Idź do x i zabij 10 wilków.
- Jak pięknie jest być shinobim, nieprawdaż? Życie z dnia na dzień, szukanie okazji do zarobienia, czy też pokazania potęgi swojego rodu lub też szczepu. Szkoda, że nie obchodziło to zwykłych i szarych cywili. Ba, często uznawali ninja za utrapienie, które przeszkadzało im prowadzić spokojne i (czasem nie)uczciwe życie. Jakby nie mogli toczyć tych swoich wojen i bitew z dala od zwykłych ludzi, huh? Ale zdarzały się też rzadkie dni, a właściwie momenty w życiu, kiedy to owym szaraczkom naprawdę była potrzebna pomoc. Nawet jeśli dla poważnych i potężnych shinobi ich kłopoty zdawały się nic nie wartą błahostką. A o co takiego chodziło?
Dróżką szedł sobie chłopczyk. Ot, jakieś osiem, może dziesięć lat. Drobniutki, czarnowłosy. I na dodatek w okularach. Tacy jak on raczej nie mają najłatwiejszego życia, przynajmniej wśród rówieśników. Niósł pod pachą opasłe tomisko. Ciężko stwierdzić, co to takiego, ale jedno można powiedzieć. Książka była stara. Bardzo. Dodajmy do tego zatroskany, a może nawet zapłakaną twarz dziecka i mamy zagadkę. Maszerował przed siebie w centrum miasta, nieobecny. Nagle zatrzymał się, patrząc na wylegującego się na ławce Kakuzoida. Oczywiście, nie wiedział o tym. Ale sam wygląd nieznajomego osobnika najwyraźniej był sugestią, że nie jest typowy cywilem. Stał tam przez dłuższą chwilę... Wciągnął jakiegoś smarka z głośnym... Odgłosem i zrobił dwa kroki w kierunku ninjy.
...P-przepraszam... Jest Pan shinobi?... Głos miał cichy i urywany. Widać było, ile wysiłku kosztowało go te proste zdanie. Tylko... Co dalej?