Posiadłość Sanada
- Asaka
- Postać porzucona
- Posty: 1496
- Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
- Wiek postaci: 27
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
- Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5564
- Aktualna postać: Airan
Re: Posiadłość Sanada
Nawet się nie spodziewała, że Shikarui nagle urządzi coś na wzór sceny za to, że schowała oko tak, by nikt go nie znalazł. Skąd miała wiedzieć, że jej mężowi się to nie spodoba? Zresztą… mógł sobie humorki mieć do woli, ona też w tym domu mieszkała, a skoro musiała się dopasować do sytuacji, to uznała, że w tej sprawie postawi na swoim. I postawiła.
A kiedy Shikarui postanowił wyrazić swoje niezadowolenie w taki, a nie inny sposób… Asaka z niedowierzaniem – ale nie tym pozytywnym – patrzyła na bukiet kwiatów i czuła takie ukłucie w sercu, bo tak rzadko dostawała kwiaty od męża, a teraz zrobił to w ten sposób… Przymrużyła oczy patrząc na te kwiaty jak na największą obelgę świata, a później oczy zwęziła jeszcze bardziej, kiedy spojrzenie przeniosła na czarnowłosego. Trybiki w jej głowie pracowały teraz bardzo szybko. I ostatecznie… Uśmiechnęła się pięknie, ale fałszywie. I przyjęła te kwiaty, biorąc je w ramiona. Tylko po to, żeby bez słowa złapać Sanadę za dłoń i zaciągnąć go z domu na zewnątrz. Nic nie mówiła, poprowadziła go za to dróżką do zagród w pewnym oddaleniu od ich domu, i tym sposobem znaleźli się tam, gdzie wypasały się dwie zdobyczne, dwuletnie już krowy. Czy raczej krowa i byk. Sakura i Sasuke. Asaka z przylepionym uśmiechem do ust rzuciła część tych kwiatów pod mordę jednemu i drugiemu, a potem, z rękoma założonymi na piersi – obserwowała. W ciszy.
- Nie waż się robić tak więcej – otaksowała przeciągłym spojrzeniem, jak Sakurka wpierdalała irysy, a dopiero po chwili odwróciła się do Shikiego. Już się nie uśmiechała. - Chyba, że chcesz, żeby były przerobione na krowie gówno. Użyję go wtedy do nawożenia innych kwiatków – powiedziała, z naciskiem na te inne kwiatki.
I odwróciła się na pięcie, żeby wrócić do domu. Tak. Shikarui był z siebie zadowolony jak paw, ale Asaka, choć na niego wkurzona, też była z siebie zadowolona. Bo była pewna, że jasno swoje rozczarowanie postawą Tygrysa wyraziła.
Zła na szczęści nie była na niego specjalnie długo, bo na drugi dzień była już całkowicie spokoojna.
* * * Miesiące mijały szybciej, niż można się było tego spodziewać. Pogrzeb Keiry, jak łatwo się było domyślić, był bardzo smutnym wydarzeniem w życiu Asaki, świat jednak należał do żywych, a nie martwych i nie było sensu niczego rozpamiętywać. Białowłosa Sanada też starała się tego nie robić, bo jako przeciwwaga i ją i Shikaruiego czekało coś zupełnie innego, to życie właśnie i to na tym się kobieta skupiła. Tym bardziej, że nie dało się nie. Brzuch rósł, tak jak jej ogólne zmęczenie – i gdy już Shiki wrócił z Ryuzaku, to nie dało się ukryć tego, że rzeczywiście była w ciąży, co do której i tak nikt wtajemniczony nie miał wątpliwości. Przez te kolejne miesiące Asaka jednak rzeczywiście odpuściła i siedziała w domu, od czasu do czasu odwiedzając swoją rodzinę, choć tak naprawdę to oni częściej odwiedzali ich. Trenowała, zwłaszcza te bardziej stacjonarne techniki, bo nie była już aż tak sprawna fizycznie. W większości jednak odpoczywała, bo robiła się zmęczona w bardzo losowych sytuacjach. Zajmowała się ogrodem, póki było jeszcze w miarę ciepło – tak, uczyła się tego bardzo niecierpliwie jak to ona – i ogólnie kręciła się po domu, mentalnie przygotowując się na to, co miało dopiero nadejść. A nadchodziło wielkimi krokami.
I nadeszło. Zimą, gdy śnieg grubą kołdrą zasypał okolicę. Była to niezwykła ironia losu, bo podobne okoliczności przyrody panowały, gdy sama przychodziła na świat. Teraz jednak nie było początku roku, a jego koniec. Początek grudnia 389 roku. Matka… czy raczej macocha Asaki zjawiła się w domu państwa Sanada z akuszerką, spodziewając się rozwiązania terminu. I wyliczyły to wręcz bezbłędnie, bo niedługo po tym, jak przybyły, zaczęło się tam małe piekiełko. Takie trwające kilka godzin. Takie kurewsko bolesne, że nawet Asaka, a była przecież twardą babką, a nie delikatną mimozą, nie była w stanie usiedzieć cicho i w spokoju. Bo jak można spokojnie przeżyć poród i to pierwszego dziecka? W tym czasie ulokowano ją w sypialni, jako, że tam miało być jej najwygodniej – ale też dwóm kobietom, które miały pomagać przy porodzie. Shikarui miał… coś ze sobą zrobić i nie przeszkadzać, nie plątać się pod nogami, chyba, że chciał potrzymać Asakę za rękę, no to wtedy Minako pozwoliła mu wejść. W innym wypadku nie miała skrupułów i wywaliła go za drzwi własnej sypialni. Właśnie tak. Czas mijał. Ból – nie. Choć i on w końcu minął, wraz z pierwszym krzykiem maleństwa, które wzięło pierwszy oddech w swoje małe płuca. I dzień też się skończył, jak to w zimie – szybko. Złotookiej było już wszystko jedno bo liczyło się tylko to: życie tej maleńkiej, bezbronnej istotki, którą jej matka złożyła w jej rękach, pozwalając ją przytulić. Dziewczynka, to była dziewczynka – córeczka, nie syn, ale w tej chwili Asace zupełnie to nie przeszkadzało. Wystarczyło tylko raz spojrzeć w te niebieskie oczy, jakie miało większość dzieci zaraz po narodzinach, i Asaka już się zakochała. A wpadła po uszy kiedy na moment te oczy zalśniły karmazynową czerwienią. Było jej wszystko jedno – czy jest zmęczona, że posłanie należy wymienić, bo jest całe brudne, że powinna odpocząć, tak jak dziecko. Asaka czuła wszechogarniające ją szczęście i dumę, i dziwne wzruszenie, kiedy tak bardzo delikatnie jak piórko palcem badała strukturę czoła maleńkiej Sanady.
W końcu pozwoliła swojej matce zabrać małą, żeby ułożyć ją w kołysce, jaką z Shikim zamówili jakiś czas wcześniej u stolarza, a teraz wyściełaną miękkimi kocykami. Wcześniej jednak wywietrzyli sypialnię. Pozwoliła też sobie zmienić cały materac i pościel, nim ułożyła się do snu, a ten przyszedł zadziwiająco szybko. Zadziwiająco po emocjach jakie targały teraz kobietą, ale nie zadziwiająco po zmęczeniu, jakie odczuwała.
A kiedy Shikarui postanowił wyrazić swoje niezadowolenie w taki, a nie inny sposób… Asaka z niedowierzaniem – ale nie tym pozytywnym – patrzyła na bukiet kwiatów i czuła takie ukłucie w sercu, bo tak rzadko dostawała kwiaty od męża, a teraz zrobił to w ten sposób… Przymrużyła oczy patrząc na te kwiaty jak na największą obelgę świata, a później oczy zwęziła jeszcze bardziej, kiedy spojrzenie przeniosła na czarnowłosego. Trybiki w jej głowie pracowały teraz bardzo szybko. I ostatecznie… Uśmiechnęła się pięknie, ale fałszywie. I przyjęła te kwiaty, biorąc je w ramiona. Tylko po to, żeby bez słowa złapać Sanadę za dłoń i zaciągnąć go z domu na zewnątrz. Nic nie mówiła, poprowadziła go za to dróżką do zagród w pewnym oddaleniu od ich domu, i tym sposobem znaleźli się tam, gdzie wypasały się dwie zdobyczne, dwuletnie już krowy. Czy raczej krowa i byk. Sakura i Sasuke. Asaka z przylepionym uśmiechem do ust rzuciła część tych kwiatów pod mordę jednemu i drugiemu, a potem, z rękoma założonymi na piersi – obserwowała. W ciszy.
- Nie waż się robić tak więcej – otaksowała przeciągłym spojrzeniem, jak Sakurka wpierdalała irysy, a dopiero po chwili odwróciła się do Shikiego. Już się nie uśmiechała. - Chyba, że chcesz, żeby były przerobione na krowie gówno. Użyję go wtedy do nawożenia innych kwiatków – powiedziała, z naciskiem na te inne kwiatki.
I odwróciła się na pięcie, żeby wrócić do domu. Tak. Shikarui był z siebie zadowolony jak paw, ale Asaka, choć na niego wkurzona, też była z siebie zadowolona. Bo była pewna, że jasno swoje rozczarowanie postawą Tygrysa wyraziła.
Zła na szczęści nie była na niego specjalnie długo, bo na drugi dzień była już całkowicie spokoojna.
* * * Miesiące mijały szybciej, niż można się było tego spodziewać. Pogrzeb Keiry, jak łatwo się było domyślić, był bardzo smutnym wydarzeniem w życiu Asaki, świat jednak należał do żywych, a nie martwych i nie było sensu niczego rozpamiętywać. Białowłosa Sanada też starała się tego nie robić, bo jako przeciwwaga i ją i Shikaruiego czekało coś zupełnie innego, to życie właśnie i to na tym się kobieta skupiła. Tym bardziej, że nie dało się nie. Brzuch rósł, tak jak jej ogólne zmęczenie – i gdy już Shiki wrócił z Ryuzaku, to nie dało się ukryć tego, że rzeczywiście była w ciąży, co do której i tak nikt wtajemniczony nie miał wątpliwości. Przez te kolejne miesiące Asaka jednak rzeczywiście odpuściła i siedziała w domu, od czasu do czasu odwiedzając swoją rodzinę, choć tak naprawdę to oni częściej odwiedzali ich. Trenowała, zwłaszcza te bardziej stacjonarne techniki, bo nie była już aż tak sprawna fizycznie. W większości jednak odpoczywała, bo robiła się zmęczona w bardzo losowych sytuacjach. Zajmowała się ogrodem, póki było jeszcze w miarę ciepło – tak, uczyła się tego bardzo niecierpliwie jak to ona – i ogólnie kręciła się po domu, mentalnie przygotowując się na to, co miało dopiero nadejść. A nadchodziło wielkimi krokami.
I nadeszło. Zimą, gdy śnieg grubą kołdrą zasypał okolicę. Była to niezwykła ironia losu, bo podobne okoliczności przyrody panowały, gdy sama przychodziła na świat. Teraz jednak nie było początku roku, a jego koniec. Początek grudnia 389 roku. Matka… czy raczej macocha Asaki zjawiła się w domu państwa Sanada z akuszerką, spodziewając się rozwiązania terminu. I wyliczyły to wręcz bezbłędnie, bo niedługo po tym, jak przybyły, zaczęło się tam małe piekiełko. Takie trwające kilka godzin. Takie kurewsko bolesne, że nawet Asaka, a była przecież twardą babką, a nie delikatną mimozą, nie była w stanie usiedzieć cicho i w spokoju. Bo jak można spokojnie przeżyć poród i to pierwszego dziecka? W tym czasie ulokowano ją w sypialni, jako, że tam miało być jej najwygodniej – ale też dwóm kobietom, które miały pomagać przy porodzie. Shikarui miał… coś ze sobą zrobić i nie przeszkadzać, nie plątać się pod nogami, chyba, że chciał potrzymać Asakę za rękę, no to wtedy Minako pozwoliła mu wejść. W innym wypadku nie miała skrupułów i wywaliła go za drzwi własnej sypialni. Właśnie tak. Czas mijał. Ból – nie. Choć i on w końcu minął, wraz z pierwszym krzykiem maleństwa, które wzięło pierwszy oddech w swoje małe płuca. I dzień też się skończył, jak to w zimie – szybko. Złotookiej było już wszystko jedno bo liczyło się tylko to: życie tej maleńkiej, bezbronnej istotki, którą jej matka złożyła w jej rękach, pozwalając ją przytulić. Dziewczynka, to była dziewczynka – córeczka, nie syn, ale w tej chwili Asace zupełnie to nie przeszkadzało. Wystarczyło tylko raz spojrzeć w te niebieskie oczy, jakie miało większość dzieci zaraz po narodzinach, i Asaka już się zakochała. A wpadła po uszy kiedy na moment te oczy zalśniły karmazynową czerwienią. Było jej wszystko jedno – czy jest zmęczona, że posłanie należy wymienić, bo jest całe brudne, że powinna odpocząć, tak jak dziecko. Asaka czuła wszechogarniające ją szczęście i dumę, i dziwne wzruszenie, kiedy tak bardzo delikatnie jak piórko palcem badała strukturę czoła maleńkiej Sanady.
W końcu pozwoliła swojej matce zabrać małą, żeby ułożyć ją w kołysce, jaką z Shikim zamówili jakiś czas wcześniej u stolarza, a teraz wyściełaną miękkimi kocykami. Wcześniej jednak wywietrzyli sypialnię. Pozwoliła też sobie zmienić cały materac i pościel, nim ułożyła się do snu, a ten przyszedł zadziwiająco szybko. Zadziwiająco po emocjach jakie targały teraz kobietą, ale nie zadziwiająco po zmęczeniu, jakie odczuwała.
0 x
赤 · 水 · 晶

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: Posiadłość Sanada
Dzieci były okropnymi tworami w oczach większości świata, ale dla rodziców nie - dla rodziców były najpiękniejsze i najśliczniejsze na świecie. I tak samo uważał Shikarui, kiedy tę paskudę złapał po raz pierwszy. O taaki zadowolony z siebie, z żony, z całego życia. Ale najbardziej uderzające było to, jak MALUTKI był ten twór. Jak bezbronny. Jaki… głupiutki. Nie potrafiący o własnych siłach stać. Nie potrafiący nic powiedzieć. Nie potrafiący… nic nie potrafił. Nawet dobrze oczu jeszcze nie otwierał. I najdziwniejsze było to poczucie, że wystarczy źle złapać tę kruszynę a rozpadnie się w rękach. Połamie się. Stanie się z nią coś nieodwracalnie złego - po prostu. Dlatego pierwszy moment był naprawdę trudny. Shikarui po prostu wątpił, czy na pewno można ją trzymać. A sam cud narodzin? Cóż, Sanadzie nie mieściło się to w głowie, że człowieczek najpierw siedzi w brzuchu, potem już nie siedzi i rośnie sobie wesoło… by za lat piętnaście mordować, palić i cieszyć się życiem. Natura była bardzo przewrotna. Przecież konie wstawały już w pierwszych godzinach życia. Wszystkie stworzenia tego świata wykształciły sobie mechanizmy obronne pozwalające im szybko funkcjonować w tym brutalnym świecie, gdzie przetrwać miał najsilniejszy. Tymczasem człowiek wykształcił sobie chakrę. I moc umysłu - potęgę niezrównaną dla innych zwierząt. Czarnowłosy nie przeżywał traumy, kiedy mała się rodziła, nie biegał wokół i nie panikował, za to całkiem ciekawie przyglądał się całemu procesowi. I podawał żonie dłoń, żeby ta mogła sobie swobodnie masakrować jego rękę. Do tej roli się ograniczył. Akuszerki nie miały żadnej szansy na przegonienie go z pokoju. Jego dom, jego żona, jego dziecko. Nawet akuszerka jego, bo za nią zapłacił! No, przynajmniej chwilowo.
Za to potem całą noc nie spał. Nie spał, siedział przy kołysce i patrzył na tego grzdyla. Przed momentem go nie było, teraz jest i co najbardziej ZDUMIEWAJĄCE miał być już przez… przez cały czas. Na zawsze. Dopóki starszemu pokoleniu nie zamkną się oczy, w ostatnich chwilach myśląc o tym, że przynajmniej coś po nich pozostanie. Równie zdumiewające było dla czarnowłosego obwieszczenie, że to nie chłopiec się urodził, jak od początku zakładał, a dziewczynka. O, to dopiero był szok! No bo… jak to tak? Nie żeby kobieta nie mogła zostać następcą rodu i jego głową, ale w Karmazynowych Szczytach nie cieszyło się to wielką popularnością. Nie żeby narzekał. Nie żeby chociaż jedno “szkoda” przemknęło mu przez myśli. To nie było istotne, jakiej płci było dziecko. Cieszył się z tego, że jest. Nawet jeśli było zadziwiająco brzydkim dzieckiem! Słodziutkie i piękniutkie miało się stać dopiero za kilkanaście dni, kiedy przestanie być takie pomarszczone.
Rankiem kołyski w sypialni już nie było, bo zręczny tata, zastanawiając się nad sobą i swoim życiem oraz tym, czy dziecko się obudzi, jak się je wyjmie… wolał nie ryzykować i zabrał dziecko - w kołysce. Złapał kołyskę i ją wyniósł, kiedy Asaka smacznie spała. Takim sposobem mała Saki, która jeszcze imienia nie miała i go nie poznała, mogła oglądać kuchnię i swojego ojca, który patrzył na nią przymrużonymi, dwukolorowymi oczyma jak tygrys, który zastanawia się, gdzie ugryźć, by bolało jak najmocniej. W rzeczywistości głowa Shikaruiego parowała od zastanawiania się, jakie kekkei genkai dziecko odziedziczyło. I czy mogło odziedziczyć geny Jugo. I przede wszystkim - czego nauczyć ją najpierw? Łucznictwa? Władania mieczem? A może powinna się szkolić w rakankenie? Jej dodatkowe zdolności powinny być uzupełnieniem kekkei genkai, ale kiedy można je sprawdzić?! U Asaki ujawniło się bardzo późno. U niego - bardzo wcześnie. Czy to jakaś reguła? Czy to można było kontrolować?
Mimo braku szarmanckości i całkowitej sprzeczności z bycia szlachetnym dżentelmenem, Shikarui pokusił się na gest zrobienia herbaty, zielonej, pobudzającej. Traktował przy tym małą trochę jak kota, który się często kręcił w pobliżu. Z tą różnicą, że kota nie wpuszczał do domu. Pokazywał jej przedmioty, które brał do ręki i machał przed twarzą, ciekaw, czy zareaguje. Czy wyciągnie swoje prześmiesznie małe rączki. I przy tym mówił - łyżka. Filiżanka. Herbata. Liść. Czajnik. Woda. Do kota nie mówił - to była znacząca różnica. Czy ona w ogóle cokolwiek rozumiała? On zupełnie nie pamiętał swoich pierwszych lat życia, tych zupełnie pierwszych-pierwszych. Dlatego też nie pamiętał czasu, kiedy jego matka nie była jeszcze szalona. Jakoś nie był zrażony tym, że niemowlak nie dość, że nie powtarzał, to patrzył na niego… no w sumie jak ten kot. Tylko zamiast oceniającego spojrzenia, miał spojrzenie całkowicie rozbrajające. W tym swoim braku szarmanckości pokusił się nawet o ugotowanie ryżu (to już potrafił zrobić!), a zawsze było przy tym co robić. Trzeba było go przepłukać, odcedzić, wrzucić potem na wodę. Zawsze trochę mniej do robienia. Bo na tym niestety się kończyły jego wielkie, kuchenne możliwości i zdolności. Asaka powinna zresztą zaraz wstać. Niemal zawsze wstawała jako pierwsza.
Za to potem całą noc nie spał. Nie spał, siedział przy kołysce i patrzył na tego grzdyla. Przed momentem go nie było, teraz jest i co najbardziej ZDUMIEWAJĄCE miał być już przez… przez cały czas. Na zawsze. Dopóki starszemu pokoleniu nie zamkną się oczy, w ostatnich chwilach myśląc o tym, że przynajmniej coś po nich pozostanie. Równie zdumiewające było dla czarnowłosego obwieszczenie, że to nie chłopiec się urodził, jak od początku zakładał, a dziewczynka. O, to dopiero był szok! No bo… jak to tak? Nie żeby kobieta nie mogła zostać następcą rodu i jego głową, ale w Karmazynowych Szczytach nie cieszyło się to wielką popularnością. Nie żeby narzekał. Nie żeby chociaż jedno “szkoda” przemknęło mu przez myśli. To nie było istotne, jakiej płci było dziecko. Cieszył się z tego, że jest. Nawet jeśli było zadziwiająco brzydkim dzieckiem! Słodziutkie i piękniutkie miało się stać dopiero za kilkanaście dni, kiedy przestanie być takie pomarszczone.
Rankiem kołyski w sypialni już nie było, bo zręczny tata, zastanawiając się nad sobą i swoim życiem oraz tym, czy dziecko się obudzi, jak się je wyjmie… wolał nie ryzykować i zabrał dziecko - w kołysce. Złapał kołyskę i ją wyniósł, kiedy Asaka smacznie spała. Takim sposobem mała Saki, która jeszcze imienia nie miała i go nie poznała, mogła oglądać kuchnię i swojego ojca, który patrzył na nią przymrużonymi, dwukolorowymi oczyma jak tygrys, który zastanawia się, gdzie ugryźć, by bolało jak najmocniej. W rzeczywistości głowa Shikaruiego parowała od zastanawiania się, jakie kekkei genkai dziecko odziedziczyło. I czy mogło odziedziczyć geny Jugo. I przede wszystkim - czego nauczyć ją najpierw? Łucznictwa? Władania mieczem? A może powinna się szkolić w rakankenie? Jej dodatkowe zdolności powinny być uzupełnieniem kekkei genkai, ale kiedy można je sprawdzić?! U Asaki ujawniło się bardzo późno. U niego - bardzo wcześnie. Czy to jakaś reguła? Czy to można było kontrolować?
Mimo braku szarmanckości i całkowitej sprzeczności z bycia szlachetnym dżentelmenem, Shikarui pokusił się na gest zrobienia herbaty, zielonej, pobudzającej. Traktował przy tym małą trochę jak kota, który się często kręcił w pobliżu. Z tą różnicą, że kota nie wpuszczał do domu. Pokazywał jej przedmioty, które brał do ręki i machał przed twarzą, ciekaw, czy zareaguje. Czy wyciągnie swoje prześmiesznie małe rączki. I przy tym mówił - łyżka. Filiżanka. Herbata. Liść. Czajnik. Woda. Do kota nie mówił - to była znacząca różnica. Czy ona w ogóle cokolwiek rozumiała? On zupełnie nie pamiętał swoich pierwszych lat życia, tych zupełnie pierwszych-pierwszych. Dlatego też nie pamiętał czasu, kiedy jego matka nie była jeszcze szalona. Jakoś nie był zrażony tym, że niemowlak nie dość, że nie powtarzał, to patrzył na niego… no w sumie jak ten kot. Tylko zamiast oceniającego spojrzenia, miał spojrzenie całkowicie rozbrajające. W tym swoim braku szarmanckości pokusił się nawet o ugotowanie ryżu (to już potrafił zrobić!), a zawsze było przy tym co robić. Trzeba było go przepłukać, odcedzić, wrzucić potem na wodę. Zawsze trochę mniej do robienia. Bo na tym niestety się kończyły jego wielkie, kuchenne możliwości i zdolności. Asaka powinna zresztą zaraz wstać. Niemal zawsze wstawała jako pierwsza.
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
- Asaka
- Postać porzucona
- Posty: 1496
- Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
- Wiek postaci: 27
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
- Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5564
- Aktualna postać: Airan
Re: Posiadłość Sanada
Zasnęła snem głębokim i jednocześnie czujnym, nie na tyle jednak, by budzić się byle tylko coś zaszeleści w sypialni. Gdyby miała taki sen, to by się u boku Shikiego nie wysypiała, a przy nim, wiercącym się na początku ich znajomości i tego związku, wysypiała się bardzo dobrze. Dzisiaj, teraz, nie przeszkadzało jej, że padła tak brudna, że się nie wykąpała – nie miała na to zwyczajnie siły. A dziecko było w dobrych rękach. Minako pokazała Sanadzie jak ma trzymać dziecko i posiedziała jeszcze jakiś czas w domu swojej pasierbicy; akuszerka zaś gdy tylko chwile odpoczęła, zabrała się, chcąc zdążyć przed ewentualną, górską zamiecią. Minako nie miała takich problemów, w końcu sama była ninja, mimo tego, jak łatwo można było o tym zapomnieć. ZOstali więc sami – we trójkę. Asaka, Shikarui i mała Saki – bo tak w końcu zamierzali ją nazwać. Takie imię wybrali któregoś razu, gdy siedzieli sobie razem nad jeziorem i myśleli nad imionami. Głównie męskimi – bo przecież to miał być syn. Asaka tylko raz zapytała “a gdyby była córka, to jak wtedy?”. Shikarui dał jedną odpowiedź po dłuższym zastanowieniu – Saki, jak jego opiekunka, która z powodzeniem mogłaby być jego przybraną matką. I Asaka tylko pokiwała na to głową, podobało jej się. Mała księżniczka. No i była. W nocy obudziła się tylko raz, gdy mała zaczęła płakać – utuliła ją wtedy, nakarmiła, pośpiewała jej, wiedząc doskonale, że ta i tak nic nie rozumie, a potem posiedziała trochę przy Shikaruiu, który wgapiał się w swoje dziecko jak w obrazek. Nie, nie była piękna, dzieci piękne nie były. I jednocześnie dla Asaki była najpiękniejszą istotką na świecie. Poszła się jeszcze odświeżyć, a potem wróciła do spania. I zasnęła jak zwykle – szybko.
W istocie nie usłyszała jak Shikarui po cichu wynosi kołyskę z dzieckiem i idzie z nią po schodach aż do kuchni. Gdy się więc obudziła, pierwsze co poczuła to strach i niezrozumienie, które kopnęło ją tym idiotycznym instynktem macierzyńskim, nim dotarło do niej, że Shikarui to by oderwał łeb temu, kto by się zbliżył do ich domu nieproszony, a już na pewno do ich dziecka, którego pilnował tyle czasu. Mimo wszystko jednak niepokój, który czuła, wygonił ją z łóżka – nie przewietrzyła nawet w sypialni, tylko narzuciła na siebie domowe kimono (żeby było jej cieplej niż tylko w samym stroju do spania), którego dobrze nawet nie zawiązała i na jeszcze dość miękkich nogach zeszła na dół. Żeby zastać.. ten nietypowy obrazek. Dziecko w kołysce, chyba zupełnie jeszcze nieświadome niczego co się wokół niego dzieje i Shiki gotujący… ryż.
To był widok równie rozbrajający co małego, bezbronnego dzieciątka.
- Dzień… dobry? – dzień dobry, a ona taka nieuczesana… Nie była nawet pewna czy mają dzień, ale szybko spojrzała w kierunku okna i wychodziło na to, że tak. Pochmurny, ciemny i zimowy, ale zdecydowanie dzień. Pokręciła przez sekunde głową, odsuwając od siebie zaspanie, zdziwienie i ten wcześniejszy strach i po prostu podeszła do czarnowłosego, lekko tylko przejeżdżając dłonią po jego krzyżu w takim mimo wszystko dość czułym geście i szybko ucałowała mu policzek, nim straciła zainteresowanie cokolwiek robił, bo to mała kruszynka go przykuła. I białowłosa prawie że się zmaterializowała obok kołyski, wyciągając dłoń do zaciśniętej w piąstkę małej rączki.
W istocie nie usłyszała jak Shikarui po cichu wynosi kołyskę z dzieckiem i idzie z nią po schodach aż do kuchni. Gdy się więc obudziła, pierwsze co poczuła to strach i niezrozumienie, które kopnęło ją tym idiotycznym instynktem macierzyńskim, nim dotarło do niej, że Shikarui to by oderwał łeb temu, kto by się zbliżył do ich domu nieproszony, a już na pewno do ich dziecka, którego pilnował tyle czasu. Mimo wszystko jednak niepokój, który czuła, wygonił ją z łóżka – nie przewietrzyła nawet w sypialni, tylko narzuciła na siebie domowe kimono (żeby było jej cieplej niż tylko w samym stroju do spania), którego dobrze nawet nie zawiązała i na jeszcze dość miękkich nogach zeszła na dół. Żeby zastać.. ten nietypowy obrazek. Dziecko w kołysce, chyba zupełnie jeszcze nieświadome niczego co się wokół niego dzieje i Shiki gotujący… ryż.
To był widok równie rozbrajający co małego, bezbronnego dzieciątka.
- Dzień… dobry? – dzień dobry, a ona taka nieuczesana… Nie była nawet pewna czy mają dzień, ale szybko spojrzała w kierunku okna i wychodziło na to, że tak. Pochmurny, ciemny i zimowy, ale zdecydowanie dzień. Pokręciła przez sekunde głową, odsuwając od siebie zaspanie, zdziwienie i ten wcześniejszy strach i po prostu podeszła do czarnowłosego, lekko tylko przejeżdżając dłonią po jego krzyżu w takim mimo wszystko dość czułym geście i szybko ucałowała mu policzek, nim straciła zainteresowanie cokolwiek robił, bo to mała kruszynka go przykuła. I białowłosa prawie że się zmaterializowała obok kołyski, wyciągając dłoń do zaciśniętej w piąstkę małej rączki.
0 x
赤 · 水 · 晶

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: Posiadłość Sanada
Obrócił się tyłem do pieca, w którym ryż rzeczywiście się gotował, kiedy usłyszał kroki na korytarzu. Lekkie, kobiece kroki. Zresztą - co za samobójca zakradałby się do tego domu? Między odwagą a głupotą była taka cieniutka linia… to chyba musiałby być ktoś, kto albo nie znał Sanady, albo nie wiedział jeszcze, jak bardzo popieprzony był. W obu wypadkach nie wróżyłoby to dobrze odważnemu. Mimo to i tak jego oko na moment zabłysło. Nikogo prócz Asaki wokół nie było. Przyjemnie pusta i cicha przestrzeń. Bezpieczna. Shikarui się nawet nie przebrał, dlatego Asaka mogła go zastać w lekkiej, nocnej koszuli, kiedy oparł się o blat, patrząc, jak wchodzi do pokoju. Uśmiechnął się lekko w jej kierunku, przyjmując całusa.
- Dzień dobry. Ugotowałem ryż. I herbatę. - Wskazał dłonią na czajniczek, z którego parowała woda. Można było poczuć w powietrzu łagodny zapach zielonej herbaty. Parzyła się dopiero. I zaraz zresztą do niej podszedł, żeby wyciągnąć zioła i odłożyć je razem z miseczką na bok. Herbata zielona nie mogła być parzona ani za długo, ani za krótko. Musiała być przygotowana idealnie - dokładnie taką ilość czasu, by działała na organizm pobudzająco. Postawił ją na stole razem z dwoma czarkami. - Wsypałaś się? Dobrze się czujesz? - Spojrzał na nią, kiedy znalazła się przy kołysce. Wyglądała całkowicie dobrze. Na wypoczętą i tak, jakby czuła się naprawdę nieźle. Ponoć zwykli ludzie mieli często komplikacje przy porodach. Często dzieci też umierały przez te komplikacje, a jeśli nie przez nie, to przez słabość w pierwszych dniach życia. Ale ich córka była całkowicie silna. I dobrze. Przecież Shikarui nie mógł wiecznie snuć w samotności planów spalenia świa… ratowania świata od złych jegomości.
- Dzień dobry. Ugotowałem ryż. I herbatę. - Wskazał dłonią na czajniczek, z którego parowała woda. Można było poczuć w powietrzu łagodny zapach zielonej herbaty. Parzyła się dopiero. I zaraz zresztą do niej podszedł, żeby wyciągnąć zioła i odłożyć je razem z miseczką na bok. Herbata zielona nie mogła być parzona ani za długo, ani za krótko. Musiała być przygotowana idealnie - dokładnie taką ilość czasu, by działała na organizm pobudzająco. Postawił ją na stole razem z dwoma czarkami. - Wsypałaś się? Dobrze się czujesz? - Spojrzał na nią, kiedy znalazła się przy kołysce. Wyglądała całkowicie dobrze. Na wypoczętą i tak, jakby czuła się naprawdę nieźle. Ponoć zwykli ludzie mieli często komplikacje przy porodach. Często dzieci też umierały przez te komplikacje, a jeśli nie przez nie, to przez słabość w pierwszych dniach życia. Ale ich córka była całkowicie silna. I dobrze. Przecież Shikarui nie mógł wiecznie snuć w samotności planów spalenia świa… ratowania świata od złych jegomości.
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
- Asaka
- Postać porzucona
- Posty: 1496
- Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
- Wiek postaci: 27
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
- Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5564
- Aktualna postać: Airan
Re: Posiadłość Sanada
– Dzisiaj jest jakieś święto…? – zapytała niepewnie, całkowicie pewna, że do jej urodzin jeszcze trochę brakuje. Święto w zasadzie było, ale takie ich prywatne. Białowłosa była jednak na tyle skołowana całym wydarzeniem, że nie myślała zbyt logicznie i jedyne co kolibało się teraz po jej umyśle to to, że mężczyzna robił jej herbatę w jej własnej kuchni, że życie jest piękne i że bardzo go kocha. A zapach zielonej herbaty łagodnie unosił się w pomieszczeniu.
– W sumie to nie wiem – czy się wyspała… Pobudka w środku nocy średnio na to wpływała, poza tym czuła się jeszcze dość mocno zmęczna po wczorajszym. I obolała – ale to, wiedziała, że jeszcze jakiś czas się utrzyma. Była jednak szczęśliwa, promieniowała tym szczęściem nawet bardziej niż na początku ciąży. - Słaba jeszcze jestem – czuła ogólną słabość całego ciała, wykończenie organizmu, coś w tym rodzaju. Ale i to nie powstrzymało jej, żeby stać obok tej kołyski i pozwalać, by malutkie paluszki zaciskały się na jej zdecydowanie większym palcu. – Ale całkiem szybko się podniosłam na nogi – Shikarui miał kiepskie pojęcie na ten temat, jeszcze gorsze porównanie na zasadzie organizm kunoichi a organizm zwykłej kobiety. Zresztą Asaka czuła się lepiej, bo nieco się podleczyła medyczną chakrą, a to w takim przypadku mogło mieć ogromne znaczenie. – Cześć, Saki – kolejne słowa skierowała już do dzieciątka, które zresztą zaraz wyciągnęła i bardzo delikatnie przytuliła do siebie. Dla niej to imię już się zakorzeniło w jej głowie; gdy myślała o małej to tylko z takim imieniem. – Jest do ciebie podobna. Cały tatuś – wuja tam, a nie cały tatuś. Dziecko było tak małe, że nie przypominało żadnego dorosłego człowieka, ale Asaka widziała w niej Shikiego. W tych śmiesznych, praktycznie czarnych włoskach, w oczach – nie kształcie, a w tym, co widziała przez tę chwilę, gdy trzymała ją po raz pierwszy. Może to sobie tylko wmawiała, ale tak po prostu czuła i widziała – odbicie Shikiego.
– W sumie to nie wiem – czy się wyspała… Pobudka w środku nocy średnio na to wpływała, poza tym czuła się jeszcze dość mocno zmęczna po wczorajszym. I obolała – ale to, wiedziała, że jeszcze jakiś czas się utrzyma. Była jednak szczęśliwa, promieniowała tym szczęściem nawet bardziej niż na początku ciąży. - Słaba jeszcze jestem – czuła ogólną słabość całego ciała, wykończenie organizmu, coś w tym rodzaju. Ale i to nie powstrzymało jej, żeby stać obok tej kołyski i pozwalać, by malutkie paluszki zaciskały się na jej zdecydowanie większym palcu. – Ale całkiem szybko się podniosłam na nogi – Shikarui miał kiepskie pojęcie na ten temat, jeszcze gorsze porównanie na zasadzie organizm kunoichi a organizm zwykłej kobiety. Zresztą Asaka czuła się lepiej, bo nieco się podleczyła medyczną chakrą, a to w takim przypadku mogło mieć ogromne znaczenie. – Cześć, Saki – kolejne słowa skierowała już do dzieciątka, które zresztą zaraz wyciągnęła i bardzo delikatnie przytuliła do siebie. Dla niej to imię już się zakorzeniło w jej głowie; gdy myślała o małej to tylko z takim imieniem. – Jest do ciebie podobna. Cały tatuś – wuja tam, a nie cały tatuś. Dziecko było tak małe, że nie przypominało żadnego dorosłego człowieka, ale Asaka widziała w niej Shikiego. W tych śmiesznych, praktycznie czarnych włoskach, w oczach – nie kształcie, a w tym, co widziała przez tę chwilę, gdy trzymała ją po raz pierwszy. Może to sobie tylko wmawiała, ale tak po prostu czuła i widziała – odbicie Shikiego.
0 x
赤 · 水 · 晶

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: Posiadłość Sanada
Tak, to było święto. Ich własne. Dla całego świata był to dzień jak co dzień, płynący swoim życiem, ale dla nich to było coś. Ważne, istotnego, wartego zapamiętania. Pewnie o konkretnym dniu tych narodzin Shikarui też zapomni. Jak zapominał o wszystkich datach. Pamiętał tylko jedno - kiedy rok się kończył, kiedy śnieg spowijał ziemię, Asaka miała urodziny. I miał mieć też ten mały berbeć.
- Nie. I tak. Zostałem w końcu ojcem, więc zasłużyłaś na nagrodę. - Zaplótł ręce na klatce piersiowej, uśmiechając się ulotnie w dość arogancki i zadowolony jednocześnie sposób. Jak stary kocur, który właśnie powygrzewał się na piecu, najwyższym punkcie w domu i teraz patrzył na wszystkich domowników z góry. Bo to nie oni mieli kota, to kot miał ich. Był szczęśliwy - po prostu. I nawet mógł się podzielić tą uwagą, której oczekiwał od Asaki, z dzieckiem. Niech będzie! Akurat tyle wiedział - że dzieciaczki wymagały jej całkiem sporo. A żadnym innym rękom nie chciałby powierzać życia tej małej, nawet jeśli planowali razem już podczas różnych rozmów opiekunki i oddawanie jej zresztą pod oko babci - czyli matki Asaki.
Skinął głową ze zrozumieniem, że jest obolała. To było całkiem interesujące, że kobiety przeżywały takie męczarnie w czasie porodu i w sumie jak to funkcjonowało. I dlaczego. Takich wrzasków torturowani czasem z siebie nie wydawali. W przeciwieństwie do białowłosej, czarnowłosy spędził czas przed porodem tak samo aktywnie - tyle że nie ruszał się z samego Daishi. No, może poza jednym razem, kiedy pojechał do rodowego miasta, żeby tam ułożyć kwiaty na grobie rodziców i przede wszystkim zaprosić Miwako i jej wujka, by ich odwiedzili, kiedy dziecko się już urodzi. Bo urodzić się miało. Napisał również list do Inoshi, tak samo do Hikariego. Nie omieszkał również wysłać listu przed porodem do samego Mujina, zarówno zapraszając jak i informując, że pewnie niedługo przyjadą - i czy planuje w związku z tym się gdzieś ruszać. Przez głowę przechodziła mu myśl, że może powinien sobie darować szukania kontaktu z Yamanaką. Ta sytuacja przypominała mu trochę to, co działo się z Akim. Ta cisza. Wymownie mocna cisza. Zabawne, jak potrafiła grzmieć mocniej od tysiąca słów. Spędzał też czas w jeszcze jeden sposób - zaczytując się w poezji. Której często nie rozumiał i nie miał pojęcia, co artysta miał na myśli, ale robił to. Zainspirowany tomiszczami, które zabrali z Oniniwy.
- Taak? - Opuścił ręce i zrobił jeden krok w kierunku kołyski, z całkowicie nowym zainteresowaniem przypatrując się dziecku. Szukając podobieństw, o których Asaka mówiła. Nie widział ich. No bo przecież to było takie malutkie. TAKIE! Nie żeby Shikarui był wielki… zmarszczył brwi w zastanowieniu i gdyby jego umysł pracował odrobinkę lepiej to pewnie znalazłby w tym momencie powiązanie między tym, że Asaka przyrównuje go do dziecka, do swojego wzrostu. Ale nie znalazł. Zamiast tego patrzył na to czółko, nosek, oczka. I w dodatku - to dziewczynka. Czy kobieta może być podobna do mężczyzny? Matka Asaki była podobna do Hana, ale to przez kolor oczu i włosów. - Jesteś pewna? Nie widzę podobieństw. Chociaż, może… - Asaka miała lepsze oko do takich rzeczy. W ogóle miała lepsze oko. W tym kontekście i tym rozumieniu. - Od kiedy masz wspomnienia z czasów dzieciństwa? - Zadał to iście intrygujące pytanie, które go mocno nurtowało przez całą noc. Tak jak kilka innych.
- Nie. I tak. Zostałem w końcu ojcem, więc zasłużyłaś na nagrodę. - Zaplótł ręce na klatce piersiowej, uśmiechając się ulotnie w dość arogancki i zadowolony jednocześnie sposób. Jak stary kocur, który właśnie powygrzewał się na piecu, najwyższym punkcie w domu i teraz patrzył na wszystkich domowników z góry. Bo to nie oni mieli kota, to kot miał ich. Był szczęśliwy - po prostu. I nawet mógł się podzielić tą uwagą, której oczekiwał od Asaki, z dzieckiem. Niech będzie! Akurat tyle wiedział - że dzieciaczki wymagały jej całkiem sporo. A żadnym innym rękom nie chciałby powierzać życia tej małej, nawet jeśli planowali razem już podczas różnych rozmów opiekunki i oddawanie jej zresztą pod oko babci - czyli matki Asaki.
Skinął głową ze zrozumieniem, że jest obolała. To było całkiem interesujące, że kobiety przeżywały takie męczarnie w czasie porodu i w sumie jak to funkcjonowało. I dlaczego. Takich wrzasków torturowani czasem z siebie nie wydawali. W przeciwieństwie do białowłosej, czarnowłosy spędził czas przed porodem tak samo aktywnie - tyle że nie ruszał się z samego Daishi. No, może poza jednym razem, kiedy pojechał do rodowego miasta, żeby tam ułożyć kwiaty na grobie rodziców i przede wszystkim zaprosić Miwako i jej wujka, by ich odwiedzili, kiedy dziecko się już urodzi. Bo urodzić się miało. Napisał również list do Inoshi, tak samo do Hikariego. Nie omieszkał również wysłać listu przed porodem do samego Mujina, zarówno zapraszając jak i informując, że pewnie niedługo przyjadą - i czy planuje w związku z tym się gdzieś ruszać. Przez głowę przechodziła mu myśl, że może powinien sobie darować szukania kontaktu z Yamanaką. Ta sytuacja przypominała mu trochę to, co działo się z Akim. Ta cisza. Wymownie mocna cisza. Zabawne, jak potrafiła grzmieć mocniej od tysiąca słów. Spędzał też czas w jeszcze jeden sposób - zaczytując się w poezji. Której często nie rozumiał i nie miał pojęcia, co artysta miał na myśli, ale robił to. Zainspirowany tomiszczami, które zabrali z Oniniwy.
- Taak? - Opuścił ręce i zrobił jeden krok w kierunku kołyski, z całkowicie nowym zainteresowaniem przypatrując się dziecku. Szukając podobieństw, o których Asaka mówiła. Nie widział ich. No bo przecież to było takie malutkie. TAKIE! Nie żeby Shikarui był wielki… zmarszczył brwi w zastanowieniu i gdyby jego umysł pracował odrobinkę lepiej to pewnie znalazłby w tym momencie powiązanie między tym, że Asaka przyrównuje go do dziecka, do swojego wzrostu. Ale nie znalazł. Zamiast tego patrzył na to czółko, nosek, oczka. I w dodatku - to dziewczynka. Czy kobieta może być podobna do mężczyzny? Matka Asaki była podobna do Hana, ale to przez kolor oczu i włosów. - Jesteś pewna? Nie widzę podobieństw. Chociaż, może… - Asaka miała lepsze oko do takich rzeczy. W ogóle miała lepsze oko. W tym kontekście i tym rozumieniu. - Od kiedy masz wspomnienia z czasów dzieciństwa? - Zadał to iście intrygujące pytanie, które go mocno nurtowało przez całą noc. Tak jak kilka innych.
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
- Asaka
- Postać porzucona
- Posty: 1496
- Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
- Wiek postaci: 27
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
- Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5564
- Aktualna postać: Airan
Re: Posiadłość Sanada
Na nagrodę, ha! Osiągnęli to wspólnymi siłami, tak dosłownie, chociaż proporcje były nieporównywalnie różne i to później ona miała zdecydowaną większość na barkach. Właśnie dlatego to też ona siedziała w domu na dupie przez kilka miesięcy, a nie Shikarui. Nie lubiła tych dni rozłąki z mężem, przez te lata wspólnego życia tak się przyzwyczaiła do jego obecności, że jej potrzebowała, tak jak tlenu do oddychania. Gdy go nie było, to się denerwowała – był wytrzymały, silny, uważny, ale czasami wystarczyło po prostu trafić na silniejszego od siebie przeciwnika. Mając go obok siebie nie musiała się zastanawiać, bo po prostu miała pewność.
Rzeczywiście w końcu został ojcem – na to, jak bardzo tego chciał i że to głównie on na to naciskał od czasu ich ślubu, minęło już trochę czasu. Czas to był najwyższy i rzeczywiście można było powiedzieć “w końcu”. Aż dziw brał, że dopiero teraz, skoro żadne z nich się nie wzbraniało od aktywności niezbędnej, by zajść w ciążę, a w ich sypialni nudą nie wiało. Białowłosa miała też nadzieję, że skoro, jak Shikarui to określił, miał kiedyś sporo kochanek i kochanków, to że któregoś pięknego dnia jakieś jego zaginione, pierworodne dziecko nie zawita pod ich drzwi, bo jak sama mu to już kiedyś mówiła – nie byłaby gotowa na poświęcenie, na jakie zdobyła się jej macocha. Shikarui miał prościej, bo nie musiał się zastanawiać nad takimi rzeczami w stosunku do Asaki – nie dlatego, że był jej pierwszym kochankiem, a dlatego, że ona dopiero co zakończyła swoją pierwszą ciążę. Zastanawiała się nad tym wszystkim długo, zwłaszcza wtedy, kiedy czarnowłosego nie było w domu i doszła do wniosku, że z medycznego punktu widzenia, wiedząc jakie życie prowadził i jak długo wychowywany był w naprawdę kiepskich warunkach – tak kiepskich, że długo jeszcze wyglądał jak skóra naciągnięta na kości, jak to opowiadał – to właśnie to życie mogło być powodem, dla którego tak długo tego dziecka nie mieli i nie sądziła, by kiedyś miała się niemiło zaskoczyć odnośnie tego, czy te dzieci ma tylko z nią, czy może o jakichś nawet nie wie. Była praktycznie pewna, że Saki to jedyne, jakie czarnowłosy ma – i całe szczęście, że posiadała tę medyczną wiedzę, bo inaczej pewnie nie dawałoby jej to spokoju, tym bardziej wiedząc, jakie sama to życie miała i jak się ułożyło.
– Taak – odpowiedziała w tym samym tonie, co on zaczął, ale wzrok miała skupiony na tej małej, dość spokojnej teraz kruszynce. Mieli szczęście, ale Asaka czuła, że mała w nocy da im popalić. Tej nocy, i kolejnej, i kolejnej… Że przez najbliższy czas ich tryb dnia i nocy całkiem się rozjedzie i będzie dopasowany do tego, jak zasypia i budzi się Saki. A dla niej przecież byli teraz całym światem. – A ja widzę. Włosy ma czarne. Oczy dopiero za rok pewnie będą takiego koloru, jakiego powinny, więc nie zwracaj uwagi. I ten grymas na twarzy ma taki jak ty – Shiki rzadko robił jakieś miny, ale jak już robił, to wtedy zawsze nad czymś intensywnie myślał. To było to samo. – Wydawało mi się przez chwilę, jak ją trzymałam pierwszy raz, że jej oczy zaświeciły się na czerwono jak twoje – dodała jeszcze, ale to było tak krótkie, tak szybkie… Delikatnie trzymała ją teraz przy sobie, bojąc się, żeby nie zrobić jej krzywdy, taka była kruchutka, i leciutko obracała się z nią na boki, jakby chciała ją tymi gestami ukołysać do snu. Bo chciała. – Hmm… bo ja wiem? Chyba jakieś zupełnie pierwsze to jak miałam nie wiem, ze trzy lata może? Ale to takie jedno, pojedyncze. Czemu?
Rzeczywiście w końcu został ojcem – na to, jak bardzo tego chciał i że to głównie on na to naciskał od czasu ich ślubu, minęło już trochę czasu. Czas to był najwyższy i rzeczywiście można było powiedzieć “w końcu”. Aż dziw brał, że dopiero teraz, skoro żadne z nich się nie wzbraniało od aktywności niezbędnej, by zajść w ciążę, a w ich sypialni nudą nie wiało. Białowłosa miała też nadzieję, że skoro, jak Shikarui to określił, miał kiedyś sporo kochanek i kochanków, to że któregoś pięknego dnia jakieś jego zaginione, pierworodne dziecko nie zawita pod ich drzwi, bo jak sama mu to już kiedyś mówiła – nie byłaby gotowa na poświęcenie, na jakie zdobyła się jej macocha. Shikarui miał prościej, bo nie musiał się zastanawiać nad takimi rzeczami w stosunku do Asaki – nie dlatego, że był jej pierwszym kochankiem, a dlatego, że ona dopiero co zakończyła swoją pierwszą ciążę. Zastanawiała się nad tym wszystkim długo, zwłaszcza wtedy, kiedy czarnowłosego nie było w domu i doszła do wniosku, że z medycznego punktu widzenia, wiedząc jakie życie prowadził i jak długo wychowywany był w naprawdę kiepskich warunkach – tak kiepskich, że długo jeszcze wyglądał jak skóra naciągnięta na kości, jak to opowiadał – to właśnie to życie mogło być powodem, dla którego tak długo tego dziecka nie mieli i nie sądziła, by kiedyś miała się niemiło zaskoczyć odnośnie tego, czy te dzieci ma tylko z nią, czy może o jakichś nawet nie wie. Była praktycznie pewna, że Saki to jedyne, jakie czarnowłosy ma – i całe szczęście, że posiadała tę medyczną wiedzę, bo inaczej pewnie nie dawałoby jej to spokoju, tym bardziej wiedząc, jakie sama to życie miała i jak się ułożyło.
– Taak – odpowiedziała w tym samym tonie, co on zaczął, ale wzrok miała skupiony na tej małej, dość spokojnej teraz kruszynce. Mieli szczęście, ale Asaka czuła, że mała w nocy da im popalić. Tej nocy, i kolejnej, i kolejnej… Że przez najbliższy czas ich tryb dnia i nocy całkiem się rozjedzie i będzie dopasowany do tego, jak zasypia i budzi się Saki. A dla niej przecież byli teraz całym światem. – A ja widzę. Włosy ma czarne. Oczy dopiero za rok pewnie będą takiego koloru, jakiego powinny, więc nie zwracaj uwagi. I ten grymas na twarzy ma taki jak ty – Shiki rzadko robił jakieś miny, ale jak już robił, to wtedy zawsze nad czymś intensywnie myślał. To było to samo. – Wydawało mi się przez chwilę, jak ją trzymałam pierwszy raz, że jej oczy zaświeciły się na czerwono jak twoje – dodała jeszcze, ale to było tak krótkie, tak szybkie… Delikatnie trzymała ją teraz przy sobie, bojąc się, żeby nie zrobić jej krzywdy, taka była kruchutka, i leciutko obracała się z nią na boki, jakby chciała ją tymi gestami ukołysać do snu. Bo chciała. – Hmm… bo ja wiem? Chyba jakieś zupełnie pierwsze to jak miałam nie wiem, ze trzy lata może? Ale to takie jedno, pojedyncze. Czemu?
0 x
赤 · 水 · 晶

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: Posiadłość Sanada
Widział już wiele dzieci na swojej drodze. Tych zupełnie małych, które matki nosiły na plecach, owinięte materiałem - jak torbę, czy plecak. Tych, co ledwo chodziły, ale już próbowały biegać po trawie i się wywalać co rusz. Tych, które były już większe, mówiły, tylko czasem miały z tym problemy. I te, co potrafiły już biegać, kultywowały sztukę ninja i kradły, co popadnie. Cóż, w sumie sam by się gdzieś tam wcisnął. Pies, kot, człowiek, świnia - nie było dla niego różnicy. Wszystko było żywymi istotami, wszystkie były tak samo wymienne i wszystkie mogły wyglądać tak samo. Były jednak i te, które lubiło się bardziej. Które bardziej się podobały i z którymi bardziej chciało się przebywać. Kiedyś jednak świat był inny. Nie dlatego, że naprawdę tak wiele się zmieniło, a dlatego, że on inaczej na niego patrzył. I zupełnie inaczej postrzegał też Asakę, Saki i kilka innych osobistości. Przede wszystkim jednak przekonał się co do tego, że ludzi sporo różni od zwierząt. Głównie to, że są od zwierząt po prostu gorsi. Tak samo mógłby powiedzieć jednak, że są od nich lepsi. Zwierzęta nie prowadziły tak skomplikowanego życia, nie miały go poprzecinanego taką dawką uczuć i myśli. Nie potrafiły tak sprawnie działać. I zarazem dlatego były gorsze - bo zwierzęta miały jasną sygnalizację i zachowania. Ludzie przenosili swoją potrzebę walki i rywalizacji do skrajności.
- Kolor oczu się zmienia? - A to dopiero było ciekawe! Równie mocno jak to, że to małe gówno miało wyrosnąć na wielkiego człowieczka. Ojciec Shikaruiego był dość wysoki, ale kobietki z jego rodu potrafiły być całkiem drobne, jak zresztą pewna piękność w ramionach Antykreatora udowodniła. Shiki miał szansę być o wiele wyższym, być może byłby naprawdę wysoki, gdyby nie to, w jakich warunkach się wychował. Asaka nie grzeszyła też wielkim wzrostem, ale u niej to chyba było normalne. Tak czy siak, nawet jeśli dziewczynka miałaby urosnąć do kurdupla postury Asaki to w porównaniu z tym, jaka była teraz… nieprawdopodobne. I jeszcze tutaj dokładają zmianę koloru oczu, jakby tego było mało. Kiedy tak jednak mówiła to Shikarui pokiwał mądrze głową, doszukując się tych samych, nieistniejących elementów, co ona. Kompletnie nieistniejących. Ale to nie ważne, zasada rodzica mówiła - szukaj słodkości tam, gdzie jej nie było. W nowo narodzonym dziecku także. Warto dodać, że nigdy nie zapisana zasada rodzica, ale powszechnie rozumiana.
Te same oczy..? Kwestią naturalnej reakcji były sprzeczne odczucia - nieprzyjemnie chłodny dreszcz jak i absurdalne poczucie dumy. Bo skoro wyglądała, jak on, robiła miny, jak on i jeszcze odziedziczyła jego Kekkei Genkai to znaczy, że będzie wspaniałą głową rodu. Już on ją wychowa na prawdziwego mord… na słodką i niewinną księżniczkę. A nieprzyjemny dreszcz był wynikiem podszeptów wspomnień, które pojawiły się nieproszone i zaatakowały głowę przebłyskiem. Szeptem. Chwilowe i zupełnie niekontrolowane uczucie. Bardzo szybko jednak spłynęło. Mimo to Shikarui obrócił się w kierunku okna, które było teraz zamknięte. Duchy przodków lubiły się upominać o wiele rzeczy. I o wielu ludzi. Przez głowę przeszło mu pytanie, czym jest właściwie strach przed dawnymi grzechami. I czy to właśnie ten strach, to poczucie winy, ściąga gniew przodków na tego, który sam się obwinia.
- Też niewiele pamiętam z pierwszych lat życia. Kiedy już pamiętam, można było mówić i biegać. A co się dzieje w głowie dziecka, skoro teraz niczego nie zapamięta? Czy jest jak kot? - Wydawałoby się, że pyta prześmiewczo, ale nie. Był to temat, który bardzo poważnie go frapował i nie potrafił go zrozumieć. Ni chuja. A spędził nad tym prawie całą noc! Gdyby świat dał mu tylko możliwość, to zapewne zostałby najłagodniejszym człowiekiem świata, który spędziłby życie dumając, czy jeśli z dwóch stron kuli ziemskiej ktoś upuści kromkę chleba, to czy świat stanie się na chwilę kanapką. - Jest taka słodka i kochana. - Stanął przy Asace i sam wyciągnął do niej rękę, by palcem pogłaskać ją po grzbiecie malutkiego noska. Tak samo, jak czasem Asaka ich leniwego kota, za którymi chodziły kaczuszki (a chodziły regularnie!), głaskała. Zmarszczył sam przy tym nos w dziwnej minie, naśladując w sumie jej minę. Albo to ona naśladowała jego? Ciężko było zobaczyć różnicę. - Powinnaś dokończyć robienie śniadania. - Obwieścił z zadowoleniem, wyciągając po nią ręce.
Nie był zazdrosny o Asakę, ale o Saki już tak!
- Kolor oczu się zmienia? - A to dopiero było ciekawe! Równie mocno jak to, że to małe gówno miało wyrosnąć na wielkiego człowieczka. Ojciec Shikaruiego był dość wysoki, ale kobietki z jego rodu potrafiły być całkiem drobne, jak zresztą pewna piękność w ramionach Antykreatora udowodniła. Shiki miał szansę być o wiele wyższym, być może byłby naprawdę wysoki, gdyby nie to, w jakich warunkach się wychował. Asaka nie grzeszyła też wielkim wzrostem, ale u niej to chyba było normalne. Tak czy siak, nawet jeśli dziewczynka miałaby urosnąć do kurdupla postury Asaki to w porównaniu z tym, jaka była teraz… nieprawdopodobne. I jeszcze tutaj dokładają zmianę koloru oczu, jakby tego było mało. Kiedy tak jednak mówiła to Shikarui pokiwał mądrze głową, doszukując się tych samych, nieistniejących elementów, co ona. Kompletnie nieistniejących. Ale to nie ważne, zasada rodzica mówiła - szukaj słodkości tam, gdzie jej nie było. W nowo narodzonym dziecku także. Warto dodać, że nigdy nie zapisana zasada rodzica, ale powszechnie rozumiana.
Te same oczy..? Kwestią naturalnej reakcji były sprzeczne odczucia - nieprzyjemnie chłodny dreszcz jak i absurdalne poczucie dumy. Bo skoro wyglądała, jak on, robiła miny, jak on i jeszcze odziedziczyła jego Kekkei Genkai to znaczy, że będzie wspaniałą głową rodu. Już on ją wychowa na prawdziwego mord… na słodką i niewinną księżniczkę. A nieprzyjemny dreszcz był wynikiem podszeptów wspomnień, które pojawiły się nieproszone i zaatakowały głowę przebłyskiem. Szeptem. Chwilowe i zupełnie niekontrolowane uczucie. Bardzo szybko jednak spłynęło. Mimo to Shikarui obrócił się w kierunku okna, które było teraz zamknięte. Duchy przodków lubiły się upominać o wiele rzeczy. I o wielu ludzi. Przez głowę przeszło mu pytanie, czym jest właściwie strach przed dawnymi grzechami. I czy to właśnie ten strach, to poczucie winy, ściąga gniew przodków na tego, który sam się obwinia.
- Też niewiele pamiętam z pierwszych lat życia. Kiedy już pamiętam, można było mówić i biegać. A co się dzieje w głowie dziecka, skoro teraz niczego nie zapamięta? Czy jest jak kot? - Wydawałoby się, że pyta prześmiewczo, ale nie. Był to temat, który bardzo poważnie go frapował i nie potrafił go zrozumieć. Ni chuja. A spędził nad tym prawie całą noc! Gdyby świat dał mu tylko możliwość, to zapewne zostałby najłagodniejszym człowiekiem świata, który spędziłby życie dumając, czy jeśli z dwóch stron kuli ziemskiej ktoś upuści kromkę chleba, to czy świat stanie się na chwilę kanapką. - Jest taka słodka i kochana. - Stanął przy Asace i sam wyciągnął do niej rękę, by palcem pogłaskać ją po grzbiecie malutkiego noska. Tak samo, jak czasem Asaka ich leniwego kota, za którymi chodziły kaczuszki (a chodziły regularnie!), głaskała. Zmarszczył sam przy tym nos w dziwnej minie, naśladując w sumie jej minę. Albo to ona naśladowała jego? Ciężko było zobaczyć różnicę. - Powinnaś dokończyć robienie śniadania. - Obwieścił z zadowoleniem, wyciągając po nią ręce.
Nie był zazdrosny o Asakę, ale o Saki już tak!
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
- Asaka
- Postać porzucona
- Posty: 1496
- Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
- Wiek postaci: 27
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
- Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5564
- Aktualna postać: Airan
Re: Posiadłość Sanada
Nie można było powiedzieć, by Asaka była jakąś wielką fanką dzieci. Wcześniej myślała nawet, że nigdy nie będzie miała swoich, bo po co jej. Dzieci? Małe, brzydkie i tylko płaczą. A potem się zakochała. Później wyszła za mąż i… ten mąż marzył o założeniu rodziny, o dzieciach – najlepiej całej gromadce. Potrzebowała wiele czasu, by to przetrawić, by obudzić w sobie instynkt macierzyński, by zapragnąć tych dzieci – ale nie byle jakich, byleby były, nie. Chodziło o bardzo szczególne, konkretne dziedzi: bo z nim. Od półtorej roku tego dziecka chciała, od Watarimono, w którym uderzyło ją w głowę jak wiele traci, tracą właściwie. I… się doczekała. To nie chodziło o chcenie, przecież nie miała na to wpływu – ale dobrze się złożyło, że to dziecko się pojawiło wtedy, gdy była na nie gotowa. Zawsze byłoby chciane, czy byłoby wpadką, czy nie, ale tak przynajmniej można było powiedzieć, że Saki była wyczekiwana.
– Tak. Malutkie dzieci zazwyczaj mają takie jasne oczy, niebieskie, szare. Potem się zmienia. I myślę, że u Saki też się zmienią – wytłumaczyła mu, ale jednej zmiany nie przewidywała – koloru włosów, a te, nawet jak u noworodka, były ładną czuprynką. Kruczoczarną. Sądziła, że takiego koloru już zostaną. – U zwierząt też tak jest. W sumie nie wiem czemu – to tak odpowiedziała asekuracyjnie, jakby Tygrysowi przyszło na myśl zapytać dlaczego, bo często pytał dlaczego. A ona nie wiedziała – po prostu miała świadomość, że tak jest i już.
Nawet nie przyszło jej do głowy, że to, że Saki najprawdopodobniej urodziła się z Tsujiteganem, może wywołać w Shikim jakieś nieprzyjemne odczucia, które miały swoje odwołanie w przeszłości. I to jego własnej. Oczywiście znała te historie, wiedziała, dlaczego traktowali go gorzej od psa i że było to związane z jego oczami i “przepowiednią” starej kobiety. Cóż, przepowiednia okazała się prawdziwa, ale jak dla Asaki, to tylko dlatego, że jego rodzina sama do tego doprowadziła – na własne życzenie. Chcąc uniknąć czegoś złego, zrobili wszystko, by ten sen się spełnił. Ale ona była mądrzejsza. i Shikarui też był mądrzejszy – wiedział co i jak.
– Tego nie wiem. Może trochę jak kot, tak. Myślę, że jest zbyt mało rozwinięte jeszcze, żeby pamiętać, bo działa na instynkcie i potrzebie opieki przez innych. Samo sobie nie poradzi – wiedziała, że nie pyta prześmiewczo, bo Shikarui nigdy nie pytał prześmiewczo. Można było za to odnieść wrażenie, że bogowie poskąpili mu rozumu i inteligencji. Asaka tak nie uważała, bo Shiki to była sprytna, przebiegła bestia, a do tego potrzeba było mieć nie lada rzeczy w głowie, tylko, że był zwyczajnie niedouczony. I zdecydowanie miał zadatki na bycie najłagodniejszym człowiekiem świata. Był taki – we własnym domu. Mięciutki baranek.
Saki zapiszczała, ale to był taki pisk niewprawnego śmiechu czy czegoś podobnego, kiedy palec ojca połaskotał ją po grzbiecie nosa. Białowłosa na moment się spięła, ale na szczęście dość szybko się też rozluźniła, rozumiejąc, że nic złego się dziecku nie dzieje.
– Jest – tak, była słodka i kochana, ale była też brzydkim, bo jeszcze bezkształtnym, śliniącym się dzieckiem. Asace to jednak nie przeszkadzało – bo było to jej ukochane dziecko. I cała miłość była skierowana do niej. Podobo gdy kobieta urodzi dziecko, to na nowo musi się zakochać w swoim mężczyźnie. Coś w tym… chyba było. Jakaś taka szczypta prawdy. – Ja? Ja jestem zmęczona i wszystko mnie boli. Ty zrób mi śniadanie – przez to, że była zmęczona i obolała wcale nie straciła jednak tego swojego łobuzerskiego ducha. I tuląc dziecko do siebie, trzymając jej główkę, uśmiechnęła się najpromienniej do męża, a było w tym coś lisiego. Oczywiście, że zamierzała skorzystać z okazji, bo ta mogła się prędko nie powtórzyć.
Ona, o dziwo, zazdrosna nie była. Nie o Saki i nie o Shikaruiego – nie w tym domu. Bo poza nim…
– Tak. Malutkie dzieci zazwyczaj mają takie jasne oczy, niebieskie, szare. Potem się zmienia. I myślę, że u Saki też się zmienią – wytłumaczyła mu, ale jednej zmiany nie przewidywała – koloru włosów, a te, nawet jak u noworodka, były ładną czuprynką. Kruczoczarną. Sądziła, że takiego koloru już zostaną. – U zwierząt też tak jest. W sumie nie wiem czemu – to tak odpowiedziała asekuracyjnie, jakby Tygrysowi przyszło na myśl zapytać dlaczego, bo często pytał dlaczego. A ona nie wiedziała – po prostu miała świadomość, że tak jest i już.
Nawet nie przyszło jej do głowy, że to, że Saki najprawdopodobniej urodziła się z Tsujiteganem, może wywołać w Shikim jakieś nieprzyjemne odczucia, które miały swoje odwołanie w przeszłości. I to jego własnej. Oczywiście znała te historie, wiedziała, dlaczego traktowali go gorzej od psa i że było to związane z jego oczami i “przepowiednią” starej kobiety. Cóż, przepowiednia okazała się prawdziwa, ale jak dla Asaki, to tylko dlatego, że jego rodzina sama do tego doprowadziła – na własne życzenie. Chcąc uniknąć czegoś złego, zrobili wszystko, by ten sen się spełnił. Ale ona była mądrzejsza. i Shikarui też był mądrzejszy – wiedział co i jak.
– Tego nie wiem. Może trochę jak kot, tak. Myślę, że jest zbyt mało rozwinięte jeszcze, żeby pamiętać, bo działa na instynkcie i potrzebie opieki przez innych. Samo sobie nie poradzi – wiedziała, że nie pyta prześmiewczo, bo Shikarui nigdy nie pytał prześmiewczo. Można było za to odnieść wrażenie, że bogowie poskąpili mu rozumu i inteligencji. Asaka tak nie uważała, bo Shiki to była sprytna, przebiegła bestia, a do tego potrzeba było mieć nie lada rzeczy w głowie, tylko, że był zwyczajnie niedouczony. I zdecydowanie miał zadatki na bycie najłagodniejszym człowiekiem świata. Był taki – we własnym domu. Mięciutki baranek.
Saki zapiszczała, ale to był taki pisk niewprawnego śmiechu czy czegoś podobnego, kiedy palec ojca połaskotał ją po grzbiecie nosa. Białowłosa na moment się spięła, ale na szczęście dość szybko się też rozluźniła, rozumiejąc, że nic złego się dziecku nie dzieje.
– Jest – tak, była słodka i kochana, ale była też brzydkim, bo jeszcze bezkształtnym, śliniącym się dzieckiem. Asace to jednak nie przeszkadzało – bo było to jej ukochane dziecko. I cała miłość była skierowana do niej. Podobo gdy kobieta urodzi dziecko, to na nowo musi się zakochać w swoim mężczyźnie. Coś w tym… chyba było. Jakaś taka szczypta prawdy. – Ja? Ja jestem zmęczona i wszystko mnie boli. Ty zrób mi śniadanie – przez to, że była zmęczona i obolała wcale nie straciła jednak tego swojego łobuzerskiego ducha. I tuląc dziecko do siebie, trzymając jej główkę, uśmiechnęła się najpromienniej do męża, a było w tym coś lisiego. Oczywiście, że zamierzała skorzystać z okazji, bo ta mogła się prędko nie powtórzyć.
Ona, o dziwo, zazdrosna nie była. Nie o Saki i nie o Shikaruiego – nie w tym domu. Bo poza nim…
0 x
赤 · 水 · 晶

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: Posiadłość Sanada
Wszystko było pieniądzem, ciało też. A łączenie przyjemności z zarobkiem brzmiało bardzo kusząco w młodych latach. Ani przez moment nie myślał jednak wtedy, żeby mieć dzieci. Dzieci? O zgrozo! Nawet nie wpadła mu taka myśl do łba, co dopiero to rozważać! Wypadki się zdarzają i wypadki chodzą po ludziach. Co by zrobił, gdyby przyszła tu jakaś i powiedziała: “jesteś ojcem!”? Ciężko powiedzieć. To kolejna rzecz, o której nie myślał, bo nie brał jej pod uwagę. Przede wszystkim kto by mu udowodnił i jak, że to naprawdę jego dziecko? Był nieufny i ta nieufna natura sprawiłaby, że prędzej trzasnąłby drzwiami niż w ogóle słuchał, co taka petentka miałaby do powiedzenia. Tam było inaczej, tu było inaczej. Inaczej było też po Watarimono, kiedy znowu cofnął się do swojego bezpiecznego kokona i nie miał ochoty z niego wyłazić dlatego, że akurat wtedy Asace się odwidziało. Na szczęście wtedy nie spotkała ich żadna niespodzianka. Przyszła w odpowiednim czasie, kiedy oboje byli gotowi. Racja, to bardzo dobrze. Bardzo, bardzo dobrze.
Już miał otwierać usta, żeby pytać, dlaczego i co się właściwie dzieje, albo raczej - jak się dzieje. Ale Asaka uprzedziła to pytanie. Dlatego usta zamknął i tylko znów na moment zmarszczyły się leciutko jego brwi, kiedy musiał sobie poradzić z nieświadomością. A jak sobie z nią radził? Zazwyczaj szedł do miasta i szukał odpowiedzi tak długo, dopóki jej nie znalazł. Jeśli temat był na tyle interesujący, by poświęcić mu czas, rzecz jasna.
- Słyszałaś? Jesteś jak kotek. - Tylko brakowało jej futerka, szpiczastych uszu i ogona - ale to akurat dobrze! No tak, instynkt. Właśnie on działał, ludzie po prostu bardzo często go zagłuszali, jakby był czymś złym. Tymczasem był zbawiennym narzędziem. Okazuje się tylko, że ciężko było być człowiekiem i go zachować. Shikarui nie rozumiał tej zmiany i tego, czemu stawał się taki cichy. Oswojony. To było dobre słowo. Przestajesz dziczeć, więc twój mózg zaczynał rozumieć, że już nie musi być aż tak uważny. Zasypiał. Żyjesz w cywilizacji, więc nie musisz być tak ostrożny. Rozleniwiasz się. Ten proces był bardzo powolny, tak jak powoli Shikarui przyzwyczajał się chociażby do tego, że dom nie jest zły i nie wiąże się wcale z ograniczeniami. Nikt cię w nim nie zamknie. Nie będą tu trzymać na siłę. Cofnął rękę, kiedy dziecko zapiszczało dziwnie, ale tylko po to, żeby ją podrapać za uszkiem i zaraz po policzku. Bardzo delikatnie.
- Zrobiłem. Resztę zrób ty. - Wskazał na ryż, odpowiadając również uśmiechem. Dobrze, że nikt nie powiedział mu tego mądrego zdania, bo pewnie zrobiłoby się z tego nie lada zamieszanie biorąc pod uwagę zapędy pana Sanady i jego chorobliwą potrzebę posiadania tego, co kochał najbardziej, na wyłączność. Ryż był ugotowany i czekał na robienie z nim cokolwiek. Czegokolwiek. Asaka w czasie ciąży miała przeróżne dziwne zachcianki, które były nie do opanowania.
Już miał otwierać usta, żeby pytać, dlaczego i co się właściwie dzieje, albo raczej - jak się dzieje. Ale Asaka uprzedziła to pytanie. Dlatego usta zamknął i tylko znów na moment zmarszczyły się leciutko jego brwi, kiedy musiał sobie poradzić z nieświadomością. A jak sobie z nią radził? Zazwyczaj szedł do miasta i szukał odpowiedzi tak długo, dopóki jej nie znalazł. Jeśli temat był na tyle interesujący, by poświęcić mu czas, rzecz jasna.
- Słyszałaś? Jesteś jak kotek. - Tylko brakowało jej futerka, szpiczastych uszu i ogona - ale to akurat dobrze! No tak, instynkt. Właśnie on działał, ludzie po prostu bardzo często go zagłuszali, jakby był czymś złym. Tymczasem był zbawiennym narzędziem. Okazuje się tylko, że ciężko było być człowiekiem i go zachować. Shikarui nie rozumiał tej zmiany i tego, czemu stawał się taki cichy. Oswojony. To było dobre słowo. Przestajesz dziczeć, więc twój mózg zaczynał rozumieć, że już nie musi być aż tak uważny. Zasypiał. Żyjesz w cywilizacji, więc nie musisz być tak ostrożny. Rozleniwiasz się. Ten proces był bardzo powolny, tak jak powoli Shikarui przyzwyczajał się chociażby do tego, że dom nie jest zły i nie wiąże się wcale z ograniczeniami. Nikt cię w nim nie zamknie. Nie będą tu trzymać na siłę. Cofnął rękę, kiedy dziecko zapiszczało dziwnie, ale tylko po to, żeby ją podrapać za uszkiem i zaraz po policzku. Bardzo delikatnie.
- Zrobiłem. Resztę zrób ty. - Wskazał na ryż, odpowiadając również uśmiechem. Dobrze, że nikt nie powiedział mu tego mądrego zdania, bo pewnie zrobiłoby się z tego nie lada zamieszanie biorąc pod uwagę zapędy pana Sanady i jego chorobliwą potrzebę posiadania tego, co kochał najbardziej, na wyłączność. Ryż był ugotowany i czekał na robienie z nim cokolwiek. Czegokolwiek. Asaka w czasie ciąży miała przeróżne dziwne zachcianki, które były nie do opanowania.
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
- Asaka
- Postać porzucona
- Posty: 1496
- Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
- Wiek postaci: 27
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
- Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5564
- Aktualna postać: Airan
Re: Posiadłość Sanada
Dokładnie – wypadki się zdarzają i chodzą po ludziach, dlatego w ogóle Asaka się nad tym pochyliła i zastanowiła. W odpowiedzi jednak przyszła jej medycyna, która stwierdzała, że to, w jakich warunkach Shikarui był chowany i w jakim stanie był jego organizm nie współgrało z posiadaniem dzieci. I im dłużej, przez te miesiące, o tym myślała, tym więcej to nabierało sensu, tym bardziej biorąc pod uwagę, jak długo w tę ciążę im się nie udało zajść, a przecież nie pościli, ani niczego sobie nie odmawiali. Tak jej wychodziło i to ją uspokajało, w jej głowie miało to bardzo dużo sensu a i innego wytłumaczenia na ten stan rzeczy znaleźć nie potrafiła. Już dawno pogodziła się z tym, że Shikarui oddawał się za pieniądze, bo był tak bardzo biedny i nie wiedział jak inaczej poradzić sobie w życiu – mówił jej to, a ona musiała to przetrawić i to zaakceptowała. Wolała jednak, by tamto życie było takim zakończonym rozdziałem, do którego nie ma już żadnego powrotu.
Trafili na tak naprawdę idealny moment. Asaka miała już swoje lata, normalne kobiety w jej wieku to miały już całą gromadkę dzieci, ale z kunoichi to w sumie nie było takie oczywiste przez tryb życia i pracy, jakie miały. Byli już jednak razem dłuższy czas, znali siebie, podocierali się tam, gdzie trzeba było. Mieli swój dom, gdzie mieszkać. Posiadali też ugruntowaną pozycję w klanie; mieli znajomości, pieniądze. Brakowało już tylko jednego, tego potomka właśnie. A teraz był. Nie syn, jak to sobie wyobrażali cały ten czas, a córeczka – ale białowłosa naprawdę nie czuła z tego powodu zawodu. Była absolutnie zachwycona, nawet jeśli odrobinę przerażało ją to, jak teraz będzie wyglądać ich życie.
– Tylko sama nie nadstawia się do głaskania – ostatnie co by zrobiła Asaka to porównywanie własnego dziecka do kotka, nawet jeśli na poziomie umysłowym trochę tak to było, a przynajmniej będzie za jakiś czas. Bo teraz Saki była na to zdecydowanie za głupia i zbyt malutka. Sama nie widziała w niej żadnego zwierzaka i nie przyszło jej do głowy, by takiej analogii szukać, ale Shikarui był… jednocześnie cholernie skomplikowany, i czasami zadziwiająco prosty – to i pomagały mu w życiu te proste porównania.
- A jaką resztę, skoro wszystko już zrobiłeś? – och, taka to giereczka, no dobrze. Oczywiście, że łapała go za słówka, i oczywiście, że chciała coś tutaj ugrać, albo przynajmniej się podroczyć. - Nalejesz mi herbaty? – w sumie to chciało jej się pić, a to widziała jak Shiki robi. Nauczył się i była z niego cholernie dumna. Tak jak z tego ryżu. I ziemniaków.
Trafili na tak naprawdę idealny moment. Asaka miała już swoje lata, normalne kobiety w jej wieku to miały już całą gromadkę dzieci, ale z kunoichi to w sumie nie było takie oczywiste przez tryb życia i pracy, jakie miały. Byli już jednak razem dłuższy czas, znali siebie, podocierali się tam, gdzie trzeba było. Mieli swój dom, gdzie mieszkać. Posiadali też ugruntowaną pozycję w klanie; mieli znajomości, pieniądze. Brakowało już tylko jednego, tego potomka właśnie. A teraz był. Nie syn, jak to sobie wyobrażali cały ten czas, a córeczka – ale białowłosa naprawdę nie czuła z tego powodu zawodu. Była absolutnie zachwycona, nawet jeśli odrobinę przerażało ją to, jak teraz będzie wyglądać ich życie.
– Tylko sama nie nadstawia się do głaskania – ostatnie co by zrobiła Asaka to porównywanie własnego dziecka do kotka, nawet jeśli na poziomie umysłowym trochę tak to było, a przynajmniej będzie za jakiś czas. Bo teraz Saki była na to zdecydowanie za głupia i zbyt malutka. Sama nie widziała w niej żadnego zwierzaka i nie przyszło jej do głowy, by takiej analogii szukać, ale Shikarui był… jednocześnie cholernie skomplikowany, i czasami zadziwiająco prosty – to i pomagały mu w życiu te proste porównania.
- A jaką resztę, skoro wszystko już zrobiłeś? – och, taka to giereczka, no dobrze. Oczywiście, że łapała go za słówka, i oczywiście, że chciała coś tutaj ugrać, albo przynajmniej się podroczyć. - Nalejesz mi herbaty? – w sumie to chciało jej się pić, a to widziała jak Shiki robi. Nauczył się i była z niego cholernie dumna. Tak jak z tego ryżu. I ziemniaków.
0 x
赤 · 水 · 晶

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: Posiadłość Sanada
Asaka to był kawalarz, uwielbiała się droczyć, chociaż nie robiła tego wcale tak często. Tendencja była spadkowa - wraz z czasem mijała jej też potrzeba kombinowania jak koń pod górkę. Nigdy mu to nie przeszkadzało - wręcz przeciwnie! To ubarwiało dni. Ona ubarwiała dni. Nawet jeśli czasami nie rozumiał, o co jej chodziło i nie potrafił załapać jej żartów. Niedozwolone były tylko te, które brały go z zaskoczenia, bo odruchy bezwarunkowe mu nie minęły. Ponieważ były bezwarunkowe, jak nazwa wskazuje, to nie był w stanie nad nimi zapanować.
- Chcesz jeść sam ryż na śniadanie? - Nie było to wcale takie dziwne, większość rodzin jadła suchy ryż na śniadanie, obiad i kolację. Większość - bo większość stanowiła niższą kastę społeczną, której zwyczajnie nie stać było na pyszne dodatki. Urozmaicenia. Shikarui kiedyś dałby się zabić za miskę ryżu! No zgoda, nie dałby - dałby za to radę kogoś zabić za tę miskę. - Jaka szkoda… zmarnuje się w takim razie ta pyszność, którą wczoraj kupiłem. - Uczył się od niej tego przekomarzania, tak jak uczył się bardzo wielu rzeczy - od różnych ludzi. Kopiował je wręcz. Uśmiech od Reiko. Pewnego rodzaju elegancja od Ichirou (oczywiście, że ten też podszedł pod tapetę!). Niektóre rzeczy nie były zauważalne wprost. Były to wnioski, które gładko wpisywał w system swoich zachowań. Zbierał to, co mu się podobało i to, co uważał, że w zachowaniu dzieli go od ludzkości. I uczył się. Był przecież bardzo sprytny, a człowiek to bestia sprytna z natury. Posiada mechanizm przetrwania pozwalający mu się dopasować i przetrwać w każdych warunkach. Jeśli tylko będzie odpowiednio silny. Podszedł zresztą do garnka, by zdjąć go z nagrzanej płyty i przelać gorąca wodę, zostawiając sam ryż. Przełożył go następnie do dużej miski. Para unosiła się z niego. Miękki, przyjemny, gotowy do zrobienia z nim wszystkiego. Umył dłonie w wodzie i zalał nią następnie garnek, by przygotować go do umycia. Wrócił do stołu, by nalać herbaty do czarki, już przygotowanej, siadając na wygodnej poduszce. Oczywiście na środku stolika stał słoiczek miodu. W tym domu nie mogło się bez niego obejść.
- Kupiłem ci łososia. - Przysmak ogromny, bo w morzach przy Daishi łososi nie było. W związku z tym były też cholernie drogie i problematyczne, by je dostać, świeże i dobre. - Trudno, rzucę kotu. Chociaż on będzie zadowolony. - Nalał sobie też herbatki.
- Chcesz jeść sam ryż na śniadanie? - Nie było to wcale takie dziwne, większość rodzin jadła suchy ryż na śniadanie, obiad i kolację. Większość - bo większość stanowiła niższą kastę społeczną, której zwyczajnie nie stać było na pyszne dodatki. Urozmaicenia. Shikarui kiedyś dałby się zabić za miskę ryżu! No zgoda, nie dałby - dałby za to radę kogoś zabić za tę miskę. - Jaka szkoda… zmarnuje się w takim razie ta pyszność, którą wczoraj kupiłem. - Uczył się od niej tego przekomarzania, tak jak uczył się bardzo wielu rzeczy - od różnych ludzi. Kopiował je wręcz. Uśmiech od Reiko. Pewnego rodzaju elegancja od Ichirou (oczywiście, że ten też podszedł pod tapetę!). Niektóre rzeczy nie były zauważalne wprost. Były to wnioski, które gładko wpisywał w system swoich zachowań. Zbierał to, co mu się podobało i to, co uważał, że w zachowaniu dzieli go od ludzkości. I uczył się. Był przecież bardzo sprytny, a człowiek to bestia sprytna z natury. Posiada mechanizm przetrwania pozwalający mu się dopasować i przetrwać w każdych warunkach. Jeśli tylko będzie odpowiednio silny. Podszedł zresztą do garnka, by zdjąć go z nagrzanej płyty i przelać gorąca wodę, zostawiając sam ryż. Przełożył go następnie do dużej miski. Para unosiła się z niego. Miękki, przyjemny, gotowy do zrobienia z nim wszystkiego. Umył dłonie w wodzie i zalał nią następnie garnek, by przygotować go do umycia. Wrócił do stołu, by nalać herbaty do czarki, już przygotowanej, siadając na wygodnej poduszce. Oczywiście na środku stolika stał słoiczek miodu. W tym domu nie mogło się bez niego obejść.
- Kupiłem ci łososia. - Przysmak ogromny, bo w morzach przy Daishi łososi nie było. W związku z tym były też cholernie drogie i problematyczne, by je dostać, świeże i dobre. - Trudno, rzucę kotu. Chociaż on będzie zadowolony. - Nalał sobie też herbatki.
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
- Asaka
- Postać porzucona
- Posty: 1496
- Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
- Wiek postaci: 27
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
- Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5564
- Aktualna postać: Airan
Re: Posiadłość Sanada
Miała po prostu psotliwą naturę, lubiła to robić. Kiedyś, żeby zwrócić na siebie uwagę, teraz – po prostu. To nigdy nie były szkodliwe żarty, bo była na nie zbyt dojrzała, ale na przykład dmuchnięcie w ucho Shikiego, kiedy niósł ją na plecach, albo po prostu zakradanie się za niego, kiedy oboje byli świadomi, że ona to robi. Bo robiła to… niespecjalnie cicho. I wtedy skakała na niego, na jego plecy, prawie jak taki mały kot, a była tylko sobą – Asaką, niewysoką kunoichi, która uczepiona pleców męża śmiała się wtedy w niebogłosy i cmokała go w ucho czy kark. Albo w zimie smarowała go po twarzy śniegiem, o tak. Teraz była zima, ale ona siedziała w domu i na razie nie przewidywała, że gdziekolwiek wyjdzie, bo musiała dojść do siebie po porodzie, a to też zajmie dobrych kilka dni.
– Aj, kotku, no to nie mów, że zrobiłeś śniadanie, jak tylko ryż ugotowałeś, bo to nie jest śniadanie – oczywiście, że czepiała się słówek. Często to robiła, bo to lubiła. I lubiła wtedy konsternację Shikiego, przy której, gdy zastanawiał się zbyt długo, zazwyczaj miała ochotę mu te rozmyślania przerwać, jakimś pocałunkiem czy czymś innym równie rozpraszającym. A awansował do kotka, bo skoro Saki była kotkiem, i była podobna do ojca, to i on musiał być koteczkiem. Tygrysiątkiem, czy czymś takim. – A jaką pyszność wczoraj kupiłeś? – wyraźnie się zainteresowała i zmieniła ton rozmowy na taki może nawet kokieteryjny i jednocześnie zaczepno-zaintrygowany. Szkoda tylko, że nie zaczęła ciągnąć nosem, by jak zwierze dojść do tego po zapachu. Na całe szczęście tak nie potrafiła.
Kiedy SHikarui ruszył do garnka, ona poszła za nim, ciągle trzymając Saki w ramionach i wychyliła się z boku czarnowłosego, zaglądając mu… pod ramieniem co on tam przekłada i robi. Zajmował się ryżem. Całkowicie profesjonalnie. Jakoś jak facet zajmował się gotowaniem, to automatycznie otrzymywał współczynnik +500 do seksowności. To działało tylko na Asakę i tylko, jeśli tym facetem był Shikarui – ale to taki nieistotny szczegół. Zresztą nie odstąpiła go na krok, kiedy skierował się do stołu i nalał herbaty, a potem usiadł na podusi. Dopiero wtedy, kiedy Saki akurat zaczęła marudzić, wróciła z nią do kołyski i położyła ją tam znowu, przez moment tylko ją zaczepiając i machając do niej palcami przed nosem. W końcu jednak się nachyliła, ucałowała ją lekko jak piórko w czoło, przykryła kocykiem, porozczulała się nad nią i wróciła się do stołu, siadając obok… lawedowookiego? Niebieskookiego? Dwukolorowookiego? W jej głowie nadal był lawendooki i tak już chyba pozostanie do końca.
– Ł-łososia? A skąd ty go wytrzasnąłeś?! Och jejku, jejku… Jesteś wspaniały, tyle o mnie myślisz – łosoś. Ryż. Onigiri z łososiem. Ooo bogowie… – Nie! Oszalałeś?! Kotu?! No chyba, że ja jestem tym kotem, to możesz mi rzucać – niby taka grzeczna, potrafiła sie zarumienić, kiedy Shiki czasem rzucił jakimś bardzo jednoznacznym tekstem, ale to wtedy kiedy nie była na to przygotowana. Bo gdy była, albo sama coś takiego chlapała… – To może…. Zrobisz mi onigiri z łososiem? – zatrzepotała aż długimi, czarnymi rzęsami, a potem, niemalże od razu, przyssała się do czarki z herbatą, nie odrywając jednak oczu od Sanady.
– Aj, kotku, no to nie mów, że zrobiłeś śniadanie, jak tylko ryż ugotowałeś, bo to nie jest śniadanie – oczywiście, że czepiała się słówek. Często to robiła, bo to lubiła. I lubiła wtedy konsternację Shikiego, przy której, gdy zastanawiał się zbyt długo, zazwyczaj miała ochotę mu te rozmyślania przerwać, jakimś pocałunkiem czy czymś innym równie rozpraszającym. A awansował do kotka, bo skoro Saki była kotkiem, i była podobna do ojca, to i on musiał być koteczkiem. Tygrysiątkiem, czy czymś takim. – A jaką pyszność wczoraj kupiłeś? – wyraźnie się zainteresowała i zmieniła ton rozmowy na taki może nawet kokieteryjny i jednocześnie zaczepno-zaintrygowany. Szkoda tylko, że nie zaczęła ciągnąć nosem, by jak zwierze dojść do tego po zapachu. Na całe szczęście tak nie potrafiła.
Kiedy SHikarui ruszył do garnka, ona poszła za nim, ciągle trzymając Saki w ramionach i wychyliła się z boku czarnowłosego, zaglądając mu… pod ramieniem co on tam przekłada i robi. Zajmował się ryżem. Całkowicie profesjonalnie. Jakoś jak facet zajmował się gotowaniem, to automatycznie otrzymywał współczynnik +500 do seksowności. To działało tylko na Asakę i tylko, jeśli tym facetem był Shikarui – ale to taki nieistotny szczegół. Zresztą nie odstąpiła go na krok, kiedy skierował się do stołu i nalał herbaty, a potem usiadł na podusi. Dopiero wtedy, kiedy Saki akurat zaczęła marudzić, wróciła z nią do kołyski i położyła ją tam znowu, przez moment tylko ją zaczepiając i machając do niej palcami przed nosem. W końcu jednak się nachyliła, ucałowała ją lekko jak piórko w czoło, przykryła kocykiem, porozczulała się nad nią i wróciła się do stołu, siadając obok… lawedowookiego? Niebieskookiego? Dwukolorowookiego? W jej głowie nadal był lawendooki i tak już chyba pozostanie do końca.
– Ł-łososia? A skąd ty go wytrzasnąłeś?! Och jejku, jejku… Jesteś wspaniały, tyle o mnie myślisz – łosoś. Ryż. Onigiri z łososiem. Ooo bogowie… – Nie! Oszalałeś?! Kotu?! No chyba, że ja jestem tym kotem, to możesz mi rzucać – niby taka grzeczna, potrafiła sie zarumienić, kiedy Shiki czasem rzucił jakimś bardzo jednoznacznym tekstem, ale to wtedy kiedy nie była na to przygotowana. Bo gdy była, albo sama coś takiego chlapała… – To może…. Zrobisz mi onigiri z łososiem? – zatrzepotała aż długimi, czarnymi rzęsami, a potem, niemalże od razu, przyssała się do czarki z herbatą, nie odrywając jednak oczu od Sanady.
0 x
赤 · 水 · 晶

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: Posiadłość Sanada
Kotku. Kotku? To brzmiało dobrze? Czy brzmiało źle? Przed chwilą sam przyrównał Saki do kotka, ale to przecież co innego. Ona była naprawdę malutkim, niegroźnym stworzonkiem. Takim, co tylko się nim zajmować, głaskać i tulić - jak kota właśnie. Ponieważ nie wiedział, jak się do tego ustosunkować, pozostawił to w dokładnie takiej formie, jakiej była i nie rozwlekał tego na czynniki pierwsze. Nie było takiej potrzeby. Wędrował za nią wzrokiem, kiedy odkładała dziecko do kołyski. Czy dziecko miało mieć możliwość zostać tam na dłużej? Otóż nie! Ale chwilowo miało przerwę od ramion swojego nadgorliwego ojca.
- Ooo..? Więc chyba będę musiał cię wziąć na smycz. Żebyś nie uciekła z tym łososiem. - W związku z Shikaruiem nie dało się być pruderyjnym. Co najwyżej można było takiego udawać. Przed światem zewnętrznym było to wręcz wskazane! Ale na pewno nie we własnym domu. Tutaj nie obowiązywały żadne maski.
- Moja wilczyca bardzo chce, żeby ją dzisiaj rozpieszczano. - Shikarui bardzo rzadko robił cokolwiek w kuchni, ale to nie dlatego, że specjalnie tego nie lubił, czy miał do gotowania lewą rękę. Nie potrafił za bardzo gotować, bo go to nie interesowało. Uczył się na tyle, na ile czasem pomagał kiedyś Akiemu w kuchni, potem samej Asace. A nie zabierał się za to, bo nie sprawiało mu to przyjemności. W zasadzie to mijało się z celem, w jego głowie, bo dobre było tylko to, co robiła Asaka. A jak coś robił sam, to zazwyczaj nawet nie miał apetytu. No bez sensu, innymi słowy - do takiego wniosku doszedł. Nie oznaczało to jednak, że w pewnych szczególnych sytuacjach nie mógł czegoś prostego zrobić. Czegoś, co nie wymagało wielkiej znajomości kuchni, bo raczej z gotowaniem czy pieczeniem wołowiny by sobie nie poradził. Ulepienie onigiri zaliczało się do tych bardzo prostych rzeczy, kiedy potrafiło się ugotować ryż. A do ryżu miał naprawdę dobrą rękę.
Tak jak ona patrzyła na niego, tak on spoglądał na herbatę, na długi rękaw koszuli, na gest odstawiania czarki z herbatą na stolik. Ale kątem oka widział, jakie strzela miny i jak czeka, jak dziecko na wielkiego lizaka, którym machano mu przed twarzą.
- Dobrze. Rozpieszczę cię dzisiaj. - Odpowiedział w końcu na jej spojrzenie z łagodnym uśmiechem na ustach.
- Ooo..? Więc chyba będę musiał cię wziąć na smycz. Żebyś nie uciekła z tym łososiem. - W związku z Shikaruiem nie dało się być pruderyjnym. Co najwyżej można było takiego udawać. Przed światem zewnętrznym było to wręcz wskazane! Ale na pewno nie we własnym domu. Tutaj nie obowiązywały żadne maski.
- Moja wilczyca bardzo chce, żeby ją dzisiaj rozpieszczano. - Shikarui bardzo rzadko robił cokolwiek w kuchni, ale to nie dlatego, że specjalnie tego nie lubił, czy miał do gotowania lewą rękę. Nie potrafił za bardzo gotować, bo go to nie interesowało. Uczył się na tyle, na ile czasem pomagał kiedyś Akiemu w kuchni, potem samej Asace. A nie zabierał się za to, bo nie sprawiało mu to przyjemności. W zasadzie to mijało się z celem, w jego głowie, bo dobre było tylko to, co robiła Asaka. A jak coś robił sam, to zazwyczaj nawet nie miał apetytu. No bez sensu, innymi słowy - do takiego wniosku doszedł. Nie oznaczało to jednak, że w pewnych szczególnych sytuacjach nie mógł czegoś prostego zrobić. Czegoś, co nie wymagało wielkiej znajomości kuchni, bo raczej z gotowaniem czy pieczeniem wołowiny by sobie nie poradził. Ulepienie onigiri zaliczało się do tych bardzo prostych rzeczy, kiedy potrafiło się ugotować ryż. A do ryżu miał naprawdę dobrą rękę.
Tak jak ona patrzyła na niego, tak on spoglądał na herbatę, na długi rękaw koszuli, na gest odstawiania czarki z herbatą na stolik. Ale kątem oka widział, jakie strzela miny i jak czeka, jak dziecko na wielkiego lizaka, którym machano mu przed twarzą.
- Dobrze. Rozpieszczę cię dzisiaj. - Odpowiedział w końcu na jej spojrzenie z łagodnym uśmiechem na ustach.
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 6 gości