I oto jesteśmy na końcu całej opowieści. Ostatnia kartka książki zawsze była tą najważniejszą. ostatnie słowa, które na niej napisano, często najbardziej zapadały w pamięć. Słowa wypowiedziane przez jej bohaterów często były tymi najważniejszymi. Shikarui powoli podniósł się na nogi, żeby tych wypowiedzi posłuchać. Ciągle przyciskając jedną dłoń do zaleczonego boku spoglądał, jak wszystko odbywa się przed ich oczami. Jego, Asaki, Toshiro... wszystkich tutaj zebranych. Rodzajowa scenka, która ich nie dotyczyła. Takashim się już ktoś zajmował - ten bardziej myślący z dwójki, którą z Asaką widzieli na piaskowych chmurkach.
-
Jakie zaproszenie? - Wyłapał gdzieś spośród słów, znaczeń i przekazów, spoglądając na Kuroia. Dłoń położył na dłoni Asaki i zacisnął ją na niej. Daleko temu wszystkiemu było do świetnego samopoczucia, ale magia chakry przyniosła swoje wyniki i korzyści. Albo to ta siła przyjaźni. Czy coś. -
Dziękuję. - Już mu podziękowali wszyscy wokół. Coś kojarzył... ale i tak musiał i swoje słowo dołożyć. Kuroi kojarzył mu się z ciepłem i bezpieczeństwem. Kojarzył mu się właśnie z tym - zapachem jodu, szumem fal, słońcem na niebie i chłodnym, ale przez to orzeźwiającym powietrzem. To były naprawdę dobre i cenne skojarzenia.
-
Wstawaj, Toshiro. Dość tego spania. - Uśmiechnął się w kierunku czarnowłosego, który przykuśtykał tutaj. Ten naprawdę potrzebował pomocy. Chwila odpoczynku i będzie jak nowy. Może dłuższa chwila. Tak jak na wiele osób, tak i na niego teraz spoglądał pod zupełnie nowym światłem. To, co ich połączyło w ułamku chwili było... jak zmieszanie krwi, kiedy chcesz, by ktoś został twoim bratem, chociaż wcale nim nie był. Pomazańce - ot co. Wygnańce własnych rodów. Teraz dopiero można było mówić o tym, ze Toshiro był
zepsuty - bo fizycznie nie było z nim najlepiej.
-
Przepraszam za ostre słowa. - Odezwał się w kierunku Juna. Miał na myśli tamto, co powiedział, kiedy Jun chciał zawinąć ogon. Ciśnienie za bardzo mu już skakało. Wszystko było oderwane od rzeczywistości i odwrócone do góry nogami. Szok zresztą nadal w nim tkwił - wbity głęboko w pierś. Tylko krew mu zeszła z głowy. Po upuszczeniu jej sporej ilości jakoś łatwiej się teraz myślało. -
Nerwy poniosły mnie za daleko. - Zdobył się nawet na jakiś odcień drżącego uśmiechu w kierunku Juna. Kiwnął lekko głową, co miałoby być lekkim pokłonem w jego stronę, zwłaszcza kiedy przekazał miecz Asace, ale jakoś nie czuł się teraz na oddawanie pełnych honorariów z... brakującymi wnętrznościami. To było dopiero porażające - nie mieć czegoś, ale żyć. Niby jego oczy mówiły mu wszystko na ten temat, a jednak świadomość tego była kołująca. I nie bardzo potrafił zrozumieć tego fenomenu. Ruszył w kierunku Kakity.
-
Dziękuję za ochronę. To był zaszczyt walczyć u twojego boku. - Spojrzał na Natsume. -
... i u boku Yuki Natsume. - Jego usta wykrzywiły się w coś w rodzaju uśmiechu, zdeformowanego odczuwalnym dyskomfortem. Nawet od ich ostatniego spotkania Yuki postarzał się, jakby minęło wiele lat. Ta fascynująca persona, na wygnaniu... dobrowolnym? Ktoś zrzucił go ze stołka? Oparł przedramię o rękojeść katany pokrytej rubinem. Nawet nie próbował udawać, że nie jest zaskoczony. Zresztą dosadnie dał Natsume do zrozumienia, że
wie. Nie znał się na haiku. Nie znał się na sztuce, wierszach, malunkach. -
Chętnie użyczę swoich zdolności szermierzom w przyszłości. - I oby ta przyszłość przyniosła równie owocną współpracę. Odebrał swój łuk (chyba że właśnie Asagi ucieka z nim w popłochu czy coś). Pochylił lekko głowę i skierował się z powrotem do
swojej grupy.
-
Zaczekajcie. Musicie coś wiedzieć. - Odezwał się zadziwiająco głośno. Na tyle, żeby upadłe Feniksy, których spalania się był świadkiem, go usłyszeli. Tak samo żeby usłyszeli go wszyscy zainteresowani. -
Antykreator znalazł grobowiec i klucz do niego. Grobowiec Mędrca Sześciu Ścieżek. - Bajka? Próżne opowiastki? Legendy? O bijuu również krążyły tylko bajki i legendy - a oto zobaczyli kolejnego na własne oczy. Czarnowłosy podparł się tego, co zostały ze ściany jednego z budynków ramieniem. Spoglądał na osobistości tutaj, żeby się przekonać, do kogo to docierało, kto miał go za wariata, a kto w ogóle nie chciał słuchać podstępnego
węża. -
Zamierza przejąć jego potęgę i za jej pomocą zniszczyć chakrę. Mówił, że kończy już poszukiwania - jak sądzę, ostatniej części klucza do grobowca. - Co się z tobą stało, panie Sanada, że oddajesz takie informacje za bezcen? Tam klejnoty przelewają się w szkatułce przez ręce, a on tutaj zdradza takie informacje, za które wszyscy daliby się zabić. A już z pewnością dałyby się zabić za nie Feniksy. Chujowy interes. W ogóle nie interes. W ogóle nie pasujący interes do Shikaruiego, ale... jego lokata, w którą teraz inwestował, była zwyczajnie o wiele cenniejsza od materialnych korzyści w postaci pieniędzy. Tych miał już pod dostatkiem - mnożyły się nawet poza jego udziałem. W ludzi czasem należało inwestować zupełnie inaczej. Zdążył się tego nauczyć przez wszystkie lata.
-
Aka... - Wyciągnął do niego rękę, żeby złapać go za przegub. Zatrzymać. Ale ten już poszedł. Pokazał swoje plecy. Oooch.
Oooch... Czarnowłosy zacisnął szczęki na krótki moment, po czym odetchnąć. -
Powodzenia. - Odpowiedział tylko.
-
Możecie iść przodem. Chciałbym jeszcze... oddać się sentymentom. - Zwrócił się do Mujina, Yamiego. Obejrzał się za siebie, na Oniniwę i westchnął. Zacisnął też lekko palce na dłoni Asaki, z którą splótł palce i spojrzał na nią.
Spojrzał na nią... To było jedno z tych spojrzeń... a potem pochylił się do niej, żeby złożyć na jej ustach pocałunek. Nie był zwolennikiem publicznego okazywania czułości, ograniczał często nawet drobne gesty w towarzystwie. Ale to zdecydowanie nie była normalna sytuacja. Ujął Asakę za dłoń i poprowadził w głąb Oniniwy, uruchamiając Tsujiteigana, by rozejrzeć się wokół i zorientować w sytuacji. Przy okazji widział, jak Hikari i... jak on miał na imię? Yoake? Yoake idą w kierunku posiadłości Sanada. Kiedy Han to wypowiedział aż przeszedł go dreszcz w tamtym momencie. Prąd przebiegł po jego ciele z myślą, że przecież do ich domu tak daleko... pokrywając się z myślą, że ach, no tak. Przecież te ruiny nadal tutaj stały. Jedne z niewielu. -
Mogę cię prosić na słówko?
Ukryty tekst