Posiadłość Sanada
- Toshiro
- Posty: 1355
- Rejestracja: 25 lis 2018, o 23:42
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Akoraito | San
- Krótki wygląd: Ubiór: https://i.imgur.com/4b7w2iP.png
Maska: https://i.imgur.com/NQByJxc.png - Widoczny ekwipunek: 2 wakizashi przy lewym boku, duża torba na dole pleców
- Link do KP: viewtopic.php?p=105025#p105025
- GG/Discord: Harikken#4936
Re: Posiadłość Sanada
Nie dało się nie dostrzec, że zaproszenie Asaki nie było pewne. W sumie ich sytuacja dalej nie była do końca jasna, szczególnie po liście, o którym... No cóż. Nie byli w stanie za bardzo porozmawiać, bo po prostu nie było kiedy. Teraz znów było jakieś ale, które wchodziło im w drogę. Tak. Zdecydowanie w życiu Toshiro, było wiele taki al, które nieustannie wchodziły mu w drogę.Być może zaprosiła go tylko z grzeczności, być może nie. Ciężko było coś w tej chwili stwierdzić na pewno. Nie zamierzał jednak zaprzepaścić okazji, aby choć trochę podreperować ich relację, tym bardziej, że mimo wszystko ją dostał.
Można by rzec, że tak na prawdę zaczynali teraz od samego początku. Może nie do końca z czystą kartką, bo niesmak po niektórych sytuacjach z przeszłości na pewno pozostał, ale na pewno musieli odkryć się na nowo. Jasne, pewne rzeczy na pewno nie uległy zmianie, a w przypadku Koseki na pewno większość, ale chodzi o sam fakt budowania relacji i wzajemnego zaufania, które czarnowłosy nadszarpnął już dostatecznie mocno ostatnim razem na wyspach.
Tym razem zamierzał podejść ku temu z odpowiednim dystansem. Oczywiście cały czas starał się wspierać białowłosą jak mógł nie chcąc za bardzo łamać jakichkolwiek granic, która ta by mogła dla niego wyznaczyć. Pomimo wcześniejszej niepewności Asaka postanowiła jednak poprosić Toshiro, aby ten pozostał z nią chociaż do momentu aż Shikarui wróci. Nishiyama oczywiście się zgodził, a przy okazji mógł odetchnąć z ulgą wiedząc, że jego obecność nie jest tutaj tak na prawdę niepożądana. Starał się spędzać z nią jak najwięcej czasu starając się podtrzymać ją na duchu i zająć rozmową opowiadając co robił podczas swojego pobytu w Yusetsu, o tym dziwnym wyścigu, w którym zjechali się ludzie ze wszystkich stron świata, aby ścigać się na swoich wierzchowcach. No i oczywiście o tym jak głównie spędzał tam czas na treningach i byciu na osobności, z dala od ludzi. O tym jak ładne są niektóre zakamarki Yusetsu no i innych mało znaczących pierdołach, które tylko przyszły mu do głowy. Tym razem nie było tak jak zawsze, że głównie milczał, sam wychodził z inicjatywą i opowieściami, choć nie było ich tak na prawdę zbyt dużo.
Oczywiście po samej podróży nie zamierzał siedzieć cały brudny i od błota. W czasie gdy Mujin zajął łazienkę on postanowił wybrać się do gorących źródeł leżących nieopodal. Wyprał swoje znoszone już ubranie, ponieważ od dłuższego czasu go nie zmieniał choć cały czas bardzo o nie dbał i je prał. Tak też zrobił i tym razem. Oprócz tego pobieżnie tylko wyczyścił swoją zbroję, którą i tak będzie musiał oddać do naprawy, więc aż tak dużej wagi do niej nie przywiązywał. Doprowadził się w końcu do stanu używalności i wyparzył każdy element jego ubioru w gorącej wodzie sam zaś oddając się upragnionemu odpoczynkowi w gorących źródłach. Bardzo przyjemna rzecz. Gdy będzie myślał o zakładaniu swojego domostwa, na pewno będzie ono ulokowane w podobnym miejscu. Był to zbyt duży luksus. Do tego jeszcze pewnie daleko, ponieważ jemu nie spieszyło się za bardzo z zakładaniem rodziny.
Kolejny dzień również spędził głównie dotrzymując towarzystwa Asace starając się nie wchodzić jej za bardzo na głowę i nie naprzykrzać się. Ot, prowadzić normalną rozmowę tak, aby zająć jej jakoś czas i sprawić żeby jej oczy nie szkliły się zbyt często. W końcu przyszła pora obiadu, więc Asaka powędrowała do kuchni, a Toshiro nie chcąc jej za bardzo przeszkadzać udał się po raz kolejny do gorących źródeł. Wolał zostawić jej mimo wszystko trochę przestrzeni, często nawet ludzie nie wiedzieli, że takowej potrzebowali. Pomimo tego jednego dnia odpoczynku dalej odczuwał straszne zmęczenie. Wczoraj nie miał siły praktycznie o czymkolwiek myśleć, ale dzisiaj nawet dokładniej zbadał miejsce, w które wbił się drewniany pal. Niesamowite. Ani śladu! Skóra wyglądała jakby w ogóle nie miał tam nawet najmniejszego zacięcia. Choć jego ciało nie będzie piastować żadnej blizny, to pamięć o tej ranie pozostanie z nim na długo. Był to przecież jego pierwsza poważniejsza rana, która tak na prawdę mogła doprowadzić do jego śmierci. Gdyby nie Mujin.
Gdy już odpocząć i zregenerował się chyba w pełni postanowił wrócić. Nie zajęło mu to długo, a gdy dotarł do wejścia zastał konkretny brud. O, chyba Shikarui wrócił z załatwiania swoich spraw. Wytropić go nie było ciężko, ponieważ pozostawiał za sobą ślady. Nishiyama nie zamierzał od razu iść do nich i przerywać im przywitania i wcinać się bez pardonu, więc najpierw skierował swoje kroki do ogrodu gdzie usiadł sobie w chłodzie na dworze i obserwował otoczenie, a także wejście lub korytarz prowadzący do kuchni wyczekując pojawiających się tam sylwetek Shikaruia albo Asaki.
Można by rzec, że tak na prawdę zaczynali teraz od samego początku. Może nie do końca z czystą kartką, bo niesmak po niektórych sytuacjach z przeszłości na pewno pozostał, ale na pewno musieli odkryć się na nowo. Jasne, pewne rzeczy na pewno nie uległy zmianie, a w przypadku Koseki na pewno większość, ale chodzi o sam fakt budowania relacji i wzajemnego zaufania, które czarnowłosy nadszarpnął już dostatecznie mocno ostatnim razem na wyspach.
Tym razem zamierzał podejść ku temu z odpowiednim dystansem. Oczywiście cały czas starał się wspierać białowłosą jak mógł nie chcąc za bardzo łamać jakichkolwiek granic, która ta by mogła dla niego wyznaczyć. Pomimo wcześniejszej niepewności Asaka postanowiła jednak poprosić Toshiro, aby ten pozostał z nią chociaż do momentu aż Shikarui wróci. Nishiyama oczywiście się zgodził, a przy okazji mógł odetchnąć z ulgą wiedząc, że jego obecność nie jest tutaj tak na prawdę niepożądana. Starał się spędzać z nią jak najwięcej czasu starając się podtrzymać ją na duchu i zająć rozmową opowiadając co robił podczas swojego pobytu w Yusetsu, o tym dziwnym wyścigu, w którym zjechali się ludzie ze wszystkich stron świata, aby ścigać się na swoich wierzchowcach. No i oczywiście o tym jak głównie spędzał tam czas na treningach i byciu na osobności, z dala od ludzi. O tym jak ładne są niektóre zakamarki Yusetsu no i innych mało znaczących pierdołach, które tylko przyszły mu do głowy. Tym razem nie było tak jak zawsze, że głównie milczał, sam wychodził z inicjatywą i opowieściami, choć nie było ich tak na prawdę zbyt dużo.
Oczywiście po samej podróży nie zamierzał siedzieć cały brudny i od błota. W czasie gdy Mujin zajął łazienkę on postanowił wybrać się do gorących źródeł leżących nieopodal. Wyprał swoje znoszone już ubranie, ponieważ od dłuższego czasu go nie zmieniał choć cały czas bardzo o nie dbał i je prał. Tak też zrobił i tym razem. Oprócz tego pobieżnie tylko wyczyścił swoją zbroję, którą i tak będzie musiał oddać do naprawy, więc aż tak dużej wagi do niej nie przywiązywał. Doprowadził się w końcu do stanu używalności i wyparzył każdy element jego ubioru w gorącej wodzie sam zaś oddając się upragnionemu odpoczynkowi w gorących źródłach. Bardzo przyjemna rzecz. Gdy będzie myślał o zakładaniu swojego domostwa, na pewno będzie ono ulokowane w podobnym miejscu. Był to zbyt duży luksus. Do tego jeszcze pewnie daleko, ponieważ jemu nie spieszyło się za bardzo z zakładaniem rodziny.
Kolejny dzień również spędził głównie dotrzymując towarzystwa Asace starając się nie wchodzić jej za bardzo na głowę i nie naprzykrzać się. Ot, prowadzić normalną rozmowę tak, aby zająć jej jakoś czas i sprawić żeby jej oczy nie szkliły się zbyt często. W końcu przyszła pora obiadu, więc Asaka powędrowała do kuchni, a Toshiro nie chcąc jej za bardzo przeszkadzać udał się po raz kolejny do gorących źródeł. Wolał zostawić jej mimo wszystko trochę przestrzeni, często nawet ludzie nie wiedzieli, że takowej potrzebowali. Pomimo tego jednego dnia odpoczynku dalej odczuwał straszne zmęczenie. Wczoraj nie miał siły praktycznie o czymkolwiek myśleć, ale dzisiaj nawet dokładniej zbadał miejsce, w które wbił się drewniany pal. Niesamowite. Ani śladu! Skóra wyglądała jakby w ogóle nie miał tam nawet najmniejszego zacięcia. Choć jego ciało nie będzie piastować żadnej blizny, to pamięć o tej ranie pozostanie z nim na długo. Był to przecież jego pierwsza poważniejsza rana, która tak na prawdę mogła doprowadzić do jego śmierci. Gdyby nie Mujin.
Gdy już odpocząć i zregenerował się chyba w pełni postanowił wrócić. Nie zajęło mu to długo, a gdy dotarł do wejścia zastał konkretny brud. O, chyba Shikarui wrócił z załatwiania swoich spraw. Wytropić go nie było ciężko, ponieważ pozostawiał za sobą ślady. Nishiyama nie zamierzał od razu iść do nich i przerywać im przywitania i wcinać się bez pardonu, więc najpierw skierował swoje kroki do ogrodu gdzie usiadł sobie w chłodzie na dworze i obserwował otoczenie, a także wejście lub korytarz prowadzący do kuchni wyczekując pojawiających się tam sylwetek Shikaruia albo Asaki.
0 x
- Asaka
- Postać porzucona
- Posty: 1496
- Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
- Wiek postaci: 27
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
- Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5564
- Aktualna postać: Airan
Re: Posiadłość Sanada
Była zdecydowanie większą bałaganiarą od Shikaruiego, który był tym elementem utrzymującym czystość w domu, to i niezbyt się przejęła syfem, jaki narobił, kiedy wrócił. Zwojem, błotem, zrzucanym po drodze płaszczem, czy częścią zbroi. Gdy zasiadł i zepsuł jej herbatę, którą mu dała, bo akurat była gotowa, podeszła do niego i delikatnie, dłonią, przejechała po kruczoczarnych włosach. Z czułością. Były brudne, tak jak cały on, ale i to Asace nie wadziło – ważne, że Shikarui był tutaj cały i zdrowy.
Bolało go – tego się spodziewała, a jednak się forsował, żeby zdobyć to, czego pragnął. Między innymi dlatego jej się tak podobał, bo wiedział czego chciał i nie wahał się po to sięgać. Ach, tak samo było przecież, gdy zapragnął jej. Pewne rzeczy się nie zmieniały. Białowłosa mogła się tylko cieszyć, że mimo tego wszystkiego nadal wybierał życie przy jej boku i że wrócił tak szybko – ledwo dzień po nich. Więc polowanie nie było zbyt długie i całe szczęście, bo kto wie, co Shikarui by zrobił i jak by się to dla niego skończyło fizycznie, skoro nie był do końca sprawny. Niedobrze, ze go bolało, powinien się oszczędzać, a jednak… Ach. Asaka wiedziała po co udał się Shikarui i co zamierzał zrobić, ale i tak jej oczy lekko się rozszerzyły w zdziwieniu na jego słowa.
- Więc… Zrobiłeś to? I zdobyłeś je? – zapolował, zabił, zabrał co chciał. Nawet mimo tego, że kiedyś był jego… przyjacielem. A nawet kimś więcej. Aka jednak udowodnił, że nie zasługiwał na ciepłe uczucia Shikiego – wtedy, podczas Turnieju. Asaka nie mogła zrozumieć co Shikarui w nim widział. Nie mogła zrozumieć co w nim widzi. I drażniło ją to przeokropnie. Shikarui chyba sam tego nie wiedział, splątany w swoich emocjach i zachciankach; z jednej strony niby wybaczył i bronił pamięci o Akim, a z drugiej wcale nie zapomniał urazy. Dla Asaki w tym momencie najważniejsze jednak było to, że wrócił – zgodnie z danym słowem. W tej chwili nie chciała nawet oglądać tych oczu. Gdyby miała wybór, to w ogóle by nie chciała na nie patrzeć, ale wolała to, niż świadomość tego, że Aka ciagole gdzieś tam jest i zajmuje myśli Sanady.
- Hikari chciał tam zostać i porozmawiać z Hanem. Mówiłam mu, że poczekamy… No i czekaliśmy w Akatori i czekaliśmy. W końcu się zebraliśmy po tym, jak Yami poszedł – wyjaśniła i ostatecznie wzruszyła ramionami. Miała nadzieję, że Terumi wpadnie z wizytą i poznają się w końcu lepiej, no ale… Nie wyszło. - A podróż spokojna, nic ciekawego się nie działo. Yami się z Toshiro posprzeczali tylko. No i męcząca była droga, dla mnie przynajmniej. Wybrałam się tam naprawdę w ostatniej chwili – dodała po chwili, przyjmując zresztą do wiadomości, że najpierw posiłek, a potem kąpiel. - Daj, pomogę ci – zaproponowała jeszcze, chcąc pomóc Shikaruiemu ze ściągnięciem zbroi, co w pojedynkę zawsze zajmowało chwilkę dłużej. A gdy to mieli z głowy, to okręciła się, żeby nałożyć mu coś do jedzenia – nie tak dużo, bo obiad nie był gotowy i miło by było, gdyby zjedli razem, ale jednak nie chciała, żeby tutaj siedział głodny i wyczerpany. - Powinnam poprosić Mujina, żeby zajął się tobą po obiedzie? – zapytała po chwili – takiej dłuższej zapewne, gdy już wyszła z Shikim z kuchni, kierując się do łazienki, żeby tam go zostawić. Poradzi sobie przecież, był dużym chłopcem. Sama zresztą planowała wrócić do kuchni, żeby pozbierać graty, które zostawił tam Shikarui i zanieść je do sypialni i do prania. A później dobrze by było znaleźć Mujina i Toshiro i poprosić ich na wspólny obiad, tak. Taki był plan.
Po Asace widać było ogólnie, że humor ma znacznie lepszy, jakby faktycznie ktoś ściągnął z jej barków ogromny i ciężki kamulec. Ulga była wręcz namacalna.
Bolało go – tego się spodziewała, a jednak się forsował, żeby zdobyć to, czego pragnął. Między innymi dlatego jej się tak podobał, bo wiedział czego chciał i nie wahał się po to sięgać. Ach, tak samo było przecież, gdy zapragnął jej. Pewne rzeczy się nie zmieniały. Białowłosa mogła się tylko cieszyć, że mimo tego wszystkiego nadal wybierał życie przy jej boku i że wrócił tak szybko – ledwo dzień po nich. Więc polowanie nie było zbyt długie i całe szczęście, bo kto wie, co Shikarui by zrobił i jak by się to dla niego skończyło fizycznie, skoro nie był do końca sprawny. Niedobrze, ze go bolało, powinien się oszczędzać, a jednak… Ach. Asaka wiedziała po co udał się Shikarui i co zamierzał zrobić, ale i tak jej oczy lekko się rozszerzyły w zdziwieniu na jego słowa.
- Więc… Zrobiłeś to? I zdobyłeś je? – zapolował, zabił, zabrał co chciał. Nawet mimo tego, że kiedyś był jego… przyjacielem. A nawet kimś więcej. Aka jednak udowodnił, że nie zasługiwał na ciepłe uczucia Shikiego – wtedy, podczas Turnieju. Asaka nie mogła zrozumieć co Shikarui w nim widział. Nie mogła zrozumieć co w nim widzi. I drażniło ją to przeokropnie. Shikarui chyba sam tego nie wiedział, splątany w swoich emocjach i zachciankach; z jednej strony niby wybaczył i bronił pamięci o Akim, a z drugiej wcale nie zapomniał urazy. Dla Asaki w tym momencie najważniejsze jednak było to, że wrócił – zgodnie z danym słowem. W tej chwili nie chciała nawet oglądać tych oczu. Gdyby miała wybór, to w ogóle by nie chciała na nie patrzeć, ale wolała to, niż świadomość tego, że Aka ciagole gdzieś tam jest i zajmuje myśli Sanady.
- Hikari chciał tam zostać i porozmawiać z Hanem. Mówiłam mu, że poczekamy… No i czekaliśmy w Akatori i czekaliśmy. W końcu się zebraliśmy po tym, jak Yami poszedł – wyjaśniła i ostatecznie wzruszyła ramionami. Miała nadzieję, że Terumi wpadnie z wizytą i poznają się w końcu lepiej, no ale… Nie wyszło. - A podróż spokojna, nic ciekawego się nie działo. Yami się z Toshiro posprzeczali tylko. No i męcząca była droga, dla mnie przynajmniej. Wybrałam się tam naprawdę w ostatniej chwili – dodała po chwili, przyjmując zresztą do wiadomości, że najpierw posiłek, a potem kąpiel. - Daj, pomogę ci – zaproponowała jeszcze, chcąc pomóc Shikaruiemu ze ściągnięciem zbroi, co w pojedynkę zawsze zajmowało chwilkę dłużej. A gdy to mieli z głowy, to okręciła się, żeby nałożyć mu coś do jedzenia – nie tak dużo, bo obiad nie był gotowy i miło by było, gdyby zjedli razem, ale jednak nie chciała, żeby tutaj siedział głodny i wyczerpany. - Powinnam poprosić Mujina, żeby zajął się tobą po obiedzie? – zapytała po chwili – takiej dłuższej zapewne, gdy już wyszła z Shikim z kuchni, kierując się do łazienki, żeby tam go zostawić. Poradzi sobie przecież, był dużym chłopcem. Sama zresztą planowała wrócić do kuchni, żeby pozbierać graty, które zostawił tam Shikarui i zanieść je do sypialni i do prania. A później dobrze by było znaleźć Mujina i Toshiro i poprosić ich na wspólny obiad, tak. Taki był plan.
Po Asace widać było ogólnie, że humor ma znacznie lepszy, jakby faktycznie ktoś ściągnął z jej barków ogromny i ciężki kamulec. Ulga była wręcz namacalna.
0 x
赤 · 水 · 晶

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: Posiadłość Sanada
Każdy człowiek się zmienia z upływem lat, ale żaden nie może się zmienić całkowicie. Zawsze coś w tobie pozostawało - nawet jeśli to był jedynie cień, a nie cała prawda, jaką chowałeś przez lata. Zmiana nie ominęła Shikaruiego. I nie przewróciła nim w taki sposób, by zrezygnował z sięgania po to, czego naprawdę chce i układania świata na swoją własną modłę. Inaczej go wychowywano. Miał być posłusznym narzędziem, które nie zadaje pytań i nie myśli po swojemu. Niestety ten dzieciak od początku był za bystry - jego ojciec o tym wiedział chyba od samego początku, starając się utemperować jego rozwój jak tylko się dało. I wiedziała też matka, która miała zgoła odmienne plany. Komu wyszło? Każdemu po trochu. Wyszło tyle, że Shikarui Sanada był prawdziwie zafiksowanym człowiekiem, niebezpiecznym o tyle, że moralność i pojęcie dobra i zła mijały go szerokim łukiem, a wyrzuty sumienia nigdy nie były jego problemem. I nie powinny być tez problemem większości ninja, gdy przychodziło do zadania komuś śmiertelnego ciosu.
- Shijima i tym razem mnie nie zawiódł. - Jedna z jego fiksacji - bronie. Traktował je niemal z nabożną czcią. Nie było mowy o rzucaniu nimi na boki czy o tym, żeby zupełnie niepowołane ręce w ogóle je TYKAŁY. I nie chodziło o to, że każdy kunai czy senbon był na wagę złota. Były po prostu te bronie, które według niego - posiadały duszę. Dlatego należało traktować je z odpowiednim szacunkiem. Dokładnie tak, jak chciałbyś potraktować godnego siebie przeciwnika. Dlatego też Shikarui te bronie gromadził - bronie tych osób, które jego zdaniem nie zasługiwały na zapomnienie, nawet jeśli ich życie zostało zakończone jego własną ręką. Spoczywały w pomieszczeniu, do którego nie zapraszano żadnych gości. - Często dostaję to, czego chcę. - Prędzej czy później. W końcu Shikarui był baaardzo cierpliwym człowiekiem. Tym nie mniej ten sam człowiek nigdy nie był pełen siebie. Nie widział tylko krańca własnego nosa i nie osiadał na laurach w żadnym momencie. Asaka też tego nie robiła. Zawsze widzieli, że było coś więcej do zrobienia, więcej do dopracowania, coś więcej do ulepszenia. Wszędzie mogły zdarzyć się błędy. Dlatego należało się na nich uczyć, a jeszcze lepiej - uczyć na błędach innych, by więcej ich nie popełnić.
- Czy Toshiro potrafi odbyć rozmowę bez pokłócenia się z kimś? - To nawet lepiej, że Hikari do nich nie dołączył. Im mniej... świadków tym lepiej. Zwłaszcza, że Hikari był zupełnie nieprzewidywalny. Natomiast Uchiha... Jego trzeba było wdrożyć w całe przedsięwzięcie. Było wiele spraw, które musiały zostać ugadane. Nie no, żartuję. Shikarui nie był typem, który tylko czekał, żeby wziąć kogoś na bok na długą i głęboką rozmowę na temat życia i śmierci. Dla niego sprawa była wyjaśniona. Czyn Toshiro opowiedział mu o wszystkim za niego. A mimo tego, że Shikarui słowa cenił, to zawsze uważał, że to właśnie czyny definiują człowieka.
Podniósł się z krzesła i skorzystał z pomocy Asaki, żeby pozbyć się już wszystkiego, co na sobie miał. Wyjątkowo w tym momencie miał gdzieś brud, jaki za sobą zostawił jak i brud, jaki niosła ze sobą jego odzież. Był zbyt zmęczony, żeby się tym przejmować. Zresztą to nie tak, że był pedantem i dostawał zawału na każdą ilość brudu. Dlatego i tutaj nie istniał żaden problem. Potem dopiero zjadł z wilczym apetytem wszystko, co zostało mu podetknięte pod nos, pochłaniając nieludzkie ilości pożywienia, po której każdy normalny zaznałby klasycznej ciąży spożywczej. Nie tym razem, oj nie. Pewnie jakby Asaka podstawiła mu całego konia z kopytami to i jego by zjadł.
- Daj mi cokolwiek przed kąpielą i obiadem. Umieram z głodu. - Niemalże dosłownie. To Asaka zawsze dbała o ich prowiant. Tak i było tutaj. Shikarui więc w zasadzie zjadł to, co akurat nawinęło mu się pod łuk w drodze.
- Pyszne. Cokolwiek to było chcę to częściej. - Zawyrokował swoją profesjonalną opinię, która wcale nie była profesjonalna, bo w zasadzie mówił tak o wszystkim, co tylko zrobiła Asaka. Wszystko było najlepsze. Najsmaczniejsze. I mogło być kuchennym niewypałem, a i tak było dla niego dobre. Za to w karczmach potrafił kręcić nosem. A bo to jakieś takie blee, a to źle wygląda, a Asaka by to lepieej zrobiłaaa... Kiedyś tak nie było. Kiedyś wyjadał z talerza Asaki, bo przecież nie mogło nic się zmarnować - nie to, że nadal tego nie robił. Robił. To było jedno z tych przyzwyczajeń, które mu nie minęły. Jakby jego mózg nie mógł przyswoić ze względu na dawne czasy głodu, że jedzenie można zostawić i nie trzeba wcale wciskać go do brzucha w erze dobrobytu. Tylko że kiedyś robił to łapczywie i z chęcią, a dziś - po prostu robił. Z niechęcią wręcz, jeśli wcześniej zamarudził coś o tym, że mu nie smakuje.
- Tak zrób. Zaproś Mujina i Toshiro na obiad. - Jego wzrok zawiesił się na dłuższy moment na białowłosej, kiedy razem z nią szedł do kąpieli. To było to spojrzenie, kiedy zastanawiał się nad czymś głęboko i łączył wątki. Kiedy coś pojawiło się w jego umyśle, co było na tyle absorbujące, by musiał to przebadać. I tym epicentrum była teraz Asaka. Łatwo było zgadnąć, że orbitą wokół niej był Toshiro. - Nadal nie jesteś zainteresowana zaproszeniem dodatkowego mężczyzny do sypialni? - Jakby biednej kobiecie mało było wrażeń przez ostatnie dni! Shikarui był bardzo ciekaw, czy białowłosa się zarumieni. Choć nie, nie koniecznie ciekaw. On po prostu chciał, żeby się zarumieniła. Po chwili uśmiechnął się złośliwie, na paskudny sposób porównywalny do żmii, kiedy pochylił się, żeby jeszcze sprzedać jej buziaka, zanim zniknął w łazience, kiedy usłyszał odpowiedź.
- Shijima i tym razem mnie nie zawiódł. - Jedna z jego fiksacji - bronie. Traktował je niemal z nabożną czcią. Nie było mowy o rzucaniu nimi na boki czy o tym, żeby zupełnie niepowołane ręce w ogóle je TYKAŁY. I nie chodziło o to, że każdy kunai czy senbon był na wagę złota. Były po prostu te bronie, które według niego - posiadały duszę. Dlatego należało traktować je z odpowiednim szacunkiem. Dokładnie tak, jak chciałbyś potraktować godnego siebie przeciwnika. Dlatego też Shikarui te bronie gromadził - bronie tych osób, które jego zdaniem nie zasługiwały na zapomnienie, nawet jeśli ich życie zostało zakończone jego własną ręką. Spoczywały w pomieszczeniu, do którego nie zapraszano żadnych gości. - Często dostaję to, czego chcę. - Prędzej czy później. W końcu Shikarui był baaardzo cierpliwym człowiekiem. Tym nie mniej ten sam człowiek nigdy nie był pełen siebie. Nie widział tylko krańca własnego nosa i nie osiadał na laurach w żadnym momencie. Asaka też tego nie robiła. Zawsze widzieli, że było coś więcej do zrobienia, więcej do dopracowania, coś więcej do ulepszenia. Wszędzie mogły zdarzyć się błędy. Dlatego należało się na nich uczyć, a jeszcze lepiej - uczyć na błędach innych, by więcej ich nie popełnić.
- Czy Toshiro potrafi odbyć rozmowę bez pokłócenia się z kimś? - To nawet lepiej, że Hikari do nich nie dołączył. Im mniej... świadków tym lepiej. Zwłaszcza, że Hikari był zupełnie nieprzewidywalny. Natomiast Uchiha... Jego trzeba było wdrożyć w całe przedsięwzięcie. Było wiele spraw, które musiały zostać ugadane. Nie no, żartuję. Shikarui nie był typem, który tylko czekał, żeby wziąć kogoś na bok na długą i głęboką rozmowę na temat życia i śmierci. Dla niego sprawa była wyjaśniona. Czyn Toshiro opowiedział mu o wszystkim za niego. A mimo tego, że Shikarui słowa cenił, to zawsze uważał, że to właśnie czyny definiują człowieka.
Podniósł się z krzesła i skorzystał z pomocy Asaki, żeby pozbyć się już wszystkiego, co na sobie miał. Wyjątkowo w tym momencie miał gdzieś brud, jaki za sobą zostawił jak i brud, jaki niosła ze sobą jego odzież. Był zbyt zmęczony, żeby się tym przejmować. Zresztą to nie tak, że był pedantem i dostawał zawału na każdą ilość brudu. Dlatego i tutaj nie istniał żaden problem. Potem dopiero zjadł z wilczym apetytem wszystko, co zostało mu podetknięte pod nos, pochłaniając nieludzkie ilości pożywienia, po której każdy normalny zaznałby klasycznej ciąży spożywczej. Nie tym razem, oj nie. Pewnie jakby Asaka podstawiła mu całego konia z kopytami to i jego by zjadł.
- Daj mi cokolwiek przed kąpielą i obiadem. Umieram z głodu. - Niemalże dosłownie. To Asaka zawsze dbała o ich prowiant. Tak i było tutaj. Shikarui więc w zasadzie zjadł to, co akurat nawinęło mu się pod łuk w drodze.
- Pyszne. Cokolwiek to było chcę to częściej. - Zawyrokował swoją profesjonalną opinię, która wcale nie była profesjonalna, bo w zasadzie mówił tak o wszystkim, co tylko zrobiła Asaka. Wszystko było najlepsze. Najsmaczniejsze. I mogło być kuchennym niewypałem, a i tak było dla niego dobre. Za to w karczmach potrafił kręcić nosem. A bo to jakieś takie blee, a to źle wygląda, a Asaka by to lepieej zrobiłaaa... Kiedyś tak nie było. Kiedyś wyjadał z talerza Asaki, bo przecież nie mogło nic się zmarnować - nie to, że nadal tego nie robił. Robił. To było jedno z tych przyzwyczajeń, które mu nie minęły. Jakby jego mózg nie mógł przyswoić ze względu na dawne czasy głodu, że jedzenie można zostawić i nie trzeba wcale wciskać go do brzucha w erze dobrobytu. Tylko że kiedyś robił to łapczywie i z chęcią, a dziś - po prostu robił. Z niechęcią wręcz, jeśli wcześniej zamarudził coś o tym, że mu nie smakuje.
- Tak zrób. Zaproś Mujina i Toshiro na obiad. - Jego wzrok zawiesił się na dłuższy moment na białowłosej, kiedy razem z nią szedł do kąpieli. To było to spojrzenie, kiedy zastanawiał się nad czymś głęboko i łączył wątki. Kiedy coś pojawiło się w jego umyśle, co było na tyle absorbujące, by musiał to przebadać. I tym epicentrum była teraz Asaka. Łatwo było zgadnąć, że orbitą wokół niej był Toshiro. - Nadal nie jesteś zainteresowana zaproszeniem dodatkowego mężczyzny do sypialni? - Jakby biednej kobiecie mało było wrażeń przez ostatnie dni! Shikarui był bardzo ciekaw, czy białowłosa się zarumieni. Choć nie, nie koniecznie ciekaw. On po prostu chciał, żeby się zarumieniła. Po chwili uśmiechnął się złośliwie, na paskudny sposób porównywalny do żmii, kiedy pochylił się, żeby jeszcze sprzedać jej buziaka, zanim zniknął w łazience, kiedy usłyszał odpowiedź.
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
- Mujin
- Postać porzucona
- Posty: 1143
- Rejestracja: 1 paź 2019, o 22:14
- Wiek postaci: 34
- Ranga: Wyrzutek
- Krótki wygląd: Wysoki (197cm). Kobieca uroda i długie włosy ukryte pod czapką. Wątłej, niepozornej budowy. Maska na twarzy. Bandaże na rękach. Kurta, workowate spodnie, czapka z niewielkim daszkiem. Wszystko w ciemnozielonym kolorze. Lekkie buty ninja.
- Widoczny ekwipunek: Duża torba przy prawym boku, duży zwój na plecach, po bukłaku przy pasie, ręce obwinięte bandażami
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33 ... ab4e4c54f1
- GG/Discord: Wolfig#2761
Re: Posiadłość Sanada
Nie zamierzał nadużywać gościnności gospodarzy przybytku, ale sami proponowali. I tak ugościli go wystarczająco, a jego zakład pewnie potrzebował nieco ręki i czyszczenia, stali klienci pewnie już na niego czekali od jakiegoś czasu. Nie chciał zostać, nawet jeśli go tutaj potrzebowali. Ale z drugiej strony ich ambitny plan, którego miał być częścią... No dla czegoś takiego warto było zostać. Chociaż szkoda że nie znalazł innego obiektu testowego przed wielkim dniem wymiany oczu, więc cała operacja musiała być przeprowadzona tylko i wyłącznie w teorii. Na pewno była to pocieszająca wiadomość dla pacjentów, której absolutnie nie miał zamiaru im wyjawiać. Rozważał nad tym wszystkim podczas zwykłej, mozolnej i systematycznej pracy nad czystością swoją i swojego odzienia. Prosta, powtarzalna, dawała ogrom możliwości do refleksji i zaplanowania całego swojego dnia, aktualnego, następnego i jeszcze kilku innych.
Cały dzień spędził na odpoczynku, nie miał żadnej motywacji ani chęci na robienie czegokolwiek. Nawet Mujin wiedział, że odpoczynek pomiędzy kolejnymi zadaniami był niezbędny do prawidłowej i regularnej pracy. I dlatego też przez dłuższy czas nic nie robił. Regenerował chakrę, siły. Zapisywał w notatniku praktycznie wszystko co zapamiętał i wszystko czego był świadkiem. Zanim to zapomni, potrzebuje to wszystko skatalogować. Nie może przecież ot tak pozwolić, żeby cała ta wiedza została po prostu zapomniana. Oczywiście że nie mógł. Odpoczynek intelektualny także był mu potrzebny.
Następnego dnia właściwie, coś zaczęło się dziać. Z samego praktycznie rana zajął się uzupełnianiem swoich robaków w zwoju za pomocą specjalnej techniki do rozmnażania jego narzędzi do pacyfikacji. Potrzebował wszak wypełnić nie tylko swoje ciało, ale i duży zwój. Po części, nie dużył całej swojej populacji robaków, tym łatwiejsze było to zadanie. Siedząc w swoim pokoju i uzupełniając notatnik o kolejne stronice tekstu i informacji wszelakich, kilka godzin później, usłyszał że ktoś wszedł do domu. Shikarui zapewne. Mujin nie ruszał się z miejsca, chciał dokończyć to co aktualnie spisywał. Dopiero kiedy został zaproszony na obiad, na który zresztą powoli zbliżała się pora, zaczął się zbierać. W końcu, schodząc na dół, udało mu się spotkać Shikaruia. Wyglądał dość... słabo. Medyk nie potrzebował technik ani innych chakrodziwów, żeby poznać czyjś stan. A po jego chodzie widać było jego kondeycję. I to, że raczej nie jest z nim aż tak dobrze.
- Shikarui-san. Dobrze cię widzieć. Coś się stało? Nie wyglądasz najlepiej. - zauważył i kiwnął głową w jego stronę w geście pozdrowienia. Nie miał zamiaru wtrącać się w jego obecność, a przynajmniej nie teraz. Może później znajdzie się na to jakaś lepsza okazja.
Cały dzień spędził na odpoczynku, nie miał żadnej motywacji ani chęci na robienie czegokolwiek. Nawet Mujin wiedział, że odpoczynek pomiędzy kolejnymi zadaniami był niezbędny do prawidłowej i regularnej pracy. I dlatego też przez dłuższy czas nic nie robił. Regenerował chakrę, siły. Zapisywał w notatniku praktycznie wszystko co zapamiętał i wszystko czego był świadkiem. Zanim to zapomni, potrzebuje to wszystko skatalogować. Nie może przecież ot tak pozwolić, żeby cała ta wiedza została po prostu zapomniana. Oczywiście że nie mógł. Odpoczynek intelektualny także był mu potrzebny.
Następnego dnia właściwie, coś zaczęło się dziać. Z samego praktycznie rana zajął się uzupełnianiem swoich robaków w zwoju za pomocą specjalnej techniki do rozmnażania jego narzędzi do pacyfikacji. Potrzebował wszak wypełnić nie tylko swoje ciało, ale i duży zwój. Po części, nie dużył całej swojej populacji robaków, tym łatwiejsze było to zadanie. Siedząc w swoim pokoju i uzupełniając notatnik o kolejne stronice tekstu i informacji wszelakich, kilka godzin później, usłyszał że ktoś wszedł do domu. Shikarui zapewne. Mujin nie ruszał się z miejsca, chciał dokończyć to co aktualnie spisywał. Dopiero kiedy został zaproszony na obiad, na który zresztą powoli zbliżała się pora, zaczął się zbierać. W końcu, schodząc na dół, udało mu się spotkać Shikaruia. Wyglądał dość... słabo. Medyk nie potrzebował technik ani innych chakrodziwów, żeby poznać czyjś stan. A po jego chodzie widać było jego kondeycję. I to, że raczej nie jest z nim aż tak dobrze.
- Shikarui-san. Dobrze cię widzieć. Coś się stało? Nie wyglądasz najlepiej. - zauważył i kiwnął głową w jego stronę w geście pozdrowienia. Nie miał zamiaru wtrącać się w jego obecność, a przynajmniej nie teraz. Może później znajdzie się na to jakaś lepsza okazja.
0 x
- Toshiro
- Posty: 1355
- Rejestracja: 25 lis 2018, o 23:42
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Akoraito | San
- Krótki wygląd: Ubiór: https://i.imgur.com/4b7w2iP.png
Maska: https://i.imgur.com/NQByJxc.png - Widoczny ekwipunek: 2 wakizashi przy lewym boku, duża torba na dole pleców
- Link do KP: viewtopic.php?p=105025#p105025
- GG/Discord: Harikken#4936
Re: Posiadłość Sanada
Na dworze było całkiem ciepło, co sprawiało, że tym bardziej chciało się wyjść na zewnątrz i podziwiać przyrodę. Pomimo chłodniejszych klimatów, dalej nie można było tutaj narzekać na ciepło, więc Toshiro zamierzał jak najbardziej korzystać z tej możliwości i obserwować naturę. Siedział gdzieś pod dachem i niby patrzył się to na zadbany ogródek to na budynek i jego strukturę, a jednak jego wzrok był pusty. Patrzył w przestrzeń. Myślał o tym wszystkim co do tej pory przeszedł i ile kosztowało go to, aby znaleźć się w miejscu, w którym teraz jest. Nie był z siebie zbyt dumny patrząc na przeszłość. Zdecydowanie w wielu miejscach mógł zrobić coś lepiej. Nie był też zadowolony z obecnego stanu w jakim się znajdował. Po prostu. Wszystko było nie tak jak być powinno. Wszystko systematycznie wymykało mu się spod kontroli. Widział to. Nie miał zupełnie żadnej mocy sprawczej, która mogła poprowadzić go na dobre tory. Jednak trzeba było żyć dalej. Żyć ze swymi przeżyciami, błędami i wnioskami, które się z nich wyciągało. Czy widział progres? Nie. To chyba było najgorsze.
W jego rozmyślaniach i patrzeniu w przestrzeń dostrzegł biały błysk. Białe, skrzydlate coś usiadło tuż przed nim, gdy ten wpatrywał się właśnie na pewną roślinę. Czarnowłosy podejrzliwie spojrzał na stworzenie, które zdawało się patrzeć wprost na niego. Zamarł. Nie chciał go przestraszyć, chciał przyjrzeć mu się trochę bliżej. Wydawało mu się, że rzeczywiście słyszał wcześniej krakanie kruków, ale to co stanęło przed nim raczej nim nie było. Chociaż... Gdy tak mu się trochę przypatrzył to okazało się, że był w błędzie. Biały kruk. Kto by pomyślał? Wyciągnął jakieś suchary, czy też chleb, które miał schowane w torbie z wczoraj na wypadek gdyby zgłodniał za bardzo przy gorących źródłach, oczywiście wszystko dzięki uprzejmości Asaki, a następnie połamał je i powoli wyciągnął je ku krukowi. Ten o dziwo przekręcił tylko lekko łeb dalej na niego patrząc i powoli wyciągając swój dziób jakby chciał rzeczywiście z jego ręki wziąć te sucharki. Nagle usłyszał kroki zza swoich pleców. Nie musiał się obracać żeby wiedzieć kto to. Poczekał, aż Asaka do niego podejdzie, bo przecież nie będzie się raczej drzeć, prawda? Nie było ku temu żadnego powodu.
-Ładny ogród, a tak poza tym, ciekawe stworzenia żyją przy waszym domu. Nie uważasz, że w pewnym sensie jest do mnie podobny?- zapytał, podał ostatni kawałek, a następnie przetarł lekko ręce, aby pozbyć się okruszków i odwrócił się w końcu do Asaki z lekkim uśmiechem. Był ciekaw jej odpowiedzi. Nie chodziło mu oczywiście o wizualne podobieństwo, ale tego mogła się bez problemu domyślić. Sam uważał, że jakieś tam podobieństwo jest. Toshiro był inny od reszty, która tutaj żyła. Choć urodził się na tej ziemi, to przecież nie miał krwi pochodzącej z Karmazynowych Szczytów i pasował tak jak ten kruk do innych kruków. Czyli nijak, ale mimo wszystko pośród nich żył. Jeśli ta nie zamierzała ciągnąć tematu, albo po prostu go zbyła to nie przedłużał prosząc tylko o jeszcze jedno.
-Asaka... Czy po obiedzie znalazłabyś dla mnie jeszcze chwilkę? Chciałbym z Tobą o czymś porozmawiać na osobności. O tym... Czego dowiedziałem się w Oniniwie.- oznajmił spuszczając nieco wzrok. Wydawał się lekko speszony, tym bardziej, że poniekąd okłamał ją gdy ta pytała o co mu chodziło. Znowu. Nie chciał jej po prostu wtedy dobijać, a teraz wyglądała na to jakby była w nieco lepszym humorze. Miał nadzieję, że tym razem nie zepsuje jej tego humoru tak bardzo. Z drugiej strony, nie była chyba to aż tak tragiczna wieść, prawda? A poza tym być może będą poruszone jeszcze inne kwestie, które zapewne powinny zostać wyjaśnione.
W jego rozmyślaniach i patrzeniu w przestrzeń dostrzegł biały błysk. Białe, skrzydlate coś usiadło tuż przed nim, gdy ten wpatrywał się właśnie na pewną roślinę. Czarnowłosy podejrzliwie spojrzał na stworzenie, które zdawało się patrzeć wprost na niego. Zamarł. Nie chciał go przestraszyć, chciał przyjrzeć mu się trochę bliżej. Wydawało mu się, że rzeczywiście słyszał wcześniej krakanie kruków, ale to co stanęło przed nim raczej nim nie było. Chociaż... Gdy tak mu się trochę przypatrzył to okazało się, że był w błędzie. Biały kruk. Kto by pomyślał? Wyciągnął jakieś suchary, czy też chleb, które miał schowane w torbie z wczoraj na wypadek gdyby zgłodniał za bardzo przy gorących źródłach, oczywiście wszystko dzięki uprzejmości Asaki, a następnie połamał je i powoli wyciągnął je ku krukowi. Ten o dziwo przekręcił tylko lekko łeb dalej na niego patrząc i powoli wyciągając swój dziób jakby chciał rzeczywiście z jego ręki wziąć te sucharki. Nagle usłyszał kroki zza swoich pleców. Nie musiał się obracać żeby wiedzieć kto to. Poczekał, aż Asaka do niego podejdzie, bo przecież nie będzie się raczej drzeć, prawda? Nie było ku temu żadnego powodu.
-Ładny ogród, a tak poza tym, ciekawe stworzenia żyją przy waszym domu. Nie uważasz, że w pewnym sensie jest do mnie podobny?- zapytał, podał ostatni kawałek, a następnie przetarł lekko ręce, aby pozbyć się okruszków i odwrócił się w końcu do Asaki z lekkim uśmiechem. Był ciekaw jej odpowiedzi. Nie chodziło mu oczywiście o wizualne podobieństwo, ale tego mogła się bez problemu domyślić. Sam uważał, że jakieś tam podobieństwo jest. Toshiro był inny od reszty, która tutaj żyła. Choć urodził się na tej ziemi, to przecież nie miał krwi pochodzącej z Karmazynowych Szczytów i pasował tak jak ten kruk do innych kruków. Czyli nijak, ale mimo wszystko pośród nich żył. Jeśli ta nie zamierzała ciągnąć tematu, albo po prostu go zbyła to nie przedłużał prosząc tylko o jeszcze jedno.
-Asaka... Czy po obiedzie znalazłabyś dla mnie jeszcze chwilkę? Chciałbym z Tobą o czymś porozmawiać na osobności. O tym... Czego dowiedziałem się w Oniniwie.- oznajmił spuszczając nieco wzrok. Wydawał się lekko speszony, tym bardziej, że poniekąd okłamał ją gdy ta pytała o co mu chodziło. Znowu. Nie chciał jej po prostu wtedy dobijać, a teraz wyglądała na to jakby była w nieco lepszym humorze. Miał nadzieję, że tym razem nie zepsuje jej tego humoru tak bardzo. Z drugiej strony, nie była chyba to aż tak tragiczna wieść, prawda? A poza tym być może będą poruszone jeszcze inne kwestie, które zapewne powinny zostać wyjaśnione.
0 x
- Asaka
- Postać porzucona
- Posty: 1496
- Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
- Wiek postaci: 27
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
- Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5564
- Aktualna postać: Airan
Re: Posiadłość Sanada
Shijima, piękny prezent ślubny – a przynajmniej ze ślubną zniżką, bo część pieniędzy Shikarui musiał na tę broń wyłożyć. Jednak jej wuj stanął na wysokości zadania i wykonał istne arcydzieło, takie, że nawet Asaka lubiła oglądać ten łuk i nawet czasami go dotykała, kiedy Shikarui jej pozwalał… A pozwalał, nawet chciał żeby postrzelała z jego starego łuku, tylko jakoś nie była chętna, bo bała się, że coś zepsuje. Łuki nie były dla niej. Co innego pięści. Wiedziała jednak, że ta konkretnie broń potrafiła znacznie więcej niż taki tam zwykły łuk to i gdy powiedział, że go nie zawiódł – pokiwała głową.
- Bajerant – powiedziała na wydechu. Och tak, zdawał sobie z tego sprawę tak jak i ona, że często dostawał czego chciał. - To mi się w tobie tak podoba – dodała jeszcze, ale w gruncie rzeczy się nie uśmiechnęła. Bo i temat nie był zabawny – był po części dość tragiczny. Dobrze jednak, że przynajmniej jeden jego rozdział się zakończył, w taki czy inny sposób, i teraz… Stali przed wyborem: iść, albo nie iść. To było ryzyko, cholerne ryzyko, ale kto nie ryzykuje, nie pije sake. A Shikarui, choć być tchórzem i zwykle wolał się wycofywać z takich ryzykownych sytuacji, tutaj był dziwnie przekonany praktycznie od początku o tym, co chciał zrobić.
- No… jest jeszcze gorszym dyplomatą od ciebie – stwierdziła z przekąsem i z rozbrajającą szczerością… ale darowała sobie tłumaczenie, co w tamtej rozmowie poszło tak bardzo nie tak i jaką wiadomość dostała od Yamiego, gdy stwierdził, że opuszcza Akatori i ich towarzystwo. Na to jeszcze przyjdzie czas.
Jak sobie Sanada zażyczył – tak dostał i wcale nie musiał o to prosić, bo Asaka sama wpadła na to, żeby teraz wcisnąć mu do jedzenia cokolwiek, byle tylko zaspokoić pierwszy głód. Uśmiechnęła się tylko lekko, kiedy uznał, że chce to dostawać częściej – może nawet był to lekko pobłażliwy uśmieszek, bo przecież nie było to nic specjalnego, ani nie było dokończone. Ale było i chyba o to tylko chodziło.
Nie wychwyciła tego spojrzenia, tego pełnego zastanowienia gdy szli w kierunku łazienki. Nie zauważyła więc jak nad głową męża pojawił się dymek, a w nim wszystkie te szalone, iście kocie, obliczenia i że w swojej wyobraźni przymierza się do skoku, wybija się ii….
Chyba nie złapał się łapami tej szafki, na którą celował. Bo Asaka usłyszawszy pytanie zwolniła, aż w końcu się zatrzymała, i powoli obróciła głowę, wlepiając złote oczy w Shikiego. To nie było spojrzenie osoby zaskoczonej, ani zawstydzonej. Nie była zarumieniona tak jak sobie tego życzył. Wyraźnie ściągnęła ciemne brwi i się nachmurzyła, nawet przymrużyła niebezpiecznie oczy. On był jak ten wąż, ale w domu miał taką miłą żmijkę. Teraz się właśnie pokazała.
- A ty nadal swoje? Myślałam, że wyraziłam się jasno i temat jest skończony. Jednak szukasz luki? – zirytowała się, to było pewne, bo nawet płatki nosa lekko jej się poruszyły. - Skoro tak ci sie znudziłam, to prosze bardzo, droga wolna. Ale to droga w jedną stronę, bez możliwości powrotu – to zabrzmiało jak ostrzeżenie i było ostrzeżeniem. Było też bardzo wyraźną granicą, którą kobieta wyrysowała, mierząc swojego męża wzrokiem. Wydawało jej się, że temat zaczął specjalnie, celowo, bo kilka, prawie kilkanaście dni temu się pokłócili i od tamtej pory nie padały z jej strony żadne większe czułe słówka – bo i sytuacja na to nie pozwalała, a ostatnich kilka dni nawet się nie widzieli – i po prostu chciał na niej wymusić jakąś deklarację, że nie-nie, jest tylko on w jej myślach i sercu i tak dalej. No był. Ale Asaka miała teraz swoje humorki i nie najlepiej przyjęła tę zaczepkę. Nawet jeśli nie miała pokrycia w rzeczywistości. Ale i Asaka po prostu nie była mu dłużna. Kiedy zaś się pochylił, żeby dać jej buziaka – oddała go, a jakże, ale przy okazji złapała go dłonią za fraki i przytrzymała chwilę, kiedy już odsunęła swoją twarz, żeby powiedzieć jeszcze kilka słów. - A może ty chcesz, żebym ja do kogoś innego poszła i już nie wróciła i dała ci spokój, a ty miałbyś czyste konto, bo to żona cię opuściła, a nie ty ją, hm? – ta gierka Shikiego jej się nie podobała, ale nie zamierzała tupać nóżką i nadymać się jak małe dziecko. Zamierzała oddać mu pięknym za nadobne. Irytujące pytania za irytujące pytania. - Uważaj czego sobie życzysz – odparła jeszcze i pociągnęła go jeszcze raz – tym razem to ona zamierzała sprzedać buziaka, zanim niemalże wepchnęła go do łazienki . I pewnie stała tam jeszcze przez chwilę, mierząc Shikiego jednocześnie naburmuszonym i wyzywającym spojrzeniem. A ostatecznie puściła mu oko i odwróciła się na pięcie, żeby zająć się tym, czym miała – czyli gratami Shikiego, które zostawił i znalezieniem dwójki gości.
Jeden znalazł się dość prędko, bo gdy odchodziła do kuchni Mujin wylazł zza zakrętu i dojrzał Shikiego.
- Mujin-san, za jakieś… pół godziny… obiad powinien być gotowy. Zapraszam zatem – odwróciła się tylko na chwilkę, i nie czekając na odpowiedź umknęła do swoich zajęć.
Znalezienie drugiego nie było już jednak takie proste – choć nie było też trudne. Toshiro odnalazła w ogrodzie w momencie, gdy już pozbierała szpargały Sanady, przemieszała w garach i skupiła się na poszukiwaniu właśnie. Jej kroki były lekkie, choć zdecydowanie dało się w tym wyczuć pewną dozę irytacji – ale też wyraźnej ulgi.
- Dziękuję, chociaż to głównie zasługa mojej mamy. Ona to wszystko zaplanowała i pilnowała, gdy nas nie było – Asaka tylko starała się to jakoś… podtrzymać i nie zepsuć całego zamysłu na ogród, jaki Minako miała w swojej głowie, gdy się tym zajmowała pod nieobecność Sanadów. Asaka zapatrzyła się na białego kruka, którego karmił Toshiro i lekko przekrzywiła głowę, kiedy stwierdził, że są do siebie podobni. - Czy ja wiem… Mamy tutaj parkę, niedaleko założyły gniazdo. Oba są białe – powiedziała za to i lekko dłonią przejechała po rosnących tuż obok orchideach. - Często tu przylatują… Lubią też dotrzymywać nam towarzystwa jak coś robimy przy domu, albo trenujemy – przeniosła w końcu spojrzenie na Toshiro, który chyba się z czymś siłował, znowu, ale ostatecznie wziął wdech i powiedział, co mu ciążyło na sercu. Nie patrzył jej przy tym w oczy, ale to ją jakoś mocno nie zaskoczyło. - Oczywiście. A właśnie przyszłam, bo cię szukałam. Za jakieś pół godziny będzie obiad, zjesz z nami? Shikarui wrócił niedawno – zaskoczona była za to tym, o czym chciał porozmawiać i to na osobności. Cóż, tym razem sytuacja była lepsza, bo własnie nie była zajęta rozmową z na przykład Yamim, to i nie widziała powodu, by odmówić. Po obiedzie pewnie Mujin zajmie się nerką Shikiego i Asaka będzie miała tę chwilę na osobności dla Toshiro, tak. Uśmiechnęła się nawet do niego lekko.
- Bajerant – powiedziała na wydechu. Och tak, zdawał sobie z tego sprawę tak jak i ona, że często dostawał czego chciał. - To mi się w tobie tak podoba – dodała jeszcze, ale w gruncie rzeczy się nie uśmiechnęła. Bo i temat nie był zabawny – był po części dość tragiczny. Dobrze jednak, że przynajmniej jeden jego rozdział się zakończył, w taki czy inny sposób, i teraz… Stali przed wyborem: iść, albo nie iść. To było ryzyko, cholerne ryzyko, ale kto nie ryzykuje, nie pije sake. A Shikarui, choć być tchórzem i zwykle wolał się wycofywać z takich ryzykownych sytuacji, tutaj był dziwnie przekonany praktycznie od początku o tym, co chciał zrobić.
- No… jest jeszcze gorszym dyplomatą od ciebie – stwierdziła z przekąsem i z rozbrajającą szczerością… ale darowała sobie tłumaczenie, co w tamtej rozmowie poszło tak bardzo nie tak i jaką wiadomość dostała od Yamiego, gdy stwierdził, że opuszcza Akatori i ich towarzystwo. Na to jeszcze przyjdzie czas.
Jak sobie Sanada zażyczył – tak dostał i wcale nie musiał o to prosić, bo Asaka sama wpadła na to, żeby teraz wcisnąć mu do jedzenia cokolwiek, byle tylko zaspokoić pierwszy głód. Uśmiechnęła się tylko lekko, kiedy uznał, że chce to dostawać częściej – może nawet był to lekko pobłażliwy uśmieszek, bo przecież nie było to nic specjalnego, ani nie było dokończone. Ale było i chyba o to tylko chodziło.
Nie wychwyciła tego spojrzenia, tego pełnego zastanowienia gdy szli w kierunku łazienki. Nie zauważyła więc jak nad głową męża pojawił się dymek, a w nim wszystkie te szalone, iście kocie, obliczenia i że w swojej wyobraźni przymierza się do skoku, wybija się ii….
Chyba nie złapał się łapami tej szafki, na którą celował. Bo Asaka usłyszawszy pytanie zwolniła, aż w końcu się zatrzymała, i powoli obróciła głowę, wlepiając złote oczy w Shikiego. To nie było spojrzenie osoby zaskoczonej, ani zawstydzonej. Nie była zarumieniona tak jak sobie tego życzył. Wyraźnie ściągnęła ciemne brwi i się nachmurzyła, nawet przymrużyła niebezpiecznie oczy. On był jak ten wąż, ale w domu miał taką miłą żmijkę. Teraz się właśnie pokazała.
- A ty nadal swoje? Myślałam, że wyraziłam się jasno i temat jest skończony. Jednak szukasz luki? – zirytowała się, to było pewne, bo nawet płatki nosa lekko jej się poruszyły. - Skoro tak ci sie znudziłam, to prosze bardzo, droga wolna. Ale to droga w jedną stronę, bez możliwości powrotu – to zabrzmiało jak ostrzeżenie i było ostrzeżeniem. Było też bardzo wyraźną granicą, którą kobieta wyrysowała, mierząc swojego męża wzrokiem. Wydawało jej się, że temat zaczął specjalnie, celowo, bo kilka, prawie kilkanaście dni temu się pokłócili i od tamtej pory nie padały z jej strony żadne większe czułe słówka – bo i sytuacja na to nie pozwalała, a ostatnich kilka dni nawet się nie widzieli – i po prostu chciał na niej wymusić jakąś deklarację, że nie-nie, jest tylko on w jej myślach i sercu i tak dalej. No był. Ale Asaka miała teraz swoje humorki i nie najlepiej przyjęła tę zaczepkę. Nawet jeśli nie miała pokrycia w rzeczywistości. Ale i Asaka po prostu nie była mu dłużna. Kiedy zaś się pochylił, żeby dać jej buziaka – oddała go, a jakże, ale przy okazji złapała go dłonią za fraki i przytrzymała chwilę, kiedy już odsunęła swoją twarz, żeby powiedzieć jeszcze kilka słów. - A może ty chcesz, żebym ja do kogoś innego poszła i już nie wróciła i dała ci spokój, a ty miałbyś czyste konto, bo to żona cię opuściła, a nie ty ją, hm? – ta gierka Shikiego jej się nie podobała, ale nie zamierzała tupać nóżką i nadymać się jak małe dziecko. Zamierzała oddać mu pięknym za nadobne. Irytujące pytania za irytujące pytania. - Uważaj czego sobie życzysz – odparła jeszcze i pociągnęła go jeszcze raz – tym razem to ona zamierzała sprzedać buziaka, zanim niemalże wepchnęła go do łazienki . I pewnie stała tam jeszcze przez chwilę, mierząc Shikiego jednocześnie naburmuszonym i wyzywającym spojrzeniem. A ostatecznie puściła mu oko i odwróciła się na pięcie, żeby zająć się tym, czym miała – czyli gratami Shikiego, które zostawił i znalezieniem dwójki gości.
Jeden znalazł się dość prędko, bo gdy odchodziła do kuchni Mujin wylazł zza zakrętu i dojrzał Shikiego.
- Mujin-san, za jakieś… pół godziny… obiad powinien być gotowy. Zapraszam zatem – odwróciła się tylko na chwilkę, i nie czekając na odpowiedź umknęła do swoich zajęć.
Znalezienie drugiego nie było już jednak takie proste – choć nie było też trudne. Toshiro odnalazła w ogrodzie w momencie, gdy już pozbierała szpargały Sanady, przemieszała w garach i skupiła się na poszukiwaniu właśnie. Jej kroki były lekkie, choć zdecydowanie dało się w tym wyczuć pewną dozę irytacji – ale też wyraźnej ulgi.
- Dziękuję, chociaż to głównie zasługa mojej mamy. Ona to wszystko zaplanowała i pilnowała, gdy nas nie było – Asaka tylko starała się to jakoś… podtrzymać i nie zepsuć całego zamysłu na ogród, jaki Minako miała w swojej głowie, gdy się tym zajmowała pod nieobecność Sanadów. Asaka zapatrzyła się na białego kruka, którego karmił Toshiro i lekko przekrzywiła głowę, kiedy stwierdził, że są do siebie podobni. - Czy ja wiem… Mamy tutaj parkę, niedaleko założyły gniazdo. Oba są białe – powiedziała za to i lekko dłonią przejechała po rosnących tuż obok orchideach. - Często tu przylatują… Lubią też dotrzymywać nam towarzystwa jak coś robimy przy domu, albo trenujemy – przeniosła w końcu spojrzenie na Toshiro, który chyba się z czymś siłował, znowu, ale ostatecznie wziął wdech i powiedział, co mu ciążyło na sercu. Nie patrzył jej przy tym w oczy, ale to ją jakoś mocno nie zaskoczyło. - Oczywiście. A właśnie przyszłam, bo cię szukałam. Za jakieś pół godziny będzie obiad, zjesz z nami? Shikarui wrócił niedawno – zaskoczona była za to tym, o czym chciał porozmawiać i to na osobności. Cóż, tym razem sytuacja była lepsza, bo własnie nie była zajęta rozmową z na przykład Yamim, to i nie widziała powodu, by odmówić. Po obiedzie pewnie Mujin zajmie się nerką Shikiego i Asaka będzie miała tę chwilę na osobności dla Toshiro, tak. Uśmiechnęła się nawet do niego lekko.
0 x
赤 · 水 · 晶

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: Posiadłość Sanada
Nie było się z czego cieszyć. Z bezpiecznego powrotu? Tak, tak. Z morderstwa? Nie. Nie... Miał wiele dni i wiele nocy na to, by odtwarzać tę jedną scenę przed oczami - scenę, w której ostatni kamyczek układał się na grobie Akiego. I widział też, jak ostatnia łopata przysypywała jego służkę. Jak korowód pogrążonych w żałobie, odzianych w biel postaci wychodziło z cmentarza - nieznajomi, którzy żegnali równie nieznajomych. Pożegnania podobno miały istnieć po to, by można się było cieszyć z powitań - więc co, gdy powitania już nie cieszą? To była chyba oznaka tego, by pożegnać się raz a dobrze. Shikarui chodził z diabłem na ramieniu i z obcymi mieszkającymi w jego głowie. To ich chciało się oskarżać i podejrzewać o wszystkie chore plany, jakich się dopuszczał i wszystkie trudne do pojęcia emocje, które potrafiły się w nim rodzić. Nie byli oni jednak nieznajomi dla Asaki. Zrozumienie było ciężką rzeczą na tym świecie, ponieważ sztuka polegała na tym, by przede wszystkim zrozumieć samych siebie. Co dopiero zrozumieć drugą osobę. Śmiano się z Asaki, że głupiutka, że pstro ma w głowie, że tylko głupie pomysły tam wpadają, ale on zawsze wiedział, że to była mądra kobieta. Pełna zrozumienia, choć konserwatywna. Dziwne? Shikarui również zachowywał się w towarzystwie, jakby miał kij w dupie. Tacy to już byli Daishińczycy - po prostu sztywni.
Nie ciągnął chwilowo tematu Toshiro i jego dyplomacji. To w końcu jasne, że był gorszy niż on - w końcu on był całkiem niezły! O ile mu się naprawdę chciało, co znowu nie zdarzało się na co dzień. Skinął po prostu głową dając znać, że rozumie. Tak jeśli chodzi o kwestie pojmowania drugiej osoby, to przecież widział Uchihę nie raz i w różnych rozmowach. O ile kiedyś był bardziej wycofany, tak teraz potrafił pokazać kolorki. Chyba lubił dostawać to, czego chce. Chyba... chyba był sfrustrowany i nie mógł znaleźć swojego miejsca odkąd nagle wymyślił sobie, że tutaj nie pasuje. Od kiedy skupił wszystkie swoje emocje i myśli wokół tego, że jest inny, na siłę dopisując sobie łatki - i samemu je przylepiając. Shikarui w końcu nie dość, że wyglądał jak rodowity Sogeńczyk, gdyby tylko pominąć lawendę oczu miast czerni, to i w dodatku - gdzie pasował? Tutaj? Na pewno nie. Do Juugo? Wątpliwe. Więc... do Cesarstwa? Nie - przecież wychował się tu! Ale nigdy nie myślał nawet w kategoriach pasowania gdziekolwiek. Po prostu był. Ten świat był prawdziwą mieszanką ninja o przeróżnych umiejętnościach. Toshiro po prostu usilnie nie chciał dojrzeć tego, że kiedy jest się białym krukiem latającym wśród innych białych kruków to żaden się nie wyróżniał.
Z satysfakcją spoglądał na jej spojrzenie i jej złość. Miała bardzo dziwne nastroje podczas ciąży, chociaż te w większości się uspokoiły. Była bardziej stabilna niż na początku. Nie przeszkadzało mu to i nie męczyło - choć sprawiało, że nie drażnił jej celowo, by zaraz jakieś talerze nie zaczęły latać po kuchni bez powodu. Ale dziś - dziś był taki dzień, w którym bez pardonu sobie to odbił. I taka chwila, w której jego rozjarzone nagle czerwienią oczy z przyjemnością badały te emocje. To nie tak, że lubił, kiedy była nerwowa czy wredna. Przecież znał odpowiedzi na niektóre pytania z góry. Tak jak wiedział, jak się zachowa, kiedy się do jakiejś innej niewiasty uśmiechnie tak jak lider Hyuga. Wydawałoby się, że nie widzieli się parę chwil, ale gdy spędzasz z kimś niemal każdy dzień i nagle nawiedza was rozłąka na niemal tydzień - odczuwasz to inaczej. Pocałował ją raz.
- Nigdy nie będzie podziału "ty" i "ja". Jesteś tylko moja. - Pocałował i drugi. A potem dał się wepchnąć do łazienki.
Chłodna woda była dokładnie tym, czego potrzebował. Wyciągnął w niej nogi i ramiona, a pływające włosy łaskotały go w skórę. Przyjemne uczucie. Brudne i podarte ubrania złożył na boku, choć bardziej trafnie powiedzieć - zwinął. Przynajmniej to, co było rzeczywiście zniszczone na tyle, że zamierzał to wyrzucić i się nawet dwa razy nie zastanawiać. Stać ich było przecież na nowe, eleganckie ciuchy. Odrobina olejków przyjemnie koiła zmysły, a śpiew ptaków wpadający przez uchylone okno sprawiał, że Shikarui... po prostu zasnął. Nawet nie wiedział gdzie i kiedy osunęła się jego świadomość, a on się tak ostał, z głową opartą na ręczniku podłożoną pod potylicę. Ze snu wyrwał go szczęk talerzy. I rozmowa, albo raczej jej cień, przemieniający się głos Asaki z Toshiro, choć nawet ich nie rozpoznał przez mgiełkę zaspania. Nie bardzo wiedział, ile czasu minęło - wystarczająco, żeby jego skóra na opuszkach się pofalowała. Domył się porządnie i z westchnięciem dźwignął z wanny, by odziać się w przygotowane ciuchy.
- Dzień dobry. - Przywitał się grzecznie z medykiem, obdarzając go płytkim pokłonem. - Zmęczenie. Dopiero wróciłem. - Jego podpięte włosy nadal były mokre, ale już uczesane i ułożone. Wciąż pachniał delikatną paczulą, piżmem i ledwo wyczuwalną różą jasno wskazującą, że dopiero co wyszedł z kąpieli. - Zmęczenie podróżą. Bok mnie przez cały czas boli. Mój organizm stanął jednak na wysokości zadania. - Oj tak, to był jego osobisty test. I się udało. Śmieszna sprawa - bo to prawda, że Shikarui był cykorem. Ale kiedy już czegoś chciał, to znikały wszystkie hamulce. Tak i strach przed Śmiercią okazywał się błahy. - Zdobyłem oczy do przeszczepu. Mamy również dla ciebie rękę Sabaku - być może zrobisz z niej użytek i się przyda. - Powiedział bez pardonu, gestem zapraszając gościa do tego, by szedł przodem. Sam zszedł zaraz za nim.
- Dobrze cię widzieć, Toshiro. - Odezwał się do Uchihy już na dole. - Podoba ci się nasza posiadłość? Mam nadzieję, że będziesz od dziś częstszym gościem.
Nie ciągnął chwilowo tematu Toshiro i jego dyplomacji. To w końcu jasne, że był gorszy niż on - w końcu on był całkiem niezły! O ile mu się naprawdę chciało, co znowu nie zdarzało się na co dzień. Skinął po prostu głową dając znać, że rozumie. Tak jeśli chodzi o kwestie pojmowania drugiej osoby, to przecież widział Uchihę nie raz i w różnych rozmowach. O ile kiedyś był bardziej wycofany, tak teraz potrafił pokazać kolorki. Chyba lubił dostawać to, czego chce. Chyba... chyba był sfrustrowany i nie mógł znaleźć swojego miejsca odkąd nagle wymyślił sobie, że tutaj nie pasuje. Od kiedy skupił wszystkie swoje emocje i myśli wokół tego, że jest inny, na siłę dopisując sobie łatki - i samemu je przylepiając. Shikarui w końcu nie dość, że wyglądał jak rodowity Sogeńczyk, gdyby tylko pominąć lawendę oczu miast czerni, to i w dodatku - gdzie pasował? Tutaj? Na pewno nie. Do Juugo? Wątpliwe. Więc... do Cesarstwa? Nie - przecież wychował się tu! Ale nigdy nie myślał nawet w kategoriach pasowania gdziekolwiek. Po prostu był. Ten świat był prawdziwą mieszanką ninja o przeróżnych umiejętnościach. Toshiro po prostu usilnie nie chciał dojrzeć tego, że kiedy jest się białym krukiem latającym wśród innych białych kruków to żaden się nie wyróżniał.
Z satysfakcją spoglądał na jej spojrzenie i jej złość. Miała bardzo dziwne nastroje podczas ciąży, chociaż te w większości się uspokoiły. Była bardziej stabilna niż na początku. Nie przeszkadzało mu to i nie męczyło - choć sprawiało, że nie drażnił jej celowo, by zaraz jakieś talerze nie zaczęły latać po kuchni bez powodu. Ale dziś - dziś był taki dzień, w którym bez pardonu sobie to odbił. I taka chwila, w której jego rozjarzone nagle czerwienią oczy z przyjemnością badały te emocje. To nie tak, że lubił, kiedy była nerwowa czy wredna. Przecież znał odpowiedzi na niektóre pytania z góry. Tak jak wiedział, jak się zachowa, kiedy się do jakiejś innej niewiasty uśmiechnie tak jak lider Hyuga. Wydawałoby się, że nie widzieli się parę chwil, ale gdy spędzasz z kimś niemal każdy dzień i nagle nawiedza was rozłąka na niemal tydzień - odczuwasz to inaczej. Pocałował ją raz.
- Nigdy nie będzie podziału "ty" i "ja". Jesteś tylko moja. - Pocałował i drugi. A potem dał się wepchnąć do łazienki.
Chłodna woda była dokładnie tym, czego potrzebował. Wyciągnął w niej nogi i ramiona, a pływające włosy łaskotały go w skórę. Przyjemne uczucie. Brudne i podarte ubrania złożył na boku, choć bardziej trafnie powiedzieć - zwinął. Przynajmniej to, co było rzeczywiście zniszczone na tyle, że zamierzał to wyrzucić i się nawet dwa razy nie zastanawiać. Stać ich było przecież na nowe, eleganckie ciuchy. Odrobina olejków przyjemnie koiła zmysły, a śpiew ptaków wpadający przez uchylone okno sprawiał, że Shikarui... po prostu zasnął. Nawet nie wiedział gdzie i kiedy osunęła się jego świadomość, a on się tak ostał, z głową opartą na ręczniku podłożoną pod potylicę. Ze snu wyrwał go szczęk talerzy. I rozmowa, albo raczej jej cień, przemieniający się głos Asaki z Toshiro, choć nawet ich nie rozpoznał przez mgiełkę zaspania. Nie bardzo wiedział, ile czasu minęło - wystarczająco, żeby jego skóra na opuszkach się pofalowała. Domył się porządnie i z westchnięciem dźwignął z wanny, by odziać się w przygotowane ciuchy.
- Dzień dobry. - Przywitał się grzecznie z medykiem, obdarzając go płytkim pokłonem. - Zmęczenie. Dopiero wróciłem. - Jego podpięte włosy nadal były mokre, ale już uczesane i ułożone. Wciąż pachniał delikatną paczulą, piżmem i ledwo wyczuwalną różą jasno wskazującą, że dopiero co wyszedł z kąpieli. - Zmęczenie podróżą. Bok mnie przez cały czas boli. Mój organizm stanął jednak na wysokości zadania. - Oj tak, to był jego osobisty test. I się udało. Śmieszna sprawa - bo to prawda, że Shikarui był cykorem. Ale kiedy już czegoś chciał, to znikały wszystkie hamulce. Tak i strach przed Śmiercią okazywał się błahy. - Zdobyłem oczy do przeszczepu. Mamy również dla ciebie rękę Sabaku - być może zrobisz z niej użytek i się przyda. - Powiedział bez pardonu, gestem zapraszając gościa do tego, by szedł przodem. Sam zszedł zaraz za nim.
- Dobrze cię widzieć, Toshiro. - Odezwał się do Uchihy już na dole. - Podoba ci się nasza posiadłość? Mam nadzieję, że będziesz od dziś częstszym gościem.
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
- Mujin
- Postać porzucona
- Posty: 1143
- Rejestracja: 1 paź 2019, o 22:14
- Wiek postaci: 34
- Ranga: Wyrzutek
- Krótki wygląd: Wysoki (197cm). Kobieca uroda i długie włosy ukryte pod czapką. Wątłej, niepozornej budowy. Maska na twarzy. Bandaże na rękach. Kurta, workowate spodnie, czapka z niewielkim daszkiem. Wszystko w ciemnozielonym kolorze. Lekkie buty ninja.
- Widoczny ekwipunek: Duża torba przy prawym boku, duży zwój na plecach, po bukłaku przy pasie, ręce obwinięte bandażami
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33 ... ab4e4c54f1
- GG/Discord: Wolfig#2761
Re: Posiadłość Sanada
Nie do końca był świadomy upływającego szybko czasu. W natłoku myśli i rzeczy do zrobienia, przez rozpisanie wszystkiego w notatniku, przez zrobienie sobie ogromnej listy rzeczy które powinien zrobić jeszcze przed wyruszeniem w drogę... Wszystko to zajmowało samo w sobie sporo intelektualnego paliwa. Musiał pamiętać o spisaniu swoich technik, o krysztale Asaki, o pobraniu odpowiednich próbek krwi, wreszcie o zrobieniu sekcji zwłok tego Jugo. I odkryciu dlaczego jego robaki znikały po kontakcie ledwie z tymi potworami. I niestety dlaczego nie nosił przy sobie większej ilości zwojów na zwłoki? No właśnie nie miał bladego pojęcia dlaczego! To był taki ogromny błąd w jego wykonaniu, że to aż dziwne! Dlaczego nie pomyślał o tym, że może pojawić się sporo ofiar? Sporo trupów? No właśnie powinien. Nie zakładał że będą to akurat ci, których będzie leczył on, ale jakby ktoś inny padł... Powinien być gotowy, niestety. I niestety nie podołał. Kolejny błąd, Mujin, kolejny błąd.
Mujin napotkał Shikaruia, w końcu. Nie było go trochę i Mujin powoli zaczynał się o niego martwić. Wiedział że nie był w najlepszej kondycji, a mimo to poszedł samotnie. Nie miał pojęcia dokładnie po co, bo nie chciano mu powiedzieć, ale przecież nie miał zamiaru drążyć tego tematu z Asaką. Zwłaszcza przy ludziach. Chciał się rozmówić odnośnie tego jak już wróci. Ale nadal wstrzymywał się przed podjęciem tego tematu. Asaka powiedziała mu o obiedzie, to oczywiście przyjął z akceptacją. Przynajmniej będąc tutaj miał zapewnione godne warunki i posiłki, za dobre aż nawet. Jak na człowieka który nie przywykł do wielu wygód świata doczesnego i żył w miarę skromnie, to tutaj był traktowany prawie jak jakiś bogaty kupiec albo szlachcic innego kalibru. A pyszny posiłek wliczał się w cenę. I tak, miał małe problemy ze złapaniem jednego konkretnego wątku.
- A. To dobrze. Dobrze. Cieszę się. A tym bokiem też trzeba się zająć. Mogę to zrobić kiedy zechcesz, po obiedzie chociażby. - odpowiedział z lekka zaskoczony, głównie tą ręką. Kurka, od kogo właściwie? No dobre pytanie. I czy ten właściciel ręki nadal żyje, o to jest pytanie ważne. No i oczywiście oczy. Też dobre pytanie od kogo. Tak, powiedział też "cieszę się". Może dlatego że autentycznie cieszyl się, że Shikarui wrócił żywy. I też pewnie dlatego, że w jego masce niewiele emocji było widzianych z perspektywy drugiej osoby. Oczywiście nie powie "jestem wściekły" albo "jestem niezadowolony" ale no.
Dał się sprowadzić na dół, w końcu. Nie żeby nie chciał, ale jak już wszyscy schodzili to i on powinien się tam pojawić. Uchiha ponownie zebrał sobie uwagę wszystkich, tym razem przez fakt że tutaj był. Shikarui wspomniał coś o częstszym goszczeniu, więc i on sam raczej nie był stałym bywalcem i przyjacielem domu. Okej, warto było może to sobie zapamiętać. No i jego oczy... Nie miał rzecz jasna zamiaru mu ich zabierać, skądże znowu. Ale przez chwilę pojawiła się taka krótka myśl. Zresztą no jakim kretynem i niemoralną jednostką musiałby być, żeby ratować życie człowieka i zabierać mu oczy dzień później? Aktualnie po prostu kręcił się obok Shikaruia, oczekując na posiłek. A po nim prawdopodobnie weźmie się do roboty. O ile inni będą mieli taki sam zamiar, bo on na pewno miał.
Mujin napotkał Shikaruia, w końcu. Nie było go trochę i Mujin powoli zaczynał się o niego martwić. Wiedział że nie był w najlepszej kondycji, a mimo to poszedł samotnie. Nie miał pojęcia dokładnie po co, bo nie chciano mu powiedzieć, ale przecież nie miał zamiaru drążyć tego tematu z Asaką. Zwłaszcza przy ludziach. Chciał się rozmówić odnośnie tego jak już wróci. Ale nadal wstrzymywał się przed podjęciem tego tematu. Asaka powiedziała mu o obiedzie, to oczywiście przyjął z akceptacją. Przynajmniej będąc tutaj miał zapewnione godne warunki i posiłki, za dobre aż nawet. Jak na człowieka który nie przywykł do wielu wygód świata doczesnego i żył w miarę skromnie, to tutaj był traktowany prawie jak jakiś bogaty kupiec albo szlachcic innego kalibru. A pyszny posiłek wliczał się w cenę. I tak, miał małe problemy ze złapaniem jednego konkretnego wątku.
- A. To dobrze. Dobrze. Cieszę się. A tym bokiem też trzeba się zająć. Mogę to zrobić kiedy zechcesz, po obiedzie chociażby. - odpowiedział z lekka zaskoczony, głównie tą ręką. Kurka, od kogo właściwie? No dobre pytanie. I czy ten właściciel ręki nadal żyje, o to jest pytanie ważne. No i oczywiście oczy. Też dobre pytanie od kogo. Tak, powiedział też "cieszę się". Może dlatego że autentycznie cieszyl się, że Shikarui wrócił żywy. I też pewnie dlatego, że w jego masce niewiele emocji było widzianych z perspektywy drugiej osoby. Oczywiście nie powie "jestem wściekły" albo "jestem niezadowolony" ale no.
Dał się sprowadzić na dół, w końcu. Nie żeby nie chciał, ale jak już wszyscy schodzili to i on powinien się tam pojawić. Uchiha ponownie zebrał sobie uwagę wszystkich, tym razem przez fakt że tutaj był. Shikarui wspomniał coś o częstszym goszczeniu, więc i on sam raczej nie był stałym bywalcem i przyjacielem domu. Okej, warto było może to sobie zapamiętać. No i jego oczy... Nie miał rzecz jasna zamiaru mu ich zabierać, skądże znowu. Ale przez chwilę pojawiła się taka krótka myśl. Zresztą no jakim kretynem i niemoralną jednostką musiałby być, żeby ratować życie człowieka i zabierać mu oczy dzień później? Aktualnie po prostu kręcił się obok Shikaruia, oczekując na posiłek. A po nim prawdopodobnie weźmie się do roboty. O ile inni będą mieli taki sam zamiar, bo on na pewno miał.
0 x
- Toshiro
- Posty: 1355
- Rejestracja: 25 lis 2018, o 23:42
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Akoraito | San
- Krótki wygląd: Ubiór: https://i.imgur.com/4b7w2iP.png
Maska: https://i.imgur.com/NQByJxc.png - Widoczny ekwipunek: 2 wakizashi przy lewym boku, duża torba na dole pleców
- Link do KP: viewtopic.php?p=105025#p105025
- GG/Discord: Harikken#4936
Re: Posiadłość Sanada
Oczywiście nie chodziło mu tylko i wyłącznie o to, że jest innej krwi. Nie miało to dużego znaczenia, ponieważ od dziecka przecież się tutaj wychowywał i przynajmniej większość traktowała go przecież jak swojego. Wystarczyło to tylko dostrzec, a nie doszukiwać się w każdym wroga tylko czekającego na odsłonięcie się. Gdyby ktoś chciał, to pewnie dawno już by nie żył, więc takie gadanie mógł już dawno pozostawić w tyle. W końcu to zrozumiał. Tym razem chodziło mu o coś zupełnie innego. Charakter. Toshiro zdecydowanie nie potrafił dogadywać się z ludźmi z różnych powodów. Wcześniej przez manię prześladowania, a teraz? Teraz przez to, że wkurzała go jego bezsilność i chciał załatwiać wszystko na już i teraz. Nie było przecież czasu do stracenia, zagrożenie mogło nadejść z w każdej chwili z każdej strony, prawda? Niemożność wstrzelenia się w to czego by od niego oczekiwano. Podnoszenie sobie poprzeczki za wysoko jak na siebie, bo kim przecież był? Jakimś marnym Doko. Tak, dalej pamiętał tę przyganę i choć ranga, czy też status społeczny nie miał dla niego żadnego znaczenia, to jednak coś w tym było. Widział to. Niejednokrotnie, a najbardziej było widoczne przy takich wydarzeniach jak to. Och jak bardzo chciał to zmienić, ale dalej pozostawał wobec tego zupełnie bezsilny. Nishiyama przecież zawsze chciał dobrze, kroczył tylko niewłaściwymi ścieżkami do swojego celu. Chłopak uśmiechnął się ciepło do Asaki, a minę miał jakby był w lekkiej zadumie, gdy ta powiedziała mu o parce kruków.
-Hm. To może dla mnie też jest jeszcze jakaś nadzieja.- równie powalona, albo nawet bardziej, była od niego chyba tylko Youmu, z którą chyba na szczęście nie miał przyjemności za bardzo zawalczyć, ale można by powiedzieć, że miał przyjemność trochę czasu spędzić.
-Zauważyłem, nawet się mnie nie wystraszył. Wydają się być oswojone z obecnością ludzi.- tak jak i on powoli i to bardzo powoli oswajał się z faktami, które powinny dotrzeć do niego już bardzo dawno. -Widziałem, że wrócił dlatego zostałem w ogrodzie. Chciałem dać Wam się przywitać. Oczywiście, z chęcią z Wami zjem. Dziękuję i do zobaczenia za pół godziny w takim razie.- odparł i pozwolił jej odejść gdy ta zgodziła się porozmawiać z nim nieco później. Tak na prawdę rozmowa może być bardzo szybka, ot przekazanie informacji i koniec, ale wolałby nie mówić tego chociażby przy Mujinie, przy którym być może Asaka nie chciała się chwalić takim pochodzeniem, bo ten nie mógł przecież wiedzieć, że jej wcześniejsze nazwisko to Mori.
Minął wyznaczony czas. Toshiro lekko się zamyślił przez co przyszedł jako ostatni, można by powiedzieć, że lekko spóźniony. Widok Shikaruia w sumie wcale nie poprawił mu humoru. Ot, po prostu nieco się uspokoił widząc, że jest cały, ale z drugiej strony dalej nie rozumiał jak mógł zostawić swoją żonę w ciąży, by załatwić jakieś sprawy .
-Ciebie również, Shikarui. Mam nadzieję, że sprawy załatwione. Trochę ci zeszło, ale dobrze, że jesteś cały.- ot, mały pstryczek, ale hej, przecież znali się trochę czasu. Przy okazji zmierzył go od stóp do głów, aby rzeczywiście zobaczyć, czy niczego mu nie brakuje. Jakiegoś palca, ręki, nogi, czy coś. Wszystko wydawało się być jednak w porządku. -Nawet bardzo. A te gorące źródła niedaleko? Wspaniały pomysł. Jeśli kiedyś przyjdzie mi do głowy budować dom to na pewno postawię go w podobnej okolicy, a o taką tutaj nie powinno być aż tak trudno.- odpowiedział na pierwsze pytanie i w międzyczasie zastanawiał się nad tym jak wybrnąć z drugiej. Ich relacje nie były jeszcze pewne, ani naprawione, nie miał pojęcia co z tego wyjdzie, więc ciężko było mu w tej chwili na coś takiego odpowiedzieć dlatego po prostu lekko się uśmiechnął.
-Różnie to bywa, szczególnie w moim przypadku, ale ja też mam taką nadzieję.- nie słynął przecież z tego, że siedział na dupie w jednym miejscu, raczej odkąd zdobył odpowiednie kwalifikacje to nie zagrzewał miejsca w domu na długo. Zazwyczaj wybywał na podróże i długo nie wracał. Tak po prostu miał. Był raczej typem wędrowca, więc jego odpowiedź nie powinna ich zdziwić, czy też obrazić.
-Hm. To może dla mnie też jest jeszcze jakaś nadzieja.- równie powalona, albo nawet bardziej, była od niego chyba tylko Youmu, z którą chyba na szczęście nie miał przyjemności za bardzo zawalczyć, ale można by powiedzieć, że miał przyjemność trochę czasu spędzić.
-Zauważyłem, nawet się mnie nie wystraszył. Wydają się być oswojone z obecnością ludzi.- tak jak i on powoli i to bardzo powoli oswajał się z faktami, które powinny dotrzeć do niego już bardzo dawno. -Widziałem, że wrócił dlatego zostałem w ogrodzie. Chciałem dać Wam się przywitać. Oczywiście, z chęcią z Wami zjem. Dziękuję i do zobaczenia za pół godziny w takim razie.- odparł i pozwolił jej odejść gdy ta zgodziła się porozmawiać z nim nieco później. Tak na prawdę rozmowa może być bardzo szybka, ot przekazanie informacji i koniec, ale wolałby nie mówić tego chociażby przy Mujinie, przy którym być może Asaka nie chciała się chwalić takim pochodzeniem, bo ten nie mógł przecież wiedzieć, że jej wcześniejsze nazwisko to Mori.
Minął wyznaczony czas. Toshiro lekko się zamyślił przez co przyszedł jako ostatni, można by powiedzieć, że lekko spóźniony. Widok Shikaruia w sumie wcale nie poprawił mu humoru. Ot, po prostu nieco się uspokoił widząc, że jest cały, ale z drugiej strony dalej nie rozumiał jak mógł zostawić swoją żonę w ciąży, by załatwić jakieś sprawy .
-Ciebie również, Shikarui. Mam nadzieję, że sprawy załatwione. Trochę ci zeszło, ale dobrze, że jesteś cały.- ot, mały pstryczek, ale hej, przecież znali się trochę czasu. Przy okazji zmierzył go od stóp do głów, aby rzeczywiście zobaczyć, czy niczego mu nie brakuje. Jakiegoś palca, ręki, nogi, czy coś. Wszystko wydawało się być jednak w porządku. -Nawet bardzo. A te gorące źródła niedaleko? Wspaniały pomysł. Jeśli kiedyś przyjdzie mi do głowy budować dom to na pewno postawię go w podobnej okolicy, a o taką tutaj nie powinno być aż tak trudno.- odpowiedział na pierwsze pytanie i w międzyczasie zastanawiał się nad tym jak wybrnąć z drugiej. Ich relacje nie były jeszcze pewne, ani naprawione, nie miał pojęcia co z tego wyjdzie, więc ciężko było mu w tej chwili na coś takiego odpowiedzieć dlatego po prostu lekko się uśmiechnął.
-Różnie to bywa, szczególnie w moim przypadku, ale ja też mam taką nadzieję.- nie słynął przecież z tego, że siedział na dupie w jednym miejscu, raczej odkąd zdobył odpowiednie kwalifikacje to nie zagrzewał miejsca w domu na długo. Zazwyczaj wybywał na podróże i długo nie wracał. Tak po prostu miał. Był raczej typem wędrowca, więc jego odpowiedź nie powinna ich zdziwić, czy też obrazić.
0 x
- Asaka
- Postać porzucona
- Posty: 1496
- Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
- Wiek postaci: 27
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
- Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5564
- Aktualna postać: Airan
Re: Posiadłość Sanada
Mniej się teraz kontrolowała, to na pewno. Nigdy nie była w tym dobra, i zawsze potrafiła wybuchnąć, rąbnąć dłonią o stół i ryknąć „dość”, albo inne takie, ale teraz trudno było przewidzieć jak dokładnie się się zachowa, jak zareaguje, co powie i co zrobi. Pewnie zaskakiwała tym nawet siebie i męczyło ją to, że w jednym dniu potrafi w ciągu chwili tak naprawdę zmienić nastrój. Wściec się o byle co, płakać o byle co, a potem tulić się do Shikiego i cieszyć… nie wiadomo z czego. Całe szczęście, że SHikarui był tak cierpliwy i rzadko się denerwował, bo musiało być to dla otoczenia bardzo denerwujące i męczące tak na dłuższą metę.
- No, i lepiej o tym pamiętaj. To działa też w drugą stronę – wybuczała do niego, nim poszła sobie w swoją stronę, zostawiając Shikiego samego w łazience, z balią, wodą i jego przemyśleniami.
- Daj spokój, całe życie masz przed sobą, więc jakie „jeszcze”? – parsknęła wręcz śmiechem, takim serdecznym, na słowa Toshiro. Całe życie… No, z shinobimi to było różnie, średnia wieku 20 lat czy coś w ten deseń, ale Nishiyama sobie radził. Asaka zresztą wierzyła, że przed nimi jeszcze dłuuugie lata życia. - Tak, praktycznie od początku takie były. Nic się nie boją. Na tego kota leniucha też tylko kłapią dziobem – mieli tu takiego kota, co w stajni dla koni myszy gonił… czasami. A potem leżał leniuszek brzuszkiem do góry i prosił o głaskanie.
Obdarzyła go jeszcze jednym uśmiechem, kiedy stwierdził, że chciał dać czas jej i Sanadzie i wróciła do kuchni, dopilnować obiadu już do końca.
- Siadajcie, zaraz podam wszystko – powiedziała, odwracając się do… no do trójki facetów, którzy jak na zawołanie, punktualnie wleźli do kuchni. Zaprosiła ich do niskiego, tradycyjnego stołu, przy którym siedziało się na podłodze – a właściwie to siedziało się na nogach, na poduszkach, które były wokół niego rozstawione. Zaraz postawiła też przed nimi miskę ryżu i mięsa z sosem – każdy miał sobie nałożyć tyle ile chciał, no i herbatę i sake, co kto lubił. Ona sama piła herbatę, alkoholu nie dotykając i mężowi też herbatę wcisnęła, nawet nie pytając go o zdanie. Nadal był przecież ranny, nerka go bolała to i nie było mowy o czymś mocniejszym. Sama zasiadła tuż obok niego i zjadła trochę (a jak na nią to i tak całkiem sporo), zagadując co jakiś czas, żeby rzucić jakimś lekkim tematem.
- Trzeba się jak najszybciej zająć twoją raną – powiedziała w końcu, gdy wszyscy już zjedli, zwracając się właściwie głownie do SHikiego, ale nie tylko. - Nie możesz tam z tym chodzić dłużej, już i tak wystarczająco się z tym namęczyłeś. A potem może być gorzej – dodała jeszcze i przeniosła swoje spojrzenie na Mujina. - Mujin-san, mogę cię o to prosić? Ja na ten moment więcej nie zdziałam – mówił jej już wcześniej, ze się tym zajmie, ale i tak grzecznie było poprosić raz jeszcze. - Możecie skorzystać z mojego pokoju, tego zaciemnionego. Albo z sypialni, jeśli będzie tak wygodniej – w sypialni Shiki miał się gdzie położyć, żeby wygodnie było Mujinowi przeprowadzić leczenie i badanie go, zaś w tym zaciemnionym pokoju miała zioła i różne specyfiki, z których być może medyk musiałby skorzystać. Wybór pozostawiała jednak jemu.
Tym samym wstała więc od stołu, żeby pomalutku zacząć zbierać puste naczynia, które później zamierzała… zutylizować, bo wygodnicko używała do tego swojego kryształu, który mogła później wyparować i nic nie trzeba było myć. Tak czy siak trzeba było trochę tu oprzątnąć – i wstając lekko przejechała palcami po włosach męża; to był jeden z tych nielicznych, czułych gestów przy publiczności. Później zaś, jeśli Mujin i Shikarui poszli zająć się jego nerką, to liczyła na to, że Toshiro tutaj zostanie – w końcu chciał porozmawiać. I ona chyba też powinna z nim pomówić o sytuacji z Yamim.
- To jak? Chciałeś porozmawiać – odezwała się do mężczyzny w końcu, siadając znowu przy stole – teraz już pustym – z kolejną czarką herbaty, bo tych ostatnio piła sporo. - Mam nadzieję, że obiad smakował.
- No, i lepiej o tym pamiętaj. To działa też w drugą stronę – wybuczała do niego, nim poszła sobie w swoją stronę, zostawiając Shikiego samego w łazience, z balią, wodą i jego przemyśleniami.
- Daj spokój, całe życie masz przed sobą, więc jakie „jeszcze”? – parsknęła wręcz śmiechem, takim serdecznym, na słowa Toshiro. Całe życie… No, z shinobimi to było różnie, średnia wieku 20 lat czy coś w ten deseń, ale Nishiyama sobie radził. Asaka zresztą wierzyła, że przed nimi jeszcze dłuuugie lata życia. - Tak, praktycznie od początku takie były. Nic się nie boją. Na tego kota leniucha też tylko kłapią dziobem – mieli tu takiego kota, co w stajni dla koni myszy gonił… czasami. A potem leżał leniuszek brzuszkiem do góry i prosił o głaskanie.
Obdarzyła go jeszcze jednym uśmiechem, kiedy stwierdził, że chciał dać czas jej i Sanadzie i wróciła do kuchni, dopilnować obiadu już do końca.
- Siadajcie, zaraz podam wszystko – powiedziała, odwracając się do… no do trójki facetów, którzy jak na zawołanie, punktualnie wleźli do kuchni. Zaprosiła ich do niskiego, tradycyjnego stołu, przy którym siedziało się na podłodze – a właściwie to siedziało się na nogach, na poduszkach, które były wokół niego rozstawione. Zaraz postawiła też przed nimi miskę ryżu i mięsa z sosem – każdy miał sobie nałożyć tyle ile chciał, no i herbatę i sake, co kto lubił. Ona sama piła herbatę, alkoholu nie dotykając i mężowi też herbatę wcisnęła, nawet nie pytając go o zdanie. Nadal był przecież ranny, nerka go bolała to i nie było mowy o czymś mocniejszym. Sama zasiadła tuż obok niego i zjadła trochę (a jak na nią to i tak całkiem sporo), zagadując co jakiś czas, żeby rzucić jakimś lekkim tematem.
- Trzeba się jak najszybciej zająć twoją raną – powiedziała w końcu, gdy wszyscy już zjedli, zwracając się właściwie głownie do SHikiego, ale nie tylko. - Nie możesz tam z tym chodzić dłużej, już i tak wystarczająco się z tym namęczyłeś. A potem może być gorzej – dodała jeszcze i przeniosła swoje spojrzenie na Mujina. - Mujin-san, mogę cię o to prosić? Ja na ten moment więcej nie zdziałam – mówił jej już wcześniej, ze się tym zajmie, ale i tak grzecznie było poprosić raz jeszcze. - Możecie skorzystać z mojego pokoju, tego zaciemnionego. Albo z sypialni, jeśli będzie tak wygodniej – w sypialni Shiki miał się gdzie położyć, żeby wygodnie było Mujinowi przeprowadzić leczenie i badanie go, zaś w tym zaciemnionym pokoju miała zioła i różne specyfiki, z których być może medyk musiałby skorzystać. Wybór pozostawiała jednak jemu.
Tym samym wstała więc od stołu, żeby pomalutku zacząć zbierać puste naczynia, które później zamierzała… zutylizować, bo wygodnicko używała do tego swojego kryształu, który mogła później wyparować i nic nie trzeba było myć. Tak czy siak trzeba było trochę tu oprzątnąć – i wstając lekko przejechała palcami po włosach męża; to był jeden z tych nielicznych, czułych gestów przy publiczności. Później zaś, jeśli Mujin i Shikarui poszli zająć się jego nerką, to liczyła na to, że Toshiro tutaj zostanie – w końcu chciał porozmawiać. I ona chyba też powinna z nim pomówić o sytuacji z Yamim.
- To jak? Chciałeś porozmawiać – odezwała się do mężczyzny w końcu, siadając znowu przy stole – teraz już pustym – z kolejną czarką herbaty, bo tych ostatnio piła sporo. - Mam nadzieję, że obiad smakował.
0 x
赤 · 水 · 晶

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: Posiadłość Sanada
- Skorzystam z propozycji. - Tak, bok bolał. Tak, nie było to przyjemne. I tak - nosił się z tym przez ostatnich kilka dni, co wcale nie pomagało. Ale do bólu, widzisz, naprawdę można się przyzwyczaić. Można nauczyć się z nim żyć i sobie z nim radzić. Jedni wytrzymali go dłużej, inni nie radzili sobie wcale. Byłby zawiedziony samym sobą, gdyby po latach treningu nie radził sobie z czymś takim. Gdyby to miało go powstrzymać i w decydującym momencie powalić na kolana. Nie to, żeby się nie podniósł. Był w końcu wyjątkowo upierdliwym skurwielem, którego ciężko się pozbyć.
- Właściwie zajęło mi to ledwie chwilę. - Uśmiechnął się w kierunku Toshiro, spoglądając na niego. Widać było, że rzeczywiście chłopak miał się już dobrze. Żeby jednak załapać, że to był jakikolwiek pstryczek w nos, Shikarui musiałby... chyba nie być sobą. Albo skupić wszystkie swoje myśli na konwersacji, żeby prawidłowo przetwarzać ludzkie emocje i skomplikowane uwarunkowania myślowe, którymi te chodziły. W końcu Shikaruiego można było oskarżać o wiele rzeczy, ale na pewno nie o empatię. - Jeśli - to dobre słowo. Nie da się zamknąć wiatru w domu, nawet zamykając wszystkie okna. - Toshiro i osiadanie w jednym punkcie, co..? Dopiero co wyruszył w podróże, udowadniając przez ostatnie lata, że za nic miał osoby, które się o niego martwiły. Przykład Akiego nauczył Shikaruiego sporo. Tak jak przyznał Hanowi rację - Uchiha po prostu nie można ufać. Nadają się tylko do tego, o czym mówiła cała jego rodzina.
Do wyrżnięcia.
Jak to więc dobrze, że Toshiro nie miał na nazwisko "Uchiha". W innym wypadku mógłby być potencjalnie zaniepokojony o swoje zdrowie.
- Dziękuję za to, co zrobiłeś w Oniniwie. - Zwrócił się do Toshiro, kiedy wszyscy już usiedli i Asaka zaczęła przynosić dania na stół. - Jesteśmy kwita. - Shikarui nie miał pamięci do wielu rzeczy. Ale pamiętał doskonale każdy dług i wszystkie małe rzeczy, które mu się nie podobały i za które odpłacić się zamierzał. Zazwyczaj odpłata była o wiele większa, niż chciało się w ogóle o tym myśleć. Toshiro zebrał już przynajmniej dwie - pierwszą przy swoim genjutsu, zaś druga była sumą jego wyznania uczuć i czynu na arenie. Ale jego czyn wyzerował licznik. Toshiro nie był podobny do kruków. Kruki były diabelnie inteligentnymi stworzeniami, posłańcami samej Muerte. Jej wiernymi towarzyszami i przyjaciółmi. Niee, Toshiro był jak kot. Czarny kot, który przynosił tylko nieszczęście. Gdyby Shikarui poświęcił temu chwilę przemyśleń dotarłby do wniosku, że Toshiro to drugi prawdziwie przeklęty Uchiha - przez swoje własne obsesje i zafiksowanie na własnym punkcie.
Ze względu na fakt, że Shikarui i tak nie pijał sake to nie był tematu. Nie byłoby też tematu, gdyby ją chciał wypić - bo poszedłby i ją po prostu wypił. Musiałby jej naprawdę bardzo, bardzo chcieć. Chociaż już chyba wtedy nie jej samej, a wersji końcowej. Operacja "zniszczenie" była jednak bardzo niepożądana, zwłaszcza, że czarnowłosy nie znosił utraty kontroli. Moje ciało moją świątynią, jak to mawiają. Dlatego herbata była wystarczająca. Ba! Była dokładnie tym, czego było mu potrzeba.
- Wiem. Już zamieniłem kilka słów z Mujinem. - Odpowiedział Asace, kiedy ta zaczęła o zajęciu się raną. - Ból to szlachetne doświadczenie. Hartuje - przede wszystkim umysł. - W innym wypadku chyba nie byłby w stanie tego znieść. Tymczasem jednak znosił wszystko całkiem nieźle. Przez ten hart, jaki doświadczył przez całe swoje życie. - Zechcesz przy okazji zbadać pieczęć? Tak jak obiecywałem. - Odezwał się do Mujina, kiedy już odeszli od stołu i poprowadził medyka do jednego z pokoi. W zależności od tego, do którego było mu wygodniej.
- Właściwie zajęło mi to ledwie chwilę. - Uśmiechnął się w kierunku Toshiro, spoglądając na niego. Widać było, że rzeczywiście chłopak miał się już dobrze. Żeby jednak załapać, że to był jakikolwiek pstryczek w nos, Shikarui musiałby... chyba nie być sobą. Albo skupić wszystkie swoje myśli na konwersacji, żeby prawidłowo przetwarzać ludzkie emocje i skomplikowane uwarunkowania myślowe, którymi te chodziły. W końcu Shikaruiego można było oskarżać o wiele rzeczy, ale na pewno nie o empatię. - Jeśli - to dobre słowo. Nie da się zamknąć wiatru w domu, nawet zamykając wszystkie okna. - Toshiro i osiadanie w jednym punkcie, co..? Dopiero co wyruszył w podróże, udowadniając przez ostatnie lata, że za nic miał osoby, które się o niego martwiły. Przykład Akiego nauczył Shikaruiego sporo. Tak jak przyznał Hanowi rację - Uchiha po prostu nie można ufać. Nadają się tylko do tego, o czym mówiła cała jego rodzina.
Do wyrżnięcia.
Jak to więc dobrze, że Toshiro nie miał na nazwisko "Uchiha". W innym wypadku mógłby być potencjalnie zaniepokojony o swoje zdrowie.
- Dziękuję za to, co zrobiłeś w Oniniwie. - Zwrócił się do Toshiro, kiedy wszyscy już usiedli i Asaka zaczęła przynosić dania na stół. - Jesteśmy kwita. - Shikarui nie miał pamięci do wielu rzeczy. Ale pamiętał doskonale każdy dług i wszystkie małe rzeczy, które mu się nie podobały i za które odpłacić się zamierzał. Zazwyczaj odpłata była o wiele większa, niż chciało się w ogóle o tym myśleć. Toshiro zebrał już przynajmniej dwie - pierwszą przy swoim genjutsu, zaś druga była sumą jego wyznania uczuć i czynu na arenie. Ale jego czyn wyzerował licznik. Toshiro nie był podobny do kruków. Kruki były diabelnie inteligentnymi stworzeniami, posłańcami samej Muerte. Jej wiernymi towarzyszami i przyjaciółmi. Niee, Toshiro był jak kot. Czarny kot, który przynosił tylko nieszczęście. Gdyby Shikarui poświęcił temu chwilę przemyśleń dotarłby do wniosku, że Toshiro to drugi prawdziwie przeklęty Uchiha - przez swoje własne obsesje i zafiksowanie na własnym punkcie.
Ze względu na fakt, że Shikarui i tak nie pijał sake to nie był tematu. Nie byłoby też tematu, gdyby ją chciał wypić - bo poszedłby i ją po prostu wypił. Musiałby jej naprawdę bardzo, bardzo chcieć. Chociaż już chyba wtedy nie jej samej, a wersji końcowej. Operacja "zniszczenie" była jednak bardzo niepożądana, zwłaszcza, że czarnowłosy nie znosił utraty kontroli. Moje ciało moją świątynią, jak to mawiają. Dlatego herbata była wystarczająca. Ba! Była dokładnie tym, czego było mu potrzeba.
- Wiem. Już zamieniłem kilka słów z Mujinem. - Odpowiedział Asace, kiedy ta zaczęła o zajęciu się raną. - Ból to szlachetne doświadczenie. Hartuje - przede wszystkim umysł. - W innym wypadku chyba nie byłby w stanie tego znieść. Tymczasem jednak znosił wszystko całkiem nieźle. Przez ten hart, jaki doświadczył przez całe swoje życie. - Zechcesz przy okazji zbadać pieczęć? Tak jak obiecywałem. - Odezwał się do Mujina, kiedy już odeszli od stołu i poprowadził medyka do jednego z pokoi. W zależności od tego, do którego było mu wygodniej.
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
- Mujin
- Postać porzucona
- Posty: 1143
- Rejestracja: 1 paź 2019, o 22:14
- Wiek postaci: 34
- Ranga: Wyrzutek
- Krótki wygląd: Wysoki (197cm). Kobieca uroda i długie włosy ukryte pod czapką. Wątłej, niepozornej budowy. Maska na twarzy. Bandaże na rękach. Kurta, workowate spodnie, czapka z niewielkim daszkiem. Wszystko w ciemnozielonym kolorze. Lekkie buty ninja.
- Widoczny ekwipunek: Duża torba przy prawym boku, duży zwój na plecach, po bukłaku przy pasie, ręce obwinięte bandażami
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33 ... ab4e4c54f1
- GG/Discord: Wolfig#2761
Re: Posiadłość Sanada
Oczywiście że było widać jego ból, przez czujnym okiem Mujina nie ukryje się nic związanego z medycyną. Bliższa inspekcja będzie ewidentnie wymagana, diagnoza nie może być przeprowadzana "na oko", a wyłącznie z całym dobrodziejstwem inwentarza Mujina. Nie tak robił profesjonalny medyk, nie tak robił ten Aburame. Najchętniej zrobiłby to już tam na miejscu, kiedy jeszcze jego chakra teoretycznie na to pozwalała. Co najwyżej wyssałby jej nieco od swojego mobilnego pojemnika albo pożyczył od kogo innego. Ale mógłby to zrobić na miejscu, gdyby Shikarui nie poszedł tak szybko. No i nieleczone od razu rany mogą się rozrosnąć, nastąpić powikłania i inne zapalenia. Teoretycznie mógł naprawić mechaniczne uszkodzenia, ale co jeśli będą miały wpływ na inne elementy ciała? Pozornie niepowiązane? Jak to rozwiąże? No właśnie to może być spory problem! Gdyby tylko miał więcej chakry i bardziej zwracał uwagę na rany odniesione przez ludzi wokoło niego... Kolejne przeoczenie, Mujin. Kolejne przeoczenie. Ale też kolejna rzecz do wyciągnięcia z niej lekcji.
Po tym jak Shikarui uspokoił nieco Mujina zgodą na przeprowadzenie na nim zabiegu całkiem szybko, to zeszli na dół. Tam Mujin zajął się ponownie sobą, siadając do stołu i wyjmując ponownie notatnik. Krzątający się domownicy mogli zobaczyć jak zapisuje coś na nim szybkimi ruchami. Coś o robakach, o lepszym statywie medycznym. O kontroli gazów rozproszonych w powietrzu. Ewidentnie sporo rzeczy różnego kalibru ale wszystkie mniej więcej powiązane z medycyną. Mujin pisał różnymi rozmiarami liter, w zależności od tego czy chciał zostać przeczytany czy nie. Na tej nowej stronie pisał literami normalnymi. Nie bał się potencjalnego przeczytania, to miał na całkowicie innych stronach.
Stwierdzenie Asaki odnośnie zajęcia się raną było jak najbardziej sensowne i poprawne, nie miał zamiaru się z tym użerać. Im szybciej tym lepiej. No i zajmowała się tym Asaka, co prawda, ale jej poziom medycznych jutsu odbiegał od wysokiego standardu Mujina jaki przyjął i wyrobił sobie na przestrzeni lat medycznej praktyki. - Oczywiście. Dowolny pokój będzie dobry, wystarczy że będzie coś do położenia się. - raz jeszcze potwierdził. Wstał od stołu. Przywykł już do kuchni Asaki i, jak zawsze, była bardzo smaczna. Nie mógł na nic narzekać, sam lepiej by nie zrobił. A co do obejrzenia pieczęci... naprawdę chciał, bardzo chciał to zobaczyć. Kiwnął jedynie głową na Shikaruiową propozycję. I poszedł z nim do bardziej ustronnego miejsca. To gdzie dokładnie, to było już bez znaczenia. Grunt żeby miał nieco spokoju.
- No to pokazuj gdzie. I co na ten temat mówiła Asaka. - powiedział, gdy tylko znaleźli się w tym pomieszczeniu. Opinia Asaki mimo wszystko znaczenie miała, była wszak kompetentnym medykiem i na rzeczy się znała, po prostu nie tak dobrze jak on. Nie czuł jednak potrzeby śpieszenia się, robota musiała zostać wykonana poprawnie albo wcale. No i zamierzał też zbadać pieczęć Shikaruia. Nie wiedział jak dokładnie może ją zbadać przy swoich aktualnych możliwościach, ale miał zamiar spróbować tak czy siak.
Po tym jak Shikarui uspokoił nieco Mujina zgodą na przeprowadzenie na nim zabiegu całkiem szybko, to zeszli na dół. Tam Mujin zajął się ponownie sobą, siadając do stołu i wyjmując ponownie notatnik. Krzątający się domownicy mogli zobaczyć jak zapisuje coś na nim szybkimi ruchami. Coś o robakach, o lepszym statywie medycznym. O kontroli gazów rozproszonych w powietrzu. Ewidentnie sporo rzeczy różnego kalibru ale wszystkie mniej więcej powiązane z medycyną. Mujin pisał różnymi rozmiarami liter, w zależności od tego czy chciał zostać przeczytany czy nie. Na tej nowej stronie pisał literami normalnymi. Nie bał się potencjalnego przeczytania, to miał na całkowicie innych stronach.
Stwierdzenie Asaki odnośnie zajęcia się raną było jak najbardziej sensowne i poprawne, nie miał zamiaru się z tym użerać. Im szybciej tym lepiej. No i zajmowała się tym Asaka, co prawda, ale jej poziom medycznych jutsu odbiegał od wysokiego standardu Mujina jaki przyjął i wyrobił sobie na przestrzeni lat medycznej praktyki. - Oczywiście. Dowolny pokój będzie dobry, wystarczy że będzie coś do położenia się. - raz jeszcze potwierdził. Wstał od stołu. Przywykł już do kuchni Asaki i, jak zawsze, była bardzo smaczna. Nie mógł na nic narzekać, sam lepiej by nie zrobił. A co do obejrzenia pieczęci... naprawdę chciał, bardzo chciał to zobaczyć. Kiwnął jedynie głową na Shikaruiową propozycję. I poszedł z nim do bardziej ustronnego miejsca. To gdzie dokładnie, to było już bez znaczenia. Grunt żeby miał nieco spokoju.
- No to pokazuj gdzie. I co na ten temat mówiła Asaka. - powiedział, gdy tylko znaleźli się w tym pomieszczeniu. Opinia Asaki mimo wszystko znaczenie miała, była wszak kompetentnym medykiem i na rzeczy się znała, po prostu nie tak dobrze jak on. Nie czuł jednak potrzeby śpieszenia się, robota musiała zostać wykonana poprawnie albo wcale. No i zamierzał też zbadać pieczęć Shikaruia. Nie wiedział jak dokładnie może ją zbadać przy swoich aktualnych możliwościach, ale miał zamiar spróbować tak czy siak.
0 x
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: Posiadłość Sanada
Kiedy Mujin stwierdził, że każde pomieszczenie się nada, Shikarui poprowadził go do pokoju Asaki. Nie chciał w końcu zapaskudzić pościeli. Położyć można się wszędzie, sprowadzenie maty dodatkowo nie było problemem, o ile była konieczna, a wcale nie miał ochoty, żeby tamto miejsce przesiąkło wonią krwi. Wystarczająco jej było wszędzie. Można go było oskarżyć niemal o sentymentalność.
- Nic nie mówiła. - Albo mówiła? Tylko on nie pamiętał? Chwile po przebudzeniu w Wiosce Diabła były bardzo rozmazane, niepewne. Rozmyte. Nasiąknięte mgłą. Potem już tylko była ta wybudzona myśl irytacji. Albo jakoś inaczej to biegło? Coś było wcześniej, a coś pomiędzy? Musiało być. Coś tam musiało się znaleźć. - Moja nerka jest częściowo zniszczona, ale z jakiegoś powodu nie przeszkadza w funkcjonowaniu. - Oznajmił, odwiązując pas obi. Złożył go, odłożył na szafkę. I zaczął ściągać kimono. - To normalne? - Czym jest ta nerka, do czego służyła - tego nie wiedział. Matka nauczyła go, gdzie celować, by bolało najbardziej. Nauczyła, gdzie najlepiej ciąć, by płynęło najwięcej krwi. Znał podstawy, o tu serce, tu płucka, tam splot słoneczny - te, które były niezbędne do zadawania ciosów. Ale kiedy tak myślał o tej nerce, to oprócz tego, że była wrażliwym punktem - nie miał w sumie pojęcia, na co ona była w tym ciele. Najwyraźniej w sumie była jakimś wypełniaczem nikomu nie potrzebnym, który tylko bolał, jeśli tyle czasu był w stanie z nią biegać. Zsunął resztki odzienia z ciała, tak samo odłożył je pieczołowicie na bok i pokazał swoją skórę.
- Tu uderzył przedmiot. Przeleciał na wylot, całkowicie rozerwał bok. - Paskudna blizna nie prezentowała się najpiękniej. Zaleczone medycznym jutsu przez Asakę oraz Kuroia pozostawiło ślad na skórze. A w środku ciągle bolało. - Według mojego Doujutsu mój stan jest stabilny, nie ma zakażenia i nie grożą mi żadne powikłania, ale organ jest uszkodzony. - Innymi słowy - medycy spisali się na medal. Teraz tylko pozostawało naprawić drobny szczególik, którego ani Asaka ani Kuma nie byli w stanie zreperować. Czyli ten nieszczęsny bebech.
Całe pomieszczenie pachniało ziołami. Rzeczywiście był przyciemniony - nic dziwnego, w końcu wytwarzanie na stojącym tu stole alchemicznym produkty wymagały czasem bardzo specyficznego podejścia, z czego pewnie Mujin doskonale zdawał sobie sprawę.
- Czy istnieją medykamenty zdolne wzmocnić fizycznie ciało? Lub takie, które blokują ból tymczasowo? Skutki uboczne mi nie przeszkadzają, o ile występują po działaniu. - Bo jeśli istniały to Shikarui bardzo chętnie by je nabył. Albo podsunął pomysł białowłosej, żeby ta może spróbowała coś stworzyć..? O ile własnie nie podsunął tego pomysłu Mujinowi. To niby prosta rzecz, pomyślałby kto. Taka, na którą każdy powinien wpaść - żeby ninja mogli być jeszcze lepszymi żołnierzami. Tam, gdzie nauka łączyła się ze zdolnościami do mordowania, tam powstawały potwory. A Sanada lubił z siebie robić potwora. Tak i dlatego był całkiem otwarty na eksperymenty, bo przecież nie pójdzie nic nie tak. Czasem należy ryzykować, bo bez ryzyka - nie ma profitów. Na tej podstawie przecież działał cały rynek, cała ekonomia. Na systemie nagrody i ryzyka. W zawodzie ninja działała ta sama zasada - tylko zamiast majątku można było stracić życie.
- Nic nie mówiła. - Albo mówiła? Tylko on nie pamiętał? Chwile po przebudzeniu w Wiosce Diabła były bardzo rozmazane, niepewne. Rozmyte. Nasiąknięte mgłą. Potem już tylko była ta wybudzona myśl irytacji. Albo jakoś inaczej to biegło? Coś było wcześniej, a coś pomiędzy? Musiało być. Coś tam musiało się znaleźć. - Moja nerka jest częściowo zniszczona, ale z jakiegoś powodu nie przeszkadza w funkcjonowaniu. - Oznajmił, odwiązując pas obi. Złożył go, odłożył na szafkę. I zaczął ściągać kimono. - To normalne? - Czym jest ta nerka, do czego służyła - tego nie wiedział. Matka nauczyła go, gdzie celować, by bolało najbardziej. Nauczyła, gdzie najlepiej ciąć, by płynęło najwięcej krwi. Znał podstawy, o tu serce, tu płucka, tam splot słoneczny - te, które były niezbędne do zadawania ciosów. Ale kiedy tak myślał o tej nerce, to oprócz tego, że była wrażliwym punktem - nie miał w sumie pojęcia, na co ona była w tym ciele. Najwyraźniej w sumie była jakimś wypełniaczem nikomu nie potrzebnym, który tylko bolał, jeśli tyle czasu był w stanie z nią biegać. Zsunął resztki odzienia z ciała, tak samo odłożył je pieczołowicie na bok i pokazał swoją skórę.
- Tu uderzył przedmiot. Przeleciał na wylot, całkowicie rozerwał bok. - Paskudna blizna nie prezentowała się najpiękniej. Zaleczone medycznym jutsu przez Asakę oraz Kuroia pozostawiło ślad na skórze. A w środku ciągle bolało. - Według mojego Doujutsu mój stan jest stabilny, nie ma zakażenia i nie grożą mi żadne powikłania, ale organ jest uszkodzony. - Innymi słowy - medycy spisali się na medal. Teraz tylko pozostawało naprawić drobny szczególik, którego ani Asaka ani Kuma nie byli w stanie zreperować. Czyli ten nieszczęsny bebech.
Całe pomieszczenie pachniało ziołami. Rzeczywiście był przyciemniony - nic dziwnego, w końcu wytwarzanie na stojącym tu stole alchemicznym produkty wymagały czasem bardzo specyficznego podejścia, z czego pewnie Mujin doskonale zdawał sobie sprawę.
- Czy istnieją medykamenty zdolne wzmocnić fizycznie ciało? Lub takie, które blokują ból tymczasowo? Skutki uboczne mi nie przeszkadzają, o ile występują po działaniu. - Bo jeśli istniały to Shikarui bardzo chętnie by je nabył. Albo podsunął pomysł białowłosej, żeby ta może spróbowała coś stworzyć..? O ile własnie nie podsunął tego pomysłu Mujinowi. To niby prosta rzecz, pomyślałby kto. Taka, na którą każdy powinien wpaść - żeby ninja mogli być jeszcze lepszymi żołnierzami. Tam, gdzie nauka łączyła się ze zdolnościami do mordowania, tam powstawały potwory. A Sanada lubił z siebie robić potwora. Tak i dlatego był całkiem otwarty na eksperymenty, bo przecież nie pójdzie nic nie tak. Czasem należy ryzykować, bo bez ryzyka - nie ma profitów. Na tej podstawie przecież działał cały rynek, cała ekonomia. Na systemie nagrody i ryzyka. W zawodzie ninja działała ta sama zasada - tylko zamiast majątku można było stracić życie.
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
- Mujin
- Postać porzucona
- Posty: 1143
- Rejestracja: 1 paź 2019, o 22:14
- Wiek postaci: 34
- Ranga: Wyrzutek
- Krótki wygląd: Wysoki (197cm). Kobieca uroda i długie włosy ukryte pod czapką. Wątłej, niepozornej budowy. Maska na twarzy. Bandaże na rękach. Kurta, workowate spodnie, czapka z niewielkim daszkiem. Wszystko w ciemnozielonym kolorze. Lekkie buty ninja.
- Widoczny ekwipunek: Duża torba przy prawym boku, duży zwój na plecach, po bukłaku przy pasie, ręce obwinięte bandażami
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33 ... ab4e4c54f1
- GG/Discord: Wolfig#2761
Re: Posiadłość Sanada
Częściowo zniszczona nerka! Do cholery jasnej, czemu nikt wcześniej mu o tym nie powiedział? To sprawa dość poważna, jakby nie patrzeć. Każde uszkodzenie organu wewnętrznego mogło mieć katastrofalne konsekwencje dla ludzkiego organizmu. Tym poważniejsze, im dłużej uszkodzenie będzie pozostawione samo sobie. Powikłania, i tak dalej i tak dalej. Nie miał zamiaru nawet zastanawiać się nad tym, co mogłoby się stać, bo możliwości było tyle, co samych organów. I tyle co samych organów było stopni uszkodzenia. No i jakość pomocy medycznej. W Kuroia już dawno zwątpił, po tym jak odmówił pomocy rannemu z rozkazu swojego przełożonego. Może miał w istocie jakieś umiejętności, ale nie mógł zaakceptować jego pomocy jako pomocy. Z Asaką sprawa była inna W sumie wychodziło na to, że na 2 osoby które zajmowały się Shikaruiem, połowa jedynie miała znaczenie.
- Filtruje mocz, głównie. Pewnie boli jak cholera, ale krótkotrwałe uszkodzenie nie powinno wyrządzić aż takiej szkody. Zwłaszcza że masz jeszcze drugą. - odpowiedział uspokajająco. No cóż, na krótką metę faktycznie zaleczone uszkodzenie poza bólem nie powinno mieć aż takiego wpływu. Chyba że dojdzie do pęknięcia i wycieku szkodliwych substancji. Ale no, musiało boleć jak cholera. Shikarui musi być naprawdę twardy. Podczas gdy on się rozbierał, to Mujin podwinął rękawy i wyciągnął ze swojej torby zestaw medyczny. Właściwie przyda mu się zaledwie kilka elementów z niego. Pierw trzeba by zobaczyć i ocenić uszkodzenia. Na pewno przyda się skalpel. Na pewno będzie musiał użyć techniki regenerującej najwyższego kalibru. Raczej opcjonalnie poda znieczulenie, ale prędzej tak niż nie. Sporo roboty, co by nie powiedzieć. Ale Mujin miał teraz święty spokój i pełne zasoby chakry. Czyli warunki w których przodował.
- Hmh. - powiedział jedynie, a właściwie to wymruczał, pochylając się i z bliska obserwując miejsce. Blizna w istocie była. Nic dziwnego, techniki Iryo z zasady regenerują ciało z zostawieniem pewnego śladu. No, poza rzecz jasna jego. Była słabo widoczna, ale była. A mógł się jej pozbyć, i oczywiście się pozbędzie. - No to pójdzie z górki. Ważniejszy organ nie byłby tak przyjemny.
Po chwili padła propozycja Shikaruia. Jakiś medyczny produkt, który niwelowałby ból? Brzmiało jak jakiś narkotyk tłumiący, działający na mózg. Tym akurat nigdy się nie zajmował, nie było to jego specjalizacją. Truciznami i innymi medycznymi substancjami zajmował się na boku, głównie operował na technikach i operacjach fizycznych.
- Mieszanie w organizmie za pomocą leków, teoretycznie możliwe. Jakieś mieszanki narkotyków oddziałujące na mózg i zawyżające próg bólu. Nigdy nie próbowałem, szczerze mówiąc, nie jestem aż taki biegły w tym aspekcie medycyny. Czyżbyś był zainteresowany? - ach, te pytania retoryczne. Zadawane pomimo znania na nie odpowiedzi, byleby tylko móc wyciągnąć nieco więcej. Żeby nieco sprowokować to większej wylewności, do odrobiny szczerości. Mujin nie użył rzecz jasna tej sprytnej zagrywki całkowicie świadomie, ale liczył nieco na to, że zostanie mu powiedziane nieco więcej w tym zakresie. Może zająłby się tym nieco szybciej? W planach miał kilka pomysłów i elementów swojego rozwoju i substancje wzmacniające ciało ninja nie były priorytetem, ale może? Dla dobrego klienta?
- Filtruje mocz, głównie. Pewnie boli jak cholera, ale krótkotrwałe uszkodzenie nie powinno wyrządzić aż takiej szkody. Zwłaszcza że masz jeszcze drugą. - odpowiedział uspokajająco. No cóż, na krótką metę faktycznie zaleczone uszkodzenie poza bólem nie powinno mieć aż takiego wpływu. Chyba że dojdzie do pęknięcia i wycieku szkodliwych substancji. Ale no, musiało boleć jak cholera. Shikarui musi być naprawdę twardy. Podczas gdy on się rozbierał, to Mujin podwinął rękawy i wyciągnął ze swojej torby zestaw medyczny. Właściwie przyda mu się zaledwie kilka elementów z niego. Pierw trzeba by zobaczyć i ocenić uszkodzenia. Na pewno przyda się skalpel. Na pewno będzie musiał użyć techniki regenerującej najwyższego kalibru. Raczej opcjonalnie poda znieczulenie, ale prędzej tak niż nie. Sporo roboty, co by nie powiedzieć. Ale Mujin miał teraz święty spokój i pełne zasoby chakry. Czyli warunki w których przodował.
- Hmh. - powiedział jedynie, a właściwie to wymruczał, pochylając się i z bliska obserwując miejsce. Blizna w istocie była. Nic dziwnego, techniki Iryo z zasady regenerują ciało z zostawieniem pewnego śladu. No, poza rzecz jasna jego. Była słabo widoczna, ale była. A mógł się jej pozbyć, i oczywiście się pozbędzie. - No to pójdzie z górki. Ważniejszy organ nie byłby tak przyjemny.
Po chwili padła propozycja Shikaruia. Jakiś medyczny produkt, który niwelowałby ból? Brzmiało jak jakiś narkotyk tłumiący, działający na mózg. Tym akurat nigdy się nie zajmował, nie było to jego specjalizacją. Truciznami i innymi medycznymi substancjami zajmował się na boku, głównie operował na technikach i operacjach fizycznych.
- Mieszanie w organizmie za pomocą leków, teoretycznie możliwe. Jakieś mieszanki narkotyków oddziałujące na mózg i zawyżające próg bólu. Nigdy nie próbowałem, szczerze mówiąc, nie jestem aż taki biegły w tym aspekcie medycyny. Czyżbyś był zainteresowany? - ach, te pytania retoryczne. Zadawane pomimo znania na nie odpowiedzi, byleby tylko móc wyciągnąć nieco więcej. Żeby nieco sprowokować to większej wylewności, do odrobiny szczerości. Mujin nie użył rzecz jasna tej sprytnej zagrywki całkowicie świadomie, ale liczył nieco na to, że zostanie mu powiedziane nieco więcej w tym zakresie. Może zająłby się tym nieco szybciej? W planach miał kilka pomysłów i elementów swojego rozwoju i substancje wzmacniające ciało ninja nie były priorytetem, ale może? Dla dobrego klienta?
0 x
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: Posiadłość Sanada
Brew Sanady powędrowała go góry. Filtruje... mocz? Jego usta już rozchyliły się w pytaniu "ale po co?", na szczęście zamknęły się, zanim dobrze wyszło pierwsze "a", mającą zacząć tę serię pytań. Jak dziecko, które odkrywa, że na pewne rzeczy nie warto znać odpowiedzi. Odpowiedź Mujina pewnie rodziłaby kolejne pytania. Słuchałby niby mając informacje, ale w sumie to nie rozumiejąc. Już doświadczył tego stanu nie raz, kiedy Asaka i Mujin zaczynali rozmawiać na te wszystkie medyczne tematy. Niby wiesz, odkąd się to zaczęło, niby niektóre słowa rozumiesz, ale jakoś sens ci zupełnie ucieka. Tak samo jak próba czytania tych wszystkich książek, które Asaka sprowadzała - czarna magia. Cóż, on zaczął sprowadzać zwoje z genjutsu. Tak czy siak - nie pytał. W pełni ufał sowjemu instynktowi, który wysmarował mu na spodzie czaszki: "nie chcesz wiedzieć, stary". I tym bardziej nie chciał znać odpowiedzi na to rosnące zdumienie, że w ogóle dało się tak funkcjonować. No niby ma drugą - ale to co, to ta pierwsza jednak w ogóle nie potrzebna? To po co ona? Taka zapasowa? Jak cięciwa do łuku? Nie. Stop. Zatrzymajmy się na tym, że "lepiej nie wiedzieć", dobrze? To będzie na pewno o wiele bardziej zdrowe wyjście dla podświadomości i świadomości.
Dlatego też Shikarui z pełną powagą i zrozumieniem skinął głową. Że niby wszystko zrozumiał i nie ma już żadnych wątpliwości. Jak nie wiesz o czym mówią - przytakuj. Wtedy nie zwracają na ciebie uwagi.
- Ten ból wystawił na próbę moją wolę. Gdyby sytuacja była gorsza - poległbym. Warto zawsze mieć wyjście awaryjne. - Lubił bardzo rozmowy z Mujinem z kilku powodów. Pierwszym było to, że łatwo było nim manipulować. W ten niepozorny sposób, niegroźny. Łatwo podłapywał tematy wokół swoich zainteresowań i tonął w nich, a jego mózg włączał się na najwyższe obroty. Drugą rzeczą było to, że tak gładko ciągnął niektóre rzeczy, że nie dało się nawet powiedzieć, że robił to nieświadomie. Przynajmniej na początku Shikarui uważał, że to całkowicie celowe, ale po tych wszystkich tygodniach spędzonych razem na przeróżnych debatach przekonał się, że chociaż Mujin sam nie był wielkim gadułą, to od razu podłapywał wszystko, co wydawało mu się interesujące i mimowolnie przeciągał rozmowę. Chociaż dobrowolnie też. To był jak specyficzny stan, w którym brakowało do dopełnienia obrazka błyszczących oczu i drżących z ekscytacji dłoni. - Jestem bardzo zainteresowany.
Oczy Sanady czujnie śledziły to ostre narzędzie, którym Mujin chciał go ciachać. To byłoby takie proste - pozbyć się pacjenta. Mimo to grzecznie położył się w takiej pozycji, jaką medyk sobie zażyczył, żeby na tych kilka chwil oddać mu kontrolę. Stać się całkowicie bezbronnym, wystawionym na każdy atak. Czy mu się to podobało? Nie. Nagroda i ryzyko - jak zawsze.
Dlatego też Shikarui z pełną powagą i zrozumieniem skinął głową. Że niby wszystko zrozumiał i nie ma już żadnych wątpliwości. Jak nie wiesz o czym mówią - przytakuj. Wtedy nie zwracają na ciebie uwagi.
- Ten ból wystawił na próbę moją wolę. Gdyby sytuacja była gorsza - poległbym. Warto zawsze mieć wyjście awaryjne. - Lubił bardzo rozmowy z Mujinem z kilku powodów. Pierwszym było to, że łatwo było nim manipulować. W ten niepozorny sposób, niegroźny. Łatwo podłapywał tematy wokół swoich zainteresowań i tonął w nich, a jego mózg włączał się na najwyższe obroty. Drugą rzeczą było to, że tak gładko ciągnął niektóre rzeczy, że nie dało się nawet powiedzieć, że robił to nieświadomie. Przynajmniej na początku Shikarui uważał, że to całkowicie celowe, ale po tych wszystkich tygodniach spędzonych razem na przeróżnych debatach przekonał się, że chociaż Mujin sam nie był wielkim gadułą, to od razu podłapywał wszystko, co wydawało mu się interesujące i mimowolnie przeciągał rozmowę. Chociaż dobrowolnie też. To był jak specyficzny stan, w którym brakowało do dopełnienia obrazka błyszczących oczu i drżących z ekscytacji dłoni. - Jestem bardzo zainteresowany.
Oczy Sanady czujnie śledziły to ostre narzędzie, którym Mujin chciał go ciachać. To byłoby takie proste - pozbyć się pacjenta. Mimo to grzecznie położył się w takiej pozycji, jaką medyk sobie zażyczył, żeby na tych kilka chwil oddać mu kontrolę. Stać się całkowicie bezbronnym, wystawionym na każdy atak. Czy mu się to podobało? Nie. Nagroda i ryzyko - jak zawsze.
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 10 gości