Terytorialnie największa prowincja Karmazynowych Szczytów, zamieszkana przez Ród Kōseki. Daishi graniczy od północy i zachodu z morzem, na wschodzie z Soso, zaś południowa granica oddziela ją od Kyuzo i obszaru niezbadanego. Efektem tego jest możliwość tworzenia bardzo dochodowych szlaków handlowych i handlu morskiego przy - niestety - utrudnionym utrzymywaniu bezpieczeństwa włości. Podobnie jak pozostałe prowincje, dominuje tu krajobraz górski i lasy iglaste, z tą różnicą że dużo tu fauny - w tym tej drapieżnej, co na dłuższą metę może być dosyć niebezpieczne dla podróżników. Na ziemiach tych mieszkają również shinobi ze Szczepu Jūgo.
Duża Torba umieszczona na prawym udzie,
Skórzane karwasze z umieszczonymi na nich pieczęciami,
Skórzane rękawiczki, z metalowymi blaszkami,
Klasyczna Kamizelka Shinobi oraz płaszcz w kolorze zieleni,
Parasol w dłoni.
Keion czuł się niepewnie na placu pośród całej masy shinobi z których praktycznie nikogo nie znał. Niektórzy z nich robili wokół siebie dużo hałasu ściągając na siebie uwagę wszystkich, a inni zaś zbierali się w zamknięte grupki niczym sekty. Wśród tych wszystkich ludzi znalazł się też dzieciak z kurą i to on z nich wszystkich wydawał się najbardziej podejrzany i zarazem najstraszniejszy. Keiona nurtowało co tak niepozorna osoba szuka w takim miejscu, a na to dodatek jeszcze z kurą w ręku. Hayakawa śmiał sądzić że to co nastolatek odczyniał było najzwyklejszą maskaradą i zamierzał go mieć na oku. W końcu na całym placu nie było bardziej niepozornie i niewinnie wyglądającej istoty. Gdyby Han chciał umieścić wśród tej grupy swojego szpiega to byłby on ostatnią osobą na którą padły by podejrzenia co czyniło z niego idealnego konspiratora. A może po prostu Keion zwyczajnie przesadzał pod wpływem stresu i szukał wrogów, tam gdzie ich tak naprawdę nie było. W tym tłumie nie mógł być niczego do końca pewnie, tym bardziej że intencje tych wszystkich shinobi mogły być różne. Dlatego też w takim tłumie lepiej było mieć kogoś na kim można było polegać, albo przynajmniej z kim można było zamienić parę zdań żeby nie czuć się tak osamotnionym i odizolowanym od reszty. Pewnie właśnie to popchnęło Hayakawa by od tak zapoczątkować rozmowę z chłopakiem obok, którego się schował pod daszkiem. Jak się później okazało była to stosunkowo dobra decyzja.
Rozpoczynając rozmowę w tak prosty sposób Keion nie spodziewał się tak rozbudowanej i tak logicznie złożonej odpowiedzi. Większość zebranych zapewne nie zdawała sobie sprawy z zagrożenia i traktowała to tak jak to wcześniej Keion ujął, czyli jak polowanie na Hana. Świadczyły o tym ich stosunkowo beztroskie zachowania, chociaż co niektórzy w ten sposób pewnie ukrywali swoje przejęcie, albo próbowali wprawić innych w lepszy nastrój. Kto wie może lepiej nie szukać na siłę problemów dopóki same się nie znajdą, bo jakbyśmy się nie starali tak czy siak wszystkiego nie przewidzimy wszystkiego i na wszystko się nie przygotujemy.
-Ująłem?- zapytał nieco zdziwiony. -Bardziej miałem na myśli że to trochę przypominam polowanie. Robimy wielką obławę na jedną osobę, a właściwie po to żeby szukać informacji na jej temat by móc w przyszłości stawić jej czoła. Część obecnych na tym placu zdaje się nie zdawać sprawy z zagrożenia, a przynajmniej tak się zachowuje. Niestety ja również nie sądzę bym mógł zrobić wiele, ale tak jak ty mam nadzieję że do czegoś się przydam, a jeśli przeżyje to wiedza i doświadczenie zdobyte tutaj będą godną zapłatą.-Powiedział i gwałtownie się odwrócił słysząc chłopaka z kurą krzyczącego coś o parasolce, a na którego Keion był nieco bardziej uczulony. Jednak chwilę później usłyszał i zobaczył u stojącego obok rozmówcy coś co go nieco zaniepokoiło. Chłopak wyraźnie się bał i to jawnie pokazał. O ile okazywanie zdenerwowanie wydawało się Hayakawie czymś do zaakceptowania, tak okazanie strachu wydawało mu się czymś złym. W trudnych sytuacjach, gdy trzeba było ryzykować swoje życie by ratować kogoś innego, albo wybierać kogo ma się ratować często jednostki słabsze zostawały spisane na straty. Łatwiej jest podjąć decyzję o ratowaniu życia kogoś na kim można polegać wierząc że zrobiłby to samo, albo że jego utrata może mieć duży wpływ na powodzenie misji. Niestety widząc kogoś przerażonego wielu zastanowiłoby się dwa razy czy warto się naraz, a przynajmniej tak widział to Keion, ale on z zawodu starał się pomagać wszystkim. Dlatego uważał że zgrywanie pozorów odwagi jest ważne, chociażby dlatego by inni widzieli w tobie osobę, której warto pomóc w ciężkiej sytuacji.
-Nie ty jeden masz z tym problem, ale lepiej staraj się nie dać po sobie tego poznać.-Odparł krótko sądząc że tylko on zdążył zobaczyć trzęsące się ręce. Chwilę później przywódczyni przemówiła skupiając jego uwagę na sobie i jej przemówieniu. Okazało się że ona samo jak i jej towarzysze są szczególnymi pionkami, których Han może chcieć się najbardziej pozbyć, gdyż wiedzą o nim zdecydowanie najwięcej. Cała przemowa była dość skrzętnie ułożona i było widać że przygotowana. Jednakże szaro włosy spodziewał się czegoś więcej, jakichś przesłanek, ale wszystko wskazywało na to że szli totalnie w ciemno w miejsce, które miało jakikolwiek związek z Hanem. Co prawda wciąż nie było za późno na zmianę decyzji, ale po całym tym trudzie przybycia do tego miejsca z Ryuzaki no Taki Keion nie zamierzał zawracać. Postąpił zgodnie z rozkazami i skupiając chakrę w nogach ruszył za Yuriko oraz całym tłumem idąc tuż za czarnowłosym z którym wcześniej rozmawiał. Chłopak ruszył tak szybko jakby chciał zgubić Keiona to też nie był pewien czy nie naprzykrzył mu się za bardzo i wolał nie zawracać mu głowy, a jedynie trzymać się w miarę blisko.
Krótki wygląd: Niski, blond włosy z ciemniejszymi końcówkami, młodo wyglądająca twarz. Czarne ubranie z długimi rękawami i stojącym kołnierzem, na to żółte haori w białe trójkąty.
Widoczny ekwipunek: Kabura na broń na obu udach. Torba nad lewą nogą. Tanto przy pasie po prawej stronie, katana po prawej.
Krótki wygląd: Mężczyzna o ciemnych włosach i niebieskich oczach, wzrostu około 170 cm. Ubrany w kremowe kosode, z brązową hakama oraz granatowym haori z rodowym symbolem. Na głowie wysłużony, ale nadal w dobrym stanie kapelusz.
Samurajowie i ninja nawet jeśli byli szermierzami, to jednak różnili się zdecydowanie w sposobie myślenia. Dla Asagi’ego, który kroczył jedynie drogą miecza, techniki i sposoby odbierania życia były tylko jedną stroną medalu. Dla niego liczyło się też coś więcej, tzw., aspekty wewnętrzne, na które składała się cała etykieta, moralność oraz sposób postępowania i myślenia, o innych jak i o sobie. Asagi nie rozróżniał spraw na „szermierkę i resztę” – to wszystko było dla niego jednym i tym samym – silny duch miał silne techniki i wice versa: słaby duch miał słabe techniki. Jeśli szermierz miał w sobie „to coś” to dostrzegało się to w rozmowie, postawie, sposobie mówienia, myślenia, a nawet…niemyślenia.
Słysząc słowa swojego towarzysza po mieczu, niebieskooki skinął głową lekko ugłaskany. Czasem zapominał, że Natsume chociaż trenował przez jakiś czas z samurajem i swój styl walki mocno opierał na znanych Żurawiowi metodach, samurajem nie był. Nie czyniło go to ani lepszym, ani gorszym – był po prostu inny: nie równy, lecz równocenny. Zdaniem samuraja nie byli równi. Gdyby bowiem uważał, że jest równy siwowłosemu, byłby pyszny i durny zarazem. On kroczył jedynie ścieżką miecza, opanowywał ją możliwie najlepiej, ale dla Natsume była to tylko jedna z wielu dróg, a skoro o drogach mowa… Jak się szybko okazało, bardzo wielu wybitnych wojowników przybyło w to miejsce, które z zapyziałej dziury nagle stało się centrum świata: kogóż to nie było? Asahi Ichirou jak zawsze lśnił potęgą i pewnością siebie, miał również jakieś dziwne, wielkie zawiniątko. Kto dalej? Kei Seinaru, trudno było oczekiwać, że senpai naszego bohatera ominie takie wydarzenia. Dalej był… o właśnie, Uchiha-san o białych włosach. Niebieskooki dyskretnie szturchnął Natsume i „wskazał” spojrzeniem na białowłosego. – To szermierz, o którym opowiadałem. – krótko i na temat, po czym wrócił do Kaiko, któremu zamaskowany dokładnie wypunktował co i jak zrobić. Niebieskooki słysząc zgodę siwowłosego z jego zdaniem ponownie się mu ukłonił, nawet nieco niżej niż do tej pory i kwestii sztuk walki dalej nie ciągnął. Coś podpowiadało naszemu bohaterowi, że ta „góra jest za mała dla dwóch tygrysów” – jeden nauczyciel w jednej chwili, nawet jeśli formalnie w tej chwili niczego nie nauczali, to jednak… Kenseikai tak miało działać. Samuraj nieznacznie uśmiechnął się sam do siebie – będzie musiał szybko znaleźć swoje miejsce w drabince dziobania i nie szaleć na nim. Tak jak wszystko ma swój czas, tak i również wszystko i każdy miał swoje miejsce… – Możesz na mnie liczyć, Akahoshi-dono. – odpowiedział jeszcze jeden raz z pewnością w głosie i błyskiem w oku. On już był gotowy, wiedział, że nie musi się martwić o swoje plecy, jego jedynym zadaniem jest teraz zadbać o plecy przyjaciela. A to, co przed nimi stanie… długo stać nie będzie – samuraj to zabije, albo zginie próbując…
W końcu zaczęła się odprawa. Osoby odpowiedzialne za zorganizowanie tego całego zamieszania zdecydowały się w końcu wejść na scenę i jak się okazało, nie był to byle kto – jadący na wielkim wilku ostatni z Krwawego Pokolenia, ale i… Jasnowłosa Hyuuga? Samuraj zmarszczył lekko brwi, nie podobała mu się – oto pierwsza myśl jak się pojawia w głowie prawdziwego wojownika setki mil od domu: „pani kapitan” nie jest ładna. Prawda taka, że Asagi stale miał słabość do białookich kunoichi z rodu Hyuuga i za tą durnotę ugryzł się w język do momentu, aż poczuł nieprzyjemny metaliczny posmak. Kara być musi.
Otrzeźwiony bólem, niebieskooki odzyskał skupienie i słuchał. Oto kolejne elementy układanki wpadały na swoje właściwe miejsca – niedobitki „Białych Smoków” – elitarnej gwardii strzegącej urzędującej w dawnej „Stolicy świata” rady zdecydowały się odkupić swoje winy. O masakrze w Kami no Hikage samuraj jedynie słyszał, teraz mógł spojrzeć na tych, którzy ją przetrwali. Padły pierwsze nazwiska, kolejne szczegóły. Szczegóły… Niebieskooki był bardzo ciekawy, czy trójka zamaskowanych wojowników szukała odkupienia za wszelką cenę. Niewiele im powiedzieli, poza tym, że w zasadzie trzeba przeszukać wioskę. Ukrytą przed światem wioskę, skrytą gęstą mgłą. Wioskę pełniącą rolę kryjówki Antykreatora – czy oni ich ciągnęli na śmierć?
Słysząc dalsze słowa „przegrupujcie się jak chcecie” niebieskooki otworzył szerzej oczy, a następnie zwęził je i zmarszczył czoło. To zakrawało na… kpinę. Gdzie łańcuch dowodzenia, gdzie przedstawienie chociaż zarysu potencjalnych zagrożeń? Czy może…
Ukryty tekst
0 x
Poza tym, uważam, że należy skasować Henge i Kawarimi.
W związku z licznymi problemami:
Mianownik: Harisham
Dopełniacz: Harishama
Celownik: Harishamowi
Biernik: Harishama
Narzędnik: Harishamem
Miejscownik: o Harishamie
Wołacz: Harishamie
Krótki wygląd: Białe włosy nieumiejętnie przystrzyżone, oczy o barwie jasnego złota, rekinie zęby. Niewysoki, drobny, ubrany w proste, mało krzykliwe ubrania
Widoczny ekwipunek: Dwa Shuang Gou przytroczone do pasa po jednym na bok, czarna, duża torba na lewym pośladku, podłużne coś zawinięte w materiał i szczelnie związane - noszone na plecach, niczym plecak
Raz za razem Kaiko uświadamiał sobie jak mało doświadczenia posiada nie tylko w szermierce, ale ogólnie w walce. Niby oczywista sprawa, o której sam bardzo często myślał - gdy atakujesz, nie jesteś w stanie się bronić. Przynajmniej nie przy walce jednym mieczem, ale gdy atakujesz i jednym, i drugim, to luka i tak pozostawała. Szczególnie duża, gdy ruch zakładał ukrycie broni za plecami. Białowłosy jednak nie zamierzał ot tak wykonywać tego ataku z zaczepieniem Shuang Gou, wedle jego wyobraźni miało to być na granicy zasięgu połączonych broni, markując cięcie, ale nawet wtedy ogromna wada wymyślonego przez niego rozwiązania pozostawała. Kanamura otwarł lekko usta zaskoczony swoją porażką, już w tym momencie, zanim jeszcze zdążył zaprezentować ruch, już zostałby pokonany. Wyobraźnia go poniosła, a Kakita Asagi natychmiast to wyczuł, będąc nie tylko bardziej doświadczonym, ale twardo stąpającym po ziemi. I z takich właśnie powodów Kaiko poszukiwał kogoś, kto pomoże mu się rozwijać. Niby twierdził, że jako samouk jest kreatywny, że nie ogranicza się, ale nie każdy pomysł musiał być dobry i nie każdą granicę warto było przekraczać. Jednak by to wiedzieć należało mieć doświadczenie, umiejętności i, po prostu, wiedzę. A tego wszystkiego białowłosemu brakowało. Ileż można było uczyć się na swoich błędach? Dopóty nas nie zabiją. Prawdziwy respekt Asagi zdobył jednak kolejnymi słowami. Tak prostymi, tak oczywistymi, a jednak zupełnie otwierającymi oczy Kaiko. Przecież to było jasne jak słońce, że mając dwa miecze, należy wykorzystywać dwa miecze na raz, a nie jeden albo drugi - to wtedy nie różniłoby się od posiadania jednego, ale w dwóch rękach. Cała przewaga na nic. Usta młodzieńca otworzyły się jeszcze szerzej, jasno wskazując, że zostało przed nim ujawnione coś genialnego. Chwilę nie mógł się otrząsnąć z zaskoczenia, podziwu i prostej ekscytacji, mając nagle zupełnie inne spojrzenie na walkę za pomocą Shuang Gou. W końcu zaczął chichotać, nieco nerwowo, aż w końcu roześmiał się niczym lekkoduch, wesoło, głośno, z dziecięcą beztroską. Nie był wojownikiem, nie był ninja, był zwyczajnym chłopakiem, do którego jeszcze nie wszystko docierało. Kakita Asagi był świadomy, że Kaiko mógł umrzeć, gdyby wykonał swój pomysł, ale dla białowłosego była to jedynie głupia pomyłka. Niby wiedział, że mógłby zginąć, ale nie był tego świadomy. - Rzeczywiście, schowanie obu mieczy za plecami byłoby wyjątkowo głupie. - odparł trochę zakłopotany, a trochę wciąż rozbawiony swoją lekkomyślnością. - Dziękuję, Kakita-sama. - wciąż nie wiedział czy w ogóle używa odpowiedniej formy grzecznościowej, ale w tym momencie nie miało to znaczenia. Nie chodziło o to, że chciał ich używać, ale zwyczajnie czuł, że powinien. Poczuł ten respekt, zrozumiał, że ten szacunek, nawet jeżeli okazywany jedynie słowami, to należy się Asagiemu. I chciał to wyrazić, więc oprócz słów, ukłonił się tym razem nieco swobodniej, mniej sztywno, ale wciąż głęboko. Posługiwanie się dwoma mieczami na raz brzmiało i prosto, i niewiarygodnie trudno. Niby polegało to po prostu na wykorzystywaniu dwóch na raz tak, jak mówił Kakita Asagi. Można było jednym się bronić, a drugim jednocześnie atakować, albo bronić się dwoma, albo atakować dwoma. A jednak jak tego dokonać, aby być skutecznym? Dotychczas Kaiko ćwiczył jednym mieczem, a i tak zrozumienie istoty niektórych ruchów przychodziło mu niełatwo. Teraz miał skupiać się nie na jednym ostrzu, a na dwóch. Powoli do głowy napływały mu pewne pomysły. Tego mu akurat nie brakowało - kreatywności, uporu do szukania rozwiązań i odwagi lub zwyczajnej głupoty, by korzystać z tych nieszablonowych, własnych ruchów. Szkoda, że musiał to wszystko, jak na razie, weryfikować w trakcie akcji. Kensei dodał swoje kilka słów, w których pokrótce się zgadzał ze swoim towarzyszem. Aż Kaiko był zaskoczony, że zwyczajnie nie wyśmiali go za naiwność tego ruchu, o którym im opowiedział. On sam wyśmiał siebie, a oni zachowali profesjonalną powagę. Białowłosy tak nie mógł. Akahoshi zaproponował też inny ruch, który umożliwiał dosyć szybkie i zaskakujące połączenie mieczy hakami, które również korzystało z markowania ataku, ale tylko jednego. Niby zmiana niewielka, a robiła kolosalną różnicę, wręcz zupełnie eliminując karygodny błąd manewru zaproponowanego przez białowłosego. Niestety, rozwiązanie młodzieńca było proste, ale naiwne, zaś to Kenseia zdecydowanie trudniejsze, ale skuteczne. Kaiko wiedział, że taki ruch, jak zaproponował zamaskowany szermierz, nie będzie najłatwiejszy do wykonania, jednak... i tak zamierzał spróbować go wykonać. Raz Kaiko śmierć. - Nie wydaje się to łatwe, ale spróbuję, Akahoshi-sama. - odparł znów pełen pewności siebie, chociaż świadomy, iż może ponieść porażkę. Wcale go to nie demotywowało, w końcu całe życie uczył się walki w ten sposób, kombinując, a później próbując. Niby tylko dwa razy w życiu miał szansę spróbować tego co potrafi w prawdziwym starciu, ale pocieszające było to, że większość z jego pomysłów była skuteczna. Naturalnie brakowało mu doświadczenia, nie potrafił przewidzieć pewnych efektów, rezultatów ruchów i konsekwencji, ale na to nie mógł nic zaradzić. Przynajmniej nie bez kogoś, kto go poprowadzi i podzieli się własnym doświadczeniem. Bystry umysł, co? Kaiko nie był do końca pewien czy posiada tak bystry umysł, jakiego wymagał od niego Asagi. Zrozumiał jednak o co chodziło mężczyźnie, kiwając mu głową natychmiast na potwierdzenie, że tak też uczyni. W tym momencie jego wzrok był skupiony, a twarz wróciła do naturalnego wyrazu - spokojnego, może nawet nieco ponurego. Nie na długo. Opancerzony szermierz szybko dał znać, że będzie się przyglądał białowłosemu i żeby ten "był czujny", co napełniło chłopaka czymś czego wciąż nie rozumiał, a było to zwyczajnym stresem. Naprężył się jak struna, przełknął ślinę i niepewnie pokiwał głową ponownie. - Postaram się Was zaskoczyć w pozytywnym sensie. - rzucił, jakby na potwierdzenie, że się postara. Głos miał zdecydowanie pewniejszy, niżeli aparycję. To była jego wada i zaleta, że emocje wyjątkowo łatwo wychodziły u niego na wierzch. Dało się z niego czytać tak, jak z otwartej księgi. Z drugiej strony, to nie wstydził się tego, taki już był. - Po wszystkim chciałbym zaprezentować Wam jeden ruch, który niedawno opracowałem. Jestem ciekaw Waszej opinii. - dodał po chwili już luźniej, chociaż niekoniecznie swobodnie czuł się z myślą, że znów może wyjść na bujającego w obłokach naiwniaka bez doświadczenia w walce. Jednak mylić się, to nie grzech, prawda? - Zapewniam, że ten manewr nie będzie tak durny, jak wcześniejszy. - zakończył i zaśmiał się beztrosko. Nie miał problemów z przyznawaniem się do błędów, o ile oczywiście chodziło o szermierkę. Nie ze wszystkim szło mu tak łatwo, a tematem tabu była rodzina. Nie potrafił otwarcie przyznać, że błędnie myśli o swoim ojcu i matce, że może ich winić za uratowanie go. Wolał żyć z tym gniewem, to mu dawało więcej motywacji, niżeli potrafił spożytkować. Tak jak podejrzewał - Kensei posiadał ten sam żywioł, co on sam. Właściwie to już było podejrzane jak los doskonale się układał od momentu poznania Keiry. Tak, jakby była ona tym brakującym elementem w jego życiu, który sprawił, że nagle wszystko ruszyło - niczym tryb w maszynie, jaką był los. Nie tylko pokazała mu czym jest Fuuton, nie tylko pozwoliła mu poczynić pierwsze kroki w opanowaniu natury wiatru, nie tylko otwierała mu szanse na rozwój szermierki, ale także na poprawne opanowanie chakry z Akahoshim. Dzięki niej spotkał też Asagiego, do którego w moment nabrał gigantycznego respektu, pomijając już ten, który odczuwał z samej różnicy doświadczenia i umiejętności. Co do opancerzonego szermierza... dalej miał dziwne wrażenie, że jest bardzo podobny do Etsuyi. Nie tylko chodziło o postawę, ale także o słowa, o ton wypowiedzi i ich charakter, który bardziej wskazywał drogę, niż ją wyznaczał. To jednak nie było miejsce i nie czas, aby dopytywać na te tematy. - Byłbym bardzo wdzięczny, naprawdę. Yyy... nie wiem jak mam dziękować, nie jestem w stanie zaoferować więcej, niż swoją lojalność. - dziwnie się czuł w tej sytuacji, bo wszyscy robili dla niego tak wiele, chociaż może trochę nieświadomie. Gubił się w tym wszystkim. Czego oczekiwali w zamian? Niby wierzył w bezinteresowność, ale po prostu zaczynał czuć się źle z tym, że nie jest w stanie się odwdzięczyć. Keira, Asagi i Kensei mogli nie zdawać sobie sprawy jak bardzo Kaiko cenił sobie ich pomoc nawet jeżeli była tak prosta, jak kilka słów. Żyjąc na odludziu, w samotności, zaczynało się doceniać te proste gesty, te banalne rady, których zwyczajnie białowłosy nie otrzymywał. Od pewnego momentu wszystkiego uczył się sam, był niczym ostatni człowiek na ziemi - zupełnie niezależny, ale też zmuszony odkrywać wszystko samodzielnie, a to oznaczało popełnianie błędów i wyciąganie z nich lekcji. Oznaczało to też ogrom czasu spędzonego na czynnościach, które nie tylko mogły być pozbawione sensu, ale również zwyczajnie błędne, niewłaściwe, prowadzące do porażki. Białowłosy nie miał na sobie żadnych przeciwdeszczowych ubrań. Jego prosty strój szybko przemakał, ale też szybko schnął, ale teraz nie zapowiadało się na rychły koniec ulewy. Dobrze, że zdążył skrócić włosy, bo mokre natychmiast opadły mu na twarz, całe szczęście nie sięgając jednak oczu. Ruszył wraz z Asagim i Kenseiem, ale wiedział, że nie może im towarzyszyć, wszak tylko by ich spowalniał. Początkowo nie wiedział kto tu jest kimś ważnym. Dookoła było pełno ludzi, którzy w moment przykuwali wzrok Kaiko. Nawet ktoś na pozór zwyczajny dla młodego Kanamury potrafił być fascynujący z prostej przyczyny. Tak, jak chociażby starszy mężczyzna z czymś dziwnym na plecach. Aż dziwne, że pierwszy rzucił mu się w oczy, zamiast stojącego niedaleko obok niego... mężczyzny. Chyba. Też miał coś dziwnego na plecach, ale wyglądał jak definicja tego, co Kaiko uważał za "bogactwo". A on o świecie wiedział wyjątkowo mało. Był też krzykliwy chłopaczek o jednakowo jasnych włosach, co Kanamury. Miał ze sobą... kurę? Im dłużej młodzieniec patrzył po tłumie, tym bardziej przyzwyczajał się do tego, że on zupełnie nic nie wie o świecie, a szczególnie o ninja. Pytań było tak wiele, że powoli zaczynał wierzyć we wszystko. Domowe zwierze przestało być tak dziwne, gdy kilka osób się przesunęło, a Kaiko dostrzegł kalekę siedzącego na wielkim wilku. Obok niego były dwa inne, które wydawały się być tresowane, zupełnie na jego komendę. Może i tak kura była tresowana? Może i ona wyrośnie na tak gigantyczną, jak te czworonożne bestie? Swoją drogą, to w najśmielszych snach nie pomyślałby, że wilk stojący na wszystkich czterech łapach może być praktycznie jego wzrostu. Nagle wszystkie te wilki żyjące w lasach Antai przestały mu przeszkadzać. Wątpliwości zostały rozwiane, gdy pojawiło się ogłoszenie, a raczej wyjaśnienie całej sytuacji. Kobieta o dziwnych oczach, mężczyzna z wieloma kolczykami i zamaskowany nieznajomy. To on byli tutaj ważni, to oni zorganizowali to przedsięwzięcie, którego im dłużej Kaiko słuchał, tym mniej rozumiał. Han Sozo, Hanji Suzumura, Antykreator. Ledwo łączył wątki, że to pewnie ta sama osoba. Z całego ogłoszenia wyciągnął tyle, że mają sprawdzić rodzinną osadę Antykreatora w poszukiwaniu jakichkolwiek cennych informacji. I właściwie tyle mu wystarczało, bo jego prosty rozumek nawet nie był w stanie pojąć całego ogromu wydarzeń i powodów, dla których się tu znajdowali. Ale nie oznaczało to, że po prostu zamierzał milczeć. Keirze naprawdę zależało, aby uświadomić powagę sytuacji białowłosemu, a ten nie chciał jej tak po prostu zawieść. Czuł, że coś było tutaj ukrywane, a przecież całe przedsięwzięcie kładło na szali nie tylko jego życie, ale też jego nowych znajomych i innych ninja. Jednak nikt nie miał pytań do dziwnookiej kobiety, każdy wszystko rozumiał albo udawał. Albo to Kaiko czegoś nie rozumiał. Tę jedną rzecz wolał jednak poznać. - O jakim incydencie w tym lesie mowa? - ta sprawa śmierdziała nawet komuś tak nieobeznanemu w świecie, jak Kanamura. Nawet nie wiedział gdzie ten Prastary Las i o czym mowa, ale mógł zadać pytanie, dzięki któremu inni mogli zrozumieć coś istotnego. Chociaż odezwał się głośno, donośnie, to nie liczył na odpowiedź. W końcu był... no właściwie nikim i nawet nie wiedział czy ma prawo tutaj być. Ostatecznie nawet gdyby kobieta mu odpowiedziała, to pewnie niewiele z tego by wyciągnął. To, że zadał pytanie, było raczej czymś właściwym do uczynienia, aby Keira nie mogła powiedzieć, że ten zupełnie lekkomyślnie oddaje swoje życie w ręce nieznajomej, która nawet nie mówi im wszystkiego. - Akahoshi-sama, Kakita-sama. - odezwał się, zwracając na siebie uwagę. Jeżeli naprawdę mylił formy grzecznościowe, to musiał wypadać na niezłego idiotę. - Nie chcę Was spowalniać, a i zawsze byłem bardziej samotnikiem, jeżeli chodzi o walkę. Odłączę się, ale mam nadzieję, że będzie nam dane spotkać się u Keiry po wszystkim. - powiedział stanowczo, zachowując swój naturalnie delikatnie ponury wyraz twarzy. - Powodzenia. - zakończył i ze skupionym wzrokiem ruszył przed siebie, odbijając trochę w głąb tłumu. Tak naprawdę nie tylko nie chciał przeszkadzać szermierzom, ale również obawiał się, że ci próbowaliby go chronić, gdyby był w zagrożeniu. Nie chciał ich narażać swoją głupotą, lekkomyślnością, brakiem doświadczenia i niedostatecznymi umiejętnościami. Nie lubił, gdy cierpiał ktokolwiek inny, niż on sam. A szczególnie, gdy to on popełniał błędy. Nienawidził tej świadomości, że ktoś inny mógłby za nie zapłacić. On chciał brać odpowiedzialność za siebie i za swoje czyny własnoręcznie. Płacić własną krwią albo wcale.
Dotyczy: Asagi, Natsume. Wspominam krótko o Kuroiu, Ichirou, Sashy.
Tl;dr po rozmowie z Kakitem i Natsem, Kaiko sobie idzie sam gdzieś w gęstym tłumie.
0 x
#FFCC66 Popieram kasację Henge i Kawarimi, a nawet Genjutsu. "Never to retreat
Mystery and wonder
Messy hearts made of thunder"
Krótki wygląd: Niska, w miarę szczupła dziewczyna o bladej cerze i ciemnych, krótkich włosach do ramion. Ubrana w lekkie, bure kimono oraz narzuconą na nie kamizelkę. Na głowie nosi słomkowy kapelusz, a w ustach niemal zawsze ma fajkę.
Odpowiedź Shinsa krótka i mało treściwa, lecz z rodzaju tych najgorszych, ponieważ zostawiała tą niewygodną furtkę w postaci nieznajomości dnia ani godziny, co do czasu kiedy zdecyduje się upomnieć o spłatę długu. W zasadzie to Shenzhen mógłby po prostu zignorować ten fakt i w zupełności się nie poczuwać co do swojego wierzyciela ale myśl o tym, że to on ma dług u kogoś innego, napawała go takim wstrętem, ze miał tylko nadzieję, ze wcześniej wspomniana okazja nadejdzie jak najszybciej. Wszak był tym, który twierdził, ze samodzielność to cecha silnych a Ci, którzy potrzebują pomocy pod wszelką postacią, to Ci, których słabości wypełzły na powierzchnię obnażając się przed innymi i klasyfikując jako ten gorszy sort. No cóż, to nie byłą pora na dalsze pogawędki, wyprawa, która ich niewątpliwie czekała z pewnością, wartości wymierny przyniesie wówczas kiedy to jej uczestniczy zdecydują się zachować pewnego rodzaju powściągliwość jeżeli chodzi o wszelkie hałasy. I gdy tylko ta myśl nawiedziła umysł młodego Sabaku, w niedalekiej odległości rozniósł się okrzyk, zapraszający ludzi pod parasol. Któż to był autorem tych wysoko brzmiących dźwięków, które nasycone były tą wątpliwą uprzejmością? Wystarczył lekki ruch głową w bok i wszystko okazało się jasne. Za to niefrasobliwe ogłoszenie odpowiedzialny był ten delikatnej urody chłopiec, który już wcześniej przykuł mocno uwagę Shenzhena. Trzeba przyznać, że lekka szata, biały włos i wizja jego dobrej natury, powodowały, ze Shenzhen zaczynał zmieniać myślenie na temat tej wyprawy, jakoby byłą w całości pozbawiony przyjemności.
Całość tych rozmyślań, została przeszyta jasnym komunikatem nadanym z kamiennego podestu. Teraz można było wyraźniej dojrzeć tych, którzy mieli za zadanie poprowadzić w tym początkowym etapie wyprawy. Trzeba przyznać, że na bazie przedstawionych informacji, wyzwanie jakie miała nieść za sobą osoba Hana, powodowało żywe zainteresowanie Shenzhena. Nie było to spowodowanym samą informacją o niebezpieczeństwie ale tym, ze przyjdzie mu brać udział w tym przedsięwzięciu, z tak różnorodnym towarzystwem jaki stanowili przybyli na miejsce shinobi. Gdy tak teraz się rozglądał, to miał okazję zobaczyć kolejną znajomą postać jaką był ten. który rościł sobie prawa do stanowienia o sprawiedliwości w Watarimono, Kakit Asagi. Korzystając z okazji, gdy tylko ta się nadarzyła, Shenzhen lekkim skinieniem głowy, uraczył go śmiałym uśmiechem, gdy ten tylko odwrócił głowę w jego kierunku. Z tytułu gurdy znajdującej się na plecach, nie trudno było zauważyć samą osobę chłopaka.
Kiedy tylko przyszło do przegrupowania się, Shenzhen swobodnie skierował swe kroki w odległości kilku kroków od Shinsa i jego towarzystwa, pozostając nieco w tyle. Cały czas bacznie obserwował białowłosego, który jak się okazało, kurczowo w swych dłoniach trzymał coś, co początkowo wydawało się Shenzhenowi niewielkich rozmiarów zawiniątkiem, a było to najzwyczajniejsza w świecie kura. Ludzie uczyli się przywiązywać do innych ludzi, do przedmiotów i do zwierząt to fakt ale tego typu zwierzyna głównie była brana na wyprawy by zapewnić zapas pożywienia. Mleka może nie byłą w stanie dać, ale w obliczu zmniejszonych zapasów i z pomocą ognia, mogła wyżywić kilka osób w potrzebie...rozsądne podejście.
Idąc tak, Shenzhen wydobył ze swej gurdy, niewielką ilość piasku, umieszczając ją na swej otwartej dłoni. Ćwiczenie to miało na celu obserwacje, po jakim czasie ta niewielka kupka kruszcu, nasiąknie wodą i zwiększy nieco swój ciężar. Nie potrafił odnieść się do intensywności samego opadu, wiec to ćwiczenie miało dać bardziej miarodajny wynik. Już kiedyś wykonywał to ćwiczenie i potrafił przewidzieć, jakie konsekwencje niosą za sobą owe warunki pogodowe. Szedł tak dalej spoglądając raz na dłoń a raz na białowłosego kwitując w myślach:"Najniewinniej wyglądająca osoba może mieć najczarniejsze serce".
To dobrze, że jesteś. Zdecydowanie nie spodziewał się tych słów z ust Asaki, która gdy ostatnim razem "rozmawiali"... No cóż. Nie chciała go w ogóle znać czy też widzieć. Choć sytuacja zdecydowanie nie należała do najłatwiejszych i najprzyjemniejszych to Toshiro mógł być zadowolony z obrotu wydarzeń. Nie został skrystalizowany, uderzony czy też odesłany tam skąd przyszedł. Wręcz przeciwnie, białowłosa nawet zdawała się chcieć z nim porozmawiać, ale po prostu nie wiedziała za bardzo jak, on zdecydowanie nie był w tym momencie lepszy. Gdy tak jej się przyglądał zwrócił uwagę na jej brzuch, a konkretniej zbroję, która nie układała się tak jak zapamiętał. Widać było, że na chwilę zatrzymuje tam swoje spojrzenie, jednak nie dał po sobie poznać, że chciał coś powiedzieć. Doskonale wiedział, że białowłosa nie jest osobą, która pozwoliłaby sobie na takie niedopatrzenie, szczególnie w takiej sytuacji jak ta, gdzie zagrożenie jest doskonale znane. Postanowił jednak nie wysnuwać nie wiadomo jakich wniosków, więc pomimo tego, że coś tam mu zaświtało to nic nie powiedział, ani nie śmiał się też zapytać, bo jeszcze by się na niego obraziła, a teraz decydowanie chciał uniknąć jakichkolwiek jeszcze dziwniejszych interakcji. Podczas pauzy, którą zrobiła Sanada czarnowłosy jedynie zerknął w kierunku Keiry jakby szukał jakiegoś punktu zaczepienia, na którym mógłby się na chwilę skupić. Dostrzegł baczne spojrzenie w jego kierunku, dlatego szybko przeniósł wzrok z powrotem na złotooką. -W takim razie cieszę się, że u Ciebie wszystko w porządku i mam nadzieję, że teraz będzie już tylko lepiej. Tym bardziej, że jak sama mówisz - nigdy nie było lepiej.- uśmiechnął się nawet lekko. Nie był to jednak zupełnie pogodny i radosny uśmiech, był to ten z rodzaju smutnych uśmiechów, bo przecież to szczęście udało jej się osiągnąć zupełnie bez niego, a na dodatek podczas gdy on dopiero podnosił się z dna. Dalej było mu z tym wszystkim ciężko, jednak myśl, że Asaka zdołała jakoś się pozbierać i jego wcześniejsze zachowanie aż tak się na niej nie odbiło napawała go optymizmem. Toshiro kątem oka dostrzegł nadciągającego Shikaruia, więc postanowił, że nie będzie mówić nic więcej i po prostu poczeka w tej niezręcznej ciszy, aż ten do nich dotrze. -Nie. Nie taka długa i w celu pozbierania samego siebie do kupy. Witaj, Shikarui.- powiedział i lekko ukłonił się w jego kierunku. Nie miał pojęcia czy on też wiedział o tym liście i jego zawartości, a na dodatek co o tym wszystkim myśli. Znając jego może nawet nie pokazać tego po sobie, a w odpowiednim momencie wygarnąć mu wszystko albo wyciągnąć z tego jakieś inne, nieciekawe konsekwencje. Nishiyama doskonale wiedział, że musi mu się teraz dobrze przypatrywać. Pomimo tylu lat znajomości dalej nie był do końca pewien co siedzi w jego głowie i czy miał w sobie jakiekolwiek limity. W każdym razie ruszyli. Cała czwórka. Czarnowłosy raczej nic nie mówił i jedynie trzymał z nimi tempo rozglądając się dookoła i patrząc na to kto przybył. Czasem tylko zerknął w kierunku Keiry, Asaki, czy też Shikaruia, jednak nie wychodził za bardzo z inicjatywą rozmowy. Z resztą ci szli nieco przed nim i przed Keirą, która postanowiła potowarzyszyć mu przez ten kawałek. Dalej było to dla niego niezręczne, jednak mimo wszystko nie uważał, że powinien odejść, bo to też byłoby bardzo dziwne, a przynajmniej na ten moment. Gdy niebieskooka do niego zagadnęła wyglądał jakby był wyrwany z dużej zadumy zwracając się w jej kierunku i dopiero po krótkiej pauzie jakby zaskoczył. -Och. Wybacz.- powiedział i uśmiechnął się niewinnie. -Jeśli mam być szczery to ta rozmowa wypadła zdecydowanie lepiej niż się spodziewałem. - oznajmił spokojnie i zerknął w kierunku Asaki, a potem wrócił z powrotem do Keiry. - O niebo lepiej. Była to nasza najmilsza i najlepsza rozmowa od dobrych 2 lat. - dodał i nawet uśmiechnął się nieco szerzej. Tak, zdecydowanie minęło zbyt dużo czasu odkąd zdarzyło się to wszystko. -Ja również się cieszę. Tym bardziej, że wiele razy się mijaliśmy. Mam nadzieję, że po tym wszystkim będzie okazja żeby to nadrobić. Teraz może już nawet w naszym wspólnym gronie. W razie czego wydaje mi się, że daleko do siebie nie mamy.- w tym momencie rozległ się krzyk Asaki, która wywołała imię, które jemu również było całkiem dobre znane. Nishiyama pokręcił jedynie głową ( Tak Angel, tak jak ja kręcę głową ). -Typowa Asaka... Ludzie na prawdę się nie zmieniają.- mruknął pod nosem, a na jego ustach pojawił się ciepły uśmiech. Napływ dobrych wspomnień uderzył w niego podnosząc go nieco na duchu i dając wiarę w to, że jednak może być lepiej. Powitał Yamiego po raz kolejny skinieniem głowy, bo przecież widział go wcześniej w karczmie, a ten chyba go po prostu nie zobaczył gdy się po niej kręcił. Nie zamierzał jednak mówić nic więcej. Wydawało się, że ich tymczasowa gromadka powiększy się o jedną osobę.
Krótki wygląd: Wysoki (197cm). Kobieca uroda i długie włosy ukryte pod czapką. Wątłej, niepozornej budowy. Maska na twarzy. Bandaże na rękach. Kurta, workowate spodnie, czapka z niewielkim daszkiem. Wszystko w ciemnozielonym kolorze. Lekkie buty ninja.
Widoczny ekwipunek: Duża torba przy prawym boku, duży zwój na plecach, po bukłaku przy pasie, ręce obwinięte bandażami
Ludzie wokoło znali się bardzo dobrze, z tego do Mujin widział. Od razu zaczęli zbierać się w niewielkie grupki, które rozmawiały ze sobą i wymieniały informacje. Standardowe podejście w tłumie. Znajdujesz ludzi których znasz i się z nimi łączysz. Jakby nie patrzeć, człowiek był zwierzęciem stadnym i to właśnie w stadzie odnajdywał się najlepiej. Shikarui i Asaka także znaleźli się z kimś znajomym. Mujin jednak nie był aż taki stadny jak inni, oczywiście bardzo lubił porozumiewać się z ludźmi którzy prezentowali sobą odpowiednie wartości, przekonania i poziom, ale cóż... wolał z tym poczekać aż spotka swoich towarzyszy broni. Z którymi komunikacja będzie wymagana. Aczkolwiek obserwował, jak dzieciak z kurą zbiera zainteresowanie. I to go absolutnie nie dziwiło, to jak przynieść gigantycznego pluszowego misia na kiju w charakterze broni siecznej. Po co? Czemu? Nadal nie mógł się nadziwić i nadal zastanawiał się nad tą cholerną kurą. Może to ruch psychologiczny? Przeciwnik widzi kurę i zatrzymuje się w zastanowieniu, bo nie wie czy ktoś nie wsadził jej pod skórę notki? Właśnie, notka! Może kura pobiegnie do tego kogoś i się odpali. Genialne. Doprawdy genialne. Ale musi koniecznie się o to spytać tego kogoś, zakładając że przeżyje. W końcu ktoś się stawił w roli przewodnika tej wycieczki. Trójka jegomościów, z czego dwójka dość charakterystyczna. Kobieta z oczyma bez źrenic. Mężczyzna z dużą ilością kolczyków. I jeszcze jeden zamaskowany, przez co nie dałoby się go poznać. Nie żeby Mujin jakkolwiek ludzi znał, jego pamięć do ludzi i ogólnie do mało znaczących elementów była słaba jak cholera, dlatego nawet gdyby kiedyś spotkał go w cywilu, to nie byłby w stanie. Uwaga wsyzstkich skupiła się na tej trojce. Mujin przykryty tłumem otworzył notesik i dyskretnie notował. Yuriko. Sau. Hakusei. Pewnie pseudonimy, ale warto było je spisać tak czy siak. Suzumura Hanji. Oniniwa. Rejestrował to wszystko i spisywał nazwy własne z krótkimi opisami co i jak z nimi. Potrzebował tego na później. Żeby się nie zgubić w całym tym chaosie, jako że obeznany z mitologią Hana Sozo i całej reszty Shiro Ryu nie był ani trochę. NIe wątpił że były tutaj jednostki bardziej obeznane, ale on akurat taki nie był. Chciał tylko zminimalizować obrażenia i śmierci które wynikłyby z niebezpieczeństwa sytuacji. W końcu padł rozkaz. Gdzie miał wyruszyć? Przegrupować się. Po prostu poszedł gdzieś. Nie miał pojęcia jak zostaną rozdysponowani ani gdzie, dlatego zdał się w tym przypadku na los. Gdzie zostanie wysłany tam pójdzie. Byleby tylko docenili jego umiejętności i miał okazje ich użyć i być użytecznym elementem drużyny. Nie żeby chciał zostać najważniejszym ich punktem. Ale byłoby miło być w tej samej grupie, co człowiek z kurą.
Natsume skinął lekko głową, uśmiechając się zarazem pod maską. Co tu dużo mówić, osoba Kanamury Kaiko zdecydowanie przypadła mu do gustu: chociaż był jeszcze młodzieńcem, który dopiero zbliżał się do wieku dojrzałości, i tak już miał sposób myślenia pasujący do doświadczonego wojownika. Nie tylko potrafił sprawnie wymyślić nowe techniki i postawy, które mógłby przetestować na polu walki, ale też potrafił zaakceptować swoje pomyłki i porażki, nie czując przy tym zniechęcenia. To było bardzo ważne: jak już niegdyś powiedział swoim uczennicom z wioski Totsukawa, zwycięstwo było nagrodą, a porażka - lekcją. Świadomość popełnienia błędu pozwalała rozłożyć sytuację na czynniki pierwsze, znalezienie tego co zawiodło, i odszukanie sposobu by nie zawieść drugi raz. Białowłosy najwidoczniej to rozumiał: nawet jeśli był dość... niezręczny pod względami socjalnymi, pomyślunku bojowego pod kopułą mu nie brakowało. Skinął lekko głową, gdy Kaiko sam potwierdził że jego pomysł na technikę nie był do końca dopracowany. Przyjął krytykę bardzo spokojnie, a nawet za nią podziękował. Skromność też była dobrą cechą. -Pomysł może w formie surowej był niedoszlifowany - stwierdził wesołym tonem - Ale nawet z nieudanych pomysłów da się coś wystrugać. Chociaż znasz już podstawowy błąd ataku, nie zapominaj o tej koncepcji. Może w wolnej chwili uda się wymyślić coś na jego podstawie. No ale, wiadomo - najpierw będziemy musieli zobaczyć, jak sobie z nimi w ogóle radzisz. Podrapał się po potylicy, gdy usłyszał "-sama" na końcu swojego przybranego nazwiska. Kiedy był cesarzem Morskich Klifów, słyszał ten zwrot na okrągło, i za każdym razem czuł że jest on zupełnie nie na miejscu. Chociaż wiedział że jego imię budziło respekt dzięki sile i wpływom, nie zmieniało to faktu że był on raczej osobą dążącą do spokoju i anonimowości, nie przepadając za byciem traktowanym jak bogowie wiedzą kto. Znał wielu którzy pławili się w swojej sławie i tytułach, i czerpali z popularności swoistą energię - lecz tego akurat nigdy nie potrafił zrozumieć. Czy nie lepiej spędzać czas po swojemu, z ludźmi z którymi możesz porozmawiać jak równy z równym, a nie zachowujących się przesadnie uniżenie? No, ale pewnie w oczach Kanamury on i Kakita musieli dużo zyskać dzięki wskazówkom. W takim razie niech na razie tytułuje ich tak jak uważa - najwyżej po wszystkim, jak porozmawiają jakiś czas i wymienią się doświadczeniami, nawiążą mniej formalny kontakt. Kakita potwierdził, że przyjął obietnicę Natsumego, po czym wypunktował Yukiemu znajdującego się nieopodal białowłosego szermierza. Ach, więc to jednak naprawdę ta i ta sama osoba? Aż pozwolił sobie na wyrażające rozbawienie głośniejsze wypuszczenie powietrza nosem. -A więc to jednak jedna i ta sama osoba. To jest właśnie Shiroyasha Kyu, a przynajmniej tak mi się przedstawił. Czyli mówisz, Kakita-dono, że Tobie przedstawił się jako Uchiha Kyoushi? Różne imiona, huh. Cóż, sam też to robił, więc nie jemu oceniać. We trójkę, Asagi, Kaiko i on przybliżyli się do przemawiających przybyszów. A więc wychodziło na to, że byli oni członkami Shiro Ryu - chociaż sam nigdy nie miał specjalnej okazji się z nimi spotkać, to oczywiście słyszał o nich, zarówno z Sachu no Senjo, jak i z upadku Kami no Hikage. Z tego co się orientował i jeśli dobrze przeczytał raporty, kilka okrętów Cesarstwa zawinęło na wyspę, aby zebrać ze sobą uchodźców z osady, wliczając w to właśnie pozostałych przy życiu i zdrowiu psychicznym członków białych smoków. Skala katastrofy musiała być naprawdę wielka, jeżeli byli pomocnicy Antykreatora postanowili znaleźć na nim zemstę. Chociaż, czy było co im się dziwić? Przecież połowa świata była teraz w chaosie przez tego szaleńca, więc jeżeli przez przeszukanie tej osady znajdą jakiś sposób na pozbycie się go - rzeczywiście warto będzie zaryzykować. Spojrzał na Kaiko, który spytał na głos o incydent w Prastarym Lesie. Cóż, jeśli miał być szczery, to sam również nic o tym nie wiedział: musiało się to wydarzyć w trakcie tego czasu, gdy Yuki siedział na Hyogashimie i szkolił się pod okiem Hyogamiego. Dlatego, choć chciał, nie był w stanie udzielić białowłosemu odpowiedzi - może dowie się czegoś więcej od innych, jeśli znajdą trochę czasu. Spojrzał na Kakitę, który nachylił się do niego.