Dom Shikiego
- Asaka
- Postać porzucona
- Posty: 1496
- Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
- Wiek postaci: 27
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
- Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5564
- Aktualna postać: Airan
Re: Dom Shikiego
Wstyd? On dotyczył chyba kogoś innego, inne typy ludzi. Za to to, co robili, zaprowadziło ich prędzej czy później w to właśnie miejsce - więc czy było czego żałować? Asaka nie żałowała. Chyba niczego - może tylko tego, że w tak drastyczny sposób życie postanowiło postawić kreskę na jednym rozdziale jej życia, by później z buta wrzucić ją do kolejnego tomu opowieści. Granica była wyraźnie widoczna, nawet ślepy by ją dostrzegł. Tak, ludzie popełniali w życiu błędy i się na nich uczyli, zbierali doświadczenie. Co nie znaczyło, że wszystkiego trzeba żałować. Godne życie… Robiła rzeczy, z których nie była teraz do końca dumna, ale żeby żałować? Niee. Nie wiedziała też czego niby mógłby żałować Shikarui, o ile żałował cokolwiek. Może połowę swojego życia? Tę, na którą nie miał absolutnie żadnego wpływu? To ludzie ludziom zgotowali taki los. Zwierzęta nie znęcały się w ten sposób nad innymi. Nie trzymały w klatkach. Ale zakopanie pewnych wspomnień pod grubą warstwą kurzu było takim jakby zaproszeniem do tego, by powiedzieć: żałujesz. Nawet, jeśli w pierwszej chwili nie o to wcale chodziło.
- Jest jeszcze kilka rzeczy, które chciałam przemyśleć odnośnie shotonu - mówiła to trochę zamyślona, jakby w czasie podróży, w momentach, kiedy oboje milczeli, myślała nad tym całkiem intensywnie. Bo tak było prawdę mówiąc. - Mam pewien pomysł, który chciałabym przećwiczyć. Jeśli dobrze myślę, to zaoszczędzimy trochę na sprzęcie - przygryzła wargi, bo jej myśli znowu na krótką chwilę odleciały w tamtym kierunku. Z kryształem Shikarui nie za bardzo był w stanie jej pomóc, faktycznie mógł się tylko patrzeć i polenić podczas ostatnich ciepłych chwil, bo znając Sogen to za chwilę faktycznie zacznie lać i zrobi się standardowe, paskudne i śliskie błocko, doprowadzające Asakę do szału. - Aaale mógłbyś się przydać na modela przy taijutsu - wyszczerzyła się do niego, bo o ile milej okładać… jego, a nie swojego klona, który co prawda nie oddawał, jeśli sobie tego nie życzyła, ale każde uderzenie w niego bolało jak jasna anielka. A potem siniaki, zdarta skóra i tak dalej. Asaka zresztą mogła wytłumaczyć Shikiemu jaką pozycję powinna przybrać i jaki powinien być efekt, mógł więc ją ewentualnie poprawić, a jej klon tylko by stał i się gapił jak taki słup soli.
- Dobra, poszukam. Najwyżej wypowiem komuś małą wojnę - w sensie molom. Chętnie poćwiczyłaby na tych małych skurwielach krystalizację z reberu. Tak dla wprawy, choć już dawno to opanowała - ale jednak za często okazji do użycia nie miała, a zawsze można było coś poprawić. - Wiem o tym. Ale chyba nie chcesz go zdać w takim stanie jak jest teraz. Z kupą kurzu i tak dalej… - chyba nie wypadało. A przynajmniej jej byłoby głupio - choć może nie powinno. To po prostu wychodziło jej wychowanie i zamiłowanie do trzymania pewnego rodzaju porządku, chociaż jak była nie w sosie to potrafiła zrobić wokół siebie straszny bałagan. Ale to głównie w jej własnym pokoju w rodzinnym domu. Inaczej Minako od razu by ją pogoniła - bo dom był taką wizytówką, był reprezentacyjną częścią, jak ogród, o który tak mocno dbała. A goście mogli pojawić się nagle - zupełnie jak nagle pojawiła się Asaka z Shikim.
- Hmm… Nie chcesz o niego zapytać liderkę? Może jest na jakiejś długiej misji, albo coś… - albo się szwendał, tak jak wcześniej dość bez celu szwendała się Asaka. Widziała lekką zmianę w zachowaniu Shikiego, ale jak na razie - milczała. Wyglądał tak, jakby się trochę martwił. Czy to coś złego? Chyba nie. Asaka nie za bardzo wiedziała co o tym myśleć, bo choć po weselu nie była do końca zadowolona, bo jak to tak nie pojawić się na ślubie przyjaciela, gdy prawie obca Chise potrafiła się zjawić, ale teraz… Może do Akiego faktycznie nie dotarła żadna wiadomość, bo ciągle miał coś na głowie?
- Inori. Teraz powinna mieć jakieś… hmmm… - szybkie liczonko - około dziewięć albo dziesięć lat. Winna jej jestem kilka opowieści z podróży. No i chciałam się zobaczyć z rodzicami tego chłopca, którego wtedy wyniosłam z jaskini - tak, miała tu trochę znajomych, ale w sumie nie tak dużo. Zaś Inori od początku kojarzyła jej się z siostrą, choć była sporo młodsza. Instynkt macierzyński, nie?
- Jest jeszcze kilka rzeczy, które chciałam przemyśleć odnośnie shotonu - mówiła to trochę zamyślona, jakby w czasie podróży, w momentach, kiedy oboje milczeli, myślała nad tym całkiem intensywnie. Bo tak było prawdę mówiąc. - Mam pewien pomysł, który chciałabym przećwiczyć. Jeśli dobrze myślę, to zaoszczędzimy trochę na sprzęcie - przygryzła wargi, bo jej myśli znowu na krótką chwilę odleciały w tamtym kierunku. Z kryształem Shikarui nie za bardzo był w stanie jej pomóc, faktycznie mógł się tylko patrzeć i polenić podczas ostatnich ciepłych chwil, bo znając Sogen to za chwilę faktycznie zacznie lać i zrobi się standardowe, paskudne i śliskie błocko, doprowadzające Asakę do szału. - Aaale mógłbyś się przydać na modela przy taijutsu - wyszczerzyła się do niego, bo o ile milej okładać… jego, a nie swojego klona, który co prawda nie oddawał, jeśli sobie tego nie życzyła, ale każde uderzenie w niego bolało jak jasna anielka. A potem siniaki, zdarta skóra i tak dalej. Asaka zresztą mogła wytłumaczyć Shikiemu jaką pozycję powinna przybrać i jaki powinien być efekt, mógł więc ją ewentualnie poprawić, a jej klon tylko by stał i się gapił jak taki słup soli.
- Dobra, poszukam. Najwyżej wypowiem komuś małą wojnę - w sensie molom. Chętnie poćwiczyłaby na tych małych skurwielach krystalizację z reberu. Tak dla wprawy, choć już dawno to opanowała - ale jednak za często okazji do użycia nie miała, a zawsze można było coś poprawić. - Wiem o tym. Ale chyba nie chcesz go zdać w takim stanie jak jest teraz. Z kupą kurzu i tak dalej… - chyba nie wypadało. A przynajmniej jej byłoby głupio - choć może nie powinno. To po prostu wychodziło jej wychowanie i zamiłowanie do trzymania pewnego rodzaju porządku, chociaż jak była nie w sosie to potrafiła zrobić wokół siebie straszny bałagan. Ale to głównie w jej własnym pokoju w rodzinnym domu. Inaczej Minako od razu by ją pogoniła - bo dom był taką wizytówką, był reprezentacyjną częścią, jak ogród, o który tak mocno dbała. A goście mogli pojawić się nagle - zupełnie jak nagle pojawiła się Asaka z Shikim.
- Hmm… Nie chcesz o niego zapytać liderkę? Może jest na jakiejś długiej misji, albo coś… - albo się szwendał, tak jak wcześniej dość bez celu szwendała się Asaka. Widziała lekką zmianę w zachowaniu Shikiego, ale jak na razie - milczała. Wyglądał tak, jakby się trochę martwił. Czy to coś złego? Chyba nie. Asaka nie za bardzo wiedziała co o tym myśleć, bo choć po weselu nie była do końca zadowolona, bo jak to tak nie pojawić się na ślubie przyjaciela, gdy prawie obca Chise potrafiła się zjawić, ale teraz… Może do Akiego faktycznie nie dotarła żadna wiadomość, bo ciągle miał coś na głowie?
- Inori. Teraz powinna mieć jakieś… hmmm… - szybkie liczonko - około dziewięć albo dziesięć lat. Winna jej jestem kilka opowieści z podróży. No i chciałam się zobaczyć z rodzicami tego chłopca, którego wtedy wyniosłam z jaskini - tak, miała tu trochę znajomych, ale w sumie nie tak dużo. Zaś Inori od początku kojarzyła jej się z siostrą, choć była sporo młodsza. Instynkt macierzyński, nie?
0 x
赤 · 水 · 晶

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: Dom Shikiego
Jak to dobrze i pięknie brzmiało… Żałujesz. Dąsasz się jak dziecko, pragnąc słodkiego cukierka. Dostajesz go.
Okazał się gorzki.
Połamany cukierek, który zamiast oblepiony cukrem został obklejony kurzem. Ciągle trzymasz w dłoniach papierek od niego. Możesz zawinąć go z powrotem, odłożyć do miseczki, z której go podniosłeś. Ten jeden jedyny, ostatni, który zachowała dla ciebie matka, żebyś nacieszył się dzieciństwem. Bo potem będzie tylko gorzej. Zamiast go wyrzucić, skoro nie smakuje, trzymasz go w palcach. Rozpuszcza się. Od twojego ciepła, od twojej śliny, staje się coraz bardziej marny, choć nadal ma te same kolory, nadal ma ten sam zapach to nie smakuje już dzieciństwem, które zostało zapamiętane. Czy żałujesz? Obiecano ci, że będzie taki sam, nie ważne, kiedy po niego wrócisz. Na do widzenia pogłaskali po głowie, posłali ciepły uśmiech. ”Idź, idź!” - mówili - ”Przecież na Ciebie zaczekam.” Nie zaczekali.
Pozostał tylko gorzki cukierek.
Więc jak nie żałować? Nazywasz to wszystkimi innymi nazwami. Że to nie twój smak, że ach, to tylko dawne wspomnienia. Tylko ból gdzieś w okolicy serca, tylko nostalgia. Myślałeś, że będziesz jak dawniej. Nie mogło być. Nic w życiu nie mogło wydarzyć się dwa razy tak samo - te mądre słowa znają już chyba dzieci na całym świecie. Jakkolwiek to nazwiesz - zawsze będzie to żal. Żal co do tego, że możesz mieć tak samo słodkiego cukierka, jak go zapamiętałeś. Jak go przekolorozywałeś i wzmocniłeś jego doznania, zapamiętując go jako tego najlepszego, najsłodszego.
Może właśnie tak powinien się czuć Shikarui, kiedy wrócił do Nawabari? Tam, nie tutaj, stając nad szczątkami dawnego domu. Tylko że tam nie było obietnicy żadnego cukierka.
Tutaj pozostał tylko ten gorzki posmak, że cukierka nie było pomimo nadziei, że będzie czekał w tej obiecanej miseczce.
- Tak, w tym ci nie pomogę. Osiwiałbym, czekając aż ten kryształ stworzysz. - Śmiał się z tego, ale tak samo wyglądały treningi wszystkich jutsu związanych ze zmuszaniem żywiołów do współpracy. Czekasz i czekasz, czasami całymi dniami. Przecież jemu treningi Suitonu ostatnio zajęły całe tygodnie! Nie dni - tygodnie! To po prostu nie wyglądało - to wyglądało dobrze dopiero po złożeniu tego w całość i w tym wspomnianym krańcowym efekcie. - Zgoda. Wiesz, że lubię z tobą trenować. - Walczenie w stylu taijutsu dla użytkownika shotonu było idealnym rozwiązaniem. Dobrze, że Asaka wzięła się za to na poważnie. Ktoś, kto mógł się skryć pod kryształową zbroją i nie bać cięć miecza - to było naprawdę doskonałe. Czarnowłosy zapamiętywał jej treningi i czasami myślał, że powinien sam w końcu się dokładnie nauczyć wszystkich ruchów. Ale bez pośpiechu. Być może zdarzy się jeszcze ku temu okazja. Na razie istniały inne priorytety, a zresztą - żeby Asaka mogła być jego senseiem najpierw sama musiała się tego nauczyć, ot co! First comes first. - Lepsze siniaki na mnie niż twoje poniszczone dłonie.
- W porządku. Więc nawet lepiej zostać kilka dni. - Sięgnął do szafki po herbatę. Niektóre przedmioty codziennego użytku nadal tutaj były, nietknięte. Mimo wszystko nie spodziewał się, że zniknie na aż tak długi czas. - Zapytam o niego. Rozejrzę się po jego domu. Aka jest trochę podobny do ciebie pod niektórymi względami. On również żył godnie. Nie uznawał głupiego poświęcania się i nie rzucał się ku pomocy wszystkim wokół. A jednak wypadał na bandytów mających przewagę liczebną. - Uśmiechnął się nieco pod nosem.
Bardzo świadomie użył słowa “jest”.
Wszystko podpowiadało mu od dłuższego czasu, że już ”był”.
- Jest świetnym kucharzem. Liczyłem na to, że przygotuje nam coś dobrego jak przyjedziemy. - Nie miał mu za złe tego, że nie zjawił się na ślubie. Nie dało się ukryć, że było mu przykro. To na niego najbardziej czekał. Chciał zapytać: jak się masz? Czy ułożyłeś swoje życie? Nadal żyjesz zemstą? Czy… wiesz, że ciągle szukałem sposobu na pozbycie się twojej blizny i teraz już wiem, że jest to możliwe? To nie wydarzyło się sto lat temu ani pięćdziesiąt. To zaledwie dwa lata. Dwa niezwykłe długie lata, w przeciągu których naprawdę wiele się zmieniło. Przede wszystkim - on się zmienił. I to bardzo.
- Chciałabyś odwiedzić Chise? Wypadałoby jej odpowiednio podziękować za te piękne prezenty. Byłaby szczęśliwa z odwiedzin. Tak sądzę.
Okazał się gorzki.
Połamany cukierek, który zamiast oblepiony cukrem został obklejony kurzem. Ciągle trzymasz w dłoniach papierek od niego. Możesz zawinąć go z powrotem, odłożyć do miseczki, z której go podniosłeś. Ten jeden jedyny, ostatni, który zachowała dla ciebie matka, żebyś nacieszył się dzieciństwem. Bo potem będzie tylko gorzej. Zamiast go wyrzucić, skoro nie smakuje, trzymasz go w palcach. Rozpuszcza się. Od twojego ciepła, od twojej śliny, staje się coraz bardziej marny, choć nadal ma te same kolory, nadal ma ten sam zapach to nie smakuje już dzieciństwem, które zostało zapamiętane. Czy żałujesz? Obiecano ci, że będzie taki sam, nie ważne, kiedy po niego wrócisz. Na do widzenia pogłaskali po głowie, posłali ciepły uśmiech. ”Idź, idź!” - mówili - ”Przecież na Ciebie zaczekam.” Nie zaczekali.
Pozostał tylko gorzki cukierek.
Więc jak nie żałować? Nazywasz to wszystkimi innymi nazwami. Że to nie twój smak, że ach, to tylko dawne wspomnienia. Tylko ból gdzieś w okolicy serca, tylko nostalgia. Myślałeś, że będziesz jak dawniej. Nie mogło być. Nic w życiu nie mogło wydarzyć się dwa razy tak samo - te mądre słowa znają już chyba dzieci na całym świecie. Jakkolwiek to nazwiesz - zawsze będzie to żal. Żal co do tego, że możesz mieć tak samo słodkiego cukierka, jak go zapamiętałeś. Jak go przekolorozywałeś i wzmocniłeś jego doznania, zapamiętując go jako tego najlepszego, najsłodszego.
Może właśnie tak powinien się czuć Shikarui, kiedy wrócił do Nawabari? Tam, nie tutaj, stając nad szczątkami dawnego domu. Tylko że tam nie było obietnicy żadnego cukierka.
Tutaj pozostał tylko ten gorzki posmak, że cukierka nie było pomimo nadziei, że będzie czekał w tej obiecanej miseczce.
- Tak, w tym ci nie pomogę. Osiwiałbym, czekając aż ten kryształ stworzysz. - Śmiał się z tego, ale tak samo wyglądały treningi wszystkich jutsu związanych ze zmuszaniem żywiołów do współpracy. Czekasz i czekasz, czasami całymi dniami. Przecież jemu treningi Suitonu ostatnio zajęły całe tygodnie! Nie dni - tygodnie! To po prostu nie wyglądało - to wyglądało dobrze dopiero po złożeniu tego w całość i w tym wspomnianym krańcowym efekcie. - Zgoda. Wiesz, że lubię z tobą trenować. - Walczenie w stylu taijutsu dla użytkownika shotonu było idealnym rozwiązaniem. Dobrze, że Asaka wzięła się za to na poważnie. Ktoś, kto mógł się skryć pod kryształową zbroją i nie bać cięć miecza - to było naprawdę doskonałe. Czarnowłosy zapamiętywał jej treningi i czasami myślał, że powinien sam w końcu się dokładnie nauczyć wszystkich ruchów. Ale bez pośpiechu. Być może zdarzy się jeszcze ku temu okazja. Na razie istniały inne priorytety, a zresztą - żeby Asaka mogła być jego senseiem najpierw sama musiała się tego nauczyć, ot co! First comes first. - Lepsze siniaki na mnie niż twoje poniszczone dłonie.
- W porządku. Więc nawet lepiej zostać kilka dni. - Sięgnął do szafki po herbatę. Niektóre przedmioty codziennego użytku nadal tutaj były, nietknięte. Mimo wszystko nie spodziewał się, że zniknie na aż tak długi czas. - Zapytam o niego. Rozejrzę się po jego domu. Aka jest trochę podobny do ciebie pod niektórymi względami. On również żył godnie. Nie uznawał głupiego poświęcania się i nie rzucał się ku pomocy wszystkim wokół. A jednak wypadał na bandytów mających przewagę liczebną. - Uśmiechnął się nieco pod nosem.
Bardzo świadomie użył słowa “jest”.
Wszystko podpowiadało mu od dłuższego czasu, że już ”był”.
- Jest świetnym kucharzem. Liczyłem na to, że przygotuje nam coś dobrego jak przyjedziemy. - Nie miał mu za złe tego, że nie zjawił się na ślubie. Nie dało się ukryć, że było mu przykro. To na niego najbardziej czekał. Chciał zapytać: jak się masz? Czy ułożyłeś swoje życie? Nadal żyjesz zemstą? Czy… wiesz, że ciągle szukałem sposobu na pozbycie się twojej blizny i teraz już wiem, że jest to możliwe? To nie wydarzyło się sto lat temu ani pięćdziesiąt. To zaledwie dwa lata. Dwa niezwykłe długie lata, w przeciągu których naprawdę wiele się zmieniło. Przede wszystkim - on się zmienił. I to bardzo.
- Chciałabyś odwiedzić Chise? Wypadałoby jej odpowiednio podziękować za te piękne prezenty. Byłaby szczęśliwa z odwiedzin. Tak sądzę.
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
- Asaka
- Postać porzucona
- Posty: 1496
- Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
- Wiek postaci: 27
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
- Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5564
- Aktualna postać: Airan
Re: Dom Shikiego
Ale cukierki nigdy idealnie nie zachowywały po czasie swojego smaku - może i były w papierku, który miał je schować i zachować na dłużej, ale prędzej czy później wietrzały. Ich smak nie był już tą samą intensywną kompozycją. Czegoś zaczynało mu brakować. Może faktycznie był w tym jakiś posmak kurzu. To nawet nie było gorzkie. Gorzkie zapadało w pamięć na nieco dłużej, może i miało smak żalu, a po kurzu… było nijakie. Ani żalu, ani niczego. Choć może jednak Shikarui odczuwał żal… Że tak, a nie inaczej rozwinęła się znajomość z Akim. Może czuł żal, że go zostawił. Że sam wyruszył w podróż, podczas której poznał kobietę, z którą w sumie to niedługo później wszedł w związek małżeński. I nikt go do tego nie zmuszał, nikt mu za to nie zapłacił - bo niby kto by miał? Czy to był ten żal? Czy dotyczył czego innego? Że była nadzieja, że emocje nie wezmą góry itd? Asaka nie wiedziała w jakich nastrojach drogi Shikiego i Akiego się rozeszły. Nie wiedziała wielu rzeczy. Ale widziała za to pewien smutek malujący się na twarzy fiołkowookiego i mógłby udawać i próbować to ukryć, ale nie z nią takie numery.
- Dobra dobra, nie bądź taki hop do przodu. Tu niby byś osiwiał, a będziesz skakać z radości z powodu każdego zachowanego ryo - burknęła pod nosem, niezadowolona, że obraża się jej umiejętności i jeszcze wyśmiewa szybkość tworzenia się kryształu. Hmpf. Jasne, nie był to demon prędkości, ale bez przesady, okej? Zresztą to, o czym myślała, nie powinno być bardzo skomplikowane, więc nie sądziła, by zajęło jej to aż tyle czasu. Z kolei inne techniki, które zamierzała przećwiczyć - już jak najbardziej. - Mhm. Lubisz patrzeć jak się wywalam - jak jej niezborność ruchowa brała górę i nagle robiła coś nieprzewidzianego, po czym z gracją próbowała łapać równowagę. To zdecydowanie były te śmieszniejsze momenty. Ha ha, boki zrywać! Asaka mogła teraz wyglądać na lekko obrażoną, ale w sumie to nie była. Za to jej mina niezadowolonego dziecka była przekomiczna. - To oboje będziemy posiniaczeni. Zresztą daj spokój, nie mam aż tyle siły, żeby zrobić ci wielką krzywdę - no, od ostatniego razu gdy trenowała z ojcem, trochę jednak w siłę urosła, z czego nie do końca zdawała sobie sprawę i teraz jednak jakąś krzywdę faktycznie była w stanie wyrządzić, ale w przypadku Shikiego i tak by się powstrzymywała, więc… Nie było tego złego.
- Oczywiście, że lepiej. Trzeba choć trochę odpocząć - taaa, a czekała ich jeszcze tygodniowa podróż do Ryuzaku, a stamtąd statek na wyspy. Asaka była tą wizją trochę podekscytowana - w sensie podróżą statkiem, i było to widać, gdy o tym rozmawiali, bo świeciły jej się oczy, ale poza tym, to udawała, że to nic takiego. Zresztą samo Ryuzaku też ją interesowało, bo nigdy nie była w tamtych regionach, a jej chęć poznawania świata w ogóle się nie zmniejszyła. - To, że jest w jakiś sposób podobny daje ci jakąś wskazówkę co do tego gdzie jest i co może teraz robić? - trochę ją zmyliła ta nagła zmiana tematu; ot tu rozmawiają o zniknięciu Akiego i dlaczego Shiki tak uważa i tu nagle przejście do porównywania ich charakteru. Ale wniosek nasuwał się sam. - Ale generalnie ewidentnie masz ciągoty do ludzi, którzy mają dość jasno określone przynajmniej niektóre zasady moralne, którymi się kierują - z drugiej strony jaka szansa była, że dwa razy po sobie trafi na dość podobne pod tym względem osoby? - Shinobi będący świetnym kucharzem? Cóż, podziwiam, jeśli miał czas ćwiczyć gotowanie pomiędzy treningami. Ja nie miałam - no, nie miała na to czasu, ale też gotować nauczyła się dużo wcześniej. Wiedziała za to, że mało który ninja, który zaczął swoje szkolenie normalnie miał na to czas, jeśli nie chciał odstawać na innych polach. Zresztą… Oni też misje zaczynali dużo wcześniej niż zaczęła je ona. No i dlatego stołowali się po karczmach. Czy więc takie dziwne było, że trochę powątpiewała w te świetne umiejętności kulinarne?
- Chise? Tak, tak, chciałabym. Ale mówiła o tym, że planuje się zaciągnąć na Mur, więc… No. Ale może ją zastaniemy. Miło by było - tak, polubiła tę dziewczynę bardzo. I zdecydowanie chciałaby jej podziękować tak za prezenty jak i za przybycie - jeszcze raz.
- Dobra dobra, nie bądź taki hop do przodu. Tu niby byś osiwiał, a będziesz skakać z radości z powodu każdego zachowanego ryo - burknęła pod nosem, niezadowolona, że obraża się jej umiejętności i jeszcze wyśmiewa szybkość tworzenia się kryształu. Hmpf. Jasne, nie był to demon prędkości, ale bez przesady, okej? Zresztą to, o czym myślała, nie powinno być bardzo skomplikowane, więc nie sądziła, by zajęło jej to aż tyle czasu. Z kolei inne techniki, które zamierzała przećwiczyć - już jak najbardziej. - Mhm. Lubisz patrzeć jak się wywalam - jak jej niezborność ruchowa brała górę i nagle robiła coś nieprzewidzianego, po czym z gracją próbowała łapać równowagę. To zdecydowanie były te śmieszniejsze momenty. Ha ha, boki zrywać! Asaka mogła teraz wyglądać na lekko obrażoną, ale w sumie to nie była. Za to jej mina niezadowolonego dziecka była przekomiczna. - To oboje będziemy posiniaczeni. Zresztą daj spokój, nie mam aż tyle siły, żeby zrobić ci wielką krzywdę - no, od ostatniego razu gdy trenowała z ojcem, trochę jednak w siłę urosła, z czego nie do końca zdawała sobie sprawę i teraz jednak jakąś krzywdę faktycznie była w stanie wyrządzić, ale w przypadku Shikiego i tak by się powstrzymywała, więc… Nie było tego złego.
- Oczywiście, że lepiej. Trzeba choć trochę odpocząć - taaa, a czekała ich jeszcze tygodniowa podróż do Ryuzaku, a stamtąd statek na wyspy. Asaka była tą wizją trochę podekscytowana - w sensie podróżą statkiem, i było to widać, gdy o tym rozmawiali, bo świeciły jej się oczy, ale poza tym, to udawała, że to nic takiego. Zresztą samo Ryuzaku też ją interesowało, bo nigdy nie była w tamtych regionach, a jej chęć poznawania świata w ogóle się nie zmniejszyła. - To, że jest w jakiś sposób podobny daje ci jakąś wskazówkę co do tego gdzie jest i co może teraz robić? - trochę ją zmyliła ta nagła zmiana tematu; ot tu rozmawiają o zniknięciu Akiego i dlaczego Shiki tak uważa i tu nagle przejście do porównywania ich charakteru. Ale wniosek nasuwał się sam. - Ale generalnie ewidentnie masz ciągoty do ludzi, którzy mają dość jasno określone przynajmniej niektóre zasady moralne, którymi się kierują - z drugiej strony jaka szansa była, że dwa razy po sobie trafi na dość podobne pod tym względem osoby? - Shinobi będący świetnym kucharzem? Cóż, podziwiam, jeśli miał czas ćwiczyć gotowanie pomiędzy treningami. Ja nie miałam - no, nie miała na to czasu, ale też gotować nauczyła się dużo wcześniej. Wiedziała za to, że mało który ninja, który zaczął swoje szkolenie normalnie miał na to czas, jeśli nie chciał odstawać na innych polach. Zresztą… Oni też misje zaczynali dużo wcześniej niż zaczęła je ona. No i dlatego stołowali się po karczmach. Czy więc takie dziwne było, że trochę powątpiewała w te świetne umiejętności kulinarne?
- Chise? Tak, tak, chciałabym. Ale mówiła o tym, że planuje się zaciągnąć na Mur, więc… No. Ale może ją zastaniemy. Miło by było - tak, polubiła tę dziewczynę bardzo. I zdecydowanie chciałaby jej podziękować tak za prezenty jak i za przybycie - jeszcze raz.
0 x
赤 · 水 · 晶

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: Dom Shikiego
To nie był żal za Sogen i nie był żal za tym, którego życie zostało przekreślone w kalendarzu Śmierci. Może wiedział to od samego początku, kiedy zostawił czarnowłosego w Ryuzaku. O tym, że nie będzie żadnego drugiego spotkania. Że skoro nie było smutku rozstania - nie będzie się też komu cieszyć z powitań. Przecież nie powitasz samego siebie w pustym domu. Miejsce u boku Shikiego nigdy nie było puste. Miał Asakę i każde miejsce dzięki niej było piękniejsze, wypełnione jej obecnością. Nie istniała taka pustka, której ona nie potrafiłaby wypełnić. Jego piękny świetlik prowadzący przez ciemne korytarze istnienia. Jugo nie żałował żadnej chwili spędzonej tutaj i nie żałował tego, że odszedł. To, że się zdecydował, było najlepszą decyzją w jego życiu, bo dzięki temu miał właśnie ją - osobę, która doskonale go uzupełniała. Była jego podporą, jego wiarą, jego siłą. Co innego to, co stało się w jego prawdziwym domu. To, nad czym rzeczywiście mógł się zatrzymać. Gdzie cukierek nie był cukierkiem. Tutaj? Tu był tylko żal z powodu tego, że pewnej osoby już nie było i prawdopodobnie więcej nie będzie. Krótki, chwilowy, zaraz minie. Skoro minął po Saki, dlaczego nie miałby minąć tutaj. Z jakiegoś powodu wszystkie te złe chwile napłynęły do niego, zebrały się w jednej chwili i postawiły na moment wzruszenia. Refleksji. Kiedy doświadczasz czegoś okropnego, zaczynasz nagle bardziej doceniać wszystko to, co posiadałeś. Każdą osobę, która była ci miła, wierna i w zanadrzu trzymała dobre słowo na pochmurny dzień. Shikarui doceniał ich wszystkich. Każdą dobrą osobę, na którą się natknął. Było ich zdumiewająco mało jak na dwadzieścia lat życia, a może tylko tak mu się wydawało. Łatwo było dać złapać się pozorom, że w życiu każdej innej osoby jest takich jestestw więcej. Nie było. Asaka również musiała walczyć z przeciwnościami, a czym innym były te przeciwności, jeśli właśnie nie ludźmi?
- Lubię na ciebie patrzeć w każdej sytuacji. Jesteś ozdobą mojej codzienności. - Już to ustalili dawno - jak Shiki chciał to potrafił polecieć z gładką gadką. Chwile chcenia nie były namiętnie częste, ale rosły wraz ze stażem ich znajomości. Proporcjonalnie - w górę. Uśmiechnął się w ten wilczy sposób, obracając w kierunku swojej ukochanej branki. Jej kryształ wcale nie był aż tak wolny, to prawda. Za to proces uczenia się, by go wytworzyć, to już zupełnie inna sprawa. Na początku jeszcze z ciekawości próbował podpatrywać, jak Asaka uczy się technik z kryształu, ale w końcu usypiał w ciepełku słoneczka i na tym się kończyły jego ambicje. - Ponieważ nie próbowałaś. - Oj tak, Asaka miała sporo pary w łapach. Niby taka niepozorna kruszyna, ale jak wybombiła to ino raz. Lekceważenie takiego prawego sierpowego nie skończyłoby się dobrze dla nikogo. Dla niego też nie. Był odporny na ból, mógł napięciem mięśni sporo siły zneutralizować, ale to nie był zniewalający poziom, na którym byłby nienaruszalny dla białowłosej. Potrafiła przywalić. Nie doceniała się po prostu.
- Rozstaliśmy się w Ryuzaku. Skoro do tego czasu nie wrócił, pewnie jest martwy. - Oparł się plecami o blat za sobą i splótł ręce na klatce piersiowej, krzyżując nogi. Przyjmując dość luźną postawę, która pokazywała, że na własnym terenie, nawet jeśli zapuszczonym, czuł się swobodnie i nie miał odruchu pozostawania w ciągłej gotowości do ataku. Chociaż mieczy nie odpiął od pasa. Nawet w nocy miał zawsze broń przy sobie, by móc po nią w razie czego błyskawicznie sięgnąć. Były to tego typu nawyki, których nigdy się nie pozbędzie, bo musiałby chcieć się ich pozbyć. Wrogowie i niebezpieczeństwa nie miały poszanowania do tego, czy jest noc czy dzień, czy to twój dom, w którym chciałeś odpocząć, czy też nie. Jeśli już liczyć na coś, to liczyć najlepiej na siebie, nie na to, że Bóg cię ustrzeże.
Zaśmiał się cicho i krótko. Wyraźnie ucieszony i pokrzepiony słowami Asaki.
- Lubię ludzi żywych, przerysowanych i wypełnionych emocjami. Pasjonuje mnie ludzka moralność, honor, duma i godność. Fascynują mnie ludzie dobrzy, którzy potrafią oddać swój ostatni kawałek chleba, by nakarmić bliźniego. Poświęcam swój czas takim ludziom, którzy mają choć jeden z tych przymiotów. Bardzo świadomie. - Uśmiechał się sympatycznie. Szkoda mu było czasu na osoby bez kolorów, bo po co zapraszać kolejną szarość do swojego życia? Zgnuśniałość, syf i zakłamanie znał aż za dobrze, nie potrzeba mu było tego typu osobistości przy swoim boku. Skinął głową w odpowiedzi na jej słowa, nie wyłapując zwątpienia, przytakując temu, że gotował naprawdę dobrze. - Ja nadal mam problemy z obieraniem imbiru. - Wyciągnął jeden kącik ust ku górze i uniósł ramiona, które opuścił po dłuższej chwili. Kto co w czym dobry, kto co potrafił. Kto się skupiał na czym. Zawsze były priorytety, które się ustawiało, rzeczy ważne i ważniejsze. Dla Akiego bardzo ważny był czas, jaki spędzał z matką, a ta kochała gotować. Kochała też kwiaty.
- Na Mur? Nie kojarzę. Możemy spróbować, może nie wyruszyła. - Chociaż minęło już kilka dobrych miesięcy, była szansa, że spotkała się już ze swoim przeznaczeniem, które chciała odwiedzić. - Pójdę zrobić zakupy. Masz ochotę gotować czy będziemy jeść w karczmach? - Zalał herbatę zagotowaną wodą, kiedy była już gotowa. - Dzisiaj i tak kupię coś gotowego. I zabierzemy się za sprzątanie.
- Lubię na ciebie patrzeć w każdej sytuacji. Jesteś ozdobą mojej codzienności. - Już to ustalili dawno - jak Shiki chciał to potrafił polecieć z gładką gadką. Chwile chcenia nie były namiętnie częste, ale rosły wraz ze stażem ich znajomości. Proporcjonalnie - w górę. Uśmiechnął się w ten wilczy sposób, obracając w kierunku swojej ukochanej branki. Jej kryształ wcale nie był aż tak wolny, to prawda. Za to proces uczenia się, by go wytworzyć, to już zupełnie inna sprawa. Na początku jeszcze z ciekawości próbował podpatrywać, jak Asaka uczy się technik z kryształu, ale w końcu usypiał w ciepełku słoneczka i na tym się kończyły jego ambicje. - Ponieważ nie próbowałaś. - Oj tak, Asaka miała sporo pary w łapach. Niby taka niepozorna kruszyna, ale jak wybombiła to ino raz. Lekceważenie takiego prawego sierpowego nie skończyłoby się dobrze dla nikogo. Dla niego też nie. Był odporny na ból, mógł napięciem mięśni sporo siły zneutralizować, ale to nie był zniewalający poziom, na którym byłby nienaruszalny dla białowłosej. Potrafiła przywalić. Nie doceniała się po prostu.
- Rozstaliśmy się w Ryuzaku. Skoro do tego czasu nie wrócił, pewnie jest martwy. - Oparł się plecami o blat za sobą i splótł ręce na klatce piersiowej, krzyżując nogi. Przyjmując dość luźną postawę, która pokazywała, że na własnym terenie, nawet jeśli zapuszczonym, czuł się swobodnie i nie miał odruchu pozostawania w ciągłej gotowości do ataku. Chociaż mieczy nie odpiął od pasa. Nawet w nocy miał zawsze broń przy sobie, by móc po nią w razie czego błyskawicznie sięgnąć. Były to tego typu nawyki, których nigdy się nie pozbędzie, bo musiałby chcieć się ich pozbyć. Wrogowie i niebezpieczeństwa nie miały poszanowania do tego, czy jest noc czy dzień, czy to twój dom, w którym chciałeś odpocząć, czy też nie. Jeśli już liczyć na coś, to liczyć najlepiej na siebie, nie na to, że Bóg cię ustrzeże.
Zaśmiał się cicho i krótko. Wyraźnie ucieszony i pokrzepiony słowami Asaki.
- Lubię ludzi żywych, przerysowanych i wypełnionych emocjami. Pasjonuje mnie ludzka moralność, honor, duma i godność. Fascynują mnie ludzie dobrzy, którzy potrafią oddać swój ostatni kawałek chleba, by nakarmić bliźniego. Poświęcam swój czas takim ludziom, którzy mają choć jeden z tych przymiotów. Bardzo świadomie. - Uśmiechał się sympatycznie. Szkoda mu było czasu na osoby bez kolorów, bo po co zapraszać kolejną szarość do swojego życia? Zgnuśniałość, syf i zakłamanie znał aż za dobrze, nie potrzeba mu było tego typu osobistości przy swoim boku. Skinął głową w odpowiedzi na jej słowa, nie wyłapując zwątpienia, przytakując temu, że gotował naprawdę dobrze. - Ja nadal mam problemy z obieraniem imbiru. - Wyciągnął jeden kącik ust ku górze i uniósł ramiona, które opuścił po dłuższej chwili. Kto co w czym dobry, kto co potrafił. Kto się skupiał na czym. Zawsze były priorytety, które się ustawiało, rzeczy ważne i ważniejsze. Dla Akiego bardzo ważny był czas, jaki spędzał z matką, a ta kochała gotować. Kochała też kwiaty.
- Na Mur? Nie kojarzę. Możemy spróbować, może nie wyruszyła. - Chociaż minęło już kilka dobrych miesięcy, była szansa, że spotkała się już ze swoim przeznaczeniem, które chciała odwiedzić. - Pójdę zrobić zakupy. Masz ochotę gotować czy będziemy jeść w karczmach? - Zalał herbatę zagotowaną wodą, kiedy była już gotowa. - Dzisiaj i tak kupię coś gotowego. I zabierzemy się za sprzątanie.
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
- Asaka
- Postać porzucona
- Posty: 1496
- Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
- Wiek postaci: 27
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
- Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5564
- Aktualna postać: Airan
Re: Dom Shikiego
Łatwo było mówić, że nie-nie, to wcale nie ma na mnie żadnego wpływu. Złe emocje? Ale jakie znowu emocje – wszystko mi przecież jedno. I tak zbiera się te „wszystko jedno” do koszyczka, po jednym. Wszystko jedno tu, wszystko jedno tam… Koszyczek się napełnia. Czas mija, a ty zapominasz, jak dużo wszystkiego jedno wsadziło się do tej zaplecionej wikliny – bo dorobiono jeszcze dekiel, by nic przypadkiem nie uciekło. I w końcu okazuje się, że… nie ma już miejsca. Jeszcze jedno „wszystko mi jedno” już się nie wiśnie i… złe chwile napływały. Pozornie do zignorowania, gdy były pojedynczo, a teraz… Teraz jednak uderzały. Jakoś tam. Shikarui wcale nie był pozbawiony emocji, a przynajmniej Asaka tak uważała, gdy już miała okazję go widzieć w przeróżnych sytuacjach. A to, że kogoś od roku nie było w domu, wcale nie znaczyło, że nie żył. Jej też przez rok nie było. I gdyby nie to, że na horyzoncie pojawił się Shikarui, to nie byłoby jej pewnie dłużej, bo tylko to, że zaproponował jej wspólną podróż niejako zmusiło ją do ruszenia tyłka z nudnego Kotei. A teraz znowu tutaj byli…
Mówi się, że nie ma osób niezastąpionych, ale złotooka zupełnie się z tym nie zgadzała. Za niektórymi nie tęskniło się wcale, za niektórymi tylko przez jakiś czas, ale byli i tacy, co do których tęsknota potrafiła przygnieść długo. Całe życie.
- Bajerant – wydusiła w końcu z siebie po chwili, gdy lekko zaróżowione policzki wróciły do normalnego kolorytu, a ona niby to płochliwie spuściła wzrok, ale nadęła policzki jak ryba rozdymka. Niby zadowolona ale niby nie. Weź tu zrozum kobiety. Ale miała wrażenie, że te chwile chcenia stawały się właśnie częstsze też z tego powodu, bo lubił jej reakcje. I oblewanie się delikatnym odcieniem szkarłatu. Za to zasypianie w ciepełku słoneczka mogło się zakończyć dla Shikiego niespodziewanym „atakiem” białowłosej. Typu przytwierdzenie jego rączek do ziemi kryształem, a potem położenie się obok i złośliwe dmuchanie w ucho wiedząc, że jej przypadkiem nie odwinie… Asaka mogła sobie być ułożona, ale miała w sobie pewną przewrotność, której wcale nie próbowała kryć w obecności Sanady. - Ponieważ wcale nie chcę ci zrobić krzywdy. Nawet przypadkiem – bo chodziło tutaj tak o fakty, jak i o intencje.
Ale z drugiej strony w przeciwnym wypadku nigdy nie będzie wiedziała na co ją stać. Z klonami się nie hamowała. Ale przez to właśnie niestety miała bardzo poobijane ręce – do czasu, aż nie wpadła na pomysł, że mogłaby tylko część tej niesamowitej zbroi wytworzyć na swoich rękach – wtedy było znacznie lżej a i rany na rękach automatycznie zostały zniwelowane. A to, że jej ręce w tej chwili wyglądały dobrze to była zasługa tylko i wyłącznie iryoninów ze szpitala w Seiyamie – a konkretnie jednej iryoninki. Tej samej, którą poznała w teatrze – bo przecież uderzenie z całej siły dłonią nawet w rękawicach w twardy kryształ nie mogło skończyć się bez urazów.
- Dlaczego tak zakładasz? Gdyby nie ty to pewnie sama jeszcze dłużej nie wróciłabym do domu. Oni też mieliby mnie uznać w takim razie za martwą? – spytała w końcu, rozwijając swoją wcześniejszą myśl. Wiedziała, że Shikarui rok temu wrócił właśnie z Ryuzaku gdy natknął się na Asakę, więc Akiego musiało nie być właśnie około roku. Ale rok… pff, co to jest rok.
Sama odsunęła już wcześniej krzesło przy stole, na którym porozwalali większość swoich rzeczy, a teraz strzepnęła kurz z siedziska i oparcia, i opadła na nie, przyglądając się po raz kolejny domowi. Był ładny. Tylko właśnie… zaniedbany. Chociaż nie do końca zaniedbany – po prostu nieużywany. A nie po to były domy, by tylko stały i… się kurzyły. Rok temu spędziła tutaj jedną noc; było tu równie pusto, chociaż nieco bardziej czysto. Wtedy nocowała tutaj jako kompletna obca, a teraz wrócili tutaj jako mąż i żona. Los to naprawdę kapryśny byt. Kapryśny i przewrotny.
- Aha! Więc całkiem celowo owinąłeś sobie mnie wokół palca? – nie myślała tak, raczej się z nim przedrzeźniała. Nic dziwnego, że lubił tego typu ludzi, bo charyzma przyciągała. Nietuzinkowość. Odmienność od całego plutonu takich samych ludzi, którzy różnili się tylko ubiorem. A czasem nawet tyle nie. - Wyślę cię kiedyś na przeszkolenie w obieraniu ziemniaków do jakiegoś lokalu. I się nauczysz – wyszczerzyła się do niego, a błysk w oku był trudny do zinterpretowania – mówiła serio, czy tylko sobie żartowała?
Cóż, tak, priorytety. Niektórzy mogli je sobie ustawić, a niektórym los układał zupełnie inną historię. Asaka nie miała za dużo czasu by spędzać go ze swoją biologiczną matką. Tak, uczyła się gotować, ale nie dlatego, że Himeko to kochała, tylko dlatego, że musiała. Zaś Minako zaczęła pomagać dużo później. A często w ogóle było tak, że jej macocha wybywała na jakąś misję i Asaka gotowała dla rodziny. Taki po prostu był obowiązek.
- Mhm, tak mówiła. Że służba tam trwa pół roku i że nam nie poleca, ale ona pójdzie się zaciągnąć – akurat gości przy stole na weselu słuchała bardzo uważnie. To nie byli jacyś tam przechodnie, na których chciała się wyłączyć. Nie – ci wszyscy ludzie, którzy tam dla nich przybyli, byli dla niej ciekawi. - Ugotowałabym coś. Może. Chyba, że wolisz się stołować po karczmach? – mogła sprzątać i gotować jednocześnie. Żaden problem. Ale prawda była taka, że czekało ich całkiem sporo tego sprzątania. Przynajmniej sypialnia i kuchnia, żeby już dzisiaj nie walać się w kurzosyfie.
Mówi się, że nie ma osób niezastąpionych, ale złotooka zupełnie się z tym nie zgadzała. Za niektórymi nie tęskniło się wcale, za niektórymi tylko przez jakiś czas, ale byli i tacy, co do których tęsknota potrafiła przygnieść długo. Całe życie.
- Bajerant – wydusiła w końcu z siebie po chwili, gdy lekko zaróżowione policzki wróciły do normalnego kolorytu, a ona niby to płochliwie spuściła wzrok, ale nadęła policzki jak ryba rozdymka. Niby zadowolona ale niby nie. Weź tu zrozum kobiety. Ale miała wrażenie, że te chwile chcenia stawały się właśnie częstsze też z tego powodu, bo lubił jej reakcje. I oblewanie się delikatnym odcieniem szkarłatu. Za to zasypianie w ciepełku słoneczka mogło się zakończyć dla Shikiego niespodziewanym „atakiem” białowłosej. Typu przytwierdzenie jego rączek do ziemi kryształem, a potem położenie się obok i złośliwe dmuchanie w ucho wiedząc, że jej przypadkiem nie odwinie… Asaka mogła sobie być ułożona, ale miała w sobie pewną przewrotność, której wcale nie próbowała kryć w obecności Sanady. - Ponieważ wcale nie chcę ci zrobić krzywdy. Nawet przypadkiem – bo chodziło tutaj tak o fakty, jak i o intencje.
Ale z drugiej strony w przeciwnym wypadku nigdy nie będzie wiedziała na co ją stać. Z klonami się nie hamowała. Ale przez to właśnie niestety miała bardzo poobijane ręce – do czasu, aż nie wpadła na pomysł, że mogłaby tylko część tej niesamowitej zbroi wytworzyć na swoich rękach – wtedy było znacznie lżej a i rany na rękach automatycznie zostały zniwelowane. A to, że jej ręce w tej chwili wyglądały dobrze to była zasługa tylko i wyłącznie iryoninów ze szpitala w Seiyamie – a konkretnie jednej iryoninki. Tej samej, którą poznała w teatrze – bo przecież uderzenie z całej siły dłonią nawet w rękawicach w twardy kryształ nie mogło skończyć się bez urazów.
- Dlaczego tak zakładasz? Gdyby nie ty to pewnie sama jeszcze dłużej nie wróciłabym do domu. Oni też mieliby mnie uznać w takim razie za martwą? – spytała w końcu, rozwijając swoją wcześniejszą myśl. Wiedziała, że Shikarui rok temu wrócił właśnie z Ryuzaku gdy natknął się na Asakę, więc Akiego musiało nie być właśnie około roku. Ale rok… pff, co to jest rok.
Sama odsunęła już wcześniej krzesło przy stole, na którym porozwalali większość swoich rzeczy, a teraz strzepnęła kurz z siedziska i oparcia, i opadła na nie, przyglądając się po raz kolejny domowi. Był ładny. Tylko właśnie… zaniedbany. Chociaż nie do końca zaniedbany – po prostu nieużywany. A nie po to były domy, by tylko stały i… się kurzyły. Rok temu spędziła tutaj jedną noc; było tu równie pusto, chociaż nieco bardziej czysto. Wtedy nocowała tutaj jako kompletna obca, a teraz wrócili tutaj jako mąż i żona. Los to naprawdę kapryśny byt. Kapryśny i przewrotny.
- Aha! Więc całkiem celowo owinąłeś sobie mnie wokół palca? – nie myślała tak, raczej się z nim przedrzeźniała. Nic dziwnego, że lubił tego typu ludzi, bo charyzma przyciągała. Nietuzinkowość. Odmienność od całego plutonu takich samych ludzi, którzy różnili się tylko ubiorem. A czasem nawet tyle nie. - Wyślę cię kiedyś na przeszkolenie w obieraniu ziemniaków do jakiegoś lokalu. I się nauczysz – wyszczerzyła się do niego, a błysk w oku był trudny do zinterpretowania – mówiła serio, czy tylko sobie żartowała?
Cóż, tak, priorytety. Niektórzy mogli je sobie ustawić, a niektórym los układał zupełnie inną historię. Asaka nie miała za dużo czasu by spędzać go ze swoją biologiczną matką. Tak, uczyła się gotować, ale nie dlatego, że Himeko to kochała, tylko dlatego, że musiała. Zaś Minako zaczęła pomagać dużo później. A często w ogóle było tak, że jej macocha wybywała na jakąś misję i Asaka gotowała dla rodziny. Taki po prostu był obowiązek.
- Mhm, tak mówiła. Że służba tam trwa pół roku i że nam nie poleca, ale ona pójdzie się zaciągnąć – akurat gości przy stole na weselu słuchała bardzo uważnie. To nie byli jacyś tam przechodnie, na których chciała się wyłączyć. Nie – ci wszyscy ludzie, którzy tam dla nich przybyli, byli dla niej ciekawi. - Ugotowałabym coś. Może. Chyba, że wolisz się stołować po karczmach? – mogła sprzątać i gotować jednocześnie. Żaden problem. Ale prawda była taka, że czekało ich całkiem sporo tego sprzątania. Przynajmniej sypialnia i kuchnia, żeby już dzisiaj nie walać się w kurzosyfie.
0 x
赤 · 水 · 晶

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: Dom Shikiego
Byłaś jedną z wielu, które tak myślały. Że ma uczucia, że czuje jak każdy inny człowiek. Jedną z wielu - bo większość tych, którzy zobaczyli drugą stronę medalu, nie żyli wystarczająco długo, by o niej opowiedzieć. Okazywało się, że poza tą śliczną, lśniącą w słońcu i cieszącą oczy, którą chciało się oglądać i tej czarnej, nieprzenikliwie czarnej, była jeszcze strona całkowicie zapomniana, niedoceniana przez większość, bo pozornie nie było na co spoglądać. Każda moneta miała przecież swoje brzegi. Niby kryło się na nich najmniej, niby były nieważne, a jednak były łącznikami. A prawda, jak powszechnie wiadomo, zazwyczaj lubiła kryć się właśnie pośrodku. Byłaś taka sama. Ze swoim gniewem, co palił i porażał, ze swoją miękkością, na której układało się głowę jak na poduszce na rewersie, a tu? Okazywało się, że potrafisz być tak miękka jak i śmiertelnie gorąca. Jedno drugiego nie musiało wykluczać. Ale jak to? Czerń była czernią, biel wciąż bielą! Zło nigdy nie było w ludziach tak oczywiste. Pozory myliły, a wzrok lubił dać się omamić. Kiedy zabiję małego kotka - czy będę zły? Jedny ciosem ostrza, wprawnym ruchem. Wytkną palcami, rzucą kamieniem. Morderca. Przecież zabił tak niewinne, słodkie stworzenie, które przed sobą miało tak wiele. Nikt nie zapyta: dlaczego. Zapytają już po fakcie. Gdy odbędzie się lincz i zmówią paciorek, by chronił ich anioł stróż ode złego.
Nigdy pewnie nie dowiedzą się, że kotek był tak chory, że nie dało się go uratować, a ostatni cios był dla niego łaską, by dalej nie znosił cierpienia.
- Myślałaś kiedyś o tym, że może mnie to podniecać? - Cofnął się do kuchni, uśmiechnięty nadal pod nosem, o jakże zadowolony z siebie i tych rozmówek, co były tutaj prowadzone. Tak, uwielbiał jej reakcje! Jedyne w swoim rodzaju… Och, a może tylko jemu się tak wydawało? Pewnie tak. Było takich wiele - zawstydzonych dziewcząt, cieszących się z komplementów, które zgarniały i otrzymywały. Zwłaszcza od tych, którym oddały swoje serce. Albo chciały oddać i tylko czekały na odpowiedni moment. To właśnie Asaka była jednak specjalna. Ze swoimi uśmiechami, spojrzeniami i reakcjami. Sprawiała mu przyjemność jak nikt inny i wciąż była pięknym obrazem. O tyle dobrze, że potrafiła się sama bardzo dobrze ochronić i nie było potrzeby zamykania jej w drewnianej ramce. - Powstrzymywanie się może być błędem. - Tak, tak, jeszcze przed chwilą było narzekanie, że będzie boleć. Chociaż to akurat były śmieszki. Ból hartował i był ostatnim czynnikiem, którego Sanada się bał i na który by marudził. Zresztą on i marudzenie nie chodzili ze sobą w parze. Lecz racja - co było w sypialni to powinno pozostać w sypialni. Gdyby jeszcze czarnowłosy miał odrobinę więcej skrępowania w sobie - czyli posiadał w ogóle jakiekolwiek skrępowanie - pewnie byłoby łatwiej.
- Instynkt? - To nie było do końca pytanie, nie było też do końca stwierdzenie. Wyjął ścierkę i namoczył ją w wodzie, przelewając ją uprzednio z wiadra do miski, by przetrzeć stół. Tak, żeby w ogóle dało się przy nim usiąść. Wziął się też od razu za starcie krzeseł, żeby im na tyłkach nie pozostała piękna, szara plama. Zwłaszcza na jego idealnie czarnych wdziankach. - Masz rację. Może ruszył szukać Hana. Chciał się w końcu na nim zemścić. - Aaa, ta nieszczęsna dyskusja między tą dwójką… A potem krew. Dużo krwi. Lejącej się na posadzkę, błyszczącej w blasku świec. Oblepiła krzesła, zmywana przez wilgotną ścierkę wraz z kurzem…
Mrugnął.
- Całkiem niezły jestem, co? Pracowałem nad tym bardzo długo. - Przerzucił ścierę przez miskę i zanurzył w niej ręce, żeby je obmyć. I obmyć sobie przy okazji twarz. Odebrał jej żart, ale taka była prawda - pracował nad tym. Nie żeby owinąć ją sobie wokół palca, była zbyt bystra, a on… nie lubiłby jej tak bardzo, gdyby dawała się jakkolwiek manipulować. Nie to, żeby próbował po tych pierwszych nieudanych próbach, delikatnych próbach sprawdzenia, czy będzie reagowała na wbijanie szpilek. Nie, nie. Natomiast faktem było, że się starał. Że pragnął ją zdobyć i mieć ją dla siebie. Pracował nad tym. Dawał z siebie wszystko a chciał wziąć jeszcze więcej. - Nie chcę. Wolę się uczyć od ciebie. - Otrzepał dłonie i wrócił do stołu, żeby do niego zasiąść. Ooo. Dobrze było wyprostować nogi po całej tej podróży. Zaplanować sobie miło dzionek. Nie martwić się o nic i niczym nie przejmować.
- Pewnie, że wolę twoją kuchnię. To żaden wybór.
Nigdy pewnie nie dowiedzą się, że kotek był tak chory, że nie dało się go uratować, a ostatni cios był dla niego łaską, by dalej nie znosił cierpienia.
- Myślałaś kiedyś o tym, że może mnie to podniecać? - Cofnął się do kuchni, uśmiechnięty nadal pod nosem, o jakże zadowolony z siebie i tych rozmówek, co były tutaj prowadzone. Tak, uwielbiał jej reakcje! Jedyne w swoim rodzaju… Och, a może tylko jemu się tak wydawało? Pewnie tak. Było takich wiele - zawstydzonych dziewcząt, cieszących się z komplementów, które zgarniały i otrzymywały. Zwłaszcza od tych, którym oddały swoje serce. Albo chciały oddać i tylko czekały na odpowiedni moment. To właśnie Asaka była jednak specjalna. Ze swoimi uśmiechami, spojrzeniami i reakcjami. Sprawiała mu przyjemność jak nikt inny i wciąż była pięknym obrazem. O tyle dobrze, że potrafiła się sama bardzo dobrze ochronić i nie było potrzeby zamykania jej w drewnianej ramce. - Powstrzymywanie się może być błędem. - Tak, tak, jeszcze przed chwilą było narzekanie, że będzie boleć. Chociaż to akurat były śmieszki. Ból hartował i był ostatnim czynnikiem, którego Sanada się bał i na który by marudził. Zresztą on i marudzenie nie chodzili ze sobą w parze. Lecz racja - co było w sypialni to powinno pozostać w sypialni. Gdyby jeszcze czarnowłosy miał odrobinę więcej skrępowania w sobie - czyli posiadał w ogóle jakiekolwiek skrępowanie - pewnie byłoby łatwiej.
- Instynkt? - To nie było do końca pytanie, nie było też do końca stwierdzenie. Wyjął ścierkę i namoczył ją w wodzie, przelewając ją uprzednio z wiadra do miski, by przetrzeć stół. Tak, żeby w ogóle dało się przy nim usiąść. Wziął się też od razu za starcie krzeseł, żeby im na tyłkach nie pozostała piękna, szara plama. Zwłaszcza na jego idealnie czarnych wdziankach. - Masz rację. Może ruszył szukać Hana. Chciał się w końcu na nim zemścić. - Aaa, ta nieszczęsna dyskusja między tą dwójką… A potem krew. Dużo krwi. Lejącej się na posadzkę, błyszczącej w blasku świec. Oblepiła krzesła, zmywana przez wilgotną ścierkę wraz z kurzem…
Mrugnął.
- Całkiem niezły jestem, co? Pracowałem nad tym bardzo długo. - Przerzucił ścierę przez miskę i zanurzył w niej ręce, żeby je obmyć. I obmyć sobie przy okazji twarz. Odebrał jej żart, ale taka była prawda - pracował nad tym. Nie żeby owinąć ją sobie wokół palca, była zbyt bystra, a on… nie lubiłby jej tak bardzo, gdyby dawała się jakkolwiek manipulować. Nie to, żeby próbował po tych pierwszych nieudanych próbach, delikatnych próbach sprawdzenia, czy będzie reagowała na wbijanie szpilek. Nie, nie. Natomiast faktem było, że się starał. Że pragnął ją zdobyć i mieć ją dla siebie. Pracował nad tym. Dawał z siebie wszystko a chciał wziąć jeszcze więcej. - Nie chcę. Wolę się uczyć od ciebie. - Otrzepał dłonie i wrócił do stołu, żeby do niego zasiąść. Ooo. Dobrze było wyprostować nogi po całej tej podróży. Zaplanować sobie miło dzionek. Nie martwić się o nic i niczym nie przejmować.
- Pewnie, że wolę twoją kuchnię. To żaden wybór.
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
- Asaka
- Postać porzucona
- Posty: 1496
- Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
- Wiek postaci: 27
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
- Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5564
- Aktualna postać: Airan
Re: Dom Shikiego
Pozory miały to do siebie, że bardzo lubiły mylić. Widzisz jedną scenę, zupełnie wyrwaną z kontekstu i już myślisz, że wiesz na ten temat wszystko. Bo zdradliwy umysł już sobie dorobił teorię i resztę historii. Cóż z tego, że zupełnie błędne. Cóż, że scena jawiła się później we wspomnieniach pokracznie, jak odbita w krzywym zwierciadle. Kotek był chory i pozbawienie go cierpień było aktem miłosierdzia - a przecież wystarczyło zapytać, nim się osądziło, prawda? Choć istoty żyjące miały to do siebie, że kurczowo trzymały się życia. Zaś śmierć… Ta przychodziła często niespodziewanie, ale czasami - czasami była bardzo wyczekiwanym gościem. Nie męcz się już. Zabiorę twój ból. Ukoję go.
- B-bajerowanie? - czy chodziło mu o to właśnie? To go podniecało? Czy raczej chodziło mu o jej reakcje? Ach, Asaka, nie myśl tyle, bo mózg ci się sfajczy. To chyba już nastąpiło, co widoczne było po jej zmarszczonych brwiach i ponownie nabranym kolorycie na policzkach.
Czy kiedykolwiek o tym myślała? A i owszem, zdarzało się, ale zwykle po fakcie, gdy burza emocji już opadła. Shikarui był bardzo przebiegłym mężczyzną, który miał oczy i zdał sobie sprawę z tego, co wystarczy powiedzieć, bądź zrobić, aby Asaka nabrała kolorów i odrobinę się speszyła. Tylko odrobinę - bo zwykle odpowiadała pięknym za nadobne, choć nie zawsze od razu. Czasami pułapkę trzeba było odpowiednio rozłożyć. Więc jeśli Shiki zdawał sobie z czegoś sprawę i nadal to robił - znaczyło to, że było celowe. Musiał to lubić, musiało mu się podobać to, co widział. Asaka domyśliła się, że to na niego działało, bo gdy ona zamieniała się w nieśmiałą pannę pod wpływem jego słów, Shiki zamieniał się w prawdziwego łowczego. Tak było za pierwszym razem nad jeziorem, tak było za drugim w jej domu. I za każdym kolejnym też. Więc taak, zdecydowanie myślała o tym, że może go to podniecać. I nic tutaj nie było niechciane. Bo gdyby Asaka nie była w nastroju, to po prostu by o tym powiedziała. Ale była. A może po prostu ją zaskoczył? Troszeczkę.
- Może. Ale nie w ciebie powinny być wymierzone moje ciosy - nie była delikatniutka, a mogła się taka wydawać na pierwszy rzut oka. - Powiedziałam ci już kiedyś, że nie podniosłabym na ciebie ręki - to się akurat nie zmieniło. Nigdy, przenigdy nie chciała mu zrobić krzywdy. Zresztą jak bardzo chore musi być bicie kogoś bliskiego? Kogoś, kogo się kocha? Siniaki i inne rany zdarzały się na misjach, po walce z wrogiem, nie trzeba było ich jeszcze wnosić do swojego domu. A że Shikarui nie był delikatnym kochankiem - to zupełnie inna para butów, która rzecz jasna białowłosej absolutnie nie przeszkadzała, ale nie zamierzała tego wynosić poza drzwi sypialni właśnie.
- No widzisz. Jest dużo opcji. Czemu od razu zakładasz najgorszą? - a może dostał jakąś wiadomość od liderki i udał się na długą misję czy coś? Asaka w sumie nie wiedziała jakim shinobim jest Aka, co potrafi, do czego się nadaje. Ot, różne pomysły przychodziły jej teraz do głowy, a zakładanie czegokolwiek na podstawie niewypielęgnowanego ogrodu chyba nie było najlepszą rzeczą - choć z pewnością było znakiem, że Akiego w domu nie ma. Han mógł być zresztą tak samo dobrą motywacją do nie wracania jak każda inna - na ile o Akim usłyszała i na ile wiedziała co się wydarzyło w Kami no Hikage.
- Jak na takiego leniuszka to zabójczo skuteczny - parsknęła, po czym skupiła się trochę, by zmieszać chakrę. To nie było trudne, już nie, ale widząc, do czego zabiera się Shiki, po prostu w wolnym rogu pomieszczenia wytworzyła mały, rubinowy stolik, na który zaczęła przenosić rzeczy walnięte wcześniej dość bezmyślnie na stół jadalniany. Bo przeszkadzały, a faktycznie trzeba go było przetrzeć. Tak jak wszystkie krzesła (za wyjątkiem tego, które sama swoją łapką otrzepała) i blaty. I szafki. Dużo było roboty, tak tutaj, jak i w sypialni, ale przecież mogli się podzielić zadaniami.
Ona też cały czas pracowała nad tą relacją. Starała się jak mogła, nie żeby Shikarui robił wszystko co chciała i żeby tańczył jak mu zagra, bo nie o to chodziło, ale o zrozumienie siebie wzajemnie. Należenie do siebie też - choć formalnie to zostało już przypieczętowane. Ale to nie znaczyło, że należało przestać się starać.
- No to coś ugotuję - lubiła dla niego gotować. To… nie było żadnym przykrym obowiązkiem czy czymś podobnym. Do tej pory Asaka dość neutralnie podchodziła do sprawy gotowania właśnie - ot, było to coś, co trzeba było robić no i tyle. I przydawało się w podróży. Ale jakoś odkąd zaczęła gotować nie tylko dla swojej rodziny czy dla siebie, a dla niego to… Zupełnie inaczej zaczęła na to patrzeć.
- B-bajerowanie? - czy chodziło mu o to właśnie? To go podniecało? Czy raczej chodziło mu o jej reakcje? Ach, Asaka, nie myśl tyle, bo mózg ci się sfajczy. To chyba już nastąpiło, co widoczne było po jej zmarszczonych brwiach i ponownie nabranym kolorycie na policzkach.
Czy kiedykolwiek o tym myślała? A i owszem, zdarzało się, ale zwykle po fakcie, gdy burza emocji już opadła. Shikarui był bardzo przebiegłym mężczyzną, który miał oczy i zdał sobie sprawę z tego, co wystarczy powiedzieć, bądź zrobić, aby Asaka nabrała kolorów i odrobinę się speszyła. Tylko odrobinę - bo zwykle odpowiadała pięknym za nadobne, choć nie zawsze od razu. Czasami pułapkę trzeba było odpowiednio rozłożyć. Więc jeśli Shiki zdawał sobie z czegoś sprawę i nadal to robił - znaczyło to, że było celowe. Musiał to lubić, musiało mu się podobać to, co widział. Asaka domyśliła się, że to na niego działało, bo gdy ona zamieniała się w nieśmiałą pannę pod wpływem jego słów, Shiki zamieniał się w prawdziwego łowczego. Tak było za pierwszym razem nad jeziorem, tak było za drugim w jej domu. I za każdym kolejnym też. Więc taak, zdecydowanie myślała o tym, że może go to podniecać. I nic tutaj nie było niechciane. Bo gdyby Asaka nie była w nastroju, to po prostu by o tym powiedziała. Ale była. A może po prostu ją zaskoczył? Troszeczkę.
- Może. Ale nie w ciebie powinny być wymierzone moje ciosy - nie była delikatniutka, a mogła się taka wydawać na pierwszy rzut oka. - Powiedziałam ci już kiedyś, że nie podniosłabym na ciebie ręki - to się akurat nie zmieniło. Nigdy, przenigdy nie chciała mu zrobić krzywdy. Zresztą jak bardzo chore musi być bicie kogoś bliskiego? Kogoś, kogo się kocha? Siniaki i inne rany zdarzały się na misjach, po walce z wrogiem, nie trzeba było ich jeszcze wnosić do swojego domu. A że Shikarui nie był delikatnym kochankiem - to zupełnie inna para butów, która rzecz jasna białowłosej absolutnie nie przeszkadzała, ale nie zamierzała tego wynosić poza drzwi sypialni właśnie.
- No widzisz. Jest dużo opcji. Czemu od razu zakładasz najgorszą? - a może dostał jakąś wiadomość od liderki i udał się na długą misję czy coś? Asaka w sumie nie wiedziała jakim shinobim jest Aka, co potrafi, do czego się nadaje. Ot, różne pomysły przychodziły jej teraz do głowy, a zakładanie czegokolwiek na podstawie niewypielęgnowanego ogrodu chyba nie było najlepszą rzeczą - choć z pewnością było znakiem, że Akiego w domu nie ma. Han mógł być zresztą tak samo dobrą motywacją do nie wracania jak każda inna - na ile o Akim usłyszała i na ile wiedziała co się wydarzyło w Kami no Hikage.
- Jak na takiego leniuszka to zabójczo skuteczny - parsknęła, po czym skupiła się trochę, by zmieszać chakrę. To nie było trudne, już nie, ale widząc, do czego zabiera się Shiki, po prostu w wolnym rogu pomieszczenia wytworzyła mały, rubinowy stolik, na który zaczęła przenosić rzeczy walnięte wcześniej dość bezmyślnie na stół jadalniany. Bo przeszkadzały, a faktycznie trzeba go było przetrzeć. Tak jak wszystkie krzesła (za wyjątkiem tego, które sama swoją łapką otrzepała) i blaty. I szafki. Dużo było roboty, tak tutaj, jak i w sypialni, ale przecież mogli się podzielić zadaniami.
Ona też cały czas pracowała nad tą relacją. Starała się jak mogła, nie żeby Shikarui robił wszystko co chciała i żeby tańczył jak mu zagra, bo nie o to chodziło, ale o zrozumienie siebie wzajemnie. Należenie do siebie też - choć formalnie to zostało już przypieczętowane. Ale to nie znaczyło, że należało przestać się starać.
- No to coś ugotuję - lubiła dla niego gotować. To… nie było żadnym przykrym obowiązkiem czy czymś podobnym. Do tej pory Asaka dość neutralnie podchodziła do sprawy gotowania właśnie - ot, było to coś, co trzeba było robić no i tyle. I przydawało się w podróży. Ale jakoś odkąd zaczęła gotować nie tylko dla swojej rodziny czy dla siebie, a dla niego to… Zupełnie inaczej zaczęła na to patrzeć.
0 x
赤 · 水 · 晶

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: Dom Shikiego
- Przemoc. - Poprawił gładziutko jej zająkniecie się i zdziwienie, które zaalarmowało error 404 w jej umyśle i prawdziwe zacięcie się procesora. Zdecydowanie dual cory przestały łączyć. Co bardzo go rozbawiło, bo taki tok myślenia wysadziłby mount everest, co dopiero jego biedną głowę. Na szczęście białowłosa świetnie sobie radziła w temacie łączenia wątków jak i ich rozłączania. Potrafiła stworzyć coś z niczego - dosłownie! Dasz jej igłę i kawałek drewna, a stworzy z tego prawdziwy fort, z fosą jeszcze dookoła. No przyda się jej jeszcze nić, ale to nadal stosunkowo małe wymagania jak na budowę fortu. Ale to stwierdzenie, czy raczej - pytanie - wcale nie padało tak daleko od jabłoni. Jak jabłko, które nigdy się zbyt daleko nie pokaturla pod warunkiem, że jabłonka nie stała na wzgórzu. Od słownych gierek do konkretów. To działało pobudzająco. Zachęcająco. Jak tylko człowiek może sycić się oczekiwaniem przed polowaniem i chłonąć atmosferę dreszczy, jaka potrafiła się wytworzyć. Chyba tylko Jugo wiedzą, co czuł wilk, gdy zasadzał się na sarnę. Presję? Doskwierała mu świadomość, że musi przynieść ofiarę do domu by wykarmić swoje stado? Człowiek mógł zabijać dla przyjemności. Polować dla przyjemności. Jedno niekoniecznie równało się drugiemu.
- Trening to trening. Musisz dać z siebie wszystko. - Pokazał jej kciuka do góry, kiedy zrobiła stołek i przeniosła na chwilę manele ze stołu. - Dobra robota. Nie zaplanowałem tego rozsądnie. - Organizacja legła w gruzach, na szczęście miał wspaniałą żonkę, która uratowała sytuację.
- Przeczucie. Mam takie samo przeczucie, że nigdy już nie spotkamy Rena. - Brzmiało to bardzo dramatycznie. Brzmiało? W jego tonacji głosu wszystko brzmiało jak zaproszenie na południową herbatkę. Zdążył polubić Rena na “swój sposób”. Czyli nie bardzo mocno, tak trochę nijak. Został zaakceptowany i można było podać sobie z nim grabę. Jednocześnie jego zdolność, którą przejawiał z wybuchami, była niesamowita. Jak się ten klan nazywał..? Ach tak - Haretsu. Niesamowite kekkei genkai, trzeba było przyznać. I chociaż Shikarui naprawdę lubił wysadzać ludzi to nie sądził, żeby do niego coś takiego pasowało. Z drugiej strony zupełnie inaczej by się szkolił z takimi zdolnościami. Powinnością ninja powinno być rozwinąć swój potencjał nie do stu a do dwustu procent. Być najlepszym. Tylko w sumie… po co?
- Wszystko ma swoje ograniczenia. Gdybyśmy się lenili za długo, obroślibyśmy w tłuszczyk. Stalibyśmy się Akimichi. Chciałabyś być panią Akimichi? - Uniósł spojrzenie na Asakę, obnażając w uśmiechu kły. Tak złośliwie. - Masz mniejsze skłonności do lenienia się niż ja. Więc mogę być zagrożony tylko ja. - Oo, co by wtedy kochana żonka powiedziała! Wiedział, że by nie była zachwycona, bo i on nie byłby zachwycony, gdyby to zadziałało w drugą stronę. Gdyby to ona nagle się… YYGH! SPASŁA! GRUBAASEEK! Ale to on dojadał po niej posiłki w karczmach i wżerał całe michy! Niedobrze! Trzeba zmierzyć krzywą cukrową, może to cukrzyca? Albo gmo? A nie, GMO to jeszcze nie te czasy. Całe szczęście. Jeszcze na to zaczęliby wszyscy mutację Jugo zwalać.
- Trening to trening. Musisz dać z siebie wszystko. - Pokazał jej kciuka do góry, kiedy zrobiła stołek i przeniosła na chwilę manele ze stołu. - Dobra robota. Nie zaplanowałem tego rozsądnie. - Organizacja legła w gruzach, na szczęście miał wspaniałą żonkę, która uratowała sytuację.
- Przeczucie. Mam takie samo przeczucie, że nigdy już nie spotkamy Rena. - Brzmiało to bardzo dramatycznie. Brzmiało? W jego tonacji głosu wszystko brzmiało jak zaproszenie na południową herbatkę. Zdążył polubić Rena na “swój sposób”. Czyli nie bardzo mocno, tak trochę nijak. Został zaakceptowany i można było podać sobie z nim grabę. Jednocześnie jego zdolność, którą przejawiał z wybuchami, była niesamowita. Jak się ten klan nazywał..? Ach tak - Haretsu. Niesamowite kekkei genkai, trzeba było przyznać. I chociaż Shikarui naprawdę lubił wysadzać ludzi to nie sądził, żeby do niego coś takiego pasowało. Z drugiej strony zupełnie inaczej by się szkolił z takimi zdolnościami. Powinnością ninja powinno być rozwinąć swój potencjał nie do stu a do dwustu procent. Być najlepszym. Tylko w sumie… po co?
- Wszystko ma swoje ograniczenia. Gdybyśmy się lenili za długo, obroślibyśmy w tłuszczyk. Stalibyśmy się Akimichi. Chciałabyś być panią Akimichi? - Uniósł spojrzenie na Asakę, obnażając w uśmiechu kły. Tak złośliwie. - Masz mniejsze skłonności do lenienia się niż ja. Więc mogę być zagrożony tylko ja. - Oo, co by wtedy kochana żonka powiedziała! Wiedział, że by nie była zachwycona, bo i on nie byłby zachwycony, gdyby to zadziałało w drugą stronę. Gdyby to ona nagle się… YYGH! SPASŁA! GRUBAASEEK! Ale to on dojadał po niej posiłki w karczmach i wżerał całe michy! Niedobrze! Trzeba zmierzyć krzywą cukrową, może to cukrzyca? Albo gmo? A nie, GMO to jeszcze nie te czasy. Całe szczęście. Jeszcze na to zaczęliby wszyscy mutację Jugo zwalać.
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
- Asaka
- Postać porzucona
- Posty: 1496
- Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
- Wiek postaci: 27
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
- Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5564
- Aktualna postać: Airan
Re: Dom Shikiego
Zagapiła się na niego zbyt długo, niż można to było wziąć za normalne. Za naturalne pewnie też, ale to akurat było dość trudne do wyłapania, bo dziewczyna dość często i długo na niego patrzyła, ciesząc oczy. W nosie mając szpecące blizny na jego ciele - te same, które z lubością krył pod bandażami, żeby nie przyciągać większej uwagi. Asaka od jakiegoś czasu nawet się zastanawiała czy mu tych bandaży nie zabarwić na czarny kolor, to by się wyróżniały jeszcze mniej… Ale o czym to ja…? Ach tak, zapatrzyła się na niego nieco zbyt długo, gdy wyprowadził ją z błędu, bo jakoś… Nie, nie pomyślała, że przemoc go podnieca. Nie w takim (nie)codziennym wydaniu, w którym mąż bije żonę, bo nie spodobało mu się, że nie doprawiła zupy. Albo z jeszcze innego powodu. Albo, że to żona bije męża, bo coś tam. Albo, że leje się krew. Zupełnie nie myślała o tym w tych kategoriach, bo to… nie było normalne. Fizyczne i mentalne cierpienie - faktycznie cierpienie drugiej, tej niby ukochanej jednostki. To było dla niej chore, nienormalne. No ale z kolei ta niedelikatność w łóżku to już zupełnie inna sprawa. Więc o czym teraz mówili? O tym, że podnieca go myśl o treningu, w którym Asaka się nie powstrzymuje i leje go z całą swoją siłą? Tak naprawdę? Czy podniecała go myśl o tym, co będzie robić, gdy już sypialnia zostanie wysprzątana, posłanie przeprane i nie śmierdzące kurzem, a oni będą zmęczeni, ale szczęśliwi…?
- W jakim wydaniu? - wydusiła z siebie w końcu, gdy w jej główce przestały się przepalać zawody, a ona spojrzała na Shikiaruia mrużąc podejrzliwie oczy. Nie, nie chciałaby, żeby mu nagle coś odpierdoliło i zaczął ją bić - tak na serio-serio. Była zbyt dumna, by znosić takie traktowanie i upokorzenie. Zresztą… - Ale ja nie chcę ci zrobić krzywdy! Chcesz potem pójść do liderki z śliwą pod okiem, złamanym nosem i wybitym zębem, a do tego jeszcze z posiniaczoną resztą ciała? I co byś jej powiedział? “Aaa… bo żona mnie bije”? Hmpf - aż prychnęła jak rasowa kotka na taką wizję, która pojawiła się w jej głowie, i którą najchętniej bardzo szybko rozgoniłaby rękoma. Była gotowa kąsać. - Mogę cię co najwyżej zdzielić ścierą. Może te głupie pomysły z głowy wylecą - brakowało tylko okrzyku “wraaaa!” i rzucenia się z rozcapierzonymi łapami na Shikiego. To jeszcze żarty, czy już nie? Asaka była wyrazista, momentami wręcz przekolorowana - tak jak teraz.
- No widzę. Leniuszku - dwie lewe ręce do prac domowych, prawda? Mało sprzątał, mało gotował (czyli wcale), a porąbać drewno na opał albo przybić gwóźdź do deski - paaanie, Asaka wolała sobie tego nie wyobrażać nawet, bo albo deska by tego nie przeżyła, albo Shikarui miałby gwoździa wbitego w nogę. - Jego to chyba tylko na pustyni. Jeśli nigdy się tam nie wybierzemy, to faktycznie raczej małe szanse, by się na niego natknąć - przeczucie, tak?
- Gdybym chciała być panią Akimichi, to znalazłabym sobie faceta Akimichi - miłego grubaska, który znał się na jedzeniu i potrafił gotować, a nie kogoś, kto nie potrafił obrać ziemniaka. Więc nie, nie chciała być żadną panią Akimichi i nie chciała, by Sanada też się w takiego zamienił - chociaż by było jasne, do Akimichi nic nie miała. Sympatyczni ludzie - to z pewnością! - Więc szoruj do roboty, a nie siedzisz i czekasz aż samo się wysprząta, o!
- W jakim wydaniu? - wydusiła z siebie w końcu, gdy w jej główce przestały się przepalać zawody, a ona spojrzała na Shikiaruia mrużąc podejrzliwie oczy. Nie, nie chciałaby, żeby mu nagle coś odpierdoliło i zaczął ją bić - tak na serio-serio. Była zbyt dumna, by znosić takie traktowanie i upokorzenie. Zresztą… - Ale ja nie chcę ci zrobić krzywdy! Chcesz potem pójść do liderki z śliwą pod okiem, złamanym nosem i wybitym zębem, a do tego jeszcze z posiniaczoną resztą ciała? I co byś jej powiedział? “Aaa… bo żona mnie bije”? Hmpf - aż prychnęła jak rasowa kotka na taką wizję, która pojawiła się w jej głowie, i którą najchętniej bardzo szybko rozgoniłaby rękoma. Była gotowa kąsać. - Mogę cię co najwyżej zdzielić ścierą. Może te głupie pomysły z głowy wylecą - brakowało tylko okrzyku “wraaaa!” i rzucenia się z rozcapierzonymi łapami na Shikiego. To jeszcze żarty, czy już nie? Asaka była wyrazista, momentami wręcz przekolorowana - tak jak teraz.
- No widzę. Leniuszku - dwie lewe ręce do prac domowych, prawda? Mało sprzątał, mało gotował (czyli wcale), a porąbać drewno na opał albo przybić gwóźdź do deski - paaanie, Asaka wolała sobie tego nie wyobrażać nawet, bo albo deska by tego nie przeżyła, albo Shikarui miałby gwoździa wbitego w nogę. - Jego to chyba tylko na pustyni. Jeśli nigdy się tam nie wybierzemy, to faktycznie raczej małe szanse, by się na niego natknąć - przeczucie, tak?
- Gdybym chciała być panią Akimichi, to znalazłabym sobie faceta Akimichi - miłego grubaska, który znał się na jedzeniu i potrafił gotować, a nie kogoś, kto nie potrafił obrać ziemniaka. Więc nie, nie chciała być żadną panią Akimichi i nie chciała, by Sanada też się w takiego zamienił - chociaż by było jasne, do Akimichi nic nie miała. Sympatyczni ludzie - to z pewnością! - Więc szoruj do roboty, a nie siedzisz i czekasz aż samo się wysprząta, o!
0 x
赤 · 水 · 晶

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: Dom Shikiego
Musiałby być naprawdę bardzo ciężko, bardzo poważnie chory, by nagle zapragnąć krzywdzić ją do takiego stopnia, w którym zaczęłaby się krew. Przecież to było chore. A jednak myśli gnały naprzód, a wyobraźnia swoje dodawała. Wątpliwości i zastanowienie, po co w ogóle dzielić się myślami okrutnymi i nieprzyjemnymi. Rzucenie jednego słowa mogło wywołać lawinę. Jak jeden podmuch wiatru, który zamieniał się w huragan. Jak jedno uderzenie pioruna, co zamieniało się w burze. Dlatego słowa miały moc i dlatego czarnowłosy miał do nich naprawdę wiele poszanowania. Trudność zadania w odbiorze słów polegała na odsiewie ziarna, by zabrać wszystko, co prawdziwie wyjątkowe i szczególnie ważne. Czytać między znakami układającymi się w słowa. I tak on zbierał teraz ziarna zasianej burzy, mogąc się domyślić, że taka właśnie nastąpi. Nie domyślił się. Czekał na jej następne słowo, widząc pęd szalonych myśli wpadających na siebie wzajem, co zaklęte pod taflą złotego kryształu nie uderzały i nie ciosały wszystkiego wokół kobiety. To nie ogień, co parzył, to kalkulacja. Pragnienie zrozumienia i wielka uwaga, by czasem nie zrozumieć czegoś opacznie. Nie wyciągnąć pochopnych wniosków, które za łatwo wszystko skreślały.
- Musiałaś pomyśleć o czymś okropnym. - Zawyrokował, kiedy w końcu wydukała z siebie to pytanie, otrząsając się z wrażeń, którymi została objęta. Nie do końca o taką reakcję mu chodziło, ale tak, była do przewidzenia. Słowa, słowa… ach, ich moc była doprawdy przytłaczająca. Asaka była tak ekspresywna, że większość emocji można było z niej wyczytać od ręki, jeśli tylko potrafiło się przejrzeć przez jej pokazowo groźną aparycję. - Nie dałbym ci się pobić aż tak, bez przesady. - Uśmiechnął się ponownie po tygrysiemu. Wyglądałby wtedy jak prawdziwy bohater wracający z wojny. Z groźnej misji, która zagrażała jego życiu. Wątpliwe, żeby przywódczyni jednego z najbardziej poważanych rodów w tym świecie nagle padła z wrażenia i omdlała przed swoim biurkiem. - Nie. Ścierki są brudne. Zachowaj tę siłę do sprzątania. - Popił sobie grzecznie herbatkę, rozsiadając się wygodnie na krzesełku. Sfery niedomówień i niepewności czasem potrafiły być niesamowicie kręcące, a czasami burzyły nawet te bardziej solidne mury. Człowiek stawał się przewrażliwiony i nazywał to ostrożnością. Tutaj te niedomówienia nie były dobre, a gdy powiedziało się “a” to należało i powiedzieć “b”... tylko zależy dla której strony niedobre były. To już był, zdaje się, ten moment gry, kiedy należało powiedzieć “stop” i wyjaśnić od samego początku, że to miała być tylko zabawa. Nie udręczająca duszę i umysł kara za grzechy niepopełnione. - [b]Nigdy nie sprawi mi przyjemności skrzywdzenie cię. Co za głupiutki pomysł.[/b] - Wyciągnął rękę, żeby pacnąć lekko palcem czoło białowłosej.
Nie miał aż tak dwóch lewych rąk. Wiele lat musiał sobie radzić sam i zmusiło go to do rozpoczęcia radzenia sobie z rzeczami, których jak dotąd nawet nie muskał swoimi palcami. W dodatku szybko się uczył i lubił pomagać. Choć gdyby dać mu nagle do zbicia jakichś elementów i operowanie młotkiem to rzeczywiście nie skończyłoby się to zbyt fortunnie. Jakoś przy pracach technicznych nigdy nie miał okazji wziąć udziału. Poruszanie parę razy miotłą czy uderzenie w coś kilka razy siekierą nie stanowiło takiego problemu, ale zawsze się okazywało, że można to było zrobić lepiej. A on - jak typowy facet. Na wszystko miał czas, więc i mógł sobie dziubdziać we wszystkim, zamiast konkretnie, raz i szybko się za coś zabrać. Jak z tym wycieraniem stołu.
Dopili herbatę i Shikarui wybrał się do Kotei, żeby kupić wszystko, czego potrzebowali. Mieli tutaj cudowne mięso, za którym czarnowłosy tęsknił, więc nie omieszkał wydać woreczka ryo na porządny udziec. Dzień upłynął dość szybko - na sprzątaniu, na próbach ogarnięcia domu, który jak każdy dom - niszczał i starzał się w zastraszającym tempie, kiedy nie był używany. Paradoks mieszkań, z powodu którego mówiło się, że każdy budynek ma duszę. I porzucony, zupełnie jak dusza człowieka, rozpadał się i gnuśniał od środka. Na szczęście ten dom nie został opuszczony na aż tak wiele czasu. Z tego jednego wciąż było co ratować.
- Musiałaś pomyśleć o czymś okropnym. - Zawyrokował, kiedy w końcu wydukała z siebie to pytanie, otrząsając się z wrażeń, którymi została objęta. Nie do końca o taką reakcję mu chodziło, ale tak, była do przewidzenia. Słowa, słowa… ach, ich moc była doprawdy przytłaczająca. Asaka była tak ekspresywna, że większość emocji można było z niej wyczytać od ręki, jeśli tylko potrafiło się przejrzeć przez jej pokazowo groźną aparycję. - Nie dałbym ci się pobić aż tak, bez przesady. - Uśmiechnął się ponownie po tygrysiemu. Wyglądałby wtedy jak prawdziwy bohater wracający z wojny. Z groźnej misji, która zagrażała jego życiu. Wątpliwe, żeby przywódczyni jednego z najbardziej poważanych rodów w tym świecie nagle padła z wrażenia i omdlała przed swoim biurkiem. - Nie. Ścierki są brudne. Zachowaj tę siłę do sprzątania. - Popił sobie grzecznie herbatkę, rozsiadając się wygodnie na krzesełku. Sfery niedomówień i niepewności czasem potrafiły być niesamowicie kręcące, a czasami burzyły nawet te bardziej solidne mury. Człowiek stawał się przewrażliwiony i nazywał to ostrożnością. Tutaj te niedomówienia nie były dobre, a gdy powiedziało się “a” to należało i powiedzieć “b”... tylko zależy dla której strony niedobre były. To już był, zdaje się, ten moment gry, kiedy należało powiedzieć “stop” i wyjaśnić od samego początku, że to miała być tylko zabawa. Nie udręczająca duszę i umysł kara za grzechy niepopełnione. - [b]Nigdy nie sprawi mi przyjemności skrzywdzenie cię. Co za głupiutki pomysł.[/b] - Wyciągnął rękę, żeby pacnąć lekko palcem czoło białowłosej.
Nie miał aż tak dwóch lewych rąk. Wiele lat musiał sobie radzić sam i zmusiło go to do rozpoczęcia radzenia sobie z rzeczami, których jak dotąd nawet nie muskał swoimi palcami. W dodatku szybko się uczył i lubił pomagać. Choć gdyby dać mu nagle do zbicia jakichś elementów i operowanie młotkiem to rzeczywiście nie skończyłoby się to zbyt fortunnie. Jakoś przy pracach technicznych nigdy nie miał okazji wziąć udziału. Poruszanie parę razy miotłą czy uderzenie w coś kilka razy siekierą nie stanowiło takiego problemu, ale zawsze się okazywało, że można to było zrobić lepiej. A on - jak typowy facet. Na wszystko miał czas, więc i mógł sobie dziubdziać we wszystkim, zamiast konkretnie, raz i szybko się za coś zabrać. Jak z tym wycieraniem stołu.
Dopili herbatę i Shikarui wybrał się do Kotei, żeby kupić wszystko, czego potrzebowali. Mieli tutaj cudowne mięso, za którym czarnowłosy tęsknił, więc nie omieszkał wydać woreczka ryo na porządny udziec. Dzień upłynął dość szybko - na sprzątaniu, na próbach ogarnięcia domu, który jak każdy dom - niszczał i starzał się w zastraszającym tempie, kiedy nie był używany. Paradoks mieszkań, z powodu którego mówiło się, że każdy budynek ma duszę. I porzucony, zupełnie jak dusza człowieka, rozpadał się i gnuśniał od środka. Na szczęście ten dom nie został opuszczony na aż tak wiele czasu. Z tego jednego wciąż było co ratować.
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
- Asaka
- Postać porzucona
- Posty: 1496
- Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
- Wiek postaci: 27
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
- Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5564
- Aktualna postać: Airan
Re: Dom Shikiego
Sednem było krzywdzić tak, by nie było widać. Nie na pierwszy rzut oka. Bo rozcięta warga czy podbite oko trudno było ukryć, ale takie posiniaczone żebra… Wystarczyła koszula i to było wszystko, co było potrzebne, prawda? Ale tak, to było chore. I choć myśli dziewczyny pognały w przedziwnym kierunku, to tylko odrobinę musnęły ten temat. Tak, przez jedną, krótką, straszną sekundę przyszło jej do głowy, że to o to może Shikaruiemu chodzić, ale zaraz wyrzuciła to z głowy. Nie powinna tak myśleć. Nie powinna go o to podejrzewać. Przecież mu ufała - w przeciwnym wypadku dzisiaj by tutaj z nim nie była. Ale to, że się komuś ufa… czy to znaczyło, że wzięło się wszystko pod uwagę? Przecież nie znała go na wylot. Nie wiedziała o nim wszystkiego. Mogła coś pominąć. Mogła go wyidealizować w swoich myślach, wyrzucając z myśli i pamięci znaki, które już dawno powinny zwrócić jej uwagę. A nie zwróciły. To była jedna straszna chwilka - po której po prostu, zamiast głupio zgadywać i sobie dopowiadać - po prostu postanowiła zapytać.
- Ta… Tak… Trochę - przyznała. Aż tak było to po niej widoczne? Nie powinna się dziwić. Jej ekspresja była trudna do pominięcia. I choć fiołkowooki miał czasami problem, by odpowiednio odczytać czyjeś emocje, to do Asaki przecież zdążył się już przyzwyczaić. Poznać. Jej reakcje, jej intencje… Poznał ją na tyle, że mógł się domyślić, co chodziło jej po głowie. Ale nie zawsze to wychodziło. Dzisiaj musiała być dość… Oczywista. - Moja wyobraźnia znowu pogalopowała w nie tym kierunku, w którym powinna - zdecydowanie pobiegła nie tam, gdzie ją w ogóle chciała. A, że wyobraźnię miała bogatą, no to… Cóż… Przymknęła na chwilę oczy i szybko poruszała głową, jakby chciała z głowy wyrzucić obrazy, które sobie wymyśliła. - Aż tak? Więc gdzie jest granica? - precyzja, precyzja, precyzja. Temat nie do końca jej leżał, a tutaj wszystko pobiegło w bardzo kiepską stronę, jej pytanie nie powinno więc dziwić. Nie zawsze łapała tak za słówka, ale teraz było to najwyraźniej konieczne. Przynajmniej dla niej.
Uśmiechnął się, w ten swój pociągający sposób i ona też odpowiedziała uśmiechem, choć znacznie bledszym. Złapała jednak za kubek i napiła się zaparzonej herbaty rozkoszując się jej smakiem. Może i nie była najświeższa, ale nie robiło to dla niej teraz aż takiego znaczenia. Mimo wszystko cholernie miło było siedzieć tutaj w (jeszcze) domu Shikiego, tylko z nim, przy jednym stole i popijać sobie herbatkę.
- Dopiero będą brudne - doprecyzowała, ale tak. Miał rację. Służyły do sprzątania, a nie do okładania swojego ukochanego. Żartowała z tym tak naprawdę. Może i by go trzepnęła materiałem, ale bardzo delikatnie - bo nie zamierzała go bić nawet tym. Ani nawet kwiatkiem. Uniosła na niego spojrzenie, gdy przyzwoitość wzięła górę, i postanowił wyjaśnić niedopowiedzenie, które zagościło w głowie kunoichi. Bardzo niechciane niedopowiedzenie. Dla kogo niedobre? Na pewno dla Shikiego. Ale nie zamierzał trzymać jej w niepewności, więc zaraz miękko wypowiedział tych kilka słów, które sprawiły dwie rzeczy. Po pierwsze, że Asaka poczuła ulgę, że jednak nie o to mu chodziło, a po drugie poczuła smutek, że w ogóle przyszło jej to do głowy. Głupiej, głupiej głowy. - Przepraszam. To samo jakoś skręciło w tamtym kierunku - ponownie spuściła nos na kwintę i wlepiła winne spojrzenie w blat stołu. Teraz już przetarty i niezakurzony.
Gdy dopili herbatę i wstali już od stołu, nim Sanada wybrał się do miasta, Asaka złapała go za rękaw kimona, by go zatrzymać. I przyciągnąć na chwilę do siebie. Jej drobne dłonie spoczęły na jego plecach, gdy tak po prostu się do niego przytuliła - choć wcale nie tak delikatnie, bo ścisnęła go na chwilkę mocniej, nim go puściła. Wspięła się jeszcze na palce, by ucałować krótko linię jego żuchwy. I zaraz zresztą zrobiła mu na karteczce listę rzeczy do kupienia. A później, gdy już poszedł - pierwsze co zrobiła, to znalazła szafę, w której trzymana była pościel, by przeprać ją po rocznej nieobecności w przybytku. By wyschła jak najprędzej, rozwieszona na sznurku na podwórzu. A potem zajęła się za ścieranie kurzy - najpierw w sypialni, a później, już wspólnymi siłami, w kuchni i łazience. Po drodze coś jeszcze na szybko gotowała, doglądając garnków podczas sprzątania i tak - niemal dosłownie upiekli dwie pieczenie na jednym ogniu, nie marnując ani odrobiny czasu.
Sen, po tak intensywnym dniu, przyszedł naprawdę zadziwiająco szybko.
[z/t z Shikaruiem]
- Ta… Tak… Trochę - przyznała. Aż tak było to po niej widoczne? Nie powinna się dziwić. Jej ekspresja była trudna do pominięcia. I choć fiołkowooki miał czasami problem, by odpowiednio odczytać czyjeś emocje, to do Asaki przecież zdążył się już przyzwyczaić. Poznać. Jej reakcje, jej intencje… Poznał ją na tyle, że mógł się domyślić, co chodziło jej po głowie. Ale nie zawsze to wychodziło. Dzisiaj musiała być dość… Oczywista. - Moja wyobraźnia znowu pogalopowała w nie tym kierunku, w którym powinna - zdecydowanie pobiegła nie tam, gdzie ją w ogóle chciała. A, że wyobraźnię miała bogatą, no to… Cóż… Przymknęła na chwilę oczy i szybko poruszała głową, jakby chciała z głowy wyrzucić obrazy, które sobie wymyśliła. - Aż tak? Więc gdzie jest granica? - precyzja, precyzja, precyzja. Temat nie do końca jej leżał, a tutaj wszystko pobiegło w bardzo kiepską stronę, jej pytanie nie powinno więc dziwić. Nie zawsze łapała tak za słówka, ale teraz było to najwyraźniej konieczne. Przynajmniej dla niej.
Uśmiechnął się, w ten swój pociągający sposób i ona też odpowiedziała uśmiechem, choć znacznie bledszym. Złapała jednak za kubek i napiła się zaparzonej herbaty rozkoszując się jej smakiem. Może i nie była najświeższa, ale nie robiło to dla niej teraz aż takiego znaczenia. Mimo wszystko cholernie miło było siedzieć tutaj w (jeszcze) domu Shikiego, tylko z nim, przy jednym stole i popijać sobie herbatkę.
- Dopiero będą brudne - doprecyzowała, ale tak. Miał rację. Służyły do sprzątania, a nie do okładania swojego ukochanego. Żartowała z tym tak naprawdę. Może i by go trzepnęła materiałem, ale bardzo delikatnie - bo nie zamierzała go bić nawet tym. Ani nawet kwiatkiem. Uniosła na niego spojrzenie, gdy przyzwoitość wzięła górę, i postanowił wyjaśnić niedopowiedzenie, które zagościło w głowie kunoichi. Bardzo niechciane niedopowiedzenie. Dla kogo niedobre? Na pewno dla Shikiego. Ale nie zamierzał trzymać jej w niepewności, więc zaraz miękko wypowiedział tych kilka słów, które sprawiły dwie rzeczy. Po pierwsze, że Asaka poczuła ulgę, że jednak nie o to mu chodziło, a po drugie poczuła smutek, że w ogóle przyszło jej to do głowy. Głupiej, głupiej głowy. - Przepraszam. To samo jakoś skręciło w tamtym kierunku - ponownie spuściła nos na kwintę i wlepiła winne spojrzenie w blat stołu. Teraz już przetarty i niezakurzony.
Gdy dopili herbatę i wstali już od stołu, nim Sanada wybrał się do miasta, Asaka złapała go za rękaw kimona, by go zatrzymać. I przyciągnąć na chwilę do siebie. Jej drobne dłonie spoczęły na jego plecach, gdy tak po prostu się do niego przytuliła - choć wcale nie tak delikatnie, bo ścisnęła go na chwilkę mocniej, nim go puściła. Wspięła się jeszcze na palce, by ucałować krótko linię jego żuchwy. I zaraz zresztą zrobiła mu na karteczce listę rzeczy do kupienia. A później, gdy już poszedł - pierwsze co zrobiła, to znalazła szafę, w której trzymana była pościel, by przeprać ją po rocznej nieobecności w przybytku. By wyschła jak najprędzej, rozwieszona na sznurku na podwórzu. A potem zajęła się za ścieranie kurzy - najpierw w sypialni, a później, już wspólnymi siłami, w kuchni i łazience. Po drodze coś jeszcze na szybko gotowała, doglądając garnków podczas sprzątania i tak - niemal dosłownie upiekli dwie pieczenie na jednym ogniu, nie marnując ani odrobiny czasu.
Sen, po tak intensywnym dniu, przyszedł naprawdę zadziwiająco szybko.
[z/t z Shikaruiem]
0 x
赤 · 水 · 晶

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
- Asaka
- Postać porzucona
- Posty: 1496
- Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
- Wiek postaci: 27
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
- Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5564
- Aktualna postać: Airan
Re: Dom Shikiego
Ukryty tekst
[z/t]
0 x
赤 · 水 · 晶

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 5 gości