Ryokan Mizu ni ume
- Asaka
- Postać porzucona
- Posty: 1496
- Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
- Wiek postaci: 27
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
- Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5564
- Aktualna postać: Airan
Re: Ryokan Mizu ni ume
Dla niego były niewarte jego czasu, a dla Asaki odpowiedzi na te pytania były wszystkim. Wszystkim czego potrzebowała, by zrozumieć, by złapać pion w tej sytuacji, przetrawić to wszystko, pozwolić jej się oswoić. Ale żałował jej tego, bo miał to w dupie. Zaczął temat i w jego myślach był skończony, a ona? Ona widziała, jak ten cenny wazon rozbił się na tysiące kawałków i próbowała go poskładać, by cokolwiek z niego uratować. Prosiła o pomoc, ale została sama. Ona i te tysiące odłamków, które wbijały się teraz w dłonie i kolana, gdy próbowała pozbierać je z podłogi. Uratować coś z tego, co wiedziała o świecie, w którym żyła. Rzeczywistość była jednak inna. Bo nagle okazywało się, że nic nie wie o mężczyźnie, z którym dzieliła życie. Więc zaskoczył ją, zostawiając pełną szoku i zdumienia, tego zdecydowanie negatywnego. Tego, o którym nie śniła w koszmarach, bo te rzadko nawiedzały jej sny, a jeśli już, to nie pamiętała o nich praktycznie od razu.
- Gdybyś wyraził się jasno to nie miałabym tylu pytań – to mu jeszcze odpowiedziała. - Nie chcę takiej rzeczywistości. Patrzysz na mnie i mówisz do mnie jak do kogoś obcego – musiałaby być walnięta, żeby ustawiać rzeczywistość do czegoś takiego. Nadal był taki zimny, taki nieczuły, że poczuła kolejny dreszcz przeszywający jej ciało. Pierwsze uderzenia już nadeszły, a jednak w swojej naiwności nie sądziła, że przyjdą kolejne. Tak bardzo się chciała z tego obudzić i tak bardzo nic z tego. Więc to nie sen. Iluzja? Kolejne szaleństwo mącące jej w głowie? A może to wczoraj jeszcze się nie skończyło? Może ktoś inny wrzucił ją w iluzję, wysyłając do umysłu męczące obrazy nawet o tym, że ktoś wykonał na niej Kai, by ją wyciągnąć, a tak naprawdę to nic takiego się nie wydarzyło? Więc ta sprawa z Toshiro, Shikim, posterunkiem, Seinaru, Ichirou nie miała miejsca. Onsen nie był rzeczywisty, tak jak dzisiejsze spotkanie z Akim. Nic z tego nie miało miejsca. Nie mogło. Przecież to tylko chory, chory sen. Kobieta, nie patrząc w bok złożyła dłonie w pieczęć Barana, wysyłając mały impuls chakry, mający zakłócić jej obieg. Kai. Sama na sobie, tak jak robiła to wczoraj. Wszystko jej się już pomieszało.
Ale nic się nie stało. Nadal była w tym samym pokoju, przy tym samym stole, z Shikim, od którego biło tyle chłodu. Kobieta aż skuliła się w sobie. Była taka głupia. Skoro nie pomógł ból kunaia tnącego skórę, to dlaczego miałoby pomóc marne Kai na niej samej? Była uwięziona, sama ze sobą, w koszmarze na jawie. Już nie odpowiedziała na odpowiedź Sanady o tym, że bo taki jest. Jedyne czego pragnęła w tej chwili, to się stąd wydostać. Ze swojej własnej głowy, która okazała się być paskudną pułapką, podsuwając jej przed oczy najgorsze obrazy – i nic nie mogła na to poradzić. To, ile nerwów kosztowały ją te dwa dni, ile bólu… Przecież to nie mogło być rzeczywiste. Ale ona sama nie miała tyle siły, umiejętności, by się z tego wydostać. Kruki, na jakie rozpadło się ciało Toshiro były takie rzeczywiste… I to wszystko tutaj też takie było. Nigdy wcześniej nie czuła się taka zgnębiona, bo i jej mózg nie płatał takich figli. Bardzo rzeczywiste było to, co chodziło Shikiemu po głowie – że jest pożerana sama przez siebie. Nie wiedział nawet jak bardzo było to prawdziwe. Jedna, niewinna iluzja na trybunach potrafiła doprowadzić do tego: braku pewności w to, co jest jawą a co snem. Dla kogoś takiego jak ona, kto zupełnie się na tym nie znał, brzmiało to jak całkiem sensowne wytłumaczenie na tę spierdoloną do granic sytuację.
- Wypuść mnie stąd – powiedziała za to. Czy takie miała wyobrażenie… Nie, ale Shikarui wiedział, że nigdy by jego i siebie nie porównała do psa, nie byłoby więc tak żałosnego powiedzenia i próby zwrócenia na siebie uwagi. Asaka… Wyobrażała sobie, że odeszłaby z godnością, a nie tak jak zaprezentował to Aka. Tyle, że wyobrażenia często nie pokrywały się z prawdą. To było genjutsu, prawda? - Proszę. Sama nie mam siły – czy gdy odzywała się tu, to mogła mówić w rzeczywistości? Czy ktoś ją słyszał, ktokolwiek? Chciała się wydostać z tej pułapki w swojej głowie, z tego pokoju, zewsząd. A jednak Shikarui złapał ją i przytrzymał w miejscu, bo nie miała siły i ochoty się z nim siłować. - W jakim stanie? Co za różnica skoro – tu i tam to dwa różne światy? Dlaczego te dłonie wydawały się takie rzeczywiste? Nie dokończyła tego zdania, ale poddała się temu objęciu, nawet jeśli to tylko iluzja. Tak? Nie? Chyba traciła już zmysły. - Potrzebuję pójść spać. Obudzić się i żeby się okazało, że to wszystko to tylko zły sen - a nie pobyć sama. Ona sama, sam na sam ze swoją głupią głową. Nie. Nie. - Wyciągnij mnie, proszę.
Łzy, które w końcu wydostały się z piekących oczu nie były jakieś nadzwyczajne. Tak samo słone jak każde inne.
- Gdybyś wyraził się jasno to nie miałabym tylu pytań – to mu jeszcze odpowiedziała. - Nie chcę takiej rzeczywistości. Patrzysz na mnie i mówisz do mnie jak do kogoś obcego – musiałaby być walnięta, żeby ustawiać rzeczywistość do czegoś takiego. Nadal był taki zimny, taki nieczuły, że poczuła kolejny dreszcz przeszywający jej ciało. Pierwsze uderzenia już nadeszły, a jednak w swojej naiwności nie sądziła, że przyjdą kolejne. Tak bardzo się chciała z tego obudzić i tak bardzo nic z tego. Więc to nie sen. Iluzja? Kolejne szaleństwo mącące jej w głowie? A może to wczoraj jeszcze się nie skończyło? Może ktoś inny wrzucił ją w iluzję, wysyłając do umysłu męczące obrazy nawet o tym, że ktoś wykonał na niej Kai, by ją wyciągnąć, a tak naprawdę to nic takiego się nie wydarzyło? Więc ta sprawa z Toshiro, Shikim, posterunkiem, Seinaru, Ichirou nie miała miejsca. Onsen nie był rzeczywisty, tak jak dzisiejsze spotkanie z Akim. Nic z tego nie miało miejsca. Nie mogło. Przecież to tylko chory, chory sen. Kobieta, nie patrząc w bok złożyła dłonie w pieczęć Barana, wysyłając mały impuls chakry, mający zakłócić jej obieg. Kai. Sama na sobie, tak jak robiła to wczoraj. Wszystko jej się już pomieszało.
Ale nic się nie stało. Nadal była w tym samym pokoju, przy tym samym stole, z Shikim, od którego biło tyle chłodu. Kobieta aż skuliła się w sobie. Była taka głupia. Skoro nie pomógł ból kunaia tnącego skórę, to dlaczego miałoby pomóc marne Kai na niej samej? Była uwięziona, sama ze sobą, w koszmarze na jawie. Już nie odpowiedziała na odpowiedź Sanady o tym, że bo taki jest. Jedyne czego pragnęła w tej chwili, to się stąd wydostać. Ze swojej własnej głowy, która okazała się być paskudną pułapką, podsuwając jej przed oczy najgorsze obrazy – i nic nie mogła na to poradzić. To, ile nerwów kosztowały ją te dwa dni, ile bólu… Przecież to nie mogło być rzeczywiste. Ale ona sama nie miała tyle siły, umiejętności, by się z tego wydostać. Kruki, na jakie rozpadło się ciało Toshiro były takie rzeczywiste… I to wszystko tutaj też takie było. Nigdy wcześniej nie czuła się taka zgnębiona, bo i jej mózg nie płatał takich figli. Bardzo rzeczywiste było to, co chodziło Shikiemu po głowie – że jest pożerana sama przez siebie. Nie wiedział nawet jak bardzo było to prawdziwe. Jedna, niewinna iluzja na trybunach potrafiła doprowadzić do tego: braku pewności w to, co jest jawą a co snem. Dla kogoś takiego jak ona, kto zupełnie się na tym nie znał, brzmiało to jak całkiem sensowne wytłumaczenie na tę spierdoloną do granic sytuację.
- Wypuść mnie stąd – powiedziała za to. Czy takie miała wyobrażenie… Nie, ale Shikarui wiedział, że nigdy by jego i siebie nie porównała do psa, nie byłoby więc tak żałosnego powiedzenia i próby zwrócenia na siebie uwagi. Asaka… Wyobrażała sobie, że odeszłaby z godnością, a nie tak jak zaprezentował to Aka. Tyle, że wyobrażenia często nie pokrywały się z prawdą. To było genjutsu, prawda? - Proszę. Sama nie mam siły – czy gdy odzywała się tu, to mogła mówić w rzeczywistości? Czy ktoś ją słyszał, ktokolwiek? Chciała się wydostać z tej pułapki w swojej głowie, z tego pokoju, zewsząd. A jednak Shikarui złapał ją i przytrzymał w miejscu, bo nie miała siły i ochoty się z nim siłować. - W jakim stanie? Co za różnica skoro – tu i tam to dwa różne światy? Dlaczego te dłonie wydawały się takie rzeczywiste? Nie dokończyła tego zdania, ale poddała się temu objęciu, nawet jeśli to tylko iluzja. Tak? Nie? Chyba traciła już zmysły. - Potrzebuję pójść spać. Obudzić się i żeby się okazało, że to wszystko to tylko zły sen - a nie pobyć sama. Ona sama, sam na sam ze swoją głupią głową. Nie. Nie. - Wyciągnij mnie, proszę.
Łzy, które w końcu wydostały się z piekących oczu nie były jakieś nadzwyczajne. Tak samo słone jak każde inne.
0 x
赤 · 水 · 晶

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: Ryokan Mizu ni ume
Wszystko to, co najbardziej kochał, zgnoił, zdeptał i wyrzucił do rowu. Tak samo potraktowałby małego kotka, któremu nadepnąłby na ogon. Gdyby dowiedział się, że ma połamaną łapkę i że można mu pomóc, wystarczy go zabrać do lekarza, znachora, czy choćby oddać w ręce dobrych ludzi, którzy włożyliby wysiłek w jego odchowanie i pomóc, to nie próbowałby tego zrobić. Nie, za dużo z tym zachodu. Łatwiej strącić go do rowu - a w przypływie dobrego dnia i wyjątkowej litości poderżnąć mu gardło, żeby nie męczył się więcej. Asaka trzęsła się jak taki mały kotek. Potrzebowała opatrunku. Jej całe "ja" potrzebowało oparcia, stabilności, starało się pozbierać po ataku. Dla niego to była obrona. Nie było takich chwytów, których nie dozwalano na wojnie, ale były takie chwyty, których nie robiło się wobec kogoś tak cennego. Istniał cały długi spis czynności i słów, jakie nigdy nie powinny paść. Nikt nigdy go nie widział, nikt nie wiedział, gdzie bogowie trzymali ten piękny zwój, ale każdy (bez wyjątku) zdawał sobie sprawę, jak niektóre rzeczy powinny wyglądać. My zaś wiedzieliśmy, że każde siedzenie przedstawiało inną perspektywę i dla zgrozy świata - bardzo dowolną interpretację niektórych reguł.
Tak jak zostało przewidziane - kula się stopiła. Nie widokiem jej opadającej głowy, nie słabnącym głosem, nie jej próbami odwrócenia kota ogonem i nie kolejnymi pytaniami. Woda opadła na ziemię na widok tego, jak składała kai. Zaczęły spływać krople, bardzo szybko topniejąc. Lód zaczął topnieć, gdy zobaczył, jak kierowała się do wyjścia. Ostatnie miejsce, do którego mogła uciec - na dwór. Iść donikąd, byle tylko uciec stąd, uciec od... od niego. Od tego, jaki był. W tej najbardziej paskudnej wersji siebie samego, której nigdy nie chciał jej pokazywać i nigdy nie chciał być dla niej taki. Nigdy nie mów nigdy. Zawsze stanie się coś, czego nie przewidzisz.
- Widzę, że nie masz siły. Spokojnie. - Nawet jeśli ten lód podtopniał, to nie na tyle, by zniszczył całkowicie wszystko, czym się okrył. Krok za krokiem przekonywali się, że ten poprzedni wcale nie był bliski ostateczności - to ten następny dopiero stawiał prawdziwy wyrok. Pięć metrów dalej okazywało się, że zmuszeni byliśmy nadal wytrzymać o wiele więcej, niż tego chcieliśmy. Asaka już się załamała i nie mogła robić kolejnych. Jednak myśleć, że oszalała i że naprawdę uznała to wszystko za iluzję? Nie, nie podejrzewał nawet czegoś takiego. Musiałoby się przecież naprawdę wydarzyć c o ś..! A dla niego zupełnie nic się nie wydarzyło. Ledwo nieprzyjemna, ostrzejsza rozmowa. Ataki z obu stron. Tym to dla niego było - jej atakiem, przed którym obronił się w najbardziej brutalny sposób. Zabójczo skuteczny. Jakże człowiek musiał być zmęczony po tych wszystkich doznaniach... Shikarui sam zamknął oczy, trzymając ją przy sobie i głaszcząc po głowie. Zwichrowane, znów podburzone umysły - zupełnie niczym, powiedziałby ktoś z boku. Dalekie to było od niczego, och jakże dalekie! Czemu tak mocno ryło, czemu pozwalało tak mocno krwawić - jakby ktoś potarł ranę środkiem nie pozwalającym krwi skrzepnąć prawidłowo. Nie chciał jej już mówić, że to nie jest złym snem i są w rzeczywistości. Sen wszystko zmieniał. Pozwalał przetrwać naprawdę wiele i człowiek po nim budził się... chyba po prostu inny. - Chodź spać. Jak się obudzisz będzie lepiej. - Przytulał ją do siebie łagodnie, kiedy wylewała łzy w jego świeże ubrane kimono, dając jej to oparcie, którego potrzebowała. W końcu schylił się, żeby ją podnieść delikatnie i zanieść do łóżka tak, by nie rozpadła się w jego dłoniach na tysiące części - jak ta waza. Rozłożył pościel, którą tak ładnie poskładał, nakrył ją i sam położył się obok, gładzą ją.
- Śpij, jeśli potrzebujesz. Popilnuję, żeby nic ci się nie stało.
Tak jak zostało przewidziane - kula się stopiła. Nie widokiem jej opadającej głowy, nie słabnącym głosem, nie jej próbami odwrócenia kota ogonem i nie kolejnymi pytaniami. Woda opadła na ziemię na widok tego, jak składała kai. Zaczęły spływać krople, bardzo szybko topniejąc. Lód zaczął topnieć, gdy zobaczył, jak kierowała się do wyjścia. Ostatnie miejsce, do którego mogła uciec - na dwór. Iść donikąd, byle tylko uciec stąd, uciec od... od niego. Od tego, jaki był. W tej najbardziej paskudnej wersji siebie samego, której nigdy nie chciał jej pokazywać i nigdy nie chciał być dla niej taki. Nigdy nie mów nigdy. Zawsze stanie się coś, czego nie przewidzisz.
- Widzę, że nie masz siły. Spokojnie. - Nawet jeśli ten lód podtopniał, to nie na tyle, by zniszczył całkowicie wszystko, czym się okrył. Krok za krokiem przekonywali się, że ten poprzedni wcale nie był bliski ostateczności - to ten następny dopiero stawiał prawdziwy wyrok. Pięć metrów dalej okazywało się, że zmuszeni byliśmy nadal wytrzymać o wiele więcej, niż tego chcieliśmy. Asaka już się załamała i nie mogła robić kolejnych. Jednak myśleć, że oszalała i że naprawdę uznała to wszystko za iluzję? Nie, nie podejrzewał nawet czegoś takiego. Musiałoby się przecież naprawdę wydarzyć c o ś..! A dla niego zupełnie nic się nie wydarzyło. Ledwo nieprzyjemna, ostrzejsza rozmowa. Ataki z obu stron. Tym to dla niego było - jej atakiem, przed którym obronił się w najbardziej brutalny sposób. Zabójczo skuteczny. Jakże człowiek musiał być zmęczony po tych wszystkich doznaniach... Shikarui sam zamknął oczy, trzymając ją przy sobie i głaszcząc po głowie. Zwichrowane, znów podburzone umysły - zupełnie niczym, powiedziałby ktoś z boku. Dalekie to było od niczego, och jakże dalekie! Czemu tak mocno ryło, czemu pozwalało tak mocno krwawić - jakby ktoś potarł ranę środkiem nie pozwalającym krwi skrzepnąć prawidłowo. Nie chciał jej już mówić, że to nie jest złym snem i są w rzeczywistości. Sen wszystko zmieniał. Pozwalał przetrwać naprawdę wiele i człowiek po nim budził się... chyba po prostu inny. - Chodź spać. Jak się obudzisz będzie lepiej. - Przytulał ją do siebie łagodnie, kiedy wylewała łzy w jego świeże ubrane kimono, dając jej to oparcie, którego potrzebowała. W końcu schylił się, żeby ją podnieść delikatnie i zanieść do łóżka tak, by nie rozpadła się w jego dłoniach na tysiące części - jak ta waza. Rozłożył pościel, którą tak ładnie poskładał, nakrył ją i sam położył się obok, gładzą ją.
- Śpij, jeśli potrzebujesz. Popilnuję, żeby nic ci się nie stało.
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
- Asaka
- Postać porzucona
- Posty: 1496
- Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
- Wiek postaci: 27
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
- Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5564
- Aktualna postać: Airan
Re: Ryokan Mizu ni ume
Czy to była wojna? Asaka nigdy tak tego nie odebrała. To nie było pole bitwy, nie trzeba było wyciągać przeciwko sobie broni i ranić się wzajemnie, żeby wygrać. Zresztą… Co było do wygrania? Możliwość robienia co się chce? Prawda? Gówno prawda? Wolność? Czy ktoś tutaj był zakuty w kajdany i przetrzymywany wbrew swojej woli? Nie, ale Asaka zaczynała myśleć, że tak. Nie wiedziała tylko, które z nich jest tutaj na siłę – czy ona w nieistniejącej iluzji, czy on oszukujący siebie i ją jednocześnie, że jest wspaniale. Nie było. Dzisiaj się okazało, że nie było. Chyba w sumie nigdy, bo Asaka właśnie dowiedziała się, że spora część tego małżeństwa opiera się na kłamstwie. Nie takim, że Shikarui oszukał ją wprost, nie. To było oszustwo niemalże doskonałe, bo oparte na niedopowiedzeniach – do których jej głowa musiała sobie dopisywać resztę i to robiła. A dzisiaj okazało się, że zrobiła to błędnie i została oszukana. Sądziła też, że Shikarui zawsze będzie dla niej taki jak się starał – czuły, miły, kochany. Czasami tego brakowało, zwłaszcza gdy coś sobie wymyślił i nie zamierzał ją wtajemniczać w swoje plany, ale naprawdę nigdy nie sądziła, że będzie taki. Zimny i bez serca. To był ten ideał ninja? Zimna broń raniąca nawet swoich najbliższych? Dla niej to była karykatura. Coś odległego, czego nie chciała spotkać na swojej drodze, a na pewno nie dzielić z kimś takim życia. Broń miała to do siebie, że nie miała możliwości i nie mogła odwzajemnić ciepłych uczuć, a białowłosa potrzebowała tych czynów, zapewniających o tym, że jest chciana i potrzebna. Broń nie mówi, ani nic nie robi. Tylko zabija.
Dla Shikiego nie wydarzyło się nic, dzień jak co dzień. Po raz kolejny zrobił coś sam, o co kiedyś mieli już kłótnie, że nic jej nie mówi. Skoro wybaczała kiedyś, to wybaczy i teraz, prawda? Tylko, że kiedyś nie dowiedziała się, że ma wszystko gdzieś. Jak Aka. Wszystko co było jej drogie, co zawiązywało się w jednym słowie, jednym klanie – dla niego było to nieważne. Jego zdrowie i życie – nieważne. Asaka zdawała sobie sprawę, że z ich dwojga to Shikarui miał większą szansę do narobienia sobie w kimś wroga i słusznie bał się tego, co mogłaby zrobić Klepsydra. Dlatego uważała, że tytulatura, z której chciał zrezygnować, mogłaby mu kiedyś pomóc. Dać mu godzinę więcej życia, a w ciągu tej godziny… Kto wie co by się wydarzyło? Twierdził, że jej dobro było jego marzeniem, ale nie będzie jej jeśli nie będzie jego, i nawet dzieci tego nie zmienią. Mogłyby tylko odsunąć w czasie to, co nieuniknione. Shikarui chyba nie do końca zdawał sobie sprawę z jej przywiązania do niego i z jej marzeń, które w jego rachunku stały gdzieś poniżej jego własnych. Jak mogła ufać komuś, kto tak łatwo zmieniał decyzje? Skąd miała wiedzieć, że jutro nie obudzi się i nie usłyszy, że ją też ma już gdzieś, bo się popsuła? Dla niego nie wydarzyło się nic, a ona wczoraj przeżyła zderzenie ze światem i zawaliło się to, czemu ufała. Normalna rozmowa, tyle że nie na żywo, nie. W genjutsu. Niewidzialna linia została przekroczona i może dla Shikiego było to nieważne, ale Asaka od wczoraj żyła w stresie. I jeszcze to jebane genjutsu. Genjutsu, które nikogo nie obeszło, bo tak to wolno, ale kogoś kopnąć już nie wolno. A dzisiaj jeszcze jej własny mąż wkopywał ją do tego rowu.
Nim zaczęli tę „rozmowę” miała całkiem sporo siły. Czuła się odrobinę osłabiona, ale to w zasadzie tyle. Była po prostu głodna, ale myślała sobie, że zjedzą, pójdą na spacer i niedługo później wrócą, a ona się położy i zaśnie, bo Shikarui to pewnie będzie potrzebował na to jeszcze trochę czasu. Teraz nie miała już jednak siły. Ni jeść, ni nigdzie iść. Nie chciało jej się, tak zupełnie, w ogóle. Chciała się po prostu położyć i jutro obudzić w Daishi. Nie w Watarimono, a w Seiyamie. Czy o tak wiele prosiła? Jak miało się okazać – o zbyt dużo. Tak, człowiek rzeczywiście musiał się budzić inny. Shikarui w tym momencie nie był tym samym człowiekiem co przed kilkoma godzinami.
Tak, teraz potrzebowała tych czynów i oparcia, ale to nie czyny zrobiły w jej sercu dziurę, a słowa. Łzy jej ciekły wbrew jej woli, ale nie uniosła rąk, by objąć Shikiego; po prostu stała tam, opierając się o niego, dając się przytulać i głaskać po głowie, ale sama nie odwzajemniła tego gestu. Jakoś… Nie miała ochoty. Nie była pustelnikiem spragnionym obecności drugiego człowieka, nie chciała byle czego. I od siebie też byle czego dawać nie chciała. Nie wyrwała się, gdy Shikarui wziął ją na ręce, by zanieść do łóżka – nie oponowała i też ciągle nic nie mówiła. Shikarui chyba nie miał jeszcze okazji oglądać jej takiej cichej. Zawsze miała coś do powiedzenia, a dzisiaj słowa ją zawiodły. Nie odzywała się, nic nie robiła. Nie odwzajemniała gestów czy spojrzeń. Nie patrzyła na niego cały ten czas. Na posłaniu też odwróciła się do niego plecami, gapiąc się tępo w ścianę. Popilnuje ją? A co ma się stać? Najgorsze już się przecież stało. Złapała za kołdrę, którą na nią narzucił, zwijając się nią, broniąc jak tarczą przed całym złem świata. Nie odgoniła jego dłoni, ciągle pozwalając się głaskać. Wierciła się trochę na łóżku, leżąc w tych ciuchach, w których spędziła dzień. W końcu przestała, zasnęła.
Nie, wcale nie. Leżała i myślała, zamiast poddać się snu. W końcu się odezwała, a minęło naprawdę sporo czasu.
- To nie wyjdzie, jeśli nie będziesz ze mną rozmawiać, Shikarui. Nie jestem wieszczką i nie domyślę się, że coś ci nie pasuje, jeśli nie będziesz mi mówić. A skoro nie mówisz, to zakładam, że wszystko jest dobrze. Dzisiaj się dowiedziałam, że nie jest. I nie wiem co. Związki bez rozmów nie mają prawa istnieć i ten też nie wytrzyma, jeśli będę się dowiadywać, że to, w co wierzyłam, to jedno wielkie kłamstwo. Bo to nie jest pierwszy raz. Nie jest nawet drugi – i nie pierwszy raz mu o tym w ogóle mówiła. Już mieli o to spięcia, mniejsze, większe… Były. Ten nie był wyjątkiem. - Nie będę też stać spokojnie i potakiwać, kiedy ty sobie sam podejmujesz decyzje dotyczące nas obojga. Już ci to kiedyś powiedziałam, ale skoro chciałeś kogoś do towarzystwa bez zobowiązań, to trzeba było się ze mną nie żenić – leżała nieruchomo, ciągle patrząc przed siebie w jeden punkt. W sumie to nawet nie wiedziała, czy Shikarui nie zasnął, powinna to sprawdzić, ale jakoś nie zrobiła tego. Wydawało jej się, że nie śpi. - Nie wiem dlaczego wymyśliłeś, żeby nasz dom był w Daishi. W tej prowincji żyją Jugo, których masz gdzieś i Koseki, o których nie dbasz. Trudno o drugą tak mało odpowiednią prowincję jak ta. Tę decyzję też podjąłeś sam, wprowadzając mnie w ogromny błąd, a potem mówisz mi, że to ja chcę byś kimś tam był i że to moje wyobrażenia. Tak, to są moje domysły, bo nie chce ci się ze mną rozmawiać. I sądzisz, że jak powiesz swoje, bo coś tam sobie wymyśliłeś, to to kończy i wyczerpuje temat, bo decyzja podjęta. Nie wiem po co chcesz służyć rodowi, o który nie dbasz. Żeby sprawiać pozory? Czy żeby sprawić mi przyjemność? Sprawiłbyś mi przyjemność, ale tylko gdyby to było szczere – a po tym co dzisiaj usłyszała… To nie było szczere. I zaczynała sądzić, że ten dom to też był błąd. Nagle nie chciała się już obudzić w Daishi. Teraz chciała się obudzić w jakimś ryokanie na szlaku. Gdzieś tam. - Nie chcę żyć w związku z mężczyzną, który robi coś wbrew sobie i sprawia pozory, a potem przy okazji wychodzi, że to jedno wielkie kłamstwo - iluzja czy nie, sen czy jawa - musiała to wszystko z siebie wyrzucić.
Dla Shikiego nie wydarzyło się nic, dzień jak co dzień. Po raz kolejny zrobił coś sam, o co kiedyś mieli już kłótnie, że nic jej nie mówi. Skoro wybaczała kiedyś, to wybaczy i teraz, prawda? Tylko, że kiedyś nie dowiedziała się, że ma wszystko gdzieś. Jak Aka. Wszystko co było jej drogie, co zawiązywało się w jednym słowie, jednym klanie – dla niego było to nieważne. Jego zdrowie i życie – nieważne. Asaka zdawała sobie sprawę, że z ich dwojga to Shikarui miał większą szansę do narobienia sobie w kimś wroga i słusznie bał się tego, co mogłaby zrobić Klepsydra. Dlatego uważała, że tytulatura, z której chciał zrezygnować, mogłaby mu kiedyś pomóc. Dać mu godzinę więcej życia, a w ciągu tej godziny… Kto wie co by się wydarzyło? Twierdził, że jej dobro było jego marzeniem, ale nie będzie jej jeśli nie będzie jego, i nawet dzieci tego nie zmienią. Mogłyby tylko odsunąć w czasie to, co nieuniknione. Shikarui chyba nie do końca zdawał sobie sprawę z jej przywiązania do niego i z jej marzeń, które w jego rachunku stały gdzieś poniżej jego własnych. Jak mogła ufać komuś, kto tak łatwo zmieniał decyzje? Skąd miała wiedzieć, że jutro nie obudzi się i nie usłyszy, że ją też ma już gdzieś, bo się popsuła? Dla niego nie wydarzyło się nic, a ona wczoraj przeżyła zderzenie ze światem i zawaliło się to, czemu ufała. Normalna rozmowa, tyle że nie na żywo, nie. W genjutsu. Niewidzialna linia została przekroczona i może dla Shikiego było to nieważne, ale Asaka od wczoraj żyła w stresie. I jeszcze to jebane genjutsu. Genjutsu, które nikogo nie obeszło, bo tak to wolno, ale kogoś kopnąć już nie wolno. A dzisiaj jeszcze jej własny mąż wkopywał ją do tego rowu.
Nim zaczęli tę „rozmowę” miała całkiem sporo siły. Czuła się odrobinę osłabiona, ale to w zasadzie tyle. Była po prostu głodna, ale myślała sobie, że zjedzą, pójdą na spacer i niedługo później wrócą, a ona się położy i zaśnie, bo Shikarui to pewnie będzie potrzebował na to jeszcze trochę czasu. Teraz nie miała już jednak siły. Ni jeść, ni nigdzie iść. Nie chciało jej się, tak zupełnie, w ogóle. Chciała się po prostu położyć i jutro obudzić w Daishi. Nie w Watarimono, a w Seiyamie. Czy o tak wiele prosiła? Jak miało się okazać – o zbyt dużo. Tak, człowiek rzeczywiście musiał się budzić inny. Shikarui w tym momencie nie był tym samym człowiekiem co przed kilkoma godzinami.
Tak, teraz potrzebowała tych czynów i oparcia, ale to nie czyny zrobiły w jej sercu dziurę, a słowa. Łzy jej ciekły wbrew jej woli, ale nie uniosła rąk, by objąć Shikiego; po prostu stała tam, opierając się o niego, dając się przytulać i głaskać po głowie, ale sama nie odwzajemniła tego gestu. Jakoś… Nie miała ochoty. Nie była pustelnikiem spragnionym obecności drugiego człowieka, nie chciała byle czego. I od siebie też byle czego dawać nie chciała. Nie wyrwała się, gdy Shikarui wziął ją na ręce, by zanieść do łóżka – nie oponowała i też ciągle nic nie mówiła. Shikarui chyba nie miał jeszcze okazji oglądać jej takiej cichej. Zawsze miała coś do powiedzenia, a dzisiaj słowa ją zawiodły. Nie odzywała się, nic nie robiła. Nie odwzajemniała gestów czy spojrzeń. Nie patrzyła na niego cały ten czas. Na posłaniu też odwróciła się do niego plecami, gapiąc się tępo w ścianę. Popilnuje ją? A co ma się stać? Najgorsze już się przecież stało. Złapała za kołdrę, którą na nią narzucił, zwijając się nią, broniąc jak tarczą przed całym złem świata. Nie odgoniła jego dłoni, ciągle pozwalając się głaskać. Wierciła się trochę na łóżku, leżąc w tych ciuchach, w których spędziła dzień. W końcu przestała, zasnęła.
Nie, wcale nie. Leżała i myślała, zamiast poddać się snu. W końcu się odezwała, a minęło naprawdę sporo czasu.
- To nie wyjdzie, jeśli nie będziesz ze mną rozmawiać, Shikarui. Nie jestem wieszczką i nie domyślę się, że coś ci nie pasuje, jeśli nie będziesz mi mówić. A skoro nie mówisz, to zakładam, że wszystko jest dobrze. Dzisiaj się dowiedziałam, że nie jest. I nie wiem co. Związki bez rozmów nie mają prawa istnieć i ten też nie wytrzyma, jeśli będę się dowiadywać, że to, w co wierzyłam, to jedno wielkie kłamstwo. Bo to nie jest pierwszy raz. Nie jest nawet drugi – i nie pierwszy raz mu o tym w ogóle mówiła. Już mieli o to spięcia, mniejsze, większe… Były. Ten nie był wyjątkiem. - Nie będę też stać spokojnie i potakiwać, kiedy ty sobie sam podejmujesz decyzje dotyczące nas obojga. Już ci to kiedyś powiedziałam, ale skoro chciałeś kogoś do towarzystwa bez zobowiązań, to trzeba było się ze mną nie żenić – leżała nieruchomo, ciągle patrząc przed siebie w jeden punkt. W sumie to nawet nie wiedziała, czy Shikarui nie zasnął, powinna to sprawdzić, ale jakoś nie zrobiła tego. Wydawało jej się, że nie śpi. - Nie wiem dlaczego wymyśliłeś, żeby nasz dom był w Daishi. W tej prowincji żyją Jugo, których masz gdzieś i Koseki, o których nie dbasz. Trudno o drugą tak mało odpowiednią prowincję jak ta. Tę decyzję też podjąłeś sam, wprowadzając mnie w ogromny błąd, a potem mówisz mi, że to ja chcę byś kimś tam był i że to moje wyobrażenia. Tak, to są moje domysły, bo nie chce ci się ze mną rozmawiać. I sądzisz, że jak powiesz swoje, bo coś tam sobie wymyśliłeś, to to kończy i wyczerpuje temat, bo decyzja podjęta. Nie wiem po co chcesz służyć rodowi, o który nie dbasz. Żeby sprawiać pozory? Czy żeby sprawić mi przyjemność? Sprawiłbyś mi przyjemność, ale tylko gdyby to było szczere – a po tym co dzisiaj usłyszała… To nie było szczere. I zaczynała sądzić, że ten dom to też był błąd. Nagle nie chciała się już obudzić w Daishi. Teraz chciała się obudzić w jakimś ryokanie na szlaku. Gdzieś tam. - Nie chcę żyć w związku z mężczyzną, który robi coś wbrew sobie i sprawia pozory, a potem przy okazji wychodzi, że to jedno wielkie kłamstwo - iluzja czy nie, sen czy jawa - musiała to wszystko z siebie wyrzucić.
0 x
赤 · 水 · 晶

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: Ryokan Mizu ni ume
Położył się obok niej, nieco zafrapowany tym dziwnym stanem, w jaki wpadła, ale to przecież nic, zupełne nic. Uspokoi się, prześpi, poukłada myśli i porozmawiają na spokojnie, inaczej niż rozmawiali teraz, wcześniej, przedtem. W końcu przecież musiało się to wszystko uspokoić i wrócić do normy. On, ona i to pieprzone, ześwirowane miasto. Czy taki miał być plan ich dróg, by się rozeszły? Miał prysnąć cały czar, ten ideał, w którym żyło się im razem tak dobrze? Czarnowłosy czuł się na nowo zmęczony, ale zupełnie inaczej niż czuł się przed swoim snem. Teraz nagle męczyły go starania, dbania i cenne słowa, które dla wszystkich były takie ważne - dla niego samego też. Wszystko się spłaszczyło i zrównało do jednej, cienkiej linii, po której chodzenie było o wiele łatwiejsze niż mogłoby się wydawać. Jeśli tylko zaoszczędzić trochę energii to na wszystko na pewno padnie inne światło, świat znów stanie się wymiarowy i odzyska swoje wszystkie kolory, będzie intensywnie zielony, biały i złoty - jak stokrotki wyrastające na wiosennej łące. Przecież wszystko potrzebowało czasu, żeby zakwitnąć, urosnąć i odżyć na nowo. Ułożone tu błoto i popiół, zmieszany ze sobą, kałuże rozrastające się na drogach, nie mogły rozwiać się i wchłonąć w glebę za szybko. Potrzebowały czasu - tego cholernego czasu - i dużej ilości słońca.
Cisza się przedłużała, a oddechy były płytkie i ciche. Nawet serca biły tak delikatnie, jakby dawno się zatrzymały, złapane tym mrozem, który próbował całkowicie zniszczyć ten świat. Udawało mu się. Nie było winy w mieście - była wina... wina była... No gdzie byli winni? Shikarui rozmyślał o tym, czego chcieli od nich bogowie, że poddawali ich takiej próbie i tak wiele od nich wymagali. Nie szukał w dalszym ciągu winnych, bo nie było takiej potrzeby, przecież niewinni właśnie lubili najbardziej łapać kamień i rzucać go. Czy sam tak nie zrobił? Dopiero Asaka postanowiła tę ciszę przerwać. Nie był tym zaskoczony, chociaż wydawało mu się, że rzeczywiście zasnęła, zawinięta całkowicie w kołdrę, jakby ta miała stanowić jej ostatnią wartę. Mur, przez który zło się już nie przedostanie, a ona sama nie będzie dłużej wyniszczać się od wnętrza. Ten wróg był najgorszy, który zawsze był najbliżej i atakował w najmniej spodziewany i oczekiwany sposób. W końcu Shikarui był ostatnią osobą, od której spodziewała się otrzymać cios słowem. A i on nigdy nie spodziewał się, że ten cios w nią wymierzy. Nigdy? Nie, na początku wiedział, że tak może być, zdumiony wręcz tym, że jej aura sprawiała, że tak łagodniał i w sumie ochoty na to nie miał. Lecz to, co było kiedyś, a to, co było teraz nie było do porównywania. Zbyt wiele się zmieniło i zbyt wiele ich złączyło.
- Nie dam ci więcej ponad to, co dałem dotychczas. - Uniósł się na macie tak, żeby spojrzeć na nią z góry. Ze smutkiem. Może to wszystko rzeczywiście było tylko jednym wielkim, doskonałym kłamstwem. Było? Shikaruiemu wydawało się to prawdziwe i nie mógł na to spojrzeć jako na coś fałszywego. Kochał naprawdę, starał się naprawdę i zależało mu na ty, na czym jej zależało, przelewając to do swoich uczuć i umysłu, napełniając tym swoje wnętrze jak napełniane wodą naczynie - naprawdę. Ta prawda zupełnie różniła się od tej jeszcze sprzed czterech dni - nic dziwnego, że nie była łatwą do zaakceptowania i pogodzenia się. Ten brud był przed nią chowany.
Kolejne słowa dokładały cegły. Cofały roztopiony lód i zbijały go w jedną kulę na nowo. Teraz nie był krystalicznie czysty, był zabrudzony, paskudny. Trzymał w sobie nieczystości i kawałki ziemi zmieszanej z trawą, dawno przekwitłą, bo przecież powoli kończyło się lato i niektórzy już oczekiwali nadejścia jesieni. Shikarui nie czekał ani na jedno ani na drugie. Ni na koniec ni na początek czegoś nowego. Czekał tylko na ukojenie, rozgonienie chmur, na to, aż przestanie padać za szybą. Padało drugi dzień. Nic nie wskazywało na to, żeby miało się rozpogodzić na dłużej. Nawet gdy na moment wychodziło słońce, zaraz chowało się z powrotem.
- Wszystko wyolbrzymiasz. Kto tu kogo traktuje jak wroga? Jeśli nie podobało ci się, jaki jestem, mogłaś się nie zgodzić. Nie wybielaj się. Nie pasuje to do ciebie. - Mówił dalej całkowicie spokojnie, na lekkim wydechu, spoglądając na swoje palce, które rozluźnił po poprzednim zaciśnięciu ich w pięści. Drugą ręką opierał się o matę w pozycji siedzącej. Jeszcze dzisiejszego ranka to wszystko coś znaczyło - te plany i to pragnienie, żeby wszystko poukładać. Jeszcze rano czuł się częścią czegoś..! Teraz czuł się tylko częścią ich dwójki. Niby pasującą, bo tyle lat pracowali wspólnie na te kształty, a jednak obcą. Odsuniętą przez... coś. Przez... sen? Samego siebie? Przez kilka słów za dużo, które zostały powiedziane? - To nie było kłamstwo. Zdecyduj się, czy mam robić to, czego chcę, czy tego, czego nie chcę. Wiem, że oczekujesz wylewności, ale na nią nie możesz ode mnie liczyć. - Podniósł się z maty i podszedł do okna, ty razem po to, żeby je zamknąć. Nie wiedział, czy Asaka nadal się tak trzęsie, ale nie było potrzeby bardziej jej zamrażać.
- Wszystko było dobrze, dopóki nie postanowiłaś mnie zaatakować. - Obrócił się przodem do niej. - Jestem zmęczony wymaganiami i mówieniem, kim mam być. Wydarzenia wczorajszego dnia przypomniały mi, że nie chcę żadnego ciężaru na swoich barkach. Wolę być nikim. Lubię być nikim. Zwykły, nierozpoznawalnym, szarym obywatelem. Czy ty mnie pytałaś, kiedy przyjmowałaś tytuł Sakki? I decydowałaś za nas? Nie. Bo to dotyczy najpierw ciebie, dopiero potem nas. I nie narzucisz mi w takich kwestiach swoich pragnień. Jesteś dumna, pełna honoru, szczęśliwa ze swojego klanu, ja nie mam klanu. Nie jestem dumny, honorowy i ledwo rozumiem, czym jest godność, według której starałem się żyć.
Cisza się przedłużała, a oddechy były płytkie i ciche. Nawet serca biły tak delikatnie, jakby dawno się zatrzymały, złapane tym mrozem, który próbował całkowicie zniszczyć ten świat. Udawało mu się. Nie było winy w mieście - była wina... wina była... No gdzie byli winni? Shikarui rozmyślał o tym, czego chcieli od nich bogowie, że poddawali ich takiej próbie i tak wiele od nich wymagali. Nie szukał w dalszym ciągu winnych, bo nie było takiej potrzeby, przecież niewinni właśnie lubili najbardziej łapać kamień i rzucać go. Czy sam tak nie zrobił? Dopiero Asaka postanowiła tę ciszę przerwać. Nie był tym zaskoczony, chociaż wydawało mu się, że rzeczywiście zasnęła, zawinięta całkowicie w kołdrę, jakby ta miała stanowić jej ostatnią wartę. Mur, przez który zło się już nie przedostanie, a ona sama nie będzie dłużej wyniszczać się od wnętrza. Ten wróg był najgorszy, który zawsze był najbliżej i atakował w najmniej spodziewany i oczekiwany sposób. W końcu Shikarui był ostatnią osobą, od której spodziewała się otrzymać cios słowem. A i on nigdy nie spodziewał się, że ten cios w nią wymierzy. Nigdy? Nie, na początku wiedział, że tak może być, zdumiony wręcz tym, że jej aura sprawiała, że tak łagodniał i w sumie ochoty na to nie miał. Lecz to, co było kiedyś, a to, co było teraz nie było do porównywania. Zbyt wiele się zmieniło i zbyt wiele ich złączyło.
- Nie dam ci więcej ponad to, co dałem dotychczas. - Uniósł się na macie tak, żeby spojrzeć na nią z góry. Ze smutkiem. Może to wszystko rzeczywiście było tylko jednym wielkim, doskonałym kłamstwem. Było? Shikaruiemu wydawało się to prawdziwe i nie mógł na to spojrzeć jako na coś fałszywego. Kochał naprawdę, starał się naprawdę i zależało mu na ty, na czym jej zależało, przelewając to do swoich uczuć i umysłu, napełniając tym swoje wnętrze jak napełniane wodą naczynie - naprawdę. Ta prawda zupełnie różniła się od tej jeszcze sprzed czterech dni - nic dziwnego, że nie była łatwą do zaakceptowania i pogodzenia się. Ten brud był przed nią chowany.
Kolejne słowa dokładały cegły. Cofały roztopiony lód i zbijały go w jedną kulę na nowo. Teraz nie był krystalicznie czysty, był zabrudzony, paskudny. Trzymał w sobie nieczystości i kawałki ziemi zmieszanej z trawą, dawno przekwitłą, bo przecież powoli kończyło się lato i niektórzy już oczekiwali nadejścia jesieni. Shikarui nie czekał ani na jedno ani na drugie. Ni na koniec ni na początek czegoś nowego. Czekał tylko na ukojenie, rozgonienie chmur, na to, aż przestanie padać za szybą. Padało drugi dzień. Nic nie wskazywało na to, żeby miało się rozpogodzić na dłużej. Nawet gdy na moment wychodziło słońce, zaraz chowało się z powrotem.
- Wszystko wyolbrzymiasz. Kto tu kogo traktuje jak wroga? Jeśli nie podobało ci się, jaki jestem, mogłaś się nie zgodzić. Nie wybielaj się. Nie pasuje to do ciebie. - Mówił dalej całkowicie spokojnie, na lekkim wydechu, spoglądając na swoje palce, które rozluźnił po poprzednim zaciśnięciu ich w pięści. Drugą ręką opierał się o matę w pozycji siedzącej. Jeszcze dzisiejszego ranka to wszystko coś znaczyło - te plany i to pragnienie, żeby wszystko poukładać. Jeszcze rano czuł się częścią czegoś..! Teraz czuł się tylko częścią ich dwójki. Niby pasującą, bo tyle lat pracowali wspólnie na te kształty, a jednak obcą. Odsuniętą przez... coś. Przez... sen? Samego siebie? Przez kilka słów za dużo, które zostały powiedziane? - To nie było kłamstwo. Zdecyduj się, czy mam robić to, czego chcę, czy tego, czego nie chcę. Wiem, że oczekujesz wylewności, ale na nią nie możesz ode mnie liczyć. - Podniósł się z maty i podszedł do okna, ty razem po to, żeby je zamknąć. Nie wiedział, czy Asaka nadal się tak trzęsie, ale nie było potrzeby bardziej jej zamrażać.
- Wszystko było dobrze, dopóki nie postanowiłaś mnie zaatakować. - Obrócił się przodem do niej. - Jestem zmęczony wymaganiami i mówieniem, kim mam być. Wydarzenia wczorajszego dnia przypomniały mi, że nie chcę żadnego ciężaru na swoich barkach. Wolę być nikim. Lubię być nikim. Zwykły, nierozpoznawalnym, szarym obywatelem. Czy ty mnie pytałaś, kiedy przyjmowałaś tytuł Sakki? I decydowałaś za nas? Nie. Bo to dotyczy najpierw ciebie, dopiero potem nas. I nie narzucisz mi w takich kwestiach swoich pragnień. Jesteś dumna, pełna honoru, szczęśliwa ze swojego klanu, ja nie mam klanu. Nie jestem dumny, honorowy i ledwo rozumiem, czym jest godność, według której starałem się żyć.
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
- Asaka
- Postać porzucona
- Posty: 1496
- Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
- Wiek postaci: 27
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
- Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5564
- Aktualna postać: Airan
Re: Ryokan Mizu ni ume
Tutaj chyba nic nie miało szansy wrócić do normy, bo okazywało się, że żadna norma nie istniała. Wszystko co było okazywało się nieważne i nieprawdziwe, pochowane za manipulacjami i niedopowiedzeniami utkanymi przez Shikiego. Jak wrócić do normy, gdy nagle dowiadujesz się, że twój mąż nie dba o twój klan? Ani o szczep, który chciał wynieść wyżej? Że nie chce żadnych tytułów z jakiegoś tajemniczego powodu, którego nadal nie rozumiała, bo nie chciał jej powiedzieć. Że zamierza służyć klanowi, o który nie dba – więc po co? Jaka to służba? I że nie pasuje mu w niej wiele rzeczy, ale nigdy o nich nie mówił, pozwalając jej żyć w jakimś zakłamaniu, wizji, która nie była prawdziwa. Tutaj nie było już odwrotu i powrotu do tego, co było. Jedyne co mogli zrobić to to przepracować i wyjść na prostą, ale to będzie coś nowego. Powrotu nie będzie, niestety.
- Więc to co mi dałeś to maksimum i dalej się starać nie musisz? – zapytała, słysząc jego poruszenie się, podniesienie do pozycji siedzącej. - I ja też już nic nie muszę, nic poprawiać, i zostawić tak jak było na początku? Bez doskonalenia się? – bez doskonalenia siebie, ich, domu, wszystkiego? Tak się nie dało. Człowiek ciągle się zmieniał, a ten, kto stał w miejscu niezmienny, ostatecznie się cofał. Tak przecież było z Akim. A Asaka wiedziała, że bardzo się zmieniła od momentu, w którym weszła w ten związek. I to nie tak, że nic od siebie nie dawała. Czekała, ciągle czekała, dawała Shikiemu czas na oswojenie; cierpliwie czekała na jego słowa, wnioski i decyzje. Czekała, by wysłuchać jego pragnień. Patrzyła jak się uczy – życia. W innych warunkach już dawno rzuciłaby to wszystko w cholerę, bo normalnie zupełnie nie była cierpliwą osobą. Była szybka, by wskazywać palcem, jak to Sanada określił – owszem. Ale nie jego. I ją też wiele to kosztowało, tyle że to, co za to otrzymywała znacznie przewyższało cenę. Było warto, więc się nie skarżyła. Zazwyczaj.
- Nigdy cię nie traktowałam jak wroga. Ty mnie dzisiaj tak – czy spojrzała na niego z chłodem, ostrzem w oczach? Czy dała mu odczuć, że nie jest kochany, że jest obcy? - Podoba mi się jaki jesteś – zawsze jej się podobało. Może nieczęsto o tym mówiła, i nie chodziło w tym momencie jedynie (albo w ogóle) o aspekty fizyczne, ale tak właśnie było. To, że było kilka rzeczy, które jej nie pasowały (i o których w sumie dowiedziała się po fakcie), nie wpływały na cały obraz i odbiór, bo Asaka uważała, że te sprawy są do wypracowania. Tylko trzeba tego chcieć. Shikarui… nie chciał. - Nie oczekuję od ciebie, że będziesz dużo mówił. Wiem, że nie będziesz. I mi to nie przeszkadza. Problem jest w tym, że ty zwyczajnie nic nie mówisz. Tentegujesz sobie w głowie i po prostu… Najczęściej nawet nie informujesz mnie nawet o wyniku tego tentegowania – dzisiaj ją poinformował, fakt, ale czy było się z czego cieszyć? Niespecjalnie. Czy się wybielała? Wiedziała, że nie jest krystaliczna, chociaż przynajmniej się starała. Akurat tego nie skomentowała. Nie miała ochoty na kolejne zaczepki. - Zawsze ci mówiłam, że nie chcę byś coś robił wbrew sobie. Ale rozmowa ze mną chyba nie jest żadną karą? Mam inne spojrzenie na różne rzeczy, taka rozmowa może ci tylko pomóc dokonać wyboru. Takiego, którego nie będziesz za pół roku żałować. Nie musisz robić tego co ja chcę, ale mógłbyś mnie chociaż uwzględniać w tych swoich przemyśleniach. Albo przynajmniej wspomnieć, że masz jakieś wątpliwości, a nie… Nie tak jak dzisiaj – bo dzisiaj to byłą po prostu bomba, której Asaka się nie spodziewała. To było tak nagłe, tak… niespodziewane. Nie mogła się na to nawet przygotować, wziął ją z zaskoczenia, a potem… Nie chciał z nią rozmawiać, nie chciał jej wytłumaczyć i oto znaleźli się w tym właśnie punkcie. Shikarui przy oknie, które w końcu zamknął, od razu sprawiając, że zimne podmuchy przestały wpadać do pokoju, i ona, leżąca na posłaniu. W końcu się poruszyła, podparła ręką i usiadła, ale zaraz poprawiła kołdrę, która opadła. Było jej zimno, tak strasznie zimno… Włosy, odrobinę rozczochrane przez wiercenie się na poduszce, spłynęły kaskadą wokół twarzy, na ramiona i plecy. Zerknęła na niego. Pierwszy raz od dłuższego czasu. Wzrok miała zmęczony i smutny, zraniony wręcz.
- Nie zaatakowałam cię – kiedy niby? Gdy stwierdziła, ze wpakował się w kłopoty? A… nie było tak? Nie zrobił tego celowo, wiedziała to doskonale, ale kłopoty same go znalazły. Czy była w tym nieprawda? - No to jest problem, bo zapominasz, że nie jesteś już nikim. Jesteś moim mężem i żaden tytuł tego nie zmieni. Myślisz, że jak dostałam awans to byłam bardziej rozpoznawalna w Seiyamie? Nie. A jeśli tak to tego nie zauważyłam. Dla cywilów nie ma to znaczenia, a shinobi nie zawracają ci głowy jeśli wiedzą, że to za wysokie progi – te awanse i tytuły, których Shikarui nie chciał mogły tylko sprawić, że dostanie to, czego chce: święty spokój. Kto mu niby mówił kim ma być? - Nigdy nie przyjęłam tytułu Sakki. Chodzi ci o ten awans ostatnio? Wtedy, kiedy i ty mówiłeś, że najniższy jaki przyjmiesz to Akoraito? Nie, wtedy przyjęcie tego tytułu nic by między nami nie zmieniło. Mój klan jest dla mnie ważny, przez lata wpojono mi, że klan to rodzina. Ale nawet dla klanu nie byłabym w stanie poświęcić swojego szczęścia. Więc jeśli od tego zależałoby to, co jest między nami, to bym tego awansu nie przyjęła, rozumiesz? – wtedy jeszcze tytuły miały dla niego znaczenie i jej awans nic nie zmieniał. - Poza tym nigdy ci nie mówiłam kim masz być. Ani nie mówiłam ci co masz robić i co pragnąć. To ty się chciałeś ode mnie uczyć, to były twoje słowa. Czy może to też nie ma już znaczenia, bo jedno wydarzenie przekreśliło kilka lat starań?
- Więc to co mi dałeś to maksimum i dalej się starać nie musisz? – zapytała, słysząc jego poruszenie się, podniesienie do pozycji siedzącej. - I ja też już nic nie muszę, nic poprawiać, i zostawić tak jak było na początku? Bez doskonalenia się? – bez doskonalenia siebie, ich, domu, wszystkiego? Tak się nie dało. Człowiek ciągle się zmieniał, a ten, kto stał w miejscu niezmienny, ostatecznie się cofał. Tak przecież było z Akim. A Asaka wiedziała, że bardzo się zmieniła od momentu, w którym weszła w ten związek. I to nie tak, że nic od siebie nie dawała. Czekała, ciągle czekała, dawała Shikiemu czas na oswojenie; cierpliwie czekała na jego słowa, wnioski i decyzje. Czekała, by wysłuchać jego pragnień. Patrzyła jak się uczy – życia. W innych warunkach już dawno rzuciłaby to wszystko w cholerę, bo normalnie zupełnie nie była cierpliwą osobą. Była szybka, by wskazywać palcem, jak to Sanada określił – owszem. Ale nie jego. I ją też wiele to kosztowało, tyle że to, co za to otrzymywała znacznie przewyższało cenę. Było warto, więc się nie skarżyła. Zazwyczaj.
- Nigdy cię nie traktowałam jak wroga. Ty mnie dzisiaj tak – czy spojrzała na niego z chłodem, ostrzem w oczach? Czy dała mu odczuć, że nie jest kochany, że jest obcy? - Podoba mi się jaki jesteś – zawsze jej się podobało. Może nieczęsto o tym mówiła, i nie chodziło w tym momencie jedynie (albo w ogóle) o aspekty fizyczne, ale tak właśnie było. To, że było kilka rzeczy, które jej nie pasowały (i o których w sumie dowiedziała się po fakcie), nie wpływały na cały obraz i odbiór, bo Asaka uważała, że te sprawy są do wypracowania. Tylko trzeba tego chcieć. Shikarui… nie chciał. - Nie oczekuję od ciebie, że będziesz dużo mówił. Wiem, że nie będziesz. I mi to nie przeszkadza. Problem jest w tym, że ty zwyczajnie nic nie mówisz. Tentegujesz sobie w głowie i po prostu… Najczęściej nawet nie informujesz mnie nawet o wyniku tego tentegowania – dzisiaj ją poinformował, fakt, ale czy było się z czego cieszyć? Niespecjalnie. Czy się wybielała? Wiedziała, że nie jest krystaliczna, chociaż przynajmniej się starała. Akurat tego nie skomentowała. Nie miała ochoty na kolejne zaczepki. - Zawsze ci mówiłam, że nie chcę byś coś robił wbrew sobie. Ale rozmowa ze mną chyba nie jest żadną karą? Mam inne spojrzenie na różne rzeczy, taka rozmowa może ci tylko pomóc dokonać wyboru. Takiego, którego nie będziesz za pół roku żałować. Nie musisz robić tego co ja chcę, ale mógłbyś mnie chociaż uwzględniać w tych swoich przemyśleniach. Albo przynajmniej wspomnieć, że masz jakieś wątpliwości, a nie… Nie tak jak dzisiaj – bo dzisiaj to byłą po prostu bomba, której Asaka się nie spodziewała. To było tak nagłe, tak… niespodziewane. Nie mogła się na to nawet przygotować, wziął ją z zaskoczenia, a potem… Nie chciał z nią rozmawiać, nie chciał jej wytłumaczyć i oto znaleźli się w tym właśnie punkcie. Shikarui przy oknie, które w końcu zamknął, od razu sprawiając, że zimne podmuchy przestały wpadać do pokoju, i ona, leżąca na posłaniu. W końcu się poruszyła, podparła ręką i usiadła, ale zaraz poprawiła kołdrę, która opadła. Było jej zimno, tak strasznie zimno… Włosy, odrobinę rozczochrane przez wiercenie się na poduszce, spłynęły kaskadą wokół twarzy, na ramiona i plecy. Zerknęła na niego. Pierwszy raz od dłuższego czasu. Wzrok miała zmęczony i smutny, zraniony wręcz.
- Nie zaatakowałam cię – kiedy niby? Gdy stwierdziła, ze wpakował się w kłopoty? A… nie było tak? Nie zrobił tego celowo, wiedziała to doskonale, ale kłopoty same go znalazły. Czy była w tym nieprawda? - No to jest problem, bo zapominasz, że nie jesteś już nikim. Jesteś moim mężem i żaden tytuł tego nie zmieni. Myślisz, że jak dostałam awans to byłam bardziej rozpoznawalna w Seiyamie? Nie. A jeśli tak to tego nie zauważyłam. Dla cywilów nie ma to znaczenia, a shinobi nie zawracają ci głowy jeśli wiedzą, że to za wysokie progi – te awanse i tytuły, których Shikarui nie chciał mogły tylko sprawić, że dostanie to, czego chce: święty spokój. Kto mu niby mówił kim ma być? - Nigdy nie przyjęłam tytułu Sakki. Chodzi ci o ten awans ostatnio? Wtedy, kiedy i ty mówiłeś, że najniższy jaki przyjmiesz to Akoraito? Nie, wtedy przyjęcie tego tytułu nic by między nami nie zmieniło. Mój klan jest dla mnie ważny, przez lata wpojono mi, że klan to rodzina. Ale nawet dla klanu nie byłabym w stanie poświęcić swojego szczęścia. Więc jeśli od tego zależałoby to, co jest między nami, to bym tego awansu nie przyjęła, rozumiesz? – wtedy jeszcze tytuły miały dla niego znaczenie i jej awans nic nie zmieniał. - Poza tym nigdy ci nie mówiłam kim masz być. Ani nie mówiłam ci co masz robić i co pragnąć. To ty się chciałeś ode mnie uczyć, to były twoje słowa. Czy może to też nie ma już znaczenia, bo jedno wydarzenie przekreśliło kilka lat starań?
0 x
赤 · 水 · 晶

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: Ryokan Mizu ni ume
Wszystkie te rozmowy o emocjach, oczekiwaniach, o przyszłości, o "nas" - och, jakie to było męczące, jakie... chyba mierzył po prostu za wysoko. Mógł żyć spokojnie na swojej nizinie i dać sobie spokój i spokój wszystkim innym ludziom. Żyć, po prostu, w zupełnym spokoju, bez osoby drugiej, która mieszała w myślach, bez uczenia się o emocjach, które go tak przyciągały, bez wymagań i bez starań poza tym, żeby być coraz lepszym i lepszym. Lecz fizycznie, nie lepszym człowiekiem. Lepszą bronią i lepszym psem gończym. Myślał leniwie o wszystkich tych dobrych chwilach, o smaku ust, niezapomnianym, o miękkości włosów i o leniwych popołudniach, bezkarnych, opatrzonych słodyczą wypieków Asaki. Warto - przyklej tę pieczęć na wierzch listów i wspomnień przeszłości, zamknij książkę i zajrzyj do niej, kiedy będziesz gotów. Najbardziej ciemna i zła noc nie była na tyle silna, żeby w końcu nie rozgonił jej dzień. Ten dzień nie różnił się niczym od wielu innych. I skoro za wysoko ciągle mierzył, to może rzeczywiście zobowiązania były czymś, co nie było dla niego. Wtedy chyba jednak nie myślałby, że to wszystko było warte i prawdziwe. Cieszyła go ta gładkość i chłód, który nakrył go tak, jak Asaka nakrywała się ciepłą kołdrą. Zimny wiatr też był milszy od ciepła tego pomieszczenia i wrażeń, że był o wiele mniejszy niż przed snem i całą tą rozmową.
- Po co przekręcasz? Mówiłaś o wylewności, więc odpowiedziałem, że jej nie dostaniesz. Nie zamierzam udawać kogoś, kim nie jestem pod tym względem. - Wystarczająco już gimnastykował we własnym mniemaniu i tam był właśnie jego limit do tego, do czego mógł się dostosować a tam, gdzie nie zamierzał nawet próbować. Bo nie chciał próbować - i do tego się to właśnie ograniczało. Człowieka można zmienić, człowiek może się poprawić i może się starać, jeśli rzeczywiście chce, ale są takie linie, w których zupełnie rozmywało się pojęcie samego siebie, gdy się je naruszało. I tutaj leżała jego. Uogólnił i ukrócił to, co zostało ujęte w poprzedniej wypowiedzi białowłosej, ale wiedział, że ona sama doskonale pamiętała, co mówiła. Tak i pamiętał on. Zaplótł ręce na klatce piersiowej, znów oparty o ścianę. Wpatrywał się w Asakę, słuchając jej kolejnych słów. Nic nie mogło pomóc, jeśli nie chciało się pomóc samej miłości, kiedy umierały te chęci i nadzieja. Ale on się nie czuł teraz słaby. Czuł się silny. Odporny. W końcu uzbrojony i przygotowany na wszystko, nie naiwnie wierzący w to, że ludzie wokół posiadają w sobie odrobinę ikry i nie ma takich, którzy nie zdradzą. Kochał widok płonącego świata, tego, jak cicho rujnowały się podpalone budynki i jak trzaskał ogień, kiedy żywił się drewnem do syta. Może od samego początku łudził się pogonią za czymś dobrym, a jego przeznaczenie przecież było od dawna oczywiste i przepowiedziane. Nic dziwnego, że bogowie się denerwowali, skoro zszedł ze ścieżki i tak bardzo wydłużał wszystko, co miało być dokonane. Tylko... co właściwie miało się stać?
- Ostatnim razem było to wtedy, gdy rozmawialiśmy w Ryuzaku. Kiedy miałem z tobą porozmawiać o tym, co pełnym kontekstem wyrodziło się w mojej głowie dopiero po przebudzeniu. Ale widziałem już twoje spojrzenie. I tak zazwyczaj spoglądają na mnie wrogowie. Ze zdziwieniem. Zdradą wymalowaną na twarzy. - Już wtedy był gotów na to, że Asaka wypowie myśli, wyjawi swoje niezadowolenie. Nie spodziewał się tylko formy, w jakiej to padnie. Słów, jakich do tego użyje. - Moje wszystkie przemyślenia były poświęcone tobie, czego jeszcze chcesz. Czego ode mnie oczekujesz w takim razie? - Słychać było w jego głosie nutę czegoś dziwnego. Nie irytacji, nie złości, nie zmęczenia... może miksu wszystkiego? Albo... nie wiem. Nie był to po prostu słodki, łagodny ton, którego zazwyczaj używał do rozmów z niej. Pamiętał dobrze ich ostatnią kłótnię, jak był wtedy niemal zdesperowany, by sprostać jej oczekiwaniom. - Ostatnim razem wszystko dla ciebie było idealnie, bo byłaś zadowolona z tego, że postawiłaś na swoim. Co z tego, że potem pół roku to odchorowywałem. Gdybym był taki na co dzień, naprawdę bym ci się podobał? Naprawdę podobam ci się taki? Bo ja widzę, że ci się nie podobam. - Nie było w nim nic z tej miękkości i łagodności, kiedy zawsze koił jej gniew i głaskał ją z włosem, niewzruszony. Nie był też już jednak lodem, którym całkowicie się skuł po pierwszej wymianie, jaka się między nimi pojawiła.
- Właśnie. Nie zmieni. Więc wyjaśnij mi - o co się złościsz. - Nie brzmiało to jadowicie i takie nie było. Wszystko to rozpracowane było na płaszczyźnie spokoju, ale również i dystansu, który utrzymywał między sobą a białowłosą. Nie do końca świadomie. Stał przecież po drugiej stronie muru, a krzyczeli, że kto sam - ten ich największy wróg! Cóż, oni sami nie byli. Tylko musieli coś na nowo postawić na tych przegniłych fundamentach, zanim całkowicie dopali się w nich ogień.
- Wiem o tym. Właśnie dlatego nasz dom stoi w Daishi, chociaż nawet nie lubiłem tamtych ziem. Dlatego służymy dla Kouseki. Dlatego mieszkamy blisko twojej rodziny, chociaż ja zamieszkałbym nad morzem, zostałbym w Sogen, służył Uchiha. Teraz wiesz. I co ta wiedza zmienia? Pogłębia tylko twoje poczucie skrzywdzenia, bo uważasz się za oszukaną. Niektóre prawdy nie powinny wychodzić na wierzch. I nie wychodziły, bo to jest mój sposób dbania o ciebie. Człowiek to zwierzę, które jest mistrzem adaptacji, a ja tę adaptację dopracowałem do perfekcji. Nawet jeśli byłem z czegoś niezadowolony, to przez chwilę. Moją radością było twoje zadowolenie. - Szkoda, że niektórzy ludzie nie mówili otwarcie o tych, co ich boli, o nieudanych akcjach, potknięciach, bo każdy chciał być idealny, nieskalany i sprawdzać się w roli, którą mu nadano. Shikarui traktował życie tak, jakby miał z niego tylko brać, chociaż świat Asaki nauczył go, że trzeba samego siebie dać, żeby zyskać coś w zamian. To jednak nie działało tak w pełni - co czarnowłosy właśnie udowodnił. Czy rzeczywiście dawał siebie całego? Nie. Była ta część, która ciągle była wepchnięta głęboko, głęboko pod ziemię, gdzie dopatrywał jej z cienia własnego umysłu. Teraz nie czuł już oporów, żeby powiedzieć to wszystko, co było przemilczane, ale błędem byłoby powiedzenie, że to było dobre. Nie było. To nie było takie przekroczenie, jakiego dokonali rok temu w Ryuzaki.
- Po co przekręcasz? Mówiłaś o wylewności, więc odpowiedziałem, że jej nie dostaniesz. Nie zamierzam udawać kogoś, kim nie jestem pod tym względem. - Wystarczająco już gimnastykował we własnym mniemaniu i tam był właśnie jego limit do tego, do czego mógł się dostosować a tam, gdzie nie zamierzał nawet próbować. Bo nie chciał próbować - i do tego się to właśnie ograniczało. Człowieka można zmienić, człowiek może się poprawić i może się starać, jeśli rzeczywiście chce, ale są takie linie, w których zupełnie rozmywało się pojęcie samego siebie, gdy się je naruszało. I tutaj leżała jego. Uogólnił i ukrócił to, co zostało ujęte w poprzedniej wypowiedzi białowłosej, ale wiedział, że ona sama doskonale pamiętała, co mówiła. Tak i pamiętał on. Zaplótł ręce na klatce piersiowej, znów oparty o ścianę. Wpatrywał się w Asakę, słuchając jej kolejnych słów. Nic nie mogło pomóc, jeśli nie chciało się pomóc samej miłości, kiedy umierały te chęci i nadzieja. Ale on się nie czuł teraz słaby. Czuł się silny. Odporny. W końcu uzbrojony i przygotowany na wszystko, nie naiwnie wierzący w to, że ludzie wokół posiadają w sobie odrobinę ikry i nie ma takich, którzy nie zdradzą. Kochał widok płonącego świata, tego, jak cicho rujnowały się podpalone budynki i jak trzaskał ogień, kiedy żywił się drewnem do syta. Może od samego początku łudził się pogonią za czymś dobrym, a jego przeznaczenie przecież było od dawna oczywiste i przepowiedziane. Nic dziwnego, że bogowie się denerwowali, skoro zszedł ze ścieżki i tak bardzo wydłużał wszystko, co miało być dokonane. Tylko... co właściwie miało się stać?
- Ostatnim razem było to wtedy, gdy rozmawialiśmy w Ryuzaku. Kiedy miałem z tobą porozmawiać o tym, co pełnym kontekstem wyrodziło się w mojej głowie dopiero po przebudzeniu. Ale widziałem już twoje spojrzenie. I tak zazwyczaj spoglądają na mnie wrogowie. Ze zdziwieniem. Zdradą wymalowaną na twarzy. - Już wtedy był gotów na to, że Asaka wypowie myśli, wyjawi swoje niezadowolenie. Nie spodziewał się tylko formy, w jakiej to padnie. Słów, jakich do tego użyje. - Moje wszystkie przemyślenia były poświęcone tobie, czego jeszcze chcesz. Czego ode mnie oczekujesz w takim razie? - Słychać było w jego głosie nutę czegoś dziwnego. Nie irytacji, nie złości, nie zmęczenia... może miksu wszystkiego? Albo... nie wiem. Nie był to po prostu słodki, łagodny ton, którego zazwyczaj używał do rozmów z niej. Pamiętał dobrze ich ostatnią kłótnię, jak był wtedy niemal zdesperowany, by sprostać jej oczekiwaniom. - Ostatnim razem wszystko dla ciebie było idealnie, bo byłaś zadowolona z tego, że postawiłaś na swoim. Co z tego, że potem pół roku to odchorowywałem. Gdybym był taki na co dzień, naprawdę bym ci się podobał? Naprawdę podobam ci się taki? Bo ja widzę, że ci się nie podobam. - Nie było w nim nic z tej miękkości i łagodności, kiedy zawsze koił jej gniew i głaskał ją z włosem, niewzruszony. Nie był też już jednak lodem, którym całkowicie się skuł po pierwszej wymianie, jaka się między nimi pojawiła.
- Właśnie. Nie zmieni. Więc wyjaśnij mi - o co się złościsz. - Nie brzmiało to jadowicie i takie nie było. Wszystko to rozpracowane było na płaszczyźnie spokoju, ale również i dystansu, który utrzymywał między sobą a białowłosą. Nie do końca świadomie. Stał przecież po drugiej stronie muru, a krzyczeli, że kto sam - ten ich największy wróg! Cóż, oni sami nie byli. Tylko musieli coś na nowo postawić na tych przegniłych fundamentach, zanim całkowicie dopali się w nich ogień.
- Wiem o tym. Właśnie dlatego nasz dom stoi w Daishi, chociaż nawet nie lubiłem tamtych ziem. Dlatego służymy dla Kouseki. Dlatego mieszkamy blisko twojej rodziny, chociaż ja zamieszkałbym nad morzem, zostałbym w Sogen, służył Uchiha. Teraz wiesz. I co ta wiedza zmienia? Pogłębia tylko twoje poczucie skrzywdzenia, bo uważasz się za oszukaną. Niektóre prawdy nie powinny wychodzić na wierzch. I nie wychodziły, bo to jest mój sposób dbania o ciebie. Człowiek to zwierzę, które jest mistrzem adaptacji, a ja tę adaptację dopracowałem do perfekcji. Nawet jeśli byłem z czegoś niezadowolony, to przez chwilę. Moją radością było twoje zadowolenie. - Szkoda, że niektórzy ludzie nie mówili otwarcie o tych, co ich boli, o nieudanych akcjach, potknięciach, bo każdy chciał być idealny, nieskalany i sprawdzać się w roli, którą mu nadano. Shikarui traktował życie tak, jakby miał z niego tylko brać, chociaż świat Asaki nauczył go, że trzeba samego siebie dać, żeby zyskać coś w zamian. To jednak nie działało tak w pełni - co czarnowłosy właśnie udowodnił. Czy rzeczywiście dawał siebie całego? Nie. Była ta część, która ciągle była wepchnięta głęboko, głęboko pod ziemię, gdzie dopatrywał jej z cienia własnego umysłu. Teraz nie czuł już oporów, żeby powiedzieć to wszystko, co było przemilczane, ale błędem byłoby powiedzenie, że to było dobre. Nie było. To nie było takie przekroczenie, jakiego dokonali rok temu w Ryuzaki.
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
- Asaka
- Postać porzucona
- Posty: 1496
- Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
- Wiek postaci: 27
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
- Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5564
- Aktualna postać: Airan
Re: Ryokan Mizu ni ume
- Nie mówiłam o wylewności, bo jej nie oczekuję. Teraz ty przekręcasz. Napomknięcie o wątpliwościach, wspomnienie o tym, że nad czymś się myśli to nie jest wylewność. To jest bycie fair w stosunku do siebie – to było to gimnastykowanie się? Wspomnienie o tym, co chodzi po głowie? To było tak wiele? Czy ona naprawdę oczekiwała niemożliwego – by znać i rozumieć osobę, z którą dzieliła życie? Każdy się zmieniał, więc jak tu nad tym nadążyć, jak się dostosować, skoro zmiany w ogóle nie były nakreślane, po prostu spadały na kogoś jak grom z jasnego nieba. Asaka naprawdę nie chciała, by Shikarui nagle stał się gadułą roku jak po alkoholu, bo wiedziała, że taki nie jest. Że woli milczeć, a gdy już się odzywał, to był mistrzem skracania wszystkiego. To naprawdę nie był problem, tak długo jak chciał się tym dzielić i ją w to włączyć, jak wczoraj, gdy bał się tego, co Klepsydra może zrobić dalej. Od tego była, by te wątpliwości rozwiewać, by rozwiązywać problemy, albo przynajmniej spróbować pomóc. I chciała być też tam, gdzie problemów nie było, ale inne sprawy kołatały się po głowie czarnowłosego. Nie chciała być tylko wtedy, kiedy Shikarui sobie tego życzył, a kiedy nie to nie – bo nie była służką gotową przybiec na zawołanie i być do dyspozycji. Nikt jej za to nie płacił. Waluta była zupełnie inna.
- Chociażby dzisiaj. Powiedzieć, że to rozważasz i dlaczego. Odpowiedzieć na pytania, które ci zadałam, a które zbyłeś, bo uznałeś, że nie warto na nie odpowiadać. A ja je zadałam, bo chciałam zrozumieć co się dzieje w twojej głowie. Nie po to, żeby ci powiedzieć, że jesteś głupim oszustem czy coś takiego – a skoro sam poskąpił jej odpowiedzi to jak miała rozumieć, jeśli nie pytając? - Że co? Jak spoglądają na ciebie wrogowie? Co, ze zdziwieniem i niezrozumieniem? To jest spojrzenie wroga? Chyba oszalałeś – czy ona wzięła do ręki broń, czy krzyczała, czy zamachnęła się na niego ręką, zrobiła jakikolwiek gest, mający dać znać, że jest na granicy rzucenia mu się do gardła? - Jak ktoś nie rozumie twojego punktu widzenia, to znaczy, że jest twoim wrogiem? Nie rozumiem, bo nie chcesz ze mną rozmawiać, chociaż próbuję. A jak mam się zgodzić z czymś, czego nie rozumiem – to powiedziała już ciszej, znowu spuszczając wzrok, znowu nie rozumiejąc o co tutaj w ogóle chodzi. Nie potrafiła wziąć na siebie winy tego wszystkiego, bo i winna się nie czuła. Winna tego, że chce rozumieć własnego męża – no takiej bzdury to jeszcze nie słyszała. - Tak i dobrze wiesz, że trzeba to było wszystko powiedzieć. Ja też się męczyłam, po drodze wiele razy, nagle przypadkiem dowiadując się czegoś, o czym wydaje mi się, że powinnam wiedzieć. Ale ty wszystko chcesz dusić w sobie, i po co? Nie było lepiej, jak już wszystko… odchorowałeś? – było lepiej i wiedzieli to oboje. Pomiędzy nimi było lepiej jak nigdy wcześniej, bo nie było już czego ukrywać, a i Asaka wiedziała na czym stoi. Dlatego też Shikarui wcale nie musiał jej prosić, by mu pomogła sprzątnąć Shigę. Zrobiła to z chęcią. Nie zrobiłaby tego, gdyby nie wiedziała. - Nie doceniasz mnie, znowu. Myślisz, że nie wiem jaki jesteś? Jak czasami patrzysz na przeciwników, albo jak ciągnie cię do tego, by kogoś… okaleczyć? Wiem, że taki jesteś. I nie, nie przeszkadza mi to. Człowiek nie składa się tylko z jednej strony, dobrej czy złej. I ty też masz dobrą, którą uwielbiam. Wiem też, że nie byłoby jej bez tej drugiej. Czekam na ciebie ciągle. Aż się z czymś oswoisz, aż zbierzesz siłę, by iść dalej, aż poukładasz sobie w głowie rzeczy, syf, który tam masz nie z własnej winy. Bo warto, wiesz? Więc tak, podobasz mi się taki, jaki jesteś. Widzę w tobie znacznie więcej, niż ty chcesz w ogóle dostrzec. Więc nie mów mi, że widzisz, że mi się taki nie podobasz, bo zaczynam myśleć, że z tymi swoimi niesamowitymi oczami, którymi widzisz wszystko wokół i bardzo daleko, nie widzisz wcale tego, co masz pod samym nosem – nie zaatakowałaby go i nie było się przed czym bronić. A już na pewno nie tak, jak zrobił to dzisiaj on, wbijając szpile w jej serce, a wyciągając – wyrwał całkiem niezły kawał. Tyle, że jej serce było kryształowe. A ten miał to do siebie, że Asaka potrafiła go naprawić. Nawet, jeśli nie znajdowało się w jej własnych rękach, bo serce już dawno oddała jemu. A prezentów się nie zwraca, ani nie przekazuje dalej. Zwłaszcza nie takich.
- Jak to o co? O to, że do mnie nie mówisz i nie odpowiadasz na pytania, żebym mogła zrozumieć skąd taka decyzja. I o to, że nie wyrażasz się precyzyjnie, przez co zrozumiałam na początku co innego niż miałeś na myśli – bo teraz już wiedziała, że się nie zrozumieli, ale wystarczyło normalnie odpowiedzieć. Wspomnieć, że nie o to chodzi, że o tamto, i że to wszystko to głupie nieporozumienie i temat zostawić. Ale ten poleciał dalej. Dużo, dużo dalej, tak, że nie dało się już z tej ścieżki zawrócić. Tylko dokąd ona prowadziła? Dowiedzą się tylko, jeśli pójdą nią dalej, aż do samego końca.
- Zmienia dużo. Co mają w sobie takiego Uchiha, czego nie mam ja? – słychać było zawód w jej głosie. Irytację trochę też. Tak, czuła się oszukana. Oszukana, że słucha o tym dwa lata po ślubie. Gdy wcale nie musieli mieszkać w Daishi. Było to miłe, ale coraz bardziej traciło na znaczeniu wiedząc, jak ściele się rzeczywistość. Z tym co Shiki uważał o Jugo i Kosekich. Znowu ci pierdoleni Uchiha. Bo co, bo liderka obiecała zadośćuczynić Jugo, których, och, Shikarui i tak miał gdzieś? Nie rozumiała tego. Znowu czegoś nie rozumiała. - Człowiek to człowiek, a nie zwierzę, to podstawowa różnica. Ty cieszysz się, kiedy ja jestem zadowolona, a ja cieszę wtedy, kiedy ty jesteś. Nie rozumiesz, że to wszystko jest ze sobą związane? Jesteś tam, gdzie wcale nie chcesz być, służąc klanowi, który masz gdzieś. Co to za życie i szczęście? Jak ja mam się cieszyć z tego, że mieszkamy tam, gdzie mieszkać wcale nie chcesz? Chyba nie sądziłeś, że dasz radę to kryć do końca życia - wkurzało ją to wszystko. To, że wszystkiego dowiadywała się po fakcie. - Gdybyś mi powiedział to od razu, to to wszystko wyglądałoby inaczej. Na pewno dałoby się to załatwić i zorganizować tak, żebyśmy oboje byli zadowoleni. A nie że… Że jedna osoba poświęciła w sumie wszystko na rzecz tej drugiej – w sensie, że Shikarui poświęcił na rzecz Asaki. Jak ją to wkurwiało. Czuła się taka… Taka zbędna. Jak ta porcelanowa laleczka – czy nie tak mówił o niej ten Jugo, który tak ją wkurzał?
- Chociażby dzisiaj. Powiedzieć, że to rozważasz i dlaczego. Odpowiedzieć na pytania, które ci zadałam, a które zbyłeś, bo uznałeś, że nie warto na nie odpowiadać. A ja je zadałam, bo chciałam zrozumieć co się dzieje w twojej głowie. Nie po to, żeby ci powiedzieć, że jesteś głupim oszustem czy coś takiego – a skoro sam poskąpił jej odpowiedzi to jak miała rozumieć, jeśli nie pytając? - Że co? Jak spoglądają na ciebie wrogowie? Co, ze zdziwieniem i niezrozumieniem? To jest spojrzenie wroga? Chyba oszalałeś – czy ona wzięła do ręki broń, czy krzyczała, czy zamachnęła się na niego ręką, zrobiła jakikolwiek gest, mający dać znać, że jest na granicy rzucenia mu się do gardła? - Jak ktoś nie rozumie twojego punktu widzenia, to znaczy, że jest twoim wrogiem? Nie rozumiem, bo nie chcesz ze mną rozmawiać, chociaż próbuję. A jak mam się zgodzić z czymś, czego nie rozumiem – to powiedziała już ciszej, znowu spuszczając wzrok, znowu nie rozumiejąc o co tutaj w ogóle chodzi. Nie potrafiła wziąć na siebie winy tego wszystkiego, bo i winna się nie czuła. Winna tego, że chce rozumieć własnego męża – no takiej bzdury to jeszcze nie słyszała. - Tak i dobrze wiesz, że trzeba to było wszystko powiedzieć. Ja też się męczyłam, po drodze wiele razy, nagle przypadkiem dowiadując się czegoś, o czym wydaje mi się, że powinnam wiedzieć. Ale ty wszystko chcesz dusić w sobie, i po co? Nie było lepiej, jak już wszystko… odchorowałeś? – było lepiej i wiedzieli to oboje. Pomiędzy nimi było lepiej jak nigdy wcześniej, bo nie było już czego ukrywać, a i Asaka wiedziała na czym stoi. Dlatego też Shikarui wcale nie musiał jej prosić, by mu pomogła sprzątnąć Shigę. Zrobiła to z chęcią. Nie zrobiłaby tego, gdyby nie wiedziała. - Nie doceniasz mnie, znowu. Myślisz, że nie wiem jaki jesteś? Jak czasami patrzysz na przeciwników, albo jak ciągnie cię do tego, by kogoś… okaleczyć? Wiem, że taki jesteś. I nie, nie przeszkadza mi to. Człowiek nie składa się tylko z jednej strony, dobrej czy złej. I ty też masz dobrą, którą uwielbiam. Wiem też, że nie byłoby jej bez tej drugiej. Czekam na ciebie ciągle. Aż się z czymś oswoisz, aż zbierzesz siłę, by iść dalej, aż poukładasz sobie w głowie rzeczy, syf, który tam masz nie z własnej winy. Bo warto, wiesz? Więc tak, podobasz mi się taki, jaki jesteś. Widzę w tobie znacznie więcej, niż ty chcesz w ogóle dostrzec. Więc nie mów mi, że widzisz, że mi się taki nie podobasz, bo zaczynam myśleć, że z tymi swoimi niesamowitymi oczami, którymi widzisz wszystko wokół i bardzo daleko, nie widzisz wcale tego, co masz pod samym nosem – nie zaatakowałaby go i nie było się przed czym bronić. A już na pewno nie tak, jak zrobił to dzisiaj on, wbijając szpile w jej serce, a wyciągając – wyrwał całkiem niezły kawał. Tyle, że jej serce było kryształowe. A ten miał to do siebie, że Asaka potrafiła go naprawić. Nawet, jeśli nie znajdowało się w jej własnych rękach, bo serce już dawno oddała jemu. A prezentów się nie zwraca, ani nie przekazuje dalej. Zwłaszcza nie takich.
- Jak to o co? O to, że do mnie nie mówisz i nie odpowiadasz na pytania, żebym mogła zrozumieć skąd taka decyzja. I o to, że nie wyrażasz się precyzyjnie, przez co zrozumiałam na początku co innego niż miałeś na myśli – bo teraz już wiedziała, że się nie zrozumieli, ale wystarczyło normalnie odpowiedzieć. Wspomnieć, że nie o to chodzi, że o tamto, i że to wszystko to głupie nieporozumienie i temat zostawić. Ale ten poleciał dalej. Dużo, dużo dalej, tak, że nie dało się już z tej ścieżki zawrócić. Tylko dokąd ona prowadziła? Dowiedzą się tylko, jeśli pójdą nią dalej, aż do samego końca.
- Zmienia dużo. Co mają w sobie takiego Uchiha, czego nie mam ja? – słychać było zawód w jej głosie. Irytację trochę też. Tak, czuła się oszukana. Oszukana, że słucha o tym dwa lata po ślubie. Gdy wcale nie musieli mieszkać w Daishi. Było to miłe, ale coraz bardziej traciło na znaczeniu wiedząc, jak ściele się rzeczywistość. Z tym co Shiki uważał o Jugo i Kosekich. Znowu ci pierdoleni Uchiha. Bo co, bo liderka obiecała zadośćuczynić Jugo, których, och, Shikarui i tak miał gdzieś? Nie rozumiała tego. Znowu czegoś nie rozumiała. - Człowiek to człowiek, a nie zwierzę, to podstawowa różnica. Ty cieszysz się, kiedy ja jestem zadowolona, a ja cieszę wtedy, kiedy ty jesteś. Nie rozumiesz, że to wszystko jest ze sobą związane? Jesteś tam, gdzie wcale nie chcesz być, służąc klanowi, który masz gdzieś. Co to za życie i szczęście? Jak ja mam się cieszyć z tego, że mieszkamy tam, gdzie mieszkać wcale nie chcesz? Chyba nie sądziłeś, że dasz radę to kryć do końca życia - wkurzało ją to wszystko. To, że wszystkiego dowiadywała się po fakcie. - Gdybyś mi powiedział to od razu, to to wszystko wyglądałoby inaczej. Na pewno dałoby się to załatwić i zorganizować tak, żebyśmy oboje byli zadowoleni. A nie że… Że jedna osoba poświęciła w sumie wszystko na rzecz tej drugiej – w sensie, że Shikarui poświęcił na rzecz Asaki. Jak ją to wkurwiało. Czuła się taka… Taka zbędna. Jak ta porcelanowa laleczka – czy nie tak mówił o niej ten Jugo, który tak ją wkurzał?
0 x
赤 · 水 · 晶

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: Ryokan Mizu ni ume
Odetchnął głośno, jakby brakowało mu tlen i pochylił się lekko, przekręcając głowę to w lewo, to w prawo - a nawet nie wyglądało to, jakby próbował czemukolwiek zaprzeczyć. Wsunął dłoń w dobrze ułożone włosy, które zdążył już przygładzić po swoim śnie przy stoliku i potargał je nieco, a one i tak - lekko się wzburzyły, ale zaraz znów opadły na swoje miejsce, tylko troszkę bardziej przekrzywione. Wiedział, wiedział, doskonale wiedział, co zrobił nie tak i doskonale wiedział, gdzie ta rozmowa się rozpoczęła, tylko wcale nie chciał się na tym skupić, jakby jakiś diabeł na ramieniu namawiał go do tego, żeby ciągnął tę maskaradę i nie pozwolił dać jej odejść. Gdy nie było na kogo przelać swojego niezadowolenia i złości, zawsze przecież była Asaka. Bo była ZAWSZE, niemal w każdej chwili, niemal w każdym momencie. Ileż on w swoim życiu sprzedał fałszywych uśmiechów! Nawet te niektóre przeznaczone białowłosej były tylko mimiką dla zapewnienia, że nie jest zupełnie pusty - bo nie był! Sam to wiedział, nie potrzebował nawet do tego zapewnień. Przecież już zbyt wiele lat żył z samym sobą, żeby nie poznać własnej natury, tej najbardziej paskudnej, co chciała kąsać i ranić. Bestia poszła spać, utuliło ją ciepło wilczego ciała. To prawda, że to było coś zupełnie innego, ale również ich słowa kręciły się wokół czego innego. Asaka wskoczyła w zupełnie przeciwieństwo, nie została pośrodku, przy tym, o czym mówiła teraz, przez co nie było żadnych wątpliwości co do jej oczekiwań. Skakała z jednego na drugie - raz tak, drugi raz siak, teraz w ogóle stawiała przed nim trzecią wizję i wersję, która łączyła dwie pozostałe. Tak jak i on nie musiał wcale skakać ze skrajności w skrajność.
- Zbyłem, bo zadawałaś je w takim tonie i były to takie pytania, że wcale nie celowały w próby zrozumienia. - Dla niego przynajmniej tym nie były, były oskarżeniami i wyrzutami. Mogła go uważać za szalonego (z pewnością taki jesteś, Kochanie), lecz on musiał się zbroić, żeby znów nie przeniknęło do niego wszystko, czego nie chciał. Z niczego. Z niezrozumienia, źle dobranego słowa, braku rozwiniętego wątku, który nie miał szans na wyprowadzenie, ponieważ Asaka od razu wydała wyrok. Bo nie było w niej zaufania. Zupełnie jak tamtego dnia w Daishi. Nie znosił, jak robiła taką minę, kiedy na niego spoglądała. Bez znaczenia już było, czy wciągała broń, machała nią, czy jej głos byłby zimny, albo oczy rzucały kunaiami - wszystko to miał w tamtej jednej chwili, gdy zamilkła i potem odezwała się w taki a nie inny sposób. Zebrane w zaledwie kilka chwil milczenia, w którym on sam zadał jedno, proste pytanie. Wtedy jeszcze nie milczał sam. To milczenie miało się dopiero rozpocząć.
- Przestań, proszę cię. Jakie "próbuję". Twoje słowa były wszystkim, tylko nie próbami zrozumienia. Były oskarżeniami i wytknięciami, przekręceniami i własnymi wyrokami, jakie próby zrozumienia. - Aż nie chciało mu się tego słuchać, teraz miało wszystko wyjść na to, że ona tak bardzo się w tamtej chwili starała, tak? Nie! Może i starała, ale jeśli tak, to te starania wyglądały bardzo opacznie. Dlatego też na to szczekał i warczał. Nie wygaszało to żadnej wojny, a raczej ją rozpalało. Ach nie, przepraszam. Żeby rozpalić, musiałoby coś płonąć. A tu wszystko wetknięte było w lodowej zastępy. Pomiędzy dwie drogi, które niby wędrowały w tym samym kierunku, a jednak były rozdzielne.
- To ty przeżywasz tu szok z powodu prawdy, nie ja. To nie mnie zadziwia to, co masz do powiedzenia. Nie pytaj mnie, czy cię nie doceniam. Sama mi pokazałaś swój szok. Bo nie sądziłaś, że kiedykolwiek mógłbym kiedykolwiek ten profil pokazać tobie. - Shikarui był pewien, że Asaka wie o nim wszystko, wie nawet kilka rzeczy więcej o nim samym niż wiedział on. To nie było kwestią niedoceniania czy doceniania i nie miało z tym niczego wspólnego. Liczyły się fakty, jakie tutaj zostały pokazane z obu stron i pewien rodzaj niedowierzania, że stało się tak, a nie inaczej. To, że jeszcze tutaj stali i rozmawiali pokazywało, że jednak obie strony wciąż próbowały się dograć i pogodzić. W swoim pokręceniu - czarnowłosy próbował. I ona sama to doskonale ujęła. Że widziała w nim o wiele więcej. I nigdy nie ignorowała tego, co skrzętnie sprzątał pod dywanik i udawał aniołka poza tym.
- Zaczęłaś od razu naskakiwać i wypominać. Co to miało być, wypomknięcie, że pakuję się w kłopoty? Moje kłopoty zazwyczaj związane są z tym, że chcesz iść dalej, do przodu, pomagać jakimś śmieciom, albo ty, że masz pretensje, kiedy cię nie bronię. Nie czuję się komfortowo z wiedzą, że jacyś ludzie szepczą o mnie jak o bohaterze. Albo wypomknięcie, dlaczego nie ma mnie w lochu? Nigdy by mnie w tym lochu nie było, gdyby nie to, że muszę skakać do przodu, bo nie lubisz stawiać czoła przeciwnością sama. Ja nie lubię w ogóle stawiać czoła przeciwnościom. - Jego głos tutaj lekko się uniósł i widać było złość w jego oczach, kiedy gestykulował, to pokazując siebie, to pokazując świat na zewnątrz, to pokazują kierunek lochów. To jeszcze coś innego. Im dalej tym głośniej mówił. Dopiero na końcu zorientował się, że chyba dał się zagalopować czemuś, czemu nie chciał się już poddawać. Zamknął powieki i powrócił, zupełnie nagle, do swojej poprzedniej pozycji, rozluźniony ponownie, ponownie w tej "pozycji zamkniętej", jak to niektórzy lubili określać.
- Ty już nie jesteś Kouseki. - Odpowiedział na jej pytanie o to, czego mają Uchiha, czego ona nie miała, już całkowicie spokojnie, na nowo wyciszony. Dla niego ninja nie równał się od razu - ród. Asaka nie równała się od razu Kouseki, chociaż wiedział, że w jej wyobrażeniu to zupełnie inaczej wyglądało. Och, jakim debilem był, tak bardzo chcąc wrócić do swojego dawnego rodu, do Jugo, jakim był głupcem, chcąc do nich przynależeć..! Aż chciało mu się z tego śmiać - z samego siebie i wszystkich swoich głupich pobudek, które prowadziły go do zwichrowanych i niepoważnych, nierealnych myśli.
- Obojętne mi to, gdzie mieszkamy, to tylko zwykły budynek, jak tysiące innych budynków. Bandera rodu jak każda inna bandera. - Mogli równie dobrze przenieść się do Cesarstwa. Teraz mu się przypomniało, że chodziły za nim te myśli, by obrócić się w stronę rodu matki, żeby znaleźć tam jej krewnych i może tam zostać? Były to bardzo krótkie myśli, szybko wyfrunęły, bo przyniósł je wiatr pomiędzy tym, gdy czekał na Akiego a tym, nim Asaka pojawiła się w jego życiu i całkowicie je zmieniła. - Ja niczego nie musiałem poświęcać. Więc co tu było do omawiania. Nic. To był mój wybór, który ciebie uszczęśliwił. Po co przeprowadzać niepotrzebne rozmowy nad tym, co byłoby lepsze, skoro to oczywiste. To czysto logiczny wybór. - Shikarui kiedyś dokonywał prawie tylko takich. Bo tylko one dawały szanse na sukces. - Co tu do krycia? Gdyby nie ta pojebana sytuacja z Klepsydrą i tak by to nie wyszło na wierzch. - To nie tak, że było to wielką tajemnicą, ale też nie tak, że stanowiło coś, czym Shikarui chciał się dzielić. - Tak, było między nami lepiej. I przy okazji ja zupełnie straciłem część samego siebie. I nie, nie podobało mi się to, bez względu na wynik między nami. - Nie znosił być przymuszany, a ona wtedy przycisnęła go wręcz do ściany. I miał jej to za złe. Teraz chciała zrobić dokładnie to samo. Tylko że tym razem on był na to już gotowy i nie dał się zaskoczyć. Dwa razy te same sztuczki nie działają na starego psa. - To nie było potrzebne mi. To było potrzebne tobie. To nie było niezbędne nam, chociaż przyznaję, że potem było lepiej od twojej strony. Nie musisz mi mówić, że również o nas dbasz i się starasz, doskonale to wiem. Nie potrzebuję żadnych słownych dowodów tego.
- Zbyłem, bo zadawałaś je w takim tonie i były to takie pytania, że wcale nie celowały w próby zrozumienia. - Dla niego przynajmniej tym nie były, były oskarżeniami i wyrzutami. Mogła go uważać za szalonego (z pewnością taki jesteś, Kochanie), lecz on musiał się zbroić, żeby znów nie przeniknęło do niego wszystko, czego nie chciał. Z niczego. Z niezrozumienia, źle dobranego słowa, braku rozwiniętego wątku, który nie miał szans na wyprowadzenie, ponieważ Asaka od razu wydała wyrok. Bo nie było w niej zaufania. Zupełnie jak tamtego dnia w Daishi. Nie znosił, jak robiła taką minę, kiedy na niego spoglądała. Bez znaczenia już było, czy wciągała broń, machała nią, czy jej głos byłby zimny, albo oczy rzucały kunaiami - wszystko to miał w tamtej jednej chwili, gdy zamilkła i potem odezwała się w taki a nie inny sposób. Zebrane w zaledwie kilka chwil milczenia, w którym on sam zadał jedno, proste pytanie. Wtedy jeszcze nie milczał sam. To milczenie miało się dopiero rozpocząć.
- Przestań, proszę cię. Jakie "próbuję". Twoje słowa były wszystkim, tylko nie próbami zrozumienia. Były oskarżeniami i wytknięciami, przekręceniami i własnymi wyrokami, jakie próby zrozumienia. - Aż nie chciało mu się tego słuchać, teraz miało wszystko wyjść na to, że ona tak bardzo się w tamtej chwili starała, tak? Nie! Może i starała, ale jeśli tak, to te starania wyglądały bardzo opacznie. Dlatego też na to szczekał i warczał. Nie wygaszało to żadnej wojny, a raczej ją rozpalało. Ach nie, przepraszam. Żeby rozpalić, musiałoby coś płonąć. A tu wszystko wetknięte było w lodowej zastępy. Pomiędzy dwie drogi, które niby wędrowały w tym samym kierunku, a jednak były rozdzielne.
- To ty przeżywasz tu szok z powodu prawdy, nie ja. To nie mnie zadziwia to, co masz do powiedzenia. Nie pytaj mnie, czy cię nie doceniam. Sama mi pokazałaś swój szok. Bo nie sądziłaś, że kiedykolwiek mógłbym kiedykolwiek ten profil pokazać tobie. - Shikarui był pewien, że Asaka wie o nim wszystko, wie nawet kilka rzeczy więcej o nim samym niż wiedział on. To nie było kwestią niedoceniania czy doceniania i nie miało z tym niczego wspólnego. Liczyły się fakty, jakie tutaj zostały pokazane z obu stron i pewien rodzaj niedowierzania, że stało się tak, a nie inaczej. To, że jeszcze tutaj stali i rozmawiali pokazywało, że jednak obie strony wciąż próbowały się dograć i pogodzić. W swoim pokręceniu - czarnowłosy próbował. I ona sama to doskonale ujęła. Że widziała w nim o wiele więcej. I nigdy nie ignorowała tego, co skrzętnie sprzątał pod dywanik i udawał aniołka poza tym.
- Zaczęłaś od razu naskakiwać i wypominać. Co to miało być, wypomknięcie, że pakuję się w kłopoty? Moje kłopoty zazwyczaj związane są z tym, że chcesz iść dalej, do przodu, pomagać jakimś śmieciom, albo ty, że masz pretensje, kiedy cię nie bronię. Nie czuję się komfortowo z wiedzą, że jacyś ludzie szepczą o mnie jak o bohaterze. Albo wypomknięcie, dlaczego nie ma mnie w lochu? Nigdy by mnie w tym lochu nie było, gdyby nie to, że muszę skakać do przodu, bo nie lubisz stawiać czoła przeciwnością sama. Ja nie lubię w ogóle stawiać czoła przeciwnościom. - Jego głos tutaj lekko się uniósł i widać było złość w jego oczach, kiedy gestykulował, to pokazując siebie, to pokazując świat na zewnątrz, to pokazują kierunek lochów. To jeszcze coś innego. Im dalej tym głośniej mówił. Dopiero na końcu zorientował się, że chyba dał się zagalopować czemuś, czemu nie chciał się już poddawać. Zamknął powieki i powrócił, zupełnie nagle, do swojej poprzedniej pozycji, rozluźniony ponownie, ponownie w tej "pozycji zamkniętej", jak to niektórzy lubili określać.
- Ty już nie jesteś Kouseki. - Odpowiedział na jej pytanie o to, czego mają Uchiha, czego ona nie miała, już całkowicie spokojnie, na nowo wyciszony. Dla niego ninja nie równał się od razu - ród. Asaka nie równała się od razu Kouseki, chociaż wiedział, że w jej wyobrażeniu to zupełnie inaczej wyglądało. Och, jakim debilem był, tak bardzo chcąc wrócić do swojego dawnego rodu, do Jugo, jakim był głupcem, chcąc do nich przynależeć..! Aż chciało mu się z tego śmiać - z samego siebie i wszystkich swoich głupich pobudek, które prowadziły go do zwichrowanych i niepoważnych, nierealnych myśli.
- Obojętne mi to, gdzie mieszkamy, to tylko zwykły budynek, jak tysiące innych budynków. Bandera rodu jak każda inna bandera. - Mogli równie dobrze przenieść się do Cesarstwa. Teraz mu się przypomniało, że chodziły za nim te myśli, by obrócić się w stronę rodu matki, żeby znaleźć tam jej krewnych i może tam zostać? Były to bardzo krótkie myśli, szybko wyfrunęły, bo przyniósł je wiatr pomiędzy tym, gdy czekał na Akiego a tym, nim Asaka pojawiła się w jego życiu i całkowicie je zmieniła. - Ja niczego nie musiałem poświęcać. Więc co tu było do omawiania. Nic. To był mój wybór, który ciebie uszczęśliwił. Po co przeprowadzać niepotrzebne rozmowy nad tym, co byłoby lepsze, skoro to oczywiste. To czysto logiczny wybór. - Shikarui kiedyś dokonywał prawie tylko takich. Bo tylko one dawały szanse na sukces. - Co tu do krycia? Gdyby nie ta pojebana sytuacja z Klepsydrą i tak by to nie wyszło na wierzch. - To nie tak, że było to wielką tajemnicą, ale też nie tak, że stanowiło coś, czym Shikarui chciał się dzielić. - Tak, było między nami lepiej. I przy okazji ja zupełnie straciłem część samego siebie. I nie, nie podobało mi się to, bez względu na wynik między nami. - Nie znosił być przymuszany, a ona wtedy przycisnęła go wręcz do ściany. I miał jej to za złe. Teraz chciała zrobić dokładnie to samo. Tylko że tym razem on był na to już gotowy i nie dał się zaskoczyć. Dwa razy te same sztuczki nie działają na starego psa. - To nie było potrzebne mi. To było potrzebne tobie. To nie było niezbędne nam, chociaż przyznaję, że potem było lepiej od twojej strony. Nie musisz mi mówić, że również o nas dbasz i się starasz, doskonale to wiem. Nie potrzebuję żadnych słownych dowodów tego.
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
- Asaka
- Postać porzucona
- Posty: 1496
- Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
- Wiek postaci: 27
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
- Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5564
- Aktualna postać: Airan
Re: Ryokan Mizu ni ume
W jej wyobrażeniu to wcale nie było tak, że skakała z przeciwności na przeciwność, by cały czas być w opozycji do Shikaruiego. Asace cały czas chodziło jedno o to samo. Pytała „dlaczego?” i mówiła mu co sama o tym myśli – czyli, że podejmowanie decyzji przez dwie osoby, to głupota. Podawała mu na przykład Hyuga Reiko i starała się przemówić do rozumu, zadając pytania i czekając na wyjaśnienie, które rozgoni chmury nie pozwalające jej przejrzeć poza nie. Wyjaśnienie, po którym powie „ach, masz rację! Oczywiście, już wszystko rozumiem”, ale nie. Bo po co, skoro łatwiej założyć, że własna żona już oceniła, wydała wyrok i nie chce o niczym innym słuchać, bo jej się to nie podoba? No nie podobało jej się, bo to, jak to zabrzmiało, było zupełnie czymś innym niż wydało się później. Tym niemniej pytała. Może w złym tonie, racja, ale naprawdę wziął ją zupełnie z zaskoczenia i nie była na to przygotowana. Czy musiała być gotowa na wszystko i wszędzie?
- Może twoim zdaniem. A moim tak. Gdybyś mi powiedział, że źle zrozumiałam i nie o to co chodzi, to nie byłoby w ogóle tamtych pytań. Albo bym po prostu przeprosiła. A ty uznałeś, że cię obrażam. To nie były oskarżenia tylko normalne pytania. Jakie wyroki? Shikarui, jestem ostatnią osobą, która wydałaby na ciebie wyrok. Przekręcenia może były, ale dlatego, że nie zrozumiałam twoich intencji. Dlaczego mnie po prostu nie poprawiłeś? – zamiast od razu to zrobić, to się napuszył, powiedział jej, że ma się nie ważyć więcej do niego tak mówić. A potem, chwile później spojrzał na nią tak. I mówił do niej tak, że w jednej krótkiej chwili zmroziło jej serce i pomyślała, że to jeden wielki, zły sen. Po części nadal tak sądziła. Nie wiedziała gdzie kończy się rzeczywistość, a zaczyna jakieś chore genjutsu. Tak jak nie wiedziała tego na trybunie. I nie wiedziała jak sobie z tym poradzić, czy to się skończyło, czy nie, czy nadal w jakiejś siedzi i się męczy, czy jednak się wydostała, a potem ktoś zrobił to po raz drugi? Szukała czegoś, czegokolwiek, co powiedziałoby jej, że to jednak nieprawda, ale nie potrafiła tego znaleźć. Może faktycznie powinna pójść spać. I się obudzić. I…
Chyba traciła rozum.
- Przeżywam szok, bo prawdę przede mną ukrywałeś przez lata. Myślałam, że mój ród coś dla ciebie znaczy, skoro… Ech, po co ja się powtarzam. Przecież wiesz dlaczego tak myślałam. Wiesz co było szokiem? Ten… Ten chłód. Tego się po tobie nie spodziewałam, nie w stosunku do mnie. Myślałam, że nie jestem dla ciebie jak reszta – tak, to był ten szok. Oszukała samą siebie, że jest wyjątkowa, a przynajmniej wyjątkowa dla niego. Chciała taka być. A nie przekonać się, że może ją potraktować jak każdą inną osobę. Wyrzucić do kosza, gdy tylko mu się znudzi. Wcześniej sądziła, że nie byłby do tego zdolny, ale teraz…? Naprawdę nie byłby? Tak samo jak nie byłby w stanie do niej mówić z takim jadem i zimnem, i patrzeć na nią jak na wroga i obcą osobę? Oszukiwała samą siebie, bo tak było wygodniej, ale dzisiaj… Nie była pewna, czy będzie w stanie się nadal tak oszukiwać. Nie, gdy Shikarui odgradzał się od niej takim szczelnym kokonem z lodu.
- Nie chodziło mi wcale o to, że sam tych kłopotów szukałeś. A o to, że znalazły cię same i zrobiono tam wiele rzeczy, których nie powinno. Myślę, że moja ranga sporo tam pomogła mimo wszystko. Shikarui, poruszyłabym całym Watarimono, żeby ci pomóc, przecież wiesz – miewała czasami pretensje, że jej nie pomaga, to fakt. Bo skoro byli razem, to liczyła, że może się czasem podeprzeć na jego ramieniu, a nie robić wszystko sama. Tak jak ona była gotowa go bronić przed całym złem, jak lwica broniła swoją rodzinę, z zajadłością. Tak zrobiła wczoraj na posterunku i dzisiaj przy Akim też. I wcale nie musiał ją o to prosić. Nie chciała go zawieźć. Nigdy. Wytrzeszczyła na niego oczy, gdy wspomniał o tym, że mu wypomniała, że dlaczego go nie ma w lochu. Aż podparła się podłogi, by wstać, nie trzymając już kołdry. Bez niej było przeraźliwie zimno i się zatrzęsła, ale nie mogła tak już dłużej. Miała dość tego dystansu, który nakreślił Shikarui, później przyklepała ona, potem on zmniejszył, teraz znowu się oddalił. Zrobiła więc krok do przodu, pierwszy, niepewny. - Jak możesz myśleć, że wypominałam ci to, że nie ma cię w lochu? Jak może ci w ogóle do głowy przyjść, że chciałabym, byś w takim siedział?! – drugi krok. Trzeci. - Shikarui, gdyby zamknęli cię w lochu, tak ostatecznie, to straciłabym sens życia. Dobrze wiesz, że gdybyś naprawdę trafił do lochu, to już byś z niego nie wyszedł, bo nikt nie trzymałby tam niebezpiecznego ninja. Ja nie… Ja nawet nie… - nie potrafiła nawet dokończyć myśli, bo głos jej się urwał w momencie, gdy znowu musiała sobie wyobrażać życie bez niego. Nie takie, w którym wiedziała, że gdzieś tam jest i sobie żyje, prowadząc życie bez niej, choć takie coś też łamało serce. Ale takie, w którym jego już nie było, ale tak n a p r a w d ę nie było. Ostatnie kroki między nimi pokonała naprawdę szybko, lekko tylko w jednym momencie się chwiejąc. Chciała go objąć w pasie i przylgnąć do niego, przytulić się, o ile się nie odsunął i nie wyrysował jeszcze jedne, wyraźnej granicy między nimi. Wtedy mogła tam po prostu stać jak taka sierotka. - Nie chcę świata, w którym cię nie ma, rozumiesz? – to mu chciała wcześniej przekazać tym porównaniem. Że jej dobro zależało od jego życia. Chyba tego nie zrozumiał i wyciągną z tego jakiś błędny wniosek, wypomknięcie, którego wcale nie było. W nosie miała tę pozycję zamkniętą i żywą gestykulacje jeszcze sprzed chwili. - Więc przepraszam, że potrzebuję czasami oparcia – że nie chciała stawać przeciwko przeciwnością sama. Że ciągnęła go tam ze sobą. Przytuliła się do niego, o ile tylko jej na to pozwolił. - Nie musisz już nic robić. Następnym razem jak ktoś podniesie na mnie rękę możesz po prostu stać z boku i patrzeć, nie będę oczekiwać, że chociaż kiwniesz palcem – nie musiał nigdzie skakać do przodu. Tak było łatwiej, jej, ale skoro to był taki problem, to poradzi sobie sama. Brzmiała teraz jak obrażona dziewczynka, bo trochę też tak było. To ten zawód. Nie chciała wcale, by był bohaterem dla innych. Chciała by był taki tylko dla niej, skoro co innego było zbyt dużym ciężarem. Tylko najwyraźniej to też było za ciężkie. - Przepraszam, że dałam się zaskoczyć Toshiro. Do teraz wszystko mi się miesza, przez to zjebane genjutsu – to tak jakby jeszcze nie zauważył jej momentów zatrzymania i rozglądania się, składania pieczęci do uwolnienia. Dzisiaj, wczoraj. W stresujących sytuacjach. Ale nie pomogło, co mogło oznaczać dwie sprawy.
- Nie, już nie. Ale przez pół mojego życia byłam. Drugie pół byłam po prostu Mori – teraz była Sanada. Sanada skąd? Sanada kto? Koseki dali jej tak wiele, naprawdę wiele. Gdyby nie oni, to nigdy nie wyruszyłaby do Sogen, uzbrojona w swój własny kryształ i nie poznałaby go. - Dom to nie jest tylko zwykły budynek. Mówiłam ci to wcześniej – dom ma być bezpieczny. Dom to rodzina. Dom to wzajemny szacunek, miejsce, do którego chcesz wracać, gdy ci źle. Shikarui nie miał dotychczas domu, takiego prawdziwego. Wszystkie wizje zostały wypaczone przez jego ojca i matkę. Asaka naprawdę miała im wiele za złe. - Albo jakaś inna sytuacja i też wyszłoby przypadkiem. Po co te tajemnice, Shikarui? To nie są niepotrzebne rozmowy. Znowu, gdybym wiedziała i rozumiała to wcześniej, to nie byłoby tego teraz – a potem gówno wylewało, bo się tak zbierało, zbierało, w milczeniu, które Sanada tak uwielbiał. A później trudno było to opanować, bo po pierwszym leciało drugie. - Jaką część siebie straciłeś, co ty opowiadasz? – znowu te dramaty, melodramaty jak to dzisiaj powiedział lawendowooki do Akiego. Tak, wiedziała, że przyparła go wtedy do muru, ale z jej perspektywy było to konieczne. Zwłaszcza… Zwłaszcza widząc to, co wydarzyło się dzisiaj. - Nie było potrzebne tobie? To wyobraź sobie teraz, że rok temu wcale cię nie przycisnęłam i nic mi nie powiedziałeś. Nie wiedziałabym więc o Shidze, i nie poprosiłbyś mnie o pomoc tam, przy demonie. Chcesz myśleć o tym jak by się to skończyło? Jak bym się czuła nie rozumiejąc co ty właściwie wyprawiasz? Albo nie zrobiłbyś nic i do dzisiaj bałbyś się, że on gdzieś tam jest i znowu będzie czegoś chciał. Nigdy ci tego nie mówiłam, ale sama zastanawiałam się jak sprzątnąć tego gnoja tak, żebyś nie musiał się już nigdy spotkać się z nim twarzą w twarz. I zrobiłabym to z chęcią. Tak jak z chęcią ci pomogłam w Midori – wzięła głębszy oddech. - Albo wyobraź sobie, że nigdy nie powiedziałeś mi o Akim i jak to z wami było. I przyszedłby dzisiaj z tymi samymi wyjaśnieniami. Usłyszałabym, że on tak cię kochał, a ty go zostawiłeś samego jak psa. Jak myślisz, jak by to wyglądało? Myślisz, że zrozumiałabym chociaż połowę jego bełkotu, że zrozumiałabym twoje uczucia i to jak bardzo to było niesprawiedliwe? Poczułabym się oszukana, Shikarui, i miałabym do tego pełne prawo. I to nie jest nic. Może i było to w przeszłości, ale miałam czas to przemyśleć i przyswoić. Byłam o niego zazdrosna, wiesz? Przez krótką chwilę, rok temu. Teraz nie jestem, ale byłam. I gdybym nie wiedziała i nie była na to gotowa, to dzisiaj… Nie wiem ile by po dzisiaj z nas zostało, gdybym nie wiedziała. Więc nie mów, że to nie było niezbędne nam. Było. Nawet sobie nie zdajesz sprawy jak bardzo.
- Może twoim zdaniem. A moim tak. Gdybyś mi powiedział, że źle zrozumiałam i nie o to co chodzi, to nie byłoby w ogóle tamtych pytań. Albo bym po prostu przeprosiła. A ty uznałeś, że cię obrażam. To nie były oskarżenia tylko normalne pytania. Jakie wyroki? Shikarui, jestem ostatnią osobą, która wydałaby na ciebie wyrok. Przekręcenia może były, ale dlatego, że nie zrozumiałam twoich intencji. Dlaczego mnie po prostu nie poprawiłeś? – zamiast od razu to zrobić, to się napuszył, powiedział jej, że ma się nie ważyć więcej do niego tak mówić. A potem, chwile później spojrzał na nią tak. I mówił do niej tak, że w jednej krótkiej chwili zmroziło jej serce i pomyślała, że to jeden wielki, zły sen. Po części nadal tak sądziła. Nie wiedziała gdzie kończy się rzeczywistość, a zaczyna jakieś chore genjutsu. Tak jak nie wiedziała tego na trybunie. I nie wiedziała jak sobie z tym poradzić, czy to się skończyło, czy nie, czy nadal w jakiejś siedzi i się męczy, czy jednak się wydostała, a potem ktoś zrobił to po raz drugi? Szukała czegoś, czegokolwiek, co powiedziałoby jej, że to jednak nieprawda, ale nie potrafiła tego znaleźć. Może faktycznie powinna pójść spać. I się obudzić. I…
Chyba traciła rozum.
- Przeżywam szok, bo prawdę przede mną ukrywałeś przez lata. Myślałam, że mój ród coś dla ciebie znaczy, skoro… Ech, po co ja się powtarzam. Przecież wiesz dlaczego tak myślałam. Wiesz co było szokiem? Ten… Ten chłód. Tego się po tobie nie spodziewałam, nie w stosunku do mnie. Myślałam, że nie jestem dla ciebie jak reszta – tak, to był ten szok. Oszukała samą siebie, że jest wyjątkowa, a przynajmniej wyjątkowa dla niego. Chciała taka być. A nie przekonać się, że może ją potraktować jak każdą inną osobę. Wyrzucić do kosza, gdy tylko mu się znudzi. Wcześniej sądziła, że nie byłby do tego zdolny, ale teraz…? Naprawdę nie byłby? Tak samo jak nie byłby w stanie do niej mówić z takim jadem i zimnem, i patrzeć na nią jak na wroga i obcą osobę? Oszukiwała samą siebie, bo tak było wygodniej, ale dzisiaj… Nie była pewna, czy będzie w stanie się nadal tak oszukiwać. Nie, gdy Shikarui odgradzał się od niej takim szczelnym kokonem z lodu.
- Nie chodziło mi wcale o to, że sam tych kłopotów szukałeś. A o to, że znalazły cię same i zrobiono tam wiele rzeczy, których nie powinno. Myślę, że moja ranga sporo tam pomogła mimo wszystko. Shikarui, poruszyłabym całym Watarimono, żeby ci pomóc, przecież wiesz – miewała czasami pretensje, że jej nie pomaga, to fakt. Bo skoro byli razem, to liczyła, że może się czasem podeprzeć na jego ramieniu, a nie robić wszystko sama. Tak jak ona była gotowa go bronić przed całym złem, jak lwica broniła swoją rodzinę, z zajadłością. Tak zrobiła wczoraj na posterunku i dzisiaj przy Akim też. I wcale nie musiał ją o to prosić. Nie chciała go zawieźć. Nigdy. Wytrzeszczyła na niego oczy, gdy wspomniał o tym, że mu wypomniała, że dlaczego go nie ma w lochu. Aż podparła się podłogi, by wstać, nie trzymając już kołdry. Bez niej było przeraźliwie zimno i się zatrzęsła, ale nie mogła tak już dłużej. Miała dość tego dystansu, który nakreślił Shikarui, później przyklepała ona, potem on zmniejszył, teraz znowu się oddalił. Zrobiła więc krok do przodu, pierwszy, niepewny. - Jak możesz myśleć, że wypominałam ci to, że nie ma cię w lochu? Jak może ci w ogóle do głowy przyjść, że chciałabym, byś w takim siedział?! – drugi krok. Trzeci. - Shikarui, gdyby zamknęli cię w lochu, tak ostatecznie, to straciłabym sens życia. Dobrze wiesz, że gdybyś naprawdę trafił do lochu, to już byś z niego nie wyszedł, bo nikt nie trzymałby tam niebezpiecznego ninja. Ja nie… Ja nawet nie… - nie potrafiła nawet dokończyć myśli, bo głos jej się urwał w momencie, gdy znowu musiała sobie wyobrażać życie bez niego. Nie takie, w którym wiedziała, że gdzieś tam jest i sobie żyje, prowadząc życie bez niej, choć takie coś też łamało serce. Ale takie, w którym jego już nie było, ale tak n a p r a w d ę nie było. Ostatnie kroki między nimi pokonała naprawdę szybko, lekko tylko w jednym momencie się chwiejąc. Chciała go objąć w pasie i przylgnąć do niego, przytulić się, o ile się nie odsunął i nie wyrysował jeszcze jedne, wyraźnej granicy między nimi. Wtedy mogła tam po prostu stać jak taka sierotka. - Nie chcę świata, w którym cię nie ma, rozumiesz? – to mu chciała wcześniej przekazać tym porównaniem. Że jej dobro zależało od jego życia. Chyba tego nie zrozumiał i wyciągną z tego jakiś błędny wniosek, wypomknięcie, którego wcale nie było. W nosie miała tę pozycję zamkniętą i żywą gestykulacje jeszcze sprzed chwili. - Więc przepraszam, że potrzebuję czasami oparcia – że nie chciała stawać przeciwko przeciwnością sama. Że ciągnęła go tam ze sobą. Przytuliła się do niego, o ile tylko jej na to pozwolił. - Nie musisz już nic robić. Następnym razem jak ktoś podniesie na mnie rękę możesz po prostu stać z boku i patrzeć, nie będę oczekiwać, że chociaż kiwniesz palcem – nie musiał nigdzie skakać do przodu. Tak było łatwiej, jej, ale skoro to był taki problem, to poradzi sobie sama. Brzmiała teraz jak obrażona dziewczynka, bo trochę też tak było. To ten zawód. Nie chciała wcale, by był bohaterem dla innych. Chciała by był taki tylko dla niej, skoro co innego było zbyt dużym ciężarem. Tylko najwyraźniej to też było za ciężkie. - Przepraszam, że dałam się zaskoczyć Toshiro. Do teraz wszystko mi się miesza, przez to zjebane genjutsu – to tak jakby jeszcze nie zauważył jej momentów zatrzymania i rozglądania się, składania pieczęci do uwolnienia. Dzisiaj, wczoraj. W stresujących sytuacjach. Ale nie pomogło, co mogło oznaczać dwie sprawy.
- Nie, już nie. Ale przez pół mojego życia byłam. Drugie pół byłam po prostu Mori – teraz była Sanada. Sanada skąd? Sanada kto? Koseki dali jej tak wiele, naprawdę wiele. Gdyby nie oni, to nigdy nie wyruszyłaby do Sogen, uzbrojona w swój własny kryształ i nie poznałaby go. - Dom to nie jest tylko zwykły budynek. Mówiłam ci to wcześniej – dom ma być bezpieczny. Dom to rodzina. Dom to wzajemny szacunek, miejsce, do którego chcesz wracać, gdy ci źle. Shikarui nie miał dotychczas domu, takiego prawdziwego. Wszystkie wizje zostały wypaczone przez jego ojca i matkę. Asaka naprawdę miała im wiele za złe. - Albo jakaś inna sytuacja i też wyszłoby przypadkiem. Po co te tajemnice, Shikarui? To nie są niepotrzebne rozmowy. Znowu, gdybym wiedziała i rozumiała to wcześniej, to nie byłoby tego teraz – a potem gówno wylewało, bo się tak zbierało, zbierało, w milczeniu, które Sanada tak uwielbiał. A później trudno było to opanować, bo po pierwszym leciało drugie. - Jaką część siebie straciłeś, co ty opowiadasz? – znowu te dramaty, melodramaty jak to dzisiaj powiedział lawendowooki do Akiego. Tak, wiedziała, że przyparła go wtedy do muru, ale z jej perspektywy było to konieczne. Zwłaszcza… Zwłaszcza widząc to, co wydarzyło się dzisiaj. - Nie było potrzebne tobie? To wyobraź sobie teraz, że rok temu wcale cię nie przycisnęłam i nic mi nie powiedziałeś. Nie wiedziałabym więc o Shidze, i nie poprosiłbyś mnie o pomoc tam, przy demonie. Chcesz myśleć o tym jak by się to skończyło? Jak bym się czuła nie rozumiejąc co ty właściwie wyprawiasz? Albo nie zrobiłbyś nic i do dzisiaj bałbyś się, że on gdzieś tam jest i znowu będzie czegoś chciał. Nigdy ci tego nie mówiłam, ale sama zastanawiałam się jak sprzątnąć tego gnoja tak, żebyś nie musiał się już nigdy spotkać się z nim twarzą w twarz. I zrobiłabym to z chęcią. Tak jak z chęcią ci pomogłam w Midori – wzięła głębszy oddech. - Albo wyobraź sobie, że nigdy nie powiedziałeś mi o Akim i jak to z wami było. I przyszedłby dzisiaj z tymi samymi wyjaśnieniami. Usłyszałabym, że on tak cię kochał, a ty go zostawiłeś samego jak psa. Jak myślisz, jak by to wyglądało? Myślisz, że zrozumiałabym chociaż połowę jego bełkotu, że zrozumiałabym twoje uczucia i to jak bardzo to było niesprawiedliwe? Poczułabym się oszukana, Shikarui, i miałabym do tego pełne prawo. I to nie jest nic. Może i było to w przeszłości, ale miałam czas to przemyśleć i przyswoić. Byłam o niego zazdrosna, wiesz? Przez krótką chwilę, rok temu. Teraz nie jestem, ale byłam. I gdybym nie wiedziała i nie była na to gotowa, to dzisiaj… Nie wiem ile by po dzisiaj z nas zostało, gdybym nie wiedziała. Więc nie mów, że to nie było niezbędne nam. Było. Nawet sobie nie zdajesz sprawy jak bardzo.
0 x
赤 · 水 · 晶

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
- Kyoushi
- Posty: 2683
- Rejestracja: 13 maja 2015, o 12:48
- Wiek postaci: 28
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białe, rozczochrane włosy. Różnokolorowe oczy - prawe czarne jak smoła, lewe czerwone, czarny garnitur, zbroja z białym futrem przy szyi oraz czarny płaszcz z wyhaftowanym szarym logo Klepsydry na plecach
- Widoczny ekwipunek: Wakizashi przy lewej nodze. Katana z białą rękojeścią w czerwonej pochwie przy pasie od lewej strony, katana przy lędźwi w czarnej pochwie.
- Link do KP: viewtopic.php?p=3574#p3574
- GG/Discord: Kjoszi#3136
- Lokalizacja: Wrocław
Re: Ryokan Mizu ni ume
- Białowłosy doskonale wiedział co chce uzyskać i o co mu chodzi. Wiedział, że nic nie wie, dlatego chciał wszystkiego się dowiedzieć. Nie osądzał nikogo i nie myślał ponad to co potrzebował na co dzień. Tym razem przeszedł krok dalej by poznać nową osóbkę, a także pogłębić znajomość z Kuroiem, który wypadał w owej chwili jako jego nowy kompan w Klepsydrze. Czyżby mieli się dogadywać niczym Seinaru z Ichirou? Może. Może byli taką drugą parką, która zmiażdży także liderów? To na pewno. Nie było czasu na rozmyślanie o tym, ponieważ piękna dama nie mogła czekać na jego odpowiedzi, a także przystojny pan w kwiecie wieku.
- Jeszcze nie raz cię zaskoczę. To dopiero początek. Przyjemność po mojej stronie Misae – tak, to dokładnie wtedy znów skinął głowę w geście szacunku i przyjemności, którą otrzymywał od czasów, gdy podeszła podziękować za jego działania. Tak naturalne dla niego, nie były wcale normalne dla innych. Ten świat był skażony kłamstwem i złem, które go nie interesowało. On miał swoje cele i osiągał je tak czy siak szybciej niż myślał. Teraz to kwestia czasu, oczywiście krótkiego, w którym jego stal przeszyje serce Yoshimitsu, a oczy tego rudzielca wpadną w ręce Kyu, który pozbawi go najsilniejszej broni w jego arsenale – Sharingana. Pomijając, dziewczyna skomentowała także kruczoczarne włosy Kuroia, który niedługo też będzie w klanie białasków.
- No do twarzy by ci było Kuroi, spójrz jacy my piękni jesteśmy. Dołączyłbyś. – dopowiedział żartobliwie, wiedząc, że Kuroń to obróci w jakiś kolejny prztyczek w nos czerwonookiego przy okazji propsując kolorowooką komplementując ją kolejny raz, no ale cóż. Nic na to nie poradził, ponieważ słowo się rzekło. Przy okazji mogli w końcu wyjść stąd i dać spokój w walce na słowa z Maname, która cały czas uprzykrzała życie, jakże spokojne i powolne białowłosego, który powoli tracił do niej cierpliwość. Już niedługo miało dojść do rozpłatania jej na pół wraz z jej kataną wzmocnioną technikami elementu błyskawicy jak miał to najczęściej w zwyczaju. Chociaż teraz był bezpieczny, był po chwili prowadzony za rączkę jak nigdy. To był najlepszy z możliwych ruchów jakie mogła wykonać Misae. Przy niej nie mógł zrobić głupoty. Po prostu był zablokowany jak nigdy wcześniej. Przecież przy przyjaciołach miotał się na lewo i prawo. Latał, raził, palił, krzyczał, będąc wszędzie i nigdzie jednocześnie. Teraz został pozamiatany pod dywan jak małe dziecko. To w pewnym względzie również było przyjemne. Nigdy się tak nie czuł, dlatego też zamknął ryjek i nie odpyskował już rekinozębnej niebieskowłosej wariatce.
W końcu ruszyli, a ten został wyprowadzony przez słodką partnerkę w dialogu. W trójkę opuścili miejsce, by móc się rozłączyć wychodząc z trybun i zwiedzając w poszukiwaniu dobrego żarcia. Kuroi coś mówił o Ryokanie, a tu kolejny Ryokan, ale białowłosy nie był zbyt cierpiwy. Na pewno nie teraz. Gdy zobaczył ten budynek tuż przy rzece rzekł od razu, wskazując palcem:
- Tutaj! – nie zamierzał się zatrzymywać. Ba, on zaczął przyspieszać, przez co znalazł się już niedługo po w środku i chciał zając jakieś miejsce, jednocześnie spoglądając na swoich partnerów w jedzeniu, gdzie chcieliby usiąść. – Może na samej górze? – rzekłszy, wiedząc o dwóch piętrach budynku. Im wyżej tym może być spokojniej, a to tam mieliby spędzić dłuższą chwilę, rozkoszując się jadłem i napitkiem, którego na pewno nie zamierzał odmówić. Nie w tak doborowym towarzystwie w jakim się znajdował. – Ekskluzywnie tu trochę. Czuję się nieswojo – dodał, rozglądając się dokoła, zdradzając swoje samopoczucie w tym miejscu, jednak już było za późno. Wybrał.
0 x
Posta dajże Kjuszowi, klawiaturą potrząśnij...


- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: Ryokan Mizu ni ume
Wystarczyło dopowiedzieć tylko kilka słów więcej. Dodać od siebie, w chwili tej ciszy, o co tak naprawdę chodziło. Wystarczyło dobrać lepiej słowa - z jednej i drugiej strony. Wystarczyło zachować spokój i chcieć zrozumieć, ale serce nie sługa - emocje świdrowały ludzkie wnętrza od wieków i doprowadzały do rujnowania i powstawania nowych ziem i państw. Chciwość, zazdrość, miłość, zdrada - były paliwem, które prowadziły do powstawania największych planów i najbardziej szalonych. Bez odrobiny szaleństwa nie było ludzi wielkich. Ci najbardziej śmiali jak i ci tchórzliwy spotykali się w swoich wyborach właśnie na tym placu, który wybrukowano szaleństwami wszystkimi, którzy byli tu przed nimi. Pierwsi byli zapewne bogowie - bo i im szaleństwa nie można było odmówić, że stworzyli świat tak wspaniały w swej niedoskonałości, jak ten.
- Poprawiłem cię. - Na samym końcu, zamiast na samym początku, ale tak to właśnie działało. Były pierwsze wrażenia i pierwsze odczucia, był brak sposobności na zachowanie całkowitego spokoju... albo ta klątwa, która nakazywała jeżyć się na coś złego. Jak ona się zjeżyła. Jak on się zjeżył. Nie było stąd ucieczki w świat przebudzenia. Nie było poranka, który zmyje wszystko spod powiek i pozwoli zapomnieć. To, co się tutaj pomiędzy nimi wydarzyło, było prawdziwe, namacalne i do zbadania wszystkimi zmysłami, jak najbardziej doskonałe genjutsu. Łatwo było postradać zmysły w świecie, w który nie chciało się ufać i nie chciało wierzyć. Przed osobą, w którą nie chciało się wierzyć, że mógł się w taki sposób od nas odwrócić, choć zawsze była tak blisko. Nie, nie, on się nie odwrócił plecami, bokiem, nawet nie półprofilem. Ciągle stał przed nią. Z jakiegoś powodu nie poprawiało to sytuacji.
Nie odsunął jej od siebie. Przygarnął ją do siebie ramionami i zatrzymał w nich. Przedziwny był kontrast jej ciepłego ciała z zimnym powietrzem z zewnątrz, który ciągle czuł na swoich plecach, stojąc tuż przy oknie, które niedawno zamknął, żeby ona więcej nie marzła. I oto prezentowała się ta prawda, w której wszyscy inni mieli rację co do Sanady. O tym, jak wyklęty był i jak bezwzględny, kiedy tylko czegoś chciał. O tym, że gdy czegoś pragnął, to nie było dla niego znaku stop, nie było zahamowań - można było próbować tylko czystą siłą. Na pewno nie siłą słów. Asaka nie musiała być przy tym taka sama jak reszta. Była inna, ważniejsza, najważniejsza od wszystkich innych ludzi. Wszystko to było wokół "my". W ty "my" było miejsce tylko dla dwojga, w tym jednego lunatyka. Może niedługo się okaże, że oboje będą tak samo szaleni w swoich próbach odnalezienia jakiejkolwiek normalności w tej pokrętnej i zupełnie nowej sytuacji. Dla nich obojga.
- Przestań. Nie przepraszaj za to. - Czy on widział swój świat bez niej? Wydarzenie dla wczorajszego, to jego, nie to z Toshiro, może dla niej nie było takie wielkie, dla niej on to wyolbrzymiał, dla niego ona minimalizowała, ale było czymś, co na zawsze miało go zmienić i przypomnieć, jaki był, zanim samemu sobie powiedział, kim ma być. Idealnym mężem. Kimś, kto doskonale wpasowuje się w ludzi, ucząc się od nich ich przekonań, życia i wierzeń. Człowiekiem, nie bronią, nie psem gończym, przede wszystkim obywatelem, który potrafi wysoko nosić głowę. Ale to nie był on. Teraz widział to tak wyraźnie, że niemal go ta wizja oślepiała. To nie do niego należało gonienie za dumą i wysokimi piętrami. To nie było jego życie i nawet... nie chciał tak żyć. Nie oznaczało to, że widział to życie bez Asaki. Nie chciał jej zostawiać, nie chciał się z nią kłócić i nie chciał drzeć z nią kotów. Nie chciał, żeby była w takim stanie. - To ja przepraszam. Nie powinienem ci tego wyrzucać. Nie powinienem mówić tylu rzeczy... - To wszystko było złe i to wszystko było nie tak. Chciał teraz poczuć coś, cokolwiek, złość, rozczarowanie, żal za grzechy. Cisza. Cisza jego wnętrza była orzeźwiająca i oszałamiająca. Jak oszałamiające było to, jak białowłosa do niego przylgnęła i jak się do niego zwracała. Dawała z siebie wszystko, gotowa była obedrzeć się ze skóry, żeby tylko on... żeby... oh, jakie żałosne to było. I to nie żałosna była Asaka, nie. On był żałosny. Trzymając tę kruszynę w rękach był żałosny, że mógł doprowadzić ją do takiego stanu, zawsze traktując ją jak porcelanową laleczkę. Poniekąd zawsze była jego przedmiotem, jego własnością. Diamentem. I zawsze był bardzo zadowolony, że ta laleczka z saskiej porcelany się nie psuje, cokolwiek by się nie działo. Dziś była zepsuta, połamana, z rozmazanym makijażem, z pomiętą spódnicą, nieułożonymi włosami. Dokładnie taka, jakich zabawek nie lubił. Nie mógł nie lubić jednak jej. Nie mógł jej wyrzucić i o niej zapomnieć. Więź, która ich łączyła, była o wiele głębsza niż miłość i nienawiść. Nawet odwiedziny Pustki, która kłaniała się z cylindrem w ręku, nie mogła tego nakryć swoim płaszczem. - To nie twoja wina. To nie twoja wina... - Wydawało mu się, że te słowa są czarem, które odmienią wszystko. Spadnie wróżkowy pył, rozpalą się świece, a wszystko wokół stanie się czyste. Te smugi na podłodze, którym na razie nie poświęcił uwagi, również znikną, a jej słabość okaże się jedynie słabością z powodu nadmiaru emocji, nie utraty krwi. Czuł się teraz tak realny jak nigdy przedtem - kiedy się do niego przytulała. Tak silny jak nigdy wcześniej. To nie była siła żerująca na jej słabości. Nie wiedział, skąd się ona wzięła. Może z tego, że pozbyłeś się wstydu, Shikarui?
- Masz rację. To było potrzebne nam. - Przyznał ciszej. Nie rozważał jej słów, nie analizował ich, nie przekonywał się, czy pokrywają się one z jego poglądem na wszystko i czy ta prawda jest faktycznie jego prawdą czy czymś, co powinien najpierw naprawdę bardzo mocno ugryźć. Jak orzech. Taki, który próbujesz zjeść włącznie ze skorupką, bo zapomniałeś zabrać do sadu dziadka do orzechów.
Jak mogłeś zapomnieć? Spójrz za okno - złote liście już stukają o parapet. To jesień.
- Kłamstwa przynoszą bardzo dużo szczęścia. Nie wiedziałem, jak kruche jest. - Głaskał ją po głowie, przytulając ją do siebie, czując ciągnięcie czegoś... czegoś... czegoś. Czegoś co pozwalało stać w dole i spoglądać na niebo. Sądził, że jest tak blisko niego, że może już wyciągnąć ku niemu swoje pazury i zadrapać bramy. Wbić się do nich swoimi silnymi barkami. To nieprawda. Nie mógł. Od zawsze stał w tym samym dokładnie miejscu i tylko się oszukiwał i żył złudzeniami. Człowiek zawsze będzie człowiekiem, a jego sny i marzenia o boskości to mrzonka dla tych, którzy nie mają wystarczająco siły, żeby podźwignąć prawdę. Dopiero teraz to zrozumiał - że prawda, choć boli, jako jedyna może być źródłem prawdziwej siły.
Jeśli ból udowadnia ci, że żyjesz, niech to, co ból sprawiło, lepiej ucieka w popłochu. Wstaniesz tylko silniejszy.
Z prawdą uciekającą spod powiek na krańce rzęs.
- Poprawiłem cię. - Na samym końcu, zamiast na samym początku, ale tak to właśnie działało. Były pierwsze wrażenia i pierwsze odczucia, był brak sposobności na zachowanie całkowitego spokoju... albo ta klątwa, która nakazywała jeżyć się na coś złego. Jak ona się zjeżyła. Jak on się zjeżył. Nie było stąd ucieczki w świat przebudzenia. Nie było poranka, który zmyje wszystko spod powiek i pozwoli zapomnieć. To, co się tutaj pomiędzy nimi wydarzyło, było prawdziwe, namacalne i do zbadania wszystkimi zmysłami, jak najbardziej doskonałe genjutsu. Łatwo było postradać zmysły w świecie, w który nie chciało się ufać i nie chciało wierzyć. Przed osobą, w którą nie chciało się wierzyć, że mógł się w taki sposób od nas odwrócić, choć zawsze była tak blisko. Nie, nie, on się nie odwrócił plecami, bokiem, nawet nie półprofilem. Ciągle stał przed nią. Z jakiegoś powodu nie poprawiało to sytuacji.
Nie odsunął jej od siebie. Przygarnął ją do siebie ramionami i zatrzymał w nich. Przedziwny był kontrast jej ciepłego ciała z zimnym powietrzem z zewnątrz, który ciągle czuł na swoich plecach, stojąc tuż przy oknie, które niedawno zamknął, żeby ona więcej nie marzła. I oto prezentowała się ta prawda, w której wszyscy inni mieli rację co do Sanady. O tym, jak wyklęty był i jak bezwzględny, kiedy tylko czegoś chciał. O tym, że gdy czegoś pragnął, to nie było dla niego znaku stop, nie było zahamowań - można było próbować tylko czystą siłą. Na pewno nie siłą słów. Asaka nie musiała być przy tym taka sama jak reszta. Była inna, ważniejsza, najważniejsza od wszystkich innych ludzi. Wszystko to było wokół "my". W ty "my" było miejsce tylko dla dwojga, w tym jednego lunatyka. Może niedługo się okaże, że oboje będą tak samo szaleni w swoich próbach odnalezienia jakiejkolwiek normalności w tej pokrętnej i zupełnie nowej sytuacji. Dla nich obojga.
- Przestań. Nie przepraszaj za to. - Czy on widział swój świat bez niej? Wydarzenie dla wczorajszego, to jego, nie to z Toshiro, może dla niej nie było takie wielkie, dla niej on to wyolbrzymiał, dla niego ona minimalizowała, ale było czymś, co na zawsze miało go zmienić i przypomnieć, jaki był, zanim samemu sobie powiedział, kim ma być. Idealnym mężem. Kimś, kto doskonale wpasowuje się w ludzi, ucząc się od nich ich przekonań, życia i wierzeń. Człowiekiem, nie bronią, nie psem gończym, przede wszystkim obywatelem, który potrafi wysoko nosić głowę. Ale to nie był on. Teraz widział to tak wyraźnie, że niemal go ta wizja oślepiała. To nie do niego należało gonienie za dumą i wysokimi piętrami. To nie było jego życie i nawet... nie chciał tak żyć. Nie oznaczało to, że widział to życie bez Asaki. Nie chciał jej zostawiać, nie chciał się z nią kłócić i nie chciał drzeć z nią kotów. Nie chciał, żeby była w takim stanie. - To ja przepraszam. Nie powinienem ci tego wyrzucać. Nie powinienem mówić tylu rzeczy... - To wszystko było złe i to wszystko było nie tak. Chciał teraz poczuć coś, cokolwiek, złość, rozczarowanie, żal za grzechy. Cisza. Cisza jego wnętrza była orzeźwiająca i oszałamiająca. Jak oszałamiające było to, jak białowłosa do niego przylgnęła i jak się do niego zwracała. Dawała z siebie wszystko, gotowa była obedrzeć się ze skóry, żeby tylko on... żeby... oh, jakie żałosne to było. I to nie żałosna była Asaka, nie. On był żałosny. Trzymając tę kruszynę w rękach był żałosny, że mógł doprowadzić ją do takiego stanu, zawsze traktując ją jak porcelanową laleczkę. Poniekąd zawsze była jego przedmiotem, jego własnością. Diamentem. I zawsze był bardzo zadowolony, że ta laleczka z saskiej porcelany się nie psuje, cokolwiek by się nie działo. Dziś była zepsuta, połamana, z rozmazanym makijażem, z pomiętą spódnicą, nieułożonymi włosami. Dokładnie taka, jakich zabawek nie lubił. Nie mógł nie lubić jednak jej. Nie mógł jej wyrzucić i o niej zapomnieć. Więź, która ich łączyła, była o wiele głębsza niż miłość i nienawiść. Nawet odwiedziny Pustki, która kłaniała się z cylindrem w ręku, nie mogła tego nakryć swoim płaszczem. - To nie twoja wina. To nie twoja wina... - Wydawało mu się, że te słowa są czarem, które odmienią wszystko. Spadnie wróżkowy pył, rozpalą się świece, a wszystko wokół stanie się czyste. Te smugi na podłodze, którym na razie nie poświęcił uwagi, również znikną, a jej słabość okaże się jedynie słabością z powodu nadmiaru emocji, nie utraty krwi. Czuł się teraz tak realny jak nigdy przedtem - kiedy się do niego przytulała. Tak silny jak nigdy wcześniej. To nie była siła żerująca na jej słabości. Nie wiedział, skąd się ona wzięła. Może z tego, że pozbyłeś się wstydu, Shikarui?
- Masz rację. To było potrzebne nam. - Przyznał ciszej. Nie rozważał jej słów, nie analizował ich, nie przekonywał się, czy pokrywają się one z jego poglądem na wszystko i czy ta prawda jest faktycznie jego prawdą czy czymś, co powinien najpierw naprawdę bardzo mocno ugryźć. Jak orzech. Taki, który próbujesz zjeść włącznie ze skorupką, bo zapomniałeś zabrać do sadu dziadka do orzechów.
Jak mogłeś zapomnieć? Spójrz za okno - złote liście już stukają o parapet. To jesień.
- Kłamstwa przynoszą bardzo dużo szczęścia. Nie wiedziałem, jak kruche jest. - Głaskał ją po głowie, przytulając ją do siebie, czując ciągnięcie czegoś... czegoś... czegoś. Czegoś co pozwalało stać w dole i spoglądać na niebo. Sądził, że jest tak blisko niego, że może już wyciągnąć ku niemu swoje pazury i zadrapać bramy. Wbić się do nich swoimi silnymi barkami. To nieprawda. Nie mógł. Od zawsze stał w tym samym dokładnie miejscu i tylko się oszukiwał i żył złudzeniami. Człowiek zawsze będzie człowiekiem, a jego sny i marzenia o boskości to mrzonka dla tych, którzy nie mają wystarczająco siły, żeby podźwignąć prawdę. Dopiero teraz to zrozumiał - że prawda, choć boli, jako jedyna może być źródłem prawdziwej siły.
Jeśli ból udowadnia ci, że żyjesz, niech to, co ból sprawiło, lepiej ucieka w popłochu. Wstaniesz tylko silniejszy.
Z prawdą uciekającą spod powiek na krańce rzęs.
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
- Kuroi Kuma
- Posty: 1525
- Rejestracja: 23 lis 2017, o 20:52
- Wiek postaci: 43
- Ranga: Akoraito
- Krótki wygląd: Średniego wzrostu mężczyzna z kilkudniowym zarostem na twarzy. Widać że jest trochę starszy, jednak nie aż tak znacznie. Głos niski, lekko chrypiący od palenia. Trochę dłuższe, czarne włosy, przy szyi luźno obwiązany bandaż trochę jak szalik
- Widoczny ekwipunek: Gurda
Plecak
Wielki wachlarz - Link do KP: viewtopic.php?f=32&t=4367
- GG/Discord: Michu#5925
Re: Ryokan Mizu ni ume
Stan umysłu huh... Kuroi podrapał się po czuprynie, po spiętych kawałkiem materiału włosach z tyłu analizując sobie słowa białowłosej. Popatrzył na ich dwójkę, wyobraził sobie siebie jako białowłosego i szybko pokręcił głową wyrzucając tą myśl z głowy. Nie pasował mu ten kolor do niego samego, gryzł się po pierwsze z samym jego imieniem. Jakim cudem Kuroi mógł być biały, skoro był czarny? Nikt mu przecież nie mógł wmówić, że białe jest białe, a czarne jest czarne, albo jakoś tak to leciało. Nie za bardzo jednak skumał tego żartu, chociaż był mocno wymowny, ale pocieszające było to, że jeszcze była dla niego jakaś nadzieja! Zaskoczyła go i to w całkiem w pozytywny sposób, bo nie była kolejną zahukaną, zamkniętą w sobie dziewczyną. Z drugiej zaś strony nie była też zadufana w sobie, ot normalna? Tak by ją określił Piaskowy Dziadek, nie był to ani komplement, ani obelga, ot najbardziej mu pasowało do dziewczyny.
-Pozostanę przy swoim. Chociaż mógłbym wyjść cały nią biało! Tylko że czarny wyszczupla, tyle ciężkich decyzji do podjęcia. A mówiąc my i piękni kogo masz jeszcze na myśli prócz naszej towarzyszki? - popatrzył zaciekawiony na Kyoushiego, który bądź co bądź misterem piękna nie był, podobnie jak sam Kuroi, ale ten nawet nie kandydował do takiej roli. Był nawet jego przeciwieństwem, tak daleko postawiony od wymuskanego, pięknego Ocirka, który błyszczał w tłumie. Miał nadzieję, że spełnił oczekiwania białowłosego, udał mu się ten prztyczek którego tak się spodziewał. Trochę go to zasmuciło, że ten był na niego tak przygotowany, będzie musiał być teraz trochę milszy, by następny był niczym niesłyszalny bąk - nie wiesz kiedy zaatakuje, nic na to nie wskazuje, a wtedy bum! Nim się obejrzysz powali Cię na ziemię i sprzeda prawy prosty. Nie miał jednak nawet chwili by się na tym skupić, bowiem zaintrygował go spokój Kjudasza. Ten zmienił swoje zachowanie tak bardzo, że mało kto by go teraz poznał. Wcześniej bez problemu wyrzucił tę niedoszła kapitankę, a obecnie zachowywał przy niej spokój nawet bardziej od Kumy. Śmiechnął pod nosem i pokręcił głową. W końcu jednak mieli opuszczać arenę. Popatrzył na Misae, gdy chwyta tego białowłosego pod ramię. Co by nie mówić Kuroi może i był swoistym mistrzem w dogrywaniu, bawił się przy tym niesamowicie mogąc na równi z kimś bawić się w takie małe uszczypliwości, lecz nie znaczyło to że był bucem. Oh dalekie to było od prawdy, mój drogi. Pod tą skórą kryło się jeszcze nieco kultury, której nie można było okazywać zbyt często, bo otoczenie się do tego jeszcze przyzwyczai. Za to widok szermierza prowadzonego przez kobietę był tak komiczny. Był niczym małe dziecko, które nadzorowane jest przez matkę i nie może niczego nabroić, bo zaraz przyjdzie karząca dłoń sprawiedliwości. Ruszyli, chociaż daleko nie udało im się zawędrować, bowiem białowłosy chyba wybrał pierwszy przybytek, jaki dało się wynaleźć.
-Wygląda dobrze - skwitował przyglądając się budyneczkowi, ale nie zamierzał biegać za Kwintesencją Chaosu, tylko szedł dalej sobie swoim tempem. Nie było w tym sensu, budynek nie ucieknie, a wolne miejsce nie przepadnie, bowiem szermierz już tam był i mógł coś zająć. Przekroczył próg, do jego nozdrzy dotarł zapach przyrządzanego jedzenia, a także i soli tak charakterystycznej dla morza i ryb. Dał sobie chwilę, by rozkoszować się nimi, by na chwilę zawładnęły jego ciałem - zapachy, atmosfera pomieszczenia, rozmowy ludzi -Powinno być więcej miejsca - odpowiedział Kjoszowi
-No pasujemy tutaj we dwójkę jak pięść do nosa. Ty może trochę mniej - dodał po chwili do szermierza gdy już znaleźli się na górze i było odrobinę luźniej. W Ryokanie panował przepych, wysoki poziom usług i gości sprawiał, że można było zatracić głowę, poczuć się niepewnie, przytłoczonym przez otoczenie. Kuma jednak nie przejmował się tym zbytnio i po prostu dostosował swoje zachowanie. W takim miejscu po prostu nie przystoi rozwalić się na krześle z kubeczkiem czegoś mocniejszego w ręku. Podszedł do jednego ze stolików, zostawił przy nim gurdę i resztę gestem ręki sprowadził do siebie. Znajdował się w kącie, z dala od spojrzeń ludzi postronnych. Zajął jedno z miejsc pod ścianą i odetchnął ciężko.
-Ciekawe ile jeszcze potrwają walki
-Pozostanę przy swoim. Chociaż mógłbym wyjść cały nią biało! Tylko że czarny wyszczupla, tyle ciężkich decyzji do podjęcia. A mówiąc my i piękni kogo masz jeszcze na myśli prócz naszej towarzyszki? - popatrzył zaciekawiony na Kyoushiego, który bądź co bądź misterem piękna nie był, podobnie jak sam Kuroi, ale ten nawet nie kandydował do takiej roli. Był nawet jego przeciwieństwem, tak daleko postawiony od wymuskanego, pięknego Ocirka, który błyszczał w tłumie. Miał nadzieję, że spełnił oczekiwania białowłosego, udał mu się ten prztyczek którego tak się spodziewał. Trochę go to zasmuciło, że ten był na niego tak przygotowany, będzie musiał być teraz trochę milszy, by następny był niczym niesłyszalny bąk - nie wiesz kiedy zaatakuje, nic na to nie wskazuje, a wtedy bum! Nim się obejrzysz powali Cię na ziemię i sprzeda prawy prosty. Nie miał jednak nawet chwili by się na tym skupić, bowiem zaintrygował go spokój Kjudasza. Ten zmienił swoje zachowanie tak bardzo, że mało kto by go teraz poznał. Wcześniej bez problemu wyrzucił tę niedoszła kapitankę, a obecnie zachowywał przy niej spokój nawet bardziej od Kumy. Śmiechnął pod nosem i pokręcił głową. W końcu jednak mieli opuszczać arenę. Popatrzył na Misae, gdy chwyta tego białowłosego pod ramię. Co by nie mówić Kuroi może i był swoistym mistrzem w dogrywaniu, bawił się przy tym niesamowicie mogąc na równi z kimś bawić się w takie małe uszczypliwości, lecz nie znaczyło to że był bucem. Oh dalekie to było od prawdy, mój drogi. Pod tą skórą kryło się jeszcze nieco kultury, której nie można było okazywać zbyt często, bo otoczenie się do tego jeszcze przyzwyczai. Za to widok szermierza prowadzonego przez kobietę był tak komiczny. Był niczym małe dziecko, które nadzorowane jest przez matkę i nie może niczego nabroić, bo zaraz przyjdzie karząca dłoń sprawiedliwości. Ruszyli, chociaż daleko nie udało im się zawędrować, bowiem białowłosy chyba wybrał pierwszy przybytek, jaki dało się wynaleźć.
-Wygląda dobrze - skwitował przyglądając się budyneczkowi, ale nie zamierzał biegać za Kwintesencją Chaosu, tylko szedł dalej sobie swoim tempem. Nie było w tym sensu, budynek nie ucieknie, a wolne miejsce nie przepadnie, bowiem szermierz już tam był i mógł coś zająć. Przekroczył próg, do jego nozdrzy dotarł zapach przyrządzanego jedzenia, a także i soli tak charakterystycznej dla morza i ryb. Dał sobie chwilę, by rozkoszować się nimi, by na chwilę zawładnęły jego ciałem - zapachy, atmosfera pomieszczenia, rozmowy ludzi -Powinno być więcej miejsca - odpowiedział Kjoszowi
-No pasujemy tutaj we dwójkę jak pięść do nosa. Ty może trochę mniej - dodał po chwili do szermierza gdy już znaleźli się na górze i było odrobinę luźniej. W Ryokanie panował przepych, wysoki poziom usług i gości sprawiał, że można było zatracić głowę, poczuć się niepewnie, przytłoczonym przez otoczenie. Kuma jednak nie przejmował się tym zbytnio i po prostu dostosował swoje zachowanie. W takim miejscu po prostu nie przystoi rozwalić się na krześle z kubeczkiem czegoś mocniejszego w ręku. Podszedł do jednego ze stolików, zostawił przy nim gurdę i resztę gestem ręki sprowadził do siebie. Znajdował się w kącie, z dala od spojrzeń ludzi postronnych. Zajął jedno z miejsc pod ścianą i odetchnął ciężko.
-Ciekawe ile jeszcze potrwają walki
0 x
- Asaka
- Postać porzucona
- Posty: 1496
- Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
- Wiek postaci: 27
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
- Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5564
- Aktualna postać: Airan
Re: Ryokan Mizu ni ume
To zawsze było kilka słów za mało. Za późno. Za cicho. Za słabo. Zbyt gwałtownie. Jeden, mały wysiłek i to wszystko po prostu nie miałoby miejsca. Nieporozumienie, z którego wylęgła się cała reszta – gdyby jedno wyjaśniło od razu, a drugie nie spięło się w niezrozumieniu. Ale stało się. Sztuką było zatem jak to wszystko poskładać do kupy, wyjaśnić i żeby się rozeszło. Do tego trzeba było jednak chęci. Tutaj… na szczęście ich nie zabrakło.
- Tak, później. Jak już te wszystkie słowa poszły – owszem, poprawił. Teraz wiedziała mniej-więcej o co mu chodziło, ale nadal nie potwierdził tak naprawdę jej słów, gdy dopytywała. Bo dopytywała, prawda? Czy chciała dopytać? Sama już nie wiedziała, mieliło jej się wszystko w jedną głupią papkę i nie była taka pewna co zostało powiedziane, a co sobie dopowiedziała w głowie. Co wydarzyło się naprawdę, a co tylko w jej wyobraźni. Naprawdę musiała być zmęczona. Mogła wytrzymać szaleństwo emocji z Toshiro, stres związany z poszukiwaniem Shikiego i martwienia się o niego, związanego, bez przytomności na posterunku. Mogła wytrzymać złość na Akiego, jego pierdolenie o sobie, mają wszystkich wokół gdzieś. Ale kroplą, która przelała szalę goryczy była kłótnia z Shikim, która, choć krótka, to intensywna – i wyczerpała ją do cna.
Z ulgą wpadła w te ramiona, przytulając się do niego mocno, łapczywie wręcz, jakby go nie widziała co najmniej długi miesiąc i usychała z tęsknoty, a przecież jeszcze przed chwilą leżał z nią na łóżku. To ona się odsunęła, a raczej nie przybliżyła (wtedy), ale teraz tuliła się spragniona tego kontaktu i dotyku. To nie był lekki uścisk z jej strony, taki, z którego łatwo można było się wyrwać, bo i jej ramiona z siłą oplotły czarnowłosego w pasie, jakby się bała, że jeśli zrobi to za słabo, to on zniknie. Zupełnie tak, jak Shikarui kilka godzin wcześniej trzymał ją za ramiona.
Pokręciła głową w odpowiedzi. Przeprosiła i nie zamierzała cofać tych słów, bo zawiniła. Była zbyt słaba. Zbyt ufna. Zbyt prekonana o tym, że ktoś jej tak bliski, przynajmniej kiedyś, nie posunie się tak daleko. Do genjutsu w trakcie „normalnej” rozmowy. Nie było to ani normalne, ani nie było też rozmową, ale nie było też walką, w której wszystkie chwyty byłyby dozwolone. Byli świadkowie, niemi, bo nie byli w umyśle Asaki, żeby zobaczyć to, co ona widziała. Nie minimalizowała jednak tego, co przydarzyło się Shikiemu. W żadnym momencie nie twierdziła, że wyolbrzymia – a przynajmniej nie straszność tamtej sytuacji. Bo i ona uniosła się na rozmowie u kapitana, a później jeszcze kilka razy, gdy byli już w pokoiku z Shikaruiem. Zepchnęła wtedy swój smutek, poczucie oszukania i osamotnienia z powodu Toshiro na bok, i zajęła się Shikim najlepiej jak umiała, nie chcąc, by zwariował, by strachy przeszłości wzięły nad nim górę. Jedynym wyolbrzymieniem według niej było dostosowanie życia do dwóch obcych osób, które przyczyniły się do tej całej sytuacji. A jednak Asaka nie do końca się na nich gniewała. A przynajmniej nie na Ichirou. To chyba dlatego, że w ogóle z nią porozmawiał i pokrótce wyjaśnił jej sytuację.
- Tak jak ja nie powinnam – wymamrotała ledwie zrozumiale, kryjąc twarz wtuloną w jego pierś. Nie powinna przede wszystkim mówić do niego takim tonem jak się odezwała, tak, że odebrał to jako przejaw braku szacunku do niego. - Nie spodziewałam się, że mógłby użyć genjutsu – więc czyja to była wina? Jej, bo nie wzięła tego pod uwagę. Na polu walki już mogłaby być martwa. Ale… Jak niby bronić się przed genjutsu? Przed obrazami, które ktoś wtłacza do twojej głowy, a ty… nie możesz zrobić zupełnie nic, by temu zapobiec. Mogła tylko ćwiczyć umysł. „Tylko”. Ale jak?
Tak, wiedziała, że to było im potrzebne. Bo wiedza była naprawdę niesamowitą bronią. Wiedząc, byłeś gotowy na przeciwności, które Los lubiła dla zabawy rzucać pod nogi. A Asaka nie zamierzała ich szczęścia i wszystkiego co mieli zaprzepaścić dlatego, że byli na to nieprzygotowani. Wiedziała lepiej, że te wyboje na drodze to czysta złośliwość, ale można się było przed tym bronić. Jej bronią było to, że chciała wiedzieć i chciała rozumieć. Więc nawet wiedząc, że Shikarui… nie był zadowolony z tego, jak z niego wyciągnęła prawdę, że miał jej to za złe – nie potrafiła czuć o to żalu. Bo tylko dlatego nadal byli razem. Dwie połowy jednego serca i… jednej duszy.
- Bardzo kruche – tyle wiedziała sama. Wiedziała i widziała na własne oczy. Poniekąd czuła to na własnej skórze. Nie miało to jednak już teraz aż tak mocnego znaczenia, bo Shiki był obok, nigdzie nie uciekł, nie zostawił jej i głaskał jej długie włosy, a ona tuliła się, chłonąć jego ciepło w chłodnym powietrzu. Co z tego, że okno było już zamknięte, skoro otwarte tyle czasu zaprosiło do środka mnóstwo zimna?
- Tak, później. Jak już te wszystkie słowa poszły – owszem, poprawił. Teraz wiedziała mniej-więcej o co mu chodziło, ale nadal nie potwierdził tak naprawdę jej słów, gdy dopytywała. Bo dopytywała, prawda? Czy chciała dopytać? Sama już nie wiedziała, mieliło jej się wszystko w jedną głupią papkę i nie była taka pewna co zostało powiedziane, a co sobie dopowiedziała w głowie. Co wydarzyło się naprawdę, a co tylko w jej wyobraźni. Naprawdę musiała być zmęczona. Mogła wytrzymać szaleństwo emocji z Toshiro, stres związany z poszukiwaniem Shikiego i martwienia się o niego, związanego, bez przytomności na posterunku. Mogła wytrzymać złość na Akiego, jego pierdolenie o sobie, mają wszystkich wokół gdzieś. Ale kroplą, która przelała szalę goryczy była kłótnia z Shikim, która, choć krótka, to intensywna – i wyczerpała ją do cna.
Z ulgą wpadła w te ramiona, przytulając się do niego mocno, łapczywie wręcz, jakby go nie widziała co najmniej długi miesiąc i usychała z tęsknoty, a przecież jeszcze przed chwilą leżał z nią na łóżku. To ona się odsunęła, a raczej nie przybliżyła (wtedy), ale teraz tuliła się spragniona tego kontaktu i dotyku. To nie był lekki uścisk z jej strony, taki, z którego łatwo można było się wyrwać, bo i jej ramiona z siłą oplotły czarnowłosego w pasie, jakby się bała, że jeśli zrobi to za słabo, to on zniknie. Zupełnie tak, jak Shikarui kilka godzin wcześniej trzymał ją za ramiona.
Pokręciła głową w odpowiedzi. Przeprosiła i nie zamierzała cofać tych słów, bo zawiniła. Była zbyt słaba. Zbyt ufna. Zbyt prekonana o tym, że ktoś jej tak bliski, przynajmniej kiedyś, nie posunie się tak daleko. Do genjutsu w trakcie „normalnej” rozmowy. Nie było to ani normalne, ani nie było też rozmową, ale nie było też walką, w której wszystkie chwyty byłyby dozwolone. Byli świadkowie, niemi, bo nie byli w umyśle Asaki, żeby zobaczyć to, co ona widziała. Nie minimalizowała jednak tego, co przydarzyło się Shikiemu. W żadnym momencie nie twierdziła, że wyolbrzymia – a przynajmniej nie straszność tamtej sytuacji. Bo i ona uniosła się na rozmowie u kapitana, a później jeszcze kilka razy, gdy byli już w pokoiku z Shikaruiem. Zepchnęła wtedy swój smutek, poczucie oszukania i osamotnienia z powodu Toshiro na bok, i zajęła się Shikim najlepiej jak umiała, nie chcąc, by zwariował, by strachy przeszłości wzięły nad nim górę. Jedynym wyolbrzymieniem według niej było dostosowanie życia do dwóch obcych osób, które przyczyniły się do tej całej sytuacji. A jednak Asaka nie do końca się na nich gniewała. A przynajmniej nie na Ichirou. To chyba dlatego, że w ogóle z nią porozmawiał i pokrótce wyjaśnił jej sytuację.
- Tak jak ja nie powinnam – wymamrotała ledwie zrozumiale, kryjąc twarz wtuloną w jego pierś. Nie powinna przede wszystkim mówić do niego takim tonem jak się odezwała, tak, że odebrał to jako przejaw braku szacunku do niego. - Nie spodziewałam się, że mógłby użyć genjutsu – więc czyja to była wina? Jej, bo nie wzięła tego pod uwagę. Na polu walki już mogłaby być martwa. Ale… Jak niby bronić się przed genjutsu? Przed obrazami, które ktoś wtłacza do twojej głowy, a ty… nie możesz zrobić zupełnie nic, by temu zapobiec. Mogła tylko ćwiczyć umysł. „Tylko”. Ale jak?
Tak, wiedziała, że to było im potrzebne. Bo wiedza była naprawdę niesamowitą bronią. Wiedząc, byłeś gotowy na przeciwności, które Los lubiła dla zabawy rzucać pod nogi. A Asaka nie zamierzała ich szczęścia i wszystkiego co mieli zaprzepaścić dlatego, że byli na to nieprzygotowani. Wiedziała lepiej, że te wyboje na drodze to czysta złośliwość, ale można się było przed tym bronić. Jej bronią było to, że chciała wiedzieć i chciała rozumieć. Więc nawet wiedząc, że Shikarui… nie był zadowolony z tego, jak z niego wyciągnęła prawdę, że miał jej to za złe – nie potrafiła czuć o to żalu. Bo tylko dlatego nadal byli razem. Dwie połowy jednego serca i… jednej duszy.
- Bardzo kruche – tyle wiedziała sama. Wiedziała i widziała na własne oczy. Poniekąd czuła to na własnej skórze. Nie miało to jednak już teraz aż tak mocnego znaczenia, bo Shiki był obok, nigdzie nie uciekł, nie zostawił jej i głaskał jej długie włosy, a ona tuliła się, chłonąć jego ciepło w chłodnym powietrzu. Co z tego, że okno było już zamknięte, skoro otwarte tyle czasu zaprosiło do środka mnóstwo zimna?
0 x
赤 · 水 · 晶

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: Ryokan Mizu ni ume
Nawet przez chwilę nie pomyślał o odsunięciu jej od siebie. Za plecami miał pewną ścianę, przed sobą niepewną kobietę, której umysł załamał się pod zrzuconymi na niego ciężarami. Nie wytrzymał presji. Były rzeczy, które przyjmowaliśmy lekko i te, które od razu zwalały nas z nóg - zazwyczaj niespodzianki, których nawet nie chcemy się spodziewać. Odrzucamy je na drugi koniec sali i nakazujemy stać w kącie, kucać i wpatrywać się w dodatku w ten kąt, żeby nawet nie zerkały na wszystkich tych pięknych, przystojnych i bogatych gości, których witaliśmy z szerokim uśmiechem. Ale one tam były - nieustannie. I czasami były złośliwe, bo oglądały się przez ramię. Co odważniejsze obracały się przodem, całkowicie niechętne słuchać słów kogoś, kto je pokarał - jakże niesprawiedliwie! Te najgorsze były koszmarami, które stąpały między nami i były koszmarami na jawie. Shikarui lubił je rozstawiać po kątach. Pokój był tak zbudowany, żeby kątów miał wystarczająco wiele - nie zabrakło piwnicy poniżej i strych powyżej. Jeszcze bardziej odległe miejsca, jedno ciemne jak piekło, drugie zakurzone jak niebo. Wydawało się to bardzo sprytnym i przemyślanym rozwiązaniem - w końcu nawet jeśli były one bezczelne i na tyle butne, żeby pchać się pomiędzy innych, chociaż nie były nawet proszone, to nie przedostaną się przez drzwi, kraty i schody niepostrzeżenie. Musiałyby wziąć skądś klucz, a ten spoczywał w twojej bezpiecznej kieszonce przy sercu. Zawsze tam był - czujesz jego ciężar. Chłodny metal obija się o pierś i czasami częstuje dreszczem, gdy cienki materiał koszuli nie jest w stanie zatrzymać jego zimna. Tak jak każdy plan, nawet najbardziej doskonały, tak i ten posiadał dziury. Nie pomyślałeś przecież, że te ciężary miały wystarczająco wiele czasu, by podpiłować filary lub zniszczyć strop podtrzymujący sufit. Wtedy nie kończyło się tylko na koszmarze chodzącym w twoim własnym świecie. Wtedy następowało całkowite załamanie wszystkiego. Takie nastąpiło wczorajszego dnia. Mogło wydawać się możliwym, żeby się podnieść bez trudu, w końcu Shikarui zawsze wysoko mierzył, ale to wcale nie było możliwe. Jedyne, co było możliwe, to dostosowanie się do nowej sytuacji i pogodzenie, że te gruzy zabiły pewne cenne rzeczy, o które bardzo długi czas się dbało i muskało. Tych przyjaciół, co byli częścią ciebie samego. Takim samym koszmarem dla Asaki był dzień wczorajszy i widmo iluzji ciążące na jej białych włosach. Nie pasowało do niej, o bogowie, nie pasowało wcale! To nie do jej lica, nie do jej pudru, nie do pomadki, którą czasem (bardzo rzadko) przesuwała po ustach.
- Nie wiem, czemu się tak wobec ciebie zachowałem. - Naprawdę nie wiedział. Nie bardzo rozumiał, dlaczego tak wszystko się w nim spięło, dlaczego potraktował ją jak atak. Tak, chciała wiedzieć, pytała, tak, poszło o kilka zdań za dużo, on poczuł się urażony. Tylko czy kiedy czujesz się obrażony to dlatego, że ktoś rzeczywiście cię obraża czy może dlatego, że po prostu poczułeś się urażony? Asaka była w gorącej wodzie kąpana, to on był bardziej stabilnym filarem tego związku, a mimo to posiadała dla niego (i tylko dla niego) pokłady cierpliwości, o które nie podejrzewaliby ją prawdopodobnie najbliżsi. On jej cierpliwości pożałował. - Masz rację, potraktowałem cię jak wroga w tamtej chwili. Poczułem się zagrożony. - Powtórzył te święte słowa "masz rację". W tym mógł jej rację przyznać i... w paru innych kwestiach także. - Ja też nie podejrzewałem. Byłem zbyt zaskoczony, żeby pomyśleć, kiedy to się stało. - Nie było akcji i reakcji - najpierw była reakcja i potem nagle... akcja. Poplątanie, ale niektóre opowieści miały to do siebie, że lubiły zaskakiwać. Lubiły też nadawać rzeczom własne tępo. Nie spodziewał się też trochę, że akurat teraz ten temat wróci, chociaż mówiła bardzo wyraźnie, dobitnie się wypowiadając o genjutsu. Przeklęta sztuka, podstępna i zawsze biorąca człowieka z zasadzki. - Zadbam o to, żeby nigdy więcej nas nie zaskoczyło. - Kolejny zły obraz wylągł się w jego umyśle, ponury dla wielu, dla niego klarowny. Rozkwitł czerwonym kwiatem, wyrazistym i soczystym na białym polu. Jedyny w swoim rodzaju. - Nie chcę cię nie bronić. Chcę o ciebie dbać. - Nie było ciężko przyznać, że wiele z tych słów było wypowiedzianych tylko po to, żeby... no właśnie, żeby co? Przedstawić świat na opak? Wiele - nie, nie wiele. Niektóre. I chociaż nie były czystą złośliwością to też nie do końca tak, że były całkowitą prawdą. Jak jego wypomnienie w jej kierunku. Nigdy dotąd po prostu jakoś nie miał jej tego za złe. I nadal nie miał. Nie musiał o tym wspominać, tak jak o mieszkaniu w Daishi i wielu innych sprawach. O zgrozo, ale tego właśnie białowłosa chciała. Strasznie trudno było to zrozumieć. Jej zakochanie w prawdzie, kiedy on tak kochał kłamstwa.
- Przepraszam. Za wszystko.
- Nie wiem, czemu się tak wobec ciebie zachowałem. - Naprawdę nie wiedział. Nie bardzo rozumiał, dlaczego tak wszystko się w nim spięło, dlaczego potraktował ją jak atak. Tak, chciała wiedzieć, pytała, tak, poszło o kilka zdań za dużo, on poczuł się urażony. Tylko czy kiedy czujesz się obrażony to dlatego, że ktoś rzeczywiście cię obraża czy może dlatego, że po prostu poczułeś się urażony? Asaka była w gorącej wodzie kąpana, to on był bardziej stabilnym filarem tego związku, a mimo to posiadała dla niego (i tylko dla niego) pokłady cierpliwości, o które nie podejrzewaliby ją prawdopodobnie najbliżsi. On jej cierpliwości pożałował. - Masz rację, potraktowałem cię jak wroga w tamtej chwili. Poczułem się zagrożony. - Powtórzył te święte słowa "masz rację". W tym mógł jej rację przyznać i... w paru innych kwestiach także. - Ja też nie podejrzewałem. Byłem zbyt zaskoczony, żeby pomyśleć, kiedy to się stało. - Nie było akcji i reakcji - najpierw była reakcja i potem nagle... akcja. Poplątanie, ale niektóre opowieści miały to do siebie, że lubiły zaskakiwać. Lubiły też nadawać rzeczom własne tępo. Nie spodziewał się też trochę, że akurat teraz ten temat wróci, chociaż mówiła bardzo wyraźnie, dobitnie się wypowiadając o genjutsu. Przeklęta sztuka, podstępna i zawsze biorąca człowieka z zasadzki. - Zadbam o to, żeby nigdy więcej nas nie zaskoczyło. - Kolejny zły obraz wylągł się w jego umyśle, ponury dla wielu, dla niego klarowny. Rozkwitł czerwonym kwiatem, wyrazistym i soczystym na białym polu. Jedyny w swoim rodzaju. - Nie chcę cię nie bronić. Chcę o ciebie dbać. - Nie było ciężko przyznać, że wiele z tych słów było wypowiedzianych tylko po to, żeby... no właśnie, żeby co? Przedstawić świat na opak? Wiele - nie, nie wiele. Niektóre. I chociaż nie były czystą złośliwością to też nie do końca tak, że były całkowitą prawdą. Jak jego wypomnienie w jej kierunku. Nigdy dotąd po prostu jakoś nie miał jej tego za złe. I nadal nie miał. Nie musiał o tym wspominać, tak jak o mieszkaniu w Daishi i wielu innych sprawach. O zgrozo, ale tego właśnie białowłosa chciała. Strasznie trudno było to zrozumieć. Jej zakochanie w prawdzie, kiedy on tak kochał kłamstwa.
- Przepraszam. Za wszystko.
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
- Misae
- Posty: 1564
- Rejestracja: 17 gru 2017, o 10:38
- Wiek postaci: 28
- Ranga: Akoraito
- Krótki wygląd: Białowłosa, o dwukolorowych tęczówkach - lewa srebrzysto-biała, a prawa fiołkowa, ubrana w płaszcz, rękawiczki ze stalowym ochraniaczem. Na szyi kwiatowa kolia, powyżej, po prawej stronie pozioma blizna; różowe kanzashi we włosach
- Widoczny ekwipunek: Torba na lewym i prawym biodrze;plecak
- Link do KP: viewtopic.php?p=68018#p68018
- GG/Discord: Misae#1695
Re: Ryokan Mizu ni ume
Kto by pomyślał, że kwestia koloru włosów może być tak ciekawym i zajmującym dla nich tematem. Były to momenty kiedy utwierdzała się w tym, że najlepiej jej w męskim towarzystwie. W sumie jeżeli by tak na to spojrzeć to dziewczyna nie miała przyjaciółki. Jedyni rówieśnicy, z którymi dorastała to trójka panów. To z nimi dzieliła sekrety i przygody. Nie zwierzała się z bardzo kobiecych rzeczy bo nie sądziła, że i oni zrozumieją rzeczy, których ona nie rozumie. Ale wracając do tych zalet. Dzięki temu nie miała większych problemów by odnaleźć się w rozmowie z panami. Nie musiała siedzieć z boku i rumienić się od każdego ich słowa. Było zdecydowanie wygodne i pozwalało na przyjemną zabawę, bez żadnych podtekstów. No ale za to ich nie wyłapywała tak jak jej rówieśniczki. No coś za coś. Nie można było być idealnym, a ona na pewno kims takin nie była.
-Zdecydowanie to podobno nazywa się dorosłe życie... w sumie, może ja bym zmieniła image na taki ciemny? Sylwetkę zawsze warto poprawić - zaczęła się zastanawiać. Pewnie gdyby miała jakieś lustro to zaraz by przed nim stanęła przykładając ciemny płaszcz. Może by to było najlepsze? Chociaż nie. Skoro bycie białowłosym dawało jej aż taki handicap to nie zamierzała z niego rezygnować.
Jednym z nich było przykładowo pójście na prawie spacer z Kyo pod rękę. Był niezwykle spokojny. W sumie sądziła, że odpyskuje się tej całej pani kapitan, a tu zaskoczył ją bardzo ale to bardzo pozytywnie. Więcej taki miłych akcentów. Tak przygotowani i zadowoleni mogli wyruszyć przed siebie na podbój świata...
... który skończył się naprawdę bardzo szybko. Była pewna, że będą troszkę błądzić po mieście, ale ich zdecydowanie najbardziej energiczny z towarzyszy wszedł do pierwszego możliwego miejsca. W sumie nie był to zły wybór. Wyglądało naprawdę zachęcająco a zapach, aż sprawił, że z jej brzucha wyrwało się jeszcze głośniejsze burczenie, które lekko ją zawstydziło, lecz ta starała sie wyglądać jak gdyby nigdy nic.
-Pachnie apetycznie - stwierdziła i podążyła za nimi. Kuroi wskazał im miejsce, które było nieco oddalone od reszty. Bardzo dobry wybór. Mogli spokojnie porozmawiać. Usiadła sobie grzecznie kładąc na miejscu obok małe zawiniątko, które przeciągnęło się leniwie, również obudzone pysznym zapachem.
-Zdaje wam się... przyszliśmy zjeść i dobrze się bawić - skarciła ich żartobliwie. Ona miała nieco inne spojrzenie na to miejsce. Pochodziła z bogatej rodziny, gdzie jedzenie w podobnych warunkach nie było niczym zaskakującym. Jak nie w domu to restauracji. Ot bezstresowe wychowanie.
-Macie ochotę na coś specjalnego?
-Zdecydowanie to podobno nazywa się dorosłe życie... w sumie, może ja bym zmieniła image na taki ciemny? Sylwetkę zawsze warto poprawić - zaczęła się zastanawiać. Pewnie gdyby miała jakieś lustro to zaraz by przed nim stanęła przykładając ciemny płaszcz. Może by to było najlepsze? Chociaż nie. Skoro bycie białowłosym dawało jej aż taki handicap to nie zamierzała z niego rezygnować.
Jednym z nich było przykładowo pójście na prawie spacer z Kyo pod rękę. Był niezwykle spokojny. W sumie sądziła, że odpyskuje się tej całej pani kapitan, a tu zaskoczył ją bardzo ale to bardzo pozytywnie. Więcej taki miłych akcentów. Tak przygotowani i zadowoleni mogli wyruszyć przed siebie na podbój świata...
... który skończył się naprawdę bardzo szybko. Była pewna, że będą troszkę błądzić po mieście, ale ich zdecydowanie najbardziej energiczny z towarzyszy wszedł do pierwszego możliwego miejsca. W sumie nie był to zły wybór. Wyglądało naprawdę zachęcająco a zapach, aż sprawił, że z jej brzucha wyrwało się jeszcze głośniejsze burczenie, które lekko ją zawstydziło, lecz ta starała sie wyglądać jak gdyby nigdy nic.
-Pachnie apetycznie - stwierdziła i podążyła za nimi. Kuroi wskazał im miejsce, które było nieco oddalone od reszty. Bardzo dobry wybór. Mogli spokojnie porozmawiać. Usiadła sobie grzecznie kładąc na miejscu obok małe zawiniątko, które przeciągnęło się leniwie, również obudzone pysznym zapachem.
-Zdaje wam się... przyszliśmy zjeść i dobrze się bawić - skarciła ich żartobliwie. Ona miała nieco inne spojrzenie na to miejsce. Pochodziła z bogatej rodziny, gdzie jedzenie w podobnych warunkach nie było niczym zaskakującym. Jak nie w domu to restauracji. Ot bezstresowe wychowanie.
-Macie ochotę na coś specjalnego?
0 x

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości