Szpital
- Hayami Akodo
- Posty: 1277
- Rejestracja: 20 sie 2017, o 15:45
- Wiek postaci: 26
- Ranga: Samuraj
- Krótki wygląd: https://imgur.com/a/9wDbR
- po lewej stronie aktualne ubranie Hayamiego,
plus kremowy płaszcz i czarne rękawiczki bez palców
- długa blizna na piersi po pojedynku z Megumi Ishidą
- blizna na prawej nodze po walce pod Murem - Widoczny ekwipunek: - włócznia yari
- katana
- plecak - Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=4011
- Multikonta: brak
- Aktualna postać: Hayami Akodo
Re: Szpital
Wszystko stało się w jednej chwili bardzo...jasne. Wyraźne. Ostre. Dziecko przestało płakać, chyba zmęczył je jego własny krzyk; dwukolorowość w jego oczkach była chyba czymś, co najbardziej urzekło w nim Hayamiego. Westchnął ciężko, przypatrując się nieprzytomnej matce, którą zajmował się w pełni skupiony anestezjolog. Drugi lekarz, ten, który odbierał poród, popatrzył jeszcze raz na chłopca, potem na asystę, wreszcie na wybladłego z emocji młodzieńca, który tak energicznie klął i naprawdę silnie emocjonalnie reagował na to wszystko. Kochał tą dziewczynę, to było widać, ale...Skąd mieli wiedzieć, że rzeczywiście był ojcem dziecka, mimo tej pewności, z jaką podał siebie na to stanowisko? Matka wołała niejakiego Yamiego i takim też pseudonimem go określiła, ale...Cóż, istniały pewne procedury. I dlatego doktor Shiroyuki musiał im stawić czoła. Zmarszczył brwi, taksując uważnym spojrzeniem podnieconego, drżącego z emocji samuraja. Jego broń wzbudzała w nim pewien niepokój, acz wyjaśnienia, których udzielił, można było od biedy uznać za zadowalające.
-Proszę przenieść matkę i dziecko na oddział-polecił uważnym pielęgniarkom. Jedna z nich natychmiast umieściła malca w łóżeczku i wywiozła go na zewnątrz, kierując się w stronę oddziału; w kilka minut później salę opuściła także Sagisa pod eskortą reszty lekarzy. W pomieszczeniu został tylko doktor Shiroyuki i Hayami. Starszy mężczyzna przez chwilę przyglądał się jeszcze chłopakowi, a następnie stwierdził:
-Pan pójdzie ze mną. Skoro jest pan...hm, ojcem dziecka...musi pan wypełnić dokumenty i odpowiedzieć na parę pytań.
-Zrozumiałem-rzucił krótko brązowowłosy, po czym podążył szybkim krokiem za medykiem.
Wyszli z sali i przez gęstą sieć korytarzy o jasnych ścianach, w tej chwili pustych, dotarli do jakiegoś niewielkiego gabinetu. Treści plakatów reklamujących leki i informujących pacjentów mówiły jasno, że Hayami trafił do gabinetu położnika - cóż, zawsze mógł trafić do kręgów piekielnych. Siadł szybko na krześle, a doktor Shiroyuki zajął miejsce za biurkiem. Zaczął coś pisać na czystej karcie papieru, marszcząc brwi.
-Pana nazwisko i imię?-spytał.
-Akodo Hayami-odparł szybko chłopak, prostując się i nie spuszczając z medyka złotych, płonących oczu. W tych oczach trwał żar, i tego Shiroyuki nie mógł zaprzeczyć - miłość dodała temu chłopakowi sił i cierpliwości, by być przy ukochanej w najważniejszej chwili jej krótkiego życia. Więc tacy byli samurajowie: silni, dzielni, wytrwali, zawsze do końca z ukochanymi...Cóż, szlachetnie z jego strony.
-Pański wiek?
-Siedemnaście lat.
Twarz lekarza zasępiła się. Zapisał dokładnie te dane swoim równym, ale nieczytelnym pismem w karcie.
-Nazwisko i imię pańskiej...eee...
No właśnie, kim dla niego była Sagisa? Uśmiechnął się nikle, przypominając sobie wszystkie, wszystkie chwile z nią spędzone. Przemknęły mu one przed oczami jak spłoszone ćmy, jak motyle zrywające się do odlotu - a każde miało inny kolor.
-Ukochanej. Moja ukochana nazywa się Uchiha Sagisa-powiedział po długim, długim namyśle. Czy powinien zdradzać jej personalia? Ale przecież...A, pieprzyć to. W najgorszym razie coś się wymyśli.
-Wiek?
-Szesnaście lat.
Lekarz westchnął, zadał jeszcze kilka pytań, wreszcie przeszedł do najistotniejszych w tej chwili kwestii.
-Czy pani...panienka Uchiha ma jakąś rodzinę, którą należałoby powiadomić?
Rodzina. Hayami przygryzł wargę. W tym wszystkim zapomniał nie tylko o rzeczach dla dziecka, ale też o tym, że należałoby jednak poinformować rodzinę Sagisy o całej awanturze. Czy jednak to, co jej zostało, można by nazwać rodziną?
-Są jej rodzice w Sogen, ale powiadomię ich osobiście-oświadczył.-Zaraz po wyjściu od pana i dostarczeniu jej rzeczy dla dziecka napiszę do nich list.
Z rozmysłem nie wspomniał o Tensie - wolał o tym nie mówić. Po co poruszać ten temat? Z drugiej strony białowłosa miała prawo wiedzieć, że jej siostra urodziła syna.
-Czy chce pan wybrać imię dla syna?-spytał medyk, zapisując ostatnie frazy na kartce. Postukał ołówkiem w blat, patrząc na Hayamiego uważnie. Ten uśmiechnął się delikatnie i potrząsnął głową.
-To chcę pozostawić już samej matce. Nie chcę, by potem Saga była na mnie wściekła, bo dobrałem jej synowi lamerskie imię-zaśmiał się cicho.
-Dobrze...Jak pan wie, państwa synowi przysługuje z urodzenia obywatelstwo Kantai. Pan jest z Yinzin, pani z Sogen, syn z Kantai...Cóż, zapisałem. To wszystko, może pan odejść-stwierdził lekarz.
Hayami westchnął. Z tyłu jego głowy łkała żałośnie jakaś dawna piosenka, wspomnienie dwukolorowych ocząt i rudych włosów kobiety, opadającej bezwładnie, krzyku, przerażenie...Wszystko to było zarazem nieostre, delikatne, ale i przerażająco wyraźne.
-Wyjdzie z tego, prawda?-spytał, wstając. Mężczyzna pokiwał głową. Musiał być bardzo zmęczony, ale odpowiedział:
-Tak. Jest jednak wyczerpana, a pańskie burzliwe zachowanie jej nie pomaga. Na dziś zrobił pan już swoje.
-Tak...-chłopak przeczesał niecierpliwie włosy, próbując się skupić. Wypuścił powietrze z ust. Naprawdę było po wszystkim? Wiem, że trudno w to uwierzyć.
-Dziękuję-powiedział, po czym wyszedł, zamykając za sobą drzwi.
Szedł, jak we śnie, kolejnymi korytarzami, w jego uszach wciąż płakał syn Sagisy, ona sama wyzywała go od kretynów, w oczach widział czerwień i czerń. Zamrugał powiekami. Skup się.
Zrobił na szybko jakieś zakupy, skombinował skądś ubranka dla niemowlaka i przyniósł matce rzeczy z ryokanu - zajęło mu to wszystko wprawdzie dużo czasu, ale pielęgniarka była tak miła, że zabrała torbę do Sagisy.
Westchnął. Znalazł na szybko wolny parapet na korytarzu i rzuciwszy krótkie, przelotne spojrzenie za okno, zaczął pisać...
TREŚĆ LISTU 1:
Napisawszy list do wuja Yoshiego, wydarł kartkę z notesu i schował ją do kieszeni. Po krótkiej chwili namysłu napisał też drugi, znacznie krótszy list, tym razem adresowany do jego braci w Yinzin.
TREŚĆ LISTU 2:
Po dłuższej chwili zamyślenia schował i ten list, po czym wyszedł ze szpitala i udał się na ulice Kantai. Traf chciał, że po drodze spotkał dwóch samurajów wracających w rodzinne strony, którzy dali mu słowo, że przekażą oba listy adresatom w Sogen i w Yinzin...
Uspokojony tym Hayami postanowił wrócić na trybuny.
Zrobiłeś wszystko, co mogłeś. Reszta nie zależy już od ciebie.
zt --- > trybuny
-Proszę przenieść matkę i dziecko na oddział-polecił uważnym pielęgniarkom. Jedna z nich natychmiast umieściła malca w łóżeczku i wywiozła go na zewnątrz, kierując się w stronę oddziału; w kilka minut później salę opuściła także Sagisa pod eskortą reszty lekarzy. W pomieszczeniu został tylko doktor Shiroyuki i Hayami. Starszy mężczyzna przez chwilę przyglądał się jeszcze chłopakowi, a następnie stwierdził:
-Pan pójdzie ze mną. Skoro jest pan...hm, ojcem dziecka...musi pan wypełnić dokumenty i odpowiedzieć na parę pytań.
-Zrozumiałem-rzucił krótko brązowowłosy, po czym podążył szybkim krokiem za medykiem.
Wyszli z sali i przez gęstą sieć korytarzy o jasnych ścianach, w tej chwili pustych, dotarli do jakiegoś niewielkiego gabinetu. Treści plakatów reklamujących leki i informujących pacjentów mówiły jasno, że Hayami trafił do gabinetu położnika - cóż, zawsze mógł trafić do kręgów piekielnych. Siadł szybko na krześle, a doktor Shiroyuki zajął miejsce za biurkiem. Zaczął coś pisać na czystej karcie papieru, marszcząc brwi.
-Pana nazwisko i imię?-spytał.
-Akodo Hayami-odparł szybko chłopak, prostując się i nie spuszczając z medyka złotych, płonących oczu. W tych oczach trwał żar, i tego Shiroyuki nie mógł zaprzeczyć - miłość dodała temu chłopakowi sił i cierpliwości, by być przy ukochanej w najważniejszej chwili jej krótkiego życia. Więc tacy byli samurajowie: silni, dzielni, wytrwali, zawsze do końca z ukochanymi...Cóż, szlachetnie z jego strony.
-Pański wiek?
-Siedemnaście lat.
Twarz lekarza zasępiła się. Zapisał dokładnie te dane swoim równym, ale nieczytelnym pismem w karcie.
-Nazwisko i imię pańskiej...eee...
No właśnie, kim dla niego była Sagisa? Uśmiechnął się nikle, przypominając sobie wszystkie, wszystkie chwile z nią spędzone. Przemknęły mu one przed oczami jak spłoszone ćmy, jak motyle zrywające się do odlotu - a każde miało inny kolor.
-Ukochanej. Moja ukochana nazywa się Uchiha Sagisa-powiedział po długim, długim namyśle. Czy powinien zdradzać jej personalia? Ale przecież...A, pieprzyć to. W najgorszym razie coś się wymyśli.
-Wiek?
-Szesnaście lat.
Lekarz westchnął, zadał jeszcze kilka pytań, wreszcie przeszedł do najistotniejszych w tej chwili kwestii.
-Czy pani...panienka Uchiha ma jakąś rodzinę, którą należałoby powiadomić?
Rodzina. Hayami przygryzł wargę. W tym wszystkim zapomniał nie tylko o rzeczach dla dziecka, ale też o tym, że należałoby jednak poinformować rodzinę Sagisy o całej awanturze. Czy jednak to, co jej zostało, można by nazwać rodziną?
-Są jej rodzice w Sogen, ale powiadomię ich osobiście-oświadczył.-Zaraz po wyjściu od pana i dostarczeniu jej rzeczy dla dziecka napiszę do nich list.
Z rozmysłem nie wspomniał o Tensie - wolał o tym nie mówić. Po co poruszać ten temat? Z drugiej strony białowłosa miała prawo wiedzieć, że jej siostra urodziła syna.
-Czy chce pan wybrać imię dla syna?-spytał medyk, zapisując ostatnie frazy na kartce. Postukał ołówkiem w blat, patrząc na Hayamiego uważnie. Ten uśmiechnął się delikatnie i potrząsnął głową.
-To chcę pozostawić już samej matce. Nie chcę, by potem Saga była na mnie wściekła, bo dobrałem jej synowi lamerskie imię-zaśmiał się cicho.
-Dobrze...Jak pan wie, państwa synowi przysługuje z urodzenia obywatelstwo Kantai. Pan jest z Yinzin, pani z Sogen, syn z Kantai...Cóż, zapisałem. To wszystko, może pan odejść-stwierdził lekarz.
Hayami westchnął. Z tyłu jego głowy łkała żałośnie jakaś dawna piosenka, wspomnienie dwukolorowych ocząt i rudych włosów kobiety, opadającej bezwładnie, krzyku, przerażenie...Wszystko to było zarazem nieostre, delikatne, ale i przerażająco wyraźne.
-Wyjdzie z tego, prawda?-spytał, wstając. Mężczyzna pokiwał głową. Musiał być bardzo zmęczony, ale odpowiedział:
-Tak. Jest jednak wyczerpana, a pańskie burzliwe zachowanie jej nie pomaga. Na dziś zrobił pan już swoje.
-Tak...-chłopak przeczesał niecierpliwie włosy, próbując się skupić. Wypuścił powietrze z ust. Naprawdę było po wszystkim? Wiem, że trudno w to uwierzyć.
-Dziękuję-powiedział, po czym wyszedł, zamykając za sobą drzwi.
Szedł, jak we śnie, kolejnymi korytarzami, w jego uszach wciąż płakał syn Sagisy, ona sama wyzywała go od kretynów, w oczach widział czerwień i czerń. Zamrugał powiekami. Skup się.
Zrobił na szybko jakieś zakupy, skombinował skądś ubranka dla niemowlaka i przyniósł matce rzeczy z ryokanu - zajęło mu to wszystko wprawdzie dużo czasu, ale pielęgniarka była tak miła, że zabrała torbę do Sagisy.
Westchnął. Znalazł na szybko wolny parapet na korytarzu i rzuciwszy krótkie, przelotne spojrzenie za okno, zaczął pisać...
TREŚĆ LISTU 1:
Napisawszy list do wuja Yoshiego, wydarł kartkę z notesu i schował ją do kieszeni. Po krótkiej chwili namysłu napisał też drugi, znacznie krótszy list, tym razem adresowany do jego braci w Yinzin.
TREŚĆ LISTU 2:
Po dłuższej chwili zamyślenia schował i ten list, po czym wyszedł ze szpitala i udał się na ulice Kantai. Traf chciał, że po drodze spotkał dwóch samurajów wracających w rodzinne strony, którzy dali mu słowo, że przekażą oba listy adresatom w Sogen i w Yinzin...
Uspokojony tym Hayami postanowił wrócić na trybuny.
Zrobiłeś wszystko, co mogłeś. Reszta nie zależy już od ciebie.
zt --- > trybuny
0 x
- Sagisa
- Gracz nieobecny
- Posty: 668
- Rejestracja: 30 kwie 2017, o 20:26
- Wiek postaci: 21
- Ranga: Dōkō
- Krótki wygląd: - długie czerwone włosy, stalowoszare oczy
- koszula z długim rękawem, długie ciemne spodnie, wygodne buty
- cienkie pajęczynki blizn po raitonie pod ubraniem
- sygnet na łańcuszku schowany pod koszulą
- płaszcz podróżny z kapturem - Widoczny ekwipunek: - torba na biodrze, po prawej
- kabury na udach
- wakizashi za pasem
- manierka z wodą przy pasie - Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33 ... 998#p49998
Re: Szpital
Biegła tak szybko, jak nigdy, nawet wydarzenia w hotelu nie przeraziły jej do tego stopnia co sprawdzające się przeczucie. Jej siostra została w szpitalu sama z dzieckiem, z cholernym synem tropiciela, a jego przybrany ojciec po prostu wrócił na trybuny. Cholerny idiota, nie pomyślał, jak to może się skończyć? Na statku bez żadnego powodu, wzięła białowłosą za Kazuo, a teraz mając przy sobie jego potomka, miała uradowana leżeć w szpitalu czekając, aż Hayami skończy bawić się na arenie? Nie byli już dziećmi, nie ustawiała ich wszystkich do pionu, ale coraz bardziej tego żałowała. Dyszała ciężko, wyciskając ze swoich mięśni maksimum, przepychając się przez tłum. Gdyby nie Ci cholerni strzelcy, ruszałaby po dachach, ale przy obecnych okolicznościach uznaliby ją zapewne za zamachowca, a śmierć w drodze, by zapobiec innej była ostatnim, czego potrzebowała. Po drodze musiała zmarnować czas, na wypytanie strażnika dokąd tak właściwie ma biec, co oczywiste, nie wiedziała, gdzie znajduje się szpital w Hanamurze. W myślach odmawiała modły do wszystkich Bogów, jakich znała, nie była wierząca, nie interesowało jej, jak tak naprawdę układają się te wszystkie niebiańskie sprawy, nie ukrywała, że w tej materii była niewyedukowana, cóż mogła poradzić, do tej pory zawsze znajdowało się coś ważniejszego. Słysząc samuraja, miała ochotę się odwrócić, załatwić ten pojedynek z miejsca... ale było coś ważniejszego, jak zawsze. Mimo że nazwał ją "zadufaną w sobie suką" to nie zatrzymała się. Jego zdanie znaczyło nie wiele więcej niż zeszłoroczny śnieg, jego zdanie nie miało znaczenia, nie w chwili, gdy Sadze groziło niebezpieczeństwo, gdy zostawił ją samą...
Znów postawiła płomiennowłosą na pierwszym miejscu, chociaż obiecywała sobie już tego nie robić, chociaż mówiła sobie, że porzuciła to wszystko. Chciała stać się narzędziem, nie czuć, nie myśleć, ale nie mogła... nie mogła pozwolić, aby tej jednej dziewczynie o stalowych oczach stała się krzywda, aby zrobiła ją sobie sama. Niezależnie czy zrobiłaby coś sobie, czy dziecku, to odbiłoby się na niej. Może przesadzała, może nic się nie stanie, ale nie mogła mieć pewności, musiała biec. Wpadła do szpitala, drzwi nie powstrzymały jej na dłużej niż ułamek sekundy. Rozejrzała się, musiała ją znaleźć, dopadła jakiegoś przechodzącego lekarza, złapała go za kitel i przyciągnęła do siebie.
-Gdzie jest Sagisa Uchiha?! - wykrzyczała pytanie, nie panowała nad sobą, nie była w stanie, nie dopóki jej nie znajdzie. Trzymała go, wierząc, że strachem uzyska to wiedzę.
Krzyk, pełen strachu, błagania. Słyszała ją, płomiennowłosa krzyczała, wołała... ją. Nie Hayamiego, nie samuraja, pod którego miała być opieką, tego, z którym miała być szczęśliwa. Pełen przerażenia głos nawoływał jej... ostatni raz, ostatnie spotkanie, ostatni raz ją uspokoi, pocieszy, zapewni bezpieczeństwo. Puszczony lekarz upadł na ziemię, ona już biegła, dyszała ze zmęczenia, nasłuchując, skąd dochodzi wołanie... w końcu je znalazła, drzwi, zza których słyszała wołanie. Chwila wahania... jedno pytanie "powinnam?" odpowiedź nie miała znaczenia, weszła do środka.
-Nee-chan! - krzyknęła, ze słyszalną w głosie paniką. Odepchnęła lekarzy, mówili coś, nie obchodziło jej to. Dopadła do Sagi, do jej cholernego maleństwa, które kuliło się w strachu. Spojrzała w stalowe, zasnute łzami oczy. Wzięła ją w ramiona, przytuliła, tak mocno, jak potrafiła.
-Jestem tu, nikt Cię nie skrzywdzi. On nie żyje, uspokój się, proszę. To nie on, on nie wróci, nikt do cholery Cię nie skrzywdzi. - powtarzała, próbując ją uspokoić, z jej oczu leciały łzy... Tensa nie umarła, wciąż desperacko chwytała się resztek życia, przeszłości, miłość, którą chciała w sobie zabić, nie dawała spokoju. Nie teraz, nie kiedy była z nią, nie ten ostatni raz.
-Już dobrze, nee-chan, spokojnie, jestem tu. - próbowała ją uspokoić, to Hayami powinien być na jej miejscu, ona powinna odejść... ale ten cholerny idiota nie potrafił się niczego domyślić.
-Jesteś bezpieczna.
Znów postawiła płomiennowłosą na pierwszym miejscu, chociaż obiecywała sobie już tego nie robić, chociaż mówiła sobie, że porzuciła to wszystko. Chciała stać się narzędziem, nie czuć, nie myśleć, ale nie mogła... nie mogła pozwolić, aby tej jednej dziewczynie o stalowych oczach stała się krzywda, aby zrobiła ją sobie sama. Niezależnie czy zrobiłaby coś sobie, czy dziecku, to odbiłoby się na niej. Może przesadzała, może nic się nie stanie, ale nie mogła mieć pewności, musiała biec. Wpadła do szpitala, drzwi nie powstrzymały jej na dłużej niż ułamek sekundy. Rozejrzała się, musiała ją znaleźć, dopadła jakiegoś przechodzącego lekarza, złapała go za kitel i przyciągnęła do siebie.
-Gdzie jest Sagisa Uchiha?! - wykrzyczała pytanie, nie panowała nad sobą, nie była w stanie, nie dopóki jej nie znajdzie. Trzymała go, wierząc, że strachem uzyska to wiedzę.
Krzyk, pełen strachu, błagania. Słyszała ją, płomiennowłosa krzyczała, wołała... ją. Nie Hayamiego, nie samuraja, pod którego miała być opieką, tego, z którym miała być szczęśliwa. Pełen przerażenia głos nawoływał jej... ostatni raz, ostatnie spotkanie, ostatni raz ją uspokoi, pocieszy, zapewni bezpieczeństwo. Puszczony lekarz upadł na ziemię, ona już biegła, dyszała ze zmęczenia, nasłuchując, skąd dochodzi wołanie... w końcu je znalazła, drzwi, zza których słyszała wołanie. Chwila wahania... jedno pytanie "powinnam?" odpowiedź nie miała znaczenia, weszła do środka.
-Nee-chan! - krzyknęła, ze słyszalną w głosie paniką. Odepchnęła lekarzy, mówili coś, nie obchodziło jej to. Dopadła do Sagi, do jej cholernego maleństwa, które kuliło się w strachu. Spojrzała w stalowe, zasnute łzami oczy. Wzięła ją w ramiona, przytuliła, tak mocno, jak potrafiła.
-Jestem tu, nikt Cię nie skrzywdzi. On nie żyje, uspokój się, proszę. To nie on, on nie wróci, nikt do cholery Cię nie skrzywdzi. - powtarzała, próbując ją uspokoić, z jej oczu leciały łzy... Tensa nie umarła, wciąż desperacko chwytała się resztek życia, przeszłości, miłość, którą chciała w sobie zabić, nie dawała spokoju. Nie teraz, nie kiedy była z nią, nie ten ostatni raz.
-Już dobrze, nee-chan, spokojnie, jestem tu. - próbowała ją uspokoić, to Hayami powinien być na jej miejscu, ona powinna odejść... ale ten cholerny idiota nie potrafił się niczego domyślić.
-Jesteś bezpieczna.
0 x
- Sagisa
- Gracz nieobecny
- Posty: 668
- Rejestracja: 30 kwie 2017, o 20:26
- Wiek postaci: 21
- Ranga: Dōkō
- Krótki wygląd: - długie czerwone włosy, stalowoszare oczy
- koszula z długim rękawem, długie ciemne spodnie, wygodne buty
- cienkie pajęczynki blizn po raitonie pod ubraniem
- sygnet na łańcuszku schowany pod koszulą
- płaszcz podróżny z kapturem - Widoczny ekwipunek: - torba na biodrze, po prawej
- kabury na udach
- wakizashi za pasem
- manierka z wodą przy pasie - Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33 ... 998#p49998
Re: Szpital
Wolność... mówi się, że najpiękniejsza rzecz, jednak czym ona jest, gdy przyrównać do niej opętane miłością serce? Tensa tak naprawdę nie chciała wolności, nie bez siostry, wiedziała jednak, z czym to się wiąże... Będąc przy niej, może ją wspierać, jednocześnie nie pozwalając w pełni wrócić do sił, powinna odejść, nie być przy niej. Nie powinna przychodzić, nie mogła, takie były jej słowa, myśli... odejść i pozwolić Sagisie żyć... ale tak naprawdę nie tego chciała, wolność bez miłości była nic nieznaczącym pyłkiem. Swoje życie w zamian za jej to samo chciała zrobić w lecie, była gotowa odejść z tropicielem tylko po to, aby jej siostrze nie stała się krzywda. Zostając, sama ją raniła... gdyby nie lekkomyślność tego cholernego Akodo, to on powinien teraz przy niej być, był gwarantem jej przyszłości, szczęścia, spokoju... a mimo to, to zalana łzami białowłosa tuliła ją teraz w ramionach. Tylko ona znała ją na tyle dobrze, aby wiedzieć, co się stanie, chociaż czy ta indolencja umysłowa o intelekcie rozwielitki po tym, co stało się na statku, nie mogła się tego domyślić?! Same wspomnienia o ich miłości, o tamtych wydarzeniach, sprawiły, że wzięła ją za Kazuo? Poczuła ukłucie w sercu, niewypowiedziany smutek, żal o tamto jedno słowo... imię. Była taka jak on, ponosiła równą winę co on, ale tamto porównanie zabolało. Kochała stalowooką, dawała z siebie wszystko, porzuciła życie, swoją szansę na zostanie kimś, tylko po to, aby chociaż trochę jej pomóc... "Tylko krew zmyje winę.". Krew brunetki, którą przeleje, krew, którą upuści z niej Hayami podczas pojedynku, zemsta była jej pokutą, drogą, którą obrała. Mimo świadomości jednak przyszła, trwała przy siostrze uspokajając ją, decyzja w emocjach była o wiele łatwiejsza do podjęcia, wtedy wystarczył impuls, ale teraz? Kiedy jej młodsza siostra znów przed oczami miała wizję tamtej nocy? Kiedy sharingan w jej oczach na zmianę aktywował się i znikał? Kiedy jej syn wywoływał w niej takie same wspomnienia jak on? Nie mogła, nie chciała, ale wiedziała, że musi. Uspokoi ją, zostanie na jakiś czas, wyjaśni wszystko... może w końcu, ten pierwszy raz otwarcie porozmawia o tamtych wydarzeniach. Pielęgniarka zaczęła się tłumaczyć, mogła wyjaśnić, o co chodzi, ale nie chciała.
-Nee-chan nie bój się, on nie żyje, spokojnie, to twój syn, nie on. - próbowała uspokoić siostrę. Trzymała ją mocno w ramionach, starała się spojrzeć w oczy. Fiołkowy kolor nie miał nic wspólnego ze szkarłatem Kazuo.
-Jestem jej siostrą, nie miał pojęcia, że się tu zjawie. - jej zimny głos w niczym nie przypominał tego ciepłego i delikatnego, którym obdarzała siostrę. Saga chciała się czegoś chwycić, jedną ręką zwolniła uchwyt, podając ją siostrze.
-Już dobrze nee-chan, to ja, nikt Cię nie skrzywdzi. - mówiła łagodnie.
-Nee-chan nie bój się, on nie żyje, spokojnie, to twój syn, nie on. - próbowała uspokoić siostrę. Trzymała ją mocno w ramionach, starała się spojrzeć w oczy. Fiołkowy kolor nie miał nic wspólnego ze szkarłatem Kazuo.
-Jestem jej siostrą, nie miał pojęcia, że się tu zjawie. - jej zimny głos w niczym nie przypominał tego ciepłego i delikatnego, którym obdarzała siostrę. Saga chciała się czegoś chwycić, jedną ręką zwolniła uchwyt, podając ją siostrze.
-Już dobrze nee-chan, to ja, nikt Cię nie skrzywdzi. - mówiła łagodnie.
0 x
- Sagisa
- Gracz nieobecny
- Posty: 668
- Rejestracja: 30 kwie 2017, o 20:26
- Wiek postaci: 21
- Ranga: Dōkō
- Krótki wygląd: - długie czerwone włosy, stalowoszare oczy
- koszula z długim rękawem, długie ciemne spodnie, wygodne buty
- cienkie pajęczynki blizn po raitonie pod ubraniem
- sygnet na łańcuszku schowany pod koszulą
- płaszcz podróżny z kapturem - Widoczny ekwipunek: - torba na biodrze, po prawej
- kabury na udach
- wakizashi za pasem
- manierka z wodą przy pasie - Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33 ... 998#p49998
Re: Szpital
Umysł, wizje, piękne i straszne, rzeczy mogące budować i niszczyć, motywować i odbierać chęci do czegokolwiek... niestety w tym wypadku cały czas mowa była o tych drugich... no może z wyjątkiem tej chwili, gdy sharingan ojca, pozwolił Sadze zapaść w spokojny sen. W świecie, gdzie rzeczywistość miesza się z fikcją, nic nie jest pewne, ale tylko stalowooka w nim tkwiła, wszyscy inni znali prawdę. Tylko jak przekonać Sagę, że on nie żyje, kiedy widzi go nie tylko w snach, ale i na jawie? Czy to było w ogóle możliwe? Nie wiedziała, nikt nie wiedział. Jeśli się dało, to sposób wciąż pozostawał nieznany... chociaż Tensa miała swoją teorię... sprawić, że wszystko, co przypominać mogło jej o tym dniu, zniknie z jej życia. O ile dotychczas wystarczyłoby, że odejdzie, teraz pozostawała jeszcze kwestia jej syna... jeśli ktoś związany z tym wszystkim mógł przy niej zostać, to był on, właśnie to niemowlę było kluczem do powrotu do normalności... chyba. Przecież to wszystko była tylko jej teoria i jeśli była prawdziwa, to odejście białowłosej miało o wiele większą wagę.
-Niech pan teraz o tym nie wspomina. - rzuciła ostro do lekarza, który napomknął o tym, jak Ryujin został poczęty. Właściwie miał rację, ale... teraz kiedy Saga wciąż się nie uspokoiła, to nie było dobre wyjście. Dziecko zostało zamknięte w kojcu... smutny los, nowo narodzony nie miał nawet szans na spotkanie swojej matki... przynajmniej dopóki ta widziała w nim potwora, nie mógł liczyć na jej ciepło.
-Tak zrobię, proszę nas nie niepokoić. - odpowiedziała wychodzącemu lekarzowi. Nie miała zamiaru ani ochoty angażować się w jakąś dłuższą wymianę zdań, nie z nim. Przyciągnęła siostrę bliżej, pozwalając jej się wtulić, łzy siostry moczyły jej koszulkę, a te białowłosej spadły na ogniste włosy, które głaskała.
-Nie przepraszaj nee-chan, to nie twoja wina. - mówiła ciepło, nie do końca wiedziała, co może powiedzieć, ale... musiała próbować.
-Saga, musisz być silna. Nawet nie wyobrażam sobie, co przeżywasz, jak bardzo starasz się sobie radzić. - jej głos, był cichszy, lecz wciąż pełen ciepła.
-Nee-chan, to wszystko nas przerosło, to zbyt wiele, ale nie możesz się poddawać. Jesteś zmęczona, ale Ryujin, on Cię potrzebuje. Musi mieć kogoś, kto się nim zajmie, to małe dziecko, bezbronne. Ja wiem, że go przypomina, ale nie musisz się go bać. To właśnie ty możesz sprawić, że będzie kimś innym niż jego ojciec, a on może sprawić, że przestaniesz się bać. - zamilkła na chwilę. Przełknęła łzy, musiała być silna, ten jeden ostatni raz, kiedy otwierała swoje serce.
-Saga, my... nigdy tak naprawdę nie porozmawiałyśmy szczerze, o tamtym wieczorze, o tym, co między nami, wybacz, że w takim momencie, wiem, że nie powinnam, ale... nie chcę zostawić tego wszystkiego ot, tak. Ja... jeśli się zgodzisz, to chciałabym, żebyśmy... ehh... Kocham Cię. - mówiła nieskładnie, uczucia przerastały ją.
-Kocham i właśnie dlatego chce, żebyś została z Hayamim. - dokończyła, jej serce pękło po raz kolejny...
-Niech pan teraz o tym nie wspomina. - rzuciła ostro do lekarza, który napomknął o tym, jak Ryujin został poczęty. Właściwie miał rację, ale... teraz kiedy Saga wciąż się nie uspokoiła, to nie było dobre wyjście. Dziecko zostało zamknięte w kojcu... smutny los, nowo narodzony nie miał nawet szans na spotkanie swojej matki... przynajmniej dopóki ta widziała w nim potwora, nie mógł liczyć na jej ciepło.
-Tak zrobię, proszę nas nie niepokoić. - odpowiedziała wychodzącemu lekarzowi. Nie miała zamiaru ani ochoty angażować się w jakąś dłuższą wymianę zdań, nie z nim. Przyciągnęła siostrę bliżej, pozwalając jej się wtulić, łzy siostry moczyły jej koszulkę, a te białowłosej spadły na ogniste włosy, które głaskała.
-Nie przepraszaj nee-chan, to nie twoja wina. - mówiła ciepło, nie do końca wiedziała, co może powiedzieć, ale... musiała próbować.
-Saga, musisz być silna. Nawet nie wyobrażam sobie, co przeżywasz, jak bardzo starasz się sobie radzić. - jej głos, był cichszy, lecz wciąż pełen ciepła.
-Nee-chan, to wszystko nas przerosło, to zbyt wiele, ale nie możesz się poddawać. Jesteś zmęczona, ale Ryujin, on Cię potrzebuje. Musi mieć kogoś, kto się nim zajmie, to małe dziecko, bezbronne. Ja wiem, że go przypomina, ale nie musisz się go bać. To właśnie ty możesz sprawić, że będzie kimś innym niż jego ojciec, a on może sprawić, że przestaniesz się bać. - zamilkła na chwilę. Przełknęła łzy, musiała być silna, ten jeden ostatni raz, kiedy otwierała swoje serce.
-Saga, my... nigdy tak naprawdę nie porozmawiałyśmy szczerze, o tamtym wieczorze, o tym, co między nami, wybacz, że w takim momencie, wiem, że nie powinnam, ale... nie chcę zostawić tego wszystkiego ot, tak. Ja... jeśli się zgodzisz, to chciałabym, żebyśmy... ehh... Kocham Cię. - mówiła nieskładnie, uczucia przerastały ją.
-Kocham i właśnie dlatego chce, żebyś została z Hayamim. - dokończyła, jej serce pękło po raz kolejny...
0 x
- Sagisa
- Gracz nieobecny
- Posty: 668
- Rejestracja: 30 kwie 2017, o 20:26
- Wiek postaci: 21
- Ranga: Dōkō
- Krótki wygląd: - długie czerwone włosy, stalowoszare oczy
- koszula z długim rękawem, długie ciemne spodnie, wygodne buty
- cienkie pajęczynki blizn po raitonie pod ubraniem
- sygnet na łańcuszku schowany pod koszulą
- płaszcz podróżny z kapturem - Widoczny ekwipunek: - torba na biodrze, po prawej
- kabury na udach
- wakizashi za pasem
- manierka z wodą przy pasie - Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33 ... 998#p49998
Re: Szpital
Długa noc, długi dzień... jeden cholerny dzień, tak wiele dla białowłosej, tak mało dla świata. Emocje, wydarzenia tak intensywne, niepewność szturmem wbijająca się w umysł. Jedna doba, tak nie wiele wystarcza, by tak wiele pojąć, paradoks? Nie raczej nie. Aniele o oczach skąpanych w szkarłacie, czy nie tego Ci było trzeba? Czy nie chciałeś poczuć wolności? Upadłeś, połamałeś skrzydła, zatracając się w tym, co było twoim mrokiem... czy zdołasz się podnieść? Czy tego właśnie chcesz? Czy ty uzurpująca sobie prawa do bycia najmądrzejszą z mądrych mogłaś pomylić się w osądzie? Odejść, poczuć, by poczuć wolność? Nie, nie tego szukałaś. Dałaś oszukać się własnym emocją, strach sprawił, że pozwoliłaś, by zbędny gniew zasnuł twój umysł. Jak mogłaś być tak głupia w swej mądrości? Tak lekkomyślna w kalkulacjach? Ale ty wciąż w to wierzysz... wierzysz w swoje słowa, czyny, decyzje. Odejście, zranienie siebie, by ona nie cierpiała? Chciałaś być Winkelriedem, przyjąć na siebie ciosy sądząc, że to ty nim jesteś? Ale czy cios naprawdę nadszedł? Zraniono Cię, ale wybaczasz, wiesz, że to nie była jej wina, tylko... czy zawsze ktoś musi być winny? "Bez winy, nie ma kary". Wiesz o tym, sama do tego doszłaś, świat dążył do równowagi, szczęście przeplatane ze smutkiem, nigdy nie mogło być za wiele jednego, to drugie zawsze musiało się odezwać... smutek, rozpacz... tak, bilans mógł być zerowy lub ujemny... bo w życiu nie można było wyjść na plus. To jak gra w karty z losem, nie możesz wygrać, nawet jeśli odejdziesz od stołu, mając wszystko, czego chciałeś, on i tak odbierze Ci to wedle kaprysu. Nie ma zasad, to on je ustala... Nie wierzyłaś w żadne bezimienne siły, lecz teraz ty, którą nazwali Aniołem, ty, która nie powinnaś się narodzić i tak wiele razy zdołałaś już oszukać śmierć... wahałaś się. Czy jest coś, co o nas decyduje? Czy los albo inna nieznana siła dąży tylko do zniszczenia? Jak feniks... obracasz się w popiół, by powstać na nowo... czysta, bez skazy... ale tak nie jest... bo to ty jesteś odpowiedzialna. Nie jesteś nim, ale jesteś jak on, jak daleko już się posunęłaś? Czy dla własnej wygody szkarłat nie splamił tych jasnych dłoni? Mogłaś powiedzieć straży, ale nie chciałaś, aby ta, która w swoje panowanie posiadła twoje serce martwiła się... żeby wiedziała, jak narażasz siebie... dlaczego? Dla dobra innych? Dla pieniędzy? Dla sławy? Czy może sama nie wiesz? "Płacz" jego żony, tyle wystarczyło, bo chciałaś dobrze? Uratowałaś jej męża, ale co z tego... na samo wspomnienie twój żołądek zaczyna wariować, ale to nie to samo, wtedy kiedy zbrukałaś największą świętość, gdy po raz pierwszy zaznałaś szkarłatu... gdy poczułaś, jak to jest, patrzeć na kogoś, z kogo uchodzi życie... nie zatrzymałaś się, zginął też drugi, a kiedy emocje opadły... gdy uwolniłaś tamtego człowieka, zrozumiałaś, co zrobiłaś, padłaś na ziemie, szloch wstrząsał twoim ciałem, potem była ciemność. Ten, którego uratowałaś, sprzedał Cię, by tylko odzyskać swoje długi... uciekając, nie zabiłaś nikogo, bo... bałaś się? Nie chciałaś zrobić tego po raz kolejny. Wróciłaś do domu, poradziłaś sobie, a potem? Zabijałaś, przesłuchiwałaś, wysadzałaś, nawet nie mrugnęłaś okiem, gdy kolejny tracili życie z twojej ręki... tylko ona, tylko ta o stalowych oczach to dzięki niej, albo i przez nią wciąż miałaś w sobie to coś, co odróżniało Cię od niego... Przy niej poznałaś co to miłość, możesz oddać jej wszystko, odejść wyrywając sobie serce, tylko po to, by była szczęśliwa... on dopuścił się najgorszych zbrodni, by Ci je odebrać. Jedno uczucie to które ludzie nazwą chorym, to, za które będą na ciebie pluli, ale czy to nie ono sprawiło, że nie przelewasz krwi? Gdyby nie ona... Czy wtedy byłabyś z nim? Stała się nim? Tak... to dzięki niej, nawet chcąc odejść, nawet gdy to zrobisz to... nie potrafisz w tym wytrwać...
Ryujin, syn płomiennowłosej, ten, który wywołał wizję...
-Spokojnie, nie wrócił i nigdy nie wróci, to tylko słowa zadufanej w sobie suki, ale niestety czasem mającej racje. Gdyby tylko znała sposób, uchroniłabym Cię przed tym wszystkim, ale ehh... nie jestem w stanie. Ja nie dałam rady być twoją tarczą, ale Ryujin może wyleczyć twoje rany. - szczerość, tak nie wiele, lecz tak jej brakowało. Coś więcej niż puste zapewnienia, że jest bezpieczna... czy ten, kto raz zawiódł, miał prawo zapewniać o tym, że nie zawiedzie po raz kolejny? "Nesshin", zhańbiona odejściem, gniewem skierowanym w ukochaną, niegodna jej miłości... niegodna życia... pojedynek, wspomniał o nim, a ty go wyzwałaś... Śmierć i życie, zapewniał, że Cię nie zabije... Nie wierzysz. Chociaż wiesz, że nie kłamał, ty nie zamierzasz odpuścić. Kiedy się spotkacie, samuraj żyjący dla honoru, ten, który by dotrzymać jednej przysięgi, złamał inną, i ta, która nie wytrzymując emocji, porzuciła potrzebującą... Oboje nimi jesteście, chociaż on nieświadomy. Przysiągł ją chronić, być przy niej... Przysiągł wygrać dla niej turniej... Dwie przysięgi, które nawzajem się wykluczyły, jedna, którą można wybaczyć i druga, której przebaczyć nie zdoła... Nie, po prostu nie chce. Nie mógł wiedzieć, ale to się nie liczyło, ważnym było tylko to, że nie zapewnił jej bezpieczeństwa i za to... właściwie co? Czy zginie? "Nie... nie wiem" odpowiedź zjawiła się sama... musiała to przemyśleć? Nie. Będzie walczyć, tak by zabić, a co się stanie to... to pozostaje w rękach losu, jeśli istnieje, to on zadecyduje. Miał być ratunkiem, szczęściem i przyszłością, ale jeśli nie da z siebie wszystkiego w walce z tą, która do tego doprowadziła, jego przyszłość stanie pod znakiem zapytania.
-Nie mógł tu być, nie wiedział... nie podejrzewał, co się stanie, gdy ujrzysz Ryujina. Saga, kiedy ty... ehh, miałam przeczucie, że coś się dzieje, ja... Saga, on powinien tu być nie ja, z nim miałaś mieć przyszłość, przy mnie musiałabyś całe życie to ukrywać... albo opuścić Sogen. Odeszłam, chciałam... ja nie wiem... chciałam, żebyś wybrała jego kiedy... kiedy widziałaś jego list, kiedy przyszedł ja... w końcu byłaś szczęśliwa... ja byłam cholernie zazdrosna, wystarczyło, że się pojawił i wszystko odeszło... ja, Saga to... wybacz. Starałam się, jak mogła, ale to cholernie bolało, ale... już wtedy wiedziałam, że zawsze będę ci przypominać tamtą noc. - dłoń siostry gładziła jej skroń, gdy w końcu zdecydowała się o tym powiedzieć. -Jestem cholerną egoistką... mówiłam Ci, że egoizm to nic złego, że... że może być dobra, ale ja... cholera, chcę Cię tylko dla siebie, a ty jesteś wolna. Wybacz mi. - mimo smutku łzy nie leciały już z jej oczu. Kiedy tu wbiegła, gdy ją uspakajała, wypłakała wszystkie, jakie miała. Czy rzeczywiście była aniołem? Krótkie wyznanie, delikatne muśnięcie warg, nieagresywne jak z Akashim. Ten niewielki gest niósł za sobą więcej uczuć, niż to, co stało się w hotelu. Poszła po Ryujiego, chwyciła go delikatnie i przyniosła siostrze... ona będzie wiedziała co zrobić.
-Nee-chan, ja nie jestem aniołem, zabijałam, torturowałam, robiłam wszystko, żebyś tylko nie dowiedziała się, żebyś nie dokładać ci zmartwień. Zawsze będę biec, bo Cię kocham, twoje bezpieczeństwo, szczęście, to one są najważniejsze. Będę przy tobie, gdy tylko będziesz mnie potrzebować, ale nie nazywaj mnie aniołem... ja... Wtedy na statku, kiedy... - wzięła głębszy wdech. -Kiedy biegłaś z kataną ja... widziałaś we mnie jego i miałaś rację, bo jestem jak on, dla ciebie jestem aniołem, ale dla innych jestem koszmarem. On był lepszy, nie ukrywał się za pięknymi słowami o większym dobrze, on zostawił świadków... pozwolił żyć tym których skrzywdził... ja nie miałam takiej litości. - uśmiechnęła się, sama nie wiedziała czemu.
-Nee-chan... Nie, Saga ja, odejdę po to, żeby Hayami zajął moje miejsce. On zostanie twoim aniołem, już mówiłam... ja nie mogę zapewnić Ci przyszłości. Kocham Cię i mogę chronić, ale nie potrafię zapewnić Ci szczęścia... kiedy ty rodziłaś... ja zdradziłam Cię... ja to chyba nie pora... - sięgnęła do torby. Wyjęła notatnik, przekartkowała go szybko w poszukiwaniu jednej karteczki, ta wylądowała w jednej kieszeni, a całość położyła na szafce obok.
-Nie chcę żyć przeszłością i całym tym złem, chociaż dalej będę potworem, chciałam go spalić, ale moje serce... tak jak i życie należy do ciebie, więc to ty powinnaś go dostać...
Ryujin, syn płomiennowłosej, ten, który wywołał wizję...
-Spokojnie, nie wrócił i nigdy nie wróci, to tylko słowa zadufanej w sobie suki, ale niestety czasem mającej racje. Gdyby tylko znała sposób, uchroniłabym Cię przed tym wszystkim, ale ehh... nie jestem w stanie. Ja nie dałam rady być twoją tarczą, ale Ryujin może wyleczyć twoje rany. - szczerość, tak nie wiele, lecz tak jej brakowało. Coś więcej niż puste zapewnienia, że jest bezpieczna... czy ten, kto raz zawiódł, miał prawo zapewniać o tym, że nie zawiedzie po raz kolejny? "Nesshin", zhańbiona odejściem, gniewem skierowanym w ukochaną, niegodna jej miłości... niegodna życia... pojedynek, wspomniał o nim, a ty go wyzwałaś... Śmierć i życie, zapewniał, że Cię nie zabije... Nie wierzysz. Chociaż wiesz, że nie kłamał, ty nie zamierzasz odpuścić. Kiedy się spotkacie, samuraj żyjący dla honoru, ten, który by dotrzymać jednej przysięgi, złamał inną, i ta, która nie wytrzymując emocji, porzuciła potrzebującą... Oboje nimi jesteście, chociaż on nieświadomy. Przysiągł ją chronić, być przy niej... Przysiągł wygrać dla niej turniej... Dwie przysięgi, które nawzajem się wykluczyły, jedna, którą można wybaczyć i druga, której przebaczyć nie zdoła... Nie, po prostu nie chce. Nie mógł wiedzieć, ale to się nie liczyło, ważnym było tylko to, że nie zapewnił jej bezpieczeństwa i za to... właściwie co? Czy zginie? "Nie... nie wiem" odpowiedź zjawiła się sama... musiała to przemyśleć? Nie. Będzie walczyć, tak by zabić, a co się stanie to... to pozostaje w rękach losu, jeśli istnieje, to on zadecyduje. Miał być ratunkiem, szczęściem i przyszłością, ale jeśli nie da z siebie wszystkiego w walce z tą, która do tego doprowadziła, jego przyszłość stanie pod znakiem zapytania.
-Nie mógł tu być, nie wiedział... nie podejrzewał, co się stanie, gdy ujrzysz Ryujina. Saga, kiedy ty... ehh, miałam przeczucie, że coś się dzieje, ja... Saga, on powinien tu być nie ja, z nim miałaś mieć przyszłość, przy mnie musiałabyś całe życie to ukrywać... albo opuścić Sogen. Odeszłam, chciałam... ja nie wiem... chciałam, żebyś wybrała jego kiedy... kiedy widziałaś jego list, kiedy przyszedł ja... w końcu byłaś szczęśliwa... ja byłam cholernie zazdrosna, wystarczyło, że się pojawił i wszystko odeszło... ja, Saga to... wybacz. Starałam się, jak mogła, ale to cholernie bolało, ale... już wtedy wiedziałam, że zawsze będę ci przypominać tamtą noc. - dłoń siostry gładziła jej skroń, gdy w końcu zdecydowała się o tym powiedzieć. -Jestem cholerną egoistką... mówiłam Ci, że egoizm to nic złego, że... że może być dobra, ale ja... cholera, chcę Cię tylko dla siebie, a ty jesteś wolna. Wybacz mi. - mimo smutku łzy nie leciały już z jej oczu. Kiedy tu wbiegła, gdy ją uspakajała, wypłakała wszystkie, jakie miała. Czy rzeczywiście była aniołem? Krótkie wyznanie, delikatne muśnięcie warg, nieagresywne jak z Akashim. Ten niewielki gest niósł za sobą więcej uczuć, niż to, co stało się w hotelu. Poszła po Ryujiego, chwyciła go delikatnie i przyniosła siostrze... ona będzie wiedziała co zrobić.
-Nee-chan, ja nie jestem aniołem, zabijałam, torturowałam, robiłam wszystko, żebyś tylko nie dowiedziała się, żebyś nie dokładać ci zmartwień. Zawsze będę biec, bo Cię kocham, twoje bezpieczeństwo, szczęście, to one są najważniejsze. Będę przy tobie, gdy tylko będziesz mnie potrzebować, ale nie nazywaj mnie aniołem... ja... Wtedy na statku, kiedy... - wzięła głębszy wdech. -Kiedy biegłaś z kataną ja... widziałaś we mnie jego i miałaś rację, bo jestem jak on, dla ciebie jestem aniołem, ale dla innych jestem koszmarem. On był lepszy, nie ukrywał się za pięknymi słowami o większym dobrze, on zostawił świadków... pozwolił żyć tym których skrzywdził... ja nie miałam takiej litości. - uśmiechnęła się, sama nie wiedziała czemu.
-Nee-chan... Nie, Saga ja, odejdę po to, żeby Hayami zajął moje miejsce. On zostanie twoim aniołem, już mówiłam... ja nie mogę zapewnić Ci przyszłości. Kocham Cię i mogę chronić, ale nie potrafię zapewnić Ci szczęścia... kiedy ty rodziłaś... ja zdradziłam Cię... ja to chyba nie pora... - sięgnęła do torby. Wyjęła notatnik, przekartkowała go szybko w poszukiwaniu jednej karteczki, ta wylądowała w jednej kieszeni, a całość położyła na szafce obok.
-Nie chcę żyć przeszłością i całym tym złem, chociaż dalej będę potworem, chciałam go spalić, ale moje serce... tak jak i życie należy do ciebie, więc to ty powinnaś go dostać...
0 x
- Sagisa
- Gracz nieobecny
- Posty: 668
- Rejestracja: 30 kwie 2017, o 20:26
- Wiek postaci: 21
- Ranga: Dōkō
- Krótki wygląd: - długie czerwone włosy, stalowoszare oczy
- koszula z długim rękawem, długie ciemne spodnie, wygodne buty
- cienkie pajęczynki blizn po raitonie pod ubraniem
- sygnet na łańcuszku schowany pod koszulą
- płaszcz podróżny z kapturem - Widoczny ekwipunek: - torba na biodrze, po prawej
- kabury na udach
- wakizashi za pasem
- manierka z wodą przy pasie - Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33 ... 998#p49998
- Sagisa
- Gracz nieobecny
- Posty: 668
- Rejestracja: 30 kwie 2017, o 20:26
- Wiek postaci: 21
- Ranga: Dōkō
- Krótki wygląd: - długie czerwone włosy, stalowoszare oczy
- koszula z długim rękawem, długie ciemne spodnie, wygodne buty
- cienkie pajęczynki blizn po raitonie pod ubraniem
- sygnet na łańcuszku schowany pod koszulą
- płaszcz podróżny z kapturem - Widoczny ekwipunek: - torba na biodrze, po prawej
- kabury na udach
- wakizashi za pasem
- manierka z wodą przy pasie - Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33 ... 998#p49998
Re: Szpital
KC C: 107%-10%=97%
- Nazwa
- Magen: Narakumi no Jutsu
- Pieczęci
- Wąż → Szczur
- Zasięg
- Dowolny
- Koszt
- E: 14% | D: 12% | C: 10% | B: 8% | A: 6% | S: 4% | S+: 2%
- Dodatkowe
- Brak dodatkowych wymagań
- Opis Jedna z podstawowych technik genjutsu. Technika wpływa na zmysł wzroku celu, zmieniając widziane przez niego obrazy, co w ostateczności skutkuje pokazaniem mu jego własnych, najbardziej skrytych lęków. Wizja jest bardzo realistyczna i łatwo się pomylić, lecz technikę można bez problemu rozproszyć za pomocą Kai. Dodatkowo, przedstawiona wizja zależy od użytkownika, więc trzeba dobrze znać cel ataku - im lepiej znamy oponenta, tym skuteczniejsze jest jutsu, a jeśli go nie znamy, wtedy niestety technika po prostu nie zadziała.
0 x
- Sagisa
- Gracz nieobecny
- Posty: 668
- Rejestracja: 30 kwie 2017, o 20:26
- Wiek postaci: 21
- Ranga: Dōkō
- Krótki wygląd: - długie czerwone włosy, stalowoszare oczy
- koszula z długim rękawem, długie ciemne spodnie, wygodne buty
- cienkie pajęczynki blizn po raitonie pod ubraniem
- sygnet na łańcuszku schowany pod koszulą
- płaszcz podróżny z kapturem - Widoczny ekwipunek: - torba na biodrze, po prawej
- kabury na udach
- wakizashi za pasem
- manierka z wodą przy pasie - Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33 ... 998#p49998
- Atari Sanada
- Gracz nieobecny
- Posty: 274
- Rejestracja: 4 gru 2017, o 15:55
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=4424
- Multikonta: Yama-uba
Re: Szpital
Szare oczy wpatrywały się bez wyrazu przez okno na drzewo. Kolorowy ptak przysiadł na jednej gałęzi obracając swój ciekawski mały łebek w różne strony. Długi ogon podskakiwał raz to w górę raz w dół starając się utrzymać drobne, lekkie ciało na wietrze. Pełne usta młodej kobiety wygięły się w słabym, acz przyjemnym uśmiechu. W pustej sali panowała cisza, od czasu do czasu przerywana cichym płytkim oddechem Atari. Opatrzona rana dalej piekła będąc całkiem nowym i mało przyjemnym doświadczeniem. Palce odnalazły pokaźną dziurę w rozciętym kimono i dotknęły świeżego bandażu na piersiach chcąc się upewnić, nie do końca wiedząc w czym. Przegrała walkę i zapewne będzie nosić znamię tego turnieju do końca swojego życia. Była to cenna lekcja i uświadomienie, że świat którego jest tak ciekawa nie zawsze będzie dla niej przyjemny. Nie każda przygoda może skończyć się dobrze i nie każda walka pójdzie pomyślnie. Białowłosa kunoichi, która Atari poznała na trybunach miała na to dobrą radę. Nie siła lecz wytrzymałość się liczyło. To ile razy będziemy w stanie podnieść się po upadku i jak długo pozostaniemy niewzruszeni w swoich postanowieniach. Młoda Sanada nie zamierzała zatracić samej siebie, nie chciała stać się pustą powłoką dawnej siebie. Szare oczy nabrały blasku, a na twarzy pojawił się szerszy uśmiech. Walczyła z samurajem i była w stanie trafić go kilkukrotnie, kto z jej rybackiej wioski mógłby pochwalić się takim dokonaniem? Stawała się silniejsza i coraz bardziej przygotowana do swojej nieskończonej podroży.
Stopy dotknęły chłodnej posadzki szukając obuwia. Atari wstała z twardego łóżka podchodząc powoli do okna. Spod rozciętego za dużego stroju na klatce piersiowej i łydce buchała biel bandaży, co owocowało w stosunkowo dziwacznym, niechlujnym obrazie. Jedna dłoń oparła się leniwie na rękojeści katany, druga zaś odnalazła bambusowy kapelusz leżący przy łóżku. Twarz skąpał cień ukazując jedynie przyjazny uśmiech. Barwny ptak siedzący na gałęzi zanurzył drobny dziob w piórze po czym wzbił się z trzepotem w powietrze. Ukryte oczy młodej rybaczki odprowadziły podbiegną istotę, aż do momentu w którym zlała się z pięknie mieniącym się słońcem. Bambusowy kapelusz poruszył się, gdy Atari odwróciła głowę. Jej dłoń ponownie dotknęła delikatnie samymi opuszkami palców rany. Bolało, lecz nie tak, aby pozostawać w tym miejscu i nadużywać dobroci obeznanych w sztukach medycznych obywateli cesarstwa. Jej przygoda dopiero co zaczęła się, nie może przecież siedzieć w jednym miejscu i tracić tak wiele możliwości na budowanie fantastycznych wspomnień.
[z/t]
Czas leczenia: 4h
Godzina wyjścia: 23:22
Link do zdarzenia: Klik
Stopy dotknęły chłodnej posadzki szukając obuwia. Atari wstała z twardego łóżka podchodząc powoli do okna. Spod rozciętego za dużego stroju na klatce piersiowej i łydce buchała biel bandaży, co owocowało w stosunkowo dziwacznym, niechlujnym obrazie. Jedna dłoń oparła się leniwie na rękojeści katany, druga zaś odnalazła bambusowy kapelusz leżący przy łóżku. Twarz skąpał cień ukazując jedynie przyjazny uśmiech. Barwny ptak siedzący na gałęzi zanurzył drobny dziob w piórze po czym wzbił się z trzepotem w powietrze. Ukryte oczy młodej rybaczki odprowadziły podbiegną istotę, aż do momentu w którym zlała się z pięknie mieniącym się słońcem. Bambusowy kapelusz poruszył się, gdy Atari odwróciła głowę. Jej dłoń ponownie dotknęła delikatnie samymi opuszkami palców rany. Bolało, lecz nie tak, aby pozostawać w tym miejscu i nadużywać dobroci obeznanych w sztukach medycznych obywateli cesarstwa. Jej przygoda dopiero co zaczęła się, nie może przecież siedzieć w jednym miejscu i tracić tak wiele możliwości na budowanie fantastycznych wspomnień.
[z/t]
Czas leczenia: 4h
Godzina wyjścia: 23:22
Link do zdarzenia: Klik
0 x
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości