Posiadłość Sanada
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: Posiadłość Sanada
Do tego własnie było potrzebne niedosłowne wyrażanie się - żeby zmusić kogoś do myślenia. Do szukania ziarenka prawdy w całym zbożu, na całym polu, które zostało przed nim rozłożone. Czarnowłosego również potrafiło to drażnić, gdy ktoś tańczył pomiędzy kłosami i przesuwał palcami po wszystkich po kolei, zamiast wskazać źródło problemu. Albo źródło błogosławieństwa, które składało się na bogate kwitnienie w tym konkretnym gospodarstwie. Byli tacy ludzie, którym nie dane zostało porozumiewać się w sposób w pełni komunikatywny. Mujin wcale nie mylił się myśląc, że pomiędzy tymi konkretnymi słowami przesłane było ostrzeżenie. W końcu po to były też opowieści - by odkrywały przed człowiekiem morał, którego z codzienności świata być może nigdy by nie wyrwali. By przygotować dzieci na dorosłość, na którą niewiele dzieci ninja było gotowych. Piotruś Pan sądził, że może latać - a potem spadł w dół. Pozostało tylko wspomnienie czasów, które wydawały się lepsze.
- Nie jest mi potrzebna. - Ta technika, znaczy się. Technika, która miała pieczętować Znamię na jego skórze. Podtrzymywana była wolą, a Shikarui nie miał najmniejszej woli ku temu, by jakkolwiek blokować swój rozwój i swoją siłę. Za konkretne osiągnięcia był w pełni gotów zapłacić cenę - ta była tego warta. - Bezcenna byłaby pieczęć, która zmniejsza skutki uboczne. - Tego, co dzieje się z ciałem, kiedy pieczęć zostanie nadużyta.
- Zaspokojona? W pełni? - Zapytał względem tego, czy nadal ma przedstawić medykowi przemianę. Sięgnął po swoje odzienie, kimono i pas i zarzucił całkowicie luźno materiał na ramiona, nie zamierzając jeszcze teraz się w pełni ubierać. Zamierzał Mujinowi pokazać pieczęć i to, co potrafi. Co ta chakra w jego wnętrzu, chakra samego Antykreatora, potrafi zrobić. Czego dokonać. Oh, tak błogo nieświadom rozmowy, jaka toczyła się kilka pokoi dalej.
- Przemyślałeś moją propozycję? By przenieść się do Daishi. - Zerknął na czarnowłosego, kiedy szli korytarzem z powrotem w stronę kuchni. Już w drodze słyszał dźwięki rozmowy, znajome głosy prowadzące całkiem swobodną konwersację. Przynajmniej na ten moment. Aaach, ten Toshiro... przyjaciel rodziny. Niedoszły zakochany. Pogubiony dzieciak. Toshiro był jak dziecko błądzące we mgle, które samo nie bardzo miało pomysł na siebie, na swój świat i na to, jak się w tym świecie prezentować i w którą stronę skręcić, dlatego siedział na mokrej ziemi i chłonął zapach równie mokrej trawy. Był całkowitym przeciwieństwem drugiego przyjaciela rodziny, którym był Mujin. Wielkie słowo - przyjaciel. Co Shikarui myślał o przyjaźni? Lepiej nie pytać. O nic lepiej go było nie pytać. Po prosty akceptować to, że jest tym dobrym ziomkiem, co ugości, uśmiechnie się i pomoże - w zamian też oczekując pomocy. Wszystko to na tej magicznej stopie przyjacielskiej. Mujin był osobą bardzo skoncentrowaną na swoim celu, żyjącym w poukładanym świecie poukładanej moralności i pragnień. Przy tym nie zabrakło w nim tej dziecięcej ciekawości, która nakazywała badać i sprawdzać, przekonywać się na własnej skórze, zamiast ufać tym, co ci mówią: "ale ten piec cię poparzy..!". Nauczysz się dopiero, kiedy poczujesz ból na opuszkach palców.
- Asaka. - Shikarui stosował to słowo "Asaka" jak słowo, które mówiło o wszystkim i informowało o wszystkim. O ciepłych uczuciach, przyganie, potrzebach, jako informacje o aktualnym stanie rzeczy i jako rozkazy. To był kod. Szyfr, który mógł funkcjonować tylko między nimi - i między nimi się sprawdzał. Czarnowłosy nawet nigdy nie zastanowił się nad tym, jak wiele przekazywał używając tylko jej imienia i jak nałogowo i często to robił. Lubił jej imię. Uważał je za piękne. Teraz lekko rozłożył ręce, jakby chciał się jej zaprezentować. Było co prezentować, bo Shikarui miał naturalnie wyrzeźbione treningiem ciało. Brakowało tylko sześciopaka. Ale teraz chodziło raczej konkretnie o zaprezentowanie jednego faktu, nie swojego ciała - tego, że został wyleczony. - Zdolności Mujina nie przestaną mnie zadziwiać. - Pochwalił medyka, robiąc kilka kroków w kierunku Asaki i Toshiro. Jego wzrok spoczywał teraz na chłopaku. Huh? W zasadzie mężczyźnie.
- Nie jest mi potrzebna. - Ta technika, znaczy się. Technika, która miała pieczętować Znamię na jego skórze. Podtrzymywana była wolą, a Shikarui nie miał najmniejszej woli ku temu, by jakkolwiek blokować swój rozwój i swoją siłę. Za konkretne osiągnięcia był w pełni gotów zapłacić cenę - ta była tego warta. - Bezcenna byłaby pieczęć, która zmniejsza skutki uboczne. - Tego, co dzieje się z ciałem, kiedy pieczęć zostanie nadużyta.
- Zaspokojona? W pełni? - Zapytał względem tego, czy nadal ma przedstawić medykowi przemianę. Sięgnął po swoje odzienie, kimono i pas i zarzucił całkowicie luźno materiał na ramiona, nie zamierzając jeszcze teraz się w pełni ubierać. Zamierzał Mujinowi pokazać pieczęć i to, co potrafi. Co ta chakra w jego wnętrzu, chakra samego Antykreatora, potrafi zrobić. Czego dokonać. Oh, tak błogo nieświadom rozmowy, jaka toczyła się kilka pokoi dalej.
- Przemyślałeś moją propozycję? By przenieść się do Daishi. - Zerknął na czarnowłosego, kiedy szli korytarzem z powrotem w stronę kuchni. Już w drodze słyszał dźwięki rozmowy, znajome głosy prowadzące całkiem swobodną konwersację. Przynajmniej na ten moment. Aaach, ten Toshiro... przyjaciel rodziny. Niedoszły zakochany. Pogubiony dzieciak. Toshiro był jak dziecko błądzące we mgle, które samo nie bardzo miało pomysł na siebie, na swój świat i na to, jak się w tym świecie prezentować i w którą stronę skręcić, dlatego siedział na mokrej ziemi i chłonął zapach równie mokrej trawy. Był całkowitym przeciwieństwem drugiego przyjaciela rodziny, którym był Mujin. Wielkie słowo - przyjaciel. Co Shikarui myślał o przyjaźni? Lepiej nie pytać. O nic lepiej go było nie pytać. Po prosty akceptować to, że jest tym dobrym ziomkiem, co ugości, uśmiechnie się i pomoże - w zamian też oczekując pomocy. Wszystko to na tej magicznej stopie przyjacielskiej. Mujin był osobą bardzo skoncentrowaną na swoim celu, żyjącym w poukładanym świecie poukładanej moralności i pragnień. Przy tym nie zabrakło w nim tej dziecięcej ciekawości, która nakazywała badać i sprawdzać, przekonywać się na własnej skórze, zamiast ufać tym, co ci mówią: "ale ten piec cię poparzy..!". Nauczysz się dopiero, kiedy poczujesz ból na opuszkach palców.
- Asaka. - Shikarui stosował to słowo "Asaka" jak słowo, które mówiło o wszystkim i informowało o wszystkim. O ciepłych uczuciach, przyganie, potrzebach, jako informacje o aktualnym stanie rzeczy i jako rozkazy. To był kod. Szyfr, który mógł funkcjonować tylko między nimi - i między nimi się sprawdzał. Czarnowłosy nawet nigdy nie zastanowił się nad tym, jak wiele przekazywał używając tylko jej imienia i jak nałogowo i często to robił. Lubił jej imię. Uważał je za piękne. Teraz lekko rozłożył ręce, jakby chciał się jej zaprezentować. Było co prezentować, bo Shikarui miał naturalnie wyrzeźbione treningiem ciało. Brakowało tylko sześciopaka. Ale teraz chodziło raczej konkretnie o zaprezentowanie jednego faktu, nie swojego ciała - tego, że został wyleczony. - Zdolności Mujina nie przestaną mnie zadziwiać. - Pochwalił medyka, robiąc kilka kroków w kierunku Asaki i Toshiro. Jego wzrok spoczywał teraz na chłopaku. Huh? W zasadzie mężczyźnie.
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
- Toshiro
- Posty: 1355
- Rejestracja: 25 lis 2018, o 23:42
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Akoraito | San
- Krótki wygląd: Ubiór: https://i.imgur.com/4b7w2iP.png
Maska: https://i.imgur.com/NQByJxc.png - Widoczny ekwipunek: 2 wakizashi przy lewym boku, duża torba na dole pleców
- Link do KP: viewtopic.php?p=105025#p105025
- GG/Discord: Harikken#4936
Re: Posiadłość Sanada
No właśnie. Ciąża to ciężka sprawa pod wieloma względami. Patrząc na to ile ich kosztowała Toshiro stwierdził, że definitywnie nie chciałby zbyt szybko dzieci. Tym bardziej, że mają czasy jakie mają i na świecie nie jest spokojnie. Zanim by się na to zdecydował, na świecie musiałoby chyba zajść parę zmian, a do tego raczej dalej niż bliżej. To, że wtedy był zły moment, a teraz dobry - już ustalili. Nishiyama chociaż na tyle miał wyczucia, że zdecydował się opowiedzieć o tym przy lepszej sposobności. Taką znalazł i wykorzystał. Plusik dla niego. Jedna z niewielu rzeczy, która wyszła ostatnimi czasy jeśli chodzi o interakcje międzyludzkie.
-Zgadzam się. Nie ma takiej opcji. Ja sam byłem bardzo zdziwiony i tak na prawdę jedyne podobieństwo wizualne to kolor oczu. Nie martwiłbym się o to. Ja sam byłem bardzo zdziwiony i dopiero stając przed faktem dokonanym zauważyłem jedną zgodną rzecz. - z resztą, nawet jeśli się dowiedzą to co niby z tym zrobią? Zaczną ją gnębić? Zamkną ją żeby szantażować Hana? Pf. Pewnie nawet nie kiwnąłby palcem żeby ją wyciągnąć. Jedynie podejrzenia i te spojrzenia spode łba. To jedynie mogło być skutkiem ubocznym i nieco bardziej doskwierającym. Chociaż z drugiej strony Asaka była dorosłą kobietą, która miała ułożone życie. Raczej wątpliwe było to, że coś takiego się na niej jakkolwiek odbiło. Tym bardziej, że w dzieciństwie to ona była z tych co się nie poddają i mają opinię innych gdzieś, a jeśli komuś coś nie pasowało... No cóż, to kończył w najlepszym przypadku ze złamanym nosem. Jakoś tak to było, dlatego nie bał się o to co będzie.
-Wiem, że żyjesz z kimś takim od trzech lat. Właśnie o to chodzi. Ja też wiem jak to wygląda i że wpadnięcie w furię może przynieść fatalne skutki. Szczególnie, że to coś nie jest zwykłą pieczęcią. No i właśnie tutaj wkraczam ja. Gdyby stracił kontrolę... Myślę, że jeśli nad tym trochę popracuję to będę mógł temu zapobiec i uspokoić kogoś takiego. Zanim w ogóle będę na poziomie Yoshimitsu to nie wiem co by się musiało stać i ile czasu minąć, bądźmy realistami. Chodziło mi o małe kroczki. Yami był dla mnie lepszym strzałem, ponieważ poniekąd się znamy, ale jeśli tak reagował to wydaje mi się, że kolejnym celem będzie Takashi. Będę go musiał odnaleźć za jakiś czas i zaproponować mu to samo.- wytłumaczył na spokojnie, nie unosząc się, a także analizował jej słowa starając się wynieść z tego jak najwięcej, aby na przyszłość być może poczynić ostrożniejsze kroki w oferowaniu takich rzeczy, a oprócz tego po prostu - żeby następnym razem nie zrobić takiej wpadki. -To prawda... Ale jeśli wpadnie w szał i nikt nie będzie w stanie go zatrzymać? Co wtedy? Wtedy jak sama mówiłaś - nieszczęście gotowe. A tak z przygotowaniem, będzie można temu nieszczęściu zapobiec. Żeby nie było, rozumiem. Po prostu... Po prostu uważam, że im szybciej bym się za to zabrał, tym szybciej to opanuje, to tyle. Najwidoczniej za bardzo się pospieszyłem i fakt, że ja jestem gotów, nie oznacza, że ktoś inny jest. Trudno. Po prostu będę dalej ciężko pracować i doskonalić swoje umiejętności. Nic innego mi nie pozostało. - westchnął na sam koniec. Rzeczywiście było łatwiej jak z kimś wymieniło się swój punkt widzenia na spokojnie i poznało opinie drugiej osoby. Spierdzielił tamtą rozmowę. To prawda, ale przynajmniej miał nadzieję wyciągnąć z niej wnioski na kolejną, która zapewne kiedyś go czeka. Z Yamim raczej nie, ale może Takashi by się skusił? Po krótkiej chwili przyszedł do nich w końcu Shikarui, a zaraz za nim Mujin. Ten pierwszy, obnażony, widać było, że już w pełni zdrowy, a po ranie nie było nawet śladu.
-Lepiej trafić nie mogliśmy.- oznajmił jedynie z lekkim uśmiechem na ustach i założył ręce na piersi spoglądając na nowoprzybyłego, którego uwaga teraz skupiona była na nim. Weszli już praktycznie pod koniec rozmowy, więc można by powiedzieć idealnie. Toshiro niektórych tematów wolał nie poruszać przy Shikaruim, a tym bardziej Mujinie dlatego dobrze, że wyszło jak wyszło.
-Zgadzam się. Nie ma takiej opcji. Ja sam byłem bardzo zdziwiony i tak na prawdę jedyne podobieństwo wizualne to kolor oczu. Nie martwiłbym się o to. Ja sam byłem bardzo zdziwiony i dopiero stając przed faktem dokonanym zauważyłem jedną zgodną rzecz. - z resztą, nawet jeśli się dowiedzą to co niby z tym zrobią? Zaczną ją gnębić? Zamkną ją żeby szantażować Hana? Pf. Pewnie nawet nie kiwnąłby palcem żeby ją wyciągnąć. Jedynie podejrzenia i te spojrzenia spode łba. To jedynie mogło być skutkiem ubocznym i nieco bardziej doskwierającym. Chociaż z drugiej strony Asaka była dorosłą kobietą, która miała ułożone życie. Raczej wątpliwe było to, że coś takiego się na niej jakkolwiek odbiło. Tym bardziej, że w dzieciństwie to ona była z tych co się nie poddają i mają opinię innych gdzieś, a jeśli komuś coś nie pasowało... No cóż, to kończył w najlepszym przypadku ze złamanym nosem. Jakoś tak to było, dlatego nie bał się o to co będzie.
-Wiem, że żyjesz z kimś takim od trzech lat. Właśnie o to chodzi. Ja też wiem jak to wygląda i że wpadnięcie w furię może przynieść fatalne skutki. Szczególnie, że to coś nie jest zwykłą pieczęcią. No i właśnie tutaj wkraczam ja. Gdyby stracił kontrolę... Myślę, że jeśli nad tym trochę popracuję to będę mógł temu zapobiec i uspokoić kogoś takiego. Zanim w ogóle będę na poziomie Yoshimitsu to nie wiem co by się musiało stać i ile czasu minąć, bądźmy realistami. Chodziło mi o małe kroczki. Yami był dla mnie lepszym strzałem, ponieważ poniekąd się znamy, ale jeśli tak reagował to wydaje mi się, że kolejnym celem będzie Takashi. Będę go musiał odnaleźć za jakiś czas i zaproponować mu to samo.- wytłumaczył na spokojnie, nie unosząc się, a także analizował jej słowa starając się wynieść z tego jak najwięcej, aby na przyszłość być może poczynić ostrożniejsze kroki w oferowaniu takich rzeczy, a oprócz tego po prostu - żeby następnym razem nie zrobić takiej wpadki. -To prawda... Ale jeśli wpadnie w szał i nikt nie będzie w stanie go zatrzymać? Co wtedy? Wtedy jak sama mówiłaś - nieszczęście gotowe. A tak z przygotowaniem, będzie można temu nieszczęściu zapobiec. Żeby nie było, rozumiem. Po prostu... Po prostu uważam, że im szybciej bym się za to zabrał, tym szybciej to opanuje, to tyle. Najwidoczniej za bardzo się pospieszyłem i fakt, że ja jestem gotów, nie oznacza, że ktoś inny jest. Trudno. Po prostu będę dalej ciężko pracować i doskonalić swoje umiejętności. Nic innego mi nie pozostało. - westchnął na sam koniec. Rzeczywiście było łatwiej jak z kimś wymieniło się swój punkt widzenia na spokojnie i poznało opinie drugiej osoby. Spierdzielił tamtą rozmowę. To prawda, ale przynajmniej miał nadzieję wyciągnąć z niej wnioski na kolejną, która zapewne kiedyś go czeka. Z Yamim raczej nie, ale może Takashi by się skusił? Po krótkiej chwili przyszedł do nich w końcu Shikarui, a zaraz za nim Mujin. Ten pierwszy, obnażony, widać było, że już w pełni zdrowy, a po ranie nie było nawet śladu.
-Lepiej trafić nie mogliśmy.- oznajmił jedynie z lekkim uśmiechem na ustach i założył ręce na piersi spoglądając na nowoprzybyłego, którego uwaga teraz skupiona była na nim. Weszli już praktycznie pod koniec rozmowy, więc można by powiedzieć idealnie. Toshiro niektórych tematów wolał nie poruszać przy Shikaruim, a tym bardziej Mujinie dlatego dobrze, że wyszło jak wyszło.
0 x
- Asaka
- Postać porzucona
- Posty: 1496
- Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
- Wiek postaci: 27
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
- Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5564
- Aktualna postać: Airan
Re: Posiadłość Sanada
Ciężka sprawa – i to dosłownie, bo przecież Asaka przybierała na wadze i nie osiągnęła nawet swojej ostatecznej wagowej formy. A później, po ciąży, trzeba będzie wrócić do stanu wyjściowego i zrzucić te nadmiarowe kilogramy. Nie siedziała cały czas na tyłku, przynajmniej na razie, więc nie ważyła dużo więcej niż normalnie, ale wiedziała doskonale, że powoli zbliża się do tego momentu, w którym przestanie być tak aktywna jak dotychczas.
- Czasami nie potrzeba nic więcej oprócz tej jednej zgodnej rzeczy – a te oczy… Były jednak dość charakterystyczne. Były znakiem firmowym, że tak powiem. Miała je zdecydowana większość potomków Hana, choć nie każdy kto miał złote oczy był jego potomkiem. Chyba tylko Youmu była takim wyjątkiem, zupełnie nie pasującym do całego obrazka. Youmu… Nie, zdecydowanie nie przypadła Asace do gustu bo i pamiętała swoją bezsensowną zazdrość o nią, po tych przypadkowo źle dobranych słowach Shikiego.
…wiedział? Ale ile wiedzia? I ile powiedział mu Shikarui o swojej Przeklętej Pieczęci? Asaka miała wrażenie, że Toshiro tak naprawdę tylko się wydawało jak to jest, a tak naprawdę to, jakie miał wyobrażenie, a jaka była rzeczywistość, to były dwie zupełnie odmienne sprawy.
- A pomyślałeś o tym, że to, że musisz się tego nauczyć oznacza, że nie wyjdzie za pierwszym razem? Albo wyjdzie, a za drugim razem będzie fiasko. To jest zbyt duże ryzyko i zbyt dużo niewiadomych, nie pole do ćwiczeń, bo jeśli to za twoją sprawą on się wyrwie spod kontroli… Nie przeżyjesz tego ty i mnóstwo innych ludzi, jeśli cały oddział nie będzie na to przygotowany. I kto go później poskromi – to wszystko były piękne wizje, tylko że Toshiro chyba zapominał o tym, z jak wielkim niebezpieczeństwem się to wiąże. - Skąd wiesz, że będziesz mógł go uspokoić? Skąd ta pewność? Widziałeś, by ktoś wcześniej coś takiego robił? Bo ja widziałam tylko, jak Yoshimitsu przejmuje kontrolę… a raczej nie widziałam, a słyszałam od Shikaruiego tak jak ty. A potem widziałam jak demon wpada we wściekłość. Skąd wiesz, że możesz to co ci się wydaje, że potrafisz? Skąd w tobie ta pewność? – czyżby wiedział o swoich oczach coś takiego… Mógł, ale z drugiej strony czy miał w ogóle kiedykolwiek kontakt z jakimkolwiek Uchiha? Zawsze się zarzekał, że nie należy do tej rodziny. Więc? A może rodzice mu coś mówili? Ale chyba nie o ogoniastych bestiach i ich pojemnikach, bo o tym dowiedzieli się dwa lata temu w Midori, więc nie pasowało.
Jinchuuriki to nie była kukła do treningu – tego jednego Asaka była pewna. I miała nadzieję, że sposób w jaki to przekazała, dał do myślenia Toshiro. Bo to co chciał zrobić… łazić od jednego hosta do drugiego i prosić o jakąś możliwość ćwiczenia na nich… To brzmiało jak prosta droga do wkurzenia demona. I do katastrofy.
Chwile później usłyszała kroki i jakąś rozmowę na schodach, i w końcu do kuchni wszedł Shikarui, a za nim wysoki medyk. Asaka rzeczywiście zwykle wystarczało, a ona była w stanie wyłapać z tego różny ton męża i też różne intencje, co było zabawne, bo sam Shikarui myślał, że za każdym razem mówi to w ten sam sposób. Białowłosa nie potrafiła jednak czytać w myślach. Po prostu słuchała jak mówi do niej lawendowooki; i jaką ma minę (i wcale nie miał kamiennej twarzy tak jak myślał). Przeniosła spojrzenie z czarki z herbatą i Toshiro na medyka i Sanadę… który nawet się porządnie nie ubrał. Ciemne brwi kobiety podjechały wyżej w zaskoczeniu – to wymieszało się ze zmieszaniem, jakie ciągle odczuwała i niepewnością, którą miała w sercu odkąd Toshiro przedstawił jej pewne rewelacje. Instynktownie przejechała wzorkiem po ciele mężczyzny, ale szybko też spojrzała na to, co tak naprawdę chciał jej pokazać. Bo jego Asaka nie niosło teraz w sobie nagany czy próby przywołania jej do porządku. To Asaka było oznajmieniem, takim dość pogodnym, że już jest, że jest cały i zdrowy i żeby przekonała się o tym sama – bo powiedział to tak lekko. Niemalże jakby stęsknił się za wypowiadaniem jej imienia przez te kilka dni. Kobieta uśmiechnęła się lekko, podziwiając kunszt zdolności Mujina, który pozbył się nawet paskudnej blizny, jaka przecinała bok mężczyzny. Sama tez mogłaby to zrobić po wszystkim, ale tak… tak zrobione to zostało wszystko za jednym zamachem.
- Cieszę się, naprawdę. Jedno zmartwienie z głowy. Bardzo dziękuję, Mujin-san – lekko nawet pochyliła głowę patrząc w jego kierunku, w ten sposób okazując szacunek jemu jak i jego zdolnościom. Zaraz zresztą podniosła się z poduszki, na której sobie klęczała przy stole i podeszła bliżej Shikiego, żeby z takiej odległości ocenić robotę. Nie było nawet najmniejszego śladu i Asaka jeszcze pokiwała głową z uznaniem, a potem… potem lekki wysunęła ręce do męża i objęła go w pasie, na moment, taki króciutki się do niego przytulając. Powietrze wypuściła przez nos, jakby faktycznie odczuwała ulgę. Jakby w ten sposób ściągała z barków niewidzialny ciężar.
A przynajmniej jeden z tych głazów.
Bo drugi… Drugi. Ach. Nadal tuląc się do SHikiego przekręciła głowę, żeby ponownie spojrzeć na medyka.
- Mujin-san… Bardzo niekomfortowo mi o to pytać, ale… Ale czy mogłabym otrzymać zwój z ciałem Keiry? Mojej kuzynki. Albo chociaż jej ciało, bez zwoju. Chciałabym… To mój obowiązek właściwie… Poinformować jej rodziców. I moich. I… i Shirei-kana. Rodzina… Rodzina musi urządzić jej pogrzeb, a do tego… Do tego potrzeba ciała… - nie wiedziała w jakim było stanie ciało jej kuzynki, ale mogła się tego domyślać. Miała też jeszcze jej miecz… ostatni kryształowy twór jaki wykonała. Jego też chciała oddać rodzicom Keiry. Żeby mieli choć taką pociechę. Choć taką…
Mimowolnie zakręciły jej się w oczach łzy, ale wzięła głębszy oddech i jakoś… jakoś to w sobie zdusiła. Jak dobrze, że miała przy sobie czarnowłosego.
- Czasami nie potrzeba nic więcej oprócz tej jednej zgodnej rzeczy – a te oczy… Były jednak dość charakterystyczne. Były znakiem firmowym, że tak powiem. Miała je zdecydowana większość potomków Hana, choć nie każdy kto miał złote oczy był jego potomkiem. Chyba tylko Youmu była takim wyjątkiem, zupełnie nie pasującym do całego obrazka. Youmu… Nie, zdecydowanie nie przypadła Asace do gustu bo i pamiętała swoją bezsensowną zazdrość o nią, po tych przypadkowo źle dobranych słowach Shikiego.
…wiedział? Ale ile wiedzia? I ile powiedział mu Shikarui o swojej Przeklętej Pieczęci? Asaka miała wrażenie, że Toshiro tak naprawdę tylko się wydawało jak to jest, a tak naprawdę to, jakie miał wyobrażenie, a jaka była rzeczywistość, to były dwie zupełnie odmienne sprawy.
- A pomyślałeś o tym, że to, że musisz się tego nauczyć oznacza, że nie wyjdzie za pierwszym razem? Albo wyjdzie, a za drugim razem będzie fiasko. To jest zbyt duże ryzyko i zbyt dużo niewiadomych, nie pole do ćwiczeń, bo jeśli to za twoją sprawą on się wyrwie spod kontroli… Nie przeżyjesz tego ty i mnóstwo innych ludzi, jeśli cały oddział nie będzie na to przygotowany. I kto go później poskromi – to wszystko były piękne wizje, tylko że Toshiro chyba zapominał o tym, z jak wielkim niebezpieczeństwem się to wiąże. - Skąd wiesz, że będziesz mógł go uspokoić? Skąd ta pewność? Widziałeś, by ktoś wcześniej coś takiego robił? Bo ja widziałam tylko, jak Yoshimitsu przejmuje kontrolę… a raczej nie widziałam, a słyszałam od Shikaruiego tak jak ty. A potem widziałam jak demon wpada we wściekłość. Skąd wiesz, że możesz to co ci się wydaje, że potrafisz? Skąd w tobie ta pewność? – czyżby wiedział o swoich oczach coś takiego… Mógł, ale z drugiej strony czy miał w ogóle kiedykolwiek kontakt z jakimkolwiek Uchiha? Zawsze się zarzekał, że nie należy do tej rodziny. Więc? A może rodzice mu coś mówili? Ale chyba nie o ogoniastych bestiach i ich pojemnikach, bo o tym dowiedzieli się dwa lata temu w Midori, więc nie pasowało.
Jinchuuriki to nie była kukła do treningu – tego jednego Asaka była pewna. I miała nadzieję, że sposób w jaki to przekazała, dał do myślenia Toshiro. Bo to co chciał zrobić… łazić od jednego hosta do drugiego i prosić o jakąś możliwość ćwiczenia na nich… To brzmiało jak prosta droga do wkurzenia demona. I do katastrofy.
Chwile później usłyszała kroki i jakąś rozmowę na schodach, i w końcu do kuchni wszedł Shikarui, a za nim wysoki medyk. Asaka rzeczywiście zwykle wystarczało, a ona była w stanie wyłapać z tego różny ton męża i też różne intencje, co było zabawne, bo sam Shikarui myślał, że za każdym razem mówi to w ten sam sposób. Białowłosa nie potrafiła jednak czytać w myślach. Po prostu słuchała jak mówi do niej lawendowooki; i jaką ma minę (i wcale nie miał kamiennej twarzy tak jak myślał). Przeniosła spojrzenie z czarki z herbatą i Toshiro na medyka i Sanadę… który nawet się porządnie nie ubrał. Ciemne brwi kobiety podjechały wyżej w zaskoczeniu – to wymieszało się ze zmieszaniem, jakie ciągle odczuwała i niepewnością, którą miała w sercu odkąd Toshiro przedstawił jej pewne rewelacje. Instynktownie przejechała wzorkiem po ciele mężczyzny, ale szybko też spojrzała na to, co tak naprawdę chciał jej pokazać. Bo jego Asaka nie niosło teraz w sobie nagany czy próby przywołania jej do porządku. To Asaka było oznajmieniem, takim dość pogodnym, że już jest, że jest cały i zdrowy i żeby przekonała się o tym sama – bo powiedział to tak lekko. Niemalże jakby stęsknił się za wypowiadaniem jej imienia przez te kilka dni. Kobieta uśmiechnęła się lekko, podziwiając kunszt zdolności Mujina, który pozbył się nawet paskudnej blizny, jaka przecinała bok mężczyzny. Sama tez mogłaby to zrobić po wszystkim, ale tak… tak zrobione to zostało wszystko za jednym zamachem.
- Cieszę się, naprawdę. Jedno zmartwienie z głowy. Bardzo dziękuję, Mujin-san – lekko nawet pochyliła głowę patrząc w jego kierunku, w ten sposób okazując szacunek jemu jak i jego zdolnościom. Zaraz zresztą podniosła się z poduszki, na której sobie klęczała przy stole i podeszła bliżej Shikiego, żeby z takiej odległości ocenić robotę. Nie było nawet najmniejszego śladu i Asaka jeszcze pokiwała głową z uznaniem, a potem… potem lekki wysunęła ręce do męża i objęła go w pasie, na moment, taki króciutki się do niego przytulając. Powietrze wypuściła przez nos, jakby faktycznie odczuwała ulgę. Jakby w ten sposób ściągała z barków niewidzialny ciężar.
A przynajmniej jeden z tych głazów.
Bo drugi… Drugi. Ach. Nadal tuląc się do SHikiego przekręciła głowę, żeby ponownie spojrzeć na medyka.
- Mujin-san… Bardzo niekomfortowo mi o to pytać, ale… Ale czy mogłabym otrzymać zwój z ciałem Keiry? Mojej kuzynki. Albo chociaż jej ciało, bez zwoju. Chciałabym… To mój obowiązek właściwie… Poinformować jej rodziców. I moich. I… i Shirei-kana. Rodzina… Rodzina musi urządzić jej pogrzeb, a do tego… Do tego potrzeba ciała… - nie wiedziała w jakim było stanie ciało jej kuzynki, ale mogła się tego domyślać. Miała też jeszcze jej miecz… ostatni kryształowy twór jaki wykonała. Jego też chciała oddać rodzicom Keiry. Żeby mieli choć taką pociechę. Choć taką…
Mimowolnie zakręciły jej się w oczach łzy, ale wzięła głębszy oddech i jakoś… jakoś to w sobie zdusiła. Jak dobrze, że miała przy sobie czarnowłosego.
0 x
赤 · 水 · 晶

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
- Mujin
- Postać porzucona
- Posty: 1143
- Rejestracja: 1 paź 2019, o 22:14
- Wiek postaci: 34
- Ranga: Wyrzutek
- Krótki wygląd: Wysoki (197cm). Kobieca uroda i długie włosy ukryte pod czapką. Wątłej, niepozornej budowy. Maska na twarzy. Bandaże na rękach. Kurta, workowate spodnie, czapka z niewielkim daszkiem. Wszystko w ciemnozielonym kolorze. Lekkie buty ninja.
- Widoczny ekwipunek: Duża torba przy prawym boku, duży zwój na plecach, po bukłaku przy pasie, ręce obwinięte bandażami
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33 ... ab4e4c54f1
- GG/Discord: Wolfig#2761
Re: Posiadłość Sanada
Hmh, więc jednak chce korzystać dalej z tej mocy, mimo że wyprowadza go z równowagi i mimo że nie jest w stanie w pełni jej kontrolować. Całkiem nierozważnie, ryzykować potencjalny wybuch agresji w obecności swoich najbliższych, z czego jedno jeszcze się nie urodziło. Nie lepiej było tego po prostu nie używać, a nie szukać metod żeby zminimalizować skutki? Mujin też przecież był sam w sobie tykającą bombą, która tykała i tykała i tykała i ostatecznie wybuchała ze straszliwą siłą. Może nie zmieniał się w potwora, ale też miał pewne przywary.
- Może nie tyle w pełni, co na ten moment. - ponownie się uśmiechnął. Tak, na ten moment. Jak sam Shikarui powiedział, do sprawdzenia zachowania podczas aktywowanej pieczęci przyda się dodatkowa kotwica. Zanim potwierdzi swoją teorię, to przyda jej się nieco więcej badań, nieco więcej teorii. Bo musiał to przyznać, że pomimo tego co ten jegomość uczynił ludziom Jugo, to jego wkład nie mógł tak po prostu przepaść. Tak samo chętnie przeprowadziłby sekcję takiego Kakuzu. Tak, ten głosik ponownie się odzywał. I rzeczy które mówił ewidentnie powinien zostawić na później. Ewidentnie powinien.
- Myślałem, szczerze mówiąc. I zostanę w Ryuzaku, mimo wszystko. Mam swoich klientów i swoje miejsce. Nie chcę go zmieniać. - miał bliżej w wiele miejsc, miał więcej możliwości. Wolał nie mieć styczności z Shigashi, pomimo zaproszenia w tamte rejony. Znaczy się jak już tam się znajdzie to nie omieszka skorzystać z usług specjalnych. No może kiedyś, gdyby w Ryuzaku nie było dla niego miejsca. Jakiś incydent który zmusiłby go do zmiany lokalizacji. Wolałby rzecz jasna nie, ale zawsze warto było mieć opcję awaryjną.
Zeszli na dół. Shikarui od razu zaczął prezentować swoje uleczone ciało. Mujin miał zamiar przewrócić oczami, kiedy ponownie został pochwalony, ale ograniczył się tylko do kiwnięcia głową w odpowiedzi na ukłon Asaki. To, że był geniuszem i że potrafił operować medycyną jak nikt inny? O tym już doskonale wiedział i wszyscy tutaj obecni także wiedzieli. Nie było to potrzebne. Było przyjemne, ale nie konieczne. A potem padła prośba o ciało tej Koseki. Cholera. Jego dobry humor z lekka zelżał. Znieruchomiał. Nie żeby poruszał się jakoś szczególnie dużo podczas ostatnich kilku chwil, nie żeby było to jakoś bardzo widoczne. Dobrze też, że nikt go nie dotykał, bo mógłby poczuć jakieś dziwne spięcie. Miał oddać ciało, które zdobył? Cóż, było przecież jego. Rodzina nie miała prawa do trupa swojego krewniaka? Hmh, kwestia sporna. Pewnie miała. Ale czy klan był rodziną? Ogromną rodziną, a nie tylko zlepkiem mniejszych rodzin połączonych wspólną krwią?
- Hmh. - mruknął na początku Mujin, szybko dopowiadając resztę opinii - Pewnie, oddam. Ale potrzebuję jakiegoś osobnego średniego zwoju na ciało. Macie czy powinienem pójść kupić? - odpowiedział. Tak, uległ presji. Ciało ostatecznie mogło być zastąpione próbkami pobranymi od Asaki pod jakimkolwiek pretekstem. Ale swojej pozycji nie chciał stawiać poniżej kawałka zwłok. Nadal wyjdzie na swoje, tylko nieco mniej. Odrobinę, w zasadzie.
- Może nie tyle w pełni, co na ten moment. - ponownie się uśmiechnął. Tak, na ten moment. Jak sam Shikarui powiedział, do sprawdzenia zachowania podczas aktywowanej pieczęci przyda się dodatkowa kotwica. Zanim potwierdzi swoją teorię, to przyda jej się nieco więcej badań, nieco więcej teorii. Bo musiał to przyznać, że pomimo tego co ten jegomość uczynił ludziom Jugo, to jego wkład nie mógł tak po prostu przepaść. Tak samo chętnie przeprowadziłby sekcję takiego Kakuzu. Tak, ten głosik ponownie się odzywał. I rzeczy które mówił ewidentnie powinien zostawić na później. Ewidentnie powinien.
- Myślałem, szczerze mówiąc. I zostanę w Ryuzaku, mimo wszystko. Mam swoich klientów i swoje miejsce. Nie chcę go zmieniać. - miał bliżej w wiele miejsc, miał więcej możliwości. Wolał nie mieć styczności z Shigashi, pomimo zaproszenia w tamte rejony. Znaczy się jak już tam się znajdzie to nie omieszka skorzystać z usług specjalnych. No może kiedyś, gdyby w Ryuzaku nie było dla niego miejsca. Jakiś incydent który zmusiłby go do zmiany lokalizacji. Wolałby rzecz jasna nie, ale zawsze warto było mieć opcję awaryjną.
Zeszli na dół. Shikarui od razu zaczął prezentować swoje uleczone ciało. Mujin miał zamiar przewrócić oczami, kiedy ponownie został pochwalony, ale ograniczył się tylko do kiwnięcia głową w odpowiedzi na ukłon Asaki. To, że był geniuszem i że potrafił operować medycyną jak nikt inny? O tym już doskonale wiedział i wszyscy tutaj obecni także wiedzieli. Nie było to potrzebne. Było przyjemne, ale nie konieczne. A potem padła prośba o ciało tej Koseki. Cholera. Jego dobry humor z lekka zelżał. Znieruchomiał. Nie żeby poruszał się jakoś szczególnie dużo podczas ostatnich kilku chwil, nie żeby było to jakoś bardzo widoczne. Dobrze też, że nikt go nie dotykał, bo mógłby poczuć jakieś dziwne spięcie. Miał oddać ciało, które zdobył? Cóż, było przecież jego. Rodzina nie miała prawa do trupa swojego krewniaka? Hmh, kwestia sporna. Pewnie miała. Ale czy klan był rodziną? Ogromną rodziną, a nie tylko zlepkiem mniejszych rodzin połączonych wspólną krwią?
- Hmh. - mruknął na początku Mujin, szybko dopowiadając resztę opinii - Pewnie, oddam. Ale potrzebuję jakiegoś osobnego średniego zwoju na ciało. Macie czy powinienem pójść kupić? - odpowiedział. Tak, uległ presji. Ciało ostatecznie mogło być zastąpione próbkami pobranymi od Asaki pod jakimkolwiek pretekstem. Ale swojej pozycji nie chciał stawiać poniżej kawałka zwłok. Nadal wyjdzie na swoje, tylko nieco mniej. Odrobinę, w zasadzie.
0 x
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: Posiadłość Sanada
Shikaruiemu nie wydawało się, że ma kamienną twarz, bo niekoniecznie poświęcał temu więcej myśli. To był fakt. Faktem było, że miał twarz po prostu spokojną. Jego mimika nie zmieniała się gładko od drobnostek, nie sypał uśmiechami na prawo i lewo, nie drgały i nie marszczyły się jego brwi przy pierwszym lepszych słowach, a wzrok nie błądził. Nie oznaczało to też jednak, że cały czas było właśnie tak - niezmiennie. Czarnowłosy nie robił tego świadomie - po prostu tak już miał. Problemy z mimiką twarzy były chorobą, nie wynikiem wyboru. Chorobą co najwyżej była jego ograniczona socjopatia (ograniczona tym, że przecież był zdolny do odczuwania), która sprawiała, że brakowało mu empatii, a wszystko wokół siebie uprzedmiotawiał i wyraźnie zaznaczał linię między tym, co należało do niego, a co było wolne do wzięcia. I tak jak był najspokojniejszym człowiekiem na ziemi, co gładko składało się na jego mało wylewną mimikę, tak potrafił być najbardziej niespokojnym człowiekiem, kiedy jego własności... cóóóż... próbowały wybrać własną drogę i pomyśleć, że posiadają własną wolę. Dlatego tak irytowało go i nie zamierzał słuchać od nikogo, co powinien robić z własną żoną i własnym dzieckiem. Nikomu nic do tego - byli jego. Rodzina skreśliła Asakę z rodu, była dla nich martwa. A ród Sanada, mimo tego, że nie słynął niczym dobrym (najwyraźniej prócz tego, że byli naprawdę dobrzy w pędzlach i rysunkach) to teraz zdecydowanie miał przeżywać swój rozkwit na nowo. Dlatego to właśnie z panią Sanada były chwile, w których jego mimika się zmieniała mniej i bardziej delikatnie. Chyba najbardziej charakterystyczną rzeczą było to, jak marszczył swoje brwi, kiedy się zamyślał i mocno skupiał. Albo kiedy coś mu się nie podobało. Chodziło o to, że chociaż jego twarz kamienną była na co dzień - to nie była nią zawsze. Zwłaszcza w tych niektórych momentach rozmów z białowłosą, ale też nie wszystkich. Wszystkie składowe wpływające na ich wzajemne poznanie składały się na te drobne gesty, te wszystkie mrugnięcia, te uśmiechy, te zgięcia brwi. Shikarui tak samo potrafił powiedzieć wiele o Asace, kiedy ta milczała i po prostu siedziała, jak i ona, kiedy mówił krótkie "Asaka".
Objął Asakę, przytulił do siebie. Zdecydowanie - jedno zmartwienie z głowy. Zawsze się znajdą kolejne. Wiedział, że Asaka nie znosiła tych oczu. Oczu, które przywodziły mu na myśl irysy. Ale on je uwielbiał. I napełniało go satysfakcją posiadanie ich, tak jak i to, że ich właściciel był teraz martwy. Nigdy więc już też nie miał się pokazać samej Asace. Miał teraz całkowitą pewność, że znów ma wszystko to, czego potrzebował i czego pragnął w jednym miejscu. Pod tym dachem. I wszystko będzie piękniejsze, bardziej malownicze, wszystko upstrzy się w lepszych barwach - zwłaszcza, gdy urodzi się dziecko. Czarnowłosy spoglądał znad głowy Asaki na Toshiro niemal lśniącymi oczami. Zmęczonymi kilkoma dniami wędrówki (bo wbrew temu, co Asaka myślała, jego sprawa była szybka - tylko droga, jak zawsze, zajęła kawałek czasu. Pewnie zmartwienie wpłynęło na jej poczucie tego czasu), zmęczony bólem - tam, ale to było bardzo mocne spojrzenie. Wzrok mężczyzny, który spełniał się w życiu. Który osiągał, brał i sycił się mieniem posiadanym. Sycił się również ludźmi, których posiadał. Fakt, że kolejna pochwała nie była potrzebna. Niektórymi można się było znudzić, kiedy słyszało się je milion razy, ale to akurat teraz nie wynikało ze zwykłego lizodupstwa, w które czarnowłosy potrafił gładko wpadać. W jego głowie sztuka medycyny nie do końca się mieściła. Tworzenie czegoś z niczego, odnawianie tej skóry... oh, rany. A tym bardziej grzebanie we wnętrznościach, znieczulenia - nie. To było troszkę za dużo jak na jego głowę. A przecież nie była ona znowu taka malutka i niechłonna. Mieściło się w niej sporo.
- Czy z ciała Keiry nie da się również pozyskać przeszczepu? - Owszem, Asaka była pro rodzinna. Owszem, dla Shikaruiego Keira znaczyła tylko tyle, że była kuzynką Asaki. I owszem - nie miałby nic przeciwko, gdyby jej ciało nie poszło na marne. - O ile nie wymaga to jego uszkodzenia. Chyba nie miałabyś nic przeciwko. - No bo... chyba kekkei genkai Koseki nie mieściło się... w oczach? W przypadku Uchiha Asaka poleciła pobrać trochę krwi - więc tyle wystarczy? A może potrzeba było czegoś więcej? Czegoś jeszcze? Ostatnie pytanie zwrócił do Asaki. W końcu jej kuzynka miała okazję przysłużyć się nauce po śmierci! - Mamy średni zwój. - Spojrzał na wyjście z kuchni prowadzące na taras, gdzie zresztą złożył wszystkie swoje rzeczy, a które Asaka uprzątnęła. Kochana kobieta. Kobieta, którą teraz głaskał po plecach i przytrzymywał dłoń na jej potylicy. Keira była dla niej jedną z tych ważnych osób, z którymi dzieliła wspomnienia przeszłości. Dobrze, że nie polubiła Takashiego. Przynajmniej jego będzie można sprzedać i na nim zarobić, skoro Yami został spalony przez miękkość serca białowłosej.
- Wszystko w porzadku? - Zapytał w końcu Toshiro. Wydawał się bardziej przygaszony niż zwykle.
Objął Asakę, przytulił do siebie. Zdecydowanie - jedno zmartwienie z głowy. Zawsze się znajdą kolejne. Wiedział, że Asaka nie znosiła tych oczu. Oczu, które przywodziły mu na myśl irysy. Ale on je uwielbiał. I napełniało go satysfakcją posiadanie ich, tak jak i to, że ich właściciel był teraz martwy. Nigdy więc już też nie miał się pokazać samej Asace. Miał teraz całkowitą pewność, że znów ma wszystko to, czego potrzebował i czego pragnął w jednym miejscu. Pod tym dachem. I wszystko będzie piękniejsze, bardziej malownicze, wszystko upstrzy się w lepszych barwach - zwłaszcza, gdy urodzi się dziecko. Czarnowłosy spoglądał znad głowy Asaki na Toshiro niemal lśniącymi oczami. Zmęczonymi kilkoma dniami wędrówki (bo wbrew temu, co Asaka myślała, jego sprawa była szybka - tylko droga, jak zawsze, zajęła kawałek czasu. Pewnie zmartwienie wpłynęło na jej poczucie tego czasu), zmęczony bólem - tam, ale to było bardzo mocne spojrzenie. Wzrok mężczyzny, który spełniał się w życiu. Który osiągał, brał i sycił się mieniem posiadanym. Sycił się również ludźmi, których posiadał. Fakt, że kolejna pochwała nie była potrzebna. Niektórymi można się było znudzić, kiedy słyszało się je milion razy, ale to akurat teraz nie wynikało ze zwykłego lizodupstwa, w które czarnowłosy potrafił gładko wpadać. W jego głowie sztuka medycyny nie do końca się mieściła. Tworzenie czegoś z niczego, odnawianie tej skóry... oh, rany. A tym bardziej grzebanie we wnętrznościach, znieczulenia - nie. To było troszkę za dużo jak na jego głowę. A przecież nie była ona znowu taka malutka i niechłonna. Mieściło się w niej sporo.
- Czy z ciała Keiry nie da się również pozyskać przeszczepu? - Owszem, Asaka była pro rodzinna. Owszem, dla Shikaruiego Keira znaczyła tylko tyle, że była kuzynką Asaki. I owszem - nie miałby nic przeciwko, gdyby jej ciało nie poszło na marne. - O ile nie wymaga to jego uszkodzenia. Chyba nie miałabyś nic przeciwko. - No bo... chyba kekkei genkai Koseki nie mieściło się... w oczach? W przypadku Uchiha Asaka poleciła pobrać trochę krwi - więc tyle wystarczy? A może potrzeba było czegoś więcej? Czegoś jeszcze? Ostatnie pytanie zwrócił do Asaki. W końcu jej kuzynka miała okazję przysłużyć się nauce po śmierci! - Mamy średni zwój. - Spojrzał na wyjście z kuchni prowadzące na taras, gdzie zresztą złożył wszystkie swoje rzeczy, a które Asaka uprzątnęła. Kochana kobieta. Kobieta, którą teraz głaskał po plecach i przytrzymywał dłoń na jej potylicy. Keira była dla niej jedną z tych ważnych osób, z którymi dzieliła wspomnienia przeszłości. Dobrze, że nie polubiła Takashiego. Przynajmniej jego będzie można sprzedać i na nim zarobić, skoro Yami został spalony przez miękkość serca białowłosej.
- Wszystko w porzadku? - Zapytał w końcu Toshiro. Wydawał się bardziej przygaszony niż zwykle.
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
- Asaka
- Postać porzucona
- Posty: 1496
- Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
- Wiek postaci: 27
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
- Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5564
- Aktualna postać: Airan
Re: Posiadłość Sanada
Przeciągnęła ten króciutki moment w objęciach męża na nieco dłuższy – wyraźnie stęskniona za jego zapachem i po prostu obecnością. Wyraźnie czująca też potrzebę podtrzymania jej, jakby jakichś sił jej dzisiaj zabrakło i potrzebowała go żeby poskładał ją do kupy. Prawdę mówiąc to… tak właśnie było. Potrzebowała. Im więcej czasu mijało, tym bardziej miała wrażenie, że staje obok swojej osoby i że patrzy na to wszystko z góry trochę pod kątem; że nie poznaje samej siebie. Siebie – prawnuczki Antykreatora, którym gardziła. A tu… jego krew to była jej krew. Gdy rozmawiała z Toshiro to przyjęła to całkiem nieźle, ale im dalej w las, im więcej chwil mijało, tym Asaka odczuwała większy dysonans. Nawet dłonie jej trochę zadrżały zaciśnięte na materiale kimona, które miał ot tak zarzucone na ramiona, zaraz jednak ten uścisk poluzowała pod dotykiem jaki poczuła, tym czułym gładzeniu jej po plecach. Był w domu – to było najważniejsze, ale miała na głowie jeszcze inne zmartwienia i rzeczy, z którymi trzeba się było uporać.
Jednym z tych zmartwień był materiał, jaki Shikarui przyniósł do domu. Przyniósł, ale Asaka choć zabrała jego rzeczy i złożyła w sypialni, nawet do jego torby nie zajrzała by przekonać się na własne… oczy. Sama nie była pewna co oprócz takiego oka byłoby potrzebne, więc ta krew to był z jej strony taki środek ostrożności, który by nie zaszkodziło przy sobie mieć. Ale to oko… Starała się (i nawet jej to wychodziło) myśleć o nim jako o rzeczy jakiejś tam, a nie o czymś, co należało do… byłego jej męża – bo to było chore na tak wielu poziomach i powodowało w niej złość; że był z nią i jednocześnie pożądał czegoś od innej osoby, takiej, z którą wspólna historia się zakończyła. Na całe szczęście Akiego nie znała zbyt długo to i jego niebieskie oczy nie zdążyły się jakoś utrwalić w jej pamięci, jako jego – ta cecha rozpoznawalna, więc był to problem tylko i wyłącznie na poziomie jej postrzegania i pamięci, gdy miała sobie o tym fakcie przypomnieć.
Zamarła w bezruchu, kiedy Shikarui wysunął swoje pytanie. Propozycję. Pytanie? Chyba propozycję. Prawdę mówiąc, to Asaka wręcz wstrzymała oddech i odsunęła się trochę od Sanady – samą głowę – żeby móc spojrzeć na niego od dołu, a w jej oczach było… niezrozumienie, jakiś ból nawet, poczucie… zranienia, odrzucenia może nawet? W każdym razie niespecjalnie przyjemna mieszanka.
- Miałabym – miałaby coś przeciwko. Przede wszystkim po pierwsze była to jej kuzynka, jej młodsza kuzynka, córka jej ciotki, siostry jej ojca. Nie piąta woda po kisielu, która nosiła to samo nazwisko, a jej prywatna rodzina. Po drugie ich kekkei genkai… zdecydowanie było cenne. Cholernie cenne. Rozdawać go tak na prawo i lewo? Nie. Nie było o tym mowy – teraz, gdy wiedziała, że jest to możliwe. Białowłosa… mogłaby się zastanowić, by ewentualnie oddać trochę swojego genu komuś zaufanemu – ale wtedy miałaby nad tym kontrolę i byłaby to jej decyzja. A nie… Nie to. To nie tak, że ktoś pokonał Keirę by zdobyć jej umiejętności. Ona poległa, bo broniła innych. Nie było potrzeby, by dawała z siebie więcej, skoro jej droga już się zakończyła – głośno i boleśnie. A przynajmniej boleśnie dla jej bliskich, których… zostawiła. - Wolałabym oddać ją jej rodzicom w stanie nienaruszonym bardziej niż… już jest – bała się spojrzeć na to, jak Keira wyglądała obecnie. Bała się, że mięśnie odmówią jej posłuszeństwa. Ale… musiała. Taki był jej obowiązek – złożyć tę przykrą wiadomość na barki siostry ojca. Dopiero wtedy dotarło do niej, że Toshiro pewnie nie ma zielonego pojęcia o czym w ogóle mówią, ale nie miała siły tłumaczyć. Jakoś jej humor znowu zrobił paskudnego fikołka, nałożyło się znowu trochę rzeczy i… była widocznie zdenerwowana, smutna, czuła się w pewien sposób zdradzona. I… obca samej sobie. Wyplątała się w końcu z objęć męża i nie wiedziała gdzie ma podziać oczy. Ani co zrobić ze swoimi rękoma. Odetchnęła więc głęboko. - Przepraszam, to moja najbliższa rodzina. Ostatnie dziecko mojej ciotki. Syna już straciła kilka lat temu, a teraz… Teraz Keira. Bogowie… - złotooka przymknęła powieki na chwilę i przygryzła usta, pokręciła też krótko głową, bardziej sama do siebie, jakby prowadziła ze sobą wewnętrzną rozmowę. Odetchnęła głęboko, głośniej wypuszczając powietrze przez usta i zrobiła jeszcze krok, cofając się od SHikiego, na którego uniosła spojrzenie na ułamek sekundy. Ból. To w nich było – w tych oczach. Ból i niezadowolenie. - Przepraszam – powiedziała jeszcze, ale ewidentnie nie chodziło jej o to, że przeprasza za odmówienie by wziąć coś z ciała kuzynki. Przepraszała, bo wyminęła męża i wypadła na korytarz, a następnie dało się słyszeć jej pospieszne kroki na schodach wiodących na piętro.
Zupełnie nad sobą nie panowała. Tyle emocji, hormony… Chciała zostać sama – a przynajmniej miała taką zachciankę w tej chwili, co mogłoby się zmienić za kolejnych pięć sekund.
Jednym z tych zmartwień był materiał, jaki Shikarui przyniósł do domu. Przyniósł, ale Asaka choć zabrała jego rzeczy i złożyła w sypialni, nawet do jego torby nie zajrzała by przekonać się na własne… oczy. Sama nie była pewna co oprócz takiego oka byłoby potrzebne, więc ta krew to był z jej strony taki środek ostrożności, który by nie zaszkodziło przy sobie mieć. Ale to oko… Starała się (i nawet jej to wychodziło) myśleć o nim jako o rzeczy jakiejś tam, a nie o czymś, co należało do… byłego jej męża – bo to było chore na tak wielu poziomach i powodowało w niej złość; że był z nią i jednocześnie pożądał czegoś od innej osoby, takiej, z którą wspólna historia się zakończyła. Na całe szczęście Akiego nie znała zbyt długo to i jego niebieskie oczy nie zdążyły się jakoś utrwalić w jej pamięci, jako jego – ta cecha rozpoznawalna, więc był to problem tylko i wyłącznie na poziomie jej postrzegania i pamięci, gdy miała sobie o tym fakcie przypomnieć.
Zamarła w bezruchu, kiedy Shikarui wysunął swoje pytanie. Propozycję. Pytanie? Chyba propozycję. Prawdę mówiąc, to Asaka wręcz wstrzymała oddech i odsunęła się trochę od Sanady – samą głowę – żeby móc spojrzeć na niego od dołu, a w jej oczach było… niezrozumienie, jakiś ból nawet, poczucie… zranienia, odrzucenia może nawet? W każdym razie niespecjalnie przyjemna mieszanka.
- Miałabym – miałaby coś przeciwko. Przede wszystkim po pierwsze była to jej kuzynka, jej młodsza kuzynka, córka jej ciotki, siostry jej ojca. Nie piąta woda po kisielu, która nosiła to samo nazwisko, a jej prywatna rodzina. Po drugie ich kekkei genkai… zdecydowanie było cenne. Cholernie cenne. Rozdawać go tak na prawo i lewo? Nie. Nie było o tym mowy – teraz, gdy wiedziała, że jest to możliwe. Białowłosa… mogłaby się zastanowić, by ewentualnie oddać trochę swojego genu komuś zaufanemu – ale wtedy miałaby nad tym kontrolę i byłaby to jej decyzja. A nie… Nie to. To nie tak, że ktoś pokonał Keirę by zdobyć jej umiejętności. Ona poległa, bo broniła innych. Nie było potrzeby, by dawała z siebie więcej, skoro jej droga już się zakończyła – głośno i boleśnie. A przynajmniej boleśnie dla jej bliskich, których… zostawiła. - Wolałabym oddać ją jej rodzicom w stanie nienaruszonym bardziej niż… już jest – bała się spojrzeć na to, jak Keira wyglądała obecnie. Bała się, że mięśnie odmówią jej posłuszeństwa. Ale… musiała. Taki był jej obowiązek – złożyć tę przykrą wiadomość na barki siostry ojca. Dopiero wtedy dotarło do niej, że Toshiro pewnie nie ma zielonego pojęcia o czym w ogóle mówią, ale nie miała siły tłumaczyć. Jakoś jej humor znowu zrobił paskudnego fikołka, nałożyło się znowu trochę rzeczy i… była widocznie zdenerwowana, smutna, czuła się w pewien sposób zdradzona. I… obca samej sobie. Wyplątała się w końcu z objęć męża i nie wiedziała gdzie ma podziać oczy. Ani co zrobić ze swoimi rękoma. Odetchnęła więc głęboko. - Przepraszam, to moja najbliższa rodzina. Ostatnie dziecko mojej ciotki. Syna już straciła kilka lat temu, a teraz… Teraz Keira. Bogowie… - złotooka przymknęła powieki na chwilę i przygryzła usta, pokręciła też krótko głową, bardziej sama do siebie, jakby prowadziła ze sobą wewnętrzną rozmowę. Odetchnęła głęboko, głośniej wypuszczając powietrze przez usta i zrobiła jeszcze krok, cofając się od SHikiego, na którego uniosła spojrzenie na ułamek sekundy. Ból. To w nich było – w tych oczach. Ból i niezadowolenie. - Przepraszam – powiedziała jeszcze, ale ewidentnie nie chodziło jej o to, że przeprasza za odmówienie by wziąć coś z ciała kuzynki. Przepraszała, bo wyminęła męża i wypadła na korytarz, a następnie dało się słyszeć jej pospieszne kroki na schodach wiodących na piętro.
Zupełnie nad sobą nie panowała. Tyle emocji, hormony… Chciała zostać sama – a przynajmniej miała taką zachciankę w tej chwili, co mogłoby się zmienić za kolejnych pięć sekund.
0 x
赤 · 水 · 晶

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
- Toshiro
- Posty: 1355
- Rejestracja: 25 lis 2018, o 23:42
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Akoraito | San
- Krótki wygląd: Ubiór: https://i.imgur.com/4b7w2iP.png
Maska: https://i.imgur.com/NQByJxc.png - Widoczny ekwipunek: 2 wakizashi przy lewym boku, duża torba na dole pleców
- Link do KP: viewtopic.php?p=105025#p105025
- GG/Discord: Harikken#4936
Re: Posiadłość Sanada
Oj wiedział co potrafi zrobić przeklęta pieczęć. Zdecydowanie. Nie zapomniał do dziś tego treningu, w którym potraktował Shikaruia genjutsu, a potem na jego ciele pojawiły się te znaki. Później już tylko kryształ Asaki ocalił go od ostrzy Sanady. Wtedy jej interwencja wydawała mu się zbędna, dopiero później okazało się, że była konieczna.
-W pewnym momencie będę musiał to na kimś przetestować, a lepiej to zrobić chyba jak wszystko jest pod kontrolą i jest spokój, a nie w ostatniej możliwej chwili gdy może już być z późno, prawda? Jestem dobrej myśli, dlatego chciałem zrobić to od razu.- oznajmił i kręcąc głową, ale Asaka miała też po części rację. On wiedział, że najprawdopodobniej wszystko będzie w porządku, ale jakie zapewnienie mieli inni? No żadne. Słyszał tylko kiedyś plotki o potędze ich oczu, ale gdy sam osiągnął odpowiedni poziom to zrozumiał do czego one piły. Wtedy, patrząc na Yamiego. Miał wrażenie, że mógł się posunąć o wiele dalej niż tylko złapać go w iluzję, ale... Nie zrobił tego. Nie chciał być znów tym, który się komuś naprzykrza.
-Sam już nie wiem. W każdym razie w najbliższej przyszłości nie zamierzam się nigdzie wybierać i specjalnie na to nalegać. Po prostu sprawdzę co mogę teraz osiągnąć z tym co mam na własnym podwórku. Myślę, że nawet jakbym ich szukał, to prędko ich bym nie znalazł co byłoby kompletnie bez sensu i tylko marnowałbym czas, przy czym jeszcze pewnie spotkałbym się z odmową. Wtedy była okazja, żeby nabrać pewności, więc chciałem z niej skorzystać, a teraz... To tylko gdybanie i pewnie długo tak pozostanie, więc nie ma się o co martwić. - to że coś nie wyszło, nie oznaczało, że Toshiro dalej nie będzie szukać. Nishiyama nie postrzegł jinchuuriki jako kukieł do treningu, wręcz przeciwnie, byli to dla niego ludzie, którzy wzięli na siebie ogromny ciężar, a on po prostu szukał sposobu jak tym ludziom pomóc. Tym bardziej, że sam zgłosił się na ochotnika żeby stać się jednym z nich.
Ach, no tak. Przecież Mujin dalej miał dalej ciało Keiry. Czarnooki spojrzał tylko w jego kierunku w momencie zadania pytania. Teraz chyba po części zrozumiał dlaczego nie chciał oddawać tamtego zwoju. Najwidoczniej miał tam jeszcze swoich rzeczy, ponieważ poprosił o kolejny. Nie przywiązywał już do tej sprawy zbyt wiele uwagi, ponieważ było to do załatwienia w kwestii Asaki. Interesującą kwestię poruszył jednak Shikarui, który zapytał o przeszczep z ciała Keiry. Ale, że co? W sensie, że co? Ktoś potrzebował nerki albo czegoś?
-"Pozyskać przeszczepu?" Co masz na myśli?- zapytał lekko zdziwiony, ponieważ ciało kuzynki białowłosej było... No cóż, lekko powiedziawszy - zmasakrowane. Jego płuco chyba było już w porządku, więc jeśli Mujin potraktował Shikaruia tę samą techniką, to jego nerka również powinna być w porządku. Przynajmniej z takiego założenia wychodził Nishiyama. Spojrzał najpierw na lawendookiego jakby wyczekując jakiegoś wyjaśnienia i zerknął tylko na medyka, który pewnie miałby się tym wszystkim zająć, więc on również wiedział na ten temat całkiem sporo.
-Tak. Wszystko w porządku, dlaczego pytasz?- zapytał lekko zdziwiony skupiając na Shikaruiu swoją uwagę. Wyglądał na zupełnie skołowanego i nie miał pojęcia o co mogło mu chodzić. Ta sprawa z przeszczepem, a teraz to? Już zupełnie pogubił się w tym wszystkim. Do tego wszystkiego doszła jeszcze reakcja Asaki, która... No cóż. Miała swoje humorki, nic dziwnego, ale to widocznie ją ruszyło, ponieważ po chwili zniknęła w odmętach domu i jedyne co było słychać to jej kroki. Jego spojrzenie po raz kolejny przeniosło się na czarnowłosego, zastanawiał się czy ruszy za nią, czy po prostu zostawi ją samą sobie.
-W pewnym momencie będę musiał to na kimś przetestować, a lepiej to zrobić chyba jak wszystko jest pod kontrolą i jest spokój, a nie w ostatniej możliwej chwili gdy może już być z późno, prawda? Jestem dobrej myśli, dlatego chciałem zrobić to od razu.- oznajmił i kręcąc głową, ale Asaka miała też po części rację. On wiedział, że najprawdopodobniej wszystko będzie w porządku, ale jakie zapewnienie mieli inni? No żadne. Słyszał tylko kiedyś plotki o potędze ich oczu, ale gdy sam osiągnął odpowiedni poziom to zrozumiał do czego one piły. Wtedy, patrząc na Yamiego. Miał wrażenie, że mógł się posunąć o wiele dalej niż tylko złapać go w iluzję, ale... Nie zrobił tego. Nie chciał być znów tym, który się komuś naprzykrza.
-Sam już nie wiem. W każdym razie w najbliższej przyszłości nie zamierzam się nigdzie wybierać i specjalnie na to nalegać. Po prostu sprawdzę co mogę teraz osiągnąć z tym co mam na własnym podwórku. Myślę, że nawet jakbym ich szukał, to prędko ich bym nie znalazł co byłoby kompletnie bez sensu i tylko marnowałbym czas, przy czym jeszcze pewnie spotkałbym się z odmową. Wtedy była okazja, żeby nabrać pewności, więc chciałem z niej skorzystać, a teraz... To tylko gdybanie i pewnie długo tak pozostanie, więc nie ma się o co martwić. - to że coś nie wyszło, nie oznaczało, że Toshiro dalej nie będzie szukać. Nishiyama nie postrzegł jinchuuriki jako kukieł do treningu, wręcz przeciwnie, byli to dla niego ludzie, którzy wzięli na siebie ogromny ciężar, a on po prostu szukał sposobu jak tym ludziom pomóc. Tym bardziej, że sam zgłosił się na ochotnika żeby stać się jednym z nich.
Ach, no tak. Przecież Mujin dalej miał dalej ciało Keiry. Czarnooki spojrzał tylko w jego kierunku w momencie zadania pytania. Teraz chyba po części zrozumiał dlaczego nie chciał oddawać tamtego zwoju. Najwidoczniej miał tam jeszcze swoich rzeczy, ponieważ poprosił o kolejny. Nie przywiązywał już do tej sprawy zbyt wiele uwagi, ponieważ było to do załatwienia w kwestii Asaki. Interesującą kwestię poruszył jednak Shikarui, który zapytał o przeszczep z ciała Keiry. Ale, że co? W sensie, że co? Ktoś potrzebował nerki albo czegoś?
-"Pozyskać przeszczepu?" Co masz na myśli?- zapytał lekko zdziwiony, ponieważ ciało kuzynki białowłosej było... No cóż, lekko powiedziawszy - zmasakrowane. Jego płuco chyba było już w porządku, więc jeśli Mujin potraktował Shikaruia tę samą techniką, to jego nerka również powinna być w porządku. Przynajmniej z takiego założenia wychodził Nishiyama. Spojrzał najpierw na lawendookiego jakby wyczekując jakiegoś wyjaśnienia i zerknął tylko na medyka, który pewnie miałby się tym wszystkim zająć, więc on również wiedział na ten temat całkiem sporo.
-Tak. Wszystko w porządku, dlaczego pytasz?- zapytał lekko zdziwiony skupiając na Shikaruiu swoją uwagę. Wyglądał na zupełnie skołowanego i nie miał pojęcia o co mogło mu chodzić. Ta sprawa z przeszczepem, a teraz to? Już zupełnie pogubił się w tym wszystkim. Do tego wszystkiego doszła jeszcze reakcja Asaki, która... No cóż. Miała swoje humorki, nic dziwnego, ale to widocznie ją ruszyło, ponieważ po chwili zniknęła w odmętach domu i jedyne co było słychać to jej kroki. Jego spojrzenie po raz kolejny przeniosło się na czarnowłosego, zastanawiał się czy ruszy za nią, czy po prostu zostawi ją samą sobie.
0 x
- Mujin
- Postać porzucona
- Posty: 1143
- Rejestracja: 1 paź 2019, o 22:14
- Wiek postaci: 34
- Ranga: Wyrzutek
- Krótki wygląd: Wysoki (197cm). Kobieca uroda i długie włosy ukryte pod czapką. Wątłej, niepozornej budowy. Maska na twarzy. Bandaże na rękach. Kurta, workowate spodnie, czapka z niewielkim daszkiem. Wszystko w ciemnozielonym kolorze. Lekkie buty ninja.
- Widoczny ekwipunek: Duża torba przy prawym boku, duży zwój na plecach, po bukłaku przy pasie, ręce obwinięte bandażami
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33 ... ab4e4c54f1
- GG/Discord: Wolfig#2761
Re: Posiadłość Sanada
Shikarui był zaskakująco domyślną jednostką. Jakkolwiek mu się to nie udało, to właśnie ujął cel zabrania ciała przez Mujina. Przeszczepy. Z nim miałby nieskończone źródło krwi i szpiku, co jak wyniósł ze swoich badań teoretycznych było esencją udanego przeszczepu. No dobrze, nie nieskończone. Krwi nie było aż tak dużo, kilka litrów może. No i kości, są ograniczone w ciele człowieka. Kości stanowią sporą część, ale nie aż tak dużą. Dlatego było to nie tyle źródło nieograniczone, co bardzo blisko nieograniczonego na jego potrzeby. Nie miał zamiaru tworzyć armii ninja-Kosekich, dając krew każdemu jak leci, ale na pewno starczyłoby mu to na całkiem długi okres. Przechowywanie też, nie byłoby problemu. Gorzej gdyby ktoś odkrył zawartość zwoju, w którym trzymał ciało. To mogłoby doprowadzić do wielu przykrych sytuacji, pomówień i oskarżeń, gdy tak naprawdę zdobył to ciało uczciwymi metodami, moralnie czystymi i poprawnymi, zabierając je z placu boju jako swoją osobistą zdobycz. Jedni robili kufle z czaszek wrogów, inni obcinali im trofea i tworzyli kolekcje. Trzymanie trupa w zwoju naprawdę nie powinno być dziwne ani gorszące.
- Tak, pewnie się da. Pewnie zdecydowanie tak, będąc dokładnym. W teorii wszystkie wymagania są spełnione. - doprecyzował pośpiesznie w odpowiedzi na pytanie. Tak, krew tętnicza jeszcze w tętnicach była. Szpit był, kości nie wyparowały. Będzie dobrym materiałem. To znaczy byłaby, gdyby Asaka nie zaprzeczyła. Ale zaprzeczyła. Asaka wolałaby oddać ciało bez żadnych modyfikacji. Ale z tego co Mujin pamiętał, to ciało było mocno naruszone już samo z siebie. Na pewno znalazłoby się jakieś wejście do ciała dziewczęcia, którym można by zwinąć kość i krew. To zdecydowanie. Zaleczyc trupa nie mógł, ale wykonać subtelne i niewidoczne ranki - jak najbardziej. Asaka musiała aż wyjść, dobrze że Mujin pominął pikantne szczegóły całej operacji. Toshiro najwidoczniej nie wiedział o co chodzi, co tylko potwierdzało że nie za bardzo miał wiedzę o przeszczepach i o wszczepianiu komuś genów drugiej osoby w celu pozyskania jej umiejętności. Nie czuł, że powinien o tym mówić. Nie wiedział, czy Shikarui życzy sobie żeby ktoś o ich operacji wiedział. Lepiej było to jakoś zbić.
- Cóż... moja technika może naprawić już istniejące organy, ale w przypadku ich wycięcia nie podoła. Jako medyk powinienem też rozważać taką opcję, ale uszanuję wolę Asaki i nie zniszczę ciała w większym stopniu. Za chwilę wracam. - Mujin odpowiedział, odbierając zwój od Shikaruia i odchodząc na bok, do jakiegoś innego pomieszczenia, żeby z dala od innych przeprowadzić operację zamiany ciał w zwojach. Mujin o dziwo nawet nie skłamał Toshiro, jego technika pierwotnie miała pozwolić hodować organy z komórek macierzystych na zewnątrz organizmu. Niestety nie był w stanie temu podołać, ograniczył się więc do odrastania ich w ciele. A to z kolei oznaczało, że nie mógł wyhodować oka i go wszczepić. Musiał mieć już gotowe oko. W takich przypadkach posiadanie kolekcji organów w zwoju miałoby bardzo dużo sensu. Mujin zatem znalazł osobny pokój i odpieczętował ciało.
Keira była mocno pokiereszowana, a jej ciało niestety było dość mocno uszkodzone. Nie dało się tego zamaskować, co mogłoby potencjalnie stanowić kolejną ważną technikę w jego asortymencie, ale... Jej ciało było otwarte. Mógł pobrać kości i krew bez uszkadzania jej. Jak najbardziej mógł. Dlatego szybko wyciągnął swój zestaw medyczny. Trzy strzykawki. Z ciała Keiry wyciągnął przez otwarte rany kilka większych kawałków kości, potencjalnie kości ramienia i łokcia, albo też udowej. Strzykawkami w odpowiednich miejscach szybko zassał krew tętniczą. Szybko, acz ostrożnie. I w różnych miejscach, żeby nikt nie zauważył serii ukłuć. Strzykawki z krwią i kawałki kości ze szpikiem zapieczętował w zwoju z którego wyciągnął ciało, a samo ciało zapieczętował w zwoju który mu dano. Ile mogła trwać taka operacja. Minutę? Dlatego też po niej wrócił i bez słowa oddał w ręce Shikaruia zwój z ciałem Keiry.
- Tak, pewnie się da. Pewnie zdecydowanie tak, będąc dokładnym. W teorii wszystkie wymagania są spełnione. - doprecyzował pośpiesznie w odpowiedzi na pytanie. Tak, krew tętnicza jeszcze w tętnicach była. Szpit był, kości nie wyparowały. Będzie dobrym materiałem. To znaczy byłaby, gdyby Asaka nie zaprzeczyła. Ale zaprzeczyła. Asaka wolałaby oddać ciało bez żadnych modyfikacji. Ale z tego co Mujin pamiętał, to ciało było mocno naruszone już samo z siebie. Na pewno znalazłoby się jakieś wejście do ciała dziewczęcia, którym można by zwinąć kość i krew. To zdecydowanie. Zaleczyc trupa nie mógł, ale wykonać subtelne i niewidoczne ranki - jak najbardziej. Asaka musiała aż wyjść, dobrze że Mujin pominął pikantne szczegóły całej operacji. Toshiro najwidoczniej nie wiedział o co chodzi, co tylko potwierdzało że nie za bardzo miał wiedzę o przeszczepach i o wszczepianiu komuś genów drugiej osoby w celu pozyskania jej umiejętności. Nie czuł, że powinien o tym mówić. Nie wiedział, czy Shikarui życzy sobie żeby ktoś o ich operacji wiedział. Lepiej było to jakoś zbić.
- Cóż... moja technika może naprawić już istniejące organy, ale w przypadku ich wycięcia nie podoła. Jako medyk powinienem też rozważać taką opcję, ale uszanuję wolę Asaki i nie zniszczę ciała w większym stopniu. Za chwilę wracam. - Mujin odpowiedział, odbierając zwój od Shikaruia i odchodząc na bok, do jakiegoś innego pomieszczenia, żeby z dala od innych przeprowadzić operację zamiany ciał w zwojach. Mujin o dziwo nawet nie skłamał Toshiro, jego technika pierwotnie miała pozwolić hodować organy z komórek macierzystych na zewnątrz organizmu. Niestety nie był w stanie temu podołać, ograniczył się więc do odrastania ich w ciele. A to z kolei oznaczało, że nie mógł wyhodować oka i go wszczepić. Musiał mieć już gotowe oko. W takich przypadkach posiadanie kolekcji organów w zwoju miałoby bardzo dużo sensu. Mujin zatem znalazł osobny pokój i odpieczętował ciało.
Keira była mocno pokiereszowana, a jej ciało niestety było dość mocno uszkodzone. Nie dało się tego zamaskować, co mogłoby potencjalnie stanowić kolejną ważną technikę w jego asortymencie, ale... Jej ciało było otwarte. Mógł pobrać kości i krew bez uszkadzania jej. Jak najbardziej mógł. Dlatego szybko wyciągnął swój zestaw medyczny. Trzy strzykawki. Z ciała Keiry wyciągnął przez otwarte rany kilka większych kawałków kości, potencjalnie kości ramienia i łokcia, albo też udowej. Strzykawkami w odpowiednich miejscach szybko zassał krew tętniczą. Szybko, acz ostrożnie. I w różnych miejscach, żeby nikt nie zauważył serii ukłuć. Strzykawki z krwią i kawałki kości ze szpikiem zapieczętował w zwoju z którego wyciągnął ciało, a samo ciało zapieczętował w zwoju który mu dano. Ile mogła trwać taka operacja. Minutę? Dlatego też po niej wrócił i bez słowa oddał w ręce Shikaruia zwój z ciałem Keiry.
0 x
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: Posiadłość Sanada
Rodziny ninja rodziły płodnie tragiczne historie. O utratach córek. Synów. O tragicznie zmarłych rodzicach i o dziadkach, którzy musieli grzebać własne dzieci. O zaginięciach i sprawach, na temat których nie chciało się nawet myśleć. To był ten świat, który karał za sam fakt tego, że oddychasz. Że żyjesz. Świat po prostu dążył do równowagi, jednym dawał, innym odbierał. W zamian za proste i przyjemne życie równie prostych ludzi odbijał sobie tam, gdzie byli ci, którzy te przyjemności chronili. Ale nawet i wśród tych bez chakry nie brakowało bólu. Straty. Podłości. Jak ten świat był skonstruowany? Nie wiem. Bogom musiało się coś pomylić i gdzieś musieli popełnić błąd, że wystawiali co rusz wszystkich na takie negatywy. Jakby testowali. Sprawdzali. Zrobili sobie plac zabaw ze świata, w którym każdy człowiek chciał brać los za rogi i kierować nim na własnych zasadach. Może nie każdy, bo byli przecież ci, którym było to wszystko obojętne jak i ci, którzy jak ryby - płynęli z nurtem rzeki.
- Z ciała ninja można wyciągnąć jego kekkei genkai. - Mistrz skracania i ujmowania wszystkiego w pigułce - oto on. Puścił rękoma Asakę, kiedy ta się odsunęła i potem z płaczem wybiegła z kuchni, uciekając gdzieś, gdzie w jej mniemaniu w tej chwili musiało być bezpiecznie. Nigdzie nie było. Nie było takiego miejsca na tej ziemi, gdzie dałoby się uciec przed własną głową i sercem. Ale na pewno istniało takie, gdzie można się było z tą głową skryć przed własnymi myślami. Oto i była tragiczna historia - o rodzinie, która straciła dwójkę dzieci. Och, cóż, historia jakich wiele. W Sanadzie nie było empatii, żeby użalać się nad czyjąś stratą, tak i nie było empatii, by współodczuwał ból Asaki. Co nie oznaczało jednak, że lubił, kiedy płakała. Przynajmniej... nie zawsze. A płakała przecież bardzo rzadko. Nie zrobił za nią kroku, nie wyciągnął za nią rąk, żeby ją zatrzymać. Jeśli czuła potrzebę, by iść - mogła poszukać swojej ostoi. Miejsca, gdzie ukoiłaby myśli i zatopiła łzy. Mieli tutaj przecież widownię składającą się z trzech mężczyzn, niekoniecznie taka dumna osoba musiała chcieć, by ktokolwiek oglądał jej załamanie. Łzy były zrozumiałe. Łzy po stracie. Po tym bólu z tragedii podyktowanej przez świat. Utrata Keiry nie była czymś, na co mieliby wpływ i gdyby tylko Shikarui mógł pomógłby białowłosej kuzynce Asaki, tak samo jak ona pomogłaby z całym sercem, jakie miała dla tej kobiety. Wiedział, że bardzo ją lubiła. Że była jej bliska i wiele ze sobą dzieliły. Jaka szkoda, że musiała przeżyć takie rozczarowanie. Że teraz będzie musiała ją pogrzebać.
Nie ruszył za Asaką, ale przez dłuższy moment tak stał, spoglądając w portal, w którym zniknęła. Zanim odwrócił wzrok ku Toshiro, a następnie do Mujina. Ocenił wzrokiem Toshiro, jakby upewniał się, że jego słowa nie są próżne.
- Bo... wydawało mi się, że coś w porządku nie jest. - A dlaczego człowiek pyta o takie rzeczy? Zwłaszcza taki jak Shikarui? Złe pytanie - to ostatnie. Taki człowiek jak Shikarui akurat może pytać, żeby wyciągnąć z tego wszelakie korzyści dla samego siebie. - Ostatnim razem kiedy się widzieliśmy wyglądałeś źle. - Delikatnie mówiąc. Miał do dyspozycji Asakę i Mujina, byli medykami, na pewno nie pozwoliliby, żeby cokolwiek złego stało się Toshiro. Tym nie mniej ludzie byli dziwnym i specyficznym tworem. Twoje ciało mogło czuć się dobrze. Co jednak z psychiką?
- Byłbym wdzięczny, gdyby dało się to ciało... poskładać. - Szukał dobrego słowa. Co się robi z ciałem? Zlepia? Składa? Dopasowuje? Zszywa? Zwłaszcza z martwym. Nie miał pojęcia, w jak złym stanie jest ciało Keiry. Najwyraźniej przez tych kilka dni białowłosa ewidentnie nie miała do tego głowy, a i Mujin z jakiegoś powodu nie postanowił samemu sobie zabrać tego, co na przeszczep potrzebuje, poza wzrokiem pani domu. Dobrze. Shikarui był z tego całkiem zadowolony. On na przykład zabrałby ten przeszczep kiedy tylko pojawiłaby się okazja, a potem zarzekał się, że w żadnym wypadku! Przecież to taka droga dla gospodyni osóbka, jakżeby śmiał bezcześcić ciało... Na szczęście Mujin nie był kolejnym zwyrolem pod tym dachem i miał jakieś minimum przyzwoitości. Skinął tylko medykowi głową, kiedy ten ich na moment przeprosił. Takim sposobem zostali z Toshiro sami. Shikarui położył ciuchy tryzmane w dłoniach na oparciu krzesła i zaczął się ubierać. Zsunął kimono, założył spodnią cześć, obwiązał... cały ten proces chwilę zajmował. Nie szalenie długo, ale i Sanada nieszczególnie się śpieszył.
- Będziesz musiał lepiej mnie przeszkolić w sharinganie. - Uśmiechnął się lekko w kierunku Toshiro. - O ile operacja się powiedzie. - Czy mogła się nie powieść? Czy istniało ryzyko, że coś się nie uda? Nie był takim ignorantem, żeby w ogóle taka myśl nie przeszła mu przez głowę, ale Mujin zbudował w nim bardzo wiele pewności, że przecież nie ma szans, żeby coś się nie udało. Albo może to była kwestia tego, że nie mogło się nie udać - bo on pragnął, by się udało. Ponoć ludzka wola potrafiła bardzo wiele zmienić na tym świecie.
Na moment czarnowłosy zniknął z kuchni, by zorganizować dla Mujina średni zwój. Opróżnił go całkowicie. Poczekał z Toshiro na Mujina, by przejąć od niego zwój z ciałem, wręczył ten pusty i dopiero wtedy z podziękowaniem na ustach wyszedł z kuchni, żeby poszukać Asake. Poszukać to bardzo wielkie słowo. Udał się prosto do miejsca, w którym przebywała. Powoli. Jego kroki z pewnością były słyszalne na korytarzu nim stanął w progu drzwi, spoglądając na białowłosą, która po takim czasie zapewne zdążyła się już uspokoić. Podszedł do niej, by bez słowa ją przytulić.
- Z ciała ninja można wyciągnąć jego kekkei genkai. - Mistrz skracania i ujmowania wszystkiego w pigułce - oto on. Puścił rękoma Asakę, kiedy ta się odsunęła i potem z płaczem wybiegła z kuchni, uciekając gdzieś, gdzie w jej mniemaniu w tej chwili musiało być bezpiecznie. Nigdzie nie było. Nie było takiego miejsca na tej ziemi, gdzie dałoby się uciec przed własną głową i sercem. Ale na pewno istniało takie, gdzie można się było z tą głową skryć przed własnymi myślami. Oto i była tragiczna historia - o rodzinie, która straciła dwójkę dzieci. Och, cóż, historia jakich wiele. W Sanadzie nie było empatii, żeby użalać się nad czyjąś stratą, tak i nie było empatii, by współodczuwał ból Asaki. Co nie oznaczało jednak, że lubił, kiedy płakała. Przynajmniej... nie zawsze. A płakała przecież bardzo rzadko. Nie zrobił za nią kroku, nie wyciągnął za nią rąk, żeby ją zatrzymać. Jeśli czuła potrzebę, by iść - mogła poszukać swojej ostoi. Miejsca, gdzie ukoiłaby myśli i zatopiła łzy. Mieli tutaj przecież widownię składającą się z trzech mężczyzn, niekoniecznie taka dumna osoba musiała chcieć, by ktokolwiek oglądał jej załamanie. Łzy były zrozumiałe. Łzy po stracie. Po tym bólu z tragedii podyktowanej przez świat. Utrata Keiry nie była czymś, na co mieliby wpływ i gdyby tylko Shikarui mógł pomógłby białowłosej kuzynce Asaki, tak samo jak ona pomogłaby z całym sercem, jakie miała dla tej kobiety. Wiedział, że bardzo ją lubiła. Że była jej bliska i wiele ze sobą dzieliły. Jaka szkoda, że musiała przeżyć takie rozczarowanie. Że teraz będzie musiała ją pogrzebać.
Nie ruszył za Asaką, ale przez dłuższy moment tak stał, spoglądając w portal, w którym zniknęła. Zanim odwrócił wzrok ku Toshiro, a następnie do Mujina. Ocenił wzrokiem Toshiro, jakby upewniał się, że jego słowa nie są próżne.
- Bo... wydawało mi się, że coś w porządku nie jest. - A dlaczego człowiek pyta o takie rzeczy? Zwłaszcza taki jak Shikarui? Złe pytanie - to ostatnie. Taki człowiek jak Shikarui akurat może pytać, żeby wyciągnąć z tego wszelakie korzyści dla samego siebie. - Ostatnim razem kiedy się widzieliśmy wyglądałeś źle. - Delikatnie mówiąc. Miał do dyspozycji Asakę i Mujina, byli medykami, na pewno nie pozwoliliby, żeby cokolwiek złego stało się Toshiro. Tym nie mniej ludzie byli dziwnym i specyficznym tworem. Twoje ciało mogło czuć się dobrze. Co jednak z psychiką?
- Byłbym wdzięczny, gdyby dało się to ciało... poskładać. - Szukał dobrego słowa. Co się robi z ciałem? Zlepia? Składa? Dopasowuje? Zszywa? Zwłaszcza z martwym. Nie miał pojęcia, w jak złym stanie jest ciało Keiry. Najwyraźniej przez tych kilka dni białowłosa ewidentnie nie miała do tego głowy, a i Mujin z jakiegoś powodu nie postanowił samemu sobie zabrać tego, co na przeszczep potrzebuje, poza wzrokiem pani domu. Dobrze. Shikarui był z tego całkiem zadowolony. On na przykład zabrałby ten przeszczep kiedy tylko pojawiłaby się okazja, a potem zarzekał się, że w żadnym wypadku! Przecież to taka droga dla gospodyni osóbka, jakżeby śmiał bezcześcić ciało... Na szczęście Mujin nie był kolejnym zwyrolem pod tym dachem i miał jakieś minimum przyzwoitości. Skinął tylko medykowi głową, kiedy ten ich na moment przeprosił. Takim sposobem zostali z Toshiro sami. Shikarui położył ciuchy tryzmane w dłoniach na oparciu krzesła i zaczął się ubierać. Zsunął kimono, założył spodnią cześć, obwiązał... cały ten proces chwilę zajmował. Nie szalenie długo, ale i Sanada nieszczególnie się śpieszył.
- Będziesz musiał lepiej mnie przeszkolić w sharinganie. - Uśmiechnął się lekko w kierunku Toshiro. - O ile operacja się powiedzie. - Czy mogła się nie powieść? Czy istniało ryzyko, że coś się nie uda? Nie był takim ignorantem, żeby w ogóle taka myśl nie przeszła mu przez głowę, ale Mujin zbudował w nim bardzo wiele pewności, że przecież nie ma szans, żeby coś się nie udało. Albo może to była kwestia tego, że nie mogło się nie udać - bo on pragnął, by się udało. Ponoć ludzka wola potrafiła bardzo wiele zmienić na tym świecie.
Na moment czarnowłosy zniknął z kuchni, by zorganizować dla Mujina średni zwój. Opróżnił go całkowicie. Poczekał z Toshiro na Mujina, by przejąć od niego zwój z ciałem, wręczył ten pusty i dopiero wtedy z podziękowaniem na ustach wyszedł z kuchni, żeby poszukać Asake. Poszukać to bardzo wielkie słowo. Udał się prosto do miejsca, w którym przebywała. Powoli. Jego kroki z pewnością były słyszalne na korytarzu nim stanął w progu drzwi, spoglądając na białowłosą, która po takim czasie zapewne zdążyła się już uspokoić. Podszedł do niej, by bez słowa ją przytulić.
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
- Asaka
- Postać porzucona
- Posty: 1496
- Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
- Wiek postaci: 27
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
- Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5564
- Aktualna postać: Airan
Re: Posiadłość Sanada
Nie było żadnych łez w oczach kunoichi, kiedy wychodziła z kuchni zostawiając trójkę mężczyzn samym sobie. Jej kroki były wyraźnie nerwowe, bo nie były tak ciche jak zwykle, nie były spokojne, a brzmiało to tak, jakby chciała się jak najszybciej i jak najdalej oddalić. I oddaliła się. Weszła na piętro, a następnie do sypialni, gdzie zamknęła za sobą drzwi – co pewnie dało się z dołu słyszeć również, bo nie było to najcichsze. Tam zaczęła krążyć po pokoju, chcąc się uspokoić. Nie było co uprzątnąć i zająć myśli, bo posłanie schowała do szafy rano jak wstała, a rzeczy Shikiego też poukładała w odpowiednim dla nich miejscu. Podeszła w końcu do okna i wyjrzała na zewnątrz – na góry i jezioro, i na szczyty się w nim odbijające. Na las. To był bardzo kojący widok, który sprawił, że kobieta westchnęła głęboko i ostatecznie przetarła twarz dłonią. Słyszała odgłosy kroków na zewnątrz sypialni, ale się na nich nie skupiała, w końcu nie była tutaj sama i jedyną drugą osobą, jaka tutaj była, nie był jej mąż. Patrzyła w dal próbując opanować te idiotyczne nerwy, irracjonalne kłębowisko myśli, które nie szło w żadną dobrą stronę. Shikarui przecież nie miał nic złego na myśli – tak sobie to tłumaczyła. To było ciało, martwe, osoba… nie żyła. Keira nie żyła. Już się więcej nie uśmiechnie, co przez ostatnie lata i tak nie działo się zbyt często. Nigdy nie zobaczy jej dzieci, nigdy sama nie wyjdzie za mąż i nie założy swojej rodziny. Wyglądało na to, że żywot Koseki Keiry od początku był skazany na tragiczny koniec – to, jak się układało. Dopiero teraz Asaka poczuła, że zapiekły ją oczy więc przymknęła je na moment. Nie chciała jednak by zabierano coś z ciała jej kuzynki, bo to były tajemnice klanowe, które nie powinny wyjść dalej, a już na pewno nie w taki sposób. O ile w ogóle dało się przeszczepić coś innego niż oko – bo do oczu mieli pewność. Była w tym pewna doza hipokryzji, bo nie wadziło jej to, że jej mąż chciał zdobyć (i zrobił to!) czyjeś geny, by wzmocnić samego siebie, ale jedna sprawa nie była dla niej tak osobista jak druga. Trudno było się zdystansować, jeśli w drogę wchodziły rodzinne więzy i ktoś tak bliski.
Keira… Ta sprawa jeszcze długo będzie zajmować myśli Asaki. Tak jak zajmowała teraz. Ale było coś jeszcze, rewelacje, jakie sprzedał jej Toshiro, robiąc w jej umyśle większe spustoszenie z każdą upływającą chwilą. Z początku przyjęła to tak dobrze, bo nie wiązała tergo ze sobą, nie tak bezpośrednio, ale każda sekunda dalej uświadamiała Asakę jak poplątane się to robiło, jak chore. Jak niedorzeczne. Trudno było sobie tak nagle uporządkować w głowie, że jest się potomkiem zbrodniarza, którym samemu się gardziło. Gdy tak patrzyła przez okno na te szczyty gór czuła się taka mała, taka… osamotniona wręcz. Oszukana – przez własną matkę, z którą, sądziła, że ma zakończone wszystkie sprawy. I teraz, po kilkunastu latach od jej śmierci wychodziło to. T - O. Że jej matka tak naprawdę była kunoichi. Że pochodziła od Jugo. Że miała brata bliźniaka. Że była wnuczką Hana Sozo… Czy raczej Suzumury Shinjiro. Czyli jej własne rodowe nazwisko to było co? Mori? Koseki? Suzumura? Robiło się to jeszcze bardziej pojebane, gdy wiedziało się, że Han był bękartem Suzumurów, tak jak ona była bękartem Kosekich. Że oboje zakochali się w Sanadzie i to… ze wzajemnością.
Historia lubiła zataczać koło – tylko w najmniej oczywisty sposób, powiedziała to kiedyś Ichirou. I teraz uśmiechnęła się gorzko do własnych myśli, gdy dotarł do niej sens tych słów tak naprawdę.
W takiej pozycji zastał ją Shikarui, gdy po cichu wszedł do sypialni – stojącą przy zachodniej ścianie z oknem, wyglądającej przez nie. Wydawało się, że była nieobecna. Głośniej tylko wypuściła powietrze przez usta, gdy jego ramiona oplotły się wokół jej talii, a ona oparła się plecami o jego klatkę piersiową, oddając mu część swojego ciężaru. Shikarui milczał. Ona też milczała. W końcu uniosła dłoń do oka żeby wytrzeć łzy – te nie poznaczyły jej policzka, zatrzymały się na czarnych rzęsach. Lekko pociągnęła nosem. Rzeczywiście już się uspokoiła, nie była tak nabuzowana jak kilka minut temu, ale teraz w niej zmieniało się to jak w kalejdoskopie. Cisza między nimi nie była niezręczna, zdecydowanie nie. Asaka po prostu syciła się obecnością Sanady przy niej.
- Moja matka była Jugo – odezwała się w końcu po chyba kolejnych minutach. Wydawało się, że to zupełnie losowe zdanie i losowa wiadomość – bo… teraz? Po tylu latach? Niewiele rozmawiali o jej „poprzednim” życiu, nie więcej niż to, że jej matka nie była ninja, że zmarła na chorobę jak większa część wioski i że pożegnała ją mając dziesięć lat. Że spłonęła, i dlatego do teraz Asaka bała się smrodu palonych ciał. Nie była ninja, więc jak mogła być Jugo?
Keira… Ta sprawa jeszcze długo będzie zajmować myśli Asaki. Tak jak zajmowała teraz. Ale było coś jeszcze, rewelacje, jakie sprzedał jej Toshiro, robiąc w jej umyśle większe spustoszenie z każdą upływającą chwilą. Z początku przyjęła to tak dobrze, bo nie wiązała tergo ze sobą, nie tak bezpośrednio, ale każda sekunda dalej uświadamiała Asakę jak poplątane się to robiło, jak chore. Jak niedorzeczne. Trudno było sobie tak nagle uporządkować w głowie, że jest się potomkiem zbrodniarza, którym samemu się gardziło. Gdy tak patrzyła przez okno na te szczyty gór czuła się taka mała, taka… osamotniona wręcz. Oszukana – przez własną matkę, z którą, sądziła, że ma zakończone wszystkie sprawy. I teraz, po kilkunastu latach od jej śmierci wychodziło to. T - O. Że jej matka tak naprawdę była kunoichi. Że pochodziła od Jugo. Że miała brata bliźniaka. Że była wnuczką Hana Sozo… Czy raczej Suzumury Shinjiro. Czyli jej własne rodowe nazwisko to było co? Mori? Koseki? Suzumura? Robiło się to jeszcze bardziej pojebane, gdy wiedziało się, że Han był bękartem Suzumurów, tak jak ona była bękartem Kosekich. Że oboje zakochali się w Sanadzie i to… ze wzajemnością.
Historia lubiła zataczać koło – tylko w najmniej oczywisty sposób, powiedziała to kiedyś Ichirou. I teraz uśmiechnęła się gorzko do własnych myśli, gdy dotarł do niej sens tych słów tak naprawdę.
W takiej pozycji zastał ją Shikarui, gdy po cichu wszedł do sypialni – stojącą przy zachodniej ścianie z oknem, wyglądającej przez nie. Wydawało się, że była nieobecna. Głośniej tylko wypuściła powietrze przez usta, gdy jego ramiona oplotły się wokół jej talii, a ona oparła się plecami o jego klatkę piersiową, oddając mu część swojego ciężaru. Shikarui milczał. Ona też milczała. W końcu uniosła dłoń do oka żeby wytrzeć łzy – te nie poznaczyły jej policzka, zatrzymały się na czarnych rzęsach. Lekko pociągnęła nosem. Rzeczywiście już się uspokoiła, nie była tak nabuzowana jak kilka minut temu, ale teraz w niej zmieniało się to jak w kalejdoskopie. Cisza między nimi nie była niezręczna, zdecydowanie nie. Asaka po prostu syciła się obecnością Sanady przy niej.
- Moja matka była Jugo – odezwała się w końcu po chyba kolejnych minutach. Wydawało się, że to zupełnie losowe zdanie i losowa wiadomość – bo… teraz? Po tylu latach? Niewiele rozmawiali o jej „poprzednim” życiu, nie więcej niż to, że jej matka nie była ninja, że zmarła na chorobę jak większa część wioski i że pożegnała ją mając dziesięć lat. Że spłonęła, i dlatego do teraz Asaka bała się smrodu palonych ciał. Nie była ninja, więc jak mogła być Jugo?
0 x
赤 · 水 · 晶

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: Posiadłość Sanada
Rzadko pojawiały się w jego głowie myśli kierowane na zdradę. Zdradę białowłosej kobiety, która była mu jak nimfa pochylająca się nad taflą wody. Kenku pozazdrościliby tej nimfie skrzydeł. Przychodziła do wnętrza wątpliwość zadana pytaniem, czy tak samo nie miałby nic przeciwko, by zabierano przeszczep z jej ciała. Albo z ciała jego matki, ojca, czy nienarodzonego jeszcze dziecka. Ktoś mu kiedyś powiedział, że zmarłym to już wszystko obojętne - nie zgadzał się z tym. Ciało było ciałem, to prawda. Mogło się przysłużyć większemu celowi, a ten w mniemaniu czarnowłosego gładko składał się na to, że byli coś winni Mujinowi. On był winien mu nerkę, był winien mu za przeszczep, który miał nadejść, był winien za opiekę, którą roztoczył nad Toshiro jak i Asaką. Nad jego ludźmi. To nie był dług, który można było spłacić w monetach. Piętrzyło się to coraz mocniej i w końcu zostałoby przelane, a poczucie tego, że jesteś jakiemuś człowiekowi cokolwiek dłużny zatruwało jego myśli i wpływało na niego całego negatywnie. Stawał się niespokojny... a wtedy zaczynał też chcieć pozbyć się centrum niepokoju. Pamiętał za to dobrze, jak sam płakał nad łóżkiem Saki. Przynajmniej zrozumiał, jakie to jest uczucie - kiedy tracisz kogoś bezpowrotnie.
Nie sposób było wyobrazić sobie, jakie myśli ślizgały się pod pasmami bieli zakrywającą czaszkę i opadających na ramiona. Bo o czym myślał ten, który trzymał mocno kunoichi w swoich objęciach? Mocno i lekko jednocześnie, by nie sprawiać bólu, by czasem przesunąć palcem po skórze kobiety, wpatrując się w las, tak samo jak ona. Zastanawiałeś się kiedyś, jak daleko człowiek może zajść, żeby zyskać to, czego chce? Nad granicami, jakie moralność stawiała przed zwykłymi ludźmi? Dumą i honorem? Połączeniem wszystkiego w jednym punkcie. Nad wiernością, która była w twoim dzienniku wartości nisko, chyba że wierność ta miała być dotrzymywana właśnie tobie? Hipokryzja była rzeczą, którą ganił świat i za którą lubił rzucać w twarz krucyfiksami. Dla tego świata, dla tych drzew, dla Pana, do którego te ziemie należały, musisz być idealny. Nieskazitelny. Nie oznacza to "bez wad", ale oznacza, że ta hipokryzja nie mogła wypełzać na zewnątrz. Dla innych była brzydkim robakiem. Dla ciebie? Czystą wygodą. Można się było jednak zmęczyć tym udawaniem. I w chwilach takie jak ta pomyśleć o tym wszystkim w zupełnie innej perspektywie - takiej, że bez ludzi nie ma perspektyw. Tak jak nie było króla bez poddanych.
- Naprawdę? - Zanim odpowiedział przez moment trwała cisza. Choć cisza winna być niezmienną, bo wypełnioną pustką, zasznurowanymi ustami, to ta zmieniła się z dzielonych między nimi łez Asaki na jego własne zdziwienie. Nie patrz tak na chmury, które nagle przysłoniły twą codzienność - to nie marzenia senne prowadziły te słowa. To była szara rzeczywistość. Kiedy więc dłonią rozsunął chmury, w jego głosie pobrzmiała ciekawość. - Myślałem, że była prostą ninja. - Miał dziurawą pamięć, ale teraz był pewien, że pamiętał opowieści Asaki o tym, jak jej matka była prostą kobietą, która uczyła ją równie prostych rzeczy. Jak sama Asaka nie śniła nawet o tym, że chakra całkowicie odmieni jej życie, obróci do góry nogami i sprawi, że skończy własnie w tym domu. Tym bardziej, że historia naprawdę lubiła się powtarzać i co najważniejsze kochała wywrotność. Płomienie, fajerwerki, krew i pot! Zaraz... czy to aby na pewno historia ją kochała? Przecież historię tworzyli ludzie.
Nie sposób było wyobrazić sobie, jakie myśli ślizgały się pod pasmami bieli zakrywającą czaszkę i opadających na ramiona. Bo o czym myślał ten, który trzymał mocno kunoichi w swoich objęciach? Mocno i lekko jednocześnie, by nie sprawiać bólu, by czasem przesunąć palcem po skórze kobiety, wpatrując się w las, tak samo jak ona. Zastanawiałeś się kiedyś, jak daleko człowiek może zajść, żeby zyskać to, czego chce? Nad granicami, jakie moralność stawiała przed zwykłymi ludźmi? Dumą i honorem? Połączeniem wszystkiego w jednym punkcie. Nad wiernością, która była w twoim dzienniku wartości nisko, chyba że wierność ta miała być dotrzymywana właśnie tobie? Hipokryzja była rzeczą, którą ganił świat i za którą lubił rzucać w twarz krucyfiksami. Dla tego świata, dla tych drzew, dla Pana, do którego te ziemie należały, musisz być idealny. Nieskazitelny. Nie oznacza to "bez wad", ale oznacza, że ta hipokryzja nie mogła wypełzać na zewnątrz. Dla innych była brzydkim robakiem. Dla ciebie? Czystą wygodą. Można się było jednak zmęczyć tym udawaniem. I w chwilach takie jak ta pomyśleć o tym wszystkim w zupełnie innej perspektywie - takiej, że bez ludzi nie ma perspektyw. Tak jak nie było króla bez poddanych.
- Naprawdę? - Zanim odpowiedział przez moment trwała cisza. Choć cisza winna być niezmienną, bo wypełnioną pustką, zasznurowanymi ustami, to ta zmieniła się z dzielonych między nimi łez Asaki na jego własne zdziwienie. Nie patrz tak na chmury, które nagle przysłoniły twą codzienność - to nie marzenia senne prowadziły te słowa. To była szara rzeczywistość. Kiedy więc dłonią rozsunął chmury, w jego głosie pobrzmiała ciekawość. - Myślałem, że była prostą ninja. - Miał dziurawą pamięć, ale teraz był pewien, że pamiętał opowieści Asaki o tym, jak jej matka była prostą kobietą, która uczyła ją równie prostych rzeczy. Jak sama Asaka nie śniła nawet o tym, że chakra całkowicie odmieni jej życie, obróci do góry nogami i sprawi, że skończy własnie w tym domu. Tym bardziej, że historia naprawdę lubiła się powtarzać i co najważniejsze kochała wywrotność. Płomienie, fajerwerki, krew i pot! Zaraz... czy to aby na pewno historia ją kochała? Przecież historię tworzyli ludzie.
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
- Asaka
- Postać porzucona
- Posty: 1496
- Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
- Wiek postaci: 27
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
- Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5564
- Aktualna postać: Airan
Re: Posiadłość Sanada
Zdrada miała przeróżne oblicza i żadne z nich nie było piękne. Każde było brzydkie. Tak brzydkie, że Asaka nie chciała oglądać żadnego z nich tak w ogóle, a w szczególności od własnego męża. Chciała, by choć jedna rzecz w jej życiu była taką stałą, na której mogłaby się podeprzeć, zawsze, nie zastanawiając się, czy kiedyś przyjdzie taki moment, że nawet on odwróciłby się do niej plecami. Z jakiegokolwiek powodu: zysku, złości, innej kobiety czy jakiegoś mężczyzny. Znudzenia. Chciała tę pewność, ostoję w szaleńczym biegu życia shinobiego. Każdemu należało się coś od życia, a Asaka wcale nie chciała go spędzać samotnie, jako przeszkoda, albo po prostu wygodna opcja. Chciała zrozumienia i oparcia. Stałej.
Sama nie wiedziała, co musiałby się stać, by zdradzić – swój ród, rodzinę, męża. Nie było takiej rzeczy, której by dla nich nie zrobiła, byli dla niej zdecydowanie zbyt ważni. Ona tę wierność ceniła wysoko, definiowała jej życie. Gdyby zrobiła coś wbrew temu – nie potrafiłaby spojrzeć już sobie nigdy więcej w oczy – musiałaby je sobie wyłupić, a i to nie gwarantowałoby spokoju. I chodziło rzecz jasna o zdradę różnego rodzaju, niekoniecznie tę najprostszą, najpopularniejszą – bo cielesną, którą nazywano niewiernością partnerską.
Co zaś się tyczyło ceny tego co robił Mujin – dlatego wolała zapłacić z własnej „kieszeni”, a nie kimś, kto nie ma już nic do powiedzenia. Też wcale nie chciała długów. Tak czy inaczej sądziła, że ta relacja z medykiem będzie znacznie dłuższa, że nie zakończy się tutaj. Mujin mógłby na nich liczyć, gdyby tylko potrzebował pomocy – zdecydowanie byli mu to winni, nawet jeśli mieli też inne zobowiązania i miały dojść kolejne. Lubiła go bardzo i przez ten czas zdążyła go zacząć cenić naprawdę wysoko; i nie chodziło wcale o to, że jest przydatny. Polubiła go jako człowieka – takiego jakim był.
Kiwnęła głową ledwo zauważalnie, ale Shikarui na pewno to poczuł, jak porusza się oparta na jego klatce piersiowej, jak jej długie, rozpuszczone, srebrzystobiałe włosy zafalowały i połaskotały go po podbródku.
- Ja myślałam, że nie była ninja w ogóle – myślała, że była prostą chłopką parająca się rzemiosłem, jakim zajmowano się w wiosce – obrabianiem skór upolowanych zwierząt. Skór i kości też, dlatego i Asaka potrafiła to zrobić. I potrafiła też szyć właśnie dlatego, bo od dziecka się tego uczyła obserwując własną matkę. Jak wiele tajemnic miała Himeko? Dużo. Za dużo. I Asaka miała ich już nie poznać.
Westchnęła. Położyła swoje blade dłonie na jego rękach, tych obejmujących ją delikatnie, ale jednocześnie pewnie i lekko złapała za dłonie Sanady, by je rozpleść i odsunąć od siebie i tym samym siebie uwolnić z tego uścisku. Zrobiła dwa kroki. Trzy od niego i odwróciła się do niego przodem – teraz będąc już w głębi pokoju, a nie przy oknie.
- W sumie… Nigdy ci jej nie pokazywałam – powiedziała cicho, a następnie złożyła dłonie, żeby szybko wykonać serię pieczęci – dokładnie to trzy z nich. I z puffnięciem i obłokiem dymu… Zniknęła. Przed Shikaruiem stała teraz kobieta wyższa od Asaki o pół głowy, ale różniąca się od niej dość mocno – nie jednak sylwetką, bo ta była podobna, a twarzą. Miała zdecydowanie łagodniejsze rysy twarzy, inny nos, węższe usta. Włosy nie były proste, lecz leciutko się falowały. Były rude. Nie, czerwone wręcz – i sięgały nieco wyżej ponad pas, były też lekko spięte z tyłu. Czego jednak nie dało się pomylić to oczy, bo te Asaka zdecydowanie miała takie same. To samo spojrzenie, ten sam kształt oka, ten sam złoty kolor – i te oczy spoglądały teraz na Shikaruiego zmęczone i zrezygnowane. Ubranie kobiety właściwie się nie zmieniło, bo Asaka nie pamiętała żadnego konkretnego ubrania matki, została więc w takim, jakie miała na sobie obecnie.
- Tak ją zapamiętałam. Mori Himeko – powiedziała cicho nie swoim głosem, lecz tym jakim mówiła jej matka (tak jak to pamiętała), jednocześnie będąc ciekawa do jakich wniosków dojdzie Shikarui, o ile do jakichkolwiek w ogóle, i jednocześnie się bojąc. Czego? Nie wiedziała.
Sama nie wiedziała, co musiałby się stać, by zdradzić – swój ród, rodzinę, męża. Nie było takiej rzeczy, której by dla nich nie zrobiła, byli dla niej zdecydowanie zbyt ważni. Ona tę wierność ceniła wysoko, definiowała jej życie. Gdyby zrobiła coś wbrew temu – nie potrafiłaby spojrzeć już sobie nigdy więcej w oczy – musiałaby je sobie wyłupić, a i to nie gwarantowałoby spokoju. I chodziło rzecz jasna o zdradę różnego rodzaju, niekoniecznie tę najprostszą, najpopularniejszą – bo cielesną, którą nazywano niewiernością partnerską.
Co zaś się tyczyło ceny tego co robił Mujin – dlatego wolała zapłacić z własnej „kieszeni”, a nie kimś, kto nie ma już nic do powiedzenia. Też wcale nie chciała długów. Tak czy inaczej sądziła, że ta relacja z medykiem będzie znacznie dłuższa, że nie zakończy się tutaj. Mujin mógłby na nich liczyć, gdyby tylko potrzebował pomocy – zdecydowanie byli mu to winni, nawet jeśli mieli też inne zobowiązania i miały dojść kolejne. Lubiła go bardzo i przez ten czas zdążyła go zacząć cenić naprawdę wysoko; i nie chodziło wcale o to, że jest przydatny. Polubiła go jako człowieka – takiego jakim był.
Kiwnęła głową ledwo zauważalnie, ale Shikarui na pewno to poczuł, jak porusza się oparta na jego klatce piersiowej, jak jej długie, rozpuszczone, srebrzystobiałe włosy zafalowały i połaskotały go po podbródku.
- Ja myślałam, że nie była ninja w ogóle – myślała, że była prostą chłopką parająca się rzemiosłem, jakim zajmowano się w wiosce – obrabianiem skór upolowanych zwierząt. Skór i kości też, dlatego i Asaka potrafiła to zrobić. I potrafiła też szyć właśnie dlatego, bo od dziecka się tego uczyła obserwując własną matkę. Jak wiele tajemnic miała Himeko? Dużo. Za dużo. I Asaka miała ich już nie poznać.
Westchnęła. Położyła swoje blade dłonie na jego rękach, tych obejmujących ją delikatnie, ale jednocześnie pewnie i lekko złapała za dłonie Sanady, by je rozpleść i odsunąć od siebie i tym samym siebie uwolnić z tego uścisku. Zrobiła dwa kroki. Trzy od niego i odwróciła się do niego przodem – teraz będąc już w głębi pokoju, a nie przy oknie.
- W sumie… Nigdy ci jej nie pokazywałam – powiedziała cicho, a następnie złożyła dłonie, żeby szybko wykonać serię pieczęci – dokładnie to trzy z nich. I z puffnięciem i obłokiem dymu… Zniknęła. Przed Shikaruiem stała teraz kobieta wyższa od Asaki o pół głowy, ale różniąca się od niej dość mocno – nie jednak sylwetką, bo ta była podobna, a twarzą. Miała zdecydowanie łagodniejsze rysy twarzy, inny nos, węższe usta. Włosy nie były proste, lecz leciutko się falowały. Były rude. Nie, czerwone wręcz – i sięgały nieco wyżej ponad pas, były też lekko spięte z tyłu. Czego jednak nie dało się pomylić to oczy, bo te Asaka zdecydowanie miała takie same. To samo spojrzenie, ten sam kształt oka, ten sam złoty kolor – i te oczy spoglądały teraz na Shikaruiego zmęczone i zrezygnowane. Ubranie kobiety właściwie się nie zmieniło, bo Asaka nie pamiętała żadnego konkretnego ubrania matki, została więc w takim, jakie miała na sobie obecnie.
- Tak ją zapamiętałam. Mori Himeko – powiedziała cicho nie swoim głosem, lecz tym jakim mówiła jej matka (tak jak to pamiętała), jednocześnie będąc ciekawa do jakich wniosków dojdzie Shikarui, o ile do jakichkolwiek w ogóle, i jednocześnie się bojąc. Czego? Nie wiedziała.
- Nazwa
- Henge no Jutsu
- Ranga
- E
- Pieczęci
- Pies → Świnia → Baran
- Zasięg
- Na ciało
- Koszt
- E: 7% | D: 5% | C: 4% | B: 3% | A: 2% | S: 1% | S+: Niezauważalny (+1/2 na turę)
- Dodatkowe
- Brak dodatkowych wymagań
- Opis Pomocna technika przy pomocy której użytkownik może przybrać wygląd innej osoby bądź obiektu. W przypadku zmiany w inną osobę to zmieniona zostaje aparycja wraz z ubraniem, a dodatkowo głos pozostanie zmutowany do tego, jaki miała udawana przez nas osoba. Zmiana w przedmiot jest możliwa jeśli przedmiot jest wielkości porównywalnej z rozmiarem użytkownika, a dodatkowo nie zyskuje on żadnych właściwości przedmiotu w który się zmieni, np. zmieniając się w betonowy mur nie zyskamy jego trwałości. Technikę łatwo rozpoznać, ponieważ chakra użytkownika pozostaje niezmieniona, przez co shinobi o zdolnościach sensorycznych i Ci posiadający Doujutsu z łatwością przejrzą przygotowany fortel. Henge no jutsu zostaje przerwane po zranieniu lub uderzeniu użytkownika, a także w chwili zebrania przez niego chakry do jakiejkolwiek techniki.
0 x
赤 · 水 · 晶

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: Posiadłość Sanada
Bardzo wiele historii rodziło się z ramion zdrady, ponieważ usiadła ona na ławce obok nienawiści. Siedziały razem na krużganku i zachwycały się jego pustką. Stały tutaj ławeczki, kamienne - zimne siedziska w równie zimnych korytarzach. Mogłem o nich powiedzieć tyle, że pasowały do siebie jak ulał. Napędzały się wzajem, widzisz, był doskonale ze sobą sparowane. Nie można było nawet posądzić je o to, że w ich głowach tliły się niepoprawne relacje, gdy były ze sobą tak blisko związane, za to oskarżano je o parowanie wszystkich innych w te najbardziej pokraczne sposoby, o jakich nawet nie chce mi się wspominać. Były tak samo brzydkie, masz rację. Żaden puder nałożony na nosek i policzki nie przykryłby matactw przez nie stworzonych i negatywów, jakie wykrzywiały ich napuchnięte od kłamstw i zawiści warg. Nie wiedziały, co to stałość. Nie znały wytrwałości i gubiły swoje drogi, które oświetlono im kagankami. Nie zapach passiflory, a smród zgnilizny rozciągał się ze złomowisk i gruzowisk, jakimi podążały. To był śmietnik - i choć czasem można było tam znaleźć całkiem ciekawe rzeczy, nigdy nie odnajdziesz tam zdrowia, oparcia i stabilności. To nie mogła być droga, którą my podążaliśmy. Nawet jeśli inni tak mogli ją nazywać, jeśli złowróżyli i złorzeczyli, głęboko w sobie zawsze wiedzieliśmy, że to świat widziany przez różowe okulary. Nie ważne, jaki był straszny i tak nie mógł załamać się do tego stopnia, by zboczyć całkowicie ze swojej drogi. By minąć oświetloną łuną drogę i zamiast za słodkim zapachem - wędrować za smrodem.
- Racja. Myślałem, że była prostą kobietą. - Tak myślał? Na pewno tak mu mówiła. Nie był teraz pewien co do tego, jaka myśl wykluła się w jego głowie i czy powinien szukać w wąskich korytarzach odpowiedzi na to jedno pytanie: jak było naprawdę. Nie miało to znaczenia. Liczyło się to, że pamiętał, że to była prosta kobieta, o prostych zainteresowaniach, dlatego Asaka bardzo późno zaczęła swoje szkolenie shinobi. I dlatego się gładko poprawił, bo nie negował rzeczywistości. Brali go za niebezpiecznego? Wystarczy. Nie musieli go brać jeszcze do tego za niepełnosprawnego umysłowo.
Przesunął się na podłodze i oparł ramieniem o framugę, ale to nie las teraz zwracał jego uwagę. Za tymi prostymi słowami kryła się tajemnica, która musiała drążyć myśli białowłosej. Zaczerwienione oczy, zasmarkana - nikt nie wyglądał ładnie, kiedy trochę sobie popłakał. I kiedy zginały go w pół udręki zdarzeń zeszłych dni. To on miał być tym oparciem, którego szukała. I musiał nim być, inaczej wszystko, co ich łączyło, nie trwałoby tak długo.
Kłamstwem byłoby powiedzenie, że właśnie tego się spodziewał. Jest taki moment w życiu każdego człowieka, kiedy rewelacje, jakie odkrywasz, zaczynają przekraczać twój miernik zdziwienia i możliwości przechodzenia przez szok. To był właśnie taki moment w życiu Shikaruiego. Jego umysł zaklinował się na moment, gdy bez refleksji patrzył na pokazany mu obraz. Kobieta. O złotych oczach, rudych włosach, falowanych. Ładnych. Mógłby powiedzieć, że naprawdę mu się podobała - kochał przecież wszystko, co wyraziste i prawdziwie ogniste, bo stanowiło przecięcie jego zimnego jak lód charakteru... gdyby nie to, że wyglądała jak żeńska wersja Hana.
- ... o. - Wykrztusiło się w końcu z jego z gardła, kiedy jego umysł w końcu uległ "odwieszeniu". "O" - i na nic więcej nie było go stać. Poprawił się delikatnie, jakby ku własnemu przekonaniu samego siebie, że należy się otrząsnąć i zrobić z tą informacją cokolwiek. Zachować się jakkolwiek. Tylko w sumie to jak? Co to znaczy: jakkolwiek? I jak to jest: cokolwiek? Nie żeby naprawdę się nad tym zastanawiał. Za to zastanawiał się nad tym, co widział. Jak widział. Te złote oczy... no tak. Takie podobne do oczu Hana. Takie niespotykane. - Han nie wie... czy ty jesteś... bardzo powiązana z nim? To znaczy twoja matka?
- Racja. Myślałem, że była prostą kobietą. - Tak myślał? Na pewno tak mu mówiła. Nie był teraz pewien co do tego, jaka myśl wykluła się w jego głowie i czy powinien szukać w wąskich korytarzach odpowiedzi na to jedno pytanie: jak było naprawdę. Nie miało to znaczenia. Liczyło się to, że pamiętał, że to była prosta kobieta, o prostych zainteresowaniach, dlatego Asaka bardzo późno zaczęła swoje szkolenie shinobi. I dlatego się gładko poprawił, bo nie negował rzeczywistości. Brali go za niebezpiecznego? Wystarczy. Nie musieli go brać jeszcze do tego za niepełnosprawnego umysłowo.
Przesunął się na podłodze i oparł ramieniem o framugę, ale to nie las teraz zwracał jego uwagę. Za tymi prostymi słowami kryła się tajemnica, która musiała drążyć myśli białowłosej. Zaczerwienione oczy, zasmarkana - nikt nie wyglądał ładnie, kiedy trochę sobie popłakał. I kiedy zginały go w pół udręki zdarzeń zeszłych dni. To on miał być tym oparciem, którego szukała. I musiał nim być, inaczej wszystko, co ich łączyło, nie trwałoby tak długo.
Kłamstwem byłoby powiedzenie, że właśnie tego się spodziewał. Jest taki moment w życiu każdego człowieka, kiedy rewelacje, jakie odkrywasz, zaczynają przekraczać twój miernik zdziwienia i możliwości przechodzenia przez szok. To był właśnie taki moment w życiu Shikaruiego. Jego umysł zaklinował się na moment, gdy bez refleksji patrzył na pokazany mu obraz. Kobieta. O złotych oczach, rudych włosach, falowanych. Ładnych. Mógłby powiedzieć, że naprawdę mu się podobała - kochał przecież wszystko, co wyraziste i prawdziwie ogniste, bo stanowiło przecięcie jego zimnego jak lód charakteru... gdyby nie to, że wyglądała jak żeńska wersja Hana.
- ... o. - Wykrztusiło się w końcu z jego z gardła, kiedy jego umysł w końcu uległ "odwieszeniu". "O" - i na nic więcej nie było go stać. Poprawił się delikatnie, jakby ku własnemu przekonaniu samego siebie, że należy się otrząsnąć i zrobić z tą informacją cokolwiek. Zachować się jakkolwiek. Tylko w sumie to jak? Co to znaczy: jakkolwiek? I jak to jest: cokolwiek? Nie żeby naprawdę się nad tym zastanawiał. Za to zastanawiał się nad tym, co widział. Jak widział. Te złote oczy... no tak. Takie podobne do oczu Hana. Takie niespotykane. - Han nie wie... czy ty jesteś... bardzo powiązana z nim? To znaczy twoja matka?
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
- Asaka
- Postać porzucona
- Posty: 1496
- Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
- Wiek postaci: 27
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
- Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5564
- Aktualna postać: Airan
Re: Posiadłość Sanada
Była na niego zła wtedy przez moment, kiedy tak frywolnie chciał zadecydować o ciele jej kuzynki, ale Asaka, choć była przykładną i posłuszną żoną, miała swój charakterek i potrafiła tupnąć nóżką. Dzisiaj tupnęła – że przy widowni, trudno, nawet jej to myśli nie zajęło, że mogła przynieść mężowi wstyd w towarzystwie. I chyba ani Toshiro, ani Mujin, nie zwrócili na jej wybuch i głośno wyrażone niezadowolenie większej uwagi. Tak czy siak była zła, ale teraz już z niej ta złość zeszła, już o nie nawet nie pamiętała – a porwał ją wiatr poruszający drzewami okolicznego lasu; wiatr mącący taflę jeziora. Teraz było to zagubienie, niedowierzanie, zrezygnowanie, zmęczenie. Smutek. Dużo smutku.
Prosta kobieta… Tym była jej matka, a przynajmniej na taką się kreowała. Prosta dziewczyna – tym była Asaka, nim zaczęto uczyć ją kontroli nad chakrą lata temu. Nigdy nie mogła pokazać swojej matce tego, co potrafiła. Nigdy nie mogła wręczyć jej bukietu kryształowych kwiatów, ani wejść po drzewie i w ten sposób zrywać wygodnie owoce, stojąc pewnie na gałęzi. Nigdy nie… Wiele było tych „nigdy” i teraz każdy przynosił jej smutek. I pytania. Czy matka nigdy nie powiedziała jej o chakrze, bo myślała – bała się – że Asaka mogła odziedziczyć po niej gen szału? Czy może chciała ją chronić przed ludźmi, którzy chcieliby ją wykorzystać ze względu na jej pochodzenie? Czy sama chciała się tak chronić? Kto usunął ją z rodu? Sama się usunęła? Uciekła? Wygoniono ją? Myślano, że zmarła?
Tyle pytań… I Asaka miała w głowie ten mętlik, gdy patrzyła swoimi oczyma i nieswoją twarzą na swego męża. On z kolei wyglądał, jakby go piorun trzasnął w chwili zamyślenia i zdziwienia, i już mu tak zostało – bo tak długo patrzył na nią nierozumiejącym wzrokiem, że Asaka zaczynała się obawiać, że jednak ta jego wyprawa nie była tak prosta jak sam to przedstawiał. „o” – wydusił w końcu z siebie i zaciął się na nowo, wprawiając Asakę w dyskomfort, bo sama poczuła się teraz jakby była dzikim, egzotycznym okazem zwierzęcia w klatce, któremu należy się przyglądać – ale wiedziała też, że Shikarui nie ma nic złego na myśli. Nie on. Nie, nie on. Po prostu patrzył w zaskoczeniu na kobietę, która wydała ją na świat.
I… chyba zaczął łapać to, co chciała mu bez słów, samym obrazem, przekazać.
Białowłosa przymknęła te złote oczy i lekko przeszła się do wielkiej szafy przy jeden ze ścian i otworzyła ją, żeby spojrzeć na przybite do drzwi lustro, w którym się przejrzała. Chciała ją zobaczyć. Po tylu latach, chciała spojrzeć raz jeszcze w twarz mamy. I spojrzała. Teraz ją to uderzyło – to podobieństwo do Antykreatora. I to, że sama zaczęła widzieć cień podobieństwa do mamy. Uniosła nawet dłoń i dotknęła chłodnej tafli, przejeżdżając palcami w dół.
Przez moment, po pytaniu Shikiego, nic się nie działo, ale Asaka w końcu kiwnęła głową, krótko i wolno – ale tyle wystarczyło.
- Toshiro mi opowiedział. Wspomnienie, które widzieli… Z którego dowiedzieli się o potomkach Hana. Padło tam jeszcze jedno imię, tyle, że nikomu nic nie powiedziało. Mori Himeko. Siostra bliźniaczka Suzumura Ryuichiego, który jest głową jakieś rodziny z Shigashi. Ekilo? Ekiblo? E coś tam. On jest ojcem Yoichiego, Natsumego i tej głupiej Youmu – wymamrotała, ciągle gapiąc się na swoje odbicie w lustrze. Swoje – nie swoje; swojej matki, ale to przecież jej własne usta się poruszały i mówiły „nie swoim” głosem – choć dość podobnym. Miały podobną barwę. W końcu się odwróciła, żeby spojrzeć na Shikiego – miała łzy w oczach, znowu. To wzruszenie, tęsknota, gdy tak patrzyła na odbicie swej matki. - Himeko i Ryuichi są… byli. Ech. Han jest ich dziadkiem. Więc… - więc. Czy było jeszcze co tutaj dodawać? Matematyka się zgadzała. - Toshiro mówił, że linia mojej matki była skreślona, no i nie było tam mnie. Musiała się ukrywać, nie wiem. W każdym razie… to mi dało do myślenia i… Wszystko zaczęło się zgadzać. Zwłaszcza to – tu spojrzała po sobie, chcąc zaznaczyć co dokładnie miała na myśli – a chodziło o wygląd jej matki. W końcu przestała kontrolować chakrę i z kolejnym puffnięciem wróciła do swojego wzrostu i swojej postaci. - To nie mógł być przypadek – wyszeptała jeszcze.
Prosta kobieta… Tym była jej matka, a przynajmniej na taką się kreowała. Prosta dziewczyna – tym była Asaka, nim zaczęto uczyć ją kontroli nad chakrą lata temu. Nigdy nie mogła pokazać swojej matce tego, co potrafiła. Nigdy nie mogła wręczyć jej bukietu kryształowych kwiatów, ani wejść po drzewie i w ten sposób zrywać wygodnie owoce, stojąc pewnie na gałęzi. Nigdy nie… Wiele było tych „nigdy” i teraz każdy przynosił jej smutek. I pytania. Czy matka nigdy nie powiedziała jej o chakrze, bo myślała – bała się – że Asaka mogła odziedziczyć po niej gen szału? Czy może chciała ją chronić przed ludźmi, którzy chcieliby ją wykorzystać ze względu na jej pochodzenie? Czy sama chciała się tak chronić? Kto usunął ją z rodu? Sama się usunęła? Uciekła? Wygoniono ją? Myślano, że zmarła?
Tyle pytań… I Asaka miała w głowie ten mętlik, gdy patrzyła swoimi oczyma i nieswoją twarzą na swego męża. On z kolei wyglądał, jakby go piorun trzasnął w chwili zamyślenia i zdziwienia, i już mu tak zostało – bo tak długo patrzył na nią nierozumiejącym wzrokiem, że Asaka zaczynała się obawiać, że jednak ta jego wyprawa nie była tak prosta jak sam to przedstawiał. „o” – wydusił w końcu z siebie i zaciął się na nowo, wprawiając Asakę w dyskomfort, bo sama poczuła się teraz jakby była dzikim, egzotycznym okazem zwierzęcia w klatce, któremu należy się przyglądać – ale wiedziała też, że Shikarui nie ma nic złego na myśli. Nie on. Nie, nie on. Po prostu patrzył w zaskoczeniu na kobietę, która wydała ją na świat.
I… chyba zaczął łapać to, co chciała mu bez słów, samym obrazem, przekazać.
Białowłosa przymknęła te złote oczy i lekko przeszła się do wielkiej szafy przy jeden ze ścian i otworzyła ją, żeby spojrzeć na przybite do drzwi lustro, w którym się przejrzała. Chciała ją zobaczyć. Po tylu latach, chciała spojrzeć raz jeszcze w twarz mamy. I spojrzała. Teraz ją to uderzyło – to podobieństwo do Antykreatora. I to, że sama zaczęła widzieć cień podobieństwa do mamy. Uniosła nawet dłoń i dotknęła chłodnej tafli, przejeżdżając palcami w dół.
Przez moment, po pytaniu Shikiego, nic się nie działo, ale Asaka w końcu kiwnęła głową, krótko i wolno – ale tyle wystarczyło.
- Toshiro mi opowiedział. Wspomnienie, które widzieli… Z którego dowiedzieli się o potomkach Hana. Padło tam jeszcze jedno imię, tyle, że nikomu nic nie powiedziało. Mori Himeko. Siostra bliźniaczka Suzumura Ryuichiego, który jest głową jakieś rodziny z Shigashi. Ekilo? Ekiblo? E coś tam. On jest ojcem Yoichiego, Natsumego i tej głupiej Youmu – wymamrotała, ciągle gapiąc się na swoje odbicie w lustrze. Swoje – nie swoje; swojej matki, ale to przecież jej własne usta się poruszały i mówiły „nie swoim” głosem – choć dość podobnym. Miały podobną barwę. W końcu się odwróciła, żeby spojrzeć na Shikiego – miała łzy w oczach, znowu. To wzruszenie, tęsknota, gdy tak patrzyła na odbicie swej matki. - Himeko i Ryuichi są… byli. Ech. Han jest ich dziadkiem. Więc… - więc. Czy było jeszcze co tutaj dodawać? Matematyka się zgadzała. - Toshiro mówił, że linia mojej matki była skreślona, no i nie było tam mnie. Musiała się ukrywać, nie wiem. W każdym razie… to mi dało do myślenia i… Wszystko zaczęło się zgadzać. Zwłaszcza to – tu spojrzała po sobie, chcąc zaznaczyć co dokładnie miała na myśli – a chodziło o wygląd jej matki. W końcu przestała kontrolować chakrę i z kolejnym puffnięciem wróciła do swojego wzrostu i swojej postaci. - To nie mógł być przypadek – wyszeptała jeszcze.
0 x
赤 · 水 · 晶

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: Posiadłość Sanada
Nie był takim ignorantem. Nie jest takim ignorantem. Nie jesteś osobą, której nic nie obchodzi. Łatwo było powiedzieć - mam wszystko za nic. Nic mnie nie obchodzi. Chcę żyć szybko, umrzeć późno, pieniędzy, kobiet i władzy. I pcha cię ta myśl do przodu, i idziesz po trupach do celu i wybierasz sobie, co można i co wypada, co przyniesie wstyd i jak trzeba się zachować. Wszystko wobec ustalonych standardów, które wygodnie jest przestrzegać, by osiągnąć swój cel. A jednak. To była jej kuzynka i tylko ona powinna teraz decydować... nie. Nie ona, nie Asaka. Tylko rodzina Keiry powinna decydować, co się z nią stanie a co nie. Ale czarnowłosy wydał nieme pozwolenie pomimo. Pomimo tej złości i tego, czego ona nie chciała... ale też poprosił o to, by to ciało bardziej poskładać. W jakimkolwiek było stanie, zawsze milej byłoby zobaczyć ją tak, jakby sobie spokojnie spała. Jakby nic jej nie niepokoiło. Ciało potrafiło się tak szybko rozkładać, że to było przerażające. Nie było w tym domu przed kim robić wstydu. Toshiro? Na pewno nie. Znal się z Asaką od lat, z Shikaruiem o wiele krócej, ale nadal można było już liczyć sporo czasu - w latach. Mujin? Niee. Przecież rozmawiali z nim o tym, co kisiło się w twojej własnej głowie, nie udałoby się przed nim zawstydzić. Jedyną osobą z Karmazynowych Szczytów był Toshiro, tylko on mógłby odebrać zachowanie białowłosej za niepoprawne, że się wtrąciła, że nie powinna. Tylko że Asaka się nie wtrąciła, więc nie dało się tego nawet nazwać tupnięciem nóżką, jak to sama białowłosa lubiła określać. Shikarui w końcu ją zapytał. Bo to była jej krewna, jej emocje, jej drogie wspomnienia i... jej ból. Mógłby nie zapytać, oczywiście, ale on zawsze chciał znać jej zdanie, nawet jeśli tak naprawdę zadecydował już za nią i za siebie. Pozwalało to się zastanowić nad tym, czy na pewno wybór był dobry i jakie może mieć konsekwencje. I przede wszystkim - Asaka była twoją myślą, twoją obecnością, oddechem i jawą. Miała skrajnie różne przemyślenia, bo inaczej patrzyła na ten świat. Była jego mentorką. Nigdy nie dane będzie mu siedzieć w jej fotelu, bo odkrył, że jego pozycja była dobra - ta, w której nie musiał się przejmować chociażby sztywnymi ramami honoru, które mocno wytyczały ramy Asaki. Ale to dobrze. W różnicach można było odnaleźć złoty środek. I był to spokój.
- Więc jednak. - Powiedział na wydechu, unosząc brwi w górę. Przed momentem wyglądał, jakby świat się zatrzymał i w tym świecie zatrzymał się on. I tak było w istocie. Teraz dopiero wyglądał, jakby piorun spadł z nieba i postawił w pion wszystkie komórki jego ciała, sprawiając, że czarnowłosy naprawdę się naprostował i wyglądał trochę jak spłoszony zwierz. Bo dopiero teraz do niego to w sumie dotarło z pełnią mocy. To była elektryczna bomba - tylko z opóźnionym zapłonem. Wcześniej tylko słyszał jej tykanie i jakoś nie przyszło mu nawet do głowy, że ona naprawdę może wybuchnąć. Tuż obok, w jego dłoniach - nie ważne. Miejsce wybuchu było dla niej nie ważne. Asaka mądrze jednak wybrała - pokój, w którym przy obecnych gościach mieli odrobinę prywatności. - Zaraz. - Kolejne kopnięcie prądu. - Youmu... Yoichi... i... NATSUME? - Powiedział to zdecydowanie za głośno. Proszę bardzo - znowu! I znowu widać było po nim dodatkowe zdziwienie, że w ogóle tak głośno mówić potrafił. Wstał. Podniósł się z miejsca, bo ten szok podszedł mu aż do gardła, kiedy jego głowa próbowała to wszystko pozbierać. - To znaczy... to znaczy... to znaczy, że jesteś spokrewniona z rodziną Cesarską. - Wymamrotał, robiąc dwa kroki w lewo. Cóż, jakby na to nie patrzeć... to tak. Nie chciało być inaczej. Co prawda Natsume dobrowolnie nawiał ze swojej ciepłej posadki i z jakiegoś powodu wolał błąkać się po świecie... chociaż nie, bez "z jakiegoś powodu". Przecież to rozumiesz, Shikarui. Rozumiesz, jak to jest, kiedy woła cię wiatr i wolność. W ciasnych pomieszczeniach przecież można się udusić. Zwłaszcza, gdy przygniatają cię papierami. Rozumiał to. Aż za dobrze. - Czy... ty wiesz co to znaczy? - Nie, co to znaczy? Co to DLA CIEBIE znaczy? Strach? - Nie jesteś... bękartem. - Wiesz, że Asaka nie robiła z tego nigdy koncertów, nie tworzyła przedstawień jak to jej źle z tego powodu. Jednak było to piętno, z którym żyła i nawet jeśli wysoko unosiła głowę, to wiesz dobrze - to musiało boleć. Tak po ludzku. Jak po ludzku bolała sam fakt tego, że jej kuzynka tkwiła w zwoju i już nigdy jej nie zobaczy.
- Ale... zaraz... czy to znaczy... że... ty i ja... - Mówiłeś, że miało nigdy nie być "ty" i "ja". Zawsze miało być "my". Ale teraz tego potrzebował. Wskazać, fizycznie również, na siebie najpierw, potem na Asakę. Przynajmniej zatrzymał się w miejscu. Ta myśl... ta myśl nie była aż tak druzgocącą, jak mogłoby się wydawać - przecież różnego rodzaju śluby były organizowane tylko po to, by przedłużyć linię krwi. Nie oznaczało to jednak, że w jakiś sposób prawdopodobieństwo tego było dość szokujące. A jego myśli teraz były nieposkładane.
- Więc jednak. - Powiedział na wydechu, unosząc brwi w górę. Przed momentem wyglądał, jakby świat się zatrzymał i w tym świecie zatrzymał się on. I tak było w istocie. Teraz dopiero wyglądał, jakby piorun spadł z nieba i postawił w pion wszystkie komórki jego ciała, sprawiając, że czarnowłosy naprawdę się naprostował i wyglądał trochę jak spłoszony zwierz. Bo dopiero teraz do niego to w sumie dotarło z pełnią mocy. To była elektryczna bomba - tylko z opóźnionym zapłonem. Wcześniej tylko słyszał jej tykanie i jakoś nie przyszło mu nawet do głowy, że ona naprawdę może wybuchnąć. Tuż obok, w jego dłoniach - nie ważne. Miejsce wybuchu było dla niej nie ważne. Asaka mądrze jednak wybrała - pokój, w którym przy obecnych gościach mieli odrobinę prywatności. - Zaraz. - Kolejne kopnięcie prądu. - Youmu... Yoichi... i... NATSUME? - Powiedział to zdecydowanie za głośno. Proszę bardzo - znowu! I znowu widać było po nim dodatkowe zdziwienie, że w ogóle tak głośno mówić potrafił. Wstał. Podniósł się z miejsca, bo ten szok podszedł mu aż do gardła, kiedy jego głowa próbowała to wszystko pozbierać. - To znaczy... to znaczy... to znaczy, że jesteś spokrewniona z rodziną Cesarską. - Wymamrotał, robiąc dwa kroki w lewo. Cóż, jakby na to nie patrzeć... to tak. Nie chciało być inaczej. Co prawda Natsume dobrowolnie nawiał ze swojej ciepłej posadki i z jakiegoś powodu wolał błąkać się po świecie... chociaż nie, bez "z jakiegoś powodu". Przecież to rozumiesz, Shikarui. Rozumiesz, jak to jest, kiedy woła cię wiatr i wolność. W ciasnych pomieszczeniach przecież można się udusić. Zwłaszcza, gdy przygniatają cię papierami. Rozumiał to. Aż za dobrze. - Czy... ty wiesz co to znaczy? - Nie, co to znaczy? Co to DLA CIEBIE znaczy? Strach? - Nie jesteś... bękartem. - Wiesz, że Asaka nie robiła z tego nigdy koncertów, nie tworzyła przedstawień jak to jej źle z tego powodu. Jednak było to piętno, z którym żyła i nawet jeśli wysoko unosiła głowę, to wiesz dobrze - to musiało boleć. Tak po ludzku. Jak po ludzku bolała sam fakt tego, że jej kuzynka tkwiła w zwoju i już nigdy jej nie zobaczy.
- Ale... zaraz... czy to znaczy... że... ty i ja... - Mówiłeś, że miało nigdy nie być "ty" i "ja". Zawsze miało być "my". Ale teraz tego potrzebował. Wskazać, fizycznie również, na siebie najpierw, potem na Asakę. Przynajmniej zatrzymał się w miejscu. Ta myśl... ta myśl nie była aż tak druzgocącą, jak mogłoby się wydawać - przecież różnego rodzaju śluby były organizowane tylko po to, by przedłużyć linię krwi. Nie oznaczało to jednak, że w jakiś sposób prawdopodobieństwo tego było dość szokujące. A jego myśli teraz były nieposkładane.
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 6 gości