Dzielnica portowa
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: Dzielnica portowa
Nie przytrzymywał jej. Puścił, kiedy tylko odsłonił kawałek jej szaty, ignorując fakt, że kobiety nie powinno się tak traktować - zwłaszcza starszej. Uważał na jej ruchy, uważał na każdy gest jej ciała - to, że nie widział przy niej żadnej broni nie oznaczało, że nie mogła mieć lepkich paluszków - dlatego stać ją było na taką szatę. Czy spodziewał się reakcji ze strony ludzi? Czy raczej stawiał na ich ignorancje? Pokazał jej, że wiedział, że jest fałszywa, że przyodziewa czarną wełnę, żeby przycupnąć z boku wśród białych owiec i nie stopić się z nimi w jedno. Miał mgliste pojęcie o tym, jak funkcjonują społeczeństwa. Powoli je poznawał, powoli się ich uczył, ale wiedział, żeby nie oczekiwać jednego - pomocy. Wszystko, co miałeś dostać, musiałeś wypracować własnymi rękoma, bo nie ma nic za darmo. Płać krwią - swoją albo innych, bogom nie robiło to żadnej różnicy. W zamian może spełnią się prośby, które żarliwie w modlitwach słało się w niebo. Podobno to jednak nie wełna czyniła owcę i nie szata czyniła człowieka. Bzdura. Owce hodowano właśnie dla wełny, nie miały większej wartości, a ludzi dla ich własności intelektualnej i siły mięśni. Klany pielęgnowały gen, który budził kekkei genkai, a rodziny z pokolenia na pokolenie przekazywały wiedzę shinobi, modląc się, żeby właśnie ich dziecko urodziło się z talentem do kontrolowania chakry. Co z tego, że średnia wieku takich shinobi wynosiła pewnie z 18 lat, o ile nie został ten wiek zawyżony. Mało który dożywał dwudziestki. Tak niewielu z nich założyło rodziny i tak niewielu zaznała zwyczajnego życia, przyjaźni, miłości. Gdyby miał czytać z oczu tej kobiety, to właśnie taką historię by czytał - smutną. O tych wszystkich dzieciakach, które nigdy nie dostały tyle, ile powinny dostać, w których płucach nie pobrzmiewał śmiech, a które ona obserwowała i widziała, jak przemijają jeden po drugim i nie ma ich nawet kto pochować. Nie mieli przecież rodziny. Ona trwała dalej. Siedząc pod tym zimnym murem, z drewnianą miseczką, w której brakowało drobniaków. Bierna. W tym właśnie drzemał pierwiastek boskości, czyż nie?
W bierności.
- Kłopotów? - Nastroszył się automatycznie, kiedy powiedziała, że lepiej nie dać się uwięzić, było widać, jak jego mięśnie się napinają, prawie zgrzytnął zębami. Podniósł się, kiedy i ona się podniosła. Nie był wysoki. Nie był super szeroki w barach i ciągle miał tą urodę niemal dziecięcą, która wskazywała na to, że nie mógł liczyć sobie więcej niż dwudziestu wiosen. Nic dziwnego, że się go nie bała - była za stara, żeby tak młode szczenie mogło zrobić na niej większe wrażenie. Wystarczająco stara, żeby go do siebie przyciągnąć, chociaż z całą pewnością tamta kurtyzana, która może leżała teraz bez życia, albo tamte dzieciaki katujące jakiegoś innego, byli lepszym źródłem informacji.
Kiedy babunia się oddaliła, powędrował do pokoju, w którym znajdowała się tamta dziwka. Targana za kudły przez jakiegoś mieszczucha, oh well. Nie bardzo się partolił - zamierzał od razu z buta wjechać.
W bierności.
- Kłopotów? - Nastroszył się automatycznie, kiedy powiedziała, że lepiej nie dać się uwięzić, było widać, jak jego mięśnie się napinają, prawie zgrzytnął zębami. Podniósł się, kiedy i ona się podniosła. Nie był wysoki. Nie był super szeroki w barach i ciągle miał tą urodę niemal dziecięcą, która wskazywała na to, że nie mógł liczyć sobie więcej niż dwudziestu wiosen. Nic dziwnego, że się go nie bała - była za stara, żeby tak młode szczenie mogło zrobić na niej większe wrażenie. Wystarczająco stara, żeby go do siebie przyciągnąć, chociaż z całą pewnością tamta kurtyzana, która może leżała teraz bez życia, albo tamte dzieciaki katujące jakiegoś innego, byli lepszym źródłem informacji.
Kiedy babunia się oddaliła, powędrował do pokoju, w którym znajdowała się tamta dziwka. Targana za kudły przez jakiegoś mieszczucha, oh well. Nie bardzo się partolił - zamierzał od razu z buta wjechać.
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: Dzielnica portowa
Zaczęła odchodzić. Tak po prostu. Bez żadnego słowa, bez żadnej odpowiedzi.
- Hej! - Zawołał za nią, bardziej warknął, widząc jej plecy, kiedy się oddalała, jakby nigdy nic. Takie było jej prawo, a on nie zrobił nawet jednego kroku w jej kierunku. Nawet nie przechylił się do przodu, jakby chciał ją gonić. A chciał. Coś w nim pociągało go naprzód, namawiało do tego, żeby pójść za tą Mądrością i zapytać o co tak naprawdę chodzi? Nie w tej zagadce, nie w życiu. Co miałaś na myśli w tych słowach? Czemu akurat te słowa? Czemu akurat Ja? Ludzie musieli o to pytać - bo pytać! To rzecz ludzka. Bogowie nie pytali. Bogowie nie mówili. Bogowie stwierdzali. Ich głos układał świat, więc musiał być to głos ostateczny. Pewnie dlatego kobieta już nie odpowiedziała i nie obróciła się za czarnowłosym wojownikiem. Nie, nie uważał, żeby była istotą boską, nie widział w niej nadczłowieka, ale mimo swojej ślepoty dostrzegał w niej mądrość. Nie koniecznie zrozumiałą dla niego - bo dla niego jej słowa były tylko zbieraniną przypadkowych zdań. Nie wiedział, co chciała mu przekazać i nie zamierzał biec za odpowiedzią, nawet jeśli pokusa przez moment chciała go ku temu popchnąć. Męczyłaby go pewnie kolejnymi dziwnymi zdaniami, chciała wywiązać dialog - a on czuł się już zmęczony tymi ludzkimi paplaninami. Chciał odejść w swoją stronę. Stopić się z Ziemią i Niebem tam, gdzie nie sięgały ludzkie dłonie i nie było nieprzychylnych spojrzeń, których przynajmniej teraz nie wyczuwał już na swoich plecach. Najpierw jednak musiał zdobyć pieniądze, bo koniec końców też był tylko człowiekiem. I nic, co ludzkie, nie mogło być mu obce, choć tak mało było w nim człowieka.
Oderwał wzrok od kobiety, która poszła w swoją stronę - on poszedł w swoją. Musiał załatwić tą sprawę tego gnojka, który sobie uciekł od mamusi i mamusia teraz za nim płakała. Szybko, teraz, zanim kobieta wykituje i będzie musiał wybrać opcję trzecią, którą odkładał na możliwe nigdy. Nienawidził dzieci. Skaczących, żebrzących, radosnych, smutnych - nienawidził ich wszystkich po równo. Dlatego skręcił w uliczkę, gdzie widział kurtyzany i mężczyznę, który szarpał jedną z nich. Hę? Ale moment. Stały razem, były koleżaneczkami... to znaczy, że...
Shikarui zatrzymał się, przyglądając kobiecie. Z całkowitym spokojem, niewzruszony.
- Hizashi. Wysoki, ciemne włosy zaplecione w warkocz, z wakizashi. Chodzi prawdopodobnie w niebieskim kimono. Syn kurtyzany, która ma identyczny medalik, co twoja przyjaciółka. - Nie śpieszył się z mówieniem i nie śpieszył się ze swoim byciem. - Jeśli powiesz, gdzie jest, uratuję twoją przyjaciółkę. - Chyba nie musiał przekonywać dwa razy, co? Nie wyglądał na takiego, który potrafił komuś przywalić, ale shinobi tak już mieli - najmniejsze chuchro potrafiło rozwalić na kawałki. Łuk i kołczan strzał na plecach sugerował, że Shikarui coś tam jednak potrafił. Zresztą chłopak miał akurat bardzo mocno gdzieś, jak go inni odbierają. Denerwowało go tylko, jak wpatrywali się w niego jak na małpkę w zoo.
- Hej! - Zawołał za nią, bardziej warknął, widząc jej plecy, kiedy się oddalała, jakby nigdy nic. Takie było jej prawo, a on nie zrobił nawet jednego kroku w jej kierunku. Nawet nie przechylił się do przodu, jakby chciał ją gonić. A chciał. Coś w nim pociągało go naprzód, namawiało do tego, żeby pójść za tą Mądrością i zapytać o co tak naprawdę chodzi? Nie w tej zagadce, nie w życiu. Co miałaś na myśli w tych słowach? Czemu akurat te słowa? Czemu akurat Ja? Ludzie musieli o to pytać - bo pytać! To rzecz ludzka. Bogowie nie pytali. Bogowie nie mówili. Bogowie stwierdzali. Ich głos układał świat, więc musiał być to głos ostateczny. Pewnie dlatego kobieta już nie odpowiedziała i nie obróciła się za czarnowłosym wojownikiem. Nie, nie uważał, żeby była istotą boską, nie widział w niej nadczłowieka, ale mimo swojej ślepoty dostrzegał w niej mądrość. Nie koniecznie zrozumiałą dla niego - bo dla niego jej słowa były tylko zbieraniną przypadkowych zdań. Nie wiedział, co chciała mu przekazać i nie zamierzał biec za odpowiedzią, nawet jeśli pokusa przez moment chciała go ku temu popchnąć. Męczyłaby go pewnie kolejnymi dziwnymi zdaniami, chciała wywiązać dialog - a on czuł się już zmęczony tymi ludzkimi paplaninami. Chciał odejść w swoją stronę. Stopić się z Ziemią i Niebem tam, gdzie nie sięgały ludzkie dłonie i nie było nieprzychylnych spojrzeń, których przynajmniej teraz nie wyczuwał już na swoich plecach. Najpierw jednak musiał zdobyć pieniądze, bo koniec końców też był tylko człowiekiem. I nic, co ludzkie, nie mogło być mu obce, choć tak mało było w nim człowieka.
Oderwał wzrok od kobiety, która poszła w swoją stronę - on poszedł w swoją. Musiał załatwić tą sprawę tego gnojka, który sobie uciekł od mamusi i mamusia teraz za nim płakała. Szybko, teraz, zanim kobieta wykituje i będzie musiał wybrać opcję trzecią, którą odkładał na możliwe nigdy. Nienawidził dzieci. Skaczących, żebrzących, radosnych, smutnych - nienawidził ich wszystkich po równo. Dlatego skręcił w uliczkę, gdzie widział kurtyzany i mężczyznę, który szarpał jedną z nich. Hę? Ale moment. Stały razem, były koleżaneczkami... to znaczy, że...
Shikarui zatrzymał się, przyglądając kobiecie. Z całkowitym spokojem, niewzruszony.
- Hizashi. Wysoki, ciemne włosy zaplecione w warkocz, z wakizashi. Chodzi prawdopodobnie w niebieskim kimono. Syn kurtyzany, która ma identyczny medalik, co twoja przyjaciółka. - Nie śpieszył się z mówieniem i nie śpieszył się ze swoim byciem. - Jeśli powiesz, gdzie jest, uratuję twoją przyjaciółkę. - Chyba nie musiał przekonywać dwa razy, co? Nie wyglądał na takiego, który potrafił komuś przywalić, ale shinobi tak już mieli - najmniejsze chuchro potrafiło rozwalić na kawałki. Łuk i kołczan strzał na plecach sugerował, że Shikarui coś tam jednak potrafił. Zresztą chłopak miał akurat bardzo mocno gdzieś, jak go inni odbierają. Denerwowało go tylko, jak wpatrywali się w niego jak na małpkę w zoo.
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
Re: Dzielnica portowa
Widząc liczne drzewa, rozpościerające się na horyzoncie, chłopak zdał sobie sprawę, że czeka go ciężka praca, na którą świadomie się zdecydował. Dzierżąc siekierę, którą wręczył mu jego pracodawca, przyjrzał się jej dokładnie, upewniając się czy jest naostrzona oraz czy trzon jest porządnie umocowany, tak by nie oderwał się podczas rąbania. Ponadto ważną kwestią, którą chciał uzgodnić to ilość drewna, którą musi dostarczyć blondynowi.
- Dobrze więc, ile drewna potrzebujesz abym mógł uznać, że moja praca jest wykonana. Ponadto czy masz jakieś prośby co do wielkości bloków drewna lub ich kształtu ? - Spytał, wyczekując odpowiedzi. Ów informacje było o tyle istotne, że gdyby okazało się, że bloki drewna które z trudem narąbał, nie spełniałyby jakichś wymogów, którymi blondyn się z nim nie podzielił, musiałby wykonać swoją pracę od nowa.
- Dobrze więc, ile drewna potrzebujesz abym mógł uznać, że moja praca jest wykonana. Ponadto czy masz jakieś prośby co do wielkości bloków drewna lub ich kształtu ? - Spytał, wyczekując odpowiedzi. Ów informacje było o tyle istotne, że gdyby okazało się, że bloki drewna które z trudem narąbał, nie spełniałyby jakichś wymogów, którymi blondyn się z nim nie podzielił, musiałby wykonać swoją pracę od nowa.
0 x
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: Dzielnica portowa
Shikarui był naprawdę cierpliwym osobnikiem, zwłaszcza kiedy czegoś chciał, mimo to (chyba jak każdy) nie bardzo lubił chodzenie z kąta w kąt we względnym poczuciu celowości tego przedsięwzięcia. Błąd jednak leżał w jego decyzji, a nie w złym świecie i jeszcze gorszych ludziach. Dlatego nie było w nim uniesienia się, dlatego nie krzyczał opętańczo i gnał na złamanie karku, chociaż przyśpieszył zdecydowanie, kiedy z ulicy pobiegł w kierunku budynku - sytuacja w tamtym pokoju wydawała się dość poważna, nie chciał stracić swojego ewentualnego informatora. I najwyraźniej bardzo dobrze, że się pośpieszył, bo dziewczyna w korytarzu wyglądała co najmniej tak, jakby ducha zobaczyła, albo jakby jej zaczęli pożerać żywcem matkę. To nie to, to nie to - żaden duch, żadna matka - tylko brutalne traktowanie koleżaneczki, z którym nikt się zresztą nie krył. Shiki powiódł spojrzeniem do otworzonych drzwi, gdzie widać było kobietę i jej osiłka, zza którego wierzgały lekko czyjeś nogi - tamtej dziewczyny, którą widział wcześniej, chyba że tamta leżała już w worku lnianym gdzieś na boku i zdążyli sobie przywlec inną. Wnioskując ze słów tej na korytarzu - to ciągle była ta sama.
Czarnowłosy ruszył dość szybkim krokiem w tamtą stronę. Cicho. Jak najciszej. Chociaż pierwsze jego kroki wcale ciche nie były tamci wydawali się nie zwracać na to uwagi. Szybki rachunek zysków is strat - co można zyskać, co można stracić. Jeśli męczyli ją z powodu tego dzieciaka, to znaczy, że prawdopodobnie chcieli tej samej informacji, co on. Jeśli musieli ją tak męczyć to znaczy, że nie chciała im powiedzieć. Bardzo szybko odrzucił opcję, w której musiałby zapukać i zapytać, tak po prostu, o parę rzeczy. Być może miał do czynienia z burdel mamą, która próbowała doprowadzić do porządku swoją dziwkę. Może. Medalik na szyi ten dziwki sugerował, że zapewne jest blisko z tą całą Inoe. Dlatego kalkulacja była błyskawiczna i zakończona nałożeniem strzały na cięciwę - kiedy tylko czarnowłosy miał czysty strzał na wielkoluda - oddał go. Prosto w jego łysy łeb. Pewnie jak się wielkolud przewróci na kobietkę to nie będzie to dla niej najprzyjemniejsze, ale na pewno i tak lepsze od duszenia jej. Z dwojga złego lepiej w te stronę. Uchylił drzwi butem, mając już na cięciwę nałożoną kolejną strzałę, którą wycelował w kobietę, zanim wszedł do środka, zamykając za sobą drzwi. W razie jakiegokolwiek zrywu kobiety albo krzyku - puścił cięciwę i strzałę wycelowaną w jej szyję. Tak samo w wypadku jakiegokolwiek agresywnego zachowania, albo czegoś, co by za agresywne uznał. Nie przypominał sobie, żeby miała przy sobie broń, ale może miała gdzieś schowaną pod ubrankiem - tego nie prześwietlał, kiedy wtedy lustrował spojrzeniem okolicę.
- Syn Inoe. Gdzie jest?
Czarnowłosy ruszył dość szybkim krokiem w tamtą stronę. Cicho. Jak najciszej. Chociaż pierwsze jego kroki wcale ciche nie były tamci wydawali się nie zwracać na to uwagi. Szybki rachunek zysków is strat - co można zyskać, co można stracić. Jeśli męczyli ją z powodu tego dzieciaka, to znaczy, że prawdopodobnie chcieli tej samej informacji, co on. Jeśli musieli ją tak męczyć to znaczy, że nie chciała im powiedzieć. Bardzo szybko odrzucił opcję, w której musiałby zapukać i zapytać, tak po prostu, o parę rzeczy. Być może miał do czynienia z burdel mamą, która próbowała doprowadzić do porządku swoją dziwkę. Może. Medalik na szyi ten dziwki sugerował, że zapewne jest blisko z tą całą Inoe. Dlatego kalkulacja była błyskawiczna i zakończona nałożeniem strzały na cięciwę - kiedy tylko czarnowłosy miał czysty strzał na wielkoluda - oddał go. Prosto w jego łysy łeb. Pewnie jak się wielkolud przewróci na kobietkę to nie będzie to dla niej najprzyjemniejsze, ale na pewno i tak lepsze od duszenia jej. Z dwojga złego lepiej w te stronę. Uchylił drzwi butem, mając już na cięciwę nałożoną kolejną strzałę, którą wycelował w kobietę, zanim wszedł do środka, zamykając za sobą drzwi. W razie jakiegokolwiek zrywu kobiety albo krzyku - puścił cięciwę i strzałę wycelowaną w jej szyję. Tak samo w wypadku jakiegokolwiek agresywnego zachowania, albo czegoś, co by za agresywne uznał. Nie przypominał sobie, żeby miała przy sobie broń, ale może miała gdzieś schowaną pod ubrankiem - tego nie prześwietlał, kiedy wtedy lustrował spojrzeniem okolicę.
- Syn Inoe. Gdzie jest?
Ukryty tekst
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: Dzielnica portowa
Mierzył się z nią na spojrzenia. Nie spuszczał jej z oka, bo ktokolwiek się teraz wycofa, zostanie stracony. Zakładaj zawsze, że przeciwnik jest od ciebie nieco silniejszy - to pozwoli ci dłużej żyć. Tylko że kobieta nawet nie wyglądała na taką, która w swojej dłoni udźwignęłaby broń, nie wspominając o machaniu nią - od czegoś w końcu miała tu tego wielkiego, groźnego baranka, który teraz leżał bez życia na ziemi. Jak wszystkie owieczki, jak wszystkie baranki - każdy prędzej czy później wpadał w paszczę wilka, nawet jeśli chronił go dobry pies pasterski.
Shikarui nie zareagował na odgłos łamanego mebla ani padającego ciała. Nie zareagowałteż na pisk dziewczyny, która została przygnieciona, ale przynajmniej nie była już mordowana. Dla pewności dopchnął jeszcze lekko nogą drzwi, obserwując kobietę, w której nie było strachu. Była wyższość. Wyczuwał od niej niemal zapach dowódcy stada. Była na swoim terenie, on go naruszył. To dobrze? Źle? Mógł ją odstrzelić na miejscu, ale przecież nie zamierzał zajmować jej miejsca, więc jaki miałoby to cel? Może taki, że nie posłałaby za nim strażników? Nie pośle. W jej spojrzeniu nie było urazy ani paniki. Nie było w niej niczego na tyle ludzkiego, żeby nazywać ją człowiekiem z krwi i kości. To chyba dlatego Shikarui ją polubił. Opuścił łuk i zwolnił cięciwę powoli. Skierował się do przygniecionej dziewczyny i tutaj pewnie należałoby jej pomóc się uwolnić - nie zrobił tego.
- Syn Inoe. Gdzie. Jest. - Stał nad nią, spoglądając na jej obitą, wystraszoną i zapłakaną twarz. Biedna, biedna dziewczyna. - Przysyła mnie Inoe. Ma taki sam medalik jak ty. - Czy Shikarui był gotów poświęcić swoje życie w tej sprawie? Z tym był pewien kłopocik, bo widzisz, Przyjacielu, filozofią Shikiego było to, że mógł umrzeć w każdej chwili. To, że jeszcze nie umarł, było dla niego tragedią. Jednak nie oznaczało to wcale, że pchał się pod ostrze noża. To nie o to chodziło w tej filozofii.
Czekał na odpowiedź. Jasne, dziewczyna mogła nic nie mówić, ale mogła też uwierzyć, że jest jej wybawcą, skoro zabił tego osiłka. Stał ciągle tak, by mieć dobry wgląd na to, co dzieje się w pokoju i na samą kobietę, gotów ustrzelić ją w każdej chwili. Uniesienie łuk i wypuszczenie strzały nie było kwestią pięciu sekundy. Nie było nawet kwestią sekundy. Naparł nogą na cielsko mężczyzny, żeby je trochę przechylić i podważyć, żeby dziewucha mogła wyjść. Cała ta scenka tutaj jakoś nie bardzo go obeszła. Ta krew na ziemi. Ta strzała wystająca z potylicy. Obchodziła go tylko informacja, którą mógł uzyskać od tej dziewczyny.
Shikarui nie zareagował na odgłos łamanego mebla ani padającego ciała. Nie zareagowałteż na pisk dziewczyny, która została przygnieciona, ale przynajmniej nie była już mordowana. Dla pewności dopchnął jeszcze lekko nogą drzwi, obserwując kobietę, w której nie było strachu. Była wyższość. Wyczuwał od niej niemal zapach dowódcy stada. Była na swoim terenie, on go naruszył. To dobrze? Źle? Mógł ją odstrzelić na miejscu, ale przecież nie zamierzał zajmować jej miejsca, więc jaki miałoby to cel? Może taki, że nie posłałaby za nim strażników? Nie pośle. W jej spojrzeniu nie było urazy ani paniki. Nie było w niej niczego na tyle ludzkiego, żeby nazywać ją człowiekiem z krwi i kości. To chyba dlatego Shikarui ją polubił. Opuścił łuk i zwolnił cięciwę powoli. Skierował się do przygniecionej dziewczyny i tutaj pewnie należałoby jej pomóc się uwolnić - nie zrobił tego.
- Syn Inoe. Gdzie. Jest. - Stał nad nią, spoglądając na jej obitą, wystraszoną i zapłakaną twarz. Biedna, biedna dziewczyna. - Przysyła mnie Inoe. Ma taki sam medalik jak ty. - Czy Shikarui był gotów poświęcić swoje życie w tej sprawie? Z tym był pewien kłopocik, bo widzisz, Przyjacielu, filozofią Shikiego było to, że mógł umrzeć w każdej chwili. To, że jeszcze nie umarł, było dla niego tragedią. Jednak nie oznaczało to wcale, że pchał się pod ostrze noża. To nie o to chodziło w tej filozofii.
Czekał na odpowiedź. Jasne, dziewczyna mogła nic nie mówić, ale mogła też uwierzyć, że jest jej wybawcą, skoro zabił tego osiłka. Stał ciągle tak, by mieć dobry wgląd na to, co dzieje się w pokoju i na samą kobietę, gotów ustrzelić ją w każdej chwili. Uniesienie łuk i wypuszczenie strzały nie było kwestią pięciu sekundy. Nie było nawet kwestią sekundy. Naparł nogą na cielsko mężczyzny, żeby je trochę przechylić i podważyć, żeby dziewucha mogła wyjść. Cała ta scenka tutaj jakoś nie bardzo go obeszła. Ta krew na ziemi. Ta strzała wystająca z potylicy. Obchodziła go tylko informacja, którą mógł uzyskać od tej dziewczyny.
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
- Kakita Asagi
- Gracz nieobecny
- Posty: 1831
- Rejestracja: 15 gru 2017, o 17:45
- Wiek postaci: 28
- Ranga: Samuraj (Hatamoto)
- Krótki wygląd: Mężczyzna o ciemnych włosach i niebieskich oczach, wzrostu około 170 cm. Ubrany w kremowe kosode, z brązową hakama oraz granatowym haori z rodowym symbolem. Na głowie wysłużony, ale nadal w dobrym stanie kapelusz.
- Widoczny ekwipunek: - Zbroja
- Tachi + Wakizashi
- Długi łuk + Kołczan - Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=4518
- GG/Discord: 9017321
- Multikonta: Hayabusa Jin
- Lokalizacja: Wrocław
Re: Dzielnica portowa
Kolejny dzień festiwalu, w czasie którego odbyć się miały walki półfinałowe - generalnie, rzecz interesująca, jednakże... niebieskooki samuraj nie skierował swoich kroków w stronę areny, chociaż niewątpliwie to, co miało się tam rozgrywać mogło być bardzo ciekawe. Nie, wydarzenia ostatniej nocy odcisnęły wpływ na samuraju, nawet jeśli starał się go nie okazywać i skryć głęboko, to jednak coś nie dawało mu spokoju. Sprawa nie była dogłębnie badała, w zasadzie wszystko wyglądało na zamiatanie problemu pod dywan...
Wchodząc na rampę jednego z przygotowujących się do drogi statków, samuraj posłał ostatnie spojrzenie na port. Niewątpliwie kryło się tam wiele tajemnic i niezwykłych osób które warto było poznać, jednakże on miał przed sobą drogę i misję. Zdobył to, czego szukał, dowiedział się o tajemnej sztuce walki kilkoma ostrzami, poznał też samego cesarza tego kraju który wydawał się niezwykle szanować wojowników bushido, w końcu - zobaczył całą masę egzotycznych technik, o których dotąd jedynie słyszał i nierzadko wkładał je między bajki.
- Sieć niebios jest szeroko... - rzekł na pożegnanie wspominając spotkanych shinobi. Ciekawe, czy oka sieci będą na tyle gęste, by spotkał ich znów...
<ZT>
Wchodząc na rampę jednego z przygotowujących się do drogi statków, samuraj posłał ostatnie spojrzenie na port. Niewątpliwie kryło się tam wiele tajemnic i niezwykłych osób które warto było poznać, jednakże on miał przed sobą drogę i misję. Zdobył to, czego szukał, dowiedział się o tajemnej sztuce walki kilkoma ostrzami, poznał też samego cesarza tego kraju który wydawał się niezwykle szanować wojowników bushido, w końcu - zobaczył całą masę egzotycznych technik, o których dotąd jedynie słyszał i nierzadko wkładał je między bajki.
- Sieć niebios jest szeroko... - rzekł na pożegnanie wspominając spotkanych shinobi. Ciekawe, czy oka sieci będą na tyle gęste, by spotkał ich znów...
<ZT>
Ukryty tekst
0 x

Poza tym, uważam, że należy skasować Henge i Kawarimi.
Heroic battle Theme|Asagi-sensei Theme|Bank|Punkty historii|Własne techniki| Przedmioty z Kuźni | Inne ujęcie | Pieczątka
Lista samurajek, które były na forum, ale nie zostały moimi uczennicami i na pewno przez to nie grają.
- Mokoto (walczyła na Murze)
- Mitsuyo (nigdy nie opuściła Yinzin)
- Inari (była uczennicą Seinara)
- Sakiko (byłą roninką, obierała ziemniaki na misji D)
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: Dzielnica portowa
Dobrze, że wróciła. Każdy bardziej gwałtowny ruch z jej strony mógł zakończyć się jednako... niby mógł. Bo jakimś cudem Shikarui czuł się przez nią ugłaskany z włosem. Prawdopodobnie gdyby mu powiedziała, że mu zapłaci za pozbycie się problemu w postaci tego dzieciaka i jego matki - przystałby na to. Bez żadnych większych warunków, bez większych żądań - pewnie chciałby tylko więcej, niż oferowała tamta kobieta... albo i nie? Dziwne. Dziwne, prawda? Przecież nic nie zdążyła powiedzieć. Nie zdążyli się sobie przedstawić i nie zdążyli dobrze na siebie spojrzeć - tych parę sekund przeciągających się w nieskończoność, kiedy pojawił się w drzwiach, najwyraźniej wystarczyło. Jedna sekunda, która trwała dziesięć długich lat. udekorowali je krwią, upstrzyli spalonym dywanem wyciągniętym z równie starego domu - wybrali dwa, każdy ze swojego. Z tych starych wspomnień, które w ciągu tych dziesięciu lat spletli w jedno. Była dla niego całkowicie obca, choć znał ją doskonale. Nic o niej nie wiedział, chociaż była bardzo bliska. Nie rozważał, dlaczego tak jest i nie zadawał pytań, które pomogłyby mu zanurzyć się w ciemnicę własnego "ja" - świat był bardzo prosty, więc należało go odbierać w prosty sposób. Królów nie powinno się obdzierać z korony bez żadnego konkretnego powodu, dopóki nie było się gotowym na włożenie tej korony, albo nie widziało się kogoś, kto byłby lepszym władcom - tak to widział. Ona tu była Królową. Dlatego nie podniósł na nią spojrzenia, kiedy wychodziła i nie skrzyżował z nią spojrzeń po raz ostatni. Widział, że nie sięga po broń. A straż? Mogła pójść powiadomić straż, że ktoś zabił bandziora - mogła, ale nie zrobiłaby tego. Żaden z nich nie był tym, który biegłby po straż. Tak samo jak nie było w nich woli zabijania siebie wzajem.
Shikarui wsunął strzałę z powrotem do kołczanu i schował łuk do pokrowca na plecach, łaskawie pomagając się dziewczynie wydostać spod ciała osiłka. Przytrzymał chwilę zwłoki - strzała przeszła na wylot, więc nie było raczej co liczyć na jej wyciągnięcie. Zresztą zrobiłby się tutaj tylko większy burdel. Pomógł się nawet dziewczynie dźwignąć na nogi, kiedy cielsko już puścił, chociaż mało delikatnie. Złapał ją za biceps i dźwignął do góry, pomagając w trybie przyśpieszonym dostać się do fotela, na który ją niema pchnął - nie musiał jej zachęcać, sama od razu na nim usiadła, wycieńczona, poobijana. Każdy żył tak, jak mógł. Każdy radził sobie tak, jak mógł. Ona sobie nie radziła.
Czy nie prawem natury było to, że przetrwają najsilniejsi?
Nie odpowiedział na jej pytanie słownie, jedynie skinął głową na potwierdzenie. Ach, niech ma, biedna owieczka. Niech korzysta z łaski tygrysiej. Kidy z jej ust padło to imię i nazwisko, lawendowa tafla poruszyła się. On sam się lekko poruszył, jakby drgnął, wyłapując nowe zainteresowanie tematem, chociaż temat został już zakończony. Kobieta wyglądała tak, jakby zasypiała. Jakby odlatywała w głęboki, nieskończony sen, w którym wreszcie czekał na nią wymarzony spokój, choć do tej pory tak zażarcie walczyła, żeby tego pokoju nie zaznać.
Odwrócił się i wyszedł na korytarz.
- Czeka na ciebie. - Rzucił tylko do roztrzęsionej kobiety na korytarzu i sam skierował się do znanej mu już karczmy. Prosto do niej, biegiem. Szybko. Nie był to szalony pęd, ale mimo wszystko - biegł. Nie koniecznie główną ulicą, żeby nie wpadać na ludzi i unikać zamieszania.
Shikarui wsunął strzałę z powrotem do kołczanu i schował łuk do pokrowca na plecach, łaskawie pomagając się dziewczynie wydostać spod ciała osiłka. Przytrzymał chwilę zwłoki - strzała przeszła na wylot, więc nie było raczej co liczyć na jej wyciągnięcie. Zresztą zrobiłby się tutaj tylko większy burdel. Pomógł się nawet dziewczynie dźwignąć na nogi, kiedy cielsko już puścił, chociaż mało delikatnie. Złapał ją za biceps i dźwignął do góry, pomagając w trybie przyśpieszonym dostać się do fotela, na który ją niema pchnął - nie musiał jej zachęcać, sama od razu na nim usiadła, wycieńczona, poobijana. Każdy żył tak, jak mógł. Każdy radził sobie tak, jak mógł. Ona sobie nie radziła.
Czy nie prawem natury było to, że przetrwają najsilniejsi?
Nie odpowiedział na jej pytanie słownie, jedynie skinął głową na potwierdzenie. Ach, niech ma, biedna owieczka. Niech korzysta z łaski tygrysiej. Kidy z jej ust padło to imię i nazwisko, lawendowa tafla poruszyła się. On sam się lekko poruszył, jakby drgnął, wyłapując nowe zainteresowanie tematem, chociaż temat został już zakończony. Kobieta wyglądała tak, jakby zasypiała. Jakby odlatywała w głęboki, nieskończony sen, w którym wreszcie czekał na nią wymarzony spokój, choć do tej pory tak zażarcie walczyła, żeby tego pokoju nie zaznać.
Odwrócił się i wyszedł na korytarz.
- Czeka na ciebie. - Rzucił tylko do roztrzęsionej kobiety na korytarzu i sam skierował się do znanej mu już karczmy. Prosto do niej, biegiem. Szybko. Nie był to szalony pęd, ale mimo wszystko - biegł. Nie koniecznie główną ulicą, żeby nie wpadać na ludzi i unikać zamieszania.
Ukryty tekst
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: Dzielnica portowa
Nie zamierzał się kręcić jak sroka. Był cierpliwy. Diabelsko cierpliwy. Nie zamierzał też nawet strzelać tu i teraz, bo przede wszystkim chciał poczekać na chłopaka, który miał tutaj przyjść. Właśnie - tutaj? Mogło być wielu o tym imieniu i nazwisku, ale jakoś czarnowłosego obeszło to bokiem. Wziął taka opcję pod uwagę, ale stała mu się ona obojętna. Prawie jakby szukał dla samego siebie wymówek. Tam nie idź, tu nie czekaj - wszystko na nie, bo droga jest tylko jedna. Przyciągała go do tej knajpy jak magnes, wabiła swoim kolorem jak kwiaty zwabiają motyle i nawet metaliczny smród juchy, który zalał cale pomieszczenie w tamtym burdelu nie był w stanie załatać zapachu zwierzyny. Nie musiał tego wszystkiego doświadczać fizycznie, żeby i tak być przyciąganym przez swój cel. Sprawa tamtych dwóch dziewczyn nie była jego sprawą. Los podsunął pod jego nogi jedną ze smutnych historii, która pewnie powinna wzruszyć, albo chociaż powinna zostać zapamiętana. Miał nauczyć na błędach, że nie można się spieszyć powoli i nie można wybierać opcji najłatwiejszych - inaczej bolą konsekwencję. Ból? Ha... Odczuwał ból jak każdy człowiek - ten czarnowłosy diabeł przesuwający się po dachówkach domu, młody i wciąż niedoświadczony. Bolało, kiedy jego skóra została przecięta. Tamte dwie dziewczyny nie miały takiej siły, żeby ją chociażby naruszyć. Przynajmniej nikt im nie zarzuci, że nie próbowały. Jemu też nie. Dzisiaj wyniosą z burdelu dwa ciała i zapewne burdelmama bardzo się postara, żeby te dwa ciała nie przyciągnęły atencji straży. Noc potrafiła chować wiele sekretów.
Dlatego Shikarui lubił polować nocą.
Przycupnął w jednym z zaułków. Śledził trasy swojej ofiary, liczył ludzi, sprawdzał stałych bywalców i uzbrojenia. Przyglądał się wszystkiemu i wszystkim. Równa walka? Nie istniało coś takiego jak równa walka. Z walki wychodziłeś z tarczą albo na tarczy i nikogo nie interesowało, jakim sposobem wygrałeś. Nikomu nie musiałeś się spowiadać, jeśli to ty dyktowałeś warunki. Czarnowłosy obierał inną taktykę. Nie wyciągała własnej planszy i nie próbował sam bawić się w kreację - korzystał z tego, co miał dostępne i próbował tak wpasować się w tło, by wkupić się w Linię Mojr. Tą jedną. Tą konkretną niteczkę, która właśnie plotła życie tego cholernego karczmarza. Mógłby tak przesiedzieć cały dzień. Co jakiś czas tylko sprawdzając, gdzie karczmarz jest, cierpliwie czekając do samej nocy. Nie byłoby to żadnym problemem - przede wszystkim jednak teraz czekał na chłopaczka. Doczekał się. Upewnił się tylko, czy to on - czy wygląda podobnie jak do opisu, który sprzedała mu dziwka, nim w końcu podniósł się i zsunął z dachu w alejce za nim - w odpowiedniej odległości, gdyby młodzik chciał zamachnąć się na niego tym swoim śmiesznym mieczykiem.
- Hizashi. - Raczej nie było to pytanie. - Inoe mnie przysyła.
Dlatego Shikarui lubił polować nocą.
Przycupnął w jednym z zaułków. Śledził trasy swojej ofiary, liczył ludzi, sprawdzał stałych bywalców i uzbrojenia. Przyglądał się wszystkiemu i wszystkim. Równa walka? Nie istniało coś takiego jak równa walka. Z walki wychodziłeś z tarczą albo na tarczy i nikogo nie interesowało, jakim sposobem wygrałeś. Nikomu nie musiałeś się spowiadać, jeśli to ty dyktowałeś warunki. Czarnowłosy obierał inną taktykę. Nie wyciągała własnej planszy i nie próbował sam bawić się w kreację - korzystał z tego, co miał dostępne i próbował tak wpasować się w tło, by wkupić się w Linię Mojr. Tą jedną. Tą konkretną niteczkę, która właśnie plotła życie tego cholernego karczmarza. Mógłby tak przesiedzieć cały dzień. Co jakiś czas tylko sprawdzając, gdzie karczmarz jest, cierpliwie czekając do samej nocy. Nie byłoby to żadnym problemem - przede wszystkim jednak teraz czekał na chłopaczka. Doczekał się. Upewnił się tylko, czy to on - czy wygląda podobnie jak do opisu, który sprzedała mu dziwka, nim w końcu podniósł się i zsunął z dachu w alejce za nim - w odpowiedniej odległości, gdyby młodzik chciał zamachnąć się na niego tym swoim śmiesznym mieczykiem.
- Hizashi. - Raczej nie było to pytanie. - Inoe mnie przysyła.
Ukryty tekst
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości