Trybuna wschodnia
- Natsume Yuki
- Postać porzucona
- Posty: 1885
- Rejestracja: 11 lut 2015, o 23:22
- Wiek postaci: 31
- Ranga: Nukenin S
- Link do KP: viewtopic.php?f=33&t=199
- GG/Discord: 6078035 / Exevanis#4988
- Multikonta: Iwan zza Miedzy
Re: Trybuna wschodnia
-Może nie są aż tak chłodne, dlatego że stąd do Hyuo jest kawałek - odrzekł z krzywym uśmiechem na twarzy, gdy otrzymał komentarz od Ichirou. W sumie fakt, temperatura tutaj wcale nie była jakaś potwornie nieprzyjemna, zwłaszcza wiosną i latem. Wtedy można było nawet powiedzieć, że jest tu całkiem przyjemnie. Czasem nawet zdarza się dzień bez ani chmurki na niebie. - Na Kantai faktycznie lekko na wyrost, na Hyuo nadałoby się doskonale. Ale cóż, nawet do Ciebie pasuje.
Następnie westchnął, gdy Ichirou opowiedział o dość ciężkiej sytuacji jego szczepu po tych niebezpiecznych wydarzeniach, jakie miały miejsce podczas Pustynnego Pogromu. Zostali zaatakowani, pozbawieni miejsca zamieszkania, a mimo tego udało im się pozbierać na tyle, by zdołać pokonać swojego najeźdźcę i zmusić go do wycofania się z własnych ziem. Trzeba było przyznać, że ta historia robiła wrażenie. W końcu możliwość wzięcia udziału w wielkiej batalii i zmuszenie do ucieczki całego wrogiego klanu, posiadającego teoretycznie większą siłę niż oni sami, mogło dać reszcie świata do myślenia co do siły Sabaku.
Czy jednak Natsume byłby skłonny poprowadzić Yukich, by zrobić coś podobnego? Wątpliwe. W końcu to właśnie po to zaproponował stworzenie Cesarstwa, żeby uniknąć kolejnych zbędnych wojen i przelewu krwi. Nawet mimo napiętej sytuacji. A to, że wszyscy ten projekt zaakceptowali, pokazywało tylko że nie był w tym przekonaniu sam.
-Imponujące, muszę przyznać - powiedział wesoło, kiwając głową. - Następnym razem pozostałe klany pomyślą, zamiast rzucać się ślepo.
Spojrzał na arenę, wypatrując kontynuacji walk. Na pierwszej arenie młody Kaguya otrzymał cięcie od Uchihy Shinjiego, zostając przy okazji posłany na posadzkę.
... zaraz, Uchiha Shinji? Czyżby to był ten krzywoprzysięzca, o którym wspominał Shijima? Ciekawe.
Na drugiej arenie zaś zobaczył, że Yamanaka zdołał się jakoś pozbierać i użył Kawarimi, by wyjść spoza zagrożenia, którym się okazała Hime. Całkiem sprawnie przemyślane, musiał przyznać, zwłaszcza że teraz dziewczyna miała teraz zablokowany oręż. Natsume jednak bardziej się skupił na jego ilości. Ona naprawdę walczyła siedmioma mieczami jednocześnie! Myślał, że coś takiego jest praktycznie awykonalne, a ona po prostu nimi macha jak gdyby nigdy nic! No no, faktycznie ciekawe jednostki zdecydowały się na udział...
W tym momencie zaś poczuł, że ktoś podszedł i go uścisnął. Lekko zaskoczony spojrzał na sprawcę i zobaczył, kto to był: Reika. A, to pewnie dlatego Hideo nie reagował. Yuki uśmiechnął się lekko i odwzajemnił uścisk, po czym pozwolił jej się odsunąć i spojrzeć na niego z pewnej odległości. Cóż, z białymi włosami musiał dla niej wyglądać przekomicznie - w końcu od kiedy go znała, miał włosy ciemnobrązowe przez czarne. A tu beng, jak gdyby natychmiastowo się postarzał o kilkanaście lat. Cóż, przynajmniej pod względem budowy ciała również dało się zobaczyć pewną różnicę - ciężkie treningi dały efekt, sprawiając że jego mięśnie stały się większe i twardsze. W sumie i tak zbytnio na to nie zważał, bo skupiał się bardziej na zręczności niż na sile, ale był to miły dodatek.
-Osiągnąłem, nie osiągnąłem, po prostu tak wyszło. W sumie sam się temu dziwię. Gdybym miał wybierać, komu się należy coś takiego, to byłbym na jednym z ostatnich miejsc - powiedział ze śmiechem. - Trochę się podziało od naszego ostatniego spotkania, w mojej klitce w Ryuzaku. Przypuszczam że ty również masz sporą dozę ciekawych wydarzeń w życiorysie.
Następnie spojrzał na Mishimę, który został mu przedstawiony, i kiwnął w jego kierunku głową na powitanie. Poczuł się przy tym trochę głupio - wszyscy wokół byli w porównaniu do niego wyżsi, niektórzy nawet dość drastycznie. Chyba będzie musiał zacząć nosić koturny, czy coś.
-Miło mi poznać, Mishima-san. I gratuluję związku. Mam nadzieję, że się dogadujecie z Reiką. - powiedział, po czym z przekornym uśmieszkiem spojrzał na nią z ukosa i szepnął w kierunku bruneta: - Miewa czasem humorki, co?
W tym samym czasie Reika zwróciła się w kierunku Hideo, którego jasnoszkarłatne oczy jarzyły się niczym lampy. Gdy ta spytała o intencje jego i Eri, ten tylko wzruszył ramionami, pozwalając sobie na drobny uśmiech. W sumie, jakby tak pomyśleć, to rzadko mu się zdarzało zmieniać wyraz twarzy.
-Czy specjalnie? Nah. Po prostu uznaliśmy że nie będziemy o jego danych trąbić na lewo i prawo. Jeszcze Rada by się nim zainteresowała przed dniem dzisiejszym, wysłała skrytobójców, i byśmy musieli na siłę szukać następnego kandydata. - Następnie zwrócił się w kierunku Natsumego i przeskanował go spojrzeniem. - Poza tym, on sam nie lubi się tytułować Cesarzem. Nawet rozmawiając z interesantami, nalega żeby rozmawiać z nim normalnie, bez zbędnej uniżoności.
Następnie westchnął, gdy Ichirou opowiedział o dość ciężkiej sytuacji jego szczepu po tych niebezpiecznych wydarzeniach, jakie miały miejsce podczas Pustynnego Pogromu. Zostali zaatakowani, pozbawieni miejsca zamieszkania, a mimo tego udało im się pozbierać na tyle, by zdołać pokonać swojego najeźdźcę i zmusić go do wycofania się z własnych ziem. Trzeba było przyznać, że ta historia robiła wrażenie. W końcu możliwość wzięcia udziału w wielkiej batalii i zmuszenie do ucieczki całego wrogiego klanu, posiadającego teoretycznie większą siłę niż oni sami, mogło dać reszcie świata do myślenia co do siły Sabaku.
Czy jednak Natsume byłby skłonny poprowadzić Yukich, by zrobić coś podobnego? Wątpliwe. W końcu to właśnie po to zaproponował stworzenie Cesarstwa, żeby uniknąć kolejnych zbędnych wojen i przelewu krwi. Nawet mimo napiętej sytuacji. A to, że wszyscy ten projekt zaakceptowali, pokazywało tylko że nie był w tym przekonaniu sam.
-Imponujące, muszę przyznać - powiedział wesoło, kiwając głową. - Następnym razem pozostałe klany pomyślą, zamiast rzucać się ślepo.
Spojrzał na arenę, wypatrując kontynuacji walk. Na pierwszej arenie młody Kaguya otrzymał cięcie od Uchihy Shinjiego, zostając przy okazji posłany na posadzkę.
... zaraz, Uchiha Shinji? Czyżby to był ten krzywoprzysięzca, o którym wspominał Shijima? Ciekawe.
Na drugiej arenie zaś zobaczył, że Yamanaka zdołał się jakoś pozbierać i użył Kawarimi, by wyjść spoza zagrożenia, którym się okazała Hime. Całkiem sprawnie przemyślane, musiał przyznać, zwłaszcza że teraz dziewczyna miała teraz zablokowany oręż. Natsume jednak bardziej się skupił na jego ilości. Ona naprawdę walczyła siedmioma mieczami jednocześnie! Myślał, że coś takiego jest praktycznie awykonalne, a ona po prostu nimi macha jak gdyby nigdy nic! No no, faktycznie ciekawe jednostki zdecydowały się na udział...
W tym momencie zaś poczuł, że ktoś podszedł i go uścisnął. Lekko zaskoczony spojrzał na sprawcę i zobaczył, kto to był: Reika. A, to pewnie dlatego Hideo nie reagował. Yuki uśmiechnął się lekko i odwzajemnił uścisk, po czym pozwolił jej się odsunąć i spojrzeć na niego z pewnej odległości. Cóż, z białymi włosami musiał dla niej wyglądać przekomicznie - w końcu od kiedy go znała, miał włosy ciemnobrązowe przez czarne. A tu beng, jak gdyby natychmiastowo się postarzał o kilkanaście lat. Cóż, przynajmniej pod względem budowy ciała również dało się zobaczyć pewną różnicę - ciężkie treningi dały efekt, sprawiając że jego mięśnie stały się większe i twardsze. W sumie i tak zbytnio na to nie zważał, bo skupiał się bardziej na zręczności niż na sile, ale był to miły dodatek.
-Osiągnąłem, nie osiągnąłem, po prostu tak wyszło. W sumie sam się temu dziwię. Gdybym miał wybierać, komu się należy coś takiego, to byłbym na jednym z ostatnich miejsc - powiedział ze śmiechem. - Trochę się podziało od naszego ostatniego spotkania, w mojej klitce w Ryuzaku. Przypuszczam że ty również masz sporą dozę ciekawych wydarzeń w życiorysie.
Następnie spojrzał na Mishimę, który został mu przedstawiony, i kiwnął w jego kierunku głową na powitanie. Poczuł się przy tym trochę głupio - wszyscy wokół byli w porównaniu do niego wyżsi, niektórzy nawet dość drastycznie. Chyba będzie musiał zacząć nosić koturny, czy coś.
-Miło mi poznać, Mishima-san. I gratuluję związku. Mam nadzieję, że się dogadujecie z Reiką. - powiedział, po czym z przekornym uśmieszkiem spojrzał na nią z ukosa i szepnął w kierunku bruneta: - Miewa czasem humorki, co?
W tym samym czasie Reika zwróciła się w kierunku Hideo, którego jasnoszkarłatne oczy jarzyły się niczym lampy. Gdy ta spytała o intencje jego i Eri, ten tylko wzruszył ramionami, pozwalając sobie na drobny uśmiech. W sumie, jakby tak pomyśleć, to rzadko mu się zdarzało zmieniać wyraz twarzy.
-Czy specjalnie? Nah. Po prostu uznaliśmy że nie będziemy o jego danych trąbić na lewo i prawo. Jeszcze Rada by się nim zainteresowała przed dniem dzisiejszym, wysłała skrytobójców, i byśmy musieli na siłę szukać następnego kandydata. - Następnie zwrócił się w kierunku Natsumego i przeskanował go spojrzeniem. - Poza tym, on sam nie lubi się tytułować Cesarzem. Nawet rozmawiając z interesantami, nalega żeby rozmawiać z nim normalnie, bez zbędnej uniżoności.
0 x
- Ichirou
- Posty: 4026
- Rejestracja: 18 kwie 2015, o 18:25
- Wiek postaci: 35
- Ranga: Seinin
- Krótki wygląd: Chodzące piękno.
- Widoczny ekwipunek: Hiramekarei, gurda, fūma shuriken, torba, dwie kabury
- Link do KP: viewtopic.php?f=33&t=320
- Lokalizacja: Atsui
Re: Trybuna wschodnia
Tak, tak, już zdążył usłyszeć o tym całym Hyuo i jebitnych mrozach, które tam panowały. Mimo, że jego aktualny strój był bardziej adekwatny do warunków na wspomnianej wyspie, to jednak nie miał ochoty tam się wybierać. Owszem, nawet na Pustyniach Pojawiały się niskie temperatury, szczególnie zimą o nocnych porach, ale teren nie był skuty cholernym lodem i nie zakrywały go wieczne pokłady śniegu.
Opowieść o losach Sabaku wywarła raczej pozytywne wrażenie na Yukim. Cóż, w końcu awans szczepu na status rodu nie był rzeczą zwykłą. Tym bardziej, jeżeli chodziło o szczep, który poniósł tak wielkie straty podczas Pustynnego Pogromu. Rzecz równie mało prawdopodobna co utworzenie sojuszu obejmującego całe Morskie Klify.
- Oby nie mieli takich pomysłów - skomentował spokojnie. - Jeżeli jednak ktoś podniesie na nas broń... Cóż, marny ich los. - Zdążyli już pokazać światu, że wypowiadanie im wojny nie jest rozsądną rzeczą. Kościany klan mocno się na tym przejechał, ich barbarzyńskie zapędy okazały się dość opłakane w skutkach. Teraz, z własną prowincją i po kilku latach spokoju byli silniejsi niż wcześniej. Nic jednak nie stało na przeszkodzie, by jeszcze bardziej umocnić swoją pozycję. Jak się okazywało, swój potencjał można było powiększyć nie tylko przez zbrojne zagarnięcie terenów. Cesarstwo Morskich Klifów było tego przykładem.
Potem przybyła i Reika ze swoim partnerem. Przywitała się dość ciepło z Natsume i zamieniła z nim kilka zdań, których Ichirou nie zamierzał przerwać. Asahi swe bursztynowe spojrzenie przerzucił w stronę areny, a jedynie mniejszą część swej uwagi poświęcił na toczącą się obok rozmowę. Tematy nie były zbyt istotne. Chyba jedyną rzeczą, która bardziej go zainteresowała, to fakt, że Mishima pochodzi z klanu Dōhito. Człowiek z Tsurai nie wiedział, co się dzieje w jego wlasnym rejonie? Chyba naprawdę z palmy się urwał.
Opowieść o losach Sabaku wywarła raczej pozytywne wrażenie na Yukim. Cóż, w końcu awans szczepu na status rodu nie był rzeczą zwykłą. Tym bardziej, jeżeli chodziło o szczep, który poniósł tak wielkie straty podczas Pustynnego Pogromu. Rzecz równie mało prawdopodobna co utworzenie sojuszu obejmującego całe Morskie Klify.
- Oby nie mieli takich pomysłów - skomentował spokojnie. - Jeżeli jednak ktoś podniesie na nas broń... Cóż, marny ich los. - Zdążyli już pokazać światu, że wypowiadanie im wojny nie jest rozsądną rzeczą. Kościany klan mocno się na tym przejechał, ich barbarzyńskie zapędy okazały się dość opłakane w skutkach. Teraz, z własną prowincją i po kilku latach spokoju byli silniejsi niż wcześniej. Nic jednak nie stało na przeszkodzie, by jeszcze bardziej umocnić swoją pozycję. Jak się okazywało, swój potencjał można było powiększyć nie tylko przez zbrojne zagarnięcie terenów. Cesarstwo Morskich Klifów było tego przykładem.
Potem przybyła i Reika ze swoim partnerem. Przywitała się dość ciepło z Natsume i zamieniła z nim kilka zdań, których Ichirou nie zamierzał przerwać. Asahi swe bursztynowe spojrzenie przerzucił w stronę areny, a jedynie mniejszą część swej uwagi poświęcił na toczącą się obok rozmowę. Tematy nie były zbyt istotne. Chyba jedyną rzeczą, która bardziej go zainteresowała, to fakt, że Mishima pochodzi z klanu Dōhito. Człowiek z Tsurai nie wiedział, co się dzieje w jego wlasnym rejonie? Chyba naprawdę z palmy się urwał.
0 x
- Reika
- Martwa postać
- Posty: 2046
- Rejestracja: 15 kwie 2015, o 19:21
- Wiek postaci: 28
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Popatrz na Avatar, a po szczegóły zapraszam do mojej KP <3
- Widoczny ekwipunek: Kabura na prawym udzie, torba na uzbrojenie przy pasie i dwie katany na plecach
- Link do KP: http://www.shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=245
- Multikonta: Brak
Re: Trybuna wschodnia
Gdy już puściła Natsume i zrobiła krok w tył, miała okazję dobrze mu się przyjrzeć. Na twarzy aż tak bardzo się nie zmienił, chociaż lekką różnicę po tylu latach medyk dał radę wyłapać. Najbardziej zmieniła się jego budowa ciała, wzbogacona o lepszą masę mięśniową, no i te jego nieszczęsne, białe włosy. W sumie to nawet źle nie wyglądały, bo dobrze kontrastowały ze złotymi oczami. No i nie były na stałe, bo z tego co zauważyła, mógł zmieniać kolor jak mu się podobało.
- Nie przesadzaj. - Odpowiedziała na jego stwierdzenie, uśmiechając się lekko. - Już Ci mówiłam, że pomimo tego wszystkiego co przeżyłeś, dobry z Ciebie człowiek. Będziesz wspaniałym władcą. Do tego zapewne jesteś jeszcze silniejszy, niż ostatnio, a to oznacza, że chyba przewyższasz już większość Shirei-kanów. Po tym wszystkim Wyspy potrzebują kogoś takiego jak Ty.
Co by Natsume nie powiedział, ona wiedziała, że jest właściwą osobą na właściwym miejscu. Pomimo tego, że czasami był twardy i zimny jak jego własny lód, to tak naprawdę miał dobre serce, które mieszkańcy Wysp dostrzegą, o ile już to się nie stało. Nie potrzebują na tronie kolejnego tyrana, a człowieka wyrozumiałego i przede wszystkim znającego potrzeby zwykłych ludzi. Yuki sam wcześniej mieszkał bardzo skromnie, więc doskonale zdawał sobie sprawę co i jak.
Reika wyciągnęła dłoń w kierunku twarzy Natsume i delikatnie chwyciła biały kosmyk między palce, przyglądając się mu uważnie. Jako medyka, taka zmiana koloru włosów bardzo ją fascynowała, więc chciała sprawdzić, czy pod tym wpływem włosy nie zmieniły swojej struktury.
- Ciekawie tak siwieć na zawołanie. - Stwierdziła z rozbawieniem, cofając rękę. - W sumie to podobała mi się czerń, ale w białych też nie wyglądasz źle. Dodają Ci powagi.
Kiedy Yuki napomknął, że od czasu ich ostatniego spotkania musiało się u niej wydarzyć sporo ciekawych rzeczy, Reika uciekła spojrzeniem w stronę areny, jakby nagle coś tam ją zainteresowało. Tak naprawdę to patrzyła, ale nic nie widziała, wracając myślami do tego wszystkiego, co się wydarzyło i jak wiele cierpienia ją to kosztowało. W tym czasie Natsume przywitał się z Mishimą, gratulując mu i próbując się z nią droczyć, jednak Blondynka nie zareagowała na to. Zastanawiała się, jak powie Yukiemu o śmierci Shigeru. Na słowa Hideo, tylko skinęła głową. Szkoda, że nie zasłużyła sobie na zaufanie, no ale nie miała tego za złe.
- Spora większość, to pasmo nieszczęść... - Odezwała się wreszcie, siadając na kamiennej półce i splatając dłonie na kolanach. - Kiedy się ostatni raz widzieliśmy, mówiłam Ci, że podczas Pustynnego Pogromu Uchiha wypowiedzieli nam wojnę. Niedługo po tym dostałam wiadomość od ojca, że chcą zaatakować na naszej północnej granicy i że mam natychmiast wracać. Rada się na nas wypięła i powiedziała, że nie pomoże nam w tej bitwie, więc musieliśmy sprzymierzyć się z innymi sąsiadami i radzić sobie sami. To była straszna bitwa. Uchiha skonstruowali działo, które wysysało z członków szczepu Jūgo ich niszczycielską siłę i zmieniało w potężną wiązkę chakry. Ilekroć działo trafiało, ginęły dziesiątki... Ostatecznie udało nam się odeprzeć atak, jednak ponieśliśmy naprawdę ciężkie straty. Straciliśmy Isoshiego, który poświęcił życie, aby ocalić umierającego Toshio. Tego nie dało się nazwać zwycięstwem. To była rozpaczliwa próba przetrwania. Podczas tej bitwy, ojciec i kilku innych miało okazję zobaczyć samego Antykreatora, który jakimś cudem powstał z martwych i z dziecinną łatwością wyrwał serce Liderowi Uchiha, zaś Liderowi Kaminari po prostu urwał rękę. Potem się okazało, że Hisato Uchiha był pod wpływem silnego Genjutsu, a sterował nim jeden z popleczników Antykreatora, dlatego też nowa Liderka poprosiła o zawarcie pokoju, albo raczej paktu o nieagresji i obiecała zrekompensować nam straty. Nic jednak nie wróci życia tym setkom, które wtedy poległy. To był czas żałoby dla nas i chociaż za zasługi w bitwie otrzymałam rangę Sentokiego i kapitana wojsk, nie mogłam się odnaleźć w Shinrin, dlatego postanowiłam wyruszyć na wyprawę, o której Ci mówiłam. Liderka Yuki poinformowała nas jednak, że nie ma z Tobą kontaktu, że zaginąłeś na morzu i nie wiadomo czy żyjesz. Ruszyłam więc samotnie, a przynajmniej początkowo...
Tutaj na razie zakończyła swoją opowieść, mając nadzieję, że Natsume powie jej coś więcej o tym jego zaginięciu. W sumie to nie była pewna, czy chce opowiadać o swojej wyprawie, a raczej o tym, co łączyło ją z Yoichim i jak to się skończyło. Była jednak wśród przyjaciół, więc może jeśli się otworzy, to w końcu zrobi jej się lżej na sercu.
- Nie przesadzaj. - Odpowiedziała na jego stwierdzenie, uśmiechając się lekko. - Już Ci mówiłam, że pomimo tego wszystkiego co przeżyłeś, dobry z Ciebie człowiek. Będziesz wspaniałym władcą. Do tego zapewne jesteś jeszcze silniejszy, niż ostatnio, a to oznacza, że chyba przewyższasz już większość Shirei-kanów. Po tym wszystkim Wyspy potrzebują kogoś takiego jak Ty.
Co by Natsume nie powiedział, ona wiedziała, że jest właściwą osobą na właściwym miejscu. Pomimo tego, że czasami był twardy i zimny jak jego własny lód, to tak naprawdę miał dobre serce, które mieszkańcy Wysp dostrzegą, o ile już to się nie stało. Nie potrzebują na tronie kolejnego tyrana, a człowieka wyrozumiałego i przede wszystkim znającego potrzeby zwykłych ludzi. Yuki sam wcześniej mieszkał bardzo skromnie, więc doskonale zdawał sobie sprawę co i jak.
Reika wyciągnęła dłoń w kierunku twarzy Natsume i delikatnie chwyciła biały kosmyk między palce, przyglądając się mu uważnie. Jako medyka, taka zmiana koloru włosów bardzo ją fascynowała, więc chciała sprawdzić, czy pod tym wpływem włosy nie zmieniły swojej struktury.
- Ciekawie tak siwieć na zawołanie. - Stwierdziła z rozbawieniem, cofając rękę. - W sumie to podobała mi się czerń, ale w białych też nie wyglądasz źle. Dodają Ci powagi.
Kiedy Yuki napomknął, że od czasu ich ostatniego spotkania musiało się u niej wydarzyć sporo ciekawych rzeczy, Reika uciekła spojrzeniem w stronę areny, jakby nagle coś tam ją zainteresowało. Tak naprawdę to patrzyła, ale nic nie widziała, wracając myślami do tego wszystkiego, co się wydarzyło i jak wiele cierpienia ją to kosztowało. W tym czasie Natsume przywitał się z Mishimą, gratulując mu i próbując się z nią droczyć, jednak Blondynka nie zareagowała na to. Zastanawiała się, jak powie Yukiemu o śmierci Shigeru. Na słowa Hideo, tylko skinęła głową. Szkoda, że nie zasłużyła sobie na zaufanie, no ale nie miała tego za złe.
- Spora większość, to pasmo nieszczęść... - Odezwała się wreszcie, siadając na kamiennej półce i splatając dłonie na kolanach. - Kiedy się ostatni raz widzieliśmy, mówiłam Ci, że podczas Pustynnego Pogromu Uchiha wypowiedzieli nam wojnę. Niedługo po tym dostałam wiadomość od ojca, że chcą zaatakować na naszej północnej granicy i że mam natychmiast wracać. Rada się na nas wypięła i powiedziała, że nie pomoże nam w tej bitwie, więc musieliśmy sprzymierzyć się z innymi sąsiadami i radzić sobie sami. To była straszna bitwa. Uchiha skonstruowali działo, które wysysało z członków szczepu Jūgo ich niszczycielską siłę i zmieniało w potężną wiązkę chakry. Ilekroć działo trafiało, ginęły dziesiątki... Ostatecznie udało nam się odeprzeć atak, jednak ponieśliśmy naprawdę ciężkie straty. Straciliśmy Isoshiego, który poświęcił życie, aby ocalić umierającego Toshio. Tego nie dało się nazwać zwycięstwem. To była rozpaczliwa próba przetrwania. Podczas tej bitwy, ojciec i kilku innych miało okazję zobaczyć samego Antykreatora, który jakimś cudem powstał z martwych i z dziecinną łatwością wyrwał serce Liderowi Uchiha, zaś Liderowi Kaminari po prostu urwał rękę. Potem się okazało, że Hisato Uchiha był pod wpływem silnego Genjutsu, a sterował nim jeden z popleczników Antykreatora, dlatego też nowa Liderka poprosiła o zawarcie pokoju, albo raczej paktu o nieagresji i obiecała zrekompensować nam straty. Nic jednak nie wróci życia tym setkom, które wtedy poległy. To był czas żałoby dla nas i chociaż za zasługi w bitwie otrzymałam rangę Sentokiego i kapitana wojsk, nie mogłam się odnaleźć w Shinrin, dlatego postanowiłam wyruszyć na wyprawę, o której Ci mówiłam. Liderka Yuki poinformowała nas jednak, że nie ma z Tobą kontaktu, że zaginąłeś na morzu i nie wiadomo czy żyjesz. Ruszyłam więc samotnie, a przynajmniej początkowo...
Tutaj na razie zakończyła swoją opowieść, mając nadzieję, że Natsume powie jej coś więcej o tym jego zaginięciu. W sumie to nie była pewna, czy chce opowiadać o swojej wyprawie, a raczej o tym, co łączyło ją z Yoichim i jak to się skończyło. Była jednak wśród przyjaciół, więc może jeśli się otworzy, to w końcu zrobi jej się lżej na sercu.
0 x


|| Karta Postaci || Pieniądze || Punkty Historii || Głos ||
- Natsume Yuki
- Postać porzucona
- Posty: 1885
- Rejestracja: 11 lut 2015, o 23:22
- Wiek postaci: 31
- Ranga: Nukenin S
- Link do KP: viewtopic.php?f=33&t=199
- GG/Discord: 6078035 / Exevanis#4988
- Multikonta: Iwan zza Miedzy
Re: Trybuna wschodnia
Na słowa Ichirou, Natsume uśmiechnął się lekko i kiwnął głową. Faktycznie, Sabaku udowodnili swoją wartość. Nie tylko militarnie, ale też duchowo - pokazali, że nawet będąc w tak ciężkiej sytuacji, nie zatracili bojowego ducha i potrafili z tak trudnych czasów wyjść nie tylko obronną, ale wręcz zwycięską ręką. Wymagało to od nich żelaznej psychiki i bezgranicznej wiary w lepsze jutro. I pokazali, że to posiadają. Jeśli po uzyskaniu statutu Rodu utrzymają w sobie te cechy, to z czasem mogą się stać jedną z dominujących sił na pustyniach. Podobnie, jak Cesarstwo miało potencjał dominacji na morzu. Gdyby tylko mieli taką ochotę, albo zaszła taka potrzeba, rzecz jasna.
Przecież nie ma sensu wywoływać zbędne wojny, jeśli da się pewne sprawy załatwić pokojowo.
-I tej siły wam życzę - stwierdził z uśmiechem, patrząc jak Ichirou odwraca się w kierunku areny by obejrzeć walki.
Następnie spojrzał na Reikę i zaśmiał się. W sumie, jej wiara w jego umiejętności dowódcze była na tyle niepoparta, co urocza. Sam Natsume nie miał zielonego pojęcia, co sprawiało że dziewczyna była tak pewna jego możliwości, ale... cóż, było to dość miłe. Nie wiedział jednak, czy będzie w stanie sprostać tej wierze. By być szczerym, wątpił. Głównie przez to, że był pesymistą.
-Bycie dobrym nie zawsze wystarczy, żeby utrzymać cały kraj przy istnieniu i stałości - stwierdził z ponurą miną. - Czasem by upewnić się co do przetrwania wszystkich, trzeba sobie pozwolić na bycie "tym złym". Trzeba być gotowym na wydanie rozkazu, który z boku wydaje się tragiczną w skutkach pomyłką, a który tak naprawdę jest jedynym, ryzykownym środkiem. Tego nie da się ominąć. - Westchnął ciężko, po czym znów się uśmiechnął. - Cóż, mam nadzieję że nigdy nie będę musiał do tego doprowadzić. A co do siły, fakt - trochę mi się urosło. Szkoda tylko, że wzrost też nie poszedł proporcjonalnie.
Zaśmiał się cicho.
-To? - spytał, gdy Reika dotknęła jego białych włosów. Przestał wypuszczać śladowe ilości chakry, i barwa jego włosów znów stała się czarna. - Cóż, mam tak od jakiegoś czasu. Kiedy używam chakry, nawet w niewidocznych ilościach, włosy na moim ciele bieleją. Czemu, zabij mnie, nie mam pojęcia.
Przez te dziwne dekokty, którymi potraktowały cię tygrysy, dodał w myślach. Ale tego wolał na razie nie mówić na głos. Po co? Część ludzi z wysp wie, że Yuki jest sakryfikantem paktu z tajemniczą rasą Białych Tygrysów z Hyogashimy. Ale nikomu nie mówił o tym, że jego dwukolorowość włosów wynika z eksperymentów związanych z zawiązaniem tego cyrografu. Niektórzy mogliby tego nie zrozumieć.
Wysłuchał następnie opowieści Reiki, i pokiwał głową ze zrozumieniem. Faktycznie, brzmiało to jak naprawdę ciężka batalia. Ale nie powiedziałby, że wypełnił go smutek co do śmierci tak wielu. I żeby nie było nieporozumień - nie było to spowodowane tym, że cieszył się z ich zgonów albo te go zupełnie nie obchodziły, co to to nie! Po prostu kultura wysp była zupełnie inna niż kontynentalna - dla ich możliwość zgonu w trakcie tak dużej bitwy, nie była powodem do smutku. Dla nich był to powód do dumy i radości! Żałoba po śmierci trwała bardzo krótko, a następnie była zastępowana świętowaniem godnego przejścia na drugą stronę. Dla ludzi, którzy od tak dawna żyli w ciężkich warunkach, śmierć była praktycznie wybawieniem. A zwłaszcza w bitwie, przecież byli kulturą militarną! Dlatego właśnie ludzie z wysp tak odmiennie reagowali na śmierć.
Gniew był normalny. Krótkotrwały smutek również. Zemsta, jak najbardziej. Ale żeby lamentować? Niby czemu?
-... rozumiem - powiedział w końcu, kiwając głową na znak zrozumienia. Jednak nie było po nim widać żadnego śladu smutku. - Wszyscy ci ludzie, wliczając Isoshiego, zginęli godną śmiercią. Cieszy mnie to. Godne zakończenie godnego życia. Dziś wypijemy ich pamięć - dodał z uśmiechem.
Gdy Reika zaś wspomniała o tym, że zaginął na morzu? Yuki tylko parsknął śmiechem i podrapał się z zażenowaniem po potylicy.
-Ach, tamto... cóż, powiedzmy że sabotażysta wysadził w drzazgi okręt, na którym płynąłem na misję. A później dryfowałem po Czarnym Archipelagu, aż dotarłem na Hyogashimę. Kurde, dalej mam dreszcze jak to sobie przypomnę, było tam zimniej niż na Hyuo w zimie! - dodał ze śmiechem.
Przecież nie ma sensu wywoływać zbędne wojny, jeśli da się pewne sprawy załatwić pokojowo.
-I tej siły wam życzę - stwierdził z uśmiechem, patrząc jak Ichirou odwraca się w kierunku areny by obejrzeć walki.
Następnie spojrzał na Reikę i zaśmiał się. W sumie, jej wiara w jego umiejętności dowódcze była na tyle niepoparta, co urocza. Sam Natsume nie miał zielonego pojęcia, co sprawiało że dziewczyna była tak pewna jego możliwości, ale... cóż, było to dość miłe. Nie wiedział jednak, czy będzie w stanie sprostać tej wierze. By być szczerym, wątpił. Głównie przez to, że był pesymistą.
-Bycie dobrym nie zawsze wystarczy, żeby utrzymać cały kraj przy istnieniu i stałości - stwierdził z ponurą miną. - Czasem by upewnić się co do przetrwania wszystkich, trzeba sobie pozwolić na bycie "tym złym". Trzeba być gotowym na wydanie rozkazu, który z boku wydaje się tragiczną w skutkach pomyłką, a który tak naprawdę jest jedynym, ryzykownym środkiem. Tego nie da się ominąć. - Westchnął ciężko, po czym znów się uśmiechnął. - Cóż, mam nadzieję że nigdy nie będę musiał do tego doprowadzić. A co do siły, fakt - trochę mi się urosło. Szkoda tylko, że wzrost też nie poszedł proporcjonalnie.
Zaśmiał się cicho.
-To? - spytał, gdy Reika dotknęła jego białych włosów. Przestał wypuszczać śladowe ilości chakry, i barwa jego włosów znów stała się czarna. - Cóż, mam tak od jakiegoś czasu. Kiedy używam chakry, nawet w niewidocznych ilościach, włosy na moim ciele bieleją. Czemu, zabij mnie, nie mam pojęcia.
Przez te dziwne dekokty, którymi potraktowały cię tygrysy, dodał w myślach. Ale tego wolał na razie nie mówić na głos. Po co? Część ludzi z wysp wie, że Yuki jest sakryfikantem paktu z tajemniczą rasą Białych Tygrysów z Hyogashimy. Ale nikomu nie mówił o tym, że jego dwukolorowość włosów wynika z eksperymentów związanych z zawiązaniem tego cyrografu. Niektórzy mogliby tego nie zrozumieć.
Wysłuchał następnie opowieści Reiki, i pokiwał głową ze zrozumieniem. Faktycznie, brzmiało to jak naprawdę ciężka batalia. Ale nie powiedziałby, że wypełnił go smutek co do śmierci tak wielu. I żeby nie było nieporozumień - nie było to spowodowane tym, że cieszył się z ich zgonów albo te go zupełnie nie obchodziły, co to to nie! Po prostu kultura wysp była zupełnie inna niż kontynentalna - dla ich możliwość zgonu w trakcie tak dużej bitwy, nie była powodem do smutku. Dla nich był to powód do dumy i radości! Żałoba po śmierci trwała bardzo krótko, a następnie była zastępowana świętowaniem godnego przejścia na drugą stronę. Dla ludzi, którzy od tak dawna żyli w ciężkich warunkach, śmierć była praktycznie wybawieniem. A zwłaszcza w bitwie, przecież byli kulturą militarną! Dlatego właśnie ludzie z wysp tak odmiennie reagowali na śmierć.
Gniew był normalny. Krótkotrwały smutek również. Zemsta, jak najbardziej. Ale żeby lamentować? Niby czemu?
-... rozumiem - powiedział w końcu, kiwając głową na znak zrozumienia. Jednak nie było po nim widać żadnego śladu smutku. - Wszyscy ci ludzie, wliczając Isoshiego, zginęli godną śmiercią. Cieszy mnie to. Godne zakończenie godnego życia. Dziś wypijemy ich pamięć - dodał z uśmiechem.
Gdy Reika zaś wspomniała o tym, że zaginął na morzu? Yuki tylko parsknął śmiechem i podrapał się z zażenowaniem po potylicy.
-Ach, tamto... cóż, powiedzmy że sabotażysta wysadził w drzazgi okręt, na którym płynąłem na misję. A później dryfowałem po Czarnym Archipelagu, aż dotarłem na Hyogashimę. Kurde, dalej mam dreszcze jak to sobie przypomnę, było tam zimniej niż na Hyuo w zimie! - dodał ze śmiechem.
0 x
- Mishima
- Gracz nieobecny
- Posty: 440
- Rejestracja: 14 cze 2017, o 14:07
- Wiek postaci: 31
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=3723
Re: Trybuna wschodnia
Rozmowa między czwórką trwała. Tak przynajmniej mogłoby się wydawać z boku. W większości jednak to Reika nakręcała rozmowę, co nie przeszkadzało brunetowi w żadnym stopniu. Byli znajomymi najwidoczniej od lat, więc musi to być ciekawe odczucie, móc porozmawiać po tak długim czasie.
Mishima słuchał jedynie o czym rozmawiali, przy okazji mógł poznać zdarzenia, które miały miejsce z innego punktu widzenia. Natsume sam w sobie nie wyglądał na mocarza, ale to dobrze. Cicha woda, brzegi rwie. Musiał być naprawdę mocnym shinobi, skoro został wybrany Cesarzem. Choć władca powinien być przede wszystkim mądry, siła jest sprawa drugorzędna. Z tego właśnie faktu, brunet zaczynał odczuwać większy szacunek do młodszego cesarza. Samemu bazował na swoim umyśle, na logicznym podejściu i przebiegłości. Skoro ktoś jeszcze młodszy od niego dostał tak ważną funkcję do pełnienia, no cóż Mishima miał wrażenie, że by się dogadali. Więc kiedy Reika przedstawiła ich sobie, oboje kiwneli głowami w ramach powitania. Miał rację? Bo kiedy pogratulował im związku oraz dopytał o humorki Reiki, pierwszy raz od dawna przy kimś obcym parsknął śmiechem. Spojrzał na nią to na niego.
- Przynajmniej mam pewność, że znacie się już długo. Choć fakt, czasem ich nastroje są ciężkie do zrozumienia.
Powiedział przekornie, uśmiechając się w swoim charakerystycznym wredniejszym stylu do ukochanej. Uwielbiał się z nią droczyć i wcale tego nie ukrywał. Gdy rozmowa jednak została kontynuowana dalej przez blondynke i Natsume, mężczyzna znów robił tylko za osobę trzecią nie wtracając się. Gdy zaś słyszał jego punkt widzenia dotyczący wydania poleceń i podjęcia decyzji, upewnił tylko bruneta, że z jego podejściem bliżej mu wysp niż innych miejsc takich jak Tsurai.
- Mądry i dobry przywódca musi być gotowy na podjęcie trudnej decyzji. Nawet jeżeli nie służy ona jego własnym interesom. Szkoda jednak, że w tych czasach mało jest takich osób. Może obyło by się wtedy bez takich historii jak pustynny pogrom czy aktualnego spięcia na linii cesarstwa i rady.
Wydawał się ułożonym gościem, a rzadko kiedy brunet podchodzi do kogoś z takim szacunkiem. Zazwyczaj nabijał się on z myśli różnych władców. Ba, nawet staruszek Ekiken, często miewał go dość. Przybył tutaj też w drugim celu, by poznać a raczej rozszyfrować możliwe plany rady związane z wykorzystaniem Dōhito. Mimo, że nie był szczególnie za swoim szczepem, to jednak ciekawość zwyciężyła.
Mishima słuchał jedynie o czym rozmawiali, przy okazji mógł poznać zdarzenia, które miały miejsce z innego punktu widzenia. Natsume sam w sobie nie wyglądał na mocarza, ale to dobrze. Cicha woda, brzegi rwie. Musiał być naprawdę mocnym shinobi, skoro został wybrany Cesarzem. Choć władca powinien być przede wszystkim mądry, siła jest sprawa drugorzędna. Z tego właśnie faktu, brunet zaczynał odczuwać większy szacunek do młodszego cesarza. Samemu bazował na swoim umyśle, na logicznym podejściu i przebiegłości. Skoro ktoś jeszcze młodszy od niego dostał tak ważną funkcję do pełnienia, no cóż Mishima miał wrażenie, że by się dogadali. Więc kiedy Reika przedstawiła ich sobie, oboje kiwneli głowami w ramach powitania. Miał rację? Bo kiedy pogratulował im związku oraz dopytał o humorki Reiki, pierwszy raz od dawna przy kimś obcym parsknął śmiechem. Spojrzał na nią to na niego.
- Przynajmniej mam pewność, że znacie się już długo. Choć fakt, czasem ich nastroje są ciężkie do zrozumienia.
Powiedział przekornie, uśmiechając się w swoim charakerystycznym wredniejszym stylu do ukochanej. Uwielbiał się z nią droczyć i wcale tego nie ukrywał. Gdy rozmowa jednak została kontynuowana dalej przez blondynke i Natsume, mężczyzna znów robił tylko za osobę trzecią nie wtracając się. Gdy zaś słyszał jego punkt widzenia dotyczący wydania poleceń i podjęcia decyzji, upewnił tylko bruneta, że z jego podejściem bliżej mu wysp niż innych miejsc takich jak Tsurai.
- Mądry i dobry przywódca musi być gotowy na podjęcie trudnej decyzji. Nawet jeżeli nie służy ona jego własnym interesom. Szkoda jednak, że w tych czasach mało jest takich osób. Może obyło by się wtedy bez takich historii jak pustynny pogrom czy aktualnego spięcia na linii cesarstwa i rady.
Wydawał się ułożonym gościem, a rzadko kiedy brunet podchodzi do kogoś z takim szacunkiem. Zazwyczaj nabijał się on z myśli różnych władców. Ba, nawet staruszek Ekiken, często miewał go dość. Przybył tutaj też w drugim celu, by poznać a raczej rozszyfrować możliwe plany rady związane z wykorzystaniem Dōhito. Mimo, że nie był szczególnie za swoim szczepem, to jednak ciekawość zwyciężyła.
0 x
- Reika
- Martwa postać
- Posty: 2046
- Rejestracja: 15 kwie 2015, o 19:21
- Wiek postaci: 28
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Popatrz na Avatar, a po szczegóły zapraszam do mojej KP <3
- Widoczny ekwipunek: Kabura na prawym udzie, torba na uzbrojenie przy pasie i dwie katany na plecach
- Link do KP: http://www.shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=245
- Multikonta: Brak
Re: Trybuna wschodnia
Temat jej humorków zdecydowanie rozbawił Mishimę, który aż parsknął śmiechem, spoglądając przy tym na nią, a potem na Natsume. Teraz miał pewność, że oboje znali się naprawdę dobrze, co nie zmieniało faktu, że w tym momencie Blondynka nie mogła sobie przypomnieć, żeby miała w ich obecności jakieś typowe humory. Owszem, raz zdarzyło jej się nawarczeć na Natsume, kiedy nie chciał dać opatrzyć sobie ramienia, ale żeby to nazwać humorami? No cóż. Mishma i tak naprawdę dobrze trafił, ponieważ Reika nie była z tych, które strzelały przysłowiowym fochem na prawo i lewo. Była bardziej wyrozumiała, ale też potrafiła przyłożyć w łeb, jeśli ktoś nadużywa jej sympatii i ostro ćwiczy jej cierpliwość.
- Naprawdę miewam humory? - Zapytała wreszcie, spoglądając na nich. - W takim razie muszę się poprawić i trochę zobojętnić na pewne sprawy.
Ciekawe jak bardzo będzie wkurzać Mishimę tym, że nie będzie reagować na jego docinki. Chyba sobie to z ciekawości przetestuje. On będzie się wysilać, żeby wytrącić ją z równowagi, a ona pozostanie cholerną oazą spokoju, na przekór jemu samemu. Ciekawa perspektywa.
Uśmiechnęła się, gdy Natsume wspomniał, że rzeczywiście urósł w siłę, jednak wielka szkoda, że nie szło to proporcjonalnie ze wzrostem. Rzeczywiście. W tym momencie był tu najniższy i nawet ona przewyższa go o te parę centymetrów. Czyżby Yuki zaczynał odczuwać kompleksy?
- Musimy się kiedyś spróbować. - Zaproponowała. - Tylko potrzebuję jeszcze trochę czasu na treningi. Przez ostatni czas trochę się zaniedbałam. Raczej nie dam rady Ci dorównać, ale może nie poniosę tak szybko sromotnej klęski.
No ale trudno było się dziwić. Zanim poznała Mishimę, była cieniem samej siebie, nie mogąc się pogodzić z utratą dwóch najważniejszych osób w jej życiu. Teraz, kiedy przyszło opowiedzieć Natsume o tym wszystkim, ból powrócił, chociaż już nie tak silny, jak na początku. Postanowiła jednak, że zachowa dla siebie to, co łączyło ją kiedyś z Yoichim. Tego Ichirou i Natsume nie musieli wiedzieć, chyba że sami się domyślą po tym, co Inuzuka odwalał na trybunach w Sabishi.
Rzeczywiście, sprawa białych włosów Natsume była naprawdę niesamowita i nawet Reika, ze swoim medycznym doświadczeniem, nie była w stanie pojąć, jak używanie chakry może tak wpływać na wygląd. No cóż. Chyba będzie musiała jeszcze się dokształcić.
- Muszę przyznać, że to fascynujące. - Przyznała, przyglądając się teraz jego czarnym włosom.
Kiedy Yuki, po wysłuchaniu jej relacji z bitwy pod Kodokunayamą, przyznał że wszyscy, którzy wtedy stracili życie, odeszli godnie z tego świata, Reika pokiwała głową. Owszem, śmierć w bitwie była jak najbardziej chwalebną śmiercią dla każdego shinobi, tak jak poświęcenie dla kogoś życia i nic dziwnego, że Natsume chciał ich uczcić w taki, a nie inny sposób. Niemniej...
- Owszem, to godna śmierć. - Zgodziła się. - Jednak strata mimo wszystko boli.
Potem dowiedziała się o tym, co się działo z Natsume, gdy ten zaginął gdzieś na morzu. Gdy się okazało, że trafił na jeszcze mroźniejszą wyspę niż Hyuo, Reika mimowolnie się wzdrygnęła na samą myśl. W jednej chwili zmieniłaby się tam w sopel lodu, skoro nawet Yukiemu było zimno.
- Cieszę się, że przetrwałeś. - Odpowiedziała. - Martwiłam się. A co do mojej wyprawy, to dołączył do mnie Yoichi, więc nie zostałam całkowicie na lodzie.
Na lodzie. Nie ma co, suchar roku. W sumie to powiedziała to całkiem mimowolnie i dopiero po chwili ogarnęła, że przecież ma przed sobą twórcę lodu. No cóż, tak się śmiesznie złożyło. Niemniej, wróciła do opowieści, a przynajmniej do krótkiego streszczenia tego wszystkiego.
- Trafiliśmy na trop Festiwalu Śmierci. - Wyjaśniła, spoglądając na arenę, gdzie obie walki zakończyły się, wyłaniając pierwszych zwycięzców. - Banda kultystów porywała z prowincji niewinnych ludzi i kazała im się zabijać na ich arenie w Głębokich Odnogach. Oczywiście wybiliśmy ich co do nogi, jednak potem się okazało, że ta krwawa ofiara miała swoje zastosowanie. Cała ta krew zasilała pieczęć, która trzymała na uwięzi jedną z Ogoniastych Bestii. Co prawda mieliśmy wystarczająco posoki tych drani, żeby odnowić pieczęć na kolejny rok, co oczywiście zrobiliśmy, jednak eliminując kult i kładąc kres rzezi niewinnych ludzi, przyczyniliśmy się do późniejszego uwolnienia Demona. Obawialiśmy się, że zaatakuje którąś z sąsiednich prowincji, ale od kilku lat jest o nim cicho, więc albo nadal siedzi w Głębokich Odnogach, albo odszedł na północny zachód. Tak, czy inaczej, udało nam się ocalić porwanych i powstrzymać dalsze festiwale. Zdobyłam to, po co poszłam, a potem drogi moje i Yoichiego się rozeszły. Od tamtej pory go nie widziałam...
Zamknęła na chwilę oczy, starając się opanować na tyle, żeby móc powiedzieć ostatnią rzecz, która na pewno zainteresuje Natsume. Nie mogła jednak cały czas unikać jego wzroku, dlatego też uniosła głowę i spojrzała prosto w jego złote oczy. W tym momencie Yuki mógł zobaczyć ogromny ból w jej spojrzeniu, który nawet po tych dwóch latach, nie był w stanie zelżeć chociaż trochę.
- W domu, zamiast spokoju i odpoczynku, czekały już na mnie wieści. - Podjęła. - Zapewne zainteresuje Cię fakt, że mój brat...zginął podczas samotnej wyprawy...
Tak, tak. Zginął chwalebną śmiercią, bo w walce, ale nic nie wynagrodzi jej bólu po jego stracie. Byli ze sobą tak mocno zżyci, że w pierwszych tygodniach od tej wiadomości, Reika nie mogła kompletnie się odnaleźć. Wtedy też, gdy Yuki dawali opór najeźdźcom, ona walczyła z depresją, która wciągała ją w swoją otchłań. Westchnęła, starając się opanować łzy.
- Jak słyszysz, przez ten czas nie miałam lekko. - Zakończyła, po czym spojrzała na Mishimę i uśmiechnęła się do niego czule. - Los chyba stwierdził, że na razie mi wystarczy i wreszcie obdarował pomyślnością.
- Naprawdę miewam humory? - Zapytała wreszcie, spoglądając na nich. - W takim razie muszę się poprawić i trochę zobojętnić na pewne sprawy.
Ciekawe jak bardzo będzie wkurzać Mishimę tym, że nie będzie reagować na jego docinki. Chyba sobie to z ciekawości przetestuje. On będzie się wysilać, żeby wytrącić ją z równowagi, a ona pozostanie cholerną oazą spokoju, na przekór jemu samemu. Ciekawa perspektywa.
Uśmiechnęła się, gdy Natsume wspomniał, że rzeczywiście urósł w siłę, jednak wielka szkoda, że nie szło to proporcjonalnie ze wzrostem. Rzeczywiście. W tym momencie był tu najniższy i nawet ona przewyższa go o te parę centymetrów. Czyżby Yuki zaczynał odczuwać kompleksy?
- Musimy się kiedyś spróbować. - Zaproponowała. - Tylko potrzebuję jeszcze trochę czasu na treningi. Przez ostatni czas trochę się zaniedbałam. Raczej nie dam rady Ci dorównać, ale może nie poniosę tak szybko sromotnej klęski.
No ale trudno było się dziwić. Zanim poznała Mishimę, była cieniem samej siebie, nie mogąc się pogodzić z utratą dwóch najważniejszych osób w jej życiu. Teraz, kiedy przyszło opowiedzieć Natsume o tym wszystkim, ból powrócił, chociaż już nie tak silny, jak na początku. Postanowiła jednak, że zachowa dla siebie to, co łączyło ją kiedyś z Yoichim. Tego Ichirou i Natsume nie musieli wiedzieć, chyba że sami się domyślą po tym, co Inuzuka odwalał na trybunach w Sabishi.
Rzeczywiście, sprawa białych włosów Natsume była naprawdę niesamowita i nawet Reika, ze swoim medycznym doświadczeniem, nie była w stanie pojąć, jak używanie chakry może tak wpływać na wygląd. No cóż. Chyba będzie musiała jeszcze się dokształcić.
- Muszę przyznać, że to fascynujące. - Przyznała, przyglądając się teraz jego czarnym włosom.
Kiedy Yuki, po wysłuchaniu jej relacji z bitwy pod Kodokunayamą, przyznał że wszyscy, którzy wtedy stracili życie, odeszli godnie z tego świata, Reika pokiwała głową. Owszem, śmierć w bitwie była jak najbardziej chwalebną śmiercią dla każdego shinobi, tak jak poświęcenie dla kogoś życia i nic dziwnego, że Natsume chciał ich uczcić w taki, a nie inny sposób. Niemniej...
- Owszem, to godna śmierć. - Zgodziła się. - Jednak strata mimo wszystko boli.
Potem dowiedziała się o tym, co się działo z Natsume, gdy ten zaginął gdzieś na morzu. Gdy się okazało, że trafił na jeszcze mroźniejszą wyspę niż Hyuo, Reika mimowolnie się wzdrygnęła na samą myśl. W jednej chwili zmieniłaby się tam w sopel lodu, skoro nawet Yukiemu było zimno.
- Cieszę się, że przetrwałeś. - Odpowiedziała. - Martwiłam się. A co do mojej wyprawy, to dołączył do mnie Yoichi, więc nie zostałam całkowicie na lodzie.
Na lodzie. Nie ma co, suchar roku. W sumie to powiedziała to całkiem mimowolnie i dopiero po chwili ogarnęła, że przecież ma przed sobą twórcę lodu. No cóż, tak się śmiesznie złożyło. Niemniej, wróciła do opowieści, a przynajmniej do krótkiego streszczenia tego wszystkiego.
- Trafiliśmy na trop Festiwalu Śmierci. - Wyjaśniła, spoglądając na arenę, gdzie obie walki zakończyły się, wyłaniając pierwszych zwycięzców. - Banda kultystów porywała z prowincji niewinnych ludzi i kazała im się zabijać na ich arenie w Głębokich Odnogach. Oczywiście wybiliśmy ich co do nogi, jednak potem się okazało, że ta krwawa ofiara miała swoje zastosowanie. Cała ta krew zasilała pieczęć, która trzymała na uwięzi jedną z Ogoniastych Bestii. Co prawda mieliśmy wystarczająco posoki tych drani, żeby odnowić pieczęć na kolejny rok, co oczywiście zrobiliśmy, jednak eliminując kult i kładąc kres rzezi niewinnych ludzi, przyczyniliśmy się do późniejszego uwolnienia Demona. Obawialiśmy się, że zaatakuje którąś z sąsiednich prowincji, ale od kilku lat jest o nim cicho, więc albo nadal siedzi w Głębokich Odnogach, albo odszedł na północny zachód. Tak, czy inaczej, udało nam się ocalić porwanych i powstrzymać dalsze festiwale. Zdobyłam to, po co poszłam, a potem drogi moje i Yoichiego się rozeszły. Od tamtej pory go nie widziałam...
Zamknęła na chwilę oczy, starając się opanować na tyle, żeby móc powiedzieć ostatnią rzecz, która na pewno zainteresuje Natsume. Nie mogła jednak cały czas unikać jego wzroku, dlatego też uniosła głowę i spojrzała prosto w jego złote oczy. W tym momencie Yuki mógł zobaczyć ogromny ból w jej spojrzeniu, który nawet po tych dwóch latach, nie był w stanie zelżeć chociaż trochę.
- W domu, zamiast spokoju i odpoczynku, czekały już na mnie wieści. - Podjęła. - Zapewne zainteresuje Cię fakt, że mój brat...zginął podczas samotnej wyprawy...
Tak, tak. Zginął chwalebną śmiercią, bo w walce, ale nic nie wynagrodzi jej bólu po jego stracie. Byli ze sobą tak mocno zżyci, że w pierwszych tygodniach od tej wiadomości, Reika nie mogła kompletnie się odnaleźć. Wtedy też, gdy Yuki dawali opór najeźdźcom, ona walczyła z depresją, która wciągała ją w swoją otchłań. Westchnęła, starając się opanować łzy.
- Jak słyszysz, przez ten czas nie miałam lekko. - Zakończyła, po czym spojrzała na Mishimę i uśmiechnęła się do niego czule. - Los chyba stwierdził, że na razie mi wystarczy i wreszcie obdarował pomyślnością.
0 x


|| Karta Postaci || Pieniądze || Punkty Historii || Głos ||
- Natsume Yuki
- Postać porzucona
- Posty: 1885
- Rejestracja: 11 lut 2015, o 23:22
- Wiek postaci: 31
- Ranga: Nukenin S
- Link do KP: viewtopic.php?f=33&t=199
- GG/Discord: 6078035 / Exevanis#4988
- Multikonta: Iwan zza Miedzy
Re: Trybuna wschodnia
-Spięcia na linii Cesarstwa i Rady nie dało się uniknąć - odparł spokojnie Natsume, patrząc na stojącego obok Reiki Mishimę. - Rada nie potrafi strawić kogokolwiek, kto ma inne zdanie niż oni. A jak ktoś śmie otwarcie się im sprzeciwić i pozbawić ich gdziekolwiek wpływów, to tym bardziej. To właśnie dlatego robią na nas aż taką nagonkę - dlatego, że odmówiliśmy dalszej, bezowocnej współpracy. A że mają podejście "albo nam służysz, albo giniesz", no to...
Wzruszył ramionami, uśmiechając się lekko. Tak by być szczerym, zupełnie go nie obchodziło o co Rada może go oskarżać. Jak do tej pory, to Kami no Hikage nie zrobiło niczego, żeby w jakikolwiek sposób pomóc czy to wyspom, czy to kontynentowi. Ostatni raz gdy im się zachciało ruszyć swoje szlachetne dupska, skończyło się to wypuszczeniem zapieczętowanego demona, zrujnowaniem Sachu no Senjo i zmuszeniem Sabaku do kilkuletniej tułaczki po pustyniach. W późniejszych bitwach tylko patrzyli, kto wygra, jak gdyby była to dla nich jakaś pokręcona rozrywka. A przy Novum Ordo? Gdy Zangetsu się od nich oficjalnie odciął i zaczął tworzyć armię, zwyczajnie go zignorowali, bo widzieli że rujnował przy tym Kantai. Gdy zaś Yuki, Ranmaru i Ruch Oporu łaskawie posprzątali ten burdel, który oni ominęli, chcieli znowu wejść na wyspy jak na swoje. Szczyt.
Dlatego nawet mimo tej ciężkiej sytuacji, jaką mieli przy kontaktach z kontynentem, Natsume nawet przez sekundę nie kwestionował tego, że podjęli dobrą decyzję.
Reika skomentowała, że kiedyś musieliby się spróbować w walce, a Natsume zareagował na to tylko lekkim chichotem. Oczywiście, nie twierdził że jest ona silną kunoichi, ale cóż. Gdyby do takiej walki doszło, prawdopodobnie musiałby się dość mocno powstrzymywać. W przeciwnym wypadku mogłoby się skończyć naprawdę krucho.
-Jak sobie życzysz, z chęcią. W sumie to takie patrzenie na pojedynki, bez nawet możliwości spróbowania się samemu, tylko sprawiają że tym bardziej ma się ochotę wskoczyć na arenę.
Młodzieniec uśmiechnął się lekko, gdy Reika stwierdziła że strata tych wszystkich ludzi bolała. Oczywiście, smutek po czyjejś śmierci, świadomość że nigdy więcej ich się nie zobaczy, był normalnym odczuciem znanym każdemu człowiekowi. Yuki również parę razy tego doświadczył, raz nawet w sposób bardzo bezpośredni. Wyspiarze również - w takich warunkach i kulturze jak te na wyspach, śmierć była czymś bardzo normalnym. I po prostu wiedzieli, że nie ma sensu zamykać się w przeszłości, bo to niczemu nie pomoże.
-Ból to tylko kwestia siły woli - powiedział uspokajającym tonem. - Po czyjejś śmierci, zwłaszcza kogoś bliskiego, bardzo łatwo się zatracić w tym ponurym uczuciu. W mroku, który wpełza głęboko w duszę i trzyma ją niczym kajdany. Gdziekolwiek nie spojrzymy, widzimy tylko czerń. Nie widzimy nadziei, dlatego że to co znaliśmy, po prostu się rozsypało.
Obrócił się bokiem i spojrzał na arenę.
-Po prostu wystarczy pomyśleć, czego by potrzebowali ci, którzy polegli. Czy chcieliby Twojego smutku? Czy chcieliby, żebyś zamknęła się na cały świat i pragnęła wyłącznie własnej śmierci? Czy Twoje cierpienie jakkolwiek by im pomogło? - Pokręcił głową, uśmiechając się. - Nie. Odeszli z honorem, w sposób godny świętowania, nie rozpaczy. Oni nie chcą tego mroku, który pęta żywych. Oni chcą tylko dwóch rzeczy.
Obrócił się w jej kierunku i spojrzał jej w twarz.
-Abyś nigdy o nich nie zapomniała, oraz byś pamiętała że teraz zawsze będą przy Tobie. Wtedy będą usatysfakcjonowani, a Ty będziesz mieć siłę by iść dalej z podniesionym czołem.
Kolejne filozoficzne rozmyślenia. Do cholery, ostatnio zbyt często mu się przytrafiają. Niech cię diabli, Akihiro.
-A, to z Yoichim nie było powodu do obaw - stwierdził wesoło. - Pamiętam walkę przeciwko niemu na turnieju. Twardy skubaniec, i cholernie utalentowany. Miałem z nim niełatwą przeprawę.
Wysłuchał jej historii o wyprawie do Głębokich Odnóg, przedstawienia tajemniczego kultu wyznającego krwawą religię, oraz fakt że był tam uwięziony Bijuu. Gdy o tym wspomniała, Yuki aż gwizdnął z podziwu. No no, jeśli faktycznie tak to wyglądało, to rzeczywiście wpakowali się tam w nielichą kabałę! A jeszcze patrząc na to, że wyszli z tego wszystkiego zwycięską ręką, będąc w stanie wymordować wszystkich kultystów i uratować kolejne ofiary, to Kenshi tylko zaczynał odczuwać lekką zazdrość. Oni mieli takie niesamowite przygody, a on po powrocie z Hyogashimy praktycznie wcale nie opuszczał Hyuo! Było to trochę nie fair, kurde.
-I teraz żałuję że nie poszedłem, brzmi jak kawał historii - powiedział, kiwając głową z entuzjazmem. - Akcja z Demonem? Tyle walki? Szlag, że musiałem wtedy siedzieć na Hyogashimie i siłować się z tamtejszą fauną!
Wtedy Reika wspomniała, że Shigeru również poległ na wyprawie. Yuki uniósł brwi w zaskoczeniu, po westchnął lekko i pokiwał głową. Cóż, było to dość szokujące - o ile dobrze pamiętał, to Shigeru był znacznie silniejszy niż on w tamtych czasach. I po prostu zginął na samotnej wyprawie, huh...
Uśmiechnął się delikatnie. Odczuwał lekki smutek, jak każdy człowiek któremu zginął kompan i rywal. Ale przy tym wiedział, że teraz jest w spokojniejszym miejscu, gdzie nie musi już walczyć o swoje przetrwanie, tak jak tutaj. A to było godne tylko radości.
-Rozumiem - stwierdził w końcu, wciąż ze spokojnym uśmiechem na twarzy. Nie było widać po nim żadnych oznak gorszego humoru. - Oby znalazł ukojenie w objęciach Shinigami.
Pokiwał głową, słysząc ostatnie zdanie Reiki. Cóż, jak widać każdy miał swoją dozę wspomnień. Po prostu niektórzy lepiej je znoszą. Dobrze, że chociaż w jakiś sposób sobie poradziła.
Wzruszył ramionami, uśmiechając się lekko. Tak by być szczerym, zupełnie go nie obchodziło o co Rada może go oskarżać. Jak do tej pory, to Kami no Hikage nie zrobiło niczego, żeby w jakikolwiek sposób pomóc czy to wyspom, czy to kontynentowi. Ostatni raz gdy im się zachciało ruszyć swoje szlachetne dupska, skończyło się to wypuszczeniem zapieczętowanego demona, zrujnowaniem Sachu no Senjo i zmuszeniem Sabaku do kilkuletniej tułaczki po pustyniach. W późniejszych bitwach tylko patrzyli, kto wygra, jak gdyby była to dla nich jakaś pokręcona rozrywka. A przy Novum Ordo? Gdy Zangetsu się od nich oficjalnie odciął i zaczął tworzyć armię, zwyczajnie go zignorowali, bo widzieli że rujnował przy tym Kantai. Gdy zaś Yuki, Ranmaru i Ruch Oporu łaskawie posprzątali ten burdel, który oni ominęli, chcieli znowu wejść na wyspy jak na swoje. Szczyt.
Dlatego nawet mimo tej ciężkiej sytuacji, jaką mieli przy kontaktach z kontynentem, Natsume nawet przez sekundę nie kwestionował tego, że podjęli dobrą decyzję.
Reika skomentowała, że kiedyś musieliby się spróbować w walce, a Natsume zareagował na to tylko lekkim chichotem. Oczywiście, nie twierdził że jest ona silną kunoichi, ale cóż. Gdyby do takiej walki doszło, prawdopodobnie musiałby się dość mocno powstrzymywać. W przeciwnym wypadku mogłoby się skończyć naprawdę krucho.
-Jak sobie życzysz, z chęcią. W sumie to takie patrzenie na pojedynki, bez nawet możliwości spróbowania się samemu, tylko sprawiają że tym bardziej ma się ochotę wskoczyć na arenę.
Młodzieniec uśmiechnął się lekko, gdy Reika stwierdziła że strata tych wszystkich ludzi bolała. Oczywiście, smutek po czyjejś śmierci, świadomość że nigdy więcej ich się nie zobaczy, był normalnym odczuciem znanym każdemu człowiekowi. Yuki również parę razy tego doświadczył, raz nawet w sposób bardzo bezpośredni. Wyspiarze również - w takich warunkach i kulturze jak te na wyspach, śmierć była czymś bardzo normalnym. I po prostu wiedzieli, że nie ma sensu zamykać się w przeszłości, bo to niczemu nie pomoże.
-Ból to tylko kwestia siły woli - powiedział uspokajającym tonem. - Po czyjejś śmierci, zwłaszcza kogoś bliskiego, bardzo łatwo się zatracić w tym ponurym uczuciu. W mroku, który wpełza głęboko w duszę i trzyma ją niczym kajdany. Gdziekolwiek nie spojrzymy, widzimy tylko czerń. Nie widzimy nadziei, dlatego że to co znaliśmy, po prostu się rozsypało.
Obrócił się bokiem i spojrzał na arenę.
-Po prostu wystarczy pomyśleć, czego by potrzebowali ci, którzy polegli. Czy chcieliby Twojego smutku? Czy chcieliby, żebyś zamknęła się na cały świat i pragnęła wyłącznie własnej śmierci? Czy Twoje cierpienie jakkolwiek by im pomogło? - Pokręcił głową, uśmiechając się. - Nie. Odeszli z honorem, w sposób godny świętowania, nie rozpaczy. Oni nie chcą tego mroku, który pęta żywych. Oni chcą tylko dwóch rzeczy.
Obrócił się w jej kierunku i spojrzał jej w twarz.
-Abyś nigdy o nich nie zapomniała, oraz byś pamiętała że teraz zawsze będą przy Tobie. Wtedy będą usatysfakcjonowani, a Ty będziesz mieć siłę by iść dalej z podniesionym czołem.
Kolejne filozoficzne rozmyślenia. Do cholery, ostatnio zbyt często mu się przytrafiają. Niech cię diabli, Akihiro.
-A, to z Yoichim nie było powodu do obaw - stwierdził wesoło. - Pamiętam walkę przeciwko niemu na turnieju. Twardy skubaniec, i cholernie utalentowany. Miałem z nim niełatwą przeprawę.
Wysłuchał jej historii o wyprawie do Głębokich Odnóg, przedstawienia tajemniczego kultu wyznającego krwawą religię, oraz fakt że był tam uwięziony Bijuu. Gdy o tym wspomniała, Yuki aż gwizdnął z podziwu. No no, jeśli faktycznie tak to wyglądało, to rzeczywiście wpakowali się tam w nielichą kabałę! A jeszcze patrząc na to, że wyszli z tego wszystkiego zwycięską ręką, będąc w stanie wymordować wszystkich kultystów i uratować kolejne ofiary, to Kenshi tylko zaczynał odczuwać lekką zazdrość. Oni mieli takie niesamowite przygody, a on po powrocie z Hyogashimy praktycznie wcale nie opuszczał Hyuo! Było to trochę nie fair, kurde.
-I teraz żałuję że nie poszedłem, brzmi jak kawał historii - powiedział, kiwając głową z entuzjazmem. - Akcja z Demonem? Tyle walki? Szlag, że musiałem wtedy siedzieć na Hyogashimie i siłować się z tamtejszą fauną!
Wtedy Reika wspomniała, że Shigeru również poległ na wyprawie. Yuki uniósł brwi w zaskoczeniu, po westchnął lekko i pokiwał głową. Cóż, było to dość szokujące - o ile dobrze pamiętał, to Shigeru był znacznie silniejszy niż on w tamtych czasach. I po prostu zginął na samotnej wyprawie, huh...
Uśmiechnął się delikatnie. Odczuwał lekki smutek, jak każdy człowiek któremu zginął kompan i rywal. Ale przy tym wiedział, że teraz jest w spokojniejszym miejscu, gdzie nie musi już walczyć o swoje przetrwanie, tak jak tutaj. A to było godne tylko radości.
-Rozumiem - stwierdził w końcu, wciąż ze spokojnym uśmiechem na twarzy. Nie było widać po nim żadnych oznak gorszego humoru. - Oby znalazł ukojenie w objęciach Shinigami.
Pokiwał głową, słysząc ostatnie zdanie Reiki. Cóż, jak widać każdy miał swoją dozę wspomnień. Po prostu niektórzy lepiej je znoszą. Dobrze, że chociaż w jakiś sposób sobie poradziła.
0 x
- Reika
- Martwa postać
- Posty: 2046
- Rejestracja: 15 kwie 2015, o 19:21
- Wiek postaci: 28
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Popatrz na Avatar, a po szczegóły zapraszam do mojej KP <3
- Widoczny ekwipunek: Kabura na prawym udzie, torba na uzbrojenie przy pasie i dwie katany na plecach
- Link do KP: http://www.shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=245
- Multikonta: Brak
Re: Trybuna wschodnia
Reika uważnie przysłuchiwała się wzmiance o Radzie, aby dowiedzieć się, jak Natsume osobiście się na to zapatruje. Tak jak podejrzewała, mieli bardzo podobne zdanie na temat tych którzy rządzili kontynentem i kurczowo trzymali się swoich stołków. Z jednej strony mieli rządzić i pilnować spokoju, ale z drugiej mieli wywalone na wszelkie konflikty i nie mieszali się do niczego, chyba że do wewnętrznej polityki klanów. Tak jak teraz, rozsiewali propagandę na temat Cesarstwa i nakazali innym odciąć się od nich, uważając ich za wrogów. Żałosne.
Słysząc jej chęć spróbowania się z nim, Natsume zachichotał, wiedząc czym to się może skończyć. Tak, ona też wiedziała, dlatego postanowiła jeszcze trochę się podszkolić. Tak czy inaczej, zobaczy się, co z tego wyjdzie. Równie dobrze mogli się siłować tylko na jutsu, czy coś. W tym momencie Yuki miał ogromną ochotę wkroczyć na arenę, zamiast pozostać biernym widzem, na co to Reika teraz zachichotała i przekrzywiła lekko głowę.
- Zawsze możesz zmierzyć się ze zwycięzcą tego turnieju. - Odpowiedziała rozbawiona. - Chociaż nie wiem, czy dla niego będzie to zaszczyt, że mierzył się z samym Cesarzem, czy też wstyd z powodu przegranej na sam koniec swojego triumfu.
Ona osobiście wolałaby się cieszyć wygraną i nie chciałaby, żeby ktoś pokazał jej, jaka jest nadal słaba, choćby to był sam Cesarz. No ale ludzie mieli różne podejście do takich spraw, więc kto ich ta wie. Jedni wolą tak, a inni inaczej i trzeba się dostosować.
Kiedy Yuki nawiązał do smutku po śmierci zmarłych, Reika spojrzała na niego z nieukrywanym zdumieniem, lecz po chwili zastanowiła się nad sensem tego, co właśnie jej przekazał. Po krótkim namyśle doszła do wniosku, że on ma cholerną rację. Owszem, strata bliskiej osoby bolała, ale ta na pewno by nie chciała, żeby z jej powodu ktoś pogrążał się w smutku i rozpaczy. Tak jak Natsume powiedział, polegli zasługują na dwie rzeczy. Pamięć i przekonanie, że są zawsze z nami. Aż wyobraziła sobie mglistą postać Shigeru, który stoi obok i uśmiecha się do niej. To mimowolnie napełniło jej oczy łzami, jednak szybko je przetarła, zanim te potoczyły się po policzkach.
- Muszę przyznać, że to budująca perspektywa. - Przyznała, starając się uśmiechnąć. - Zapamiętam to, bo może pomóc w chwilach zwątpienia.
Słysząc wzmiankę o Yoichim i fakcie, że z nim nie było obaw, Reika skinęła tylko głową, uciekając wzrokiem gdzieś w bok. Wszystko zależało od tego, o jakich obawach mowa. Dobrze, że Natsume nie wie, co prawie by ją zabiło, no ale to nie miało już znaczenia. Jej opowieść o wyprawie, najwyraźniej zrobiła na Yukim mocne wrażenie, bo aż gwizdnął z uznaniem i zaczął żałować, że jednak nie udało mu się z nią wyruszyć. No cóż. Może kiedyś wybiorą się na inną i będzie równie ciekawie, co wtedy. Okaże się zapewne w przyszłości. Westchnęła.
- Natsume, to była naprawdę ciężka wyprawa, nie ekscytuj się tak. - Powiedziała z przyganą. - Podczas starcia zostałam naprawdę poważnie ranna i gdybym nie była medykiem, zginęłabym...
Dobrze, że po tych ranach nie było już śladu, bo miałaby naprawdę bogatą kolekcję blizn i to w tak nietypowym miejscu. Pal licho ramiona i barki, ale sznyty na biuście nie wyglądały zbyt przyjemnie. Przynajmniej udało jej się tego pozbyć. Tymczasem rozmowa zeszła na ostatni, dość mocno przygnębiający temat. Informując o śmierci swojego brata i kompana Natsume, Reika uważnie przyglądała się twarzy Yukiego. Jego zdumienie, westchnienie i pokiwanie głową dało jej jednoznaczną odpowiedź, że przyjaciel przejął się tą wiadomością, a to jej w zupełności wystarczyło. Wyspiarze mieli inne poglądy na temat tych, co odeszli, dlatego też skinęła głową na jego ostatnie słowa, przyjmując to jako swoistą modlitwę za Shigeru.
- No dobrze. - Oznajmiła z westchnieniem. - Nie będziemy Ci zabierać więcej czasu. Zapewne są jeszcze inni, którzy chcieliby zamienić z Tobą chociaż słowo. Porozmawiamy po festiwalu, gdy znajdziesz trochę wolnego czasu. Dziękujemy też za gościnę, Tygrysie ze Wschodu.
Uśmiechnęła się ciepło, specjalnie go tak tytułując. Tak czy inaczej, wypadałoby podziękować za przytulny pokój gościnny w pałacu, bo dzięki temu nie musieli tułać się po przepełnionych karczmach i mogli liczyć na więcej prywatności.
Słysząc jej chęć spróbowania się z nim, Natsume zachichotał, wiedząc czym to się może skończyć. Tak, ona też wiedziała, dlatego postanowiła jeszcze trochę się podszkolić. Tak czy inaczej, zobaczy się, co z tego wyjdzie. Równie dobrze mogli się siłować tylko na jutsu, czy coś. W tym momencie Yuki miał ogromną ochotę wkroczyć na arenę, zamiast pozostać biernym widzem, na co to Reika teraz zachichotała i przekrzywiła lekko głowę.
- Zawsze możesz zmierzyć się ze zwycięzcą tego turnieju. - Odpowiedziała rozbawiona. - Chociaż nie wiem, czy dla niego będzie to zaszczyt, że mierzył się z samym Cesarzem, czy też wstyd z powodu przegranej na sam koniec swojego triumfu.
Ona osobiście wolałaby się cieszyć wygraną i nie chciałaby, żeby ktoś pokazał jej, jaka jest nadal słaba, choćby to był sam Cesarz. No ale ludzie mieli różne podejście do takich spraw, więc kto ich ta wie. Jedni wolą tak, a inni inaczej i trzeba się dostosować.
Kiedy Yuki nawiązał do smutku po śmierci zmarłych, Reika spojrzała na niego z nieukrywanym zdumieniem, lecz po chwili zastanowiła się nad sensem tego, co właśnie jej przekazał. Po krótkim namyśle doszła do wniosku, że on ma cholerną rację. Owszem, strata bliskiej osoby bolała, ale ta na pewno by nie chciała, żeby z jej powodu ktoś pogrążał się w smutku i rozpaczy. Tak jak Natsume powiedział, polegli zasługują na dwie rzeczy. Pamięć i przekonanie, że są zawsze z nami. Aż wyobraziła sobie mglistą postać Shigeru, który stoi obok i uśmiecha się do niej. To mimowolnie napełniło jej oczy łzami, jednak szybko je przetarła, zanim te potoczyły się po policzkach.
- Muszę przyznać, że to budująca perspektywa. - Przyznała, starając się uśmiechnąć. - Zapamiętam to, bo może pomóc w chwilach zwątpienia.
Słysząc wzmiankę o Yoichim i fakcie, że z nim nie było obaw, Reika skinęła tylko głową, uciekając wzrokiem gdzieś w bok. Wszystko zależało od tego, o jakich obawach mowa. Dobrze, że Natsume nie wie, co prawie by ją zabiło, no ale to nie miało już znaczenia. Jej opowieść o wyprawie, najwyraźniej zrobiła na Yukim mocne wrażenie, bo aż gwizdnął z uznaniem i zaczął żałować, że jednak nie udało mu się z nią wyruszyć. No cóż. Może kiedyś wybiorą się na inną i będzie równie ciekawie, co wtedy. Okaże się zapewne w przyszłości. Westchnęła.
- Natsume, to była naprawdę ciężka wyprawa, nie ekscytuj się tak. - Powiedziała z przyganą. - Podczas starcia zostałam naprawdę poważnie ranna i gdybym nie była medykiem, zginęłabym...
Dobrze, że po tych ranach nie było już śladu, bo miałaby naprawdę bogatą kolekcję blizn i to w tak nietypowym miejscu. Pal licho ramiona i barki, ale sznyty na biuście nie wyglądały zbyt przyjemnie. Przynajmniej udało jej się tego pozbyć. Tymczasem rozmowa zeszła na ostatni, dość mocno przygnębiający temat. Informując o śmierci swojego brata i kompana Natsume, Reika uważnie przyglądała się twarzy Yukiego. Jego zdumienie, westchnienie i pokiwanie głową dało jej jednoznaczną odpowiedź, że przyjaciel przejął się tą wiadomością, a to jej w zupełności wystarczyło. Wyspiarze mieli inne poglądy na temat tych, co odeszli, dlatego też skinęła głową na jego ostatnie słowa, przyjmując to jako swoistą modlitwę za Shigeru.
- No dobrze. - Oznajmiła z westchnieniem. - Nie będziemy Ci zabierać więcej czasu. Zapewne są jeszcze inni, którzy chcieliby zamienić z Tobą chociaż słowo. Porozmawiamy po festiwalu, gdy znajdziesz trochę wolnego czasu. Dziękujemy też za gościnę, Tygrysie ze Wschodu.
Uśmiechnęła się ciepło, specjalnie go tak tytułując. Tak czy inaczej, wypadałoby podziękować za przytulny pokój gościnny w pałacu, bo dzięki temu nie musieli tułać się po przepełnionych karczmach i mogli liczyć na więcej prywatności.
0 x


|| Karta Postaci || Pieniądze || Punkty Historii || Głos ||
- Natsume Yuki
- Postać porzucona
- Posty: 1885
- Rejestracja: 11 lut 2015, o 23:22
- Wiek postaci: 31
- Ranga: Nukenin S
- Link do KP: viewtopic.php?f=33&t=199
- GG/Discord: 6078035 / Exevanis#4988
- Multikonta: Iwan zza Miedzy
Re: Trybuna wschodnia
Natsume pokręcił lekko głową, gdy Reika zaproponowała by stoczył on pojedynek ze zwycięzcą aktualnego turnieju. Nah, to by nie było to samo. Chociaż większość z nich w rzeczy samej wykazywała niesamowity potencjał bojowy, to jednak ich poziom jeszcze nie był na tyle wysoki, by stanąć przeciwko niemu jak równy z równym w pełnoprawnym pojedynku shinobi. Oczywiście, mógłby sobie narzucić jakieś ograniczenia, żeby nie zakończyć walki w sekundę, ale to wtedy nie symulowałoby sytuacji prawdziwego zagrożenia - takich, w których faktycznie można się było czegoś nauczyć.
-Nah, spasuję - odparł w końcu, wzruszając ramionami. - Przypuszczam, że tylko bym zepsuł im te kilka minut chwały, a mnie by to nawet niczego nie nauczyło.
Nie skomentował odpowiedzi Reiki na temat jego krótkiej, filozoficznej wypowiedzi. W sumie, to nawet specjalnie nie musiał się starać, by te myśli ubrać w słowa - jeszcze niedawno bardzo podobny monolog wyprowadził na pytania Shijimy. Teraz po prostu ubrał je w nieco inne słowa i przedstawił tak, by się zbytnio nie rozgadywać, a żeby powiedzieć to zrozumiale dla każdego. I wychodziło na to, że się udało - dziewczyna przyznała mu rację i obiecała, że zapamięta to. I wykorzysta, gdy ponownie najdzie ją zwątpienie. Yuki pokiwał lekko głową, uśmiechając się. Cóż, jeśli mógł komuś pomóc nawet zwykłymi szczerymi słowami, to byłby skłonny to zrobić bez większego zawahania. Tak po prostu miał.
Gdy dziewczyna spróbowała go skarcić za to, że wykazał entuzjazm na jej odpowiedź, Yuki tylko się zaśmiał.
-Reika, proszę Cię. To właśnie te ciężkie wyprawy są w stanie nauczyć najwięcej, i dają najwięcej przeżyć które później można obmyślać i wyciągać z nich wnioski. Udział w czymś takim byłby naprawdę niezwykły! - gdy zaś ta stwierdziła, że została ranna, Yuki tylko się lekko uśmiechnął. - Też wielokrotnie bywałem ciężko ranny, i z tego wychodziłem. Nawet bez wiedzy medycznej. A śmierć w walce? Powiedziałbym, że o takiej wręcz marzę! Jeśli mam umrzeć, to na pewno nie ze starości.
Następnie Reika stwierdziła, że pogadają później, gdy już cały ten festiwal się zakończy. Kenshi pokiwał głową. W sumie racja, pewnie jeszcze było kilka osób, z którymi powinien zamienić kilka słów. Na przykład Murai, Shijima, może zobaczyć uczestników i ich poznać z charakteru, a nie tylko umiejętności? Ciekawa perspektywa.
-W porządku, w takim razie porozmawiamy później. Niech wiatry Hyuo was prowadzą.
Z tymi słowami odwrócił się i razem z Hideo ruszył w kierunku wyjścia z trybun. Chciał jeszcze się przebrać w coś wygodniejszego, niż cały ten strój oficjalny. A wtedy... cóż, pewnie się przejdzie na inne skrzydło trybun. Przynajmniej będzie zabawnie.
z/t
-Nah, spasuję - odparł w końcu, wzruszając ramionami. - Przypuszczam, że tylko bym zepsuł im te kilka minut chwały, a mnie by to nawet niczego nie nauczyło.
Nie skomentował odpowiedzi Reiki na temat jego krótkiej, filozoficznej wypowiedzi. W sumie, to nawet specjalnie nie musiał się starać, by te myśli ubrać w słowa - jeszcze niedawno bardzo podobny monolog wyprowadził na pytania Shijimy. Teraz po prostu ubrał je w nieco inne słowa i przedstawił tak, by się zbytnio nie rozgadywać, a żeby powiedzieć to zrozumiale dla każdego. I wychodziło na to, że się udało - dziewczyna przyznała mu rację i obiecała, że zapamięta to. I wykorzysta, gdy ponownie najdzie ją zwątpienie. Yuki pokiwał lekko głową, uśmiechając się. Cóż, jeśli mógł komuś pomóc nawet zwykłymi szczerymi słowami, to byłby skłonny to zrobić bez większego zawahania. Tak po prostu miał.
Gdy dziewczyna spróbowała go skarcić za to, że wykazał entuzjazm na jej odpowiedź, Yuki tylko się zaśmiał.
-Reika, proszę Cię. To właśnie te ciężkie wyprawy są w stanie nauczyć najwięcej, i dają najwięcej przeżyć które później można obmyślać i wyciągać z nich wnioski. Udział w czymś takim byłby naprawdę niezwykły! - gdy zaś ta stwierdziła, że została ranna, Yuki tylko się lekko uśmiechnął. - Też wielokrotnie bywałem ciężko ranny, i z tego wychodziłem. Nawet bez wiedzy medycznej. A śmierć w walce? Powiedziałbym, że o takiej wręcz marzę! Jeśli mam umrzeć, to na pewno nie ze starości.
Następnie Reika stwierdziła, że pogadają później, gdy już cały ten festiwal się zakończy. Kenshi pokiwał głową. W sumie racja, pewnie jeszcze było kilka osób, z którymi powinien zamienić kilka słów. Na przykład Murai, Shijima, może zobaczyć uczestników i ich poznać z charakteru, a nie tylko umiejętności? Ciekawa perspektywa.
-W porządku, w takim razie porozmawiamy później. Niech wiatry Hyuo was prowadzą.
Z tymi słowami odwrócił się i razem z Hideo ruszył w kierunku wyjścia z trybun. Chciał jeszcze się przebrać w coś wygodniejszego, niż cały ten strój oficjalny. A wtedy... cóż, pewnie się przejdzie na inne skrzydło trybun. Przynajmniej będzie zabawnie.
z/t
0 x
- Ichirou
- Posty: 4026
- Rejestracja: 18 kwie 2015, o 18:25
- Wiek postaci: 35
- Ranga: Seinin
- Krótki wygląd: Chodzące piękno.
- Widoczny ekwipunek: Hiramekarei, gurda, fūma shuriken, torba, dwie kabury
- Link do KP: viewtopic.php?f=33&t=320
- Lokalizacja: Atsui
Re: Trybuna wschodnia
Przyglądał się dalszym zmaganiom na arenie, jednocześnie przysłuchując się rozmowie toczonej tuż obok niego. W temacie sprawowania najwyższej władzy zgadzał się z Yukim. Reika była szczera w swych wnioskach, jednakże były one dosyć naiwne. Bycie dobrym człowiekiem nie miało niczego wspólnego z byciem dobrym władcą. Ba, mogło czasem nawet przeszkadzać, bo zamiast podejmować najrozsądniejsze, pragmatyczne decyzje, człowiek za bardzo skupiał się na moralnych rozterkach. Świat nie był czarno biały, a realia shinobi były dosyć brutalne. Przywódcy musieli więc trzymać klany w ryzach, a nie głaskać swoich ludzi po główkach.
No właśnie, cesarzu, byłbyś teraz gotów podjąć taki rozkaz?
Miał już zadać te pytanie, ale jakoś w ostatnim momencie się wstrzymał. Nie chciał wcinać się w rozmowę, która i tak płynnie zmieniła temat.
Walki nabierały tempa i były lada moment od rozstrzygnięcia. Drobny uśmiech na twarzy brązowowłosego wywołała tajemnicza dziewczyna, która niczym wściekła osa latała po całym placu boju, przy czym miała nie jedno żądło, a siedem. Jej styl walki był niesamowicie dziwny, ale przy tym najciekawszy, jaki Ichirou do tej pory kiedykolwiek widział. Przykuwała uwagę,
to fakt. Na drugiej arenie Asahi dostrzegł natomiast... Shinjiego? Tak, tego cwaniackiego Kruka, którego poznał w Yōgan-ryū i który później walczył po stronie Sabaku w bitwie o Atsui. Chociaż w jego przypadku walka to trochę zbyt mocne słowo, ponieważ złotooki nie kojarzył, by ten Uchiha cokolwiek zrobił podczas oblężenia oprócz zmarnowania zasobów medyków. Huh, to nowina, że Shinji jeszcze w ogóle żył, ale najwyraźniej przez ostatnie lata zdołał się trochę podciągnąć, bo wygrywał swoją walkę turniejową.
Milczał dalej, bo w sumie nie było sensu wcinać się w monologi Reiki, którą wzięło na opowiastki. Asahi podłapał temat dopiero, kiedy Natsume skomentował sytuację między Cesarstwem, a Radą.
- Jebać Radę - rzucił od niechcenia, zupełnie się nie przejmując, czy wypadało mu powiedzieć takie słowa, czy też nie.
Teoretycznie Sabaku podlegali Radzie, wiązały ich umowy obejmujące wszystkie klany kontynentu. Tylko trudno było mieć pozytywne nastawienie do organizacji, która odpowiadała za uwolnienie cholernego demona w samym środku Sachū. Skoro Morskie Klify odcinały się od tych sukinsynów, to tutaj przynajmniej można było spokojnie powiedzieć to, co się o nich faktycznie myśli. Gdyby tylko miał na to przyzwolenie, to z chęcią posłałby potężne, piaskowe tsunami i zalał piachem całe Kami no Hikage. Serce Świata, psia jego mać.
Kenshi postanowił opuścić aktualne miejsce na trybunach, więc Asahi kiwnął mu nieznacznie głową, a potem przeniósł spojrzenie bursztynowych oczu na arenę, gdzie walki właśnie się rozstrzygały.
No właśnie, cesarzu, byłbyś teraz gotów podjąć taki rozkaz?
Miał już zadać te pytanie, ale jakoś w ostatnim momencie się wstrzymał. Nie chciał wcinać się w rozmowę, która i tak płynnie zmieniła temat.
Walki nabierały tempa i były lada moment od rozstrzygnięcia. Drobny uśmiech na twarzy brązowowłosego wywołała tajemnicza dziewczyna, która niczym wściekła osa latała po całym placu boju, przy czym miała nie jedno żądło, a siedem. Jej styl walki był niesamowicie dziwny, ale przy tym najciekawszy, jaki Ichirou do tej pory kiedykolwiek widział. Przykuwała uwagę,
to fakt. Na drugiej arenie Asahi dostrzegł natomiast... Shinjiego? Tak, tego cwaniackiego Kruka, którego poznał w Yōgan-ryū i który później walczył po stronie Sabaku w bitwie o Atsui. Chociaż w jego przypadku walka to trochę zbyt mocne słowo, ponieważ złotooki nie kojarzył, by ten Uchiha cokolwiek zrobił podczas oblężenia oprócz zmarnowania zasobów medyków. Huh, to nowina, że Shinji jeszcze w ogóle żył, ale najwyraźniej przez ostatnie lata zdołał się trochę podciągnąć, bo wygrywał swoją walkę turniejową.
Milczał dalej, bo w sumie nie było sensu wcinać się w monologi Reiki, którą wzięło na opowiastki. Asahi podłapał temat dopiero, kiedy Natsume skomentował sytuację między Cesarstwem, a Radą.
- Jebać Radę - rzucił od niechcenia, zupełnie się nie przejmując, czy wypadało mu powiedzieć takie słowa, czy też nie.
Teoretycznie Sabaku podlegali Radzie, wiązały ich umowy obejmujące wszystkie klany kontynentu. Tylko trudno było mieć pozytywne nastawienie do organizacji, która odpowiadała za uwolnienie cholernego demona w samym środku Sachū. Skoro Morskie Klify odcinały się od tych sukinsynów, to tutaj przynajmniej można było spokojnie powiedzieć to, co się o nich faktycznie myśli. Gdyby tylko miał na to przyzwolenie, to z chęcią posłałby potężne, piaskowe tsunami i zalał piachem całe Kami no Hikage. Serce Świata, psia jego mać.
Kenshi postanowił opuścić aktualne miejsce na trybunach, więc Asahi kiwnął mu nieznacznie głową, a potem przeniósł spojrzenie bursztynowych oczu na arenę, gdzie walki właśnie się rozstrzygały.
0 x
- Reika
- Martwa postać
- Posty: 2046
- Rejestracja: 15 kwie 2015, o 19:21
- Wiek postaci: 28
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Popatrz na Avatar, a po szczegóły zapraszam do mojej KP <3
- Widoczny ekwipunek: Kabura na prawym udzie, torba na uzbrojenie przy pasie i dwie katany na plecach
- Link do KP: http://www.shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=245
- Multikonta: Brak
Re: Trybuna wschodnia
Natsume jednak odpuścił pomysł z pojedynkowaniem się na arenie. Mimo potencjału niektórych uczestników, nadal nie mogli się równać z Cesarzem. Co innego, gdyby Ichirou zgodził się na pokazowy pojedynek, ale Sabaku milczał, najwyraźniej odpływając gdzieś daleko i przyglądając się walkom, jakie toczyły się teraz na arenie. Reika osobiście nie widziała nic fascynującego w takich próbach krzywdzenia się dla zabawy i ku uciesze widzów, no ale to była ona.
Westchnęła, gdy Yuki nadal ekscytował się jej wyprawą otwarcie twierdząc, że właśnie takie są najlepsze. Owszem, można było wyciągnąć wnioski z takich przygód, pod warunkiem, że się je przeżyło. Gorzej, jak ktoś polegnie i nie zdoła się zastanowić nad tym, co można byłoby zmienić, tak jak Shigeru. Reika nie widziała nic ekscytującego w takim ryzykowaniu życiem i miała zupełnie inne podejście do tematu. Natsume chciał umrzeć w walce, nie ze starości, zaś Blondynka odwrotnie. Chciała w pełni przeżyć swoje życie, a nie nagle je zakończyć i zostawić z tym wszystkim jej bliskich. Co prawda, takie było ryzyko zawodowe, ale mimo wszystko mieli wybór. Pokręciła więc tylko głową, poddając się w tym temacie.
Tymczasem Ichirou nadal nie dawał znaków powszechnego zainteresowania rozmową. Uaktywnił się jednak, gdy wspomniano o Radzie. Słysząc jego słowa, Reika parsknęła śmiechem, zasłaniając usta. To było tak dobitnie piękne, że nie mogła się powstrzymać.
- Ubrałeś w słowa moje myśli, Ichirou. - Powiedziała z rozbawieniem. - Chociaż bardziej dosadnie.
Tak nastąpił czas pożegnania z Natsume, a przynajmniej chwilowego, bo mieli się jeszcze spotkać po wszystkim, aby omówić to, co miała mu do przekazania. Na razie jednak mogli się cieszyć dalszym festiwalem i turniejem, dlatego też skinęła Yukiemu głową.
- I Ciebie, Natsume. - Odpowiedziała na jego pozdrowienie. - Do zobaczenia.
Gdy Yuki odszedł wraz z Hideo, Reika spojrzała na Mishimę i uśmiechnęła się do niego. Była ciekawa, co teraz myśli o Natsume, no i nadal nie dowiedziała się niczego o tych swoich rzekomych humorkach. Owszem, czasami zdarzało jej się rozgniewać, ale nie obrażała się i nie chowała urazy w stosunku do przyjaciół i bliskich. No cóż. Może uda się wrócić do tego tematu później.
- Ichi, my też się zbieramy. - Zakomunikowała Sabaku. - Przejdziemy się po mieście i pozwiedzamy trochę. Gdybyśmy nie mieli już okazji się spotkać, to do zobaczenia w Shinrin.
Skinęli mu jeszcze głową na pożegnanie, po czym para opuściła trybuny z zamiarem rozejrzenia się po okolicy. Zahaczyli o kilka budek z jedzeniem, żeby skosztować tutejszych specjałów, a potem pobawili się trochę w parku przy muzyce i tańcu. W końcu jednak zmęczenie dało im się we znaki. Jakby nie patrzeć, od pewnego czasu ciągle byli w podróży, zwłaszcza Reika i nie mieli okazji jeszcze naprawdę porządnie wypocząć. Kupili więc trochę owoców i ciasteczek, po czym ruszyli w stronę pałacu.
[zt z Mishimą]
//Misiek, napisz pierwszy posta w pałacu, tam gdzie byliśmy. Ja dzisiaj nie mam siły na więcej x.x//
Westchnęła, gdy Yuki nadal ekscytował się jej wyprawą otwarcie twierdząc, że właśnie takie są najlepsze. Owszem, można było wyciągnąć wnioski z takich przygód, pod warunkiem, że się je przeżyło. Gorzej, jak ktoś polegnie i nie zdoła się zastanowić nad tym, co można byłoby zmienić, tak jak Shigeru. Reika nie widziała nic ekscytującego w takim ryzykowaniu życiem i miała zupełnie inne podejście do tematu. Natsume chciał umrzeć w walce, nie ze starości, zaś Blondynka odwrotnie. Chciała w pełni przeżyć swoje życie, a nie nagle je zakończyć i zostawić z tym wszystkim jej bliskich. Co prawda, takie było ryzyko zawodowe, ale mimo wszystko mieli wybór. Pokręciła więc tylko głową, poddając się w tym temacie.
Tymczasem Ichirou nadal nie dawał znaków powszechnego zainteresowania rozmową. Uaktywnił się jednak, gdy wspomniano o Radzie. Słysząc jego słowa, Reika parsknęła śmiechem, zasłaniając usta. To było tak dobitnie piękne, że nie mogła się powstrzymać.
- Ubrałeś w słowa moje myśli, Ichirou. - Powiedziała z rozbawieniem. - Chociaż bardziej dosadnie.
Tak nastąpił czas pożegnania z Natsume, a przynajmniej chwilowego, bo mieli się jeszcze spotkać po wszystkim, aby omówić to, co miała mu do przekazania. Na razie jednak mogli się cieszyć dalszym festiwalem i turniejem, dlatego też skinęła Yukiemu głową.
- I Ciebie, Natsume. - Odpowiedziała na jego pozdrowienie. - Do zobaczenia.
Gdy Yuki odszedł wraz z Hideo, Reika spojrzała na Mishimę i uśmiechnęła się do niego. Była ciekawa, co teraz myśli o Natsume, no i nadal nie dowiedziała się niczego o tych swoich rzekomych humorkach. Owszem, czasami zdarzało jej się rozgniewać, ale nie obrażała się i nie chowała urazy w stosunku do przyjaciół i bliskich. No cóż. Może uda się wrócić do tego tematu później.
- Ichi, my też się zbieramy. - Zakomunikowała Sabaku. - Przejdziemy się po mieście i pozwiedzamy trochę. Gdybyśmy nie mieli już okazji się spotkać, to do zobaczenia w Shinrin.
Skinęli mu jeszcze głową na pożegnanie, po czym para opuściła trybuny z zamiarem rozejrzenia się po okolicy. Zahaczyli o kilka budek z jedzeniem, żeby skosztować tutejszych specjałów, a potem pobawili się trochę w parku przy muzyce i tańcu. W końcu jednak zmęczenie dało im się we znaki. Jakby nie patrzeć, od pewnego czasu ciągle byli w podróży, zwłaszcza Reika i nie mieli okazji jeszcze naprawdę porządnie wypocząć. Kupili więc trochę owoców i ciasteczek, po czym ruszyli w stronę pałacu.
[zt z Mishimą]
//Misiek, napisz pierwszy posta w pałacu, tam gdzie byliśmy. Ja dzisiaj nie mam siły na więcej x.x//
0 x


|| Karta Postaci || Pieniądze || Punkty Historii || Głos ||
- Yōsuke
- Postać porzucona
- Posty: 134
- Rejestracja: 6 sty 2018, o 06:45
- Wiek postaci: 17
- Ranga: Dōkō
- Krótki wygląd: Czerwone włosy zaczesane w nieładzie do tyłu, długi czarny płaszcz z kapturem,
pod spodem standardowy strój shinobi oraz czarna zbroja. - Widoczny ekwipunek: -Czarna zbroja
-Katana na plecach
-Kabury na broń, jedna na lewym udzie, druga na drugim
-Dwie torby, jedna nad lewym pośladkiem, druga nad prawym
-Rękawiczki z blaszką - Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=4650
Re: Trybuna wschodnia
Podróż do Kantai jakoś niespecjalnie mi się dłużyła, choć czułem już zmęczenie. Tak długo nie odpoczywałem… Ale miałem wielką motywację! W końcu będzie to moja pierwsza wyprawa na jakąkolwiek wyspę. No i pierwszy raz zobaczę jakiś taki.. Turniej. Może to trochę spuści ze mnie pary. Cała ta misja mnie wykończyła. Ale przynajmniej zdobyłem jakieś doświadczenie.
Zabawne jest to, że dosłownie parę godzin temu widziałem śmierć i brudy tego świata na własne oczy, a teraz idę oglądać pojedynki innych, aby się zrelaksować. Że też panuje we mnie taka znieczulica. Nerwy idę uspokoić tym, co je u mnie wywołało. Przemoc. Chociaż z drugiej strony… Jakby nie patrzeć Ci ludzie nie walczą na śmierć i życie. Może dlatego jestem spokojny? Tak mi się przynajmniej wydaje. W końcu to nic takiego, ot walki pokazowe dla ludzi, żeby mogli się zrelaksować, pokibicować.. A wojownicy zdobędą przy tym rozgłos i chwałę. Nie mam nic do tego. Gdyby każda wojna toczyła się tak, jak pojedynki na arenie… Według jakichś określonych zasad i ktoś by nad tym czuwał. A po wszystkim każdy by się rozchodził, wracał do rodzin, byłoby spokojnie. Ale kto by pozwolił, żeby to wszystko tak wyglądało? Na świecie wojny, śmierć, morderstwa niewinnych… To rzecz potrzebna. Bo ludzie tacy są, uwielbiają przemoc, uwielbiają patrzeć na cierpienie innych, bawi ich to jak ktoś się przewraca i gubi przy tym zęby. Ale skoro ja też idę to oglądać to też taki jestem..? Nie… Nie wydaje mi się. Idę tutaj po to, żeby oglądać, jak walczą inni. Na przyszłość. Będę obserwował każdy ich ruch. Przyda mi się to. I to bardzo. W końcu kiedyś ktoś zajdzie mi drogę i być może kiedyś skojarzę co robi taka osoba, dzięki temu że przyszedłem tutaj, pogapić się jak ludzie dostają wciry.
O tyle dobrze, że przespałem się chwilę na łodzi. Nie trwało to za długo, ale pozwoliło mi chociaż trochę odpocząć. Przydało mi się to. Czuję się zdecydowanie lepiej niż wtedy, kiedy wychodziłem z Antai. Po drodze nie spotkało mnie nic, co musiałbym pamiętać. Ot spokojna droga szlakiem. Mijałem sporo osób idących w tę samą stronę, co ja. Cały świat nagle zbiera się, aby obejrzeć te wszystkie pojedynki, koronacje, festiwale… Odrywają się od obowiązków tylko po to, żeby obejrzeć coś takiego. Czy świat jest aż tak nudny…? Z resztą. Chyba jestem hipokrytą, bo sam tu przybyłem. Ale czy przypadkiem każdy z nas nim nie jest..? Innym nie pozwalamy na coś, co sami robimy. Nie podoba nam się, gdy ktoś jest głośno mimo tego, że chwilę wcześniej to my krzyczeliśmy. Śmieszne to i smutne, że jesteśmy tak krytyczni wobec innych, a robimy to samo co oni, nie zdając sobie z tego sprawy. Spróbuję się zrelaksować.. W końcu po to tutaj przyszedłem.
- Przepraszam… Przepraszam, przepraszam, przepraszam… Przepraszam? Przepraszam - takie tłumy. Ciężko było się przedrzeć, ale w końcu udało mi się trafić na trybuny. Nareszcie, chciałoby się rzec. Odpocznę w końcu. Popatrzę na cały ten spektakl szaleństwa. Że też bicie się po mordach, stało się czymś, co się celebruje. Nie znam tu nikogo. I dobrze. Jeszcze by się okazało, że muszę z nimi porozmawiać. Mam tylko nadzieję, że nikt nie rozpozna we mnie zamachowca. Mój płaszcz w sumie wygląda dosyć podejrzanie. Wyglądam w końcu, jakbym nie chciał rzucać się w oczy. A w takich miejscach, kiedy nie chcesz rzucać się w oczy to… rzucasz się w oczy. Może to i dziwne, ale lepiej wmieszać się w tłum, ubierając się pstrokato, niżeli bawić się w zasłanianie. Zgaduję, że gdyby moja gęba znajdowała się na jakimś liście gończym to mogliby mnie nie rozpoznać. No oczywiście odliczając bursztynowe oczy i czerwone niczym ogień włosy. Wtedy byłbym całkiem normalny, nie? Ale to nieważne.
Zasiadłem w górnym rzędzie. Chyba jakieś walki już trwały. Ale na razie nie zwracałem na to uwagi. Przymknąłem oczy, rozsiadłem się wygodnie i wsłuchiwałem w otoczenie. Wiem, nieładnie tak podsłuchiwać ludzi, ale co ja poradzę? Może usłyszę coś ciekawego… A tymczasem, poczekam na jakąś ciekawą walkę do obejrzenia. Może pojawi się jakiś samuraj. Zawsze lubiłem oglądać tych gości w akcji. Ten ich honor… Ile razy ich nie zwiódł? Oni i ten ich kodeks. Ale jest w nim pewny urok. Można im zaufać.
Posiedziałem tak trochę, czekając na jakieś ciekawsze walki, ale jak na razie nic się nie działo.. Postanowiłem więc pójść tam, gdzie planowałem iść po turnieju. Mijałem wcześniej ciekawą rzecz. A mianowicie tablicę z zagadką.. Chyba już wiem, co jest nań odpowiedzią. Ruszę tam czym prędzej i wrócę, jak już udzielę odpowiedzi. Może wygram jakąś pamiątkę..?
[z/t]
Zabawne jest to, że dosłownie parę godzin temu widziałem śmierć i brudy tego świata na własne oczy, a teraz idę oglądać pojedynki innych, aby się zrelaksować. Że też panuje we mnie taka znieczulica. Nerwy idę uspokoić tym, co je u mnie wywołało. Przemoc. Chociaż z drugiej strony… Jakby nie patrzeć Ci ludzie nie walczą na śmierć i życie. Może dlatego jestem spokojny? Tak mi się przynajmniej wydaje. W końcu to nic takiego, ot walki pokazowe dla ludzi, żeby mogli się zrelaksować, pokibicować.. A wojownicy zdobędą przy tym rozgłos i chwałę. Nie mam nic do tego. Gdyby każda wojna toczyła się tak, jak pojedynki na arenie… Według jakichś określonych zasad i ktoś by nad tym czuwał. A po wszystkim każdy by się rozchodził, wracał do rodzin, byłoby spokojnie. Ale kto by pozwolił, żeby to wszystko tak wyglądało? Na świecie wojny, śmierć, morderstwa niewinnych… To rzecz potrzebna. Bo ludzie tacy są, uwielbiają przemoc, uwielbiają patrzeć na cierpienie innych, bawi ich to jak ktoś się przewraca i gubi przy tym zęby. Ale skoro ja też idę to oglądać to też taki jestem..? Nie… Nie wydaje mi się. Idę tutaj po to, żeby oglądać, jak walczą inni. Na przyszłość. Będę obserwował każdy ich ruch. Przyda mi się to. I to bardzo. W końcu kiedyś ktoś zajdzie mi drogę i być może kiedyś skojarzę co robi taka osoba, dzięki temu że przyszedłem tutaj, pogapić się jak ludzie dostają wciry.
O tyle dobrze, że przespałem się chwilę na łodzi. Nie trwało to za długo, ale pozwoliło mi chociaż trochę odpocząć. Przydało mi się to. Czuję się zdecydowanie lepiej niż wtedy, kiedy wychodziłem z Antai. Po drodze nie spotkało mnie nic, co musiałbym pamiętać. Ot spokojna droga szlakiem. Mijałem sporo osób idących w tę samą stronę, co ja. Cały świat nagle zbiera się, aby obejrzeć te wszystkie pojedynki, koronacje, festiwale… Odrywają się od obowiązków tylko po to, żeby obejrzeć coś takiego. Czy świat jest aż tak nudny…? Z resztą. Chyba jestem hipokrytą, bo sam tu przybyłem. Ale czy przypadkiem każdy z nas nim nie jest..? Innym nie pozwalamy na coś, co sami robimy. Nie podoba nam się, gdy ktoś jest głośno mimo tego, że chwilę wcześniej to my krzyczeliśmy. Śmieszne to i smutne, że jesteśmy tak krytyczni wobec innych, a robimy to samo co oni, nie zdając sobie z tego sprawy. Spróbuję się zrelaksować.. W końcu po to tutaj przyszedłem.
- Przepraszam… Przepraszam, przepraszam, przepraszam… Przepraszam? Przepraszam - takie tłumy. Ciężko było się przedrzeć, ale w końcu udało mi się trafić na trybuny. Nareszcie, chciałoby się rzec. Odpocznę w końcu. Popatrzę na cały ten spektakl szaleństwa. Że też bicie się po mordach, stało się czymś, co się celebruje. Nie znam tu nikogo. I dobrze. Jeszcze by się okazało, że muszę z nimi porozmawiać. Mam tylko nadzieję, że nikt nie rozpozna we mnie zamachowca. Mój płaszcz w sumie wygląda dosyć podejrzanie. Wyglądam w końcu, jakbym nie chciał rzucać się w oczy. A w takich miejscach, kiedy nie chcesz rzucać się w oczy to… rzucasz się w oczy. Może to i dziwne, ale lepiej wmieszać się w tłum, ubierając się pstrokato, niżeli bawić się w zasłanianie. Zgaduję, że gdyby moja gęba znajdowała się na jakimś liście gończym to mogliby mnie nie rozpoznać. No oczywiście odliczając bursztynowe oczy i czerwone niczym ogień włosy. Wtedy byłbym całkiem normalny, nie? Ale to nieważne.
Zasiadłem w górnym rzędzie. Chyba jakieś walki już trwały. Ale na razie nie zwracałem na to uwagi. Przymknąłem oczy, rozsiadłem się wygodnie i wsłuchiwałem w otoczenie. Wiem, nieładnie tak podsłuchiwać ludzi, ale co ja poradzę? Może usłyszę coś ciekawego… A tymczasem, poczekam na jakąś ciekawą walkę do obejrzenia. Może pojawi się jakiś samuraj. Zawsze lubiłem oglądać tych gości w akcji. Ten ich honor… Ile razy ich nie zwiódł? Oni i ten ich kodeks. Ale jest w nim pewny urok. Można im zaufać.
Posiedziałem tak trochę, czekając na jakieś ciekawsze walki, ale jak na razie nic się nie działo.. Postanowiłem więc pójść tam, gdzie planowałem iść po turnieju. Mijałem wcześniej ciekawą rzecz. A mianowicie tablicę z zagadką.. Chyba już wiem, co jest nań odpowiedzią. Ruszę tam czym prędzej i wrócę, jak już udzielę odpowiedzi. Może wygram jakąś pamiątkę..?
[z/t]
0 x
Re: Trybuna wschodnia
Wyciągnięcie swoich zgrabnych nóżek z łódeczki było naprawdę wspaniałym uczuciem. Jeden z tych uczuć, które sprawiają, że już wiesz - tu jest ta ziemia, która zawsze była bardziej zielona, ta trawa, za którą zawsze tęskniy serca, to miejsce, o którego wszyscy chcieli dotrzeć. Tutaj. W tym miejscu rajskich ptaków, kolorowych zasłon rozciągniętych nad sklepami i klapek zakładanyh ludziom na oczy, by zapomnieli o trudach wojny. I wiecie co? Działało. Działało na nich wszystkich i działało na nią samą. Lubiła ten smród miasta, może dlatego wyglądała tak dumnie, kiedy z małą gracą człapnęła przez burtę i zatrzymała się na deskach portu, a może to dlatego, że cała była po prostu... zadowolona. Jakby jakiekolwiek trudy życia omijały ją z daleka, zgodnie z jej niską rangą - i życie było odpowiednio niskie. Zagrożenia przecinały rzeczywistość największymi zmartwieniami w postaci zaginionego kocięta starszej pani, a nie zmartwieniem o to, czy temu i temu nie postawią pomnika ku pamięci. Zimnego kamienia, który nie będzie w stanie opowiedzieć nieszczęśliwej historii - ale Ona mogła. Mogła opowiadać wiele historyjek, w większości pewnie tych przezabawanych, pociesznych - takich bardzo proporcjonalnych do niej samej. Takich o gonieniu motyli na łące i głośnym śmiechu nad szemrzącym strumykiem, kiedy niesforne szczeniaki wilków przewalały się po leśnej ściółce, próbując dogonić swoją dumnie stąpającą przed nimi matkę.
Lubisz bajki?
Opowiem ci jedną. To leciało tak...
- Zbroja zmniejsza cycki. - Złapała się za swoje piersi, opierając palce pod nimi i uniosła je nieco, przez co wydały się większe niż zazwyczaj - a wcale duże nie były. W porównaniu do "norm" raczej można je było nazwać niewielkimi. Jej dwa skarby noszące w sobie męskie marzenia zamiast tkanki tłuszczowej. Jakoś w ogóle nie załapała tego, że teraz powinna się bardziej zainteresować, że przecież właśnie mężczyzna jej się pochwalił, że wygrał pierwszą walkę na turnieju, na Arenie Zmierzchu - on sam! Przynajmniej nie dotarło to do niej od razu, jej niewielki mózg za mocno skupił się na dyskomforcie, który dawałaby zbroja noszona na ciele i fakt spłaszczania cycków, co wcale nie brzmiało zachęcająco. Zaraz wyciągnęła łapsko i walnęła nim w klatkę piersiową samuraja. - Ale nieźle! - Pochwaliła, zerkając na towarzysza z ukosa. I było w tym spojrzeniu coś... rzeczywiście pochwalającego. Nie w ten wylewny sposób. Raczej w ten, w który każdy żołnierz jest dumny z towarzysza broni, który przeszedł przez swój test. Swoją walkę. - Jednak nie jesteś takim mięczakiem, to możemy się dłużej pobujać po moich dzielnicach. - Cofnęła łapkę i skupiła spojrzenie na otoczeniu. Basior szedł tuż obok niej kompletnie niewzruszony i niczym nie zainteresowany - on niczym, za to ludzie wokół rozsuwali się na boki. Pies bez kagańca!
- Doobraaa, dobraaa, ale ja jestem głooodnaaa..! - Odgłos, który z siebie wydała, przypominał dokładnie to samo "zawodzenie" jak przy jej okrzyku "rybooo!" - ciężki do bliższej identyfikacji. Typowa księżniczka, która musi dostać to, czego chciała - tylko zamiast czekać, aż ktoś jej to da - sama po to sięga. I tutaj było podobnie. Złapała Seinaru za rękę i pociągnęła biegiem do jednej z budek, sparkląc i niuchając cudowny zapach potraw. - Rybciee~! - I dopiero kiedy się najadła, kiedy pociągała samuraja po różnych budkach, uspokojona i ugłaskana z włosem.
- Miałabym co? - Zerknęła kontrolnie na samuraja. - Mam większe jaja niż większość tych pedałów. - Śmieszek? Wydawała się całkiem poważna przy mówieniu tego. Może naburmuszona? Słowa wypowiedziane mruknięciem. - Ciągle kibicuję, żeby ktoś nie przyszedł i odpadł! - Powiedziała z entuzjazmem i zacisnęła dłoń w pięść, unosząc ją na poziom klatki piersiowej. - Może ktoś się wywali na głupi ryj, ha!
Lubisz bajki?
Opowiem ci jedną. To leciało tak...
- Zbroja zmniejsza cycki. - Złapała się za swoje piersi, opierając palce pod nimi i uniosła je nieco, przez co wydały się większe niż zazwyczaj - a wcale duże nie były. W porównaniu do "norm" raczej można je było nazwać niewielkimi. Jej dwa skarby noszące w sobie męskie marzenia zamiast tkanki tłuszczowej. Jakoś w ogóle nie załapała tego, że teraz powinna się bardziej zainteresować, że przecież właśnie mężczyzna jej się pochwalił, że wygrał pierwszą walkę na turnieju, na Arenie Zmierzchu - on sam! Przynajmniej nie dotarło to do niej od razu, jej niewielki mózg za mocno skupił się na dyskomforcie, który dawałaby zbroja noszona na ciele i fakt spłaszczania cycków, co wcale nie brzmiało zachęcająco. Zaraz wyciągnęła łapsko i walnęła nim w klatkę piersiową samuraja. - Ale nieźle! - Pochwaliła, zerkając na towarzysza z ukosa. I było w tym spojrzeniu coś... rzeczywiście pochwalającego. Nie w ten wylewny sposób. Raczej w ten, w który każdy żołnierz jest dumny z towarzysza broni, który przeszedł przez swój test. Swoją walkę. - Jednak nie jesteś takim mięczakiem, to możemy się dłużej pobujać po moich dzielnicach. - Cofnęła łapkę i skupiła spojrzenie na otoczeniu. Basior szedł tuż obok niej kompletnie niewzruszony i niczym nie zainteresowany - on niczym, za to ludzie wokół rozsuwali się na boki. Pies bez kagańca!
- Doobraaa, dobraaa, ale ja jestem głooodnaaa..! - Odgłos, który z siebie wydała, przypominał dokładnie to samo "zawodzenie" jak przy jej okrzyku "rybooo!" - ciężki do bliższej identyfikacji. Typowa księżniczka, która musi dostać to, czego chciała - tylko zamiast czekać, aż ktoś jej to da - sama po to sięga. I tutaj było podobnie. Złapała Seinaru za rękę i pociągnęła biegiem do jednej z budek, sparkląc i niuchając cudowny zapach potraw. - Rybciee~! - I dopiero kiedy się najadła, kiedy pociągała samuraja po różnych budkach, uspokojona i ugłaskana z włosem.
- Miałabym co? - Zerknęła kontrolnie na samuraja. - Mam większe jaja niż większość tych pedałów. - Śmieszek? Wydawała się całkiem poważna przy mówieniu tego. Może naburmuszona? Słowa wypowiedziane mruknięciem. - Ciągle kibicuję, żeby ktoś nie przyszedł i odpadł! - Powiedziała z entuzjazmem i zacisnęła dłoń w pięść, unosząc ją na poziom klatki piersiowej. - Może ktoś się wywali na głupi ryj, ha!
0 x
- Seinaru
- Martwa postać
- Posty: 2526
- Rejestracja: 5 lip 2017, o 13:55
- Wiek postaci: 29
- Ranga: Samuraj
- Krótki wygląd: Trupioblada cera, charakterystyczny brak głowy
- Widoczny ekwipunek: Nagrobek
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=3828
Re: Trybuna wschodnia
Gdy zrobiła ze swoim biustem ten... gest, Seinaru mimowolnie odwrócił wzrok. Potem odruchowo spojrzał jeszcze raz, a potem znowu odwrócił. Damn, ciekawość kazała mu patrzeć, wstydliwość uciekać.
- Są też damskie wersje, z takimi o... - Uwypuklił na swojej klatce piersiowej dłońmi dwie miseczki, w których mieszczą się piersi w żeńskich wariantach pancerzy. Wszystko byle tylko nie myśleć o ściśniętych, opiętych, uwydatnionych piersiach Samidare. Nic to że były małe, ale były i to się liczyło. Kei nie czuł się zbyt pewnie w tych tematach do rozmowy, nie było w tym niczego, na czym by się znał, dlatego poruszał się w nich jak dziecko we mgle, cały czas nie wiedząc, czy nie powiedział czegoś źle. Dlatego próbował szybko skierować rozmowę na inne tory.
- Twoje dzielnice? Hanamura to Twoje rodzinne miasto? W ogóle nie wyglądasz jakbyś była tutejsza. - Powiedział bez ogródek. Jej usposobienie, wygląd, ubiór, to wszystko pasowało mu bardziej na rozochoconą wyprawą turystkę z ciepłych krajów. Na tyle roztargnioną, że nie pomyślała nawet o zabraniu ze sobą do Kantai kurtki, bo przecież gdzieś u niej w Kraju akurat jest teraz ciepło. Tak samo jej basiura, widok takiego ogromnego psa był tutaj niecodzienny. Ba! Sam Seinaru nigdy wcześniej nie spotkał się z takim okazem, dlatego zachowywał od niego jeszcze bezpieczną odległość, nie utrzymując zbyt długo kontaktu wzrokowego.
Tak dotarli do areny i trybun, gdzie wciąż sprzedawano te festiwalowe fastfoody, którymi rodziny zapychały się nawzajem jako obowiązkowy punkt programu podczas jakichkolwiek imprez. Obrzydliwe. Kei wchłonął kilka takich porcji i niczego nie żałował. Razem z Samidare mieli teraz pełne brzuszki i mogli zająć się tym, po co tutaj przyszli. Zajęli miejsca na trybunach i oglądali toczące się walki.
- Pedałów? - Seinaru uniósł brew na dowód zdziwienia.
- Jeśli to byłyby walki na przechwalanie się to na pewno byś wygrała. - Wypalił wprost. Na razie umiała tylko dużo mówić, a samuraj nie zamierzał jej bronić, gdy wymsknie jej się coś przy kimś, kogo łatwo wyprowadzić z równowagi. Inna sprawa, że zapewne w ogóle nie zależało jej na tym, aby mieć święty spokój i nikogo przypadkiem nie denerwować. Zerknął na areny aby rozeznać się w trwających walkach. Oh!
- Spójrz, tam walczy mój przyjaciel, Akami. Tamten z włócznią. Chyba właśnie oberwał w głowę... - Seinaru skrzywił się na widok uderzenia bokkenem, jakie Akodo przyjął na czaszkę.
- Masz w tym jakieś doświadczenie? - Zapytał jej, wskazując głową pola bitwy.
- Są też damskie wersje, z takimi o... - Uwypuklił na swojej klatce piersiowej dłońmi dwie miseczki, w których mieszczą się piersi w żeńskich wariantach pancerzy. Wszystko byle tylko nie myśleć o ściśniętych, opiętych, uwydatnionych piersiach Samidare. Nic to że były małe, ale były i to się liczyło. Kei nie czuł się zbyt pewnie w tych tematach do rozmowy, nie było w tym niczego, na czym by się znał, dlatego poruszał się w nich jak dziecko we mgle, cały czas nie wiedząc, czy nie powiedział czegoś źle. Dlatego próbował szybko skierować rozmowę na inne tory.
- Twoje dzielnice? Hanamura to Twoje rodzinne miasto? W ogóle nie wyglądasz jakbyś była tutejsza. - Powiedział bez ogródek. Jej usposobienie, wygląd, ubiór, to wszystko pasowało mu bardziej na rozochoconą wyprawą turystkę z ciepłych krajów. Na tyle roztargnioną, że nie pomyślała nawet o zabraniu ze sobą do Kantai kurtki, bo przecież gdzieś u niej w Kraju akurat jest teraz ciepło. Tak samo jej basiura, widok takiego ogromnego psa był tutaj niecodzienny. Ba! Sam Seinaru nigdy wcześniej nie spotkał się z takim okazem, dlatego zachowywał od niego jeszcze bezpieczną odległość, nie utrzymując zbyt długo kontaktu wzrokowego.
Tak dotarli do areny i trybun, gdzie wciąż sprzedawano te festiwalowe fastfoody, którymi rodziny zapychały się nawzajem jako obowiązkowy punkt programu podczas jakichkolwiek imprez. Obrzydliwe. Kei wchłonął kilka takich porcji i niczego nie żałował. Razem z Samidare mieli teraz pełne brzuszki i mogli zająć się tym, po co tutaj przyszli. Zajęli miejsca na trybunach i oglądali toczące się walki.
- Pedałów? - Seinaru uniósł brew na dowód zdziwienia.
- Jeśli to byłyby walki na przechwalanie się to na pewno byś wygrała. - Wypalił wprost. Na razie umiała tylko dużo mówić, a samuraj nie zamierzał jej bronić, gdy wymsknie jej się coś przy kimś, kogo łatwo wyprowadzić z równowagi. Inna sprawa, że zapewne w ogóle nie zależało jej na tym, aby mieć święty spokój i nikogo przypadkiem nie denerwować. Zerknął na areny aby rozeznać się w trwających walkach. Oh!
- Spójrz, tam walczy mój przyjaciel, Akami. Tamten z włócznią. Chyba właśnie oberwał w głowę... - Seinaru skrzywił się na widok uderzenia bokkenem, jakie Akodo przyjął na czaszkę.
- Masz w tym jakieś doświadczenie? - Zapytał jej, wskazując głową pola bitwy.
0 x
Jeśli czytasz ten podpis to znaczy, że jestem już martwy...
Re: Trybuna wschodnia
Samidare czuła się naprawdę dobrze przy Seinaru - nie na tej płaszczyźnie, gdzie byłoby jej niezwykle przyjemnie, to jeszcze nie to, ale było fajnie, dobrze się bawiła przy stonowanym samuraju, który był jak zielone tło dla jej ostrej czerwieni. Zielone łąki pochłaniane przez ogień. Z tym, że Kei wydawał się nie dawać niczemu pochłaniać. Nie mogła tego nawet nazwać stoicyzmem, on zdawał się po prostu być i przeżywać swój wewnętrzny świat w zminimalizowanym stopniu, w swoim zminimalizowanym kąciku - zupełnie inaczej niż kiedy się rumienił i przynajmniej sprawiał wrażenie żywej jednostki, a nie lalki poruszanej na sznureczkach. Dziwny gość, ale każdy shinobi był dziwny, pieprznięty, kuriozum - niepotrzebne skreślić.
- Racja. - Przyznała bystrze. Jakoś na parę chwil żeńskie wersje zbroi wypadły jej całkowicie z głowy, wszystko przez tą traumatyczną myśl, że jej ciało miałoby zostać zasłonięte bardziej niż nakazują ustawy. Spojrzała na towarzysza, który w jakiś zabawnie nieporadny sposób pokazał dłońmi miseczki, przystawiając je do własnej klatki piersiowej - chyba znów speszony. YIIISS! Zdążyła już zapomnieć, że w sumie to ich rozmowa zaczęła się niemal od typowego "hej mała, bolało jak spadałaś z nieba?" Tylko gdyby jeszcze samuraj zainwestował w pięć kilo pewności siebie to może by mu się udało coś takiego z siebie wykrzesać, bo jak na razie? Nie wiedziała, co mu tam po łbie chodzi, ale też nie za bardzo starała się domyślić.
- Niee, nie rodzinne. - Że rodzinne, że się tutaj urodziła, co? No nie. - A musi być rodzinne, żeby było moje? - Prychnęła. Chyba tak. Może. Dostała tutejsze obywatelstwo, została przyjęta pod chłodny płaszcz Yukich, pod którym, jak się okazywało, było całkiem ciepło i przyjemnie. - Przepraszam... z dr... Z DROOGII, BO IDĘĘ! - Przeciskanie się przez tłumy do najłatwiejszych nie należało i początkowo Samidare starała się być nawet grzeczna, ale to "początkowo" trwało zaledwie przez chwilę. Śmiesznie to musiało wyglądać - taka mała, a taka głośna. Basior u jej boku wydał z siebie głębokie szczeknięcie i w końcu otworzyła się przed nimi w miarę sensowne przejście. Fujka, tyle ludzi! Fujka dlatego, że większość śmierdziała, dlatego Samidare starała się o nich nie ocierać w najmniejszy nawet sposób.
- Oczywiście, że bym wygrała. - Podparła się pod boki. - No nie ma się czym chwalić. - Wydawało jej się, że Hayami i Sanada całkiem nieźle się bawią. Przynajmniej tak wyglądali, jakby pojedynek był... czysty? O ile w ogóle można tak określić jakikolwiek pojedynek shinobi. A tamta druga para wyglądała, jakby czekali na zmiłowanie boskie. O, jednak nie. Jednak coś się zaczęło dziać, ale nadal bez jakiegoś szału. W końcu otoczony mężczyzna przez trzy bliźniaczki zrobił swój ruch. - Że w czym? W obrywaniu bokkenem? No nie bardzo. - Skrzywiła się lekko i zaplotła ręce na klatce piersiowej. - A w walkach to nie, żadnego. - Odparła bez mrugnięcia. - Dlatego kiedyś chciałabym spróbować zawalczyć! - Zacisnęła znów dłoń w pięść. - To musi być naprawdę niesamowite przeżycie!
- Racja. - Przyznała bystrze. Jakoś na parę chwil żeńskie wersje zbroi wypadły jej całkowicie z głowy, wszystko przez tą traumatyczną myśl, że jej ciało miałoby zostać zasłonięte bardziej niż nakazują ustawy. Spojrzała na towarzysza, który w jakiś zabawnie nieporadny sposób pokazał dłońmi miseczki, przystawiając je do własnej klatki piersiowej - chyba znów speszony. YIIISS! Zdążyła już zapomnieć, że w sumie to ich rozmowa zaczęła się niemal od typowego "hej mała, bolało jak spadałaś z nieba?" Tylko gdyby jeszcze samuraj zainwestował w pięć kilo pewności siebie to może by mu się udało coś takiego z siebie wykrzesać, bo jak na razie? Nie wiedziała, co mu tam po łbie chodzi, ale też nie za bardzo starała się domyślić.
- Niee, nie rodzinne. - Że rodzinne, że się tutaj urodziła, co? No nie. - A musi być rodzinne, żeby było moje? - Prychnęła. Chyba tak. Może. Dostała tutejsze obywatelstwo, została przyjęta pod chłodny płaszcz Yukich, pod którym, jak się okazywało, było całkiem ciepło i przyjemnie. - Przepraszam... z dr... Z DROOGII, BO IDĘĘ! - Przeciskanie się przez tłumy do najłatwiejszych nie należało i początkowo Samidare starała się być nawet grzeczna, ale to "początkowo" trwało zaledwie przez chwilę. Śmiesznie to musiało wyglądać - taka mała, a taka głośna. Basior u jej boku wydał z siebie głębokie szczeknięcie i w końcu otworzyła się przed nimi w miarę sensowne przejście. Fujka, tyle ludzi! Fujka dlatego, że większość śmierdziała, dlatego Samidare starała się o nich nie ocierać w najmniejszy nawet sposób.
- Oczywiście, że bym wygrała. - Podparła się pod boki. - No nie ma się czym chwalić. - Wydawało jej się, że Hayami i Sanada całkiem nieźle się bawią. Przynajmniej tak wyglądali, jakby pojedynek był... czysty? O ile w ogóle można tak określić jakikolwiek pojedynek shinobi. A tamta druga para wyglądała, jakby czekali na zmiłowanie boskie. O, jednak nie. Jednak coś się zaczęło dziać, ale nadal bez jakiegoś szału. W końcu otoczony mężczyzna przez trzy bliźniaczki zrobił swój ruch. - Że w czym? W obrywaniu bokkenem? No nie bardzo. - Skrzywiła się lekko i zaplotła ręce na klatce piersiowej. - A w walkach to nie, żadnego. - Odparła bez mrugnięcia. - Dlatego kiedyś chciałabym spróbować zawalczyć! - Zacisnęła znów dłoń w pięść. - To musi być naprawdę niesamowite przeżycie!
0 x
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości