Ryokan "Królik Inaby"
- Sagisa
- Gracz nieobecny
- Posty: 668
- Rejestracja: 30 kwie 2017, o 20:26
- Wiek postaci: 21
- Ranga: Dōkō
- Krótki wygląd: - długie czerwone włosy, stalowoszare oczy
- koszula z długim rękawem, długie ciemne spodnie, wygodne buty
- cienkie pajęczynki blizn po raitonie pod ubraniem
- sygnet na łańcuszku schowany pod koszulą
- płaszcz podróżny z kapturem - Widoczny ekwipunek: - torba na biodrze, po prawej
- kabury na udach
- wakizashi za pasem
- manierka z wodą przy pasie - Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33 ... 998#p49998
Re: Ryokan "Królik Inaby"
Jak bardzo splecione mogą być ze sobą dwie dusze? Połączone tą mityczną nicią przeznaczenia, która zawsze ciągnie je ku sobie. Gdziekolwiek by się nie znalazły, jakakolwiek odległość by ich nie dzieliła - lgną ku sobie niczym przeciwstawne bieguny magnesu. Nie istnieją dla nich żadne przeciwności, a każda przeszkoda jest najzwyczajniej w świecie niszczona w drodze jednej duszy ku drugiej. Łączą się ich żywoty, uczucia, przyszłość, a wszystko po to, by zjednoczyły się w harmonii. I tak jak krew odznacza się na kartce papieru, jak jej czerwień lśni w białym puchu zimowego poranka, tak teraz krwiste włosy mieszały się z tymi śnieżnymi. A ich właścicielki znów miały stanowić jedno.
Starała się ratować siostrę, utrzymać ją przy życiu. Zrobiła wszystko, co była w stanie, nawet się nie zatrzymując. Dziwnie jej było słuchać pochwał z tego tytułu, zwłaszcza od właściwie obcego mężczyzny. Racja, zachowała zimną krew, starała się jasno myśleć, działała zamiast lamentować w bezczynności. Czy jednak należała jej się za to nagroda? Sama sądziła, że nie, choć świadomość, że ułatwiła sprawę medykowi, rozlewała po jej wnętrzu przyjemne ciepło. Z radością musiała jednak jeszcze się wstrzymać, gdyż leczenie nadal trwało. Przytrzymała Tensę, gdy Akarui wyciągał z jej ramienia ostrze. Słyszała wyraźnie zduszone przekleństwo. Właściwie nigdy nie miała okazji słyszeć, jak siostra przeklina, więc trochę ją to zaskoczyło, zdawała sobie jednak sprawę, że ból wyrywanego z ramienia kunai'a był wysoce odczuwalny, nie dziwiła się więc reakcji.
Adrenalina powoli wytracała swe niezwykłe właściwości, sytuacja się uspokajała, Saga więc zadała pytanie, które poniekąd ją nurtowało. Widziała konsternację na twarzy bruneta, który wyraźnie zastanawiał się nad odpowiedzią. Gdy wreszcie zdecydował się zabrać głos, słuchała uważnie. I w sumie mogła się tego spodziewać. Gdyby to było takie proste, zapewne wszędzie byłoby pełno medyków, a wiadomo, że rzeczywistość malowała się w odmiennych barwach. Uśmiechnęła się pod nosem, w końcu postawiła sobie dość wysoką poprzeczkę, której zamierzała w swoim czasie dosięgnąć i było to widać w jej spojrzeniu. Czerwonooki wspomniał też o profitach w postaci ratowanych istnień, którym dano drugą szansę. I choć istniało ryzyko, że w którymś momencie medyk nie podoła i sam zginie, była gotowa się tego podjąć. Spojrzała na srebrnowłosą z troską. Tak, możliwość jej uratowania była wielce satysfakcjonująca i oddałaby dla takich chwil własne życie.
- Zdaję sobie sprawę, że to nie będzie łatwe, mimo wszystko chcę chociaż spróbować - stwierdziła, gdy wreszcie ręka siostry została przywrócona do normy. - Nawet jeśli nie zajdę daleko, zawsze będzie to dodatkowe szkolenie pod kątem udzielenia pierwszej pomocy. W takich sytuacjach wiedza jest ważna.
Tensa powoli wracała do normalności, obejrzała połataną rękę przyozdobioną cienką blizną. To uświadomiło ją, że sama ma własne blizny na widoku, a to już nie było przyjemnym odczuciem. Objęła się ramionami, spuściła głowę, pozwalając, by włosy przesłoniły nagą skórę, zamilkła. Brunet dopytywał, kim właściwie są i jak doszło do zastanej sytuacji, ona jednak się nie odezwała, pozostawiając resztę jasnowłosej. Ta podziękowała za pomoc, obiecała się odwdzięczyć, a także wszystko wyjaśnić, wpierw jednak poprosiła o chwilę prywatności w celu przebrania. Saga nie ruszyła się z miejsca, w sumie nawet nie drgnęła, po prostu siedziała skulona, wpatrując się w pokrytą zeschniętą już krwią dłoń. Z zamyślenia wyrwało ją dopiero pytanie fiołkowookiej.
- Nie wiem, może to przeznaczenie? - mruknęła pod nosem, unosząc spojrzenie akurat w chwili, gdy sukienka siostry opadła, odsłaniając niemal całe jej ciało. Płomiennowłosa przez dłuższą chwilę wpatrywała się w ten obraz, czując mocniejsze uderzenia własnego serca. Patrzyła, jak zmywa z siebie krew, przebiera w wygodne ubranie, odkładając suknię i lekkie buty, które miała do tej pory na sobie. Sprawnie założyła zbroję, przypasała broń i kabury, by zaraz zabrać się za pisanie.
Dopiero płacz dziecka wyrwał Sagę z tego dziwnego transu. Spojrzała na wyjście, odruchowo podrywając się z miejsca, poślizgnęła się jednak na zeschniętej plamie krwi i padła na podłogę. Na krótką chwilę ją zamroczyło, przed oczami zamigotała ciemność, potrząsnęła jednak głową i pozbierała się szybko.
- Ryujin... - wyrwało jej się szeptem, gdy otwierała drzwi, niemal wypadając na korytarz. Nadal miała posokę pod stopami, starała się więc iść ostrożnie, podpierając przy okazji o ścianę. Minęła medyka, po chwili docierając do swojego pokoju. Czuła przeraźliwe gorąco, obraz przed oczami jej się zamazywał, skierowała się jednak do ułożonego w koszu synka. Po sekundzie nie widziała już nic poza ciemnością, zrobiła jeszcze krok do przodu i... jej ciało uderzyło głucho o podłogę. Energia wtłaczana w nią przez adrenalinę uleciała, oddając głos przemęczeniu, a jego skutkiem była chwilowa utrata przytomności.
0 x

Re: Ryokan "Królik Inaby"
-Przeznaczenie? Właściwie to nie widzę innych opcji. - powiedziała, z uśmiechem, tak niepasującym do kogoś, kto jeszcze przed chwilą leżał na drewnianej podłodze w plamie własnej krwi, ale przecież żyła, była z Sagą. Siostry znowu były razem, bo przeznaczenie tego chciało... Nie, to one tego chciały. W końcu los bywa przewrotny, cieszyła się kiedy im sprzyjał, ale kiedy był przeciwny nie godziła się z nim. Żadna z nich się nie godziła. -Cieszę się, że jesteś. - dodała już nieco bardziej zakłopotana, zakładając sprzęt. Widziała spojrzenie siostry, była jak w transie, jak w trakcie hipnozy. Białowłosa nie spieszyła się, w końcu może Sadze się to podobało? Więc czemu miałaby się spieszyć? Po chwili zajęła się zostawieniem wiadomości.
List, a właściwie krótka notka, kilka słów skreślonych na szybko tylko w jednym celu. Żeby się nie martwił. Jak wiele razy przyświecało jej już to hasło? Skierowane w stronę innej osoby, ale jednak. Tylko żeby nikt się nie musiał martwić, jedno kłamstwo, jedna pominięta prawda, po co? Nie lepiej było być szczerym? Napisać: "Kocham Sagę, odchodzę". Trzema słowami zakończyć to wszystko, odrzeć go z nadziei? Więc po co siliła się na piękne słowa? Dlaczego pisała o tym, dokąd wyrusza? Czemu prosi o wybaczenie? Nie chciała ranić... wolała dać mu fałszywe nadzieje, że może to nic takiego. Strasznie sukowate, ale czy nie suką nazwał ją samuraj? Może miał trochę racji? Ale nawet jeśli, nie chciała go zranić, a jeśli kiedyś spotkają się w Sogen, kiedy będą mogli normalnie porozmawiać wyjaśni mu wszystko. "Jeśli", strasznie nadużywane słowo, w tym wypadku czuła, że powinna zastąpić je słowem "kiedy"... Bo przecież przyjdzie, a wtedy będzie musiała tłumaczyć to wszystko. Jak? Nie miała pojęcia, ale przecież nie będzie to trudniejsze, niż bitwa z armią nieumarłych? Prawda? Gówno prawda. Białowłosa po stokroć wolała walczyć z przeważającymi siłami, niż rozmawiać o swoich uczuciach, ale czasem nie było wyjścia. Słowa musiały zastąpić pięści. Znała Shina i nie spodziewała się, żeby ta rozmowa mogła źle się skończyć, ale mimo wszystko źle czuła się z tym, że będzie musiała go zranić... Miała jedynie cień nadziei, że po drodze pozna kogoś innego, właściwie to na to liczyła, nie widziała innych możliwości.
Płacz, dziecięcy, donośny, dopiero on wyrwał płomiennowłosą z niejakiego letargu. Płomiennowłosa rzuciła się do biegu. Jej syn, ten który wcześniej przywodził na myśl tropiciela wpędzając ją w panikę teraz potrzebował Sagi. Stalowooka zerwała się do biegu, Tensa przez chwilę nie wierzyła, że mogło być tak pięknie, stała jak wryta. Czyżby wszystko się ułożyło? No prawie, z zamyślenia wyrwał ją dopiero huk, który wywołała jej upadająca siostra, a ona w duchu pomodliła się, żeby nikt nie wezwał ochrony. Krótkie wyszeptane imię i bieg, nieskładny, ale bieg. Płomiennowłosa wystrzeliła z pokoju niczym bełt z kuszy, a zaraz za nią wybiegła białowłosa. Tensa ledwo zdążyła dobiec, gdy chwiejąca się Saga upadała. Złapała ją nad ziemią, a w jej głowie pojawiło się jedno pytanie. "Co robić?" Nie spanikowała, podłożyła drugą, dopiero co poskładaną rękę pod jej ciało i dźwignęła. Syknęła z wysiłku, zmęczenie i cały ten sprzęt, który na sobie nosiła dawały jej w kość, ale jakoś poradziła sobie z zaniesieniem jej do pokoju.
Pierwszym co rzuciło jej się w oczy nie była w cale kołyska z dzieckiem, ani nawet torba z rzeczami jej i Sagi, którą pozostawiła pod ich opieką, a rzeczy Hayamiego... Sama nie wiedziała czemu zwróciła na nie uwagę, ale nie to się liczyło. Podeszła z Sagisą do futonu i ułożyła ją na plecach. Sprawdziła oddech, oddychała. Sprawdziła puls, serce biło. Odetchnęła z ulgą. Ułożyła siostrę wygodnie, zasłużyła na odpoczynek, poród, a potem cała ta sytuacja z ratowaniem życia, to mogło ją wycieńczyć. Pozostała inna kwestia... płaczący Ryujin. Białowłosa nie miała do tej pory okazji zajmować się dzieckiem, a w tym wypadku chodziło o jej siostrzeńca, no ale musiała coś zrobić, w końcu Saga nie da rady, a ona powinna jakoś ją odciążyć. Podeszła do dziecka z nic nie rozumiejącą miną.
-Eee... o co ci chodzi? - zapytała, z nadzieją że urodzone dzień wcześniej dziecko odpowie. Niestety przeliczyła się, płaczący Ryujin wciąż płakał... no cóż, nic dziwnego. -Nie płacz już, bo obudzisz mamę. - powiedziała, biorąc dziecko na ręce... I zrozumiała, w tej jednej chwili, kiedy coś miękkiego oparło się o jej przedramię. W pierwszej chwili chciała odskoczyć, ale opanowała odruch, położyła dziecko na futonie. -A mogłam się spokojnie wykrwawić. - powiedziała pod nosem, którego za jakieś kilka sekund wolałaby nie mieć. -Nigdzie nie idź. - zakomenderowała dziecku i ruszyła w stronę rzeczy Sagi. -Jakby jeszcze mogło gdzieś iść. - powiedziała, do siebie. Przeszukała rzeczy Sagi... właściwie to wiedziała co jest w torbie, w końcu sama ją pakowała... na szczęście nie musiała szukać długo, szpital zatroszczył się o nie i dał jakieś rzeczy... Nie do końca wiedziała co jest co, ale nie po to była shinobi, żeby dać się pokonać byle kupie. Wzięła te dziwne rzeczy, pomodliła się w duchu i wróciła do małego. -Spokojnie, nigdy tego nie robiłam. - powiedziała, bardziej do siebie, niż dziecka, które jakby rozumiejąc zagrożenie rozpłakał się jeszcze bardziej. -No nie płacz. - powiedziała, zabierając się do zadania. Kilka minut walki, trudniejszej niż jakakolwiek do tej pory, ale udana, nawet dziecko przestało płakać... Może i do czasu, aż go nie położyła, ale to zawsze coś. -No nie płacz, no, o co chodzi. - powiedziała, załamując ręce. -W sumie tak tylko leżysz, pewnie ci się nudzi co? Zaraz coś znajdę. - powiedziała, sięgając do torby. Kunai'e, Shurikeny, Kastety, Notki wybuchowe, bełty do kuszy, może i zabawki, ale raczej nie dla dziecka... Nagle wpadła na pomysł. Wyjęła bandaż i zabezpieczyła rapier, tak aby się przypadkiem nie wysunął. -Posłuchaj, to jest rapier, wiem że nie rozumiesz, też nie wiem co to, w sumie było ładne i można dziabać... to ten... ja ci dam mieczyk, a ty przestaniesz płakać, zgoda? - powiedziała, z tą cichą nutką nadziei wkładając miecz do koszyczka. -Wiesz, że mama mnie za to zabije? No może nie zabije, ale wiesz jak to jest z Sagą. - Ryujin, zaczął gryźć... chociaż w sumie nie ma zębów... no robić coś z mieczem. Ale nie płakał, albo po prostu miał zajęte usta. -Dobra, teraz nie płacz, ja sprawdzę co z mamą, a potem emm... coś porobimy, nie wiem co, ale coś wymyślimy.- z oddechem ulgi podeszła do siostry i położyła się obok. Spojrzała na jej nieprzytomną twarz, poruszającą się raz za razem w rytm spokojnego oddechu, dłonią przeczesała włosy. -To będą długie lata, ale damy radę. - powiedziała z uśmiechem. No cóż, nikt nie powiedział, że będzie lekko.
0 x
- Sagisa
- Gracz nieobecny
- Posty: 668
- Rejestracja: 30 kwie 2017, o 20:26
- Wiek postaci: 21
- Ranga: Dōkō
- Krótki wygląd: - długie czerwone włosy, stalowoszare oczy
- koszula z długim rękawem, długie ciemne spodnie, wygodne buty
- cienkie pajęczynki blizn po raitonie pod ubraniem
- sygnet na łańcuszku schowany pod koszulą
- płaszcz podróżny z kapturem - Widoczny ekwipunek: - torba na biodrze, po prawej
- kabury na udach
- wakizashi za pasem
- manierka z wodą przy pasie - Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33 ... 998#p49998
Re: Ryokan "Królik Inaby"
Wpatrywała się w siostrę, samej nie wiedząc czemu. Może po prostu jej tego brakowało? Tego spokoju i możliwości oderwania się od własnych zmartwień? Przez ostatnie miesiące skupiona była na sobie, nie myślała za dużo o jasnowłosej, teraz zaś... Teraz miała na nią idealny wgląd. Widziała każdą drobną bliznę na jej ciele, każdą niedoskonałość odznaczającą się na jej jasnej skórze. Zdawała sobie sprawę, że większość z nich to pamiątki po starciach, przypomnienie, ile razy narażała już własne życie w walce. Bo właśnie taka była Tensa. Ciągnęło ją do walki, w tym celu w końcu trenowała. Chciała się stać najsilniejsza, za każdym razem testowała własne umiejętności, z każdej potyczki wyciągała naukę. A te rysy na jej ciele, zabliźnione rany, wszystko to stanowiło dowód jej rozwoju. Bo każde draśnięcie było skutkiem jakiegoś błędu, a nikt nie jest nieomylny. Ważne, by uczyć się na tych pomyłkach i starać więcej ich nie popełniać, choć za każdym razem pojawić się mogą zupełnie nowe, a wraz z nimi i te specyficzne pamiątki.
Ona także miała swoją pamiątkę po spotkaniu z Kazuo. Jej błędem była naiwność, lekkomyślność i... coś, czego do dziś nie umiała nazwać słowami. Czuła to, lecz nie potrafiła skreślić mianem. I mimo że każda z sióstr miała swoje blizny, każda z nich podchodziła do nich na swój sposób. Tensa była dumna z własnych, gdyż świadczyły one mimo wszystko o jej zwycięstwach. Wielokrotnie ocierała się o śmierć, a jednak nadal żyła i właśnie to napawało ją dumą. Sam fakt, że była na tyle silna, by odpędzić od siebie Kostuchę. Dla Sagi pajęczynka rozciągająca się po całym jej ciele była symbolem porażki. Pierwszej i bardzo ciężkiej do przetrawienia porażki. Skalana nimi skóra napawała ją wstydem, pewnego rodzaju odrazą, przypominała jej, jak słaba jest. Bo zawsze była tą słabszą, którą trzeba było bronić, ratować z opresji.
A jednak dziś wykazała się siłą, nie fizyczną a tą mentalną. Potrafiła zachować zimną krew i działać, zamiast stać niczym sparaliżowana jak recepcjonistka. Zachowała również rozsądek, nie podejmując się sugerowanych przez siostrę rozwiązań, które rozwiązaniem nie były wcale, a tylko szybciej oddałyby ją w objęcia śmierci. Miała swoją własną siłę, która pozwoliła jej przezwyciężyć własne lęki, własne słabości, choć zdawała sobie sprawę, że jasnowłosa w pewnym stopniu jej to ułatwiła. Ułatwiła jej odnalezienie w sobie tej siły. A jednak wraz ze spadkiem adrenaliny we krwi ubywało z niej energii, którą kilka minut temu dosłownie emanowała. Samą siłą mentalną przecież nie wyżyje, a ogólne zmęczenie organizmu powoli zaczynało do niej wracać, oblekając jej ciało mrocznym całunem.
Łkanie Ryujina wyrwało ją z marazmu, pozwoliło oderwać wzrok i myśli od tego, co je do tej pory zajmowało. Jej własne dziecko potrzebowało matki, o czym właśnie informowało świat. A przynajmniej tę jego część. Zerwała się z miejsca, poślizgnęła się na nadal obecnej na podłodze plamie krwi, lecz mimo chwilowego zamroczenia nie zamierzała jeszcze padać. Wstała ostrożnie ze śliskiej powierzchni i ruszyła dalej z imieniem synka na ustach. Przeprawa przez korytarz nie należała do najprostszych, zważywszy lepką ciecz pod stopami i rosnące odczucie gorąca, nie dawała jednak za wygraną. Doszła do uchylonych drzwi pokoju właściwie niemal na ślepo, a krok przez próg był tym poprzedzającym upadek. Nadal niezregenerowany w pełni organizm wycieńczony dodatkowo ostatnimi wydarzeniami wymusił odpoczynek, odcinając świadomość. Saga nie była świadoma, że podążająca za nią siostra uchroniła ją przed zderzeniem ciała z podłożem. Została ułożona na jednym z trzech futonów, a Tensa upewniła się, że jej życiu nic nie zagraża, po czym zajęła się rzeczą nieco ważniejszą - dzieckiem.
Maleńki potomek rodu Uchiha płakał, zaciskając rączki w piąstki. Usłyszał głos inny od matczynego a jednak znajomy, po czym poczuł, że zostaje podniesiony. Mama robiła to inaczej, więc to z pewnością nie była ona, a to do jej czułych ramion przywykł. Te szybko go odłożyły gdzieś indziej, znów słyszał głos tego nowego ktosia. Dalej płakał, bo przecież to mamusia miała się nim zająć, a gdy właścicielka tego głosu znów się zbliżyła, krzyczał już na całego. O dziwo te nieznane mu i nieco chłodne ręce pozbyły się największego przeszkadzającego mu problemu, więc trochę się uspokoił. Znów został podniesiony i już myślał, że dostanie to pyszne coś, co mamusia mu dawała po przebudzeniu, poczuł jednak tylko materiał pod sobą i ręce zniknęły. Więc znów się rozpłakał, bo jak to tak! Przecież był głodny! A po chwili w tle słyszał jeszcze jakieś dziwnie niepokojące, nieznane mu dźwięki. Ktoś wrócił i znów coś do niego mówił, po chwili jednak coś dziwnego wpadło w jego małe łapki. Coś twardego, nieco chłodnego, innego. Ale może smacznego! Próbował, cały czas próbował. Smakowało dziwnie i nie dało się wypić, ale było czymś nowym, więc interesującym. Przynajmniej na razie...
Dźwięki zaczęły powoli do niej wracać. Najpierw był szum, który zastąpiło chwilowe łkanie, a potem słyszała już tylko głos siostry. "Wiesz, że mama mnie za to zabije? No może nie zabije, ale wiesz, jak to jest z Sagą." Słowa, choć klarowne w swym brzmieniu, znaczeniowo dotarły do niej z opóźnieniem. Za co miałaby zabić? Co takiego siostra robiła z jej synkiem, że miałoby się to spotkać z taką reakcją? Przez dłuższą chwilę nie była jeszcze w stanie otworzyć oczu, ani jakkolwiek się ruszyć. Poczuła chłodną dłoń we włosach, zaraz potem znów usłyszała głos Tensy, znacznie bliżej niż poprzednio.
- Za co... zabiję..? - wyszeptała pytająco, powoli unosząc powieki. Zamrugała kilka razy, aż wreszcie wróciła jej ostrość widzenia. Teraz miała przed sobą jasną twarz z delikatnym uśmiechem i te fiołkowe oczy. Z lekkim stęknięciem przekręciła się na bok i uniosła delikatnie na łokciu, zerkając na małego. Przekrzywiła lekko głowę, przyglądając się przedmiotowi w jego małych rączkach. Słyszała ciche gaworzenie, delikatne sapanie, mlaskanie i szuranie twardej skóry o brzeg kosza.
- Co ty mu dałaś? - spytała niepewnie, jakby obawiając się odpowiedzi, i spojrzała raz jeszcze na srebrnowłosą.
0 x

Re: Ryokan "Królik Inaby"
Krótkie wydarzenie upstrzone ogromnymi ilościami krwi i krzyków, przypadkowymi spotkaniami i "powrotem" do tego co znała. Zadanie sobie bólu, by stłumić inny skończone spotkaniem z tą która była prawdziwym lekarstwem. Bo przecież to z nią się wychowała, ją kochała i znała od najmłodszych lat. Zawsze wracała do domu, czasem zmuszała się do ruchu tylko po to, żeby znów ją zobaczyć. Dawała jej siłę zdolną odepchnąć nawet kostuchę. Blizny, jedni jak Saga wstydzili się ich, jako znaku słabości, inni jak Hayami byli z nich dumny jak z chwalebnych pamiątek, a Tensa... ona nie wpisywała się w żadną z tych dwóch konwencji. Symbole słabości, czy siły nie miały dla niej znaczenia. Pamiętała historię każdej z nich, jednak nie chwaliła się nimi, z drugiej strony nie bała się pokazywać ich publicznie, po prostu były. Małe, czy duże, chwalebne czy haniebne to nie miało znaczenia, blizna to blizna nic więcej... No, może za wyjątkiem wybitego zęba, ten ją irytował zwłaszcza, gdy językiem starała się go dotknąć i wyczuwała ten dziwny brak. Właściwie sama nie wiedziała czemu tak robiła, odruch i tyle. Chociaż podchodziła do nich w ten sposób, nie oznaczało to bynajmniej, że była w stanie pogodzić się ze wszystkimi zdarzeniami z przeszłości. Właściwie niemal do samego końca, nie potrafiła się pogodzić, ale zrozumienie i akceptacja przyszły wraz z czasem, słowami i pocałunkiem złożonym na jej ustach, jako desperacka próba utrzymania jej przy życiu... I podziałało.
Walka, lubiła ją, gotująca się krew, sprawdzian umiejętności i charakteru, to był jej żywioł, sprawiało jej to przyjemność. Treningi, je również lubiła, traktowała nie tylko jako przygotowanie do dalszych walk, ale jako swoisty wyznacznik swojej siły. O ile podczas starcia byle przypadek czy drobna pomyłka mogła oznaczać zgon, o tyle treningi zazwyczaj nie zawierały w sobie tego elementu losowości. Tam mogła poznać swoją siłę, sprawdzić jak bardzo się rozwinęła, czy jak potężne techniki jest w stanie sobie przyswoić, a nawet wykorzystać. Jednak co było ważniejsze? Czysta siła? Czy umiejętne jej wykorzystywanie? Właściwie obie rzeczy, ze wskazaniem na tą drugą. Oczywistym jest, że nawet najsilniejsza osoba nie potrafiąca wykorzystać swojej siły będzie zwykłym przeciętniakiem, jednak czasem sama różnica była barierą nie do przeskoczenia. Granica siły, była jednak płynna, białowłosej do tej pory kilka razy zdarzyło się już natrafić na moment, w którym sama nie wiedziała w jaki sposób mogłaby dalej się rozwijać. Hibiki, Hachi, czy sam Tsuyoshi, to oni pojawiali się w takich momentach, osoby o ogromnej sile, ludzie których uważała za swoich nauczycieli. Nie miała w sobie jednak na tyle pokory, by przyznać, że są od niej silniejsi, wraz z ich pomocą rozwijała się wierząc, że kiedyś ich przerośnie. O ile genjutsu Tsuyoshiego, wspomagane przez sharingana o trzech łezkach, oraz Taijutsu wykorzystującego bramy Hachiego, wciąż zdawały się poza jej zasięgiem, o tyle powoli dorównywała Hibikiemu jeśli chodzi o katon i czuła, że już za niedługo będzie w stanie go przerosnąć. Brakowało jeszcze tylko jednego małego kroczku, poznania technik, które ojciec ukrywał w zakazanym dla niej dotychczas zwoju... No cóż, uważał ją za odpowiedzialną i nie spodziewał się, że białowłosa spróbuje podebrać owy zwój gdy tylko nadarzy jej się okazja.
Była wojowniczką, silną i dumną, chociaż dość często zapominała o tym drugim, no ale w pierwsze wierzyła,
w końcu do tej pory, mimo licznych okazji nie zdążyła jeszcze umrzeć. W jej przypadku był to prawdziwy wyczyn. O ile stawanie w szranki z innymi shinobi nie było jej obce i zwykle nie napawało jej strachem, przynajmniej do momentu, gdy wszystko nie obracało się przeciw niej, o tyle starcie z małym Ryujinem już w samym swym założeniu sprawiało, że zimny pot spływał po jej plecach, co było dziwne biorąc pod uwagę temperaturę. Koniec końców, nie bez problemu udało jej się zająć małym, a nawet sprawić, że przestał płakać no cóż, nie bez dumy położyła się obok siostry. Ta niestety, zapytała o kwestie zabijania... no cóż, Tensa nie odpowiedziała od razu, zastanawiała się jak wyjaśnić fakt, że jej własny siostrzeniec w chwili obecnej spokojnie bawi się narzędziem mordu. Słysząc niepewność w głosie siostry objęła ją ramieniem i spojrzała ciepło.
-Emm... Rapier. - powiedziała, nie ukrywając faktu, że ta odpowiedź prawdopodobnie nie należała do najlepszy. -To taki rodzaj miecza. - dodała po chwili mocniej obejmując siostrę, wiedząc, że ta spróbuje rzucić się na ratunek. -Tylko nie krzycz, jest bezpieczny, Ryujin raczej nie odwiąże bandażu, sama będę miała z tym problem.- dokończyła z uśmiechem. Liczyła, że siostra nie wścieknie się. Czasem trzeba było kombinować, a z braku lepszych pomysłów ten był najlepszy... może powinna z tego zrobić swoje motto? -Leż spokojnie, przyniosę go, chyba jest głodny... A ty nawet nie próbuj drgnąć, jesteś przemęczona.- dokończyła tym znienawidzonym przez wszystkich mentorskim tonem, jakby pouczała małe dziecko. Podniosła się z ziemi, rzucając jeszcze jedno spojrzenie na siostrę. -Ślicznie wyglądasz. - rzuciła jakby mimochodem i podeszła do kołyski.
Nie miała serca, zabierać dziecku zabawki, no ale trzeba je nakarmić. Zabrała miecz i w tym momencie na nowo rozległ się płacz. -No już, spokojnie, teraz pójdziemy do mamy. - mówiła z uśmiechem, odrzucając miecz i podnosząc chłopca. -Widzisz? Saga tu jest. - powiedziała, pomagając siostrze ułożyć chłopca.
Wstała i podeszła do okna. Na zewnątrz było dość wilgotno, do tego delikatna mgła zasnuwała wszystko swym mlecznobiałym kolorem. Budynki, ulice, spędziła w tym miejscu dwa pełne emocji dni, ale... to nie był jej dom. Sama podróż nie była krótka, tęskniła za Sogen, za jego brudnym portem, pięknymi lasami i ludźmi... Chciała wrócić, zabrać Sagę i Ryujina, wsiąść na pierwszy statek do Ryuzaku i ruszyć do Kotei. -Tęsknie.- myśl wyrwała się z jej ust,a może chciała to powiedzieć? Nie była pewna, ostatnio rzadko bywała pewna, a jeśli już to w chwilach, gdy popełniała błędy. -Nee-chan, wiem że chciałaś tu przyjechać, ale... ja chcę do domu.- powiedziała cicho.-Jeśli zdecydujesz inaczej zostanę z tobą... po prostu... - odwróciła się, na nowo przybierając uśmiech. -Wiesz, chyba w życiu nie zrobiłam tak wielu głupot w tak krótkim czasie jak tutaj.-
na jej twarzy wykwitł rumieniec, kiedy przypomniała sobie o tym wszystkim. -Może udałoby się nam załapać na jakiś statek, w Ryuzaku mogłybyśmy załapać się z karawaną, to wygodniejsze, niż wierch, zwłaszcza z małym... I właściwie darmowe, jeśli zaciągnę się jako ochrona. - tak, ochrona karawany w zamian za opiekę nad Sagą i Ryujinem,
bycie kunoichi nie zawsze było takie złe. -Wybacz... jesteś zmęczona, nie powinnam Ci dokładać, po prostu chciałam powiedzieć... Nee-chan uwielbiam nasz mały domek. - objęła ramieniem karmiącą siostrę. -Poczekam, aż zdecydujesz. - powiedziała, zostawiając na policzku siostry krótkiego buziaka...
0 x
- Akarui
- Postać porzucona
- Posty: 1567
- Rejestracja: 8 cze 2017, o 01:03
- Krótki wygląd: Jak na avku brązowy płaszcz z kożuszkiem - mamy zimę! ;)
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=54569#p54569
Re: Ryokan "Królik Inaby"
Co to za jakiś chory spektakl? Akarui dawno nie był świadkiem takiej czarnej komedii pomyłek, jaka odbywała się tu,
w Hanamurze, w "Króliku Inaby". Sytuacja była bardzo dziwna, jednak jak na medyka przystało, nie mógł od tak opuścić pacjentki. Gdy sytuacja była opanowana, postanowił przychylić się do prośby jednej z dziewczyn i wyszedł na korytarz. Z pojedynczych słów zasłyszanych przez cienkie drzwi nie potrafił wyłapać kontekstu. Szczególnie, gdy całość została szczelnie przykryta płaczem dziecka. Dziecka? Raczej niemowlęcia! Co tu się odjaniepawla?
Z sypialni wybiegła najpierw ruda. Oczywiście po tym, jak wcześniej chyba poślizgnęła się, prawdopodobnie na plamie krwi. Gdy mijała Akarui'ego, ten usłyszał tylko krótko rzucone "Ryujin". Czyżby to było imię niemowlaka? Za nią ruszyła srebrnowłosa. Medyk chwilę krążył po korytarzu zastanawiając się nad obecnymi wydarzeniami. Dopiero w tej chwili do niego dotarło, jak blado wyglądała ta płomiennowłosa. To nie była normalna cera rudej kobiety! To było zmęczenie w czystej postaci. Z kolejnego pokoju zaczęły dobiegać kolejne odgłosy. Mimo płaczu dziecka mężczyzna usłyszał takie słowa jak "rapier" "nie budź mamy". No nie, trzeba w końcu zareagować! Już mężczyzna miał wpaść do pokoju, gdy usłyszał fragment kolejnej wymiany zdań. W takim wypadku powstrzymał się i odszedł parę kroków do stolika stojącego na korytarzu. W wazonie siedziało parę kwiatków i łodyg świeżej, ozdobnej trawy. Jak jeden zniknie, to się chyba nic nie stanie? Wyciągnął łodygę, przetarł czystym rąbkiem swojej koszulki i włożył między zęby. Dopiero gdy obie dziewczyny zamieniły znów parę zdań, zapukał i spytał: - Halo? Można wejść? Przypominam, że jestem lekarzem. Mogę pomóc. Nie wiem...
Przy dziecku? Mama też nie wygląda na zdrową...
w Hanamurze, w "Króliku Inaby". Sytuacja była bardzo dziwna, jednak jak na medyka przystało, nie mógł od tak opuścić pacjentki. Gdy sytuacja była opanowana, postanowił przychylić się do prośby jednej z dziewczyn i wyszedł na korytarz. Z pojedynczych słów zasłyszanych przez cienkie drzwi nie potrafił wyłapać kontekstu. Szczególnie, gdy całość została szczelnie przykryta płaczem dziecka. Dziecka? Raczej niemowlęcia! Co tu się odjaniepawla?
Z sypialni wybiegła najpierw ruda. Oczywiście po tym, jak wcześniej chyba poślizgnęła się, prawdopodobnie na plamie krwi. Gdy mijała Akarui'ego, ten usłyszał tylko krótko rzucone "Ryujin". Czyżby to było imię niemowlaka? Za nią ruszyła srebrnowłosa. Medyk chwilę krążył po korytarzu zastanawiając się nad obecnymi wydarzeniami. Dopiero w tej chwili do niego dotarło, jak blado wyglądała ta płomiennowłosa. To nie była normalna cera rudej kobiety! To było zmęczenie w czystej postaci. Z kolejnego pokoju zaczęły dobiegać kolejne odgłosy. Mimo płaczu dziecka mężczyzna usłyszał takie słowa jak "rapier" "nie budź mamy". No nie, trzeba w końcu zareagować! Już mężczyzna miał wpaść do pokoju, gdy usłyszał fragment kolejnej wymiany zdań. W takim wypadku powstrzymał się i odszedł parę kroków do stolika stojącego na korytarzu. W wazonie siedziało parę kwiatków i łodyg świeżej, ozdobnej trawy. Jak jeden zniknie, to się chyba nic nie stanie? Wyciągnął łodygę, przetarł czystym rąbkiem swojej koszulki i włożył między zęby. Dopiero gdy obie dziewczyny zamieniły znów parę zdań, zapukał i spytał: - Halo? Można wejść? Przypominam, że jestem lekarzem. Mogę pomóc. Nie wiem...
Przy dziecku? Mama też nie wygląda na zdrową...
0 x
MOWA
- Sagisa
- Gracz nieobecny
- Posty: 668
- Rejestracja: 30 kwie 2017, o 20:26
- Wiek postaci: 21
- Ranga: Dōkō
- Krótki wygląd: - długie czerwone włosy, stalowoszare oczy
- koszula z długim rękawem, długie ciemne spodnie, wygodne buty
- cienkie pajęczynki blizn po raitonie pod ubraniem
- sygnet na łańcuszku schowany pod koszulą
- płaszcz podróżny z kapturem - Widoczny ekwipunek: - torba na biodrze, po prawej
- kabury na udach
- wakizashi za pasem
- manierka z wodą przy pasie - Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33 ... 998#p49998
Re: Ryokan "Królik Inaby"
Bywało, że wojownicy byli nieustraszeni. Szli w ogień, stawali w pierwszej linii podczas szarży na wroga, spoglądając wyzywająco w oczy samej Śmierci. Ale nawet oni mieli słabości, coś, z czym trudno było im się ścierać. Tensa była taką wojowniczką. Silną i dumną kunoichi, która już nieraz umknęła śmierci. Młodą kobietą która nie bała się bitew, krwi i ran. A jednak stając w obliczu małego dziecka, mając za zadanie odciążyć własną siostrę od obowiązków, znajdowała się w trudnej, jeśli nie rzec najtrudniejszej sytuacji, z jaką miała styczność. Zrozumienie przyczyny płaczu chłopca nie należało do łatwych, choć częściowo jej się udało. Zmieniła ufajdaną dziecięcą papką pieluchę, ale wraz z tym zmianie uległ również powód, dla którego maluch nadal wylewał łzy. Dziewczyna wyszła z założenia, że siostrzeniec najzwyczajniej w świecie się nudzi, postanowiła więc znaleźć mu jakąś zabawkę. Stanęło na... rapierze, mieczu, który zabezpieczyła przed wysunięciem ze skórzanej pochwy kilkoma wiązaniami bandaża. O dziwo, mimo że sama przyczyna pozostawała, udało jej się uciszyć w pewnym stopniu brunecika, z czego była bardzo zadowolona.
Podczas gdy jasnowłosa zajmowała się potomkiem swego rodu, jego matka mogła odrobinę odpocząć i nabrać rumieńców na uprzednio bladej twarzy. Wkrótce też odzyskała przytomność i zainteresowała się sytuacją, w końcu od dnia poprzedniego miała na uwadze nie tylko własne potrzeby, ale i te małego. Zadała krótkie pytanie, przyglądając się synkowi, a także przysłuchując wydawanym przez niego dźwiękom, siostra jednak nie odpowiedziała od razu, co trochę ją zaniepokoiło. Poczuła tylko, jak obejmuje ją ramieniem, po chwili odpowiadając.
- Rapier? - powtórzyła, nie rozumiejąc, gdy jednak usłyszała słowo "miecz", poderwała się automatycznie. - Zwariowałaś?
Mimo wszystko wzmocniony uścisk fiołkowookiej zatrzymał ją na miejscu, a tłumaczenie, że broń jest zabezpieczona, i tak jej nie uspokoiło. Nie miała jednak siły, by się opierać, westchnęła zatem z rezygnacją i dostosowała do przykazania, układając głowę na poduszce. Na komentarz odnośnie jej wyglądu jedynie na moment odwróciła spojrzenie.
- Zdaje ci się... - mruknęła pod nosem, po chwili odbierając od niej płaczące dziecko. Samej ułożyła się na boku, odsłoniła pierś i przystawiła do ust brunecika, który natychmiast ucichł i przyssał się do źródła pokarmu.
Wpatrywała się dłuższą chwilę w wilgotną od łez twarzyczkę malca, kciukiem gładząc go po policzku, i zastanawiała się, co dalej. Wiedziała, że stosunki między Tensą a Hayamim są obecnie bardzo napięte. Do tego dochodził też Yosuke, którego siostra nie znała i którego obecność zapewne jej się nie spodoba. Bardziej jednak rozmyślała nad ciągiem dalszym podróży, w końcu festiwal dobiegał już końca. Samuraj chciał ją zabrać do Kaigan, gdzie miał spotkać się z braćmi i rozpocząć ich szkolenie. Kuzyn zapewne ruszy z nim, ale ona... Ona wcale nie chciała w tym uczestniczyć. Sęk w tym, że młody Akodo zdawał się w tych planach w ogóle nie uwzględniać jej zdania na ten temat. Stwierdzał jednoznacznie: "pojedziemy", "zrobimy to i to", stawiając ją jakoby przed faktem dokonanym. A przecież to wszystko było w fazie planowania, więc powinien dopuszczać jakieś "jeśli". Ona była tym "jeśli". Nigdy nie lubiła, gdy ktoś jej coś narzucał. Zazwyczaj była niczym wolny ptak, sama za siebie decydowała, a przynajmniej miała jakiś wybór. Szatyn zdawał się tego nie rozumieć. Dodawał ją do własnych planów, jakby liczył, że bez słowa ruszy tam, gdzie chciał. A przecież sam jeszcze w Sogen twierdził, że może być sobą.
Jej rozmyślania przerwał głos siostry. Ryujin już swoje zjadł i właściwie zasnął po drodze, oderwała go zatem od siebie i przykryła delikatnie fragmentem pościeli. Tensa chciała wrócić do domu, z nią i małym. A jednak w przeciwieństwie do samuraja była skora dostosować własne plany do niej, do jej woli. Saga uśmiechnęła się pod nosem, zdając sobie z czegoś sprawę. Jasnowłosa nigdy nie robiła z niej ptaszka w klatce, jak sądziła jeszcze podczas nocnej lektury. To samą siebie w niej zamykała, oddając jej klucz. A wszystko z powodu potrzeby bycia gdzieś blisko. Bo to Saga była klatką, w której zamknięty był ten srebrzysty ptak.
- Czy chciałam tu przyjechać? - spytała cicho samą siebie, uśmiechając się pod nosem. - Właściwie to chciałam po prostu wyrwać się z domu, ta podróż była tylko pretekstem. Koronacja cesarza, turniej... Właściwie wszystko mnie ominęło. Samą ceremonię przespałam, streścił mi ją Hayami, gdy wrócił, a walki... Przy rozpoczęciu tych pierwszych źle się poczułam i zeszłam z trybun. Po prostu nie mogłam tam wytrzymać, a potem... potem znalazłam się w szpitalu, urodziłam Ryujina i tyle z pierwszego dnia festiwalu. Dziś widziałam twoje starcie... ale i tak czułam, że nie powinno mnie tam być. Dlatego wróciłam tu.
Tyle z tego wszystkiego wynikło dobrego, że była na miejscu, gdy potrzebowała jej siostra. W przeciwnym razie zapewne wykrwawiłaby się, nim ktokolwiek raczyłby wezwać pomoc. A teraz to ona była tą, której pomagano. Tensa dawała jej szansę powrotu do domu, tego miejsca, za którym i ona tęskniła, choć przecież sama chciała je opuścić.
- Nee-san, ja też chcę wrócić - szepnęła, patrząc w fiołkowe oczy siostry, gdy ta znów ją objęła. - W takim stanie jednak nie powinnam się nigdzie ruszać. To nie tylko zmęczenie, ja... chyba nie dam rady sama z małym...
Przymknęła powieki, czując wzbierające pod nimi łzy bezradności. Chciała, naprawdę chciała być silna. Dla synka, dla siostry... Tylko że... najwyraźniej nie była na to wszystko gotowa. Nie była gotowa przyjąć na siebie obowiązków matki. To ją zaczynało przerastać. I jakby w odpowiedzi na to rozległo się pukanie do drzwi, a zza nich dobiegł głos medyka. Mogę pomóc... przy dziecku - krótkie stwierdzenie, które wywołało u niej równie krótkie parsknięcie śmiechu. Odetchnęła głębiej, zerkając na wejście.
- Nie ma co, ma wyczucie - rzuciła półżartem. Zaraz jednak się zastanowiła. A może to... - przeznaczenie?
Spojrzała na srebrnowłosą. Sama nie miała sił, by wstać i otworzyć, musiała się zatem zdać w tej kwestii właśnie na nią. A jeśli brunet mógł jej jakoś pomóc, z chęcią tę pomoc przyjmie.
0 x

Re: Ryokan "Królik Inaby"
Dzieci, słodkie, urocze małe nowo... diabły z mrocznych czeluści, najniższych kręgów piekła... no, ale jak można tak myśleć? Można, przynajmniej do chwili, aż nie ujrzy się swojego malutkiego siostrzeńca w objęciach karmiącej go matki. Od razu robi się tak jakoś cieplej na sercu. Małe, podstępne, kochane i urocze. No cóż, nawet bezduszni mordercy, przynajmniej ta kobieca część, w części przypadku posiadali, coś takiego jak instynkt opiekuńczy, czy tam macierzyński, chociaż w tym drugim przypadku chodziło raczej o dzieci. Tensa nie była wyjątkiem, może i niezdarnie, może bez specjalnych umiejętności w tym kierunku, ale opiekowała się, a przynajmniej starała. Co prawda do tej pory głównie siostrą, bardziej na zasadzie milczącego stróża, który stara się wykaraskać z dowolnych tarapatów... Teraz chciała przyjąć zgoła inną rolę, niejako opiekunki do dziecka i matki... w sumie to chyba nazywają takiego kogoś "mężem". Spojrzała na swój dekolt, może i mężna była, ale płeć niestety się nie zgadzała, no i wymaga to jakichś formalności, a fakt, że są siostrami, mógł to znacznie utrudnić. Właściwie to uniemożliwić... to chyba nie było legalne, ale zabijanie czy tortury też. Skoro te dwa ostatnie miała na swoim koncie, to jakoś bez pierwszego sobie poradzi... no przynajmniej spróbuje, przecież do tej pory jakoś jej to wychodziło, a dziecko to tylko nowe wyzwanie... chociaż pierwszy raz bała się go. Wychować dziecko... jak to się robi? Szkoda, że nikt nie napisał instrukcji. "Żeby wyszło na dobrego człowieka, naciśnij czerwony przycisk, jeśli ma wyjść diabeł, wciśnij zielony", tak byłoby o wiele prościej, no ale życie nie może być za proste, prawda? Stara i znana, najprawdziwsza z prawd. Bo życie potrafi być szambem, grunt to mieć kogoś, kto cię z niego wyciągnie. W końcu i na dnie piekła jest światło, może to tylko odbity płomień, ale daje światło... czerwone, jak włosy pewnej dziewczyny, którą trzymała w objęciach.
Nie zdziwiła jej reakcja siostry, w końcu kto normalny daje dwudniowemu dziecku miecz do zabawy? Idiota albo geniusz... którym była białowłosa? Właściwie zależało to od chwili, ale wolała uważać, że nie wie. W końcu niewiedza bywała błogosławieństwem, zwłaszcza gdy chodziło o stan własnej wiedzy, a raczej jego braki, połączone z częstymi zaćmieniami. Tak zdecydowanie mogła być geniuszem, jednak na tyle emocjonalnym, że nie potrafiła tego wykorzystać, albo idiotą, który stara się udawać takowego. Niby tylko dwie rzeczy, określenia znajdujące się po przeciwległych stronach tej samej skali, a pomiędzy nimi ziała nicość. Jednak te dwie możliwości dawały niemalże nieskończoną ilość połączeń, czasem bezsensownych, czasem nie. Ahh, ta filozofia, niby prosta, a jak się zacznie, to nie wiadomo jak i kiedy przestać.
Przytrzymała siostrę i uśmiechnęła się. -Sądziłam, że wcześniej zauważyłaś. - powiedziała z zamyśloną miną. Czy zwariowała? Związek z siostrą, Shinem, popołudnie z Akashim, samotne starcie z mafią, złamanie regulaminu wiedząc, że grozi to śmiercią, wbicie kunai'a w ramie i wieczne rozterki... tak, to bardzo możliwe. Nie uważała się jednak za wariatkę, w końcu wszystko to miało jakiś sens, a może to ona starała się usprawiedliwiać ich bezsens swoimi emocjami? Tyle możliwości i którą tu wybrać? Właściwie to żadną, świadomie zapanować nad tym, do czego pchały ją podświadome pokusy? Nawet Tensa wiedziała, że nie ma to większego sensu, była jaka była i nie chciała tego zmieniać. No, może piersi chciałby mieć nieco mniejsze i ząb na miejscu właściwie to tyle. W końcu nie była taka najgorsza. Nawet jeśli czyniła źle to z dobrych pobudek... chociaż to nimi brukowane są piekielne alejki, a zresztą niech do diabła idą te przemyślenia. I tak nic nie wnosiły, a tylko zaprzątały niepotrzebnie jej i tak "siwą" już głowę. Widziała, że siostra mimo wszystko się denerwuje, no cóż, zabezpieczony czy nie, miecz to miecz, narzędzie śmierci, "ostry kijek" , którym Ryujin mógłby się przypadkiem pociąć, w sumie zadławić się nie zadławi, samo ostrze było dwa, albo i trzy razy tak długie, jak jego ciałko... przeszłoby na wylot i to po długości! Mrugnęła kilka razy szybciej, zastanawiając się, skąd w jej głowie biorą się tak idiotyczne pomysły... w sumie i tu odpowiedź była prosta. Znikąd, myśli po prostu płynęły, mądre i filozoficzne, głupie i bezsensowne, mieszały się ze sobą. Nie były zbyt męczące, czy nachalne, lubiła "odpływać", ale to chyba nie było miejsce, ani pora, na tego typu rozrywki.
-Może albo po prostu się stęskniłam. - powiedziała, wzruszając ramionami, gdy pomagała jej ułożyć się z Ryujinem. Niby minęły dwa dni... właściwie to niecałe, ale przez nie odczuła brak Sagisy mocniej, niż kiedykolwiek. Zdarzało jej się znikać z domu, nie wracać na noc czy dwie, ale do tej pory wiedziała, że płomiennowłosa na nią czeka, że gdy tylko wróci do domu, znów się zobaczą... Przez te dwa dni przekonywała samą siebie, że to przeszłość... Że jedyny powód, przez który zawsze wracała do domu, odszedł bezpowrotnie w zapomnienie... że było to "mniejsze zło". No, ale czy ona miała prawo o tym decydować? Nie, starała się narzucić siostrze swoją decyzję, wierząc, że jest lepsza. Właściwie nie pozostawiając jej, żadnej innej, żadnej "sensownej" możliwości. -To chyba nie była nasza najlepsza decyzja, ale przynajmniej wszystko się ułożyło. - powiedziała, obejmując siostrę. -Koronacja... każdy gada o Bogach i mówi, kim to będzie cesarz, jakby chcieli zakląć rzeczywistość, tak naprawdę to jedyne co można o nim powiedzieć to, to że potrafi przemawiać... - powiedziała, śmiejąc się pod nosem. -Czyli widziałaś...- powiedziała, smutniejąc na chwilę, językiem wymacała miejsce, gdzie powinien znajdować się jeden z zębów. -No cóż... to było szybkie, ja strzeliłam, licząc, że on się zasłoni, w końcu wygrał z Akasiem, więc powinien coś potrafić... a on się potknął, potem wybuch i ja nadziana na pięść. - na wspomnienie przeszedł ją dreszcz, żebra wciąż pulsowały drobnym bólem, jakby to, co przeżyła, kilka chwil wcześniej sprawiło, że ten aktualny stwierdził "pieprzę taką robotę" i zaczął robić wszystko, na odwal się. -Chociaż, właściwie to ogłosili moje zwycięstwo, a dopiero potem zdyskwalifikowali. - mówiła z filozoficzną miną. -Wychodzi na to, że jestem ćwierćfinalistką, która odpadła nie przegrywając żadnej walki. - uśmiechnęła się pod nosem. -To chyba nie takie złe?- zapytała, tak jakby i jej siostra dostrzegła coś pozytywnego w tym wszystkim. Wielka Uchiha, najpierw jej przeciwnik ją olewa, a potem w kilka sekund dostaje, solidny wpierdol od sędziego... gdyby cały czas tak to traktowała, to mogłaby się załamać... a na to nie miała ochoty.
Obie chciały wracać, obie w jakimś stopniu poradziły sobie, z tym, co było. Dwie siostry, znowu razem, mimo że rozdzieliły się na statku, znów jakimś cudem ich losy się splotły. No cóż, takie życie... na szczęście. Usłyszała szept siostry i uśmiechnęła się pod nosem. -Zdradzę ci sekret, jest taka jedna białowłosa, która powiedziała mi, że nie będziesz z tym sama. W końcu to jej siostrzeniec. - wyszeptała. Czy była zdeterminowana? Nie, to złe słowo, była gotowa, pewna tego, czego chce. -W sumie, gdyby nie piersi to namawiałabym cię, żebym została jego ojcem, ale teraz... mógłby zauważyć, że coś jest nie tak. - powiedziała, typowym dla siebie tonem głosu. W sumie nie byłoby to takie złe, rano trening, po południu zajmowanie się małym, a wieczorem misje... mogłoby to działać, za jakiś czas... W końcu zdążyła się już nasłuchać, od ludzi jak to małe dzieci budzą rodziców w środku nocy. Ale co tam, dadzą radę, w końcu razem mogą wszystko. I wtedy rozległo się pukanie do drzwi, Saga była zbyt zmęczona, by je otworzyć. Toteż ruszyła do nich Tensa. -Przeznaczenie albo szczęście. - odpowiedziała siostrze, po czym otworzyła drzwi.
-Tak, wybacz naszą ucieczkę, ale chyba ostatnio dużo się dzieje. - powiedziała, gestem zapraszając go do środka. -To Ryujin. - uśmiechnęła się pod nosem. -Chyba powinnam to wszystko jakoś wytłumaczyć... ale na całą historię zabrakłoby dnia.- westchnęła ciężko. -No więc mamy młodą matkę, zaraz po porodzie, nieodpowiedzialną starszą siostrę, która chyba ma coś z głową i Ryujina, chociaż przyjechałyśmy bez niego, urodził się wczoraj... - zamyśliła się na chwilę. -No i ta starsza, ledwo po wyjściu ze szpitala wbija sobie kunai w ramie, młodsza pojawia się nie wiadomo skąd i razem ją ratujecie, potem Ryujin zaczyna płakać, młodsza biegnie do synka, pada ze zmęczenia, starsza ją łapie zajmuje się dzieckiem i w sumie tyle. - ehh... czemu to musiało być tak popieprzone? W sumie to nie musiało, ale tak wyszło. -Właściwie to chyba doszliśmy do momentu, w którym ta starsza prosi medyka, żeby przypilnował młodszej, tak na wszelki wypadek, a jeśli oboje się zgodzą, to z chęcią idzie się umyć, bo czuć od niej chyba wszystkie możliwe wydzieliny. - zaczerwieniła się lekko. -Nie macie nic przeciwko? - zapytała oboje, w końcu Sadze mogło nie odpowiadać, zostanie z praktycznie obcym mężczyzną i dzieckiem. Jeśli oboje się zgodzili, ruszyła pod wymarzony prysznic, by zmyć z siebie owe "wydzieliny"...
0 x
- Akarui
- Postać porzucona
- Posty: 1567
- Rejestracja: 8 cze 2017, o 01:03
- Krótki wygląd: Jak na avku brązowy płaszcz z kożuszkiem - mamy zimę! ;)
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=54569#p54569
Re: Ryokan "Królik Inaby"
Gdy Akarui w końcu mógł wejść do środka wpuszczony przez białowłosą, zobaczył rudą z dzieckiem pod kołderką. Te już było spokojne, chyba ponownie zasnęło. Dziewczyna od kunaia w ramieniu na szybko wyjaśniła całą sytuację. Medyk stanął z założonymi na piersiach ramionami i spokojnie wysłuchał, przerzucając świeżo zdobytą łodyżkę z jednego kącika ust do drugiego. Gdy ta chciała już wybiec, by zażyć kąpieli, rzucił w jej kierunku: - To przynieś w drodze powrotnej wiadro ciepłej wody i coś do jedzenia dla koleżanki. Spojrzał na rudą i podszedł do jej miejsca spoczynku. Zatrzymał się w pół kroku i spojrzał na swoje ręce, jeszcze brudne. Nie dość że brudem dnia codziennego, świeżo po posiłku, to jeszcze ze śladami krwi z akcji parę minut temu. W tym stanie nie może podejść do niemowlaka! Przeczesał wzrokiem pomieszczenie, szukając dzbanka z wodą tu, bądź w pomieszczeniach obok. Dopiero z umytymi dłońmi klęknął przy młodej matce i jej niemowlęciu. Cud narodzin...
Po chwili zadumy wyciągnął dłonie po maluszka i spytał praktycznie szeptem: - Czy mogę go obejrzeć? Jeśli kobieta pozwoli, delikatnie chwyci malca tak, jak dawno temu uczył go ojciec. Podpierając kręgosłup i główkę w odcinku szyjnym, drugą ręką pod pupcię. Blisko ciała i delikatnie. Maleństwo jest jak jajko, potrzebuje bezpieczeństwa, wiele uwagi, ciepła i spokoju. Medyk zaczął się zastanawiać, czy ta dwójka jest w stanie mu to zapewnić? O tym jednak porozmawiają później. Na razie zdobył się na kolejną, ledwie wymruczaną wypowiedź: - A więc, Ryujin-chan, może Ty mi przedstawisz w końcu swoją mamusię i jej koleżankę? Oczywiście wypowiedź żartobliwie miała nawiązać do tego, że przez cały ten czas Akarui nie poznał jeszcze imion należących do tego zwariowanego duetu.
Potem dokładnie obejrzał dziecko, pozwalając sobie tez zajrzeć pod pieluchy, by wyeliminować wszelkie obawy. Położył dwa palce na tętnicy szyjnej, starając się poczuć i zliczyć uderzenia serca. Potem starał się wyczuć, czy dziecko nie ma gorączki, czy nie ma przebarwień na skórze. Skoro to już druga doba po narodzinach, może występować żółtaczka. Na początku to nic groźnego, ale trzeba ją obserwować. - Wiem, że jesteś zmęczona, ale bardzo by mi pomogło, gdybyś odpowiedziała na parę pytań. Czy poród odbierał lekarz, albo ktokolwiek, kto się na tym zna? Masz wystarczająco pokarmu? Widzę, że to świeża pieluszka, nie ma problemów ze stolcem? Nie może być bardzo jasny, szarawy, albo bardzo ciemny, musisz na to uważać... Jeśli będzie miało drgawki albo zamiast w normalny sposób wkurzająco płakać będzie piszczeć albo krzyczeć, musisz szukać lekarza. Jeśli nie zauważył nic dziwnego (#), oddaje maleństwo pod opiekę matki i teraz to jej przykłada dłoń do czoła, w celu zbadania temperatury. Akarui jest święcie przekonany, że będzie wysoka. Ma tylko nadzieję, że nic więcej niepokojącego nie zauważy (##). Musi jednak zadać kolejne pytania: - A jak sama się czujesz? Tam na dole w porządku? Możesz mieć krwawienia, nietrzymanie moczu i tak dalej... Jakiś dyskomfort poza tymi niewygodnymi pytaniami?
(#) i (##) - chyba muszę prosić kogoś odpowiedzialnego za fabułę o krótką informację na temat przebiegu badań
Po chwili zadumy wyciągnął dłonie po maluszka i spytał praktycznie szeptem: - Czy mogę go obejrzeć? Jeśli kobieta pozwoli, delikatnie chwyci malca tak, jak dawno temu uczył go ojciec. Podpierając kręgosłup i główkę w odcinku szyjnym, drugą ręką pod pupcię. Blisko ciała i delikatnie. Maleństwo jest jak jajko, potrzebuje bezpieczeństwa, wiele uwagi, ciepła i spokoju. Medyk zaczął się zastanawiać, czy ta dwójka jest w stanie mu to zapewnić? O tym jednak porozmawiają później. Na razie zdobył się na kolejną, ledwie wymruczaną wypowiedź: - A więc, Ryujin-chan, może Ty mi przedstawisz w końcu swoją mamusię i jej koleżankę? Oczywiście wypowiedź żartobliwie miała nawiązać do tego, że przez cały ten czas Akarui nie poznał jeszcze imion należących do tego zwariowanego duetu.
Potem dokładnie obejrzał dziecko, pozwalając sobie tez zajrzeć pod pieluchy, by wyeliminować wszelkie obawy. Położył dwa palce na tętnicy szyjnej, starając się poczuć i zliczyć uderzenia serca. Potem starał się wyczuć, czy dziecko nie ma gorączki, czy nie ma przebarwień na skórze. Skoro to już druga doba po narodzinach, może występować żółtaczka. Na początku to nic groźnego, ale trzeba ją obserwować. - Wiem, że jesteś zmęczona, ale bardzo by mi pomogło, gdybyś odpowiedziała na parę pytań. Czy poród odbierał lekarz, albo ktokolwiek, kto się na tym zna? Masz wystarczająco pokarmu? Widzę, że to świeża pieluszka, nie ma problemów ze stolcem? Nie może być bardzo jasny, szarawy, albo bardzo ciemny, musisz na to uważać... Jeśli będzie miało drgawki albo zamiast w normalny sposób wkurzająco płakać będzie piszczeć albo krzyczeć, musisz szukać lekarza. Jeśli nie zauważył nic dziwnego (#), oddaje maleństwo pod opiekę matki i teraz to jej przykłada dłoń do czoła, w celu zbadania temperatury. Akarui jest święcie przekonany, że będzie wysoka. Ma tylko nadzieję, że nic więcej niepokojącego nie zauważy (##). Musi jednak zadać kolejne pytania: - A jak sama się czujesz? Tam na dole w porządku? Możesz mieć krwawienia, nietrzymanie moczu i tak dalej... Jakiś dyskomfort poza tymi niewygodnymi pytaniami?
(#) i (##) - chyba muszę prosić kogoś odpowiedzialnego za fabułę o krótką informację na temat przebiegu badań

0 x
MOWA
- Sagisa
- Gracz nieobecny
- Posty: 668
- Rejestracja: 30 kwie 2017, o 20:26
- Wiek postaci: 21
- Ranga: Dōkō
- Krótki wygląd: - długie czerwone włosy, stalowoszare oczy
- koszula z długim rękawem, długie ciemne spodnie, wygodne buty
- cienkie pajęczynki blizn po raitonie pod ubraniem
- sygnet na łańcuszku schowany pod koszulą
- płaszcz podróżny z kapturem - Widoczny ekwipunek: - torba na biodrze, po prawej
- kabury na udach
- wakizashi za pasem
- manierka z wodą przy pasie - Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33 ... 998#p49998
Re: Ryokan "Królik Inaby"
Mówi się, że u kobiet wykształca się coś, co nazywane jest instynktem macierzyńskim. To taki cichy głosik gdzieś w głębi umysłu nakazujące matkom, przyszłym lub aktualnym, zadbać o swoje maleństwo. Saga przez długi czas nie potrafiła w sobie tego przebudzić, nie mogła się po prostu pogodzić z faktem, że zostanie matką. A wszystko z powodu traumy po wydarzeniach z tamtego letniego dnia a także świadomości, czyje dziecko przyjdzie jej urodzić. Sam fakt zaistnienia tej ciąży wpychał ją coraz głębiej w otchłań lęków i koszmarów, gdyż był dowodem tego, co wtedy robił z nią tropiciel. Ten, który okrzyknięty został narzeczonym jej siostry, dopuścił się gwałtu na płomiennowłosej, chcąc w ten sposób ukarać Tensę za odrzucenie jego zalotów. A jednak najgorzej wyszła na tym właśnie Sagisa. Może właśnie dlatego tak długo wzbraniała się z zaakceptowaniem istnienia swego przyszłego potomka, uważając go po prostu za małego potworka, który zabiera jej resztki normalności, resztki dzieciństwa i beztroski, które przepadały bezpowrotnie.
Dopiero ta wyprawa, spontaniczna podróż do Hanamury uświadomiła jej, że przecież dziecko nie jest niczemu winne, bo samo nie wybrało sposobu swojego poczęcia. Nie miało wpływu na nic, więc nie mogło brać na siebie odpowiedzialności za tamte wydarzenia. O ile wcześniej była skora pozbyć się "problemu", o tyle w chwili, gdy stała w porcie w Ryuzaku i wpatrywała się z lękiem w morze, czując ten sam lęk od maleństwa w swym łonie, zmieniła nastawienie. Zdała sobie tak naprawdę sprawę, że nie potrafiłaby znienawidzić dziecka tylko ze względu na to, kto był jego ojcem. Chyba właśnie w tamtym momencie dopuściła do siebie myśl, że będzie matką i wychowa małego, choć nie będzie to łatwe. Właśnie wtedy uaktywnił się w niej ten instynkt, myślenie nie tylko o sobie samej, ale i potomku. A wraz z jego narodzinami to poczucie odpowiedzialności jeszcze bardziej się pogłębiło. Czy więc dziwić może jej reakcja na wieść, że siostra dała Ryujinowi jakiś rodzaj miecza, żeby czymś go zająć?
- To nie jest zabawne - żachnęła się, słysząc komentarz jasnowłosej. Bo w tym, że Tensa zachowuje się jak wariatka, stanowczo nie było nic zabawnego. Najpierw wbiła sobie kunai w ramię, w ogóle nie biorąc pod uwagę, że może się przy tym wykrwawić na śmierć, a teraz dawała maleńkiemu dziecku broń do zabawy. Niby zabezpieczoną, ale jednak broń. Saga miała prawo do niepokoju. Na szczęście już po chwili trzymała Ryujina we własnych objęciach. Wtrącenie odnośnie tęsknoty pozostawiła bez komentarza, całą uwagę poświęcając drobnej istotce, która właśnie posilała się matczynym mlekiem.
Fiołkowooka zajęła się sobą, a ona miała chwilę na przemyślenia. Bo musiała pomyśleć, zdecydować, co tak właściwie jest ważne i gdzie powinna być. Ostatecznie doszła do wniosku, że najlepiej będzie jej wrócić do domu, do Sogen, nie zaś wałęsać się za Hayamim, którego najbliższym celem podróży będzie Kaigan. Prawda była taka, że priorytety młodego samuraja stanowczo odbiegały od jej własnych, a to tylko utwierdzało ją w przekonaniu, że związek, jaki oferował jej chłopak, nie ma prawa bytu. Tensa również chciała wracać do domu, choć w przeciwieństwie do Akodo zdawała się na jej decyzję. Dyskusja na temat powodów, dla których wyruszyły w tę podróż, przeszła w krótką dywagację o zdolnościach krasomówczych nowego władcy Morskich Klifów, kończąc jeszcze krótszym tytułowaniem jasnowłosej "ćwierćfinalistą, który odpadł bez choćby jednej przegranej". W całym tym potoku siostrzanych słów zainteresowało ją jednak coś innego, a mianowicie stwierdzenie, że ostatni przeciwnik, z jakim się ścierała, "wygrał z Akasiem".
- Ten Akaś, z którym wygrał Aburame... to jakiś twój znajomy? - spytała trochę niepewnie. W sumie nie była do końca pewna, jakich ludzi zna siostra. W końcu kojarzyła tylko ich wspólnych znajomych, a na żadnego nie wołali "Akaś".
Przyznała się siostrze co do obaw, jakie nią targały. W końcu co mogło dać jej pewność, że poradzi sobie w roli matki? Sam jej obecny stan raczej nie pomagał, a jak dotąd żadnego sensownego wsparcia u kogokolwiek nie otrzymała. W pewien pokrętny sposób Tensa obiecała nie zostawiać jej z tym samej, a potem zażartowała na temat swojego domniemanego ojcostwa. Na te słowa twarz stalowookiej oblał solidny rumieniec i już właściwie chciała coś powiedzieć, kiedy rozległo się pukanie do drzwi. Srebrnowłosa wpuściła do środka medyka, który wcześniej poskładał jej rękę, i zaczęła pokrętnie tłumaczyć, jak doszło do wcześniej zastanej sytuacji.
- Nee-san... - szepnęła, tylko kręcąc głową. Na więcej nie miała siły. W końcówce swej wypowiedzi siostra pytała poniekąd, czy może ich zostawić samych i iść się umyć. Saga tylko westchnęła i machnęła dłonią, dając jej wolną rękę. Może kąpiel zwróci jej trochę rozumu...
Nim Tensa wyszła, medyk zatrzymał ją jeszcze i poprosił, by przy okazji przyniosła ciepłą wodę i coś do jedzenia. Ostatnia kwestia uświadomiła jej, że przecież rano zjadła lekkie śniadanie i od tamtej pory nie miała nic sensownego w ustach. Może dlatego była osłabiona? W końcu przez ostatnie kilka dni nie odżywiała się zbyt dobrze. Spojrzała na Akaruia, który rozglądał się dookoła w poszukiwaniu dzbanka z wodą. Łatwo mógł znaleźć takie dwa na stoliku w kącie przy drzwiach, była tam nawet miska, w końcu prosiła obsługę już wczoraj, by zadbali o zapas wody. Mężczyzna obmył ręce z krwi i brudu, a następnie podszedł do niej, pytając o pozwolenie wzięcia małego na ręce. Saga nie miała nic przeciwko, w końcu był medykiem, oferował pomoc. Patrzyła, z jaką delikatnością podnosi śpiące dziecko, dochodząc do wniosku, że nawet jej siostra nie robiła tego aż tak ostrożnie. Pomijając już fakt, że dała maluchowi broń do zabawy.
- Przepraszam za siostrę, jest raczej typem wojowniczki niż mówcy - rzuciła cicho, jakby chcąc ją usprawiedliwić. W końcu niby wyjaśniła sytuację, ale nie raczyła ich przedstawić. - Ja jestem Saga, razem z Tensą pochodzimy z Sogen i właśnie stamtąd przyjechałyśmy. A Ryujin... urodził się już na wyspach.
Krótkie wyjaśnienie, przedstawienie całej trójki, to chyba powinno wystarczyć. Nie musiała podawać nazwiska, w końcu brunet rozpoznał sharingana u jasnowłosej, a skoro były rodzeństwem to i należały do jednego rodu. Teraz skupiła się bardziej na obserwacji, analizując poszczególne czynności Akarui'a. Wysłuchała również serii pytań, jakie jej zadał, starając się odpowiednio zebrać myśli, by udzielić jak najszczególniejszej odpowiedzi. Tak jak w przypadku relacji z opatrywania siostry musiała skupić się na konkretach. Opatuliła się szczelniej pościelą, zasłaniając nagie ramiona, i wzięła głębszy oddech, nim zaczęła mówić.
- Więc... mały urodził się wczoraj, w szpitalu w Hanamurze. Nie pamiętam dokładnie przebiegu całego zajścia, nie spodziewałam się w ogóle urodzić tak wcześnie. Na stoliku w rogu powinny być dokumenty od medyka, w tym także akt urodzenia Ryujina. Lekarz zapewniał mnie, że jest zdrowym, silnym chłopcem, nie wykazał żadnych nieprawidłowości. Je normalnie, problemów z wypróżnianiem raczej nie ma, zwracałam na to uwagę według zaleceń, nie widziałam też żadnych zmian na skórze. Staram się na niego uważać i wiem, że w razie jakichś niepokojących objawów muszę się zgłosić do najbliższego medyka. W tym przypadku to pan... - zakończyła wywód, uśmiechając się delikatnie.
Tozawa kończył już oględziny jej maleństwa. Nie powinien wykryć u niego żadnych niepokojących objawów. Już prędzej z nią było coś nie tak. Mało snu, kiepskie odżywianie i ogólnie nieregularność posiłków, stres, natłok myśli... i ta rosnąca niepewność, czy sobie ze wszystkim poradzi. Bo w końcu nie była na to przygotowana, nie miała rodzić w takich warunkach. W szpitalu, oczywiście, ale z dala od domu, od rodziców, pozostawiona właściwie samej sobie, osamotniona. Gdy wyruszała na tę całą wyprawę, miała u swego boku siostrę i przyjaciela. Oboje zarzekali się, że będą jej strzec, wspierać ją, że pomogą w każdej sytuacji. Ostatecznie Tensa zniknęła, nim jeszcze dobili do brzegu, a Hayami... Cóż, Hayami miał swoje priorytety, a jej osoba widać nie stała na zbyt wysokim poziomie. Powoli dochodziło do niej, że nawet miłość, jaką ją darzył, znajduje się niżej w hierarchii wartości niż samurajski honor.
Odebrała synka, przytulając go do siebie, pozwoliła też się zbadać, patrząc na mężczyznę zmęczonym wzrokiem. W końcu doszedł do pytań dotyczących stricte jej stanu i samopoczucia, które wcale nie były tak dobre. Zwłaszcza to ostatnie. O ile nie odczuwała jak na razie większych problemów fizjologicznych, o tyle już z samych coraz bardziej przeszklonych stalowych oczu można było wyczytać odpowiedź. Dyskomfort? Niewygodne pytania? To było nic. Przymknęła powieki, uwalniając tym samym spływające z kącików łzy, nie potrafiła pohamować drżenia warg.
- Boję się... - wyszeptała w końcu, coraz mocniej zaciskając powieki. - Boję się, że sobie nie poradzę... Ja... nie chcę go skrzywdzić, ale nie daję już rady... Chcę do domu... do rodziców... Nie nadaję się na matkę...
Płacz, mimo że nie był rozwiązaniem, w pewien sposób dawał upust skumulowanym emocjom, pozwalał je z siebie wyrzucić. Na krótką chwilę dawał ulgę, oczyszczał umysł ze zbędnych myśli. A może po prostu był czymś nieuniknionym, gdy człowieka zaczynało coś przerastać. Zwłaszcza w przypadku kogoś takiego jak Sagisa - młoda matka, która ledwo co zdążyła poradzić sobie z własnymi lękami, prześladującymi ją koszmarami. Starała się być silna, tłumiła w sobie niepewność, bo przecież musiała się zająć dzieckiem. Gdy jednak zaczynało do niej docierać, jak wielkim obowiązkiem jest opieka nad małym, kiedy nie ma się wokół siebie żadnego pewnego wsparcia, tama blokująca emocje zaczynała po prostu pękać i nie było już odwrotu.
0 x

- Akarui
- Postać porzucona
- Posty: 1567
- Rejestracja: 8 cze 2017, o 01:03
- Krótki wygląd: Jak na avku brązowy płaszcz z kożuszkiem - mamy zimę! ;)
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=54569#p54569
Re: Ryokan "Królik Inaby"
No tak. Wyczulona dłoń medyka poinformowała o temperaturze przekraczającej normę zdrowego człowieka. Należało jednak pamiętać o osłabieniu dziewczyny związanym z tak niedawnym porodem, widełki więc automatycznie się rozszerzały, łapiąc wynik badania z powrotem w standardowe odchylenie. Czerwonowłosa odpowiedziała na pytania związane z maleństwem i w końcu opowiedziała o sobie, siostrze i trzeciej, najmniejszej i najcenniejszej osobie, jakim był Ryujin. Po całej tej bieganinie nareszcie dowiedział się z kim ma do czynienia. Imię swojego rozmówcy to bardzo ważna rzecz. Stanowi przełamanie pierwszego muru w kontaktach interpersonalnych. Nie każdy adept medycyny stosuje tą zasadę, jednak dla Akarui'ego była praktycznie "Złota". Sam zawsze otwiera się dla swojego pacjenta i chce, by i ten zrobił to samo, na ile tylko można.
Gdy padła informacja o dokumentach, natychmiast je zabrał i pozwolił sobie usiąść obok młodej matki. Na kolejne pytania, jak też na rzucony pod koniec żarcik, odpowiedzi brakowało. W młodej matce coś pękło. Jakaś tama, chroniąca wioskę umysłu przed falami żalu, rozgoryczenia i strachu właśnie zaczynała puszczać. Pierwsze krople wypływały już przez te stalowoszare oczęta, wibracje kruszejącego muru trzęsły wargami i sprawiały, że głos drżał i był blisko załamania. Prawda jednak jest taka, że coś, co w tej chwili jest dramatem, kryzysem i tragedią, jedną wielką wątpliwością, jest normalnym stanem rzeczy. Zranionej duszy nie leczy się tak "łatwo" jak ciała. Akarui nie mógł jej zostawić samej sobie, dziewczyna w tej chwili potrzebuje wsparcia: - Słuchaj... To, co teraz czujesz, jest normalne. Każda młoda matka przeżywa chwile słabości. Wcześniej czy później te nadejdą. Byłem przy porodzie, gdzie kobieta jeszcze nie zdążyła wydać maleństwa na świat, a już krzyczała, żeby je zabrać, że go nie chce, że nie zasługuje na nie, a ono nie zasługuje na nią jako matkę. I wiesz co? Dziewczynka jest teraz genninem w Shigashi no Kibu, najlepiej rokująca ze swojego rocznika. I są szczęśliwe. Bo mają siebie nawzajem.
Tozawa lubił wspomnianą przed chwilą historię, była prawdziwa i podnosiła na duchu. Miał jednak za mało informacji dotyczącej samego otoczenia młodej matki. Kobieta z przypowieści ma kochającego męża, który pomagał jej na każdym kroku i wzorowo opiekował się córeczką, za co medyk zawsze go podziwiał i szanował. Ktoś, kto z knajpy zwykle albo wychodził na czworaka, albo musieli go wynosić, z dnia na dzień stał się idealną głową rodziny! Cud, prawda? Akarui powinien więc dowiedzieć się czegoś więcej o Sagisie i jej otoczeniu: - Wiesz, Tensa nie wydaje się taka zła... Przy dziecku człowiek szybciej dorośleje. Może rola cioci sprawi, że nabierze rozumu, szacunku do życia, nauczy się czegoś i ustabilizuje? Nie znam jej zbyt dobrze, ale zwykle tak się dzieje... A reszta rodziny? Wasi rodzice? Albo ojciec Ryujina? Akarui wiedział, że tymi pytaniami może poruszyć delikatną strunę. Żyli bowiem w świecie, gdzie posiadanie obojga rodziców, całych i zdrowych, mogło graniczyć z cudem. Czy dziadkowie maleństwa żyją? Czy ojciec żyje? Ludzie potrzebują siebie nawzajem. Jeśli każdy stoi sam, zwykły wiatr może być w oczach człowieka huraganem. Jeśli przynajmniej dwoje wspiera się plecami, zawsze jest to kolejny punkt podparcia, zawsze jest łatwiej...
- Nigdy nie jest tak źle jak się zdaje. Mówi się, że świat jest okrutny, ciągłe wojny, walka o przetrwanie... Ale przecież walczymy po to, by przyszłe pokolenia miały lepiej, prawda? Dlatego też teraz i ja będę walczył i ratował, dla Ryujina. Zakończył swoją wypowiedź kolejnym szczerym uśmiechem, przez który cienka łodyżka prawie wypadła z kącika ust, ale w ostatniej chwili została uratowana dość rozbawiającym grymasem. Taki podniosły, poważny moment, a ten tu strzela takie papy...
Gdy padła informacja o dokumentach, natychmiast je zabrał i pozwolił sobie usiąść obok młodej matki. Na kolejne pytania, jak też na rzucony pod koniec żarcik, odpowiedzi brakowało. W młodej matce coś pękło. Jakaś tama, chroniąca wioskę umysłu przed falami żalu, rozgoryczenia i strachu właśnie zaczynała puszczać. Pierwsze krople wypływały już przez te stalowoszare oczęta, wibracje kruszejącego muru trzęsły wargami i sprawiały, że głos drżał i był blisko załamania. Prawda jednak jest taka, że coś, co w tej chwili jest dramatem, kryzysem i tragedią, jedną wielką wątpliwością, jest normalnym stanem rzeczy. Zranionej duszy nie leczy się tak "łatwo" jak ciała. Akarui nie mógł jej zostawić samej sobie, dziewczyna w tej chwili potrzebuje wsparcia: - Słuchaj... To, co teraz czujesz, jest normalne. Każda młoda matka przeżywa chwile słabości. Wcześniej czy później te nadejdą. Byłem przy porodzie, gdzie kobieta jeszcze nie zdążyła wydać maleństwa na świat, a już krzyczała, żeby je zabrać, że go nie chce, że nie zasługuje na nie, a ono nie zasługuje na nią jako matkę. I wiesz co? Dziewczynka jest teraz genninem w Shigashi no Kibu, najlepiej rokująca ze swojego rocznika. I są szczęśliwe. Bo mają siebie nawzajem.
Tozawa lubił wspomnianą przed chwilą historię, była prawdziwa i podnosiła na duchu. Miał jednak za mało informacji dotyczącej samego otoczenia młodej matki. Kobieta z przypowieści ma kochającego męża, który pomagał jej na każdym kroku i wzorowo opiekował się córeczką, za co medyk zawsze go podziwiał i szanował. Ktoś, kto z knajpy zwykle albo wychodził na czworaka, albo musieli go wynosić, z dnia na dzień stał się idealną głową rodziny! Cud, prawda? Akarui powinien więc dowiedzieć się czegoś więcej o Sagisie i jej otoczeniu: - Wiesz, Tensa nie wydaje się taka zła... Przy dziecku człowiek szybciej dorośleje. Może rola cioci sprawi, że nabierze rozumu, szacunku do życia, nauczy się czegoś i ustabilizuje? Nie znam jej zbyt dobrze, ale zwykle tak się dzieje... A reszta rodziny? Wasi rodzice? Albo ojciec Ryujina? Akarui wiedział, że tymi pytaniami może poruszyć delikatną strunę. Żyli bowiem w świecie, gdzie posiadanie obojga rodziców, całych i zdrowych, mogło graniczyć z cudem. Czy dziadkowie maleństwa żyją? Czy ojciec żyje? Ludzie potrzebują siebie nawzajem. Jeśli każdy stoi sam, zwykły wiatr może być w oczach człowieka huraganem. Jeśli przynajmniej dwoje wspiera się plecami, zawsze jest to kolejny punkt podparcia, zawsze jest łatwiej...
- Nigdy nie jest tak źle jak się zdaje. Mówi się, że świat jest okrutny, ciągłe wojny, walka o przetrwanie... Ale przecież walczymy po to, by przyszłe pokolenia miały lepiej, prawda? Dlatego też teraz i ja będę walczył i ratował, dla Ryujina. Zakończył swoją wypowiedź kolejnym szczerym uśmiechem, przez który cienka łodyżka prawie wypadła z kącika ust, ale w ostatniej chwili została uratowana dość rozbawiającym grymasem. Taki podniosły, poważny moment, a ten tu strzela takie papy...
0 x
MOWA
Re: Ryokan "Królik Inaby"
Wanna, marzyła o niej, o zmyciu z siebie krwi, potu i całej reszty wydzielin, które tego dnia znalazły się na jej ciele. Poszła do łazienki, znanego sobie miejsca, była tam do tej pory dwa razy, za pierwszym wściekła i spanikowana, za drugim szukająca zabawy... a teraz szczęśliwa. Zmęczona i szczęśliwa. Mówi się, że papier przyjmie wszystko, w przypadku tego ryokanu to samo można powiedzieć o szafkach, tych metalowych, zimnych i bezdusznych stalowych pojemników. Zbroja, ubrania, uzbrojenie i cała reszta tego cholerstwa, które nosiła ze sobą na co dzień. Nie przejmowała się jakoś specjalnie ułożeniem rzeczy, w końcu i tak zaraz wróci. Weszła do łaźni owinięta w ręcznik, dłonią przejechała po lewym ramieniu. Spora blizna... Nie, nie blizna. Świeża rana, otwarta tak nie dawno, w akcie głupiej desperacji. Medyk wprawnie ją połatał. Poruszyła ręką zataczając w powietrzu "młynek", działała, tak jak działać powinna. Pomimo że wcześniej z niej korzystała, jakoś raźniej poczuła się, sprawdziwszy tę oczywistość. Obmyła się. Brud dnia codziennego, pełnego niecodziennych wydarzeń przestał być jej problemem. Weszła do ciepłej wody. Była obolała, co skutecznie do tej pory udało jej się ukryć... przynajmniej przed Sagą, jak zawsze, ten sam błąd, zatajona prawda, o ranach, tylko po to żeby się nie martwiła. To nic, to tylko ramie, żebra, szczęka, nie mają przecież znaczenia, w końcu jej życie wróciło na właściwy tor... prawda? Woda zewsząd otaczała jej ciało. Wilgoć tak przyjemna, że aż nie chciało się wychodzić. Woda... Czerwona woda... Zdziwienie, niedowierzanie, bo przecież nie tak miało być? Przecież wszystko było w porządku? To tylko zadrapanie, cholerna ryska. Wyliże się z niej, wyliże jak pies... Jak suka. Przeszywający ból. Paraliżujący, nie tyle ramie ile prawie pół ciała. Ryk... Nie, bardziej zduszony przez zagryzione zęby jęk. Da radę. Ręcznik jest niedaleko. Szybki opatrunek. Przecież medyk jest z Sagą... Zajmą się tym, będzie dobrze... Przecież... Starała się wyjść, wyrwać się z wody, przesadzić ten pieprzony bok wanny... Dała radę, nie za pierwszym, czy drugim razem... Ale udało się... Woda zabarwiona od krwi spływała delikatnie po ciele, gdy w końcu pokonała barierę bólu i słabości z cichym plaskiem uderzająco podłogę. Rana na ramieniu, znów otwarta przyciskała ją do ziemi. To nie tak, że nie potrafiła... Po prostu nie miała siły. Zmęczenie i ten cholerny ból rozdartego na nowo ciała. Nie dała rady. Skuliła się, kurczowo chwytając ramie, jakby jej dłoń, drobna, poznaczona bliznami miała ją uratować, po raz kolejny walczyć... Szkarłatna posoka przelewała się przez jej palce. Tensa już nie krzyczała, pokój był za daleko, żeby ją usłyszeli... Została sama, tylko ona i jej słabość... Patrzyła na krew i wiedziała, że to koniec, że tym razem nikt nie przyjdzie z pomocą. Uśmiechnęła się pod nosem. To nie było przyjemne, przecież w końcu jej życie miało się ułożyć... Uśmiechała się szczerze, bo co miała zrobić? Było za późno na łzy, walkę, próby, za późno na desperacje... Ale spróbowała, wyprostowała ciało, ręcznik, biały ręcznik odznaczający się niczym kwiat na polu po żniwach. Leżał na podłodze która swym wyglądem zaczynała przypominać bardziej rzeźnie, niż toaletę. Nie dosięgała. Chciała się zerwać, ale ból był zbyt duży, by ciało wygięte w parodystycznym łuku konwulsji, było w stanie wystrzelić, niczym wąż. Obróciła się, tak by patrzeć w jasny sufit, chciała zobaczyć niebo... Ale nie mogła. -Miałam umrzeć na statku. - powiedziała, słabym zduszonym ramionami kostuchy szeptem. -Narzędzie... cholerne narzędzie, próbowałam nim być całe życie, a kiedy zostałam... - zaśmiała się, a ból w żebrach zawtórował echem. Szyderczym, dudniącym w klatce piersiowej głosem kata, który w końcu dopadł wyczekiwanego od lat skazańca. Wyciągnęła rękę w powietrze, przed siebie jakby chcąc coś złapać, niewidzialnego, ulotnego jak mijająca chwila. Ręka upadła z głuchym plaskiem na podłodze. Fiołkowe oczy zaszły mgłą, robiły to nie raz, ale nie w taki sposób... Na zawsze... jedynym co trwa wiecznie, jest śmierć... ostatnia myśl, zapisana w oczach, które na zawsze straciły swój blask...
0 x
Re: Ryokan "Królik Inaby"
Chłopak wędrował znanymi sobie uliczkami Szarej, a następnie Białego Dystryktu, chcąc zgubić ewentualny ogon. Błądził w tłumie jakieś pół godziny, zanim doszedł do wniosku, że o i tak na nic, skoro mężczyzna ma wtyki wśród lokalnych kupców i strażników. Kiedy to zrozumiał, zaczął kierować się w stronę ryokanu. Przeciskał się przez tłum, aż doszedł do upragnionego przez siebie miejsca: ryokanu w którym zatrzymali się z Tensą. Gdy tylko budynek pojawił się w oddali tak, że chłopak zaczął widzieć jego zarysy, natychmiast przyspieszył kroku. Chciał jak najszybciej poinformować dziewczynę o wszystkim i uciekać, bo to była jedyna możliwość ucieczki z przeklętego miejsca, w którym cały syndyka zbrodni będzie ich szukał. Nie oglądał się za siebie, nie miał zamiaru też przeciskać się między ludźmi i pokazywać wszystkim naokoło, dlatego obszedł cały budynek i zaczął się na niego wspinać za pomocą podstawowej techniki ninja. Podszedł do okna pokoju, w którym spali, ale nie usłyszał stamtąd żadnego dźwięku, więc wskoczył, przygotowany na to, że zobaczy tam Tensę.
...ale jej nie było. Pierwszą myślą Shina było: porwali ją. Przyszli tu, gdy próbował ich zgubić i zabrali. Ale chwila, przecież Tensa była Sentoki, nie poddałaby się bez walki. A ślady walki... wzrok chłopaka natychmiast powędrował na zaschniętą plamę krwi na podłodze. Shin podszedł do niej, nabrał nieco na palce i roztarł, plując sobie w brodę za to, że nie uczył się rozpoznawać śladów krwi od jednego ze swoich wujków w klanie. Jedyne, co pamiętał to fakt, że zaschnięta krew może leżeć tu maksymalnie sześć godzin zanim sczernieje. Plama nie była aż taka duża, więc nie mogła to być zbyt długa walka.
Shin starał się rozglądać po pokoju, szukając oznak walki, ale w jego oczy rzuciła się jedynie karta papieru pozostawiona na kapeluszu i starannie poskładanych ubraniach. Shin był zbyt przejęty, by wcześniej zwrócić uwagę na taki szczegół. Poczuł ukłucie serca przynoszące ulgę: czyli cokolwiek się stało, Tensa miała wystarczająco dużo czasu, by poskładać i zostawić tu swoje ubrania. Może jeszcze wróci?
W oczy chłopaka rzuciła się jeszcze pognieciona karteczka leżąca na kapeluszu. Niepewnym krokiem Shin podszedł do stołu i zaczął ją otwierać, rozpoznając stworzoną dla Tensy różę, a raczej jej budulec. Szybko wziął ją w swoje ręce i zauważając tekst, zaczął czytać:
Chłopaka zamurowało. Jak? Tak po prostu odeszła? Zostawiając nie wyjaśniającą nic wiadomość? Chłopak czuł ulgę i złość, potęgowaną przez niemoc wrzucenia w wir wydarzeń. Jak mogła go tak po prostu zostawić? Jak po tym wszystkim mogła tak po prostu odejść bez słowa? Chłopak osunął się na kolana, a z jego oka popłynęła łza, torując sobie ścieżkę na policzku. Chłopak zacisnął zęby i pięści. Przed kilkoma godzinami był najszczęśliwszym człowiekiem na świecie... teraz pozostał zranionym dzieckiem, nikim więcej. Kimś bez wartości, kto musi uciekać. I musi to zrobić jak najszybciej.
- Kami Chou Sekkou no Jutsu - powiedział cicho, a jego ciało zaczęło powoli się rozpadać. Miał tylko jeden cel, jedno życzenie: znaleźć się z powrotem w swoim pokoju w Ryuuzaku no Taki, w mieście kupieckim z którego wyruszył i udawać, że to wszystko nigdy się nie wydarzyło...
z/t
...ale jej nie było. Pierwszą myślą Shina było: porwali ją. Przyszli tu, gdy próbował ich zgubić i zabrali. Ale chwila, przecież Tensa była Sentoki, nie poddałaby się bez walki. A ślady walki... wzrok chłopaka natychmiast powędrował na zaschniętą plamę krwi na podłodze. Shin podszedł do niej, nabrał nieco na palce i roztarł, plując sobie w brodę za to, że nie uczył się rozpoznawać śladów krwi od jednego ze swoich wujków w klanie. Jedyne, co pamiętał to fakt, że zaschnięta krew może leżeć tu maksymalnie sześć godzin zanim sczernieje. Plama nie była aż taka duża, więc nie mogła to być zbyt długa walka.
Shin starał się rozglądać po pokoju, szukając oznak walki, ale w jego oczy rzuciła się jedynie karta papieru pozostawiona na kapeluszu i starannie poskładanych ubraniach. Shin był zbyt przejęty, by wcześniej zwrócić uwagę na taki szczegół. Poczuł ukłucie serca przynoszące ulgę: czyli cokolwiek się stało, Tensa miała wystarczająco dużo czasu, by poskładać i zostawić tu swoje ubrania. Może jeszcze wróci?
W oczy chłopaka rzuciła się jeszcze pognieciona karteczka leżąca na kapeluszu. Niepewnym krokiem Shin podszedł do stołu i zaczął ją otwierać, rozpoznając stworzoną dla Tensy różę, a raczej jej budulec. Szybko wziął ją w swoje ręce i zauważając tekst, zaczął czytać:
Motylku,
Wybacz że opuszczam Cię w taki sposób. Kiedy znajdziesz ten list będę już pewnie w drodze do Kotei. Musiałam wrócić, zrozumiałam że nie ważne co będzie się dziać, muszę być przy siostrze. Nie przejmuj się plamą krwi, połatali mnie.
Aniołek
Chłopaka zamurowało. Jak? Tak po prostu odeszła? Zostawiając nie wyjaśniającą nic wiadomość? Chłopak czuł ulgę i złość, potęgowaną przez niemoc wrzucenia w wir wydarzeń. Jak mogła go tak po prostu zostawić? Jak po tym wszystkim mogła tak po prostu odejść bez słowa? Chłopak osunął się na kolana, a z jego oka popłynęła łza, torując sobie ścieżkę na policzku. Chłopak zacisnął zęby i pięści. Przed kilkoma godzinami był najszczęśliwszym człowiekiem na świecie... teraz pozostał zranionym dzieckiem, nikim więcej. Kimś bez wartości, kto musi uciekać. I musi to zrobić jak najszybciej.
- Kami Chou Sekkou no Jutsu - powiedział cicho, a jego ciało zaczęło powoli się rozpadać. Miał tylko jeden cel, jedno życzenie: znaleźć się z powrotem w swoim pokoju w Ryuuzaku no Taki, w mieście kupieckim z którego wyruszył i udawać, że to wszystko nigdy się nie wydarzyło...
z/t
0 x
- Sagisa
- Gracz nieobecny
- Posty: 668
- Rejestracja: 30 kwie 2017, o 20:26
- Wiek postaci: 21
- Ranga: Dōkō
- Krótki wygląd: - długie czerwone włosy, stalowoszare oczy
- koszula z długim rękawem, długie ciemne spodnie, wygodne buty
- cienkie pajęczynki blizn po raitonie pod ubraniem
- sygnet na łańcuszku schowany pod koszulą
- płaszcz podróżny z kapturem - Widoczny ekwipunek: - torba na biodrze, po prawej
- kabury na udach
- wakizashi za pasem
- manierka z wodą przy pasie - Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33 ... 998#p49998
Re: Ryokan "Królik Inaby"
[*] Uchiha Tensa[/url][/center]Los bywa przewrotny. Kiedy myślisz, że wszystko zmierza ku lepszemu, że wreszcie zaczyna się do ciebie uśmiechać, możesz nie dostrzec, że to uśmiech szydercy, który tylko czeka, aż znów upadniesz i się stoczysz. Saga dość często się potykała, ale zawsze znalazł się ktoś, kto wyciągnął do niej dłoń i pomagał wstać. Najczęściej tą osobą była jej siostra i nic nie wskazywało, że może jej ot tak zabraknąć. Zaiste, Los bywa przewrotny... ~~ Tensa nie odpowiedziała na jej pytanie odnośnie tego całego Akasia. Może miała coś do ukrycia, a może najzwyczajniej w świecie nie miało to większego znaczenia. Płomiennowłosa nie wnikała, bo zapewne i tak nie dostałaby żadnej konkretnej odpowiedzi. W końcu równie dobrze mogła go poznać tu w Hanamurze, nie wiedząc o nim zbyt dużo, by tą wiedzą podzielić się z kimkolwiek.
Została sam na sam z medykiem, który zajął się badaniem dziecka. Na zadane pytania starała się odpowiadać zwięźle, konkretnie, podobnie jak całkiem niedawno przy okazji tamowania krwotoku z przebitego ostrzem ramienia siostry. Wspomniała oczywiście o dokumentach, które przekazał dla niej lekarz za pośrednictwem Hayamiego, a które sama przeglądała, nim zmorzył ją sen. Sen, z którego wyrwał ją agonalny krzyk jasnowłosej. Akarui od razu po nie sięgnął, przeglądając pobieżnie, zaraz potem też przeszedł do ogólnego badania jej własnej osoby. Z łatwością wyczuł podwyższoną temperaturę, zważywszy jednak okoliczności, nie odbiegała ona aż tak od standardów, by mogła niepokoić. Inaczej rzecz się miała ze stanem psychicznym młodej matki, chociaż i tu załamanie było w granicach normy.
Łzy spływały coraz gęstszym strumieniem spod zaciśniętych powiek, wargi drżały wraz z głosem wydobywającym się spomiędzy nich. Obawy, bezsilność, niemoc. Wszystkie emocje, które kumulowały się w niej tak długo, a które starała się w sobie tłumić, w tej jednej chwili wezbrały i jedną potężną falą w nią uderzyły. Jedni powiedzieliby, że to wina hormonów, inni - że po prostu nie wytrzymała. Pewne było tylko to, że ta emocjonalna tama pękła z hukiem. Brunet starał się ją jakoś pocieszyć, tłumacząc, że te wszystkie odczucia są normalną sprawą, w końcu każda matka w którymś momencie przeżywa załamanie. Przytoczył nawet historię jakiejś kobiety z Shigashi no Kibu, której poród sam odbierał, a jednak płomiennowłosa nie mogła się do niej przyrównać.
- Nie powinnam była zajść w ciążę... Nie powinnam być matką... To nie miało tak być... On nie powinien...
Wyrzucone z siebie w pośpiechu fragmenty zdań zmieszane ze łzami mogły nie mieć ogólnego sensu. Bez znajomości historii dziewczyny medyk nie mógł znać przyczyny tego wyparcia, które było wręcz odwrotnością jej zachowania. W końcu wypierała się bycia matką, ale kuląc się coraz bardziej, wciąż otaczała ramionami synka, jakby chcąc go chronić przed wszelkim złem. Mimo że przez większość ciąży odrzucała od siebie myśl, że przyjdzie jej wychować dziecko będące owocem gwałtu, tak od chwili narodzin podświadomie dążyła do bliskości ze swym maleństwem. Nawet w szpitalu miała opory przed oddaniem Ryujina w obce ręce na dłużej, niż to konieczne.
Brunet spróbował od innej strony, mówiąc o Tensie i jej ewentualnym dojrzeniu w roli ciotki. Może było w tym trochę racji, że obecność małego dziecka poniekąd wymusza dorosłość, w końcu właśnie to działo się też z Sagisą. Próbowała wyobrazić sobie jasnowłosą z maluchem na rękach, później pomagającą mu stawiać pierwsze kroki, uczącą go samoobrony, gdy podrośnie... Potrafiła to sobie wyobrazić, a te myśli pomagały jej się uspokoić. Perspektywa, że będzie miała w siostrze wsparcie. Jakże krucha jest nadzieja...
- Nasi rodzice są... w Sogen... a Kazuo... - szeptała, wreszcie się uspokajając, choć głos nadal jej drżał. - Kazuo zginął latem...
Ostatnią kwestię wypowiedziała już normalnym tonem, wzrok utkwiony mając gdzieś w ścianie. Pamiętała jego krwiste oczy i ten uśmiech, który nie wróżył niczego dobrego. Zadrżała, gdy powróciło wspomnienie tortur i rażenia prądem, zaraz jednak wzięła głębszy oddech i wszystko wróciło do normy. Przymknęła na moment powieki. "Tu umiera Tensa" - rozbrzmiało cichym echem, gdy nie wiadomo skąd pojawiło się wspomnienie ze statku, gdy fiołkowooka ścinała swój długi warkocz. O dziwo, reszta jej ówczesnej wypowiedzi gdzieś zanikła. Płomiennowłosa poczuła dziwne ukłucie wewnątrz i momentalnie otworzyła oczy.
- Nee-san... - szepnęła, zerkając w stronę drzwi do pokoju. - Długo nie wraca...
Przeczucie, dziwne wrażenie, że coś się kończy. Krótki impuls niepokoju, jakby miało dziać się coś złego. I rzeczywiście się działo, tego jednak Sagisa nie mogła być świadoma. Jeszcze nie...
0 x

- Akarui
- Postać porzucona
- Posty: 1567
- Rejestracja: 8 cze 2017, o 01:03
- Krótki wygląd: Jak na avku brązowy płaszcz z kożuszkiem - mamy zimę! ;)
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=54569#p54569
Re: Ryokan "Królik Inaby"
Chop Sue...
Jakież życie potrafi być przewrotne. W jednej chwili ratujesz życie, by w drugiej okazało się, że całe Twoje starania spełzły na niczym...
Próby pocieszenia płaczącej kobiety nie dały zbyt dużo. Akarui jednak nie spodziewał się innej reakcji. Nie był przecież żadnym terapeutą. Zdawał sobie sprawę, że te parę słów może w żaden sposób nie wpłynąć na doła, w jakiego wpadła Sagisa, ale ważne było to, że się starał, jak zawsze. Dowiedział się przynajmniej paru rzeczy. W Sogen dziewczyny miały rodziców, co było wielce pocieszające, przynajmniej dla medyka. Śmierć osobnika o imieniu Kazuo, który jednak nie został nazwany ojcem dziecka, była już mniej pocieszająca. Przynajmniej dla Tozawy, który nie znał historii swojej pacjentki. Wiedział jednak, że młoda matka nie będzie sama. Teraz najważniejsze było zaopiekowanie się maleństwem, wzmocnienie młodej kobiety i unormowanie całej tej sytuacji.
Do tego jednak było jeszcze daleko. Sagisa zauważyła, że jej siostry już długo nie ma. Medyk uznał, że może coś z tym zrobić: - To może Ty tu poczekaj, prześpij się przy małym, a ja poszukam Ci czegoś do jedzenia i Tensy, dobrze?
Niedługo wrócę, obiecuję. Po tych słowach wyszedł. Pierwsze kroki pokierował do jadalni, gdzie znalazł mięciutkie, gotowane mięsko i świeży ryż. Pożywny obiad dla młodej mamy uzupełniały warzywka i ziołowy napar. Akarui całość przyniósł na jednej tacy i postawił przy rudowłosej, samemu wychodząc, dając jej czas tylko dla siebie. Kolejne kroki skierował do pokoju, gdzie pierwszy raz spotkał te zwariowane siostrzyczki. Zastał tu jedynie sprzątaczkę, próbującą za pomocą szmaty zebrać kałużę krwi z drewnianej podłogi. Zszedł na dół. Zamierzał spytać kogoś z obsługi, czy nie widział gdzieś białowłosej dziewczyny. Zanim jednak zdołał otworzyć usta, usłyszał krzyk. Znów wzywano pomocy. Ten Królik to chyba jakieś przeklęte miejsce...
Biegł w kierunku zasłyszanych wrzasków, co doprowadziło go pod wejście do kobiecej łaźni. Nie miał wyboru, nadal wzywano pomocy. Decyzja mogła być tylko jedna. Wszedł do środka, odkrzykując: - Spokojnie, jestem medykiem a nie zboczeńcem! Może i to nie było na miejscu, jednak nie mógł w tej sytuacji wymyślić nic poważniejszego, co jednak będzie krótko przekazywało jego zamiary. Szybko dotarł w odpowiednie miejsce a to, co zobaczył, całkowicie nim wstrząsnęło. Tensa, która dopiero co odratował, leżała w wannie. Woda całkowicie zmieniła swój kolor na czerwony. To było oczywiste, ona już opuściła ten świat. Nie to jednak go tak poruszyło. Widział miejsce, które było przyczyną utraty krwi.
To samo rozcięcie, które dopiero co zatamował...
Dobiegł do ciała, przyłożył palce do szyi. Brak pulsu. Lekarz stwierdził zgon i poprosił osobę z obsługi o świeże płótna,
by zająć się ciałem. Sam wyciągnął je z wanny i owinął w białe prześcieradło, składając w całość to, co miało tu miejsce.
Świeża tkanka nie wytrzymała kolejnych przeciążeń, czyli ciężkiej zbroi, jaką dziewczyna od razu na siebie założyła, wysokiej temperatury i wilgoci łaźni. Tylko czemu nie wzywała pomocy? Ona wiedziała, co się z nią dzieje a i tak nic nie zrobiła, by się ratować. Przecież była Kunoichi. Przecież nawet brała udział w turnieju. Czemu...?
Zostawił ciało pod opieką obsługi. Najgorsze było przed nim. Jak poinformować młodą matkę na progu depresji z niemowlęciem i tak daleko od domu, że najbliższa jej osoba i tak postanowiła pożegnać się z życiem? Wrócił do pokoju i usiadł przy stoliku, nawet nie zwracając uwagi, czy Sagisa śpi, czy nie. Był mokry, nie tylko w wodzie. Jego biała do tej pory kurteczka miejscami była różowa. Nie zwracał jednak na to uwagi. Jego głowę zaprzątały inne, o wiele poważniejsze problemy. Jak to wszystko tak się mogło skomplikować? Jak on w tym wylądował? Schował twarz w jeszcze wilgotne dłonie,
opierając łokcie o kolana. Co dalej?
Próby pocieszenia płaczącej kobiety nie dały zbyt dużo. Akarui jednak nie spodziewał się innej reakcji. Nie był przecież żadnym terapeutą. Zdawał sobie sprawę, że te parę słów może w żaden sposób nie wpłynąć na doła, w jakiego wpadła Sagisa, ale ważne było to, że się starał, jak zawsze. Dowiedział się przynajmniej paru rzeczy. W Sogen dziewczyny miały rodziców, co było wielce pocieszające, przynajmniej dla medyka. Śmierć osobnika o imieniu Kazuo, który jednak nie został nazwany ojcem dziecka, była już mniej pocieszająca. Przynajmniej dla Tozawy, który nie znał historii swojej pacjentki. Wiedział jednak, że młoda matka nie będzie sama. Teraz najważniejsze było zaopiekowanie się maleństwem, wzmocnienie młodej kobiety i unormowanie całej tej sytuacji.
Do tego jednak było jeszcze daleko. Sagisa zauważyła, że jej siostry już długo nie ma. Medyk uznał, że może coś z tym zrobić: - To może Ty tu poczekaj, prześpij się przy małym, a ja poszukam Ci czegoś do jedzenia i Tensy, dobrze?
Niedługo wrócę, obiecuję. Po tych słowach wyszedł. Pierwsze kroki pokierował do jadalni, gdzie znalazł mięciutkie, gotowane mięsko i świeży ryż. Pożywny obiad dla młodej mamy uzupełniały warzywka i ziołowy napar. Akarui całość przyniósł na jednej tacy i postawił przy rudowłosej, samemu wychodząc, dając jej czas tylko dla siebie. Kolejne kroki skierował do pokoju, gdzie pierwszy raz spotkał te zwariowane siostrzyczki. Zastał tu jedynie sprzątaczkę, próbującą za pomocą szmaty zebrać kałużę krwi z drewnianej podłogi. Zszedł na dół. Zamierzał spytać kogoś z obsługi, czy nie widział gdzieś białowłosej dziewczyny. Zanim jednak zdołał otworzyć usta, usłyszał krzyk. Znów wzywano pomocy. Ten Królik to chyba jakieś przeklęte miejsce...
Biegł w kierunku zasłyszanych wrzasków, co doprowadziło go pod wejście do kobiecej łaźni. Nie miał wyboru, nadal wzywano pomocy. Decyzja mogła być tylko jedna. Wszedł do środka, odkrzykując: - Spokojnie, jestem medykiem a nie zboczeńcem! Może i to nie było na miejscu, jednak nie mógł w tej sytuacji wymyślić nic poważniejszego, co jednak będzie krótko przekazywało jego zamiary. Szybko dotarł w odpowiednie miejsce a to, co zobaczył, całkowicie nim wstrząsnęło. Tensa, która dopiero co odratował, leżała w wannie. Woda całkowicie zmieniła swój kolor na czerwony. To było oczywiste, ona już opuściła ten świat. Nie to jednak go tak poruszyło. Widział miejsce, które było przyczyną utraty krwi.
To samo rozcięcie, które dopiero co zatamował...
Dobiegł do ciała, przyłożył palce do szyi. Brak pulsu. Lekarz stwierdził zgon i poprosił osobę z obsługi o świeże płótna,
by zająć się ciałem. Sam wyciągnął je z wanny i owinął w białe prześcieradło, składając w całość to, co miało tu miejsce.
Świeża tkanka nie wytrzymała kolejnych przeciążeń, czyli ciężkiej zbroi, jaką dziewczyna od razu na siebie założyła, wysokiej temperatury i wilgoci łaźni. Tylko czemu nie wzywała pomocy? Ona wiedziała, co się z nią dzieje a i tak nic nie zrobiła, by się ratować. Przecież była Kunoichi. Przecież nawet brała udział w turnieju. Czemu...?
Zostawił ciało pod opieką obsługi. Najgorsze było przed nim. Jak poinformować młodą matkę na progu depresji z niemowlęciem i tak daleko od domu, że najbliższa jej osoba i tak postanowiła pożegnać się z życiem? Wrócił do pokoju i usiadł przy stoliku, nawet nie zwracając uwagi, czy Sagisa śpi, czy nie. Był mokry, nie tylko w wodzie. Jego biała do tej pory kurteczka miejscami była różowa. Nie zwracał jednak na to uwagi. Jego głowę zaprzątały inne, o wiele poważniejsze problemy. Jak to wszystko tak się mogło skomplikować? Jak on w tym wylądował? Schował twarz w jeszcze wilgotne dłonie,
opierając łokcie o kolana. Co dalej?
0 x
MOWA
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości