Trybuna wschodnia
- Jun'ichi
- Martwa postać
- Posty: 1906
- Rejestracja: 31 maja 2018, o 12:41
- Wiek postaci: 21
- Ranga: Dōkō
- Krótki wygląd: Przeciętnego wzrostu i wagi chłopiec, którego pokryte bliznami ciało skryte jest pod prostą, dwukolorową szatą. Twarz jako szczególnie szpetna jest całkowicie zakryta maską.
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32 ... 429#p86350
- Multikonta: -
- Lokalizacja: Warszawa
Re: Trybuna wschodnia
Głowa młodego Hyugi co chwilę przekręcała się nieznacznie, aby obserwować naprzemiennie trwające na arenie walki. Był bardzo ciekaw poziomu uczestników i tego co może spotkać go w dalszych rundach. Aby jednak w ogóle myśleć o przejściu dalej, musiał dowiedzieć się czegoś o swoim rywalu lub chociaż jego zdolnościach, a na to mogło być już za późno. Chłopak włożył do ust kolejną kulkę zakupioną wcześniej za pieniądze od nieznajomego i zwrócił uwagę na starcie niejakiego Uchihy imieniem Aka. Było prawdopodobne, że zdradzi on jakieś sekrety Dojutsu swojego klanu, co z kolei pozwoli nie przegrać pierwszej walki z kretesem. Hyuga zwracał uwagę na użyte techniki ale również na opanowanie pola walki, umiejętność przejmowania inicjatywy i zdobywania przewagi. Walka w jego wykonaniu była ciekawa ale było to w równej mierze zasługą jego rywala, którego umiejętność kontrolowania kartek papieru oraz notek zdawała się być bardzo uciążliwą. Wprawdzie negatywne myślenie nie pomagało w osiągnięciu zwycięstwa, ale dostrzeganie mocnych stron przeciwnika mogło ułatwić nadchodzące starcie. Paskudek skryty pod czarno białą maską zaczął szybciej przeżuwać to co jeszcze zostało pod jego dłonią. W międzyczasie kiedy uczestnicy szukali chwili by nabrać sił lub przemyśleć swoje ruchy i chowali się za kolumnami, chłopak zerkał na inne sektory by zobaczyć jeszcze bardziej przerażające umiejętności takie jak latający kurz spod areny, duchy zwierząt które najwyraźniej miały umiejętność wybuchu, władcy piorunów i inne dziwne rzeczy... to wszystko zaczynało przytłaczać zwykłego podrostka, który próbował stać się szanowanym i użytecznym shinobi, zaś ostatecznie zgubił samego siebie, swoją drogę, przyjaciela, zbaczał z drogi i teraz pierwszy raz miał zgarnąć za to wszystko srogie lanie.
0 x
- Ichirou
- Posty: 4026
- Rejestracja: 18 kwie 2015, o 18:25
- Wiek postaci: 35
- Ranga: Seinin
- Krótki wygląd: Chodzące piękno.
- Widoczny ekwipunek: Hiramekarei, gurda, fūma shuriken, torba, dwie kabury
- Link do KP: viewtopic.php?f=33&t=320
- Lokalizacja: Atsui
- Kyoushi
- Posty: 2683
- Rejestracja: 13 maja 2015, o 12:48
- Wiek postaci: 28
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białe, rozczochrane włosy. Różnokolorowe oczy - prawe czarne jak smoła, lewe czerwone, czarny garnitur, zbroja z białym futrem przy szyi oraz czarny płaszcz z wyhaftowanym szarym logo Klepsydry na plecach
- Widoczny ekwipunek: Wakizashi przy lewej nodze. Katana z białą rękojeścią w czerwonej pochwie przy pasie od lewej strony, katana przy lędźwi w czarnej pochwie.
- Link do KP: viewtopic.php?p=3574#p3574
- GG/Discord: Kjoszi#3136
- Lokalizacja: Wrocław
Re: Trybuna wschodnia
- Mimo tego, że prosił o mowę bardziej nieformalną między sobą, samuraj wciąż trzymał się etykiety, mimo tego że zgodził się przecież na przejście na Ty. Białowłosy już dawno odkładając patyczki nie miał zamiaru przecież się o to awanturować. Skoro poszła zgoda nie zamierzał tego nie wykorzystać. Będąc szczęśliwym w ów chwili, chciał nacieszyć się także tą sytuacją, która na niego tutaj czekała. Jego odpowiedź była pośrednio satysfakcjonująca, nie omieszkał więc tego wykorzystać i czegoś nie powiedzieć w tej chwili.
- Samuraj? Akurat ten miecz mam po jednym samuraju. Miecz nazywa się Mugen. Pamiętam, był świetnym gościem… - przypomniał sobie jak pozyskał swoją katanę. To były bardzo dawne czasy, tak odległe, że ledwo je pamięta. Chyba wtedy był nastolatkiem? A może już nie? To ciekawe, jednak Isei na pewno jest zadowolony po drugiej stronie widząc, że jego ostrze nie poszło na marne. Jego szyderczy uśmiech na ustach jednak mówił znacznie więcej niż same słowa. Shiroyasha był dumny ze swoich mieczy, wszystkich trzech, które wciąż używał w walce, często i naraz. - Wracając, jeśli takowi są, to może uda się i w międzyczasie! - powiedział widocznie nabuzowany i podniecony, gdy wkroczył chytry Kuroi, który próbował wzburzyć czerwonookiego. To podpuszczanie było aż nazbyt widoczne, jednocześnie Kjosz spojrzał na samuraja wymownym wzrokiem. W końcu nie wiedział, że może do tego dojść, że zmierzy się z jakimkolwiek samurajem w swoim życiu. Nie liczył na to nawet. - Nie kuś Kuroi, bo i tak nas nie wpuszczą na arenę, prawda Kakita? - zapytał z ciekawości. Przecież te wszystkie noże i miecze, które nosił przy sobie nie miały tutaj zardzewieć. Kiedyś musiał ich użyć, ale kiedy? Póki co nie miał dla siebie przeciwnika, a po chwili pojawił się niezwykle ważny dla niego temat – temat Klepsydry i zadania, które wykonał śpiewająco. Wszystko było uknute. Stał sobie, gdy Akarui mówił i wtedy.
Wtedy wychylił się kolejny raz, wkładając szluga do ust. Spotkał wtem wzrok małej białowłosej niewiasty, złotookiej. Widział, że wcześniej uśmiechała się do Ichirou, więc domyślał się, że nie miała złych zamiarów. Sam się lekko uśmiechnął ze szlugiem w mordzie, by po chwili już odwrócić wzrok (był to moment, gdy Yami zaczął o nim mówić – o czym sam Kyu nie wiedział, więc białowłosa powinna domyślić się, że to właśnie ten głąb na nią się gapił i tak wiele miał wspólnego z Yamim). Co ciekawe to Akarui o nich zapytał, więc białowłosy się dołączył – Właśnie. Wydaje mi się, że skądś ich kojarzę. - dodał, przekręcając fajka, z którego tliła się potężna chmura ulatująca ku górze. Wypuszczał kolejne kółeczka, jednak zawsze do góry, nigdy komuś w twarz – to byłaby zbyt wielka zniewaga, której nawet on się nie dopuszczał w takim gronie. Wrogowi? Owszem.
Dodatkowa mowa Seinara o odejściu do jego domu była kusząca, jednak do końca nie wiedział na czym stoi i wtedy właśnie doszło do rozmowy z Ichirou na którą czekał. Uspokojenie sytuacji nie powodowało w Kyu jakiejś złości. Wiedział, że posiada taką wiedzę oraz specjalne umiejętności, które w stu procentach zainteresują najbardziej zadbanego faceta tych trybun. Jedynie malował się na jego ustach uśmiech, taki spokojny, podczas którego spoglądał ku górze, co rusz zaciągając się fajkiem. Więc to było zaproszenie do szoguna – ta informacja go radowała, tak jakby zapomniał o tym, że chciał się pospinać z kimś na arenie. Opuścić pochwę dla swojego miecza i poczuć na języku posokę - czyjąś krew. Nakarmić swojego wewnętrznego demona, który współdzielił to lokum wraz z Matatabim. Sam Diabeł Świtu nie ujawnił niczego ciekawego na temat dwójki, gdy sam Kju kolejny raz zerknął na Asakę. Czy ona czegoś nie chciała od Yamiego? Zaczynał się o niego trochę martwić. Wiedział, że niełatwo byłoby walczyć przeciwko trójce by go stamtąd zabrać. Co jakby musiał tutaj skorzystać z chakry Bijuu? Stałby się tematem i numerem jeden trafiając na tapet. Musiał się odgonić od tej myśli i mieć na oku przyjaciela choćby nie wiem co. Co rusz kierując swoje krwistoczerwone oczy w ich kierunku, poprawiając i zaciągając się fajką, która często w napływie dymu zakrywała jego twarz i śnieżnobiałe włosy.
- Na kiedy w takim razie mam być gotów do wyjścia? Od kiedy nie mogę wziąć udziału, całkowicie straciłem ochotę na ten turniej. Nawet nie wiem kto bierze udział... Uchiha? - zapytał sam siebie, spoglądając w stronę areny i biorąc papierosa w dłoń.
0 x
Posta dajże Kjuszowi, klawiaturą potrząśnij...


- Seinaru
- Martwa postać
- Posty: 2526
- Rejestracja: 5 lip 2017, o 13:55
- Wiek postaci: 29
- Ranga: Samuraj
- Krótki wygląd: Trupioblada cera, charakterystyczny brak głowy
- Widoczny ekwipunek: Nagrobek
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=3828
Re: Trybuna wschodnia
Można było więc uznać, że coś było już ustalone, a jeśli nie wszystko to przynajmniej tyle, żeby nie wygadać się teraz ze wszystkiego nie zostawiając niczego na później. Towarzystwo powoli się rozpraszało. Oprócz tego że znali się nawzajem, to każdy z nich miał gdzieś jeszcze na trybunach swojego znajomka. Nie pierwszyzna, że Seinaru dla nikogo nie był najlepszym przyjacielem, już od dawna nie. Gdyby teraz siedział obok niego Shijima to pewnie mieliby o czym rozmawiać, lecz gdy Kei odwrócił głowę obok siebie zobaczył Asagiego. Aż dziwne, że wciąż jeszcze tutaj był, że wciąż siedział i czekał. On też nie miał z kim zacieśniać więzów, gdy akurat nie zabijał podczas jednego ze swoich zleceń? Samurajowi przebiegło przez myśl, że po turnieju znowu będzie musiał się gdzieś wybrać i pchnąć jakąś sprawę do przodu. Okazje takie jak ta były naprawdę odciążające barki i umysł, mimo że wokół towarzystwo aż się gotowało. Niektórzy widocznie i na zewnątrz kipieli energią, inni natomiast nosili ładunek emocji w sobie, jeszcze niegotowy do wybuchu.
- No i mamy pierwsze rozstrzygnięcie. - Powiedział do Kakity, nawet na niego nie patrząc. Do kogo innego mógłby kierować te słowa, skoro chyba tylko on i może samuraj obok byli zainteresowani walkami? Na jednym z pól walki sędzia przerwał walkę po zbyt długim porażeniu prądem jednego z walczących. Starcie bez historii, widocznie pierwsza walka była dla chłopaka imieniem Yoake poniżej jego normalnego poziomu. Być może warto go obserwować w kolejnych etapach, gdy będzie miał okazję w pełni rozwinąć skrzydła. Seinaru był się z myślami, czy nie powinien na chwilę zrobić sobie przerwy od oglądania. Chętnie odetchnąłby powietrzem poza stadionem, lecz z drugiej strony nie był chętny do stracenia możliwości innych uczestników turnieju, zwłaszcza że teraz będzie miał okazję zobaczenia ich najwięcej. Co działo się obok? Krzyki i przechwałki z których nic nie wynikało i już pewnie nie wyniknie. Rozmowy toczące się obok miały coraz mniej sensu, traciły na dynamice i stawały się paplaniną dla samego jej podtrzymania. Kei skupił się na tym co miał tam z przodu, w dole... uhm... mam na myśli pole walki...
// dotyczy: Kakita i poza tym to nikt
- No i mamy pierwsze rozstrzygnięcie. - Powiedział do Kakity, nawet na niego nie patrząc. Do kogo innego mógłby kierować te słowa, skoro chyba tylko on i może samuraj obok byli zainteresowani walkami? Na jednym z pól walki sędzia przerwał walkę po zbyt długim porażeniu prądem jednego z walczących. Starcie bez historii, widocznie pierwsza walka była dla chłopaka imieniem Yoake poniżej jego normalnego poziomu. Być może warto go obserwować w kolejnych etapach, gdy będzie miał okazję w pełni rozwinąć skrzydła. Seinaru był się z myślami, czy nie powinien na chwilę zrobić sobie przerwy od oglądania. Chętnie odetchnąłby powietrzem poza stadionem, lecz z drugiej strony nie był chętny do stracenia możliwości innych uczestników turnieju, zwłaszcza że teraz będzie miał okazję zobaczenia ich najwięcej. Co działo się obok? Krzyki i przechwałki z których nic nie wynikało i już pewnie nie wyniknie. Rozmowy toczące się obok miały coraz mniej sensu, traciły na dynamice i stawały się paplaniną dla samego jej podtrzymania. Kei skupił się na tym co miał tam z przodu, w dole... uhm... mam na myśli pole walki...
// dotyczy: Kakita i poza tym to nikt
0 x
Jeśli czytasz ten podpis to znaczy, że jestem już martwy...
- Toshiro
- Posty: 1355
- Rejestracja: 25 lis 2018, o 23:42
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Akoraito | San
- Krótki wygląd: Ubiór: https://i.imgur.com/4b7w2iP.png
Maska: https://i.imgur.com/NQByJxc.png - Widoczny ekwipunek: 2 wakizashi przy lewym boku, duża torba na dole pleców
- Link do KP: viewtopic.php?p=105025#p105025
- GG/Discord: Harikken#4936
Re: Trybuna wschodnia
Czas na przyjemną pogawędkę tymczasowo się skończył. Przybycie Shikaruia nie zwiastowało dla niego niczego dobrego, ponieważ to on chciał się zjawić u nich, nie na odwrót. Jak zawsze wszystko poszło zupełnie na odwrót niż chciałby tego Toshiro. Chłopak już chyba do tego po prostu przywykł. Niedawno właśnie myślał o tym, że nie wszystko zawsze idzie zgodnie z planem, ta sytuacja nie była niestety wyjątkiem od reguły. Pojawienie się małżeństwa Sanada postawiła go w jeszcze gorszej pozycji niż był. Rok czasu to na prawdę sporo czasu, choć Nishiyama miał swoje wytłumaczenie, miał powód, dla którego nie zjawił się wcześniej. Niestety zostanie on zapewne uznany za zmyślony lub po prostu zbagatelizowany. Jest jednak coś co może poświadczyć za to, że rzeczywiście był zajęty i jest to coś o czym chciałby też porozmawiać z obojgiem z nich. Pierwszeństwo w tej sprawie miała jednak Asaka, która raczej do tej rozmowy skora nie była.Sam Shikarui również nie wyglądał na pocieszonego faktem, że to oni pierwsi go odnaleźli, a nie na odwrót. Zupełnym przypadkiem los chciał, aby tutaj trafili.
-Nie po całym. Jak mówiłem trochę zeszło mi z tymi otruciami, musiałem się z tego wykręcić i rozwiązać tę sprawę dla wioski, w której się znajdywałem, bo to ja byłem głównym oskarżonym. To było w drodze tutaj tak na prawdę, a mogę Ci powiedzieć, że trochę mi ta droga zajęła, więc... Nie wiem z miesiąc, może dwa temu? Nie liczyłem dokładnie dni.- westchnął rozkładając ręce. Po wcześniejszym wytrąceniu z równowagi nie było już śladu, teraz jego ton zdecydowanie się uspokoił.-Miałem udać się do Was zaraz po turnieju. Stąd i tak jest o wiele bliżej niż z okolic Ryuzaku no taki.- argument nie był zbyt mocny, aczkolwiek tak jak mówił, chciał na prawdę się wybrać. Nałożyło się na to kilka spraw i... Proszę bardzo, są tu i teraz.
-Wierzę na słowo. Zajmę się nimi później. W każdym razie dziękuję, że mi powiedziałeś. To na prawdę dziwne.- oznajmił jeszcze raz zerkając na wcześniej wspomniany element swojego pancerza. Nie była to jednak teraz sprawa priorytetowa, ponieważ do jego walki na pewno zostało jeszcze trochę czasu. Spojrzał w kierunku aren, niektóre dopiero się rozwijały, choć na jednej arenie, któryś z walczących zyskał widoczną przewagę. No cóż. Może będzie miał czas, aby się tym zająć, a może nie. W każdym razie oddelegował się w końcu w kierunku białowłosej mając nadzieję na normalną rozmowę.
Niestety zdążył do niej podejść Yami kiedy stała sama. Wyglądało na to, że gadają sobie w najlepsze i niestety Toshiro będzie musiał tę konwersację przerwać. Wolałby jednak gdyby stała tutaj bez jej rozmówcy, ale co zrobić skoro nagle znikąd się napatoczył... Przed chwilą jeszcze gadał z kimś innym i był tam, a teraz nagle jest tutaj. Było mu to nie w smak, nawet bardzo. Samo podejście do dziewczyny powodowało w nim spore spięcie, które spowodowało, że po raz kolejny został wytrącony z równowagi i to spowodowało troszkę niegrzeczne podejście do sytuacji. Nie miał też jednak pewności, czy Asaka w ogóle zechce się do niego odezwać dlatego spróbował od razu pozbyć się czarnowłosego. Widać było na samym początku, że ten zrozumiał aluzję i już chciał się wycofać, jednak kolejne spojrzenie na lico swojej rozmówczyni nagle sprawiło, że z tego zrezygnował. Pierwsza jednak wypowiedziała się o dziwo Koseki chcąc go przy sobie zatrzymać. W trakcie jej wypowiedzi zaczął powoli ją obchodzić tak aby spojrzeć jej prosto w oczy. To co mówiła było dla niego krzywdzące i poniekąd miała rację to jednak nie chciał dać tak łatwo za wygraną, tym bardziej, że mógł to wszystko wytłumaczyć.
-Witaj Asaka.- powiedział bardzo poważnym tonem ze skupieniem obserwując jej twarz dopiero gdy nawiązał z nią kontakt wzrokowy. Powinien być już mniej więcej między nią a synem kupca. Nie chciał przecież witać się z jej plecami. Przeniósł chłodne spojrzenie na Yamiego kiedy ten zaczął mu prawić jakieś farmazony.
Cierpliwości. Nie wybuchnij. On nie jest niczemu winien.
Toshiro posłał Yamiemu najbardziej przenikliwe spojrzenie jakie mógł z siebie w tej sytuacji wykrzesać. Nie było ono przyjemne. Można by rzec, że było bardzo przyjemne i gdyby spojrzeniem dało się zabijać to to by było śmiertelne. To co gadał chłopak wydawało mu się kompletnymi głupotami i chyba nawet nie chciał tego komentować. Również westchnął i przeniósł swój wzrok tymczasowo na Asakę.
-Jeśli pozwolisz to Ci to wszystko wytłumaczę, ale może gdzieś na uboczu, a nie tutaj.- oczywiście chodziło mu o chłopaka, z którym rozmawiała. Nie obyło się bez zimnego spojrzenia na Yamiego. - Nie mogłem przecież tam siedzieć i udawać, że Cię tu nie ma i nic mnie to wszystko nie obchodzi. Z tego co wiem to mieliście być w Daishi i miałem udać się tam zaraz po turnieju. Nie spodziewałem się Was tutaj zupełnie, ale skoro już tutaj jesteś...- odparł zgodnie z prawdą i z tymi informacjami, które otrzymał. Co prawda okazały się być dawno po terminie, ale jednak koniec końców je dostał. Nie mógł też przecież udawać, że ich nie zna, bo... Jaki był w tym sens? Skoro zjawiła się tutaj również Asaka to musiała się spodziewać, że może też go tutaj spotkać, więc poniekąd powinna być gotowa na to, że Nishiyama postara się z nią porozmawiać.
-To nie Twoja sprawa, wybacz, że Cię w to w taki sposób wciągnąłem.- powiedział w kierunku Yamiego i ignorując zupełnie jego wcześniejsze słowa. Miał nadzieję, że zrozumie przekaz, iż jest to ostatni raz kiedy ładnie go prosi o to, aby się nie wtrącał. Był dla Asaki wygodną ucieczką, której chciał się pozbyć żeby zobaczyć czy będzie w stanie chociaż na chwilę do niej dotrzeć. Jeśli ta przeszkoda nie usunie się sama to w przypływie emocji Toshiro czuł, że być może sam będzie chciał usunąć tę przeszkodę nie patrząc na to gdzie się znajdowali. Sytuacja na prawdę nie wyglądała kolorowo, a Nishiyama tracił trochę cierpliwość. Być może Yamiemu obrywa się tutaj zupełnie przypadkiem, ale przecież nie musiał ingerować w nieswoją sprawę tym bardziej, że zdawał sobie sprawę z tego, Toshiro z Asaką znają się już dłuższy czas i wygląda na to, że coś ich poróżniło, a teraz jedno z nich chciało to naprawić, więc ktoś posiadając taką wiedzę raczej powinien odstąpić, nieprawdaż? Tym bardziej, że nawet Shikarui zostawił ich samym sobie, więc mógł to być jasny sygnał dla Yamiego, że jednak ta rozmowa powinna się odbyć i to teraz, bez jego obecności.
-Nie po całym. Jak mówiłem trochę zeszło mi z tymi otruciami, musiałem się z tego wykręcić i rozwiązać tę sprawę dla wioski, w której się znajdywałem, bo to ja byłem głównym oskarżonym. To było w drodze tutaj tak na prawdę, a mogę Ci powiedzieć, że trochę mi ta droga zajęła, więc... Nie wiem z miesiąc, może dwa temu? Nie liczyłem dokładnie dni.- westchnął rozkładając ręce. Po wcześniejszym wytrąceniu z równowagi nie było już śladu, teraz jego ton zdecydowanie się uspokoił.-Miałem udać się do Was zaraz po turnieju. Stąd i tak jest o wiele bliżej niż z okolic Ryuzaku no taki.- argument nie był zbyt mocny, aczkolwiek tak jak mówił, chciał na prawdę się wybrać. Nałożyło się na to kilka spraw i... Proszę bardzo, są tu i teraz.
-Wierzę na słowo. Zajmę się nimi później. W każdym razie dziękuję, że mi powiedziałeś. To na prawdę dziwne.- oznajmił jeszcze raz zerkając na wcześniej wspomniany element swojego pancerza. Nie była to jednak teraz sprawa priorytetowa, ponieważ do jego walki na pewno zostało jeszcze trochę czasu. Spojrzał w kierunku aren, niektóre dopiero się rozwijały, choć na jednej arenie, któryś z walczących zyskał widoczną przewagę. No cóż. Może będzie miał czas, aby się tym zająć, a może nie. W każdym razie oddelegował się w końcu w kierunku białowłosej mając nadzieję na normalną rozmowę.
Niestety zdążył do niej podejść Yami kiedy stała sama. Wyglądało na to, że gadają sobie w najlepsze i niestety Toshiro będzie musiał tę konwersację przerwać. Wolałby jednak gdyby stała tutaj bez jej rozmówcy, ale co zrobić skoro nagle znikąd się napatoczył... Przed chwilą jeszcze gadał z kimś innym i był tam, a teraz nagle jest tutaj. Było mu to nie w smak, nawet bardzo. Samo podejście do dziewczyny powodowało w nim spore spięcie, które spowodowało, że po raz kolejny został wytrącony z równowagi i to spowodowało troszkę niegrzeczne podejście do sytuacji. Nie miał też jednak pewności, czy Asaka w ogóle zechce się do niego odezwać dlatego spróbował od razu pozbyć się czarnowłosego. Widać było na samym początku, że ten zrozumiał aluzję i już chciał się wycofać, jednak kolejne spojrzenie na lico swojej rozmówczyni nagle sprawiło, że z tego zrezygnował. Pierwsza jednak wypowiedziała się o dziwo Koseki chcąc go przy sobie zatrzymać. W trakcie jej wypowiedzi zaczął powoli ją obchodzić tak aby spojrzeć jej prosto w oczy. To co mówiła było dla niego krzywdzące i poniekąd miała rację to jednak nie chciał dać tak łatwo za wygraną, tym bardziej, że mógł to wszystko wytłumaczyć.
-Witaj Asaka.- powiedział bardzo poważnym tonem ze skupieniem obserwując jej twarz dopiero gdy nawiązał z nią kontakt wzrokowy. Powinien być już mniej więcej między nią a synem kupca. Nie chciał przecież witać się z jej plecami. Przeniósł chłodne spojrzenie na Yamiego kiedy ten zaczął mu prawić jakieś farmazony.
Cierpliwości. Nie wybuchnij. On nie jest niczemu winien.
Toshiro posłał Yamiemu najbardziej przenikliwe spojrzenie jakie mógł z siebie w tej sytuacji wykrzesać. Nie było ono przyjemne. Można by rzec, że było bardzo przyjemne i gdyby spojrzeniem dało się zabijać to to by było śmiertelne. To co gadał chłopak wydawało mu się kompletnymi głupotami i chyba nawet nie chciał tego komentować. Również westchnął i przeniósł swój wzrok tymczasowo na Asakę.
-Jeśli pozwolisz to Ci to wszystko wytłumaczę, ale może gdzieś na uboczu, a nie tutaj.- oczywiście chodziło mu o chłopaka, z którym rozmawiała. Nie obyło się bez zimnego spojrzenia na Yamiego. - Nie mogłem przecież tam siedzieć i udawać, że Cię tu nie ma i nic mnie to wszystko nie obchodzi. Z tego co wiem to mieliście być w Daishi i miałem udać się tam zaraz po turnieju. Nie spodziewałem się Was tutaj zupełnie, ale skoro już tutaj jesteś...- odparł zgodnie z prawdą i z tymi informacjami, które otrzymał. Co prawda okazały się być dawno po terminie, ale jednak koniec końców je dostał. Nie mógł też przecież udawać, że ich nie zna, bo... Jaki był w tym sens? Skoro zjawiła się tutaj również Asaka to musiała się spodziewać, że może też go tutaj spotkać, więc poniekąd powinna być gotowa na to, że Nishiyama postara się z nią porozmawiać.
-To nie Twoja sprawa, wybacz, że Cię w to w taki sposób wciągnąłem.- powiedział w kierunku Yamiego i ignorując zupełnie jego wcześniejsze słowa. Miał nadzieję, że zrozumie przekaz, iż jest to ostatni raz kiedy ładnie go prosi o to, aby się nie wtrącał. Był dla Asaki wygodną ucieczką, której chciał się pozbyć żeby zobaczyć czy będzie w stanie chociaż na chwilę do niej dotrzeć. Jeśli ta przeszkoda nie usunie się sama to w przypływie emocji Toshiro czuł, że być może sam będzie chciał usunąć tę przeszkodę nie patrząc na to gdzie się znajdowali. Sytuacja na prawdę nie wyglądała kolorowo, a Nishiyama tracił trochę cierpliwość. Być może Yamiemu obrywa się tutaj zupełnie przypadkiem, ale przecież nie musiał ingerować w nieswoją sprawę tym bardziej, że zdawał sobie sprawę z tego, Toshiro z Asaką znają się już dłuższy czas i wygląda na to, że coś ich poróżniło, a teraz jedno z nich chciało to naprawić, więc ktoś posiadając taką wiedzę raczej powinien odstąpić, nieprawdaż? Tym bardziej, że nawet Shikarui zostawił ich samym sobie, więc mógł to być jasny sygnał dla Yamiego, że jednak ta rozmowa powinna się odbyć i to teraz, bez jego obecności.
0 x
- Asaka
- Postać porzucona
- Posty: 1496
- Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
- Wiek postaci: 27
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
- Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5564
- Aktualna postać: Airan
Re: Trybuna wschodnia
Nie czuła się najlepiej. Z natury blada, dzisiaj wydawała się jeszcze bledsza, wręcz słaba, jakby miał ją złamać mocniejszy podmuch wiatru, a przecież ten, kto ją widział w akcji wiedział, że nie może być słabą kobietą, skoro nosiła ze sobą na plecach wielki, żelazny wachlarz ważący niemało. Może to wrażenie sprawiał jej ubiór – bardzo zwiewny i kobiecy, może jej uczesanie, które raczej nie sprawdziłoby się w walce, a być może zatroskana mina. Wydawała się w jakiś sposób smutna. Tak naprawdę to nadal w całości nie doszła do siebie po podróży morskiej, której jak zwykle za dobrze nie zniosła. Nie miała nic przeciwko temu, by przez chwilkę zostać sama. Przecież to nie tak, że była przyszyta fizycznie do Shikaruiego, że nie mogła wytrzymać bez niego pięciu sekund. Miała go dla siebie na co dzień cały czas, zapełniał jej dnie i noce, w pewien sposób na pewno była uzależniona od jego obecności, to prawda, ale nie miała mu za złe, że zostawił ją na moment samą. Za złe miała tylko to, że musiał iść akurat do Toshiro, bo nie chciała mieć z chłopakiem nic do czynienia, skoro rok temu potraktował ją tak a nie inaczej, i nie potrafił wysłać nawet listu, a Shikarui przecież zostawił mu wiadomość dokąd się udają.
Tak, nie znała Yamiego długo, ale wydawało jej się, że poznali się intensywnie. Podczas napięcia, walki… Dostrzegła tę jego życzliwą stronę, chcącą za wszelką cenę rozmawiać, a dopiero potem walczyć, jeśli nie będzie innego wyjścia. Uważała to za naiwne, to fakt, ale w jakiś sposób ujęło ją to za serce na tyle, że zaakceptowała to i uszanowała, co uplasowało młodzieńca wysoko w liście osób, które lubi (i szanuje rzecz jasna). W Midori rozmawiali, mieli dwa zupełnie inne podejścia, może nawet ich rozmowy można było uznać za ogniste, ale Asaka wspominała je bardzo miło. Yami wydawał się tam być z przypadku i mało doświadczonym, białowłosa więc starała się mu dostarczyć jak najwięcej informacji o otaczającym świecie, o wrogach no i starała się go też osłaniać na miarę swoich możliwości. Shikarui się śmiał, że odzywał się jej instynkt macierzyński, czemu rzecz jasna Asaka zaprzeczała, ale… Ach, chyba coś w tym było. Nie dosłownie, rzecz jasna, ale Yami był dla niej jak taki młodszy brat, którego trzeba osłonić przed złem świata. Nigdy nie chodziło o Demona i o to, że został w nim zapieczętowany – nie w takim sensie. To, ze tak się stało po prostu dołożyło złotookiej zmartwienia, bo po prostu nie wiedziała z czym to się je, i co teraz będzie. Wiedziała za to, że śmierć Jinchuurikiego oznacza uwolnienie się demona, a według niej jedno i drugie byłoby problemem. To drugie zwiastowało mnóstwo zniszczenia, a to pierwsze – stratę naprawdę wartościowej osoby. Zresztą… Kategorycznie odmówiła mówienia komukolwiek tego w kim został zapieczętowany Demon. Stawiała sprawę jasno: że nie powie. I nie powiedziała. Ani Youmu Garokiemu, ani Kosekiemu Kazuo.
- Och nie, nie przyjmiemy ich z powrotem. To był prezent. Chociaż tyle mogliśmy dla ciebie zrobić. Prezentów się nie oddaje – uśmiechnęła się do niego lekko. Wtedy też chciał oddać pożyczone notki wybuchowe, a oni nie dość, ze ich nie przyjęli, to Asaka jeszcze zrobiła dla niego broń. Tak na wszelki wypadek. Bo broni nigdy za mało. - Taak… Ja też nie wiem kiedy minęło tyle czasu. Ciągle czuję, jakby to się wydarzyło wczoraj – a przecież zdążyli przez ten czas tyle zrobić! Wrócić do Ryuzaku, pokłócić się z Toshiro, kupić dwie krowy… Wrócić do Daishi, dokończyć dom, dostać awans… Zebrało się tego sporo. No a teraz byli tutaj. Nie, Asaka nie spodziewała się spotkać tutaj znajomych, choć chyba jednak powinna. - Kyoushi? To ten białowłosy? Ten z pierwszej drużyny? – dopytała, bo tylko tej informacji jej brakowało. Widziała jak wspomniany mężczyzna właśnie się na nią patrzy, gdy ona rozmawiała z Yamim. - To ten, który właśnie się na nas gapi? – dodała jeszcze. - Fanatyczka religijna brzmi nieprzyjemnie podobnie do tych świrów od Jashina. Mam nadzieję, że to nie z nimi musieliście się mierzyć… - niestety wiedziała z czym to się je. Kobieta pałała naprawdę sporą nienawiścią i odrazą do zakazanego kultu plugawego boga, z którym miała nieprzyjemność mieć kiedyś styczność. To był też powód, jeden z kilku, nienawiści do Shigi, którego zaatakowali gdy mierzyli się z demonem. I to był też powód, dlaczego zrobili to właśnie tam. Kobieta jednym okiem zerkała też na te walki, jedne mniej, drugie bardziej intensywne. A jedna z nich chyba właśnie miała być przerwana przez sędziego. To było…. Szybkie. - Brzmi jakby był jakimś wariatem. Albo jakby był nie przyzwyczajony do tego, że nie zawsze dostaje to, czego chce – sama była ciekawa, co Yami powie dalej…
Ale wtedy pojawił się Toshiro ze swoim astronomicznym brakiem taktu.
Postawiła sprawę jasno. Powiedziała co robi, z kim chce rozmawiać, a z kim zdecydowanie n i e. Sądziła, głupio i naiwnie najwyraźniej, że Toshiro będzie potrafił uszanować chociaż tyle, skoro zawalił tak wiele spraw i skoro do wszystkiego zabierał się dosłownie od dupy strony. Ale nie. Nie zrozumiał nawet nie delikatnej aluzji, a po prostu powiedzenia wprost, choć nadal kulturalnie, żeby dał jej spokój. Chciał odprawić stąd Yamiego, z którym tak miło jej się rozmawiało, i który sprawił, ze na moment zapomniała o tym, co tak popsuło jej humor. A wszystko dlaczego? Bo nie potrafił przyjąć do wiadomości, że czasami przepraszam to za mało i o rok za późno. Zakładając, że jakiekolwiek przepraszam miało w ogóle paść.
Wstrzymała oddech, czekając aż Toshiro odejdzie, ale to się nie stało. Zamiast tego czarnowłosy zaczął ją okrążać, by stanąć pomiędzy nią, a jej rozmówcą, wciskając się między nich jak bezczelne małe dziecko szukające atencji swojej matki. Dziecko, które nie rozumie krótkiego, acz dosadnego „nie”. Bo co, bo jak kobieta coś mówi, to jest gorsza i jej zdanie można po prostu zignorować, bo jest się mężczyzną? Nawet pomimo tego, że była o dwie rangi wyżej od niego i była kunoichi, miała więc znacznie więcej praw, niż jakaś tam chłopka robiąca w polu? To ją rozjuszyło. Mogła mu powiedzieć, że to, że ruszyli do Daishi nie znaczy, że będą siedzieć na dupie do końca swoich dni, że po to ma głowę, żeby jej używać do więcej niż bicia o mur, że kogut myślał o niedzieli, a w sobotę łeb mu ścieli, że też się go tutaj nie spodziewała, ale… Darowała sobie. Za to miażdżyła go właśnie wzrokiem, słuchając jego żałosnych wymówek i patrząc na to, jak spoglądał na Yamiego. Jak na przeszkodę. Którą Yami absolutnie nie był w oczach Asaki.
No a potem powiedział, ze to nie jego sprawa, zignorował to, co powiedział Yami i, przede wszystkim, zignorował to, co powiedziała ona. Jakby nie miało to ż a d n e g o znaczenia, jakby ważne było tylko to co on chce. Wielki pan i władca, Uchiha jak się patrzy, którego życzenie musi być rozkazem.
Otóż… Nie. Bo widzisz, Toshiro, do tańca trzeba dwojga i gdy jedno mówi tak, gdy drugie upiera się przy swoim nie, to nigdy nie może z tego wyjść nic dobrego. Zwłaszcza, gdy to nie mówi ktoś o tak iście ognistym temperamencie jak Asaka. Cieplutka dla osób, które lubiła, otaczając je swoją ochroną, uśmiechem i dobrym słowem, i parząca dla tych, którzy zaszli jej za skórę. A Toshiro zaszedł mocno.
To był jeden płynny ruch. Toshiro nie stał daleko, prawdę mówiąc to ułatwił jej sprawę tym, że okrążył ją i że sztyletował wzrokiem Yamiego. Asaka zrobiła krok do przodu, skracając dzielącą ich odległość i nie – nie rzuciła mu się na szyję. Uniosła za to dłoń by strzelić nią w twarz czarnookiego, który tak sprawnie ignorował to, że jedyną przeszkodą w tej rozmowie jest nie kto inny, a on sam. Niby dlaczego Yami miał sobie iść, skoro Asaka wyraziła dosadne życzenie, by został, bo chce rozmawiać właśnie z nim? Co to, on był w czymś gorszy, bo pan Nishiyama miał fantazję naaagle, teraz załatwić to, na co miał cały rok czasu?
- Czego w tym, że nie chcę z tobą rozmawiać nie rozumiesz? Jak mam dosadniej powiedzieć, żebyś się odczepił i dał mi spokój? Jestem kobietą, więc możesz sobie ignorować to, co do ciebie mówię, a ja mam słuchać co mówi do mnie jakiś Doko, bo nagle po roku przyszła mu na to ochota? Na kolejne wymówki? Nie mam takiego obowiązku, a już z pewnością nie w stosunku do ciebie. Nie mam też na to ochoty – cedziła słowa nie przejmując się tym, że pewnie właśnie robią tutaj niemałe widowisko, raczej niespodziewane dla zebranych. I pewnie nawet ciekawsze od niektórych walk, które toczyły się na arenie… Cóż, pewnie spodziewano się, że to Shikarui coś odwinie i to w stosunku do kogoś innego, a nie, że będzie to „starcie” Asaka kontra Toshiro. Asaka i Toshiro, którzy w Midori byli sobie przecież bardzo bliscy. - Nie okazujesz szacunku mnie, nie okazujesz szacunku Yamiemu, z którym rozmawiam. Nie jestem na twoje zawołanie kiedy tylko sobie zażyczysz. I nie oczekuj ode mnie szacunku, skoro dopiero widok Shikaruiego ci przypomniał o tym, co wypadałoby zrobić od roku – warknęła jeszcze, bo doskonale wiedziała, że to to, że Shiki do niego podszedł sprawiło, że Nishiyama zrobił cokolwiek. A tak ani me ani be, ani listu, ani choćby próby załatwienia tego jak najszybciej. Każdy miał swoje priorytety, czyż nie? - Przepraszam cię, Yami. Niektórzy nie mają w sobie za grosz taktu i nie rozumieją dobrych rad – bo to, co powiedział mu Yami rzeczywiście było dobrą radą. I mogło sprawić, ze wyglądałoby to wszystko inaczej. Bo Asaka bardzo nie lubiła, gdy mówiło jej się co ma robić. To znaczy gdy robił to na przykład Shirei-kan, albo Shikarui, to było jak najbardziej normalne i naturalne. Ale kto inny? Młodszy od niej mężczyzna, Doko, który tak bardzo spierdolił sprawę? Absolutnie nie. Po kolei: Yami, trochę Kyoushi, Yami i Toshiro. Zamieszanie pewnie może zobaczyć każdy obecny na tej trybunie
Tak, nie znała Yamiego długo, ale wydawało jej się, że poznali się intensywnie. Podczas napięcia, walki… Dostrzegła tę jego życzliwą stronę, chcącą za wszelką cenę rozmawiać, a dopiero potem walczyć, jeśli nie będzie innego wyjścia. Uważała to za naiwne, to fakt, ale w jakiś sposób ujęło ją to za serce na tyle, że zaakceptowała to i uszanowała, co uplasowało młodzieńca wysoko w liście osób, które lubi (i szanuje rzecz jasna). W Midori rozmawiali, mieli dwa zupełnie inne podejścia, może nawet ich rozmowy można było uznać za ogniste, ale Asaka wspominała je bardzo miło. Yami wydawał się tam być z przypadku i mało doświadczonym, białowłosa więc starała się mu dostarczyć jak najwięcej informacji o otaczającym świecie, o wrogach no i starała się go też osłaniać na miarę swoich możliwości. Shikarui się śmiał, że odzywał się jej instynkt macierzyński, czemu rzecz jasna Asaka zaprzeczała, ale… Ach, chyba coś w tym było. Nie dosłownie, rzecz jasna, ale Yami był dla niej jak taki młodszy brat, którego trzeba osłonić przed złem świata. Nigdy nie chodziło o Demona i o to, że został w nim zapieczętowany – nie w takim sensie. To, ze tak się stało po prostu dołożyło złotookiej zmartwienia, bo po prostu nie wiedziała z czym to się je, i co teraz będzie. Wiedziała za to, że śmierć Jinchuurikiego oznacza uwolnienie się demona, a według niej jedno i drugie byłoby problemem. To drugie zwiastowało mnóstwo zniszczenia, a to pierwsze – stratę naprawdę wartościowej osoby. Zresztą… Kategorycznie odmówiła mówienia komukolwiek tego w kim został zapieczętowany Demon. Stawiała sprawę jasno: że nie powie. I nie powiedziała. Ani Youmu Garokiemu, ani Kosekiemu Kazuo.
- Och nie, nie przyjmiemy ich z powrotem. To był prezent. Chociaż tyle mogliśmy dla ciebie zrobić. Prezentów się nie oddaje – uśmiechnęła się do niego lekko. Wtedy też chciał oddać pożyczone notki wybuchowe, a oni nie dość, ze ich nie przyjęli, to Asaka jeszcze zrobiła dla niego broń. Tak na wszelki wypadek. Bo broni nigdy za mało. - Taak… Ja też nie wiem kiedy minęło tyle czasu. Ciągle czuję, jakby to się wydarzyło wczoraj – a przecież zdążyli przez ten czas tyle zrobić! Wrócić do Ryuzaku, pokłócić się z Toshiro, kupić dwie krowy… Wrócić do Daishi, dokończyć dom, dostać awans… Zebrało się tego sporo. No a teraz byli tutaj. Nie, Asaka nie spodziewała się spotkać tutaj znajomych, choć chyba jednak powinna. - Kyoushi? To ten białowłosy? Ten z pierwszej drużyny? – dopytała, bo tylko tej informacji jej brakowało. Widziała jak wspomniany mężczyzna właśnie się na nią patrzy, gdy ona rozmawiała z Yamim. - To ten, który właśnie się na nas gapi? – dodała jeszcze. - Fanatyczka religijna brzmi nieprzyjemnie podobnie do tych świrów od Jashina. Mam nadzieję, że to nie z nimi musieliście się mierzyć… - niestety wiedziała z czym to się je. Kobieta pałała naprawdę sporą nienawiścią i odrazą do zakazanego kultu plugawego boga, z którym miała nieprzyjemność mieć kiedyś styczność. To był też powód, jeden z kilku, nienawiści do Shigi, którego zaatakowali gdy mierzyli się z demonem. I to był też powód, dlaczego zrobili to właśnie tam. Kobieta jednym okiem zerkała też na te walki, jedne mniej, drugie bardziej intensywne. A jedna z nich chyba właśnie miała być przerwana przez sędziego. To było…. Szybkie. - Brzmi jakby był jakimś wariatem. Albo jakby był nie przyzwyczajony do tego, że nie zawsze dostaje to, czego chce – sama była ciekawa, co Yami powie dalej…
Ale wtedy pojawił się Toshiro ze swoim astronomicznym brakiem taktu.
Postawiła sprawę jasno. Powiedziała co robi, z kim chce rozmawiać, a z kim zdecydowanie n i e. Sądziła, głupio i naiwnie najwyraźniej, że Toshiro będzie potrafił uszanować chociaż tyle, skoro zawalił tak wiele spraw i skoro do wszystkiego zabierał się dosłownie od dupy strony. Ale nie. Nie zrozumiał nawet nie delikatnej aluzji, a po prostu powiedzenia wprost, choć nadal kulturalnie, żeby dał jej spokój. Chciał odprawić stąd Yamiego, z którym tak miło jej się rozmawiało, i który sprawił, ze na moment zapomniała o tym, co tak popsuło jej humor. A wszystko dlaczego? Bo nie potrafił przyjąć do wiadomości, że czasami przepraszam to za mało i o rok za późno. Zakładając, że jakiekolwiek przepraszam miało w ogóle paść.
Wstrzymała oddech, czekając aż Toshiro odejdzie, ale to się nie stało. Zamiast tego czarnowłosy zaczął ją okrążać, by stanąć pomiędzy nią, a jej rozmówcą, wciskając się między nich jak bezczelne małe dziecko szukające atencji swojej matki. Dziecko, które nie rozumie krótkiego, acz dosadnego „nie”. Bo co, bo jak kobieta coś mówi, to jest gorsza i jej zdanie można po prostu zignorować, bo jest się mężczyzną? Nawet pomimo tego, że była o dwie rangi wyżej od niego i była kunoichi, miała więc znacznie więcej praw, niż jakaś tam chłopka robiąca w polu? To ją rozjuszyło. Mogła mu powiedzieć, że to, że ruszyli do Daishi nie znaczy, że będą siedzieć na dupie do końca swoich dni, że po to ma głowę, żeby jej używać do więcej niż bicia o mur, że kogut myślał o niedzieli, a w sobotę łeb mu ścieli, że też się go tutaj nie spodziewała, ale… Darowała sobie. Za to miażdżyła go właśnie wzrokiem, słuchając jego żałosnych wymówek i patrząc na to, jak spoglądał na Yamiego. Jak na przeszkodę. Którą Yami absolutnie nie był w oczach Asaki.
No a potem powiedział, ze to nie jego sprawa, zignorował to, co powiedział Yami i, przede wszystkim, zignorował to, co powiedziała ona. Jakby nie miało to ż a d n e g o znaczenia, jakby ważne było tylko to co on chce. Wielki pan i władca, Uchiha jak się patrzy, którego życzenie musi być rozkazem.
Otóż… Nie. Bo widzisz, Toshiro, do tańca trzeba dwojga i gdy jedno mówi tak, gdy drugie upiera się przy swoim nie, to nigdy nie może z tego wyjść nic dobrego. Zwłaszcza, gdy to nie mówi ktoś o tak iście ognistym temperamencie jak Asaka. Cieplutka dla osób, które lubiła, otaczając je swoją ochroną, uśmiechem i dobrym słowem, i parząca dla tych, którzy zaszli jej za skórę. A Toshiro zaszedł mocno.
To był jeden płynny ruch. Toshiro nie stał daleko, prawdę mówiąc to ułatwił jej sprawę tym, że okrążył ją i że sztyletował wzrokiem Yamiego. Asaka zrobiła krok do przodu, skracając dzielącą ich odległość i nie – nie rzuciła mu się na szyję. Uniosła za to dłoń by strzelić nią w twarz czarnookiego, który tak sprawnie ignorował to, że jedyną przeszkodą w tej rozmowie jest nie kto inny, a on sam. Niby dlaczego Yami miał sobie iść, skoro Asaka wyraziła dosadne życzenie, by został, bo chce rozmawiać właśnie z nim? Co to, on był w czymś gorszy, bo pan Nishiyama miał fantazję naaagle, teraz załatwić to, na co miał cały rok czasu?
- Czego w tym, że nie chcę z tobą rozmawiać nie rozumiesz? Jak mam dosadniej powiedzieć, żebyś się odczepił i dał mi spokój? Jestem kobietą, więc możesz sobie ignorować to, co do ciebie mówię, a ja mam słuchać co mówi do mnie jakiś Doko, bo nagle po roku przyszła mu na to ochota? Na kolejne wymówki? Nie mam takiego obowiązku, a już z pewnością nie w stosunku do ciebie. Nie mam też na to ochoty – cedziła słowa nie przejmując się tym, że pewnie właśnie robią tutaj niemałe widowisko, raczej niespodziewane dla zebranych. I pewnie nawet ciekawsze od niektórych walk, które toczyły się na arenie… Cóż, pewnie spodziewano się, że to Shikarui coś odwinie i to w stosunku do kogoś innego, a nie, że będzie to „starcie” Asaka kontra Toshiro. Asaka i Toshiro, którzy w Midori byli sobie przecież bardzo bliscy. - Nie okazujesz szacunku mnie, nie okazujesz szacunku Yamiemu, z którym rozmawiam. Nie jestem na twoje zawołanie kiedy tylko sobie zażyczysz. I nie oczekuj ode mnie szacunku, skoro dopiero widok Shikaruiego ci przypomniał o tym, co wypadałoby zrobić od roku – warknęła jeszcze, bo doskonale wiedziała, że to to, że Shiki do niego podszedł sprawiło, że Nishiyama zrobił cokolwiek. A tak ani me ani be, ani listu, ani choćby próby załatwienia tego jak najszybciej. Każdy miał swoje priorytety, czyż nie? - Przepraszam cię, Yami. Niektórzy nie mają w sobie za grosz taktu i nie rozumieją dobrych rad – bo to, co powiedział mu Yami rzeczywiście było dobrą radą. I mogło sprawić, ze wyglądałoby to wszystko inaczej. Bo Asaka bardzo nie lubiła, gdy mówiło jej się co ma robić. To znaczy gdy robił to na przykład Shirei-kan, albo Shikarui, to było jak najbardziej normalne i naturalne. Ale kto inny? Młodszy od niej mężczyzna, Doko, który tak bardzo spierdolił sprawę? Absolutnie nie. Po kolei: Yami, trochę Kyoushi, Yami i Toshiro. Zamieszanie pewnie może zobaczyć każdy obecny na tej trybunie
0 x
赤 · 水 · 晶

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
- Kakita Asagi
- Gracz nieobecny
- Posty: 1831
- Rejestracja: 15 gru 2017, o 17:45
- Wiek postaci: 28
- Ranga: Samuraj (Hatamoto)
- Krótki wygląd: Mężczyzna o ciemnych włosach i niebieskich oczach, wzrostu około 170 cm. Ubrany w kremowe kosode, z brązową hakama oraz granatowym haori z rodowym symbolem. Na głowie wysłużony, ale nadal w dobrym stanie kapelusz.
- Widoczny ekwipunek: - Zbroja
- Tachi + Wakizashi
- Długi łuk + Kołczan - Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=4518
- GG/Discord: 9017321
- Multikonta: Hayabusa Jin
- Lokalizacja: Wrocław
Re: Trybuna wschodnia
- Pamiętam go z poprzedniego turnieju, wtedy był zupełnie inny i tak, w pełni się zgadzam z tobą zgadzam, senpai. - odpowiedział drugiemu samurajowi Kakita. Jak się okazału, Seinaru podziela jego opinie na temat stylu walki zaprezentowanego przez Yasuo, był zdecydowanie zbyt zachowawczy, niezdrowo ostrożny. Pewność siebie jest ważna, duma prowadzi do porażki. Granie na nerwach przeciwnikowi jest istotne, zwlekanie i bierność są zakazane - te i inne truizmy były znane niebieskookiemu szermierzowi ze szkoły Taka. Całe lata spędził na studiowaniu starych tekstów dotyczących strategie i taktyki, a potem w walkach na śmierć i życie weryfikował poprawność przeczytanych słów. Jeśli której teorie nie posiadały poparcia w praktyce, zapominał je i nie wracał do nich. Jak bowiem wiadomo, pismo przyjmie wszystko...
Kuroi widać nie dawał za wygraną, jednakże ciemnowłosy samuraj owszem. Tak, etykieta może istnieć bez samuraja, jednakże samuraj bez etykiety... to zależy. Odpowiedzi było tak wiele, jak wielu było samurajów. Nawet bushido, które znał każdy mieszkaniec tej lodowej krainy miało rozliczne interpretacje, najczęściej przekazywane z ojca na syna, albo w obrębie poszczególnych osad. Oczywiście, ostateczną i jedyną słuszną formę przekazy znał tylko Sasaki Musashi, jego silna ręka trzymała całą społeczność za pysk i bardzo dbał o to, by samurajowie nie zapominali, co jest ich obowiązkiem, ale czy to była dobra droga? Kakita miał na ten temat własne zdanie, a raczej, przemyślenie, którymi nie dzielił się w szerokim gronie...
- Istotnie, Kyoushi-san. Nie pozwoliliby nam na to. - zgodzi się spokojnie z białowłosym, który okazał się nie być aż tak szalony, jak sugerowało to pierwsze wrażenie. Kakita musiał przyznać, że Kuroi działał mu już skutecznie na nerwy. Podpuszczanie do robienia głupot jest nawet zabawne, pod warunkiem, że miejsce i czas ku temu odpowiednie. Kakita zastanawiał się, co zrobiłby "Piaskowy dziadek", gdyby jego kolega (a na pewno znajomy) istotnie dał się sprowokować, zeskoczył na dół, a tam... momentalnie zostałby zaatakowany przez sędziów. Jedną z sędziów była mistrzyni ze szkoły Ryu, może nie wyglądała, ale musiała mieć pieruńską siłę. Dalej, była jeszcze osobista gwardia lidera samurajów (bo kim innym byli otaczający go wojownicy), w tym on sam. Czy mieliby jakiekolwiek skrupuły przed wbiciem ostrzy w ciało białoowłosego? Żadnych. Nie pytaliby co robi. Pozwoliliby za to mówić swoim mieczom, a skoro o mieczach mowa. Białowłosy zainteresował bardzo Kakite tym, że nosi miecz po innym samuraju. Mugen - wieczność. To ciekawe i dobre imie dla ostrza. Tachi jakiego używał "Żuraw" jeszcze nie posiadało swojego, a może tylko Kakita źle słuchał głosu stali? Tak czy inaczej, miecz był zawsze duszą samuraja. Nawet jeśli ten już nie żył, to jego cząstka pozostawała w broni, czy białowłosy umiał się w nią wsłuchać?
- Znajdź mnie po turnieju, Kyoushi-san. Chcę zobaczyć w czyje ręce trafił samurajski miecz. - to chyba była pierwsza, niewiarygodnie bezpośrednia wypowiedź, jaką wystosował na trybunach Kakita. Była ostra i celna niczym klinga na najszczerszej stali, ale dokładnie taka była myśl samuraja - podjął decyzję i ją wypowiedział. Nie bawił się w pół środki, kiedy nie było to konieczne. Etykieta, jaką do tej pory reprezentował nie była na pokaz, była tak szczera, jak on. W tym, co i jak powiedział również krył się duch bushido - szczerość, zdecydowanie, odwaga i gotowość na konsekwencje...
W między czasie "Niedźwiedź" poczłapał sobie do innych i Asagi nie śledził tego, co robi - nie wypadało wychodzić poza zwyczajną czujność. Miast tego, nieco mimochodem wyłapał, że sytuacja nieco się zagęszcza. Ktoś mówił o zabijaniu przyjaciół, ktoś inny o wielkich planach, w końcu sam Asahi-sama przyjął zaproszenie Seinaru-senpai do jego włości, by spokojnie omówić... plan przejęcia światem? Kakita ani skinieniem, ani najmniejszym gestem nie zdradził, że to usłyszał. W takim miejscu, w takim gronie mówiło się różne rzeczy w różnych celach. Czy to tylko przechwałka, kolejna maska, czy może właśnie szczera deklaracja? Kakita był za daleko, by dokładnie to rozpracować, ale wiedział, że mogło to być dosłownie wszystko na raz. Tutaj, paradoksalnie można było mówić prawdę, nawet najgorszą, a potem zwyczajnie "uciec" i powiedzieć, że nic się takiego nie stało. Co należało więc zrobić? Należało siedzieć na swoim miejscu, nie nadużywać gościnności i słyszeć. Czujność była ostatnią rzeczą, jaką samuraj mógł tracić. Z wszystkich czterech stanów umysłu, to właśnie zanshin Kakita upodobał sobie najbardziej. Oczywiście, powinien w równej mierze rozwijać i zgłębiać każdy, jednakże ten ostatni wpomniany był tutaj potrzebny. Czujny i trwający, nie dający się zaskoczyć. Tak, niebieskooki traktował to wszystko jak doskonały trening, jego zmysły omiatały najbliższą okolice, obserwował starcia, tak te na arenie jak i te słowne. Wyszukiwał zagrożeń, trenował - i tak oto pojawił się shoshin - umysł ucznia. Możliwość wyciągania nauki od wszystkich i z wszystkiego, ten który za największego wroga ma pychę, lecz zachowuję swą dumę. Asagi podchodził do tego bardzo zadaniowo, jako hatamoto mógł stanąć w obowiązku dowodzenia wojskami, nielicznymi, nie armiami jak Seinaru-senpai, ale jednak. To oznaczało, że będzie musiał kierować drużyną, już to robił nie raz, nie dwa. Tym właśnie była obserwacja pola walki, a to, co pokazał mu Kuroi... Kakita uśmiechnął się w duchu. "Piaskowy dziadek" wezwał bowiem do tablicy fudoshin - umysł nieporuszalny. Wezwał go do tablicy, a ten nie odpowiedział na najwyższą ocenę. Wciąż było się czego uczyć. Któż pozostawał? Mushin - najtrudniej osiągalny i najbardziej tajemniczy z nich wszystkich, ten który daje klucz do Senshin, dzisiaj był nieobecny...
- Istotnie, to było dosyć jednostronne. - odpowiedział, kiedy Kei zwrócił uwagę na starcie, które się właśnie zakończyło. Walka była mało widowiskowa, ale pouczająca - z jednej strony szaleńczy atak, z drugiej wyszukana obrona. Kakita był ciekaw, czy to wakizashi które Yoake nosił to tylko na pokaz, dla zmyłki, a może istotnie do walki? Nie dane im było jednak tego zobaczyć, albowiem element błyskawicy rozwiązał całe starcie. Niebieskooki zmrużył oczy, ninjutsu było potężne, co mógł mu przeciwstawić.
- Kei-senpai, mam prośbę. - odezwał się ponownie, po czym dodał - Kiedy już omówisz z towarzyszami swoje sprawy, wyślij mi wiadomość odnośnie twojego starcia z gangiem noszącym znak koguta. To dla mnie bardzo ważne. - poprosił niebieskooki, poniekąd informując, że nie będzie zakłócał spotkania shoguna z przedstawicielami Klepsydry. Nie wiedział kim są i czego potrzebują, ale był pewien, że nie dla jego uszu to wiedza. Nie powinien o nich pytać, nie powinien się nimi interesować, a na pewno nie teraz. Trafił tu przypadkiem i niech ten przypadek nie będzie czymś, czego pożałuje...
Słysząc ostrą wymianę zdań i pewien charakterystyczny "plask" którego nie dało się absolutnie z niczym pomylić, odwrócił się lekko w jej stronę, by ocenić co się dzieje za jego plecami. Białowłosa dziewczyna wyjaśniała dobitnie (gdzie dobitnie to słowo kluczowe) coś jakiemuś młodzikowi - czyżby kłótnia kochanków? Cóż, nie jego rzecz, więc poza ukradkowym spojrzeniem ku upewnieniu się, że to nie żadna poważna awantura spokojnie określił resztę "zamieszania". W oddali "Piaskowy Dziadek" "drażnił" inną niewiastę, a obok był ciemnowłosy jegomość, pewnikiem jakiś jego inny znajomy. Nic dla Kakity, więc poza ogólną ostrożnością można wrócić do oglądania turnieju, z którego właśnie kogoś wynoszą. Ciekawe, czy kolejne walki odbędą się dziś...
Dotyczy: Seinaru -> Kyoushi -> Seinaru -> "Zamieszanie"
Kuroi widać nie dawał za wygraną, jednakże ciemnowłosy samuraj owszem. Tak, etykieta może istnieć bez samuraja, jednakże samuraj bez etykiety... to zależy. Odpowiedzi było tak wiele, jak wielu było samurajów. Nawet bushido, które znał każdy mieszkaniec tej lodowej krainy miało rozliczne interpretacje, najczęściej przekazywane z ojca na syna, albo w obrębie poszczególnych osad. Oczywiście, ostateczną i jedyną słuszną formę przekazy znał tylko Sasaki Musashi, jego silna ręka trzymała całą społeczność za pysk i bardzo dbał o to, by samurajowie nie zapominali, co jest ich obowiązkiem, ale czy to była dobra droga? Kakita miał na ten temat własne zdanie, a raczej, przemyślenie, którymi nie dzielił się w szerokim gronie...
- Istotnie, Kyoushi-san. Nie pozwoliliby nam na to. - zgodzi się spokojnie z białowłosym, który okazał się nie być aż tak szalony, jak sugerowało to pierwsze wrażenie. Kakita musiał przyznać, że Kuroi działał mu już skutecznie na nerwy. Podpuszczanie do robienia głupot jest nawet zabawne, pod warunkiem, że miejsce i czas ku temu odpowiednie. Kakita zastanawiał się, co zrobiłby "Piaskowy dziadek", gdyby jego kolega (a na pewno znajomy) istotnie dał się sprowokować, zeskoczył na dół, a tam... momentalnie zostałby zaatakowany przez sędziów. Jedną z sędziów była mistrzyni ze szkoły Ryu, może nie wyglądała, ale musiała mieć pieruńską siłę. Dalej, była jeszcze osobista gwardia lidera samurajów (bo kim innym byli otaczający go wojownicy), w tym on sam. Czy mieliby jakiekolwiek skrupuły przed wbiciem ostrzy w ciało białoowłosego? Żadnych. Nie pytaliby co robi. Pozwoliliby za to mówić swoim mieczom, a skoro o mieczach mowa. Białowłosy zainteresował bardzo Kakite tym, że nosi miecz po innym samuraju. Mugen - wieczność. To ciekawe i dobre imie dla ostrza. Tachi jakiego używał "Żuraw" jeszcze nie posiadało swojego, a może tylko Kakita źle słuchał głosu stali? Tak czy inaczej, miecz był zawsze duszą samuraja. Nawet jeśli ten już nie żył, to jego cząstka pozostawała w broni, czy białowłosy umiał się w nią wsłuchać?
- Znajdź mnie po turnieju, Kyoushi-san. Chcę zobaczyć w czyje ręce trafił samurajski miecz. - to chyba była pierwsza, niewiarygodnie bezpośrednia wypowiedź, jaką wystosował na trybunach Kakita. Była ostra i celna niczym klinga na najszczerszej stali, ale dokładnie taka była myśl samuraja - podjął decyzję i ją wypowiedział. Nie bawił się w pół środki, kiedy nie było to konieczne. Etykieta, jaką do tej pory reprezentował nie była na pokaz, była tak szczera, jak on. W tym, co i jak powiedział również krył się duch bushido - szczerość, zdecydowanie, odwaga i gotowość na konsekwencje...
W między czasie "Niedźwiedź" poczłapał sobie do innych i Asagi nie śledził tego, co robi - nie wypadało wychodzić poza zwyczajną czujność. Miast tego, nieco mimochodem wyłapał, że sytuacja nieco się zagęszcza. Ktoś mówił o zabijaniu przyjaciół, ktoś inny o wielkich planach, w końcu sam Asahi-sama przyjął zaproszenie Seinaru-senpai do jego włości, by spokojnie omówić... plan przejęcia światem? Kakita ani skinieniem, ani najmniejszym gestem nie zdradził, że to usłyszał. W takim miejscu, w takim gronie mówiło się różne rzeczy w różnych celach. Czy to tylko przechwałka, kolejna maska, czy może właśnie szczera deklaracja? Kakita był za daleko, by dokładnie to rozpracować, ale wiedział, że mogło to być dosłownie wszystko na raz. Tutaj, paradoksalnie można było mówić prawdę, nawet najgorszą, a potem zwyczajnie "uciec" i powiedzieć, że nic się takiego nie stało. Co należało więc zrobić? Należało siedzieć na swoim miejscu, nie nadużywać gościnności i słyszeć. Czujność była ostatnią rzeczą, jaką samuraj mógł tracić. Z wszystkich czterech stanów umysłu, to właśnie zanshin Kakita upodobał sobie najbardziej. Oczywiście, powinien w równej mierze rozwijać i zgłębiać każdy, jednakże ten ostatni wpomniany był tutaj potrzebny. Czujny i trwający, nie dający się zaskoczyć. Tak, niebieskooki traktował to wszystko jak doskonały trening, jego zmysły omiatały najbliższą okolice, obserwował starcia, tak te na arenie jak i te słowne. Wyszukiwał zagrożeń, trenował - i tak oto pojawił się shoshin - umysł ucznia. Możliwość wyciągania nauki od wszystkich i z wszystkiego, ten który za największego wroga ma pychę, lecz zachowuję swą dumę. Asagi podchodził do tego bardzo zadaniowo, jako hatamoto mógł stanąć w obowiązku dowodzenia wojskami, nielicznymi, nie armiami jak Seinaru-senpai, ale jednak. To oznaczało, że będzie musiał kierować drużyną, już to robił nie raz, nie dwa. Tym właśnie była obserwacja pola walki, a to, co pokazał mu Kuroi... Kakita uśmiechnął się w duchu. "Piaskowy dziadek" wezwał bowiem do tablicy fudoshin - umysł nieporuszalny. Wezwał go do tablicy, a ten nie odpowiedział na najwyższą ocenę. Wciąż było się czego uczyć. Któż pozostawał? Mushin - najtrudniej osiągalny i najbardziej tajemniczy z nich wszystkich, ten który daje klucz do Senshin, dzisiaj był nieobecny...
- Istotnie, to było dosyć jednostronne. - odpowiedział, kiedy Kei zwrócił uwagę na starcie, które się właśnie zakończyło. Walka była mało widowiskowa, ale pouczająca - z jednej strony szaleńczy atak, z drugiej wyszukana obrona. Kakita był ciekaw, czy to wakizashi które Yoake nosił to tylko na pokaz, dla zmyłki, a może istotnie do walki? Nie dane im było jednak tego zobaczyć, albowiem element błyskawicy rozwiązał całe starcie. Niebieskooki zmrużył oczy, ninjutsu było potężne, co mógł mu przeciwstawić.
- Kei-senpai, mam prośbę. - odezwał się ponownie, po czym dodał - Kiedy już omówisz z towarzyszami swoje sprawy, wyślij mi wiadomość odnośnie twojego starcia z gangiem noszącym znak koguta. To dla mnie bardzo ważne. - poprosił niebieskooki, poniekąd informując, że nie będzie zakłócał spotkania shoguna z przedstawicielami Klepsydry. Nie wiedział kim są i czego potrzebują, ale był pewien, że nie dla jego uszu to wiedza. Nie powinien o nich pytać, nie powinien się nimi interesować, a na pewno nie teraz. Trafił tu przypadkiem i niech ten przypadek nie będzie czymś, czego pożałuje...
Słysząc ostrą wymianę zdań i pewien charakterystyczny "plask" którego nie dało się absolutnie z niczym pomylić, odwrócił się lekko w jej stronę, by ocenić co się dzieje za jego plecami. Białowłosa dziewczyna wyjaśniała dobitnie (gdzie dobitnie to słowo kluczowe) coś jakiemuś młodzikowi - czyżby kłótnia kochanków? Cóż, nie jego rzecz, więc poza ukradkowym spojrzeniem ku upewnieniu się, że to nie żadna poważna awantura spokojnie określił resztę "zamieszania". W oddali "Piaskowy Dziadek" "drażnił" inną niewiastę, a obok był ciemnowłosy jegomość, pewnikiem jakiś jego inny znajomy. Nic dla Kakity, więc poza ogólną ostrożnością można wrócić do oglądania turnieju, z którego właśnie kogoś wynoszą. Ciekawe, czy kolejne walki odbędą się dziś...
Dotyczy: Seinaru -> Kyoushi -> Seinaru -> "Zamieszanie"
0 x

Poza tym, uważam, że należy skasować Henge i Kawarimi.
Heroic battle Theme|Asagi-sensei Theme|Bank|Punkty historii|Własne techniki| Przedmioty z Kuźni | Inne ujęcie | Pieczątka
Lista samurajek, które były na forum, ale nie zostały moimi uczennicami i na pewno przez to nie grają.
- Mokoto (walczyła na Murze)
- Mitsuyo (nigdy nie opuściła Yinzin)
- Inari (była uczennicą Seinara)
- Sakiko (byłą roninką, obierała ziemniaki na misji D)
- Akarui
- Postać porzucona
- Posty: 1567
- Rejestracja: 8 cze 2017, o 01:03
- Krótki wygląd: Jak na avku brązowy płaszcz z kożuszkiem - mamy zimę! ;)
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=54569#p54569
Re: Trybuna wschodnia
Oho, jedna walka skończona. Co z pozostałymi?
Medyk przyglądał się akcjom na arenie. Mimo, że walczyły nawet wiele młodsze osoby od Tozawy, to nawet od nich mógł się ten stary pies nauczyć nowych sztuczek. Może? Walka pomiędzy członkiem klanu Hoozuki a jego przeciwnikiem była łatwa do przewidzenia, od kiedy ten drugi użył dość mocnej techniki raitonu, która całkowicie zablokowała ruchy chłopaka. Swoją drogą, ciekawe jutsu. Akarui sam musi popracować nad swoim żywiołem, dość zaniedbanym i nierozwiniętym. A kiedyś miał takie plany! Wiedząc, że w ciele ludzkim również występują impulsy prądu, mógłby tyle zdziałać na tle medycyny... Inna bitwa skupiała się na pojedynku członka klanu Uchiha posługującego się katonem, przeciwko osobie władającej papierem, klan z Samotnych Wydm. I choć mogłoby się zdawać, że ogień ma przewagę, jego użytkownik właśnie się poddał. Trzecia, również z mieszkańcami Wydm. Tym razem rozsiewający gliniane bombki Douhito przeciwko pewnie kuzynowi Ichirou i Kuroi'a, który posługiwał się piaskiem. Ten pierwszy na pewien czas zdołał się ukryć, ale znów zaczęło się tam dziać! Ostatnia walka przykuwała najmniej uwagi. Tam samurai próbował się z przedstawicielem Karmazynowych Szczytów, jednak walka niczym nie zachwycała.
W międzyczasie nadal trwały rozmowy na wschodniej trybunie. Ichirou proponował rozmowy na temat Klepsydry w bardziej ustronnym miejscu, aczkolwiek widać było, że zależy mu na wygodzie i wysokim standardzie. Cóż, takim właśnie był człowiekiem. Medykowi nic takiego nie było potrzebne, aczkolwiek na pewno przyjemne. A gdyby tak połączyć to z jakimś onsenem? Dawno nie było okazji poleżeć w gorących wodach... Z marzeń wyciągnęły go dalsze fragmenty rozmów, gdzie Ichirou przedstawiał swój pomysł na rozdawanie kart dla całego kontynentu, własnie przez jego organizację. Pytał też o rozmowę z namiotu. Było to prawie że rok temu, a jednak jakieś wspomnienia jeszcze się tam kotłowały. Kiwnął tylko głową rozumiejąc sytuację i dalej przyglądał się walkom, słuchając otoczenia. W końcu panowie sami mówili, że to nie było miejsce na poważniejsze rozmowy. Może będzie kiedy indziej okazja do wyjawienia im, że w posiadaniu Akarui'ego jest mapa z miejscami, które najpewniej są ściśle powiązane z demonami.
I jedno z nich jest tu, na Lazurowym Wybrzeżu. Dokładnie na wyspie Teiz.
Na pytanie o parę, z którą poszedł przywitać się Yami nie dostał zbyt rozwiniętej odpowiedzi, a jedynie potwierdzenie, że oni również byli pod Iglicą. Cóż, tyle musiało mu na razie wystarczyć. Może kiedyś sam chłopak z Shigashi mu o nich opowie? Kyoushi za to nadal szukał sposobu na sprawdzenie swoich umiejętności na arenie, jednak pewnie będzie musiał poczekać do końca turnieju. Za to Seinaru zapraszał do Teiz. Całkiem ciekawie się taka propozycja prezentowała, ale cz dotyczyła również Tozawy?
tl/dr, same przemyślenia, choć pozostaję w ekipie i sobie słucham.
Medyk przyglądał się akcjom na arenie. Mimo, że walczyły nawet wiele młodsze osoby od Tozawy, to nawet od nich mógł się ten stary pies nauczyć nowych sztuczek. Może? Walka pomiędzy członkiem klanu Hoozuki a jego przeciwnikiem była łatwa do przewidzenia, od kiedy ten drugi użył dość mocnej techniki raitonu, która całkowicie zablokowała ruchy chłopaka. Swoją drogą, ciekawe jutsu. Akarui sam musi popracować nad swoim żywiołem, dość zaniedbanym i nierozwiniętym. A kiedyś miał takie plany! Wiedząc, że w ciele ludzkim również występują impulsy prądu, mógłby tyle zdziałać na tle medycyny... Inna bitwa skupiała się na pojedynku członka klanu Uchiha posługującego się katonem, przeciwko osobie władającej papierem, klan z Samotnych Wydm. I choć mogłoby się zdawać, że ogień ma przewagę, jego użytkownik właśnie się poddał. Trzecia, również z mieszkańcami Wydm. Tym razem rozsiewający gliniane bombki Douhito przeciwko pewnie kuzynowi Ichirou i Kuroi'a, który posługiwał się piaskiem. Ten pierwszy na pewien czas zdołał się ukryć, ale znów zaczęło się tam dziać! Ostatnia walka przykuwała najmniej uwagi. Tam samurai próbował się z przedstawicielem Karmazynowych Szczytów, jednak walka niczym nie zachwycała.
W międzyczasie nadal trwały rozmowy na wschodniej trybunie. Ichirou proponował rozmowy na temat Klepsydry w bardziej ustronnym miejscu, aczkolwiek widać było, że zależy mu na wygodzie i wysokim standardzie. Cóż, takim właśnie był człowiekiem. Medykowi nic takiego nie było potrzebne, aczkolwiek na pewno przyjemne. A gdyby tak połączyć to z jakimś onsenem? Dawno nie było okazji poleżeć w gorących wodach... Z marzeń wyciągnęły go dalsze fragmenty rozmów, gdzie Ichirou przedstawiał swój pomysł na rozdawanie kart dla całego kontynentu, własnie przez jego organizację. Pytał też o rozmowę z namiotu. Było to prawie że rok temu, a jednak jakieś wspomnienia jeszcze się tam kotłowały. Kiwnął tylko głową rozumiejąc sytuację i dalej przyglądał się walkom, słuchając otoczenia. W końcu panowie sami mówili, że to nie było miejsce na poważniejsze rozmowy. Może będzie kiedy indziej okazja do wyjawienia im, że w posiadaniu Akarui'ego jest mapa z miejscami, które najpewniej są ściśle powiązane z demonami.
I jedno z nich jest tu, na Lazurowym Wybrzeżu. Dokładnie na wyspie Teiz.
Na pytanie o parę, z którą poszedł przywitać się Yami nie dostał zbyt rozwiniętej odpowiedzi, a jedynie potwierdzenie, że oni również byli pod Iglicą. Cóż, tyle musiało mu na razie wystarczyć. Może kiedyś sam chłopak z Shigashi mu o nich opowie? Kyoushi za to nadal szukał sposobu na sprawdzenie swoich umiejętności na arenie, jednak pewnie będzie musiał poczekać do końca turnieju. Za to Seinaru zapraszał do Teiz. Całkiem ciekawie się taka propozycja prezentowała, ale cz dotyczyła również Tozawy?
tl/dr, same przemyślenia, choć pozostaję w ekipie i sobie słucham.
0 x
MOWA
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: Trybuna wschodnia
Shikarui lubił stokrotki. Lubił też i róże. Lubił bezbronne, drobne kwiaty na poboczu, które w swojej niewinności wydawały się wyciągać wręcz do niego listki jak i te, które przymierały z tęsknoty za czymś... ach, za czym one mogły tak tęsknić? Do czego biło ich serce? Do czego wołało? Poznał już to czucie. Uczucie tęsknienia. Gdyby potrafił spoglądać choć drobinę głębiej, wiedziałby, że chodził z nim pod ramię i mówili do siebie na "ty". Mój przyjacielu. Tak i podziwiał róże z kolcami. Czasem pomiędzy nimi wyrastał głóg. Ludzie go nie lubili. Pomimo tego, jak drobne miał kwiaty, jak śliczne, zamieniał się w kulki, które nudziły poetów. Nie lubili go, ponieważ miał tak drobne kolce, że można się było o wiele łatwiej zapomnieć niż przy róży - tak jak teraz zapominał się Shikarui przy Kumie. I to nie dlatego, że Kuma w jego oczach był tym przywiędłym kwiatem, który za czymś tęsknił, czegoś mu brakowało, nie był słaby i bezbronny. Ludzie po prostu zapominali, że głóg bardzo dobrze działał na serce. Kuma całkiem dobrze działał na serce Shikaruiego. Był wspomnieniem dni mizernych, obleśnych, do których nie wracał. Jednocześnie był jednym z pierwszych ludzi, którzy okazali mu serdeczność bez żadnego powodu. Miłe wspomnienie. Dlatego Shikarui naprawdę lubił głóg. Lubił też mieć zdrowe i spokojne serce.
- Na szczęście życie ci leży. Życie, które w Midori zostało ocalone przeze mnie i żonę. - Nie spoglądał już za ramię i nie odwracał się w stronę rozmawiających. Nie zwrócił najmniejszej uwagi na to, że Kuroi się nie przywitał - z Youmu również tego nie zrobił. Albo mu się tylko wydawało..? Taka natura staruszka. Nie doszukał się w tym niegrzeczności, choć powinien. Tak jak powinien się doszukać tego, że Kuroi nawet nie miał za bardzo ochoty z nim rozmawiać. Widzieć się z nim. Mieć z nim do czynienia. Kiedy pozwalał sobie na odrobinę rozluźnienia w stosunku do kogoś, tym jakoś gorzej szło mu wyłapywanie pewnych oczywistych zmian w uczuciach. Zwłaszcza, kiedy kogoś nie obserwujesz. Nie śledzisz go chociaż jednym okiem. A w sercu Kuroia zalęgły się uczucia tak głębokie, tak mocne..! Robaki wyżerały jego mięso i zostawiały po sobie zakażenie, zalęgały swoje larwy! W stosunku do piekielnego małżeństwa, które sabotowało akcję w Midori. Oo, chwała im za to, przecież mieli świętą rację.
W tej świętej racji tylko co do jednego się pomylili. Co do tego, kto tym razem z dwójki małżeństwa miał robić zamieszanie. Kiedy dojrzał Toshiro wiedział, że musi się z nim przywitać i zamienić parę słów. Ułożyć to, co po ułożeniu dla niego samego byłoby wygodne. No nie oskarżajmy już pana Sanady o wspaniałomyślne gesty... Interesownie chciał, by ta sytuacja była miękka, ponieważ pozwalała mu bez humorków żony przesuwać się między nimi. Teraz wystarczyło wspomnieć imię "Toshiro" i białowłosa już dostawała białej gorączki. Czy to rozumiał? Oczywiście, że nie. Duma i honor były fascynujące, ale często go drażniły, bo doprowadzały do irracjonalnych, jego mniemaniem, sytuacji. Tutaj jednak nie chodziło o urażoną dumę czy honor. Asaka czuła się zdradzona. I chociaż Shikarui za zdradę by zabił, nie zastanawiając się zbyt długo, to nad tym jednym się zastanowił. Za zdradę - śmierć... tylko śmierć komu? Bo on nie zdobyłby się na zabicie Asaki za takie posunięcie. Nie zraniłby Akiego. Tak i Asaka nie chciała krzywdzić Toshiro. Jej serce... było miękkie. Piękne, miękkie i ciepłe. I kiedy ono zaczynało chorować, to jego przestawało być również zdrowe i spokojne. Trzeba zaparzyć trochę głogu. Przez rozmowy, tłum i wrzaski, nie słyszał nawet dokładnie o czym rozmawiali. Nie ciężko było kątem oka widzieć za to, że sytuacja nie rozlewa się w ramionach jak ugłaskany kot w ramionach swojego pana. Szkoda, że nie zdążył zatrzymać Yamiego - zapewne wszystko inaczej by się wtedy potoczyło, ale nawet o tym nie pomyślał. Arena, Kuroi i Youmu go zaabsorbowali na tych kilka chwil.
Arena. Shikarui przyłapał się na tym, że jego dłoń musnęła rękojeść miecza, że oparł na nim swoje palce tak delikatnie, jak delikatnie dotykały dłonie kobiety ptasich piór. To drgnięcie było odruchem, który ciężko było mu skontrolować i o które nawet by samego siebie nie podejrzewał. Jego mięśnie napięły się i przez ułamek sekundy wyglądał tak, jakby miał wskoczyć na tę arenę jednym susem. Ułamek sekundy. W drugim już się rozluźnił, ale jego dłoń nie zsunęła się z miecza. Zgrzytnął zębami. Człowiek z odrobiną godności nie odczuwałby tego, co on. Człowiek dumny odczuwałby tylko złość. Shikarui natomiast powstrzymywał się, żeby nie wskoczyć na arenę i nie rzucić się Yuu do gardła za to, że zniszczył tak osobę, do której zniszczenia tylko on sobie rościł kiedyś prawa. Głupota. Skrzywił się do samego siebie, ale nawet jeśli miał dobry nastrój z powodu płynięcia łodzią i tym, że będą mieli okazję z Asaką się czegoś nauczyć, to teraz siadł tak samo jak nastrój Asaki. Spotkaniem Toshiro, którego nie spodziewał się tutaj spotkać, a o którego właściwie zaczął się już martwić, zastanawiać, czy jego droga powrotna do domu aby na pewno była bezpieczna. Tym, że cała Klepsydra tutaj była, której nie ufał i przy której wolał się mieć na baczności - zwłaszcza, gdy jeden z nich zdawał się znać możliwości jego klanu aż za dobrze. Tym, że Asaka była taka strasznie chora, kiedy płynęli. Tym, jak bardzo ją zdenerwowało spotkanie z Toshiro. Tym, jak żałosne było to, co widział na arenie.
- Miłego turnieju. - Odszedł w kierunku Asaki, obserwując, jak Aka schodzi z pola walki. To też go drażniło. To, że chciał przedstawić osobę, którą uważał za swojego prawdziwego przyjaciela, której ufał tak samo, jak ufał Asace. I miało się to odbyć w tych okolicznościach? Bo czarnowłosy nie mógł zignorować obecności Uchihy. Nawet jeśli ten potraktował go w taki a nie inny sposób. Shikarui wiedział, że coś z tym było nie tak, że osoby, których się za przyjaciół uważa, nie powinny się tak zachowywać, ale tak jak nie odczuwał radości, tak nie odczuwał złości. Teraz już wiedział, jak nazwać tę kapkę emocji, która się pojawiła. Maleńka kropelka wpadła do zimnego stawu, a nazywała się ulga.
Zostawił Youmu i Kuroiego, z których przynajmniej Kuroi lubił peplać i zaczepiać i przesunął się wzdłuż odgradzającej ich barierki od areny w stronę Asaki. Aka zniknął mu w głębinie przejścia i oczy Shikaruiego natychmiast zalała czerwień, by śledzić jego dalsze kroki, gdy dojrzał, jak jego żona unosi rękę. I opuszcza ją na Toshiro, który wcisnął się między nią i Yamiego.
Aby przekroczyć granice cierpliwości czarnowłosego trzeba było się naprawdę bardzo, ale to bardzo postarać. Zbombardowanie czynnikami przyczyniło się jednak do tego, że czarnowłosy... był zdenerwowany. Ładne słowo? Zwyczajne? No tak, ładne, ładne, takie normalne, takie pasujące do ludzi, elegancko opisujące emocje. A przecież Sanada nie był kłębkiem nerwów.
Zatrzymał się, spoglądają na widowisko, które wyczyniła Asaka i Toshiro. To, co dopełniało jego niezadowolenia. Shikarui lubił mieć kontrolę. Lubił, kiedy rzeczy toczyły się tak, jak chciał, by się toczyły. Był w stosunku do nich cierpliwy i potrafił długo czekać. Kiedy jednak wszystko się spod kontroli wyrywało i rozsypało tak, że nawet on wiedział, że tego nie poskłada wystarczająco szybko. Wkurwiały go emocje ludzi. To, jak się łatwo na siebie obrażali i kłócili, zamiast myśleć logicznie. Jego oczy znów stały się lawendowe. Nie miał ochoty spoglądać na te kotłujące się emocje w ludziach i na ciekawskie spojrzenia słane w ich stronę. Ba! Nie miał ochoty być częścią tych ciekawskich spojrzeń. Nie wiedział, jak sobie radzić z takimi mocnymi, ludzkimi uczuciami i jak wobec nich postępować. Kiedy byli sami z Asaką - naturalnie. Teraz jednak kłóciła się ona - znowu! - z osobą, która była dla niej najlepszym przyjacielem. Wejdź między wrony. Kracz tak, jak one. Znał podejście białowłosej i pamiętał, że oczekiwała od niego, że będzie stawał w jej obronie, tylko teraz czego bronić? Szacunku do niej? Powiedzieć Toshiro, żeby spadał, gdy sam powiedział mu, żeby porozmawiali? Zupełnie nie wiedział, co się tutaj dokładnie stało i jakie słowa popłynęły, że skończyli w takim stanie. A on chciał po prostu teraz iść do lecznicy. Przyprowadzić tutaj Akiego i z uśmiechem powiedzieć to o nim ci opowiadałem..! Shikarui już naprawdę nie pamiętał, czemu tak dobrze im się rozmawiało i czemu spędzali ze sobą tyle czasu. Nie pamiętał, czemu ten chłopak tak szybko wytrącał go z równowagi i denerwował. Pamiętał za to, że złościł go bardzo często. Często też głaskał z włosem. Najlepiej jednak pamiętał, że Asaka była bardzo zazdrosną kobietą. Nie dawał jej powodów do zazdrości. Teraz jednak... oh, a teraz... A przecież Shikarui uwielbiał tylko Asakę.
Czarnowłosy niemal zawsze stawiał wygody Asaki ponad własne, bo kiedy jej było wygodnie - było i jemu. I nie była to altruistyczna, czysta miłość. Dla niego to była inwestycja. Sprawiał tym również samemu sobie przyjemność - i to działało. Teraz jednak zupełnie nie wiedział, co zrobić, wpatrując się w tę scenę. Zwłaszcza, że nie chciał się w nią angażować. Nie chciał też pozostać bierny. I z trzeciej strony - nie chciał się tu nawet zatrzymywać w tej chwili. Czego za to chciał była szansa dla Toshiro - jak widać, chyba zaprzepaszczona. I to w takim stylu, że teraz żniwo niezadowolenia Królowej Śniegu będą zbierać wszyscy, co podejdą.
- Na szczęście życie ci leży. Życie, które w Midori zostało ocalone przeze mnie i żonę. - Nie spoglądał już za ramię i nie odwracał się w stronę rozmawiających. Nie zwrócił najmniejszej uwagi na to, że Kuroi się nie przywitał - z Youmu również tego nie zrobił. Albo mu się tylko wydawało..? Taka natura staruszka. Nie doszukał się w tym niegrzeczności, choć powinien. Tak jak powinien się doszukać tego, że Kuroi nawet nie miał za bardzo ochoty z nim rozmawiać. Widzieć się z nim. Mieć z nim do czynienia. Kiedy pozwalał sobie na odrobinę rozluźnienia w stosunku do kogoś, tym jakoś gorzej szło mu wyłapywanie pewnych oczywistych zmian w uczuciach. Zwłaszcza, kiedy kogoś nie obserwujesz. Nie śledzisz go chociaż jednym okiem. A w sercu Kuroia zalęgły się uczucia tak głębokie, tak mocne..! Robaki wyżerały jego mięso i zostawiały po sobie zakażenie, zalęgały swoje larwy! W stosunku do piekielnego małżeństwa, które sabotowało akcję w Midori. Oo, chwała im za to, przecież mieli świętą rację.
W tej świętej racji tylko co do jednego się pomylili. Co do tego, kto tym razem z dwójki małżeństwa miał robić zamieszanie. Kiedy dojrzał Toshiro wiedział, że musi się z nim przywitać i zamienić parę słów. Ułożyć to, co po ułożeniu dla niego samego byłoby wygodne. No nie oskarżajmy już pana Sanady o wspaniałomyślne gesty... Interesownie chciał, by ta sytuacja była miękka, ponieważ pozwalała mu bez humorków żony przesuwać się między nimi. Teraz wystarczyło wspomnieć imię "Toshiro" i białowłosa już dostawała białej gorączki. Czy to rozumiał? Oczywiście, że nie. Duma i honor były fascynujące, ale często go drażniły, bo doprowadzały do irracjonalnych, jego mniemaniem, sytuacji. Tutaj jednak nie chodziło o urażoną dumę czy honor. Asaka czuła się zdradzona. I chociaż Shikarui za zdradę by zabił, nie zastanawiając się zbyt długo, to nad tym jednym się zastanowił. Za zdradę - śmierć... tylko śmierć komu? Bo on nie zdobyłby się na zabicie Asaki za takie posunięcie. Nie zraniłby Akiego. Tak i Asaka nie chciała krzywdzić Toshiro. Jej serce... było miękkie. Piękne, miękkie i ciepłe. I kiedy ono zaczynało chorować, to jego przestawało być również zdrowe i spokojne. Trzeba zaparzyć trochę głogu. Przez rozmowy, tłum i wrzaski, nie słyszał nawet dokładnie o czym rozmawiali. Nie ciężko było kątem oka widzieć za to, że sytuacja nie rozlewa się w ramionach jak ugłaskany kot w ramionach swojego pana. Szkoda, że nie zdążył zatrzymać Yamiego - zapewne wszystko inaczej by się wtedy potoczyło, ale nawet o tym nie pomyślał. Arena, Kuroi i Youmu go zaabsorbowali na tych kilka chwil.
Arena. Shikarui przyłapał się na tym, że jego dłoń musnęła rękojeść miecza, że oparł na nim swoje palce tak delikatnie, jak delikatnie dotykały dłonie kobiety ptasich piór. To drgnięcie było odruchem, który ciężko było mu skontrolować i o które nawet by samego siebie nie podejrzewał. Jego mięśnie napięły się i przez ułamek sekundy wyglądał tak, jakby miał wskoczyć na tę arenę jednym susem. Ułamek sekundy. W drugim już się rozluźnił, ale jego dłoń nie zsunęła się z miecza. Zgrzytnął zębami. Człowiek z odrobiną godności nie odczuwałby tego, co on. Człowiek dumny odczuwałby tylko złość. Shikarui natomiast powstrzymywał się, żeby nie wskoczyć na arenę i nie rzucić się Yuu do gardła za to, że zniszczył tak osobę, do której zniszczenia tylko on sobie rościł kiedyś prawa. Głupota. Skrzywił się do samego siebie, ale nawet jeśli miał dobry nastrój z powodu płynięcia łodzią i tym, że będą mieli okazję z Asaką się czegoś nauczyć, to teraz siadł tak samo jak nastrój Asaki. Spotkaniem Toshiro, którego nie spodziewał się tutaj spotkać, a o którego właściwie zaczął się już martwić, zastanawiać, czy jego droga powrotna do domu aby na pewno była bezpieczna. Tym, że cała Klepsydra tutaj była, której nie ufał i przy której wolał się mieć na baczności - zwłaszcza, gdy jeden z nich zdawał się znać możliwości jego klanu aż za dobrze. Tym, że Asaka była taka strasznie chora, kiedy płynęli. Tym, jak bardzo ją zdenerwowało spotkanie z Toshiro. Tym, jak żałosne było to, co widział na arenie.
- Miłego turnieju. - Odszedł w kierunku Asaki, obserwując, jak Aka schodzi z pola walki. To też go drażniło. To, że chciał przedstawić osobę, którą uważał za swojego prawdziwego przyjaciela, której ufał tak samo, jak ufał Asace. I miało się to odbyć w tych okolicznościach? Bo czarnowłosy nie mógł zignorować obecności Uchihy. Nawet jeśli ten potraktował go w taki a nie inny sposób. Shikarui wiedział, że coś z tym było nie tak, że osoby, których się za przyjaciół uważa, nie powinny się tak zachowywać, ale tak jak nie odczuwał radości, tak nie odczuwał złości. Teraz już wiedział, jak nazwać tę kapkę emocji, która się pojawiła. Maleńka kropelka wpadła do zimnego stawu, a nazywała się ulga.
Zostawił Youmu i Kuroiego, z których przynajmniej Kuroi lubił peplać i zaczepiać i przesunął się wzdłuż odgradzającej ich barierki od areny w stronę Asaki. Aka zniknął mu w głębinie przejścia i oczy Shikaruiego natychmiast zalała czerwień, by śledzić jego dalsze kroki, gdy dojrzał, jak jego żona unosi rękę. I opuszcza ją na Toshiro, który wcisnął się między nią i Yamiego.
Aby przekroczyć granice cierpliwości czarnowłosego trzeba było się naprawdę bardzo, ale to bardzo postarać. Zbombardowanie czynnikami przyczyniło się jednak do tego, że czarnowłosy... był zdenerwowany. Ładne słowo? Zwyczajne? No tak, ładne, ładne, takie normalne, takie pasujące do ludzi, elegancko opisujące emocje. A przecież Sanada nie był kłębkiem nerwów.
Zatrzymał się, spoglądają na widowisko, które wyczyniła Asaka i Toshiro. To, co dopełniało jego niezadowolenia. Shikarui lubił mieć kontrolę. Lubił, kiedy rzeczy toczyły się tak, jak chciał, by się toczyły. Był w stosunku do nich cierpliwy i potrafił długo czekać. Kiedy jednak wszystko się spod kontroli wyrywało i rozsypało tak, że nawet on wiedział, że tego nie poskłada wystarczająco szybko. Wkurwiały go emocje ludzi. To, jak się łatwo na siebie obrażali i kłócili, zamiast myśleć logicznie. Jego oczy znów stały się lawendowe. Nie miał ochoty spoglądać na te kotłujące się emocje w ludziach i na ciekawskie spojrzenia słane w ich stronę. Ba! Nie miał ochoty być częścią tych ciekawskich spojrzeń. Nie wiedział, jak sobie radzić z takimi mocnymi, ludzkimi uczuciami i jak wobec nich postępować. Kiedy byli sami z Asaką - naturalnie. Teraz jednak kłóciła się ona - znowu! - z osobą, która była dla niej najlepszym przyjacielem. Wejdź między wrony. Kracz tak, jak one. Znał podejście białowłosej i pamiętał, że oczekiwała od niego, że będzie stawał w jej obronie, tylko teraz czego bronić? Szacunku do niej? Powiedzieć Toshiro, żeby spadał, gdy sam powiedział mu, żeby porozmawiali? Zupełnie nie wiedział, co się tutaj dokładnie stało i jakie słowa popłynęły, że skończyli w takim stanie. A on chciał po prostu teraz iść do lecznicy. Przyprowadzić tutaj Akiego i z uśmiechem powiedzieć to o nim ci opowiadałem..! Shikarui już naprawdę nie pamiętał, czemu tak dobrze im się rozmawiało i czemu spędzali ze sobą tyle czasu. Nie pamiętał, czemu ten chłopak tak szybko wytrącał go z równowagi i denerwował. Pamiętał za to, że złościł go bardzo często. Często też głaskał z włosem. Najlepiej jednak pamiętał, że Asaka była bardzo zazdrosną kobietą. Nie dawał jej powodów do zazdrości. Teraz jednak... oh, a teraz... A przecież Shikarui uwielbiał tylko Asakę.
Czarnowłosy niemal zawsze stawiał wygody Asaki ponad własne, bo kiedy jej było wygodnie - było i jemu. I nie była to altruistyczna, czysta miłość. Dla niego to była inwestycja. Sprawiał tym również samemu sobie przyjemność - i to działało. Teraz jednak zupełnie nie wiedział, co zrobić, wpatrując się w tę scenę. Zwłaszcza, że nie chciał się w nią angażować. Nie chciał też pozostać bierny. I z trzeciej strony - nie chciał się tu nawet zatrzymywać w tej chwili. Czego za to chciał była szansa dla Toshiro - jak widać, chyba zaprzepaszczona. I to w takim stylu, że teraz żniwo niezadowolenia Królowej Śniegu będą zbierać wszyscy, co podejdą.
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
- Seinaru
- Martwa postać
- Posty: 2526
- Rejestracja: 5 lip 2017, o 13:55
- Wiek postaci: 29
- Ranga: Samuraj
- Krótki wygląd: Trupioblada cera, charakterystyczny brak głowy
- Widoczny ekwipunek: Nagrobek
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=3828
Re: Trybuna wschodnia
- O, i kolejny padł. - Wprawnym wzrokiem wychwycił Seinaru, choć to co mówił nie do końca zgadzało się z tym, co faktycznie stało się na kolejnej z aren. No ale już, palnął co palnął, zamiast zastanowić się nad odpowiednim doborem słów. W pojedynku kartek z ogniem, górą okazały się kartki, ku zaskoczeniu chyba wszystkich, w tym również samych walczących. Trzeba było jednak przyznać, że panowie zaprezentowali się naprawdę godnie i widowiskowo. Kei był nawet pod wrażeniem zarówno tempa walki, determinacji zawodników, jak i mądrej decyzji tego, który się poddał. Taką pokorą zyskał na pewno o wiele większy szacunek, niż gdyby nacierał do upadłego samemu nie wierząc w zwycięstwo. A więc teraz można było dzielić uwagę już jedynie na dwie walki, a tak naprawdę jedną, bo w pojedynku samuraja wciąż niewiele się działo.
Propozycja Kakity była bardzo uprzejma. Mimo że zależało mu na informacjach odnośnie przygody Seinaru w Sakai, to nie był nachalny, lecz poprosił. Listy miały jednak to do siebie, że potrafiły nie docierać do adresata, o czym Kei doskonale przekonał się na własnej skórze jako niedoszły listonosz. Poza tym, gdyby po jego relacji Asagi wciąż miał jakieś pytania? Teraz, gdy zrobiło się obok nich zdecydowanie luźniej, nie było przeszkód ku temu, aby zagłębić się nieco w tą sprawę. Nawet jeśli informacje, które posiadał Pasterz okażą się niezbyt cenne.
- To nie będzie konieczne. Możesz pytać o co chcesz, inni i tak są zajęci już tylko sobą. - Przeleciał wzrokiem po parach i skromnych grupkach, na jakie rozbiło się całe wielkie towarzystwo.
- Gdy dotarłem do dojo szkoły Ryu, aby prosić o nauki, sytuacja była już bardzo zaawansowana. Dowiedziałem się, że porwano syna mistrza Atsumoriego, tamtejszego nauczyciela. Chłopak, Hoitsu, był zbyt słaby fizycznie żeby szkolić się na wojownika, więc odbierał nauki w Yakiniku pod okiem jednego z rachmistrzów. Niestety został porwany właśnie przez Kurczaki, tudzież Koguty, a okupem za jego wolność miały być jakieś cenne zwoje z sekretami Szkoły. Moim zadaniem, jako przysługa za otrzymaną wiedzę było odnalezienie dzieciaka i sprowadzenie go bezpiecznie. Odnalazłem więc tego rachmistrza, Tona, którego zmusili aby wydał im chłopca. Facet był jednak na tyle porządny, że powiedział mi dokąd się z nim udali i cały gang odnaleźliśmy w jednej z mniejszych wiosek. Wtedy wywiązała się walka i musiałem zabić ich chyba z tuzin, ale w końcu udało mu się odnaleźć Hoitsu. Niestety, żadnego z nich nie udało mi się przesłuchać, a karczma w której walczyliśmy ostatecznie spłonęła. Cud, że nikt inny przy tym nie ucierpiał. - Zakończył swoją krótką, treściwą relację i czekał na pytania, bo Seinaru nie miał pojęcia, która część najbardziej zainteresuje Kakitę. Konkretnych informacji, dat, nazwisk i motywów Kei nie zdążył poznać, wszystko działo się wtedy zbyt szybko, ale jeśli tylko będzie mógł jakoś pomóc swoimi odpowiedziami koledze po fachu to czemu nie?
Propozycja Kakity była bardzo uprzejma. Mimo że zależało mu na informacjach odnośnie przygody Seinaru w Sakai, to nie był nachalny, lecz poprosił. Listy miały jednak to do siebie, że potrafiły nie docierać do adresata, o czym Kei doskonale przekonał się na własnej skórze jako niedoszły listonosz. Poza tym, gdyby po jego relacji Asagi wciąż miał jakieś pytania? Teraz, gdy zrobiło się obok nich zdecydowanie luźniej, nie było przeszkód ku temu, aby zagłębić się nieco w tą sprawę. Nawet jeśli informacje, które posiadał Pasterz okażą się niezbyt cenne.
- To nie będzie konieczne. Możesz pytać o co chcesz, inni i tak są zajęci już tylko sobą. - Przeleciał wzrokiem po parach i skromnych grupkach, na jakie rozbiło się całe wielkie towarzystwo.
- Gdy dotarłem do dojo szkoły Ryu, aby prosić o nauki, sytuacja była już bardzo zaawansowana. Dowiedziałem się, że porwano syna mistrza Atsumoriego, tamtejszego nauczyciela. Chłopak, Hoitsu, był zbyt słaby fizycznie żeby szkolić się na wojownika, więc odbierał nauki w Yakiniku pod okiem jednego z rachmistrzów. Niestety został porwany właśnie przez Kurczaki, tudzież Koguty, a okupem za jego wolność miały być jakieś cenne zwoje z sekretami Szkoły. Moim zadaniem, jako przysługa za otrzymaną wiedzę było odnalezienie dzieciaka i sprowadzenie go bezpiecznie. Odnalazłem więc tego rachmistrza, Tona, którego zmusili aby wydał im chłopca. Facet był jednak na tyle porządny, że powiedział mi dokąd się z nim udali i cały gang odnaleźliśmy w jednej z mniejszych wiosek. Wtedy wywiązała się walka i musiałem zabić ich chyba z tuzin, ale w końcu udało mu się odnaleźć Hoitsu. Niestety, żadnego z nich nie udało mi się przesłuchać, a karczma w której walczyliśmy ostatecznie spłonęła. Cud, że nikt inny przy tym nie ucierpiał. - Zakończył swoją krótką, treściwą relację i czekał na pytania, bo Seinaru nie miał pojęcia, która część najbardziej zainteresuje Kakitę. Konkretnych informacji, dat, nazwisk i motywów Kei nie zdążył poznać, wszystko działo się wtedy zbyt szybko, ale jeśli tylko będzie mógł jakoś pomóc swoimi odpowiedziami koledze po fachu to czemu nie?
0 x
Jeśli czytasz ten podpis to znaczy, że jestem już martwy...
- Yami
- Posty: 2959
- Rejestracja: 25 paź 2017, o 20:14
- Wiek postaci: 25
- Link do KP: viewtopic.php?f=33&t=4268
Re: Trybuna wschodnia
Tak, człowiek chciał się przywitać i znowu został wrzucony między młot a kowadło, między Kyoushiego a brak możliwości udziału w turnieju, między Asakę a Toshiro. To była chyba jakaś klątwa tego miejsca. Stałem zboku, w sensie, że obok a nie, że ktoś jest zbokiem (Drobne myślowe przejęzyczenie) i z szokiem obserwowałem kolejne wydarzenia. Toshiro całkowicie mnie olał. Przecież sam próbowałem załagodzić sytuację. Widać było po Asace, że nie chciała tej rozmowy, że nie chciała nawet spojrzeć na Toshiro. Zwada między nimi musiała być naprawdę spora skoro byli w takim stanie. Doko jednak uznał, że lepiej było ,za sprawą najpewniej Shikaruia, rozwiązać sprawę tu i teraz pośród masy ludzi, którzy cieszą się walkami zdającymi się powoli dobiegały końca. Czym zawiniłem, że spojrzał na mnie tymi ostrymi ślepiami po raz drugi, no czym?
Widocznie nie zasłużyłem, Asaka strzeliła Tośka w pysk. Znaczy już sam zwrot "Nie mogłem przecież tam siedzieć i udawać, że Cię tu nie ma" trochę nijak się miał do prawdy skoro widać było, że to za sprawą inicjatywy Shikaruia coś musiało się podziałać. To właśnie on podszedł do niego i jego towarzyszki, zaś potem Tosiek przyszedł do Asaki. Poza tym olał nie tylko mnie ale i słowa dziewczyny, która okazała się być wyżej w hierarchii klanowej od niego. Do tego przyszły kolejne okoliczności jak to, że mówiła o sobie, że jest kobietą. Jest to prawda ale chyba nie była to przyczyna dla której Toshi to zrobił. Ostatecznie wyrzuciła jemu brak taktu i przeprosiła... mnie?
Obawiałem się po tym wszystkim, że Toshi może nie wytrzymać. Stałem teraz za jego plecami (wszak wcisnął się między mną a Asaką), miałem najlepszą możliwość aby w razie czego spacyfikować agresora. Czy tego chciałem? Nie bardzo. Toshiro miał w sumie rację, że sprawa to nie powinna mnie dotyczyć. Byłem osobą trzecią w tym sporze, nie wiedziałem niczego co może się właśnie zdarzyć. Spojrzałem jednak w kierunku Shikaruia, który przestał rozmawiać z towarzyszką Toshiego i podobnie jak ja nie bardzo wiedział jak zareagować. Musiał nie spodziewać się, że jego czyny obrócą się przeciw niemu, czy raczej przeciw relacjom między biało i czarnowłosym. Kiwnąłem głową aby tu do cholery podszedł ale stał jak ten pień wbity w ziemię. Czy oni nie byli małżeństwem? Czy może chciał aby Asaka rozwiązała sprawę sama? Biorąc pod uwagę zdolności dziewczyny wolałbym aby Arena Niebiańskiego Lustra nie zamieniła się zaraz w Arenę Mordującego Szkarłatnego Smoka. Westchnąłem.
Wyciągnąłem obie ręce i położyłem je na barkach Toshiro, pociągnąłem go ku sobie. Nie używałem siły.
- Masz rację to nie moja sprawa jednak nie ważne co teraz powiesz, wszystko obróci się przeciw Tobie. Nic co powiesz nie dotrze do Asaki a tylko bardziej się na ciebie wypnie. Złość z czasem przeminie a lepiej aby odczytała chociaż wzmiankę dlaczego tak się stało co się stało na spokojnie a nie kiedy się w niej kotłuje ze wściekłości. Napisz i przekaż proszę list... Shikaruiowi, Asaka najpewniej od razu by go podarła a tak może uda się jemu też coś podziałać. Daj jej wytchnąć. <Do Toshiro szeptem aby nikt nie usłyszał>
Następnie puściłem barki Toshiro. Wolałbym aby nie doszło do rękoczynów. Sam nie wiem co wtedy powinienem zrobić.
Widocznie nie zasłużyłem, Asaka strzeliła Tośka w pysk. Znaczy już sam zwrot "Nie mogłem przecież tam siedzieć i udawać, że Cię tu nie ma" trochę nijak się miał do prawdy skoro widać było, że to za sprawą inicjatywy Shikaruia coś musiało się podziałać. To właśnie on podszedł do niego i jego towarzyszki, zaś potem Tosiek przyszedł do Asaki. Poza tym olał nie tylko mnie ale i słowa dziewczyny, która okazała się być wyżej w hierarchii klanowej od niego. Do tego przyszły kolejne okoliczności jak to, że mówiła o sobie, że jest kobietą. Jest to prawda ale chyba nie była to przyczyna dla której Toshi to zrobił. Ostatecznie wyrzuciła jemu brak taktu i przeprosiła... mnie?
Obawiałem się po tym wszystkim, że Toshi może nie wytrzymać. Stałem teraz za jego plecami (wszak wcisnął się między mną a Asaką), miałem najlepszą możliwość aby w razie czego spacyfikować agresora. Czy tego chciałem? Nie bardzo. Toshiro miał w sumie rację, że sprawa to nie powinna mnie dotyczyć. Byłem osobą trzecią w tym sporze, nie wiedziałem niczego co może się właśnie zdarzyć. Spojrzałem jednak w kierunku Shikaruia, który przestał rozmawiać z towarzyszką Toshiego i podobnie jak ja nie bardzo wiedział jak zareagować. Musiał nie spodziewać się, że jego czyny obrócą się przeciw niemu, czy raczej przeciw relacjom między biało i czarnowłosym. Kiwnąłem głową aby tu do cholery podszedł ale stał jak ten pień wbity w ziemię. Czy oni nie byli małżeństwem? Czy może chciał aby Asaka rozwiązała sprawę sama? Biorąc pod uwagę zdolności dziewczyny wolałbym aby Arena Niebiańskiego Lustra nie zamieniła się zaraz w Arenę Mordującego Szkarłatnego Smoka. Westchnąłem.
Wyciągnąłem obie ręce i położyłem je na barkach Toshiro, pociągnąłem go ku sobie. Nie używałem siły.
- Masz rację to nie moja sprawa jednak nie ważne co teraz powiesz, wszystko obróci się przeciw Tobie. Nic co powiesz nie dotrze do Asaki a tylko bardziej się na ciebie wypnie. Złość z czasem przeminie a lepiej aby odczytała chociaż wzmiankę dlaczego tak się stało co się stało na spokojnie a nie kiedy się w niej kotłuje ze wściekłości. Napisz i przekaż proszę list... Shikaruiowi, Asaka najpewniej od razu by go podarła a tak może uda się jemu też coś podziałać. Daj jej wytchnąć. <Do Toshiro szeptem aby nikt nie usłyszał>
Następnie puściłem barki Toshiro. Wolałbym aby nie doszło do rękoczynów. Sam nie wiem co wtedy powinienem zrobić.
0 x
- Youmu Nanatsuki
- Postać porzucona
- Posty: 425
- Rejestracja: 10 lis 2018, o 20:11
- Wiek postaci: 21
- Ranga: Akoraito
- Krótki wygląd: W KP znajdziesz wszystko.
- Widoczny ekwipunek: Po dużej, czarnej torbie nad pośladkami - nieco na boku, rozłożony fūma shuriken na plecach, katana o czarnym wykończeniu przytroczona do lewego boku
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=103822#p103822
- Multikonta: Airen Akamori
Re: Trybuna wschodnia
Rozmowa między Kuroiem, a Shikaruiem wyglądała bardziej na przepychankę, w której jedna ze stron zdecydowanie nie chciała mieć cokolwiek wspólnego z drugą, zaś druga za wszelką cenę chciała przekonać do siebie tą pierwszą. Nic z tego nie wychodziło ostatecznie, zaś Youmu nie czuła najmniejszej potrzeby, aby wtrącać się w sprawy dwójki, bądź co bądź, nieznajomych. Łączyła ich jakaś ciężka przeszłość, bo raczej nie bez powodu czerwonooki mówił o uratowaniu życia. Czekaj. Czerwonooki? Oczy Shikaruia zmieniły barwę, teraz były lawendowe, chociaż panienka Nanatsuki mogła kląć się, że świeciły szkarłatem jaśniej, niż jej własne. Intrygująca ciekawostka, która ostatecznie niewiele mówiła. Czarnowłosa nie miała pojęcia, że na świecie istnieje coś takiego jak Doujutsu, chociaż aktualnie niewiele mogło ją zaskoczyć. Odkąd poznała Akashiego i jego unikatową zdolność, to przestała uznawać, że chakra posiada jakieś granice. W końcu ten nierozgarnięty głupiec był nieśmiertelny, przekonała się o tym dwukrotnie - raz, gdy został zmiażdżony głazem oraz drugi, gdy sama wbiła mu senbon w serce. Zatem mistrz Nishiyamy mógł posiadać umiejętność, która zmieniała mu kolor oczu, ale w jakim celu? Co to zmieniało? Powiązanie tego z wykrywaniem chakry było zbyt... nierealne. Youmu była bardziej przekonana, że jest sensorem, niż że, ot tak sobie, widzi chakrę, a raczej jej namagnesowanie, które w ten sposób się objawiało. Shikarui nie był jej przeciwnikiem, toteż nie zastanawiała się dłużej nad jego umiejętnościami.
Staruszek lubił sobie pożartować. Panna Nanatsuki patrzyła na niego z lekkim zażenowaniem, gdy w ten lekki sposób po prostu ją zbywał. Może nawet naigrywał się z niej, gdy wręczył jej kartkę oraz ołówek. Jednakże kunoichi nie zamierzała się obrazić, a pobawić z nim tak, jak on robił to z nią. Chwyciła w swoje drobne dłonie oba przedmioty, patrząc uważnie na Kuroia, jakby chciała dostrzec coś wewnątrz niego. Stukała swoim czarnym paznokciem o kartkę przez chwilę, zanim nieznacznie się uśmiechnęła i zaczęła pisać. Nakreśliła kilka zgrabnych znaków, które po przecinku wyliczały pojedyncze cechy. "Nieokrzesany, niekulturalny, głupi, bezczelny, zuchwały, szalony". Po tym oddała mu karteczkę oraz ołówek, nie tłumacząc ani jednego z zapisanych słów. To były pierwsze rzeczy, które przyszły jej na myśl, a niezbyt miała ochotę na dokładną analizę psychiczną jakiegoś zmizerniałego dziada, chcącego pozaczepiać młodą damę. Nie było to jej rolą, ani nie był wart aż takiego jej zaangażowania w ich drobną relację.
- Chciałbyś coś do tego dodać? - zapytała tonem pełnym dumy, arogancji, jakby to było jego obowiązkiem, by zgodzić się z tym, co napisała, a aktem łaski jej propozycja, że może coś sam dopisać. Jeżeli chciał grać z nią w tę grę, to musiał być gotów odgrywać swoją rolę, a więc zwykłego, szarego pionka. Ona, naturalnie, była królową, z którą mógł sobie pogrywać, ale jak długo, nim rozkaże egzekucje błazna? Właśnie. Wyrwała mu jeszcze na chwilę kartkę i ołówek, by na samym końcu dopisać "błazen". I teraz już oddała mu obie rzeczy na stałe. - Teraz lista z mojej strony jest kompletna. - dodała, uśmiechając się całkiem pogodnie, jak na nią. Jeżeli chciał pełnić rolę nadwornego idioty, to droga wolna - mógł droczyć się z nią, mógł grać głupca, jednak nie do końca był świadomy, że więcej budziło to zażenowania, niż rozbawienia. Kiedyś się nim znudzi, jeżeli będzie dalej postępował w ten sposób, a wtedy nie będzie mógł liczyć na jej uwagę, o którą zdawał się zabiegać przynajmniej do pewnego stopnia.
Kuroi mógł być przekonany, że zadał pytanie retoryczne, na które odpowiedź brzmiałaby "nie", lecz mylił się. Zgrabne posługiwanie się słownictwem również przejawiało jakąś wartość, uwydatniało erudycję, kulturę, wrodzoną inteligencję. Przy komplementach z pewnością trzeba było być zręcznym, jeżeli chciało się zaimponować drugiej stronie, a tego staruszkowi brakowało. To zrozumiałe w jego wieku. Youmu jednak nie powiedziała, że porównanie, jakiego użył, nie przypadło jej do gustu. Gdy mówiła o ogóle, to zawsze nie brała siebie pod uwagę, wszak ona była niepowtarzalna, wyjątkowa, jedyna w swoim rodzaju. W jej mniemaniu świat miał pierwszą i ostatnią szansę, by nosić na swej ziemi tak perfekcyjną istotę, tak unikalną, jak ona sama. Doskonale wiedziała, że byle która dziewoja raczej zdzieliłaby Kuroia w twarz za tak barbarzyńską metaforę. Studie wypełnione krwią. Nie rubiny, nie róże, nie zachodzące słońce. Studnia i krew. Jednakże panna Nanatsuki była całkiem zadowolona z tego porównania, które, przede wszystkim, było szczere.
- Żyjesz na świecie dłużej, niż ja. Może nawet za długo, jak na Ciebie patrzę. Powinieneś wiedzieć, że szkarłat to nie tylko krew. - powiedziała beznamiętnie, wpatrując się w zarośniętą twarz mężczyzny przez dłuższą chwilę, nim uśmiechnęła się szkaradnie, jakby wpadła na plan, który niekoniecznie zakłada cokolwiek dobrego. - Ale masz rację. Krew bywa piękna. - po tych słowach westchnęła, przenosząc wzrok na arenę, widząc jak sędzia przerywa walkę, w której przegrywa żałosny wyznawca Hachimana. Prychnęła rozbawiona. Gdzie był jego bóg, gdy go tak bardzo potrzebował? - Częściej bywa obrzydliwa. - dodała półgłosem, nawet nie patrząc na Kuroia, jakby mówiła to bardziej do siebie, niż do niego. Patrzyła tak jak na pole walki wbiegają medycy, by zabrać chłopaka, który nie był w stanie zrobić... nic. Zaś jego oponent nie musiał robić wiele, by zwyciężyć. Los bywał okrutny. Wystarczyło trochę pecha, by natrafić na przeciwnika, który jest idealną odpowiedzią na nasze najsilniejsze strony. Wystarczyło także trochę szczęścia, by zawalczyć z kimś, kto nie był w stanie nawet się do nas zbliżyć. Dlatego też turniej w takiej formie niewiele miał wspólnego z prawdziwą siłą. Tutaj liczyła się tylko, tępa moc. Żaden spryt, inteligencja, podstęp czy perswazja. Nic, co wymagało umysłu. Zmiażdż albo zostań zmiażdżony. Tyle. Przez chwilę nawet Youmu odczuwała obrzydzenie, że będzie częścią tego żałosnego przedstawienia. Niezależnie czy wygra, czy przegra, to zaistnieje na nim wraz z innymi, którzy nie powinni móc stawiać swojego imienia obok jej. To ją odrzucało, ale przecież nie mogła się wycofać, gdy zabrnęła już tak daleko. Byłoby to niezmiernym zmarnowaniem inwestycji, jaką poczyniła w cały ten turniej. Wyruszyła w podróż, poznała Shinsa i Yoshimitsu, poznała Toshiro, z którym tutaj dotarła, a później namagnesowała mu karwasze, by następnie użerać się z tłumem. Musiała coś z tego zyskać, chociażby informacje. Takie, jak to, że istnieje zdolność kontrolowania kartek, która pokonała użytkownika Katonu, wbrew pozorom. Papier przeważył nad ogniem. Na świecie nie było rzeczy oczywistych.
Gwałtownie odwróciła głowę w kierunku Kuroia, gdy powiedział, że nie wygląda zbyt imponująco. Wiedziała co miał na myśli - była niska, drobna, niepozorna. Nie gromiła go swoim srogim spojrzeniem, nie odebrała jego słów źle. Patrzyła się po prostu na niego intensywnie, jednak nie z powodu tej rzekomej obelgi, a szczerego niezrozumienia jakby mógł udawać kogoś innego i po co miałby to robić. Może jednak staruszek przejawiał swoją osobą jakąś wartość? W jego wieku raczej musiał być pogodzony z tym kim jest i co reprezentuje jako jednostka. Może nawet porzucił marzenia, ideały, do których dążył. Było to na swój sposób rozsądne, ale także... żałosne, rozczarowujące. Stanąć w miejscu, zostać tym, kim się było. Nikim więcej. Youmu była sobą, jednakże dążyła do pewnych ról, które chciała objąć. Miała swoje cele i starała się je osiągnąć. Stopniowo, krok po kroku, ale nie zatracając istoty własnej osoby, nie poniżając się. Być sobą, a jednak dopiąć swego. Tak, jak mówiła liderce Kirino - jej postawa mogła być problematyczna, mogła utrudnić tę drogę, ale nie zamierzała udawać kogokolwiek innego, by coś osiągnąć. Miała świadomość, że jej perfekcja nie była w smak wielu, że z czystej zazdrości próbowano jej rzucać kłody pod nogi, ale nie wiedzieli, że te przeszkody tylko wzmacniają ją, są wodą na młyn jej potencjału, który rozwijał ją tym bardziej, im większe miała problemy. Może dlatego tak często się w nich znajdowała?
- Nieostrożny jesteś, Kuroi. Wystarczyłoby drobne nieporozumienie, a za takie słowa mogłabym pozbawić Cię głowy. - powiedziała spokojnie, lekko, jakby to nie było zupełnie czymś, na co zwracała uwagę. - Mylisz pojęcia. Spójrz na mnie. Jestem imponująca, ale niepozorna. Ty zaś, z tymi niechlujnymi, długimi kudłami, zarostem, przekrwionymi oczyma i podkrążonymi, z tą zgarbioną sylwetką, która wskazuje, że kiedyś byłeś postawnym, wysportowanym mężczyzną... Ty wyglądasz mizernie. - wytłumaczyła mu różnicę między nimi, zachowując swoją znudzoną minę, ale nie na długo. - Jesteś cieniem samego siebie. - natychmiast dodała, zakładając swój wredny uśmieszek. W ten sposób mogło się wydawać, że mówi te słowa tylko po to, aby zranić, wypluć z siebie jad, ale mało kto wiedział, że były to jej szczere przemyślenia. - Pogodziłeś się z tym, prawda? Szkoda. Mógłbyś być kimś o wiele lepszym, a jednak wciąż sobą. Nie ma nic haniebnego, w dążeniu do poprawy, za to wiele wstydu przynosi stagnacja. - wtrąciła już na koniec dosyć obojętnie. Nie tłumaczyła mu dalej, że przecież byłby wciąż sobą, gdyby popracował nad własną aparycją, nad swoim słownictwem i zachowaniem. Byłby wciąż Kuroiem, jednak lepszym, który nie jest tak oczywisty. Teraz był smutnym obrazem człowieka doświadczonego czasem i wszelkimi aspektami bycia ninja. Jednak nie musiało tak być. Nie chodziło o to, by starał się dla kogoś. To było godne pożałowania. Dla Youmu niewybaczalne byłoby przestać się starać dla samej siebie. Ona, dla własnej satysfakcji, była najlepszą wersją własnej osoby.
Zaśmiała się wesoło, gdy usłyszała kolejny komplement. Chciał widywać jej oczy częściej? To zabawne, bo ona nie mogła tego samego powiedzieć o nim. Nie było nic ujmującego w jego zmęczonym spojrzeniu. Nieco inaczej było z jego osobowością, bo miał w sobie tę szczerość, której brakowało niemalże każdemu. Miał w sobie to, od czego zaczynały się wielkie zmiany - trzeźwą świadomość. Powoli zaczynało się to robić rutyną, że czarnowłosa spotykała osoby, które miały w sobie to coś, ale jednak brakowało im... jej. Młodej panienki, która swym światopoglądem mogłaby pchnąć ich w kierunku, w którym naprawdę by się rozwinęli, osiągnęliby więcej, niż marzyli. Ona nawet wierzyła, że byłaby w stanie zrobić z Kuroia kogoś naprawdę wspaniałego, wyjątkowego. Nawet z niego - zapuszczonego starca.
- Widzisz? Już poprawiłeś się w kwestii komplementów. - odparła lekko, wciąż rozbawiona. Leniwie zamrugała, specjalnie zwracając uwagę w ten sposób na swoje oczęta, które to tak mu się podobały. - Gurdę widuję jedynie u Sabaku lub Maji. Obydwa klany zamieszkują Atsui, a więc prowincję, w której i ja mieszkam. Może jednak będziesz miał więcej okazji, by się nimi zachwycać? - zadała retoryczne pytanie, bo jeżeliby jej poszukać, to nie było jej trudno znaleźć. Na ulicach zwracała na siebie uwagę ekstrawaganckim strojem i makijażem. Dwie, czerwone łezki pod oczami były intrygujące same w sobie, nie trzeba było płaszcza, ani bluzki w czaszki. Jeżeli jednak nie przechadzała się między prostakami, to znajdowała się w jednej z luksusowych karczm, a najczęściej samym Promyku, który do dziś obsługiwał ją jak największą damę, bo uratowała ten biznes od upadku, eliminując biedaków, którzy poważyli się atakować jej ulubiony lokal w najbliższej okolicy.
Staruszek lubił sobie pożartować. Panna Nanatsuki patrzyła na niego z lekkim zażenowaniem, gdy w ten lekki sposób po prostu ją zbywał. Może nawet naigrywał się z niej, gdy wręczył jej kartkę oraz ołówek. Jednakże kunoichi nie zamierzała się obrazić, a pobawić z nim tak, jak on robił to z nią. Chwyciła w swoje drobne dłonie oba przedmioty, patrząc uważnie na Kuroia, jakby chciała dostrzec coś wewnątrz niego. Stukała swoim czarnym paznokciem o kartkę przez chwilę, zanim nieznacznie się uśmiechnęła i zaczęła pisać. Nakreśliła kilka zgrabnych znaków, które po przecinku wyliczały pojedyncze cechy. "Nieokrzesany, niekulturalny, głupi, bezczelny, zuchwały, szalony". Po tym oddała mu karteczkę oraz ołówek, nie tłumacząc ani jednego z zapisanych słów. To były pierwsze rzeczy, które przyszły jej na myśl, a niezbyt miała ochotę na dokładną analizę psychiczną jakiegoś zmizerniałego dziada, chcącego pozaczepiać młodą damę. Nie było to jej rolą, ani nie był wart aż takiego jej zaangażowania w ich drobną relację.
- Chciałbyś coś do tego dodać? - zapytała tonem pełnym dumy, arogancji, jakby to było jego obowiązkiem, by zgodzić się z tym, co napisała, a aktem łaski jej propozycja, że może coś sam dopisać. Jeżeli chciał grać z nią w tę grę, to musiał być gotów odgrywać swoją rolę, a więc zwykłego, szarego pionka. Ona, naturalnie, była królową, z którą mógł sobie pogrywać, ale jak długo, nim rozkaże egzekucje błazna? Właśnie. Wyrwała mu jeszcze na chwilę kartkę i ołówek, by na samym końcu dopisać "błazen". I teraz już oddała mu obie rzeczy na stałe. - Teraz lista z mojej strony jest kompletna. - dodała, uśmiechając się całkiem pogodnie, jak na nią. Jeżeli chciał pełnić rolę nadwornego idioty, to droga wolna - mógł droczyć się z nią, mógł grać głupca, jednak nie do końca był świadomy, że więcej budziło to zażenowania, niż rozbawienia. Kiedyś się nim znudzi, jeżeli będzie dalej postępował w ten sposób, a wtedy nie będzie mógł liczyć na jej uwagę, o którą zdawał się zabiegać przynajmniej do pewnego stopnia.
Kuroi mógł być przekonany, że zadał pytanie retoryczne, na które odpowiedź brzmiałaby "nie", lecz mylił się. Zgrabne posługiwanie się słownictwem również przejawiało jakąś wartość, uwydatniało erudycję, kulturę, wrodzoną inteligencję. Przy komplementach z pewnością trzeba było być zręcznym, jeżeli chciało się zaimponować drugiej stronie, a tego staruszkowi brakowało. To zrozumiałe w jego wieku. Youmu jednak nie powiedziała, że porównanie, jakiego użył, nie przypadło jej do gustu. Gdy mówiła o ogóle, to zawsze nie brała siebie pod uwagę, wszak ona była niepowtarzalna, wyjątkowa, jedyna w swoim rodzaju. W jej mniemaniu świat miał pierwszą i ostatnią szansę, by nosić na swej ziemi tak perfekcyjną istotę, tak unikalną, jak ona sama. Doskonale wiedziała, że byle która dziewoja raczej zdzieliłaby Kuroia w twarz za tak barbarzyńską metaforę. Studie wypełnione krwią. Nie rubiny, nie róże, nie zachodzące słońce. Studnia i krew. Jednakże panna Nanatsuki była całkiem zadowolona z tego porównania, które, przede wszystkim, było szczere.
- Żyjesz na świecie dłużej, niż ja. Może nawet za długo, jak na Ciebie patrzę. Powinieneś wiedzieć, że szkarłat to nie tylko krew. - powiedziała beznamiętnie, wpatrując się w zarośniętą twarz mężczyzny przez dłuższą chwilę, nim uśmiechnęła się szkaradnie, jakby wpadła na plan, który niekoniecznie zakłada cokolwiek dobrego. - Ale masz rację. Krew bywa piękna. - po tych słowach westchnęła, przenosząc wzrok na arenę, widząc jak sędzia przerywa walkę, w której przegrywa żałosny wyznawca Hachimana. Prychnęła rozbawiona. Gdzie był jego bóg, gdy go tak bardzo potrzebował? - Częściej bywa obrzydliwa. - dodała półgłosem, nawet nie patrząc na Kuroia, jakby mówiła to bardziej do siebie, niż do niego. Patrzyła tak jak na pole walki wbiegają medycy, by zabrać chłopaka, który nie był w stanie zrobić... nic. Zaś jego oponent nie musiał robić wiele, by zwyciężyć. Los bywał okrutny. Wystarczyło trochę pecha, by natrafić na przeciwnika, który jest idealną odpowiedzią na nasze najsilniejsze strony. Wystarczyło także trochę szczęścia, by zawalczyć z kimś, kto nie był w stanie nawet się do nas zbliżyć. Dlatego też turniej w takiej formie niewiele miał wspólnego z prawdziwą siłą. Tutaj liczyła się tylko, tępa moc. Żaden spryt, inteligencja, podstęp czy perswazja. Nic, co wymagało umysłu. Zmiażdż albo zostań zmiażdżony. Tyle. Przez chwilę nawet Youmu odczuwała obrzydzenie, że będzie częścią tego żałosnego przedstawienia. Niezależnie czy wygra, czy przegra, to zaistnieje na nim wraz z innymi, którzy nie powinni móc stawiać swojego imienia obok jej. To ją odrzucało, ale przecież nie mogła się wycofać, gdy zabrnęła już tak daleko. Byłoby to niezmiernym zmarnowaniem inwestycji, jaką poczyniła w cały ten turniej. Wyruszyła w podróż, poznała Shinsa i Yoshimitsu, poznała Toshiro, z którym tutaj dotarła, a później namagnesowała mu karwasze, by następnie użerać się z tłumem. Musiała coś z tego zyskać, chociażby informacje. Takie, jak to, że istnieje zdolność kontrolowania kartek, która pokonała użytkownika Katonu, wbrew pozorom. Papier przeważył nad ogniem. Na świecie nie było rzeczy oczywistych.
Gwałtownie odwróciła głowę w kierunku Kuroia, gdy powiedział, że nie wygląda zbyt imponująco. Wiedziała co miał na myśli - była niska, drobna, niepozorna. Nie gromiła go swoim srogim spojrzeniem, nie odebrała jego słów źle. Patrzyła się po prostu na niego intensywnie, jednak nie z powodu tej rzekomej obelgi, a szczerego niezrozumienia jakby mógł udawać kogoś innego i po co miałby to robić. Może jednak staruszek przejawiał swoją osobą jakąś wartość? W jego wieku raczej musiał być pogodzony z tym kim jest i co reprezentuje jako jednostka. Może nawet porzucił marzenia, ideały, do których dążył. Było to na swój sposób rozsądne, ale także... żałosne, rozczarowujące. Stanąć w miejscu, zostać tym, kim się było. Nikim więcej. Youmu była sobą, jednakże dążyła do pewnych ról, które chciała objąć. Miała swoje cele i starała się je osiągnąć. Stopniowo, krok po kroku, ale nie zatracając istoty własnej osoby, nie poniżając się. Być sobą, a jednak dopiąć swego. Tak, jak mówiła liderce Kirino - jej postawa mogła być problematyczna, mogła utrudnić tę drogę, ale nie zamierzała udawać kogokolwiek innego, by coś osiągnąć. Miała świadomość, że jej perfekcja nie była w smak wielu, że z czystej zazdrości próbowano jej rzucać kłody pod nogi, ale nie wiedzieli, że te przeszkody tylko wzmacniają ją, są wodą na młyn jej potencjału, który rozwijał ją tym bardziej, im większe miała problemy. Może dlatego tak często się w nich znajdowała?
- Nieostrożny jesteś, Kuroi. Wystarczyłoby drobne nieporozumienie, a za takie słowa mogłabym pozbawić Cię głowy. - powiedziała spokojnie, lekko, jakby to nie było zupełnie czymś, na co zwracała uwagę. - Mylisz pojęcia. Spójrz na mnie. Jestem imponująca, ale niepozorna. Ty zaś, z tymi niechlujnymi, długimi kudłami, zarostem, przekrwionymi oczyma i podkrążonymi, z tą zgarbioną sylwetką, która wskazuje, że kiedyś byłeś postawnym, wysportowanym mężczyzną... Ty wyglądasz mizernie. - wytłumaczyła mu różnicę między nimi, zachowując swoją znudzoną minę, ale nie na długo. - Jesteś cieniem samego siebie. - natychmiast dodała, zakładając swój wredny uśmieszek. W ten sposób mogło się wydawać, że mówi te słowa tylko po to, aby zranić, wypluć z siebie jad, ale mało kto wiedział, że były to jej szczere przemyślenia. - Pogodziłeś się z tym, prawda? Szkoda. Mógłbyś być kimś o wiele lepszym, a jednak wciąż sobą. Nie ma nic haniebnego, w dążeniu do poprawy, za to wiele wstydu przynosi stagnacja. - wtrąciła już na koniec dosyć obojętnie. Nie tłumaczyła mu dalej, że przecież byłby wciąż sobą, gdyby popracował nad własną aparycją, nad swoim słownictwem i zachowaniem. Byłby wciąż Kuroiem, jednak lepszym, który nie jest tak oczywisty. Teraz był smutnym obrazem człowieka doświadczonego czasem i wszelkimi aspektami bycia ninja. Jednak nie musiało tak być. Nie chodziło o to, by starał się dla kogoś. To było godne pożałowania. Dla Youmu niewybaczalne byłoby przestać się starać dla samej siebie. Ona, dla własnej satysfakcji, była najlepszą wersją własnej osoby.
Zaśmiała się wesoło, gdy usłyszała kolejny komplement. Chciał widywać jej oczy częściej? To zabawne, bo ona nie mogła tego samego powiedzieć o nim. Nie było nic ujmującego w jego zmęczonym spojrzeniu. Nieco inaczej było z jego osobowością, bo miał w sobie tę szczerość, której brakowało niemalże każdemu. Miał w sobie to, od czego zaczynały się wielkie zmiany - trzeźwą świadomość. Powoli zaczynało się to robić rutyną, że czarnowłosa spotykała osoby, które miały w sobie to coś, ale jednak brakowało im... jej. Młodej panienki, która swym światopoglądem mogłaby pchnąć ich w kierunku, w którym naprawdę by się rozwinęli, osiągnęliby więcej, niż marzyli. Ona nawet wierzyła, że byłaby w stanie zrobić z Kuroia kogoś naprawdę wspaniałego, wyjątkowego. Nawet z niego - zapuszczonego starca.
- Widzisz? Już poprawiłeś się w kwestii komplementów. - odparła lekko, wciąż rozbawiona. Leniwie zamrugała, specjalnie zwracając uwagę w ten sposób na swoje oczęta, które to tak mu się podobały. - Gurdę widuję jedynie u Sabaku lub Maji. Obydwa klany zamieszkują Atsui, a więc prowincję, w której i ja mieszkam. Może jednak będziesz miał więcej okazji, by się nimi zachwycać? - zadała retoryczne pytanie, bo jeżeliby jej poszukać, to nie było jej trudno znaleźć. Na ulicach zwracała na siebie uwagę ekstrawaganckim strojem i makijażem. Dwie, czerwone łezki pod oczami były intrygujące same w sobie, nie trzeba było płaszcza, ani bluzki w czaszki. Jeżeli jednak nie przechadzała się między prostakami, to znajdowała się w jednej z luksusowych karczm, a najczęściej samym Promyku, który do dziś obsługiwał ją jak największą damę, bo uratowała ten biznes od upadku, eliminując biedaków, którzy poważyli się atakować jej ulubiony lokal w najbliższej okolicy.
0 x

☾ | Youmu Nanatsuki | ☽
Embrace | the | Perfection
- Toshiro
- Posty: 1355
- Rejestracja: 25 lis 2018, o 23:42
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Akoraito | San
- Krótki wygląd: Ubiór: https://i.imgur.com/4b7w2iP.png
Maska: https://i.imgur.com/NQByJxc.png - Widoczny ekwipunek: 2 wakizashi przy lewym boku, duża torba na dole pleców
- Link do KP: viewtopic.php?p=105025#p105025
- GG/Discord: Harikken#4936
Re: Trybuna wschodnia
Sprawa po woli zaczęła się wymykać spod kontroli i przybierać nieoczekiwanie zły przebieg. Toshiro rzeczywiście akurat w tej kwestii był całkiem niecierpliwy. Cały spokój i wycofanie zniknęło kiedy zobaczył samotnie stojącą białowłosą. Shikarui tak na prawdę nie musiał interweniować, aby ten chciał się do niej pofatygować, ponieważ na pewno gdyby ich dostrzegł to po prostu by do nich podszedł. Tak się jednak nie stało i to on pierwszy został dostrzeżony przez państwo Sanada, co w ogóle nie powinno dziwić, szczególnie z uwagi na umiejętności Shikaruia, którymi dysponował. Niemniej jednak sposób w jaki to zrobił mógł pozostawiać wiele do życzenia i jasne, mógł to rozegrać zupełnie inaczej, tylko komu w takiej sytuacji nie puściłyby emocje? Tak długo tłumione w sobie, bo praktycznie przez rok. Rozpamiętując i rozkładając na czynniki pierwsze całą ostatnią ich rozmowę każdego dnia? No na pewno nie tak sobie wyobrażał ich spotkanie po tym roku. Nie tak to wszystko miało być. Jak zawsze coś musiało pierdolnąć. Nie mogło przecież być zbyt łatwo, nie? Nie dość, że inni rzucali chłopakowi kłody pod nogi to jeszcze to wszystko sprawiało, że sam zaczął to robić. Chyba już sam nie wierzył, że coś może mu wyjść tak jak chciał. Wszystko co dzieje się tu i teraz będzie miało swoje konsekwencje. To już nie jest zdecydowanie ta sama osoba co kiedyś. Pełna nadziei, poszukiwała swojego ja i po prostu sposobu na życie.
Gdy Nishiyama wchodził pomiędzy Asakę i Yamiego zrobił to tak żeby obu mieć po swoich bokach, bo mimo wszystko nie był na tyle chamski aby stanąć przed nim zasłaniając mu zupełnie białowłosą. Tym bardziej, że nie wykluczał go zupełnie, przecież cały czas do niego mówił i jakoś musiał posłać mu takie, a nie inne spojrzenie. Trwało to jednak zaledwie chwilę i to dosłownie, nie zamierzał przecież tak stać i gapić się na niego w nieskończoność, chociaż zdecydowanie teraz mu zawadzał. To co się jednak zdarzyło sekundę później bardzo go zdziwiło. Kątem oka dostrzegł, że białowłosa gwałtownie się poruszyła. Od razu przeniósł wzrok w jej kierunku widząc jak jej ręka unosi się i przemieszcza bardzo szybko w kierunku jego twarzy.
W tym momencie oczy Toshiro przybrały szkarłatną barwę, a na tęczówkach pojawiły się dwie, czarne łezki. Widział nadchodzący "atak" i nawet byłby w stanie go zatrzymać, czy też po prostu się odsunąć, ale tego nie zrobił. Jego ręka za to bardzo szybko powędrowała, aby złapać nadgarstek Koseki zaraz po tym jak jej dłoń wylądowała na jego policzku. Wbił w dziewczynę swoje przeszywające spojrzenie. Następnie odsunął jej rękę i dopiero wtedy puścił. Chciał tym po prostu pokazać, że dał sobie strzelić w twarz. Zdecydowanie policzek nie należał do najprzyjemniejszych, ponieważ Asaka zdecydowanie miała sporo krzepy, jednak jak się okazało, nie miała też na sobie swojej kryształowej zbroi co zdecydowanie pomogło mu z przyjęciem tego ciosu, bo gdyby miała... No to wtedy musiałby zrobić unik, dodatkowo miałby więcej czasu, ponieważ ta zdecydowanie ją spowalnia. Na szczęście dostrzegł, że takowej nie posiada czego wynikiem była ta akcja.
Asaka kontynuowała dając mu jeszcze bardziej do zrozumienia, że nie ma ochoty w ogóle z nim rozmawiać. Jednak powody, które zaczęła wymieniać sprawiły, że na jego twarzy pojawiła się spora konsternacja. Zaczęła rzucać jakimiś dziwnymi porównaniami i sugerowała, że ma ją gdzieś tylko dlatego, że jest kobietą, a oprócz tego nie będzie słuchać tego co mówi jej jakiś doko?
Co?
Toshiro spojrzał na Koseki jakby była jakimś szaleńcem mówiącym zupełnie od rzeczy. Co ma wspólnego ranga czy płeć do tego, że jako jej przyjaciel chciał się z nią po prostu pogodzić? Miał w dupie to jaką miał rangę. Nie obchodziło go czy była kobietą czy mężczyzną, to była sprawa czystko personalna i emocjonalna, w którą nie angażował żadnych tytułów czy też przynależności... Tak na prawdę niczego. W tym momencie Yami położył mu dłoń na ramieniu co od razu spotkało się z reakcją. Jego ręka powędrowała do trzymającej go dłoni, a następnie wyswobodziła się od razu z uścisku, choć poczuł, że chłopak nie używał siły. Tym bardziej powinno mu pójść to całkiem gładko. Nie zamierzał pójść za radą mieszkańca kraju kupieckiego, a przynajmniej nie od razu.
-Mhm.- mruknął tylko na znak, że przyjął do wiadomości to co miał mu do powiedzenia. Rzeczywiście nie zamierzał tego przedłużać w nieskończoność tym bardziej widząc, że raczej jego obecność nie jest tutaj już dłużej pożądana.
-Nie wiem co moja ranga czy też Twoja płeć ma z tym wspólnego.- również wycedził przez zęby, bo inaczej już chyba nie dało się do tego podejść. Obserwował teraz chłodnym wzrokiem Asakę w ogóle nie patrząc w stronę Yamiego, który stał obok. W sumie od dłuższego czasu już przestał zwracać na niego uwagę. -Nie rozpoczynałem tej rozmowy żeby zasypywać Cię wymówkami, które pewnie i tak zbędziesz, bo jak widać do Ciebie też nic nie trafia. Na prawdę nie chciałem żeby nasze spotkanie po takim czasie tak wyglądało. Skąd miałem wiedzieć, że przypadkiem Was tutaj spotkam? Widok Shikaruia wcale mi o tym nie przypomniał, bo nigdy o tym nie zapomniałem.- powiedział i przerwał dosłownie na sekundę.
Gdy Nishiyama wchodził pomiędzy Asakę i Yamiego zrobił to tak żeby obu mieć po swoich bokach, bo mimo wszystko nie był na tyle chamski aby stanąć przed nim zasłaniając mu zupełnie białowłosą. Tym bardziej, że nie wykluczał go zupełnie, przecież cały czas do niego mówił i jakoś musiał posłać mu takie, a nie inne spojrzenie. Trwało to jednak zaledwie chwilę i to dosłownie, nie zamierzał przecież tak stać i gapić się na niego w nieskończoność, chociaż zdecydowanie teraz mu zawadzał. To co się jednak zdarzyło sekundę później bardzo go zdziwiło. Kątem oka dostrzegł, że białowłosa gwałtownie się poruszyła. Od razu przeniósł wzrok w jej kierunku widząc jak jej ręka unosi się i przemieszcza bardzo szybko w kierunku jego twarzy.
W tym momencie oczy Toshiro przybrały szkarłatną barwę, a na tęczówkach pojawiły się dwie, czarne łezki. Widział nadchodzący "atak" i nawet byłby w stanie go zatrzymać, czy też po prostu się odsunąć, ale tego nie zrobił. Jego ręka za to bardzo szybko powędrowała, aby złapać nadgarstek Koseki zaraz po tym jak jej dłoń wylądowała na jego policzku. Wbił w dziewczynę swoje przeszywające spojrzenie. Następnie odsunął jej rękę i dopiero wtedy puścił. Chciał tym po prostu pokazać, że dał sobie strzelić w twarz. Zdecydowanie policzek nie należał do najprzyjemniejszych, ponieważ Asaka zdecydowanie miała sporo krzepy, jednak jak się okazało, nie miała też na sobie swojej kryształowej zbroi co zdecydowanie pomogło mu z przyjęciem tego ciosu, bo gdyby miała... No to wtedy musiałby zrobić unik, dodatkowo miałby więcej czasu, ponieważ ta zdecydowanie ją spowalnia. Na szczęście dostrzegł, że takowej nie posiada czego wynikiem była ta akcja.
Asaka kontynuowała dając mu jeszcze bardziej do zrozumienia, że nie ma ochoty w ogóle z nim rozmawiać. Jednak powody, które zaczęła wymieniać sprawiły, że na jego twarzy pojawiła się spora konsternacja. Zaczęła rzucać jakimiś dziwnymi porównaniami i sugerowała, że ma ją gdzieś tylko dlatego, że jest kobietą, a oprócz tego nie będzie słuchać tego co mówi jej jakiś doko?
Co?
Toshiro spojrzał na Koseki jakby była jakimś szaleńcem mówiącym zupełnie od rzeczy. Co ma wspólnego ranga czy płeć do tego, że jako jej przyjaciel chciał się z nią po prostu pogodzić? Miał w dupie to jaką miał rangę. Nie obchodziło go czy była kobietą czy mężczyzną, to była sprawa czystko personalna i emocjonalna, w którą nie angażował żadnych tytułów czy też przynależności... Tak na prawdę niczego. W tym momencie Yami położył mu dłoń na ramieniu co od razu spotkało się z reakcją. Jego ręka powędrowała do trzymającej go dłoni, a następnie wyswobodziła się od razu z uścisku, choć poczuł, że chłopak nie używał siły. Tym bardziej powinno mu pójść to całkiem gładko. Nie zamierzał pójść za radą mieszkańca kraju kupieckiego, a przynajmniej nie od razu.
-Mhm.- mruknął tylko na znak, że przyjął do wiadomości to co miał mu do powiedzenia. Rzeczywiście nie zamierzał tego przedłużać w nieskończoność tym bardziej widząc, że raczej jego obecność nie jest tutaj już dłużej pożądana.
-Nie wiem co moja ranga czy też Twoja płeć ma z tym wspólnego.- również wycedził przez zęby, bo inaczej już chyba nie dało się do tego podejść. Obserwował teraz chłodnym wzrokiem Asakę w ogóle nie patrząc w stronę Yamiego, który stał obok. W sumie od dłuższego czasu już przestał zwracać na niego uwagę. -Nie rozpoczynałem tej rozmowy żeby zasypywać Cię wymówkami, które pewnie i tak zbędziesz, bo jak widać do Ciebie też nic nie trafia. Na prawdę nie chciałem żeby nasze spotkanie po takim czasie tak wyglądało. Skąd miałem wiedzieć, że przypadkiem Was tutaj spotkam? Widok Shikaruia wcale mi o tym nie przypomniał, bo nigdy o tym nie zapomniałem.- powiedział i przerwał dosłownie na sekundę.
Ukryty tekst
Ukryty tekst
0 x