Obszar kwarantanny

Murai

Re: Obszar kwarantanny

Post autor: Murai »

0 x
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2074
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Obszar kwarantanny

Post autor: Shikarui »

Dotarł do punktu, w którym zrozumienie, że ta misja nie będzie szybka i nie będzie łatwa, przyszło w bardzo oczywisty sposób. We wszystkich tych przedmiotach, które dokładnie oglądał i we wszystkich miejscach, do których zaglądał. W pokoju, w którym więziony był ninja, którego tutejsi mieszkańcy uważali za rodzinę. Jak zwierze. Palce czarnowłosego mocniej zacisnęły się na moment na dzienniku, który czytał, a raczej - przeglądał. Nie wczytywał się w każde słowo i każde imię. Pośrodku niczego, pustki, która pozostała po tym, którego zabrakło. Przy dźwiękach słów kogoś, kto uważał się za osobę bliską - więc dlatego go wiązali? By chronić go przed samym sobą, oczywiście. Każda wymówka jest wystarczająco dobra, kiedy pozostawało się bezsilnym i nie było medyków, którzy byliby w stanie pomóc zniedołężniałemu starcowi. Zabicie go byłoby aktem litości, czyż nie? Nie. Ponieważ nie ważne, jak było źle, chciało się uratować tą jedną, jedyną osobę. Nawet jeśli pojmowało się, gdzieś w swoim środeczku, w głębi serca, że lepiej byłoby pozwolić mu odejść. Och, gdyby to tylko było takie proste... Aż brało na zastanowienie co będzie, kiedy to ja w końcu się zestarzeję? Gdy ramiona nie będą już tak silne, a kręgosłup zacznie boleć od wszystkich ciężarów, które dźwigał kiedyś? Kiedy uniesienie łyżki stanie się takie trudne, skóra się pomarszczy, a włosy zaczną wypadać..? Czy wtedy wszystkie boleści zaczną atakować i każdy ze strachów stanie się olbrzymem, na którego nie będzie odpowiedniej procy i odpowiedniego kamienia, by zbić go jednym strzałem? Tak samo jak łatwo było przypomnieć sobie wszystkie błędy i wszystkie winy - swoje, jego, ich... Twoje. Dać nura pamięcią prosto do pragnień, które łączyły się z tym strachem - w końcu były jego sumą. To było tak całkowicie ludzkie... i może właśnie dlatego, że było tak ludzkie, nie sięgało czarnowłosego. Nie był na to odporny zupełnie - słyszał wyraźnie o tym, jak ten, do którego należał dom stał się jego własnym więźniem i nagle te ściany wydały mu się małe, stanowczo za małe. Kiedyś bardzo się ich bał, dasz wiarę? Bał się tego, że wejdzie któregoś dnia do domu i już z niego nie wyjdzie. To był jedyny ulotny dotyk, który musnął jego skórę, ale jak wszystko, kiedy skupiał się na zadaniu - bardzo łatwo uleciał. Mógł go porwać wiatr zmian, który w tym miejscu był wyjątkowo silny i przynosił mu wieści o tym, że z tego miejsca nie da się wyjść nie odmienionym. Jeśli w ogóle zdoła się wyjść.
Glejt brzmiał całkiem super. Szkoda tylko, że po zmianie władzy stracił on raczej wartość sprawczą, bo przydałby się na darmową przejażdżkę łodzią do Cesarstwa. Może to i dobrze, bo czarnowłosy zabrałby go bez zastanowienia. W końcu to się kalkulowało! Przepłynięcie łodzią za dwie osoby to aż 200 ryo! Prawdziwe zdzierstwo, które z trudem przechodziło przez zachłannie liczące pieniążki łapki Sanady. Jedyne, w czego liczeniu nie był dobry, to swoje lata. Jak kobiety, które zatrzymywały się na osiemnastce. A wracają do tematu to przynajmniej mógł udawać, że to wszystko to z szacunku do zm... a nie, jednak nie.
Zabrał cały dziennik, no ale chociaż listy zostawił.
- Czy Twój brat może wiedzieć coś więcej? - O ile to był brat... a nie jakiś schlany kumpel. Zakładał jednak, że brat. Wynurzył się z pokoju i zamknął drzwi za sobą. Nawet się nie krył z dziennikiem - trzymał go w dłoni jakby nigdy nic. Stanął w przedpokoju, spoglądając na tą... dwójkę... zaraz, zaraz, ale że co ta Asaka robi z tym opijusem? Coo onaaa rooobiii..? Lawendowooki przymrużył oczy w ten drapieżny, koci sposób. Aż dziwne, że również po kociemu jego źrenice nie stały się wielkimi spodkami - czarnymi studniami, które mogą widzieć tylko jedną rzecz. Zaraz jednak to skupienie minęło, bo bardzo szybko przekalkulował swoją wartość nad wartością tego robaczka i doszedł do wniosku, że to zdecydowanie nie jest konkurencja, którą powinien zlikwidować. Oj tak, przez te dwa ostatnie lata obrósł w piórka i pewność siebie.
- Był zawodowym ninja. Podróżował po całym świecie. - Odpowiedział na pytanie Asaki, zanim zabrał głos mężczyzna. Tak jak los wszystkich tych mieszkańców, tak i los tego żałobnika obchodził go tyle, co zeszłoroczny śnieg. To ostatnie już było mu bliższe, bo ładniejsze, bo milsze. Wiedział, że dla Asaki to wszystko tak nie wygląda. Że ją porusza, że rozrywa jej serce na drobne kawałeczki i sprawia, że pragnie zrobić tu coś dobrego, lepszego. Można było niemal powiedzieć, że dzięki niej wychodził na naprawdę dobrego człowieka! Takiego walczącego o sprawiedliwość i w ogóle... i dobro, zdrowie... coś tam dalej...
Podszedł do tej dwójki i wyciągnął dłoń po Asakę, by położyć ją na czubku jej białych, pięknych włosów. Jak ten śnieg. Zuch dziewczyna.
- Zwrócę dziennik. Jest niezbędny do śledztwa. - Poinformował grzecznie domownika.
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Awatar użytkownika
Asaka
Postać porzucona
Posty: 1496
Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
Wiek postaci: 27
Ranga: Sentoki
Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
Aktualna postać: Airan

Re: Obszar kwarantanny

Post autor: Asaka »

Bo oto tylko chodzi, by w tym szaleństwie była metoda. Na pierwszy rzut oka faktycznie mogło się wydawać, że ta dwójka ludzi kompletnie się od siebie różniła. W sposobie bycia, w poglądach, ba, nawet wyglądali jak swoje zupełne przeciwieństwa. Cóż, mówią, że przeciwieństwa się przyciągają – prawda. Absolutna prawda. Bo ciągnie cię do czegoś innego, nieznanego, przez to pociągająco tajemniczego. Mocna chemia na chwilę. Ale trudno z kimś takim zbudować przyszłość. Zbyt odmienne poglądy i pragnienia w końcu mijały rozchodziły się, drogi skręcały w dwa przeciwległe bieguny, które już nigdy więcej nie miały się zejść znowu. A skoro teorię mamy już za sobą, to może pora przejść do praktyki? Shikarui i Asaka na pierwszy rzut oka faktycznie wydawali się być różni. Ale wystarczyło spędzić z nimi pół godziny i zaczynało się dostrzegać, że te dwa umysły, dwa różne światy, myślą bardzo podobnie. Nadawali na tych samych falach. Motywację mogli mieć nieco odmienną, ale środek do celu był często bardzo podobny. No i jedno drugiemu nie wchodziło w drogę. Nie było tak, że jedno drugiemu robiło krzywdę tym, co robiło, czy myślało. Nie. Pełna zgoda. Albo prawie pełna. A tam, gdzie jedno kulało, drugie je uzupełniało. Przede wszystkim też Asaka przy Shikim nie czuła się w żaden sposób tłamszona. Nie czuła, że stoi z tyłu, że jest gorsza, mniej zdolna – nie. To przy jego boku rozwinęła i nadal rozwijała skrzydła, jednocześnie nie zabierając mu pola, by rozwijał i swoje. Mogło to wszystko wyglądać na chwilową fascynację. Tyle, że ta chwilowa fascynacja w którymś momencie przemieniła się w bardzo trwałą fascynację. Obustronną. Przeszłość nie miała znaczenia. Liczyło się tu i teraz, oraz to, co będzie jutro.
Kiwała tylko głową, gdy mężczyzna otworzył się i zaczął nieco więcej opowiadać o ojcu. Z takim… rozmarzeniem, czcią nawet. Opowieści o świecie, którego on i jego brat zapewne nigdy nie zobaczą na własne oczy, przykuci do swojej wioski, zbyt prości, by nauczyć się nowego fachu w życiu, zbyt trwożni, by chcieć od życia więcej, by ruszyć przed siebie, gdzie gnają ich marzenia. Choćby w te góry, o których opowiadał ojciec. W skute lodem wyspy – te same, na które ona właśnie wybierała się z Shikaruiem, ich miesiąc miodowy, który przeciągnął się na pół roku. Szczęśliwi przecież czasu nie liczą, pijani swoim towarzystwem, obecnością i planami na przyszłość. Ale teraz przecież nie podróż była ważna – ni dla niej, ni dla fiołkowookiego, ni dla nieznajomego jej z imienia mężczyzny, obok którego właśnie siedziała, i któremu dodawała otuchy swoją obecnością (w jej myślach nawet jawiło się to jako pewna przekora losu). Ważne było załatwić sprawy tu, w Okurze. Wyleczyć się. Pochować ojca, albo przynajmniej myśli o nim. A co będzie później? Przyszłość rządziła się swoimi prawami.
Nie zabrała ręki z ramienia mężczyzny, gdy z boku usłyszała głos Shikiego. Chyba wcale nie starał się być cicho, prawda? To i była świadoma, że się zbliża. Tak samo jak tego, że pewnie słyszał rozmowę, dzięki swoim niesamowitym zdolnościom. Jej twarz wyrażała wiele emocji, które dla Shikiego chyba również nie powinny być żadną nowością. Znali się nie od dziś i znał też historię jej życia. A to tutaj, to była niedokładna kalka, zaś w sytuacji właściciela domu, w którym się znaleźli, widziała swoje własne odbicie sprzed trzynastu lat. Rzeczywiście rozrywało jej to serce, na kkawałeczki, które już kiedyś zdołała posklejać w całość. Najwyraźniej niezbyt mocno. Tutaj potrzeba było znacznie mocniejszego kleju niż lata złości i poczucia bezsilności, które przekuła w pracę nad swoimi umiejętnościami. Bo… nadal czuła się bezsilna. I… była jeszcze jedna rzecz. Tym razem sama była zarażona. I mogł zostać zarażony jej mąż. Powiernik jej serca. A ona… Nie była gotowa na jego brak. W ogóle. A by miało się to stać tak, jak w przypadku jej matki? Jej babki? Wszystkiego co kiedyś znała? N i e.
- Shinobi? A to dopiero… - mruknęła pod nosem, ale nie tak, by nikt nie mógł jej usłyszeć. Cóż… To by tłumaczyło dlaczego tyle podróżował po świecie, prawda? Czy jego dzieci w ogóle o tym wiedziały? Zmarszczyła na chwilę brwi, zerkając na jakiś… zeszyt? Książkę? Cokolwiek, co Shiki trzymał w dłoni i spojrzała nań pytająco, tylko po to, by w odpowiedzi dostać podejrzliwe, przymrużone oczy.
Nie, Sanada zdecydowanie nie musiał bać się o konkurencję. Zresztą jej niezrozumienie zaraz minęło, gdy została pogładzona po włosach. Chwilę później już podniosła się z ziemi i podała dłoń mężczyźnie, by i jemu pomóc wstać.
- Dziękuję za opowieść. Miał pan wspaniałego ojca. Proszę pamiętać o nim właśnie w ten najlepszy sposób, na pewno byłby wdzięczny – zaraz ukłoniła się znowu, ponawiając kondolencje. Facet miał prawo do żałoby. Kiedy, jeśli nie teraz? Natomiast, gdy byli już na zewnątrz, w pewnym oddaleniu od domostwa, zwróciła się do Shikiego. - I co, znalazłeś coś poza tym, że był shinobim? To wiele tłumaczy. I o co ci chodziło? – z tym wyrazem jego twarzy, gdy wrócił z przeszukiwania sypialni starca. No bo o co innego.
0 x
· ·

Obrazek
· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
Murai

Re: Obszar kwarantanny

Post autor: Murai »

0 x
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2074
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Obszar kwarantanny

Post autor: Shikarui »

Owszem, przez moment te oczy paliły. Te spokojne, zazwyczaj puste, bez wyrazu. Mogące podchodzić pod doskonały spokój. To była ta woda, która kostek nie obmywała przyjemnymi falami - ona je podcinała. Jednak była to tylko chwila. Ściągnął własne hamulce, nim sztorm zdążył rozkołysać się na dobre.
- Nie wiem. - Bo czy Sakimichi naprawdę został zamordowany? Brutalnie, bez żadnej potrzeby? Czy może jednak ten szaleniec coś wiedział, coś widział? Po co byłby mu spis ludności w innym wypadku? Nie miał odpowiedzi dla nieszczęśnika i nie zamierzał jej szukać dla niego. W zasadzie to w ogóle go to nie obchodziło. Jego zadanie kończyło się tam, gdzie tutejsza ludność odnajdywała wspaniały lek na całą bolączkę męczącą to zgniłe miejsce. Wtedy Asaka również dostawała swą porcję leku i byli wolni. Ninja czy nie ninja grasujący na tym terenie - tutejsza władza musiała sobie sama z tym poradzić. Jeśli nie - co za różnica? Już nie pracował dla Uchiha a po pół roku tej zmyślnej i przyjemnej podróży, nawet jeśli zakotwiczyła się ona w tak nielubianym przez Asakę miejscu, bardzo szybciutko poradził sobie z przewartościowywaniem tego, czego chce. Na szczęście zmiana stron przychodziła mu łatwo wprost proporcjonalnie do tego, czego chciała białowłosa. To ona w tym gronie podejmowała większość decyzji, to ona prowadziła ich przez te najważniejsze wybory, które miały decydować o ich życiu. I w końcu - to ona nosiła tu spodnie. Bo Shikarui bardzo lubił wszystkie zwiewne szmatki, a im więcej zarabiali na swoich umiejętnościach, tym bardziej lubił coraz bardziej wymyślne. Kiedyś stawiał na szarość i prostotę, dzisiaj już była to głęboka czerń - wciąż prostych, ale już z wyższej półki materiałów. Kiedyś wszystko było pocerowane, dziś zazwyczaj nowe. Na szczęście Asaka potrafiła zadziwiająco dobrze szyć. Na szczęście bardzo rzadko się zdarzało, żeby którekolwiek z nich złapało jakąkolwiek ranę. Czarnowłosy te wartości układał sobie tu i teraz - do tej konkretnej sytuacji, wiedząc, że białowłosa prawdopodobnie chciałaby się w to zaangażować. Widział w jej oczach, że już była zaangażowana. Zawsze była kiepska jeśli chodzi o ukrywanie emocji, zresztą rzadko widywał, żeby próbowała to robić. Chyba że, tak jak teraz, hamowała emocje, by te jedną falą nie zatopiły jej samej. To byłaby kolejna, która podcinała nogi, a co za dużo takich to niezdrowo. Przecież stanowiły ostrze, które mogło ugodzić i ich.
Wyszedł jako pierwszy, nieco mrużąc oczy pod napływem ciepłego słońca. Rozglądając się po tym ludzkim gnojowisku i rozpadlinie niedoszłych marzeń. Wszystkie płonęły na stosie. Czy to już? Przeniesienie się do przeszłości, zobaczenie świata Asaki jej własnymi oczami? Przez taflę złota wszystko musiało być wtedy takie, jak teraz - zgniłe.
- Listy z różnych stron, mapę miejsc, które zwiedził. Dostał glejt od dawnego przywódcy Yuki na bezpłatne przepływy statkami w zamian za usługi. Uratował też życie jakiemuś kapitanowi. Na terenie Daishi był poszukiwany za nielegalne przekroczenie granicy. Z Lazurowych Wybrzeży był list informujący o śmierci jego rodziców w wymianie ognia między ninja. Nie wiem, czy oni również nimi byli. Jest tam wiele jego dokonań. - Odezwał się, kiedy już odeszli parę kroków, zostawiają przeklęty dom za sobą. Wszystko po to, by wejść w objęcia jeszcze bardziej przeklętego miasta. Otworzył dziennik i przesunął na ostatnie zapiski, podając go Asace. -Niedawno przed swoją śmiercią zaczął robić spis ludności. Podejrzewam, że to spis. - Dotknął palcem zapisku "Miesz" przy większości imion. Przy reszcie były znaki zapytania. - Trzeba sprawdzić, kim są ludzie ze znakiem zapytania. To nasi potencjalni podejrzani. - Szedł prężnym krokiem w kierunku miasteczka. - Pójdziemy do kapitana i zbierzemy ninja, by złapać komary, żeby iryoninja mogli stworzyć serum. Oby było to możliwe. Pomoże nam też sprawdzić te imiona. Ta lista nie została zrobiona bez powodu. Czekając na stworzenie serum możemy zapolować. - Czy to było rozsądne? Bezpieczne? Praca ninja nigdy nie była bezpieczna. W normalnych warunkach Sanada by się wycofał, ale tak się składało, że warunki były bardzo NIEnormalne. Jego rzeczy się nie dotykało. Bardzo, ale to bardzo nie lubił, kiedy KTOŚ próbował krzywdzić JEGO własność. Tylko on miał do tego prawo. Dlatego zamierzał złapać skurwiela i... cóż, czarnowłosy miał niemal zerową wyobraźnię. Przynajmniej dopóki nie chodziło o tortury. Czuł, że znów nieco traci rezon, ale wcale mu to nie przeszkadzało. Sycił się polowaniem, które właśnie miało mieć swój początek.
- Masz jakiś inny pomysł? - Spojrzał na białowłosą i znów ułożył jej dłoń na głowie... by zaraz zagarnąć ją do siebie, przytulając do swojego boku. - Tym razem uda ci się to powstrzymać, Wilczyco. I powstrzymamy to razem. - Więc nie ma się czego bać. I już więcej nie będzie czego żałować.
  Ukryty tekst
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Awatar użytkownika
Asaka
Postać porzucona
Posty: 1496
Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
Wiek postaci: 27
Ranga: Sentoki
Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
Aktualna postać: Airan

Re: Obszar kwarantanny

Post autor: Asaka »

Rzadko kiedy dostrzegała w nim więcej niż ten spokój. Och, to nie tak, że widziała tylko gładką kartkę, zupełny brak emocji. Trzeba było nauczyć się patrzeć, dostrzegać niuanse, na pierwszy rzut oka niedostrzegalne, zwłaszcza dla kogoś obcego. Shikarui myślał pewnie, że jest taki obojętny na wszystko, ale Asaka widziała w nim zmiany, różnice, takie drobniutkie, gdy patrzył na nią, czy na kogoś innego. Leciutkie zmarszczki przy oczach, bądź ich całkowite wygładzenie się. Wiedziała, że ma to w sobie, że można na wierzch wydobyć nieco z tego, co ma schowane tak głęboko w sercu, że nawet istnienia tego nie był świadomy. Spokój też miał różne barwy, a białowłosa lubowała się w zgadywaniu ich źródła i szukaniu odpowiedzi w twarzy o tak delikatnych, ale jednak zdecydowanych rysach. Zaś gwałtowna fala – ona była widoczna z daleka. I dlatego zwróciła uwagę na tę zmianę. Widoczną gołym okiem nawet dla kogoś obcego. Kogoś takiego jak syn nieboszczyka Sakimichiego. Byłego shinobiego. Ogień w lawendowych oczach tlił się pożogą na tafli jeziora. Widok tak inny od tego codziennego i tak… magnetyzujący. Asaka zapatrzyła się nań chyba nawet troszeczkę za długo. To ten dotyk na jej gładkich, prostych, splecionych w warkocz włosach przerwał ten przeciwny czar – a raczej nie przerwał, nie do końca. Załagodził go. Przemienił w coś innego, ale nie mniej pożądanego.
Asaka też nie wiedziała. Jednak w tym momencie, gdy Shikarui powiedział, że zmarły był shinobim, zaczynało to być coraz bardziej prawdopodobne. Pewnie miał możliwości, by węszyć. Szukać informacji. Może usłyszał o jedna rzecz za dużo. Może zobaczył o jedną rzecz za dużo. Może sam został przy tym zauważony? Świadka trzeba było zlikwidować, to oczywiste. Myśli Asaki pogalopowały w stronę, w której sama byłaby na miejscu takiego ninja z robakami, bo z każdą chwilą wierzyła, że to fakt, pewność. Po tym co mówił Shiki. W każdym razie już siedziała na ich miejscu. Już miała misję. Już chciała zlikwidować wroga, który mógłby zagrozić całej operacji. Rozumiała to aż za dobrze. Ale czy była z tego dumna?
Tak, to ona podejmowała większość decyzji, bo Shikiemu zwykle było wszystko jedno. Pytała go o zdanie, a jakże, ale gdy widziała wzruszenie ramionami, albo w ogóle spotykała ciszę, to przejmowała inicjatywę. Bo inaczej ciągle staliby w miejscu. Tak, to ona pchała ich do przodu, tak, to ona była takim sercem i sumieniem tej dwuosobowej drużyny, ale Shikarui w żadnym wypadku nie był pomijany. Gdy on czegoś chciał, gdy się do czegoś zapalił, Asaka była gotowa rzucić wszystko, co do tej pory robiła, i pójść z nim, z anim, obok niego, by spełnić jego zachciankę. I tak miał ich mniej niż ona. Bo to zwykle ona chciała pomóc pojmanej karawanie przywiązanej do drzewa. Ona chciała pomóc kobiecie pragnącej przedostać się przez wojenną zawieruchę. Ona szła za dzieciakiem, który martwił się o swojego kolegę. To nigdy nie pozostawało bez zapłaty, więc i Shikarui miał to, co chciał. Ale to ona pchała ich do przodu. Zapłaty nie miało być tutaj, w Okurze. A przynajmniej nie takiej materialnej w ryo. Zapłatą miała być odtrutka. To, że Shiki podjął się tego wszystkiego od razu, bez gadania, naprawdę wiele dla niej znaczyło. Dodawało sił i skrzydeł. Nie była tylko żoną – jakim to zawodem trudniło się wiele kobiet w Karmazynowych Szczytach. Była kimś więcej i dostrzegała to na każdym kroku, nawet zanim tak oficjalnie zostali parą. Ach, gdyby trzeba było, to mogłaby pozszywać wszystkie dziury, te ziejące w sercu też. Igłą i nicią nauczyła się posługiwać już od lat dziecięcych. W końcu tym miała się trudnić w przyszłości.
Tak, to już. Albo tuż-tuż.
- Naprawdę miał bogate życie. Musiał też być nieźle wyszkolony, skoro tego wszystkiego dokonał – wzięła z rąk Shikiego dziennik i papierów, które przekartkowała szybko, przelatując po nich wzrokiem. Wzmianka o Daishi poruszyła strunę na chwilę. - Nie kojarzę z listów gończych, by był poszukiwany. To musiało być bardzo dawno i musieli odpuścić – dodała jeszcze, po czym zapatrzyła się na kartkę, którą wskazał jej czarnowłosy, gdy zaczął mówić o spisie ludności. - Miesz... Chyba faktycznie chodzi o mieszkańców. Trzeba się upewnić u kapitana, niech potwierdzi te nazwiska – i te ze znakami zapytania też.
Gdyby ktoś zrobił coś Shikiemu, reagowałaby podobnie. Sama była mocno terytorialna i nie lubiła, gdy wchodziło jej się w paradę. Gdy robiło się krzywdę jej bliskim. Zupełnie z innych pobudek niż widział to Sanada, ale to nic. Bo robić jej krzywdę? Zdecydowanie by mu na to nie pozwoliła. Miała do siebie zbyt duży szacunek.
- Nie. Wszystko sobie dobrze przemyślałeś, co? Myślałam tylko, żeby pójść do medyków, żeby mnie obejrzeli – chwilę później już tuliła się do jego boku. Jak taka mała maskotka w ramionach dużego dziecka. Tyle, że ta maskotka potrafiła ten uścisk oddać i również objąć. - Dziękuję – ciche, ale jakże szczere. Była mu tak samo wdzięczna wtedy, gdy chciała iść przez tereny wojny do domu, do rodziny, a on stwierdził, że idzie z nią. A już przecież mieli sobie powiedzieć „żegnaj”. Wilczyco? Uśmiechnęła się pod nosem. - Więc? O co chodziło? Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo – zrobił na niej wrażenie i nie miała zamiaru odpuszczać.
Ich kroki skierowały się w kierunku miejsca, w którym miał znajdować się kapitan Kameada, właściciel sharingana. Z dziennikiem, który zamierzali mu przedstawić, opowiadając o swoich odkryciach względem zmarłego. I o „znalezisku” dostrzeżonym przez Shikaruia – komarach pod ziemią.
0 x
· ·

Obrazek
· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
Murai

Re: Obszar kwarantanny

Post autor: Murai »

0 x
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2074
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Obszar kwarantanny

Post autor: Shikarui »

Skinął nieznacznie głową, potwierdzając to, że mężczyzna musiał być dobrze wyszkolony - albo mieć wyjątkowe szczęście. Jego byt mógł być składową wielkich przypadków (zapisanych i zapowiedzianych wszystkim, tylko nie samym zainteresowanym), który prowadził do tego punktu - zostania trupem po to, żeby ich dwójka mogła podjąć się tego zadania. Żeby Asaka mogła wyjść naprzeciw swoim demonom i zacząć zszywać dziury we własnym sercu - bo było co zszywać. Nauczyła się iść prosto przed siebie, nie oglądać za plecy - podążać tam, gdzie pokazywał jej grot strzały. Ha, może dlatego byli tak dobrze dobrani... On lubił być strzałą - ona lubiła za strzałami podążać. Gdyby oboje lubili tylko być, albo tylko podążać, kto byłby tą drugą stroną? Zupełnie jak z Sakimichim - jeśli pisane byłoby mu przeżyć, kto odegrałby dla nich rolę ofiary? Kosmos uwielbiał harmonię - tak mówiła mu zawsze Saki. Nie oznaczało to, że wszystkim dawał po równo, nie. Żeby jeden miał więcej, drugi, choćby w drugiej części świata, zupełnie nam nieznany, musiał coś stracić. Czasem żeby jeden się narodził, drugi musiał umrzeć. Nie istniały czarne dziury, które oddawały, a nie dawały nic w zamian. Dawały - tylko nie koniecznie temu, którego czegoś pozbawiły. Oby w tej wiosce zostały zwrócone białowłosej wszystkie te rzeczy, które straciła kiedyś - przynajmniej w małej części. Jej pewność siebie. Jej odwaga. Jej uśmiech i blask złotych oczu, droższy niż stos monet stróżowany przez smoka. Blisko. Kiedy ona była złotem, on był naprawdę złym, złym smokiem, który nie lubił, kiedy jacyś rycerze zbliżali się do jego księżniczki. Nawet jeśli jego księżniczka należała do tych, co bluzgami goniła interesantów i rzucała w ich głowy swoimi glanami. I wielkimi wachlarzami. Czasem nawet nawinęła się jakaś notka wybuchowa - ale to tylko w sytuacjach kryzysowych. Przykład jednej takiej miał nawet swoje imię - zaczynało się na literę "T", a kończyło na literę "eiren".
- Tak. Przeszkadza ci to? - Zapytał z ciekawością, zerkając na nią. Podejmowanie się misji były nielicznymi momentami, w których nie istniała jego odpowiedź "nie wiem" albo "obojętne mi to", wymienne zazwyczaj na wzruszenie ramionami. To nie tak, że robił to po złośliwości, ale Asaka to wiedziała. Zwyczajnie na wiele rzeczy nie miał zdania, podejmowanie się czynności było mu obojętne i wszystko stawało się lepsze dopiero, kiedy już robić się zaczynało. Nie zawsze, czasem istniały po prostu obowiązki. Chwile takie jak te musiały coś znaczyć. Znaczyły. Czarnowłosemu nawet przeszło przez myśl raz, że może to uzależnienie od adrenaliny - ale nie. Inaczej ciągnęłoby go w zawieruchy, a przecież tak lubił spokój. I bardzo dobrze żyło mu się z białowłosą, która lubiła podejmować męskie decyzje i kierowała ich rodziną - jeszcze dwuosobową, ale kiedyś... Dzięki temu wszystkiemu mogli rzeczywiście sobie wzajem coś dawać, wspomagać się, wspierać. Ponieważ wola jednego łatwo stawała się wolą drugiego, a robienie coś z tą drugą osobą zwyczajnie cieszyło. Jedyną rzeczą, w której się ze sobą nie zgadzali, był Han. Ale Shikarui nie poruszał tego tematu, zresztą nie czuł takiej potrzeby. Dopiero jak wypił to zaczynał pieprzyć trzy po trzy, ale z tymi pierdołami nie zgadzał się nawet on sam, gdy już wytrzeźwiał. Wtedy wszystkie jego myśli stawały się nieskładnym chaosem. Całkiem zabawne uczucie. Na szczęście nie miał w zwyczaju się upijać - choć samo rozluźnienie sake było bardzo przyjemne. Nie tak, jak jedzenie cukierków, no ale.
- Dla ciebie wszystko. - Można byłoby to uznać za wyolbrzymienie... oczywiście istniały pewne rzeczy, których nie wiedział, czy by zrobił, nie było natomiast takich, których wiedział, że nie uczyniłby wcale. Objął ją ramionami. - Z czym? - Dopytał, w pierwszym momencie nie wiedząc, o co chodzi. Dopóki nie ujrzał jej wilczego uśmieszku. - Przez kilka chwil byliście zbyt blisko siebie. Wiem, że mu współczułaś. - Przez tych parę chwil byli tak blisko siebie... i to nawet nie do tak fizycznie. Tak mentalnie. Jakby w tamtej chwili oczy białowłosej były przeznaczone tylko dla niego.
- Trzeba sprawdzić wszystkie osoby zapisane znakami zapytania. Przepytać je. Szukamy również ludzi, którzy mieliby personalne korzyści ze zniszczenia tego kawałka ziemi bądź posiadają zadrę względem tego miejsca, która zostałaby przemieniona w chęć zemsty. Ewentualnie osobę, która się chciała zemścić na samym Sakimichim. - Dlaczego? Ano dlatego, że czarnowłosy coraz bardziej zaczynał się zastanawiać... tak jak Asaka mówiła - bardzo dobrze sobie wszystko przemyślał, ale czy na pewno "dobrze"? Bo myślał o tym cały czas i dochodził do wniosku, że mógł się mylić, podczas gdy wszyscy wokół coraz bardziej zawierzali jego przedstawionej wersji wypadków.
- Trzeba wziąć pod uwagę, że to może nie być Aburame. - Powiedział w końcu, kiedy tak obradowali nad tym dziennikiem i mapą tutejszych terenów, na której Shikarui wskazał miejsce, gdzie powinna się znajdować domniemana dziura. - To przestaje mieć sens. Aburame trzymają robaki przy sobie. Te tutaj są bardzo mocno rozproszone. Nie lecą do żadnego konkretnego punktu. W dodatku te zamknięte pod ziemią, gdzie zazwyczaj są przy swoim właścicielu... To może być zwykły ninja, który w jakiś sposób te robaki nabył i tutaj przetransportował, na przykład w zwoju. Albo jakiś rodzaj katastrofy naturalnej. Proszę sprawdzić ninja, którzy mogą być wyszkoleni w fuinjutsu. Może będzie to jakimś tropem. - Mniemał, że posiadają tutaj teraz jakiś spis, czy też wiedzę, na temat przebywających tu ludzi, skoro to kwarantanna to muszą kontrolować kto przychodzi... i już nie wychodzi, czy tak? Z drugiej strony może panować tu straszny burdel. Rzecz jasna nie musiał się tym dzielić z kapitanem, ale i tak zamierzał podzielić się swoimi przemyśleniami z Asaką, więc czemu też i nie z tym wąsaczem, który miał tu niby najwięcej do powiedzenia?
- Czy w tym punkcie może znajdować się jaskinia czy to sztucznie stworzone miejsce? - Dał tutaj wiarę w przypuszczenia Asaki, która miała większe doświadczenie w dotonie. Pokazał kapitanowi miejsce na mapie, gdzie zobaczył zbiegowisko komarów.
W końcu ruszyli. Po drodze zapytał jeszcze medyków, jak wielu owadów potrzebują, czy muszą być żywe czy martwe... wszystkie formalności, jakie należało wiedzieć. Nie żeby cokolwiek z tego stanowiło problem. Mieli Asakę - była niezastąpiona jeśli chodzi o łapanie czegokolwiek. Nawet jeśli to coś miało skrzydełka i lubiło szybko popierdalać. Przed wyruszeniem Shikarui tylko upewnił się, że komary nigdzie nie odleciały i wciąż tam są - byłby przypał tak iść... donikąd w zasadzie.
- Zanim otworzycie jaskinię, Asaka stworzy nad nią kopułę, żeby zatrzymać komary. Może mieć ona w sobie dziurę, jeśli macie jakiś konkretny sposób na ich złapanie. - Tak, tak, przemyślał... przecież był specjalistą w "zrobić, ale się nie narobić". Przecież był wielkim fanem szkarłatnych tworów, które wychodziły spod ręki białowłosej. Dzięki temu nie musieli nawet kupować naczyń! I mieli takie szkło, że mucha nie siada! Ani żaden komar. - Będziesz mogła podzielić kopułę na komory i odciąć komary od samej jaskini? - Zapytał od razu żony. - Albo ty. Zamkniesz dotonem z powrotem komnatę. Kopuła z kryształu musi być na tyle wysoka, by chmara mogła cała wylecieć.
W końcu przyszło wprowadzić cały plan w życie i wyłapywać komary w lepkie kałuże, z którego pozbieranie ich będzie formalnością. Dla medyków, oczywiście. Sanada nie zamierzał się w tym babrać.
  Ukryty tekst
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Awatar użytkownika
Asaka
Postać porzucona
Posty: 1496
Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
Wiek postaci: 27
Ranga: Sentoki
Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
Aktualna postać: Airan

Re: Obszar kwarantanny

Post autor: Asaka »

Przecież o to chodziło w związku, partnerstwie. Nie patrzeć na siebie wzajemnie i podziwiać jedno drugie; często puste słowa, mocna chwilowa fascynacja, a po czasie, gdy nie było to prawdziwe, łuski z oczu opadały i nagle nie rozumiało się co takiego widziało się w tej drugioej osobie. Co takiego było fascynującego. Och, Asaka wiedziała co takiego było w Shikim. Ale może dlatego właśnie, że nie patrzyła ślepo na niego, a… po prostu patrzyła za jego wzrokiem. Zerkali w tym samym kierunku, w tym samym kierunku też stawiając swoje kroki, ramię w ramię. Nie zachodzili sobie drogę, nie przysłaniali sobie widoku. Szli tam, gdzie niosły ich oczy, wiążąc ze sobą swoje marzenia i cele. Przecież o to w tym właśnie chodziło.
- Nie. To całkiem… pociągające – nie miała ciągot do tego, by cały czas podejmować decyzje. By to jej słowo było ostatnie i na wierzchu. To, że Sanada przejął inicjatywę było naprawdę orzeźwiające i… i naprawdę jej się podobało. Lubiła, gdy od czasu do czasu wykazywał się inicjatywą i przejmował dowodzenie. Ach, robił to częściej, tylko nie ty i teraz, a gdy byli całkowicie sami. Gdy czegoś chciał – potrafił się spiąć i wziąć do roboty i nie mieć wszystkiego gdzieś. Albo po prostu pozornie gdzieś. Czuła, że mu zależy. Nie miała nic przeciwko, by samej podejmować decyzje właśnie, ale dzisiaj, teraz, gdy ona zaniemogła i nie miała wszystkiego na głowie to było właśnie to, czego mogła od niego oczekiwać. Shikarui był naprawdę dobrym mężem. To mogło nie być takie oczywiste, znając jego historię, przeszłość, podejście, zerowe doświadczenie w sprawach prowadzenia domu. Ale starał się i było to widać. A Asaka… cóż. Gdy chciała – miała anielską cierpliwość.
- Poczułeś się zagrożony? Głuptas – ale uroczy głuptas. Tak, współczuła tamtemu mężczyźnie, bo sama przez coś takiego przechodziła. Shikiemu też współczuła tego, jak wyglądało jego życie. Jednak z synem nieboszczyka nie dzieliła żadnej intymnej myśli czy gestu. Choć fakt był niezaprzeczalny: zwykle pyskata i głośna, w Okurze bardzo się wyciszyła i uspokoiła. Aż za bardzo.
Bezsilność. Chciałbyś coś zrobić, masz siłę coś zrobić, ale… nie masz możliwości nic zrobić. Czy to przez brak wiedzy, czy przez brak potrzebnych umiejętności, być może narzędzi. Tak bardzo chcesz, że skręca Cię wewnątrz, czujesz mrowienie w palcach, niepokój. Przebierasz nogami. A jedyne co możesz zrobić, to walnąć pięścią w ścianę by rozładować złość – i poczuć tylko ból. Bo uderzenie w ścianę nic nie dało. Problem się nie rozwiązał. Nie jesteś nawet bliżej rozwiązania niż przed minutą. Możesz też wpatrywać się w mapy, które oglądałeś już tyle razy. Tyle, że materiał, na którym była wymalowana, był już tłusty od ciągłego dotykania, przejeżdżania palcem od wioski do wioski. Wyświechtana, podziurawiona przytrzymującymi ją kuinaiami i senbonami. Można było tylko patrzeć. I czekać na cud.
Cud przybył niespodziewanie. Jedna jego część miała czarne, dość długie włosy, fiołkowe oczy i wyraz twarzy, który na pierwszy rzut oka nie wyrażał niczego. Druga część zaś włosy miała srebrzystobiałe, dużo dłuższe, złote oczy i całą gamę emocji wymalowaną na bladym licu. Cud zjawił się ze śladem zarazy i informacjami, szybkim i skutecznym myśleniu, a przede wszystkim – z gotowością do działania. Tak też i dlatego dziennik, wraz ze wszystkimi luźnymi kartkami wylądował w rękach Komaedy.
- Może węszył kto jest stąd, a kto nie. Może sam podejrzewał kogoś z zewnątrz… Skoro był shinobim, to pewnie widział wiele i myślał nieszablonowo. Może spodziewał się jakiegoś ataku? Ale jaki ktoś mógłby mieć cel, by zaatakować całą wiosekę… I wioski obok… - Asaka zastanawiała się na głos, przy Shikaruiu i sharinganowcu. W tym momencie nie było już błędnych teorii. Wszystko mogło być tak samo prawdziwe, co być kompletną bzdurą. Fakty były natomiast ciągle niezmienne – komary zachowywały się dziwnie, uch ugryzienia pojawiały się w dziwny sposób, no i miały w sobie chakrę. - A co jeśli liczne ugryzienia komarów miały służyć do tego, by ukryć prawdziwą przyczynę śmierci tego mężczyzny? – dodała jeszcze, bo też przestało jej się wszystko zgadzać ze sobą. - Trzeba złapać te komary i zbadać, wtedy na pewno coś się wyjaśni i wyklaruje. Przynajmniej co z trucizną i antidotum – czy tam wirusem czy czymkolwiek to było. Asaka mało się na tym wyznawała, więc przetłumaczyła to na chłopski rozum najprościej jak się dało.
Kiwnęła głową słysząc „rozkazy”. Złapanie tych komarów to właściwie jedyna sensowna opcja w tym momencie, która mogła tę sprawę popchnąć do przodu. A burdel panował tutaj na pewno. Niby kwarantanna i nie można było wyłazić z wioski, a Sakimichi łaził po innych wiochach, pytał, węszył. I wylądował martwy poza Okurą. Ale nie powiedziała tego na głos, jedynie zastanawiała się nad tym w myślach.
Owady miały być żywe, to ułatwiało chociaż to, że nie trzeba się było zastanowić co z nimi zrobić. Pytanie pozostawało – jak. Po drodze białowłosa zastanawiała się nad tym i właściwie… doszła do podobnego wniosku co Shikarui. Nawet uśmiechnęła się nieznacznie, gdy podzielił się swoim planem z resztą. Ach, tak dobrze znał jej możliwości. Nic dziwnego – podróżowali razem od półtorej roku, tyleż samo czasu razem trenowali. Widzieli się w różnych sytuacjach, symulowanych i rzeczywistych, na polu walki, gdzie trzeba było walczyć o przeżycie. Nic dziwnego, że tak się oswoił z tym, co potrafiła. Była z niego dumna, naprawdę.
- Postawię kopułę wokół nas. Nie będę jej dziurawić, o powietrze też nie ma się co martwić. Wtedy się nie rozproszą, łatwiej będzie nad nimi zapanować – dodała, tłumacząc też trójce shinobich, którzy pewnie nie byli w ogóle zaznajomieni z Shotonem. Zresztą nie dziwne – Koseki mieszkali przecież na zadupiu zadupia, wypizdowie górnym. Nic dziwnego, że brali ich za dzikusów. Ale to dobrze. Wróg, który cię nie docenia, jest łatwym celem. - Mogę spróbować je poodgradzać grupami od siebie. Ale to zależy jak będą się zachowywać. Coś wymyślę – dodała jeszcze.
Gdy zaś byli już na miejscu, a Shiki niemalże wymalował stopą znak X na ziemi, zaznaczając, że TU SĄ KOMARY, dziewczyna skumulowała chakrę. Wcale nie mało. Rubinowa kopuła, całkiem wysoka, o dość sporej średnicy zaczęła wyrastać wokół nich, zamykając ich w środku. Bezpieczni od zewnątrz… no i świat był też bezpieczny od komarów, które miały być za chwilę wypuszczone. Gdy zaś wyleciały z dziury, Asaka spróbowała drugą partią zamknąć dziurę w ziemi, by z powrotem nie schowały się pod powierzchnię. O ile była też taka możliwość – na pewno spróbowała podzielić komary na dwie, albo trzy grupy, robiąc w środku kopuły dodatkowe ściany – w zależności od ilości komarów i tego, co robiła w tym czasie reszta.
  Ukryty tekst
0 x
· ·

Obrazek
· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
Murai

Re: Obszar kwarantanny

Post autor: Murai »

0 x
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2074
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Obszar kwarantanny

Post autor: Shikarui »

Pociągające? Uch, och! To dopiero była bardzo interesująca nowina! Taka... pociągająca. Sprawiała, że nagle aż chciało się chcieć. Dawała odrobinę zastanowienia. Szybko dość jednak zgasła, bo czarnowłosy znał siebie na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że nie lubi przejmować inicjatywy - przecież to wymagało wytwarzania większej ilości energii, którą starał się zbierać i kumulować na... na te momenty, kiedy naprawdę będzie się chciało - tak jak teraz. Zapisał jednak te słowa w pamięci, choć i w tym był kiepski - informacje łatwo ulatywały z jego umysłu, zacierały się, nawet kiedy przykładał do nich wagę i były istotne. Tak na przykład był fatalny w datach. Nigdy nie pamiętał swoich urodzin, a te Asaki pamiętał tylko dlatego, że zaczynały nowy rok. Dzięki bogom, bo wiedział, że dla niej to bardzo istotne, więc unikał porządnego mordobicia za jakieś zapomnienie. Nie pamiętał też, kiedy brali ślub. Samo wydarzenie zapisało się żywo w jego pamięci, ale który to był dzień? To już zostało pochłonięte przez doskonałą pustkę. Dobrze, że ona miała do takich rzeczy pamięć, inaczej byliby straceni.
Analizował wszystko bardzo dokładnie. Krok po kroku. Oczywiście sam zadał sobie pytanie, które Komeada już wypowiedział. A jeśli Sakimichi umarł rzeczywiście nie od komarów a z innych przyczyn? Ugryzienia były przypadkowe. Wpadł w większą chmarę robaków. Nadal opcja z tym, że mieli tutaj Aburame, który świetnie się bawił podczas dywersji, była najbardziej prawdopodobna, ale przecież niczemu nie można powiedzieć "nie" na tym etapie, kiedy wkraczały nowe informacje i zebrane dane zaczynały przeczyć, jakoby to miało być właśnie tak. Wszystko to było gdybaniem. Można było się zastanawiać, ale chociaż czarnowłosy analizował, to przestał o tym myśleć bardzo intensywnie. Nie było sensu. Trzeba poczekać, aż prawda sama zechce się objawić, skądś musiały nadejść jakieś wskazówki, a teraz należało skupić się na tym, żeby żaden z tych grzdyli nie zajebał ich na śmierć.
Zamknięcie się w kopule razem z komarami? Tak, to może zadziałać, to rzeczywiście najlepszy pomysł, w porządku, zrobimy tak. Cała długo-krótka rozmowa. Nawet jeśli nie lubił zamkniętych przestrzeni. Nawet jeśli nie cierpiał oglądać świata przez szkarłat jej tworu. Nasączony chakrą wydawał się załamywać przestrzeń i być doskonałą zaporą dla jego oczu. Sprawiał, że zaczynał się męczyć - dlatego nie od razu tego samego czerwień zalała jego oczy. Najpierw trzeba było sobie poradzić z tym licznym przeciwnikiem, żeby lekarz mógł je pozbierać, potem będzie to, co potem - jak to powiedział jeden wielki mędrzec. Nie ma co przyśpieszać rzeczywistości. Wszystko musiało odbyć się w swoim rytmie.
Przejrzysta substancja gładko zlepiła komary. Dobrze. Suitonowiec zajął się następną partią komarzysk. Jeszcze lepiej. Dopiero wtedy Shikarui się cofnął i skierował wzrok na ziemię. Asaka poradziła sobie idealnie ze swoim zadaniem - tak jak ta pozostała dwójka. Czarnowłosy naprawdę nie lubił pracować w drużynie i nie lubił prowadzić, ale... no właśnie. Kolejne ale. Bo "ale" odkrył, że nawet tego nie zauważył tego dnia. Nie zwrócił uwagi na to, że prowadził tych ludzi i rozstawił ich po kątach według własnych potrzeb. A raczej - nie zauważył, żeby to mu przeszkadzało. I to było elementem, który nieco go zdziwił. Wyglądało na to, że to przeżarte trucizną miasteczko miało przynieść wiele nauki nie tylko Asace.
Darował sobie pouczanie, że chyba najpierw powinien o to zapytać, potem pchać się do wody. Ba - to, że mógł to powiedzieć, nawet nie przyszło mu do łba. Przecież było to wyłącznie sprawą tego ninja, za którego życie nie odpowiadał. Tak długo, jak długo czegoś nie zrobił wedle rozkazu, co by do jego śmierci doprowadziło. Nawet wtedy nawet nie wzruszyłby ramionami. Powiedziałby "zmarł". Bez fanfar. Bez wyjaśnień. Tak po prostu. Zmarł. Dobrze więc, że nikomu nie trzeba było umierać, bo zarówno Asaka jak i Suitonowiec trzymali komary pod kontrolą. Wszystko poszło naprawdę bardzo gładko.
- Pod ziemią tego jeziora są larwy. - Oznajmił bez większych wzruszeń, sięgając wzrokiem głębiej, przesuwając się na wizję teleskopową. Nieco w praawo. Nieco w leewo. W końcu uniósł spojrzenie i rozejrzał się znów po otoczeniu - tym, którego wcześniej nie widział siedząc w samej wiosce, bo miał za daleko. Szukał wejścia do tej jaskini. O ile to była jaskinia.
- Nie widzę, jak daleko ciągnie się źródło wody. - To tak dla informacji, gdyby chcieli kopać jeszcze niżej dotonem. - Można iść w dół. - Przynajmniej taka była jego propozycja. Tu i teraz. Nie rozpierdzielając się na szukanie obejść. Szkoda czasu i chakry. Najwyżej któryś z tych panów spadnie i zniszczy sobie swój głupi ryj. Sądząc po ich zachowaniu dotychczas raczej się to nie stanie, mężczyzna wydawał się kontrolować swój żywioł na tyle sprawnie, że sobie poradzi. No i była Asaka, która w razie czego mogła im nawet stworzyć piękny most a zaraz za nimi schodki. Larw trzeba się było pozbyć, to przecież pewne. Hmm, Asaka mogłaby je po prostu skrystalizować i po sprawie. Tak byłoby najprościej. Nadal jednak - musieli się tam dostać.
  Ukryty tekst
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Awatar użytkownika
Asaka
Postać porzucona
Posty: 1496
Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
Wiek postaci: 27
Ranga: Sentoki
Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
Aktualna postać: Airan

Re: Obszar kwarantanny

Post autor: Asaka »

Czasem dobrze było oderwać się od rzeczywistości, od przyzwyczajeń. Od ciągłego podejmowania decyzji – chciało się, by ktoś inny zrobił to za ciebie. Nic więc dziwnego, że była to tak bardzo miła odmiana, że ktoś przejmował inicjatywę. A że był to Shikarui… To podobało jej się jeszcze bardziej. Lubiła w nim ten błysk w oku, gdy był czemuś oddany, gdy czegoś bardzo chciał i zdecydowanie nie chciał słyszeć żadnego „nie”. Zresztą były takie specjalne sytuacje, gdy to on prowadził. I wtedy tym bardziej nie miała nic przeciwko. Nie miała też nic przeciwko, by samej prowadzić. Szanowała to, że Shikarui tego nie lubił, więc problemu i spięć absolutnie nie było. Gorzej wyglądała sprawa z datami. Asaka postawiła sprawę kiedyś bardzo prosto i nie na żarty zezłościła się na Shikaruia, który w trzy miesiące nagle postarzał się o dwa lata. Chyba tylko cudem dużo później wyciągnęła od niego rok jego urodzin i zmusiła do wysilenia się chociaż raz. Urodził się na jesień – to wiedziała. Rok też znała. Więcej go nie męczyła. Ona pamiętała kiedy brali ślub – samiutki początek lata, data równie pamiętliwa, co jej urodziny. Nie minął im więc nawet rok, choć było już blisko. I Asaka nie miała zamiaru pozwolić Shikiemu o tym zapomnieć, zakładając, że… wyjdą z Okury żywi. Ale… Dlaczego by nie mieli? Przecież sobie poradzą. Muszą.
Białowłosa dziewczyna coraz bardziej zastanawiała się, czy dziadek nie natknął się na komary kompletnie przypadkowo. W końcu jej nic się przecież nie działo. Wczorajszy strach dzisiaj zupełnie zniknął, a choć znamię wciąż widoczne było na jej ramieniu, nic poza tym się nie działo. Nic. Zupełnie nic. Strach po prostu miał wielkie oczy. Ale jednak wolałaby nie pozostawiać tego wszystkiego przypadkowi. Niedopatrzeniu. Należało tę sprawę doprowadzić do końca, zwłaszcza, że i tak nie mogli się wydostać z wioski.
Klaustrofobia. Przerażające uczucie; ściśnięcie we wnętrzu i w przestrzeni, poczucie, jakby świat miał się zawalić ci na głowę. Zdawała sobie sprawę, że Shiki tego nie lubi. Dlatego ich dom to nie miała być mała klitka. Pewnie dlatego też Tygrys tak bardzo lubił wylegiwanie się na dachach i łąkach, gdzie miał cały świat przed sobą i u swoich stóp. Żaden drapieżnik nie lubił krat. Potrafiła to zrozumieć. Tak samo jak to, że jej kryształ zakłócał wzrokowe umiejętności tych niesamowitych, szkarłatnych oczu. Tak samo szkarłatnych, jak kryształ, którym władała, i którym zamknęła ich wszystkich w kopule, uniemożliwiając komarzą ucieczkę.
- Wody? Tam jest woda? – przecież usłyszała plaśnięcie, gdy użytkownik, suitonu wskoczył przez dziurę na dół, niżej. Czy Shikarui nie będzie czuł się tutaj źle?
Nie ściągnęła kryształowej kopuły nad jedną zaplombowaną dziurą i jedną nową – wszystko zostawiła tak, jak było, na wszelki wypadek. A gdy głos ponownie zabrał Shiki, jej ciemne brwi zmarszczyły się, jakby nie do końca rozumiała co tu jest grane.
- Jeziora? Tam jest jezioro? – konstrukcja pytania była taka sama jak poprzednio, bo dziewczyna była absolutnie zaskoczona takim obrotem sprawy. - To miałoby w sumie sens. Komary chyba lubią wodę, nie? – nie była znawczynią, ale medycy, których spotkali przy ciele też zdaje się o tym wspominali? Albo już sobie coś ubzdurała, wszystko z wczoraj zaczynało zamazywać jej się w jedną brunatną, chaotyczną plamę. Ale zawsze to przy wodzie, zbiornikach wodnych, najwięcej komarów latało i kąsało, tworząc nieprzyjemne bąble. A nie fioletowe plamy – więc w sumie to mogła być tak samo prawda, jak i fałsz. Ale wydawało się prawdziwe. - Więc nie ma na co czekać – dodała jeszcze, gdy Shiki stwierdził, że można zejść na dół. Rzuciła na niego jeszcze jedno spojrzenie, pytające – jakby chciała (bo chciała) się dowiedzieć jak się czuje. Delikatnie musnęła jego dłoń swoją, po czym wskoczyła do nowo powstałej dziury i opadła na dół, lekko mocząc swoje buty. Zaraz zresztą zrobiła się tutaj błotna papka. Ciap.
Ciemno, wilgotno i pewnie duszno. Niezbyt przyjemne warunki. Zaraz pewnie jeszcze przestaną widzieć cokolwiek i trzeba będzie wyciągać pochodnie, by choć trochę rozświetlić mroki podziemnej groty. Tymczasem dziewczyna rozejrzała się wokół, grzecznie czekając na męża, aż i on pojawi się na dole, gotowa stworzyć mu jakąś drabinę, gdyby się wahał. Gdyby się bał. I jeżeli reszta była skłonna dostać się pod jeziorko, mogła też zrobić prowizoryczną, bardzo niską tamę z kryształu, by nic nie nalało im się na głowę, gdy będą schodzić pod jezioro. Czy ta szeroka, płytka kałuża to było właśnie to jezioro?
- Wolelibyście mieć te larwy żywe czy martwe? – zapytała jeszcze dla formalności. Bo jeśli chcieli żywe, to nie na wiele im się przyda, może co najwyżej porobić kryształowe pojemniki na to paskudztwo. A jeśli nie potrzebowali ich do niczego, to naprawdę mogła je po prostu skrystalizować, by delikatne drobiny kryształu rozsypały się w kolorowy pył, a komarze larwy były tylko… ulotnym wspomnieniem. Tak czy siak była gotowa zrobić użytek ze swej chakry, dokładnie tak samo, jak podczas tworzenia kopuły.
Miała być też duchowym wsparciem dla Shikiego. Ona nie bała się ciasnych pomieszczeń.
0 x
· ·

Obrazek
· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
Murai

Re: Obszar kwarantanny

Post autor: Murai »

0 x
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2074
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Obszar kwarantanny

Post autor: Shikarui »

Nic. Żadnego źródła. Żadnego wejścia do jaskini. Cóż, podwodne groty się zdarzały, ale... znów? Och, przestań już, czemu zawsze musisz mieć jakieś "ale"? Pewnie dlatego, że to "ale" zazwyczaj istnieje, a nawet jeśli nie, to nie wiesz, co mówią? Że strzeżonego sam Bóg ustrzeże. Wolał być tym, którego strzegą i który zapobiega, niż tym, który krzyczy o pomoc i trzeba go leczyć. W tym swoim "ale" odnalazł kolejny sens - przyczepiając się do tego, co wcześniej mówiła Asaka, a co mocno zakodowało się w jego głowie. Tak jak większość informacji zbieranych z otoczenia. Jak te wszystkie pojedyncze robaczki, co tak poruszały się bez ładu i składu, jakby ich stwórca o nich zapomniał. Brudne, fałszywe twory, które czekało jedynie spotkanie z ognistym kryształem. Nie musiał być gorący. Wystarczy, że potrafił niszczyć z odpowiednio potężną siłą.
- Nie widzę źródła. To pojedyncze jezioro... sadzawka. - A może właśnie takie zrobione nie Natury, a Człowieka ręką? Tego naszego "X", co jak na razie nie miał twarzy, nie miał imienia - był tylko śmieszną, kleistą kukłą, którą postawiono w ciemnościach pozorów istnienia. W końcu nawet to, że był, zostało poddane w wątpliwość przez posiadacza czerwonych oczu. Hej, zwolnij! Przecież to mogło być to! Hodowla! Skoro są tutaj larwy, zaczynało mieć sens to, że była to hodowla. Dlatego robaki przebywały właśnie tutaj. Choć... Shikarui nie miał żadnego pojęcia o hodowli robaków Aburame, wydawało mu się, że po prostu są. I tu był błąd, że się nad tym nie zastanowił na samym początku. Że nie oderwał się na moment od rzeczywistości, jak czasem białowłosa to robiła i nie zaczął myśleć, chociażby, o tamburynach. Ta twórczość pozwalał wejść na zupełnie nowe odkrycia. Jak to, że mógł to być użytkownik dotonu. Jak to, że to mogła być hodowla, bo właśnie tak powstawały robaki Aburame. Teraz już chyba niczego nie trzeba było mówić i dodawać. Wszyscy widzieli, że mieli do czynienia z terrarium pełnym paskudnych okazów. Mieli nawet bezpieczną szybkę - bo ciągle osłaniała ich kryształowa kopuła Asaki. Jeśli mogę, tak przez moment pogdybać - to gdyby tylko Shikarui posiadał tę wyobraźnię, to może łatwiej byłoby pamiętać o tych wszystkich datach. Bo mógłby sobie wyobrazić, jakim wspaniałym czasem byłoby ich świętowanie.
- Wygląda to jak hodowla. - Dziękujemy, kapitanie obvious, no przecież wszyscy to wiedzą. Ale może nie wiedzą? Może to wcale takie oczywiste nie było? Niektóre rzeczy mówimy nie po to, by stwierdzić fakt, a po to, by zaczęła się dyskusja. "No nie wiem, na pewno?" - "Jak to możliwe, że jest tutaj hodowla i nikt jej nie wykrył?". Jedne z tych rozmów, które na początku do niczego nie prowadziły, a potem ktoś nagle prezentował błyskotliwe zdanie, które sprawiało, że oczy szeroko się rozszerzały, a umysł zatrzymywał. Musiał. Gościło w nim wtedy wyłącznie: "ach, no tak... genialne."
Takim sposobem Ona rzuciła spojrzenie, a on jej - przenosząc się na wizję przestrzenną. Czasem wydawało się oczywiste, że gdy zamkniesz swoje oczy, to cały świat przestaje cię widzieć. Oczywistym więc wydawało się, że jeśli widzisz daną osobę, to ona wie, że na nią spoglądasz. Czy nie tak zawsze działały wszystkie gry w chowanego? Im mocniej zaciskasz powieki, tym mocniej świat o tobie zapomina.
Shikarui nie zamknął swoich oczu, ale wolał, żeby świat o nim chwilowo zapomniał.
Nie było na co czekać, a on czekał. Asaka wskoczyła do środka, a on czuł nieprzyjemny paraliż, który nie pozwalał mu zrobić kroku w przód. Nie chciał. W zasadzie - wcale nie miał zamiaru się zmuszać. Skrzywił się tylko, kiedy buty Asaki plusnęły w wodzie. Pewnie zimnej. Pewnie nieprzyjemnej. Spojrzał na ich trójkę z góry, z niezadowoleniem malującym się na chłodnej twarzy, w zimnych oczach, które wyrażały pełnię niechęci, którą odczuwał względem tej ograniczonej przestrzeni, do której ta dwójka tak szybko wskoczyła. Do której Wilczyca wejść się nie zawahała. Czekała na niego, mogła podać pomocną dłoń, mogła wysunąć kryształ w razie potrzeby. Dlatego w końcu mógł zrobić ten krok. Przesunąć nogę w jej kierunku... By zejść, by pomóc, by zrobić użytek z... sama nie wiem, chyba po prostu ze wszystkiego - żeby jak najszybciej pozbyć się tego cmentarzyska i ruszyć w kierunku Cesarstwa. Save and sound. Przesunięta noga nie posłużyła temu, by zejść w dół.
Posłużyła temu, by rzucić się jak najmocniej w bok.
Grzmot łamanej ziemi i to, co zobaczył za plecami, sprawiło, że odbił się w bok i przeturlał, nie próbując nawet stawać na drodze morderczemu ostrzu stworzonemu z wody. To byłoby samobójstwo. Gula bardzo gładko podeszła mu do gardła, czuł krople wody, lodowate, które opadały na jego eleganckie kimono, ale to nie on był najzimniejszy. Najzimniejszy był dotyk Śmierci, która przesunęła swoje kościste palce po jego skórze.
Zaraz po tym mrozie było uderzenie gorąca, które sprawiło, że jego serce zabiło werblem, a zimne oczy zapłonęły. To to uczucie, które sprawia, że policzki malują się czerwienią, a cały świat staje się różowy - jakby na Twoje oczy nałożono szkiełka, te z tych legendarnych, różowych okularów. Uczucie, które wstrząsa ciałem i powoduje dreszcz na skórze. Pobudza natychmiast. Być może właśnie to samo czują dzieci, które czekają na pierwszą gwiazdką po udekorowaniu choinki. I ci, którzy stają na ołtarzu, trzymając za dłoń najukochańszą osobę. Te osoby, które spotkała euforia - i mogli przytulić ją do siebie wszystkimi swoimi ramionami.
Pękł łańcuch i opadła smycz. Z nią też upadał kaganiec.
Shikarui miał wrażenie, że właśnie spogląda na swój przedwczesny prezent na święto Narodzin Bogów. Nawet jeśli to dopiero miało się do nich zbliżyć.
Złożył dłonie w Pieczęć Tygrysa od razu po przewrocie i natychmiast też się podniósł, wskakując w wodę, która została wytworzona przez uderzenie, by stworzyć swojego klona. Nie zamierzał oddać wytworzonych zasobów obcemu. Czy drugi mężczyzna również był zdrajcą? A trzeci? Nawet jeśli, to wiedział, że Asaka i tak sobie z nimi poradzi. W końcu - ponoć współpracował tutaj Suiton i Doton. Wybił się mocno w przód - klon w stronę przeciwną. Tak, by biec po okrężnej wokół Suitoniarza. Czy może nadal - dotoniarza? Najwyraźniej ten człowiek miał coś do ukrycia.
  Ukryty tekst
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Awatar użytkownika
Asaka
Postać porzucona
Posty: 1496
Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
Wiek postaci: 27
Ranga: Sentoki
Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
Aktualna postać: Airan

Re: Obszar kwarantanny

Post autor: Asaka »

No taka o woda. Mokra pewnie. I pewnie chłodna. Woda jak woda, nie? Asaka wiedziała czym jest woda, myła się regularnie, nawadniała się równie często. Źródło jej zdziwienia było zupełnie inne – że woda jest tam, pod ziemią, w czymś na wzór… jamy? Tak to przynajmniej wyglądało, gdy patrzyło się przez dziurę w dół. Nie, żeby widziała w ciemnościach, ale tyle jeszcze była w stanie zobaczyć na własne oczy. Zresztą mężczyzna, który wskoczył na dół, wszystko potwierdził i nawet pokazał na palcach ile tej wody było! Niewiele. Ledwo co, ale o ile Asaka dobrze sobie przypominała z wędrówek po górach, gdy czasem natrafiło się na jakiś strumień delikatnie spływający sobie po oszlifowanych kamieniach, czasem można było zobaczyć takie nieduże larwy komarów zanurzone w płytkiej wodzie. Teraz natomiast wyobrażała sobie, że tutaj dzieje się dokładnie to samo. Sadzawka. Hodowla. przyszło jej to do głowy chyba wtedy, kiedy Shikiemu. Ale akurat ona zastanawiała się nad tą kwestią już wcześniej, wczoraj, gdy trzeba było sobie czymś zająć myśli i złotooka uczepiła się tego tematu jak rzep psiego ogona. Tresowanie komarów, kontrola komarów, więź z komarami a tymi Tamburynami czy jak im tam było, głupia nazwa. Zastanawiała się nad tym i zresztą zasypywała Shikiego pytaniami, jakby miał znać odpowiedź na każde z nich. Nie znał. Tak, z tej dwójki, to ona myślała bardzo abstrakcyjnie. Skakała z tematu na temat, ale nie były to skoki dalekie, a małe, płynne i miarowo oddalające ją od pierwszej kwestii. W trakcie walki działo się to samo. Nie stała w miejscu, a wymyślała w biegu. Natomiast gdy rozmawiała z Shikim, starała się mu zwykle jak najprościej wytłumaczyć trapiące ją kwestie, choć czasem zapominała się i ją ponosiło. Sanada przeszedł długą drogę zmiany. Z początku małomówny, absolutnie nie poddający się abstrakcji jej myśli, nie żartujący – wolał słuchać. Głównie milczał, a ona trajkotała jak nakręcona zabawka, której nigdy nie kończą się siły. Z czasem jednak zaczęli prowadzić coraz dłuższe rozmowy. Mniej przyziemne, a czarnowłosy nawet czasami żartował. Asaka zawsze się wtedy uśmiechała, bo te momenty były cenne. Cenniejsze niż złoto, za które można było kupić kilka domów, a pewnie i wioskę. To nie liczyło się w ryo. To… liczyło się w pamięci i wspomnieniach tak drogich, że trzymało się je jak najbliżej serca. O rocznicy ich ślubu na pewno nie zamierzała dać mu zapomnieć. To było zbyt ważne. Przynajmniej dla niej.
Rzuciła mu spojrzenie, bo wiedziała. Musnęła jego dłoń swoją – bo dawała mu znak. Że hej, ona tu jest, więc niech się nie boi, bo go złapie. Jak będzie spadał i jak będzie trzeba iść. Będzie jego przewodnikiem i podporą, tarczą, jeśli trzeba będzie. Bo bywały takie chwile, że trzeba było zacisnąć zęby, zamknąć oczy i zrobić ten jeden krok do przodu poza strefę swojego komfortu. Zamknąć oczy i na oślep przechylić się do tyłu, licząc na to, że ta druga osoba, której ufasz, cię złapie. Test na zaufanie, huh? Asaka taka właśnie była: gotowa złapać spadającego z góry anioła.
Kiwnęła głową do medyka, który zajął się zbieraniem larw, spojrzała też na drugiego, tego, który obryzgał lepką mazią ściany, była tu jako obstawa. Skoro Ikushi chciał sam pozbierać próbki, to nie będzie mu przecież przeszkadzać. Czekała, aż Shikarui zrobi krok w przód. Patrzyła ciągle w górę, mając na oku dziurę. Chyba chciał zrobić krok…? Ale nigdy nie dane mu było go dokończyć.
To był łomot. Okrutny łomot, który rozorał ciszę jak bicz. Jakby ziemia pękła i rozstąpiła się, jakby strumień wody wybił w górę., Jakby cała ziemia miała się im właśnie posypać na głowy i przysypać. Zakopać żywcem. Jakby jutra miało nie być. Serce stanęło jej w piersi na drobny ułamek sekundy, by za chwilę podwoić swoją walkę.
- Shikarui! – bała się o niego. Jak jasna cholera się bała. Był przecież na górze. Szeroko rozwarte oczy i pierwszy szok nie trwały jednak długo. Bo on był tam, a ona była tu. I miała tutaj dwójkę ludzi, których przecież też trzeba było ochronić. Zwłaszcza, że jeden miał cenne próbki. O trzecim towarzyszu w tym momencie w ogóle zapomniała.
Kryształ zamigotał, chociaż może… zamigotałby, gdyby mógł się od jego powierzchni odbić jakiś zagubiony promień słońca, gdy ten naginając się do woli stwórczyni, pokrył jej ciało twardą, niewidoczną warstwą. I kolejna myśl Asaki – ochrona przed ziemią walącą im się na głowy – odruch, a nie coś, na co faktycznie trzeba było reagować. Rubinowy kryształ zaczął wyrastać nad ich głowami jak parasol, i pociągnął zgrabną nóżką po jednej ze ścian jamy, by utrzymać ewentualny ciężar.
  Ukryty tekst
0 x
· ·

Obrazek
· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
Zablokowany

Wróć do „Lokacje”

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 6 gości