Ichirou
Posty: 4098 Rejestracja: 18 kwie 2015, o 18:25
Wiek postaci: 35
Ranga: Seinin
Krótki wygląd: Chodzące piękno.
Widoczny ekwipunek: Hiramekarei, gurda, fūma shuriken, torba, dwie kabury
Link do KP: viewtopic.php?f=33&t=320
Lokalizacja: Atsui
Post
autor: Ichirou » 22 lip 2025, o 12:51
Przed zabłyśnięciem na piedestale przed wszystkimi obywatelami Kinkotsu czekały go jeszcze bardziej urzędowe obowiązki, ale już w dość patetycznym tonie, bo w nowej roli. Ubrał się wiec dostojnie, bogato - nie odchodząc rzecz jasna swojego wizerunku, ale też bez nadmiernej przesady, by mieć na sobie całą gablotę jubilera. W jego ubiorze dominowała lśniąca biel klasycznej, pustynnej togi, uzupełniona czernią oraz przyozdobiona biżuterią ze złota i szmaragdów. Postawę miał dumną, przynajmniej z początku, bo potem trzymanie tej wyprostowanej pozy stawało się nużące, więc korzystał z wolnych chwil z jakiegoś oparcia czy siedziska, nawet prowizorycznego.
Powitanie Nariko było ciepłe, o wiele cieplejsze, niż mógł się spodziewać. Oczekiwał rzecz jasna jakiejś wdzięczności, względnej jak na Kaguyę sympatii, ale objęcie bez kościanych kolców było czymś zaskakującym. Nie oponował jednak, odwzajemnił gest i zagrał w grę kobiety, bo chyba można było to nazwać grą, prawda? Ichirou był przekonany, że tego dnia wchodzi w siedlisko żmij, w teatr pozorów, więc od samego początku utrzymywał pewną dozę podejrzliwości. Może i jednak zachowanie Kaguyi było osadzone na szczerych fundamentach, w końcu zawdzięczała mu sporo. Nie sposób ocenić. Nie umiał czytać w myślach, niestety.
- Ciebie również, szczególnie w spokojniejszych okolicznościach... - odpowiedział uprzejmie, bez żadnej uszczypliwości. Nie znaczy to, że nagle zmienił swoje poglądy. Kaguya to Kaguya, ale Nariko jako liderka to dla niego najlepsze, co mogło go w tym kontekście spotkać. Seinin był absolutnie pewien, że z kimkolwiek innym u władzy z kościanego rodu klimat rozmowy byłby zupełnie inny.
- Rad jestem was gościć w takich okolicznościach - odezwał się do Saori, pochylając głowę na powitanie. - Bardzo ciekawy środek transportu - dodał już luźniejszym tonem, wymownie zerkając na lektykę.
Nawet uśmiechnął się na żart Nariko. Kto by się spodziewał, że tak to będzie wyglądać? Mimo wszystko na swój sposób podobało mu się to. Kontynuował więc.
- Och, ależ oczywiście. Własnoręcznie wypłaszczałem wydmy, żeby podróż minęła wam lekko - zażartował na koniec, a potem delegacja ruszyła dalej.
Niedługo później kolejni goście, tym razem z Tsurai i dość mocno różniące się między sobą jednostki. Ichirou obserwował Miyori badawczo, ale bez nadmiernej nachalności. Był ciekaw, na ile była mu wdzięczna za interwencję podczas rebelii, no bo przecież powinna, czyż nie? Póki co to jednak uzyskał uznanie respektu z jej strony.
- We własnej osobie - odpowiedział spokojnie. - Ciebie również dobrze widzieć - dodał zaraz po tym, a następnie przeniósł wzrok na drugiego lidera, który... no odrobinę wytrącił z równowagi świeżo upieczonego przywódcę Sabaku. Ichirou miał wielką chęć coś odpowiedzieć na nazwanie go chłopcem, ale w ostatniej chwili ugryzł się w język. Nic nie odpowiedział. Milczał przez parę sekund, aż wreszcie ktoś ze służby wykazał się świetnym wyczuciem i wyręczył lekko podburzonego lidera. Delegacja została pokierowana dalej, a bohater pustyni skwitował całą tę sytuację ciężkim westchnięcim, kiedy mógł już sobie na to pozwolić.
Minęło trochę czasu. Wszyscy teraz znajdowali się w przy okrągłym stole. Rozpoczęły się narady, której rytm nadawał dotychczasowy przywódca pustynnego sojuszu. Krótkie powitanie, potem przedstawienie nowej liderki Maji, z którą Asahi nawiązał w pewnym momencie kontakt wzrokowy. Skinął do niej wtedy głową, chcąc dodać otuchy, ale też i zaskarbić sobie jej przychylność.
Znalazła się również chwila na rozluźnienie, podczas której, co ciekawe, znowu zagaiła Nariko.
- Nie mam zamiaru tracić formy. Jestem otwarty, jak masz parę rad. Tobie przecież dobrze idzie - odpowiedział, a potem przeniósł spojrzenie na Miyori.
- Pełna zgoda - podsumował krótko jej opinie o zjednoczeniu Unii. Prawda jednak taka, że zdusił w sobie prychnięcie, bo wzmianka o przyjaźni była mimo wszystko trochę za dalekim wybiegiem.
Skorzystał z dalszych okazji do swobodnych pogaduszek. Pewnie wciąż wymieniał się komentarzami z Nariko. W międzyczasie spróbował nawiązać kontakt z Akiyoko, by utwierdzić ją w przekonaniu, że może liczyć na jego pełne wsparcia. Napomknął też, że po koronacji chętnie omówi podział ich lokalnych obowiązków. Był skłonny podarować jej coś ekstra - na przykład zadanie odbudowy więzienia i trochę innych spraw związanych z porządkiem i bezpieczeństwem. Wiedział, że jeśli chce zwojować w tym gronie coś więcej w przyszłości, musi mieć przede wszystkim głos liderki, która dzieliła z nim prowincje. To jasne, że o przychylność z Tsurai czy Sabishi będzie dużo ciężej.
Jeśli chodzi o resztę, to z Saori i Miyori prowadził bardziej stonowane rozmowy, ale rzecz jasna w dość otwartym tonie i chęci wykazania zainteresowania problemami pustyni. Czuł, że przed nimi przede wszystkim zaprezentować się od strony zdroworozsądkowej. Z Jou nie szukał zbyt wielu interakcji - raczej wszystko mieli omówione zawczasu. Z Kukurim z kolei nie szukał kontaktu z własnej inicjatywy. Był trochę urażony jego lekceważącym powitaniem. Do starego wojskowego przemawiały argumenty chyba tylko wieku i doświadczenia. No bo przecież nie siły, której Ichirou nie musiał nikomu tutaj demonstrować.
Klimat następnego dnia był znacznie cięższy. Przeszli do właściwych narad, podczas których aktualny Kotei wytoczył największe problemy borykające pustynię - kwestie bezpieczeństwa i gospodarki. Asahi w milczeniu wysłuchał tego, co mieli inni do powiedzenia o Oroborosie. Osobiście jeszcze jakiś czas temu dość lekceważąco podchodził do tego ugrupowania, jednak ich działania znacznie urosły na skali. Chyba każdy z tutaj tu zgromadzonych diagnozował te wywrotową grupę jako główne zagrożenie dla stabilności regionu.
- Tę fasadę należy zburzyć. Wydaje mi się, że chyba wielu wciąż jest omamionych ich czczym gadaniem. Poza niszczeniem gniazd tych żmij trzeba demaskować ich przed ludem, bo inaczej obróci się to przeciw nam - wtrącił od siebie w trakcie dyskusji.
Później sprawy bezpieczeństwa. I tutaj pojawiło się zaskoczenie - coś, co Jou wcześniej trzymał przed nim w tajemnicy. Sama wizja utrzymania władzy nieprzerwanie w jednym klanie (klanie Sabaku) była naprawdę świetna, ale sposób w jaki stary rudzielec to rozegrał było... powodujące frustrację. Ichirou w pierwszej chwili spojrzał na Jou z lekko uniesioną brwią, a potem przeniósł wzrok na dokument władzy centralnej, z którym nie miał okazji wcześniej się zapoznać, ani nawet nie o nim nie usłyszał.
Nie wdał się w dyskusję, starając się w pierwszych chwilach ukoić nerwy, zachować kamienną twarz i przetrawić najświeższe fakty. Obiektywnie rzecz biorąc, z jego strony ruchy był świetny - znaleźć wspólnego wroga i zjednać wszystkich przeciwko niemu, samemu ogłaszając się absolutnym wodzem. Ba, nawet wzmianka o wyznaczeniu zastępcy w roli Ichirou była dobry ruchem, bo... wprowadziła go w spory dylemat.
Wysłuchiwał kolejnych słów, obserwował zachowania pozostałych, samemu nie dodając za wiele od siebie do rozmowy. Nie wiedział tak naprawdę, czy podburzać pomysł zmiany władzy, czy jednak go bronić. Zostać ważną figurą na wcześniej rozstawionej planszy, czy może ją wywrócić, a tym samym zaszkodzić pozycji Sabaku? Gdyby Asahi wiedział wcześniej o tym planie, na pewno miałby wiele rozterek, ale w obliczu tej intratnej propozycji bycia następcą pewnie by się przychylił i teraz bronił przy okrągłym stole tego pomysłu. Teraz jednak był zmieszany - nie lubił być wodzony za nos, bardzo cenił swoją niezależność, a ta w tym momencie została naruszona przez Jou, który zachował się... no właśnie, jak despota. Aż tak był pewien, że jego pomysł mu się uda?
Godzina przerwy. Miał wreszcie okazje przewertować dokument i zapoznać się z jego założeniami. Miał trochę czasu na namysł, wybadanie nastrojów u innych. Wydawało mu się, że głosy Kukuriego, Akiyoko i być może nawet Saori będą na tak. Miyori z pewnością na nie, Nariko raczej na nie. Przy takim rozstawieniu głos Diabła Świtu wydawał się być ważny, a może i nawet decydujący.
Przez cały ten czas czuł pewien niesmak. Niesmak manipulacji. Przy sposobności wymiany spojrzeń w cztery oczy obdarował starego Koteia miną wyrażającą niezadowolenie. Z drugiej jednak strony, można mu było przyznać świetnie urządzony teatr, w którym wszyscy liderzy zagrali zgodnie ze scenariuszem.
Ostatecznie więc w głosowaniu zagłosował za reformą władzy centralnej, dochodząc do wniosku, że przecież o to w tym wszystkim chodziło - Sabaku przewodzący Samotnymi Wydmami. Co prawda z liderem z potencjałem na despotę, ale jednak Sabaku. Jou miał już trochę lat na karku, ostatnio wyglądał nawet dość mizernie, więc ile jeszcze rządów mu zostało? Dla Ichirou był to chyba lepszy i łatwiejszy kierunek na zostanie w przyszłości Koteiem. A w międzyczasie władza pozostanie na właściwym miejscu, bez zbędnych zawirowań i rotacji - bo na taką chyba się zapowiadało, jeżeli nie przejdzie nowe prawo.
0 x
Papyrus
Administrator
Posty: 3900 Rejestracja: 8 gru 2015, o 15:36
Ranga: Fabular
GG/Discord: Enjintou1#8970
Multikonta: Yuki Hoshi; Uchiha Hiromi; Sans
Post
autor: Papyrus » 27 lip 2025, o 15:00
Post Fabularny - Rada Daimyo i dalsze wydarzenia
Ichirou
Jesien 394
Przy okrągłym stole zapadła cisza. Sabaku no Jou zostawił swoich Shirei-kanów na godzinę, by mogli w spokoju przestudiować zwój z proponowaną reformą. Ichirou w końcu miał szansę przeczytać dokument. Nie do końca był z niego zadowolony. Kukuri czytał uważnie, wodząc palcem po linijkach tekstu, w pewnej chwili skinął głową z aprobatą: znak, że „doktryna jest dobra”. Saori zaś, siedząca nieopodal, zmarszczyła brwi, zatrzymując się dłużej przy paragrafie o Edykcie Bezpieczeństwa. Po jej spojrzeniu widać było, że się zastanawia. Z kolei Nariko niedbale obracała zwój między palcami, a na jej ustach błąkał się ironiczny uśmiech. Cicho skomentowała pod nosem:
- Śmierdzi despotą…
Akiyoko westchnęła, zaciskając dłonie na Akcie, patrząc w stronę Ichirou, jakby czekając na jakieś potwierdzenie od niego. Chyba je dostała - a przynajmniej tak to wyglądało w jej oczach.
Miyori, liderka klanu Douhito, bladła z każdą minutą. Gdy dotarła do fragmentu: "Kotei uzyskuje prawo wysyłania komisarzy wojskowych do prowincji, a odmowa współpracy traktowana jest jako zdrada", jej dłonie drgnęły. Zacisnęła usta tak mocno, a jej knykcie pobielały na tle ciemnego rodzinnego medalionu, który ściskała nerwowo w dłoni. Narastające napięcie w powietrzu udzielało się wszystkim - nawet Ichirou czuł, jak atmosfera ciężko osiada na ramionach zebranych niczym pustynny pył przed burzą.
W końcu Miyori odłożyła akt z głośnym trzaskiem i gwałtownie wstała. Liderka Douhito rzuciła krótkie, lodowate spojrzenie na pozostałych, po czym odwróciła się na pięcie, zdecydowana opuścić naradę. Nariko i Saori wymieniły szybkie spojrzenia i niemal równocześnie podniosły się, ruszając za Miyori. Ichirou obserwował, jak obie doganiają ją tuż za progiem i kierują się do przyległego, pustego gabinetu. Nie usłyszał słów, ale drzwi pozostały uchylone, a głosy w środku - przytłumione lecz wyraźnie emocjonalne.
W zacienionym gabinecie Nariko i Saori stanęły naprzeciw Miyori, blokując jej drogę. Saori pierwsza zabrała głos, starając się brzmieć łagodnie:
— Pustynia musi wyglądać na zjednoczoną, Miyori. - Jej głos brzmiał niemal błagalnie, a oczy szukały spojrzenia liderki Miyori. - Proszę… to tylko tymczasowe uprawnienia. Po wojnie z Oroborosem będziemy mogły renegocjować ten zapis - razem.
Nariko uzupełniła te słowa odrobinę ostrzejszym szeptem, pochylając się bliżej Miyori:
- Pomyśl. Głos sprzeciwu wciągnie cię w błoto samotnie… a on będzie wiedział, kto zagłosował przeciwko. - W jej tonie pobrzmiewała przestroga. Choć słowa mogły zabrzmieć jak groźba, Nariko mówiła z wyraźną prośbą w głosie. Obie kobiety wyraźnie pragnęły przekonać Miyori, by nie występowała przeciw uchwale - dla dobra jej własnej pozycji i potencjalnej przyszłości.
Miyori stała nieruchomo, zaciskając pięści tak mocno, że aż drżały. Przez dłuższą chwilę milczała, a w jej oczach walczyły sprzeczne emocje: strach, gniew i zdeterminowanie. W końcu odwróciła wzrok. Nie padło z jej ust ani jedno słowo. Odsunęła się od Nariko i Saori i szybkim krokiem wyszła na korytarz, zostawiając obie za sobą. Zacięcie na jej twarzy sugerowało, że podjęła już decyzję. Saori westchnęła cicho, załamując na moment ręce, a Nariko odprowadziła Miyori wzrokiem pełnym niepokoju. Obie liderki wiedziały, że to nie miało się skończyć dobrze.
Godzinę później zebrało się sześć postaci: wszyscy obecni Shirei-kanowie Unii Samotnych Wydm. Atmosfera była napięta, a procedura tajnego głosowania przebiegała zgodnie z tradycją: każdy z Daimyō kolejno podchodził za parawan, by wrzucić do urny mały kamień.
Głosowanie trwało zaledwie moment. Gdy wszyscy oddali głos, wezwano Jou - wciąż formalnie przewodniczącego Radzie jako Kotei. Mężczyzna podszedł do urny. Na oczach zebranych otworzył ją i spokojnie wyjął kamienie, jeden po drugim, odkładając je na tacę. Przez chwilę liczył w milczeniu, po czym podniósł głowę. Jego twarz pozostała opanowana, choć Ichirou dostrzegł, że gdy mężczyzna nabrał powietrza, jego pierś uniosła się nieco gwałtowniej niż zwykle.
- Wynik głosowania… - oznajmił Jou ochrypłym, niemal podekscytowanym głosem. - Za reformą: pięć głosów. - Zawiesił głos i zmarszczył lekko brwi. - Przeciw: jeden.
Ostatnie słowo zawisło w powietrzu. Głos Jou zadrżał na ułamek sekundy przy słowie „jeden”, co nie umknęło niczyjej uwadze. W sali zaległa ciężka cisza, przerywana tylko odległymi dźwiękami muzyki z festiwalu za oknem. Kukuri patrzył chłodno przed siebie, ale jego spojrzenie zaraz potem powędrowało w kierunku Miyori. W jego oczach nie było żalu – raczej rozczarowanie. Saori i Nariko wymieniły długie, znaczące spojrzenie ponad stołem. Żadna nie odezwała się ani słowem, ale Ichirou doskonale odczytał niewypowiedzianą myśl. Tuż obok, Akiyoko spleciona nerwowo palce i spuściła wzrok na swoje dłonie. Młoda liderka Maji zagryzała wargę, świadoma zapewne, że taki wynik - jawny sprzeciw jednego z Daimyo - grozi rozsadzeniem spójności Unii od wewnątrz.
Miyori siedziała wyprostowana jak struna, wpatrując się tępo w pustą urnę. Na jej twarzy pojawił się delikatny rumieniec, który w zestawieniu z jej wcześniejszą bladością zdradzał wszystko. W ciszy wszyscy zrozumieli, że głos „przeciw” mógł oddać tylko ona. Cień wstydu, zdrady i gniewu przemknął przez oblicze liderki Douhito, gdy spostrzegła milczące spojrzenia reszty Rady utkwione w sobie. Nie czekając na formalne zakończenie posiedzenia, Miyori poderwała się z miejsca i pospiesznie, niemal truchtem, ruszyła ku wyjściu. Jej kroki dudniły w napiętej ciszy. Nikt jej nie zatrzymał. Drzwi zamknęły się za nią z głuchym echem. Jou odprowadził ją wzrokiem, po czym odchrząknął i spokojnym tonem ogłosił koniec obrad.
Post Fabularny
Takashima Minako
Jesien 394
Gabinet Jou
W zaciszu swojego gabinetu Sabaku no Jou siedział samotnie przy blasku pojedynczej świecy. Pochylony nad pergaminem, kreśląc staranne znaki. Co chwila unosił zmęczone oczy znad papieru i w zamyśleniu wodził wzrokiem po półmroku pokoju, na drzwi, jakby na coś lub na kogoś czekał. Odkładając pióro, przymknął na moment powieki - zdradzając zmęczenie człowieka, który od lat nie zaznał spokojnej nocy.
Minako zjawiła się niezwłocznie, gdy tylko otrzymała wezwanie do gabinetu Shirei-kana. Było to formalne wezwanie, więc tak też zamierzała podejść do sprawy, bez względu na to, co ją łączyło z Jou. Praca, a życie prywatne były odrębnymi kwestiami i zamierzała je rozdzielać, chyba że sam Jou zdecyduje inaczej. Zapukała więc, a gdy usłyszała pozwolenie, weszła do gabinetu i zamknęła za sobą drzwi.
- Wyzwałeś, Jou-sama. - Ukłoniła się z szacunkiem i podeszła bliżej biurka, starając się ze wszystkich sił powstrzymać od skomentowania jego wyraźnego zmęczenia.
- Jesteś w końcu - odpowiedział mężczyzna, odchylając się na swoim krześle. Na jego twarzy zagościł rzadki uśmiech, którym zaszczycał chyba jedynie ją. Wyglądał dobrze, jak na niego, ale widocznie było to spowodowane starannym makijażem. Było to typowe dla mężczyzn na Pustyni, którzy, tak jak kobiety, cenili swój wygląd. - Dobrze się bawisz w czasie festiwalu?
- Dobrze wiesz, że nie jestem tam po to, żeby się bawić. - Odpowiedziała mu z powagą, ale po chwili również pozwoliła sobie na lekki uśmiech. - Na razie wszystko przebiega bez zakłóceń. Nie dostrzegłam też niczego podejrzanego.
- Nie spodziewam się, że ktokolwiek ośmieli się zakłócić uroczystości. Na pewno nie chcą mieć do czynienia z Ichirou, który będzie chciał się pokazać z jak najlepszej strony w czasie inauguracji. Wątpię, żeby ktokolwiek mu się postawił.
Jou machnął ręką, aby zaprosić Minako, aby usiadła na kanapie, do której sam podszedł, ale zanim usiadł, wlał do kieliszków musującego wina.
- Wino z Antai. Ostatnia butelka. Już takich nie będą robić. Wiesz dlaczego? - zapytał siadając i podając Minako kieliszek z musującym, żółtawym płynem.
- Miejmy nadzieję, że masz rację. - Przytaknęła, po czym westchnęła. - Już i tak mocno go wkurzyli. Gdyby jednak ośmieli się pokazać, to za nic nie chciałabym być w ich skórze. Nie po tym jak widziałam jego wściekłą minę, gdy zobaczył zniszczony pomnik.
Widząc, jak Jou zaprasza ją na kanapę, a nie na krzesło naprzeciwko biurka, Minako ruszyła pewnym krokiem przez gabinet i usadowiła się na połowie mebla, by po chwili przyjąć też kieliszek z winem. W tym momencie spotkanie zdawało się nieco mniej formalne.
- Nie mam pojęcia. - Odpowiedziała na pytanie o wino. - Dlaczego?
- Cóż, tereny Antai, gdzie hodowano winogrona, z którego robiono to wino, zostały przejęte i skażone przez jeden z dzikich klanów. Wielka szkoda. Będę musiał wysłać kogoś, aby znalazł podobnie smaczne wino z innych terenów. Może Sakai? - wyjaśnił Jou, mówiąc z pewnego rodzaju namaszczeniem. Wyraźnie kwestia wina go interesowała.
Sprawa Ichirou wyraźnie też go interesowała, szczególnie jego reakcji na urwaną głowę pomnika.
- Aż tak się oburzył? Myślałem, że udało mu się nabrać nieco grubszej skóry w czasie jego podróży, a przede mną tylko odgrywa oburzonego. Ale jego energia na pewno się Unii przyda. To w końcu bohater - Jou upił łyk wina. - Rozumiem, że kręcą się tutaj jego znajomi. Spotkałaś ich? Jesteś w stanie powiedzieć mi na ich temat coś ciekawego?
Minako zmarszczyła brwi, słysząc rewelacje odnośnie Dzikich Klanów, które przejęły część ziem Sogen i najwyraźniej coraz bardziej się panoszą, skoro nawet Antai zaczęło odczuwać skutki ich obecności. Sprawa nie wyglądała zbyt dobrze, ale Kunoichi nadal miała nadzieję, że aż na Pustynię nie dadzą rady dotrzeć. Jou jednak zdawał się uważnie śledzić sprawę.
- Wygląda na to, że Ryuzaku no Taki nie radzi sobie zbyt dobrze z inwazją. - Stwierdziła i wzięła łyk owocowego trunku. - Nikt nie chce przyjść im z pomocą?
Sprawa Ichirou wyraźnie zainteresowała Jou, a słysząc jak dopytuje o niego i jego znajomych, Minako ponownie zmarszczyła brwi, tym razem nieco zdezorientowana. To było więcej tych znajomych? Do tej pory miała okazję spotkać tylko jednego. Ciekawe, czy pozostali byli równie silni.
- Jego ego jest dość kruche. Odebrał to jako policzek i wyzwanie. - Odpowiedziała i zamilkła na chwilę. Jeśli miała powiedzieć więcej, będzie musiała wspomnieć o pojedynku, a nie bardzo chciała, żeby Jou dowiedział się, że wylądowała w szpitalu. - Poznałam jednego, ma na imię Souei. Ichirou-sama urządził nam towarzyski sparing, żeby rzekomo sprawdzić moje umiejętności. Fizycznie zdawaliśmy się być na tym samym poziomie i walka początkowo była wyrównana, ale potem odpalił silną powłokę z Raitonu i ostatecznie, przy dłuższym kontakcie, zdołał mnie powalić. Co prawda nie pokazałam wszystkiego, na co mnie stać, ale mam wrażenie, że on też nie.
- Policzek i wyzwanie. Kruche ego - powiedział cicho Jou, poruszając swoim kieliszkiem delikatnie, aby płyn w środku lekko zawirował. - Jeżeli spotkasz innych jego znajomych, zwróć na nich uwagę. Chciałbym, żebyś wiedziała o nich wszystko, co się da.
- Pomoc? Sogeńczykom? Wysłaliśmy im już wystarczająco dużo, a i tak nie potrafili odepchnąć ataku. Nie, Unia ma ważniejsze sprawy na głowie niż pomoc Ryuzaku. Pewnie będzie, prędzej czy później, trzeba podpisać jakiś pakt z nimi, ale najpierw załatwmy nasze wewnętrzne problemy. Terroryści.
Jou pochylił się nieco do przodu, przysuwając bliżej Minako.
- Mamy przed sobą ostatnią noc ze mną jako Shirei-kanem. Co o tym myślisz?
- Jak sobie życzysz, Jou-sama. - Odezwała się formalnie, traktując to jako rozkaz. Co prawda w tym momencie miała w głowie mały konflikt interesów, bo przecież Ichirou ma zostać nowym Shirei-kanem, a pozycja Jou nadal nie była jej znana. Miała szpiegować przeciwko własnemu Liderowi? - Ale czy to mi w jakiś sposób nie zaszkodzi? Będę teraz podlegać Ichirou jako nowemu Przywódcy Klanu Sabaku i nadal nie dostaliśmy informacji co z Kotei’em.,
- Co do Sogeńczyków, to miałam na myśli, że nawet ich bliscy sąsiedzi nie kwapią się do pomocy, skoro tak źle im idzie. - Uściśliła swoją wypowiedź. - Nawet nie brałam pod uwagę, że Unia miałaby się w to mieszać, gdy grozi nam wewnętrzny bunt.
Gdy Jou przysunął się bliżej i wypowiedział ostatnie słowa, Minako zaczęła się zastanawiać, po co tak naprawdę było to całe wezwanie do Gabinetu. Stęsknił się za nią? Spotykali się średnio co kilka dni w jego Posiadłości, z dala od ciekawskich oczu, więc chyba nie było tak źle. Gabinet Shirei-kana to zupełnie co innego. Za drzwiami stali strażnicy i ktoś mógł w każdej chwili wejść. Na przykład Sachiko z jakąś ważną wiadomością.
- Mam nadzieję, że odejdzie Ci sporo obowiązków związanych z tym tytułem. - Powiedziała z troską i przyłożyła dłoń do jego policzka, przejeżdżając kciukiem po sińcu pod okiem, który był teraz starannie zamaskowany pudrem. - Jeśli nie chcesz, żebym zaczęła Ci sypać do wina zioła na sen, to postaraj się więcej odpoczywać, bo inaczej sam się wykończysz. Martwię się o Ciebie. A co do tej nocy, to zamierzasz ją spędzić tutaj, na kanapie?
Być może i odpowiedziałby na inne słowa Minako, ale skupił się na czymś innym. Jej słowa spowodowały, że zbliżył się do niej, pochylając się nad nią i dotknął swoja prawdziwą ręką jej policzka, bardzo delikatnie. Następnie przesunął ją niżej, na szyję Minako, którą delikatnie objął i przycisnął kciuk do jej gardła. Nie na tyle, żeby się dusiła, ale wystarczająco, żeby poczuła, że był wystarczająco silny, żeby to zrobić.
Jego dotyk był mocny, jego usta zbliżyły się do jej ucha. W jego oczach widziała coś, co ją mogło wystraszyć. Złość?
- Nigdy nie waż się tego robić, rozumiesz? - wysyczał prosto do jej ucha.
Wyglądało na to, że Minako trafiła w bardzo czuły punkt Jou i zbierała teraz tego konsekwencje. Przynajmniej dowiedziała się, że ten wręcz nienawidzi utraty kontroli nad swoim życiem i planami. Jego reakcja była wyraźna i bardzo wymowna, gdy z początku niby pod pretekstem pieszczoty, dotknął jej policzka, by ostatecznie zacisnąć kciuk na jej gardle. Widziała złość w jego oczach, ale nie drgnęła i nie wyglądała na przestraszoną. Wręcz przeciwnie. Przyjęła jego rozkaz milczeniem, zaś w błękitnych oczach mógł dostrzec lód.
- Zrób tak jeszcze raz, a wrócimy do relacji czysto zawodowych. - Odpowiedziała mu chłodno. - Naprawdę myślisz, że nadwyrężyłabym Twoje zaufanie, żeby zrobić coś takiego? Owszem, martwię się, ale nigdy nie posunęłabym się do czegoś takiego. A teraz z łaski swojej powiedz mi, dlaczego zostałam tu wezwana.
Jou się roześmiał, delikatnie głaszcząc jej szyję, po czym się wycofał, żeby napić się wina.
- Jeżeli będziesz o tym pamiętać, to nie będzie drugiego razu - oznajmił, po czym oparł się o poduszki. - Chciałem cię zobaczyć. I chciałem cię pierwszą poinformować, bo ciebie to dotyczy szczególnie, Minako. To owszem, mój ostatni dzień w tym gabinecie, przejmuje go Ichirou, ale to wiesz. Shirei-kanowie, natomiast, przegłosowali niemal jednogłośnie, że z powodu mojego doświadczenia, powinienem dalej przewodzić Unii, szczególnie w czasie zagrożenia Oroborosem.
Atmosfera jak szybko się spięła, tak samo się rozluźniła, ale niesmak pozostał, zwłaszcza po stronie Minako. Było jej przykro. A podobno tak bardzo jej ufał. Wychodziło na to, że jednak nie do końca.
- Zwątpiłeś we mnie. - Powiedziała to z wyraźnym wyrzutem.
Po chwili wreszcie dowiedziała się, po co została tu wezwana. Owszem, po części chciał ją zobaczyć, ale kryło się za tym coś jeszcze. Gdy usłyszała, że Liderzy Unii zdecydowali się na ponowne wybranie Jou na Kotei’a, przez jej twarz przemknął cień smutku, bo to oznaczało, że nadal będzie miał na głowie całą Unię, kosztem swojego czasu i zdrowia.
- Gratuluję i mam nadzieję, że jesteś zadowolony z takiego obrotu spraw, Jou-sama. - Tutaj wykonała pełen szacunku ukłon. - Czego ode mnie oczekujesz?
Jou oparł łokieć o oparcie kanapy, obracając kieliszek tak, że złocisty płyn leniwie falował w przyćmionym świetle świecy. Jego spojrzenie - choć wciąż chłodne - zyskało cień miękkości.
- Noc przed inauguracją nigdy nie jest tylko nocą. To punkt zwrotny. Jutro ja stanę się tarczą całej Unii, a ty… - uniósł wzrok, zatrzymując go na jej oczach - …ty zostaniesz ostrzem ukrytym za tą tarczą.
Zawahał się na ułamek sekundy, a jego dłoń - ta prawdziwa - wsunęła się pod jej podbródek, unosząc go delikatnie, jakby pragnął zetrzeć wrażenie sprzed kilku minut.
- Gdy poprosiłem cię dziś, byś przyszła, nie chodziło o wino ani o jakieś zadania, lecz o przyrzeczenie: jutro w świetle słońca zrodzi się nowy porządek, a ty będziesz w nim miała miejsce u mego boku, choć świat pozna cię dopiero wtedy, gdy sam uznam to za korzystne.
Ostrze ukryte za tarczą. Tajna broń samego Kotei’a. Był to ogromny zaszczyt i wyróżnienie, za które wielu skoczyłoby w sam ogień Piekieł. W tym momencie Minako wreszcie miała jasną kwestię, jeśli chodzi o to, komu podlegała w pierwszej kolejności i komu przede wszystkim była winna lojalność. Należała do Władcy Unii, któremu teraz pozwoliła dotknąć swojego podbródka.
- To dla mnie zaszczyt, Jou-sama. - Odpowiedziała. - Masz moje wsparcie, lojalność i...miłość.
Oby tylko tego nie pożałowała...
Post Fabularny
Jesien 394
W tym samym czasie w apartamentach klanu Douhito panował gorączkowy ruch, choć pilnie strzeżony przed ciekawskimi oczami. W prywatnej komnacie Miyori nerwowo pakowała do skórzanej torby pergaminy i zwoje - dokumenty, osobiste notatki, pieczęcie. Drżącymi palcami zawiązała rzemyk torby, po czym chwyciła w dłoń rodzinny medalion . Przez dłuższą chwilę patrzyła na niego w milczeniu, jakby szukając w nim otuchy albo odpowiedzi. Potarła też swoje gardło, owinięte bandażami, które ukrywały blizny po oparzeniach. Za jej plecami stał mężczyzna - zaufany adiutant, jedyny wtajemniczony w jej zamiar.
- Czy na pewno chcesz to zrobić, pani? - zapytał cicho, łamiącym się głosem.
Miyori zacisnęła powieki. Bała się - serce waliło jej w piersi - ale strach mieszał się z jej poczuciem obowiązku. Poinformowała swój klan o zamiarach, jakie miała. Wiedzieli, co zrobi. Gdy ponownie otworzyła oczy, jej spojrzenie było pewne i zdecydowane.
- Nie zostawili mi wyboru - odparła szeptem. Wsunęła medalion pod poły płaszcza i obróciła się do adiutanta. - Jestem pewna, że jeżeli tutaj zostanę, to zginę. Wiesz, co masz robić. Północna brama. Punktualnie.
Adiutant skinął głową. Bez więcej słów Miyori narzuciła na ramiona ciemny podróżny płaszcz. Zrzuciła z siebie ceremonialne ozdoby, które nosiła tego dnia - nie chciała rzucać się w oczy, gdy przyjdzie co do czego. Jej ucieczka musiała się udać. Musiała dostać się do Tsurai jak najszybciej, poinformować klan, że to, czego się bała, się zadziało, a ona sama sprzeciwiła się tyranii.
Późnym wieczorem cisza spowiła okolice północnej, bocznej bramy Kinkotsu. Strażnicy na murach leniwie spoglądali na pustkowie rozciągające się w mroku. Zbliżała się północ - miasto w dalszym ciągu świętowało, chociaż nie tak żywo - wielu spało, zmęczone przygotowaniami do jutrzejszej fety. Około godziny dziesiątej trzydzieści w nocy cztery ciemne sylwetki koni wyłoniły się z głębi dziedzińca i skierowały ku niewielkiej furtce obok bramy. Kolumna czterech jeźdźców zatrzymała się przed zamkniętą kratą. Dowódca nocnej warty uniósł lampę, by przyjrzeć się przybyszom. Jeden z nich nosił barwy Doubito, drugi czerwień Akataiyo. Trzeci mężczyzna, półukryty w cieniu kaptura, trzymał za uzdę dodatkowego konia objuczonego jukami. Na grzbiecie tej czwartej klaczy siedziała sama Miyori, okryta podróżnym płaszczem i kapturem. Jej twarz ginęła w półmroku, ale głos, który odezwał się zza strażnika, był wyraźny i stanowczy:
- Otwierać. Rozkaz Shirei-kana Sabaku.
Strażnicy spojrzeli po sobie niepewnie. Dowódca zmarszczył brwi.
- Nie otrzymaliśmy dziś żadnych… - zaczął, ale jeździec w kapturze przerwał mu gwałtownie, unosząc w górę zwój z czerwoną pieczęcią. W migotliwym świetle lampy widniały na nim znaki Sabaku.
- Pieczęć Sabaku-no-Jou. Macie rozkaz przepuścić patrol poza mury - bez zwłoki. - Ton mężczyzny był szorstki. Dla poparcia słów wsunął dowódcy w dłoń mały mieszek, którego brzęk nie pozostawiał wątpliwości co do zawartości.
Wartownicy zawahali się tylko przez ułamek sekundy. Fałszywy czy nie, rozkaz opatrzony insygnium Sabaku i drobna „zachęta” finansowa skutecznie stłumiły ich wątpliwości. Z głuchym zgrzytem metalowa krata bocznej bramy poszła w górę. Miyori odetchnęła cicho, kiedy jej koń przekroczył granicę murów. Udało się. Pod osłoną nocy, eskortowana przez trzech lojalnych ludzi, wymknęła się z Kinkotsu w stronę otwartej pustyni.
Jeźdźcy nieśli przytroczone do siodeł łuczywa, lecz nie odpalili ich - woleli nie zwracać uwagi. Posuwali się naprzód w ciszy, licząc na szybkie dotarcie do bezpiecznego dystansu od miasta. Około północy kolumna dotarła do wyschniętego kanału irygacyjnego zwanego Ukigawa, którego ruiny znaczone były sterczącymi z piasku fragmentami kamiennych ścian. Droga w tym miejscu zwężała się między niskimi wzgórzami wydm. Nagle prowadzący orszak Akataiyo w ostatniej chwili dostrzegł ciemną bryłę tarasującą przesmyk - przewrócony drewniany wóz leżał w poprzek traktu, jak gdyby porzucony po wypadku. Mężczyzna wstrzymał konia i uniósł rękę, dając znak reszcie.
- Coś tu nie gra… - szepnął drugi ochroniarz, sięgając po katanę za pasem. Miyori poczuła, jak serce podskakuje jej do gardła. Czy to możliwe, by przypadek zastawił na nich przeszkodę akurat w tym miejscu? Świat wokół zamarł na ułamek sekundy.
Nagle przestrzeń przecięła salwa świstających bełtów. Z ukrycia wystrzeliło siedmiu kuszników, a ich pociski w jednej chwili dosięgły czterech jeźdźców klanu Douhito. Towarzysze Miyori nawet nie zdążyli krzyknąć - runęli z siodeł martwi, przeszyci śmiercionośnym żelazem. Ona sama w ostatnim ułamku sekundy instynktownie szarpnęła cugle i zeskoczyła z konia. Upadła na ziemię turlając się, lecz poczuła przeszywający ból - jeden z bełtów musnął jej udo, pozostawiając krwawiącą ranę. Miyori zacisnęła zęby. Powierzchowne draśnięcie nie było śmiertelne, ale w ranę natychmiast wsiąkała jakaś trucizna. Z przerażeniem zauważyła, że prawa noga zaczęła cierpnąć i odmawiać posłuszeństwa.
Mimo bólu i narastającego odrętwienia, Miyori zareagowała błyskawicznie. Korzystając z pędu, przetoczyła się za powalony korpus konia, by skryć się przed kolejnymi strzałami. Jej długie, czarne włosy rozsypały się po ramionach, a na twarzy malował się wyraz skupienia i furii. Sięgnęła drżącymi dłońmi do torby u pasa, skąd wydobyła garść specjalnej gliny. Miyori błyskawicznie przeżuła i ulepiła z niej kilka drobnych kulek. Cisnęła nimi o ziemię tuż przed sobą. „Katsu!” - syknęła w myślach, gdy tylko jej palce puściły ostatnią z nich. Rozległa się seria głuchych wybuchów i wokół kunoichi w okamgnieniu wzbił się gęsty, szarawy dym. Zasłona dymna spowiła pobojowisko, kryjąc Miyori przed wzrokiem wroga.
W odpowiedzi dał się słyszeć z oddali kobiecy okrzyk rozkazu. Po chwili powietrzem wstrząsnęło potężne uderzenie artyleryjskie. W sam środek dymnej osłony wpadł od frontu ognisty pocisk, wystrzelony z przenośnej wyrzutni. Eksplozja rozdarła powietrze. Fala uderzeniowa rozproszyła część dymu, wzbijając w górę tumany piachu i pyłu. Ziemia zadrżała, odłamki skał i grudki ziemi posypały się wokół. Miyori, chroniona częściowo przez padłego wierzchowca, została ogłuszona przez huk i poczuła żar eksplozji. Nawet w ukryciu siła wybuchu niemal zaparła jej dech. Serce waliło jej w piersi, lecz zrozumiała, że jeśli natychmiast nie przejdzie do kontrataku, kolejny strzał zniszczy nawet najlepszą zasłonę.
Nie tracąc więcej czasu, sięgnęła ponownie do torby z gliną. W lewej dłoni pojawił się otwór usta, znak klanu Dōhito. Kunoichi pozwoliła, by usta na jej dłoni przeżuły kolejną porcję gliny. Jej prawa dłoń uczyniła to samo. Palce Miyori złożyły krótką pieczęć, a dwie paru ust w jej dłoniach zaczęły formułować kształty wedle jej woli. Po sekundzie z zaciskających się palców wypuściła drobne ptasie figurki, które od razu poruszyły skrzydłami. Osiem glinianych jastrzębi zerwało się do lotu z sykiem przecinającym powietrze i pomknęło w stronę ukrytych kuszników.
Zalegający wszędzie dym i kurz działały tym razem na korzyść Miyori - wrogowie nie dostrzegli w porę śmiercionośnych stworzeń. Chwilę później ciszę rozdarła seria kolejnych eksplozji. Każdy z glinianych jastrzębi dopadł swojego celu, detonując się z niszczycielską siłą. Głuche wybuchy zagłuszyły krótkie okrzyki bólu i przerażenia, po czym zapanowała złowroga cisza. W miejscach, gdzie ukryci byli strzelcy, w górę wystrzeliły słupy ognia, a po każdym z kuszników pozostały już tylko poszarpane szczątki.
Tylko jeden cel uniknął zagłady. Z prawej flanki do uszu Miyori dobiegł odgłos przypominający głośny trzask, jakby wystrzał z wyrzutni. W następnej sekundzie na skraju pola widzenia ujrzała ognistą kulę - to ostatni z jej jastrzębi został strącony w powietrzu, zanim zdołał dosięgnąć swojej ofiary. Tam musiał czaić się dowódca napastników.
Nagle wśród tumanów kurzu coś się poruszyło. Potężny podmuch rozproszył zasłonę dymną, rozwiewając ją niczym mgłę. Z dymu i tumanów piasku wyłonił się ogromny, uskrzydlony kształt - gliniany ptak wielkości wozu, który uniósł Miyori wysoko ponad ziemię, poza zasięg kolejnych salw. Wzbijając się w powietrze na grzbiecie swojego wytworu, Shirei-kan rozejrzała się w dół, wypatrując ocalałego wroga.
Wreszcie dostrzegła ją. Na skraju polany, nieopodal powalonych drzew, stała samotna postać. Była to młoda kobieta o smukłej sylwetce, z długimi różowymi włosami, które wyraźnie odcinały się na tle przykurzonego krajobrazu. Oświetlały ją tlące się szczątki jej towarzyszy. Nieznajoma dzierżyła na ramieniu ciężką wyrzutnię, której lufa wciąż dymiła po niedawnym strzale. Na ustach nieznajomej błąkał się cień uśmiechu - jakby cała ta śmierć i zniszczenie sprawiały jej perwersyjną przyjemność.
Miyori jej nie znała. Ale dziewczyna była cała pokryta w zwojach, przez co przeszło Shirei-kan przez myśl, że ma do czynienia z Ayatsuri.
Ayatsuri nie dała Miyori czasu na przemyślenia. Jak tylko dostrzegła shinobi na glinianym ptaku, zareagowała błyskawicznie. Różowowłosa najemniczka uniosła swój wyrzutnię i wycelowała prosto w szybujący cel. Z głośnym hukiem odpaliła, a metalowa kula pomknęł ku niebu, zostawiając za sobą smugę dymu i skłębionego powietrza. Miyori wstrzymała oddech, widząc nadlatujący ładunek. Bez wahania złożyła jedną pieczęć i wysłała dwa kolejne gliniane jastrzębie w stronę pocisku. Kolizja nastąpiła w pół drogi. Jastrzębie rzuciły się na kulę niczym żywe drapieżniki i roztrzaskały się o nią, detonując w tym samym momencie. Wysoko na niebie rozkwitła ognista kula. Wybuch wstrząsną powietrzem, ale gliniany ptak Miyori wyszedł z tego bez szwanku.
Miyori nie zamierzała poprzestać na defensywie. Wykorzystując fakt, że przeciwniczka przeładowywała broń, shinobi sięgnęła po ostatni większy kawałek gliny ze swoich zapasów. Tym razem włożyła go bezpośrednio do własnych ust, czując na języku gorzki posmak materiału zmieszanego z chakrą. Zaczęła przeżuwać. Sytuacja była krytyczna, mimo że większość podwładnych napastniczki już zginęła, Ayatsuri wciąż dysponowała arsenałem zdolnym ją zabić. Pewnie jeszcze nie odpieczętowała swoich lalek. Co gorsza, trucizna z bełtu coraz silniej paraliżowała nogę Miyori, ból pulsował w rytm serca. Musiała postawić wszystko na jedną kartę.
Nim Douhito zdążyła zaplanować kolejny ruch, Ayatsuri ponownie przystąpiła do ataku. Tym razem w jej dłoniach pojawiło się długie urządzenie zakończone kilkoma dyszami. Miotacz ognia? Miyori dostrzegła niepokojące, błękitne błyski. Różowowłosa aktywowała chakrę Raiton. Miyori zrozumiała to tuż przed tym, jak fala iskier trafiła wprost w jej glinianego ptaka. Przenikliwy jazgot przeszył powietrze, gdy elektryzujące płomienie oplotły wielkiego ptaka. Błyskawice tańczyły po powierzchni gliny, momentalnie niwecząc tkwiącą w niej chakrę Bakuton. Miyori krzyknęła z wściekłości, gdy poczuła, że traci kontrolę nad swoim wytworem, a gliniana bestia pod wpływem rażenia rozpadła się w powietrzu na dziesiątki kruchych odłamków.
Oszołomiona kunoichi runęła w dół. Próbowała złożyć pieczęć i powołać kolejnego ptaka lub choćby amortyzować upadek, ale było już za późno. Jeden paraliżujący cios otrzymała od trucizny, drugi - od grawitacji. Miyori spadała coraz szybciej, tracąc orientację. W uszach jej dzwoniło. Nie była pewna, gdzie jest wróg. Świst wiatru zagłuszał wszystko. Jeszcze próbowała rozpaczliwie skupić chakrę pod stopami, by zniwelować impet. Jednocześnie nie miała zamiaru się poddawać.
Ayatsuri zauważyła drobny ruch dłoni Miyori przy twarzy i instynkt podpowiedział jej, że szykuje się kolejny atak. Różowowłosa kobieta odrzuciła na bok swój miotacz i sięgnęła po zwój przytroczony do pasa. Szybkim ruchem rozwinęła go w powietrzu, wypowiadając formułę przywołania. Na dłoni Douhito Miyori spoczywała już niewielka gliniana figurka. Wyglądała niepozornie: przypominała ulepionego bałwanka, dziecinną zabawkę z białej gliny. Jednak gdy Miyori cisnęła nią w kierunku wroga, figurka momentalnie zaczęła rosnąć w locie, zwiększając swoje rozmiary do monstrualnych proporcji. W mgnieniu oka niewinny bałwanek przemienił się w wielkiego glinianego golema o kształtach groteskowego śniegowego potwora. Olbrzymi bałwan runął z impetem w dół, prosto na pozycję wroga, gotów zmieść ją potężną eksplozją.
Ayatsuri jednak nie straciła zimnej krwi. Przyklękła, by ustabilizować odrzut, i wystrzeliła z wyrzutni prosto w nadlatującego potwora. Nastąpiła gigantyczna eksplozja - tak silna, że oślepiła Miyori na ułamek sekundy mimo sporej odległości. Podmuch uderzył w glinianego ptaka, którym leciała, zachwiał nim i rozgrzanym powietrzem omiótł jej skórę i spowodował ból blizn. Odruchowo zasłoniła twarz przed falą gorąca. Gdy opadł kurz, ujrzała w dole, że gliniany bałwan został rozerwany w strzępy, a teren, gdzie spadł, zmienił się w dymiący krater. Wydawało się niemożliwe, by ktoś mógł ujść cało z epicentrum takiego wybuchu.
A jednak, ku rosnącej frustracji Miyori, wśród dymu poruszyła się sylwetka. Ayatsuri Kasumi zdołała uchronić się przed najgorszym stojąc teraz poparzona i osmalona, ale żywa. Jej oczy płonęły szaleńczą ekscytacją.
Ayatsuri obserwowała spadającą przeciwniczkę z dołu, dysząc ciężko po intensywnym wysiłku. Wiedziała, że upadek z tej wysokości może zabić nawet wytrenowanego shinobi, ale wolała nie zostawiać niczego przypadkowi. Różowowłosa wyskoczyła w górę i wyrzuciła hak na linie, który przyczepiła do kamienia gdzie lądowała Miyori. Mechanizm w rękojeści linki natychmiast przyciągnął Ayatsuri w przód. Po chwili opadła miękko na ugięte kolano. W tej samej chwili, kilka metrów od niej, z głuchym łomotem ciało Miyori uderzyło o ziemię.
Douhito Miyori czuła ból w każdej części swojego ciała. Upadła na plecy. Z gardła wyrwał jej się zduszony krzyk. Przez moment widziała tylko biel - jej oczy zaszły mgłą z bólu. Poczuła smak krwi w ustach i nie wiedziała, czy przygryzła język, czy to płuca rozdarły się od wewnątrz. Świat wirował jej przed oczyma, gdy próbowała zaczerpnąć tchu. Żebra miała jak w ogniu, a prawa noga - ta już wcześniej zatruta - wygięła się pod nienaturalnym kątem. Miyori zdawała sobie sprawę, że to koniec. Leżała pokonana, sama pośród pobojowiska, otoczona szczątkami swoich towarzyszy i swych własnych glinianych wytworów. W powietrzu unosił się gryzący swąd dymu i prochu.
Ayatsuri powoli ruszyła w stronę leżącej kobiety. Poruszała się ostrożnie, ale też dość pewnie do zranionej ofiary. Zatrzymała się dwa kroki od Miyori, unosząc w dłoni kolejne zawiniątko, przygotowując następną broń, by zakończyć dzieło. Jej różowe włosy połyskiwały w blasku pobliskich płomieni. Twarz miała osmaloną i podrapaną, ale oczy lśniły dziką satysfakcją.
Miyori, zbierając resztki sił, uchyliła powieki. Zamglonym wzrokiem zobaczyła nad sobą zarys postaci. Wiedziała, że to koniec, lecz honor Douhito nakazywał jej walczyć do ostatniego tchu. Czuła, jak w piersi coś pulsuje gorąco, niemal wyrywa się na zewnątrz. Ostatnia, najstraszniejsza technika. Jeśli zdoła ją aktywować, być może pociągnie oprawczynię ze sobą do grobu. Drżącymi dłońmi sięgnęła do przodu koszuli, rozrywając materiał na piersi. Między nadpalonymi bandażami i popękaną od starych blizn skórą ukazał się zarys czegoś upiornego - usta, o wiele większe, umiejscowiona wprost na mostku, tuż nad sercem Miyori. Teraz szczęki tych ust zaczęły się rozchylać, wydając obrzydliwy, mlaszczący pomruk.
Ayatsuri cofnęła się pół kroku, zszokowana tym, co zobaczyła - najwyraźniej nie spodziewała się takiego monstrum. Na jej twarzy malowało się obrzydzenie pomieszane z fascynacją. Nie spuszczała wzroku z powoli otwierających się ust na ciele Miyori i być może dlatego zwlekała ułamek sekundy z dobiciem przeciwniczki. To była szansa, na którą Douhito czekała.
Miyori czuła, jak technika się uaktywnia. W jej wnętrzu rodziła się moc, gotowa eksplodować i pochłonąć wszystko dookoła. Samobójcza eksplozja, ostatni dar klanu Douhito dla nieprzyjaciela. Miyori miała zamiar oddać za Unię życie, byle zgładzić tę potworną kobietę u swojego boku.
Nagle różowowłosa zamrugała, otrząsając się z chwilowego osłupienia. Zrozumiała, co planuje Miyori. W oczach Ayatsuri błysnęło przerażenie. Z wnętrza zwoju, który trzymała, do jej ręki wskoczyło Lwie Działo. Ayatsuri jednocześnie odskoczyła do tyłu i wystrzeliła kulka - rosnącą w trakcie lotu - i w końcu przyszpilającą Miyori oraz blokująca jej chakrę.
Przez ułamek sekundy ich spojrzenia się spotkały. Miyori leżała zalana krwią i pyłem, ale w jej oczach wciąż tlił się ogień, który kazał jej wybrać śmierć, byle tylko wypełnić obowiązek. Była Było jednak za późno. Nie zdołała się zdetonować. Jej spierzchnięte wargi poruszyły się, gdy wyszeptała ostatnie słowa:
- Nie można… pozwolić na… tyranię… - każda sylaba wychodziła z trudem z jej ust, które zalewała ciepła krew.
Ayatsuri prychnęła cicho, słysząc tę deklarację. Jej usta skrzywiły się w półuśmiechu.
- Ta, ale i tak chuja zrobiliście przeciwko jebanemu Ichirou - wycedziła chłodno Ayatsuri, spoglądając na Miyori z góry. - Żegnaj.
Z kieszeni wyciągnęła wybuchową notkę i podeszła dp Miyori, przyklejając ją prosto w otwartą gębę na jej mostku, po czym odeszła. Ostatnią rzeczą, jaką zobaczyła Douhito Miyori, był oślepiający błysk.. Przez krótką chwilę świat wypełnił się czystym, białym światłem. Gdy dym opadł, Dōhito Miyori już nie żyła. Jej kończyny były rozrzucone w artystycznym nieładzie na piasku, głowa spoczywała niedaleko.
W jej uszach wciąż dzwoniło po wybuchu, ale ona sama uśmiechała się pod nosem. Odgarnęła z czoła kosmyk różowych włosów i rozejrzała się po pobojowisku, upewniając, że nikt już nie został przy życiu. Wszędzie wokół leżały szczątki - ludzkie i gliniane - świadectwo krótkiej, brutalnej walki. Ayatsuri przerzuciła broń na plecy i odwróciła się, odchodząc powoli w mrok. Za jej oddalającą się sylwetką wirowały czarne jęzory dymu, unoszące się ku niebu po bitwie zakończonej całkowitym zwycięstwem Oroboros.
Post Fabularny - Inauguracja Shirei-kana Sabaku
Ichirou
Jesien 394
Blady brzask zastał Kinkotsu w gotowości. Słońce wynurzyło się spod widnokręgu, zalewając pustynne miasto złotym światłem nowego dnia. Rankiem po dniu zwołania Rady, zgodnie z zapowiedzią Sachiko, z Siedziby Władzy wyruszyła uroczysta procesja. Na jej czele szedł Ichirou, nowy Shirei-kan klanu Sabaku, ubrany odpowiednio do okazji. Tuż u jego boku kroczył Sabaku no Jou, ustępujący lider. Za nimi podążały delegacje rodów i armii: wybrani wojownicy nieśli sztandary wszystkich prowincji Unii, tworząc barwny orszak sunący główną aleją Kinkotsu.
Ulice miasta były wypełnione tłumem mieszkańców. Gdzie okiem sięgnąć, stali ludzie - od prostych rzemieślników po rodową szlachtę - wszyscy przyszli zobaczyć na własne oczy przekazanie władzy. Na widok procesji rozległy się gromkie brawa i okrzyki. „Diabeł Świtu! Bohater Pustyni!" - skandowały dzieci wymachujące papierowymi wachlarzami ze znakiem klanowym. W tłumie widać było ulicznych artystów przebranych w piaskowe szaty, odgrywających scenki z jego słynnych bitew. "Legenda Bohatera Pustyni żyła własnym życiem", dokładnie tak, jak przewidziała to Sachiko. Gromadka malców na jego cześć machali prowizorycznymi włóczniami z trzciny.
Trasa pochodu wiodła główną aleją prosto na Plac Centralny, gdzie wzniesiono wielką scenę ozdobioną złocistym piaskiem i proporcami prowincji. Gdy Ichirou wchodził na podium u boku Jou, zauważył brak jednego z Shirei-kanów, którzy siedzieli w tle, obserwując. Miejsce, gdzie powinna siedzieć Shirei-kan Douhito było puste.
Ceremonia rozpoczęła się punktualnie o wschodzie. Sachiko, stojąc z boku sceny, zręcznym gestem dłoni dała sygnał i orkiestra wojskowa umilkła, przechodząc w poważny, podniosły ton werbli. Mistrzyni ceremonii czuwała nad każdym szczegółem: jednym skinięciem nakazała wstrzymać marsz, innym przywołała fanfary, gdy tylko Ichirou i Jou zajęli wyznaczone miejsca na środku podestu. Dwaj strażnicy wnieśli przed nich ozdobną skrzynię. Jou uniósł dłoń. Tłum ucichł natychmiast.
Kōtei przemówił. Jou był człowiekiem oszczędnym w słowach i także teraz jego przemówienie okazało się krótkie, choć wymowne. Starzec miał suchy, trochę przygaszony głos.
- Dziś Unia Samotnych Wydm stoi u progu nowej ery - powiedział, spoglądając na niezliczone twarze zebrane na placu. - Ery jedności, która pozwoli nam przetrwać najtrudniejsze burze.
Obrócił się lekko w stronę Ichirou i wyciągnął ku niemu rękę, wskazując go otwartym gestem.
- Asahi Ichirou - kontynuował donośnie - zasłużony Bohater Pustyni, poprowadzi nas ku dalszej świetlanej przyszłości. Jako Shirei-kan i przywódca Sabaku, w imieniu klanu, oddaję w jego ręce odpowiedzialność za losy naszego dziedzictwa oraz Atsui.
Słowa te odbiły się echem od murów okalających plac. Jou zrobił pauzę, a Sachiko dała znak i powietrze przecięły dźwięki triumfalnych trąb.
Jou, zgodnie z tradycją, sięgnął do skrzyni i wydobył z niej symbol władzy - śnieżnobiałe haori z naszytym złotym symbolem klanu Sabaku. Teraz nastąpił moment jego oficjalnego przekazania. Jou podszedł bliżej i uroczyście zarzucił poły haori na ramiona Ichirou, zaciskając mu dłonie na barkach. Formalnie, w oczach wszystkich, przekazał w ten sposób władzę swojemu następcy. Stary lider cofnął się o pół kroku i wypuścił cicho powietrze, jakby z jego piersi spłynął wieloletni ciężar. Ichirou kątem oka dostrzegł, że twarz Jou, zwykle napięta i nieprzenikniona, teraz wyrażała ulgę i dumę zarazem.
Plac eksplodował oklaskami. Z gardeł tysięcy mieszkańców wyrywały się wiwaty. Ichirou stał już jako nowy lider klanu Sabaku. Poczuł na sobie wzrok niezliczonej rzeszy ludzi.
Tuż za prawym ramieniem Ichirou stała Sachiko. Pochyliła się nieznacznie i szepnęła mu do ucha:
- Teraz twoje słowo stanie się prawem.
Ta chwila należała do niego.
Sabaku no Jou
Maji Akiyoko
Kaguya Nariko
Ayatsuri Saori oraz Sachiko
Dōhito Miyori
Haretsu Kukuri
Takashima Minako
0 x
you best prepare for a hilariously bad time
Ichirou
Posty: 4098 Rejestracja: 18 kwie 2015, o 18:25
Wiek postaci: 35
Ranga: Seinin
Krótki wygląd: Chodzące piękno.
Widoczny ekwipunek: Hiramekarei, gurda, fūma shuriken, torba, dwie kabury
Link do KP: viewtopic.php?f=33&t=320
Lokalizacja: Atsui
Post
autor: Ichirou » 29 lip 2025, o 21:40
Jego głos, umieszczony w urnie jako za, był czymś więcej niż formalnością – był aktem świadomego poparcia dla układu, którego nie konstruował, ale który musiał zaakceptować. Gdy spojrzał na Jou, nawet bez słów potrafił dostrzec ledwie uchwytne zadowolenie starszego mężczyzny. A może dopisywał sobie ten widok oczami wyobraźni, próbując wniknąć w jego piegowatą skórę?
Nie kwestionował kierunku zmian. Dla Sabaku był on przecież całkiem dobry. Był zniesmaczony nie samą treścią, a raczej tym, że to nie on rozdawał karty. A jeszcze parę dni temu mogło się wydawać, że to będzie on.
Jeszcze przed rozpatrzeniem wyników w głowie rozgrywał też inny scenariusz. Taki, w którym rezultat głosowania się rozmywa – głosy się rozkładają, reformy zostają wstrzymane. Wtedy nie omieszkałby wejść w tę lukę. Krok naprzód, prosto na ścieżkę ku roli Kōteia. Nie byłoby drugiej takiej okazji. Jako świeżo wybrany Shirei-kan Sabaku – z poparciem swojego klanu, nową pozycją, nowym głosem – mógłby przejąć inicjatywę, choć oczywiście nie musiał. Na pewno czułby się bardziej komfortowo mając większy wpływ na swój los. A teraz? Musiał chwilowo przytaknąć na nieustalone z nim rozporządzenia jako ten drugi, ten następny w kolejce do tronu. To mocno irytowało.
Zresztą, była jeszcze wątpliwość, czy w nowym układzie rada zostanie utrzymana w ryzach i Ichirou faktycznie doczeka się swojego stanowiska. W ogólnym rozrachunku było to jednak lepsze niż mglista szansa na udane rozegranie nowego rozdania przy stole, do którego dopiero dołączył.
Tym razem jednak wszystko zostało rozegrane po myśli Jou, sprawnie i bez większego zgrzytu. Z sześciu liderów pięciu powiedziało "tak", jeden "nie" – i nie trzeba było nawet patrzeć, by wiedzieć, kto. Miyori wyszła bez słowa, a jej cień jeszcze przez chwilę ciążył nad salą, jak echo odważnego, ale samotnego sprzeciwu. Ichirou nawet się nie obejrzał. Nie było potrzeby. Ta rozgrywka należała do kogo innego – na razie.
Finalnie mógł opuścić obradę w pewnym stopniu zwycięsko, jeśli patrzeć z szerszej perspektywy i racji klanu. W wąskim kadrze z kolei kończył obrady z obruszonym ego. Próbował sobie jakoś to później wyperswadować, że to dopiero początek w nowej roli, że jeszcze nadejdzie jego moment, ale chyba nie był na tyle cierpliwy, by taka narracja była w stanie go teraz udobruchać.
0 x
Jigen
Posty: 46 Rejestracja: 26 cze 2025, o 17:43
Link do KP: viewtopic.php?p=226291#p226291
Post
autor: Jigen » 1 wrz 2025, o 17:48
Nie bywał zbyt często w tym miejscu, szczególnie odkąd władza się zmieniła. Wprowadzono sporo zmian i miejsce stało się o wiele bardziej mało przystępne. Oczywiście po części rozumiał bowiem postawiono na bezpieczeństwo. Przy wejściu wylegitymował się odznaką po czym na ściennej mapie odnalazł położenie biura rachunkowego. Wolał się upewnić bo zaszło tu sporo zmian.
W skrzydle rachunkowym już nie za bardzo wiedział do kogo się zgłosić. Zaczepił więc pierwszą lepszą osobę na korytarzu, która wyglądała jakby tu pracowała.
- Przepraszam. Szukam osoby, która pomoże mi wskazać osoby, które ostatnimi czasy wsparły miasto oraz miejską straż swoimi darowiznami. Pracuję aktualnie dla straży miejskiej i potrzebujemy tych informacji. - powiedział pokrótce wyjaśniając sytuację. Wiedział że takie dane raczej nie bywają publiczne jednak straży miejskiej chyba dane można wydać?
- Dokładnie to chodzi mi o wpłaty od przedsiębiorców, którzy prowadzą punkty handlowe w Kinkotsu. O! - doprecyzował żeby nie krążyć po obiekcie bez powodu i marnować czasu. Tutaj każda minuta się liczyła bowiem tej nocy mogło dojść do kolejnego napadu z rabunkiem.
0 x
Kujaku Haruka
Posty: 367 Rejestracja: 10 cze 2025, o 16:12
Wiek postaci: 21
Ranga: Dōkō
Krótki wygląd: Haruka preferuje barwy krwi i zachodu słońca – jej odzież często zawiera intensywne czerwienie, burgundy i brązy. Ma długie, białawe włosy. Prawe oko – szarozielone – kontrastuje z pustym, niewidocznym pod maską oczodołem po stronie lewej.
Link do KP: viewtopic.php?f=32&t=11834&p=224917#p224917
Post
autor: Kujaku Haruka » 1 wrz 2025, o 18:07
Zlecenie specjalne - "Misja rangi D - Złapać złodzieja
4/7
Jigen
Siedziba władzy przywitała cię - jak zawsze - sporym tłumem petentów, shinobi oraz urzędników. Zapewne gdyby nie dość dobrze przygotowane wskazówki, przygotowane zapewne na zamówienie przez bardzo kompetentnych rzemieślników - ciężko byłoby się połapać w organizacji, zwłaszcza po wszystkich zmianach, jakie zaszły ostatnio w Unii. Niemniej, wyglądało na to, że nawet jeśli w jakichś mniej ważnych, ubogich dzielnicach lub wioskach brakowało wody, to przynajmniej centrum władz było przejrzyście opisane i przygotowane do nawigacji, a urzędnicy mieli ujednolicone, eleganckie szaty, każda z przypinką w kształcie nowego symbolu Unii. Dobrze, że znaleźli się dobrzy ludzie, którzy je zasponsorowali... i ich właśnie szukałeś.
Zaczepiłeś jakiegoś poważnie wyglądającego, starszego mężczyznę, który pokierował cię do odpowiedniego biurka, za którym siedziała kobieta w wieku - na oko - podobnym do twojej matki. Wydawała się nieco niedospana, jakby ostatnie tygodnie dały jej się we znaki. Widać to było również po ilości pergaminów, jakie znajdowały się na jej biurku oraz na biurkach jej koleżanek. Na twoje pytanie popatrzyła się moment nieco tępym wzrokiem w ciebie, jakby nie rozumiejąc pytania, po czym dopiero po paru sekundach otrząsnęła się ze stuporu.
- Przepraszam. Tak, darczyńcy... już, momencik. Jaki okres cię interesuje? Ostatnie czasy to niezbyt precyzyjny wyznacznik... no, ale, powiedzmy może... ostatni kwartał? To chyba w miarę pasuje, prawda? Hm? - powiedziała, z delikatną tylko naganą w głosie, wstając od biurka i przechodząc do jednej z szafek, skąd wyciągnęła dwa zwoje i dołączyła je do trzeciego, który był już na jej biurku. Zapewne na bieżący miesiąc. - Popatrzmy... Było ich trochę. Interesuje was wszystko, czy może jesteście w stanie zawęzić jakoś swoje poszukiwania? - spytała, wyraźnie sugerując, że zawężenie by się przydało. W końcu miałaby dzięki temu mniej pracy. Pytanie, czy to, co wiedziałeś na ten moment dawało ci opcję zawężenia jakoś poszukiwań? Jito miał parę teorii, które może by się w tym kontekście przydały.
- Jito -
- Hiromi - dowódczyni posterunku -
- Muraito - strażnik, bez zdolności chakrowych -
- Urzędniczka -
0 x
Jigen
Posty: 46 Rejestracja: 26 cze 2025, o 17:43
Link do KP: viewtopic.php?p=226291#p226291
Post
autor: Jigen » 1 wrz 2025, o 20:00
Na szczęście wzięto go poważnie i nikt nie sprawiał żadnych problemów po drodze. Wiadomo jak to jest w tych instytucjach. Wypełnianie szeregu formularzy, tydzień oczekiwania i dopiero jakakolwiek decyzja przy czym po drodze zaginie połowa dokumentów. Cieszył się że mógł załatwić sprawę od ręki i bez zbędnych kolejek.
- Wie Pani co... Potrzebuję wpłaty... Od daty wyboru nowego Koteia. To kiedy to było? No ale od wtedy. - sam był nie do końca precyzyjny ale nie pamiętał dokładnej daty chociaż powinien bo przecież był na festiwalu i nawet robił szaszłyki dla przyjezdnych.
- Chyba nie ma aż tak dużo tych wpłat prawda? Chodzi mi tylko o handlarzy z Kinkotsu. - dodał zdezorientowany i doprecyzował zakres poszukiwań. Wolał się powtórzyć żeby czasami kobita nie przeszukiwała całych akt rachunkowych z ostatnich miesięcy.
Czekał cierpliwie aż urzędniczka w spokoju odnajdzie wszystkie zapiski. Nie miał pojęcia czego się spodziewać dlatego z torby wyciągnął swój notes.
- A pytanie takie mam. Można będzie te zapiski "pożyczyć"? Obiecuję zapieczętować w zwoju żeby nic się nie uszkodziło. Potrzebne będą straży miejskiej. Jak nie to będę musiał przepisać. - zapytał na koniec i wskazał swój notesik. W zależności od tego ile będzie tych darczyńców to wygodniej będzie metodą jedną lub drugą. Sześciu czy ośmiu sobie zanotuje ale trzydziestu wolałby zapieczętować i zanieść Jito by wspólnie to przeanalizować.
0 x
Kujaku Haruka
Posty: 367 Rejestracja: 10 cze 2025, o 16:12
Wiek postaci: 21
Ranga: Dōkō
Krótki wygląd: Haruka preferuje barwy krwi i zachodu słońca – jej odzież często zawiera intensywne czerwienie, burgundy i brązy. Ma długie, białawe włosy. Prawe oko – szarozielone – kontrastuje z pustym, niewidocznym pod maską oczodołem po stronie lewej.
Link do KP: viewtopic.php?f=32&t=11834&p=224917#p224917
Post
autor: Kujaku Haruka » 2 wrz 2025, o 13:57
Zlecenie specjalne - "Misja rangi D - Złapać złodzieja
5/7
Jigen
Urzędniczka parsknęła ze śmiechem, słysząc twoją sugestię, że wpłat nie było dużo, ocierając łzę, która zakręciła się jej w kącie oka. Najwyraźniej było to dla niej bardzo zabawne.
- Wybacz, ale... cóż, to gdyby było tych wpłat tak mało, to pewnie nie potrzebowalibyśmy tyle dokumentacji, prawda? - odparła, po czym pokazała ci długą listę, podzieloną na branże i dzielnice. - Od wyboru nowego Koteia mieliśmy blisko pięć setek wpłat z samego Kinkotsu. Jesteśmy stolicą, na każdym rogu ulicy jest jakiś biznes. A wiele osób - zwłaszcza tych bogatszych - starało się pokazać z jak najlepszej strony. Nawet małe stragany starały się coś od siebie dorzucić i domy rozpusty. Dlatego pytałam cię, czy masz pomysł na to, jak zawęzić swoje poszukiwania. Może konkretna branża? Albo konkretna dzielnica? - urwała na moment, by pokazać ci rozmaite kategorie, według których grupowane były biznesy, jakie dorzuciły się na poczet nowego pałacu Sabaku no Jou. Oraz oczywiście pozostałych, istotnych wydatków Unii.
- Jak chodzi o pożyczenie, to niestety jest to wykluczone, nawet przy zapieczętowaniu. Nie mamy gwarancji, że będziecie mogli się z tym odpowiednio obejść. To, co mogę natomiast zaoferować, to dać dokumentację naszym kopistom i zlecić im wypis, zgodnie z waszymi wyznacznikami. Oczywiście, w zależności od zakresu może to potrwać dłużej lub krócej. Od jednego, do kilku dni. -
Wyglądało na to, że będziesz musiał jakoś zdecydować - czy chcesz pełną listę kilkuset nazwisk i dat, czy jednak jakoś zawężoną. Pamiętałeś, że Jito sugerował jakiś konkretny modus operandi złodzieja i to, że był dość ostrożny w dobieraniu celów. Że dzięki temu tak długo uniknął wykrycia. Tylko co to było? I czy byłoby to przydatne dla twoich celów?
- Jito -
- Hiromi - dowódczyni posterunku -
- Muraito - strażnik, bez zdolności chakrowych -
- Urzędniczka -
0 x
Jigen
Posty: 46 Rejestracja: 26 cze 2025, o 17:43
Link do KP: viewtopic.php?p=226291#p226291
Post
autor: Jigen » 2 wrz 2025, o 17:19
Chłopak grzecznie czekał aż urzędniczka uwinie się ze swoją robotą. Pewnie w głowie przeklinała młodego Maji że zawraca jej głowę swoimi wyimaginowanymi fanaberiami i teoriami spiskowymi.
- Nie no... Tyle to nie! - powiedział słysząc o liczbie wpłat. Lekko go to zbiło z tropu ale wtedy przypomniał sobie że Jito mówił o "sowitych wpłatach w ostatnich tygodniach" . Jigen postanowił nieco przefiltrować owe wyniki poszukiwań.
- Dobrze. To w takim razie skupmy się na ostatnich 4 tygodniach i wybierzmy dwadzieścia najwyższych wpłat. - powiedział po czym zbliżył się do urzędniczki ze swoim notesikiem.
- Ja będę notował. Proszę dyktować. Tylko poproszę z adresami sklepów. - powiedział i przygotował sobie ponumerowaną listę od jednego do dwudziestu. W życiu nie przypuszczał że taka prosta rzecz jak notes kiedykolwiek mu się przyda. A z czasem jaka to mogła być skarbnica wiedzy. Już przecież miał przepis na najlepsze szaszłyki. Teraz jeszcze będzie miał informacje o wpłatach od handlarzy. Lepiej żeby nie zgubił tego zeszytu bo jeszcze trafi w niepowołane ręce.
- Bo wie Pani... Ostatnio ktoś napada na handlarzy, którzy dokonali wpłat wspierających urząd Koteia. Próbujemy rozwikłać tą zagadkę. - dodał po chwili by naświetlić kobiecie po co mu te informacje. W innym przypadku pewnie musiałby pisać podanie z uzasadnieniem i czekać siedem dni roboczych.
0 x
Kujaku Haruka
Posty: 367 Rejestracja: 10 cze 2025, o 16:12
Wiek postaci: 21
Ranga: Dōkō
Krótki wygląd: Haruka preferuje barwy krwi i zachodu słońca – jej odzież często zawiera intensywne czerwienie, burgundy i brązy. Ma długie, białawe włosy. Prawe oko – szarozielone – kontrastuje z pustym, niewidocznym pod maską oczodołem po stronie lewej.
Link do KP: viewtopic.php?f=32&t=11834&p=224917#p224917
Post
autor: Kujaku Haruka » wczoraj, o 13:39
Zlecenie specjalne - "Misja rangi D - Złapać złodzieja
6/7
Jigen
-No i proszę, chwila zastanowienia i się dało, prawda? - stwierdziła z zadowoleniem, sięgając po dokumenty i szybko je przerzucając. Kiedy byłeś gotowy ze swoim notesem - który jak sam zauważyłeś, okazał się być w tym wypadku równie skuteczną bronią w walce z przestępczością Kinkotsu, co twoje techniki klanowe lub żywiołowe - kobieta zaczęła dyktować. Kilka sklepów rozpoznałeś - były to te same, które widniały już na mapie Jito, części albo nie zapamiętałeś, albo jeszcze tam się nie znalazły, mogły zatem być potencjalnymi celami. Nadal, było to kilkanaście obiektów, z których musieliście coś wybrać.
- Naprawdę? Co za barbarzyństwo. No ale tak, pewnie biedota jak zwykle zazdrości powodzenia tym, którzy umieli osiągnąć sukces w życiu i nie płakali nad swoim losem, tylko wzięli go w swoje ręce i ciężką pracą doszli do czegoś w życiu. Mój syn zawsze to powtarza i ja, powiem ci młodzieńcze, w pełni się z nim zgadzam. Dobrze, że stróże prawa tacy jak ty umieją przynajmniej wytropić i wkrótce wyłapać tych bandytów, bo przecież to naprawdę, świat się kończy, jak się tak o tym pomyśli dłużej. - pokręciła głową kobieta, nie omieszkując zaprezentować ci nieco życiowej mądrości. Zapewne jej opinia była pokrewna do tej panującej pośród reszty pracowników Siedziby Władzy.
Po dłuższej chwili, uzbrojony w listę potencjalnych celów złodzieja, wróciłeś na posterunek, gdzie musiałeś jeszcze poczekać kwadrans na Jito. Akurat miałeś okazję przegryźć coś i wypić herbatę. Twój partner wrócił lekko zziajany, ale zadowolony.
- O, nie przetrzymali cię widzę długo? - zaśmiał się, kładąc plik dokumentów na stole obok mapy. - Sukces. Znalazłem informacje o jeszcze dwóch dziurach odnalezionych w trakcie śledztwa, do tego w przynajmniej jednym córka właścicieli wspomniała, że słyszała krzyk przypominający małpę w nocy, kiedy dokonano kradzieży. Jak u ciebie? -
[Z/T ]
- Jito -
- Hiromi - dowódczyni posterunku -
- Muraito - strażnik, bez zdolności chakrowych -
- Urzędniczka -
0 x
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości