Posiadłość Sanada

Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2078
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Posiadłość Sanada

Post autor: Shikarui »

0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2078
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Posiadłość Sanada

Post autor: Shikarui »

  Ukryty tekst
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Awatar użytkownika
Asaka
Postać porzucona
Posty: 1498
Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
Wiek postaci: 27
Ranga: Sentoki
Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
Aktualna postać: Airan

Re: Posiadłość Sanada

Post autor: Asaka »

  Ukryty tekst
0 x
· ·

Obrazek
· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2078
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Posiadłość Sanada

Post autor: Shikarui »

Świat się powoli układał. Posiadając mocną, piękną ramę, zaczynał otrzymywać kolejne fragmenty pomalowanych płócien, które układały się jak puzzle. Każdy do siebie pasował. Dlaczego ktoś je pociął? Należały do dwóch różnych ludzi z dwóch całkowicie odmiennych światów. A jednak do siebie pasowały. Ludzie lubili zawierzać bogom i oddawać się pod ich opiekę. Wierzyć, że to dzięki nim płyną rzeki, a ryby wpływają do rybackich sieci. Lubili mówić, że to oni pobłogosławili szczęściem i zesłali nieszczęście. Shikarui lubił mówić, że bogowie pobłogosławili go Asaką. Uważał, że wszystko to, co się dzieje, jest niezależne od nas - możesz kochać, możesz pragnąć i możesz chcieć, lecz jeśli bogowie nie przewidzieli ścieżki, którą podążysz do obiektu kochania, pragnienia i chcenia, nigdy do niego nie dotrzesz, nie ważne, jak bardzo byś się starał. Nie oznacza to, że wypada nie próbować. Dopóki nie wyciągniesz swoich ramion, nie rozprostujesz nóg, nie napniesz mięśni do punktu, w którym zaczną boleć, niewiele dało się sprawdzić, a już na pewno nie to, co jest ci tak naprawdę przeznaczone. Zdarzało się błądzić i młodym i starym ludziom latami, poszukując swojego celu wypisanego dłonią boskich heroldów, starając się dostrzec nić, która poprowadzi ich dalej. W końcu, kiedy trafiałeś na właściwą drogę, przestawałeś się zastanawiać, co nim jest. Szedłeś. Gdy byłeś na niej szczęśliwy, znikały pytania, obijające się o bielmo czaszki stwierdzenia, że przecież bogowie tak chcieli! Przynajmniej głowa domu Sanada tak miała. Kiedyś związane ręce, dziś rozwinięte skrzydła. Kiedyś pocięte obrazy, dziś jeden portret. Taki piękny. Taki zgrany. Rodzinny.
Nie było żadnej innej historii na dzień po wizycie u lidera niż odwiedziny u rodziny Asaki. Musieli się tam znaleźć. Shikarui musiał po drodze zakupić ulubioną butelkę wina Asaki i wstąpić do jednego z ryokanów, tej wyższej klasy, gdzie stołowali głównie ninja, a który słynął ze swojej znakomitej kuchni. Czarnowłosy już zdążył to miejsce wywęszyć podczas swojego pobytu w mieście. Drogo i dobrze - dziś nie można było być próżnym. Zresztą jego Diament zasługiwał na opływanie we wszelkich luksusach. Bez niego nie byłyby takie cenne. Wieczór na świętowaniu z zaproszoną rodziną jego małżonki upłynął szybko i radośnie. W kolorach, śmiechu i życzeniach, by ta droga, droga Sentokiego, była udaną karierą i prowadziła do spełnienia się nie tylko jako ninja. Przede wszystkim - jako człowiek.
Łatwo było zapomnieć, że jest się po pierwsze człowiekiem, dopiero po drugie - zawodem, jaki wykonujesz. Szczególnie łatwo, kiedy wszyscy wokół nazywali cię ninja.
Do turnieju została jeszcze chwila czasu, przynajmniej po wstępnym zorientowaniu się. Idealna chwila do tego, aby zamówić przynajmniej część mebli, których potrzebowali i które wiedzieli, że chcą. Można było kupić już matę, pościele, przejrzysty jedwab do zakrywania okiennic od strony ogrodu. W kuchni pojawiła się zastawa i w końcu obok pieca stanęły klocki drewna. Doczekali się zapachu zielonej herbaty, która wypełniła całe pomieszczenie, po raz pierwszy zaparzona w miejscu, który miał być ich małym zalążkiem raju. Tą ramą mocną i stabilną, do której trafiały kolejne kawałki. Brakowało już chyba tego jednego..? Tego niepewnego, bardzo wymagającego i bardzo odpowiedzialnego. Napajającego niepewnością, a będącego jakiegoś rodzaju powinnością i marzeniem większości ludzi, którzy dobrali się w pary i kochali. Ach, ale teraz znowu było co robić, gdzie jechać..! Znów czas, choć rozciągnięty, został zapełniony istotnymi rzeczami, które przed pojawieniem się dziecka po prostu wypadało zrobić. Albo raczej - chciało się zrobić. To, że wypadało i to, że chcieli, bardzo gładko się ze sobą łączyło. Jakimś sposobem ten przymus był ich zabawą. Ich radością. Chyba każdy odczuwa zadowolenie, kiedy w końcu osiada na swoim. Gdy możesz być dumny, że walczyłeś tak dzielnie i twardo przez swoje życie, że spoglądając wstecz, patrzysz na niego nie z rozpadającego się stołka, a nowej kuchni pachnącej zieloną herbatą.
Konieczność sprowadzania mebli sprawiła, że pewne decyzje zostały podjęte dość szybko i sprawnie - jak na przykład zakup wozu czy dwóch koni. Koni pod wierzch, dla nich samych, ale w tym wypadku i do pomocy przy przewożeniu wszystkiego, co będą musieli przewieźć. Czarnowłosy to bardzo szybko przeliczył w swojej głowie - zamiast płacić za każdy transport osobno, rokując na przyszłość sprzedaż krów... Och cóż, samo wyszło! Pewnie gdyby dać mu notesik i trochę czasu samopas, zacząłby tworzyć biznesplan na następne lata, wliczając w niego misje, rzecz jasna. W końcu to one były głównym źródłem dochodu.
- Przed wypłynięciem kupimy ci jakieś zioła łagodzące. - Siedział w kuchni, z czarką tej zielonej herbaty w dłoniach i książką w ręku. Książką, którą kupił przy ich pierwszych odwiedzinach w mieście po imprezie rodzinnej Asaki, czyli już na następny dzień. Niezwykle ciężka, filozoficzna lektura pochłaniała go bez reszty i skupiała jego wszystkie myśli. Prowokowała przemyślenia, stawiała pytania w głowie, skłaniała do odpowiadania na nie i automatycznie naprowadzała na drogę refleksji, poruszając delikatne tematy, które pozwalały zrozumieć samego siebie. Tytuł głosił "Jak zostać dobrym rolnikiem, część o zwierzętach hodowlanych."
Przez uchylone okno wpadał do środka powiew świeżego, chłodnego powietrza. Sanada opuścił książkę, w której wgapiał się intensywnie na rysunek krowy i opis tego, jakie części można z nich wykroić i jak się to nazywa. Wiedział, że na pewno tego nie zapamięta, na szczęście znalazł dla siebie usprawiedliwienie, że nie musiał - ważne, żeby rzeźnik wiedział. Poza tym te krowy były dojne i mleczne, nie pod ubój. Tym nie mniej czarnowłosy łatwo się interesował byle pierdołami, co dopiero skąd pochodzą te wszystkie luksusowe, dobre mięska, które tak lubił wcinać. Obejrzał się za siebie, na widok gór. Las, las, las. Zero cywilizacji. Jego oczy zalśniły czerwienią. Tylko łuna stworzeń żyjących, żadnych źródeł chakry. Żadnego niepokoju. Oparł policzek na dłoni, zapatrując się na moment przed siebie. Do turnieju, jak zostało powiedziane, została jeszcze dłuższa chwila.
- Powinienem zatrudnić dla ciebie medyka? - Odezwał się po długiej chwili ciszy ze swojej strony i procesach ten tegowania w głowie.
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Awatar użytkownika
Asaka
Postać porzucona
Posty: 1498
Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
Wiek postaci: 27
Ranga: Sentoki
Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
Aktualna postać: Airan

Re: Posiadłość Sanada

Post autor: Asaka »

Rzeczywiście łatwo było zapomnieć. Zwłaszcza, jeśli zawód, który się wykonywało, był przy okazji hobby. Asace nie brakowało innego zajęcia, nie siedziała w kuchni przy stole i nie dumała co zrobić ze swoim życiem, jak je bardziej ubarwić. Było wystarczająco kolorowe przynajmniej na ten moment. I miała wystarczająco dużo na głowie: umeblowanie domu tak, by podobało się zarówno jej, jak i Shikiemu, samodoskonalenie się w sztuce ninpo, zadania pani domu, w tym… ach, uczenie się jak sobie poradzić z ogrodem i kwiatami, które jej matka tam posadziła. Nie chciała zniszczyć jej trudu, a do tej pory Asaka raczej unikała prac podwórkowo-ogrodniczych. Bo i na to miała w rodzinnym domu lepsze rzeczy do roboty i wolała zostawić to Minako, której sprawiało to przyjemność. Teraz jednak nie było rady. No i ciągle trzeba było się przyzwyczaić do nowego domu. Przynieść rzeczy ze starego… Jej ubrania, rzeczy, które trzymała w swoim starym pokoju, z którym miała takie… słodkie wspomnienia. To tez była jego sprawka. Sprawiał, że Asaka czasami zatrzymywała się i uśmiechała do swoich myśli błądzących w bardzo… nieodpowiednich miejscach.
Rozpieszczał ją. Nie codziennie, ale jednak. Tu zakup pięknych kolczyków, wybranych specjalnie przez Shikaruiego dla niej. Tu drogie wino, które lubiła, by przyjść do jej rodziny w odwiedziny. Tu drogie jedzenie w drogim ryokanie, żeby uczcić awans. Pełne skupienie specjalne na niej, drobne szczegóły, by nie pomyślała sobie, że po dwóch latach małżeństwa mu spowszedniała i zaczął o niej zapominać. Trudno zapomnieć o kimś, z kim spędza się niemalże każdą wolną chwilę, ale łatwo uznać, że już nie trzeba się starać, skoro związek przypieczętowany i już należy się do siebie. Na szczęście Shiki tak nie uważał. Nie był wylewny, bywał raczej chłodny w obejściu, nie obnosił się nadmiernie publicznie ze swoimi uczuciami, ale gdy byli gdzieś, choćby w tym ryokanie, to nie dałoby się ich pomylić z po prostu parą znajomych. To były drobne rzeczy – ale mówiły wiele. Asaka też wcale nie spoczęła na laurach. Cały czas myślała co może jeszcze zrobić, by pokazać mu, że jej zależy, że jej się nie znudziło, że nadal jest i będzie dla niej ważny. Też wcale się nie obnosiła ze swoimi uczuciami, jednak robiła to częściej. Bo to ona częściej łapała go za dłoń, częściej się przytulała, częściej nie zwracała aż takiej uwagi na to, że ktoś może się patrzyć. Nadal ze smakiem, oczywiście, ale po prostu mniej się tym przejmowała. Rzeczywiście, brakowało tylko dziecka. Po takim czasie wręcz wypadałoby, by się pojawiło. Białowłosa, choć bardzo chciała, miała z tym związanych mnóstwo obaw. Że nie podoła, że się nie sprawdzi, że będzie musiała porzucić zawód tak jak jej macocha. Nie chciała być sprowadzona do roli rodzącej dzieci i pozostawionej w domu, gdy mąż rozgląda się za innymi pannami. Jej serce by tego nie zniosło. Nawet jeśli nie uważała, by Shikarui zaczął tak postępować, to jakaś mała obawa pozostawała.
Mieli jeszcze trochę czasu do wyjazdu, ale jak zawsze – taki czas bardzo lubił się szybko kurczyć. Asaka chciała się przygotować. Skorzystać z okazji, że są w domu, na spokojnie przetrenować kilka rzeczy, zwłaszcza, że przyszło jej już coś do głowy w związku z jej własnymi rodowymi zdolnościami. Ale… to kiedy indziej. Teraz zaś zaczęła rozkładać na stole w kuchni aparaturę zakupioną jeszcze na Morskich Klifach. Buteleczki, pojemniki połączone rurkami, moździerz, palnik i inne tego typu akcesoria. Widziała, jak bardzo Shiki był zafrapowany książką, którą kupił, i nie starała się go wciągnąć w rozmowę, by go bez potrzeby nie rozpraszać.
- Hm? Ach, tak. Pewnie się przydadzą. Chociaż chyba wolałabym dostać po prostu w łeb i pójść spać. Żeby to przespać – tak tylko gadała, ale wcale nie chciała, żeby ktokolwiek bił ją w głowę. Nie była zachwycona tą całą podróżą, absolutnie nie, ale przynajmniej wiedzieli, czego się po takiej spodziewać. Westchnęła pod nosem i oderwała wzrok od aparatury i spojrzała na fiołkowookiego. Wydawał się być zamyślony. Jakby jednocześnie czytał i myślał o czymś niezwiązanym z tekstem. I chyba właśnie tak było, skoro jego oczy na moment przybrały czerwoną barwę, a gdy wróciły do normalności, to opuścił książkę. Odezwał się po chwili znowu. Myślał. Myślał o niej. W tym czasie Asaka zerkała na niego znad szkiełek, które właśnie poprawiała, żeby wszystko dobrze zamontować.
- Medyk mi w tym nie pomoże, kochanie. Tylko jakieś leki co najwyżej. Tak sądzę – a wiedzę tę opierała na tym, czego dowiedziała ucząc się medycznych zagadnień. Na razie niby tych najprostszych, ale podstawy były obszerne. Chakra na to nie działała, a przynajmniej nie przypominała sobie, by czytała o takich przypadkach. - Co za niefart – powiedziała jeszcze po chwili, ciszej, znacznie ciszej. Niefart, bo Shikarui tak kochał wodę, a ona nie mogła podzielać jego miłości. Chorowała, bardzo.
0 x
· ·

Obrazek
· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2078
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Posiadłość Sanada

Post autor: Shikarui »

Asaka w ogrodzie wyglądała śmiesznie - nie w ten negatywny sposób, oczywiście. Po prostu tam nie pasowała. Stroiła miny takie, że oglądanie jej było jak oglądanie wyjątkowo dobrego przedstawienia, które sprawia, że co rusz się uśmiechniesz pod nosem, to parskniesz... ale Shikarui miał naprawdę dobre wspomnienia z kwiatami. Ogrodem. Nie powiedział tego na głos, ale było widać, że ten ogród, te kwiaty, sprawiły mu ogromną przyjemność. Ich kolory, ułożone tak, by nie wgryzały się w siebie i nie mieszały oczu. Ich zapach. I lubił widok białowłosej, która buszowała między nimi, starając się jak tylko mogła zadbać o te rośliny i nie pozwolić im zmarnieć. Również tego nie komentował, jak dotąd, ale zamierzał ją uwolnić od ciężaru opiekowania się całym tym terenem. Był spory. Nie był ogromny, ale nadal był to kawal działki, o którą, kiedy przychodziło się zatroszczyć, można było walczyć przez cały rok, non stop. A przecież mieli o wiele więcej ciekawych rzeczy do zrobienia. Dołączył do niej w końcu, kiedy naobserwował się wystarczająco. Ha, niby musi być nadzorca prac i ten, który pracuje fizycznie... Delikatności mu nie brakowało, ale ogłady w stosunku do kwiatów i krzewów już jak najbardziej. Kiedy się na czymś nie znasz, ucz się - lepiej zachłysnąć się wiedzą na cudzych błędach niż własnych. Jak i poznać ją od strony, która ma o tym nieco większe pojęcie. Dlatego pytał Asaki - osoby, która sama wielką specjalistką w temacie kwiatów nie była, ale która nasłuchała się wystarczająco wiele. I pomagał - w rzeczach, gdzie nie było problemu odróżnić chwasta od kwiatku. A niektóre Shikarui nie potrafił pojąć, dlaczego chwastami się nazywa, skoro są ładne. Jedne wyrwał z ziemi, spojrzał na nie, wsadził z powrotem i przyklepał. Po czym jak Asaka zapytała, czemu sadzi chwasty, wytknął je palcami i stwierdził, że wygląda jak kwiatki. I że mu się podobają.
I tak oto szczawik przyjął się na ich ogrodzie.
Ostatnią myślą, jaka kolibała się po jego głowie, była ta, że Asaka przestała czuć. Że stała się rozpieszczona, już nie doceniała, uważała, że się jej należy. Że w sumie się znudziła, że szuka nowych doznań, że miłość blaknie, potem tylko przyjaźń pozostaje. W pewien sposób czarnowłosy był czujny. Jego oczy zawsze były na niej. Zawsze widział, kiedy mocno nad czymś myśli, kiedy mieli coś, co chce powiedzieć. Jeśli tego nie mówi - zawsze pytał. Widział też, kiedy jest zła, kiedy szczęśliwa. Komunikowała jasno, kiedy było coś, o czym należało porozmawiać i coś, co chciała wyjaśnić. Między nimi naprawdę się polepszyło od tamtej rozmowy w Ryuzaku, chociaż Shikarui przeżył to jak traumę. Jego cisza w tamtym okresie była niemal grobowa, ale nie była spowodowana tym, że był zły. Była spowodowana tym, że się wystraszył. Oj tak, Sanada był tchórzliwy i nigdy nawet nie czuł z tego powodu wstydu. Nie bał się o strachu mówić, bo czego się tu wstydzić? To był instynkt - pierwotny i zakuty w ludziach zanim jeszcze pojawiła się chakra. Więc kiedy się boisz - uciekaj. I tak robił. Kiedy było bezpiecznie - można było wrócić. Czarnowłosy zamiótł to wydarzenie pod dywan, bo tak było mu wygodniej. To była krecha, brzydka, na kreowanym przez niego ideale. Najśmieszniejsze było to, że przeszkadzała tylko jemu.
- Jeśli mam cię bić to w czasie seksu. - Zapił kulturalnie swoje słowa herbatką, bezwstydny. Bo i bezwstydny był. - Może mają zioła usypiające... - Nie znał się na ziołach, na medykamentach. Jego organizm był jak ze stali. Nie chorował, nie kichał, nie kaszlał. Zło złego nie weźmie, tak mawiają. W zastanowieniu cofnął dłoń z książki, którą ciągle ją trzymał od strony grzbietu i uniósł wzrok na białowłosą, wracając już do rzeczywistości. W gruncie rzeczy naprawdę nie skupiał się nad tym, co czytał. Zresztą od dłuższej chwili tkwił na jednej stronie, kiedy obrazek pochłonął go bez reszty. A raczej właśnie te przemyślenia, którym się poddał.
- Niefart? - Dopytał, nie rozumiejąc, o co chodzi. - Jeśli lek ci pomoże, to medyk jest niepotrzebny. - Sądził, że to do tego się odnosiło i był blisko. Do jej ciężkiego znoszenia podróży i tego, że niewiele jej w tym pomoże. Warto było jednak spróbować, skoro mieli takie możliwości. Bo nawet nie pytał, czy chciała zostać w domu. Do tej pory przynajmniej tego nie zrobił. - Zastanawiałem się, czy chcesz zostać. Uznałem, że nie wrazisz takiego życzenia, zwłaszcza po słowach shirei-kana. - Shikarui do bardzo małej ilości osób odnosił się z szacunkiem. Kazuo zaliczał się do nich tylko przez szacunek do samej Asaki. Ale do tej grupy "zasłużonych" zaliczała się chociażby rodzina Asaki, czy nawet Toshiro. Shikarui naprawdę miał wiele uznania dla jego sztuki genjutsu, nawet jeśli tego nie okazywał jakoś specjalnie.
- Przed wyjazdem chcę zatrudnić ogrodnika. - Obwieścił, ostatecznie zamykając książę.
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Awatar użytkownika
Asaka
Postać porzucona
Posty: 1498
Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
Wiek postaci: 27
Ranga: Sentoki
Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
Aktualna postać: Airan

Re: Posiadłość Sanada

Post autor: Asaka »

Kwiaty pachniały tak słodko i zarazem łagodnie, cieszyły oko kolorami, barwnym dywanem, który rozpościerał się przy tych niskich, rosnących równiutko, a także tych na krzewach. Bo krzaki zdążyły wyrosnąć wysokie pod ich nieobecność. Dom… Przez pewien czas stał pusty, gotowy do zamieszkania, i tylko Minako pojawiała się od czasu do czasu, zrobić porządek w ogrodzie, zadbać o niego tak, jak tylko to ona potrafiła, by teraz młodzi mogli tym cieszyć oko. Bo nie dało się zaprzeczyć. Miło było się położyć na dróżce w ogródku, zamknąć oczy i słuchać śpiewu ptaków i brzęczenia owadów pochowanych w roślinach. Asaka nie miała talentu do malowania, nie miała też talentu do pisania – czy to że kaligrafii, czy to że poezję. Więc nie pisała. Jej jedyne teksty widywał właściwie tylko Koseki Kazuo – i były to szczegółowe raporty z misji. Ostatni jaki zapisała, ciągnął się na wyjątkowo długim rulonie pergaminu, ale tak trzeba było. Wszystkie nazwiska. Wszystkie wydarzenia krok po kroku, rozpisane tak, by nic się nie mieszało. Dużo tego było. Nie miała talentu do roślin – choć to może dlatego, że nigdy nawet nie próbowała. Miała za to inne zalety. Potrafiła dobrze gotować, więc jej mąż nigdy nie chodził głodny. Potrafiła zajmować się skórą i szyć, więc umiała dobrać odpowiedni materiał, wiedziała ile jaki jest wart, no i potrafiła zacerować ubrania. Gdyby chciała, to pewnie mogłaby też jakieś uszyć. Potrafiła tańczyć, choć nie robiła tego zbyt często – ostatnio na ich własnym weselu wręcz zmusiła Shikiego, by wyszedł z nią na parkiet, nie przejmując się jego protestami. Ona umiała i prowadziła. Potrafiła też śpiewać. Miała delikatny głos. Głęboki, jednocześnie wysoki i delikatny. Często nuciła sobie coś pod nosem, gdy robiła inne rzeczy w domu, gotowała czy sprzątała. Ach, no i bardzo podobała jej się gra w teatrze. Ciągle pamiętała, by odwiedzić któregoś dnia swoich znajomych, dowiedzieć się co się u nich przez te dwa lata działo.
Shikarui, kiedy chciał, potrafił być naprawdę delikatny. Na co dzień właśnie taki był dla Asaki, leciuteńko głaskał ją po policzku, jakby bał się, że gdy tylko dotknie ją mocniej, to ona się połamie. Przygarniał ją do siebie i zostawiał na jej skroni czułe pocałunki, tak delikatne jak potrafiło być kocie futerko. Splatał palce dłoni z jej palcami, ale nigdy nie trzymał jej przesadnie mocno. Wiedziała doskonale, jak źle Shikarui przeżył tamtą rozmowę w Ryuzaku no Taki, jak dużo wtedy milczał. Podejrzewała, że bał się jej reakcji, że go zostawi usłyszawszy to wszystko… Asaka wtedy też co prawda musiała to sobie wszystko w głowie poukładać, ale nawet jej przez myśl nie przeszło, żeby to posłać w cholerę. I przypominała to Shikiemu na każdym kroku. Gdy kładli się spać, gdy rano wstawali, gdy poprawiała jego niedbale ścięte w akcie desperacji włosy. Gdy szli ulicami Ryuzaku i gdy siedzieli w karczmie, czekając na jedzenie. Przeszłość miała dla niej znaczenie, oczywiście, ale nie wpływała na to, jak go postrzegała ani nie zmieniała nic w jej uczuciach do niego. Powtarzała mu wtedy wiele razy, jak bardzo go kocha. Nie zmieniło się to do teraz. A nawet kochała go jeszcze bardziej.
- Nie kuś – powiedział to tak zupełnie normalnie, jakby mówił o prognozie pogody, ale i tak się zarumieniła. Tak, Shikarui potrafił być delikatny kiedy chciał i potrafił być też bardzo niedelikatny, kiedy nie chciał. Mieli jednak taką niepisaną zasadę, że to, co robili w sypialni, nie było przenoszone na żadną inną sferę ich życia i zostawało tylko tak. Gdzie było im tak długo dobrze, jak żadne nie przekraczało żadnej wyraźnie nakreślonej granicy. Shikarui kiedyś ją zapytał, czy brała pod uwagę, że podnieca go przemoc, i ona pomyślała wtedy o naprawdę okropnych rzeczach. Sanada bardzo szybko wyprowadził ją jednak z błędu i rzeczywiście było tak jak wtedy powiedział – a że go to podnieca, ale że nigdy nie zrobiłby jej krzywdy. I nie zrobił. Bo czym są przypadkowe siniaki po nocnych igraszkach, skoro obojgu to nie przeszkadzało i się na to godzili? Skoro żadne celowo nie biło drugiego, by zadać ból, by skrzywdzić. Asaka nigdy nie pozwoliłaby, żeby ją uderzył, a ona sama…
Był jeden taki temat, który ją męczył.
- Przepraszam – w końcu byli sami. Całkiem sami, bez trzeciej osoby, która mogła coś z tego podsłuchać. - Tak bardzo cię przepraszam – patrzyła na niego tymi złotymi ślepiami, ale w końcu nie wytrzymała i spuściła wzrok. Podniosła na niego rękę, tam, w jaskini Demona. Uderzyła go w policzek, dwa razy, nie mocno, to fakt, ale jednak – podniosła na niego rękę. Miała powody, jasne, mogłaby się usprawiedliwiać, i może było to wtedy właściwe, ale nie powinna tego robić. To w końcu był i jest jej mąż. Co z tego, że patrzył wtedy na nią tak pożądliwie…
Może mieli zioła usypiające, warto było zapytać. Za to ona sama zamierzała zrobić coś podobnego, ale dla Shikiego, na jego sen, a nie dla niej, gdzie potrzebowała zasnąć szybciutko teraz już bo inaczej będzie wymiotować przez całą noc.
- Niefart. Kochasz morze, wodę. Mógłbyś się godzinami wpatrywać w horyzont na statku, a ja? Nawet nie mogę ci towarzyszyć, bo zaraz robi mi się niedobrze – i trzeba ją albo zostawić samą i zapomnieć, albo siedzieć przy niej i ją pilnować, żeby jej stan się nie pogorszył. - Chakrą choroby nie wyleczysz. Jeśli nie będzie na to żadnego leku, to nic na to nie poradzisz ani ty, ani ja. Nie, nie chcę tutaj zostać – nie sama, i nie chciała przegapić takiej okazji. Co to, to nie. - Chciałam zrobić zioła dla ciebie, ale możemy spróbować, może na mnie też podziałają. Jak nie, to może kiedyś wymyślę coś lepszego – wyznała w końcu, stukając lekko palcem w jedną z buteleczek. - O? No dobrze – skoro chciał to… No ona nie miała nic przeciwko. Szkoda byłoby zaprzepaścić robotę i serce, jakie włożyła w to wszystko Minako, a ostatnio Asaka i nawet Shikarui. Z tym szczawiem. Wyglądał trochę jak rzodkiewka pomiędzy kwiatami, no ale skoro miał taką wizję…
0 x
· ·

Obrazek
· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2078
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Posiadłość Sanada

Post autor: Shikarui »

Poezja, taniec, śpiew, kaligrafia. Rozrywki szlachetnie urodzonych. Powód ich dumy i wysoko unoszonych podbródków. W końcu kiedy malarstwem zajmował się byle rybak - robił to dla pieniędzy. Kiedy obraz namalował Kogo - robił to dla sztuki. Shikarui nie znał się na żadnej ze sztuk pięknych, na tych wszystkich ich zasadach, uniesieniach, wzlotach i upadkach. Na emocjach, które niby miały prezentować. Farba maźnięta na płótnie była farbą maźniętą na płótnie. Mogła być fajna, nijaka albo brzydka - taki był z niego ignorant. Nie zaprzeczało to wcale temu, że potrafił się zainteresować wierszami, malunkami, czy właśnie kwiatami. Ciekawiły go te rzeczy, bo były tak boleśnie ludzkie. Sięgały samego dna, ujawniały myśl, emocje, obnażały duszę. Potrafiły pokazać rzeczy, których normalnie ludzie by nie wypowiedzieli na głos. Potem znawcy piali zachwytem nad cudami artystów, sława rosła, tłum wznosił prosto do gwiazd..! Cała ta otoczka była bardzo pasjonująca. Dlaczego ludzi tak to mocno wciągało? Co kryło się w kwiatach, że matka Asaki tak je pieściła, tak delikatnie dotykała, ubierała na usta tak słodki uśmiech, jak słodki był zapach lilii. Dlaczego to właśnie sprawiało jej tyle przyjemności? I dlaczego Asaka tego tak nie odczuwała, skoro została wychowana właśnie przez tę kobietę, która miała takie a nie inne pasje? Jeszcze będzie musiał z nią o tym porozmawiać. Jeśli ktoś miał mu to przekazać i wyjaśnić jak krowie na rowie to właśnie ona.
Już nie pamiętał tamtej trupy, która była na ich ślubie. Byli, przeszli, przeminęli. Asaka kiedyś się z nimi spotykała, ale nie był chętny do podzielenia tej znajomości. Lubił obserwować ludzi, owszem, lubił miasta i przebywania wśród nich, ale lubił to, kiedy sam był przez nich niedostrzegalny. Białowłosa rozumiała to doskonale - nie naciskała. Tak jak i mimo lubienia rodziny Asaki, zawsze był zmęczony po imprezach rodzinnych i musiał "ładować energię". Naprawdę - jak kot. Położy się na piecu, wygrzeje... pośpi przez 16 godzin i może iść biegać po łąkach. Cieszył się, kiedy Asaka za to sama czerpała z takich wydarzeń energię, kiedy się na nich śmiała i kiedy mogła się spełniać - w jakikolwiek sposób. Zdawał sobie sprawę z tego, że ludzie byli w końcu zwierzętami stadnymi, a oni spędzali czas głównie ze sobą. W zgodzie, z poszanowaniem, z zadowoleniem.
Pewnie i pociągnąłby poprzedni "temat", powiedziałby coś, skomentował. Zdążył się jednak tylko uśmiechnąć, przypatrując się białowłosej. Bo zaraz po tym nadeszło coś zgoła niespodziewanego. Kiedy jego umysł powędrował do fantazji, które gotów był realizować tu i teraz, to nagle został zwrócony do rzeczywistości, potrząśnięty. Mrugnął. Hę? Przepraszam? Zazwyczaj kamienna twarz Sanady teraz wyjawiała kompletne niezrozumienie. Spojrzała mu w oczy. Nie z uśmiechem, nie ze śmiechem, nie gotowa zażartować. Autentycznie go przepraszała... a on nie miał pojęcia za co. Za to, że stawiała granice? A może dlatego, że jednak czuła się niekomfortowo we własnej sypialni, odwidziało się jej? Jego umysł nie stawiał pytań i nie szukał odpowiedzi. Było jedno wielkie niezrozumienie, które zostało przypieczętowane kontynuacją jej słów. Tak bardzo cię przepraszam. I opuściła te piękne, kryształowe oczy. Magiczne spojrzenie podkreślane przez subtelną biżuterię, którą często nosiła, a którą jej sprezentował, nie przeszkadzającą w walce, a dekorującą ją jako kobietę. Było w tym coś bardzo pustego - to, jak bardzo adorował jej urodę. A może byłoby, gdyby nie to, że jeszcze mocniej adorował jej wnętrze. Tym nie mniej nie było co się łudzić - Shikarui nie był typem, który nie zwracał uwagi na wygląd. Nawet jeśli nie znał się na pięknie - jak każdy potrafił je dostrzec. Z drugiej strony nie był też typem, który użerałby się ze swoją połówką, gdy nie miała pięknego wnętrza. Pięknego w jego mniemaniu.
- Co się stało? - Nie rozumiał zupełnie, jeszcze bardziej go wytrącała swoim zachowaniem. Bardzo pokornym i rzeczywiście... jakby była czemukolwiek winna. Już myślał, że przeprasza go... za to, co za chwilę powiedziała. Że ona nie kochała morza tak, jak on je kochał. Dla niej nie były kwintesencją wolności. - Rzeczywiście. Niefart. - Powtórzył to słowo, jakby pierwszy raz w życiu je mówił. O przepraszam - drugi. Pierwszy raz brzmiał tak samo. Uśmiechnął się przy tym głupkowato, gdy przedstawiła mu swój widzenia. - Nie niefart, że źle się czujesz. Niefart, że nie możesz się ze mną wpatrywać w morze. - Był ewidentnie tym rozbawiony. Rozluźniło to nawet jego brak zrozumienia dla jej przeprosin.
- Nie lubisz hodowania kwiatów. Kwiaty zajmują bardzo dużo czasu. O ogród trzeba dbać ciągle, nawet gdy nas nie ma. - Wyjaśnił swoją decyzję o zatrudnieniu ogrodnika. W końcu - dlaczego nie? Najwyższy czas, przede wszystkim, na samodzielność. Mieli posiadłość kawałek od domu rodzinnego Asaki, jej matka również miała co robić. Miała swój dom, o który musiał się troszczyć.
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Awatar użytkownika
Asaka
Postać porzucona
Posty: 1498
Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
Wiek postaci: 27
Ranga: Sentoki
Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
Aktualna postać: Airan

Re: Posiadłość Sanada

Post autor: Asaka »

Czuła, że po prostu musi to w końcu z siebie wyrzucić, bo inaczej będzie ją to tylko męczyło i męczyło. Starała się o tym za dużo nie myśleć, ale to też nie wychodziło, bo ciągle było coś. Ciągle myśli wracały do tamtej sceny, tego całkowitego szaleństwa – szaleństwa otoczenia rzecz jasna. Tego, jak Shikarui poddał się radości z pozbycia się kogoś, kto rzucał cień na jego przeszłość. Shiga był dla Asaki ogromną, bardzo przeszkadzającą solą w oku. Nie potrafiła, a przede wszystkim nie chciała mu wybaczyć, zresztą na Shikeigo też była zła, że jej nie powiedział. Wcześniej. By ktoś taki dzielił z nimi wspaniały dzień ich ślubu. Nie potrafiła tego znieść. I sama kombinowała jak się pozbyć mnicha, a tu nadarzyła się taka wspaniała okazja… I choć czuła satysfakcję i ulgę, bo w końcu Shikarui będzie miał spokój, poza tym pozbyli się jednego zła, za którym wystawiono list gończy, to nie potrafiła zrozumieć tamtego zachowania Shikiego. Nie wiedziała już sama, czy odbijało mu przez pieczęć, czy wtedy wiele rzeczy złożyło się na raz, klątwa, stres, Demon, szczęście, ulga, strach… I mieli co mieli. Czyli Shikiego, który całkiem wyrywał się spod kontroli i jakichkolwiek ram. Do tego stopnia, że kazała mu stać w miejscu i się nie ruszać, bo Demon wariował i jak miałaby go osłaniać i próbować poskromić bydlaka? A potem ktoś musiał zająć Pięcioogoniastego na czas pieczętowania, więc też musiała warknąć na męża żeby się ruszył. No chociaż tyle, ze to zrobił. Ale i tak musiała go uderzyć, żeby się w końcu opamiętał. Za to właśnie go przepraszała.
- Uderzyłam cię. Nigdy nie powinnam tego robić – zawsze powtarzała, że nie podniesie na niego ręki. Z kontekście podnoszenia by zrobić krzywdę – faktycznie tego nie zrobiła. Ale nie zmieniało to faktu, że go uderzyła. Że naruszyła jego dumę i godność, że go znieważyła. A on później i tak się nią opiekował. Niósł ją nieprzytomną do szpitala. Położył się nawet z nią na jednym łóżku polowym w namiocie szpitalnym w obozie, i tulił ją i czuwał nad jej snem. A niedługo później, gdy tak strasznie pokłóciła się z Toshiro, wycierał jej łzy i pozwalał płakać w swoje kimono, głaszcząc ją przy tym po głowie. Miała, och, miała go za co przeprosić i nie dawało jej to spokoju. Bo nie… Nie odwidziało jej się. Czuła się z nim, przy nim dobrze, cokolwiek robili i jak robili. Nie przepraszała za granice jakie nakreśliła, bo uważała, że wszędzie powinny jakieś być, byle pasowały one obojgu. Zresztą, zawsze można było te granice przesuwać i… przesuwać. Tym niemniej nie - zupełnie nie chodziło jej o sprawy łóżkowe, choć mogło to tak zabrzmieć w pierwszej chwili. Ale nie. Bo ani ona go nie biła podczas seksu, ani on jej. Taki tam żarcik sytuacyjny, który przecież oboje doskonale zrozumieli. Taki podtekst, ale nie do końca prawdziwy. Ale też nie odbiegający bardzo od rzeczywistości.
Jedno zdołała osiągnąć tymi przeprosinami. Że Shikarui pokazał emocje. Jak żywe. Był do tego zdolny. Znaczy wiedziała, ze jest, bo czasami ją zaskakiwał, ale za każdym razem wprawiał ją tym w zdumienie. Takie miłe zdumienie. Teraz też by to zrobił, gdyby nie temat, jaki mieli. A raczej, jaki zaczęła ona, a jakiego Shikarui nie zrozumiał. No bo niby jak miałby, skoro tak z tym wyskoczyła, skacząc po skojarzeniach aż wylądowała na Midori i Demonie.
- Tak, właśnie dlatego. Bardzo bym chciała ci towarzyszyć, a muszę siedzieć z głową w wiadrze – kiedyś była taka podekscytowana wizją podróży morskiej. A teraz? Teraz marzyła, by się nie zbliżać do statków, co rzecz jasna nie było jej dane, a na domiar złego nie mogła podzielać sympatii swojego męża. To było… dołowało ją to w pewien sposób. Wiedziała, że nie ma na to wpływu i że nie ma co się o to złościć, ale jednak bardzo jej to przeszkadzało.
- Nie, że nie lubię. Jakoś no… No nie umiem – trudno powiedzieć, by nie lubiła, skoro robiła to tak rzadko, a teraz tak mało. Może nawet by polubiła? Chociaż oboje doskonale wiedzieli, że nie oddałaby temu serca tak, jak jej macocha. Asaka wolała robić inne rzeczy. Na przykład się uczyć. Nie koniecznie tego jak okładać kogoś po mordzie, a jak poskładać kogoś do kupy. To interesowało ją nawet bardziej. To przypomniało jej, że wręcz musiała pójść do szpitala. Złapać Yuki. Porozmawiać z nią. Może by jej dała jakieś wskazówki co do treningu, bo Asaka czuła, że wie już tyle, że dałaby sobie radę.
0 x
· ·

Obrazek
· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2078
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Posiadłość Sanada

Post autor: Shikarui »

Od samego początku nie uważał, by było za co przepraszać. Uważał? Wspomnienia były mętne i przysłonięte słodką ekstazą. Jedyne co pamiętał z chwili, kiedy jej dłoń przejechała po jego obu policzkach... to podniecenie. Czy mu się już wszystko poplątało czy rzeczywiście to tak wyglądało? Wtedy Asaka też się nie cieszyła z emocji żywych, jaskrawych, tak intensywnych, jakich nigdy wcześniej przy niej nie okazał - nie w tym typie. I dobrze. Bo akurat tamte emocje były bardzo niezdrowe. Och, choć dla niego były jak najbardziej w porządku. Nie pasowały jednak do tego dywanu kwiatów i nie pasowały do ślicznych krówek. Nie wpasowywały się też w kuchnię wypełnioną wonią zielonej herbaty. Ciszę miedzy nimi zagłuszył w jego głowie ryk bestii siłującej się z wielkim kotem i szum technik, które miały na celu utrzymać ją w miejscu. Głupota. Przecież tak łatwo zniknął tam jeden z najsławniejszych z nich. Kryształ nie miał szans powstrzymać tej energii... a jednak stali tam, zamiast uciekać, a on się niemal śmiał, miast łapać za dłonie swoją żonę i biec jak najdalej od tamtego miejsca. Od dziury, w której znaleźli się tylko dlatego, że czarnowłosy złapał obsesyjną potrzebę zabicia tego, który się tam znajdował. Taki impuls. Nagła okazja, której nie mógł przepuścić... jak głupio nieświadom był, że Asaka sama szukała tej okazji, by zmazać jeden z koszmarów, przez który nie mógł spać, bo ciągle szeptał do niego jego własny umysł, że wróg może przyjść wtedy, kiedy najmniej się go spodziewasz. Nocą. Jak to więc było, jak to wszystko wtedy wyglądało... Zamiast ulgi, poczucia własnej pokory, zamiast uśmiechnąć się miło, powiedzieć coś sensownego - poczuł poruszenie, to niebezpieczne, to rozbudzające, które stawiało go do pionu i sprawiało, że ze swojej ostoi uderzał bardzo mocno stopami o ziemię. Hej, oto rzeczywistość. Zawsze nabierała na wyrazistości, kiedy spoglądał na nią z tej perspektywy. Jego ciało napięło się, poprawił się na swoim siedzeniu - nie było to napięcie pełne niepokoju. Jego lawendowe oczy lśniły intensywnie, szeroko otworzone, kiedy wpatrywał się łapczywie w Asakę. Z pożądaniem. Ze wspomnieniem tamtego wydarzenia na ustach rozciągniętych w uśmiechu ustach i w umyśle. To również nie był miły i sympatyczny uśmiech.
- Mogłem być wtedy przez chwilę niezadowolony, nie pamiętam. - Przyznał całkowicie szczerze. - Pamiętam za to, że to było bardzo podniecające. - Pozostawało czekać, aż powie "czy zechcesz to powtórzyć?", jednak pytanie nie padało, jakby zawieszone w przestrzeni. Shikarui nie miał wyczucia w emocjach, ale nie był głupi. W końcu białowłosa go właśnie przepraszała. Czuła się winna. Prosić ją więc o coś, co wprawiało ją w takie odczucia? Shikarui starał się zrozumieć, co się dzieje, zarówno w jego odczuciach co do tego, jak i dokładnie to, dlaczego to było takie ważne - te przeprosiny. Owszem, tego, że obiecała, że nie podniesie na niego ręki, pamiętał dokładnie. Cóż, to chyba była kwestia tego, do czego został, stety czy niestety, przyzwyczajony. Mógł tego nienawidzić, mógł się tego bać. Z jej strony wydało się to niezwykle pobudzające. I nie było tym podniesieniem ręki, które było obiecane. W jego mniemaniu.
- Dziękuję za przeprosiny. Nie jestem zły. - O zgrozo, wyglądał wręcz na zadowolonego. I to bardzo. W dodatku - zadowolenie nie płynęło z przeprosin... Przynajmniej od razu. Jego myśli w ogóle nie wędrowały w kierunku złamanej dumy czy honoru, nie myślał o godności. To straszne, prawda? Jak człowiek potrafił się upodlić dla przyjemności. I jak nisko mógł z jej powodu upaść. - Och, racja. Powinienem być zły... - Zreflektował się - i zabrzmiało to bardzo autentycznie. Bo było. Po tamtej kłótni... po tamtej kłótni było już niewiele granic. Niewiele słów i myśli, przed których wypowiedzeniem się zastanowił. Były to jednak myśli, które nigdy nie powinny opuszczać jego głowy - zbyt paskudne. Brzydkie. - Nie przeszkadza mi to jednak. Honor i duma są ciężkimi rzeczami do przyswojenia. - Czasem wypowiadał się o niektórych rzeczach, jakby były czarną magią. Owszem, znał jej wszystkie teorie, rozumiał (aż za dobrze już!) ich działanie. Potrafił je symulować i potrafił je wykorzystywać przeciwko drugiemu człowiekowi. Nawet sam obrósł w piórka dzięki pewności siebie, jaką ładowała w niego Asaka i jaką sam zdobywał swoją siłą. Że niby miało się jej odwidzieć? Oj nie. Nie myślał tak. - To było konieczne, poniosło mnie. - Dodał jeszcze ze swoich przemyśleń. Emocje opadały, ale te negatywne. Pozostawała w nim jakaś ikra, jakby ten temat dostarczył mu zastrzyk tej jego bezcennej energii i to w dużej dawce.
- Mi też to przeszkadza. Przeszkadza, że się źle czujesz. Reszta jest nieważna. - Woda miała coś w sobie. Coś takiego, co sprawiało, że Shikarui się zapominał całkowicie, jakby kołysał się razem z falami i razem z nimi odpływał. A paradoksalnie - wcale nie przepadał za łaźniami. Nie to, że nie lubił, po prostu nie dawały mu tego samego odczucia. Bo akurat w takich onsenach również czuł się bardzo swobodnie, jak pan i władca. Nic dziwnego - on czuł się wszędzie lepiej tam, gdzie miał ewidentną przewagę nad... nad wrogiem. Że wszyscy byli w jego czach wrogami, to przewagę nad wszystkimi - krótkie równanie. Im bardziej nowe było miejsce i im mniej znane, tym bardzie paranoiczny się stawał. Że Asaka z nim wytrzymywała - woaah! Cud. Cud, że mając tak mało cierpliwości do innych ludzi, miała jej nieskończoną ilość do niego. Nigdy nie odczuł, by ją czymś zirytował. By traciła cierpliwość do jego dziwactw i by drażniły ją jego banały. Ba! Ona to nawet uważała za urocze! Chora kobieta. Ale tylko chora kobieta mogła się związać z chorym mężczyzną.
- Rozumiem. Jeśli będziesz miała czas, będziesz mogła go poświęcić. Służbę zawsze można odwołać. Lub zwolnić. - Shikarui często z pogardą odnosił się do innych. Zresztą - często było to widać w jego spojrzeniu. Uniósł herbatkę, by się jej napić - zdążyła przestygnąć, kiedy... - Nie jestem chory, po co mi zioła? - Kiedy uświadomił sobie, co dokładnie usłyszał.
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Awatar użytkownika
Asaka
Postać porzucona
Posty: 1498
Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
Wiek postaci: 27
Ranga: Sentoki
Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
Aktualna postać: Airan

Re: Posiadłość Sanada

Post autor: Asaka »

Patrzył na nią wtedy tak pożądliwie, pamiętała to, więc była skłonna w to uwierzyć. W to zwierzęce wręcz, chore pożądanie. Pamiętała, że widziała w nim wtedy pełną gamę emocji, ale nawet nie miała czasu się nad tym dobrze zastanowić, bo tam, wtedy działo się dużo. Dużo za dużo nawet. Za dużo emocji, za wiele stresu i nerwów, za dużo poczucia, że stoi się na krawędzi życia, że jeden zły ruch i… I będzie po wszystkim. Nie mogła wtedy na to pozwolić. Zbyt cennych żyć było na krawędzi, żyć, które chciała chronić za wszelką cenę. Zwłaszcza to jedno. Jeśli Shikarui myślał, że przy tej dziurze znaleźli się tylko z jego powodu, to naprawdę jej nie doceniał. Może nie był to jej pierwszy wybór, zgoda, ale ona nie miała wzroku Shikiego, który przenikałby przez wszystko tak, by wybrać odpowiedni moment. Sama szukała okazji do tego, by złapać Shigę gdzieś w ciemnym zaułku, sam na sam. Gdzie by się tego spodziewał najmniej. Oczywiście przy okazji, bo nie polowałaby na niego specjalnie, nie szukałaby po całym świecie, bo szkoda było na to czasu. Los lubił robić jednak niespodziewane prezenty, jednorazowe. Jeśli z nich nie korzystałeś, to drugiej szansy nie dawał. Tak spotkała Shikiego i zgodziła się na wspólną podróż. Tak spotkali Shigę w obozie. A później… To była kwestia wykorzystania okazji. I Asaka przyjęła ją bez wahania.
- Wiem co na ciebie działa – przypomniała mu, gdy już uniosła oczy, wcześniej opuszczone na stół. Działało na niego, gdy wydawała się taka bezbronna, gdy go przepraszała, tak jak wtedy nad jeziorem. Wtedy patrzył na nią podobnie. Tak jak wtedy przy Demonie. I tak jak robił to teraz. Skłamałabym, gdybym napisała, że Asaka nie była tego świadoma i że nigdy tego nie wykorzystała – bo wiedziała o tym d o s k o n a l e. - Wtedy to był moment najgorszy z możliwych – w tym… piekle, zawierusze, w tym całym ryzyku. Wtedy absolutnie nie czuła podniecenia. - Wiem, że nie uderzyłam cię mocno. Gdybym zrobiła ci krzywdę to nigdy bym sobie nie wybaczyła. Ale to i tak nie powinno mnie usprawiedliwiać. Ty tu rządzisz, ty masz ostatnie słowo w… no technicznie we wszystkich kwestiach, ale jakbyś wymyślił coś, co zagroziłoby mojemu albo twojemu zdrowiu, to bym na to nie pozwoliła. Tak czy siak nie powinnam tego robić – nie był zły? Faktycznie nie wyglądał na złego. Wyglądał, jakby się teraz świetnie bawił Nie w ten irytujący sposób, tylko w ten… intrygujący. Bo nie bardzo rozumiała co tutaj się właśnie działo, że Sanada wyglądał na tak bardzo zadowolonego z siebie w tym momencie.
Odetchnęła z wyraźną ulgą, nawet na moment przymknęła oczy, gdy powiedział, że mu to nie przeszkadza. Nie żeby chciała to powtarzać, bo zdecydowanie nie chciała znaleźć się ponownie oko w oko z Pięcioogoniastym, ani żadną chakrową bestią.
- Wiem, że to dla ciebie trudne, rozumiem to. Potrzeba czasu, żeby to przyswoić. Jak trafiłam do domu moich rodziców, to uczyli mnie tego praktycznie od początku, chociaż było o tyle łatwiej, że ja już wcześniej się stawiałam. Tylko, że była… wtedy byłam złamana. Zajęło im to kilka lat. A ja byłam wtedy ledwie dzieckiem, ty z kolei jesteś dorosłym mężczyzną. Pewnie zajmie ci to dwa razy dłużej czasu, chociaż uczysz się szybciej niż ja. To może pójdzie ci trochę lepiej – stwierdziła w końcu, patrząc na niego uważnie, ale nie podejrzliwie. - Ale tak, ktoś inny na twoim miejscu byłby wściekły, że kobieta i to w dodatku twoja własna żona śmiała podnieść na ciebie rękę i cię znieważyć. Gdyby to było zrobione publicznie, to byłoby to odebrane jako wielka potwarz – a oni co prawda byli wtedy wśród ludzi, ale chowali się za grubą, kryształową ścianą, a każdy inny walczył wtedy o życie, więc nikt na nich nawet nie zwrócił uwagi. - Naprawdę uznałeś to za podniecające? – nie brzmiała na przerażoną. Raczej… na zaintrygowaną.
Były rzeczy, które ją irytowały. Jak wtedy, gdy stwierdził, że nie chce mu się myśleć w którym roku się urodził, bo nie chce do tego wracać, bo to bolesne wspomnienia. Jasne, rozumiała, że bolesne. Ale dla niej było wspaniałe to, że się urodził. I chciała wiedzieć kiedy może z nim świętować i którą rocznicę. Dla niej było to ważne, dla niego wcale. Wkurzało ją też to, że na tym polu wolał wtedy wytłumaczenie swojego byłego, że świętować może kiedy chce i jaką rocznicę chce. No strasznie to wygodne, jasne, ale to było tak płynne, że równie dobrze mogli świętować co dzień i wtedy przestawało to mieć aż takie znaczenie. Powszedniało. A ona nie chciała, by to powszedniało, bo było dla niej ważne. Było wyczekiwane.
- To słodkie, że tak uważasz. Dziękuję - nie znosiła być taka słaba. Tak jak bywała na statku. Taka, że nic nie mogła na to poradzić i że nie może dotrzymać wtedy kroku ukochanej osobie. Uważała to za okropną słabość, nie znosiła tego. Tego, że Shikarui musi patrzeć na nią, gdy jest w takim stanie. Ale niec nie mogła na to poradzić. Oby tylko znaleźli na to jakiś specyfik.
- A dlaczego uważasz, że zioła są tylko na choroby? Wiem, że nie jesteś chory. Po prostu martwi mnie, że tak źle sypiasz. Już dawno szukałam czegoś, co pomaga się rozluźnić. Nie przytępić zmysły, a po prostu zrelaksować i pomóc zasnąć, zwłaszcza jak się jest przemęczonym albo nadmiernie pobudzonym. Po prostu nie miałam czasu do tego siąść. Nie chcesz spróbować? - robiła to dla niego. Ale jeśli nie chciał, to zrozumie. Nie było to jednoznaczne oczywiście z tym, że będzie zadowolona z takiego obrotu sprawy, bo chciała mu ulżyć, no ale co.
0 x
· ·

Obrazek
· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2078
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Posiadłość Sanada

Post autor: Shikarui »

Asaka nie miała syndromu ślepej bohaterki. I dobrze - inaczej by się na pewno nie dogadali. Zapewne skończyliby w którymś momencie naprzeciw siebie. On - czarna strona medalu i ona - ta biała. Białowłosa odnalazła swoje spektrum tam, gdzie bardzo wielu shinobich się gubiło i zaczynało zbierać sprzeczne fakty. Mogli je uporządkować, bo hipokryzja jest wpisana w naszą naturę, ale aaach, co to był za porządek? Poukładane sprzeczności nadal się wykluczają, nawet jeśli pomalujesz ich okładki tą samą farbą i opiszesz tym samym słowem. Na pewno byli tacy, co jej postępowanie również by hipokryzją nazwali. Ci, co by negatywnie skomentowali i stanęli okoniem. Proszę bardzo, przecież każdy szedł tu własną drogą. Shikrui, jako egoista, mało się przejmował tym, co sądzili o tym inni. Więc ten brak syndromu bohaterki sprawiał, że czarnowłosy wiedział, czego się w walce po Asace spodziewać. Tak jak wiedział, że tam będzie dla niej priorytetem zatroszczenie się o niego, o siebie i jeszcze o Toshiro. O, pewnie o Ichirou, przecież jego też polubiła? Z tym, że Kochanek potrafił sobie radzić sam. To słodkie - tak dbać o rodzinę, bliskich przyjaciół. Ich interes schodził się w tym punkcie, z tą różnicą, że Shikarui by jakiegoś gorszego znajomego pewnie jeszcze pchnął na wroga, gdyby dzięki temu łatwiej było wroga zabić... Wiedział też więc, kiedy uciekali w pierwszej chwili znad dziury, że będą uciekać, skoro sytuacja była taka ciężka. Jak i wiedział, że gdyby nie trzymała jego strony, wcale nie byłaby taka chętna tam schodzić. W końcu - było to zbyt niebezpieczne w obliczu sytuacji, w jakiej byli.
- Nie powinnaś. Powinnaś w tamtej chwili. - Niby doświadczenia z tamtego miejsca powinny być ponure... czy... coś? Pełne krwi, trupów, przemocy - więc ponure? Nie były. Asace włosek z głowy nie spadł, on sam poczuł jedynie godne wyzwanie. Och, przy demonie oczywiście był strach, paraliżujący strach... lecz z perspektywy czasu była to wielka wygrana - nad równie wielką bestią. - To było konieczne. Dla naszego bezpieczeństwa. - Shikarui o wiele lepiej teraz rozumiał, co działo się w głowie białowłosej. Jej motywację, powód tego, co zrobiła, chociaż wcale się nad tym nie rozwodził. Jeśli zrobiła - to dla ich dobra. Na tyle jej ufał. Było to już wręcz zaufanie ślepe, bezkrytyczne. Cóż, sama na nie zapracowała, bo na każdym kroku udowadniała, czyją trzyma stronę. Swoimi gestami, słowami, czynami. Miał wrażenie, że minęła już dekada, odkąd się poznali i że wiedzieli o sobie tak wiele, że trafiliby do siebie nawet gdyby ktoś rzucił nimi na dwa różne krańce świata. Myśleli tak podobnie... i zarazem tak odmiennie. A każde co chwila było zaintrygowane myślą tego drugiego.
Ostatnie słowo... Zbyt łatwo można było się upoić kontrolą. Mężczyźni za prosto wpadali w sidła, które nazywali władzą i wydawało im się, że mogą wszystko. Co się wydawało czarnowłosemu..? Że może wszystko, dopóki białowłosa czuła się z tym dobrze. Dopóki jej tym nie krzywdził i dopóki byli w stanie ewentualny konflikt wygładzić i wyjaśnić sobie rzeczy, które zostały powiedziane i te, które powinny zostać dopowiedziane. To ostatnie szczególnie w jego przypadku. Upajały go jednak tak proste słowa. Zatapiał się w nich i rozkoszował ich brzmieniem, jakby były miodem lanym na spierzchnięte usta. Mógłby się w nich zatopić... opatulić nimi i przywdziać jak nowe szaty. Znał siebie na tyle, by wiedzieć, których granic nie przekraczać, by potem nie stracić zbyt wiele. Miał być lepszy niż jego ojciec. Zabawne.
Całkowicie się w niego wdał, choć nawet tego nie wiedział.
- Nie ma takiej chwili, w której naraziłbym siebie lub ciebie na niebezpieczeństwo. - Odezwał się łagodnie, ciągle trzymając palce na opartej czarce. Jego dłoń zdążyła powędrować automatycznie w dól, z powrotem na drewnianą tackę, kiedy jej słuchał i sam zastanawiał się zarówno nad tym, co słyszy jak i nad tym, co odczuwa. Badał te emocje. Tak jak emocje na twarzy Asaki. Kiedy odetchnęła z ulgą i kiedy przymknęła powieki. Czyli było dobrze. Przeszło mu przez myśl, że to byłby dobry moment, by samemu przeprosić za swoje zachowanie... jednak czy było za co? Bo jak przepraszać za siebie, kiedy to, co robisz, nawet nie uważasz za złe? W wykonaniu Shikiego było to normą. Nie posiadał poczucia winy, które mógłby spisywać na sumieniu. Były po prostu chwile i rzeczy, za które przeprosić wypadało i takie, które do nich nie należały. Nie uważał, by to była jedna z tych chwil, w których powinien zdobyć się na to cenne słowo. A cenne było. Bardzo rzadko je z Asaką wobec siebie wypowiadali.
- Te elementy nie są mi potrzebne. Wystarczy mi godność. - Tak, honor i duma... nie były dla niego. Nie dlatego, że nie mógł ich w sobie wykształcić, po prostu nie było mu do nich śpieszno. Za to godność, o! To mu się spodobało. Żyć godnie. Czyli zupełnie inaczej, niż żyłeś w młodości. - O tak. Musimy się zamienić raz w sypialni. Mam ochotę poczuć przemoc na mojej skórze. - Spojrzał na swoją dłoń pozbawioną blizn. Kiedyś wpadał w panikę, kiedy kazano mu za długo przebywać w zbyt małym pomieszczeniu. Potem czuł się w nich tylko niekomfortowo. Potem... co było potem? Sam był tym zaintrygowany. Ale samo wspomnienie sprawiało, że jego ciało zatęskniło... za czym właściwie? Ból hartuje. Zapewnia cię, że żyjesz. Zgiął palce, zsuwając wzrok z miejsc, z których blizny całkowicie zniknęły. Minęło już tyle czasu, a on nadal nie mógł się do tego przyzwyczaić w pełni. Niby już nie dziwiło, nie było czymś nowym. A jednak... a jednak.
- Jesteś moją słodyczą. Świat jest gorzki, gdy pochmurniejesz. - Romantyk? O nie, nie, nie. Ze wszystkich rzeczy na szczęście to, że Shikarui nie biegał ze świecami i że nie przynosił jej bukietów z kwiatami nie należały do tych, które Asakę irytowały. Za to ten temat urodzin, aaach..! To irytowało również jego. Minimalnie, bo minimalnie, ale jednak. Dla niego to było ważne, on nie chciał o tym myśleć. Nie wiedział. Nie wiedział, ile dokładnie ma lat. I było już za późno, żeby miał się dowiedzieć, bo jedyna osoba, która cokolwiek mogła powiedzieć, była już pogrzebana. Dla niej więc to było bardzo ważne, a on nie chciał tego słuchać. Co nie znaczyło, że nie lubił urodzin, które Asaka robiła... gdzieś jesienią. Lubił spokój, ciszę. Wspólne wypicie czarki sake. Lubił jej dobry obiad i dobre życzenia. Tylko ta cholerna data go ciągle prześladowała.
- Jeśli ktoś wtedy przyjdzie a ja będę spał? - Widać było lekkie zaniepokojenie tą myślą. Obsesja, mania kontroli otoczenia, wrażenie, że wróg może przyjść zawsze. W dzień był na nogach, funkcjonował, był na chodzie, był gotów. Noc czyniła człowieka bezbronnym i otwartym, bo jednak TRZEBA było spać. I ta potrzeba była czymś, czego nie lubił i lubił jednocześnie. Jakoś za dnia naprawdę całkiem nieźle potrafił się zdrzemnąć w promieniach słońca, kiedy wiedział, że Asaka się kręciła nieopodal. Nocą Asaka również spała. - Nie spowolni reakcji? Nie pytałem... nie przygotowałabyś czegoś takiego. - Od nikogo nie przyjąłby czegoś takiego. Od żadnego lekarza. Ba, gdyby mu jakiś lekarz zaproponował zacząłby go podejrzewać o to, że chce mu zrobić jakąś krzywdę, pewnie to trucizna, pewnie... och, jak zawsze byłoby sporo teorii. - Stresująca myśl, spanie w nocy... - Mruknął, zdając sobie w pełni sprawę, jak to brzmi. Gdyby mógł to nie spałby wcale i ciągle czujnie czuwał, czy czasem ktoś się nie chce zakraść. Ale w takim tempie naprawdę można zwariować. I na pewno nie da się normalnie i spokojnie zasnąć. - Chcę. - Oświadczył po bardzo krótkim zastanowieniu. I wydawał się przy tym przekonany.
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Awatar użytkownika
Asaka
Postać porzucona
Posty: 1498
Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
Wiek postaci: 27
Ranga: Sentoki
Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
Aktualna postać: Airan

Re: Posiadłość Sanada

Post autor: Asaka »

Nie, nie miała, to prawda. To znaczy trochę miała jeśli chodziło o jej własną rodzinę czy klan, przyjaciół, ale inni ludzie aż tak jej nie obchodzili. Jeśli pakowali się na wroga, to na swoje własne życzenie, a Asaka nie zamierzała wszystkich ratować. To nie była jej rola, nie to sprawiało, że mogła zarobić na życie i nie dzięki temu żyła. To nie było jej powołanie w żadnym wypadku. Zawsze kalkulowała, czy chce w ogóle się w coś pakować, no chyba, że sprawa świeciła w jej w głowie bardzo jasną odpowiedzią już od początku. Wiele razy zastanawiała się, czy nie jest hipokrytką, ale po dogłębnej analizie swoich czynów – nie widziała by była w tym jakakolwiek sprzeczność. Nie zmieniała swojego kody moralności na „w trakcie misji” i „poza misją” – zawsze było to takie samo. Zrobiłaby to samo przed jak i po. A także w trakcie. Cóż, grunt to żyć ze sobą w zgodzie, prawda?
- Dostaję sprzeczne sygnały – mruknęła pod nosem. Wiedziała, że nie powinna, niezależnie od tego jak Shikarui tego nie usprawiedliwiał. W jej oczach i głowie nie było na to usprawiedliwienia, chociaż sama przecież doszła do wniosków, że gdyby warunki były inne, to nie postąpiłaby tak nagannie. Jednocześnie chciała usprawiedliwienia i go nie chciała, głupie, prawda? Chciała przebaczenia ze strony swojego męża, a okazywało się, że on w sumie to nie był nawet na nią zły, jednak i tak dobrze, że mu to powiedziała. Że w końcu o tym porozmawiali po… jakim czasie? Zbyt długim. Tak długim, że naprawdę cholernie mocno zaczęło ją to wszystko męczyć. - Nie wiem… Nic innego nie przyszło mi wtedy do głowy. Nie wiedziałam co zrobić. To wszystko było bardzo stresujące – też czuła, jakby znali się od dawna, a przecież byli towarzyszami od ledwie trzech lat. Trzech krótkich i jednocześnie długich lat, w których prawie każdą chwilę spędzali razem. Kiedy zaczęli być parą? Kilka miesięcy po spotkaniu, jakoś tak to było, chociaż przecież zainteresowanie sobą wzajemnie okazali sobie dość… dość szybko. Asaka nie żałowała, że nie pozwoliła sobie wtedy na bardzo szybki krok do przodu, który chodził Shikiemu po głowie. Z perspektywy czasu uważała, że dobrze wyszło. Sama była pewna, że gdyby ich rozdzielono, to by się znaleźli. Wiedzieli jak myśli to drugie, nawet jeśli sami byli pod tym względem tak różni. Tak różnie podobni, co zabawne.
Nigdy nie poznała i nie pozna ojca Shikiego, znała go jedynie z jego opowieści. Kto wie? Może kiedyś był lepszym człowiekiem, przed czasem, kiedy szaleństwo i zabobon odebrały mu rozum, gdy wyrzekł się własnej żony i pierworodnego syna, przez jego czerwone oczy i brak Senninki. Asaka wiedziała jedno – nigdy nie pozwoliłaby sobie na to, by Shikarui, albo ktokolwiek inny, potraktował ją i jej dziecko tak, jak ojciec fiołkoowookiego traktował jego i jego matkę. Że wtrącił ich do jakiegoś lochu, wziął sobie nową żonę i spłodził drugiego syna, a jednocześnie nie chciał pozwolić tej pierwszej, właściwej rodzinie odejść. I dręczył ich. Znęcał się nad nimi, bo inaczej tego nazwać nie można było. Białowłosa w życiu nie pozwoliłaby, by Shiki znęcał się na nią, czy nad ich dzieckiem. Zresztą nie sądziła, by tak było. Zbyt bardzo tego dziecka pragnął. Zbyt bardzo odczuł na swojej skórze jak to jest. Wcale nie sądziła, by wdał się w swojego ojca.
Nie czuła, by Shikarui miał za co przepraszać. Znaczy… Była na niego wściekła tam w jaskini, że zachowywał się jak wariat, ale szybko o tym zapomniała, w myślach mając jedynie swoje karygodne zachowanie. Wyparła jego zachowanie, wszystko dlatego, że wiedziała, że sama zrobiła źle.
- Od godności do dumy jest bardzo krótka droga – posłała mu krótki uśmiech, który za chwilę zamienił się w zaskoczenie. Osłupienie może nawet, ale takie malutkie, gdy ważyła jego kolejne słowa. - J-jesteś pewien? – zająknęła się krótko. – Że chcesz – doprecyzowała zaraz. Oczywiście to tyczyło się tylko i wyłącznie spraw łóżkowych, takabyłazasada, której Asaka nie zamierzała absolutnie łamać. Ale tam, za tymi drzwiami, różne konwenanse padały i nie miały odzwierciedlenia w rzeczywistości. - Nie chcę, żebyśmy czegoś później żałowali.
W kwestii urodzenia wystarczyło to po prostu powiedzieć. Że nie wie, że nie jest pewien i że go to wkurza. Zawsze mogli udać się do Nawabari. Zapytać Shuichiego, czy może ma jakieś stare zeszyty matki, może gedzieś była jakaś wzmianka o tym, kiedy Shikarui przyszedł na świat. A może lider Jugo posiadał takie informacje? Nawet jeśli… Nawet jeśli ojciec Shikiego oznajmił, ze dziecko urodziło się martwe czy coś, coś powinno być w jakichś kronikach. Sprawa nie była przegrana, wystarczyło tylko… tylko chcieć. Tylko się odezwać. Nie pierwszy to raz Shiki zostawiał coś dla siebie, a rozwiązanie mogło okazać się takie proste.
- A czy dotychczas ktoś przychodził? Nic się nie stanie, głuptasie. To nie sprawi, że będziesz mieć kamienny sen. Tylko tyle, że łatwiej zaśniesz. I już. Może w końcu chociaż raz się wyśpisz – w końcu przecież coś tam sypiał w nocy. A chyba po takim czasie już się przyzwyczaił do obecności śpiącej obok Asaki i tego, że czasami się ruszała we śnie. Mało bo mało, ale jednak. - Nie przygotowałabym – uśmiechnęła się pod nosem, całkiem ubawiona jego reakcją. Przecież sama przed chwilą mu powiedziała, że to nie wpłynie na jego zmysły. Nie śmiałaby. Wiedziała, że wtedy mocno zachwiałaby jego zaufaniem, a tego robić nie zamierzała. Uniosła w górę brwi, faktycznie to co powiedział zabrzmiało… Głupio.
  Ukryty tekst
- No i już. Gotowe. Mam nadzieję, że będzie dobrze smakować. To będzie taka… taka herbatka ziołowa. Do zaparzenia. Albo do wymieszania z wodą w kąpieli. Sam zobaczysz która wersja bardziej ci odpowiada – odstawiła przygotowane paczuszki na bok, i zgasiła płomyk świecy. Zaczęła zbierać całą aparaturę ze stołu, bo tylko do tego było jej to potrzebne.
0 x
· ·

Obrazek
· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2078
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Posiadłość Sanada

Post autor: Shikarui »

Przekaz był bardzo klarowny, tylko mało rozwinięty. Przeczył samemu sobie. Wymagał rozwinięcia, wyjaśnienia, przedstawienia myśli - tak prosto. Jak to zresztą czarnowłosy potrafił najlepiej... poza momentami, w których był odurzony sake. Ooo, wtedy stawał się prawdziwym artystom-filozofem! Najgorsze było to, że ponieważ nie był przyzwyczajony to nie było potrzeba wiele. Wolał myśleć czysto i klarownie, to pozwalało mieć kontrolę. A tutaj... tutaj było się nad czym zastanawiać. Kiedy człowiek przepraszał chciał otrzymać rozgrzeszenie. Jego własne katharsis przychodziło, kiedy okazywało się, że nawet gdy druga strona była zła, to wystarczyło odrobinę skruchy, pokory i wszystko wracało do normalnego rytmu. Jak długo Asaka musiała to trawić w swoim wnętrzu? Oszczędność słów wynikała teraz z tego, że czarnowłosy dopasowywał się do zupełnie nowej dla niego sytuacji, którą musiał zrozumieć, przetrawić i przemyśleć swoje własne położenie w niej oraz to, czego od niego oczekiwano. Prócz tej pierwszej reakcji, która była w pełni naturalna, rzecz jasna. Niczego nie ułatwiał zawrót emocji, które przepłynęły przez jego ciało i teraz schodziły jak woda, którą ktoś wylał na kamienne bloki. Wodospad już przeszedł - pojedyncze strugi nadal jednak wędrowały. Przesuwały się po skórze pieszczotą i czymś miłym. Hej, czuj się wyjątkowym, kiedy taka dumna kobieta okazuje skruchę! W końcu to właśnie był ten największy zawrót głowy, o który białowłosa go właśnie przyprawiła, ale który odsunął na bok. Był zbyt brzydki i był zupełnie nie tym, czego od samego siebie w tej sytuacji oczekiwał. Musiał wybrać mądrze i starannie, żeby samemu odkryć przede wszystkim, co o tym sądzi. Żeby wykreować to sądzenie w swojej własnej głowie.
- Uderzyć kogoś, by go poniżyć, a uderzyć kogoś, by go otrząsnąć i uratować - to różnica. - To rozumiał przez te sprzeczne sygnały. Tak, to było właśnie to, co chciał jej zakomunikować. To, co już tak naprawdę sama doskonale wiedziałaś, bo przecież wnioski zostały wyciągnięte - dokładnie takie same, jakie on teraz budował słowami. Proste, czytelne, jasne. Jest zagrożenie - dopasowujesz się. Walczysz jak lwica, by chronić i ratować. Zapierasz się wszystkimi łapami, żeby utrzymać stabilność. Wtedy zamiast zapierania się, sytuacja wymagała podniesienia tej łapy. Więc ją uniosłaś. Bez chwili zastanowienia - konsekwencje miały nadejść potem. I jak, utrzymywał się strach? Obawa o to, co zostanie tutaj powiedziane? System kary i marchewki był oczekiwany w równym rozłożeniu - oto właśnie to jednoczesne pragnienie, by przebaczenie otrzymać i jednocześnie nie. W końcu chce się jakoś poczuć, że się źle zrobiło, by stało się jasnym, że grzech miał swoje konsekwencje. W taki sposób świat pletli bogowie. - Cel uświęca środki. To nie było osobiste. - Dwa zdania, które nie padały często z ust Shikaruiego, ale za każdym razem, jak padały, miały mocny wydźwięk jego własnego ducha. Jego własnej drogi, która była wodą, cicho szemrzącym strumieniem, jak sam czarnowłosy był cichy. Zadziwiały momenty, kiedy cała kamienna skarpa zawalała się pod siłą tego cichego, małego strumyczka. Zazwyczaj wypowiadał ostatnie zdanie do tych, którzy już mieli pożegnać się z tym światem. Lub do tych, którzy mieli doświadczyć - lub doświadczyli - czegoś okropnego, ale tutaj miało to zupełnie inny charakter. Miał to na myśli - że ona zrobiła to ze względów ich bezpieczeństwa, nie z osobistych względów wylania swoich żali, gniewu, czy wspomnianej chęci poniżenia. - Wykazałaś się odwagą stawiając na takie rozwiązanie, dostosowałaś się jak prawdziwa kunoichi. W walce nie ma miejsca na ckliwości i rachunek sumienia. Dlatego postąpiłaś słusznie. To sprawia, że nie mam do ciebie żalu i jestem z ciebie dumny. Nawet jeśli nigdy nie powinnaś była podnieść swojej rączki. - Był zadowolony ze swoich wspomnień, przywołanych emocji i wniosków, które z nich wyciągnął. Był zadowolony z tej uległości Asaki, jej uczuci poczucia winy, której zapach niemal czuł i który rozpalał jego zmysły, doprowadzając do szału i jednocześnie głaszcząc z włosem, jak tylko obecność Asaki potrafiła go ugłaskać.
- Nie przypominam sobie, żebym kiedyś był niepewny tego, czego chcę i słów, które wypowiadam. Upojenie sake wypieram z pamięci. - Ho, ho, ho, taki dobry humorek miał pan Sanada, że nawet zażartował! Oj tak, to był bardzo dobry moment na to, żeby prosić męża o wszystko..! Tylko o co prosić, kiedy wszystko się już ma? Chwile szczęścia, które objawiało się słońcem w sercu i promieniami na twarzy, były dzielone po równo i kultywowane między nimi, obojętnie, która ze stron je właśnie przeżywała, druga dostawała taki sam ułamek. Kiedy możesz być bardziej szczęśliwy niż w chwili, kiedy Twoja druga połówka wykazuje tak wiele ciepła? To powodowało, że żadne z nich nie wykorzystywało dobrego nastroju tego drugiego dla swoich własnych widzi-mi-się.
- Herbaty ziołowe są gorzkie. - Zabrzmiało jak typowe marudzenie dziecka, przed którym się stawia lekarstwo do wypicia. - Dziękuję. - Obserwował ją, kiedy herbatę parzyła. W kuchni wcale nie uniósł się zapach gorzki, nieprzyjemny. Shikarui potrafił jednak o zgorszenie przyprawić wszystkich wokół, kiedy wsypywał do zielonej herbaty cukier i jeszcze na bezczela mieszał w czarce pałeczką. Szczęście w nieszczęściu nie robił tego zbyt często w knajpach... ale tylko dlatego, że by dostał pierdolca gdyby się nagle na niego ludzi zaczęli gapić, nie dajcie bogowie.
Wrzątek sprawiał, że i tak musiał poczekać, aż ostygnie - chociaż trochę. Oparł policzek na pięści, wpatrując się w spokojną taflę przejrzystego płynu w czarce, aż w końcu cofnął z niej palce, kiedy zaczęła parzyć jego opuszki.
  Ukryty tekst
Pomimo krótkiego, początkowego marudzenia wypił napar, kiedy troszkę przestygł, przestając być wrzątkiem.
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Awatar użytkownika
Asaka
Postać porzucona
Posty: 1498
Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
Wiek postaci: 27
Ranga: Sentoki
Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
Aktualna postać: Airan

Re: Posiadłość Sanada

Post autor: Asaka »

Domyślała się, że przekaz, jaki chciał jej tutaj dać odnosi się do dwóch różnych rzeczy, ale z Shikaruiem to nigdy nie było do końca pewne co mu chodzi po głowie, gdy tak gmatwa i nie zawsze jest w stanie dobrze nazwać swoje myśli. Wolała więc mieć potwierdzenie czarno na białym. Zresztą, lubiła go słuchać, lubiła jak mówi. A w takiej rozmowie jak ta, niedopowiedzenia były bardziej niż niechciane. Były wręcz… szkodliwe. Asaka miała już dosyć niedopowiedzeń, zwłaszcza w ważnych sprawach i zwłaszcza tworzonych przez Shikiego, bo on był wręcz ich mistrzem, chociaż się starał. Widziała, że się starał. Nigdy nie prowadził takich rozmów szybko, potrzebował czasu, by się zastanowić nad odpowiedzią, odpowiednio ubierając wszystko w słowa. Trwało to chwilę. Chwilę, w której Asaka wcale mu nie przeszkadzała ani nie przerywała, po prostu go słuchała i czekała, aż zbierze myśli na tyle, by być gotów je wypowiedzieć.
- Może i moja intencja była inna, ale nie zmienia to faktu, że nie jestem dumna z tego co zrobiłam. Gdyby to był ktoś inny to może. Ale ciebie nie powinnam, nie mogę, nie chcę… - nie dokończyła, bo nie było sensu. Nie chciała mówić o choćby możliwości uderzenia go. Takiego naprawdę, jak tu i teraz. Nawet gdy razem trenowali to się hamowała, chociaż wtedy warunki rzecz jasna były inne, bo zdarzało jej się na nim trenować jakieś ciosy walki wręcz. Ale to były warunki kontrolowane. Ona mówiła co zrobi, a on wiedział by się obronić, kiedy i gdzie. Pilnowali tego, oboje. Sprawa sypialni też nie wchodziła tutaj w grę, bo tam też oboje wiedzieli co robią i dlaczego, i zawsze można było powiedzieć nie. Byli na to przygotowani i oboje wyrażali zgodę. - Hm… Wydaje mi się, że cel nie zawsze uświęca środki. To znaczy jestem w stanie sobie wyobrazić, że są sytuacje, w których nie będzie uświęcał. Ale tak, to wtedy nie było osobiste – to znaczy było. Ale nie do końca. Nie uderzyła go dlatego, że ją zranił, a ona chciała się zemścić czy coś tym pokazać i udowodnić. Uderzyła go, bo się o niego martwiła. Głupie, nie?
Wstała od stołu. Bladofioletowe kimono w delikatny, kwiecisty wzorek rozwinęło się za nią, gdy obchodziła niewysoki stolik. W końcu usiadła na stopach przy Shikim i zarzuciła mu ręce na szyję, przyciągając go do siebie na chwilę mocniej. Te emocje dużo ją kosztowały, nie było co oszukiwać – a przy nim nie miała ku temu powodów.
- Dziękuję. I przepraszam raz jeszcze – powiedziała mu na ucho, cicho, skoro już była tak blisko. To zawsze był dziwny kontrast. Asaka mocno trzymała się na ziemi i nie pozwalała sobie niczego wmówić, często była zaczepna, miała swoje zdanie, którego nie bała się wypowiadać i lubiła kontrolować sytuację. Lubiła móc decydować i robiła to bez wahania. Ale gdy Shiki czegoś chciał – wtedy oddawała mu pełną kontrolę i z tej dominującej osoby wycofywała się na miejsce uległej żony, chociaż nadal potrafiła kąsać. Nawet wtedy. Wiele zależało od sytuacji.
- Wiem, to mi się zawsze tak bardzo podobało – to, że był taki zdecydowany i wiedział czego chciał. I że nie wahał się po to sięgać, nawet jeśli miałby się spotkać z odmową. - Ale tego masz być pewien podwójnie – uśmiechnęła się do niego na ten żarcik i odsunęła się na wyciągnięcie ręki, by zajrzeć w jego twarz. Zadowoloną, przystojną, młodą twarz. Lekko pogładziła go dłonią po policzku, nim wstała z podłogi. Widziała, że ma dobry humor, ale nie potrzebowała tego, by ugrać coś dla siebie. Shikarui dbał o nią czy miał humor czy nie, nie mogła na niego narzekać i nie narzekała. Naprawdę uważała, że wygrała los na loterii w momencie, kiedy na niego trafiła i gdy się ze sobą związali.
- Tak, ziołowe, ale lipa nie jest gorzka. Zobaczysz zresztą. Jak ci ie podpasuje, to dodasz trochę miodu, nic to nie zepsuje – może i popełniał herezje słodząc zieloną herbatę, ale Asaka już przywykła, i przynajmniej gdy byli sami nie zwracała na to uwagi. Za pierwszym razem jak tak zrobił mocno ją to zaskoczyła, no ale wiedziała jak bardzo lubił słodkie…
- Może. Na pewno byłoby to przydatne – odpowiedziała mu, gdy wspomniał o zwojach. Tamta technika… Była upierdliwa, ale z pewnością mogła być przydatna.
Poszła zaparzyć wodę w momencie, gdy on zaczął bawić się chakrą. Wsypała zawartość jednego zwiniętego wcześniej papierka do większej czarki i zalała wrzątkiem, by w końcu przykryć całość talerzykiem na kilka minut, by napar mógł przesiąknąć mieszanką ziół.
- Śmieszne, ale to też może się przydać – tyknęła kulę palcem. A raczej… Jej palec przeszedł przez jasną energię. Przyjemnie ciepłą.
To i ją tknęło do tego, by czegoś spróbować, skoro i tak mieli chwilę. Usiadła przy stole obok Shikiego.
  Ukryty tekst
Ściągnęła talerzyk z czarki i podsunęła pod nos Shikiego.
- I jak? Może być?
0 x
· ·

Obrazek
· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
Zablokowany

Wróć do „Lokacje”

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 13 gości