Hotel "Marmur"
Re: Hotel "Marmur"
Chłopak był w błędzie myśląc, że jakiekolwiek jego słowa wpłynęły na Motoko. Hipnoza nie miała nic do gadania z jej wewnętrzną bestią, która została bezkarnie uwolniona na wolność. Krzyk kobiety i przemożna chęć ruchu, którą utrzymywała w ryzach od samego początku, a oczywiście mowa o tym piekącym odczuciu w ręce dzierżącej wakizashi. Trzeba przyznać, że pomimo swojego ogromnego testu cierpliwości, nie wytrzymała napięcia i zwyczajnie przedwcześnie się zamachnęła, nie dając nikomu możliwości na reakcję. Nawet nie zarejestrowała co się działo w reszcie pomieszczenia.
Wraz z kolejnym mrugnięciem mijały jej obrazy przed oczami, przewijając się niczym jakaś prezentacja różnych portretów i witraży, które zwyczajnie nie miały sensu. Zahukany umysł, który żądał jedynie śmierci wszystkich w pokoju został przyćmiony nagłym zwrotem akcji, przez który nagle stała w hotelu, umyta, z wilgotnymi włosami i już wyczyszczonym mundurkiem. Błękitne kocie oczy mignęły jej przed czerwonymi tęczówkami, zaraz zatapiając się w kimonie chłopaka, który charakterystyczny zapach po raz kolejny opatulił nastolatkę, bardzo zdezorientowaną nastolatkę. Można nawet powiedzieć, że nie pamiętała momentu, w którym zadawała mężczyźnie śmierć zbyt pochłonięta swoimi bestialskimi pragnieniami, choć nie była to prawda. Właśnie przez to spuszczenie z liny swoich moralnych zasad była tak zdezorientowana, wręcz skruszona. Po raz kolejny schowana przed światem w ramionach nieznajomego gościa, którego zwyczajnie nie szło zabić. Przeklęty.
Chciała zostać przy tym cieple, które jej oferował wręcz bezinteresownie, przecież tak dobrze znała uczucie przynależności do drugiego człowieka, ale czy kiedykolwiek będzie potrafiła się po raz kolejny przemóc? Nie potrafiła wyobrazić sobie kolejnych dni, podczas których mogłaby normalnie budzić się przy temperaturze jakiejkolwiek, cieplejszej niż jej dwie, nowe Przyjaciółki. Zostając z chłopakiem jedynie by go skrzywdziła, a może sama się boisz?
- Żegnaj Akashi. - zdołała wychrypieć, dosłownie wychrypieć przez zaschnięte gardło i puste oczy, w których blask wygasł razem z życiem mężczyzny, którego dusza ulotniła się na jej ręku. Wyminęła chłopaka, wychodząc z hotelu i zostawiając go samego z niebieskookim czworonogiem. Czy chciała, żeby ją gonił? Czy miała jakiekolwiek nadzieje na przedłużenie ich znajomości? Z pewnością, takiego rodzaju pragnienia zawładnęły jej roznieconą, przez wspólną noc, częścią umysłu odpowiedzialnego za emocjonalność, jednakże wciąż pozostawała chłodnym posągiem, który pomimo kolejnych doświadczeń musiał trzymać pion. Przeszła przez otwarte drzwi i przystanęła w rogu, dając sobie możliwość na ostatnie spojrzenie kątem oka na stojącego w holu chłopaka. Wyszła na świat, nie dając nawet możliwości na wspólne odejście z tego dziwacznego miejsca. Kto wie, może kiedyś jeszcze los przetrze ich drogi.
//zt.
Wraz z kolejnym mrugnięciem mijały jej obrazy przed oczami, przewijając się niczym jakaś prezentacja różnych portretów i witraży, które zwyczajnie nie miały sensu. Zahukany umysł, który żądał jedynie śmierci wszystkich w pokoju został przyćmiony nagłym zwrotem akcji, przez który nagle stała w hotelu, umyta, z wilgotnymi włosami i już wyczyszczonym mundurkiem. Błękitne kocie oczy mignęły jej przed czerwonymi tęczówkami, zaraz zatapiając się w kimonie chłopaka, który charakterystyczny zapach po raz kolejny opatulił nastolatkę, bardzo zdezorientowaną nastolatkę. Można nawet powiedzieć, że nie pamiętała momentu, w którym zadawała mężczyźnie śmierć zbyt pochłonięta swoimi bestialskimi pragnieniami, choć nie była to prawda. Właśnie przez to spuszczenie z liny swoich moralnych zasad była tak zdezorientowana, wręcz skruszona. Po raz kolejny schowana przed światem w ramionach nieznajomego gościa, którego zwyczajnie nie szło zabić. Przeklęty.
Chciała zostać przy tym cieple, które jej oferował wręcz bezinteresownie, przecież tak dobrze znała uczucie przynależności do drugiego człowieka, ale czy kiedykolwiek będzie potrafiła się po raz kolejny przemóc? Nie potrafiła wyobrazić sobie kolejnych dni, podczas których mogłaby normalnie budzić się przy temperaturze jakiejkolwiek, cieplejszej niż jej dwie, nowe Przyjaciółki. Zostając z chłopakiem jedynie by go skrzywdziła, a może sama się boisz?
- Żegnaj Akashi. - zdołała wychrypieć, dosłownie wychrypieć przez zaschnięte gardło i puste oczy, w których blask wygasł razem z życiem mężczyzny, którego dusza ulotniła się na jej ręku. Wyminęła chłopaka, wychodząc z hotelu i zostawiając go samego z niebieskookim czworonogiem. Czy chciała, żeby ją gonił? Czy miała jakiekolwiek nadzieje na przedłużenie ich znajomości? Z pewnością, takiego rodzaju pragnienia zawładnęły jej roznieconą, przez wspólną noc, częścią umysłu odpowiedzialnego za emocjonalność, jednakże wciąż pozostawała chłodnym posągiem, który pomimo kolejnych doświadczeń musiał trzymać pion. Przeszła przez otwarte drzwi i przystanęła w rogu, dając sobie możliwość na ostatnie spojrzenie kątem oka na stojącego w holu chłopaka. Wyszła na świat, nie dając nawet możliwości na wspólne odejście z tego dziwacznego miejsca. Kto wie, może kiedyś jeszcze los przetrze ich drogi.
//zt.
0 x
- Akashi
- Postać porzucona
- Posty: 1240
- Rejestracja: 25 lip 2017, o 22:58
- Wiek postaci: 20
- Ranga: Wędrowiec
- Krótki wygląd: Jednooki młodzieniec o fioletowych włosach. Odziany w skórzany płaszcz ze znakiem jashina na plecach
- Widoczny ekwipunek: Skórzany płaszcz, kazeshini
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=3899
Re: Hotel "Marmur"
Cóż dziewczyna nawet specjalnie nie próbowała bronić się przed tym co robił Akashi, było jej chyba wszystko dość obojętne, ale cóż chyba nie przywykła do zabijania innych z zimną krwią i spokojem. Chociaż to dobrze dla niej, świadczy to o tym, że jest człowiekiem a nie potworem. Ciekawe czy chociaż słyszała co młodzieniec do niej mówił. Jedno jest pewne nie chciał jej tak zostawiać, zresztą trochę się o nią martwił, co mu się dziwić polubił ją, zwłaszcza, że to pierwsza obca kobieta, która widział praktycznie nago.
- Żegnaj...Motoko. -powiedział chłopak sam nie widział dlaczego, wiodąc wzrokiem za dziewczyną, po czym jego nogi ruszyły za nią, rozglądając się po miejscu, które właśnie opuszczał, a jego oczom poza dziewczyną towarzyszył czarny kot o błękitnych ślepiach, może warto go złapać? Chociaż teraz była ważniejsza dziewczyną, za która właśnie ruszał zapominając o tym miejscu. Z początku trzymając lekki dystans, ale potem zbliżając się do niej.
- Może spędzimy razem jeszcze trochę czasu? Szczerze nie wiem gdzie mam się podziać. - Powiedział uśmiechając się do dziewczyny i idąc przed nią, kierując wzrok w jej stronę, dość długo na efekt takiego spaceru nie musiał czekać, bowiem po chwili runął na ziemie.
- Masz piękne oczy. Gdzie się wybierasz? - dodał po chwili podnosząc się z ziemi z pięknym uśmiechem na ustach, może lekko ubrudzony, ale cóż tak łatwo odpuszczać nie można.
z/t
- Żegnaj...Motoko. -powiedział chłopak sam nie widział dlaczego, wiodąc wzrokiem za dziewczyną, po czym jego nogi ruszyły za nią, rozglądając się po miejscu, które właśnie opuszczał, a jego oczom poza dziewczyną towarzyszył czarny kot o błękitnych ślepiach, może warto go złapać? Chociaż teraz była ważniejsza dziewczyną, za która właśnie ruszał zapominając o tym miejscu. Z początku trzymając lekki dystans, ale potem zbliżając się do niej.
- Może spędzimy razem jeszcze trochę czasu? Szczerze nie wiem gdzie mam się podziać. - Powiedział uśmiechając się do dziewczyny i idąc przed nią, kierując wzrok w jej stronę, dość długo na efekt takiego spaceru nie musiał czekać, bowiem po chwili runął na ziemie.
- Masz piękne oczy. Gdzie się wybierasz? - dodał po chwili podnosząc się z ziemi z pięknym uśmiechem na ustach, może lekko ubrudzony, ale cóż tak łatwo odpuszczać nie można.
z/t
0 x

- Hayami Akodo
- Posty: 1277
- Rejestracja: 20 sie 2017, o 15:45
- Wiek postaci: 26
- Ranga: Samuraj
- Krótki wygląd: https://imgur.com/a/9wDbR
- po lewej stronie aktualne ubranie Hayamiego,
plus kremowy płaszcz i czarne rękawiczki bez palców
- długa blizna na piersi po pojedynku z Megumi Ishidą
- blizna na prawej nodze po walce pod Murem - Widoczny ekwipunek: - włócznia yari
- katana
- plecak - Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=4011
- Multikonta: brak
- Aktualna postać: Hayami Akodo
Re: Hotel "Marmur"
Słysząc wołanie, by się zatrzymał, stanął zgodnie z prośbą w miejscu. Machnął ręką na legendarne już "Akami", którym nazywał go z uporem Kei, może rzeczywiście czerwień tak bardzo wpisała się w jego naturę, że inny kolor tu nie pasował? Nie było to aż tak ważne, a ponadto było w tym pseudonimie coś uroczego, przyjacielskiego, określało Hayamiego na nowo. Młodziak miał tylko nadzieję, że Kei nie postrzega go tylko przez pryzmat krwi, którą rozlał, i zdolności, które posiadł; liczył skromnie na to, że Akami jest żartobliwym, subtelnym zwrotem starszego brata do młodszego, ot, kolejna przekomarzanka. Ważniejsze było zdrowie zakatarzonego przyjaciela, który już zdążył sponiewierać sobie płaszcz wydzielinami z nosa - szkoda tak ładnego materiału, ale jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma, prawda?
Szli w odpowiednim tempie - nie za szybko, by Shijima mógł ich dogonić, wyczuć ich chakry, ale i nie za wolno, by nie złapać osobiście zapalenia płuc, o którym wspomniał samuraj. Droga nie była zbyt łatwa, gdyż Hayami nigdy nie korzystał z usług tego hotelu i kierował się tylko tym, co zasłyszał swego czasu od matki, która najęła tam pokój ze dwa lata temu, odwiedzając znajomą (wolał nie przypominać sobie, co wyczyniali w tym czasie Hajime i Takashi) oraz pewnego rodzaju intuicją, skojarzeniami, które pozwoliły mu spokojnie brnąć przez bagna i wyprowadzić Keia z miejsca niewoli.
Zajęło im to trochę, ale w końcu dotarli - dzięki bogom, że akurat była zima, gdyż nie będzie komarów, nic ich nie pogryzie, nie złapią żadnej choroby ani bąbli, no i może będą wolne pokoje? Inna sprawa, że Hayami zastanawiał się nad tym, czy wystarczy mu pieniędzy na pobyt. Ostatnio wpłynęło mu trochę gotówki i symboliczne pińcet ryo powinno było wystarczyć na życie, ale czy nie lepiej byłoby rozejrzeć się na miejscu za jakąś misją, zleceniem, zadaniem, które mógłby wykonać dla tutejszych władz? Miał nadzieję, że list do matki dotrze dość szybko. Nie chciał widzieć podświadomie łez kobiety ocieranych nerwowo dłonią, tak, by nikt nie widział, nie chciał słyszeć w snach po raz setny natarczywych pytań braci i widzieć w nocnych majakach tęsknoty ukrytej w złotych - jak jego własne - oczach czternastoletniego Hajime, wciąż jeszcze dziecka.
-Chcesz mój płaszcz? Jesteśmy na miejscu-spytał z troską w głosie.-Zaraz zamówimy sobie pokoje i pójdziemy do herbaciarni. Połóż się potem do łóżka. Mam skoczyć do wioski po jakieś lekarstwa czy coś w tym rodzaju i chusteczki? To naprawdę nie byłby dla mnie problem...
Naprawdę martwił się o swojego brata broni. W pewien niewytłumaczalny sposób Seinaru stał mu się bliski - i choć znali się tak krótko, choć trudno było ich nazwać na razie inaczej jak dobrymi znajomymi, to jednak Hayami nieśmiało, gdzieś w ukrytych skrzętnie marzeniach, liczył na to, że może kiedyś, w odległej przyszłości, drzewo i fala uniosą się razem na wodach życia...o ile Kei się nie znudzi jego towarzystwem i nie uzna go za denerwującego smarkacza.
Pchnął drzwi; powitały ich ciepło, jasne kolory, pogodna melodia wygwizdywana przez recepcjonistkę siedzącą za ladą i przytłaczające mimo wszystko uczucie bycia taką kruszynką. Cóż za nietypowa emocja w miejscu, gdzie szuka się odpoczynku, obmycia z brudu świata i otrzepania sandałów...a może sam jej pragnąłeś doznać? Może, podświadomie pamiętając opowieść matki, szukałeś czegoś, co zbije w tobie budzącą się nagle po rozmowie z Shinjim dumę...?
Podchodzisz śpiesznie do lady. Patrzysz na uśmiech recepcjonistki, mrużąc powieki. Rozkoszne ciepło rozlewa się po skostniałych członkach, woda ocieka z ciebie oceanem, spływa z płaszcza i dokumentnie przemoczyła ci sporą część hakamy, o sandałach nie wspominając. Kobieta patrzy na was wyczekująco. Posyłasz jeszcze jedno uważne spojrzenie Seinaru, po czym mówisz spokojnie, przyciszonym głosem, uprzednio solidnie odkaszlnąwszy:
-Poproszę trzy pojedyncze pokoje z jednym łóżkiem na nazwiska Seinaru Kei, Hayami Akodo i Shijima. Jeden pokój będzie na trzy noce, dla kolegów zaś poproszę na jedną noc. Płacę od razu.
Załatwiwszy wszystko z czarującą dziewczyną zza lady, odbierasz klucze. Wręczasz jeden Keiowi, sobie zostawiając dwa - kiedy przyjdzie Shijima, oddasz mu ten właściwy, oddajmy Bogu, co boskie, a Koali to, co Koaloweczy jakoś tak. Uśmiechasz się subtelnie, dumny z siebie - w tym dobrym znaczeniu - jak paw.
-Proszę. Ja mam 221, ty masz 219, Shi 217-stwierdzasz ze spokojem w głosie.-Rachunek opłaci się później, przy wymeldowaniu. Dam mu klucz, jak do nas dołączy.
Rozglądasz się, chowasz klucz do kieszeni, po czym poprawiasz włócznię na plecach. Otaczają was monumentalne marmury, ciemne brązy, złotawe, ale nie złote ściany, zapewniające poczucie bezpieczeństwa. W porównaniu z domem Shinjiego, który wyobrażasz sobie jako jeden z tych typowych domów w Kōtei, wygląda...ciekawiej.
Czasami lepiej jest być przytłoczonym niż wolnym.
Szli w odpowiednim tempie - nie za szybko, by Shijima mógł ich dogonić, wyczuć ich chakry, ale i nie za wolno, by nie złapać osobiście zapalenia płuc, o którym wspomniał samuraj. Droga nie była zbyt łatwa, gdyż Hayami nigdy nie korzystał z usług tego hotelu i kierował się tylko tym, co zasłyszał swego czasu od matki, która najęła tam pokój ze dwa lata temu, odwiedzając znajomą (wolał nie przypominać sobie, co wyczyniali w tym czasie Hajime i Takashi) oraz pewnego rodzaju intuicją, skojarzeniami, które pozwoliły mu spokojnie brnąć przez bagna i wyprowadzić Keia z miejsca niewoli.
Zajęło im to trochę, ale w końcu dotarli - dzięki bogom, że akurat była zima, gdyż nie będzie komarów, nic ich nie pogryzie, nie złapią żadnej choroby ani bąbli, no i może będą wolne pokoje? Inna sprawa, że Hayami zastanawiał się nad tym, czy wystarczy mu pieniędzy na pobyt. Ostatnio wpłynęło mu trochę gotówki i symboliczne pińcet ryo powinno było wystarczyć na życie, ale czy nie lepiej byłoby rozejrzeć się na miejscu za jakąś misją, zleceniem, zadaniem, które mógłby wykonać dla tutejszych władz? Miał nadzieję, że list do matki dotrze dość szybko. Nie chciał widzieć podświadomie łez kobiety ocieranych nerwowo dłonią, tak, by nikt nie widział, nie chciał słyszeć w snach po raz setny natarczywych pytań braci i widzieć w nocnych majakach tęsknoty ukrytej w złotych - jak jego własne - oczach czternastoletniego Hajime, wciąż jeszcze dziecka.
-Chcesz mój płaszcz? Jesteśmy na miejscu-spytał z troską w głosie.-Zaraz zamówimy sobie pokoje i pójdziemy do herbaciarni. Połóż się potem do łóżka. Mam skoczyć do wioski po jakieś lekarstwa czy coś w tym rodzaju i chusteczki? To naprawdę nie byłby dla mnie problem...
Naprawdę martwił się o swojego brata broni. W pewien niewytłumaczalny sposób Seinaru stał mu się bliski - i choć znali się tak krótko, choć trudno było ich nazwać na razie inaczej jak dobrymi znajomymi, to jednak Hayami nieśmiało, gdzieś w ukrytych skrzętnie marzeniach, liczył na to, że może kiedyś, w odległej przyszłości, drzewo i fala uniosą się razem na wodach życia...o ile Kei się nie znudzi jego towarzystwem i nie uzna go za denerwującego smarkacza.
Pchnął drzwi; powitały ich ciepło, jasne kolory, pogodna melodia wygwizdywana przez recepcjonistkę siedzącą za ladą i przytłaczające mimo wszystko uczucie bycia taką kruszynką. Cóż za nietypowa emocja w miejscu, gdzie szuka się odpoczynku, obmycia z brudu świata i otrzepania sandałów...a może sam jej pragnąłeś doznać? Może, podświadomie pamiętając opowieść matki, szukałeś czegoś, co zbije w tobie budzącą się nagle po rozmowie z Shinjim dumę...?
Podchodzisz śpiesznie do lady. Patrzysz na uśmiech recepcjonistki, mrużąc powieki. Rozkoszne ciepło rozlewa się po skostniałych członkach, woda ocieka z ciebie oceanem, spływa z płaszcza i dokumentnie przemoczyła ci sporą część hakamy, o sandałach nie wspominając. Kobieta patrzy na was wyczekująco. Posyłasz jeszcze jedno uważne spojrzenie Seinaru, po czym mówisz spokojnie, przyciszonym głosem, uprzednio solidnie odkaszlnąwszy:
-Poproszę trzy pojedyncze pokoje z jednym łóżkiem na nazwiska Seinaru Kei, Hayami Akodo i Shijima. Jeden pokój będzie na trzy noce, dla kolegów zaś poproszę na jedną noc. Płacę od razu.
Załatwiwszy wszystko z czarującą dziewczyną zza lady, odbierasz klucze. Wręczasz jeden Keiowi, sobie zostawiając dwa - kiedy przyjdzie Shijima, oddasz mu ten właściwy, oddajmy Bogu, co boskie, a Koali to, co Koaloweczy jakoś tak. Uśmiechasz się subtelnie, dumny z siebie - w tym dobrym znaczeniu - jak paw.
-Proszę. Ja mam 221, ty masz 219, Shi 217-stwierdzasz ze spokojem w głosie.-Rachunek opłaci się później, przy wymeldowaniu. Dam mu klucz, jak do nas dołączy.
Rozglądasz się, chowasz klucz do kieszeni, po czym poprawiasz włócznię na plecach. Otaczają was monumentalne marmury, ciemne brązy, złotawe, ale nie złote ściany, zapewniające poczucie bezpieczeństwa. W porównaniu z domem Shinjiego, który wyobrażasz sobie jako jeden z tych typowych domów w Kōtei, wygląda...ciekawiej.
Czasami lepiej jest być przytłoczonym niż wolnym.
0 x
- Seinaru
- Martwa postać
- Posty: 2526
- Rejestracja: 5 lip 2017, o 13:55
- Wiek postaci: 29
- Ranga: Samuraj
- Krótki wygląd: Trupioblada cera, charakterystyczny brak głowy
- Widoczny ekwipunek: Nagrobek
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=3828
Re: Hotel "Marmur"
- A czy ja mógłbym 217? Jakoś tak mam, że wolę nieparzyste liczby... - Kei wyciągnął rękę po inny klucz, niż dawał mu Akami. Miał nadzieję, że tamten się zgodzi, bardzo mu na tym zależało. Najpierw trening, teraz krótkie spotkanie, ten dzień był naprawdę intensywny, a przemarznięte członki mogły nawet odpaść od ciała! Przynajmniej tak mu się wydawało. Rozglądał się po sporawym hotelu, szukał wzrokiem kogoś, komu mógłby kazać przynieść sobie gorącą herbatę, a przynajmniej dostać cokolwiek ciepłego do picia. Nie miał za dużo bagaży, jednak zależało mu tylko na tym, aby umyć się i nieco podkurować, by zlikwidować swoje przeziębienie już w zarodku. Raczej nie miał w perspektywie długiego chorowania, nie miał na to czasu. Wpadł jednak na iście szatański pomysł. Zakasłał dwa razy, smarknął i stęknął.
- Nieee... nie potrzebuje niczego... hyyy... hyyy... hyyy... - Mówił do Hayamiego, jakby miał zaraz umrzeć.
- Gdybyś tylko mógł zorganizować mi... trochę gorącej herbaty... i przynieść do pokoju... hyyy... hyyy... byłbym wdzięczny... hyyy... - Opatulił się płaszczem i oparł na kiju jakby miał ze sto lat.
- Ciekawe ile byś wytrzymał w tamtym sparingu... - Zwrócił się do Shi już na poważnie. Chciał zacząć jakoś rozmowę, jednak nie przychodziło mu do głowy żadne mądrzejsze zaczepne zdanie. Wiedział natomiast, że z bruneta jest świetny sensor i zwiadowca, jednak jego umiejętności władania bronią pozostawiają wiele do życzenia. Musiałby się sporo natrudzić, aby dorównać jakiemukolwiek Uchiha w walce na najkrótszym dystansie. Nie czekał jednak na odpowiedź. Czuł, że to i tak nie jest właściwy moment na zwierzenia, a ciągnięcie kogoś za język nie było w jego stylu.
- Jakbyście czegoś potrzebowali, będę u siebie... - Wziął klucz do swojego pokoju 217 i ruszył po schodach (zapewne), aby w końcu móc odpocząć, nie oglądając się już na swoich towarzyszy. Teraz chciał po prostu się wyleżeć, wygrzać i spróbować zregenerować siły przed powrotem do domu.
Apsik! - Dało się słyszeć ze schodów.
- Nieee... nie potrzebuje niczego... hyyy... hyyy... hyyy... - Mówił do Hayamiego, jakby miał zaraz umrzeć.
- Gdybyś tylko mógł zorganizować mi... trochę gorącej herbaty... i przynieść do pokoju... hyyy... hyyy... byłbym wdzięczny... hyyy... - Opatulił się płaszczem i oparł na kiju jakby miał ze sto lat.
- Ciekawe ile byś wytrzymał w tamtym sparingu... - Zwrócił się do Shi już na poważnie. Chciał zacząć jakoś rozmowę, jednak nie przychodziło mu do głowy żadne mądrzejsze zaczepne zdanie. Wiedział natomiast, że z bruneta jest świetny sensor i zwiadowca, jednak jego umiejętności władania bronią pozostawiają wiele do życzenia. Musiałby się sporo natrudzić, aby dorównać jakiemukolwiek Uchiha w walce na najkrótszym dystansie. Nie czekał jednak na odpowiedź. Czuł, że to i tak nie jest właściwy moment na zwierzenia, a ciągnięcie kogoś za język nie było w jego stylu.
- Jakbyście czegoś potrzebowali, będę u siebie... - Wziął klucz do swojego pokoju 217 i ruszył po schodach (zapewne), aby w końcu móc odpocząć, nie oglądając się już na swoich towarzyszy. Teraz chciał po prostu się wyleżeć, wygrzać i spróbować zregenerować siły przed powrotem do domu.
Apsik! - Dało się słyszeć ze schodów.
0 x
Jeśli czytasz ten podpis to znaczy, że jestem już martwy...
Re: Hotel "Marmur"
Nie specjalnie próbował dogonić wesołą dwójkę towarzyszy, ale jakoś tak wyszło, że wlekli się niemiłosiernie, a on jakoś celowo nie zwalniał, żeby zapobiec dołączeniu do nich. Nie oznaczało to jednak, że zamierzał przerwać milczenie ze swojej strony, jakoś nie miał humoru. Zresztą jak wszystkie ostatnie dni, nic nowego! Hotel robił piorunujące wrażenie, ale wydawał się czarnowłosemu bardzo przyjemny. Pomijając jego wystrój, to wrażenie, jakie sprawiał, niewzruszonej, stabilnej budowli, był całkiem przyjemny. Wszystko było teraz lepsze od towarzystwa czerwonookiego shinobi, poskromiciela węża, co się zowie! Rozejrzał się po wnętrzu - przestronnym, udekorowanym ze smakiem, widać było, że nie jest to miejsce dla osób, które skąpią grosza. Jego uwagę od terenu wokół skupił bardziej Hayami, albo raczej Seinaru - ale Hayami najpierw, kiedy zwrócił się do samuraja troskliwymi słowami. Przeziębienie? Ta kondycja powinna mijać go szerokim łukiem, więc... naprawdę? Nie wydawało mu się, żeby Kei miał im tutaj zaraz paść i rozłożyć się na dobre, to jednak oderwało go przynajmniej od gnuśniejącego gniewu, który go wyżerał. Proste pstryknięcie w nos, potwierdzające, że stoi tutaj teraz z przyjaciółmi. I wszyscy byli bezpieczni, więc może przestałbyś spoglądać tylko na kraniec swojego nosa?
- Oszalałeś chyba. - Te słowa wydawały mu się zbyt ostre, zbyt gwałtownie przecinające ciszę, którą uparcie trzymał, gdy Akami zaoferował, że za nich zapłaci - ale rzecz się stała, pieniądze zostały przelane. Posypały się na blat prosto do zgrabnych rączek pani, która zaraz zaktualizowała księgę gości. - Nie masz lepszych wydatków niż płacenie za pokój dla starców? - Też mi powód do robienia problemu. Nie był to żaden problem, po prostu... nie wydawało mu się to odpowiednie. Naruszało w jakiś sposób jego... przestrzeń. Chyba dlatego, że sam dysponował nie taką małą sumką na koncie. - Kei, wszystkie są nieparzyste. - Odetchnął i złapał za pierwszy lepszy klucz. Doprawdy, co oni robili w takim miejscu? Tutaj bawić się powinni bogacze, politycy, artyści co się zowią! A nie włóczęgi, które dopiero wracały z wojny, jeden zasmarkany, a drugi... drugi chcący lecieć po chusteczki do najbliższego sklepu. - Dziękuję. - Skoro już młody zdobył się na gest, to mimo wszystko nie zamierzał go odtrącać, chociaż nadal mu się to nie podobało. A może nie chodziło o fakt płacenia, tylko utraty kontroli..? Shijima bardzo nie lubił długów. Bardzo. Dla Akamiego mógł to nie być żaden dług, ale, cóż. Serce nie sługa, tak powiadają.
- Podać panu... herbatę do pokoju? - Zapytała zaniepokojona kobieta w recepcji, pochylając się nad blatem i spoglądając na Keia. Zresztą tak samo spojrzał na niego Shi, zastanawiając się czy powinien go już łapać, czy może jednak świetnie sobie radzi i trolluje biednego Akamiego. Zły samuraj.
- Żyjesz..? - Zapytał zaniepokojony, wyciągając nawet asekurująco rękę w jego stronę... tylko po to, żeby dowiedzieć się, że to faktycznie było tylko zgrywanie się. Pacnąłby go pewnie w ten głupi łeb, że sprawia, że się obaj o niego martwią, ale jego słowa go przed tym powstrzymały. Doprawdy, bardzo ciekawe. Wcale nie ciekawe! Seinaru dobrze wiedział, że Shijima nie był dobry w bezpośrednich starciach. - Dzięki, Akami... Idę odpocząć. - Uniósł dłoń i poszedł po schodach na górę. Zupełnie, jakby to on ćwiczył, a nie ta dwójka, ha! Wszedł do swojego pokoju, zostawił tam płaszcz i po chwili skierował się do pokoju Seinaru, pukając do drzwi. Wszedł za pozwoleniem.
- Załapałem aluzję do "można by było pogadać". - Pokoje były identyczne, niczym się nie różniły. Mimo to rozejrzał się po wnętrzu. - Skoro uważasz, że czas mojego utrzymania się na ringu byłby ciekawy, to znaczy, że dostałem więcej niż sekundę? - Uśmiechnął się krzywo.
- Oszalałeś chyba. - Te słowa wydawały mu się zbyt ostre, zbyt gwałtownie przecinające ciszę, którą uparcie trzymał, gdy Akami zaoferował, że za nich zapłaci - ale rzecz się stała, pieniądze zostały przelane. Posypały się na blat prosto do zgrabnych rączek pani, która zaraz zaktualizowała księgę gości. - Nie masz lepszych wydatków niż płacenie za pokój dla starców? - Też mi powód do robienia problemu. Nie był to żaden problem, po prostu... nie wydawało mu się to odpowiednie. Naruszało w jakiś sposób jego... przestrzeń. Chyba dlatego, że sam dysponował nie taką małą sumką na koncie. - Kei, wszystkie są nieparzyste. - Odetchnął i złapał za pierwszy lepszy klucz. Doprawdy, co oni robili w takim miejscu? Tutaj bawić się powinni bogacze, politycy, artyści co się zowią! A nie włóczęgi, które dopiero wracały z wojny, jeden zasmarkany, a drugi... drugi chcący lecieć po chusteczki do najbliższego sklepu. - Dziękuję. - Skoro już młody zdobył się na gest, to mimo wszystko nie zamierzał go odtrącać, chociaż nadal mu się to nie podobało. A może nie chodziło o fakt płacenia, tylko utraty kontroli..? Shijima bardzo nie lubił długów. Bardzo. Dla Akamiego mógł to nie być żaden dług, ale, cóż. Serce nie sługa, tak powiadają.
- Podać panu... herbatę do pokoju? - Zapytała zaniepokojona kobieta w recepcji, pochylając się nad blatem i spoglądając na Keia. Zresztą tak samo spojrzał na niego Shi, zastanawiając się czy powinien go już łapać, czy może jednak świetnie sobie radzi i trolluje biednego Akamiego. Zły samuraj.
- Żyjesz..? - Zapytał zaniepokojony, wyciągając nawet asekurująco rękę w jego stronę... tylko po to, żeby dowiedzieć się, że to faktycznie było tylko zgrywanie się. Pacnąłby go pewnie w ten głupi łeb, że sprawia, że się obaj o niego martwią, ale jego słowa go przed tym powstrzymały. Doprawdy, bardzo ciekawe. Wcale nie ciekawe! Seinaru dobrze wiedział, że Shijima nie był dobry w bezpośrednich starciach. - Dzięki, Akami... Idę odpocząć. - Uniósł dłoń i poszedł po schodach na górę. Zupełnie, jakby to on ćwiczył, a nie ta dwójka, ha! Wszedł do swojego pokoju, zostawił tam płaszcz i po chwili skierował się do pokoju Seinaru, pukając do drzwi. Wszedł za pozwoleniem.
- Załapałem aluzję do "można by było pogadać". - Pokoje były identyczne, niczym się nie różniły. Mimo to rozejrzał się po wnętrzu. - Skoro uważasz, że czas mojego utrzymania się na ringu byłby ciekawy, to znaczy, że dostałem więcej niż sekundę? - Uśmiechnął się krzywo.
0 x
- Hayami Akodo
- Posty: 1277
- Rejestracja: 20 sie 2017, o 15:45
- Wiek postaci: 26
- Ranga: Samuraj
- Krótki wygląd: https://imgur.com/a/9wDbR
- po lewej stronie aktualne ubranie Hayamiego,
plus kremowy płaszcz i czarne rękawiczki bez palców
- długa blizna na piersi po pojedynku z Megumi Ishidą
- blizna na prawej nodze po walce pod Murem - Widoczny ekwipunek: - włócznia yari
- katana
- plecak - Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=4011
- Multikonta: brak
- Aktualna postać: Hayami Akodo
Re: Hotel "Marmur"
-Może powinienem się przefarbować na czarno-zaśmiał się Hayami, kręcąc głową. Więc nawet i Shijima podłapał już to charakterystyczne, dźwięczne przezwisko...Może lepiej pasowało im do niego niż zwykłe, proste Hayami? Z trudem stłumił śmiech. Nie, nie widział siebie w mrocznej, demonicznej czerni, symbolu tajemnic i kruków niosących sekrety; ktoś musiał w tym ponurym, skąpanym w tragizmie świecie być promykiem nadziei, nieść jakieś obietnice, które i tak okazywały się trudne do spełnienia - a może właśnie, mimo wszystko, łatwe.
Prośba Keia była zaskakująca, ale Hayami przyjął ją ciepłym uśmiechem, skinieniem głowy i wyciągniętą szybko dłonią z kluczem, na którym widniał piękny numer 217. Sam zostawił sobie dwieście dziewiętnastkę. Ładny numer, ale niczym nie umywał się do słynnej trzysta trzynastki, prawda?
Uwaga o starcach sprawiła, że popatrzył na Shijimę ze zdziwieniem, a po chwili z nutką zastanowienia. Wreszcie odpowiedział cicho, z uśmiechem na twarzy:
-Jeśli ty i Kei jesteście starcami, to od razu może powinienem zostać striptizerką. Zresztą na przyjaciół nigdy nie szkoda wyrzucać pieniędzy.
Otworzyłeś się, Hayami, odsłoniłeś trochę zbyt wiele. Otwarcie położyłeś zagięte palcem przeznaczenia, czyste karty na stół, może liczyłeś na jakąś reakcję? A może nie liczyłeś tak naprawdę na nic? Tak, czy owak, chyba po prostu nie potrafiłeś zostawić tego wszystkiego bez odpowiedzi. Nie chciałeś zignorować słów tego...smutnego? co pewne, to że zmęczonego człowieka.
-Nie ma za co, ja też będę u siebie. Jakby co, to możecie przyjść w każdej chwili-odpowiedziałeś krótko. A kiedy Shijima i Kei odeszli do swoich pokoi, odprowadziłeś ich spojrzeniem; było w nim trochę smutku, trochę rozbawienia i trochę zmęczenia, wszystko to zmieszane jak dobrze wstrząśnięty drink, podany ci do wypicia. Wróciłeś jeszcze na chwilę do lady recepcyjnej, żeby przekazać kobiecie:
-Poproszę herbatę do pokoju. I jeśli można, to chciałbym zamówić sobie śniadanie na ósmą rano do pokoju.
Kobieta skinęła głową, odnotowując twoje życzenie. Poszło łatwiej, niż myślałeś, może po prostu matka tamtego dnia natrafiła na niemiłą obsługę?
W tym miejscu, w którym wyrzucił mnie prąd...Co myślą i czują ci ludzie?
Westchnął. Przymrużył powieki, po czym ruszył, dziwnie powoli, jakby liczył sobie miliony lat, w kierunku swojego pokoju. Nawet nie wiedział, kiedy poczuł pod palcami chłodną fakturę metalowej klamki. Przekręcił klucz w zamku, po czym wszedł do środka i niemal natychmiast zamknął drzwi - obronnie, pospiesznie, jakby bał się, że ktoś wejdzie za nim i zniszczy jego odpoczynek.
Jak oni to robią, że nie toną...
Zdjął z pleców yari i oparł ją o ścianę. Zrzucił z siebie przemoczony płaszcz, zzuł sandały, rozwiązał zbyt ciasno związane włosy, pozostając jedynie w samej hakamie i z nagą klatką piersiową. Rzucił się na pościel, wzdychając, a po chwili zamknął oczy. Rozprostował i zgiął rozgrzane palce, które nie musiały już dłużej niczego dzierżyć, nikogo chronić, nie musiały rozlewać krwi. Ciężko było - mimo wszystko - uwierzyć w odzyskane za cenę ran i krwi przelanej na polu bitwy bezpieczeństwo, powiedzieć sobie "nic nam nie grozi". A jednak Hayami uśmiechnął się szeroko. Pod głową miał miękką poduszkę, broń dokładnie naprzeciwko łóżka, ktoś mu przyniesie ciepłą herbatę, wszystko skończyło się dobrze i bez większych problemów, Shinji raczej za nimi nie poszedł, czego więc chcieć więcej?
...w szerokim i głębokim morzu przeznaczenia?
Prośba Keia była zaskakująca, ale Hayami przyjął ją ciepłym uśmiechem, skinieniem głowy i wyciągniętą szybko dłonią z kluczem, na którym widniał piękny numer 217. Sam zostawił sobie dwieście dziewiętnastkę. Ładny numer, ale niczym nie umywał się do słynnej trzysta trzynastki, prawda?
Uwaga o starcach sprawiła, że popatrzył na Shijimę ze zdziwieniem, a po chwili z nutką zastanowienia. Wreszcie odpowiedział cicho, z uśmiechem na twarzy:
-Jeśli ty i Kei jesteście starcami, to od razu może powinienem zostać striptizerką. Zresztą na przyjaciół nigdy nie szkoda wyrzucać pieniędzy.
Otworzyłeś się, Hayami, odsłoniłeś trochę zbyt wiele. Otwarcie położyłeś zagięte palcem przeznaczenia, czyste karty na stół, może liczyłeś na jakąś reakcję? A może nie liczyłeś tak naprawdę na nic? Tak, czy owak, chyba po prostu nie potrafiłeś zostawić tego wszystkiego bez odpowiedzi. Nie chciałeś zignorować słów tego...smutnego? co pewne, to że zmęczonego człowieka.
-Nie ma za co, ja też będę u siebie. Jakby co, to możecie przyjść w każdej chwili-odpowiedziałeś krótko. A kiedy Shijima i Kei odeszli do swoich pokoi, odprowadziłeś ich spojrzeniem; było w nim trochę smutku, trochę rozbawienia i trochę zmęczenia, wszystko to zmieszane jak dobrze wstrząśnięty drink, podany ci do wypicia. Wróciłeś jeszcze na chwilę do lady recepcyjnej, żeby przekazać kobiecie:
-Poproszę herbatę do pokoju. I jeśli można, to chciałbym zamówić sobie śniadanie na ósmą rano do pokoju.
Kobieta skinęła głową, odnotowując twoje życzenie. Poszło łatwiej, niż myślałeś, może po prostu matka tamtego dnia natrafiła na niemiłą obsługę?
W tym miejscu, w którym wyrzucił mnie prąd...Co myślą i czują ci ludzie?
Westchnął. Przymrużył powieki, po czym ruszył, dziwnie powoli, jakby liczył sobie miliony lat, w kierunku swojego pokoju. Nawet nie wiedział, kiedy poczuł pod palcami chłodną fakturę metalowej klamki. Przekręcił klucz w zamku, po czym wszedł do środka i niemal natychmiast zamknął drzwi - obronnie, pospiesznie, jakby bał się, że ktoś wejdzie za nim i zniszczy jego odpoczynek.
Jak oni to robią, że nie toną...
Zdjął z pleców yari i oparł ją o ścianę. Zrzucił z siebie przemoczony płaszcz, zzuł sandały, rozwiązał zbyt ciasno związane włosy, pozostając jedynie w samej hakamie i z nagą klatką piersiową. Rzucił się na pościel, wzdychając, a po chwili zamknął oczy. Rozprostował i zgiął rozgrzane palce, które nie musiały już dłużej niczego dzierżyć, nikogo chronić, nie musiały rozlewać krwi. Ciężko było - mimo wszystko - uwierzyć w odzyskane za cenę ran i krwi przelanej na polu bitwy bezpieczeństwo, powiedzieć sobie "nic nam nie grozi". A jednak Hayami uśmiechnął się szeroko. Pod głową miał miękką poduszkę, broń dokładnie naprzeciwko łóżka, ktoś mu przyniesie ciepłą herbatę, wszystko skończyło się dobrze i bez większych problemów, Shinji raczej za nimi nie poszedł, czego więc chcieć więcej?
...w szerokim i głębokim morzu przeznaczenia?
0 x
- Seinaru
- Martwa postać
- Posty: 2526
- Rejestracja: 5 lip 2017, o 13:55
- Wiek postaci: 29
- Ranga: Samuraj
- Krótki wygląd: Trupioblada cera, charakterystyczny brak głowy
- Widoczny ekwipunek: Nagrobek
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=3828
Re: Hotel "Marmur"
Wspiął się na piętro do siebie do pokoju, niespiesznie rozebrał i obmył z potu ciepłą wodą, żeby przynajmniej już nie śmierdzieć. Było mu zimno, jednak potrzebował tego odświeżenia. Czuł się po tym lepiej, bardziej swobodnie, w swoim pokoju 217. Kij, płaszcz i torba były gdzieś obok, rzucone niedbale na krzesło i stolik. Nie przejmował się tym teraz. W jego głowie panowały teraz nieco inne myśli, niż troska o ruchomości. Dopadła go refleksja na temat tego, w jaki sposób znalazł się w takim miejscu, w takich okolicznościach, a przede wszystkim... jakim cudem zdołał przywiązać się do innych ludzi? Zdawał sobie sprawę z tego, że nie jest dla Hayamiego i Shijimy jak rodzina, jednak złapał samego siebie na tym, że ich los leżał mu na sercu. Tak samo jak podczas dzisiejszego sparingu, gdy w sercu odczuwał radość, gdy razem z Akamim trenowali nowe ruchy, jednocześnie spoglądając nerwowo na Shi od czasu do czasu, czy nie dzieje mu się żadna krzywda. Czy taki moment to ostatni dzwonek, żeby się rozstać z dziurą w duszy, którą jeszcze można samemu załatać? Bał się tego przywiązania, które w ich przypadku bardzo prawdopodobne, że skończy się bolesną stratą. Praktycznie podjął już decyzję. Musi ich opuścić, dopóki jeszcze ma taką szansę. Ale przecież nie może tego zrobić. Nie chciał się przed nimi ukrywać i uciekać. Chciał tylko się o nich nie martwić. Najchętniej zmusiłby ich do tego, aby zostali zwykłymi ludźmi, żyli spokojnie i bez żadnego ryzyka. Przecież takiego niepokoju nie sposób znieść na dłuższą metę. Wtedy otworzyły się drzwi do jego pokoju, gdy Kei właśnie się wycierał. Zobaczył Shijimę i ucieszył się, że przyszedł z nim porozmawiać. Długo już nie mieli okazji porozmawiać spokojnie, nocą, siedząc tylko we dwóch, bez krwi we włosach i kurzu na rękach.
- Tak, dobrze że jesteś. Siadaj gdzie chcesz, tylko nie na łóżku. - Odpowiedział mu. Łóżko było jego i nie lubił, gdy ktoś wchodził w tą strefę prywatności. Samemu na nim usiadł, obaduchając się kołdrą, aby przeziębienie nie dopadło go na dobre.
- Nie mam pojęcia ile byś wytrzymał, ale sparing z Uchihą to zły pomysł. Są zbyt dumni i uparci, aby odpuścić w odpowiednim momencie... - Czy trafił w sedno? Nawet nie wiedział jak blisko był prawdy.
- Co teraz będzie? - Zaczął dość niejasno, podniośle, jednak chodziło mu o sprawy dosyć przyziemne.
- Bitwa się skończyła, nie ma już o co walczyć. - Sam nie wiedział, czy to bardziej pytanie do samego siebie, czy do Shijimy. Sam Seinaru nie miał już w sobie żądzy wędrowania. Na razie czuł w sobie ciągnące do Teiz uczucie wypalenia. Widocznie w domu Asuki było coś, co nakłaniało ludzi do samodestrukcji.
- Tak, dobrze że jesteś. Siadaj gdzie chcesz, tylko nie na łóżku. - Odpowiedział mu. Łóżko było jego i nie lubił, gdy ktoś wchodził w tą strefę prywatności. Samemu na nim usiadł, obaduchając się kołdrą, aby przeziębienie nie dopadło go na dobre.
- Nie mam pojęcia ile byś wytrzymał, ale sparing z Uchihą to zły pomysł. Są zbyt dumni i uparci, aby odpuścić w odpowiednim momencie... - Czy trafił w sedno? Nawet nie wiedział jak blisko był prawdy.
- Co teraz będzie? - Zaczął dość niejasno, podniośle, jednak chodziło mu o sprawy dosyć przyziemne.
- Bitwa się skończyła, nie ma już o co walczyć. - Sam nie wiedział, czy to bardziej pytanie do samego siebie, czy do Shijimy. Sam Seinaru nie miał już w sobie żądzy wędrowania. Na razie czuł w sobie ciągnące do Teiz uczucie wypalenia. Widocznie w domu Asuki było coś, co nakłaniało ludzi do samodestrukcji.
0 x
Jeśli czytasz ten podpis to znaczy, że jestem już martwy...
Re: Hotel "Marmur"
Przywiązanie osłabiało.
Sprawiało, że przestawałeś myśleć tylko o sobie i o wrogu, którego miałeś przed sobą. Człowiek przestawał podejmować racjonalne decyzje i był gotów do poświęceń, na które normalnie by się nie zdobył. Mógł stawać naprzeciwko wrogów, przed którymi by ustąpił. Zasłaniać własnym ciałem, gdy normalnie zrobiłby unik. Robić z siebie jakąś poczwarę, tylko w obawie przed tym, że tej bliskiej osobie coś się stanie. Nie ważne, jak długo Shijima przyglądał się ludziom, nigdy nie sądził, żeby go to spotkało. Był przecież zawsze odpowiednio zdystansowany, kalkulujący sumę zysków i strat, podatny na szept własnego sumienia, który sprawiał, że czasem zdarzało mu się wsunąć dłoń w płomienie, ale szybko ją wyciągał i równie szybko zajmował się opatrzeniem ran, po których zostawały blizny, do nich zaś szybko się przyzwyczajał. Były – i co z tego? Niech sobie będą. Każdy miał swoje własne i większość z tego powodu nie płakała. Dusza człowieka naprawdę mogła przemarznąć na wskroś. Wszystko było dobrze, dopóki nie zaczynała się topić.
Przesunął się wolnym, miękkim krokiem w kierunku fotela, jakby między nimi postawiona była przejrzysta, gładka ściana – oh, może trochę zarysowana lwimi pazurami – grunt, że była bezpieczna. Jakoś nie dotarło do niego, że po tylu miesiącach jest to pierwsza pogawędka, jaką odbędą, tak sam na sam, bez niespodziewanych gości i Hayamiego, który pojawił się w życiu Seinaru – i przez to też wślizgnął się do lepkiego, ciemnego świata Shijimy. Dobrze im było razem, prawda? Ach, tylko co zrobić z tymi ekstrawertykami? Usiadł na przykazanym mu miejscu, bardzo grzecznie i bardzo spokojnie, kierując czarne oczy prosto na Seinaru, skupiając na nim swoje spojrzenie. Nie czuł jednak tego, co czuł zazwyczaj, przypatrując się przyjacielowi (mógł go nadal tak nazywać?) - tej otoczki bezpieczeństwa i wrażenia, że wszystko będzie dobrze. Musi być dobrze. Pora chyba wyłonić się z chłopięcych złudzeń i spojrzeć prawdzie w twarz. Śmieszne, bo całe życie wolał odsuwać kłamstwa na bok. Wystarczyła jedna osoba, żeby bardziej pokochał łudzić samego siebie... w końcu wszystko tutaj było kwestią zaufania. Słowa Shinjiego lupały mu w głowie tak samo, jak jazgot bitwy pod Murem, wwiercając się głęboko w czaszkę. Jakby jednak na to nie patrzeć – Shijima nie ufał całemu Seinaru. Spoglądał na wszystkie jego doskonałości i niedoskonałości i... nie potrafił do końca mu zaufać. Powierzyłby mu swoje życie, oczywiście, zginąłby za niego – bo to nie w nim widział problem. Ten problem ciągle tkwił w nim samym.
- To zależy od tego, ile chciałby się ze mną pobawić. – Naprostował wizję. - Nie dalibyśmy mu rady w trójkę. Zgniótłby nas jak muchy. Widziałem jak walczy. – Sparing? Śmieszne. Shinjiemu nie chodziło o żaden sparing.
Co teraz? Bardzo dobre pytanie. Może nic? Może walka o coś większego niż wolność całego świata? Na przykład o samych siebie i siebie wzajem. Taak, mógłby próbować szukać słów, które Seinaru chciałby usłyszeć, kręciły mu się na końcu języka, słodkie i pełne obietnic, wraz z kolejnym przekłamanym uśmiechem. Nie uśmiechnął się jednak.
- Musi coś być? Słonko świeci nadal, ptaszki ćwierkają i radość zalewa nadal świat. – Nic się nie zmieniło, kompletnie. Tylko oni sami przeszli jakąś przemianę. - Mówisz mi, że przy tobie zginął mój brat, zaciągnąłeś mnie na wojnę, a teraz pytasz, co dalej będzie i mówisz, że nie ma o co walczyć? Chyba ze mnie kpisz. – Był zmęczony. Zirytowany. Shinji wpompował gniew do jego żył. - Nie masz rodziny? Pięknego domu na Teiz? Chciałeś mieć stado owiec i żyć w spokoju. O to nie warto walczyć? A Akami, dla którego jesteś nauczycielem i przyjacielem? Trupów będzie jeszcze wiele w twoim życiu, to chyba nie znaczy, że nie ma o co walczyć.
Sprawiało, że przestawałeś myśleć tylko o sobie i o wrogu, którego miałeś przed sobą. Człowiek przestawał podejmować racjonalne decyzje i był gotów do poświęceń, na które normalnie by się nie zdobył. Mógł stawać naprzeciwko wrogów, przed którymi by ustąpił. Zasłaniać własnym ciałem, gdy normalnie zrobiłby unik. Robić z siebie jakąś poczwarę, tylko w obawie przed tym, że tej bliskiej osobie coś się stanie. Nie ważne, jak długo Shijima przyglądał się ludziom, nigdy nie sądził, żeby go to spotkało. Był przecież zawsze odpowiednio zdystansowany, kalkulujący sumę zysków i strat, podatny na szept własnego sumienia, który sprawiał, że czasem zdarzało mu się wsunąć dłoń w płomienie, ale szybko ją wyciągał i równie szybko zajmował się opatrzeniem ran, po których zostawały blizny, do nich zaś szybko się przyzwyczajał. Były – i co z tego? Niech sobie będą. Każdy miał swoje własne i większość z tego powodu nie płakała. Dusza człowieka naprawdę mogła przemarznąć na wskroś. Wszystko było dobrze, dopóki nie zaczynała się topić.
Przesunął się wolnym, miękkim krokiem w kierunku fotela, jakby między nimi postawiona była przejrzysta, gładka ściana – oh, może trochę zarysowana lwimi pazurami – grunt, że była bezpieczna. Jakoś nie dotarło do niego, że po tylu miesiącach jest to pierwsza pogawędka, jaką odbędą, tak sam na sam, bez niespodziewanych gości i Hayamiego, który pojawił się w życiu Seinaru – i przez to też wślizgnął się do lepkiego, ciemnego świata Shijimy. Dobrze im było razem, prawda? Ach, tylko co zrobić z tymi ekstrawertykami? Usiadł na przykazanym mu miejscu, bardzo grzecznie i bardzo spokojnie, kierując czarne oczy prosto na Seinaru, skupiając na nim swoje spojrzenie. Nie czuł jednak tego, co czuł zazwyczaj, przypatrując się przyjacielowi (mógł go nadal tak nazywać?) - tej otoczki bezpieczeństwa i wrażenia, że wszystko będzie dobrze. Musi być dobrze. Pora chyba wyłonić się z chłopięcych złudzeń i spojrzeć prawdzie w twarz. Śmieszne, bo całe życie wolał odsuwać kłamstwa na bok. Wystarczyła jedna osoba, żeby bardziej pokochał łudzić samego siebie... w końcu wszystko tutaj było kwestią zaufania. Słowa Shinjiego lupały mu w głowie tak samo, jak jazgot bitwy pod Murem, wwiercając się głęboko w czaszkę. Jakby jednak na to nie patrzeć – Shijima nie ufał całemu Seinaru. Spoglądał na wszystkie jego doskonałości i niedoskonałości i... nie potrafił do końca mu zaufać. Powierzyłby mu swoje życie, oczywiście, zginąłby za niego – bo to nie w nim widział problem. Ten problem ciągle tkwił w nim samym.
- To zależy od tego, ile chciałby się ze mną pobawić. – Naprostował wizję. - Nie dalibyśmy mu rady w trójkę. Zgniótłby nas jak muchy. Widziałem jak walczy. – Sparing? Śmieszne. Shinjiemu nie chodziło o żaden sparing.
Co teraz? Bardzo dobre pytanie. Może nic? Może walka o coś większego niż wolność całego świata? Na przykład o samych siebie i siebie wzajem. Taak, mógłby próbować szukać słów, które Seinaru chciałby usłyszeć, kręciły mu się na końcu języka, słodkie i pełne obietnic, wraz z kolejnym przekłamanym uśmiechem. Nie uśmiechnął się jednak.
- Musi coś być? Słonko świeci nadal, ptaszki ćwierkają i radość zalewa nadal świat. – Nic się nie zmieniło, kompletnie. Tylko oni sami przeszli jakąś przemianę. - Mówisz mi, że przy tobie zginął mój brat, zaciągnąłeś mnie na wojnę, a teraz pytasz, co dalej będzie i mówisz, że nie ma o co walczyć? Chyba ze mnie kpisz. – Był zmęczony. Zirytowany. Shinji wpompował gniew do jego żył. - Nie masz rodziny? Pięknego domu na Teiz? Chciałeś mieć stado owiec i żyć w spokoju. O to nie warto walczyć? A Akami, dla którego jesteś nauczycielem i przyjacielem? Trupów będzie jeszcze wiele w twoim życiu, to chyba nie znaczy, że nie ma o co walczyć.
0 x
- Seinaru
- Martwa postać
- Posty: 2526
- Rejestracja: 5 lip 2017, o 13:55
- Wiek postaci: 29
- Ranga: Samuraj
- Krótki wygląd: Trupioblada cera, charakterystyczny brak głowy
- Widoczny ekwipunek: Nagrobek
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=3828
Re: Hotel "Marmur"
Patrzył na niego zdziwiony. Wbrew temu co Shijima teraz mówił, do tej pory był to nieco wycofany człowiek, którego myśli często trzeba było się domyślać. Jego bezpośredniość tym razem uderzyła Seinaru. A z jego słów wynikło tylko jedno: ta rozmowa odbywa się o wiele, wiele za późno.
- Policzyłeś ilu ludzi zabiliśmy razem w bitwie? - Wypalił do niego, patrząc prosto w oczy.
- Jeśli to ma być walka, to wolę się poddać i wycofać. Dlatego Teiz jest takie piękne, bo jest jeszcze niewinne. - Spuścił głowę w dół i mówił dalej. Pomimo tego, że było mu już cieplej, przeszedł go zimny dreszcz.
- Najpierw był Twój brat i jeszcze jakiś chłopak, którego imienia nawet już nie pamiętam. Potem spotkałem Ciebie, zabijaliśmy w jaskiniach Hyuo... - Jego pierwsze "misje". W każdej z nich przynosił śmierć.
- Teiz jest piękne. Gdy tam dotarłem i wyszedłem na brzeg spotkałem dziwną rodzinę. Zaoferowałem im pomoc i wiesz co? Bratobójca udusił własną matkę, sam zginął, a jego żona popełniła samobójstwo. Nie powstrzymałem jej, tylko pożegnałem... - Jego głos urywał się.
- Mój dom był ich domem. Potem dobił tam Hayami i zaprzyjaźniliśmy się. A widziałeś go po bitwie? Cieszył się z wygranej, mając ubranie i włosy lepkie od cudzej krwi. To nie jest tak, że ludzie po prostu umierają. Duchy ludzi, którzy przeze mnie zginęli otaczają mnie na każdym kroku. W domu, w podróży, w Akamim, w Tobie... Masz cudowne oczy, a nie widzisz, że nasza walka przynosi tylko straty? - Naprawdę to był jedyny sposób, aby coś "wywalczyć" w ich świecie? Byli tym, co chcieli wyplenić - ludźmi bez wyrzutów sumienia. Uważali, że robią dobrze zabijając kogoś, ale to z definicji jest czymś, co wypacza ludzką duszę. A gdy staje się to dla Ciebie normalnością, wtedy jest już za późno. Podszedł do torby i wyjął z niej rysunek Shi, który ten ofiarował mu przed bitwą.
- Tak, to zawsze było moim marzeniem. Nie chcę więcej trupów, nie chcę walczyć w ten sposób. Chcę tego... - Podał mu kartkę.
- Nie będę Cię już nigdzie zaciągał. Możesz uznać, że jesteś ode mnie wolny. - Usiadł na łóżku z powrotem. Ostatnie słowa dotyczące jego brata i tego, że udział w wojnie to wina Seinaru bardzo go zabolały, chociaż dobrze wiedział, że była to prawda.
- O rzeczy takie jak ta nie trzeba walczyć... - Wskazał wzrokiem na kartkę z rysunkiem.
- Trzeba na nie zasłużyć.
- Policzyłeś ilu ludzi zabiliśmy razem w bitwie? - Wypalił do niego, patrząc prosto w oczy.
- Jeśli to ma być walka, to wolę się poddać i wycofać. Dlatego Teiz jest takie piękne, bo jest jeszcze niewinne. - Spuścił głowę w dół i mówił dalej. Pomimo tego, że było mu już cieplej, przeszedł go zimny dreszcz.
- Najpierw był Twój brat i jeszcze jakiś chłopak, którego imienia nawet już nie pamiętam. Potem spotkałem Ciebie, zabijaliśmy w jaskiniach Hyuo... - Jego pierwsze "misje". W każdej z nich przynosił śmierć.
- Teiz jest piękne. Gdy tam dotarłem i wyszedłem na brzeg spotkałem dziwną rodzinę. Zaoferowałem im pomoc i wiesz co? Bratobójca udusił własną matkę, sam zginął, a jego żona popełniła samobójstwo. Nie powstrzymałem jej, tylko pożegnałem... - Jego głos urywał się.
- Mój dom był ich domem. Potem dobił tam Hayami i zaprzyjaźniliśmy się. A widziałeś go po bitwie? Cieszył się z wygranej, mając ubranie i włosy lepkie od cudzej krwi. To nie jest tak, że ludzie po prostu umierają. Duchy ludzi, którzy przeze mnie zginęli otaczają mnie na każdym kroku. W domu, w podróży, w Akamim, w Tobie... Masz cudowne oczy, a nie widzisz, że nasza walka przynosi tylko straty? - Naprawdę to był jedyny sposób, aby coś "wywalczyć" w ich świecie? Byli tym, co chcieli wyplenić - ludźmi bez wyrzutów sumienia. Uważali, że robią dobrze zabijając kogoś, ale to z definicji jest czymś, co wypacza ludzką duszę. A gdy staje się to dla Ciebie normalnością, wtedy jest już za późno. Podszedł do torby i wyjął z niej rysunek Shi, który ten ofiarował mu przed bitwą.
- Tak, to zawsze było moim marzeniem. Nie chcę więcej trupów, nie chcę walczyć w ten sposób. Chcę tego... - Podał mu kartkę.
- Nie będę Cię już nigdzie zaciągał. Możesz uznać, że jesteś ode mnie wolny. - Usiadł na łóżku z powrotem. Ostatnie słowa dotyczące jego brata i tego, że udział w wojnie to wina Seinaru bardzo go zabolały, chociaż dobrze wiedział, że była to prawda.
- O rzeczy takie jak ta nie trzeba walczyć... - Wskazał wzrokiem na kartkę z rysunkiem.
- Trzeba na nie zasłużyć.
0 x
Jeśli czytasz ten podpis to znaczy, że jestem już martwy...
Re: Hotel "Marmur"
Tak, ta rozmowa odbywała się o wiele za późno. Tylko kiedy mogła odbyć się wcześniej? Dla chcącego podobno nic trudnego, przecież to nie tak, że ścigał ich pożar, przed którym ciągle musieli uciekać... prawda? Każdy z nich miał swoje demony. Zaplątywały się wokół łydek,wsuwały pod spodnie, wgryzały prosto w serce i wszystkie tak samo - bolały. To nieprawda, że ktoś miał w życiu gorzej, a kto inny lepiej - jasne, byli szczęśliwcy, których nie dotknęły wielkie tragedie, ale ilu takich było, naprawdę? Jedni przeżywali to, co się im przytrafiało mocniej od innych. Chyba tylko tym ludzie się różnili. Swoim odczuwaniem. Mimo tego, że Seinaru wydawał się tak niezniszczalny i zawsze zdawał się po prostu żyć, to ta chwila obecna, którą dostrzegał w jego oczach na co dzień, wiedział aż za dobrze, że nie radzi sobie z tym wszystkim. Z tamtymi dwoma chłopakami, którzy umarli na misji, z tamtymi śmierciami na ich wspólnym zadaniu, z tą wojną - nie był takim człowiekiem, który mógł obok ludzkiego nieszczęścia przejść obojętnie. Jego słowa jednak sprawiały, że w Shijimie narastał coraz większy gniew. Tam, wtedy, na polu bitwy, przeżywał to samo. Nie mógł znieść tych gasnących raz po raz świateł, ale teraz... teraz miał to gdzieś. Trupy? Trupy to trupy, jedne z wielu. Nic go nie obchodziły. Zginęli? Tym lepiej. Mniej skurwysyńskich ludzi na świecie. Nakręcał samego siebie i najgorsze było to, że tym razem wcale nie próbował się hamować. Ta kompletna huśtawka nastrojów, która zaczęła się jeszcze przed bitwą, a która trwała aż do teraz, kompletnie go wyniszczała. Nie chciał pójść na łatwiznę. Nie chciał poddać się negatywnym emocjom i stracić jedyną rzecz, o którą warto było walczyć. Po raz pierwszy w jego życiu była siła, która pchała go naprzód, która sprawiała, że chciał żyć, starać się, stawać się lepszym, żeby móc tą siłę chronić..! Ta siła miała zielone, zielone oczy. Ta rzecz nie była żadną rzeczą tylko osobą. Ta osoba zgniatała jego emocje w jednej czarze... by następnie dolać doń ostatnią kroplę goryczy. Nie odrywał od niego wzroku, skupiał czerń na nim tak intensywnie, że nawet rzadko mrugał. Kiedy mówił siedząc i kiedy mówił idąc. Gdy sięgał po rysunek i gdy mu go podawał, a on bezwiednie wyciągnął po niego rękę.
Co?
Możesz uznać, że jesteś ode mnie wolny.
- Co? - Pytanie zabrzmiało całkowicie pusto po chwili milczenia. Wpatrywał się w kartkę z szokiem. Dłonie zaczęły mu drżeć, serce przyśpieszyło, a oddech stał się niespokojny. Samoistnie zacisnął palce na kartce. Zgięła się, pomięła. Zwinęła w bezwartościową kulkę.
Nigdy nie wierzyłem w przekleństwa.
Chyba jestem przeklęty.
Pobielały mu aż knykcie od zaciskania kartki papieru, ale po chwili drżenie dłoni ustało. Jego twarz wyłagodniała. Zawsze to robił. Kontrolował emocje. A przynajmniej te, które ukazywane były światu zewnętrznemu. Jego serce jednak biło nadal tak samo mocno.
Co?
Możesz uznać, że jesteś ode mnie wolny.
- Co? - Pytanie zabrzmiało całkowicie pusto po chwili milczenia. Wpatrywał się w kartkę z szokiem. Dłonie zaczęły mu drżeć, serce przyśpieszyło, a oddech stał się niespokojny. Samoistnie zacisnął palce na kartce. Zgięła się, pomięła. Zwinęła w bezwartościową kulkę.
Nigdy nie wierzyłem w przekleństwa.
Chyba jestem przeklęty.
Pobielały mu aż knykcie od zaciskania kartki papieru, ale po chwili drżenie dłoni ustało. Jego twarz wyłagodniała. Zawsze to robił. Kontrolował emocje. A przynajmniej te, które ukazywane były światu zewnętrznemu. Jego serce jednak biło nadal tak samo mocno.
0 x
- Seinaru
- Martwa postać
- Posty: 2526
- Rejestracja: 5 lip 2017, o 13:55
- Wiek postaci: 29
- Ranga: Samuraj
- Krótki wygląd: Trupioblada cera, charakterystyczny brak głowy
- Widoczny ekwipunek: Nagrobek
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=3828
Re: Hotel "Marmur"
Chyba trochę za bardzo go poniosło. Oboje zabrnęli w miejsce, gdzie wymagana, konieczna była absolutna szczerość. Seinaru nie wiedział, nie znał Shijimy i prawdę mówiąc, ta świadomość uderzyła w niego dopiero teraz, nagle. Wdarła się do jego głowy jak fala wdziera się na plażę, zostawiając po sobie widoczny ślad.
- O co Ty walczysz? - Odpowiedział mu pytaniem na pytanie. Shijima podążał za nim, był jego towarzyszem i przyjacielem, jednak po co? Kei miał wrażenie, że ich cele nie były zbieżne, zwłaszcza po tym co usłyszał teraz, że walka jeszcze się nie skończyła.
- Potęga? Dobro klanu? Rodzina? Pieniądze? Jesteś shinobi, a oni nigdy nie są w pełni wolni. Co chcesz osiągnąć, abyś mógł mnie odwiedzić na Teiz i nie musieć nigdzie wracać? - No właśnie. Jak to się mówi, ich drogi krzyżowały się, ale czy splatały na dobre?
Żal mu było tego rysunku.
- Tak naprawdę to chciałem Ci go tylko pokazać, a nie oddać. To jeszcze nie koniec. - Uśmiechnął się do niego.
- Nie zrozum mnie źle. Jestem Twoim przyjacielem i zawsze będę, ale nie chcę dłużej być awanturnikiem. Te walki, wojna, trupy... to nie jestem ja... - On był pasterzem, marzycielem, majsterkowiczem i nieudolnym kucharzem. Był miłośnikiem gór, zielonych wzgórz, czystego nieba i spokojnego morza. A czuł, że z każdym kolejnym uderzeniem kija jego gładka kartka zginała się w bezkształtną masę, jak rysunek w ręku Shijimy.
- O co Ty walczysz? - Odpowiedział mu pytaniem na pytanie. Shijima podążał za nim, był jego towarzyszem i przyjacielem, jednak po co? Kei miał wrażenie, że ich cele nie były zbieżne, zwłaszcza po tym co usłyszał teraz, że walka jeszcze się nie skończyła.
- Potęga? Dobro klanu? Rodzina? Pieniądze? Jesteś shinobi, a oni nigdy nie są w pełni wolni. Co chcesz osiągnąć, abyś mógł mnie odwiedzić na Teiz i nie musieć nigdzie wracać? - No właśnie. Jak to się mówi, ich drogi krzyżowały się, ale czy splatały na dobre?
Żal mu było tego rysunku.
- Tak naprawdę to chciałem Ci go tylko pokazać, a nie oddać. To jeszcze nie koniec. - Uśmiechnął się do niego.
- Nie zrozum mnie źle. Jestem Twoim przyjacielem i zawsze będę, ale nie chcę dłużej być awanturnikiem. Te walki, wojna, trupy... to nie jestem ja... - On był pasterzem, marzycielem, majsterkowiczem i nieudolnym kucharzem. Był miłośnikiem gór, zielonych wzgórz, czystego nieba i spokojnego morza. A czuł, że z każdym kolejnym uderzeniem kija jego gładka kartka zginała się w bezkształtną masę, jak rysunek w ręku Shijimy.
0 x
Jeśli czytasz ten podpis to znaczy, że jestem już martwy...
Re: Hotel "Marmur"
Całkowita szczerość, co..? Brzmiało zbyt abstrakcyjnie. Zbyt przerażająco.
Shijima dobrze wiedział, o co walczył, albo raczej – o kogo. Na tym świecie było naprawdę wiele rzeczy, dla których warto było wyciągać broń, ale nie dla niego. Wiedział, że to złe, że powinien być lepszym człowiekiem, coś w stylu: skoro wszyscy chodzą do Kościoła, to on musi się mylić, musi być zły, jeśli nie chciał tego budynku odwiedzać, a to właśnie w nim składało się dobroć ludzkich serc. Świadomość rzadko szła u niego z przyjmowaniem czegoś do serca, czasem miał wrażenie, że te dwie rzeczy chodziły kompletnie innymi drogami.
Cholera, znowu milczał. Wpatrzony w pogiętą kartkę znów milczał, a mieli ze sobą porozmawiać. Znów łapał się na tym, że wybiera odpowiednią odpowiedź, by była zgodna, tylko z czym? Z przekonaniami Seinaru? Z jego własnymi uczuciami? Tak jak przyłapał się na tym, że nie potrafił, tak jak Kei, odpowiedzieć, czym dokładnie był on. Jeśli to była ta osoba, której odbicia w lustrze nienawidził, ta beznamiętna i spoglądająca na upadających na ziemię bezbronnych, podnosząca ich z irytacją, że w ogóle musi się schylac, to w ogóle warto było się o nią starać? A jeśli ta, której świat nie był szary, a odziany barwami, ale wraz z pięknymi kolorami przychodził też brudny brąz, szarość i czerń – to on? To dlatego warto? W ostatnim czasie kompletnie nie potrafił odciąć się od myśli – coś, co kiedyś przychodziło mu z łatwością. Zgubił moment, w którym się tak zmienił. Czy był taki zawsze?
- Jestem tchórzem, a nie shinobi. Zawsze wolałem stawać obok niż w cokolwiek się angażować. Chciałem tylko, żeby wszyscy zostawili mnie w spokoju. – Tak było jeszcze... jeszcze w tym roku? Shijima miał wrażenie, że minęły całe lata, że ta podróż trwała aż zbyt długo. - Chciałem walczyć o twoje Teiz. O twoje marzenia. Twój spokój. – Nigdy nie chciał tego mówić. Było zresztą zbyt wiele rzeczy, których nie chciał wypowiadać na głos, nie ważne, czy do niego, czy do kogokolwiek innego. Pewnego dnia, myślał sobie, usiądziemy po polach Teiz, a wtedy słowa będą płynąć zupełnie naturalnie i nie będzie żadnego żalu, złości, tylko wspomnienia, do których będzie można się uśmiechać, nawet jeśli będą to te złe wspomnienia. Przecież będą aż wspomnieniami. Słowa, które wypowiedział, wydawały mu się po prostu zbyt ciężkie, ale skoro Kei chciał wiedzieć... to oto są. Cała reszta brzmiała jakoś mdło. Jak wypełnienie pustki tylko dlatego, że zbyt gwałtownie zareagował. Tak, nie powinien posądzać Keia o to, że cokolwiek udaje, chyba był po prostu zbyt rozgoryczony. Rozluźnił jednak dłoń, pomięty papier rozprostował się chociaż troszeczkę, otwierając pojedyncze, smukłe, ciemne linie – niby delikatne, ale każda miała swój cel. Każda była perłą w koronie, by stworzyć ten jeden, konkretny obraz.
- Wiem, że to nie ty. – A jednak... jednak jakimś cudem są tu i teraz, a dziura w jego wnętrzu coraz bardziej się pogłębiała.
Shijima dobrze wiedział, o co walczył, albo raczej – o kogo. Na tym świecie było naprawdę wiele rzeczy, dla których warto było wyciągać broń, ale nie dla niego. Wiedział, że to złe, że powinien być lepszym człowiekiem, coś w stylu: skoro wszyscy chodzą do Kościoła, to on musi się mylić, musi być zły, jeśli nie chciał tego budynku odwiedzać, a to właśnie w nim składało się dobroć ludzkich serc. Świadomość rzadko szła u niego z przyjmowaniem czegoś do serca, czasem miał wrażenie, że te dwie rzeczy chodziły kompletnie innymi drogami.
Cholera, znowu milczał. Wpatrzony w pogiętą kartkę znów milczał, a mieli ze sobą porozmawiać. Znów łapał się na tym, że wybiera odpowiednią odpowiedź, by była zgodna, tylko z czym? Z przekonaniami Seinaru? Z jego własnymi uczuciami? Tak jak przyłapał się na tym, że nie potrafił, tak jak Kei, odpowiedzieć, czym dokładnie był on. Jeśli to była ta osoba, której odbicia w lustrze nienawidził, ta beznamiętna i spoglądająca na upadających na ziemię bezbronnych, podnosząca ich z irytacją, że w ogóle musi się schylac, to w ogóle warto było się o nią starać? A jeśli ta, której świat nie był szary, a odziany barwami, ale wraz z pięknymi kolorami przychodził też brudny brąz, szarość i czerń – to on? To dlatego warto? W ostatnim czasie kompletnie nie potrafił odciąć się od myśli – coś, co kiedyś przychodziło mu z łatwością. Zgubił moment, w którym się tak zmienił. Czy był taki zawsze?
- Jestem tchórzem, a nie shinobi. Zawsze wolałem stawać obok niż w cokolwiek się angażować. Chciałem tylko, żeby wszyscy zostawili mnie w spokoju. – Tak było jeszcze... jeszcze w tym roku? Shijima miał wrażenie, że minęły całe lata, że ta podróż trwała aż zbyt długo. - Chciałem walczyć o twoje Teiz. O twoje marzenia. Twój spokój. – Nigdy nie chciał tego mówić. Było zresztą zbyt wiele rzeczy, których nie chciał wypowiadać na głos, nie ważne, czy do niego, czy do kogokolwiek innego. Pewnego dnia, myślał sobie, usiądziemy po polach Teiz, a wtedy słowa będą płynąć zupełnie naturalnie i nie będzie żadnego żalu, złości, tylko wspomnienia, do których będzie można się uśmiechać, nawet jeśli będą to te złe wspomnienia. Przecież będą aż wspomnieniami. Słowa, które wypowiedział, wydawały mu się po prostu zbyt ciężkie, ale skoro Kei chciał wiedzieć... to oto są. Cała reszta brzmiała jakoś mdło. Jak wypełnienie pustki tylko dlatego, że zbyt gwałtownie zareagował. Tak, nie powinien posądzać Keia o to, że cokolwiek udaje, chyba był po prostu zbyt rozgoryczony. Rozluźnił jednak dłoń, pomięty papier rozprostował się chociaż troszeczkę, otwierając pojedyncze, smukłe, ciemne linie – niby delikatne, ale każda miała swój cel. Każda była perłą w koronie, by stworzyć ten jeden, konkretny obraz.
- Wiem, że to nie ty. – A jednak... jednak jakimś cudem są tu i teraz, a dziura w jego wnętrzu coraz bardziej się pogłębiała.
0 x
- Seinaru
- Martwa postać
- Posty: 2526
- Rejestracja: 5 lip 2017, o 13:55
- Wiek postaci: 29
- Ranga: Samuraj
- Krótki wygląd: Trupioblada cera, charakterystyczny brak głowy
- Widoczny ekwipunek: Nagrobek
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=3828
Re: Hotel "Marmur"
Zastanawiały go słowa Shi. Nigdy nie uważał się za kogoś wpływowego dla żadnego ze swoich znajomych. Mało tego, Seinaru do tej pory myślał, ze postępuje raczej samolubnie, ale że nie miał rodziny ani rodzeństwa, dbanie tylko o siebie było raczej naturalnym postępowaniem. Dzięki temu czuł się wolny, a to z kolei sprawiało, że żył z dużą satysfakcją, mimo krótkich epizodów, gdzie żałował braku jakiegokolwiek towarzystwa. Teraz musiał się z kimś liczyć, brać pod uwagę pragnienia Shi i Akamiego i... myśleć. Myśleć, rozważać, przewidywać i kalkulować. Dla niego również była to nowa sytuacja, która konsekwentnie kotłowała dotychczasowy system wartości Seinaru. Tym bardziej, że Shijima powiedział wprost, że swoje aktualne życie nakierowuje na spełnienie jego pragnień. Westchnął ciężko.
- Jakie głupie jest uzależnianie swojego "ja" od innych ludzi. - Wbrew pozorom to dość samolubne. Jeśli ten ktoś Cię odrzuci, to zrujnuje Twoje życie? Będzie miał Cię na sumieniu, więc musi się zlitować.
- A gdybym zginął na wojnie? Albo gdybyśmy w ogóle nie spotkali się przed karczmą w Hyuo? - Nie miał mu tego absolutnie za złe. Cieszył się, że ma kogoś tak oddanego, jednak bardzo się martwił. Niestety dla wrażliwości Mokurena, Seinaru nie wyszukiwał nigdy barwnych słów jak Akami, lecz nazywał rzeczy po imieniu.
- Wtedy straciłbyś swój cel? Czy znalazłbyś sobie innego żywiciela, aby na nim pasożytować? - Spauzował na chwilę.
- Może to źle brzmi, ale tym właśnie jest. To co robisz to nie jest przyjaźń, ja też chcę Ci pomagać i być dla Ciebie wsparciem. Musisz znaleźć swój własny cel i własną drogę. - Kurcze, herbaty ciągle nie było. Wstał z łóżka i podszedł do drzwi. Wychylił głowę na korytarz i wrzasnął, jednak bez złości:
- Hej! Co z tą herbatą?! 217! Czekam! - I schował się z powrotem do pokoju, obracając się znowu do niego.
- Tak! Znajdź sobie cel, a ja pomogę Ci go zrealizować.
- Jakie głupie jest uzależnianie swojego "ja" od innych ludzi. - Wbrew pozorom to dość samolubne. Jeśli ten ktoś Cię odrzuci, to zrujnuje Twoje życie? Będzie miał Cię na sumieniu, więc musi się zlitować.
- A gdybym zginął na wojnie? Albo gdybyśmy w ogóle nie spotkali się przed karczmą w Hyuo? - Nie miał mu tego absolutnie za złe. Cieszył się, że ma kogoś tak oddanego, jednak bardzo się martwił. Niestety dla wrażliwości Mokurena, Seinaru nie wyszukiwał nigdy barwnych słów jak Akami, lecz nazywał rzeczy po imieniu.
- Wtedy straciłbyś swój cel? Czy znalazłbyś sobie innego żywiciela, aby na nim pasożytować? - Spauzował na chwilę.
- Może to źle brzmi, ale tym właśnie jest. To co robisz to nie jest przyjaźń, ja też chcę Ci pomagać i być dla Ciebie wsparciem. Musisz znaleźć swój własny cel i własną drogę. - Kurcze, herbaty ciągle nie było. Wstał z łóżka i podszedł do drzwi. Wychylił głowę na korytarz i wrzasnął, jednak bez złości:
- Hej! Co z tą herbatą?! 217! Czekam! - I schował się z powrotem do pokoju, obracając się znowu do niego.
- Tak! Znajdź sobie cel, a ja pomogę Ci go zrealizować.
0 x
Jeśli czytasz ten podpis to znaczy, że jestem już martwy...
Re: Hotel "Marmur"
Właśnie – Kei był samolubny. Shijima jednak też nie uważał, żeby w swoim toku myślenia był o wiele mniej samolubny, w swoich odczuciach i w tym, jak to wszystko się toczyło. Uniósł wzrok na Seinaru, opadając na miękki fotel równie powoli, jak powoli do tego pomieszczenia wkroczył. Pomimo tej powolności ruchów wszystko tu płynęło w aż zbyt szybkim tempie. Słowa, które nigdy nie powinny zostać powiedziane, Shijima wiedział w kąciku swojej głowy, że Seinaru to przekreśli, chociaż ciągle zsuwał to bardziej na swoje obawy, brak stabilności – nigdy nie podejrzewał jednak, że odpowiedź przyjaciela będzie tak ostra. I tak bolesna.
Doprawdy, Seinaru mówił teraz tak, jakby znał go na wylot. Jakby potrafił już rozpisać bezsens tego, co by się stało, gdyby on zginął na wojnie, albo gdyby nigdy się nie spotkali. Kogo obchodzi, co by wtedy było? Shijimy nie obchodziło wcale. Jest jak jest. Inaczej nie będzie w przeszłości, bo jej odmienić nie można – można tylko walczyć o przyszłość.
-Nie. Całe życie robię rzeczy, których nie chcę, a kiedy coś mi sprawia przyjemność to mi nagle nie wolno? To... pasożytuję? – Nie potrafił tego objąć umysłem. - Co mnie kurwa obchodzi, co by było gdyby? Co to w ogóle za gadanie? Chcesz mi udowodnić, że jestem walnięty czy może raczej wywinąć się od ciężaru tych słów, skoro chciałeś zwrócić mi wolność? – Nie... co to w ogóle za rozmowa? Ta, która musiała się wydarzyć. Właśnie ta, której nie chciałeś. Nawet potrafiłby się zgodzić z Seinaru, ale nie po rozmowie z Shinjim. Nie od razu po niej, kiedy rozdrapane ślady były wciąż zbyt bolesne. Och, ależ był wściekły. I było to widać. Jego czarne oczy wręcz płonęły. Chociaż podobno ogień był bardzo cierpliwy. Do czasu.
Doprawdy, Seinaru mówił teraz tak, jakby znał go na wylot. Jakby potrafił już rozpisać bezsens tego, co by się stało, gdyby on zginął na wojnie, albo gdyby nigdy się nie spotkali. Kogo obchodzi, co by wtedy było? Shijimy nie obchodziło wcale. Jest jak jest. Inaczej nie będzie w przeszłości, bo jej odmienić nie można – można tylko walczyć o przyszłość.
-Nie. Całe życie robię rzeczy, których nie chcę, a kiedy coś mi sprawia przyjemność to mi nagle nie wolno? To... pasożytuję? – Nie potrafił tego objąć umysłem. - Co mnie kurwa obchodzi, co by było gdyby? Co to w ogóle za gadanie? Chcesz mi udowodnić, że jestem walnięty czy może raczej wywinąć się od ciężaru tych słów, skoro chciałeś zwrócić mi wolność? – Nie... co to w ogóle za rozmowa? Ta, która musiała się wydarzyć. Właśnie ta, której nie chciałeś. Nawet potrafiłby się zgodzić z Seinaru, ale nie po rozmowie z Shinjim. Nie od razu po niej, kiedy rozdrapane ślady były wciąż zbyt bolesne. Och, ależ był wściekły. I było to widać. Jego czarne oczy wręcz płonęły. Chociaż podobno ogień był bardzo cierpliwy. Do czasu.
0 x
- Seinaru
- Martwa postać
- Posty: 2526
- Rejestracja: 5 lip 2017, o 13:55
- Wiek postaci: 29
- Ranga: Samuraj
- Krótki wygląd: Trupioblada cera, charakterystyczny brak głowy
- Widoczny ekwipunek: Nagrobek
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=3828
Re: Hotel "Marmur"
- Niczego Ci nie zabraniam. Możesz robić co zechcesz. - Odparł krótko, aby nieco ostudzić emocje. Znowu obaduchał się kołdrą. Nie wydawało mu się, żeby teraz miało to jakieś znaczenie, a odczuwał jednak lekki chłodek.
- Chciałem tylko powiedzieć, że zbyt łatwo jest odebrać komuś drugiego człowieka. Poleganie na kimś, a w szczególności na mnie to niebezpieczna gra. - Nie po to mówił mu o tych wszystkich trupach, aby teraz Shijima szedł za nim jak w ogień. Po trochu Seinaru zaczął wierzyć, że ciąży na nim jakaś klątwa, która pozbawia życia ludzi w jego otoczeniu.
- Dla mnie zawsze byłeś wolny. Zdenerwowałem się, kiedy wypomniałeś mi śmierć brata i tą wojnę, przepraszam. - Tak, odrobina pokory jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Słowa wypowiedziane pochopnie mogły wiele namieszać, należało wyjaśnić sytuację.
- Jeśli uważasz, że jesteś wystarczająco silny na trwanie przy kimś takim jak ja, nie odtrącam Cię. I w ogóle... - "I w ogóle to jest mi już wszystko jedno." - chciał powiedzieć, jednak nie dokończył. Musiał teraz bardzo uważać, chociaż samemu jakoś nie dawał ponieść się emocjom. Nie chciał jednak niepotrzebnych spięć, a jedynie wyjaśnić Shijimie, że gdy on odejdzie, zginie, to Ranmaru zostanie na świecie sam, pozbawiony sensu życia. Musiał go przed tym uchronić, a przynajmniej go na to przygotować. Teraz jednak zastanowił się dwa razy zanim znowu stwierdził, że jest dla niego aż taki ważny.
- Chciałem tylko powiedzieć, że zbyt łatwo jest odebrać komuś drugiego człowieka. Poleganie na kimś, a w szczególności na mnie to niebezpieczna gra. - Nie po to mówił mu o tych wszystkich trupach, aby teraz Shijima szedł za nim jak w ogień. Po trochu Seinaru zaczął wierzyć, że ciąży na nim jakaś klątwa, która pozbawia życia ludzi w jego otoczeniu.
- Dla mnie zawsze byłeś wolny. Zdenerwowałem się, kiedy wypomniałeś mi śmierć brata i tą wojnę, przepraszam. - Tak, odrobina pokory jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Słowa wypowiedziane pochopnie mogły wiele namieszać, należało wyjaśnić sytuację.
- Jeśli uważasz, że jesteś wystarczająco silny na trwanie przy kimś takim jak ja, nie odtrącam Cię. I w ogóle... - "I w ogóle to jest mi już wszystko jedno." - chciał powiedzieć, jednak nie dokończył. Musiał teraz bardzo uważać, chociaż samemu jakoś nie dawał ponieść się emocjom. Nie chciał jednak niepotrzebnych spięć, a jedynie wyjaśnić Shijimie, że gdy on odejdzie, zginie, to Ranmaru zostanie na świecie sam, pozbawiony sensu życia. Musiał go przed tym uchronić, a przynajmniej go na to przygotować. Teraz jednak zastanowił się dwa razy zanim znowu stwierdził, że jest dla niego aż taki ważny.
0 x
Jeśli czytasz ten podpis to znaczy, że jestem już martwy...
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość