Jakikolwiek plan działania, który pojawił się jej w głowie spełzł na niczym (a tak naprawdę to żaden; Asaka badała różne możliwości jednak nic jej nie pasowało, zresztą była z tych, co najpierw robią, a później myślą, nie na odwrót). W jej głowie pojawiły się już chyba wszystkie kształty i formy na stomki, a rzeczywistość i tak zweryfikowała się sama, gdy dotarli już na miejsce. Droga, którą szli, nie była równa. Woźnica, który prawie ich staranował, a który został napomstowany przez dziadziusia to było nic! Wyboje, błocko – prawdziwy tor przeszkód. Aż dziw, że staruszek się nie potykał i nie wyłożył jak długi na drodze.
Asaka zupełnie zignorowała kury i gęsi, te krwiożercze bestie nie robiły na niej żadnego wrażenia. Zresztą, co innego miała teraz na głowie. Omiotła spojrzeniem otwartą stodołę i wywalone dookoła narzędzia, ale i tak jej wzrok jakoś sam kierował się na pole. Spodziewała się nawet smoków! A tam co?
Wielkie rozczarowanie.
Tajemnicze wielkie stomki okazały się najzwyklejszymi na świecie stonkami ziemniaczanymi. Paskudnymi, pasiastymi robalami, które Asaka z największą przyjemnością rozgniatała pod butami. Cholerne chrabąszcze. I wcale nie były wielkie. Były… Normalne. Ale ich liczebność, chmara, jaką widziała nawet stąd… Aż zagwizdała z uznaniem. Nieźle. Naprawdę nieźle. Skąd się toto wzięło? Skąd tego tyle? Ale ona nie była od myślenia – a przynajmniej nie dzisiaj, bo dzisiaj nie chciało jej się myśleć (za bardzo) – tylko od robienia.
Staruszek chyba się na tym poznał, bo gdy ona w ciszy kontemplowała przyszłe zadanie (jeszcze do niej nie dotarło, że będzie w robalach utytłana aż po sam czubek głowy, ale spokojnie, dotrze. To chyba to słońce, za bardzo przygrzało w białą główkę opóźniało procesy myślowe), ten zaciągnął ją przed stodołę i wręcz wcisnął w ręce narzędzia. To znaczy rękawice i siatkę na patyku. Ta część była jasna.
Niezrozumiałe było natomiast to, co dziadziu powiedział.
Mosz, ić je łopać, sdfghjkllnrtylkn. Zabijże to wszystko fhklkmdpxnalznekaljfla, eee makarena – przekaz był mniej-więcej taki. Dziewczyna wybałuszyła na niego gały, ale zanim cokolwiek powiedziała, zabrała się za ściąganie swoich rękawic bez palców (schowała je do torby) i założyła te wielkie, niemalże kuchenne, wciśnięte przez dziadziusia. W ogóle to była idealnie ubrana na ten wyczyn: koszulka bez rękawów, krótkie spodenki, sandały. I ta kabura na broń na udzie. Ale co? Nie brzydziła się robali.
– Może dziadziuś powtórzyć? Nie jestem stąd – nie? Naprawdę? Niemożliwe! Żodyn by się nie połapał, ani po jej wyglądzie, ani po miękkim akcencie, którego w Sogen się nie uświadczy.
Pole uprawne
- Asaka
- Postać porzucona
- Posty: 1496
- Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
- Wiek postaci: 27
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
- Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5564
- Aktualna postać: Airan
Re: Pole uprawne
0 x
赤 · 水 · 晶

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
- Asaka
- Postać porzucona
- Posty: 1496
- Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
- Wiek postaci: 27
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
- Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5564
- Aktualna postać: Airan
Re: Pole uprawne
Udawał. Na pewno udawał. Wcześniej był taki fifarafa, lenie śmierdzące, walił łychą o garnek – które dzielnie niósł najpierw przez dziesięć kilometrów do Kotei, a następnie dziesięć z powrotem na swoje włości. A teraz, że o, że niby nie słyszy co się do niego mówi, chociaż Asaka stała tuż obok. Cholerny stary dziad.
Białowłosa zacisnęła zęby, żeby nie wyrzygać na starca wiadra przekleństw i stwierdziła, że skoro tak, to ona to zrobi po swojemu. Jak nie zapłaci to wtedy nie będzie już taka miła jak była teraz (bo w swoich myślach i wyobrażeniach była miła wtedy, kiedy się nie odzywała i gdy nie mówiła drugiej osobie, co o niej myśli – a o dziadydze myślała teraz bardzo, bardzo źle). Zresztą, gdyby nie ona, to mógłby sobie nadal załamywać ręce i łazić po osadzie burząc spokój, bo jakoś nikt, oprócz niej, się nie kwapił. Albo wiedzieli co to za ziółko, albo nie dowierzali, że to takie wieeeelkie stomki! Psia ich mać, i mieli rację!
Chociaż właściwie to faktycznie były spore jak na te chrabąszcze. Asaka pewniej złapała siatkę na motyle i przelazła przez chybotliwy płotek (w ogóle nie przejęła się tym, że dziad wlazł do swojej izby, to nawet lepiej, że nie będzie jej się w tak oczywisty sposób gapić na ręce), a już za chwilę znalazła się na skraju pola. Nie było to jakieś wielkie nie wiadomo co, ale kilkanaście grządek było. I wszystkie oblezione przez stonki. Część faktycznie standardowych rozmiarów, i Asaka poczuła przemożną ochotę, by je wszystkie rozdeptać (żeby robiły takie słodkie plask!) – i ta ochota była tak silna, że no niemogłasiępowstrzymać. I nie zamierzała. Ale część, no, fiu fiu, znowu mogłaby zagwizdać – tym razem nie na liczebność, ale na wielkość właśnie. Bydlaki.
Bez zbędnego ociągania się wlazła w bulwy, przy okazji nie marnując czasu na szlachetne rozdeptywanie mniejszych osobników. Za to te większe… Mogła tak sobie zamachać tą siatką i jeśli złapały się choć trzy to było dobrze. Ale nie. Zaczęła od tego, że chciała sobie pooglądać. Kucnęła i jedno takie bydle ściągnęła z listka urękawiconą dłonią, przewracając toto na wszystkie strony, patrząc jak wierzga małymi nóżkami. Po chwili wrzuciła wielką stonkę do siatki.
Dużo ich było. No ale nic, słowo się rzekło. Miała czas. Zrzucała robale z listków na ziemię i albo je rozkwaszała jak zgniłe jabłko, albo pakowała do siatki. Te latające potwory starała się złapać w powietrzu. Wypatrzyła koło stodoły jakąś beczkę i kursowała tam co chwilę, wsypując robale do środka i zamykając wieko. Prawdziwa bomba biologiczna. Nic, tylko podrzucić znienawidzonemu sąsiadowi na pole.
Białowłosa zacisnęła zęby, żeby nie wyrzygać na starca wiadra przekleństw i stwierdziła, że skoro tak, to ona to zrobi po swojemu. Jak nie zapłaci to wtedy nie będzie już taka miła jak była teraz (bo w swoich myślach i wyobrażeniach była miła wtedy, kiedy się nie odzywała i gdy nie mówiła drugiej osobie, co o niej myśli – a o dziadydze myślała teraz bardzo, bardzo źle). Zresztą, gdyby nie ona, to mógłby sobie nadal załamywać ręce i łazić po osadzie burząc spokój, bo jakoś nikt, oprócz niej, się nie kwapił. Albo wiedzieli co to za ziółko, albo nie dowierzali, że to takie wieeeelkie stomki! Psia ich mać, i mieli rację!
Chociaż właściwie to faktycznie były spore jak na te chrabąszcze. Asaka pewniej złapała siatkę na motyle i przelazła przez chybotliwy płotek (w ogóle nie przejęła się tym, że dziad wlazł do swojej izby, to nawet lepiej, że nie będzie jej się w tak oczywisty sposób gapić na ręce), a już za chwilę znalazła się na skraju pola. Nie było to jakieś wielkie nie wiadomo co, ale kilkanaście grządek było. I wszystkie oblezione przez stonki. Część faktycznie standardowych rozmiarów, i Asaka poczuła przemożną ochotę, by je wszystkie rozdeptać (żeby robiły takie słodkie plask!) – i ta ochota była tak silna, że no niemogłasiępowstrzymać. I nie zamierzała. Ale część, no, fiu fiu, znowu mogłaby zagwizdać – tym razem nie na liczebność, ale na wielkość właśnie. Bydlaki.
Bez zbędnego ociągania się wlazła w bulwy, przy okazji nie marnując czasu na szlachetne rozdeptywanie mniejszych osobników. Za to te większe… Mogła tak sobie zamachać tą siatką i jeśli złapały się choć trzy to było dobrze. Ale nie. Zaczęła od tego, że chciała sobie pooglądać. Kucnęła i jedno takie bydle ściągnęła z listka urękawiconą dłonią, przewracając toto na wszystkie strony, patrząc jak wierzga małymi nóżkami. Po chwili wrzuciła wielką stonkę do siatki.
Dużo ich było. No ale nic, słowo się rzekło. Miała czas. Zrzucała robale z listków na ziemię i albo je rozkwaszała jak zgniłe jabłko, albo pakowała do siatki. Te latające potwory starała się złapać w powietrzu. Wypatrzyła koło stodoły jakąś beczkę i kursowała tam co chwilę, wsypując robale do środka i zamykając wieko. Prawdziwa bomba biologiczna. Nic, tylko podrzucić znienawidzonemu sąsiadowi na pole.
0 x
赤 · 水 · 晶

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
- Asaka
- Postać porzucona
- Posty: 1496
- Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
- Wiek postaci: 27
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
- Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5564
- Aktualna postać: Airan
Re: Pole uprawne
O dziwo, ta syzyfowa praca była dość zajmująca i wcale się przy tym nie nudziła. Kunoichi czerpała chorą satysfakcję z rozgniatania, topienia i miażdżenia robaczków. Albo miała w sobie duszę mordercy, albo innego socjopaty, albo nie dość mocno wymęczyła robactwo jako dziecko, albo przy każdej mordowanej stonce wyobrażała sobie twarze znienawidzonych ludzi – twarze, które rozgniatała butem. Trudno powiedzieć, może wszystko po trochę? Albo to jakaś sprawiedliwość się w niej obudziła, każąca wyplenić robactwo z tego świata. Tak czy siak bawiła się zbyt dobrze, niżby tego od niej wymagano.
Właściwie to z chęcią zrobiła sobie krótką przerwę na napicie się wody i zjedzenie kawałka chleba. A później z jeszcze większą chęcią spałaszowała drugi tego dnia obiad – i wróciła do tego ekscytującego zajęcia, jakiego się podjęła. Mogła się już nazwać prawdziwą poskramiaczką stonek ziemniaczanych! No i już nigdy nie nabierze się na wsiowy akcent sogeńczyka, mówiącego o „stomkach” – to była kolejna nauka tego dnia. W końcu człowiek uczy się przez całe życie, a ona miała jeszcze sporo nauki przed sobą.
Nadal nie wiedziała, co dziadyga wygadywał wcześniej, przy tym gdy wydawał jej polecenia, ale to nie miało już większego znaczenia. Z beczką mógł zrobić co chciał – zabić gwoździami i wrzucić do jeziora, albo spalić, albo podrzucić sąsiadom – ot, wystarczyło przewrócić beczkę i ją przetoczyć po wyboistym trakcie, nic specjalnego.
Śmierdząca, brudna i spocona w końcu odłożyła siatkę koło chyboczącej się ławeczki, na której położyła rękawice, które miała ciągle założone. Przydałaby się woda – żeby obmyć przynajmniej twarz i ręce, bo te to spiekły się nieźle przez cały dzień pracy w skórzanych rękawicach. A że śmierdziała? No trudno, nie pierwszy i nie ostatni raz. Był zmierzch, a nie ciemna noc i prawdę mówiąc to gdyby tylko otrzymała zapłatę, była gotowa nawet teraz, z marszu, zrobić sobie rozluźniający mięśnie spacerek do Sogen. Aaale po namyśle – to nie był aż taki genialny pomysł, jak wydawało się na początku.
– Dziadkuu – zajęczała, leżąc na wydeptanej trawce tuż obok pola – trawce, której kury i gęsi nie zdołały jeszcze zapaskudzić. – To już wszystkie, będzie mieć dziadek spokój. Tylko tej beczki to bym nie otwierała.
Właściwie to z chęcią zrobiła sobie krótką przerwę na napicie się wody i zjedzenie kawałka chleba. A później z jeszcze większą chęcią spałaszowała drugi tego dnia obiad – i wróciła do tego ekscytującego zajęcia, jakiego się podjęła. Mogła się już nazwać prawdziwą poskramiaczką stonek ziemniaczanych! No i już nigdy nie nabierze się na wsiowy akcent sogeńczyka, mówiącego o „stomkach” – to była kolejna nauka tego dnia. W końcu człowiek uczy się przez całe życie, a ona miała jeszcze sporo nauki przed sobą.
Nadal nie wiedziała, co dziadyga wygadywał wcześniej, przy tym gdy wydawał jej polecenia, ale to nie miało już większego znaczenia. Z beczką mógł zrobić co chciał – zabić gwoździami i wrzucić do jeziora, albo spalić, albo podrzucić sąsiadom – ot, wystarczyło przewrócić beczkę i ją przetoczyć po wyboistym trakcie, nic specjalnego.
Śmierdząca, brudna i spocona w końcu odłożyła siatkę koło chyboczącej się ławeczki, na której położyła rękawice, które miała ciągle założone. Przydałaby się woda – żeby obmyć przynajmniej twarz i ręce, bo te to spiekły się nieźle przez cały dzień pracy w skórzanych rękawicach. A że śmierdziała? No trudno, nie pierwszy i nie ostatni raz. Był zmierzch, a nie ciemna noc i prawdę mówiąc to gdyby tylko otrzymała zapłatę, była gotowa nawet teraz, z marszu, zrobić sobie rozluźniający mięśnie spacerek do Sogen. Aaale po namyśle – to nie był aż taki genialny pomysł, jak wydawało się na początku.
– Dziadkuu – zajęczała, leżąc na wydeptanej trawce tuż obok pola – trawce, której kury i gęsi nie zdołały jeszcze zapaskudzić. – To już wszystkie, będzie mieć dziadek spokój. Tylko tej beczki to bym nie otwierała.
0 x
赤 · 水 · 晶

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
- Asaka
- Postać porzucona
- Posty: 1496
- Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
- Wiek postaci: 27
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
- Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5564
- Aktualna postać: Airan
Re: Pole uprawne
– No jak to co, wpakowałam tam te duże stonki. A co miałam z nimi zrobić? – może też miała rozdeptać? Znaczy – mogłaby, wystarczyło tyle słowo, ale jej sandały to po tym wszystkim nadawałyby się tylko do wyrzucenia, bo żadne mycie nie dałoby rady ściągnąć flaków tych paskudnych owadów.
Zresztą nawet gdyby założyć, że Asaka zrozumiała, co mówił dziadek, o spaleniu stonek, to i tak przecież gdzieś trzeba było je wpakować, żeby nie pouciekały, nie? Bo szkoda siatki. A tak… A tak szkoda beczek, ale trudno! Przynajmniej plaga stonek została powstrzymana, dwoma silnymi ramionami białowłosej kunoichi (bez przesady z tą siłą) i dwoma butami sprawiedliwości, +58 do mordowania stonek.
Z ociąganiem podniosła się do pozycji siedzącej, co było niemalże niemożliwym wyczynem; już nie miała siły nawet robić min do dziadygi. Ani przeliczać monetek. Złapała jednak za woreczek i w iście tytanicznym wysiłku podniosła się z najwygodniejszej trawki na świecie. Chociaż teraz nawet pole ziemniaków, które było prawdziwym pobojowiskiem, byłoby wygodne (po namyśle: nie, jednak nie. Nie była aż tak zdesperowana).
Wlazła do chatynki za dziadkiem, który wskazał jej miejsce, w którym mogła przeczekać do rana. Dziewczynie nie potrzeba było wiele. Wystarczyło nawet usiąść i zamknąć oczy – a już zasypiała, a tu nie! Tu mgła się nawet położyć w ciepełku. Zasnęła więc trzy razy szybciej niż zrobiłaby to na siedząco.
Noc przeleciała… Nawet nie wiedziała kiedy. Śniadanie zjadła bez wybrzydzania, i nawet dołączyła się do dziadkowego zrzędzenia, żeby nie było, że mówi do ściany. To tak w ramach za gościnę, nocleg i śniadanie. Nie trwało jednak długo, a żółtooka zebrała się, podziękowała i poszła z powrotem do Kotei, wcale się nigdzie nie spiesząc. Nogi ją bolały – ba, w s z y s t k o ją bolało – i znowu złapała lenia. To był marazm, bo nie miała nic do roboty. Jeszcze jeden powód do tego, by jednak ruszyć gdzieś indziej, tylko dokąd? Miała całe dziesięć kilometrów by nad tym rozmyślać. A znając ją, to nawet jak coś wymyśli, to jeszcze trochę się poociąga z wykonaniem decyzji.
Dopiero po drodze przeliczyła pieniądze. Nie potrącił nic a nic. I nagle ten dzień stał się jeszcze piękniejszy.
[z/t]
Zresztą nawet gdyby założyć, że Asaka zrozumiała, co mówił dziadek, o spaleniu stonek, to i tak przecież gdzieś trzeba było je wpakować, żeby nie pouciekały, nie? Bo szkoda siatki. A tak… A tak szkoda beczek, ale trudno! Przynajmniej plaga stonek została powstrzymana, dwoma silnymi ramionami białowłosej kunoichi (bez przesady z tą siłą) i dwoma butami sprawiedliwości, +58 do mordowania stonek.
Z ociąganiem podniosła się do pozycji siedzącej, co było niemalże niemożliwym wyczynem; już nie miała siły nawet robić min do dziadygi. Ani przeliczać monetek. Złapała jednak za woreczek i w iście tytanicznym wysiłku podniosła się z najwygodniejszej trawki na świecie. Chociaż teraz nawet pole ziemniaków, które było prawdziwym pobojowiskiem, byłoby wygodne (po namyśle: nie, jednak nie. Nie była aż tak zdesperowana).
Wlazła do chatynki za dziadkiem, który wskazał jej miejsce, w którym mogła przeczekać do rana. Dziewczynie nie potrzeba było wiele. Wystarczyło nawet usiąść i zamknąć oczy – a już zasypiała, a tu nie! Tu mgła się nawet położyć w ciepełku. Zasnęła więc trzy razy szybciej niż zrobiłaby to na siedząco.
Noc przeleciała… Nawet nie wiedziała kiedy. Śniadanie zjadła bez wybrzydzania, i nawet dołączyła się do dziadkowego zrzędzenia, żeby nie było, że mówi do ściany. To tak w ramach za gościnę, nocleg i śniadanie. Nie trwało jednak długo, a żółtooka zebrała się, podziękowała i poszła z powrotem do Kotei, wcale się nigdzie nie spiesząc. Nogi ją bolały – ba, w s z y s t k o ją bolało – i znowu złapała lenia. To był marazm, bo nie miała nic do roboty. Jeszcze jeden powód do tego, by jednak ruszyć gdzieś indziej, tylko dokąd? Miała całe dziesięć kilometrów by nad tym rozmyślać. A znając ją, to nawet jak coś wymyśli, to jeszcze trochę się poociąga z wykonaniem decyzji.
Dopiero po drodze przeliczyła pieniądze. Nie potrącił nic a nic. I nagle ten dzień stał się jeszcze piękniejszy.
[z/t]
0 x
赤 · 水 · 晶

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości