Niezamieszkany obszar...
Re: Nie zamieszkany obszar...
Każde miasto posiadało miejsce, w które lepiej było się nie zapuszczać i to z różnych powodów. Najczęstszym byli złodzieje i rzezimieszki, którzy zwyczajnie mogli pozbawić człowieka nie tylko zębów, ale także i jego skromnych oszczędności. Normalną, ludzką reakcją jest stronienie od takich niebezpieczeństw, ale Shishinori nie był normalnym człowiekiem. Przybył do Shigashi w jednym celu i ta okolica może pomóc mu go zrealizować. Margines trzyma się na uboczu, margines lubi żyć w chaosie, margines lubi pozostać niezauważony. Tak Shishinori myślał o zabójcach, którzy ujawniali się jedynie poprzez swoje wątpliwej wartości dzieła. Bo jak inaczej nazwać drastyczne okaleczanie ciał? Chyba się nie dało. Blondyn zjawił się w tej okolicy specjalnie. Miał nadzieję na to, że ktoś go zaczepi, a być może będzie nawet probował wyrządzić krzywdę. Wtedy doko użyje obrony własnej i sprowadzi nieszczęsnego delikwenta do parteru, a nastepnie zacznie mu zadawać pytania, na które lepiej będzie udzielać poprawnej odpowiedzi. Szyszek nie miał jednak zamiaru robić tego na siłę. Przymus i strach musza być używane w odpowiednim czasie i w stosowny sposób, bo inaczej będa przynosiły skutki odwrotne do zamierzonych. Dlatego też Shishinori przyszykował sobie na zwojach rysunki trzech wężów, dwóch lwów i dwóch ptaków transportowych, aby w razie potrzeby móc od razu z nich skorzystać, a następnie usiadł na belce, która kiedyś zapewne podtrzymywała dach jednego z podniszczonych budynków.
Było już popołudnie, kiedy blondyn w nowo zakupionej masce usiadł na nieznacznej wysokości i zaczął wypatrywać potencjalnych informatorów. Nie chciał jednak, żeby było to zbyt nachalne i oczywiste, więc postanowił, że będzie się zachowywał tak, jak reszta - dbał o czubek własnego nosa i zajmował się swoimi sprawami. Z torby znajdującej się na jego pośladku wyciągnął ostry, ale za to cienki kawałek metalu oraz drugi, znacznie grubszy i szerszy, aby później wywołać ze zwoju jednego, atramentowego węża. Skoro mowa o atramencie, to obok spoczęła również jedna fiolka z tym cudownym płynem. Co planował Shishinori? Maczał cienki, metalowy czubek w atramencie, a następnie dawał go do pyska wężowi, który trzymał go nad wewnętrzną stroną przedramienia. Po co to wszystko? Ano po to, żeby zrobić sobie tatuaż. Szyszek od dawna myślał jak może wyrazić swoje oddanie do Uchiha w taki sposób, by każdy był go pewien, a jednocześnie tak, aby sam nigdy o nim nie zapomniał. Wpadł na pomysł niezmywalnego znaku, który pozostanie z nim do końca życia i nigdy nie zniknie z jego oczu - tatuażu. Ten niezbyt zaawansowany zestaw tatuażysty w zupełności wystarczy jednak w rekach Szyszka do zrobienia prostego projektu. Wewnętrzna część przedramienia chłopaka zaczęła się bowiem ozdabiać wzorem wachlarzu Uchiha, pod którym ukazany został znak oznaczający sługę. Shishinori uznał, że ten przekaz będzie dośc jasny. Symbol klanu znajduje się nad sługą jednocześnie wymagając od niego posłuszeństwa i roztaczając nad nim swój ochronny parasol. Symbolika wydawała się odpowiednia, więc wkrótce w okolicy dało się usłyszeć delikatny dźwięk metalu uderzającego w inny metal. Nakłucie za nakłuciem, miejsce koło miejsca i powoli zaczął zarysowywać się wzór wachlarzu dumnego rodu o czerwonych oczach. Wszystko zajmie jednak większą chwilę.
Było już popołudnie, kiedy blondyn w nowo zakupionej masce usiadł na nieznacznej wysokości i zaczął wypatrywać potencjalnych informatorów. Nie chciał jednak, żeby było to zbyt nachalne i oczywiste, więc postanowił, że będzie się zachowywał tak, jak reszta - dbał o czubek własnego nosa i zajmował się swoimi sprawami. Z torby znajdującej się na jego pośladku wyciągnął ostry, ale za to cienki kawałek metalu oraz drugi, znacznie grubszy i szerszy, aby później wywołać ze zwoju jednego, atramentowego węża. Skoro mowa o atramencie, to obok spoczęła również jedna fiolka z tym cudownym płynem. Co planował Shishinori? Maczał cienki, metalowy czubek w atramencie, a następnie dawał go do pyska wężowi, który trzymał go nad wewnętrzną stroną przedramienia. Po co to wszystko? Ano po to, żeby zrobić sobie tatuaż. Szyszek od dawna myślał jak może wyrazić swoje oddanie do Uchiha w taki sposób, by każdy był go pewien, a jednocześnie tak, aby sam nigdy o nim nie zapomniał. Wpadł na pomysł niezmywalnego znaku, który pozostanie z nim do końca życia i nigdy nie zniknie z jego oczu - tatuażu. Ten niezbyt zaawansowany zestaw tatuażysty w zupełności wystarczy jednak w rekach Szyszka do zrobienia prostego projektu. Wewnętrzna część przedramienia chłopaka zaczęła się bowiem ozdabiać wzorem wachlarzu Uchiha, pod którym ukazany został znak oznaczający sługę. Shishinori uznał, że ten przekaz będzie dośc jasny. Symbol klanu znajduje się nad sługą jednocześnie wymagając od niego posłuszeństwa i roztaczając nad nim swój ochronny parasol. Symbolika wydawała się odpowiednia, więc wkrótce w okolicy dało się usłyszeć delikatny dźwięk metalu uderzającego w inny metal. Nakłucie za nakłuciem, miejsce koło miejsca i powoli zaczął zarysowywać się wzór wachlarzu dumnego rodu o czerwonych oczach. Wszystko zajmie jednak większą chwilę.
0 x
- Suzu
- Gracz nieobecny
- Posty: 462
- Rejestracja: 9 kwie 2018, o 22:48
- Wiek postaci: 18
- Ranga: Doko
- Krótki wygląd: - zielone włosy i oczy
- średniego wzrostu, opalona
- odkryty brzuch i przepaska na twarzy - Widoczny ekwipunek: Kabura, gurda, zwoje przy pasie.
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32 ... 371#p80371
- Multikonta: Miwako
Re: Nie zamieszkany obszar...
Normalną, ludzką reakcją jest stronienie od takich okolic, ale Suza nigdy nie była dobra w postępowaniu racjonalnym. Nie chodziło jednak o to, że pragnęła rzucić wyzwanie obcemu miastu. Po prostu szła przed siebie, z typową sobie beztroską obserwując zmieniającą się okolicę. Uśmiech nie zniknał z jej twarzy nawet wówczas, gdy jasne już się stało, że trafiła do najgorszego możliwego sąsiedztwa. Ale co mogło pójść źle? Napadną ją w celu rabunkowym? Miała przy sobie wyłącznie piach, więc może nawet i oddałaby dobytek by zobaczyć, jaka będzie reakcja pechowego złodziejaszka.

W tym wszystkim oczywiste było, że Suzka nie jest tutejsza. Głęboka opalenizna była doskonale widoczna przez fakt, że dziewczyna, no cóż, miała na sobie typowo południowe odzienie. Kusy top, odkrywający całe ramiona, brzuch i plecy, a także luźne, pomponiaste spodnie, które choć sięgały połowy łydki, i tak odkrywały skórę przez rozporki ciągnące się po bokach przez całą długość. No i przejrzysta chusta na twarzy, która nie była już potrzebna, ale dziewczyna jeszcze nosiła z przyzwyczajenia. Na południu coś takiego było standardem, a i w Shigashi na nikim nie robiło specjalnego wrażenia, bo graniczyło z pustynią i ludzie tutaj przyzwyczajeni byli do tamtejszych strojów. Suzka poprawiła wielką gurdę, która niezmiennie zdobiła jej plecy, sądząc po lekkości kroków dziewczyny nie zawierała niczego prawdziwie ciężkiego.
Zielonowłosa nie miała zamiaru szukać kłopotów. Naprawdę. Plan był taki, że przejdzie sobie spokojnie przez dzielnicę, nie zaczepi nikogo i wróci grzecznie do gospody, gdzie miała spotkać się ze swoją drużyną. Proste, prawda? No właśnie kurczaki nie bardzo, bo dziewczyna okazała się zbyt spostrzegawcza na swoje własne nieszczęście. Ale jak miała nie zwrócić uwagi na osobę w tak cudacznej masce na twarzy, w dodatku siedzącą na jakiejś belce. On chyba... pisał po sobie? Instynkt samozachowawczy gdzieś tam piszczał ostrzegawczo, że miała nie szukać problemów, ale Suzka nigdy nie była dobra w zwracaniu uwagi na jego sygnały. Zgrabnie wbiegła na budynek położony naprzeciwko, przez co znaleźli się na jednym poziomie, ale dzieliła ich szerokość ulicy. Wystarczyło, bo Suzia miała dobry wzrok. Inna rzecz, że nie znała ani symbolu klanu od wachlarza, ani też znaku poddaństwa. I chyba byłaby to ostatnia rzecz o jakiej pomyślałaby, że można sobie samemu wydziergać na skórze. W wolności była rozkochana, była jak ten ptak, który nie jest stworzony do oglądania świata zza jakichkolwiek krat.
- Fajne. Zrobisz mi takie? - zapytała, bez lęku spoglądając w oczy wyszczerzonej groźnie maski.[/size]

W tym wszystkim oczywiste było, że Suzka nie jest tutejsza. Głęboka opalenizna była doskonale widoczna przez fakt, że dziewczyna, no cóż, miała na sobie typowo południowe odzienie. Kusy top, odkrywający całe ramiona, brzuch i plecy, a także luźne, pomponiaste spodnie, które choć sięgały połowy łydki, i tak odkrywały skórę przez rozporki ciągnące się po bokach przez całą długość. No i przejrzysta chusta na twarzy, która nie była już potrzebna, ale dziewczyna jeszcze nosiła z przyzwyczajenia. Na południu coś takiego było standardem, a i w Shigashi na nikim nie robiło specjalnego wrażenia, bo graniczyło z pustynią i ludzie tutaj przyzwyczajeni byli do tamtejszych strojów. Suzka poprawiła wielką gurdę, która niezmiennie zdobiła jej plecy, sądząc po lekkości kroków dziewczyny nie zawierała niczego prawdziwie ciężkiego.
Zielonowłosa nie miała zamiaru szukać kłopotów. Naprawdę. Plan był taki, że przejdzie sobie spokojnie przez dzielnicę, nie zaczepi nikogo i wróci grzecznie do gospody, gdzie miała spotkać się ze swoją drużyną. Proste, prawda? No właśnie kurczaki nie bardzo, bo dziewczyna okazała się zbyt spostrzegawcza na swoje własne nieszczęście. Ale jak miała nie zwrócić uwagi na osobę w tak cudacznej masce na twarzy, w dodatku siedzącą na jakiejś belce. On chyba... pisał po sobie? Instynkt samozachowawczy gdzieś tam piszczał ostrzegawczo, że miała nie szukać problemów, ale Suzka nigdy nie była dobra w zwracaniu uwagi na jego sygnały. Zgrabnie wbiegła na budynek położony naprzeciwko, przez co znaleźli się na jednym poziomie, ale dzieliła ich szerokość ulicy. Wystarczyło, bo Suzia miała dobry wzrok. Inna rzecz, że nie znała ani symbolu klanu od wachlarza, ani też znaku poddaństwa. I chyba byłaby to ostatnia rzecz o jakiej pomyślałaby, że można sobie samemu wydziergać na skórze. W wolności była rozkochana, była jak ten ptak, który nie jest stworzony do oglądania świata zza jakichkolwiek krat.
- Fajne. Zrobisz mi takie? - zapytała, bez lęku spoglądając w oczy wyszczerzonej groźnie maski.[/size]
0 x
remember my heart
how bright I used to shine
how bright I used to shine
Re: Nie zamieszkany obszar...
Może i dla innych takie odzienie było czymś codziennym, ale dla samego Szyszka już nie. Oczywiście młody Gazo zauważył ją od razu, ale nie drgnął nawet na moment. Po prostu dalej zajmował się swoim dziełem, które dziarał sobie właśnie na przedramieniu. Jednak kiedy Suzu się do niego odezwała, ten na moment podniósł wzrok do góry i spojrzał na dziewczynę przez otwory w swojej drewnianej masce. Dopiero teraz zauważył jaki wielkie różnice pomiędzy nimi wystepują. Ona ubrana luźno, zwiewnie, a Gazo mógłby się nawet pokusić o stwierdzenie, że niezbyt przyzwoicie. Taki ubiór w Sogen nie był dość czesto spotykany, a nawet jeśli, to z pewnością jego noszenie wiązałoby się ze wścibskimi, niezadowolonymi oczami, które w momencie nawiązania kontaktu udawałyby życzliwość. Jednak nie tylko wierzchnie szaty dzieliły te dwie osoby. Może po Shishinorim nie było tego tak widać, bo był skrzętnie zasłonięty ubraniami, ale ich karnacja również była jak niebo, a ziemia. Jeśli Suzu była jak piasek, to Szyszka wypadałoby raczej określić jako śnieg. Bladość nie była dla niego niczym nowym, ale przypominał sobie o niej właśnie w tego typu sytuacjach.
- Nie, bo nie podlegasz temu samemu rodowi co ja. - prosta, bezpośrednia odpowiedź, która jednocześnie wskazywała lekkie nieobycie Shishinoriego w kontaktach z obcymi. Suzu miała zapewne na myśli jakikolwiek tatuaż, kiedy Szyszek zrozumiał, że chodzi akurat o ten świadczący o poddaństwu Uchiha. W każdym razie wąż przepełz teraz po ramieniu shinobiego, żeby po chwili znaleźć się przed nim. Kawałek metalu musiał zostać przemieszczony, żeby Gazo mógł w dalszym ciągu kontynuować swoje dzieło. Mogło się przy tym wydawać, że blondyn zupełnie nie przejmował się towarzystwem zielonowłosej, ale nic bardziej mylnego. Wąż przesunął się nie bez powodu, a oczy chłopaka nie wodziły za sylwetką nieznajomej dlatego, że go zauroczyła.
- Czego szukasz w tak nieprzyjemnym miejscu, zielona? - zaczęło się. Suzu właśnie zyskała nowy przydomek, który zapewne będzie za nią chodził nawet wtedy, gdy wyjawi mu swoje imię. Czy Shishinori był ciekawy co tutaj robi niewinnie wyglądająca dziewczynka z przeogromną gurdą na plecach? Nie. Chciał się czegoś o niej dowiedzieć, bo być może kiedyś mu się to przyda. A, że miała na plecach coś nietypowego, to tylko oznaczało, że jeszcze bardziej chciał coś z niej wyciągnąć. Zapewne wyżej postawieni Uchiha mieliby trochę wiedzy o tym, do czego może jej służyć, ale on musiał zdobywać informacje na własną rękę - Wody w mieście pod dostatkiem. Po co Ci to? - zapytał, ale w kierunku gurdy wskazał już atramentowy wąż.
- Nie, bo nie podlegasz temu samemu rodowi co ja. - prosta, bezpośrednia odpowiedź, która jednocześnie wskazywała lekkie nieobycie Shishinoriego w kontaktach z obcymi. Suzu miała zapewne na myśli jakikolwiek tatuaż, kiedy Szyszek zrozumiał, że chodzi akurat o ten świadczący o poddaństwu Uchiha. W każdym razie wąż przepełz teraz po ramieniu shinobiego, żeby po chwili znaleźć się przed nim. Kawałek metalu musiał zostać przemieszczony, żeby Gazo mógł w dalszym ciągu kontynuować swoje dzieło. Mogło się przy tym wydawać, że blondyn zupełnie nie przejmował się towarzystwem zielonowłosej, ale nic bardziej mylnego. Wąż przesunął się nie bez powodu, a oczy chłopaka nie wodziły za sylwetką nieznajomej dlatego, że go zauroczyła.
- Czego szukasz w tak nieprzyjemnym miejscu, zielona? - zaczęło się. Suzu właśnie zyskała nowy przydomek, który zapewne będzie za nią chodził nawet wtedy, gdy wyjawi mu swoje imię. Czy Shishinori był ciekawy co tutaj robi niewinnie wyglądająca dziewczynka z przeogromną gurdą na plecach? Nie. Chciał się czegoś o niej dowiedzieć, bo być może kiedyś mu się to przyda. A, że miała na plecach coś nietypowego, to tylko oznaczało, że jeszcze bardziej chciał coś z niej wyciągnąć. Zapewne wyżej postawieni Uchiha mieliby trochę wiedzy o tym, do czego może jej służyć, ale on musiał zdobywać informacje na własną rękę - Wody w mieście pod dostatkiem. Po co Ci to? - zapytał, ale w kierunku gurdy wskazał już atramentowy wąż.
0 x
- Suzu
- Gracz nieobecny
- Posty: 462
- Rejestracja: 9 kwie 2018, o 22:48
- Wiek postaci: 18
- Ranga: Doko
- Krótki wygląd: - zielone włosy i oczy
- średniego wzrostu, opalona
- odkryty brzuch i przepaska na twarzy - Widoczny ekwipunek: Kabura, gurda, zwoje przy pasie.
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32 ... 371#p80371
- Multikonta: Miwako
Re: Nie zamieszkany obszar...
Taka biała skóra... Suzia zapatrzyła się na chwilę, bo do tej pory poznała tylko jedną osobę tak bladą, i był to nie kto inny jak lider jej klanu, Sabaku Jou. To skojarzenie sprawiło, że dziewczyna mimowolnie nabrała dla obcego sporej dozy szacunku. Nie objawiało się specjalnie w zachowaniu, ale było. Przez chwilę. Kiedy chłopak wypowiedział swoje pierwsze słowa, na twarzy Suzu odbiło się szczere niedowierzanie. Nawet status szczepu nie był jej zdaniem godny pozazdroszczenia, a co dopiero podległość! Nie to jednak wywołało w Suzce największe zdumienie. On... on tatuował sobie znak poddaństwa na własnym ramieniu?
- Czemu ty to robisz? Przestań! - niezrozumienie i sprzeciw wyraziły się słowami, zanim jeszcze Zielonowłosa na dobre zrozumiała własne odczucia odnośnie tej sprawy.
Osoba w masce nie była ani trochę jak wujaszek Jou. W przeciwieństwie do wodza, ten tutaj zdawał się po prostu nie wiedzieć, czym jest słońce.
W tym wszystkim dziewczyna nie zwróciła większej uwagi na węża, choć oczywiście zauważyła jego obecność. Nie mieściło jej się w głowie to, czego teraz była świadkiem. I chyba szczęśliwie nie trafiła na osobę podłą, bo mógł przecież spełnić jej życzenie i wytatuować coś takiego również na jej ciele. Suzia nie myślała o innym wzorze, ten właśnie wydał jej się ładny. Co by czekało na nią w domu, gdyby przybyła z czymś takim? Wolała nawet się nie zastanawiać, na samą myśl zaczynała boleć głowa.
Paradoksalnie, to ona poczuła się gorzej, choć trwały symbol poddaństwa zdobił jego ramię. Nie ruszyła się jednak ze swego miejsca po przeciwnej stronie ulicy i chyba tylko dzięki temu Shishinori mógł wciąż kontynuować swoje zajęcie. Gdyby znalazł się w zasięgu ręki, raczej nie byłaby w stanie pozwolić mu na tak okropne jej zdaniem działanie. W jej opinii była właśnie świadkiem samookaleczania.
Na pytanie wzruszyła ramionami. I nie zwróciła uwagi na nadaną przez niego ksywkę, choć normalnie z pewnością by się ucieszyła.
- To tajemnica - odpowiedziała, tak się właśnie z igły robi widły - Informacja za informację. Czego ty tutaj szukasz, skoro miejsce jest ci tak nieprzyjemne?
Właściwie to zwyczajnie sobie wędrowała. I nie szukała problemów. Jak zwykle, samo wyszło. Choć jak na razie chyba jeszcze nie było tak źle. Suzia była jednak przygotowana na wszystko, bo obcy wydawał jej się dziwny, nienormalny. Przyganiał kocioł garnkowi? Zapewne.
I z początku nawet nie zrozumiała, skąd właściwie wzięło mu się pytanie o wodę. Rozejrzała się po sobie i dopiero po chwili dotarło do niej, że obcy pyta o gurdę. Uśmiech ostrożnie wrócił na jej twarz, łobuzerski, zadziorny. Klepnęła ściankę naczynia.
- Ale ja wcale nie noszę w tym wody.
- Czemu ty to robisz? Przestań! - niezrozumienie i sprzeciw wyraziły się słowami, zanim jeszcze Zielonowłosa na dobre zrozumiała własne odczucia odnośnie tej sprawy.
Osoba w masce nie była ani trochę jak wujaszek Jou. W przeciwieństwie do wodza, ten tutaj zdawał się po prostu nie wiedzieć, czym jest słońce.
W tym wszystkim dziewczyna nie zwróciła większej uwagi na węża, choć oczywiście zauważyła jego obecność. Nie mieściło jej się w głowie to, czego teraz była świadkiem. I chyba szczęśliwie nie trafiła na osobę podłą, bo mógł przecież spełnić jej życzenie i wytatuować coś takiego również na jej ciele. Suzia nie myślała o innym wzorze, ten właśnie wydał jej się ładny. Co by czekało na nią w domu, gdyby przybyła z czymś takim? Wolała nawet się nie zastanawiać, na samą myśl zaczynała boleć głowa.
Paradoksalnie, to ona poczuła się gorzej, choć trwały symbol poddaństwa zdobił jego ramię. Nie ruszyła się jednak ze swego miejsca po przeciwnej stronie ulicy i chyba tylko dzięki temu Shishinori mógł wciąż kontynuować swoje zajęcie. Gdyby znalazł się w zasięgu ręki, raczej nie byłaby w stanie pozwolić mu na tak okropne jej zdaniem działanie. W jej opinii była właśnie świadkiem samookaleczania.
Na pytanie wzruszyła ramionami. I nie zwróciła uwagi na nadaną przez niego ksywkę, choć normalnie z pewnością by się ucieszyła.
- To tajemnica - odpowiedziała, tak się właśnie z igły robi widły - Informacja za informację. Czego ty tutaj szukasz, skoro miejsce jest ci tak nieprzyjemne?
Właściwie to zwyczajnie sobie wędrowała. I nie szukała problemów. Jak zwykle, samo wyszło. Choć jak na razie chyba jeszcze nie było tak źle. Suzia była jednak przygotowana na wszystko, bo obcy wydawał jej się dziwny, nienormalny. Przyganiał kocioł garnkowi? Zapewne.
I z początku nawet nie zrozumiała, skąd właściwie wzięło mu się pytanie o wodę. Rozejrzała się po sobie i dopiero po chwili dotarło do niej, że obcy pyta o gurdę. Uśmiech ostrożnie wrócił na jej twarz, łobuzerski, zadziorny. Klepnęła ściankę naczynia.
- Ale ja wcale nie noszę w tym wody.
0 x
remember my heart
how bright I used to shine
how bright I used to shine
Re: Nie zamieszkany obszar...
- Przestań? - powtórzył za nią pytająco i uniósł swoją lewą brew do góry, czego jednak nie mogła zobaczyć przez maskę. Shishinori czuł się tak, jakby miał do czynienia z kimś kto nie zna świata. Czemu miałby przestać? Czemu mu rozkazywała? Przecież nie była z klanu Uchiha i nie posiadała nad nim żadnej władzy. Racjonalnie na to patrzeć, nie mogła od niego niczego wymagać, co też Szyszek postanoił jej dość szybko uświadomić - Przyjmuję rozkazy tylko od Uchiha. - kolejne słowa wydostały się z jego ust, ale tak jak poprzednio, nie było w nich żadnych emocji. Shishinori nie był zirytowany, że ktoś planuje nad nim zapanować, nie był całą sytuacją podekscytowany, a nawet można było odnieść wrażenie, że zwyczajnie wydaje się obecny tutaj jedynie ciałem. Taki sposób mówienia jednak prezentował ten blondyn. Spokojny, opanowany, bez zbędnych poszlak, które mogłyby wskazywać na to co czuje. Tak właśnie miało odpowiadać narzędzie, a on nim był. Mało brakowało, a i Suzu by nim została. Wystarczyło tylko, zeby dalej brnęła w swój genialny plan zdobycia tatuażu i już po parudziesięciu minutach byłaby własnością czerwonookiego klanu tak samo, jak sam Shishinori.
- Tajemnice posiadaja tylko kilka typów ludzi. Najpopularniejszymi są kłamcy, shinobi i żony. Najwidoczniej jesteś którąś z nich. - odpowiedział, nie chcąc się zbytnio bawić w zgadywanki. Jeśli zielonowłosa nie zamierzała mu zdradzić swojej malutkiej tajemnicy, to on zwyczajnie zmieni temat. Nie podejrzewał wszak, żeby ta dziewczyna posiadała informacje, które mogłyby mu się do czegoś przydać.
- Nieprzyjemne miejsce jest idealne do tego, co mam tu zrobić. Ty się jednak w moje plany nie wpisywałaś. - szczerość to kolejna zaleta, która tak często wymieniana jest u dobrego człowieka. Ludzie jednak mylą szczerość prawdziwą ze szczerością pozorną. Shishinori był reprezentantem tej pierwszej i mówił wszystko to, co ślina mu na język przyniesie. Często z tego powodu miał problemy i daleko nawet nie trzeba szukać, bo przecież teraz zwrócił się do Suzu tak, jakby mu przeszkadzała. Tymczasem naprawdę nie spodziewał się, że w takim miejscu znajdzie zielonowłosą kobietę w skąpym ubraniu i z gurdą na plecach. W jego planach się nie pojawiła.
Jeśli ktoś spoglądałby na te scenkę, to z pewnością stwierdziłby, że z tej dwójki ludzi to właśnie Shishinori jest tym bardziej tajemniczym, a tymczasem Suzu niczego o sobie nie zdradzała. On przynajmniej z niczym się nie ukrywał, a dla dziewczyny zawartość gurdy była tajemnicą. Szyszek nauczony był tymczasem, że nos trzyma się przy sobie, więc postanowił nie naciskać.
- W takim razie się myliłem. Bywa, zielona. - szybka kapitulacja i odejście od tematu też były czasem dobre. Co prawda, nie pozwalały one na droczenie się i dobrą zabawę, ale uśmiechnięty Shishinori to i tak rzecz prawie niemożliwa.
- Tajemnice posiadaja tylko kilka typów ludzi. Najpopularniejszymi są kłamcy, shinobi i żony. Najwidoczniej jesteś którąś z nich. - odpowiedział, nie chcąc się zbytnio bawić w zgadywanki. Jeśli zielonowłosa nie zamierzała mu zdradzić swojej malutkiej tajemnicy, to on zwyczajnie zmieni temat. Nie podejrzewał wszak, żeby ta dziewczyna posiadała informacje, które mogłyby mu się do czegoś przydać.
- Nieprzyjemne miejsce jest idealne do tego, co mam tu zrobić. Ty się jednak w moje plany nie wpisywałaś. - szczerość to kolejna zaleta, która tak często wymieniana jest u dobrego człowieka. Ludzie jednak mylą szczerość prawdziwą ze szczerością pozorną. Shishinori był reprezentantem tej pierwszej i mówił wszystko to, co ślina mu na język przyniesie. Często z tego powodu miał problemy i daleko nawet nie trzeba szukać, bo przecież teraz zwrócił się do Suzu tak, jakby mu przeszkadzała. Tymczasem naprawdę nie spodziewał się, że w takim miejscu znajdzie zielonowłosą kobietę w skąpym ubraniu i z gurdą na plecach. W jego planach się nie pojawiła.
Jeśli ktoś spoglądałby na te scenkę, to z pewnością stwierdziłby, że z tej dwójki ludzi to właśnie Shishinori jest tym bardziej tajemniczym, a tymczasem Suzu niczego o sobie nie zdradzała. On przynajmniej z niczym się nie ukrywał, a dla dziewczyny zawartość gurdy była tajemnicą. Szyszek nauczony był tymczasem, że nos trzyma się przy sobie, więc postanowił nie naciskać.
- W takim razie się myliłem. Bywa, zielona. - szybka kapitulacja i odejście od tematu też były czasem dobre. Co prawda, nie pozwalały one na droczenie się i dobrą zabawę, ale uśmiechnięty Shishinori to i tak rzecz prawie niemożliwa.
0 x
- Suzu
- Gracz nieobecny
- Posty: 462
- Rejestracja: 9 kwie 2018, o 22:48
- Wiek postaci: 18
- Ranga: Doko
- Krótki wygląd: - zielone włosy i oczy
- średniego wzrostu, opalona
- odkryty brzuch i przepaska na twarzy - Widoczny ekwipunek: Kabura, gurda, zwoje przy pasie.
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32 ... 371#p80371
- Multikonta: Miwako
Re: Nie zamieszkany obszar...
Uchiha. Wachlarz. Zielonowłosa dziewczyna z południa nie wiedziała o nich absolutnie niczego, w tej właśnie chwili jednak nazwisko to związało się w jej świadomości ze wszystkim, co negatywne i złe. Wrażenie było tym silniejsze, że to pierwsze takie odkrycie od kiedy trafiła na zielone tereny. Naturalnym procesem było połączenie tego z innym złem, jakie znała, a więc Kaguya. Najbardziej w tym wszystkim jednak dziwił ją fakt, że osobnik w masce wydawał się im tak... oddany? No właśnie. Nie znała nikogo, kto podlegając innemu rodowi wykonywałby tę pracę z gorliwością i zapałem. I sama nie podporządkowałaby się nikomu nawet, gdyby skończyła z tym głupim tatuażem na ramieniu. Do niczego nie zobowiązywał, a można też było go ukryć, zamazać, przerobić... w ostateczności urwać rękę.
Oczywiście, jej wcześniejsze "rozkazy" wcale nie były poleceniem, tak jak to odebrał Shishinori. W głowie Suzu nie było miejsca dla takich rzeczy. To była zwyczajna, emocjonalna reakcja, wciąż pozostawiająca drugiej osobie miejsce na swobodę decyzji i działania. Dziewczyna przywykła wprawdzie do tego, że w swojej grupie idzie jako pierwsza i podejmuje decyzje, ale nie poznała jeszcze smaku prawdziwego dowodzenia. Po prostu zazwyczaj parła do przodu tak, że reszta, chcąc czy nie, podążała za nią.
- Dlaczego? Tak dobrze ci płacą? - próbowała jakoś zrozumieć jego motywacje, i pomyśleć, że chwilę temu lokalny chłopak o prostych ambicjach wydawał jej się bytem nierealnym - Jesteś, no, szczęśliwy?
Naiwne podejście do życia Zielonowłosej było oczywiste. I nawet teraz wolała założyć, że w jakiś sposób źle to wszystko zrozumiała, a nieznajomy wcale nie ma wypranej psychiki. Na upartego, gdyby jej własny klan znalazł się w trudnej sytuacji, a ich "opiekunowie" zachowywaliby się po partnersku, prawdopodobnie dałoby się z tym żyć. Prawdopodobnie.
Suzka zmarszczyła nos.
- No co ty gadasz? Wszyscy mają tajemnice. Nawet teraz mogę ci nagadać takich głupot, że z zażenowania nigdy tego nikomu nie powtórzysz - zachichotała, żartując sobie oczywiście, właściwie to czuła potrzebę zejścia na mniej poważne tory.
Poważne dyskusje nie były jej specjalnością. Teraz też siedziała na swoim dachu, machając beztrosko nogami. I w ogóle nie przejęła się tymi słowami, że nie było jej w jego planach. Nie była, ale już jest! Ot, znalazła się sama. Jak to zwykle z Suzką, która wiecznie wtrącała się w nie swoje sprawy.
- Hm, ale już się wpisałam. To co tutaj robimy, Biały? - zapytała, również nadając mu ksywkę, nieco pewnie mniej oczywistą, bo nawiązującą do jego bladej skóry.
Zdziwiła się trochę szybkością, z jaką obcy porzucał podjęte tematy. Wystarczyło postawić przed nim przeszkodę, choćby to i był płotek nie sięgający powyżej kolan, a on już się wycofywał. Bo Suzka nie była osobą specjalnie ostrożną i tak naprawdę nie trzeba było wiele, by wyciągnąć z niej taką czy inną informację. Postanowiła go trochę sprowokować i zobaczyć, czy nadal będzie się cofać.
- Ale miałeś rację przy swoich typach, jestem jedną z nich. I oczywiście nie jest to żona - w ten sposób pozostały dwie możliwości.
Kłamca. I shinobi. Biorąc jednak pod uwagę lekkość, z jaką dziewczyna chwilę temu wspięła się na budynek, wybór nie powinien być bardzo trudny. Tym bardziej, że charakterystyczna kabura i zwoje przyczepione były do szarfy okalającej jej pas.
Oczywiście, jej wcześniejsze "rozkazy" wcale nie były poleceniem, tak jak to odebrał Shishinori. W głowie Suzu nie było miejsca dla takich rzeczy. To była zwyczajna, emocjonalna reakcja, wciąż pozostawiająca drugiej osobie miejsce na swobodę decyzji i działania. Dziewczyna przywykła wprawdzie do tego, że w swojej grupie idzie jako pierwsza i podejmuje decyzje, ale nie poznała jeszcze smaku prawdziwego dowodzenia. Po prostu zazwyczaj parła do przodu tak, że reszta, chcąc czy nie, podążała za nią.
- Dlaczego? Tak dobrze ci płacą? - próbowała jakoś zrozumieć jego motywacje, i pomyśleć, że chwilę temu lokalny chłopak o prostych ambicjach wydawał jej się bytem nierealnym - Jesteś, no, szczęśliwy?
Naiwne podejście do życia Zielonowłosej było oczywiste. I nawet teraz wolała założyć, że w jakiś sposób źle to wszystko zrozumiała, a nieznajomy wcale nie ma wypranej psychiki. Na upartego, gdyby jej własny klan znalazł się w trudnej sytuacji, a ich "opiekunowie" zachowywaliby się po partnersku, prawdopodobnie dałoby się z tym żyć. Prawdopodobnie.
Suzka zmarszczyła nos.
- No co ty gadasz? Wszyscy mają tajemnice. Nawet teraz mogę ci nagadać takich głupot, że z zażenowania nigdy tego nikomu nie powtórzysz - zachichotała, żartując sobie oczywiście, właściwie to czuła potrzebę zejścia na mniej poważne tory.
Poważne dyskusje nie były jej specjalnością. Teraz też siedziała na swoim dachu, machając beztrosko nogami. I w ogóle nie przejęła się tymi słowami, że nie było jej w jego planach. Nie była, ale już jest! Ot, znalazła się sama. Jak to zwykle z Suzką, która wiecznie wtrącała się w nie swoje sprawy.
- Hm, ale już się wpisałam. To co tutaj robimy, Biały? - zapytała, również nadając mu ksywkę, nieco pewnie mniej oczywistą, bo nawiązującą do jego bladej skóry.
Zdziwiła się trochę szybkością, z jaką obcy porzucał podjęte tematy. Wystarczyło postawić przed nim przeszkodę, choćby to i był płotek nie sięgający powyżej kolan, a on już się wycofywał. Bo Suzka nie była osobą specjalnie ostrożną i tak naprawdę nie trzeba było wiele, by wyciągnąć z niej taką czy inną informację. Postanowiła go trochę sprowokować i zobaczyć, czy nadal będzie się cofać.
- Ale miałeś rację przy swoich typach, jestem jedną z nich. I oczywiście nie jest to żona - w ten sposób pozostały dwie możliwości.
Kłamca. I shinobi. Biorąc jednak pod uwagę lekkość, z jaką dziewczyna chwilę temu wspięła się na budynek, wybór nie powinien być bardzo trudny. Tym bardziej, że charakterystyczna kabura i zwoje przyczepione były do szarfy okalającej jej pas.
0 x
remember my heart
how bright I used to shine
how bright I used to shine
Re: Nie zamieszkany obszar...
Wachlarz Uchiha miał symbolizować podtrzymywanie ognia drzemiącego w ich sercu. Był symbolem upartości, waleczności i niezwykłego oddania sprawie. Klan ten był grupką ludzi niezwykle żywiołowych, a przede wszystkim ekstremalnych w uczuciach. Miało to tez swoje złe strony, bowiem właśnie te uczucia wypalały ich od środka. Uchiha byli sami dla siebie wrogiem i przyjacielem. Dopóki nic nie stanęło na ich drodze, potrafili się sprawnie rozwijać, ale wystarczy poważniejsza przeszkoda, żeby człowiek zniszczył sam siebie i popadł w nieodwracalną spiralę zepsucia. Shishinori zdawał sobie z tego sprawę i w pełni to akceptował. Korzystał teraz z dobroci i opiekuńczości Uchiha, żeby później być ich filarem i barierą, kiedy będą chcieli wejść na drogę bez powrotu. Musi się im kiedyś odwdzięczyć za to, że jest im potrzebny.
- Płacą? - znowu za nią powtórzył. Zawsze tak robił, kiedy jakaś wypowiedź go zdziwiła - Czemu mieliby mi płacić? Jestem im potrzebny, jestem ich narzędziem. Czy kowal płaci obcęgą za to, że są? Nie. Używa ich dopóki się nie zepsują i każdy ma tego świadomość. - wytłumaczył zielonowłosej, która najwyraźniej nigdy nie była w jego pozycji. To czerwonoocy dawali mu poczucie przynależności, sprawiali, że czuł się komuś potrzebny i to oni przygarnęli go wtedy, gdy wszyscy inni zostawili go gdzieś daleko w kącie. Czemu miałby z tego powodu ich odrzucać? Czemu mieliby mu płacić za coś, co jest jego obowiązkiem? No i ostatecznie, kończąc wszystkie pytania, czemu miałoby mu to w jakikolwiek sposób przeszkadzać? Dla niego wszystkie kroki i jego dotychczasowe decyzje były całkowicie logiczne i przede wszystkim normalne. Wydawało mu się, że każdy człowiek postąpiłby na jego miejscu dokładnie w ten sam sposób. Zresztą nie tylko człowiek, a shinobi. Ten drugi miał ku temu jeszcze większy obowiązek, więc nie było mowy o jakiejkolwiek dyskusji.
- Pod warunkiem, że znam zażenowanie. - przestrzegł od razu, bo akurat takie uczucie było mu obce. Oczywiście samo znaczenie słowa znał doskonale, ale tak miał dość często. Przyjaźń, miłość, romantyczne oddanie - o wszystkim tym wiedział, ale nigdy nie doświadczył, więc mogłoby mu nawet być trudno określić czy właśnie z tym rodzajem więzi ma do czynienia - Zresztą, po co? - takie możliwe działanie wydawało mu się strasznie nieefektywne. Wymyslanie tych wszystkich głupot tylko po to, żeby opowiedzieć je jakiemuś facetowi w masce. Dobrze jeszcze, że nie nosił rajtuz i nie nazywał się supershinobim. Chociaż... Wtedy może to miałoby więcej sensu? W każdym razie Shishinori nie był przyzwyczajony do tego typu rzeczy w normalnych rozmowach. Zresztą nie przeprowadzał ich zbyt wiele, więc to może dlatego, ale za to doskonale potrafił wykorzystać takie sztuczki podczas zadań, które tego od niego wymagały. Czasem trzeba komuś skłamać tylko po to, żeby uzyskać odpowiednią odpowiedź. W innych przypadkach nie ma to jednak kompletnie żadnego sensu.
- JA kończę swój tatuaż, a co robi tutaj inny shinobi, to nie moja sprawa. Nie wpisujesz się w profil żadnej z osób, których szukam. Na razie machasz jedynie nogami. - odpowiedział zgodnie z prawdą, zwracając uwagę na jej beztroskość. Skoro wyjaśnili już sobie, że również i ona jest shinobi, to Shishinori nie potrafił zrozumieć dlaczego dziewczyna zachowuje się w ten sposób. Nawet w głównym rodzie, takim jak Uchiha, nie widział takiego zachowania, a tu proszę. Być może to jakaś córka lidera albo ktoś wysoko postawiony? Na taką nonszalancję nie mógł sobie przecież pozwolić szeregowy, szanujący się shinobi podlegający innym - I nie chcesz być w moich planach. Uwierz mi, że tego byś nie wytrzymała. - dopowiedział, uderzając po raz ostatni kawałkiem metalu w szpikulec. Kontury zostały zakończone, a na wypełnienie czas przyjdzie kiedy indziej. Niezbyt zaawansowane przyrządy służące do tatuowania zostały schowane do torby, a atramentowy wąż jak gdyby nigdy nic ruszył w dół dachu za plecami Shishinoriego, żeby dostać się na ziemię. Tam też znalazł trudniej dostępne miejsce i dopiero wtedy rozleciał się na atrament. Wszystko po to, żeby zrobić to poza zasięgiem wzroku Suzu. Do tej pory widziała jedynie czarnego węża i atrament, który służył chłopakowi do tatuowania. Z tego miejsca daleka droga do tego, żeby stwierdzić, że ten twór wyszedł spod jego ręki i to z jego zwojów.
- Płacą? - znowu za nią powtórzył. Zawsze tak robił, kiedy jakaś wypowiedź go zdziwiła - Czemu mieliby mi płacić? Jestem im potrzebny, jestem ich narzędziem. Czy kowal płaci obcęgą za to, że są? Nie. Używa ich dopóki się nie zepsują i każdy ma tego świadomość. - wytłumaczył zielonowłosej, która najwyraźniej nigdy nie była w jego pozycji. To czerwonoocy dawali mu poczucie przynależności, sprawiali, że czuł się komuś potrzebny i to oni przygarnęli go wtedy, gdy wszyscy inni zostawili go gdzieś daleko w kącie. Czemu miałby z tego powodu ich odrzucać? Czemu mieliby mu płacić za coś, co jest jego obowiązkiem? No i ostatecznie, kończąc wszystkie pytania, czemu miałoby mu to w jakikolwiek sposób przeszkadzać? Dla niego wszystkie kroki i jego dotychczasowe decyzje były całkowicie logiczne i przede wszystkim normalne. Wydawało mu się, że każdy człowiek postąpiłby na jego miejscu dokładnie w ten sam sposób. Zresztą nie tylko człowiek, a shinobi. Ten drugi miał ku temu jeszcze większy obowiązek, więc nie było mowy o jakiejkolwiek dyskusji.
- Pod warunkiem, że znam zażenowanie. - przestrzegł od razu, bo akurat takie uczucie było mu obce. Oczywiście samo znaczenie słowa znał doskonale, ale tak miał dość często. Przyjaźń, miłość, romantyczne oddanie - o wszystkim tym wiedział, ale nigdy nie doświadczył, więc mogłoby mu nawet być trudno określić czy właśnie z tym rodzajem więzi ma do czynienia - Zresztą, po co? - takie możliwe działanie wydawało mu się strasznie nieefektywne. Wymyslanie tych wszystkich głupot tylko po to, żeby opowiedzieć je jakiemuś facetowi w masce. Dobrze jeszcze, że nie nosił rajtuz i nie nazywał się supershinobim. Chociaż... Wtedy może to miałoby więcej sensu? W każdym razie Shishinori nie był przyzwyczajony do tego typu rzeczy w normalnych rozmowach. Zresztą nie przeprowadzał ich zbyt wiele, więc to może dlatego, ale za to doskonale potrafił wykorzystać takie sztuczki podczas zadań, które tego od niego wymagały. Czasem trzeba komuś skłamać tylko po to, żeby uzyskać odpowiednią odpowiedź. W innych przypadkach nie ma to jednak kompletnie żadnego sensu.
- JA kończę swój tatuaż, a co robi tutaj inny shinobi, to nie moja sprawa. Nie wpisujesz się w profil żadnej z osób, których szukam. Na razie machasz jedynie nogami. - odpowiedział zgodnie z prawdą, zwracając uwagę na jej beztroskość. Skoro wyjaśnili już sobie, że również i ona jest shinobi, to Shishinori nie potrafił zrozumieć dlaczego dziewczyna zachowuje się w ten sposób. Nawet w głównym rodzie, takim jak Uchiha, nie widział takiego zachowania, a tu proszę. Być może to jakaś córka lidera albo ktoś wysoko postawiony? Na taką nonszalancję nie mógł sobie przecież pozwolić szeregowy, szanujący się shinobi podlegający innym - I nie chcesz być w moich planach. Uwierz mi, że tego byś nie wytrzymała. - dopowiedział, uderzając po raz ostatni kawałkiem metalu w szpikulec. Kontury zostały zakończone, a na wypełnienie czas przyjdzie kiedy indziej. Niezbyt zaawansowane przyrządy służące do tatuowania zostały schowane do torby, a atramentowy wąż jak gdyby nigdy nic ruszył w dół dachu za plecami Shishinoriego, żeby dostać się na ziemię. Tam też znalazł trudniej dostępne miejsce i dopiero wtedy rozleciał się na atrament. Wszystko po to, żeby zrobić to poza zasięgiem wzroku Suzu. Do tej pory widziała jedynie czarnego węża i atrament, który służył chłopakowi do tatuowania. Z tego miejsca daleka droga do tego, żeby stwierdzić, że ten twór wyszedł spod jego ręki i to z jego zwojów.
0 x
- Suzu
- Gracz nieobecny
- Posty: 462
- Rejestracja: 9 kwie 2018, o 22:48
- Wiek postaci: 18
- Ranga: Doko
- Krótki wygląd: - zielone włosy i oczy
- średniego wzrostu, opalona
- odkryty brzuch i przepaska na twarzy - Widoczny ekwipunek: Kabura, gurda, zwoje przy pasie.
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32 ... 371#p80371
- Multikonta: Miwako
Re: Nie zamieszkany obszar...
Postawa, którą reprezentował Shishinori, wcale nie była tak jedyną i słuszną jak sądził. Wypada się też zastanowić, czy rzeczywiście Uchiha pomogli jego szczepowi. To była inwestycja, tym straszniejsza, że patrząc po chłopaku siedzącym teraz po drugiej stronie ulicy, w jej wyniku zdołali zakupić sobie nie tylko ciała, lecz właśnie dusze.
- Dużo was jest takich, tu na zielonych ziemiach?
Sabaku, tak jak i Gazo, mieli swoje problemy. Gdy przez pogrom Kaguya stracili miejsce do życia, znalazł się ród, który dał im schronienie, zapewnił wsparcie, pomógł w boju. Ale przy tym nie pozbawił ich godności. Ayatsuri byli partnerem, jak starszy brat, który pomaga młodszemu w kryzysie. I oczywiście nawet teraz piaskarze mieli wobec lalkarzy dług, spłacali go jednak w cywilizowany sposób. I ponieważ Suzka osobiście przechodziła przez to wszystko razem ze swym klanem, tak bardzo wstrętne wydawały jej się klany, które wymuszają na innych podległość.
- Ach, no łapię. Nie znasz zażenowania, nie masz poczucia humoru. Bo jesteś narzędziem.
Zdjęła z ramienia gurdę i powoli opuściła rękę z nią w dół, po to by puścić ją możliwie najniżej. Naczynie opadło na brukowaną ulicę, nie rozbijając się. Łupnęło jednak zdrowo, dając do zrozumienia, że wcale nie jest takie lekkie.
Suzka tymczasem rozłożyła się wygodnie na dachu, zaplatając ramiona pod głową. Nogi od kolan w dół nadal wystawały poza krawędź. Zielonowłosa zamyśliła się, spoglądając na błękitne niebo. Choć wszystko w niej protestowało przeciwko temu, co słyszała, nie dało się uszczęśliwiać ludzi na siłę. Wiedziała też, że zbyt długo pozostający w niewoli ptak ginie szybko po tym, jak wypuści się go z klatki. Naprawdę nie mogła niczego dla niego zrobić? Poderwała się niespodziewanie, rażona nowym pomysłem jak gromem.
- Wiem! - zawołała, a Shishinori w jej zielonych oczach dostrzegł zdecydowanie i determinację - Arashi wspominał, że w podróży powinniśmy zawrzeć jakieś przyjaźnie. Więc zostanę twoją przyjaciółką. Iiii stop! - zaprotestowała, nim zdążył zrobić to on - nie mówię, że masz być moim przyjacielem, ale tylko, że ja będę twoim.
Nie miał przecież nad nią żadnej władzy, ona tymczasem podjęła decyzję i z uporem osiołka podążającego za marchewką zawieszoną na kiju zamierzała teraz iść za tym planem. I zupełnie nie zniechęciła się słowami chłopaka, tam gdzie niby miała nie wytrzymać. W ostateczności zawsze mogła skopać mu tyłek.
Odprowadziła wzrokiem ciemne wężysko i choć wyglądało trochę nienaturalnie, nie bardzo umiała powiedzieć, dlaczego. Jego obecność nie była niepokojąca, bo chłopak w masce zachowywał się przy nim jakby nigdy nic, dziewczyna jednak na wszelki wypadek kontrolowała otoczenie, by zwierzak nie zaatakował jej nagle z zaskoczenia. No ale aż tak się chyba tą przyjaźnią nie powinien przejąć?
- A jako przyjaciółka ci powiem, że w Shigashi jestem tylko przejazdem, wkrótce z moimi towarzyszami wyruszamy do Sogen. Będziemy tam całować, znaczy, ratować pewną kobietę. Zapowiada się na fantastyczną przygodę, tylko kurcze - ziewnęła przeciągle, nie zasłaniając przy tym buzi - całą noc stróżowałam i jeszcze trzeba przed podróżą odespać. Pewnie jutro z rana już wyruszymy - dodała ze smuteczkiem, choć dało się też dosłyszeć w jej głosie cień ekscytacji.
- Dużo was jest takich, tu na zielonych ziemiach?
Sabaku, tak jak i Gazo, mieli swoje problemy. Gdy przez pogrom Kaguya stracili miejsce do życia, znalazł się ród, który dał im schronienie, zapewnił wsparcie, pomógł w boju. Ale przy tym nie pozbawił ich godności. Ayatsuri byli partnerem, jak starszy brat, który pomaga młodszemu w kryzysie. I oczywiście nawet teraz piaskarze mieli wobec lalkarzy dług, spłacali go jednak w cywilizowany sposób. I ponieważ Suzka osobiście przechodziła przez to wszystko razem ze swym klanem, tak bardzo wstrętne wydawały jej się klany, które wymuszają na innych podległość.
- Ach, no łapię. Nie znasz zażenowania, nie masz poczucia humoru. Bo jesteś narzędziem.
Zdjęła z ramienia gurdę i powoli opuściła rękę z nią w dół, po to by puścić ją możliwie najniżej. Naczynie opadło na brukowaną ulicę, nie rozbijając się. Łupnęło jednak zdrowo, dając do zrozumienia, że wcale nie jest takie lekkie.
Suzka tymczasem rozłożyła się wygodnie na dachu, zaplatając ramiona pod głową. Nogi od kolan w dół nadal wystawały poza krawędź. Zielonowłosa zamyśliła się, spoglądając na błękitne niebo. Choć wszystko w niej protestowało przeciwko temu, co słyszała, nie dało się uszczęśliwiać ludzi na siłę. Wiedziała też, że zbyt długo pozostający w niewoli ptak ginie szybko po tym, jak wypuści się go z klatki. Naprawdę nie mogła niczego dla niego zrobić? Poderwała się niespodziewanie, rażona nowym pomysłem jak gromem.
- Wiem! - zawołała, a Shishinori w jej zielonych oczach dostrzegł zdecydowanie i determinację - Arashi wspominał, że w podróży powinniśmy zawrzeć jakieś przyjaźnie. Więc zostanę twoją przyjaciółką. Iiii stop! - zaprotestowała, nim zdążył zrobić to on - nie mówię, że masz być moim przyjacielem, ale tylko, że ja będę twoim.
Nie miał przecież nad nią żadnej władzy, ona tymczasem podjęła decyzję i z uporem osiołka podążającego za marchewką zawieszoną na kiju zamierzała teraz iść za tym planem. I zupełnie nie zniechęciła się słowami chłopaka, tam gdzie niby miała nie wytrzymać. W ostateczności zawsze mogła skopać mu tyłek.
Odprowadziła wzrokiem ciemne wężysko i choć wyglądało trochę nienaturalnie, nie bardzo umiała powiedzieć, dlaczego. Jego obecność nie była niepokojąca, bo chłopak w masce zachowywał się przy nim jakby nigdy nic, dziewczyna jednak na wszelki wypadek kontrolowała otoczenie, by zwierzak nie zaatakował jej nagle z zaskoczenia. No ale aż tak się chyba tą przyjaźnią nie powinien przejąć?
- A jako przyjaciółka ci powiem, że w Shigashi jestem tylko przejazdem, wkrótce z moimi towarzyszami wyruszamy do Sogen. Będziemy tam całować, znaczy, ratować pewną kobietę. Zapowiada się na fantastyczną przygodę, tylko kurcze - ziewnęła przeciągle, nie zasłaniając przy tym buzi - całą noc stróżowałam i jeszcze trzeba przed podróżą odespać. Pewnie jutro z rana już wyruszymy - dodała ze smuteczkiem, choć dało się też dosłyszeć w jej głosie cień ekscytacji.
0 x
remember my heart
how bright I used to shine
how bright I used to shine
Re: Nie zamieszkany obszar...
Przed Shishinorim postawiono prosty wybór - życie w nędzy, obok znęcającego się nad nim ojca alkoholika, spędzenie czasu w kącie zalewając się kolejnymi łzami, albo ciężki trening shinobi i oddanie swojego życia dla klanu, który dla odmiany faktycznie go potrzebuje i nie traktuje jak choroby. Dla Szyszka wybór był prosty, a skoro już jakiegokolwiek dokonał, to postanowił mu być wierny do samego końca. To, że niektórym przyzwyczajonym do większego komfortu życia, wydawało się to niemożliwe, to już zupełnie inna bajka.
- Takich? Znaczy jakich? - zapytał, bo nie do końca wiedział o co może jej chodzić. Zdążył juz zauważyć, że zielonowłosa jest trochę dziwna, więc nie bardzo wiedział o co pytała. Czy jest tu dużo męzczyzn? A może chodziło jej o blondynów? Mogła też pytać o zaklinaczy węży, a nawet i o ludzi chodzących w maskach. Ostatnim, najmniej prawdopodobnym scenariuszem było pytanie o osoby oddane swoim klanom. Najmniej prawdopodobne, bo Shishinori nigdy by nie pomyślał, że na tym świecie istnieją osoby, które mogłyby takie podejście kwestionować. Posłuszeństwo tym, którzy stoją od niego wyżej w hierarchii było czymś zupełnie normalnym tak, jak to, że woda moczy ubrania albo jest noszona w gurdzie.
- Brzmisz tak, jakbyś w to nie wierzyła, a tymczasem sama sugerujesz, że jesteś kunoichi. Twoje słowa nawzajem się wykluczają. - odpowiedział, nie za bardzo zdając sobie sprawe z tego czy jej zdanie wypowiedziane było w sposób prześmiewczy. Gdyby Shishinori normalnie wyłapywał wszystkie uczucia, to mógłby przysiąc, że Suzu właśnie się z niego nabijała, ale skoro jest inaczej, to przynajmniej nie powstał na razie pomiędzy nimi żaden konflikt. Zażenowanie i poczucie humoru pewnie były przydatne, ale dla osób, które planowały z niego korzystać. Co z nim może zrobić pelnoprawny shinobi? Opowiedzieć kawał i sprawić, żeby przeciwnik zaczął turlać się po ziemi ze śmiechu? A może zagadywać panienki na swoje techniki i dowcipy? Nie, to nie było dla niego. On wolał skupiać się na rozwoju osobistym i szlifować swoje umiejętności nie na pokaz, a po to, aby były mu przydatne w codziennych zleceniach. Dlatego też przestał czerpać radość ze swojej sztuki. To była jego broń, a nie przyjemność.
I kiedy wydawało mu się, że wszystko idzie gładko, to dziewczyna wypaliła z czymś zupełnie pokręconym. W pierwszej chwili Shishinori po prostu spoglądał na nią jak na wariatkę i chociaż maska ukrywała całą mimikę jego twarzy, to głowa przekręcona lekko w bok chyba lekko zdradzała jego podejście do tematu. Czy ona jest poważna? Zachowuje się jak kunoichi, wygląda jak kunoichi, a podejmuje decyzje jak dziewucha prowadząca normalne życie. Przyjaźnie pomiędzy narzędziami? I to jeszcze w stosunku do człowieka, którego poznała kilka minut temu? Szyszek nie wiedział na czym polega ta cała przyjaźń, ale jeśli miałby wskazać kogoś, kto był tego najbliżej, to z pewnością byłaby to matka Izanami i Izanagiego. Za to Szyszek czytał książki i słowniki, a tam to słowo własnie się znajdowało.
- Przyjaźń - bliskie, serdeczne stosunki z kimś oparte na wzajemnej życzliwości i zaufaniu. Czy Ty myślisz, że coś takiego pomiędzy nami istnieje? Dlaczego więc chcesz udawać moją przyjaciółkę? - zapytał tym samym, spokojnym, nudzącym i jednostajnym głosem, co do tej pory - I ja nie mam przyjaciół. Nie miałem, nie będę miał i nadal nie mam. Nie potrzebuję ich. - jasno też wyraził swoje stanowisko co do jej decyzji. Nie uważał, żeby ktokolwiek taki był mu potrzebny. Ba, oddanie komuś innemu poza rodem mogłoby sprawić w pewnym momencie, że Shishinori popadłby w konflikt interesów. Brak bliskich osób wszystko ułatwiał. Żyło się z dnia na dzień, nikim się nie przejmowało i na nikogo nie oglądało. Wszystkie decyzje były prostsze, ciągnęły za sobą mniej konsekwencji, a i sam Szyszek nie musiał się czuć za nic winny. Dzięki temu mógł pracować jak najefektywniej, co z kolei w niewielkim stopniu przekładało się na dobrobyt jego władcy.
- Tylko nie próbuj rozsiewać tam swoich mądrości. Sogen znajduje się pod jurysdykcją Uchiha i nie chcę, żebyś zmieniła mój ukochany dom w jedno wielkie bagno. Oczywiście o ile zdołasz cokolwiek zrobić, bo akurat Uchiha radze się nie narażać. - przyjacielskie ostrzeżenie, a może groźba? I to, i to. Shishinori po prostu nie chciał, żeby czerwonoocy musieli się wysilać i mieli jakieś problemy przez dziewczynę, która rzuca gurdą na ziemię. A skoro o tym mowa, to dźwięk wydawany przez naczynie nie brzmiał tak, jakby znajdowała sie w nim woda. W środku musiało być coś, co nie miało płynnej konsystencji, ale co takiego, to Szyszek mógł tylko zgadywać. a tego robić nie lubił. Po prostu będzie ostrożony i od dzisiaj nie będzie zakładał za kazdym razem, że ludzie noszą w takich naczyniach jedynie ciecz. Dziwne włosy, dziwna gurda, nieprzyzwoite ubrania i nielogiczne podejście do życia - tak właśnie Shishinori opisałby w tej chwili Suzu. Dziwna istota.
- Takich? Znaczy jakich? - zapytał, bo nie do końca wiedział o co może jej chodzić. Zdążył juz zauważyć, że zielonowłosa jest trochę dziwna, więc nie bardzo wiedział o co pytała. Czy jest tu dużo męzczyzn? A może chodziło jej o blondynów? Mogła też pytać o zaklinaczy węży, a nawet i o ludzi chodzących w maskach. Ostatnim, najmniej prawdopodobnym scenariuszem było pytanie o osoby oddane swoim klanom. Najmniej prawdopodobne, bo Shishinori nigdy by nie pomyślał, że na tym świecie istnieją osoby, które mogłyby takie podejście kwestionować. Posłuszeństwo tym, którzy stoją od niego wyżej w hierarchii było czymś zupełnie normalnym tak, jak to, że woda moczy ubrania albo jest noszona w gurdzie.
- Brzmisz tak, jakbyś w to nie wierzyła, a tymczasem sama sugerujesz, że jesteś kunoichi. Twoje słowa nawzajem się wykluczają. - odpowiedział, nie za bardzo zdając sobie sprawe z tego czy jej zdanie wypowiedziane było w sposób prześmiewczy. Gdyby Shishinori normalnie wyłapywał wszystkie uczucia, to mógłby przysiąc, że Suzu właśnie się z niego nabijała, ale skoro jest inaczej, to przynajmniej nie powstał na razie pomiędzy nimi żaden konflikt. Zażenowanie i poczucie humoru pewnie były przydatne, ale dla osób, które planowały z niego korzystać. Co z nim może zrobić pelnoprawny shinobi? Opowiedzieć kawał i sprawić, żeby przeciwnik zaczął turlać się po ziemi ze śmiechu? A może zagadywać panienki na swoje techniki i dowcipy? Nie, to nie było dla niego. On wolał skupiać się na rozwoju osobistym i szlifować swoje umiejętności nie na pokaz, a po to, aby były mu przydatne w codziennych zleceniach. Dlatego też przestał czerpać radość ze swojej sztuki. To była jego broń, a nie przyjemność.
I kiedy wydawało mu się, że wszystko idzie gładko, to dziewczyna wypaliła z czymś zupełnie pokręconym. W pierwszej chwili Shishinori po prostu spoglądał na nią jak na wariatkę i chociaż maska ukrywała całą mimikę jego twarzy, to głowa przekręcona lekko w bok chyba lekko zdradzała jego podejście do tematu. Czy ona jest poważna? Zachowuje się jak kunoichi, wygląda jak kunoichi, a podejmuje decyzje jak dziewucha prowadząca normalne życie. Przyjaźnie pomiędzy narzędziami? I to jeszcze w stosunku do człowieka, którego poznała kilka minut temu? Szyszek nie wiedział na czym polega ta cała przyjaźń, ale jeśli miałby wskazać kogoś, kto był tego najbliżej, to z pewnością byłaby to matka Izanami i Izanagiego. Za to Szyszek czytał książki i słowniki, a tam to słowo własnie się znajdowało.
- Przyjaźń - bliskie, serdeczne stosunki z kimś oparte na wzajemnej życzliwości i zaufaniu. Czy Ty myślisz, że coś takiego pomiędzy nami istnieje? Dlaczego więc chcesz udawać moją przyjaciółkę? - zapytał tym samym, spokojnym, nudzącym i jednostajnym głosem, co do tej pory - I ja nie mam przyjaciół. Nie miałem, nie będę miał i nadal nie mam. Nie potrzebuję ich. - jasno też wyraził swoje stanowisko co do jej decyzji. Nie uważał, żeby ktokolwiek taki był mu potrzebny. Ba, oddanie komuś innemu poza rodem mogłoby sprawić w pewnym momencie, że Shishinori popadłby w konflikt interesów. Brak bliskich osób wszystko ułatwiał. Żyło się z dnia na dzień, nikim się nie przejmowało i na nikogo nie oglądało. Wszystkie decyzje były prostsze, ciągnęły za sobą mniej konsekwencji, a i sam Szyszek nie musiał się czuć za nic winny. Dzięki temu mógł pracować jak najefektywniej, co z kolei w niewielkim stopniu przekładało się na dobrobyt jego władcy.
- Tylko nie próbuj rozsiewać tam swoich mądrości. Sogen znajduje się pod jurysdykcją Uchiha i nie chcę, żebyś zmieniła mój ukochany dom w jedno wielkie bagno. Oczywiście o ile zdołasz cokolwiek zrobić, bo akurat Uchiha radze się nie narażać. - przyjacielskie ostrzeżenie, a może groźba? I to, i to. Shishinori po prostu nie chciał, żeby czerwonoocy musieli się wysilać i mieli jakieś problemy przez dziewczynę, która rzuca gurdą na ziemię. A skoro o tym mowa, to dźwięk wydawany przez naczynie nie brzmiał tak, jakby znajdowała sie w nim woda. W środku musiało być coś, co nie miało płynnej konsystencji, ale co takiego, to Szyszek mógł tylko zgadywać. a tego robić nie lubił. Po prostu będzie ostrożony i od dzisiaj nie będzie zakładał za kazdym razem, że ludzie noszą w takich naczyniach jedynie ciecz. Dziwne włosy, dziwna gurda, nieprzyzwoite ubrania i nielogiczne podejście do życia - tak właśnie Shishinori opisałby w tej chwili Suzu. Dziwna istota.
0 x
- Suzu
- Gracz nieobecny
- Posty: 462
- Rejestracja: 9 kwie 2018, o 22:48
- Wiek postaci: 18
- Ranga: Doko
- Krótki wygląd: - zielone włosy i oczy
- średniego wzrostu, opalona
- odkryty brzuch i przepaska na twarzy - Widoczny ekwipunek: Kabura, gurda, zwoje przy pasie.
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32 ... 371#p80371
- Multikonta: Miwako
Re: Nie zamieszkany obszar...
To było jak spotkanie motyla z ćmą. Choć na pierwszy rzut oka mogli wydawać się podobni, różniło ich wszystko, poczynając od samej mentalności. Ona rozkładała skrzydła w świetle słońca, on w ciemności, zwabiony w pułapkę sztucznego blasku, który równie choć mógł okazać się jego zgubą. Mógł, ale nie musiał.
- No... takich przyjmujących rozkazy od obcej krwi? - sprecyzowała swoje pytanie, patrząc w jego stronę wzrokiem jasnym i niespeszonym.
Musiała w końcu przyjąć do wiadomości fakt, że on sam zdawał się nie widzieć niczego złego we własnym losie. Przykre to było, ale nawet Suzka rozumiała, że robienie problemów tam, gdzie ich nie ma, jest działaniem zupełnie niepotrzebnym. Mimo wszystko pochodziła z bardzo pragmatycznego ludu, choć na co dzień może nie dawała na to zbyt wielu dowodów. Fantazja krwi Rindou, bez dwóch zdań. Powoli jednak okazywało się, że zamaskowany osobnik tak samo nie pojmuje jej, jak ona jego. W zdziwieniu przekrzywiła nieco głowę, próbując pojąć, które niby słowa się kurna wykluczają. Skapitulowała wreszcie.
- Które słowa się wykluczają? Jestem kunoichi. I nie bardzo wiem, czym jest zażenowanie - wyszczerzyła się w łobuzerskim uśmiechu - Ale na pewno nie brakuje mi poczucia humoru. Mam też hobby, marzenia i plany na przyszłość. I nie, nie jestem z tych dzikich shinobi, którzy odłączyli się od swych rodów. Chociaż nie... znaczy, to skomplikowane. Właściwie to jakby pochodzę z dwóch rodów jednocześnie. - zaplątała się na chwilę i doszła do wniosku, że już lepiej nie wchodzić w to głębiej.
I Amaterasu dzięki za to, że Ayatsuri pozostawali w sojuszu z Sabaku. Suzu nie chciała nawet wyobrażać sobie sytuacji, gdy z Arashim stanęliby po przeciwnych stronach frontu. Nie potrafiłaby się zmusić do takiej walki, ba, nie mogłaby patrzeć na krzywdę którejkolwiek grupy. Na samą myśl czuła ciarki przebiegające po plecach.
Oczywiście wiedziała, że nie doczeka się entuzjazmu z jego strony. Nie zaskoczył jej zupełnie, właściwie rozbawił, przytaczając jakieś definicje, które jej zdaniem bardziej oddawały relacje z miłymi sąsiadami niż faktyczną przyjaźń. Uśmiech nie schodził z jej buzi, wyglądało też na to, że w nosie ma jego racjonalne protesty. Cóż, miała. Nie potrzebowała racjonalności, jeżeli ta miała ograniczać. W nosie miała taką logikę, która prowadzi do długich westchnień i niewłaściwie załatwionych spraw. A wreszcie - podjęła decyzję. I tak jak Shishinori zamierzał wiernie podążać ścieżką, na którą wszedł lata temu, tak i ona nie zwykła się poddawać.
- Udawać? Po co miałabym udawać? Udawanie jest męczące i idzie mi jak woda w rzece na pustyni. Hm... a jeśli pozwolę ci się wytatuować i zaufam, że nie będzie to znak poddaństwa? Zamknę nawet oczy dopóki nie skończysz - zaproponowała, przejeżdżając ręką po wnętrzu lewego przedramienia - Lubię zielone rzeczy. Rośliny. Koniczynę. Słońce. Albo wymyśl coś, co by do mnie pasowało.
Wątpiła, by chciał zmniejszyć dystans między nimi, ale była szalona na tyle, by podjąć wspomniane ryzyko. Tak naprawdę sama była ciekawa, co z tego dalej będzie, uwielbiała ten dreszczyk niepewności gdy zdajesz się na coś, nad czym nie masz kontroli.
- Co? - wyrwało jej się na wieść, że Sogen jest terenem klanu, do którego tak szybko zapałała tak wielką niechęcią.
Zwróciła przy tym uwagę na stwierdzenie "ukochany dom", które trochę nie pasowało do tych zapewnień o narzędziu. Uśmiechnęła się leciutko. Czy to ślad ulgi? Najwyraźniej nie było z nim tak całkiem źle, choć pewnie on sam nie zdawał sobie z tego sprawy.
- Ja? Zamienić coś w bagno? - z miną niewiniątka podjęła ochoczo temat - no patrz, jak ty już mnie dobrze znasz, Biały! Ale nie martw się. Skoro to twój dom, będę tak grzeczna i małowtrącalska, jak tylko pozwolą mi na to okoliczności. Słowo Wydmiarza! - zawołała, unosząc rękę do góry - Ale skoro tak, nie słyszałeś tam plotki o kobiecie, która przez technikę jakiejś złej kunoichi zapadła podobno w wieczny sen?
Z Shigashi jeszcze nie wyruszyli, kto wie jednak, może już teraz uda się pozyskać jakieś informacje na temat tego, co czeka ich podczas wyprawy. Bo w to, że taka osóbka rzeczywiście tam jest, Suzka nie wątpiła. Pan Kazuo by ich nie okłamał.
- No... takich przyjmujących rozkazy od obcej krwi? - sprecyzowała swoje pytanie, patrząc w jego stronę wzrokiem jasnym i niespeszonym.
Musiała w końcu przyjąć do wiadomości fakt, że on sam zdawał się nie widzieć niczego złego we własnym losie. Przykre to było, ale nawet Suzka rozumiała, że robienie problemów tam, gdzie ich nie ma, jest działaniem zupełnie niepotrzebnym. Mimo wszystko pochodziła z bardzo pragmatycznego ludu, choć na co dzień może nie dawała na to zbyt wielu dowodów. Fantazja krwi Rindou, bez dwóch zdań. Powoli jednak okazywało się, że zamaskowany osobnik tak samo nie pojmuje jej, jak ona jego. W zdziwieniu przekrzywiła nieco głowę, próbując pojąć, które niby słowa się kurna wykluczają. Skapitulowała wreszcie.
- Które słowa się wykluczają? Jestem kunoichi. I nie bardzo wiem, czym jest zażenowanie - wyszczerzyła się w łobuzerskim uśmiechu - Ale na pewno nie brakuje mi poczucia humoru. Mam też hobby, marzenia i plany na przyszłość. I nie, nie jestem z tych dzikich shinobi, którzy odłączyli się od swych rodów. Chociaż nie... znaczy, to skomplikowane. Właściwie to jakby pochodzę z dwóch rodów jednocześnie. - zaplątała się na chwilę i doszła do wniosku, że już lepiej nie wchodzić w to głębiej.
I Amaterasu dzięki za to, że Ayatsuri pozostawali w sojuszu z Sabaku. Suzu nie chciała nawet wyobrażać sobie sytuacji, gdy z Arashim stanęliby po przeciwnych stronach frontu. Nie potrafiłaby się zmusić do takiej walki, ba, nie mogłaby patrzeć na krzywdę którejkolwiek grupy. Na samą myśl czuła ciarki przebiegające po plecach.
Oczywiście wiedziała, że nie doczeka się entuzjazmu z jego strony. Nie zaskoczył jej zupełnie, właściwie rozbawił, przytaczając jakieś definicje, które jej zdaniem bardziej oddawały relacje z miłymi sąsiadami niż faktyczną przyjaźń. Uśmiech nie schodził z jej buzi, wyglądało też na to, że w nosie ma jego racjonalne protesty. Cóż, miała. Nie potrzebowała racjonalności, jeżeli ta miała ograniczać. W nosie miała taką logikę, która prowadzi do długich westchnień i niewłaściwie załatwionych spraw. A wreszcie - podjęła decyzję. I tak jak Shishinori zamierzał wiernie podążać ścieżką, na którą wszedł lata temu, tak i ona nie zwykła się poddawać.
- Udawać? Po co miałabym udawać? Udawanie jest męczące i idzie mi jak woda w rzece na pustyni. Hm... a jeśli pozwolę ci się wytatuować i zaufam, że nie będzie to znak poddaństwa? Zamknę nawet oczy dopóki nie skończysz - zaproponowała, przejeżdżając ręką po wnętrzu lewego przedramienia - Lubię zielone rzeczy. Rośliny. Koniczynę. Słońce. Albo wymyśl coś, co by do mnie pasowało.
Wątpiła, by chciał zmniejszyć dystans między nimi, ale była szalona na tyle, by podjąć wspomniane ryzyko. Tak naprawdę sama była ciekawa, co z tego dalej będzie, uwielbiała ten dreszczyk niepewności gdy zdajesz się na coś, nad czym nie masz kontroli.
- Co? - wyrwało jej się na wieść, że Sogen jest terenem klanu, do którego tak szybko zapałała tak wielką niechęcią.
Zwróciła przy tym uwagę na stwierdzenie "ukochany dom", które trochę nie pasowało do tych zapewnień o narzędziu. Uśmiechnęła się leciutko. Czy to ślad ulgi? Najwyraźniej nie było z nim tak całkiem źle, choć pewnie on sam nie zdawał sobie z tego sprawy.
- Ja? Zamienić coś w bagno? - z miną niewiniątka podjęła ochoczo temat - no patrz, jak ty już mnie dobrze znasz, Biały! Ale nie martw się. Skoro to twój dom, będę tak grzeczna i małowtrącalska, jak tylko pozwolą mi na to okoliczności. Słowo Wydmiarza! - zawołała, unosząc rękę do góry - Ale skoro tak, nie słyszałeś tam plotki o kobiecie, która przez technikę jakiejś złej kunoichi zapadła podobno w wieczny sen?
Z Shigashi jeszcze nie wyruszyli, kto wie jednak, może już teraz uda się pozyskać jakieś informacje na temat tego, co czeka ich podczas wyprawy. Bo w to, że taka osóbka rzeczywiście tam jest, Suzka nie wątpiła. Pan Kazuo by ich nie okłamał.
0 x
remember my heart
how bright I used to shine
how bright I used to shine
Re: Nie zamieszkany obszar...
- Ta obca, jak ją określiłaś, krew jest mi bliższa niż moja własna. Być może nie wszyscy postrzegają mnie jako swoją krew, ale za to oni zawsze będą moją. Niczego więcej nie potrzebuję. - powiedział w sposób dość pokrętny jak na niego, ale tak właśnie myślał. Shishinori był niczym szczeniak w dużym domostwie, który doceniany jest tylko przez kilku domowników. Reszta może na niego spoglądać z niechęcią, a być może nawet nim gardzić, ale ten nadal będzie podchodził i próbował zdobyć ich sympatię. W całej tej drodze nie będą mu przeszkadzały żadne niedogodności, bo wierzył, że w końcu osiągnie swój cel. Właśnie ta upartość pozwalała mu na przymknięcie oczu i parcie do przodu. Bez niej z pewnością znowu zamieniłby się w skulonego, płaczącego chłopca.
Tymczasem wychodziło na to, że nie tylko on był tutaj uparty, bo zielonowłosej można było zarzucić to samo. To oraz wiele innych rzeczy. Przede wszystkim, z punktu widzenia Szysza, znowu sobie zaprzeczała i robiła to jeszcze na głos. Co więcej, nawet tego nie widziała! Blondyn poczuł się w obowiązku trochę ją uświadomić, więc i on przemówił.
- Wszystko się wyklucza. Zawód shinobi to nie jest zabawa i nie ma w nim miejsca na przywileje przysługujące cywilom. Zamiast hobby masz treningi, zamiast przyjaciół masz innych ninja z rodu, zamiast czasu wolnego masz misje, a w miejsce przyjemności wstępują obowiązki. Wszelakie żarty, poczucia humoru i współczucie są niepotrzebne. Zostając shinobi stajesz się narzędziem w rękach Twojego właściciela. Być shinobi i być jednocześnie człowiekiem to tak, jakbyś próbowała złączyć w jedno ogień i wodę. Wyjdzie tylko para, po której zaraz nie będzie śladu. - wytłumaczył to najprościej, jak potrafił i dobrze, że faktycznie nie wiedział czym jest zażenowanie, bo w tym momencie z pewnością by go ogarnęło. Nigdy nie spodziewał się, że będzie musiał tłumaczyć tak proste sprawy tak starej dziewczynie. Zrozumiałby jeszcze, gdyby to jeszcze było dziecko, ale przecież ona miała swoje lata! Shishinoriego nauczano o tych prawdach kiedy miał kilka lat i do tego naprawdę nie potrzeba jakiejś skomplikowanej filozofii. Słyszać jednak kolejny wywód Suzu, Shishinori zaczynał wątpić, że ma do czynienia z jakąkolwiek filozofią.
- I co? U Ciebie ludzie stają się przyjaciółmi jak pozwolisz im coś na sobie wytatuować? Albo to nie tak działa albo nie masz wcale przyjaciół. Nic Ci nie wytatuuję, bo, jak mówiłem, nie potrzebuję kogoś takiego. - stanowcza odpowiedź była tutaj potrzebna, bo najwyraźniej zielonowłosa nadal się łudziła, że jakoś to będzie. Nie, niestety nie będzie. Blondyn z całego serca wierzył, że przyjaciele to tylko ciężar i zabawa dla cywili, a prawdziwemu shinobiemu przyjacielem może być jedynie kunai lub jego własna siła. Na nic i nikogo innego nie mógł liczyć w stu procentach, więc bezsensowne było inwestowanie w to jakichkolwiek środków czy chęci. Chyba nikt nie lubił przegrywać, więc to nic dziwnego, że Shishinori nie chciał postawić na niepewną opcję, która w każdej chwili może się zwrócić przeciwko niemu samemu.
- Grzeczna? To może zmień strój, bo na razie jesteś półnaga. - zauważył bez przekąsy w głosie, bo w końcu stwierdzał jedynie fakt - Nie słyszałem. Gdyby ktokolwiek taki tam istniał, to Uchiha na pewno by mu już pomogli. Robią wszystko co mogą, żeby pomóc innym. - i znalazła się nawet chwila na wychwalanie swojego władcy. Sęk w tym, że Szyszek naprawdę w to wierzył. W końcu czerwonoocy troszczą się o swoich ze szczególną siła. Jeśli zaś chodzi o obcych, to... cóż. Zależy od tego jak się zachowują, a akurat zachowanie Suzu pozostawiało wiele do życzenia.
Tymczasem wychodziło na to, że nie tylko on był tutaj uparty, bo zielonowłosej można było zarzucić to samo. To oraz wiele innych rzeczy. Przede wszystkim, z punktu widzenia Szysza, znowu sobie zaprzeczała i robiła to jeszcze na głos. Co więcej, nawet tego nie widziała! Blondyn poczuł się w obowiązku trochę ją uświadomić, więc i on przemówił.
- Wszystko się wyklucza. Zawód shinobi to nie jest zabawa i nie ma w nim miejsca na przywileje przysługujące cywilom. Zamiast hobby masz treningi, zamiast przyjaciół masz innych ninja z rodu, zamiast czasu wolnego masz misje, a w miejsce przyjemności wstępują obowiązki. Wszelakie żarty, poczucia humoru i współczucie są niepotrzebne. Zostając shinobi stajesz się narzędziem w rękach Twojego właściciela. Być shinobi i być jednocześnie człowiekiem to tak, jakbyś próbowała złączyć w jedno ogień i wodę. Wyjdzie tylko para, po której zaraz nie będzie śladu. - wytłumaczył to najprościej, jak potrafił i dobrze, że faktycznie nie wiedział czym jest zażenowanie, bo w tym momencie z pewnością by go ogarnęło. Nigdy nie spodziewał się, że będzie musiał tłumaczyć tak proste sprawy tak starej dziewczynie. Zrozumiałby jeszcze, gdyby to jeszcze było dziecko, ale przecież ona miała swoje lata! Shishinoriego nauczano o tych prawdach kiedy miał kilka lat i do tego naprawdę nie potrzeba jakiejś skomplikowanej filozofii. Słyszać jednak kolejny wywód Suzu, Shishinori zaczynał wątpić, że ma do czynienia z jakąkolwiek filozofią.
- I co? U Ciebie ludzie stają się przyjaciółmi jak pozwolisz im coś na sobie wytatuować? Albo to nie tak działa albo nie masz wcale przyjaciół. Nic Ci nie wytatuuję, bo, jak mówiłem, nie potrzebuję kogoś takiego. - stanowcza odpowiedź była tutaj potrzebna, bo najwyraźniej zielonowłosa nadal się łudziła, że jakoś to będzie. Nie, niestety nie będzie. Blondyn z całego serca wierzył, że przyjaciele to tylko ciężar i zabawa dla cywili, a prawdziwemu shinobiemu przyjacielem może być jedynie kunai lub jego własna siła. Na nic i nikogo innego nie mógł liczyć w stu procentach, więc bezsensowne było inwestowanie w to jakichkolwiek środków czy chęci. Chyba nikt nie lubił przegrywać, więc to nic dziwnego, że Shishinori nie chciał postawić na niepewną opcję, która w każdej chwili może się zwrócić przeciwko niemu samemu.
- Grzeczna? To może zmień strój, bo na razie jesteś półnaga. - zauważył bez przekąsy w głosie, bo w końcu stwierdzał jedynie fakt - Nie słyszałem. Gdyby ktokolwiek taki tam istniał, to Uchiha na pewno by mu już pomogli. Robią wszystko co mogą, żeby pomóc innym. - i znalazła się nawet chwila na wychwalanie swojego władcy. Sęk w tym, że Szyszek naprawdę w to wierzył. W końcu czerwonoocy troszczą się o swoich ze szczególną siła. Jeśli zaś chodzi o obcych, to... cóż. Zależy od tego jak się zachowują, a akurat zachowanie Suzu pozostawiało wiele do życzenia.
0 x
- Suzu
- Gracz nieobecny
- Posty: 462
- Rejestracja: 9 kwie 2018, o 22:48
- Wiek postaci: 18
- Ranga: Doko
- Krótki wygląd: - zielone włosy i oczy
- średniego wzrostu, opalona
- odkryty brzuch i przepaska na twarzy - Widoczny ekwipunek: Kabura, gurda, zwoje przy pasie.
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32 ... 371#p80371
- Multikonta: Miwako
Re: Nie zamieszkany obszar...
Suzu zmarszczyła brwi, próbując ułożyć w jakąś harmonijną całość tak sprzeczne informacje i sygnały. I zdecydowanie miała bardziej elastyczne podejście do sprawy niż chłopak w masce, który w jej przypadek to chyba po prostu nie mógł uwierzyć. Właściwie nie ma się co dziwić, jeżeli całe życie sądził, że rolą shinobi jest być narzędziem w cudzej ręce. Tak został ukształtowany. Nie chcieli od niego niczego poza służbą. Smutne, pomyślała Suzu, spoglądając w ciemne otwory oczu maski. Pozwoliła mu jednak dokończyć, a uśmiech na jej twarzy poszerzał się z każdym kolejnym słowem, bo wciąż i wciąż wychodziło na to, że jej egzystencja zupełnie nie pasuje do wyobrażenia chłopaka o świecie. Bardzo jej się to podobało.
- Przywileje cywilnej ludności? Ale przecież przywileje należą się tylko silnym. Myślisz, że moi rówieśnicy z osady wiodą choć w połowie tak ciekawe życie jak ja? Gdybym nie okazała się zdolną kunoichi, musiałabym spędzać dnie na wypasaniu wielbłądów albo usługiwaniu w karczmie. I nigdy nie zobaczyłabym świata poza pustynią - skrzywiła się na samą myśl, dla zwykłego człowieka nawet podróż przez piaski z osady do osady mogła okazać się wyzwaniem nie do przejścia - Dlatego bycie kunoichi jest takie super. Tak długo, jak robię swoje i nie sprawiam za dużych problemów, mogę wszystko. Taka jest właśnie moja droga ninja. Jeśli twoim zdaniem łączę w jedno ogień i wodę, trudno. Bo wiesz? By ograniczenia działamy, musimy jeszcze je uznać. A ja nie mam zamiaru.
Wyciągnęła rękę w górę, jakby łapiąc w dłoń czerwoną kulę słońca. Była naiwna, była marzycielką, ale wbrew wszystkim krytycznym i niechętnym uwagom, to naprawdę działało. Szczera wiara w siebie i własne możliwości towarzyszyła Suzi od zawsze, nawet w czasach, gdy nie wiedziała jeszcze jak kontrolować chakrę i była tylko jedną z wielu sierot wojennych, podczas gdy jej matka walczyła z wrogiem wraz z innymi shinobi klanu. Wiedziała, jak w życiu potrafi być ciężko i jak strasznie jest być uzależnionym od pomocy innej osoby, choć ta może nigdy nie nadejść. Dlatego samowystarczalność i siła były dla niej takie ważne. By własne sprawy brać we własne ręce. Bo kto ma spełniać nasze marzenia jeśli nie my sami...?
A ten dalej marudził. Zarzuty puściła mimo uszu, bo i tak nie miał racji. Choć gdyby miał, pewnie też by się nie przejęła.
- Przynajmniej miałabym coś, co by mi o tobie przypominało. A tak to co? Ty, jak popatrzysz na swoje przedramię, mimowolnie wrócisz myślami do naszego spotkania. Mów co chcesz, ale wpisałam się w ten moment i mój ślad zostanie już w twoim tatuażu, nawet niewidoczny - świadoma, że za chwilę będzie próbował po raz kolejny protestować, bezceremonialnie pokazała mu język.
Na dole korek odskoczył od gurdy i garstka piasku wysypała się na bruk. Suzu zdawała sobie sprawę, że trochę igra z ogniem. Ale też i rozumiała, że na nic się zda to wszystko, jeżeli nie będzie podejmować ryzyka. O dziwo, ta pogawędka z zamaskowanym chłopakiem sprawiała jej coraz więcej przyjemności i naprawdę miała nadzieję, że ich drogi jeszcze się kiedyś przetną. Dawno nikt jej tak bardzo nie zaskakiwał. O, i znowu! Półnaga? Wciągnęła głośno powietrze w płuca i z twarzą wyrażającą szczere zdumienie sprawdziła stan swego odzienia. Mina jej szybko przeszła w stan kompletnego niezrozumienia, a potem podniosła na siedzącego naprzeciw chłopaka rozbawione spojrzenie.
- Ideałem nie jestem, ale bez przesady, wszystko jest jak należy. Wygodnie i nie krępuje ruchów. Pojęcia nie mam, jak wy możecie walczyć w tych kimonach. Ubranie powinno być praktyczne - powiedziała tonem wskazującym na głębokie przekonanie o wyższości własnej kultury.
- Przywileje cywilnej ludności? Ale przecież przywileje należą się tylko silnym. Myślisz, że moi rówieśnicy z osady wiodą choć w połowie tak ciekawe życie jak ja? Gdybym nie okazała się zdolną kunoichi, musiałabym spędzać dnie na wypasaniu wielbłądów albo usługiwaniu w karczmie. I nigdy nie zobaczyłabym świata poza pustynią - skrzywiła się na samą myśl, dla zwykłego człowieka nawet podróż przez piaski z osady do osady mogła okazać się wyzwaniem nie do przejścia - Dlatego bycie kunoichi jest takie super. Tak długo, jak robię swoje i nie sprawiam za dużych problemów, mogę wszystko. Taka jest właśnie moja droga ninja. Jeśli twoim zdaniem łączę w jedno ogień i wodę, trudno. Bo wiesz? By ograniczenia działamy, musimy jeszcze je uznać. A ja nie mam zamiaru.
Wyciągnęła rękę w górę, jakby łapiąc w dłoń czerwoną kulę słońca. Była naiwna, była marzycielką, ale wbrew wszystkim krytycznym i niechętnym uwagom, to naprawdę działało. Szczera wiara w siebie i własne możliwości towarzyszyła Suzi od zawsze, nawet w czasach, gdy nie wiedziała jeszcze jak kontrolować chakrę i była tylko jedną z wielu sierot wojennych, podczas gdy jej matka walczyła z wrogiem wraz z innymi shinobi klanu. Wiedziała, jak w życiu potrafi być ciężko i jak strasznie jest być uzależnionym od pomocy innej osoby, choć ta może nigdy nie nadejść. Dlatego samowystarczalność i siła były dla niej takie ważne. By własne sprawy brać we własne ręce. Bo kto ma spełniać nasze marzenia jeśli nie my sami...?
A ten dalej marudził. Zarzuty puściła mimo uszu, bo i tak nie miał racji. Choć gdyby miał, pewnie też by się nie przejęła.
- Przynajmniej miałabym coś, co by mi o tobie przypominało. A tak to co? Ty, jak popatrzysz na swoje przedramię, mimowolnie wrócisz myślami do naszego spotkania. Mów co chcesz, ale wpisałam się w ten moment i mój ślad zostanie już w twoim tatuażu, nawet niewidoczny - świadoma, że za chwilę będzie próbował po raz kolejny protestować, bezceremonialnie pokazała mu język.
Na dole korek odskoczył od gurdy i garstka piasku wysypała się na bruk. Suzu zdawała sobie sprawę, że trochę igra z ogniem. Ale też i rozumiała, że na nic się zda to wszystko, jeżeli nie będzie podejmować ryzyka. O dziwo, ta pogawędka z zamaskowanym chłopakiem sprawiała jej coraz więcej przyjemności i naprawdę miała nadzieję, że ich drogi jeszcze się kiedyś przetną. Dawno nikt jej tak bardzo nie zaskakiwał. O, i znowu! Półnaga? Wciągnęła głośno powietrze w płuca i z twarzą wyrażającą szczere zdumienie sprawdziła stan swego odzienia. Mina jej szybko przeszła w stan kompletnego niezrozumienia, a potem podniosła na siedzącego naprzeciw chłopaka rozbawione spojrzenie.
- Ideałem nie jestem, ale bez przesady, wszystko jest jak należy. Wygodnie i nie krępuje ruchów. Pojęcia nie mam, jak wy możecie walczyć w tych kimonach. Ubranie powinno być praktyczne - powiedziała tonem wskazującym na głębokie przekonanie o wyższości własnej kultury.
0 x
remember my heart
how bright I used to shine
how bright I used to shine
Re: Nie zamieszkany obszar...
Uśmiech! To akurat poznawał. Czytał w książkach, że uśmiech jest oznaką sympatii do osoby nim obdarzanej. Wychodziło więc na to, że jego słowa miały sens i Suzu powoli zaczynała rozumieć ten ciąg przyczynowo-skutkowy. Najwidoczniej Shishinori miał dar przekonywania, o którym nawet nie wiedział! Czasem jednak dobrze wyściubić nos z rodzimej prowincji.
- Bycie silnym oznacza obowiązki, a nie przywileje. Z każdą cegiełką dołożoną do swojej mocy, bierzesz na barki większą odpowiedzialność za swoich mieszkańców i pobratymców. Cywile dają nam chleb, mieszkania i zlecenia. Bez nich shinobi nie mieliby co robić, więc trzeba ich ochraniać i dać im żyć złudnymi przyjemnościami. Shinobi natomiast powinni skupić się na samodoskonaleniu, a nie pokusach. - zaczął, po raz kolejny nie zgadzając się z Suzu. To już chyba zawsze będzie stałym elementem ich rozmów i światopoglądów - Jeśli będziesz burzyła granice, to świat się w końcu o Ciebie upomni. Nawet najsprytniejszy lis zostanie kiedyś złapany w kurniku. - przestrzegł zielonowłosą, widząc w niej co raz to większe dziecko, które nie zdaje sobie sprawy z zagrożeń. Nie zrozummy się jednak źle. Szyszek się o nią nie martwił. Po prostu stwierdzał fakty, o których istnieniu pustynna panienka najwyraźniej nie miała zielonego pojęcia. Tak to jednak jest kiedy realista, a być może i nawet już trochę pesymista spotka się z nieuleczalną optymistką. Marzenia były jedynie zmąceniem umysłu, mrzonką do której pędzili niespełnieni ludzie mając nadzieję, że osiągnięcie celu cokolwiek w ich życiu zmieni. Może i zapełnią tym pociągiem przez chwilę pustkę w swoim życiu, ale kiedy usiądą już na szczycie i rozejrzą się dookoła, czarna otchłań w ich duszach otworzy się na nowo. Człowiek był nienasycony i dopóki nie zdał sobie z tego sprawy, dopóty pożerał wszystko co podstawia mu pod nos świat pod byle jakim pretekstem.
- Możesz tak myśleć, ale zapomnę o Tobie już następnego dnia. Ten tatuaż będzie mi przypominał tylko o mojej służbie i o tym, komu powinienem być wierny bez względu na koszt. Nie przelewaj na mnie swoich dziwnych uczuć. - choć wypowiedź wydawała się chłodna, to pomimo tego nadal w jego głosie nie było słychać niechęci. Zza każdego słowa wybijała się wyuoczna obojętność, która nie przejawiała ani sympatii, ani pogardy. Dla wielu ten ton był nużący już po kilku minutach rozmowy, ale widząc zielonowłosą Shishinori zgadywał, że prędzej w nim obudziłyby się negatywne emocje, niż w niej zrezygnowanie. A skoro mowa o przebudzeniu, to niebieskie oczy Szyszka od razu podążyły za dziwnym odgłosem, którym był chyba kurek z gurdy. Szysz nie wiedział czy dobrze zobaczył, ale w naczynia coś zaczęło się wysypywać. Tak samo z siebie? Najwyraźniej ktoś kupił słabej jakości przedmiot.
- Zakrywanie ramion i brzucha to podstawa kultury w większości rejonów kontynentu. Kobieta nie powinna epatować swoją kobiecością na lewo i prawo, bo może innych wprowadzać w zakłopotanie. Kimono może nie jest wygodne, ale z pewnością przyzwoite. Zresztą, prawie nikt nie chodzi w nich na co dzień. Istnieją przecież inne ubrania. - i znowu różnica kulturowa, która dała się im we znaki. A skoro mowa o znakach, to dłuższe siedzenie na tyłku dało się również we znaki samemu Shishinoriemu, który teraz powolnym, jednostajnym krokiem zaczął przechadzać się po dachu. Jedną rękę miał za plecami na wysokości lędźwi, a drugą gładził się po brodzie pod swoją drugą częścią maski. Zastanawiała go jedna rzecz - skąd pochodzi dziewczyna, że tamtejsze zwyczaje różnią się tak drastycznie od normy przyjmowanej wszędzie indziej.
- Gdzie panuje taka rozpusta? - zapytał wreszcie i to całkiem bezpośrednio. Skoro trzeba być szczerym i nazywać rzeczy po imieniu, to właśnie tak zrobił, o.
- Bycie silnym oznacza obowiązki, a nie przywileje. Z każdą cegiełką dołożoną do swojej mocy, bierzesz na barki większą odpowiedzialność za swoich mieszkańców i pobratymców. Cywile dają nam chleb, mieszkania i zlecenia. Bez nich shinobi nie mieliby co robić, więc trzeba ich ochraniać i dać im żyć złudnymi przyjemnościami. Shinobi natomiast powinni skupić się na samodoskonaleniu, a nie pokusach. - zaczął, po raz kolejny nie zgadzając się z Suzu. To już chyba zawsze będzie stałym elementem ich rozmów i światopoglądów - Jeśli będziesz burzyła granice, to świat się w końcu o Ciebie upomni. Nawet najsprytniejszy lis zostanie kiedyś złapany w kurniku. - przestrzegł zielonowłosą, widząc w niej co raz to większe dziecko, które nie zdaje sobie sprawy z zagrożeń. Nie zrozummy się jednak źle. Szyszek się o nią nie martwił. Po prostu stwierdzał fakty, o których istnieniu pustynna panienka najwyraźniej nie miała zielonego pojęcia. Tak to jednak jest kiedy realista, a być może i nawet już trochę pesymista spotka się z nieuleczalną optymistką. Marzenia były jedynie zmąceniem umysłu, mrzonką do której pędzili niespełnieni ludzie mając nadzieję, że osiągnięcie celu cokolwiek w ich życiu zmieni. Może i zapełnią tym pociągiem przez chwilę pustkę w swoim życiu, ale kiedy usiądą już na szczycie i rozejrzą się dookoła, czarna otchłań w ich duszach otworzy się na nowo. Człowiek był nienasycony i dopóki nie zdał sobie z tego sprawy, dopóty pożerał wszystko co podstawia mu pod nos świat pod byle jakim pretekstem.
- Możesz tak myśleć, ale zapomnę o Tobie już następnego dnia. Ten tatuaż będzie mi przypominał tylko o mojej służbie i o tym, komu powinienem być wierny bez względu na koszt. Nie przelewaj na mnie swoich dziwnych uczuć. - choć wypowiedź wydawała się chłodna, to pomimo tego nadal w jego głosie nie było słychać niechęci. Zza każdego słowa wybijała się wyuoczna obojętność, która nie przejawiała ani sympatii, ani pogardy. Dla wielu ten ton był nużący już po kilku minutach rozmowy, ale widząc zielonowłosą Shishinori zgadywał, że prędzej w nim obudziłyby się negatywne emocje, niż w niej zrezygnowanie. A skoro mowa o przebudzeniu, to niebieskie oczy Szyszka od razu podążyły za dziwnym odgłosem, którym był chyba kurek z gurdy. Szysz nie wiedział czy dobrze zobaczył, ale w naczynia coś zaczęło się wysypywać. Tak samo z siebie? Najwyraźniej ktoś kupił słabej jakości przedmiot.
- Zakrywanie ramion i brzucha to podstawa kultury w większości rejonów kontynentu. Kobieta nie powinna epatować swoją kobiecością na lewo i prawo, bo może innych wprowadzać w zakłopotanie. Kimono może nie jest wygodne, ale z pewnością przyzwoite. Zresztą, prawie nikt nie chodzi w nich na co dzień. Istnieją przecież inne ubrania. - i znowu różnica kulturowa, która dała się im we znaki. A skoro mowa o znakach, to dłuższe siedzenie na tyłku dało się również we znaki samemu Shishinoriemu, który teraz powolnym, jednostajnym krokiem zaczął przechadzać się po dachu. Jedną rękę miał za plecami na wysokości lędźwi, a drugą gładził się po brodzie pod swoją drugą częścią maski. Zastanawiała go jedna rzecz - skąd pochodzi dziewczyna, że tamtejsze zwyczaje różnią się tak drastycznie od normy przyjmowanej wszędzie indziej.
- Gdzie panuje taka rozpusta? - zapytał wreszcie i to całkiem bezpośrednio. Skoro trzeba być szczerym i nazywać rzeczy po imieniu, to właśnie tak zrobił, o.
0 x
- Suzu
- Gracz nieobecny
- Posty: 462
- Rejestracja: 9 kwie 2018, o 22:48
- Wiek postaci: 18
- Ranga: Doko
- Krótki wygląd: - zielone włosy i oczy
- średniego wzrostu, opalona
- odkryty brzuch i przepaska na twarzy - Widoczny ekwipunek: Kabura, gurda, zwoje przy pasie.
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32 ... 371#p80371
- Multikonta: Miwako
Re: Nie zamieszkany obszar...
Suzka pokręciła głową energicznie, nie zgadzając się zupełnie ze słowami chłopaka. Cóż to w ogóle za myślenie? Tak poddańcze podejście do czegokolwiek nie miało szansy spotkać się ze zrozumieniem Zielonowłosej. Kompletnie nie mieściło jej się to w głowie, a jednak czerpała pokrętną przyjemność z tej dyskusji, wciąż przekonana była o swojej racji. Oboje wykazywali się podobnym uporem.
- Nie, nie, nie, wszystko nie tak! - zawołała, szczerze rozbawiona - Rośniemy w siłę po to, byśmy sami mogli o sobie decydować. To ze słabymi właśnie nikt się nie liczy. Jeśli twoją decyzją jest, że chcesz kogoś bronić, komuś służyć albo nawet zginąć za kogoś, jasne, droga wolna. Ale jakbyś nie chciał tego robić i miał siłę, by się przeciwstawić, nikt by cię nie zmusił, bo po prostu by nie miał jak! Proste jak w mordę strzelił, a cała reszta o obowiązku i tak dalej brzmi jak smutny fata... fatal... - zająknęła się, słowo "fatalizm" zachwiało się na końcu jej języka i ostatecznie go nie opuściło - No, przeznaczenie nie istnieje. Jest tylko ciężka praca i determinacja, o!
Żaden lis, żaden kurnik. Nie burzyła praw wszechświata, bo takowe nie istniały, a ludzie sami stanowili o swoim losie. Trzeba twardo stąpać po ziemi i odważnie sięgać po swoje, bo jeśli boisz się wyciągnąć rękę, nikt nie zrobi tego za ciebie. I wtedy rzeczywiście całe życie spędzisz tam, gdzie początkowo rzucił ciebie los. Ale czy warto? W zielonych oczach nie było wątpliwości. I choć była naiwna, z pewnością lepiej od Shishinoriego rozumiała całą tę mechanikę marzeń. Nie chodzi o to, by zdobyć górę, popatrzeć w dół i zgubić się z braku celu. Gdy już wejdziesz tam, gdzie pragnąłeś dotrzeć, musisz znaleźć nowe wyzwanie. A o to w świecie shinobi naprawdę nietrudno.
Śmieszne trochę, jak bardzo bronił się przed czymś, na co właściwie mógł po prostu machnąć ręką. Wyszczerzyła się do niego w szerokim uśmiechu, niezrażona, niezniechęcona. Ciężko cokolwiek wybić z tej głowy gdy już Suzia postanowi.
A chwilę później zwyczajnie parsknęła śmiechem, omal nie spadając przy tym z dachu.
- Zaraz, chwileczkę! Rozpusta? Nieprzyzwoite? To raczej ja powinnam zapytać, co za perwersyjne głowy mają ludzie na waszych terenach. - odpowiedziała, nawet po jego bezpośredniej uwadze kompletnie niezawstydzona, bo po prostu nie rozumiała jego punktu widzenia - Wiesz, u nas na dalekim południu upały panują tak ciężkie, że tego rodzaju strój jest zwyczajnie najpraktyczniejszym wyjściem. I nikt się na to dziwnie nie patrzy, bo ludzie przy tym są porządni i szczerze przyzwoici, nie to co u was... - zawiesiła głos, rozkładając bezradnie ręce na boki.
No co zrobić z takimi? Przed wizytą w Sogen może faktycznie trzeba będzie poszukać jakiejś odzieży, o ile oczywiście będzie tak wygodna jak obecna. Północ i tak witała ich chłodem mimo wiosny, a im dalej od pustyni, tym podobno ma być gorzej.
- Nie, nie, nie, wszystko nie tak! - zawołała, szczerze rozbawiona - Rośniemy w siłę po to, byśmy sami mogli o sobie decydować. To ze słabymi właśnie nikt się nie liczy. Jeśli twoją decyzją jest, że chcesz kogoś bronić, komuś służyć albo nawet zginąć za kogoś, jasne, droga wolna. Ale jakbyś nie chciał tego robić i miał siłę, by się przeciwstawić, nikt by cię nie zmusił, bo po prostu by nie miał jak! Proste jak w mordę strzelił, a cała reszta o obowiązku i tak dalej brzmi jak smutny fata... fatal... - zająknęła się, słowo "fatalizm" zachwiało się na końcu jej języka i ostatecznie go nie opuściło - No, przeznaczenie nie istnieje. Jest tylko ciężka praca i determinacja, o!
Żaden lis, żaden kurnik. Nie burzyła praw wszechświata, bo takowe nie istniały, a ludzie sami stanowili o swoim losie. Trzeba twardo stąpać po ziemi i odważnie sięgać po swoje, bo jeśli boisz się wyciągnąć rękę, nikt nie zrobi tego za ciebie. I wtedy rzeczywiście całe życie spędzisz tam, gdzie początkowo rzucił ciebie los. Ale czy warto? W zielonych oczach nie było wątpliwości. I choć była naiwna, z pewnością lepiej od Shishinoriego rozumiała całą tę mechanikę marzeń. Nie chodzi o to, by zdobyć górę, popatrzeć w dół i zgubić się z braku celu. Gdy już wejdziesz tam, gdzie pragnąłeś dotrzeć, musisz znaleźć nowe wyzwanie. A o to w świecie shinobi naprawdę nietrudno.
Śmieszne trochę, jak bardzo bronił się przed czymś, na co właściwie mógł po prostu machnąć ręką. Wyszczerzyła się do niego w szerokim uśmiechu, niezrażona, niezniechęcona. Ciężko cokolwiek wybić z tej głowy gdy już Suzia postanowi.
A chwilę później zwyczajnie parsknęła śmiechem, omal nie spadając przy tym z dachu.
- Zaraz, chwileczkę! Rozpusta? Nieprzyzwoite? To raczej ja powinnam zapytać, co za perwersyjne głowy mają ludzie na waszych terenach. - odpowiedziała, nawet po jego bezpośredniej uwadze kompletnie niezawstydzona, bo po prostu nie rozumiała jego punktu widzenia - Wiesz, u nas na dalekim południu upały panują tak ciężkie, że tego rodzaju strój jest zwyczajnie najpraktyczniejszym wyjściem. I nikt się na to dziwnie nie patrzy, bo ludzie przy tym są porządni i szczerze przyzwoici, nie to co u was... - zawiesiła głos, rozkładając bezradnie ręce na boki.
No co zrobić z takimi? Przed wizytą w Sogen może faktycznie trzeba będzie poszukać jakiejś odzieży, o ile oczywiście będzie tak wygodna jak obecna. Północ i tak witała ich chłodem mimo wiosny, a im dalej od pustyni, tym podobno ma być gorzej.
0 x
remember my heart
how bright I used to shine
how bright I used to shine
Re: Nie zamieszkany obszar...
No tak. Jak mógl się spodziewać, że przemówi jej do rozumu przy pomocy kilkudziesięciu zdań, kiedy sama była wychowywana w taki sposób przez paręnaście lat. Gdyby Shishinori był dziewczyną faktycznie zainteresowany, to być może i brnąłby w ten temat dalej, starając się ją całkowicie wyprowadzić z błędu. Niby to Uchiha byli barbarzyńcami, a tymczasem to o czym mówiła Suzia nie było niczym innym, jak zwykłym prawem siły. Masz w łapie, to nie musisz mieć w głowie. Jak przegrasz bitwę na argumenty to wystarczy jedynie zdzielić kogoś mocno w łepetynę, żeby nie wymyślił już żadnego kontrargumentu. W jednym mógł się za to zgodzić! Przeznaczenie nie istnieje. Nie istniał los, który z góry określał to kim się jest, było, będzie. Oczywiście nie przyzna jej tego na głos, bo jeszcze za bardzo by się cieszyła. Zresztą podejrzewał też, że nie zgodziłaby sie z nim do końca. Szysz uważał bowiem, że może i przeznaczenia nie ma, ale za to są określone pozycje i role społeczne, z których się nie wyrwiesz, a jeśli już, to spowodujesz przy tym zbyt wielki chaos, czyli nie opłaca się.
- Nie ma się co przekrzykiwać z szaleńcem. - stwierdził jedynie i uśmiechnął się niezwykle sztucznie, ale za to szeroko i pokaźnie. Szkoda tylko, że rozmówczyni nie mogła tego w żaden sposób zobaczyć. Tak samo jak tego, że marzenia i twarde stąpanie po ziemi całkowicie się wykluczały. Nie da się chodzić, jeśli głową chcesz latać w chmurach. Zresztą, pomiędzy jednym, a drugim nie było zbyt wiele różnic. Chodzenie z głową chmurach sprawiało, że człowiek potykał się o kamienie, a chodzenie twardo po ziemi doprowadzało jedynie do napoytkania kolejnych ścian, które można było przeskakiwać, ale czy był w tym jakiś sens? Za pierwszą pojawiała się druga, za dziesiątą jedenasta i tak w nieskończoność. Shishinori o wiele bardziej wolał chodzić ścieżką wytyczoną mu przez kogoś innego lub też właśnie dla tego kogoś ściężkę odkrywać. Kiedy masz wskazany kierunek, to jakoś łatwiej brnąć przez życie bez pogubienia się. To nie Ty wtedy ponosisz odpowiedzialność za zboczenie z drogi, a przewodnik.
Przed chwilą Szyszek nazwał Suzu szaleńcem i jak widać, miał rację. Ten śmiech na pewno nie należał do normalnych, a jeszcze pewniejsze jest to, że zielonowłosa nie miała ku niemu żadnych podstaw. Źrenice skryte za czarnymi otworami maski poszerzyły się, zakrywając sobą większą część błękitu zupełnie tak, jakby blondyn starał się na siłę dostrzec jakiś powód. Niestety, na próżno.
- W przyzwoitości nie ma nic perwersyjnego. Nikt nie będzie Cię obłapiał, ale za to na pewno spojrzą na Ciebie spode łba i wcale im się nie dziwię. Normalni ludzie nie przywykli do odkrywania takiej ilości ciała, a już na pewno nie przed obcymi ludźmi. Może i u Was na pustyni chodzi się prawie nago, ale tutaj ludzie mają jakieś zasady. - stwierdził po prostu i nawet mógłby podać jakiś przykład, ale on akurat był za bardzo ubrany nawet jak na standardy Soso - No, a przynajmniej tam, skąd pochodzę. Shigashi też jest pod tym względem dziwne. Najwyraźniej im dalej od domu, tym ludzie mają mniej wstydu. - stwierdził i jakby na zawołanie przyszła mu z pomocą pogoda. Shigashi no Kibu znajdowało się na pólnocy prowincji i o ciepły klimat było tutaj ciężko, a wietrzne burze przychodziły dość szybko. Shishinori dobrze znał wygląd chmur, które właśnie nadciągały w ich stronę deszcz nieubłagalnie się zbliżał, a przy ulewie znalezienie jakichkolwiek informacji będzie utrudnione.
- Zresztą sama się przekonasz. Niedługo przyda Ci się płaszcz. - dorzucił, stając na proste nogi, przeciągając się i na sam koniec wskazując na niebo. Ciemne, szare chmury pędziły gdzieś wysoko w ich stronę. Grzmotów słychać nie było, ale duże krople były niemalże pewne.
- Nie ma się co przekrzykiwać z szaleńcem. - stwierdził jedynie i uśmiechnął się niezwykle sztucznie, ale za to szeroko i pokaźnie. Szkoda tylko, że rozmówczyni nie mogła tego w żaden sposób zobaczyć. Tak samo jak tego, że marzenia i twarde stąpanie po ziemi całkowicie się wykluczały. Nie da się chodzić, jeśli głową chcesz latać w chmurach. Zresztą, pomiędzy jednym, a drugim nie było zbyt wiele różnic. Chodzenie z głową chmurach sprawiało, że człowiek potykał się o kamienie, a chodzenie twardo po ziemi doprowadzało jedynie do napoytkania kolejnych ścian, które można było przeskakiwać, ale czy był w tym jakiś sens? Za pierwszą pojawiała się druga, za dziesiątą jedenasta i tak w nieskończoność. Shishinori o wiele bardziej wolał chodzić ścieżką wytyczoną mu przez kogoś innego lub też właśnie dla tego kogoś ściężkę odkrywać. Kiedy masz wskazany kierunek, to jakoś łatwiej brnąć przez życie bez pogubienia się. To nie Ty wtedy ponosisz odpowiedzialność za zboczenie z drogi, a przewodnik.
Przed chwilą Szyszek nazwał Suzu szaleńcem i jak widać, miał rację. Ten śmiech na pewno nie należał do normalnych, a jeszcze pewniejsze jest to, że zielonowłosa nie miała ku niemu żadnych podstaw. Źrenice skryte za czarnymi otworami maski poszerzyły się, zakrywając sobą większą część błękitu zupełnie tak, jakby blondyn starał się na siłę dostrzec jakiś powód. Niestety, na próżno.
- W przyzwoitości nie ma nic perwersyjnego. Nikt nie będzie Cię obłapiał, ale za to na pewno spojrzą na Ciebie spode łba i wcale im się nie dziwię. Normalni ludzie nie przywykli do odkrywania takiej ilości ciała, a już na pewno nie przed obcymi ludźmi. Może i u Was na pustyni chodzi się prawie nago, ale tutaj ludzie mają jakieś zasady. - stwierdził po prostu i nawet mógłby podać jakiś przykład, ale on akurat był za bardzo ubrany nawet jak na standardy Soso - No, a przynajmniej tam, skąd pochodzę. Shigashi też jest pod tym względem dziwne. Najwyraźniej im dalej od domu, tym ludzie mają mniej wstydu. - stwierdził i jakby na zawołanie przyszła mu z pomocą pogoda. Shigashi no Kibu znajdowało się na pólnocy prowincji i o ciepły klimat było tutaj ciężko, a wietrzne burze przychodziły dość szybko. Shishinori dobrze znał wygląd chmur, które właśnie nadciągały w ich stronę deszcz nieubłagalnie się zbliżał, a przy ulewie znalezienie jakichkolwiek informacji będzie utrudnione.
- Zresztą sama się przekonasz. Niedługo przyda Ci się płaszcz. - dorzucił, stając na proste nogi, przeciągając się i na sam koniec wskazując na niebo. Ciemne, szare chmury pędziły gdzieś wysoko w ich stronę. Grzmotów słychać nie było, ale duże krople były niemalże pewne.
0 x
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 7 gości