Trybuna północna
Re: Trybuna północna
Głos Ranmaru był rzeczywiście jak pieszczota. Jak pocieszenie, głaskanie dziecka po głowie i pocałowanie w skaleczone kolanko z obietnicą, że od tego przestanie boleć. I tak jak rodzic, Shijima używał tego jak placebo, bo nie było to rozwiązaniem ani odpowiedzią, jedynie słodkimi, złotymi półkłamstwami. Nie było tym co chciała usłyszeć z jego ust. Nie oczekiwała na dobroduszne przydomki ani uspokajające, gładkie słówka. Zadowoliłaby się jednym słowem, twardym, ostrym jak ostrza, które nosiła przy pasie.
Nie.
Chise spuściła głowę, kornie, jakby przyjęła to jako naganę i wytłumaczenie, ale wolała tym gestem ukryć kłębiące się emocje, które mogły odbić się na twarzy. Tym, który wysuwał się na pierwszy plan był zawód. Była szybka fizycznie, ale i szybko przekonywała się do ludzi i łapała z nimi kontakt, jak tylko zdobyła tą pierwszą nić porozumienia.. Chyba to był jej problem, jak w tej sytuacji. Nie była w stanie zaakceptować.. Nie, nawet zrozumieć podejścia ani Shinjego ani Shijimy. Może dlatego, że nie była w ich miejscu i z jej perspektywy wyglądało to zupełnie inaczej.
Poruszyła niespokojnie głową i skrzywiła usta, słysząc huk, instynktownie odwracając się nieco bardziej w stronę areny. Po samych dźwiękach nie dało się jednak wywnioskować co się dzieje, a nikt akurat głośno nie komentował. Wróciła więc do rozmowy, słuchając słów Shijimy z coraz większymi oczami. Słowa, które kierował do nowo przybyłego sugerowały jedno, ale wciąż nie miała całkowitej pewności.
Spojrzała na chłopaka nieco zaskoczona, kiedy ten opisał Shigę jako białowłosego.
- Emm.. Zapewne tak - uniosła brwi i wzruszyła ramionami. Skąd niby miała wiedzieć jakie ma włosy? Nikt się jej nie przedstawiał z kolorystycznym opisem wyglądu, dla niej wygląd niemal zupełnie nie istniał jako wymiar człowieka. Uśmiechnęła się jednak na komentarz o nim.
- Tak, jest ciekawą jednostką, choć sama jeszcze niewiele go znam - przyznała. Ona sama nie wiedziała o nim wszystkiego, bo w jego opowieściach nie wszystko kleiło się kupy. Coś ukrywał, ale nie miała mu tego za złe, ona sama nie mówiła mu przecież prawdy.
Murai miał zdaje się inne podejście do tego tematu niż ona.. A raczej inne od tego jakie chciała prezentować. Nikt.. Może poza Hayamim.. Nie mógł się domyślać jak wielkie miał dla niej znaczenie. Nie sama nagroda, nauka czy zbieranie pochwał, a sprawdzenie siebie, czy była w stanie przeskoczyć to, co jej wmawiano od dziecka. Nawet porażka byłaby dobra, gdyby spełniła ten cel. Jednak rozmówca wydawał się być bardziej ambitny.
- Masz rację, każdy ma swoją opinię, Murai-san. Dla mnie w tym momencie wygrana nie jest najważniejsza, tak samo jak dojście na szczyt. To tylko turniej - wzruszyła ramionami z lekkim uśmiechem. Jednak jego dalsze uwagi były już bardzo ciekawe i sprawiły, że chyba po raz pierwszy od rozpoczęcia rozmowy zyskał jej pełną uwagę.
- Zawsze przyjmę chętnie jakiekolwiek uwagi - zapewniła go - Spojrzenie z boku na walkę może nieraz wnieść więcej niż samo w niej uczestniczenie, zwłaszcza przy bardziej doświadczonych osobach - dodała, analizując co powiedział. Z tego co pamiętała, w walce starała się unikać biegu w linii prostej, ale możliwe, że w emocjach mogła po prostu zapomnieć o założeniach i skoczyć do przodu bez namysłu. Pokiwała głową ze zrozumieniem.
- Na pewno będę mieć to na uwadze. Coś jeszcze Pan zauważył? - dopytała się, bo wspominał o kilku niedociągnięciach - Dla żółtodzioba każda uwaga, nawet wydająca się błaha, może być ważna - uśmiechnęła się delikatnie. Ona zdecydowanie była jeszcze zielona, więc i oczywiste uwagi mogą być warte ponownego przemyślenia, jeśli ktoś o nich wspomni.
Dopiero kiedy się przedstawił miała pewność z kim rozmawiają. Z samym cesarzem Wysp, słynnym Yuki Natsume. Już wcześniej była ciekawa kim był człowiek, któremu włożono na głowę śliczny diadem, który tak dokładnie Shinji opisał, i dał się zakuć w pozłacane kajdany. Już teraz nie mógł być sam, słyszała oddech kolejnej osoby, która go zapewne strzegła.. A co będzie dalej? Co jeśli zechce wyruszyć na samotną misję lub wyprawę? Pozwolą mu? A może pytanie powinno brzmieć: czy ktoś ośmieli się mu zabronić?
Znalazł nawet moment by zwrócić się do niej bezpośrednio. Poczuła nieco wstyd, że powitała go zwykłym "ohayo", w czasie gdy inni gratulowali mu koronacji i zjednoczenia wysp.. Ba, nawet nazwała go nieznajomym! Na szczęście wydawał się mieć dużo dystansu do siebie, wnioskując po tym, że nie urwał głowy Shijimie za zasugerowanie, że jest niskiego wzrostu. Musiała przyznać, że sama w tej chwili zamarła, czekając na reakcje Tygrysa.
Nie tylko się przedstawił, ale i pogratulował walki. Na moment ją zamurowało.
Ha, to już nie było byle co.
Poczuła zdradliwy gorąc na policzkach i znów była na siebie zła za zdjęcie maski. Skinęła głową, zastanawiając.. Co mogła powiedzieć takiej osobie? Co zrobić? Zdusiła ochotę by zacząć kombinować przy stroju lub by złapać kuzyna za łokieć, by się upewnić, że dobrze słyszała. Właściwie, to największą ochotę miała schować twarz w dłoniach i odejść gdzieś z tego miejsca, gdzie ludzie zwracali za nią zbyt zbyt wiele uwagi, ale tak przecież nie wypadało.
- Komplement od cesarza jest cenniejszy od zwycięstwa nawet w całym turnieju - odezwała się zaskoczona - Chętniej niż pochwały usłyszę jednak krytykę, bym mogła się poprawiać w przyszłości. Jestem zaledwie Doko, na dobrą sprawę dopiero rozpoczynam prawdziwą naukę - ukłoniła się, starając złagodzić nieco tą wypowiedź. Miała jednak wrażenie, gdzieś im ta informacja uciekała. Była tu tylko początkującym, który jedynie zrobił dobre pierwsze wrażenie, nic więcej. To nie była udawana skromność, jedynie trzeźwa ocena. Już bardziej podobało się jej podejście Muraia, który szczerze powiedział, że widzi jej potknięcia, a nawet dał swoje wskazówki. Z tego wynikało o wiele więcej niż z komplementów.
- ..choć mój mistrz zapewne się ucieszy kiedy usłyszy jak dobre wrażenie wywarł jego styl walki. Mam nadzieję, że uda mi się jeszcze lepiej go zaprezentować w czasie kolejnej walki - uśmiechnęła się, kiedy o nim pomyślała. Staruszek zapewne naprawdę się uraduje.. Ale wcześniej ją spierze na kwaśne jabłko za to, że pokazywała go tak otwarcie na wielkiej arenie.
Nie.
Chise spuściła głowę, kornie, jakby przyjęła to jako naganę i wytłumaczenie, ale wolała tym gestem ukryć kłębiące się emocje, które mogły odbić się na twarzy. Tym, który wysuwał się na pierwszy plan był zawód. Była szybka fizycznie, ale i szybko przekonywała się do ludzi i łapała z nimi kontakt, jak tylko zdobyła tą pierwszą nić porozumienia.. Chyba to był jej problem, jak w tej sytuacji. Nie była w stanie zaakceptować.. Nie, nawet zrozumieć podejścia ani Shinjego ani Shijimy. Może dlatego, że nie była w ich miejscu i z jej perspektywy wyglądało to zupełnie inaczej.
Poruszyła niespokojnie głową i skrzywiła usta, słysząc huk, instynktownie odwracając się nieco bardziej w stronę areny. Po samych dźwiękach nie dało się jednak wywnioskować co się dzieje, a nikt akurat głośno nie komentował. Wróciła więc do rozmowy, słuchając słów Shijimy z coraz większymi oczami. Słowa, które kierował do nowo przybyłego sugerowały jedno, ale wciąż nie miała całkowitej pewności.
Spojrzała na chłopaka nieco zaskoczona, kiedy ten opisał Shigę jako białowłosego.
- Emm.. Zapewne tak - uniosła brwi i wzruszyła ramionami. Skąd niby miała wiedzieć jakie ma włosy? Nikt się jej nie przedstawiał z kolorystycznym opisem wyglądu, dla niej wygląd niemal zupełnie nie istniał jako wymiar człowieka. Uśmiechnęła się jednak na komentarz o nim.
- Tak, jest ciekawą jednostką, choć sama jeszcze niewiele go znam - przyznała. Ona sama nie wiedziała o nim wszystkiego, bo w jego opowieściach nie wszystko kleiło się kupy. Coś ukrywał, ale nie miała mu tego za złe, ona sama nie mówiła mu przecież prawdy.
Murai miał zdaje się inne podejście do tego tematu niż ona.. A raczej inne od tego jakie chciała prezentować. Nikt.. Może poza Hayamim.. Nie mógł się domyślać jak wielkie miał dla niej znaczenie. Nie sama nagroda, nauka czy zbieranie pochwał, a sprawdzenie siebie, czy była w stanie przeskoczyć to, co jej wmawiano od dziecka. Nawet porażka byłaby dobra, gdyby spełniła ten cel. Jednak rozmówca wydawał się być bardziej ambitny.
- Masz rację, każdy ma swoją opinię, Murai-san. Dla mnie w tym momencie wygrana nie jest najważniejsza, tak samo jak dojście na szczyt. To tylko turniej - wzruszyła ramionami z lekkim uśmiechem. Jednak jego dalsze uwagi były już bardzo ciekawe i sprawiły, że chyba po raz pierwszy od rozpoczęcia rozmowy zyskał jej pełną uwagę.
- Zawsze przyjmę chętnie jakiekolwiek uwagi - zapewniła go - Spojrzenie z boku na walkę może nieraz wnieść więcej niż samo w niej uczestniczenie, zwłaszcza przy bardziej doświadczonych osobach - dodała, analizując co powiedział. Z tego co pamiętała, w walce starała się unikać biegu w linii prostej, ale możliwe, że w emocjach mogła po prostu zapomnieć o założeniach i skoczyć do przodu bez namysłu. Pokiwała głową ze zrozumieniem.
- Na pewno będę mieć to na uwadze. Coś jeszcze Pan zauważył? - dopytała się, bo wspominał o kilku niedociągnięciach - Dla żółtodzioba każda uwaga, nawet wydająca się błaha, może być ważna - uśmiechnęła się delikatnie. Ona zdecydowanie była jeszcze zielona, więc i oczywiste uwagi mogą być warte ponownego przemyślenia, jeśli ktoś o nich wspomni.
Dopiero kiedy się przedstawił miała pewność z kim rozmawiają. Z samym cesarzem Wysp, słynnym Yuki Natsume. Już wcześniej była ciekawa kim był człowiek, któremu włożono na głowę śliczny diadem, który tak dokładnie Shinji opisał, i dał się zakuć w pozłacane kajdany. Już teraz nie mógł być sam, słyszała oddech kolejnej osoby, która go zapewne strzegła.. A co będzie dalej? Co jeśli zechce wyruszyć na samotną misję lub wyprawę? Pozwolą mu? A może pytanie powinno brzmieć: czy ktoś ośmieli się mu zabronić?
Znalazł nawet moment by zwrócić się do niej bezpośrednio. Poczuła nieco wstyd, że powitała go zwykłym "ohayo", w czasie gdy inni gratulowali mu koronacji i zjednoczenia wysp.. Ba, nawet nazwała go nieznajomym! Na szczęście wydawał się mieć dużo dystansu do siebie, wnioskując po tym, że nie urwał głowy Shijimie za zasugerowanie, że jest niskiego wzrostu. Musiała przyznać, że sama w tej chwili zamarła, czekając na reakcje Tygrysa.
Nie tylko się przedstawił, ale i pogratulował walki. Na moment ją zamurowało.
Ha, to już nie było byle co.
Poczuła zdradliwy gorąc na policzkach i znów była na siebie zła za zdjęcie maski. Skinęła głową, zastanawiając.. Co mogła powiedzieć takiej osobie? Co zrobić? Zdusiła ochotę by zacząć kombinować przy stroju lub by złapać kuzyna za łokieć, by się upewnić, że dobrze słyszała. Właściwie, to największą ochotę miała schować twarz w dłoniach i odejść gdzieś z tego miejsca, gdzie ludzie zwracali za nią zbyt zbyt wiele uwagi, ale tak przecież nie wypadało.
- Komplement od cesarza jest cenniejszy od zwycięstwa nawet w całym turnieju - odezwała się zaskoczona - Chętniej niż pochwały usłyszę jednak krytykę, bym mogła się poprawiać w przyszłości. Jestem zaledwie Doko, na dobrą sprawę dopiero rozpoczynam prawdziwą naukę - ukłoniła się, starając złagodzić nieco tą wypowiedź. Miała jednak wrażenie, gdzieś im ta informacja uciekała. Była tu tylko początkującym, który jedynie zrobił dobre pierwsze wrażenie, nic więcej. To nie była udawana skromność, jedynie trzeźwa ocena. Już bardziej podobało się jej podejście Muraia, który szczerze powiedział, że widzi jej potknięcia, a nawet dał swoje wskazówki. Z tego wynikało o wiele więcej niż z komplementów.
- ..choć mój mistrz zapewne się ucieszy kiedy usłyszy jak dobre wrażenie wywarł jego styl walki. Mam nadzieję, że uda mi się jeszcze lepiej go zaprezentować w czasie kolejnej walki - uśmiechnęła się, kiedy o nim pomyślała. Staruszek zapewne naprawdę się uraduje.. Ale wcześniej ją spierze na kwaśne jabłko za to, że pokazywała go tak otwarcie na wielkiej arenie.
0 x
Re: Trybuna północna
Morino Shonen - uczestnik turnieju
Pod pewnymi względami obecny Toshio nie różnił się znacznie od swojej młodszej wersji, która była urocza z wyglądu i co najważniejsze uwielbiana przez starsze panie. I chociaż sposób zachowania oraz tonacja głosu uległy poprawie, to niewątpliwie osoby znające młodego Senju nie trwałyby długo w roztargnieniu. Bez trudu poradziły sobie ze skojarzeniem tajemniczo ubranego chłopaka. Głównie dlatego nie miał oporów przed podejściem, bo wiedział że właśnie w ten sposób wyda się przed białowłosą. Murai był miłym zaskoczeniem przy wizycie w Hanamurze. Wraz z Natsume Yuki, Cesarzem, stanowili postaci sławne. Po świecie wędrowało jeszcze kilku im podobnych z Krwawego Pokolenia. O jednych zaginął słuch, inni nie mieli już takiej okazji do korelacji w ważnych wydarzeniach. Czy obecny turniej i ich uczestnicy naniosą na karty historii podobny związek? Czy warto będzie nazywać ich “Nowym” pokoleniem? Kilkoro z nich mogło poszczycić się uczestnictwem w obronie Muru, dosyć ważnym momentem w dziejach ludzkości. Toshio nie miał większych zmartwień ze względu na podjęte gdzieś w głowie zagadnienie dotyczące przejęcia podobnej sławy, co starsi koledzy. Mogli być zbyt mało ważni, niedojrzali i pozbawieni polotu, co niegdyś. Czasy się zmieniały i widać to było na przestrzeni niewielu minionych lat. W życiu Toshio był to ogrom sytuacji, które na szczęście wzmocniły w nim ducha walki i dzięki temu mógł stać się silnym mężczyzną. Czuł się dobrze z tym, że przykre wydarzenia zabiły w nim dziecięce marzenia. Wizja ta nie przydałaby mu się na nic poza miłym dodatkiem. Rodzice byli do pewnego momentu dumni z syna - owocu ich miłości, aby spotkał ich jeszcze większy zaszczyt. Nie mógł pochwalić się awansem w hierarchii, jednak osiągnięcia miał niemałe. Wystarczające do zastanowienia się, jak daleko może jeszcze zajść. Nie zginął po drodze, co przydarzyło się wielu rodzinom. Los bywa cyniczny, a niełatwe to do okiełznania Bóstwo.
Atmosfera dopisywała Toshio. Mógł czuć się swobodnie i nie martwić o jakieś dziwne gierki. Tego potrzebował, by móc skupić się na własnej walce. Chciał pokazać się z jak najlepszej strony i być może zaskoczyć miło kilku obserwatorów. Najpewniejsza wydawała się Nikusui, a tuż za nią Murai. Jedynie oni znali jego prawdziwą tożsamość. Inni mogli tylko kojarzyć pewne powiązania. Wszystko okaże się, gdy wejdzie na plac areny. Czy obierze skrytą taktykę albo otwarty konflikt, żeby dojść do finału. Na razie członkini rodu Kaminari zaciekawiła go pewnym tematem. Wskoczył mu momentalnie do głowy i nawet nie musiał długo się zastanawiać. Wiedział, o czym wspomniała i chyba znał odpowiedź.
- A tak, istniało coś takiego. Wydaje mi się, że mój termin minął jakieś dwa lata temu. Teraz nie spotyka się tego typu zachowania ze strony klanów i szczepów. Na nowo rozgrzebane konflikty znacznie utrudniły zamysł terminowania w miastach kupieckich. - z początku wydawał się podekscytowany wzmianką, bo dobrze wspominał lata spędzone na szkoleniu w Ryuzaku. Z drugiej strony pomysł terminowania poza rodzimą wioską nie przetrwał długo, bo sytuacja polityczna każdego z regionów zmieniała się nieustannie. Mimo to Nikusui uzyskała odpowiedź na nurtujące ją pytanie. Toshio dowiedział się w zamian przydatnej opinii na temat Rady. Nadal były to luźne domysły, które mogły mieć niezliczoną ilość rozwinięć, jednak młodemu Senju wielce pomagały dostosować się do wydarzeń poza jego zakresem kompetencji.
- Dobrze dla nich, że osiągnęli porozumienie - są jedną, niepodległą Wyspą. Na pewno nie są dryfującą po wodzie tratwą, wystawioną na ataki drapieżników. Po przypłynięciu do Hanamury nie mogłem opędzić się od wzroku czujnie strzegących miasta wartowników. Nie mają po co udawać się na kontynent albo jeszcze nie nadeszła ich pora. - nie chciał tutaj wchodzić w drażliwe domysły o teoriach spiskowych. Teoretycznie powinien martwić się przede wszystkim losem Senju i nie zachwycać powstałym niedawno Cesarstwem. Jak każde z goła neutralne zgrupowanie mogło w pewnym momencie działać na niekorzyść danej frakcji. Nazwać to można konkurencją, aniżeli domniemaną wrogością. Od tego powinien zacząć nauki w tym kierunku, własnego postrzegania wpływów i zagrań politycznych.
Wszakże nie roztrząsał tego tematu dłużej niż trwała jego wypowiedź zwrotna. Nikusui wprawnie wyłapała ważne momenty pojedynków, do czego Toshio musiał się jeszcze dostosowywać. Nie, żeby był rozkojarzony czy mało sprytny. Miał mniejsze doświadczenie w wychwytywaniu ważnych szczegółów. Widząc uderzenie pięścią chciał wiedzieć, jaki przyniesie skutek, żeby móc je skopiować dla własnej korzyści. Nie brał pod uwagę wielu czynników, które stały ku temu na drodze - choćby skuteczny unik przeciwnika. Ciągle starał się nauczać jedynie na własnych błędach, przez co wydawać się mogło, że tych sytuacji nie było za wiele. Nie sądził, żeby było z nim aż tak źle. Warto zastrzec, że mnóstwo rzeczy przelatywało mu między palcami, niczym sypki piasek. W walkach działo się wiele. Kolejna, niepozorna dziewczyna z nietypowymi zdolnościami przykuła uwagę dużej rzeszy obserwujących jej pojedynek shinobi i wojowników.
- Ciekawe... Sędzia przedstawił dziewczynę innym mianem, Daishi Ayako. O, a po drugiej stronie władający piaskiem Sabaku. Niezbyt dobrze to dla niego wygląda. Pamiętam z poprzedniego turnieju członka tegoż klanu o jeszcze silniejszych zdolnościach manipulacji piaskiem, przyjaciela Reiki... Ichirou-san. - odniósł się do wydarzeń na Arenie, a był raczej podekscytowany i chętny wyznać kilka drobnych szczegółów, które mogły przydać się innym w jego gronie. Wiedza Ryukaty najpewniej nie skorzysta na tym, bo wiedziała o kim mowa, byli wtedy razem na widowni i oglądali pojedynki Krwawego Pokolenia. Nie spamiętał jednak znaczenia przydomku, który nadali Ichirou Asahiemu. Coś konkretnie nie związanego z mianem wojownika, zbyt nudnego, jak dla Toshio. Mimo to był pełen podziwu nad kontrolą takiej ilości kruszcu, która niefortunnie ugięła się przed mroźną naturą Yukich.
Atmosfera dopisywała Toshio. Mógł czuć się swobodnie i nie martwić o jakieś dziwne gierki. Tego potrzebował, by móc skupić się na własnej walce. Chciał pokazać się z jak najlepszej strony i być może zaskoczyć miło kilku obserwatorów. Najpewniejsza wydawała się Nikusui, a tuż za nią Murai. Jedynie oni znali jego prawdziwą tożsamość. Inni mogli tylko kojarzyć pewne powiązania. Wszystko okaże się, gdy wejdzie na plac areny. Czy obierze skrytą taktykę albo otwarty konflikt, żeby dojść do finału. Na razie członkini rodu Kaminari zaciekawiła go pewnym tematem. Wskoczył mu momentalnie do głowy i nawet nie musiał długo się zastanawiać. Wiedział, o czym wspomniała i chyba znał odpowiedź.
- A tak, istniało coś takiego. Wydaje mi się, że mój termin minął jakieś dwa lata temu. Teraz nie spotyka się tego typu zachowania ze strony klanów i szczepów. Na nowo rozgrzebane konflikty znacznie utrudniły zamysł terminowania w miastach kupieckich. - z początku wydawał się podekscytowany wzmianką, bo dobrze wspominał lata spędzone na szkoleniu w Ryuzaku. Z drugiej strony pomysł terminowania poza rodzimą wioską nie przetrwał długo, bo sytuacja polityczna każdego z regionów zmieniała się nieustannie. Mimo to Nikusui uzyskała odpowiedź na nurtujące ją pytanie. Toshio dowiedział się w zamian przydatnej opinii na temat Rady. Nadal były to luźne domysły, które mogły mieć niezliczoną ilość rozwinięć, jednak młodemu Senju wielce pomagały dostosować się do wydarzeń poza jego zakresem kompetencji.
- Dobrze dla nich, że osiągnęli porozumienie - są jedną, niepodległą Wyspą. Na pewno nie są dryfującą po wodzie tratwą, wystawioną na ataki drapieżników. Po przypłynięciu do Hanamury nie mogłem opędzić się od wzroku czujnie strzegących miasta wartowników. Nie mają po co udawać się na kontynent albo jeszcze nie nadeszła ich pora. - nie chciał tutaj wchodzić w drażliwe domysły o teoriach spiskowych. Teoretycznie powinien martwić się przede wszystkim losem Senju i nie zachwycać powstałym niedawno Cesarstwem. Jak każde z goła neutralne zgrupowanie mogło w pewnym momencie działać na niekorzyść danej frakcji. Nazwać to można konkurencją, aniżeli domniemaną wrogością. Od tego powinien zacząć nauki w tym kierunku, własnego postrzegania wpływów i zagrań politycznych.
Wszakże nie roztrząsał tego tematu dłużej niż trwała jego wypowiedź zwrotna. Nikusui wprawnie wyłapała ważne momenty pojedynków, do czego Toshio musiał się jeszcze dostosowywać. Nie, żeby był rozkojarzony czy mało sprytny. Miał mniejsze doświadczenie w wychwytywaniu ważnych szczegółów. Widząc uderzenie pięścią chciał wiedzieć, jaki przyniesie skutek, żeby móc je skopiować dla własnej korzyści. Nie brał pod uwagę wielu czynników, które stały ku temu na drodze - choćby skuteczny unik przeciwnika. Ciągle starał się nauczać jedynie na własnych błędach, przez co wydawać się mogło, że tych sytuacji nie było za wiele. Nie sądził, żeby było z nim aż tak źle. Warto zastrzec, że mnóstwo rzeczy przelatywało mu między palcami, niczym sypki piasek. W walkach działo się wiele. Kolejna, niepozorna dziewczyna z nietypowymi zdolnościami przykuła uwagę dużej rzeszy obserwujących jej pojedynek shinobi i wojowników.
- Ciekawe... Sędzia przedstawił dziewczynę innym mianem, Daishi Ayako. O, a po drugiej stronie władający piaskiem Sabaku. Niezbyt dobrze to dla niego wygląda. Pamiętam z poprzedniego turnieju członka tegoż klanu o jeszcze silniejszych zdolnościach manipulacji piaskiem, przyjaciela Reiki... Ichirou-san. - odniósł się do wydarzeń na Arenie, a był raczej podekscytowany i chętny wyznać kilka drobnych szczegółów, które mogły przydać się innym w jego gronie. Wiedza Ryukaty najpewniej nie skorzysta na tym, bo wiedziała o kim mowa, byli wtedy razem na widowni i oglądali pojedynki Krwawego Pokolenia. Nie spamiętał jednak znaczenia przydomku, który nadali Ichirou Asahiemu. Coś konkretnie nie związanego z mianem wojownika, zbyt nudnego, jak dla Toshio. Mimo to był pełen podziwu nad kontrolą takiej ilości kruszcu, która niefortunnie ugięła się przed mroźną naturą Yukich.
0 x
- Kakita Asagi
- Gracz nieobecny
- Posty: 1831
- Rejestracja: 15 gru 2017, o 17:45
- Wiek postaci: 28
- Ranga: Samuraj (Hatamoto)
- Krótki wygląd: Mężczyzna o ciemnych włosach i niebieskich oczach, wzrostu około 170 cm. Ubrany w kremowe kosode, z brązową hakama oraz granatowym haori z rodowym symbolem. Na głowie wysłużony, ale nadal w dobrym stanie kapelusz.
- Widoczny ekwipunek: - Zbroja
- Tachi + Wakizashi
- Długi łuk + Kołczan - Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=4518
- GG/Discord: 9017321
- Multikonta: Hayabusa Jin
- Lokalizacja: Wrocław
Re: Trybuna północna
Czy niebieskookiemu istotnie chodziło o to, co wydedukowała Uchiha-hime? Pod pewnym względem istotnie, pod innych zdecydowanie nie. Nie zamierzał jednak dalej rozwijać myśli, które i tak były zdecydowanie przydługie jak na samuraja. Powinien wyrażać się krótki i rzeczowo, chyba, że ktoś go poprosi o zabranie głosu i wyjaśnienie kwestii, bowiem nie były one aż tak proste – celem samuraja było zmusić do pewnej refleksji, nie sztuka dostać gotowe rozwiązanie, należy go poszukać…
Turniej bardzo szybko przerodził się w coś, czego Kakita się tutaj nie spodziewał – typowo dworskie wydarzenie, w którym pojawia się cała masa sieci i uników, w których poruszanie się jest nie tylko trudne, ale wręcz niebezpieczne. Jak to dobrze, że zachował się zgodnie z etykietą, mówią, że nadgorliwość jest najgorsza, ale nie w tym przypadku, bowiem okazało się, że sam organizator i władca tego co widać zaszczycił ich swą obecnością na trybunach. Zdecydowanie za nisko ukłonił się naszemu prostemu szermierzowi, niejako „zmuszając” go do pogłębienia własnego. Spojrzenie, jakim cesarz badawczo go obdarzył było mu do czegoś podobne, w zasadzie, chyba nawet wiedział do czego – jego własnego, chociaż innego. Istotnie, samurajowie nie spuszczali spojrzenia z rozmówcy, by móc uniknąć ataku z zaskoczenia, ale tutaj bardziej chodziło i spoglądanie całościowe. Nawet patrząc przed siebie, w ukłonie, widać dość, by odczytać nadchodzący atak. Pytanie tylko, dlaczego Cesarz zastosował to spojrzenie właśnie w jego przypadku? Czyżby spodziewał się jakiejś wrogości, a może to tylko wrodzona zapobiegliwość? Cóż, pewne było, że Kakita zachował się podobnie, aczkolwiek dużo mniej bojowo, tak by zachować dworskie konwenanse.
- Yuki-sama, honor jest zdecydowanie po mojej stronie. Dużo zacniejszym wojownikiem jest samuraj, który obecnie toczy starcie na turnieju. – odpowiedział Asagi na pochwałę ze słów cesarza, nawet jeśli tamten nie chciał być odpowiednio tytułowany, to jednak… Jednak sprawiało to swoisty problem, który teraz Kakita musiał w ciszy rozważyć, zwłaszcza, że uwaga zebranych odwróciła się od jego osoby, mógł więc spoglądać na walkę, która toczyła się poniżej, a która właśnie rozgrywała się dokładnie tak, jak chciał ją widzieć, a z drugiej mógł się przysłuchiwać temu, co go otacza, a działo się.
Pierw jednak pytanie, jak zareagować na cesarza, który nie chce być cesarzem, lecz pozostać shinobi? Niebieskookiemu znana była podobna postawa, wszak samurajowie byli wszyscy równi. Równi, a jednak… jednak były pewne różnice we władzy. Słuchać musieli swojego lidera oraz jego reprezentantów, to samo już „godziło” w ideę równości, ale nie bez powodu. Dzięki temu, ludzie czyli się bezpieczniej, świadomość, że jest ktoś ważniejszy i silniejszy, poczucie hierarchii to budowało właśnie świadomość własnej pozycji i porządkowało życie. Nie wiele miało to wspólnego z poddaństwem, chociaż na bogów, czyż samuraj nie znaczyło „służyć”? Pomijając już kwestie (a może na razie), komu kto służyć miał, to ów relacje należało przyrównać do relacji w rodzinie, gdzie dzieci czują respekt i szacunek do swoich rodziców, ale właśnie ów respekt jakimi rodzice się otaczają daje dzieciom poczucie bezpieczeństwa – kto obroni je lepiej, jak właśnie potężny rodzic? Niebieskooki dostrzegał w tym analogię do relacje cesarz-poddani. Cesarzem nie bez powodu został potężny ninja, bowiem to właśnie on będzie opoką bezpieczeństwa i to do niego będą się ludzie uciekać. To on będzie rozdzielał prawa i obowiązki, to on będzie ostateczną wyrocznią – tego potrzebują ludzie. Dlatego właśnie, cesarz musi być cesarzem, a nie tylko shinobi…
Kiedy tak poniżej toczyła się walka, której przebieg niebieskooki skrzętnie notował swoim notesie, zupełnie inne starcie odbywało się wyżej. Uchiha-hime cieszyła się ogromnym zainteresowaniem i nawet dostawała rady jak powinna walczyć. Niebieskooki również usłyszał słowa Murai-san, z którymi nie mógł się nie zgodzić, bowiem zupełnie się z nimi zgadzał. Nie chodziło jednak jedynie o walkę po łuku, chodziło tutaj o jeden z sekretów sztuk walki, zabawa rytmem. Nie ma nic gorszego, niż rytm, jaki da się wygrać na palcach, rytm musi być zmienny, a na pewno już nie taki, jak ten narzucony przez wroga. Przez chwilę niebieskooki zastanawiał się, czy dorzucić swoje trzy grosze, nawet przeniósł spojrzenie na Uchiha-hime, ale ostatecznie zrezygnował. Nie należało się pchać między drzwi, to było zdecydowanie niegrzeczne, zwłaszcza, że dziewczyna rozmawiała z cesarzem i jak się domyślał, doświadczonymi ninja (w sumie dwoma). Nie ma się co tam wymądrzać, takie nic jak on nie będzie zabierał głosu, chyba, że zostanie o to poproszony. Na razie skupi się na chwili obecnej i tym co widzi oraz słyszy. Bycie bowiem małym szaraczkiem a swoje zalety, można być wszędzie…
Turniej bardzo szybko przerodził się w coś, czego Kakita się tutaj nie spodziewał – typowo dworskie wydarzenie, w którym pojawia się cała masa sieci i uników, w których poruszanie się jest nie tylko trudne, ale wręcz niebezpieczne. Jak to dobrze, że zachował się zgodnie z etykietą, mówią, że nadgorliwość jest najgorsza, ale nie w tym przypadku, bowiem okazało się, że sam organizator i władca tego co widać zaszczycił ich swą obecnością na trybunach. Zdecydowanie za nisko ukłonił się naszemu prostemu szermierzowi, niejako „zmuszając” go do pogłębienia własnego. Spojrzenie, jakim cesarz badawczo go obdarzył było mu do czegoś podobne, w zasadzie, chyba nawet wiedział do czego – jego własnego, chociaż innego. Istotnie, samurajowie nie spuszczali spojrzenia z rozmówcy, by móc uniknąć ataku z zaskoczenia, ale tutaj bardziej chodziło i spoglądanie całościowe. Nawet patrząc przed siebie, w ukłonie, widać dość, by odczytać nadchodzący atak. Pytanie tylko, dlaczego Cesarz zastosował to spojrzenie właśnie w jego przypadku? Czyżby spodziewał się jakiejś wrogości, a może to tylko wrodzona zapobiegliwość? Cóż, pewne było, że Kakita zachował się podobnie, aczkolwiek dużo mniej bojowo, tak by zachować dworskie konwenanse.
- Yuki-sama, honor jest zdecydowanie po mojej stronie. Dużo zacniejszym wojownikiem jest samuraj, który obecnie toczy starcie na turnieju. – odpowiedział Asagi na pochwałę ze słów cesarza, nawet jeśli tamten nie chciał być odpowiednio tytułowany, to jednak… Jednak sprawiało to swoisty problem, który teraz Kakita musiał w ciszy rozważyć, zwłaszcza, że uwaga zebranych odwróciła się od jego osoby, mógł więc spoglądać na walkę, która toczyła się poniżej, a która właśnie rozgrywała się dokładnie tak, jak chciał ją widzieć, a z drugiej mógł się przysłuchiwać temu, co go otacza, a działo się.
Pierw jednak pytanie, jak zareagować na cesarza, który nie chce być cesarzem, lecz pozostać shinobi? Niebieskookiemu znana była podobna postawa, wszak samurajowie byli wszyscy równi. Równi, a jednak… jednak były pewne różnice we władzy. Słuchać musieli swojego lidera oraz jego reprezentantów, to samo już „godziło” w ideę równości, ale nie bez powodu. Dzięki temu, ludzie czyli się bezpieczniej, świadomość, że jest ktoś ważniejszy i silniejszy, poczucie hierarchii to budowało właśnie świadomość własnej pozycji i porządkowało życie. Nie wiele miało to wspólnego z poddaństwem, chociaż na bogów, czyż samuraj nie znaczyło „służyć”? Pomijając już kwestie (a może na razie), komu kto służyć miał, to ów relacje należało przyrównać do relacji w rodzinie, gdzie dzieci czują respekt i szacunek do swoich rodziców, ale właśnie ów respekt jakimi rodzice się otaczają daje dzieciom poczucie bezpieczeństwa – kto obroni je lepiej, jak właśnie potężny rodzic? Niebieskooki dostrzegał w tym analogię do relacje cesarz-poddani. Cesarzem nie bez powodu został potężny ninja, bowiem to właśnie on będzie opoką bezpieczeństwa i to do niego będą się ludzie uciekać. To on będzie rozdzielał prawa i obowiązki, to on będzie ostateczną wyrocznią – tego potrzebują ludzie. Dlatego właśnie, cesarz musi być cesarzem, a nie tylko shinobi…
Kiedy tak poniżej toczyła się walka, której przebieg niebieskooki skrzętnie notował swoim notesie, zupełnie inne starcie odbywało się wyżej. Uchiha-hime cieszyła się ogromnym zainteresowaniem i nawet dostawała rady jak powinna walczyć. Niebieskooki również usłyszał słowa Murai-san, z którymi nie mógł się nie zgodzić, bowiem zupełnie się z nimi zgadzał. Nie chodziło jednak jedynie o walkę po łuku, chodziło tutaj o jeden z sekretów sztuk walki, zabawa rytmem. Nie ma nic gorszego, niż rytm, jaki da się wygrać na palcach, rytm musi być zmienny, a na pewno już nie taki, jak ten narzucony przez wroga. Przez chwilę niebieskooki zastanawiał się, czy dorzucić swoje trzy grosze, nawet przeniósł spojrzenie na Uchiha-hime, ale ostatecznie zrezygnował. Nie należało się pchać między drzwi, to było zdecydowanie niegrzeczne, zwłaszcza, że dziewczyna rozmawiała z cesarzem i jak się domyślał, doświadczonymi ninja (w sumie dwoma). Nie ma się co tam wymądrzać, takie nic jak on nie będzie zabierał głosu, chyba, że zostanie o to poproszony. Na razie skupi się na chwili obecnej i tym co widzi oraz słyszy. Bycie bowiem małym szaraczkiem a swoje zalety, można być wszędzie…
0 x

Poza tym, uważam, że należy skasować Henge i Kawarimi.
Heroic battle Theme|Asagi-sensei Theme|Bank|Punkty historii|Własne techniki| Przedmioty z Kuźni | Inne ujęcie | Pieczątka
Lista samurajek, które były na forum, ale nie zostały moimi uczennicami i na pewno przez to nie grają.
- Mokoto (walczyła na Murze)
- Mitsuyo (nigdy nie opuściła Yinzin)
- Inari (była uczennicą Seinara)
- Sakiko (byłą roninką, obierała ziemniaki na misji D)
- Nikusui
- Gracz nieobecny
- Posty: 1028
- Rejestracja: 17 kwie 2015, o 12:58
- Wiek postaci: 29
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białe, długie włosy, część z nich zapleciona w cztery warkocze - https://i.imgur.com/W0LDdj1.jpg; żółto-zielone oczy; jasna cera
- Widoczny ekwipunek: Bicz przymocowany przy prawym biodrze; torba nad lewym pośladkiem; kabura na broń na prawym udzie
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=283
- Multikonta: Sayuri
Re: Trybuna północna
To prawda, czas i doświadczenie potrafiły wprowadzić znaczne zmiany w każdym, kto chodził po tej ziemi. Dla niektórych były one z korzyścią, dla innych niekoniecznie. Jednak nie można było nie zauważyć, jak kolejne misje czy walki o wolność, zabijały to, co tak naprawdę nie było do końca złe, chociaż czasami potrafiło wpakować w niezłe tarapaty. Niewinność. Ta, którą poszczyć się może większość dzieciaków z pełnych, kochających rodzin. Towarzyszyła temu nieodparta chęć wizji znacznie lepszego świata, gdzie nie byłoby tych bitew. Tak na dobrą sprawę, w takim wypadku, niepotrzebni byliby ninja. Białowłosa tej cechy była pozbawiona. Przynajmniej do momentu, w którym zaczęła rozumieć to, co ją otacza. I to, kim jest. Jednak nie odebrało jej to możliwości zauważenia tej cechy u innych, co ją jakoś dziwnie rozczulało. Jakby sama w ten sposób nadrabiała to, co ją ominęło.
Czy i ta cecha bezpowrotnie uciekła od Toshio? Ryukata tego wiedzieć nie mogła, ale był już mężczyzną, więc zapewne sam z siebie nie chciałby być postrzegany przez innych przez pryzmat dziecka. Na pewno pretendował do wyższej rangi, a miał ku temu solidne podstawy, stąd też naturalnym było ukazywanie silnie stąpającej po ziemi postaci. A białowłosa życzyła mu jak najlepiej. Już w wielu wydarzeniach brał udział i jak widać, nie dawał za wygraną.
Nikusui dość szybko otrzymała odpowiedź na swoje pytanie, na którą skinęła głową w geście zrozumienia.
- Liderzy mieli solidne podstawy, by jednak nie wysyłać swoich podwładnych na taką... integrację. Rada zbytnio nie oponowała, więc zdaje się, że sami uznali to za słuszne posunięcie. - dodała do tematu, zauważając, jak wiele kręci się wokól Rady Dwudziestu. A przynajmniej kręciło. Nie mogla oprzeć się wrażeniu, że utworzone Cesarstwo popchnie kolejną lawinę wydarzeń. Gdzieś cały czas siedziało jej to w głowie.
- To prawda. Izolując się od poprzedniego stanu rzeczy, obrali chyba najlepszą drogę, jaką mogli. Zjednoczenie. - mruknęła, patrząc dalej na trybuny i na powoli rozwijającą się tam akcję. - Na pewno chcieli, by ten cały festiwal nie był okraszony nieprzyjemnymi niespodzianki, stąd te wzmożone straże i nadmierna ostrożność. Znajdą się tacy, którym nie spodoba się Cesarstwo i mogliby wprowadzić niemałe zamieszanie. Takie wydarzenie jest do tego wyśmienitą okazją. Tak naprawdę każdy ma wstęp, każdy przychodzi tu z bronią, chodzi z nią wśród cywili. Nie ma też co popadać w skrajności, ale nie wiesz co komu chodzi po głowie. - powiedziała, całkowicie wyłaniając swoje myśli. I nie tylko dlatego, bo rozmawiała z Toshio i nie obawiała się jakiś zagrań przeciw niej z jego strony. To były dalej czyste spostrzeżenia, które na pewno w jakiejś części znajdowały swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości. A przynajmniej tak uważała białowłosa. Nie wspominała już nawet o osobach, które specjalnie zostały tu oddelegowane, by rozeznać się w sytuacji i trochę powęszyć. To było tak oczywiste i naturalne, że nawet nie trzeba było o tym mówić. Przynajmniej dopóki ktoś nie robi tego w sposób nachalny, bądź też narusza panujący tu porządek.
Nie tyle co nieświadomie, ale właśnie Nikusui wraz z Toshio babrali się w politycznych zagrywkach, snując swoje domysły. Białowłosa zawsze od tego stroniła, ale chyba ciąg różnych wydarzeń sam narzucał pewne myśli, które warto było przedyskutować. Może miejsce nie było do tego aż tak odpowiednie, ale żadne z nich nie spiskowało, a jedynie dumali nad tym, co się dzieje. Poza tym panował tu spory tłum, z każdej strony dochodziły głośne rozmowy, krzyki, gwizdy czy oklaski. Ich spokojna i zrównoważona wymiana zdań z punktu widzenia osoby trzeciej nie wydawała się być zbyt interesująca ani warta uwagi.
Rozpoczęte walki również były jednym z tematów, jaki we dwoje podjęli. Tymczasowo najwidoczniej Atari była bardzo pochłonięta oglądaniem, niż włączeniem się w rozmowę z nimi. Nie miała jej tego absolutnie za złe, bo widziała, jaką frajdę wyciąga z widowiska. Poza tym, może to jej się przydać, zanim wyjdzie na arenę.
- Nie wyglądało to na wodne kawarimi, a wiem, że Hōzuki potrafią zmieniać ciało w wodę, stąd to oni przyszli mi na myśl. Sama też nie przedstawiam się Rodowym nazwiskiem, więc nie powinno mnie to dziwić. Może nie chciała się zbyt szybko zdradzać. Każdy Ród czy Szczep ma swoje charakterystyczne cechy, które przeciwnikowi mogą wiele już od samego początku powiedzieć. A tak, dalej istnieje element zaskoczenia. I tak, Ichirou chyba nie sposób nie zapamiętać z tamtego turnieju. Też od razu mi się przypomniał, gdy przedstawili tego chłopaka. Tak jak mówisz, nie zapowiada się jednak na to, by reprezentował podobne zdolności do swojego przeciwnika. Nie takie, jakie Ichirou wtedy posiadał. - dopowiedziała, patrząc, jak piaskowy chłopak wcale się nie podnosi, najwidoczniej mając inny plan niż spojrzenie w twarz swojemu przeciwnikowi. Szybko przed nim utworzyła się piaskowa ściana, która chronić go miała przed uderzeniami kijem. Ten jednak, z niezwykła upartością, uderzał dotąd, aż się przebił i zdołał zaatakować Sabaku. I zniknął. Jedna brew Nikusui uniosła się wyżej, obserwując ją na jego miejscu pojawia się drewniany pieniek. Podmiana, oczywiście. Prosta, aczkolwiek często skuteczna zagrywka. W sumie wielu wojowników w późniejszych czasach zapominało o tych łatwych wyjściach z sytuacji. Im mniej umiesz, tym sytuacja bardziej zmusza cię do kombinowania, co czasami naprawdę potrafiło zaimponować. No, może nie teraz, ale kto wie, może któryś uczestnik jeszcze ich zaskoczy. Bo tu, Seinaru, ogarnięty chęcią doprowadzenia do walki w zwarciu, ruszył ponownie w kierunku Masakiego, a za nim... piaskowa macka! I to dość szybka.
- Może jednak jeszcze Piaskowiec nadrobi. - rzuciła luźno, nie odrywając wzroku od dalszych wydarzeń. Seinaru fizycznie zdawał się być szybszy od swojego przeciwnika, jednak ta piaskowa macka była jeszcze szybsza, co mogło chłopakowi przysporzyć niemałego kłopotu. Nikusui lubiła takie zwroty akcji. To pozwalało na większe analizy działań i na zdobycie szerszego zakresu wiedzy z tego, co uczestniczy zaprezentują.
Czy i ta cecha bezpowrotnie uciekła od Toshio? Ryukata tego wiedzieć nie mogła, ale był już mężczyzną, więc zapewne sam z siebie nie chciałby być postrzegany przez innych przez pryzmat dziecka. Na pewno pretendował do wyższej rangi, a miał ku temu solidne podstawy, stąd też naturalnym było ukazywanie silnie stąpającej po ziemi postaci. A białowłosa życzyła mu jak najlepiej. Już w wielu wydarzeniach brał udział i jak widać, nie dawał za wygraną.
Nikusui dość szybko otrzymała odpowiedź na swoje pytanie, na którą skinęła głową w geście zrozumienia.
- Liderzy mieli solidne podstawy, by jednak nie wysyłać swoich podwładnych na taką... integrację. Rada zbytnio nie oponowała, więc zdaje się, że sami uznali to za słuszne posunięcie. - dodała do tematu, zauważając, jak wiele kręci się wokól Rady Dwudziestu. A przynajmniej kręciło. Nie mogla oprzeć się wrażeniu, że utworzone Cesarstwo popchnie kolejną lawinę wydarzeń. Gdzieś cały czas siedziało jej to w głowie.
- To prawda. Izolując się od poprzedniego stanu rzeczy, obrali chyba najlepszą drogę, jaką mogli. Zjednoczenie. - mruknęła, patrząc dalej na trybuny i na powoli rozwijającą się tam akcję. - Na pewno chcieli, by ten cały festiwal nie był okraszony nieprzyjemnymi niespodzianki, stąd te wzmożone straże i nadmierna ostrożność. Znajdą się tacy, którym nie spodoba się Cesarstwo i mogliby wprowadzić niemałe zamieszanie. Takie wydarzenie jest do tego wyśmienitą okazją. Tak naprawdę każdy ma wstęp, każdy przychodzi tu z bronią, chodzi z nią wśród cywili. Nie ma też co popadać w skrajności, ale nie wiesz co komu chodzi po głowie. - powiedziała, całkowicie wyłaniając swoje myśli. I nie tylko dlatego, bo rozmawiała z Toshio i nie obawiała się jakiś zagrań przeciw niej z jego strony. To były dalej czyste spostrzeżenia, które na pewno w jakiejś części znajdowały swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości. A przynajmniej tak uważała białowłosa. Nie wspominała już nawet o osobach, które specjalnie zostały tu oddelegowane, by rozeznać się w sytuacji i trochę powęszyć. To było tak oczywiste i naturalne, że nawet nie trzeba było o tym mówić. Przynajmniej dopóki ktoś nie robi tego w sposób nachalny, bądź też narusza panujący tu porządek.
Nie tyle co nieświadomie, ale właśnie Nikusui wraz z Toshio babrali się w politycznych zagrywkach, snując swoje domysły. Białowłosa zawsze od tego stroniła, ale chyba ciąg różnych wydarzeń sam narzucał pewne myśli, które warto było przedyskutować. Może miejsce nie było do tego aż tak odpowiednie, ale żadne z nich nie spiskowało, a jedynie dumali nad tym, co się dzieje. Poza tym panował tu spory tłum, z każdej strony dochodziły głośne rozmowy, krzyki, gwizdy czy oklaski. Ich spokojna i zrównoważona wymiana zdań z punktu widzenia osoby trzeciej nie wydawała się być zbyt interesująca ani warta uwagi.
Rozpoczęte walki również były jednym z tematów, jaki we dwoje podjęli. Tymczasowo najwidoczniej Atari była bardzo pochłonięta oglądaniem, niż włączeniem się w rozmowę z nimi. Nie miała jej tego absolutnie za złe, bo widziała, jaką frajdę wyciąga z widowiska. Poza tym, może to jej się przydać, zanim wyjdzie na arenę.
- Nie wyglądało to na wodne kawarimi, a wiem, że Hōzuki potrafią zmieniać ciało w wodę, stąd to oni przyszli mi na myśl. Sama też nie przedstawiam się Rodowym nazwiskiem, więc nie powinno mnie to dziwić. Może nie chciała się zbyt szybko zdradzać. Każdy Ród czy Szczep ma swoje charakterystyczne cechy, które przeciwnikowi mogą wiele już od samego początku powiedzieć. A tak, dalej istnieje element zaskoczenia. I tak, Ichirou chyba nie sposób nie zapamiętać z tamtego turnieju. Też od razu mi się przypomniał, gdy przedstawili tego chłopaka. Tak jak mówisz, nie zapowiada się jednak na to, by reprezentował podobne zdolności do swojego przeciwnika. Nie takie, jakie Ichirou wtedy posiadał. - dopowiedziała, patrząc, jak piaskowy chłopak wcale się nie podnosi, najwidoczniej mając inny plan niż spojrzenie w twarz swojemu przeciwnikowi. Szybko przed nim utworzyła się piaskowa ściana, która chronić go miała przed uderzeniami kijem. Ten jednak, z niezwykła upartością, uderzał dotąd, aż się przebił i zdołał zaatakować Sabaku. I zniknął. Jedna brew Nikusui uniosła się wyżej, obserwując ją na jego miejscu pojawia się drewniany pieniek. Podmiana, oczywiście. Prosta, aczkolwiek często skuteczna zagrywka. W sumie wielu wojowników w późniejszych czasach zapominało o tych łatwych wyjściach z sytuacji. Im mniej umiesz, tym sytuacja bardziej zmusza cię do kombinowania, co czasami naprawdę potrafiło zaimponować. No, może nie teraz, ale kto wie, może któryś uczestnik jeszcze ich zaskoczy. Bo tu, Seinaru, ogarnięty chęcią doprowadzenia do walki w zwarciu, ruszył ponownie w kierunku Masakiego, a za nim... piaskowa macka! I to dość szybka.
- Może jednak jeszcze Piaskowiec nadrobi. - rzuciła luźno, nie odrywając wzroku od dalszych wydarzeń. Seinaru fizycznie zdawał się być szybszy od swojego przeciwnika, jednak ta piaskowa macka była jeszcze szybsza, co mogło chłopakowi przysporzyć niemałego kłopotu. Nikusui lubiła takie zwroty akcji. To pozwalało na większe analizy działań i na zdobycie szerszego zakresu wiedzy z tego, co uczestniczy zaprezentują.
0 x

"W życiu licz na najlepsze, ale przygotuj się na najgorsze."
Re: Trybuna północna
Krótka wymiana zdań z Murai'em powolutku dobiegała końca - właściwie to była to tak naprawdę nic nieznacząca pogawędka dla zabicia czasu podczas śledzenia przebiegu walk na arenie, a te trzeba przyznać że zdążyły się już rozkręcić. Najwyraźniej Shinji stanowił mniejszość podchodząc przynajmniej podczas swojego starcia z dozą "dystansu". Co należy przez to rozumieć? Chciał się pobawić i tak też zrobił. Nie wiadomo jak było w przypadku Chise bo akurat tego starcia prześledzić nie miał okazji - a szkoda. Wszyscy z jakiegoś powodu jednak się nią zachwycali to też zgadywał, że się nie bawiła a pokazała swoje możliwości. Będzie musiał potem o tym z nią porozmawiać zwłaszcza, że drabinka jasno komunikowała starcie pomiędzy kuzynostwem - dalekim bo dalekim, ale jednak pokrewieństwem. Przypatrywał się zmaganiom na arenie, ciekawiło go zwłaszcza to co się działo u Seinaru. Dlaczego? Był znajomym Shijimy i wolał trzymać rękę na pulsie zwłaszcza, że nadal przejawiał żal w kierunku Shinji'ego. Nie wiadomo co mu do łba strzeli, a jeśli dojdzie do konfrontacji to najprawdopodobniej samuraj będzie jej częścią. Już na wejściu widać było, że nie bawi się w żadne podchody i kodeks honorowy. Sprytnie ukryta notka wybuchowa owinięta wokół rękojeści kunai'a co dało się zauważyć dopiero w momencie eksplozji strącająca Sabaku z chmury piasku. Co z kolei u Shigi? Używał nietypowej kuszy z bełtem do którego przyczepiona była linka. Wykazał się także kreatywnym wykorzystaniem właśnie owej linki poprzez "follow-up" katonem. Najwyraźniej go nie doceniał bo dysponował znacznie większą siłą niż by wynikało z jego stylu bycia. To w połączeniu z ciekawymi umiejętnościami zapewniającymi regenerację tworzyło z niego bardzo ciekawego oponenta. Mimo, że za nim nie przepadał - w końcu nie dał mu ku temu powodów - to Shinji był swojego rodzaju kibicem. Bardzo chętnie by się z nim zmierzył. Skoro Chise była taka wyjątkowa pod względem umiejętności to miał wyjątkowe szczęście już w drugiej rundzie bo wreszcie walka warta jego uwagi. Dorzucić do tego Shigę, czy samuraja na których mógłby natrafić i turniej zapowiadał się znacznie ciekawiej niż mógł początkowo zakładać. Tak... Chciałby znów stanąć na tej cholernej arenie, nasycić ziemię krwią przeciwnika i poczuć tą adrenalinę towarzyszącą stawianiu życia na szali. Było to znacznie ciekawsze niż obserwowanie kogoś w akcji, ale taka była już kolej rzeczy... Niestety musiał czekać na kolejną rundę obserwując co też inni posiadają w zanadrzu. Plus taki, że być może podpatrzy jakieś ciekawe zagrania, które będzie mógł samemu zastosować. Mimo ogromnego ego nie był głupcem. Życie opierało się na stałym doskonaleniu swoich umiejętności, tego typu obserwacja mogła podsunąć ciekawe perspektywy. Nie można się na nie zamykać. Jedyne co go martwiło, że mógłby zrobić Chise krzywdę. Zdążył ją już trochę poznać i szczerze polubił. Do tego był do kuhwy nędzy jej ochroniarzem, a staną przeciwko sobie w szranki. Nawet nie wiedział jak jej to przekazać, ale... szczerze się obawiał że gdy już się zacznie nie będzie w stanie siebie kontrolować i zrobi jej krzywdę.
I pewnie by tak w tym trwał przyglądając się wydarzeniom na arenie gdyby nie kilka innych wydarzeń na trybunach. Pojawił się nowy gość i to nie byle jaki! Sam cesarz przy którym praktycznie każdy dostawał kija w dupie kajając się jakby uratował im życie. No może poza Musem, który zachował się jakby byli sobie niemal równi. W tym samym czasie do Shinji'ego podeszła Chise o której tak gorliwie dumał podczas obserwowania zmagań uczestników turnieju. Wreszcie zarejestrowała krew na jego twarzy. Jakos... nie miał odwagi powiedzieć jej, że tak naprawdę wysmarował sobie tą krwią twarz. Było to najzwyczajniej głupie, pod wpływem emocji towarzyszących walce. Pierwsze starcie stanowiło dla niego zbyt niskie doznanie i musiał jakoś zaspokoić swoją żądzę. Dlatego to zrobił - Dziękuję za troskę - rzucił cichutko chwytając ją za dłoń i nakierowując na twarz. Nie musiała mu uświadamiać, że ślepa osoba nie jest jednak najlepszym "czyścicielem" z krwi, ale i tak doceniał gest. Był na swój sposób nawet słodki. Taka niewinna, a musi się zadawać z rasowym mordercą... Chyba po nieco suchej rozmowie z Murai'em zebrało mu się na refleksje odsłaniając znacznie łagodniejszą stronę Uchihy - Emmm... - sam nie był pewien kto to tak naprawdę jest. Musiał spojrzeć by mieć pewność - Zaszczycił nas sam... - nie zdążył bo oto padła odpowiedź gdzieś indziej tak przypadkiem. Nie było sensu już tego powtarzać bo widział po twarzy dziewczyny, że zdała sobie sprawę z kim mają przyjemność przebywać na tej samej trybunie. Był to także jeden z nielicznych momentów gdy Shinji odczuwał coś w rodzaju tremy. Nie chciał wypaść jakoś źle, skrycie podziwiał Natsume jako wyjątkowo silną jednostkę, która poniekąd zdołała zrealizować marzenie Shinji'ego - zdobyć władzę, a także stać się kimś kto jest na ustach wszystkich. Przynajmniej przez tą krótką chwilę. Chwycił pośpiesznie chusteczkę, którą podała mu "pani z dobrego domu" i zaczął wycierać posokę, która zaczęła zasychać na jego twarzy - Tak musiałem... Się ochlapać. - widok był naprawdę komiczny. On wielki wojownik z rodu Uchiha, jedna z bardziej znanych osobistości broniących muru wycierająca pośpiesznie krew damską chusteczką. Na szczęście dało się odczuć, że twarz jako tako się oczyszczała odsłaniając skórę młodzieńca spod czerwonej warstwy. Przyglądał się tak temu całemu "przedstawieniu" oczekując aż wszyscy zrobią swoje i skończy się wymiana zdań wykorzystując dany mu czas na doprowadzenie się do stanu jakkolwiek godnego oczu jego cesarskiej mości aż zdobył się na wystąpienie do przodu i ukłonienie nisko - To prawdziwy zaszczyt przebywać na tych samych trybunach co Pierwszy Cesarz Morskich Klifów heika Natsume-sama - nigdy nie przepadał za końcówkami grzecznościowymi, ale "powstrzymywał" swoje zapędy do ich niestosowania jeśli sytuacja tego wymagała - Prawdę powiadają, że jest Pan bliski zwykłym ludziom - piał tutaj do nietypowej wizyty, którą im złożył. Właściwie to nie wiedział jak do końca się zachować. Nietaktem byłoby pytanie o jakieś swoje rzeczy do najwyższej władzy potencjalnie wrogiego mocarstwa gdy znajdujemy się na ich ziemi, a jednak ślina na język niosła. Starał się być przy tym jak najbardziej uprzejmy tak by nie urazić "wielkiej" osobistości znajdującej się przed jego obliczem - Przypadła mi do gustu cała uroczystość jak i przemówienie, choć jeśli pozwolisz chciałbym spytać o jedną rzecz. Czy mówiłeś prosto z serca? Nie spotkałem się jeszcze z takim podejściem do otaczającej nas rzeczywistości i wzbudziło to moją ciekawość. - gdyby mógł pewnie zapytałby o parę spraw jeszcze Chise. Wielkim nietaktem byłoby robienie tego w obliczu cesarza, który najwyraźniej także był zachwycony jej umiejętnościami. Cóż takiego tam zrobiła? Takie pytanie krążyłoby po jego głowie gdyby nie całkowite skupienie na osobie Natsume. Pytanie, które zadał było dla niego niesamowicie ważne zresztą poświęcanie uwagi komuś innemu zaraz po jego zadaniu wysoko postawionej osobistości. No ten, tego...
PS: Mogłoby by być lepiej z postem, ale lecę na oparach. Mam nadzieje, że nie bije aż tak po oczach :<
I pewnie by tak w tym trwał przyglądając się wydarzeniom na arenie gdyby nie kilka innych wydarzeń na trybunach. Pojawił się nowy gość i to nie byle jaki! Sam cesarz przy którym praktycznie każdy dostawał kija w dupie kajając się jakby uratował im życie. No może poza Musem, który zachował się jakby byli sobie niemal równi. W tym samym czasie do Shinji'ego podeszła Chise o której tak gorliwie dumał podczas obserwowania zmagań uczestników turnieju. Wreszcie zarejestrowała krew na jego twarzy. Jakos... nie miał odwagi powiedzieć jej, że tak naprawdę wysmarował sobie tą krwią twarz. Było to najzwyczajniej głupie, pod wpływem emocji towarzyszących walce. Pierwsze starcie stanowiło dla niego zbyt niskie doznanie i musiał jakoś zaspokoić swoją żądzę. Dlatego to zrobił - Dziękuję za troskę - rzucił cichutko chwytając ją za dłoń i nakierowując na twarz. Nie musiała mu uświadamiać, że ślepa osoba nie jest jednak najlepszym "czyścicielem" z krwi, ale i tak doceniał gest. Był na swój sposób nawet słodki. Taka niewinna, a musi się zadawać z rasowym mordercą... Chyba po nieco suchej rozmowie z Murai'em zebrało mu się na refleksje odsłaniając znacznie łagodniejszą stronę Uchihy - Emmm... - sam nie był pewien kto to tak naprawdę jest. Musiał spojrzeć by mieć pewność - Zaszczycił nas sam... - nie zdążył bo oto padła odpowiedź gdzieś indziej tak przypadkiem. Nie było sensu już tego powtarzać bo widział po twarzy dziewczyny, że zdała sobie sprawę z kim mają przyjemność przebywać na tej samej trybunie. Był to także jeden z nielicznych momentów gdy Shinji odczuwał coś w rodzaju tremy. Nie chciał wypaść jakoś źle, skrycie podziwiał Natsume jako wyjątkowo silną jednostkę, która poniekąd zdołała zrealizować marzenie Shinji'ego - zdobyć władzę, a także stać się kimś kto jest na ustach wszystkich. Przynajmniej przez tą krótką chwilę. Chwycił pośpiesznie chusteczkę, którą podała mu "pani z dobrego domu" i zaczął wycierać posokę, która zaczęła zasychać na jego twarzy - Tak musiałem... Się ochlapać. - widok był naprawdę komiczny. On wielki wojownik z rodu Uchiha, jedna z bardziej znanych osobistości broniących muru wycierająca pośpiesznie krew damską chusteczką. Na szczęście dało się odczuć, że twarz jako tako się oczyszczała odsłaniając skórę młodzieńca spod czerwonej warstwy. Przyglądał się tak temu całemu "przedstawieniu" oczekując aż wszyscy zrobią swoje i skończy się wymiana zdań wykorzystując dany mu czas na doprowadzenie się do stanu jakkolwiek godnego oczu jego cesarskiej mości aż zdobył się na wystąpienie do przodu i ukłonienie nisko - To prawdziwy zaszczyt przebywać na tych samych trybunach co Pierwszy Cesarz Morskich Klifów heika Natsume-sama - nigdy nie przepadał za końcówkami grzecznościowymi, ale "powstrzymywał" swoje zapędy do ich niestosowania jeśli sytuacja tego wymagała - Prawdę powiadają, że jest Pan bliski zwykłym ludziom - piał tutaj do nietypowej wizyty, którą im złożył. Właściwie to nie wiedział jak do końca się zachować. Nietaktem byłoby pytanie o jakieś swoje rzeczy do najwyższej władzy potencjalnie wrogiego mocarstwa gdy znajdujemy się na ich ziemi, a jednak ślina na język niosła. Starał się być przy tym jak najbardziej uprzejmy tak by nie urazić "wielkiej" osobistości znajdującej się przed jego obliczem - Przypadła mi do gustu cała uroczystość jak i przemówienie, choć jeśli pozwolisz chciałbym spytać o jedną rzecz. Czy mówiłeś prosto z serca? Nie spotkałem się jeszcze z takim podejściem do otaczającej nas rzeczywistości i wzbudziło to moją ciekawość. - gdyby mógł pewnie zapytałby o parę spraw jeszcze Chise. Wielkim nietaktem byłoby robienie tego w obliczu cesarza, który najwyraźniej także był zachwycony jej umiejętnościami. Cóż takiego tam zrobiła? Takie pytanie krążyłoby po jego głowie gdyby nie całkowite skupienie na osobie Natsume. Pytanie, które zadał było dla niego niesamowicie ważne zresztą poświęcanie uwagi komuś innemu zaraz po jego zadaniu wysoko postawionej osobistości. No ten, tego...
PS: Mogłoby by być lepiej z postem, ale lecę na oparach. Mam nadzieje, że nie bije aż tak po oczach :<
0 x
Re: Trybuna północna
Morino Shonen - uczestnik turnieju
Komfort siedzenia z Nikusui sprawił, że nie musiał ze wszystkiego się tłumaczyć. Uszanowanie jego motywów z ubiorem było oczywiste, z racji samej prośby. Głupio byłoby zetrzeć się z osobą nachalną w tym względzie, ale to również jakieś odmienne doświadczenie. Liczył, że Shigemi czy Atari rozpoczną własne rozmowy, lecz wyraźnie stali się nieobecni poprzez rozgrywane widowisko. Dlatego z tej racji dwójka znajomych mogła rozgadać się na przeróżne tematy. Nowe, całkiem losowe sprawy. Na wspominki będzie czas później, teraz nastrój na to nie pozwalał, a szkoda było psuć dobrej zabawy. Patrząc zaś na walczących widział w nich substytut tych świetnych shinobi, walczących przed laty na piaskowej arenie. Włącznie ze swoją osobą byli ich słabszymi wersjami. Szesnastu uczestników z różnych części świata. Sporo osób z wysp, lecz próżno było w nich szukać kogoś pasującego do Yuki. Gdyby tylko sytuacja pozwoliła turniej mógłby wyglądać niczym starcie ninja Wysp przeciwko ninja z kontynentu. Dwa ugrupowania, pokazujące swoje najlepsze strony w pojedynkach albo pełnym battleroyale. Wizja ta mimochodem przyszła Toshio do głowy.
- Samodzielność zdobyta w młodym wieku bardzo mi pomogła i z chęcią obserwowałbym, jak innym przysparza to warunków do szybkiego zdobycia doświadczenia. Mimo wszystko wspólne decyzje Liderów cieszą. Liczę, że pewnego dnia też będą mógł dostąpić takiego zaszczytu przywództwa. - wypowiedział z pewna dozą wyrozumiałości. Jak dotąd nie wyrażał tego pragnienia. Nie wiadomo, jak los się dla niego potoczy. Czy nada się do tak wysokiej funkcji albo przyjmie bardziej odosobnioną rolę w klanie Senju? Jego rozwój nie wskazywał na nic, od czego miałby stronić. Wielu tajników nie znał, a rozwijanie własnego limitu krwi przybliżało go do tych najlepszych. Wraz z posiadaną mocą rosła odpowiedzialność za cały ród. Taką ścieżkę prawdopodobnie obierze. Nie myślał o niczym pobocznym, co miałoby generować jeszcze większą skuteczność i siłę ninja. Do odkrycia było zbyt wiele, żeby desperacko łapać za zabójcze środki.
- Haha, zagmatwane to. Będę musiał sobie to wszystko przemyśleć, skoro już doszło do tych spostrzeżeń. - tym samym uciął polityczne dywagacje, żeby nie być zmuszonym ciągnąć tego tematu ze względu na brak jakichkolwiek. Ciekawsza zdawała się być na ten moment walka. Własne spostrzeżenia i niejako wychwalanie oraz krytyka za przemyślane lub zbyt porywcze akcje. Ze strategicznego punktu widzenia byli odbiorcami, którzy wychwytują każdy widoczny ruch. Te drobne smaczki w postaci późniejszej eksplozji umykają nie bez powodu. Nawet walczący przeciwnik musi ugiąć się przed stosowanym podstępem. Tutaj pomóc może dokładna obrona lub doujutsu Ranmaru czy Hyuuga. A i przed Sharinganem niewiele się ukryje.
Gdyby nie białowłosa, nigdy nie poznałby czegoś tak oczywistego. Klan, który posiada zdolność materializowania ciała w ciecz. Z podekscytowania mógłby zacząć wrzeć, gdyby nie jego spokojna postawa. Coraz częściej powstrzymywał się od tego, co robił niegdyś, jako młodzik. Kontrolował własne zachcianki, co nie można było powiedzieć o jego dziecięcym uosobieniu. Nadal z chęcią sprawdziłby się z kimś pokroju Hozuki, bez przemyślenia sytuacji. Główna cecha rywalizacji raczej nie wygaśnie, niczym tlący się płomyk życia w każdym człowieku.
- Naprawdę ciekawie ogląda się tylu shinobi z zaskakującymi umiejętnościami. - odparł z zachwytem w głosie. Jak również był zdania, że wodna podmiana podlega innym warunkom niż zaobserwowane. Znał Suiton dośc dobrze na tym poziomie.- Ataki fizyczne nie zadziałają, wodne jutsu wygrywają z ogniem. Ma zdecydowaną przewagę nad chłopakiem z kuszą. Ciekawe, czy to pozwoli dziewczynie wygrać. - dodał po chwili, aby podtrzymać temat tej walki. Nie chciał ubliżyć waleczności ze strony szermierza i Sabaku, ale dla Toshio zlecieli na drugi plan. Byle tylko zerkać, czym popiszą się w danym momencie. Powinien uważać na każdego, bo w końcu przyjdzie czas na pojedynek z nimi. Był w tej samej kolumnie, ale o tym zadecyduje walka z Tensą. W każdym razie zdoła jeszcze raz ujrzeć któreś z nich w dalszym etapie. Wszyscy wtedy będą bardziej spięci z podekscytowania na zbliżającym się końcowym starciu w finale. Nie potrafił źle życzyć nikomu, więc niech wygra najlepszy. Samemu posiadał plany, które chciał wcielić w życie i pokazać się z tej zaskakującej strony. Bo prawdzie powiedziawszy zjadała go trema na myśl, że będzie musiał wyjść na arenę. Na razie nie przerażało go to tak bardzo, jak będzie widoczne przed samym wyjściem.
- Samodzielność zdobyta w młodym wieku bardzo mi pomogła i z chęcią obserwowałbym, jak innym przysparza to warunków do szybkiego zdobycia doświadczenia. Mimo wszystko wspólne decyzje Liderów cieszą. Liczę, że pewnego dnia też będą mógł dostąpić takiego zaszczytu przywództwa. - wypowiedział z pewna dozą wyrozumiałości. Jak dotąd nie wyrażał tego pragnienia. Nie wiadomo, jak los się dla niego potoczy. Czy nada się do tak wysokiej funkcji albo przyjmie bardziej odosobnioną rolę w klanie Senju? Jego rozwój nie wskazywał na nic, od czego miałby stronić. Wielu tajników nie znał, a rozwijanie własnego limitu krwi przybliżało go do tych najlepszych. Wraz z posiadaną mocą rosła odpowiedzialność za cały ród. Taką ścieżkę prawdopodobnie obierze. Nie myślał o niczym pobocznym, co miałoby generować jeszcze większą skuteczność i siłę ninja. Do odkrycia było zbyt wiele, żeby desperacko łapać za zabójcze środki.
- Haha, zagmatwane to. Będę musiał sobie to wszystko przemyśleć, skoro już doszło do tych spostrzeżeń. - tym samym uciął polityczne dywagacje, żeby nie być zmuszonym ciągnąć tego tematu ze względu na brak jakichkolwiek. Ciekawsza zdawała się być na ten moment walka. Własne spostrzeżenia i niejako wychwalanie oraz krytyka za przemyślane lub zbyt porywcze akcje. Ze strategicznego punktu widzenia byli odbiorcami, którzy wychwytują każdy widoczny ruch. Te drobne smaczki w postaci późniejszej eksplozji umykają nie bez powodu. Nawet walczący przeciwnik musi ugiąć się przed stosowanym podstępem. Tutaj pomóc może dokładna obrona lub doujutsu Ranmaru czy Hyuuga. A i przed Sharinganem niewiele się ukryje.
Gdyby nie białowłosa, nigdy nie poznałby czegoś tak oczywistego. Klan, który posiada zdolność materializowania ciała w ciecz. Z podekscytowania mógłby zacząć wrzeć, gdyby nie jego spokojna postawa. Coraz częściej powstrzymywał się od tego, co robił niegdyś, jako młodzik. Kontrolował własne zachcianki, co nie można było powiedzieć o jego dziecięcym uosobieniu. Nadal z chęcią sprawdziłby się z kimś pokroju Hozuki, bez przemyślenia sytuacji. Główna cecha rywalizacji raczej nie wygaśnie, niczym tlący się płomyk życia w każdym człowieku.
- Naprawdę ciekawie ogląda się tylu shinobi z zaskakującymi umiejętnościami. - odparł z zachwytem w głosie. Jak również był zdania, że wodna podmiana podlega innym warunkom niż zaobserwowane. Znał Suiton dośc dobrze na tym poziomie.- Ataki fizyczne nie zadziałają, wodne jutsu wygrywają z ogniem. Ma zdecydowaną przewagę nad chłopakiem z kuszą. Ciekawe, czy to pozwoli dziewczynie wygrać. - dodał po chwili, aby podtrzymać temat tej walki. Nie chciał ubliżyć waleczności ze strony szermierza i Sabaku, ale dla Toshio zlecieli na drugi plan. Byle tylko zerkać, czym popiszą się w danym momencie. Powinien uważać na każdego, bo w końcu przyjdzie czas na pojedynek z nimi. Był w tej samej kolumnie, ale o tym zadecyduje walka z Tensą. W każdym razie zdoła jeszcze raz ujrzeć któreś z nich w dalszym etapie. Wszyscy wtedy będą bardziej spięci z podekscytowania na zbliżającym się końcowym starciu w finale. Nie potrafił źle życzyć nikomu, więc niech wygra najlepszy. Samemu posiadał plany, które chciał wcielić w życie i pokazać się z tej zaskakującej strony. Bo prawdzie powiedziawszy zjadała go trema na myśl, że będzie musiał wyjść na arenę. Na razie nie przerażało go to tak bardzo, jak będzie widoczne przed samym wyjściem.
0 x
- Natsume Yuki
- Postać porzucona
- Posty: 1885
- Rejestracja: 11 lut 2015, o 23:22
- Wiek postaci: 31
- Ranga: Nukenin S
- Link do KP: viewtopic.php?f=33&t=199
- GG/Discord: 6078035 / Exevanis#4988
- Multikonta: Iwan zza Miedzy
Re: Trybuna północna
-W rzeczy samej - zaśmiał się Natsume, gdy usłyszał komentarz Shijimy na temat jego wzrostu. Ten temat nie był dla niego zupełnie wrażliwy, bo i nie przeszkadzał mu fakt bycia nieco bardziej filigranowym niż... no, prawie wszyscy przebywający na tej trybunie. Głównie z dwóch powodów. Raz, ludzie zwykli nie doceniać tych, którzy byli od nich mniejszej budowy, więc można było ich znacznie prościej zaskoczyć. A drugi argument? Hej, kiedy w końcu dojdzie do walki, jest się znacznie mniejszym, znacznie trudniejszym do trafienia celem! Dlatego zupełnie nie widział powodu, by odczuwać jakieś kompleksy ze względu na swoje możliwości fizyczne. - W porządku, wpiszę sobie w kajecik terminów~ - dodał z wesołym uśmiechem.
Odwrócił się, ale wtedy usłyszał jeszcze komentarz na temat koronacji. Yuki kiwnął lekko głową, po czym ponownie jego złote oczy spoczęły na czarnowłosym Ranmaru.
-Po prostu powiedziałem swoje myśli, i przypomniałem im na co zasługują. Wyspiarze to szlachetni i silni ludzie, po prostu potrzebny był im impuls by znów poczuli z tego dumę. I Cesarstwo dało im ten impuls. - Uśmiechnął się pokrzepiająco. - Mam nadzieję, że Ty również poczułeś wiarę. Z całego serca Ci tego życzę.
Na słowa o obrazie, Yuki wyszczerzył zęby i pokazał gestem, że może przywołać Hyohiro w każdej chwili. Mieszkańcy Hyuo już się przyzwyczaili do Natsumego w towarzystwie białych tygrysów (niektórzy nawet interpretowali to jako element ich niebiańskiego pochodzenia), ale Kantaiczycy raczej nie mieli okazji ich poznać. To byłoby w sumie dość zabawne, jakby tak pomyśleć.
-O to się nie martw, sam fakt że otrzymałem przywilej własnego obrazu jest i tak aż nadmiarem szczodrości.
Następnie spojrzał na Muraia, i na jego słowa aż podrapał się po potylicy z zakłopotaniem. W sumie fakt, stworzenie czegoś takiego jak zupełnie nowe stronnictwo było faktycznie dość dużym wydarzeniem, które miało potencjał rozejść się po całym kontynencie niczym echo. I sprawić, że inni podążą za nimi. Cóż, może i to byłoby lepsze rozwiązanie niż utrzymywanie Rady, która i tak nie robiła niczego innego niż sianie fermentu?
-Cóż... liderzy akurat głosowali na siebie nawzajem, nikt nie zagłosował na samego siebie. Władza i możliwości to jedno, a odpowiedzialność i umiejętności przywódcze to drugie. Wyspiarze to znakomici wojownicy, ale samą siłą wojskową nie da się utrzymać pokoju i balansu - powiedział spokojnym tonem, patrząc na Muraia z przyjaznym uśmiechem. - Potrzebowaliśmy kogoś, kto potrafi walczyć zarówno mieczem, jak i słowami. I ostatecznie padło na mnie.
Po walce z Mayumi, dodał w myślach. Nawet nie wiedzieli, jak cholernie ciężko pokonać Hoozukiego w walce wyłącznie na Kenjutsu!
Następnie zwrócił głowę w kierunku Chise, która najpierw odpowiedziała w sposób po części mający posmyrać ego Natsumego (a tylko sprawiło, że ten miał ochotę ciężko westchnąć - nie odczuwał potrzeby, żeby ludzie aż tak się denerwowali w jego obecności), a następnie stwierdziła, że zamiast pochwał preferowałaby jednak jakieś podpowiedzi i wskazówki, niż pochwały. I musiał przyznać, że taka odpowiedź bardzo mu przypadła do gustu. Skromna, pokorna, nastawiona bardziej na gromadzenie doświadczenia niż chwały. A coś takiego był skłonny szanować. Dlatego też pozwolił sobie na nieco szerszy uśmiech i kiwnięcie głową.
-Niestety, nie jestem w stanie zbyt wiele powiedzieć, gdyż nie znam nawet podstawowych założeń Twojego stylu walki, Hime-san. Muszę jednak przyznać, że jest widowiskowy. I groźny. Ciężko przewidzieć punkt, z którego może nadejść następny atak. - Zachichotał. - By być szczerym, z chęcią samemu spróbowałbym się przeciwko tej szkole walki. Byłoby to zdecydowanie imponujące i pouczające widowisko.
Czy było to wyzwanie? Raczej nie. Bardziej zwykłe stwierdzenie, rzucone na wiatr do przemyślenia. Bo fakt, bardzo chętnie spróbowałby stoczyć pojedynek z użytkownikiem tej szkoły szermierczej. Byłoby to kolejne doświadczenie. A wraz z nim, odszedłby problem zaskoczenia w pojedynku na poważnie. Wiedza bywa najważniejszą bronią.
Spojrzał wtedy na Asagiego, z którym wymienili pierwsze uprzejmości. Podobnie jak w przypadku Chise, Yukiemu bardzo przypadła do gustu skromność obecnego na trybunach Samuraja. Między innymi dlatego czuł do nich bardzo duży szacunek - nawet mimo tego, że potrafili oni być jednymi z najsilniejszych fizycznie wojowników, wciąż się z tym nie obnosili i do każdego wojownika podchodzili z nieprzesadzoną uprzejmością. O honorze nie wspominając - jeżeli istnieli ludzie, których można było nazwać uosobieniem honoru, to byli właśnie oni. Miał okazję poczytać co nieco o Samurajach z książki, którą otrzymał od swojego mistrza, i było w niej bardzo dużo informacji o kulturze samurajskiej. Była to fascynująca lektura. Otwierająca oczy na wiele spraw, które wcześniej mogły mu umknąć.
-Odczuwam głęboki szacunek do każdego Samuraja, Kakita-san - powiedział z szerokim uśmiechem na twarzy. - Niegdyś miałem okazję trenować sztuki szermiercze z jednym z przedstawicieli Waszego fachu...no, może i Roninem, ale wciąż widocznie wyznającym Wasze wartości. Zjawa nauczył mnie bardzo wiele, w tym pokazał mi sporo na temat pokory i wiary w swoje siły. A jego nauki mogłem wkomponować we własne umiejętności. Dlatego cieszę się, że mam okazję poznać kolejnych przedstawicieli tego szlachetnego fachu.
Nie kłamał. Jego znajomość ze Zjawą może nie była najdłuższa, ale nawet mimo tego była nadzwyczaj owocna. Poznał nowe możliwości walki mieczem, które mógł wkomponować we własny styl. Nauczył się szanować duszę swego miecza, w której znajdowała się połączona siła i wiara jego przodków. Nauczył się sporo o harmonii i honorze. I wiele z tych nauk miało na niego znaczący wpływ - na tyle duży, by Zjawa zgodził się zaakceptować go jako nowego użytkownika czarnej katany, Hakuhyo. A znaczyło to dla niego bardzo wiele, nawet mimo tego że Samuraj był Roninem, budzącym (być może bezpodstawnie?) strach na Teiz.
Ostatecznie zaś zwrócił spojrzenie na ostatniego, który zwrócił uwagę na jego obecność. Uchiha Shinji. Młodzieniec, który - jeśli wierzyć słowom Shijimy, a Yuki był ku temu skłonny - nie tylko swoim dowodzeniem skazał setki ludzi na śmierć, ale też później w żywe oczy kłamał dowódcom, żeby nie przyjąć za to odpowiedzialności. Czyli ktoś, kto dopuścił się gestów godnych najgłębszego potępienia. Ale, zanim otwarcie by sobie pozwolił na jakiekolwiek oznaki antagonizmu, najpierw chciał samemu zobaczyć, kim tak naprawdę był Shinji.
Cóż, krew na twarzy, którą dopiero sam się musiał wysmarować, nie poprawiała jego wizerunku. Przynajmniej miał na tyle samoświadomości, że zdecydował się z niej otrzeć.
-Jak już wielokrotnie mówiłem, nie trzeba być przy mnie aż tak oficjalnym, Shinji-san - powiedział uprzejmie, pozwalając sobie na lekki uśmiech na twarzy. - Wyspiarze są ludźmi ceniącymi sobie bezpośredniość i szczerość. A i za pochwały dziękuję, chociaż - moim zdaniem - nie są one konieczne. Może i zyskałem trochę statusu społecznego, ale wciąż wolę patrzeć na siebie jak na shinobi, a nie jak na władcę. W końcu, kim byłby władca który nie chciałby być blisko i rozumieć tych, za których życia odpowiada?
Westchnął lekko, gdy Shinji zapytał go o jego przemowę. Było to jednak westchnięcie wyrażające spokój, nie będące zabarwione żadną negatywną emocją. Znał odpowiedź na to pytanie. Nie musiał się nad nim nawet zastanawiać. Tej przemowy nie przygotowywał wcześniej - tak jak i żadnej innej. Zawsze gdy rozmawiał z ludźmi, mówił dokładnie to co myślał, ubierając to w słowa które są w stanie podnieść ich na duchu. Dlatego, że w pełni w to wierzył. I chciał, by inni też mogli w to uwierzyć. Kim byliby, gdyby nie mieli tej nadziei, której chciał im udzielić?
-Jestem pewien każdego słowa, które padło wcześniej z moich ust - powiedział wesoło. - Mieszkańcy Hyuo i Kantai to silni, dumni i szlachetni ludzie, którzy przeżyli bardzo wiele nieszczęścia. Zwłaszcza w ostatnich czasach. Kiedy nadeszło Novum Ordo, pragnące rządzić żelazną pięścią nawet za koszt własnego człowieczeństwa i niezliczonych żyć swoich poddanych, ich duchy zaczęły się łamać. Ale tego ognia, który każdy z nas ma w sobie, nie da się w pełni ugasić. Przez setki lat uformowaliśmy się tak, by potrafić przez upór dążyć do tego, czego potrzebujemy najbardziej. A potrzebowaliśmy wytrwałości. Potrzebowaliśmy stabilizacji. I ta w końcu nadeszła - podsumował, pokazując ludzi obserwujących walki na arenie. W wielu przypadkach naznaczonych bliznami, śladami dawnych chorób i głodu, a aktualnie mogący w spokojnie cieszyć się tak dużym, radosnym wydarzeniem. - Spójrz wokół siebie, Shinji-san. Ci wszyscy ludzie potrafili wyjść na prostą nawet mimo ciężkiej przeszłości. Dostali pokój, którego tak potrzebowali. I nie dlatego, że go wybłagali.
Wyprostował się, spoglądając swoimi złotymi oczami na twarz Uchihy.
-My nie prosimy o wolność. My o nią walczymy. Zawsze mieliśmy w sobie nieugiętą iskrę siły. Po prostu przez Cesarstwo udało nam się ją rozpalić na nowo. I tak długo jak żyję, zrobię wszystko by ten nowo rozpalony ogień utrzymać przy życiu. Dlatego, że kocham ten kraj, kocham ludzi którzy w nim żyją. I nie pozwolę, by znów doświadczyli ciemności z przeszłości.
Na chwilę spojrzał na skanującego okolicę Hideo, który pokręcił głową na znak, że na razie nie widzi żadnego zagrożenia, po czym rzucił na chwilę okiem na arenę, by zobaczyć wynik walk. No no, musiał przyznać że pojedynki robiły wrażenie. A to dopiero pierwsza runda! Ciekawe, jak w takim przypadku będzie wyglądał finał! To będzie coś, co będzie warte obejrzenia.
Odwrócił się, ale wtedy usłyszał jeszcze komentarz na temat koronacji. Yuki kiwnął lekko głową, po czym ponownie jego złote oczy spoczęły na czarnowłosym Ranmaru.
-Po prostu powiedziałem swoje myśli, i przypomniałem im na co zasługują. Wyspiarze to szlachetni i silni ludzie, po prostu potrzebny był im impuls by znów poczuli z tego dumę. I Cesarstwo dało im ten impuls. - Uśmiechnął się pokrzepiająco. - Mam nadzieję, że Ty również poczułeś wiarę. Z całego serca Ci tego życzę.
Na słowa o obrazie, Yuki wyszczerzył zęby i pokazał gestem, że może przywołać Hyohiro w każdej chwili. Mieszkańcy Hyuo już się przyzwyczaili do Natsumego w towarzystwie białych tygrysów (niektórzy nawet interpretowali to jako element ich niebiańskiego pochodzenia), ale Kantaiczycy raczej nie mieli okazji ich poznać. To byłoby w sumie dość zabawne, jakby tak pomyśleć.
-O to się nie martw, sam fakt że otrzymałem przywilej własnego obrazu jest i tak aż nadmiarem szczodrości.
Następnie spojrzał na Muraia, i na jego słowa aż podrapał się po potylicy z zakłopotaniem. W sumie fakt, stworzenie czegoś takiego jak zupełnie nowe stronnictwo było faktycznie dość dużym wydarzeniem, które miało potencjał rozejść się po całym kontynencie niczym echo. I sprawić, że inni podążą za nimi. Cóż, może i to byłoby lepsze rozwiązanie niż utrzymywanie Rady, która i tak nie robiła niczego innego niż sianie fermentu?
-Cóż... liderzy akurat głosowali na siebie nawzajem, nikt nie zagłosował na samego siebie. Władza i możliwości to jedno, a odpowiedzialność i umiejętności przywódcze to drugie. Wyspiarze to znakomici wojownicy, ale samą siłą wojskową nie da się utrzymać pokoju i balansu - powiedział spokojnym tonem, patrząc na Muraia z przyjaznym uśmiechem. - Potrzebowaliśmy kogoś, kto potrafi walczyć zarówno mieczem, jak i słowami. I ostatecznie padło na mnie.
Po walce z Mayumi, dodał w myślach. Nawet nie wiedzieli, jak cholernie ciężko pokonać Hoozukiego w walce wyłącznie na Kenjutsu!
Następnie zwrócił głowę w kierunku Chise, która najpierw odpowiedziała w sposób po części mający posmyrać ego Natsumego (a tylko sprawiło, że ten miał ochotę ciężko westchnąć - nie odczuwał potrzeby, żeby ludzie aż tak się denerwowali w jego obecności), a następnie stwierdziła, że zamiast pochwał preferowałaby jednak jakieś podpowiedzi i wskazówki, niż pochwały. I musiał przyznać, że taka odpowiedź bardzo mu przypadła do gustu. Skromna, pokorna, nastawiona bardziej na gromadzenie doświadczenia niż chwały. A coś takiego był skłonny szanować. Dlatego też pozwolił sobie na nieco szerszy uśmiech i kiwnięcie głową.
-Niestety, nie jestem w stanie zbyt wiele powiedzieć, gdyż nie znam nawet podstawowych założeń Twojego stylu walki, Hime-san. Muszę jednak przyznać, że jest widowiskowy. I groźny. Ciężko przewidzieć punkt, z którego może nadejść następny atak. - Zachichotał. - By być szczerym, z chęcią samemu spróbowałbym się przeciwko tej szkole walki. Byłoby to zdecydowanie imponujące i pouczające widowisko.
Czy było to wyzwanie? Raczej nie. Bardziej zwykłe stwierdzenie, rzucone na wiatr do przemyślenia. Bo fakt, bardzo chętnie spróbowałby stoczyć pojedynek z użytkownikiem tej szkoły szermierczej. Byłoby to kolejne doświadczenie. A wraz z nim, odszedłby problem zaskoczenia w pojedynku na poważnie. Wiedza bywa najważniejszą bronią.
Spojrzał wtedy na Asagiego, z którym wymienili pierwsze uprzejmości. Podobnie jak w przypadku Chise, Yukiemu bardzo przypadła do gustu skromność obecnego na trybunach Samuraja. Między innymi dlatego czuł do nich bardzo duży szacunek - nawet mimo tego, że potrafili oni być jednymi z najsilniejszych fizycznie wojowników, wciąż się z tym nie obnosili i do każdego wojownika podchodzili z nieprzesadzoną uprzejmością. O honorze nie wspominając - jeżeli istnieli ludzie, których można było nazwać uosobieniem honoru, to byli właśnie oni. Miał okazję poczytać co nieco o Samurajach z książki, którą otrzymał od swojego mistrza, i było w niej bardzo dużo informacji o kulturze samurajskiej. Była to fascynująca lektura. Otwierająca oczy na wiele spraw, które wcześniej mogły mu umknąć.
-Odczuwam głęboki szacunek do każdego Samuraja, Kakita-san - powiedział z szerokim uśmiechem na twarzy. - Niegdyś miałem okazję trenować sztuki szermiercze z jednym z przedstawicieli Waszego fachu...no, może i Roninem, ale wciąż widocznie wyznającym Wasze wartości. Zjawa nauczył mnie bardzo wiele, w tym pokazał mi sporo na temat pokory i wiary w swoje siły. A jego nauki mogłem wkomponować we własne umiejętności. Dlatego cieszę się, że mam okazję poznać kolejnych przedstawicieli tego szlachetnego fachu.
Nie kłamał. Jego znajomość ze Zjawą może nie była najdłuższa, ale nawet mimo tego była nadzwyczaj owocna. Poznał nowe możliwości walki mieczem, które mógł wkomponować we własny styl. Nauczył się szanować duszę swego miecza, w której znajdowała się połączona siła i wiara jego przodków. Nauczył się sporo o harmonii i honorze. I wiele z tych nauk miało na niego znaczący wpływ - na tyle duży, by Zjawa zgodził się zaakceptować go jako nowego użytkownika czarnej katany, Hakuhyo. A znaczyło to dla niego bardzo wiele, nawet mimo tego że Samuraj był Roninem, budzącym (być może bezpodstawnie?) strach na Teiz.
Ostatecznie zaś zwrócił spojrzenie na ostatniego, który zwrócił uwagę na jego obecność. Uchiha Shinji. Młodzieniec, który - jeśli wierzyć słowom Shijimy, a Yuki był ku temu skłonny - nie tylko swoim dowodzeniem skazał setki ludzi na śmierć, ale też później w żywe oczy kłamał dowódcom, żeby nie przyjąć za to odpowiedzialności. Czyli ktoś, kto dopuścił się gestów godnych najgłębszego potępienia. Ale, zanim otwarcie by sobie pozwolił na jakiekolwiek oznaki antagonizmu, najpierw chciał samemu zobaczyć, kim tak naprawdę był Shinji.
Cóż, krew na twarzy, którą dopiero sam się musiał wysmarować, nie poprawiała jego wizerunku. Przynajmniej miał na tyle samoświadomości, że zdecydował się z niej otrzeć.
-Jak już wielokrotnie mówiłem, nie trzeba być przy mnie aż tak oficjalnym, Shinji-san - powiedział uprzejmie, pozwalając sobie na lekki uśmiech na twarzy. - Wyspiarze są ludźmi ceniącymi sobie bezpośredniość i szczerość. A i za pochwały dziękuję, chociaż - moim zdaniem - nie są one konieczne. Może i zyskałem trochę statusu społecznego, ale wciąż wolę patrzeć na siebie jak na shinobi, a nie jak na władcę. W końcu, kim byłby władca który nie chciałby być blisko i rozumieć tych, za których życia odpowiada?
Westchnął lekko, gdy Shinji zapytał go o jego przemowę. Było to jednak westchnięcie wyrażające spokój, nie będące zabarwione żadną negatywną emocją. Znał odpowiedź na to pytanie. Nie musiał się nad nim nawet zastanawiać. Tej przemowy nie przygotowywał wcześniej - tak jak i żadnej innej. Zawsze gdy rozmawiał z ludźmi, mówił dokładnie to co myślał, ubierając to w słowa które są w stanie podnieść ich na duchu. Dlatego, że w pełni w to wierzył. I chciał, by inni też mogli w to uwierzyć. Kim byliby, gdyby nie mieli tej nadziei, której chciał im udzielić?
-Jestem pewien każdego słowa, które padło wcześniej z moich ust - powiedział wesoło. - Mieszkańcy Hyuo i Kantai to silni, dumni i szlachetni ludzie, którzy przeżyli bardzo wiele nieszczęścia. Zwłaszcza w ostatnich czasach. Kiedy nadeszło Novum Ordo, pragnące rządzić żelazną pięścią nawet za koszt własnego człowieczeństwa i niezliczonych żyć swoich poddanych, ich duchy zaczęły się łamać. Ale tego ognia, który każdy z nas ma w sobie, nie da się w pełni ugasić. Przez setki lat uformowaliśmy się tak, by potrafić przez upór dążyć do tego, czego potrzebujemy najbardziej. A potrzebowaliśmy wytrwałości. Potrzebowaliśmy stabilizacji. I ta w końcu nadeszła - podsumował, pokazując ludzi obserwujących walki na arenie. W wielu przypadkach naznaczonych bliznami, śladami dawnych chorób i głodu, a aktualnie mogący w spokojnie cieszyć się tak dużym, radosnym wydarzeniem. - Spójrz wokół siebie, Shinji-san. Ci wszyscy ludzie potrafili wyjść na prostą nawet mimo ciężkiej przeszłości. Dostali pokój, którego tak potrzebowali. I nie dlatego, że go wybłagali.
Wyprostował się, spoglądając swoimi złotymi oczami na twarz Uchihy.
-My nie prosimy o wolność. My o nią walczymy. Zawsze mieliśmy w sobie nieugiętą iskrę siły. Po prostu przez Cesarstwo udało nam się ją rozpalić na nowo. I tak długo jak żyję, zrobię wszystko by ten nowo rozpalony ogień utrzymać przy życiu. Dlatego, że kocham ten kraj, kocham ludzi którzy w nim żyją. I nie pozwolę, by znów doświadczyli ciemności z przeszłości.
Na chwilę spojrzał na skanującego okolicę Hideo, który pokręcił głową na znak, że na razie nie widzi żadnego zagrożenia, po czym rzucił na chwilę okiem na arenę, by zobaczyć wynik walk. No no, musiał przyznać że pojedynki robiły wrażenie. A to dopiero pierwsza runda! Ciekawe, jak w takim przypadku będzie wyglądał finał! To będzie coś, co będzie warte obejrzenia.
0 x
Re: Trybuna północna
Wycofał się. Powinno mu to idealnie odpowiadać - bycie w cieniu, odsuwanie się, ustępowanie pola jednostkom, które miały tutaj coś do powiedzenia. Tymczasem jednak odczuwał wstyd. Słuchając słów Cesarza wstydził się tego, że nie jest lepszy, że nie osiąga więcej, że nie wypełnia podstawowych wymagań dumnych, honorowych mieszkańców Wyspy, a jednak jest Tutaj, w tym mundurze, jako przedstawiciel Cesarstwa przygarnięty przez skrzydła Cesarza. Ponoć to właśnie tutaj był jego dom. Podobno tutaj miał przynależeć. I rzeczywiście przemowa Cesarza była piękna, tak jak cały rytuał, wstęgi sypały się i opadały kajdany, słyszał ich brzęk czy to tylko złudzenie umysłu? I rzeczywiście przemowa Cesarza była napełniająca wiarą. Ten wstyd nie był wszechogarniający. Był ukuciem, które rozpływało się po kościach i zaciskało jelita wokół wnętrzności w małą kulkę ciążącą na dnie brzucha, ale nie ciążyła ona na tyle, żeby zdominować całe jestestwo. Sama nie wiem, co tu było dominantą. Odziana w czerń baletnica wyglądała całkiem przyjemnie na tle oświetlonego hebanu - przyciągała uwagę nie dlatego, że jej ruchy były precyzyjne, dopracowane, nie dlatego, że każdy krok był jak miękkie machnięcie motylich skrzydeł, że wyginała swoje ciało na wzór łabędziej szyi - śliczna, ulotna. Mogli na nią spoglądać, ale nie mogli jej dotknąć. I nie ważne, jak utalentowana by była i jak bardzo by się starała - wystarczy, żeby zgasło światło. Nie można być zainteresowanym tym, czego nie można dojrzeć, czego obecności jest się ledwo świadomym bądź nieświadomym kompletnie. Dlatego dominacja tego wstydu była tymczasowa, bardzo ulotna - wystarczyło przyłożyć palce do knota świecy. Wtedy zieleń trzymana w dłoniach stawała się bardziej wyraźna.
Silni, dumni i szlachetni ludzie, co?
Cóż, jak to dobrze, że Ranmaru mieszkali na Wyspach dopiero od paru lat, inaczej mógłby pomyśleć, że to idealne słowa... na zaprzeczenie jego osobowości. Albo przynajmniej było zaprzeczeniem. Shijima nadal pamiętał, jaki był, zanim świat powiedział mu, jaki ma być. Próbował zrobić coś z tą postacią widzianą codziennie w lustrze, wystarczy już całkowitej bierności - kontrolował drobne detale i szeroko pojętą całość, sięgając po to, czego dosięgnąć chciał. Siła? Miał swoją własną. Ani duchowa, ani psychiczna... a jednak była. Duma? Nadal potrafił wysoko unosić podbródek. Szlachetność? Och... no tak - szlachetność. Szlachetność brzmiała niestety zbyt rycersko, a on się nigdy za rycerza nie uważał. Nie brał udziału w rozmowie, nie było takiej potrzeby. Nie czuł potrzeby. Skupił swój wzrok na Seinaru, który nie dał się zaskoczyć nagłemu zniknięciu przeciwnika i zaszarżował na niego, uwalniając się z objęć piasku.
Piach na arenie poszedł w ruch. Przerażająca broń - zwłaszcza, że była szybsza od Seinaru. I wyglądało na to, że jest również w stanie przeciwstawić się sile samuraja. Na drugiej arenie również się działo. Woda kontra ogień, co? Przewaga była po stronie dziewczyny, nie wspominając o jej przemianie w wodę, która wzbudziła bardzo pozytywne zaskoczenie u Shijimy i wywołała nikły, sympatyczny uśmiech, który zniknął tak szybko jak się pojawił. Nałożył się on na ostatnie słowa Natsume.
W tym całym zamieszaniu była jeszcze jedna osoba, która szukała Natsume. Niepozorny, smukły mężczyzna, na którego wargach błądził uśmiech - całkiem miły, całkiem... łagodny. Mimo to mężczyzna o długich, czarnych włosach, które zostały spięte płaską klamrą w dość niefrasobliwy sposób, przez co kosmyki włosów opadały łukami na jego barki i dopiero wtedy ginęły na plecach, zebrane dodatkowo u krańca wstążką. Czarną wstążką. Ubrany w zwiewne szaty, z ciepłym płaszczem na ramionach - w jego mniemaniu aktualnie na Hanamurze było diabelnie zimno - stąpał powoli przez widownię z bardziej skromnie odzianą kobietą, której twarz okryta była czarnym woalem, a która kroczyła za ramieniem mężczyzny. Jego cichy stróż.
- Niech wiatry Hyuo was prowadzą. - Przywitał się grzecznie, pozwalając, by uśmiech na jego twarzy jeszcze bardziej się poszerzył. Przejechał czarnymi oczami po twarzach zebranych - delikatną twarz Chise, pozszywaną twarz Muraia, tą ostrzejszą, wciąż jeszcze dziecięcą, Shinjiego, spokojną Kakity i w końcu zatrzymał się na Natsume. - Niech błogosławi cię Boski smok, władco Morskich Klifów. - Pokłonił się skromnie, głęboko, jednak nie czekał na przyzwolenie wyprostowania się i spojrzenia w oczy człowieka. Złamanego, który stwardniał w wielu miejscach. - Mimo stania się Byakko jestem pewien, że nie zagrzmią werble wojny między Białym Tygrysem Zachodu, a Bogiem Mórz. Trzymaj swe pilne ślepia na Zachodzie i nie pozwól, by wody wybrane przez Ryūjina zostały wzburzone, a wtedy i ląd czeka długi dobrobyt. Ja zatrzymam oczy na Wschodzie dla twojej wygody. - Kobieta, która towarzyszyła Akihiro nie odzywała się. Jej twarz była tylko niewyraźnym zarysem za pół-przejrzystą, czarną woalką opiętą na jej słomianym kapeluszu. Nie wyglądała na uzbrojoną. Nikt z nich nie wyglądał. - Wyruszam w długą podróż, Przyjacielu, lecz pamiętaj, że usłyszę cię z każdego krańca ziemi. I kiedy przyjdzie odpowiedni czas spotkamy się znów w Ryūgū-jō. - Kobieta wysunęła się naprzód i wyciągnęła w kierunku Natsume dłoń w akcie pozdrowienia. I tylko Natsume wiedział, dlaczego zrobiła to akurat ona. - Do rychłego zobaczenia, Cieniu chroniący światłość Wysp. - Pokłonił się raz jeszcze i po pożegnaniu odwrócił ze swoją strażniczką. Zniknęli w tłumie.
Shijima słuchał rozmów, ale był tak przejęty tym, co się dzieje na arenie, że nie było mowy o czynnym udziale w dyskusji.
- TAK! - Wykrzyknął, dając się ponieść emocjom i jakoś średnio zważając na to, że jego reputacja stoika może lec w gruzach. Niemal zerwał się do biegu, ale jeszcze zatrzymał w miejscu, by pokłonić się w stronę towarzyszy rozmów szybciutko na pożegnanie, nim biegiem potuptał w kierunku wyjścia z areny, z całym dobytkiem Seinara w postaci płaszcza i tego śmiesznego papierka, który nosił, a w którym rozpisane były wszystkie walki i tym podobne pierdoły. Jak on to nazywał...? A, chyba nie nazywał. We.
Łaaa, normalnie omgomgomg!!! Cholera, skoro tak w niego wierzył, to teraz nie powinien chyba się tak cieszyć, to zwycięstwo powinno być oczywiste! Jakoś tak... jakoś tak wyszło. Aaach, cały aż sparklił, ciesząc się zwycięstwem samuraja jak małe dziecko... i dopiero po chwili do niego dotarło, że to chyba rzeczywiście głupie. W końcu to tylko walka, nie było czym się podniecać. W dodatku walka kogoś... kogo w sumie? Na szczęście kubeł zimnej wody nie opadł na niego tak szybko - nie przed wyjściem naprzeciw samuraja, którego ręce skuto lodem, by nie wyprowadził ostatniego ciosu... Zabiłby go. Gdyby sędzina go nie powstrzymała, Seinaru zapewne zmiażdżyłby czaszkę tego człowieka, a jego mózg ozdobiłby śliczną ziemię areny. Z tego nadmiaru emocji wpadł niemal na samuraja i zagarnął go na chwilę w ramiona - ale tylko na chwilę, zanim się zreflektował i odsunął.
- Jesteś najlepszy. - Shijima zawsze w to wierzył.
[z/t]
Silni, dumni i szlachetni ludzie, co?
Cóż, jak to dobrze, że Ranmaru mieszkali na Wyspach dopiero od paru lat, inaczej mógłby pomyśleć, że to idealne słowa... na zaprzeczenie jego osobowości. Albo przynajmniej było zaprzeczeniem. Shijima nadal pamiętał, jaki był, zanim świat powiedział mu, jaki ma być. Próbował zrobić coś z tą postacią widzianą codziennie w lustrze, wystarczy już całkowitej bierności - kontrolował drobne detale i szeroko pojętą całość, sięgając po to, czego dosięgnąć chciał. Siła? Miał swoją własną. Ani duchowa, ani psychiczna... a jednak była. Duma? Nadal potrafił wysoko unosić podbródek. Szlachetność? Och... no tak - szlachetność. Szlachetność brzmiała niestety zbyt rycersko, a on się nigdy za rycerza nie uważał. Nie brał udziału w rozmowie, nie było takiej potrzeby. Nie czuł potrzeby. Skupił swój wzrok na Seinaru, który nie dał się zaskoczyć nagłemu zniknięciu przeciwnika i zaszarżował na niego, uwalniając się z objęć piasku.
Piach na arenie poszedł w ruch. Przerażająca broń - zwłaszcza, że była szybsza od Seinaru. I wyglądało na to, że jest również w stanie przeciwstawić się sile samuraja. Na drugiej arenie również się działo. Woda kontra ogień, co? Przewaga była po stronie dziewczyny, nie wspominając o jej przemianie w wodę, która wzbudziła bardzo pozytywne zaskoczenie u Shijimy i wywołała nikły, sympatyczny uśmiech, który zniknął tak szybko jak się pojawił. Nałożył się on na ostatnie słowa Natsume.
W tym całym zamieszaniu była jeszcze jedna osoba, która szukała Natsume. Niepozorny, smukły mężczyzna, na którego wargach błądził uśmiech - całkiem miły, całkiem... łagodny. Mimo to mężczyzna o długich, czarnych włosach, które zostały spięte płaską klamrą w dość niefrasobliwy sposób, przez co kosmyki włosów opadały łukami na jego barki i dopiero wtedy ginęły na plecach, zebrane dodatkowo u krańca wstążką. Czarną wstążką. Ubrany w zwiewne szaty, z ciepłym płaszczem na ramionach - w jego mniemaniu aktualnie na Hanamurze było diabelnie zimno - stąpał powoli przez widownię z bardziej skromnie odzianą kobietą, której twarz okryta była czarnym woalem, a która kroczyła za ramieniem mężczyzny. Jego cichy stróż.
- Niech wiatry Hyuo was prowadzą. - Przywitał się grzecznie, pozwalając, by uśmiech na jego twarzy jeszcze bardziej się poszerzył. Przejechał czarnymi oczami po twarzach zebranych - delikatną twarz Chise, pozszywaną twarz Muraia, tą ostrzejszą, wciąż jeszcze dziecięcą, Shinjiego, spokojną Kakity i w końcu zatrzymał się na Natsume. - Niech błogosławi cię Boski smok, władco Morskich Klifów. - Pokłonił się skromnie, głęboko, jednak nie czekał na przyzwolenie wyprostowania się i spojrzenia w oczy człowieka. Złamanego, który stwardniał w wielu miejscach. - Mimo stania się Byakko jestem pewien, że nie zagrzmią werble wojny między Białym Tygrysem Zachodu, a Bogiem Mórz. Trzymaj swe pilne ślepia na Zachodzie i nie pozwól, by wody wybrane przez Ryūjina zostały wzburzone, a wtedy i ląd czeka długi dobrobyt. Ja zatrzymam oczy na Wschodzie dla twojej wygody. - Kobieta, która towarzyszyła Akihiro nie odzywała się. Jej twarz była tylko niewyraźnym zarysem za pół-przejrzystą, czarną woalką opiętą na jej słomianym kapeluszu. Nie wyglądała na uzbrojoną. Nikt z nich nie wyglądał. - Wyruszam w długą podróż, Przyjacielu, lecz pamiętaj, że usłyszę cię z każdego krańca ziemi. I kiedy przyjdzie odpowiedni czas spotkamy się znów w Ryūgū-jō. - Kobieta wysunęła się naprzód i wyciągnęła w kierunku Natsume dłoń w akcie pozdrowienia. I tylko Natsume wiedział, dlaczego zrobiła to akurat ona. - Do rychłego zobaczenia, Cieniu chroniący światłość Wysp. - Pokłonił się raz jeszcze i po pożegnaniu odwrócił ze swoją strażniczką. Zniknęli w tłumie.
Shijima słuchał rozmów, ale był tak przejęty tym, co się dzieje na arenie, że nie było mowy o czynnym udziale w dyskusji.
- TAK! - Wykrzyknął, dając się ponieść emocjom i jakoś średnio zważając na to, że jego reputacja stoika może lec w gruzach. Niemal zerwał się do biegu, ale jeszcze zatrzymał w miejscu, by pokłonić się w stronę towarzyszy rozmów szybciutko na pożegnanie, nim biegiem potuptał w kierunku wyjścia z areny, z całym dobytkiem Seinara w postaci płaszcza i tego śmiesznego papierka, który nosił, a w którym rozpisane były wszystkie walki i tym podobne pierdoły. Jak on to nazywał...? A, chyba nie nazywał. We.
Łaaa, normalnie omgomgomg!!! Cholera, skoro tak w niego wierzył, to teraz nie powinien chyba się tak cieszyć, to zwycięstwo powinno być oczywiste! Jakoś tak... jakoś tak wyszło. Aaach, cały aż sparklił, ciesząc się zwycięstwem samuraja jak małe dziecko... i dopiero po chwili do niego dotarło, że to chyba rzeczywiście głupie. W końcu to tylko walka, nie było czym się podniecać. W dodatku walka kogoś... kogo w sumie? Na szczęście kubeł zimnej wody nie opadł na niego tak szybko - nie przed wyjściem naprzeciw samuraja, którego ręce skuto lodem, by nie wyprowadził ostatniego ciosu... Zabiłby go. Gdyby sędzina go nie powstrzymała, Seinaru zapewne zmiażdżyłby czaszkę tego człowieka, a jego mózg ozdobiłby śliczną ziemię areny. Z tego nadmiaru emocji wpadł niemal na samuraja i zagarnął go na chwilę w ramiona - ale tylko na chwilę, zanim się zreflektował i odsunął.
- Jesteś najlepszy. - Shijima zawsze w to wierzył.
[z/t]
0 x
- Nikusui
- Gracz nieobecny
- Posty: 1028
- Rejestracja: 17 kwie 2015, o 12:58
- Wiek postaci: 29
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białe, długie włosy, część z nich zapleciona w cztery warkocze - https://i.imgur.com/W0LDdj1.jpg; żółto-zielone oczy; jasna cera
- Widoczny ekwipunek: Bicz przymocowany przy prawym biodrze; torba nad lewym pośladkiem; kabura na broń na prawym udzie
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=283
- Multikonta: Sayuri
Re: Trybuna północna
Owszem, przyjemnie jej się rozmawiało z Toshio. Konwersacja była naturalna, szła płynnie i białowłosa w towarzystwie młodego mężczyzny pokazywała tą lepszą stronę siebie. Nieokraszoną przytykami, które niektórzy mogliby uznać za formę obrony przed pogłębieniem stonowanej i płytkiej relacji. Tak, kiedyś na pewno tak było i wciąż tkwiła w niej ta część osobowości, ale wiedziała, kiedy może się pokazać, a kiedy jest to zupełnie zbędne. Rzecz jasna młody Senju raczej o tym nie wiedział i chyba wolała, by tak pozostało. Może styczność z tym Rodem miała na nią taki wpływ? Jak najbardziej na plus.
Nie mogła nie zgodzić się ze stwierdzeniem rozmówcy. Postanowienie Możnowładców miały swoje plusy i minusy. Młodzi adepci mogli poznać nowe rejony, inne kultury, innych klanowiczów. To pozwoliło się rozwinąć i tak, jak powiedział Toshio, dawało niesamowitą szansę do nabycia doświadczenia oraz samodzielności, która w tym świecie była niezbędna. Jednak powiedział coś, co jeszcze bardziej przykuło jej uwagę. Wydawał się być szczery w tym, co mówił.
- Bardzo odważny i wymagający cel obrałeś. - powiedziała, zerkając na chłopaka i uśmiechając się do niego lekko. Nie do końca wiedziała, co mogła mu teraz powiedzieć. Jej stanowiska przywódcze przynosiły na myśl niesamowitą odpowiedzialność, a ona... cóż, czasami bywała zbyt impulsywna i wolała polegać na sobie, co raczej nie godziło się ze stanowiskiem Lidera czy kogokolwiek, kto miałby czemuś przewodzić. Jednak zdążyła już poznać Senju. Byli ciepli i rodzinni, więc jedynym mankamentem było pytanie, czy takie stanowisko nie będzie zbyt dużym obciążeniem psychicznym. Jednak, jak widać, wielu sobie z tym radzi, a skoro Toshio o tym marzy, to na pewno zdaje sobie z tego sprawę i wie, że byłby w stanie to znieść. - Będę trzymać kciuki. - dodała i nachyliła się nieco w stronę swojego rozmówcy, by jej następne słowa były słyszalne jedynie dla niego. - Shigeru na pewno by się ucieszył. - wyszeptała, po czym powoli odsunęła się od Toshio, pokrzepiająco klepiąc go po ramieniu. Kiedyś pretendentem do takiego stanowiska był właśnie syn Kazuo, ale Ryukata nie miała wątpliwości, że życzyłby tego Toshio, gdyby tylko wykazywał takie chęci i predyspozycje.
Zaśmiała się cicho i przytaknęła głową, zgadzając się całkowicie na takie zakończenie politycznego wątku. Gdybać mogli do woli, ale co im to na ten moment dało? Dopóki kontynentalni Liderzy nic nie postanowili, a Cesarstwo nie wykona zagrażającego im ruchu, wszystko pozostanie pewnie tak, jak do tej pory. Czas wyjaśni to, co teraz pozostawało jedynie domysłami, potwierdzając je, bądź wyrzucając głęboko w morze.
- Sama jestem ciekawa tej walki i tego, czy chłopak znajdzie na nią jakiś sposób. Dość ciężkie zadanie, bo jak sam zauważyłeś, katonem wiele nie zdziała. Chyba, że różnica w poziomie jego katonu, a jej suitonu, byłaby spora, jednak na to bym nie liczyła, skoro Hōzuki mają takie wodne predyspozycje. A teraz odważnie na siebie szarżują. - powiedziała, widząc jak wcześniej Ayako przecina żyłkę od bełtu, a drugi odbija spokojnie kunaiem i tak po prostu zaczyna biec w stronę swojego przeciwnika. Przypuszczała jakąś formę zasadzki, z racji tego, jak dziewczyna może manipulować swoim ciałem, ale pewna być nie mogła. Wszystko miało się za parę sekund wyjaśnić.
Za to skończyła się druga walka. Piaskowy chłopak, który przez chwilę pozwolił uwierzyć, iż ma szansę z szybszym od niego rywalem, poniósł klęskę. Walczący zdołał uniknąć piaskowej macki, po prostu odskakując w bok i wprost atakując Sabaku.
- Zawzięty. - skomentowała, widząc jak mimo zaciskającego się wokół jego kostek piachu, nie zaprzestaje ataku. Nie wyglądało to dobrze, ale siła jego poprzednich uderzeń postawiła go na wygranej pozycji, przez co walka została przerwana. Jeszcze chwila i dla obu mogłoby to się skończyć gorzej, niż lekkimi obiciami. - Widzę, że wielu może poszczycić się swoją szybkością. W pierwszej rundzie, dzięki temu, wysuwają się na prowadzenie, ale kolejne rundy już takie proste nie będą, gdy trafi swój na swego. - dopowiedziała, patrząc na opadający piasek i udekorowane lodem pięści Seinaru. Cóż, Atari nie kłamała. Samuraj naprawdę robił wrażenie, ale oczekiwała go zobaczyć w bardziej wymagającej walce. Do tej pory każda kończyła się dość szybko, bo w wielu istniała dość duża przepaść między walczącymi. Mogli reprezentować podobny poziom, ale jedni woleli rozwijając się w sztuce ninpou, inni stawiali na rozwój fizyczny, przez co niektóre jutsu nie były im groźne. U Samuraja to akurat nie dziwne. Białowłosa chętnie zobaczyłaby pojedynek Samuraja i jakiegoś taiusera, albo z kimś, kto poświęcił się bukijutsu. Jak widać, nie potrzeba fajerwerek, kuli ognia i tym podobne, żeby zadowolić niektóre oczy.
Nie mogła nie zgodzić się ze stwierdzeniem rozmówcy. Postanowienie Możnowładców miały swoje plusy i minusy. Młodzi adepci mogli poznać nowe rejony, inne kultury, innych klanowiczów. To pozwoliło się rozwinąć i tak, jak powiedział Toshio, dawało niesamowitą szansę do nabycia doświadczenia oraz samodzielności, która w tym świecie była niezbędna. Jednak powiedział coś, co jeszcze bardziej przykuło jej uwagę. Wydawał się być szczery w tym, co mówił.
- Bardzo odważny i wymagający cel obrałeś. - powiedziała, zerkając na chłopaka i uśmiechając się do niego lekko. Nie do końca wiedziała, co mogła mu teraz powiedzieć. Jej stanowiska przywódcze przynosiły na myśl niesamowitą odpowiedzialność, a ona... cóż, czasami bywała zbyt impulsywna i wolała polegać na sobie, co raczej nie godziło się ze stanowiskiem Lidera czy kogokolwiek, kto miałby czemuś przewodzić. Jednak zdążyła już poznać Senju. Byli ciepli i rodzinni, więc jedynym mankamentem było pytanie, czy takie stanowisko nie będzie zbyt dużym obciążeniem psychicznym. Jednak, jak widać, wielu sobie z tym radzi, a skoro Toshio o tym marzy, to na pewno zdaje sobie z tego sprawę i wie, że byłby w stanie to znieść. - Będę trzymać kciuki. - dodała i nachyliła się nieco w stronę swojego rozmówcy, by jej następne słowa były słyszalne jedynie dla niego. - Shigeru na pewno by się ucieszył. - wyszeptała, po czym powoli odsunęła się od Toshio, pokrzepiająco klepiąc go po ramieniu. Kiedyś pretendentem do takiego stanowiska był właśnie syn Kazuo, ale Ryukata nie miała wątpliwości, że życzyłby tego Toshio, gdyby tylko wykazywał takie chęci i predyspozycje.
Zaśmiała się cicho i przytaknęła głową, zgadzając się całkowicie na takie zakończenie politycznego wątku. Gdybać mogli do woli, ale co im to na ten moment dało? Dopóki kontynentalni Liderzy nic nie postanowili, a Cesarstwo nie wykona zagrażającego im ruchu, wszystko pozostanie pewnie tak, jak do tej pory. Czas wyjaśni to, co teraz pozostawało jedynie domysłami, potwierdzając je, bądź wyrzucając głęboko w morze.
- Sama jestem ciekawa tej walki i tego, czy chłopak znajdzie na nią jakiś sposób. Dość ciężkie zadanie, bo jak sam zauważyłeś, katonem wiele nie zdziała. Chyba, że różnica w poziomie jego katonu, a jej suitonu, byłaby spora, jednak na to bym nie liczyła, skoro Hōzuki mają takie wodne predyspozycje. A teraz odważnie na siebie szarżują. - powiedziała, widząc jak wcześniej Ayako przecina żyłkę od bełtu, a drugi odbija spokojnie kunaiem i tak po prostu zaczyna biec w stronę swojego przeciwnika. Przypuszczała jakąś formę zasadzki, z racji tego, jak dziewczyna może manipulować swoim ciałem, ale pewna być nie mogła. Wszystko miało się za parę sekund wyjaśnić.
Za to skończyła się druga walka. Piaskowy chłopak, który przez chwilę pozwolił uwierzyć, iż ma szansę z szybszym od niego rywalem, poniósł klęskę. Walczący zdołał uniknąć piaskowej macki, po prostu odskakując w bok i wprost atakując Sabaku.
- Zawzięty. - skomentowała, widząc jak mimo zaciskającego się wokół jego kostek piachu, nie zaprzestaje ataku. Nie wyglądało to dobrze, ale siła jego poprzednich uderzeń postawiła go na wygranej pozycji, przez co walka została przerwana. Jeszcze chwila i dla obu mogłoby to się skończyć gorzej, niż lekkimi obiciami. - Widzę, że wielu może poszczycić się swoją szybkością. W pierwszej rundzie, dzięki temu, wysuwają się na prowadzenie, ale kolejne rundy już takie proste nie będą, gdy trafi swój na swego. - dopowiedziała, patrząc na opadający piasek i udekorowane lodem pięści Seinaru. Cóż, Atari nie kłamała. Samuraj naprawdę robił wrażenie, ale oczekiwała go zobaczyć w bardziej wymagającej walce. Do tej pory każda kończyła się dość szybko, bo w wielu istniała dość duża przepaść między walczącymi. Mogli reprezentować podobny poziom, ale jedni woleli rozwijając się w sztuce ninpou, inni stawiali na rozwój fizyczny, przez co niektóre jutsu nie były im groźne. U Samuraja to akurat nie dziwne. Białowłosa chętnie zobaczyłaby pojedynek Samuraja i jakiegoś taiusera, albo z kimś, kto poświęcił się bukijutsu. Jak widać, nie potrzeba fajerwerek, kuli ognia i tym podobne, żeby zadowolić niektóre oczy.
0 x

"W życiu licz na najlepsze, ale przygotuj się na najgorsze."
Re: Trybuna północna
Widząc stosunkowo nikłe zainteresowanie swoją osobą ślepej wojowniczki, musiał uciec się do tematu który był zdecydowanie interesujący. Chęć samodoskonalenia się i, tym samym, stawanie się silniejszym, na pewno kusi i zwraca minimalną uwagę. Możliwość wysłuchania opinii o swoim stylu walki i wytknięcie mu błędu brzmi jak łatwa okazja do zastanowienia się jak można poprawić własny styl walki. Murai wielokrotnie zastanawiał się nad tym samym. Nad każdą walką którą odbył, nad każdą śmiercią. Nie wybaczał sobie żadnego błędu, nawet najmniejszego, dążąc do jego eliminacji i poprawie swojego toku rozumowania i planowania podczas walki. U każdego występują luki i mniejsze bądź większe błędy. Samemu sobie ciężko je wytknąć, dlatego czasem powinien to zrobić ktoś inny. Bardziej doświadczony w boju, żeby zmaksymalizować szanse na trafność owego wyboru.
- Rzucanie mieczem w przeciwnika to ruch którego się nie spodziewa, ale wtedy zmniejsza się ilość twoich ostrzy. Jeśli dobrze rozumiem założenia stylu, czyli błyskawiczne wyprowadzanie ataków których trajektoria i sposób wyprowadzenia są nieprzewidywalne, to ograniczasz nieco swój zakres ataków. Jest to nie tyle błąd, co ryzyko którego należy mieć świadomość. Dobrym pomysłem byłoby zabezpieczenie rzucanych ostrzy przed przejęciem przez przeciwnika i jednoczesne uczynienie ich bardziej groźnymi. Widzę na to dwie opcje. - powiedział, zaspokajając ciekawość dziewczęcia. Nie miał doświadczenia w walce mieczem, tym bardziej siedmioma, ale jego błyskotliwy umysł mógł pojąć zalety i wady takiego stylu gdy tylko go zobaczył.
- Możesz obwiązać bandażami rękojeści mieczy, a pod nie wsadzić wybuchową notkę. Wtedy gdyby przeciwnik przejął twoje ostrze, byłby natychmiastowo ukarany aktywacją notki. Jest duża szansa na zniszczenie ostrza, aczkolwiek jeśli wynikiem jest wygrana walka, to chyba warto przygotować się straty. Innym co przychodzi mi do głowy to techniki Raiton. Możliwe że dałoby się pokryć ostrze ładunkiem elektryczności i na odległość porazić wroga przez wejście w bliski kontakt z rzuconym ostrzem. Katon którym władasz nie jest zły, aczkolwiek obszarowe techniki zazwyczaj wymagają pieczęci, a ty podczas walki masz zajęte ręce. Przynajmniej tak sytuację widzę ja. Jeśli zauważę jakiś poważniejszy błąd z twojej strony w kolejnych walkach bądź kolejną możliwość rozwoju, to dam znać. - co prawda dał jej rady odnośnie polepszenia swojej zdolności do wygrywania, ale wraz z tym wytknął jej zagrożenie związane z utratą mieczy. Logiczne. Na podstawie jednej walki nie mógł wynieść aż tak wiele, dlatego musiał poczekać na więcej.
Natsume z kolei reprezentował sobą skromną postawę i podejście, co było wadą dla Kakuzu. Nie pyszni się, nie szuka poklasku ani fanfar. Nie szczyci się swoimi osiągnięciami. Próba wyciągnięcia od niego czegoś więcej jest problematyczna z uwagi właśnie na powściągliwość i brak wylewności. Informacje o samym procesie utworzenia Cesarstwa i Unii nie były dla uszu Muraia i było to jasne, wewnętrzne sprawy zostają wewnętrzne.
- Ale przyznasz, że posiadanie czterech Shirei-kan za podwładnych robi wrażenie. Ale nie musisz się z nimi liczyć, twoje słowo to prawo, na upartego możesz kierować się jedynie swoim osądem. Zakładając że Cesarz osiada faktycznie władzę absolutną. - zagadnął, szukając i tematu do rozmowy i okazji o dowiedzeniu się czegoś więcej. Informacje raczej nie aż tak ważne ze strategicznego punktu widzenia, a bardziej z ciekawości. Chęci poznania kompetencji Natsume. W tym czasie jedna z walk na arenie zakończyła się zwycięstwem sanuraia. W drugiej z kolei jedna z uczestniczek okazała się posiadać zdolność zmieniania ciała w wodę. Umiejętność z którą wcześniej się nie spotkał, a która wydawała się mieć spory potencjał. O ile rzecz jasna wynikało to z pochodzenia, a nie z jakiejś sprytnej techniki Suiton.
- Rzucanie mieczem w przeciwnika to ruch którego się nie spodziewa, ale wtedy zmniejsza się ilość twoich ostrzy. Jeśli dobrze rozumiem założenia stylu, czyli błyskawiczne wyprowadzanie ataków których trajektoria i sposób wyprowadzenia są nieprzewidywalne, to ograniczasz nieco swój zakres ataków. Jest to nie tyle błąd, co ryzyko którego należy mieć świadomość. Dobrym pomysłem byłoby zabezpieczenie rzucanych ostrzy przed przejęciem przez przeciwnika i jednoczesne uczynienie ich bardziej groźnymi. Widzę na to dwie opcje. - powiedział, zaspokajając ciekawość dziewczęcia. Nie miał doświadczenia w walce mieczem, tym bardziej siedmioma, ale jego błyskotliwy umysł mógł pojąć zalety i wady takiego stylu gdy tylko go zobaczył.
- Możesz obwiązać bandażami rękojeści mieczy, a pod nie wsadzić wybuchową notkę. Wtedy gdyby przeciwnik przejął twoje ostrze, byłby natychmiastowo ukarany aktywacją notki. Jest duża szansa na zniszczenie ostrza, aczkolwiek jeśli wynikiem jest wygrana walka, to chyba warto przygotować się straty. Innym co przychodzi mi do głowy to techniki Raiton. Możliwe że dałoby się pokryć ostrze ładunkiem elektryczności i na odległość porazić wroga przez wejście w bliski kontakt z rzuconym ostrzem. Katon którym władasz nie jest zły, aczkolwiek obszarowe techniki zazwyczaj wymagają pieczęci, a ty podczas walki masz zajęte ręce. Przynajmniej tak sytuację widzę ja. Jeśli zauważę jakiś poważniejszy błąd z twojej strony w kolejnych walkach bądź kolejną możliwość rozwoju, to dam znać. - co prawda dał jej rady odnośnie polepszenia swojej zdolności do wygrywania, ale wraz z tym wytknął jej zagrożenie związane z utratą mieczy. Logiczne. Na podstawie jednej walki nie mógł wynieść aż tak wiele, dlatego musiał poczekać na więcej.
Natsume z kolei reprezentował sobą skromną postawę i podejście, co było wadą dla Kakuzu. Nie pyszni się, nie szuka poklasku ani fanfar. Nie szczyci się swoimi osiągnięciami. Próba wyciągnięcia od niego czegoś więcej jest problematyczna z uwagi właśnie na powściągliwość i brak wylewności. Informacje o samym procesie utworzenia Cesarstwa i Unii nie były dla uszu Muraia i było to jasne, wewnętrzne sprawy zostają wewnętrzne.
- Ale przyznasz, że posiadanie czterech Shirei-kan za podwładnych robi wrażenie. Ale nie musisz się z nimi liczyć, twoje słowo to prawo, na upartego możesz kierować się jedynie swoim osądem. Zakładając że Cesarz osiada faktycznie władzę absolutną. - zagadnął, szukając i tematu do rozmowy i okazji o dowiedzeniu się czegoś więcej. Informacje raczej nie aż tak ważne ze strategicznego punktu widzenia, a bardziej z ciekawości. Chęci poznania kompetencji Natsume. W tym czasie jedna z walk na arenie zakończyła się zwycięstwem sanuraia. W drugiej z kolei jedna z uczestniczek okazała się posiadać zdolność zmieniania ciała w wodę. Umiejętność z którą wcześniej się nie spotkał, a która wydawała się mieć spory potencjał. O ile rzecz jasna wynikało to z pochodzenia, a nie z jakiejś sprytnej techniki Suiton.
0 x
- Atari Sanada
- Gracz nieobecny
- Posty: 274
- Rejestracja: 4 gru 2017, o 15:55
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=4424
- Multikonta: Yama-uba
Re: Trybuna północna
Czas zdawał się spowolnić dla zamaskowanej dziewczyny, która w pełni skupiła swoje zmysły na toczących się walkach. Wszystko dookoła przemijało w swoistym pędzie życia. Ludzie, którzy jak dotąd jej towarzyszyli zajęli się swoimi sprawami, gdy ona tkwiła w transie. Ukryta twarz w cieniu bambusowego kapelusza nie pokazywała mimiki, lecz ta była niezwykle poważna. Kolejna walka zakończyła się, a to oznaczało, że jej czas nadejdzie wkrótce. Nie poruszała się, nie odzywała trwając w skupieniu. Być może to trema, być może wola wyciszenia przed wysiłkiem jaki zaraz miał nadejść. Prosta rybaczka nie narodziła się wojownikiem i przez całe swoje życie nie temu była przeznaczona. Walka więc była jej obca, a tym bardziej wyrafinowane strategię i perfekcyjnie wyćwiczone ruchy prezentowane dotychczas na arenie. Ona była mozolna, jej technice brakowało gracji i płynności. Poruszyła się, zadrżała, sprawdziła zastałe mięśnie. Nie była gotowa, choć bardziej już być nie mogła. Kolejne uderzenia serca zbliżały ją do wielkiej chwili, do pierwszego zdania w jej własnej opowieści.
Kapelusz uniósł się, a szare oczy wertowały tłum ludzi szukając znajomych twarzy. Ogłuszona owacjami i krzykami tłumu spojrzała na bok słynnego w jej rodzimej wiosce Muraia. Zamrugała, a młode ślepia odnalazły białowłosą piękność Nikusui. Otworzyła usta jakby chciała coś powiedzieć, lecz po chwili je zamknęła. Kolejne uderzenie serca, niczym zegar wybijający rytm czasu. Tłum skandował, wzbijał chaotycznymi głosami wibrację trzęsące trzewiami. Drobne kobiece dłonie zacisnęły się mocno i rozluźniły. Z ust dziewczyny wypadło powietrze przed momentem łapczywie wdychane nosem. Obróciła się kiwnęła głową do tych, którzy to dostrzegli, choć pragnęła, aby jej zniknięcie nie było zarejestrowane przez nikogo. Podążyła samotnie przez trybuny, aż w końcu jej zamaskowana sylwetka zniknęła z pola widzenia.
Przez młody, niedoświadczony umysł przelatywały przeróżne myśli, które w jednym momencie, jak na zawołanie zniknęły. W całej swojej ironicznej niegotowości byłą gotowa. Pogodzona z czasem i miejscem. To właśnie tego chciała, właśnie po to tu przybyła. Przemierzyła wielkie morze i potężny kontynent. Przedarła się przez mroźne spienione falę, aż jej stopy nie po stanęły w miejscu rodzącego się cesarstwa. Tu bowiem miała rozpocząć się jej przygoda. Tak jak rozsławieni bohaterowie, na turnieju. Setki ludzi spojrzą na nią i ocenią. Najgorsza nawet krytyka stanie się dla niej przepustką, otworem do świata, który pragnęła odkryć. Odetnie się wreszcie od widma dawnego życia. Niechaj los zaczerpnie tuszu na swój pędzel i rozpocznie rysowanie znaków, które przeobrażą się w słowa, te zaś ułożą zdania. Pierwsze spośród upragnionych wielu o jeszcze nieznanej poszukiwaczce przygód - Atari Sanadzie.
[z/t]
Kapelusz uniósł się, a szare oczy wertowały tłum ludzi szukając znajomych twarzy. Ogłuszona owacjami i krzykami tłumu spojrzała na bok słynnego w jej rodzimej wiosce Muraia. Zamrugała, a młode ślepia odnalazły białowłosą piękność Nikusui. Otworzyła usta jakby chciała coś powiedzieć, lecz po chwili je zamknęła. Kolejne uderzenie serca, niczym zegar wybijający rytm czasu. Tłum skandował, wzbijał chaotycznymi głosami wibrację trzęsące trzewiami. Drobne kobiece dłonie zacisnęły się mocno i rozluźniły. Z ust dziewczyny wypadło powietrze przed momentem łapczywie wdychane nosem. Obróciła się kiwnęła głową do tych, którzy to dostrzegli, choć pragnęła, aby jej zniknięcie nie było zarejestrowane przez nikogo. Podążyła samotnie przez trybuny, aż w końcu jej zamaskowana sylwetka zniknęła z pola widzenia.
Przez młody, niedoświadczony umysł przelatywały przeróżne myśli, które w jednym momencie, jak na zawołanie zniknęły. W całej swojej ironicznej niegotowości byłą gotowa. Pogodzona z czasem i miejscem. To właśnie tego chciała, właśnie po to tu przybyła. Przemierzyła wielkie morze i potężny kontynent. Przedarła się przez mroźne spienione falę, aż jej stopy nie po stanęły w miejscu rodzącego się cesarstwa. Tu bowiem miała rozpocząć się jej przygoda. Tak jak rozsławieni bohaterowie, na turnieju. Setki ludzi spojrzą na nią i ocenią. Najgorsza nawet krytyka stanie się dla niej przepustką, otworem do świata, który pragnęła odkryć. Odetnie się wreszcie od widma dawnego życia. Niechaj los zaczerpnie tuszu na swój pędzel i rozpocznie rysowanie znaków, które przeobrażą się w słowa, te zaś ułożą zdania. Pierwsze spośród upragnionych wielu o jeszcze nieznanej poszukiwaczce przygód - Atari Sanadzie.
[z/t]
0 x
Re: Trybuna północna
Morino Shonen - uczestnik turnieju
Chłopak zerknął przelotnie na walkę Seinaru z Masakim. Dość szybko uniósł wysoko powieki z zaskoczenia. Jego niedowierzanie wzięło się z tego, że szermierz zawzięcie chciał doprowadzić do krzywdy przeciwnika. Sytuacja minęła tak szybko, że ledwo mógł do niej wrócić pamięcią. Przez jego brak zainteresowania tamtą stroną musiał teraz wytężyć bardziej umysł. Wiedział tyle, że zdolności machania kijem przez Samuraja były zdolne przebijać zaporę z piasku. Tutaj nasuwały się dwie opcje temu winne. Sabaku nie stał na tak wysokim poziomie, aby skutecznie odpierać ataki fizyczne i tego Toshio raczej się trzymał. To, że osoby nie mające predyspozycji w dziedzinie ninjutsu poświęcają cały swój wysiłek w trening nad atrybutami fizycznymi, nie mogło dziwić. Stawiało to jednak ekscytujące wyzwanie. Poza tym, że ciemnowłosy wolał starcia przeciw jutsu, to nie odmówiłby sprawdzenia własnych możliwości w starciu na broń. Samemu starał się dzielić trening duchowy poprzez używanie chakry, z cielesnym przez ciągłe ćwiczenia sprawnościowe. Jedno z drugim nigdy się nie wykluczało, a na pewno doprowadzało do wzniesienia się ponad oczywiste limity. Westchnął krótko, kiedy obaj przeciwnicy zostali rozdzieleni przez sędziego z klanu Yuki. Całkiem widowiskowe zakończenie, wymierzone w czas.
- Jednak nic z tego. Wojownicy z Wysp to nie byle kto. Ciężko ich pokonać, gdy już dzierżą w dłoniach broń. - odczuł zawód, lecz także wzbogacił swój pogląd o ważne informacje. Jedynym sposobem na przeciwstawienie się tak dobrze wyuczonego fechtunku było pozbawienie przeciwnika jego oręża lub trzymanie się na stosowną odległość. Umysł Toshio na moment pogrążył się w ekstazie rozmyślania, a wzrok błyszczał przy tym, jakby nieobecny. Sprawnie jednak dostrzegł, że powinien przecież mieć na uwadze pojedynek Shigi z Ayako. Panna Hozuki miała predyspozycje do przejęcia inicjatywy i zepchnięcia rywala do obrony. Wydawać się mogło, że wręcz desperackiego martwienia się swoim zdrowiem. Niestety chłopak w dziwnej szacie kapłana dostrzegł coś, co umknęło młodemu Senju. Jakby przejrzał plan przeciwniczki lub zaniechał swojego i chciał zmusić dziewczynę do potknięcia się w gonitwie za sobą. Czy był szybszy od wodnej kunoichi? Na jak długo starczy jednemu lub drugiej cierpliwości do takiej wymiany pozycji?
Mógłby temu poświęcić całe skupienie, lecz nie zapomniał o białowłosej towarzyszce. Ryukata przychylnie kontynuowała z nim rozmowę. Nie chciał tego zniszczyć, ani zaniechać. Przynajmniej do momentu, kiedy będzie musiał oddalić się, by przygotować do własnego starcia. Sam kontakt wzrokowy z Nikusui sprawił u Toshio początek większego napięcia. Z początku zdolny mu się opierać. Wyznanie, które wygłosił było niecodzienne. Być może pochopnie ukazane, zważywszy na skromność młodzieńca. Jednak tyle się dzisiaj działo. Podczas koronacji widział tylu Shire-kanów dumnie godzących się na przywództwo Cesarza. Jakby ten świat miał być dopełnieniem jego istnienia, gdy tylko wzrośnie wystarczająco w siłę. W innym wypadku będzie wolnym strzelcem, któremu nie będzie zależało na niczym i na nikim. Taki przecież nasz urwis nigdy nie był. Już miał z wdzięcznością podziękować, gdy białowłosa klepnęła go pokrzepiająco w ramię, a wzmianka o Shigeru kompletnie go speszyła. Aż po ciele przeszły mu ciarki. Na poliki wylał się rumieniec zaskoczenia. Pozytywne uczucia zagościły we wnętrzu nastolatka. Zalały go w euforii, niczym typowe zauroczenie. Musiał zwrócić wzrok na pole walki, żeby nie dać po sobie poznać nic więcej. Myśli skręciły w niedorzeczny kierunek, więc tym bardziej czuł się, jak kretyn.
- Ari... arigatou. Chcę, żeby dwójka ważnych dla mnie osób była dumna z tego, co osiągnę. Żeby poświęcenie nie poszło na marne. - myśl o Isoshim pokrzepiła go i naprowadziła na właściwe tory. Bez tego byłby jednym z wielu poległych podczas wojny. I żeby nie być cynicznym, wtedy plan podkopu wysunięty przez Reikę był w porządku. Gdyby tylko zrobili to, jak należy i wzmocnili swoją pozycję pod ziemią. Przeszłe dzieje.
O kontrowersjach związanych z polityczną działalnością klanów i całych prowincji raczej nie zdoła im umknąć. Wieść prędzej czy później będzie miała na nich wpływ. Szczególnie, że istniał taki organ, jak Rada. W każdym razie myśli zaprzątała mu dziwna wymiana ciosów w walce na prawym polu. Czegoś zdecydowanie nie zauważył, a do czego Shiga niemal od razu się dostosował.
- Coś mi umknęło. Dążyli do zwarcia, ale chłopak się rozmyślił. Zdoła utrzymać dystans od Hozuki, czy jest od dziewczyny szybszy? - zastanowił się głośno nad tym, czego nie był w stanie jednoznacznie określić. Liczył, że walka będzie wyrównana i shinobi z kuszą nie pokazał swojej prawdziwej karty atutowej. Czyżby było dla niego za wcześnie, żeby chwalić się zdolnościami i bez nich wygrać problematyczne starcie? Niemożliwe. Będzie musiał zaprezentować coś więcej, jeśli nie chciał się ośmieszyć przed publicznością. Ta zdawała się stronniczo przewodzić w zachwytach nad rodaczką. Presja ojczyzny mogła być obosieczną bronią, ale z reguły pomagała w trudnych sytuacjach podnieść morale. Niewątpliwie szczęście będzie potrzebne, bo kapłan wystrzelił nietypową kombinację kul ognia poprzedzoną rzutem shuriken.
- O, jacie~ - wydał z siebie przeciągły dźwięk, oznakę podniecenia w oczekiwaniu na rezultat ataku Katonem. Niemal wstał przy tym z siedzenia, coby pomogło mu to w lepszym dostrzeżeniu sytuacji. Nie mógł zaprzeczyć, że miał słabość do wszelkich tego typu zagrań. Być może ujrzał właśnie coś, co będzie bardzo skuteczną symulacją przed walką z Tensą. Uchiha musiała posiadać w swoim arsenale ogniowe techniki, toteż dobrze będzie ujrzeć jakieś alternatywne sposoby odparcia niszczycielskiego żywioły. Ostatnim razem, kiedy musiał mierzyć się z płonącymi kulami, znajdował się na pustyni i instynktownie postawił na ich drodze do siebie drewniane bloki. Wtedy zadziałały, rozpraszając jutsu przeciwnika i niewiele pozostawiając z Mokutonu.
- Jednak nic z tego. Wojownicy z Wysp to nie byle kto. Ciężko ich pokonać, gdy już dzierżą w dłoniach broń. - odczuł zawód, lecz także wzbogacił swój pogląd o ważne informacje. Jedynym sposobem na przeciwstawienie się tak dobrze wyuczonego fechtunku było pozbawienie przeciwnika jego oręża lub trzymanie się na stosowną odległość. Umysł Toshio na moment pogrążył się w ekstazie rozmyślania, a wzrok błyszczał przy tym, jakby nieobecny. Sprawnie jednak dostrzegł, że powinien przecież mieć na uwadze pojedynek Shigi z Ayako. Panna Hozuki miała predyspozycje do przejęcia inicjatywy i zepchnięcia rywala do obrony. Wydawać się mogło, że wręcz desperackiego martwienia się swoim zdrowiem. Niestety chłopak w dziwnej szacie kapłana dostrzegł coś, co umknęło młodemu Senju. Jakby przejrzał plan przeciwniczki lub zaniechał swojego i chciał zmusić dziewczynę do potknięcia się w gonitwie za sobą. Czy był szybszy od wodnej kunoichi? Na jak długo starczy jednemu lub drugiej cierpliwości do takiej wymiany pozycji?
Mógłby temu poświęcić całe skupienie, lecz nie zapomniał o białowłosej towarzyszce. Ryukata przychylnie kontynuowała z nim rozmowę. Nie chciał tego zniszczyć, ani zaniechać. Przynajmniej do momentu, kiedy będzie musiał oddalić się, by przygotować do własnego starcia. Sam kontakt wzrokowy z Nikusui sprawił u Toshio początek większego napięcia. Z początku zdolny mu się opierać. Wyznanie, które wygłosił było niecodzienne. Być może pochopnie ukazane, zważywszy na skromność młodzieńca. Jednak tyle się dzisiaj działo. Podczas koronacji widział tylu Shire-kanów dumnie godzących się na przywództwo Cesarza. Jakby ten świat miał być dopełnieniem jego istnienia, gdy tylko wzrośnie wystarczająco w siłę. W innym wypadku będzie wolnym strzelcem, któremu nie będzie zależało na niczym i na nikim. Taki przecież nasz urwis nigdy nie był. Już miał z wdzięcznością podziękować, gdy białowłosa klepnęła go pokrzepiająco w ramię, a wzmianka o Shigeru kompletnie go speszyła. Aż po ciele przeszły mu ciarki. Na poliki wylał się rumieniec zaskoczenia. Pozytywne uczucia zagościły we wnętrzu nastolatka. Zalały go w euforii, niczym typowe zauroczenie. Musiał zwrócić wzrok na pole walki, żeby nie dać po sobie poznać nic więcej. Myśli skręciły w niedorzeczny kierunek, więc tym bardziej czuł się, jak kretyn.
- Ari... arigatou. Chcę, żeby dwójka ważnych dla mnie osób była dumna z tego, co osiągnę. Żeby poświęcenie nie poszło na marne. - myśl o Isoshim pokrzepiła go i naprowadziła na właściwe tory. Bez tego byłby jednym z wielu poległych podczas wojny. I żeby nie być cynicznym, wtedy plan podkopu wysunięty przez Reikę był w porządku. Gdyby tylko zrobili to, jak należy i wzmocnili swoją pozycję pod ziemią. Przeszłe dzieje.
O kontrowersjach związanych z polityczną działalnością klanów i całych prowincji raczej nie zdoła im umknąć. Wieść prędzej czy później będzie miała na nich wpływ. Szczególnie, że istniał taki organ, jak Rada. W każdym razie myśli zaprzątała mu dziwna wymiana ciosów w walce na prawym polu. Czegoś zdecydowanie nie zauważył, a do czego Shiga niemal od razu się dostosował.
- Coś mi umknęło. Dążyli do zwarcia, ale chłopak się rozmyślił. Zdoła utrzymać dystans od Hozuki, czy jest od dziewczyny szybszy? - zastanowił się głośno nad tym, czego nie był w stanie jednoznacznie określić. Liczył, że walka będzie wyrównana i shinobi z kuszą nie pokazał swojej prawdziwej karty atutowej. Czyżby było dla niego za wcześnie, żeby chwalić się zdolnościami i bez nich wygrać problematyczne starcie? Niemożliwe. Będzie musiał zaprezentować coś więcej, jeśli nie chciał się ośmieszyć przed publicznością. Ta zdawała się stronniczo przewodzić w zachwytach nad rodaczką. Presja ojczyzny mogła być obosieczną bronią, ale z reguły pomagała w trudnych sytuacjach podnieść morale. Niewątpliwie szczęście będzie potrzebne, bo kapłan wystrzelił nietypową kombinację kul ognia poprzedzoną rzutem shuriken.
- O, jacie~ - wydał z siebie przeciągły dźwięk, oznakę podniecenia w oczekiwaniu na rezultat ataku Katonem. Niemal wstał przy tym z siedzenia, coby pomogło mu to w lepszym dostrzeżeniu sytuacji. Nie mógł zaprzeczyć, że miał słabość do wszelkich tego typu zagrań. Być może ujrzał właśnie coś, co będzie bardzo skuteczną symulacją przed walką z Tensą. Uchiha musiała posiadać w swoim arsenale ogniowe techniki, toteż dobrze będzie ujrzeć jakieś alternatywne sposoby odparcia niszczycielskiego żywioły. Ostatnim razem, kiedy musiał mierzyć się z płonącymi kulami, znajdował się na pustyni i instynktownie postawił na ich drodze do siebie drewniane bloki. Wtedy zadziałały, rozpraszając jutsu przeciwnika i niewiele pozostawiając z Mokutonu.
0 x
Re: Trybuna północna
Murai miał zdecydowanie ciekawe uwagi. Na dodatek z tego co mówił wynikała interesująca rzecz - analizował wszystko bardzo dokładnie. To było coś więcej niż sama obserwacja, skoro miał tak dokładne przemyślenia.. To brzmiało jakby wymyślał równocześnie sposób jak każdą taką słabość wykorzystać, a przy okazji wykombinować z 10 planów jak zabić. Pojęła stosunkowo szybko więc, że jest to niebezpieczny człowiek - a równocześnie cenny znajomy. Z każdą obejrzaną walką może wskaże jej więcej miejsc gdzie może się poprawić.. A równocześnie sam będzie wiedział znacznie więcej. Już nie będzie miała szansy go zaskoczyć. Jednak sam pomysł, by ukryć pod bandażami notki był prosty.. A w tym genialny w swojej prostocie. Sztuczka prosta, a mogła przecież przeważyć losy niejednej walki. Musiała przyznać, że była pod wrażeniem, nieznajomy zaimponował jej.
- Notki.. Że też na to nie wpadłam! - rzuciła zaskoczona - Dobrym pomysłem będzie też zapasowe ostrze - mruknęła, dodając własne przemyślenia a'propo rzucania mieczem, po czym ukłoniła się uprzejmie - Dziękuje, Murai-san. To była pouczająca rozmowa. Będę uważać na to przy kolejnych walkach - grzeczność przede wszystkim, prawda? Wyprostowała się powoli, poprawiając ułożenie płaszcza na ramionach.
- Wydajesz się mieć bardzo duże doświadczenie, Murai-san. Czy także walczysz używając kenjutsu? - zapytała swobodnie. Może był to zbyt daleko idący wniosek, ale wynikający z wiedzy shinobiego o walkach.
Prosty uśmiech w stronę kuzyna był odpowiedzią na jego podziękowania. Nawet nie wpadło jej do głowy, że chłopak mógłby się sam wysmarować krwią, bo to w jej myśleniu byłoby zwyczajnie absurdalnie. Bo i po co? Nie traktowała tych walk emocjonalnie i nie wpadło jej do głowy, że kuzyn może mieć tak inne podejście. Dużo logiczniejsze było zachlapanie się, co się zdarza przy walce, zwłaszcza jeśli była nieco brutalniejsza. Ona sama nie zachowała się jak aniołek wobec Osamu, kiedy zbliżyła się do niego mogła zapewne wygrać kosztem dużo mniejszych obrażeń chłopaka, a i kto wie ile jeszcze by się posunęła bez interwencji sędziego? Fakt, że nie usunął tego od razu był nieco dziwny, ale nadal mógł się po prostu śpieszyć na trybuny lub po drodze nie miał gdzie ani czym się wytrzeć. Było mnóstwo możliwych wyjaśnień, które nie zakładały zachowań psychopatycznych.. Nawet jeśli tym akurat było.
Tymczasem, gdy chłopak doprowadzał się do porządku, ona miała rozmowę z samym cesarzem. I musiała szczerze przyznać, że z każdym słowem zadziwiał ją coraz bardziej. Nie sądziła by osoba która doszła na sam szczyt mogła być tak pogodna i bezpośrednia. Na dodatek cesarz.. Chichotał? Sama się uśmiechnęła na ten dźwięk, choć równocześnie było jej nieco żal. Był taki wesoły, jakby nie czuł na barkach tego ciężaru. Ha, może i nie czuł? Może był wystarczająco silny by go dźwigać bez wysiłku, kto wie.
Później było tylko ciekawiej, bo nawet zaoferował pojedynek. Chise odchrząknęła zaskoczona, mrugając przez moment, zupełnie oniemiała. Przetwarzała w głowie jego słowa, szukając czegokolwiek. Potrzebowała kilka sekund na wymyślenie jakiejkolwiek odpowiedzi.
- Ciężko mi powiedzieć, czy byłoby to widowisko skoro nigdy nie byłam świadkiem twojej walki, Yuki-sama - rzuciła z uśmiechem na ustach, ośmielona - Niestety, jedyna osobą jaką znam, która zna tej styl prócz mnie mieszka na stałe w Sogen i nie sądzę by wyruszyła w podróż nawet na zaproszenie Cesarza - przyznała z lekkim żalem, bo to zapewne byłoby naprawdę ciekawe - A ja sama mam zdecydowanie za małe umiejętności by stawać do walki z Tobą, Natsume-sama, choć oczywiście nie odmówię jeśli zechcesz - uśmiechnęła się ironicznie, jednym kącikiem ust - Chętnie zobaczyłabym na własne oczy umiejętności słynnego Kenshiego - rzuciła półżartem.
W tym czasie Shinji zdążył doprowadzić się do ładu i rozpocząć swoją wymianę zdań, do której postanowiła się nie wtrącać, jedynie stojąc obok Uchihy i stanowiąc, hm... Milczące wsparcie? Taa, gdyby jeszcze tego potrzebował. Raczej ozdobę u boku, wsłuchującą się w poważną rozmowę, która i tak wydawała się jej bezcelowa. Przecież nawet gdyby Cesarz kłamał.. To nie powie im tego w twarz. Jedynym pewnym weryfikatorem jego słów był czas. Jednakże rozumiała, że mając okazję, ciężko było się powstrzymać przed zadaniem tego pytania.
Nie kontynuowała tematu, bo podeszła do nich kolejna osoba, a Chise zaczęła sobie zdawać sprawę, że zajmują cesarzowi za dużo czasu. Ukłoniła się nieznajomemu grzecznie, nie odpowiadając jednak na jego nietypowe, typowo wyspiarskie jak sądziła, powitanie. Powód był do bólu prozaiczny - nie wiedziała jak się na to odpowiada. Nie znała tych formułek, więc nie zamierzała się wygłupiać udając mądrzejszą niż jest. Zresztą, słuchając przemowy przybysza odczuwała swoje braki intelektualne aż za bardzo. Jednak gość nie zabawił z nimi długo. Odszedł, a wraz z nim zapadła cisza..
W tym momencie Shijima wrzasnął, a Chise niemal wyskoczyła ze skóry. To było tak niespodziewane, że podskoczyła, wystraszona, zwracając się jego stronę z niebotycznym zdziwieniem.
I zanim ktokolwiek zdążył coś powiedzieć, Ramnaru już zdążył się zebrać i pobiec przed siebie. Chise mogła się tylko domyślać, że chodzi o tego samuraja, jego przyjaciela i jego walkę, lecz mimo wszystko..
Wybuchła szczerym, niepowstrzymanym śmiechem. Na głos i zupełnie otwarcie, aż się jej łzy zakręciły w oczach, a ona sama ocierała je wierzchem dłoni.
- A już zaczynałam sądzić, że nic go nie jest w stanie poruszyć - stwierdziła, kręcąc głową z uśmiechem. Zwróciła się w stronę kuzyna, trącając go łokciem w bok.
- Czyli Seinaru-san wygrał? To była krótka walka. A co u Shigi? - zapytała go z ciekawością.
- Notki.. Że też na to nie wpadłam! - rzuciła zaskoczona - Dobrym pomysłem będzie też zapasowe ostrze - mruknęła, dodając własne przemyślenia a'propo rzucania mieczem, po czym ukłoniła się uprzejmie - Dziękuje, Murai-san. To była pouczająca rozmowa. Będę uważać na to przy kolejnych walkach - grzeczność przede wszystkim, prawda? Wyprostowała się powoli, poprawiając ułożenie płaszcza na ramionach.
- Wydajesz się mieć bardzo duże doświadczenie, Murai-san. Czy także walczysz używając kenjutsu? - zapytała swobodnie. Może był to zbyt daleko idący wniosek, ale wynikający z wiedzy shinobiego o walkach.
Prosty uśmiech w stronę kuzyna był odpowiedzią na jego podziękowania. Nawet nie wpadło jej do głowy, że chłopak mógłby się sam wysmarować krwią, bo to w jej myśleniu byłoby zwyczajnie absurdalnie. Bo i po co? Nie traktowała tych walk emocjonalnie i nie wpadło jej do głowy, że kuzyn może mieć tak inne podejście. Dużo logiczniejsze było zachlapanie się, co się zdarza przy walce, zwłaszcza jeśli była nieco brutalniejsza. Ona sama nie zachowała się jak aniołek wobec Osamu, kiedy zbliżyła się do niego mogła zapewne wygrać kosztem dużo mniejszych obrażeń chłopaka, a i kto wie ile jeszcze by się posunęła bez interwencji sędziego? Fakt, że nie usunął tego od razu był nieco dziwny, ale nadal mógł się po prostu śpieszyć na trybuny lub po drodze nie miał gdzie ani czym się wytrzeć. Było mnóstwo możliwych wyjaśnień, które nie zakładały zachowań psychopatycznych.. Nawet jeśli tym akurat było.
Tymczasem, gdy chłopak doprowadzał się do porządku, ona miała rozmowę z samym cesarzem. I musiała szczerze przyznać, że z każdym słowem zadziwiał ją coraz bardziej. Nie sądziła by osoba która doszła na sam szczyt mogła być tak pogodna i bezpośrednia. Na dodatek cesarz.. Chichotał? Sama się uśmiechnęła na ten dźwięk, choć równocześnie było jej nieco żal. Był taki wesoły, jakby nie czuł na barkach tego ciężaru. Ha, może i nie czuł? Może był wystarczająco silny by go dźwigać bez wysiłku, kto wie.
Później było tylko ciekawiej, bo nawet zaoferował pojedynek. Chise odchrząknęła zaskoczona, mrugając przez moment, zupełnie oniemiała. Przetwarzała w głowie jego słowa, szukając czegokolwiek. Potrzebowała kilka sekund na wymyślenie jakiejkolwiek odpowiedzi.
- Ciężko mi powiedzieć, czy byłoby to widowisko skoro nigdy nie byłam świadkiem twojej walki, Yuki-sama - rzuciła z uśmiechem na ustach, ośmielona - Niestety, jedyna osobą jaką znam, która zna tej styl prócz mnie mieszka na stałe w Sogen i nie sądzę by wyruszyła w podróż nawet na zaproszenie Cesarza - przyznała z lekkim żalem, bo to zapewne byłoby naprawdę ciekawe - A ja sama mam zdecydowanie za małe umiejętności by stawać do walki z Tobą, Natsume-sama, choć oczywiście nie odmówię jeśli zechcesz - uśmiechnęła się ironicznie, jednym kącikiem ust - Chętnie zobaczyłabym na własne oczy umiejętności słynnego Kenshiego - rzuciła półżartem.
W tym czasie Shinji zdążył doprowadzić się do ładu i rozpocząć swoją wymianę zdań, do której postanowiła się nie wtrącać, jedynie stojąc obok Uchihy i stanowiąc, hm... Milczące wsparcie? Taa, gdyby jeszcze tego potrzebował. Raczej ozdobę u boku, wsłuchującą się w poważną rozmowę, która i tak wydawała się jej bezcelowa. Przecież nawet gdyby Cesarz kłamał.. To nie powie im tego w twarz. Jedynym pewnym weryfikatorem jego słów był czas. Jednakże rozumiała, że mając okazję, ciężko było się powstrzymać przed zadaniem tego pytania.
Nie kontynuowała tematu, bo podeszła do nich kolejna osoba, a Chise zaczęła sobie zdawać sprawę, że zajmują cesarzowi za dużo czasu. Ukłoniła się nieznajomemu grzecznie, nie odpowiadając jednak na jego nietypowe, typowo wyspiarskie jak sądziła, powitanie. Powód był do bólu prozaiczny - nie wiedziała jak się na to odpowiada. Nie znała tych formułek, więc nie zamierzała się wygłupiać udając mądrzejszą niż jest. Zresztą, słuchając przemowy przybysza odczuwała swoje braki intelektualne aż za bardzo. Jednak gość nie zabawił z nimi długo. Odszedł, a wraz z nim zapadła cisza..
W tym momencie Shijima wrzasnął, a Chise niemal wyskoczyła ze skóry. To było tak niespodziewane, że podskoczyła, wystraszona, zwracając się jego stronę z niebotycznym zdziwieniem.
I zanim ktokolwiek zdążył coś powiedzieć, Ramnaru już zdążył się zebrać i pobiec przed siebie. Chise mogła się tylko domyślać, że chodzi o tego samuraja, jego przyjaciela i jego walkę, lecz mimo wszystko..
Wybuchła szczerym, niepowstrzymanym śmiechem. Na głos i zupełnie otwarcie, aż się jej łzy zakręciły w oczach, a ona sama ocierała je wierzchem dłoni.
- A już zaczynałam sądzić, że nic go nie jest w stanie poruszyć - stwierdziła, kręcąc głową z uśmiechem. Zwróciła się w stronę kuzyna, trącając go łokciem w bok.
- Czyli Seinaru-san wygrał? To była krótka walka. A co u Shigi? - zapytała go z ciekawością.
0 x
- Nikusui
- Gracz nieobecny
- Posty: 1028
- Rejestracja: 17 kwie 2015, o 12:58
- Wiek postaci: 29
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białe, długie włosy, część z nich zapleciona w cztery warkocze - https://i.imgur.com/W0LDdj1.jpg; żółto-zielone oczy; jasna cera
- Widoczny ekwipunek: Bicz przymocowany przy prawym biodrze; torba nad lewym pośladkiem; kabura na broń na prawym udzie
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=283
- Multikonta: Sayuri
Re: Trybuna północna
Każda kolejna chwila w walkach turniejowych przynosiła coś nowego. Może do tej pory widowiska nie były zbyt imponujące dla tych, którzy już widzieli wiele, ale na pewno było parę ciekawych zagrań. Chociażby dziewczyna posługująca się kilkoma mieczami jednocześnie. Wyspiarze jednakże też nie dawali za wygraną i mimo ograniczania się do walki wręcz, potrafili osiągnąć przewagę. Zawziętość też się ceniło, o ile nie przekraczała granicy, która mogłaby doprowadzić do własnej klęski. W końcu czasami też trzeba było wiedzieć, kiedy odpuścić. Rozsądek to też była ważna cecha u każdego ninja, chociaż białowłosa momentami odkładała go gdzieś na bok, kiedy była w ferworze walki. Jednakże teraz była jedynie obserwatorem, a każdy wiedział, że obserwacja to cenna droga nauki.
Wierzyła w sukces Toshio. Może dlatego, że był jedynym Senju, którego znała trochę lepiej. Bardziej jednak skłaniałaby się ku przekonaniu w samozaparcie chłopaka i rzeczywistą chęć osiągnięcia celów, jakie sobie postawił. Zdawał sobie sprawę, że nie osiągnie tego od tak. Mimo wszystko, zdobył się na odwagę i przybył tutaj, próbując swoich sił w walce z przeróżnymi przeciwnikami i tym samym poszerzając nie tylko swój zasób wiedzy, ale również doświadczenia i umiejętności. A dobry przywódca to taki, który sam doświadczył wiele rzeczy czy wydarzeń.
- Wyglądało to trochę tak, jakby celowo chciał zmniejszyć odległość, żeby wyrzucona broń miała większe szanse na trafienie. Albo wiedział, że Ayako zastosuje podmianę. - mruknęła w momencie, kiedy dziewczyna pojawiła się za swoim przeciwnikiem. Miała czystą okazję do przeprowadzenia skutecznego ataku i byłoby żal z tego nie skorzystać. A o tym decydowały ułamki sekund, nim Shiga się odwróci i postanowi wyprowadzić kontratak, bądź zastosuje skuteczną obronę.
W międzyczasie odeszła od nich Atari, najwidoczniej przeczuwając, że niedługo nadejdzie jej czas na walkę. I nie myliła się, zaraz na wolnej arenie pojawiła się kobieta z klanu Hoshigaki, która zapowiedziała kolejnych walczących. Swoją drogą, miała dość specyficzny wygląd, którego raczej nie uświadczyliby na kontynencie. Jednakże takie przysposobienie najwidoczniej dawało jej swobodę "życia" na lądzie, ale również przewagę poruszania się w wodzie.
- O, teraz kolej Atari-chan. Powinna zaraz się pojawić. Bardzo tajemnicza postać, chociaż za taką się nie przedstawiała. Patrzyła na jutsu, jakby po raz pierwszy je widziała. To z kolei nasuwa myśl, że sama też specjalizuje się raczej w walce wręcz. - powiedziała nieco w zamyśleniu, czekając na nowych walczących. Nie wiedziała kim jest przeciwnik dziewczyny, nazwisko nic nie mówiło, ale nie można było wykluczyć, że nie jest to przedstawiciel jakiegoś klanu czy szczepu.
- Nie powiem, ale apetyt rośnie w miarę jedzenia. - skwitowała dotychczasowe walki i uśmiechnęła się lekko. Przekaz był jasny, liczyła na coraz to większe widowiska, wraz z eliminacją słabszych uczestników. To stwierdzenie jednak przypomniało jej jeszcze o tym, że w swojej torbie miała parę dango, zawinięte w niewielki materiał. Stąd też dłoń białowłosej powędrowała w stronę pleców i chwilę grzebiąc pod materiałem płaszcza, w końcu wyciągnęła niewielkie zawiniątko, odkrywając jego zawartość. Oczom jej i Toshio, o ile akurat patrzył, ukazały się nadziane na cienki patyczek, słodkie kuleczki dango. Oczywiście najpierw podsunęła przekąskę swojemu rozmówcy, chcąc go poczęstować. Sama również zgarnęła jeden patyczek, na którym widniały trzy kuleczki. - Mam do nich słabość. - powiedziała nieco rozbawiona, po czym podsunęła słodkość do ust, kosztując jednej z kulek.
Wierzyła w sukces Toshio. Może dlatego, że był jedynym Senju, którego znała trochę lepiej. Bardziej jednak skłaniałaby się ku przekonaniu w samozaparcie chłopaka i rzeczywistą chęć osiągnięcia celów, jakie sobie postawił. Zdawał sobie sprawę, że nie osiągnie tego od tak. Mimo wszystko, zdobył się na odwagę i przybył tutaj, próbując swoich sił w walce z przeróżnymi przeciwnikami i tym samym poszerzając nie tylko swój zasób wiedzy, ale również doświadczenia i umiejętności. A dobry przywódca to taki, który sam doświadczył wiele rzeczy czy wydarzeń.
- Wyglądało to trochę tak, jakby celowo chciał zmniejszyć odległość, żeby wyrzucona broń miała większe szanse na trafienie. Albo wiedział, że Ayako zastosuje podmianę. - mruknęła w momencie, kiedy dziewczyna pojawiła się za swoim przeciwnikiem. Miała czystą okazję do przeprowadzenia skutecznego ataku i byłoby żal z tego nie skorzystać. A o tym decydowały ułamki sekund, nim Shiga się odwróci i postanowi wyprowadzić kontratak, bądź zastosuje skuteczną obronę.
W międzyczasie odeszła od nich Atari, najwidoczniej przeczuwając, że niedługo nadejdzie jej czas na walkę. I nie myliła się, zaraz na wolnej arenie pojawiła się kobieta z klanu Hoshigaki, która zapowiedziała kolejnych walczących. Swoją drogą, miała dość specyficzny wygląd, którego raczej nie uświadczyliby na kontynencie. Jednakże takie przysposobienie najwidoczniej dawało jej swobodę "życia" na lądzie, ale również przewagę poruszania się w wodzie.
- O, teraz kolej Atari-chan. Powinna zaraz się pojawić. Bardzo tajemnicza postać, chociaż za taką się nie przedstawiała. Patrzyła na jutsu, jakby po raz pierwszy je widziała. To z kolei nasuwa myśl, że sama też specjalizuje się raczej w walce wręcz. - powiedziała nieco w zamyśleniu, czekając na nowych walczących. Nie wiedziała kim jest przeciwnik dziewczyny, nazwisko nic nie mówiło, ale nie można było wykluczyć, że nie jest to przedstawiciel jakiegoś klanu czy szczepu.
- Nie powiem, ale apetyt rośnie w miarę jedzenia. - skwitowała dotychczasowe walki i uśmiechnęła się lekko. Przekaz był jasny, liczyła na coraz to większe widowiska, wraz z eliminacją słabszych uczestników. To stwierdzenie jednak przypomniało jej jeszcze o tym, że w swojej torbie miała parę dango, zawinięte w niewielki materiał. Stąd też dłoń białowłosej powędrowała w stronę pleców i chwilę grzebiąc pod materiałem płaszcza, w końcu wyciągnęła niewielkie zawiniątko, odkrywając jego zawartość. Oczom jej i Toshio, o ile akurat patrzył, ukazały się nadziane na cienki patyczek, słodkie kuleczki dango. Oczywiście najpierw podsunęła przekąskę swojemu rozmówcy, chcąc go poczęstować. Sama również zgarnęła jeden patyczek, na którym widniały trzy kuleczki. - Mam do nich słabość. - powiedziała nieco rozbawiona, po czym podsunęła słodkość do ust, kosztując jednej z kulek.
0 x

"W życiu licz na najlepsze, ale przygotuj się na najgorsze."
Re: Trybuna północna
Morino Shonen - uczestnik turnieju
Ciemnowłosy mógłby bez przeszkód zapomnieć o obowiązkach i na nowo oddać się wspomnieniom uczestnictwa w turnieju sprzed pięciu lat. Cieszyć się z przebywania na widowisku. I chociaż arena na Wyspach wydawała się całkiem ciekawie zorganizowana, to raczej brakowało mu tradycyjnego wyglądu, jaki prezentował się u Sabaku. Widownia nadal miała ten sam wgląd na pojedynki odbywające się w niszy poniżej. W podobny sposób mogli dzielić wrażenia walczących. Granica ta była na tyle odpowiednia, by czuć się bezpiecznym, ale poczuć ten dreszczyk emocji. Toshio liczył, z niecierpliwością, żeby doznać go w pełni tam na dole. Cieszyć się każdą chwilą i stąpając po zróżnicowanej powierzchni. Krył się w nim niezaspokojony potencjał, którym chciał się popisać. Dotychczasowe walki kończyły się szybciej niż można by się tego spodziewać. Nie wykraczały poza środek areny, gdzie przecież niekoniecznie błyszczały światła reflektorów. Widownia sama w sobie była ciężkim elementem do zaspokojenia. Byłby zawiedziony, gdyby musiał martwić się o te wszystkie krzyki. Wypędził by z siebie ducha walki. Tak podejrzewał, lecz pewności mieć nie mógł. Dotychczas kierował się instynktem. W oparciu o własne doświadczenia mógł mieć wiele pytań względem uczestników turnieju. Czym się kierują w sztuce ninpo? Skąd pochodzą i dlaczego obrali właśnie taką ścieżkę? Myśli jakoś same się nasuwały. Tworzyły niepowstrzymany strumień danych do zgłębienia. Jak niemal niekończąca się nitka makaronu w miso. Koniec końców, każda spotkana scena czy wydarzenie niosły za sobą późniejsze wizje do wykorzystania. To najbardziej lubił w przeżytych chwilach. Mógł wrócić do nich, a niejednokrotnie powodowały przychylną reakcję.
Miał własne spostrzeżenia, które dopiero po chwili okażą się właściwe lub błędne. Nie powstrzymywał również innych opcji czy podpowiedzi od bardziej doświadczonego źródła jakim była Nikusui. Kunoichi zgrabnie ujęła fakt, w jakim mistyczny chłopak przyzwyczaił się do poczynań dziewczyny Hozuki. Nie chciał zapeszać w tej chwili, że zapowiadało się na dłuższy pojedynek. Każdy aż do ostatniego momentu mógł się rozwinąć, lecz został doprowadzony do momentu skrajnie kończonego przez odpowiednie organy. Jednej, drugiej lub trzeciej strony. Pierwsza runda zdawała się wnikliwie przypominać etap eliminacji, po którym zacznie się ta konkretna część zmagań o tytuł najlepszego. Toshio starał się nie popełniać tak oczywistych błędów, jakim była choćby utrata cierpliwości przed swoim występem. Z racji swojego pochodzenia miał pewne predyspozycje lub wydawał się dobrze przekładać czyny na zamiary.
- Podmiana. Skuteczny sposób na powstrzymanie groźnego ataku i wyprowadzenie przeciwnika z równowagi. Powinno go to mimo wszystko zaskoczyć i uniemożliwić dalszą inicjatywę. - odparł gładko ze skupieniem. Wypowiedzenie tej podstawowej zależności może nie było czymś wybitnym, jednak pozwalało na potwierdzenie pewnych faktów. Na tym polegało także podtrzymanie rozmowy. Nie ważne, jakby ten shinobi był do tego ustosunkowany, nagłą zmiana miejsca przeciwnika nie może gwarantować, że dalszy plan pójdzie gładko. Trzeba było się zastanowić i wziąć pod uwagę element, że kunoichi wie, co robi. Nic tak właściwie nie zaprząta jej głowy, nie miała powodów do zamartwiania się, że ucierpi w wymianie ciosów. Czekał, jak potoczy się konfrontacja, aby poznać te szczególne właściwości wodnego ciała.
- Och, Sanada-san. Faktycznie zniknęła. Chętnie życzyłbym jej powodzenia. Pozostaje kibicować... - wspomniał to drobne przeoczenie. Tak bardzo obawiał się nie skupiać na siedzących tuż przy nim dziewczynach, że poświęcił całe zainteresowanie na polu walki. Atari wyślizgnęła się w iście tajemniczy sposób. Zaimponowało to Toshio, który zamierzał uczynić to samo. Niestety wątpił, że baczny umysł białowłosej Kaminari przegapił znajomego jej Senju. Tym bardziej tuż sprzed nosa. Na szczęście w miarę sytuacji jego pogląd ulegał zmianie. Ewoluowały podjęte przezeń decyzje dotyczące swoich dalszych losów.
Raz czy dwa zmienił delikatnie pozycję, a ubrany strój zaczynał mu już mniej doskwierać. Prawdzie powiedziawszy materiał trochę pił go w kroku i swędziało go na plecach. Uciążliwość ta powoli znikała, kiedy nie musiał o tym myśleć. Dlatego czuł się praktycznie anonimowy. Nikusui już go znała, lecz odpowiednio dostosowała swoje zachowanie względem wyglądu Toshio. Nie był w ogóle w podbramkowej sytuacji, zmuszony do odgrywania wymyślonej roli. Może powinien? Będzie czuć się na arenie bardziej swobodnie. To także nie do końca pewne, że zrobi wrażenie odgrywaną postacią. Wiele ścieżek rozwoju rozgałęzia się w każdej sekundzie istnienia. W innym wymiarze być może w ogóle nie doszłoby do tego spotkania lub pozostał całkiem anonimowy, jakby od początku znajdował się w ciele Leśnego chłopca. Mimo wszystko ucieszył się z dalszych poczynań Nikusui. Jakby od zawsze można było liczyć na jej dobrotliwość i zaradność. Nieliczne osoby miały tą cechę, że zabierały ze sobą smakołyki. Widok, jak białowłosa przyznaje się do łakomstwa wzbudził zadowolenie u nastolatka. Senju prawie parsknął śmiechem, powstrzymany przez nałożoną na usta maskę. Z racji tego, że chętnie zamierzał poczęstować się odrobiną Dango, to sięgnął do materiału i pociągnął go w dół. Ukazał twarz, czego raczej wstydzić się nie powinien.
- Arigatou. - odparł krótko, gdy chwycił patyczek z nabitymi na nim słodkimi kulkami o różnej barwie. Wdychając aromat, niczym przypominający watę cukrową, prędko chapnął najbliższą piłeczkę. Usta zalała eksplozja smaku, a ślinianki wyprodukowały nadmiar śliny. Musiał w pierwszej chwili zapanować nad enzymami, żeby przypadkiem nie opuściły wnętrza ust. Sprawiłby tym nie lada ubaw obserwatorom. Na szczęście ułożony z niego chłopak, bez jakichkolwiek zachwiań czy odchyleń. Tym właśnie byli zazwyczaj Senju. Prości do bólu możliwości, a zatem nudni w swych wartościach.
- Pychota. - wypowiedział z na wpół pełnymi ustami. Na tyle wyraźnie, na ile pozwalała w takim stanie dykcja. Po raz kolejny mógł zapomnieć o ciężkim obowiązku bycia shinobi i skupić się na prostocie życia codziennego. Wydawała się bardziej niesamowita od pragnienia walki. Nie zastąpi jednak w pełni napływu adrenaliny. Taki substytut o narkotycznym działaniu. A jeśli już o tym mowa, to chłopakowi przypomniało się, że dostał w posiadanie bagiennego ziela. Nie wiedział jeszcze, czy odważyć się doświadczyć tego zjawiska. Sake już próbował, dlaczego by być biernym na taką używkę. Przeszło mu to jednak nie trwale przez myśl.
Patrząc na moment starcia dwójki walczącej na wschodniej arenie, przypuszczał, że będzie to pierwsze zwarcie z wielu bezpośrednich konfrontacji. Tego z pewnością oczekiwaliby wszyscy widzowie, jak i wprawieni w bojach wojownicy. Chcieli ujrzeć potencjał obu stron i być może poznać słabe strony potencjalnych przeciwników. Toshio w zamyśleniu śledził poczynania walczących. Z niedowierzaniem patrzył, jak chłopak wykrzykuje złowieszczo, niczym rozkaz, obelżywe słowo ku Hozuki. Dziewczyna, jak się później okaże, nie przemyślała dostatecznie dobrze swojego położenia. Kolejny zawód w tym nieprzychylnym dla obserwatorów turnieju dla niedoświadczonych ninja. Tym, co nadal podtrzymywało u Senju zaskoczenie była paląca się powłoka dookoła zapalczywego shinobi. Wprawiony w ruch żywioł przynosił jedynie na myśl połączenie dwóch żywiołów. Czy to w ogóle możliwe, żeby sam element ognia był do tego stopnia poddany manipulacji? Utworzone tornado, jak można to nazwać dla uproszczenia, sięgnęło biedną dziewczynę. Pod naporem tej przytłaczającej siły, różnicy mocy, wszystko zakończyło się w przeciągu sekund. Sam młodzian obawiał się, czy aby średnio-zaawansowany Suiton był w stanie ugasić pożogę. To stwarzało obawę, jak on byłby w stanie temu przeciwdziałać.
- Nie do wiary, czy to... czy to zwykły Katon? A może połączenie dwóch żywiołów? - odparł z niedowierzania i ekscytacji. Ogień był mu obcy, lecz znając podstawy nad władaniem żywiołami, wiedział, że ten efekt mógł być przypisany równie dobrze Fuutonowi. Kombinacja tej natury wiatru z ogniem dałaby niepowstrzymany, rozgrzany cyklon.
Miał własne spostrzeżenia, które dopiero po chwili okażą się właściwe lub błędne. Nie powstrzymywał również innych opcji czy podpowiedzi od bardziej doświadczonego źródła jakim była Nikusui. Kunoichi zgrabnie ujęła fakt, w jakim mistyczny chłopak przyzwyczaił się do poczynań dziewczyny Hozuki. Nie chciał zapeszać w tej chwili, że zapowiadało się na dłuższy pojedynek. Każdy aż do ostatniego momentu mógł się rozwinąć, lecz został doprowadzony do momentu skrajnie kończonego przez odpowiednie organy. Jednej, drugiej lub trzeciej strony. Pierwsza runda zdawała się wnikliwie przypominać etap eliminacji, po którym zacznie się ta konkretna część zmagań o tytuł najlepszego. Toshio starał się nie popełniać tak oczywistych błędów, jakim była choćby utrata cierpliwości przed swoim występem. Z racji swojego pochodzenia miał pewne predyspozycje lub wydawał się dobrze przekładać czyny na zamiary.
- Podmiana. Skuteczny sposób na powstrzymanie groźnego ataku i wyprowadzenie przeciwnika z równowagi. Powinno go to mimo wszystko zaskoczyć i uniemożliwić dalszą inicjatywę. - odparł gładko ze skupieniem. Wypowiedzenie tej podstawowej zależności może nie było czymś wybitnym, jednak pozwalało na potwierdzenie pewnych faktów. Na tym polegało także podtrzymanie rozmowy. Nie ważne, jakby ten shinobi był do tego ustosunkowany, nagłą zmiana miejsca przeciwnika nie może gwarantować, że dalszy plan pójdzie gładko. Trzeba było się zastanowić i wziąć pod uwagę element, że kunoichi wie, co robi. Nic tak właściwie nie zaprząta jej głowy, nie miała powodów do zamartwiania się, że ucierpi w wymianie ciosów. Czekał, jak potoczy się konfrontacja, aby poznać te szczególne właściwości wodnego ciała.
- Och, Sanada-san. Faktycznie zniknęła. Chętnie życzyłbym jej powodzenia. Pozostaje kibicować... - wspomniał to drobne przeoczenie. Tak bardzo obawiał się nie skupiać na siedzących tuż przy nim dziewczynach, że poświęcił całe zainteresowanie na polu walki. Atari wyślizgnęła się w iście tajemniczy sposób. Zaimponowało to Toshio, który zamierzał uczynić to samo. Niestety wątpił, że baczny umysł białowłosej Kaminari przegapił znajomego jej Senju. Tym bardziej tuż sprzed nosa. Na szczęście w miarę sytuacji jego pogląd ulegał zmianie. Ewoluowały podjęte przezeń decyzje dotyczące swoich dalszych losów.
Raz czy dwa zmienił delikatnie pozycję, a ubrany strój zaczynał mu już mniej doskwierać. Prawdzie powiedziawszy materiał trochę pił go w kroku i swędziało go na plecach. Uciążliwość ta powoli znikała, kiedy nie musiał o tym myśleć. Dlatego czuł się praktycznie anonimowy. Nikusui już go znała, lecz odpowiednio dostosowała swoje zachowanie względem wyglądu Toshio. Nie był w ogóle w podbramkowej sytuacji, zmuszony do odgrywania wymyślonej roli. Może powinien? Będzie czuć się na arenie bardziej swobodnie. To także nie do końca pewne, że zrobi wrażenie odgrywaną postacią. Wiele ścieżek rozwoju rozgałęzia się w każdej sekundzie istnienia. W innym wymiarze być może w ogóle nie doszłoby do tego spotkania lub pozostał całkiem anonimowy, jakby od początku znajdował się w ciele Leśnego chłopca. Mimo wszystko ucieszył się z dalszych poczynań Nikusui. Jakby od zawsze można było liczyć na jej dobrotliwość i zaradność. Nieliczne osoby miały tą cechę, że zabierały ze sobą smakołyki. Widok, jak białowłosa przyznaje się do łakomstwa wzbudził zadowolenie u nastolatka. Senju prawie parsknął śmiechem, powstrzymany przez nałożoną na usta maskę. Z racji tego, że chętnie zamierzał poczęstować się odrobiną Dango, to sięgnął do materiału i pociągnął go w dół. Ukazał twarz, czego raczej wstydzić się nie powinien.
- Arigatou. - odparł krótko, gdy chwycił patyczek z nabitymi na nim słodkimi kulkami o różnej barwie. Wdychając aromat, niczym przypominający watę cukrową, prędko chapnął najbliższą piłeczkę. Usta zalała eksplozja smaku, a ślinianki wyprodukowały nadmiar śliny. Musiał w pierwszej chwili zapanować nad enzymami, żeby przypadkiem nie opuściły wnętrza ust. Sprawiłby tym nie lada ubaw obserwatorom. Na szczęście ułożony z niego chłopak, bez jakichkolwiek zachwiań czy odchyleń. Tym właśnie byli zazwyczaj Senju. Prości do bólu możliwości, a zatem nudni w swych wartościach.
- Pychota. - wypowiedział z na wpół pełnymi ustami. Na tyle wyraźnie, na ile pozwalała w takim stanie dykcja. Po raz kolejny mógł zapomnieć o ciężkim obowiązku bycia shinobi i skupić się na prostocie życia codziennego. Wydawała się bardziej niesamowita od pragnienia walki. Nie zastąpi jednak w pełni napływu adrenaliny. Taki substytut o narkotycznym działaniu. A jeśli już o tym mowa, to chłopakowi przypomniało się, że dostał w posiadanie bagiennego ziela. Nie wiedział jeszcze, czy odważyć się doświadczyć tego zjawiska. Sake już próbował, dlaczego by być biernym na taką używkę. Przeszło mu to jednak nie trwale przez myśl.
Patrząc na moment starcia dwójki walczącej na wschodniej arenie, przypuszczał, że będzie to pierwsze zwarcie z wielu bezpośrednich konfrontacji. Tego z pewnością oczekiwaliby wszyscy widzowie, jak i wprawieni w bojach wojownicy. Chcieli ujrzeć potencjał obu stron i być może poznać słabe strony potencjalnych przeciwników. Toshio w zamyśleniu śledził poczynania walczących. Z niedowierzaniem patrzył, jak chłopak wykrzykuje złowieszczo, niczym rozkaz, obelżywe słowo ku Hozuki. Dziewczyna, jak się później okaże, nie przemyślała dostatecznie dobrze swojego położenia. Kolejny zawód w tym nieprzychylnym dla obserwatorów turnieju dla niedoświadczonych ninja. Tym, co nadal podtrzymywało u Senju zaskoczenie była paląca się powłoka dookoła zapalczywego shinobi. Wprawiony w ruch żywioł przynosił jedynie na myśl połączenie dwóch żywiołów. Czy to w ogóle możliwe, żeby sam element ognia był do tego stopnia poddany manipulacji? Utworzone tornado, jak można to nazwać dla uproszczenia, sięgnęło biedną dziewczynę. Pod naporem tej przytłaczającej siły, różnicy mocy, wszystko zakończyło się w przeciągu sekund. Sam młodzian obawiał się, czy aby średnio-zaawansowany Suiton był w stanie ugasić pożogę. To stwarzało obawę, jak on byłby w stanie temu przeciwdziałać.
- Nie do wiary, czy to... czy to zwykły Katon? A może połączenie dwóch żywiołów? - odparł z niedowierzania i ekscytacji. Ogień był mu obcy, lecz znając podstawy nad władaniem żywiołami, wiedział, że ten efekt mógł być przypisany równie dobrze Fuutonowi. Kombinacja tej natury wiatru z ogniem dałaby niepowstrzymany, rozgrzany cyklon.
0 x
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości