Ario gdy tylko wyszedł z dziury zauważył, że teren jest bezpieczny. To dobrze. Najgorsze co mogli robić, to tkwić pod ziemią, nie mając ze sobą żadnego mocnego Dotonowca. Tymczasowo byli uwięzieni jak szczury w klatce, ale Sentoki nie miał lepszego pomysłu w jaki sposób mógł uchronić wszystkich przed bombardowaniem z góry. Złapani w podziemnym tunelu mogli zostać zabici na tyle sposóbów, że aż nie chciało mu się nawet tego rozmyślać. Jego celem było jak najszybsze opuszczenie schronu i tym samym powrót do pełnej mobilności, nawet ceną jakichś obrażeń.
Gdy tylko wszyscy wyszli na zewnątrz i okazało się, że mogli złapać chwilę oddechu, klon Ario zaczął zaleczać rany Hany. Na szczęście, nie były one aż tak rozległe. Punktowe. Żadnych wewnętrznych. To dobrze, Ario będzie mógł...
...i wtedy zarówno Klon jak i Ario spojrzeli na wyskakujące spod ziemi węże. Odruchowo obaj twarz przedramionami, gdy opary trucizny dopadły ich pozycję. Kunisaku momentalnie wyskoczył z chmury wraz z klonem i marionetkami. Niestety, część trucizny dostała się do jego ciała. Chłopak wiedział co to oznacza.
Klon Ario przestał leczyć Hanę i doskoczył do Ario.
-
Mocna trucizna. Ale nie z naszych terenów? - powiedział cicho rozglądając się dookoła.
-
INOSUKE! - krzyknął Ario, otwierając klapę od żółwia. -
Czemu nie informowałeś o zagrożeniu?! Po to siedzisz w żółwiu, by się tylko na tym skupiać. Nie musisz unikać ciosów, nie musisz walczyć. Masz meldować. - powiedział na początku ostrzej, jednak momentalnie zniżył ton.
-
Nie ma czasu, od pleców, czy od przodu? - zapytał klon Ario, nikomu nie wyjaśniając o co chodzi. Wydawało się jednak, że prawdziwy Ario wiedział o co mu chodzi.
-
Od przodu. Nie zdążyła jeszcze wejść do krwioobiegu. - odparł spokojnym tonem. Machnął ręką i trzy marionetki ułożyły się na ziemi, tworząc coś w rodzaju stołu polowego. Klon Ario podszedł i rozpiął prawdziwemu Ario koszulkę i sięgnął po kunai. Jednym sprawnym ruchem rozciął mu klatkę piersiową na wysokości powyżej mostka.
Wtedy też przyleciała ekipa, której nie było. Cóż, wsparcie było czymś miłym dla odmiany. Shinsu poinformował ich, że trucizna jest mocna i że bezpieczniej jest cofnąć się do grupy medycznej. Klon Ario uformował z wody coś w stylu bańki wody, która unosiła się nad ciałem leżącego kuglarza.
-
Jeszcze zdążę ją usunąć, ale potrzebuję czasu. - powiedział leżąc i patrząc w kierunku ekipy, która wróciła. Widok Misaki przez chwilę go nawet uspokoił. Finalnie nic jej się nie stało.
Z rany, którą miał naciętą Ario, zaczęła wypływać fioletowa maź, która miała odkładać się w wodnej bańce.
-
Ma rację, silna trucizna. Ale kontynentalna. Tyle dobrego. - powiedział klon.
Ario leżał chwilę bez ruchu. Spojrzał potem na Shinsa.
-
Mogę ją potem wyciągnąć z reszty i zaleczyć rany...ale będziecie musieli mnie osłaniać przez ten czas. Albo zabierz ich do medycznego punktu, a ja zostanę walczyć. - powiedział patrząc w jego kierunku. -
Przeciwnicy są mocni, a czuję, że to jeszcze nie najlepsi z nich. Nie wiem, która z opcji jest lepsza... podejmij decyzję taką, jak czujesz się na siłach.
Taka była ich sytuacja. Im mniej ludzi do ochrony, tym Ario może bardziej pójść na całość. Z drugiej strony, nawet on nie jest w stanie sam wygrać wojny, więc każde wsparcie jest pożądane. Gdyby miał czas, rozmyślałby pewnie o tym, że pozostawił ciężką decyzję w rękach kogoś, kogo widzi pierwszy raz...ale z drugiej strony na tym polega wojna. Musisz się odnajdywać w nowym położeniu momentalnie.
Ukryty tekst