Park Kaito 回答公園
- Ame
- Postać porzucona
- Posty: 645
- Rejestracja: 11 sty 2018, o 21:22
- Wiek postaci: 23
- Ranga: Dōkō
- Krótki wygląd: jak na av
- Widoczny ekwipunek: *Zanbato na plecach
*Miecz obosieczny przy pasie
*Torba na zadzie - Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33 ... 902#p70902
Re: Park Kaito 回答公園
0 x
Przez miesiące, patrzył na pełny lili wodnej staw i stawał się świadom, że nie może być to zwykły rekin morski. Element, który zmienił jego charakter to wlasnie wybor bestii. Kiedy wrócił był nieco inny. Nie posiadał jeszcze paktu, jednak już do czegoś się zobowiązał, reprezentowania cechy tego zwierzęcia swoim nastawieniem. - Hakai o Ame.


- Kaito
- Gracz nieobecny
- Posty: 462
- Rejestracja: 11 sty 2018, o 21:08
- Wiek postaci: 17
- Ranga: Dōkō
- Krótki wygląd: ♠ kruczoczarne włosy
♠ błękitne oczy
♠ rekinie kły
♠ 178 cm wzrostu, szczupły
♠ ubiór: szara koszulka, niebieska zbroja z białym futerkiem wokół kołnierza, bojówki z wieloma kieszeniami, czarne trapery - Widoczny ekwipunek: ♠ czarne rękawiczki z blaszką, bez palców
♠ torba umieszczona tam, gdzie plecy kończą swą szlachetną nazwę
♠ kabura umieszczona na prawym udzie
♠ sztylet u boku - Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=4734
Re: Park Kaito 回答公園
Musiał przyznać, że dawno się tak nie wybawił… w ogóle ten dzień był wspaniały. Mnóstwo przepysznego jedzenia, pooglądali razem z bratem pojedynki, a potem udało mu się potańczyć z jakimiś młodymi, urodziwymi dziewczynami w rytm dobrej muzyki. Praca u Wanemi, nawet jeśli przerwała na trochę tę aurę lenistwa i rozpusty, też nie była wcale taka upierdliwa, choć niewątpliwie kantańscy bracia mieli trochę szczęścia w tym, że skłóceni panowie jednak zrezygnowali z użycia rękoczynów. Mimo wszystko ta jedna czarka sake sprawiła, że szesnastolatek naprawdę usnął na ławce jak niemowlę. Cóż, odpoczynku też kiedyś trzeba było zaznać.
Sny ostatnimi czasy miał naprawdę ciekawe. W poprzednim został przecież koronowany na Cesarza Morskich Klifów. Tym razem może nie zdobył aż tak wielkiej władzy, ale za to ocalił całą swoją krainę przed wrogim szturmem, dzięki czemu został okrzyknięty bohaterem. W całych Morskich Klifach mówili, że park w Hanamurze został nazwany na jego cześć, a młodzi chłopcy pragnęli stać się tak silni jak on. Można by rzec – honorowy obywatel. Jednakże, mimo swej pozycji, Kaito w swoim śnie wcale się nie wywyższał. Wręcz przeciwnie, trenował młodych shinobi i młode kunoichi, które wzdychały do niego, mając nadzieję, że kiedyś zabierze je na randkę; i pewnie było im obojętne to, czy miałyby one polegać na wspólnym spacerze w świetle księżyca, wyczerpującym treningu, czy zachłannym opróżnianiu kolejnych misek ramenu w pobliskiej knajpie. Piękny sen, który niestety był tylko dalekosiężnym, a może nawet i nieosiągalnym marzeniem. Ale z drugiej strony, kim był człowiek, który nie miał żadnych marzeń? Trzeba było jakieś mieć, żeby czuć tę motywację, walczyć do ostatniej kropli krwi i mierzyć coraz wyżej!
Póki co jednak wszystkie te idealistyczne obrazy szlag trafił, a chłopak został wybudzony ze swojej bajki nad wyraz brutalnie. Głośny krzyk dotarł do niego, co prawda, z niemałym opóźnieniem, ale już zimne ostrze kunaia przy swojej szyi szesnastolatek poczuł naprawdę wyraźnie, i niestety nie było to wcale przyjemne przeżycie.
- Co jest do cho… – Nawet nie skończył, wyraźnie zaskoczonym tym, co zaszło. Słowa płynące z ust nieznajomego jawiły mu się jako wyjątkowo żałosne, ale musiał jednak oddać rabusiom to, że podeszli go jak dziecko. Jeden z nich już grzebał mu po kieszeniach, najpewniej szukając pieniędzy, a Kaito… nawet nie bardzo miał jak zareagować. Starał się w jakiś sposób uwolnić, ale musiał być przy tym ostrożny, bo ostrze przy jego szyi nie pozwalało jednak na żaden gwałtowny, ani swobodny ruch. Hozuki właściwie starał się wyczekać na odpowiedni moment, na chwilę nieuwagi ze strony przytrzymującego go przeciwnika, by wtedy dać obu tym cwaniaczkom nauczkę, rzecz jasna, ze zdwojoną siłą.
Jak się jednak okazało, nie było to wcale potrzebne. Nagle pojawił się bowiem jakiś totalny dziwak, którego czarnowłosy Kantańczyk wcześniej w ogóle nie zauważył. Wyglądał jak anorektyk, odziany w czarny płaszcz z czerwony pasem; na głowie miał bambusowy kapelusz, a na szyi korale. Nie był to typowy ubiór, w dodatku atmosfera w powietrzu stała się jakaś ciężka, dlatego Kaito poczuł się naprawdę niekomfortowo. Co gorsza sytuacja rozwijała się jeszcze bardziej nieoczekiwanie, kiedy bandyci, nie wiadomo dlaczego, stanęli jak wryci. Wyglądało to dokładnie tak, jak gdyby bali się nowo przybyłego jegomościa. No nic, szesnastoletni Hozuki nie miał nawet pojęcia z kim ma do czynienia. Postanowił za to skorzystać z okazji i wyrwać jednemu ze złodziei wyciągnięte przez niego z jego kieszeni oszczędności.
- W co zagram? Może by się pan najpierw przedstawił? – Prychnął zaraz potem do mężczyzny z koralami, wzruszając przy tym ramionami. Poważnie, nie miał pojęcia, co tu się wydarzyło, a w przeciągu tych może kilku minut, trudno było mu wymyślić jakiekolwiek sensowne wyjaśnienie tej sytuacji.
Sny ostatnimi czasy miał naprawdę ciekawe. W poprzednim został przecież koronowany na Cesarza Morskich Klifów. Tym razem może nie zdobył aż tak wielkiej władzy, ale za to ocalił całą swoją krainę przed wrogim szturmem, dzięki czemu został okrzyknięty bohaterem. W całych Morskich Klifach mówili, że park w Hanamurze został nazwany na jego cześć, a młodzi chłopcy pragnęli stać się tak silni jak on. Można by rzec – honorowy obywatel. Jednakże, mimo swej pozycji, Kaito w swoim śnie wcale się nie wywyższał. Wręcz przeciwnie, trenował młodych shinobi i młode kunoichi, które wzdychały do niego, mając nadzieję, że kiedyś zabierze je na randkę; i pewnie było im obojętne to, czy miałyby one polegać na wspólnym spacerze w świetle księżyca, wyczerpującym treningu, czy zachłannym opróżnianiu kolejnych misek ramenu w pobliskiej knajpie. Piękny sen, który niestety był tylko dalekosiężnym, a może nawet i nieosiągalnym marzeniem. Ale z drugiej strony, kim był człowiek, który nie miał żadnych marzeń? Trzeba było jakieś mieć, żeby czuć tę motywację, walczyć do ostatniej kropli krwi i mierzyć coraz wyżej!
Póki co jednak wszystkie te idealistyczne obrazy szlag trafił, a chłopak został wybudzony ze swojej bajki nad wyraz brutalnie. Głośny krzyk dotarł do niego, co prawda, z niemałym opóźnieniem, ale już zimne ostrze kunaia przy swojej szyi szesnastolatek poczuł naprawdę wyraźnie, i niestety nie było to wcale przyjemne przeżycie.
- Co jest do cho… – Nawet nie skończył, wyraźnie zaskoczonym tym, co zaszło. Słowa płynące z ust nieznajomego jawiły mu się jako wyjątkowo żałosne, ale musiał jednak oddać rabusiom to, że podeszli go jak dziecko. Jeden z nich już grzebał mu po kieszeniach, najpewniej szukając pieniędzy, a Kaito… nawet nie bardzo miał jak zareagować. Starał się w jakiś sposób uwolnić, ale musiał być przy tym ostrożny, bo ostrze przy jego szyi nie pozwalało jednak na żaden gwałtowny, ani swobodny ruch. Hozuki właściwie starał się wyczekać na odpowiedni moment, na chwilę nieuwagi ze strony przytrzymującego go przeciwnika, by wtedy dać obu tym cwaniaczkom nauczkę, rzecz jasna, ze zdwojoną siłą.
Jak się jednak okazało, nie było to wcale potrzebne. Nagle pojawił się bowiem jakiś totalny dziwak, którego czarnowłosy Kantańczyk wcześniej w ogóle nie zauważył. Wyglądał jak anorektyk, odziany w czarny płaszcz z czerwony pasem; na głowie miał bambusowy kapelusz, a na szyi korale. Nie był to typowy ubiór, w dodatku atmosfera w powietrzu stała się jakaś ciężka, dlatego Kaito poczuł się naprawdę niekomfortowo. Co gorsza sytuacja rozwijała się jeszcze bardziej nieoczekiwanie, kiedy bandyci, nie wiadomo dlaczego, stanęli jak wryci. Wyglądało to dokładnie tak, jak gdyby bali się nowo przybyłego jegomościa. No nic, szesnastoletni Hozuki nie miał nawet pojęcia z kim ma do czynienia. Postanowił za to skorzystać z okazji i wyrwać jednemu ze złodziei wyciągnięte przez niego z jego kieszeni oszczędności.
- W co zagram? Może by się pan najpierw przedstawił? – Prychnął zaraz potem do mężczyzny z koralami, wzruszając przy tym ramionami. Poważnie, nie miał pojęcia, co tu się wydarzyło, a w przeciągu tych może kilku minut, trudno było mu wymyślić jakiekolwiek sensowne wyjaśnienie tej sytuacji.
0 x
- Ame
- Postać porzucona
- Posty: 645
- Rejestracja: 11 sty 2018, o 21:22
- Wiek postaci: 23
- Ranga: Dōkō
- Krótki wygląd: jak na av
- Widoczny ekwipunek: *Zanbato na plecach
*Miecz obosieczny przy pasie
*Torba na zadzie - Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33 ... 902#p70902
Re: Park Kaito 回答公園
0 x
Przez miesiące, patrzył na pełny lili wodnej staw i stawał się świadom, że nie może być to zwykły rekin morski. Element, który zmienił jego charakter to wlasnie wybor bestii. Kiedy wrócił był nieco inny. Nie posiadał jeszcze paktu, jednak już do czegoś się zobowiązał, reprezentowania cechy tego zwierzęcia swoim nastawieniem. - Hakai o Ame.


- Kaito
- Gracz nieobecny
- Posty: 462
- Rejestracja: 11 sty 2018, o 21:08
- Wiek postaci: 17
- Ranga: Dōkō
- Krótki wygląd: ♠ kruczoczarne włosy
♠ błękitne oczy
♠ rekinie kły
♠ 178 cm wzrostu, szczupły
♠ ubiór: szara koszulka, niebieska zbroja z białym futerkiem wokół kołnierza, bojówki z wieloma kieszeniami, czarne trapery - Widoczny ekwipunek: ♠ czarne rękawiczki z blaszką, bez palców
♠ torba umieszczona tam, gdzie plecy kończą swą szlachetną nazwę
♠ kabura umieszczona na prawym udzie
♠ sztylet u boku - Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=4734
Re: Park Kaito 回答公園
Czy rzeczywiście czuł się jak smażony filecik z rekina na talerzu? Albo jak sardynka w szczelnie zamkniętej puszcze, zalana dodatkowo sosem pomidorowym? Trudno było powiedzieć, bo na razie Kaito kompletnie nie potrafił zorientować się w sytuacji. Już sam typ w bambusowym kapeluszu przyprawiał go o dreszcze, ale to co stało się później… to dopiero było dziwactwo! Początkowo szesnastoletni Hozuki myślał, że bandyci stanęli w bezruchu z powodu strachu przed nowo przybyłą postacią – zresztą, być może tak rzeczywiście było. Teraz jednak wszystko zdawało się jakieś inne. Rabusie jakby zamarzli, czy zostali unieruchomieni za pomocą jakiegoś jutsu? Nie… to nie to. Coś tu ewidentnie śmierdziało. Przecież, kiedy tylko Kaito starał się odebrać jednemu z mężczyzn swoją sakiewkę z pieniędzmi, poczuł ten chłód i uścisk, którego nijak nie szło uwolnić. Skóra gościa była zimna jak lód, a chłopak musiał się mocno natrudzić, by oderwać zaciśnięte na jego pieniądzach palce nieznajomego. Z jednej strony wyglądał tak, jak gdyby nie żył. Tylko czy wtedy nie powinien paść bezwładnie na ziemię? Podobnie było oczywiście z drugim. Co prawda w jego przypadku szesnastolatek nie zdecydował się na sprawdzanie „uścisku umarlaka” ani też temperatury ciała, ale po samym widoku dało się domyśleć, że sytuacja wyglądałaby raczej podobnie, jeżeli nie identycznie.
Wreszcie młodemu Hozukiemu udało się uporać z „żywym trupem”, a sakiewka z jego pieniędzmi upadła na wybrukowany chodniczek w alejce. Chłopak, niewiele myśląc, złapał ją szybko i schował z powrotem do kieszeni. Cokolwiek by się nie wydarzyło, skoro miał okazję, to wolał jednak zadbać o swoje finanse. Dopiero po chwili spojrzał ponownie na chuderlawego mężczyznę w czarnym płaszczu, który zatoczył się niemal jak zombie. Poważnie, chodził tak pokracznie, że Kaito w sumie nie był pewien, czy powinien się śmiać, czy uciekać w podskokach. Ostatecznie jednak śmiech nie przechodził mu przez gardło, a i swego rodzaju wrodzona ciekawość nie pozwalała na zrobienie kroku w tył. Poza tym… jakaś niezbadana siła nie pozwalała mu na żaden swobodny ruch, jakby nagle stał się bezwolny. Czarnowłosy Kantańczyk zdał sobie z tego sprawę dopiero, kiedy anorektyczna postać znacząco się do niego zbliżyła. Przez wzgląd na niemożność jakiejkolwiek reakcji, nie udało mu się jednak obronić przed nadchodzącym ciosem. Przypominające zjawę dziwadło bez wysiłku pchnęło go na ławkę, ale co jeszcze bardziej kuriozalne – Kaito nie poczuł nawet ani uderzenia, ani też skutków upadku, mimo że runął jak długi. W tym momencie chłopak zaczął się zastanawiać czy aby na pewno się wybudził. Może to nadal była część jego snu? Tylko dlaczego tak mało przyjemna? Przecież wcześniej był bohaterem Morskich Klifów! Z drugiej strony… bohaterowie często kończyli tragicznie…
Kiedy zamiast ślepiów nieznajomego, Hozuki ujrzał czarną przepaskę, przeraził się na dobre. Ale to nie był wcale koniec! Z ręki tego dziwadła wysunął się nagle język, który praktycznie przejechał mu całej twarzy, a pewnym momencie nawet się do niej przykleił. „Ohyda” – przeszło tylko kantańskiemu shinobiemu przez myśl, ale niestety, bezwładnie musiał się poddać tym obrzydliwym torturom.
Nikt nie powinien być zaskoczonym tym, że Kaito odetchnął z ulgą, kiedy postać w płaszczu postanowiła zająć się jednak jednym z rabusiów. Wyciągnęła kolejną sakiewkę z pieniędzmi z jego kieszeni, by po chwili przekładać ją sobie z jednej ręki do drugiej.
- Kim ty do cholery jesteś?! – Krzyknął wreszcie czarnowłosy, bo miał już po dziurki w nosie tych całych gierek. Nie chciał w nic grać, chciał mieć święty spokój, wrócić do zabawy na parkowym festywnie… właśnie, dlaczego czuł się tak wyobcowany? Jakby w ogóle był w jakimś innym miejscu, nawet jeżeli wyglądało ono tak samo. Poza tym dlaczego nie poczuł wcześniej uderzenia ani bólu spowodowanego upadkiem? Hozuki wytężył mózgownicę… czy padł ofiarą jakiegoś genjutsu? To mogła być prawda?
- Kai! – Wrzasnął ponownie, starając się złożyć pieczęć barana. Pamiętał, że wcześniej nie mógł się poruszyć, ale próbował jakoś siłą woli przełamać ten rzucony na niego urok. No bo to musiało być iluzją, no nie? Nikt nie był tak dziwny jak ten typek obok! Kaito miał nadzieję, że uda mu się jakoś uwolnić, że to wszystko rzeczywiście okaże się tylko jakimś marnym dowcipem.
Wreszcie młodemu Hozukiemu udało się uporać z „żywym trupem”, a sakiewka z jego pieniędzmi upadła na wybrukowany chodniczek w alejce. Chłopak, niewiele myśląc, złapał ją szybko i schował z powrotem do kieszeni. Cokolwiek by się nie wydarzyło, skoro miał okazję, to wolał jednak zadbać o swoje finanse. Dopiero po chwili spojrzał ponownie na chuderlawego mężczyznę w czarnym płaszczu, który zatoczył się niemal jak zombie. Poważnie, chodził tak pokracznie, że Kaito w sumie nie był pewien, czy powinien się śmiać, czy uciekać w podskokach. Ostatecznie jednak śmiech nie przechodził mu przez gardło, a i swego rodzaju wrodzona ciekawość nie pozwalała na zrobienie kroku w tył. Poza tym… jakaś niezbadana siła nie pozwalała mu na żaden swobodny ruch, jakby nagle stał się bezwolny. Czarnowłosy Kantańczyk zdał sobie z tego sprawę dopiero, kiedy anorektyczna postać znacząco się do niego zbliżyła. Przez wzgląd na niemożność jakiejkolwiek reakcji, nie udało mu się jednak obronić przed nadchodzącym ciosem. Przypominające zjawę dziwadło bez wysiłku pchnęło go na ławkę, ale co jeszcze bardziej kuriozalne – Kaito nie poczuł nawet ani uderzenia, ani też skutków upadku, mimo że runął jak długi. W tym momencie chłopak zaczął się zastanawiać czy aby na pewno się wybudził. Może to nadal była część jego snu? Tylko dlaczego tak mało przyjemna? Przecież wcześniej był bohaterem Morskich Klifów! Z drugiej strony… bohaterowie często kończyli tragicznie…
Kiedy zamiast ślepiów nieznajomego, Hozuki ujrzał czarną przepaskę, przeraził się na dobre. Ale to nie był wcale koniec! Z ręki tego dziwadła wysunął się nagle język, który praktycznie przejechał mu całej twarzy, a pewnym momencie nawet się do niej przykleił. „Ohyda” – przeszło tylko kantańskiemu shinobiemu przez myśl, ale niestety, bezwładnie musiał się poddać tym obrzydliwym torturom.
Nikt nie powinien być zaskoczonym tym, że Kaito odetchnął z ulgą, kiedy postać w płaszczu postanowiła zająć się jednak jednym z rabusiów. Wyciągnęła kolejną sakiewkę z pieniędzmi z jego kieszeni, by po chwili przekładać ją sobie z jednej ręki do drugiej.
- Kim ty do cholery jesteś?! – Krzyknął wreszcie czarnowłosy, bo miał już po dziurki w nosie tych całych gierek. Nie chciał w nic grać, chciał mieć święty spokój, wrócić do zabawy na parkowym festywnie… właśnie, dlaczego czuł się tak wyobcowany? Jakby w ogóle był w jakimś innym miejscu, nawet jeżeli wyglądało ono tak samo. Poza tym dlaczego nie poczuł wcześniej uderzenia ani bólu spowodowanego upadkiem? Hozuki wytężył mózgownicę… czy padł ofiarą jakiegoś genjutsu? To mogła być prawda?
- Kai! – Wrzasnął ponownie, starając się złożyć pieczęć barana. Pamiętał, że wcześniej nie mógł się poruszyć, ale próbował jakoś siłą woli przełamać ten rzucony na niego urok. No bo to musiało być iluzją, no nie? Nikt nie był tak dziwny jak ten typek obok! Kaito miał nadzieję, że uda mu się jakoś uwolnić, że to wszystko rzeczywiście okaże się tylko jakimś marnym dowcipem.
Ukryty tekst
0 x
- Ame
- Postać porzucona
- Posty: 645
- Rejestracja: 11 sty 2018, o 21:22
- Wiek postaci: 23
- Ranga: Dōkō
- Krótki wygląd: jak na av
- Widoczny ekwipunek: *Zanbato na plecach
*Miecz obosieczny przy pasie
*Torba na zadzie - Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33 ... 902#p70902
Re: Park Kaito 回答公園
0 x
Przez miesiące, patrzył na pełny lili wodnej staw i stawał się świadom, że nie może być to zwykły rekin morski. Element, który zmienił jego charakter to wlasnie wybor bestii. Kiedy wrócił był nieco inny. Nie posiadał jeszcze paktu, jednak już do czegoś się zobowiązał, reprezentowania cechy tego zwierzęcia swoim nastawieniem. - Hakai o Ame.


- Kaito
- Gracz nieobecny
- Posty: 462
- Rejestracja: 11 sty 2018, o 21:08
- Wiek postaci: 17
- Ranga: Dōkō
- Krótki wygląd: ♠ kruczoczarne włosy
♠ błękitne oczy
♠ rekinie kły
♠ 178 cm wzrostu, szczupły
♠ ubiór: szara koszulka, niebieska zbroja z białym futerkiem wokół kołnierza, bojówki z wieloma kieszeniami, czarne trapery - Widoczny ekwipunek: ♠ czarne rękawiczki z blaszką, bez palców
♠ torba umieszczona tam, gdzie plecy kończą swą szlachetną nazwę
♠ kabura umieszczona na prawym udzie
♠ sztylet u boku - Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=4734
Re: Park Kaito 回答公園
Brzęk, brzęk, brzęk… dźwięk odbijających się od siebie monet stawał się coraz bardziej irytujący, podobnie zresztą jak coraz bardziej znudzona mina tego dziwnego typa. W dodatku typa, który nie raczył się nawet przedstawić, bo… uwaga! Miał wiele imion. Świetnie. Z drugiej strony, jeżeli tak rzeczywiście było, to czy jakiekolwiek imię, nazwisko lub pseudonim cokolwiek powiedziałyby młodemu Hozukiemu? Jeśli gość sam mówił, że miał ich wiele, to najpewniej nie chciał być rozpoznawalny. Wyglądał z kolei na silnego shinobiego, więc sztuka ukrycia swoich prawdziwych personaliów mogła mu się udać.
Tak czy siak, Kaito coś zrobić musiał, i właściwie zrobił – próbował wykonać Kai, biorąc pod uwagę to, że padł ofiarą jakiejś silnej iluzji. Jednak mimo starań, mimo chwilowego zablokowania przepływu chakry do mózgu, chłopak nadal tkwił w tej przeklętej marze. Zresztą nieznajomy shinobi potwierdził tylko to, że Kai nie odniosło oczekiwanego rezultatu. Czarnowłosy Kantańczyk nie miał pojęcia, co powinien zrobić. Czy przyjdzie mu umrzeć na tej parkowej ławce? A może ten ktoś przeniósł go w inne miejsce i tylko „wmawiał” mu, że nadal znajdują się w parku? Co zrobić, co zrobić… co na jego miejscu zrobiłby Ame? W głowie Kaito pojawiało się tak wiele pytań, a jednak na żaden z nich nastoletni shinobi nie potrafił odpowiedzieć. Starał się jednak uspokoić, myśleć trzeźwo. Czy gdyby ten mężczyzna chciał go zabić, to nie powinien już być martwy? Przecież miał ku temu mnóstwo okazji, a jednak nadal tego nie zrobił… Tylko w takim razie czego w ogóle od niego chciał?
No i kim w ogóle mógł być? Kantańczyk dostrzegł widoczne przez moment czerwone oko. Słyszał tylko o dwóch rodach posługujących się doujutsu o czerwonej poświacie. Ranmaru oraz Uchiha. To, że ten gość był Uchihą wydawało się jednak bardziej prawdopodobne. W dodatku był czarnowłosy. Natomiast Kaito słyszał niegdyś, że członkowie rodu Uchiha zwykle mają czarne włosy oraz specjalizują się w ninjutsu, jak i genjutsu, a ta wersja zdecydowanie odpowiadałaby okolicznościom, w jakich się znalazł. Jeżeli chodziło zaś o tę dziwną rękę z językiem… bleh, nie chciał nawet tego pamiętać. Nie wiedział nawet czy to jakaś zdolność zarezerwowana dla któregoś z rodów lub szczepów, czy może tylko popis umiejętności iluzorycznych, i chyba nie chciał tego wcale wiedzieć.
A zatem Uchiha… chociaż, jeśli znajdował się w świecie iluzji, być może ten gość wcale nie posiadał typowego dla tego rodu doujutsu? Może wykreował siebie na kogoś takiego wyłącznie w swym genjutsu, a w rzeczywistości był kimś zupełnie innym? Eh, to wszystko było strasznie popieprzone, a młody Hozuki miał już tego wszystkiego naprawdę dosyć!
Kaito już sięgał do swojej torby, żeby wyciągnąć kunaia i spróbować uwolnić się z genjutsu za pomocą bólu, kiedy znowu do jego uszu dotarły słowa przeciwnika – „to na nic”. Cóż, chłopak mógłby je zignorować i, zrobić to wszystko po swojemu, ale czy ten dziwak nie miał jednak racji? Czarnowłosemu rzeczywiście brakowało doświadczenia. O iluzji nie wiedział praktycznie nic, a domyślił się, że znajduje się w jakimś genjutsu tylko dlatego, że świat przedstawiony mu przez nieznajomego wydawał się nad wyraz nierealny.
Szesnastolatek cały czas zastanawiał się nad tym, co zrobić, kiedy mistrz iluzji stworzył nagle stado czarnych ptaków. Jeden z nich usiadł na ramieniu Kaito i zaczął mu krakać do ucha – może jednak trzeba było wbić sobie tego kunaia w nogę i liczyć na łut szczęścia? Odgłos był nie do zniesienia… W końcu jednak ptaki wzbiły się w powietrze, tworząc swoistą spiralę, a wreszcie rozpłynęły się w powietrzu, mimo że wszechobecne krakanie słychać było jeszcze przez kilka sekund.
- Czego w ogóle ode mnie chcesz? – Zapytał spokojniej, rezygnując z wcześniejszych krzyków. Skoro i tak nie mógł nic poradzić, powinien grać na zwłokę, spróbować się czegoś dowiedzieć. Szczerze mówiąc, kusiło go jednak, by spróbować walnąć tego przeklętego typka w czerep. Nie wiedział tylko czy w świecie iluzji taka zagrywka ma w ogóle sens. Przecież nie mógł być nawet pewien, że jego przeciwnik rzeczywiście stoi przed nim. Póki co nieźle sobie z nim pogrywał.
Tak czy siak, Kaito coś zrobić musiał, i właściwie zrobił – próbował wykonać Kai, biorąc pod uwagę to, że padł ofiarą jakiejś silnej iluzji. Jednak mimo starań, mimo chwilowego zablokowania przepływu chakry do mózgu, chłopak nadal tkwił w tej przeklętej marze. Zresztą nieznajomy shinobi potwierdził tylko to, że Kai nie odniosło oczekiwanego rezultatu. Czarnowłosy Kantańczyk nie miał pojęcia, co powinien zrobić. Czy przyjdzie mu umrzeć na tej parkowej ławce? A może ten ktoś przeniósł go w inne miejsce i tylko „wmawiał” mu, że nadal znajdują się w parku? Co zrobić, co zrobić… co na jego miejscu zrobiłby Ame? W głowie Kaito pojawiało się tak wiele pytań, a jednak na żaden z nich nastoletni shinobi nie potrafił odpowiedzieć. Starał się jednak uspokoić, myśleć trzeźwo. Czy gdyby ten mężczyzna chciał go zabić, to nie powinien już być martwy? Przecież miał ku temu mnóstwo okazji, a jednak nadal tego nie zrobił… Tylko w takim razie czego w ogóle od niego chciał?
No i kim w ogóle mógł być? Kantańczyk dostrzegł widoczne przez moment czerwone oko. Słyszał tylko o dwóch rodach posługujących się doujutsu o czerwonej poświacie. Ranmaru oraz Uchiha. To, że ten gość był Uchihą wydawało się jednak bardziej prawdopodobne. W dodatku był czarnowłosy. Natomiast Kaito słyszał niegdyś, że członkowie rodu Uchiha zwykle mają czarne włosy oraz specjalizują się w ninjutsu, jak i genjutsu, a ta wersja zdecydowanie odpowiadałaby okolicznościom, w jakich się znalazł. Jeżeli chodziło zaś o tę dziwną rękę z językiem… bleh, nie chciał nawet tego pamiętać. Nie wiedział nawet czy to jakaś zdolność zarezerwowana dla któregoś z rodów lub szczepów, czy może tylko popis umiejętności iluzorycznych, i chyba nie chciał tego wcale wiedzieć.
A zatem Uchiha… chociaż, jeśli znajdował się w świecie iluzji, być może ten gość wcale nie posiadał typowego dla tego rodu doujutsu? Może wykreował siebie na kogoś takiego wyłącznie w swym genjutsu, a w rzeczywistości był kimś zupełnie innym? Eh, to wszystko było strasznie popieprzone, a młody Hozuki miał już tego wszystkiego naprawdę dosyć!
Kaito już sięgał do swojej torby, żeby wyciągnąć kunaia i spróbować uwolnić się z genjutsu za pomocą bólu, kiedy znowu do jego uszu dotarły słowa przeciwnika – „to na nic”. Cóż, chłopak mógłby je zignorować i, zrobić to wszystko po swojemu, ale czy ten dziwak nie miał jednak racji? Czarnowłosemu rzeczywiście brakowało doświadczenia. O iluzji nie wiedział praktycznie nic, a domyślił się, że znajduje się w jakimś genjutsu tylko dlatego, że świat przedstawiony mu przez nieznajomego wydawał się nad wyraz nierealny.
Szesnastolatek cały czas zastanawiał się nad tym, co zrobić, kiedy mistrz iluzji stworzył nagle stado czarnych ptaków. Jeden z nich usiadł na ramieniu Kaito i zaczął mu krakać do ucha – może jednak trzeba było wbić sobie tego kunaia w nogę i liczyć na łut szczęścia? Odgłos był nie do zniesienia… W końcu jednak ptaki wzbiły się w powietrze, tworząc swoistą spiralę, a wreszcie rozpłynęły się w powietrzu, mimo że wszechobecne krakanie słychać było jeszcze przez kilka sekund.
- Czego w ogóle ode mnie chcesz? – Zapytał spokojniej, rezygnując z wcześniejszych krzyków. Skoro i tak nie mógł nic poradzić, powinien grać na zwłokę, spróbować się czegoś dowiedzieć. Szczerze mówiąc, kusiło go jednak, by spróbować walnąć tego przeklętego typka w czerep. Nie wiedział tylko czy w świecie iluzji taka zagrywka ma w ogóle sens. Przecież nie mógł być nawet pewien, że jego przeciwnik rzeczywiście stoi przed nim. Póki co nieźle sobie z nim pogrywał.
0 x
- Ame
- Postać porzucona
- Posty: 645
- Rejestracja: 11 sty 2018, o 21:22
- Wiek postaci: 23
- Ranga: Dōkō
- Krótki wygląd: jak na av
- Widoczny ekwipunek: *Zanbato na plecach
*Miecz obosieczny przy pasie
*Torba na zadzie - Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33 ... 902#p70902
Re: Park Kaito 回答公園
0 x
Przez miesiące, patrzył na pełny lili wodnej staw i stawał się świadom, że nie może być to zwykły rekin morski. Element, który zmienił jego charakter to wlasnie wybor bestii. Kiedy wrócił był nieco inny. Nie posiadał jeszcze paktu, jednak już do czegoś się zobowiązał, reprezentowania cechy tego zwierzęcia swoim nastawieniem. - Hakai o Ame.


- Kaito
- Gracz nieobecny
- Posty: 462
- Rejestracja: 11 sty 2018, o 21:08
- Wiek postaci: 17
- Ranga: Dōkō
- Krótki wygląd: ♠ kruczoczarne włosy
♠ błękitne oczy
♠ rekinie kły
♠ 178 cm wzrostu, szczupły
♠ ubiór: szara koszulka, niebieska zbroja z białym futerkiem wokół kołnierza, bojówki z wieloma kieszeniami, czarne trapery - Widoczny ekwipunek: ♠ czarne rękawiczki z blaszką, bez palców
♠ torba umieszczona tam, gdzie plecy kończą swą szlachetną nazwę
♠ kabura umieszczona na prawym udzie
♠ sztylet u boku - Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=4734
Re: Park Kaito 回答公園
Czy rzeczywiście to, że karta przeciwnika została odkryta w jakiejkolwiek mierze osłabiało jego genjutsu? Być może iluzja nie mogła być już zastosowana jako element zaskoczenia, ale jednak nadal wyglądała na tyle realistycznie, że mogła niebagatelnie młodego chłopaka przestraszyć. Prawdę powiedziawszy, Kaito nie miałby jednak nic przeciwko, gdyby wreszcie mógł powrócić do normalności. Problem jednak był innego rodzaju – po tym wszystkim, co się wydarzyło, Hozuki niczego nie mógł być już pewien. Nawet, jeśli zorientował się, że padł ofiarą genjutsu, to i tak nie do końca wiedział, co zostało wykreowane, a co jest prawdziwe. Efekt iluzji nadal mógł zostać wykorzystany przeciwko niemu.
Póki co jednak Kaito nie wiedział czy ma się śmiać, czy płakać. Typek w czarnym płaszczu wykrzyczał bowiem dokładnie to, o czym chłopak sam myślał przez cały dzień i o co nawet zahaczył w swym żarcie jego starszy brat – Ame. Ironia losu? Cóż, można było chyba tak powiedzieć po tym, co za chwilę się stało. Buty czarnowłosego nagle zaczęły przemakać, a do jego uszu dobiegł najpierw donośny dogłos klaskania, a potem jakby… dźwięk płynącego strumyku? Każde klaśnięcie sprawiało nadto, że woda stawała się coraz głośniejsza. Kaito starał się przypomnieć sobie czy w parku znajdował się jakiś zbiornik wody, ale niestety jego pamięć w takim momencie musiała zawieść. Co gorsza, z wcześniejszego mroku nagle zaczął się robić świt, przez co chłopak był już kompletnie skołowany. Dopiero po chwili zorientował się, że woda pochodzi z pobliskiego stawu i powoli zalewa cały park. Czy to nadal była iluzja?
Kantańczyk stwierdził, że nie ma czasu, żeby się nad tym zastanawiać. Podźwignął swoje ciało do góry… a raczej próbował się podnieść, bo wtedy zdał sobie sprawę z tego, że ponownie nie może wykonać jakiegokolwiek ruchu. Czy to nadal była iluzja? Równie dobrze mogła to być jakaś unieruchamiająca technika, ale szczerze – tym razem wolał chyba, by to wszystko pozostało jednak zwyczajnym genjutsu. No, nie takim zwyczajnym, a bardzo silnym, skoro mogło doprowadzić go do tak odmiennego postrzegania świata. Mimo wszystko, w świecie iluzji miał jeszcze szansę na to, że nie utonie…
„Nie no, jakiś totalny pojeb.” – przeszło tylko Kaito przez myśl, kiedy dziwadło powiedziało, żeby nazywać je Noe. To wcale nie było śmieszne, szczególnie jeśli połączyć wypowiedź cherlawego cudaka z tworzącym się niezwykle szybko wirem wodnym, którego oddziaływanie dało się już bez problemu odczuć. Chłopaka zaczęło wręcz wymywać z ławki, a mimo że ten nadal nie mógł się ruszyć, to powoli wątpił, czy aby na pewno nadal jest to genjutsu. No bo… to wszystko było dziwne, ale to uczucie przecież było takie realne…
- W takim razie pieprz się, Noe! – Zdążył wykrzyczeć, kiedy wątpliwie przyjemny towarzysz postanowił zaskoczyć go czymś jeszcze. Gigantyczna fala zaczęła zbliżać się do nich z dużą prędkością, łamiąc po drodze wszystkie drzewa, a młody Hozuki zaczął się tylko modlić o to, by jakkolwiek wyjść z opresji. Dlaczego, do cholery, musiał zasnąć na tej przeklętej ławce?! A może nadal był to jego sen? Oj, wiele by dał, żeby tak właśnie było…
Kiedy usłyszał, że gość z koszmarów kazał mu ruszać i życzył mu przy tym powodzenia, ponownie próbował się poruszyć, mając nadzieję, że jego mięśnie nie odmówią posłuszeństwa i będzie w stanie oddalić się jak najszybciej – byle z dala od tej śmiercionośnej fali wody. Lubił wodę, ale nie oszukujmy się, to wszystko było już grubą przesadą.
Póki co jednak Kaito nie wiedział czy ma się śmiać, czy płakać. Typek w czarnym płaszczu wykrzyczał bowiem dokładnie to, o czym chłopak sam myślał przez cały dzień i o co nawet zahaczył w swym żarcie jego starszy brat – Ame. Ironia losu? Cóż, można było chyba tak powiedzieć po tym, co za chwilę się stało. Buty czarnowłosego nagle zaczęły przemakać, a do jego uszu dobiegł najpierw donośny dogłos klaskania, a potem jakby… dźwięk płynącego strumyku? Każde klaśnięcie sprawiało nadto, że woda stawała się coraz głośniejsza. Kaito starał się przypomnieć sobie czy w parku znajdował się jakiś zbiornik wody, ale niestety jego pamięć w takim momencie musiała zawieść. Co gorsza, z wcześniejszego mroku nagle zaczął się robić świt, przez co chłopak był już kompletnie skołowany. Dopiero po chwili zorientował się, że woda pochodzi z pobliskiego stawu i powoli zalewa cały park. Czy to nadal była iluzja?
Kantańczyk stwierdził, że nie ma czasu, żeby się nad tym zastanawiać. Podźwignął swoje ciało do góry… a raczej próbował się podnieść, bo wtedy zdał sobie sprawę z tego, że ponownie nie może wykonać jakiegokolwiek ruchu. Czy to nadal była iluzja? Równie dobrze mogła to być jakaś unieruchamiająca technika, ale szczerze – tym razem wolał chyba, by to wszystko pozostało jednak zwyczajnym genjutsu. No, nie takim zwyczajnym, a bardzo silnym, skoro mogło doprowadzić go do tak odmiennego postrzegania świata. Mimo wszystko, w świecie iluzji miał jeszcze szansę na to, że nie utonie…
„Nie no, jakiś totalny pojeb.” – przeszło tylko Kaito przez myśl, kiedy dziwadło powiedziało, żeby nazywać je Noe. To wcale nie było śmieszne, szczególnie jeśli połączyć wypowiedź cherlawego cudaka z tworzącym się niezwykle szybko wirem wodnym, którego oddziaływanie dało się już bez problemu odczuć. Chłopaka zaczęło wręcz wymywać z ławki, a mimo że ten nadal nie mógł się ruszyć, to powoli wątpił, czy aby na pewno nadal jest to genjutsu. No bo… to wszystko było dziwne, ale to uczucie przecież było takie realne…
- W takim razie pieprz się, Noe! – Zdążył wykrzyczeć, kiedy wątpliwie przyjemny towarzysz postanowił zaskoczyć go czymś jeszcze. Gigantyczna fala zaczęła zbliżać się do nich z dużą prędkością, łamiąc po drodze wszystkie drzewa, a młody Hozuki zaczął się tylko modlić o to, by jakkolwiek wyjść z opresji. Dlaczego, do cholery, musiał zasnąć na tej przeklętej ławce?! A może nadal był to jego sen? Oj, wiele by dał, żeby tak właśnie było…
Kiedy usłyszał, że gość z koszmarów kazał mu ruszać i życzył mu przy tym powodzenia, ponownie próbował się poruszyć, mając nadzieję, że jego mięśnie nie odmówią posłuszeństwa i będzie w stanie oddalić się jak najszybciej – byle z dala od tej śmiercionośnej fali wody. Lubił wodę, ale nie oszukujmy się, to wszystko było już grubą przesadą.
0 x
- Ame
- Postać porzucona
- Posty: 645
- Rejestracja: 11 sty 2018, o 21:22
- Wiek postaci: 23
- Ranga: Dōkō
- Krótki wygląd: jak na av
- Widoczny ekwipunek: *Zanbato na plecach
*Miecz obosieczny przy pasie
*Torba na zadzie - Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33 ... 902#p70902
Re: Park Kaito 回答公園
0 x
Przez miesiące, patrzył na pełny lili wodnej staw i stawał się świadom, że nie może być to zwykły rekin morski. Element, który zmienił jego charakter to wlasnie wybor bestii. Kiedy wrócił był nieco inny. Nie posiadał jeszcze paktu, jednak już do czegoś się zobowiązał, reprezentowania cechy tego zwierzęcia swoim nastawieniem. - Hakai o Ame.


- Kaito
- Gracz nieobecny
- Posty: 462
- Rejestracja: 11 sty 2018, o 21:08
- Wiek postaci: 17
- Ranga: Dōkō
- Krótki wygląd: ♠ kruczoczarne włosy
♠ błękitne oczy
♠ rekinie kły
♠ 178 cm wzrostu, szczupły
♠ ubiór: szara koszulka, niebieska zbroja z białym futerkiem wokół kołnierza, bojówki z wieloma kieszeniami, czarne trapery - Widoczny ekwipunek: ♠ czarne rękawiczki z blaszką, bez palców
♠ torba umieszczona tam, gdzie plecy kończą swą szlachetną nazwę
♠ kabura umieszczona na prawym udzie
♠ sztylet u boku - Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=4734
Re: Park Kaito 回答公園
Czy rzeczywiście była to frustracja? Mocne słowo, chociaż chyba tak należałoby stan Kaito określić. Ale nie oszukujmy się, czy istniał w tym świecie ninja ktokolwiek, kto by się ostro nie wk… podenerwował w świetle takich okoliczności? Ileż można było tkwić w cholernej iluzji? Właśnie… dobre pytanie. Jak długo można było tak silną iluzję utrzymać? Młody Hozuki zdążył się już zorientować, że ma do czynienia z wyjątkowo uzdolnioną jednostką, ale przecież każdy shinobi posiadał ograniczone pokłady chakry. Jak wiele kosztowała tego cherlaka ta technika, i czy była jakakolwiek szansa, ze uda mu się przeciągnąć to wszystko do czasu, w którym mężczyzna będzie musiał zrezygnować ze swojego genjutsu? Ten pomysł wcale nie wydawał się taki głupi, czyż nie?
Tak czy siak, na razie instynkt przetrwania wziął górę, a że czarnowłosy Kantańczyk nie był do końca pewien, czy wodne ataki nie są akurat prawdziwe, rzucił się do rozpaczliwej, i jak się okazało, komicznej dla nieznajomego typa, ucieczki. No cóż, woda po pas nie ułatwiała zadania. Nie mógł ani zbyt szybko pobiec, ani zbyt sprawnie popłynąć. I nie, zapewne nie był to wcale uboczny skutek sake, bo tego akurat chłopak wcale zbyt dużo nie wypił! Próbował jeszcze swoich sił, kiedy nadeszła fala, ale ta była zbyt gwałtowna, by przeciwstawić się potędze żywiołu. Nie dość, że przemykały obok niego jakieś wielkie kłody i przed momentem niewiele brakowało, żeby oberwał, to jeszcze fala kierowała go w stronę ogromnego wiru. Wszelkie starania nie zdawały się zupełnie na nic, a Kaito obijał się od drzew i głazów, przeklinając całe swoje życie. Na cholerę on w ogóle zostawał tym shinobim? Mógł wieść spokojne życie na jakiejś farmie, mógł gotować w jakiejś knajpie… a tak użerał się z jakimś kolesiem z językiem w dłoni… Nie, o tym wolał zapomnieć. Obrzydlistwo.
Mimo że nie czuł bólu płynącego z któregokolwiek z uderzeń, to wszystko było nad wyraz męczące. Po chwili w ogóle wydarzyło się coś, czego nie potrafił zrozumieć. Zarył twarzą o piasek, a nagle okazało się, że to wcale nie był piasek, tylko kora drzewa, i w dodatku mógł ponownie oddychać. Nie był pod wodą – to z pewnością był plus. Słońce za to wzbiło się wysoko nad horyzont, co oznaczało, że było południe. No tak, kolejna głupia zagrywka ze strony przeciwnika. A raczej niegłupia, bo mimo że manipulowanie czasem zdradzało, iż nadal jest to iluzja, Kaito i tak miał coraz większy problem z odróżnieniem jawy od wrogiego genjutsu. Czy cokolwiek poza nim było tutaj prawdziwe?
- To sam sobie próbuj płynąć przy takim prądzie. – Odburknął Noemu, czy kimkolwiek ten facet był, obrażonym tonem. Sam nie był pewien czy jeszcze ma siłę z tym walczyć. A może właśnie o to nieznajomeu chodziło? Za każdym razem, gdy starał się przezwyciężyć jego umiejętności, nic z tego nie wychodziło, a kolesiowi coś nie pasowało. Może właśnie chciał, żeby Kaito wreszcie się poddał i z tym prądem popłynął? Młodemu Hozukiemu dopiero teraz przyszła do głowy taka myśl, choć nie wiedział, czy to czasem nie jest bezsensowne. Bo niby jaki też ten dziwak miałby w tym interes? Z drugiej strony od początku zachowywał się nietypowo i chciał z nim zagrać w jakąś grę. Gra była czymś podobnym do zagadki. W zagadkach z kolei często odpowiedź nie miała nic wspólnego z sensem i logiką.
Tak czy siak, teraz nie było okazji, żeby takie rozwiązanie sprawdzić, bo Noe zdążył już zmienić swoje plany. Do Kaito zaśzbliżyły się dwie kule, w których zamknięci byli rabusie. Chłopak zaczął się jednak zastanawiać czy pytanie, które zdał mu mistrz iluzji, nie jest aby podchwytliwe. Tylko tak… gdyby miał tak cały czas kombinować, to ostatecznie do niczego by nie doszedł. Postanowił więc, mimo przeciwności losu, odpowiedzieć zgodnie ze swoim sumieniem.
- Ja bym przekazał ich odpowiednim osobom i zamknął w więzieniu. – Mruknął, rozglądając się dokoła. Mewy były na pewno przyjemniejszym widokiem niż te czarne, kraczące ptaszyska. Kaito obawiał się tylko o stan tej gałęzi na której właśnie siedział, bo mimo że wcześniej nie czuł bólu, kiedy uderzał o drzewa i różne inne przeszkody, to jednak trochę zakręciło mu się w głowie. Zbyt ciekawe uczucie na pewno to nie było.
Tak czy siak, na razie instynkt przetrwania wziął górę, a że czarnowłosy Kantańczyk nie był do końca pewien, czy wodne ataki nie są akurat prawdziwe, rzucił się do rozpaczliwej, i jak się okazało, komicznej dla nieznajomego typa, ucieczki. No cóż, woda po pas nie ułatwiała zadania. Nie mógł ani zbyt szybko pobiec, ani zbyt sprawnie popłynąć. I nie, zapewne nie był to wcale uboczny skutek sake, bo tego akurat chłopak wcale zbyt dużo nie wypił! Próbował jeszcze swoich sił, kiedy nadeszła fala, ale ta była zbyt gwałtowna, by przeciwstawić się potędze żywiołu. Nie dość, że przemykały obok niego jakieś wielkie kłody i przed momentem niewiele brakowało, żeby oberwał, to jeszcze fala kierowała go w stronę ogromnego wiru. Wszelkie starania nie zdawały się zupełnie na nic, a Kaito obijał się od drzew i głazów, przeklinając całe swoje życie. Na cholerę on w ogóle zostawał tym shinobim? Mógł wieść spokojne życie na jakiejś farmie, mógł gotować w jakiejś knajpie… a tak użerał się z jakimś kolesiem z językiem w dłoni… Nie, o tym wolał zapomnieć. Obrzydlistwo.
Mimo że nie czuł bólu płynącego z któregokolwiek z uderzeń, to wszystko było nad wyraz męczące. Po chwili w ogóle wydarzyło się coś, czego nie potrafił zrozumieć. Zarył twarzą o piasek, a nagle okazało się, że to wcale nie był piasek, tylko kora drzewa, i w dodatku mógł ponownie oddychać. Nie był pod wodą – to z pewnością był plus. Słońce za to wzbiło się wysoko nad horyzont, co oznaczało, że było południe. No tak, kolejna głupia zagrywka ze strony przeciwnika. A raczej niegłupia, bo mimo że manipulowanie czasem zdradzało, iż nadal jest to iluzja, Kaito i tak miał coraz większy problem z odróżnieniem jawy od wrogiego genjutsu. Czy cokolwiek poza nim było tutaj prawdziwe?
- To sam sobie próbuj płynąć przy takim prądzie. – Odburknął Noemu, czy kimkolwiek ten facet był, obrażonym tonem. Sam nie był pewien czy jeszcze ma siłę z tym walczyć. A może właśnie o to nieznajomeu chodziło? Za każdym razem, gdy starał się przezwyciężyć jego umiejętności, nic z tego nie wychodziło, a kolesiowi coś nie pasowało. Może właśnie chciał, żeby Kaito wreszcie się poddał i z tym prądem popłynął? Młodemu Hozukiemu dopiero teraz przyszła do głowy taka myśl, choć nie wiedział, czy to czasem nie jest bezsensowne. Bo niby jaki też ten dziwak miałby w tym interes? Z drugiej strony od początku zachowywał się nietypowo i chciał z nim zagrać w jakąś grę. Gra była czymś podobnym do zagadki. W zagadkach z kolei często odpowiedź nie miała nic wspólnego z sensem i logiką.
Tak czy siak, teraz nie było okazji, żeby takie rozwiązanie sprawdzić, bo Noe zdążył już zmienić swoje plany. Do Kaito zaśzbliżyły się dwie kule, w których zamknięci byli rabusie. Chłopak zaczął się jednak zastanawiać czy pytanie, które zdał mu mistrz iluzji, nie jest aby podchwytliwe. Tylko tak… gdyby miał tak cały czas kombinować, to ostatecznie do niczego by nie doszedł. Postanowił więc, mimo przeciwności losu, odpowiedzieć zgodnie ze swoim sumieniem.
- Ja bym przekazał ich odpowiednim osobom i zamknął w więzieniu. – Mruknął, rozglądając się dokoła. Mewy były na pewno przyjemniejszym widokiem niż te czarne, kraczące ptaszyska. Kaito obawiał się tylko o stan tej gałęzi na której właśnie siedział, bo mimo że wcześniej nie czuł bólu, kiedy uderzał o drzewa i różne inne przeszkody, to jednak trochę zakręciło mu się w głowie. Zbyt ciekawe uczucie na pewno to nie było.
0 x
- Ame
- Postać porzucona
- Posty: 645
- Rejestracja: 11 sty 2018, o 21:22
- Wiek postaci: 23
- Ranga: Dōkō
- Krótki wygląd: jak na av
- Widoczny ekwipunek: *Zanbato na plecach
*Miecz obosieczny przy pasie
*Torba na zadzie - Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33 ... 902#p70902
Re: Park Kaito 回答公園
0 x
Przez miesiące, patrzył na pełny lili wodnej staw i stawał się świadom, że nie może być to zwykły rekin morski. Element, który zmienił jego charakter to wlasnie wybor bestii. Kiedy wrócił był nieco inny. Nie posiadał jeszcze paktu, jednak już do czegoś się zobowiązał, reprezentowania cechy tego zwierzęcia swoim nastawieniem. - Hakai o Ame.


- Kaito
- Gracz nieobecny
- Posty: 462
- Rejestracja: 11 sty 2018, o 21:08
- Wiek postaci: 17
- Ranga: Dōkō
- Krótki wygląd: ♠ kruczoczarne włosy
♠ błękitne oczy
♠ rekinie kły
♠ 178 cm wzrostu, szczupły
♠ ubiór: szara koszulka, niebieska zbroja z białym futerkiem wokół kołnierza, bojówki z wieloma kieszeniami, czarne trapery - Widoczny ekwipunek: ♠ czarne rękawiczki z blaszką, bez palców
♠ torba umieszczona tam, gdzie plecy kończą swą szlachetną nazwę
♠ kabura umieszczona na prawym udzie
♠ sztylet u boku - Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=4734
Re: Park Kaito 回答公園
Dziwak wydawał się być kompletnie niezainteresowany uwięzionymi bandytami, skoro odwrócił wzrok w innym kierunku. Z drugiej jednak strony pytał Kaito, co ma z nimi zrobić, więc najwyraźniej miał co do nich jakieś plany. Albo przynajmniej chciał je mieć… Tak czy siak, trudno było nawet przewidzieć, co zrobi dalej i czy rzeczywiście będzie się czarnowłosego Kantańczyka słuchał. Jego zachowania były kompletnie dla chłopaka niezrozumiałe. Mężczyzna grał podobno w jakąś grę, ale jej zasady znał chyba tylko on sam, i to było trochę nie fair. No bo skoro wciągnął do swojej gry jeszcze trzy inne osoby, to mógłby chociaż wytłumaczyć o co w tym wszystkim chodzi, prawda?
Młody Hozuki bacznie obserwował sytuację, nawet jeśli nie potrafił wyciągnąć z niej żadnego wzorca. Zdążył zauważyć, że bardziej rosły bandyta ma o wiele większe problemy z radzeniem sobie w świecie iluzji. Obaj zresztą nie zorientowali się raczej, że to wszystko, co działo się wokół nich, nie było prawdziwe. Wreszcie wielkolud zemdlał, a o dziwo, drobniejszy z gości cały czas był przytomny, choć po jego oczach było widać, że organizm powoli odmawia posłuszeństwa. Kaito dopiero teraz zrozumiał siłę genjutsu – on przynajmniej wiedział, że padł jego ofiarą, ale ten jeden, co zemdlał… Jego ciało zareagowało dokładnie tak, jakby naprawdę się topił! To było na swój sposób niesamowite, ale i jednocześnie przerażające.
Sprawca całego zamieszania zdecydował się jednak w końcu wypuścić swoje ofiary, choć nie z samej iluzji, a jedynie z wodnego więzienia (a przynajmniej tak wydawało się Kaito). Rabusie zaczęli zachowywać się komicznie, biegając to w jedną, to w drugą stronę. Do tego tracili równowagę, przewracali się – no dosłownie jakaś parodia. W tym momencie szesnastoletni Hozuki poczuł się nawet bezpiecznie, a na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Nie oszukujmy się, patrzenie na nieszczęście wcześniejszych oprawców było na pewno przyjemniejszym uczuciem niż walka z żywiołem pod postacią silnego wiru. Nawet, kiedy teraz sobie o tym przypominał, kręciło mu się lekko w głowie. Dlatego zresztą starał się tę myśl w jakiś sposób wyrzucić z głowy.
Mistrz iluzji trochę mu w tym pomógł, bo właśnie przekazał złoczyńcom, że są na łasce Kaito, a tym samym niejako zmusił ich do proszenia chłopaka o łaskę. No, przynajmniej jednego z nich, który zaczął zawodzić, że ma rodzinę, że bez niego sobie nie poradzą, że znajdzie normalną pracę… Kantańczyk nie wiedział czemu, ale jakoś mu wierzył, a raczej chciał mu wierzyć. Może było z jego strony trochę naiwne, ale nie miał nic przeciwko temu, żeby wybaczyć mu ten wcześniejszy błąd.
Zupełnie inaczej było natomiast z drugim z rabusiów, który swoją drogą ni stąd ni zowąd nagle przemówił ludzkim głosem. Dopiero teraz Kaito zauważył, że odzyskał przytomność, i szczerze mówiąc, trochę szkoda, że tak się stało. Trzeba jednak przyznać, że harda z niego była sztuka. Gdy stwierdził, że nie będzie się płaszczył przed jakimś gówniarzem i jeszcze do tego nazwał Hozukiego żałosną cipą, ten wzruszył bezwiednie ramionami i prychnął.
- Tamtemu bym wybaczył. – Powiedział po chwili zastanowienia, ze spokojem w głosie, wskazując przy tym na mężczyznę zarzekającego się, iż znajdzie normalną pracę i w domyśle – nie będzie już parał się złodziejstwem.
- A tego bym zamknął za kratami. – Dodał po chwili, spoglądając na gościa, który przed chwilą użył względem niego jakże wyszukanego epitetu. Kaito wypowiedział swój wyrok znudzonym tonem, jak gdyby nagle wczuł się w samego mistrza iluzji. No ale czemu miałby tego nie zrobić? W końcu mężczyzna w czarnym płaszczu sam pozwolił mu zdecydować, jaki będzie los złodziei. Poza tym Hozuki postanowił skorzystać ze swojej pozycji - podszedł do gościa, który nazwał go "cipą" i przywalił mu dość mocno pięścią w twarz. A co, należało mu się.
Młody Hozuki bacznie obserwował sytuację, nawet jeśli nie potrafił wyciągnąć z niej żadnego wzorca. Zdążył zauważyć, że bardziej rosły bandyta ma o wiele większe problemy z radzeniem sobie w świecie iluzji. Obaj zresztą nie zorientowali się raczej, że to wszystko, co działo się wokół nich, nie było prawdziwe. Wreszcie wielkolud zemdlał, a o dziwo, drobniejszy z gości cały czas był przytomny, choć po jego oczach było widać, że organizm powoli odmawia posłuszeństwa. Kaito dopiero teraz zrozumiał siłę genjutsu – on przynajmniej wiedział, że padł jego ofiarą, ale ten jeden, co zemdlał… Jego ciało zareagowało dokładnie tak, jakby naprawdę się topił! To było na swój sposób niesamowite, ale i jednocześnie przerażające.
Sprawca całego zamieszania zdecydował się jednak w końcu wypuścić swoje ofiary, choć nie z samej iluzji, a jedynie z wodnego więzienia (a przynajmniej tak wydawało się Kaito). Rabusie zaczęli zachowywać się komicznie, biegając to w jedną, to w drugą stronę. Do tego tracili równowagę, przewracali się – no dosłownie jakaś parodia. W tym momencie szesnastoletni Hozuki poczuł się nawet bezpiecznie, a na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Nie oszukujmy się, patrzenie na nieszczęście wcześniejszych oprawców było na pewno przyjemniejszym uczuciem niż walka z żywiołem pod postacią silnego wiru. Nawet, kiedy teraz sobie o tym przypominał, kręciło mu się lekko w głowie. Dlatego zresztą starał się tę myśl w jakiś sposób wyrzucić z głowy.
Mistrz iluzji trochę mu w tym pomógł, bo właśnie przekazał złoczyńcom, że są na łasce Kaito, a tym samym niejako zmusił ich do proszenia chłopaka o łaskę. No, przynajmniej jednego z nich, który zaczął zawodzić, że ma rodzinę, że bez niego sobie nie poradzą, że znajdzie normalną pracę… Kantańczyk nie wiedział czemu, ale jakoś mu wierzył, a raczej chciał mu wierzyć. Może było z jego strony trochę naiwne, ale nie miał nic przeciwko temu, żeby wybaczyć mu ten wcześniejszy błąd.
Zupełnie inaczej było natomiast z drugim z rabusiów, który swoją drogą ni stąd ni zowąd nagle przemówił ludzkim głosem. Dopiero teraz Kaito zauważył, że odzyskał przytomność, i szczerze mówiąc, trochę szkoda, że tak się stało. Trzeba jednak przyznać, że harda z niego była sztuka. Gdy stwierdził, że nie będzie się płaszczył przed jakimś gówniarzem i jeszcze do tego nazwał Hozukiego żałosną cipą, ten wzruszył bezwiednie ramionami i prychnął.
- Tamtemu bym wybaczył. – Powiedział po chwili zastanowienia, ze spokojem w głosie, wskazując przy tym na mężczyznę zarzekającego się, iż znajdzie normalną pracę i w domyśle – nie będzie już parał się złodziejstwem.
- A tego bym zamknął za kratami. – Dodał po chwili, spoglądając na gościa, który przed chwilą użył względem niego jakże wyszukanego epitetu. Kaito wypowiedział swój wyrok znudzonym tonem, jak gdyby nagle wczuł się w samego mistrza iluzji. No ale czemu miałby tego nie zrobić? W końcu mężczyzna w czarnym płaszczu sam pozwolił mu zdecydować, jaki będzie los złodziei. Poza tym Hozuki postanowił skorzystać ze swojej pozycji - podszedł do gościa, który nazwał go "cipą" i przywalił mu dość mocno pięścią w twarz. A co, należało mu się.
0 x
- Ame
- Postać porzucona
- Posty: 645
- Rejestracja: 11 sty 2018, o 21:22
- Wiek postaci: 23
- Ranga: Dōkō
- Krótki wygląd: jak na av
- Widoczny ekwipunek: *Zanbato na plecach
*Miecz obosieczny przy pasie
*Torba na zadzie - Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33 ... 902#p70902
Re: Park Kaito 回答公園
0 x
Przez miesiące, patrzył na pełny lili wodnej staw i stawał się świadom, że nie może być to zwykły rekin morski. Element, który zmienił jego charakter to wlasnie wybor bestii. Kiedy wrócił był nieco inny. Nie posiadał jeszcze paktu, jednak już do czegoś się zobowiązał, reprezentowania cechy tego zwierzęcia swoim nastawieniem. - Hakai o Ame.


- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: Park Kaito 回答公園
Hanamura. Hana... Mura...
Wioska Kwiatów, co?
Ziemia lekko przyjmowała każdy krok miękkiego obuwia. Każdy odgłos następnego stąpnięcia ginął w tłumie, tak jak wszystko w nim ginęło. Nic nie było dostatecznie jaskrawe i dostatecznie wyraźne, żeby uchować się przed zaćmieniem tłumu. głupich owiec, które biegły zawsze za najsilniejszą jednostką stada. Pójdziesz wraz z nimi? Źle. Oskarżą cię, że nie masz własnego zdania, że jesteś nijaki, że skoro jesteś shinobi - powinieneś podejmować własne decyzje. Ba! Hańba, jeśli nie przewodzisz. Czy nie do tego shinobi zostali stworzeni? Właśnie do tego, by przewodzić zwykłym szaraczkom. By być władzy jako najsilniejsze jednostki, które jako jedyne mają tutaj coś do powiedzenia. Problem w tym, że tłumu nie przekrzyczysz. Tym bardziej tego, co pędzi na złamany kark. I gdzie ta cała potęga? Rozpryskiwała się w obliczu charyzmy, a tą bóstwa obdarzały kapryśnie - chłopcem do bicia mógł być dumny członek klanu Uchiha jak i zwykły wieśniak, który codziennie tupał orać pole, a tym potrzebnym tłumom przywódcą mógł okazać się tamten dobry ziomek, który na co dzień przesiadywał w karczmie i był znany z tego, że pił. Pił bardzo dużo - i nikt nie wiedział, dlaczego. W końcu przyszedł mały chłopiec i zapytał go "dlaczego pijesz?" On odpowiedział na to "piję, by zapomnieć." "O czym zapomnieć?" "O tym, że piję." W końcu zapominał o tym, że miał pić i tłum wznosił go na wyżyny. Chyba dlatego lepiej było na morzu, gdzie kołyszące fale jedyne, do czego wznosiły, to do snu. Tylko że wędrować w stronę przeciwną też źle. Stratują cię, potrącą. Zostawią i zadepczą.
Ziemia równie lekko przyjmowała myśli.
Myśli, które nie istniały u mężczyzny, który przekroczył burtę statku i przeszedł przez drewnianą kładkę na deski portu. Wszytko wokół pachniało śmiercią. Cuchnęły ryby, cuchnęli ludzie kręcący się w kółko jak mrówki, które nie dostały dostatecznie jasnych rozkazów, dlatego nie wywiązywały się ze swojego obowiązku dość dobrze. Nie był jedną z tych mrówek. Zatrzymał się, zatapiając jasne spojrzenie w feerii barw - podobna tęczy pulsowała pod bielmem czaszki nigdy nie była tak mocna, by odstraszać. W tym mieście tkwił pastel. Miękkość jego przejechania po twarzach uśmiechniętych ludzi i strojach dopasowanych do modły wszystkich prowincji, jakie tylko pomieściła mapa, a nie oznaczonych "terenami nieznanymi", barwiła pozorny chaos i gwar ciszą. Spokojem i sensem. Wystarczyło na moment się zatrzymać, odnaleźć rytm w każdym kolejnym uderzeniu serca Wioski Kwiatów. Zwilż opuszek palca, unieś i sprawdź, w którym kierunku wieje wiatr - wtedy już będziesz wiedzieć, gdzie zwiewa wszystkie płatki kwiatów tańczące na ulicach miast. Dlatego Shikarui stał, jak zaklęty w czasie i kompletnie od niego niezależny, bo przecież tak to już w życiu było - szczęśliwi czasu nie liczą - sprawdzając, gdzie tym razem Susanoo pogna kwitnące dusze, przepełnione błogosławieństwem Wiosny. Zupełnie jakby każdy tu zapomniał, że to kruche i ulotne szczęście zbudowane zostało na płótnie krwi i wojen. Całkiem ciekawy dobór popielatych i szkarłatnych barw zagościł na palecie używanym przez sztukmistrza tego tworu.
Uliczki Hanamury były przyjemne. Nawet teraz, kiedy powoli mijało popołudnie i wielkimi krokami nadchodził wieczór, posiadały swój urok. Wystarczyło poczekać na noc, by wszystko rozjaśniły blaski latarni. Z całą pewnością - widok, który chce się zapamiętać. Zdaje się, że po to właśnie ludzie przybywali na wydarzenia takie, jak to - by coś zapamiętać. Shikarui przyglądał się temu światu z minimalnym zainteresowaniem. Oglądany teraz z pierwszej ręki, nie przez małe okno, wyglądał o wiele bardziej niespokojnie. Bardziej żywo. Nic dziwnego, że można się było w nim zakochać.
Chłopak skierował swoje jasne, lawendowe oczy na tańczących, zatrzymując się na uboczu. Przystając. Na jedną chwilę, na dwie..?
Skoro szczęśliwi czasu nie liczyli to może i na całą wieczność.
Wioska Kwiatów, co?
Ziemia lekko przyjmowała każdy krok miękkiego obuwia. Każdy odgłos następnego stąpnięcia ginął w tłumie, tak jak wszystko w nim ginęło. Nic nie było dostatecznie jaskrawe i dostatecznie wyraźne, żeby uchować się przed zaćmieniem tłumu. głupich owiec, które biegły zawsze za najsilniejszą jednostką stada. Pójdziesz wraz z nimi? Źle. Oskarżą cię, że nie masz własnego zdania, że jesteś nijaki, że skoro jesteś shinobi - powinieneś podejmować własne decyzje. Ba! Hańba, jeśli nie przewodzisz. Czy nie do tego shinobi zostali stworzeni? Właśnie do tego, by przewodzić zwykłym szaraczkom. By być władzy jako najsilniejsze jednostki, które jako jedyne mają tutaj coś do powiedzenia. Problem w tym, że tłumu nie przekrzyczysz. Tym bardziej tego, co pędzi na złamany kark. I gdzie ta cała potęga? Rozpryskiwała się w obliczu charyzmy, a tą bóstwa obdarzały kapryśnie - chłopcem do bicia mógł być dumny członek klanu Uchiha jak i zwykły wieśniak, który codziennie tupał orać pole, a tym potrzebnym tłumom przywódcą mógł okazać się tamten dobry ziomek, który na co dzień przesiadywał w karczmie i był znany z tego, że pił. Pił bardzo dużo - i nikt nie wiedział, dlaczego. W końcu przyszedł mały chłopiec i zapytał go "dlaczego pijesz?" On odpowiedział na to "piję, by zapomnieć." "O czym zapomnieć?" "O tym, że piję." W końcu zapominał o tym, że miał pić i tłum wznosił go na wyżyny. Chyba dlatego lepiej było na morzu, gdzie kołyszące fale jedyne, do czego wznosiły, to do snu. Tylko że wędrować w stronę przeciwną też źle. Stratują cię, potrącą. Zostawią i zadepczą.
Ziemia równie lekko przyjmowała myśli.
Myśli, które nie istniały u mężczyzny, który przekroczył burtę statku i przeszedł przez drewnianą kładkę na deski portu. Wszytko wokół pachniało śmiercią. Cuchnęły ryby, cuchnęli ludzie kręcący się w kółko jak mrówki, które nie dostały dostatecznie jasnych rozkazów, dlatego nie wywiązywały się ze swojego obowiązku dość dobrze. Nie był jedną z tych mrówek. Zatrzymał się, zatapiając jasne spojrzenie w feerii barw - podobna tęczy pulsowała pod bielmem czaszki nigdy nie była tak mocna, by odstraszać. W tym mieście tkwił pastel. Miękkość jego przejechania po twarzach uśmiechniętych ludzi i strojach dopasowanych do modły wszystkich prowincji, jakie tylko pomieściła mapa, a nie oznaczonych "terenami nieznanymi", barwiła pozorny chaos i gwar ciszą. Spokojem i sensem. Wystarczyło na moment się zatrzymać, odnaleźć rytm w każdym kolejnym uderzeniu serca Wioski Kwiatów. Zwilż opuszek palca, unieś i sprawdź, w którym kierunku wieje wiatr - wtedy już będziesz wiedzieć, gdzie zwiewa wszystkie płatki kwiatów tańczące na ulicach miast. Dlatego Shikarui stał, jak zaklęty w czasie i kompletnie od niego niezależny, bo przecież tak to już w życiu było - szczęśliwi czasu nie liczą - sprawdzając, gdzie tym razem Susanoo pogna kwitnące dusze, przepełnione błogosławieństwem Wiosny. Zupełnie jakby każdy tu zapomniał, że to kruche i ulotne szczęście zbudowane zostało na płótnie krwi i wojen. Całkiem ciekawy dobór popielatych i szkarłatnych barw zagościł na palecie używanym przez sztukmistrza tego tworu.
Uliczki Hanamury były przyjemne. Nawet teraz, kiedy powoli mijało popołudnie i wielkimi krokami nadchodził wieczór, posiadały swój urok. Wystarczyło poczekać na noc, by wszystko rozjaśniły blaski latarni. Z całą pewnością - widok, który chce się zapamiętać. Zdaje się, że po to właśnie ludzie przybywali na wydarzenia takie, jak to - by coś zapamiętać. Shikarui przyglądał się temu światu z minimalnym zainteresowaniem. Oglądany teraz z pierwszej ręki, nie przez małe okno, wyglądał o wiele bardziej niespokojnie. Bardziej żywo. Nic dziwnego, że można się było w nim zakochać.
Chłopak skierował swoje jasne, lawendowe oczy na tańczących, zatrzymując się na uboczu. Przystając. Na jedną chwilę, na dwie..?
Skoro szczęśliwi czasu nie liczyli to może i na całą wieczność.
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
- Kaito
- Gracz nieobecny
- Posty: 462
- Rejestracja: 11 sty 2018, o 21:08
- Wiek postaci: 17
- Ranga: Dōkō
- Krótki wygląd: ♠ kruczoczarne włosy
♠ błękitne oczy
♠ rekinie kły
♠ 178 cm wzrostu, szczupły
♠ ubiór: szara koszulka, niebieska zbroja z białym futerkiem wokół kołnierza, bojówki z wieloma kieszeniami, czarne trapery - Widoczny ekwipunek: ♠ czarne rękawiczki z blaszką, bez palców
♠ torba umieszczona tam, gdzie plecy kończą swą szlachetną nazwę
♠ kabura umieszczona na prawym udzie
♠ sztylet u boku - Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=4734
Re: Park Kaito 回答公園
Gdyby ktoś miał oceniać decyzję, jaką podjął Kaito, rzeczywiście mógłby stwierdzić, że chłopak wykazał się wyjątkowym optymizmem. W końcu każdy głupi wiedział, że człowiek będąc w sytuacji podbramkowej, mógł wymyślić najbardziej wierutne kłamstwa, byleby ratować swoją skórę. Młody Hozuki także zdawał sobie z tego sprawę, i wbrew pozorom wcale nie był takim idiotą. Przewidywał nawet, że pewnie ten rabuś po darowaniu mu winy i tak będzie dalej kradł. Mimo wszystko, czarnowłosy wierzył też, że chociaż jeden na dziesięciu takich złoczyńców naprawdę przemyśli swoje zachowanie i faktycznie znajdzie tę uczciwą pracę. Czy to była naiwność? Ktoś nadal mógłby tak powiedzieć. Kaito nazywał jednak tę swoją cechę nie naiwnością, a raczej idealizmem. Zresztą… za decyzją Kantańczyka przemawiał jeszcze jeden fakt – chłopak nie chciał po prostu tak samo traktować obu jegomościów, skoro ich zachowanie po kradzieży znacząco się od siebie różniło.
Tak jak rekini młodzieniec starał się wyrokować sprawiedliwie, z poszanowaniem zasad humanitaryzmu, tak jednak był tylko człowiekiem i sam miał swoje słabości. Chęć zemsty wzięła nad nim górę, więc postanowił przywalić bardziej hardemu złodziejowi. Inna sprawa, że nie zorientował się nawet, że jego obraźliwe słowa wcale nie były kierowane do niego, a do jego towarzysza. Ale w sumie – czy to miało jakiekolwiek znaczenie? Zachowywał się i tak o wiele gorzej, nie okazał też żadnej skruchy. Niezależnie od tego, do kogo kierował swój komentarz, i tak zasłużył sobie na gorsze traktowanie.
W końcu mistrz iluzji kazał mu jednak przestać, a Kaito nie zamierzał się z nim wcale kłócić. W sumie mimo tych wszystkich nieprzyjemności, to miał rację – gdyby nie on, straciłby tylko wszystkie swoje oszczędności, a złodzieje dalej pozostaliby na wolności. Dlatego kiwnął tylko przepraszająco głową i ustąpił dziwakowi miejsca. Ten zdecydował się jednak związać nadgarstki obu bandytów… może to jednak i lepiej? Właściwie ten bardziej pokorny, nawet jeśli by mu uwierzyć, i tak powinien odpowiedzieć za swoje czyny.
Przez moment szesnastoletni Hozuki nabrał nawet pewnej dozy sympatii do twórcy genjutsu, ale cóż… to uczucie szybko minęło, kiedy mężczyzna ponownie zaczął przerzucać sakiewkę złodziei z rąk do rąk. Ten dźwięk przypomniał bowiem Kaito o całej sytuacji z wirem i o obijaniu się o drzewa i kamienie, a co za tym idzie, wywołał u niego ponownie zawroty i ból głowy. Jedynym plusem było to, że nie trwało to wcale długo. Po chwili gość w płaszczu zaczął się rozpadać, a po tym na kawałeczki rozpadała się także i cała jego iluzja. Kiedy Kantańczyk wreszcie mógł ponownie ujrzeć rzeczywisty świat, do jego uszu, jakby z zaświatów dobiegło jeszcze jedno zdanie – „musisz się jeszcze wiele nauczyć”. W to akurat nie wątpił. I chociaż tkwienie w iluzji nie było może najprzyjemniejszym doświadczeniem, to jednak chyba powinien być temu kolesiowi wdzięczny. Przynajmniej miał okazję zobaczyć „w akcji” bardzo silne genjutsu, i być może teraz wiedział już trochę lepiej jak się w podobnych okolicznościach zachować.
Iluzja w końcu zniknęła całkowicie, jednak sakiewka z pieniędzmi nadal leżała na jego kolanach, a przed nimi klęczeli związani z przestępcy – a zatem nie wszystko w świecie tego dziwaka było wyłącznie efektem genjutsu. Kaito pozwolił sobie zatrzymać sakwę, którą od razu schował do kieszeni – a co, należało mu się cokolwiek za to, że został okradziony. Co prawda swoje oszczędności odzyskał, ale ta mała nawiązka należała mu się za to wszystko, co musiał z tego tytułu przejść, czyż nie?
Teraz pozostawała jeszcze jedna kwestia: co powinien zrobić ze związanymi złodziejami? Nawet, jeśli jednemu z nich miał zamiar wcześniej wybaczyć, tak czyny mistrza genjutsu uświadomiły mu, że była to błędna decyzja.
- Wstajemy. – Mruknął tylko do dwóch klęczących przed nim mężczyzn, nie chcąc słyszeć słowa sprzeciwu. Jeśli nie chcieli by wykonywać rozkazów, planował ich do tego zmusić. Zadanie miał przecież ułatwione, skoro nadgarstki mieli związane.
Kaito, nie opuszczając ich na krok, poszukiwał jakiegoś „strażnika miejskiego” – w końcu jacyś musieli pilnować porządku na festynie w parku. Chciał przekazać złoczyńców właśnie któremuś ze strażników, wcześniej wyjaśniając mu zaistniałą sytuację. Zdecydował się jednak pominąć w swej opowieści udział cherlawego mężczyzny, po prostu twierdząc, że to jemu jakoś udało się tych złodziejaszków obezwładnić. Bardzo prawdopodobne, że nieelegancko przypisywał sobie czyjeś zasługi, ale pomyślał, że historia o przeklęcie silnym genjutsu może się wydawać stróżom prawa niezbyt wiarygodna.
Tak jak rekini młodzieniec starał się wyrokować sprawiedliwie, z poszanowaniem zasad humanitaryzmu, tak jednak był tylko człowiekiem i sam miał swoje słabości. Chęć zemsty wzięła nad nim górę, więc postanowił przywalić bardziej hardemu złodziejowi. Inna sprawa, że nie zorientował się nawet, że jego obraźliwe słowa wcale nie były kierowane do niego, a do jego towarzysza. Ale w sumie – czy to miało jakiekolwiek znaczenie? Zachowywał się i tak o wiele gorzej, nie okazał też żadnej skruchy. Niezależnie od tego, do kogo kierował swój komentarz, i tak zasłużył sobie na gorsze traktowanie.
W końcu mistrz iluzji kazał mu jednak przestać, a Kaito nie zamierzał się z nim wcale kłócić. W sumie mimo tych wszystkich nieprzyjemności, to miał rację – gdyby nie on, straciłby tylko wszystkie swoje oszczędności, a złodzieje dalej pozostaliby na wolności. Dlatego kiwnął tylko przepraszająco głową i ustąpił dziwakowi miejsca. Ten zdecydował się jednak związać nadgarstki obu bandytów… może to jednak i lepiej? Właściwie ten bardziej pokorny, nawet jeśli by mu uwierzyć, i tak powinien odpowiedzieć za swoje czyny.
Przez moment szesnastoletni Hozuki nabrał nawet pewnej dozy sympatii do twórcy genjutsu, ale cóż… to uczucie szybko minęło, kiedy mężczyzna ponownie zaczął przerzucać sakiewkę złodziei z rąk do rąk. Ten dźwięk przypomniał bowiem Kaito o całej sytuacji z wirem i o obijaniu się o drzewa i kamienie, a co za tym idzie, wywołał u niego ponownie zawroty i ból głowy. Jedynym plusem było to, że nie trwało to wcale długo. Po chwili gość w płaszczu zaczął się rozpadać, a po tym na kawałeczki rozpadała się także i cała jego iluzja. Kiedy Kantańczyk wreszcie mógł ponownie ujrzeć rzeczywisty świat, do jego uszu, jakby z zaświatów dobiegło jeszcze jedno zdanie – „musisz się jeszcze wiele nauczyć”. W to akurat nie wątpił. I chociaż tkwienie w iluzji nie było może najprzyjemniejszym doświadczeniem, to jednak chyba powinien być temu kolesiowi wdzięczny. Przynajmniej miał okazję zobaczyć „w akcji” bardzo silne genjutsu, i być może teraz wiedział już trochę lepiej jak się w podobnych okolicznościach zachować.
Iluzja w końcu zniknęła całkowicie, jednak sakiewka z pieniędzmi nadal leżała na jego kolanach, a przed nimi klęczeli związani z przestępcy – a zatem nie wszystko w świecie tego dziwaka było wyłącznie efektem genjutsu. Kaito pozwolił sobie zatrzymać sakwę, którą od razu schował do kieszeni – a co, należało mu się cokolwiek za to, że został okradziony. Co prawda swoje oszczędności odzyskał, ale ta mała nawiązka należała mu się za to wszystko, co musiał z tego tytułu przejść, czyż nie?
Teraz pozostawała jeszcze jedna kwestia: co powinien zrobić ze związanymi złodziejami? Nawet, jeśli jednemu z nich miał zamiar wcześniej wybaczyć, tak czyny mistrza genjutsu uświadomiły mu, że była to błędna decyzja.
- Wstajemy. – Mruknął tylko do dwóch klęczących przed nim mężczyzn, nie chcąc słyszeć słowa sprzeciwu. Jeśli nie chcieli by wykonywać rozkazów, planował ich do tego zmusić. Zadanie miał przecież ułatwione, skoro nadgarstki mieli związane.
Kaito, nie opuszczając ich na krok, poszukiwał jakiegoś „strażnika miejskiego” – w końcu jacyś musieli pilnować porządku na festynie w parku. Chciał przekazać złoczyńców właśnie któremuś ze strażników, wcześniej wyjaśniając mu zaistniałą sytuację. Zdecydował się jednak pominąć w swej opowieści udział cherlawego mężczyzny, po prostu twierdząc, że to jemu jakoś udało się tych złodziejaszków obezwładnić. Bardzo prawdopodobne, że nieelegancko przypisywał sobie czyjeś zasługi, ale pomyślał, że historia o przeklęcie silnym genjutsu może się wydawać stróżom prawa niezbyt wiarygodna.
0 x
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości