Niedaleko za krzaczkiem - okolice wioski
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: Niedaleko za krzaczkiem - okolice wioski
Upierać się przy tym, że każdy powinien mieć hobby? W żadnym wypadku. Jego słowa były właśnie zaprzeczeniem tego, że każdy powinien je mieć, bo przecież, jak sam stwierdził - przynajmniej oni byli jeszcze na tyle młodzi, by na razie oddawać się zawodowi. To, że był on też ich hobby, stanowiło fantastyczny dodatek sprawiający, że nie musieli szukać odskoczni, żeby o nim zapomnieć. Nigdy nie zapominaj. Przecież tutaj trzeba było pamiętać, te słowa, chwile, wyciąganie wniosków, by mieć z nich jakąś naukę. Shikarui miał słabą pamięć. Pozwalam rzeczom tonąć, tak samo jak słowom i zachowaniom. Dla niego ważniejsza była chwila obecna, co nie oznaczało, że nie pamiętał niczego. Są rzeczy, którymi zajmujesz sobie głowę i takie, które cię nie interesują. Jednak jedno pozostawało niezmienne - kiedy rozmówca go intrygował, z różnych powodów, słuchał bardzo uważnie. I przynajmniej na czas rozmowy - nigdy nie zapominał. Nie zapomniał tego, co powiedział im Kensei. Nie zapomniał też tego, co powiedziała Asaka. I w końcu - nie zapomniał tego, co sam powiedział. Przecież nie zagrałby takimi kartami, które obróciłyby się w tak oczywisty i banalny sposób przeciwko niemu samemu. To nie było w jego stylu. W tej całej sprawie sedno jednak nie leżało w tym, o czym on pamiętał czy nie pamiętał. Natsume poruszył bardzo drażliwą w ciągu ostatnich kilku dni strunę. Tą, która ocierała się o te wspomnienia, jakie miały zostać zepchnięte z głównej strony gdzieś na ostatnią przez urocze, puchate krowy. Potem poruszył drugą. Ta już nie była niebezpieczna - nie była tak ostra, więc nie raniła palców. Brzmiała jednak fałszywą nutą, od której drobna kobieta cała zadrżała. Dźwięk słów przeniknął do jej wnętrza. Celowy atak? Shikarui uznał go za przypadkowy. Nie wykluczał jednak celowości w ramach odwdzięczenia się pięknym za nadobne, ale ta teoria, nawet dla niego, była zwyczajnie naciągana.
- Z tego co się orientuje, hobby ma być dodatkiem do życia. Nie jego wypełnieniem. - Powiedział uprzejmie, zaciskając mocniej palce na dłoni Asaki, ujmując je i splatając ze swoimi. - Nie denerwuj się, najdroższa. Jestem pewien, że Kensei nie miał niczego złego na myśli, a był to zwykły żart. - Smarował swoje usta miodem i sokiem z owoców, bo wtedy najlepiej smakowały. Lekkie muśnięcia nie pozwalały odczuć przesłodzenia, dawały za to zapowiedź rozkoszy. I to właśnie dlatego był pewien, że naprawdę dobrze by się bawił w polityce. Jedna jego dłoń powędrowała do jej twarzy i przejechał delikatnie palcami po jej włosach, chcąc dodać jej minimum otuchy. Całkowicie szczerej - bo wobec niej nie musiał być sztuczny. Nie chciał, by się denerwowała. Nie lubił, gdy się denerwowała. Oderwał w końcu wzrok od jej twarzy, wracając do maski Kenseia. - Nikt tutaj wszak nikogo nie oceniał, prawda? - Uśmiechnął się do Kenseia łagodnie, mrużąc przy tym oczy.
Shikarui szanował swój instynkt. Był z nim od samego początku i stanowił jedyne, co miał, aby przetrwać. Jego jedyna broń. To on podpowiadał mu, kiedy się wycofać. Kiedy skamleć przed czyimiś nogami, a kiedy można było kopnąć małe szczeniaczki. Stanowił jego busolę czynów i kroków. Że przez to był bezmyślną bestią? Bestia nadal była na szczycie łańcucha pokarmowego. I tylko to się dla niego liczyło. Miał wrażenie, że Natsume nie postrzegał życia jako kolorowego i prostego, jak to zarzuciła mu Asaka. W jego słowniku po prostu "litość" nie istniała. I dla niego ten świat był prosty. Czarny, biały, kolorowy - bez znaczenia. Mógł być nawet cały różowy. Krew zawsze pozostawała tak samo piękna, głęboko czerwona. Tak samo ciepła. Słowo "litość" pojawiało się tam, gdzie w zamian za oszczędzenie drugiej osoby, możesz coś zyskać. Shikarui do dzisiaj wspominał misję wojenną, gdy nawet Asaka była przekonana, że Shikarui zamierza ją zdradzić i przejść na stronę wroga. Na szczęście dzisiaj wspominał to z lekkim uśmiechem. Tak i bardziej zgadzał się z Asaką co do pojedynku. Uznałby, że przeciwnik sobie z niego kpi, powstrzymując się celowo. Kiedyś w ogóle nie pojmował idei springów. Uczono go, że kiedy obnażasz broń to po to, żeby zabić. A tu nagle ludzie bili się... tak o? Dla sportu? Przyjemności? Przedziwne.
- Każde życie jest cenne i jeśli jest to możliwe, warto je uratować. Niestety nie zawsze jest inne rozwiązanie, jak to ująłeś. Czasem jest. Lecz nie zawsze. Podziwiam cię z całego serca, jeśli rzeczywiście za każdym razem udało ci się takie znaleźć. To wymaga zdolności szybkiej analizy sytuacji i możliwości. Oraz odrobiny flirtu ze Śmiercią. - Znów się uśmiechnął. W jego głosie rzeczywiście pobrzmiała odrobina podziwu. Nie puszczał dłoni białowłosej, ciągle ją gładził, zwłaszcza teraz, kiedy złe wspomnienia owładnęły jej pamięcią. Tamte sprawy ją bolały, zdawał sobie z tego sprawę. Jego nie. Były wręcz dziko satysfakcjonujące. Myszy myślały, że są sprytniejsze od kota. Nie wiedziały, że koty są dwa. Jedyne, co pozostawiały, to odrobinę żalu, że zabaweczki tak szybko się popsuły. Przecięta w pół kukła kunoichi, potem ten, którego nie wolno było zabić, bo musiał zostać przesłuchany. Kiedy kot złapie mysz, lubi ją trącać łapą, żeby jeszcze spróbowała uciec.
- Z tego co się orientuje, hobby ma być dodatkiem do życia. Nie jego wypełnieniem. - Powiedział uprzejmie, zaciskając mocniej palce na dłoni Asaki, ujmując je i splatając ze swoimi. - Nie denerwuj się, najdroższa. Jestem pewien, że Kensei nie miał niczego złego na myśli, a był to zwykły żart. - Smarował swoje usta miodem i sokiem z owoców, bo wtedy najlepiej smakowały. Lekkie muśnięcia nie pozwalały odczuć przesłodzenia, dawały za to zapowiedź rozkoszy. I to właśnie dlatego był pewien, że naprawdę dobrze by się bawił w polityce. Jedna jego dłoń powędrowała do jej twarzy i przejechał delikatnie palcami po jej włosach, chcąc dodać jej minimum otuchy. Całkowicie szczerej - bo wobec niej nie musiał być sztuczny. Nie chciał, by się denerwowała. Nie lubił, gdy się denerwowała. Oderwał w końcu wzrok od jej twarzy, wracając do maski Kenseia. - Nikt tutaj wszak nikogo nie oceniał, prawda? - Uśmiechnął się do Kenseia łagodnie, mrużąc przy tym oczy.
Shikarui szanował swój instynkt. Był z nim od samego początku i stanowił jedyne, co miał, aby przetrwać. Jego jedyna broń. To on podpowiadał mu, kiedy się wycofać. Kiedy skamleć przed czyimiś nogami, a kiedy można było kopnąć małe szczeniaczki. Stanowił jego busolę czynów i kroków. Że przez to był bezmyślną bestią? Bestia nadal była na szczycie łańcucha pokarmowego. I tylko to się dla niego liczyło. Miał wrażenie, że Natsume nie postrzegał życia jako kolorowego i prostego, jak to zarzuciła mu Asaka. W jego słowniku po prostu "litość" nie istniała. I dla niego ten świat był prosty. Czarny, biały, kolorowy - bez znaczenia. Mógł być nawet cały różowy. Krew zawsze pozostawała tak samo piękna, głęboko czerwona. Tak samo ciepła. Słowo "litość" pojawiało się tam, gdzie w zamian za oszczędzenie drugiej osoby, możesz coś zyskać. Shikarui do dzisiaj wspominał misję wojenną, gdy nawet Asaka była przekonana, że Shikarui zamierza ją zdradzić i przejść na stronę wroga. Na szczęście dzisiaj wspominał to z lekkim uśmiechem. Tak i bardziej zgadzał się z Asaką co do pojedynku. Uznałby, że przeciwnik sobie z niego kpi, powstrzymując się celowo. Kiedyś w ogóle nie pojmował idei springów. Uczono go, że kiedy obnażasz broń to po to, żeby zabić. A tu nagle ludzie bili się... tak o? Dla sportu? Przyjemności? Przedziwne.
- Każde życie jest cenne i jeśli jest to możliwe, warto je uratować. Niestety nie zawsze jest inne rozwiązanie, jak to ująłeś. Czasem jest. Lecz nie zawsze. Podziwiam cię z całego serca, jeśli rzeczywiście za każdym razem udało ci się takie znaleźć. To wymaga zdolności szybkiej analizy sytuacji i możliwości. Oraz odrobiny flirtu ze Śmiercią. - Znów się uśmiechnął. W jego głosie rzeczywiście pobrzmiała odrobina podziwu. Nie puszczał dłoni białowłosej, ciągle ją gładził, zwłaszcza teraz, kiedy złe wspomnienia owładnęły jej pamięcią. Tamte sprawy ją bolały, zdawał sobie z tego sprawę. Jego nie. Były wręcz dziko satysfakcjonujące. Myszy myślały, że są sprytniejsze od kota. Nie wiedziały, że koty są dwa. Jedyne, co pozostawiały, to odrobinę żalu, że zabaweczki tak szybko się popsuły. Przecięta w pół kukła kunoichi, potem ten, którego nie wolno było zabić, bo musiał zostać przesłuchany. Kiedy kot złapie mysz, lubi ją trącać łapą, żeby jeszcze spróbowała uciec.
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
- Natsume Yuki
- Postać porzucona
- Posty: 1885
- Rejestracja: 11 lut 2015, o 23:22
- Wiek postaci: 31
- Ranga: Nukenin S
- Link do KP: viewtopic.php?f=33&t=199
- GG/Discord: 6078035 / Exevanis#4988
- Multikonta: Iwan zza Miedzy
Re: Niedaleko za krzaczkiem - okolice wioski
Oho. Wygląda na to, że prostym żartem trącił jakąś czułą strunę, bo zachowanie Asaki zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni dosłownie w ułamek sekundy. Wychodziło na to, że ktoś nie do końca rozumiał poczucia humoru i żartobliwego sarkazmu - Yuki nawet otwarcie pokazał, że jego słowa zostały wypowiedziane w sposób którego nie należy brać na poważnie, a był tylko odpowiedzią na słowa dziewczyny sprzed kilkunastu sekund. A tu się okazuje, że ta od razu zaczyna ostrzyć sobie pazury, gdy tylko uzna że czyjeś słowa ją atakują - nawet jeśli tego nie robią. Na dłuższą metę to dość smutne. Jakby tak brać do siebie wszystko, co kto inny o nim mówił, to człowieka (a na pewno jego) po kilku tygodniach szlag by trafił. Dlatego też teraz nawet nie wiedział, czy współczuć dziewczynie dumy, czy życzyć jej żeby nie brała świata na aż tak serio.
Chociaż, wśród wyspiarzy krążył taki żarcik, który teraz przemknął mu przez myśl, i prawie wywołał kolejne parsknięcie śmiechu. Dobrze, że się nauczył perswazji wiele lat temu od tajemniczego wędrowca.
-"Po czym poznać, że żołnierzowi z kontynentu zniszczyła się broń?"
-"Po tym, że przerzucił się na kij od miotły w rzyci jako broń poboczną."
-Moje słowa były oczywiście żartem - powiedział, kiwając lekko głową w kierunku Asaki. Mówił spokojnym tonem, który nie wyrażał żadnych szczególnych emocji, a bardziej miał za zadanie uspokoić sytuację. - Wybacz, jeśli poczułaś się urażona czymkolwiek co powiedziałem. Wychodzi na to, że to prawda co mówią na kontynencie - wyspiarskie poczucie humoru jest dość... siermiężne i bezpośrednie.
Przyznał się do bycia wyspiarzem? Tak i nie. Jeśli znali się na akcentach, mogli od razu rozpoznać pochodzenie mężczyzny. A jeśli nie wiedzieli - cóż, mało to wyspiarzy w okolicach Ryuzaku no Taki? Dzięki umowom między Cesarstwem i Rajcami, handel pomiędzy stronnictwami kwitł w najlepsze, więc obecność mieszkańców Morskich Klifów nikogo tu już chyba nie dziwiła.
-Nie do mnie należy ocenianie. Historia sama wystawi ocenę, jak to mówią.
Ponownie zwrócił się w kierunku dziewczyny, która - widocznie urażona jego poprzednimi słowami - teraz widocznie próbowała wbić Yukiemu szpilę, wytrącić go z równowagi i sprawić, żeby mężczyzna zachwiał się w swojej argumentacji. Tak, jak wcześniej próbował tego Shikarui - tylko jednak bardziej agresywnie i bezpośrednio niż czarnowłosy. Mężczyzna pokręcił lekko głową, podnosząc spokojnie dłoń.
-Misja a pojedynek to coś zupełnie innego. Kiedy jestem na misjach, staję się orężem w dłoni swojego zleceniodawcy. Użycie wszelkich środków z zamierzeniem wyeliminowania swojego celu jest poparte potrzebą pełnej skuteczności. Mam być mordercą, więc nim jestem. Moje sumienie i honor są wtedy czyste. Jestem tylko sztyletem. W końcu - kogo oskarżysz o zabicie ofiary? Nóż, czy człowieka który ten nóż dzierżył?
Następnie też wzruszył ramionami.
-Wychodzę jednak z założenia, że powstrzymanie się w honorowym pojedynku nie jest niczym złym. Daje możliwość stopniowego ocenienia siły przeciwnika, określenie jego stosunku do siebie - możesz poznać, jaką osobą jest naprawdę. A jeśli okaże się, że przeciwnik również ma ukryte pokłady siły, samemu wtedy również można pójść krok wyżej. Walka dla sportu, bez potrzeby poturbowania wroga.
Następnie zamierzał się odnieść do kolejnych słów. Zaczynał zauważać taką zależność - Asaka za wszelką cenę starała odnaleźć wszystko co najgorsze w świecie. Zapewne świat jej nie rozpieszczał, i miała podstawy do tego by nienawidzić wszystkiego. Nie zmieniało to jednak faktu, że dziewczyna zdawała się być wręcz... pochłonięta przez ten mrok, który spowijał jej myśli i argumentację. Wychodziła z założenia, że brutalność to często jedyne możliwe rozwiązanie - i cóż, musiał jej oddać honor, że owszem, czasami, zwłaszcza w momencie słabości emocjonalnej, zamordowanie kogoś było po prostu mniejszym złem. Ale jeśli wszędzie zaczynało się stosować zasadę mniejszego zła, gdzie się wtedy kończyło? Czy zostawiało się wtedy za sobą cokolwiek innego niż spaloną ziemię i góry trucheł?
W tym przypadku Shikarui zdawał się mieć nieco bardziej otwarty umysł, starając się zrozumieć argumentację Yukiego. Albo mówił tak w celu uspokojenia rozmowy. Dwie możliwości. I obie równie prawdopodobne, zważając na zachowanie młodzieńca. I charakter wyrażany przez te gesty i uśmiechy. A dokładniej - ich brak. Mężczyzna był enigmą, która robiła co mogła by wyjść na kogoś charyzmatycznego i przyjacielskiego.
Aż mu się przypomnieli ludzie z dworu.
-Świat jest tylko w takich kolorach, w jakich chce się na niego patrzeć, Asaka-san - powiedział spokojnie. - Przyznaję, są sytuacje, kiedy lepiej jest wyeliminować drugą osobę. Czasem też po prostu nie ma się wyboru, i tu również przyznam rację. Ale w takich przypadkach liczą się INTENCJE. Chęć znalezienia alternatywnego rozwiązania, aby ograniczyć trupy. Danie drugiej stronie wyboru, nawet jeśli ci nie zamierzają zejść ze swojej ścieżki. Jeżeli dasz komuś możliwość powrotu do koloru, a oni odpowiedzą tylko próbą ściągnięcia cię w mrok i odtrącą Twoją rękę - wtedy to tylko i wyłącznie ich wybór. Ważne, że próbowałaś. - Podrapał się po szyi w okolicach jabłka Adama. - W tamtych sytuacjach, o których wspomniałaś, też tak jest. Kobieta za wszelką cenę odrzucała możliwość innego rozwiązania, więc nie było innego wyjścia - ale nie z waszej winy. W sytuacji z chorobą? Schwytanie celu byłoby bezpieczniejsze, jako że mogą oni odwrócić to co zrobili - jeśli chcą. Miast przesłuchiwać, spróbować przekonać do odwrócenia sytuacji z Twoją pomocą, skoro nie chcieli pomagać terrorystom. Dorwać główny cel, a później skupić się na leczeniu.
Ton mężczyzny zmienił się na pogodny.
-Świat chce nas złamać. I tylko od nas zależy, czy mu na to pozwolimy.
Chociaż, wśród wyspiarzy krążył taki żarcik, który teraz przemknął mu przez myśl, i prawie wywołał kolejne parsknięcie śmiechu. Dobrze, że się nauczył perswazji wiele lat temu od tajemniczego wędrowca.
-"Po czym poznać, że żołnierzowi z kontynentu zniszczyła się broń?"
-"Po tym, że przerzucił się na kij od miotły w rzyci jako broń poboczną."
-Moje słowa były oczywiście żartem - powiedział, kiwając lekko głową w kierunku Asaki. Mówił spokojnym tonem, który nie wyrażał żadnych szczególnych emocji, a bardziej miał za zadanie uspokoić sytuację. - Wybacz, jeśli poczułaś się urażona czymkolwiek co powiedziałem. Wychodzi na to, że to prawda co mówią na kontynencie - wyspiarskie poczucie humoru jest dość... siermiężne i bezpośrednie.
Przyznał się do bycia wyspiarzem? Tak i nie. Jeśli znali się na akcentach, mogli od razu rozpoznać pochodzenie mężczyzny. A jeśli nie wiedzieli - cóż, mało to wyspiarzy w okolicach Ryuzaku no Taki? Dzięki umowom między Cesarstwem i Rajcami, handel pomiędzy stronnictwami kwitł w najlepsze, więc obecność mieszkańców Morskich Klifów nikogo tu już chyba nie dziwiła.
-Nie do mnie należy ocenianie. Historia sama wystawi ocenę, jak to mówią.
Ponownie zwrócił się w kierunku dziewczyny, która - widocznie urażona jego poprzednimi słowami - teraz widocznie próbowała wbić Yukiemu szpilę, wytrącić go z równowagi i sprawić, żeby mężczyzna zachwiał się w swojej argumentacji. Tak, jak wcześniej próbował tego Shikarui - tylko jednak bardziej agresywnie i bezpośrednio niż czarnowłosy. Mężczyzna pokręcił lekko głową, podnosząc spokojnie dłoń.
-Misja a pojedynek to coś zupełnie innego. Kiedy jestem na misjach, staję się orężem w dłoni swojego zleceniodawcy. Użycie wszelkich środków z zamierzeniem wyeliminowania swojego celu jest poparte potrzebą pełnej skuteczności. Mam być mordercą, więc nim jestem. Moje sumienie i honor są wtedy czyste. Jestem tylko sztyletem. W końcu - kogo oskarżysz o zabicie ofiary? Nóż, czy człowieka który ten nóż dzierżył?
Następnie też wzruszył ramionami.
-Wychodzę jednak z założenia, że powstrzymanie się w honorowym pojedynku nie jest niczym złym. Daje możliwość stopniowego ocenienia siły przeciwnika, określenie jego stosunku do siebie - możesz poznać, jaką osobą jest naprawdę. A jeśli okaże się, że przeciwnik również ma ukryte pokłady siły, samemu wtedy również można pójść krok wyżej. Walka dla sportu, bez potrzeby poturbowania wroga.
Następnie zamierzał się odnieść do kolejnych słów. Zaczynał zauważać taką zależność - Asaka za wszelką cenę starała odnaleźć wszystko co najgorsze w świecie. Zapewne świat jej nie rozpieszczał, i miała podstawy do tego by nienawidzić wszystkiego. Nie zmieniało to jednak faktu, że dziewczyna zdawała się być wręcz... pochłonięta przez ten mrok, który spowijał jej myśli i argumentację. Wychodziła z założenia, że brutalność to często jedyne możliwe rozwiązanie - i cóż, musiał jej oddać honor, że owszem, czasami, zwłaszcza w momencie słabości emocjonalnej, zamordowanie kogoś było po prostu mniejszym złem. Ale jeśli wszędzie zaczynało się stosować zasadę mniejszego zła, gdzie się wtedy kończyło? Czy zostawiało się wtedy za sobą cokolwiek innego niż spaloną ziemię i góry trucheł?
W tym przypadku Shikarui zdawał się mieć nieco bardziej otwarty umysł, starając się zrozumieć argumentację Yukiego. Albo mówił tak w celu uspokojenia rozmowy. Dwie możliwości. I obie równie prawdopodobne, zważając na zachowanie młodzieńca. I charakter wyrażany przez te gesty i uśmiechy. A dokładniej - ich brak. Mężczyzna był enigmą, która robiła co mogła by wyjść na kogoś charyzmatycznego i przyjacielskiego.
Aż mu się przypomnieli ludzie z dworu.
-Świat jest tylko w takich kolorach, w jakich chce się na niego patrzeć, Asaka-san - powiedział spokojnie. - Przyznaję, są sytuacje, kiedy lepiej jest wyeliminować drugą osobę. Czasem też po prostu nie ma się wyboru, i tu również przyznam rację. Ale w takich przypadkach liczą się INTENCJE. Chęć znalezienia alternatywnego rozwiązania, aby ograniczyć trupy. Danie drugiej stronie wyboru, nawet jeśli ci nie zamierzają zejść ze swojej ścieżki. Jeżeli dasz komuś możliwość powrotu do koloru, a oni odpowiedzą tylko próbą ściągnięcia cię w mrok i odtrącą Twoją rękę - wtedy to tylko i wyłącznie ich wybór. Ważne, że próbowałaś. - Podrapał się po szyi w okolicach jabłka Adama. - W tamtych sytuacjach, o których wspomniałaś, też tak jest. Kobieta za wszelką cenę odrzucała możliwość innego rozwiązania, więc nie było innego wyjścia - ale nie z waszej winy. W sytuacji z chorobą? Schwytanie celu byłoby bezpieczniejsze, jako że mogą oni odwrócić to co zrobili - jeśli chcą. Miast przesłuchiwać, spróbować przekonać do odwrócenia sytuacji z Twoją pomocą, skoro nie chcieli pomagać terrorystom. Dorwać główny cel, a później skupić się na leczeniu.
Ton mężczyzny zmienił się na pogodny.
-Świat chce nas złamać. I tylko od nas zależy, czy mu na to pozwolimy.
0 x
- Asaka
- Postać porzucona
- Posty: 1496
- Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
- Wiek postaci: 27
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
- Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5564
- Aktualna postać: Airan
Re: Niedaleko za krzaczkiem - okolice wioski
Niełatwo było prowadzić konwersację z maską. Z kimś kogo mimiki nie widzisz, z kimś u kogo nie dostrzegasz błysków w oku mówiących o tym, że to nie na serio. Kensei miał łatwe zadanie – z Asaki zazwyczaj czytało się jak z otwartej księgi, bo wszystkie jej emocje z łatwością były odzwierciedlane na jej twarzy. Złość, smutek, każda maleńka zmarszczka. Gdy była zła, było to widać z daleka, gdy się smuciła jej oczy zdawały się być zamyślone, gdy się śmiała – to całą sobą. Jej rozmówcy zaś – jeden udawał i robił to bardzo dobrze, ale do niego była już przyzwyczajona i wiedziała czego może się spodziewać, oraz jak z niego czytać, zaś ten drugi – był zagadką ukrywającą swoje lico przed światem. Naprawdę – jeden Shikarui jej wystarczał, nie potrzebowała drugiego takiego do kompletu. Dość powiedzieć, że Sanady nie wymieniłaby na nikogo innego i pewnie gdyby miała do czynienia z nim samym i jego równie mrukliwą kopią, to też by jej to nie wadziło. Problemem byli obcy, których nie potrafiła wyczuć. A Natsumego nie potrafiła. Czy było jej czego współczuć? Niespecjalnie. Nie brała życia tak bardzo serio jak mogło się tutaj teraz wydawać, ale jakże łatwo wydawać osąd po ledwie kilku chwilach rozmowy z nieznajomymi, którzy przecież nie wykładali od razu na stół wszystkich kart – to byłoby nierozważne. Nieco za krótko się znali, by Asaka była tutaj prawdziwie taka jak zawsze, zresztą… Faktycznie było kilka spraw, które obecnie zaprzątały jej głowę i skutecznie psuły humor. Kobieta była zwyczajnie smutna i łatwo było nadepnąć na odcisk, poruszając szarpane ostatnio struny, którym długo zajmie jeszcze powrót na właściwe miejsce. A jeszcze dłużej zajmie zabliźnianie się. Starała się jednak jak mogła. Tyle, że każdy miał swoje czułe miejsce, które łatwo było poruszyć. Do jednych łatwo było się dostać, drudzy byli szczelnie owinięci twardą zbroją, którą trudno było zarysować, inni cierniami, które były obosiecznym mieczem. Asaka, gdy jej twarda skorupka pokazywała zarysowania, a nawet ubytki, okazywała się osobą, która obleczona była w ciernie przykryte zbroją. A duma w pewnym momencie jej życia była jedynym, co jej właściwie zostało. Nie miała niczego innego.
- Powiedziałabym, że w tym wypadku było bezczelne – mruknęła pod nosem, ale odwróciła głowę, by Kensei mógł widzieć jej twarz. - Skoro żartujemy to wypadałoby się uśmiechać. Twoja maska się nie śmieje. Może powinnam ci na niej wymalować uśmiech, gwarantuję, że przechodnie parskaliby śmiechem – dodała jeszcze, pijąc do tego, że przed chwilą właściwie przyznała, że ma niezwykły talent do rysunków. Czy raczej jego niezwykły brak. Sama może się nie uśmiechnęła, ale jej lekko zmrużone w tym momencie oczy zrobiły to za nią. I za moment patrzyła już na profil męża, który starał się ją uspokoić. Nietrudno było wyczuć i widzieć jej nagłe spięcie. A Shikarui… robił co mógł, chcąc ją ugłaskać czułymi słówkami i gestami, bo w końcu pogładził ją uspokajająco dłonią po włosach. Zupełnie tak, jak próbowało się uspokoić rozzłoszczone czymś zwierzę. Na razie działało. Jugo faktycznie odnalazłby się w polityce, pasował tam jak ulał, co do tego Asaka nie miała absolutnie żadnych wątpliwości.
- Piękne porównanie. To z tym sztyletem. Wygodne. Tyle, że nie jesteśmy przedmiotami i każdy z nas ma własną wolę i zdolność do decydowania. Oczywiście, że gdy jest zlecenie to plamą na honorze byłoby jego niewykonanie, skoro zostało podjęte. Ale jeśli coś poszłoby nie tak, to my, shinobi, będziemy kozłami ofiarnymi. Sztylet nie może mówić i nie wskaże tego, kto go dzierżył. My już tak – a ludzie… byli przekupni. Asaka uśmiechnęła się przy tym tak dość smutno, bo taka była prawda, choć nie żałowała żadnej podjętej misji ani tego, co trzeba było zrobić, by jakąś doprowadzić do końca. Również pamiętała tę, w której myślała, że Shikarui pójdzie za pieniędzmi i zdradzi ją i resztę podróżujących z nimi osób. Zagrał to tak bezbłędnie, że się na to nacięła, choć nigdy nic nie powiedziała, ale jej ciało i twarz mówiły za nią. Ona po prostu go później przepraszała. Dużo. I długo. To było… Jeszcze zanim którekolwiek w ogóle pomyślało o małżeństwie. A może Shikarui już wtedy o nim myślał? Nie wiedziała.
Gdyby Natsume powiedział na głos to o tym, że Asaka jest czarnowidzką i że za wszelką cenę starała się odnaleźć w świecie wszystko co najgorsze – to chyba nie wiedziałaby co powiedzieć. Co zrobić. Pewnie by się roześmiała z niedowierzaniem. Bo… No cóż, nigdy tak nie było. Była tą osobą, która starała się myśleć pozytywnie. Dostrzegać dobre strony wszystkiego, co mogła spotkać na drodze. Tyle, że nawet taki promyczek słońca jakim była, miewał czasami gorszy okres. To był jeden z takich okresów. Choć może dobór tematów też nie był szczęśliwy? Albo dobór słów – trudno powiedzieć. Może wszystko się zlało i oto był efekt. Tak to jednak było, gdy oceniało się kogoś obcego. Bo tym to przecież właśnie było, oceną. I kto tu kogo oceniał? Asaka jednak nie bardzo przykładała wagę do tego, co sobie o niej pomyśli nieznajomy. Bo był, no cóż, nieznajomym. Rozmowa jednak toczyła się dalej. Asaka zaczynała jednak odnosić wrażenie, że Kensei nie do końca słucha tego, co do niego mówili. Bo sama przyznała, że są lepsze sposoby niż zabijanie – tyle, że najczęściej nie było innego wyjścia. Najczęściej nie znaczyło że za każdym razem. To zamaskowany nieznajomy twierdził, że zawsze są inne rozwiązania. No cóż… nie zawsze.
Asaka uśmiechnęła się jednak do Natsumego, a jej wolna ręka powędrowała do miejsca, w którym kiedyś ugryzł ją komar – na ramieniu drugiej ręki - i rozpoczął to całe diabelstwo z zarazą i kwarantanną, wciągając ich w sam środek akcji.
- Osoba za to wszystko odpowiedzialna uciekała. Facet zostawił za sobą ludzi, którzy bali się, że jeśli zrobią coś wbrew niemu to zginą. Bali się, że jeśli pisną choć słówko, to ich tak po prostu zabije. Był do tego zdolny i miał takie możliwości, niestety. Ostatecznie dorwaliśmy go i wylądował na przesłuchaniu, nie miał możliwości, by się wyrwać. Niestety nie bez ofiar. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze. Mówiłam, że zgadzam się, że są lepsze metody od zabijania. Tyle, że najczęściej nie ma innego wyjścia. W pierwszej historii faktycznie go nie było, w drugiej było i z niego skorzystaliśmy. Wybacz tę małą manipulację – bo tym to właśnie było. Małą manipulacją; Asaka była ciekawa co pomyśli Natsume. I pomyślał właśnie to, o czym się spodziewała. Że niedostatecznie ich słuchał.
Pozwoliła, by i jej palce splotły się z palcami Sanady.
- Powiedziałabym, że w tym wypadku było bezczelne – mruknęła pod nosem, ale odwróciła głowę, by Kensei mógł widzieć jej twarz. - Skoro żartujemy to wypadałoby się uśmiechać. Twoja maska się nie śmieje. Może powinnam ci na niej wymalować uśmiech, gwarantuję, że przechodnie parskaliby śmiechem – dodała jeszcze, pijąc do tego, że przed chwilą właściwie przyznała, że ma niezwykły talent do rysunków. Czy raczej jego niezwykły brak. Sama może się nie uśmiechnęła, ale jej lekko zmrużone w tym momencie oczy zrobiły to za nią. I za moment patrzyła już na profil męża, który starał się ją uspokoić. Nietrudno było wyczuć i widzieć jej nagłe spięcie. A Shikarui… robił co mógł, chcąc ją ugłaskać czułymi słówkami i gestami, bo w końcu pogładził ją uspokajająco dłonią po włosach. Zupełnie tak, jak próbowało się uspokoić rozzłoszczone czymś zwierzę. Na razie działało. Jugo faktycznie odnalazłby się w polityce, pasował tam jak ulał, co do tego Asaka nie miała absolutnie żadnych wątpliwości.
- Piękne porównanie. To z tym sztyletem. Wygodne. Tyle, że nie jesteśmy przedmiotami i każdy z nas ma własną wolę i zdolność do decydowania. Oczywiście, że gdy jest zlecenie to plamą na honorze byłoby jego niewykonanie, skoro zostało podjęte. Ale jeśli coś poszłoby nie tak, to my, shinobi, będziemy kozłami ofiarnymi. Sztylet nie może mówić i nie wskaże tego, kto go dzierżył. My już tak – a ludzie… byli przekupni. Asaka uśmiechnęła się przy tym tak dość smutno, bo taka była prawda, choć nie żałowała żadnej podjętej misji ani tego, co trzeba było zrobić, by jakąś doprowadzić do końca. Również pamiętała tę, w której myślała, że Shikarui pójdzie za pieniędzmi i zdradzi ją i resztę podróżujących z nimi osób. Zagrał to tak bezbłędnie, że się na to nacięła, choć nigdy nic nie powiedziała, ale jej ciało i twarz mówiły za nią. Ona po prostu go później przepraszała. Dużo. I długo. To było… Jeszcze zanim którekolwiek w ogóle pomyślało o małżeństwie. A może Shikarui już wtedy o nim myślał? Nie wiedziała.
Gdyby Natsume powiedział na głos to o tym, że Asaka jest czarnowidzką i że za wszelką cenę starała się odnaleźć w świecie wszystko co najgorsze – to chyba nie wiedziałaby co powiedzieć. Co zrobić. Pewnie by się roześmiała z niedowierzaniem. Bo… No cóż, nigdy tak nie było. Była tą osobą, która starała się myśleć pozytywnie. Dostrzegać dobre strony wszystkiego, co mogła spotkać na drodze. Tyle, że nawet taki promyczek słońca jakim była, miewał czasami gorszy okres. To był jeden z takich okresów. Choć może dobór tematów też nie był szczęśliwy? Albo dobór słów – trudno powiedzieć. Może wszystko się zlało i oto był efekt. Tak to jednak było, gdy oceniało się kogoś obcego. Bo tym to przecież właśnie było, oceną. I kto tu kogo oceniał? Asaka jednak nie bardzo przykładała wagę do tego, co sobie o niej pomyśli nieznajomy. Bo był, no cóż, nieznajomym. Rozmowa jednak toczyła się dalej. Asaka zaczynała jednak odnosić wrażenie, że Kensei nie do końca słucha tego, co do niego mówili. Bo sama przyznała, że są lepsze sposoby niż zabijanie – tyle, że najczęściej nie było innego wyjścia. Najczęściej nie znaczyło że za każdym razem. To zamaskowany nieznajomy twierdził, że zawsze są inne rozwiązania. No cóż… nie zawsze.
Asaka uśmiechnęła się jednak do Natsumego, a jej wolna ręka powędrowała do miejsca, w którym kiedyś ugryzł ją komar – na ramieniu drugiej ręki - i rozpoczął to całe diabelstwo z zarazą i kwarantanną, wciągając ich w sam środek akcji.
- Osoba za to wszystko odpowiedzialna uciekała. Facet zostawił za sobą ludzi, którzy bali się, że jeśli zrobią coś wbrew niemu to zginą. Bali się, że jeśli pisną choć słówko, to ich tak po prostu zabije. Był do tego zdolny i miał takie możliwości, niestety. Ostatecznie dorwaliśmy go i wylądował na przesłuchaniu, nie miał możliwości, by się wyrwać. Niestety nie bez ofiar. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze. Mówiłam, że zgadzam się, że są lepsze metody od zabijania. Tyle, że najczęściej nie ma innego wyjścia. W pierwszej historii faktycznie go nie było, w drugiej było i z niego skorzystaliśmy. Wybacz tę małą manipulację – bo tym to właśnie było. Małą manipulacją; Asaka była ciekawa co pomyśli Natsume. I pomyślał właśnie to, o czym się spodziewała. Że niedostatecznie ich słuchał.
Pozwoliła, by i jej palce splotły się z palcami Sanady.
0 x
赤 · 水 · 晶

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: Niedaleko za krzaczkiem - okolice wioski
Ze wszystkich tych fascynujących,ludzkich przymiotów, które tak pociągały czarnowłosego i do których lgnął, duma, godność i honor były tymi, których nigdy nie przyswoił. I nigdy tego nie zrobi. Aby je budować potrzeba chociaż minimum kręgosłupa moralnego. Mocniej postawy, wokół której ta zbroja miałaby szansę zostać wykuta. Zdziwiony był, ten bez godności i dumy, że akurat Kensei był osobą, która bardzo luźno podchodziła do każdego tematu, w tym i samego siebie. Rzeczywiście w zupełnej opozycji do białowłosej. Zupełnym przypadkiem ich znajomo-nieznajomy trafił w czuły punkt, tak wrażliwy, że swoim słownym majstersztykiem stworzył sztorm. Jak to uderzenie motylich skrzydeł. Mędrcy mieli rację. Jednak wywołuje huragan. Nawet jak honor Asaki był urażony, to nie zawsze reagowała ona tak płomiennie i gwałtownie. Nabuzowana emocjami, stworzona z sumy wykrzyknień, jakimi się stała i jednego znaku zapytania, który poświęciła Toshiro w zupełnym niezrozumieniu dla tego, czemu ją tak potraktował, dlaczego jej tak zrobił - właśnie tak..! Jej reakcja nie była jednak dla niego zadziwiająca - dla osoby znającej przyczynę jak i spodziewającej się skutków. Jego delikatne gesty i słowa nie były lekiem, były ledwo miodem na piekące gardło. Chłodnym okładem na rozgrzane czoło. Nie mogły działać długo i nie były przeznaczone do gaszenia gwałtownych pożarów. Białowłosa nie chciałaby jednak zostać, gdyby spodziewała się negatywnego obrazka od strony zamaskowanego shinobi, skoro tak to i warto dać temu szansę, zarówno z jednej jak i drugiej strony. Shikarui w końcu zaatakował z zupełnie innego powodu niż gniewanie się czy urazy. Ciekawość jednak nie miała zabić kota. Nie dziś. Z tego powodu, dla którego Asaka narysowała bardzo wyraźną granicę swojej tolerancji, on nigdy nie dostrzegał powodu do tworzenia napięć. Nie tworzył jednak tak daleko wysuniętych wniosków jak Natsume, więc i ta samo nie dostrzegał pełni jego wizji. Utknął pośrodku tej wymiany i wcale nie czuł się z tym źle, skądże znowu. Jak zazwyczaj - Asaka mówiła, on mógł się przysłuchiwać. Obserwować. Miał w zwyczaju bardzo niewiele rzeczy rozkładać na czynniki pierwsze, bo nie tak jego umysł funkcjonował. Brał świat takim, jakim jest - więc i tak samo odbierał ludzi. Jego brak empatii bardzo mocno się do tego przyczyniał.
Bardzo lubił porównanie ninja do narzędzi. Zgadzał się z nim całkowicie. W takich chwilach jednak abstrakcyjne myślenie i pomysły Asaki nagle całkowicie jednak znikały i wszystko zamieniało się na czarno na białym, konkrety. Jak to działało - pozostawało tajemnicą, ale zdecydowanie nie dla niej były metafory. Paradoksalnie układało się to spójnie - przynajmniej kiedy się ją znało. Głowa z wielkimi wizjami i pomysłami, ale nadal głowa wychowana wśród prostych ludzi. Shikarui czasami wręcz tłumaczył jej metafory wierszokletów, kiedy czytali wspólnie niektóre dzieła, które dla niej ewidentnie nie miały sensu. Albo na siłę udawała, że nie miały, żeby tylko go sprowokować, żeby się wygadał. Czasami nie wiedział, które to, bo ta kobieta aż za często lubiła mu płatać psikusy. Najczęściej po prostu zupełnie nie czuł, kiedy to ta sławna ironia czy sarkazm.
- Obu. - Pytanie Natsume nie wymagało odpowiedzi. Przecież było oczywiste, kogo! Oczywiście, oczywiście... Tylko dla kogo ta oczywistość brzmiała inaczej? Jak słusznie Asaka powiedziała - porównanie porównaniem, ale shinobi, będąc narzędziem, jest tak samo odpowiedzialny jak osoba, która go najęła. To się nigdy nie dzieliło. Nie przenosiło. Raczył zauważyć w duchu, że bardzo ciekawym i wygodnym było myślenie, że sumienie jest wtedy czyste, kiedy wykonuje się misje. Czy to rodzaj jakiegoś wyparcia? Samooszukiwania? Czy może to hipokryzja? Wspominał, że jest wierzący. Można sądzić śmiało, że w tym kontekście odwoływał się do bóstw ogólnego panteonu. Ach, nawet jeśli pojedynczych... Ciekawe. Chyba jeszcze czegoś takiego nigdy nie słyszał z ust kogokolwiek. Bardzo intrygujące. Czyli na misji jego sumienie jest czyste, poza nią - nie. Fascynująca wybiórczość. Całe swoje sumienie przerzuca na zleceniodawce. Gdyby Shikarui miał sumienie, pewnie właśnie biłby brawo dla masterminda zalążka zła. Jednak sumienia nie posiadał, więc dla niego to było po prostu ciekawe i zastanawiał się, na jakiej zasadzie to funkcjonuje. Tak jak próbował zrozumieć, jak funkcjonuje zwykłe sumienie i dlaczego dla niektórych taką tragedią jest poderżnięcie gardła szczeniaczkowi, ale zabicie człowieka już nie.
Och tak, Shikarui miał bardzo otwarty umysł, na pewno bardziej od Asaki pod względem tego, że dla niej istniała linia, której nie mogła przekroczyć. Ponieważ miała swoją ojczyznę, szanowała się, była dumna i nie zamierzała się przed kimkolwiek kajać. Co do tego Natsume miał pełną rację. Niestety, w przeciwieństwie do Asaki, większość rzeczy nie miała dla niego znaczenia. Była interesująca do poznania, do posłuchania, bo był dobrym słuchaczem - tak po prostu. Asaka również była. I tutaj kwitła i promieniała, bo potrafiła gadać, opowiadać, odpowiadać, zachęcać do brania udziału w konwersacji. Lśnić. Aby lśnić tak mocno, wymagało to od Shikaruiego baaardzo dużo poświęconej energii, skupienia i chęci. Tutaj zaś się bał - był więc automatycznie bardziej wycofany i nawet gdyby chciał, nie mógłby pokazać sobą tego, co prezentowała pani Sanada. Z dumą. I to z jego dumą, kiedy potrafiła nawiązywać kolejne kontakty. Czy to z Natsume czy z tamtym mężczyzną od krów. Miał też rację sięgając po dworskie wspomnienia, chociaż gdyby usłyszał, że wywiera wrażenie charyzmatycznego, pewnie sam by się zdziwił. Tym, jak dobrze idzie, rzecz jasna. Nigdy nie był charyzmatyczny. Chociaż może to błąd? Tyle przestrzegają, by nigdy nie mówić "nigdy"... Kto wie, może w lepszych czasach, gdzie klątwa Jugo nie mieszałaby myśli, nie przeżyłby tego, co przeżył. Byłby prawdziwym arystokratą. Z gestem i gładką, jasną skórą. Zawsze gotowego zabawić zarówno panów jak i panie. Łaknącego towarzystwa, rozmów i salonów. Może. Może w tym innym świecie Kensei nie siedziałby tutaj w masce, a grał na flecie dla swojej ukochanej, zaproszony na wspaniałą kawę nad rzeką nieopodal Ryuzaku no Taki. Asaka natomiast nigdy nie byłaby bękartem i nie zaznała ciężaru życia prostych ludzi. Ładne bajki nie były jednak domeną prawdziwego życia. Skoro zaś początek był taki kiepski, to, Dobry Panie, daj nam chociaż piękny koniec.
- W połączeniu z tym, że złamanie kręgosłupa zwiastuje śmierć, bardzo ponura opowieść na życie się z tego tworzy. - Zauważył. Jednak była to żelazna logika. Sam był przecież przewrażliwiony. W tak wielu kątach dostrzegał zagrożenia, że... że żona uważała to już wręcz za urocze. Czasem ta paranoja się przydawała. Jak na misji, o której opowiadała Asaka. Tą, którą opowieść tak zmanipulowała, żeby przetestować rozmówcę. Ciekawy zabieg. Uśmiechnął się nawet minimalnie, pod nosem, opuszczając na chwilę głowę, nie wierząc własnym uszom. Mała wredota. Spryciula. Natsume budował sobą piękny obraz wojownika, który robił, co mógł, aby żyć zgodnie ze swoim kodeksem. Ten obraz rósł i rósł. Stawał się człowiekiem, któremu chcesz zaufać - ta prywatnie! Potem jednak myślisz sobie - lecz co, jeśli kiedyś poróżni cię od niego jakieś zlecenie..? I zaczynasz nagle mieć wątpliwości. - Pamiętam, że byłem bardzo zawiedziony. Kiedy tamten mężczyzna tak szybko zaczął mówić. - Nie dziwiło go to. Lepiej szybko zacząć mówić - wtedy mniej boli. Sam by preferował natychmiastowo się wygadać. Przecież nie będzie stawiał dobra misji czy kogokolwiek innego ponad swoje... no chyba że chodziłoby o Asakę. Tym nie mniej zawsze był zawiedziony, kiedy nawet na dobre nie zaczął... zazwyczaj to była jego wina. Z wyprutymi flakami, na przykład, trudno się rozmawia.
Bardzo lubił porównanie ninja do narzędzi. Zgadzał się z nim całkowicie. W takich chwilach jednak abstrakcyjne myślenie i pomysły Asaki nagle całkowicie jednak znikały i wszystko zamieniało się na czarno na białym, konkrety. Jak to działało - pozostawało tajemnicą, ale zdecydowanie nie dla niej były metafory. Paradoksalnie układało się to spójnie - przynajmniej kiedy się ją znało. Głowa z wielkimi wizjami i pomysłami, ale nadal głowa wychowana wśród prostych ludzi. Shikarui czasami wręcz tłumaczył jej metafory wierszokletów, kiedy czytali wspólnie niektóre dzieła, które dla niej ewidentnie nie miały sensu. Albo na siłę udawała, że nie miały, żeby tylko go sprowokować, żeby się wygadał. Czasami nie wiedział, które to, bo ta kobieta aż za często lubiła mu płatać psikusy. Najczęściej po prostu zupełnie nie czuł, kiedy to ta sławna ironia czy sarkazm.
- Obu. - Pytanie Natsume nie wymagało odpowiedzi. Przecież było oczywiste, kogo! Oczywiście, oczywiście... Tylko dla kogo ta oczywistość brzmiała inaczej? Jak słusznie Asaka powiedziała - porównanie porównaniem, ale shinobi, będąc narzędziem, jest tak samo odpowiedzialny jak osoba, która go najęła. To się nigdy nie dzieliło. Nie przenosiło. Raczył zauważyć w duchu, że bardzo ciekawym i wygodnym było myślenie, że sumienie jest wtedy czyste, kiedy wykonuje się misje. Czy to rodzaj jakiegoś wyparcia? Samooszukiwania? Czy może to hipokryzja? Wspominał, że jest wierzący. Można sądzić śmiało, że w tym kontekście odwoływał się do bóstw ogólnego panteonu. Ach, nawet jeśli pojedynczych... Ciekawe. Chyba jeszcze czegoś takiego nigdy nie słyszał z ust kogokolwiek. Bardzo intrygujące. Czyli na misji jego sumienie jest czyste, poza nią - nie. Fascynująca wybiórczość. Całe swoje sumienie przerzuca na zleceniodawce. Gdyby Shikarui miał sumienie, pewnie właśnie biłby brawo dla masterminda zalążka zła. Jednak sumienia nie posiadał, więc dla niego to było po prostu ciekawe i zastanawiał się, na jakiej zasadzie to funkcjonuje. Tak jak próbował zrozumieć, jak funkcjonuje zwykłe sumienie i dlaczego dla niektórych taką tragedią jest poderżnięcie gardła szczeniaczkowi, ale zabicie człowieka już nie.
Och tak, Shikarui miał bardzo otwarty umysł, na pewno bardziej od Asaki pod względem tego, że dla niej istniała linia, której nie mogła przekroczyć. Ponieważ miała swoją ojczyznę, szanowała się, była dumna i nie zamierzała się przed kimkolwiek kajać. Co do tego Natsume miał pełną rację. Niestety, w przeciwieństwie do Asaki, większość rzeczy nie miała dla niego znaczenia. Była interesująca do poznania, do posłuchania, bo był dobrym słuchaczem - tak po prostu. Asaka również była. I tutaj kwitła i promieniała, bo potrafiła gadać, opowiadać, odpowiadać, zachęcać do brania udziału w konwersacji. Lśnić. Aby lśnić tak mocno, wymagało to od Shikaruiego baaardzo dużo poświęconej energii, skupienia i chęci. Tutaj zaś się bał - był więc automatycznie bardziej wycofany i nawet gdyby chciał, nie mógłby pokazać sobą tego, co prezentowała pani Sanada. Z dumą. I to z jego dumą, kiedy potrafiła nawiązywać kolejne kontakty. Czy to z Natsume czy z tamtym mężczyzną od krów. Miał też rację sięgając po dworskie wspomnienia, chociaż gdyby usłyszał, że wywiera wrażenie charyzmatycznego, pewnie sam by się zdziwił. Tym, jak dobrze idzie, rzecz jasna. Nigdy nie był charyzmatyczny. Chociaż może to błąd? Tyle przestrzegają, by nigdy nie mówić "nigdy"... Kto wie, może w lepszych czasach, gdzie klątwa Jugo nie mieszałaby myśli, nie przeżyłby tego, co przeżył. Byłby prawdziwym arystokratą. Z gestem i gładką, jasną skórą. Zawsze gotowego zabawić zarówno panów jak i panie. Łaknącego towarzystwa, rozmów i salonów. Może. Może w tym innym świecie Kensei nie siedziałby tutaj w masce, a grał na flecie dla swojej ukochanej, zaproszony na wspaniałą kawę nad rzeką nieopodal Ryuzaku no Taki. Asaka natomiast nigdy nie byłaby bękartem i nie zaznała ciężaru życia prostych ludzi. Ładne bajki nie były jednak domeną prawdziwego życia. Skoro zaś początek był taki kiepski, to, Dobry Panie, daj nam chociaż piękny koniec.
- W połączeniu z tym, że złamanie kręgosłupa zwiastuje śmierć, bardzo ponura opowieść na życie się z tego tworzy. - Zauważył. Jednak była to żelazna logika. Sam był przecież przewrażliwiony. W tak wielu kątach dostrzegał zagrożenia, że... że żona uważała to już wręcz za urocze. Czasem ta paranoja się przydawała. Jak na misji, o której opowiadała Asaka. Tą, którą opowieść tak zmanipulowała, żeby przetestować rozmówcę. Ciekawy zabieg. Uśmiechnął się nawet minimalnie, pod nosem, opuszczając na chwilę głowę, nie wierząc własnym uszom. Mała wredota. Spryciula. Natsume budował sobą piękny obraz wojownika, który robił, co mógł, aby żyć zgodnie ze swoim kodeksem. Ten obraz rósł i rósł. Stawał się człowiekiem, któremu chcesz zaufać - ta prywatnie! Potem jednak myślisz sobie - lecz co, jeśli kiedyś poróżni cię od niego jakieś zlecenie..? I zaczynasz nagle mieć wątpliwości. - Pamiętam, że byłem bardzo zawiedziony. Kiedy tamten mężczyzna tak szybko zaczął mówić. - Nie dziwiło go to. Lepiej szybko zacząć mówić - wtedy mniej boli. Sam by preferował natychmiastowo się wygadać. Przecież nie będzie stawiał dobra misji czy kogokolwiek innego ponad swoje... no chyba że chodziłoby o Asakę. Tym nie mniej zawsze był zawiedziony, kiedy nawet na dobre nie zaczął... zazwyczaj to była jego wina. Z wyprutymi flakami, na przykład, trudno się rozmawia.
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
- Natsume Yuki
- Postać porzucona
- Posty: 1885
- Rejestracja: 11 lut 2015, o 23:22
- Wiek postaci: 31
- Ranga: Nukenin S
- Link do KP: viewtopic.php?f=33&t=199
- GG/Discord: 6078035 / Exevanis#4988
- Multikonta: Iwan zza Miedzy
Re: Niedaleko za krzaczkiem - okolice wioski
Faktycznie, rozmowa z maską mogła być trudna dla osoby, która siedziała naprzeciwko odzianego weń człowieka. W końcu znacząca część konwersacji polega na czytaniu z samych siebie - z mikromimiki, gestów, spojrzeń, uśmiechów, grymasów. A gdy tego wszystkiego nie było - nigdy nie można było mieć pewności, co tak naprawdę druga osoba myśli. To było jak rozmawianie na dużą odległość. Zamaskowany mógł być tak naprawdę wściekły ponad wszelką miarę, ale tak długo jak potrafiłby opanować głos i zaprzeczyć temu rozsierdzeniu - rozmówca prawdopodobnie nigdy by się o tym nie dowiedział. A przynajmniej do czasu wybuchu. Plusy i minusy.
Gorzej, kiedy sama twarz człowieka była jedną wielką maską. Umiejętność doskonałego maskowania gestów i myśli. To było jeszcze bardziej niebezpieczne niż normalna, fizyczna zasłona twarzy - dlatego, że była znacznie bardziej subtelna. W końcu większość osób, widząc spokojną twarz i uśmiech innego człowieka, od razu odczytywali sygnały że ta osoba jest przyjacielska, w dobrym nastroju i można w jej pobliżu poczuć się spokojniej. A tylko niektórzy byli w stanie zauważyć, kiedy takie sygnały były fałszowane. To trzeba było umieć wyczytać z aury.
A to jeszcze rzadsza umiejętność.
A co do poczucia humoru? On tam bezczelności nie odczuł. Szorstkość, może, ale nie bezczelność. Jeny, cóż za delikatność...
-Gdyby moja maska się śmiała, to czy nie byłoby to jeszcze bardziej niepokojące niż brak emocji? - powiedział uprzejmym tonem. - Osobiście wolałbym nie mieć sytuacji, w której ostatnią rzeczą którą widzę w swoim życiu jest bezduszna, śmiejąca się maska.
Inna sprawa, że coś takiego mogłoby być... zabójczo skuteczne. W końcu co lepiej podsycałoby legendę, niż bezcielesny uśmiech i zabójca, który otwarcie kpi z tych których życie odbiera? Kage o waratte. Śmiejący się cień. Żniwiarz, którego nikt nie chciałby napotkać przed swoim końcem.
Na stwierdzenie Asaki i Shikaruia, jakoby shinobi tak naprawdę nie był tylko narzędziem, a powinien raczej brać odpowiedzialność za swoje czyny, Yuki miał ochotę wzruszyć ramionami. Każdy miał prawo podejść do tematu inaczej. On sam wychodził ze znacznie prostszego założenia, zgodne z jego założeniami moralności - które to założenia nigdy go jak do tej pory nie zdradziły. A religia? Shinto przecież zawsze było tylko zbiorem historii, które ma uczyć dobrych decyzji - nigdy nie było w tej religii doktryn, wymuszających daną moralność i zachowania.
-Oczywiście. I ta wolna wola to jest właśnie to, co trzeba w sobie zamknąć, by stać się dobrym skrytobójcą. Nie do nas ma należeć decydowanie, czy ten cel powinien umrzeć czy nie. To jest kwestia zleceniodawcy. Poza tym, co nam da świadomość, że nasz cel jest dobrym rodzicem lub małżonkiem? Ta wiedza tylko osłabia naszą rękę. By nie zostać kozłem ofiarnym zaś - wystarczy nie dać się złapać, umieć kłamać, lub być gotowym na odpłacenie swojej nieskuteczności.
Opuścił na moment głowę.
-Oraz nigdy... NIGDY... nie wolno dopuścić do siebie emocji. Emocje to najgorsze, co można dopuścić do głosu w trakcie misji lub walki.
Rozłożył ręce na boki, w geście pokazujacym myśl "no i?".
-Nasza dusza i wolna wola rozpoznaje, czy to co robimy jest dobre czy złe. Moja dusza wie, że pozbawiam kogoś życia. Ale to nie jest moja decyzja by to uczynić - bo moje ciało wykonuje tylko zadanie. A misja jest najważniejsza. Moment, w którym sam, z własnej i nieprzymuszonej woli zadecyduję, że chcę kogoś zabić - wtedy mój honor, moja dusza zostają skalane ciężarem krwi tego człowieka. Bo to ja byłem zleceniodawcą. To ja byłem i nożem, i dzierżącym.
Następnie wysłuchał dalszej części wypowiedzi Asaki, która dokładniej opisała sytuację którą wcześniej przedstawiała jako teoretyczną. Po części domyślał się, że nie wymyśliłaby takiej historii z czapki - zapewne to były ich własne doświadczenia. A Natsume tylko przedstawił, co myślał o tego typu ruchach, i jak on by to spróbował rozwiązać. Jest wiele możliwych rozwiązań, i każdy zapewne patrzyłby na inne szczegóły, wypatrywałby innych poszlak. Sądząc z historii powiedzianej przez dziewczynę, oni wybrali taką sytuację, która ograniczyła ilość ofiar. I na to skinął głową z aprobatą - zrobili co w ich mocy, więc dobre i to. Kwestia wyboru. On postarałby się namówić na współpracę i wyleczenie. Chyba, że byłby na misji - zrobiłby wtedy dokładnie to, czego by po nim oczekiwano, i nic więcej.
Ponownie wzruszył ramionami. W sumie, nie obchodziło go czy to była manipulacja, prowokacja czy ki jeszcze inny pieron. Spojrzał jednak na moment na Shikaruia, który powiedział jedno zdanie na temat tego przesłuchania z opowieści Asaki.
-Tortury w celu uzyskania informacji to nie jest nic przyjemnego. Sam zazwyczaj najpierw opisuję celowi, że nie chcę tego robić, a później tylko przedstawiam jak działają narzędzia. Zwykle wystarczy, i nie trzeba zadawać więcej bólu niż to absolutnie konieczne. Zadawanie bólu powinno mieć przyczynę i cel.
Gorzej, kiedy sama twarz człowieka była jedną wielką maską. Umiejętność doskonałego maskowania gestów i myśli. To było jeszcze bardziej niebezpieczne niż normalna, fizyczna zasłona twarzy - dlatego, że była znacznie bardziej subtelna. W końcu większość osób, widząc spokojną twarz i uśmiech innego człowieka, od razu odczytywali sygnały że ta osoba jest przyjacielska, w dobrym nastroju i można w jej pobliżu poczuć się spokojniej. A tylko niektórzy byli w stanie zauważyć, kiedy takie sygnały były fałszowane. To trzeba było umieć wyczytać z aury.
A to jeszcze rzadsza umiejętność.
A co do poczucia humoru? On tam bezczelności nie odczuł. Szorstkość, może, ale nie bezczelność. Jeny, cóż za delikatność...
-Gdyby moja maska się śmiała, to czy nie byłoby to jeszcze bardziej niepokojące niż brak emocji? - powiedział uprzejmym tonem. - Osobiście wolałbym nie mieć sytuacji, w której ostatnią rzeczą którą widzę w swoim życiu jest bezduszna, śmiejąca się maska.
Inna sprawa, że coś takiego mogłoby być... zabójczo skuteczne. W końcu co lepiej podsycałoby legendę, niż bezcielesny uśmiech i zabójca, który otwarcie kpi z tych których życie odbiera? Kage o waratte. Śmiejący się cień. Żniwiarz, którego nikt nie chciałby napotkać przed swoim końcem.
Na stwierdzenie Asaki i Shikaruia, jakoby shinobi tak naprawdę nie był tylko narzędziem, a powinien raczej brać odpowiedzialność za swoje czyny, Yuki miał ochotę wzruszyć ramionami. Każdy miał prawo podejść do tematu inaczej. On sam wychodził ze znacznie prostszego założenia, zgodne z jego założeniami moralności - które to założenia nigdy go jak do tej pory nie zdradziły. A religia? Shinto przecież zawsze było tylko zbiorem historii, które ma uczyć dobrych decyzji - nigdy nie było w tej religii doktryn, wymuszających daną moralność i zachowania.
-Oczywiście. I ta wolna wola to jest właśnie to, co trzeba w sobie zamknąć, by stać się dobrym skrytobójcą. Nie do nas ma należeć decydowanie, czy ten cel powinien umrzeć czy nie. To jest kwestia zleceniodawcy. Poza tym, co nam da świadomość, że nasz cel jest dobrym rodzicem lub małżonkiem? Ta wiedza tylko osłabia naszą rękę. By nie zostać kozłem ofiarnym zaś - wystarczy nie dać się złapać, umieć kłamać, lub być gotowym na odpłacenie swojej nieskuteczności.
Opuścił na moment głowę.
-Oraz nigdy... NIGDY... nie wolno dopuścić do siebie emocji. Emocje to najgorsze, co można dopuścić do głosu w trakcie misji lub walki.
Rozłożył ręce na boki, w geście pokazujacym myśl "no i?".
-Nasza dusza i wolna wola rozpoznaje, czy to co robimy jest dobre czy złe. Moja dusza wie, że pozbawiam kogoś życia. Ale to nie jest moja decyzja by to uczynić - bo moje ciało wykonuje tylko zadanie. A misja jest najważniejsza. Moment, w którym sam, z własnej i nieprzymuszonej woli zadecyduję, że chcę kogoś zabić - wtedy mój honor, moja dusza zostają skalane ciężarem krwi tego człowieka. Bo to ja byłem zleceniodawcą. To ja byłem i nożem, i dzierżącym.
Następnie wysłuchał dalszej części wypowiedzi Asaki, która dokładniej opisała sytuację którą wcześniej przedstawiała jako teoretyczną. Po części domyślał się, że nie wymyśliłaby takiej historii z czapki - zapewne to były ich własne doświadczenia. A Natsume tylko przedstawił, co myślał o tego typu ruchach, i jak on by to spróbował rozwiązać. Jest wiele możliwych rozwiązań, i każdy zapewne patrzyłby na inne szczegóły, wypatrywałby innych poszlak. Sądząc z historii powiedzianej przez dziewczynę, oni wybrali taką sytuację, która ograniczyła ilość ofiar. I na to skinął głową z aprobatą - zrobili co w ich mocy, więc dobre i to. Kwestia wyboru. On postarałby się namówić na współpracę i wyleczenie. Chyba, że byłby na misji - zrobiłby wtedy dokładnie to, czego by po nim oczekiwano, i nic więcej.
Ponownie wzruszył ramionami. W sumie, nie obchodziło go czy to była manipulacja, prowokacja czy ki jeszcze inny pieron. Spojrzał jednak na moment na Shikaruia, który powiedział jedno zdanie na temat tego przesłuchania z opowieści Asaki.
-Tortury w celu uzyskania informacji to nie jest nic przyjemnego. Sam zazwyczaj najpierw opisuję celowi, że nie chcę tego robić, a później tylko przedstawiam jak działają narzędzia. Zwykle wystarczy, i nie trzeba zadawać więcej bólu niż to absolutnie konieczne. Zadawanie bólu powinno mieć przyczynę i cel.
0 x
- Asaka
- Postać porzucona
- Posty: 1496
- Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
- Wiek postaci: 27
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
- Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5564
- Aktualna postać: Airan
Re: Niedaleko za krzaczkiem - okolice wioski
Nie wiedziała teraz, czy tutaj mieli jakieś podwójne standardy w rozmowie czy co, ale ona musiała bezbłędnie odczytywać intencje i ironie zamaskowanego mężczyzny, za to on najwyraźniej był z tego zwolniony i nic nie musiał. Chociaż miał ułatwione zadanie po stokroć. Asaka nie wiedziała już teraz czy ma do czynienia z totalnym lenistwem, olewactwem czy z kimś, kto kreuje się na inteligentnego i oczytanego, a tak naprawdę to tylko farsa. Maska.
- To był sarkazm. I sugestia, że trudno rozmawia się z kimś, kogo twarzy nie widać, i nie można odczytać intencji – kobieta lekko zacisnęła usta, wyraźnie podirytowana przebiegiem rozmowy i tym, że Kensei zupełnie nie łapał jakim utrudnieniem był teraz dla innych. Choć może było to celowe, a on sam świetnie się przy tym bawił? Nie wiedziała. Prawdą było jednak to, że białowłosa zaczynała się tym męczyć, tak jak często męczyła się po trzech sekundach rozmowy z bardzo gadatliwymi, skupionymi na sobie ludźmi. I… co trochę zabawne i nawet paradoksalne – to w Kenseiu zaczynała dostrzegać te cechy właśnie. Bycia skupionym na sobie, nie oglądania reszty otaczającego go świata. Ja, ja, ja. Nie słuchał, albo celowo przeinaczał jej słowa, co dla Asaki było wyjątkowo drażniące, bo nie znosiła w taki sposób prowadzić rozmowy. Bo i po co? Skoro rozmówca wszystko wiedział sam najlepiej i nie słuchał, albo starał się zdenerwować drugą osobę – to była dla niej zwykła strata czasu. Zabawne, bo gdy Shikarui próbował wbijać jej tak szpile gdy się poznali – żadna mu nie wyszła. Albo nie starał się należycie, albo było to zwyczajnie przeznaczenie, bo teraz mogli siedzieć ramię w ramię i ufać sobie wzajemnie. Wiedziała, jakie Shiki miewał rozterki. Wiedziała, że wielu rzeczy nie rozumiał, bo były to dla niego zagadnienia całkowicie abstrakcyjne. Wiedziała, że nie miał w sobie empatii, choć odnosiła wrażenie, ze jeśli chodziło o nią – to ją miał i wcale nie zdawał sobie z tego sprawy. Shiki… Nie był taki zimny, jaki wydawał się na pierwszy, drugi i trzydziesty rzut oka. Miał w sobie ciepło i czułość, ale były skryte w nim bardzo głęboko i zarezerwowane na prywatnie spędzany ze sobą czas.
- Nie. Ale jak ma umrzeć to już nasza wola, prawda? Nie zleceniodawcy, tylko nasza własna. Nie ważne jak nie ubierzesz tego w słowa, nie zmieni to faktu, ze jesteśmy tak samo współodpowiedzialni. Sztylet nie ma wyboru, może tylko ciąć i kłuć. My mamy wybór. Tysiące wyborów. Jedne bardziej, drugie mniej bolesne. Choć jak mówiłam, niesamowicie to wygodne. Gdy ktoś płaci to wszystko jedno, ale jak przypadkiem kogoś zepchniesz ze skarpy to nagle dusza krzyczy, a na honorze widnieje wielka plama? A jak zlecenie mówi o zabiciu kogoś ci drogiego, to co? – prychnęła pod nosem, całkowicie zażenowana tą rozmową. - Prosty sposób, by na koniec swojego życia być całkiem samemu. I nic za sobą nie pozostawić. Emocje zaś sprawiają, że pamiętamy, że i nasze życie jest ważne. Przedmiotów to nie dotyczy, bo nie mają życia. Zniszczą się? A co ich to obchodzi. A człowiek chce żyć. Każdy – a potem uniosła brwi i wręcz skopiowała ruch Natsumego, bo też rozłożyła ręce na boki, albo raczej rozłożyła jedną i wzruszyła ramionami, bo drugą dłonią nadal trzymała Shikiego za rękę. - To się zdaje się nazywa oszukiwaniem samego siebie. Ale jak sam mówiłeś – historia sama wystawi ocenę. Historia i bogowie – dodała jeszcze, bo sama była dość wierząca, co mogło nie być takie oczywiste na pierwszy rzut oka. I to wcale nie było tak, że Asaka nie rozumiała metafor. Rozumiała, tyle, że nieczęsto sama się nimi posługiwała, a czasami uważała, że niepotrzebnie komplikowały sprawę. Sztylet oczywiście też był tylko metaforą, ale skoro już z nim zaczęli, to równie dobrze mogli na nim skończyć. Clou było takie, że człowiek, shinobi to nie przedmiot. Kropka. Bez ale.
No i? No i to i. Złotooka całkowicie straciła zainteresowanie dalszą rozmową, bo mężczyzna nie dość, że nie szanował zdania drugiej osoby, to jeszcze miał je zupełnie gdzieś, co pokazywał tymi swoimi gestami. Asaka była na tym punkcie lekko przewrażliwiona. Ta, pewnie można było powiedzieć, że ma kija w rzyci – po części tak było, choć dotyczyło to tylko niektórych tematów. W innych była absolutnie otwarta. I nie widziała w tym nic złego. Miała swój kompas moralny, bardzo giętki, ale pewne rzeczy były stałe i można było wiedzieć czego się spodziewać; tenże kompas pozwalał jej iść przez życie godnie. Wiedziała, że tylko przez to się nie zatraciła. Niczego nie żałowała. Natsume pewnie też nie żałował – i na zdrowie mu! Tylko że byle jak najdalej od niej, bo dziewczyna zadecydowała, że nie chce mieć z mężczyzną nic wspólnego.
- Są subtelniejsze sposoby niż tortury – powiedziała jedynie w odpowiedzi. Nadal mężczyzna nie miał całego obrazu sytuacji, nie wiedział, że nie było możliwości na jakąkolwiek współpracę, bo gość po prostu współpracować nie chciał. I pokazał to bardzo, baaardzo dobitnie. Cholerni Aburame – jeszcze trochę i Asaka zacznie w każdym przelatującym robaczku widzieć Aburame z trucizną. Chociaż może to nie Aburame byli problemem a jakaś Akiyama i Złota Łuska.
- Miło się gawędziło, Kensei-san – nieprawda. - Ale przed nami długa droga. Czas nam wynająć transport i wracać do domu, bo stęskniłam się już za Daishi – jeszcze jedno potwierdzenie skąd pochodzą. Sam koniec kontynentu. Kraina gór i jezior, szczytów i dolin. I całkiem długiej linii brzegowej. - Co powiesz, Shikarui? – do męża zwracała się bez honoryfikantów, nie dlatego, że nie darzyła go szacunkiem, a dlatego, że wręcz przeciwnie.
- To był sarkazm. I sugestia, że trudno rozmawia się z kimś, kogo twarzy nie widać, i nie można odczytać intencji – kobieta lekko zacisnęła usta, wyraźnie podirytowana przebiegiem rozmowy i tym, że Kensei zupełnie nie łapał jakim utrudnieniem był teraz dla innych. Choć może było to celowe, a on sam świetnie się przy tym bawił? Nie wiedziała. Prawdą było jednak to, że białowłosa zaczynała się tym męczyć, tak jak często męczyła się po trzech sekundach rozmowy z bardzo gadatliwymi, skupionymi na sobie ludźmi. I… co trochę zabawne i nawet paradoksalne – to w Kenseiu zaczynała dostrzegać te cechy właśnie. Bycia skupionym na sobie, nie oglądania reszty otaczającego go świata. Ja, ja, ja. Nie słuchał, albo celowo przeinaczał jej słowa, co dla Asaki było wyjątkowo drażniące, bo nie znosiła w taki sposób prowadzić rozmowy. Bo i po co? Skoro rozmówca wszystko wiedział sam najlepiej i nie słuchał, albo starał się zdenerwować drugą osobę – to była dla niej zwykła strata czasu. Zabawne, bo gdy Shikarui próbował wbijać jej tak szpile gdy się poznali – żadna mu nie wyszła. Albo nie starał się należycie, albo było to zwyczajnie przeznaczenie, bo teraz mogli siedzieć ramię w ramię i ufać sobie wzajemnie. Wiedziała, jakie Shiki miewał rozterki. Wiedziała, że wielu rzeczy nie rozumiał, bo były to dla niego zagadnienia całkowicie abstrakcyjne. Wiedziała, że nie miał w sobie empatii, choć odnosiła wrażenie, ze jeśli chodziło o nią – to ją miał i wcale nie zdawał sobie z tego sprawy. Shiki… Nie był taki zimny, jaki wydawał się na pierwszy, drugi i trzydziesty rzut oka. Miał w sobie ciepło i czułość, ale były skryte w nim bardzo głęboko i zarezerwowane na prywatnie spędzany ze sobą czas.
- Nie. Ale jak ma umrzeć to już nasza wola, prawda? Nie zleceniodawcy, tylko nasza własna. Nie ważne jak nie ubierzesz tego w słowa, nie zmieni to faktu, ze jesteśmy tak samo współodpowiedzialni. Sztylet nie ma wyboru, może tylko ciąć i kłuć. My mamy wybór. Tysiące wyborów. Jedne bardziej, drugie mniej bolesne. Choć jak mówiłam, niesamowicie to wygodne. Gdy ktoś płaci to wszystko jedno, ale jak przypadkiem kogoś zepchniesz ze skarpy to nagle dusza krzyczy, a na honorze widnieje wielka plama? A jak zlecenie mówi o zabiciu kogoś ci drogiego, to co? – prychnęła pod nosem, całkowicie zażenowana tą rozmową. - Prosty sposób, by na koniec swojego życia być całkiem samemu. I nic za sobą nie pozostawić. Emocje zaś sprawiają, że pamiętamy, że i nasze życie jest ważne. Przedmiotów to nie dotyczy, bo nie mają życia. Zniszczą się? A co ich to obchodzi. A człowiek chce żyć. Każdy – a potem uniosła brwi i wręcz skopiowała ruch Natsumego, bo też rozłożyła ręce na boki, albo raczej rozłożyła jedną i wzruszyła ramionami, bo drugą dłonią nadal trzymała Shikiego za rękę. - To się zdaje się nazywa oszukiwaniem samego siebie. Ale jak sam mówiłeś – historia sama wystawi ocenę. Historia i bogowie – dodała jeszcze, bo sama była dość wierząca, co mogło nie być takie oczywiste na pierwszy rzut oka. I to wcale nie było tak, że Asaka nie rozumiała metafor. Rozumiała, tyle, że nieczęsto sama się nimi posługiwała, a czasami uważała, że niepotrzebnie komplikowały sprawę. Sztylet oczywiście też był tylko metaforą, ale skoro już z nim zaczęli, to równie dobrze mogli na nim skończyć. Clou było takie, że człowiek, shinobi to nie przedmiot. Kropka. Bez ale.
No i? No i to i. Złotooka całkowicie straciła zainteresowanie dalszą rozmową, bo mężczyzna nie dość, że nie szanował zdania drugiej osoby, to jeszcze miał je zupełnie gdzieś, co pokazywał tymi swoimi gestami. Asaka była na tym punkcie lekko przewrażliwiona. Ta, pewnie można było powiedzieć, że ma kija w rzyci – po części tak było, choć dotyczyło to tylko niektórych tematów. W innych była absolutnie otwarta. I nie widziała w tym nic złego. Miała swój kompas moralny, bardzo giętki, ale pewne rzeczy były stałe i można było wiedzieć czego się spodziewać; tenże kompas pozwalał jej iść przez życie godnie. Wiedziała, że tylko przez to się nie zatraciła. Niczego nie żałowała. Natsume pewnie też nie żałował – i na zdrowie mu! Tylko że byle jak najdalej od niej, bo dziewczyna zadecydowała, że nie chce mieć z mężczyzną nic wspólnego.
- Są subtelniejsze sposoby niż tortury – powiedziała jedynie w odpowiedzi. Nadal mężczyzna nie miał całego obrazu sytuacji, nie wiedział, że nie było możliwości na jakąkolwiek współpracę, bo gość po prostu współpracować nie chciał. I pokazał to bardzo, baaardzo dobitnie. Cholerni Aburame – jeszcze trochę i Asaka zacznie w każdym przelatującym robaczku widzieć Aburame z trucizną. Chociaż może to nie Aburame byli problemem a jakaś Akiyama i Złota Łuska.
- Miło się gawędziło, Kensei-san – nieprawda. - Ale przed nami długa droga. Czas nam wynająć transport i wracać do domu, bo stęskniłam się już za Daishi – jeszcze jedno potwierdzenie skąd pochodzą. Sam koniec kontynentu. Kraina gór i jezior, szczytów i dolin. I całkiem długiej linii brzegowej. - Co powiesz, Shikarui? – do męża zwracała się bez honoryfikantów, nie dlatego, że nie darzyła go szacunkiem, a dlatego, że wręcz przeciwnie.
0 x
赤 · 水 · 晶

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: Niedaleko za krzaczkiem - okolice wioski
Namalowanie na masce uśmiechu wydawało się całkiem niezłym pomysłem na rozluźnienie atmosfery. To znaczy - nie prawdziwe namalowanie, tylko te słowne, taki żarcik, trochę nachmurzony, bo mimo wszystko Asaka ciągle trawiła słowa Natsume, które nie uznała za śmieszny żart. Tak jak najwyraźniej za śmieszny żart Natsume nie uznał tego pomalowania. Ach, cóż. Wszystko tutaj zaczynało się jakoś dziwnie układać. Wszystkie te słowa, gesty, uśmiechy. Skrzywienia. Urażone dumy i te, które dumy nie miały. Asaka dość często nie lubiła osób, które napotykali. Shikarui nie miał nawet szansy na ocenienie, czy lubi Natsume czy raczej za nim nie przepada. Skupiał się na tym, by kalkulować. Nie na tym, czy lubi czy nie lubi, to nie miało żadnego znaczenia. Znaczenia miał pierwotny strach, który ciągle błyskał ostrzegawczo pod kopułą jego umysłu i nakazywał przelewać energię na rzeczy inne niż słodkie, codzienne pogawędki. Zwłaszcza, że atmosfera robiła się gęstsza. Nie żeby to odczuwał, to zdenerwowanie białowłosej, ale je widział po jej gestach. Czytanie ze złotookiej nigdy nie stanowiło dla niego żadnego problemu.
Logika Natsume była bardzo, bardzo wygodna, tylko Shikarui nie do końca rozumiał, dlaczego szukał dziwnych usprawiedliwień dla swoich czynów. Bo to, co należy oddać, żeby być dobrym w swoim fachu - no oczywiście, ninja to broń, broń nie ma wolnej woli, nie ma sumienia. Ale on upierał się, że sumienie ma. Chowa je i wyciąga, kiedy jest to wygodne. Kiedy przestaje przeszkadzać. To była hipokryzja, rzecz jasna, ale tak jak z większością rzeczy - czarnowłosy miał na to wywalone, on nie oceniał, on po prostu akceptował. I znów ta sama śpiewka, że coś jest nieważne. Bo nieważne, co sobie Natsume myślał. Ważne było to, że był dobry w tym, co robił. Filozofie i inne takie, aaa, tym można było się przejmować, kiedy kogoś lubisz. Nie w momencie, w którym oceniasz swoje siły przeciwko jego siłom.
- Oczywiście. - Uśmiechnął się, podnosząc. - Dziękujemy za pogawędkę. To zaszczyt poznać wojownika, który przemierzył świat wzdłuż i wszerz. A pingwiny były zdumiewające! - Przyznał, jakby z ożywieniem, spoglądając na rysunek na ziemi. Ten zrobiony obok krwi, która miała za zadanie pożegnać dawno zmarłego towarzysza. Zaczął zbierać wszystkie rzeczy, wypadało do końca dopić herbatę. Zamierzał zrobić jeszcze jedną rzecz. Tą, która miała mu zdradzić pewien sekret. Maleńki sekrecik... ale to jeszcze nie teraz.
- Zostawię jeszcze wiadomość w karczmie, jeśli pozwolisz. W razie gdyby Toshiro wrócił. - Musieli i tak cofnąć się do miasta po transport dla krów. Od bramy do karczmy nie było długiej drogi. Mimo wszystko, nawet jeśli Asaka była na niego zła, czarnowłosy uznał, że dobrze byłoby poinformować chłopaka, że już ruszają w dalszą drogę. Żeby czasem nie miał potem zachodzić w głowę, czy coś im się stało, czy ich szukać czy też nie. On pewnie by tak pomyślał.
Nie wtykał już nosa w ich rozmowę. Zeszła ona na bardzo przedziwną, przynajmniej dla niego, wymianę zdań, która oscylowała wokół tematów, jakich nie poruszał dobrowolnie. Przynajmniej nie w takich warunkach, jakie mieli tutaj. Takich, które nie uznawał wcale za w pełni przyjacielskie. Mimo tego, że zarówno Asaka jak i Natsume dalecy byli do sięgania po broń, do jakichkolwiek kłótni, to jednak... to jednak Shikarui powinien teraz się zacząć zastanawiać, jakim cudem żona go toleruje, skoro jego podejście do życia było jeszcze gorsze niż te, które prezentował sobą białowłosy nieznajomy. Powinien - a jednak tego nie robił. Była bardzo pewien swojej pozycji i uczuć, jakie Asaka względem niego żywiła. Były jego energią, pochłaniał ją jak pasożyt żerujący na drugim organizmie. Złotooka przy tym nie wydawała się wcale wyczerpana, wręcz przeciwnie - miała się kwitnąco jako szczęśliwa żona. Ale prawdą było też, że nie był pasożytem, bo nie brał. Dawał bardzo wiele. I bardzo wiele własnej energii poświęcał, aby wszystko było tak, jak tego sam chciał.
Logika Natsume była bardzo, bardzo wygodna, tylko Shikarui nie do końca rozumiał, dlaczego szukał dziwnych usprawiedliwień dla swoich czynów. Bo to, co należy oddać, żeby być dobrym w swoim fachu - no oczywiście, ninja to broń, broń nie ma wolnej woli, nie ma sumienia. Ale on upierał się, że sumienie ma. Chowa je i wyciąga, kiedy jest to wygodne. Kiedy przestaje przeszkadzać. To była hipokryzja, rzecz jasna, ale tak jak z większością rzeczy - czarnowłosy miał na to wywalone, on nie oceniał, on po prostu akceptował. I znów ta sama śpiewka, że coś jest nieważne. Bo nieważne, co sobie Natsume myślał. Ważne było to, że był dobry w tym, co robił. Filozofie i inne takie, aaa, tym można było się przejmować, kiedy kogoś lubisz. Nie w momencie, w którym oceniasz swoje siły przeciwko jego siłom.
- Oczywiście. - Uśmiechnął się, podnosząc. - Dziękujemy za pogawędkę. To zaszczyt poznać wojownika, który przemierzył świat wzdłuż i wszerz. A pingwiny były zdumiewające! - Przyznał, jakby z ożywieniem, spoglądając na rysunek na ziemi. Ten zrobiony obok krwi, która miała za zadanie pożegnać dawno zmarłego towarzysza. Zaczął zbierać wszystkie rzeczy, wypadało do końca dopić herbatę. Zamierzał zrobić jeszcze jedną rzecz. Tą, która miała mu zdradzić pewien sekret. Maleńki sekrecik... ale to jeszcze nie teraz.
- Zostawię jeszcze wiadomość w karczmie, jeśli pozwolisz. W razie gdyby Toshiro wrócił. - Musieli i tak cofnąć się do miasta po transport dla krów. Od bramy do karczmy nie było długiej drogi. Mimo wszystko, nawet jeśli Asaka była na niego zła, czarnowłosy uznał, że dobrze byłoby poinformować chłopaka, że już ruszają w dalszą drogę. Żeby czasem nie miał potem zachodzić w głowę, czy coś im się stało, czy ich szukać czy też nie. On pewnie by tak pomyślał.
Nie wtykał już nosa w ich rozmowę. Zeszła ona na bardzo przedziwną, przynajmniej dla niego, wymianę zdań, która oscylowała wokół tematów, jakich nie poruszał dobrowolnie. Przynajmniej nie w takich warunkach, jakie mieli tutaj. Takich, które nie uznawał wcale za w pełni przyjacielskie. Mimo tego, że zarówno Asaka jak i Natsume dalecy byli do sięgania po broń, do jakichkolwiek kłótni, to jednak... to jednak Shikarui powinien teraz się zacząć zastanawiać, jakim cudem żona go toleruje, skoro jego podejście do życia było jeszcze gorsze niż te, które prezentował sobą białowłosy nieznajomy. Powinien - a jednak tego nie robił. Była bardzo pewien swojej pozycji i uczuć, jakie Asaka względem niego żywiła. Były jego energią, pochłaniał ją jak pasożyt żerujący na drugim organizmie. Złotooka przy tym nie wydawała się wcale wyczerpana, wręcz przeciwnie - miała się kwitnąco jako szczęśliwa żona. Ale prawdą było też, że nie był pasożytem, bo nie brał. Dawał bardzo wiele. I bardzo wiele własnej energii poświęcał, aby wszystko było tak, jak tego sam chciał.
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
- Asaka
- Postać porzucona
- Posty: 1496
- Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
- Wiek postaci: 27
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
- Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5564
- Aktualna postać: Airan
Re: Niedaleko za krzaczkiem - okolice wioski
To nie był śmieszny żart. Jej słowa już dawno przestały oscylować wokół żartów i prób rozładowania napiętej atmosfery. Może i nie była prawdziwie napięta, ale Asaka ją za taką odczuwała, zirytowana rozmówcą, jego obojętnością, hipokryzją i nadinterpretacją. I to nie miało być odebrane jako śmieszny żart. Nie miało być odebrane również jako ten nieśmieszny. To był sarkazm w najczystszej postaci, coś, z czym Shiki miewał problemy aż do teraz, choć bardzo się starał. I nietrudno było zobaczyć niezadowolenie na twarzy Asaki. To, jak w dół wyginały się jej usta, a ciemne brwi schodziły do siebie w nieco drapieżnym wyrazie, może jednak bardziej zirytowanym. A jej czoło było zmarszczone, nachmurzone, tak jak i ona była nachmurzona. Tak, teraz już z pewnością oceniła Natsumego. Wsadziła jego osobę do jednej z szuflad w swojej głowie, opatrzonej karteczką z napisem „nadęty bufon” – i zasunęła mebelek.
Lubiła wygodne życie, doceniała je tym bardziej, że wiedziała doskonale, jak bardzo można dostać w dupsko i stracić wszystko w ciągu… Miesiąca. Tygodnia. Jednego wieczoru. I jak długo trzeba później szukać swojego miejsca na ziemi. I ile czasu zajmuje pozostawienie przeszłości za plecami tak, by nie kąsała. Lubiła więc wygodne życie, lubiła wygodne do niego podejście. Nie przejmowanie się wszystkim i wszystkimi. Lubiła, gdy sumienie nie dawało o sobie znać. Ale tak się nie dało w całości. Nie przejmowanie się wszystkim oznaczało obojętność. Życie było wtedy jałowe. Emocje niedostatecznie mocne, nic nie warte. To, za czym Shikarui tak gonił, to do czego tak lgnął – do tej wyrazistości – nie zawierało się w sumieniu, które było nieczułe na wszystkie zrywy. Nie zawierało się w osobie, której moralność była tak zobojętniała, znieczulona. Pusta. Ta jedna Wilczyca nie płakała nad każdym, w kogo trafił jej kunai. Nie płakała nad tym, że musi go w ogóle unieść. Czasami, częściej niż czasami właściwie, nie było innego wyboru i nie było nad czym się smucić. Tak wyglądało życie. Tak trzeba było, jeśli chciało się mieć za co kupić nową broń, ubranie, jedzenie. Nie żałowała tego. Lubiła bycie kunoichi, lubiła pracę dla siebie, jeszcze bardziej dla swojego klanu, dla którego była w stanie poświęcić wiele (choć na pewno nie wszystko). Były jednak sprawy dla niej ważne, dla których była w stanie spojrzeć na drugą osobę inaczej – jak na Reirę, która była irytująco męcząca, choć była zleceniodawcą. Była żałosna w swoim zachowaniu. Ale brało się to z jej miłości do rodziny. To mogła zrozumieć i z chęcią nadstawiała za nią karku, by do tej rodziny dotarła. To było tego warte. Nadstawiłaby go również za swoją rodzinę. Za Shikiego, choć gdyby miała wybór, to wolałaby tego nie robić i po prostu uciec z nim, jeśli byłaby taka możliwość, a sytuacja tego wymagała, bo mogliby stracić życie. Bo nie warto było umierać i zostawiać drugą osobę samotnie. Egoistycznie nadstawić karku, byle druga osoba przeżyła i nosiła w sercu smutek, że tej drugiej już nie ma. Mówiła o tym Shikiemu. W Asace było mało szlachetnych rzeczy, ale nie było w niej obojętności. Jej emocje były mocne i jasne. Nienawidziła z pasją i kochała do bólu. Choć na co dzień wydawała się taka spokojna. Naiwna, głupiutka wręcz. Nie wyciągała jednak swojego sumienia po misji i nie chowała go w ich trakcie.
Kiwnęła głową i lekko wysunęła dłoń z uścisku męża. Podniosła kubek z ziemi i sama dopiła herbatę, teraz już w ciszy, przyglądając się płomieniom z ogniska. Ich kolorom. Asaka sama była jak ten płomień, temperamentna, ognista, chociaż w walce zupełnie nic z ogniem nie miała wspólnego. Po wszystkim oddała kubek i jeszcze raz podziękowała za rozmowę i towarzystwo. Wstała i lekko skłoniła głowę.
- Owocnych łowów, Kensei-san. Obyś niedługo odwiedził miejsce, za którym tak tęsknisz – uniosła głowę i schyliła się, by podnieść z ziemi złożony wachlarz, który zaraz zamocowała na grubym pasku biegnącym na ukos jej tułowia przez ramię. Strzepnęła długie, srebrzystobiałe włosy na plecy jednym ruchem dłoni i westchnęła głęboko, krótko.
- Jasne. Nie jego sprawa co robimy, ale jak chcesz – Shikarui naprawdę wydawał się lubić Toshiro. Jaka szkoda. Bo z nim, obecnie, złotooka też nie chciała mieć nic wspólnego.
Odwróciła się do Kenseia plecami i podeszła do krówek. Te leżały sobie na trawce i machały ogonkami na boki. Nie zadała sobie nawet trudu by wyciągnąć szpikulec z ziemi, jedna jej myśl, a ten rozpadł się w drobny, kryształowy mak. Kobieta szybko porwała sznury przywiązany do kantarów krówek i pociągnęła lekko, dając do zrozumienia, że koniec tego leżenia w trawce. Do Ryuzaku na szczęście nie było już tak daleko.
Tak, dziwne, że nie była w stanie wytrzymać rozmowy z Natsume, a tolerowała Shikiego. Jego brutalność, jego pociąg do krwi. Jego całkowity brak sumienia. Może dlatego, że nie był hipokrytą. Może dlatego, że widziała na własne oczy, że gdy chodziło o nią czy o coś, co było dla niej drogie czy ważne – to misja nie stawała wtedy na pierwszym miejscu. Nie starał się ich wykonać na milion procent, nie ważne jakim kosztem. Może dlatego, że wiedziała, że chciał się od niej nauczyć jak żyć godnie. Pamiętała tę rozmowę tak, jakby przeprowadzili ją wczoraj a to było… Tak dawno temu. Tak, tolerowała go. Choć nie tolerowała wszystkiego, co robił. Gdyby tak było, to nigdy nie mieliby spięć, a te u nich wystąpiły… Kilka razy. Mało. Rzadko. Ale były. Zgrzyty jawiące się ostrą, jasną, jaskrawą kreską na ich relacji. A może była po prostu ślepa w swoich uczuciach do niego. Miłość to przecież robiła z ludźmi – zaślepiała. Wygłuszała. A Asaka kochała go mocno.
Uniosła jeszcze rękę na pożegnanie z Natsume, czy raczej Kenseiem, tajemniczym nieznajomym i poprowadziła krówki na drogę, czekając jeszcze tylko aż Shikarui do niej dołączy.
[z/t]
Lubiła wygodne życie, doceniała je tym bardziej, że wiedziała doskonale, jak bardzo można dostać w dupsko i stracić wszystko w ciągu… Miesiąca. Tygodnia. Jednego wieczoru. I jak długo trzeba później szukać swojego miejsca na ziemi. I ile czasu zajmuje pozostawienie przeszłości za plecami tak, by nie kąsała. Lubiła więc wygodne życie, lubiła wygodne do niego podejście. Nie przejmowanie się wszystkim i wszystkimi. Lubiła, gdy sumienie nie dawało o sobie znać. Ale tak się nie dało w całości. Nie przejmowanie się wszystkim oznaczało obojętność. Życie było wtedy jałowe. Emocje niedostatecznie mocne, nic nie warte. To, za czym Shikarui tak gonił, to do czego tak lgnął – do tej wyrazistości – nie zawierało się w sumieniu, które było nieczułe na wszystkie zrywy. Nie zawierało się w osobie, której moralność była tak zobojętniała, znieczulona. Pusta. Ta jedna Wilczyca nie płakała nad każdym, w kogo trafił jej kunai. Nie płakała nad tym, że musi go w ogóle unieść. Czasami, częściej niż czasami właściwie, nie było innego wyboru i nie było nad czym się smucić. Tak wyglądało życie. Tak trzeba było, jeśli chciało się mieć za co kupić nową broń, ubranie, jedzenie. Nie żałowała tego. Lubiła bycie kunoichi, lubiła pracę dla siebie, jeszcze bardziej dla swojego klanu, dla którego była w stanie poświęcić wiele (choć na pewno nie wszystko). Były jednak sprawy dla niej ważne, dla których była w stanie spojrzeć na drugą osobę inaczej – jak na Reirę, która była irytująco męcząca, choć była zleceniodawcą. Była żałosna w swoim zachowaniu. Ale brało się to z jej miłości do rodziny. To mogła zrozumieć i z chęcią nadstawiała za nią karku, by do tej rodziny dotarła. To było tego warte. Nadstawiłaby go również za swoją rodzinę. Za Shikiego, choć gdyby miała wybór, to wolałaby tego nie robić i po prostu uciec z nim, jeśli byłaby taka możliwość, a sytuacja tego wymagała, bo mogliby stracić życie. Bo nie warto było umierać i zostawiać drugą osobę samotnie. Egoistycznie nadstawić karku, byle druga osoba przeżyła i nosiła w sercu smutek, że tej drugiej już nie ma. Mówiła o tym Shikiemu. W Asace było mało szlachetnych rzeczy, ale nie było w niej obojętności. Jej emocje były mocne i jasne. Nienawidziła z pasją i kochała do bólu. Choć na co dzień wydawała się taka spokojna. Naiwna, głupiutka wręcz. Nie wyciągała jednak swojego sumienia po misji i nie chowała go w ich trakcie.
Kiwnęła głową i lekko wysunęła dłoń z uścisku męża. Podniosła kubek z ziemi i sama dopiła herbatę, teraz już w ciszy, przyglądając się płomieniom z ogniska. Ich kolorom. Asaka sama była jak ten płomień, temperamentna, ognista, chociaż w walce zupełnie nic z ogniem nie miała wspólnego. Po wszystkim oddała kubek i jeszcze raz podziękowała za rozmowę i towarzystwo. Wstała i lekko skłoniła głowę.
- Owocnych łowów, Kensei-san. Obyś niedługo odwiedził miejsce, za którym tak tęsknisz – uniosła głowę i schyliła się, by podnieść z ziemi złożony wachlarz, który zaraz zamocowała na grubym pasku biegnącym na ukos jej tułowia przez ramię. Strzepnęła długie, srebrzystobiałe włosy na plecy jednym ruchem dłoni i westchnęła głęboko, krótko.
- Jasne. Nie jego sprawa co robimy, ale jak chcesz – Shikarui naprawdę wydawał się lubić Toshiro. Jaka szkoda. Bo z nim, obecnie, złotooka też nie chciała mieć nic wspólnego.
Odwróciła się do Kenseia plecami i podeszła do krówek. Te leżały sobie na trawce i machały ogonkami na boki. Nie zadała sobie nawet trudu by wyciągnąć szpikulec z ziemi, jedna jej myśl, a ten rozpadł się w drobny, kryształowy mak. Kobieta szybko porwała sznury przywiązany do kantarów krówek i pociągnęła lekko, dając do zrozumienia, że koniec tego leżenia w trawce. Do Ryuzaku na szczęście nie było już tak daleko.
Tak, dziwne, że nie była w stanie wytrzymać rozmowy z Natsume, a tolerowała Shikiego. Jego brutalność, jego pociąg do krwi. Jego całkowity brak sumienia. Może dlatego, że nie był hipokrytą. Może dlatego, że widziała na własne oczy, że gdy chodziło o nią czy o coś, co było dla niej drogie czy ważne – to misja nie stawała wtedy na pierwszym miejscu. Nie starał się ich wykonać na milion procent, nie ważne jakim kosztem. Może dlatego, że wiedziała, że chciał się od niej nauczyć jak żyć godnie. Pamiętała tę rozmowę tak, jakby przeprowadzili ją wczoraj a to było… Tak dawno temu. Tak, tolerowała go. Choć nie tolerowała wszystkiego, co robił. Gdyby tak było, to nigdy nie mieliby spięć, a te u nich wystąpiły… Kilka razy. Mało. Rzadko. Ale były. Zgrzyty jawiące się ostrą, jasną, jaskrawą kreską na ich relacji. A może była po prostu ślepa w swoich uczuciach do niego. Miłość to przecież robiła z ludźmi – zaślepiała. Wygłuszała. A Asaka kochała go mocno.
Uniosła jeszcze rękę na pożegnanie z Natsume, czy raczej Kenseiem, tajemniczym nieznajomym i poprowadziła krówki na drogę, czekając jeszcze tylko aż Shikarui do niej dołączy.
[z/t]
0 x
赤 · 水 · 晶

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: Niedaleko za krzaczkiem - okolice wioski
Wszystko zostało popakowane. Kawałek po kawałku, jeszcze oddając się ostatnim słowom, słówkom, pożegnaniom. To, że nie odczuwał napięcia, jakie oblekało ciało Asaki nie oznaczało, że go nie widział. Widział doskonale, dlatego nie zwijał rzeczy ślamazarnie, jak to potrafił zazwyczaj robić. Typowy mężczyzna - na wszystko miał czas, Shikarui nie był w tym wcale lepszy od jakiegokolwiek przedstawiciela swojej płci. Na szczęście jednak wiedział, kiedy są momenty, w których lepiej zrobić coś szybko i uniknąć dzięki temu niepotrzebnych spięć. Jak teraz. Tak i teraz zresztą bardzo chętnie się wysilał do szybszego poruszania, żeby oddalić się od obiektu, który wzbudzał w nim naprawdę dużą dozę niepokoju. Pieczętował ich podręczny sprzęt, wyczyścił filiżanki w jeziorze, aby nie pozostał na nich zapach herbaty. W przeciwieństwie do białowłosej mógł naprawdę powiedzieć, że było miło. Rozumiał sposób myślenia Natsume. Był, do pewnej części, całkowicie naturalny. Tym był shinobi - produktem wojny. Istotą przystosowaną do zabijania. Mieczem i tarczą. Tylko że, z drugiej strony, czarnowłosy nie widział tylko krańca misji na swoim celu. On na tym krańcu widział tylko i wyłącznie własną korzyść. Trenowali go do tego, by być bezwzględnie posłusznym, ale widzisz, to nigdy nie było takie proste. Smoki mają to do siebie, że możesz się z nimi zaprzyjaźnić. Możesz je nawet oswoić do pewnego stopnia czy złamać. Jednak nie ma możliwości, aby udało się go w pełni przywiązać do siebie. Dlatego trzeba uważać, kogo przygarniasz pod swój dach i jakie masz wobec niego plany. Należy być ostrożnym w tym, jakie towarzystwo dobierasz i co temu towarzystwu chcesz przekazać. Trzeba spoglądać nie na to, co widzisz swoimi oczyma a na to, co można dojrzeć we wnętrzu tej osoby. Nie, nie, nie słodkie emocje. To, czy jest silniejszy. Czy możesz nad nim zapanować. Czy swojej siły nie użyje przeciwko tobie. Shikarui nie był pewien, czy chciałby tego mężczyznę jeszcze kiedykolwiek spotkać. Tym bardziej wiedział, że nie chciałby go zaprosić do swojego domu. Tak to już wyglądał nasz świat, że smoki z tygrysami naturalnie za sobą nie przepadały. I jeśli Shikarui był smokiem to Kensei musiał być naturalnie tygrysem. Dwóch wrogów, takich naturalnych. Mogą się spotkać na herbatę. Mogą porozmawiać o czasach dawnych i o tym, czy jeśli zdepczesz kwiat, bo zleceniodawca ci nakazał, to niszczysz to, co boskie czy jednak tylko zwykły kwiat. Nigdy jednak nie mogliby wkroczyć na swoje terytorium. Smok nie mógłby pokazać się na górze, której strzegł wyzbyty dumy tygrys, a tygrys nie mógłby zawędrować do dolin, w których smok drzemał na kopcu swoich skarbów. Dwa przeciwległe kierunku. Cóż, to chyba właśnie wola niebios. Bo Shikarui również był bardzo religijnym człowiekiem i wierzył, że każda ze ścieżek wytyczana jest przez bóstwa.
- Dziękuję. Nie bądź zła. To ledwo koleżeńska informacja. - Pewnie, że nie jego sprawa, co robią i gdzie idą. Jednak przybyli tutaj razem. Spędzili to trochę czasu razem. Trochę razem rozmawiali. I fakt, Shikarui lubił Toshiro, nawet można było się pokusić o stwierdzenie, że bardzo go lubił. Nawet pomimo tego, że był wyższy od niego. Miał słabość do Uchiha, może to w tym sęk? A może w tym, że przekazał mu, jako jedynemu, spuściznę swojej matki, z której był dumny? A może chodziło jeszcze o to, że Toshiro był doskonałym członkiem ich stada? Ponieważ przy nim ego czarnowłosego skakało wysoko w górę. Nie był osobą, w której cieniu mógł się kryć, nie. Toshiro był osobą, która tworzyła dla niego tło. Czuł się przy nim lepszy pod niemal każdym względem. Och, no kto nie lubiłby tego uczucia? Poza tym - był czysty. Do tamtej pamiętnej rozmowy wieczorem, kiedy pokłócił się z Asaką, był nieskażony brudem chciwie odebranej krwi, a Shikarui bardzo lubił takie zabawki - niezepsute. Fakt, faktem, że w gruncie rzeczy niewiele o nim wiedział.
- Jak się mają twoje krowy? - Zapytał z uśmiechem, kiedy już zapakował wszystkie rzeczy i poukładał tak, by było mu wygodnie. Ruszyli w kierunku miasta. Czarnowłosy na moment jeszcze odwrócił się w kierunku ninjy i uniósł rękę, aby zamachać w jego stronę. A kiedy się obrócił znów do niego plecami, cały uśmiech zniknął z jego twarzy. Jakby właśnie zdjąć z twarzy maskę. Taką, na której ktoś ten uśmiech wymalował. Jego oczy rozbłysnęły czerwienią i bezczelnie wręcz prześwietlił kawałek drewna, który zasłaniał rysy twarzy mężczyzny. Sekrety? Och tak. Takie, które można sprzedać. I na których można zarobić.
Kiedy już się oddalili na odpowiednią odległość powiedział tylko jedno, krótkie zdanie do swojej żony. Brzmiało ono "Wydaje mi się, że rozmawialiśmy z Cesarzem Morskich Klifów."
W Ryuzaku no Taki zawitali na moment do karczmy, w której przebywali, żeby zostawić Toshiro odpowiednią wiadomość, że wracają do Daishi. Albo raczej - Shikarui zostawił. Poprosił karczmarza o przekazanie. I poprosił też, żeby przekazał Krukom, że prawdopodobnie Cesarz przebywa w okolicach Ryuzaku no Taki. Prawdopodobnie - bo czy to miało w ogóle jakikolwiek sens? Po tym zebrali się, żeby poszukać transportu dla cielaków.
"List" do Toshiro: [/zt]
- Dziękuję. Nie bądź zła. To ledwo koleżeńska informacja. - Pewnie, że nie jego sprawa, co robią i gdzie idą. Jednak przybyli tutaj razem. Spędzili to trochę czasu razem. Trochę razem rozmawiali. I fakt, Shikarui lubił Toshiro, nawet można było się pokusić o stwierdzenie, że bardzo go lubił. Nawet pomimo tego, że był wyższy od niego. Miał słabość do Uchiha, może to w tym sęk? A może w tym, że przekazał mu, jako jedynemu, spuściznę swojej matki, z której był dumny? A może chodziło jeszcze o to, że Toshiro był doskonałym członkiem ich stada? Ponieważ przy nim ego czarnowłosego skakało wysoko w górę. Nie był osobą, w której cieniu mógł się kryć, nie. Toshiro był osobą, która tworzyła dla niego tło. Czuł się przy nim lepszy pod niemal każdym względem. Och, no kto nie lubiłby tego uczucia? Poza tym - był czysty. Do tamtej pamiętnej rozmowy wieczorem, kiedy pokłócił się z Asaką, był nieskażony brudem chciwie odebranej krwi, a Shikarui bardzo lubił takie zabawki - niezepsute. Fakt, faktem, że w gruncie rzeczy niewiele o nim wiedział.
- Jak się mają twoje krowy? - Zapytał z uśmiechem, kiedy już zapakował wszystkie rzeczy i poukładał tak, by było mu wygodnie. Ruszyli w kierunku miasta. Czarnowłosy na moment jeszcze odwrócił się w kierunku ninjy i uniósł rękę, aby zamachać w jego stronę. A kiedy się obrócił znów do niego plecami, cały uśmiech zniknął z jego twarzy. Jakby właśnie zdjąć z twarzy maskę. Taką, na której ktoś ten uśmiech wymalował. Jego oczy rozbłysnęły czerwienią i bezczelnie wręcz prześwietlił kawałek drewna, który zasłaniał rysy twarzy mężczyzny. Sekrety? Och tak. Takie, które można sprzedać. I na których można zarobić.
Kiedy już się oddalili na odpowiednią odległość powiedział tylko jedno, krótkie zdanie do swojej żony. Brzmiało ono "Wydaje mi się, że rozmawialiśmy z Cesarzem Morskich Klifów."
W Ryuzaku no Taki zawitali na moment do karczmy, w której przebywali, żeby zostawić Toshiro odpowiednią wiadomość, że wracają do Daishi. Albo raczej - Shikarui zostawił. Poprosił karczmarza o przekazanie. I poprosił też, żeby przekazał Krukom, że prawdopodobnie Cesarz przebywa w okolicach Ryuzaku no Taki. Prawdopodobnie - bo czy to miało w ogóle jakikolwiek sens? Po tym zebrali się, żeby poszukać transportu dla cielaków.
"List" do Toshiro: [/zt]
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
- Natsume Yuki
- Postać porzucona
- Posty: 1885
- Rejestracja: 11 lut 2015, o 23:22
- Wiek postaci: 31
- Ranga: Nukenin S
- Link do KP: viewtopic.php?f=33&t=199
- GG/Discord: 6078035 / Exevanis#4988
- Multikonta: Iwan zza Miedzy
Re: Niedaleko za krzaczkiem - okolice wioski
Natsume ostatecznie pozwolił duetowi wyrazić całą resztę swoich opinii, i kiwnął lekko głową by wyrazić że rozumie ich logikę - nawet jeśli się z nią nie do końca zgadzał. Zresztą, niekiedy on sam również się z nią nie zgadzał - w końcu teraz w zamierzeniu miał być osobą Kenshiego. Wojownika, skrytobójcy który miał być skuteczny i umiejący odpowiednio się wycofać mentalnie od tego co robi dla zarobku. Czy Natsume sam w sobie również miałby takie podejście? Wątpliwe. Aktualnie po prostu odgrywał to, kim powinien być.
Przez te kilka lat spędzonych najpierw jako lider Yuki, a później jako cesarz całych Morskich Klifów, nauczył się że musi odgrywać to, jak chciał żeby inni go widzieli. To, jaki jest naprawdę, musi pozostać na momenty kiedy faktycznie mógłby się pokazać. Było tylko kilka sytuacji, kiedy Natsume mógł sobie na to pozwolić.
A to taka sytuacja nie była.
Yuki bez problemu zauważył nagłą zmianę w aurze Asaki. Cóż, wyglądało na to że prosty żart sprawił że zrobił Kenseiowi wroga. Nawet jeśli Shikarui podchodził do niego neutralnie (albo przynajmniej tak odgrywał), to Asaka na pewno teraz nie miała wysokiego mniemania o Natsumem. Cóż, takie jej prawo. On sam nie zamierzał się nastawiać jakkolwiek wobec tegoż duetu. Jedyne co odczuwał, to świadomość że gdy będą w pobliżu - bezpiecznym ruchem będzie zachowanie czujności.
-Nie zapowiada się - odparł na pożegnanie Asaki, która wspomniała żeby znalazł to miejsce za którym tęsknił. - Ale dziękuję za intencję. Niech wiatry Hyuo was prowadzą.
Duet odwrócił się, zgarnął krowy i odszedł. A Natsume? Również podniósł się spokojnie, otrzepał pył z ubrania, i ruszył ścieżką.
Zwiedzać świat, o którym już prawie zapomniał z okien pałacu.
z/t
Przez te kilka lat spędzonych najpierw jako lider Yuki, a później jako cesarz całych Morskich Klifów, nauczył się że musi odgrywać to, jak chciał żeby inni go widzieli. To, jaki jest naprawdę, musi pozostać na momenty kiedy faktycznie mógłby się pokazać. Było tylko kilka sytuacji, kiedy Natsume mógł sobie na to pozwolić.
A to taka sytuacja nie była.
Yuki bez problemu zauważył nagłą zmianę w aurze Asaki. Cóż, wyglądało na to że prosty żart sprawił że zrobił Kenseiowi wroga. Nawet jeśli Shikarui podchodził do niego neutralnie (albo przynajmniej tak odgrywał), to Asaka na pewno teraz nie miała wysokiego mniemania o Natsumem. Cóż, takie jej prawo. On sam nie zamierzał się nastawiać jakkolwiek wobec tegoż duetu. Jedyne co odczuwał, to świadomość że gdy będą w pobliżu - bezpiecznym ruchem będzie zachowanie czujności.
-Nie zapowiada się - odparł na pożegnanie Asaki, która wspomniała żeby znalazł to miejsce za którym tęsknił. - Ale dziękuję za intencję. Niech wiatry Hyuo was prowadzą.
Duet odwrócił się, zgarnął krowy i odszedł. A Natsume? Również podniósł się spokojnie, otrzepał pył z ubrania, i ruszył ścieżką.
Zwiedzać świat, o którym już prawie zapomniał z okien pałacu.
z/t
0 x
- Toshiro
- Posty: 1355
- Rejestracja: 25 lis 2018, o 23:42
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Akoraito | San
- Krótki wygląd: Ubiór: https://i.imgur.com/4b7w2iP.png
Maska: https://i.imgur.com/NQByJxc.png - Widoczny ekwipunek: 2 wakizashi przy lewym boku, duża torba na dole pleców
- Link do KP: viewtopic.php?p=105025#p105025
- GG/Discord: Harikken#4936
Re: Niedaleko za krzaczkiem - okolice wioski
Gdy Toshiro zakupił już wszystko co było mu potrzebne, wyszedł ze sklepu i zdał sobie sprawę, że w tej osadzie... Nie trzyma go tak na prawdę już nic. Jedynie chęć zajrzenia do karczmy, w której wcześniej spędzili parę nocy, aby poczekać na kontakt z Krukami utrzymywała go na miejscu i w końcu... Wygrała. Nishiayama choć bardzo to odwlekał, to w końcu skierował się w stronę przybytku, w którym razem z Asaką i Shikaruiem odbyli niedawno tą niechlubną rozmowę. Nie spodziewał się ich zastać na miejscu, ale warto było spróbować. Nadzieja matką głupich jak to się mawia, rzeczywiście nie zastał ich na miejscu, jednak ku jego zdziwieniu, gdy tylko zobaczył go znajomy już wcześniej karczmarz zatrzymał go, aby wręczyć mu wiadomość. Toshiro trochę wcięło, ale nie dał po sobie tego poznać i jak gdyby nigdy nic odebrał świstek papieru. Tak na prawdę nie wiedział czego ma się po nim spodziewać. Kruki? Tylko to mu przyszło do głowy. Gdy jednak spojrzał na pismo od razu wiedział, że to nie mógł być ktoś z nich, na dodatek nie była to też Asaka, bo jej pismo znał.
Co tutaj w ogóle jest napisane?
Zmarszczył brwi próbując odszyfrować co znajduje się w wiadomości do niego. Dopiero gdy zobaczył podpis i rozpoznał odpowiednie znaki połapał się o co tutaj biega, a także kto jest nadawcą. Był to nie kto inny jak Shikarui. Trochę się zdziwił, ale pomogło mu to w rozczytaniu się z resztą.
Cholera.
Jego mina momentalnie zrzedła.Było zdecydowanie gorzej niż się tego spodziewał. Sanada nie niósł dla niego dobrych wieści oprócz tego, że nic im nie jest i wracają do domu. O jego sytuacji można było powiedzieć jedno - wpadł jak śliwka w kompot. Oczywiście podziękował karczmarzowi za informację, a następnie opuścił przybytek rozmyślając o tym jak źle może być skoro Shikarui pofatygował się żeby napisać mu, że Asaka dalej jest zła i musi coś z tym zrobić. Konfrontacja na pewno nie będzie należeć do najprzyjemniejszych, ale jest jej winien wyjaśnienie paru rzeczy i przeproszenie za dotychczasowe zachowanie i brak ufności. Najpierw jednak wychodzi na to, że będzie musiał sobie lepiej to wszystko poukładać i nie iść prosto do Daishi. Tym razem Toshiro zamierzał rozegrać to na spokojnie. Miał przerąbane, to prawda, ale nie była to sytuacja bez wyjścia. Z tymi myślami skierował się poza wioskę, aby ostatecznie zatrzymać się jeszcze w jej okolicach na małą przerwę przed wyprawą do nieszczęsnego Sogen, skąd miał nadzieję złapać statek do Yinzin. Chłopak usiadł sobie gdzieś pod drzewem niedaleko szlaku obserwując ludzi, którzy co jakiś czas nim przechodzili. Nikt raczej nie zwracał na niego zbyt dużej uwagi, ot ktoś się spojrzał, a następnie wracał do swoich myśli. Był to zbyt często uczęszczany trakt i zbyt blisko miasta, aby ktoś taki jak on wydawał się podejrzany, czy też mógł stanowić jakieś zagrożenie dla przechodzących. Nie uśmiechała mu się podróż przez tę prowincję jednak to była najszybsza droga, aby dostać się na wyspy. Niestety z portu w Ryuzaku no taki nie było szans, aby się dostać do wysp samurajów, więc jeśli nie chciał niepotrzebnie robić zbyt wielu kilometrów, to nie miał wyboru.
Co tutaj w ogóle jest napisane?
Zmarszczył brwi próbując odszyfrować co znajduje się w wiadomości do niego. Dopiero gdy zobaczył podpis i rozpoznał odpowiednie znaki połapał się o co tutaj biega, a także kto jest nadawcą. Był to nie kto inny jak Shikarui. Trochę się zdziwił, ale pomogło mu to w rozczytaniu się z resztą.
Cholera.
Jego mina momentalnie zrzedła.Było zdecydowanie gorzej niż się tego spodziewał. Sanada nie niósł dla niego dobrych wieści oprócz tego, że nic im nie jest i wracają do domu. O jego sytuacji można było powiedzieć jedno - wpadł jak śliwka w kompot. Oczywiście podziękował karczmarzowi za informację, a następnie opuścił przybytek rozmyślając o tym jak źle może być skoro Shikarui pofatygował się żeby napisać mu, że Asaka dalej jest zła i musi coś z tym zrobić. Konfrontacja na pewno nie będzie należeć do najprzyjemniejszych, ale jest jej winien wyjaśnienie paru rzeczy i przeproszenie za dotychczasowe zachowanie i brak ufności. Najpierw jednak wychodzi na to, że będzie musiał sobie lepiej to wszystko poukładać i nie iść prosto do Daishi. Tym razem Toshiro zamierzał rozegrać to na spokojnie. Miał przerąbane, to prawda, ale nie była to sytuacja bez wyjścia. Z tymi myślami skierował się poza wioskę, aby ostatecznie zatrzymać się jeszcze w jej okolicach na małą przerwę przed wyprawą do nieszczęsnego Sogen, skąd miał nadzieję złapać statek do Yinzin. Chłopak usiadł sobie gdzieś pod drzewem niedaleko szlaku obserwując ludzi, którzy co jakiś czas nim przechodzili. Nikt raczej nie zwracał na niego zbyt dużej uwagi, ot ktoś się spojrzał, a następnie wracał do swoich myśli. Był to zbyt często uczęszczany trakt i zbyt blisko miasta, aby ktoś taki jak on wydawał się podejrzany, czy też mógł stanowić jakieś zagrożenie dla przechodzących. Nie uśmiechała mu się podróż przez tę prowincję jednak to była najszybsza droga, aby dostać się na wyspy. Niestety z portu w Ryuzaku no taki nie było szans, aby się dostać do wysp samurajów, więc jeśli nie chciał niepotrzebnie robić zbyt wielu kilometrów, to nie miał wyboru.
0 x
- Youmu Nanatsuki
- Postać porzucona
- Posty: 425
- Rejestracja: 10 lis 2018, o 20:11
- Wiek postaci: 21
- Ranga: Akoraito
- Krótki wygląd: W KP znajdziesz wszystko.
- Widoczny ekwipunek: Po dużej, czarnej torbie nad pośladkami - nieco na boku, rozłożony fūma shuriken na plecach, katana o czarnym wykończeniu przytroczona do lewego boku
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=103822#p103822
- Multikonta: Airen Akamori
Re: Niedaleko za krzaczkiem - okolice wioski
Odkąd wybyła z Sabishi, to zatrzymała się na dłużej jedynie w głównych osadach prowincji. Pominęła Atsui, przez które musiała się wrócić, a zatrzymała w Sakai i Sogen. Ta pierwsza prowincja szczególnie przypadła jej do gustu, bo chociaż spory odsetek mieszkańców był odrażająco gruby, to jednak potrafiła zrozumieć dlaczego tak wyglądają. Nigdzie nie jadła tak wyśmienitych potraw, jak w tym miejscu. Każde danie nie tylko było świetnie doprawione, ale także ze świeżych produktów, chociaż Youmu konkretnie ocenić nie mogła. Za to zaskakującym był fakt, że nie płaciła za swoje posiłki dużo, a porcje były... zdecydowanie za duże jak dla niej. Zabawiła tutaj tydzień, zanim ruszyła do Sogen. Tam spędziła tylko trzy dni, ale obkupiła się w suszone mięso wołowe, które może nie było tak dobrze przyprawione, jak to z Atsui, ale mięso zdecydowanie było wyższej jakości. Żeby nie było, że panna Nanatsuki wyruszyła w podróż gastronomiczną, to zażywała też wszelkiego rodzaju wygód, takich jak masaże, gorące źródła, a nawet akupunkturę, która to szczególnie ją zainteresowała. Ostatecznie postanowiła odwiedzić Ryuzaku, by zajrzeć czy może jej "mistrzyni" wróciła.
Z bukłakiem pełnym wina, Youmu wyruszyła z karczmy na granicy z prowincją rodu Uchiha, by trafić do głównej osady kraju kupieckiego, w którym to już się znajdowała. Ostatnia prosta z płynnym umileniem podróży mijała bardzo szybko. Znała prawie wszystkie szlaki wokół wioski, zatem kierowała się różnymi mało uczęszczanymi szlakami, niekiedy nawet zarośniętymi, znacznie skracając sobie trasę. Nim jednak dotarła w pobliża osady, to z bukłaka zniknęło trochę wina, wprowadzając kunoichi w stan rozluźnienia, czyli pożądany. Od tego momentu przestawała pić na dłuższy czas, gdyż nienawidziła się upijać. Nie tylko sprawiało to, że niekoniecznie zachowywała odpowiednią dla niej dumę, ale także było decyzją po prostu niezmiernie stratną. Logika odchodziła wtedy na drugi plan, zatem wszystkie podjęte działania zazwyczaj nijak były skupione wokół wartości czy zysków. Były, najczęściej, impulsywnymi kaprysami, które na chwilę przynosiły zadowolenie, a w ogólnym rozrachunku powodowały jedynie straty różnego rodzaju. Następny dzień, po takim incydencie, bywał ciężki i, najgorsze, nie zawsze pamiętało się wszystko. Toteż Youmu chociaż lubiła alkohol i spożywała go nierzadko, to jednak zachowywała umiar. Tym razem było podobnie, więc po prostu w wyjątkowo dobrym, jak na nią, humorku przemierzała kolejny leśny szlak.
Jej myśli były zajęte wieloma tematami, ale ostatecznie skupiły się na turnieju, w którym to chciała wziąć udział. Zastanawiała się powoli nad najbardziej efektywną strategią, która umożliwi jej zwycięstwo. Nie chodziło jej o widowisko, ani o nic innego, poza zwycięstwem i informacjami. To pierwsze wiązało się ze sławą, która była efektem ubocznym wygranych, a to w jakiś sposób cieszyło czarnowłosą. Im więcej ludzi wiedziało o jej istnieniu, tym większy miała kredyt zaufania, zaś to było doskonałym podłożem pod śmiałe plany na przyszłość. Jeżeli była "kimś", to mogła więcej, a raczej - mniej musiała się starać, by coś osiągnąć. Rozpoznawalność budziła jakiś respekt i chociaż nie zależało jej na tym, aby być "kimś" w ocenie szarego społeczeństwa, to wiązało się to z pewnymi korzyściami, których nie zamierzała porzucić. Wszystko wiązało się z tym ile inwestowała w sprawę, a ile przynosiła ona zysków. Zatem musiała opracować plan na turniej, który pozwoli jej osiągnąć cel przy jak najmniejszym wkładzie własnym. Jednak w pewnym momencie, gdy już prawie wychodziła na główny szlak, to tknęła ją pewna myśl - nie wiedziała jaki jest dzień. Straciła rachubę czasu, ciągle podróżując i odpoczywając, a to oznaczało, że nie wiedziała ile jej czasu zostało do turnieju. Mógł być to dzień, mógł tydzień, a mogła już spóźnić się o kilka dni. Wtem ujrzała, że pod drzewem zaraz obok traktu siedzi młody chłopak w zbroi, przywodzącej na myśl samurajów. Jeżeli ktoś miał wiedzieć ile jej zostało do turnieju, to musiał być to on.
Zatrzymała się tuż obok niego, chwilę mu się przyglądając. Nie wyglądał szczególnie, a raczej ciężko było to określić pod tym żelastwem. Jego twarz była ładna, męska, ale jeszcze młodzieńcza, zaś oczy... dosyć nijakie. Czarne, ale bez wyrazu. Przynajmniej w tej chwili. Youmu zsunęła kaptur z głowy, który właściwie bardziej z przyzwyczajenia, niż z potrzeby miała założony. Pustynia wymagała tego czy to w dzień, czy w nocy i chociaż większą część swojego życia spędziła poza rozgrzanymi piaskami, to jednak nawyk robił swoje. Wsunęła dłonie pod przygniecione płaszczem włosy i zgrabnym ruchem wyciągnęła je, zaraz przeczesując palcami. Mogło to wyglądać, jakby chciała sprawić jak najlepsze wrażenie, ale właściwie nie interesowało jej co pomyśli o niej chłopak. Dbała o to, by po prostu się prezentować, bo nie wypadało komuś jej pokroju wyglądać niechlujnie. Na jej twarzy gościł nieznaczny uśmieszek spowodowany zdecydowanie lepszym humorem, niż zazwyczaj. Znudzona mina odeszła na bok, gdy pojawił się alkohol w odpowiedniej dawce.
- Wiesz może ile dni zostało do turnieju na Lazurowych Wybrzeżach? - zapytała bez żadnych grzeczności, wpatrując się w ciemne jak noc oczy chłopaka. - Zdajesz się stamtąd pochodzić. - dodała o tak, wypowiadając co myśli. Nie znała się na zbrojach, chociaż były one jakimś strojem, który ludzie przywdziewali. Niestety taka ochrona niewiele wspólnego miała z założeniami Youmu odnośnie noszonego stroju - ten powinien podkreślać urodę w najlepszy możliwy sposób. Takie dzieło płatnerza ukrywało nas całych i jedynie mogło stanowić sztukę samym sobą. To było w całkowitej sprzeczności z przekonaniami dziewczyny, która wierzyła, że odzienie nie może być po prostu piękne samo w sobie. Taki strój był bezwartościowy. Inna sprawa, że zbroje były praktyczne i służyły w innym celu, ale to gdzieś umykało młodej krawczyni, która teraz pogrążona w myślach oczekiwała na jakąś odpowiedź ze strony kruczowłosego.
Z bukłakiem pełnym wina, Youmu wyruszyła z karczmy na granicy z prowincją rodu Uchiha, by trafić do głównej osady kraju kupieckiego, w którym to już się znajdowała. Ostatnia prosta z płynnym umileniem podróży mijała bardzo szybko. Znała prawie wszystkie szlaki wokół wioski, zatem kierowała się różnymi mało uczęszczanymi szlakami, niekiedy nawet zarośniętymi, znacznie skracając sobie trasę. Nim jednak dotarła w pobliża osady, to z bukłaka zniknęło trochę wina, wprowadzając kunoichi w stan rozluźnienia, czyli pożądany. Od tego momentu przestawała pić na dłuższy czas, gdyż nienawidziła się upijać. Nie tylko sprawiało to, że niekoniecznie zachowywała odpowiednią dla niej dumę, ale także było decyzją po prostu niezmiernie stratną. Logika odchodziła wtedy na drugi plan, zatem wszystkie podjęte działania zazwyczaj nijak były skupione wokół wartości czy zysków. Były, najczęściej, impulsywnymi kaprysami, które na chwilę przynosiły zadowolenie, a w ogólnym rozrachunku powodowały jedynie straty różnego rodzaju. Następny dzień, po takim incydencie, bywał ciężki i, najgorsze, nie zawsze pamiętało się wszystko. Toteż Youmu chociaż lubiła alkohol i spożywała go nierzadko, to jednak zachowywała umiar. Tym razem było podobnie, więc po prostu w wyjątkowo dobrym, jak na nią, humorku przemierzała kolejny leśny szlak.
Jej myśli były zajęte wieloma tematami, ale ostatecznie skupiły się na turnieju, w którym to chciała wziąć udział. Zastanawiała się powoli nad najbardziej efektywną strategią, która umożliwi jej zwycięstwo. Nie chodziło jej o widowisko, ani o nic innego, poza zwycięstwem i informacjami. To pierwsze wiązało się ze sławą, która była efektem ubocznym wygranych, a to w jakiś sposób cieszyło czarnowłosą. Im więcej ludzi wiedziało o jej istnieniu, tym większy miała kredyt zaufania, zaś to było doskonałym podłożem pod śmiałe plany na przyszłość. Jeżeli była "kimś", to mogła więcej, a raczej - mniej musiała się starać, by coś osiągnąć. Rozpoznawalność budziła jakiś respekt i chociaż nie zależało jej na tym, aby być "kimś" w ocenie szarego społeczeństwa, to wiązało się to z pewnymi korzyściami, których nie zamierzała porzucić. Wszystko wiązało się z tym ile inwestowała w sprawę, a ile przynosiła ona zysków. Zatem musiała opracować plan na turniej, który pozwoli jej osiągnąć cel przy jak najmniejszym wkładzie własnym. Jednak w pewnym momencie, gdy już prawie wychodziła na główny szlak, to tknęła ją pewna myśl - nie wiedziała jaki jest dzień. Straciła rachubę czasu, ciągle podróżując i odpoczywając, a to oznaczało, że nie wiedziała ile jej czasu zostało do turnieju. Mógł być to dzień, mógł tydzień, a mogła już spóźnić się o kilka dni. Wtem ujrzała, że pod drzewem zaraz obok traktu siedzi młody chłopak w zbroi, przywodzącej na myśl samurajów. Jeżeli ktoś miał wiedzieć ile jej zostało do turnieju, to musiał być to on.
Zatrzymała się tuż obok niego, chwilę mu się przyglądając. Nie wyglądał szczególnie, a raczej ciężko było to określić pod tym żelastwem. Jego twarz była ładna, męska, ale jeszcze młodzieńcza, zaś oczy... dosyć nijakie. Czarne, ale bez wyrazu. Przynajmniej w tej chwili. Youmu zsunęła kaptur z głowy, który właściwie bardziej z przyzwyczajenia, niż z potrzeby miała założony. Pustynia wymagała tego czy to w dzień, czy w nocy i chociaż większą część swojego życia spędziła poza rozgrzanymi piaskami, to jednak nawyk robił swoje. Wsunęła dłonie pod przygniecione płaszczem włosy i zgrabnym ruchem wyciągnęła je, zaraz przeczesując palcami. Mogło to wyglądać, jakby chciała sprawić jak najlepsze wrażenie, ale właściwie nie interesowało jej co pomyśli o niej chłopak. Dbała o to, by po prostu się prezentować, bo nie wypadało komuś jej pokroju wyglądać niechlujnie. Na jej twarzy gościł nieznaczny uśmieszek spowodowany zdecydowanie lepszym humorem, niż zazwyczaj. Znudzona mina odeszła na bok, gdy pojawił się alkohol w odpowiedniej dawce.
- Wiesz może ile dni zostało do turnieju na Lazurowych Wybrzeżach? - zapytała bez żadnych grzeczności, wpatrując się w ciemne jak noc oczy chłopaka. - Zdajesz się stamtąd pochodzić. - dodała o tak, wypowiadając co myśli. Nie znała się na zbrojach, chociaż były one jakimś strojem, który ludzie przywdziewali. Niestety taka ochrona niewiele wspólnego miała z założeniami Youmu odnośnie noszonego stroju - ten powinien podkreślać urodę w najlepszy możliwy sposób. Takie dzieło płatnerza ukrywało nas całych i jedynie mogło stanowić sztukę samym sobą. To było w całkowitej sprzeczności z przekonaniami dziewczyny, która wierzyła, że odzienie nie może być po prostu piękne samo w sobie. Taki strój był bezwartościowy. Inna sprawa, że zbroje były praktyczne i służyły w innym celu, ale to gdzieś umykało młodej krawczyni, która teraz pogrążona w myślach oczekiwała na jakąś odpowiedź ze strony kruczowłosego.
0 x

☾ | Youmu Nanatsuki | ☽
Embrace | the | Perfection
- Toshiro
- Posty: 1355
- Rejestracja: 25 lis 2018, o 23:42
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Akoraito | San
- Krótki wygląd: Ubiór: https://i.imgur.com/4b7w2iP.png
Maska: https://i.imgur.com/NQByJxc.png - Widoczny ekwipunek: 2 wakizashi przy lewym boku, duża torba na dole pleców
- Link do KP: viewtopic.php?p=105025#p105025
- GG/Discord: Harikken#4936
Re: Niedaleko za krzaczkiem - okolice wioski
Toshiro siedząc pod drzewem sporo myślał. Jego wzrok wodził po przechodzących ludziach, jednak szybko tracił nimi zainteresowanie i wędrował gdzieś w przestrzeń. Wciąż szukając tego, czego nie mógł odnaleźć. Coś cały czas mu umykało. Czuł to. Zdecydowanie. To palące uczucie niepewności, a także zdenerwowania, że nie można osiągnąć tego czego się chce. To wszystko ciąży mu już tak długo, że powoli zaczął tracić swoją wręcz nadludzką cierpliwość. Jednak wiadomo - każdy ma swoje granice. Młodzieniec czuł, że zdecydowanie się do niej zbliża. Po zostawieniu Sikaruia i Asaki musiał sobie wszystko poukładać, szczególnie po tym co wynikło z ich rozmowy. Wtedy czarnowłosy nie mógł, a może nawet nie chciał zrozumieć jak źle się zachował w stosunku do białowłosej. Być może wynikało to z lekkiego upojenia alkoholem, może stresorem były wydarzenia w Midori, czy też podważenie jego umiejętności przez Kruki? A może po prostu bał się przyznać, że popełnił błąd. Nie zaufał wcześniej, a później uznał to za pewnik, że jednak wie. Poza tym rzeczywiście, gdy przemyślał sobie słowa Koseki, to świat przecież nie kręci się tylko i wyłącznie wokół niego. Jego świat - owszem, to oczywiste, jednak inni mają na pewno duże lepsze rzeczy do roboty niż zajmowaniem się tak na prawdę nic nie znaczącym Nishiyamą, Doko Koseki. Żałosne, że kiedykolwiek pomyślał, że jest coś więcej wart na tym tragicznym świecie. Tak na prawdę był nikim. Nikt nigdzie najpewniej o nim nie słyszał, nikt się nim nie przejmował oprócz bliskich. Zamiast tak bardzo się przejmować, że coś może wyjść na jaw powinien skupić się na tym co jest tu i teraz. Wokół niego, na ludziach, na których mu zależy, i którym zależy na nim. Niestety po ostatnim rozstaniu raczej nie będzie mógł liczyć na wsparcie Asaki, a Shikarui swoją wiadomością dobitnie mu to zakomunikował. W prostu, acz zrozumiały sposób. Toshiro - spierdzieliłeś sprawę, napraw to. Jednak czarnowłosy zdał sobie sprawę, że kolejna rozmowa tak na prawdę niczego nie przyniesie. Żadne słowa nie będą w stanie tego zrobić. Tutaj musi działać, coś zrobić, pokazać się gdzieś. Idealną okazją był nadchodzący turniej, o którym dowiedział się nie dalej niż tydzień temu. Nie tylko będzie mógł przetestować swoje możliwości, ale może zdobyć też na prawdę dużo informacji. Informacji, które mogą być przydatne jeśli jego kandydatura do Kurków dalej będzie się wahać. Oprócz tego oczywiście uzyska w tym wiele personalnych korzyści. Będzie mógł sprawdzić, czy przez ten cały czas stał w miejscu, czy jednak trochę się wzmocnił od poprzedniego czasu i będzie mógł zawalczyć. Tak na prawdę nie obchodziła go wygrana w samym turnieju. On po prostu chciał wygrać z każdym. Chciał być lepszy, sprytniejszy, silniejszy. Nie lubił gdy ktoś był od niego potężniejszy. Nikt tego nie lubi, prawda? Choć z każdej porażki, rany, blizny, niepowodzenia płynie nauka, to jednak zawsze staramy się ich unikać i sprawić, aby było ich jak najmniej. Jego styl walki nie był zbyt efektowny, jednak nie to w tym wszystkim się liczyło. Chodziło o efektywność, której jeśli mu się poszczęści powinien mieć całkiem sporo. Podczas treningu był nawet w stanie zagrozić Shikaruiowi, to co dopiero takim zwykłym shinobi. Nie żeby czuł się jako pewniak, bo nigdy tak nie było. Akurat pokory, to Toshiro miał dużo, czasem nawet aż za dużo. Dlatego też nigdy nie starał się błyszczeć, ani nigdzie nie chciał się wychylać. Teraz też nie było inaczej, po prostu sprawdzał sam siebie. Chciał poznać swoje granice, słabości, a gdzie lepiej ich nie przetestować jak w takim miejscu, gdzie może walczyć z ludźmi z każdej strony świata. Prezentujący różne style walki, różne podejście. Każdy walczył o co innego. Każdy toczył swoją walkę we własnym zakresie tyle, że z innymi, na arenie i przed widownią. To ostatnie jest jedyne czego mógłby się pozbyć Nishiyama. Raczej nie chciał rozgłosu, ale gdyby udało mu się jakoś wygrać, to cóż... Nic na to nie poradzi. Chociaż raczej się na to nie nastawiał, doskonale znał brutalność tego świata.
Ostatnimi czasy myśli, które zawracały głowę Toshiro były bardzo powtarzalne. Rutyna, w którą wpadł była dla niego dość niszcząca i nijak nie mógł się z niej wyrwać. Co rusz stawiano przed nim to inne wyzwania, wymagania, pretensje. Czuł narastającą presję, którą sam pompował ciągle rozmyślając w kółko o tym samym. Ostatnio doszedł turniej, chociaż tyle by choć na chwilę uciec myślami gdzie indziej. Przez to często też po prostu podróżował z miejsca na miejsce i zamykał się jak najprędzej w pokoju jakiejś karczmy, aby o niczym nie myśleć. Od biedy przyjął ostatnio zlecenie, bo potrzebował trochę pieniędzy i znów się skończyło, że został oskarżony o coś, czego nie zrobił. W jego rozmyślaniach dostrzegł w końcu jakąś niewielką, zakapturzoną postać z wielkim shurikenem na plecach. Gdy już miał odwracać od niej wzrok i wracać do swoich przemyśleń gdyby nie to, że zatrzymała się całkiem niedaleko i zdawała się patrzeć w jego kierunku. Obejrzał się jeszcze dalej, czy coś się nie dzieje, dokładnie w tym samym kierunku, jednak nie dostrzegł tam nic ciekawego, więc jednak musiało chodzić o niego. Gdy się odwrócił okazało się, że pod kapturem znajdowała się twarz... I to kobieca, na pierwszy rzut oka wydawała mu się trochę młodsza od niego. Zaraz po tym poprawiła włosy jakby chciała się prezentować przed kimś jak najlepiej. Nishiyamie od razu przyszło do głowy, że mogła się tutaj z kimś wcześniej umówić i właśnie przybyła do tego miejsca przed domniemanym jegomoście, który miał się tutaj zjawić. Stąd ten uśmiech na twarzy i to poprawianie wyglądu. Jednak nic bardziej mylnego, ta ni stąd ni zowąd zwróciła się do mieszkańca Karmazynowych Szczytów. Przeniósł dalej lekko zamyślone oczy na dziewczynę, a wyraz jego twarzy zmienił się na lekko zdziwiony. W tym momencie jego jedna noga leżała luźno na ziemi, druga zaś była zgięta w kolanie. Na nim opierał się łokieć, a dłoń bezwiednie zwisała przed nim. Jego czarne jak smoła oczy spotkały się ze szkarłatnymi tęczówkami nieznajomej. Następnie przeniósł wzrok na siebie nic jeszcze nie odpowiadając kiedy ta wspomniała, że wygląda jak z wysp. Parsknął lekko śmiechem. Choć dziewczyna była niska i wydawała się bezbronna, wiedział, że nie można oceniać po pozorach, to one najczęściej są zgubne.
-Niestety nie wiem ile dokładnie, sam dowiedziałem się o nim tydzień temu i to tylko z czyichś rozmów...- oznajmił dziewczynie, a na jego twarzy również zawitał lekki uśmiech. Nigdy wcześniej nikt go nie przyrównał do samuraja, ale rzeczywiście, zdecydowanie wyglądał jak jeden z nich. -Niestety muszę Cię rozczarować, ale nie jestem stamtąd. Jak rozumiem masz zamiar się tam wybrać, dobrze się składa, bo właśnie odpoczywałem przed podróżą w tamte rejony żeby się zgłosić i teraz wiem, że to raczej nie jest jakaś bujda.- dodał po chwili, a następnie przyjrzał się nieco lepiej jego rozmówczyni. -Ty też raczej nie wyglądasz jak ktoś stąd.- oznajmił chcąc nieco zagaić rozmowę skoro już się zaczęła. Być może takiej świeżości i luźnej pogawędki z kimś obcym mu brakowało. Tak to ciągłe wymagania, zakazy, nakazy, oskarżenia, nijak nie było miejsca na wzięcie oddechu.
Ostatnimi czasy myśli, które zawracały głowę Toshiro były bardzo powtarzalne. Rutyna, w którą wpadł była dla niego dość niszcząca i nijak nie mógł się z niej wyrwać. Co rusz stawiano przed nim to inne wyzwania, wymagania, pretensje. Czuł narastającą presję, którą sam pompował ciągle rozmyślając w kółko o tym samym. Ostatnio doszedł turniej, chociaż tyle by choć na chwilę uciec myślami gdzie indziej. Przez to często też po prostu podróżował z miejsca na miejsce i zamykał się jak najprędzej w pokoju jakiejś karczmy, aby o niczym nie myśleć. Od biedy przyjął ostatnio zlecenie, bo potrzebował trochę pieniędzy i znów się skończyło, że został oskarżony o coś, czego nie zrobił. W jego rozmyślaniach dostrzegł w końcu jakąś niewielką, zakapturzoną postać z wielkim shurikenem na plecach. Gdy już miał odwracać od niej wzrok i wracać do swoich przemyśleń gdyby nie to, że zatrzymała się całkiem niedaleko i zdawała się patrzeć w jego kierunku. Obejrzał się jeszcze dalej, czy coś się nie dzieje, dokładnie w tym samym kierunku, jednak nie dostrzegł tam nic ciekawego, więc jednak musiało chodzić o niego. Gdy się odwrócił okazało się, że pod kapturem znajdowała się twarz... I to kobieca, na pierwszy rzut oka wydawała mu się trochę młodsza od niego. Zaraz po tym poprawiła włosy jakby chciała się prezentować przed kimś jak najlepiej. Nishiyamie od razu przyszło do głowy, że mogła się tutaj z kimś wcześniej umówić i właśnie przybyła do tego miejsca przed domniemanym jegomoście, który miał się tutaj zjawić. Stąd ten uśmiech na twarzy i to poprawianie wyglądu. Jednak nic bardziej mylnego, ta ni stąd ni zowąd zwróciła się do mieszkańca Karmazynowych Szczytów. Przeniósł dalej lekko zamyślone oczy na dziewczynę, a wyraz jego twarzy zmienił się na lekko zdziwiony. W tym momencie jego jedna noga leżała luźno na ziemi, druga zaś była zgięta w kolanie. Na nim opierał się łokieć, a dłoń bezwiednie zwisała przed nim. Jego czarne jak smoła oczy spotkały się ze szkarłatnymi tęczówkami nieznajomej. Następnie przeniósł wzrok na siebie nic jeszcze nie odpowiadając kiedy ta wspomniała, że wygląda jak z wysp. Parsknął lekko śmiechem. Choć dziewczyna była niska i wydawała się bezbronna, wiedział, że nie można oceniać po pozorach, to one najczęściej są zgubne.
-Niestety nie wiem ile dokładnie, sam dowiedziałem się o nim tydzień temu i to tylko z czyichś rozmów...- oznajmił dziewczynie, a na jego twarzy również zawitał lekki uśmiech. Nigdy wcześniej nikt go nie przyrównał do samuraja, ale rzeczywiście, zdecydowanie wyglądał jak jeden z nich. -Niestety muszę Cię rozczarować, ale nie jestem stamtąd. Jak rozumiem masz zamiar się tam wybrać, dobrze się składa, bo właśnie odpoczywałem przed podróżą w tamte rejony żeby się zgłosić i teraz wiem, że to raczej nie jest jakaś bujda.- dodał po chwili, a następnie przyjrzał się nieco lepiej jego rozmówczyni. -Ty też raczej nie wyglądasz jak ktoś stąd.- oznajmił chcąc nieco zagaić rozmowę skoro już się zaczęła. Być może takiej świeżości i luźnej pogawędki z kimś obcym mu brakowało. Tak to ciągłe wymagania, zakazy, nakazy, oskarżenia, nijak nie było miejsca na wzięcie oddechu.
0 x
- Youmu Nanatsuki
- Postać porzucona
- Posty: 425
- Rejestracja: 10 lis 2018, o 20:11
- Wiek postaci: 21
- Ranga: Akoraito
- Krótki wygląd: W KP znajdziesz wszystko.
- Widoczny ekwipunek: Po dużej, czarnej torbie nad pośladkami - nieco na boku, rozłożony fūma shuriken na plecach, katana o czarnym wykończeniu przytroczona do lewego boku
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=103822#p103822
- Multikonta: Airen Akamori
Re: Niedaleko za krzaczkiem - okolice wioski
Czas pozostały do turnieju wciąż był zagadką. Niewiedza chłopaka już podsunęła jej myśl, że jednak nie jest z Lazurowych Wybrzeży. Jako samuraj wiedziałby o całym wydarzeniu jako jeden z pierwszych, a nie dopiero niedawno i to poprzez zasłyszenie. Chyba, że był w podróży, na co niekoniecznie wyglądał, siedząc tak leniwie obok głównego traktu, będąc pogrążonym w myślach. Jeżeli on nie wiedział, to wiedział ktoś inny, chociaż niekoniecznie Youmu zadowolona była z faktu, że będzie musiała się odzywać do kolejnej osoby. Teraz miała jednak dobry humor, więc nie odeszła zaraz po usłyszeniu, że młodzieniec nie wie, a wysłuchała co dalej ma do powiedzenia. Potwierdził jej najświeższe przypuszczenia, że ostatecznie nie jest z Yinzin lub Teiz. Nawet oznajmił, że wybiera się w tamtą stronę i, sądząc po wypowiedzi, miał zamiar uczestniczyć w turnieju. To interesujące, bo zanim jeszcze panna Nanatsuki dotarła na miejsce, to już poznała trzech uczestników. Zatem należało teraz zebrać trochę informacji, samej nie powiedzieć więcej, niż byłoby to bezpieczne i... i tyle. W ten prosty sposób zyskiwała jakąś przewagę, której wartość zostanie oceniona dopiero po wszystkich pojedynkach.
Uniosła lewą brew, gdy usłyszała, że nie wygląda na kogoś stąd. Wydawało jej się, że wygląda jakby mogła zamieszkiwać którąkolwiek z prowincji, wszak jej ubiór był tak ekstrawagancki, że raczej ciężko byłoby go przypisać do jakiegoś rejonu, a jeżeli już, to raczej byłby to właśnie kraj kupiecki, który jest kotłem wszelkiej maści ludzi z całego świata. Bogactwo Ryuzaku no Taki przyciągało wielu, a szczególnie te osoby wyjątkowe, które miały wysokie potrzeby. Chociaż Youmu należała do osób, które gustowały w najwyższej klasie, to nie była tak miękka i żałosna jak, załóżmy, córka kupca. Życie nie rozpieszczało dziewczyny, nauczyło ją swoich trudów, przez które doceniła prawdziwe wartości. Dlatego też teraz, kiedy osiągnęła samozwańczą perfekcję, to zwyczajnie nie zasługiwała na nic poniżej jej oczekiwań. Tak czy inaczej - teraz mieszkała w Atsui i chociaż pustynia była trudnym miejscem do życia, to jej brutalność spodobała się kunoichi.
- Doprawdy? - zapytała, uśmiechając się szerzej i opierając barkiem o drzewo obok, splatając ręce na piesi. - A wyglądam jak skąd? - zapytała, przyglądając się chłopakowi. Na jej buźce gościł figlarny uśmieszek, który właściwie był spowodowany ciekawością odpowiedzi opancerzonego młodzieńca. Sama nie miała pomysłu do jakiej prowincji przypisałaby osobę o jej aparycji. Raczej byłoby to Ryuzaku no Taki albo Shigashi no Kibu. Może jednak jej brak przypuszczeń był spowodowany niewiedzą? Może nieznajomy wiedział coś więcej, a Youmu miała w sobie cechę charakterystyczną, dla któregoś z regionów? Była to okazja przekonać się na jaką osobę wygląda innym. Chociaż ich opinia nie miała znaczenia dla samej Youmu z punktu ego, to miała jakąś wartość. Pannie Nanatsuki chodziło o to, że mogła te pozory, że pochodzi z konkretnego regionu, wykorzystywać na swoją korzyść, wykorzystując nieświadomych. Nawet wpadła na pewien pomysł, który mogła zastosować, ale jeszcze się nie zdecydowała czy zrobi to teraz, w tej rozmowie.
- Nie wydaje Ci się, że całe sedno zbroi niwelujesz nie nosząc hełmu? - po chwili milczenia wypaliła znienacka pytaniem, które było, jak dla niej, retoryczne. W końcu pancerz nosiło się, aby pozostać bezpiecznym, osłonić swoje ciało, a przede wszystkim punkty witalne - tętnice i organy. Głowa, a także szyja, to był jeden wielki punkt witalny. Może jedynie żuchwa, uszy i nos nie miały znaczenia, ale reszta? Trafienie ostrą bronią byłoby śmiertelnie. A jednak chłopak nie nosił hełmu i nie widziała, aby miał go gdzieś przy sobie. Domyślała się, że odpowie jej, iż odpoczywa lub to dla wygody, ale czy właśnie ludzie nie są najmniej bezpieczni podczas relaksu? Według czarnowłosej - są, zatem w takich momentach osoba na tyle dbająca o swoje bezpieczeństwo, by poza misjami i pracą, o ile pracowali w tego typu zawodzie, nosić zbroję, powinna tym bardziej mieć na głowie hełm. Więc dlaczego miał ją na sobie? Po co ona mu była? Podobała mu się i wmawiał sobie jej praktyczność? Była tylko pozorem, że jest samurajem lub, chociażby, korzysta z bukijutsu? Miało się okazać, a Youmu oczekiwała jakiegoś wyjaśnienia, wciąż opierając się o pień drzewa ramieniem, mając założone ręce na piersi. Tylko minę miała teraz już mniej uśmiechniętą, ale zdecydowanie bardziej pogodną, niż zazwyczaj, gdy jest zupełnie trzeźwa.
Uniosła lewą brew, gdy usłyszała, że nie wygląda na kogoś stąd. Wydawało jej się, że wygląda jakby mogła zamieszkiwać którąkolwiek z prowincji, wszak jej ubiór był tak ekstrawagancki, że raczej ciężko byłoby go przypisać do jakiegoś rejonu, a jeżeli już, to raczej byłby to właśnie kraj kupiecki, który jest kotłem wszelkiej maści ludzi z całego świata. Bogactwo Ryuzaku no Taki przyciągało wielu, a szczególnie te osoby wyjątkowe, które miały wysokie potrzeby. Chociaż Youmu należała do osób, które gustowały w najwyższej klasie, to nie była tak miękka i żałosna jak, załóżmy, córka kupca. Życie nie rozpieszczało dziewczyny, nauczyło ją swoich trudów, przez które doceniła prawdziwe wartości. Dlatego też teraz, kiedy osiągnęła samozwańczą perfekcję, to zwyczajnie nie zasługiwała na nic poniżej jej oczekiwań. Tak czy inaczej - teraz mieszkała w Atsui i chociaż pustynia była trudnym miejscem do życia, to jej brutalność spodobała się kunoichi.
- Doprawdy? - zapytała, uśmiechając się szerzej i opierając barkiem o drzewo obok, splatając ręce na piesi. - A wyglądam jak skąd? - zapytała, przyglądając się chłopakowi. Na jej buźce gościł figlarny uśmieszek, który właściwie był spowodowany ciekawością odpowiedzi opancerzonego młodzieńca. Sama nie miała pomysłu do jakiej prowincji przypisałaby osobę o jej aparycji. Raczej byłoby to Ryuzaku no Taki albo Shigashi no Kibu. Może jednak jej brak przypuszczeń był spowodowany niewiedzą? Może nieznajomy wiedział coś więcej, a Youmu miała w sobie cechę charakterystyczną, dla któregoś z regionów? Była to okazja przekonać się na jaką osobę wygląda innym. Chociaż ich opinia nie miała znaczenia dla samej Youmu z punktu ego, to miała jakąś wartość. Pannie Nanatsuki chodziło o to, że mogła te pozory, że pochodzi z konkretnego regionu, wykorzystywać na swoją korzyść, wykorzystując nieświadomych. Nawet wpadła na pewien pomysł, który mogła zastosować, ale jeszcze się nie zdecydowała czy zrobi to teraz, w tej rozmowie.
- Nie wydaje Ci się, że całe sedno zbroi niwelujesz nie nosząc hełmu? - po chwili milczenia wypaliła znienacka pytaniem, które było, jak dla niej, retoryczne. W końcu pancerz nosiło się, aby pozostać bezpiecznym, osłonić swoje ciało, a przede wszystkim punkty witalne - tętnice i organy. Głowa, a także szyja, to był jeden wielki punkt witalny. Może jedynie żuchwa, uszy i nos nie miały znaczenia, ale reszta? Trafienie ostrą bronią byłoby śmiertelnie. A jednak chłopak nie nosił hełmu i nie widziała, aby miał go gdzieś przy sobie. Domyślała się, że odpowie jej, iż odpoczywa lub to dla wygody, ale czy właśnie ludzie nie są najmniej bezpieczni podczas relaksu? Według czarnowłosej - są, zatem w takich momentach osoba na tyle dbająca o swoje bezpieczeństwo, by poza misjami i pracą, o ile pracowali w tego typu zawodzie, nosić zbroję, powinna tym bardziej mieć na głowie hełm. Więc dlaczego miał ją na sobie? Po co ona mu była? Podobała mu się i wmawiał sobie jej praktyczność? Była tylko pozorem, że jest samurajem lub, chociażby, korzysta z bukijutsu? Miało się okazać, a Youmu oczekiwała jakiegoś wyjaśnienia, wciąż opierając się o pień drzewa ramieniem, mając założone ręce na piersi. Tylko minę miała teraz już mniej uśmiechniętą, ale zdecydowanie bardziej pogodną, niż zazwyczaj, gdy jest zupełnie trzeźwa.
0 x

☾ | Youmu Nanatsuki | ☽
Embrace | the | Perfection
- Toshiro
- Posty: 1355
- Rejestracja: 25 lis 2018, o 23:42
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Akoraito | San
- Krótki wygląd: Ubiór: https://i.imgur.com/4b7w2iP.png
Maska: https://i.imgur.com/NQByJxc.png - Widoczny ekwipunek: 2 wakizashi przy lewym boku, duża torba na dole pleców
- Link do KP: viewtopic.php?p=105025#p105025
- GG/Discord: Harikken#4936
Re: Niedaleko za krzaczkiem - okolice wioski
Skoro Toshiro chciał wybrać się na turniej, to rzeczywiście dobrze byłoby poznać datę jego rozpoczęcia. Nie chciałby przecież zawitać do nieznajomego miejsce i wypytywać się jak głupi o turniej, który równie dobrze mógł się rozpocząć już jakoś miesiąc temu. Pogłoski pogłoskami. Nie wsłuchiwał się w nie za bardzo, ale z tego co słyszał, to dopiero miał się odbyć. Oby tamci mężczyźni się co do tego nie mylili. Z drugiej strony nieznajoma swoim pytaniem potwierdziłaby jedynie to co zasłyszał. Być może nie wszystko jest jeszcze stracone! Jego zły humor, wszystkie myśli i zmartwienia jakoś rozeszły się po kościach. Zastanawiające było tylko dlaczego tak się stało. Czy to przez zaskoczenie, które spowodowała dziewczyna swoim zagajeniem? A może najzwyczajniej w świecie potrzebował takiej rozmowy, z obcym, z kimkolwiek, o jakichś bzdetach? A może to dziewczyna i jej aura tak na niego wpływała? Drobna postura, błysk w oku, figlarski uśmiech. Na pewno w trakcie rozmowy wyjdzie co sprawiło, że mógł uciec myślami od tego wszystkiego. Może sam fakt, że dziewczyna wyglądała jakby miała całkiem dobry humor po prostu wpłynął pozytywnie i na niego. Kto wie?
-Hmmm...- mruknął i przyłożył dłoń do brody jakby się głęboko zastanawiał. Zmierzył ją też od stóp do głów. Dziewczyna zdawała się trochę z nim pogrywać, skoro jednak tak chciała, to proszę bardzo! -Ciężko stwierdzić. Na pewno wyglądasz mi na kogoś, kto trochę podróżuje, ale raczej nie po zimnych krajach. - oznajmił przyglądając się jej płaszczowi, który raczej pełnił funkcję ozdobną, aniżeli jakąkolwiek inną. Jakby dziewczyna za wszelką cenę chciała pokazać, że jest groźna i lepiej do niej nie podchodzić. -Kaptur nie daje Ci dostatecznie dużej ochrony przed zimnem i wiatrem. Poza tym gdybyś była z północy, to pewnie wiedziałabyś więcej o turnieju.- no chyba, że jest w prawie ciągłej podróży, zupełnie jak Toshiro co przy okazji mogło też nieco zmylić dziewczynę odnośnie jego pochodzenia. -W lasach raczej tak nie wieje, więc strzelam, że Wietrzne Równiny albo pustynia. Na córkę kupca mi nie wyglądasz.- przy tym ostatnim uśmiechnął się nieco szerzej. Ostatnio sporo bywał w Ryuzaku no Taki, jednak jedynie kogo widział to zwyczajnych prostych ludzi, którzy nie wyróżniali się nijak swoim ubiorem spośród tłumu. A może po prostu nie miał tego szczęścia żeby zobaczyć największe dziwactwa Ryuzaku no Taki? Często gęsto widać było tylko bogarych kupców, którzy nosili ozdobne kimona, zaś ich córki - ozdobne suknie. Nawet Ci mniej bogatsi tak się ubierali, aby pokazać swój status społeczny. Dziewczyna jednak nie wyglądała na kogoś kto chciał pokazać jak jest bogaty. Jej ubiór bardziej wskazywał na to, że ubierała jak się jej podobało. Szczególnie te czaszki na koszulce z koronkami... Wydawały mu się nieco infantylne. Jakby chciała pokazać, że jest groźna i lepiej do niej nie podchodzić. Wygląd to zdecydowanie za mało, aby w tym przypadku przypisać ją do jakiegoś konkretnego miejsca.
-Jeśli miałbym konkretniej strzelać, to powiedziałbym Yusetsu albo Sakai, bliżej Atsui.- pozwolił sobie dodać, bo dlaczego nie? Na pewno nie była Inuzuką, ani Akimichi, bo nie miała przy sobie ani żadnego pupila, ani odpowiedniej tuszy, chociaż z takim wyglądem i ubiorem nie zdziwiłby się gdyby była z Atsui. Widząc sławnego stamtąd Ichirou już raczej mało go zdziwi... W ogóle nie spodziewał się, że ktoś tak silny i tak sławny posiada taką aparycję i ubiera się tak... Niestandardowo.
-Nigdy tak o tym nie myślałem. Dla mnie hełm to zbyt duże ograniczenie widoczności, bardzo zawęża pole widzenia. Poza tym lubię mieć swobodę poruszania głową. A sama zbroja... Odrobina dodatkowej ochrony zawsze się przyda jeśli w niczym nie zawadza, nieprawdaż? Szczególnie w naszym zawodzie.- odparł i lekko się uśmiechnął. Postawa dziewczyny wskazywała na to, że czekaj na jakieś wyjaśnienia i rzeczywiście je dostała. Czy były one satysfakcjonujące? Pewnie nie, ale czy miało to jakieś większe znaczenie? Również nie. - Twój płaszcz również nie jest standardowy. Wydaje się mniej praktyczny od takiego zwykłego, łatwiej o coś zahaczyć.- tutaj wskazał wzrokiem poszarpane końcówki płaszcza, a następnie powoli się podniósł. Kwestia wygody noszenia zbroi była mu obojętna, ponieważ jego ciało przystosowała się do tego obciążenia i tak na prawdę nie było to dla niego odczuwalne. Czuł się w niej jakby nosił zwykłe ubranie, więc dlaczego by nie skorzystać z dodatkowej protekcji? Ostatnim razem przydała mu się chociażby przy wybijaniu okna barkiem, gdy uciekał z płonącego budynku, a oprócz tego mogła być przydatna przy walce wręcz.
-Skoro już rozmawiamy, to chociaż się przedstawię. Nishiyama Toshiro, miło mi poznać. Tym bardziej, że podróżujemy w tym samym kierunku i najprawdopodobniej zmierzamy tam w tym samym celu.- powiedział i lekko się ukłonił. Kultura osobista przede wszystkim, jakieś maniery muszą zostać zachowane, a przynajmniej tego zawsze go uczono. Kto wie? Może nawet będzie im się rozmawiało na tyle przyjemnie, że Nishiyama rozważy podróż na wyspy wraz z nieznajomą? Oczywiście pozostawał jeszcze inny czynnik, a konkretniej to czy i ona będzie miała ochotę podróżować z kimś. Sam Toshiro był osobą, która zazwyczaj podróżowała w samotności, więc w ogóle by się nie zdziwił, gdyby i ona nie chciała żadnego towarzystwa. Chociaż teraz jego nastrój był zupełnie inny i przydałoby mu się trochę towarzystwa jakiejś nowej twarzy.
-Hmmm...- mruknął i przyłożył dłoń do brody jakby się głęboko zastanawiał. Zmierzył ją też od stóp do głów. Dziewczyna zdawała się trochę z nim pogrywać, skoro jednak tak chciała, to proszę bardzo! -Ciężko stwierdzić. Na pewno wyglądasz mi na kogoś, kto trochę podróżuje, ale raczej nie po zimnych krajach. - oznajmił przyglądając się jej płaszczowi, który raczej pełnił funkcję ozdobną, aniżeli jakąkolwiek inną. Jakby dziewczyna za wszelką cenę chciała pokazać, że jest groźna i lepiej do niej nie podchodzić. -Kaptur nie daje Ci dostatecznie dużej ochrony przed zimnem i wiatrem. Poza tym gdybyś była z północy, to pewnie wiedziałabyś więcej o turnieju.- no chyba, że jest w prawie ciągłej podróży, zupełnie jak Toshiro co przy okazji mogło też nieco zmylić dziewczynę odnośnie jego pochodzenia. -W lasach raczej tak nie wieje, więc strzelam, że Wietrzne Równiny albo pustynia. Na córkę kupca mi nie wyglądasz.- przy tym ostatnim uśmiechnął się nieco szerzej. Ostatnio sporo bywał w Ryuzaku no Taki, jednak jedynie kogo widział to zwyczajnych prostych ludzi, którzy nie wyróżniali się nijak swoim ubiorem spośród tłumu. A może po prostu nie miał tego szczęścia żeby zobaczyć największe dziwactwa Ryuzaku no Taki? Często gęsto widać było tylko bogarych kupców, którzy nosili ozdobne kimona, zaś ich córki - ozdobne suknie. Nawet Ci mniej bogatsi tak się ubierali, aby pokazać swój status społeczny. Dziewczyna jednak nie wyglądała na kogoś kto chciał pokazać jak jest bogaty. Jej ubiór bardziej wskazywał na to, że ubierała jak się jej podobało. Szczególnie te czaszki na koszulce z koronkami... Wydawały mu się nieco infantylne. Jakby chciała pokazać, że jest groźna i lepiej do niej nie podchodzić. Wygląd to zdecydowanie za mało, aby w tym przypadku przypisać ją do jakiegoś konkretnego miejsca.
-Jeśli miałbym konkretniej strzelać, to powiedziałbym Yusetsu albo Sakai, bliżej Atsui.- pozwolił sobie dodać, bo dlaczego nie? Na pewno nie była Inuzuką, ani Akimichi, bo nie miała przy sobie ani żadnego pupila, ani odpowiedniej tuszy, chociaż z takim wyglądem i ubiorem nie zdziwiłby się gdyby była z Atsui. Widząc sławnego stamtąd Ichirou już raczej mało go zdziwi... W ogóle nie spodziewał się, że ktoś tak silny i tak sławny posiada taką aparycję i ubiera się tak... Niestandardowo.
-Nigdy tak o tym nie myślałem. Dla mnie hełm to zbyt duże ograniczenie widoczności, bardzo zawęża pole widzenia. Poza tym lubię mieć swobodę poruszania głową. A sama zbroja... Odrobina dodatkowej ochrony zawsze się przyda jeśli w niczym nie zawadza, nieprawdaż? Szczególnie w naszym zawodzie.- odparł i lekko się uśmiechnął. Postawa dziewczyny wskazywała na to, że czekaj na jakieś wyjaśnienia i rzeczywiście je dostała. Czy były one satysfakcjonujące? Pewnie nie, ale czy miało to jakieś większe znaczenie? Również nie. - Twój płaszcz również nie jest standardowy. Wydaje się mniej praktyczny od takiego zwykłego, łatwiej o coś zahaczyć.- tutaj wskazał wzrokiem poszarpane końcówki płaszcza, a następnie powoli się podniósł. Kwestia wygody noszenia zbroi była mu obojętna, ponieważ jego ciało przystosowała się do tego obciążenia i tak na prawdę nie było to dla niego odczuwalne. Czuł się w niej jakby nosił zwykłe ubranie, więc dlaczego by nie skorzystać z dodatkowej protekcji? Ostatnim razem przydała mu się chociażby przy wybijaniu okna barkiem, gdy uciekał z płonącego budynku, a oprócz tego mogła być przydatna przy walce wręcz.
-Skoro już rozmawiamy, to chociaż się przedstawię. Nishiyama Toshiro, miło mi poznać. Tym bardziej, że podróżujemy w tym samym kierunku i najprawdopodobniej zmierzamy tam w tym samym celu.- powiedział i lekko się ukłonił. Kultura osobista przede wszystkim, jakieś maniery muszą zostać zachowane, a przynajmniej tego zawsze go uczono. Kto wie? Może nawet będzie im się rozmawiało na tyle przyjemnie, że Nishiyama rozważy podróż na wyspy wraz z nieznajomą? Oczywiście pozostawał jeszcze inny czynnik, a konkretniej to czy i ona będzie miała ochotę podróżować z kimś. Sam Toshiro był osobą, która zazwyczaj podróżowała w samotności, więc w ogóle by się nie zdziwił, gdyby i ona nie chciała żadnego towarzystwa. Chociaż teraz jego nastrój był zupełnie inny i przydałoby mu się trochę towarzystwa jakiejś nowej twarzy.
0 x
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 7 gości