Niedaleko za krzaczkiem - okolice wioski
Re: Niedaleko za krzaczkiem - okolice wioski
-Myślałem że plotki wskazują również o ich ilości, skoro jednak nic nie wiesz to trudno. Uśmiechnąłem się i poszliśmy wzdłuż drogi. Skromność? Cóż to takiego? zaśmiałem się w myślach, bo nie chciałem zdenerwować Hoo. W tym zawodzie przechwałki to chyba chleb powszedni, dobry sprzedawca opchnie nawet marny towar, podobnie ma się rzecz z kowalami i masą innych zawodów, no ale nie chce to nie będę drążył tematu. Ucieszyłem się bardzo, kiedy zgodził się oprowadzić mnie po swojej własności- nigdy przedtem nie oglądałem kuźni od wewnątrz. Heh... czas leciał, a mi przyszło słuchać jego opowiadań z życia, a może raczej z pracy. Temat jak każdy inny jednak co chwilę musiałem przerywać aby zapytać o słowa, które były dla mnie nie zrozumiałe. Wędrowaliśmy już dobre kilkanaście minut, rozmowa ku mojemu szczęściu kleiła się i nie musieliśmy wędrować w ciszy. Z oddali zaczęliśmy dostrzegać las, wysokie na kilkanaście metrów korony drzew przysłaniały widzenie w dal. Czas przygotować się potencjalnie na potyczkę. Jak gdyby nic podczas rozmowy zdjąłem rękawiczki- w sposób normalny, żeby przewietrzyć dłonie. Lato było więc raczej nie powinno nikogo zdziwić moje zachowanie, jednak całą czynność wykonuje w taki sposób aby rozmówca nie dostrzegł moich otworów na dłoniach.
-Zbliżamy się do lasu, proponuje rozmawiać ciszej oraz mieć oczy szeroko otwarte. Jeśli coś dostrzeżesz lub będzie wzbudzać twoje niepokój, informuj od razu. Skoro plotki wspominają coś o złodziejach to trzeba zachować czujność bo zawsze jest w nich ziarno prawdy. Nie trzeba chyba wspominać, że bacznie obserwowałem całą okolicę- chcę wrócić żywy do swojej wioski.
-Zbliżamy się do lasu, proponuje rozmawiać ciszej oraz mieć oczy szeroko otwarte. Jeśli coś dostrzeżesz lub będzie wzbudzać twoje niepokój, informuj od razu. Skoro plotki wspominają coś o złodziejach to trzeba zachować czujność bo zawsze jest w nich ziarno prawdy. Nie trzeba chyba wspominać, że bacznie obserwowałem całą okolicę- chcę wrócić żywy do swojej wioski.
0 x
- Natsume Yuki
- Postać porzucona
- Posty: 1885
- Rejestracja: 11 lut 2015, o 23:22
- Wiek postaci: 31
- Ranga: Nukenin S
- Link do KP: viewtopic.php?f=33&t=199
- GG/Discord: 6078035 / Exevanis#4988
- Multikonta: Iwan zza Miedzy
Re: Niedaleko za krzaczkiem - okolice wioski
W końcu uwolniony od problematycznych i męczących (acz - co tu dużo mówić użytecznych) treningów, Natsume mógł pozwolić sobie na przejście się po okolicy. Odruchowo jednak odczuł niechęć do terenów miejskich - za każdym razem gdy przebywał w mieście, odnosił wrażenie że znowu siedzi w Hanamurze. Mieście, które traktowało go dobrze i było idealną metropolią do życia, lecz przy okazji miejscu które trzymało go w żelaznym uścisku, nie pozwalając na jakąkolwiek wolność. Spędził w Hanamurze kilka solidnych lat, nie mając możliwości gdziekolwiek się ruszyć poza sprawami biznesowymi. A ktoś taki jak on, wychowywany na wojownika, w takich warunkach po prostu czuł się tak jakby się dusił. Nie zamierzał tak skończyć. Nie chciał już czuć tego uwięzienia. Dlatego też uznał że skupi się na eksploracji miejsc takich jak to - oddalonych od osady, nawet jeśli nieprzesadnie, gdzie powietrze było czyste, a widoki przemawiały do duszy.
O tak. Tak trzeba żyć.
Niepodal równiny zauważył niewielki staw, w którym zachowała się względnie czysta woda. W sumie, jak tak pomyśleć, to lekkie odświeżenie by mu się przydało - do kąpieli raczej ten zbiornik się nie będzie nadawał, ale żeby po prostu się opłukać powinno wystarczyć. Zdjął więc maskę, kaptur, napierśnik i płaszcz, odsłaniając pokryty gęstą siatką blizn tors i śnieżnobiałe włosy, zaczesane do tyłu. Nagi od pasa w górę, przyklęknął przy wodzie i zaczął obmywać ciało, nabierając wodę na dłonie i oblewając się nią - przemył przy tym dokładnie twarz, aby zmyć z siebie zmęczenie, oraz opłukał włosy. Miał na podorędziu maskę, którą planował założyć w przypadku gdyby ktoś spróbował się przybliżyć - nie przeszkadzał mu kontakt, ale mimo wszystko wolał nie pokazywać swojej twarzy.
O tak. Tak trzeba żyć.
Niepodal równiny zauważył niewielki staw, w którym zachowała się względnie czysta woda. W sumie, jak tak pomyśleć, to lekkie odświeżenie by mu się przydało - do kąpieli raczej ten zbiornik się nie będzie nadawał, ale żeby po prostu się opłukać powinno wystarczyć. Zdjął więc maskę, kaptur, napierśnik i płaszcz, odsłaniając pokryty gęstą siatką blizn tors i śnieżnobiałe włosy, zaczesane do tyłu. Nagi od pasa w górę, przyklęknął przy wodzie i zaczął obmywać ciało, nabierając wodę na dłonie i oblewając się nią - przemył przy tym dokładnie twarz, aby zmyć z siebie zmęczenie, oraz opłukał włosy. Miał na podorędziu maskę, którą planował założyć w przypadku gdyby ktoś spróbował się przybliżyć - nie przeszkadzał mu kontakt, ale mimo wszystko wolał nie pokazywać swojej twarzy.
0 x
- Asaka
- Postać porzucona
- Posty: 1496
- Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
- Wiek postaci: 27
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
- Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5564
- Aktualna postać: Airan
Re: Niedaleko za krzaczkiem - okolice wioski
Nigdy, nawet w najbardziej popieprzonych snach, jakie czasami potrafiły wyrodzić się w głowie po intensywnym dniu, Asaka nie spotkała się z sytuacją, w której najpierw wyposażony jedynie w widły farmer wyskoczy na nią i na jej męża (wyglądających zresztą jak mała, przenośna zbrojownia) i zacznie im grozić. A potem, że ta sytuacja rozwinie się tak, że wylądują u tegoż samego gospodarza na obiedzie i będą pili tyle alkoholu, że Asaka niemalże wyląduje pod stołem. Niemalże, bo choć było blisko, tak źle nie było i Shikarui czuwał, by potulną, zmęczoną i spitą Asakę odeskortować do przydzielonego im pokoju na dalszą część nocy. Nigdy więc taki scenariusz nie przyszedł do dość kreatywnej białowłosej kunoichi, której wyobraźnia zdecydowanie potrafiła płatać figle. Przeszło jej za to przez myśl, że jeśli będzie tyle piła, do następny dzień obudzi ją kacem. Tylko kto by się tym przejmował, skoro kolejka goniła kolejkę? Nikt I dlatego rozsądek został zakrzyczany przez złego chochlika szepczącego, że nie wolno odmówić sobie kolejnej szklaneczki pysznej nalewki – więc sobie nie odmówiła. Ani następnej, ani następnej, ani… Nie bardzo pamiętała w którym momencie Shiki położył ją do spanka, bo ostatnie co pamiętała to to, jak uśmiechała się do niego słodko, gdy ten obklejał okno notkami wybuchowymi, żeby jakiś ewentualny włamywacz stracił rękę albo nogę. To było urocze – tak uważała – to, jak bardzo Shiki bywał ostrożny i przewrażliwiony. Kiedy przyszedł sen…? A któż to wie. Kac za to przyszedł boleśnie. I mocno. Asaka była ledwo przytomna na śniadaniu. Pomysł zakupu dzwoneczków odbił się po jej czaszce dźwięcznie i równie boleśnie – ogólnie do końca dnia była średnio w stanie robić cokolwiek oprócz bezsensownego snucia się po okolicy jak smród po gaciach. Krówki były jednak tak samo puchate jak wcześniej i chęć posiadania dwóch takich malutkich nie zmalała. Na szczęście zmalał opór gospodarza. A jeszcze później, gdy małżeństwo podjęło się zlecenia, zmalała też chęć „sąsiada” do zdobycia krów dla siebie. Tym sposobem upiekli kilka pieczeni na jednym ogniu i tym samym zdobyli to, czego tak bardzo pragnęli. Czy raczej Asaka pragnęła, a Shikarui, raz przekonany, że to dobry pomysł, nie oponował, a zawtórował.
Tylko teraz mieli inny problem. Bo trzeba było z dwoma słodziuchnymi cielaczkami, od których Asaka nie mogła oderwać oczu, wrócić do Daishi, a to przecież kawał drogi. A cielaki, w ogóle krowy czy byki to nie konie, którymi można tak sobie podróżować bez szkody na czasie podróży.
- Musimy wrócić do Ryuzaku. Opłacić woźnicę… Trochę nam to skróci powrót do domu – to nie była kwestia „czy zapłacić”. To była kwestia „ile zapłacić”. - I jedzenie dla nich kupić na podróż będzie trzeba. Mama się zdziwi jak je zobaczy – no i musieli wrócić kawałek drogi pod górę, żeby z powrotem dostać się do miasta – ale to nic! To nic, bo obok nich dreptały dwa słodkie, długowłose cielaczki. - Ale one kochane – szczebiotała do tego po drodze, nawet zwolniła tempo, żeby dostosować je do małych krówek, które trzeba było pilnować, żeby sobie bez sensu gdzieś nie skręciły i nie czmychnęły.
- Hej, gdzie idziesz, wracaj tu! – jedna z nich skręciła właśnie z udeptanej drogi na jej skraj, żeby poskubać soczyście zieloną trawkę. To właśnie niedaleko stąd znajdował się staw zajęty przez pół roznegliżowanego mężczyznę – ale Asaka nie zwróciła na niego uwagi, zaaferowana uciekającą krówką.
Widok musiał to być iście komiczny. Niewysoka, szczupła, blada kobieta o długich, prostych, śnieżnobiałych włosach zebranych po bokach głowy tak, by nie leciały jej do oczu, ubrana w ciemne spodnie i koszulę, na które nałożoną miała czarną zbroję, z kupą żelastwa (inaczej nazywaną złożonym wielkim wachlarzem) na plecach, biegła za brązową, włochatą krową. A tuż obok była jeszcze jedna, bardzo podobna, która widząc, że można skręcić z drogi na trawę, zrobiła to samo. Białowłosa nie była sama. Towarzyszył jej czarnowłosy mężczyzna, ubrany równie kuriozalnie w kontraście do całej sytuacji.
Tylko teraz mieli inny problem. Bo trzeba było z dwoma słodziuchnymi cielaczkami, od których Asaka nie mogła oderwać oczu, wrócić do Daishi, a to przecież kawał drogi. A cielaki, w ogóle krowy czy byki to nie konie, którymi można tak sobie podróżować bez szkody na czasie podróży.
- Musimy wrócić do Ryuzaku. Opłacić woźnicę… Trochę nam to skróci powrót do domu – to nie była kwestia „czy zapłacić”. To była kwestia „ile zapłacić”. - I jedzenie dla nich kupić na podróż będzie trzeba. Mama się zdziwi jak je zobaczy – no i musieli wrócić kawałek drogi pod górę, żeby z powrotem dostać się do miasta – ale to nic! To nic, bo obok nich dreptały dwa słodkie, długowłose cielaczki. - Ale one kochane – szczebiotała do tego po drodze, nawet zwolniła tempo, żeby dostosować je do małych krówek, które trzeba było pilnować, żeby sobie bez sensu gdzieś nie skręciły i nie czmychnęły.
- Hej, gdzie idziesz, wracaj tu! – jedna z nich skręciła właśnie z udeptanej drogi na jej skraj, żeby poskubać soczyście zieloną trawkę. To właśnie niedaleko stąd znajdował się staw zajęty przez pół roznegliżowanego mężczyznę – ale Asaka nie zwróciła na niego uwagi, zaaferowana uciekającą krówką.
Widok musiał to być iście komiczny. Niewysoka, szczupła, blada kobieta o długich, prostych, śnieżnobiałych włosach zebranych po bokach głowy tak, by nie leciały jej do oczu, ubrana w ciemne spodnie i koszulę, na które nałożoną miała czarną zbroję, z kupą żelastwa (inaczej nazywaną złożonym wielkim wachlarzem) na plecach, biegła za brązową, włochatą krową. A tuż obok była jeszcze jedna, bardzo podobna, która widząc, że można skręcić z drogi na trawę, zrobiła to samo. Białowłosa nie była sama. Towarzyszył jej czarnowłosy mężczyzna, ubrany równie kuriozalnie w kontraście do całej sytuacji.
0 x
赤 · 水 · 晶

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: Niedaleko za krzaczkiem - okolice wioski
Był czas, w którym alkohol odtrącał go bardzo mocno. Potem nadszedł czas, w którym zaczynał rozumieć, dlaczego ludzie tak alkohol lubią i że w małych ilościach wcale nie był początkiem huraganu, który zrywał dachy i burzył palisady. Wyrywał płoty miejsc, które miały być granicami bezpiecznego domu. Następnie zrozumiał, że nawet jeśli w drobnych ilościach potrafi motywować do działania, rozgrzewać i dodawać animuszu, to za łatwo było przedawkować. I nagle wydawało ci się, że jesteś groźnym lwem, a kończyłeś jako zapchlony kundel w oczach ludzi z zewnątrz. Odkrył również, że łatwiej ludzi przekonać do czegoś, gdy piją i że ludzie pijani mówią wiele rzeczy. Niekoniecznie tych prawdziwych, chociaż w tamtym momencie wydawały mu się najbardziej prawdziwe z prawdziwych. Cała ta wiedza składowała się do tego, że nie miał przeciwko temu, że Asaka lubiła sobie popić, zwłaszcza z towarzystwem. Jedyne co robił to to, co mąż w takiej sytuacji powinien, czyli… zamiast pić z nią to pilnował. Czuwał, by nie zamieniła się w takiego kundla i pozostała lwem, przynajmniej w swoim mniemaniu. Czarnowłosy nie miał wątpliwości, że nawet najwyższych królów procenty ściągały do samego podłoża, jeśli tylko postanowili im zaufać.
Paradoksalnie miał wrażenie, że białowłosa nawet polubiła tego gospodarza, którego nawet imienia nie poznali. Albo poznali, tylko Shikarui tak bardzo nie lubił tych ludzi, że nie uznał za warte zapamiętanie ich? Bo nie uznał ich za wartych czegokolwiek. Gdyby nie to, że trzeba było się napracować, by wyczerpać jego cierpliwość, pewnie rozniósłby ten dom i zabrał te krowy - siłą. Na szczęście nic takiego nie miało miejsca. I w końcu ten doskonały plan naprawdę stał się doskonały, a Shikarui po raz kolejny mógł z wyższością spojrzeć na mętne, wykorzystane robaczki, które zostały pozostawione samym sobie, aby pracować na dobro tych lepszych, stojących wyżej w łańcuchu pokarmowym. Każda mróweczka musi służyć swojej królowej. W przypadku miast kupieckich to byli… byli… Rada? Jak w Kami no Hikage? Jakieś jej zastępstwo, skoro stała przestała istnieć.
- Nie wystarczy im trawa? - Zapytał mało inteligentnie. Nie znał się na hodowli zwierząt domowych. Chowany w arystokratycznym domu, prowadzący życie shinobi - zwierzaczki były ostatnim, co go interesowało. Dryg do słodkich zwierzątek nie przeszedł z jego ojca na niego. Zresztą nigdy nie widział, żeby pan domu Jugo specjalnie przepadał za kotkami czy pieskam. - Dobrze. Wrócimy do Ryuzaku i wynajmę dla nas wóz. - Na razie wyglądało to bardziej jak… spacer z psami. Ludzie tak chodzili, czasem całymi rodzinami, wyprowadzając swoje psy. Więc… oni będą wyprowadzać krowy? Przez myśl czarnowłosego przeszło, że w sumie pohodowałby tygrysy. Piękne, potężne zwierzęta. Maszyny do zabijania. Podrapiesz za uszkiem natomiast i już robią się urocze. Zupełnie jak…
Szedł za swoją żoną, spoglądają, jak prowadzi dwie krówki. Cielaczki. Albo jak to one prowadzą ją. No bo przecież nie mogła pójść w prawo, jeśli te słodziaki chciały iść w lewo. Stąpał spokojnie, z rękoma założonymi za plecami. Podobała mu się sielankowość tego spaceru, a tym bardziej był teraz spokojny, że dostał to, czego chciał. Czy raczej Asaka dostała to, czego chciała. On już otworzył kasę fiskalną w swoim mózgu i zaczął przeliczać, ile można by na tych cudownych zwierzątkach zarobić. Taką miały wartość, w jakiej widziała je Asaka. I taką, ile można było na nich zarobić. Nie oszukujmy się jednak - czarnowłosy był jak smok śpiący na górze złota, ale kochał sprawiać prezenty Asace. W końcu to właśnie ona była jego najcenniejszym diamentem w tej całej stercie świecidełek.
Nie trudno było zauważyć samotnego mężczyznę na skraju stawu. Idąc wolnym krokiem za Asaką, która popędziła za cielakami, ewidentnie tracąc nad nimi kontrolę, błysnął czerwienią oczu, przypatrując się przez moment to nieznajomemu, to terenowi wokół. Rozejrzał się, wolno przesuwając wzrokiem po okolicy. Jednak wokół było pusto. Zero zagrożenia. Zero innych źródeł chakry - przynajmniej w obrębie 9 kilometrów. Taka tam okolica.
- Uważaj pod nogi. - Zwrócił się spokojnym, melodyjnym głosem do białowłosej, uśmiechając łagodnie. - Dzień dobry. - Zwrócił się do nieznajomego, kłaniając płytko w ramach pozdrowienia, kiedy jeszcze się zbliżał, idąc za Asaką.
Paradoksalnie miał wrażenie, że białowłosa nawet polubiła tego gospodarza, którego nawet imienia nie poznali. Albo poznali, tylko Shikarui tak bardzo nie lubił tych ludzi, że nie uznał za warte zapamiętanie ich? Bo nie uznał ich za wartych czegokolwiek. Gdyby nie to, że trzeba było się napracować, by wyczerpać jego cierpliwość, pewnie rozniósłby ten dom i zabrał te krowy - siłą. Na szczęście nic takiego nie miało miejsca. I w końcu ten doskonały plan naprawdę stał się doskonały, a Shikarui po raz kolejny mógł z wyższością spojrzeć na mętne, wykorzystane robaczki, które zostały pozostawione samym sobie, aby pracować na dobro tych lepszych, stojących wyżej w łańcuchu pokarmowym. Każda mróweczka musi służyć swojej królowej. W przypadku miast kupieckich to byli… byli… Rada? Jak w Kami no Hikage? Jakieś jej zastępstwo, skoro stała przestała istnieć.
- Nie wystarczy im trawa? - Zapytał mało inteligentnie. Nie znał się na hodowli zwierząt domowych. Chowany w arystokratycznym domu, prowadzący życie shinobi - zwierzaczki były ostatnim, co go interesowało. Dryg do słodkich zwierzątek nie przeszedł z jego ojca na niego. Zresztą nigdy nie widział, żeby pan domu Jugo specjalnie przepadał za kotkami czy pieskam. - Dobrze. Wrócimy do Ryuzaku i wynajmę dla nas wóz. - Na razie wyglądało to bardziej jak… spacer z psami. Ludzie tak chodzili, czasem całymi rodzinami, wyprowadzając swoje psy. Więc… oni będą wyprowadzać krowy? Przez myśl czarnowłosego przeszło, że w sumie pohodowałby tygrysy. Piękne, potężne zwierzęta. Maszyny do zabijania. Podrapiesz za uszkiem natomiast i już robią się urocze. Zupełnie jak…
Szedł za swoją żoną, spoglądają, jak prowadzi dwie krówki. Cielaczki. Albo jak to one prowadzą ją. No bo przecież nie mogła pójść w prawo, jeśli te słodziaki chciały iść w lewo. Stąpał spokojnie, z rękoma założonymi za plecami. Podobała mu się sielankowość tego spaceru, a tym bardziej był teraz spokojny, że dostał to, czego chciał. Czy raczej Asaka dostała to, czego chciała. On już otworzył kasę fiskalną w swoim mózgu i zaczął przeliczać, ile można by na tych cudownych zwierzątkach zarobić. Taką miały wartość, w jakiej widziała je Asaka. I taką, ile można było na nich zarobić. Nie oszukujmy się jednak - czarnowłosy był jak smok śpiący na górze złota, ale kochał sprawiać prezenty Asace. W końcu to właśnie ona była jego najcenniejszym diamentem w tej całej stercie świecidełek.
Nie trudno było zauważyć samotnego mężczyznę na skraju stawu. Idąc wolnym krokiem za Asaką, która popędziła za cielakami, ewidentnie tracąc nad nimi kontrolę, błysnął czerwienią oczu, przypatrując się przez moment to nieznajomemu, to terenowi wokół. Rozejrzał się, wolno przesuwając wzrokiem po okolicy. Jednak wokół było pusto. Zero zagrożenia. Zero innych źródeł chakry - przynajmniej w obrębie 9 kilometrów. Taka tam okolica.
- Uważaj pod nogi. - Zwrócił się spokojnym, melodyjnym głosem do białowłosej, uśmiechając łagodnie. - Dzień dobry. - Zwrócił się do nieznajomego, kłaniając płytko w ramach pozdrowienia, kiedy jeszcze się zbliżał, idąc za Asaką.
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
- Natsume Yuki
- Postać porzucona
- Posty: 1885
- Rejestracja: 11 lut 2015, o 23:22
- Wiek postaci: 31
- Ranga: Nukenin S
- Link do KP: viewtopic.php?f=33&t=199
- GG/Discord: 6078035 / Exevanis#4988
- Multikonta: Iwan zza Miedzy
Re: Niedaleko za krzaczkiem - okolice wioski
Cóż, wygląda na to że nawet w trakcie zwykłego obmywania ciała w celu otrzeźwienia się po treningach można natknąć się na niecodzienne widoki. Bo jak inaczej można skomentować coś takiego, jak widok dwójki uzbrojonych ludzi, na dziewięćdziesiąt procent parających się fachem shinobi, którzy biegali po okolicy za... cielakami długowłosych krów? Przez moment Yuki nawet przyłapał się na tym, że się uśmiechnął. Wygląda na to, że mimo tego że już swoją porcję kuriozów na tym świecie widział, zawsze znajdzie się coś co go będzie w stanie zaskoczyć.
Widząc że duet z kompanią dwóch małych krów powoli się zbliża w jego kierunku, obrócił się na chwilę plecami, przetarł twarz i włosy chustą którą się przepasał (czysta woda, nic jej się nie stanie), a następnie założył na twarz swoją noszącą już liczne ślady używania maskę. Za jakiś czas trzeba będzie wymienić ją na nową, cholera. Tę tutaj dostał już wiele lat temu, kiedy to został członkiem Sakki klanu Yuki. Dobrze, że pozbył się wszystkich insygniów oznaczających przynależność. Teraz wyglądał po prostu jak dowolny inny najemnik. Jeśli nie liczyć tej zbrojowni, którą ze sobą tachał.
-Dzień dobry - powiedział spokojnie obniżonym tonem. Od kiedy opuścił Cesarstwo, ćwiczył głos żeby jego codzienna mowa brzmiała nieco inaczej niż do tej pory. Bardziej... basowo. - Dość niecodzienny widok, muszę przyznać. Nie spodziewałem się że spotkam shinobi którzy prowadziliby gdzieś cielęta. Jakieś zlecenie, czy... inne powody?
W tym momencie też zarzucił na siebie swoją czarną koszulę, zasłaniając pokryty bliznami tors, i od razu założył też skórzany napierśnik, który również otrzymał razem z maską. Chwilę później dołożył do tego ciemny płaszcz z kapturem, zajął się też przypasywaniem katany oraz zakładaniem olbrzymiego miecza-tasaka i złożonego wachlarza na plecy. Kaptura jeszcze nie zakładał - nie było potrzeby. Wziął też w dłoń coś, co wyglądało jak prosta, drewniana laska lub kij podróżny.
W tym momencie też dokładniej przyjrzał się nowopoznanemu duetowi. Dość znacząco różnili się od siebie wzrostem - kobieta była jeszcze niższa niż Natsume, podczas gdy mężczyzna dość solidnie przewyższał go wzrostem. Białowłosa - musiał przyznać, że była dość urodziwa - odziana w ciemny pancerz z podobnież czarnym kapturem, i dodatkowo miała ze sobą wachlarz bojowy. Użytkowniczka Fuutonu? Interesujące. Mężczyzna zaś, czarnowłosy, był swoistą hybrydą: jednocześnie jego twarz zdawała się mieć lekkie, chłopięce rysy, a zarazem dało radę z niej odczuć twardość i charakterność. Intrygujący jegomość. Dodatkowo, lawendooki nosił przy sobie solidny łuk, więc musiał mieć doświadczenie w walce na dystans. Ciekawa para, musiał przyznać.
Widząc że duet z kompanią dwóch małych krów powoli się zbliża w jego kierunku, obrócił się na chwilę plecami, przetarł twarz i włosy chustą którą się przepasał (czysta woda, nic jej się nie stanie), a następnie założył na twarz swoją noszącą już liczne ślady używania maskę. Za jakiś czas trzeba będzie wymienić ją na nową, cholera. Tę tutaj dostał już wiele lat temu, kiedy to został członkiem Sakki klanu Yuki. Dobrze, że pozbył się wszystkich insygniów oznaczających przynależność. Teraz wyglądał po prostu jak dowolny inny najemnik. Jeśli nie liczyć tej zbrojowni, którą ze sobą tachał.
-Dzień dobry - powiedział spokojnie obniżonym tonem. Od kiedy opuścił Cesarstwo, ćwiczył głos żeby jego codzienna mowa brzmiała nieco inaczej niż do tej pory. Bardziej... basowo. - Dość niecodzienny widok, muszę przyznać. Nie spodziewałem się że spotkam shinobi którzy prowadziliby gdzieś cielęta. Jakieś zlecenie, czy... inne powody?
W tym momencie też zarzucił na siebie swoją czarną koszulę, zasłaniając pokryty bliznami tors, i od razu założył też skórzany napierśnik, który również otrzymał razem z maską. Chwilę później dołożył do tego ciemny płaszcz z kapturem, zajął się też przypasywaniem katany oraz zakładaniem olbrzymiego miecza-tasaka i złożonego wachlarza na plecy. Kaptura jeszcze nie zakładał - nie było potrzeby. Wziął też w dłoń coś, co wyglądało jak prosta, drewniana laska lub kij podróżny.
W tym momencie też dokładniej przyjrzał się nowopoznanemu duetowi. Dość znacząco różnili się od siebie wzrostem - kobieta była jeszcze niższa niż Natsume, podczas gdy mężczyzna dość solidnie przewyższał go wzrostem. Białowłosa - musiał przyznać, że była dość urodziwa - odziana w ciemny pancerz z podobnież czarnym kapturem, i dodatkowo miała ze sobą wachlarz bojowy. Użytkowniczka Fuutonu? Interesujące. Mężczyzna zaś, czarnowłosy, był swoistą hybrydą: jednocześnie jego twarz zdawała się mieć lekkie, chłopięce rysy, a zarazem dało radę z niej odczuć twardość i charakterność. Intrygujący jegomość. Dodatkowo, lawendooki nosił przy sobie solidny łuk, więc musiał mieć doświadczenie w walce na dystans. Ciekawa para, musiał przyznać.
0 x
- Asaka
- Postać porzucona
- Posty: 1496
- Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
- Wiek postaci: 27
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
- Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5564
- Aktualna postać: Airan
Re: Niedaleko za krzaczkiem - okolice wioski
Dobrze było mieć kogoś, kto czuwał, byś się nadmiernie nie upodlił. Byś mógł z godnością wstać od stołu, a na drugi dzień móc spojrzeć sobie w oczy. Shikarui naprawdę był fantastycznym mężem i robił dla niej teraz to, co w normalnych warunkach technicznie powinna robić żona – pilnować męża. Praktycznie jednak było jakoś tak, że to przecież mąż miał ostatnie zdanie i gdy chciał pić, to pił, niezależnie od rozpaczy żony. Shikarui jednak nie był kobietą w tym związku. I choć istotnie rzadko pijał alkohol, to miał posłuch u złotookiej, która wypić lubiła. I gdy mówił, że już dość – ona potulnie przestawała. Nawet, gdy była już zrobiona jak szpadel. Ale tak bywało niesamowicie rzadko.
- Trawa jest na ziemi. A one będą z nami na wozie. Chyba, że będziemy co chwila robić przerwy. No i wodę trzeba dla nich mieć, żeby coś piły – tłumaczyła jak… chłop krowie na miedzy ale przywykła już, że pewne oczywistości dla czarnowłosego nie były ni trochę oczywiste.
Byli jak yin i yang – biel i czerń, jeden wielki kontrast. To zabawne jak układało się życie, że dwie zupełnie odmienne, bardzo od siebie różniące osoby postanowił postawić koło siebie. I że te dwie tak różne osoby nie przeszły obok siebie obojętnie, a postanowiły – po czasie rzecz jasna – spleść swoje życia nieco bardziej. Czerwoną nitką zawiązaną wokół palców. Musieli przykuwać uwagę nieznajomych nie tylko tutaj, po drodze, ale znacznie, znacznie częściej. Asaka jednak przyzwyczaiła się już do tego, że często spojrzenia obcych padają właśnie na nią i teraz, po czasie, zdawała się ich już nie zauważać. Dzisiaj też tak było. Gdyby nie pozdrowienie Shikaruiego, pewnie jeszcze więcej czasu by jej zajęło, by zorientować się, że właściwie całkowicie nieopodal stoi jakiś mężczyzna, który teraz zaczął się już ubierać, by nie paradować przed nimi w połowie rozebranym. Białowłosa oparła dłonie na biodrach i mało brakowało, by się zapowietrzyła, na pewno jednak załamywała ręce nad dwoma nieborakami, które wyglądały na całkowicie z siebie zadowolone, że mogą sobie poskubać trawkę i że nie muszą już nigdzie iść. Niedoczekanie, ale nim Asaka znowu odezwała się do cielaków, które, hehe, na pewno wiele robiły sobie z jej słów, a już zwłaszcza rozumiały doskonale, co jakaś tam baba do niech mówi, podniosła z nich spojrzenie, by rozejrzeć się do kogo właściwie Shiki się teraz odezwał z tym swoim dzień dobry. I kto mu odpowiedział.
Wcale nie uważała pod nogi.
Wtedy go zauważyła. Wydawał się niewysoki, równie białowłosy co i ona, no i był obwieszony bronią tak jak oni – znaczy, że jakiś wojak albo shinobi, jedno z dwóch. Pisałam już, że los lubił sobie zażartować z ludzi – i oto był tego przykład. Bowiem Asaka jako żywo kojarzyła się z przedstawicielką rodu Yuki, w pierwszym odruchu Shikarui z kimś takim ją właśnie pomylił. A teraz, czego rzecz jasna wiedzieć nie mogła, miała kogoś takiego przed oczyma.
- Dzień dobry – Sanada lekko ukłoniła głowę w geście szacunku, dryg, którego nie wszędzie praktykowano, lecz w jej krwi zakorzeniony bardzo mocno. - Och nie, nie, to nasze – właściwie to Asaka aż do teraz nie zaprzątała sobie głowy myślą o tym, jak śmiesznie muszą wyglądać z tymi krowami. W sumie to nadal jej nie oświeciło, jednak odpowiedziała grzecznie na równie grzeczne pytanie. Miła odmiana po grubiańskim farmerze. I o ile Shikarui myślał, że Asaka polubiła gospodarza i jego rodzinę, to mocno się mylił. Kobieta do końca miała go za głupka biegnącego z widłami na uzbrojonych po zęby ninja. - Prowadzimy je do miasta – doprecyzowała. Mówiła z mocnym akcentem kogoś, kto zdecydowanie nie pochodzi z tych stron. Musiało więc to być tym bardziej zabawne i intrygujące, skoro prowadzili s w o j e cielaki gdziekolwiek tutaj.
- Trawa jest na ziemi. A one będą z nami na wozie. Chyba, że będziemy co chwila robić przerwy. No i wodę trzeba dla nich mieć, żeby coś piły – tłumaczyła jak… chłop krowie na miedzy ale przywykła już, że pewne oczywistości dla czarnowłosego nie były ni trochę oczywiste.
Byli jak yin i yang – biel i czerń, jeden wielki kontrast. To zabawne jak układało się życie, że dwie zupełnie odmienne, bardzo od siebie różniące osoby postanowił postawić koło siebie. I że te dwie tak różne osoby nie przeszły obok siebie obojętnie, a postanowiły – po czasie rzecz jasna – spleść swoje życia nieco bardziej. Czerwoną nitką zawiązaną wokół palców. Musieli przykuwać uwagę nieznajomych nie tylko tutaj, po drodze, ale znacznie, znacznie częściej. Asaka jednak przyzwyczaiła się już do tego, że często spojrzenia obcych padają właśnie na nią i teraz, po czasie, zdawała się ich już nie zauważać. Dzisiaj też tak było. Gdyby nie pozdrowienie Shikaruiego, pewnie jeszcze więcej czasu by jej zajęło, by zorientować się, że właściwie całkowicie nieopodal stoi jakiś mężczyzna, który teraz zaczął się już ubierać, by nie paradować przed nimi w połowie rozebranym. Białowłosa oparła dłonie na biodrach i mało brakowało, by się zapowietrzyła, na pewno jednak załamywała ręce nad dwoma nieborakami, które wyglądały na całkowicie z siebie zadowolone, że mogą sobie poskubać trawkę i że nie muszą już nigdzie iść. Niedoczekanie, ale nim Asaka znowu odezwała się do cielaków, które, hehe, na pewno wiele robiły sobie z jej słów, a już zwłaszcza rozumiały doskonale, co jakaś tam baba do niech mówi, podniosła z nich spojrzenie, by rozejrzeć się do kogo właściwie Shiki się teraz odezwał z tym swoim dzień dobry. I kto mu odpowiedział.
Wcale nie uważała pod nogi.
Wtedy go zauważyła. Wydawał się niewysoki, równie białowłosy co i ona, no i był obwieszony bronią tak jak oni – znaczy, że jakiś wojak albo shinobi, jedno z dwóch. Pisałam już, że los lubił sobie zażartować z ludzi – i oto był tego przykład. Bowiem Asaka jako żywo kojarzyła się z przedstawicielką rodu Yuki, w pierwszym odruchu Shikarui z kimś takim ją właśnie pomylił. A teraz, czego rzecz jasna wiedzieć nie mogła, miała kogoś takiego przed oczyma.
- Dzień dobry – Sanada lekko ukłoniła głowę w geście szacunku, dryg, którego nie wszędzie praktykowano, lecz w jej krwi zakorzeniony bardzo mocno. - Och nie, nie, to nasze – właściwie to Asaka aż do teraz nie zaprzątała sobie głowy myślą o tym, jak śmiesznie muszą wyglądać z tymi krowami. W sumie to nadal jej nie oświeciło, jednak odpowiedziała grzecznie na równie grzeczne pytanie. Miła odmiana po grubiańskim farmerze. I o ile Shikarui myślał, że Asaka polubiła gospodarza i jego rodzinę, to mocno się mylił. Kobieta do końca miała go za głupka biegnącego z widłami na uzbrojonych po zęby ninja. - Prowadzimy je do miasta – doprecyzowała. Mówiła z mocnym akcentem kogoś, kto zdecydowanie nie pochodzi z tych stron. Musiało więc to być tym bardziej zabawne i intrygujące, skoro prowadzili s w o j e cielaki gdziekolwiek tutaj.
0 x
赤 · 水 · 晶

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: Niedaleko za krzaczkiem - okolice wioski
Maska. Drewniana maska, która nie wydawała się być wielką ochroną. Na pewno chroniła przed rysami, jakie miecze potrafiły zostawić na skórze. Jedni o to dbali, inni nie. I to była ta powierzchowna rzecz tworząca osąd - postawienie pytania, czy nieznajomy kryje swoją twarz, bo tak się boi o jej piękno czy może piękno zatracił już dawno temu, dlatego nie chciał nim razić innych? Ja bym tak pomyślała. Z drugiej strony jak śmieszna musi być perspektywa kogoś, kto nie żyje na ostrzu noża. Zaraz, zaraz, jak długie były katany..? Bo chyba właśnie na taką odległość średnio shinobi od śmierci przebywali. Shikarui nie pomyślał o pięknie, o tragedii drugiego człowieka. Pomyślał - ten człowiek się ukrywa. Nie była to myśl podejrzliwa, była dla niego stwierdzeniem faktu. Jak dla każdego, kto nosił maski. Byli tacy, którzy potrafili je nosić, by dodać sobie animuszu, aby inni spoglądali na nich i się bali. Specjalnie przystosowane do tego, by rodzić w sercach strach. Ta jednak była prosta, wręcz szokująco prosta. Jak prosty był kij, który nieznajomy trzymał. Ta myśl była jednak na tyle silna, by sprawdzić okolice. W pierwszej chwili widział tego mężczyznę jako przynętę. A taki niby z broniami daleko od siebie, wcale niegotowy do walki, by obniżyć czujność, ale to nie była żadna pułapka. I to wystarczyło, żeby go uspokoić. Przy boku Asaki czuł się o wiele pewniej, ale jednocześnie potrafił być też o wiele bardziej gwałtowny. Jak to już często samce mają, kiedy przychodzi do ochrony ich lubej. W tym zamaskowanym człowieku drzemał spokój. Nie kryła się w nim gwałtowna myśl, oczekiwanie drapieżnika, aby rzucić się naprzód, więc i Shikarui był spokojny. Albo raczej - spokojniejszy. Automatycznie przypomniała mu się maska Shigi, który samego siebie dumnie ozwał Jeźdźcem Głodu. Bluźnierca. Obwoływać się żołnierzem Hana... Na szczęście akurat o tym nie wiedział. Na szczęście - bo na pewno by go piekliło nawet i po jego śmierci. A tak mógł ze spokojem odtwarzać moment, kiedy sam się przyznaje do przegranej, kiedy musi oglądać śmierć swojej ukochanej w swoich ostatnich oddechach. Ooch, ileż to uśmiechu potrafiło przywołać na jego twarzy... ile satysfakcji i spokoju. Tamtego dnia, z pomocą Asaki, zrobił swoje ostatnie kroki do poczucia wolności.
- Rzeczywiście. - Przytaknął w ten sposób, w jaki zawsze to robił, kiedy Asaka odkrywała przed nim oczywistość, a on zaczynał podziwiać jej mądrość i obeznanie w tak wielu tematach życia. Inni się śmiali, kiedy on ją nazywał mądrą, a dla niego była prawdziwym wrodzeniem bogini mądrości. Pełną istotnych faktów, ciekawostek i... no zgoda, opowiastek o tym, jak kupą obrzucała za młodego wóz sąsiada, ale to już inna bajka. Znaczy ta sama - ale inna. Rozumiecie. Na szczęście się dopełniali - Shiki i Asaka. Mimo tej różnicy, tego kontrastu, jaki między sobą tworzyli. Czy to z wyglądu czy nawet z wyrazu twarzy. On - uprzejmy, bo zazwyczaj taki przybierał. Z zimnymi jak lód oczyma. I ona - ogień, w swoim lodowym wyglądzie.
Wykonał jeszcze parę kroków, by zrównać się z białowłosą i jej ukochanymi krowami nie dlatego, że faktycznie chciał się zbliżać. Nie chciał. Wolał zachować dystans między sobą a kimś, kto był obładowany żelastwem sugerującym, że bardzo dobrze czuje się w walce na bezpośredni dystans. Jednocześnie też nie zamierzał oddawać pola tam, gdzie znajdowała się jego żona. A paradoksalnie to ona była tą bardziej zazdrosną. Zsunął wzrok na moment na Asakę i na krowy, ale wcale nie przestał przez to obserwować nieznajomego. I zaraz też jego spojrzenie na niego wróciło.
- Zdobycie ich okazało się bardziej frapujące od większości misji. - Podtrzymał, z uprzejmości, pogawędkę.
- Rzeczywiście. - Przytaknął w ten sposób, w jaki zawsze to robił, kiedy Asaka odkrywała przed nim oczywistość, a on zaczynał podziwiać jej mądrość i obeznanie w tak wielu tematach życia. Inni się śmiali, kiedy on ją nazywał mądrą, a dla niego była prawdziwym wrodzeniem bogini mądrości. Pełną istotnych faktów, ciekawostek i... no zgoda, opowiastek o tym, jak kupą obrzucała za młodego wóz sąsiada, ale to już inna bajka. Znaczy ta sama - ale inna. Rozumiecie. Na szczęście się dopełniali - Shiki i Asaka. Mimo tej różnicy, tego kontrastu, jaki między sobą tworzyli. Czy to z wyglądu czy nawet z wyrazu twarzy. On - uprzejmy, bo zazwyczaj taki przybierał. Z zimnymi jak lód oczyma. I ona - ogień, w swoim lodowym wyglądzie.
Wykonał jeszcze parę kroków, by zrównać się z białowłosą i jej ukochanymi krowami nie dlatego, że faktycznie chciał się zbliżać. Nie chciał. Wolał zachować dystans między sobą a kimś, kto był obładowany żelastwem sugerującym, że bardzo dobrze czuje się w walce na bezpośredni dystans. Jednocześnie też nie zamierzał oddawać pola tam, gdzie znajdowała się jego żona. A paradoksalnie to ona była tą bardziej zazdrosną. Zsunął wzrok na moment na Asakę i na krowy, ale wcale nie przestał przez to obserwować nieznajomego. I zaraz też jego spojrzenie na niego wróciło.
- Zdobycie ich okazało się bardziej frapujące od większości misji. - Podtrzymał, z uprzejmości, pogawędkę.
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
- Natsume Yuki
- Postać porzucona
- Posty: 1885
- Rejestracja: 11 lut 2015, o 23:22
- Wiek postaci: 31
- Ranga: Nukenin S
- Link do KP: viewtopic.php?f=33&t=199
- GG/Discord: 6078035 / Exevanis#4988
- Multikonta: Iwan zza Miedzy
Re: Niedaleko za krzaczkiem - okolice wioski
[youtube]https://www.youtube.com/watch?v=BKg4XQ-2zE8[/youtube]
Przynajmniej tyle, że pierwszy kontakt był zakończony powodzeniem i bez niepotrzebnych podejrzliwości. A przynajmniej na pierwszy rzut oka. Pierwszym, który zauważył obmywającego się Yukiego, był ciemnowłosy młodzieniec, który też od razu przywitał go głośnym pozdrowieniem - chociaż, w tym przypadku Natsume odnosił wrażenie, że bardziej chodziło o ostrzeżenie swojej towarzyszki, że w ich pobliżu znalazł się ktoś, kogo się nie do końca spodziewali. Był to jak najbardziej dobry sposób, i tu musiał przyklasnąć młodzieńcowi - jednocześnie wykazał się taktem wobec nieznajomego, i czujnością wobec swoich towarzyszy. Dwie pieczenie na jednym ogniu, jak to mawiają. A Yuki był akurat jednym z tych ludzi, którzy potrafili docenić uprzejmość, nawet jeśli była ona tylko tylko elementem innej strategii konwersacyjnej. Dlatego też sam również odpowiedział z równą dozą uprzejmości i dobrego zachowania.Zwłaszcza, że odnosił wrażenie że im samym mogło być bliżej do sfer społeczeństwa wyższych niż klasa średnia. A zwłaszcza odnosił takie wrażenie, kiedy patrzył na białowłosą.
No, ale jego wzrok spod maski raczej był niewidoczny dla duetu. To w końcu było jedno z zamierzeń noszenia osłony twarzy, prawda?
Uśmiechnął się (czego raczej nie zauważyli), kiedy tylko usłyszał sposób mówienia białowłosej. Jej akcent od razu zdradzał, że nie pochodziła z Ryuzaku no Taki. Nie miał na tyle doświadczenia i wiedzy w kulturach świata, by po samym sposobie mówienia rozpoznać z której prowincji pochodziła dana osoba, ale tyle był w stanie wywnioskować - nie pochodziła stąd. Po co więc im były te krówki? Intrygujące. Ciekawe. Zabawne.
Kolejna sposobność na rozwianie nudy codzienności - poznawanie przypadkowych, barwnych ludzi.
Sięgnął po zdobione karwasze i zaczął je przymocowywać do przedramion, tak by upewnić się że leżą odpowiednio - i ukryta w nich niespodzianka nie wysunie się przypadkiem i dorobi dodatkowego otworu w jego ciele. Przy okazji też przyglądał się dalszym zachowaniom duetu. Na swój sposób go zaciekawili.
-Brzmi to w takim razie jak ciekawa historia, którą z chęcią bym usłyszał - powiedział tonem na poły uprzejmym i pogodnym, balansującym tak by zachować obie formy. Przy okazji też duet mógł usłyszeć jego własny akcent - ostry, ale przy tym melodyjny, śpiewny; dokładnie taki, jakim odznaczali się wyspiarze. - Rozumiem jednak, że na taki przywilej należałoby sobie najpierw zasłużyć, bo dziwnie tak rozmawiać o swoich perypetiach z kimś kogo poznało się... no, za krzakiem.
Parsknął cichym śmiechem.
-Wybaczcie, ale jak mogę się do was zwracać? Jakoś tak dziwnie, rozmawiać tak w formie bezosobowej.
0 x
- Asaka
- Postać porzucona
- Posty: 1496
- Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
- Wiek postaci: 27
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
- Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5564
- Aktualna postać: Airan
Re: Niedaleko za krzaczkiem - okolice wioski
Nie zastanawiała się teraz nad rzeczami takimi, jakie miał w głowie filozof Shikarui. Nie zaprzątało jej głowy dlaczego ludzie noszą maski. Czy po to, by ukryć szpetotę czy piękno, albo dlatego, by ich nie rozpoznano. Nie zastanawiała się nad tym między innymi dlatego, że w swoim życiu spotkała różnych ludzi; różnych przeciwników i różnych sojuszników. A shinobi byli często ekscentryczni i lubili szokować. Maska dodawała smaku, tajemniczości, frapowała – i to często też był efekt, jaki chciano osiągnąć. Nie znaczy to, ze wszyscy byli tacy dziwni, absolutnie, jednak przez to jej myśli były teraz czystą tablicą. Pustą przestrzenią nie zmąconą żadną konkretną myślą. Na moment nawet nie zaprzątała sobie głowy krówkami, które teraz niezrażone obie skubały trawę obok nóg Asaki – całe szczęście nie wyglądało na to, żeby miały się gdzieś oddalić. Ona i te krowy to była miłość od pierwszego wejrzenia niemalże. Tak bardzo zaprzątały jej głowę… Może była to próba zagłuszenia bólu po tym, jak potoczyła się jej relacja z długoletnim przyjacielem? Ból serca zastąpiony czystą miłością do niewinnych zwierzątek. Choć do takich wniosków mógł dojść tylko i wyłącznie Shikarui. Dla innych wyglądało to jednak tak, jakby te krowy były jakąś bardzo ważną częścią jej życia. Na to wyglądało przynajmniej, ale to nie tak, że zapominała o całym świecie wokół. Nie, priorytety były jasno określone, a pierwsze miejsce miał mężczyzna, który zresztą zaraz się z nią zrównał. Jego postawa dla niej wręcz krzyczała, że on tutaj broni swojego terenu, chociaż nie wyglądało na to, by było to potrzebne. Jednak czarnowłosy wziął sobie chyba do serca to, jak Asaka obraziła się kiedyś na niego za to, że jacyś obcy ludzie bronili jej dobrego imienia, a jej mąż stał z boku i milczał, bo nie chciał się wtrącać. Tutaj jednak nikt nikogo nie obrażał. Grzeczności zostały wymienione, rozmowa nie była biznesową, ale też nie była w żadnym wypadku wymuszona. Ot, nieznajomi trafili na siebie po drodze, a że Asaka i Shikarui wyglądali na na tyle barwnych, to i zainteresowali nieznajomego… Nie czarujmy się, gdyby Asaka zobaczyła coś tak abstrakcyjnego, też byłaby zaintrygowana. Shinobi z cielakami, niezbyt zwyczajny widok.
Pozory potrafiły mylić. Shikarui pochodził z arystokratycznej rodziny, choć jego życie w młodości potoczyło się inaczej niż kogoś, na kogo się chucha i dmucha. Asaka, choć część swojego życia spędziła jako typowa wieśniaczka, w końcu trafiła pod skrzydła swojego ojca. Ten rzeczywiście nie należał do klasy średniej, a był znacznie wyżej sytuowany i drugą część życia spędziła w dużej posiadłości, równie dużej rodziny noszącej rodowe nazwisko. Znała więc życie po jednej i drugiej stronie. A skoro odziedziczyła limit krwi to i traktowano ją jako pełnoprawnego członka rodziny. Jej jedyną wadą było to, że pochodziła z nieprawego łoża. Ale miała dryg, potrafiła, gdy chciała, spojrzeć na kogoś z wyższością – zresztą wielu ludzi miało jej to za złe. I wiedziało, że to za wysoka liga. To, że była bękartem teraz nie miało już zresztą żadnego znaczenia. Shiki miał to gdzieś, a teraz była częścią jego rodziny i nosiła jego nazwisko, a nie było to nazwisko parobka.
Białowłosa westchnęła w końcu, gdy zerknęła na krówki, które wyglądały na niezainteresowane chwilowo dalszą wędrówką do miasta, pogładziła zresztą jedną z nich po mięciusim włosiu i na moment spojrzała w bok, by zobaczyć, że Shiki zerka i na nią.
Nie powstrzymała się i parsknęła, gdy usłyszała żart Natsumego, o tym poznaniu się za krzakiem. Niby nie było żadnej nieprawidłowości w jego słowach, ale powiedział to w taki sposób, że zwyczajnie ją to rozbawiło – nie powstrzymała więc głupawego uśmieszku, który wymalował się na pełnych ustach kobiety.
- Jestem Asaka, a to jest Shikarui – odpowiedziała w końcu, ale w jej głosie spokojnie dało się słyszeć rozbawienie. - A my z kim mamy przyjemność? - spojrzenie na powrót skupiło się na nieznajomym. Na tym jak mocował karwasze. Gdzieś już słyszała ten akcent…
Pozory potrafiły mylić. Shikarui pochodził z arystokratycznej rodziny, choć jego życie w młodości potoczyło się inaczej niż kogoś, na kogo się chucha i dmucha. Asaka, choć część swojego życia spędziła jako typowa wieśniaczka, w końcu trafiła pod skrzydła swojego ojca. Ten rzeczywiście nie należał do klasy średniej, a był znacznie wyżej sytuowany i drugą część życia spędziła w dużej posiadłości, równie dużej rodziny noszącej rodowe nazwisko. Znała więc życie po jednej i drugiej stronie. A skoro odziedziczyła limit krwi to i traktowano ją jako pełnoprawnego członka rodziny. Jej jedyną wadą było to, że pochodziła z nieprawego łoża. Ale miała dryg, potrafiła, gdy chciała, spojrzeć na kogoś z wyższością – zresztą wielu ludzi miało jej to za złe. I wiedziało, że to za wysoka liga. To, że była bękartem teraz nie miało już zresztą żadnego znaczenia. Shiki miał to gdzieś, a teraz była częścią jego rodziny i nosiła jego nazwisko, a nie było to nazwisko parobka.
Białowłosa westchnęła w końcu, gdy zerknęła na krówki, które wyglądały na niezainteresowane chwilowo dalszą wędrówką do miasta, pogładziła zresztą jedną z nich po mięciusim włosiu i na moment spojrzała w bok, by zobaczyć, że Shiki zerka i na nią.
Nie powstrzymała się i parsknęła, gdy usłyszała żart Natsumego, o tym poznaniu się za krzakiem. Niby nie było żadnej nieprawidłowości w jego słowach, ale powiedział to w taki sposób, że zwyczajnie ją to rozbawiło – nie powstrzymała więc głupawego uśmieszku, który wymalował się na pełnych ustach kobiety.
- Jestem Asaka, a to jest Shikarui – odpowiedziała w końcu, ale w jej głosie spokojnie dało się słyszeć rozbawienie. - A my z kim mamy przyjemność? - spojrzenie na powrót skupiło się na nieznajomym. Na tym jak mocował karwasze. Gdzieś już słyszała ten akcent…
0 x
赤 · 水 · 晶

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: Niedaleko za krzaczkiem - okolice wioski
Natsume miał rację. Jego proste "dzień dobry" nie sprowadzało się do czystej kurtuazji. Sprowadzało się do napomknięcia osobie, która nie spoglądała pod swoje nogi i nie spoglądała też przed siebie, że nie jest tutaj sama. Osobie, która miała całkowicie inne podejście do ludzi, była skłonna dać kredyt zaufania, maleńki, ale wystarczający, żeby nie żyć na długość wyciągnięcia katany od każdego, kogo napotka. Shikarui lubił żyć od ludzi na odległość zasięgu swojego łuku. I nie lubił, kiedy Asaka kicała sobie wokół zupełnie nieświadoma zagrożenia. Bo każdy człowiek, nawet ten najbardziej prosty, takie zagrożenie tworzył. Im bardziej komuś ufasz, tym większym niebezpieczeństwem się dla ciebie staje. Naraża cię na obnażenie się. Im słabszy jest, tym bardziej opuszczasz swoją gardę. Ludzie kiedyś również opuszczali swoją przy wychudłym chłopcu, jakim był, przecież sam to wykorzystywał. Dlatego sobie na to nie pozwalał - na taki moment, w którym przy obcym, zwłaszcza ninja, byłby całkowicie obnażony. Ani tym bardziej, żeby ona była w pełni obnażona. Czuwał nad tym zarówno wtedy, kiedy piła i bawiła się w najlepsze jak i wtedy, kiedy była całkowicie trzeźwa i jednocześnie za bardzo czymś przejęta, za bardzo na czymś skupiona. Oto była ta wada emocji, dla której tak łatwo było Shikaruiemu powiedzieć, że są zbędne - marszczyły te czyste kartki myśli. Łatwo było powiedzieć, a jednak całe życie to właśnie za emocjami gonił. No, oprócz pieniędzy. Pieniądze były super.
Nie lubił masek. Bardzo nie lubił. Dla Asaki było to proste - ninja są ekscentryczni. Tak i dla niego to było proste - ninja lubili chować swoje sekrety i asy w rękawie. W żadnym wypadku nie było w tym filozofowania, do filozofa było mu tak daleko jak stąd do Piaskowych Wydm. Obojętnie, co by to miało być - coś zawsze było ukrywane. Chociażby właśnie to, gdzie podążał wzrok nieznajomego. To, jak się uśmiechał. To, jak drgać mogły jego zmarszczki mimiczne, czy to ze strachu, nerwów czy czegokolwiek innego. Na szczęście zawierzał sile swoich oczu i ich zdolności czytania z ludzi, nawet bez konieczności badania ich twarzy. Co innego, że to wcale nie było dokładne. Jakiego koloru oczy miał uzbrojony jegomość? Były zimne czy jednak ciepłe? Rozbawione, przyjazne, czy jednak twarde i nieugięte? Jedno spojrzenie potrafiło powiedzieć o człowieku tak wiele... tymczasem o Natsume można było powiedzieć tylko tyle, że miał maskę. Gdyby teraz wykonał jakiś ruch w celu ataku - kogo potem szukać w tłumie? Kogo opisać? "Ten z maską..!" - dawno mógł już mieć inną. Lub pozbyć się jej całkowicie.
Kolejna historia. Kolejne słowa do wypowiedzenia, kolejne zdania do przemielenia. Przynajmniej teraz czarnowłosy czuł, że znów został wybudzony ze swojego letargu, ze swojego snu, w który często wpadał na jawie, kiedy się rozluźniał. Nie to, że był nieobecny - to był jego rodzaj relaksu. Lubił czasem to uczucie. Elektryzującego przeczucia, że można w każdej chwili obnażyć pazury i ruszyć do przodu. Śmieszne, bo kiedyś było zupełnie na opak. Ludzie, zwłaszcza shinobi, wzbudzali w nim strach tak wielki, że padał przed każdym na kolana. Uciekał, kajał się, robił wszystko, byle tylko nie weszli z nim w walkę. Ten strach sprawiał, że każdy wydawał mu się silniejszy od niego w bezpośrednim starciu. Czemu się to zmieniło? Mimo swojej prostoty i w większości braku sięgania do własnego wnętrza w poszukiwaniu odpowiedzi, zadał sobie przynajmniej raz to pytanie. Niestety, jak można się było spodziewać - nie wiedział. Tak jak i spodziewał się, że gdyby zapytał siebie samego w swoim wnętrzu: "dlaczego nosisz maskę, nieznajomy?" to nie byłoby odpowiedzi poza tą najbardziej oczywistą, którą stawiał z góry przed każdym. Na szczęście to nie była historia o tym, że Shikarui rozpoznaje Cesarza, jego głos, z koronacji. Nie była też o tym, że czarnowłosy stawiał zarzut o bycie nukeninem. To był ledwie zalążek historii o trójce niezwykłych ludzi, którzy spotkali się na jednej drodze.
Podobał mu się głos nieznajomego i jego melodyka. Doskonale wiedział, z jakich rejonów ten akcent pochodzi, zresztą jego białe włosy również mówił wiele. Albo raczej mówiłyby, gdyby nie to, że Asaka sama wyglądała jak Yuki - tymczasem wcale Yuki nie była. Podobało mu się nie tyle samo brzmienie co to, jak był pogodny. Lubił ludzi ciepłych. Lubił ludzi otwartych. Rzecz jasna wszystko to mogło być ledwo grą, przecież sam ją prowadził, ale w przypadku tego człowieka nawet o tym nie pomyślał. Śmieszne - przecież chodził w masce. Pozwolił się oczarować temu brzmieniu. Pozwolił sobie na jawne pomyślenie "lubię ten głos". W jego przypadku - lubię wcale nie oznaczało jeszcze, że zaufam.
Wypuścił głośniej powietrze przez nozdrza i uniósł wyżej kąciki ust w rozbawieniu na te słowa. Takie ciche prychnięcie, minimalne, ale w jego wykonaniu to był jak rasowy śmiech. Nawet w jego uszach zabrzmiało to zabawnie - to, co powiedział Natsume. Za krzaczek, jak zwykło się mawiać, to się raczej chodziło za potrzebą. Albo w innych celach, tych co niekoniecznie chciano wystawiać na widok publiczny również. Choć, cóż... są gusta i guściki. Niektórzy lubili publikę.
- Bez przesady, Historie o krowach nie są szczególnie tajne w swoich szczegółach, żeby pracować na ich opowiedzenie. - O, to był zdecydowanie lepszy towarzysz do opowiadania niż tamten głupiec z widłami i banda bachorów. To i o krowach można opowiadać. Niektórzy ludzie mieli coś takiego, że po prostu chciało się im dać ten sławny kredyt zaufania. Z czasem orientowałeś się, że dałeś go o wiele za dużo szybciej, niż zdążyłeś się w ogóle zorientować, że zaczynasz go dawać.
Nie lubił masek. Bardzo nie lubił. Dla Asaki było to proste - ninja są ekscentryczni. Tak i dla niego to było proste - ninja lubili chować swoje sekrety i asy w rękawie. W żadnym wypadku nie było w tym filozofowania, do filozofa było mu tak daleko jak stąd do Piaskowych Wydm. Obojętnie, co by to miało być - coś zawsze było ukrywane. Chociażby właśnie to, gdzie podążał wzrok nieznajomego. To, jak się uśmiechał. To, jak drgać mogły jego zmarszczki mimiczne, czy to ze strachu, nerwów czy czegokolwiek innego. Na szczęście zawierzał sile swoich oczu i ich zdolności czytania z ludzi, nawet bez konieczności badania ich twarzy. Co innego, że to wcale nie było dokładne. Jakiego koloru oczy miał uzbrojony jegomość? Były zimne czy jednak ciepłe? Rozbawione, przyjazne, czy jednak twarde i nieugięte? Jedno spojrzenie potrafiło powiedzieć o człowieku tak wiele... tymczasem o Natsume można było powiedzieć tylko tyle, że miał maskę. Gdyby teraz wykonał jakiś ruch w celu ataku - kogo potem szukać w tłumie? Kogo opisać? "Ten z maską..!" - dawno mógł już mieć inną. Lub pozbyć się jej całkowicie.
Kolejna historia. Kolejne słowa do wypowiedzenia, kolejne zdania do przemielenia. Przynajmniej teraz czarnowłosy czuł, że znów został wybudzony ze swojego letargu, ze swojego snu, w który często wpadał na jawie, kiedy się rozluźniał. Nie to, że był nieobecny - to był jego rodzaj relaksu. Lubił czasem to uczucie. Elektryzującego przeczucia, że można w każdej chwili obnażyć pazury i ruszyć do przodu. Śmieszne, bo kiedyś było zupełnie na opak. Ludzie, zwłaszcza shinobi, wzbudzali w nim strach tak wielki, że padał przed każdym na kolana. Uciekał, kajał się, robił wszystko, byle tylko nie weszli z nim w walkę. Ten strach sprawiał, że każdy wydawał mu się silniejszy od niego w bezpośrednim starciu. Czemu się to zmieniło? Mimo swojej prostoty i w większości braku sięgania do własnego wnętrza w poszukiwaniu odpowiedzi, zadał sobie przynajmniej raz to pytanie. Niestety, jak można się było spodziewać - nie wiedział. Tak jak i spodziewał się, że gdyby zapytał siebie samego w swoim wnętrzu: "dlaczego nosisz maskę, nieznajomy?" to nie byłoby odpowiedzi poza tą najbardziej oczywistą, którą stawiał z góry przed każdym. Na szczęście to nie była historia o tym, że Shikarui rozpoznaje Cesarza, jego głos, z koronacji. Nie była też o tym, że czarnowłosy stawiał zarzut o bycie nukeninem. To był ledwie zalążek historii o trójce niezwykłych ludzi, którzy spotkali się na jednej drodze.
Podobał mu się głos nieznajomego i jego melodyka. Doskonale wiedział, z jakich rejonów ten akcent pochodzi, zresztą jego białe włosy również mówił wiele. Albo raczej mówiłyby, gdyby nie to, że Asaka sama wyglądała jak Yuki - tymczasem wcale Yuki nie była. Podobało mu się nie tyle samo brzmienie co to, jak był pogodny. Lubił ludzi ciepłych. Lubił ludzi otwartych. Rzecz jasna wszystko to mogło być ledwo grą, przecież sam ją prowadził, ale w przypadku tego człowieka nawet o tym nie pomyślał. Śmieszne - przecież chodził w masce. Pozwolił się oczarować temu brzmieniu. Pozwolił sobie na jawne pomyślenie "lubię ten głos". W jego przypadku - lubię wcale nie oznaczało jeszcze, że zaufam.
Wypuścił głośniej powietrze przez nozdrza i uniósł wyżej kąciki ust w rozbawieniu na te słowa. Takie ciche prychnięcie, minimalne, ale w jego wykonaniu to był jak rasowy śmiech. Nawet w jego uszach zabrzmiało to zabawnie - to, co powiedział Natsume. Za krzaczek, jak zwykło się mawiać, to się raczej chodziło za potrzebą. Albo w innych celach, tych co niekoniecznie chciano wystawiać na widok publiczny również. Choć, cóż... są gusta i guściki. Niektórzy lubili publikę.
- Bez przesady, Historie o krowach nie są szczególnie tajne w swoich szczegółach, żeby pracować na ich opowiedzenie. - O, to był zdecydowanie lepszy towarzysz do opowiadania niż tamten głupiec z widłami i banda bachorów. To i o krowach można opowiadać. Niektórzy ludzie mieli coś takiego, że po prostu chciało się im dać ten sławny kredyt zaufania. Z czasem orientowałeś się, że dałeś go o wiele za dużo szybciej, niż zdążyłeś się w ogóle zorientować, że zaczynasz go dawać.
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
- Natsume Yuki
- Postać porzucona
- Posty: 1885
- Rejestracja: 11 lut 2015, o 23:22
- Wiek postaci: 31
- Ranga: Nukenin S
- Link do KP: viewtopic.php?f=33&t=199
- GG/Discord: 6078035 / Exevanis#4988
- Multikonta: Iwan zza Miedzy
Re: Niedaleko za krzaczkiem - okolice wioski
[youtube]https://www.youtube.com/watch?v=RVR6XYUg3TY[/youtube]
Tak. Było sporo racji w tym, że ciężko było odczytać kogoś, kto miał na sobie maskę. I o ile rzeczywiście wielu shinobi nosiło ją tylko po to, żeby wyróżnić się z tłumu, wychwalać się ekscentrycznością - niektórzy jednak mieli w tym trochę inne podejście. Niektórzy przed czymś uciekali. Inni po prostu nie chcieli, żeby ktokolwiek ich rozpoznał. Mogli to robić zarówno z własnego widzimisię, ot, dlatego że uznali że w masce będą wyglądać bardziej niebezpiecznie, "fajnie". W końcu każdy chciał sprawić na kimś jakieś określone pierwsze wrażenie, a to zwykle wykształca się na bazie wyglądu zewnętrznego. Natsumemu jednak zupełnie o to nie chodziło. Nosił maskę po to, by go nie rozpoznano... i robił to głównie z jednego powodu.Dla bezpieczeństwa ludzi Cesarstwa.
Gdyby rozniosła się fama, że Yuki nie zginął prawie trzy lata temu, tylko po prostu zaginął i znów się odnalazł, w kraju mógłby zapanować chaos. Nowy Cesarz został już koronowany. Nagłe pojawienie się jego poprzednika mogłoby mieć dwa rozwiązania: albo jeden odstąpiłby drugiemu, pokrywając się przy tym swego rodzaju wstydem, albo doprowadziłoby to do wojny domowej, w której ludzie musieliby przelewać krew w imię tego władcy, którego uznają za prawdziwego. I właśnie tego konfliktu chciał uniknąć. Pragnął zachować tę wolność, którą odzyskał gdy uwolnił się spod łańcuchów nałożonych przez jego tytuły, ale przy tym nie chciał być przyczyną zamieszek. Wolał już, żeby ludzie pamiętali go takim, jakim był, i wierzyli że dusza pierwszego Cesarza teraz prowadzi rękę jego następcy.
On zawsze będzie mógł obserwować z cienia. I pomóc, kiedy będą w potrzebie.
Ale nie rządzić.
-W takim razie z chęcią wysłucham waszej przygody z nabyciem krów - powiedział wesoło, upewniając się przy tym poprzez ruchy nadgarstków, czy karwasze leżą wygodnie. Poprawił też ułożenie wachlarza i miecza na plecach, upewniając się że są pod ręką, ale przy tym są zabezpieczone przed niepotrzebnym wysunięciem się. Standardowa procedura. - Będzie miło w końcu z kimś pogadać o zwykłych, codziennych sprawach. Od kilku lat tylko wędruję z miejsca na miejsce, i jedyne rozmowy jakie miałem okazję toczyć były w sprawach... biznesowych.
Wtedy też usłyszał parsknięcie śmiechem ze strony białowłosej, która przedstawiła się jako Asaka. Cóż, wychodziło na to, że dalej potrafił sklecić jakiś żart, nawet jeśli był, co tu dużo mówić, suchy. Wciąż lepiej gdy humor jest suchy niż wisielczy, czyż nie? Shikarui zaś wykazał się większym zdystansowaniem i powściągliwością, ale sądząc po mikromimice i cichym prychnięciem (zwanym potocznie "głośnym wypuszczeniem powietrza przez nos ze śmiechu"), on również docenił żartobliwe sformułowanie.
Kiedy zaś Asaka odbiła piłeczkę w jego kierunku, pytając o jego tytuł, mężczyzna lekko się zawahał, po czym - mimowolnie, na swój sposób smutno - opuścił głowę. No tak. Teraz już nie mógł, nawet w prostych rozmowach, przedstawiać się komuś swoim pełnym imieniem i nazwiskiem. W końcu był na swój sposób nukeninem z własnej woli. Po to nosił maskę, by ukryć kim tak naprawdę jest. Więc nawet w luźnych kontaktach musiał się posługiwać pseudonimem. Było to na swój sposób cholernie smutne.
Nie zawsze można mieć wesołość w życiu, huh.
-... możecie mówić mi Kensei - powiedział w końcu spokojnym, niskim, nieco melancholijnym tonem. - Dla bezpieczeństwa swoich pobratymców porzuciłem swoje prawdziwe imię wiele lat temu. Teraz mam tylko to miano.
0 x
- Asaka
- Postać porzucona
- Posty: 1496
- Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
- Wiek postaci: 27
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
- Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5564
- Aktualna postać: Airan
Re: Niedaleko za krzaczkiem - okolice wioski
Były momenty, w których Asaka była naprawdę wdzięczna, że Shikarui nie dawał się ot tak ponosić emocjom. Że miał głowę na karku, że pilnował otoczenia, że uważał na wszystko i na wszystkich. Wszystko po to, by nie dać się zaskoczyć i nie stracić głupio życia, jak to mieli niestety w zwyczaju młodzi shinobi, przekonani o swojej wielkości i niezniszczalności. Ale Asaka nie była już młoda. Po prostu w obecności męża pozwalała sobie na odprężenie, bo zwyczajnie w świecie czuła się przy nim bezpieczna. Nie podejrzewała, by każdy mijany po drodze człowiek będzie chciał zrobić im krzywdę, bo dlaczego by miała – to tak jakby oni chcieli zaatakować dla swoich korzyści każdego, z kim zetną swoje ścieżki. Ostrożność Shikiego, jego wycofanie, ograniczone zaufanie (czy raczej jego całkowity brak) dla obcych był jednak pomocny w miejscach, których nie znali, których nie mogli być pewni. Takich jak to. Według białowłosej to było urocze – ta ostrożność właśnie, rozkładanie pułapek na tych, którzy mieli wobec nich złe intencje, gdy zostawali gdzieś na noc. Przywykła już nawet do tego, że gdy spali, to Shikarui zawsze miał pod poduszką zapasowego kunaia, a po jego drugiej stronie, tej, której nie zajmowała Asaka, leżały jego miecze, gotowe, by je szybko dobyć, gdyby coś poszło bardzo nie tak. Ktoś inny wziąłby Shikiego za świra. A Asaka miała go za ostrożnego koteczka, którego mogłaby obserwować z zainteresowaniem za każdym razem, gdy wszystko przygotowywał i wszystko rozkładał. Dzisiaj też była mu wdzięczna, że czuwał nad nią i że ją ostrzegł, że nie byli tutaj sami – tym jednym, spokojnym pozdrowieniem, życzeniem dobrego dnia drugiej osobie. Shiki przecież, gdy nie musiał, to nie odzywał się do obcych – Asaka zrozumiała więc dlaczego to zrobił. Co nijak nie zmieniało faktu, że istotnie została tym zaskoczona. Tym spotkaniem, zupełnie niezaplanowanym.
Ufała Shikaruiowi. Ufała też sile jego oczu. Że ktoś miał maskę? Ale przecież co to za problem, skoro ten niesamowity wzrok widział ponad fizyczne aspekty ludzkiego ciała? Ona nie miała takich zdolności, widziała twardo to, co przedstawiał jej obraz przed nią, ale wiedziała, że Shikarui patrzył zupełnie inaczej. Że Tsujitegan pozwalał mu widzieć chakrę drugiej osoby. Wiedziała też, że każdy miał swego rodzaju unikalną chakrę, choć dało się rozpoznać, że ktoś jest ze sobą spokrewniony. Przecież właśnie tak sprawdzali, czy ona i Takanobu faktycznie dzielą ze sobą coś więcej niż tylko kolor włosów. Dzielili. Sądziła więc, że gdyby coś się stało, to Shikarui byłby w stanie wytropić kogoś, kto ukrywał się pod maską. Zawsze w niego wierzyła i od początku mówiła mu, jak bardzo niesamowite ma oczy. Że nie odziedziczył po ojcu Senninki? W jej oczach nic mu nie brakowało.
Smutne jednak było to, jeśli ktoś musiał porzucić swoje imię. Jeśli nie mógł posługiwać się mianem, które towarzyszyło mu przez całe życie i – kojarzyło się dobrze. Smutne, jeśli musiał wymyślić pseudonim i to nim przedstawiać się wszystkim innym, kryć twarz za maską i niejako być cieniem. Osobą bez imienia, bez twarzy. Bo cień przecież nie ma twarzy, ni imienia. Znaków rozpoznawczych. Niczego. Nieznajomy jednak okazał się dość szczery, jasno wyłożył kawę na ławę, że imię, jakie im podał nie jest jego własnym. Że nie może powiedzieć jak się nazywa. Mógł przecież wymyślić dowolne imię i żadne z nich nie zorientowałoby się, że to kłamstwo.
- Niech będzie – Asaka kiwnęła głową, przyjmując do wiadomości to wytłumaczenie, choć nie powiem, nieco ją to zaskoczyło. - Musisz mieć więc bardzo zajęte życie, skoro nie masz czasu z nikim porozmawiać nawet o byle krowach – aż trudno jej było uwierzyć, że jedyne, co robił Kensei od kilku lat, to rozmowy o sprawach biznesowych i żadnych głupich pogadanek. Trudno jej było uwierzyć i… Nie uwierzyła. - Te tutaj są nasze od godziny? Jakoś tak – odpowiedziała i uśmiechnęła się pogodnie, patrząc na dwie przeżuwające w spokoju mućki. Nadal nie wybrała jeszcze dla nich odpowiednich imion, zresztą chciała to przedyskutować z Shikim, chociaż już miała kilka pomysłów. A nie minął przecież nawet dzień. - W naszych stronach nie ma takich włochatych, więc pomyślałam, że dobrze byłoby je zabrać ze sobą. Warto mieć do czego wracać po wykonanych misjach – do domu, do… krów. Do codzienności.
Nie chciała być tą, która cały czas mówi w momencie, gdy widziała, że Shikarui wcale się nie wycofuje za jej plecy, by się skryć. Przy tamtym gospodarzu trochę tak było, więc Asaka przejęła pałeczkę i gadała, i gadała – jeszcze więcej niż normalnie. Teraz jednak miała wrażenie, że Shikarui sam nadawałby się na osobę odpowiednią do tego, by opowiedzieć jak to się stało, że te krowy nabyli. Bo powód to jedno, ale przygoda z tym związana to drugie.
Ufała Shikaruiowi. Ufała też sile jego oczu. Że ktoś miał maskę? Ale przecież co to za problem, skoro ten niesamowity wzrok widział ponad fizyczne aspekty ludzkiego ciała? Ona nie miała takich zdolności, widziała twardo to, co przedstawiał jej obraz przed nią, ale wiedziała, że Shikarui patrzył zupełnie inaczej. Że Tsujitegan pozwalał mu widzieć chakrę drugiej osoby. Wiedziała też, że każdy miał swego rodzaju unikalną chakrę, choć dało się rozpoznać, że ktoś jest ze sobą spokrewniony. Przecież właśnie tak sprawdzali, czy ona i Takanobu faktycznie dzielą ze sobą coś więcej niż tylko kolor włosów. Dzielili. Sądziła więc, że gdyby coś się stało, to Shikarui byłby w stanie wytropić kogoś, kto ukrywał się pod maską. Zawsze w niego wierzyła i od początku mówiła mu, jak bardzo niesamowite ma oczy. Że nie odziedziczył po ojcu Senninki? W jej oczach nic mu nie brakowało.
Smutne jednak było to, jeśli ktoś musiał porzucić swoje imię. Jeśli nie mógł posługiwać się mianem, które towarzyszyło mu przez całe życie i – kojarzyło się dobrze. Smutne, jeśli musiał wymyślić pseudonim i to nim przedstawiać się wszystkim innym, kryć twarz za maską i niejako być cieniem. Osobą bez imienia, bez twarzy. Bo cień przecież nie ma twarzy, ni imienia. Znaków rozpoznawczych. Niczego. Nieznajomy jednak okazał się dość szczery, jasno wyłożył kawę na ławę, że imię, jakie im podał nie jest jego własnym. Że nie może powiedzieć jak się nazywa. Mógł przecież wymyślić dowolne imię i żadne z nich nie zorientowałoby się, że to kłamstwo.
- Niech będzie – Asaka kiwnęła głową, przyjmując do wiadomości to wytłumaczenie, choć nie powiem, nieco ją to zaskoczyło. - Musisz mieć więc bardzo zajęte życie, skoro nie masz czasu z nikim porozmawiać nawet o byle krowach – aż trudno jej było uwierzyć, że jedyne, co robił Kensei od kilku lat, to rozmowy o sprawach biznesowych i żadnych głupich pogadanek. Trudno jej było uwierzyć i… Nie uwierzyła. - Te tutaj są nasze od godziny? Jakoś tak – odpowiedziała i uśmiechnęła się pogodnie, patrząc na dwie przeżuwające w spokoju mućki. Nadal nie wybrała jeszcze dla nich odpowiednich imion, zresztą chciała to przedyskutować z Shikim, chociaż już miała kilka pomysłów. A nie minął przecież nawet dzień. - W naszych stronach nie ma takich włochatych, więc pomyślałam, że dobrze byłoby je zabrać ze sobą. Warto mieć do czego wracać po wykonanych misjach – do domu, do… krów. Do codzienności.
Nie chciała być tą, która cały czas mówi w momencie, gdy widziała, że Shikarui wcale się nie wycofuje za jej plecy, by się skryć. Przy tamtym gospodarzu trochę tak było, więc Asaka przejęła pałeczkę i gadała, i gadała – jeszcze więcej niż normalnie. Teraz jednak miała wrażenie, że Shikarui sam nadawałby się na osobę odpowiednią do tego, by opowiedzieć jak to się stało, że te krowy nabyli. Bo powód to jedno, ale przygoda z tym związana to drugie.
0 x
赤 · 水 · 晶

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: Niedaleko za krzaczkiem - okolice wioski
Ach tak, no tak... przecież rozwiązaniem większości pytań było to, że stawiało się je źle. Albo szukało się odpowiedzi w złych kategoriach. Odpowiedzią na niemal wszystkie pytania o to, jak udało mu się odbić od dna i stać tutaj wyprostowanym, z klasą, jak rzeczywiście ktoś z wyższych sfer, nie byle ronin i nie byle najemnik do wynajęcia, było właśnie to, że dostał na swojej drodze od bogów dwóch ludzi, którzy sprawili, że uwierzył. I oto był - samemu już nawet wierząc. Tak minimalnie, tak ostrożnie, tak z dawką typowego dla siebie przymrużenia oczu. Nadal to właśnie rolą Asaki była tutaj wiara, ta bardzo szeroko pojęta. A on czerpał z tej wiary siłę, tak jak ze wszystkich mądrości, którymi go obdarzała. Na przykład dotyczącymi tego, dlaczego krowom trzeba kupić jedzenie na podróż, bo przecież cały czas nie będą żuły trawy. Zwłaszcza, gdy będą przewożone wagonami do miejsca oddalonego kaawał drogi od Ryuzaku no Taki. I tak tutaj znowu to Asaka wierzyła. On czuł się zagrożony z tych powodów, które ona nie uważała za problem - i miała zapewne rację. To była ta jego doza przewrażliwienia, która czyniła z niego czasami paranoika.
O dziwo Shikarui miał teraz bardzo wiele do powiedzenia. Poprawniej byłoby powiedzieć "było wiele rzeczy, które przesuwały się przez jego głowę jako możliwe do powiedzenia". Większość z nich nie wypowie na głos. Na pewno nie teraz. Pewnie potem, kiedy będą już z Asaką sami. Nie dlatego, że nie chciał mówić, tylko dlatego, że miał ochotę zaatakować mężczyznę naprzeciwko siebie. Słowami. Powbijać w niego szpilki i sprawdzić, która z nich zadziała. Która okaże się na tyle ostra, że w końcu sylwetka przed nim podskoczy. To właśnie przez tą szczerość, jaką wydawał się bić i to, że tak gładko wsuwał się do umysłu i pod skórę. Dozą współczucia, bo przecież stracił imię. Dozą niedowierzania, że nie mógł prowadzić swobodnych rozmów - takich chociażby o krowach. Dozą podziwu dla jego swobodnej postawy i wyposażenia, które ze sobą nosił. Kolejną kroplą tajemniczości dla jego głosu i maski, za którą się krył. Aż w końcu - całą tą esencją znaków zapytania i kropek, sumą których był. Shikarui chciał tam jeszcze znaleźć wykrzyknienie. Nie robił tego - na wpoły z ostrożności, po części dlatego, żeby nie psuć dnia Asace, po części zaś dlatego, ze przecież ta osoba przed nim mogła być naprawdę wartościowa. I czarnowłosy całkiem dobrze się czuł w jego towarzystwie. W towarzystwie tej bezimiennej, starej, drewnianej maski, która nosiła na sobie historię jego czynów tak samo jak jego ciało.
Z Asaki czytało się w większości jak z otwartej księgi, toteż nieciężko było jej zdziwienie usłyszeć chociażby w jej głosie. Oj tak, to musiało być bardzo zajęte życie. Wydawało mu się jednak całkiem realne - na swój sposób. Ale to chyba dlatego, że sam rzadko kiedy miał ochotę z kimś rozmawiać. Tym bardziej o pierdołach. Czy o krowach. Czekaj, czekaj, czyli w sumie w jakim punkcie się oni teraz tutaj znajdowali..?
Shikarui ściągnął z pleców wielki zwój i oparł go o ziemię, podpierając się o niego całkiem luźno. Odpuszczając pola. I była to informacja tak naprawdę znów bardziej dla Asaki. Coś w stylu "wszystko gra".
- Czy to oznacza ognisko i opowieści o starych i nowych czasach przy gorącej herbacie? - Zapytał, spoglądając na białowłosą z lekkim rozbawieniem. Nie żeby miał coś przeciwko. Przyda się im chwila odpoczynku przed dalszą drogą, skoro już i tak przedłużyli pobyt tutaj o kilka dni. Swoją drogą chyba trzeba by było znaleźć Toshiro..? Z drugiej zaś strony był to raczej... drażliwy temat. - Co to za biznes, który pochłania tak wiele czasu i nie jest związany z hodowlą krów? Mam wrażenie, że te stwory to zajęcie na pełen etat. Tym bardziej handel nimi. - Uśmiechnął się pod nosem. Och, jak bardzo kusiło go przeciągnięcie struny, sprawdzenie granic. Postawienie niewygodnych zdań czy pytań... Na szczęście to nie był typ pokusy, której można było tylko ulec.
- Nie ma. W dodatku właściciel utrzymuje, że mają słodkie mleko. I mają. Mieliśmy okazję go skosztować, jest... przepyszne! - O, o, słodycze! Przez jego lodowate oczy przetoczył się pobłysk tego, no... tej szczęśliwości. - Akurat to mnie niepokoi, że akurat do krów chcesz wracać po misji. - Zażartował delikatnie w kierunku białowłosej. Normalnie kobiety wracają do pięknych posiadłości. Do klejnotów, cennych ubrań. Do męża, dzieci, matki czy przyjaciół. Albo chociaż kota, na miłość Amaterasu! Lecz nie, Asaka chciała wracać do krów. Może to faktycznie jakaś jej prywatna terapia po kłótni z Toshiro.
O dziwo Shikarui miał teraz bardzo wiele do powiedzenia. Poprawniej byłoby powiedzieć "było wiele rzeczy, które przesuwały się przez jego głowę jako możliwe do powiedzenia". Większość z nich nie wypowie na głos. Na pewno nie teraz. Pewnie potem, kiedy będą już z Asaką sami. Nie dlatego, że nie chciał mówić, tylko dlatego, że miał ochotę zaatakować mężczyznę naprzeciwko siebie. Słowami. Powbijać w niego szpilki i sprawdzić, która z nich zadziała. Która okaże się na tyle ostra, że w końcu sylwetka przed nim podskoczy. To właśnie przez tą szczerość, jaką wydawał się bić i to, że tak gładko wsuwał się do umysłu i pod skórę. Dozą współczucia, bo przecież stracił imię. Dozą niedowierzania, że nie mógł prowadzić swobodnych rozmów - takich chociażby o krowach. Dozą podziwu dla jego swobodnej postawy i wyposażenia, które ze sobą nosił. Kolejną kroplą tajemniczości dla jego głosu i maski, za którą się krył. Aż w końcu - całą tą esencją znaków zapytania i kropek, sumą których był. Shikarui chciał tam jeszcze znaleźć wykrzyknienie. Nie robił tego - na wpoły z ostrożności, po części dlatego, żeby nie psuć dnia Asace, po części zaś dlatego, ze przecież ta osoba przed nim mogła być naprawdę wartościowa. I czarnowłosy całkiem dobrze się czuł w jego towarzystwie. W towarzystwie tej bezimiennej, starej, drewnianej maski, która nosiła na sobie historię jego czynów tak samo jak jego ciało.
Z Asaki czytało się w większości jak z otwartej księgi, toteż nieciężko było jej zdziwienie usłyszeć chociażby w jej głosie. Oj tak, to musiało być bardzo zajęte życie. Wydawało mu się jednak całkiem realne - na swój sposób. Ale to chyba dlatego, że sam rzadko kiedy miał ochotę z kimś rozmawiać. Tym bardziej o pierdołach. Czy o krowach. Czekaj, czekaj, czyli w sumie w jakim punkcie się oni teraz tutaj znajdowali..?
Shikarui ściągnął z pleców wielki zwój i oparł go o ziemię, podpierając się o niego całkiem luźno. Odpuszczając pola. I była to informacja tak naprawdę znów bardziej dla Asaki. Coś w stylu "wszystko gra".
- Czy to oznacza ognisko i opowieści o starych i nowych czasach przy gorącej herbacie? - Zapytał, spoglądając na białowłosą z lekkim rozbawieniem. Nie żeby miał coś przeciwko. Przyda się im chwila odpoczynku przed dalszą drogą, skoro już i tak przedłużyli pobyt tutaj o kilka dni. Swoją drogą chyba trzeba by było znaleźć Toshiro..? Z drugiej zaś strony był to raczej... drażliwy temat. - Co to za biznes, który pochłania tak wiele czasu i nie jest związany z hodowlą krów? Mam wrażenie, że te stwory to zajęcie na pełen etat. Tym bardziej handel nimi. - Uśmiechnął się pod nosem. Och, jak bardzo kusiło go przeciągnięcie struny, sprawdzenie granic. Postawienie niewygodnych zdań czy pytań... Na szczęście to nie był typ pokusy, której można było tylko ulec.
- Nie ma. W dodatku właściciel utrzymuje, że mają słodkie mleko. I mają. Mieliśmy okazję go skosztować, jest... przepyszne! - O, o, słodycze! Przez jego lodowate oczy przetoczył się pobłysk tego, no... tej szczęśliwości. - Akurat to mnie niepokoi, że akurat do krów chcesz wracać po misji. - Zażartował delikatnie w kierunku białowłosej. Normalnie kobiety wracają do pięknych posiadłości. Do klejnotów, cennych ubrań. Do męża, dzieci, matki czy przyjaciół. Albo chociaż kota, na miłość Amaterasu! Lecz nie, Asaka chciała wracać do krów. Może to faktycznie jakaś jej prywatna terapia po kłótni z Toshiro.
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
- Natsume Yuki
- Postać porzucona
- Posty: 1885
- Rejestracja: 11 lut 2015, o 23:22
- Wiek postaci: 31
- Ranga: Nukenin S
- Link do KP: viewtopic.php?f=33&t=199
- GG/Discord: 6078035 / Exevanis#4988
- Multikonta: Iwan zza Miedzy
Re: Niedaleko za krzaczkiem - okolice wioski
[youtube]https://www.youtube.com/watch?v=L64UEGc0idw[/youtube]
Widząc obustronne zaufanie i bliskość duetu wędrowców, Natsume mimowolnie poczuł jak na jego twarz powoli wypłynął uśmiech. Partnerzy, huh. A przynajmniej tak można było wyczytać z ich mowy ciała, z tego jak cały czas patrzą na siebie i rozmawiają. Czyli jednak - nawet w tak bezlitosnym zawodzie jakim był shinobi, istniało jeszcze jakieś miejsce na coś takiego jak ludzkie uczucia. Po części nawet im zazdrościł - przez wiele lat podczas szkolenia na wyspie Hyuo, dość dosadnie wpajano mu że aby być znakomitym shinobi, który nie zawaha się zrobić czegokolwiek byle tylko poprowadzić misję do samego końca, należy zamknąć w sobie wszystkie uczucia, umieć zachować absolutny chłód w każdej sytuacji. Gotowość na wszystko. Nawet jeśli misja wymagała zabicia swojego stronnika lub porzucenie kompana, należało wykonać ją do końca. Taka była ścieżka Sakki. Tych, którzy zajmowali się brudną robotą. I dopiero z czasem, gdy zaczął zauważać jak niewiele wiedział o świecie właśnie przez ten chłód, zaczął zauważać jak wiele stracił. Ile musiał odrzucić. A teraz, kiedy zbliżał się do trzeciej dekady swojego życia, było już trochę za późno na poszukiwanie bliskości z innymi.Szkoda, że tak się potoczył jego los. Ale czy gdyby coś zmienił, to teraz wszystko wyglądałoby inaczej?
Wątpliwe. A na pewno nie miałby tej siły, którą posiada teraz. Siły, bez której nie można liczyć na to żeby móc kogoś chronić. Nawet siebie.
-Ognisko i herbata, huh - powiedział spokojnie, po czym kiwnął lekko głową. - To może nie być zły pomysł. Jeśli wa nie przeszkadza, wolelibyście się zatrzymać tutaj, na uboczu, czy raczej chcielibyście się przenieść w miejsce bardziej... cywilizowane?
Poczekał na odpowiedź, po czym samemu podszedł do niewielkiego pieńka, by móc na nim usiąść. Oparł drewnianą laskę obok siebie, tak żeby leżała nieopodal, a nie przeszkadzała.
-Zajęte życie to mało powiedziane, Asaka-san - powiedział uprzejmie. - Przez ostatnie lata żyłem w separacji od innych, w terenach poza granicami znanych prowincji. Głębokie Odnogi, wyspy Czarnego Archipelagu - do wyboru, do koloru. Brałem udział w bitwach, wędrowałem, wynajmowano mnie do... różnych zleceń. Rzeczą najbliższą domowi, jaką mógłbym nazwać, jest kajuta statku, albo zrujnowane pagody gdzieś na odludziu. Widok kogoś takiego jak ja... cóż, wiem, że potrafi źle wpływać na wyobraźnię.
Pozwolił sobie na cichy, stłumiony, a przy tym dość pogodny śmiech.
-To akurat żadna tajemnica, Shikarui-san. Jestem najemnikiem. Orężem, który za odpowiednią ceną można podnieść i posłać w czyimś kierunku. Wojownik, łowca, skrytobójca - do wyboru, do koloru. - ponownie parsknął śmiechem. - Nie jest to najszlachetniejszy z zawodów, ale ze swoim wyszkoleniem to raczej na ryżowego rolnika albo rzemieślnika bym się nie nadawał.
Spojrzał na swoją rękę, którą najpierw obejrzał z obu stron, jak gdyby dla rozruszania nadgarstka, a następnie zacisnął ją w pięść.
-No, i takie zajęcie pozwala zobaczyć mnóstwo świata i dziwności w trakcie podróży. A akurat podróże i przebywanie poza miastami to coś, do czego przywykłem na tyle, by zacząć to nawet lubić.
0 x
- Asaka
- Postać porzucona
- Posty: 1496
- Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
- Wiek postaci: 27
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
- Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5564
- Aktualna postać: Airan
Re: Niedaleko za krzaczkiem - okolice wioski
Wystarczyło zapytać. Zadać pytanie, wyrazić swoje wątpliwości na głos, przelać myśli, nazwać je po imieniu, a nie tylko dusić w sobie. Ktoś, kto go znał – lepiej niż się spodziewał i lepiej niż mu się wydawało – mógł być na tyle życzliwy, by chcieć odpowiedzieć. By, być może, znać poprawną odpowiedź na pytania, z którymi sam nie potrafił sobie poradzić. Asaka była taką osobą – choć może odpowiedniejszym byłoby napisać, że chciała być taką osobą. Podporą zawsze i wszędzie, niezależnie od sytuacji. Chciała, by Shikarui ufał jej na tyle, by chcieć się dzielić takimi wątpliwościami. Chciała je rozwiewać. Problem polegał na tym, że Shikarui wiele rzeczy zostawiał dla siebie. Wewnątrz swojego umysłu. Pozwalał, by myśli kłębiły się tam i kłębiły, spychane na bok, niezrozumiałe, bo przez lata nie uczył się rozumieć swoich emocji. Myśli. Nazywać uczucia. Chociaż i tak było już o niebo, dwa nieba lepiej. Gdy Asaka i Shikarui się poznali, Shiki potrafił nie ogarniać najprostszych rzeczy. Milczał dużo, chociaż trajkotanie Asaki wciągało go w rozmowy mimo wszystko. Alkohol rozwiązywał mu język w najdziwniejszy sposób, mieszając wszystko jeszcze bardziej. Nie potrafił wyrażać emocji słowami, nawet nie rozumiał momentami co się dzieje i dlaczego tak, ale za to potrafił czynami. Te potrafiły zaś wyrazić więcej niż tysiąc niezrozumiałych dla niego słów. Teraz jednak umiał, wiedział czego chce, wiedział jak to osiągnąć. Nie był taki cichy, w rozmowach był wygadany, gdy już udało się go do rozmowy namówić. Potrafił używać trudniejszych słów. Był… wymagającym rozmówcą, gdy oczywiście się na rozmowie w ogóle skupiał. Co nie znaczyło, że rozumiał wszystko, co działo się w jego wnętrzu. A czasami… Czasami wystarczyło po prostu powiedzieć. Po cichu. W samotności. Komuś, kto nie przekreśli, kto nie zostawi, kto potrzyma za rękę i wytłumaczy na tyle, na ile będzie mógł.
Faktem było jednak to, że ludzie, zwłaszcza młodzi, dziwili się, gdy patrzyli na parę. Na niską, wygadaną białowłosą i cichego, spokojnego czarnowłosego. Może nie od razu było widać, że coś ich łączy, ale chwila rozmowy, drobne gesty, jeszcze drobniejsze słowa i pewne prawidłowości wskakiwały na miejsce. A gdy już wskoczyły – to się dziwili. Że shinobi, że para, że jak to jest możliwe. Przede wszystkim, że… jednak się da? Ano dało się. Tylko wymagało to wielu rozmów, wielu przegadanych spraw, by znać swoje priorytety i oczekiwania co do siebie. Wiedziały gały co brały – dosłownie. Byli zgranym zespołem, dobrze razem współpracowali podczas misji. I… Chodzili na nie razem. Partnerzy. Rzeczywiście.
- Eee… Nasze krowy chyba wolałyby zostać tutaj, a nie w cywilizowanym miejscu – złotooka spojrzała z ukosa na brązowe krówki i sprawa podjęła się sama.
Więc ognisko i herbatka tu i teraz. Nieco na uboczu drogi, niedaleko jeziora. Wokół drzewa. Miejsce brzmiało dobrze. Wzruszyła ostatecznie ramionami i wyciągnęła przed siebie dłoń, pozwalając chakrze popłynąć w taki sposób, by w jej dłoni zaczął pojawiać się kryształowy, niedługi klin o krwiścieczerwonym kolorze jako żywo przypominającym rubiny. Złapała za wędzidło przymocowane do kantarów na głowach krówek i okręciła je wokół szpikulca, który jednym silnym ciosem wbiła w ziemię. To tak, żeby małe wesołe krówki nie wpadły na pomysł ucieczki. Po wszystkim otrzepała dłonie, jakby było z czego i ruszyła za Natsume, samej rozglądając się za pieńkiem. Przysiadła na powalonym pniu, a obok niej było też miejsce dla Shikiego. Sama odpięła pas, na którym przewieszony miała wachlarz, i położyła go zaraz obok swojej nogi, z boku, by nie przeszkadzał. Przeciągnęła się, słuchając co nieznajomy miał do powiedzenia.
- Trudne życie nie mieć do czego albo do kogo wracać. Jesteś shinobi czy po prostu wojownikiem? Chociaż patrząc na twoją broń strzelam, ze to pierwsze – Asaka skinęła głową w kierunku złożonego wachlarza, który posiadał Kensei. Wiedziała dokładnie co to jest i do czego służy, bo przecież sama miała podobny. - Ukrycie twarzy nie pod maską, a pod iluzją nie wchodzi w grę? – widok kogoś takiego jak on… Że co. Że jednak szpetny? Miał jakąś deformację twarzy, którą straszyłby ludzi? Czy chodziło o to całe bezpieczeństwo pobratymców…? Intrygująca sprawa. - Najemnik. Jak każdy shinobi poza swoim klanem. Wiemy dokładnie z czym to się je – bo za coś trzeba było przecież żyć. Jakoś też trzeba było się rozwijać i zdobywać informacje. Jak nie inaczej niż poprzez podróże? - Ale wszystkiego się w życiu można nauczyć. Nawet uprawy ryżu i hodowli krów – powiedziała jeszcze i sugestywnie poruszała brwiami, by w końcu uśmiechnąć się szeroko i przesunąć spojrzenie na Shikaruiego. - Gdybyś czekał na mnie w domu to do ciebie bym wracała, a nie do krów – też jej niepokojące! Ale tak się składała, że ten największy skarb miewała pod ręką, bo podróżowali razem, więc…
Faktem było jednak to, że ludzie, zwłaszcza młodzi, dziwili się, gdy patrzyli na parę. Na niską, wygadaną białowłosą i cichego, spokojnego czarnowłosego. Może nie od razu było widać, że coś ich łączy, ale chwila rozmowy, drobne gesty, jeszcze drobniejsze słowa i pewne prawidłowości wskakiwały na miejsce. A gdy już wskoczyły – to się dziwili. Że shinobi, że para, że jak to jest możliwe. Przede wszystkim, że… jednak się da? Ano dało się. Tylko wymagało to wielu rozmów, wielu przegadanych spraw, by znać swoje priorytety i oczekiwania co do siebie. Wiedziały gały co brały – dosłownie. Byli zgranym zespołem, dobrze razem współpracowali podczas misji. I… Chodzili na nie razem. Partnerzy. Rzeczywiście.
- Eee… Nasze krowy chyba wolałyby zostać tutaj, a nie w cywilizowanym miejscu – złotooka spojrzała z ukosa na brązowe krówki i sprawa podjęła się sama.
Więc ognisko i herbatka tu i teraz. Nieco na uboczu drogi, niedaleko jeziora. Wokół drzewa. Miejsce brzmiało dobrze. Wzruszyła ostatecznie ramionami i wyciągnęła przed siebie dłoń, pozwalając chakrze popłynąć w taki sposób, by w jej dłoni zaczął pojawiać się kryształowy, niedługi klin o krwiścieczerwonym kolorze jako żywo przypominającym rubiny. Złapała za wędzidło przymocowane do kantarów na głowach krówek i okręciła je wokół szpikulca, który jednym silnym ciosem wbiła w ziemię. To tak, żeby małe wesołe krówki nie wpadły na pomysł ucieczki. Po wszystkim otrzepała dłonie, jakby było z czego i ruszyła za Natsume, samej rozglądając się za pieńkiem. Przysiadła na powalonym pniu, a obok niej było też miejsce dla Shikiego. Sama odpięła pas, na którym przewieszony miała wachlarz, i położyła go zaraz obok swojej nogi, z boku, by nie przeszkadzał. Przeciągnęła się, słuchając co nieznajomy miał do powiedzenia.
- Trudne życie nie mieć do czego albo do kogo wracać. Jesteś shinobi czy po prostu wojownikiem? Chociaż patrząc na twoją broń strzelam, ze to pierwsze – Asaka skinęła głową w kierunku złożonego wachlarza, który posiadał Kensei. Wiedziała dokładnie co to jest i do czego służy, bo przecież sama miała podobny. - Ukrycie twarzy nie pod maską, a pod iluzją nie wchodzi w grę? – widok kogoś takiego jak on… Że co. Że jednak szpetny? Miał jakąś deformację twarzy, którą straszyłby ludzi? Czy chodziło o to całe bezpieczeństwo pobratymców…? Intrygująca sprawa. - Najemnik. Jak każdy shinobi poza swoim klanem. Wiemy dokładnie z czym to się je – bo za coś trzeba było przecież żyć. Jakoś też trzeba było się rozwijać i zdobywać informacje. Jak nie inaczej niż poprzez podróże? - Ale wszystkiego się w życiu można nauczyć. Nawet uprawy ryżu i hodowli krów – powiedziała jeszcze i sugestywnie poruszała brwiami, by w końcu uśmiechnąć się szeroko i przesunąć spojrzenie na Shikaruiego. - Gdybyś czekał na mnie w domu to do ciebie bym wracała, a nie do krów – też jej niepokojące! Ale tak się składała, że ten największy skarb miewała pod ręką, bo podróżowali razem, więc…
0 x
赤 · 水 · 晶

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 12 gości