
Syn natomiast swój zakład pracy utworzył na piętrze, gdzie też obok znajdują się pomieszczenia mieszkalne. Tam zajmuje się problemami zdrowotnymi sąsiadów i przyjezdnych, w swojej małej, własnej przychodni. Wejść do gabinetu można za pomocą zewnętrznej klatki schodowej z boku domu. Klientów nie ma dużo, raczej są to nagłe przypadki i interwencje poza domem, często przerywane obowiązkami związanymi z obowiązkami jako Shinobi, jednak Akarui już dawno zaczął myśleć o tym miejscu bardziej jako o hobby niż prawdziwej pracy. W końcu przede wszystkim był Shinobim, prawda? __________________________________________________________ Tego pięknego wiosennego popołudnia Akarui siedział w swoim gabinecie i czytał jeden ze zwojów pożyczonych od rodziny ze strony ojca dotyczący ziół pustynnych i ich wykorzystywania w medycynie, jednocześnie czekając na kuriera. Ten był trochę niepunktualny, ale mężczyźnie to nie przeszkadzało. Podszedł do drzwi przewracając wykałaczkę z jednego kącika ust do drugiego, po czym je otworzył i przywitał szerokim uśmiechem młodego gońca. Chłopak był brudny, miał podarte spodnie i świeżego sińca pod oczami. Zdołał tylko powiedzieć ze łzami w oczach: - P.. Pan Tozawa?
Uśmiech spełzł z ust medyka, ogarnął chłopca ramieniem i wprowadził do siebie. To już nie był kurier. To był pacjent, który potrzebował pomocy. - Chłopaku, co Ci się stało? Siadaj, zaraz się Tobą zajmę... - powiedział sadzając chłopaka na kozetce i przynosząc z pomieszczenia obok misę z czystą wodą i czystą ścierkę. Obmywał młodzieńca z brudu, słuchając jego historii: - No wie Pan... Przyjąłem zlecenie na dostarczenie tej paczki, ale po drodze natknąłem się na znajomych z przeszłości... No raczej nie byliśmy kumplami. No i zaczęliśmy się bić. Udało mi się ich zgubić na szczęście, bo jeszcze bym nie wypełnił zadania... W tym czasie Akarui obmył już rany z zanieczyszczeń i zaczął leczenie za pomocą podstawowej techniki medycznej, mówiąc: - Ale udało Ci się. Na pewno jeszcze dziś napiszę notę o wypełnieniu zlecenia, ok? A jak chcesz, to odprowadzę Cię gdzie trzeba. Młody Shinobi szybko zaczął kręcić głową i powtarzać: - Nie, nie nie! Proszę pana, sam będę musiał to załatwić. Teraz już nie będę miał przy sobie paczki do pilnowania, to będzie mi łatwiej. A jak ja się odwdzięczę za to leczenie? Grosza nie mam przy sobie...
Dopiero ostatnie słowa wyrwały Akarui'ego z transu leczenia. Opuchlizna zmalała, krwawienie z kolana ustało, mężczyzna mógł w końcu zajrzeć do paczki. Otworzył ją ostrożnie i zobaczył, czy mimo przygód, wszystko jest w porządku i tak też było. - Nie trzeba chłopaku, już się odwdzięczyłeś. Bądź ostrożny w drodze powrotnej, a jakby co, to wiesz, gdzie mnie znaleźć! Po krótkiej wymianie uprzejmości chłopak wyszedł, a Tozawa mógł nacieszyć się nowym cacuszkiem.