Dom rodziny Nijima

Awatar użytkownika
Ichirou
Posty: 4033
Rejestracja: 18 kwie 2015, o 18:25
Wiek postaci: 35
Ranga: Seinin
Krótki wygląd: Chodzące piękno.
Widoczny ekwipunek: Hiramekarei, gurda, fūma shuriken, torba, dwie kabury
Lokalizacja: Atsui

Re: Dom rodziny Nijima

Post autor: Ichirou »

0 x
Obrazek
KP PH bank głos koty dziennik
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2074
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Dom rodziny Nijima

Post autor: Shikarui »

Łatwo było ten płomyk zdmuchnąć. Zbyt łatwo. Nie musiał nawet nabierać oddechu w płuca. Najwyraźniej rzucał zbyt duży cień na miejsca, w których się pojawił i jak dotąd tylko dwie osoby nie odbierały go w ten sposób. Saki można było to jeszcze wybaczyć - zbyt stara. Zbyt naiwna. Śmieszne, więc może Asace też można było to wybaczyć? Ach nie, przecież był jeszcze Aka - wielka trójca głupców, którzy zaufali czarnemu kotowi, święcie przekonani, że opowieści o tym, jakiego pecha przynoszą, są tylko czystą mrzonką. Nie uważał, żeby komukolwiek z tej trójki pecha przyniósł i nigdy za czarnego kota się nie miał. Faktem było jednak to, że niósł na ramieniu kataklizm tak, jak nosi się wiernego ptaka, który kłapie dziobem na wszystkich nieznajomych. Powodem nie był pech - powodem było to, że sam ten kataklizm w bardzo prosty sposób potrafił sprowadzić.
Już się nie odezwał. Nie skomentował jego śmiesznych roszczeń, które miał wobec jego osoby. Milczenie było remedium i biletem do porozumienia, więc chętnie ten bilet przyjął i podał do kontroli, kiedy konduktor go poprosił. Przynajmniej nie podróżował z pustymi rękoma, choć i z takimi by sobie poradził. Czasem wystarczyło mieć kilka groszy w portfelu i zapłacić za bilecik na miejscu. Trochę oszukane, ale skoro możliwości są, głupotą byłoby z nich nie skorzystać. Nic go nie obchodziła tragiczna historia tego mężczyzny i to, jak bardzo go bolały Uchiha. Równie dobrze mogli jego żonę rozciągać końmi, potem wychłostać i powyrywać wszystkie paznokcie - była anonimową istotą, której życie dawno przeminęło i która nie była z nim związana w najmniejszym stopniu. Na szczęście nie uśmiechnął się szerzej, wręcz wyglądało to tak, jakby jego słowa starły ten uśmieszek z jego twarzy, choć to był tylko przypadek. Jego uśmiechy niemal nigdy nie trwały zbyt długo. Nie zamierzał drażnić Shuichiego, skoro ten należał do tego klanu, może sam był Jugo. To oznaczało tylko kłopoty. Właśnie dlatego tak ciężko było przetrawić ten ród - dostawali tutaj kompletnego pierdolca i wszystko tak łatwo było usprawiedliwić “bo taka nasza natura”. Han miał całkowitą rację - chakra kompletnie spaczyła ten szczep. Zniszczyła ich pokojowe życie i wepchnęła wilki w miejsce owieczek. Jak to miało być sprawiedliwe?
Usiadł na sofie i podparł skroń na zgiętych palcach, zaś zgięty łokieć tej ręki na oparciu ramienia, przypatrując się mężczyźnie wzrokiem, który można by było określić jako “flegmatyczny”. Tak, tak - mówił. A raczej - wspominał. Ale chociaż to było niby całkiem niedawno, to Shikarui jakoś nie zanotował szczególnie dobrze tych informacji. Poza tym potrzebne były konkrety. Szukanie enigmatycznego “ktosia” było jak szukanie igły w stogu siana, ale… nawet i wtedy by się temu śledztwu poddał. Chciał mieć Saki. Żeby mieć Saki - musiał ją wyleczyć. Bardzo proste. Naprawdę nie lubił, kiedy ktoś krzywdził i zabierał rzeczy, które należały do niego. A Saki, jako jego opiekunka, do niego należała. Na jej czaszce znak Sanada został niemal wypalony żywcem po tym wszystkim, co się działo. Tylko, cholera, mieszanie w to nagle wszystkich zaginionych Juugo… To się zamieniało w całą krucjatę.
- Bardzo mgliste poszlaki. - Wypowiedział w zasadzie przemyślenia mężczyzny na głos. Bo były mgliste, nie brzmiały wcale jak połączone ze sobą. Czy widział? Potrafił widzieć wiele. Tego jednak nie dostrzegał. Jasne, można było spróbować, lepiej taki trop, niż żaden inny, zwłaszcza, że to było tyle lat temu… równie dobrze tamten mężczyzna mógł być po prostu fałszywym znachorem. Czy też - tamta kobieta. No właśnie, bo w zasadzie jak wyglądała? Gdyby nie to, że nie zgadzały się lata, to Shikarui byłby gotów oskarżyć tego znachora i o śmierć swojej matki. Ooo, wtedy byłoby niedobrze. Na szczęście - nie było takiej groźby, więc i Sanada nie był gotów rozerwać tego, którego poszukiwali, od razu na strzępy.
Skrzywił się lekko. No tak, oczywiście. Ludzie mieli jakąś manię “sprawdzania” drugiej osoby. A były tylko dwie, z którymi mógł walczyć sparingowo i nie robić im krzywdy, nie zamierzał tej listy uprzywilejowanych uzupełniać o Shuichiego. Matka uczyła go, że sięgnięcie po broń to świętość - jeśli to robisz to po to, by zabić. Nie było żadnych środków pobocznych. W praktyce wychodziło różnie, czasem trzeba było kogoś oszczędzić, czasem dać sobie spokój w odpowiednim momencie, wiedzieć, kiedy przeciwnik jest ponad twoje siły - i uciekać. Bardzo, bardzo szybko. Potem będziesz się rozliczać, czy czasem nie biegłeś co sił, bo najmocniej goniły cię twoje własne demony.
- Możemy potrenować. Nie walczę dla rozrywki. - Podniósł się z kanapy, wyrażając swoją gotowość do podjęcia treningu.
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Awatar użytkownika
Ichirou
Posty: 4033
Rejestracja: 18 kwie 2015, o 18:25
Wiek postaci: 35
Ranga: Seinin
Krótki wygląd: Chodzące piękno.
Widoczny ekwipunek: Hiramekarei, gurda, fūma shuriken, torba, dwie kabury
Lokalizacja: Atsui

Re: Dom rodziny Nijima

Post autor: Ichirou »

0 x
Obrazek
KP PH bank głos koty dziennik
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2074
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Dom rodziny Nijima

Post autor: Shikarui »

- Na podstawowym. - Skłamał bardzo gładziutko.
Obaj byli w takim razie zaskoczeni. Shuichi Shikaruim, a Shikarui nim.
Czarnowłosy nie miał o sobie jakieś nadmiernie wysokie mniemanie, ale jakoś… z niewiadomych powodów nie widział w tym łagodnym, pogodnym mężczyźnie żadnego zagrożenia. Nie potrafił na niego spojrzeć jak na przeciwnika. Dokładnie: w czasie przeszłym. Traktował ich treningi bardzo poważnie, nie był osobą, która lekceważyłaby możliwość rozwoju, a ze względu na to, jaki Shuichi był, to i dał się namówić na sparing. Zaopatrując się w tępe strzały i narzędzia, mogli zacząć walczyć. Shikarui krył się za mgłą i korzystał ze wszystkich błogosławieństw ciemności, ale wiedział, że sennika dawała możliwość wyczuwania przeciwnika. Jednak tylko na bliski dystans. Większość ludzi pochodzących z Karmazynowych Szczytów uznałaby jego styl walki za bardzo nieczysty, ale to nie czystością i honorem się wygrywało. Wręcz przeciwnie, moi drodzy, wręcz przeciwnie. Poza tym ten trening pomógł mu przypomnieć sobie bardzo wiele rzeczy związanych z treningiem z matką, które przez lata zdążyły mu umknąć.
Skorzystał z oferty noclegu bardzo chętnie - głównie po to, by być blisko. Poszedł po tych kilka rzeczy, które zostawił w tawernie, informując karczmarza, że zwalnia pokój. Pomagał, przy czym trzeba było, nie był nic nie robem, który rozgościł się na włościach jak paniczysko. Kiedyś Saki robiła wszystko dla niego i wokół niego i jego matki, teraz mógł się odwdzięwczyć, chociaż to nie taka emocja chodziła po jego głowie. Nie pragnienie odwdzięczenia się, a bardzo prosta myśl, że chce i tak trzeba. Należy dbać o to, co jest ci drogie, Kansho-in go tego nauczyła. Tak jak pielęgnujesz broń, by nie pękła i zawsze służyła ci dobrze, tak należało pielęgnować ludzi. Różnica była tylko taka, że ludzie mieli większe zapotrzebowania, a on większości ludzi po prostu nie lubił. Tak więc - pomagał przy domu, ale bardzo mocno wciągnęły go treningi Shuichiego. Może zabrzmi to dziwnie, ale… poczuł się na swoim miejscu. W odpowiednim czasie i odpowiedniej przestrzeni. Brakowało tylko jednej osoby, do której czasem uciekały jego myśli i do której drugiego dnia posłał gońca wraz z listem, który pomogła mu napisać Saki.
Chyba polubił Shuichiego. Jego pogodność i łagodność. Jego dobroć. Nawet jeśli czuł jakiś uraz do faktu, że Sanada poświęcił się Uchiha, to zgrabnie to ukrywał, a Shikarui zdążył o tym zapomnieć. Nie bolały go też siniaki. Sparingi stały się główną formą treningu, z tym, że Shikarui zawsze traktował walkę zbyt serio. Dla niego każdy taki sparing zamieniał się gładko w formę symulowanej walki. A trenowali w przeróżnych aspektach. Dopiero po incydencie, w którym Shuichi stracił nad sobą kontrolę, udało im się zwolnić. Czarnowłosemu udało się nieco opamiętać. Nie ze strachu. Nie był na tyle głupi, żeby igrać z ogniem.
Wieczory były krótkie, bo był zmęczony, tak i było też tym razem, kiedy Shuichi go zastał razem z Saki. Tych kilka dni sprawiło, że zdołał sporo uzupełnić z wiedzy, której wcześniej nie zdołał opowiedzieć. Skinął głową w stronę Shuichiego, który przekazał mu wiadomość i poczekał moment, aż ten wyjdzie.
- Znajdziemy dla ciebie lekarstwo, Saki. Za niedługo wrócę i będę ci pomagał ze wszystkim. Do tego czasu dbaj o siebie. - To nie były prośby. Shikarui potrafił grać rolę panicza, tak samo jak potrafił odgrywać rolę psa, sługi, kupca. Wszystko zależało od tego, jak bardzo się postarał i jak bardzo tego chciał. Niestety - jakoś nie potrafił tak na zawołanie. Pogłaskał kciukiem dłoń Saki i życząc jej dobrej nocy, wyszedł z jej pokoju, by ułożyć się do snu i przygotować jutrzejszego poranka.
To naprawdę były tylko trzy dni?
Czuł, jakby to była cała wieczność.
Szkoda, że Asaki nie było tu, razem z nim.

[z/t]
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Awatar użytkownika
Ichirou
Posty: 4033
Rejestracja: 18 kwie 2015, o 18:25
Wiek postaci: 35
Ranga: Seinin
Krótki wygląd: Chodzące piękno.
Widoczny ekwipunek: Hiramekarei, gurda, fūma shuriken, torba, dwie kabury
Lokalizacja: Atsui

Re: Dom rodziny Nijima

Post autor: Ichirou »

0 x
Obrazek
KP PH bank głos koty dziennik
Awatar użytkownika
Miwako
Gracz nieobecny
Posty: 159
Rejestracja: 15 paź 2018, o 18:20
Wiek postaci: 14
Ranga: Doko
Multikonta: Suzu

Re: Dom rodziny Nijima

Post autor: Miwako »

Może to zaskakujące, ale Miwako nie zdawała sobie sprawy z choroby, która czaiła się na dnie oczu Saki, każdego dnia pożerając jej siły. Choć jasnowłosa wychodziła już z dziecięcego wieku, wciąż miała typowo dziecięce spojrzenie na pewne sprawy. Babcia Saki kaszlała i ciężko stawiała kroki, bo była babcią, one zaś tak po prostu mają. To było normalne. W głowie młodej kunoichi nie prowadziło do niczego definitywnego. Wcale nie pomagał fakt, że matka Miwako - córka Saki - zawsze charakteryzowała się lichym zdrowiem i wciąż skarżyła się na takie czy inne dolegliwości, omdlewając na posłaniu. Nie można więc mieć do blondynki pretensji o fakt, że nie rozumiała powagi sytuacji. Tym bardziej, że sama babcia robiła wszystko, by tylko nie martwić wnuczki.
Pewnego zimowego dnia w okrytych skórkowymi rękawiczkami dłoniach Miwako pojawiła się torba podróżna - jak co roku wybrała się do Seiyamy, by tam spotkać się z rodzicami i dopomóc im podczas festiwalu. Byli kupcami. Nie wybierali się do stolicy w celu uroczystych obchodów święta, to był czysty biznes i okazja do wypromowania swego nazwiska. Swej marki. Opuszczając Nawabari jasnowłosa nie myślała wcale o tym, że po powrocie nie wszystko będzie takie, jakim właśnie je zostawiała. Bez przesadnych czułości skłoniła się przed babcią, która mimo słabości uparła się odprowadzić Miwako aż do drzwi. Po co - blondynka nie rozumiała. Przystała jednak na wszystko z beztroską niewdzięcznością, choć źródłem jej nie była zarozumiałość, a zwyczajna ignorancja. Kunoichi nie rozumiała, że jak wiele to staruszkę kosztowało, tak jak nie zdawała sobie sprawy, że niełatwo jej będzie samodzielnie zadbać o siebie pod nieobecność reszty domowników. Miwako wyjechała.
Jasnowłosa Jugo do Nawabari powróciła wraz z pierwszymi oznakami nadchodzącej wiosny, tym samym wyminęła się z goszczącym w ich progach Shikaruim. Zdążyła odzwyczaić się od pewnych widoków, a i przemiana zachodząca w przyrodzie sprawiała, że Miwako uważniej przyglądała się swemu otoczeniu, dostrzegając szczegóły, które zazwyczaj traciły ostrość, okryte mętnym woalem codzienności. I tak zwróciła uwagę na fakt, że ich zazwyczaj zadbany ogród wyraźnie domaga się uwagi, porastając gęstwiną brzydkich chwastów. Nie to jednak było najgorsze. Kiedy otworzyła drzwi domu, powitała ją cisza i wstrętny zaduch. Przekonana, że nikogo nie zastała, zdjęła swe podróżne, wygodne sandały, po czym ruszyła ku swemu pokojowi, po drodze odwiedzając wszystkie mijane pomieszczenia by otworzyć tam okna i wpuścić nieco świeżego powietrza. Tak trafiła przed oblicze śpiącej Saki, bladej i jakby skurczonej, choć przecież zawsze była szczupła i mimo wewnętrznej siły, delikatna. Wyglądała jak cień samej siebie. Zaskoczona Miwako pozostawiła torbę w drzwiach i podeszła, bladą dłoń przyłożyła do pomarszczonego czoła babci. Jej skóra zdawała się cienka, jak z papieru, ale temperatura nie pozostawiała wątpliwości - babcia gorączkowała. Miwako wciągnęła głośno powietrze. Najwyraźniej to przeziębienie wcale nie było takie lekkie, albo po prostu pogorszyło się z czasem, a w domu nie było nikogo, kto mógłby się staruszką zaopiekować. Blondynka okryła swą opiekunkę dodatkowym kocem, porzuciła ciepły płaszcz na krześle obok i pobiegła do kuchni, nie zwracając uwagi na stojącą w przejściu torbę.
Może i wychowana lepiej niż wynikało to z jej urodzenia, ale potrafiła zatroszczyć się o osobę chorą. Pochodziła w końcu z konserwatywnego regionu, brak umiejętności wymaganych od kobiety pewnego dnia zmniejszyłby jej wartość przy próbie wydania za mąż. Czekając na zagotowanie wody i zaparzenie herbaty, do której później dodała miodu, pokroiła warzywa na zupę miso, skupiając się na składnikach pomocnych przy zwalczaniu choroby. Trochę była zmartwiona, ale daleko jej było do paniki, po prostu szkoda jej było męczącej się staruszki.
- Obaa-sama - jasnowłosa wróciła do łóżka staruszki i przestawiła stolik, by znalazł się w zasięgu starczej ręki - to ja, Miwako. Jak się czujesz? Chciałabym się napić z tobą herbaty.
Rzeczywiście, na blacie ustawiła dwie czarki. Staruszka w pierwszej chwili wyglądała na zdezorientowaną, bardzo szybko jednak odzyskała równowagę i choć wargi jej ledwie drgnęły, w jasnych oczach wnuczka dostrzegła ogrom ciepła i radości. A także coś na kształt ulgi, co wydało jej się zastanawiające. Pomogła babci usiąść i poprawiła na niej pościel, by nie martwiła się o niewłaściwą prezentację.
- Nic się nie martw, raz dwa postawimy cię na nogi - zapewniła chłodnym tonem, ale oczywiste było, że wcale nie jest jej obojętny stan babci.
Nie męczyła jej długo, po posiłku kobieta znów zapadła w sen, choć wyraźnie próbowała dać Miwako do zrozumienia, że to nic takiego. Dziewczyna odwiedzała ją jeszcze kilka razy w ciągu dnia, budząc dla napicia się albo by pomóc przy toalecie. Na przerwę od pielęgnacji chorej zdecydowała się dopiero następnego dnia, należało bowiem przejść się na rynek po jakieś zakupy. Przed wyjściem zorganizowała jeszcze swoje stadko ryjówek, pokazując im, jakiego zielska nie chce więcej widzieć w ogródku. Gryzonie zajęły się wykopywaniem roślinek, podekscytowane obiecaną nagrodą. Kunoichi zaś opuściła dom, kierując się ku centrum osady.

[zt]
0 x
Obrazek
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2074
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Dom rodziny Nijima

Post autor: Shikarui »

https://open.spotify.com/track/5YnVdbNo ... szg1vd8vOA

Nie było żadnego pośpiechu. Od samego początku czas był tylko jedną z wytycznych, które mijały się z głównymi obliczeniami. Masz tyle czasu, ile ci go potrzeba, tyle, ile sam go sobie dasz. Shikarui zdążył się do tego przyzwyczaić. Nie ważne przecież, kiedy przyniosą lekarstwo Saki - i tak zdążą. Będą zawsze na czas, dlatego... dlatego nie musieli się właśnie śpieszyć i mogli spokojnie zaprowadzić mężczyznę przed obliczę sprawiedliwości. Nie było mowy o tym, żeby się gdziekolwiek spóźnili i że czas ich popędzał. Nie było mowy o tym, żeby od tego nieudanego eksperymentu, który podniósł ciśnienie krwi pod taflą lawendowych oczu, można było umrzeć. Ludzie umierali codziennie, umierali wszędzie, zostało nawet powiedziane, że umierali od tej trucizny, którą szaleniec wpuszczał do krwioobiegu ludzi w osadzie. Mogli umrzeć wszyscy, ale nie Saki. Była stałą. W całym tym równaniu, z którego wyrzucono czas, była niezmienną od początku jego życia. Na jego początkach wciąż na tyle młodą, żeby siwizna nie zdobiła jej głowy. Dumną kobietą, która mimo bycia służącą, znosiła porządnie znoje pracodawcy. Najpierw wypełnionego miłością, potem pożeranego tym samym uczuciem od środka, aż nie zostało nic. Alkohol tylko wyżłobił dodatkowe dziury w tej pustce. Shikarui miał wielkie plany. Snuł wszystkie po kolei, kiedy wracali do Nawabari i nawet nie potrafił być zły na osobnika, którego prowadzili na los pewnie gorszy, niż śmierć. Nie był pewien, jak postąpi z nim lider, bo nigdy bezpośrednio lidera nie spotkał, nie znał jego charakteru na tyle, by założyć, że urwie mu łeb, albo zaprzęgnie w kajdany, w które on zaprzęgał innych Jugo i będzie kazał mu pracować, tak dla odmiany, dla dobra swego ludu. Skoro potrafił niszczyć, to na pewno potrafił też coś na tych zgliszczach odbudować. Dał tego dowód, tworząc remedium dla Saki. Och, jaki Sanada był z tego zadowolony, jaki dumny! Taki spokojny i ukojony, by te plany układać. I tak zamierzał nauczyć się od Saki pisać i czytać, zamierzał przedstawić ja Asace, zamierzał przy tym pomóc Shuichiemu, zamierzał... chyba po prostu być szczęśliwy, w tym bardzo ludzkim pojęciu. Jak syn, czujący, że odwdzięcza się swojej rodzicielce za oferowanie mu życia. Potem poszedłby do lidera. Żeby sprawić, by Saki mogła być z niego dumna. Wszystko to wydawało mu się przynosić jej szczęście, a skoro tak, to on mógł być zadowolony. Skoro tak - życie mogło zakwitnąć na nowo. Dla nich wszystkich.
Dlatego się nie śpieszył.
Tylko wiesz, problem był taki, że podobno kwiat ten zakwitał tylko dwa razy - u początku i u kresu twego życia. Czerwony jak krew płynący w żyłach. Jak kryształ Asaki. Jak jego oczy. W tym był chyba problem. Nie mógł chłopiec, któremu wpadł odłamek złego lusterka do oka, napisać słowa "miłość". Śmierć nie zamierzała napisać go dla niego. Ta zielonooka dziewczyna, która powróciła do znanego pokoiku, do biblioteczki zapomnianych i zakurzonych ksiąg, uśmiechnęła się na nowo. Psotliwie i delikatnie. Znał ten uśmiech, nauczył się go na pamięć. Tych dołeczków w policzkach i kosmyków falowanych włosów, które osuwały się po wypukłych kościach policzkowych. Wtedy nie przeczuwał jeszcze, że ten jeden raz, nabierając takiego hausta pewności siebie, przeliczy się bardzo srogo. Na kilka chwil zapomniał, że przeznaczenia nie da się oszukać. Jakie to wygodne. Jak słodko było zatonąć w samooszustwie, największej królowej kłamstw! Miała słodkie usta i jeszcze słodsze ciało, drżące pod każdym dotykiem, więc chciało się go dotykać więcej. Strzałką pod pachą prowadziła tam, gdzie spoglądało się w przód i przez nią zapominałeś, że czasem trzeba było też zerknąć w tył. Zastanowić się nad tym, czemu Śmierć się tak pięknie uśmiecha. Nie, zbyt rozpraszała, więc nie zastanawiałeś się wcale. Zgodnie z jej wolą - spoglądałeś w przód. Tam, gdzie zdrowa Saki przycinała słoneczniki w ogrodzie, posadzone z takim trudem.
Zatrzymał się więc Tora nad jej łóżkiem, rzucając na nią ponury cień, zaklęty w czasie i odseparowany od przestrzeni. Spała. Skoro śniła, nie powinien był przerywać jej snu. Kiedy się obudzi - co powie, jak zareaguje? Co będzie widoczne w jej jasnych oczach? Zakradł się tak cicho, tak cichuteńko i uśmiechnął łagodnie, widząc jej ciało.
Przecież widział, że nie oddychała.
- Saki. Obudź się. - Przyklęknął przy jej łóżku, jak pies, który wiernie wyczekuje wybudzenia się swojego pana. Swojej pani. Jego dobra... przyjaciółka. Dlatego nie mógł nic poradzić na to, że ciągle się uśmiechał, wpatrując się w jej spokojną sylwetkę. Nie oddychała ciężko, nie cierpiała. Po prostu sobie spała, jakby w każdej chwili mogła się obudzić. Wyciągnął do niej dłoń i złapał jej dłoń. - Mamy dla ciebie lekarstwo. - Jego głos brzmiał bardzo cicho w tym półciemnym, pogrążonym w cieniach pokoju. Przysunął jej dłoń do swojego policzka i przymknął oczy.
Przecież czul, że nie ma pulsu.
Nie wiedział kiedy obraz stał się zamazany. Najpierw pojawiły się łzy. Potem był płacz. I kiedy ktoś tylko próbował się do Saki zbliżyć, rzucał się jak dziki zwierz. Nie było niczego ludzkiego w oszalałych oczach.
Podobno tylko psy były na tyle wierne, by zginąć razem ze swoim właścicielem. I tu nie chodziło nawet o wierność. Widzisz, Śmeirci... to po prostu było tak, że nie chciały bez swojego najlepszego Przyjaciela żyć na tym świecie.
Mógł błagać do woli i wyklinać samą Śmierć, błagać, by została i się obudziła, ale Niebo milczała. Milczała też Saki. Ta, co wypełniła jego lata, która... kim w zasadzie dla niego była? Dzieląca z nim jego strach, jego obawy, każdej najzimniejszej nocy i jego radości w tych pięknych popołudniach, kiedy jeszcze potrafił się całkiem szczerze uśmiechach. Życie ponoć nigdy nie było sprawiedliwe. Tutaj chyba jednak się wykazało. W końcu karma w niego uderzyła, och, wiwatowali w zaświatach wszyscy ci, którym czarnowłosy wbił sztylet w plecy. Sporo ich było. Wiwaty słyszał chyba aż tutaj.
Czwartego dnia w końcu zasnął przy lóżku Saki i kiedy się obudził, wszystko wróciło do normy. Pozwolił nawet zabrać jej zimne, martwe ciało, a Shuichiego poprosił, by pomógł mu napisać list do Asaki. Krótki i zwięzły. "Przyjedź." Z wytłumaczeniem, jak dotrzeć do tego konkretnego domu. I podpisem: Shikarui.
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Awatar użytkownika
Ichirou
Posty: 4033
Rejestracja: 18 kwie 2015, o 18:25
Wiek postaci: 35
Ranga: Seinin
Krótki wygląd: Chodzące piękno.
Widoczny ekwipunek: Hiramekarei, gurda, fūma shuriken, torba, dwie kabury
Lokalizacja: Atsui

Re: Dom rodziny Nijima

Post autor: Ichirou »

  • Wyprawa zakończona.
0 x
Obrazek
KP PH bank głos koty dziennik
Awatar użytkownika
Miwako
Gracz nieobecny
Posty: 159
Rejestracja: 15 paź 2018, o 18:20
Wiek postaci: 14
Ranga: Doko
Multikonta: Suzu

Re: Dom rodziny Nijima

Post autor: Miwako »

Jakaś ciężka cisza wisiała nad domem w chwili, gdy Miwako postawiła swe stopy na ścieżce prowadzącej przez podwórze. Choć zostawiła ryjówkom pracę, żaden zwierzak nie podgryzał porastających rabatki chwastów. Nie było żadnego trelu, wróble nie kłóciły się przy krawędzi dachu, sroki też milczały. Ale to nie było wstrzymanie oddechu. Wszelka drobnica pochowała się, przestraszona agresywną żałością ludzi wewnątrz mieszkania.
- Obaa-sama? - zawołała jasnowłosa po przekroczeniu progu, po czym spojrzenie jej padło na pozostawione za drzwiami obuwie.
Rozpoznała sandały wuja Shuichiego, najwyraźniej też przyprowadził towarzysza. Pewnie to znowu ten podopieczny babci, pomyślała z pewną ciekawością. Wcześniej już słyszała odrobinę na temat Shikaruia od Saki, niewiele jednak, staruszka nie miała siły na długie opowieści. Kunoichi rozzuła się powoli, rozmyślając już nad kolacją, której przygotowanie spadnie zapewne na jej barki. Planowała tylko odgrzać Saki zupę, w tych okolicznościach jednak należało postarać się trochę bardziej. Dobrze, że wracając do domu zrobiła pewne zakupy.
Zaniosła torby do kuchni i przemknęła do swojego pokoju, by się przebrać. Wciąż towarzyszyło jej wrażenie, że coś jest nie tak, nie umiała jednak w żaden sposób wytłumaczyć sobie tej myśli. A potem do jej uszu dotarł krzyk, rozdzierając ten martwy spokój, który towarzyszył domostwu przez kilka ostatnich chwil. Miwako zastygła w połowie ruchu. Wydawało jej się, że to głos Shuichiego. A potem łup!, ktoś musiał w coś uderzyć. W podłogę?
Porzuciła plany przebrania się i przebiegła pod pokój Saki, starając się nie okazać niepokoju, który w rzeczywistości rozlał się w jej sercu obficie. Nie od razu pojęła, czego właściwie jest świadkiem, w końcu Saki spała tak spokojnie... tylko czemu ten człowiek tak ją szturcha? Otrzorzyła usta, by przywołać Shikaruia do porządku, ale głos uwiązł gdzieś w połowie swej drogi. Zrozumienie nie przypominało natychmiastowego olśnienia. To nie było proste - pstryk i już. Przypominało raczej rozlewanie się po ciele wrzącego oleju, stopniową torturę, które poraża kawałek po kawałeczku, i do ostatniej chwili daje nadzieję, że jest źle, ale jeszcze nie tragicznie. Jeszcze nie tragicznie.
Nogi się pod nią ugięły i usiadła niezgrabnie na podłodze, wpatrzona tempym wzrokiem w Shikaruia rozpaczającego przy ciele Saki. Dziwne. Była rozsądną dziewczyną i wiedziała, że gdyby serce pękło, byłaby martwa. A jednak to właśnie się stało. Pękło.
Po krągłych policzkach spłynęły dwie strużki łez.

Nie udało jej się dostać do babci na tyle blisko, by ucałować jej dłoń albo pogłaskać jej zimny policzek. Shikarui miał w oczach i ruchach taką dzikość, że szybko przestała próbować. Łatwiej było z wujem, który rozpoznawał twarz i głos siostrzenicy. Od niego usłyszała... nie no, to brzmiało raczej jak bełkot szaleńca, z której naprawdę nie dało się zrozumieć wiele. On był zbyt zdruzgotany, by składnie opowiadać, ona by skupić się na wyłapywaniu kluczowych szczegółów. I nie ważne jak próbowała tłumaczyć sobie, że nic jej nie jest, z oczu wciąż płynęły łzy. Dziwne, prawda?
Naturalnie przejęła na siebie obowiązki pani domu, choć i tak nikt nie kosztował przygotowywanych przez nią potraw. Drugiego dnia ustawiła nawet porcję przy Shikaruiu, ale chyba nawet nie dostrzegł, że ją przypadkiem wywrócił. Miwako jednak lubiła dla nich gotować. Pozwalało jej to na krótkie ucieczki od myśli o babci, chwile-prawie-rozluźnienia. W pozostałych momentach siedziała w otwartych drzwiach pokoju babci, wspominając ją. Nie zbliżała się za bardzo, nie chciała ściągnąć na siebie agresji czarnowłosego. W milczeniu zaakceptowała już fakt, że to on, nie ona, odesłał ją z tego świata pocałunkami łez wysychających na białych policzkach. I chyba czuła nawet do niego coś na kształt wdzięczności za to, że kochał ją tak bardzo, choć świadomość tego nie ukształtowała się w niej do końca.
Gdy ciemnowłosy w końcu stracił przytomność i Shuichi zabrał ostrożnie ciało swej zmarłej matki, Miwako nakryła nieprzytomnego Sanadę kocem. Nie ruszała go ponad to, w cichej obawie, że mógłby się obudzić i przestraszyć. Wuj absolutnie zabronił jej straszenia go. Usiadła więc tak samo, jak spędziła ostatnie dni, przed sobą mając tylko jedną czarkę i czajniczek świeżo zaparzonej, zielonej herbaty. I tak nie potrafiła się skupić na niczym, choć ona - w przeciwieństwie do Shikaruia - spała od czasu do czasu. Mimo to nie wyglądała najlepiej, a zapuchnięte, czerwone oczy wyraźnie zdradzały, że wciąż jeszcze nie do końca zapanowała nad łzami cisnącymi się pod powieki.
0 x
Obrazek
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2074
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Dom rodziny Nijima

Post autor: Shikarui »

Jak wielkim egoistą trzeba być, by dostrzegać tylko swój ból? Własny kraniec nosa, zalane czerwienią obrazy, własną wściekłość - nic poza tym. Wszyscy na tym świecie stali się wrogami, a nie kompanami cierpiącymi tak samo jak on. Pewnie nawet bardziej. Tu Saki była matką, babcią, osobą, na której zależało wielu osobom i wielu próbowało o nią dbać, choć tylko dwie były na tyle blisko odrzuconej kobiety, która służyła w przeszłości rodzinie zdrajców, by znać ją na wylot. Kto, jeśli nie oni? Ile wartych było szesnaście lat życia spędzonych tylko z nią, dni ciągnące się w nieskończoność i noce okupione znaną kołysanką, której Saki tak nie lubiła. Dopiero, kiedy dorósł, zrozumiał, skąd to nielubienie. Każdy normalny człowiek odstąpiłby miejsca dla tych, którzy byli dla Saki rodziną, choć kobieta, nawet jeśli nigdy tego nie powiedziała, traktowała go chyba jak swojego syna. I on, choć nigdy tego nie powiedział, widział w niej coś więcej, niż przybraną matkę. Była jego aniołem, który obmywał rany, kiedy wszystko bolało i zbierał kwiaty, kiedy sięgały po nie dłonie. I nie były w stanie sięgnąć, bo kwiaty miast na łące, rosły na szafkach w rezydencji. Miały piękne, ceramiczne donice. Wypalony skrawek, który nie pozwalał rosnąć korzeniom, gdzie zechciały. Wobec czyich miar pomierzyć tą normalność? Kto będzie idealnym kandydatem, by porównać? Nikt nie próbował go nawet odciągać od łóżka. Jacy wyrozumiali, jacy dobrzy. Szkoda. Czarnowłosy nie potrafił tego docenić. Mielił w myślach tylko jeden ciężar, że w tej najzimniejszej, najdłuższej w roku nocy zabrakło osoby, która dzieliła jego koszmary, sumienie. Uczucia. Czemu musiałaś upaść? Słyszałem bajki, że anioły upadać mogły jedynie w górę, a ty poleciałaś w dół.
Był jak grudniowy poranek. Nieskazitelnie biały, a jednak mroźny i niedostępny. Okolony kocem wydawał się najspokojniejszą istotą na świecie, jak chyba każdy, kogo nie dręczą nocne koszmary. Zupełnie przeciwieństwo małej Miwako, której napuchnięte oczy nie nadążały już za rejestrowaniem tego, co widziały. Rozmazany świat, przekręcone obrazy, odrobina zagubionego słońca przedzierającego się przez chmury. Tylko na drobną chwilę, jeszcze nie teraz. herbata wciąż była gorąca i jej zapach rozlewał się po całym domu. Przynajmniej on sobie to tak wyobrażał. Przebudzenie przyszło całkiem naturalnie, tak jak człowiek budzi się każdego poranka. Grudniowego, zimowego poranka. Tak samo naturalnie przyszło stanięcie w końcu przy tej, której drobne, perłowe dłonie, okryły go kocem. By nie zmarzł? By coś go chroniło przed światem, przed którym nie było ochrony? Taki prosty, ludzki gest. Dla niego każdy z takich gestów był niezwykły. Wszedł powoli do kuchni, spoglądając od progu na plecy drobnej dziewczynki. Złapałby ją w jedną rękę, zacisnął palce na szyi. Nacisnął. Dźwięk przeskakującego kręgu. Śmierć. Była jak majowy poranek. Delikatnie kwitnąca, a jednak już przypominała to drzewo wiśni, które gubiło wszystkie swoje płatki. Tak, jak ona teraz gubiła łzy. Trzymane pod powiekami, siłą zatrzymywane u swych początków, w bardzo mdłej nadziei, że ich brak cokolwiek zmieni. Drobna, niepozorna. Jak śliczna meduza, którą obserwujesz z brzegu. Powoli sunie pod krystaliczną taflą, lśniąc i olśniewając idyllą swoich długich, delikatnych macek, delikatnym ciałem, które mogło zostać rozerwane przez najdrobniejszy dotyk, jeśli tylko nie będziesz ostrożny. Kiedy już wyciągasz dłoń, zwabiony jej wyglądem, okazuje się, że potrafi parzyć. Okazuje się, że inni czytają w gazetach: "Dziś rano zmarł młody mężczyzna, rażony przez meduzę. Ten niezwykle niebezpieczny gatunek (...)" Skończyłeś czytać? Przejdź dalej, do nekrologów.
To właśnie Śmierć miała połączyć Meduzę i Tygrysa.
Na stole, obok Miwako, wylądowała ampułka z dziwną, nieładnie wyglądającą cieczą. Nie zachęcała do tego, by chociaż przybliżać ją do herbaty, tymczasem ta ohoczo pacnęła o podstawkę filiżanki i odbiła się od niej na parę milimetrów, tocząc w kierunku Miwako. Dźwięk szkła uderzającego o porcelanę. Uderzenie prawie jak o dzwonnicę, z tym, że tutaj żadne dzwony nie biły na alarm. Nie biły też na pogrzeb.
- Choroba Saki może być dziedziczna. Weź to. - Był jak grudniowy poranek. Innymi słowy - wykurwiście zimny.
Przyjemny zapach mydła niósł się za mężczyzną i pomieszał z wonią herbaty. Jego włosy nadal były mokre, ale nie na tyle, by z nich kapało - długie, krucze kosmyki opadały jedwabnymi pasmami na plecy i ramiona, mocząc czarne kimono, które miał na sobie. Zupełnie się tym nie przejmował. Zdecydowanie wyglądał lepiej od Miwako, chociaż nadal miał przekrwione oczy od czuwania. Zdradzały go tylko cienie pod oczami, ale zważając na jego urodę, można było niemal powiedzieć, że tylko dodawały pewnego uroku. Świetnie komponowały się z wyraźnie widocznymi bliznami na szyi i nadgarstkach w postaci obręczy. Oparł przedramię na stole, mierząc lodową, lawendową tarczą dziewczynę, która była krwią z krwi Saki. Jej malutką wersją, zatrutą dziedzictwem Jugo. Och, rodzinka musiała być dumna! A babcia? Babcia pewnie też była dumna. Nawet jeśli potrafiło ją przerażać bestialstwo Jugo. Lecz to było bestialstwo ludzi - zawsze tak mówiła. Linia krwi nie miała z tym niczego wspólnego. Sanada był innego zdania i teraz... w tym momencie niemal mógłby potwierdzić, że zgadza się z Hanem, chociaż jeszcze w zeszłym tygodniu jego zdanie było całkowicie inne. Śmieszne, jak wiele potrafiła w człowieku zmienić śmierć jednej osoby. Oby to było tylko chwilowe załamanie, które szybko zostanie naprostowane.
- Wypij. To lekarstwo. - Dodał już nieco miększym głosem. Albo tak tylko brzmiał, bo był cichszy. - Dziękuję, że się mną zajęłaś. Nie powinienem był się tak zachowywać wobec ciebie i Shuichiego. Saki była waszą rodziną. - To, co myślał i to, co mówił, nigdy nie musiało iść ze sobą w parze. - Zacznijmy od początku. Nazywam się Sanada Shikarui. To zaszczyt móc cię poznać. - Ukłonił się tak, jak wypadało się kłaniać przy przedstawieniach, kiedy ktoś był ci równy.
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Awatar użytkownika
Miwako
Gracz nieobecny
Posty: 159
Rejestracja: 15 paź 2018, o 18:20
Wiek postaci: 14
Ranga: Doko
Multikonta: Suzu

Re: Dom rodziny Nijima

Post autor: Miwako »

No właśnie, co to za porządki? Jak świat światem, to rodzina opłakiwała zmarłych. Czasem w asyście przyjaciół tego, kto odszedł, ale oni stali o krok z tyłu, oddając pierwszeństwo krwi. Shikaruia natomiast odsunąć się nie dało. Czy mieli w ogóle prawo próbować? Choć to oni byli ciałem z ciała Saki, Miwako patrzyła na rozpacz klęczącego przy jej łóżku młodzieńca i wiedziała, że ona nie byłaby zdolna do tak emocjonalnego zachowania. Jakie mieli prawo, by z nim walczyć? I o co? Saki odeszłaby na spotkanie z bogami, niosąc na plecach ciężki bagaż rozczarowania swymi bliskimi. Jak to jednak zrozumieć? Czy Shikarui pokonał więzy krwi? A może to ona była złą wnuczką, skoro obcy człowiek potrafił przejąć się bardziej? To nic, że łzy płynęły wciąż po jej twarzy. Z ust nie wydarł się żaden szloch i chociaż nieustannie wracała myślami do wspomnień z babcią, jak ją karciła, jak wmuszała w nią wstrętne nattō, jak zachęcała do żywszej ekspresji, to... blondynka była spokojna. Saki zasługiwała na coś więcej niż dwa odkręcone kanaliki łez.
Kunoichi nie drgnęła nawet, gdy Shikarui pojawił się przy niej w kuchni, atakując jej zastawę dziwną ampułką. Nie uniosła też na niego urażonego spojrzenia. Po prostu, ruchem niby szybkim, ale bardzo miękkim, złożyła z dłoni koszyczek, by turlająca się w jej stronę fiolka wylądowała w nich po przekroczeniu krawędzi blatu. Zimne szkło, zimne słowa. Zimne było też serce Miwako. Wuj także wspominał, że dziewczyna będzie musiała wypić jakieś lekarstwo, na razie jednak ograniczyła się do przetrzymania w palcach tego, co nie uratowało życia jej babci. Spojrzenie natomiast podniosła na siadającego naprzeciw młodzieńca, naturalnie rejestrując to, że prezentował się jak zupełnie inna osoba niż przez ostatnie dni. Nie tak dziki... spojrzała w jego oczy i cofnęła tę myśl. Nie bała się go jednak, może dlatego, że była u siebie, wśród bliskich, a on chyba w jakiś sposób wszył się w tę rodzinę czerwoną niteczką przeznaczenia... Saki go wszyła. Myśl o babci sprawiła, że kolejna łza spłynęła po idealnie spokojnej twarzy blondynki.
- Przyjemność i zaszczyt po mojej stronie. Jestem Hasegawa Miwako. Moja matka, Kokoro, jest córką Saki - skłoniła głowę, przedstawiając sytuację na wypadek gdyby Shikarui sądził, że Shuichi to jedyne dziecko zmarłej.
Również i jej zachowanie sugerowało, że stoją na równej stopie. On, który wychowany był w upodleniu, nauczony patrzeć na wszystkich z dołu. I ona, której rodzina służyła jego krwi. Wszystko wokół Shikaruia psuło naturalny porządek świata, który tak sobie ceniła Miwako. Nie znaczyło to jednak, że jego towarzystwo było dla niej przykre. Podniosła się zza stołu, ostrożnie odłożyła ampułkę na drewniany blat i podeszła do szafki, do której ledwie sięgała, by po chwili wypełnić herbatą drugą filiżankę. Nie pytała, czy Shikarui ma ochotę się napić. Bezgłośnie postawiła przed nim porcelanę, nieco dalej, by przypadkowy ruch nie przewrócił naczynia. Nie musiał wcale mieć ochoty na herbatę, ale gdyby w pewnym momencie ta ochota przyszła, napar był tu i czekał.
- Jest dość cierpka, parzyłam o wiele za długo. Taka mi dzisiaj smakuje - wyjaśniła, jej twarz nie nosiła już na sobie mokrych smug, musiała dyskretnie otrzeć policzki podczas przygotowywania filiżanki.
Nie mogła jednak dłużej chować się za grzecznościowymi gestami. Wróciła na swoje miejsce i podniosła znów oczy na Shikaruia, jej pusty błękit spotkał się z mroźnym fioletem. Ten jego chłód jednak Miwako nie przeszkadzał, sama nie była obdarzona żywiołowym temperamentem. Nie widziała w tym niczego złego, choć Saki zawsze wzdychała, że dziewczynka w jej wieku powinna umieć bardziej cieszyć się życiem. A przecież introwertyk rzadko jest wycofany dlatego, że nie potrafi się odezwać. Przeciwnie. Tak jest mu po prostu dobrze.
- Ona miała światło w oczach. Wczoraj, kiedy opowiadała mi, że się odnalazłeś, Sanada-san. Nie znam za dobrze waszej historii - dodała, babcia nie opowiadała nikomu o tragedii jego domu, a Miwako mieszkała w Nawabari krótko i raczej nie szukała ploteczek sprzed lat - ale dziękuję.
Dobrze? Nie. Nie tego chciała Saki. Nie poszłaby przed siebie ze światłem odebranym Shikaruiowi, jeśli rzeczywiście go kochała - a Miwako uznała to już za pewne - podzieliłaby się nim. Inaczej nie odeszłaby, czepiłaby się życia z tym swoim przeczącym wszelkiej logice uporem, byle nie pozostawić po sobie ciemności i pustki, której nie dałoby się zapełnić. Nawet choroba nie miała tu nic do gadania, prawdopodobnie już dawno by z nią przegrała, gdyby nie fakt, że musiała zobaczyć się z Shikaruiem. Wątpliwe jednak, by ktokolwiek poza nim był w stanie odkryć to, co takiego chciała mu przekazać. To był ich własny, intymny świat, do którego Miwako nigdy nie miała wstępu, a tylko ostatnio zdarzyło jej się ukraść kilka spojrzeń.
- Coś się stanie, gdy to wypiję? - zapytała, dość nieufanie spoglądając w stronę fiolki z lekarstwem - Wuj mówił, że to ma jakiś związek z senninką...
Jeżeli czegoś Miwako się bała, to właśnie tego klanowego przekleństwa, które siedziało w niej zamknięte gdzieś głęboko i tylko czasami rodziło w niej cienie ohydnych myśli. Leczyć to, czyli co? Usunąć? Wzmocnić? Saki, choć pochodziła z krwi Jugo, nigdy nie była zdolna do obudzenia tego szału. Matka Miwako także. Dziewczyna odkorkowała fiolkę i powąchała ostrożnie zawartość. To był ostatni podarunek Saki dla wnuczki, dziewczynce przyszło nawet do głowy, że specjalnie odeszła teraz, by swe pomarszczone życie wymienić na przyszłość blondynki. Czy Hasegawa naprawdę myślała przez chwilę, że może jednak babcia nie kochała jej tak mocno jak swego byłego wychowanka?
Zagryzła wargę, a potem przechyliła wargę i wypiła jej zawartość. Zimna i wstrętna, nie miała w sobie nic z herbaty, której aromat mieszał się z wonią mydła w nozdrzach jasnowłosej.
0 x
Obrazek
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2074
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Dom rodziny Nijima

Post autor: Shikarui »

Na co zasługiwała? Na miłość. Nie na łzy, nie na smutek. Na uśmiech na twarzy, na białe kimono ze złotym motylem, na drobne dłonie, które robiły się zimne, kiedy Miwako zbyt długo przebywała na dworze. Nie było takich łez i takich zawodzeń, które mogłyby wynagrodzić czyjąkolwiek śmierć. Nie smuć się więc, Mały Motylu. Stworzenie bogów naradzało się z ludzkich lędźwi i odchodziło w ciszy własnego ciała, w zimnie. Czasem na tych twarzach, które już nigdy nie wygną się w grymasie uczuć, zostawał trwały uśmiech do zapamiętania, żeby nie widzieć bólu ostatnich dni, zmęczenia i tego, jak kobieta nie mogła już unieść nawet filiżanki. Była przecież zmęczona. Taka zmęczona. Więc nie smuć się, Piękny Motylu. Nic nie mogłaś na to poradzić. Twoje skrzydła zawsze były zbyt kruche, żeby zabierać innych ze sobą do latania, a nóżki zbyt delikatne, żeby podźwignąć ciało kogoś jeszcze, prócz swojego własnego. Przecież dlatego Saki dźwigała część rzeczy dla ciebie. Nie z rozpieszczenia, nie z litości. Była kochającą babcią, ale nie była jedną z tych, które rozczulałyby się zanadto nad losem Motyla, niosącego na sobie złoty pył wspomnień. W bajce mówili, że jeśli magicznym pyłkiem popruszysz innych, to jednak się uniosą. Więc może jednak, może jednak..? Nie. Saki nie miała się już podnieść, a umysł Motyla był zbyt dojrzały, by karmić się złudzeniami, których Saki na pewno by nie chciała. Nie smuć się więc, Motylu. Przed tobą jeszcze długa droga, by upewnić się, że choć wiele rzeczy bogom się na tym świecie udało, to starość nie była jedną z nich.
Ha... Serce, co? To tak bardzo pasowało do Saki. Nadać swojemu dziecku imię "serce". W swoim egoizmie Shikarui nawet przez myśl nie przeszło, że kobieta, która tyle lat spędziła z nim, może mieć również swoją rodzinę. Kochaną córkę, którą wydała za mąż, śliczną wnuczkę, która... ile ona miała lat? Chyba narodziła się jeszcze zanim opuścił rodzinne strony. Nie wyglądała na starszą niż piętnaście wiosen, nie było takich szans. Zbyt delikatna, krucha. Zbyt. Za bardzo przeklęta, żeby pozostawić ją jako Motyla, który przylepił się na zawsze do kimona Saki. Dlatego nie mogła nigdzie odejść. Tkwiła tu, ze łzami przylepionymi do oczu. Herbata przyprawiona solą nie mogła być smaczna. Tak, jak nie miało żadnego smaku życie, które okupiono goryczą i zalano tyloma łzami, że szukanie w nim osłody było jak szukanie igły w stogu siana. Shikaruiemu było z tym łatwiej. Jego życie nie wygasło zupełnie, bo ta igła, której niby próżno było szukać, miała tutaj lada dzień przyjechać. Osoba, której chciał przedstawić Saki i... wszystkich tutaj. Tak, jak nie myślał, że Saki ma rodzinę, o ignorant!, tak nie myślał, że sam się w tę rodzinę wszył, choć teraz siedział przed Miwako jak pan tego domostwa, którym wcale nie był. Osadzony na tronie z czaszek i kości, równie zimnym, co zimne było serce. I tylko policzki rozgrzewały płynące wciąż i wciąż łzy. Może właśnie przez to, że płynęły ciągle, Motyl przestał już dostrzegać, że wytwarzały ciepło - i z ciepła się zradzały? Zagubione córy zakończonej miłości.
Przesunął za nią wzrokiem, kiedy wstała od stołu, młoda dama, która postanowiła dobrze traktować gościa. Każdy ruch był wyważony. Wyliczony. Nie było miejsca na błędy w tej wyprostowanej sylwetce, której przybyło kilogramów zmartwień. Nie złamała się pod nimi. Były rzeczy, na które człowiek mógł sobie pozwolić w żałobie i te, których nie mógł zrobić nigdy. Może Miwako wiedziała najlepiej, że pozwolenie sobie na upadek po odejściu kogoś, kto chciał dla nas jak najlepiej, byłoby pogwałceniem jej pamięci, a może robiła to podświadomie. Bo tak ją wychowano. Shikarui tego nie kalkulował. Jego głowa była zbyt ciężka na cokolwiek.
- Nie lubię goryczy. Wystarczająco wiele jej w życiu. - A mimo to sięgnął po czajniczek i nalał sobie naparu, otulając filiżankę dłonią, by unieść ją do ust. Przyjemnie ciepły, czerstwy napój rozgrzewał. To rozgrzanie było bardzo pożądane. Zresztą - kultura tak nakazywała, prawda? Nie odmawia się ot tak? I nie mówi z góry, że się czegoś nie lubi, takie maleńkie szczegóły. Te palce, które trzymały to ciepło, zacisnęły się o wiele mocniej na zastawie, kiedy Motyl wypowiedział swoją kolejną kwestię. Cały stężał, a wywar w naczyniu zadrżał leciutko, kiedy od napięcia mięśni zadrżała cała jego ręka. Odstawił porcelanę na spodek, wpatrując się w Miwako tak, jakby wyciągnęła właśnie czerwoną płachtę, a on był bykiem. Drobna sarenka i tygrys, którego zainteresowało polowanie.
Dziękuje? Gdyby nie ja... Shikarui żałował bardzo niewielu rzeczy w swoim życiu. I bardzo niewiele rzeczy miał samemu sobie do wyrzucenia. Przeznaczenia nie można było zmienić, trzeba było się mu poddać, więc rozpaczanie nad nim było zwykłym marnotrawieniem sił. Stratą czasu. W ostatnich, dobrych latach, zapomniał chyba o tej złotej zasadzie, sądząc, że udało mu się w końcu Los oszukać. Naiwne dziecko.
- To lekarstwo. - Wyjaśnił cierpliwie, bez najmniejszego zająknięcia. Uśmiechnął się pod nosem i przymknął oczy na moment. - Spójrz tylko na siebie. O wiele zabawniej, niż z tą twarzą zalaną łzami. - Sam nie wiedział, czy naprawdę go to bawiło, czy to nadal wszystko było winą kompletnego pomieszania myśli. Bo wszystko mu się już popierdoliło. Ale w śmierci, jakby na to nie spojrzeć, choć nie było niczego romantycznego, tkwiła naturalna kolej rzeczy.
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Awatar użytkownika
Miwako
Gracz nieobecny
Posty: 159
Rejestracja: 15 paź 2018, o 18:20
Wiek postaci: 14
Ranga: Doko
Multikonta: Suzu

Re: Dom rodziny Nijima

Post autor: Miwako »

- Ja nie przepadam za słodyczą. Wydaje mi się ordynarna i płytka - jak uśmiech kobiety, która usiłuje wabić swoimi wdziękami obcych ludzi.
Nie zraziła się słowami Shikaruia, przeciwnie. Skoro i tak wypił, mógł przemilczeć komentarz o własnych preferencjach. Tak by uczynił ktoś świadom, że nie trzeba się kłopotać, bo i tak nigdy więcej nie wypije w tym miejscu niczego. Dlatego dziewczyna nie odebrała jego słów jak skargi na jej gościnę, choć w tym momencie miał ku temu pełne prawo. Napił się z nią tej przesadnie cierpkiej, żałobnej herbaty, której smak już na zawsze zapisze się w pamięci jasnowłosej w połączeniu z obrazem zastygłej twarzy babci.
I na chwilę nawet pożałowała własnych słów. Prawdopodobnie były dla niego jeszcze gorsze, niż ten napar, bezlitosne. Miwako naprawdę nie przepadała za słodyczą, co jednak nie znaczyło, że chciała go teraz torturować. Ale musiała mu powiedzieć. Wydawało jej się, że tego właśnie chciałaby Saki. Musiał wiedzieć, że był dla niej światłem. Że potrafił dawać światło. Dziewczynka przymknęła oczy, mimowolnie przypominając sobie własny stan z czasu, gdy umarł jej przyjaciel Kyoro. Wszystko wydawało się wtedy pozbawione sensu i puste, a ona nawet teraz żyła dla spełnienia jego marzenia i dziwiła się, że jej oczy potrafią znowu płakać.
Uśmiech czarnowłosego był czymś zupełnie niespodziewanym. Na tyle, że kunoichi nie zastanawiała się nawet głębiej nad sensem jego słów - bo co właściwie było w niej zabawnego? Chyba wieki minęły, od kiedy ktoś przyłożył to słowo do jej osoby. Skutecznie jednak odsunął rozmowę od tematu Saki, Miwako też powiedziała już w tym temacie wszystko.
- Och, zabawne to by dopiero było, gdyby zobaczyli mnie teraz rodzice... - wygięła własne wargi w czymś, co chyba miało być uśmiechem, choć na myśl o spotkaniu z matką i ojcem w tej chwili czuła niemal dreszcz przebiegający wzdłuż kręgosłupa.
Jeszcze przez krótką chwilę chciała po prostu tak siedzieć z tą źle zaparzoną herbatą i napuchniętymi powiekami, pozwalając sobie na słabość rozżalenia po bliskiej osobie. Później ubierze się w błyszczący pyłek i poruszy pięknymi skrzydełkami. Będzie tą lalką co zawsze, beznamiętną i nudną. Jej rodzice nie uznawali czegoś takiego jak "gorszy dzień". I w tej chwili zrozumiała też, że rodzice nie pozwolą jej tu dłużej zostać, nie z samym wujem, który rzadko bywał w domu, poświęcając się kolejnym misjom dla zabicia tęsknoty własnego serca. Coś się dla Miwako bezpowrotnie skończyło wraz z chwilą odejścia Saki. Odstawiła pustą fiolkę na blat, skupiona na badaniu własnych odczuć. Wstrętne, ale nic poza tym. Nie wyrosła jej dodatkowa kończyna, a ciało nie pokryło się czarnymi plamami. W ogóle nie poczuła się inaczej.
Trochę się tylko skrzywiła, ale chyba można jej to wybaczyć.
- Nie czuję się inaczej - podzieliła się wrażeniami, choć może to oczywiste, że lekarstwo wcale nie rzuca na kolana ani nie wywołuje żadnych natychmiastowych przemian.
Jad, owszem, potrafił działać w mgnieniu oka. Ale odbudowa zazwyczaj była trudniejsza i bardziej czasochłonna niż zniszczenie. Na dobrą sprawę też wcale nie było pewne, czy Miwako rzeczywiście odziedziczyła tę chorobę. Jasne, była słabsza od większości znanych sobie doko, ale oni szkolili się od pacholęcia, podczas gdy ona trenowana była w zachowywaniu wyprostowanej postawy przy siedzeniu i recytacji wierszy. Trudno coś takiego przeskoczyć zaledwie w dwa lata, tym bardziej, że geniuszem walki też nie była.
- Jeśli to nie zbyt osobiste, jak brzmi twoje nindo? Ja jeszcze swojego nie znalazłam. Sensei wspominał, że w pewnej chwili stanie się ono dla nas oczywiste, ale chyba w warunkach treningowych ciężko jest to odkryć... - wyznała, dając jednocześnie rzadki dowód na to, że jednak nie jest jeszcze wcale tak całkiem dojrzała.
Wciąż jeszcze słuchała autorytetów, obawiając się zejść z wytyczanej przez nich ścieżki na własną drogę prób i błędów. Obawiała się ryzyka. Od małego przygotowywana na to, że pewnego dnia rodzice wydadzą ją za mąż za kogoś, kogo sami wybiorą, i będzie to małżeństwo czysto biznesowe... obawiała się chcieć. Jeśli jednak rodzice rzeczywiście będą domagać się jej powrotu do Totsukawy, zmuszona będzie do swojego pierwszego wyboru.
0 x
Obrazek
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2074
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Dom rodziny Nijima

Post autor: Shikarui »

Nie lubił goryczy, a jednak wypił herbatę. Jakkolwiek by nie smakowała - była ciepła. Cieplejsza niż ciało człowieka za życia. Ten smak herbaty na dzień dzisiejszy był naprawdę odpowiedni. Taka mi dzisiaj smakuje. Od kiedy zasmakował słodyczy, mógł je pochłaniać garściami. A nie było to tak dawno temu, bo ledwie... rok? Takiego samego, zimowego dnia, co ten dzisiejszy, kiedy na Hanamurze koronowali Cesarza. Oh... a to nie było już dwa lata temu? Skóra robiła się cierpka, jak herbata parzona za długo, kiedy człowiek uzmysławiał sobie, jak szybko płynie czas i jak wiele go przez to omija. Przechodzi bokiem, chociaż starasz się zatrzymać każdą z chwil. Każdą cenić. Cóż, tak przynajmniej wydawało się mi. Bo czarnowłosy nie przejmował się mijającymi latami i nie widział żadnej straty w tym, co przeminęło. Tak, jak nie widział żadnej nadziei w tym, co jeszcze przed nami. Czas był pojęciem względnym, przecież dla każdego płynął inaczej, choć wskazówki zegara przesuwały się dla wszystkich tak samo. Jakoś nie widziałam, by ktoś potrafił rozsądnie wyjaśnić ten fenomen. Rzeczywiście mógł się swoim spostrzeżeniem nie dzielić, ale to nie miał być jakikolwiek przytyk. Słowa, które wypowiedziała dziewczynka, pasowały do krajobrazu za oknem. Pasowały też do tej martwej natury, która ich otaczała. Zastanowiła go za to ordynarność słodyczy. Nie to, że takie słowa nie pasowały do tak niewielkiej i młodej niewiasty, a to, czy szczęście mogło być płytkie. Wszystko, co dobre, kojarzyło mu się ze słodyczą. Pozostawiały po sobie takie przyjemne odczucie, rodzaj zadowolenia i zaspokojenia. Mięśnie przestawały się napinać i umysł przestawał wrzeć. Nawet znudzone spojrzenie nabierało mocy, w której schodziło na ziemski padół i przestawało wirować sześć stóp nad ziemią. A smak tej herbaty i jemu na zawsze będzie kojarzyć się z pewną chwilą. Nie tą, w której ściskał dłoń dawnej opiekunki, a tym spokojniejszym, w którym nie było już krzyków, szarpaniny i płaczu. Siedzieli tu, razem, Tygrys i Motyl, dzieląc wspólną chwilę, choć nie łączyło ich prócz niej nic. Znajomość babci - było jeszcze to. AŻ to.
Nie było czego żałować. Jego nie można było żałować. Każde dzikie zwierzę wyczuwało słabość, a Miwako prezentowała się teraz jak kryształ, który rozbije się pod byle dotknięciem. Motyle skrzydła traciły zdolność lotu, jeśli zebrałeś tylko trochę ich cennego pyłu opuszkiem palca. Trochę spała, trochę jadła, trochę troszczyła się o to, żeby wszyscy inni jedli. Trochę żałowała. Wszystkiego po troszeczkę, żeby tylko nie wyszło na jaw, że naprawdę coś głęboko przeżywała w świątyni swojego ciała, co miało być jej spokojem. Uświęconym cmentarzem, na którym wszystko było bardziej szare, niż po drugiej stronie słońca - tam, gdzie obiecywano różowe okulary. Więc kiedy robisz coś tak po trochę, to jakoś łatwo było uwierzyć, że jest się nudnym. Shikarui, który zazwyczaj robił jedno wielkie NIC, odnalazł w tym całkiem sporo zabawy. Pasowałyby przecież małej damie kolorowe ciuszki i odrobina śmiesznego makijażu, która zrobiłaby z niej dziewczynkę na przedstawienia.
- Czemu? Co by w tym było zabawnego? - Rodzice. No tak, kolejny element układanki. Całkowicie oczywisty, przecież skoro Saki miała córkę, to jej córka również miała córkę... i była to matka Miwako. Bardzo banalna układanka, a jakoś zagościła w jego głowie dopiero teraz, kiedy dziewczyneczka wypowiedziała swoje słowa w mniej dosadny sposób. I weź tu szukaj jakichkolwiek norm.
Ten dom bardzo szybko miał się stać całkowicie pusty. Saki pozostawiła Shikaruiemu w nim miejsce, a on nie czuł, by to miejsce jakkolwiek to niego należało. To nie był jego teren. Był obcy, wypełniony jeszcze bardziej obcymi ludźmi, zwłaszcza teraz, kiedy Saki już pośród nimi nie było. Mieli tu własne sprawy, swoje rodziny. On również swoje miał. Sprawy ciągle migotliwe i dychające, a rodzinę dawno pogrzebaną. Jak on unosił się sześć stóp nad ziemią, tak oni byli sześć stóp pod nią. Dziewczynka, która teraz miałaby zostać sama w tym miejscu... to nie miało żadnego prawa bytu. Zostanie więc zabrana przez swoich tajemniczych rodziców do rodzinnych stron, a Shuichi nie będzie miał po co odwiedzać pustego domu. Może w końcu się ożeni, może zajmie się sprawami dla klanu i w biegu wydarzeń nie będzie miał czasu na rodzinne niuanse. Miejsce to miało być grobowcem wspomnień, które wszyscy tutaj pogrzebią. Czarnowłosy nie sądził, by kiedykolwiek mieli się jeszcze spotkać. Choć może..? Może musiałby być egoistą trochę mniej. Trochę.
Oparł się łokciem o blat i podparł bok głowy na dłoni, przyglądając się dziewczynie. Nie badał, nie próbował jej prześwietlić. Nie wnikał. Ta tafla, w której lepiej się było nie przeglądać, nie oceniała. Akceptowała świat i wszechrzecz dokładnie taką, jaką się prezentowała. Bez zbędnych zawijasów, komplikacji i spisków, które kryły się na każdym rogu. Widziałeś ich tak wiele, jak wielka była twoja wyobraźnia. Jak wiele chciałeś ich zobaczyć. I kolejny raz, na drobną chwilę, jego kącik ust wyciągnął się ku górze. Wydawało mu się, że twarz Miwako będzie mu się kojarzyć z Saki w bardzo negatywny sposób. Przychodząc tutaj był nabuzowany do tego stopnia, że gotów był skręcić jej kark tylko za to, że była jej wnuczką. Wspomnieniem, żywym i ciepłym. Czemu miała być ciepła, jeśli Saki była martwa? Ale tak nie było. Kojarzyła mu się z Saki, ale w ten bardzo dobry sposób. W ten, w którym była przyjemnym promykiem słońca tam, gdzie panowała bardzo głęboka ciemność.
- Sama je wypowiedziałaś. To nic osobistego. - Bo Śmierć, ta łagodna, nie brała osobiście żniw, które urządzała. Choć Shikarui nigdy by nie powiedział, że to jego "droga ninja". Nie miał żadnej "drogi". Kierował się tam, gdzie brzęczały monety i nie była pod to podpięta żadna filozofia. Tym nie mniej, na upartego, to właśnie to, co wypowiedział, mogłoby tym nindo być. Na upartego. A że młoda kunoichi pytała, to dał jej to, czego chciała. Ludzie zadowoleni byli zazwyczaj łatwiejsi w obsłudze. - Sensei? Twój sensei powiedziałby ci, że takich jak ja, nie pyta się o nindo. - Nie wiedział, czy właśnie to by powiedział, to był ślepy strzał. Zgadywanka. Tak po prostu przeczuwał. - Kto cię uczy?
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Awatar użytkownika
Asaka
Postać porzucona
Posty: 1496
Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
Wiek postaci: 27
Ranga: Sentoki
Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
Aktualna postać: Airan

Re: Dom rodziny Nijima

Post autor: Asaka »

„Przyjedź”. To oznaczało chyba tylko coś pilnego. Faktycznie mogłaby zapłacić jakiemuś woźnicy i przyjechać, ale wiedziała doskonale, że będzie to tylko strata czasu. Raz na szukanie kogoś, dwa na całą podróż. Góry, śnieg, lód… Niebezpiecznie było się w to pakować. Robili to, przykładowo karawany kupieckie ciągle pracowały, choć teraz znacznie wolniej niż gdy zimy nie było. Mogła też wynająć konia, ale… ach, nie ufała kobyłkom i sobie na nich, zwłaszcza… no teraz. Zdecydowanie bardziej wolała zawierzyć swojej zdrowej parze dość silnych nóg. W bardziej niesprzyjających momentach zawsze mogła się poruszać przeskakując z drzewa na drzewo. Zresztą i tak nie zamierzała iść do Nawabari powolnym spacerkiem pozwalającym podziwiać piękno zmrożonej natury, pogrążonej w zimowym śnie.
Cały czas czuła lekkie zdenerwowanie, przez całą wędrówkę jaką przebyła. W karczmie, w której zatrzymała się po drodze na noc (a w zasadzie to zatrzymała się w dwóch karczmach) też nie spała wcale spokojnie – ciągle zastanawiając się co się wydarzyło takiego – że najpierw Shikarui przysłał wiadomość, że mu się przedłuży, ale wszystko opowie gdy się spotkają, a teraz, żeby sama wybrała się do siedziby szczepu Jugo. Nigdy tam nie była, w Nawabari to znaczy. Jakoś nigdy nie było ku temu okazji, no i… Koseki i Jugo nie pałali do siebie miłością, tak ogólnie. Shirei-kan władców kryształów nie był zadowolony, że Jugo zajmują jego ziemie i ta niechęć rozprzestrzeniła się w różne strony, choć i tak wszyscy zdawali sobie, że Koseki Kazuo nic z tym nie zrobi i wojny to z tego nie będzie. Asaka jednak nie była tak do wszystkiego uprzedzona; zawsze musiała coś zobaczyć na własne oczy i osądzić wedle własnego uznania i rozumu, czy ktoś wart jest jej zainteresowania czy nie. Czy ktoś wart jest poświęcenia myśli i zagoszczenia we wspomnieniach na dłużej. Shikarui był – a był przecież jednym z Jugo. Gdyby ślepo na to patrzyła, to nigdy by się nie zgodziła na wspólną podróż z Sogen do Daishi, i nigdy by nie…
Słodkie wspomnienie przesunęło się dreszczem wzdłuż kręgosłupa, ale białowłosa, choć na chwilę się temu poddała, nie poświęciła rozpamiętywaniu całej podróży. Mroźne powietrze zresztą nie zachęcało, zmuszając ją do szybszego przebierania nogami – zwłaszcza, że po ciemku nigdzie iść nie chciała. Mogła znać te tereny, ale obsypana śniegiem droga, wszędzie las… Nie było to najmądrzejsze. Znała drogę, jako tako, zresztą nie poruszała się żadnymi bocznymi ścieżkami, tylko głównym, szerszym traktem, który po drodze poznaczony był drogowskazami, ale i tak marszobieg po ciemku to nie było coś, co by teraz zrobiła. Kiedyś, za czasów szczenięcych, może i tak, może i zapuściłaby się w nocy, w zimie w jakąś dłuższą trasę, stawiając swoje kruche życie na szali brawury i wyobrażeniu, że przecież jest nieśmiertelna, jak każdy młody człowiek. Teraz jednak nie chciała sprzeniewierzyć swojego życia i swojej przyszłości, nie chciała rozsypać szczęścia swoich bliskich, którzy już nigdy by jej nie zobaczyli, bo zaginęła gdzieś po drodze i nigdy nie dotarła do celu. Ta Wilczyca miała jednak instynkt samozachowawczy i nie pakowała się w kłopoty. Przynajmniej nie dziś. Przynajmniej nie teraz.
Dostanie się z Seiyamy do Nawabari zajęło jej dwa dni. Gdyby nie to, że całkiem jej się spieszyło, zeszłoby pewnie dłużej, ale gdy już człowiek się zaweźmie i ma powód, by nieco się pospieszyć, to i dystans da się pokonać znacznie szybciej niż normalnie. Gdy przekroczyła bramę osady, złote oczy rozglądały się ciekawie wokół, chłonąc nowe widoki w prowincji, którą tak dobrze znała. Dość intuicyjnie dotarła na rynek, gdzie zatrzymała się na chwilę, i wygrzebała z torby złożony liścik od Shikiego, z instrukcją jak dostać się… gdzieś. Zakręciła się, szukając odpowiedniej drogi, zapytała kogoś po drodze, by upewnić się, że dobrze idzie i ruszyła przed siebie, co chwilę zerkając na karteczkę, jakby nagle miała zmienić się jej treść, choć znała ją już na pamięć. Powtarzała ją po drodze w myślach i wyryła na tablicy pamięci w głowie. I w końcu znalazła dom, który szukała, na drugim końcu wioski, choć po drodze naprzeklinała w myślach na panującą pogodę i śnieg, który sypał pod kątem prosto w jej twarz skrytą pod kapturem płaszcza.
Dom znajdował się nieco na uboczu, odrobinę schowany za pozbawionymi liści drzewami. Białowłosa przyjrzała się, czując lekki niepokój, zdenerwowanie i zniecierpliwienie – zupełnie nie wiedziała, czego ma się spodziewać – i te uczucia wytrącały ją z równowagi. Trochę. Raczej nie miewała takich problemów, więc skąd to tak nagle zagnieździło się w jej sercu? Jej ciemnobrązowe, skórzane spodnie opinające smukłe nogi wpuszczone były w porządne, wysokie, sznurowane buty, zaś resztę niewysokiej sylwetki zasłaniał długi futrzany płaszcz, który zapewnił jej podczas podróży ciepło. Teraz z mocniej bijącym sercem podeszła do drzwi domu, by załomotać w nie obleczoną w rękawicę pięścią i dać znać, że ktoś stoi na dworze i… i czeka. Stojąc tutaj poprawiła kaptur, by ochronić się przed nadal denerwująco padającym śniegiem. Raczej nie dało jej się pomylić z jakąś wieśniaczką; wielki żelazny wachlarz, teraz złożony i grubym pasem, idącym pod skosem przez ramię i klatkę piersiową dziewczyny, przytwierdzony do jej pleców nie pozostawiał żadnych złudzeń do tego, czym się zajmuje.
0 x
· ·

Obrazek
· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
Zablokowany

Wróć do „Lokacje”

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 13 gości