Posiadłość Sanada
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: Posiadłość Sanada
Krzywda czyniona drugiej osobie była delikatnym płatkiem kwiatu w niezwykle silnych dłoniach. To, że krzywdziła ciało, to raz. Dwa - co się działo w umyśle osoby, która została zdradzona? Nie musiała nawet znać swojego oprawcy. Człowiek człowiekowi nie powinien być wilkiem i nie spoglądasz na każdego tak, jakby chciał pokazać ci jedynie zło. Ludzie raczej lubili pokazywać się z tych najlepszych stron, nie najgorszych. Dlatego po akcie przychodziła reakcja - zdziwienie, pragnienie zrozumienia, strach. Jeśli druga jednostka była silna, będzie się bronić. Odpłaci pięknym za nadobne, a może i nawet poczyni z zapasem, żeby zniechęcić do kolejnego zwrotu akcji. Po wszystkim można zapytać "dlaczego to zrobiłeś?". W końcu chcesz znać odpowiedź, przecież wymagasz, żeby druga strona się wytłumaczyła. To, co zrobiła Asaka, pewnie mogłoby zostać za taką zdradę uznaną. Obiecała, zapewniała, tak słodko potrafiła szeptać do uszka i tak cudownie gładzić po twarzy - wszystko to w snutym zaklęciu, który miał sprawić, że jej zaufa. Bezwzględnie, bez pytań. Tak jak wypił tę herbatę - nie podejrzewając nawet, że coś z nią może być nie tak. Tu wkraczały pewne normy. To, co dla pająka było normą, było jednocześnie chaosem dla muchy. Gdyby tak naprawdę cofnąć się w czasie... Nie, nie potrafił. Nie ważne, jak bardzo się starał, nie był w stanie przypomnieć sobie szczegółowych odczuć tamtego wydarzenia. Kolejna sprawa pogrzebana, której nigdy dokładnie nie wyjaśnią, bo to, co teraz było takie ważne dla Asaki, było nieważkie dla niego. Stało się dopiero, kiedy padły słowa przepraszam, a jemu przyszło się zastanowić, jak w istocie traktuje to króciutkie słówko, prócz tego, że smakowało jak cukierek na krańcu języka. Nie powiedziałby, że "wiesz, to była moja wina", choć i z tej perspektywy na to spojrzał. Z oddali, na sytuację, w której Asaka musiała go przebudzić z jego amoku. Moja wina, bo cię sprowokowałem, a ty tylko mi - i sobie - pomogłaś. Nie tworzył żelazną ręką domu, w którym kultura tych ziemi przesiąknęłaby do ich serc, gdzie żona ma siedzieć cicho, kiedy mąż przemawia, ale jednocześnie sam był przyzwyczajony do tych norm tak bardzo, że nie brało się pod uwagę czegoś innego. Miał bardzo otwarty umysł, ale jednocześnie miał przyzwyczajenia... których zmienienie nawet nie przychodziło do głowy. Tak jak to. Albo jak to, że to mężczyzna miał dbać o to, żeby w jego domu nigdy niczego nie brakowało, tak i żeby niczego nie brakowało jego żonie.
Objął ją ramieniem, obracając się w kierunku białowłosej, kiedy tylko się podniosła. Lubił, kiedy chodziła w barwnych kimonach, takich ozdobnych, kolorowych. Lubił, gdy wyglądała jak prawdziwa dama, gospodyni i kiedy czuła się tak swobodnie, a on mógł po prostu sycić nią oczy. Już, już, teraz wszystko było w porządku - zarówno z jego strony jak i z jej. To prawda, że w niektórych miejscach niedopowiedzenia były szkodliwe, w innych miejscach pożądane - tutaj ich nie chcieli, oboje.
- I nie powinnaś być dumna. Dostaniesz klapsa na rozgrzeszenie i będziemy kwita. - Ugryzł lekko ją w płatek ucha z wilczym uśmiechem i puścił ją, kiedy się nieco cofnęła. - Nie jest gorzka. Jest lepsza od zielonej herbaty - Obwieścił w końcu swój werdykt na temat tego medykamentu, który miał mu pomóc zasnąć. Potrafił spać głupią wręcz ilość godzin, ale sen nie równał się snowi. W jego przypadku szczególnie. Dlatego tylko przez moment pomyślał, czy nie lepiej wypić tego wieczorem, ale z drugiej strony - słońce, powoli zachodzące, tak przyjemnie grzało go w plecy, a ciepły wiatr wręcz zachęcał do drzemki. Albo wydłużenia sobie nocy o tych parę dodatkowych godzin. Szczególnie, kiedy niczego nie miało się w planach prócz jutrzejszych, dalszych przebojów z meblowaniem domu oraz ewentualnych treningów. Walczyli z tym teraz codziennie, lecz to była bardzo przyjemna walka.
- Ustalimy stopnie pewności? Moja zawsze będzie na najwyższym punkcie. - Uśmiechnął się arogancko.
Obserwował zieloną, znajomą energię na jej dłoniach. Widział ją już u medyka, który próbował ratować ludzkie życia w Kami no Hikage. Była chora? Nie, powiedziałaby. Więc o co chodziło? Nie odezwał się nawet, kiedy przysunęła ręce do niego, tylko w ciszy pozwalał jej pracować, próbować... ćwiczyć. Ewidentnie ćwiczyć. Tak jak on przed momentem, chociaż to jego to był bardziej... przypadkowy eksperyment.
- Nie przejmuj się. Ja też nie zauważyłem. - Jego wzrok powędrował do miejsca, na której spojrzała Asaka i rzeczywiście - gdzieś się walnąć musiał. - Pewnie przy przenoszeniu stołu... - I oto już jest pierwsza ofiara meblowania! Zaraz jednak stracił zainteresowanie czymś, czego nawet nie czuł.
Posiedział jeszcze chwilę z Asaką, rozmawiając z nią o meblowaniu i wszystkich innych pierdołach. Dzień zleciał naprawdę prędko.
Objął ją ramieniem, obracając się w kierunku białowłosej, kiedy tylko się podniosła. Lubił, kiedy chodziła w barwnych kimonach, takich ozdobnych, kolorowych. Lubił, gdy wyglądała jak prawdziwa dama, gospodyni i kiedy czuła się tak swobodnie, a on mógł po prostu sycić nią oczy. Już, już, teraz wszystko było w porządku - zarówno z jego strony jak i z jej. To prawda, że w niektórych miejscach niedopowiedzenia były szkodliwe, w innych miejscach pożądane - tutaj ich nie chcieli, oboje.
- I nie powinnaś być dumna. Dostaniesz klapsa na rozgrzeszenie i będziemy kwita. - Ugryzł lekko ją w płatek ucha z wilczym uśmiechem i puścił ją, kiedy się nieco cofnęła. - Nie jest gorzka. Jest lepsza od zielonej herbaty - Obwieścił w końcu swój werdykt na temat tego medykamentu, który miał mu pomóc zasnąć. Potrafił spać głupią wręcz ilość godzin, ale sen nie równał się snowi. W jego przypadku szczególnie. Dlatego tylko przez moment pomyślał, czy nie lepiej wypić tego wieczorem, ale z drugiej strony - słońce, powoli zachodzące, tak przyjemnie grzało go w plecy, a ciepły wiatr wręcz zachęcał do drzemki. Albo wydłużenia sobie nocy o tych parę dodatkowych godzin. Szczególnie, kiedy niczego nie miało się w planach prócz jutrzejszych, dalszych przebojów z meblowaniem domu oraz ewentualnych treningów. Walczyli z tym teraz codziennie, lecz to była bardzo przyjemna walka.
- Ustalimy stopnie pewności? Moja zawsze będzie na najwyższym punkcie. - Uśmiechnął się arogancko.
Obserwował zieloną, znajomą energię na jej dłoniach. Widział ją już u medyka, który próbował ratować ludzkie życia w Kami no Hikage. Była chora? Nie, powiedziałaby. Więc o co chodziło? Nie odezwał się nawet, kiedy przysunęła ręce do niego, tylko w ciszy pozwalał jej pracować, próbować... ćwiczyć. Ewidentnie ćwiczyć. Tak jak on przed momentem, chociaż to jego to był bardziej... przypadkowy eksperyment.
- Nie przejmuj się. Ja też nie zauważyłem. - Jego wzrok powędrował do miejsca, na której spojrzała Asaka i rzeczywiście - gdzieś się walnąć musiał. - Pewnie przy przenoszeniu stołu... - I oto już jest pierwsza ofiara meblowania! Zaraz jednak stracił zainteresowanie czymś, czego nawet nie czuł.
Posiedział jeszcze chwilę z Asaką, rozmawiając z nią o meblowaniu i wszystkich innych pierdołach. Dzień zleciał naprawdę prędko.
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
- Asaka
- Postać porzucona
- Posty: 1496
- Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
- Wiek postaci: 27
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
- Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5564
- Aktualna postać: Airan
Re: Posiadłość Sanada
Krzywda była krzywdzie nierówna. Bo wiedziała, że fizycznie nie zrobiła mu krzywdy, nie użyła wcale dużo siły do tego, żeby go uderzyć w policzki. Wręcz zrobiłą to lekko, na tyle jednak mocno, by coś poczuł, i żeby skupił się na niej. W tamtym wypadku rzeczywiście można było mówić o tym, że cel uświęca środki, ale wciąż Asaka nie była zadowolona, że w ogóle musiało do tego dojść. Cieszyła się, że nic złego się nie stało i że Shikarui się o to nie gniewał, to naprawdę była ogromna ulga. Bo tak jak mówiła – gdyby faktycznie zrobiła mu krzywdę, jakąkolwiek to by sobie nie wybaczyła. To oczywiście również było bardzo płynne, bo można było powiedzieć, że zrobiła – psychiczną, gdy zmusiła go w Ryuzaku no Taki do tego, by jej powiedział co jest grane, a on tak bardzo nie chciał. Nie chciał bo się bał, bo był tchórzliwy, a gdy w końcu powiedział o wszystkim to wręcz zamknął się w sobie, jakby mu faktycznie wyrządziła coś złego. Wyszło im to na dobre, na całe szczęście, ale był mały, kryzysowy moment w ich relacji i związku.
W domu nigdy nie chodziła w spodniach. Zawsze przywdziewała kimona, takie lekkie, dziewczęce, i Asaka z przyjemnością odkryła, że mu się w nich podoba chyba nawet jeszcze bardziej. Cieszyła się, że nie przeszkadza mu, że poza domem chodziła właściwie tylko w spodniach, tak po męsku, ale tak jej było po prostu wygodniej. Walczyć w kimonie? Gdzie tutaj wyskoki i kopnięcia nogami w walce, nie było o tym mowy. W jej stylu walki po prostu więcej by to przeszkadzało niż pomagało, a miało być przede wszystkim funkcjonalnie. No ale w domu… W domu można było sobie pozwolić na swobodę.
- Chyba mi się należy – przymknęła jedno oko, gdy Shikarui tak bezczelnie i lekko ugryzł ją w ucho, zastępując tym samym pocałunek i składając taka małą… obietnicę. - To dobrze. Wypij do końca, nie musisz się spieszyć – mieli jeszcze trochę czasu ostatecznie, nim pójdą spać, chociaż chyba i tak było już za późno na popołudniową drzemkę. Bliżej było do kolacji prawdę mówiąc.
- A moja w takim razie gdzie? Po środku? – parsknęła śmiechem, bo ją rozbawił. Już widziała tego typu rozmowę: „Mam pewność. Jaką pewność? Twoją pewność”.
W domu nigdy nie chodziła w spodniach. Zawsze przywdziewała kimona, takie lekkie, dziewczęce, i Asaka z przyjemnością odkryła, że mu się w nich podoba chyba nawet jeszcze bardziej. Cieszyła się, że nie przeszkadza mu, że poza domem chodziła właściwie tylko w spodniach, tak po męsku, ale tak jej było po prostu wygodniej. Walczyć w kimonie? Gdzie tutaj wyskoki i kopnięcia nogami w walce, nie było o tym mowy. W jej stylu walki po prostu więcej by to przeszkadzało niż pomagało, a miało być przede wszystkim funkcjonalnie. No ale w domu… W domu można było sobie pozwolić na swobodę.
- Chyba mi się należy – przymknęła jedno oko, gdy Shikarui tak bezczelnie i lekko ugryzł ją w ucho, zastępując tym samym pocałunek i składając taka małą… obietnicę. - To dobrze. Wypij do końca, nie musisz się spieszyć – mieli jeszcze trochę czasu ostatecznie, nim pójdą spać, chociaż chyba i tak było już za późno na popołudniową drzemkę. Bliżej było do kolacji prawdę mówiąc.
- A moja w takim razie gdzie? Po środku? – parsknęła śmiechem, bo ją rozbawił. Już widziała tego typu rozmowę: „Mam pewność. Jaką pewność? Twoją pewność”.
Ukryty tekst
Była z siebie taka dumna, że jej się udało. I że w jakiś sposób mogła zmazać swoje winy – które winami były tylko w jej oczach najwyraźniej. Rozmowa gładko zeszła na meblowanie. Asaka była zadowolona, ze w końcu mieli okazję porozmawiać, Shikarui był zadowolony, że jego żona była taką uroczą, uległą tylko jemu puchatą owieczką. Kolacja była lekka i szybka, a dzień… naprawdę nie wiadomo kiedy zleciał.
0 x
赤 · 水 · 晶

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: Posiadłość Sanada
Przemeblowania i umeblowania trwały. Dobory dodatków, wybranie ogrodnika, a przecież musi służący jakiś dbać o dom? Ale to nie teraz, zaraz wyjeżdżają, przecież trzeba mieć do tej osoby zaufanie! A krowy? No tak, służba do krów! Nie mogą zostać bez opieki! Asaka i Shikarui chyba nigdy nie byli tak mocno zapracowani. Nie tak, żeby działali dzień po dniu, wstawali wcześnie i kładli się naprawdę zmęczeni. W międzyczasie każdy z nich szkolił swoje umiejętności, to i było o czym opowiadać ze swoich wrażeń. Sanada zwłaszcza podziwiał i szanował sztukę, którą rozwijała białowłosa. Oj przyda im się to na pewno - i to nie raz.
Ukryty tekst
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
- Asaka
- Postać porzucona
- Posty: 1496
- Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
- Wiek postaci: 27
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
- Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5564
- Aktualna postać: Airan
Re: Posiadłość Sanada
Wygoniła Shikiego z domu, gdy zaczął się snuć jak smród po gaciach, gdy ona uparcie ustawiała pierdółki na meblach. Ustawiała, już myślała, że wszystko jest tak, jak ma być, czyli idealnie, po czym dostrzegała jeden niepasujący element i cała zabawa zaczynała się od nowa, bo gdy ruszyć jedną rzecz, trzeba to zrobić z każdą następną. Miało, musiało być perfekcyjnie, tak jak perfekcyjnie musiały być poukładane wszystkie rzeczy w szafkach, szufladach i szafach. Nie chciała wprowadzać bałaganu na samym początku, bo gdy raz już coś pochowają, że niby tylko tymczasowo, to już tak zostanie. Sanade nie bardzo to interesowało, więc ona zajęła się całością sama. Bo to jej to przeszkadzało i ona chciała to zrobić raz a porządnie, w miarę, jak ustawiali sobie meble w mieszkaniu, przekształcając je z pustego w całkiem zapełnione. Żywe. Ich własne. W pierwszej kolejności umeblowali rzecz jasna swoją własną sypialnię na piętrze, by czuć się w niej jak w domu, by nie była taka pusta, sterylna wręcz, surowa. Później umeblowali kuchnię, bo mimo wszystko było to miejsce, gdzie spędzało się dużo czasu. No i łazienkę, łazienka też musiała być dobrze ogarnięta od początku.
Asaka czwarty raz zmieniła miejsce garnków w kuchni, gdy uznała, że pora na przerwę. Że pora chyba sobie poćwiczyć – pobawić się chakrą. Świetna forma relaksu. Cóż, dla kogoś takiego jak ona – rzeczywiście tym to było. Odskocznią od sideł perfekcji, w które wpadła. Shikarui zaszył się od rana w dojo, tam go chyba widziała ostatnim razem, gdy wyszła na chwilę do ogrodu, pewnie nadal ćwiczył. Albo spał sobie na macie jak prawdziwy kot. Po co mieć swoje zwierzątko, futrzaka, skoro miało się takiego męża?
Asaka czwarty raz zmieniła miejsce garnków w kuchni, gdy uznała, że pora na przerwę. Że pora chyba sobie poćwiczyć – pobawić się chakrą. Świetna forma relaksu. Cóż, dla kogoś takiego jak ona – rzeczywiście tym to było. Odskocznią od sideł perfekcji, w które wpadła. Shikarui zaszył się od rana w dojo, tam go chyba widziała ostatnim razem, gdy wyszła na chwilę do ogrodu, pewnie nadal ćwiczył. Albo spał sobie na macie jak prawdziwy kot. Po co mieć swoje zwierzątko, futrzaka, skoro miało się takiego męża?
Ukryty tekst
A teraz… Och nie. Talerze nie mogą być w tamtej szafce, bo będą przeszkadzać. Lepiej byłoby trzymać tam miski. Po raz piąty stanęła na stołku, by wyciągnąć rzeczy na blat.
0 x
赤 · 水 · 晶

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
- Asaka
- Postać porzucona
- Posty: 1496
- Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
- Wiek postaci: 27
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
- Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5564
- Aktualna postać: Airan
Re: Posiadłość Sanada
Ukryty tekst
0 x
赤 · 水 · 晶

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
- Asaka
- Postać porzucona
- Posty: 1496
- Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
- Wiek postaci: 27
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
- Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5564
- Aktualna postać: Airan
Re: Posiadłość Sanada
Ukryty tekst
0 x
赤 · 水 · 晶

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: Posiadłość Sanada
Shikarui przeglądał właśnie jeden ze zwojów, siedząc w jednym z pokoi, kiedy usłyszał, że wróciła jego żona. Z herbatą na tacce, w eleganckim imbryczku, przypatrywał się jednej z technik suitonu, którą zamierzał opanować. Tą, nad którą siedział sam, a pergaminy wokół i zwoje, poprzekreślane, odsunięte na bok, lecz nadal zwinięte i ułożone w idealnym porządku, ale zawierające dane, po które nadal mógł sięgnąć i upewnić się, czy błąd, który zrobił, na pewno był błędem, czy prawdą, co do której się pomylił. Nie spodziewał się, że tworzenie techniki może być takie absorbujące. Niekoniecznie w ten pozytywny sposób, bo czarnowłosy miał wrażenie, ze traci naprawdę bardzo wiele czasu. Na próby ułożenia pieczęci, na przemyślenie przesyłania chakry. Na ustalenie, na jakiej odległości jest w stanie technikę wykonać. Nie irytował się jednak. Miał wystarczająco wiele cierpliwości i systematyki, żeby pracować nad tą techniką krok po kroku, kreśląc kolejne symbole. Małpa, Szczur, Tygrys... Kolejne stawiane pieczęcie. Smok, Koń, Smok, Ptak. Kiedy chcesz zapanować nad takim ciężkim żywiołem, musisz również dać coś od siebie. Miał więc już sekwencję pieczęci, która działała, po jej wykonaniu czuł przepływ chakry, która przesuwała się do zamierzony sposób. W ostatnich dniach prób również udało mu się ustalić maksymalny zasięg, na którym mógłby twór poruszać, choć to było jeszcze do praktycznego wypróbowania przy ostatecznych wynikach. Miał solidne podstawy, więc nie tworzył z niczego. Postawił właśnie ostatni znak na zwoju, który miał opisywać całą technikę i miał go już zwijać, kiedy usłyszał, że Asaka wraca.
Nie było rabanu ani żadnych gwałtownych skoków. Tylko powietrze zrobiło się jakieś takie nieprzyjemne. Nabuzowane wręcz instynktem, który pchał człowieka do najgorszych rzeczy. Kiedy zobaczył jej kimono to pierwsze, o co zapytał, to "co się stało?", ale wcale nie brzmiało to tak, jakby się troszczył, jakby się martwił. Miał zadziwiająco spokojny głos. I zadziwiająco przy tym wyprany z emocji. Jego wzrok przecinał jak sam kryształ - czerwień oczu, która właśnie przeglądała świat wokół. Najpierw bezpieczeństwo - potem ckliwości. Jednak Asaki nikt nie gonił... a świat się nie palił. Asaka dość szybko wyjaśniła zajście. O - i wtedy można było pogłaskać po główce! Po uprzednim wyraźnym oznajmieniu, że jest nieodpowiedzialna i mogła sobie zrobić krzywdę i... no cóż, Shikarui bardzo dosadnie powiedział, co sądzi o takiej nauce wymyślnych jutsu. Takiej - czyli bez użycia rozsądku i bez uważania. Zwłaszcza, kiedy miało się do dyspozycji tak doskonałą zbroję, jak reberu Asaki.
Nie było rabanu ani żadnych gwałtownych skoków. Tylko powietrze zrobiło się jakieś takie nieprzyjemne. Nabuzowane wręcz instynktem, który pchał człowieka do najgorszych rzeczy. Kiedy zobaczył jej kimono to pierwsze, o co zapytał, to "co się stało?", ale wcale nie brzmiało to tak, jakby się troszczył, jakby się martwił. Miał zadziwiająco spokojny głos. I zadziwiająco przy tym wyprany z emocji. Jego wzrok przecinał jak sam kryształ - czerwień oczu, która właśnie przeglądała świat wokół. Najpierw bezpieczeństwo - potem ckliwości. Jednak Asaki nikt nie gonił... a świat się nie palił. Asaka dość szybko wyjaśniła zajście. O - i wtedy można było pogłaskać po główce! Po uprzednim wyraźnym oznajmieniu, że jest nieodpowiedzialna i mogła sobie zrobić krzywdę i... no cóż, Shikarui bardzo dosadnie powiedział, co sądzi o takiej nauce wymyślnych jutsu. Takiej - czyli bez użycia rozsądku i bez uważania. Zwłaszcza, kiedy miało się do dyspozycji tak doskonałą zbroję, jak reberu Asaki.
Ukryty tekst
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
- Asaka
- Postać porzucona
- Posty: 1496
- Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
- Wiek postaci: 27
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
- Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5564
- Aktualna postać: Airan
Re: Posiadłość Sanada
Ukryty tekst
[z/t]
0 x
赤 · 水 · 晶

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
- Asaka
- Postać porzucona
- Posty: 1496
- Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
- Wiek postaci: 27
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
- Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5564
- Aktualna postać: Airan
Re: Posiadłość Sanada
Dobrze było wrócić do domu. Tym razem nagła podróż na Turniej w Yinzin nie zajęła im tyle czasu co poprzednio (gdzie kręcili się po świecie grubo ponad rok…), ale Asaka naprawdę z ulgą przyjęła powrót. To, co wydarzyło się w Watarimono, to jak bardzo niefortunny to był dla nich czas sprawiło, że przez jakiś czas odczuwała naprawdę spory niepokój. Nerwy. Smutek. Złość… Ludzie nie kłamali jednak, że wiara w bogów potrafi trochę ciężaru z barków ściągnąć, bo i wizyta w wystawnej kaplicy, a później dość bezinteresowna pomoc mnichom przyniosła złotookiej kunoichi zadziwiającą dozę spokoju, którego tak potrzebowała. Może to milczenie jej towarzyszy sprawiło, że sama mogła sobie część rzeczy w głowie poukładać, a może to naprawdę interwencja Amaterasu… Trudno powiedzieć. Fakt jednak był taki, że o ile nadal pałała złością, rozczarowaniem i zdecydowanym brakiem chęci na jakikolwiek kontakt z dwójką nieznanych sobie Uchiha, i nadal trochę martwiła się o męża, to odetchnęła. Z dala od tego kotłowiska pecha jakim była stolica wyspy zamieszkiwanej przez samurajów.
Wyszły z tego też dobre rzeczy – ale one widoczne były dopiero później. Przede wszystkim Asaka cieszyła się, że spotali tam kilka osób, które szczerze lubiła, cieszyła się też, że poznali tam medyka z Ryuzaku no Taki, którego nawet planowali odwiedzić, gdy trafili do miasta. Wtedy go jednak nie zastali – ale oboje się tego spodziewali, bo wyruszyli z Watarimono jeszcze nim Turniej dobiegł końca. Cieszyła się też z tego, że wyjaśniła sobie pewne sprawy z Ichirou i że, na to wychodziło, nie będą żywić do siebie złych uczuć po tym jednym wielkim nieporozumieniu. Shikarui… zdaje się, że po tym szaleństwie w Yinzin też odzyskał jakiś spokój podczas podróży z młodym Kisho do Ryuzaku. Po cyrku na wyspie stał się… zupełnie inną osobą. Mówił rzeczy, których wcześniej nie mówił, zachowywał się nie do końca jak on. To był obrót o sto osiemdziesiąt stopni – taki, który wprawiał Asakę w osłupienie, tym bardziej, że nie wiedziała gdzie i jak to wszystko umiejscowić. Ale Sanada zdawał sobie z tego sprawę, z tego, jak dziwne to jest. Mówił swojej żonie, że potrzebuje czasu, żeby wszystko sobie poukładać. Żeby jego świat wrócił do odpowiedniego pionu… Ale ta „wycieczka” do Ryuzaku ze skrzywdzonym młodzieńcem chyba mu pomogła. Nie, nie chyba – na pewno. I białowłosa nie przestała go przecież kochać. Ona nadal z każdym dniem kochała go coraz bardziej i mocniej. Po prostu dawała mu przestrzeń na to, by poukładał w swojej głowie te wszystkie rzeczy… I chyba nawet w drodze nieco się otworzył. Chciał mieć przyjaciela. Nic dziwnego. W końcu ile można polegać tylko na jednej osobie – nawet jeśli tej najważniejszej, z którą dzieliło się każdy moment swojego życia? Asaka była jego żoną, przyjaciółką, kochanką – wszystkim, czego sobie zamarzył i czego potrzebował, ale była też sobą. I czasami człowiek chciał mieć też inną osobą, do której mógł się odezwać, a nie ciągle tylko kobietę, którą i tak miało się na co dzień przy boku, czyż nie?
Shikarui był jak takie biedne zwierzątko, które kiedyś bardzo dużo wycierpiało. I choć minęło już sporo lat, ktoś go przygarnął i kochał najbardziej na świecie – tak bardzo, że i on czuł to samo, to czasami wystarczyło po prostu wziąć w dłonie kij, by przypomnieć mu dawne czasy. Lawendowooki bardzo potrzebował zapewnień, jak wiele jest wart. Przypomnień, że nie jest nikim. Pochwał, słów docenienia – tego przecież mu poskąpiono, gdy jego umysł jeszcze się kształtował. Wciąż przecież szukał tego zastępstwa za swojego ojca, tego, który tak bardzo go skrzywdził. I chyba nie wierzył w to, że te pochwały i docenienie może znaleźć u Kosekich. Asaka długo mu powtarzała jak wiele jest wart – ale ona przecież była jego żoną, a nie kimś obcym, kto go doceni. Do jej słów, tych ciepłych, był już przecież przyzwyczajony. Nie był jednak nikim. I to docenienie, które jawiło się piękną, nową odznaką – pierwszą, jaką tutaj zdobył, z jego własnym numerem, rangą i znakiem rodu – jaką przyniósł do domu, gdy wrócił ze spotkania z Shirei-kanem, mówiło chyba wystarczająco wiele. Shikarui pracował już wtedy dla tego rodu ponad dwa lata i się opłaciło, bo został przyjęty z całymi honorami jako Sentoki. To było naprawdę ogromne wyróżnienie. I Asaka nie posiadała się z radości. Była z niego taka dumna! Tak dumna, jak nigdy nie była nawet z siebie.
Trochę podróżowali – raczej po Daishi i okolicznych prowincjach, bo żadne chyba nie usiedziałoby tyle w jednym miejscu. Cały czas też trenowali, ale były też dni spędzane na zupełnym i w pełni legalnym nic nie robieniu. Krówki podrosły i nie były już małymi cielakami. Były dorodnymi jałówką i bykiem, ich słodcy Sakura i Sasuke, tak. Asaka trochę się poduczyła w kwiatach i ogrodzie, doglądana przez czujne oko Minako, swojej macochy, która czasami ich odwiedzała. A oni czasami odwiedzali też po prostu rodzinę Asaki – jej rodziców i rodzeństwo, które nadal mieszkało w domu rodzinnym. Białowłosa w końcu znalazła też czas, by w końcu własnoręcznie uszyć mężowi jedno kimono – tak jak któregoś razu jej powiedział, że chciałby takie od niej dostać. Stanęła więc na wysokości zadania i wykorzystała zdolności, które nabyła nim została ninja. Kimono było piękne – czarne, obszyte fioletowym haftem na rękawach i na samym dole. Na plecach zaś, złotą, białą i pomarańczową nicią wyszyła sylwetkę tygrysa – a trochę się w księgach naoglądała rycin, by przedstawić to odpowiednio!
* * * Kończyła się wiosna, za kilka dni miało nastać w Daishi lato. Pierwszy dzień lata – kolejna rocznica ślubu, trzecia już. Jak ten czas szybko leciał… Aż trudno było uwierzyć. To był typowy dzień później wiosny – było ciepło, ale nie gorąco. Słońce świeciło na błękitnym niebie, zasłaniane przez nieliczne białe chmury, ale Asaka miała wrażenie, że gdy patrzyła w stronę północy, że gdzieś tam daleko powietrze się kotłowało i zbliżało się na burzę. Albo przynajmniej na porządną ulewę. Siedziała teraz w domu, ostatnimi czasy nie wychodziła zbyt często, raczej kręciła się po prostu gdzieś po obejściu i znajdowała sobie jakieś zajęcia. Jak na przykład teraz – robiła dla męża jego ukochane dango, ale przy okazji gotowała też obiad. A Shikarui? Shikiego nie było. Wygoniła go po zakupy do Seiyamy, a kawałek do osady jednak mieli. Nie aż tak duży – ale chwilę jednak zajmowało przejście z centrum tutaj do nich, na odludzie. To im pasowało, to odludzie. Mieli ciszę i święty spokój. W większości. I piękne widoki – ale to akurat zawsze.
Wyszły z tego też dobre rzeczy – ale one widoczne były dopiero później. Przede wszystkim Asaka cieszyła się, że spotali tam kilka osób, które szczerze lubiła, cieszyła się też, że poznali tam medyka z Ryuzaku no Taki, którego nawet planowali odwiedzić, gdy trafili do miasta. Wtedy go jednak nie zastali – ale oboje się tego spodziewali, bo wyruszyli z Watarimono jeszcze nim Turniej dobiegł końca. Cieszyła się też z tego, że wyjaśniła sobie pewne sprawy z Ichirou i że, na to wychodziło, nie będą żywić do siebie złych uczuć po tym jednym wielkim nieporozumieniu. Shikarui… zdaje się, że po tym szaleństwie w Yinzin też odzyskał jakiś spokój podczas podróży z młodym Kisho do Ryuzaku. Po cyrku na wyspie stał się… zupełnie inną osobą. Mówił rzeczy, których wcześniej nie mówił, zachowywał się nie do końca jak on. To był obrót o sto osiemdziesiąt stopni – taki, który wprawiał Asakę w osłupienie, tym bardziej, że nie wiedziała gdzie i jak to wszystko umiejscowić. Ale Sanada zdawał sobie z tego sprawę, z tego, jak dziwne to jest. Mówił swojej żonie, że potrzebuje czasu, żeby wszystko sobie poukładać. Żeby jego świat wrócił do odpowiedniego pionu… Ale ta „wycieczka” do Ryuzaku ze skrzywdzonym młodzieńcem chyba mu pomogła. Nie, nie chyba – na pewno. I białowłosa nie przestała go przecież kochać. Ona nadal z każdym dniem kochała go coraz bardziej i mocniej. Po prostu dawała mu przestrzeń na to, by poukładał w swojej głowie te wszystkie rzeczy… I chyba nawet w drodze nieco się otworzył. Chciał mieć przyjaciela. Nic dziwnego. W końcu ile można polegać tylko na jednej osobie – nawet jeśli tej najważniejszej, z którą dzieliło się każdy moment swojego życia? Asaka była jego żoną, przyjaciółką, kochanką – wszystkim, czego sobie zamarzył i czego potrzebował, ale była też sobą. I czasami człowiek chciał mieć też inną osobą, do której mógł się odezwać, a nie ciągle tylko kobietę, którą i tak miało się na co dzień przy boku, czyż nie?
Shikarui był jak takie biedne zwierzątko, które kiedyś bardzo dużo wycierpiało. I choć minęło już sporo lat, ktoś go przygarnął i kochał najbardziej na świecie – tak bardzo, że i on czuł to samo, to czasami wystarczyło po prostu wziąć w dłonie kij, by przypomnieć mu dawne czasy. Lawendowooki bardzo potrzebował zapewnień, jak wiele jest wart. Przypomnień, że nie jest nikim. Pochwał, słów docenienia – tego przecież mu poskąpiono, gdy jego umysł jeszcze się kształtował. Wciąż przecież szukał tego zastępstwa za swojego ojca, tego, który tak bardzo go skrzywdził. I chyba nie wierzył w to, że te pochwały i docenienie może znaleźć u Kosekich. Asaka długo mu powtarzała jak wiele jest wart – ale ona przecież była jego żoną, a nie kimś obcym, kto go doceni. Do jej słów, tych ciepłych, był już przecież przyzwyczajony. Nie był jednak nikim. I to docenienie, które jawiło się piękną, nową odznaką – pierwszą, jaką tutaj zdobył, z jego własnym numerem, rangą i znakiem rodu – jaką przyniósł do domu, gdy wrócił ze spotkania z Shirei-kanem, mówiło chyba wystarczająco wiele. Shikarui pracował już wtedy dla tego rodu ponad dwa lata i się opłaciło, bo został przyjęty z całymi honorami jako Sentoki. To było naprawdę ogromne wyróżnienie. I Asaka nie posiadała się z radości. Była z niego taka dumna! Tak dumna, jak nigdy nie była nawet z siebie.
Trochę podróżowali – raczej po Daishi i okolicznych prowincjach, bo żadne chyba nie usiedziałoby tyle w jednym miejscu. Cały czas też trenowali, ale były też dni spędzane na zupełnym i w pełni legalnym nic nie robieniu. Krówki podrosły i nie były już małymi cielakami. Były dorodnymi jałówką i bykiem, ich słodcy Sakura i Sasuke, tak. Asaka trochę się poduczyła w kwiatach i ogrodzie, doglądana przez czujne oko Minako, swojej macochy, która czasami ich odwiedzała. A oni czasami odwiedzali też po prostu rodzinę Asaki – jej rodziców i rodzeństwo, które nadal mieszkało w domu rodzinnym. Białowłosa w końcu znalazła też czas, by w końcu własnoręcznie uszyć mężowi jedno kimono – tak jak któregoś razu jej powiedział, że chciałby takie od niej dostać. Stanęła więc na wysokości zadania i wykorzystała zdolności, które nabyła nim została ninja. Kimono było piękne – czarne, obszyte fioletowym haftem na rękawach i na samym dole. Na plecach zaś, złotą, białą i pomarańczową nicią wyszyła sylwetkę tygrysa – a trochę się w księgach naoglądała rycin, by przedstawić to odpowiednio!
* * * Kończyła się wiosna, za kilka dni miało nastać w Daishi lato. Pierwszy dzień lata – kolejna rocznica ślubu, trzecia już. Jak ten czas szybko leciał… Aż trudno było uwierzyć. To był typowy dzień później wiosny – było ciepło, ale nie gorąco. Słońce świeciło na błękitnym niebie, zasłaniane przez nieliczne białe chmury, ale Asaka miała wrażenie, że gdy patrzyła w stronę północy, że gdzieś tam daleko powietrze się kotłowało i zbliżało się na burzę. Albo przynajmniej na porządną ulewę. Siedziała teraz w domu, ostatnimi czasy nie wychodziła zbyt często, raczej kręciła się po prostu gdzieś po obejściu i znajdowała sobie jakieś zajęcia. Jak na przykład teraz – robiła dla męża jego ukochane dango, ale przy okazji gotowała też obiad. A Shikarui? Shikiego nie było. Wygoniła go po zakupy do Seiyamy, a kawałek do osady jednak mieli. Nie aż tak duży – ale chwilę jednak zajmowało przejście z centrum tutaj do nich, na odludzie. To im pasowało, to odludzie. Mieli ciszę i święty spokój. W większości. I piękne widoki – ale to akurat zawsze.
0 x
赤 · 水 · 晶

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
- Mujin
- Postać porzucona
- Posty: 1143
- Rejestracja: 1 paź 2019, o 22:14
- Wiek postaci: 34
- Ranga: Wyrzutek
- Krótki wygląd: Wysoki (197cm). Kobieca uroda i długie włosy ukryte pod czapką. Wątłej, niepozornej budowy. Maska na twarzy. Bandaże na rękach. Kurta, workowate spodnie, czapka z niewielkim daszkiem. Wszystko w ciemnozielonym kolorze. Lekkie buty ninja.
- Widoczny ekwipunek: Duża torba przy prawym boku, duży zwój na plecach, po bukłaku przy pasie, ręce obwinięte bandażami
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33 ... ab4e4c54f1
- GG/Discord: Wolfig#2761
Re: Posiadłość Sanada
Podróż minęła pod znakiem nudy i długich spacerów. Daishi niestety było cholernie daleko od jego domu w Ryuzaku. Cały kontynent musiał przejść. Nigdy nie szczycił się silnymi dolnymi kończynami, jego motoryka i możliwości fizyczno-wydolnościowe także pozostawiały wiele do życzenia. Czasem ktoś zaoferował mu podwózkę na tyłach wozu, ale przez większość czasu chodził i nie miał wiele do roboty. Czasem zerknął na jedną czy drugą mrówkę, złapał liścia i zaczął go szkicować... Naprawdę cierpiał na brak dobrych rozrywek podczas podróży. Z mało kim był w stanie porozmawiać, to też był jeden problem. Najlepiej czuł się u siebie, w bezpiecznym miejscu w pełnym wyposażeniu i inwentarzu laboratorium. Znaczy się okej, miał swój zestaw przy sobie, ale w drodze przecież nie mógł go wykorzystać. Był skazany tylko i wyłącznie na swoje oczy w kwestii znalezienia rozrywki.
Klimat? Nieco chłodniejszy. Kilka razy złapał go deszcz i musiał ukrywać się przed nieczystą wodą spadającą z nieba. Całkowicie inne krajobrazy, to zdecydowanie było coś co go zaciekawiło. Górskie szczyty majaczące w oddali na pewno były domem dla wielu niespotykanych gatunków roślin i ziół. Aż go świerzbiło żeby zejść ze szlaku i ruszyć gdzieś daleko. Znaczy się no dopiero po znalezieniu jakiś książek o tematyce zielarstwa czy medycyny. Wolałby wiedzieć co nie jest trujące, które jagódki może zjeść a które użyte będą do nowego specyfiku powodującego biegunkę? Odpowiednie przygotowanie gwarancją bezpieczeństwa, jak mawiał często Mujin. Zresztą po to też ostatnio robił całe porcje odtrutki, której i tak nie wykorzystał w walce. Ale może to po tej całej operacji z Hanem? Tak, to będzie bardziej odpowiednie. Zdecydowanie miał inne priorytety. Co jeśli żywy stamtąd nie wyjdzie? Powinien czynić przygotowania na następne wielkie wydarzenie, nie na kolejne po nim.
Przybył do Seiyamy. Szok kulturowy? Nie, raczej nie. Ostatecznie wszystkie ludzkie cywilizacje były w swoich podstawach bardzo podobne. Dopóki nie było wśród ludzi jakiś dziwaków z rogami czy motylimi skrzydłami, to raczej nie będzie zaskoczony. Wiosna w tych okolicach była bardzo podobna do tej w Ryuzaku. Znaczy no, to już prawie lato. Pogoda była ładna, nie można było na nic narzekać. No może poza trudami wędrówki. Może powinien wymyślić technikę podwyższającą poziom cukru w organizmie? O tak, to byłoby dopiero dobre. Albo o, technika manipulująca poziomem adrenaliny. To byłoby dobre.
Szukał domu. Pytał o niego ludzi, szukając wskazówek. Czegokolwiek. Sanada. Sanada... Patrzył po domach i starał się dopasować to do opisu który dostał od Asaki. Gdzie to było, gdzie to było... O, chyba to to. No miał kilka prób, zanim ludzie wokoło zaczną go wytykać palcem i nie dadzą mu spokoju. No nic. Stanął przed drzwiami. Jak odziany? Jak zwykle, standardowy uniform. Maska na twarzy? Owszem. Czapka na głowie - tak samo. Był gotowy i był zwarty. Zapukał kilka razy, czekając na reakcję tego kogoś w środku. O ile ktoś tam był.
Klimat? Nieco chłodniejszy. Kilka razy złapał go deszcz i musiał ukrywać się przed nieczystą wodą spadającą z nieba. Całkowicie inne krajobrazy, to zdecydowanie było coś co go zaciekawiło. Górskie szczyty majaczące w oddali na pewno były domem dla wielu niespotykanych gatunków roślin i ziół. Aż go świerzbiło żeby zejść ze szlaku i ruszyć gdzieś daleko. Znaczy się no dopiero po znalezieniu jakiś książek o tematyce zielarstwa czy medycyny. Wolałby wiedzieć co nie jest trujące, które jagódki może zjeść a które użyte będą do nowego specyfiku powodującego biegunkę? Odpowiednie przygotowanie gwarancją bezpieczeństwa, jak mawiał często Mujin. Zresztą po to też ostatnio robił całe porcje odtrutki, której i tak nie wykorzystał w walce. Ale może to po tej całej operacji z Hanem? Tak, to będzie bardziej odpowiednie. Zdecydowanie miał inne priorytety. Co jeśli żywy stamtąd nie wyjdzie? Powinien czynić przygotowania na następne wielkie wydarzenie, nie na kolejne po nim.
Przybył do Seiyamy. Szok kulturowy? Nie, raczej nie. Ostatecznie wszystkie ludzkie cywilizacje były w swoich podstawach bardzo podobne. Dopóki nie było wśród ludzi jakiś dziwaków z rogami czy motylimi skrzydłami, to raczej nie będzie zaskoczony. Wiosna w tych okolicach była bardzo podobna do tej w Ryuzaku. Znaczy no, to już prawie lato. Pogoda była ładna, nie można było na nic narzekać. No może poza trudami wędrówki. Może powinien wymyślić technikę podwyższającą poziom cukru w organizmie? O tak, to byłoby dopiero dobre. Albo o, technika manipulująca poziomem adrenaliny. To byłoby dobre.
Szukał domu. Pytał o niego ludzi, szukając wskazówek. Czegokolwiek. Sanada. Sanada... Patrzył po domach i starał się dopasować to do opisu który dostał od Asaki. Gdzie to było, gdzie to było... O, chyba to to. No miał kilka prób, zanim ludzie wokoło zaczną go wytykać palcem i nie dadzą mu spokoju. No nic. Stanął przed drzwiami. Jak odziany? Jak zwykle, standardowy uniform. Maska na twarzy? Owszem. Czapka na głowie - tak samo. Był gotowy i był zwarty. Zapukał kilka razy, czekając na reakcję tego kogoś w środku. O ile ktoś tam był.
0 x
- Asaka
- Postać porzucona
- Posty: 1496
- Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
- Wiek postaci: 27
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
- Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5564
- Aktualna postać: Airan
Re: Posiadłość Sanada
O, znaleźć ich dom nie było ani trudno ani łatwo. Łatwo nie – bo nie był w centrum osady, w stolicy Seiyamy. Szukanie go więc przy tamtejszych ulicach z góry było skazane na porażkę. Sanada to jednak nie było nazwisko typowe dla Seiyamy i tylko dwie takie osoby tutaj mieszkały. Jedna mała i kiedyś głośna kunoichi, do której trochę chłopa wzdychało wedle lokalnych plotek – i ktoś w końcu zaskoczył o kogo podpytywał Mujin. No niska taka, białe włosy, głośna trzpiotka. Tak tak, kunoichi tutejsza, chyba nawet Sentoki – tak gadają, nie. No. To ktoś w końcu zagubionego Mujina skierował za miasto a tam to już nie było trudno, bo tylko jeden dom majaczył w oddaleniu przy brzegu jeziora. Tak mu tłumaczyli przecież – że mają dom przy jeziorze. Zgadzało się. Może określenie Asaki jako „głośnej trzpiotki” się mężczyźnie zgadzać nie musiało, w końcu poznał Asakę (i jej męża) od zupełnie innej strony – ale każdy wie jak to z plotkami bywa. Lata mijają, a to co ludzie gadają niespecjalnie się zmienia. A przynajmniej nie zawsze.
Dobrze, że Mujin zapukał kilka razy, bo po pierwsze puknięcie w drzi mogłoby zostać całkiem skutecznie zignorowane przez kobietę, która kręciła się po kuchni. Coś tam sobie nuciła pod nosem, a tu coś stuknęło, a tu coś położyła, a tam zabulgotało… Normalne odgłosy domu. Nie spodziewała się też niczyjego przybycia, a Shikarui przecież nie pukałby do drzwi wracając z zakupami, tylko by wszedł. Tym niemniej Asaka dosłyszała stukanie do drzwi i zamarła nasłuchując, czy się przypadkiem nie przesłyszała. Nie, no, chyba nie jest z nią jeszcze tak źle. Powiodła oczyma po garnkach, chcąc mieć pewność, że nic jej się tutaj nie przypali i podreptała niespiesznie do drzwi.
- Idę, idę – nie krzyczała, ale nie mówiła też cicho; trochę się guzdrała, a skoro nie miała pewności, czy ktoś za tymi drzwiami rzeczywiście jest, to równie dobrze mogła o tym, że idzie, poinformować właśnie powietrze. No ale była grzeczna – jak to ona i na swój sposób. W końcu dodreptała do drzwi, przekręciła klucz i je rozsunęła, stając twarzą w twarz z wysokim, zamaskowanym od góry do domu mężczyzną.
Musiała poderwać głowę wyżej, żeby spojrzeć na dość znajomą maskę i charakterystyczną czapkę, ale dość prędko pokojarzyła osobę i imię. Och, kogoś takiego trudno zapomnieć! Nawet po roku, czy tam niecałym roku, i jej blada twarz się rozjaśniła.
- Mujin-san! Dobrze cię widzieć! Ile to minęło czasu… - wcale się nad tym nie zastanawiała, po prostu gadała pierwsze, co jej przyszło na myśl. - Proszę, proszę wejść. Pewnie musisz być zmęczony taką podróżą, chyba że byłeś gdzieś w okolicy? – zagadnęła. Och, to się nie zmieniło. Dużo gadała gdy się poznali i dużo gadała nadal. A czy co inne się zmieniło? Po Watarimono chodziła w koszuli na wzór kimona i długiej spódnicy, i rozpuszczonych włosach, zaś teraz… Teraz miała na sobie jasnofioletową yukatę, w jakich lubiła chodzić po domu. Była tak blada i w tak stonowanym kolorze, że jakby stanęła obok wrzosów, tych mniej jaskrawych, to trudno byłoby znaleźć różnicę w odcieniu. Dzisiaj jej długie, srebrzystobiałe włosy zaplecione były w luźny warkocz, który spływał jej przez lewe ramię do przodu. Poza tym? Niewiele się zmieniła. Promieniała, przez co mogła się wydawać jeszcze młodsza niż była rok temu, a już wtedy trudno było określić w jakim jest wieku. Tak samo zresztą jak trudno było określić wiek Mujina. Nie wyglądało, by schudła, czy przytyła. A już na pewno nie urosła. I żadna blizna nie zdobiła jej ciała.
Odsunęła się, robiąc mężczyźnie miejsce w drzwiach, by mógł sobie spokojnie wejść do pomieszczenia. Typowy seiyamski dom, klasyczny, drewniany, duży, piętrowy. Nie wyglądało, by ktoś jeszcze odwiedzał obecnie państwo Sanada, bo było tutaj… przyjemnie spokojnie. Chociaż może takie wrażenie sprawiało jezioro, które można było dojrzeć przez okna, i które Mujin na pewno widział, gdy zbliżał się do domostwa.
Dobrze, że Mujin zapukał kilka razy, bo po pierwsze puknięcie w drzi mogłoby zostać całkiem skutecznie zignorowane przez kobietę, która kręciła się po kuchni. Coś tam sobie nuciła pod nosem, a tu coś stuknęło, a tu coś położyła, a tam zabulgotało… Normalne odgłosy domu. Nie spodziewała się też niczyjego przybycia, a Shikarui przecież nie pukałby do drzwi wracając z zakupami, tylko by wszedł. Tym niemniej Asaka dosłyszała stukanie do drzwi i zamarła nasłuchując, czy się przypadkiem nie przesłyszała. Nie, no, chyba nie jest z nią jeszcze tak źle. Powiodła oczyma po garnkach, chcąc mieć pewność, że nic jej się tutaj nie przypali i podreptała niespiesznie do drzwi.
- Idę, idę – nie krzyczała, ale nie mówiła też cicho; trochę się guzdrała, a skoro nie miała pewności, czy ktoś za tymi drzwiami rzeczywiście jest, to równie dobrze mogła o tym, że idzie, poinformować właśnie powietrze. No ale była grzeczna – jak to ona i na swój sposób. W końcu dodreptała do drzwi, przekręciła klucz i je rozsunęła, stając twarzą w twarz z wysokim, zamaskowanym od góry do domu mężczyzną.
Musiała poderwać głowę wyżej, żeby spojrzeć na dość znajomą maskę i charakterystyczną czapkę, ale dość prędko pokojarzyła osobę i imię. Och, kogoś takiego trudno zapomnieć! Nawet po roku, czy tam niecałym roku, i jej blada twarz się rozjaśniła.
- Mujin-san! Dobrze cię widzieć! Ile to minęło czasu… - wcale się nad tym nie zastanawiała, po prostu gadała pierwsze, co jej przyszło na myśl. - Proszę, proszę wejść. Pewnie musisz być zmęczony taką podróżą, chyba że byłeś gdzieś w okolicy? – zagadnęła. Och, to się nie zmieniło. Dużo gadała gdy się poznali i dużo gadała nadal. A czy co inne się zmieniło? Po Watarimono chodziła w koszuli na wzór kimona i długiej spódnicy, i rozpuszczonych włosach, zaś teraz… Teraz miała na sobie jasnofioletową yukatę, w jakich lubiła chodzić po domu. Była tak blada i w tak stonowanym kolorze, że jakby stanęła obok wrzosów, tych mniej jaskrawych, to trudno byłoby znaleźć różnicę w odcieniu. Dzisiaj jej długie, srebrzystobiałe włosy zaplecione były w luźny warkocz, który spływał jej przez lewe ramię do przodu. Poza tym? Niewiele się zmieniła. Promieniała, przez co mogła się wydawać jeszcze młodsza niż była rok temu, a już wtedy trudno było określić w jakim jest wieku. Tak samo zresztą jak trudno było określić wiek Mujina. Nie wyglądało, by schudła, czy przytyła. A już na pewno nie urosła. I żadna blizna nie zdobiła jej ciała.
Odsunęła się, robiąc mężczyźnie miejsce w drzwiach, by mógł sobie spokojnie wejść do pomieszczenia. Typowy seiyamski dom, klasyczny, drewniany, duży, piętrowy. Nie wyglądało, by ktoś jeszcze odwiedzał obecnie państwo Sanada, bo było tutaj… przyjemnie spokojnie. Chociaż może takie wrażenie sprawiało jezioro, które można było dojrzeć przez okna, i które Mujin na pewno widział, gdy zbliżał się do domostwa.
0 x
赤 · 水 · 晶

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
- Mujin
- Postać porzucona
- Posty: 1143
- Rejestracja: 1 paź 2019, o 22:14
- Wiek postaci: 34
- Ranga: Wyrzutek
- Krótki wygląd: Wysoki (197cm). Kobieca uroda i długie włosy ukryte pod czapką. Wątłej, niepozornej budowy. Maska na twarzy. Bandaże na rękach. Kurta, workowate spodnie, czapka z niewielkim daszkiem. Wszystko w ciemnozielonym kolorze. Lekkie buty ninja.
- Widoczny ekwipunek: Duża torba przy prawym boku, duży zwój na plecach, po bukłaku przy pasie, ręce obwinięte bandażami
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33 ... ab4e4c54f1
- GG/Discord: Wolfig#2761
Re: Posiadłość Sanada
Jeziorko było owszem, bardzo charakterystycznym punktem w osadzie. Brudna woda do której ekskrementują się ryby. Z wszelkiego rodzaju planktonem, zielskami i innymi niehigienicznymi wybrykami. Cóż, może się to komuś podobało, Mujinowi niestety nie podobało wcale. Znaczy się może jest to źródło zdrowego rybiego mięsa. Może używane w celach rekreacyjnych. Może w celach estetycznych. Dwie z tych trzech opcji były bardzo odpowiednie i Mujin bardzo je popierał. Samo znalezienie domu sprawiało nieco problemów, owszem, ale zdecydowanie dało się to zrobić. Spotykał gorsze przeszkody na swojej drodze i w swojej wieloletniej karierze. Chociażby ostatnio nawet, znalezienie tych ludzi z dziobimi maskami było znacznie trudniejsze niż znalezienie jednego domku z charakterystycznymi charakterystykami. Co prawda słychać po nim było, że nie jest tutejszy. Widać też było, kto takiego tutaj widział kiedykolwiek? Takiego dziwaka w masce? Oby nie sprawił im kłopotów przez swoją osobę. To byłoby dopiero niewdzięczne ze strony Mujina. Przychodzi w goście (co prawda tylko po drodze, ale jednak) I jeszcze robi kłopoty. Oj chujowy byłby z niego człowiek.
Mujin zapukał i niewiele minęło do otwarcia. Oczom medyka ukazała się jego potencjalna uczennica, młoda dziewoja która przekazała mu sekrety techniki do badania ludzi. Ciekawska białowłosa i żona Shikaruia. Patrzył na nią z góry, niczym drapieżnik na swoją zwierzynę. Oczywiście krzywdy by nie zrobił niewinnej kobiecie, w żadnym wypadku. Aczkolwiek różnica wzrostu była. Przywykł do patrzenia na maluczkich z góry, nie robiło to na nim wrażenia. Z kolei to że tak bardzo się ucieszyła na jego wygląd - to było już poruszające. Znaczy - nie spodziewał się tego. A było to uczucie, co by nie powiedzieć, miłe.
- Wzajemnie, wzajemnie. Dobrze cię widzieć. - odpowiedział. Po zmarszczkach na jego masce dało się bardzo łatwo powiedzieć, że uśmiechnął się w drugą stronę. Uchylił nieco czapki w geście przywitania się i wszedł do środka. Rozglądając się niedyskretnie po domu, a przynajmniej tej części która była dostępna. No i rzecz jasna przyglądając się samej Asace. Wyglądała całkowicie inaczej niż wtedy, gdy spotkał ją w onsenie. Przede wszystkim - miała ubrania. To już wiele zmieniało, mógł na nią patrzeć i nie otrzymać śmiertelnego ciosu od jej męża. Wyglądała jakoś tak... zdrowo, z braku lepszego słowa. Zdrowo i pogodnie.
- Z trzy tygodnie podróży minimum. Daishi całkowicie nie jest mi po drodze, ale mam tutaj pewną sprawę i pomyślałem, że przyjdę w odwiedziny. - powiedział, całkowicie zresztą zgodnie z prawdą. Zdjął obuwie i wszedł nieco głębiej do domu, oglądając go nieco dokładniej. Z tego co widział, to na zewnątrz było to piętrowe. I znacznie większe od jego niewielkiej kliniki. Cholera, nieźle się urządzili. On nawet nie potrzebowałby tyle miejsca, ale był jedną osobą. Dom rodzinny potrzebował znacznie więcej przestrzeni. Nikt nie powinien być ubity niczym ryby w beczce. No, może poza rybami.
- Ładnie tutaj. Tak obiektywnie patrząc. Moja klinika się do tego nie umywa. Nawet jezioro macie. Są w nim jakieś ryby? - zapytał. No kurde no mimo wszystko powinny w nim jakieś ryby być. Założenie hodowli i regularne wyławianie dorosłych okazów byłoby pomysłem idealnym wręcz. Albo może służyło do treningów? O tak, obydwie opcje byłby fajne. Mujin nie chciał nadużywać gościnności gospodarzy, dlatego nieco niezręcznie czekał aż Asaka wprowadzi go w tajniki przychodzenia do innych ludzi. I to było po nim nieco widać. W zasadzie to pierwszy jego raz od dawien dawna, gdy był w odwiedziny u znajomych. Z drugiego końca kontynentu warto dodać. Może były tutaj jakieś zwyczaje których nie znał Mujin? Popełniłby niechcący ogromną gafę. I wtedy dupa.
Mujin zapukał i niewiele minęło do otwarcia. Oczom medyka ukazała się jego potencjalna uczennica, młoda dziewoja która przekazała mu sekrety techniki do badania ludzi. Ciekawska białowłosa i żona Shikaruia. Patrzył na nią z góry, niczym drapieżnik na swoją zwierzynę. Oczywiście krzywdy by nie zrobił niewinnej kobiecie, w żadnym wypadku. Aczkolwiek różnica wzrostu była. Przywykł do patrzenia na maluczkich z góry, nie robiło to na nim wrażenia. Z kolei to że tak bardzo się ucieszyła na jego wygląd - to było już poruszające. Znaczy - nie spodziewał się tego. A było to uczucie, co by nie powiedzieć, miłe.
- Wzajemnie, wzajemnie. Dobrze cię widzieć. - odpowiedział. Po zmarszczkach na jego masce dało się bardzo łatwo powiedzieć, że uśmiechnął się w drugą stronę. Uchylił nieco czapki w geście przywitania się i wszedł do środka. Rozglądając się niedyskretnie po domu, a przynajmniej tej części która była dostępna. No i rzecz jasna przyglądając się samej Asace. Wyglądała całkowicie inaczej niż wtedy, gdy spotkał ją w onsenie. Przede wszystkim - miała ubrania. To już wiele zmieniało, mógł na nią patrzeć i nie otrzymać śmiertelnego ciosu od jej męża. Wyglądała jakoś tak... zdrowo, z braku lepszego słowa. Zdrowo i pogodnie.
- Z trzy tygodnie podróży minimum. Daishi całkowicie nie jest mi po drodze, ale mam tutaj pewną sprawę i pomyślałem, że przyjdę w odwiedziny. - powiedział, całkowicie zresztą zgodnie z prawdą. Zdjął obuwie i wszedł nieco głębiej do domu, oglądając go nieco dokładniej. Z tego co widział, to na zewnątrz było to piętrowe. I znacznie większe od jego niewielkiej kliniki. Cholera, nieźle się urządzili. On nawet nie potrzebowałby tyle miejsca, ale był jedną osobą. Dom rodzinny potrzebował znacznie więcej przestrzeni. Nikt nie powinien być ubity niczym ryby w beczce. No, może poza rybami.
- Ładnie tutaj. Tak obiektywnie patrząc. Moja klinika się do tego nie umywa. Nawet jezioro macie. Są w nim jakieś ryby? - zapytał. No kurde no mimo wszystko powinny w nim jakieś ryby być. Założenie hodowli i regularne wyławianie dorosłych okazów byłoby pomysłem idealnym wręcz. Albo może służyło do treningów? O tak, obydwie opcje byłby fajne. Mujin nie chciał nadużywać gościnności gospodarzy, dlatego nieco niezręcznie czekał aż Asaka wprowadzi go w tajniki przychodzenia do innych ludzi. I to było po nim nieco widać. W zasadzie to pierwszy jego raz od dawien dawna, gdy był w odwiedziny u znajomych. Z drugiego końca kontynentu warto dodać. Może były tutaj jakieś zwyczaje których nie znał Mujin? Popełniłby niechcący ogromną gafę. I wtedy dupa.
0 x
- Asaka
- Postać porzucona
- Posty: 1496
- Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
- Wiek postaci: 27
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
- Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5564
- Aktualna postać: Airan
Re: Posiadłość Sanada
Jeziorko było tutaj nie bez powodu. Gdy wybierali miejsce pod budowę domu, zależało im naprawdę mocno, by nieopodal był zbiornik wodny. Chodziło przede wszystkim o Shikaruiego, który tak kochał wodę – i jej potrzebował przy trenowaniu. A tak miał wszystko pod ręką. Miało to też znaczenie… strategiczne. Gdyby ktoś kiedyś odwiedził ich z niezbyt pokojowymi zamiarami. Poza tym miało to jak najbardziej walory estetyczne. Miło było usiąść przy brzegu i spoglądać na spokojną taflę jeziora, w której odbijał się obraz nieba i gór. Człowiek czuł się wtedy taki malutki. Ryby też tam były, całkiem sporo. Z Asaki jednak był żaden wędkarz. Pewnie gdyby musiała, to by się nauczyła zarzucać sieć, co mogłoby być ułatwione, skoro mogła chodzić po wodzie – ale nie musiała, więc ryb nie łowiła. Znalezienie takiego miejsca z jeziorem nie było aż tak trudne, tych było w Daishi mnóstwo, bo cała prowincja, no prawie cała, była nimi poznaczona jak plaster sera dziurami (i mowa o serze z dziurami właśnie!). Cały wic polegał na tym, by nie było to zbyt daleko od Seiyamy. Na szczęście im się udało i… Oto byli.
Asaka uśmiechała się tak, że śmiały się też jej oczy. Śmiała się cała ona powiedziałabym nawet. Czy tak było też ostatnim razem? Trudno było powiedzieć, bo ostatnim razem kobieta miała trochę zmartwień na głowie, głównie o zdrowie swojego męża, o czym Mujin akurat doskonale wiedział. Dostrzegła zmarszczki na jego masce – dostrzegła też lekkie zmarszczki wokół oczu mężczyzny, gdy oduśmiechnął się w odpowiedzi.
- Ha, tak, wiem. Z Ryuzaku to kawał drogi. Ze dwa razy z mężem pokonaliśmy tę trasę, wiem, że nie jest najkrótsza – za pierwszym razem wynajęli konie i wóz, bo musieli zabrać ze sobą parę najpiękniejszych na świecie, brązowych, kudłatych krówek, które pasły się na łące nieopodal, doglądane przez ludzi, którzy zostali zatrudnieni do tego, żeby ich doglądać, dokładnie tak. Bo Asaka nie była tutaj zupełnie sama, choć w tym konkretnie budynku było pusto. Stać ich było, więc kto bogatemu zabroni, co? No właśnie – nikt. - Akurat jeszcze w trakcie Turnieju złapaliśmy robotę i trafiliśmy do Ryuzaku. Chcieliśmy cię odwiedzić, ale jeszcze cię wtedy nie było – i to naprawdę tylko odwiedzić, bo nie mieli wtedy do niego żadnego interesu. Asaka przełknęła to, że Mujin należy do klanu Aburame, albo raczej, że nosi ich umiejętności, i przestało ją to niepokoić. Po prostu najzwyczajniej w świecie polubiła Yokage, przypadł jej do gustu. I Shikiemu najwyraźniej też, skoro zdradził mu tyle swoich tajemnic. - To bardzo miło, Mujin-san. Masz się gdzie zatrzymać? Jeśli nie, to proszę się nie krępować, w domu mamy dużo miejsca jak widać – machnęła tylko dłonią niedbale, pokazując na resztę domu, tę, której medyk nie miał jeszcze okazji zobaczyć.
- O, dziękuję. Spokojnie tu mamy. Pewnie, że są. Ale ja to ich nie łowię – umiała zapolować na inne rzeczy, ale odkąd nie musiała, to tego zwyczajnie nie robiła. - Proszę, zapraszam dalej, nie będziemy tutaj tak stać przecież. Proszę czuć się jak u siebie. Akurat obiad gotuję. Jesteś głodny? – zwyczaje były, całe mnóstwo, ale Asace dzisiaj wyjątkowo mocno się nie chciało bawić we wszystkie ukłony i inne takie. Gdy do kogoś przychodziła, to bardziej zwracała na to uwagę, ale skoro ktoś odwiedził ich i to z tak daleka, będąc w tak długiej podróży… Nyeeh, nie, nie chciało jej się.
Zaprowadziła go więc do kuchni. Ciepło tam, było, jak to w każdej i pachniało ładnie, potrawką jakąś zdecydowanie. Zapachy mieszały się – te mięsa, ryżu, warzyw i słodkości, do dango, nad którymi zamierzała się za chwilę pochylić. Kuchnia była spora – wystarczająco, by nie trzeba było się cisnąć i by znalazło się tu także miejsce na niski stolik, przy którym siadało się na podłodze. Ta była tutaj drewniana, ale obok leżały też poduszki. Nie brakowało tutaj szafek i półek. I małych pierdółek, pewnie mających sprawić, że było tutaj bardziej przytulnie.
- Napijesz się czegoś? Herbaty może? – zaproponowała, gdy już wskazała Mujinowi stolik i miejsce przy nim. - Shikaruiego nie ma w tej chwili, poszedł na zakupy. Pewnie wróci niedługo – zagaiła jeszcze, domyślając się, że za chwilę takie pytanie może paść. I uśmiechnęła się raz jeszcze.
Asaka uśmiechała się tak, że śmiały się też jej oczy. Śmiała się cała ona powiedziałabym nawet. Czy tak było też ostatnim razem? Trudno było powiedzieć, bo ostatnim razem kobieta miała trochę zmartwień na głowie, głównie o zdrowie swojego męża, o czym Mujin akurat doskonale wiedział. Dostrzegła zmarszczki na jego masce – dostrzegła też lekkie zmarszczki wokół oczu mężczyzny, gdy oduśmiechnął się w odpowiedzi.
- Ha, tak, wiem. Z Ryuzaku to kawał drogi. Ze dwa razy z mężem pokonaliśmy tę trasę, wiem, że nie jest najkrótsza – za pierwszym razem wynajęli konie i wóz, bo musieli zabrać ze sobą parę najpiękniejszych na świecie, brązowych, kudłatych krówek, które pasły się na łące nieopodal, doglądane przez ludzi, którzy zostali zatrudnieni do tego, żeby ich doglądać, dokładnie tak. Bo Asaka nie była tutaj zupełnie sama, choć w tym konkretnie budynku było pusto. Stać ich było, więc kto bogatemu zabroni, co? No właśnie – nikt. - Akurat jeszcze w trakcie Turnieju złapaliśmy robotę i trafiliśmy do Ryuzaku. Chcieliśmy cię odwiedzić, ale jeszcze cię wtedy nie było – i to naprawdę tylko odwiedzić, bo nie mieli wtedy do niego żadnego interesu. Asaka przełknęła to, że Mujin należy do klanu Aburame, albo raczej, że nosi ich umiejętności, i przestało ją to niepokoić. Po prostu najzwyczajniej w świecie polubiła Yokage, przypadł jej do gustu. I Shikiemu najwyraźniej też, skoro zdradził mu tyle swoich tajemnic. - To bardzo miło, Mujin-san. Masz się gdzie zatrzymać? Jeśli nie, to proszę się nie krępować, w domu mamy dużo miejsca jak widać – machnęła tylko dłonią niedbale, pokazując na resztę domu, tę, której medyk nie miał jeszcze okazji zobaczyć.
- O, dziękuję. Spokojnie tu mamy. Pewnie, że są. Ale ja to ich nie łowię – umiała zapolować na inne rzeczy, ale odkąd nie musiała, to tego zwyczajnie nie robiła. - Proszę, zapraszam dalej, nie będziemy tutaj tak stać przecież. Proszę czuć się jak u siebie. Akurat obiad gotuję. Jesteś głodny? – zwyczaje były, całe mnóstwo, ale Asace dzisiaj wyjątkowo mocno się nie chciało bawić we wszystkie ukłony i inne takie. Gdy do kogoś przychodziła, to bardziej zwracała na to uwagę, ale skoro ktoś odwiedził ich i to z tak daleka, będąc w tak długiej podróży… Nyeeh, nie, nie chciało jej się.
Zaprowadziła go więc do kuchni. Ciepło tam, było, jak to w każdej i pachniało ładnie, potrawką jakąś zdecydowanie. Zapachy mieszały się – te mięsa, ryżu, warzyw i słodkości, do dango, nad którymi zamierzała się za chwilę pochylić. Kuchnia była spora – wystarczająco, by nie trzeba było się cisnąć i by znalazło się tu także miejsce na niski stolik, przy którym siadało się na podłodze. Ta była tutaj drewniana, ale obok leżały też poduszki. Nie brakowało tutaj szafek i półek. I małych pierdółek, pewnie mających sprawić, że było tutaj bardziej przytulnie.
- Napijesz się czegoś? Herbaty może? – zaproponowała, gdy już wskazała Mujinowi stolik i miejsce przy nim. - Shikaruiego nie ma w tej chwili, poszedł na zakupy. Pewnie wróci niedługo – zagaiła jeszcze, domyślając się, że za chwilę takie pytanie może paść. I uśmiechnęła się raz jeszcze.
0 x
赤 · 水 · 晶

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 13 gości