Siedziba władzy
- Ero Sennin
- Support
- Posty: 1941
- Rejestracja: 10 cze 2015, o 00:41
- Multikonta: Minoru
- Reika
- Martwa postać
- Posty: 2046
- Rejestracja: 15 kwie 2015, o 19:21
- Wiek postaci: 28
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Popatrz na Avatar, a po szczegóły zapraszam do mojej KP <3
- Widoczny ekwipunek: Kabura na prawym udzie, torba na uzbrojenie przy pasie i dwie katany na plecach
- Link do KP: http://www.shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=245
- Multikonta: Brak
Re: Siedziba władzy
Ojciec wyrozumiale podszedł do sprawy, co było zupełnie naturalne w takiej sytuacji. Po prostu w złym czasie zabrali się za takie rzeczy i teraz chcąc nie chcąc, będą musieli poczekać. Plusem było to, że jej wyprawa nie poszła całkowicie na marne i osobiście mogła przekazać dla Natsume wiadomość, jednocześnie zachowując anonimowość swoją i sprawy, z którą została wysłana. Miała też pewność, że Natsume nie zignoruje jej wiadomości i gdy tylko będzie mógł, przyśle kogoś do niej w tej sprawie, bo raczej sam, we własnej osobie, nie zjawi się w Shinrin. Tak więc ta kwestia była już załatwiona. Nawet ojciec przyznał, że świeżo upieczony Shirei-kan, ma naprawdę sporo na głowie i mogą poczekać, nie spieszy się. Blondynka skinęła głową, potwierdzając słowa ojca, po czym znów upiła herbaty z filiżanki.
Gdy padło pierwsze pytanie, Reika uważnie spojrzała na ojca. Postanowiła na początek powiedzieć tylko część prawy, a drugą wyjaśni później, gdy przejdzie do tej drugiej sprawy. Upiła jeszcze trochę ciepłego naparu, po czym usiadła wygodniej w fotelu, zakładając nogę na nogę.
- Na początek ruszyłam do Ryuzaku no Taki i spędziłam tam trzy dni. - Wyjaśniła. - Chciałam zasięgnąć w porcie trochę informacji na temat sytuacji handlowych i tego, czy żegluga o tej porze roku jest w miarę bezpieczna. Nie chciałam naciąć się podczas rejsu na sztorm. Gdy dotarłam na miejsce i zobaczyłam w mieście zdwojone patrole, zdałam sobie sprawę, że port już jest pod obserwacją Rady i lepiej się tam nie pokazywać.
Nawet jeśli ktoś ją wtedy skojarzył, nie miał podstaw do tego, żeby coś podejrzewać, ponieważ kunoichi spędzała sobie miło czas ze swoim towarzyszem, dyskretnie tylko obserwując sytuacje i otoczenie. Nikt przecież nikomu nie zabroni odwiedzin w Kupieckim Mieście, a koło portu ostatecznie się nie kręciła i nie wypytywała, więc była czysta.
- Potem odbiłam do Kaigan, trzymając się w miarę możliwości wybrzeża. - Relacjonowała dalej. - Nie mogłam udać się do portu w Gokiburi, bo ten zapewne też był obserwowany, jak reszta głównych portów, więc pod postacią mnicha, wynajęłam w wiosce rybackiej łódź i załogę, która za solidną opłatą, przewiozła mnie w tą i z powrotem. To właśnie sam rejs tak długo trwał i wydłużył moją podróż. Łódź rybacka nie może się równać z solidnym statkiem.
Przyglądała się ojcu, dziwnie błyszczącymi oczami, najwyraźniej czekając na kolejne pytania. Jeśli to będzie koniec, przejdzie do drugiej sprawy. Bała się tej rozmowy, ale musi mu o tym powiedzieć, bo prędzej czy później, sam się o tym dowie, a wtedy będzie zdecydowanie gorzej. Było to dla niej trochę krępujące, jednak miała przed sobą ojca, który na pewno odpowiednio i ze zrozumieniem podejdzie do sprawy. Jak sam powiedział, zlecając jej wyprawę na Hyuo, ufa jej osądom, więc i w tej sprawie powinien jej zaufać. Serce nie sługa.
Gdy padło pierwsze pytanie, Reika uważnie spojrzała na ojca. Postanowiła na początek powiedzieć tylko część prawy, a drugą wyjaśni później, gdy przejdzie do tej drugiej sprawy. Upiła jeszcze trochę ciepłego naparu, po czym usiadła wygodniej w fotelu, zakładając nogę na nogę.
- Na początek ruszyłam do Ryuzaku no Taki i spędziłam tam trzy dni. - Wyjaśniła. - Chciałam zasięgnąć w porcie trochę informacji na temat sytuacji handlowych i tego, czy żegluga o tej porze roku jest w miarę bezpieczna. Nie chciałam naciąć się podczas rejsu na sztorm. Gdy dotarłam na miejsce i zobaczyłam w mieście zdwojone patrole, zdałam sobie sprawę, że port już jest pod obserwacją Rady i lepiej się tam nie pokazywać.
Nawet jeśli ktoś ją wtedy skojarzył, nie miał podstaw do tego, żeby coś podejrzewać, ponieważ kunoichi spędzała sobie miło czas ze swoim towarzyszem, dyskretnie tylko obserwując sytuacje i otoczenie. Nikt przecież nikomu nie zabroni odwiedzin w Kupieckim Mieście, a koło portu ostatecznie się nie kręciła i nie wypytywała, więc była czysta.
- Potem odbiłam do Kaigan, trzymając się w miarę możliwości wybrzeża. - Relacjonowała dalej. - Nie mogłam udać się do portu w Gokiburi, bo ten zapewne też był obserwowany, jak reszta głównych portów, więc pod postacią mnicha, wynajęłam w wiosce rybackiej łódź i załogę, która za solidną opłatą, przewiozła mnie w tą i z powrotem. To właśnie sam rejs tak długo trwał i wydłużył moją podróż. Łódź rybacka nie może się równać z solidnym statkiem.
Przyglądała się ojcu, dziwnie błyszczącymi oczami, najwyraźniej czekając na kolejne pytania. Jeśli to będzie koniec, przejdzie do drugiej sprawy. Bała się tej rozmowy, ale musi mu o tym powiedzieć, bo prędzej czy później, sam się o tym dowie, a wtedy będzie zdecydowanie gorzej. Było to dla niej trochę krępujące, jednak miała przed sobą ojca, który na pewno odpowiednio i ze zrozumieniem podejdzie do sprawy. Jak sam powiedział, zlecając jej wyprawę na Hyuo, ufa jej osądom, więc i w tej sprawie powinien jej zaufać. Serce nie sługa.
0 x


|| Karta Postaci || Pieniądze || Punkty Historii || Głos ||
- Ero Sennin
- Support
- Posty: 1941
- Rejestracja: 10 cze 2015, o 00:41
- Multikonta: Minoru
- Reika
- Martwa postać
- Posty: 2046
- Rejestracja: 15 kwie 2015, o 19:21
- Wiek postaci: 28
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Popatrz na Avatar, a po szczegóły zapraszam do mojej KP <3
- Widoczny ekwipunek: Kabura na prawym udzie, torba na uzbrojenie przy pasie i dwie katany na plecach
- Link do KP: http://www.shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=245
- Multikonta: Brak
Re: Siedziba władzy
Uśmiechnęła się, słysząc przemawiające przez ojca zadowolenie. Mimo wszystko miło jest być docenionym, bo to skutecznie motywuje do dalszych starań. Reika zawsze na poważnie brała swoje zadania i starała się wykonać je jak najlepiej. Tym razem nie miała do końca możliwości, ale i tak zrobiła tyle, ile się dało, żeby sprawa nadal była aktualna, a komunikacja z wyspami otwarta.
Powoli dopiła herbatę, po czym odstawiła pustą filiżankę na biurko, jednak nie ruszyła się z miejsca, gdy ojciec już prawie się podnosił, najwyraźniej uznając sprawy służbowe za zakończone, poza jeszcze jedną rozmową ze strażnikiem. Westchnęła i zaczęła lekko wykręcać splecione dłonie, najwyraźniej bardzo czymś zakłopotana. Nie mniej było widać, że coś jeszcze ją gryzie.
- Jest jeszcze jedna rzecz, o której chciałam z Tobą porozmawiać. - Przyznała niepewnie. - Ale nie ma już związku z tą sprawą.
Wiele razy układała w myślach tą rozmowę, co powiedzieć i jakich użyć argumentów, ale gdy przyszło co do czego, miała w głowie kompletną pustkę. Mimo że była już dorosła i mogła sama podejmować pewne decyzje, to nadal liczyła się ze zdaniem rodziców, a już w szczególności ze zdaniem ojca, który był dla niej autorytetem. Wiedziała, że chciał dla niej jak najlepiej, ale czy zaakceptuje jej wybór? Co prawda obiecał kiedyś Shigeru, że nie będzie na nią naciskać w sprawie wyboru partnera i da jej wolną rękę, jednak jeszcze nigdy nie postawiła go przed taką sytuacją i nie bardzo wiedziała, czego może się teraz spodziewać, ani jak zareaguje Kazuo.
- Ja...znalazłam kogoś, z kim chciałabym spędzić resztę życia... - Zaczęła, spoglądając na ojca. - Kocham go, a on kocha mnie. Problem polega na tym, że nie jest z Shinrin...
I w tym momencie Kazuo mogło się nasunąć, że Reika najprawdopodobniej będzie chciała odejść z prowincji, żeby zamieszkać z ukochanym. Nic bardziej mylnego. Owszem, będzie potrzebować jego błogosławieństwa, ale w zupełnie innym charakterze, o czym już za chwilę miał się przekonać.
- Mishima, bo tak ma na imię, pochodzi z Tsurai i należy do szczepu Dōhito. - Wyjaśniła, zastanawiając się, czy ojciec wie coś o nich. - Jednak jego szczep nie dba o swoich tak jak my, nie ma między nimi braterskich więzi. Dlatego zdecydował się dla mnie opuścić Tsurai, gdzie nic go nie trzymało i przeniósł się do naszej prowincji.
Spoglądała na ojca niepewnie, nie mając pojęcia, czego powinna się spodziewać. Miała nadzieję, że Kazuo życiowo podejdzie do sprawy, w końcu sam miał żonę, z którą był już tyle lat, więc dlaczego jej miałby nie dać szansy na dobre życie, do tego nadal w Shinrin? Po tym jak ledwo się podniosła po porzuceniu przez Inuzukę i śmierci brata, zasługiwała wreszcie na szczęście.
- Chciałabym, żebyś przyjął go życzliwie. - Poprosiła. - Jutro wieczorem mogę go przyprowadzić, żebyś mógł go poznać i porozmawiać z nim. Jego umiejętności mogą się nam bardzo przydać...
To tak na początek. Nie miała pewności, czy ojciec posiadał wiedzę na temat szczepu z Tsurai. Haretsu to jedno, ale podlegający im szczep, to już zupełnie co innego. Tak, czy inaczej, miała zamiar wykazać ojcu, że ktoś taki może być bardzo pomocny dla Senju. Taka ich tajna broń.
Powoli dopiła herbatę, po czym odstawiła pustą filiżankę na biurko, jednak nie ruszyła się z miejsca, gdy ojciec już prawie się podnosił, najwyraźniej uznając sprawy służbowe za zakończone, poza jeszcze jedną rozmową ze strażnikiem. Westchnęła i zaczęła lekko wykręcać splecione dłonie, najwyraźniej bardzo czymś zakłopotana. Nie mniej było widać, że coś jeszcze ją gryzie.
- Jest jeszcze jedna rzecz, o której chciałam z Tobą porozmawiać. - Przyznała niepewnie. - Ale nie ma już związku z tą sprawą.
Wiele razy układała w myślach tą rozmowę, co powiedzieć i jakich użyć argumentów, ale gdy przyszło co do czego, miała w głowie kompletną pustkę. Mimo że była już dorosła i mogła sama podejmować pewne decyzje, to nadal liczyła się ze zdaniem rodziców, a już w szczególności ze zdaniem ojca, który był dla niej autorytetem. Wiedziała, że chciał dla niej jak najlepiej, ale czy zaakceptuje jej wybór? Co prawda obiecał kiedyś Shigeru, że nie będzie na nią naciskać w sprawie wyboru partnera i da jej wolną rękę, jednak jeszcze nigdy nie postawiła go przed taką sytuacją i nie bardzo wiedziała, czego może się teraz spodziewać, ani jak zareaguje Kazuo.
- Ja...znalazłam kogoś, z kim chciałabym spędzić resztę życia... - Zaczęła, spoglądając na ojca. - Kocham go, a on kocha mnie. Problem polega na tym, że nie jest z Shinrin...
I w tym momencie Kazuo mogło się nasunąć, że Reika najprawdopodobniej będzie chciała odejść z prowincji, żeby zamieszkać z ukochanym. Nic bardziej mylnego. Owszem, będzie potrzebować jego błogosławieństwa, ale w zupełnie innym charakterze, o czym już za chwilę miał się przekonać.
- Mishima, bo tak ma na imię, pochodzi z Tsurai i należy do szczepu Dōhito. - Wyjaśniła, zastanawiając się, czy ojciec wie coś o nich. - Jednak jego szczep nie dba o swoich tak jak my, nie ma między nimi braterskich więzi. Dlatego zdecydował się dla mnie opuścić Tsurai, gdzie nic go nie trzymało i przeniósł się do naszej prowincji.
Spoglądała na ojca niepewnie, nie mając pojęcia, czego powinna się spodziewać. Miała nadzieję, że Kazuo życiowo podejdzie do sprawy, w końcu sam miał żonę, z którą był już tyle lat, więc dlaczego jej miałby nie dać szansy na dobre życie, do tego nadal w Shinrin? Po tym jak ledwo się podniosła po porzuceniu przez Inuzukę i śmierci brata, zasługiwała wreszcie na szczęście.
- Chciałabym, żebyś przyjął go życzliwie. - Poprosiła. - Jutro wieczorem mogę go przyprowadzić, żebyś mógł go poznać i porozmawiać z nim. Jego umiejętności mogą się nam bardzo przydać...
To tak na początek. Nie miała pewności, czy ojciec posiadał wiedzę na temat szczepu z Tsurai. Haretsu to jedno, ale podlegający im szczep, to już zupełnie co innego. Tak, czy inaczej, miała zamiar wykazać ojcu, że ktoś taki może być bardzo pomocny dla Senju. Taka ich tajna broń.
0 x


|| Karta Postaci || Pieniądze || Punkty Historii || Głos ||
- Ero Sennin
- Support
- Posty: 1941
- Rejestracja: 10 cze 2015, o 00:41
- Multikonta: Minoru
- Reika
- Martwa postać
- Posty: 2046
- Rejestracja: 15 kwie 2015, o 19:21
- Wiek postaci: 28
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Popatrz na Avatar, a po szczegóły zapraszam do mojej KP <3
- Widoczny ekwipunek: Kabura na prawym udzie, torba na uzbrojenie przy pasie i dwie katany na plecach
- Link do KP: http://www.shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=245
- Multikonta: Brak
Re: Siedziba władzy
Kiedy ojciec zadał pierwsze pytanie, Reika już wiedziała, że będzie z tego kłopot. Westchnęła więc z przygnębieniem i skinęła głową, potwierdzając tym samym to, jak to Kazuo odebrał. Tak, Mishima opuścił bez słowa swoich, nie chcąc dalej mieszkać w prowincji. Ze zwieszoną głową słuchała słów ojca na temat tego, jak źle to może wpłynąć na sytuację polityczną, chociaż nie do końca się z tym zgadzała. Mishima nie był wybitnie silnym przedstawicielem swojego Szczepu, żeby zainteresowano się jego zniknięciem i usilnie szukano po całym świecie.
- Nie jesteś w stanie upilnować wszystkich. - Odpowiedziała Reika. - Jeden może ruszyć z misją i nie wrócić i teraz nie wiesz, czy zginął, czy też uciekł. Jeśli to drugie, to możesz go szukać po całym świecie, a wątpię, żeby komuś się bardzo chciało wysyłać ludzi za shinobim niższej rangi, którzy bardziej są potrzebni w prowincji. Do wyrzutków rody też się nie przyznają, mimo że Ci często szkodzą w innych prowincjach. Zostaną poinformowani o takich, to dobrze, a jak nie, to odcinają się od sprawy. Nikt sobie tym nie zawraca głowy.
Taka była brutalna prawda. Nikt się nie chwalił, że ma tyle i tyle wyrzutków, rzadko też się zdarzało, żeby jakiś klan publicznie wystawiał za kimś list gończy. Wszyscy zazdrośnie strzegli swoich tajemnic i woleli wszystko załatwiać w swoim własnym gronie, a to, że ich wyrzutek może szkodzić innym, to ich już średnio interesowało. Darliby mordy dopiero, gdyby został złapany żywcem, żeby go wydać i żeby niczego z niego nie wyciągnąć.
- A co, jeśli jego Lider się nie zgodzi i uwięzi go, albo zakaże mu opuszczać prowincję? - Zapytała wyraźnie przygnębiona. - Właśnie dlatego odszedł bez słowa. Baliśmy się, że mogą go zatrzymać i nie pozwolić mu odejść, właśnie z powodu, jaki podałeś. Obrona tajemnicy szczepu. Lepiej, żeby uznali go za martwego, albo uciekiniera, i dali sobie z nim spokój, niż mieliby go siłą przetrzymywać jak więźnia. Gdyby do tego doszło, wtedy ja musiałabym odejść, a nie chcę... Nie chcę wybierać między nim, a rodziną... Jednak, jeśli nadal obstawiasz przy swoim i to Twój warunek, to wybiorę się z nim do jego Lidera, żeby w razie czego załagodzić jakoś sprawę...
Jeśli ojciec zdecyduje, że musi mieć koniecznie zgodę Lidera Szczepu Dōhito, to Reika poleci z Mishimą do Tsurai, aby dopilnować, żeby wszystko dobrze się skończyło. Może fakt, że jest córką Lidera Senju, będzie dobrym argumentem, aby przekonać tamtego do pozytywnego rozpatrzenia sprawy i zniechęci do głupich decyzji. Nie mniej, Reika cholernie się tego bała, bo nie wiedziała, czego się może spodziewać, ani jakim człowiekiem jest Lider pustynnego Szczepu.
- Nie chciałam zapeszać. - Odpowiedziała na ostatnie pytanie. - Poznałam go jeszcze zanim ruszyłam w drogę. Towarzyszył mi też do Ryuzaku no Taki, jednak zgodnie z Twoimi wytycznymi, nie wtajemniczałam go w sprawę, chociaż dzięki jego umiejętnościom, moja podróż w tą i z powrotem, co najmniej dwukrotnie by się skróciła...
Oczywiście mogła uświadomić ojca o sytuacji jeszcze zanim ruszyła z misją, jednak to były dopiero początki i nie chciała póki co rozdmuchiwać niepotrzebnie tej sprawy. Najpierw chciała się upewnić, czy to rzeczywiście to, co czuje, a potem dopiero mogła podejmować poważniejsze decyzje, typu informowanie rodziców i przedstawienie im wybranka. Dokładnego czasu, kiedy się poznali, również nie chciała tutaj poruszać, żeby nie usłyszeć niepotrzebnego wykładu na temat ''to za krótko'', ''trzeba na to czasu'' i tym podobne. Uchodziła za rozsądną osobę i raczej nie chciała tego zmieniać, tym bardziej, że była absolutnie pewna Mishimy, jak nie była Yoichiego. Tutaj ojciec musiał się zdać na jej intuicję, która bardzo rzadko ją zawodziła.
- Nie jesteś w stanie upilnować wszystkich. - Odpowiedziała Reika. - Jeden może ruszyć z misją i nie wrócić i teraz nie wiesz, czy zginął, czy też uciekł. Jeśli to drugie, to możesz go szukać po całym świecie, a wątpię, żeby komuś się bardzo chciało wysyłać ludzi za shinobim niższej rangi, którzy bardziej są potrzebni w prowincji. Do wyrzutków rody też się nie przyznają, mimo że Ci często szkodzą w innych prowincjach. Zostaną poinformowani o takich, to dobrze, a jak nie, to odcinają się od sprawy. Nikt sobie tym nie zawraca głowy.
Taka była brutalna prawda. Nikt się nie chwalił, że ma tyle i tyle wyrzutków, rzadko też się zdarzało, żeby jakiś klan publicznie wystawiał za kimś list gończy. Wszyscy zazdrośnie strzegli swoich tajemnic i woleli wszystko załatwiać w swoim własnym gronie, a to, że ich wyrzutek może szkodzić innym, to ich już średnio interesowało. Darliby mordy dopiero, gdyby został złapany żywcem, żeby go wydać i żeby niczego z niego nie wyciągnąć.
- A co, jeśli jego Lider się nie zgodzi i uwięzi go, albo zakaże mu opuszczać prowincję? - Zapytała wyraźnie przygnębiona. - Właśnie dlatego odszedł bez słowa. Baliśmy się, że mogą go zatrzymać i nie pozwolić mu odejść, właśnie z powodu, jaki podałeś. Obrona tajemnicy szczepu. Lepiej, żeby uznali go za martwego, albo uciekiniera, i dali sobie z nim spokój, niż mieliby go siłą przetrzymywać jak więźnia. Gdyby do tego doszło, wtedy ja musiałabym odejść, a nie chcę... Nie chcę wybierać między nim, a rodziną... Jednak, jeśli nadal obstawiasz przy swoim i to Twój warunek, to wybiorę się z nim do jego Lidera, żeby w razie czego załagodzić jakoś sprawę...
Jeśli ojciec zdecyduje, że musi mieć koniecznie zgodę Lidera Szczepu Dōhito, to Reika poleci z Mishimą do Tsurai, aby dopilnować, żeby wszystko dobrze się skończyło. Może fakt, że jest córką Lidera Senju, będzie dobrym argumentem, aby przekonać tamtego do pozytywnego rozpatrzenia sprawy i zniechęci do głupich decyzji. Nie mniej, Reika cholernie się tego bała, bo nie wiedziała, czego się może spodziewać, ani jakim człowiekiem jest Lider pustynnego Szczepu.
- Nie chciałam zapeszać. - Odpowiedziała na ostatnie pytanie. - Poznałam go jeszcze zanim ruszyłam w drogę. Towarzyszył mi też do Ryuzaku no Taki, jednak zgodnie z Twoimi wytycznymi, nie wtajemniczałam go w sprawę, chociaż dzięki jego umiejętnościom, moja podróż w tą i z powrotem, co najmniej dwukrotnie by się skróciła...
Oczywiście mogła uświadomić ojca o sytuacji jeszcze zanim ruszyła z misją, jednak to były dopiero początki i nie chciała póki co rozdmuchiwać niepotrzebnie tej sprawy. Najpierw chciała się upewnić, czy to rzeczywiście to, co czuje, a potem dopiero mogła podejmować poważniejsze decyzje, typu informowanie rodziców i przedstawienie im wybranka. Dokładnego czasu, kiedy się poznali, również nie chciała tutaj poruszać, żeby nie usłyszeć niepotrzebnego wykładu na temat ''to za krótko'', ''trzeba na to czasu'' i tym podobne. Uchodziła za rozsądną osobę i raczej nie chciała tego zmieniać, tym bardziej, że była absolutnie pewna Mishimy, jak nie była Yoichiego. Tutaj ojciec musiał się zdać na jej intuicję, która bardzo rzadko ją zawodziła.
0 x


|| Karta Postaci || Pieniądze || Punkty Historii || Głos ||
- Ero Sennin
- Support
- Posty: 1941
- Rejestracja: 10 cze 2015, o 00:41
- Multikonta: Minoru
- Reika
- Martwa postać
- Posty: 2046
- Rejestracja: 15 kwie 2015, o 19:21
- Wiek postaci: 28
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Popatrz na Avatar, a po szczegóły zapraszam do mojej KP <3
- Widoczny ekwipunek: Kabura na prawym udzie, torba na uzbrojenie przy pasie i dwie katany na plecach
- Link do KP: http://www.shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=245
- Multikonta: Brak
Re: Siedziba władzy
Westchnęła, gdy ojciec postanowił udzielić jej wykładu, jak bardzo się myli w swoich racjach. Zwiedziła wystarczająco dużo świata, żeby poznać niektóre klany i dowiedzieć się, jak niscy rangą mało znaczą w swoim społeczeństwie, oraz jak wielką swobodę mają w podróżowaniu, a gdy sam Lider ma gdzieś braterstwo i troskę o swoich, to tym bardziej. Nie mówiła konkretnie o Senju, bo tego u nich nie było, ale w innych prowincjach owszem. Gdyby porządnie zajmowali się szukaniem uciekinierów, nie chodziłoby ich tyle po świecie, a Aburame, którego jakiś czas temu zabiła na terenie Shinrin, nie krzywdziłby ich ludzi. Niemniej, nie miała zamiaru wdawać się w dyskusję z ojcem. Była na to zbyt zmęczona i postanowiła tym razem zachować swoje doświadczenia dla siebie. Przykro jej tylko było, że Kazuo przez taką różnicę zdań, już inaczej na nią patrzył.
Doskonale zdawała sobie sprawę, jakie konsekwencje mogłyby z tego wyniknąć i oczywiście chciała temu zapobiec na swój własny sposób, jednak nie dostała na to szansy. Nikt by nie poznał Mishimy, ponieważ ten już nie był zarośniętym i zaniedbanym mężczyzną, którego znali. Nie miał też blizn, które mogłyby go charakteryzować, a dłonie ukrywał w rękawiczkach. Był zupełnie inną osobą. Ba. Ojciec nawet nie pofatygował się, żeby odpowiedzieć jej na pytanie, co będzie, jeśli Lider nie wypuści Mishimy z prowincji, a to przecież miało dla niej istotne znaczenie. W tym momencie uznała, że nie da rady dogadać się z ojcem, więc lepiej zakończyć tą rozmowę.
- Nie proszę o to. - Odpowiedziała, wstając z fotela i zakładając pelerynę. - Nigdy nie naraziłabym Shinrin i przykro mi, że tak podszedłeś do sprawy. Chciałam zaproponować coś innego, co mogłoby załatwić tą sprawę, ale skoro sam podjąłeś decyzję, to w najbliższym czasie wyruszam do Tsurai. Miejmy nadzieję, że to właśnie Twoja próba dialogu nie pogorszy sprawy. Nigdy nie mieliśmy styczności z tym Szczepem i nie wiemy, jakie ambicje ma ich Lider, ani czego możemy się spodziewać. Twoje rozwiązanie może niepotrzebnie ściągnąć na nas ich uwagę, co może być nam nie na rękę. Naiwnie wierzysz, że wszędzie można się dogadać.
Może te słowa dadzą ojcu do myślenia. Czasami po prostu lepiej się nie wychylać, tym bardziej, że nie wziąć pod uwagę jednej istotnej rzeczy, o której za to pomyślała Reika i powiedziałaby mu o tym, gdyby nie jego postawa. Bolało ją, że ojciec całkowicie nie wziął pod uwagę faktu, że tamten Lider może być zwykłą szują, która z czystej zazdrości może uwięzić Mishimę, albo wykorzystać go do szkodzenia Senju i sprowokowania konfliktu. Nie chciał nawet spróbować jakoś to obgadać i rozwiązać. Trudno. Postawił na swoim, więc spełni jego wolę. Skoro nie chciał jej wysłuchać i narzucił jej swoją wolę, to nic więcej nie mogła zrobić, jak się dostosować. To on tutaj rządził.
Słysząc, jak naciska na nią z pytaniami o to, kiedy dokładnie poznała Mishimę, Reika zarzuciła na ramię plecak i spojrzała na ojca nieco chłodnym wzrokiem. Nie miała zamiaru tłumaczyć mu się ze wszystkiego, ponieważ była to jej prywatna sprawa. Poznała kogoś i chce dalej iść z tą osobą przez życie. To powinno wystarczyć rodzicowi.
- Towarzyszył mi tylko do Ryuzaku no Taki. Nie powiedziałam mu, gdzie się dalej udaję. Bez problemu zrozumiał, że mam do wykonania zadanie i muszę iść sama. - Odpowiedziała, zapewniając tym samym, że dopilnowała tajności misji. - A co do poznania się, to krócej i jest to już moja sprawa. Nie chcę być oceniana na podstawie stażu mojego związku, bo nie na tym to polega. Znam go wystarczająco długo, żeby wiedzieć, co czuję i być całkowicie pewną Mishimy. Jest moim idealnym dopełnieniem, niczym dwie połówki tego samego jabłka. Nigdy bym nie pomyślała, że można być tak do siebie podobnym...
W tym momencie Kazuo mógł zobaczyć łzy w kącikach oczu Blondynki. Najwyraźniej to całe nieporozumienie i napastliwość ojca, źle się odbiły na kunoichi, która przecież szukała wsparcia. Chciała podzielić się swoim szczęściem i wspólnie ustalić, jak można załatwić problem przynależności Mishimy, jednak nie dostała na to szansy. To był pierwszy raz od bardzo długiego czasu, kiedy tak poróżniła się z ojcem, a takich sytuacji można było się doliczyć na placach jednej ręki w całym jej życiu.
- Pójdę już. - Oznajmiła, odwracając się. - Dziękuję za herbatę i do zobaczenia w domu...
[zt chyba, że zostanie jeszcze zatrzymana]
Doskonale zdawała sobie sprawę, jakie konsekwencje mogłyby z tego wyniknąć i oczywiście chciała temu zapobiec na swój własny sposób, jednak nie dostała na to szansy. Nikt by nie poznał Mishimy, ponieważ ten już nie był zarośniętym i zaniedbanym mężczyzną, którego znali. Nie miał też blizn, które mogłyby go charakteryzować, a dłonie ukrywał w rękawiczkach. Był zupełnie inną osobą. Ba. Ojciec nawet nie pofatygował się, żeby odpowiedzieć jej na pytanie, co będzie, jeśli Lider nie wypuści Mishimy z prowincji, a to przecież miało dla niej istotne znaczenie. W tym momencie uznała, że nie da rady dogadać się z ojcem, więc lepiej zakończyć tą rozmowę.
- Nie proszę o to. - Odpowiedziała, wstając z fotela i zakładając pelerynę. - Nigdy nie naraziłabym Shinrin i przykro mi, że tak podszedłeś do sprawy. Chciałam zaproponować coś innego, co mogłoby załatwić tą sprawę, ale skoro sam podjąłeś decyzję, to w najbliższym czasie wyruszam do Tsurai. Miejmy nadzieję, że to właśnie Twoja próba dialogu nie pogorszy sprawy. Nigdy nie mieliśmy styczności z tym Szczepem i nie wiemy, jakie ambicje ma ich Lider, ani czego możemy się spodziewać. Twoje rozwiązanie może niepotrzebnie ściągnąć na nas ich uwagę, co może być nam nie na rękę. Naiwnie wierzysz, że wszędzie można się dogadać.
Może te słowa dadzą ojcu do myślenia. Czasami po prostu lepiej się nie wychylać, tym bardziej, że nie wziąć pod uwagę jednej istotnej rzeczy, o której za to pomyślała Reika i powiedziałaby mu o tym, gdyby nie jego postawa. Bolało ją, że ojciec całkowicie nie wziął pod uwagę faktu, że tamten Lider może być zwykłą szują, która z czystej zazdrości może uwięzić Mishimę, albo wykorzystać go do szkodzenia Senju i sprowokowania konfliktu. Nie chciał nawet spróbować jakoś to obgadać i rozwiązać. Trudno. Postawił na swoim, więc spełni jego wolę. Skoro nie chciał jej wysłuchać i narzucił jej swoją wolę, to nic więcej nie mogła zrobić, jak się dostosować. To on tutaj rządził.
Słysząc, jak naciska na nią z pytaniami o to, kiedy dokładnie poznała Mishimę, Reika zarzuciła na ramię plecak i spojrzała na ojca nieco chłodnym wzrokiem. Nie miała zamiaru tłumaczyć mu się ze wszystkiego, ponieważ była to jej prywatna sprawa. Poznała kogoś i chce dalej iść z tą osobą przez życie. To powinno wystarczyć rodzicowi.
- Towarzyszył mi tylko do Ryuzaku no Taki. Nie powiedziałam mu, gdzie się dalej udaję. Bez problemu zrozumiał, że mam do wykonania zadanie i muszę iść sama. - Odpowiedziała, zapewniając tym samym, że dopilnowała tajności misji. - A co do poznania się, to krócej i jest to już moja sprawa. Nie chcę być oceniana na podstawie stażu mojego związku, bo nie na tym to polega. Znam go wystarczająco długo, żeby wiedzieć, co czuję i być całkowicie pewną Mishimy. Jest moim idealnym dopełnieniem, niczym dwie połówki tego samego jabłka. Nigdy bym nie pomyślała, że można być tak do siebie podobnym...
W tym momencie Kazuo mógł zobaczyć łzy w kącikach oczu Blondynki. Najwyraźniej to całe nieporozumienie i napastliwość ojca, źle się odbiły na kunoichi, która przecież szukała wsparcia. Chciała podzielić się swoim szczęściem i wspólnie ustalić, jak można załatwić problem przynależności Mishimy, jednak nie dostała na to szansy. To był pierwszy raz od bardzo długiego czasu, kiedy tak poróżniła się z ojcem, a takich sytuacji można było się doliczyć na placach jednej ręki w całym jej życiu.
- Pójdę już. - Oznajmiła, odwracając się. - Dziękuję za herbatę i do zobaczenia w domu...
[zt chyba, że zostanie jeszcze zatrzymana]
0 x


|| Karta Postaci || Pieniądze || Punkty Historii || Głos ||
- Ero Sennin
- Support
- Posty: 1941
- Rejestracja: 10 cze 2015, o 00:41
- Multikonta: Minoru
Re: Siedziba władzy
Hayashimura odznaczała się swoją długowiecznością ponad wszelkie osady w różnych zakątkach świata. Dla młodzieńczego umysłu nie była tak znacząca i niemal wcale robiła różnicę. Wszak czuć tu było klasycznym wystrojem, jakim szczycili się Senju. Gdzie nie spojrzeć kręcili się osobnicy odpowiadający charakterowi ninja tego rodu. Od facetów czujnie strzegących bramy wioski, poprzez kobiety i kunoichi, a skończywszy na szkolących się adeptach. Toshiemu to miasto zawsze kojarzyło się z ostoją. Ruchliwe i piękne miejsce, gdzie nikomu nie grozi nic złego. Zagrożenie niemal nie ima się mieszkańców, jeśli nie wliczając w to przybywających tu tłumnie podróżnych z wszelkich zakątków świata. Chłopak wystarczająco zainteresowany był miejskim życiem, aby jeszcze musieć doglądać przybywających kupców czy innych osobliwości. Wystarczyło, że znał tu wiele sympatycznych twarzy, do których mógł się uśmiechnąć, a w najlepszym razie zamienić parę zdań. Przechodził koło sklepików i zagadywał ludzi w różnym wieku, aby umilić sobie podróż przez osadę. Dowiedział się tym samym o nastrojach i wydarzeniach pod swoją nieobecność. Festyny i inne zbiorowiska były tu na porządku dziennym, lecz zdarzały się również niechciane, a w konsekwencji nieudane próby złagodzenia przykrych zdarzeń. Nawet tutaj kontrowersje wzbudzały powszechne prawo do plotkowania.
Otwartość Senju miała swoje granice przy budynku okraszonym szyldem panujących od zarania dziejów przywódców. Majestatyczny budynek wznoszący się niby w centrum całej Hayashimury, broniony był przez całą osadę. Wedrzeć się niepostrzeżenie graniczyło z cudem. Nastolatkowi jakoś nigdy nie przyszły do głowy próby nierozważnego zachowania, ale posiadał pewien zestaw zagadek na tę okazję. Choćby po to, aby mieć pewność, że obsada pilnująca przybytku naprawdę traktuje obowiązek z należytym szacunkiem. I chociaż nie jest to zbyt intensywna służba, rządzi się własnymi prawami, których lepiej nie lekceważyć. Konsekwencje są większe niż nie przewidziana w skutkach misja. Jako, że ponownie minęło sporo czasu, nim ostatni raz odwiedził gabinet Shirei-kana, to zatrzymał się na moment. Przed sobą widział znajome twarze, a powyżej wznosiła się najwyższa kondygnacja budowli, która go interesowała. Z należytym szacunkiem skłonił się wartownikom. Nie przejawiał zbyt podejrzliwego zachowania, żeby była potrzeba zatrzymywania tak znajomej postaci, jaką wydawał się być Toshio. Wyrósł dość wyraźnie od chwili, kiedy miał jeszcze mleko pod nosem. Niezbyt nabrał wzrostu, ale za to posiadał namiastkę męskiego lico. Mógł starać się o to, aby podczas swoich ruchów zmuszać przeciwnika do zastanowienia się, czy warto go lekceważyć. Udając się dalej w głąb korytarzy układał sobie w głowie zebrane podczas podróży informacje. Łączył wątki i wspominał newralgiczne momenty, jakich zdołał się dowiedzieć. Sporo nadal pozostawało zagadką, kiedy to dużą rolę odegrały zdolności sensoryczne innych shinobi z kompanii. Powinien w wystarczający sposób zadowolić odkryciem wuja i uzyskać od niego nurtujące go dalej odpowiedzi na pytania.
Szybko okazało się, że nie trafił w porę i przyjdzie mu trochę poczekać ze swoim przyjęciem. Nie chciał przypadkiem znowu trafić w ten sam punkt, gdyby teraz miał zająć się zastępczym zadaniem dla zabicia czasu. Mógłby choćby odwiedzić Oshio w szpitalu. Martwił się o stan pobratymca i niefortunnie odniesione obrażenia. Na pewno posiadał dobrą opiekę i jakoś postawią go na nogi. Także bez wahania i z należytą cierpliwością Toshio zamierzał czekać przed gabinetem władcy na odpowiedni moment do audiencji. Takie cierpliwe siedzenie miało swoją zaletę. Dobrze działało na umysł, aby ten mógł skupić się na następnym posunięciu. Niczym medytacja, zdolna wyzbyć się potencjalnego galimatiasu na skutek nieprzystosowania się do sytuacji.
Otwartość Senju miała swoje granice przy budynku okraszonym szyldem panujących od zarania dziejów przywódców. Majestatyczny budynek wznoszący się niby w centrum całej Hayashimury, broniony był przez całą osadę. Wedrzeć się niepostrzeżenie graniczyło z cudem. Nastolatkowi jakoś nigdy nie przyszły do głowy próby nierozważnego zachowania, ale posiadał pewien zestaw zagadek na tę okazję. Choćby po to, aby mieć pewność, że obsada pilnująca przybytku naprawdę traktuje obowiązek z należytym szacunkiem. I chociaż nie jest to zbyt intensywna służba, rządzi się własnymi prawami, których lepiej nie lekceważyć. Konsekwencje są większe niż nie przewidziana w skutkach misja. Jako, że ponownie minęło sporo czasu, nim ostatni raz odwiedził gabinet Shirei-kana, to zatrzymał się na moment. Przed sobą widział znajome twarze, a powyżej wznosiła się najwyższa kondygnacja budowli, która go interesowała. Z należytym szacunkiem skłonił się wartownikom. Nie przejawiał zbyt podejrzliwego zachowania, żeby była potrzeba zatrzymywania tak znajomej postaci, jaką wydawał się być Toshio. Wyrósł dość wyraźnie od chwili, kiedy miał jeszcze mleko pod nosem. Niezbyt nabrał wzrostu, ale za to posiadał namiastkę męskiego lico. Mógł starać się o to, aby podczas swoich ruchów zmuszać przeciwnika do zastanowienia się, czy warto go lekceważyć. Udając się dalej w głąb korytarzy układał sobie w głowie zebrane podczas podróży informacje. Łączył wątki i wspominał newralgiczne momenty, jakich zdołał się dowiedzieć. Sporo nadal pozostawało zagadką, kiedy to dużą rolę odegrały zdolności sensoryczne innych shinobi z kompanii. Powinien w wystarczający sposób zadowolić odkryciem wuja i uzyskać od niego nurtujące go dalej odpowiedzi na pytania.
Szybko okazało się, że nie trafił w porę i przyjdzie mu trochę poczekać ze swoim przyjęciem. Nie chciał przypadkiem znowu trafić w ten sam punkt, gdyby teraz miał zająć się zastępczym zadaniem dla zabicia czasu. Mógłby choćby odwiedzić Oshio w szpitalu. Martwił się o stan pobratymca i niefortunnie odniesione obrażenia. Na pewno posiadał dobrą opiekę i jakoś postawią go na nogi. Także bez wahania i z należytą cierpliwością Toshio zamierzał czekać przed gabinetem władcy na odpowiedni moment do audiencji. Takie cierpliwe siedzenie miało swoją zaletę. Dobrze działało na umysł, aby ten mógł skupić się na następnym posunięciu. Niczym medytacja, zdolna wyzbyć się potencjalnego galimatiasu na skutek nieprzystosowania się do sytuacji.
0 x
Re: Siedziba władzy
Wiele myśli kłębiło się w głowie młodzika podczas oczekiwania. Nie czuł za wielkiej niezręczności, gdy widział oczekujących na warcie strażników. Taka praca dodawała powagi, lecz była zbyt monotonna. Nie przysłuży się nikomu, kto jest łakomy na wrażenia. Sama obecność Toshio tutaj sugerowała, że był wręcz urodzony pod szczęśliwą gwiazdą. Zagrożenie, chociaż dosięga go w równej mierze, co innych, to w jakiś sposób pozwala na kolejne próby. Stąd też miły wydźwięk w postaci zadowolenia. Urzędnicza praca także była ważna, więc spoglądanie na ludzi w ruchu i dopowiadanie sobie ich obecnych obowiązków skróciło oczekiwanie na Przywódcę. Podniósł się niemal natychmiast, gdy ujrzał wuja w korytarzu. Nie zdołał zrobić tego w taki sposób, jak wartownicy, ale zdążył podłapać w jaki sposób powinien to zrobić. Może następnym razem wyjdzie, ale stawiał na swoją spontaniczność. Bez zbędnego wyczucia i traktowania tego, jak sprawa musowa.
- Hai. - usłuchał Shirei-kana krótkim potwierdzeniem i wkroczył za nim do pomieszczenia.
Przyjrzał się pobieżnie wyglądowi sali podczas przejścia do biurka. Hamował nieco swój urok do przyjaznego traktowania każdego, zwłaszcza członka rodziny. Sprawy służbowe wymagały oddzielenia niektórych wątków, czego uczono go na szkoleniu. Odczekał stosowną chwilę, aż dostanie kolejne pozwolenie. Usiadł, bowiem zapowiadało się na sporą pogawędkę. Ułożony w drodze tekst mógł zatem nie wystarczyć, lecz przed tym został wybity spod presji faktem znacząco zaważającym na jego uczuciach. Chwilę nie wiedział, jak zareagować, lecz zaraz skwitował to okazaniem ulgi. Z jednej strony miał obawy, jakoby to Senju powinni wymierzyć sprawiedliwość za śmierć ich członka, ważnego dziedzica rodu. Udział Nikusui w dokonaniu zemsty również mogła odbić się nieprzyjemnie dla ogólnego wrażenia. Szkoda, że nie zdążył się z nią spotkać i dowiedzieć, jak się z tym czuje. Pchany ciekawością nie zapomniał jednak o własnym poczuciu moralności. Świat sam w sobie był zły, lecz nikt nie mógł mu odebrać tego, jak zamierzał przez niego kroczyć. W sposób, jak najmniej bestialski.
- To... dobrze. Znaczy, Nikusui-san musiało na tym zależeć najbardziej. Pomogła, ale czy nie wygląda to, jakby nas w tym wyręczyła? - nie wiedział, jak miałby się odnieść do polityki w takiej sytuacji. Napięcie powstałe w wyniku śmierci syna lidera Senju nie wróżyło nic dobrego, a zamieszana w to przedsięwzięcie była kunoichi z Kaminari. Nie był pewny, czy lada dzień nie ogłosili by zaręczyn.
- Ważniejsze, oto meldunek. - zakomunikował stanowczo, aby nie zniecierpliwić Kazuo-sama. Zaczął od sytuacji panującej tuż po dotarciu do garnizonu rozstawionego przez Uchiha. Potem przekazał odczucia odnośnie zniszczeń kamiennej fortyfikacji oddzielającej nas od Nieznanych Ziemi. Były niepokojące i wychodzące poza ludzkie wyobrażenie. Tylko coś tak mitycznego, jak demoniczna bestia mogło całkiem zdematerializować kamień. Chłopak starał się donieść przywódcy o najdrobniejszych szczegółach, co stanowiło nie lada wyzwanie. Tam działo się dość sporo rzeczy na raz. Przeszedł zatem do opisywania członków grupy ekspedycyjnej. Sowa była tu kluczowym podłożem i jako dowódca przechowywała większość danych, jakie czekały na nich po drugiej stronie. Kto był sensorem i w jaki sposób odczytywał nadchodzące zagrożenie. Liderowi z pewnością łatwiej będzie połączyć domysły Toshio i odgadnąć zawiłe mechanizmy wyczuwania na odległość innych klanów. Wkrótce potem postawili garnizon w stan bojowości, kiedy zauważyli nadejście wroga. Zatem od razu przeszedł do ich rychłego wyruszenia i napotkania pierwszej przeszkody. Zorganizowane i inteligentne rośliny, żądne ludzkiego mięsa. Toshio ciężko było odpędzić się od gestykulacji, które to zjawisko często towarzyszyło podniosłości opowiadania. Byli słabo zorganizowaną grupą, więc niechybnie coś musiało pójść źle. Zajście Juuzou z piaskowym chłopakiem było podyktowane jakimiś porachunkami. Bardziej jednak chodziło tu o sposób, w jaki ten sprawił, że Rakan zaczął się dusić - aż nie pozostał ofiarą z ręki innego ninja z drużyny. Kolejną informacją do zbioru i ostatnią z całości była konfrontacja z grupą dzikich. Posiadali w szeregach wojownika z jednym czerwonym okiem, za które odpowiedzialność najpewniej spadał na klan Uchiha. Wysyłane ekspedycje dostarczyły Dzikusom materiału do eksperymentów. Równie niepokojący był stan uzbrojenia, który nie mógł być przypadkowy. Ktoś z zewnątrz pomagał w rozwoju Dzikich, przez co odważyli się na otwarty atak na Mur. Zaczynali być coraz groźniejsi. Choćby używane ninjutsu różnej maści, o których niczego nie słyszeli powodował realne zagrożenie dla całej krainy.
- Na koniec oddział Shinsengumi, którzy nam towarzyszył, zabrał członka klanu Uchiha, Kyoushiego, ze sobą. Miał im pomóc w walce gdzie indziej. Wyglądało to raczej na pretekst, aniżeli przegrupowanie sił. Nie było jak podejrzewać, że może ma to głębsze dno. W tamtej chwili nie chciałem mieć z nimi nic wspólnego skoro woleli działać w swoim wewnętrznym kręgu. Po pokonaniu wszystkich Dzikich okazało się, że to wystarczyło. Tak po prostu mogliśmy wrócić i cieszyć się triumfem. - odetchnął po długiej przemowie. Wszak niepokoiło go, że podczas przebywania na ziemiach wroga nigdzie nie było śladu po bytności ogromnego Bijuu. Wieść o zapieczętowaniu demona w szkatule, jak i reszta statystyk zapewne była dostępna dla wszystkich przywódców. Reszta stanowiła powszechnie znaną intrygę, jakiej nie w sposób opanować i pojąc do końca. Jak każdy młody człowiek zaczynał mieć swoje obawy i szukać odpowiedzi na pojawiające się pytania. Na razie chciał tylko poznać reakcję Shire-kana, o ile nie zechce zbyć go zwykłym podziękowaniem. Rozmowa na pewno musiała mieć swoją drugą część w postaci dopełnienia kluczowymi zagadnieniami. Nie znał jednak w tej sytuacji pewnej wersji, a raczej powinien być zmuszony do uszanowania woli Przywódcy. Cieszyłby go fakt, gdyby Kazuo pozwolił mu uczestniczyć w swoich przemyśleniach. Chciał wszak znać niuanse tego, co odgrywało się niejako za kulisami. Jaką rolę w tym odegrał było jasne. Zyskali własną niezależność i uchronili krainę shinobi przed najazdem. Pochwycenie Bijuu było śmietanką, którą spili Uchiha, jako że to oni byli organizatorami tak dużego przedsięwzięcia.
- Hai. - usłuchał Shirei-kana krótkim potwierdzeniem i wkroczył za nim do pomieszczenia.
Przyjrzał się pobieżnie wyglądowi sali podczas przejścia do biurka. Hamował nieco swój urok do przyjaznego traktowania każdego, zwłaszcza członka rodziny. Sprawy służbowe wymagały oddzielenia niektórych wątków, czego uczono go na szkoleniu. Odczekał stosowną chwilę, aż dostanie kolejne pozwolenie. Usiadł, bowiem zapowiadało się na sporą pogawędkę. Ułożony w drodze tekst mógł zatem nie wystarczyć, lecz przed tym został wybity spod presji faktem znacząco zaważającym na jego uczuciach. Chwilę nie wiedział, jak zareagować, lecz zaraz skwitował to okazaniem ulgi. Z jednej strony miał obawy, jakoby to Senju powinni wymierzyć sprawiedliwość za śmierć ich członka, ważnego dziedzica rodu. Udział Nikusui w dokonaniu zemsty również mogła odbić się nieprzyjemnie dla ogólnego wrażenia. Szkoda, że nie zdążył się z nią spotkać i dowiedzieć, jak się z tym czuje. Pchany ciekawością nie zapomniał jednak o własnym poczuciu moralności. Świat sam w sobie był zły, lecz nikt nie mógł mu odebrać tego, jak zamierzał przez niego kroczyć. W sposób, jak najmniej bestialski.
- To... dobrze. Znaczy, Nikusui-san musiało na tym zależeć najbardziej. Pomogła, ale czy nie wygląda to, jakby nas w tym wyręczyła? - nie wiedział, jak miałby się odnieść do polityki w takiej sytuacji. Napięcie powstałe w wyniku śmierci syna lidera Senju nie wróżyło nic dobrego, a zamieszana w to przedsięwzięcie była kunoichi z Kaminari. Nie był pewny, czy lada dzień nie ogłosili by zaręczyn.
- Ważniejsze, oto meldunek. - zakomunikował stanowczo, aby nie zniecierpliwić Kazuo-sama. Zaczął od sytuacji panującej tuż po dotarciu do garnizonu rozstawionego przez Uchiha. Potem przekazał odczucia odnośnie zniszczeń kamiennej fortyfikacji oddzielającej nas od Nieznanych Ziemi. Były niepokojące i wychodzące poza ludzkie wyobrażenie. Tylko coś tak mitycznego, jak demoniczna bestia mogło całkiem zdematerializować kamień. Chłopak starał się donieść przywódcy o najdrobniejszych szczegółach, co stanowiło nie lada wyzwanie. Tam działo się dość sporo rzeczy na raz. Przeszedł zatem do opisywania członków grupy ekspedycyjnej. Sowa była tu kluczowym podłożem i jako dowódca przechowywała większość danych, jakie czekały na nich po drugiej stronie. Kto był sensorem i w jaki sposób odczytywał nadchodzące zagrożenie. Liderowi z pewnością łatwiej będzie połączyć domysły Toshio i odgadnąć zawiłe mechanizmy wyczuwania na odległość innych klanów. Wkrótce potem postawili garnizon w stan bojowości, kiedy zauważyli nadejście wroga. Zatem od razu przeszedł do ich rychłego wyruszenia i napotkania pierwszej przeszkody. Zorganizowane i inteligentne rośliny, żądne ludzkiego mięsa. Toshio ciężko było odpędzić się od gestykulacji, które to zjawisko często towarzyszyło podniosłości opowiadania. Byli słabo zorganizowaną grupą, więc niechybnie coś musiało pójść źle. Zajście Juuzou z piaskowym chłopakiem było podyktowane jakimiś porachunkami. Bardziej jednak chodziło tu o sposób, w jaki ten sprawił, że Rakan zaczął się dusić - aż nie pozostał ofiarą z ręki innego ninja z drużyny. Kolejną informacją do zbioru i ostatnią z całości była konfrontacja z grupą dzikich. Posiadali w szeregach wojownika z jednym czerwonym okiem, za które odpowiedzialność najpewniej spadał na klan Uchiha. Wysyłane ekspedycje dostarczyły Dzikusom materiału do eksperymentów. Równie niepokojący był stan uzbrojenia, który nie mógł być przypadkowy. Ktoś z zewnątrz pomagał w rozwoju Dzikich, przez co odważyli się na otwarty atak na Mur. Zaczynali być coraz groźniejsi. Choćby używane ninjutsu różnej maści, o których niczego nie słyszeli powodował realne zagrożenie dla całej krainy.
- Na koniec oddział Shinsengumi, którzy nam towarzyszył, zabrał członka klanu Uchiha, Kyoushiego, ze sobą. Miał im pomóc w walce gdzie indziej. Wyglądało to raczej na pretekst, aniżeli przegrupowanie sił. Nie było jak podejrzewać, że może ma to głębsze dno. W tamtej chwili nie chciałem mieć z nimi nic wspólnego skoro woleli działać w swoim wewnętrznym kręgu. Po pokonaniu wszystkich Dzikich okazało się, że to wystarczyło. Tak po prostu mogliśmy wrócić i cieszyć się triumfem. - odetchnął po długiej przemowie. Wszak niepokoiło go, że podczas przebywania na ziemiach wroga nigdzie nie było śladu po bytności ogromnego Bijuu. Wieść o zapieczętowaniu demona w szkatule, jak i reszta statystyk zapewne była dostępna dla wszystkich przywódców. Reszta stanowiła powszechnie znaną intrygę, jakiej nie w sposób opanować i pojąc do końca. Jak każdy młody człowiek zaczynał mieć swoje obawy i szukać odpowiedzi na pojawiające się pytania. Na razie chciał tylko poznać reakcję Shire-kana, o ile nie zechce zbyć go zwykłym podziękowaniem. Rozmowa na pewno musiała mieć swoją drugą część w postaci dopełnienia kluczowymi zagadnieniami. Nie znał jednak w tej sytuacji pewnej wersji, a raczej powinien być zmuszony do uszanowania woli Przywódcy. Cieszyłby go fakt, gdyby Kazuo pozwolił mu uczestniczyć w swoich przemyśleniach. Chciał wszak znać niuanse tego, co odgrywało się niejako za kulisami. Jaką rolę w tym odegrał było jasne. Zyskali własną niezależność i uchronili krainę shinobi przed najazdem. Pochwycenie Bijuu było śmietanką, którą spili Uchiha, jako że to oni byli organizatorami tak dużego przedsięwzięcia.
0 x
Re: Siedziba władzy
Młody Senju na powrót odbierał wrażenia przeżyte w chwili akcji za Murem. Starał się ich nie tłumić, a opanować w takim stopniu, aby nie umknęły mu dotąd pominięte szczegóły. O ile zdołał przebić się przez barierę sympatii, jaką odczuwał do niektórych członków ekspedycji, to wolał nie myśleć o ich potencjalnym, negatywnym aspekcie, który mogliby wykorzystać w złych dla niego celach. Wszystko sprowadzał do tego, że przecież byli głównie zbieraniną młodocianych i nieznacznie doświadczonych ninja. Tak naprawdę nie narażonych i nie obarczonych poważnymi decyzjami, które podejmuje się w życiu. Nie byli zobligowani do bezwzględnego traktowania sprawy, jakby naprawdę mogła zaważyć na losie świata. Ich część powiodła się poprzez ślepy traf, jakim zazwyczaj kreuje się dalsze losy. Gdyby to im było powierzone powstrzymanie Demona, musieliby znać o wiele więcej specjalistycznych jutsu. Tę rolę odegrali Shinsengumi. Sęk tkwił w tym, że Toshio obawiał się, gdzie w tym wszystkim bił fałsz.
Próbował być spokojny, zważywszy na miejsce i sens tego spotkania. Nie śmiał myśleć o Kazuo, jako o stryju. Częścią rodziny bliżej związaną niż genetyczne relacje pochodzące od całego rodu Senju. Nieco przerażony, ale także zmotywowany chęcią zgłębienia pierwszej, poważnej wiedzy, obserwował reakcję Shirei-kana. Wyczekiwał z napięciem, wspierając zaciśnięte dłonie i łokcie na podparciach siedzenia. Wiercił się od czasu do czasu, co było oznaką jego ekstremalnego dostosowywania się do nowej sytuacji, w jakiej się znalazł. Nie mógł odmówić sobie przeżycia tego niczym zwyczajny chłopiec. Tam, podczas bitew, nie skupiał się na tak trywialnych sprawach poznawczych. Jego umysł działał instynktownie, czego nie da się przełożyć na chwilę obecną. Nie czuł zagrożenia, zatem nie musiał podejmować decyzji o poprawnym zachowaniu w przemyślanym sensie. Mimo to głównie było widać, że chce się czegoś nauczyć. Zgłębić bardziej to, co powinno być dla niego niezrozumiałe zważywszy na niski stan wiedzy politycznej. Właśnie dlatego ta grupa mogła być idealnymi króliczkami doświadczalnymi. Ochotnik nie zaszkodzi, a wykona rozkaz z niewielkim mrugnięciem oka z czystej obawy. Usłyszawszy konkretne słowa Lidera złapał się na tym, że powinien niezwłocznie powiedzieć coś więcej. Przełknął ślinę i zebrał w głowie konkretne fragmenty świadczące o hipotezie. Nadal były to jedynie jego spostrzeżenia, którymi mógł się dzielić. Z przyczyn ludzkich sensorzy nie posiadali zbyt wielkiej ufności, a może nie dość potrafili, aby wyłapać odpowiednie szczegóły.
- Co do sharingana nie mogę być pewny. Dziewczyna z Byakuganem posiadała największy zasięg widzenia, ale chyba nawet jej przybliżenie nie dało jednoznacznej opinii w sprawie tego fenomenu. Sowa była tym równie mocno zdumiona, więc prawdopodobieństwo przeszczepów jest duże. Aż do końca zajmowała się kimś, kto siłą wykraczał poza zdolności pozostałych jednostek. - odparł i zaraz wymienił, czym konkretnie władali tubylcy. Na pierwszym miejscu była materializacja tworów z atramentu - lwów, węży czy wiewiórek i ptactwa. Każdy kontrolowany zgodnie z wolą twórcy, czego nie trzeba było poddawać w wątpliwość. Część z nich posiadała nalepione na siebie notki, co stanowczo potwierdza ich zaopatrzenie militarne. Innymi przypadkami był drab korzystający z Katonu poprzez utrzymywanie płonącego kręgu oraz kolejny dzikus wykorzystujący Doton do tworzenia fortyfikacji z kamiennych kolców. Odetchnął krótko przed drugim zagadnieniem interesującym Shirei-kana.
- Wszyscy byli w kiepskiej sytuacji, niektórzy nawet przyparci do muru. Od początku nie byli też chętni do całkowitej współpracy, więc nie zdziwiłbym się, gdyby część szczegółów była pomijana. Walki rozproszyły naszą uwagę. - pozwolił na kolejną dawkę teorii swojego autorstwa. Nic lepszego nie potrafił znaleźć. Nie było komu śledzić czegoś, co nie znajdowało się przed ich nosami i nie wiadomo, czy w ogóle istniało. Gdy tylko Toshio zastanowił się nad samym faktem osoby Kyu, to nic nie wywierało żadnych skojarzeń lub podejrzeń.
- Zwyczajny Uchiha, chcący być dobrym shinobi albo skrytobójcą. Walczył mieczem, co wygląda na oklepany zestaw zdolności. Miał także kunai na lince i operował tym w połączeniu z elementem błyskawicy. - opisał wrażenie, jakie wywarł na nim Kyoushi. Dodał do tego relację, gdy ten został zabierany przez oddział Shinsengumi. Chciał być dla niego miły i w ostateczności tak chyba się skończyło. Wrócił z Czarnymi w nieco podupadłej kondycji. Nie wyglądało to na zwykłe przemęczenie, które świadczyłoby o nagłym musie wykorzystania znacznych ilości chakry. Żadnych widocznych ran. Przed wyruszeniem był raczej w sile fizycznej, jak i umysłowej. Ciemnowłosy nie potrafił jednak wysnuć żadnej logicznej teorii tego zajścia. Nie posiadał podstaw i tajników, które z kolei mógł znać Kazuo. Czy wyglądało to jednoznacznie na coś, co mogliby postawić za pewnik, teraz w tym pomieszczeniu? Co ważniejsze, czy Toshio poczułby się inaczej dostając pełną odpowiedź? Jak miałby postąpić na miejscu Uchiha? Cieszył się ledwie z myśli, że sprawa z Bijuu musiała zostać kontrowersyjnie odebrana. Miał w niej swój udział, a więc obchodziła go. Tak wyglądała bowiem nieustanna rywalizacja w sporach między klanami czy krajami.
Próbował być spokojny, zważywszy na miejsce i sens tego spotkania. Nie śmiał myśleć o Kazuo, jako o stryju. Częścią rodziny bliżej związaną niż genetyczne relacje pochodzące od całego rodu Senju. Nieco przerażony, ale także zmotywowany chęcią zgłębienia pierwszej, poważnej wiedzy, obserwował reakcję Shirei-kana. Wyczekiwał z napięciem, wspierając zaciśnięte dłonie i łokcie na podparciach siedzenia. Wiercił się od czasu do czasu, co było oznaką jego ekstremalnego dostosowywania się do nowej sytuacji, w jakiej się znalazł. Nie mógł odmówić sobie przeżycia tego niczym zwyczajny chłopiec. Tam, podczas bitew, nie skupiał się na tak trywialnych sprawach poznawczych. Jego umysł działał instynktownie, czego nie da się przełożyć na chwilę obecną. Nie czuł zagrożenia, zatem nie musiał podejmować decyzji o poprawnym zachowaniu w przemyślanym sensie. Mimo to głównie było widać, że chce się czegoś nauczyć. Zgłębić bardziej to, co powinno być dla niego niezrozumiałe zważywszy na niski stan wiedzy politycznej. Właśnie dlatego ta grupa mogła być idealnymi króliczkami doświadczalnymi. Ochotnik nie zaszkodzi, a wykona rozkaz z niewielkim mrugnięciem oka z czystej obawy. Usłyszawszy konkretne słowa Lidera złapał się na tym, że powinien niezwłocznie powiedzieć coś więcej. Przełknął ślinę i zebrał w głowie konkretne fragmenty świadczące o hipotezie. Nadal były to jedynie jego spostrzeżenia, którymi mógł się dzielić. Z przyczyn ludzkich sensorzy nie posiadali zbyt wielkiej ufności, a może nie dość potrafili, aby wyłapać odpowiednie szczegóły.
- Co do sharingana nie mogę być pewny. Dziewczyna z Byakuganem posiadała największy zasięg widzenia, ale chyba nawet jej przybliżenie nie dało jednoznacznej opinii w sprawie tego fenomenu. Sowa była tym równie mocno zdumiona, więc prawdopodobieństwo przeszczepów jest duże. Aż do końca zajmowała się kimś, kto siłą wykraczał poza zdolności pozostałych jednostek. - odparł i zaraz wymienił, czym konkretnie władali tubylcy. Na pierwszym miejscu była materializacja tworów z atramentu - lwów, węży czy wiewiórek i ptactwa. Każdy kontrolowany zgodnie z wolą twórcy, czego nie trzeba było poddawać w wątpliwość. Część z nich posiadała nalepione na siebie notki, co stanowczo potwierdza ich zaopatrzenie militarne. Innymi przypadkami był drab korzystający z Katonu poprzez utrzymywanie płonącego kręgu oraz kolejny dzikus wykorzystujący Doton do tworzenia fortyfikacji z kamiennych kolców. Odetchnął krótko przed drugim zagadnieniem interesującym Shirei-kana.
- Wszyscy byli w kiepskiej sytuacji, niektórzy nawet przyparci do muru. Od początku nie byli też chętni do całkowitej współpracy, więc nie zdziwiłbym się, gdyby część szczegółów była pomijana. Walki rozproszyły naszą uwagę. - pozwolił na kolejną dawkę teorii swojego autorstwa. Nic lepszego nie potrafił znaleźć. Nie było komu śledzić czegoś, co nie znajdowało się przed ich nosami i nie wiadomo, czy w ogóle istniało. Gdy tylko Toshio zastanowił się nad samym faktem osoby Kyu, to nic nie wywierało żadnych skojarzeń lub podejrzeń.
- Zwyczajny Uchiha, chcący być dobrym shinobi albo skrytobójcą. Walczył mieczem, co wygląda na oklepany zestaw zdolności. Miał także kunai na lince i operował tym w połączeniu z elementem błyskawicy. - opisał wrażenie, jakie wywarł na nim Kyoushi. Dodał do tego relację, gdy ten został zabierany przez oddział Shinsengumi. Chciał być dla niego miły i w ostateczności tak chyba się skończyło. Wrócił z Czarnymi w nieco podupadłej kondycji. Nie wyglądało to na zwykłe przemęczenie, które świadczyłoby o nagłym musie wykorzystania znacznych ilości chakry. Żadnych widocznych ran. Przed wyruszeniem był raczej w sile fizycznej, jak i umysłowej. Ciemnowłosy nie potrafił jednak wysnuć żadnej logicznej teorii tego zajścia. Nie posiadał podstaw i tajników, które z kolei mógł znać Kazuo. Czy wyglądało to jednoznacznie na coś, co mogliby postawić za pewnik, teraz w tym pomieszczeniu? Co ważniejsze, czy Toshio poczułby się inaczej dostając pełną odpowiedź? Jak miałby postąpić na miejscu Uchiha? Cieszył się ledwie z myśli, że sprawa z Bijuu musiała zostać kontrowersyjnie odebrana. Miał w niej swój udział, a więc obchodziła go. Tak wyglądała bowiem nieustanna rywalizacja w sporach między klanami czy krajami.
0 x
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość