.php?f=33&t=199
- GG/Discord: 6078035 / Exevanis#4988
- Multikonta: Iwan zza Miedzy
Re: Ryokan "Królik Inaby"
Na odpowiedź na szczęście nie trzeba było jakoś długo czekać. Początkowo jego pojawienie się wywołało kompletny szok wśród pracowników ryokanu (chyba nie spodziewali się, że kiedykolwiek zdarzy mu się zahaczyć o to miejsce), przez co odpowiedziała mu cisza, lecz po minięciu pierwszego zaskoczenia, zaczął się gwar wywołany pozdrowieniami i chaotycznym próbowaniem opowiedzenia tego, co się stało. Natsume tylko pogładził się palcami po skroni, starając się z tego wszystkiego wyłapać jakąkolwiek składną odpowiedź, lecz póki co było to niewykonalne. Chyba będzie musiał po prostu zaczekać, aż wszyscy się znów uciszą, i po prostu spytać jedną konkretną osobę zamiast bezowocnie szukać responsu pośród słowotoku. Byłoby to równie skuteczne jak szukanie ziarna ryżu w magazynie z pszenicą.
Westchnął, podnosząc lekko rękę. Na ten gest większość pracowników się uciszyła.
-Rozumiem, że było to coś drastycznego, ale wolałbym spokojną, składną odpowiedź. Nie mam aż tak podzielnej uwagi, by usłyszeć wszystko naraz - powiedział spokojnym tonem, uśmiechając się delikatnie. Młodzieniec rozejrzał się, szukając kogoś chętnego by samemu sformułować odpowiedź.
I w końcu zauważył, że w jego kierunku zbliża się jakiś wysoki - wyższy od niego o dobre 10 centymetrów - młodzieniec, odziany w tradycyjny strój i dzierżący katanę przy boku. Yuki uśmiechnął się na ten widok: z miejsca zainteresował się, jak dobrze potrafi władać tym ostrzem. Zawodowa ciekawość.
... zaraz, przecież skądś go kojarzył. Chyba walczył na turnieju, nie? Yuki był chyba wtedy na trybunie północnej i rozmawiał z Muraiem. Akodo Hayami, o ile dobrze pamiętał.
-Bardzo mi miło poznać, Akodo Hayami-san - powiedział z serdecznym uśmiechem, lekko skłaniając głowę w geście powitalnym. Wychodziło na to, że Samurajowie mieli podobne rytuały grzecznościowe jak wyspiarze, nie to co kontynenciarze i ich podawanie ręki.
Wysłuchał słów samuraja i pokiwał lekko głową. Nie okazywał więcej emocji, chociaż miał ochotę lekko westchnąć gdy usłyszał przyczyny ożywienia. Śmierć członka rodziny. Cóż, trzeba przyznać, było to dość drastyczne wydarzenie. Zwłaszcza, jeśli się było świadkiem lub, jeszcze gorzej, ten ktoś umarł w Twoich ramionach. Yuki potrafił przyjąć do świadomości, że coś takiego się wydarzyło, ale w głębi ducha niestety nie dał rady wyciągnąć z siebie prawdziwych uczuć. Głównie dlatego, że sam przeżył dość dużo, i zwyczajnie nie robiło to na nim już większego wrażenia. Ale potrafił zrozumieć. I współczuć. W końcu ludzie potrzebują kogoś, kto ich ukoi w smutku. Albo przynajmniej zmniejszy ból do poziomu "znośnego".
-Rozumiem. To tłumaczy talizmany o-fuda na ścianach. - pokiwał głową, splatając ręce na piersi. - W porządku. Z chęcią napiję się herbaty. I nie trzeba, widziałem już dostatecznie dużo zwłok w życiu.
To ostatnie powiedział z lekkim uśmiechem, ot, taki czarny żarcik. Nawet jeśli poparty faktami.
Gdy zgodził się ruszyć razem z Hayamim, na chwilę tylko spojrzał na Hideo, który przyglądał się im poważnie. Yuki kiwnął głową, Ranmaru aktywował swoje Kekkei Genkai i ruszył za nimi, by stanąć niedaleko wejścia do pokoju. Miał obserwować i ostrzegać. Natsume z zagrożeniami powinien sobie poradzić.
Po drodze Hayami udzielił jeszcze kilku informacji, które Yuki skwitował cichym mruknięciem potwierdzenia, że zrozumiał.
-Przykro mi, że coś takiego przydarzyło się wam akurat tutaj. Śmierć podąża za nami niezależnie od tego, jak bardzo chcielibyśmy by nas zostawiła. I atakuje w najmniej oczekiwanym momencie. - Pokręcił głową, drapiąc się po karku. Jego twarz miała melancholijny wyraz, a głos - poważny i pocieszający. - Moje najszczersze kondolencje. Rozumiem, co czujecie.
Gdy dotarli do pokoju i otworzyli drzwi, Yuki wkroczył do środka i ukłonił się lekko na powitanie. Hideo został na zewnątrz, jednak wciąż obserwował pomieszczenie za pomocą swojego Kekkei Genkai.
-Wybaczcie za najście - powiedział uprzejmie. - Przechodziłem obok, i zauważyłem jakieś poruszenie w okolicy. Akodo-san wytłumaczył mi pobieżnie sytuację, ale chciałbym usłyszeć względnie szczegółowo co się stało.
Przyklęknął przy stoliku, odkładając uprzednio swój claymore i ustawiając katany tak, by nie przeszkadzały mu w siedzeniu. Uśmiechnął się delikatnie.
-No, i wkręciłem się na herbatę. Chyba że preferujecie coś mocniejszego, to jestem w stanie coś załatwić.
Westchnął, podnosząc lekko rękę. Na ten gest większość pracowników się uciszyła.
-Rozumiem, że było to coś drastycznego, ale wolałbym spokojną, składną odpowiedź. Nie mam aż tak podzielnej uwagi, by usłyszeć wszystko naraz - powiedział spokojnym tonem, uśmiechając się delikatnie. Młodzieniec rozejrzał się, szukając kogoś chętnego by samemu sformułować odpowiedź.
I w końcu zauważył, że w jego kierunku zbliża się jakiś wysoki - wyższy od niego o dobre 10 centymetrów - młodzieniec, odziany w tradycyjny strój i dzierżący katanę przy boku. Yuki uśmiechnął się na ten widok: z miejsca zainteresował się, jak dobrze potrafi władać tym ostrzem. Zawodowa ciekawość.
... zaraz, przecież skądś go kojarzył. Chyba walczył na turnieju, nie? Yuki był chyba wtedy na trybunie północnej i rozmawiał z Muraiem. Akodo Hayami, o ile dobrze pamiętał.
-Bardzo mi miło poznać, Akodo Hayami-san - powiedział z serdecznym uśmiechem, lekko skłaniając głowę w geście powitalnym. Wychodziło na to, że Samurajowie mieli podobne rytuały grzecznościowe jak wyspiarze, nie to co kontynenciarze i ich podawanie ręki.
Wysłuchał słów samuraja i pokiwał lekko głową. Nie okazywał więcej emocji, chociaż miał ochotę lekko westchnąć gdy usłyszał przyczyny ożywienia. Śmierć członka rodziny. Cóż, trzeba przyznać, było to dość drastyczne wydarzenie. Zwłaszcza, jeśli się było świadkiem lub, jeszcze gorzej, ten ktoś umarł w Twoich ramionach. Yuki potrafił przyjąć do świadomości, że coś takiego się wydarzyło, ale w głębi ducha niestety nie dał rady wyciągnąć z siebie prawdziwych uczuć. Głównie dlatego, że sam przeżył dość dużo, i zwyczajnie nie robiło to na nim już większego wrażenia. Ale potrafił zrozumieć. I współczuć. W końcu ludzie potrzebują kogoś, kto ich ukoi w smutku. Albo przynajmniej zmniejszy ból do poziomu "znośnego".
-Rozumiem. To tłumaczy talizmany o-fuda na ścianach. - pokiwał głową, splatając ręce na piersi. - W porządku. Z chęcią napiję się herbaty. I nie trzeba, widziałem już dostatecznie dużo zwłok w życiu.
To ostatnie powiedział z lekkim uśmiechem, ot, taki czarny żarcik. Nawet jeśli poparty faktami.
Gdy zgodził się ruszyć razem z Hayamim, na chwilę tylko spojrzał na Hideo, który przyglądał się im poważnie. Yuki kiwnął głową, Ranmaru aktywował swoje Kekkei Genkai i ruszył za nimi, by stanąć niedaleko wejścia do pokoju. Miał obserwować i ostrzegać. Natsume z zagrożeniami powinien sobie poradzić.
Po drodze Hayami udzielił jeszcze kilku informacji, które Yuki skwitował cichym mruknięciem potwierdzenia, że zrozumiał.
-Przykro mi, że coś takiego przydarzyło się wam akurat tutaj. Śmierć podąża za nami niezależnie od tego, jak bardzo chcielibyśmy by nas zostawiła. I atakuje w najmniej oczekiwanym momencie. - Pokręcił głową, drapiąc się po karku. Jego twarz miała melancholijny wyraz, a głos - poważny i pocieszający. - Moje najszczersze kondolencje. Rozumiem, co czujecie.
Gdy dotarli do pokoju i otworzyli drzwi, Yuki wkroczył do środka i ukłonił się lekko na powitanie. Hideo został na zewnątrz, jednak wciąż obserwował pomieszczenie za pomocą swojego Kekkei Genkai.
-Wybaczcie za najście - powiedział uprzejmie. - Przechodziłem obok, i zauważyłem jakieś poruszenie w okolicy. Akodo-san wytłumaczył mi pobieżnie sytuację, ale chciałbym usłyszeć względnie szczegółowo co się stało.
Przyklęknął przy stoliku, odkładając uprzednio swój claymore i ustawiając katany tak, by nie przeszkadzały mu w siedzeniu. Uśmiechnął się delikatnie.
-No, i wkręciłem się na herbatę. Chyba że preferujecie coś mocniejszego, to jestem w stanie coś załatwić.
Ukryty tekst
0 x
Re: Ryokan "Królik Inaby"
Co Kitashi czuł do Misae? Chłopak próbował sobie odpowiedzieć na to pytanie już od dłuższego czasu. Znali się tak długo i dobrze, lecz zawsze brakowało im jednego, czasu, który zawsze podczas spotkań kończył się za szybko, podczas gdy w ciągu ostatnich kilku dni spędzali noce i dnie wspólnie podczas podróży, zaś odkąd przybyli do hanamury cały czas byli ze sobą. ten czas pozwolił Kitashiemu rozwiązać tą zagadkę wewnątrz swojego umysłu i serca, którą była ta subtelna różnica w patrzeniu na Misae, już nie tylko jak na przyjaciółkę, ale jak na kobietę i ot piękną kobietę.Zaś owa odpowiedź pokazała się własnie teraz, gdy leżeli w dwójkę na jednym futonie, przytuleni do siebie czując bicie serca drugiej osoby i słysząc każdy jej oddech.
-Ja tak samo.
Powiedział cicho na słowa Misae. Faktem było iż ten dzień na pewno pozostanie w ich umysłach na długo, z powodu ekscytacją zobaczenia nowego miejsca, strachu przy próbie ratowania ludzkiego życia, oraz z powodu tego co własnie działo się w jednym z wielu pokoi w Ryokanie. Krótka chwila, kilka słów, przybliżenie twarzy , lekkie, wyczuwalne dreszcze, gorący oddech drugiej osoby. To, oraz to iż Misae nawet na sekundę nie próbowała się wycofać, mimo iż miała taką możliwość, utwierdziła chłopaka w tym co chce zrobić.Serce bijące mocniej niż kiedykolwiek, czerwień rozlana na policzkach i wzrok wbity w różnokolorowe oczy dziewczyny. Swoją dłonią lekko odsunął kilka kosmyków włosów Misae, by w następnej chwili przechylić lekko głowę złożyć krótki, delikatny pocałunek na ustach Yamanaki. Krótka, niezwykle emocjonalne chwila którą to chłopak chciał pokazać dziewczynie co tak naprawdę wobec niej czuje. I owszem, byli przyjaciółmi, to fakt, ale pośrodku owej przyjaźni wykiełkowało coś dużo większego. Kitashi mając nadzieję iż uczucia dziewczyny nie różnią się z jego odsunął lekko głowę, by móc brązowymi oczyma zlustrować twarz Misae.
-Jesteś piękna.
Szepnął cicho, jak gdyby te dwa słowa, wypowiedziane z uczuciem w głosie miały być podsumowaniem tego wszystkiego. Serce biło mu mocno niczym młot, po części z tego co właśnie miało miejsce, a po części również ze strachu, iż tak szybko okazane uczucie zostanie odrzucone przez Misae, tym samym grzebiąc uczucia chłopaka , który pierwszy raz odważył się w ten sposób przed kimkolwiek otworzyć. Jego serce było obecnie niczym skorupiak bez muszli, najdrobniejszy cios mógłby je rozbić w drobny mak, dlatego też chłopak modlił się w duchu, by dobrze odczytał zachowanie dziewczyny.
-Ja tak samo.
Powiedział cicho na słowa Misae. Faktem było iż ten dzień na pewno pozostanie w ich umysłach na długo, z powodu ekscytacją zobaczenia nowego miejsca, strachu przy próbie ratowania ludzkiego życia, oraz z powodu tego co własnie działo się w jednym z wielu pokoi w Ryokanie. Krótka chwila, kilka słów, przybliżenie twarzy , lekkie, wyczuwalne dreszcze, gorący oddech drugiej osoby. To, oraz to iż Misae nawet na sekundę nie próbowała się wycofać, mimo iż miała taką możliwość, utwierdziła chłopaka w tym co chce zrobić.Serce bijące mocniej niż kiedykolwiek, czerwień rozlana na policzkach i wzrok wbity w różnokolorowe oczy dziewczyny. Swoją dłonią lekko odsunął kilka kosmyków włosów Misae, by w następnej chwili przechylić lekko głowę złożyć krótki, delikatny pocałunek na ustach Yamanaki. Krótka, niezwykle emocjonalne chwila którą to chłopak chciał pokazać dziewczynie co tak naprawdę wobec niej czuje. I owszem, byli przyjaciółmi, to fakt, ale pośrodku owej przyjaźni wykiełkowało coś dużo większego. Kitashi mając nadzieję iż uczucia dziewczyny nie różnią się z jego odsunął lekko głowę, by móc brązowymi oczyma zlustrować twarz Misae.
-Jesteś piękna.
Szepnął cicho, jak gdyby te dwa słowa, wypowiedziane z uczuciem w głosie miały być podsumowaniem tego wszystkiego. Serce biło mu mocno niczym młot, po części z tego co właśnie miało miejsce, a po części również ze strachu, iż tak szybko okazane uczucie zostanie odrzucone przez Misae, tym samym grzebiąc uczucia chłopaka , który pierwszy raz odważył się w ten sposób przed kimkolwiek otworzyć. Jego serce było obecnie niczym skorupiak bez muszli, najdrobniejszy cios mógłby je rozbić w drobny mak, dlatego też chłopak modlił się w duchu, by dobrze odczytał zachowanie dziewczyny.
0 x
- Misae
- Posty: 1564
- Rejestracja: 17 gru 2017, o 10:38
- Wiek postaci: 28
- Ranga: Akoraito
- Krótki wygląd: Białowłosa, o dwukolorowych tęczówkach - lewa srebrzysto-biała, a prawa fiołkowa, ubrana w płaszcz, rękawiczki ze stalowym ochraniaczem. Na szyi kwiatowa kolia, powyżej, po prawej stronie pozioma blizna; różowe kanzashi we włosach
- Widoczny ekwipunek: Torba na lewym i prawym biodrze;plecak
- Link do KP: viewtopic.php?p=68018#p68018
- GG/Discord: Misae#1695
Re: Ryokan "Królik Inaby"
[youtube]https://www.youtube.com/watch?v=hsT16TJJ0Nk&t=28s[/youtube]
Ciepłe wargi dotknęły jej własnych. Tępy przez nadmiar wszystkich przeżyć tego dnia umysł nie dopuszczał przez długą chwilę do dziewczyny faktu tego, co właśnie miało miejsce w tym oddalonym bardziej niż kiedykolwiek od reszty świata Ryoukanie. Zdawała się być zatopiona w głębokim śnie, śnie, z którego dopiero słowa młodzieńca mogły ją wyrwać.
"Jesteś piękna"
Aż otworzyła szerzej usta. Przez chwilę przed oczami kunoichi nie widziała twarzy przyjaciela, ale twarz bruneta, który kilka lat wcześniej tak bardzo ją skrzywdził. Tylko dlatego, że była "piękna". Blizna na szyi zapiekła ją dotkliwie rozprowadzając chłód wzdłuż jej kręgosłupa. Wiedziała, że nie to miał na myśli, bo emocja z jaką powiedział te dwa słowa mówiły same za siebie. Ale ten kubeł zimnej wody powoli sprowadzał ją na ziemię. Zdawała się dopiero wracać z głębokiego snu.
Co się właśnie stało? Co zaszło między nią a szatynem?
Jedyne co potrafiła zrobić gdy aż zaschło jej w gardle to przytulić go chowając twarz w jego szacie.
Przytulenie... zabawne... kiedyś stoczyła pewną rozmowę z Tomoe...
To była jej jedyna metoda by zyskać chwilę. Metoda na miny Tomoe. Nigdy nie sądziła, że przyjdzie jej przytulić Kitashi'ego tylko dlatego, żeby ten nie widział teraz wyrazu jej twarzy. Nie wiedziała, której myśli się złapać. Nie mogła być w tym stanie półtrwania wiecznie. Nie mogła przeciągać tego w nieskończoność. Ale tak bardzo nie wiedziała co może teraz powiedzieć. Tak bardzo błagała w duchu o coś co pomoże jej teraz w chwili kiedy jej serce się rozdzielało.
Byli przyjaciółmi... od tylu lat... cholera jasna byli rodziną! Myśli przeskakiwały z zastraszającą prędkością jedna za drugą, żadna jednak nie była na tyle dominująca aby na chwilę zatrzymać się i pozwolić dziewczynie ogarnąć sytuację...przecież byli paczką. Czy gdyby na miejscu szatyna był Minoru albo Sokiro wszystko potoczyło się inaczej? Czy ona nie traktowała ich do tej pory jak braci, których nigdy nie miała? A może do ich niewinnej relacji już dawno wkradła się cielesność? Czy o to jej chodziło kiedy weszła do jego łóżka i musnęła dłonią jego policzek? czy to właśnie tego oczekiwała kiedy przyłożył swoje czoło do jej czoła? Przecież dzieci tak robią. Dzielą się bliskością i nie skrywają w tym niczego więcej...ale oni nie byli już dziećmi.
Kiedy oni właściwie stali się dorośli? Kiedy to umysł i serce odeszły od głosu? Nawet nie wiedziała jak Koseki traktował ten gest. Czy miał być to dodatek do ich przyjaźni o której rozmawiali ledwie kilka godzin wcześniej? Czy czuła do niego to co czuła do białowłosego Tomoe?
Ucisk w klatce.
Czy to była zdrada? Czy właśnie łamała obietnicę, którą złożyła chłopakowi, kiedy ten wyruszał w swoją podróż? Miała czekać. To była obietnica ich wspólnych dni... dni które już i tak chyba nigdy nie nadejdą... dni, które dawno zniknęły zamazane w otchłani wspomnień, które od półtorej roku nigdy nie paliły jej serca żywym żalem tak jak miało to miejsce teraz. Zagryzła wargę ciesząc się, że szatyn jej teraz nie dziwi. Wznosiła modły coraz wyżej... Uratuj.
I stało się. Uratowana przez dzwonek. Uratowana od rozmowy, której nie chciała prowadzić... a na pewno nie teraz. Mała iskierka, która wesoło muskała ją na skraju świadomości. Wiedziała co to oznacza. Dziewczyna zerwała się na równe nogi i zdawała się nasłuchiwać. Choć to co robiła teraz odbiegało nieznacznie od tej czynności. Jej wzrok zdawał się być wbity w jakiś punkt w rogu pokoju, a jego niewidzący wyraz potęgowany przez pozbawione źrenic oczy typowe dla klanu Yamanaka potęgowały tylko nie ten nieobecny wyraz twarzy.
-Taka potężna chakra... ale tak spokojna... - mówiła, a w jej głosie nie słychać było strachu, który w onsenie niemal ją paraliżował. Właściciel tej energii był inny. Gładka, chłodna i kojąca. Nie sądziła, że takie połączenie może łączyć się z taką mocą... może właśnie takie łączyć się powinno? Właściciel takiej potęgi powinien wiedzieć jak wielka odpowiedzialność płynęła wraz z każdą kroplą chakry.... przynajmniej tak zawsze myślała dziewczyna, choć co tu kryć - sama nie miała problemu z nadmiarem mocy. Może to w tym tajemniczym Panu Zimy... może on...
-Może to on go powstrzyma..? - szepnęła niemal bezgłośnie przywracając obraz twarzy szatyna z onsenu. Przecież ten chłopak był na wolności i w każdej chwili mógł ponownie zaatakować. Pierwszy raz pojawiła się rzeczywista szansa aby byli bezpieczni.
Ciepłe wargi dotknęły jej własnych. Tępy przez nadmiar wszystkich przeżyć tego dnia umysł nie dopuszczał przez długą chwilę do dziewczyny faktu tego, co właśnie miało miejsce w tym oddalonym bardziej niż kiedykolwiek od reszty świata Ryoukanie. Zdawała się być zatopiona w głębokim śnie, śnie, z którego dopiero słowa młodzieńca mogły ją wyrwać.
"Jesteś piękna"
Aż otworzyła szerzej usta. Przez chwilę przed oczami kunoichi nie widziała twarzy przyjaciela, ale twarz bruneta, który kilka lat wcześniej tak bardzo ją skrzywdził. Tylko dlatego, że była "piękna". Blizna na szyi zapiekła ją dotkliwie rozprowadzając chłód wzdłuż jej kręgosłupa. Wiedziała, że nie to miał na myśli, bo emocja z jaką powiedział te dwa słowa mówiły same za siebie. Ale ten kubeł zimnej wody powoli sprowadzał ją na ziemię. Zdawała się dopiero wracać z głębokiego snu.
Co się właśnie stało? Co zaszło między nią a szatynem?
Jedyne co potrafiła zrobić gdy aż zaschło jej w gardle to przytulić go chowając twarz w jego szacie.
Przytulenie... zabawne... kiedyś stoczyła pewną rozmowę z Tomoe...
To była jej jedyna metoda by zyskać chwilę. Metoda na miny Tomoe. Nigdy nie sądziła, że przyjdzie jej przytulić Kitashi'ego tylko dlatego, żeby ten nie widział teraz wyrazu jej twarzy. Nie wiedziała, której myśli się złapać. Nie mogła być w tym stanie półtrwania wiecznie. Nie mogła przeciągać tego w nieskończoność. Ale tak bardzo nie wiedziała co może teraz powiedzieć. Tak bardzo błagała w duchu o coś co pomoże jej teraz w chwili kiedy jej serce się rozdzielało.
Byli przyjaciółmi... od tylu lat... cholera jasna byli rodziną! Myśli przeskakiwały z zastraszającą prędkością jedna za drugą, żadna jednak nie była na tyle dominująca aby na chwilę zatrzymać się i pozwolić dziewczynie ogarnąć sytuację...przecież byli paczką. Czy gdyby na miejscu szatyna był Minoru albo Sokiro wszystko potoczyło się inaczej? Czy ona nie traktowała ich do tej pory jak braci, których nigdy nie miała? A może do ich niewinnej relacji już dawno wkradła się cielesność? Czy o to jej chodziło kiedy weszła do jego łóżka i musnęła dłonią jego policzek? czy to właśnie tego oczekiwała kiedy przyłożył swoje czoło do jej czoła? Przecież dzieci tak robią. Dzielą się bliskością i nie skrywają w tym niczego więcej...ale oni nie byli już dziećmi.
Kiedy oni właściwie stali się dorośli? Kiedy to umysł i serce odeszły od głosu? Nawet nie wiedziała jak Koseki traktował ten gest. Czy miał być to dodatek do ich przyjaźni o której rozmawiali ledwie kilka godzin wcześniej? Czy czuła do niego to co czuła do białowłosego Tomoe?
Ucisk w klatce.
Czy to była zdrada? Czy właśnie łamała obietnicę, którą złożyła chłopakowi, kiedy ten wyruszał w swoją podróż? Miała czekać. To była obietnica ich wspólnych dni... dni które już i tak chyba nigdy nie nadejdą... dni, które dawno zniknęły zamazane w otchłani wspomnień, które od półtorej roku nigdy nie paliły jej serca żywym żalem tak jak miało to miejsce teraz. Zagryzła wargę ciesząc się, że szatyn jej teraz nie dziwi. Wznosiła modły coraz wyżej... Uratuj.
I stało się. Uratowana przez dzwonek. Uratowana od rozmowy, której nie chciała prowadzić... a na pewno nie teraz. Mała iskierka, która wesoło muskała ją na skraju świadomości. Wiedziała co to oznacza. Dziewczyna zerwała się na równe nogi i zdawała się nasłuchiwać. Choć to co robiła teraz odbiegało nieznacznie od tej czynności. Jej wzrok zdawał się być wbity w jakiś punkt w rogu pokoju, a jego niewidzący wyraz potęgowany przez pozbawione źrenic oczy typowe dla klanu Yamanaka potęgowały tylko nie ten nieobecny wyraz twarzy.
-Taka potężna chakra... ale tak spokojna... - mówiła, a w jej głosie nie słychać było strachu, który w onsenie niemal ją paraliżował. Właściciel tej energii był inny. Gładka, chłodna i kojąca. Nie sądziła, że takie połączenie może łączyć się z taką mocą... może właśnie takie łączyć się powinno? Właściciel takiej potęgi powinien wiedzieć jak wielka odpowiedzialność płynęła wraz z każdą kroplą chakry.... przynajmniej tak zawsze myślała dziewczyna, choć co tu kryć - sama nie miała problemu z nadmiarem mocy. Może to w tym tajemniczym Panu Zimy... może on...
-Może to on go powstrzyma..? - szepnęła niemal bezgłośnie przywracając obraz twarzy szatyna z onsenu. Przecież ten chłopak był na wolności i w każdej chwili mógł ponownie zaatakować. Pierwszy raz pojawiła się rzeczywista szansa aby byli bezpieczni.
0 x

- Hayami Akodo
- Posty: 1277
- Rejestracja: 20 sie 2017, o 15:45
- Wiek postaci: 26
- Ranga: Samuraj
- Krótki wygląd: https://imgur.com/a/9wDbR
- po lewej stronie aktualne ubranie Hayamiego,
plus kremowy płaszcz i czarne rękawiczki bez palców
- długa blizna na piersi po pojedynku z Megumi Ishidą
- blizna na prawej nodze po walce pod Murem - Widoczny ekwipunek: - włócznia yari
- katana
- plecak - Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=4011
- Multikonta: brak
- Aktualna postać: Hayami Akodo
Re: Ryokan "Królik Inaby"
Uśmiechnął się do cesarza, ale nic nie powiedział. Nie zamierzał komentować tego czarnego humoru i żarciku, nawet jeśli wydawał mu się średnio stosowny wobec ogromu tragedii, jaka dotknęła Sagisę. Ale kiedy Natsume złożył kondolencje, pochylił na chwilę głowę, wzdychając. Wydawał się przytłoczony tym wszystkim. Czy nie przesadzał, próbując nadgonić życie? Nadrobić wszystko to, co go omijało, a czego było doprawdy coraz więcej? Walki, walki, walki. Dążąc za adrenaliną i - jakby nie było, chwalebnym - zwycięstwem, Hayami miał wrażenie, że naprawdę wiele mu umknęło. Zaślepienie się żądzą wygranej nie służyło nikomu. Herbata...? Cóż, jego samego suszyło niemiłosiernie, więc nie narzekałby na coś takiego, no i wypadałoby poczęstować dostojnego gościa czymś więcej niż wodą z kranu. Mimo wszystko gościł u siebie władcę Hanamury, a matka zawsze mu powtarzała: szanuj ludzi wielkich, Hayami. Nawet, jeśli pewnego dnia staniesz się od nich większy, nigdy nie odmawiaj im uznania.
Mogli wyglądać komicznie, idąc w stronę pokoju, i zapewne wyglądali: mroźny, zimny Natsume o włosach koloru kruczych piór (podobne miał Shijima, tylko dłuższe), tchnący aurą godną pana Hanamury, i odziany w błękity i czerwienie silny, dumny samuraj, sporo od niego wyższy.
Yuki Natsume-sama...Cóż za intrygująca sprzeczność.
Mimo wszystko nie mówił już do niego zbyt wiele, ale kiedy usłyszał kondolencje, szepnął jedynie:
- Dziękuję, Natsume-sama.
Przez chwilę, krótką chwilę, wyglądał na śmiertelnie zmęczonego. Wypuścił powietrze z płuc i zwolnił kroku. Pomyślał o tamtym ostatnim treningu, który razem przechodzili, o płomieniach, które pożerały jego ciało lubieżnie, namiętnie, niczym rozszalała pasja kochanki...Czy Tensa wiedziała? Czy przekazała mu tę technikę, pragnąc dać mu przedsmak tego, co czeka go w przyszłości, kierowana przeczuciem mówiącym: on zginie przez ogień? Czy to tylko on nadawał temu zbędne znaczenie, wyolbrzymiał? Chyba to drugie.
Nie wszystko ma takie znaczenie, jak myślimy, samuraju.
Wreszcie dotarli do pokoju. Hayami otworzył drzwi, po czym spojrzał na Akaruia przeciągle. Mężczyźnie należało się nieco wyjaśnień, choć z pewnością jeżeli Natsume żądał herbaty, to nie powinni byli mu odmawiać - już wuj z potencjalną obrazą majestatu i wypływającymi z niej konsekwencjami, ale na sucho źle się pije. Pije...No właśnie.
Teraz dopiero dotarło do niego, że mogliby się napić czegoś mocniejszego- i na samą myśl zrobił się bladozielony. Zdrętwiał na całym ciele, a potem zaczął drżeć niczym człowiek, którego poraził prąd; wizja powtórki z kaca była zbyt straszna jak na mózg kasztanowowłosego samuraja.
- Przyniosę te herbaty - zaproponował, po czym szybko wyszedł. Niedługo później wrócił z młodą pokojówką, która na widok Natsume popadła w niekontrolowane rumieńce i tylko cudem nie wylała na Akaruia całej zawartości tacy, silnie przejęta tym, że znajduje się przed obliczem pańskim. Wreszcie ulotniła się, bąkając z przejęcia wyższym o oktawę głosem, który przerodził się w pisk: "M-M-MIłego DNIA!", a Hayami, kręcąc głową z lekką dezaprobatą, siadł z powrotem na futonie, trzymając w silnych palcach drobną czarkę. Przechylił ciemny napój do gardła, zastanawiając się, czy powinien coś robić albo mówić...chyba chciał w sumie wziąć dziecko na ręce i je pohuśtać, ale bał się, że mały zacznie płakać, a wtedy obudzi Sagisę, obudzona Sagisa zaś to - jak wiedział z doświadczenia - nic, co zwiastowałoby coś dobrego. Pił więc jedynie i uważnie obserwował.
W końcu jeśli nie obserwujesz sytuacji, nieuchronnie skończysz jako jeniec.
Mogli wyglądać komicznie, idąc w stronę pokoju, i zapewne wyglądali: mroźny, zimny Natsume o włosach koloru kruczych piór (podobne miał Shijima, tylko dłuższe), tchnący aurą godną pana Hanamury, i odziany w błękity i czerwienie silny, dumny samuraj, sporo od niego wyższy.
Yuki Natsume-sama...Cóż za intrygująca sprzeczność.
Mimo wszystko nie mówił już do niego zbyt wiele, ale kiedy usłyszał kondolencje, szepnął jedynie:
- Dziękuję, Natsume-sama.
Przez chwilę, krótką chwilę, wyglądał na śmiertelnie zmęczonego. Wypuścił powietrze z płuc i zwolnił kroku. Pomyślał o tamtym ostatnim treningu, który razem przechodzili, o płomieniach, które pożerały jego ciało lubieżnie, namiętnie, niczym rozszalała pasja kochanki...Czy Tensa wiedziała? Czy przekazała mu tę technikę, pragnąc dać mu przedsmak tego, co czeka go w przyszłości, kierowana przeczuciem mówiącym: on zginie przez ogień? Czy to tylko on nadawał temu zbędne znaczenie, wyolbrzymiał? Chyba to drugie.
Nie wszystko ma takie znaczenie, jak myślimy, samuraju.
Wreszcie dotarli do pokoju. Hayami otworzył drzwi, po czym spojrzał na Akaruia przeciągle. Mężczyźnie należało się nieco wyjaśnień, choć z pewnością jeżeli Natsume żądał herbaty, to nie powinni byli mu odmawiać - już wuj z potencjalną obrazą majestatu i wypływającymi z niej konsekwencjami, ale na sucho źle się pije. Pije...No właśnie.
Teraz dopiero dotarło do niego, że mogliby się napić czegoś mocniejszego- i na samą myśl zrobił się bladozielony. Zdrętwiał na całym ciele, a potem zaczął drżeć niczym człowiek, którego poraził prąd; wizja powtórki z kaca była zbyt straszna jak na mózg kasztanowowłosego samuraja.
- Przyniosę te herbaty - zaproponował, po czym szybko wyszedł. Niedługo później wrócił z młodą pokojówką, która na widok Natsume popadła w niekontrolowane rumieńce i tylko cudem nie wylała na Akaruia całej zawartości tacy, silnie przejęta tym, że znajduje się przed obliczem pańskim. Wreszcie ulotniła się, bąkając z przejęcia wyższym o oktawę głosem, który przerodził się w pisk: "M-M-MIłego DNIA!", a Hayami, kręcąc głową z lekką dezaprobatą, siadł z powrotem na futonie, trzymając w silnych palcach drobną czarkę. Przechylił ciemny napój do gardła, zastanawiając się, czy powinien coś robić albo mówić...chyba chciał w sumie wziąć dziecko na ręce i je pohuśtać, ale bał się, że mały zacznie płakać, a wtedy obudzi Sagisę, obudzona Sagisa zaś to - jak wiedział z doświadczenia - nic, co zwiastowałoby coś dobrego. Pił więc jedynie i uważnie obserwował.
W końcu jeśli nie obserwujesz sytuacji, nieuchronnie skończysz jako jeniec.
0 x
- Akarui
- Postać porzucona
- Posty: 1567
- Rejestracja: 8 cze 2017, o 01:03
- Krótki wygląd: Jak na avku brązowy płaszcz z kożuszkiem - mamy zimę! ;)
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=54569#p54569
Re: Ryokan "Królik Inaby"
Rozmowy o walkach pod murem i tematem, który towarzyszył chyba każdej dyspucie między Shinobimi (czytaj: śmierć) zostały przerwane. Do uszu dwojga mężczyzn dobiegło jakieś poruszenie, które Hayami postanowił sprawdzić. Akarui jedynie kiwnął głową, odprowadzając swojego kompana wzrokiem do drzwi. Schował twarz w dłoniach i zaczął się zastanawiać, jak on tu w ogóle trafił? A mógł zjeść parę kulek ryżowych i szybko wrócić, by oglądać turniej. Cholera jasna, że tez mu się zachciało pieczonej ryby! Odetchnął tylko i otworzył jeszcze raz dokumenty porodowe, by je przejrzeć. Miał nadzieję, że teraz, na spokojnie, nie wyłapie nic podejrzanego.
Po paru chwilach usłyszał kroki na korytarzu. Hayami wracał, ale nie był sam. Tłumaczył sytuację drugiej osobie. Kto tu zaraz może wejść? Może ktoś ze straży? Może jakiś zarządca budynku w końcu się pojawi? Akarui opierając o dłonie, łokcie zaparte o stół, spojrzał spode łba w kierunki drzwi. Gdy goście wchodzili do pokoju, nie poruszył się. Zastygł i obserwował w zdziwieniu, któż to się pojawił. Jedynie usta otworzyły się trochę mocniej, gdy przy stole lądowały kolejne bronie. A wśród nich wielki, szeroki miecz zdobiony szkieletem. Dopiero wtedy medyk podniósł wzrok, by przyjrzeć się nowo przybyłemu. Wstał na równe nogi i skłonił się do pasa, wyrzucając z siebie jedynie krótkie - Shimakage-sama... Ten jednak szybko usiadł, tłumacząc, że wprosił się na herbatkę. Najważniejsza osoba na wyspach przyszła do małego Ryokanu na herbatkę? Przez chwilę taka ilość ważnych informacji nie chciała się przedrzeć przez czaszkę medyka, a gdy już wylądowała, w końcu się wyprostował, mówiąc: - Jeśli Natsume-sama pozwoli, herbatka będzie na miejscu. Szczerze mówiąc jeszcze parę chwil temu myślałem o sake, ale tak jakby na służbie jestem, nie wypada... Jednak proszę sobie z tego powodu nie odmawiać!
Hayami wyszedł w poszukiwaniu herbaty, a medyk postanowił kontynuować: - Jestem Tozawa Akarui, z SHigashi no Kibu. Znalazłem się tu przypadkiem. Śpiąca kobieta to Sagisa z Sogen. Maleństwo obok to jej syn, Ryujin. Ma niecałe dwa dni, urodził się tu, w Hanamurze.. Medyk specjalnie zaznaczył miejsce urodzenia zaciekawiony, co z tym fantem zrobi Władca Wysp? Niepisane prawa w niektórych regionach mówiły, iż narodzenie się tam dziecka automatycznie robi z niego krajana. Korzystając z nieobecności Hayami'ego, postanowił podzielić się jeszcze jedną informacją. W końcu Shimakage powinien wiedzieć wiedzieć takie rzeczy, ale zwykły Shinobi, do którego nadal nie ma się pewności,
nie: - Nieboszczyk w łaźniach to siostra Sagisy, Tensa. Najpierw była to nieumyślna próba samobójcza, z której ją odratowałem. Śmierć nadeszła później, jednak ta się przed nią nie broniła... Hayami nie wie wszystkiego. Uznałem, że w jego przypadku to Sagisa powinna zdecydować, czy dzielić się takimi informacjami...
Dopiero po tych paru zdaniach Akarui postanowił usiąść z powrotem na swoim krześle. Po chwili przyszedł Hayami, prowadząc młodą pokojówkę. Ta również przejęła się nowym gościem tego przybytku i mało by brakowało, a Akarui dostałby wrzątkiem po ramieniu! Na szczęście nic się nie stało, pracownica szybko wyszła, a Akarui mógł rozlać gorący wywar do kubków. Wtedy też kontynuował: - Bardzo przepraszamy za ten cały chaos. Sagisa jest jednak bardzo wycieńczona i nie powinna na razie podróżować. Obecnie pełnie rolę jej lekarza i jak tylko uznam, że jest zdolna do podróży, natychmiast po sobie posprzątamy. Pomogę im wszystkim w powrocie na kontynent... A potem chcąc trochę zmienić temat: - Czy poza tym wydarzeniem, reszta festiwalu idzie po myślach szanownego Shimakage?
Po paru chwilach usłyszał kroki na korytarzu. Hayami wracał, ale nie był sam. Tłumaczył sytuację drugiej osobie. Kto tu zaraz może wejść? Może ktoś ze straży? Może jakiś zarządca budynku w końcu się pojawi? Akarui opierając o dłonie, łokcie zaparte o stół, spojrzał spode łba w kierunki drzwi. Gdy goście wchodzili do pokoju, nie poruszył się. Zastygł i obserwował w zdziwieniu, któż to się pojawił. Jedynie usta otworzyły się trochę mocniej, gdy przy stole lądowały kolejne bronie. A wśród nich wielki, szeroki miecz zdobiony szkieletem. Dopiero wtedy medyk podniósł wzrok, by przyjrzeć się nowo przybyłemu. Wstał na równe nogi i skłonił się do pasa, wyrzucając z siebie jedynie krótkie - Shimakage-sama... Ten jednak szybko usiadł, tłumacząc, że wprosił się na herbatkę. Najważniejsza osoba na wyspach przyszła do małego Ryokanu na herbatkę? Przez chwilę taka ilość ważnych informacji nie chciała się przedrzeć przez czaszkę medyka, a gdy już wylądowała, w końcu się wyprostował, mówiąc: - Jeśli Natsume-sama pozwoli, herbatka będzie na miejscu. Szczerze mówiąc jeszcze parę chwil temu myślałem o sake, ale tak jakby na służbie jestem, nie wypada... Jednak proszę sobie z tego powodu nie odmawiać!
Hayami wyszedł w poszukiwaniu herbaty, a medyk postanowił kontynuować: - Jestem Tozawa Akarui, z SHigashi no Kibu. Znalazłem się tu przypadkiem. Śpiąca kobieta to Sagisa z Sogen. Maleństwo obok to jej syn, Ryujin. Ma niecałe dwa dni, urodził się tu, w Hanamurze.. Medyk specjalnie zaznaczył miejsce urodzenia zaciekawiony, co z tym fantem zrobi Władca Wysp? Niepisane prawa w niektórych regionach mówiły, iż narodzenie się tam dziecka automatycznie robi z niego krajana. Korzystając z nieobecności Hayami'ego, postanowił podzielić się jeszcze jedną informacją. W końcu Shimakage powinien wiedzieć wiedzieć takie rzeczy, ale zwykły Shinobi, do którego nadal nie ma się pewności,
nie: - Nieboszczyk w łaźniach to siostra Sagisy, Tensa. Najpierw była to nieumyślna próba samobójcza, z której ją odratowałem. Śmierć nadeszła później, jednak ta się przed nią nie broniła... Hayami nie wie wszystkiego. Uznałem, że w jego przypadku to Sagisa powinna zdecydować, czy dzielić się takimi informacjami...
Dopiero po tych paru zdaniach Akarui postanowił usiąść z powrotem na swoim krześle. Po chwili przyszedł Hayami, prowadząc młodą pokojówkę. Ta również przejęła się nowym gościem tego przybytku i mało by brakowało, a Akarui dostałby wrzątkiem po ramieniu! Na szczęście nic się nie stało, pracownica szybko wyszła, a Akarui mógł rozlać gorący wywar do kubków. Wtedy też kontynuował: - Bardzo przepraszamy za ten cały chaos. Sagisa jest jednak bardzo wycieńczona i nie powinna na razie podróżować. Obecnie pełnie rolę jej lekarza i jak tylko uznam, że jest zdolna do podróży, natychmiast po sobie posprzątamy. Pomogę im wszystkim w powrocie na kontynent... A potem chcąc trochę zmienić temat: - Czy poza tym wydarzeniem, reszta festiwalu idzie po myślach szanownego Shimakage?
0 x
MOWA
- Sagisa
- Gracz nieobecny
- Posty: 668
- Rejestracja: 30 kwie 2017, o 20:26
- Wiek postaci: 21
- Ranga: Dōkō
- Krótki wygląd: - długie czerwone włosy, stalowoszare oczy
- koszula z długim rękawem, długie ciemne spodnie, wygodne buty
- cienkie pajęczynki blizn po raitonie pod ubraniem
- sygnet na łańcuszku schowany pod koszulą
- płaszcz podróżny z kapturem - Widoczny ekwipunek: - torba na biodrze, po prawej
- kabury na udach
- wakizashi za pasem
- manierka z wodą przy pasie - Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33 ... 998#p49998
- Natsume Yuki
- Postać porzucona
- Posty: 1885
- Rejestracja: 11 lut 2015, o 23:22
- Wiek postaci: 31
- Ranga: Nukenin S
- Link do KP: viewtopic.php?f=33&t=199
- GG/Discord: 6078035 / Exevanis#4988
- Multikonta: Iwan zza Miedzy
Re: Ryokan "Królik Inaby"
[youtube]https://www.youtube.com/watch?v=XiJpmx5XVRI[/youtube]
Po wejściu do pomieszczenia, Natsume uśmiechnął się lekko w kierunku medyka, który przedstawił mu się później jako Akarui, po czym uniósł lekko dłoń, jak gdyby chcąc go uspokoić. Był Shimakage od niedawna, dopiero się przyzwyczaił do tego stylu życia. A takie gesty, zwłaszcza wykonane w sposób tak nerwowy, wcale w tym nie pomagały.-Nie trzeba być aż tak oficjalnym, panie - powiedział tonem spokojnym i gładkim jak jedwab. - Może i mam jakieś tam tytuły, ale wciąż jestem tylko shinobi. Do diabła, jakbym miał odgrywać snobistycznego szlachetkę tylko dlatego, że coś tam osiągnąłem, to by mnie chyba coś trafiło!
Zaśmiał się pod nosem, siadając przy stoliku w sposób oficjalny, to jest na piętach. Oręż zostawił obok, żeby mu nie przeszkadzał pod względem wygody, po czym postawił na blacie niewielką, ceramiczną gurdę, w której znajdował się lekki napitek w postaci sake. W sumie sam rzadko pijał alkohol (i nigdy w dużych ilościach - odporność na alkohol nie była jego najmocniejszą stroną, i był tego doskonale świadom), ale czasem wypijał kieliszek dla rozgrzania lub rozbudzenia. Ewentualnie dodawał odrobinkę do herbaty, ot, żeby jakoś ubarwić jej smak. Ale to zwykle robił w trakcie wędrówek, kiedy jedynym ciepłym napojem był napar z igieł.
W tym czasie Hayami wyszedł z pokoju, zgarnął jakąś pokojówkę i nakazał jej, by przygotowała herbatę i przyniosła ją do ich pokoju. Mniej więcej wtedy Akarui zaczął swoją krótką przemowę, mającą na celu przedstawić Yukiemu dokładniejsze wydarzenia, które miały miejsce kilka godzin wcześniej w tym samym ryokanie. Zaczął najpierw od przedstawienia wszystkich obecnych, co Natsume przyjął z uśmiechem.
-Ach, więc to Akodo-san miał na myśli, mówiąc że Ryuujin jest "pierwszym obywatelem Cesarstwa urodzonym na ziemiach". Skoro jest tak młody, nie będę go straszyć oficjalnymi powitaniami i tego typu - stwierdził, chichocąc pod nosem. - Miło mi poznać, Tozawa-san. Tak samo panienkę Sagisę i jej pierworodnego. Żałuję, że przyszło nam się spotkać w tej jakże... no, nieprzyjemnej atmosferze.
Dobrze, że nie powiedział "parszywej". Zły dobór słów bywał problematyczny.
Uniósł lekko brwi, gdy Akarui stwierdził że najpierw Tensa próbowała popełnić samobójstwo, z której to jednak próby udało mu się ją uratować. Odebranie sobie życia, huh. Akt, który potrafił być ciężki do zrozumienia. Z jednej strony, według samurajów, był to jedyny sposób na odzyskanie honoru po porażce - ta jednak zasada raczej nie bywała respektowana przez shinobich. Z drugiej zaś ludzie zwykli dokonywać tego aktu poprzez brak możliwości pogodzenia się z realiami. Z własnym życiem. Było to na swój sposób aktem desperacji. I słabości.
Wojownik, który wychował się w przekonaniu, że jedyna słuszna śmierć to śmierć w boju, raczej nie byłby w stanie zrozumieć tego typu zachowań.
Yuki na szczęście widział już swoje w życiu, i potrafił po części zrozumieć intencje innych. Co nie zmieniało faktu, że rzadko je pochwalał.
-Rozumiem - powiedział spokojnie, kiwając głową. Na jego twarzy widniała powaga, a złote oczy spoczęły na śpiącej dziewczynie. - Chociaż kłamstwo bywa zdradliwe, zwykle faktycznie lepiej nie mówić wszystkiego. Tylko oszczędzamy sobie i innym zbędnego cierpienia. Uszanuję tę decyzję, i nie wspomnę mu o tym.
W końcu powrócił Hayami, prowadząc ze sobą służkę. Ta zareagowała przesadnie żywo na jego obecność, co sprawiło, że Yuki podrapał się z zakłopotaniem po potylicy. Jego twarz wyrażała jednak tylko spokój. Z uprzejmym uśmiechem skinął głową w geście podziękowania. Poczekał, aż kobieta opuści pomieszczenie i aż Hayami usiądzie, po czym przyjął czarkę z herbatą i wziął łyk. Syknął cicho. Cholernie gorąca.
Machnął palcem, i wewnątrz naparu natychmiast pojawiła się niewielka grudka lodu.
-Tak lepiej - stwierdził z uśmiechem, powoli biorąc łyk. - Po turnieju na pustyni przywykłem do picia chłodzonej herbaty. Ku memu zaskoczeniu, smakuje bardzo dobrze, jest... orzeźwiająca.
Akarui przedstawił kolejne informacje, a Yuki pokiwał głową.
-Oczywiście, nie martwcie się. Nie ma sensu przyspieszać spraw, zwłaszcza gdy są one tak... delikatne. Jeżeli będziecie potrzebować dodatkowej pomocy medycznej, w szpitalu na pewno znajdzie się wolne miejsce. I w razie czego może sam też będę w stanie pomóc.
Wziął kolejny łyk herbaty.
-A co do przebiegu, w sumie idzie całkiem sprawnie. Ludzie wyglądają na zadowolonych, turniej przyciągnął sporo imponujących wojowników - tu skinął lekko głową w kierunku Hayamiego. Natsume zawsze szanował umiejętności bojowe Samurajów. Przynajmniej od czasu, gdy sam sporo się o nich uczył, i miał okazję trenować z jednym z nich. - A jeśli ludzie są szczęśliwi, to i ja taki jestem. Zastanawiają mnie tylko te dziwne sytuacje ze zgonami... najpierw dwa topielce w onsenie, teraz to...
Westchnął ciężko. Świetna reklama, nie ma co...
Usłyszał wtedy ciche dźwięki żeńskiego głosu. Wyglądało na to, że Sagisa się budziła. Złote oczy Yukiego spoczęły na dziewczynie, której pierwszym gestem było znalezienie jej syna i utulenie go do snu. Następnie spytała o to, co tu się działo, w tym dodając pytanie o aktualne miejsce pobytu vel spoczynku jej siostry. Natsume splótł ręce na piersi, przymknął oczy i lekko pochylił głowę, jak gdyby się zastanawiał.
Nie miał pojęcia, jak na to odpowiedzieć. Zwyczaje i spojrzenie na śmierć było zupełnie inne w przypadku ludzi z kontynentu i wyspiarzy. Podczas gdy kontynenciarze uważali śmierć za tragiczne wydarzenie, definitywny koniec, który zasługuje tylko na smutek i żałobę, ludzie z wysp patrzyli na to po prostu jak na przejście z jednego, znacznie brutalniejszego świata, na ten drugi, gdzie można żyć bez bólu. I było to dla nich coś... dobrego. Dlatego zwykle po śmierci organizowano imprezy ku pamięci, a nie żałobne posiedzenia.
No, ale tu też dużo zależało, jak ktoś zmarł. Dlatego lepiej to pominąć, i po prostu zagrać bezpieczniej. Poczekał, aż dziewczyna otrzyma wyjaśnienia od Hayamiego i Akaruia, po czym sam tylko dodał:
-Tensa jest w miejscu, w którym nie czuje już bólu, Sagiso - powiedział spokojnym, kojącym tonem. - Ale zarazem będzie ona również z Tobą, zawsze i wszędzie.
Spojrzał na sufit, wciąż się uśmiechając. W zamyśleniu, z lekką melancholią.
Ukryty tekst
0 x
- Hayami Akodo
- Posty: 1277
- Rejestracja: 20 sie 2017, o 15:45
- Wiek postaci: 26
- Ranga: Samuraj
- Krótki wygląd: https://imgur.com/a/9wDbR
- po lewej stronie aktualne ubranie Hayamiego,
plus kremowy płaszcz i czarne rękawiczki bez palców
- długa blizna na piersi po pojedynku z Megumi Ishidą
- blizna na prawej nodze po walce pod Murem - Widoczny ekwipunek: - włócznia yari
- katana
- plecak - Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=4011
- Multikonta: brak
- Aktualna postać: Hayami Akodo
Re: Ryokan "Królik Inaby"
Widok lodowej grudki wpadającej do czarki sprawił, że Hayami przez krótką chwilę miał oczy jak spodki. Przyglądał się Natsume z prawdziwym zdziwieniem wymalowanym na młodej, jasnej twarzy, wreszcie jednak powrócił do normalności. A więc taką zdolnością dysponował ród Yuki...Pokrywała się ona z ich nazwiskiem, z kanji oznaczającym lód - ten twardy, zimny wytwór natury, tak dobrze pasujący do zimnych i chłodnych wyspiarzy. Poznał ich wprawdzie dość niewielu: do tego grona liczył się Shijima, żołnierz armii cesarskiej, którego mimo wszystko najlepiej chyba zapamiętał z cywila, w tych ciemnych ubraniach, z tą łagodnością duszy i aurą przerażającego mroku, poza tym dwóch młodych Hoozukich...Ame i Kaito, dwóch braci, których spotkał wtedy na trybunach. Rodzeństwo z kłami godnymi srogich rekinów jakoś go tak ujęło sobą, szczególnie ten młodszy, Kaito, w którym bardziej niż w Ame wyczuwał bratnią duszę. Wciąż był jeszcze młody, wciąż był silny i mimo wszystko...
Just being young and stupid.
- Więc tak to wygląda... - szepnął z podziwem w głosie, jednak po chwili zreflektował się i słuchał dalszych słów Natsume. Odwdzięczył się władcy uśmiechem, gdy ten wspomniał o wybitnych wojownikach. Z jednej strony głęboko pochlebiały mu te słowa, bowiem znaczyły, że w oczach możnych samurajowie znaczyli jednak coś więcej niż tylko kastę, że ktoś naprawdę dostrzegał ich umiejętności. Z drugiej zaś pokora, której go nauczono, nakazywała skromnie powiedzieć słowa, które po chwili usłyszeli wszyscy obecni:
- Najważniejsze, że ludzie dobrze się bawią, Natsume-san. Ja szukałem sławy, ale nie miałem szczęścia, może zresztą potrzebuję więcej treningu. Na pewno widać, że mam średnie możliwości, jeśli chodzi o walkę w zwarciu...
Jeśli chciał powiedzieć coś jeszcze, to na pewno mu się to nie udało, nie w tej chwili i nie w tym momencie. Czuł się zresztą onieśmielony, siedząc tak po prostu i pijąc z cesarzem tak, jakby to było, li i jedynie, przyjacielskie spotkanie trzech starych kumpli. Może powinien zorganizować coś takiego dla Seinaru i Shijimy? Ich relacja mogłaby wtedy nabrać barw i kształtu. Stałaby się jeszcze bardziej sennie rzeczywista, niż teraz; bazując na plamach, niedopowiedzeniach, rzutach pędzla i cieniach, dziwna przyjaźń między czerwonookim Ranmaru, który nigdy nie trwonił słów na wiatr, łagodnie surowym pasterzem nauczonym pewnych prawd przez pokojowe życie z owcami i samym sobą i młodym samurajem o krzykliwym zachowaniu i dobrym być może sercu mogła zwiędnąć lub rozkwitnąć. To zależało od tego, jakie decyzje podjęli i jaki był kolor zachodu słońca.
Natsume...Był inny niż wszyscy, których w życiu spotkał, w niczym nie przypominał ani starszyzny, ani samurajów z sąsiednich rodzin, ani jego ojca czy niesławnego człowieka, którego imię mieli przecież wykreślić, stanowił zupełną antytezę Sabaku, których spotkał pod Atsui. Wolał jednak nic o nich nie mówić, nijak nie nawiązywać do tego rodu czy szczepu, nie poruszać tematu Krwawego Pokolenia. Były to zbyt niepewne wody i Hayami nie chciał po nich żeglować.
Sabaku...to zabawne. Z jednej strony wspomnieniom Hayamiego jawili się energiczni, głośni, namiętni mieszkańcy piaskowych ziem, którzy do walki szli z dumą i ognistą radością, pewni, że już my im pokażemy!..., z drugiej zaś Hayami widział tych kilku wyspiarzy i właśnie poznał najsilniejszą osobowość pośród nich. Nie wiedział, czy to nie za wcześnie, by wydawać sądy, ale te trzy dni przyniosły mu pewne obserwacje. I na nich zamierzał się oprzeć, by w tym wszystkim przetrwać.
Sabaku byli głośni, dumni i potężni. Przemieszczali piasek, jak chcieli, przebiegali przez życie z dumą i nieubłaganiem wojowników, i przemijali - tak samo szybko i cicho - jak drobinki żywiołu, którym rządzili. A jeśli miałby oceniać mieszkańców Kantailandii, to był pewien jednego: byli to zimni ludzie. W sensie dosłownym i metaforycznym. Nie okazywali zbyt głośno uczuć, nie uwodzili kobiet z szaleństwem godnym Koibito, nie płonęli siedmioma kolorami tęczy, ale...Ale było w nich coś, co nakazywało mimo wszystko - nawet, jeśli niechętny - szacunek. Coś, co kazało ich zauważać i nie pomijać w świecie shinobi.
Dość tego. Przysięgałeś neutralność.
- Dwa topielce? - zdziwił się szczerze, wstając i siadając obok futonu Sagisy. W jego twarzy, otwartej niby księga, wyczytać można było niepokój i głębokie zmartwienie. Zmarszczył brwi, próbując sobie coś przypomnieć, zorientować się w kolejnych wypadkach i w rzeczywistości. - Byłem tam znacznie wcześniej z Yosuke, ale nikt wtedy nie umarł...Ktoś utopił się później w onsenie?
O ile temu komuś nie pomógł jeszcze ktoś inny...Historia znała i takie wypadki. A taka kumulacja śmierci nie była zbyt dobra. Nie była...Zacisnął na chwilę wargi. Wyprostował się. Dość tego. Czas przejść do konkretów. Po chwili jednak uśmiechnął się szeroko zarówno do samego cesarza, jak i Akaruia.
- Odnalazłbyś się chyba wśród mrozów Yinzin, Natsume-san - zauważył z uśmiechem. - W krainie, w której śnieg praktycznie nie schodzi z domów, a lód z dróg, w ojczyźnie zimowych burz i ludzi honoru musiałoby być ci dobrze.
W tym momencie akurat obudziła się Sagisa. Hayami wyciągnął niepewnie rękę, po czym otoczył dziewczynę ramieniem, gdy tylko w jej objęciach znalazł się mały Ryuujin. Sam nie był pewien, co właściwie powinien czuć do przyjaciółko-ukochanej, zważywszy, że raz już wyznał jej miłość i nadal ją kochał, ale te zawirowania z Tensą wiele skomplikowały...Jak miał teraz odnosić się do kobiety swojego życia, nie myśląc o tej trzeciej, która wmieszała się w ich losy i uczyniwszy je zagmatwanymi nićmi przeznaczenia o kolorach krwi i złota, wybrała odejście, decydując się na nowe, inne rozwiązanie ich problemu?
Cokolwiek by się nie stało, na pewno nie mógł już tego odrzucić. I nie mógł ruszyć w pole, zostawiając Sagisę samą; poszukiwanie własnej tożsamości, testament ojca i mierzenie się z rodową hańbą musiało poczekać. Na pewno.
Jej pytanie o Tensę ścisnęło mu serce i gardło. Przez chwilę nie wiedział, co powiedzieć, wreszcie jednak poszedł po głos do gardła, by przerobić znane powiedzonko.
- Tensy już nie ma, kochana. Niestety - powiedział z autentycznym smutkiem i troską. Spojrzał na Sagisę uważnie, oceniając jej stan, a przynajmniej próbując. Na razie nie zapowiadało się, by miały nastąpić jakieś niespodzianki, zresztą w razie czego zapewne zdążyłby zareagować na taką...sytuację. - Jest tak, jak mówi nasz gość. Ona już nie cierpi. Spotkała się z moim tatą i z waszymi przodkami szybciej, niż mogliśmy zakładać.
Umilkł na chwilę, przyglądając się Ryuujinowi. Mały wyglądał...chyba dobrze, nie znał się na dzieciach. Teraz leżał w ramionach matki, całkowicie zadowolony z życia, od czasu do czasu poruszając to rączkami, to nóżkami i wiercąc się niecierpliwie, jakby ta forma rozrywki absolutnie mu nie odpowiadała, jakby domagał się jakiejś zmiany obecnego stanu rzeczy. Pozostało jeszcze jedno ważne pytanie, na które musiał odpowiedzieć: co się dzieje?
Cóż, Akodo Hayami sam bardzo chciałby znać odpowiedź na tą kwestię. Zbyt wiele przewinęło się przed jego oczyma, zbyt wiele wydarzeń dostarczyły ten turniej i ta uroczystość, by skupić się na jednym, konkretnym epizodzie - jak na paciorku korali, który przesuwamy w gibkich palcach, rozkoszując się ich chłodem oraz gładką fakturą.
Zbyt gładką.
Tacy sami bywali ludzie: zbyt układni i wierni, zbyt oddani swojemu panu lub pani, by ich słowo było prawdziwe, zbyt silni i słabi zarazem, by można było się przystosować do ich irracjonalnych zachowań i razem z nimi tańczyć tańce godne szamanów plemienia Tonga przy egzorcyzmowaniu złowieszczej kozy.
Zbyt szlachetni, aby byli prawdziwi.
I takim w jego zamyśle, wyobrażeniu, był Shijima. Czy tak było? Cóż, nie miał jak tego zweryfikować...za bardzo.
- Jesteś bezpieczna - uspokoił ją łagodnie, a przynajmniej próbował. - Mamy dostojnego gościa, Shimakage Natsume Yukiego. Yuki-san postanowił, że spędzi dziś z nami nieco czasu. A ciało Tensy, to doczesne...jest w łaźni, tam, gdzie to się stało. Nie ruszaliśmy go.
Just being young and stupid.
- Więc tak to wygląda... - szepnął z podziwem w głosie, jednak po chwili zreflektował się i słuchał dalszych słów Natsume. Odwdzięczył się władcy uśmiechem, gdy ten wspomniał o wybitnych wojownikach. Z jednej strony głęboko pochlebiały mu te słowa, bowiem znaczyły, że w oczach możnych samurajowie znaczyli jednak coś więcej niż tylko kastę, że ktoś naprawdę dostrzegał ich umiejętności. Z drugiej zaś pokora, której go nauczono, nakazywała skromnie powiedzieć słowa, które po chwili usłyszeli wszyscy obecni:
- Najważniejsze, że ludzie dobrze się bawią, Natsume-san. Ja szukałem sławy, ale nie miałem szczęścia, może zresztą potrzebuję więcej treningu. Na pewno widać, że mam średnie możliwości, jeśli chodzi o walkę w zwarciu...
Jeśli chciał powiedzieć coś jeszcze, to na pewno mu się to nie udało, nie w tej chwili i nie w tym momencie. Czuł się zresztą onieśmielony, siedząc tak po prostu i pijąc z cesarzem tak, jakby to było, li i jedynie, przyjacielskie spotkanie trzech starych kumpli. Może powinien zorganizować coś takiego dla Seinaru i Shijimy? Ich relacja mogłaby wtedy nabrać barw i kształtu. Stałaby się jeszcze bardziej sennie rzeczywista, niż teraz; bazując na plamach, niedopowiedzeniach, rzutach pędzla i cieniach, dziwna przyjaźń między czerwonookim Ranmaru, który nigdy nie trwonił słów na wiatr, łagodnie surowym pasterzem nauczonym pewnych prawd przez pokojowe życie z owcami i samym sobą i młodym samurajem o krzykliwym zachowaniu i dobrym być może sercu mogła zwiędnąć lub rozkwitnąć. To zależało od tego, jakie decyzje podjęli i jaki był kolor zachodu słońca.
Natsume...Był inny niż wszyscy, których w życiu spotkał, w niczym nie przypominał ani starszyzny, ani samurajów z sąsiednich rodzin, ani jego ojca czy niesławnego człowieka, którego imię mieli przecież wykreślić, stanowił zupełną antytezę Sabaku, których spotkał pod Atsui. Wolał jednak nic o nich nie mówić, nijak nie nawiązywać do tego rodu czy szczepu, nie poruszać tematu Krwawego Pokolenia. Były to zbyt niepewne wody i Hayami nie chciał po nich żeglować.
Sabaku...to zabawne. Z jednej strony wspomnieniom Hayamiego jawili się energiczni, głośni, namiętni mieszkańcy piaskowych ziem, którzy do walki szli z dumą i ognistą radością, pewni, że już my im pokażemy!..., z drugiej zaś Hayami widział tych kilku wyspiarzy i właśnie poznał najsilniejszą osobowość pośród nich. Nie wiedział, czy to nie za wcześnie, by wydawać sądy, ale te trzy dni przyniosły mu pewne obserwacje. I na nich zamierzał się oprzeć, by w tym wszystkim przetrwać.
Sabaku byli głośni, dumni i potężni. Przemieszczali piasek, jak chcieli, przebiegali przez życie z dumą i nieubłaganiem wojowników, i przemijali - tak samo szybko i cicho - jak drobinki żywiołu, którym rządzili. A jeśli miałby oceniać mieszkańców Kantailandii, to był pewien jednego: byli to zimni ludzie. W sensie dosłownym i metaforycznym. Nie okazywali zbyt głośno uczuć, nie uwodzili kobiet z szaleństwem godnym Koibito, nie płonęli siedmioma kolorami tęczy, ale...Ale było w nich coś, co nakazywało mimo wszystko - nawet, jeśli niechętny - szacunek. Coś, co kazało ich zauważać i nie pomijać w świecie shinobi.
Dość tego. Przysięgałeś neutralność.
- Dwa topielce? - zdziwił się szczerze, wstając i siadając obok futonu Sagisy. W jego twarzy, otwartej niby księga, wyczytać można było niepokój i głębokie zmartwienie. Zmarszczył brwi, próbując sobie coś przypomnieć, zorientować się w kolejnych wypadkach i w rzeczywistości. - Byłem tam znacznie wcześniej z Yosuke, ale nikt wtedy nie umarł...Ktoś utopił się później w onsenie?
O ile temu komuś nie pomógł jeszcze ktoś inny...Historia znała i takie wypadki. A taka kumulacja śmierci nie była zbyt dobra. Nie była...Zacisnął na chwilę wargi. Wyprostował się. Dość tego. Czas przejść do konkretów. Po chwili jednak uśmiechnął się szeroko zarówno do samego cesarza, jak i Akaruia.
- Odnalazłbyś się chyba wśród mrozów Yinzin, Natsume-san - zauważył z uśmiechem. - W krainie, w której śnieg praktycznie nie schodzi z domów, a lód z dróg, w ojczyźnie zimowych burz i ludzi honoru musiałoby być ci dobrze.
W tym momencie akurat obudziła się Sagisa. Hayami wyciągnął niepewnie rękę, po czym otoczył dziewczynę ramieniem, gdy tylko w jej objęciach znalazł się mały Ryuujin. Sam nie był pewien, co właściwie powinien czuć do przyjaciółko-ukochanej, zważywszy, że raz już wyznał jej miłość i nadal ją kochał, ale te zawirowania z Tensą wiele skomplikowały...Jak miał teraz odnosić się do kobiety swojego życia, nie myśląc o tej trzeciej, która wmieszała się w ich losy i uczyniwszy je zagmatwanymi nićmi przeznaczenia o kolorach krwi i złota, wybrała odejście, decydując się na nowe, inne rozwiązanie ich problemu?
Cokolwiek by się nie stało, na pewno nie mógł już tego odrzucić. I nie mógł ruszyć w pole, zostawiając Sagisę samą; poszukiwanie własnej tożsamości, testament ojca i mierzenie się z rodową hańbą musiało poczekać. Na pewno.
Jej pytanie o Tensę ścisnęło mu serce i gardło. Przez chwilę nie wiedział, co powiedzieć, wreszcie jednak poszedł po głos do gardła, by przerobić znane powiedzonko.
- Tensy już nie ma, kochana. Niestety - powiedział z autentycznym smutkiem i troską. Spojrzał na Sagisę uważnie, oceniając jej stan, a przynajmniej próbując. Na razie nie zapowiadało się, by miały nastąpić jakieś niespodzianki, zresztą w razie czego zapewne zdążyłby zareagować na taką...sytuację. - Jest tak, jak mówi nasz gość. Ona już nie cierpi. Spotkała się z moim tatą i z waszymi przodkami szybciej, niż mogliśmy zakładać.
Umilkł na chwilę, przyglądając się Ryuujinowi. Mały wyglądał...chyba dobrze, nie znał się na dzieciach. Teraz leżał w ramionach matki, całkowicie zadowolony z życia, od czasu do czasu poruszając to rączkami, to nóżkami i wiercąc się niecierpliwie, jakby ta forma rozrywki absolutnie mu nie odpowiadała, jakby domagał się jakiejś zmiany obecnego stanu rzeczy. Pozostało jeszcze jedno ważne pytanie, na które musiał odpowiedzieć: co się dzieje?
Cóż, Akodo Hayami sam bardzo chciałby znać odpowiedź na tą kwestię. Zbyt wiele przewinęło się przed jego oczyma, zbyt wiele wydarzeń dostarczyły ten turniej i ta uroczystość, by skupić się na jednym, konkretnym epizodzie - jak na paciorku korali, który przesuwamy w gibkich palcach, rozkoszując się ich chłodem oraz gładką fakturą.
Zbyt gładką.
Tacy sami bywali ludzie: zbyt układni i wierni, zbyt oddani swojemu panu lub pani, by ich słowo było prawdziwe, zbyt silni i słabi zarazem, by można było się przystosować do ich irracjonalnych zachowań i razem z nimi tańczyć tańce godne szamanów plemienia Tonga przy egzorcyzmowaniu złowieszczej kozy.
Zbyt szlachetni, aby byli prawdziwi.
I takim w jego zamyśle, wyobrażeniu, był Shijima. Czy tak było? Cóż, nie miał jak tego zweryfikować...za bardzo.
- Jesteś bezpieczna - uspokoił ją łagodnie, a przynajmniej próbował. - Mamy dostojnego gościa, Shimakage Natsume Yukiego. Yuki-san postanowił, że spędzi dziś z nami nieco czasu. A ciało Tensy, to doczesne...jest w łaźni, tam, gdzie to się stało. Nie ruszaliśmy go.
0 x
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 5 gości