Trybuna północna

Shijima

Re: Trybuna północna

Post autor: Shijima »

Jej białe tęczówki mamiły. Bardziej tylko mamił uśmiech na tych drobnych ustach, które stworzone były do uśmiechania się. Czas zweryfikuje zapewne liczne zmarszczki w kącikach jej warg, które miast czynić ją szpetną - uczynią tylko piękniejszą. Właśnie - piękna. Tam na arenie była naprawdę szpetna. Zakryta za maską, dzierżąca miecze, które wykuto po to, by ranić i zabijać - bardzo podobne przecież do tego ostrza, które Shijima nosił przy pasie. Ta nienawiść była kompletnie pusta. Wycelowana w jej osobą niechęć zweryfikowana jedynie tym, że Shinji się nią opiekował. Chłopak, który najpierw tak długo przekonywał, że przybył tutaj tylko i wyłącznie przypadkiem, po to, by ją ochraniać, a przed momentem przyznał się, że w sumie to wcale przypadkiem tutaj nie był. Głupio wyszło, co? Nawet bardzo. Brunet odczuwał tą głupotę, ale był już na tyle znużony całą tą farsą, że było mu to obojętne - dlatego tak krótko uciął cały temat, odpowiadając wprost na pytanie szaleńca. Z nimi zawsze należało postępować ostrożnie. Możesz wbić im szpilkę w bok, możesz dokuczyć, być jak komar, który lata koło ich ucha i ugryzie - ale nigdy za mocno. Nigdy za wiele razy. I tak Shijima postępował z Shinjim - ostrożnie. W jego mniemaniu chłopak był w stanie nawet splunąć ogniem tu i teraz - pochłaniając ich wszystkich, włącznie z sobą, w morzu ognia. To było wykańczające - dumanie nad każdym słowem, słuchanie tylko wystrzelonych bełtów z kuszy zbudowanej z ust. Nie to, żeby milczenie mu przeszkadzało. Mógłby wdawać się z nim w dyskusję i "walczyć o swoje", tylko... po co? Żeby udowodnić coś jemu czy samemu sobie? Ryzykować, że coś się stanie jemu samemu - i może wszystkim wokół? Nie. Zwłaszcza, że Shijima nie czuł już, żeby musiał z nim walczyć. Mógł go pół-słuchać, wyłączając się połowicznie i skakać myślom po: ciekawe, jak wygląda przeciwnik Seinaru... Tym nie mniej jego "ja" w większość dość mocno tutaj ciążyło. Dlatego tym milszy był omam w postaci tej zjawy, której ruchy na polu walki niemal się rozpływały.
- Wygląda na to, że świat jest naprawdę mały. - Malutki. Ograniczony do czterech ścian. Czterech ścian i okienka. No tak, przecież dość sporo czasu byli w Sogen, Hayami wspominał, że chce odwiedzić znajomą, pewnie został tam dłużej... tą znajomą była Chise? Może Sagisa? Nie był pewien. Chłopak chyba wcześniej nie wspominał żadnych konkretnych imion - chyba. Przesiąkało go wrażenie, że wszystko to wydarzyło się jakieś miliony lat temu i teraz było już za późno na wspominki. - Dziękuję za miłe słowa. Są pochlebiające. - Chyba... chyba tak? Chociaż nadal nie potrafił wyjść z tego zdziwienia i wrażenia, że to nie jest normalne. Uwielbiał mieć kontrolę nad tym, co się wokół niego dzieje, a tu się okazało, że kompletnie ją stracił, bo ludzie go znali - z opowieści. Przecież nie było o czym opowiadać. Bo i o czym? O milczeniu? O ciszy? Obawiał się jedynie, co takiego Shinji mógł jej naopowiadać. Zerknął na niego kontrolnie jeszcze zanim odwrócił się i ukłonił przed Asagim w pożegnalnym geście, nim zaczął się oddalać od towarzystwa. Daleko nie zaszedł. Parę kroków i już czyjaś dłoń złapała go za nadgarstek - jego oczy automatycznie zalały się czerwienią i cały się zjeżył, napinając mięśnie... ale to nie był Shinji. Ta dłoń była kobieca, delikatna... ta dłoń była dłonią, która potrafiła ściąć głowę człowieka szybciej, niż ten zdążyłby mrugnąć. Dojrzał Muraia, z którym Shinji zaczął rozmawiać, nie drgnął nawet z miejsca. Dobrze. I wyraźnie usłyszał też przeprosiny. Zwrócił się w kierunku Chise, widząc, jak się kłania. Powinna? Chyba tak. Miała za co przepraszać - albo raczej - Shinji miał. Przeniósł z jej twarzy wzrok na Muraia, który zwrócił się do Chise i któremu dziewczyna odpyskowała. Proszę bardzo, strzał prosto w twarz! Gdyby nie to, że sytuacja nie była zabawna, zapewne by się nawet teraz uśmiechnął. Dorzucił swoje trzy grosze do tego wszystkiego. Zaraz jednak jego oczy wróciły do Chise.
- Co to za zwycięstwo bez pokonania wroga, które istnieje tylko w jego umyśle? - To była przecież cała kwintesencja Shinjiego. Dziwny, iluzoryczny, czerwony świat pulsujący gorącem w jego umyśle. Kiedy tylko przygasał, szukał namiętności, by płomienie znów się podniosły. I tak napędzał koło swojego życia. Czy to rzeczywiście wojny go tak zniszczyły? Być może. Shijima nie widział w tym żadnego usprawiedliwienia, ba! - było to tylko dowodem na to, że Shinji w swojej istocie był bardzo... słaby. Szukał zrozumienia, szukał kogoś, kto podzieli z nim płomień, który rozpalał. Shi nie chciał widzieć momentu, w którym taką osobę znajdzie, skoro już jedną taką... zabił własnymi rękoma. - Przykro mi, ale nie jestem w stanie spełnić twojej prośby. Przebywanie w towarzystwie jego osoby jest niepotrzebną stratą energii, którą wolę poświęcić na budujące znajomości bądź wypełniając obowiązki jako Akoraito Cesarstwa. - Uśmiechnął się do Chise - tak szczerze. Szczerze smutno - wszystko dlatego, że ona przecież tego uśmiechu nie mogła widzieć. - Nie jestem jednocześnie na tyle znaczącą osobistością, żeby własne uczucia stawiać ponad politykę Cesarstwa. Nie ustępuję mu miejsca, bo się boję. Ustępuję mu miejsca, ponieważ chociaż nie ma prawa mnie obrażać, to ostatnie, czego się po nim spodziewam to zdrowy rozsądek. Może mówić, co chce. To w końcu tylko słowa, które rozpłyną się w powietrzu. - Czuł potrzebę wytłumaczenia się? Nie. Czuł chęć, by przemówić do Chise tych parę kroków dalej, na tyle cicho, by nikt poza nią i Asagim tego nie słyszeli.

Shijima spojrzał na Asagiego, a następnie na arenę, na której ruszyła walka. Ach... ledwo nadążał za ruchami Seinaru. Aż uśmiechnął się pod nosem do samego siebie. Przerażający. Był prawie tak samo szybki jak Chise. Albo szybszy..? Nie potrafił tego jeszcze zweryfikować.
- Sądzę, że będzie finalistą. Wierzę w niego. - Czy to było realne? Naprawdę mógł wygrać? Spojrzał na Chise. - Ewentualnie półfinalistą. - Dodał. - Sabaku podobno władają piaskiem, może być ciężko przebić się przez niego samą bronią, ale nie znam potencjału jego przeciwnika. Ciężko stwierdzić. - Dobry ruch, skierowanie się środkiem areny... Tymczasem na drugiej arenie pojawił się już intrygujący, białowłosy młodzieniec, przed którym Seinaru chciał umknąć. No proszę. Zapowiada się naprawdę ciekawa runda.
0 x
Murai

Re: Trybuna północna

Post autor: Murai »

Wejście w całkowicie nowe towarzystwo wiązało się z kilkoma problemami natury społecznej, którym należało stawić czoła. Przede wszystkim wyczekanie na odpowiedni moment do działania. Taktowność. Umiejętne wejście do już zaczętej rozmowy było trudne, ale Murai nie uznał żadnego z tych czynników za istotny. I to był niestety jego wielki błąd. Chaos wynikły z tego wszystkiego, powstały przez znaczną ilość ludzi i interakcji między nimi, spowodował właśnie taki stan rzeczy. Kakuzu jako osoba aspołeczna i nieprzystosowana do konwersacji, łatwo popełnił błąd. Przede wszystkim nie uznał za oczywiste, że nazwanie kogoś po imieniu kiedy ten korzysta z pseudonimu i zakrywa twarz maską, będzie złym pomysłem. Taka idea nawet nie wpadła mu do głowy, nawet jej nie przewidział. O ile był w stanie brać pod uwagę scenariusze w których arena zawala się, ludzie na niej wchodzą w dziki berserkerski szał, strażnicy zaczynają mordować widzów, ukryte na terenie obiektu notki wybuchają... Nawet jeśli potrafił brać pod uwagę to, to sztuka krasomówcza, wynikłe z niej konsekwencje i możliwe drogi poprowadzenia rozmowy, to wszystko było poza jego zasięgiem. Nie miał pojęcia o tym, jak potoczy się rozmowa. Wiedział jakie reakcje wywołać swoimi słowami u "typowego" człowieka, rozsądnego, zdrowo myślącego. Ale nie wiedział dokładnie jak przebiegnie rozmowa, która mogła przejść na dziesiątki, setki tysięcy tematów, w zależności od wiedzy rozmówcy, od stosunku rozmawiających, od potencjalnego dołączenia nowych ludzi.
Czemu doszedł do wniosku, iż popełnił nietakt? Gdyż tuż po nazwaniu jej swoim prawdziwym imieniem, uciszyła go wręcz. Czy ktoś mógłby od tak uciszyć członka Krwawego Pokolenia? Poleganie na sławie było niewątpliwie złym pomysłem,
rozchodziła się nierównomiernie i nie każdy musiał mieć do Kakuzu szacunek tylko dlatego, że był trochę znany. Dlatego wysunięcie jakichkolwiek wniosków na tej podstawie mijało się z celem. Poza jednym, tym że popełnił nietakt. I sam usłyszał to z ust dziewczęcia, które w subtelny sposób przekazała mu tą informację prosto w twarz. Widoczne powiązanie z Shinjim, była jego częścią rodziny, dawało znak odnośnie źródła jej możliwości fizycznych. Sharingan zdecydowanie pomógłby w wykonywaniu tak precyzyjnych ruchów. Technika Katon która została użyta także by to potwierdzała. Czy faktycznie odkrył sekret jej siły? Sharingan i owy nietypowy styl walki siedmioma ostrzami? Bardzo możliwe.

- Rozumiem, przepraszam za ten nietakt z mojej strony. Faktycznie powinienem wziąć to pod uwagę. Chciałem jedynie pogratulować wygranej walki. Szczególnie zaintrygował mnie nietypowy styl szermierczy wykorzystywany przez Hime-sama. Wiele widziałem, ale nigdy czegoś tak abstrakcyjnego i skutecznego jednocześnie. Jestem Murai, do usług. - powiedział, mogąc w końcu powiedzieć to co chciał powiedzieć. Czy było w tych słowach jakiekolwiek kłamstwo? Dwa, dokładniej rzecz ujmując. Zawierało się ono w słowach "przepraszam" i "do usług". Nie było mu żal w jakikolwiek sposób, a i do usług Chise nie był w żadnym wypadku. Zwroty grzecznościowe, proste i pokazujące poziom rozmówcy. Szczególnie że samo dziewczę wydawało się mocno przestrzegać zasad kultury. Wyjście na grubiańskiego, bądź zwykłego chama, nie było w tym momencie optymalnym archetypem zachowania. Następnie zwrócił się do Shinjiego, osobie która w tym momencie interesowała go w mniejszym stopniu, ale jeśli już podjął z nim konwersację, to trzeba było ją kontynuować.
- Silniejszy? Równie dobrze mogłeś opracować nową technikę, bądź też rozwinąć swoje fizyczne możliwości do mojego poziomu. "Podrosnąć w siłę" jest bardzo ogólnikowe. - odpowiedział zgodnie z prawdą w każdym tego słowa znaczeniu. To mogły być jedynie czcze przechwałki, ale faktycznie mógł stać się silniejszym. Powiedział to w zasadzie jedynie dlatego, że nie był pewien jakiejkolwiek innej opcji.
- Zobaczenie kompana z Krwawego Pokolenia obejmującego rządy i turniej "nowego" pokolenia w pełni wystarczają. A co do obrony, to pozwolę sobie odpowiedzieć pytaniem. Skoro, według ciebie przynajmniej, lubię zarobek, a nie było mnie podczas możliwości jego zdobycia, to co mogłem robić? - wymijająca, niepewna. Podważająca zdanie Shinjiego odnośnie czystej chęci zarobku. Sam sobie powinien na to odpowiedzieć i byłoby to zgodne z prawdą, przynajmniej w normalnych warunkach. Jak zawsze tajemniczy i niepewny Murai, przynajmniej w stosunku do Uchihów.
0 x
Chise

Re: Trybuna północna

Post autor: Chise »

Słowa Asagiego, choć przyjmowane teoretycznie z opanowaniem, odbijały się w niej jednak z radosnym krzykiem. Tak jakby samuraj trafiał w samo sedno jej wątpliwości i je rozwiał swoim spokojnymi, stonowanymi wypowiedziami. Ha, gdyby im powiedziała, że to była jej pierwsza prawdziwa walka w życiu, która nie była do końca treningowa.. Że nawet nie miała za sobą żadnych misji ani zadań jako kunoichi.. To pewnie nie zmieniłoby ich oceny, ale wtedy może łatwiej byłoby im zrozumieć dlaczego na jej policzkach pojawiły się rumieńce, a ona sama rozpromieniła się, mimo próby hamowania swoich reakcji. Niestety, nie miała na sobie maski, która by skrywała niepotrzebne reakcje. Wszystko byłoby o tyle prostsze, gdyby jednak została na jej twarzy!
- A więc jest Pan samurajem..? Tym bardziej Pana uznanie mi schlebia - skłoniła delikatnie głową - Byłaby to dla mnie prawdziwa przyjemność i zaszczyt. Jestem pewna, że taka wymiana wyszłoby z korzyścią dla nas obojga - uśmiechnęła się, zadowolona - Jeśli byłby Pan w Sogen, w szczególności zaś w Kōtei, to proszę bardzo czuć się jak najbardziej zaproszonym, byłby pan mile widzianym gościem w moim domu - dorzuciła jeszcze w przypływie entuzjazmu. Za szybko? Zdecydowanie. Ale nieco poniosła ją ta radość, docenienie i komplementy.. Błyskawicznie nie tylko obrosła w piórka, ale i wyhodowała skrzydła, na których beztrosko się unosiła.
Zatrzymała Shijimę.. Tylko po co? Nie byłoby rozsądniej pozwolić mu odejść? Ha, w jakimś sensie z pewnością. Ale miała coś do przekazania i nie chciała by bez tego odchodził. By się.. Poddawał? Tak to wyglądało z jej strony.
Byłoby jak mówił, uniknąłby straty energii na zbędne szamotaniny, nie wspominając o straconych nerwach. Nie bał się.. Była w stanie uwierzyć, że nie bał się o fizyczną krzywdę ze strony Shinjego, ale to nie było jeszcze wszystko. Z tego co wiedziała przecież, do tej pory Uchiha nie uderzył go cieleśnie w żaden sposób. Ale słowa.. Nimi mógł rzucać do woli.
Spuściła głowę, splatając razem palce.
- Rozumiem o co ci chodzi - szepnęła cicho, po czym jednak podniosła głowę - Niektóre rzeczy tkwią w nas jak zadra, która boli przy każdym muśnięciu - zaczęła w końcu po cichu. Nie była nawet pewna czy powinna o tym mówić, wtrącać się, wchodzić w butami, ale.. To wszystko wydawało się jej po prostu takie dziwne!
- Wydaje się, że wystarczy nie dotykać tego, a wszystko będzie w porządku, ale tak się nie da żyć. W końcu o coś trącimy, a rana się będzie się jątrzyć do poziomu, w którym taka drobnostka zainfekuje się całe ciało, staje się zabójcza. Jedyną metodą jest usuniecie drzazgi i pozwolenie, by się zagoiło. To było tylko kilka drzazg.. Nie cios w serce. Padły jedynie słowa, sam tak powiedziałeś. Nie można wiecznie tylko unikać bólu, czasem trzeba się na niego wystawić i przejść nad nim dalej. Rozumiesz co mam na myśli? - uniosła delikatnie brwi, zaznaczając to pytanie - Nie zrobi tutaj tego samego co tam.. Tutaj nie jesteś sam, masz nas wszystkich za świadków. Słowa nie rozpłyną się w powietrzu. I jesteś u siebie, w swoim Cesarstwie, czyż nie? - dodała poważnie, chcąc nieco nastąpić mu na odcisk także. Skierowała białe oczy także na samuraja. Nie wierzyła, że wycofanie się i ustąpienie pola sprawia mu przyjemność.
Automatycznie odwróciła głowę w stronę Asagiego kiedy zadał swoje pytanie. W tym momencie naprawdę żałowała, że nie mogła zobaczyć tego, co się tam dzieje, ale niestety, miała swoje ograniczenia. Uśmiechnęła się delikatnie na dość mocną ocenę Seinaru i uniosła brew do góry.
- Shijima-san, śmiem twierdzić, że nie jesteś zbyt obiektywny. Chodzi w końcu o twojego przyjaciela, to oczywiste że chcesz by wygrał - stwierdziła śmiało, nieco żartobliwie - Co powiesz więc o szansach mojego znajomego? - zapytała z ciekawością. Sama nie mogła niczego stwierdzić, więc musiała opierać się na słowach innych.
Tymczasem odezwał się w końcu nowo przybyły nieznajomy. Nieznajomy? Ah tak, nie skojarzyła imienia z TYM Muraiem, Pustego z Krwawego Pokolenia. Wydawał się być jedynie zainteresowany jej stylem walki, choć sama nie rozumiała dlaczego podszedł akurat do niej. Może dlatego, że przy okazji Shinji był jego znajomym? Zwróciła w jego stronę białe oczy, patrzące w niebyt.
- Przyjmuje przeprosiny, Murai-san. Ja jestem Chise.. Choć to już wiesz - skinęła głową w podziękowaniu za gratulacje, wyraźnie chłodniejszą postawę pokazując, niż w przypadku innych - Dziękuję, choć gratulacje są nieco wczesne, skoro to dopiero pierwsza walka - zauważyła - Wspomniałam już Asagiemu-san, że ten styl walki nazywa się Nanaken no Mai. Trenuje go.. Od dzieciństwa właściwie. Miło jednak słyszeć słowa docenienia - uśmiechnęła się swobodnie, choć ciągnęło ją do czegoś innego.
Wróciła jeszcze na moment do poprzedniej rozmowy, zwracając się w stronę Ramnaru. Wyciągnęła dłoń powoli, by nie sprawiało to wrażenia ataku, po czym położyła na policzku chłopaka. Nie tylko chodziło o pieszczotę, bardziej o zrozumienie co czuje poza tylko wnioskowaniem tylko z głosu, który może być zwodniczy.
Westchnęła głęboko, przekrzywiając głowę w stronę "ich" towarzystwa.. Oraz głównego powodu zamieszania.
- Może jestem dla niego zbyt pobłażliwa albo go nie doceniam.. Ale nie ma w nim tylko zła, widziałam go przecież także z innej strony - dodała jeszcze, uśmiechnęła się blado - Właściwie, to tylko dzięki niemu tu jestem, ale nie w tym rzecz. Zrobił ci duża krzywdę, nie zamierzam nawet cię przekonywać do tego, żeby utrzymywał z nim jakieś kontakty, a co dopiero być na pozytywnej stopie, ale.. - skrzywiła delikatnie usta, wiedząc, że to co padnie nie będzie za przyjemne - ..ale może zawarcie pokoju będzie lepsze niż toczenie wojen? - skończyła wypowiedz niepewnie.
0 x
Awatar użytkownika
Natsume Yuki
Postać porzucona
Posty: 1885
Rejestracja: 11 lut 2015, o 23:22
Wiek postaci: 31
Ranga: Nukenin S
GG/Discord: 6078035 / Exevanis#4988
Multikonta: Iwan zza Miedzy

Re: Trybuna północna

Post autor: Natsume Yuki »

Natsume, po zejściu z trybuny wschodniej, na chwilę zahaczył w jeden punkt, by na spokojnie zmienić swój czarny strój na coś bardziej dla niego naturalnego. Owszem, jego strój cesarski był piękny i wygodny, i na upartego dało się w nim nawet iść do boju czy na misję... ale jednak mimo wszystko czuł, że coś z nim jest nie tak. Ta szata nie pasowała do niego. Nie był wysoko urodzonym, był po prostu shinobi. I dlatego wolał mieć na sobie swój standardowy kostium - błękitną szatę, otrzymaną jeszcze w Sachu no Senjo jako formę nagrody za zwycięstwo. Był to dla niego symbol osiągnięcia, z którym zdążył się już zżyć.
Może to po prostu przez sentyment wolał ten strój niż nowe, zmyślne kostiumy?
Zdjął diadem z czoła i przypiął go do paska, by mieć go pod ręką. Mimo wszystko warto było mieć przy sobie symbol swojej władzy, ale mimo to jakoś dziwacznie się czuł, mając na głowie coś innego niż kaptur lub maskę Sakki.
Do tego uzupełnił to swoją standardową "zbrojownią" - Hakuhyo, prosty drewniany kij, wachlarz i nowy nabytek - szeroki claymore, Shinsei. Gdy upewnił się, że wszystko leży jak należy i czuje się w tym doskonale (a tak właśnie było - to był znowu strój, w którym równie dobrze mógł się urodzić), udał się razem z Hideo na tereny północnej trybuny. Czemu tej? W sumie, sam nie wiedział. I tak miał w planach przejść się po wszystkich, a ze wschodniej najbliżej było na te na osi X. Czyli północ albo południe. Z tych dwóch to już była wyliczanka.
Wkroczył powoli na trybunę. Przez to, że pozwolił swoim włosom zmienić barwę na barwę czarną, a także dzięki zmianie stroju, jego obecność nie była oczywista na pierwszy rzut oka. Oczywiście, ludzie mogli go rozpoznać gdy tylko na niego spojrzeli dokładniej, ale początkowo nie odróżniał się niczym od zwykłych, pośrednich shinobi. I o to w sumie mu chodziło. Był ninja, i tak chciał być traktowany. Obok niego zaś kroczył Hideo, wciąż mając aktywowanego Tsujitegana. Przynajmniej dzięki temu nikt nie będzie w stanie ich zaskoczyć.
Podszedł do jednej z grup ludzi, ignorując zaskoczone spojrzenia zwykłej gawiedzi, i stanął nieco na uboczu. Muraia i Shijimę rozpoznał od razu, ale pozostali? Cóż, część widział na arenie, pozostałych widział pierwszy raz w życiu. Przynajmniej będzie zabawnie.
-Nie przeszkadzam? - spytał wesołym tonem, spoglądając na obecnych. - Witaj, Shijima. Jak się miewasz?
Następnie zwrócił spojrzenie na Muraia.
-Kopę lat, Murai-san. Historia lubi zataczać krąg, nie? - powiedział z uśmiechem na twarzy. Faktycznie, ostatnio widzieli się... w sumie, kiedy się ostatnio widzieli? Na turnieju? Chwilę czasu minęło, fakt...
0 x
Shinji

Re: Trybuna północna

Post autor: Shinji »

Całe to towarzyskie spotkanie przybrało nieco nieoczekiwany obrót. Dosłownie jak spod ziemi wyrasta członek krwawego pokolenia. Okazuje się, że cel jego wędrówki w to miejsce tak naprawdę nie miał znaczenia bo oto Shijima nagle się rozmyślił co przypominało rozpieszczoną niewiastę, która najpierw prosi się o ciasto, a gdy je dostanie rzuca ci w nim twarz i mówi, że nie chciała żadnego ciasta. Jak w ogóle śmiałeś je przynieść! Przecież go nie chciała! Ot takie streszczenie całej tej głupoty. To był właśnie powód dla którego Shinji odpuścił. Nie chciał go? Bardzo dobrze, niech się świetnie bawi i nadal trzyma ten jad wewnątrz siebie żyjąc w nieszczęściu. Co to w ogóle był za człowiek, że bał się powiedzieć swoim przyjaciołom skoro za takowych ich uważał takie rzeczy? Żadni to przyjaciele skoro tak naprawdę go nie znają. Taka była bolesna prawda na temat tego człowieka. To nie Shinji odpierdalał tu świra, mimo że za takowego można go było uznać jeśli ktoś wiedział co mu w głowie siedziało. Znacznie gorsi byli ci, którzy udawali nawet przed sobą samym, że są innymi osobami...
Skoro już mówimy o psychice to Uchiha stanowił niezwykle skomplikowaną osobą. Z charakteru do rany przyłóż mimo swoich egocentrycznych zapędów. Zwłaszcza wobec przyjaciół i kobiet, którym pokazywał swoją znacznie łagodniejszą naturę. Owszem mógł uchodzić za chama przez to, że nie przepadał za zwrotami grzecznościowymi i ci którzy brali je zupełnie poważnie za takowego go właśnie brali. Nie tak jednak było - ciężko to nawet opisać. Jednych szanował, drugimi gardził. By zyskać jego szacunek trzeba było zdecydowanie być silną jednostką, a przynajmniej walkę o tą siłę podjąć. To był jeden z powodów dla których akurat Murai cieszył się jego szacunkiem, zwłaszcza że widział do czego był zdolny. W tym wszystkim uwidaczniała się jedna drzazga, podczas oblężenia miasta kontrolowanego przez Kaguya mógł nawet zginąć bo niciowy człek wpychał się do medyka byle tylko wyleczył draśnięte serduszko, które i tak funkcjonowało. Generalnie cała jego fizjonomia była dziwna. Zupełnie nie pojmował jego umiejętności - człowiek zagadka. Jak to już bywa w przypadku Shinji'ego ciekawość zajmowała miejsce nawet zdrowego rozsądku, dlatego kontynuował dialog mimo, że rozmówca nie przejawiał szczególnego zainteresowania. Właściwie czy on wyrażał jakieś emocje? Stał tak niczym ściana i ciężko było rozgryźć co tak naprawdę siedzi mu w głowie. Nie potrafił go rozczytać co stanowiło przeciwwagę dla większości ludzi, którzy stanowili dla Shinji'ego niemal otwartą księgę, proszącą się aż o zapisanie swojego imienia dużymi literami. Jednak nie tu! W jego przypadku było zupełnie inaczej, jednym słowem intrygująca persona którą dane miał okazje spotkać kilkukrotnie, a mimo to praktycznie nic o niej wiedział - Czy podrosłem fizycznie wątpię. Dupy nie urywa. To że zdecydowałem się na walkę przy pomocy katany to jedynie ukłon w stronę przeciwnika i chęć pobawienia się samym procesem. Dobrze wiesz, że moje atuty tkwią gdzie indziej. Najprawdopodobniej gdyby nie zasada o tym, że nie można zabijać zdmuchnąłbym każdego w kilka sekund. Mniej więcej o czymś takim mówię. - tutaj chwilę się zatrzymał bo uświadomił sobie jedną sprawę - Zresztą spokojnie. Żartowałem. Nie mam nawet powodu by stawać na twojej drodze. - oprócz tej jednej rzeczy była jeszcze kwestia pojawienia się Murai'a na wydarzeniu i szczerze powiedziawszy kupował jego wyjaśnienie. Nie było chyba powodu by mu nie wierzyć bo cóż innego mogło go tu sprowadzać? Nie sprawiał wrażenia osoby dążącej do konfliktów z innymi więc osobiste porachunki odpadały. Zawsze mogły być jeszcze jakieś sprawy osobiste, ale tutaj nie miał zamiaru drążyć. Zastanawiająca była za to inna kwestia. Wszystkie te odpowiedzi wyglądały tak jakby pałał do Shinji'ego niechęcią. Może chciał takie wrażenie sprawiać, a może to kwestia tego jak Uchiha się zachowywał? Tego już nie wiedział. Postanowił jednak pójść tym tropem - Wydaje mi się czy pałasz do mnie niechęcią? - pytanie prosto z mostu - Rozumiem jeśli nie chcesz odpowiadać. Masz do tego prawo w końcu to naturalne, ale wrzuciłbyś nieco na luz bo zachowujesz się niezwykle sztywno. Nie jesteśmy na jakimś przesłuchaniu. - odwrócił się twarz w kierunku areny na której widoczni byli już kolejni zawodnicy czekający na sygnał do rozpoczęcia walki - Chyba to nie ta krew co? - zniżył głos niemal do szeptu
- Ma za zadanie wzbudzać strach. Jeszcze wezmą mnie za jakiegoś psychopatę i narobią w portki. Zresztą Shijima już ma po tym jak nieco go wyjaśniłem gdy ośmielił się kwestionować moje rozkazy podczas obrony muru. Potem wysyła jakieś pierdolone listy zapraszające do cesarstwa i mówi ci byś spieprzał. Nie rozumiem tego człowieka - tak... chyba chciał sobie pogadać dla samego faktu gadania. Skoro miał mu robić smrodu to i on dorzuci swoje 3 grosze do całej zabawy - To co miałeś jakieś lepsze źródło zarobku? Czy może nie interesują cię już wojny? To chyba pierwsza od długiego czasu, która nie miała podłoża klanowego. Pierdolone dzikusy zza muru z jakimiś dziwnymi technikami i wężami wysokości tej areny. W życiu czegoś takiego nie widziałem. Bitwa o Kinkotsu w Atsui to była dziecinna igraszka w porównaniu z tym mimo, że dałem dupy. - tak... miał chyba ochotę wygadać się z kimś na temat bitwy. Murai akurat sprawiał wrażenie osoby, która jest w stanie zrozumieć zawiłości pola bitewnego i może to był powód dla którego mówił to co mówił akurat jemu. Postanowił jednak być w miarę uczciwy dając jakąś opcję wyboru - Jeśli nie interesuje cię moje pierdolenie to powiedz. Dam sobie spokój. - przy okazji stanowiło to całkiem ciekawą pułapkę odsłaniającą Murai'a gdyż musiałby się wykazać niezwykłą zręcznością by ukryć swoje intencje wobec Shinji'ego. Rzecz jasna mogła nim także kierować chęć zdobycia informacji, ale któż jak nie Uchiha byłby to w stanie wychwycić.
Póki co nie zarejestrował obecności cesarza...
0 x
Shijima

Re: Trybuna północna

Post autor: Shijima »

Battodo stylu Taka, co..? Słowa dotarły do niego z opóźnieniem, jak w leniwym slow motion, zarejestrowane, ale pojęte zdecydowanie później, niż pojęte miały być. Teraz już jednak nie przenosił wzroku na uczestników, chociaż ta chwilowa dekoncentracja sprawiła, że na ułamek sekundy zwrócił spojrzenie na samuraja - tylko ułamek. W walce to były całe neony - chyba jednak niczego nie przegapił. Wyglądało na to, że kobieta i mężczyzna złapali ze sobą kontakt, zresztą Chise była najwyraźniej istotą, która bardzo gładko przełamywała wszelkie bariery - tak delikatnie i naturalnie, że nikomu nie przychodziło do głowy, by się temu sprzeciwiać. I tak rozmowa o stylach walki przerodziła się w zaproszenie, by wymienić się doświadczeniami.
Zastanawiał się, do czego Chise pije. O co dokładnie jej chodzi, czego ma dotyczyć jej wypowiedź... bo co jej tak naprawdę powiedział Shinji? To ponoć tylko słowa. To tylko parę mizernych sekrecików, nie było się nad czym użalać i nad czym telepać. I nie było. Rzeczywiście nie było tak długo, jak długo zostawały niewypowiedziane. Człowiek nie jest w stanie pojąć, jak to jest być żywcem obdzieranym ze skóry, dopóki tego nie doświadczył - i szczerze? Ból fizyczny był przy tym śmieszny. Potrafił naginać człowieka, ale by człowieka złamać, trzeba złamać jego psychikę. Więc rzeczywiście, miała rację. Miała poniekąd rację... tylko gdzie ta racja się zaczynała, a gdzie kończyła? Gdyby ją pojął byłoby łatwiej. Gdyby jej słowa, szeptane tak cicho, ruch jej warg, puste spojrzenie, które dostrzegał przy aktywowanym Kekkei Genkai, były jego.
- Wypadam na aż takiego tchórza w twoich oczach? - Zapytał, uśmiechając się w ten swój smętny, zmęczony sposób. Nie musiał odwracać do niej twarzy, by ją widzieć. Mówiła to, bo... w sumie dlaczego? I dlaczego go zatrzymała? Bo chciała mu powiedzieć, że jest ponad to? Miał wrażenie, że ludzie mieli go naprawdę za delikatniejszego, niż był w rzeczywistości - od Seinaru zaczynając, dla którego był obciążeniem. Bo przecież mógł zginąć. I cała ta reszta, mieszanina barw, dźwięków - bo boli, bo boli... Och, dajcie spokój. Czas dla drużyny, wymagamy zweryfikowania słów, które jego nie były. Należały do wszystkich wokół. - Nie jestem pewien, czy rozumiem, co próbujesz mi przekazać. Tutaj wierzy się, że blizny, które cię tworzą, są dowodem twojego męstwa. Rany wystarczy dobrze opatrzyć. Czas sam je zaleczy. - Przecież to było takie proste, tak banalnie proste... Tylko od kiedy tak łatwiutkie do osiągnięcia? - Jeśli sugerujesz, bym potraktował to, co zrobił Shinji jako jedną z tych ran, to nie zamierzam tego robić. Brzydzą mnie ludzie tacy jak on. - Czy był sens to ukrywać? Nie. Taka była prawda, nie ważne, w jakie śliczne słowa by tego nie ubrał. - Nie potrzebuję świadków, chociaż dziękuję, to miłe wiedzieć, że człowiek nie jest sam. - Uśmiechnął się pod nosem, minimalnie. Dziewczyna chyba nawet sobie nie zdawała sprawy z tego, jak miło. Ciepły dreszcz przeszył jego plecy - już to słyszał... słyszał to tak wiele razy w tym roku. Zdaje się, że wszystko to teraz zawdzięczał... Natsume? To, że nie stanął nad krawędzią - och, tak bardzo kochał wysokości...
I nie przekonał się, czy naprawdę potrafi latać.
Zaśmiał się, cicho, krótko i bardzo delikatnie.
- Nie jestem obiektywny, to prawda. Kibicuję mu z całego... serca. - Serca? Tej pustyni lodowej, taaak... - O którym znajomym mówisz? - Dopytał i skierował tam wzrok na moment - tam, gdzie walczył Shiga. - Tym bardziej ciężko mi powiedzieć. Nie znam żadnego z zawodników. - Trzeba będzie obserwować.
- Nie toczę wojen, Chise. Szukam spokojnego życia. Dla ciebie Shinji ma dobrą stronę, dla mnie to tylko tworzony przez niego akt teatralny, który stosuje, by coś osiągnąć. Jest oszustem, manipulantem i człowiekiem, który obserwując śmierć setek uznaje to za dobrą zabawę. Nawet jeśli jest w nim dobroć, to tak spaczona, że sięganie po nią jest jak sięganie po miód skradziony przez szerszenie do ich ula. - Nie było w jego głosie nienawiści, nie było przygany - mówił cały czas takim samym tonem - spokojnym, jakby nerwy były daleko, daleko poza zasięgiem tej konkretnej persony. Nie był jednak już chłodny, jak w pierwszych pozdrowieniach. Przymknął na moment oczy, kiedy dziewczyna wyciągnęła wolno do niego dłoń. Nie cofnął się, nie odtrącił jej. W końcu kobieta musiała chcieć zrobić swoją mapę człowieka. Musnąć gładkie rysy, wąskie wargi, długie pasma miękkich, prostych włosów, drobny nos. Poszukać jakichś emocji - a ten? Nie było ich. Był tylko spokój.
- Panie. - Zreflektował się od razu i pokłonił głęboko, pochylając głowę. - Oczywiście, że nie przeszkadzasz, Panie. Dziękuję za troskę. Bywało lepiej. - Wyprostował się, spoglądając na twarz Natsume płonącymi oczyma - ciągle tak samo przystojną. Urzekającą. Pokłonił się zaraz Ranmaru, który towarzyszył Natsume. Chyba... Chyba Cesarz chciał być incognito. Shijima zareagował jednak machinalnie. Zanim dobrze się nad tym zastanowił. Chyba to dlatego, że mocniej zabiło mu serce. Może dlatego, że nie czuł się, jakby godnie reprezentował imię człowieka, który dał mu dom. I chyba razem z nim sens. Chyba faktycznie. Chyba. I dopiero po tym przywitaniu zagościło na jego twarzy zrozumienie, że chyba coś poszło nie tak i coś zlamił. Ściągnął nieznacznie brwi.
0 x
Murai

Re: Trybuna północna

Post autor: Murai »

To, czego był świadkiem w tej grupce, mogło dawać pewne ciekaw informacje. Mimo gromkich okrzyków zagrzewających do walki, widowni która radośnie kibicowała swoich faworytów następnych walk, Kakuzu przy odpowiednim skupieniu mógł w dużej mierze wysłuchać. Przynajmniej ze strony wcześniej poznanego Shijimy. Wiele głosów i wielu ludzi mówiło swoje opinie, wchodziło ze sobą w interakcję. Naturalną koleją rzeczy było priorytetowanie jednych dialogów nad innymi, nie można było traktować każdego tak samo równo. Wpływały na to osobiste przekonania, uczucia, ważność danej osoby w swoim życiu, podjęcie tematu w którym jest się obytym i można się wypowiedzieć, bądź tematu na który chce się uzyskać informacje. Nawet nie trzeba było wchodzić w dyskusję, wystarczyło słuchać z pozycji obserwatora stojącego z boku. W takiej pozycji Kakuzu miał wyjątkowo dobrą pozycję do obserwacji zebranych. A także samej Chise, u której największą uwagę przykuły rzecz jasna oczy. Nie poruszały się. Były białe. Murai nie posiadał zaawansowanej wiedzy medycznej, nie był zaznajomiony z niuansami chorób i rodzajów uszkodzeń ludzkiego ciała, ale to wyglądało mu to na ślepotę. Teoretycznie, nadal mógł się mylić pod tym względem. W takim jednak wypadku musiałby zrewidować większą część swoich informacji, zdobytych przez ostatnie kilka sekund i kilka zdań. Jeśli faktycznie była ślepa, to nie mogła korzystać z Sharingana nawet mimo pokrewieństwa z Shinjim. Wtedy jej umiejętności walki musiałyby w całości opierać się na zmyśle słuchu. Także lokalizacja przeciwnika. Także dostrzeganie zagrożenia, obliczanie pozycji wyrzuconych broni i ich pozycji. Jeśli faktycznie była ślepa, to jej umiejętności do postrzegania otoczenia w oparciu o słuch musiałyby być niezwykle rozwinięte. Na pewno bardziej niż Muraia, który z samym zmysłem słuchu byłby znacznie mniej efektywny. Dziewczę okazało się jeszcze bardziej intrygujące. Przy założeniu że naprawdę było ślepe.
- Może i pierwsza, ale na pewno jedna z bardziej interesujących. W walce jeden błąd może oznaczać przegraną, w najgorszym wypadku śmierć. Ale twoje możliwości fizyczne są naprawdę imponujące, nic tylko zazdrościć. Gdzie się nauczyłaś tego wszystkiego?- kontynuował, chcąc podtrzymać rozmowę przy jednoczesnej próbie uzyskania chociażby ogólnikowych danych odnośnie jej samej. Gdzie się tego nauczyła? Czy miało to jakiekolwiek znaczenie? Murai operujący tym stylem siedmiu mieczy? Wbijający rękojeści wprost do swojego ciała? Ogromne ilości opcji otworzyłyby się przed nim otworem, aczkolwiek brak możliwości składania pieczęci bolał chyba najbardziej ze wszystkich. Szermierka oznaczałaby skazanie na operowanie nićmi i techniki bez pieczęci, to gwałtownie zmniejszyłoby jego cenioną przez siebie uniwersalność.
Jednak to Shinji kolejny raz dał o sobie znać i odwrócił uwagę Kakuzu od jego kuzynki.

- Widziałem, nawet nie miał szans. Nie pokazał sobą nic niezwykłego. Ale reguła wedle której nie można zabijać jest ciekawa. Ogranicza twoje możliwości, musisz operować na mniejszej puli technik, nie możesz celować w punkty witalne. Musisz myśleć, zamiast polegać na czystej destrukcji. Podoba mi się to.- powiedział szczerze. Na pewno wpływało to pozytywnie na jakość samego widowiska, ale też wymuszało przyjęcie specyficznej taktyki, dostosowaniu się do zmian. To były niezwykle ważne aspekty i Murai był usatysfakcjonowany zasadami na których operowały te pojedynki.
Pozwalały mu na zobaczenie każdego walczącego po trochu. W większości przypadków.

- Niechęcią? Czy kiedykolwiek mi ubliżyłeś bądź działałeś na moją szkodę? Z tego co pamiętam to nie, nie mam więc powodu żeby mieć do ciebie jakieś uprzedzenia. Moja sztywność wynika ze sposobu bycia, a nie z mojej osobistej opinii o tobie. - odpowiedział, również całkowicie zgodnie z prawdą. Czemu miałby go nie lubić, nienawidzić?
Shinji miał o Muraiu swoją opinię, z którą się nim nie dzielił i było to jak najbardziej zrozumiałe. Wylewność była czystą głupotą.
- Nie tyle znudziły, co mój udział w nich nie daje aż takich profitów poza sławą i pieniędzmi. Jest to trochę irytujące, biorąc pod uwagę moje oczekiwania co do tego typu wydarzeń. No i przez wojny zawsze pozostaje ktoś, kto ma do ciebie urazę. Im mniej sobie robisz wrogów na własne życzenie, tym lepiej. - odpowiedział na komentarz Shinjiego, nieco szeptem odpowiadając. Najpewniej Chise i tak doskonale wszystko słyszała, aczkolwiek i tak nie wyjawił żadnych konkretnych informacji poza porcją blefu zmieszanego z prawdziwymi faktami.
- Turniej jest długi, na pewno znajdziemy jeszcze okazję do rozmowy. - odpowiedział i tym samym tymczasowo zakończył dialog z Shinjim, widząc kątem oka nadchodzącą personę. Personę na którą w zasadzie czekał od początku.
Cesarz Natsume zbliżał się z każdym krokiem. Drugi członek Krwawego Pokolenia, władca dwóch prowincji. Koronowany przed turniejem w ceremonii o wielu ciekawych aspektach w niej zawartych, także poruszających kwestie religijne. Jego ubiór różnił się od tego w którym wystąpił. Nazwać by to można "strojem roboczym" i to określenie dobrze pasowało. Na pewno nie odbierało mu to jakiejkolwiek godności, nadal był władcą na swojej ziemi i jedno jego słowo mogło oznaczać śmierć dla każdego obywatela i gościa na stadionie. W odpowiedzi na jego powitanie, wyciągnął rękę oczekując odwzajemnienia gestu i uściśnięcia jej. Ukryta na tej ręce fretka wspięła się i wyszła przez kołnierz płaszcza, zerkając z ciekawością na wszystko wokoło, wiercąc się niemiłosiernie i ostatecznie lądując na barku Muraia.
- Znowu na turnieju, ale w innych rolach. Przyznam że słysząc o koronacji początkowo nie wierzyłem, musiałem przypłynąć i zobaczyć to na własne oczy. Nadal mnie zastanawia jak właściwie ci się udało to wszystko. - odpowiedział, mając na myśli rzecz jasna całą tą sytuację. Jego pozycję, turniej, zjednoczenie i pogodzenie wszystkich Rodów i Szczepów. Nie był pewien czy to jest ta sama osoba, która pokonała go w turnieju, ale już podczas koronacji nabrał pewności. A teraz stał przed nią, twarzą w twarz. Z lekkim uśmiechem na ustach,jak gdyby faktycznie widział starego, dobrego kumpla. Którego widział raptem raz w życiu i praktycznie nic o nim nie wiedział.
0 x
Awatar użytkownika
Kakita Asagi
Gracz nieobecny
Posty: 1831
Rejestracja: 15 gru 2017, o 17:45
Wiek postaci: 28
Ranga: Samuraj (Hatamoto)
Krótki wygląd: Mężczyzna o ciemnych włosach i niebieskich oczach, wzrostu około 170 cm. Ubrany w kremowe kosode, z brązową hakama oraz granatowym haori z rodowym symbolem. Na głowie wysłużony, ale nadal w dobrym stanie kapelusz.
Widoczny ekwipunek: - Zbroja
- Tachi + Wakizashi
- Długi łuk + Kołczan
GG/Discord: 9017321
Multikonta: Hayabusa Jin
Lokalizacja: Wrocław

Re: Trybuna północna

Post autor: Kakita Asagi »

Zdecydowanie, gdyby maska pozostała na twarzy Chise sprawy byłyby dla niej prostsze, ale o ile mniej sympatyczne dla niebieskich oczy samuraja? Rozpromieniona Uchiha-hime była bardzo godnym obiektem do „spoglądania”, nie należało jednak zapominać, że nie jest jedynie ładną dziewczyną z dobrego domu, potrafiła bowiem zadbać o siebie. Zdaniem niebieskookiego, musiała być doświadczoną, a przynajmniej całkiem dobrze wyszkoloną w sztuce wojennej osobą, a skoro o sztuce wojennej mowa.
- Cieszę się, że się panienka zgadza, Uchiha-hime. Jej zaproszenie, jest dla mnie również honorem i zaszczytem. – odpowiedział nieco zaskoczony samuraj, ale sztywnie trzymający się zasad etykiety. Takie deklaracje były bardzo wiążące i poważne, w każdym razie Asagi tak je traktował. Nie oznaczało to oczywiście, że pierwsze co zrobi, to ruszy do Sogen, tak nie wypadało, ale świadomość, że ma się już gdzie zatrzyma, cieszyła, ale i wymuszała pewne zachowanie. Niebieskooki bardzo chętnie by zadeklarował podobną ofertę ze swojej strony, ale z tym się na razie wolał wstrzymać, nie wiedział w jakim stanie jest jego domostwo, nie by się spodziewał jakiejś katastrofy, po prostu obecnie miał 12 miesięcy na podróżowanie, nie chciał by Uchiha-hime przypadkiem trafiła na Yinzin gdy go nie będzie, to by było sporym nietaktem…
  Ukryty tekst
- Rozumiem. Będę pamiętał. – odpowiedział na słowa Shijimy dotyczące umiejętności tamtego shinobi oraz biegłości Seinaru-san. Samuraj walczący kijem to nie codzienny widok, ale widok niezwykle szybki. Niebieskie oczy Asagi’ego uważnie śledziły kolejne kroki Kei’a a były to sprawne ruchy, nawet mimo zbroi. Młody Kakita zdecydowanie trzymał kciuki za samuraja, ale nie tylko za jego zwycięstwo, ale również fakt, by wrócił w miarę cało z walki. Był to dobry wojownik, dokładnie taki, z jakim powinien się zmierzyć, by poznać swoje słabości. Niebieskooki nieco za bardzo skupił się do walki, bowiem pojawienie się dzierżącego wielki miecz shinobi nieco go zaskoczyło, a raczej… reakcje Shijimy.
Nie trzeba było być specjalnie inteligentnym by odczytać, że oto właśnie pojawiła się jakaś poważna persona, może to jakiś oficer, albo miejscowy daimyo? Trochę młody na lorda feudalnego i nietypowo ubrany, bardziej wojownik, ale dlaczego Shijima nazywa go panem? Niebieskooki miast marnować czas na takie rozterki, postanowił nie marnować czasu i podobnie jak Shijima nisko ukłonił się przybyłym.
- Kakita Asagi, samurai z Yinzin w trakcie musha shugyo. – przedstawił swą osobę zgodnie z protokołem, nie wiedział któż to taki, ale skoro Shijima to oficer cesarstwa i dwa razy zwrócił się do nieznajomego per „Panie” to musi być ktoś postawiony wysoko, prawda? Raczej nie jego dowódca, bo tu by padło określenie konkretnej szarży, więc może lider jego rodu? Nieważne, lepiej zachować się zgodnie z protokołem, co by samurajom nie przynieść wstydu. Nie bez znaczenia były też słowa nieznajomego ninja – czyżby ten ktoś z wielkim mieczem był jednym z dostojników cesarza? Może to właśnie on organizował cały turniej?
0 x
Obrazek

Poza tym, uważam, że należy skasować Henge i Kawarimi.


Heroic battle Theme|Asagi-sensei Theme|Bank|Punkty historii|Własne techniki| Przedmioty z Kuźni | Inne ujęcie | Pieczątka
Lista samurajek, które były na forum, ale nie zostały moimi uczennicami i na pewno przez to nie grają.
  • Mokoto (walczyła na Murze)
  • Mitsuyo (nigdy nie opuściła Yinzin)
  • Inari (była uczennicą Seinara)
  • Sakiko (byłą roninką, obierała ziemniaki na misji D)
Awatar użytkownika
Nikusui
Gracz nieobecny
Posty: 1028
Rejestracja: 17 kwie 2015, o 12:58
Wiek postaci: 29
Ranga: Sentoki
Krótki wygląd: Białe, długie włosy, część z nich zapleciona w cztery warkocze - https://i.imgur.com/W0LDdj1.jpg; żółto-zielone oczy; jasna cera
Widoczny ekwipunek: Bicz przymocowany przy prawym biodrze; torba nad lewym pośladkiem; kabura na broń na prawym udzie
Multikonta: Sayuri

Re: Trybuna północna

Post autor: Nikusui »

Zdecydowanie obie walki różniły się od siebie, przede wszystkim przez wzgląd na to, w jakim stopniu były wyrównane. Walka niejakiej Hime oraz Osamu, dostarczała nieco więcej emocji, bo miała punkty zwrotne, nawet jeśli nie trwała zbyt długo. Zaś pojedynek Uchihy i jego przeciwnika... cóż, lekkie rozczarowanie. Shinji nie dał najmniejszej szansy przedstawicielowi Kaguya i gdyby nie sędzia, to zapewne chętnie podzieliłby go na części.
- Wybierz się też kiedyś do Raigeki. Blisko morza, zupełnie inne powietrze, miejsce do spania również się znajdzie. - zaproponowała, niekoniecznie oczywiście myśląc o jakimś najbliższym terminie. To była luźna propozycja. Białowłosa nie lubiła siedzieć za długo w jednym miejscu. Wiedziała, jak młody umysł jego chłonny i żądny nowych doznań oraz wyzwań czy opcji poznania. Stąd też takie nieformalne zaproszenie. Mogło to być również gruntem pod dość niepewny sojusz między Kaminari i Senju. To wiadome, że nie zawsze mogłaby złapać Lidera, a mimo wszystko wolałaby kontaktować się z kimś, kogo zna. Może Toshio nie miał znaczącej funkcji w swoim Rodzie, ale to na pewno z czasem mogło się zmienić. Mimo tego, że Ukyo nie wierzył do końca w korzyści płynące z tego słownego sojuszu, wręcz zabraniając jej zbytniego wtrącania się i próbowania jakiejkolwiek naprawy tej relacji, jakoś nie chciała tego tak zostawiać. Tak, nie mogła sama przed sobą kłamać, że nie podchodzi do tego osobiście, bo oczywiście, że tak było. Jakby nie patrzeć, przyjęli ją do siebie, nie dali odczuć, że jest kimś niepożądanym w ich środowisku. A to było dla nie wiele. Dużo więcej, niż to, co zdążyła zaznać w rodzimej osadzie. Oczywiście do czasu, aż stała się kimś więcej, niż tylko biegającym za kotami doko.
Skinięciem głowy pożegnała Muraia, który zdązył jeszcze odpowiedzieć na pytanie Toshio, nie zagłębiając się w dokładniejsze pobudki jego odejścia. Nie znali się, traktowała tę znajomość bardziej spontanicznie, nie skupiając się na tym czy znajdzie kolejne swoje odniesienie w przyszłości, czy też los więcej nie splecie ich dróg wedle swojego grymasu. I chyba nawet oboje dość chłodno podchodzili do tej znajomości, co znowuż nie znaczyło, że tak się do siebie odnosili. Absolutnie. Spojrzenia na niektóre kwestie mieli podobne, ale to może kwestia doświadczenia życiowego.
- Różnica między nimi była zbyt duża. Możliwe, że nie skorzystał, jeśli stwierdził, że przeciwnik nie jest zbyt dużym wyzwaniem. Mimo wszystko nie sądzę, by od razu korzystał z tego, co pewnie ma najlepsze. - mruknęła, patrząc jak sędzia opuszcza rękę Shinjiego, tuż po ogłoszeniu jego wygranej. Z tej odległości ciężko było określić czy korzystał ze swoich oczu, skoro od samego początku miał przewagę. Zaraz jednak zmarszczyła swoje brwi, obserwując dalsze zachowanie chłopaka. - Chociaż... - urwała, patrząc na kolejne poczynania Uchihy. -...po tym to możliwe. - skwitowała zachowanie Shinjiego, który ostentacyjnie smakował krwi swojego przeciwnika, smarując sobie nią praktycznie całą twarz. Dobra, każdy miał jakieś swoje zapędy, ona nie oszczędzała też swoich wrogów, ale to było dla niej znacząco przechodzące poza granice zdrowego rozsądku. Niczym jakiś rytuał.
- Swoją drogą, ciekawe jak reszta kontynentalnych rodów i szczepów zareaguje na to wydarzenie. Rada na pewno nie będzie zachwycona. Na naszych oczach utworzyło się coś nowego, niezależnego. Coś, co według niektórych zaburzy skrupulatnie budowaną strukturę, poczucie bezpieczeństwa, wzajemnej zależności. - powiedziała, przypatrując się kolejnym osobom, które wchodziły na arenę. Jej głos nie był zbyt donośny, jedynie taki, by słyszały ją osoby w najbliższym towarzystwie. W sumie jej słowa były zapewne myślami wielu z obecnych tu osób, tylko nikt jeszcze nie chciał mówić tego głośno. To mogło podzielić ich niewielki świat. Może kolejni odważą się na współpracę z Cesarstwem, ucinając więź z Radą?
Lada moment miały się rozpocząć kolejne starcia. Tylko Sabaku cokolwiek jej mówiło, więc wiedziała, czego można się spodziewać. Może kolejnego Kochanka z Nowego Pokolenia?
- Chyba Hime zrobiła dobre wrażenie. Od jej pojawienia się na trybunach, zrobił się tam niemały tłum. Nawet Murai się pokusił. - mruknęła nieco żartobliwie, odczuwając jednak już większą dozę swobody w rozmowie i przestrzeni. Nie wiedziała, że tak jak i ona, tak i Kakuzu nie przepada za przebywaniem w dużej grupie osób. Inaczej się miała sytuacja, gdy te osoby się znało, ale ona nie znała Pustego na tyle, by móc stwierdzić, że jego dzisiejsze zachowanie jest jedynie częścią gry, która kiedyś może przynieść jakieś efekty. Białowłosa zaś teraz otaczała się osobami nawet dobrze sobie znanymi. No, nie licząc Atari, ale dziewczyna wzbudzała w niej pozytywne odczucia swoją dziecięcą niewinnością. - Sam cesarz też. - dodała cicho, widząc jak Natsume dołącza do reszty. Nie spodziewała się go na tak zatłoczonej trybunie, zwłaszcza, że inne miały mniejszy przemiał i tam zapewne miałby więcej spokoju. Najwidoczniej Cesarz Morskich Klifów nie preferował się zamykania w odosobnionym pomieszczeniu, co akurat chyba dalej potwierdzało, że w tym wszystkim nie zapomina o sobie i sobą pozostaje. O ile władza nie zmienia z czasem.
0 x
Obrazek
"W życiu licz na najlepsze, ale przygotuj się na najgorsze."
Chise

Re: Trybuna północna

Post autor: Chise »

Zamrugała gwałtowanie na tą uwagę o tchórzu, zaskoczona. W pierwszym momencie nawet nie zrozumiała skąd taki wniosek nagle mu wyskoczył, bo przecież nie wspomniała o niczym takim.. No, może odrobinkę, musiała przyznać po ponownym przemyśleniu swoich słów. Drgnęła jej brew, ale nie od razu pozwoliła by emocje wypłynęły na jej twarz.
- Mogę Cię zapewnić, że w moich oczach nie wychodzisz na tchórza - zaprzeczyła spokojnie, jedynie uśmiechając się szeroko, łapiąc w tym pewien żart. Starała się nieco rozbawić chłopaka, który wpadał w nastrój dość.. Smętny.
Wysłuchała jego wypowiedzi, zagryzając dolną wargę. Miała to wyjaśniać dokładniej? Raczej nie o to w tym chodziło.
- Podoba mi się ta filozofia - westchnęła, rozkładając ręce - Jeśli tak wolisz, to tak będzie. Ja jedynie chciałam ci to przekazać.. Żebyś miał to na uwadze - wzruszyła ramionami. Miłe, niemiłe.. Było przecież prawdziwe. Nikt nie zatka sobie uszu na rozmowę, jeśli by się pojawiła, choć na razie obaj panowie się.. Ignorowali. Tak, tak można to nazwać. Czy nie o to jej chodziło? Z pewnością tak było wystarczająco dobrze.
Uwagi Muraia były.. Interesujące. Przekrzywiła delikatnie głowę, z uśmiechem. Jego zainteresowanie było schlebiające, ale nieco inaczej niż samuraja, który brzmiał tak, jakby się chciał podzielić wiedzą, dokonać wymiany. On zaś.. Pytał. Ciekawsko.
- Akurat w tel walce stawka nie była aż tak wysoka - zauważyła - Uczyłam się w Sogen - rzuciła lekko w odpowiedzi, ogólnikowo dość, ale nie musiała przecież w tym momencie opisywać historii swojego życia, zresztą słuchanie jej byłoby wątpliwą przyjemnością.
Do cichej rozmowy dołączył się samuraj. Chise nie miała mu oczywiście tego za złe, bo i nie miała powodu, chodziło tutaj głównie o sprawy Ranmaru, nie jej. Dopiero jego słowa sprawiły, że spojrzała na niego najpierw ze zmarszczonymi brwiami, a potem niemal przestrachem.
- Mieczem? -powtórzyła słabo ostatnie słowo, choć to nie był jeszcze koniec wypowiedzi. O jakim mieczu on mówił? Była zaskoczona, bo chyba nie takiej odpowiedzi się spodziewała po samuraju. Nie znała ich wielu co prawda, więc i ciężko było oceniać. Słuchając wypowiedzi Kakity czuła, jak się jej zaczyna powoli kręcić w głowie. Jakie zabójstwo? O czym on mówi?
- Przecież nikt tu nie zamierza nikogo zabijać, Asagi-san - stwierdziła nieco dziecinnie. Zamachała rękami w zaprzeczeniu. Odwróciła się w stronę czerwonookiego z niezrozumieniem wypisanym na twarzy.
- S-shi.. Shijima-san? - wyjąkała, nagle przestraszona - Powiedz, że nie zamierzasz zabić Shinjego. To by było.. - ...absurdalne. Tego słowa jej zabrakło. Przecież to Uchiha miał być straszydłem w tej opowieści, a nawet on tylko gadał, nie robił. Czuła się jak dziecko, któremu ktoś przedstawił pod nos scenę morderstwa. I to jej własnego kuzyna. Ah, i tyle było chyba z robienia dobrego wrażenia. Cofnęła się o pół kroku, nie wiedząc co zrobić.
Śmiech Shijimy sprawił, że sama uśmiechnęłaby się, gdyby nie trzymało ją wciąż napięcie. Sama do tej pory usłyszała go dopiero pierwszy raz i wydał się jej.. Przyjemny. Jak wietrzne dzwonki. Podobał się jej ten dźwięk.
- O któr.. - zatrzymała się w połowie powtórzenia pytania - O tamtego - wskazała dłonią luźno na arenę - a dokładniej to tego z niebieską twarzą i fioletowymi oczami - kontynuowała bezlitośnie swój bezsensowny opis, rzucając cokolwiek, byle mówić - ubranego w pomarańczowo-zielone kimono. Pewnie go widziałeś, był tu przed chwilą, a nawet rozmawiał moment z Seinaru-san - zakończyła, kiwając energicznie głową. W głowie miała szum.
Westchnęła głęboko na kolejne słowa Shijimy, splatając dłonie przed sobą. Nie mogła go przecież do niczego zmusić, tym bardziej do zmiany zdania, mogła się jedynie z tym pogodzić. Nie mogła w tej sprawie zrobić nic. Niczego też nie było na twarzy chłopaka, chociaż szukała, oczekiwała, że znajdzie.. Sama nie wiedziała co. Sądziła, że rozmowa z Shijimą załagodzi sytuację, tymczasem nabawiła się kolejnych obaw. Ręka jej drgnęła kiedy usłyszała głos.. Lekko znajomy, ale nie mogła do przypisać do postaci. Dłoń cofnęła się, schowała ją za plecy. Uśmiechnęła się blado w stronę nieznajomego.
- No proszę, a mówiłam, Shijima-san, że kogo nie spotkam, ta osoba już cię zna - zauważyła, nawiązując do ich poprzedniej rozmowy - Ohayo, Nieznajomy Panie. Pozwolicie.. - ukłoniła się lekko, wycofując się na kilka kroków, w stronę Shinjego. Nie przedstawiła się, bo i on tego nie zrobił, zwrócił się jedynie do swoich znajomych.
Oparła dłoń o łokieć kuzyna, sięgając mu ucha.
- Kto to do nas znów przyszedł? - zapytała szeptem, po czym zmarszczyła szybko brwi - I dlaczego czuć od ciebie krwią? - dodała zaskoczona - Zachlapałeś się? - uniosła delikatnie brew. Sięgnęła do płaszcza, przeszukując kieszenie, po czym wyciągnęła z niej chusteczkę i podniosła mu do twarzy, przecierając policzek. Ręka się jej trzęsła, nie mogła tego do końca opanować. Dopiero po chwili zrozumiała jakie to głupie.
- Trzymaj, ja i tak przecież nie widzę gdzie wycierać - wzruszyła ramionami, oddając mu skrawek materiału.
0 x
Senju Toshio

Re: Trybuna północna

Post autor: Senju Toshio »

Morino Shonen - uczestnik turnieju Jeszcze jakieś parę lat temu rozmowa i pytania dotyczące turnieju byłby kłopotliwe dla odpowiadających. Trzeba było zadać sobie dodatkowy trud wyjaśnieniami podstawowych spraw nad którymi młody Doko miałby zdecydowany problem. Choćby same zobrazowanie specyfiki technik wysokiego szczebla, jakie podlegały różnorakim warunkom do spełnienia. Wpasowanie całej strategii w ruchy przeciwnika i tak dalej. Obecnie mógł zadać elokwentnie brzmiące pytanie, na które uzyska odpowiedź bez martwienia się o zrozumienie. Zatem wysłuchawszy odpowiedzi Muraia pokiwał znacząco głową. Jego zdaniem była taka szansa, lecz nie posiadali na to niezbitego dowodu. Być może Shinji - ten wysławiony w niedawnej “obronie Muru” Uchiha - za sprawą lepszego wyszkolenia udowodnił, jak słaby był Kosuke, co z kolei zaproponowała Nikusui. Oboje mogli mieć część racji, więc warto wyciągnąć pewne wnioski. Jakby nie patrzeć był pretendentem do zostania finalistą, a nawet zwycięzcą całych igrzysk. Wedle upodobania i znajomości rodu wysławionego posiadaniem Sharingana. Chłopak nie podejrzewał, że w obecnym gronie zabraknie tematów do rozmowy. Wtrącił luźną ciekawostkę i pozostawił ją dla siebie do dalszego rozmyślania.
W tym czasie pożegnał Kakuzu, któremu inna myśl zaprzątała głowę. Z racji, że na pewno nikt nie był skłonny uważać tego za choćby cień zniewagi, udał się we własnym kierunku. Przez pewien moment Toshio chciał powędrować za nim wzrokiem. Na tyle, na ile pozwalało mu pole widzenia, tak zrobił. Potem wrócił do oglądania. Nic szczególnego tak naprawdę nie miało miejsca. Nastąpiła typowa przerwa, aby po kwadransie zacząć kolejne zmagania. W każdej chwili był gotowy na wezwanie go na arenę pod zmienionym imieniem-pseudonimem. Rozważał kilka opcji swojego pojedynku. Z początku miała to być próba pokazania się z mniej oficjalnej strony. Sprawdzenie, czy same żywioły i rynsztunek nadadzą się w walce. Bez opierania swojej siły na Mokutonie. Patrząc na skończone walki coraz bardziej obawiał się, że skończy jak przegrani. Tym bardziej, że poznał rywalkę, jaką była Uchiha Tensa. Jej zbroja w wystarczającym stopniu doda jej pewności. Mimo to wraz z wytrzymałością i lepszą skutecznością obrony traciło się pewne inne cechy. Każdy miałby to na uwadze. Zatem jego decyzja dalej ewoluowała. Podejrzewał, że uzyskane od niej opinie na temat innego Senju czy własnego towarzysza z Uchiha nie będą brane podczas walki na arenie. Mógł się tym dawno wydać, lecz to nie grało roli. Nie zagraża jego klanowi i nie zaważa na niczym ważnym. To jej własne domysły, które raczej nie przydadzą się w późniejszym czasie.
- Raigeki, wioska Kaminari? Z chęcią przemyślę tę opcję na kolejną podróż. Jak już będę się wybierał, to pewnie zrobię to z Ryuzaku, wzdłuż wybrzeża. - odpowiedział i o mało nie wydał się ze wspomnieniem o osadzie w Shinrin. Senju byli tak dobrze usadowieni na kontynencie, że znajdowali się niemal w centralnym punkcie. Stamtąd mogli udać się gdziekolwiek tylko chcieli, a z powrotem nie byłoby problemów. Chyba, że mówimy od najdalszej prowincji na północ, czy odległej pustyni na zachodzie.

Dla Toshio było po wszystkim, gdy sędzia oznajmił wygraną jednej ze stron. Nie podejrzewał, że zachowanie po walkach może o czymś świadczyć. Wahanie w głosie Nikusui przy odpowiedzi na temat Shinjiego nieco go do tego pchnęła. Czyżby szczycił się dokonaniem? Przyjąć to za barwy wojenne? Byłby skłonny wierzyć, że dzikie plemiona posiadały taką przypadłość, jako religijne powódki swojego zachowania. Odstał od dziwnej koncepcji i skupił na dalszym zagadnieniu wyrażonym przez Nikusui. Mógłby nie interesować się tak drażliwymi tematami polityki. Wieści jednak niosły się coraz głośniej na świat i nikt nie chciałby, żeby popaść w czyjąś niełaskę. Tutaj jednak był pewny swojego, więc dlaczego nie zapewnić sobie opinie zaufanej osobie, jaką była Ryukata.
- Chciałbym myśleć, że za samą obecność tutaj nie będą poniesione większe konsekwencje dla rodów. Jako jednostki nie przynosimy tu żadnych wpływów. Gorzej, jeśli Rada weźmie za cel tych, którzy obawiali się przybyć, czy nawet wspomnieć o utworzonym Cesarstwie. Ciekaw jestem, czy dojdzie do utraty neutralności między sąsiadującymi prowincjami, i które to w takim razie będą. - wypowiedział dość swobodnie, ale skupiony nad zagadnieniem na tyle ile pozwalała mu wiedza. Jego młode pragnienia sięgały ku temu, aby kontynent był spójny gospodarczo. Nie musiała tu wynikać zależność, w której każdy stałby się przychylny wobec każdego. Może gdzieś w idealnym świecie. Natomiast każde podburzenie poprzez bezwzględną posłuszeństwo takiemu organowi, jakim jest Rada powodowało, że wszystko się komplikuje. Tutaj zdolności Toshio były zbyt słabe. Musiał wpierw pokazać samemu sobie, że potrafi dokonać czegoś wielkiego przy pomocy pełni swoim możliwości. Ciągle się rozwijał więc mogły minąć lata, a już z pewnością dekady. Nawet w najbardziej optymistycznej wersji, która nie zakłada oczywiście dużego prawdopodobieństwa na zgon podczas losowej walki na misji wyższego szczebla.

Tuż po zagadnieniu Nikusui był zniecierpliwiony rozpoczęciem kolejnych pojedynków. Nie zwracał by uwagi na tłum siedzący na trybunach. Gwar skutecznie uniemożliwiał podsłuchiwanie na większe odległości. Rozglądanie się nie było dość powszechnym środkiem spoglądania za kimkolwiek z otoczenia. Wchodzić mogło za wścibskie i pozbawione kultury. Tym razem białowłosa była czujna i pomogła trójce towarzyszy, z którymi siedziała, dojrzeć zaskakującego zwrotu akcji. Toshio przekręcił głowę zaciekawiony obecnością wymienionych postaci. Drobna kunoichi Hime była wręcz adorowana przez parę osób. W tym Muraia. Zachichotał z rozbawienia, że zdecydował się otwarcie pokazać przed utalentowaną młódką. Prawdziwe zdziwienie z miłym wydźwiękiem opanowało nastolatka na widok Natsume. Naprawdę był dość niską osobą i nie prezentował już tych samych szat, jakimi szczycił się na koronacji. Widać było, że został wciągnięty w rolę szlachcica z niejakiego przymusu. Równie dobrze można było powiedzieć o nim, że nadal wrzała w nim młodość kogoś, kto chce dużo osiągnąć, jako shinobi. Spadł mu na barki zaszczyt kierowania całymi Wyspami. Pełne podziwu poświęcenie, które zdarza się raz na tysiąclecia. Wraz z ta myślą zapragnął wyróżnić się na tle własnego rodu. Chciał wierzyć, że miał ku temu predyspozycje. Że nie pojawi się nikt bardziej godnym zaufania bohaterem, który będzie mógł poprowadzić klan w trudnych chwilach. Niedoczekanie Toshio mogło zostać szybko wyśmiane, czy rozwiane przez rzeczywistość. Po turnieju zamierzał wyrosnąć z miana ‘niedorostka’ sięgającego ledwie pięt tym najlepszym. Nie ważne, jaki będzie wynik, na którym skończy miejscu swoją przygodę na Wyspach.
0 x
Awatar użytkownika
Natsume Yuki
Postać porzucona
Posty: 1885
Rejestracja: 11 lut 2015, o 23:22
Wiek postaci: 31
Ranga: Nukenin S
GG/Discord: 6078035 / Exevanis#4988
Multikonta: Iwan zza Miedzy

Re: Trybuna północna

Post autor: Natsume Yuki »

Natsume parsknął śmiechem, gdy zobaczył - jak zwykle - przesadzoną reakcję Shijimy. Jeny, znowu. Przecież już w sali tronowej powtarzał, że w jego obecności nie trzeba się jakoś specjalnie trzymać protokołów, bo i on sam nie bardzo przepadał za nimi podążać. Pomimo tego, że został wyniesiony do rangi, zupełnie go to nie obchodziło. Wciąż traktował siebie jako zwykłego, szarego shinobi, i jego jedynym poważniejszym pragnieniem było, by inni również widzieli go w głównej mierze jako ninję, a nie jako cesarza. W takich sytuacjach tylko on sam czuł się głupio.
Przewrócił teatralnie oczami, opierając dłonie na swoich biodrach. W takiej pozie i w tym stroju, zupełnie nie wyglądał jak ten który aktualnie rządził całymi Morskimi Klifami i przewodził drugiemu największemu państwu, tuż za federacją pod rządami Rady Dwudziestu i Zgromadzenia Możnowładców. I dobrze.
-Na litość bogów, Shijima. Przecież już Ci mówiłem, że nie trzeba przede mną aż tak dygać - powiedział z rozbawieniem w głosie, po czym podszedł do niego bliżej i poklepał go po ramieniu, chcąc go trochę pokrzepić. - Nie lubię być wywyższanym, a tytuły dla mnie robią średnią różnicę. Jestem tylko shinobi, i tego się trzymajmy. - Przerwał na moment, by przeskanować czarnowłosego wzrokiem. - Bywało lepiej, mówisz... cóż, pamiętaj, że jeśli chcesz o czymś porozmawiać, nie wahaj się. Powinienem być dostępny.
Następnie spojrzał na drugiego mężczyznę, który zareagował na jego obecność. A jego profesja wywołała u niego pozytywne zaskoczenie. Samuraj? No proszę! Od czasu gdy miał możliwość potrenowania z jednym z przedstawicieli tego fachu, poznać ich kulturę, sztuki, reguły, odnosił się do nich z dużym szacunkiem. Na tyle dużym, że to na podstawie ich stylu - Iaido - wytworzył swoją własną sztukę szermierczą, a do tego spędził wiele wieczorów studiując księgi o zwyczajach samurajskich. Dlatego też stanął przed Asagim i wykonał przed nim dość głęboki, uprzejmy ukłon, nie spuszczając go przy tym z oczu. Podobno tak robili, żeby uniknąć ataku gdy się patrzy w dół.
-Yuki Natsume, shinobi rangi Kougo (Weterana), dziś koronowany na Cesarza Morskich Klifów. Jestem zaszczycony, mogąc spotkać kogoś dzierżącego jakże szlachetny tytuł Samuraja.
Następnie spojrzał na Muraia, który wyciągnął w jego kierunku dłoń. I tradycyjnie, tak jak z każdym z kontynentu który w ten sposób postępował, Yuki najpierw spojrzał na rękę, później wykonał uprzejmy ukłon powitalny, po czym w końcu wyciągnął rękę i uścisnął ją mocno. Cóż, kwestia przyzwyczajenia. Nie przywykł do tego, że na kontynencie mają nieco inny rytuał powitalny. Uśmiechnął się serdecznie i ponownie kiwnął głową.
-Ano, mamy dziwnego farta co do tych turniejów, co nie? - skwitował wesoło, po czym wzruszył lekko ramionami. - To, że Wyspy połączyły się w Cesarstwo, to była akurat chęć przez konieczność dla ludzi. Hyuo odmówiło powrotu do Rady, Rada dawno temu odwróciła się od Kantai. Uznaliśmy, że lepiej połączyć siły i razem brnąć do przodu, niż zostać na lodzie. Sam rozumiesz.
Podrapał się po potylicy.
-Osobiście tylko rzuciłem pomysłem, który mi się zaplątał gdzieś między uszami. A że wybrali mnie, to był szok nawet dla mnie.
Następnie spojrzał na Hime i kiwnął głową z uśmiechem, lecz dość szybko się zreflektował. A, no tak. Istniało prawdopodobieństwo, że i tak tego nie zauważy. Dlatego odchrząknął cicho i przywitał się, mówiąc spokojnym tonem:
-Yuki Natsume. Miło mi Panią poznać, Hime. - następnie dodał z wesołością w głosie: - Gratuluję dobrego występu w pierwszej rundzie. Pani talent szermierczy jest doprawdy zdumiewający, pierwszy raz widziałem tę szkołę walki! Doprawdy, czapki z głów.
Rozejrzał się na moment, żeby zobaczyć czy znajdą się tu jeszcze jakieś znajome twarze. I po chwili zdawało mu się, że dojrzał jeszcze kogoś... zaraz, czy to nie była ta kobieta, którą spotkał kilka lat temu w onsenie w Ryuzaku no Taki? Jak się przedstawiła... Venus? No no, kto by pomyślał że jeszcze kiedyś ją zobaczy. Jeśli kobieta zauważyła, że Yuki akurat na nią spoglądał, z uśmiechem skinął głową w jej kierunku, po czym, jeśli na tym się skończyło, skupił się ponownie na pozostałych rozmówcach.
0 x
Shijima

Re: Trybuna północna

Post autor: Shijima »

Nie lubił tłumów. Im więcej ludzi tym gorzej, a im więcej ludzi coś od ciebie chce - tym jeszcze gorzej. Tutaj zbierało się coraz więcej i więcej... nawet nie chodziło o samo ich bycie. Całkiem dobrze mu się obserwowało, ale rozdzielanie uwagi na tak wiele zupełnie nowych osób nie było zdecydowanie czymś, do czego przywykł. Nie to, żeby był kompletnym dzikusem i teraz groziło mu zwariowanie i wyskoczenie z trybików nakręcających jego osobę. Maszyna zwalniała. Zwalniała i najchętniej wycofałaby się tam, gdzie słońce przestawało padać i gwar cichł. Gdzieś na zielone pola Teiz. Lub na białe Hyuo, które pewnie teraz było ciche i spokojne - większość mieszkańców zebrała się na Hanamurze.
- Spokojnie, Maleńka. - Powiedział to naprawdę łagodnym, ciepłym głosem. Jej strach był nieskażony złem tego świata. Jej spojrzenie była dwójką gwiazd, które zalśniły diamentami w tych mlecznych oczętach - nie musiała spoglądać, żeby widzieć. Wyciągnął do niej dłoń tak samo, jak ona wyciągnęła swoją do jego twarzy, by ułożyć ją na jej czuprynie i przejechać po ciemnych, miękkich kosmykach uspakajającym. Nie. Wróć. Żaden dotyk się nie pojawił. I tylko dotyku zabrakło, bo jego głos przecież zabrzmiał właśnie tak - tak, jakby głaskał ją z włosem. Może to i lepiej, że na arenie rozległ się huk, kiedy kunai z przyczepioną notką wybuchł? Nic już do dodania nie pozostało. Przecież takim tonem nie mówił człowiek, który planował zabójstwo. Oczywiście, że nie. Mimo to Shijma czuł się lekko rozdrażniony. Mówili, każdy po kolei, te słowa, wiedząc naprawdę niewiele. Mówiąc to, co już sam doskonale wiedział, przemyślał i przetrawił, wybierając dla siebie ścieżkę. Oh, zgoda - nie wszystko. Niektóre z tych słów, właściwie niemal wszystkie, brzmiały naprawdę pięknie i ubrane w falbaniaste suknie przechadzały się po czerwonym dywanie salonów całkowicie naturalnie. Uczyły się w końcu tego kroku od samego początku, nie było to dla nich dziwne czy nowe. I jakoś tak machinalnie kolejna osoba nazwał go per "Shi". Kolejny punkt do rozdrażnienia na koncie. Nie gniewał się na nich, ba! Był wdzięczny, że w sumie kompletnie bezinteresownie chcą pomóc. Albo właśnie całkowicie interesownie, bo ludzie to z natury egoistyczne stworzenia - chcą pomóc tylko po to, żeby poczuć się lepiej. Rozmowa z tą dwójką przebiegała i tak dziwnie spokojnie. To chyba dlatego, że to wszystko było bolesne tylko w jego głowie. I to było najgorsze - że wypowiedziane na głos pewnie zostałoby uznane za "przesadę". Chise w jakiś sposób również to minimalizowała - pewnie, że tak. I czy miał jej to za złe? Nie. Asagi zaś trafił w sedno. Sęk w tym, że gdyby Shijima mógł, nigdy nie przystałby na warunki gry Shinjiego. Był bezbronny. Istniała różnica między równym pojedynkiem, a udaniem się na głupią śmierć i Shijima widział ją aż zbyt wyraźnie. Nie było dla niego miejsca na polu zwycięzcy w tym starciu.
Przeciwnik Seinaru upadł na ziemię i wykończenie go było teraz raczej tylko formalnością. Nie spodziewał się, że samuraj puści akurat notkę w tym kunaiu, aż uśmiechnął się pod nosem. Tak banalny ruch. Tak skuteczny - i przez to tak genialny. Czasem najprostsze rozwiązania są najlepsze. Ten Sabaku naprawdę nie miał większych szans na reakcję.
- Oooch, staram się jak mogę. - Uśmiechnął się dość krytycznie do Cesarza, siłą rzeczy odrywając spojrzenie od pola walki. - Przy twoim wzroście ciężko mówić o wywyższaniu. - Pokusił się o komentarz, chociaż przez moment wahał się, czy to aby dobry pomysł i w dobrym smaku. - Postaram się poprawić. - Przyobiecał już na poważnie. - Jest jedna sprawa, którą chciałem z tobą omówić. Tylko może jak już będzie spokojniej. Teraz masz z pewnością wystarczająco wielu gości wymagających uwag. - Jak chociażby Murai, przedstawiciel Krwawego Pokolenia. Pewnie byli też tacy goście, o których się Shijimie nie śniło. - Piękna koronacja. Porwałeś serca tłumów. Prawdziwie wyniesiony przez swój lud Byakko. - Tak, nawet brunet dał się porwać tamtemu momentowi. Był naprawdę dla niego istotny. - Skończyłem obraz. Chociaż to wstyd, że tylko tyle mogę oferować, to mam nadzieję, że chociaż przypadnie ci do gustu. - Tak, chciał go nawet zabrać... ale stwierdził, że nie będzie tak trywialną rzeczą zabierać Natsume czasu, kiedy miał sporo rzeczy na głowie.
Spojrzał znów na arenę.
- Shiga? Ten białowłosy? - Upewnił się, zwracając znów do Hime. - Jeśli zamierzasz mnie onieśmielić to jesteś na dobrej drodze. - Zażartował co do tego, że jest rozpoznawany. Doprawdy, to robiło się wręcz crepy. Co dalej? Randomowi ludzie będą mu mówić "dzień dobry"? - Nie miałem okazji zamienić nawet słowa z twoim znajomym. Wydaje się być bardzo intrygującą personą. - Tak, przyciągał spojrzenia, to na pewno. - Natsume, pamiętasz może jak wspominałem o towarzyszu, za którym poszedłem do bitwy pod Murem? Oto on, Seinaru Kei. - Zwrócił się do Natsume, kiedy Chise pokicała w kierunku Shinjiego. Tak, tak, pasterzem, nie samurajem, ha! - Jesteś dość skromny z tym rzucaniem pomysłem... - Tutaj powinien nastąpić zwrot grzecznościowy, ale nie pojawił się. Ugryzł się w język. - Dobrze cię widzieć tak poza tym. - Powiedział całkowicie szczerze, spoglądając w twarz Natsume na krótką chwilę krwistymi oczyma, obdarzając go równie szczerym uśmiechem, nim zwrócił je z powrotem na arenę. Nie to, żeby nie było to trochę z dupy, ale... naprawdę cieszył się, że Natsume przyszedł.
Kiedy po chwili minęło mu zdziwienie i pierwsza chwila konsternacji, bardzo szybko pozwolił sobie na dostrojenie do kojącej aury Cesarza. Doprawdy - jak prawdziwa pijawka, która spija z innych energię. Chłonął jednak tylko spokój. Niestety energia magicznie się nie odnawiała.
0 x
Murai

Re: Trybuna północna

Post autor: Murai »

Chise wydawała się dość swobodną osobą, a także pełną poczucia humoru. Oczywiście zawsze mógł być to humor wymuszony, odnoszący się do jej potencjalnej ślepoty w celu poradzenia sobie z tą nieprzyjemnością życiową. Osoba która utraciła nogi może, w odruchu obronnym własnej psychiki, rzucić dowcip odnośnie "stania na własnych nogach". Jest to naturalna reakcja obronna organizmu. Nie chcąc być pogrążonym w negatywnych uczuciach czy depresji, stara się znaleźć pozytywną stronę i użyć żartu. Nie ma w tym nic niezwykłego. Jako że uwaga Muraia była praktycznie w całości zwrócona na Chise, łapał praktycznie każde słowo wychodzące z jej ust i poddawał analizie. Dlaczego? Może dlatego że chciał dokładniej poznać jej charakter? Sposób myślenia? Nawet jeśli nie teraz, to w przyszłości mogła stanowić dla niego spore zagrożenie. Tak samo jak, teoretycznie, każdy tutaj obecny. Więc czy należało starać się poznać każdego jak tylko się da, żeby zrozumieć jego tok myślenia i poznać umiejętności? Czyż nie po to przybył na ten turniej? Jak za każdym razem, ilość pytań które przed sobą stawiał i na które starał się znaleźć odpowiedź, zwiększała się z każdą kolejną chwilą. Chwila spokoju pozwoli mu na ich dokładne przeanalizowanie i znalezienie odpowiedzi na każde z nich, aczkolwiek w tych warunkach nie ma co liczyć na spokój. Działo się za dużo, słyszał za dużo.
- Śmiem się nie zgodzić. Przegrana wykluczała możliwość dalszego udziału w turnieju i w efekcie utrata możliwości wygranej na turnieju, bądź też zajęcia drugiego miejsca. Patrząc z takiej perspektywy stawka była wysoka. Ale to jest już kwestia indywidualna. - powiedział. Jego opinia miała znacznie więcej sensu, także dlatego że reprezentował sobą znacznie więcej niż ona. Natsume nie dopuściłby do turnieju kogokolwiek kto z łatwością byłby w stanie roznieść w pył resztę biorących udział, więc siłą rzeczy musiała być słabsza od niego. Patrząc czysto po sile, która była najważniejszym czynnikiem budującym czyjąś pozycję w hierarchii, to zdanie silniejszego stało wyżej niż zdanie słabszego i taka była kolej rzeczy. Dochodziło jeszcze przeświadczenie o własnej nieomylności, które Murai posiadał w nadmiarze. Dziewczyna była w błędzie, walka była ważna.
- Zauważyłem też kilka pomniejszych niedociągnięć u Hime-sama. Przede wszystkim trajektorię biegu. Ruch w linii prostej jest stosunkowo łatwy do odczytania i reakcji na niego. Bieg lekkim łukiem jest pod tym względem nieco lepszy, zmusi przeciwnika do dostosowania się i jego trajektoria nie jest tak oczywista. Zawsze lepiej zmusić przeciwnika do ciągłego dostosowania się do swojej taktyki, tworzy to na nim presję i świadomość różnicy poziomów. - rzekł,
obdarzając swoją mądrością uczestniczkę turnieju. Akurat były to całkowicie prawdziwe wnioski, wysunięte na podstawie oglądnięcia jej walki w dużym skupieniu. Bycie przewidywalnym to jedna z gorszych rzeczy które można zrobić podczas walki. Jeśli znasz zachowania przeciwnika to możesz na nie się przygotować, a zaskoczenie go stworzy niewielkie okienko w jego działaniach, zmusi do myślenia nad sposobem reakcji. Da chwilę przewagi. Takie małe rzeczy, błahe wręcz, wydawały się oczywiste dla odpowiednio doświadczonego wojownika, jakim był Murai. Do tej pory jego strategie przynosiły zwycięstwo, poza jednym wypadkiem kiedy nie był w stanie odpowiednio się przygotować podczas walki z Natsume właśnie

Tym samym, który teraz stał naprzeciwko niego i wchodził w interakcje z resztą zebranych. Cesarz. Presja jego tytułu robiła swoje, to trzeba było przyznać, szczególnie kimś tak zapobiegawczym, jak Murai. Co prawda nie spodziewałby się, by jakiekolwiek słowa mogły spowodować gwałtowne reakcje u Natsume, kończące życie Kakuzu. Nie znał go aż tak dobrze, by trafić w czuły punkt, czuły temat którego dotknięcie wyrwie go z jego standardowych szablonów zachowań. Każdy człowiek taki posiadał, wystarczyła odpowiednia wiedza o tym kimś. Nie znaczyło to jednak, że Murai będzie mówił cokolwiek. Jego słowa były odpowiednio dobrane, a zdania odpowiednio ułożone.
- Nie musisz być taki skromny. Biorąc pod uwagę ostatnią wojnę nie dziwię się, że ludzie chcieli spokoju, ale to ty stoisz na czele Cesarstwa. Ciebie zaakceptowała reszta Shirei-kan. Ale z Radą faktycznie masz rację. Może inne Rody na kontynencie pójdą w wasze ślady? Ogromne zmiany zawsze są interesujące, włącznie z tą. - odrzekł w odpowiedzi. To był powód dla którego praktycznie zawsze pchał się w wojny i konflikty pomiędzy Rodami. To w nich kształtują się ogromne zmiany. Nowe wybitne jednostki wychodzą przed szereg, dotychczasowy układ sił zmienia się. Liderzy giną, nowi stoją na czele Rodów. Co prawda wojna to nie jest miejsce dla postronnych obserwatorów, a dla czynie biorących udział wojowników. Ale tam, gdzie zmiany, można też ugrać coś dla siebie. W szczególności wiedzę.
- Ciężko mi uwierzyć że każdy lider zrzekł się do aspirowania na Cesarza unii złożonej z kilku Rodów i Szczepów. Taka władza i możliwości z nią związane są bardzo kuszące.
0 x
Awatar użytkownika
Nikusui
Gracz nieobecny
Posty: 1028
Rejestracja: 17 kwie 2015, o 12:58
Wiek postaci: 29
Ranga: Sentoki
Krótki wygląd: Białe, długie włosy, część z nich zapleciona w cztery warkocze - https://i.imgur.com/W0LDdj1.jpg; żółto-zielone oczy; jasna cera
Widoczny ekwipunek: Bicz przymocowany przy prawym biodrze; torba nad lewym pośladkiem; kabura na broń na prawym udzie
Multikonta: Sayuri

Re: Trybuna północna

Post autor: Nikusui »

Rozmyślania młodego Senju były dość szerokie i na pewno mogłyby być ciekawym fundamentem do przeróżnych tematów rozmów. Te jednak postanowił pozostawić dla siebie, nie wyjawiając swych myśli towarzyszom. W sumie nie trzeba było się temu jakoś dziwić, białowłosa często postępowała podobnie. I zapewne niemałym zaskoczeniem będzie dla niej fakt, że Toshio bierze udział w tym turnieju. Wyjdzie przecież przedstawiony jako ktoś inny, ale skoro już się tu spotkali, to przecież powinna go bez większego trudu rozpoznać. Co jak co, ale Ryukata zamierzała zostać tu aż do walki finałowej.
- Dokładnie tak. Uh, trochę powędrujesz. No, ale w Ryuzaku jest dość przyjemnie, sama nie byłam tam... - urwała, jakby zamyślając się na chwilę i wertując w pamięci kolejne wydarzenia z życia. -...od czasu tego dwuletniego pobytu tam. A więc dawno. - dodała, wykrzywiając usta w dość zabawnym uśmiechu. Ten wypad z rodzimej wioski dobrze jej wtedy zrobił. No i jej matka też musiała nauczyć się, że nie będzie przy niej codziennie. Może dla niektórych był to kiepski pomysł, ale Nikusui idealnie pasował i w następstwie popychał ku kolejnym podróżom. A takiej zamierzała się niedługo poddać, by móc w pełni skupić się na sobie. - Tak właściwie to załapałeś się jeszcze na to zarządzenie czy już cię ne objęło? - zapytała z ciekawości, dość cicho, nie chcąc wprowadzać młodego mężczyzny w zakłopotanie, skoro ukrywał swoją obecność. Była między nimi różnica wieku paru lat, ale za nic nie mogła sobie przypomnieć, kiedy ten cały "projekt" wyszedł z życia. No dobra, coś tam kojarzyła, ale do tego czasu ona zdążyla już opuścić Ryuzaku. W końcu po Pustynnym Pogromie udała się prosto do Raigeki. To był czas, kiedy Liderzy zaprzestawali wysyłania swoich młodych przedstawicieli do miast kupieckich. Była jednak szansa, że Senju się jeszcze załapał na te delegacje, a zapewne niedługo rozwieje wątpliwości białowłosej.
Ciche pytania, które wyrwały się z myśli Nikusui, najwidoczniej zainteresowały też Toshio. Miał ciekawe spostrzeżenia, które na pewno naszły wiele innych osób.
- Nie sądzę. Cała koronacja była ogłoszona jakiś czas temu. Gdyby Rada rzeczywiście miała wyciągać konsekwencje z obecności tutaj, czy to czysto rekreacyjnie czy też z powodu udziału w turnieju, Liderzy zapewne byliby o tym poinformowani. Rada Dwudziestu nie pozwoli sobie teraz na zwiększenie ilości Rodów czy Szczepów, które również mogą się od niej odwrócić, bo to zwyczajnie zaważy na postrzeganiu ich w taki sposób, jak dotychczas. - powiedziała, zerkając swoimi żółto-zielonymi oczyma na arenę, na której walki ponownie się rozpoczęły. - Jednak trzeba przyznać, że Rada może uznać Cesarstwo za realne zagrożenie dla tego, co zdążyła już stworzyć, albo udawać, że to ignoruje, by umniejszyć ewentualność wartość tego, co po powstało na Morskich Klifach. - dodała, marszcząc swoje białe brwi. Sama nie wiedziała, jak wielką rolę może odegrać Cesarstwo i czy rzeczywiście, wedle zapewnień Natsume, nie uczynią sami z siebie nic, niesprowokowani, co może zagrozić kontynentalnym Rodom i Szczepom. Mimowolnie spojrzała w stronę, gdzie jeszcze przed momentem widziała Lidera Yukich. Zupełnie, jakby wiedziała, kiedy to zrobić, bo natrafiła na spojrzenie osobnika, którego poszukiwała. Jego uśmiech połączony ze skinięciem głową potwierdzał, że tak jak i ona, tak i on ją pamięta, chociaż spotkanie było dość krótkie. Niebywałe, gdyby nie oddelegowanie do Ryuzaku no Taki, zapewne nie poznałaby Yukiego, nawet jeśli ich znajomość nie miała zbyt głębokiej relacji i była dość ograniczona. Jednakże, nie mogłaby nie odpowiedzieć na to przywitanie. Nikusui odwzajemniła delikatnie uśmiech, również nieco pochylając swoją głowę, ale robiąc to bardziej w bok, więc nijak miało się to do skinięcia. Ograniczyła się jedynie do tego, gdyż widziała, że znajduje się w towarzystwie i poświęca się rozmowie. A wolała nie dołączać do już licznej grupy, tylko po to, by pogratulować Natsume. Chociaż... słyszał to już pewnie dzisiaj setki razy.
Ludzie ponownie zaczęli wiwatować, bo na jednej arenie, z dość grubej rury, oczom widzów ukazał się wybuch notki, która nieco uszkodziła jednego z walczących. W drugiej walce, niby niewzruszona niebieskowłosa kobieta po prostu przyjęła na siebie cios. Od tak, bez problemu. Sprawa jednak szybko się wyjaśniła, gdy ramię dziewczyny, w którym miał tkwić bełt, zamieniło się w wodę.
- Hōzuki? - wyszeptała cicho pod nosem, bardziej sama do siebie, ale na pewno było to słyszalne dla najbliższego otoczenia. Zbyt wiele o nich nie wiedziała, ale zamieniające się ramię w wodę nie wydawało się jej być zwykłym, wodnym kawarimi. Stąd też właśnie oni przyszli jej do głowy, z wiedzy, jaką wyniosła z Raigeki.
0 x
Obrazek
"W życiu licz na najlepsze, ale przygotuj się na najgorsze."
ODPOWIEDZ

Wróć do „Arena Zmierzchu”

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości