
Siedziba Straży
- Ichirou
- Posty: 4033
- Rejestracja: 18 kwie 2015, o 18:25
- Wiek postaci: 35
- Ranga: Seinin
- Krótki wygląd: Chodzące piękno.
- Widoczny ekwipunek: Hiramekarei, gurda, fūma shuriken, torba, dwie kabury
- Link do KP: viewtopic.php?f=33&t=320
- Lokalizacja: Atsui
Re: Siedziba Straży
Jak się okazało, urocza blondyneczka wcale nie była taka grzeczniutka. Nie, żeby Ichirou należał do tych najporządniej się prowadzących, ale dość swobodne podejście do życia i tak sporo różniło się od dorabiania sobie na boku. Niby o zmarłych się źle nie powinno mówić, ale kto by się tym przejmował. Kimiko miała trochę za uszami i jeżeli faktycznie miała udział w kradzieży jego naszyjnika, to cóż, nie mogła liczyć na taryfę ulgową.
Pojawiały się kolejne pytania, głównie dotyczące tego, co robiła Kimiko po zakończeniu swojej zmiany w Promyku Słońca. Można było przypuszczać, że to miało jakiś związek z jej porannym, tajemniczym gościem. O co tu, do cholery, chodziło? Czy Ichirou wciąż był na tropie swojego naszyjnika, czy przypadkowo zaczął podążać zupełnie inną sprawą, nie związaną z jego straconą własnością?
Choć specyficznie ścięta kobieta powiedziała całkiem sporo, to i tak wciąż niewiele było wiadome. Asahi już nie miał czego tu szukać, więc ruszył dalej, wystawiając się blask nielitościwej Amaterasu. Zważając na jego wciąż kiepskie samopoczucie, przydałaby się Kimiko do ściągnięcia na przejrzyste niebo czarnych chmur, które dałoby choć trochę wytchnienia.
Jakoś udało mu się przeżyć i doczłapać do siedziby straży wioski. Raczej nie odwiedzał tego budynku. Służba porządkowa miała swoje zadania, a brązowowłosy Sabaku miał swoje. Oni wypełniali te najprostsze, zwykle rutynowe obowiązki, natomiast Sentoki zajmował się już poważniejszymi misjami, które wymagały interwencji wykwalifikowanego shinobi.
Jego wizyta w placówce wzbudziła większe poruszenie, niż mógłby się spodziewać. No tak, rzadko odwiedzali ich wysocy rangą ninja, bo tacy odpowiadali bezpośrednio przed samym liderem. Może to i dobrze. Przynajmniej dzięki temu władca piasku miał pewność, że uderzy od razu do kogoś wysoko postawionego w straży i jego sprawa otrzyma odpowiedni priorytet.
- Macie jakąś wodę? - rzucił w pierwszej kolejności, bo szklanka wody to było właśnie to, czego jego organizm domagał się w tym momencie.
A później przedstawił im swój problem. A właściwie to dwa problemy. Pierwszy - temat jego zaginionego naszyjnika.
Drugi - temat nieco szokującej śmierci dziewczyny. W swoich relacjach podał wszystkie informacje, jakie zdobył do tej pory.
Opowiedział im o truciźnie, o kontrowersyjnych zajęciach blondynki, o podejrzanym gostku z czerwoną opaską.
- Może. Warto byłoby rozejrzeć się za nimi. Podeślijcie tam kogoś, niech dobrze przetrzepie mieszkanie - odparł, wręczając strażnikom karteczkę z adresem Kimiko. No, niech ci panowie w uniformach się wreszcie do czegoś przydadzą.
- Zbyt wiele przypadków, więc albo mam niesamowite szczęście lub pech, albo coś faktycznie jest na rzeczy. Tak czy inaczej, liczę na informowanie jeżeli będą jakieś postępy - odparł, wzdychając na koniec. Po co ktoś miałby zadawać sobie tyle trudu, by zdobyć jego amulet? Nie było łatwiejszy i droższych rzeczy do kradzieży? Serio, już lepiej byłoby okraść jubilera, który miał zakład pod rezydencją Ichiego. Huh, Asahi musiał chyba komuś nadepnąć na nogę. No chyba że zatrucie Kimiko było zupełnie z nim nie związane? Tylko co w takim razie z jego pamiątką rodzinną?
Pojawiały się kolejne pytania, głównie dotyczące tego, co robiła Kimiko po zakończeniu swojej zmiany w Promyku Słońca. Można było przypuszczać, że to miało jakiś związek z jej porannym, tajemniczym gościem. O co tu, do cholery, chodziło? Czy Ichirou wciąż był na tropie swojego naszyjnika, czy przypadkowo zaczął podążać zupełnie inną sprawą, nie związaną z jego straconą własnością?
Choć specyficznie ścięta kobieta powiedziała całkiem sporo, to i tak wciąż niewiele było wiadome. Asahi już nie miał czego tu szukać, więc ruszył dalej, wystawiając się blask nielitościwej Amaterasu. Zważając na jego wciąż kiepskie samopoczucie, przydałaby się Kimiko do ściągnięcia na przejrzyste niebo czarnych chmur, które dałoby choć trochę wytchnienia.
Jakoś udało mu się przeżyć i doczłapać do siedziby straży wioski. Raczej nie odwiedzał tego budynku. Służba porządkowa miała swoje zadania, a brązowowłosy Sabaku miał swoje. Oni wypełniali te najprostsze, zwykle rutynowe obowiązki, natomiast Sentoki zajmował się już poważniejszymi misjami, które wymagały interwencji wykwalifikowanego shinobi.
Jego wizyta w placówce wzbudziła większe poruszenie, niż mógłby się spodziewać. No tak, rzadko odwiedzali ich wysocy rangą ninja, bo tacy odpowiadali bezpośrednio przed samym liderem. Może to i dobrze. Przynajmniej dzięki temu władca piasku miał pewność, że uderzy od razu do kogoś wysoko postawionego w straży i jego sprawa otrzyma odpowiedni priorytet.
- Macie jakąś wodę? - rzucił w pierwszej kolejności, bo szklanka wody to było właśnie to, czego jego organizm domagał się w tym momencie.
A później przedstawił im swój problem. A właściwie to dwa problemy. Pierwszy - temat jego zaginionego naszyjnika.
Drugi - temat nieco szokującej śmierci dziewczyny. W swoich relacjach podał wszystkie informacje, jakie zdobył do tej pory.
Opowiedział im o truciźnie, o kontrowersyjnych zajęciach blondynki, o podejrzanym gostku z czerwoną opaską.
- Może. Warto byłoby rozejrzeć się za nimi. Podeślijcie tam kogoś, niech dobrze przetrzepie mieszkanie - odparł, wręczając strażnikom karteczkę z adresem Kimiko. No, niech ci panowie w uniformach się wreszcie do czegoś przydadzą.
- Zbyt wiele przypadków, więc albo mam niesamowite szczęście lub pech, albo coś faktycznie jest na rzeczy. Tak czy inaczej, liczę na informowanie jeżeli będą jakieś postępy - odparł, wzdychając na koniec. Po co ktoś miałby zadawać sobie tyle trudu, by zdobyć jego amulet? Nie było łatwiejszy i droższych rzeczy do kradzieży? Serio, już lepiej byłoby okraść jubilera, który miał zakład pod rezydencją Ichiego. Huh, Asahi musiał chyba komuś nadepnąć na nogę. No chyba że zatrucie Kimiko było zupełnie z nim nie związane? Tylko co w takim razie z jego pamiątką rodzinną?
0 x
- Ichirou
- Posty: 4033
- Rejestracja: 18 kwie 2015, o 18:25
- Wiek postaci: 35
- Ranga: Seinin
- Krótki wygląd: Chodzące piękno.
- Widoczny ekwipunek: Hiramekarei, gurda, fūma shuriken, torba, dwie kabury
- Link do KP: viewtopic.php?f=33&t=320
- Lokalizacja: Atsui
Re: Siedziba Straży
A gdybym to zrobił tak, a gdybym to, a gdybym tamto...
A gdyby srak, do kurwy.
Oczywiście, że przez napuchniętą od kaca głowę przepływało wiele różnych myśli. Decyzje z przeszłości były rozbierane na czynniki pierwsze, a potem zastępowane zupełnie innymi, tworząc w ten sposób nowe scenariusze teraźniejszości i przyszłości. W ludzkiej naturze było rozpamiętywać wcześniejsze wydarzenia, w nich dokonywać odmiennych rzeczy i w ten sposób kreować w teorii lepsze, korzystniejsze historie. Takie zadręczenia się jedynie rozdrażniało poirytowanego już władcę piasku.
A chrzanić to gdybanie. Stało się jak się stało. Dziewczyna zmarła, ktoś podjebał rodzinny naszyjnik. I co? I gówno. Wkurwiony, bo wkurwiony, ale zamierzał odzyskać swoją własność i żyć dalej. Nie panował nad wszystkim, nie miał wiedzy ani władzy absolutnej. Nie wszystko szło po jego myśli, ale komu, do cholery, szło? Nawet pierdolony, wszechpotężny Antykreator nie był w stanie zrealizować wszystkich celów. Rypnął się chyba nawet dwa razy, o ile Asahi dobrze kojarzył historię świata.
Ba, pewnie nawet Los nie miała wszystkiego pod ręką, choć mogła sprawiać zupełnie inne wrażenie. Miała spore możliwości to jasne. Mogła popchnąć coś do przodu raz lub nawet parę razy, ale czy znała tego efekt? Wiedziała, czy na wskutek jej działania obiekt nabierze rozpędu i rozmiarów jak tocząca się kula śnieżna, roztrzaska się o skały, utknie w dziurze, czy może spadnie komuś na głowę niczym meteor? Tak, taki był z niej kozak? Zatrzepotać błękitnymi oczami lub zarzuć pachnącymi orchideą, różowymi włosami to sobie mogła, ale niech wyciągnie swój wspaniały notesik. Niech pokaże część spisanych na papierze planów. Czy wszystko szło tam zgodnie z zamiarem, słowo w słowo, kropka w kropkę?
Jeżeli nie, to proszę się odwalić od podejmowanych przez Ichirou decyzji. Brązowowłosy nie miał sobie nic do zarzucenia.
Nie spodziewał się, że kiedykolwiek zwróci się z prośba o wsparcie straży wioski, ale hej - zawsze musi być ten pierwszy raz. Przynajmniej w takiej sytuacji mógł odczuć, że jego pozycja w klanie coś znaczy. Że ma coś z tego więcej, niż jedynie miłe słówka i spojrzenia pełne uznania oraz szacunku. Dzięki swej randze mógł wprawić całą machinę w ruch. Strażników posłano w różne miejsca, w znaczący sposób odciążając złotookiego w rzeczach do zrobienia przy kontynuacji śledztwa. Tak właściwie to przekazał im sprawę, co nie oznaczało, że się z niej wycofał. Po prostu zrobił tyle, na ile w tym momencie mógł. Przeczesać mieszkanie, zawiadomić jubilerów, przepytać dziewczyny z herbaciarni - tym wszystkim mogły zająć się służby porządkowe.
W ten sposób został bezrobotny, przynajmniej na jakiś czas. Mógł wreszcie ze skwaszoną miną wrócić do swej rezydencji i przede wszystkim wrócić do normalnego funkcjonowania. Głowa bolała go nie tylko od kaca, ale i od zbyt intensywnego myślenia i rozdrażnienia sprawą. Do popołudnia więc nie zrobił nic. Po prostu dogorywał, a nieprzyjemny kolega Kac powolutku od niego odchodził. Chyba jedyną miłą rzeczą, jaka spotkała go tego dnia była wizyta kelnerki o różowych włosach. Zaprosił ją do salonu, uregulował płatności za wczorajszy wieczór i zaoferował herbatkę w podzięce za stawiający na nogi napar, który podarowała mu tego ranka. Podobała mu się. Dawał temu subtelne, nienachalne sygnały. Był miły i kulturalny, ale bez przesadnej formalności. Opowiedział jej o swoim nieprzyjemnym koszmarze, nie wdając się w większe szczegóły. Napomknął, że mu się śniła, że groziło jej niebezpieczeństwo. Że ją tracił i bardzo źle się z tym czuł. I dodał na koniec czułym tonem, że ucieszył się widząc ją całą i zdrową po przebudzeniu. Przy tej ckliwej opowiastce nie omieszkał obdarować ją dotykiem, może nawet przytuleniem. I kto wie, jeżeli panienka o różowych włosach nie miała większych oporów, to być może została w mieszkaniu Ichiego na dłużej niż przewidywały to początkowe intencje jej wizyty.
Miał wątpliwości, czy sprawa w ogóle ruszy dalej choćby o kroczek. Sam niewiele mógł zdziałać. Krążył w wolnych chwilach po wiosce, uważnie rejestrując otoczenie bursztynowymi oczami. Jaka była jednak szansa na to, że natrafi na osobę pasującą do opisu sąsiadki Kimiko? Los musiałaby zapewne popchnąć potencjalnego złodzieja w stronę Ichiego, ale tak się nie stało. Czyżby o nim już zapomniała? Obraziła się po ostatnich przytykach?
Wieczory spędzał w Promyku Słońca, ale już znacznie spokojniej niż podczas tej parszywej nocy. Ograniczał się do aromatycznych herbatek, jednego lub dwóch kieliszkach wina. Odpuścił fajkę wodna, nie chcąc otępiać swoich zmysłów. Zachowywał bowiem czujność. Przyglądał się gościom, a chwilami nawet i kelnerkom, zastanawiając się, czy złodziej znowu nie pojawi się w lokalu.
W końcu nadszedł jednak pewien przełom, a przynajmniej tak można było się łudzić. Strażnik zostawił mu wiadomość wskazującą na miejsce spotkania, na co Asahi zamierzał odpowiedzieć niemalże natychmiast. Ociągał się już wystarczająco długo, więc teraz całkiem sprawnie zabrał swoje rzeczy (w tym gurdę) i opuścił mieszkanie.
- Idę z tobą - odrzekł kocur o czarnej jak noc sierści, przeskakując przez próg drzwi właśnie zamykanych przez młodego Sabaku. Ciekawość nie pozwoliła pociesznemu kompanowi pozostać w domu. Zresztą, co to za niezależny mężczyzna bez swojego kota i co to za detektyw Ichirou bez doktora Kuro?
A gdyby srak, do kurwy.
Oczywiście, że przez napuchniętą od kaca głowę przepływało wiele różnych myśli. Decyzje z przeszłości były rozbierane na czynniki pierwsze, a potem zastępowane zupełnie innymi, tworząc w ten sposób nowe scenariusze teraźniejszości i przyszłości. W ludzkiej naturze było rozpamiętywać wcześniejsze wydarzenia, w nich dokonywać odmiennych rzeczy i w ten sposób kreować w teorii lepsze, korzystniejsze historie. Takie zadręczenia się jedynie rozdrażniało poirytowanego już władcę piasku.
A chrzanić to gdybanie. Stało się jak się stało. Dziewczyna zmarła, ktoś podjebał rodzinny naszyjnik. I co? I gówno. Wkurwiony, bo wkurwiony, ale zamierzał odzyskać swoją własność i żyć dalej. Nie panował nad wszystkim, nie miał wiedzy ani władzy absolutnej. Nie wszystko szło po jego myśli, ale komu, do cholery, szło? Nawet pierdolony, wszechpotężny Antykreator nie był w stanie zrealizować wszystkich celów. Rypnął się chyba nawet dwa razy, o ile Asahi dobrze kojarzył historię świata.
Ba, pewnie nawet Los nie miała wszystkiego pod ręką, choć mogła sprawiać zupełnie inne wrażenie. Miała spore możliwości to jasne. Mogła popchnąć coś do przodu raz lub nawet parę razy, ale czy znała tego efekt? Wiedziała, czy na wskutek jej działania obiekt nabierze rozpędu i rozmiarów jak tocząca się kula śnieżna, roztrzaska się o skały, utknie w dziurze, czy może spadnie komuś na głowę niczym meteor? Tak, taki był z niej kozak? Zatrzepotać błękitnymi oczami lub zarzuć pachnącymi orchideą, różowymi włosami to sobie mogła, ale niech wyciągnie swój wspaniały notesik. Niech pokaże część spisanych na papierze planów. Czy wszystko szło tam zgodnie z zamiarem, słowo w słowo, kropka w kropkę?
Jeżeli nie, to proszę się odwalić od podejmowanych przez Ichirou decyzji. Brązowowłosy nie miał sobie nic do zarzucenia.
Nie spodziewał się, że kiedykolwiek zwróci się z prośba o wsparcie straży wioski, ale hej - zawsze musi być ten pierwszy raz. Przynajmniej w takiej sytuacji mógł odczuć, że jego pozycja w klanie coś znaczy. Że ma coś z tego więcej, niż jedynie miłe słówka i spojrzenia pełne uznania oraz szacunku. Dzięki swej randze mógł wprawić całą machinę w ruch. Strażników posłano w różne miejsca, w znaczący sposób odciążając złotookiego w rzeczach do zrobienia przy kontynuacji śledztwa. Tak właściwie to przekazał im sprawę, co nie oznaczało, że się z niej wycofał. Po prostu zrobił tyle, na ile w tym momencie mógł. Przeczesać mieszkanie, zawiadomić jubilerów, przepytać dziewczyny z herbaciarni - tym wszystkim mogły zająć się służby porządkowe.
W ten sposób został bezrobotny, przynajmniej na jakiś czas. Mógł wreszcie ze skwaszoną miną wrócić do swej rezydencji i przede wszystkim wrócić do normalnego funkcjonowania. Głowa bolała go nie tylko od kaca, ale i od zbyt intensywnego myślenia i rozdrażnienia sprawą. Do popołudnia więc nie zrobił nic. Po prostu dogorywał, a nieprzyjemny kolega Kac powolutku od niego odchodził. Chyba jedyną miłą rzeczą, jaka spotkała go tego dnia była wizyta kelnerki o różowych włosach. Zaprosił ją do salonu, uregulował płatności za wczorajszy wieczór i zaoferował herbatkę w podzięce za stawiający na nogi napar, który podarowała mu tego ranka. Podobała mu się. Dawał temu subtelne, nienachalne sygnały. Był miły i kulturalny, ale bez przesadnej formalności. Opowiedział jej o swoim nieprzyjemnym koszmarze, nie wdając się w większe szczegóły. Napomknął, że mu się śniła, że groziło jej niebezpieczeństwo. Że ją tracił i bardzo źle się z tym czuł. I dodał na koniec czułym tonem, że ucieszył się widząc ją całą i zdrową po przebudzeniu. Przy tej ckliwej opowiastce nie omieszkał obdarować ją dotykiem, może nawet przytuleniem. I kto wie, jeżeli panienka o różowych włosach nie miała większych oporów, to być może została w mieszkaniu Ichiego na dłużej niż przewidywały to początkowe intencje jej wizyty.
Miał wątpliwości, czy sprawa w ogóle ruszy dalej choćby o kroczek. Sam niewiele mógł zdziałać. Krążył w wolnych chwilach po wiosce, uważnie rejestrując otoczenie bursztynowymi oczami. Jaka była jednak szansa na to, że natrafi na osobę pasującą do opisu sąsiadki Kimiko? Los musiałaby zapewne popchnąć potencjalnego złodzieja w stronę Ichiego, ale tak się nie stało. Czyżby o nim już zapomniała? Obraziła się po ostatnich przytykach?
Wieczory spędzał w Promyku Słońca, ale już znacznie spokojniej niż podczas tej parszywej nocy. Ograniczał się do aromatycznych herbatek, jednego lub dwóch kieliszkach wina. Odpuścił fajkę wodna, nie chcąc otępiać swoich zmysłów. Zachowywał bowiem czujność. Przyglądał się gościom, a chwilami nawet i kelnerkom, zastanawiając się, czy złodziej znowu nie pojawi się w lokalu.
W końcu nadszedł jednak pewien przełom, a przynajmniej tak można było się łudzić. Strażnik zostawił mu wiadomość wskazującą na miejsce spotkania, na co Asahi zamierzał odpowiedzieć niemalże natychmiast. Ociągał się już wystarczająco długo, więc teraz całkiem sprawnie zabrał swoje rzeczy (w tym gurdę) i opuścił mieszkanie.
- Idę z tobą - odrzekł kocur o czarnej jak noc sierści, przeskakując przez próg drzwi właśnie zamykanych przez młodego Sabaku. Ciekawość nie pozwoliła pociesznemu kompanowi pozostać w domu. Zresztą, co to za niezależny mężczyzna bez swojego kota i co to za detektyw Ichirou bez doktora Kuro?
0 x
- Ichirou
- Posty: 4033
- Rejestracja: 18 kwie 2015, o 18:25
- Wiek postaci: 35
- Ranga: Seinin
- Krótki wygląd: Chodzące piękno.
- Widoczny ekwipunek: Hiramekarei, gurda, fūma shuriken, torba, dwie kabury
- Link do KP: viewtopic.php?f=33&t=320
- Lokalizacja: Atsui
Re: Siedziba Straży
Amaterasu raczyła wreszcie odpuścić. Pochyliła się ku zachodowi, a potem już zasnęła. Jej parzący blask zniknął za odległym horyzontem, pozwalając nocy rozpostrzeć swój ciemny płaszcz po całym nieboskłonie. Teraz blade światło dawał jedynie oszczędny księżyc, a rozciągającą się nad głowami mieszkańców ciemność ozdobiła niezliczona chmara niewielkich punkcików, zwanych gwiazdami.
Najjaśniejsza gwiazda jednak nie wisiała na niebie, tylko kroczyła pewnym krokiem przez jedną z głównych uliczek osady.
Asahi lubił tę porę dnia tuż po zmierzchu, kiedy wreszcie można było wyjść na zewnątrz bez męczenia się wszechobecnym skwarem. Ciepłe powietrze dość szybko ulotniło się do góry, a przyjemny chłodek, który zaczął opanowywać pustynię, przyjemnie kontrastował się z ciepłem wypromieniowanym przez nagrzane zewnętrzne ściany budynków i wyłożone kamieniem uliczki. W miejsce rażącej oczy jasności zagościł lekki półmrok, który dawał świetny klimat w parze ze pochodniami czy lampami umieszczonymi na ulicach osady. W takich chwilach jak ta ujawniała się ta bardziej romantyczna strona władcy piasku. Chociaż nie, to złe określenie, bo brakowało mu tej ckliwości i wrażliwości typowej romantyków. Bliższe prawdy byłoby nazwanie go po prostu estetą, lubującym piękno niemal każdej postaci.
Zaczerpnął świeżego, chłodniejszego powietrza i zawiesił oko nad miłą okolicą, ale nie stracił swojej czujności. Na ślamazarne spacerki po Kinkotsu jeszcze przyjdzie czas. Może w towarzystwie jakiejś uroczej różowowłosej i z naszyjnikiem na szyi. Teraz jednak Ichirou maszerował w konkretnym celu. Miał spotkać się ze strażnikiem w wyznaczonym w liście miejscu.
Czemu strażnik nie mógł po prostu udać się tam z nim, tylko bawił się w przesyłanie wiadomości? Był na jakimś istotnym tropie i nie chciał spuszczać z oczu celu? A może to była podpucha? Jeżeli tak, to powodzenie. Pułapką była chęć wprowadzenia złotookiego w pułapkę.
Skręcił we wskazaną uliczkę i dostrzegł znajomego osobnika, tyle że nie w takim stanie, w jakim się spodziewał. Został ugodzony mieczem. Możliwe, że śmiertelnie. Odpowiedzialny za to był odziany w czarne szaty osobnik z czerwoną opaską na ramieniu. Kapryśna Los okazała tym razem swoją lepszą stronę, umieszczając władcy piasku na drodze tego, którego szukał od dwóch dni.
To, czego teraz potrzebował ten skurwiel to lekkie pchnięcie. Kunaiem. W samo serce.
Nie było się tutaj nad czym zastanawiać. Zabawy w detektywa były kompletnie zbędne, a przyboczny mistrza analizy już i tak czmychnął za róg, spodziewając się, co się święci. Pozostał tylko Ichirou i ten z czerwoną opaską. No, był jeszcze strażnik,
ale on musiał zawziąć się w sobie i wytrzymać jeszcze chwilę, zanim będzie można zająć się jego kiepskim stanem.
Nie uciekał, jebany. Był pewny siebie. I dobrze. Sabaku nie miał za bardzo ochoty na gonitwę po ostatnich wydarzeniach z Kaori.
Bez utraty cennego czasu sprawnie wykonał dwie pieczęci, by wykonać dość zmyślną technikę. Ziemia wokół oponenta miała zacząć zapadać się w ekspresowym tempie, unieruchamiając i pogrążając ofiarę niczym najniebezpieczniejsze ruchome piaski. Cel był prosty - powstrzymać rywala przed skróceniem dystansu i dać przynajmniej trochę cennych sekund na realizację kolejnych działań.
Przygryzł do krwi naskórek na lewym kciuku i potem uformował kilka kolejnych pieczęci, by potem przyłożyć dłoń do podłoża i wyzwolić technikę przywołania. Skoro Asahi miał do czynienia z szermierzem, to zamierzał mu zaoferować potyczkę właśnie z innym szermierzem. Nad powierzchnią, na której rozległa się pajęczyna specjalnych symboli, zmaterializował się w obłoku dymu wysoki na prawie dwa metry, dostojny kot stojący na dwóch łapach. Największy elegant z kociej społeczności i przy tym najsprawniejszy miecznik.
- Wziąć żywcem - wydał krótką komendą powiernik paktu, nie chcąc pozwolić na śmierć przeciwnika przed ucięciem sobie miłej pogawędki.
Zaraz później Matsumichi wystartował przed siebie niczym błyskawica, w biegu sięgając po dwa długie, cienkie ostrza. Zamierzał przyszpilić i rozbroić cel, jeżeli ten wciąż szamotał się z grząskimi piaskami lub po prostu wejść z nim w bezpośredni pojedynek i w ten sposób zająć jego uwagę.
Wtedy mógł już do gry wejść szybki piach złootokiego. Wystrzelił z gurdy równie prędko jak pędził Matsumichi i poleciał naprzód, na tego skurwiela w czarnych szatach, by pojmać jego wszystkie kończyny i potem unieruchomić resztę ciała.
Podczas wykonywania tych wszystkich ruchów Diabeł Świtu starał się nieco cofnąć. Tak, by mieć możliwie największy dystans do wroga, ale też nie stracić widoku na cały dziedziniec otoczony wysokimi budowlami. Jeżeli któryś z etapów wykonywania planu by nawalił, to Sabaku wcześniej zareaguje swoim piachem, wypuszczając go przed siebie, by powstrzymać i obalić pędzącego przeciwnika lub stworzyć zasłonę przed ewentualnym dystansowym atakiem.
W końcu miał okazję dać upust swojej złości.
Najjaśniejsza gwiazda jednak nie wisiała na niebie, tylko kroczyła pewnym krokiem przez jedną z głównych uliczek osady.
Asahi lubił tę porę dnia tuż po zmierzchu, kiedy wreszcie można było wyjść na zewnątrz bez męczenia się wszechobecnym skwarem. Ciepłe powietrze dość szybko ulotniło się do góry, a przyjemny chłodek, który zaczął opanowywać pustynię, przyjemnie kontrastował się z ciepłem wypromieniowanym przez nagrzane zewnętrzne ściany budynków i wyłożone kamieniem uliczki. W miejsce rażącej oczy jasności zagościł lekki półmrok, który dawał świetny klimat w parze ze pochodniami czy lampami umieszczonymi na ulicach osady. W takich chwilach jak ta ujawniała się ta bardziej romantyczna strona władcy piasku. Chociaż nie, to złe określenie, bo brakowało mu tej ckliwości i wrażliwości typowej romantyków. Bliższe prawdy byłoby nazwanie go po prostu estetą, lubującym piękno niemal każdej postaci.
Zaczerpnął świeżego, chłodniejszego powietrza i zawiesił oko nad miłą okolicą, ale nie stracił swojej czujności. Na ślamazarne spacerki po Kinkotsu jeszcze przyjdzie czas. Może w towarzystwie jakiejś uroczej różowowłosej i z naszyjnikiem na szyi. Teraz jednak Ichirou maszerował w konkretnym celu. Miał spotkać się ze strażnikiem w wyznaczonym w liście miejscu.
Czemu strażnik nie mógł po prostu udać się tam z nim, tylko bawił się w przesyłanie wiadomości? Był na jakimś istotnym tropie i nie chciał spuszczać z oczu celu? A może to była podpucha? Jeżeli tak, to powodzenie. Pułapką była chęć wprowadzenia złotookiego w pułapkę.
Skręcił we wskazaną uliczkę i dostrzegł znajomego osobnika, tyle że nie w takim stanie, w jakim się spodziewał. Został ugodzony mieczem. Możliwe, że śmiertelnie. Odpowiedzialny za to był odziany w czarne szaty osobnik z czerwoną opaską na ramieniu. Kapryśna Los okazała tym razem swoją lepszą stronę, umieszczając władcy piasku na drodze tego, którego szukał od dwóch dni.
To, czego teraz potrzebował ten skurwiel to lekkie pchnięcie. Kunaiem. W samo serce.
Nie było się tutaj nad czym zastanawiać. Zabawy w detektywa były kompletnie zbędne, a przyboczny mistrza analizy już i tak czmychnął za róg, spodziewając się, co się święci. Pozostał tylko Ichirou i ten z czerwoną opaską. No, był jeszcze strażnik,
ale on musiał zawziąć się w sobie i wytrzymać jeszcze chwilę, zanim będzie można zająć się jego kiepskim stanem.
Nie uciekał, jebany. Był pewny siebie. I dobrze. Sabaku nie miał za bardzo ochoty na gonitwę po ostatnich wydarzeniach z Kaori.
Bez utraty cennego czasu sprawnie wykonał dwie pieczęci, by wykonać dość zmyślną technikę. Ziemia wokół oponenta miała zacząć zapadać się w ekspresowym tempie, unieruchamiając i pogrążając ofiarę niczym najniebezpieczniejsze ruchome piaski. Cel był prosty - powstrzymać rywala przed skróceniem dystansu i dać przynajmniej trochę cennych sekund na realizację kolejnych działań.
Przygryzł do krwi naskórek na lewym kciuku i potem uformował kilka kolejnych pieczęci, by potem przyłożyć dłoń do podłoża i wyzwolić technikę przywołania. Skoro Asahi miał do czynienia z szermierzem, to zamierzał mu zaoferować potyczkę właśnie z innym szermierzem. Nad powierzchnią, na której rozległa się pajęczyna specjalnych symboli, zmaterializował się w obłoku dymu wysoki na prawie dwa metry, dostojny kot stojący na dwóch łapach. Największy elegant z kociej społeczności i przy tym najsprawniejszy miecznik.
- Wziąć żywcem - wydał krótką komendą powiernik paktu, nie chcąc pozwolić na śmierć przeciwnika przed ucięciem sobie miłej pogawędki.
Zaraz później Matsumichi wystartował przed siebie niczym błyskawica, w biegu sięgając po dwa długie, cienkie ostrza. Zamierzał przyszpilić i rozbroić cel, jeżeli ten wciąż szamotał się z grząskimi piaskami lub po prostu wejść z nim w bezpośredni pojedynek i w ten sposób zająć jego uwagę.
Wtedy mógł już do gry wejść szybki piach złootokiego. Wystrzelił z gurdy równie prędko jak pędził Matsumichi i poleciał naprzód, na tego skurwiela w czarnych szatach, by pojmać jego wszystkie kończyny i potem unieruchomić resztę ciała.
Podczas wykonywania tych wszystkich ruchów Diabeł Świtu starał się nieco cofnąć. Tak, by mieć możliwie największy dystans do wroga, ale też nie stracić widoku na cały dziedziniec otoczony wysokimi budowlami. Jeżeli któryś z etapów wykonywania planu by nawalił, to Sabaku wcześniej zareaguje swoim piachem, wypuszczając go przed siebie, by powstrzymać i obalić pędzącego przeciwnika lub stworzyć zasłonę przed ewentualnym dystansowym atakiem.
W końcu miał okazję dać upust swojej złości.
Ukryty tekst
Ukryty tekst
Ukryty tekst
0 x
Re: Siedziba Straży
statystyki NPC
siła 50
wytrzymałość 100
szybkość 200
percepcja 150
psychika 1
konsekwencja 1
siła 50
wytrzymałość 100
szybkość 200
percepcja 150
psychika 1
konsekwencja 1
0 x
- Ichirou
- Posty: 4033
- Rejestracja: 18 kwie 2015, o 18:25
- Wiek postaci: 35
- Ranga: Seinin
- Krótki wygląd: Chodzące piękno.
- Widoczny ekwipunek: Hiramekarei, gurda, fūma shuriken, torba, dwie kabury
- Link do KP: viewtopic.php?f=33&t=320
- Lokalizacja: Atsui
Re: Siedziba Straży
Ile była warta jedna sekunda?
Właściwie to tyle, co nic. Bo ileż mógł zarobić nawet wprawiony rzemieślnik za sekundę swojej pracy? Zapewne niewiele więcej niż kilka złamanych groszy. Nie było sensu rozważać nad tak malutkim przedziałem czasu, bo nawet zwykłe ziewnięcie trwało dłużej. Człowiek takich małych kawałeczków w ciągu doby przeżywał niemal sto tysięcy, z czego pewnie spora część szła po prostu na marne. Ot, kilka mrugnięć okiem, teraźniejszość przechodząca natychmiast do przeszłości, kilkanaście ziarenek piasku przesypanych w klepsydrze.
Teraz jednak sekunda warta była całe życie.
Przeciwnik był szybki. Szybszy, niż Ichirou mógł się spodziewać. Jedynie bardzo krótka sekwencja pieczęci uchroniła go przed dotkliwym kontaktem ze stalą, która chwilę temu już zbrudziła się krwią zranionego strażnika. Skupione, bursztynowe oczy z trudem podążały za postacią pokonującą dystans w niesamowitym tempie. Instynkt podpowiadał mu atak, nieubłaganie nadchodzące cięcie miecza, ale w ostatniej chwili pędzącego napastnika powstrzymała sprytna sztuczka. Sztuczka, która powinna unieruchomić przeciwnika znacznie wcześniej niż jakieś dwa, trzy metry przed władcą piasku.
Odziany w czerń mężczyzna był tak blisko, że aż można było poczuć żelazny posmak niosącego śmierć oręża. A może to jednak wyobraźnia posunęła się o krok dalej i był to posmak nie stali, lecz własnej krwi?
Chyba tylko doświadczenie bojowe sprawiło, że mimo lekkiego zaskoczenia był w stanie kontynuować zdecydowane działanie. Wreszcie tuż obok pojawił się Matsumichi, który z gracją doskoczył do rywala i przyszpilił go do podłoża na wespół z piaskiem Sabaku. W ten sposób starcie dobrnęło do niezwykle szybkiego rozstrzygnięcia. Nie znaczy to jednak, że było ono całkowicie jednostronne, ponieważ wszystko było tak naprawdę jedynie kwestią ułamków sekund. Sekund cenniejszych od złota. Gdyby Ichirou na samym początku podjął się wykonania innego manewru, wymagającego nieco dłuższych przygotowań, to prawdopodobnie rezultat tej krótkie potyczki byłby zupełnie inny. Gdyby...
Na gdybanie jednak nie było czasu. Choć przeciwnik był zneutralizowany, to po drugiej stronie dziedzińca strażnik wciąż toczył arcyważną walkę, w której również były istotne sekundy. Asahi wykonał więc tę samą technikę przywołania, co przedtem i tym razem w obłoku szybko rozpraszającego się dymu pojawiła się dumna, majestatyczna kocia dama o beżowej sierści.
- Pomóż rannemu - wydał polecenie, wskazując ręką na bezwładnie opartego o ścianę strażnika.- ...proszę, Yuko-hime - dość szybko dodał, uświadamiając sobie, że ma do czynienia przecież z kapryśną, kocią księżniczką, która lubiła pomarudzić.
Yuko zakręciła ogonkiem, nie ukrywając niezadowolenia, ale ostatecznie spełniła prośbę powiernika paktu. Sama dostrzegła, że to nie jest dobry moment na robienie scenek, więc z finezją baletnicy podskoczyła do rannego strażnika. Podniosła nad jego ciało prawą łapkę, a ta pokryła się jasnozieloną poświatą leczniczej chakry, zdolnej do zasklepienia nawet tętniczych ran.
Matsumichi natomiast wciąż stał nad pokonanym, przystawiając do jego ciała oba ostrza. Tak dla pewności, żeby gośc nie wywinął żadnych numerów.
Brązowowłosy Sabaku kopnął no-dachi na boki, a potem przesunął część luźnego piachu na leżącego osobnika. Kwarcowe ziarenka otoczyły go w ciągu krótkiej chwili, a potem zostały mocno skompresowane, tworząc w ten sposób zwartą, solidną piaskową trumnę, z której wystawała jedynie głowa ofiary. Dostojny kocur mógł zatem podnieść swoje ostrza, ale w razie czego przyjął swoją bazową, szermierczą pozę, w której jedno ostrze kierował na wprost celu, drugie zaś trzymał schowane za plecami.
Asahi mógł teraz podnieść pojmanego w trumnę wroga i postawić go do pionu. Na sam początek cisnął nim o najbliższa ścianę. Nie jakoś przesadnie mocno, ale wystarczająco, by zabolało. Stanął przed nim na jakieś cztery, pięć kroków odległości, a Matsumichi podszedł nieco bliżej. Przezorni zawsze ubezpieczeni.
- No, kolego, chciałbym zapytać o kilka rzeczy - odparł, obdarowując go niezbyt przyjaznym spojrzeniem bursztynowych oczu. Zanim jednak przeszedł do miłej pogawędki, obejrzał się też w kierunku rannego i Yuko.
Jeżeli udało się utrzymać strażnika przy życiu, to można było w pierwszej kolejności jego poprosić o wyjaśnienie sprawy i sytuacji, w której doszło do starcia.
Właściwie to tyle, co nic. Bo ileż mógł zarobić nawet wprawiony rzemieślnik za sekundę swojej pracy? Zapewne niewiele więcej niż kilka złamanych groszy. Nie było sensu rozważać nad tak malutkim przedziałem czasu, bo nawet zwykłe ziewnięcie trwało dłużej. Człowiek takich małych kawałeczków w ciągu doby przeżywał niemal sto tysięcy, z czego pewnie spora część szła po prostu na marne. Ot, kilka mrugnięć okiem, teraźniejszość przechodząca natychmiast do przeszłości, kilkanaście ziarenek piasku przesypanych w klepsydrze.
Teraz jednak sekunda warta była całe życie.
Przeciwnik był szybki. Szybszy, niż Ichirou mógł się spodziewać. Jedynie bardzo krótka sekwencja pieczęci uchroniła go przed dotkliwym kontaktem ze stalą, która chwilę temu już zbrudziła się krwią zranionego strażnika. Skupione, bursztynowe oczy z trudem podążały za postacią pokonującą dystans w niesamowitym tempie. Instynkt podpowiadał mu atak, nieubłaganie nadchodzące cięcie miecza, ale w ostatniej chwili pędzącego napastnika powstrzymała sprytna sztuczka. Sztuczka, która powinna unieruchomić przeciwnika znacznie wcześniej niż jakieś dwa, trzy metry przed władcą piasku.
Odziany w czerń mężczyzna był tak blisko, że aż można było poczuć żelazny posmak niosącego śmierć oręża. A może to jednak wyobraźnia posunęła się o krok dalej i był to posmak nie stali, lecz własnej krwi?
Chyba tylko doświadczenie bojowe sprawiło, że mimo lekkiego zaskoczenia był w stanie kontynuować zdecydowane działanie. Wreszcie tuż obok pojawił się Matsumichi, który z gracją doskoczył do rywala i przyszpilił go do podłoża na wespół z piaskiem Sabaku. W ten sposób starcie dobrnęło do niezwykle szybkiego rozstrzygnięcia. Nie znaczy to jednak, że było ono całkowicie jednostronne, ponieważ wszystko było tak naprawdę jedynie kwestią ułamków sekund. Sekund cenniejszych od złota. Gdyby Ichirou na samym początku podjął się wykonania innego manewru, wymagającego nieco dłuższych przygotowań, to prawdopodobnie rezultat tej krótkie potyczki byłby zupełnie inny. Gdyby...
Na gdybanie jednak nie było czasu. Choć przeciwnik był zneutralizowany, to po drugiej stronie dziedzińca strażnik wciąż toczył arcyważną walkę, w której również były istotne sekundy. Asahi wykonał więc tę samą technikę przywołania, co przedtem i tym razem w obłoku szybko rozpraszającego się dymu pojawiła się dumna, majestatyczna kocia dama o beżowej sierści.
- Pomóż rannemu - wydał polecenie, wskazując ręką na bezwładnie opartego o ścianę strażnika.- ...proszę, Yuko-hime - dość szybko dodał, uświadamiając sobie, że ma do czynienia przecież z kapryśną, kocią księżniczką, która lubiła pomarudzić.
Yuko zakręciła ogonkiem, nie ukrywając niezadowolenia, ale ostatecznie spełniła prośbę powiernika paktu. Sama dostrzegła, że to nie jest dobry moment na robienie scenek, więc z finezją baletnicy podskoczyła do rannego strażnika. Podniosła nad jego ciało prawą łapkę, a ta pokryła się jasnozieloną poświatą leczniczej chakry, zdolnej do zasklepienia nawet tętniczych ran.
Matsumichi natomiast wciąż stał nad pokonanym, przystawiając do jego ciała oba ostrza. Tak dla pewności, żeby gośc nie wywinął żadnych numerów.
Brązowowłosy Sabaku kopnął no-dachi na boki, a potem przesunął część luźnego piachu na leżącego osobnika. Kwarcowe ziarenka otoczyły go w ciągu krótkiej chwili, a potem zostały mocno skompresowane, tworząc w ten sposób zwartą, solidną piaskową trumnę, z której wystawała jedynie głowa ofiary. Dostojny kocur mógł zatem podnieść swoje ostrza, ale w razie czego przyjął swoją bazową, szermierczą pozę, w której jedno ostrze kierował na wprost celu, drugie zaś trzymał schowane za plecami.
Asahi mógł teraz podnieść pojmanego w trumnę wroga i postawić go do pionu. Na sam początek cisnął nim o najbliższa ścianę. Nie jakoś przesadnie mocno, ale wystarczająco, by zabolało. Stanął przed nim na jakieś cztery, pięć kroków odległości, a Matsumichi podszedł nieco bliżej. Przezorni zawsze ubezpieczeni.
- No, kolego, chciałbym zapytać o kilka rzeczy - odparł, obdarowując go niezbyt przyjaznym spojrzeniem bursztynowych oczu. Zanim jednak przeszedł do miłej pogawędki, obejrzał się też w kierunku rannego i Yuko.
Jeżeli udało się utrzymać strażnika przy życiu, to można było w pierwszej kolejności jego poprosić o wyjaśnienie sprawy i sytuacji, w której doszło do starcia.
Ukryty tekst
Ukryty tekst
Ukryty tekst
0 x
- Ichirou
- Posty: 4033
- Rejestracja: 18 kwie 2015, o 18:25
- Wiek postaci: 35
- Ranga: Seinin
- Krótki wygląd: Chodzące piękno.
- Widoczny ekwipunek: Hiramekarei, gurda, fūma shuriken, torba, dwie kabury
- Link do KP: viewtopic.php?f=33&t=320
- Lokalizacja: Atsui
Re: Siedziba Straży
Spojrzał nerwowo w stronę rannego i kociej damy, licząc a jakikolwiek znak, relację z aktualnego stanu rzeczy.
- Za późno - skomentowała z niezadowoleniem i jakby wyrzutek w głosie, że powiernik paktu ściągnął ją na daremno. Że zmarnował jej tylko uwagę, czas i siły.
- Cholera - mruknął niezadowolony brązowowłosy, wracając spojrzeniem do swojej ofiary, która teraz była już jedynym źródłem informacji. Jak można było się spodziewać, zamierzał dosłownie wydusić z nieszczęśnika odpowiedzi na nurtujące go kwestie. Chciał zapytać o swój naszyjnik, o Kimiko, o jego zwierzchników, o powód tego wszystkiego.
Było jednak zbyt późno na zadawanie pytań. Odziany w czerń mężczyzna zaczął pluć krwią, a parę sekund później już się nią dławił. To niemożliwe, by odpowiadała za to piaskowa trumna. Owszem, Asahi miał w sobie trochę złości, ale panował nad sobą, nie przesadził z pustynnym uściskiem i nie było szans, by schwytany został w jakiś sposób zmiażdżony. A jednak krwawił obficie, a właściwie to już dogorywał. Lekko zdezorientowany Sabaku odsłonił tors przeciwnika, pozostawiając skrępowany jego cztery kończyny, przyszpilone piachem w podobny sposób, w jaki on sam został przyszpilony w swym koszmarze. Machnął ręką do beżowej kotki, a ta podbiegła do dogorywającego osobnika. Jej łapa znowu okryła się bladozieloną poświatą, ale na dobrą sprawę nie była w stanie nic zdziałać.
- Echh, nic tu nie zdziałam! Wykrwawił się wewnętrznie - skomentowała znowu z wyrzutem, dokładnie tak, jakby chciała powiedzieć: człowieku, czego ty ode mnie chcesz?
- Cóż, nieciekawa sprawa. O co tak właściwie toczy się gra? - wtrącił się szarmancki Matsumichi, czyszcząc w tym czasie swoje ostrza na połysk za pomocą bielutkiej, aksamitnej chusteczki.
- Wszystko wam później opowiem - odrzekł Kuro, który wyszedł z dotychczasowej kryjówki i spokojnie przyczłapał do reszty gromadki. Obdarował zalotnym spojrzeniem uroczą kocicę, ale dość szybko się speszył i uciekł wzrokiem.
- Och, no tak. Można się było spodziewać, że bierzesz w tym wszystkim udział - odparła z przekąsem kocia dama, przewracając swoimi żółtymi ślepiami.
No tak, czego można było się spodziewać będąc otoczonym zgrają kotów. Poirytowany Sabkau westchnął ciężko i przerwał w końcu tę pogawędkę zanim nie było zbyt późno.
- Yuko-hime, Matsumichi, chyba już nie ma potrzeby żebym zabierał dłużej wasz czas. Dzięki za pomoc - odparł, na co dostojny kocur ukłonił się w dżentelmeński sposób, a królewna prychnęła cicho i przewróciła jeszcze raz oczkami. A potem oboje zniknęli w obłoczkach jasnoszarego dymu.
Wydawało się, że miał wszystko pod kontrolą, ale to były tylko złudzenia. Zarówno strażnik jak i osobnik w czerni byli martwi, a od martwych trudno było wyciągnąć jakiekolwiek informacje.
- Hmm...? - mruknął Kuro, wskazując łebkiem ścianę, na której widniał napisany krwią wyraz.
Ostatnia, niedokończona wiadomość strażnika?
- Sachiko? - skomentował pod nosem Ichirou, dodając w myślach resztę wyrazu. Nic innego mu do głowy przychodziło. Owszem, z początku brał pod uwagę panią polityk jeśli chodzi o odpowiedzialnych za jego kradzież. Mogła zwyczajnie się odegrać za celowe lub niecelowe (bo kto wiedział o jego prawdziwych intencjach?) sabotowanie swojego zadania. Była aż tak zdeterminowana, żeby usłać drogę małej zemsty trupami? Kobiety były zawistne, a ta konkretna kobieta miała spore możliwości.
To wciąż nie było wiele. Asahi miał zbyt mało dowodów, Sachiko mogłaby się łatwo wymigać z postawionych jej zarzutów. Co więc miał zrobić dalej? Kontakt ze strażą był niepewny, bo w szeregach służb porządkowych byli ludzie wpływowej pani polityk. Skontaktować się bezpośrednio z liderem? Cóż, była to jakaś opcja, ale brązowowłosy nie chciał iść do swojego przełożonego bez solidnego fundamentu. Odwiedzić Sachiko, patrzeć jak ta kłamie w żywe oczy? A może udawać nieświadomego i złożyć jej przeprosiny za wcześniejszą wpadkę, by przyjrzeć się późniejszej reakcji kobiety? I tak nie był jeszcze mistrzem analizy, a Sachiko była zbyt wprawna dyplomatką, by móc się z niej łatwo rozczytać.
Echhh, o co tu, do cholery, chodziło? Czy to wciąż były poszukiwana tego pieprzonego amuletu, czy już coś więcej?Pamiątka rodzinna Asahiego była warta trzech trupów?
Westchnął i kucnął nad ciałem pokonanego przeciwnika, choć na dobrą sprawę to ten sam się pokonał. Wypił truciznę,
by uniknąć przesłuchania? Może jednak miał coś przy sobie. Sabaku postanowił go przeszukać razem z Kuro, a później uczynić podobnie z wykrwawionym strażnikiem. Miał nadzieję, że znajdzie cokolwiek, co choć trochę rozjaśni tajemniczą sprawę.
Błądził po omacku, w półmroku, chociaż to i tak lepsze niż ciemność, w której znajdował się jeszcze jakiś czas temu.
- Za późno - skomentowała z niezadowoleniem i jakby wyrzutek w głosie, że powiernik paktu ściągnął ją na daremno. Że zmarnował jej tylko uwagę, czas i siły.
- Cholera - mruknął niezadowolony brązowowłosy, wracając spojrzeniem do swojej ofiary, która teraz była już jedynym źródłem informacji. Jak można było się spodziewać, zamierzał dosłownie wydusić z nieszczęśnika odpowiedzi na nurtujące go kwestie. Chciał zapytać o swój naszyjnik, o Kimiko, o jego zwierzchników, o powód tego wszystkiego.
Było jednak zbyt późno na zadawanie pytań. Odziany w czerń mężczyzna zaczął pluć krwią, a parę sekund później już się nią dławił. To niemożliwe, by odpowiadała za to piaskowa trumna. Owszem, Asahi miał w sobie trochę złości, ale panował nad sobą, nie przesadził z pustynnym uściskiem i nie było szans, by schwytany został w jakiś sposób zmiażdżony. A jednak krwawił obficie, a właściwie to już dogorywał. Lekko zdezorientowany Sabaku odsłonił tors przeciwnika, pozostawiając skrępowany jego cztery kończyny, przyszpilone piachem w podobny sposób, w jaki on sam został przyszpilony w swym koszmarze. Machnął ręką do beżowej kotki, a ta podbiegła do dogorywającego osobnika. Jej łapa znowu okryła się bladozieloną poświatą, ale na dobrą sprawę nie była w stanie nic zdziałać.
- Echh, nic tu nie zdziałam! Wykrwawił się wewnętrznie - skomentowała znowu z wyrzutem, dokładnie tak, jakby chciała powiedzieć: człowieku, czego ty ode mnie chcesz?
- Cóż, nieciekawa sprawa. O co tak właściwie toczy się gra? - wtrącił się szarmancki Matsumichi, czyszcząc w tym czasie swoje ostrza na połysk za pomocą bielutkiej, aksamitnej chusteczki.
- Wszystko wam później opowiem - odrzekł Kuro, który wyszedł z dotychczasowej kryjówki i spokojnie przyczłapał do reszty gromadki. Obdarował zalotnym spojrzeniem uroczą kocicę, ale dość szybko się speszył i uciekł wzrokiem.
- Och, no tak. Można się było spodziewać, że bierzesz w tym wszystkim udział - odparła z przekąsem kocia dama, przewracając swoimi żółtymi ślepiami.
No tak, czego można było się spodziewać będąc otoczonym zgrają kotów. Poirytowany Sabkau westchnął ciężko i przerwał w końcu tę pogawędkę zanim nie było zbyt późno.
- Yuko-hime, Matsumichi, chyba już nie ma potrzeby żebym zabierał dłużej wasz czas. Dzięki za pomoc - odparł, na co dostojny kocur ukłonił się w dżentelmeński sposób, a królewna prychnęła cicho i przewróciła jeszcze raz oczkami. A potem oboje zniknęli w obłoczkach jasnoszarego dymu.
Wydawało się, że miał wszystko pod kontrolą, ale to były tylko złudzenia. Zarówno strażnik jak i osobnik w czerni byli martwi, a od martwych trudno było wyciągnąć jakiekolwiek informacje.
- Hmm...? - mruknął Kuro, wskazując łebkiem ścianę, na której widniał napisany krwią wyraz.
Ostatnia, niedokończona wiadomość strażnika?
- Sachiko? - skomentował pod nosem Ichirou, dodając w myślach resztę wyrazu. Nic innego mu do głowy przychodziło. Owszem, z początku brał pod uwagę panią polityk jeśli chodzi o odpowiedzialnych za jego kradzież. Mogła zwyczajnie się odegrać za celowe lub niecelowe (bo kto wiedział o jego prawdziwych intencjach?) sabotowanie swojego zadania. Była aż tak zdeterminowana, żeby usłać drogę małej zemsty trupami? Kobiety były zawistne, a ta konkretna kobieta miała spore możliwości.
To wciąż nie było wiele. Asahi miał zbyt mało dowodów, Sachiko mogłaby się łatwo wymigać z postawionych jej zarzutów. Co więc miał zrobić dalej? Kontakt ze strażą był niepewny, bo w szeregach służb porządkowych byli ludzie wpływowej pani polityk. Skontaktować się bezpośrednio z liderem? Cóż, była to jakaś opcja, ale brązowowłosy nie chciał iść do swojego przełożonego bez solidnego fundamentu. Odwiedzić Sachiko, patrzeć jak ta kłamie w żywe oczy? A może udawać nieświadomego i złożyć jej przeprosiny za wcześniejszą wpadkę, by przyjrzeć się późniejszej reakcji kobiety? I tak nie był jeszcze mistrzem analizy, a Sachiko była zbyt wprawna dyplomatką, by móc się z niej łatwo rozczytać.
Echhh, o co tu, do cholery, chodziło? Czy to wciąż były poszukiwana tego pieprzonego amuletu, czy już coś więcej?Pamiątka rodzinna Asahiego była warta trzech trupów?
Westchnął i kucnął nad ciałem pokonanego przeciwnika, choć na dobrą sprawę to ten sam się pokonał. Wypił truciznę,
by uniknąć przesłuchania? Może jednak miał coś przy sobie. Sabaku postanowił go przeszukać razem z Kuro, a później uczynić podobnie z wykrwawionym strażnikiem. Miał nadzieję, że znajdzie cokolwiek, co choć trochę rozjaśni tajemniczą sprawę.
Błądził po omacku, w półmroku, chociaż to i tak lepsze niż ciemność, w której znajdował się jeszcze jakiś czas temu.
0 x
- Ichirou
- Posty: 4033
- Rejestracja: 18 kwie 2015, o 18:25
- Wiek postaci: 35
- Ranga: Seinin
- Krótki wygląd: Chodzące piękno.
- Widoczny ekwipunek: Hiramekarei, gurda, fūma shuriken, torba, dwie kabury
- Link do KP: viewtopic.php?f=33&t=320
- Lokalizacja: Atsui
Re: Siedziba Straży
- Mówiłam ci, że Sachiko to zwykła dziwka. - Mówiła?
Kto mówił? Kaori w koszmarze, czy raczej podświadomość Ichiego, która przeczuwała, że wspominana pani polityk jest zdolna do nieczystej gry. Czego zresztą można się było spodziewać od świata przepełnionego żądzą władzy i pieniądza? Sprawy shinobi zwykły znacznie prostsze. Miałeś jasno określone zadanie, wyznaczony cel, określonego przeciwnika, musiałeś przejść z jednego punktu do drugiego. A tutaj? Można było się już pogubić, jakie w końcu było zadanie i o co toczyła się gra. Zamiast jasno nakreślonej trasy miało się chmarę rozsianych punktów po mapie, których za cholerę nie dało się połączyć w rozsądny sposób. Zachciało się brązowowłosemu spełniać swoje wielkie ambicje, wychodzić ponad szereg, wkraczać w świat pieprzonej polityki. Starcia, do których sprowadzały się dawne zadania, teraz trwały jedynie kilka sekund. Pozostałe dni zajmowały zupełnie inne problemy, których nie dało się rozwiązać w tak nieskomplikowany, oczywisty sposób.
Przeszukał zagadkowego osobnika, ale nie znalazł nic, co dałoby jakieś istotne poszlaki. Symbol szakala niewiele mu mówił, ale postarał się go zapamiętać. Sakiewka zawierała zbyt małą kwotę, by można było ją uznać za opłatę na tak poważne zlecenie. No, chyba że zaliczka? Jeżeli zaś chodzi o znajome, białe kryształki to przynajmniej było potwierdzenie, że to właśnie ten zmarły już osobnik odpowiadał za otrucie słodkiej (i niegrzecznej!) Kimiko.
Dużo ciekawsze rzeczy znajdowały się przy samym strażniku, który - jak się okazało - dość skrzętnie prowadził dokumentację odnośnie... No właśnie, odnośnie czego? Brązowowłosy przekartkował odnalezione notatki i akta, które dotyczyły w większości nieznanych mu osób. Pojawił się tam jednak Hikari, pies na posyłki samej Sachiko, co w pewnym stopniu pokrywało się z aktualnymi podejrzeniami młodego detektywa bez licencji. Ba, przewinęła się tam również nawet Kaori. Zniknęła jakieś dwa miesiące temu, tylko czy na tej samej zasadzie co inni, o których wspominały notatki? Dlaczego została później odnaleziona? O co w tym wszystkim chodziło?
I co ważniejsze, dlaczego niemalże wszędzie przewijał się jeden symbol. Symbol słońca. Tak, dokładnie ten, który stanowił herb rodziny Asahi. Rodziny, której obecnie był chyba jedynym reprezentantem, nieprawdaż? Chyba, bo jednak Ichirou nie był rodzinnym typem. Mógł zapomnieć lub po prostu nie kojarzyć jakiegoś wujka, kuzyna, no ale bez przesady.
Jeszcze nie tak dawno wszystko wydawało się układać. Formowany w dłoniach kształt w końcu zaczął przybierać wygląd czegoś sensownego tylko po to, by w niespodziewanym momencie rozpaść się na drobne kawałeczki.
To było tak niemożliwe, że aż w pewnym momencie rozejrzał się dookoła, żeby upewnić się, czy nie stoi gdzieś za nim widz, który wplątał go w jakąś arcydziwną grę i teraz ma wielki ubaw widząc, jak Diabeł Świtu wyrywa sobie włosy z głowy.
Nie. Musiał sobie to jeszcze wszystko przemyśleć. Spróbować połączyć fakty na nowo, przejrzeć dokładniej odnalezione notatki i akta. U siebie, na spokojnie, a nie przy zakrwawionym ciele i w świetle księżyca. Wziął ze sobą wszystkie zapiski,
fiolkę z białymi kryształkami oraz 100 ryo trucicela. Później zebrał cały piach z okolicy, który pozostał po ostatniej walce i zamazał nieskończony napis strażnika za pomocą piasku lub kawałka ubrania jednego ze zmarłych. Na sam koniec przy użyciu broni strażnika przebił klatkę piersiową osobnika odzianego w czerń. W ten sposób postanowił zatrzeć ślady swojej wizyty w tym miejscu i wolał przerzucić podejrzenia na innego, nieznanego sprawę. Jeżeli za tym wszystkim stała Sachiko, to wśród służby porządkowej byli też jej ludzie. Wolał więc na ten moment się nie wychylać i spróbować rozgryźć nieskończone śledztwo zmarłego strażnika.
Liścik wskazujący na adres tego zaułka przekazał Kuro, który miał w pyszczku zanieść wiadomość pod drzwi siedziby straży.
Sam zaś wrócił do rezydencji, by tam, w cywilizowanych warunkach przejrzeć dokładniej zagarnięte notatki i rozważyć swoje kolejne kroki.
Kto mówił? Kaori w koszmarze, czy raczej podświadomość Ichiego, która przeczuwała, że wspominana pani polityk jest zdolna do nieczystej gry. Czego zresztą można się było spodziewać od świata przepełnionego żądzą władzy i pieniądza? Sprawy shinobi zwykły znacznie prostsze. Miałeś jasno określone zadanie, wyznaczony cel, określonego przeciwnika, musiałeś przejść z jednego punktu do drugiego. A tutaj? Można było się już pogubić, jakie w końcu było zadanie i o co toczyła się gra. Zamiast jasno nakreślonej trasy miało się chmarę rozsianych punktów po mapie, których za cholerę nie dało się połączyć w rozsądny sposób. Zachciało się brązowowłosemu spełniać swoje wielkie ambicje, wychodzić ponad szereg, wkraczać w świat pieprzonej polityki. Starcia, do których sprowadzały się dawne zadania, teraz trwały jedynie kilka sekund. Pozostałe dni zajmowały zupełnie inne problemy, których nie dało się rozwiązać w tak nieskomplikowany, oczywisty sposób.
Przeszukał zagadkowego osobnika, ale nie znalazł nic, co dałoby jakieś istotne poszlaki. Symbol szakala niewiele mu mówił, ale postarał się go zapamiętać. Sakiewka zawierała zbyt małą kwotę, by można było ją uznać za opłatę na tak poważne zlecenie. No, chyba że zaliczka? Jeżeli zaś chodzi o znajome, białe kryształki to przynajmniej było potwierdzenie, że to właśnie ten zmarły już osobnik odpowiadał za otrucie słodkiej (i niegrzecznej!) Kimiko.
Dużo ciekawsze rzeczy znajdowały się przy samym strażniku, który - jak się okazało - dość skrzętnie prowadził dokumentację odnośnie... No właśnie, odnośnie czego? Brązowowłosy przekartkował odnalezione notatki i akta, które dotyczyły w większości nieznanych mu osób. Pojawił się tam jednak Hikari, pies na posyłki samej Sachiko, co w pewnym stopniu pokrywało się z aktualnymi podejrzeniami młodego detektywa bez licencji. Ba, przewinęła się tam również nawet Kaori. Zniknęła jakieś dwa miesiące temu, tylko czy na tej samej zasadzie co inni, o których wspominały notatki? Dlaczego została później odnaleziona? O co w tym wszystkim chodziło?
I co ważniejsze, dlaczego niemalże wszędzie przewijał się jeden symbol. Symbol słońca. Tak, dokładnie ten, który stanowił herb rodziny Asahi. Rodziny, której obecnie był chyba jedynym reprezentantem, nieprawdaż? Chyba, bo jednak Ichirou nie był rodzinnym typem. Mógł zapomnieć lub po prostu nie kojarzyć jakiegoś wujka, kuzyna, no ale bez przesady.
Jeszcze nie tak dawno wszystko wydawało się układać. Formowany w dłoniach kształt w końcu zaczął przybierać wygląd czegoś sensownego tylko po to, by w niespodziewanym momencie rozpaść się na drobne kawałeczki.
To było tak niemożliwe, że aż w pewnym momencie rozejrzał się dookoła, żeby upewnić się, czy nie stoi gdzieś za nim widz, który wplątał go w jakąś arcydziwną grę i teraz ma wielki ubaw widząc, jak Diabeł Świtu wyrywa sobie włosy z głowy.
Nie. Musiał sobie to jeszcze wszystko przemyśleć. Spróbować połączyć fakty na nowo, przejrzeć dokładniej odnalezione notatki i akta. U siebie, na spokojnie, a nie przy zakrwawionym ciele i w świetle księżyca. Wziął ze sobą wszystkie zapiski,
fiolkę z białymi kryształkami oraz 100 ryo trucicela. Później zebrał cały piach z okolicy, który pozostał po ostatniej walce i zamazał nieskończony napis strażnika za pomocą piasku lub kawałka ubrania jednego ze zmarłych. Na sam koniec przy użyciu broni strażnika przebił klatkę piersiową osobnika odzianego w czerń. W ten sposób postanowił zatrzeć ślady swojej wizyty w tym miejscu i wolał przerzucić podejrzenia na innego, nieznanego sprawę. Jeżeli za tym wszystkim stała Sachiko, to wśród służby porządkowej byli też jej ludzie. Wolał więc na ten moment się nie wychylać i spróbować rozgryźć nieskończone śledztwo zmarłego strażnika.
Liścik wskazujący na adres tego zaułka przekazał Kuro, który miał w pyszczku zanieść wiadomość pod drzwi siedziby straży.
Sam zaś wrócił do rezydencji, by tam, w cywilizowanych warunkach przejrzeć dokładniej zagarnięte notatki i rozważyć swoje kolejne kroki.
0 x
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości