Krótki wygląd: Ciemne, brązowe włosy, jasno niebieskie oczy oraz pokiereszowana twarz. Sylwetka raczej szczupła, z widocznym zarysem mięśni. Odziany w pomarańczową koszulę, białą kamizelkę i granatowe spodnie.
Widoczny ekwipunek: Odznaka Akoraito klanu Sabaku, Kamizelka Shinobi (biała), Kabura na broń (na prawym udzie), Gurda, Torba na prawym biodrze
Akoraito delikatnie skłonił się każdemu, który został mu przedstawiony. Grzeczność kosztuje niewiele, a potrafi otworzyć wiele z zamkniętych wrót. Także tych, o których istnieniu jeszcze się nie wie. -Dobrze, poszperam w takim razie po straganach, skoro i tak czekamy na resztę towaru...- chłopak wzruszył ramionami i wyruszył po ubranie. Postanowił też posłuchać rady krępego mężczyzny i do swojej listy sprawunków dołączył także bukłak, który przy powrocie rzucił na jeden z wozów. Tak, aby nie przeszkadzał on w załadunku, rzecz jasna. Wody nigdy za mało, szczególnie tutaj, na pustyni. -Planujecie jakieś postoje, czy próbujemy dotrzeć za jednym zamachem?- Sabaku starał się mówić enigmatycznie, nie zdradzając postronnym natury ani celu ich podróży. Nigdy nie wiadomo, kto może podsłuchiwać. Szakale na pewno miały swoje wtyki także i w samym Kinkotsu, a ptak posłaniec z informacjami do potencjalnych rabusiów jest zdecydowanie szybszy od wozów ciągniętych przez wielbłądy. Już sama wiedza o tym, że podróżnych będzie ochraniał jeden Sabaku to dużo, ale na to w obecnej sytuacji nie można było nic poradzić.
Ukończywszy wszystkie sprawunki i przebrawszy się, w nieco bardziej odpowiednie na panujące warunki pogodowe ,ubranie, Satoshi przysiadł nieco z boku, obserwując załadunek, jeśli tylko dotarły już skrzynie, na które musieli czekać. Poświęcił ten czas na przypatrywanie się zarówno osobom, które umieszczały kraty na wozach, jak i samemu nadzorującemu - Hinacie. Oceniał wagę każdej ze skrzyń i to, jak bardzo starają się ładujący. Rabusie mogli mieć też wtykę w samym środku akcji - taka pracowała by albo wolniej od reszty, albo za bardzo się starała, nie chcąc wywołać podejrzeń. Inni nazwali by obawy niebieskookiego paranoją, skoro wszędzie doszukuje się spisków, ale on po prostu twierdził, że przezorny zawsze ubezpieczony. Chciał mieć na wszystko swoje błękitne oko. Dawało mu to poczucie bezpieczeństwa i spokoju ducha. Nikt mu przynajmniej nie zarzuci, że lekceważy swoje obowiązki. Od czasu do czasu omiatał spojrzeniem okolicę, starając się zaobserwować czy ktoś im się nie przygląda.
Co zaś tyczy się planu działania, Akoraito rzucił swoją glinianą gurdę, zawierającą cenny piach, na wóz znajdujący się w "centrum" pochodu. Tak, żeby zawsze miał do niej blisko. Od razu poczuł się nieswojo, uwalniając się od znajomego ciężaru. Nie widział też powodu, by całą drogę iść pieszo, chyba, że tak właśnie podróżowali inni uczestnicy. Zależało mu na tym, żeby wtopić się w zgraję możliwie jak najlepiej. Sabaku wiedział, że podczas burzy ciężko będzie wypatrzyć zasadzkę na drodze, ale niestety będzie musiał zmierzyć się z tym zadaniem. Gdyby tylko nie był na tej misji sam, to mógłby pozostawić ochronę karawany towarzyszowi, samemu przepatrując drogę przed nimi. Samotrzeć on jeden jednak nie mógł wykonać obu tych zadań. -Parszywe turnieje, delegacje i inne pierdoły- mruknął tylko do siebie, a szmata, którą miał obwiązaną dookoła głowy, dodatkowo stłumiła wylatujące z ust przekleństwo. Inni poleźli na jakieś turnieje, a karawany to kto będzie ochraniał?
Yasu opuścił osadę na prawie czternaście lat, a jednak niektóre miejsca pozostały takie same, jak gdy miał osiemnaście lat. Jednym z takich miejsc jest targ, na którym obecnie się znajduje. Jasne, pojawili się nowi sprzedawcy, a część starych zrezygnowała, albo została zmuszona do rezygnacji ze swoich stoisk, czy to z powodu braku pieniędzy, czy też stanu zdrowia. Jednak nadal można zaobserwować te same towary, a w szczególności jedzenie, które zapewne nie uległo zmianom od czasów jego pradziadka, jak i nie dłużej.
Tak o to, Yasu, w jednej dłoni trzymając skorpiona nabitego na patyk, przechadzał się po targowisku i przeglądał sprzedawane towary. Niejedna osoba mogłaby rzec, że to nie przystoi członkowi klanu Maji, aby oglądać towary, których przeznaczeniem jest zakupienie przez najbiedniejszą klasę społeczną, ale Yasu oprócz bycia shinobi, był także kupcem, który jeszcze nie tak dawno przewodził własnej karawanie. Dzięki swojemu doświadczeniu mógł w miarę określać stan, w jakim znajdował się dany region na podstawie tego, co było sprzedawane oraz za jaką cenę. Przykładowo jeśli dana wioska miała dobre kontakty z osadami spoza wydm, była duża szansa, że w sprzedaży znajdą się owoce, których normalnie nie można spotkać w tym rejonie. Jeśli docierają tutaj kupcy z terenów lesistych, to na targu może pojawić się dobrej jakości drewno. Z drugiej strony, jeśli nawet te towary znajdują się w sprzedaży, ale ich ceny są o wiele wyższe, niż na co może sobie pozwolić przeciętny cywil, to oznacza to, że transport jest ciężki, albo niebezpieczny, albo, że współpraca między osadami tylko na pozór wygląda dobrze, ale za sceną są rozgrywane pewne polityczne zagrania, jak wysokie opłaty za przewóz towarów.
Na jego twarzy, przez chwilę zakwitł delikatny uśmiech, gdy wyobraził sobie, że w innej sytuacji, chodziłby teraz ze swoją córką po tym targu, a ta biegałaby od straganu do straganu i zadawała dziesiątki pytań, ale to tylko jego wyobraźnia, która nie miała prawa już się ziścić. Tym samym, wracając do rzeczywistości, jego twarz przybrała jeszcze bardziej ponury wygląd.
Minako po udanym sparingu z towarzyszem Ichirou, miała okazję pospacerować po placu w Kinkotsu. W jej głowie zachodziło dużo myśli, począwszy od analizy pojedynku, po dalsze rozpoznawanie organizacji pod nazwą Oroboros i tym samym nie dopuszczenie do jej rozprzestrzenienia się na terenach osady. Co gorsza - kobieta miała realne przypuszczenia, że Ci mogą coś knuć i chcieć zaszkodzić planowanej inauguracji. Jakaż by to była hańba przeoczenie jakichś informacji, które mogłyby doprowadzić ją do udaremnienia zamachu w momencie, gdy wszyscy będą patrzyć.
Dziewczyna surowo podchodziła do własnej oceny i nie było tutaj mowy o jakiejkolwiek pomyłce. Chciała dać z siebie wszystko. Wiedziała, że da z siebie wszystko. Porażka nie wchodziła w grę.
Znalazła się na targu, przechadzając między straganami. Dziś był dzień kupiecki, więc stoiska były obficie zastawione, przedstawiając towary różnych kupców. Z jednej strony można było spotkać tutaj pustynne przysmaki - daktyle, czy różne ciastka, z drugiej strony sprzęt shinobi, takie jak pospolite kunaie, czy trochę rzadsze mechanizmy Ayatsuri, ale najwięcej było różnych strojów, takich zarówno do chodzenia na pustyni, jak i wystawnych bankietów. W tym rejonie stawiało się zdecydowanie bardziej na przewiewne ubrania, więc elegancja i seksapil musiały łączyć się z też z użytkowością, ale nadal projektanci dawali z siebie wszystko, by zainteresować potencjalnych klientów swoją ofertą.
Przechadzając się tak od stoiska do stoiska, Minako była świadkiem dziwnej rozmowy, między dwoma kobietami i jednym mężczyzną.
- Jesteś tego pewny, Chiyu-san? - zapytała starsza kobieta, chyba matka chłopaka.
- Jak nigdy. Łatwy sposób na zarobek, a tym bardziej istnieje szansa, że to jakiś...no...trefny koleś. Takiemu to nawet nie szkoda gęby obić, więc dwie pieczenie na jednym ogniu, hehe. - chłopak wydawał się być młodszy od Ciebie. Miał może jakieś 15 czy 16 lat, na rekach miał charakterystyczne rękawice. Wiedziałaś, że musi coś trenować.
- Tylko błagam, nie daj sobie zrobić krzywdy... - ostatnia z osób, wyglądająca jakby naprawdę przejmowała się losem chłopaka, była chyba jego dziewczyną. Albo siostrą.
Czy Minako będzie zainteresowana tym wydarzeniem, czy pójdzie dalej? Każda poszlaka była dla niej teraz kluczowa, tym bardziej jak ktoś dość jasno wyraża się o kimś, jako "trefny gość".