Obszar kwarantanny

Murai

Re: Obszar kwarantanny

Post autor: Murai »

0 x
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2074
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Obszar kwarantanny

Post autor: Shikarui »

Usłyszał jej głos przecinający ciszę. Ciszę? Trzask ziemi, zderzenie z kryształem, grzmot wyrastających kolumn, szum wody, śpiew kryształu. W jego ciszy głos białowłosej przecinał ją tak samo skutecznie, jak pasmo wody przecinało glebę pod ich nogami. Twardą - musiała być przecież twarda, by utrzymać całą tę hodowlę. Zwartą - musiała być zwarta, przecież rosnące wokół drzewa miały silne, mocne korzenie - rozpychały na boki to, co miękkie i sprawiały, że mocniej się zbijała. W tej ciszy gościły krzyki, słowa, stłumione bzyczenie złapanych w maź komarów. Gniew, rozdarcie, gwałt emocji - ale nie jego emocji. Jego emocją był strach, który mieszał się z ekscytacją i przeradzał w adrenalinę. Jego emocją był strach białowłosej, która wykrzyczała jego imię. Nie miał czasu odpowiedzieć.
Jego serce nie było teraz skore do słuchania kogokolwiek. Do wracania do przeszłości i wyobrażania sobie tego, co przyniesie przyszłość. Ta drobna chwila, w której się poruszali, była ułamkami sekund. Liczył je wszystkie, każdą z nich rozkładając na części pierwsze. Nie analizował - już nie. Ale czy na pewno? Jego umysł nakręcił się jak szalona machina, na której ktoś nagle nacisnął czerwony przycisk. A może pędził jak strzała wystrzelona przez strzelca? Bogowie jedni tylko wiedzieli, czy strzelec był sprawny i czy kiedykolwiek dolecieć miała do celu.
Smok. Smok, Tygrys. To mogła być Mizurappa. Niedobrze. Czarnowłosy zatrzymał się razem z klonem, wpadając na inny plan. Klon skoczył do przodu, a on do tyłu, zatrzymując się niedaleko wejścia do jaskini - uważając, by nie znaleźć się za blisko krawędzi, by ziemia się nie osunęła. Nawet jeśli wzmocniona była kryształem, który właśnie zaczął powstawać. I kamiennymi filarami, które zaczęły wzmacniać to miejsce. On sam zaczął w odpowiedzi tworzyć własne pieczęci, uważnie obserwując czerwonym okiem przeciwnika - i stanął na drodze przeciwnika do jaskini. Tak, by teraz od niej dzielił go kolejno jego klon i on sam. Zamierzał przezwyciężyć Mizurappę poprzez klona odrobinę silniejszym jutsu, ale kiedy miał ruszyć jeszcze bliżej, elementy w układance zmieniły się. Tak czy siak samemu sobie kupował czas. Smok, Tygrys. Wąż. To nie była Mizurappa! Mimo to kontynuował sekwnecję pieczęci, jedyne, co się zmieniło to fakt, że zatrzymał się teraz w miejscu. Klon w tym czasie robił swoje. Jak najszybciej robił to, do czego została mu przekazana tak naprawdę chakra. I mimo tego, że Sanada kochał wręcz prędkość, to wierzcie lub nie, ale spośród wszystkich technik wodnych właśnie ta była jego ulubioną. Tylko co robił wróg? Ach. Przecież kojarzył ten początek. Koniec tym bardziej.
Druga część jego umysłu krzyczała do Asaki tak, jak ona krzyczała do niego. Jej imię. To, by schroniła się w krysztale. Nie wypowiedział ani słowa - nie dlatego, że wypowiedzieć go nie było czasu. Dlatego, że nie było potrzeby. Była jego drugą połówką, lepiej niż on sam wiedziała, co powinna robić. I zrobiła dokładnie to, co chciał, żeby zrobiła, a nawet lepiej. Nie raz już się zastanawiał, jak to się działo. Jak wyglądała ta komunikacja na polu bitwy, która sprawiała, że dzięki niej czuł się o wiele, wiele pewniej. Niemal tak, jakby ten kryształ go otaczał, choć żadnego wokół niego nie było. Pole walki przenosiło się do życia codziennego, które nie było obroczone krwią. Będąc jego cieniem świeciła całym blaskiem dnia. Będąc jego pamięcią, wprowadzała wszystko, co nowe i naprawdę warte zapamiętania. Będąc jego wsparciem, parła naprzód w pierwszym rzędzie. Wszystko to, co ona sądziła, że mógłby uznać za hipokryzję tulił do swojej piersi i nigdy za rzeczy sprzeczne nie uznał. Pewnie dlatego to życie zaczęło być takie słodkie. Jak jego ulubione landrynki.
Pośpieszył się. Bardzo-bardzo. Tak jak śpieszył się jego klon. Nie chciał przełamywać tej odległości w tym momencie, gdy zaraz polecieć miała w ich stronę fala ognia. Miał na to zupełnie inny pomysł. W razie potrzeby nawet cofnął się, by płomienie na niego nie wpadły, jeśli nie zdążył zebrać chakry bądź odpowiednio szybko dokończyć swojej opowieści pisaną błękitną energią. Wypluł z siebie strumień wody. Klon zrobił to pierwszy, który również był gotów cofnąć się odrobinę, by nie ulec morderczej fali płomieni.
Shikarui zamierzał wykorzystać parę, która została stworzona, zasłonę z technik i choćby miał przeciąć samego klona - przeciąć nóżki oponenta. Ach, no właśnie - bo to bardzo istotne. Nie zamierzał go zabijać. Zamierzał go wyeliminować. To, co mężczyzna miał do powiedzenia... powie później. Jak przestanie wyć z bólu po zgotowanym mu piekle.
  Ukryty tekst
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Awatar użytkownika
Asaka
Postać porzucona
Posty: 1496
Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
Wiek postaci: 27
Ranga: Sentoki
Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
Aktualna postać: Airan

Re: Obszar kwarantanny

Post autor: Asaka »

Co jedzą robaki? Asaka obudzona w środku nocy potrząśnięciem za ramiona, względnie oblana kubłem zimnej wody, pewnie zerwałaby się na równe nogi i bez zastanowienia odpowiedziałaby, że jedzą liście. Dopiero później, gdy trybiki zaskoczą może naszłaby chwila refleksji i przyszłyby wątpliwości. No bo… czy na pewno? Czy wszystkie? Nie wiedziała. Niby skąd? Nigdy nie poświęciła robalom więcej niż kilka sekund rozmyślań, ewentualnie wyklinania w myślach na wstrętne komarzyska i swędzące bąble, no i oczywiście na irytujące, brzęczące muchy. Było zadziwiająco wiele takich rzeczy w życiu Asaki, które doprowadzały ją do szału. Mewy, gołębie. Nadęte bufony z rozdmuchanym ego. Jugo Teiren. Brudasy. Hmm… No i robale rzecz jasna. A nade wszystko to jej własna bezsilność doprowadzała ją na skraj, tak, że wystarczyłby jeden kroczek w przód, by wszystko poszło w niepamięć. Magiczna granica, za którą kończył się znajomy świat, a zaczynała naprawdę stroma przepaść. Z oddali widać było tylko maciupeńkie korony drzew, ścielące się u stóp niczym prawdziwy puchaty dywan.
Zadziałała błyskawicznie, jakby to była sytuacja, którą ćwiczyła od lat. Nie, nie ćwiczyła w rzeczywistości, ale pewne działania wchodziły w krew równie szybko, co alkohol. A później uderzały do głowy. Zastrzyk adrenaliny, mocno bijące serce. Strach – o siebie, o tę drugą, absolutnie najważniejszą osobę. Asaka nigdy nie przypuszczała, że spotka kogoś z kim tak naprawdę będzie chciała związać się na całe życie. Wiedziała, że mogłaby w którymś momencie nie mieć wyboru, ale czy byłaby przy tym szczęśliwa? W kwestii Shikaruia wybór miała. Och, nawet kilka. I z chęcią zanurzyła się w lawendowofioletową toń, tak bardzo kojarzącą jej się z spokojną, przyjemnie chłodną taflą jeziora ukrytego wśród wysokich traw w środku lata. Słońce właśnie zachodziło i odbijało na tym wodnym lustrze swoje odbicie, zniekształcając kolory. Odbijało się fioletem. I było piękne. Tak jak cały on. Z tym właśnie jej się kojarzył – z ulgą, z wieczorem, z kimś do kogo chciało się wracać. Z tajemnicą. Z magią. Tak jak ona była niczym jutrzenka – on był jej doskonałym przeciwieństwem. Dopełnieniem.
Nie mógł zawieźć. Bo musiała go jeszcze zobaczyć. Dzisiaj… Nie był dzień pożegnania. Nie mógł być. A jednak poczuła delikatne chrupnięcie, gdy masa ziemi oparła się na jej krysztale. Ogromny huk, który pobudził ją i drugiego z shinobich do działania, nagle ustał. A w środku… zapanowała dziwna cisza. Dziewczyna poczuła nagle wszystkie swoje mięśnie napięte jak struny, gotowe do ataku, uskoku. Czuła też ciążący na niej kryształ. Był kurewsko ciężki. Nie tak ciężki jak w momencie, gdy dopiero uczyła się tej techniki, ale nadal czuła, że o ile jest w stanie unieść ten cały ciężar, to po prostu będzie ją męczyć, jeśli to potrwa… w godzinach. Nie było jednak czasu na odbieganie w przyszłość. Bo było tu i teraz. A tu i teraz nikt nie wiedział co się dzieje – nawet nie wiedziała, co dzieje się z Shikim. Czy usłyszał ja przez ten hałas? Czy odpowiedział? Nawet jeśli, to ona pewnie nic by nie słyszała.
Chrup, chrup…
- Walczą? Ale… - ale jak to? Chwilę przed tym, nim Asaka wskoczyła do dziury, widziała, że Shikarui walczył, owszem, ale sam ze sobą. Walczył o to, by ruszyć się i wejść niżej, głębiej, w ciasnotę podziemnej jamy. Walczył ze swoimi demonami. Chrr... - Nie ma czasu – nie było też czasu na kolejne zadawanie pytań i snucie dywagacji. Nie było czasu dziwić się. Zadziwiające, że wydaje się, że tego czasu ma się pod dostatkiem, a gdy przychodzi co do czego – jego nagle brak.
Woda rozbiła się o kryształ, trudno było tego nie słyszeć. Do tego… coś jeszcze. Nie wiedziała co, ale czuła w kościach, jakimś wewnętrznym szóstym zmysłem, że na górze musi być gorąco. Tutaj też za chwilę będzie. Jej kryształowy parasol to było bardzo tymczasowe rozwiązanie, zdawała sobie z tego sprawę. Miało kupić im czas, by zdążyli się stąd ewakuować, ale… walczą ze sobą? N-i-e-d-o-b-r-z-e. To znaczyło, że… Ach, nie było czasu myśleć, ale to oznaczało wiele rzeczy. Między innymi to, że coś znowu może rozorać ziemię (teraz była już prawie pewna, że to była jakaś technika) i… I mogą zostać pogrzebani tutaj żywcem.
- Nie ma czasu, bo mój kryształ pęka. Musimy się wydostać na górę i to szybko! Pakuj próbki i spadamy! – zakrzyknęła do tych na dole, nadal… w zasadzie nie mogąc wyjść z osłupienia, że coś sprawiło, że jej kryształowy twór… został zarysowany. Nie ten na górze, nie – o tamtym nie miała pojęcia, ale ten tutaj, utrzymujący ziemię nad ich głowami… To uczucie jawiło się ukłuciem w sercu, jak igłą. Jak żądłem osy. Jak kłujką komara.
To było niemalże jak rysa na honorze.
Zamierzała skorzystać z jednego z ziemnych filarów, by przedostać się na górę. Na szczęście nie była to woda, na której nie utrzymałaby się na powierzchni nawet za pomocą chakry. W razie czego gotowa była utworzyć jeszcze kryształowe filary, by podtrzymać ten pękający, już utrzymujący całą masę ziemi. A że wejdą w samą paszczę… wody i ognia? Cóż, z deszczu na rynnę. Ale jeśli widziała jakieś podmuchy ognia przez dziurę, w suficie, to zamierzała, w miarę możliwości, przeczekać, aż się zmniejszą, by można było wyjść.
0 x
· ·

Obrazek
· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
Murai

Re: Obszar kwarantanny

Post autor: Murai »

0 x
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2074
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Obszar kwarantanny

Post autor: Shikarui »

Co za małostkowość... Nie doceniasz swojego przeciwnika, kochanie? Sądzisz, że wodny klon to wszystko, na czym kończą się jego umiejętności? Więc kończysz martwy. Tutaj kto inny władał żywiołem ziemi, ale nie sądzisz, że właśnie grunt osiada ci pod nogami? Może to przez to gorąco. Tę mgłę, która utworzyła się wokół nas wszystkich, choć nikt nie złożył w jej celu pieczęci Tygrysa. Nie była tutaj potrzebna. Królestwem Wody przestała być woda sama w sobie i jej kropelki przyjemnie osiadające na skórze, włosach i ubraniach. Stała się karmazynowym więzieniem, w którym On wcale uwięziony się nie czuł. To nie była pułapka przygotowana dla niego - to była arena, która została zesłana z błogosławieństwem złotych ocząt. Choć nikt wtedy nie podejrzewał, że stanie się ono areną i że przyjdzie stoczyć walkę na śmierć i życie. Istniała w ogóle inna opcja? Inne rozwiązanie, kiedy ścierała się dwójka ninja? Taka, w których koniec nie byłby oblany krwią i zatopiony w cierpieniu - często szybko zakończonym. Czasem celowo przeciąganym, by nie skończył się zbyt szybko. Dla czarnowłosego nie istniało rozwiązań pośrednich. Przegrywasz - więc jesteś zdany na łaskę zwycięzcy, a to oni, jak wiedzieli wszyscy mądrzy tego świata, pisali swoimi dłońmi historię. Jesteś słabszy - nie pozostaje ci nic innego jak czekać na błędy silnych. To nie tak, że czarnowłosy czuł się potężny. Że nie widział granic swoich możliwości i rozwijał swój czarni, pawi ogon, by zachwycić wszystkich wokół. Z całą pewnością chciał jednak taki być. Sięgał po moc tak łapczywie, jak tylko było to możliwe, ale tak, by też się nią nie zakrztusić. By w takich sytuacjach nie gnać na łeb na szyję ku przeciwnikowi, by dać się zabić. Wszystko przez tę zgubną pewność siebie. Bo tego chłopaczka chyba to zgubiło - pewność siebie, by katonu używać przeciwko użytkownikowi wody.
Delikatne pęknięcia w krysztale nie były dla niego teraz zauważalne. Nie czuł tego samego ciężaru, który czuła ona - tam, na dole. Nie mógł tam wskoczyć, by podtrzymać strop, by być tym rycerzem, na którego zasługiwała. Gdyby nie ona, prawdopodobnie dwójka ninja byłaby już martwa. On by ich nie próbował ratować. Jedynym powodem, dla którego stanął na drodze płomienia było to, że Asaka tam była - tam, na dole, a on nie wiedział, jakie fizyczne możliwości ma ogień, by nagrzać potężny, szkarłatny twór. Czy to, co wydaje się być skrystalizowanym ogniem nie zechce połączyć się w jedno z płomieniami? Nie roztopi się, nie skruszeje? Czy się nie nagrzeje do tego stopnia, by z bezpiecznej kryjówki zrobić prawdziwe piekło. Wrodzony pragmatyzm nakazywał zresztą wykorzystać sytuację w pełni na swoją korzyść, choć w głowie czarnowłosego całe to wydarzenie przebiegło zupełnie inaczej. Albo raczej - chciał by inaczej wyglądało. Na szczęście plany nigdy nie były na tyle mocnymi planami, by nie mogły przerodzić się improwizację, a improwizacja nigdy nie była szalona, bo wiódł nią instynkt.
Nie widział pęknięć i w hukach zderzających się żywiołów, w ich wściekłym syku, jak przy walce rojowiska węży, nie usłyszał tego drobnego dźwięku. Nawet gdyby słyszał - czy rzeczywiście cokolwiek by to zmieniło? Nie. Wiedział, że białowłosa sobie poradzi. Że ostatnie, na co pozwoli, to to, by ten szkarłatny kamień runął w dół - prosto na nią. To była jej broń i jej tarcza, więc kto miał prawo, by wykorzystywać ją przeciwko niej? Nie musiał wierzyć, by wiedzieć, że sobie poradzi. Tak długo, jak długo nie było tam kogoś, kto wbiłby jej sztylet w plecy - a nie było. To akurat widział całkiem dokładnie, nawet jeśli jego wzrok był skupiony na przeciwniku, pozostawał w pełni świadom otoczenia wokół niego. Nie było mowy o tym, by ktoś uciekł dołem. By ktoś uciekł górą. By ktoś w ogóle gdziekolwiek próbował uciekać. Choć to akurat było zasługą właśnie tej, która postanowiła wziąć na barki czyjeś życie. Czy nie na takich ninja czekała ta kraina? Tych, którzy byli w stanie pociągnąć za sobą kogoś jeszcze, by nie tracił bezsensownie swojego życia. Nie błędnych rycerzy, nie bohaterów, którzy umrą równie bezsensowną śmiercią, a właśnie ich - ninja, którzy mieli na tyle dużo zdrowego rozsądku, by nie rzucać się na oślep w ramiona Śmierci. Nie. Ona wolała podjąć rękawicę, kiedy rzecz była naprawdę warta tych kilku płonących świeczek. Wszystko po to, by nie zgasły. By ich blask nadal się tlił i być może w przyszłości - sprawił, że ochronią one jeszcze kilka iskier. Aż w końcu dadzą życie nowej.
Szalenie ciepła para szybko rozbiła się na kopule kryształu i równie szybko zaczęła opadać w dół. Jeszcze kilka chwil i może nie będzie jej wcale. Zwłaszcza, że ogień przestał wydobywać się z ust przeciwnika. Tak jak woda przestała zalewać całą trawę, strumieniami spływając do miejsca, które było domem niedoszłych komarów.
Shikarui skoczył jak dziki w przód. I błyskawicznie posłał wodę w miejsce, gdzie aktualnie znajdowała się notka, która mogła zostać odpalona. Demon prędkości. Czy to nie tak czasem żartobliwie określała go Asaka? Szkarłatna królowa muśnięta złotem. Doskoczył do mężczyzny, gdy ten opadł w dół, a krew wypłynęła z tego, co kiedyś było jego nóżkami. Upsi. Gdyby tylko Sanada miał większe poczucie humoru, pewnie właśnie rzuciłby dowcip o nibynóżkach. Nie było dowcipu - był za to jego bardzo szeroki uśmiech. Kopnął mężczyznę mocno w żołądek, żeby przewalić go na plecy i wyciągnął błyskawicznie jeden ze swoich mieczy - by wbić go w dłoń nieszczęśnika i przybić do ziemi. Nie będzie już żadnych jutsu. Ani żadnych kombinowań. Drugą jego dłoń przygniótł swoim butem. Naciskając mocno. Bardzo mocno. Wsłuchując się uważnie, kiedy zaczną strzelać kostki. Kiedy zaczną się delikatnie przestawiać... i gdzie będzie ta granica, kiedy może zaczną pękać. O ile zaczną? W końcu - ta gleba nie była aż taka twarda... Spoglądał z ogromną ciekawością na leżącego mężczyznę - jakby był nieznanym gatunkiem. Motylem, którego kolekcjoner przybił do swojej tablicy szpileczką. Pochylił się, by odpiąć od niego wszystko, co miał z broni. W razie potrzeby podarł wszystkie notki, albo zneutralizował je swoją chakrą - bo te zlokalizował swoimi oczyma jako pierwsze. Mało to było takich? Tych, co woleli się poddać w ostatnich chwilach i zabrać żywych razem ze sobą do krainy śmierci.
Krążąca w jego żyłach ekscytacja powodowała, że serce biło mu jak oszalałe i nie był w stanie wydobyć z siebie słowa. Jak zwierzę - przecież dopadł swoją ofiarę. Musiał się nią nasycić. A powinien się odezwać. Krzyknąć do Asaki, że już wszystko w porządku, że jest bezpiecznie, że mogą wyjść. Bo że u niej było w porządku to wiedział. Widział.
Dobry pies
- Asaka. - Wydobył się w końcu z jego własnych ust słodki, łagodny głos. Tak, jakby samo wypowiedzenie tego imienia było najbardziej intymnym z muśnięć, najbardziej szczerym i wyrażającym miłość. Spodobało mu się to brzmienie. Nie krzyczał - ale już nie musiał. To spokojnie wypowiedziane imię było doskonale słyszalne w tej nienaturalnej ciszy, która zagościła po tej zawierusze. Podniósł nawet swoje spojrzenie, spoglądając w miejsce, w którym miała się pojawić jego kobieta i dwójka... nawet nie zauważał tej dwójki.
Asaka, spójrz. Ten, który próbował mi ciebie zabrać.
  Ukryty tekst
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Awatar użytkownika
Asaka
Postać porzucona
Posty: 1496
Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
Wiek postaci: 27
Ranga: Sentoki
Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
Aktualna postać: Airan

Re: Obszar kwarantanny

Post autor: Asaka »

Dobrze, że się słuchali. Dobrze, że się nie wykłócali. Dobrze, że nie dokładali jakiejś swojej inwencji twórczej, by robić po swojemu. Wystarczyła bowiem chwila nieuwagi. Jedno dłużej wypowiadane zdanie, zupełnie niepotrzebnie. Zamarudzenie w jednym punkcie nieco zbyt długo, zagapienie się o kilka sekund za dużo… A przecież kryształ mógł popękać i polecieć im na głowy razem z całą masą ziemną. Razem z Shikaruiem i Oshiro. Ale co innego było być na powierzchni i jakoś na niej balansować, a czym innym było zostać przygniecionym przez masę ziemi i kryształu. Na szczęście Los był po ich stronie. A może to nie los, a bogowie? Sama Amaterasu rozpościerała swoje matczyne dłonie, by mogli jeszcze ujrzeć jej piękno, słońce, a nie być pogrzebanym żywcem pod ziemią.
Wygramoliła się zaraz za dwójką ninja, więcej nie zawracając sobie głowy trzeszczącym i skrzypiącym kryształem pod nimi. Choć może powinna. Przecież w każdej chwili mogli polecieć na dół razem z wielką kopułą. A może zawaliłaby się tylko część ziemi? Trudno było powiedzieć, zwłaszcza patrząc na to całe… pobojowisko wokół. Rozorana ziemia, kryształ – nadal stojący, ale jednak gdzieniegdzie było widać rysy. I pewnie i tak zauważyłaby to tylko ona, bo tylko ona wiedziała, w jaki sposób patrzeć na skomplikowaną strukturę jednego z najwytrzymalszych, o ile nie najwytrzymalszego, materiału na świecie. Ogień. Dotonowiec zareagował od razu, widząc, że Oshiro chce skierować ogień na ich trójkę i postawił ścianę tylko odrobinę wcześniej, niż sama o tym pomyślała – i tym samym dołożyła warstwę kryształu do jego ściany, zwiększając jego wytrzymałość i robiąc z tego prawdziwą ścianę, za którą faktycznie można było się skryć. Shikarui mógł mieć tych wszystkich ludzi w nosie, ale Asaka nie miała. Widziała, że to dobre chłopaki. Mieli nieszczęście trafić akurat do Okury, gdzie panowała kwarantanna – chociaż przydział jak przydział, czyż nie? Tym niemniej było widać, że faktycznie się zaangażowali, że chcieli pomóc. Asaka może i wyglądała na bardzo młodziutką, nie na swój wiek, ale wydawało jej się, że ta dwójka jest młodsza od niej. Dlaczego mieliby ginąć w tak głupi sposób? Może nawet w nieswojej sprawie? A przecież jeden z nich, iryoninja, miał przy sobie próbki żywych komarów i larw, dzięki czemu mogliby się pozbyć… „zarazy” z wioski. Zbadać jej podłoże. Dowiedzieć się, czy naprawdę jest taka niebezpieczna… Asace też mieli przecież pomóc. I choć dziewczyna nie działała całkowicie bezinteresownie, rzadko kiedy takie coś miało miejsce, to jednak tutaj widziała dla siebie… pewną możliwość odkupienia. Nie to, by była winna zarazie sprzed 12 lat w jej rodzinnej wiosce, ale w pewien sposób, gdzieś w głębi duszy czuła się winna, że… ona żyła, a oni nie.
Przycupnęła za ścianą na jej skraju tak, że wychyliła zza niej głowę, mogąc obserwować co dzieje się przed nimi. Tak, by w razie czego móc schować się cała za ścianą. Shikarui… Żył, a jakże. I na pierwszy rzut oka nie wyglądało, by było z nim coś nie tak. To nie on był tutaj ofiarą, nie był zwierzyną, choć w pierwszym momencie tak właśnie miało się stać, prawda? Nie wiedziała jednak kto zaatakował pierwszy, ani dlaczego.
- Chyba jednak zna. Shikarui nie włada ogniem – odpowiedziała medykowi, gapiąc się z dziwną fascynacją na to, jak woda wypuszczona przez Shikiego… tnie wodą jak ostrzem. Trudno było za tym nadążyć. Jak przecina nogi Oshiro, zupełnie tak, jak przecięło nogi pewnej ninja, którą spotkali w Kyuzo. Sanadzie najwyraźniej spodobał się ten… ruch. Na szczęście siła uderzenia nic nie zrobiła kryształowi, chociaż… czy to miało w tej chwili jakiekolwiek znaczenie?
Chyba już nie.
Nie widziała, że przeciwnik trzyma w rękach notkę. Gdyby widziała – pewnie nie dziwiłaby się temu, że Shikarui jeszcze dodatkowo oblewa go wodą. Gdyby widziała, pewnie sama posłałaby kryształ w tamtym kierunku, by zamknąć dłoń z notką w krysztale. Ewentualna eksplozja zostałaby wiec nie tyle powstrzymana, co częściowo zneutralizowana przez zamknięcie w trwałym „pomieszczeniu”. No, ale nie widziała. Bo nie dostrzegała tutaj wielu szczegółów, a wszystko działo się tak szybko. Cisza też zapadła szybko i nagle. Ledwie wyszli na powierzchnię, schowali się za dwoma ścianami i… całe zamieszanie się skończyło. Było po wszystkim. Shikarui dopadł do shinobiego – i Asaka nawet nie mrugnęła, gdy ten postanowił dmuchać na zimne i nie zawierzać temu, ze skoro odcięto mu nogi, to jest już całkowicie nieszkodliwy. Ona… też by tak zrobiła. Inaczej, ale też. Ale… naprawdę wyglądało na to, że było już po wszystkim.
- Nic nam nie jest – odpowiedziała na ten łagodny głos, tak inny, tak… niespotkany. Lubiła jego głos i ten też jej się podobał, choć okoliczności… Jakby mniej. - Co tu jest grane? – od tego trzeba było chyba zacząć. Znaczy widziała co jest grane. Ale nie o to przecież pytała. A o to – dlaczego w ogóle.
Serce nadal wybijało szaleńcze tempo.
  Ukryty tekst
0 x
· ·

Obrazek
· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
Murai

Re: Obszar kwarantanny

Post autor: Murai »

Jak spojrzysz w pewnym momencie to widzisz jak jeden z budynków płonie żywym ogniem. Znajduje się w nim kilka spalonych trupów. Ludzie krzątają się wokoło niego, wylewając wodę i używając Suitonów, ale wydaje się że mało to daje.
0 x
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2074
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Obszar kwarantanny

Post autor: Shikarui »

Wziął płytszy oddech, wdychają woń krwi mieszającą się ze smrodem spalenizny i wilgocią, która oblepiała teraz już wszystko. Nawet ziemia, na której stał, była całkowicie mokra. Błoto. Element, którym poniekąd władać mogła Asaka - teraz nieprzydatny. Bo po co, skoro napastnik został pochwycony? Szósty zmysł czarnowłosego podpowiadał mu jednak, że to był zaledwie początek końca i że ten marny człowieczek może wale nie być ostatnim elementem układanki. Na pewno był ważny - ale czy najważniejszy?
Gdy uniósł swoje spojrzenie, Asaka i towarzysząca jej dwójka była na zewnątrz. Chyba mieli jakieś imiona. Jakie? Nie pamiętał. Nie pamiętał ich już na samym początku tej przygody. Jeden z nich był od medycyny, drugi od dotonu, trzeci suitonu - tylko tyle musiał wiedzieć. Oraz to, że tego od medycyny rzeczywiście można by było chronić, bo może się okazać przydatny. Shikarui się jednak nad tym nie zastanawiał. Spoglądał na Asakę, wyprostowany i naprężony jak struna - jak tygrys, z łapą na wielkim bawole, którego upolował z dość sporym trudem. Na tyle dużym, że musiał się pilnować i że poczuł zagrożenie na karku - takie, jakiego dawno nie czuł. Gdyby nie swoje oczy, pewnie już by nie żył. Kto wie. Białowłosa wyglądała na bardzo mocno zdezorientowaną, przestraszoną. Nie wiedziała, co się działo i nie wiedziała, co się dzieje. Wiedziała o wiele mniej od niego, a jego powody nie interesowały. Znikały, kiedy podnoszono dłoń przeciwko niemu albo Asace. Na szczęście nie był jednocześnie tak zaślepiony, by nie oprzeć się pokusie zamordowania mężczyzny w najbardziej bolesny sposób. Po białowłosej od razu było widać emocje, a teraz widział je wyraźnie - bardzo mocne, trzymane silą w swoim wnętrzu. Choć jego źrenice się nie poruszyły, spoglądał na jej dłonie tylko po to, by przekonać się, że nie drżały. Bo powinny. Została nacechowana tak silną dawką, mieszanką wszystkiego... może drżały wcześniej, kiedy był za daleko, żeby ją złapać za rękę?
- Nie wiem. - Odparł zgodnie z prawdą. Zdaje się, że tylko on był aktualnie szczęśliwy i odprężony w tej sytuacji. Chciał jej to przekazać. Pokazać te emocje, czyste jak kryształ, który tworzyła wokół nich. Ten bez pęknięć. Mógłby stać się jej azyle - nie wdarłoby się do niego nic złego. Tylko nie wiedział, jak to zrobić. Mógł widzieć - ale jak przekazać? Gdyby wyciągnął do niej dłoń i... -Zaatakował mnie. Wodą. -
Czarnowłosy dość automatycznie skierował spojrzenie w dół, kiedy padł rozkaz. Przesunął językiem po górnej poduszce warg i delikatnie przesunął swoją stopę - tak, by odsłonić palce mężczyzny. Wysunął, bardzo powoli, wakizashi z pochwy, pozwalając mu zaśpiewać w tej przyjemnej ciszy i opuścił je z napiętnowaniem w dół. Oparł jej kraniec na jednym z paznokci tak, by mężczyzna je poczuł. Nie nacisnął. Nie, bo ten zaczął krzyczeć, że to on.
Czarne ciernie pieczęci wypłynęły na jego szyję - ale ledwo na jej kawałek. Jak łodygi przeklętej róży, która szuka swego miejsca, by się jeszcze bardziej rozwinąć. Jego umysł nakręcał się coraz bardziej, upojony żałosnym wyglądem marnego człowieczka u stóp. Teraz, gdy powiedział, co powiedział - nacisnął tylko kolejny przełącznik. Dolał świeżej wody, dzięki której ta róża ożywała. Słowa, które sprawiały, że z wody przeradzał się w prawdziwy ogień. Nacisnął miecz, krzywiąc się z niezadowolenia. Problem w tym, że chyba zupełnie źle zrozumiał te słowa. To ja. Jego mózg od razu strzelił trucizną - To ON zatruł Asakę.
Dopiero na słowie o dymie obrócił głowę we wskazanym kierunku. Tak, coś plonęło. Przełączył się na wizję teleskopową, by dokładnie dowiedzieć się, co tam się dzieje. Nie przeszkadzało mu to, że ktoś inny mówił. Jemu się kiepsko cokolwiek mówiło w tym stanie. Gardło było tak ściśnięte... nie nadawało się do artykułowania większych zdań. Dłuższych. Jego umysł nie nadawał się do analizowania. Przynajmniej świeże informacji podziałały dość odświeżająco - sprawiły, że ciernie z jego szyi cofnęły się. Przestały rozwijać.
-Płonie budynek. Kilku martwych. - Poinformował uprzejmie. Tak samo jak poinformował o wszystkim innym, co widział. Cofnął swoją katanę i spojrzał znów w dół. Po czym uniósł wzrok na Asakę. W jego oczach rządziła teraz dzikość, która bardziej upodabniała go do drapieżnika z przebłyskiem ludzkiej inteligencji, niż do człowieka z przebłyskiem bestii. Ten u ich stóp chyba nie zdawał sobie sprawy, że wybierał między męczarniami a śmiercią od kogoś, kogo nawet tutaj nie było. Tym nie mniej - to nie był ten, którego szukali.
  Ukryty tekst
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Awatar użytkownika
Asaka
Postać porzucona
Posty: 1496
Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
Wiek postaci: 27
Ranga: Sentoki
Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
Aktualna postać: Airan

Re: Obszar kwarantanny

Post autor: Asaka »

Był Oshiro, Ikushi i… I jak nazywał się ten trzeci? Albo nigdy nie podał swojego imienia, albo przebąknął go tak, że tak naprawdę nie usłyszała. Fakt był natomiast taki, że… no zwyczajnie nie wiedziała jak miał na imię ten trzeci. Użytkownik dotonu. Bo Asaka starała się zwracać uwagę na to, z kim przychodziło jej pracować, przynajmniej na czas tej współpracy właśnie. Później, gdy wspomnienia nie były co jakiś czas odkurzane – zapominało się. Chyba, że ktoś wyjątkowo mocno zapadł w pamięć. Jak pewien Jugo, Teiren. Przykład pierwszy z brzegu.
Wyglądało na to, że było już po wszystkim. Że mogą wyjść zza podwójnej ściany, że nic im się nie stanie. Od zewnątrz byli i tak chronieni ogromną, kryształową kopułą, która, jeśli nie ochroniłaby ich całkowicie, to pewnie i tak zamortyzowałaby ewentualne uderzenie. A od środka… Shikarui miał oczy dookoła głowy, dosłownie i w przenośni. Więc gdyby był tutaj ktoś jeszcze, kto mógłby im zagrozić – już dawno by o tym wiedzieli. Shiki jednakże zajmował się teraz w pełni pokonanym Oshiro, nie poświęcając nikomu innemu zbyt dużo uwagi, a to znaczyło – że to wszystko. Że nikogo więcej tutaj nie było. Że byli bezpieczni. O ile bezpieczni byli w ogóle kiedykolwiek.
Trudno było nie zauważyć, jak bardzo napięty był Shikarui. Ona znała go, więc wiedziała na co patrzeć i na co zwrócić uwagę, by dostrzec takie niuanse. Zwykle wyluzowany, spokojny – teraz był zupełną odwrotnością. Przygotowany do skoku, do machnięcia łapą zakończoną ostrymi pazurami. Jak Tygrys. Oczywiście wszystko w przenośni.
- Prawie zawaliła nam się cała ziemia na głowę – Shikarui nie wiedział. Nic dziwnego… Sojusznik nagle okazał się być wrogiem. Okazał się być nie tylko użytkownikiem suitonu, jak wszyscy myśleli, ale również katonu. Gdyby nie wzrok czarnowłosego, gdyby nie jego zmysły i refleks – pewnie już dawno byłoby po nim, a potem po nich. Oshiro zaatakował wodą, jej męża, a w następstwie prawie zabił też ich. Białowłosa, faktycznie mocno zdezorientowana, zacisnęła zęby, jej brwi zmarszczyły się w nagłym uczuciu złości, i wylazła zza ściany, pokonując odległość pomiędzy wlotem tunelu a wykrwawiającym się tutaj mężczyzną. Pewnie… gasł im w oczach, czyż nie? A jednak był im potrzebny. I to prawdopodobnie żywy. Tyle, że w tym stanie…
Cierń róży wysunął swą łodyżkę, pomalutku piąć się po lekko opalonym karku mężczyzny. Mężczyzny, którego znała, którego kochała, choć nie z każdym jego zdaniem się zgadzała. Tak jak nie zgadzała się z tym. Mieć w sobie to, cierpieć za każdym razem, gdy to dochodziło do głosu, a jednocześnie nadal tęsknić do spotkania z osobą, która była tego powodem. Wielbić tę osobą. Praktycznie bezrefleksyjnie. Dłoń kunoichi zacisnęła się w pięść z jeszcze większej złości, a ta odległość pomiędzy nimi bardzo szybko stopniała. Zaś jej dłoń, jak pąk róży – otworzyła się, by wcale nie mocno złapać ramię Shikaruia, jakby chciała mu powiedzieć, że… jeszcze nie czas. By nad sobą panował, albo będą mieli jeszcze większy problem. Bo tka się składało, że doskonale wiedziała, z czym to się będzie wiązać, ale tutaj? Zamknięci w krysztale? Z… cóż. Oshiro w takim a nie innym stanie…? Sama odwróciła głowę, gdy Ikushi krzyknął. I… faktycznie. Dym. Jasnacholera. Tym bardziej Shikarui spuszczony ze smyczy to ostatnie, czego właśnie potrzebowali. A teraz, w obliczu tego, co powiedział wykrwawiający się katonowiec…
Jasnajasnacholerakurwamać.
- Ikushi, jesteś w stanie ustabilizować jego stan? – nie brzydziła się krwi, ale jednak patrzenie na tę kałużę, na precyzyjnie odcięte nogi, czując w nosie swąd spalenizny i metalu krwi przemieszany z błotem… Chciało się rzygać. - Jakoś zatamować krwawienie? Będzie nam potrzebny. A ty lepiej gadaj co to znaczy, że jakiś mały skurwiel siedzi w tobie i na jego znak pizdnie – no? Co to znaczyło? Że wybuchnie od środka? Czy po prostu przestanie żyć?
Tak czy siak Asaka sprawiła, że wielka, otaczająca ich kopuła wyparowała, zamieniając się w miliardy kryształowych drobinek. Słońce ponownie było widoczne normalnie, światło dnia nie było zbroczone rubinem. A dym… Był widoczny jeszcze lepiej. O ile Ikushi był w stanie ustabilizować stan rannego (bardzo-rannego), niezależnie od tego, czy powiedział im coś sensownego, czy po prostu dalej peplał, że nie-może-powiedzieć-bo-go-zabiją-jak-się-dowie, Asaka nie zamierzała się z nim patyczkować. Był im potrzebny, bardzo, ale nie koniecznie w tej sekundzie, bo dym z wioski… Dziewczyna nadal pokryta była niewidocznym gołym okiem kryształem. Jej dłonie też. Zaciśnięta pięść, dokładnie wycelowana w głowę Oshiro miała pozbawić go przytomności. To nie był delikatny dotyk dłoni. To… nadal był twardy kryształ, nawet jeśli niewidoczny. Nie włożyła w to tyle siły, by zabić. Nie. Zwyczajnie nie mieli teraz czasu na wysłuchiwanie lamentów.
- Niech go któryś z was weźmie. Chyba trzeba się pospieszyć do wioski – nie było czasu na głaskanie się po główce. A ewentualne pytania odnośnie decyzji w sprawie Oshiro zamierzała skwitować wzruszeniem ramion i stwierdzeniem, że i tak tylko by teraz przeszkadzał.
  Ukryty tekst
0 x
· ·

Obrazek
· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
Murai

Re: Obszar kwarantanny

Post autor: Murai »

Wśród ludzi gaszących był też nieco pijany mężczyzna którego przesłuchiwali wcześniej. Regularnie pytał ninja i wołał o swojego brata (tego upitego w trupa). Że w moment zniknął z domu i nigdzie nie może go znaleźć. Najpewniej martwi się, że był w budynku i właśnie teraz zmienia się w skwarkę. Ninja nie dają mu odpowiedzi i gaszą pożar. Ten stopniowo słabnie i ostatecznie, zanim grupa doń dotrze, udaje im się go ugasić.
0 x
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2074
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Obszar kwarantanny

Post autor: Shikarui »

Oczywiście, że nie wiedział, nie podejrzewał, że cokolwiek im grozi. Zdawał sobie sprawę z tego, że naturalną rzeczą jest obsuwanie się ziemi, kiedy ta zostaje przecięta w pół, a w dole wydrążona jest komnata, niekoniecznie naturalna, tym nie mniej - no hej, przecież kryształ. Kryształ... mógł wytrzymać prawie wszystko. Wszystko? Na pewno było coś, co było w stanie go zniszczyć - ja porządna Suidanha, na przykład? Jak siła uderzenia Wojny, która za tym kryształem miała swój cel? Były takie rzeczy - bo nie istniały bronie naturalne, ale dla czarnowłosego były abstrakcyjne i nie zastanawiał się nad nimi. Przecież nie dumasz nad tym, czy znajdzie się ktoś, kto jest ci w stanie ściąć łeb - a to były tego typu rozważania. Oczywiście, że były, tylko że mogły być tak samo odległe jak i bliskie. Nie znajdziesz ich poprzez zastanawianie się nad nimi, bo nadchodziły zazwyczaj z najmniej oczekiwanych miejsc. Takich jak atak zza pleców pewnego mężczyzny, który opanował dwa przeciwne żywioły. Dlatego czujnie przerzucił wzrok na dotoniarza, który próbował się dogadać z poległym, kiedy medyk skierował się do jego nóg, by zatamować krwawienie - na kilka chwil, by znów powrócić oczyma do białowłosej. Widać było, że konsternacja wdarła się w jego rozgorączkowane myśli jak strzała i doprowadziła do drgnięcia. Na szczęście takiego, które nie zagroziło leżącemu sobie grzecznie mężczyźnie. Ona po prostu wiedziała, na co spoglądać. Tak jak i wiedział to on, kiedy spoglądał na nią. Więc jednak. Więc jednak ten śmieć był większym zagrożeniem. Tak, od początku wiedział - niebezpieczny mężczyzna, który wykorzystuje niebezpieczne sposoby, by jak najszybciej pozbyć się stojących przed nim wrogów. Ten śmieć..!
Dotyk drobnej dłoni nie był mocny - ale był stanowczy. Łapał go w swoją klatkę - tę, której oczekiwał. Bo nie była ona ze stali ni złota - była z delikatnie plecionych falbanek, otulona miękkim puchem piór, była chłodna i jasna. Taka, z której mógł wyjść w każdej chwili. Wypuścił powietrze z płuc - bardzo powoli. Pozbył się go całego, czując orzeźwiający, przyjemny chłód, który koi jego coraz bardziej pożerane przez płomienie ciało. Uniósł nieznacznie swój miecz - tak, by już nie zagrażał przepytywanemu. Sczerze? Ledwo ich słuchał. Te słowa mijały go gdzieś zupełnie bokiem, niby je słyszał, niby rozumiał, ale wszystko w nim mówiło, że należy dalej gonić. Łowić tego, który był naprawdę odpowiedzialny za to wszystko. Więc? Może jednak komendant? Jego świat na kilka chwil zamarł w zupełnym bezruchu. Ograniczył się do jego bezpiecznego azylu. Ach, moment. Czy to nie czasem on miał być tym azylem? Zaskoczyła go. Chyba za każdym razem go w takich momentach zaskakiwała. W ten pozytywny, łagodny sposób, zupełnie sprzeczny z jej codziennym napięciem w obliczu obcych, kiedy zagryzała szczęki i błyskała piorunami ze złotych oczu. Przesuwały się po tłumie w zupełnie dziki sposób. Jak dzika była Wilczyca. Schował miecz do kabury, rozluźniając napięte barki. Zupełnie nie tego oczekiwał - i pozytywnie się zaskoczył. Przechylił głowę, by przesunąć policzkiem po jej palcach.
Zebrali próbki, które były potrzebne - więc reszta komarów została do zamordowania. Nie mogło być żadnego "ale". Mógł zjawić się jakiś ninja, który złapałby jakiś sposób na rozkruszenie kamienia - wtedy dopiero mieliby problem, gdyby ich właściciel je uwolnił. Przynajmniej po zeznaniach świadka wiedzieli, że jest skurwiel, który rzeczywiście kontroluje robaczki. Super. Ruszyli w drogę. Na czas podróży dezaktywował swoje oczy, by nie zabierały mu cennej chakry. Czy sobie poradzą z pożarem, czy nie, Sanada nie miał najmniejszej ochoty dokładać do tego swojego paluszka. Już i tak poziom jego chakry był poniżej jego oczekiwań. Na szczęście gdy już dotarli wszystko było pod kontrolą. Albo raczej... nic nie było pod kontrolą, ale ogień został opanowany. Shikarui zastanawiał się, jak dobrą przynętą byłby ten kadłubek? Hm, jeszcze nie cały, a choć Sanade kusiło, żeby obciąć mu rączki, to chyba medyk by już nie wydolił i dostał przepukliny z wysiłku, od prób zatamowania krwawienia. Zresztą - skoro nie był to główny wróg, to mógł sobie rączki mieć. Chwilowo nieprzytomny - niczego nie zrobi. Zresztą wystarczyło, by białowłosa mu te rączki złapała. Czy wróg zrobi jakiś ruch w celu aktywowania robaczka w serduchu pojmanego? Czy będzie to widoczne - przepływ chakry? Emocja? Zanim jeszcze wyruszyli przyjrzał się swoimi oczyma pojmanemu - i poszukał, czy w jego ciele rzeczywiście jest robak. Jeśli tak, to zaczął szukać tego samego w innych ninja - tych, którzy rzeczywiście mogli je mieć. To, zdaje się, wykluczało ich z grona podejrzanych.
- Jeśli zlikwidował starca, będzie chciał też zlikwidować jego. - Zwrócił się do Asaki. - Może robaki będą reagowały na jego obecność. - Staną się bardziej aktywne, rozbłysną chakrą - cokolwiek. Warto było na to zwrócić uwagę.
  Ukryty tekst
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Awatar użytkownika
Asaka
Postać porzucona
Posty: 1496
Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
Wiek postaci: 27
Ranga: Sentoki
Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
Aktualna postać: Airan

Re: Obszar kwarantanny

Post autor: Asaka »

- Robak? – w sensie dżdżownica jakaś? Przelazła mu przez nos czy ucho do środka i sobie tam… łaziła? Bujna wyobraźnia Asaki załączyła się właśnie teraz i dziewczynę dosłownie zmroziło, aż dość mimowolnie przycisnęła obie ręce do ciała, jakby to miało w ogóle w czymkolwiek pomóc. Absolutnie n i e c h c i a ł a sobie wyobrażać w jaki sposób robal mógłby się dostać do środka czyjegoś ciała, ale jej mózg wcale nie zamierzał się w tej chwili słuchać i podsuwał jej pod nos jakieś obrzydliwe wizje. Czy jej twarz pobladła właśnie do tego stopnia, że wydawała się wręcz zielonkawa…? - Shikarui… Możesz to sprawdzić? Czy ten… siedzi w nim? – jak zwykle, albo… jak zazwyczaj, ich tor myśli biegł w bardzo podobnym kierunku. Jeżeli był tutaj ktoś, kto mógłby to zweryfikować, to tylko Shikarui. Chyba. Tak jej się wydawało, że był w stanie. A może nie był? O ile ta cała historyjka z robalem to była prawda, a tamten ktoś nie nabrał biednego Oshiro, by go sobie podporządkować… Taka opcja przecież też istniała.
Więc jednak dziadziuś-shinobi nie zmarł z przyczyn… ani naturalnych, ani nie ze względu na słaby organizm. Jednak było to coś innego tak jak na początku podejrzewał Shikarui, i w co po pewnym czasie białowłosa też zaczęła wierzyć. Bo to… miało sens i kleiło się do kupy. No i proszę! A jednak – a przecież Tygrys w pewnym momencie zaczął mieć co do tego wątpliwości. A babcia zawsze mówiła Asace: „pamiętaj, mała cholero, pierwsza myśl najlepsza! Nie zmieniaj zdania, chyba, że rzucą ci niepodważalne dowody pod nos!”. Niepodważalnych dowodów nie było, więc i zdanie nie powinno być zmienione. Prawda wyszła na wierzch.
Wiedzieli, że nie działał sam. Szkoda tylko, że nie wiedzieli ilu jeszcze powinni znaleźć… Jeśli Shiki będzie w stanie wypatrzeć te „robaczki” w ludziach, to sprawa będzie dziecinnie prosta. Gorzej jeśli nie będzie w stanie – no to wtedy mieli dwie opcje. Albo po prostu jego oczy nie mogą tego dostrzec, albo to jedna wielka ściema. A teraz strzelaj, która opcja jest prawdziwa. Niech więc się okaże, że Shikarui je widzi. Proszę-proszę-proszę - dłonie kunoichi ponownie zacisnęły się, tym razem trochę z niepewności, a trochę jakby składała niemą modlitwę do Siedmiu Bogów Szczęścia. By się zlitowali i nieco im tę sprawę ułatwili… Jej palce nie były teraz tak delikatne jak zazwyczaj. Bo ta powłoka z kryształu miała móc przyjąć na siebie obrażenia. Tulący się doń policzek Shikiego zdecydowanie nie był żadnym atakiem, a jednak i jego odgradzało to od jej normalnego dotyku. Ale nie od lekkiego, chwilowego uśmiechu, którym obdarzyła go, gdy zauważyła, że się trochę uspokoił. Że schował broń i… Odetchnął.
Chwilę później byli już w drodze. Dziewczynie nie tak łatwo było teraz nadążyć i zwolniła wyraźnie w porównaniu do tempa jakie utrzymywała, gdy się tutaj wybierali, ale nie zamierzała ściągać z siebie niewidzialnej zbroi. Nie, póki nie będą mieli pewności, że jest bezpiecznie. Nie, póki nie znajdą wszystkich działających z jakimś… Tamburynem… tak? Nie, jakoś inaczej nazywał się ten klan. Aburame? Amburame? Nieistotne.
- Może. Czy on nie mówił, że ma brata? – odpowiedziała fiołkowookiemu. Teraz, gdy mieli pewność, że Sakimichi został zamordowany, można było śmiało dojść do wniosku, że jego dzieci nie są bezpieczne. Tak jak i do tego, że w tym domu mogło być coś schowane. Tyle, że… Oni już tam byli, dom został przeszukany, a to, co Shikarui znalazł, przynieśli kapitanowi. Czyżby mieli tutaj wyścig z czasem i… byli o krok przed wrogiem? - Musimy pogadać z Komaedą. Powiedzieć mu co się stało i co wiemy – tu zwróciła się też do pozostałej dwójki towarzyszy. - Nie idź nigdzie sam z tymi próbkami. Jeśli wśród medyków faktycznie jest ktoś kontrolowany, to możesz tego nie przeżyć. I próbki też – dodała jeszcze, tak na wszelki wypadek, gdyby Ikushiemu coś strzeliło do łba. Wolała być ostrożna, chociaż młody medyk wyglądał na rozgarniętego. Jednak… głupio byłoby w ten sposób stracić wszystko, po co zeszli pod ziemię, prawda?
Kapitana nietrudno było wypatrzyć. Zły, czerwony na twarzy, no i ten jego wąs… Ale pójście do niego całą grupką, z okaleczonym Oshiro… W cały ten tłum... To zdecydowanie dopiero dołożyłoby paniki. Nie. Tak nie mogą zrobić.
- Poczekajcie. Pójdę po niego – i jak też powiedziała, tak zrobiła. Zamierzała go przyprowadzić do grupki, trochę dalej od zbiegowiska, by złożyć mały raport. Wątpiła, by akurat on był kontrolowany przez robala, ale jeśli tak, i jeśli Shikarui był w stanie to wykryć… To, cóż, tylko by się im odsłonił i wydał jak na tacy.
0 x
· ·

Obrazek
· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
Murai

Re: Obszar kwarantanny

Post autor: Murai »

0 x
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2074
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Obszar kwarantanny

Post autor: Shikarui »

Skinął leciutko głową, tak ledwo zauważalnie, skupiając oczy na mężczyźnie. Żeby Asaka wiedziała, że właśnie chce spróbować, że tak... postara się, ale... Czy mógł? Czy może? Dobry Boże, bardzo proszę... Wznoszone w zakątku własnego serca modły, przy głośnych uderzeniach brzmiących jak bębny zwiastujące wojnę, przyniosły swój skutek. To musiały być właśnie one - bo co innego? Czarnowłosy przedzierał się nie przez cienie, tak jak sądził, że się przedzierać będzie. Oglądał świat, który dany był do zobaczenia wyłącznie jego oczom. Jego żyły, jego organy, jego serce. Wszystko to, co funkcjonowało teraz panicznie i migotliwie, za bardzo świadome utraty krwi, która upłynęła z tego jednego ciała. Co to było..? Informacje napływały do jego umysłu i każda kolejna przyprawiała o zaskoczenie. Nigdy jeszcze nie używał swoich możliwości po to, by szukać tak po omacku, by... w zasadzie upewnić się, by to, o czym tutaj było mówione nie jest mitem. Mógł niczego nie potwierdzić ani nie zaprzeczyć. Nie był pewien, czy w ogóle będzie w stanie coś dojrzeć w tej plątaninie, która miała być przecież wyłącznie barwą chakry - teraz już mocniej uszczuplonej.
- Jest tam. - Powiedział w końcu - ku własnemu, delikatnemu zaskoczeniu. Był to ten rodzaj pozytywnego zaskoczenia, kiedy dowiadujesz się, że możesz jeszcze więcej, niż początkowo podejrzewałeś. Słyszalny w jego głosie wkradł się już w pierwszą zwrotkę, dlatego w drugiej nie miało go być - na dziwienie się będzie jeszcze czas. Snucie opowieści i teorii. Przynajmniej teraz wiedział, patrząc na Asakę, że jej zdrowiu zupełnie nic nie groziło. W przeciwieństwie do tego tutaj leżącego u ich stóp.
Zaczynał być już zmęczony. Utrzymywał się w stanie najwyższej gotowości, ale nie dało się tego uniknąć - po prostu był zmęczony. Walką i utratą energii i korzystaniem z oczu by szukać i badać - tak fizycznie jak i psychicznie. Męczyła go już ilość obrazów, barw, blasków i dźwięków, jakie zbierał zewsząd. Dawno już tak nie forsował swojej zdolności, a na pewno nigdy jeszcze nie wymagał od niej tak wiele. Zostawiał jednak zmęczenie na boku i nie pozwalał sobie na zwolnienie tempa, choć to, że nie biegli na złamanie karku było wyjątkowo mile widziane.
- Brata... znalazłem tego brata. Nie żyje, został... obdarty z twarzy? - Kolejne zdziwienie, które znów odbiło się w brzmieniu jego głosu. To nie było typowe spalenie, ewidentnie ktoś przed (albo po?) śmiercią zerwał mu płat skóry z czaszki. Tylko po co? To tak celowo, tak ma być? Dym krążył wszędzie i sprawiał, że nieprzyjemnie było stać zbyt blisko zawieruchy. Asaka na szczęście przejęła stery, on był zbyt zaaferowany światem wokół - oraz szukaniem ich oprawcy. Tego brakującego elementu... Spoglądał na wszystkich ninja po kolei. Po którymś przecież musiało być widać, że gorączka płomieni odbiła na nim swoje piętno. Tak? Nie? Jego brat zniknął jak wybuchł pożar... Ale jego brat nie był ninją, przecież by to wyczuł. Czarnowłosy ponownie zanurzał się w swoim niezadowoleniu. Dopadała go niecierpliwość, która już nie miała pozytywnego wydźwięku. Zaczynało go to drażnić - to, że ten, który był odpowiedzialny za atak na białowłosą (choć wszystko wskazywało na to, że przypadkowy), ciągle umyka i jest nieosiągalny.
- Nikt nie ma robaka w wiosce. - Mruknął, napinając się i rozglądając się wokół. Pięć... Nie, dziewięć kilometrów. No, gdzie jesteś...
  Ukryty tekst
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Awatar użytkownika
Asaka
Postać porzucona
Posty: 1496
Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
Wiek postaci: 27
Ranga: Sentoki
Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
Aktualna postać: Airan

Re: Obszar kwarantanny

Post autor: Asaka »

Ogień rzecz jasna mógł zwiastować tylko jedną rzecz – tylko pytanie brzmiało: na jaką skalę? Co takiego zapłonęło? Przecież nie ognisko; nikt z pewnością nie próbował dawać im jakichś znaków dymnych – im, czyli piątce, która udała się ogarnąć problem z komarami składowanymi pod ziemią. Czas okazał się nader nieprzypadkowy, bo Asaka absolutnie nie wierzyła w przypadki. Zbyt wiele spraw nakładało się tutaj na siebie, w zbyt odpowiednim czasie. Czy dogodnym dla przeciwnika? Czy został on przyparty przez nich do muru? Cóż, ktoś w końcu musiał się połapać w czym rzecz, sensor, czy ktoś o podobnych zdolnościach musiał pojawić się w okolicy i dostrzec, co tu się wyrabia, prawda? I oto był, Shikarui, który dostrzegł nikłe przebłyski chakry w dziwacznych komarach. Wykrył podziemną jamę i poszli zająć się problemem. Przeciwnik musiał się połapać. Musiał słyszeć, musiał wiedzieć. Może poczuł, że coś niedobrego dzieje się z jego robalami? Mogło tak być – Asaka mogła tylko zgadywać, bo nie miała zielonego pojęcia o tym, na czym to wszystko polegało. Ta „symbioza” z insektami, czy co to tam było. No ale… To by się mogło zgadzać. Zabijasz bądź łapiesz jego robale, a on w odwecie podpala wioskę. Jak się niedługo później okazało – laboratorium, by nie można było tak prosto zbadać tego, co miały w sobie owady. Tak? Musiał wiedzieć.
- Nie, upewniliśmy się, że wyłapaliśmy wszystkie zdolne się poruszać osobniki. Pod ziemią była jeszcze jedna jama, z wodą, gdzie były larwy. Je zakleiliśmy i część zabraliśmy ze sobą. Zresztą tam wszystko i tak zapewne niedługo się zawali. On… przeorał ziemię i prawie pogrzebał nas żywcem. Mój kryształ bardzo szybko zaczął pękać, więc im dłużej mnie tu nie będzie, tym szybciej będzie słabnąć. Zawali się prędzej czy później i pogrzebie te larwy komarów całkiem – a zaklejone było techniką suitonową, więc gdyby coś miało się wykluć… to nie wylezie za szybko, prawda? - Laboratorium…? – białowłosa pobladła, ponownie omiatając złotym spojrzeniem okolicę, zbiegowisko ludzi, dymiący budynek, pożar, który próbowano opanować.
Przynajmniej wiedzieli jedno. Że teraz-już-kaleka nie kłamał, faktycznie miał w sobie robala i – co najważniejsze – Shikarui był w stanie tego robaka zlokalizować. I… Nikt w wiosce go nie miał. Byli więc czyści. Ale czy na pewno? Czy ten, który za tym wszystkim stał, potrzebował mieć w sobie jakiegoś robaka? Asaka robiła teraz bardzo dalekosiężny strzał – ale zgadywała… że nie.
- Czekaj, co? Obdarty z twarzy? powtórzyła za Shikaruiem, ostatnie mówiąc bardziej szeptem, jakby sama nie dowierzała temu, co mówi. - Ale… Po co? Po co komukolwiek czyjaś twarz? – było to nie tyle makabryczne, co zwyczajnie obrzydliwe. Dziewczynie wręcz przewracało się w żołądku na myśl o tym, że ktoś mógłby się dopuścić takiego czynu. Jej wyobraźnia ponownie zadziałała aż za dobrze, a niesmak i obrzydzenie były wręcz wymalowane na jej twarzy. Nie trzeba było być żadnym ekspertem by się połapać o co jej może chodzić. Po chwili jednak kunoichi chrząknęła i spróbowała z tego poskładać… cokolwiek. - Dobra. Zastanówmy się. Po co ktoś miałby znikać tuż przed wybuchem pożaru? Potem jest znaleziony martwy bez twarzy. Czy to znaczy, że nie zniknął sam? Że… Ktoś go wykorzystał? Może… No nie wiem. Gdyby ktoś podszywał się pod niego w henge, to byś wyczuł, prawda? – dopytała się Sanady. Ciągle coś czaiło się na krańcu jej umysłu i języka. Ale za każdym razem, gdy już myślała, że złapie tego ptaszka za ogon – ten wzlatywał w powietrze i umykał spod jej uścisku. - I to niepasujące pismo przy jego imieniu… Czyli można chyba założyć, że ten mężczyzna jest jakimś kluczem do zagadki? Albo… Poszlaką…? – czy coś tam. - To on? – zapytała medyka, który schylał się teraz przy trupie. Nawet podeszła bliżej, by samej się przyjrzeć, chociaż niewiele się na tym wszystkim wyznawała. Teraz, skoro wiedzieli, że zaplecze medyczne praktycznie nie istniało, ten medyk był… na wagę złota. Wolała go więc pilnować. Nie dość, że miał jedyne próbki, to jeszcze był… chyba jedynym iryoninem?
0 x
· ·

Obrazek
· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
Zablokowany

Wróć do „Lokacje”

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości