Karczma "Akame"
- Asaka
- Postać porzucona
- Posty: 1496
- Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
- Wiek postaci: 27
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
- Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5564
- Aktualna postać: Airan
Re: Karczma "Akame"
“Arystokratka”, “wyższe sfery” - to wszystko był stek bzdur. Arystokratki nie miały poobdzieranego wnętrza dłoni od trzymania broni, ani nie miały ran na kłykciach od walenia pięścią w cel. Asaka co prawda nosiła rękawiczki, ale nawet one w stu procentach nie były w stanie uchronić dłoni. Nie była też nikim ważnym dla rodu, nikim wysoko postawionym, nikim o czystej krwi. Była po prostu zdolną kunoichi, dumą swojego ojca, która była w stanie pójść w jego ślady, ale nie uczyła się tego od zawsze. Dopiero od jakiegoś czasu.
Sama nie wiedziała co ma myśleć o Shikaruiu. Z jednej strony sprawiał wrażenie wyciszonego i wycofanego, kłaniał się uniżenie do stópek, żeby nie urazić wielkiej pani, jaką z pewnością Asaka nie była. A z drugiej strony wyczuwała w nim pazur, który ujawnił się na samym początku, gdy zaczął tę znajomość od… nawet nie od zdań. A po prostu od dwóch epitetów. Ale za wcześnie było, by wydawać jakikolwiek osąd. Nauczyła się tego doskonale na swoim własnym przykładzie i zwyczajnie dawała sobie czas, by móc kogoś ocenić i dopiero wtedy przykleić mu jakąś łatkę. Ale nie wcześniej. A teraz było bardzo wcześnie, nawet nie znała jego imienia. Domyślała się, że jednak jest bardziej tutejszy niż nietutejszy. Nieznajomość specjałów karczmy jeszcze o niczym nie świadczyła; po pierwsze mógł bywać w innych, po drugie Asaka wcale nie wiedziała, czy ta, w której się znajdują nie jest nowa, po trzecie miała do czynienia z shinobi, mogło go długo nie być w rodzinnym mieście, czyż nie? Bo tak, zdecydowanie pasował jej do wyglądu tutejszej gawiedzi i tutejszego klanu. Ot, po prostu pasował urodą, nikt go przynajmniej nie wytykał paluchami, gdy przechadzał się po mieście, bo zwyczajnie wtapiał się w tłum. Nawet z tymi bandażami, odznaczającymi się kontrastem na jego skórze i na tle czerni włosów.
Jego oczy były równie niecodzienne co jej własne. Co i rusz spotykało się niebiesko-, zielono-, brązowo-, a nawet czarnookich. Ona sama przypominała drapieżne zwierzę, brakowało tylko pionowych źrenic, zaś on w tym momencie przypominał bardzo delikatny kwiat. Gdyby tylko chciał, mógłby z powodzeniem hipnotyzować spojrzeniem, zupełnie tak jak ona. A jednak poddawał się temu wyciszeniu. Zmęczenie? Wyglądał na zmęczonego, jednak w zupełnie inny sposób niż ona.
- Przeczucie ratujące tyłek. Albo ratujące żołądek. To bardzo przydatna umiejętność - tak wyczuwać i przeczuwać, że zaczepiona osoba może pomóc przynajmniej z wyborem posiłku na dzisiejszy obiad. Asaka nie miała takiej zdolności. Zwykle wybierała pierwsze danie z góry, o ile rozumiała co napisane jest na kartkach (ewentualnie ostatnie, a jak miała dobry humor to liczyła ile ich jest i wybierała środkowe), a jak nie potrafiła się rozczytać z czyichś hieroglifów, to stawiała na łut szczęścia i na oślep dźgała papier paluchem. W sześciu przypadkach na dziesięć trafiała na coś zjadliwego. W pozostałych, no cóż…
- Bystrzak mi się trafił - kpiła sobie, no bo cóż… Nasłuchała się tego przez pół roku. Nasłuchała, naoglądała, nawzdychała ze zrezygnowaniem. Teraz nie wzdychała, po prostu przyciągnęła sobie papierek, który Shikarui przesunął na środek stolika, żeby pobieżnie przypomnieć sobie co oni tutaj w ogóle mieli. A że kelnerki się gapiły? A bo to pierwszy raz… - Ale widzisz, znowu masz dobre przeczucie. Bo nie jestem stąd - co ją zdradziło? Może AKCENT? Niee… A po chwili, jakby sobie przypomniała o formach grzecznościowych, dodała jeszcze: - Panie.
Oderwała wzrok od kartki i podniosła głowę, by skrzyżować z nim swoje spojrzenie, zakładając, że nie gapił się teraz gdzieś w bok.
- Ty zaś, Panie, albo jesteś nietutejszy, albo bardzo długo cię tutaj nie było. Przestałam być egzotyczną sensacją jakieś dwa miesiące temu - meh, nadal wzbudzała zainteresowanie, choć już nie aż takie.
Sama nie wiedziała co ma myśleć o Shikaruiu. Z jednej strony sprawiał wrażenie wyciszonego i wycofanego, kłaniał się uniżenie do stópek, żeby nie urazić wielkiej pani, jaką z pewnością Asaka nie była. A z drugiej strony wyczuwała w nim pazur, który ujawnił się na samym początku, gdy zaczął tę znajomość od… nawet nie od zdań. A po prostu od dwóch epitetów. Ale za wcześnie było, by wydawać jakikolwiek osąd. Nauczyła się tego doskonale na swoim własnym przykładzie i zwyczajnie dawała sobie czas, by móc kogoś ocenić i dopiero wtedy przykleić mu jakąś łatkę. Ale nie wcześniej. A teraz było bardzo wcześnie, nawet nie znała jego imienia. Domyślała się, że jednak jest bardziej tutejszy niż nietutejszy. Nieznajomość specjałów karczmy jeszcze o niczym nie świadczyła; po pierwsze mógł bywać w innych, po drugie Asaka wcale nie wiedziała, czy ta, w której się znajdują nie jest nowa, po trzecie miała do czynienia z shinobi, mogło go długo nie być w rodzinnym mieście, czyż nie? Bo tak, zdecydowanie pasował jej do wyglądu tutejszej gawiedzi i tutejszego klanu. Ot, po prostu pasował urodą, nikt go przynajmniej nie wytykał paluchami, gdy przechadzał się po mieście, bo zwyczajnie wtapiał się w tłum. Nawet z tymi bandażami, odznaczającymi się kontrastem na jego skórze i na tle czerni włosów.
Jego oczy były równie niecodzienne co jej własne. Co i rusz spotykało się niebiesko-, zielono-, brązowo-, a nawet czarnookich. Ona sama przypominała drapieżne zwierzę, brakowało tylko pionowych źrenic, zaś on w tym momencie przypominał bardzo delikatny kwiat. Gdyby tylko chciał, mógłby z powodzeniem hipnotyzować spojrzeniem, zupełnie tak jak ona. A jednak poddawał się temu wyciszeniu. Zmęczenie? Wyglądał na zmęczonego, jednak w zupełnie inny sposób niż ona.
- Przeczucie ratujące tyłek. Albo ratujące żołądek. To bardzo przydatna umiejętność - tak wyczuwać i przeczuwać, że zaczepiona osoba może pomóc przynajmniej z wyborem posiłku na dzisiejszy obiad. Asaka nie miała takiej zdolności. Zwykle wybierała pierwsze danie z góry, o ile rozumiała co napisane jest na kartkach (ewentualnie ostatnie, a jak miała dobry humor to liczyła ile ich jest i wybierała środkowe), a jak nie potrafiła się rozczytać z czyichś hieroglifów, to stawiała na łut szczęścia i na oślep dźgała papier paluchem. W sześciu przypadkach na dziesięć trafiała na coś zjadliwego. W pozostałych, no cóż…
- Bystrzak mi się trafił - kpiła sobie, no bo cóż… Nasłuchała się tego przez pół roku. Nasłuchała, naoglądała, nawzdychała ze zrezygnowaniem. Teraz nie wzdychała, po prostu przyciągnęła sobie papierek, który Shikarui przesunął na środek stolika, żeby pobieżnie przypomnieć sobie co oni tutaj w ogóle mieli. A że kelnerki się gapiły? A bo to pierwszy raz… - Ale widzisz, znowu masz dobre przeczucie. Bo nie jestem stąd - co ją zdradziło? Może AKCENT? Niee… A po chwili, jakby sobie przypomniała o formach grzecznościowych, dodała jeszcze: - Panie.
Oderwała wzrok od kartki i podniosła głowę, by skrzyżować z nim swoje spojrzenie, zakładając, że nie gapił się teraz gdzieś w bok.
- Ty zaś, Panie, albo jesteś nietutejszy, albo bardzo długo cię tutaj nie było. Przestałam być egzotyczną sensacją jakieś dwa miesiące temu - meh, nadal wzbudzała zainteresowanie, choć już nie aż takie.
0 x
赤 · 水 · 晶

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: Karczma "Akame"
Może i nie potrafił za dobrze “poznawać” ludzi, ale nie był idiotą, żeby nie wiedzieć, że słowa dotyczące swojej “inności” słyszała na co dzień, pewnie na każdym kroku. Tam za rogiem, gdzie dzieci ciagnęły ją za ten egzotyczny kuc i tam, gdzie sprzedawczyki nachylali się do siebie i szeptali za jej plecami. Zapytał wprost - dla zgaszenia własnej ciekawości, ale nie tej, która by mu zdradziła, skąd kobieta jest. Poznawał ten akcent. Może dlatego, że sam… miał identyczny. Ich mowa niczym się od siebie nie różniła. Notował maleńkie, drobne gesty, maleńkie otarcia na jej dłoniach, sposób jej chodzenia i to, jak opadła na krzesło. Każdą wypowiedź i każde spojrzenie. Sprowadziła go na ziemię i sprawiła, że mocniej jej dotknął, choć ostatnio stąpał po niej dość pewnie. Nie było wiele osób, które przyciągałby go tak, jak płomień świecy przyciąga do siebie świecę. Można by było te osoby zliczyć na palcach jednej dłoni - a jednak liczba ta ciągle rosła. Nie mógł ignorować Asaki. Jej wygląd o niczym nie świadczył, tak jak wiek. A wyglądała na bardzo młodą, nie dałby jej nawet dwudziestu wiosen, co nic a nic nie odejmowało jej od powagi czy uroku. W tym świecie dwunastolatkowie wbijali miecze w krtanie wrogów i nikt nie widział w tym niczego nieprawidłowego. Inni dwunastolatkowie obijali mordy za krzywe spojrzenie i to już było nie halo. To chyba dlatego, że wtedy Asaka robiła to za darmo, a przecież kwintesencją shinobi była praca dla pieniędzy. Ostatnie, co by o niej teraz powiedział, to “zmęczenie”. Wydawała się tak twarda i niewzruszona jak kryształ, którym władała. Piękna w swojej formie i niezniszczalna w strukturze. Ta pewność siebie nie mogła brać się znikąd - to znaczy: mogła. Im mniejszy psiak tym głośniej ujadał. Ta tutaj wydawała mu się białym wilkiem, który zostawiał mocne odciski łap na drogach, które przemierzył, a nie bezbronnym szczeniakiem. Przynajmniej na razie. Tak więc nie był ciekaw, skąd jest ta wilczyca - był ciekaw, jak wilczyca reaguje na punktowanie jej drobnego dziwactwa.
- Zaskakująco dobrze chroni przed nożem wycelowanym w plecy. - Sanada zawsze się nakręcał na badanie. Uwielbiał brać do dłoni szpikulce i nakłuwać nimi tych, którzy go zaintrygowali - średnio świadomie. Zadawanie ran - to był sposób na poznanie. W większości były to drobne rany, w większości nikt ich nawet nie zauważał, a często stanowiły one przyjemność dla drugiej strony. To nigdy nie był celowo zadawany ból, ta seria prób i testów. Reakcja była tu pożądana i nigdy nie stanowiło różnicy, jaka ona będzie… choć to chyba maleńkie oszustwo. Spoglądanie na złamanego człowieka stanowiło coś zupełnie inneg. Na te wszystkie szczeniaczki przyparte do ściany. Czasem przychodziło przekonać się, że sytuacja była zupełnie inna i to pies kończył w ślepym zaułku.
Shikarui miał jedną zasadniczą wadę - ciężko przychodziło mu wyłapanie ironii, sarkazmów i tym podobnych rzeczy. Tak i tutaj nie wyłapał nawet cienia kpiny, sądząc, że to rzeczywiście komplement, nawet jeśli w sumie nie było czego komplementować. Bardziej wziął to za puste słowo, które nie miało sprawić przyjemności czy pochwalić, a wypełnić pustkę. Ludzie czasami mieli manię z wypełnianiem jej. Czy Asaka była jedną z nich? Coś mu podpowiadało, że nie. Instynkt podpowiadał, że nie była tą wilczycą, która na siłę szukała swojego stada. Była wolnym łowcą, który w swej wspaniałomyślności postanowił podzielić się z nieznajomym swoją wiedzą.
- Nie jestem panem. - Tak jakby to było najistotniejsze w tym wszystkim. Jeszcze powiedział to tym niezmiennie stałym, stoickim głosem, który pobrzmiał tutaj niemal śmiertelną powagą przy specyfice wypowiedzi. - Sanada Shikarui. - Pochylił głowę, darował sobie wstawanie i wszystkie te oficjalne gesty, które tutaj uwielbiano i kultywowano. W końcu nie była stąd.
- Nie jestem plotkarzem. Nie słucham, kiedy nie potrzebuję słuchać. Sogen pełne jest podróżników z różnych stron, co miałoby czynić cię wyjątkiem wśród nich? - I znów nie wyłapał, że to było pół żartem, pół serio. - Spojrzenie, które uderza przed zadaniem ciosu?
Dwie kelnerki w końcu się rozeszły i jedna z nich podeszła do stolika, wyłapując tamto spojrzenie Sanady. Odchrząknęła cicho, w nienarzucający się sposób, by zaznaczyć swoją obecność.
- Co podać? - Chciała zabrzmieć dość pewnie. Shikarui nie odpowiedział, wpatrując się w Asakę. Czekając, co powie.
Bo to w końcu nie było tak, że nie porafił czytać, a kelnerka dała mu karteluszkę i zostawiła samemu sobie, każąc coś wybrać. To wcale nie tak. GDYBY nie potrafił czytać, mogłoby tak być, no ale przecież potrafił. Każdy shinobi potrafił czytać.
- Zaskakująco dobrze chroni przed nożem wycelowanym w plecy. - Sanada zawsze się nakręcał na badanie. Uwielbiał brać do dłoni szpikulce i nakłuwać nimi tych, którzy go zaintrygowali - średnio świadomie. Zadawanie ran - to był sposób na poznanie. W większości były to drobne rany, w większości nikt ich nawet nie zauważał, a często stanowiły one przyjemność dla drugiej strony. To nigdy nie był celowo zadawany ból, ta seria prób i testów. Reakcja była tu pożądana i nigdy nie stanowiło różnicy, jaka ona będzie… choć to chyba maleńkie oszustwo. Spoglądanie na złamanego człowieka stanowiło coś zupełnie inneg. Na te wszystkie szczeniaczki przyparte do ściany. Czasem przychodziło przekonać się, że sytuacja była zupełnie inna i to pies kończył w ślepym zaułku.
Shikarui miał jedną zasadniczą wadę - ciężko przychodziło mu wyłapanie ironii, sarkazmów i tym podobnych rzeczy. Tak i tutaj nie wyłapał nawet cienia kpiny, sądząc, że to rzeczywiście komplement, nawet jeśli w sumie nie było czego komplementować. Bardziej wziął to za puste słowo, które nie miało sprawić przyjemności czy pochwalić, a wypełnić pustkę. Ludzie czasami mieli manię z wypełnianiem jej. Czy Asaka była jedną z nich? Coś mu podpowiadało, że nie. Instynkt podpowiadał, że nie była tą wilczycą, która na siłę szukała swojego stada. Była wolnym łowcą, który w swej wspaniałomyślności postanowił podzielić się z nieznajomym swoją wiedzą.
- Nie jestem panem. - Tak jakby to było najistotniejsze w tym wszystkim. Jeszcze powiedział to tym niezmiennie stałym, stoickim głosem, który pobrzmiał tutaj niemal śmiertelną powagą przy specyfice wypowiedzi. - Sanada Shikarui. - Pochylił głowę, darował sobie wstawanie i wszystkie te oficjalne gesty, które tutaj uwielbiano i kultywowano. W końcu nie była stąd.
- Nie jestem plotkarzem. Nie słucham, kiedy nie potrzebuję słuchać. Sogen pełne jest podróżników z różnych stron, co miałoby czynić cię wyjątkiem wśród nich? - I znów nie wyłapał, że to było pół żartem, pół serio. - Spojrzenie, które uderza przed zadaniem ciosu?
Dwie kelnerki w końcu się rozeszły i jedna z nich podeszła do stolika, wyłapując tamto spojrzenie Sanady. Odchrząknęła cicho, w nienarzucający się sposób, by zaznaczyć swoją obecność.
- Co podać? - Chciała zabrzmieć dość pewnie. Shikarui nie odpowiedział, wpatrując się w Asakę. Czekając, co powie.
Bo to w końcu nie było tak, że nie porafił czytać, a kelnerka dała mu karteluszkę i zostawiła samemu sobie, każąc coś wybrać. To wcale nie tak. GDYBY nie potrafił czytać, mogłoby tak być, no ale przecież potrafił. Każdy shinobi potrafił czytać.
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
- Asaka
- Postać porzucona
- Posty: 1496
- Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
- Wiek postaci: 27
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
- Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5564
- Aktualna postać: Airan
Re: Karczma "Akame"
Dzieci nie były tak odważne, by ciągnąć Asakę za włosy z dwóch powodów. Po pierwsze, gdy widziały kobietę z kaburą na broń to automatycznie wzbudzało pewien stopień respektu, a po drugie - wystarczyło zobaczyć jej minę!
To wcale nie było tak, że Asaka ćwiczyła groźne miny przed lustrem, a potem, gdy tylko lądowała pośród ludzi, to przybierała którąś z nich. Kunoichi tak bardzo weszło to w krew, że nawet o tym nie myślała i dość bezwiednie przychodziło jej ubieranie się w minę pod tytułem “obiję ci mordę” - najczęściej wtedy, gdy pogrążała się bardzo intensywnie w myślach. Ale jak widać wcale nie była niewychowanym barbarzyńcą, bo jak dotąd siedziała grzecznie na krzesełku i odpowiadała na pytania. Nie czuła się wcale jak na przesłuchaniu, ot… Rozmowa szła własnym torem. A że ktoś ją dźgał i sprawdzał? Mogła się wydawać gruboskórna… Troszeczkę tak było. Ale była po prostu ulepiona z innej gliny. Z ametystowego kryształu. Na jej ciele czy umyśle nie pojawiały się drobne rany, a na pewno nie tak błahe jak wypytywanie i niewinne testowanie. Ten kryształ się nie rysował. On od razu kruszał, ale trzeba było użyć naprawdę sporo siły. Natomiast Shikarui jawił jej się teraz jak bardzo uważny kot. Nie umknęło jej uwadze, że patrzył za jej ruchami, patrzył i notował; tu niby spokojniutki, cichutki, tu zaraz jakiś komentarz. Cicha woda brzegi rwie? Tak, zdecydowanie wydawało jej się, że to powiedzenie będzie pasować. Siedział i obserwował, tak jak kot obserwuje swoją ofiarę, tylko, że Asaka żadną ofiarą się nie czuła. Wilk nie bał się kotów. Ale kot obserwował i notował, albo wykorzysta przewagę, albo uzna, że nagroda jest niewarta zachodu. Była też trzecia opcja: zwykła kocia ciekawość. Czy wspominałam już, że Asaka bardzo lubiła koty?
- To nic, tylko pozazdrościć - skoro przeczucia go chroniły tak bardzo… Ją chroniła przebiegłość, ostrożność, szybkość i… kryształ. Nie była jedną z tych osób, które pustymi, ładnymi słówkami chcą zapełnić niezręczną ciszę, albo sprawić komuś złudną przyjemność. Raczej była z tych, którzy mówiąc prosto z mostu to, co myślą, nie patrząc na konsekwencje, albo milczą. Asaka zadziwiająco sporo milczała. To też chroniło przed ciosem w plecy.
- A mi daleko do pani - przynajmniej w tym się zgadzali. Asaka jakoś nie wyłapała jego gburowatości, jej radar na chamów miał poważną wadę, może dlatego, że sama niewiele się różniła? Potrafiła wejść do sklepu, nie przywitać się nijak i potem wyjść bez pożegnania. Ale jakby poznać ją bliżej… To była z niej w sumie gaduła. W końcu jednak poznała imię tego czarnowłosego shinobi, co to chciał się dowiedzieć co warto zjeść w tej karczmie. Nie zamierzała pozostać dłużna, jakoś nie widziało jej się dłuższe nazywanie ją “panią”. Bleh. - Mori Asaka - również krótko pochyliła głowę, już się przywitali wcześniej. Te wszystkie pokłony, cuda, wianki to nie było dla niej. Zbędna etykieta, która tylko marnuje czas. Chyba była zbyt prostą osobą; człowiek może wyjechać ze wsi, ale wieś z niego już nie wyjdzie, czyż nie? Nie było to zbyt dalekie od prawdy.
Nie wyłapała, że mówią praktycznie w ten sam sposób, bo to było tak bardzo… naturalne. Powinna być czujna, siedziała w Sogen tyle czasu, przywykła do tego dziwacznego mielenia ozorem tutejszych ludzi, mielenia, które drażniło ją jak kota drażnią ryby w akwarium (a już szczytem wszystkiego były starsze osoby, które dodatkowo zaciągały gwarą) i teraz jakoś… Było tak łatwo i przyjemnie, zupełnie jakby znowu była w Karmazynowych Szczytach, że no umknęło jej to całkowicie. Ale spokojnie, w końcu się zorientuje.
- Dokładnie to, co sam zauważyłeś i wypunktowałeś. Pokaż mi drugą taką osobę, to postawię ci obiad - groźne spojrzenie? Co drugi ninja takie miał. Zresztą Asaka nie do końca zdawała sobie sprawę, że ma takie spojrzenie i minę. Jakoś nikt nie miał jaj, żeby jej to powiedzieć. Co ją wyróżniało? Uroda. I oboje o tym przecież wiedzieli.
Kelnerka na szczęście przerwała ewentualne dłuższe wywody. A Asaka poczuła w sumie to trochę presję spojrzenia Shikaruia. No tak, miała mu pomóc. Nie połapała się, że problemem była karta menu. Zresztą dla niej, nawet gdyby czytać nie potrafiła, to nie byłby to problem. Zapytałaby prosto z mostu co polecają i zamówiła dokładnie to. Nie pomyślała też, że jest to powód do wstydu. Co drugi chłop nie potrafił sklecić tych, hehe, chińskich znaczków, mrówek, ba! - ona przez prawie połowę swojego życia miała z tym problem. A teraz wcale nie była żadnym asem. Dla niej nie był to powód do wstydu, choć zapewne był to ogólny problem dla shinobiego, który nie mógł nawet przeczytać treści ewentualnego zlecenia. Albo czegoś. Zresztą patrzyła na to inaczej, bo jej życie nie było życiem typowej osoby, która urodziła się z umiejętnością kontrolowania chakry. No a teraz też nie połapała się w czym rzecz. Hue.
- Jest może gulasz wieprzowy? Ostatnio był przepyszny - olać kartę z daniami. Asaka wcześniej przypomniała sobie co tu dawali i jednak postanowiła zagadać kelnereczkę.
To wcale nie było tak, że Asaka ćwiczyła groźne miny przed lustrem, a potem, gdy tylko lądowała pośród ludzi, to przybierała którąś z nich. Kunoichi tak bardzo weszło to w krew, że nawet o tym nie myślała i dość bezwiednie przychodziło jej ubieranie się w minę pod tytułem “obiję ci mordę” - najczęściej wtedy, gdy pogrążała się bardzo intensywnie w myślach. Ale jak widać wcale nie była niewychowanym barbarzyńcą, bo jak dotąd siedziała grzecznie na krzesełku i odpowiadała na pytania. Nie czuła się wcale jak na przesłuchaniu, ot… Rozmowa szła własnym torem. A że ktoś ją dźgał i sprawdzał? Mogła się wydawać gruboskórna… Troszeczkę tak było. Ale była po prostu ulepiona z innej gliny. Z ametystowego kryształu. Na jej ciele czy umyśle nie pojawiały się drobne rany, a na pewno nie tak błahe jak wypytywanie i niewinne testowanie. Ten kryształ się nie rysował. On od razu kruszał, ale trzeba było użyć naprawdę sporo siły. Natomiast Shikarui jawił jej się teraz jak bardzo uważny kot. Nie umknęło jej uwadze, że patrzył za jej ruchami, patrzył i notował; tu niby spokojniutki, cichutki, tu zaraz jakiś komentarz. Cicha woda brzegi rwie? Tak, zdecydowanie wydawało jej się, że to powiedzenie będzie pasować. Siedział i obserwował, tak jak kot obserwuje swoją ofiarę, tylko, że Asaka żadną ofiarą się nie czuła. Wilk nie bał się kotów. Ale kot obserwował i notował, albo wykorzysta przewagę, albo uzna, że nagroda jest niewarta zachodu. Była też trzecia opcja: zwykła kocia ciekawość. Czy wspominałam już, że Asaka bardzo lubiła koty?
- To nic, tylko pozazdrościć - skoro przeczucia go chroniły tak bardzo… Ją chroniła przebiegłość, ostrożność, szybkość i… kryształ. Nie była jedną z tych osób, które pustymi, ładnymi słówkami chcą zapełnić niezręczną ciszę, albo sprawić komuś złudną przyjemność. Raczej była z tych, którzy mówiąc prosto z mostu to, co myślą, nie patrząc na konsekwencje, albo milczą. Asaka zadziwiająco sporo milczała. To też chroniło przed ciosem w plecy.
- A mi daleko do pani - przynajmniej w tym się zgadzali. Asaka jakoś nie wyłapała jego gburowatości, jej radar na chamów miał poważną wadę, może dlatego, że sama niewiele się różniła? Potrafiła wejść do sklepu, nie przywitać się nijak i potem wyjść bez pożegnania. Ale jakby poznać ją bliżej… To była z niej w sumie gaduła. W końcu jednak poznała imię tego czarnowłosego shinobi, co to chciał się dowiedzieć co warto zjeść w tej karczmie. Nie zamierzała pozostać dłużna, jakoś nie widziało jej się dłuższe nazywanie ją “panią”. Bleh. - Mori Asaka - również krótko pochyliła głowę, już się przywitali wcześniej. Te wszystkie pokłony, cuda, wianki to nie było dla niej. Zbędna etykieta, która tylko marnuje czas. Chyba była zbyt prostą osobą; człowiek może wyjechać ze wsi, ale wieś z niego już nie wyjdzie, czyż nie? Nie było to zbyt dalekie od prawdy.
Nie wyłapała, że mówią praktycznie w ten sam sposób, bo to było tak bardzo… naturalne. Powinna być czujna, siedziała w Sogen tyle czasu, przywykła do tego dziwacznego mielenia ozorem tutejszych ludzi, mielenia, które drażniło ją jak kota drażnią ryby w akwarium (a już szczytem wszystkiego były starsze osoby, które dodatkowo zaciągały gwarą) i teraz jakoś… Było tak łatwo i przyjemnie, zupełnie jakby znowu była w Karmazynowych Szczytach, że no umknęło jej to całkowicie. Ale spokojnie, w końcu się zorientuje.
- Dokładnie to, co sam zauważyłeś i wypunktowałeś. Pokaż mi drugą taką osobę, to postawię ci obiad - groźne spojrzenie? Co drugi ninja takie miał. Zresztą Asaka nie do końca zdawała sobie sprawę, że ma takie spojrzenie i minę. Jakoś nikt nie miał jaj, żeby jej to powiedzieć. Co ją wyróżniało? Uroda. I oboje o tym przecież wiedzieli.
Kelnerka na szczęście przerwała ewentualne dłuższe wywody. A Asaka poczuła w sumie to trochę presję spojrzenia Shikaruia. No tak, miała mu pomóc. Nie połapała się, że problemem była karta menu. Zresztą dla niej, nawet gdyby czytać nie potrafiła, to nie byłby to problem. Zapytałaby prosto z mostu co polecają i zamówiła dokładnie to. Nie pomyślała też, że jest to powód do wstydu. Co drugi chłop nie potrafił sklecić tych, hehe, chińskich znaczków, mrówek, ba! - ona przez prawie połowę swojego życia miała z tym problem. A teraz wcale nie była żadnym asem. Dla niej nie był to powód do wstydu, choć zapewne był to ogólny problem dla shinobiego, który nie mógł nawet przeczytać treści ewentualnego zlecenia. Albo czegoś. Zresztą patrzyła na to inaczej, bo jej życie nie było życiem typowej osoby, która urodziła się z umiejętnością kontrolowania chakry. No a teraz też nie połapała się w czym rzecz. Hue.
- Jest może gulasz wieprzowy? Ostatnio był przepyszny - olać kartę z daniami. Asaka wcześniej przypomniała sobie co tu dawali i jednak postanowiła zagadać kelnereczkę.
0 x
赤 · 水 · 晶

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: Karczma "Akame"
Ponoć tak to działało, że koty podświadomie wyczuwały to, że ktoś lubił je - dlatego choć przed wszystkimi umykały to przed tą jedną osobą akurat potrafiły się zatrzymać. Kiedy miała w sobie odrobinę więcej niż zwykłe “lubienie”. Akurat przed Asaką spierdzielały chyba wszystkie zwierzęta po równo, tak jak woleli uciekać ludzie, żeby nie napytać sobie biedy. Nie zarobić tego obiecanego prawego sierpowego, który przestawał krążyć w powietrzu, kiedy tylko miało się wystarczająco jaj, żeby przekroczyć wspomnianą wcześniej granicę, która nie była delikatnie zarysowywana na początku, a która uderzała w ziemię z całą mocą, tak jak z całą mocą osiadało na barkach spojrzenie Asaki. Miało przygnieść, miało przetestować? Czy ostrzec, że nie jest tą myszką, którą można się bezwolnie bawić? Shikarui był tym, który brał całą dłoń, kiedy tylko dało mu się skrawek paluszka. Robił to kawałek po kawałku i tak kiedy tylko dał mu skrawek samego siebie to obdzierał ze skóry - żywcem. W całości.
- Szukanie jej zajęłoby mi sporo czasu, chociaż wizja darmowego obiadu jest kusząca. - Ludzie świetnie potrafili maskować niektóre emocje, niektóre odruchy. Potrafili skrywać głęboko to, że coś ich ubodło, zabolało, dotknęło. Mogli być najdelikatniejsi na świecie, kruche stworzenia, a nosili na twarzach uśmiech, który był jak promienie słońca zebrane z nieba późną jesienią, na które tak chętnie wystawiano policzek. Złudzenie o tym, że Asaka jest delikatniutka, mogło wsiąknąć pod skórę jedynie ślepych - nie była porcelaną ani jajkiem, które pęka, kiedy tylko za mocno je dotkniesz. Może taka była tam wewnątrz - za murem z kryształu, który za mocno przyciągał spojrzenia, żeby darować sobie skupianie się na nim. Znosiła to wszystko normalnie, tak jak normalnie toczyła się rozmowa, a Shikarui nie wiedział, czy rysy pojawiają się na szkle a ona jedynie udaje, że ich nie ma, czy rzeczywiście ich nie było. Swoboda jej siedzenia i mówienia, wbrew temu, że twierdziła, że nie jest u siebie, sprawiała, że biorąc od niej dłoń chciało się dać również coś od siebie. Zapraszała do wymiany zdań - nie tych całkowicie pustych, z milionem ozdobników, tylko po prostu… słów. Najzwyczajniejszych na świecie słów, skoro byli dwójką, która… och przepraszam, Asaka przecież naprawdę mocno się tutaj wyróżniała.
Pieniądze, jakie napełniały jego kieszeń, całkowicie się teraz zgadzały, chociaż sam nie wiedział, jak i kiedy się to zmieniło. W którym momencie mógł sobie pozwolić na to, żeby usiąść w takiej karczmie i nie poprosić o zwykłą szklankę wody i kawałek chleba, tylko ucieszyć podniebienie czymś naprawdę dobrym. Mimo usłyszenie hasła “darmowy posiłek” było jak ruszenie wszystkich strun, na których grała muzyka życia Sanady - ostatkiem woli powstrzymał się przed instynktownym podniesieniem się i przyjęciem tego śmiesznego “zlecenia”. Takie małe spaczenie - każdą pracę traktował nadmiernie poważnie, nawet wyprowadzenie psów. Czy też szukanie drugiej niewiasty o równie mocnym spojrzeniu. O dziwo - nawet podejrzewał, gdzie szukać. Problem był w tym, żeby jeszcze znaleźć kogoś o równie egzotycznej urodzie. Faktycznie pies pogrzebany. Czy klops pogrzebany. Jakkolwiek się to mówiło.
- Poproszę. - Przytaknął. Był już w cholerę głodny. Nie to, żeby jakiś problem rzeczywisty stanowiło zapytanie jakiejkolwiek kelnereczki, powód braku zdolności do odczytania paru prostych znaków był… ośmieszający.
- Dla pani też? - Zaćwierkała kelnereczka. Pewnie ona sama czytać nie potrafiła, choć kto wie, kto wie.
- Szukanie jej zajęłoby mi sporo czasu, chociaż wizja darmowego obiadu jest kusząca. - Ludzie świetnie potrafili maskować niektóre emocje, niektóre odruchy. Potrafili skrywać głęboko to, że coś ich ubodło, zabolało, dotknęło. Mogli być najdelikatniejsi na świecie, kruche stworzenia, a nosili na twarzach uśmiech, który był jak promienie słońca zebrane z nieba późną jesienią, na które tak chętnie wystawiano policzek. Złudzenie o tym, że Asaka jest delikatniutka, mogło wsiąknąć pod skórę jedynie ślepych - nie była porcelaną ani jajkiem, które pęka, kiedy tylko za mocno je dotkniesz. Może taka była tam wewnątrz - za murem z kryształu, który za mocno przyciągał spojrzenia, żeby darować sobie skupianie się na nim. Znosiła to wszystko normalnie, tak jak normalnie toczyła się rozmowa, a Shikarui nie wiedział, czy rysy pojawiają się na szkle a ona jedynie udaje, że ich nie ma, czy rzeczywiście ich nie było. Swoboda jej siedzenia i mówienia, wbrew temu, że twierdziła, że nie jest u siebie, sprawiała, że biorąc od niej dłoń chciało się dać również coś od siebie. Zapraszała do wymiany zdań - nie tych całkowicie pustych, z milionem ozdobników, tylko po prostu… słów. Najzwyczajniejszych na świecie słów, skoro byli dwójką, która… och przepraszam, Asaka przecież naprawdę mocno się tutaj wyróżniała.
Pieniądze, jakie napełniały jego kieszeń, całkowicie się teraz zgadzały, chociaż sam nie wiedział, jak i kiedy się to zmieniło. W którym momencie mógł sobie pozwolić na to, żeby usiąść w takiej karczmie i nie poprosić o zwykłą szklankę wody i kawałek chleba, tylko ucieszyć podniebienie czymś naprawdę dobrym. Mimo usłyszenie hasła “darmowy posiłek” było jak ruszenie wszystkich strun, na których grała muzyka życia Sanady - ostatkiem woli powstrzymał się przed instynktownym podniesieniem się i przyjęciem tego śmiesznego “zlecenia”. Takie małe spaczenie - każdą pracę traktował nadmiernie poważnie, nawet wyprowadzenie psów. Czy też szukanie drugiej niewiasty o równie mocnym spojrzeniu. O dziwo - nawet podejrzewał, gdzie szukać. Problem był w tym, żeby jeszcze znaleźć kogoś o równie egzotycznej urodzie. Faktycznie pies pogrzebany. Czy klops pogrzebany. Jakkolwiek się to mówiło.
- Poproszę. - Przytaknął. Był już w cholerę głodny. Nie to, żeby jakiś problem rzeczywisty stanowiło zapytanie jakiejkolwiek kelnereczki, powód braku zdolności do odczytania paru prostych znaków był… ośmieszający.
- Dla pani też? - Zaćwierkała kelnereczka. Pewnie ona sama czytać nie potrafiła, choć kto wie, kto wie.
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
- Asaka
- Postać porzucona
- Posty: 1496
- Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
- Wiek postaci: 27
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
- Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5564
- Aktualna postać: Airan
Re: Karczma "Akame"
Jej spojrzenie nie miało przygnieść, przetestować ani nikogo onieśmielić. Nabrało tej twardości i waleczności jeszcze gdy była dzieckiem i trzeba było walczyć o swoje, głównie o miejsce, w którym nikt nie będzie cię wyzywać od bękartów. W jej rodzinnej wiosce takiego miejsca nie znalazła, ale na oskarżające spojrzenia nauczyła się odpowiadać tym groźnym i twardym. Spokój nastał dopiero, gdy trafiła pod skrzydła Kosekich - i też oni zdołali ją utemperować. Nadal była bękartem, ale… no cóż, kwestią honoru było ponieść pewne konsekwencje i przyjąć ją do siebie jak jedną z nich. I rzeczywiście nią była, kryształy przecież nie brały się z kosmosu, ani nie rosły na drzewach - chociaż pewnie niektóre panny z wysokiego stanu tak właśnie myślały. Spojrzenie Asaki łagodniało rzadko, nie można było jednak powiedzieć, że nigdy. Teraz jednak rysowało niewidzialną granicę, którą przekraczać mało kto się odważył. Dość nieświadomie rysowało rzecz jasna, ale Asace wcale nie przeszkadzał taki stan rzeczy, wręcz przeciwnie. Przynajmniej miała święty spokój… W pewnym sensie oczywiście.
- Ułatwię ci to. W Sogen nie znajdziesz, szkoda zachodu - wiedziała, że się wyróżnia, że jest jak płatek śniegu na górze węgla.
Nie musiała być wysoka czy potężna, by łatwo było ją wypatrzyć - wystarczyło popytać ludzi. Ukryć się nie miała jak. Musiałaby wiecznie chodzić z kapturem na głowie - a to pewnie też rzucałoby się w oczy, no a przynajmniej o tej porze roku. Teraz zaś nie było żadnych rys. Człowiek był w stanie przywyknąć do wszystkiego, tak jak Asaka przywykła do tego, że się wyróżnia. Zawsze się wyróżniała. Jeśli nie przez włosy, to przez oczy. Gdyby miała się przejmować całe życie tym, że ktoś się na nią gapi, bo nieco odbiega od okolicznych standardów urody, to chyba siedziałaby cały czas w domu i nie wyściubiała nosa poza drzwi. Nie ćwiczyłaby, nie trenowała, nie walczyła. I nie wyruszyłaby samotnie poznawać świat. A przecież była tutaj, siedziała w tej karczmie tak, jakby była u siebie, całkowicie niewzruszona tym, że ktoś może sobie na nią przez ramię zerkać. Ignorowała to. Więc w tej chwili nie było żadnych, najmniejszych nawet rysek.
Ale tutaj by się zgadzali, bo Asaka również całe serce wkładała w pracę, jakiej się podejmowała. Wystarczyło przypomnieć sobie o niedawnym wybijaniu stonek ziemniaczanych, albo ogólnie o zbieraniu ziemniaków - bo w tym też była dobra. We wszystkim starała się być. Pieniądz nie śmierdzi, za za garść błota nie napełni przecież brzucha, ani nie sprawi, że będzie jej ciepło w zimie. Albo przykładasz się do roboty i dostajesz pieniądze, czasem nawet zleceniodawca dorzuci coś w ramach premii, albo siedzisz na tyłku, zbijasz bąki i możesz tylko pomarzyć o ciężkiej sakiewce. Coś za coś, nie? Darmowy obiad też by tak pewnie na nią podziałał.
- Też - powstrzymała się przez zakrzyknięciem “no babo, a co myślisz, że było takie dobre, to pytam o to, żebyś mi co innego podała?!”. Wiedziała, że taka praca, ale i tak toru swoich myśli powstrzymać nie mogła. - I wodę.
Kelnereczka w tej chwili mało ją obchodziła. Mogła sobie być mistrzynią pisarstwa, albo nie umieć przeczytać nawet słowa, nie miało to znaczenia. To nigdy nie miało znaczenia.
- Ułatwię ci to. W Sogen nie znajdziesz, szkoda zachodu - wiedziała, że się wyróżnia, że jest jak płatek śniegu na górze węgla.
Nie musiała być wysoka czy potężna, by łatwo było ją wypatrzyć - wystarczyło popytać ludzi. Ukryć się nie miała jak. Musiałaby wiecznie chodzić z kapturem na głowie - a to pewnie też rzucałoby się w oczy, no a przynajmniej o tej porze roku. Teraz zaś nie było żadnych rys. Człowiek był w stanie przywyknąć do wszystkiego, tak jak Asaka przywykła do tego, że się wyróżnia. Zawsze się wyróżniała. Jeśli nie przez włosy, to przez oczy. Gdyby miała się przejmować całe życie tym, że ktoś się na nią gapi, bo nieco odbiega od okolicznych standardów urody, to chyba siedziałaby cały czas w domu i nie wyściubiała nosa poza drzwi. Nie ćwiczyłaby, nie trenowała, nie walczyła. I nie wyruszyłaby samotnie poznawać świat. A przecież była tutaj, siedziała w tej karczmie tak, jakby była u siebie, całkowicie niewzruszona tym, że ktoś może sobie na nią przez ramię zerkać. Ignorowała to. Więc w tej chwili nie było żadnych, najmniejszych nawet rysek.
Ale tutaj by się zgadzali, bo Asaka również całe serce wkładała w pracę, jakiej się podejmowała. Wystarczyło przypomnieć sobie o niedawnym wybijaniu stonek ziemniaczanych, albo ogólnie o zbieraniu ziemniaków - bo w tym też była dobra. We wszystkim starała się być. Pieniądz nie śmierdzi, za za garść błota nie napełni przecież brzucha, ani nie sprawi, że będzie jej ciepło w zimie. Albo przykładasz się do roboty i dostajesz pieniądze, czasem nawet zleceniodawca dorzuci coś w ramach premii, albo siedzisz na tyłku, zbijasz bąki i możesz tylko pomarzyć o ciężkiej sakiewce. Coś za coś, nie? Darmowy obiad też by tak pewnie na nią podziałał.
- Też - powstrzymała się przez zakrzyknięciem “no babo, a co myślisz, że było takie dobre, to pytam o to, żebyś mi co innego podała?!”. Wiedziała, że taka praca, ale i tak toru swoich myśli powstrzymać nie mogła. - I wodę.
Kelnereczka w tej chwili mało ją obchodziła. Mogła sobie być mistrzynią pisarstwa, albo nie umieć przeczytać nawet słowa, nie miało to znaczenia. To nigdy nie miało znaczenia.
0 x
赤 · 水 · 晶

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: Karczma "Akame"
Żeby twardy kryształ stał się gładki, pozbawiony ostrych kształtów i zadziorów, trzeba było się napracować, a chociaż osobowość Asaki była tym “dobrym ziomkiem z sąsiedztwa, który w twojej obronie obije mordę komu potrzeba” i jak zostało wspomniane zachęcała do poznania i do tego, by dać się poznać, to Shikarui nie lubił oferować swojej dłoni. Zazwyczaj nie oferował nawet czubka swojego paznokcia. Dlatego ona promieniowała energią, ponieważ nawet tu i teraz wydawała się wkładać serce w to, co robi. Nie dla niego, nie na pokaz, dla samej siebie. Była sobą bez wstydu i lęku, nie przejmując się wytykającymi ją palcami, czerpiąc ze swoich pokładów energii na tyle, na ile tylko miała ochotę. Do zwykłej rozmowy, do zwykłego oklapnięcia na krzesło - wszystko w jej wydaniu wydawało się zwykłe w jej niezwykłości. Nie znaczyło to, że jest w jakikolwiek sposób gorsze. Brak czystej krwi w jej żyłach, w której wirowałyby drobinki kryształu, nie przeszkadzał jej przekazywać tego elementu dalej i pielęgnować w tych drobnych dłoniach, jakby jutro miało nigdy nie nadejść. Dlatego on był nijaki. Jak tafla jeziora jego oczu ograniczona swoimi granicami, a jednak przelewająca się przez palce, kiedy tylko próbowało się ją nabrać garścią. Zdaje się, że jako księżyc właśnie napotkał słońce. Nie to miłe i przyjemne - to raczej było podobne do słońca pustyni. Potrafiło być okrutne i spalać żywcem, ale potrafiło też przyjemnie ogrzewać porankiem po niezwykle długiej i zimnej nocy, jeśli tylko dało się sobie czas, by się do niego przyzwyczaić.
Shikarui odpuścił, rozluźnił się, nie sięgał do pudełeczka po igiełki. Kot schował pazury. Zniknęły w miękkim futrze i miękkich opuszkach. Można było uwierzyć w ich słodkość, w zupełną bezbronność tygrysa i w to, że skoro schował pazury i nie szczerzył swoich kłów, wylegując się leniwie na trawie, oznacza to, że nie zamierzał atakować. Że zaufał i to zaufanie, chociaż jeszcze nie było mocne, można było zbudować pokonując bariery i odległości, głaszcząc koty z włosem. Tak jak chciało się wyciągnąć dłoń do łba białej wilczycy o złotych oczach, żeby sprawdzić, jak na to zareaguje. Odsunie się, przybliży, czy będzie stała niewzruszona - jak kryształ, który reprezentowała?
- Świat zapamięta cię tylko jako bohaterkę. - Albo nie zapamięta wcale, to akurat było oczywiste - przynajmniej dla niego, dlatego choć się prosiło, nie uzupełnił sentencji o te słowa. Wielu shinobi rodziło się po to, by zginąć, zanim ich kwiat rozwinął swoje drobne płatki na dobre. Shikarui został pobłogosławiony twarzą, która niknęła w tłumie. Sylwetką, która niczym się nie wyróżniała. Był jak cień, który istniał tuż obok nas, a jednak tylko czasami ogarniało człowieka przeświadczenie, że powinien obejrzeć się za plecy. Nie patrz za siebie - zdradliwy szept, który podnosił gulę do gardła. Przeczucie, które kazało szukać to, co mignęło w kąciku oka. Kiedy się odwracaliśmy - nigdy nikogo tam nie było. Uroda Asaki była obosiecznym ostrzem - jeśli tylko wykorzystałaby ją dobrze to bardzo szybko zostałaby zauważona. “Bo ta i ta białowłosa”. Być może u Shikaruiego również zapamiętanoby chłodne, jasne oczy, niepodobne do żadnych innych napotkanych na ulicy, ale nie dlatego, że miały taki kolor. To były ten rodzaj oczu, który spoglądał Śmierci prosto w twarz i nie mrugnął pierwszy. Tam, gdzie otchłań odpowiedziała spojrzeniem - i nie pojawił się w jego sercu strach. Shikarui nie lubił być zapamiętywany, przeszkadzało mu to w pracy. Nie mógł jednak nie pojmować tego, że charyzma była darem, nie przekleństwem.
- Co robi kunoichi z dalekich stron w Sogen? Najemniczka? - Miała naprawdę zniszczone dłonie ciężarem ostatnich prac. - Do Karmazynowych Szczytów kawałek drogi.
Shikarui odpuścił, rozluźnił się, nie sięgał do pudełeczka po igiełki. Kot schował pazury. Zniknęły w miękkim futrze i miękkich opuszkach. Można było uwierzyć w ich słodkość, w zupełną bezbronność tygrysa i w to, że skoro schował pazury i nie szczerzył swoich kłów, wylegując się leniwie na trawie, oznacza to, że nie zamierzał atakować. Że zaufał i to zaufanie, chociaż jeszcze nie było mocne, można było zbudować pokonując bariery i odległości, głaszcząc koty z włosem. Tak jak chciało się wyciągnąć dłoń do łba białej wilczycy o złotych oczach, żeby sprawdzić, jak na to zareaguje. Odsunie się, przybliży, czy będzie stała niewzruszona - jak kryształ, który reprezentowała?
- Świat zapamięta cię tylko jako bohaterkę. - Albo nie zapamięta wcale, to akurat było oczywiste - przynajmniej dla niego, dlatego choć się prosiło, nie uzupełnił sentencji o te słowa. Wielu shinobi rodziło się po to, by zginąć, zanim ich kwiat rozwinął swoje drobne płatki na dobre. Shikarui został pobłogosławiony twarzą, która niknęła w tłumie. Sylwetką, która niczym się nie wyróżniała. Był jak cień, który istniał tuż obok nas, a jednak tylko czasami ogarniało człowieka przeświadczenie, że powinien obejrzeć się za plecy. Nie patrz za siebie - zdradliwy szept, który podnosił gulę do gardła. Przeczucie, które kazało szukać to, co mignęło w kąciku oka. Kiedy się odwracaliśmy - nigdy nikogo tam nie było. Uroda Asaki była obosiecznym ostrzem - jeśli tylko wykorzystałaby ją dobrze to bardzo szybko zostałaby zauważona. “Bo ta i ta białowłosa”. Być może u Shikaruiego również zapamiętanoby chłodne, jasne oczy, niepodobne do żadnych innych napotkanych na ulicy, ale nie dlatego, że miały taki kolor. To były ten rodzaj oczu, który spoglądał Śmierci prosto w twarz i nie mrugnął pierwszy. Tam, gdzie otchłań odpowiedziała spojrzeniem - i nie pojawił się w jego sercu strach. Shikarui nie lubił być zapamiętywany, przeszkadzało mu to w pracy. Nie mógł jednak nie pojmować tego, że charyzma była darem, nie przekleństwem.
- Co robi kunoichi z dalekich stron w Sogen? Najemniczka? - Miała naprawdę zniszczone dłonie ciężarem ostatnich prac. - Do Karmazynowych Szczytów kawałek drogi.
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
- Asaka
- Postać porzucona
- Posty: 1496
- Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
- Wiek postaci: 27
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
- Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5564
- Aktualna postać: Airan
Re: Karczma "Akame"
Nic bardziej mylnego. Nie była żadnym dobrym ziomkiem z sąsiedztwa, do którego szło się, gdy miało się problem natury… pięściowej. Ją omijało się szerokim łukiem. Chyba, że było się jej rodzeństwem; dla swojej przyrodniej, młodszej siostry była w stanie zrobić wszystko, wystarczyło tylko wskazać palcem kto to sprawił, że w jej oczach pokazały się łzy. Łomot był wtedy gwarantowany. Tak naprawdę to nie, w Seiyamie wcale nie unikano jej szerokim łukiem, bo już się do niej przyzwyczajono. No i wcale nie była groźna, tylko tak wyglądała. Jak już wspominałam - grzecznie pytała, a teraz to już w ogóle rzadko kiedy się z kimś tłukła, no chyba, że jej za to zapłacono, to wtedy nie ma sprawy. No i chyba, że rzeczywiście jej siostra przychodziła do domu zapłakana.
Nie widziała w sobie absolutnie nic specjalnego. Ani nie była dobrze urodzona, ani dobrze wychowana, ani dzieciństwa wcale nie miała wspaniałego. Wyróżniała się tylko urodą, a ta z wiekiem przemija, włosy wypadają, oczy bledną, skóra marszczy się jak mokra kartka papieru na słońcu. Nie było żadnego powodu do dumy. W jej odczuciu to ona wydawała się samej sobie nijaka. Nic nie przychodziło łatwo, o wszystko trzeba było walczyć, nawet groźne spojrzenie nie przyszłoby bez ciężkiej pracy. Czy Shikarui był nijaki? Zdecydowanie nie. Pasował tutaj jak ulał, z tymi kruczoczarnymi włosami; nie wyróżnianie się wcale nie było wadą. I nie widziała nijakości w kimś, kto jednak miał odwagę się do niej odezwać i poprosić o pomoc. Zwykle rozmowy z nią wyglądały zupełnie inaczej, na tyle inaczej, że przynosiły gorzki posmak na krańcu języka.
- Oby nie. Dzieciaki wtedy będą chciały mnie naśladować, a wierz mi, nie jestem żadnym wzorem - chyba, że wzorem porywczości, braku cierpliwości i mocnej pięści. No to wtedy tak, jak najbardziej. Ile razy najpierw robiła, a potem myślała? Ile razy ojciec musiał ją karcić? Z tego nadal nie wyrosła i wątpliwe, by się to kiedykolwiek udało. Nawet nie próbowała, bo to było jak porywać się z motyką na słońce. Już teraz doskwierały jej spojrzenia, a co dopiero gdyby była jakąś zasmarkaną bohaterką? Nie, lepiej nie. Wolała, by dano jej święty spokój.
- Zwiedzam - co za idiotyczna odpowiedź. Trochę ją zaskoczył to i palnęła pierwsze lepsze, co jej na myśl przyszło. - No dobra, najemniczka - najemniczka kopiąca ziemniaki. Zamierzała kiedyś wrócić do domu, choćby tylko przelotem, bo miała w głowie, by zobaczyć resztę świata, albo przynajmniej jakąś jego część, a nie kisić się w tych górach - tych górach, za którymi już tęskniła, zwłaszcza gdy patrzyła na morze i gdy czuła smród ryb. - A tak naprawdę, to powoli zbieram się do tego, żeby się stąd już wynieść. Dość się już naoglądałam - i nawąchała. A kolejne słowa Shikaruia kompletnie zbiły ją z tropu i było to widać. Niemalże jak to, jak powoli łączy kropki. Karmazynowe Szczyty, akcent i to, że nie słyszy tego znienawidzonego sogeńskiego bełkotu, a miękkie słowa, tak dobrze znane przez całe życie.
- O cholera, kompletnie tego nie wyłapałam - tak bardzo przywykła już do tego, że w Sogen, zwłaszcza w dzielnicy portowej słychać straszny misz-masz akcentowy, i do tego, że w większości i tak nikt nie wiedział skąd pochodzi, że sama przestała się starać wyłapywać odmienność. A teraz masz ci babo placek; wzięła go wcześniej za tutejszego, ale głupia była, bo jak pod nosem miała informację, że jednak stąd nie pochodzi. - Tak bardzo przywykłam do tego, że długi czas nie usłyszę mowy rodzinnych stron, że nawet przestałam zwracać uwagę - taaa… To było daleko stąd. Tym mniejsze prawdopodobieństwo, że trafi się ktoś przyjezdny. Zwłaszcza w obliczu wojny między rodem Yamanaka i Hyuga.
Nie widziała w sobie absolutnie nic specjalnego. Ani nie była dobrze urodzona, ani dobrze wychowana, ani dzieciństwa wcale nie miała wspaniałego. Wyróżniała się tylko urodą, a ta z wiekiem przemija, włosy wypadają, oczy bledną, skóra marszczy się jak mokra kartka papieru na słońcu. Nie było żadnego powodu do dumy. W jej odczuciu to ona wydawała się samej sobie nijaka. Nic nie przychodziło łatwo, o wszystko trzeba było walczyć, nawet groźne spojrzenie nie przyszłoby bez ciężkiej pracy. Czy Shikarui był nijaki? Zdecydowanie nie. Pasował tutaj jak ulał, z tymi kruczoczarnymi włosami; nie wyróżnianie się wcale nie było wadą. I nie widziała nijakości w kimś, kto jednak miał odwagę się do niej odezwać i poprosić o pomoc. Zwykle rozmowy z nią wyglądały zupełnie inaczej, na tyle inaczej, że przynosiły gorzki posmak na krańcu języka.
- Oby nie. Dzieciaki wtedy będą chciały mnie naśladować, a wierz mi, nie jestem żadnym wzorem - chyba, że wzorem porywczości, braku cierpliwości i mocnej pięści. No to wtedy tak, jak najbardziej. Ile razy najpierw robiła, a potem myślała? Ile razy ojciec musiał ją karcić? Z tego nadal nie wyrosła i wątpliwe, by się to kiedykolwiek udało. Nawet nie próbowała, bo to było jak porywać się z motyką na słońce. Już teraz doskwierały jej spojrzenia, a co dopiero gdyby była jakąś zasmarkaną bohaterką? Nie, lepiej nie. Wolała, by dano jej święty spokój.
- Zwiedzam - co za idiotyczna odpowiedź. Trochę ją zaskoczył to i palnęła pierwsze lepsze, co jej na myśl przyszło. - No dobra, najemniczka - najemniczka kopiąca ziemniaki. Zamierzała kiedyś wrócić do domu, choćby tylko przelotem, bo miała w głowie, by zobaczyć resztę świata, albo przynajmniej jakąś jego część, a nie kisić się w tych górach - tych górach, za którymi już tęskniła, zwłaszcza gdy patrzyła na morze i gdy czuła smród ryb. - A tak naprawdę, to powoli zbieram się do tego, żeby się stąd już wynieść. Dość się już naoglądałam - i nawąchała. A kolejne słowa Shikaruia kompletnie zbiły ją z tropu i było to widać. Niemalże jak to, jak powoli łączy kropki. Karmazynowe Szczyty, akcent i to, że nie słyszy tego znienawidzonego sogeńskiego bełkotu, a miękkie słowa, tak dobrze znane przez całe życie.
- O cholera, kompletnie tego nie wyłapałam - tak bardzo przywykła już do tego, że w Sogen, zwłaszcza w dzielnicy portowej słychać straszny misz-masz akcentowy, i do tego, że w większości i tak nikt nie wiedział skąd pochodzi, że sama przestała się starać wyłapywać odmienność. A teraz masz ci babo placek; wzięła go wcześniej za tutejszego, ale głupia była, bo jak pod nosem miała informację, że jednak stąd nie pochodzi. - Tak bardzo przywykłam do tego, że długi czas nie usłyszę mowy rodzinnych stron, że nawet przestałam zwracać uwagę - taaa… To było daleko stąd. Tym mniejsze prawdopodobieństwo, że trafi się ktoś przyjezdny. Zwłaszcza w obliczu wojny między rodem Yamanaka i Hyuga.
0 x
赤 · 水 · 晶

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: Karczma "Akame"
Owszem, nie wyróżnianie się również nie było klątwą. Nic nie było klątwą tak długo, jak długo nie przeszkadzało nam w dążeniu do pewnych celów wyznaczonych na mapie, opisanych drogowskazami. Dla Shikaruiego jego wygląd był błogosławieństwem. To, że wpasowywał się w tutejsze tło, że nie miał w sobie niczego, co sprawiałoby, że przyciągałby spojrzenia jak magnes - klątwą byłby dlań wygląd Asaki. Tak specyficzny, że rzeczywiście wystarczyłoby dobrze popytać po najbliższych straganach i na pewno jedna z drugą by powiedziały, że o tej pannicy to dwa miesiące temu było głośno, a wczoraj szła w kierunku karczmy, do której kursowała niemal co dzień. Jeśli tylko chciało się wiedzieć - informacje leżały na chodniku. Wystarczyło się odpowiednio nisko schylić, o ile nie szukało się zbyt wydumanych informacji, rzecz jasna. Ludzie gadali o wszystkim, co przyciągało ich uwagę, mielili jęzorem i pozostawało nauczyć się rozróżniać prawdę od bajeczek snutych po kątach, opowiadanym dorosłym na dobranoc. Dla dzieci przeznaczone były inne bajeczki.
- Wierzę. - Odparł po prostu, bez żadnego zapewniania, że na pewno nie jest tak źle, albo że taaak, dzieciaki by stały się zupełnie przez ciebie wypaczone i byłaby kolejna bitka! Wziął za fakt to, co mu powiedziała, skoro jej nie znał i niczego nie mógł jeszcze o niej powiedzieć na pewno. Prócz tego, że nie bała się przypadkowego spotkania w karczmie z nieznajomym shinobi i nie spinała od razu wszystkich mięśni. Jej mocny charakter mógł być jednak bardzo dobrym wzorem do naśladowania. Jej wielkie serce i to, jak to serce mocno biło, kiedy już podejmowała się jakiegoś zadania. To, że mimo bycia kunoichi nie wstydziła się podjąć najbardziej prostych prac tylko po to, żeby zarobić i wykorzystać to jako trening dla samej siebie na wzmacnianie się. O tym jednak nie mógł wiedzieć, domyślał się jedynie po stanie jej rąk. Kto był idealnym wzorem? Kogo dzieci powinny naśladować, żeby stać się wybitnymi shinobi, z których będziemy wszyscy dumni? Gdzie leżał ideał, po który każdy powinien sięgać? Nikogo nie obchodziło, jaki charakter będzie mieć shinobi - dla każdego zawsze znajdzie się jakaś praca. Ninja byli produkowani do wojen, do tego by walczyć o swoje życie i by odbierać cudze. To, czy dany shinobi był grzeczny czy pluł ci w twarz było zazwyczaj wyznacznikiem tego, jak długo przeżyje. W mniemaniu Sanady ta kunoichi albo przeżyła już wystarczająco wiele, żeby swoim spojrzeniem móc rzucać komuś wyzwania, albo właśnie doświadczyła na tyle mało, żeby jeszcze nikt nie zrównał jej do poziomu gleby. Jakby wyglądała jej twarz, przygnieciona butem do podłoża? Shikarui otworzył minimalnie szerzej powieki. No jak? Zaciskałaby zęby, próbując odnaleźć spojrzenie swojego oprawcy? Broniłaby się do ostatniej kropli swojej siły, dopóki nie pochłonęłaby jej ciemność. Zupełnie inaczej niż mała Yamanaka, która dała się zmiażdżyć i złamać. Ciekawe, czy stwardniała w złamanym miejscu? Złamany kryształ nie miał żadnych szans na regenerację. Więc jak, no jak..?
- Na usługach Uchiha? - Czy wolny strzelec, który nie podcinał swoich lotek, ponieważ miała dokąd wracać? Nie wiedząc, że zrobiła sobie dłuższe wakacje od rodzinnych stron sądził, że to pierwsze, skoro wydawała się obeznana i jak sama powiedziała - dwa miesiące temu była z niej jeszcze sensacja. Więc musiała tutaj być dłużej niż dwa miesiące, albo dwa miesiące temu dokładnie się zjawiła. Plotki nie cichły z dnia na dzień. Więc dłużej, dłużej. Nie, jednak nie na usługach Uchiha. Zamierza się stąd wynieść, jak sama przyznała. Wakacje trwały bardzo długo, a tęsknota za domem wzywała. Lub wzywał zew przygody, żeby te skrzydła w pełni rozwinąć i przestać zauważać ich ciężar na plecach, gdy codzienność zmuszała do twardego stąpania po ziemi.
Jej wyraz twarzy się zmienił. Dobrze. Shikarui lubił obserwować emocje na twarzach innych. To jest - na tych twarzach, które go zainteresowały.
- Nie wyglądasz na Hyuge ani Yamanakę. Nie przypominasz Jugo. Koseki? - Ninja z terenów Karmazynowych Szczytów byli na tyle charakterystyczni, że łatwo było rozróżnć jednych od drugich. Tylko Koseki utrzymywali się w normach wyglądu. Jugo też, ale Jugo… potwory społeczeństwa shinobi byli specyficzni sami w sobie. Nie czuł od niej tego, co czuł od członków tego wymierającego klanu. - Proponuję wspólną podróż do Karmazynowych Szczytów. - Zamierzał tam wrócić. Musiał tam wrócić. Stanąć twarzą w twarz z tym, co zostawił za sobą, a co płonącymi mostami oświetliło mu drogę. Jako człowiek, jako on dokonujący własnych wyborów z własnymi pragnieniami. Wolny. Ta podróż była dla niego ważniejsza niż kiedykolwiek przyznałby to na głos. - Wojna cię wzywa? - Shikarui był dość oszczędny w słowach. Teraz i tak było lepiej niż kiedyś, kiedy większość czasu milczał i tylko odpowiadał krótkie “nie” albo “tak”. Nauczył się spoglądać na ludzi z normalnej perspektywy - ludzkiej. I była to perspektywa dla niego tak samo egzotyczna, jak egzotyczna była Asaka. - Wyglądasz jak delikatni przedstawiciele Yuki. - Gdyby nie zobaczył ich na żywo w Hanamurze nigdy by nie uwierzył, że taki filigranowy klan nie bojący się zimna może istnieć.
- Wierzę. - Odparł po prostu, bez żadnego zapewniania, że na pewno nie jest tak źle, albo że taaak, dzieciaki by stały się zupełnie przez ciebie wypaczone i byłaby kolejna bitka! Wziął za fakt to, co mu powiedziała, skoro jej nie znał i niczego nie mógł jeszcze o niej powiedzieć na pewno. Prócz tego, że nie bała się przypadkowego spotkania w karczmie z nieznajomym shinobi i nie spinała od razu wszystkich mięśni. Jej mocny charakter mógł być jednak bardzo dobrym wzorem do naśladowania. Jej wielkie serce i to, jak to serce mocno biło, kiedy już podejmowała się jakiegoś zadania. To, że mimo bycia kunoichi nie wstydziła się podjąć najbardziej prostych prac tylko po to, żeby zarobić i wykorzystać to jako trening dla samej siebie na wzmacnianie się. O tym jednak nie mógł wiedzieć, domyślał się jedynie po stanie jej rąk. Kto był idealnym wzorem? Kogo dzieci powinny naśladować, żeby stać się wybitnymi shinobi, z których będziemy wszyscy dumni? Gdzie leżał ideał, po który każdy powinien sięgać? Nikogo nie obchodziło, jaki charakter będzie mieć shinobi - dla każdego zawsze znajdzie się jakaś praca. Ninja byli produkowani do wojen, do tego by walczyć o swoje życie i by odbierać cudze. To, czy dany shinobi był grzeczny czy pluł ci w twarz było zazwyczaj wyznacznikiem tego, jak długo przeżyje. W mniemaniu Sanady ta kunoichi albo przeżyła już wystarczająco wiele, żeby swoim spojrzeniem móc rzucać komuś wyzwania, albo właśnie doświadczyła na tyle mało, żeby jeszcze nikt nie zrównał jej do poziomu gleby. Jakby wyglądała jej twarz, przygnieciona butem do podłoża? Shikarui otworzył minimalnie szerzej powieki. No jak? Zaciskałaby zęby, próbując odnaleźć spojrzenie swojego oprawcy? Broniłaby się do ostatniej kropli swojej siły, dopóki nie pochłonęłaby jej ciemność. Zupełnie inaczej niż mała Yamanaka, która dała się zmiażdżyć i złamać. Ciekawe, czy stwardniała w złamanym miejscu? Złamany kryształ nie miał żadnych szans na regenerację. Więc jak, no jak..?
- Na usługach Uchiha? - Czy wolny strzelec, który nie podcinał swoich lotek, ponieważ miała dokąd wracać? Nie wiedząc, że zrobiła sobie dłuższe wakacje od rodzinnych stron sądził, że to pierwsze, skoro wydawała się obeznana i jak sama powiedziała - dwa miesiące temu była z niej jeszcze sensacja. Więc musiała tutaj być dłużej niż dwa miesiące, albo dwa miesiące temu dokładnie się zjawiła. Plotki nie cichły z dnia na dzień. Więc dłużej, dłużej. Nie, jednak nie na usługach Uchiha. Zamierza się stąd wynieść, jak sama przyznała. Wakacje trwały bardzo długo, a tęsknota za domem wzywała. Lub wzywał zew przygody, żeby te skrzydła w pełni rozwinąć i przestać zauważać ich ciężar na plecach, gdy codzienność zmuszała do twardego stąpania po ziemi.
Jej wyraz twarzy się zmienił. Dobrze. Shikarui lubił obserwować emocje na twarzach innych. To jest - na tych twarzach, które go zainteresowały.
- Nie wyglądasz na Hyuge ani Yamanakę. Nie przypominasz Jugo. Koseki? - Ninja z terenów Karmazynowych Szczytów byli na tyle charakterystyczni, że łatwo było rozróżnć jednych od drugich. Tylko Koseki utrzymywali się w normach wyglądu. Jugo też, ale Jugo… potwory społeczeństwa shinobi byli specyficzni sami w sobie. Nie czuł od niej tego, co czuł od członków tego wymierającego klanu. - Proponuję wspólną podróż do Karmazynowych Szczytów. - Zamierzał tam wrócić. Musiał tam wrócić. Stanąć twarzą w twarz z tym, co zostawił za sobą, a co płonącymi mostami oświetliło mu drogę. Jako człowiek, jako on dokonujący własnych wyborów z własnymi pragnieniami. Wolny. Ta podróż była dla niego ważniejsza niż kiedykolwiek przyznałby to na głos. - Wojna cię wzywa? - Shikarui był dość oszczędny w słowach. Teraz i tak było lepiej niż kiedyś, kiedy większość czasu milczał i tylko odpowiadał krótkie “nie” albo “tak”. Nauczył się spoglądać na ludzi z normalnej perspektywy - ludzkiej. I była to perspektywa dla niego tak samo egzotyczna, jak egzotyczna była Asaka. - Wyglądasz jak delikatni przedstawiciele Yuki. - Gdyby nie zobaczył ich na żywo w Hanamurze nigdy by nie uwierzył, że taki filigranowy klan nie bojący się zimna może istnieć.
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
- Asaka
- Postać porzucona
- Posty: 1496
- Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
- Wiek postaci: 27
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
- Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5564
- Aktualna postać: Airan
Re: Karczma "Akame"
No to mieli zgodę, bo dla Asaki jej wygląd też był przekleństwem. Nie zrozumcie mnie źle, to nie tak, że nie potrafiła spojrzeć na własne odbicie, że rzucała kamienie w kałuże, które śmiały skopiować jej wygląd, albo że biła lustra. Nic z tych rzeczy. Pod tym względem nie narzekała, nawet się sobie samej podobała. Chodziło o zainteresowanie innych. DLatego dużo bardziej wolała jesień czy zimę, gdy płaszcze to była codzienność; gdy białe włosy można było ukryć pod głębokim kapturem i nie rzucać się w oczy jako potencjalny zakapior. Wiele oddałaby za to, żeby jednak nie przykuwać uwagi. Mogła sobie być niewysoka i drobna - to na pewno ją nie wyróżniało, ale niestety biel włosów pośród tych ciemnych była trudna do przeoczenia. Tak samo jak trudne do przeoczenia były złote oczy. Albo te… fioletowe. Czy Shikarui chciał czy nie, jeśli dał komuś czas, by przyjrzeć mu się trochę uważniej, mógł być pewien, że na jakiś czas zostanie zapamiętany, chociażby tylko przez to. A chwilowo chyba też przez bandaże, które tak kontrastowały ze wszystkim. Przykuwały wzrok kunoichi, ale nie pytała. Nie każda ciekawość powinna zostać zaspokojona.
- Nie - mógł sobie sam odpowiedzieć, ale z drugiej strony to nie było tak oczywiste. Nikomu nie oferowała swoich skromnych usług, zresztą chyba by się z tym klanem nie polubiła. Miała takie jakieś dziwaczne wrażenie, które gnieździło się w niej już od dłuższego czasu. Nie polubiła tego miejsca tak jak i nie polubiła tutejszych ludzi jako ogółu, nie mówimy więc o pojedynczych jednostkach.
Asaka jakoś nigdy nie wyobrażała sobie jak wyglądałaby jej twarz przygnieciona butem do ziemi w sensie dosłownym. Wystarczająco dużo zaznała poniżenia od innych by wiedzieć, że trzebaby się było mocno postarać, by złamać ją psychicznie. Bo fizycznie? Była przecież tylko lichą gałązką, którą może zdmuchnąć wichura. Gałązką, która mogła oblec się w piękny, ametystowy, a może nefrytowy kryształ i nagle przeobrazić się w niezniszczalny dąb. A złamany kryształ, normalny kryształ rzeczywiście nie miał szans na regenerację. Tylko, że ona tworzyła kryształ. Gdyby chciała, mogłaby naprawić złamanie, wystarczyła odrobina wysiłku. Tyle, że… Nie ma rzeczy niezniszczalnych. Tak jak i nie było niezniszczalnych ludzi.
- Czytasz ze mnie jak z otwartej księgi! No dalej, dobrze ci idzie, powiedz mi jeszcze ile mam lat, jaki jest mój ulubiony kolor i co jadłam dzisiaj rano - znowu sobie kpiła. Ktoś zaznajomiony z Karmazynowymi Szczytami rzeczywiście nie miał najmniejszego problemu, by zgadnąć jej pochodzenie. Hyuga i Yamanaka byli do rozpoznania równie prości co muchomor w lesie, natomiast trzeci ród i jeden ze szczepów to był już traf, za to wyjątkowo celny. Dla niej to w tym momencie również nie powinno być trudne. Mówił jak ktoś pochodzący z jej kraju, wiedział o innych, nie był jednym z Koseki, wiedziałaby to. Ona też mogła sobie tak strzelać. - A ty co, Jugo? - jakoś miała mieszane uczucia, ale doskonale znała grę pozorów i to, że te lubią bardzo mylić. Zwłaszcza powszechne opinie. Znała to.
- Wszystkie dopiero poznane osoby zapraszasz na wspólną wędrówkę? - nie znał jej, może lubiła sobie w ramach odstresowania powbijać komuś w nocy kunaie pod żebra? A ona nie znała jego. Ale nie należała do tych najostrożniejszych na świecie osób, zresztą hej, była ninja, a oni nie mieli aż tak dużego luksusu, by przebierać w towarzyszach podróży. Z kimś zawsze było bezpieczniej. A temu tutaj wcale dobrze z oczu może nie patrzyło, ale jej z kolei tym bardziej nie. To by też rozwiązało jej ostatni problem pod tytułem “no dobra, to dokąd się teraz udać?” - bo to dlatego tyle zwlekała. Bo nie mogła się zdecydować. Jak to baba. Miło się gadało, mogła dać mu mały kredyt zaufania. - Ale w sumie czemu nie. Dość mam już smrodu ryb i błota - błoto też śmierdziało. I było go tutaj trochę za dużo. - Wojna? Nie. Najpierw trzeba mieć o co walczyć. Hyuga i Yamanaka najwyraźniej mają, ale to nie moja walka - nie wykluczała, że kiedyś zdarzy się coś, że będzie musiała iść na wojnę. Może wezwie ją klan, może zdarzy się coś innego. W tym życiu nie wolno było niczego zakładać, bo rzeczywistość lubiła płatać figle. A w życiu ninja było zaskakująco dużo miejsca na wojnę, czyż nie?
Wyglądała jak Yuki? Niewiele wiedziała o tym rodzie, oprócz tego, że są.
- A co, wyglądam delikatnie? - nawet się uśmiechnęła, rozbawił ją.
- Nie - mógł sobie sam odpowiedzieć, ale z drugiej strony to nie było tak oczywiste. Nikomu nie oferowała swoich skromnych usług, zresztą chyba by się z tym klanem nie polubiła. Miała takie jakieś dziwaczne wrażenie, które gnieździło się w niej już od dłuższego czasu. Nie polubiła tego miejsca tak jak i nie polubiła tutejszych ludzi jako ogółu, nie mówimy więc o pojedynczych jednostkach.
Asaka jakoś nigdy nie wyobrażała sobie jak wyglądałaby jej twarz przygnieciona butem do ziemi w sensie dosłownym. Wystarczająco dużo zaznała poniżenia od innych by wiedzieć, że trzebaby się było mocno postarać, by złamać ją psychicznie. Bo fizycznie? Była przecież tylko lichą gałązką, którą może zdmuchnąć wichura. Gałązką, która mogła oblec się w piękny, ametystowy, a może nefrytowy kryształ i nagle przeobrazić się w niezniszczalny dąb. A złamany kryształ, normalny kryształ rzeczywiście nie miał szans na regenerację. Tylko, że ona tworzyła kryształ. Gdyby chciała, mogłaby naprawić złamanie, wystarczyła odrobina wysiłku. Tyle, że… Nie ma rzeczy niezniszczalnych. Tak jak i nie było niezniszczalnych ludzi.
- Czytasz ze mnie jak z otwartej księgi! No dalej, dobrze ci idzie, powiedz mi jeszcze ile mam lat, jaki jest mój ulubiony kolor i co jadłam dzisiaj rano - znowu sobie kpiła. Ktoś zaznajomiony z Karmazynowymi Szczytami rzeczywiście nie miał najmniejszego problemu, by zgadnąć jej pochodzenie. Hyuga i Yamanaka byli do rozpoznania równie prości co muchomor w lesie, natomiast trzeci ród i jeden ze szczepów to był już traf, za to wyjątkowo celny. Dla niej to w tym momencie również nie powinno być trudne. Mówił jak ktoś pochodzący z jej kraju, wiedział o innych, nie był jednym z Koseki, wiedziałaby to. Ona też mogła sobie tak strzelać. - A ty co, Jugo? - jakoś miała mieszane uczucia, ale doskonale znała grę pozorów i to, że te lubią bardzo mylić. Zwłaszcza powszechne opinie. Znała to.
- Wszystkie dopiero poznane osoby zapraszasz na wspólną wędrówkę? - nie znał jej, może lubiła sobie w ramach odstresowania powbijać komuś w nocy kunaie pod żebra? A ona nie znała jego. Ale nie należała do tych najostrożniejszych na świecie osób, zresztą hej, była ninja, a oni nie mieli aż tak dużego luksusu, by przebierać w towarzyszach podróży. Z kimś zawsze było bezpieczniej. A temu tutaj wcale dobrze z oczu może nie patrzyło, ale jej z kolei tym bardziej nie. To by też rozwiązało jej ostatni problem pod tytułem “no dobra, to dokąd się teraz udać?” - bo to dlatego tyle zwlekała. Bo nie mogła się zdecydować. Jak to baba. Miło się gadało, mogła dać mu mały kredyt zaufania. - Ale w sumie czemu nie. Dość mam już smrodu ryb i błota - błoto też śmierdziało. I było go tutaj trochę za dużo. - Wojna? Nie. Najpierw trzeba mieć o co walczyć. Hyuga i Yamanaka najwyraźniej mają, ale to nie moja walka - nie wykluczała, że kiedyś zdarzy się coś, że będzie musiała iść na wojnę. Może wezwie ją klan, może zdarzy się coś innego. W tym życiu nie wolno było niczego zakładać, bo rzeczywistość lubiła płatać figle. A w życiu ninja było zaskakująco dużo miejsca na wojnę, czyż nie?
Wyglądała jak Yuki? Niewiele wiedziała o tym rodzie, oprócz tego, że są.
- A co, wyglądam delikatnie? - nawet się uśmiechnęła, rozbawił ją.
0 x
赤 · 水 · 晶

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: Karczma "Akame"
Nie wyglądała na osobę, która lubiła się chować. Brak zdolności oceny Shikaruiego, który potrafił oceniać przeciwnika jedynie pod względem siły i zdolności, czy może aż tak dobrze Asaka się zachowywała? Godziła to, że dobrze się czuła z samą sobą z tym, że nie czuła się dobrze, kiedy wodzili za nią spojrzeniami i wytykali palcami. To nie było nawet dziwne. A jesień i zima, ze wszystkimi swoimi przywarami, potrafiły przynieść naprawdę wiele ulgi. Umożliwiały światu wzmocnienie się, przygotowanie do wiosny, która zalewała serca ciepłem. I nakazywała zdjąć te płaszcze, które tak dobrze się nosiło i pod których kapturami tak dobrze chowało. Łączenie delikatności kłosów traw i siły dębu było wyczynem. Równowagą, którą ciężko było osiągnąć i której brakowało w społeczeństwie od lat, nie tylko tym współczesnym. Brakowało jej dwieście lat temu i brakować będzie za tysiąc, dlatego mistyczna droga Sennina była taka trudna do osiągnięcia. A ta tutaj, drobina, kruszyna, która buńczunczno potrafiła spoglądać prosto w oczy nawet tym wyższym od siebie, stała na pierwszym kroku do niego już dziś. I chyba nawet nie miałaby problemu z poskromieniem swojego temperamentu, bo jak się okazywało - wcale nie była buchającym ogniem, który sparzał wszystko, czego się dotknął. To było fascynujące. Słońce jej oczu, które choć pustynne, wcale nie spalało. Mogłoby, co do tego jakoś nie miał wątpliwości, ale z każdą kolejną chwilą rozmowy przestawała być groźnym wilkiem, który błyskał kłami na świat, by ten zostawił ją w spokoju. Wydawała się być wilczym niedorostkiem - już nie szczeniakiem, ale wciąż jeszcze nie dorosłym osobnikiem, który użre ci całą rękę, jeśli tylko zobaczy w twojej posturze najmniejszy cień zwątpienia i wypatrzy jedną lukę w twojej obronie.
- Nie jestem dobry w odgadywaniu wieku. Dziewiętnaście. - Pomiędzy przyznaniem, że był w tej zgadywance kiepski a tym, że dał jej odpowiedź, nie było nawet przerwy, niemal jakby wypowiedź stanowiła jedno zdanie. Albo się nad tym zastanawiał już wcześniej, albo nie musiał i strzelał w ciemno. Zastanowił jedynie przelotem. Wiek nie musiał być wyznacznikiem doświadczenia i posiadanej mocy, ale zazwyczaj jednak był. W świecie, w którym średnia wieku ninja wynosiła dwadzieścia wiosen ci, którzy przeżyli więcej, byli już weteranami. Śmietanką, o którą warto było zadbać, żeby zdobyć ich wiedzę, by przekazali ją innym. Tym nie mniej, jak zostało to zaznaczone - byle dwunastolatek mógł wbić ci kunai w plecy i nawet nie będziesz wiedział, kiedy. - Właściwie w żadnym z tych nie jestem dobry. - No bo - kolor? I jedzenie? Ale widać było, że się zastanawia. I znów nie wyczuł, że dziewczyna sobie najzwyczajniej w świecie z niego kpi. Non stop zapominał, że przy ludziach należy zachować czujność i próbować czytać między wierszami, bo komunikaty nigdy nie są tak oczywiste, jakimi by się wydawały. Przesunął wzrokiem z jej oczu na szyję, na ramiona, klatkę piersiową - reszta tułowia niknęła za blatem. I to na blacie spojrzenie zatrzymał. - Brązowy? Albo różowy? A na śniadanie zapewne jadłaś pieczywo z kawałkiem sera. Może jajka. - To ostatnie akurat wnioskował z tego, w jakim stanie były jej dłonie. Rolnika dało się zawsze poznać pod dłoniach, a z tego, co zdążył zaobserwować, to był ich główny posiłek. Tani i sycący, pochodzący z tego, co sami byli w stanie wyprodukować. Chociaż równie dobrze mogła zajadać się kawiorem, mimo wszystko była kunoichi, może nawet jakąś sławą. Shikarui niczego nie wykluczał, ale też nie rozważał wszystkich opcji. Jego głowa była typowym czarnym pudełkiem - nie skakała po tematach, a kiedy te za szybko biegły i zmieniały to zaczynał się gubić.
- Tak. - Podniósł na nią spojrzenie. Kelnerka przyniosła ich zamówienie i zostawiła ich znów samych, ale jej ciekawskie oczka i nadstawione uszko mówiło samo za siebie. Tak, był Jugo. Nie wstydził się tego przyznawać, ba! Był dumny z bycia Jugo. I w Karmazynowych Szczytach właśnie z tego Jugo słynęli - ze swojego stoickiego spokoju. Jak i z tego, że byli potworami w ludzkich skórach, które przybierały monstrualne kształty, a ich żądza krwi dorównywała wtedy dzikim bestiom. Plotki i ploteczki. Ploteczki i półprawdy.
- Nie. - Maniera prostego odpowiadania czasami zanikała, kiedy skupiał się w stu procentach na rozmówcy. Wtedy potrafił mówić niemalże językiem poetów. Kiedy jednak w jego czarnym pudełku pojawiały się jego własne myśli i musiał tę uwagę rozdzielić, wtedy bycie konkretnym powracało. A kiedy jej nie rozdzielał to się w ogóle nie odzywał i odwracał przysłowiowym dupskiem. A rzeczywiście - z Asaką dobrze się rozmawiało. Shikarui był przeświadczony, że nie dało się go polubić, że był zbyt szorstki, dosadny. Do niedawna nawet sympatii żadnych nie szukał. Teraz… to było przyjemne móc z kimś porozmawiać. To było takie… ludzkie. Takie normalne. Czarnowłosy nawet lekko, ulotnie się uśmiechnął. - Pokaż mi drugą taką osobę jak ty. Podpowiem ci - nie ma jej w Sogen.
Wojny niemal nie ustawały. Nie było roku, w którym ta nie zawitałaby do bram w ten czy inny sposób. Jedne były po prostu głośniejsze i bardziej dosadne od innych. Jak na przykład wojna Douhito i Haretsu, którzy zwoływali najemników z całego świata. W czasie wojny przechodzenie przez Karmazynowe Szczyty było zdecydowanie bezpieczniejsze we dwójkę. Lecz nie, to nie był tok rozumowania Sanady. Zawsze był samowystarczalny i nadal nie przyzwyczaił się do tego, że trzeba z kimś współpracować. Jak dotąd odebrał tylko negatywne efekty takiej współpracy. A mimo to nadal chciał próbować, nawet jeśli jego plany przez osoby drugie i trzecie były rujnowane i przez to wychodził na tym gorzej. Podróżowanie z kimś dawało coś innego. Coś… coś, czego nie potrafił określić i opisać.
- Mądre słowa. - Dlaczego mieszać się w wojnę, która nie jest twoja? - Wyglądasz. To źle?
- Nie jestem dobry w odgadywaniu wieku. Dziewiętnaście. - Pomiędzy przyznaniem, że był w tej zgadywance kiepski a tym, że dał jej odpowiedź, nie było nawet przerwy, niemal jakby wypowiedź stanowiła jedno zdanie. Albo się nad tym zastanawiał już wcześniej, albo nie musiał i strzelał w ciemno. Zastanowił jedynie przelotem. Wiek nie musiał być wyznacznikiem doświadczenia i posiadanej mocy, ale zazwyczaj jednak był. W świecie, w którym średnia wieku ninja wynosiła dwadzieścia wiosen ci, którzy przeżyli więcej, byli już weteranami. Śmietanką, o którą warto było zadbać, żeby zdobyć ich wiedzę, by przekazali ją innym. Tym nie mniej, jak zostało to zaznaczone - byle dwunastolatek mógł wbić ci kunai w plecy i nawet nie będziesz wiedział, kiedy. - Właściwie w żadnym z tych nie jestem dobry. - No bo - kolor? I jedzenie? Ale widać było, że się zastanawia. I znów nie wyczuł, że dziewczyna sobie najzwyczajniej w świecie z niego kpi. Non stop zapominał, że przy ludziach należy zachować czujność i próbować czytać między wierszami, bo komunikaty nigdy nie są tak oczywiste, jakimi by się wydawały. Przesunął wzrokiem z jej oczu na szyję, na ramiona, klatkę piersiową - reszta tułowia niknęła za blatem. I to na blacie spojrzenie zatrzymał. - Brązowy? Albo różowy? A na śniadanie zapewne jadłaś pieczywo z kawałkiem sera. Może jajka. - To ostatnie akurat wnioskował z tego, w jakim stanie były jej dłonie. Rolnika dało się zawsze poznać pod dłoniach, a z tego, co zdążył zaobserwować, to był ich główny posiłek. Tani i sycący, pochodzący z tego, co sami byli w stanie wyprodukować. Chociaż równie dobrze mogła zajadać się kawiorem, mimo wszystko była kunoichi, może nawet jakąś sławą. Shikarui niczego nie wykluczał, ale też nie rozważał wszystkich opcji. Jego głowa była typowym czarnym pudełkiem - nie skakała po tematach, a kiedy te za szybko biegły i zmieniały to zaczynał się gubić.
- Tak. - Podniósł na nią spojrzenie. Kelnerka przyniosła ich zamówienie i zostawiła ich znów samych, ale jej ciekawskie oczka i nadstawione uszko mówiło samo za siebie. Tak, był Jugo. Nie wstydził się tego przyznawać, ba! Był dumny z bycia Jugo. I w Karmazynowych Szczytach właśnie z tego Jugo słynęli - ze swojego stoickiego spokoju. Jak i z tego, że byli potworami w ludzkich skórach, które przybierały monstrualne kształty, a ich żądza krwi dorównywała wtedy dzikim bestiom. Plotki i ploteczki. Ploteczki i półprawdy.
- Nie. - Maniera prostego odpowiadania czasami zanikała, kiedy skupiał się w stu procentach na rozmówcy. Wtedy potrafił mówić niemalże językiem poetów. Kiedy jednak w jego czarnym pudełku pojawiały się jego własne myśli i musiał tę uwagę rozdzielić, wtedy bycie konkretnym powracało. A kiedy jej nie rozdzielał to się w ogóle nie odzywał i odwracał przysłowiowym dupskiem. A rzeczywiście - z Asaką dobrze się rozmawiało. Shikarui był przeświadczony, że nie dało się go polubić, że był zbyt szorstki, dosadny. Do niedawna nawet sympatii żadnych nie szukał. Teraz… to było przyjemne móc z kimś porozmawiać. To było takie… ludzkie. Takie normalne. Czarnowłosy nawet lekko, ulotnie się uśmiechnął. - Pokaż mi drugą taką osobę jak ty. Podpowiem ci - nie ma jej w Sogen.
Wojny niemal nie ustawały. Nie było roku, w którym ta nie zawitałaby do bram w ten czy inny sposób. Jedne były po prostu głośniejsze i bardziej dosadne od innych. Jak na przykład wojna Douhito i Haretsu, którzy zwoływali najemników z całego świata. W czasie wojny przechodzenie przez Karmazynowe Szczyty było zdecydowanie bezpieczniejsze we dwójkę. Lecz nie, to nie był tok rozumowania Sanady. Zawsze był samowystarczalny i nadal nie przyzwyczaił się do tego, że trzeba z kimś współpracować. Jak dotąd odebrał tylko negatywne efekty takiej współpracy. A mimo to nadal chciał próbować, nawet jeśli jego plany przez osoby drugie i trzecie były rujnowane i przez to wychodził na tym gorzej. Podróżowanie z kimś dawało coś innego. Coś… coś, czego nie potrafił określić i opisać.
- Mądre słowa. - Dlaczego mieszać się w wojnę, która nie jest twoja? - Wyglądasz. To źle?
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
- Asaka
- Postać porzucona
- Posty: 1496
- Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
- Wiek postaci: 27
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
- Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5564
- Aktualna postać: Airan
Re: Karczma "Akame"
Szczeniaczki pragną dużo uwagi - i taka była kiedyś, szczylem będąc. Te wszystkie obite twarze i wybite mleczne zęby nie były przecież tylko po to, by pokazać światu swoją rękę sprawiedliwości, która spada na tych, którzy mieszają ją z błotem, ale też właśnie po to… by ją zobaczyć. Na szczęście z tego wyrosła. Ze wszystkich dziecięcych zapędów wyrosła, tylko nie z ambicji, by się polepszać, by być jeszcze lepsza w tym, co robi. Miała jakieś dziesięć, może jedenaście lat - sama dokładnie nie była pewna, zresztą wszystko się już zamazywało we wspomnieniach treningów - gdy trafiła do Kosekich, którzy dali radę ją wychować i usunąć z niej te złe zapędy. Teraz mogła wyglądać groźnie, ale nie była taka głupia, by rzucać się na ludzi z pięścią za jedno, dwa, trzy złe słowa. Potrzeba było czegoś więcej. Inna sprawa, że nadal miała głupawe pomysły w głowie…
- Rzeczywiście nie jesteś. Pudło - całkiem nieźle się przy tym bawiła. To nie ona zadawała większość pytań, a i tak wcale nie było tak, że Sanada miał wszystkie karty zakryte. Co i rusz, zupełnym przypadkiem, odkrywał to i owo. Jego wiek nie miał znaczenia, znała przedział, czyli “mniej-więcej tyle co ja”, więcej jej do szczęścia nie było trzeba. A czy jemu było? Heh, przynajmniej próbował i strzelał. Nie obraziłaby się, gdyby powiedział, że nie wie i nie będzie strzelać, ba, gdyby zapytał pewnie sama by mu powiedziała. Zwłaszcza, że faktycznie żartowała z tym wiekiem, kolorem i tak dalej - a ona nie wiedziała, czy wziął to na poważnie, czy po prostu postanowił zabawić się w jej małą grę polegającą na droczeniu się. Asaka miała w tej chwili całkiem niezły humor, pomijając, że była głodna jak wilk, nie trzeba się więc było mieć na baczności. To znaczy nie aż tak. Kpiła sobie na co dzień z wielu rzeczy, to weszło jej w krew tak samo jak krzywe spojrzenia i krzywe uśmieszki, ale była przy tym dość prostolinijna. Nie zamierzała nikogo wyśmiewać. A przynajmniej nie osobę, z którą właśnie rozmawiała. - Brązowy? Bo ubieram się na brązowo? Nie. Różowy też nie - wolałaby ubierać się na czarno, tyle, że wtedy jeszcze bardziej by się rzucała w oczy. Widziała jak przesuwa po niej spojrzenie. Ona wcześniej zrobiła zresztą to samo. - Nie jadłam dzisiaj śniadania. Zapomniałam sobie. Chyba szczęście cię opuściło - to nie było do końca tak. Po prostu myślała, że szybciej jej zejdzie z treningiem w lesie, a tu nagle okazało się, że jest już południe, a ona jest głodna jakby nie jadła przez miesiąc. Źle to sobie wszystko wyliczyła, zresztą jak zawsze. Ale żeby nie było, że była teraz poważna jak kurhany usypane w Daishi, wyszczerzyła się do niego, bo żartowała sobie z tym szczęściem.
- Jugo? - Tak. Okej. Nawet by w sumie pasowało, ten spokój jaki wokół siebie roztaczał. Nigdy nie miała do czynienia z przedstawicielami tego szczepu, słyszała jedynie to i owo. No i opinie i historie były ze sobą w takiej sprzeczności, że trudno było powiedzieć w co wierzyć. Więc… Asaka zamierzała przekonać się na własnej skórze. Jeśli oczekiwał od niej jakiejś reakcji, albo zmiany zachowania na wieść o tym z jakiego jest rodu, no to się nie doczekał ani jednego, ani drugiego. Przyjęła to jako taką samą informację jak to, że dzisiaj jest pochmurno. Czyli w sumie to nawet odetchnęła z ulgą, że to nie Uchiha. No i przyszło jedzenie, więc w końcu można było napełnić brzuch. Nie zwracała uwagi na wiele rzeczy przez głód właśnie. Jak choćby na ciekawość wypisaną na twarzy kelnerki. A teraz niemalże całą jej uwagę pochłonął talerz z jedzeniem. Konkretność Shikaruia absolutnie jej nie przeszkadzała. Wolała dostać w odpowiedzi krótkie i treściwe “tak” bądź “nie”, niż cały wywód, z którego nic nie wynika, a w którego środku jej mózg ubiera trawiastą przepaskę i tańczy taniec hula.
- Punkt dla ciebie. Pokonana własną bronią - wcale nie czuła się pokonana i oczywiście wcale nie mówiła tego na serio. Ale faktycznie zapunktował tą odpowiedzią, zresztą nie zamierzała ciągnąć tego tematu dalej, już przecież powiedziała, że w sumie to nie ma nic przeciwko. Prawdę mówiąc to im więcej czasu mijało, tym dłużej wydawało jej się, że to całkiem dobry pomysł. Do tej pory podróżowała samotnie, zawsze to milej mieć jakiegoś towarzysza. Albo i nie milej. Jak nie spróbuje, to się nie przekona.
- A ciebie wzywa wojna? - skoro ustalili już, że ją nie - to może jego? - Źle? Nie. Po prostu chyba nigdy nie usłyszałam, żebym wyglądała delikatnie.
- Rzeczywiście nie jesteś. Pudło - całkiem nieźle się przy tym bawiła. To nie ona zadawała większość pytań, a i tak wcale nie było tak, że Sanada miał wszystkie karty zakryte. Co i rusz, zupełnym przypadkiem, odkrywał to i owo. Jego wiek nie miał znaczenia, znała przedział, czyli “mniej-więcej tyle co ja”, więcej jej do szczęścia nie było trzeba. A czy jemu było? Heh, przynajmniej próbował i strzelał. Nie obraziłaby się, gdyby powiedział, że nie wie i nie będzie strzelać, ba, gdyby zapytał pewnie sama by mu powiedziała. Zwłaszcza, że faktycznie żartowała z tym wiekiem, kolorem i tak dalej - a ona nie wiedziała, czy wziął to na poważnie, czy po prostu postanowił zabawić się w jej małą grę polegającą na droczeniu się. Asaka miała w tej chwili całkiem niezły humor, pomijając, że była głodna jak wilk, nie trzeba się więc było mieć na baczności. To znaczy nie aż tak. Kpiła sobie na co dzień z wielu rzeczy, to weszło jej w krew tak samo jak krzywe spojrzenia i krzywe uśmieszki, ale była przy tym dość prostolinijna. Nie zamierzała nikogo wyśmiewać. A przynajmniej nie osobę, z którą właśnie rozmawiała. - Brązowy? Bo ubieram się na brązowo? Nie. Różowy też nie - wolałaby ubierać się na czarno, tyle, że wtedy jeszcze bardziej by się rzucała w oczy. Widziała jak przesuwa po niej spojrzenie. Ona wcześniej zrobiła zresztą to samo. - Nie jadłam dzisiaj śniadania. Zapomniałam sobie. Chyba szczęście cię opuściło - to nie było do końca tak. Po prostu myślała, że szybciej jej zejdzie z treningiem w lesie, a tu nagle okazało się, że jest już południe, a ona jest głodna jakby nie jadła przez miesiąc. Źle to sobie wszystko wyliczyła, zresztą jak zawsze. Ale żeby nie było, że była teraz poważna jak kurhany usypane w Daishi, wyszczerzyła się do niego, bo żartowała sobie z tym szczęściem.
- Jugo? - Tak. Okej. Nawet by w sumie pasowało, ten spokój jaki wokół siebie roztaczał. Nigdy nie miała do czynienia z przedstawicielami tego szczepu, słyszała jedynie to i owo. No i opinie i historie były ze sobą w takiej sprzeczności, że trudno było powiedzieć w co wierzyć. Więc… Asaka zamierzała przekonać się na własnej skórze. Jeśli oczekiwał od niej jakiejś reakcji, albo zmiany zachowania na wieść o tym z jakiego jest rodu, no to się nie doczekał ani jednego, ani drugiego. Przyjęła to jako taką samą informację jak to, że dzisiaj jest pochmurno. Czyli w sumie to nawet odetchnęła z ulgą, że to nie Uchiha. No i przyszło jedzenie, więc w końcu można było napełnić brzuch. Nie zwracała uwagi na wiele rzeczy przez głód właśnie. Jak choćby na ciekawość wypisaną na twarzy kelnerki. A teraz niemalże całą jej uwagę pochłonął talerz z jedzeniem. Konkretność Shikaruia absolutnie jej nie przeszkadzała. Wolała dostać w odpowiedzi krótkie i treściwe “tak” bądź “nie”, niż cały wywód, z którego nic nie wynika, a w którego środku jej mózg ubiera trawiastą przepaskę i tańczy taniec hula.
- Punkt dla ciebie. Pokonana własną bronią - wcale nie czuła się pokonana i oczywiście wcale nie mówiła tego na serio. Ale faktycznie zapunktował tą odpowiedzią, zresztą nie zamierzała ciągnąć tego tematu dalej, już przecież powiedziała, że w sumie to nie ma nic przeciwko. Prawdę mówiąc to im więcej czasu mijało, tym dłużej wydawało jej się, że to całkiem dobry pomysł. Do tej pory podróżowała samotnie, zawsze to milej mieć jakiegoś towarzysza. Albo i nie milej. Jak nie spróbuje, to się nie przekona.
- A ciebie wzywa wojna? - skoro ustalili już, że ją nie - to może jego? - Źle? Nie. Po prostu chyba nigdy nie usłyszałam, żebym wyglądała delikatnie.
0 x
赤 · 水 · 晶

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: Karczma "Akame"
Szczeniaki miały również dużo przewagi. W większości popuszczano im, nie karano tak surowo, jak karano by dorosłych z aich wykroczenia. Ukradną coś? Kara będzie surowa, ale nie zakują ich w kajdany i nie odeślą do więzienia. Będzie ostrzeżenie i nauka na przyszłość, żeby tego nie robić. Ugryzą ogon starego wilka? Złapie je za kark, przydusi, ale nie zrobi im krzywdy, nie zacznie się wojna, z której tylko jeden wyjdzie żywy. Jak wszystko tutaj miało swoje plusy i minusy. To właśnie z tego szczenięcego okresu trzeba było wynieść jak najwięcej, żeby potem mieć jak najłatwiej, kiedy każdy twój krok będzie surowo mierzony i oceniany. Zwłaszcza, że zawsze byli równi i równiejsi od innych. Głupota była wypleniana z głowy, żeby zastąpić ją mądrością i tak nam się wydawało - im starsi jesteśmy, tym mądrzejsi się stajemy. Tylko czy to na pewno leciało dokładnie tak? Czemu ci u skraju swojego istnienia uśmiechali się smutno i powtarzali: głupcem się urodziłem. Głupcem też umieram.
- Hmm… - Więc nie zgadł. Ciężko było coś takiego traktować zupełnie poważnie, bardziej odbierał to jako zabawę. Jasne, że nie musiał zgadywać, ale podjęcie tej gry było jak branie udziału w grze w piłkę, którą dzieci do siebie rzucały. Niby tylko piłka, niby nic, przecież dorośli mają ważniejsze sprawy do roboty niż takie bezmyślne rzucanie do siebie przedmiotu, a jednak gdyby był tym wspomnianym wilkiem, to jego ogon latałby właśnie na boki, choć mina wyrażała skupienie. Gotowość do zabawy. Jeszcze nie poziom kocich trybików, kiedy przez głowę przelatywały najbardziej skomplikowane obliczenia matematyczne, ale już poziom, który wciągał. Nawet nie traktował tego szczególnie osobowo. Dając i biorąc, dzieląc się małymi kawałkami po to, żeby dostać jeszcze więcej. Równa wymiana, chciałoby się powiedzieć. Tak długo, jak długo obie strony były zadowolone, to chyba rzeczywiście była równa. - Jakie jest rozwiązanie tej zagadki? - Racja, opuściło go, nie trafił ani jednym. - Może to i lepiej. Wróci, kiedy będzie bardziej potrzebne. - Już i tak go złapało. Miło było usiąść z kimś, kto pochodził z Karmazynowych Szczytów i nie był członkiem tamtejszych wielkich klanów, które stroszyły swoje piórka i rościły przynależność do ziem. Koseki był przecież równie malutkim szczepem co Jugo. Może z tym wyjątkiem, że oni nie przeżyli pogromu Uchiha i mieli przewagę paru rodzin więcej. Byli równie niespotykani. Asaka była pierwszą osobą ze szczepu władających kryształami jaką poznał. Nie żeby akurat to było jakieś zdumiewające, nie znał zbyt wielu osób. Większość relacji była… czysto biznesowa i nie zasługiwały nawet na miano jakiejkolwiek “relacji”.
- Wojna ściąga najemników. Im większy pieniądz tym lepsi najemnicy. Podejmuję zminimalizowane ryzyko. Wojny do niego nie należą. - Wyjaśnił swoją filozofię, chociaż od momentu wypowiedzenia słowo “broń” i “pokonana” temat wojny jakoś stał się bardzo mało interesującym elementem tej rozmowy. - Masz ochotę na sparing? Chcę zobaczyć na własne oczy piękno kryształu Kosekich. - Kłamstwo. Przynajmniej pośrednie, bo akurat to prawda, że Shikarui chciał zobaczyć ten kryształ. Więc nie, nie kłamstwo. Półprawda. Shikarui po prostu chciał, nie miał w zwyczaju analizować nadmiernie po co, dlaczego. Skoro czegoś chciał - sięgał po to dłonią. Powód nie był istotny, istotna była satysfakcja z uzyskania tego, na czym zatrzymały się jego zmysły. Był bardzo cierpliwy - i może to właśnie dlatego jeszcze nigdy nie miał okazji przegrać.
- Hmm… - Więc nie zgadł. Ciężko było coś takiego traktować zupełnie poważnie, bardziej odbierał to jako zabawę. Jasne, że nie musiał zgadywać, ale podjęcie tej gry było jak branie udziału w grze w piłkę, którą dzieci do siebie rzucały. Niby tylko piłka, niby nic, przecież dorośli mają ważniejsze sprawy do roboty niż takie bezmyślne rzucanie do siebie przedmiotu, a jednak gdyby był tym wspomnianym wilkiem, to jego ogon latałby właśnie na boki, choć mina wyrażała skupienie. Gotowość do zabawy. Jeszcze nie poziom kocich trybików, kiedy przez głowę przelatywały najbardziej skomplikowane obliczenia matematyczne, ale już poziom, który wciągał. Nawet nie traktował tego szczególnie osobowo. Dając i biorąc, dzieląc się małymi kawałkami po to, żeby dostać jeszcze więcej. Równa wymiana, chciałoby się powiedzieć. Tak długo, jak długo obie strony były zadowolone, to chyba rzeczywiście była równa. - Jakie jest rozwiązanie tej zagadki? - Racja, opuściło go, nie trafił ani jednym. - Może to i lepiej. Wróci, kiedy będzie bardziej potrzebne. - Już i tak go złapało. Miło było usiąść z kimś, kto pochodził z Karmazynowych Szczytów i nie był członkiem tamtejszych wielkich klanów, które stroszyły swoje piórka i rościły przynależność do ziem. Koseki był przecież równie malutkim szczepem co Jugo. Może z tym wyjątkiem, że oni nie przeżyli pogromu Uchiha i mieli przewagę paru rodzin więcej. Byli równie niespotykani. Asaka była pierwszą osobą ze szczepu władających kryształami jaką poznał. Nie żeby akurat to było jakieś zdumiewające, nie znał zbyt wielu osób. Większość relacji była… czysto biznesowa i nie zasługiwały nawet na miano jakiejkolwiek “relacji”.
- Wojna ściąga najemników. Im większy pieniądz tym lepsi najemnicy. Podejmuję zminimalizowane ryzyko. Wojny do niego nie należą. - Wyjaśnił swoją filozofię, chociaż od momentu wypowiedzenia słowo “broń” i “pokonana” temat wojny jakoś stał się bardzo mało interesującym elementem tej rozmowy. - Masz ochotę na sparing? Chcę zobaczyć na własne oczy piękno kryształu Kosekich. - Kłamstwo. Przynajmniej pośrednie, bo akurat to prawda, że Shikarui chciał zobaczyć ten kryształ. Więc nie, nie kłamstwo. Półprawda. Shikarui po prostu chciał, nie miał w zwyczaju analizować nadmiernie po co, dlaczego. Skoro czegoś chciał - sięgał po to dłonią. Powód nie był istotny, istotna była satysfakcja z uzyskania tego, na czym zatrzymały się jego zmysły. Był bardzo cierpliwy - i może to właśnie dlatego jeszcze nigdy nie miał okazji przegrać.
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
- Asaka
- Postać porzucona
- Posty: 1496
- Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
- Wiek postaci: 27
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
- Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5564
- Aktualna postać: Airan
Re: Karczma "Akame"
Bo była to zabawa. Przynajmniej dla niej i wcale nie w kotka i myszkę, bo nie uciekała, ani nie chowała się po kątach. Po prostu od razu wszystkiego o sobie nie odkrywała na stół, podając na tacy jak podano im jedzenie. To znikało zaskakująco szybko z jej talerza, ale jak mówiła - nie jadła nawet śniadania. Bo sobie zapomniała. Gulasz był tak dobry, jak go zapamiętała, a przynajmniej jej smakował. Czy to samo mógł powiedzieć Shikarui?
- I co? Może być? - w końcu wybrał to, co sama mu poleciła. Mogłaby powiedzieć, że ją to nie obchodzi, ale to byłoby kłamstwo i jakaś jej część była żywo zaciekawiona czy przydała się jako pomoc w wyborze dania. - Oj tam od razu zagadki. Nie dostałeś wskazówek, to nie zagadka, tylko gra na celność - ona sama dałaby mu ze dwadzieścia jeden lat i stwierdziłaby, że jego ulubiony kolor to czarny, ale czy by trafiła? Zwykle sama nie miała szczęścia i pudłowała w takich zgadywankach. I tak, póki oboje bawili się dobrze, to nie było żadnego problemu. Może nie była to wymiana jeden do jednego, ale najwyraźniej ani Asaka, ani Shikarui tego nie oczekiwali. Nie było tak, że za jedno pytanie drugie dostawało takie samo, no a przynajmniej nie od razu. Z odpowiedziami zresztą było tak samo. Czy teraz znaczyło, że Asaka odpowie na wszystko bez szemrania? Nie do końca tak.
- Podpowiem ci, że przekroczyłam już magiczną granicę dwudziestu lat, chcesz strzelać dalej? - cóż, miał teraz kilka dodatkowych prób, bo przecież aż tak stara być nie mogła. Wszystko miało swoje granice. Jeśli chodziło o ulubiony kolor, to jakoś nie była w nastroju na kolejne podpowiedzi. Zresztą nawet nie wiedziała jak go naprowadzić. - A ulubiony kolor to czerwony - pewnie tego nie widział, nie zwrócił uwagi, ale jej włosy były spięte czerwoną wstążką. Dobrego miał nosa, że szukał odpowiedzi gdzieś na niej, ale… Nie z tej strony.
Odsunęła od siebie pusty już talerz i oparła głowę na dłoni, zaś rękę na łokciu na stole i chwilę wodziła wzrokiem po reszcie karczmy, by w końcu zwrócić spojrzenie żółtych oczu na swojego rozmówcę. Brzuszek napełniony to szczęśliwy brzuszek i teraz przynajmniej nic już nie rozpraszało jej uwagi.
- Równie mądre słowa - oznaczało to ni mniej, ni więcej, że nie było sensu się ładować na żadną wojnę. Ani z tego profitów, ani dużych szans, na zachowanie skóry. Generalnie, gdy doda się plusy dodatnie i plusy ujemne, to wychodziło się grubo pod kreską. Wniosek? Na wojnę szedł ten, kto musiał, albo komu życie było niemiłe. Albo jakiś świr. - Ale nie dzisiaj. Dzisiaj nie mam siły. Mogę ci pokazać kryształy bez tego, jeśli bardzo chcesz - dzisiaj była po treningu i co tu dużo mówić… Nie była w pełni sił. Sparing sparingiem, ale byłby od samego początku absolutnie niewyrównany.
- I co? Może być? - w końcu wybrał to, co sama mu poleciła. Mogłaby powiedzieć, że ją to nie obchodzi, ale to byłoby kłamstwo i jakaś jej część była żywo zaciekawiona czy przydała się jako pomoc w wyborze dania. - Oj tam od razu zagadki. Nie dostałeś wskazówek, to nie zagadka, tylko gra na celność - ona sama dałaby mu ze dwadzieścia jeden lat i stwierdziłaby, że jego ulubiony kolor to czarny, ale czy by trafiła? Zwykle sama nie miała szczęścia i pudłowała w takich zgadywankach. I tak, póki oboje bawili się dobrze, to nie było żadnego problemu. Może nie była to wymiana jeden do jednego, ale najwyraźniej ani Asaka, ani Shikarui tego nie oczekiwali. Nie było tak, że za jedno pytanie drugie dostawało takie samo, no a przynajmniej nie od razu. Z odpowiedziami zresztą było tak samo. Czy teraz znaczyło, że Asaka odpowie na wszystko bez szemrania? Nie do końca tak.
- Podpowiem ci, że przekroczyłam już magiczną granicę dwudziestu lat, chcesz strzelać dalej? - cóż, miał teraz kilka dodatkowych prób, bo przecież aż tak stara być nie mogła. Wszystko miało swoje granice. Jeśli chodziło o ulubiony kolor, to jakoś nie była w nastroju na kolejne podpowiedzi. Zresztą nawet nie wiedziała jak go naprowadzić. - A ulubiony kolor to czerwony - pewnie tego nie widział, nie zwrócił uwagi, ale jej włosy były spięte czerwoną wstążką. Dobrego miał nosa, że szukał odpowiedzi gdzieś na niej, ale… Nie z tej strony.
Odsunęła od siebie pusty już talerz i oparła głowę na dłoni, zaś rękę na łokciu na stole i chwilę wodziła wzrokiem po reszcie karczmy, by w końcu zwrócić spojrzenie żółtych oczu na swojego rozmówcę. Brzuszek napełniony to szczęśliwy brzuszek i teraz przynajmniej nic już nie rozpraszało jej uwagi.
- Równie mądre słowa - oznaczało to ni mniej, ni więcej, że nie było sensu się ładować na żadną wojnę. Ani z tego profitów, ani dużych szans, na zachowanie skóry. Generalnie, gdy doda się plusy dodatnie i plusy ujemne, to wychodziło się grubo pod kreską. Wniosek? Na wojnę szedł ten, kto musiał, albo komu życie było niemiłe. Albo jakiś świr. - Ale nie dzisiaj. Dzisiaj nie mam siły. Mogę ci pokazać kryształy bez tego, jeśli bardzo chcesz - dzisiaj była po treningu i co tu dużo mówić… Nie była w pełni sił. Sparing sparingiem, ale byłby od samego początku absolutnie niewyrównany.
0 x
赤 · 水 · 晶

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: Karczma "Akame"
Kiwnął głową twierdząco, wiosłując to, co im przyniesiono. A apetyt, skubaniec, miał. Chyba jak większość chłopów, która zajęta była lataniem po dworze i robieniem… męskich rzeczy, a potem wracali na kolacje i zanim dobrze baba się nie obejrzała to bochenka chleba nie było. Przy tym skupiał się na tym jedzeniu tak, jakby to miał być ostatni posiłek jego życia. Minęło już prawie pół roku a on nadal się nie przyzwyczaił. Wciąż to, co na talerzu, wydawało mu się uświęcone i moment, w którym upewniał się, że to nie są tylko halucynacje z niedożywienia, był momentem błogosławionym.
- Bardzo lubię wołowinę. - Bardzo dobrze mu się kojarzyła. I na pewno będzie mu się już na zawsze kojarzyć z Sogen. A serwowany tutaj gulasz był dobry, bardzo dobry - tym lepszy, że Shikarui jak zostało wspomniane miał apetyt a poza tym - był głodny. - Gra na celność? - Powtórzył. Oczywiście, znów bardzo zainteresowany, bo pojawiło się kolejne słowo klucz. Celność = celowanie. Celowanie = zabicie. One shot one kill. Tylko że ta gra polegała na celowaniu słowami. Mina Sanady zmieniła się, widać było, że jest zaintrygowany tym wszystkim, co się tutaj podziało i że trawi informacje, starając się je wdzięcznie posortować w swojej głowie, a że nie był debilem to wiele mu to nie zajęło. - Grajmy dalej. - Oświadczył panicz. Naprawdę zabrzmiało to tak, jakby on był w tym momencie królem, przed którym poddany przedstawia intrygujący plan na przyszłość i zaciekawiony król łaskawie zezwala, żeby poddany mówił dalej. Rzecz jasna Shikarui nie czuł się żadnym królem, a Asaka nie była poddanym. Obrazując to dokładniej, jak wyglądało to w odczuciu z jego perspektywy - on był tygrysem, a Asaka tym wilkiem, który merdał na boki ogonem i tygrys był bardzo zajęty próbami złapania tego ogona, który ciągle poruszał się w nieoczekiwanym kierunku. Właśnie to czyniło zabawę taką… zabawną.
- Dlaczego magiczną granicę? - Sanada bardzo rzadko bywał czymkolwiek zainteresowany. Jeszcze rzadziej kimkolwiek. A najrzadziej bywał zaintrygowany do tego stopnia, żeby wyrwać się z marazmu i otępienia jego własnej osobowości i stać się bardziej żywym, pytać jak dziecko, które poznawało świat i dla którego nawet najbardziej banalne pytania były bardzo ważne. Bo były. Shikarui uważał, że słowa są naprawdę istotne. I chociaż sam był kiepski w ich doborze, to starał się nie rzucać ich na wiatr i przekazywać dokładnie to, co miał na myśli. No chyba że kłamał - a kłamcą był nałogowym i paskudnym. - W takim razie 22? - Niby głupie, niby denne, bo co ciekawego mogło być w zgadywaniu cyferek? Zwłaszcza, że Shikaruiemu te cyferki nie robiły naprawdę żadnej różnicy i to sama gra go tak ciekawiła. - Nie chcesz przyciągać więcej uwagi. - To nie było pytanie, to było stwierdzenie. No tak, nie zwrócił uwagi na wstążkę, na ten jeden element jej garderoby. Przynajmniej do teraz. Bo teraz stało się to nader oczywiste, ale po tak drobnym elemencie nie czyniłby wniosków, nawet jeśli potrafił być minimalistyczny. To jasne, że nie zgadł. Kobiety w czerwieni przyciągały wzrok tak, jak sarny przyciągają wygłodniałe wilki. Na pewno pięknie komponowałby się szkarłat z jej bielą włosów. - Pograjmy jeszcze. - Zachęcił ją. Poprosił?
- Chcę. - Shikarui po prostu bardzo rzadko się w cokolwiek angażował. Uznawał swoją energię za bezcenną i oszczędzał ją na wszystkim, na czym mógł. Tutaj to zaangażowanie pojawiło się samo.
- Bardzo lubię wołowinę. - Bardzo dobrze mu się kojarzyła. I na pewno będzie mu się już na zawsze kojarzyć z Sogen. A serwowany tutaj gulasz był dobry, bardzo dobry - tym lepszy, że Shikarui jak zostało wspomniane miał apetyt a poza tym - był głodny. - Gra na celność? - Powtórzył. Oczywiście, znów bardzo zainteresowany, bo pojawiło się kolejne słowo klucz. Celność = celowanie. Celowanie = zabicie. One shot one kill. Tylko że ta gra polegała na celowaniu słowami. Mina Sanady zmieniła się, widać było, że jest zaintrygowany tym wszystkim, co się tutaj podziało i że trawi informacje, starając się je wdzięcznie posortować w swojej głowie, a że nie był debilem to wiele mu to nie zajęło. - Grajmy dalej. - Oświadczył panicz. Naprawdę zabrzmiało to tak, jakby on był w tym momencie królem, przed którym poddany przedstawia intrygujący plan na przyszłość i zaciekawiony król łaskawie zezwala, żeby poddany mówił dalej. Rzecz jasna Shikarui nie czuł się żadnym królem, a Asaka nie była poddanym. Obrazując to dokładniej, jak wyglądało to w odczuciu z jego perspektywy - on był tygrysem, a Asaka tym wilkiem, który merdał na boki ogonem i tygrys był bardzo zajęty próbami złapania tego ogona, który ciągle poruszał się w nieoczekiwanym kierunku. Właśnie to czyniło zabawę taką… zabawną.
- Dlaczego magiczną granicę? - Sanada bardzo rzadko bywał czymkolwiek zainteresowany. Jeszcze rzadziej kimkolwiek. A najrzadziej bywał zaintrygowany do tego stopnia, żeby wyrwać się z marazmu i otępienia jego własnej osobowości i stać się bardziej żywym, pytać jak dziecko, które poznawało świat i dla którego nawet najbardziej banalne pytania były bardzo ważne. Bo były. Shikarui uważał, że słowa są naprawdę istotne. I chociaż sam był kiepski w ich doborze, to starał się nie rzucać ich na wiatr i przekazywać dokładnie to, co miał na myśli. No chyba że kłamał - a kłamcą był nałogowym i paskudnym. - W takim razie 22? - Niby głupie, niby denne, bo co ciekawego mogło być w zgadywaniu cyferek? Zwłaszcza, że Shikaruiemu te cyferki nie robiły naprawdę żadnej różnicy i to sama gra go tak ciekawiła. - Nie chcesz przyciągać więcej uwagi. - To nie było pytanie, to było stwierdzenie. No tak, nie zwrócił uwagi na wstążkę, na ten jeden element jej garderoby. Przynajmniej do teraz. Bo teraz stało się to nader oczywiste, ale po tak drobnym elemencie nie czyniłby wniosków, nawet jeśli potrafił być minimalistyczny. To jasne, że nie zgadł. Kobiety w czerwieni przyciągały wzrok tak, jak sarny przyciągają wygłodniałe wilki. Na pewno pięknie komponowałby się szkarłat z jej bielą włosów. - Pograjmy jeszcze. - Zachęcił ją. Poprosił?
- Chcę. - Shikarui po prostu bardzo rzadko się w cokolwiek angażował. Uznawał swoją energię za bezcenną i oszczędzał ją na wszystkim, na czym mógł. Tutaj to zaangażowanie pojawiło się samo.
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
- Asaka
- Postać porzucona
- Posty: 1496
- Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
- Wiek postaci: 27
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
- Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5564
- Aktualna postać: Airan
Re: Karczma "Akame"
Ona też miała apetyt, może nie taki, jaki mieli faceci, ale jak na kobietę i to swojej postury, to jadła zadziwiająco dużo. Przynajmniej w tej chwili, ale Shikarui wcale nie musiał wiedzieć, że to nie tak zawsze, co? Miało na to wpływ to, że nie jadła dzisiaj jeszcze nic, poza tym trening też ją wymęczył. To i teraz jeszcze bardziej przypominała wilka. Bo miała wilczy apetyt. Jedzenie było świętością i Asaka nie była z tych, którzy lubili marnować jedzenie, doskonale wiedziała jak to jest, gdy nie ma co włożyć do garnka. Była tam. Przeżyła to. No i pochodziła przecież z Daishi, gdzie polowało się na zwierzęta. Gdzie nie marnowało się żadnej z ich części, mięso szło na jedzenie, skóra na ubrania, kości na broń i narzędzia. Ze wszystkiego można było coś zrobić. Grzechem było marnować.
- To był chyba gulasz wieprzowy, ale z wołowiną na pewno byłby równie dobry - albo lepszy. Nie była mięsosceptykiem, w ogóle nie wyobrażała sobie życia bez mięsa i nie rozumiała jak niektórzy w ogóle mogli w ten sposób funkcjonować. Nie jeść mięsa. JAK TAK MOŻNA ŻYĆ?! To nie życie, to… wegetacja! Cień życia a nie prawdziwe życie. - Na celne strzały, nie? - oczywiście, że na słowa, a nie na rzuty shurikenami w biało-czerwoną tarczę, ani nie w jabłko stojące komuś na głowie. Shikarui miał tutaj łuk, to pozwalało się domyślić, że ma całkiem dobre oko - ona sama nie była w tym aż tak dobra. Potrafiła rzucać do celu, nawet nie jak ostatnia fajtłapa, ale preferowała nieco inny styl walki. Taki, który pozwalał korzystać z przewagi kryształu, a ten, choć wydawał się idealny do obrony, był też całkiem niezły do ataku, wbrew powszechnej opinii. - Jak mi coś przyjdzie do głowy to nie ma sprawy, możesz dalej zgadywać - co, może miała mu dać do zgadywania jej datę urodzenia? Wagę? Ilość rodzeństwa wywnioskowaną po wpływie fazy księżyca na jej aktualny nastrój?
Nie dajmy się zwariować; Asaka potrafiła myśleć bardzo abstrakcyjnie, aż za bardzo czasami, ale nie aż tak. Nie wyczuła w jego głosie żadnej wyższości, żadnego króla na tronie, ani aroganckiego chłopaczka. Ktoś z boku mógłby sobie tak pomyśleć, zresztą może nawet tak było, ale białowłosą mało to akurat obchodziło. Zadziwiająco łatwo potrafiła się oddzielić od tego, co ją obchodziło, a to co nie. Zupełnie, jakby między tymi dwoma stronami wyrosła ściana, może nawet ściana z kryształu, która dodatkowo zniekształcała to, co odgradzała od siebie. To samo tyczyło się tej “magicznej granicy”, o której wspomniała, i o którą zapytał czarnowłosy.
- No wiesz, że to już nie jest -naście a -dzieścia. Jeden rok, a taka różnica. Nawet stare dziady inaczej zaczynają cię traktować - że niby teraz już w ogóle nie jesteś dzieckiem. Oczywiście zakładając, że te “stare dziady” mają jakiekolwiek pojęcie i nie strzelają na oślep tak, jak strzelał Shikarui. Strzelał i nie trafił. Przynajmniej nie za pierwszym razem, bo druga próba była zdecydowanie bardziej celna. - Niezły jesteś w te gierki. Winna - winna, trafiony-zatopiony, i tak dalej. Dokładniej to miała lat dwadzieścia dwa i pół, ale kto by sobie głowę zawracał tymi połówkami? Poza tym przecież i tak dawali jej mniej. - Nie chcę - faktycznie nie chciała. Ale jedna, niewielka, czerwona wstążka nie robiła większej różnicy pośród bieli jej włosów, które i bez tego się wyróżniały z daleka, jak światło latarni morskiej pośród ciemności, przywołując do siebie zagubione statki.
- No dobra. Ale nie tutaj. Bo dopiero się będą gapić. Już mnie kark swędzi od tych wszystkich oczu - nawet nie zauważyła w którym momencie karczma bardziej się zapełniła, kompletnie nie zwróciła uwagi na większy harmider, bo… no cóż, zbyt była pochłonięta Sanadą i rozmową z nim. Dopiero gdy się najadła zauważyła, że coś jej umknęło i to tak znacznie.
- To był chyba gulasz wieprzowy, ale z wołowiną na pewno byłby równie dobry - albo lepszy. Nie była mięsosceptykiem, w ogóle nie wyobrażała sobie życia bez mięsa i nie rozumiała jak niektórzy w ogóle mogli w ten sposób funkcjonować. Nie jeść mięsa. JAK TAK MOŻNA ŻYĆ?! To nie życie, to… wegetacja! Cień życia a nie prawdziwe życie. - Na celne strzały, nie? - oczywiście, że na słowa, a nie na rzuty shurikenami w biało-czerwoną tarczę, ani nie w jabłko stojące komuś na głowie. Shikarui miał tutaj łuk, to pozwalało się domyślić, że ma całkiem dobre oko - ona sama nie była w tym aż tak dobra. Potrafiła rzucać do celu, nawet nie jak ostatnia fajtłapa, ale preferowała nieco inny styl walki. Taki, który pozwalał korzystać z przewagi kryształu, a ten, choć wydawał się idealny do obrony, był też całkiem niezły do ataku, wbrew powszechnej opinii. - Jak mi coś przyjdzie do głowy to nie ma sprawy, możesz dalej zgadywać - co, może miała mu dać do zgadywania jej datę urodzenia? Wagę? Ilość rodzeństwa wywnioskowaną po wpływie fazy księżyca na jej aktualny nastrój?
Nie dajmy się zwariować; Asaka potrafiła myśleć bardzo abstrakcyjnie, aż za bardzo czasami, ale nie aż tak. Nie wyczuła w jego głosie żadnej wyższości, żadnego króla na tronie, ani aroganckiego chłopaczka. Ktoś z boku mógłby sobie tak pomyśleć, zresztą może nawet tak było, ale białowłosą mało to akurat obchodziło. Zadziwiająco łatwo potrafiła się oddzielić od tego, co ją obchodziło, a to co nie. Zupełnie, jakby między tymi dwoma stronami wyrosła ściana, może nawet ściana z kryształu, która dodatkowo zniekształcała to, co odgradzała od siebie. To samo tyczyło się tej “magicznej granicy”, o której wspomniała, i o którą zapytał czarnowłosy.
- No wiesz, że to już nie jest -naście a -dzieścia. Jeden rok, a taka różnica. Nawet stare dziady inaczej zaczynają cię traktować - że niby teraz już w ogóle nie jesteś dzieckiem. Oczywiście zakładając, że te “stare dziady” mają jakiekolwiek pojęcie i nie strzelają na oślep tak, jak strzelał Shikarui. Strzelał i nie trafił. Przynajmniej nie za pierwszym razem, bo druga próba była zdecydowanie bardziej celna. - Niezły jesteś w te gierki. Winna - winna, trafiony-zatopiony, i tak dalej. Dokładniej to miała lat dwadzieścia dwa i pół, ale kto by sobie głowę zawracał tymi połówkami? Poza tym przecież i tak dawali jej mniej. - Nie chcę - faktycznie nie chciała. Ale jedna, niewielka, czerwona wstążka nie robiła większej różnicy pośród bieli jej włosów, które i bez tego się wyróżniały z daleka, jak światło latarni morskiej pośród ciemności, przywołując do siebie zagubione statki.
- No dobra. Ale nie tutaj. Bo dopiero się będą gapić. Już mnie kark swędzi od tych wszystkich oczu - nawet nie zauważyła w którym momencie karczma bardziej się zapełniła, kompletnie nie zwróciła uwagi na większy harmider, bo… no cóż, zbyt była pochłonięta Sanadą i rozmową z nim. Dopiero gdy się najadła zauważyła, że coś jej umknęło i to tak znacznie.
0 x
赤 · 水 · 晶

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości