W osadzie można odnaleźć wszystkie jednostki organizacyjne konieczne do normalnego trybu życia. Można tu odnaleźć szpital, restauracje, sklepy z różnymi towarami, a także gorące źródła bądź arenę.
Taiyō
Postać porzucona
Posty: 318 Rejestracja: 4 lip 2023, o 17:27
Wiek postaci: 20
Ranga: Ginkara
Krótki wygląd: Rachityczny ektomorfik o figurze wazy, metr i siedemdziesiąt centymetrów wzrostu, słomkowe włosy, bursztynowe oczy z gęstymi rzęsami, usta o esowatym kształcie z powiększoną dolną wargą.
Link do KP: viewtopic.php?f=32&t=11215&p=210160#p210160
GG/Discord: spectrofobia
Multikonta: Uguisu
Post
autor: Taiyō » 14 maja 2024, o 20:57
Jedna z blond brwi drgnęła ku górze. Hyōma Yumetsu. Była pewna, pomimo potwornie rozbieganych myśli i chaosu toczącego wojnę z porządkiem na tyłach mózgu blondynki, złożenie nieznajomej twarzy do równie nieznanego imienia i nazwiska, pozwalało określić, iż – w rzeczy samej – nie miała pojęcia, kim jest. Pazur. Prawie szczyt w hierarchii smoków, ludzie równie silni, co przerażający. Zasłużeni. A, że w Akiyamie zasługi liczone były za pomocą miary krwi, cóż, nie mógł być dobrym człowiekiem. Chociaż… Czy ktokolwiek na tym świecie mógł jeszcze określać się tymże epitetem? W czasach, gdzie, by przetrwać musiałeś kraść albo rabować, ewentualnie ktoś robił to za ciebie – na zlecenie, bycie prawym prędzej czy później kończyło się przedwczesną śmiercią. Albo w wyniku napadu, albo, ot, głodu. Konstrukt społeczeństwa ich unicestwiał. I tak – ta pierwsza opcja czasami kończyła się podobnie, ale jakby rzadziej.
Lepiej więc żyć we własnych, nie zawsze dobrych, zasadach czy umrzeć, w imię szlachetnych idei?
Dostać nagrodę za wyrządzone zło, czy karę za naiwność i wiarę w wyświechtane ideały?
Dobrze, że Taiyō nigdy nie trawiły jej podobne rozważania. Ona chciała umrzeć. Po prostu – umrzeć. Nieważne, przez co i w jakich okolicznościach. Tak przynajmniej sądziła. Nie było w tym żadnej logiki, zastanowienia, pomyślunku, by robić X, a Y już nie. Jak bardzo musiała się nienawidzić, aby chcieć się unicestwić?
Odpowiedź brzmi: niewyobrażalnie bardzo. Gdy skończyła lat dziesięć, może piętnaście, już niewiele było w stanie ją zaskoczyć. To był ten moment, kiedy, w normalnych okolicznościach, dopiero traciło się zachwyt nad światem – kolorami, barami, wydarzeniami. Nieważne czy się tego chciało, czy nie. Taki proces wzrastania; obojętniało się na dziecięce marzenia i ciągoty, by zrobić miejsce na kolejne doświadczenia. Ale co, gdy tej uwagi dla otoczenia, tej miłości nigdy nie było?
W przyrodzie musiała istnieć przecież jakaś równowaga. Jeden cykl nie mógł się rozpocząć bez drugiego. A skoro, jak już ustaliliśmy, Watanabe nie miała okazji do odkrywania tego, co na globie najpiękniejsze, na snucie marzeń i pragnień… Jej pierwszy cykl rozpoczął się od używek. Kiedy zaczęła ćpać, już na wolności, pić na umór i traktować swoje ciało jak pieprzony eksperyment – to trochę tak, jakby po raz pierwszy była uwolnionym ze wstydu i poczucia winy dzieckiem. Tłumione latami emocje, te, których pragnęła, jak i również te, których nienawidziła, wybuchały w jej wnętrzu jak małe fajerwerki. Bez planu. Bez ciągu przyczynowo skutkowego. Było głośno i świszcząco.
Tak, jak w tej uliczce przecinającej się z setką innych, w której znalazła się, jak to powiedział Hyōma, „o dobrym czasie”. Nie pamiętała nawet, w jakim celu wyszła z budynku, w którym znajdowało się jej łóżko i posłanie. Może nigdy go nie było. Może wpadła tu wiedziona tym, co prawdopodobnie, zważywszy na kieszeń wypchaną paroma monetami, uzyskać. Nałóg Watanabe wziął się z nieustającej potrzeby poczucia ulgi, uciszenia tego, że już sama, kurwa, nie mogła ze sobą wytrzymać.
Blondynka uśmiechnęła się błogo i rozkosznie, opuściwszy nieznacznie powieki. Powód tegoż zadowolenia, sądząc po bursztynowych oczach maniakalnie poruszających się od lewej do prawej, niekoniecznie był związany z tym, co powiedział Yumetsu. Ba, mógł nawet wcale nie dotyczyć ani jego, ani tej sytuacji.
— Zadowolona, pazurku — odpowiedziała, utrzymując poziom konwersacji, który został jej narzucony.
Czy było to rozsądne, z uwagi na rangę zleceniodawcy? Oczywiście, że... NIE. Nikt normalny nie pozwala sobie na podobne odzywki względem kogoś, kto mógłby rozłupać jej czaszkę jednym tylko mocniejszym uciskiem palców. Problem w tym, że w aktualnym wydaniu Watanabe nie potrafiła dostrzec tej subtelnej granicy, oszacować na ile i czy w ogóle ma prawo żartować w podobny sposób. Prawda, jakiś czas temu, gdy była w domu Faiyi, z dokładnością co do literki cyrklowała i tonowała słowa, a nawet zdania. Różnica była jednak taka, że wtedy musnęła trzeźwość i myślenie było prostsze. W ogóle: było wykonalne.
Niemniej, każdy, kto mieszkał w Shigashi no Kibu dłużej, niż miesiąc (a tak niewątpliwie było w przypadku mężczyzny), widział podobne zdarzenia, podobne twarze i ichniejszą nielogiczną mimikę: ludzi ci byli tak otumanieni rozprowadzanymi po mieście specyfikami, iż stawali się niezdolni do odczuwania właściwych emocji. Kiedy winni być poważni – śmiali się, a z kolei, gdy należało przywdziać na usta wyraz radości, okrywali twarz dłońmi i zanosili się płaczem. Najpewniej zdołał się na to znieczulić, co więcej, mogła go bawić ta równia pochyła, w którą „słabi” wpadali jak nieopatrznie trącone palcem kostki domina. Raz zaczynali i koniec; wszystko się burzyło, po kolei, tak, by każdy upadek zabolał równie mocno, co poprzedni.
A skoro o upadkach… Głowa dziewczęcia zachybotała się na chuderlawej szyi, gdy odprowadziła „przyjaciela” spojrzeniem. Czując niemoc wtłaczaną krwiobiegiem do kończyn, przezornie oparła się o fasadę najbliższego budynku. Cóż, przyjemne z pożytecznym – teraz przynajmniej wyglądała subtelnie. Jak śnięta, pasująca do okoliczności i lokalizacji kobieta.
0 x
#9d3126
trochę mnie nudzi świat i nie chcę się już starać
z drugiej strony chcę wszystko i w sumie to naraz
Karta postaci |PH | Bank
Prowadzę
♦ Kami Kaito ☼ [D] — „Dzielenie przez dwa” (nieobecny/a)
♦ Hikari Kaguya ☼ [D] — „Nimbooda” (nieobecny/a)
Mukutaro
Postać porzucona
Posty: 345 Rejestracja: 15 wrz 2023, o 10:51
Wiek postaci: 30
Ranga: Tsume/Pazur
Widoczny ekwipunek: Katana przy pasie, sztylet za pasem, plecak, Zanbatō na plecach
Link do KP: viewtopic.php?p=212667#p212667
GG/Discord: wolfig
Post
autor: Mukutaro » 14 maja 2024, o 21:15
Misja D
Taiyō
"Dzban"
[7/14]
Prawdopodobnie jakiś inny mafioza, szukając dziewczyny do roboty, nie wziąłby takiej pozbawionej pełni rozumu. Narkotyki, dla jednym rzecz rekreacyjna, dla innych medyczna, nie szły w parze z podejmowaniem racjonalnych i przemyślanych decyzji. Trochę pudru w nos, trochę tabletek pod język i nawet twarda głowa jakiegoś wykrztałciucha zmieniała się w miękką papkę do wciągnięcia przez kawałek trzciny. Niektórzy po prostu nie chcą myśleć. O rzeczach wokoło. O cudownych wynalazkach tego świata, takich jak przemoc, ubóstwo, brud i śmierć. Nie chcą myśleć o sobie, o swoich problemach. Gdyby tylko istniał świat, w którym wszystko jest idealne, a Twój ból znika bezpowrotnie. Taki świat, niestety, istnieje. I można się do niego przenieść za marne 300 Ryo za działkę. Za marnych kilka gramów. Za kilka cennych lat życia, które tracisz po odpowiednio dużej uldze. Wszystkie negatywy, ulga, brak całkowitej kontroli - wszystko to Pazur musiał wziąć pod uwagę, ale mimo wszystko wziął i zignorował te najbardziej czerwone flagi w historii czerwonych flag.
- I bardzo dobrze. Do zobaczenia zaraz. - mężczyzna uśmiechnął się szeroko, nieco bardziej... życzliwie, niż wcześniej, i po puszczeniu oczka w kierunku Łuseczki, zniknął w odmętach alejki. Na pewno ruszył na bardzo ważne i całkowicie legalne spotkanie biznesowe, na którym będzie uprawiał poważny i legalny biznes. Który akurat wymagał, by akurat ta trójka ludzi była daleko od pewnego miejsca odpowiednio długo. Od miejsca jakiegoś, nie do końca określonego. Ale ponownie - wycieraczki nie pytają. Wycieraczki przyjmują podeszwę i robią szuru szuru. Tyle muszą, tyle robią, tyle wiedzą. Pozostawało tylko czekać. Wtopić się w tłum, wmieszać się w otoczenie. Nie tyle ukryć swoją obecność, ale dopasować ją do tego, co było wokół niej. Otumanione dziewczę na pewno byłoby nie lada zagwozdką w innych częściach świata, ale w Shigashi? Dzień jak co dzień. Pierwsza część zadania zakończyła się powodzeniem.
I w końcu, po dwóch-trzech minutach, na horyzoncie pojawił się on. Jegomość z dzbanem . Stosunkowo niski, z kilkoma śladami upływającego czasu na twarzy. Z fikuśnym, przyciętym wąsem, w prostym i niewyróżniającym się odzieniu i solidnych butach na grubej podeszwie. Typowo terenowych, do wygodnego poruszania się w lesie. W dłoniach trzymał gliniany dzban z dwoma uchwytami po bokach i zasłoniętym otworem na górze. Towarzyszyła mu dwójka mężczyzn, znacznie młodszych i nieco podobnych do niego. To linia podbródka się zgadzała, to oczy, to kolor włosów. Po tej dużej ilości małych detali łatwo było połączyć ich więzami rodzinnymi. Czyli ojciec i dwóch synów, każdy niósł podobny gliniany dzban z otworem zasłonięty przywiązaną szmatą. Najstarszy szedł pośrodku, a synowie po jego bokach. Synowie byli, co może warto zaznaczyć, całkiem sporymi byczkami i widać było, że swoje w życiu przepracowali. Twardo, ciężko i chyba uczciwie. Obydwaj mieli na plecach zestaw składający się z łuku i wąskiego kołczanu z kilkoma strzałami. Ten po prawej, dodatkowo, trzymał przy pasie kilka noży. Nie były to raczej bronie, a narzędzia pracy - do skórowania zwierzyny, na przykład. Czyli co, rodzinka myśliwych? Wszystko na to wskazywało. Staruszek nie miał żadnej broni, nie wydawał się być tym zapewniającym byt swoim dzieciom. Raczej na odwrót - oni zajmowali się nim. I cała trójka szła w kierunku Taiyō. Powoli i nieśpiesznie, uważając na każdy jeden krok. Wiadomo, z rzeczami delikatnymi należy postępować w odpowiedni sposób. Jak ze szkłem, albo kobiecym sercem. Co, jeśli pojawi się w nich jakieś pęknięcie? Wtedy może rozlecieć się na małe kawałeczki - zawartość się rozsypie i będzie to problem każdego jednego cywila wokoło. I osoby, do której należała podłoga.
- Piętnaście litrów, kto na to wpadł, cholery burżujskie jedne sobie zażyczyły gnoje zasrane mieszczuchowe... - mężczyzna mruczał coś pod nosem. Na tyle głośno, żeby Taiyō mogła to usłyszeć w miarę, jak zbliżali się do uliczki, ale na tyle daleko, że nie słyszała konkretów. Odgłosy żyjącego miasta przeszkodziły jej nieco, ale dokładne wsłuchanie się dawało kolejną dawkę informacji o tej trójce.
- Tatku, nie możemy obrażać klientów, wiesz przecież. - odpowiedział mu jeden z synów, ten idący po lewej stronie.
- Wiem wiem, młody. Wiem. Ale nadal? Piętnaście litrów smalcu?
- Ale co cię to obchodzi, ojcze? Chcą to dostaną. A dostaną, to zapłacą. - odpowiedział drugi - Nie nam wtykać nosa w takie sprawy. Profesjonalnym trzeba być. Jak to leci? "Najważniejsze jest dla nas..."
- "...zadowolenie klienta". Tak, tak, mądrala się znalazł jego mać. Kłap tak dziobem, to obiadu nie dostaniesz.
0 x
Taiyō
Postać porzucona
Posty: 318 Rejestracja: 4 lip 2023, o 17:27
Wiek postaci: 20
Ranga: Ginkara
Krótki wygląd: Rachityczny ektomorfik o figurze wazy, metr i siedemdziesiąt centymetrów wzrostu, słomkowe włosy, bursztynowe oczy z gęstymi rzęsami, usta o esowatym kształcie z powiększoną dolną wargą.
Link do KP: viewtopic.php?f=32&t=11215&p=210160#p210160
GG/Discord: spectrofobia
Multikonta: Uguisu
Post
autor: Taiyō » 14 maja 2024, o 23:00
Może miała (kiedyś) jakieś zasady, których za nic w świecie nie łamała. Może po ucieczce z sierocińca jakiś czas starała się być zaprzeczeniem zła, które poznała przecież tak dobrze, z bliska, na własnym ciele i umyśle. Potem znalazła się na ulicach różnych, kompletnie obcych jej miast, samotna i zagubiona, a wiedziona głodem, zarówno jadła, jak i specyfików, poczęła kraść. Później, podobnie jak w Onsenie, w umysł wgrało się przeświadczenie – potworne i niszczycielskie jak rak z przerzutami, jak ciąża z gwałtu – że nieważne co się stanie, nawet jeśli wystąpi przeciw samej sobie, świat się od tego nie skończy. Ta gruba krecha, którą intuicyjnie oddzielała zło od dobra, nagle stała się szara. A im więcej czasu mijało, im bardziej robiła to, co wewnętrzny — jeszcze słuszny — głos piętnował, tym kreska stawała się jaśniejsza i jaśniejsza. Aż w końcu rozejrzała się, po kilku godzinach z Shisu, różnych wydarzeniach, morderczych treningach i uczestniczeniu w „przesłuchaniu”, że wcale nie ma tej linii. Że może kiedyś była, ale teraz to już nie.
Ciekawe czy gdyby to wszystko, to wejrzenie w siebie i to, czego tak naprawdę pragnie, co uważa za właściwe, nie bolało tak potwornie, to byłoby możliwe, żeby przed kimkolwiek się otworzyła? Ale tak naprawdę; z rozciętą skórą i mięśniami, własnoręcznie otworzoną klatką żeber, rozplątanymi żyłami i widoczną gołym okiem zgniliznę zgromadzoną nad wątrobą i jelitami. Czy wtedy, stojąc zapraszająco w tej absolutnej nagości odbijających blask słońca kościach, odsłoniłaby wciąż bijące serce i w ostatnich chwilach wskazała palcem na, kto wie, jednak istniejącą granicę?
Pewnie nie.
Równie pewnie oplotła spojrzeniem mężczyznę, którego opisywał Pazur – dzban: jest, gliniany: na to wyglądało, lat czterdzieści: dałaby mu więcej, dwa bynie: obecne. Otrzymane informacje pokrywały się z tym, co chyba tylko dzięki boskiemu cudowi zarejestrowała w pierwsze parę sekund. Co prawda, wizja rozmywała i mgliła jej się niemiłosiernie mocno, ale te widoczne cechy charakterystyczne w zupełności wystarczyły.
Odlepiła się od budynku, ale, nim ruszyła naprzeciw dzbaniarzom, zatrzymała się na moment. Krótki. Ledwie parę sekund, by opanować pracę błędnika, a następnie przejść w miarę prosto i zgrabnie, acz wpisanym w mimikę przerażeniem i trwogą. Oczywiście, dorzuciła jeszcze szczyptę strachu, kiedy tylko znalazła się w polu widzenia swych ofiar. Nie, żeby miała jakiś sprytny plan, bo nie. Z tak wielgachnymi źrenicami nawet nie musiałaby go mieć, śpiesznie stawiać kroku za krokiem, by wziąć ją za uciekającą przed czymś szalenie „złym” dziewuszkę.
Tym bardziej że dosłownie (i celowo, choć pozory zachowała) odbiła się rozpędzonym i wątłym ciałem od tego, który wydawał się najbardziej podatny na podobne akcje i wydał jej się trzymać najmniejszy z pojemników na smalec. Czymkolwiek ów smalec był, nie znała tego słowa. Niemniej, nie potrzebowała podobnych terminów, by z wprawą najznamienitszego aktora (aktorki) opaść na wyszczerbione kamienie, którymi obłożona była ulica. I wybrudzić jeszcze prawie-świeże ubranie. I wnętrze dłoni, którymi zaparła się o podłoże, by wyprostować plecy i wejrzeć gwałtownie przez ramię. Przecież trwała scena, musiała grać! Albowiem akt I – dama w opałach – właśnie się rozpoczął.
— Prze-przepraszam — zająkała się żałośnie. Tak żałośnie i płaczliwie, jak tylko była w stanie i skierowała oczęta wpierw na tego, który cielskiem spowodował cały ten dramat (ona tylko pomogła w zwiększeniu dawki), później po pozostałych. Gdyby nie zamieszanie, szybko zmieniające się wydarzenia, dostrzegliby, że jest najzwyczajniej naćpana, a nie tam „przerażona”, ale teraz… Teraz mieli jedynie wycinek sytuacji. Mogli bazować tylko na nim. Ona zaś na tym, że subtelne, proszące o litość i pomoc zwierciadełka duszy pozwolą zatrzymać jegomości na jakiś czas. — Nie… Nie chciałam.
I dopiero po tych słowach spróbowała wznieść się do pionu. Spróbowała, bo grymas bólu, który już udawany nie był – koniec końców, opadła kościstymi pośladkami – wpełzł jej na twarz nagle i nieprzewidzianie. Może to kara za kłamanie i wieczne matactwo. Nieważne, że jeszcze nie była świadoma mocy tych umiejętności. Dzień, w którym dostrzeże swój naturalny talent i jak wiele spraw mógł ułatwić, cóż, będzie dniem, po którym nic już nie będzie takie samo, bo nieprawda to też uzależnienie. A z uzależnieniem niestety tak już było, że jak opracujesz pewien schemat, która dostarcza przyjemności, albo jest przystankiem na drodze do czegoś dobrego (dla ciebie, bo przecież nie dla innych), to przestajesz szukać innych rozwiązań. Korzystasz z tych znanych i działających. A uzależnienie pogłębia się bardziej i bardziej.
0 x
#9d3126
trochę mnie nudzi świat i nie chcę się już starać
z drugiej strony chcę wszystko i w sumie to naraz
Karta postaci |PH | Bank
Prowadzę
♦ Kami Kaito ☼ [D] — „Dzielenie przez dwa” (nieobecny/a)
♦ Hikari Kaguya ☼ [D] — „Nimbooda” (nieobecny/a)
Mukutaro
Postać porzucona
Posty: 345 Rejestracja: 15 wrz 2023, o 10:51
Wiek postaci: 30
Ranga: Tsume/Pazur
Widoczny ekwipunek: Katana przy pasie, sztylet za pasem, plecak, Zanbatō na plecach
Link do KP: viewtopic.php?p=212667#p212667
GG/Discord: wolfig
Post
autor: Mukutaro » 14 maja 2024, o 23:49
Misja D
Taiyō
"Dzban"
[9/14]
Jeśli dziewczę miało jakiś ukryty talent, jakiegoś rodzaju specjalizację, myk do pewnej bardzo konkretnej, ale mało przydatnej rzeczy w codziennym życiu, zdecydowanie było to udawanie absolutnej idiotki. Pustego dzbana na wino, w którym echo hulało równie swobodnie, co mafijne rodziny w Shigashi. Jak było z Shitsumaru? Romantykiem o gołębim serduszku, pracującym dla bliżej nieokreślonych kupców? I jak jego owinęła sobie wokoło palca, bo idealnie udawała osobę, która nie miała pojęcia. Która była nieświadoma. Która nie była mafiozem. I ten talent na pewno zostanie tutaj wykorzystany. Może staruszek powiedział to i owo dalej i teraz Yumetsu-san podszedł do Taiyō z potrzebą użycia jej talentu? Czy było to możliwe? Niby tak. Czy zakrawało to nieco pod paranoję i szeroko pojęte upodobanie do teorii spiskowych? Jak najbardziej.
Abstrahując jednak od moralnych zagwozdek i tego, kto co zrobi podczas poszukiwania swojego serca... Trzeba było zabrać się do pracy. Zająć tą trójkę. Zrobić im coś. Cokolwiek. Uderzyć kamieniem albo coś innego. Albo, albo... wykorzystać swoją pozorną niewinność. Ale to wszystko mogłoby się wydarzyć i można by się nad tym zastanowić tylko wtedy, kiedy Taiyō byłaby w pełni sprawna psychicznie. A nie do końca była, i to nie przez swoją smutną i przykrą historię. Bo była naćpana. Dlatego rzuciła się na jednego z nich żeby upaść na ziemię. Wzbudzić litość. I odbiła się od niego z dziecinną wręcz łatwością. Nie był nienaruszalną ścianą, kamiennym tytanem, którego nie dało się ruszyć. Nieco się zachwiał pod wpływem uderzenia, ale szybko znalazł balans. Utrzymał się. Dzban nie został uszkodzony. Chwała mu za to. Mężczyźnie, nie dzbanowi.
- Ejej. Uważaj. - powiedział i od razu Taiyō wyczuła jego słabość. Był mało konfrontacyjny. Miękki, ktoś mógłby powiedzieć. Nieco bardziej od swojego ojca, to na pewno. Ale nie rzucił się do niej z pyskiem. Pierwszy dobry omen dobrego wyboru ofiary - Wszystko dobrze? Możesz wstać? - najpierw odłożył dzban na ziemię, a dopiero potem sięgnął ręką w kierunku powoli wstającej dziewczyny, jakby chcąc zapewnić jej oparcie. Pomóc. Wiadomo, trzeba pomagać, bez empatii bylibyśmy tylko zwierzętami w ubraniach. I to by się całkiem zgadzało - Taiyō w tym momencie grała idealną owieczkę. A może raczej - żmiję w owczym przebraniu.
- Uważaj, jak leziesz! To cenny towar!
- To tłuszcz, a nie płynne złoto. Nie przesadzaj. - drugi syn, który też położył dzbanek na ziemi, przewrócił oczyma i korzystając z chwilowego postoju zrobił sobie małą przerwę. Jedynie starszy mężczyzna uporczywie trzymał dzban, dopóki nie zrobił sporego wydechu kilka chwil później i także go nie położył. Ostrożnie, delikatnie, z największą czułością. Jakby kładł na ziemi coś wyjątkowo cennego. Albo dziecko.
- Towar to towar. Klientowi trza donieść, to i jest cenny. Kończ z tą dziewczyną, Hiro, i idziemy dalej. - pogonił staruszek młodego. A ten cały czas starał się użyczyć Taiyō swoich rąk żeby ta wstała na nogi. Stabilnie. I by mógł wrócić do swoich obowiązków.
0 x
Taiyō
Postać porzucona
Posty: 318 Rejestracja: 4 lip 2023, o 17:27
Wiek postaci: 20
Ranga: Ginkara
Krótki wygląd: Rachityczny ektomorfik o figurze wazy, metr i siedemdziesiąt centymetrów wzrostu, słomkowe włosy, bursztynowe oczy z gęstymi rzęsami, usta o esowatym kształcie z powiększoną dolną wargą.
Link do KP: viewtopic.php?f=32&t=11215&p=210160#p210160
GG/Discord: spectrofobia
Multikonta: Uguisu
Post
autor: Taiyō » 15 maja 2024, o 00:37
Teatrzyk trwał, a że Taiyō, oprócz kłamania, potrafiła też w ów kłamstwo brnąć, to wszystko zdawało się zazębiać. Podświadome opieranie się na wydarzeniach, których w jakiś, choćby szczątkowy, sposób doświadczyła, pozwalało zachować płynność w tkaniu tegoż fałszu. Pajączek, żmija. Ostatnimi czasy za sprawą tychże podobieństw zdawała się zjednywać z naturą. Ba, pogrzana ilość czasu, którą spędziła w samotności – nad Kryształowym Jeziorem, Rzeką i obok pól uprawnych, w lesie, tylko potwierdzało tę teorię. Kto wie, może za miesiąc czy dwa przebranżowi się na ornitologa albo założy własną hodowlę gadających kotów? Cóż, gdyby tylko zdołała wtedy, gdy oddawała Kirito właścicielce, ustalić jakim cudem ten pchlarz nauczył się mówić, byłoby to całkiem możliwe. Lubiła koty. A najbardziej to, że choć nigdy nie szły wskazaną ścieżką, a zawsze tą, na którą miały ochotę, to zawsze trafiały oczekiwanego celu. Jak? Nie wiedziała.
Wiedziała tylko, że wypadałoby cokolwiek odpowiedzieć tytanowi.
— Tak, chyba… Nie wiem… Bardzo boli — wystosowała urywanie na jednym tylko wdechu, chaotycznie i jeszcze raz obejrzała się za siebie, by zacząć oddychać szybciej, niż dotychczas. Panicznie wręcz. Przerażenie wisiało w powietrzu, podobnież strach i ten żałosny obraz ofiary jakiegoś kata. Nie, żeby to był przesadnie rzadki widok w Shigashi no Kibu. Bo nie, ale… Blizny obecne na twarzy dziewczyny i oparzone dłonie mogły podsycać ewentualne (ale wciąż bardzo możliwe) podejrzenia. A skoro podejrzenia, to i moralny przymus okazania dziewczęciu litości. Naturalnie, blondynka nie rozprawiała się nad tym aż tak, bo poszła na żywioł i po prostu uznała, że wpadnięcie na mężczyzn jest najsubtelniejszą i najprostszą opcję (innych nie miała) do realizacji tego, co jej zlecono.
Skręciwszy szyję, napotkała wyciągniętą w jej stronę dłoń tego, kogo „staranowała”. Oczywiście, o żadnym taranowaniu tak postawnego dzbaniarza nie było mowy, bowiem może i nauczyła się całkiem niezłych technik, ale – umówmy się – z tak lichą masą ciała nie przesunęłaby nawet dziecięcia, a co dopiero rosłego chłopa. Cóż, już wyciągnęła własną, dygoczącą prawicę, by chwycić pomocną rękę ze spojrzeniem zbitego psa utkwionym na wysokości oczu „mało konfrontacyjnego”. Już prawie go musnęła…
Ale nim zdołała spleść z nim palce, odezwał się ten starszy, krzykliwy. I akurat on, oprócz niesienia dzbana, najwidoczniej sam był dzbanem. Blondynka natychmiast, jak oparzona, wycofała całe przedramię i spuściła głowę, którą skryły posklejane blond pukle. I chociaż jej oczu nie napełniły łzy, najwidoczniej kanaliki zdążyły wyczerpać wszelkie ich zapasy, pociągnęła parokrotnie nosem, jakby właśnie miała się nimi zalać. Jeśli jeszcze nie czuł wyrzutów sumienia, to był najlepszy moment na uspokojeniu ego, które – u normalnego człowieka, zwykłego – powinno wrzeszczeć o potencjalnym zagrożeniu dla honoru.
— Bardzo przepraszam — zakwiliła, powtarzając tę sentencję jeszcze dwukrotnie dla większej mocy. Co więcej, na zakończenie całej sentencji, pod nosem, ale słyszalnie, dokooptowała: — On mnie zabije.
Szkoda, że tego nie zrobił. Oszczędziłby jej cierpienia.
Katalizator zaprzeszłych wspomnień dodał, co trzeba. To nie pierwszy raz, gdy wymawiała podobny zwrot, nawet nie drugi. I choć zdanie spłonęło jeszcze w sierocińcu, to nagły powrót emocji, które wtedy czuła, potęgowany dodatkowo spożytymi substancjami sprawił, iż cała gra przestała być tylko grą. Zapomniany fragment jestestwa nagle znów stał się wyraźny. A przecież tak bardzo starała się go zatrzeć. Cholera. Ta noc, w której nie oglądała się za siebie, biegła ile sił w nogach przed siebie – byle jak najdalej, a drogę oświetlał jej blask łuny znad sierocińca. Początek końca. Koniec początku.
0 x
#9d3126
trochę mnie nudzi świat i nie chcę się już starać
z drugiej strony chcę wszystko i w sumie to naraz
Karta postaci |PH | Bank
Prowadzę
♦ Kami Kaito ☼ [D] — „Dzielenie przez dwa” (nieobecny/a)
♦ Hikari Kaguya ☼ [D] — „Nimbooda” (nieobecny/a)
Mukutaro
Postać porzucona
Posty: 345 Rejestracja: 15 wrz 2023, o 10:51
Wiek postaci: 30
Ranga: Tsume/Pazur
Widoczny ekwipunek: Katana przy pasie, sztylet za pasem, plecak, Zanbatō na plecach
Link do KP: viewtopic.php?p=212667#p212667
GG/Discord: wolfig
Post
autor: Mukutaro » 15 maja 2024, o 17:32
Misja D
Taiyō
"Dzban"
[11/14]
Naćpana. Ranna. Poparzona. Bardzo wiele małych rzeczy, nagromadzonych i skumulowanych, stworzyło obraz dziewczyny faktycznie niestabilnej. Potrzebującej pomocy, opieki. Ciepłego łóżka i ciepłej sprawy. No i to niedożywienie... Mogła uciec z piwnicy jakiegoś sadystycznego rzeźnika albo innego psychopaty i szukać kogoś, kto zaprowadzi ją do szpitala. Do władz. Kogokolwiek, o wystarczająco dobrym sercu. Albo, jak powiedziałby ktoś bardziej cyniczny, naiwnego. Brakowało tylko obtartych nadgarstków i czerwonych śladów na szyi, a Taiyō faktycznie wyglądałaby jak ktoś uwolniony z klatki. Aktywnie pomagała stwarzać ten obraz kolejnymi decyzjami - przyśpieszony oddech, na przykład. Mowa ciała. Ogólne zachowanie. Próbowała wstać, z wyrazem pełnym bólu, ale wtedy pomógł jej starszy jegomość - krzyknął. Kolejna aktywna decyzja - zareagować, skulić się jeszcze bardziej.
- Nic nie obiecuję. - prychnął prowodyr zachowania Taiyō, splatając ręce na piersi. Patrząc z góry, surowym wzrokiem.
- Tato. - powiedział karcąco, kucając do Taiyō i okrywając ją zdjętym wierzchnim odzieniem - czymś na wzór długiego płaszcza. Ostrożnie i delikatnie, jakby doglądał małego, pozostawionego na pastwę losu pisklaka - Jest ranna. Przestraszona. Potrzebuje pomocy.
- Mi nikt nie pomógł, jak mi Jashinista niemal odciął mi łapę na Interwencji Shigańskiej. Albo ten potwór pojawił się w lesie z mordą we krwi i zaczął...
- Tak, tak. Biedny ty. Ile będziesz nam to wypominać? - przerwał mu drugi syn, płynnie przechodząc pomiędzy jego, a dziewczynę. Niby chroniąc ją przed krzykami i narzekaniami seniora rodziny. Że też ten wziął jej stronę? Najwidoczniej relacje w tej grupce nie należały do najbardziej życzliwych.
- Aż mnie nie spalicie, jego mać! To mnie zmieniło na zawsze, mówię wam! Wiecie, jaki to stres teraz samemu w las iść?
- Wiemy, słyszymy to przy stole dzień w dzień od dziesięciu lat. Daj sobie spokój, pomyśl trochę o innych. - po tych słowach i jeszcze jednym prychnięciu starca, dyskusja wydawała się zakończona. W międzyczasie Hiro, zajmujący się potrzebującą dziewczyną, postarał się raz jeszcze podnieść ją do pionu. Nieco bardziej stanowczo, korzystając ze swojej krzepy. Podtrzymywał ją mocniej, dawał większe oparcie. Wydawał się stelażem zrobionym z kutej stali, na którym można by powiesić całą jałówkę i nawet by się nie ugiął pod jej ciężarem. Ale cierpliwie czekał. Nie robił tego na siłę.
- Co ci się stało? Kto ci to zrobił? - zagadał w trakcie, pewnie mając na myśli jej aktualny fizyczny stan. Który, swoją drogą, był godny pożałowania i faktycznie wyglądał jak efekt fizycznej przemocy rozłożonej w długim czasie. Jakby mąż alkoholik o wątpliwym podejściu do ich związku zabierał jej połowę zawartości talerza, a potem rzucał tym talerzem w twarz, kiedy mięso było niedopieczone albo zupa bez kawałka solidnej kości.
0 x
Taiyō
Postać porzucona
Posty: 318 Rejestracja: 4 lip 2023, o 17:27
Wiek postaci: 20
Ranga: Ginkara
Krótki wygląd: Rachityczny ektomorfik o figurze wazy, metr i siedemdziesiąt centymetrów wzrostu, słomkowe włosy, bursztynowe oczy z gęstymi rzęsami, usta o esowatym kształcie z powiększoną dolną wargą.
Link do KP: viewtopic.php?f=32&t=11215&p=210160#p210160
GG/Discord: spectrofobia
Multikonta: Uguisu
Post
autor: Taiyō » 15 maja 2024, o 21:22
Szaleńczy oddech blondynki zmienił się we wcale nieudawane urwane zaciągnięcia powietrza – głębokie, skrajnie głośne, jakby ktoś niezwykle ciężki usiadł jej na klatce piersiowej i nie pozwalał zaczerpnąć choćby krzty powietrza. Taka sytuacja oczywiście nie miała miejsca, ale wspomnienia, które w międzyczasie odrodziły się w głowie Watanabe, materializowały się, o właśnie, pomiędzy płucami a tchawicą. Stawały w gardle jak rybia ość. A nawet gorzej, bo haratały nie tylko w pharynx.
Aktywna gra, którą uskuteczniała, zmieniła się w czystą improwizację wynikającą z nieświadomie odgrzebanych fragmentów przeszłości. Co więcej, to wszystko potęgowały narkotyki, których wpływ, z racji nieodnowienia dawki, powoli ustępował. Tragedia murowana. Jeszcze chwilę temu stanęła na szczycie, brylowała w kalejdoskopie najpiękniejszych barw i uśmiechu, radości tak ogromnej, że aż ciężkiej i wtedy nawet to zakurzone i wybrudzone miasto wydawało jej się jakby łaskawsze. A teraz… Teraz traciło jaskrawość, znowu zaczynało cuchnąć breją i pieprzonym smutkiem. Jakby z każdego jego rogu wypełzła cisza. Ale nie taka przyjemna, kiedy słychać jedynie przetaczającą się żyłami krew. Nie. Cisza, która paradoksalnie brzmiała, jak płacz tysiąca dzieci, gotowych umrzeć, jeśli na ratunek nie przybiegnie matka z pokarmem. To było absolutne przekroczenie granic doznań zmysłowych.
Już wcześniej nieco świszczało jej w uszach, ale ten objaw, niezwykle rzadki zresztą – tolerancję miała niezłą, wzrósł w sile. Nie była nawet w stanie stwierdzić, czy ten pisk nie był wypadkową wpadnięcia do kanału słuchowego stada brzęczących namiętnie robali. W ogóle ciężko było jej cokolwiek teraz stwierdzić. I jeszcze ta potworna duchota, która nie pozwalała się uspokoić, zebrać w sobie i zakończyć przedstawienia z godnością. O ile jakąkolwiek miała, bo przecież to wcale nie było takie oczywiste.
Zamiast godności i jakiejś logicznej odpowiedzi, spojrzała przerażenie po mężczyznach. Z trudem maskowała coraz mocniejszy grymas bólu, czego równie mocno nie ułatwiał perlący się u nasady włosów pot, chaotycznie wytarty wierzchem okaleczonej dłoni. W ustach dziewczyny zapanowała także suchota, a klejąca ślina zdawała się sprawę co najwyżej pogarszać.
Dlatego, całkowicie zaaferowana i w pełnej panice wynikającej z pojawienia się nieoczekiwanych skutków ubocznych, pozwoliła się podnieść. Właściwie… Pozwolenie nie było dzbaniarzowi-synowi jakkolwiek potrzebne, bo stała się jakby wiotka – może nogi zastąpił jej puch? Najgorzej. A jeszcze gorzej, że wszystko to, czego doświadczyła, co zdawało się trwać całą wieczność, w rzeczywistości było ledwie paroma sekundami epizodu, który minął równie szybko, co i się pojawił.
Wolną ręką, tą, która nie była skrępowana, sięgnęła czoła. Pod nim zaś cisnął się otumaniony mózg gotowy wyjść choćby i uszami. Tyle dobrego, że wspominany organ nie planował podobnych zabaw i pytanie o winowajcę rzeczywiście udało jej się usłyszeć. Nim odpowiedziała, ślepiami swymi, już mniej chaotycznymi, sięgnęła twarzy trzymającego ją mężczyzny i zamrugała parę razy, jakby ostrzyła wizję.
Nim jednak zdołał spostrzec coś podejrzanego, a i ona sama – w zrywie adrenaliny – poczęła znów maskować prawdziwy powód tegoż stanu, spuściła głowę, łapiąc głębszy, już spokojniejszy oddech. Oddech i myśli, jakąś choćby jedną, która pozwoliłaby w późniejszym czasie gładko wybrnąć z towarzystwa krzykacza i dwóch towarzyszących mu byczków.
— Ja… Ja nie mogę — powiedziała niepewnie. Tylko ta niepewność, w obliczu całej sytuacji, ponownie winna przechylić szalę na stronę, która – bądź co bądź – była jej przychylna. Cóż, raczej żadna ofiara nie spowiada się od razu ze swojego życiorysu, a widząc taki obraz, to nawet człowiek przestałby mieć ochotę dopytywać. Jeszcze się rozbeczy toto i zacznie wyć na pół ulicy. — N-nie tutaj.
Jeszcze raz obejrzała się za ramię, przypomniawszy sobie zapomnianą część scenariusza.
0 x
#9d3126
trochę mnie nudzi świat i nie chcę się już starać
z drugiej strony chcę wszystko i w sumie to naraz
Karta postaci |PH | Bank
Prowadzę
♦ Kami Kaito ☼ [D] — „Dzielenie przez dwa” (nieobecny/a)
♦ Hikari Kaguya ☼ [D] — „Nimbooda” (nieobecny/a)
Mukutaro
Postać porzucona
Posty: 345 Rejestracja: 15 wrz 2023, o 10:51
Wiek postaci: 30
Ranga: Tsume/Pazur
Widoczny ekwipunek: Katana przy pasie, sztylet za pasem, plecak, Zanbatō na plecach
Link do KP: viewtopic.php?p=212667#p212667
GG/Discord: wolfig
Post
autor: Mukutaro » 15 maja 2024, o 22:02
Misja D
Taiyō
"Dzban"
[13/14]
Dała się podnieść. Kto by się spodziewał? Dobrym planem zapewne byłoby nie wstawanie tak długo, jak tylko się dało. Spowalnianie ich wszystkich, ciągnięcie za to najsłabsze ogniwo. Wbicie kołka w ziemię. Tego kołka, który zachował się jak "dobry" człowiek, a nie jak faktycznie sprytny i pragmatyczny staru... Nie, nieważne. Staruszek nie był pragmatyczny. Był po prostu chamski. Nie przejrzał dziewczęcia na wylot, nie rozgryzł tej łamigłówki, którą dosłownie biła ich po twarzy. Był zajęty narzekaniem. Typowy niespełniony przedstawiciel starszego pokolenia, który teraz wyładowuje swoje frustracje na swoich synach. Bardzo zdrowo. Ale dobrze dla Taiyō.
- No raczej, że ktoś jej to zrobił. Popatrz na nią. - skinął na nią głową. No był bardzo spostrzegawczy, jej stan był tak oczywiście zły, że początkujący Iryonin zaleciłby jej dokładnie to, czego potrzebowała - jedzenie, sen i odstawienie substancji psychoaktywnych w dowolnych ilościach. Nie, żeby brała konkretne ilości, ale nie brała wcale. Ale można leczyć objawy ile się chce, prawda?
- Domyślam się, ale ciszej. Ciszej. Jeszcze niech ludzie na ulicy się dowiedzą. - przepychanka pomiędzy duetem trwała w najlepsze, teraz już jednak nieco ciszej. Staruszek dodatkowo rozglądał się bardzo niesubtelnie, jakby faktycznie pomyślał "Kurde faktycznie, może robię scenę i ludzie się zainteresują" i to go utemperowało. Opinia publiczna uratowała Taiyō przed współczuciem z rąk populusu
- Spokojnie, zajmiemy się tym. Na razie musimy iść do szpitala, muszą ci pomóc. Tato, znajdź kogoś do tego dzbana. Zaraz wracam. - powiedział i bardzo stanowczo, ale ostrożnie, schylił się i spróbował wziąć Taiyō na ręce na tak zwaną księżniczkę. Niczym faktyczny książę, który zanosi swoją wybrankę do białego zamku ze służbą i delikatnymi jedwabiami. Tylko zamiast wielkiego łoża i porannego śniadania na srebrnej tacy z rąk Sebashiego czy innego lokaja, będzie małe posłanie z torbą leków i technik medycznych każdego dnia. O ile mu pozwoli, rzecz jasna - mężczyzna był stanowczy i delikatny, ale zdecydowanie chciał to zrobić nawet jeśli dziewczę okaże jakiś lekki sprzeciw. Jeśli sytuacja faktycznie była taka poważna, jak to interpretował, to nie było czasu na jakieś durne przepychanki i sprzeciwy. Trzeba było zabrać ranną babę do kogoś kto ją zaleczy. Koniec tematu.
0 x
Taiyō
Postać porzucona
Posty: 318 Rejestracja: 4 lip 2023, o 17:27
Wiek postaci: 20
Ranga: Ginkara
Krótki wygląd: Rachityczny ektomorfik o figurze wazy, metr i siedemdziesiąt centymetrów wzrostu, słomkowe włosy, bursztynowe oczy z gęstymi rzęsami, usta o esowatym kształcie z powiększoną dolną wargą.
Link do KP: viewtopic.php?f=32&t=11215&p=210160#p210160
GG/Discord: spectrofobia
Multikonta: Uguisu
Post
autor: Taiyō » 15 maja 2024, o 22:26
Z zaciśniętymi zębami, niewidocznymi przez burzę włosów zmarszczkami na czole, których w chwili obecnych miała chyba pierdylion – chirurdzy, jeśli robiłaby tak częściej, mieliby co robić: polerować, przycinać, naciągać – poruszyła się nerwowo, a potem gwałtownie pokręciła głową. Nie, to znaczyło nie.
— Tylko nie do szpitala… Proszę — błagalny głos i równie błagalne spojrzenie. Jakby instytucja ta nie była miejscem leczenia i szeroko pojętych terapii ciała i duszy, a co najwyżej umieralnią, w której jeśli nie zdołało się zemrzeć na czas, to wymęczali człowieka, aż sam zdecydował skrócić swoje męki. Cóż, w szpitalu nigdy nie była, ale przejście tam, w tym stanie, które wprawne oko lekarza szybko by zdiagnozowało, nie było najlepszą opcją. To trochę jakby wezwała strażników, samej wyprowadzając ciosy. Nie mogła na to pozwolić. — Do mieszkania, proszę.
Na to i na oderwanie stóp od ziemi. Nie tylko zresztą przez to, że absolutnie nie chciała być na łasce jakiegoś obcego mężczyzny, ale przede wszystkim tego, że był: obcym mężczyzną. W ogóle mężczyzną. Wszczepiony przez wychowawcę w sierocińcu strach, działający zresztą już jak odruch bezwarunkowy, by na to nie pozwolił. Każda krzywda, której zaznała, została dostarczona ręką płci brzydszej, a przez to każdy kontakt tak bezpośredni, tak bliski, traktowała jako nadchodzące niechybnie zagrożenie. Inaczej miała się sprawa, gdy działo się to za sprawą jej własnej inicjatywy, poczucia się bezpiecznie i swobodnie. Niemniej, w tej sytuacji nie można było mówić nawet o ułamku jednego z tych trzech filarów.
Zaparła się więc nogami, całą sylwetką, rozpaczliwie odlepiała się od mężczyzny, dawała mu niemy sygnał, by nie kontynuował tego, co rozpoczął. Jeśli jednak to nie wystarczyło, niemość wezbrała na głosie, na monotonnie powtarzanym „nie rób tego”. Na robieniu absolutnej sceny, którą, całe szczęście, słyszeli tylko oni. A że już, jak najpewniej sami spostrzegli, amatorów obserwowania ciekawych wydarzeń wokoło było kilku, toteż najwyraźniej i kilku będzie potrzeba, by całość jakoś załagodzić. Ewentualnie olać blondynę i oszczędzić sobie kłopotów, bo przecież mogli to zrobić.
Tak samo, jak i ona – choć połowicznie – robiła, co tylko mogła, by lawirować pomiędzy traumami, uciekającymi z organizmu dawkami i jeszcze zrealizować zlecone zdanie. Strasznie dużo tych wyzwań. A miało być prosto. Miała tylko ich zatrzymać. W miejscu. Na jakiś czas. Parę minut, które z jakiegoś powodu wydłużyły się do parunastu. A co gorsza, pewnie na nich się nie skończy. Zawsze musiała się władować w jakieś dodatkowe, zupełnie niepotrzebne kłopoty. Ale tak to jest, jak nie ma się na nic planu.
0 x
#9d3126
trochę mnie nudzi świat i nie chcę się już starać
z drugiej strony chcę wszystko i w sumie to naraz
Karta postaci |PH | Bank
Prowadzę
♦ Kami Kaito ☼ [D] — „Dzielenie przez dwa” (nieobecny/a)
♦ Hikari Kaguya ☼ [D] — „Nimbooda” (nieobecny/a)
Mukutaro
Postać porzucona
Posty: 345 Rejestracja: 15 wrz 2023, o 10:51
Wiek postaci: 30
Ranga: Tsume/Pazur
Widoczny ekwipunek: Katana przy pasie, sztylet za pasem, plecak, Zanbatō na plecach
Link do KP: viewtopic.php?p=212667#p212667
GG/Discord: wolfig
Post
autor: Mukutaro » 15 maja 2024, o 23:20
Misja D
Taiyō
"Dzban"
[15/14]
Nie chciała się dać. Kto by pomyślał, niepełna rozumu osoba pod wpływem nie miała zamiaru poddać się medycznym autorytetom. Na pewno ze złych i niezgodnych z rzeczywistością przekonań. Przecież by jej tam nie cięli żywcem, nie robiliby jakiś okrutnych eksperymentów w piwnicy. Nie wpuściliby jej do ciała jakiejś nieznanej trucizny czy mikstury z leków. Chociaż to Shigashi, więc kto tam tych skurczysynów nieetycznych wie. Może faktycznie przerabiają tam ludzi na części, a z reszty robią psią karmę? Może faktycznie dają ludziom losowe mieszanki leków i trucizn i sprawdzają, co się stanie? Szukają maksymalnej dawki leku zanim nastąpi zgon z przedawkowania? No i nie wiadomo, co robią z ćpunami. Może na psią karmę?
- Dobrze, dobrze. Spokojnie. Nie do szpitala, jasne. - powiedział w końcu, poddając się wyjątkowo silnemu oporowi. Kilka minut faktycznie dobiegało do końca, jeszcze trochę i Taiyō przejdzie do dwucyfrowej liczby. To chyba wystarczająco, żeby kupić czas reszcie mafiozów, prawda? Zapewnić powodzenie operacji, do której została poniekąd przymuszona? Staruszek i drugi brat stali i obserwowali, z każdą kolejną minutą mając mniej cierpliwości dla całej sytuacji. Ale nie mówili nic, tylko stali z boku i patrzyli to na nią, to gdzieś niezręcznie w bok, to na swoje dzbany. Dziadziuś przy okazji przywdziewał na twarz wyjątkowo nieprzyjemny wyraz twarzy, coś pomiędzy zniecierpliwieniem, absolutnym brakiem empatii i zwyczajną irytacją. Ale siedział cicho. Czasem tylko coś burknął pod nosem, ale na tyle cicho, że Taiyō nic nie usłyszała.
I wtedy zauważyła kogoś wyjątkowo nietypowego. Niby przechodnia, niby kij wie dokładnie kogo. Bardzo niepozornego. Z krótkimi sterczącymi włosami, o twarzy absolutnego kretyna. Pozbawionej cienia myśli. Wyszedł z okolic punktu, do którego ta trójka nie miała dojść. Rozglądnął się i ich zobaczył. I wtedy zrobił coś, czego najwidoczniej trójka dzbaniarzy nie zauważyła. Ba, wyglądało na to, że zrobił to w idealnym momencie, kiedy oni patrzyli gdzie indziej, a Taiyō na niego. Co zrobił? Kilka gestów. Wskazał na siebie. Ręką ułożył w kształt przypominający łeb jakiegoś stworzenia. Chyba smoka, ale Taiyō nie była pewna. I wskazał na nią. I uniwersalny gest pieniędzy. Brzdęk brzdęk Ryo w dłoni. A następnie zaczął iść w jej kierunku. Bardzo szybko.
- Sakura! Tutaj jesteś. Bogowie, szukałem cię chyba wszędzie. - powiedział na głos, kiedy tylko znalazł się wystarczająco blisko niej. Przed mężczyznami. Cała trójka spojrzała się na niego, a ten najbliżej Taiyō - głupiec z dobrym serduszkiem - zaszedł drogę mężczyźnie, kiedy ten próbował zbliżyć się nieco za blisko.
- Czekaj no chwilę. Coś jej zrobił? Dlaczego jest w takim złym stanie? - nowy pionek ma planszy przyjrzał się dziewczynie krótką chwilę, ale bardzo intensywnie. Mogła dosłownie poczuć jego wzrok na swojej skórze, kiedy przejeżdżał po jej dłoniach, niedożywionym ciele. Kiedy patrzył na blizny na twarzy i na jej oczy.
- Nie, to nie tak. Jest chora. Ma ciężko na umyśle. Cały czas robi sobie jakąś krzywdę. To upadnie, to kant łóżka się uderzy, raz się nawet paleniskiem w rękę sparzyła. Czasami nie chce jeść. Staramy się ją pilnować ale wiecie, trzeba za coś żyć. - odpowiedział, bardzo defensywnie wciskając kit najwyższej wręcz klasy. Czy taka głupia morda mogła kłamać? Zdania ekspertów skłaniały się w stronę "Nie, nie mogła kłamać" - I, właśnie, bardzo dziękuję Panom za pomoc. Wymknęła się z domu kiedy nie patrzyłem i jej szukałem. - po tych słowach Hiro zerknął do tyłu na swoją uciśnioną i potrzebującą pomocy uciekinierkę. Jak zareaguje na pojawienie się tej nowej osoby? Pójdzie za nim? Odrzuci ofertę? To chyba był dobry znak, że operacja zakończyła się powodzeniem. Prawda?
0 x
Taiyō
Postać porzucona
Posty: 318 Rejestracja: 4 lip 2023, o 17:27
Wiek postaci: 20
Ranga: Ginkara
Krótki wygląd: Rachityczny ektomorfik o figurze wazy, metr i siedemdziesiąt centymetrów wzrostu, słomkowe włosy, bursztynowe oczy z gęstymi rzęsami, usta o esowatym kształcie z powiększoną dolną wargą.
Link do KP: viewtopic.php?f=32&t=11215&p=210160#p210160
GG/Discord: spectrofobia
Multikonta: Uguisu
Post
autor: Taiyō » 16 maja 2024, o 00:29
Balansowanie na styku jaźni z jej absolutnym brakiem było ciężkie. Nieważne, że i w sierocińcu, i w Shigashi no Kibu stale się otumaniała, że budowała odporność coraz większymi dawkami. Opium było czymś innym, niż to, co przygotowywała Ruushi. Nawet nie lepszym czy gorszym. Nieznanym. I tak jak wcześniej doceniała początkowe stadia rozwijającej się we krwi trucizny, to teraz, przeżywszy najgorszy zjazd ze zjazdów w wyjątkowo niesprzyjających okolicznościach, cóż, żałowała zmiany rodzaju zażywanych środków. Ale wróci, to pewne, po kolejną dawkę, bo uzależnienie zawsze wygrywało. Jasne, nie mogła się poszczycić najsilniejszym duchem i wolą, ale nawet gdyby je miała – skończyłoby się dokładnie tak samo. Tylko wtedy powodów do autoagresji byłoby jakby więcej. Bo nieważne, że sądziła, iż ma nad tym kontrolę. Od samego początku robiła to, bo musiała — choć brzmi to paradoksalnie — by przetrwać. By być spokojną, by na moment wyciszyć ten wewnętrzny głos pchający do tego, co nieodwracalne.
Chciała go posłuchać. Oh, jak bardzo chciała, ale wiedziała, że brakuje jej cholernej odwagi. Z tego też powodu, tej niemocy, cykl rozpoczynał się od nowa. Blondynka znów jedną krzywdę maskowała drugą. Na tym to przecież polegało. Nie chciała myśleć, nie chciała być, więc zastępowała to absolutną bezmyślnością i niebytem, które doskonale kryły prawdziwe uczucia. Te, które pewnie powinna przepracować, pogodzić się z tym, iż tak było i już.
Doprawdy: Bogowie powinni ustanowić jakiś limit cierpienia. Dlaczego, w świetle tylu praw, jakie stworzyli ludzie i nie-ludzie, nikt nie wpadł na to, by punkt pierwszy, a więc wyjściowy, stanowił, iż wolno smucić tylko rok na cały życiorys? Albo, o, że płakać można się tylko w dni nieparzyste, a w parzyste to już nie, bo łzy nie polecą, a szczery uśmiech nie będzie chciał opuścić twarzy. Że w chwili, gdy minie miesiąc od traumatycznego doświadczenia, człowiek musi przestać odwracać się nagle i gwałtownie na ulicy, z sercem wygrywającym szaleńczy rytm, czując obecność tego, kto go skrzywdził? I nieważne, że nigdy go tam nie było. Tak jak z ludźmi, których się kocha, tak i tych, których się nienawidzi, nosi się w organie, który odpowiada za przetrzymywanie wspomnień. W pewnym momencie nawet ciężko się ich pozbyć, bo przyrasta toto do ciała, jak jakaś paskudna choroba skórna.
Podobnie ci mężczyźni. Nie, nie byli paskudni. Nie aż tak, jak mogliby. Ale równie mocno nie chcieli się od niej odczepić, a i ona, niespecjalnie w tym momencie (nie tylko) lotna, nie miała pomysłu, jak się z całej sytuacji wymigać. Mogłaby, jasne, przykleić ich do podłoża, przesunąć ziemią, która znajdowała się pod stopami, zmyć czy podpalić. Pewno nikt nawet by nie mrugnął, co najwyżej jęknął. Tylko… Po co? Po co miałaby karać ludzi, którzy chcieli jej zwyczajnie pomóc? Mogli – wszyscy razem, bez wyjątku – odejść w swoje strony, do własnych spraw bez żadnych cyrków w środku miasta, które i tak kąpało się we krwi przynajmniej raz w tygodniu. Musiał przecież istnieć jakiś…
Mężczyzna!
I to taki, który wiedział, o co chodzi w sztuce handlu. Unikatowy kod, przecięte w odpowiednim momencie spojrzenie – sposób sam ją znalazł. W innych okolicznościach, kto wie, może nie poszłaby na układ tak szybko i zgodnie, jak w momencie, gdy szybko dopadł całej zgrai, a ona, cóż, zaczęła radośnie zwracać się do niego po imieniu, wymyślonym zresztą na poczekaniu i wyrywać się z tych nieco „bardziej znanych” ramion, do kompletnie obcych. Z grymasu na twarzy blondyny nie zostało nic, nawet śladu, choć niezaprzeczalnie wciąż bolało niemiłosiernie – na szczęście, tylko w duszy, nie zaś na ciele.
— Chciałam… zerwać kwiaty. Tak pięknie kwitną… Dla mamy — wymamrotała, tłumacząc się „bratu”. Czy coś kwitło? Pewnie tak. Tylko nie w najbliższej, zakamienowanej co do centymetra, okolicy. Zdanie było zatem zupełnie wyrwane z kontekstu i pozbawione sensu. Inaczej: sens, oczywiście, był. Taki, że wyszła na absolutną wariatkę, która nie ma pojęcia co dzieje się dookoła niej. Dobra – wariatką była tak czy tak, ale teraz, ot, większą. A parę monet za szybki powrót do domu, cóż, żadna cena. Może jeszcze uda się załatwić coś dodatkowego. To, po co w ogóle tu przyszła. Chyba.
0 x
#9d3126
trochę mnie nudzi świat i nie chcę się już starać
z drugiej strony chcę wszystko i w sumie to naraz
Karta postaci |PH | Bank
Prowadzę
♦ Kami Kaito ☼ [D] — „Dzielenie przez dwa” (nieobecny/a)
♦ Hikari Kaguya ☼ [D] — „Nimbooda” (nieobecny/a)
Mukutaro
Postać porzucona
Posty: 345 Rejestracja: 15 wrz 2023, o 10:51
Wiek postaci: 30
Ranga: Tsume/Pazur
Widoczny ekwipunek: Katana przy pasie, sztylet za pasem, plecak, Zanbatō na plecach
Link do KP: viewtopic.php?p=212667#p212667
GG/Discord: wolfig
Post
autor: Mukutaro » 16 maja 2024, o 01:23
Misja D
Taiyō
"Dzban"
[17/14]
Niestety ludzie empatyczni, dobrzy, chcący pomagać, mieli tą irytującą cechcę charakteru, że chcieli pomagać. Niezależnie, czy z czysto altruistycznych pobudek, czy faktycznie robili to by czuć się lepiej ze sobą. Prawdziwy altruizm, jak mawiają zresztą niektórzy, nie istnieje. Wszystko robimy w jakimś stopniu dla siebie, żeby mieć czyste sumienie, bo inaczej będziemy mieli wyrzuty albo źle się czuli. Ale rozważania na ten temat może warto zostawić na inny moment, kiedy będzie dochodziło do faktycznie trudnych wyborów.
Tutaj wybór był bardzo oczywisty - albo dalej zostać w sytuacji, w której Taiyō nie chciała się znajdować i gdzie napadały ją bardzo przykre i niezdrowe myśli, albo odejść ze smoczym mężczyzną. Pociągnąć szopkę nieco dalej, w innym kierunku. W kierunku ewidentnej choroby psychicznej, co możliwe nie było wcale tak trudne przez już posiadane doświadczenie w zakresie traumy i życiowych tragedii. Brzmiało źle, oczywiście, ale było jakkolwiek użyteczne w tej sytuacji. Prawda?
- Hmh. - Hiro mruknął nieco nieprzekonany. Patrzył na dziewczę z pewną niepewnością. Czy warto ją było zostawać w rękach tego nieznajomego? Historia wydawała się przekonująca, poparta przez samą chorą. Wszystko się zgadzało, zachowanie się zgadzało. Nawet oparzenia na rękach, bardzo niepokojący syndrom przemocy i przeżywanego cierpienia, wydawał się nieco mniej... zewnętrzny? Spowodowany przez kogoś?
- Rozumiem. Nie ma za co, cieszę się, że mogłem pomóc. Gdybyśmy się kiedyś spotkali, Sakura-san - szybko skupił uwagę na swojej niedoszłej księżniczce - chętnie pomogę ci znowu. Do zobaczenia. - uśmiech na ustach, pełen troski i na dodatek starał się pomóc w elegancki, ale nie wymuszający sposób. To znaczy starał się powstrzymać jej lekki opór przez tylko sobie znaną interpretację sytuacji, ale finalnie okazał się idealną osobą do wkręcenia i zagraniu na jej litości. Talent Taiyō ponownie okazał się przydatny i cenniejszy, niż mogło się wydawać.
- Cudownie. Powodzenia. I lepiej się nią zajmuj! Młody! Bierz dzban i idziemy. - staruszkowi udało się odzyskać inicjatywę i tym razem jego słowa faktycznie podziałały. Hiro podniósł dzban z ziemi, drugi syn podniósł dzban z ziemi i staruszek, uwaga niespodzianka, także podniósł swoją część ładunku. I tak byli już spóźnieni na dostarczenie do klienta tej bliżej nieokreślonej dziwnej substancji. Następnie powoli podreptali w kierunku, w którym mieli pierwotnie - tam, skąd pojawił się nowy sojusznik Taiyō. Hiro i jego brat obejrzeli się jeszcze za dziewczęciem kilka razy, a nowy nieznajomy stanął nieco bliżej i bardzo ostrożnie poprowadził dziewczynę nieco dalej od nich. Żeby pod żadnym pozorem nie podsłuchali niczego i nie poznali powodu tego zrządzenia losu. Przezorny ten głupek, nie ma co.
- To było całkiem dobre. Przyznaję. - mruknął, kiedy tylko podszedł nieco bliżej, a mężczyźni zniknęli za rogiem - Z naszej strony wszystko się udało. Szef powiedział, że mamy się z tobą podzielić zyskiem, jak wyjdzie. Więc to dla ciebie. - wyciągnął z sakiewki przy pasie garść srebrnych monet i podał je Taiyō. Cóż, na kolejną działkę opium czy innego narkogówna na pewno starczy. Albo na kilka przyzwoitych posiłków w knajpach, zakrapianych alkoholem i dobrym grajkiem. Następnie mężczyzna się ulotnił, zostawiając nieco obolałą i bogatszą o nowe doświadczenia (i pieniądze, najważniejsze) dziewczynę. Co teraz? Teraz wszystko zależało od niej.
0 x
Taiyō
Postać porzucona
Posty: 318 Rejestracja: 4 lip 2023, o 17:27
Wiek postaci: 20
Ranga: Ginkara
Krótki wygląd: Rachityczny ektomorfik o figurze wazy, metr i siedemdziesiąt centymetrów wzrostu, słomkowe włosy, bursztynowe oczy z gęstymi rzęsami, usta o esowatym kształcie z powiększoną dolną wargą.
Link do KP: viewtopic.php?f=32&t=11215&p=210160#p210160
GG/Discord: spectrofobia
Multikonta: Uguisu
Post
autor: Taiyō » 16 maja 2024, o 02:01
Cały ten czas, gdy mężczyźni, a głównie Hiro, debatowali nad sensem oddawania dziewczynie temu, kto się po nią zgłosił – uśmiechała się, jakby zobaczyła największe źródełko szczęścia na świecie, jakby sama Amaterasu zeszła z równin, by obmyć jej stopy. I to byłoby równie prawdopodobne co to, iż wyciągnięte kąciki ust były szczerym wyrazem radości. Tak, poczuła wyraźną ulgę, wiedząc, iż zaraz, już za chwileczkę, będzie wolna od towarzystwa widzących ją w niekoniecznie dobrym wydaniu dzbaniarzy – ale nic poza tym.
No, do momentu, kiedy jeden z braci, ten o dobrym sercu, nie okazał się… Zbyt podobny do Shisu. To nie wada, oczywista oczywistość, ale kiedy kłamiesz i łżesz jak najęty, wolałbyś kłamać jakiegoś buca albo chama, a nie kogoś, kto miał odwagę, by ot tak pomóc komuś kompletnie obcemu. Aż tak zalepiona pleśnią nie była, by jej to wcale nie ruszało. Umiała to w sobie przetworzyć, przetrawić i w jakiś sposób zracjonalizować, ale do tego trzeba czasu.
I gdy tylko ten czas nadszedł, trójka ulotniła się tam, dokąd zmierzała: złapała głęboki i długi oddech. Jeden, drugi. Przy trzecim upewniła się, że dzbaniarzy nie ma w okolicy. I już chciała dziękować, zapytać, ile będzie mu dłużna za tę przysługę, za wyciągnięcie jej z tarapatów, które mógł przecież zlać. Co by zrobiła? Nic. Musiałaby sobie dać radę i potem przyjść posłusznie po zapłatę za swoje usługi, nie daj Bogowie jeszcze tłumaczyć, skąd ta opieszałość.
Ale nie, zamiast tego postanowił otworzyć paszczę, wpaść na słowo klucz, które uruchomiło nie te procesy, które powinno. A stąd już krótka droga do zmiany nastroju – te zdarzały się blondynce nader często, choćby i dziś. Po części z racji kruchej psychiki teraz jednakże z ogólnego, potwornego zmęczenia tak aktorzeniem, jak i odzyskaną po części pamięcią, wzmagane przez rozrzedzone w organizmie narkotyki. To nie mogło skończyć się dobrze.
— Dobre? Chyba sobie, kurwa, żartujesz — prychnęła, wtrącając swoje pięć ryō, nim dodał część, która niektórych mogłaby pewnie uspokoić: taka moc pieniądza. Tylko na nią, jak już mógł się przekonać, chociażby Shisu, brzdęk monet nie działał ani ciut-ciut. Tym bardziej, iż po gwałtownym zejściu z dawki, zbliżywszy się prawie-że do trzeźwego umysłu, ze wciąż nieznośnym piskiem w uszach, była najzwyczajniej w świecie rozjuszona. Nie, nie rozjuszona. W k u r w i o n a. A że wybawiciel był pod ręką, cóż. Przyjdzie mu przyjąć wybuch złości na twarz. Przynajmniej ten emocjonalny wybuch, Katonem raczej (słowo klucz: raczej) go nie potraktuje.
Zamiast przyjąć sakiewkę i odejść, zostawić tego biednego człowieka w spokoju, musiała go przecież ująć w nadgarstku. I ująć, w tym przypadku, to bardzo lekkie określenie. Zacisnęła nań palce tak, iż skóra wokół zbledła, zjednując się niemalże z bielą, jakiej nie w sposób znaleźć w naturalnym środowisku. Poderwała głowę, by spotkać się z nim spojrzeniem. Drugi raz. Tylko w tym momencie ani trochę nie wyglądała na potrzebującą pomocy, na biedną i smutną. Nie, nie. Ten obraz, prawda, mógł się w bursztynowych oczkach. Ale tylko i wyłącznie, gdyby mężczyzna zechciał dostrzec swoją twarz.
— Nie chcę kasy. Załatw mi coś, byle dużo i szybko. Reszta dla ciebie — poleciła. W głosie miała tę szczyptę niedosłownej gotowości do oberwania mu łba, jeśli nie spełni powyższej „prośby”. I jeszcze te rozszalałe oczy, które zdawały się ciskać w twarz rozmówcy piorunami raz za razem, po jedno uderzenie na sekundę.
Czy tak się zachowywały ćpuny? Zwłaszcza ćpuny. Osoby, które przekroczyły granicę zdrowego rozsądku i po drodze zamknęły za sobą wszelkie drzwi i możliwości. Szanse. Szanse na powrót do tego, za czym tęsknią, za kim tęsknią. Niezwykle często tym „kimś” byli oni sami. Tylko problem w tym, że akurat Watanabe nigdy nie była „inna”. A to jeszcze gorzej dla świata, niż gdyby miała chociażby fragment wspomnień, z czasu, kiedy jeszcze nie siedziała po uszy w bagnie; od zawsze była niewolnikiem, który bez reszty oddawał się takim czy innym uzależnieniom, truciznom. To mroczne i upajające zatracenie ćpuna, w którym jedyne, na co potrafiła czekać to śmierć pod postacią olśniewającego blasku.
Ostatni raz.
0 x
#9d3126
trochę mnie nudzi świat i nie chcę się już starać
z drugiej strony chcę wszystko i w sumie to naraz
Karta postaci |PH | Bank
Prowadzę
♦ Kami Kaito ☼ [D] — „Dzielenie przez dwa” (nieobecny/a)
♦ Hikari Kaguya ☼ [D] — „Nimbooda” (nieobecny/a)
Mukutaro
Postać porzucona
Posty: 345 Rejestracja: 15 wrz 2023, o 10:51
Wiek postaci: 30
Ranga: Tsume/Pazur
Widoczny ekwipunek: Katana przy pasie, sztylet za pasem, plecak, Zanbatō na plecach
Link do KP: viewtopic.php?p=212667#p212667
GG/Discord: wolfig
Post
autor: Mukutaro » 16 maja 2024, o 12:13
Misja D
Taiyō
"Dzban"
[19/14]
To, co pozwalało Taiyō na tak swobodną manipulację i owijanie sobie ludzi wokoło oparzonego palca, było chyba tym, czego nie lubiła w tych ludziach. Ta empatia, ta chęć robienia dobrze. Tak, cały czas trzeba przypominać i wskazywać te rzeczy - kiedy Taiyō udawała osobę potrzebującą pomocy, zawsze znajdował się ktoś, kto tej pomocy chciał udzielić. Buc czy inny cham tego nie zrobi, nie pochyli się nad dziewczęciem na ziemi i nie zaoferuje ręki, nie podniesie. Zrobią to tylko ludzie naiwni, którzy chcą pomóc. Czy to czyniło z Taiyō kogoś na równi z ulicznymi oszustami albo innymi szarlatanami? Sprzedawcami niedziałających zestawów ziółek, olejów i innych kadzidełek na potencję? Żerujących na ludzkiej krzywdzie i dobrej woli szkodnikach? Odpowiedź znajdzie tylko i wyłącznie ona, w głębi siebie. I dowolny inny uważny obserwator - tak, była takim właśnie pasożytem.
Nowy mężczyzna, który uratował Taiyō od towarzystwa trójki dzbaniarzy, na pewno chciał "dobrze". Na pewno nie miał złych intencji, kiedy chwalił ją za tą idealnie przeprowadzoną akcję. Za kupienie czasu. Wiadomo, dobra robota równała się dobremu słowu po robocie, prawda? Guzik prawda. Nawet, jeśli nie chciał źle, to jego słowa tknęły dziewczę w bardzo wrażliwy punkt. Punkt, którego na pewno nie chciał i na pewno nie powinien tykać. Nie była to jego wina, skąd miał wiedzieć, że Taiyō jest niestabilną osobą, której najlepiej rzucić pod nogi mieszek z pieniędzmi i nie wchodzić w interakcje. Ale nie wiedział i teraz płacił za to cenę.
- Pff. - prychnął mężczyzna, gdy tylko usłyszał o załatwieniu "czegoś". Narkotyków, w domyśle. Na uścisk nie zareagował jakkolwiek, poza dość znaczną zmianą ekspresji. Nie wyglądał, jakby go to bolało. Wyglądał, jakby właśnie wdepnął w sporą kupę na środku chodnika. Która zaczęła wspinać się po nogawce.
- Sama sobie załatw. - burknął, wyrywając rękę z uścisku dziewczęcia. Schylił się na chwilę i pośpiesznie położył pieniądze na ziemi. Skoro nie mógł dać ich jej do ręki, to zrobi to w okrężny sposób - dostarczy pod jej nogi. Widać było chyba dość jasno, że nie chciał mieć z Taiyō nic wspólnego. Albo jak najmniej, jak tylko się da. - Ćpunka. - mruknął jeszcze pod nosem, zanim odwrócił się i poszedł w długą. Długim, szybkim krokiem. On jest miły, a ona go chwyta i jeszcze w oczywisty sposób jest niespełna rozumu. Albo było w tym coś więcej. Osobista tragedia. Cokolwiek, w zasadzie. Nie chciał mieć nic wspólnego z Taiyō i aktywnie do tego dążył, chcąc zostawić ją samą tak bardzo, jak tylko się dało.
0 x
Taiyō
Postać porzucona
Posty: 318 Rejestracja: 4 lip 2023, o 17:27
Wiek postaci: 20
Ranga: Ginkara
Krótki wygląd: Rachityczny ektomorfik o figurze wazy, metr i siedemdziesiąt centymetrów wzrostu, słomkowe włosy, bursztynowe oczy z gęstymi rzęsami, usta o esowatym kształcie z powiększoną dolną wargą.
Link do KP: viewtopic.php?f=32&t=11215&p=210160#p210160
GG/Discord: spectrofobia
Multikonta: Uguisu
Post
autor: Taiyō » 17 maja 2024, o 00:13
Zmrużyła oczy, a blond brwi nasunęły się bliżej powiek. Nie rozumiała, w czym tkwi problem. Mężczyzna, rysujący się w jej głowie jako człowiek skrajnie skoncentrowany na pieniądzach – wcale ich nie chciał. To dziwne. Zwykle trafnie oceniała ludzi, nawigowała po charakterach na oślep i dzięki temu mogła pozwalać sobie na takie, a nie inne, wciąż nieświadome, manipulacje ichnimi poczynaniami. Czyżby tym razem się pomyliła?
Możliwe. Choć była już znacznie trzeźwiejsza na umyśle, to nagłe i gwałtowne emocje mogły przysłonić osąd. Zmylić. Była tak bowiem zaaferowana pozyskaniem „lekarstwa”, że nie spostrzegła momentu, w którym rzeczywiście zaczęła zachowywać się co najmniej dziwnie i niepokojąco. Jasne, zważywszy na okoliczności, inny obrót spraw nie wchodził w grę, ale wciąż – nazwana wprost „ćpunką” - poczuła się dziwnie, jakby ten wewnętrzny, wgrany wstyd powrócił na należne mu miejsce.
Zbita z pantałyku, nie upierała się przy trzymaniu mężczyzny za nadgarstek. Wyślizgnął się bez potrzeby użycia większej siły. Pozwoliła na to nie dlatego, że nagle zmieniła zdanie – nie. Dalej piekielnie pragnęła kolejnej dawki. Po prostu strudzony mózg nie ogarnął szybko następujących po sobie wydarzeń, a przez to nie była w stanie w żaden sposób zareagować. No, zamrugała parę razy nerwowo, otworzyła usta, ale nic poza tym.
Nim przetworzyła w umyśle litery, nim ułożyła je w zdanie – odszedł. I choć wokoło wciąż było wielu ludzi, nigdy, a przynajmniej nie w ostatnim czasie, nie czuła się tak samotnie i żałośnie, jak w tymże momencie. Zmęczona. Może nawet poniżona. W dodatku kurewsko wyczerpana i wyczyszczona z energii do cna. I jeszcze to tłumaczone w kącie głowy – mogę przestać, kiedy chcę, ale akurat teraz nie chcę. Naprawdę musiała lubić się niszczyć, kawałek po kawałku, gotowa była bowiem zrobić wszystko, by zasnąć i „nie myśleć”, że zaraz znów to wszystko wróci, że kolory wyblakną, że znów w sercu zawita czerń niemożliwa do określenia, a ona będzie musiała żyć z dnia na dzień.
Summa summarum, wręczenie pieniędzy uzależnionemu i tak było podobne do wciskania samobójcy ostrza. Z tym jednak wyjątkiem, że aż tak nie kuło w moralne pobudki – nie było odpowiedzialności. Dał pieniądze, nie narkotyki. To nawet na papierze wygląda, po prostu: lepiej. Nieważne, że tak czy tak wpakuje je do kieszeni jakiemuś rzemieślnikowi toksyn wszelakich. Nie zrobi tego za jego pomocą.
Blondynka westchnęła ciężko, ospale, a językiem wcale nie tak wilgotnym, jak być powinien, oblizała spierzchnięte usta i, cóż, uniosła sakiewkę znajdującą się przy stopach. Teraz tylko znaleźć miejsce, w którym będzie mogła zrobić użytek z zarobionych monet.
z/t
0 x
#9d3126
trochę mnie nudzi świat i nie chcę się już starać
z drugiej strony chcę wszystko i w sumie to naraz
Karta postaci |PH | Bank
Prowadzę
♦ Kami Kaito ☼ [D] — „Dzielenie przez dwa” (nieobecny/a)
♦ Hikari Kaguya ☼ [D] — „Nimbooda” (nieobecny/a)
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości