Sanada wyruszył zaraz za Akim. Idąc razem z Asaką jego śladem, żeby czasem nie stracić więcej czasu, niż to było potrzebne, złapał za zwój, który kobieta mu przekazała i poszedł. Zupełnie nie spodziewając się tego, dokąd go ta początkowa wędrówka doprowadzi.
Shikaruiemu wydawało się, że ten dzieciak sobie żartuje. To pułapka? On wie?
Jest samobójcą? Z szokiem patrzył, jak zamiast na szlak, wkracza na niezbadane, dzikie tereny.
Ma mapę? Niemożliwe. Tacy jak on nie wchodzili na Głębokie Odnogi z prostego powodu -
nie wracali stamtąd żywi. Tak miało być też z Akim, choć z zupełnie innego powodu, niż można by się było spodziewać. Zawahał się jednak. Zawahał się, bo nikt normalny nie chodził tymi terenami. Nie wychodzili stamtąd nawet tacy, jak on - zwiadowcy zaprawieni w boju. Te tereny były jedną wielką pułapką na wszystkich i wszystko. Bestie, które tam żyły i niebezpieczeństwa, jakie czaiły się wśród tych przeklętych skał... o zgrozo. Więc wrócić?
Nie. Przynajmniej nie na razie. Sanada nie był tak uparty, żeby w ramach swojej zemsty dać się zabić. Gorzej, że teraz już był przekonany, że nigdy nie dane mu spotkać Uchihy, bo jak nie on, zabije go ktokolwiek, albo raczej COKOLWIEK innego. Nie, nie. To też nie tak. Był pewien, że Aka nie jest głupi i ma swój plan idąc taką trasą. I to było w tym wszystkim najgorsze. Bo jeśli miał plan - jaki? Z jakim diabłem mógłby się tutaj spotykać? A może Aka zwyczajnie nie wiedział, czym są Głębokie Odnogi? Z drugiej strony wtedy nie wybiera się przejścia przez teren bez szlaku..? Chyba że jesteś ninją, który poszukuje przygody?
Nie było takich pytań, na które znalazłby odpowiedzi. I nie mógł też tutaj znaleźć zrozumienia.
W większej części było to błogosławieństwo, bo oznaczało tyle, że nie mogło być żadnych świadków. Dlatego Shikarui mógł iść po prostu za śladami Akiego, nie bawić się w kluczenie i nie bawić się w nadkładanie jakiejkolwiek trasy. Minusem było to, że nieco ciężej było tak kogoś znaleźć. Nie wystarczyło przesunąć wzrokiem po szlaku. Należało się bardziej skupić i wysilić. W miarę możliwości spoglądał na ziemię, błoto, rośliny - wszystko nabrzęknięte i napuchnięte od wody spadłej z deszczu chętnie przyjmowało w końcu ślady. Zwłaszcza, kiedy deszcz przestawał padać i nie miało co ich zmyć.
Największym problemem były teraz możliwości własnego ciała. Na ile można będzie sobie pozwolić. Czarnowłosy przede wszystkim starał się skrócić dystans. Otoczenie tworzyło bardziej komfortowe warunki na bezpośrednie starcie, którego Shikarui się nie obawiał. W tym wypadku ważniejszy był czas, bo naprawdę nie miał ochoty zagubić się samemu w Głębokich Odnogach. Zależało mu na tym, by dogonić go przed nocą. Przede wszystkim biorąc pod uwagę teren, zbyt łatwo było zgubić cel. Nie ufał swoim możliwościom, jeśli przyjdzie mu zasnąć. Musiałby nie spać - oj nie, tak być nie mogło. Pogoda, nawet jeśli nie padało, nie sprzyjała - raczej miała być bezgwiezdna, bezksiężycowa. Chrzanić strzelanie w takiej dupie ciemnej. Zależało mu jednocześnie na tym, by nie dotrzeć tam tak, by paść na pysk, dlatego kontrolował fizyczny stan swojego ciała. W zależności od tego, jak tworzone były korytarze i czy Aka wyjdzie na bardziej pusty teren (tutaj w ogóle takie były?) należało zachowywać odpowiednio stosowną odległość. Czarnowłosy chciał skrócić odległość do jakichś 350m przynajmniej. Przed nocą, oby przed nocą. Nie było jednak mowy o gonitwie ze względu na ból, który nie był łatwy do ukojenia. Ignorowania - owszem, lecz nie ukojenia. Gotów był jednak dla tego celu nadwyrężyć swoją chakrę. Starał się jednak wybierać drogi krótsze do Akiego, by ten dystans skrócić, których on sam nie widział, nawet jeśli miałby przez to przejść po jakiejś pionowej ścianie, chyba że nie było takiej możliwości. I jeśli to możliwe i nadgonienie bez ryzyka klęski organizmu było możliwe, będzie się starał obrać możliwy punkt widokowy na wyższym poziomie niż korytarze, którymi Uchiha wędrował. Chyba że otaczające skały były prawdziwymi drapaczami chmur - wtedy samo wspięcie się na nie wymagałoby za dużo czasu.
Ukryty tekst