Prowincja znajduje się na południu Prastarego Lasu i tak jak sąsiadujące z nią obszary regionu, porośnięta jest gęstym lasem. Kaigan zamieszkiwany jest przez Ród Aburame, który to odnalazł tutaj wspaniałe warunki do rozwoju. Prowincja graniczy z morzem jak i też z krajem kupieckim co pozwala rozwijać handel oraz żeglugę. Znacznym problem w prowincji jest sąsiedztwo na zachodniej granicy z Tajemniczym Lasem co zaowocować może tworzeniem się szajek przemytniczych. Zwłaszcza, że porośnięte tereny nadają się na idealną kryjówkę.
Kiwnął głową na znak, że słucha. Rozmyślał przez chwilę nad słowami przewodnika. Sam czuł się mocno związany z naturą, więc mógł zrozumieć czyjąś frustrację na widok niszczenia przyrody. Ale żeby od razu niszczyć całą wioskę. Trochę nie zgadzało się to z informacjami, które otrzymał w siedzibie klanu ale... po co się nad tym zastanawiać, wiedział za mało.
Gdy jego oczom ukazała się polana zatrzymał się by objąć ją wzrokiem. Z tego co mówił jego towarzysz, miał przed sobą cały wachlarz lepiej lub gorzej ukrytych pułapek. Musiał być ostrożny, bo w najlepszym wypadku straci stopę albo dłoń -Wracasz?
Zapytał krótko i usiadł na trawie, wypuszczając z siebie owady. Zamierzał użyć ich jako małych zwiadowców by odkryły lub powpadały we wszystkie pułapki w okolicy. Po co ryzykować własną skórą? Owady i tak się szybko rozmnażały więc ewentualna ich strata wyłączała go z akcji tylko na kilka godzin. A przynajmniej tak mu się wydawało.
[ghide]//Owady 100%-80% = 20%
Chakra: 80%-5%=75%
Nazwa
Kikaichū no Jutsu: Reberu Shi
Rozwinięcie umiejętności klanowych wiąże się z możliwością perfekcyjnej kontroli wszystkich posiadanych owadów. Nadal możemy osiągnąć te same efekty co przy poprzednim poziomie z tym, że tym razem przy użyciu wszystkich posiadanych owadów. Zwiększa się zasięg i szybkość z jaką się poruszają.
Ta cała sytuacja było dziwna i conajmniej niepokojąca. Ktoś tutaj ewidentnie próbował go oszukać i raczej nie były to osoby z rodzinnej wioski. Jaki sens mieliby w wysyłaniu nowego na misję, podając mu fałszywe informacje? Chyba, że był to jakiś test. Innego powodu Takeshi nie widział, stawiał bardziej na to, że przewodnik ma jakieś nieprzyjemne zamiary. Dlatego tez zostawił sobie, na wszelki wypadek trochę owadów. Nasłuchiwał i się rozglądał. Mogło to wyglądać jakby po prostu szukał wzorkiem kolejnych pułapek, tak naprawdę jednak starał się dyskretnie obserwować położenie podejrzanego.
Kontynuował zwiad owadami, czekając aż przewodnik sobie pójdzie. Ciężko było się skupić na pracy gdy ktoś mógł ci strzelić w plecy.
Fajne te przysłowia znali w lesie. Rika miała inne, dużo bardziej kolorowe, wywołujące uśmiech na buzi i chęć wyruszenia w podróż. Ta podróż była długa. Dość powiedzieć, że tylko raz odbyła dłuższą – do senseia Kihary na wyspę Hyuo. Przyjazd w samą zimę do bodaj najzimniejszego miejsca na ziemi powinien hartować i rzeczywiście tak zrobił, tyle tylko że każda podróż jest inna. Wtedy wiedziała dokąd zmierza i że na miejscu czekają na nią życzliwi ludzie, tym razem jest zupełnie inaczej. Trzech obcych ludzi i perspektywa snu w nieswoim łóżku. Fajnie byłoby mieć ze sobą misia, ale trochę nie wypada. Trzynaście lat to trochę dużo na misia i to nawet przy jej budowie, ale kto czasem nie lubi się do kogoś przytulić? W trakcie jazdy ucięła sobie drzemkę, nie wiedząc nawet kiedy przekracza granicę Ryuzaku. Czy mogło ją dziwić, że zabłądzili? Nie miała ze sobą kompetentnych ludzi do prowadzenia taką podróżą. Nie miała obrońców, tropicieli… myślicieli. Generalnie nikogo użytecznego. Wieść o zgubieniu drogi wyrwała ją z letargu i zmusiła do rozejrzenia się po okolicy. Ta nie wzbudzała entuzjazmu. Zrujnowane domostwa tworzyły obraz najechanej, splądrowanej osady. Gdzie mogli podziać się jej mieszkańcy? Zostali wymordowani? A może w porę uciekli? Wreszcie uwagę zgromadzonych przykuło coś niezidentyfikowanego na ziemi. Wyglądało nieciekawie nawet zanim jeden z braci oznajmił, że to człowiek. Boże, Boże, zaczyna się! Rika i trójka aktorów. Miała ochraniać siebie, a więc Misae, ale będzie musiała ocalić wszystkich. Tylko… czy naprawdę potrzebne są te nerwy? Przecież tylko zabłądzili i trafili w miejsce dawnej rzezi. Powinni podziękować za wizytę w muzeum, zawrócić i znaleźć drogę, ale chyba nie mogli. Któryś z jej towarzyszy powinien pójść i sprawdzić co to takiego, ale przecież to tylko cywile. Rozsądek nakazywał nie zdradzać się ze swoimi zdolnościami, ale nie może podejść, jeśli to pułapka. Jeśli tu pułapka nie zrobi też różnicy, czy wyczują zagrożenie już teraz. Rika pozostając w wozie uformowała pieczęć dzika, co spowodowało znaczne wydłużenie się jej włosów. Włosów, które w kilku pasmach poruszały się na wietrze niczym węże, pełzające do padliny. To one będą miały za zadanie opleść kilka fragmentów tego czegoś i unieść je w górę, bądź po prostu przeszukać, jeśli okaże się zbyt ciężkie. Być może to tylko sterta śmieci, ale zbyt wiele tu było przypadków, by pozwolić sobie na błąd. Rika traktowała to zupełnie tak, jakby w każdej chwili mogło wybuchnąć.
Mieli rację ci, co widzieli wiele. Rika podniosła zbitki wymiętego materiału, w których okazał się być człowiek. Albo jego zwłoki. Kobieta nie mogła ważyć dużo, ale czy to dostateczny dowód, by uznać jej śmierć? Czy tak wiele waży dusza, aby wyczuć jej brak w opuszczonym ciele? Niestety nie. Włosy powoli opuściły kobietę z szacunkiem przynależnym zmarłemu. To była przygnębiająca wiadomość. Przygnębiający element tego, co w międzyczasie wydedukowali dwaj bracia. Przysłuchiwała im się uważnie i musiała przyznać, że oni musieli mieć rację. Droga była zawalona, a oni zostali tu niejako pokierowani. Sprowadzeniu do opustoszałej, wyniszczonej nie tylko przez czas wioski u której progu przywitało ich nieruchome ciało. Spodziewali się ataku. Czy to już, czy to teraz? Rika widziała wielu nieboszczyków przy okazji ataku zarazy na Ryuzaku. Trudniej jest zrozumieć jedną śmierć, niż wiele. Chyba czułaby odrazę przed dotknięciem ciała leżącej dziesięć metrów dalej kobiety. Nie bała się jednak podejść i upewnić się, czy to na pewno to, na co wygląda. To powinien zrobić jeden z braci albo nawet Sakasu, do którego po pierwszym, kiepskim wrażeniu zaczęła czuć coraz więcej sympatii. Pamiętała jednak co powiedział jej wujek Benu, że z wielką mocą wiąże się wielka odpowiedzialność. Była teraz a-ko-lit-ką i choć chętnie schowałaby na kilka minut tytuł do kieszeni, nie było to możliwe. -Trzeba sprawdzić, czy można jej jeszcze pomóc. – powiedziała niechętnie. Ja muszę. Złapała głęboki oddech i ruszyła przed siebie, nerwowo zerkając to w lewo, to w prawo, to na obiekt przed sobą. Im bliżej, tym więcej uwagi pochłaniała kobieta. Wciąż nie wyzbyła się pierwotnej myśli o tym, że może kryć się za tym jakaś zasadzka. Mimo to musiała wiedzieć. Podeszła blisko, szukając jakichkolwiek oznak życia. Unosząca się klatka piersiowa, drgające powieki? Cokolwiek. Jeśli będzie trzeba, ukucnie przed nią. Sama nie była zdolna w jakikolwiek sposób pomóc, ale może któryś z panów wiedział jak to zrobić? Ona miała sprzęt, potrzebny był tylko ktoś, kto będzie miał wiedzę i zdolności by go użyć. Jeśli kobieta żyje, Rika wezwie kogoś do pomocy, zapominając na chwilę o położeniu w jakim się znajdują. Jeśli zaś nie będzie oznak życia, przemieli naprędce całą sytuację, zasłaniając usta. Sprowadzono nas do opuszczonej wioski, gdzie znajdujemy trupa. Ktoś chce mojego życia, czy po cyrkowej sztuczce nabierze wątpliwości? Nie wiem co robić. Boże, jak ktoś ma zaatakować, to niech zrobi to teraz! – od samego początku byli odkryci. Gra w klony była wykluczona. Wstała więc i poszła dalej w stronę wioski, rozglądając się na lewo i prawo. Z każdą chwilą była o jeden krok bardziej samotna. O krok łatwiejszym celem.
Boże, jak ona nie lubiła, jak dzieje się nie po jej myśli. Zablokowana droga prowadząca do dziadka Misae i niefortunne zakręcenie wprost ku zgliszczom wioski. I na domiar złego jeszcze ta ciężko ranna kobieta, która miast wzbudzać współczucie, żal, smutek, czy cokolwiek równie adekwatnego, wzbudzała strach. Nawet nie lęk, obawa przed tym, co odległe a strach właśnie. Niemal materialny, wiszący w powietrzu, który w każdej chwili może urzeczywistnić się czymś bardzo, bardzo złym. Kobieta żyła, ale czekała ją ciężka walka o to, by nazajutrz wciąż patrzeć na świat z perspektywy ziemianina. Rika przywołała kogoś z podróżników, aby jej pomógł. Nikt szczególnie się nie wyrywał. Jej błąd, powinna była skierować pytania bezpośrednio do jednego z nich. Minęło trochę czasu, nim jeden z bliźniaków wreszcie zatrzymał niezręczne sekundy. Szkoda tylko, że szedł tak wolno. Miała ochotę cisnąć w niego czymkolwiek, co tylko znalazłoby się w zasięgu, ale już dobrze, on zaraz przyjdzie. Boże, jak ona nie lubiła, jak dzieje się nie po jej myśli. A to był dopiero początek. Czy ta kobieta właśnie powiedziała „Misae”? Nikt nie powinien znać tu tego imienia, z wyjątkiem… z wyjątkiem rabusiów! Wszystko nabierało teraz sensu, ale co, miała się odwrócić na pięcie i odjechać? A może nawet dobić leżącą przed sobą postać? Gdyby tylko czarnowłosa kobieta chciała ją zaatakować, to mogłaby to zrobić już chwilę wcześniej. Lepszej okazji nie będzie. Jej zachowanie nie zwiastowało jednak ataku, a coś innego. Dziewczynka spojrzała w oczy kobiecie i zobaczyła w nich silne emocje. Czy były to emocje towarzyszące śmierci? Czy ona właśnie powiedziała córeczko!? Rika znała kontekst sytuacji, ale słysząc te słowa nagle zwątpiła. Pamiętała dobrze opowieść Sakasu. Aż za dobrze: „ale nie o to chodzi”. A może właśnie o to teraz chodziło!? Na miłość, nie było żadnego racjonalnego powodu, aby kobieta przed nią kłamała. Podała rękę w stronę szukającej pomocy dłoni Kanemochi, utrzymując ją od spodu własnymi siłami. Przez chwilę naprawdę uwierzyła, że to ona jest Misae. -To ja, mamo. Błagam, wytrzymaj jeszcze trochę i wszystko będzie dobrze. Będziemy miały dla siebie jeszcze dużo czasu. – sama czuła zażenowanie tym beznadziejnym doborem słów, była jednak niemal pewna, że trafią one do rozemocjonowanej, mało refleksyjnej w tym stanie „mamy”. Niemal w tym samym momencie dołączył do niej jeden z bliźniaków, który równie zszokowany co kobieta, padł na ziemię i wymówił jej imię, które wszystko wyjaśniało. Nie było czasu ani sensu, aby próbować to zrozumieć. Zrozumiała natomiast coś, czego wcześniej w ogóle nie czuła. Że starsi mężczyźni dali jej władzę. Szczególnie w chwili zagrożenia. -SAKASU! – zawołała rzucając złowrogie spojrzenie, zupełnie jakby to on był tutaj wrogiem. Nikt ze zgromadzonych nie żył w równie bliskiej relacji z Kanemochi, co Namiot. Osamotniona łezka wyskoczyła z jej oka w zdradzieckim akcie zdradzającym targające nią emocje. Żłobi drogę w różu jej twarzy, niechętnie zsuwając się po policzku. Rika dobrze pamiętała swoją pierwszą misję. Poszła w odwiedziny do schorowanego starca, odgrywać rolę jego ukochanej wnuczki. Spotkanie było udane, ale problem tkwił w tym, że owa wnuczka zginęła z całą rodziną na statku podczas sztormu, a starzec na pożegnanie stwierdził niejednoznacznie, że o wszystkim wie. Cała historia przerosła ją wtedy i początkująca kunoichi poprzysięgła sobie, że wokół niej nigdy nie będzie śmierci. A ta pojawiała się na niemal każdej jej misji. Pierwszy raz mogła temu zaradzić i zamierzała wytoczyć najcięższe działa, by temu zaradzić. Jej brunatna torebka, którą dotąd traktowała z większa czułością nawet od swojej sowy, uderzyła teraz z impetem o ziemię. Nawet po zacienionej stronie jest odrobinę słońca (sprawstwa) – pomyślała, widząc wyryty na torebce symbol Yin i Yang. Wyciągnęła z niej zestaw medyczny i położyła na ziemi. -Umiecie zrobić z tym… cokolwiek? – zapytała rozpaczliwie. Sama nie umiała wygrać ze śmiercią. Wszystko odwróciło się o 180 stopni. Tu nie chodziło już o ochronę przed zbirami, a o uratowanie życia tej kobiety. Gdzieś daleko jedzie Misae, ale w tej chwili wszystko skupiało się na Rice. Jeśli Kanemochi przeżyje, wszystko stanie się nie takie, jak przedstawiał to oficer z Namiotem w siedzibie władz. -Musimy uratować mamę. Dojedziemy (utrzymamy ją przy życiu) do Kaigan, czy..? – zapyta, czymkolwiek zaaferowani będą pozostali. Czy potrzebują oficera? Podstarzały człowiek stłamszony przez Namiota niczym nie stracił na szacunku dziewczynki. Był dla niej miły i z pewnością bardzo, bardzo mądry. Miał przecież tyle odznaczeń, których nie dostaje się za nic. Rika kompletnie zapomniała o zagrożeniu, o którym jeszcze kilka chwil wcześniej nie mogła przestać myśleć. -Potrzebuję chwilę. Odeszła z 5-10 metrów od zgromadzonych wokół Kanemochi ludzi. Wiedziała, że szanse na powodzenie są średnie. Że jest multum powodów, dla których mogłoby się nie udać. Ale czuła, że trzeba spróbować. Złożyła pieczęć barana i skupiła swoje myśli na siedzibie władz, a w szczególności na gabinecie oficera. Nawet jeśli nieznacznie chybi, najważniejsze by w pobliżu był ktoś, kto będzie mógł jej odpowiedzieć. Wystrzeliła więc swoją chakrę, mając nadzieję, że jej astralna projekcja wyląduje w gabinecie, bądź innym miejscu, które przyniesie jej sukces. Zamierzała czekać trwające wieczność pół minuty, nim ruga osoba nawiąże z nią kontakt lub sprowadzi kogoś do tego zdolnego. -Mama Kanemochi umiera! Główny szlak został zablokowany. Znajdujemy się w zrujnowanej wiosce na lewo od szlaku prowadzącego do Kaigan. Przekroczyliśmy już granicę. Potrzebujemy medyka! Nikt nas nie zaatakował. – powie stłumionym głosem, jeśli ktoś „odbierze telefon”.
Opis Bardzo przydatne Jutsu Dotonu, polegające na wytworzeniu kilkunastu kolumn, które otaczają cel. Tworzą w ten sposób, swojego rodzaju więzienie. Jest ono całkiem wytrzymałe, dlatego może powstrzymać słabych przeciwników, a nawet tych na średnim poziomie. Dodatkowo nie każdy potrafi wyjść z niego całkowicie, szczególnie, kiedy zawczasu przygotuje się tam "niespodziankę" dla złapanego. Wystarczy uderzenie o sile 75 lub technika rangi C do zniszczenia więzienia.
Rika w świecie pani Kanemochi jak i ewentualnych gapiów pozostawała małą Misae. Kto poznał małą spryciulę mógł posądzić ją o jakiś podstęp, ale tym razem nie miał by racji. Pozostawanie przy swojej masce było czymś naturalnym, być może nieproszoną heurystyką z poprzednich misji albo rzeczywiście najzwyczajniejszym wczuciem się w rolę. Kto wie, może gdyby powiedziała, że Misae za kilka godzin tu będzie, Mamusi starczyło by sił, by nie zamykać oczu. Przywołanie Namiota (nie namiotu!) było z kolei wynikiem zatracenia się w sytuacji, rozpaczliwym okrzykiem dziecka, które bardzo czegoś chce. Czy dramatyczna scena z jego udziałem powiedziała Rice coś więcej? Nie, ale przynajmniej przejął spoczywającą na Rice dłoń Kanemochi. W tym całym nieszczęściu okazało się, że przynajmniej jeden z towarzyszy potrafił obsługiwać się apteczką. Nie był lekarzem – twierdził. Ba, ale lepsze to niż nic, choćby za tymi słowami kryła się wstydliwa prawda, że chłopak miał tróję z EDeBe. Zdrowie i życie napotkanej kobiety było teraz najważniejsze. Gdzieś daleko z tyłu głowy była myśl o nadjeżdżającej gdzieś daleko karawanie z prawdziwą Misae, która prędzej czy później również zostanie tutaj zwabiona. Właśnie. Zwabiona! To wszystko, wraz z Kane nie mogło być dziełem przypadku. Ktoś nie tylko podejrzewał albo i wiedział o ich przyjeździe. Informacje jakimi dysponował Namiot i dwaj bracia nie były pełne. Przecież właśnie spotkali kobietę, która już dawno nie żyje. Wiedząc co się święci, a jednocześnie mając czyste sumienie pozostawiwszy Kane w dobrych rękach, odsunęła się o kilka metrów od zbiorowiska by oddać się „modlitwie”. Sytuacja była zgoła inna od tej, na którą się pisała. Nie chciała brać całej odpowiedzialności na siebie i postanowiła skontaktować się z poczciwym starcem, który przydzielił jej zadanie. Chyba ją lubił, był taki miły i traktował ją poważnie… trudno o lepsze powody, aby uznać go najbardziej kompetentnym. Telefon został jednak bez odpowiedzi, co strasznie ją przybiło. Pozostawiona sama sobie wracała do grupki, chcąc omówić dalsze kroki z Namiotem, gdy nagle nastąpił atak. Pierwszy ziemisty pal wyrósł jej przed nosem, po chwili drugi, trzeci i tak aż zabrakło palców do liczenia. Jeśli wcześniej można było dopuszczać do siebie jakiekolwiek wątpliwości, to teraz nie było już żadnych. Ktoś tu był, a oni znaleźli się w opałach. Rozpamiętująca jeszcze porzucenie po jej hologramowej technice teraz poczuła się tragicznie. Poczuła nieprzyjemny ucisk w nosie, a zielone oczka stawały się płynne. Dopadła ją przemożna złość wraz z poczuciem niesprawiedliwości. Połączenie uczuć, które za kilka lat będzie nazywać wkurwieniem. Złożyła jedną tylko pieczęć, złowrogiego węża i rozpoczęła technikę z grymasem twarzy młodego muzyka, który właśnie chce zademonstrować rodzicom swój nowy, najtrudniejszy kawałek. Włosy. Dużo, bardzo dużo włosów. Nienaturalnie dużo. A z nich wielka, wysoka na kilka metrów paszcza pełna kłów. Co dziwne, Rika skierowała swoją furię nie na śmiejące się krzaczki, a Kane, Namiota i bliniaków! Monstrum ruszyło wprost na nich, pożerając po drodze wszystkie bale. I nie zamierzało się zatrzymywać. Wciągnęło w głąb siebie całą grupkę, lecz potem włosy rozchyliły się tworząc sporych rozmiarów szczelinę, która zapobiegła pochłonięciu towarzyszy przez włosową falę. Szczęśliwa Kane, która nieprzytomna nie zobaczy sunących z charakterystyczną tej technice, niebywałą prędkością włosów, bo przynajmniej nie zesra się jak Namiot i spółka. Gdy sunący przed siebie potwór minie już klęczących przy starszej kobiecie, rozpadnie się za sprawą przecięcia włosów kunaiem przez Rikę, przez co te utracą kontakt z chakrą. Mieszanina włosów i zgarniętej ziemi bezwładnie rozłoży się na drodze. Włosy jednak ucięte mają być w taki sposób, aby pominąć jeden z kosmyków, w rezultacie czego wciąż gruba struga włosów spośród leżących na ziemi zacznie zataczać krąg, by owinąć razem skrywających się za krzakiem śmieszków.
Sytuacja nieco się uspokoiła gdy przewodnik sobie poszedł. Oczywiście, jeśli przypuszczenia Takeshiego się sprawdzą - to ten jeszcze tutaj wróci. Ale narazie zapanował względny spokój i Aburame mógł się wziąć do pracy. Dzięki owadom zlokalizował część pułapek. Wezwał do siebie większość owadów, zostawiając jedynie po kilka sztuk przy każdej z pułapek i te, który miały pilnować by przewodnik nie pojawił się z powrotem
-Mushi Bunshin no Jutsu
Przywołał jednego owadziego klona i wysłał go w celu rozbrojenia najbliższej pułapki. Sam nie chciał ryzykować jeśli to nie potrzebne. Ruszył powoli za klonem, w bezpiecznej odległości. Jeśli było coś jeszcze przed nimi, klon w to wpadnie a Takeshi będzie miał wystarczająco czasu by uskoczyć.
Miał dziwne wrażenie, że to nie ostatni raz gdy widział tamtego gościa. Ale musiał teraz skupić się na rozbrojeniu pułapek w wiosce. W końcu, taka była jego misja. Aczkolwiek na ewentualny powrót podejrzanego był przygotowany. Zakładając, że tamten nie będzie używał bron dystansowej i technik ognia. Wtedy może być kiepsko. No ale nie zapeszajmy.
//
Chakra 75 % - 6% za klona = 69%
Owady 85%-10% = 75% (15% poza ciałem, przy pułapkach lub niedaleko miejsca w którym zniknął przewodnik)
Nazwa
Mushi Bunshin no Jutsu
Pieczęci
Brak
Zasięg
Obszar danej prowincji, w której znajduje się gracz
Dodatkowe Szybkość równa użytkownika; Siła -> 1/2 twórcy; Wytrzymałość równa robakom na tym reberu; 10% robaków za 1 klona.
Opis Technika pozwala na stworzenie klona złożonego z insektów. Klon potrafi przybrać postać znanych nam osób, a ponadto potrafi naśladować ich głos. Stworzona podobizna potrafi jednak korzystać tylko z technik nie wymagających chakry (taijutsu/bukijutsu), nie będą one jednak równie skuteczne co ataki oryginału. Jest to więc technika nieofensywna, którą można zmylić przeciwnika bądź go zmęczyć. Klon nie ma dostępu do ekwipunku twórcy. By zniszczyć bunshina trzeba pozbyć się tworzących go owadów, inaczej po rozbiciu go w chmarę może ukształtować się ponownie.
Opis Bardzo proste do pojęcia Jutsu. Użytkownik przykłada ręce do ziemi i wytwarza ścianę(wymiary: 2 metry szerokości x 3 metry wysokości x 30 centymetrów grubości), która potrafi obronić go przed częściowymi atakami. Plusem tej techniki jest to, że ściana zasłania nie tylko użytkownika, ale i np. jego sojuszników, którzy mogą stać obok. Bardzo przydatne Jutsu, jeśli chodzi o obronę kilku osób. Wystarczy uderzenie o sile 75 lub technika rangi C do zniszczenia tworu.
Widowiskowy sposób rozprawienia się z ziemną pułapką mógłby spodobać się widzom na arenie. Tutaj jednak takowych nie było. Była ona i jej ludzie, na których skierowane było jutsu zagłady. Ten wcale-nie-niewinny „żart” najpoważniej potraktowany został przez Namiota, który uznał że to dobry moment na drzemkę. A czy to nie on kilka godzin wcześniej twierdził, że Rikowe włoski nadawałyby się do cyrku? Przecież to mogłoby być ich popisowym numerem! Niemniej… entuzjazmem nie kipieli również agresorzy, którzy szybko stracili na animuszu. Ziemna blokada skutecznie zatrzymała kosmyk, który winien był wpierw opaść z pozostałymi włosami, by mieć przewagę w postaci elementu zaskoczenia. Teraz sytuacja znacznie się skomplikowała. Stan Kanemochi jest ciężki, a źli ludzie uciekają. Jeśli uciekną, Misae nie będzie mogła czuć się bezpieczna. Kto wie, może winna była dłużej odgrywać rolę ofiary i pozwolić się zaatakować? Jeszcze chwilę wcześniej, martwiąc się losem Kane, która teraz wraz z pozostałymi wolna była od ziemistych słupów, decyzja o ujawnieniu się wydawała się być słuszna. Pamiętała zadanie, jakie jej powierzono. Sytuacja jednak uległa znacznej, gwałtownej zmianie i kto wie, może lepiej gdyby została z Kane? Tylko czy naprawdę była teraz przydatna, skoro mieli się nią zaopiekować bliźniacy? Musiała ruszyć za uciekinierami. Mogła ruszyć w pogoń, ale prawdę mówiąc nie była zbyt szybka i sporo by ryzykowała. -Zostańcie z nią! – poleciła bliźniakom, zaglądając jednocześnie do torebki. Szybko wyciągnęła z niej pigułkę żywnościową i połknęła. Ponownie złożyła pieczęć. Był to baran. Baran ten przywołał dymek, w którego obłokach Rika zniknęła, by pojawić się w takim samym dymku jakieś sześćdziesiąt, a może nieco więcej metrów dalej w głąb lasu, mniej więcej w kierunku w którym uciekali napastnicy. Zamierzała oszacować ich szybkość i uprzedzić na trasie, niekoniecznie lądując tuż przed nimi, ale nieco dalej, by ziścić swoją zasadzkę. Ta nie była szczególnie wyszukana. Zamierzała ukazać się wszystkim zbirom, zajść im drogę lub dogonić, gdyby teleportowała się bardzo słabo. Następnie złoży kilka pieczęci, urzeczywistniając szalenie nieprzyjemny, obezwładniający atak.
Użytkownik porusza się pod ziemią z połową posiadanej szybkości
Opis Jedna z podstawowych technik Dotonu. Użytkownik rozmiękcza glebę pod swoimi stopami i zapada się pod ziemię, by potem poruszać się pod jej powierzchnią. Dzięki temu jutsu można więc uniknąć zagrożenia, zniknąć z pola wiedzenia wroga, czy też przemieścić się niezauważonym i przygotować zasadzkę. Możliwe jest poruszanie się w różnego rodzaju glebach, a mniejsze przeszkody takie jak kamienie, żwir, czy korzenie drzewa nie są dużym problemem. Niemożliwym jednak jest przebicie się przez litą skałę. Oczywistą wadą techniki jest brak poglądu na to, co dzieje się na powierzchni. Dzięki technice użytkownik jest w stanie jedynie wyczuć występujące w promieniu dwóch metrów drgania gruntu wywoływane przez poruszających się ludzi lub cięższe obiekty. Jutsu polega na przemieszczeniu się pod ziemią, a nie drążeniu tuneli, więc niemożliwe jest przetransportowanie innych osób. W czasie trwania tej techniki niemożliwe jest wykonywanie innych jutsu, można jedynie podtrzymywać już te aktywne.