Trybuna wschodnia

Awatar użytkownika
Yami
Posty: 2959
Rejestracja: 25 paź 2017, o 20:14
Wiek postaci: 25

Re: Trybuna wschodnia

Post autor: Yami »

0 x
Awatar użytkownika
Kuroi Kuma
Posty: 1525
Rejestracja: 23 lis 2017, o 20:52
Wiek postaci: 43
Ranga: Akoraito
Krótki wygląd: Średniego wzrostu mężczyzna z kilkudniowym zarostem na twarzy. Widać że jest trochę starszy, jednak nie aż tak znacznie. Głos niski, lekko chrypiący od palenia. Trochę dłuższe, czarne włosy, przy szyi luźno obwiązany bandaż trochę jak szalik
Widoczny ekwipunek: Gurda
Plecak
Wielki wachlarz
GG/Discord: Michu#5925

Re: Trybuna wschodnia

Post autor: Kuroi Kuma »

Przepraszam? Co to za niby przepraszam? Uniósł brew początkowo dziwiąc się o co może chodzić zakutemu łbie w zbroję, dopiero potem się wyjaśniło. Ah ta malutka wbita szpileczka, ten psztyczek w nos. Zdziwiłby się, gdyby Pastuszek sobie odpuścił tą małą złośliwość.
-Obym ja nie zapomniał, że lecisz na mojej chmurce - puścił mu oczko i wyobraził sobie jak Pastuszek spada z wysokości i obija sobie tą zielonkawą zbroję. Śmiechnął pod nosem, rozbawił go ten widoczek spadającego samuraja, który w końcu zderza się z twardą ziemią. Przypadki chodzą po ludziach przecież no -Z Kantai? To kawałek drogi stąd. Warto chociaż było? No i oczywiście że nie jest zwyczajna! Jest ode mnie, czegoś się spodziewał żarłoku jeden? - odpowiedział tak, jakby zdawał sobie sprawę z wyjątkowości owej włóczni a wcześniej kosy, lecz dla niego była to broń jak każda inna. Fakt, prezentowała się nadzwyczaj dobrze, co do tego nie było wątpliwości. Pewnie zdolna była przebić się przez niejedną obronę, ale czy było za tym coś więcej? -To by wyjaśniało, czemu tamten gość ją używał mimo tego, że była nieporęczna jak tylko można sobie wyobrazić. To do Ciebie bardziej pasuje, nie krzyczy całym sobą "patrzta na mnie!" To bardziej dla tego pana z czasomierzem na klacie - dyskretnie (prawie) wskazał na Diaboła, chociaż ten pewnie i tak mógł zobaczyć gest i usłyszeć jego słowa, chociaż mówił w (prawie) konspiracyjnej ciszy -Po finale? Uuuu, przywołaj mnie, nie mogę tego opuścić - jego źrenice się rozszerzyły, naprawdę miał ochotę zobaczyć samuraja, gdy ten nie będzie się powstrzymywał i da z siebie wszystko w walce.
-Małpa? - zapytał z powagą w głosie spoglądając na białowłosego z góry. Nie odpowiedział na miłe powitanie, oj nie. To nie było miłe, to mogło zranić uczucia małego Momo, gdyby nie to, że był jeszcze ciągle zajęty pałaszowaniem jedzenia! Całe szczęście, że ten tego nie słyszał. Zerknął tylko na kogoś nowego, kto pojawił się w okolicy, lecz widząc że nie zamierza mu zabrać rybki omnomał sobie bez przeszkód. W głowie Kumy wybrzmiało tylko jedno zdanie. Niby nic nie znaczące, niby tak proste i nie niosące za sobą żadnych wartości. Witaj w rodzinie. A nikt nie będzie obrażać jego rodziny. Pogroził białowłosemu palcem, jego wzrok wyrażał więcej słów, niż było to potrzebne. Pierwsze ostrzeżenie mój drogi. Rozumiał emocje związane z turniejem, lecz pewnych rzeczy nie powinno się ruszać. Wyjął jednak zapalniczkę z grawerem, odciągnął wieko i pstryknął mechanizmem, by zaraz pojawił się malutki płomyczek. Kyoushi mógł już cieszyć się swoim fajeczkiem. Co do Momo zaś, to ten oczywiście dał się pogłaskać, jego miękka sierść uginała się pod palcami. Wydawało się, że składa się tylko z puchu, nie można było sobie wyobrazić lepszego materiału na poduszkę - zwłaszcza tak pulchną i ciepłą poduszkę.
-To jest niedźwiedź i zapamiętaj to, albo następnym razem będziesz musiał się zadowolić brakiem fajeczki. Spóźniłeś się na zapisy czy co? - zmierzył go jeszcze raz wzrokiem, lecz zaraz się uspokoił. Tu nie chodziło o to, by trzymać jakąkolwiek urazę. Białowłosy pewnie nawet mógł sobie nie zdawać sprawy kim jest ów misiek, a jego ubarwienie tym bardziej nie pomagało. O ile Kuma przyszedł dosyć późno, więc walki i turniej zdążyły się już zakończyć, tak reszta pewnie wiedziała dużo wcześniej o organizacji turnieju. Czemu więc nikt z nich nie brał udziału? Potem skupił się na niebieskookim - dużo tych kolorów tutaj mamy, nie ma co, chociaż biały to nie kolor.
-Ooooo... - przeciągnął zaczynając rozumieć o co tutaj chodzi. To nie żadna organizacja, a nasz nowy towarzysz musiał być jakąś szychą. Samurajska rodzina, wojskowy rodowód. Gdyby mógł pewnie by przejechał palcem po emblemacie, lecz nie chciał się za daleko posuwać. Ciekawiło go jak został wszyty, wyglądało to porządnie no i sam samuraj z dumą reprezentował ów znak, albo tak przynajmniej się Dziadkowi wydawało -Wygląda naprawdę przyzwoicie. Do tej pory nie widziałem nikogo z takim czymś... to znaczy z kamonem. - pokiwał głową ukontentowany, że kolejna mała ciekawostka wpadła do jego głowy. Dla niego wyglądało to zupełnie jak po prostu ozdobnik. Ot ktoś miał fantazję, fajnie to wyglądało i pyk! wydziergane. Podobnie jak można by pomyśleć o bandażu owiniętym dookoła jego szyi - może i dla kogoś to względy estetyczne, dla niego po prostu miał łatwy dostęp do kawałka materiału, wystarczyło tylko pociągnąć.
-Wybacz, dla mnie większość z was to młodzież, sam rozumiesz. I czemu w siebie nie wierzysz? Pastuszek miałby być silniejszy? - popatrzył na Seinara, który obecnie nie wyglądał jak wspomniany pastuch, lecz prawdziwy wojownik z krwi i kości. Dla Dziadka pewnie zawsze pozostanie tym zbyt szczerym chłopakiem z trybun, który wędrował sobie ze swoim kijaszkiem. Może na starość założy swoje stado owieczek? Albo to taka pokrętna metafora i owieczki tak naprawdę były uczniami. Łoooo, to może mieć sens! - wyobraził sobie Seinara prowadzącego szkołę i robiącego kanapki, by wzmocnić swoich podopiecznych. Momo zdążył w sumie sobie znikać i to najwidoczniej zainteresowało Asagiego -Wrócił do swoich. Najadł się, wygłaskali go, czego chcieć więcej? - odpowiedział mu krótko, bowiem sam jeszcze dopiero poznawał tajniki tej sztuki.
Zerknął na towarzysza gorącokrwistego, który ciągle się upierał, by zejść na dół i brać udział w zawodach. Kumie wydawało się, że go poznał, że tę twarz już kiedyś mógł zobaczyć, ale za cholery nie mógł sobie przypomnieć czemu. Odwrócił się do niego, wbił w niego swoje oczy i początkowo nie chciał się przyznawać, jednak wolał wybrnąć jakoś z tej nieprzyjemnej sytuacji.
-My się nie znamy? - zapytał Akaruia drapiąc się po tyle głowy. Może to po prostu przypadek, że akurat kojarzył tę twarz, a może jednak spotkał go gdzieś na swojej drodze. Nie miał bladego pojęcia, ale wolał wybrać "mniejsze zło". Ale ale! Drodzy państwo, to jeszcze nie koniec niespodzianek na dzisiaj! Pojawił się i on! Chłopaczek, z którym niegdyś udał się rozbijać mafię, a później został pojemnikiem na bestię.
-Witaj człowieku z twarzy podobny do nikogo! - uradował się na widok tego chłopaczka i rozłożył ręce chcąc się z nim przywitać, ale odpuścił sobie wszelkie przytulaski. Yami - syn kupca, człowiek który zaopatrywał ich w wodę. Jak bardzo mogło zmienić się jego życie? -Jak tam sobie radzisz? - zapytał z troską, bowiem zdawał sobie sprawę, że większość ludzi dowiedziała się o jego istnieniu i chciała go przeciągnąć na swoją stronę.

Po kolei:
Pastuszek, Kociak Żuraw, Akarui, Człowiekztwarzypodobnydonikogo/Yami
0 x
Obrazek
PH | BANK
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2074
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Trybuna wschodnia

Post autor: Shikarui »

Złoto słońca zmieniało barwę morza. Czar bursztynu, w którym można było się zanurzyć i zamrzeć, jak komar, który przypadkowo przysiadł na korze drzewa, którego krew miała do fal wpaść, zmieniał zaś oczy. Te brązowe, czarne, błękitne - wszystkie nagle zaczynały mieć się złocistymi pobłyskami fal, które łagodnie i miarowo uderzały w bok statku przycumowanego do portu. Farby nie potrafiły ująć tego, co najważniejsze - ruchu. Braku stałości, która była mankamentem każdego goniącego za pięknem. Ich tragedia polegała na tym, że wszystko to, co najpiękniejsze, było najbardziej ulotne. Shikarui przecież wolał złoto, które brzęczało w jego sakiewce i błysk diamentów, które przynajmniej były wieczne, w zupełnym przeciwieństwie do większości rzeczy tego świata. A jednak czar dotykał i jego. Jego i... nie, jednak Asaki ten czar nie dotyczył. Dla niej to była klątwa. Nie dotyczyło też tych ludzi, którzy schodzili ze statku, a ich usta pełne były słów o turnieju, oczy skierowane na eleganckie budynki Yinzin, a myśli zakute w pragnieniu zysku. Szli jeden za drugim, jak żołnierze wezwani pod jeden sztandar, tylko w wielu barwach i z zapomnieniem, że mieli przecież ustawić się w szeregu. Potrącali się ramionami, ocierali dłonią o dłoń, krzywili, kiedy ten dziesiąty wpadł na setnego. Nie ważne, jak długo będzie próbował uchwycić ichniejszą ulotność, za każdym razem do myśli przychodziło oświecenie: ach, oni są zbyt stali... Nie dotkną nieba ci, którzy zbyt mocno stawali kroki po ziemi. Niestety nie miał do niego dotrzeć też Shikarui, który mylił niebo z odbiciem słońca w spokojnej tafli morza.
Nie popędzał białowłosej, która (blada, jakby samo Hyuo złożyło na jej czole pocałunek) na drżących nogach schodziła na stabilny ląd. Prowadził ją powoli i zamiast od razu obrać drogę w kierunku areny, skierował się przez to kolorowe morze ludzi do karczmy. Tak zrobił to ostatnim razem i teraz nie zamierzał wychodzić z rytuału. Poprosił karczmarza o herbatę, wypytał dokładnie o drogę, o atrakcje w mieście, nie wątpiąc, że w tak istotny dzień jest ich sporo. Albo i kilka dni? Nawet nie wiedział, jak dokładnie wyglądała organizacja tego konkretnego turnieju. Chwilę zamarudzili przy stoliku, dzieląc go z jakimiś nieznajomymi. Tak, tak, kolejni, którzy głośno komentowali śmiałych uczestników, których imiona już pojawiły się na tablicach walk i już lada moment miały się zacząć pierwsze walki. Wszystko to stawało się malutkie - ten turniej, jego uczestnicy. Szepty, że ponoć sam Ichirou miał się zjawić! Kolejny prawie udusił swojego towarzysza, zaklinając się, że widział Pustego! Nawet z nim rozmawiał, płynął z nim statkiem! Gdyby Shikarui miał poczucie humoru, pewnie właśnie parsknąłby śmiechem. Jednym uchem słuchał, drugim gdzieś ulatywało... zapamięta na jedną chwilę, w drugiej myśl już stanie się mgłą. Osiądą rosą na uporządkowanych szafkach. Wyschną, zanim pomyśli, żeby je wytrzeć. Bardzo jasno postawił sprawę, że nie ruszą się, dopóki Asaka nie poczuje się lepiej. O najpiękniejszy diament (dziwne, ten wcale nie był wieczny...) należało najpiękniej dbać. Rysy sprawiały, że nie więził promieni słońca, które zastępowały odbicie nieba w morzu. Dopiero, gdy kobieta rzeczywiście wyglądała dobrze, ruszyli w kierunku trybuny.
Modnie spóźnieni.
Nie było najmniejszej mowy o tym, żeby idąc o nikogo się nie otrzeć, dlatego czarnowłosy robił dobrą minę do złej gry. Kiedy ostatnio był na turnieju - siedział poza nim. Oglądając wszystko z kontrolowanej odległości. Tym razem jednak wypadało się pokazać, zająć miejsce, doświadczyć tych krzyków, barw, emocji na własnej skórze. Rzecz jasna - ze względu na białowłosą. Ona nie mogła sobie wygodnie zająć miejsca na miejskiej ławeczce i oglądać. I w końcu - zobaczyli ją w całej okazałości. Wielką arenę otoczoną ogromnymi rzeźbami, która zasługiwała na swoją nazwę. Nawet on musiał przyznać - naprawdę robiła wrażenie. Zimne kamienie musiały wytrzymać wiele lat, a chłodne twarze jej patronów oglądać niezliczoną liczbę pojedynków, choć pewnie pierwszy raz widziały wydarzenie na taką skalę. Wkraczając do niej można się było poczuć naprawdę maleńkim. Cząstką ziemi, która niewiele znaczy w obliczu bogów - bo jest jedną z wielu. Elementem, który zawsze się da zastąpić. Nie ważne, jak bardzo będziesz zdolny. Nie ważne, jak bardzo chciałbyś to zmienić.
- Widzę Ichirou, Kuroia, Yamiego oraz Seinaru. I Toshiro. Chcesz się przywitać? - Ten drugi... to było oczywiste, że białowłosa nie zechce. Czerwień przeciągnęła się w jego oczach, kiedy rozejrzał się po trybunach, nim zjechał na arenę, przyglądając się walczącym. Walczącym...
Walczącemu.
Czarnowłosy zatrzymał się, kiedy już właściwie znaleźli się obok Klepsydry i zamarł w bezruchu, wpatrując na arenę. Huh..? Może powinno zabić mu serce? A może powinien być zły? Lub zdradzony? Może, w ten ludzki sposób, powinien czuć ulgę? Czuł jednak to, co zawsze. Nic. Tylko świat na moment się wyciszył, głosy stały odleglejsze, a jego umysł nie wierzył temu, co dostrzega. Sekundy przewinięte w minuty - lecz tylko na jednej taśmie. Na reszcie toczyło się całkowicie zwyczajnie.
Czarnowłosy oderwał wzrok od areny i spojrzał lśniącymi, czerwonymi oczami na Asakę.
- Leć. Zaraz do ciebie dołączę. Wymienię kilka zdań z Toshiro. - Zachęcił ją i sam skierował się do czarnowłosego.
Ubrany w czarne, aksamitne kimono z bordowymi zdobieniami, wyprostowany, z dwoma krótkimi mieczami na plecach, szedł bardzo miękkim i gładkim krokiem. Kocim. Tutaj, gdzie ludzie pozajmowali w większości siedzące miejsca, było o wiele łatwiej się poruszać.
- Toshiro. - Jego wzrok intensywnie czerwonych oczu spoczął na osobie, którą przecież zwykł nazywać przyjacielem. I zaraz przeszywające spojrzenie spoczęło na jego towarzyszce, z którą ewidentnie rozmawiał. I z którą rozmową był ewidentnie bardzo zaabsorbowany. - Przybyłeś oglądać zawody? - Zapytał, nie odrywając oczu od Youmu. I choćby nie wiadomo jak ubrać w tym momencie Sanadę, jego wzrok nie był przyjemny, choć wcale nie dlatego, że spoglądał na Youu wrogo. Był po prostu - bardzo intensywny. Choć ton był spokojny, a głos miękki.
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Awatar użytkownika
Asaka
Postać porzucona
Posty: 1496
Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
Wiek postaci: 27
Ranga: Sentoki
Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
Aktualna postać: Airan

Re: Trybuna wschodnia

Post autor: Asaka »

Dobrali się jak w korcu maku – tak mogła powiedzieć po tych już teraz ponad trzech latach znajomości. Z pozoru bardzo się między sobą różnili, ona i on, ale im dłużej się ich znało, im dłużej z nimi przebywało, to dostrzegało się, jak w wielu kwestiach są do siebie podobni i jak wiele mają ze sobą wspólnego. Nie mogliby być skrajnie różni. Wtedy byłby to bardzo burzliwy związek, owszem, ale nie wytrzymaliby ze sobą długo. Nie da się budować tam, gdzie występowało zbyt dużo sprzeczności. Początkowo bardzo interesujących, bo to coś innego, ale ta konstrukcja szybciej by się zawaliła, niż wzniosła. A to, co budowali między sobą Shikarui i Asaka, co mieli już razem, było bardzo spójne. Dzisiaj też było widać jak podobni są do siebie, zwłaszcza wtedy, gdy siedzieli w karczmie. Asaka, blada, bledsza niż zwykle, ledwo się trzymała na krześle, popijając drugą już herbatę, którą zbezcześciła mniej-więcej tak, jak robił to zazwyczaj Shikarui. Posłodziła ją. Czuła się jednak na tyle źle, że nawet się tym nie przejęła. Mało tego, była tak samo skupiona na wszystkich wokół jak jej mąż: czyli wcale. Nawet nie udawała, że próbuje słuchać, co się mówi obok niej. Wyłączyła się gdzieś na początku, tam, gdzie wymieniano warte obejrzenia punkty osady, że no arena, że onsen, że… Dalej już nie słuchała. Trochę trwało, nim pewniej stanęła na nogach. A zanim udali się na Arenę, namówiła Shikiego jeszcze do tego, by poszukać jakiegoś ryokanu i wynająć tam dla siebie pokój, żeby później nie szukać na złamanie karku. Dopiero, gdy to mieli załatwione (jak to dobrze, że potrzebowali dla siebie tylko jeden pokój, a nie dwóch osobnych!), mogli pójść tam, gdzie szli wszyscy.
Czuła się już lepiej, ale i tak wolała iść z Sanadą pod rękę, tak dla pewności i stabilności. Przebrała się nawet, porzucając swoje zwykłe ubrania na rzecz damskiej, wzorzystej hakamy, tak znielubiałej przez zwykłe kobiety, a które wolno było nosić kunoichi, którym taki ubiór nie krępował ruchów, gdyby nagle musiały zrobić coś więcej prócz zwykłego „ładnego wyglądania”. Wolała się w spodniach, ale dzisiaj nie było takiej konieczności, miała być przecież tylko widzem. Białe proste włosy puściła luźno, zebrawszy je nad prawą skronią jedynie kanzashi w kształcie kwiatu peonii, jak rzadko pokazując, jak długie są - a sięgały jej do bioder. I jak bardzo było w nich jej do twarzy – nadal bladej. W uszach miała małe, cytrynowe kolczyki, które dostała od męża.
Nie była na poprzednim turnieju i nie sądziła, że trafi w ogóle na jakiś. Los, czy może raczej Shirei-kan wybrał jednak za nią i oto byli. W Watarimono, na chyba jeszcze większym zadupiu niż Daishi, choć do dzisiaj Asaka nie sądziła, że to w ogóle możliwe. Ale jednak, proszę bardzo! Arena Niebiańskiego Lustra rzeczywiście robiła wrażenie swoją wielkością. Prawdę mówiąc, to Asaka była pewna, że na raz odbywać się będzie jedna walka – a nie cztery, i jak tu się przyglądać wszystkim z należytą uwagą? Chyba tylko Shikarui byłby w stanie to zrobić. Ale najpierw wypadałoby chyba znaleźć sobie jakieś miejsce, żeby usadzić swoje szlachetne cztery litery na resztę dzisiejszych walk.
- No tak, nie mogliby tego przegapić. Zaraz, Yami? Żyje? To dobrze – to znaczyło, że demon nie wyrwał się spod kontroli i że chłopak jakoś sobie poradził. To poprawiło Asace humor, a raczej poprawiłoby, gdyby nie ostatnie imię, które padło, a które z taką wprawą zdawała się zignorować. Bo nie pisnęła nawet słowem na temat Toshiro, chociaż przecież musiała usłyszeć co mówi do niej fiołkowooki. - Hm? Co jest? – gdy zatrzymał się Shikarui, zatrzymała się i ona, siłę rzeczy, bo nadal trzymała go pod ramię, wcale się nigdzie nie spiesząc. Rzeczywiście przyszli tutaj tak, jakby przez przypadek i przy okazji zahaczyli o Arenę wracając z popołudniowego spaceru, na który udali się tylko we dwoje. Zapatrzyła się na męża, nie bardzo rozumiejąc jego reakcję, ale zaraz odgonił ją, żeby poszła, bo on musi wymienić kilka zdań Toshiro.
Nie była w stanie udawać pokerface’a przez cały czas i teraz jej mina przypominała jedną prostą, poziomą kreskę, bo tak ścisnęła usta, nie będąc ani trochę zadowolona z takiego obrotu sprawy. Tak, jakaś jej część zastanawiała się co słychać u Toshiro, ale to była ta malutka, cichutka część. Ta znacznie większa i głośniejsza czuła niesprawiedliwość z tego powodu, że Shikarui czuje potrzebę z nim porozmawiać gdy ona ewidentnie nie chciała i nie miała takiego zamiaru. Jej jedynym komentarzem był jego brak.
Wyciągnęła rękę spod ramienia Shikiego i właściwie bez słowa odwróciła się by pójść, lecieć. Ale na czym? Nie miała przy sobie nawet wachlarza, z którym tak rzadko się rozstawała. Była tutaj właściwie… Bez broni. Ale czy ninja kiedykolwiek jest bezbronny? Nie szukała go wzrokiem – jego czyli Toshiro. Nie zastanawiała się nad tym gdzie jest i co tutaj robi. Ostatnie, czego chciała, to spotkać się z nim twarzą w twarz.
Miała iść, ale w gruncie rzeczy jej się nie chciało. Obróciła się więc twarzą w stronę areny, by na krótko przenieść spojrzenie na walki się tam rozgrywające. Chyba nie kojarzyła nikogo, kto znajdował się teraz na dole, a nie zadała sobie trudu, by spojrzeć na tablicę obwieszczającą drabinkę walk. Widziała też resztę trybun. Straszny tu był ścisk, tam po drugiej stronie było chyba trochę luźniej… Dopiero gdy rozeznała się w sytuacji zaczęła się rozglądać. Tylko po to by nie znaleźć Toshiro (to było najważniejsze, kluczowe wręcz zadanie: nie rozglądać się w kierunku, gdzie poszedł Shikarui), a zlokalizować resztę gromady, którą wymienił Sanada. Akurat z nimi chętnie zamieniłaby kilka słów. No, może prócz tego starszego shinobiego, który najwyraźniej coś sobie dziwnego uroił i ubzdurał w tej swojej główce, skoro z taką niechęcią patrzył w ich stronę w obozie. A przecież gdyby nie oni, gdyby nie jej wachlarz, i gdyby nie Toshiro (szlag by go), to rozbiłby się o kamienie, spadając w trakcie przymusowej drzemki.
Rzeczywiście nie byli daleko, byli wręcz tuż obok, i Asaka uśmiechnęła się, jeśli ktoś przypadkiem spojrzał i na nią, nawiązując kontakt wzrokowy. Nie chciała się tam jednak pchać nieproszona, zwłaszcza widząc tak ogromną grupkę, jaka się tam zebrała. A nie kojarzyła każdej ze znajdującej się tam osoby.
0 x
· ·

Obrazek
· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
Awatar użytkownika
Ichirou
Posty: 4026
Rejestracja: 18 kwie 2015, o 18:25
Wiek postaci: 35
Ranga: Seinin
Krótki wygląd: Chodzące piękno.
Widoczny ekwipunek: Hiramekarei, gurda, fūma shuriken, torba, dwie kabury
Lokalizacja: Atsui

Re: Trybuna wschodnia

Post autor: Ichirou »

  • Dotyczy: Kuroi, Akarui, Kyoushi, Seinaru
0 x
Obrazek
KP PH bank głos koty dziennik
Awatar użytkownika
Seinaru
Martwa postać
Posty: 2526
Rejestracja: 5 lip 2017, o 13:55
Wiek postaci: 29
Ranga: Samuraj
Krótki wygląd: Trupioblada cera, charakterystyczny brak głowy
Widoczny ekwipunek: Nagrobek

Re: Trybuna wschodnia

Post autor: Seinaru »

Mimo że Kei siedział wśród sporej grupy znajomych, mógł wziąć chwilę oddechu, bo całą uwagę skupili na sobie nowi przybysze - trio również znane mu z Midori, lecz ci już tylko pobieżnie. Yami, jinchuuriki, oczywiście najlepiej, natomiast z białowłosym Kei zamienił tylko dwa słowa, a z brunetem ani jednego. Naturalne więc było, że nie biegli ku sobie wpaść w ramiona. I było to zdecydowanie ku zadowoleniu Seinaru. Siedział sobie cały czas na swoim miejscu i jednym uchał rozmów toczących się obok, natomiast większość swojej uwagi poświęcił teraz z zlustrowanie sytuacji na arenach, gdzie wszystkie walki już się rozpoczęły. Błyskawice sunące po ziemi, ogniste pająki i origami, piach i małe ptaszki - wszystko to wyglądało przyzwoicie i chyba bawiło zgromadzoną publiczność. Kei pamiętał, że "jego" turniej nie był chyba aż tak widowiskowy, a i tak był sukcesem. Na tych arenach zdecydowanie był potencjał porównywalny do tego sprzed czterech lat.
Dopiero Kyoushi i Yami weszli mu bliżej w pole widzenia, więc zwrócił na nich uwagę. Na pytanie o rozkwit organizacji nie miał zbyt wiele do opowiedzenia, bo tak jak meldował kilka dni wcześniej Tadatshiemu, ostatnimi czasy był trochę wyrwany ze świata, aby znać rzeczywisty, aktualny stan, w jakim znajduje się Klepsydra. Na razie było mu dobrze tak jak jest, choć powoli jego myśli coraz częściej wracały do celu, jaki obrali sobie z Ichirou. Samuraj pozwolił jednak opowiadać o swojej grupie samemu jej Założycielowi, którego odpowiedź zaintrygowała również samego Seinaru. Nie słyszał dotąd o "nowych tematach" od Yoichiego, co rozbudziło jego ciekawość. Na razie jednak nie pchał się z pytaniami. Chciał, żeby wokół zrobiło się luźniej. Naprawdę. Tym bardziej, że Kyoushi machający dyndającą u jego boku saya sprawiał, że Kei zaczął poważnie myśleć o tym, żeby przesiąść się gdzieś dalej.
0 x
Jeśli czytasz ten podpis to znaczy, że jestem już martwy...
Awatar użytkownika
Youmu Nanatsuki
Postać porzucona
Posty: 425
Rejestracja: 10 lis 2018, o 20:11
Wiek postaci: 21
Ranga: Akoraito
Krótki wygląd: W KP znajdziesz wszystko.
Widoczny ekwipunek: Po dużej, czarnej torbie nad pośladkami - nieco na boku, rozłożony fūma shuriken na plecach, katana o czarnym wykończeniu przytroczona do lewego boku
Multikonta: Airen Akamori

Re: Trybuna wschodnia

Post autor: Youmu Nanatsuki »

Pośród nas nie ma bogów. Są tylko ludzie.
Powtórzone w myślach słowa rozbawiły Youmu. Były tak prawdziwe, a jednocześnie tak nieprecyzyjne. Oczywiście, że sił wyższych nie było, ale dla zwykłego człowieka każdy ninja wyższy rangą był niczym bóstwo. Moc, która nie mieściła się w głowach prostych ludzi. Bywali też tacy, którzy nie zdawali sobie sprawy z przepaści jaka ich dzieliła od poprawnie wyszkolonego shinobiego. Sama panna Nanatsuki niejednokrotnie była lekceważona, chociaż jednoznacznie wskazywała, że jest kunoichi. Porywano się na nią z kunaiami, nożami, pięściami, a przecież mogła ich zgnieść jak robactwo. I nierzadko to robiła. Takie zuchwalstwo zasługiwało na zdecydowaną karę.
Nie komentowała tego tematu dalej, bo zgadzali się. Nie pierwszy raz, ale jednak rzadko dochodzili do jednakowych wniosków. Niby patrzyli na świat podobnie, ale dostrzegali w nim zupełnie różne rzeczy. Wyciągali z tego diametralnie inne wnioski. Temat jednak stał się nieco poważniejszy, bo rozpoczęła się dyskusja na temat zabijania. Coś tak naturalnego w ich zawodzie, a jednak tak kontrowersyjnego. Kiedy należało zabić? Kiedy nie? Władze rościły sobie prawo, by decydować kto powinien zachować ducha, a kto go wyzionąć, lecz Youmu miała inne podejście. Nie dbała o innych ludzi, toteż mogła zabijać i tych, których martwych chciała zobaczyć Kirino, i tych, których sama panna Nanatsuki chciała posłać do piachu. Należało mieć tylko dobry powód, zręcznie to rozegrać, a na sucho mogło ujść nawet morderstwo Yukiego w środku jego własnej osady.
- Nie rozśmieszaj mnie. - rzuciła Youmu zrezygnowana tym, co słyszy. Zmrużyła oczy, utrzymując jednak kontakt wzrokowy z Nishiyamą. Nie dała mu długo czekać na wyjaśnienia o co jej chodzi. Natychmiast odezwała się ponownie. - A czym jest zemsta jak nie zyskiem? Zyskujesz satysfakcję z morderstwa, ale powinieneś rozumieć, że jest to na swój sposób pusta wartość. Zdobywasz ją, ale nic z nią nie możesz zrobić. Jest ona dla Ciebie tym, czym dla psychopaty morderstwo. - mogłoby się wydawać, że czarnowłosa nie jest w pozycji do prawienia morałów swemu towarzyszowi, lecz ona nie wstydziła się tego, iż jest w stanie zabić dla własnej przyjemności. Nie udawała, że jest to dobre albo usprawiedliwione konkretnym powodem. Było to jak zemsta. Było to... - Ulgą. - dodała po sekundowej przerwie, uśmiechając się wrednie. Mógł to nazywać jak chciał, ale chcąc nie chcąc zabijanie w imię vendetty było po prostu uspokojeniem własnego sumienia. Radością, że ktoś nie żyje. Nie było w tym sprawiedliwości. Zemsta nie przywracała nikomu życia. Zemsta nie była dla martwych, a dla żywych. A szczególnie, gdy nie wierzyło się w bogów i życie po życiu.
Znów chwilę patrzyła na arenę, obserwując pierwsze akcje w walce Shinsa. Oczywistym było, że zacznie wypluwać z siebie gliniane figurki, jednak nie spodziewała się, że jego przeciwnikiem jest Sabaku. Jak na razie sytuacja nie wyglądała zbyt ciekawie dla tego drugiego, ale wszystko mogło się odwrócić. W gruncie rzeczy nie chciała, by Douhito przegrał tak szybko. Chętnie sama by z nim zawalczyła, gdyby udało jej się pokonać Toshiro. Ostatecznie nie znała do końca sztuczek, które może zastosować, chociaż jakiś swój plan działania już miała. Wiedziała co daje jej największe szanse na zwycięstwo.
- Próbowałeś malować? - zapytała, zanim jeszcze przeniosła wzrok na niego. - Albo rysować? Skoro tak zachwyca Cię natura, to dlaczego jej nie uwiecznić? - rzuciła pierwszym, co przyszło jej do głowy, gdy usłyszała jego odpowiedź. Miała beznamiętną twarz i jednakowy wyraz miało jej spojrzenie. Zapewniał ją, że góry oferują ładne widoki, zatem mogła wnioskować, że stamtąd pochodzi. Nie znała klanów z tamtych okolic, ale też nie wzięła tej informacji za pewną. Mówił, że dużo podróżuje, więc równie dobrze mógł po prostu być kiedyś w górach. - Nie chodzi o to, żebyś był najlepszym artystą, chociaż jest to, jak w moim przypadku, satysfakcjonujące. Chodzi o to, żebyś czerpał radość, gdy to robisz. Liczy się tylko to, co Ty myślisz. - poinstruowała go, dając mu kolejną lekcję życia, która była tak naprawdę jedynie rąbkiem jej światopoglądu. Wpajała mu, że wszystko co robi powinno być dla niego, próbowała go uświadomić, że zdanie innych nie ma znaczenia. Nie naciskała, bo sama kierowała się tą samą filozofią - nie interesowało ją czy się zmieni, czy nie. Robiła to tylko dla siebie. Mówiła co myśli, bo taka już była. Oświecała ciemnotę swoim bystrym umysłem, a czy kogoś to światło oślepiło, czy wskazało mu drogę, to już nie było istotne. Przynajmniej tak właśnie było w jej mniemaniu.
Zachichotała, gdy spojrzała na patyczek, którym Toshiro dostał w głowę. Przyglądała się czarnowłosemu rozbawiona, jak posyła srogie spojrzenie gdzieś w tłum. Nie spoglądała kto dokonał tak haniebnego czynu, bo to nie był jej problem. Dopóki sama nie oberwała, to miała całą sprawę gdzieś. Zaśmiała się jeszcze raz, gdy ostatecznie Nishiyama nic z tym nie zrobił, a jedynie wyraził swoje niezadowolenie sytuacją.
- Jednak rzuciłeś się komuś w oczy. - powiedziała żartobliwie, patrząc w jego czarne oczy, zaś jej usta były wywinięte w szyderczym uśmieszku. Nie komentowała jego pobłażliwości, bo właściwie nie wiedział kto go rzucił patyczkiem, zatem ciężko było stwierdzić komu należy się kara. Tylko narobiłby scen. Samej Youmu to nie przeszkadzało, bo mogła zrobić nie tylko scenę tutaj, a całe przedstawienie podzielone na akty, gdyż opinia innych była dla niej nic nie warta. Mogli uznać ją za wariatkę, idiotkę czy inną, ale ona zrobiłaby to, na co miałaby ochotę. Zupełnie tak, jak te bałwany, o których mówił Toshiro.
Nastała chwila ciszy, którą dziewczyna nie miała zamiaru przerywać, bo obserwowała walki. Spokój jednak miał za chwilę zostać przerwany. Ktoś przeszedł i zatrzymał się tuż obok nich. Początkowo panna Nanatsuki nie zwróciła uwagi na mężczyznę, który nawet coś się odezwał. Byli na trybunach, toteż co chwilę ktoś przechodził i zajmował jedno z miejsc. Tak się składało, że to zaraz obok Youmu, po drugiej stronie, było wolne. Może przypadek, a może oparty między siedzeniami duży shuriken nieco odstraszał potencjalnego sąsiada. Szkarłatne oczy wpatrzone były w arenę tak długo, aż nie poczuła, że jest obserwowana. Leniwie uniosła wzrok spotykając drugi szkarłat, intensywniejszy niż jej własny, wręcz świecący. Wpatrywała się chwilę w jego oczy znudzonym spojrzeniem, gdy z opóźnieniem docierały do niej wypowiedziane słowa. Znał Toshiro. Zadał mu pytanie, jednak nie obserwował go, a dalej wgapiony był w jej drobną osóbkę, jakby kiedyś zrobiła mu głupi żart, za który się do dziś gniewał. Patrzył, jakby oczekiwał, że coś zrobi. Młoda Maji prychnęła rozbawiona, momentalnie zmieniając grymas - teraz jej wzrok wyrażał politowanie, jakim obdarzyła nieznajomego przez krótką chwilę, by zaraz wrócić do oglądania walk. Starał się ją przestraszyć? Był na nią zły? Czuła napięcie w jego spojrzeniu, jednocześnie samej nie odczuwając niczego. Przyszedł tutaj do Toshiro, więc czemu skupiony był na niej? Naprawdę niedługo zajmowało jej to myśli. Bardziej zajęło ją przemyślenie, że znajomy Nishiyamy wygląda jak starsza wersja niego samego. Albo po prostu jak on, gdyby miał inny charakter, wyrażający więcej stanowczości w słowach i działaniach. Jednak kimkolwiek był kolejny czarnowłosy, to zdecydowanie miał lepszy styl, niż czarnooki. Nie przyglądała się jego szatom, jednak jej wprawne oko zdążyło zauważyć, że kimono może nie jest takiej jakości, jaką ona mogłaby zaprezentować, ale jednak prezentowało klasę i podkreślało te same barwy, które posiadała Youmu - czarne włosy i czerwone oczy. Nie odezwała się nic, bo nieznajomy był dla niej nikim. Dosłownie. Nie znała go, nie przychodził tutaj do niej, więc nie miała zamiaru zwracać na niego uwagi tak długo, aż nie będzie to potrzebne. Pozwoliła Toshiro spokojnie porozmawiać ze swoim, prawdopodobnie, znajomym, nie wtrącając im się w rozmowę. W gruncie rzeczy panna Nanatsuki nie lubiła się odzywać, bo rzadko kiedy miała wartego jej słów słuchacza. Teraz wiedziała, że przynajmniej jej ślina niekoniecznie marnuje się, gdy mówi do Nishiyamy, ale do nieznajomego? Tego nie mogła być pewna.
0 x
Obrazek
| Youmu Nanatsuki |
Embrace | the | Perfection
Awatar użytkownika
Kyoushi
Posty: 2683
Rejestracja: 13 maja 2015, o 12:48
Wiek postaci: 28
Ranga: Sentoki
Krótki wygląd: Białe, rozczochrane włosy. Różnokolorowe oczy - prawe czarne jak smoła, lewe czerwone, czarny garnitur, zbroja z białym futrem przy szyi oraz czarny płaszcz z wyhaftowanym szarym logo Klepsydry na plecach
Widoczny ekwipunek: Wakizashi przy lewej nodze. Katana z białą rękojeścią w czerwonej pochwie przy pasie od lewej strony, katana przy lędźwi w czarnej pochwie.
GG/Discord: Kjoszi#3136
Lokalizacja: Wrocław

Re: Trybuna wschodnia

Post autor: Kyoushi »

  • Nikt nie oczekiwał od białowłosego tego co robił do tej pory. Wszyscy spodziewali się zachowawczego podejścia i spokoju, jednocześnie on był nabuzowany i chętny by działo się jak najwięcej. Był jak pies spuszczony ze smyczy, który nie widział swojego właściciela. Biegał jak oszalały, darł się i pragnął wszystkich pogryźć. Dokładnie taki był czerwonooki szermierz, który naprawdę mógł zrobić tutaj więcej niż połowa się spodziewała. Niewiele brakowało by zeskoczył na arenę i ukłuł i sędziego. Tak naprawdę nie odróżniłby go od uczestnika, więc pewnie podjąłby z nim walkę bez najmniejszego problemu. Najgorszym było to, że jako Jinchuuriki nie powinien tak się wyróżniać, jednak stał się bardzo pewny siebie. Na tyle by pozwolić sobie na wyjście przed szereg. Toż zrozumiał o co chodziło Pustynnemu Diabłu:
    - Ahhh... Więc to.. Dobra, dobra, rzeczywiście dawno nic nie jadłem... Tam na dole się coś w ogóle dzieje? Walczy ktoś warty uwagi? - zdecydowanie wziął jakieś przysmaki by spróbować wszystkiego i rozkoszować się tym co było najlepsze. Przy okazji zdał sobie sprawę, że z dwóch zapięć, jedno - dokładnie tylne nie było przymocowane przy katanie, więc je poprawił. - A dobrze, że zwracasz uwagę, poluzowane miałem zapięcie. Czujne oko, a swoją drogą to się nie znamy, co? Uchiha Kyu, wybacz za niefortunne wejście, ale przecież miałem ten turniej zdominować, a nie pozwolili mi... Jak ja mam taką plamę na honorze zmazać?! - zadał ostatnie pytanie oczywiście z wyrzutem, kierując słowa do Kakita, kompletnie go nie obwiniając. Raczej nawiązywał do sytuacji wiedząc, że to już po ptakach, ale lubił sobie pożartować z poważnych spraw tak jak teraz. Ciekaw był jednak reakcji szermierza, który był chyba jakiś taki spięty. Zdenerwowany? Zestresowany? Tylko czym? Albo kim? "A może ty Matatabi coś wiesz? Co oni tu odstawiają tak oficjalnie. Wszyscy jacyś spięci, naser mater." Skwitował w myślach.
    Wcześniej jednak miał jeszcze przyjemność z jednym jegomościem - Kuroi Kumą, którego poznał pod iglicą. Kolejny dziadzio, który nie miał za grosz poczucia humoru. No jak można nie odróżnić małpy od niedźwiedzia. Trzeba być nieprzytomnym albo ślepym. To był stuprocentowy żart, którego nie załapał. Eh, ci ludzie kompletnie nie kumają czaczy. - Eh.. Niedźwiedź mówisz... - przewrócił oczami, będąc kolejny raz niezrozumiały - Na pewno nie ja się spóźniłem! Rozpoczęli za szybko po prostu. Nie wiedzą co tracą, eh... Ale się wkurwiłem. - powiedziawszy, brał kolejnego potężnego bucha, który przykrył całą jego sylwetkę w dymie, który wydmuchał. Był naprawdę spory. Ten dym niósł się za nim niemal wszędzie. Dopóki nie wyrzucił fajka, wciąż pokrywał się w dymie, który jednak był nieźle transparentny. Nie zawsze, ale był.
    To tutaj starł się swoim specyficznym podejściem z kimś, kogo tak naprawdę nie znał. Sam dzierżył katanę, czy jakikolwiek inny miecz, który ukrywał w pochwie. Był on niczym niewyróżniającym się człowiekiem, nie mógł go ocenić po sile, bo tego nie wiedział, jednak był na pewno świetnie wychowany. Nie był nastawiony jak rebeliant systemu, którym zdecydowanie był Kjosz. Był podporządkowany i stonowany. Zupełne przeciwieństwo Shiroyasha. Wypowiadając się na temat dyndającego miecza, również na to zwrócił uwagę Ichirou, którego zdanie bardziej go przejmowało niż byle kogo innego, kto był obok. W końcu nie miał powodów by kogokolwiek się bać. Zdawał sobie sprawę ze swojej siły, a także powiązań, które wynikały.
    Nie pozwolił na spokojną obserwację walk przez Yamiego, gdy tylko za sprawą Akaruia odkrył gdzie gość siedzi, od razu zwrócił na niego uwagę i przywołał tak jak należy. W końcu przyjaciele muszą trzymać się razem, więc na co miałby czekać co. Gdy tylko sam młodszy Jinchuuriki przybył nie był zbyt zadowolony. Nawet zagroził, że druga raz coś zrobi białowłosemu co zrobił poprzednio przez totalny przypadek. Czerowonooki nie mógł się prawie powstrzymać od śmiechu, jednak tego nie zrobił. Nie odpowiedział, mrugnął tylko okiem do Yamiego, który powinien zrozumieć, że to nie czas na takie groźby. Także nie do Uchiha, który był dla niego przyjacielsko nastawiony. Nie warto psuć sobie relacji przez jakieś bzdury. Nie wypowiadał się wcale, bo wcześniej wygadał się już odpowiednio.
0 x
Posta dajże Kjuszowi, klawiaturą potrząśnij... Obrazek
Awatar użytkownika
Toshiro
Posty: 1355
Rejestracja: 25 lis 2018, o 23:42
Wiek postaci: 24
Ranga: Akoraito | San
Krótki wygląd: Ubiór: https://i.imgur.com/4b7w2iP.png
Maska: https://i.imgur.com/NQByJxc.png
Widoczny ekwipunek: 2 wakizashi przy lewym boku, duża torba na dole pleców
GG/Discord: Harikken#4936

Re: Trybuna wschodnia

Post autor: Toshiro »

Z jednej strony rzeczywiście Toshiro mógł inaczej sparafrazować to zdanie i bardziej je uściślić, ale uważał, że dalej shinobi i kunoichi byli przecież normalnymi ludźmi, tylko silniejszymi, sprawniejszymi, posiadającymi więcej możliwości. Niemniej jednak każdy z nich, nieważne czy ninja czy zwykły cywil mógł przecież czynić dobro lub zło. Chronić życie lub je odbierać. Głównie do tego sprowadzała się jego myśl. Każdy stał przed wyborem tego kim jest. Codziennie podejmował decyzję co zrobi ze swoim życiem. Czy będzie starał się być lepszą wersją siebie? Czy może jedynie będzie dalej błądził po nizinach ludzkiej moralności plugawiąc coraz bardziej cały świat swoją marną egzystencją? Ostatnio Nishiyama częściej spotykał tych drugich, może dlatego coraz bardziej stawał się taki jaki się stawał. Od jakiegoś czasu stłamszone uczucia budzą się powoli do życia dając znać, że nie dały jeszcze za wygraną. Powolutku, skrupulatnie wypełzały z czeluści, aby przypomnieć o swoim istnieniu i po raz kolejny próbować wziąć górę nad jego osobą. Na szczęście chłopak nie należał do tych co tak łatwo ulegają tym pokusom, więc dalej toczył wewnętrzną batalię z samym sobą. Zabić? Nie zabić? Popuścić emocjom? Wstrzymać się? Po co? Dlaczego? Co to tak na prawdę da? Ostatnie wydarzenia zdecydowanie nie pomagały. W pewnym sensie poczuł się opuszczony, ponieważ tak na prawdę nie miał zbyt wielu bliskich. Choć doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że to jego wina to dalej nie było mu dobrze z tym faktem i można by powiedzieć, że bolało wręcz podwójnie, bo nie miał się nawet do kogo z tym wszystkim odezwać. Wtedy pojawiła się Youmu, nie wiedzieli o sobie nic, a jednak całkiem przypadli sobie do gustu skoro dalej się znosili i ze sobą rozmawiali czy to na poważniejsze tematy, czy też śmiejąc się z jakichś mniej lub bardziej śmiesznych żartów. Wytchnienie, którego tak długo wyczekiwał.
W dyskusji, którą jednak prowadzili nie było miejsca na zbyt długi odpoczynek. Tym bardziej gdy przybrała ona taki poważny ton. Niemniej jednak ta akurat zmierzała ku końcowi. Toshiro nie zdawał sobie sprawy z tego w jakim tkwił błędzie dopóki Nanatsuki nie wytknęła mu tego jak tak na prawdę wygląda rację. Już wcześniej słyszał przecież podobne słowa, ostrzeżenia, przed "mroczną ścieżką, którą nie powinien kroczyć". Jednak do teraz nie za bardzo zdawał sobie sprawę jaki absurdalny pogląd miał wcześniej w tej sprawie. Czasem tak jest, że gdy słuchasz porad bliskich osób po prostu przytakujesz i tak na prawdę ich nie słuchasz, bo uważa się, że są zbyt subiektywni i robią to po to, aby Cię ochronić czy coś w tym rodzaju, a gdy ktoś nieznajomy, o "obiektywnej" opinii mówi to samo... Wtedy to ma sens. Paradoks, z którego własnie zdał sobie sprawę Nishiyama. Chłopak słuchał w milczeniu słów swojej rozmówczyni analizując wszystko w głowie, a szczególnie to co już mu kiedyś mówiono w tej sprawie. Nawet gdy czarnowłosa zamilkła na sekundę ten dalej wpatrywał się w nią przenikliwie.
Ulgą?
Toshiro przeniósł swoje spojrzenie w tym momencie na arenę patrząc na nią bez żadnego wyrazu, po prostu pusto. Dalej nic nie mówił, aby po chwili jedynie mruknąć w odpowiedzi.
-Hmmmm.- nie do końca zgadzał się ze wszystkim co powiedziała jego towarzyszka, aczkolwiek uświadomiła mu pewne rzeczy, których nie dostrzegał w tym całym przedsięwzięciu. Według niego trochę poleciała z porównaniem, zemsta była czymś innym niż morderstwo dla psychopaty. Psychopaci nie czuli wtedy ulgi, oni po prostu nie mieli ludzkich uczuć. Bez nich człowiek zupełnie nie przejmuje się tym czy ktoś zginie czy nie, nieważne kim jest, gdzie jest, co zrobił, a czego nie. W każdym razie zemsta rzeczywiście mogła przynieść ulgę, ale czy na długo? I pytanie czy rzeczywiście ta ulga jest taka jak sobie wyobraża? Raczej nie.
Na szczęście tematy zrzuciły w końcu trochę z tonu i stały się zdecydowanie lżejsze. Choć Nishiyama nie był w nich biegły, bo chodziło oczywiście o pasje to wydawały mu się całkiem ciekawe. Sugestia Youmu rzeczywiście była jedną z trafniejszych na jakie mogła wpaść.
-Może Cię tym zaskoczę, ale próbowałem. Jednak gdy moje... Hmm... Dzieła, nie poprawiały się to szybko zakończyłem ten epizod i porzuciłem pomysł, aby próbować dalej. Po prostu nie byłem usatysfakcjonowany z tego jak mi to wychodziło. Chyba to ta artystyczna część mnie mówiła mi żebym lepiej nie szedł w tym kierunku. Potem wiadomo... Skończyłem jako shinobi i zamiast pędzla czy ołówka trzymałem miecz w wolnych chwilach.- odpowiedział zgonie z prawdą. Wspominając o górach przypomniał sobie, że przecież Nanatsuki nawet nie wie skąd jest, bo po prostu o to nie spytała. Trochę zabawne było to, że wiedzieli o sobie już całkiem sporo, a dalej jeszcze tak mało.
-Z jakiegoś powodu nawet jak robiłem to tylko i wyłącznie dla siebie to nie sprawiało mi to radości, ponieważ byłem w tym kiepski. Po prostu widziałem efekt swojej pracy i nie byłem z tego zadowolony. Doskonale zdaję sobie sprawę, że właśnie po to jest pasja, ale gdy to przynosi więcej frustracji i zawodu jest to po prostu bez sensu.- oj tak, choć nie wyglądał był bardzo samokrytyczny. Zawsze chciał, aby wszystko wychodziło mu dobrze i najlepiej za pierwszym razem. Świat jednak bardzo szybko weryfikował, że nie każdy jest urodzonym artystą, czy talentem ninja. Skoro nawet on nie był zadowolony z tego co tworzył to raczej nie było w tym dla niego zbyt dużej przyszłości. Być może nawet nie wychodziło mu to tak źle, ale po prostu nie wychodziło mu to tak jakby on chciał żeby mu wychodziło i to już był dla niego element nie do przeskoczenia.

-Gdybym tylko jeszcze wiedział komu... Z resztą jak sama mówiłaś, nie wszystko zasługuje by tracić na coś czas i siły.- Nishiyama nie miał pojęcia kto rzucił w jego kierunku patyczkiem, ale nie mogło to być przypadkowe, nie na taką odległość, bo uderzenie też nie należało do najlżejszych, musiał on przebyć całkiem długą drogę aż do miejsca, w którym siedział, więc nabrał trochę prędkości stąd podejrzenia, że zrobił to ktoś z okolic loży lub jej samej. Toshiro patrzył jeszcze przez chwilę w tamtym kierunku, ale nikt nawet nie spojrzał się na niego, więc sprawę musiał uznać za zamkniętą. Nie zamierzał przecież robić wielce dochodzenia kto i w jaki sposób to zrobił. Po prostu mu się nie chciało, tym bardziej gdy miał dużo ciekawsze rzeczy do roboty, ot choćby przyglądanie się walką i co najważniejsze - rozmowa z Youmu. Gdy już jednak miał wracać wzrokiem do dziewczyny okazało się, że odwiedziła go inna sprawa. Taka, która niestety była jeszcze otwarta. Chyba. Chłopak nagle zastygł w miejscu jakby zobaczył ducha, który zaraz ma się na niego rzucić do gardła.
O chuj. O kurwa. Kłopoty.
Były to tylko jedne z nielicznych myśli, które przebrnęły teraz przez jego głowę i dopiero usłyszenie swojego imienia wyrwało go z chwilowej, acz intensywnej zadumy. Mimo wszystko uśmiechnął się dość nerwowo spoglądając na Sanadę.
-Shikarui. Miło Cię widzieć... A gdzie jest...- przerwał na chwilę aby rozejrzeć się za Asaką. Spojrzenie w lewo, w prawo, odchylił się nieco na siedzeniu aby spojrzeć za niego i wtedy ją dostrzegł. Białowłosa stała sobie jak gdyby nigdy nic i patrzyła się w każdym możliwym kierunku tylko nie w tym, w którym jej spojrzenia spotkałyby się z Toshiro. -Mhmmm, rozumiem.- odparł i przeniósł wzrok na swoją towarzyszkę gdy jego przyjaciel zapytał o zawody.

-Właściwie to przybyłem, aby w nich uczestniczyć.- powiedział i podniósł się powoli -Youmu, to mój przyjaciel, Shikarui Sanada.- powiedział zwracając się do dziewczyny i potem skierował wzrok z powrotem na Sanadę. -Shikarui, to Youmu Nanatsuki, przybyłem z nią na turniej i jak się okazało przyjdzie nam się zmierzyć w pierwszej walce.- przedstawił ich sobie tak jak należało, tym bardziej, że dostrzegł jak Shikarui lustrował Youmu wzrokiem. Nie chciał aby to spotkanie było bardziej niezręczne niż powinno być, poza tym etykieta dobrego wychowania musiała być zachowana w końcu nie na darmo była mu przez wiele lat wpajana. -Szczerze to nie spodziewałem się tutaj Ciebie... To znaczy Was.- oznajmił lekko zakłopotany. Widać było, że się lekko spiął i co chwilę też zerkał w stronę Koseki, która dalej perfidnie omijała strefę, w której mogli by złapać kontakt wzrokowy. -Dalej się tak mocno gniewa?- zagadnął trochę ciszej jakby się bał, że usłyszy to sama Asaka. Na szczęście, chyba, Shikarui nie wyglądał jakby był zły albo miał do niego jakiś żal. Z resztą on raczej nigdy tak nie wyglądał. Zawsze wyrafinowanie i spokój. Tak na prawdę nie wiedział czego w tym momencie może się po nim spodziewać, ani też tak na prawdę dlaczego się tutaj znaleźli. Na pewno doskonale wiedział wcześniej o tym, że Toshiro tutaj siedzi, a jednak postanowił do niego tak otwarcie podejść. Coś musiało się stać albo po prostu Shikarui nie poinformował o tym wcześniej swojej małżonki i dlatego stała tam teraz sama jak kołek nie chcąc tutaj podejść i z nim "normalnie" porozmawiać. Ech, ten Sanada... Cóż on znów wymyślił w tej swojej głowie?

Osoby zaangażowane: Youmu, Shikarui, Asaka(trochę, ale się nie patrzy raczej, więc nie wiem)
0 x
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2074
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Trybuna wschodnia

Post autor: Shikarui »

Pytanie o to, co jest, musnęło jego policzek, ale nie pozostawiło po sobie dreszczu. Nie teraz, nie teraz. Teraz nie miał ochoty o tym mówić. W tej chwili pyłu i dymu, który osnuł tamtą część areny. Jak nad wszystkim - musiał się zastanowić. Poukładać myśli, które wywiało i pozostawiły go ciężkim, choć nie dotykającym podłoża. Przekaz na pewno nie będzie skomplikowany. Nie rozwinie się w morze słów, które miałyby nazywać emocje i nie przedstawi jako przeszkoda, nad którą nie mógł przejść do porządku dziennego. Będzie bardzo krótki, zadziwiająco prosty, jak tanto, po które sięgasz, kiedy odebrano ci już wszystkie bronie. Nie po to, żeby zabić, oj nie, głuptasku! To tanto ma być kilkoma centymetrami zimnej stali, które uratuje twój honor. Przelaną krew należy dawkować, jeśli chce się z niej wyciągać odpowiednią satysfakcję - bo o tym tutaj mówiono, tak? Ulgę z tego, że wysunęła się z żył i pozostawiała człowieka pustym. Zaraz, zaraz, czy lekarze czasem nie proponowali, by na ból głowy upuszczać krew pacjentce? Musiał się obejść tymi wzniosłymi emocjami, które towarzyszyły aktowi przemocy, bo nie było niczego wzniosłego ani w słowach "znalazłem Toshiro" i nie będzie też w "To Aka. Uchiha Aka." Gniewne i niezadowolone nastroje Asaki sprawiały, że zaczynał pracować - nad nią. Podchodzić do niej, zmiękczać ją, rozluźniać jej mięśnie i umysł zgięty jak kartka papieru. Nie mogła tego zauważyć, a obdarzył ją uwagą, kiedy zamiast skierować się do grupy znajomych, jakby na to nie patrzeć, którzy nie widzieli świata poza sobą i krańcami własnych nosów, zatrzymała się nad areną i zaczęła spoglądać na walkę. No dalej, przecież nie jesteś aż taka zainteresowana... Była, była! Tylko nie teraz. W jej skrzywieniu, w jej skrzywdzonych oczach, w jej niezadowoleniu. Popsuł jej się od razu nastrój.
Shikarui naprawdę nie lubił, kiedy psuło się nastrój jego żonie.
Błyskanie oczkami niczego nie dawało, słowa by nie polepszyły sytuacji, bo czarnowłosy wiedział, że jego droga żona nie zechce poczynić jakiegokolwiek kontaktu z osobą, którą nazywała przyjacielem. I choć rozumiał jej złość, to nigdy nie potrafił pojąć przyczyn, w których ludzie przestawali się kontaktować z innymi przez... zranione uczucia. Nie był w stanie tego zrozumieć i nigdy nie pojmie takich zagadnień, bo wśród wielu rzeczy, których brakowało w jego marmurowym wnętrzu, była właśnie empatia. Dla niego ta sytuacja była dość oczywista - jeśli druga strona nie wykazuje chęci i wciąż dręczy duszę, należy się jej pozbyć. Kiedy się czegoś pozbędziesz - nie boli. Tak to działało, musiało, przecież martwi ludzie nie są zdolni do dźwigania ostrzy ani w dłoniach ani na ustach. Gówno prawda. Zaś czy tyczyło się to też Toshiro? Heh. Chłopak był dla Sanady cenny, w końcu był jego uczniem. Pierwszym. W dodatku Asaka, nawet jeśli pogniewana, nie byłaby szczęśliwa, gdyby czarnowłosy zniknął. Przecież ją denerwowała nawet myśl, że mogłaby zranić kogoś niewinnego podczas treningu. Kiedy Shikarui kierował swoje myśli, obca dłoń przekręcała koło ruletki w jego głowie. Na kolorowych polach zapisano słowa - te kluczowe, najważniejsze, skrótowe znaczenia dla całych zdań. Czasem gubił się na tyle we wnioskach, że nawet powtórzone tysiące razy nie sprawiłyby, że zrozumiałby w pełni.
Toshiro wyglądał zadziwiająco dobrze, wręcz kwitnąco. Jakby duma, zadowolenie z samego siebie, dodało mu wody, dzięki której mógł rozwinąć swoje płatki - wszystkie po kolei. Teraz pięknił się nie tylko przed nieznajomą, ale i przed wszystkimi innymi. Shikarui chciał wyciągnąć ręce do jednego z tych płatków i naprawdę bardzo mocno ją na nim zacisnąć. Ściskać tak długo, aż nie wyleciałyby z niego wszystkie cenne soki. Ile osób zwróciłoby na to uwagę, pochłoniętych sobą i emocjami walk? Ile osób starałoby się zaingerować? No dalej, tam walczą, to czemu tu nie można? Kamienna twarz czarnowłosego wydawała się ostrzejsza niż zwykle, a może to tylko błysk czerwonych oczu? Toshiro był przeciwieństwem do Asaki, która tak odchorowała jego zachowanie i teraz jego podróż tutaj. Czujesz przyjemność z odcinanych więzi, Toshiro? Uważaj, przecież ta ulga, którą odczujesz z morderstwa kawałka czyjegoś serca może być bardzo ulotna. I niezwykle krotka.
Zasady wychowania wymagały, żebyś działał, kiedy spotykają się dwie nieznajome osoby przy tobie samym. Działał, kiedy obie są tobie znajome. Przedstaw, uśmiechnij się, wyglądaj dobrze. Trzymaj fason i nie spraw, żeby już w pierwszym rzucie poszło coś nie tak. Żeby potoczyło się złym kołem... tylko jakim innym mogło się potoczyć przy dwóch takich osobistościach, jakim była Youmu i Shikarui? Niby miało być sympatycznie? Kwiatki, tęcza, sympatia dwóch osób, które nawet nie lubiły się w nadmiarze odzywać, mielić ozorem bez potrzeby i tym bardziej - przy ludziach obcych. I na to właśnie czekał od strony Toshiro. Jego cenny uczeń doskonale o tym wiedział, w końcu Shikarui potrafił mieć niesamowity kij w dupie przy obcych. Dumny, stanowczy, pewny siebie. Jednocześnie bardzo nie w smak byłoby zwracanie uwagi nieznajomej, że ona należytego szacunku nie okazuje. Nie w smak - bo chociaż Shikarui mógł tak wyglądać, to był ostatnią osobą, która zwracała uwagę na takie rzeczy.
Youmu była naprawdę urodziwa. Śliczna laleczka, która potrafiła się ubrać, potrafiła dobrać kolory, potrafiła przywdziać czerń, jakby była pudrem na twarzy kobiety, która zakrywa wszystkie niedoskonałości i czyni ją tak wyjątkowo piękną. Jej charakterystyczna twarz była jedną z niewielu, którą, miał wrażenie, że zapamięta na dłużej, z imieniem nalepionym pod jej rameczką. Z tym jej pobłażliwym spojrzeniem, z parsknięciem, z arogancją, którą się wykazywała... czarnowłosy uśmiechnął się enigmatycznie. Zepsuta lalka. Jego twarz obróciła się w kierunku Toshiro. Czasami docierało do niego, zwłaszcza po dziwnych reakcjach ludzi, że nie każdy pojmuje, że nie wszyscy muszą stać z kimś twarzą w twarz, żeby czyjąś twarz widzieć. Zaintrygowanie nie sprawiło, że wpatrywał się w nią dalej. Nie sprawiło też, że obniżył swój priorytet, którym była Asaka. Za to nie dało się zaprzeczyć, że nie był zadowolony, że Toshiro obraca się wśród zepsutych zabawek. Z zepsuciem było jak z chorobą - jeśli pozwalałeś zdrowej jednostce spotykać się z chorą - zarażała się. Z drugiej strony przez jego myśli przebiegł obraz Yoshimitsu, kiedy przez tych kilka chwil badał każdy element wyposażenia oraz stroju towarzyszki przyjaciela. Tylko co to było, dlaczego..? Nie zastanawiał się nad tym. Za to impuls instynktu podpowiadał, że przy niej bawiłby się równie dobrze, gdyby biednym ninja zrzucił na głowy notkę wybuchową, żeby naszczuć na nich bijuu... Nie żeby próbował. Choć myśl o tym, żeby wypchnąć kogoś z areny i sprawdzić, czy potrafi latać, już przeleciała przez jego głowę.
- Nie kłam. - Przerwał mu, obracając wzrok ku niemu. Oj nie, mój drogi, nie skryjesz się przed tymi oczami. Nie ukryjesz swojego zdenerwowania. Ciężko nawet stwierdzić, czy próbował, widząc to, jak nagle niemal stał na palcach i słysząc brzmienie jego głosu. Nie umknęło mu, jak się oglądał i szukał Asaki. Białowłosa naprawdę nie chciała się stamtąd ruszyć. Na ile udawała zainteresowaną walkami a na ile była teraz zainteresowana nimi naprawdę? Nie zamierzał zostawiać jej na długi czas. Jak powiedział - przecież przyszedł się tylko przywitać... a on sądził, że będzie chciała powiedzieć chociaż "cześć" do tamtej rozbieganej hałastry. Trzeba było uważać podwójnie. Shikarui nie miał pewności, jakie wieści roznieśli uczestnicy wydarzeń w Midori. Mogło to być wszystko - od najsłodszych kłamstw po najszczerszą prawdę. O dziwo rozniesienie prawdy było najbardziej korzystne dla niego samego i Asaki. Niestety ludzie kochali rzeczy zabarwiać. Nie lubili dociekać prawdziwych wydarzeń - woleli iść za urojeniami. Jak Kuroi Kuma. Stety czy niestety, jemu akurat uleciało niezadowolenie starszego władcy piasku z głowy, by tak to ocenić. Fakt był faktem, że Klepsydrę należało traktować jako potencjalnego wroga i na nich uważać. Przynajmniej dopóki sytuacja nie stanie się bardziej klarowna. Byli zbyt niebezpieczni, żeby z nimi zadzierać. Shikarui się ich bał. Ich siły - zwłaszcza złożonej. Na szczęście uważał Ichirou oraz Seinaru, jej przywódców, za rozsądne jednostki. Nawet jeśli samuraj był nieokrzesany, a Diabeł Świtu bawidamkiem. Trzymaj przyjaciół blisko, a wrogów..? Wrogów trzymaj martwych.
- Dlatego twoje karwasze są nabuzowane chakrą? - Shikarui znał zdolności Toshiro i nie było wśród nich... nakładania chakry na karwasze? Ale może znalazł jakiś artefakt? Albo... opanował nowe jutsu? Nie widzieli się dobry kawałek czasu. Przecież minął już rok od ich rozstania w Ryuzaku. Od tamtego czasu słuch po Toshiro zaginął. Znów spojrzał na Youmu i skłonił się przed nią oficjalnie, grzecznościowo. Okazując szacunek.
- Kpisz sobie, chłopcze? - Zapytał, krzywiąc się. Jego głos zabrzmiał teraz już jawnie nieprzyjemnie i chociaż był niższy od samego Toshiro, to właśnie wydawał się spoglądać na niego z góry. A nie, nie wydawał. Przecież gdyby nie patrzył z góry, to nie nazwałby go chłopcem. Wyciągnął w kierunku Toshiro rękę, powoli. Oparł ją na jego policzku, czule, wsuwając ją w jego głosy i przesuwając kciukiem po jego szczęce. Nachylił się w jego kierunku, ale nie przekroczył granicy dobrego smaku. - Toshiro... dałem ci dobrą radę z dobroci serca. Boli mnie, że potraktowałeś nas w ten sposób. - Czarnowłosy odetchnął, przez bardzo krótki moment wpatrując się bezpośrednio w oczy Toshiro, zanim cofnął dłoń i wyprostował się. Oto i był smutny przyjaciel, że jego druh, potraktował swoją przyjaciółkę i jego samego w ten sposób. Taki smutny, taki smutny... nie. Nie wyglądał na smutnego. A jednak na takiego zabrzmiał.
- To twój budowany świat. Albo go posprzątaj, albo spal za sobą mosty. Mężczyzna nie powinien zostawiać nierozwiązanych spraw w takim stanie. - To nie była przygana, raczej dobra rada, najzwyczajniej w świecie. Wydawało mu się, że Toshiro był zagubiony. Widział w nim naprawdę młodego dzieciaka, który gubi się non stop, szuka swoich rozwiązań. Tym bardziej widział go takim po masakrze w Midori. Wtedy poplątał się... aż za bardzo. Jednak uciekanie przez rok niczego nie polepszało. Sprawy należało rozwiązywać. Och, no zgoda, nie czyniłby takich machinacji, gdyby dotyczyło to kogokolwiek innego poza Asaką. Tak się jednak złożyło, że sprawa dotyczyła właśnie białowłosej.
- Przepraszam damę za to najście. Poruszanie prywatnych spraw... to się nie godzi. - Uśmiechnął się sympatycznie w kierunku Nanatsuki.
Jeśli Toshiro nie ruszył w kierunku Asaki to Shikarui do niej wrócił, życząc obu miłego turnieju i powodzenia w walce.
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Awatar użytkownika
Kakita Asagi
Gracz nieobecny
Posty: 1831
Rejestracja: 15 gru 2017, o 17:45
Wiek postaci: 28
Ranga: Samuraj (Hatamoto)
Krótki wygląd: Mężczyzna o ciemnych włosach i niebieskich oczach, wzrostu około 170 cm. Ubrany w kremowe kosode, z brązową hakama oraz granatowym haori z rodowym symbolem. Na głowie wysłużony, ale nadal w dobrym stanie kapelusz.
Widoczny ekwipunek: - Zbroja
- Tachi + Wakizashi
- Długi łuk + Kołczan
GG/Discord: 9017321
Multikonta: Hayabusa Jin
Lokalizacja: Wrocław

Re: Trybuna wschodnia

Post autor: Kakita Asagi »

Rozmowy trwały, a ludzi przybywało. Zdecydowanie, turniej cieszył się sporym zainteresowaniem, najpewniej nigdy wcześniej w historii Yinzin nie było tutaj takiej mieszanki kulturowej, a to istotnie mogło sprowadzać kłopoty. Chociaż Kakita był tutaj wysłany by wyszukiwać pewnych podejrzanych zachowań, to jednak nie było mowy, by mógł rejestrować to wszystko, więc skupił się na tym, co miał przed sobą, ale wszystko po kolei...
Uwaga starszego, ale jeszcze nie aż tak starego, shinobi odnośnie niewiary we własne siły, niebieskooki przyjął... spokojniej. Już zauważył, że Kuroi miał chyba w zwyczaju sianie lekkiego chaosu i sprawdzanie w jaki sposób na zaczepki reagują postronni. Czy wynikało to z racji wieku, a może nadmiaru wolnego czasu lub zwyczajnego, lekkiego "zdziczenia"? Cóż, pewne było jedno, drugi z obecnych na trybunie Sabaku (no i trzeci na terenie turnieju), wydawał się dość luźno podchodzić do rzeczywistości, ale Kakita tym bardziej odnotował sobie by na niego uważać: nigdy nie lekceważ starszego mężczyzny zajmującego się zawodem w którym umiera się młodo...
- To nie kwestia wiary, Kuroi-san. Dobry wojownik musi umieć rozpoznać, jak się rzeczy mają. W tym przypadku, to wynik obserwacji. Widziałem co potrafi Kei-san i wiem, co potrafię ja. - odpowiedział spokojnie Kakita, po czym lekko przechylił głowę, nie do końca rozumiejąc, co dokładnie stało się z niedźwiadkiem. Bo tak, jak to "wrócił do swoich"? W zasadzie, to była cenna uwaga - należało korzystać jak najwięcej z okazji nauki o shinobi. Kakita wiedział już, że potrafią oni wykorzystywać sztukę iluzji, wiązać moc żywiołów, a nawet leczyć rany bez dotykania ich, ale... przenoszenie w czasie i przestrzeni? To było coś niezwykłego, może Kuroi go jedynie próbował oszukać? Cóż, reakcje pozostałych obecnych wojowników, a raczej ich brak, oznaczały, że to takie coś nie robi na nich wrażenia - musiała to być codzienność, ale tyle z obserwacji, bo przecież pozostawał białowłosy "miecznik"...
Sytuacja, która z pozoru wydawała się groźna i mogła doprowadzić do "atrakcji" na trybunie, na szczęście w myśl zasady Kachi wa saya no naka ni ari (którą to by Asagi przetoczył, gdyby biegły był w starożytnej mowie, a nie był?), rozeszła się po "kościach". Krzykacz okazał się spokojnie przyjąć jego uwagę i poprawić mocowanie swojej katana, nawiasem mówiąc, dodatkowe ostrza jakie przy sobie miał zdradzały, że jest to poważny szermierz, a przynajmniej taki, co nosi całkiem sporo wszelakiego uzbrojenia.
- Kakita Asagi, hatamoto ze szkoły Taka. - odpowiedział niebieskooki na przywitanie, po czym "wywołany do tablicy" jako ambasador samurajskiej etykiety, nie mógł nie pomóc nieznajomemu, a raczej już znajomemu z rodu... Uchiha.
- Uchiha-san, najważniejsze jest że zdałeś sobie z tego sprawę. Jeśli chodzi o honor, jestem przekonany, że jako niedoszły faworyt turnieju znajdziesz niejedną okazję by dowieść swych umiejętności. Na chwilę obecną zalecam kilka dodatkowych oddechów, pogodę ducha i cieszenie się chwilą obecną. - zakończył nieco pogodniej, rozluźniając mięśnie, ale nie umysł. Samuraj zachowywał czujność, bo ta była najważniejsza. W opinii Kakita wiele z tego, co tutaj prezentowali zgromadzeni było jedynie dla pokazu, prezentacją i budowaniem obrazu samych siebie takich, jakich się chce widzieć. Sam nie był w tym przypadku wyjątkiem - tak jak to wyniósł z domu, etykieta i grzeczność miały głównie na celu ukryć prawdę. Zbudować wokół człowieka nieprzenikalny mur iluzji, pozwalający mu żyć za nim spokojnie. Takie, zamknięcie się w złotej klatce. Nie oznaczało to jednakże, że wszyscy byli nieszczerzy, czy też, Kakita był nieszczery. Dla niego zachowywanie etykiety i robienie tego, co należy było naturalne jak oddychanie, a może tylko tak mu się wydawało i jego prawdziwa natura zostały stłamszone treningiem i "zapchane" wzniosłą, prowadząca do podporządkowania i depersonalizacji filozofią Yinzin?
Cóż, na razie pozostawało cieszyć się chwilą obecną, podobnie jak senpai, który chyba troszkę odsunął się myślami od tego całego zamieszania i przeniósł uwagi na walki, a te jakby nie patrzeć, nabierały rumieńców. Jeden z walczących szermierzy okazał się być biegły w sztuce władania błyskawicami. Intrygujący i potężny żywioł. Na innej arenie natomiast tajemniczy wojownik zasypywał innego członka klanu Uchiha masą papieru - cóż za niecodzienna metoda walki. Ten nie pozostał mu dłużny i raz za razem posyłał płomienie, którym paradoksalnie papierowy wojownik wytoczył wyrównaną wojnę. Dym, który spowił pole walki uniemożliwiał dalszą obserwację, ale sam Kakita nie był pewien, z którym z nich wolałby się mierzyć. Pozostawała jeszcze walka jedynego z samurajów, tutaj... niewiele się działo. Obaj wymienili się miotaną bronią, dobry wstęp sprawdzający umiejętności wroga, ostrożne podejście. No, Kakita miał nadzieję, że Yasuo wygra chociaż pierwsze starcie, to by było bardzo niepożądane, gdyby odpadł jedyny samuraj i to w pierwszym starciu...

Dotyczy: Kuroi, Kyoshi.
0 x
Obrazek

Poza tym, uważam, że należy skasować Henge i Kawarimi.


Heroic battle Theme|Asagi-sensei Theme|Bank|Punkty historii|Własne techniki| Przedmioty z Kuźni | Inne ujęcie | Pieczątka
Lista samurajek, które były na forum, ale nie zostały moimi uczennicami i na pewno przez to nie grają.
  • Mokoto (walczyła na Murze)
  • Mitsuyo (nigdy nie opuściła Yinzin)
  • Inari (była uczennicą Seinara)
  • Sakiko (byłą roninką, obierała ziemniaki na misji D)
Awatar użytkownika
Kuroi Kuma
Posty: 1525
Rejestracja: 23 lis 2017, o 20:52
Wiek postaci: 43
Ranga: Akoraito
Krótki wygląd: Średniego wzrostu mężczyzna z kilkudniowym zarostem na twarzy. Widać że jest trochę starszy, jednak nie aż tak znacznie. Głos niski, lekko chrypiący od palenia. Trochę dłuższe, czarne włosy, przy szyi luźno obwiązany bandaż trochę jak szalik
Widoczny ekwipunek: Gurda
Plecak
Wielki wachlarz
GG/Discord: Michu#5925

Re: Trybuna wschodnia

Post autor: Kuroi Kuma »

Wzruszył ramionami. Ichirou pewnie doskonale zdawał sobie sprawę z tego co zniknięcie Momo oznaczało. Czy jako jeden z niewielu? Sam Kuma nie za dobrze znał tę sztukę, może młodszy krewniak da mu kilka wskazówek co i jak, bo z całą pewnością jego "towarzysze" byli nieco bardziej imponujący wielkościowo, niż malutka panda, którą jemu udało się przyzwać. To była rzecz, nad którą zamierzał pracować, bowiem było to coś nowego i unikatowego. Jak papier maźnięty posoką mógł sprawiać, że coś takiego jest możliwe? Tak niewiele to zmieniało, a dawało tak wiele możliwości. Jego "kolega po fachu" rzucił żarcikiem, jednak jak to można było się spodziewać po mieszkańcach pustyni, był on tak suchy, że nie sądził, by ktokolwiek próbował się zaśmiać. Tak Diabołku, śmiej się z kaleki - gdyby mógł, pewnie dodałby do tego jakąś twarzopalmę, lecz nie było co się silić na zbędne gesty. Ważne było, że pojawił się jakiś temat, swoją drogą czemu od niego, a nie bezpośrednio od naszego Lalusia?
-Jaki temat? - zaintrygowało go co takiego mieli na temacie. Jakby nie patrzeć to chyba byłaby pierwsza rzecz, którą mieli do wykonania. Niby nic nadzwyczajnego, pojawiło się jakieś zadanie i tyle. Tylko że jak to sam Ocirek mówił, mieli skupiać się na niego ważniejszych tematach, niż dla przykładu rozbicie jakiejś szajki bandytów, albo rozprawienie się z mafią, czyli takie zadania, jakie miał do wykonania wcześniej. O ile staruszek nie narzekał na brak wrażeń, po ostatnim spotkaniu z Biju miał ich aż za nadto, ale czas mijał, a człowiek zaczynał się nudzić. Może po prostu lubił pakować się w tarapaty, albo te lubiły nachodzić Kumę.
Oto bowiem pojawiło się Piekielne Małżeństwo, które jak nic zwiastowało kłopoty. Nie podobało mu się bardzo to, że ta dwójka się tutaj zjawiła, oj nie. Ich ostatnie spotkanie przyniosło ze sobą wiele zbytecznej śmierci i zamieszania. No i faktycznie, Shikarui wyglądał jakby miał kij w dupie, jego mina, zachowanie, było w tym coś bardzo niepokojącego. Zupełnie tak jakby ten człowiek nie widział niczego pozytywnego w swoim życiu, pogrążał się tylko w czarnych myślach, gnił od środka, a fetor zatrzymywała tylko cielesna powłoka. Gdyby nie fakt, że wiedział czego się spodziewać po tym typie pewnie przeszedłby po jego plecach dreszcz. Był jednak w otoczeniu ludzi, którzy dysponowali podobną, jak nie większą siłą, więc może jednak nie było czym się martwić? To że trybuny wypełnione były ludźmi nie poprawiało sytuacji, bo nie sądził, by to by go miało w jakikolwiek sposób powstrzymać. Zdziwiło go jednak zachowanie tej piękniejszej połówki małżeństwa. Zerknęła w ich kierunku, nawet rzuciła uśmiechem. Była niczym totalne przeciwieństwo swojej drugiej połówki, niczym żyjące Yin i Yang, dopełniające się i żyjące w harmonii. Staruszek nie zamierzał być bucem, odwrócić się i udawać, że nie widział białogłowy. Odwzajemnił uśmiech, lecz to tyle, nic więcej. Niech wiedzą, że ich obecność została dostrzeżona, niech wiedzą, że ktoś na nich patrzy i z jednej strony nie szuka dalszej zwady, z drugiej zaś jest przygotowany na taką ewentualność.
Oj tak. Żyjąc na pustyni nie możesz ciągle zachowywać powagi. Bo jak określić ludzi, którzy z własnego wyboru żyją w miejscu, które nie obfituje za bardzo w jedzenie, w dającą życie wodę tym bardziej nie, a stworzenia nie przypominają puchatego Momo, tylko zdecydowana większość chce cię po prostu zabić? Samobójcy, masochiści? Nikt jednak za bardzo nie narzekał na panujące warunki, ot tak wyglądało miejsce, w którym mieszkasz - pogódź się z tym albo je zmień. Z resztą hej - o ile Ociro chyba nie chciał zwracać na siebie uwagi i swoją gurdę trzymał schowaną, tak Kuroi z dumą nosił ją cały czas na swoich barkach czasami nawet zapominają, że ta się tam znajduje.
-Obserwacja jest ważna, ale nie przekonasz się, póki nie spróbujesz. A nuż się zaskoczysz? Brzmi to trochę jakbyś odpuścił, a gdzie tu hart ducha, gdzie tu dążenie do hmm... zwycięstwa? - kolejna mała szpileczka wbita. Był ciekaw reakcji Asagiego, bo ten sam mógł się domyślić, że to była taka mała, zaplanowana złośliwość ze strony Kumy. Lubił sprawdzać ludzi, patrzeć jak podejdą do tematu, gdy coś nie będzie po ich myśli. Osobiście sam by chciał się przekonać jakimi umiejętnościami dysponuje każdy z samurajów. Za wiele widział walk, które wyglądały na przerzucaniu się technikami, pociskami, bez żadnego polotu. No i dochodziła jeszcze powaga, która aż emanowała z postawy samuraja. Mimo że młodziak, to wyglądał jak skała, której nie sposób dało się przesunąć. A gdyby taki człowiek dołączył do Zegarków? Chociaż jeden, który podchodzi do sprawy poważniej i z rozwagą? Obecnie prócz Yoichiego (którego nie za bardzo mógł poznać) to chyba właśnie Kuroi był tym, który podchodził do sprawy poważniej. Pojawiło się na horyzoncie jedzenie, przekąski, które załatwił Ociroł. Oczywiście jak to porządny człowiek nie zamierzał odmawiać darmowego jedzenia, więc skorzystał z propozycji i zaczął się częstować. Bo jak to tak zostawiać jedzenie samopas? Jeszcze się zmarnuje albo coś tam. Trochę tego, trochę tamtego, trzeba przecież spróbować każdej rzeczy, by gospodarz się nie obraził! Był też jeszcze białowłosy, który rzucał śmieszkami i te wychodziły dużo lepiej, niż te Ocirka. Poprzedni może był delikatnie nietrafiony, ale ten z za szybkim rozpoczęciem podszedł mu do gustu, bowiem sam przybył już na turniej w dosyć rozwiniętym stadium.
-Pokaż im! Mało tu masz ludzi, którzy chcieliby się spróbować na arenie? Ewentualnie może po tych całych walkach, ale to chyba za dużo czasu do czekania - nie sądził, by ten potrafił tyle wytrzymać, wyczekiwać z utęsknieniem jak wszyscy pójdą sobie już z areny, zostawią ją wolną i wtedy też białowłosy będzie mógł walczyć! Pytanie tylko z kim, bo raczej było mało chętnych, by z takim wulkanem energii się mierzyć. Chociaż kto wie, może ktoś w głębi duszy chciał zdusić nieco zapał młodzika i pokazać, że czasem trzeba podejść do sprawy nieco spokojniej?

Po kolei: Ociro, Sandały, Żuraw, Kociak
0 x
Obrazek
PH | BANK
Awatar użytkownika
Yami
Posty: 2959
Rejestracja: 25 paź 2017, o 20:14
Wiek postaci: 25

Re: Trybuna wschodnia

Post autor: Yami »

0 x
Awatar użytkownika
Toshiro
Posty: 1355
Rejestracja: 25 lis 2018, o 23:42
Wiek postaci: 24
Ranga: Akoraito | San
Krótki wygląd: Ubiór: https://i.imgur.com/4b7w2iP.png
Maska: https://i.imgur.com/NQByJxc.png
Widoczny ekwipunek: 2 wakizashi przy lewym boku, duża torba na dole pleców
GG/Discord: Harikken#4936

Re: Trybuna wschodnia

Post autor: Toshiro »

Zobaczenie Shikaruia było chyba tym czego najmniej spodziewał się Toshiro na tym turnieju. Ponoć mieli jakieś plany po Midori żeby coś zrobić, wiadomo, oprócz dowiedzenia się czy Kruki istnieją. Niemniej jednak nie było to pożądane przez Nishiyamę spotkanie, akurat nie w tym momencie. W końcu ile to już czasu minęło od momentu gdy się oddzielili? W pewnym momencie przestał przestał nawet liczyć upływające dni. Dopiero po ujrzeniu swojego przyjaciela zdał sobie sprawę, że rzeczywiście... Trochę czasu minęło, bo aż rok. Był to też na pewno odpowiedni czas aby przemyśleć sobie wszystko co zaszło i wydawało mu się, że po takim okresie Asaka choć trochę mu odpuści. Nic bardziej mylnego. Obrażona raz, pozostaje obrażona na wieki. Zapewne gdyby nie udało mu się z nią porozmawiać przed jej śmiercią to nawet jej duch cały czas objawiałby mu się tylko po to, aby przypomnieć mu, że dalej jest na niego obrażona i w żadnym wypadku nie chce z nim rozmawiać. Wyglądałoby to pewnie dokładnie tak jak teraz. Pojawiałaby się znikąd i patrzyła wszędzie tylko nie w jego stronę. Sprawa nie była wcale taka prosta i wymagała odpowiedniej finezji, aby wszystko poszło tak jak powinno.
Jak to mówią, wszystko co dobre szybko się kończy. Sanada pojawił się jak grom z jasnego nieba w pogodny dzień. Gdy Toshiro wydawało się, że znalazł trochę wytchnienia i oddechu, a tutaj proszę. Ukazał mu się jego przyjaciel, w całej swojej okazałości, aby sprowadzić go na ziemię. rzeczywiście chłopak mógł wyglądać na niewzruszonego i na takiego co choroby nie przechodził. Nie było to jednak prawdą, ponieważ wszystko cały czas trawiło go od środka, tylko na przestrzenie lat nauczył się tego nie pokazywać, a jedynie tłamsić w sobie. Tak też było i tym razem, chociaż dzięki zajmującym rozmowom nawet na chwilę zdawał się o tym wszystkim zapomnieć. Jak widać - nie powinien, ponieważ nigdy nie znasz dnia ani godziny, a jego godzina własnie nastała. Tu i teraz.

Choć na prawdę cieszył się z widoku Shikaruia, to lekkie zdenerwowanie wzięło nad nim górę. Zaczął się stresować tym wszystkim nawet bardziej niż samym turniejem, bo tak na prawdę mało co go obchodził. Przyszedł tutaj w konkretnym celu, nie po to by wygrywać. Nie obchodziły go sława, fanfary, tylko sprawdzenie samego siebie. Jednak wracając do głównego tematu - państwa Sanada. Jego słowa były całkowicie szczere jednak wypowiedziane w takim tonie rzeczywiście mogły zabrzmieć... Nieszczerze. Najwidoczniej tak też stwierdził, ponieważ jego słowa ugodziły go niczym kunai wbity w bok. Jego mina bardzo szybko zmizerniała, a wzrok skupił się na nowoprzybyłym.
-Mówię całkowicie szczerze. Tym bardziej, że minęło czasu i nie miałem od Was żadnych wieści... Oprócz tej jednej, którą całkiem niedawno dopiero otrzymałem, od Ciebie.Dosłownie w drodze na turniej. Coś po prostu pchnęło mnie, żeby sprawdzić czy jeszcze jesteście w tamtej karczmie i akurat miałem po drodze.- oznajmił już dużo poważniejszym tonem, zaś widząc minę czarnowłosego jakoś przestało chcieć mu się uśmiechać. Sinusoida nastrojów jaka zapanowała od jakiegoś czasu najwidoczniej nie miała końca i na dodatek teraz przyszła pora na spory spadek w dół. Zrobiło się na prawdę poważnie, można by rzec, że śmiertelnie poważnie. Niestety bardzo późno dostał wiadomość od Kruka dlatego stało też się tak jak stało, że spotykają się właśnie tutaj, a nie w Daishi gdzie poniekąd miał ich znaleźć Toshiro.Ni stąd ni zowąd jednak czerwonooki zwrócił uwagę na chakrę znajdującą się na jego karwaszach. Nishiyama spojrzał się na niego pytająco, a następnie na elementy zbroi, o których wspomniał.
-W jakim sensie nabuzowane...?- zapytał poniekąd retorycznie, ponieważ wierzył na słowo Shiakruiowi, a oprócz tego nie będzie sprawdzał tego osobiście żeby się za bardzo nie zdradzać, tym bardziej tuż przed swoją walką. -Nic nie czuję. Wydają się całkowicie normalne.- powiedział i lekko pomachał rękoma sprawdzając czy jego sprawność jest dalej w pełni zachowana. Na pewno zajmie się tym w jakiś sposób później. W tym momencie zerknął kątem oka w kierunku Youmu, która jak dotąd nic nie mówiła, a jedynie przypatrywała się arenie. Jak się jednak okazało nie poczuł żadnego oporu, ani żeby cokolwiek się zmieniło. Było to dziwne, nawet bardzo. W tym momencie zaczął rozważać udanie się na stronę i dokładniej zbadanie swojego ciała pod względem obecności obcej chakry. Jednak Sanada nie wspomniał o niczym więcej, więc wyglądało na to, że jedynie jego karwasze był niepewne. No cóż. Najwyżej będzie się musiał ich pozbyć do czasu aż odkryje o co chodzi z tą cała chakrą. Wydawało mu się to mało prawdopodobne aby ktokolwiek majstrował coś przy jego zbroi, a wcześniej na pewno tej chakry nie było, ponieważ inaczej - wiedziałby o tym.
Gdy nagle Shikarui wypalił do niego z pretensjami Toshiro zastygł w miejscu jakby go ktoś zaczarował. Nie wiedział czy bardziej zdziwiły go wyrzuty jego rozmówcy same w sobie, czy sam fakt, że czarnowłosy w ogóle brzmiał i wyglądał jakby rzeczywiście miał do niego pretensje. Poza tym... "Chłopcze."? No tutaj ewidentnie troszkę się zagalopował nasz drogi Shikarui jednak Nishiyama doskonale wiedział, że nie powinien go winić, ponieważ zdecydowanie brak mu obycia z emocjami, a te które tutaj objawiał i tak były już dostatecznie dużym dla niego zaskoczeniem. Nawet nie wiedział kiedy ręka mężczyzny wsunęła się na jego policzek. Nawet nie zareagował. Co on w ogóle wyczyniał?
-Zamierzałem z niej skorzystać, o to się nie martw, tylko myślałem o tym, aby zrobić to w nieco bardziej komfortowych warunkach, a nie tutaj... Przy takim tłumie.- oznajmił całkowicie spokojnie aczkolwiek ciszej, tak aby usłyszał go tylko Sanada również wpatrując się prosto w czerwone tęczówki. Nie spuszczał wzroku. Nie robił smutnej miny a la zbity pies. Ani też nie wyglądał na takiego co miałby zaraz się położyć i użalać nad sobą. Wręcz przeciwnie.
-W takim razie idę go posprzątać.- rzucił krótko, aczkolwiek stanowczo w odpowiedzi na radę jego przyjaciela. Wyprostował się i wziął głęboki wdech. To prawda, że trochę mu zeszło i zamierzał nawet próbować się usprawiedliwiać. Zatrzymała go ta nieszczęsna trucicielka z Nishihary, którą musiał złapać żeby nie oskarżono go o zabójstwo całej karczmy, kto wie jakby to się potoczyło i czy nie zostałby wtedy wystawiony za nim list gończy. Na to akurat nie mógł pozwolić, tym bardziej gdy sytuacja Shikaruia też była całkiem niepewna po tym co stało się w Midori. Obawiał się, że jego czyny jakoś się na tym odbiją, jednak jak na razie wydawało się, że wszystko jest w porządku. Tym bardziej, że pokazują się tutaj publicznie. Zwrócił się teraz w stronę Nanatsuki.

-Wybacz, ale będę Cię musiał na chwilę opuścić. Muszę udać się na stronę i wyjaśnić pewne... Sprawy.- powiedział i lekko się ukłonił jak to miał w zwyczaju. Choć rozmawiali całkiem luźno, to dalej czuł się zobowiązany do przestrzegania savoir vivre, który wtedy był nazywany jeszcze po prostu dobrym wychowaniem. Odszedł parę kroków i zatrzymał się obracając z powrotem do pozostawionej za sobą dwójką osób.
-Shikarui...- spojrzał na niego, następnie na chwilę na Youmu, a potem z powrotem na na niego. - Nieważne.- jakoś sobie poradzą, oboje, a przynajmniej będą musieli. Chyba, że dziewczyna po prostu zleje totalnie jego obecność pomimo ówczesnego zapoznania. Raz jeszcze lekko się skłonił i teraz już powoli szedł w stronę Asaki rozmyślając co tak na prawdę powinien teraz jej powiedzieć. Teraz ten rok wydawał się bardziej dawać mu we znaki, ponieważ miał tyle myśli, że tak na prawdę nie wiedział, której się złapać, którą wypowiedzieć, jak ją wypowiedzieć co zrobić. Odetchnął ciężko i przełknął ślinę zbliżając się powoli do odwróconej od niego białowłosej. Zatrzymał się tuż koło niej czując jak cały się napina. Dla niego trwało to praktycznie całe wieczności, jednak trwało to dobrych parę sekund zanim zebrał się żeby cokolwiek powiedzieć.
Niedoczekanie jego, ponieważ nagle pojawił się Yami, który mógł wszystko pokrzyżować. Nagle po takim czasie stwierdził, że podejdzie i zagadam do stojącej już dłuższy czas samej białowłosej. Toshiro nie za bardzo było to na rękę, ponieważ znając Asakę pewnie olałaby go zupełnie i zajęła się po prostu rozmową z nowoprzybyłym.
-Cześć Yami. Wybacz, ale czy mógłbyś zostawić nas na chwilę samych? Chciałbym porozmawiać o czymś z Asaką.- powiedział w stronę jinchuriki pięcioogoniastego i wlepił w niego swoje spojrzenie, aby pokazać, że mówi serio i sprawa jest całkiem poważna. Czekał jak na razie grzecznie aż ten się usunie milcząc.

Osoby zaangażowane: Youmu, Shikarui, Asaka, Yami
0 x
Awatar użytkownika
Akarui
Postać porzucona
Posty: 1567
Rejestracja: 8 cze 2017, o 01:03
Krótki wygląd: Jak na avku brązowy płaszcz z kożuszkiem - mamy zimę! ;)

Re: Trybuna wschodnia

Post autor: Akarui »

"Czy mi się zdaje, czy tu robi się trochę ciasno?"

Na medyka padł dość ciężki wzrok jednego z towarzyszy Ichirou. Facet na pewno próbował znaleźć jakieś wspomnienia, dzięki którym udałoby mu się rozwiązać zagadkę: gdzie ja już gościa widziałem? Po chwili przyznał się do luk w swojej pamięci, a medyk postanowił mu w tym pomóc. Może i Akarui nie miał pamięci dobrej jak słoń, jednak pewne kwestie zostawały w jego głowie na dłużej: - Tak, pod Iglicą. Jestem Akarui, miło mi Cię poznać. Widzę, tu sporo osób z Klepsydry, tak? Jest jakiś egzamin wstępny, czy dołączenie tylko na zaproszenie? Jego pytanie padło nie tylko do czarnowłosego, ale również do innych, w tym też samego Ichirou. Świeża organizacja z Samotnych Wydm? Akarui nie ukrywał, że się nią interesował.

Yami nie miał wyjścia. Racja, medyk trochę nie przemyślał sprawy. Pokazał miejsce pobytu Yami'ego, a napalony Kyoushi wykorzystał ta informację, by znów trochę pokrzyczeć. Chłopak nie miał wyboru i musiał podejść, a jego wzrok gdyby mógł zabić, to biedny Tozawa już by nie żył. Mógł to przewidzieć? No nie bardzo. Białowłosy był ostatnio zbyt... Nieobliczalny. Zostało podnieść ramiona i się uśmiechnąć do młodszego kolegi w geście przeprosin. A na pytanie Ichirou, krótko odpowiedział: - To nie niańczenie, a wspólna podróż. Mieliśmy sporo przygód i w pojedynkę raczej byśmy nie byli tu w jednym kawałku, co nie chłopaki? Skończył kierując ostatnie zdanie do Bijuudersów. Cała ich wyprawa przemknęła przez jego głowę. Spotkanie Airyi i tamtych kolesi, przemykanie przez granice w ucieczce przed wojną, wejście do Tajemniczego Lasu, akcje z pająkami, potem sam Yami w powłoce z chakry demona... Nikt w tej ekipie tego głośno nie powie, ale każdy każdemu w pewnym momencie uratował życie i na pewno jest za to wdzięczny.

Robiło się coraz ciaśniej, gdy Ichirou zawołał do nich jednego ze sprzedających miejscowe wyroby gastronomiczne. Akarui nie zamierzał jednak oponować, od przybycia na tą wyspę nic jeszcze nie miał w gębie. Wyciągnął dłoń po jedną z pieczonych rybek na patyku, przytakując przywódcy klepsydry: - Nom, zjedz coś Kyoushi, coś chyba ostatnio nie jesteś sobą. Po czym sam zaczął pałaszować przysmak, kierując wzrok w kierunku odbywających się właśnie walk, jak też po reszcie loży, w której się znajdowali. Jego wzrok padł na parę, którą zdążył już kiedyś spotkać i raczej nie pałał do nich miłością. Ludzie, którzy zagrozili bezpieczeństwu osób pod Iglicą i pośrednio przyczynili się do śmierci jego przyjaciół. Nie ciągnęło medyka do poznania tych osób, wolał się skupić na towarzystwie wokół niego jak i samych potyczkach na arenie. Inne przemyślenia na ten temat miał Yami, który chyba znał się z tym duetem, gdyż postanowił się z nimi przywitać. I choć Akarui wypełnił swoją misję, to na tyle przywiązał się do chłopaka, że jego też nie spuszczał z oczu.

Dotyczy: Kuma/Ocir/Kyoushi, słuchać mogą wszyscy w tej grupce.
0 x
MOWA
ODPOWIEDZ

Wróć do „Arena Niebiańskiego Lustra”

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości