Hotel "Marmur"
- Yami
- Posty: 2959
- Rejestracja: 25 paź 2017, o 20:14
- Wiek postaci: 25
- Link do KP: viewtopic.php?f=33&t=4268
Re: Hotel "Marmur"
Po wielogodzinnych trudach podróży udało się w końcu dotrzeć do Sogen. Podróż nie była męcząca ale wdała mi się we znaki. Twarde deski wozu wraz z pięknie wyboistą drogą tworzyły idealne połączenie w postaci bólu zadka, który usadowił się w trakcie podróży tuż obok woźnicy. Sam już nie wiem co jest gorsze, podróż piechotą, która doprowadziłaby do skrajnego wyczerpania, czy bolący, jak po uderzeniu dziadkowym kijem, tyłek. Chyba jednak przesadzam. Gdybym miał wybrać między podróżą z Shigashi do Kantai pieszo i wpław a kilkoma uderzeniami dziadka po tym jak zaniechałem trening, wybór byłby oczywisty. Już w tej chwili pakowałbym manatki.
Ku memu szczęściu, ojciec, który wysłał mnie z jakimś chorym poselstwem do jednego z tutejszych, dobrze prosperujących kupców polecił mi jedną z miejscowych atrakcji. Był nią właśnie hotel, który swoim przepychem kuł po oczach. Widać, że było to miejsce raczej dla bogatszej klienteli, którą z całą pewnością nie byłem pomimo raczej wysokiego statusu społecznego. Raczej mało elegancki wystrój był niewątpliwie mi zawadą, gdyż nigdy nie ubierałem się w rzeczy modne a wygodne z prostej przyczyny, zdanie innych raczej mało mnie obchodziło. Nie mniej jednak w niektórych miejscach jest to być albo nie być, wejdziesz lub zostaniesz i coś zaczynam się obawiać, że czeka mnie ta druga opcja. Nie mniej jednak nie przebyłem tak dalekiej drogi aby nie skorzystać ze sposobności aby chwilę odpocząć. Udałem się więc w stronę drzwi, gdzie prawdopodobnie będzie na mnie czekać wielki znak zapytania.
I... się na całe szczęście nie zawiodłem. Choć początkowo sprawiali mi kłopoty w swego rodzaju "recepcji" to po przedstawieniu swego imienia i nazwiska oraz miejsca skąd pochodzę trochę inaczej mnie potraktowano. W sumie nie zdziwiło mnie to w jakimś zaskakującym stopniu, coś przeczuwałem, że skoro ojciec polecił mi to miejsce to sam musiał tu kiedyś być, bądź jego wpływy sięgają aż tak daleko, w co wątpię...
Przydzielono mi pokój na pierwszym piętrze, w którym zostawiłem całe swoje wyposażenie, czyli ubiór na zmianę, torbę z podstawowymi przedmiotami i mój drewniany miecz ćwiczebny, który na całe szczęście nie był mi potrzebny w czasie tej podróży i udałem się wraz z jednym z pracowników do gorących źródeł. Nie, nie razem z nim. Miły jegomość wyłącznie mnie odprowadził, gdyż nie miałem bladego pojęcia gdzie miałem się udać.
Po zdjęciu ubioru i zabraniu materiału, który miał zasłonić pewną męską część ciała wkroczyłem do parującego stawu na otwartym powietrzu (tym stawem były oczywiście gorące źródła lecz ubytki w słownictwie wdawały się w niesmaki). Znajdowało się tam już kilkoro gości mimo, że była to raczej wczesna pora. Po zanurzeniu się w przyjemnie gorącej wodzie oparłem głowę o kamienie, okalające źródło i poddałem się rozkoszy. Nie, nie takiej! Woda zwyczajnie była przyjemna.
Gorąca woda, która otuliła moje ciało, przyjemnie szczypała zbolałe mięśnia zadka, karku, ud i pozostałych części kończyn. Spędziłem w tym błogim stanie dość długo, aż nadszedł moment raczej dziwnego szumienia w głowie, był to ewidentny znak iż powinienem wrócić do swego pokoju i odpocząć jeszcze chwilkę. Nikogo nie zbawi jeśli będę kupiec dostanie swój list parę godzin później hehe.
Po przebraniu się w czyste ubrania, które otrzymałem wcześniej od jednego z pracowników, którym było proste, czerwone, męskie kimono udałem się na pierwsze piętro gdzie czekał mnie niecodzienny widok i rozmowa dwojga młodych osób, kobiety i mężczyzny. Ostanie wyrażenie mężczyzny, które dosłyszałem, mianowicie: "pewniej się poczuje, mając przy sobie kobietę. Naturalnie, jeżeli śmiałem w czymkolwiek obrazić, błagam o przebaczenie i już nie będę zawracał głowy!" wprawiło mnie w chwilową zadumę.
No pięknie, w każdym miejscu na świecie znajdzie się jakiś błazen, który będzie chciał się zabawić z ... nie powiem, urodziwą osóbką ale, żeby od razu przechodzić do takich spraw? Nie zdziwiłby mnie fakt, gdyby nagle jegomość dostanie siarczystego liścia w policzek. Drugą kwestia... ile on do cholery ma lat? Coś czuję, że więcej jak 20 na karku nie ma. Myślałem, że raczej starcy tak obchodzą się z kobietami. Świat zbiega ku upadkowi.
Po chwili zastoju ruszyłem w ich stronę albowiem mój pokój znajdował się kilka drzwi dalej.
Ku memu szczęściu, ojciec, który wysłał mnie z jakimś chorym poselstwem do jednego z tutejszych, dobrze prosperujących kupców polecił mi jedną z miejscowych atrakcji. Był nią właśnie hotel, który swoim przepychem kuł po oczach. Widać, że było to miejsce raczej dla bogatszej klienteli, którą z całą pewnością nie byłem pomimo raczej wysokiego statusu społecznego. Raczej mało elegancki wystrój był niewątpliwie mi zawadą, gdyż nigdy nie ubierałem się w rzeczy modne a wygodne z prostej przyczyny, zdanie innych raczej mało mnie obchodziło. Nie mniej jednak w niektórych miejscach jest to być albo nie być, wejdziesz lub zostaniesz i coś zaczynam się obawiać, że czeka mnie ta druga opcja. Nie mniej jednak nie przebyłem tak dalekiej drogi aby nie skorzystać ze sposobności aby chwilę odpocząć. Udałem się więc w stronę drzwi, gdzie prawdopodobnie będzie na mnie czekać wielki znak zapytania.
I... się na całe szczęście nie zawiodłem. Choć początkowo sprawiali mi kłopoty w swego rodzaju "recepcji" to po przedstawieniu swego imienia i nazwiska oraz miejsca skąd pochodzę trochę inaczej mnie potraktowano. W sumie nie zdziwiło mnie to w jakimś zaskakującym stopniu, coś przeczuwałem, że skoro ojciec polecił mi to miejsce to sam musiał tu kiedyś być, bądź jego wpływy sięgają aż tak daleko, w co wątpię...
Przydzielono mi pokój na pierwszym piętrze, w którym zostawiłem całe swoje wyposażenie, czyli ubiór na zmianę, torbę z podstawowymi przedmiotami i mój drewniany miecz ćwiczebny, który na całe szczęście nie był mi potrzebny w czasie tej podróży i udałem się wraz z jednym z pracowników do gorących źródeł. Nie, nie razem z nim. Miły jegomość wyłącznie mnie odprowadził, gdyż nie miałem bladego pojęcia gdzie miałem się udać.
Po zdjęciu ubioru i zabraniu materiału, który miał zasłonić pewną męską część ciała wkroczyłem do parującego stawu na otwartym powietrzu (tym stawem były oczywiście gorące źródła lecz ubytki w słownictwie wdawały się w niesmaki). Znajdowało się tam już kilkoro gości mimo, że była to raczej wczesna pora. Po zanurzeniu się w przyjemnie gorącej wodzie oparłem głowę o kamienie, okalające źródło i poddałem się rozkoszy. Nie, nie takiej! Woda zwyczajnie była przyjemna.
Gorąca woda, która otuliła moje ciało, przyjemnie szczypała zbolałe mięśnia zadka, karku, ud i pozostałych części kończyn. Spędziłem w tym błogim stanie dość długo, aż nadszedł moment raczej dziwnego szumienia w głowie, był to ewidentny znak iż powinienem wrócić do swego pokoju i odpocząć jeszcze chwilkę. Nikogo nie zbawi jeśli będę kupiec dostanie swój list parę godzin później hehe.
Po przebraniu się w czyste ubrania, które otrzymałem wcześniej od jednego z pracowników, którym było proste, czerwone, męskie kimono udałem się na pierwsze piętro gdzie czekał mnie niecodzienny widok i rozmowa dwojga młodych osób, kobiety i mężczyzny. Ostanie wyrażenie mężczyzny, które dosłyszałem, mianowicie: "pewniej się poczuje, mając przy sobie kobietę. Naturalnie, jeżeli śmiałem w czymkolwiek obrazić, błagam o przebaczenie i już nie będę zawracał głowy!" wprawiło mnie w chwilową zadumę.
No pięknie, w każdym miejscu na świecie znajdzie się jakiś błazen, który będzie chciał się zabawić z ... nie powiem, urodziwą osóbką ale, żeby od razu przechodzić do takich spraw? Nie zdziwiłby mnie fakt, gdyby nagle jegomość dostanie siarczystego liścia w policzek. Drugą kwestia... ile on do cholery ma lat? Coś czuję, że więcej jak 20 na karku nie ma. Myślałem, że raczej starcy tak obchodzą się z kobietami. Świat zbiega ku upadkowi.
Po chwili zastoju ruszyłem w ich stronę albowiem mój pokój znajdował się kilka drzwi dalej.
0 x
Re: Hotel "Marmur"
Opierała się o drzwi, w znacznie swobodniejszej pozie niż prezentowała na dole. Bez obecności świadków mogła sobie pozwolić na luz, który wcześniej byłby źle widziany i skrytykowany przez matkę. Odpowiedź młodego człowieka ją zaskoczyła. Czyli przygarnął dziewkę z ulicy, postanowił ją umyć, odziać, nakarmić.. Jakiego typu człowiek tak robi?
Młody. Idealista. Samuraj.
Kolejne elementy wskakiwały na swoje miejsce, a dziewczyna uśmiechnęła się sama do siebie. Oczywiście, nie wiedziała czy naprawdę taki jest, ale sama myśl, że tacy ludzie istnieją i chodzą po ziemi była pocieszająca. Dobrzy, szlachetni ludzie.
Dwójka weszła do pokoju, a Uchiha westchnęła i wyprostowała się. Odwróciła się już w stronę drzwi, uważając, że zaraz drzwi się zamknął i dla niej skończy się ich historia, a drogie się rozejdą. Jednak los potoczył się inaczej. Zatrzymała się w pół ruchu, kiedy usłyszała szybkie kroki w jej stronę. Nie była pewna czy do niej, ale kolejne słowa rozwiązały wątpliwości.
Chise uśmiechnęła się na to zgrabne nazwisko, z prawdziwym rozbawieniem. Księżniczka, tak? Kiedy zatrzymał się na moment, postanowiła zgrabnie wtrącić się do jego wypowiedzi.
- Ohayō gozaimasu, bushi-san - przywitała się grzecznie, żartobliwie nawiązując do tego tytułowania sama nazwała go wojownikiem - Jestem Uchiha Chise - przedstawiła się, po czym dalej słuchała jego wypowiedzi. W mig pojęła o co mu chodzi, ale cierpliwie czekała aż skończy. Całkiem zabawnie mówił, jakby się stresował samym staniem przed nią i proszeniem o coś. Ona jednak nie miała nic przeciwko temu. Ba, uważała to za całkiem dobry pomysł, a na pewno lepszy od tego, by kąpał ją mężczyzna. Już wcześniej przecież miała co do tego pomysłu obiekcje. Zanim jednak odpowiedziała, usłyszała kroki i wyprostowała się, składając przed sobą ręce. Odetchnęła głęboko, łapiąc zapachy. Mydło, świeże ubranie i zapach hotelu.. Zapewne pracownik. Może nawet przysłany przez matkę? Kto wie. Zwróciła się do samuraja.
- Twoja mała panienka na pewno poczuje się lepiej w takiej sytuacji przy kobiecie - przyznała mu rację - ale ja raczej nie pomogę ci w tym stanie. Najpierw muszę pozbyć się tego - podniosła do góry rękę, pokazując długie niemal do ziemi rękawy - i tego - dotknęła dłonią zdobionego obi - Jak się jednak tego pozbędę, to możesz liczyć na moją pomoc, bushi-san - uśmiechnęła się do niego łagodnie. Młodzieniec z obsługi właśnie obok nich przechodził, a jej do głowy wpadł pewien pomysł.
- Czy pan jest z obsługi hotelowej? - zwróciła się do odchodzącego chłopaka. Uśmiechnęła się lekko do niego, nasłuchując czy się zatrzymał.
- Może mi Pan pomóc zdjąć kimono? Niech mi Pan wybaczy zuchwałą prośbę, ale sama zapewne tego nie zrobię, a nieco mi ciąży. Wątpię też czy trafię na przechodzącą obok kobietę, by pomogła mi to zrobić - dla niej nie było to nic niezwykłego. Takiego ubrania nie zakłada się i nie zdejmuje samodzielnie, a rozwiązywanie obi zawsze sprawiało jej wiele trudności. Była przyzwyczajona do tego, że w wielu sprawach ją wyręczają, na dodatek paskudnie zagrała kartą swojej słabości. Na dobrą sprawę to przesadziła, bo dałaby radę zdjąć to sama, ale nie chciała go uszkodzić oraz było jej szkoda czasu.
- Może idź na razie do panienki,a ja do was dołączę? - wpół zapytała, wpół stwierdziła, kierując ostatnie słowa do samuraja przed zniknięciem w swoim pokoju.
Młody. Idealista. Samuraj.
Kolejne elementy wskakiwały na swoje miejsce, a dziewczyna uśmiechnęła się sama do siebie. Oczywiście, nie wiedziała czy naprawdę taki jest, ale sama myśl, że tacy ludzie istnieją i chodzą po ziemi była pocieszająca. Dobrzy, szlachetni ludzie.
Dwójka weszła do pokoju, a Uchiha westchnęła i wyprostowała się. Odwróciła się już w stronę drzwi, uważając, że zaraz drzwi się zamknął i dla niej skończy się ich historia, a drogie się rozejdą. Jednak los potoczył się inaczej. Zatrzymała się w pół ruchu, kiedy usłyszała szybkie kroki w jej stronę. Nie była pewna czy do niej, ale kolejne słowa rozwiązały wątpliwości.
Chise uśmiechnęła się na to zgrabne nazwisko, z prawdziwym rozbawieniem. Księżniczka, tak? Kiedy zatrzymał się na moment, postanowiła zgrabnie wtrącić się do jego wypowiedzi.
- Ohayō gozaimasu, bushi-san - przywitała się grzecznie, żartobliwie nawiązując do tego tytułowania sama nazwała go wojownikiem - Jestem Uchiha Chise - przedstawiła się, po czym dalej słuchała jego wypowiedzi. W mig pojęła o co mu chodzi, ale cierpliwie czekała aż skończy. Całkiem zabawnie mówił, jakby się stresował samym staniem przed nią i proszeniem o coś. Ona jednak nie miała nic przeciwko temu. Ba, uważała to za całkiem dobry pomysł, a na pewno lepszy od tego, by kąpał ją mężczyzna. Już wcześniej przecież miała co do tego pomysłu obiekcje. Zanim jednak odpowiedziała, usłyszała kroki i wyprostowała się, składając przed sobą ręce. Odetchnęła głęboko, łapiąc zapachy. Mydło, świeże ubranie i zapach hotelu.. Zapewne pracownik. Może nawet przysłany przez matkę? Kto wie. Zwróciła się do samuraja.
- Twoja mała panienka na pewno poczuje się lepiej w takiej sytuacji przy kobiecie - przyznała mu rację - ale ja raczej nie pomogę ci w tym stanie. Najpierw muszę pozbyć się tego - podniosła do góry rękę, pokazując długie niemal do ziemi rękawy - i tego - dotknęła dłonią zdobionego obi - Jak się jednak tego pozbędę, to możesz liczyć na moją pomoc, bushi-san - uśmiechnęła się do niego łagodnie. Młodzieniec z obsługi właśnie obok nich przechodził, a jej do głowy wpadł pewien pomysł.
- Czy pan jest z obsługi hotelowej? - zwróciła się do odchodzącego chłopaka. Uśmiechnęła się lekko do niego, nasłuchując czy się zatrzymał.
- Może mi Pan pomóc zdjąć kimono? Niech mi Pan wybaczy zuchwałą prośbę, ale sama zapewne tego nie zrobię, a nieco mi ciąży. Wątpię też czy trafię na przechodzącą obok kobietę, by pomogła mi to zrobić - dla niej nie było to nic niezwykłego. Takiego ubrania nie zakłada się i nie zdejmuje samodzielnie, a rozwiązywanie obi zawsze sprawiało jej wiele trudności. Była przyzwyczajona do tego, że w wielu sprawach ją wyręczają, na dodatek paskudnie zagrała kartą swojej słabości. Na dobrą sprawę to przesadziła, bo dałaby radę zdjąć to sama, ale nie chciała go uszkodzić oraz było jej szkoda czasu.
- Może idź na razie do panienki,a ja do was dołączę? - wpół zapytała, wpół stwierdziła, kierując ostatnie słowa do samuraja przed zniknięciem w swoim pokoju.
0 x
- Hayami Akodo
- Posty: 1277
- Rejestracja: 20 sie 2017, o 15:45
- Wiek postaci: 26
- Ranga: Samuraj
- Krótki wygląd: https://imgur.com/a/9wDbR
- po lewej stronie aktualne ubranie Hayamiego,
plus kremowy płaszcz i czarne rękawiczki bez palców
- długa blizna na piersi po pojedynku z Megumi Ishidą
- blizna na prawej nodze po walce pod Murem - Widoczny ekwipunek: - włócznia yari
- katana
- plecak - Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=4011
- Multikonta: brak
- Aktualna postać: Hayami Akodo
Re: Hotel "Marmur"
Mężczyzna westchnął ciężko, słuchając słów kobiety. Przez chwilę popatrzył na nią przeciągle, po czym zatrzymał wzrok na chłopaku, który właśnie się przed nimi pojawił. Wyglądał na trochę młodszego od niego, z krótko ściętymi ciemnymi włosami i czerwonym, dobrze pasującym do niego kimonem z jedwabiu. Gdyby miał powiedzieć coś na jego temat, to wydawało mu się, że chłopak i piękność, która przedstawiła się godnością Uchiha Chise, pochodzą z tych samych sfer. Są ptakami, powiedziałoby się, tego samego gatunku. A co za tym idzie, nieznajomy albo strzeli focha, bo jak to tak, żeby kobieta..., albo łaskawie raczy pomóc. Raczej stawiał na to pierwsze i atak zawstydzenia, ale cóż...On nigdy nie miał do czynienia z tego typu ubraniami. Sam wprawdzie nosił często tradycyjny ubiór, ale męskie kimona i obi nie były ani w połowie tak skomplikowane, jak te wszystkie straszne ubrania kobiet, na widok których popadał w niemy stupor i kręcił głową, zastanawiając się, jak u licha mama i ciotka Rin mogą nosić takie podstępne, wręcz złowieszcze rzeczy.
So let's not talk about it
I know the deal's done...
-Bardzo dziękuję, Chise-san, będę czekał, pokój dwieście piętnaście-zakomunikował pospiesznie, po czym pobiegł do pokoju, całkowicie nie zwracając na razie uwagi na nieznajomego chłopaka. W pamięci utkwiło mu jedynie szybkie wrażenie ciemnych oczu i włosów, szkarłatnego kimona, urody zwykłego dziecka oraz pewnego rodzaju...senności.
Czymkolwiek lub kimkolwiek był ów nieznajomy, Hayami mimowolnie uśmiechnął się na jego widok. Po chwili znów pojawił się w pokoju, marszcząc brwi i kręcąc głową. W co on wpakował tę kobietę, siebie i małą? Gdyby jego ojciec to zobaczył, zapewne przeszyłby go jego własną yari na wysokości płuc, a następnie sprzątnąłby zwłoki i nie wyszedłby z przeprosin, dopóki dostojna Chise, znudzona tym wszystkim, nie zniknęłaby z jego pola widzenia. Tak czy inaczej, układ już został zawarty i jedyne, co mógł zrobić Hayami, to podjąć to wyzwanie.
There ain't no getting 'round this
Your ship is sinking...
-Anaki, skup się. Za chwilę przyjdzie tu panienka imieniem Chise, która zechciała mi pomóc w kąpaniu cię i przebieraniu, więc bądź grzeczna, dobrze?-poprosił.-Potem dostaniesz coś do zjedzenia i położysz się spać. Ja muszę wyjść na chwilę do miasta, by coś sprawdzić i zrobić dla nas zakupy, więc lepiej, byś nie wychodziła z pokoju, chyba, że nagle zmartwychwstaniesz. Na razie wygląda mi na to, że nie żyjesz. To znaczy metaforycznie.
So let's not talk about it
I know the deal's done...
-Bardzo dziękuję, Chise-san, będę czekał, pokój dwieście piętnaście-zakomunikował pospiesznie, po czym pobiegł do pokoju, całkowicie nie zwracając na razie uwagi na nieznajomego chłopaka. W pamięci utkwiło mu jedynie szybkie wrażenie ciemnych oczu i włosów, szkarłatnego kimona, urody zwykłego dziecka oraz pewnego rodzaju...senności.
Czymkolwiek lub kimkolwiek był ów nieznajomy, Hayami mimowolnie uśmiechnął się na jego widok. Po chwili znów pojawił się w pokoju, marszcząc brwi i kręcąc głową. W co on wpakował tę kobietę, siebie i małą? Gdyby jego ojciec to zobaczył, zapewne przeszyłby go jego własną yari na wysokości płuc, a następnie sprzątnąłby zwłoki i nie wyszedłby z przeprosin, dopóki dostojna Chise, znudzona tym wszystkim, nie zniknęłaby z jego pola widzenia. Tak czy inaczej, układ już został zawarty i jedyne, co mógł zrobić Hayami, to podjąć to wyzwanie.
There ain't no getting 'round this
Your ship is sinking...
-Anaki, skup się. Za chwilę przyjdzie tu panienka imieniem Chise, która zechciała mi pomóc w kąpaniu cię i przebieraniu, więc bądź grzeczna, dobrze?-poprosił.-Potem dostaniesz coś do zjedzenia i położysz się spać. Ja muszę wyjść na chwilę do miasta, by coś sprawdzić i zrobić dla nas zakupy, więc lepiej, byś nie wychodziła z pokoju, chyba, że nagle zmartwychwstaniesz. Na razie wygląda mi na to, że nie żyjesz. To znaczy metaforycznie.
0 x
- Yami
- Posty: 2959
- Rejestracja: 25 paź 2017, o 20:14
- Wiek postaci: 25
- Link do KP: viewtopic.php?f=33&t=4268
Re: Hotel "Marmur"
Spokojnym krokiem podążałem wzdłuż korytarza. Przeczuwałem, że coś się stanie, coś raczej mało przyjemnego co zmusi mnie do jakiejś formy pracy. Pracy, która nigdy nie przynosiła nic dobrego, wyłącznie zmęczenie i suszenie głowy powolnym wykonywaniem czynności. Pomimo silnej woli aby nie wtrącać się w cudze sprawy moich uszu doszła częściowa rozmowa pomiędzy dwojgiem osobników. Wyglądało jednak na to iż młodzieniec nie oberwie po mordzie, ba udało mu się zwabić dziewczynę do swego pokoju pod pretekstem jakiejś "panienki". Coś czuję, że jest to jakaś nowa zagrywka, która opiera się na wzbudzeniu współczucia kobiety poprzez jakąś ckliwą gadkę o tym jak to jego siostra/córka/ktokolwiek nie czuje się najlepiej i potrzebuje kobiecej ręki. Po czym okaże się w pokoju iż panienki nie ma, za to jest stojący pieniek. Ludzie to jednak zwyrole. Dodatkowo ten uśmiech, który miał na sobie młodzieniec, który podążył prawdopodobnie do swego pokoju. Idealny, wręcz przekonywujący. Gdy ktoś jest idealny, znaczy, że jest fałszywy. Takie jest moje zdanie w tym temacie. Westchnąłem krótko po czym podniosłem głowę kierując się do swego pokoju. Moją podróż przerwało specyficzne pytanie dobiegające z ust młodej osóbki. No no, dobrze, że nie pracuję w takim hotelu. Zajmowanie się klientelą z pewnością jest dość... męczące.
...
Krok, dwa i jakoś tak dziwnie twarz osóbki podążała moją trasą. Że niby ja? To, że ubrany jestem ubrany w otrzymane kimono już musi świadczyć, że jestem jakimś służącym? Życie jednak jest brutalne i pełne stereotypów. Czekaj, coś jest nie tak.
Przystanąłem i dokładniej przyjrzałem się twarzy młodej osoby. Wszystko było ok, z wyjątkiem białych ślepi. O cholera...
Dziewczyna nie zobaczy pieńka tylko od razu go poczuje. Nie nie nie. Lepiej o tym nie myśleć. Potrząsnąłem głową tak jakbym chciał strząsnąć z siebie zbyteczne myśli i skierowałem się w stronę młodej osoby.
- Eee... Yyy... Muszę ciebie zasmucić gdyż nie jestem pracownikiem obsługi - podrapałem się wolną ręką po głowie. To będzie trochę męczące ale nie wypada zostawić takiej osoby na pastwę pożądającej chuci bestii. - Mogę jednak poprosić kogoś z żeńskiej części personelu o pomoc dla Ciebie i... - szukając odpowiednich słów zacząłem wędrować oczami po ścianach, podłogach i sufitach korytarza w jakim staliśmy - nie jestem przekonany, czy powinnaś iść do tamtego... młodzieńca. Jakoś nie sądzę, aby ta "panienka" w ogóle istniała. Po świecie chodzi wiele... złych osób? Jeśli wiesz o czym mowa.
...
Krok, dwa i jakoś tak dziwnie twarz osóbki podążała moją trasą. Że niby ja? To, że ubrany jestem ubrany w otrzymane kimono już musi świadczyć, że jestem jakimś służącym? Życie jednak jest brutalne i pełne stereotypów. Czekaj, coś jest nie tak.
Przystanąłem i dokładniej przyjrzałem się twarzy młodej osoby. Wszystko było ok, z wyjątkiem białych ślepi. O cholera...
Dziewczyna nie zobaczy pieńka tylko od razu go poczuje. Nie nie nie. Lepiej o tym nie myśleć. Potrząsnąłem głową tak jakbym chciał strząsnąć z siebie zbyteczne myśli i skierowałem się w stronę młodej osoby.
- Eee... Yyy... Muszę ciebie zasmucić gdyż nie jestem pracownikiem obsługi - podrapałem się wolną ręką po głowie. To będzie trochę męczące ale nie wypada zostawić takiej osoby na pastwę pożądającej chuci bestii. - Mogę jednak poprosić kogoś z żeńskiej części personelu o pomoc dla Ciebie i... - szukając odpowiednich słów zacząłem wędrować oczami po ścianach, podłogach i sufitach korytarza w jakim staliśmy - nie jestem przekonany, czy powinnaś iść do tamtego... młodzieńca. Jakoś nie sądzę, aby ta "panienka" w ogóle istniała. Po świecie chodzi wiele... złych osób? Jeśli wiesz o czym mowa.
0 x
Re: Hotel "Marmur"
Pokiwała przyjaźnie głową za samurajem, po czym skupiła swoją uwagę na domniemanym pracowniku hotelu, który jednak szybko sprostował niedopatrzenie (haha) dziewczyny. Otworzyła szerzej niewidzące oczy, po czym nagle spłonęła rumieńcem.
Co on mógł sobie pomyśleć! Nieznajoma dziewczyna proponuje mu pójście do pokoju i zdjęcie kimona? Co gorsza, co ona sobie myślała proponując to? Była tak zaaferowana samurajem, że nawet nie przeanalizowała swoich słów. Nagle w głowie odtworzyła sobie co powiedziała i zaczerwieniła się jeszcze bardziej. Uh, Jashin niech to przeklnie, zabrzmiała jak jakaś gejsza lub gorzej..
- Oh, nie to, em, ja najmocniej przepraszam! - skłoniła się głęboko, wyrażając skruchę - sama nie wiem co sobie myślałam mówiąc coś takiego do przypadkowej osoby. Proszę mi wybaczyć! - wyprostowała się i przyłożyła dłonie do gorących policzków. Dobrze, spokojnie.. Powoli. Odetchnęła mocniej, chcąc się opanować. Pokręciła powoli głową i uśmiechnęła uprzejmie.
- Nie trzeba nikogo wołać, powinnam powolutku dać radę - stwierdziła, wyprostowując nieco kłamstwo z poprzedniej wypowiedzi. Jednak na uwagę o Hayami zmarszczyła brwi i złożyła razem dłonie.
Początkowo nawet nie zrozumiała o co chodzi, ale zaraz to do niej dotarło, zwłaszcza kiedy połączyła to z poprzednimi wypowiedziami. Młodzieniec sądził, że samuraj chce ją do siebie zwabić, boo.. Chciał ją uwieść? Skrzywdzić? Sytuacja stawała się coraz bardziej niezręczna z momentu na moment i to nie tylko dla niej. Czerwoność już całkowicie pochłonęła jej buzię, a ona sama cieszyła się, że nie widzi, bo i tak nie wiedziałaby gdzie podziać.
- Oh, panienka istnieje, słyszałam ją - zapewniła go, nerwowo wykręcając palce i spuszczając głowę - Dziękuje ci za troskę, ale nie sądzę by bushi-san miał jakiekolwiek złe zamiary. Na świecie jest wiele złych ludzi, ale mam wrażenie, że dziś spotkałam dobrą duszę. Nawet dwie dobre dusze - uśmiechnęła się lekko, zwiewnie niemal i skłoniła delikatnie, wycofując do swojego pokoju.
- Nie miej mi za złe tego nieporozumienia - poprosiła na pożegnanie - Przepraszam i.. Do zobaczenia - wyrwało się jej ironicznie, po czym ostatecznie zamknęła za sobą drzwi. Westchnęła głośno, chowając twarz w dłoniach. Dzisiejszy dzień był chyba skazany na niezręczności. Nie miała jednak wiele czasu na myślenie nad swoimi gapami, miała w końcu co robić. Po omacku ruszyła przez pokój, szukając skrzyni i znalazła ją, niestety dość konkretnie uderzając z nią nogę. Aż wydarł się jej cichy okrzyk bólu, zakończony niepasującym panience przekleństwem, na szczęście szybko ból minął. Dziewczyna nachyliła się do wnętrza skrzyni, na dotyk szukając w niej odpowiednich rzeczy. Znalazła swoją yukatę do spania i wpadł jej do głowy pomysł. Zawsze damska będzie pasować na panienkę lepiej niż męska, prawda? Znalazła też znacznie prostsze od obecnego kimono, gładkie, bez ozdóbek, haftów i kilku warstw. Teraz pozostawało znaleźć jakieś pasujące obi lub szarfę by się przepasać.. No coś wpadło jej w ręce. To była łatwiejsza część, pozostała ta gorsza.
Dziewczyna zaczęła skrupulatnie i powoli uwalniać się ze skomplikowanego stroju, składając każdą część oddzielnie, elegancko do skrzyni. Szczególnie ostrożnie potraktowała obi, które rozwiązała delikatnie, nie chcąc go pognieść. Kiedy w końcu stanęła w samej spodniej koszuli, zaczęła wyciągać z włosów ozdoby i koniec końców, pozwalając rozpaść się wykwintnemu kokowi i związała w luźny warkocz, z którego wymykały się kosmyki. Odetchnęła głęboko z ulgą i przeciągnęła nieco. Dobrze było to wszystko z siebie zrzucić, ale nie mogła jeszcze rzucić się na łóżko i wyciągnąć wygodnie. Obiecała pomoc, to będzie.
Naciągnęła na siebie ubranie, przewiązując się w pasie dość niedbale, na tyle by się nie rozsuwało, po czym zabrała yukatę do rąk i ruszyła do drzwi. Po drodze coś ją jedna tknęło. Może był to wpływ słów bezimiennego chłopca, ale wróciła do skrzyni i sięgnęła na samo dno. Owinięty szczelnie w ubrania leżał tam jej miecz. Jeden, tylko tyle zdołała przemycić. Pogłaskała czule rękojmię, zastanawiając się czy zabierać go ze sobą czy nie.
Ufać mu czy nie?
Przeważyło przekonanie, że w razie złapania z nim zapewne nastąpi jego konfiskata, co byłoby bolesną stratą, wyszła więc nieuzbrojona. Teraz musiała tylko trafić pod właściwy adres. Kierując się słuchem, szła w stronę z której ich słyszała, następnie sprawdzała palcami wypukłe cyfry na drzwiach, szukając właściwych.
215.
Zacisnęła nieco mocniej dłoń na tkaninie, czuła dobiegające z pokoju niepokojące odgłosy i zapachy, które.. Nie zachęcały do wejścia.. Ale mimo tego zapukała.
- Bushi-san? - zapytała przez drzwi - Wszystko w porządku?
Co on mógł sobie pomyśleć! Nieznajoma dziewczyna proponuje mu pójście do pokoju i zdjęcie kimona? Co gorsza, co ona sobie myślała proponując to? Była tak zaaferowana samurajem, że nawet nie przeanalizowała swoich słów. Nagle w głowie odtworzyła sobie co powiedziała i zaczerwieniła się jeszcze bardziej. Uh, Jashin niech to przeklnie, zabrzmiała jak jakaś gejsza lub gorzej..
- Oh, nie to, em, ja najmocniej przepraszam! - skłoniła się głęboko, wyrażając skruchę - sama nie wiem co sobie myślałam mówiąc coś takiego do przypadkowej osoby. Proszę mi wybaczyć! - wyprostowała się i przyłożyła dłonie do gorących policzków. Dobrze, spokojnie.. Powoli. Odetchnęła mocniej, chcąc się opanować. Pokręciła powoli głową i uśmiechnęła uprzejmie.
- Nie trzeba nikogo wołać, powinnam powolutku dać radę - stwierdziła, wyprostowując nieco kłamstwo z poprzedniej wypowiedzi. Jednak na uwagę o Hayami zmarszczyła brwi i złożyła razem dłonie.
Początkowo nawet nie zrozumiała o co chodzi, ale zaraz to do niej dotarło, zwłaszcza kiedy połączyła to z poprzednimi wypowiedziami. Młodzieniec sądził, że samuraj chce ją do siebie zwabić, boo.. Chciał ją uwieść? Skrzywdzić? Sytuacja stawała się coraz bardziej niezręczna z momentu na moment i to nie tylko dla niej. Czerwoność już całkowicie pochłonęła jej buzię, a ona sama cieszyła się, że nie widzi, bo i tak nie wiedziałaby gdzie podziać.
- Oh, panienka istnieje, słyszałam ją - zapewniła go, nerwowo wykręcając palce i spuszczając głowę - Dziękuje ci za troskę, ale nie sądzę by bushi-san miał jakiekolwiek złe zamiary. Na świecie jest wiele złych ludzi, ale mam wrażenie, że dziś spotkałam dobrą duszę. Nawet dwie dobre dusze - uśmiechnęła się lekko, zwiewnie niemal i skłoniła delikatnie, wycofując do swojego pokoju.
- Nie miej mi za złe tego nieporozumienia - poprosiła na pożegnanie - Przepraszam i.. Do zobaczenia - wyrwało się jej ironicznie, po czym ostatecznie zamknęła za sobą drzwi. Westchnęła głośno, chowając twarz w dłoniach. Dzisiejszy dzień był chyba skazany na niezręczności. Nie miała jednak wiele czasu na myślenie nad swoimi gapami, miała w końcu co robić. Po omacku ruszyła przez pokój, szukając skrzyni i znalazła ją, niestety dość konkretnie uderzając z nią nogę. Aż wydarł się jej cichy okrzyk bólu, zakończony niepasującym panience przekleństwem, na szczęście szybko ból minął. Dziewczyna nachyliła się do wnętrza skrzyni, na dotyk szukając w niej odpowiednich rzeczy. Znalazła swoją yukatę do spania i wpadł jej do głowy pomysł. Zawsze damska będzie pasować na panienkę lepiej niż męska, prawda? Znalazła też znacznie prostsze od obecnego kimono, gładkie, bez ozdóbek, haftów i kilku warstw. Teraz pozostawało znaleźć jakieś pasujące obi lub szarfę by się przepasać.. No coś wpadło jej w ręce. To była łatwiejsza część, pozostała ta gorsza.
Dziewczyna zaczęła skrupulatnie i powoli uwalniać się ze skomplikowanego stroju, składając każdą część oddzielnie, elegancko do skrzyni. Szczególnie ostrożnie potraktowała obi, które rozwiązała delikatnie, nie chcąc go pognieść. Kiedy w końcu stanęła w samej spodniej koszuli, zaczęła wyciągać z włosów ozdoby i koniec końców, pozwalając rozpaść się wykwintnemu kokowi i związała w luźny warkocz, z którego wymykały się kosmyki. Odetchnęła głęboko z ulgą i przeciągnęła nieco. Dobrze było to wszystko z siebie zrzucić, ale nie mogła jeszcze rzucić się na łóżko i wyciągnąć wygodnie. Obiecała pomoc, to będzie.
Naciągnęła na siebie ubranie, przewiązując się w pasie dość niedbale, na tyle by się nie rozsuwało, po czym zabrała yukatę do rąk i ruszyła do drzwi. Po drodze coś ją jedna tknęło. Może był to wpływ słów bezimiennego chłopca, ale wróciła do skrzyni i sięgnęła na samo dno. Owinięty szczelnie w ubrania leżał tam jej miecz. Jeden, tylko tyle zdołała przemycić. Pogłaskała czule rękojmię, zastanawiając się czy zabierać go ze sobą czy nie.
Ufać mu czy nie?
Przeważyło przekonanie, że w razie złapania z nim zapewne nastąpi jego konfiskata, co byłoby bolesną stratą, wyszła więc nieuzbrojona. Teraz musiała tylko trafić pod właściwy adres. Kierując się słuchem, szła w stronę z której ich słyszała, następnie sprawdzała palcami wypukłe cyfry na drzwiach, szukając właściwych.
215.
Zacisnęła nieco mocniej dłoń na tkaninie, czuła dobiegające z pokoju niepokojące odgłosy i zapachy, które.. Nie zachęcały do wejścia.. Ale mimo tego zapukała.
- Bushi-san? - zapytała przez drzwi - Wszystko w porządku?
0 x
- Hayami Akodo
- Posty: 1277
- Rejestracja: 20 sie 2017, o 15:45
- Wiek postaci: 26
- Ranga: Samuraj
- Krótki wygląd: https://imgur.com/a/9wDbR
- po lewej stronie aktualne ubranie Hayamiego,
plus kremowy płaszcz i czarne rękawiczki bez palców
- długa blizna na piersi po pojedynku z Megumi Ishidą
- blizna na prawej nodze po walce pod Murem - Widoczny ekwipunek: - włócznia yari
- katana
- plecak - Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=4011
- Multikonta: brak
- Aktualna postać: Hayami Akodo
Re: Hotel "Marmur"
Wrócił do pokoju akurat idealnie w chwili, gdy Anaki zaczęła wymiotować na podłogę z wdziękiem godnym człowieka po naprawdę straszliwej imprezie. Westchnął, kręcąc głową, po czym pobiegł do łazienki. Tam wziął dwa ręczniki, jeden większy i jeden mniejszy. Odkręcił szybko wodę, po czym zwilżył starannie mniejszy ręcznik, marszcząc brwi. Kiedy uznał, że materiał jest dostatecznie wilgotny, wykręcił go szybko, po czym wrócił z obydwoma do dziewczynki. Szybko otarł jej twarz, złożył ręcznik na pół i położył jej go na czole.
Miał nadzieję, że to trochę pomoże.
-Masz nauczkę na całe życie, żeby nie chlać tyle, mała-rzucił trochę szorstko, ocierając kąciki jej ust z wymiocin.
Kiedy ukląkł na ziemi, by zabrać się za wycieranie przyjemnych pozostałości, akurat wtedy usłyszał głos panny Uchiha. Niemal natychmiast, jak rażony piorunem, zerwał się na równe nogi, rzucając ręcznik na ziemię. Podbiegł do drzwi, dając Anaki władczo znak, żeby się nie ruszała. Dość już złego zrobiła, podejmując jakiekolwiek próby ruchu. Nacisnął szybko klamkę, po czym otworzył drzwi z zakłopotanym uśmiechem i wpuścił niewidomą do środka, zamykając je za nią starannie.
-Ze mną wszystko w porządku, Chise-san, gorzej, że Anaki puściła malowniczego pawia-westchnął ciężko Hayami, kręcąc głową. -Na twoim miejscu, młoda, ślubowałbym po wsze czasy abstynencję.
Posłał Chise długie, uważne, zaniepokojone spojrzenie, po czym oznajmił:
-Proszę chwilę poczekać, pomogę wam się dostać do łazienki. Tylko to sprzątnę...
Szybko ukląkł ponownie, po czym postarał się wytrzeć brud za pomocą ręcznika. Kiedy już dopełnił tej czynności, wstał z klęczek i szybkim ruchem podniósł Anaki z łóżka. Znów znalazła się w jego ciepłych, silnych ramionach, bezpiecznych - w każdym razie lepszych niż mróz i okrucieństwo ulicy.
Oh, I might just try.
-Proszę za mną-rzucił do Chise, po czym ruszył stanowczo do przodu. Nie szedł jakoś specjalnie szybko, bo i musiał mieć na uwadze zaburzony błędnik Anaki, która konkretnie umierała. Bogom dzięki, że on sam nauczył się pić jeszcze w drodze pod Atsui.
-A ty postaraj się pohamować atak pawiów i nie zniszczyć ubioru Chise-san-mruknął, pochylając się nad uchem dziewczynki. Po krótkiej chwilce znajdowali się już w łazience.
-Dokładnie przed nami, na wprost od wejścia, jest wanna. Po lewej stronie jest wieszak z ręcznikami, są jeszcze dwa czyste. Po prawej jest umywalka, sedes i szafka-zawiadomił.-W szafce nie ma chyba żadnej chemii...znaczy się, pewnie jest coś do sprzątania, ale nie mam żadnego szamponu, tylko trochę mydła. Nie zabierałem na front niczego konkretnego, więc rozumie pani...
Chrząknął cicho. Posadził Anaki pod ścianą na chwilkę, po czym podszedł szybkim krokiem do wanny i odkręcił wodę. Sprawdził dwukrotnie dłonią, czy temperatura jest odpowiednia, a następnie wrócił po dziewczynkę i umieścił ją w wannie, kręcąc głową i mamrocząc coś, czego dostojna Uchiha stanowczo nie powinna była zrozumieć, jakieś yinzińskie przekleństwa. W końcu podał jej wzięte uprzednio z szafki mydło.
-To ja, hm, wyjdę. Mała, postaraj się nie zasnąć, bo ja cię budzić nie będę, a mówiłem, że muszę iść potem do miasta-rzucił stanowczym, rozkazującym głosem. Tonowi tego głosu przeczył jednak cichy, nieco chrapliwy śmiech i szybki gest, rozczochranie brudnych włosów chorej.
-W razie potrzeby jestem za drzwiami i nie wyjdę z pokoju, będę zresztą do was mówił na wszelki wypadek-oznajmił, po czym szybko wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Wróciwszy do pokoju, doczyścił pospiesznie to, co było do doczyszczenia, po czym siadł i poprawiwszy sobie na szybko hachimaki na włosach oraz stan swojego kimona, zaczął czyścić ostrze yari rąbkiem płaszcza, na szczęście nie obrzyganego i względnie czystego. Cały czas uważnie nasłuchiwał tego, co dzieje się w łazience.
-Jakby co, to propozycja z sake albo herbatą nadal aktualna!-zawołał.-Przyjechała pani tu z matką czy z opiekunką, prawda? To musi być ta, proszę mi wybaczyć, dominująco gadatliwa osoba.
Uśmiechnął się do siebie. Wolał mówić do obu kobiet na wszelki wypadek, gdyby coś się stało; wolał, by wiedziały, że są bezpieczne, że nikt tu nie wejdzie. W końcu były tu prawie same.
-Ja dotarłem tu z przyjaciółmi, ale oni wyjechali już wcześniej.
Odstawił yari pod ścianę, przeciągnął się. Zamknął oczy.
Nie żałował swojej decyzji.
Miał nadzieję, że to trochę pomoże.
-Masz nauczkę na całe życie, żeby nie chlać tyle, mała-rzucił trochę szorstko, ocierając kąciki jej ust z wymiocin.
Kiedy ukląkł na ziemi, by zabrać się za wycieranie przyjemnych pozostałości, akurat wtedy usłyszał głos panny Uchiha. Niemal natychmiast, jak rażony piorunem, zerwał się na równe nogi, rzucając ręcznik na ziemię. Podbiegł do drzwi, dając Anaki władczo znak, żeby się nie ruszała. Dość już złego zrobiła, podejmując jakiekolwiek próby ruchu. Nacisnął szybko klamkę, po czym otworzył drzwi z zakłopotanym uśmiechem i wpuścił niewidomą do środka, zamykając je za nią starannie.
-Ze mną wszystko w porządku, Chise-san, gorzej, że Anaki puściła malowniczego pawia-westchnął ciężko Hayami, kręcąc głową. -Na twoim miejscu, młoda, ślubowałbym po wsze czasy abstynencję.
Posłał Chise długie, uważne, zaniepokojone spojrzenie, po czym oznajmił:
-Proszę chwilę poczekać, pomogę wam się dostać do łazienki. Tylko to sprzątnę...
Szybko ukląkł ponownie, po czym postarał się wytrzeć brud za pomocą ręcznika. Kiedy już dopełnił tej czynności, wstał z klęczek i szybkim ruchem podniósł Anaki z łóżka. Znów znalazła się w jego ciepłych, silnych ramionach, bezpiecznych - w każdym razie lepszych niż mróz i okrucieństwo ulicy.
Oh, I might just try.
-Proszę za mną-rzucił do Chise, po czym ruszył stanowczo do przodu. Nie szedł jakoś specjalnie szybko, bo i musiał mieć na uwadze zaburzony błędnik Anaki, która konkretnie umierała. Bogom dzięki, że on sam nauczył się pić jeszcze w drodze pod Atsui.
-A ty postaraj się pohamować atak pawiów i nie zniszczyć ubioru Chise-san-mruknął, pochylając się nad uchem dziewczynki. Po krótkiej chwilce znajdowali się już w łazience.
-Dokładnie przed nami, na wprost od wejścia, jest wanna. Po lewej stronie jest wieszak z ręcznikami, są jeszcze dwa czyste. Po prawej jest umywalka, sedes i szafka-zawiadomił.-W szafce nie ma chyba żadnej chemii...znaczy się, pewnie jest coś do sprzątania, ale nie mam żadnego szamponu, tylko trochę mydła. Nie zabierałem na front niczego konkretnego, więc rozumie pani...
Chrząknął cicho. Posadził Anaki pod ścianą na chwilkę, po czym podszedł szybkim krokiem do wanny i odkręcił wodę. Sprawdził dwukrotnie dłonią, czy temperatura jest odpowiednia, a następnie wrócił po dziewczynkę i umieścił ją w wannie, kręcąc głową i mamrocząc coś, czego dostojna Uchiha stanowczo nie powinna była zrozumieć, jakieś yinzińskie przekleństwa. W końcu podał jej wzięte uprzednio z szafki mydło.
-To ja, hm, wyjdę. Mała, postaraj się nie zasnąć, bo ja cię budzić nie będę, a mówiłem, że muszę iść potem do miasta-rzucił stanowczym, rozkazującym głosem. Tonowi tego głosu przeczył jednak cichy, nieco chrapliwy śmiech i szybki gest, rozczochranie brudnych włosów chorej.
-W razie potrzeby jestem za drzwiami i nie wyjdę z pokoju, będę zresztą do was mówił na wszelki wypadek-oznajmił, po czym szybko wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Wróciwszy do pokoju, doczyścił pospiesznie to, co było do doczyszczenia, po czym siadł i poprawiwszy sobie na szybko hachimaki na włosach oraz stan swojego kimona, zaczął czyścić ostrze yari rąbkiem płaszcza, na szczęście nie obrzyganego i względnie czystego. Cały czas uważnie nasłuchiwał tego, co dzieje się w łazience.
-Jakby co, to propozycja z sake albo herbatą nadal aktualna!-zawołał.-Przyjechała pani tu z matką czy z opiekunką, prawda? To musi być ta, proszę mi wybaczyć, dominująco gadatliwa osoba.
Uśmiechnął się do siebie. Wolał mówić do obu kobiet na wszelki wypadek, gdyby coś się stało; wolał, by wiedziały, że są bezpieczne, że nikt tu nie wejdzie. W końcu były tu prawie same.
-Ja dotarłem tu z przyjaciółmi, ale oni wyjechali już wcześniej.
Odstawił yari pod ścianę, przeciągnął się. Zamknął oczy.
Nie żałował swojej decyzji.
0 x
- Yami
- Posty: 2959
- Rejestracja: 25 paź 2017, o 20:14
- Wiek postaci: 25
- Link do KP: viewtopic.php?f=33&t=4268
Re: Hotel "Marmur"
Gdy dziewczę zamknęło przede mną drzwi westchnąłem cicho i podrapałem się po głowie. Po chwili podniosłem ją i skierowałem się do swojego pokoju, który był dwoje drzwi dalej. Otwarłem je przy pomocy otrzymanego w recepcji klucza i wkroczyłem do niewielkiego pomieszczenia, które było wyposażone w podstawowe lecz eleganckie meble. Ubrania, które trzymałem w dłoniach rzuciłem na pobliski stolik, zaś sam rzuciłem się na łoże, wykonane z sośniny i puchu gęsiego. Ciepło i wygoda. Dzięki tym dwóm czynnikom szybko popadłem w słodkie lenistwo. Moja rozkosz nie trwała szybko, gdyż zaczęły się w mojej głowie kołatać niepotrzebne, męczące myśli. Myśli o dziewczynie, którą przed chwilą spotkałem i wszystkim tym co jej powiedziałem. Przekręciłem się na bok i przygryzłem paznokieć kciuka myśląc nad obecną sytuacją.
"Biorąc pod uwagę to co powiedziała, młodzieniec rzeczywiście ma przy sobie jakąś dziewczynę. Mogę uznać tę sentencję za prawdziwą. Nie mniej jednak dlaczego miałby prosić niewidomą osobę o pomoc? Gdyby uiścił odpowiednią opłatę mógłby poprosić obsługę hotelu o pomoc. Dlaczego tego nie zrobił? Biorąc pod uwagę aktualne miejsce w jakim przebywa, czyli w dość drogim hotelu, pieniędzy raczej mu nie brakuje. Przejdźmy teraz do dziewczyny, z którą rozmawiałem. W tej, krótkiej wymianie zdań mogę założyć, że jest osobą raczej o przyjemnym usposobieniu, którą niestety łatwo zwieść. Niewykluczone, że jest też świetną aktorką. Ubiór świadczy o arystokratycznym rodzie, wyższa kasta społeczna. Wraz ze wzrostem statusu społecznego wiąże się ryzyko. Ludzie mający władzę często stają się obiektem ataków czy to ze względów nienawiści czy zwyczajnie chęci zysków. Jeśli młodzieniec należy do jednej z tych grup może grozić jej śmiertelne niebezpieczeństwo".
Położyłem się na plecach i pustym wzrokiem spoglądałem na sufit.
"Czym się przejmuję? To nie moje życie. Nie powinienem się kłopotać. Przecież, tak mi tu wygodnie." Zamknąłem powieki i poddałem się słodkiemu lenistwu. Przerwał go dźwięk zamykających się drzwi. Dziewczyna musiała opuścić swój pokój i ruszyć w kierunku schodów na drugie piętro.
"Pewnie nic się nie stanie. Za bardzo wymyślam." Ponownie zamknąłem powieki i przez dłuższą chwilę trwałem w tym stanie. Poderwałem się z łoża. Podszedłem do stolika, na którym leżały moje ubrania. Przebrałem się w swój zwyczajowy strój i smętnym krokiem udałem się w kierunku drzwi.
"Jeśli nic nie zrobię w tym kierunku, te męczące myśli będą się kręcić w mojej głowie i nigdy nie będę miał spokoju. Tak będzie szybciej i mniej męcząco".
Wyszedłem z pokoju, zamknąłem go na klucz i udałem się w stronę schodów, prowadzących do drugiego piętra.
Gdy dotarłem do pokoju oznaczonego numerem 215 zawahałem się. Stałem chwilę w bezruchu jakby oczekując na znak. Ten dobiegł szybciej niż myślałem w tonie męskim, który mówił o pewnej formie propozycji. Trochę mi ulżyło. Chciałem już odejść lecz do głowy wpadł kolejny miły obraz, który przedstawiał związaną, zakneblowaną dziewczynę. "Cholera. Dopóty nie przekonam się na własne oczy nie będę miał spokoju."
Podniosłem dłoń i zapukałem dwukrotnie.
"Biorąc pod uwagę to co powiedziała, młodzieniec rzeczywiście ma przy sobie jakąś dziewczynę. Mogę uznać tę sentencję za prawdziwą. Nie mniej jednak dlaczego miałby prosić niewidomą osobę o pomoc? Gdyby uiścił odpowiednią opłatę mógłby poprosić obsługę hotelu o pomoc. Dlaczego tego nie zrobił? Biorąc pod uwagę aktualne miejsce w jakim przebywa, czyli w dość drogim hotelu, pieniędzy raczej mu nie brakuje. Przejdźmy teraz do dziewczyny, z którą rozmawiałem. W tej, krótkiej wymianie zdań mogę założyć, że jest osobą raczej o przyjemnym usposobieniu, którą niestety łatwo zwieść. Niewykluczone, że jest też świetną aktorką. Ubiór świadczy o arystokratycznym rodzie, wyższa kasta społeczna. Wraz ze wzrostem statusu społecznego wiąże się ryzyko. Ludzie mający władzę często stają się obiektem ataków czy to ze względów nienawiści czy zwyczajnie chęci zysków. Jeśli młodzieniec należy do jednej z tych grup może grozić jej śmiertelne niebezpieczeństwo".
Położyłem się na plecach i pustym wzrokiem spoglądałem na sufit.
"Czym się przejmuję? To nie moje życie. Nie powinienem się kłopotać. Przecież, tak mi tu wygodnie." Zamknąłem powieki i poddałem się słodkiemu lenistwu. Przerwał go dźwięk zamykających się drzwi. Dziewczyna musiała opuścić swój pokój i ruszyć w kierunku schodów na drugie piętro.
"Pewnie nic się nie stanie. Za bardzo wymyślam." Ponownie zamknąłem powieki i przez dłuższą chwilę trwałem w tym stanie. Poderwałem się z łoża. Podszedłem do stolika, na którym leżały moje ubrania. Przebrałem się w swój zwyczajowy strój i smętnym krokiem udałem się w kierunku drzwi.
"Jeśli nic nie zrobię w tym kierunku, te męczące myśli będą się kręcić w mojej głowie i nigdy nie będę miał spokoju. Tak będzie szybciej i mniej męcząco".
Wyszedłem z pokoju, zamknąłem go na klucz i udałem się w stronę schodów, prowadzących do drugiego piętra.
Gdy dotarłem do pokoju oznaczonego numerem 215 zawahałem się. Stałem chwilę w bezruchu jakby oczekując na znak. Ten dobiegł szybciej niż myślałem w tonie męskim, który mówił o pewnej formie propozycji. Trochę mi ulżyło. Chciałem już odejść lecz do głowy wpadł kolejny miły obraz, który przedstawiał związaną, zakneblowaną dziewczynę. "Cholera. Dopóty nie przekonam się na własne oczy nie będę miał spokoju."
Podniosłem dłoń i zapukałem dwukrotnie.
0 x
Re: Hotel "Marmur"
Po przekroczeniu progu uderzył w nią nieprzyjemny zapach, który wcześniej tylko sączył się przed zamknięte drzwi. Zachowała jednak kamienną twarz, poza lekkim zmarszczeniem brwi. Jak tak młoda osoba mogła się doprowadzić do takiego stanu? Oczywiście, mogła użyć tej sztuczki z Henge.. Dla Chise zawsze była ona nieco abstrakcyjna, podobnie jak genjutsu, ale mogła w ten sposób dostać alkohol. Pytanie tylko po co?
Stanęła przy wejściu, splatając razem dłonie w czasie gdy samuraj sprzątał. Skinęła głową Anaki w odpowiedzi na jej powitanie.
- Ohayo - uśmiechnęła się delikatnie do niej, nieco tą nietypową sytuacją zdezorientowana i zakłopotana. Wkrótce Hayami wziął dziewczynę na ręce i razem przeszli do łazienki.
- Mój ubiór to najmniejsze zmartwienie, Hayami-san. Panienka Anaki pewnie lepiej się poczuje kiedy.. Wyrzuci z siebie wszystko, co jej ciąży - zauważyła nieco niepewnie, bo z zatruciem alkoholowym do tej pory nie miała do czynienia, choć była starsza od Anaki. Dzięki opisowi wojownika miała mniej więcej pojęcie gdzie co jest, ale i tak przeszła po pokoju w wyciągniętą ręką, sprawdzając odległości i przestrzeń, by nie być zaskoczona.
- Mydło w zupełności nam wystarczy - zapewniła, biorąc je do dłoni, po czym poklepała go po ramieniu, bo wydawał się bardziej zmartwiony niż powinien być. Dziewczyna podeszła do wanny i na dzień dobry została potraktowana wodą przez chlapiącą na wszystkie strony nastolatkę. Stłumiła przekleństwo, po czym nachyliła się nad nią, blokując jej ramiona, by nie machała rękami bez sensu i nie wpadła przypadkiem pod wodę.
- Oczywiście, że nie umrzesz, głupia, nikt nie umarł od odrobiny czystej wody - fuknęła na nią ze złością, w myślach dodając w myślach "o ile przestaniesz się rzucać i nie postanowię cię utopić jak kocię" - przestań się rzucać, nie jesteś kotem - dodała nieco łagodniej, próbując ją opanować. Zaczekała, aż ta się nieco uspokoi, po czym sprawnie zaczęła pozbawiać ją ubioru i myć. Była stanowcza w swoich ruchach i nieco szorstka, nie przesadzała z delikatnością chcąc zmyć z niej cały brud sprawnie, by panienka nie dostała kolejnego napadu paniki.
- Herbata będzie dobra, Hayami-san! - odkrzyknęła mu - A twój opis pasuje do mojej matki jak ulał. Dodać do niego nadmierną dumę z powodu nazwiska i obraz jest niemal kompletny - dodała nieco rozbawiona.
- Uważaj teraz, umyję ci głowę. Nie kręć się, bo wpadnie ci mydło do oczu i będzie bolało - upomniała ją jak dziecko, którym na dobrą sprawę była, zarówno psychicznie jak i fizycznie. Zagubionym, nieco niewychowanym i dzikim, ale dzieckiem. Starała się by nie wpadło jej za dużo piany do oczu, po czym zaczęła spłukiwać mydliny z niej, zostawiając ją czystą i zaczerwienioną od szorowania. Chwyciła ją pod pachy i podniosła, dając pokaz całkiem niezłej siły. Wyciągnęła ją, posadziła na sedesie, sięgnęła po ręcznik i zaczęła ją suszyć szybko.
- No i co, Anaki-chan? Chyba nie było aż tak źle? Nie umarłaś? - zażartowała z przekąsem, na koniec narzucając na nią swoją yukatę i przewiązując ją w pasie.
- Bushi-san, gotowe! - skierowała okrzyk w jego stronę, by zabrał dziewczynę do łóżka by odpoczęła. Nie chciała się chwalić tym, ze zapewne sama dałaby radę ją tam zanieść..
Stanęła przy wejściu, splatając razem dłonie w czasie gdy samuraj sprzątał. Skinęła głową Anaki w odpowiedzi na jej powitanie.
- Ohayo - uśmiechnęła się delikatnie do niej, nieco tą nietypową sytuacją zdezorientowana i zakłopotana. Wkrótce Hayami wziął dziewczynę na ręce i razem przeszli do łazienki.
- Mój ubiór to najmniejsze zmartwienie, Hayami-san. Panienka Anaki pewnie lepiej się poczuje kiedy.. Wyrzuci z siebie wszystko, co jej ciąży - zauważyła nieco niepewnie, bo z zatruciem alkoholowym do tej pory nie miała do czynienia, choć była starsza od Anaki. Dzięki opisowi wojownika miała mniej więcej pojęcie gdzie co jest, ale i tak przeszła po pokoju w wyciągniętą ręką, sprawdzając odległości i przestrzeń, by nie być zaskoczona.
- Mydło w zupełności nam wystarczy - zapewniła, biorąc je do dłoni, po czym poklepała go po ramieniu, bo wydawał się bardziej zmartwiony niż powinien być. Dziewczyna podeszła do wanny i na dzień dobry została potraktowana wodą przez chlapiącą na wszystkie strony nastolatkę. Stłumiła przekleństwo, po czym nachyliła się nad nią, blokując jej ramiona, by nie machała rękami bez sensu i nie wpadła przypadkiem pod wodę.
- Oczywiście, że nie umrzesz, głupia, nikt nie umarł od odrobiny czystej wody - fuknęła na nią ze złością, w myślach dodając w myślach "o ile przestaniesz się rzucać i nie postanowię cię utopić jak kocię" - przestań się rzucać, nie jesteś kotem - dodała nieco łagodniej, próbując ją opanować. Zaczekała, aż ta się nieco uspokoi, po czym sprawnie zaczęła pozbawiać ją ubioru i myć. Była stanowcza w swoich ruchach i nieco szorstka, nie przesadzała z delikatnością chcąc zmyć z niej cały brud sprawnie, by panienka nie dostała kolejnego napadu paniki.
- Herbata będzie dobra, Hayami-san! - odkrzyknęła mu - A twój opis pasuje do mojej matki jak ulał. Dodać do niego nadmierną dumę z powodu nazwiska i obraz jest niemal kompletny - dodała nieco rozbawiona.
- Uważaj teraz, umyję ci głowę. Nie kręć się, bo wpadnie ci mydło do oczu i będzie bolało - upomniała ją jak dziecko, którym na dobrą sprawę była, zarówno psychicznie jak i fizycznie. Zagubionym, nieco niewychowanym i dzikim, ale dzieckiem. Starała się by nie wpadło jej za dużo piany do oczu, po czym zaczęła spłukiwać mydliny z niej, zostawiając ją czystą i zaczerwienioną od szorowania. Chwyciła ją pod pachy i podniosła, dając pokaz całkiem niezłej siły. Wyciągnęła ją, posadziła na sedesie, sięgnęła po ręcznik i zaczęła ją suszyć szybko.
- No i co, Anaki-chan? Chyba nie było aż tak źle? Nie umarłaś? - zażartowała z przekąsem, na koniec narzucając na nią swoją yukatę i przewiązując ją w pasie.
- Bushi-san, gotowe! - skierowała okrzyk w jego stronę, by zabrał dziewczynę do łóżka by odpoczęła. Nie chciała się chwalić tym, ze zapewne sama dałaby radę ją tam zanieść..
0 x
- Hayami Akodo
- Posty: 1277
- Rejestracja: 20 sie 2017, o 15:45
- Wiek postaci: 26
- Ranga: Samuraj
- Krótki wygląd: https://imgur.com/a/9wDbR
- po lewej stronie aktualne ubranie Hayamiego,
plus kremowy płaszcz i czarne rękawiczki bez palców
- długa blizna na piersi po pojedynku z Megumi Ishidą
- blizna na prawej nodze po walce pod Murem - Widoczny ekwipunek: - włócznia yari
- katana
- plecak - Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=4011
- Multikonta: brak
- Aktualna postać: Hayami Akodo
Re: Hotel "Marmur"
Hayami westchnął, kręcąc z rozbawieniem głową. Taki typ jak matka Chise, chociaż osobiście nie był mu znany z domowych pieleszy, to jednak obił mu się o uszy dzięki tym wszystkim anegdotom rodziców dotyczącym krewnych i znajomych, a także przyjaciół, opowiadanym wieczorami przy lampce sake, śmiechu i słynnych w rodzinie ciasteczkach z miodem wypiekanych przez Risę. Zaśmiał się cicho.
- Cóż, Chise-san, nazwisko Uchiha jest godne uwagi, ale jak dla mnie taka duma prowadzi do zbytniej pychy, a to odbiera...
Nie dokończył jednak swojego wywodu, gdyż właśnie w tej chwili ktoś zapukał do jego drzwi. Wstał szybko, odstawił yari pod ścianę, po czym ruszył do drzwi, aby je otworzyć.Kiedy nacisnął klamkę, jego oczom ukazał się ten sam chłopak w kimonie, którego wcześniej widział.
Nowa część historii?
Cofnął się, zaskoczony, ale wpuścił nieznajomego. Zmarszczył brwi.
-Proszę, wejdź - zakomunikował spiesznie. Po krótkiej chwili poszedł szybko do łazienki, wezwany głosem swojej księżniczki, jak posłuszny bushi, rycerz gotów służyć nie tylko ramieniem, ale i sercem.
W dawnych czasach takie sprawy załatwiało się inaczej, Hayami. Jeżeli nieznajomy słyszał jego rozmowę z Chise, co było bardzo możliwe, a zwrócił uwagę na niewidomość panny Uchiha, to najprawdopodobniej przyszedł sprawdzić, czy wszystko w porządku. Westchnął. Stanowczo powinien rozegrać to inaczej, ale właśnie wtedy usłyszał głos Chise, meldujący mu, że wszystko gotowe. Że dopełniła swojej części umowy.
- Idę, idę!- zawołał. Po chwili wszedł do środka, zostawiając za sobą otwarte drzwi, przez co nowo przybyły mógł zobaczyć siedzącą na toalecie dziewczynkę. Pokręcił głową jeszcze raz, przyglądając się uważnie małemu, skacowanemu potworowi, który narobił z jednej strony tyle kłopotu, a z drugiej przynajmniej nie skończył w straszny sposób, o którym złotooki wolał nie myśleć.
-Nie bój się-powiedział ciepło i przykucnął przed nią, uśmiechając się łagodnie. Przez dłuższą chwilę patrzył jej prosto w oczy, szczerze i spokojnie; ciepłe złoto przeciwko strwożonemu błękitowi, słodkie kolory mające przynieść ukojenie. Na ile mu się udało ją wyciszyć, nie potrafił tego stwierdzić. Wziął szybko dziewczynkę na ręce i jedną ręką przycisnął ją do siebie, drugą zaś chwycił Chise pod ramię.
-Idziemy, Chise. Dziękuję za pomoc-powiedział z uśmiechem, wychodząc powoli z łazienki. Po chwili znaleźli się już w pokoju; tam Hayami posadził Anaki na łóżku i pacnął ją w nosek palcem, po czym zwrócił się bezpośrednio do niej:
-Podziękuj panience za pomoc i w razie czego się przebierz. Twoje ubrania oddałem do prania, przyniesie je pewnie niedługo jakaś osoba z obsługi. A jak już bardzo cię przypili i będziesz musiała wyjść, to masz okazję, bo w tej chwili, jeśli tylko Chise-san zechce, zabiorę ją na herbatkę do miasta, a potem pójdę odwiedzić znajomych Uchihów w Koutei. Tylko, na wszystkich bogów, nie pij, bo inaczej zjedzą cię demony kaca.
Posłał długie spojrzenie najpierw niewidomej, pełne zapewne wyczuwalnego ciepła, po czym puścił na krótką chwilę jej ramię.
-Przyszedł tutaj ten hm...chłopak, którego mijałem wcześniej na korytarzu, brunet w kimonie-zawiadomił ją jeszcze, a następnie odwrócił się do nowo przybyłego i zapytał:-Ty też idziesz z nami?
Niezależnie od tego, czy Chise zgodziła się, czy nie, złotooki zaczął się zbierać. Narzucił na siebie płaszcz, poprawił rękawiczki, następnie zawiązał sobie mocniej hachimaki i przejechawszy niedbale dłonią po włosach, szybko zgarnął resztę swoich rzeczy. Podniósł yari i przewiesił ją sobie przez plecy. Był gotów do wyjścia, ale nadal czekał na odpowiedź Chise i Yamiego.
Był zmęczony, ale szczęśliwy, poza tym i tak musiał wyjść już z czterech ścian.
Wyjść, by ujrzeć świat, jak wtedy w Yinzin.
Zostało w nim jeszcze trochę ciepła.
- Cóż, Chise-san, nazwisko Uchiha jest godne uwagi, ale jak dla mnie taka duma prowadzi do zbytniej pychy, a to odbiera...
Nie dokończył jednak swojego wywodu, gdyż właśnie w tej chwili ktoś zapukał do jego drzwi. Wstał szybko, odstawił yari pod ścianę, po czym ruszył do drzwi, aby je otworzyć.Kiedy nacisnął klamkę, jego oczom ukazał się ten sam chłopak w kimonie, którego wcześniej widział.
Nowa część historii?
Cofnął się, zaskoczony, ale wpuścił nieznajomego. Zmarszczył brwi.
-Proszę, wejdź - zakomunikował spiesznie. Po krótkiej chwili poszedł szybko do łazienki, wezwany głosem swojej księżniczki, jak posłuszny bushi, rycerz gotów służyć nie tylko ramieniem, ale i sercem.
W dawnych czasach takie sprawy załatwiało się inaczej, Hayami. Jeżeli nieznajomy słyszał jego rozmowę z Chise, co było bardzo możliwe, a zwrócił uwagę na niewidomość panny Uchiha, to najprawdopodobniej przyszedł sprawdzić, czy wszystko w porządku. Westchnął. Stanowczo powinien rozegrać to inaczej, ale właśnie wtedy usłyszał głos Chise, meldujący mu, że wszystko gotowe. Że dopełniła swojej części umowy.
- Idę, idę!- zawołał. Po chwili wszedł do środka, zostawiając za sobą otwarte drzwi, przez co nowo przybyły mógł zobaczyć siedzącą na toalecie dziewczynkę. Pokręcił głową jeszcze raz, przyglądając się uważnie małemu, skacowanemu potworowi, który narobił z jednej strony tyle kłopotu, a z drugiej przynajmniej nie skończył w straszny sposób, o którym złotooki wolał nie myśleć.
-Nie bój się-powiedział ciepło i przykucnął przed nią, uśmiechając się łagodnie. Przez dłuższą chwilę patrzył jej prosto w oczy, szczerze i spokojnie; ciepłe złoto przeciwko strwożonemu błękitowi, słodkie kolory mające przynieść ukojenie. Na ile mu się udało ją wyciszyć, nie potrafił tego stwierdzić. Wziął szybko dziewczynkę na ręce i jedną ręką przycisnął ją do siebie, drugą zaś chwycił Chise pod ramię.
-Idziemy, Chise. Dziękuję za pomoc-powiedział z uśmiechem, wychodząc powoli z łazienki. Po chwili znaleźli się już w pokoju; tam Hayami posadził Anaki na łóżku i pacnął ją w nosek palcem, po czym zwrócił się bezpośrednio do niej:
-Podziękuj panience za pomoc i w razie czego się przebierz. Twoje ubrania oddałem do prania, przyniesie je pewnie niedługo jakaś osoba z obsługi. A jak już bardzo cię przypili i będziesz musiała wyjść, to masz okazję, bo w tej chwili, jeśli tylko Chise-san zechce, zabiorę ją na herbatkę do miasta, a potem pójdę odwiedzić znajomych Uchihów w Koutei. Tylko, na wszystkich bogów, nie pij, bo inaczej zjedzą cię demony kaca.
Posłał długie spojrzenie najpierw niewidomej, pełne zapewne wyczuwalnego ciepła, po czym puścił na krótką chwilę jej ramię.
-Przyszedł tutaj ten hm...chłopak, którego mijałem wcześniej na korytarzu, brunet w kimonie-zawiadomił ją jeszcze, a następnie odwrócił się do nowo przybyłego i zapytał:-Ty też idziesz z nami?
Niezależnie od tego, czy Chise zgodziła się, czy nie, złotooki zaczął się zbierać. Narzucił na siebie płaszcz, poprawił rękawiczki, następnie zawiązał sobie mocniej hachimaki i przejechawszy niedbale dłonią po włosach, szybko zgarnął resztę swoich rzeczy. Podniósł yari i przewiesił ją sobie przez plecy. Był gotów do wyjścia, ale nadal czekał na odpowiedź Chise i Yamiego.
Był zmęczony, ale szczęśliwy, poza tym i tak musiał wyjść już z czterech ścian.
Wyjść, by ujrzeć świat, jak wtedy w Yinzin.
Zostało w nim jeszcze trochę ciepła.
0 x
- Yami
- Posty: 2959
- Rejestracja: 25 paź 2017, o 20:14
- Wiek postaci: 25
- Link do KP: viewtopic.php?f=33&t=4268
Re: Hotel "Marmur"
Drzwi otworzył mi młodzieniec, którego spotkałem na korytarzu hotelu. Wydawał się zaskoczony moim przybyciem, co jestem w stanie w pełni zrozumieć. Gdyby do mnie przyszedł nieznajomy, pewnie stałbym wryty kilka dobrych sekund oczekując na jego reakcję, przedstawienie się czy coś. Teraz sam byłem w pozycji tego nieznajomego.
Wkroczyłem do pomieszczenia za przyzwoleniem młodzieńca i rozejrzałem się po pomieszczeniu. Nie było w nic wartego uwagi z wyjątkiem dość rzucającego się w oczy yari, opartego o ścianę. No nieźle, nawet się z tym nie kryje. Szybko wzrok powędrował w kierunku łazienki, gdzie dostrzegłem młodą osóbkę. Prawdopodobnie to ta dziewczyna, o której mówił młodzieniec na korytarzu. Więc niepotrzebnie się martwiłem. Wszystko okazało się prawdą, a sam wyciągnąłem błędne wnioski. Mogę więc swobodnie odetchnąć.
Cała czwórka znalazła się w głównym pokoju, gdy młodzieniec położył dziewczynę na łóżku, a Chise wyszła razem z nimi z łazienki, będąc nieźle przemoczoną. Widocznie w łazience odbyła się prawdziwa batalia. Przysłuchiwałem się jak młodzieniec gani dziewczynę za przepojenie alkoholem. Cholera, w takim wieku już popaść w alkoholizm? Niezłe z niej ziółko.
- Chciałem jedynie upewnić się w jednej sprawie lecz na szczęście się myliłem - odpowiedziałem znudzonym głosem - Jestem jedynie ciekaw, dlaczego nie poprosiłeś nikogo z obsługi. Skoro zameldowałeś się w tym hotelu oznacza, że do biednych nie należysz. Postanowiłeś jednak poprosić nieznajomą osobę o pomoc. Dlaczego?
Spojrzałem na młodzieńca oczekując odpowiedzi. Chciałem poznać powód. Co sprawiło, że poprosił nieznajomą mu osobę do tego niewidomą o pomoc. Są na to trzy możliwości. Zadurzył się w niej, ma złe intencje lub zwyczajnie jest głupi. Spojrzałem ponownie na przemoczoną Chise.
- Nie sądzę, aby wyjście na dwór w przemoczonych ubraniach było najlepszym pomysłem. - spojrzałem to na dziewczę to na młodzieńca i podrapałem tył głowy. - Ah wybaczcie, nazywam się Yami.
W czasie tej krótkiej wypowiedzi, młoda osóbka, którą dopiero co przyniósł młodzieniec poderwała się i czmychnęła przez okno. Jedyne co zrobiłem to ciche westchnięcie.
Wkroczyłem do pomieszczenia za przyzwoleniem młodzieńca i rozejrzałem się po pomieszczeniu. Nie było w nic wartego uwagi z wyjątkiem dość rzucającego się w oczy yari, opartego o ścianę. No nieźle, nawet się z tym nie kryje. Szybko wzrok powędrował w kierunku łazienki, gdzie dostrzegłem młodą osóbkę. Prawdopodobnie to ta dziewczyna, o której mówił młodzieniec na korytarzu. Więc niepotrzebnie się martwiłem. Wszystko okazało się prawdą, a sam wyciągnąłem błędne wnioski. Mogę więc swobodnie odetchnąć.
Cała czwórka znalazła się w głównym pokoju, gdy młodzieniec położył dziewczynę na łóżku, a Chise wyszła razem z nimi z łazienki, będąc nieźle przemoczoną. Widocznie w łazience odbyła się prawdziwa batalia. Przysłuchiwałem się jak młodzieniec gani dziewczynę za przepojenie alkoholem. Cholera, w takim wieku już popaść w alkoholizm? Niezłe z niej ziółko.
- Chciałem jedynie upewnić się w jednej sprawie lecz na szczęście się myliłem - odpowiedziałem znudzonym głosem - Jestem jedynie ciekaw, dlaczego nie poprosiłeś nikogo z obsługi. Skoro zameldowałeś się w tym hotelu oznacza, że do biednych nie należysz. Postanowiłeś jednak poprosić nieznajomą osobę o pomoc. Dlaczego?
Spojrzałem na młodzieńca oczekując odpowiedzi. Chciałem poznać powód. Co sprawiło, że poprosił nieznajomą mu osobę do tego niewidomą o pomoc. Są na to trzy możliwości. Zadurzył się w niej, ma złe intencje lub zwyczajnie jest głupi. Spojrzałem ponownie na przemoczoną Chise.
- Nie sądzę, aby wyjście na dwór w przemoczonych ubraniach było najlepszym pomysłem. - spojrzałem to na dziewczę to na młodzieńca i podrapałem tył głowy. - Ah wybaczcie, nazywam się Yami.
W czasie tej krótkiej wypowiedzi, młoda osóbka, którą dopiero co przyniósł młodzieniec poderwała się i czmychnęła przez okno. Jedyne co zrobiłem to ciche westchnięcie.
0 x
- Hayami Akodo
- Posty: 1277
- Rejestracja: 20 sie 2017, o 15:45
- Wiek postaci: 26
- Ranga: Samuraj
- Krótki wygląd: https://imgur.com/a/9wDbR
- po lewej stronie aktualne ubranie Hayamiego,
plus kremowy płaszcz i czarne rękawiczki bez palców
- długa blizna na piersi po pojedynku z Megumi Ishidą
- blizna na prawej nodze po walce pod Murem - Widoczny ekwipunek: - włócznia yari
- katana
- plecak - Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=4011
- Multikonta: brak
- Aktualna postać: Hayami Akodo
Re: Hotel "Marmur"
Chciałem upewnić się w jednej sprawie...
Złotooki uśmiechnął się delikatnie. Popatrzył długo i przeciągle na nieznajomego - więc łączą nas znaki, eh?, po czym odpowiedział na jego pytanie, wzruszając ramionami:
-Chise-san akurat była po prostu pod ręką. A 90% tubylców, to znaczy pracowników, akurat zarezerwowała jej matka, pani Uchiha, albo ich się nie mogłem doszukać. Anaki pilnie wymagała tak zwanego ogarnięcia, a nie chciałem potem podejrzeń, więc poprosiłem ją o pomoc. Nie zrobiłem im krzywdy, nie użyłem broni, chyba że jako broń liczymy użycie podstępnego mydła!
Zaśmiał się głośno, ale kiedy Anaki czmychnęła przez okno, z jego gardła wyrwało się donośne yinzińskie przekleństwo, zdradzające samurajską proweniencję aż nadto energicznie.
-Yoku kike!-krzyknął ze złością, zaciskając pięści. Pokręcił głową.-Niech no ja ją tylko złapię...
Wypuścił powoli powietrze z płuc, co trochę pomogło mu się uspokoić. Rozluźnił zaciśnięte pięści, w myślach marudząc na ekspresyjność, którą posłużyła się Anaki, chcąc opuścić pokój.
And I will lend a helping hand.
-Hayami Akodo, samuraj-przedstawił się.-Żebyśmy się nie mylili panience, możesz mnie nazywać Akami. Chociaż pewnie już znasz moje imię, jeśli słyszałeś, jak przedstawiałem się Chise-san. Chise-san...Co pani powie na wspólną herbatę?
Podejrzenia drżały w powietrzu niczym wyblakłe liście rozkładające się gdzieś w śniegu. Teraz zdawały się znikać. Ani sama "poszkodowana", ani mała Anaki nie zdradzały przecież śladów jakichś złowróżbnych czynów, nigdzie nie było nic, co mogłoby wyglądać źle. Słowem - wyobrażenia Yamiego o tym, jaki to Hayami nie jest zły i niedobry.
Mokre ubrania...No właśnie.
Zdjął z siebie płaszcz, po czym owinął w niego dokładnie Chise.
-Mi i tak gorąco.
Wzruszył ramionami, wydając się o to nie dbać. Przynajmniej dziewczyna nie zmarznie.
-Gorąca herbata w "Lilii' powinna jej pomóc. To taka herbaciarnia, byłem tam trzy lata temu z matką, kiedy ostatni raz odwiedzałem Sogen. Jeśli będziesz chciał do nas dołączyć, to możesz to zrobić.
Po krótkiej chwili, jeśli Chise się zgodziła, zaoferował jej uprzejmie swoje ramię i wyprowadził ją. Poczekał, aż Yami wyjdzie z pokoju, po czym zeszli na dół. Tam pożegnali się z troskliwym przyjacielem, którego intencje młody Akodo doceniał, i opuścili hotel.
z/t----->Herbaciarnia "Lilia", Kōtei
Złotooki uśmiechnął się delikatnie. Popatrzył długo i przeciągle na nieznajomego - więc łączą nas znaki, eh?, po czym odpowiedział na jego pytanie, wzruszając ramionami:
-Chise-san akurat była po prostu pod ręką. A 90% tubylców, to znaczy pracowników, akurat zarezerwowała jej matka, pani Uchiha, albo ich się nie mogłem doszukać. Anaki pilnie wymagała tak zwanego ogarnięcia, a nie chciałem potem podejrzeń, więc poprosiłem ją o pomoc. Nie zrobiłem im krzywdy, nie użyłem broni, chyba że jako broń liczymy użycie podstępnego mydła!
Zaśmiał się głośno, ale kiedy Anaki czmychnęła przez okno, z jego gardła wyrwało się donośne yinzińskie przekleństwo, zdradzające samurajską proweniencję aż nadto energicznie.
-Yoku kike!-krzyknął ze złością, zaciskając pięści. Pokręcił głową.-Niech no ja ją tylko złapię...
Wypuścił powoli powietrze z płuc, co trochę pomogło mu się uspokoić. Rozluźnił zaciśnięte pięści, w myślach marudząc na ekspresyjność, którą posłużyła się Anaki, chcąc opuścić pokój.
And I will lend a helping hand.
-Hayami Akodo, samuraj-przedstawił się.-Żebyśmy się nie mylili panience, możesz mnie nazywać Akami. Chociaż pewnie już znasz moje imię, jeśli słyszałeś, jak przedstawiałem się Chise-san. Chise-san...Co pani powie na wspólną herbatę?
Podejrzenia drżały w powietrzu niczym wyblakłe liście rozkładające się gdzieś w śniegu. Teraz zdawały się znikać. Ani sama "poszkodowana", ani mała Anaki nie zdradzały przecież śladów jakichś złowróżbnych czynów, nigdzie nie było nic, co mogłoby wyglądać źle. Słowem - wyobrażenia Yamiego o tym, jaki to Hayami nie jest zły i niedobry.
Mokre ubrania...No właśnie.
Zdjął z siebie płaszcz, po czym owinął w niego dokładnie Chise.
-Mi i tak gorąco.
Wzruszył ramionami, wydając się o to nie dbać. Przynajmniej dziewczyna nie zmarznie.
-Gorąca herbata w "Lilii' powinna jej pomóc. To taka herbaciarnia, byłem tam trzy lata temu z matką, kiedy ostatni raz odwiedzałem Sogen. Jeśli będziesz chciał do nas dołączyć, to możesz to zrobić.
Po krótkiej chwili, jeśli Chise się zgodziła, zaoferował jej uprzejmie swoje ramię i wyprowadził ją. Poczekał, aż Yami wyjdzie z pokoju, po czym zeszli na dół. Tam pożegnali się z troskliwym przyjacielem, którego intencje młody Akodo doceniał, i opuścili hotel.
z/t----->Herbaciarnia "Lilia", Kōtei
0 x
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości