W każdym razie przejdźmy do dalszego przedstawiania się, bo Nishiyama nie był ostatni. Po swoim krótkim i jak najbardziej lakonicznym przedstawieniu przyszła pora na tą tajemnicza osobę, której głowę zakrywał kaptur. Przedstawił się jako Uchiha. Na twarzy czarnowłosego pojawił się lekki grymas, tym bardziej, że gość wyglądał na jakiegoś obłąkanego. Mówił też trochę jak połamany, ale z jego słów dało się wywnioskować, że stoi na na prawdę przyzwoitym poziomie. Zdziwiło go, że jako swoją specjalność przedstawił walkę w zwarciu łańcuchami. Dość niecodzienna sztuka, ale pewnie zabójcza. "Sharingan mi w tym pomaga", czyli doujutsu też na przyzwoitym poziomie. Toshiro dobrze wiedział, że niższe poziomy nie pozwalają rzucać iluzjami na prawo i lewo o ile w ogóle na jakiekolwiek pozwalają. Kiedy marny aktorzyna skończył swoje przedstawienie odezwała się postać, która miała na twarzy dziwną maskę, okazała się ona kobietą, która przedstawiłą sie jako Shirone Nanami. Była medykiem, a do tego znała techniki pieczętujące. Posługiwała się bronią miotaną, całkiem dobrze skomponowana kunoichi, która na pewno będzie dla nich dobrym wsparciem. Tak na prawdę to nie było ich aż tak dużo jak mu się wcześniej wydawało, zapewne większa grupa skierowała się prosto do centrum. Na sam koniec został ich "lider", który należał do klanu Nara i oprócz swoich klanowych zdolności posługiwał się dotonem, aby usprawnić sobie łapanie przeciwników. W międzyczasie przedstawił się jeszcze ten niejaki gość od pieczętowania i futonu jako reprezentant Gildii Kupieckiej. Oczywiście Shikarui słysząc gildia kupiecka od razu zainteresował się tematem. W jego głowie zapewne brzmiały teraz monety i szeleściły banknoty. Tam gdzie pieniądze, tam Shikarui. Szlag, wiedział, że o czymś nie zapomniał kiedy gnał tutaj na złamanie karku. Oczywiście nie miał przy sobie manierki, ani nic, a w obozie nie było szansy aby jej pozyskać. Dobrze, że mocno napoił się przed przybyciem tutaj.
- Cholera... Nie wziąłem żadnej dodatkowej wody. Mam nadzieję, że w razie czego będę mógł na Was liczyć? - tutaj zwrócił się głównie do Shikaruia, który raczej powinien mieć nawet ze sobą nieco więcej wody niż w samej manierce, w końcu jego żywioł zobowiązywał go wręcz do tego. Nie potrafił przecież od tak stworzyć sobie wody, a w powietrzu było jej zdecydowanie za mało. Zaraz po tym wyjął kawałek bandaża i obwiązał sobie szyję aż po nos, zgodnie z zaleceniami tajemniczej kobiety.
- Będę niedaleko za Wami. - odparł Shikaruiowi, który kazał mu się trzymać w środku. Jak zostało mu polecone, tak zrobił. Nie zamierzał za bardzo gnać do przodu, aczkolwiek nie zamierzał zostawać też gdzieś z tyłu, dlatego wychodziło na to, że był mniej więcej pomiędzy środkiem, a przodem. Nishiyama jako tako nie stresował się tym zadaniem, jeszcze. Jak na razie był skupiony na tym, aby obserwować otoczenie. Przy zdolnościach Sanady raczej nie obawiał się o atak z zaskoczenia, a znajdując się całkiem niedaleko, będzie wiedział o tym jako jeden z pierwszych, więc większa szansa, że zdoła się na niego odpowiednio przygotować. Oprócz gorąca nie działo się nic ciekawego przez dobry kwadrans. Ot drzewa, drzewa i jeszcze raz drzewa. Nie było w tym nic dziwnego. Chłopak uważnie patrzył też na to po jakich drzewach się poruszał i wybierał te, których gałęzie były całkiem solidne, tak, aby nie spaść. Choć jak na razie teoretycznie nic im nie groziło, to wziął sobie przestrogi mocno do serca i na prawdę uważał. Oczywiście starał się też nie spowalniać grupy, czego nie dało się robić, ponieważ tempo nie było aż takie zawrotne. Gdzieniegdzie zaczęli dostrzegać dość nietypowe zjawiska. Dziwnie wysuszone drzewa, rozszarpane zwierzęta z oparzeniami. Aż można było dostać gęsiej skórki, gdyby nie to, że przed przyjazdem tutaj Toshiro było świadkiem jeszcze gorszej masakry i to dosłownie masakry. Flaki rozerwanych zwierząt i może nawet ludzi, nie życzył temu na prawdę nikomu, tutaj wyglądało to nieco podobnie. Spojrzał tylko na to nie zmieniając nawet na chwilę wyrazu twarzy, aby po chwili skupić się na otoczeniu. Nagle padła informacja o tym, że wchodzą do strefy zagrożonej. Już wcześniej poruszał się po drzewach, ale teraz starał się wejść nieco wyżej o ile było to możliwe. Nie trzeba było długo czekać na demonstrację powagi zagrożeń. Nagle ni stąd ni zowąd spod ziemi wybuchł gejzer! Tak, zgadza się, gejzer. Ziemia gwałtownie eksplodowała uwalniając gorący strumień żrącej pary, która ze spokojem była wielkości mniejszego drzewa. Na szczęście te tutaj były na prawdę wysokie. Czarnowłosy bacznie obserwował to zjawisko, jak się pojawiało, a także jak znikało. Czy w tym samym miejscu była szansa na ponowny wybuch, czy też było to jednorazowe uderzenie, które nie wraca w to samo miejsce jak piorun, który nie uderza dwukrotnie w to samo miejsce? Czy dzieje się coś przed samym wybuchem, aby móc szybciej zareagować? Takie pytania zadawał sobie chłopak obserwując otoczenie i wyczekując na więcej takich zjawisk, aby jak najlepiej przeanalizować ich działanie.
KP: