[Event] - Miasteczko Sarufutsu
- Boukyaku Shinichi
- Posty: 243
- Rejestracja: 3 kwie 2023, o 00:36
- Wiek postaci: 27
- Ranga: Doko
- Krótki wygląd: - Krótkie blond włosy zaczesane do tyłu i wygolone po bokach
- Jasne niebieskie oczy o szerokich źrenicach
- Duża blizna na prawej skroni
- Blizna na brodzie
- Otwory gębowe na dłoniach i klatce piersiowej - Widoczny ekwipunek: - Medalion przynależności do klanu Nara
- Czarny płaszcz
- Maska lisa przypięta przy pasku
- Torba na glinę na lewym biodrze
- Torba na glinę na prawym biodrze
- Kabura na broń na lewym udzie - Link do KP: viewtopic.php?p=205651#p205651
- GG/Discord: knowo#2998
- Lokalizacja: Warszawa
- Ero Sennin
- Support
- Posty: 1923
- Rejestracja: 10 cze 2015, o 00:41
- Multikonta: Minoru
- Mijikuma
- Posty: 354
- Rejestracja: 25 kwie 2023, o 15:16
- Wiek postaci: 17
- Ranga: Dōkō
- Krótki wygląd: Ubrany w czarny płaszcz, twarz ukryta pod białą maską.
- Widoczny ekwipunek: Kusza na plecach | Kołczan | Płaszcz | Maska
- Link do KP: viewtopic.php?f=32&p=206813#p206813
- GG/Discord: bombel#0351
- Multikonta: Meguru | Akira
Re: [Event] - Miasteczko Sarufutsu


Słowa lidera w moją stronę będące pewną formą chyba pokrzepienia w moich oczach jednak niczym nie różni się od belfra życzącego co najlepsze swojemu uczniowi. W tym jednak scenariuszu po prostu uznaję, że Masahiro bierze każdego członka klanu Uchiha za swojego podopiecznego, o którego musi dbać. Ma to sens z perspektywy jego pozycji i miejsca na świecie w tym wszystkim.
Kłaniam się lekko w podziękowaniu, w zasadzie nie mając co tutaj dodać. Miło, że lider klanu wierzy we mnie może nawet mocniej niż ja sam.
Nie do końca znam źródło tych wszystkich pochwał. Przeżyłem, lecz nie zdołałem zrobić niczego, co by przechyliło szale zwycięstwa na naszą korzyść, tak więc śmierć wszystkich poległych póki co nie ma żadnego znaczenia. Co jednak jest istotne, dyplomatyczne doświadczenie na pewno mi się przyda i cieszę się chociaż, że będę mógł "skubnąć" go odrobinę, móc znaleźć jakieś perspektywy na przyszłość.
- Miło mi to słyszeć, zdecydowanie nie zawiodę klanu Uchiha. - Dodaję tylko, nie mając nic tu więcej do dodania, na kolejne słowa lidera również, rozwiewały one przynajmniej te chwilowe wątpliwości, sieją ziarno do dalszego zgłębiania i rozmyślania nad tym tematem. Cały czas nie jestem do końca przekonany odnośnie Takeru i pewności Masahiro, że ten będzie traktować mnie jak równego. Sam na jego miejscu bym tak nie patrzył, to jest przecież bardziej niż pewne, że mężczyzna nie wyzbędzie się wyniosłości i pewnej wyższości, która jest nieco obowiązkowym dodatkiem jego statusu dowódcy - będąc nim, w wojsku jest bardzo głęboko zakorzeniona hierarchiczność i nie widzi mi się, żeby Takeru nie patrzył na mnie tak jak patrzy na swoich żołnierzy. Ale tak naprawdę czas pokaże i dopiero wtedy będziemy mogli na ten temat dywagować. Mogę to jednak traktować jako swoje pierwsze takie wyzwanie, któremu muszę się podjąć, budując w ten sposób też swoją pozycję wśród innych członków klanu. Chociaż teraz to może i szczepu...
- Dziękuje za wszelkie rady, wezmę je sobie do serca ruszając z ekspedycją. Kiedy planowany jest wyjazd? - Nie mam już więcej pytań, dopytuję więc kiedy mam być gotowy, licząc, że wyruszymy jak najszybciej. Chcę już zająć sobie czymś głowę, uciec z tego miasta. Tutaj czuję się zdecydowanie gorzej, Sarufutsu staje się poniekąd dla mnie symbolem porażki. Dwugłowy szermierz to pierwszy, symbolizujący wszelkich dzikich, to miasteczko zaś jest dla mnie znakiem, że się nam nie udało i musieliśmy uciekać. A nienawidzę takiej perspektywy - Uchiha nie uciekają, Uchiha wie co chce i będzie to miał.
Ukryty tekst
0 x
- Ero Sennin
- Support
- Posty: 1923
- Rejestracja: 10 cze 2015, o 00:41
- Multikonta: Minoru
Re: [Event] - Miasteczko Sarufutsu
Fabułka Poeventowa
Mijikuma
Masashiro wpatrywał się w młodego Mijikumę widząc niepewność wymalowaną na jego twarzy. Nie potrzebował do tego nawet swojego sharingana, była to moc jaką posiadł z wiekiem podczas licznych rozmów z ludźmi z całego świata.
- Gdybym miał jakiekolwiek wątpliwości co do tego, że sobie poradzisz, wybrałbym kogoś innego. - Zapewnił już któryś raz z kolei. Zachowywał się, jakby co najmniej znał albinosa, lub śledził jego poczynania. A może po prostu był tak dobry w czytaniu ludzi?
- Wyruszacie jutro z samego rana. Myślę, że miejsce wyruszenia jest dość oczywiste, będzie to obóz Unii, na pewno go mijałeś, jest jednym z większych. Pamiętaj. Nie daj się nikomu sprowokować, ani omamić pięknymi słówkami. Musimy dowiedzieć się kto jest naszymi przyjaciółmi, a kto tylko gra. - Na barki Mijikumy spadło dość duże brzemię. Nie dość, że miałby być „głosem rozsądku” dla swego porywczego przełożonego, to jeszcze na dodatek miał baczyć na zachowanie innych i odczytywać co też naprawdę mają na myśli. A jednak, nasz bohater nie miał wielkiego wyboru. Los Uchiha wisiał na włosku, jeśli nie odnajdą się w tym nowym świecie, to niedługo mogą stać się jedynie historią w jednym z opasłych tomiszczy.
Masashiro pożegnał Mijikumę, życząc mu powodzenia już chyba setny raz podczas tego spotkania. Wyruszali jutro. Nie dużo czasu zostało. Trzeba było się przygotować.Dalsza część w wątku Unii
0 x
- Ero Sennin
- Support
- Posty: 1923
- Rejestracja: 10 cze 2015, o 00:41
- Multikonta: Minoru
Re: [Event] - Miasteczko Sarufutsu
Fabułka Poeventowa
Ai/Shinichi
Chirou wyglądał tak jak 13 latek, który nie miał swojego miejsca w świecie. Zagubiony, rozgoryczony i zdołowany. Dlatego tak bardzo potrzebował tej rozmowy. Z kimś postronnym, z kimś kto postrzega świat z podobnego poziomu co on. Tylko czy był pewien, że Ai jest dokładnie tym kogo potrzebował. Nie, ale była w podobnym wieku, zatem postanowił zaryzykować.
A dziewczyna mówiła dużo. I nie to czego się spodziewał. Był zły, liczył, że złotowłosa będzie mu przytakiwać, że powie mu, żeby pieprzył ich wszystkich. Ale nie do końca tak to wyglądało. Początkowo, Ai zaczęła mówić o swoich doświadczeniach z byciem traktowanym jak dziecko. Chirou nawet zaśmiał się, gdy wspomniała o tym, jak została siłą zabrana z twierdzy, podczas ewakuacji.
- Dorośli zawsze myślą, że wiedzą wszystko lepiej, a potem to oni kończą martwi.- Podsumował, biorąc stronę Ai w tym, że powinna zostać wtedy i pomóc na tyle ile potrafiła. Potem jednak zaczęła… bronić dorosłych? Nie to nie była obrona, ale próba jakiejś, choć drobnej racjonalizacji ich zachowania.
- Wiem… rozumiem, że się martwią o mnie. Ale właśnie to mnie tak denerwuje! Wszyscy oni zachowują się jakby mogli mnie uchronić przed czymś, przed czym sam nie mógłbym. A większością z nich mógłbym wytrzeć podłogę!- Złość jaka kipiała w jego trzewiach, znów zaczynała w nim narastać i wylewać z niego. Lecz zdołał się opanować samodzielnie, bez pomocy siedzącej obok niego dziewczynki.
- Mój ojciec. Dorastałem całe życie słuchając o jego wyczynach, nie zdając sobie nawet sprawy, że nim jest. A gdy w końcu się dowiedziałem. Gdy mój bohater z dzieciństwa okazał się być kim jest. Chciałem go poznać. I wiesz co?! Masz całkowitą rację. Jest totalnym chamem i gburem.- Podsumował swego ojca. Lecz zrobił to z wyraźnym żalem do tego mężczyzny, który był dawcą nasienia dla jego matki. Lecz widoczna była w jego zachowaniu pewna poprawa. Nie pogrążał się w myślach tak bardzo, po każdym zdaniu i nie wlepiał swego wzroku w ziemię. Teraz zaczynał patrzeć w kierunku dziewczyny. Nawet jeśli nie zrozumiał kompletnie nic z kolejnych słów które wyszły z jej ust. Zrozumiał, że starała się go przekonać, że jego sytuacja ma jakieś plusy, ale zrobiła to w tak przedziwny sposób, że postanowił to przemilczeć. Lecz ona kontynuowała. Znów starała się przekonać go do pójścia z Nara.
– Z Midori wiąże się całe moje dzieciństwo. Wszystkie dobre i złe rzeczy. Tylko, że od kiedy nie ma tam już mojego taty. Przyszywanego, tego który mnie wychowywał. Boję się, że już nic tam nie będzie takie samo. - Otworzył się przed nią. Ai nie mogło umknąć również to, że nie powiedział nic na temat swoich uczuć do pustyni, choć wnioski można było wysnuwać przy jego poprzednich zdaniach. A w tym wszystkim, gdzieś tam, w pewnej odległości siedział Shinichi. Przyglądając się i starając się podsłuchać rozmowę dwóch dzieciaków.
0 x
- Ai
- Postać porzucona
- Posty: 401
- Rejestracja: 29 mar 2023, o 11:40
- Wiek postaci: 14
- Ranga: Dōkō
- Krótki wygląd: Złotowłosa i złotooka dziewczynka mierząca aż 152cm! Najczęściej ma na sobie białą, zwiewną sukienkę na ramiączkach, która sięga za kolana. Na niej ma czarną kamizelkę shinobi. Ochraniacz shinobi na czole - przesłonięty grzywką.
- Widoczny ekwipunek: Prawe i lewe udo - kabury, 2x torba przy pasie - z tyłu, średni zwój na plecach. Kamizelka shinobi (czarna), rękawiczki z blaszkami, ochraniacz na czoło (czarny, przesłonięty zazwyczaj grzywką), na prawym ramieniu ochraniacz Zjednoczonych Sił
- Link do KP: viewtopic.php?f=33&t=11022
- GG/Discord: Laertes#9788
- Multikonta: Aoi, Nuō, Sister
Re: [Event] - Miasteczko Sarufutsu
Czy on jej właśnie przytaknął apropo zostawania w twierdzy? O cholerka! Aż się szerzej uśmiechnęła i pokiwała twierdząco głową, jeszcze dodatkowo podkreślając to jak się z tym wszystkim zgadza. Jednak jeżeli, gdyby faktycznie została, to pewnie nawet by teraz nie rozmawiali. Chyba, że byłaby duchem i nawiedzała ludzi na tym łez padole, ale wtedy zapewne chłopaczyna musiałby się martwić o swoje zdrowie psychiczne, a nie o jakieś bzdety pokroju zachowania dorosłych, przeważnie tego, które go jedynie irytowało. Delikatnie mówiąc, bardzo delikatnie. Ale słuchała go, nie przerywała mu, co najwyżej robiąc miny sugerujące to jak bardzo go słucha i jak nad tym wszystkim co on mówił się zastanawia. No, rozumiała niechęć do dorosłych. Jednak sama nie czuła jej nawet na tak bliskim poziomie do tego, o czym on mówił. Może to wynikało z różnicy siły? No, ona definitywnie nie dałaby rady wytrzeć podłogi większością staruszków, a już na pewno nie w stanie, w jakim wtedy była. Ona nawet szmatą nie wytarłaby wtedy podłogi.
-Nie byłoby Ci szkoda podłogi? - Jednak postanowiła rzucić drobnym żarcikiem, na rozweselenie i poprawienie humoru. No był wściekły, nawet jakoś to rozumiała. Sama była wściekła, kiedy podczas walk jakkolwiek wykazywano nadmierną troskę w jej kierunku, no. Jej zdaniem nadmierną. Ale no, na swoim, mimo wszystko, niewinnym poziomie, bo wierzgała niesiona przez Minoru, a ten i tak jej nie puszczał, więc definitywnie nie byłaby w stanie zrobić tego, o czym mówił ten Nara. Nawet jak się opanował, odrobina humoru każdemu potrafiła zrobić dzień! Prawda? No, albo wybrała zły moment i jeszcze nie będzie traktował rozmowy z nią na poważnie. Wtedy będzie mogła go z kolei zwyzywać, że sam zachowuje się jak Ci nieszczęśni dorośli.-Starsi potrzebują czuć się nam potrzebni, a my możemy udawać, że ich potrzebujemy, wtedy robią się spokojniejsi i mniej męczący. Na prawdę! - Przynajmniej tak myślała. Zbuntowaną nastolatkę chciano by bardziej pilnować niż potulną osóbkę jaką była, teoretycznie.
-No, widzisz? Nie ma co przywiązywać się do bohaterów! Wiesz jakie zawsze są te historie, tylko jacy wszyscy są super, silni, wspaniali, cudowni, dobrzy, nie? A poznasz jednego czy drugiego, a ludzie z nich tacy sami jak z każdego innego! Dlatego musimy być lepsi, by legendy o nas były prawdziwe! W całości! - I się lekko zaśmiała. No, może sama nie przywiązywała aż tak dużej uwagi do opowieści o najwspanialszych shinobich, jak o bohaterze, który pokonał Antykreatora - Uchiha Masahiro, jej Shirei Kan. Nie miała okazji poznać go osobiście, to nawet nie zamierzała się zastanawiać ile z tego co się o nim mówi jest prawdą i czy naprawdę jest taki wspaniały! Choć na pewno był. Lord Sugiyama jej imponował, nawet w jego obecności potrafiła się zachować jak należy. No, autorytety uznawała, niezależnie od legend. No, a sama faktycznie chciałaby być znana z tego jaka rzeczywiście jest, dlatego zawsze chce być najlepszą wersją siebie. A przynajmniej tą najradośniejszą.
-Nie bój się, nawet jeżeli nic nie będzie takie samo, to Twój dom, tak? - Uśmiechała się szeroko, cieplutko, patrzyła mu w oczy nawet nie uciekając choćby na moment i wpatrywała się swoimi złotymi ślepiami w jego. -Wszystko będzie takie, jakie pozwolisz, żeby było! O! - I po tych słowach machnęła ręką starając się objąć całe Sarufutsu -Całe życie spędziłam w Kotei. Na pewno już nic dla mnie nie będzie takie samo. - Na twarzy wciąż malowała się radość, chociaż jej oczy straciły na moment ten pełen szczęścia blask. No, bolała ją strata domu. Strata wielu dobrych ludzi. -I kiedyś tam wrócę! Na pewno! - Uderzyła się w pierś, jakby to miała być złożona mu obietnica, że dziewczynka faktycznie kiedyś odzyska swój dom. Jeszcze kiwnęła głową dodatkowo to potwierdzając. -A teraz jestem tutaj, i tutaj też muszę zrobić swój dom, bo wiem, że jak się poddam, to innym też będzie trudniej. Wiesz, my, musimy dawać innym nadzieję! Przecież jak będziemy starsi to nie możemy być takimi gburami jak oni! - I go przytuliła, nie wiedziała czy on tego chciał, czy tego potrzebował. Ona tego potrzebowała. Bo aż się jej smutno zrobiło na myśl o Kotei, ale nie chciała tego pokazywać, to chociaż tlące się łezki mogła w ten sposób zamaskować. I nie kłamała z tym dawaniem nadziei, w końcu, to zawsze chciała robić. Być Słoneczkiem ogrzewającym zziębnięte duszyczki. A podczas przytulasa przy okazji wcisnęła mu rysunek z jego podobizną, który wcześniej majstrowała.
0 x
- Papyrus
- Administrator
- Posty: 3834
- Rejestracja: 8 gru 2015, o 15:36
- Ranga: Fabular
- GG/Discord: Enjintou1#8970
- Multikonta: Yuki Hoshi; Uchiha Hiromi; Sans
Re: [Event] - Miasteczko Sarufutsu
Fabułka Poeventowa
Nana
Masahiro zamyślił się na chwilę, zanim odpowiedział Nanie
- Ślepotę. Ból, o którym mówię, ma charakter bardziej metaforyczny, choć może się także objawiać fizycznie. Trudno rozmawiać o tych sprawach... Emocje, strata. Zwłaszcza teraz, gdy sam czuję, jak serce mi pęka po utracie naszego domu i wielu wartościowych ludzi.
Zamrugał kilkakrotnie, starając się ukryć swoje emocje, i na moment zamknął oczy, próbując zapanować nad uczuciami, które go ogarniały po ostatniej bitwie. Nana dostrzegła, jak bardzo starał się nie pokazać swojego bólu i być oparciem dla innych.
Gdy był już pewny, że jego głos nie zdradzi go, znów zwrócił się do Nany.
- Zrozum, jeśli zaakceptujesz moje rozkazy, musisz tu pozostać. Jeszcze nie teraz, jeszcze nie możesz nas opuścić. W Sarufutsu jest tyle do zrobienia i trzeba się tym wszystkim zająć, zanim pozwolę ci wyruszyć. Ale prawda jest taka, że twój ojciec to uciekinier z naszego klanu. Należałoby go sprowadzić z powrotem i spróbować go zresocjalizować, albo... upewnić się, że nie sprawi już więcej problemów. Prędzej czy później trzeba się tym zająć.
Masahiro stuknął palcem w blat stołu, a potem ciężko westchnął.
- Oczywiście, nie możesz tego zrobić jako akoraito klanu. Musisz zostać sentoki, wojowniczką naszego klanu. Dlatego przygotuję dla ciebie nową odznakę. Gdy trochę się tu zadomowimy i sytuacja przestanie być tak napięta, zajmiesz się swoim zadaniem jako sentoki. Czy to ci odpowiada? Żebyśmy wrócili do tej rozmowy za jakiś czas?
0 x
you best prepare for a hilariously bad time
- Ero Sennin
- Support
- Posty: 1923
- Rejestracja: 10 cze 2015, o 00:41
- Multikonta: Minoru
Re: [Event] - Miasteczko Sarufutsu
Fabułka Poeventowa
Osamu/Kuroi/Mijikuma
Czas w Sarufutsu dłużył się niemiłosiernie i to pomimo takich wydarzeń, które podnosiły ciśnienie każdemu. Jak choćby próba ukarania Kuroia przez wściekłych Uchiha, którzy gotowi byli zwalić utratę swej ojczyzny na jednego człowieka, jakim był piaskowy dziadek. I kto wie, czy ta sprawa nie byłaby już tylko wspomnieniem, gdyby nie pomoc przyszłej żony Shirei-kana Uchiha, która wstawiła się za swoim przyjacielem. Ale, sprawa nie była jeszcze załatwiona. Trzeba było odstawić oskarżonego do domu, do miejsca gdzie ludzie z Unii mieli pewność, że Kuroi zostanie potraktowany bezstronnie.
Wszyscy byli po lepiej lub gorzej przespanej nocy. Zwijali się. Unijczycy zrobili to co do nich należało, teraz czas było wracać do domu, opowiedzieć co się tutaj wydarzyło. I to zanim ich gospodarze wpadną na kolejny pomysł by bawić się w sędziów, a kto wie czy i nie katów jednocześnie. Jedną z osób, które zarządzały wymarszem był Kaguya Taisho, który przyzwał do siebie Osamu Uesugi oraz Tetsuro Ishara. Oprócz nich przyprowadzono tutaj również więźnia Kuroia, który nie był przesadnie ubezwłasnowolniony. Co prawda odebrano mu jego gurdę oraz związano ręce. Zrobiono to jednak jedynie za pomocą grubego sznura. Zostawiono przy nim również resztę jego sprzętu. Nigdzie jednak nie można było dostrzec Tetsuro.
- Kurwa, musimy wyruszyć w przeciągu pół godziny, a ten się spóźnia.- Taisho zaklął szpetnie by podkreślić, że nie jest zadowolony ze spóźnienia pacynkarza. Nie było jednak czasu. Każda minuta dłużej w tej wiosce oznaczało kolejną szansę, że coś znów się wydarzy. Zwłaszcza jak miejscowi zwęszą, że Kuroi nie jest zakuty we wszystkie wymyślone fuinjutsu, ani nie wsadzono go do żelaznej dziewicy.
- Dobra, nie ma czasu. Osamu, przydzielam cię do pilnowania Kuroia. Upewniaj się, że będzie wyglądał jakbyśmy prowadzili go na sąd, a nie jak twój kolega. Jeśli znajdziesz Tetsuro szybciej ode mnie, to zezwalam byś pierdolnął go w łeb i ma ci pomóc w tym zadaniu. Z tego co rozumiem, to jest on kolegą Kuroia, więc mam nadzieję, że będzie to jego atutem.- Rozpoczął dość nieformalny briefing. Wyjaśnił po krótce czym ma się zajmować Osamu i niemalże natychmiast przeszedł do Kuroia. Zbliżył się do niego i wyciągnął obie dłonie w jego kierunku, kładąc je na jego ramionach.
- Błagam cię, zachowuj się podczas drogi. Ledwo uniknęliśmy rzezi. Rozumiem, że nie czujesz się winny, ale zachowaj to dla siebie, przynajmniej do momentu, gdy nie wrócimy do domu. A. I nie daj się sprowokować!- Mówiąc do Kumy patrzył mu prosto w oczy, szukając jakichś oznak że piaskowy dziadek rozumie co się do niego mówi. Lecz gdy przeszedł do części, w której przestrzegał go przed daniem się sprowokować, puścił go i zaczął machać przed nim palcem. Zupełnie niczym ojciec, który udziela synowi reprymendy. Tylko komu miałby dać się sprowokować?
- Niestety, będziemy mieć towarzystwo podczas podróży. Uchiha wysyłają z nami dwóch swoich, by się upewnić, że sąd w ogóle się odbył. Jednym z nich będzie ten dupek Takeru. Chyba ich Shirei-kan chce by jednak doszło do jakiejś rzezi. A może poprotstu ma nadzieję, że pozbędziemy się za niego takiego ciężaru. Ten drugi to jakiś podrostek. Nazywa się Mijikuma i jest doko, tyle udało mi się o nim dowiedzieć.- I nagle sprawa stała się jaśniejsza. Przydzielono im Takeru, człowieka który własnoręcznie chciał osądzić i zapewne zabić Kuroia. Dziką kartą był ten drugi i dlaczego niby został przydzielony do ich pochodu.
- Jeśli nie macie żadnych pytań, to szykujcie się do wymarszu. Ty Kuroi nie musisz, zrobimy wszystko za ciebie. Bądź po prostu grzeczny przed naszymi gośćmi i wyglądaj, jakby działa ci się krzywda.- Odprawa zakończona, no chyba, że ktoś miał jakieś pytania. Teraz trzeba było czekać na gości. No i Tetsuro, który wciąż się gdzieś szwendał.
Wysłannicy Uchiha pojawili się dosłownie na pięć minut przed wymarszem. Gdy obóz był już zawinięty, bagaże wrzucone na wozy, a ludzie ustawiali się w szykach. Było ich dwóch, tak jak przekazał Taisho. Takeru pochmurny jak zawsze, podszedł do Kaguyi Taisho i przywitał się z nim przez podanie ręki. Zamienili między sobą kilka sztucznie brzmiących uprzejmości. Następnie Takeru zechciał zobaczyć więźnia. Na co też i Taisho przystał, prowadząc go do miejsca gdzie przetrzymywano Kuroia. Był to środek ich pochodu, na jednym z wozów, pomiędzy bagażami. Dużo ciekawszą osobą wydawał się być jednak ten drugi. Mijikuma, biały jak ściana, o czerwonych oczach. Można by pomylić się i uznać, że ma on włączone swoje dojutsu, lecz brakowało tych specyficznych łezek, które były częścią ich magicznych oczu.
– Naprawdę? Związaliście go zwykłym sznurem i posadziliście na wozie?!- Takeru wręcz znieruchomiał w miejscu, widząc w jakich warunkach przetrzymywano Kuroia. Jego głos, mimowolnie, podniósł się o pół tonu.
- Użyliśmy tego co mieliśmy. Nie braliśmy ze sobą kajdanów. A na wozie nie będzie nas opóźniał. - Starał się wytłumaczyć na spokojnie Taisho, lecz Takeru nie był zachwycony tą odpowiedzią.
– Tch! Jak dla mnie, to powinniście zakuć go w dyby, przywiązać do konia i kazać iść na piechotę. Jakby upadł to koń mógłby go pociągnąć, żeby biedaczek mógł sobie odpocząć. - Rzucił tak by wszyscy mogli usłyszeć, rzucając jednocześnie wyzywające spojrzenie do Taisho.
- Proszę się nie martwić o wygodę naszego więźnia. A teraz proszę mi wybaczyć, ale wyruszamy. - Taisho nie dał się sprowokować, choć w jego oczach pojawiły się ogniki. Urwał jednak ten temat i rzucając do Osamu krótkie spojrzenie, które miało oznaczać nie więcej jak „Powodzenia”, udał się ku początkowi całego konwoju i tam wydał rozkaz do wymarszu. Unijczycy wracali do domu.
0 x
- Nana
- Posty: 832
- Rejestracja: 13 paź 2020, o 18:05
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Ciemne włosy, ciemne oczy, blada cera, Sharingan - typowa Uchiha. Szczupła, średniowysoka.
- Widoczny ekwipunek: Ładne, czarne kimono. Torba przy pasie i zawieszona maska Kitsune. Katana na plecach.
- Link do KP: viewtopic.php?p=155137#p155137
- GG/Discord: nanusia_
Re: [Event] - Miasteczko Sarufutsu
Każdy inaczej odczuwał ból. Jego stopnia nie dało się porównać. To właśnie różniło Masahiro. On przeżywał wszystko to co odczuwali też inni. Dzielił się z nim swoimi uczuciami; cierpiał razem z nimi. Nana była całkiem inna. Potrafiła ogarnąć tylko to co czuła sama. Obcy pozostawali dla niej obcymi. Nie żałowała ich, nie czuła współczucia. Ciężko było jej się przestawić; otworzyć na świat, w którym ludzie tak swobodnie łączyli się w cierpieniu i radości. Od dziecka uczono ją, że uczucia były jedynie oznaką słabości; że relacje stanowiły tylko słaby punkt dla przeciwnika. Uczyła się powoli na nowo, że świat nie musiał być zawsze tak obojętny, jakim go jej pokazano. Powoli jednak zaczynała rozumieć pobudki Hiro. Może właśnie na taki swój popaprany sposób chciał ją uchronić przed przekleństwem Uchiha? Przed bólem i cierpieniem? Ścieżką pełną niedogodności. Bez zobowiązań i relacji nie było przyczyny bólu.
Teraz jednak było już za późno. Może to fakt, że poznała matkę; może czas i doświadczenie, sprawiły, że zaczynała bardziej się socjalizować. Szło jej raczej marnie, ale do przodu. Zaczęło się od Toshiro, potem Kutaro. A teraz rozmawiała z głową klanu Uchiha o swojej przyszłości. Życie potrafiło być przewortne.
Masahiro zmienił jej plan, ale nie miała nic przeciwko. Oczywiście zamierzała wyruszyć od razu, ale nie było powodów, żeby się aż tak spieszyła. Chciała się wzmocnić, zdobyć nową siłę i tylko to się dla niej liczyło. Jeśli Shirei-kan zamierzał jej to odebrać lub za bardzo spowolnić ten proces, mogła się zbuntować. Nie należała do cierpliwych, jednak zdecydowała się przystopować. Przynajmniej na krótki czas. Ze względu na siostry Uchiha. Może dla ich pamięci.
- Poczekam Masahiro-dono - zdecydowała przygryzając policzek od środka. Mógł dostrzec, że nie była zadowolona, jednak zdecydowała się zaakceptować jego wybór. - Nie umiem być jednak zbyt cierpliwa - przyznała szczerze siląc się na jakiś pokraczny, niewyraźny uśmiech. Mógł dosłyszeć nutę skruchy w jej głosie. Nie chciała wszczynać kłótni, wręcz przeciwnie. Skinęła głową na wzmiankę o odznace. - Dobrze. Czy masz dla mnie teraz jakieś zlecenia? - Dopytała po prostu chcąc wiedzieć czym powinna się w takim razie zająć na teraz.
0 x
- Minoru
- Posty: 1233
- Rejestracja: 3 kwie 2019, o 17:58
- Wiek postaci: 30
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Dorosły już mężczyzna o krótko przystrzyżonej brodzie i włosach dość niechlujnie związanych w kucyk.
- Widoczny ekwipunek: - 2 x Torby umieszczone na plecach, przy pasie
- 2 x Katana wisząca u lewego boku
- Kamizelka shinobi - Link do KP: viewtopic.php?f=33&t=4573&p=68391#p68391
Re: [Event] - Miasteczko Sarufutsu
Minoru nie czuł się przekonany co do tego, że w wieku 13 lat dzieci walczą. Rozumiał jego argument, oczywiście, że w momencie, gdy człowiek postanawia zostać shinobi to wie, że starości raczej nie dożyje. A jednak. Nie tak powinien świat być ułożonym. I Masashiro zdawał się podzielać to zdanie. Czyżby pojawiła się jakaś nić porozumienia?
– Mam wrażenie, że była gotowa zostać tam tak długo, aż by się nie okazało, że została tam sama. Własnoręcznie wytargałem ją siłą z tamtego miejsca, nie chcąc mieć jej krwi na rękach. - W oczach postronnych, których tam nie było, zachowanie Ai mogło być uznane za oznakę patriotyzmu, oddania i waleczności. Dla Minoru był to kolejny dowód na to, że dzieci nie powinny brać udziału w tak wielkich konfliktach. Nie byli zbyt dojrzali by podejmować świadome decyzje. Zamiast tego, robili to na podstawie swych emocji.
– Więc zostaliście sami? A co z Yamanaka, teraz gdy Misae zostanie twoją... - Przerwał na chwilę, czując jak ostatnie słowo grzęźnie mu w gardle. Mimowolnie poszukał wzrokiem jakiegoś naczynia z płynem, mając nadzieję, że będzie to zwykła woda. – Żoną. Czy nie udzielą wam wsparcia? - Zmusił się by w końcu powiedzieć to jedno słowo, które sprawiało mu taką trudność. Dziwnym było również wypytywać obcego mężczyznę, o to co sądzi o rodzinnym domu Rakuraia. W dalszej rozmowie, Minoru nie potrafił stwierdzić co bardziej go dziwiło. To, że Masashiro miał tak daleko idące plany, już teraz, zaledwie dni po zakończeniu walki. Czy to, że chciał prosić o pomoc Senju. Chyba nie było na kontynencie człowieka, który by nie wiedział jak wielką niechęcią darzyły siebie te dwa rody. Trochę zastanowiła go kwestia chorego radnego. Minoru przeczuwał pismo nosem, że Masashiro może chcieć wysłać jego do nich, by ten zbadał teren. Tylko dlaczego miałby wysyłać kogoś spoza swego klanu i dlaczego Minoru miałby się na to zgadzać?! Nawet otworzył już usta, by w zawoalowany sposób odmówić mu, gdy Shirei-kan rodu Uchiha przerwał wiszącą w powietrzu ciszę i kontynuował. Pierwsze jego słowa, tylko uświadczyły Rakuraia, że to co myślał o swoim poselstwie do Senju jest prawdą. Jednakże gdy wyjechał ze ślubem Misae i tym, że zostanie jego żoną, nie tylko wbił mu kolejną szpilę w serce, ale również i zbił z pantałyku. Bo co miał piernik do wiatraka?
– Co? -Prawdziwa bomba przyszła zaledwie ułamki sekund później. Minoru stwierdził, że Misae ma o wiele za długi jęzor i mówi swojemu przyszłemu małżonkowi o wiele za dużo. Lecz być może była to dla niego furtka by wykaraskać się z problemu, w który wkopał się sam.
– Ja, nie wiem co powiedzieć… Ja… - Zatkało go. Dosłownie nie wiedział co miał zrobić. Czuł jak w jego serce wlewa się nadzieja, że właśnie został uratowany i będzie mógł w bezpieczny sposób ułożyć sobie życie na nowo. Tylko, że przyjmując tą ofertę, zostawiał za sobą wszystko. Całe swoje dzieciństwo, dom, rodzinę, dosłownie wszystko. Tabula rasa, jak to mawiają filozofowie. Jego wzrok padł na leżącą przed nim odznakę, a myśli powoli zaczęły klarować się w jego głowie.
– Proszę mi wybaczyć. Po prostu jest to dla mnie bardzo trudna decyzja. Moja cała rodzina jest tam. Poza tym, czy nie martwisz się, że przyjmując mnie do swego domu, narazisz sojusz z Yamanaka na szwank? Poza tym, mam chronić Misae? Z naszej dwójki to ja potrzebuję więcej ochrony. - Wypluł z siebie potok słów nie zważając na to, czy zdania które wypowiedział mają jakąś składnie, czy są tylko potokiem słów, zlewającym się w jedną całość. Specjalnie również nie dał mu jednoznacznej odpowiedzi, chcąc dowiedzieć się co też sądzi o powyższych uwagach.
0 x
Prowadzone misje:
- Tetsu Maji - D Przekleństwo pustyni (Wolna)
- Tsukune - Wyprawa B Zdradzicecki Korikami (Przejęta)
- Arii - Zadanie specjalne C Kress
- Sugiyama Orochi
- Posty: 342
- Rejestracja: 19 cze 2021, o 23:33
- Wiek postaci: 30
- Ranga: Doko
- Krótki wygląd: Przystojny mężczyzna koło trzydziestki, zazwyczaj ubrany w ekstrawaganckie, bogate szaty z motywami kości i florystycznymi, odsłaniającymi jego dobrze zbudowaną klatkę piersiową.
- Widoczny ekwipunek: Łańcuch z kusarigamą, rękawica łańcuchowa, torba z ekwipunkiem.
- Link do KP: viewtopic.php?p=177393#p177393
- Multikonta: Rin Noboru
- Papyrus
- Administrator
- Posty: 3834
- Rejestracja: 8 gru 2015, o 15:36
- Ranga: Fabular
- GG/Discord: Enjintou1#8970
- Multikonta: Yuki Hoshi; Uchiha Hiromi; Sans
Re: [Event] - Miasteczko Sarufutsu
Fabułka Poeventowa
Nana
Masahiro się do niej uśmiechnął, kiedy zdecydowała się zaczekać. Ukłonił się jej nad stolikiem i wyglądał na naprawdę wdzięcznego za to, że jeszcze trochę zdecydowała się tutaj pozostać razem z klanem.
- Rozumiem, jesteś narwana. To też jest cecha naszego klanu. Nie wstydź się tego, ale próbuj podejmować decyzje, z których będziesz dumna. Ale kiedy dasz się ponieść, nie bij się za bardzo i wybacz sobie. Bądź dla siebie dobra.
Mężczyzna chyba nie mógł się powstrzymać za bardzo od dawania rad i zachowywania się nie tylko, jak lider, ale jak starszy brat (na ojca był trochę jednak za młody).
- Co do zadania… trzeba zabezpieczać nową granicę, pomagać uchodźcom, którzy cały czas nadchodzą z północy i wyruszyć do Ryuzaku. Kurou-san… znasz go, zdaje się, Katsumi-sama powiedziała, że to jemu udało się ciebie znaleźć jako pierwszy… Kurou-san wyrusza z Sayori-sama, żoną Takedy-dono, do Ryuzaku. Chętnie bym go zamienił z kimś innym, jeżeli zechcesz chronić Sayori-sama. Dostaniesz kilkoro doko do pomocy, jeżeli zechcesz. Trzeba wyruszyć dzisiaj po południu. Pasuje ci to?
Kiedy Nana mu odpowiedziała i albo przekazał jej więcej szczegółów i wypisał rozkaz, albo powiedział jej, gdzie ma się zgłosić po inne zadanie. Przekazał jej zwój i niemalże odesłał, żeby poszła wykonywać to, na co się zdecydowała.
Tuż przed jej wyjściem jednak rzucił.
- Nana-san, a co byś powiedziała na małżeństwo?
Minoru
Masahiro widział, że Minoru cały czas myślał, dlatego za każdym razem, zanim odpowiedział, pozwolił Minoru przetrawić wszystkie informacje i odpowiedzieć. Pierwszą kwestią było wsparcie Yamanaka przy małżeństwie Masahiro oraz Misae. Minoru mógł zauważyć, że drugi mężczyzna zauważył reakcję Minoru na informację o tym i fakt, że o tym rozmawiali. Jednak zdaje się, że lider klanu Uchiha nie chciał wskazywać na to, na pewno nie na głos.
- Nie zrozum mnie źle. Klan Yamanaka na pewno w pewien sposób wesprze nas poprzez… wsparcie Ryuzaku. Nie jestem głupi, nikt z nas naiwnie nie sądził, że Yamanaka robią to dla klanu Uchiha. Już dawno Aiko-sama zwietrzyła pismo nosem i wiedziała, że cały Turniej Pokoju był po to, żeby pokazać siłę Ryuzaku i ogłosić, że Sogen jest oficjalnie, może nie tyle pod ich kontrolą, co uzależnione od niego. Sogen zostało na tyle zniszczone, że potrzebowaliśmy pomocy i to była ostatnia decyzja Katsumi-sama. Przede wszystkim za to została… - Masahiro się na chwilkę zawahał, nie będąc pewnym, czy wypowiadać dalsze słowa - zdegradowana z pozycji liderki. Ja i Star… Sugiyama-san musieliśmy tylko to kontynuować. I jak widzisz, w żadnym momencie nie byliśmy w stanie się odbić, bo wydaje się, że jest coraz gorzej i gorzej. Świat nas nienawidzi. Ale Yamanaka pomogą. Przez pomoc Ryuzaku, teraz, kiedy służymy Ryuzaku - my dostaniemy pomoc. Nie znaczy to, że nie mam zamiaru szukać pomocy i sojuszy sam. Ale i tak wszystko będzie musiało przechodzić przez Takedę-sama. Chciałbym, żebyś zrozumiał, w jakiej sytuacji jesteśmy postawieni.
Poczekał chwilę, na to, jak Minoru przetrawi te informacje, następnie kontynuował.
- Szczególnie zależy mi na twoim zrozumieniu, ponieważ proszę cię, żebyś z ramienia Yamanaka przeszedł do nas na służbę. Tak stanowią konwenanse. Absolutnie rozumiem, że Misae-san nie potrzebuje absolutnie żadnej ochrony, to silna i niezależna kobieta i już pospieszyła na swoje następne zadanie oraz aby spotkać się ze swoimi przyjaciółmi. Ja nie mam nic przeciwko temu. Ufam jej i wiem, że będzie dbała o interesy Uchiha poza granicami i nawiązywała przyjaźnie i sojusze poprzez swoje wszędobylstwo. Widziałeś, jak ładnie poradziła sobie ze sprawą Kuroi-sana. Niemniej, zgodnie z konwenansami, ochroniarz panny młodej powinien dołączyć do klanu męża, żeby była pewność, że jej interesy były chronione i nic się jej nie stanie. Chętnie wykorzystuję tą furtkę, prosząc, żebyś to był ty, a nie ktoś inny, kogo przyślą Yamanaka. Bo na pewno przyślą kogoś. Misae-san to wolny duch, więc jak mogą być pewni, że interesy Yamanaka będą przez nią chronione? Ponadto, z tego, co Misae-san mówiła, możesz nie mieć najłatwiejszego powrotu do Soso ze względu na jej ucieczkę i oddanie klanowej odznaki. Bardzo impulsywny i niepotrzebny gest i ja się trochę obawiam. To, co proponuję nie jest wyłącznie powodowane interesem Uchiha, ale również chęcią wyciągnięcia ręki do przyjaciela mojej przyszłej żony .Nie mam nic przeciwko temu, żebyś również sprowadził tutaj swoją rodzinę, ale miej na uwadze, że może być to niebezpieczne z powodu bliskości Ludzi zza Muru. Ja sam muszę wysłać rodzinę lub dwie, aby zamieszkały w Soso i służyły pod klanem Yamanaka. Wymiana jest warunkiem małżeństwa.
Masahiro mówił dość szybko, ale wydawało się, że mówi szczerze i chciał jak najklarowniej przedstawić sytuację w jakiej był klan Uchiha oraz w jakiej został postawiony Minoru.
- Zapewniam, że oficjalnie będziesz podlegał Misae-san, ale zostanie zostawiona ci wolność na tyle, na ile to możliwe. Nie będziesz musiał za nią biegać. Ale zastanów się, czy jesteś gotowy przyjąć moją propozycję i przyjaźń, którą oferuję razem z tym. Nie oczekuję odpowiedzi teraz. To jednak twoje całe życie, a my, poza Misae-san, jesteśmy dla ciebie obcy.
0 x
you best prepare for a hilariously bad time
- Osamu
- Posty: 245
- Rejestracja: 7 lut 2023, o 12:58
- Wiek postaci: 20
- Ranga: Akoraito
- Krótki wygląd: Białowłosy i wysoki młodzieniec przyozdobiony kilkoma białymi tatuażami.
- Link do KP: viewtopic.php?f=32&t=10932&p=202568#p202568
Re: [Event] - Miasteczko Sarufutsu
Całe wydarzenie było według Osamu szansą na zawiązywanie nowych sojuszy dla Unii poprzez okazanie swojej siły oraz na to, że świat przestanię myśleć o Kaguya jak o potworach. O ile to drugie nawet się spełniało bo jednak Taisho oraz Osamu pokazali, że są kimś więcej niż maszynami to o nowych sojuszach czy poprawach relacji dla Unii nie było szans. Stał za tym ten stary pierdziel bez mózgu. Jak każdy sabaku pewnie myśli, że jego zasady nie zobowiązują i oczywistym było, że żaden sąd na ziemiach zajmowanych przez Unię go nie skażę. Sabaku tak naprawdę rozdawali karty w Unii i każdy był tego świadomy. Przykrym było, że Uchiha będą musieli oglądać tę farsę.
Taisho-sama zaczął zwoływać wszystkich do wymarszu, który był już prawie zoorganizowany. Uesugi cieszył się wewnętrznie, że może już wrócić do swojego domu i miał nadzieje, że już nigdy więcej nie spotka tego kretyna Kuroia. Jednak los chciał inaczej i dowódca wyprawy Unii wydelegował młodego chłopaka do pilnowania więźnia. Wielka to była szkoda dla Białowłosego, który najchętniej pozwoliłby żeby Takeru go spalił. Rozkaz był jednak rozkaz więc i na to Osamu przystał. -Tak jest. Westchnął głęboko bo wiedział z czym to się będzie wiązało. Nie dość, że dziada trzeba było prosić żeby zachował jakąkolwiek pokorę w sobie to jeszcze były już lider grupy szturmowej będzie pewnie próbował czegoś żeby zrobić mu krzywdę.
Jedyną nadzieją dla Osamu pozostawał Tetsuro, który mimo że bronił Kumy to jednak był towarzyszem Kaguyi... Przynajmniej będzie miał z kim pogadać, a jebnięcie go w łeb zostawi dla Taisho. Uesugi nie miał żadnych pytań bo te niczego by nie zmieniły więc wolał zostawić je dla siebie. Tym bardziej, że jego jedyne pytanie brzmiało mniej więcej tak: "Dlaczego nie możemy zostawić dziada żeby osądzili go Uchiha?". Białowłosy był młodziakiem ale nie był głupi. Zajął swoje miejsce jak najbliżej Kuroia bez słowa i po prostu oczekiwał na dalsze wydarzenia.
Dwóch Uchiha przybyło na miejsce więc cała radosna kompania mogła zabierać dupy w podróż powrotną. Młodzieniec jedynie uśmiechnął się kiedy Taisho-sama wydał rozkaz do wymarszu. Nie ruszało go już teraz nic więcej niż to żeby doprowadzić szczęśliwego więźnia prosto pod sąd. Nie chciał wdawać się w awantury z Takeru czy tym drugim Uchiha. Maszerował z lekkim uśmiechem... W końcu wracał do domu.
Taisho-sama zaczął zwoływać wszystkich do wymarszu, który był już prawie zoorganizowany. Uesugi cieszył się wewnętrznie, że może już wrócić do swojego domu i miał nadzieje, że już nigdy więcej nie spotka tego kretyna Kuroia. Jednak los chciał inaczej i dowódca wyprawy Unii wydelegował młodego chłopaka do pilnowania więźnia. Wielka to była szkoda dla Białowłosego, który najchętniej pozwoliłby żeby Takeru go spalił. Rozkaz był jednak rozkaz więc i na to Osamu przystał. -Tak jest. Westchnął głęboko bo wiedział z czym to się będzie wiązało. Nie dość, że dziada trzeba było prosić żeby zachował jakąkolwiek pokorę w sobie to jeszcze były już lider grupy szturmowej będzie pewnie próbował czegoś żeby zrobić mu krzywdę.
Jedyną nadzieją dla Osamu pozostawał Tetsuro, który mimo że bronił Kumy to jednak był towarzyszem Kaguyi... Przynajmniej będzie miał z kim pogadać, a jebnięcie go w łeb zostawi dla Taisho. Uesugi nie miał żadnych pytań bo te niczego by nie zmieniły więc wolał zostawić je dla siebie. Tym bardziej, że jego jedyne pytanie brzmiało mniej więcej tak: "Dlaczego nie możemy zostawić dziada żeby osądzili go Uchiha?". Białowłosy był młodziakiem ale nie był głupi. Zajął swoje miejsce jak najbliżej Kuroia bez słowa i po prostu oczekiwał na dalsze wydarzenia.
Dwóch Uchiha przybyło na miejsce więc cała radosna kompania mogła zabierać dupy w podróż powrotną. Młodzieniec jedynie uśmiechnął się kiedy Taisho-sama wydał rozkaz do wymarszu. Nie ruszało go już teraz nic więcej niż to żeby doprowadzić szczęśliwego więźnia prosto pod sąd. Nie chciał wdawać się w awantury z Takeru czy tym drugim Uchiha. Maszerował z lekkim uśmiechem... W końcu wracał do domu.
0 x

- Mijikuma
- Posty: 354
- Rejestracja: 25 kwie 2023, o 15:16
- Wiek postaci: 17
- Ranga: Dōkō
- Krótki wygląd: Ubrany w czarny płaszcz, twarz ukryta pod białą maską.
- Widoczny ekwipunek: Kusza na plecach | Kołczan | Płaszcz | Maska
- Link do KP: viewtopic.php?f=32&p=206813#p206813
- GG/Discord: bombel#0351
- Multikonta: Meguru | Akira
Re: [Event] - Miasteczko Sarufutsu


Noc przebiegła mi tak jak w zasadzie każda ostatnio - wyszczerzone i całe zakrwawione twarze sięgające tego samego torsu wpatrują się prosto w moje oczy, chichocząc i śmiejąc się na widok martwego trupa mojego ojca, będącego powieszonym w niebycie na drugim planie, zaraz za twarzami dwugłowego szermierza, z którym przyszło mi walczyć podczas inwazji. Nauczyłem się jednak je wytrzymywać i nie przebudzać się w nocy z krzykiem, co za każdym razem mnie strasznie frustrowało - jest to bowiem najszczerszy pokaz mojej niemocy i własnych emocji dla otoczenia. Czego unikam jak ognia, nie mogę okazywać uczuć, nie mogę ani na chwilę wyluzować i przestać myśleć o swoim celu. Jestem zafiksowany, lecz sprawa tego absolutnie wymaga.
Nad świtem zebrałem cały swój tobołek i wyposażenie. Unikam siostry i matki, zresztą tej drugiej do tej pory nie widziałem. Czuję się poniekąd winny, że z bitwy wracam tylko ja, nie mając niczego. Zamierzam więc teraz opuścić Sarufutsu, najwyraźniej nowy przytułek Uchihów i gdy tylko przyjdzie taka możliwość, nie wracać dopóki nie zdobędę trofeum będącego dowodem śmierci wielu dzikich.
Spotykam się z Takeru i wspólnie docieramy do obozowiska pustynnych, które było już w zasadzie zawinięte i gotowe do wymarszu. Rozglądam się po towarzyszach i oczywiście zgodnie z myślą Takeru, również chętnie przyjrzę się temu więźniu, który jest taki ważny. Szybko oboje dostrzegamy, że ten "więzień" w zasadzie niczym nie różni się od reszty hałastry - bo przecież bądźmy poważni, nie potraktuję tych byle więzów za jakiekolwiek ograniczenie wolności Kuroiowi. Może jako symbol, nie jako funkcjonalne działanie.
Nie wtrącam się do wymiany zdań między Takeru a tym drugim, zresztą w tej kwestii zdecydowanie zgadzałem się z drugim Uchihą. Doskonale wiem, że ta bujda o braku prawdziwych kajdan jest, no bujdą, gdyż to nie tak, że jeszcze wyruszyliśmy - gdyby im naprawdę zależało na utrzymaniu chociaż pozorów, to sami dopilnowaliby by chociaż przy wyjeździe z miasta więzień wyglądał tak jak powinien. A nie siedział sobie spokojnie na wozie i cieszył się powrotem do rodzinnych stron. Bo w zasadzie to nawet nie wiem czy wierzyć, że sąd w rodzimym kraju będzie jakkolwiek okrutny i niezawisły dla mężczyzny. Będzie już daleko od miejsca zdarzenia, Uchiha mają mnóstwo innych problemów i tę sprawę można by spokojnie wziąć na przeczekanie i nic by z tego nie wynikło. Bowiem to nie jest też tak, że my możemy wypowiedzieć Unii jakąkolwiek wojnę, byle sugestia czegoś takiego zmiotłaby nas z powierzchni ziemi. Tym bardziej więc nie ingeruję w tutejsze niesnaski i po prostu swoją postawą i gotowością do wymarszu daję znać, że z mojej strony na nic nie czekamy i możemy ruszać.
0 x
- Kuroi Kuma
- Posty: 1525
- Rejestracja: 23 lis 2017, o 20:52
- Wiek postaci: 43
- Ranga: Akoraito
- Krótki wygląd: Średniego wzrostu mężczyzna z kilkudniowym zarostem na twarzy. Widać że jest trochę starszy, jednak nie aż tak znacznie. Głos niski, lekko chrypiący od palenia. Trochę dłuższe, czarne włosy, przy szyi luźno obwiązany bandaż trochę jak szalik
- Widoczny ekwipunek: Gurda
Plecak
Wielki wachlarz - Link do KP: viewtopic.php?f=32&t=4367
- GG/Discord: Michu#5925
Re: [Event] - Miasteczko Sarufutsu
Słowa Misae rozbrzmiały w jego głowie, lecz było już za późno na jakieś reakcje. Chciał coś powiedzieć, lecz nie miał za bardzo wyjścia, został dosyć brutalnie obdarty ze swojej wolności do wypowiedzenia się, do decyzji, do zrobienia czegokolwiek. Odpłynął do świata snów widząc tylko jak resztki ludzi przed nim się rozpływają mówiąc... w sumie nie ważne już co bo i tak nie miał prawa nic z tego zrozumieć. Spoczywał sobie w sennej iluzji. Poczuł że stoi sam, na środku tafli ciemnego, bezkresnego jeziora przesłaniającego wszystko dookoła prócz jednej rzeczy. Postaci. Jego samego, opartego o jakąś nieokreśloną masę, podpierającego się dłonią jak to ma w zwyczaju.
-Wit... - zaczęła postać, lecz
-A spierdalaj - powiedział Kuroi do... chyba samego siebie, bo w sumie to działo się w jego łepetynie, to do kogo innego miałby mówić.
-Wiedziałem, że mi przerwiesz
-Wiem, że wiedziałeś, jesteś mną
-To po co to robiłeś?
-To po co zaczynałeś
-Słusznie. Zaufałeś?
-Ponownie...
-Warto było?
-I tak i nie. Nie wiem? Należało mi się może. Ale że tak?
-To ty mi powiedz
-Ponoć wiesz wszystko, co ja wiem
-Może dlatego obydwoje się zastanawiamy
-Racja... To co, długo tak będziemy?
-Nudzisz się?
-Odrobinę. Nie chcę w tym dłużej siedzieć, mam tego dość. Mam dosyć tego, że
-Boisz się, co zastaniesz, jak się obudzisz?
-...mhm
-Że ktoś Cię wsadzi do pierdla, kto miał być po twojej stronie? Zabierze Ci jedyną wartość, którą sobie cenisz? Pozbawi Cię tego co tak kochasz i nie potrafisz sobie oddać za nic w świecie?
-...
-Baw się dobrze. Obyś nie przedobrzył. Powodzenia
Budził się. Przez mglisty obraz widniała mu postać. Kto to był? Mówił do niego, ale brzmiało to trochę tak, jakby był za ścianą i próbował się przedrzeć przez blokadę. Coś tam dla siebie, dom, nie daj się sprowokować. Staruszek mętnym wzrokiem patrzył na postać, mrużył oczy sprawdzając czy to dalej sen czy już jawa. Odchylił się do tyłu, gdy postać zaczęła machać palcem, lecz ten ruch był minimalny, wręcz ledwo zauważalny. Obraz się wyostrzał, na rękach poczuł niemiłe uczucie pęt, które ocierały mu skórę. Obstawiał, że nie wyruszyli jeszcze, w głowie policzył sobie mniej więcej ilość dni ile mieliby podróżować na pustynię, bo obstawiał że to właśnie tam idą, skoro ten poprzedni człowiek był taki miły.
Popatrzył w bok, był tu jakiś chłopak, którego widział wcześniej albo przynajmniej miał takie wrażenie. Nie wyglądał na zadowolonego, zupełnie tak jakby ktoś go zmusił, żeby tutaj był.
-Nie wiem kto na to wpadł... ale był niespełna rozumu. Pęta... przy tym tempie skóra dostanie odparzeń w ciągu kilku dni, a przy obecnych warunkach zakażenie wda się natychmiastowo i nigdzie nie trzeba będzie jechać - mówił ze spokojem bardziej do siebie, niż do kogoś konkretnego z otoczenia. Był mocno... wkurwiony, lecz starał się to ukrywać. Iluzja, czy co to tam innego było, użycie sznura, który przecież nic nie da, nie zatrzyma go w żaden sposób. Debile. To akurat powiedział w głowie, ale chciał to rzucić w pysk ludziom, którzy całą tą szopkę zorganizowali.
-Misae ty... - syknął pod nosem wstając i szukając czegoś, co mogłoby mu pomóc w pozbyciu się tego, co miał na rękach, bo ani to przydatne, ani wygodne, ani nie zda się na nic. To już pętanie Ayatsuri miałoby więcej sensu, może nawet powykręcać im palce, ale Sabaku nie potrzebowali rąk do działania.
-Pomożesz mi z tym? Nie zamierzam mieć tego na rękach, ani tym bardziej dać się karmić czy poić... bądźmy poważni. Sam miałem iść na pustynię - rzucił od niechcenia patrząc na Osamu, chociaż miał nadzieję, że ten faktycznie mu pomoże, a nie będzie musiał zbierać piasku, by z niego stworzyć ostrze i pomóc sobie wyjść z tej sytuacji. Dopiero teraz spojrzał, że nawet jego rzeczy były tuż obok, więc ostrzy tam nie brakowało. Skinął to na torbę, to na pęta, to na Osamu.
-To jak? Czy będziesz częścią tej szopki.
-Wit... - zaczęła postać, lecz
-A spierdalaj - powiedział Kuroi do... chyba samego siebie, bo w sumie to działo się w jego łepetynie, to do kogo innego miałby mówić.
-Wiedziałem, że mi przerwiesz
-Wiem, że wiedziałeś, jesteś mną
-To po co to robiłeś?
-To po co zaczynałeś
-Słusznie. Zaufałeś?
-Ponownie...
-Warto było?
-I tak i nie. Nie wiem? Należało mi się może. Ale że tak?
-To ty mi powiedz
-Ponoć wiesz wszystko, co ja wiem
-Może dlatego obydwoje się zastanawiamy
-Racja... To co, długo tak będziemy?
-Nudzisz się?
-Odrobinę. Nie chcę w tym dłużej siedzieć, mam tego dość. Mam dosyć tego, że
-Boisz się, co zastaniesz, jak się obudzisz?
-...mhm
-Że ktoś Cię wsadzi do pierdla, kto miał być po twojej stronie? Zabierze Ci jedyną wartość, którą sobie cenisz? Pozbawi Cię tego co tak kochasz i nie potrafisz sobie oddać za nic w świecie?
-...
-Baw się dobrze. Obyś nie przedobrzył. Powodzenia
Budził się. Przez mglisty obraz widniała mu postać. Kto to był? Mówił do niego, ale brzmiało to trochę tak, jakby był za ścianą i próbował się przedrzeć przez blokadę. Coś tam dla siebie, dom, nie daj się sprowokować. Staruszek mętnym wzrokiem patrzył na postać, mrużył oczy sprawdzając czy to dalej sen czy już jawa. Odchylił się do tyłu, gdy postać zaczęła machać palcem, lecz ten ruch był minimalny, wręcz ledwo zauważalny. Obraz się wyostrzał, na rękach poczuł niemiłe uczucie pęt, które ocierały mu skórę. Obstawiał, że nie wyruszyli jeszcze, w głowie policzył sobie mniej więcej ilość dni ile mieliby podróżować na pustynię, bo obstawiał że to właśnie tam idą, skoro ten poprzedni człowiek był taki miły.
Popatrzył w bok, był tu jakiś chłopak, którego widział wcześniej albo przynajmniej miał takie wrażenie. Nie wyglądał na zadowolonego, zupełnie tak jakby ktoś go zmusił, żeby tutaj był.
-Nie wiem kto na to wpadł... ale był niespełna rozumu. Pęta... przy tym tempie skóra dostanie odparzeń w ciągu kilku dni, a przy obecnych warunkach zakażenie wda się natychmiastowo i nigdzie nie trzeba będzie jechać - mówił ze spokojem bardziej do siebie, niż do kogoś konkretnego z otoczenia. Był mocno... wkurwiony, lecz starał się to ukrywać. Iluzja, czy co to tam innego było, użycie sznura, który przecież nic nie da, nie zatrzyma go w żaden sposób. Debile. To akurat powiedział w głowie, ale chciał to rzucić w pysk ludziom, którzy całą tą szopkę zorganizowali.
-Misae ty... - syknął pod nosem wstając i szukając czegoś, co mogłoby mu pomóc w pozbyciu się tego, co miał na rękach, bo ani to przydatne, ani wygodne, ani nie zda się na nic. To już pętanie Ayatsuri miałoby więcej sensu, może nawet powykręcać im palce, ale Sabaku nie potrzebowali rąk do działania.
-Pomożesz mi z tym? Nie zamierzam mieć tego na rękach, ani tym bardziej dać się karmić czy poić... bądźmy poważni. Sam miałem iść na pustynię - rzucił od niechcenia patrząc na Osamu, chociaż miał nadzieję, że ten faktycznie mu pomoże, a nie będzie musiał zbierać piasku, by z niego stworzyć ostrze i pomóc sobie wyjść z tej sytuacji. Dopiero teraz spojrzał, że nawet jego rzeczy były tuż obok, więc ostrzy tam nie brakowało. Skinął to na torbę, to na pęta, to na Osamu.
-To jak? Czy będziesz częścią tej szopki.
0 x
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości